Balcerzan Edward Morze pergamin i ty

background image

Aby rozpocząć lekturę,

kliknij na taki przycisk ,

który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.

Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym

LITERATURA.NET.PL

kliknij na logo poniżej.

background image

1

EDWARD BALCERZAN

MORZE PERGAMIN I TY

background image

2

PANTOMIMY

czwarta ściana

Józefowi Bursewiczowi

tędy przejdą zmęczeni statyści
ze śladami zelówek na powiekach

stopami
pątników rozrobią podłogę
na nowe wykresy płaszczyzn
pozostanie okno w czwartej ścianie
o warstwę mrozu oddalone od warg

przylegam skaleczonym policzkiem do szkła
ja

pełgająca za rampą smuga

zawieszony na mapie czerwonych podróży
nie potrafię wyszarpać się z wymiaru ściany

zasznurowany
nerwami tors

zginam gwóźdź osadzony w palcu
notujący zacięcia
kurtyny

III 58

background image

3

scena obrotowa

poeta zjawił się w lepkim od świec
powietrzu trącanych palcami plamek
i nagle pocięty w pionowe plasterki
rozkleił się w pejzaż na czwartą ścianę

oklaski spadały pod krzesła ktoś wszedł
i mydłem szorował zbyteczne tapety
kobiety wkładały do książek jak liście
zerwane z podłogi paznokcie poety

II 57

background image

4

poliszynel

pod sufitem palce zawisły
wydeszczyły na kukły sznurki
smarkata widownia o zachwyt
rozpłaszczyła noski

marionetki drewniakami
tłukły lalkom główki lalki
zapłakały w filiżanki
skorupkami z porcelany
a poliszynel niedorzeczny obłoki

w oczach zataił

łowił krzykiem zwarzone wargi
zjadał jak obwarzanki

marionetki figurynki
zwyciężyły robią stos
pójdzie z dymem wiatru szukać
niedorzeczny poliszynel
a mówili trzeba się opowiedzieć
być drewnianym albo z porcelany
zanim ogień poparzy palce

ze sznurkami

powieszonych kukieł

57

background image

5

ulicami szpitalnych łóżek

ustawili

chore na piaskowiec
nagie popiersia kobiet
odsłonili pomniki wymarłe
zwiało wiatrem jedwabne
zacieki rtęci
dmą w ulice szpitalnych łóżek:
flet z klapkami niklowanych okien

pełga zachód
oblazły
rozwielitki różowe parapet
krwinki
słońca na oknach

wrysował się w rozpacz bandaży
wykołysał się w przypływ poduszek

srebrny kształt

ja

bosonogie niemowlę koloru ołówka

III 58

background image

6

* * *

nawet mgłami wypływem podziemnych

mokradeł

moja szyja do traw zadzierzgnięta supłem
przez pustaki białych kondygnacji
w ił zdrojowy musująca kopalina
narzucali mi do klatki
warg w papierkach
czym to karmić jak to całować
głowę licznik do cegieł przytwierdzam
przyjdzie śmierć skrupulatny inkasent
nie wypełni palcami pustaków

II 59

background image

7

Poeta

Jego świat nie jest waszym światem
Wasz świat jest jego drugim światem.
Poeta starzeje się szybko –
W ciągu jednego dnia
Przeżywa dwa dni.

Ręce wokół głowy dwie łezki
Wycisnął z oczu jak z niebieskiej tubki
W pudełku od zapałek pokotem
Rudobrode drewniane trupki

Zapalił papierosa ząb
dolegał od rana.

Pod łóżkiem krasnoludek doprowadzony

do rozpaczy

Utkany z pajęczyny w zieloną kratę
Powiesił się na jego sznurowadłach
Brodaty jak niebo od deszczu brodate

Zasznurował buty
psiakrew ślisko.

Wieczorem zdruzgotana wykałaczka
Wyrosła w najnieprawdziwszy kaktus
Koty wpoiły czarność czarnym

kominiarzom

A zmierzch zabarwił niebo w papierowy

Lakmus

Ustawił na nocnym stoliku
Budzik który odtąd prozę nocy
Kroił na czarne smaczne plasterki
Ujednolicał dwa światy jak dwa

zachodzące

Na siebie okręgi.
T y k a ł.

background image

8

i mój autoportret

Matce

byłem pomyślany jako studium
młody człowiek
na tle brzydkiego miasta

oprawiony w ramę skleconą
z wydalonych z czereśni pestek
do krzyżujących się nitek
przytwierdzony olejną fakturą

wywietrzałem pod ciepłym oddechem!

zlizywany kropkami ruchomych oczu
wykruszam się rudy tynk
ubywam tło mnie przenika na wylot

pozostaje miasto
z jeszcze jednym
otwartym oknem

1957

background image

9

OCZY DNIEM WZBIERAJĄCE

Świtanie różowe

Noc konała w kałuży mroku
zakłuta do jasności igiełkami świtania
Ptak zakrzyczał różowym przestrachem

Uniosłem powieki jak listki topoli
Zadziwione drzewa
zamrugały zielonymi powiekami
– Kochasz?
Odmienialiśmy czasownik kochać

Począł się deszcz sierpniowy
Zapłakały topole jak bobry
Sosny wylewały żywicę
ogołocone z rudej kory
– Pójdę już.
– Noc minęła?
– Pójdę.

Pod błękitnym szkłem powietrza
dojrzewały pomidory
trójwymiarowe banalne
dorastały do wymiarów ludzkiego serca

background image

10

taszyzm

oto wzbiera spod barw ujadanie żwiru

Po kostki wpełzł żywopłot w biały bandaż perzu
Chłód pokurczył glinę w miękkie dzbany
Zgaś światło jak
brudny śnieg
pod butami butwiejący żużlem

pruszy sjena palona w czarnych wargach

gleby

maluj
Skrzydła spalonego na wrony papieru
zahaczyły o struny grudy
porysowanej w zamarzłe skrzypce

dotknij
Trzepocące krajobrazy piasku
osypały z kolorów
słoneczniki szkiełek

II 60

background image

11

dobry wiersz

postanowiłem napisać dobry wiersz

dobry wiersz powiedziałem ci
zamiast dobry wieczór
witałaś mnie dobrym wierszem

dobry wiersz dobry wiersz był niedobry
ludzkie twarze kropliste leszcze
spływały po nim i o szybę tłukły
ludzkie ręce różowym deszczem

gadatliwe popiersie telefon
z tatuażem w zmyślne cyferki
zaciągał się czarnym dzwoniącym dymem
z jego uszu wiszących nad czołem
unosiły się kółka w kolorze zielonym
d o b r y d o b r y d o b r y
w kształcie litery o
pomykały pod sufit

dobijał się zwiewny motyl
skrzydełkami do czterech okien
gubił pyłek po podłodze ze skrzydeł
dobry wieczór mówiłem pyłek wirował

wypisywał w powietrzu słowa
dobry wiersz dobry wiersz dobry wiersz
w słupach słońca popołudniem pochylonych
puszkiem w czułkach metalicznych kruszał
smakujący zamarzaniem mleka

IX 57

background image

12

śmierć i porcelana

używał słowa mentalność terminu pragmatyzm
i publicystyka
czytam publicystykę mówił zamiast czytam

gazetę

czy lubisz czytać publicystykę
pytał swoją żonę z porcelany
a ona miała odrębną mentalność
i palce Chopina którymi prała pokrowce
białe jak śmierć człowieka na zimę

kiedy umarła zabrakło mu słowa rozpacz

VIII 58

background image

13

gwiazda

zaległy gwiazdy w kałuży
gwiazdy niedopałki
całopalenia drzew suchej nocy

przetoczyła się po bruku ciężarówka
przestraszone rozprysły się gwiazdy
brudna woda chlapnęła na czyjeś spodnie
ktoś zaklął odszedł w ulice bez świateł

biegłem za nim krzyczałem
że została mu jedna gwiazda
na gorliwie sprasowanych kantach
żyjące kruche sreberko
upadłe z wysoka na mokre kamienie

zerknął podejrzliwie
przyspieszył kroku

XII 56

background image

14

meduzy

meduzy w czasie odpływu zalegają
mokry piasek wyplute niepokojem
ruchomych płaszczyzn oczy wielkiej wody
bez radości widzenia się nawzajem

obojętne dosychające skarpety
do niskiej mgły jak do sznurka przypięte
kryształkami kanciasto dojrzewającej soli
umierają pod butem z bólem
łykającej ocet galarety

meduzy pozwalają się rozciskać do woli
umierają na biało cicho i gwałtownie
i tylko może wiatr z miednicy zmierzchu
mokrym podmuchem wlewa się za kołnierz

IX 57

background image

15

motto do przypowieści (I)

wyjechali oboje nad Morze Głodnych Ptaków
brzeg był płaski i długi jak deska
dziewczyna zamieszkała w rybackiej osadzie

o wiele kilometrów od portowego

miasta w którym zamieszkał on

chłopiec czytał gazety tęsknił
dziewczyna tęskniła karmiła chlebem rybitwy

lalki wypchane pakułami głodu

razu pewnego weszli oboje do Morza o tej samej

godzinie

i pokładły się między nimi fale równolegle

przewody wysokiego napięcia

woda w której kąpał się chłopiec była t a k s a m o

gorzka zielona jak zielona i gorzka

była woda w której pływała ona

to była t a s a m a woda
odpływali wciąż dalej znowu razem połączeni

tożsamością sierpniującej wody

nazajutrz rybacy wyłowili ciało dziewczyny

nieopodal wydm oddalonych o wiele
kilometrów od kanałów portowego
miasta w których nikt nie odnalazł

ciała zakochanego chłopca

VII 58

background image

16

motto do przypowieści (II)

Jest w miasteczku nadbałtyckim podanie o ratowniku,
który utopił dziewczynę, (porzucała ubranie na brzegu;
wbrew przepisom pływała naga). Ludzie tają szczegóły,
poza jednym, że ratownik ją wytropił, inni twierdzą,
że przypadkiem dostrzegł wykroczenie. Potem czekał
aż wyjdzie z morza. Nie krył się, stał na wydmie. (E. B.)

dłoń do ucha z kroplą Morza przykładał
trzymał w palcach muszelkę słony pieróg

nie połknął

nasłuchiwał wołania głębinowych kadłubów

teraz tego nie robi

nie wabią go wraki przydenne pobrzmiewaniem

strun na masztach dymiące mułem iskrami ikry

nagie ciało na szkłach lornetki jej policzki

wzbierają krew odcień pąsu na falach

wczasowicze obrażeni na zmierzch

przybierają pionowe kształty

– wrócisz? – mówi i mówi tylko do Morza
– zadbały o mnie meduzy szyją odzież z ciałek

przemokłych

– będę ci odtąd przynosił w ustach

szary szept wydmuchrzycy z wydm

– karbowana strużkami wody

wypłynę okryta sukienką

i nie powiem ci swego imienia

za wydmami rosną ślady stóp

wyjeżdżają wopiści drabiniastym wozem ślady
na piasku bronują

XII 58

background image

17

jeden wieczór z tomikiem Bolesława Leśmiana

Rozszczekało się psisko na księżyca srebrzysko
Co rozświecał niedoblask w trupięgową wieczystość

Na świat gnuśny trumniany na zmysłowość i chucie
I na szept co szeleścił jak ten wiatr na kogucie

Z drzew wyptasił się słowik w zmyślny świst okaryny
Jak Zbolałek co ciska cierpkich zmierzchów cytryny

Głos ten rwały topole i zdzierały na kije
Pies w nieżyciu umarły na przedśmierci zawyje...

57

background image

18

jesień z jesiotrem

czyli

liryczna parodia wczesnej poezji autora „buta w butonierce”

Pani uszy są strome i strzeliste jak syfon
Zaklipszone kijanki żeglujące na żer
Pani palce są kruche i odjęte kielichom
Jak na blat wysypane herbatniki pti ber

Za oknami już mgieł neonieją westalki
W parku biusty kamienne kradnie biały pierot
W pani biodrach jest coś par ekzampl
z umywalki
A ja muszę kąpiele pobierać i jod

Nie rozumiem dlaczego pani nigdy nie płacze
Śmiech mulatki z nigerii słyszy dziś rzadko kto
Chciałbym wyjąc w tors pani zacichaczeć cichaczem
I być krwisty jak bizon a la gwasz żan kokto

Na pochylnię twych piersi chcę wytoczyć
jak beczki
Swoich ramion bicepsy i całować cię w kark
Chociaż but mój nie wdepnął w mahoń
twej biblioteczki
W której stoją oprawni białoszewski i sartr

Trzeba będzie za chwilę płacić słony rachunek
Bój jak żółw spowolniały czeka tylko czy dam
Przed kawiarnią pod wiatr parkinguje mój skuter
Lśniące tylne siedzenie wabi panią madam

Rozarmstrongrzą się domy zbilhaleją
przystanki
Jęknie pałka na glinie i osiądzie na łbie
W pani szmince jest technikkolor z paryżanki
Pani wargi ziewają i mówią bebe

background image

19

A nad ranem gdy świt opustoszy już jezdnię
Będzie chłodna i trzeźwa przejmująca jak prąd
Biały felczer ssać zacznie w sali izby wytrzeźwień
Mych zarobków jesiotry jak papieros giewont

VII 59

background image

20

pomnik

W śmiechu ogni sztucznych i pawich
przybył pomnik dużemu miastu
wyróżowił się odchropawił
wymuskany głaskaniem oklasków

tak pozostał obłoki trawił
w trawie mrówki na palcach policzył
pod nim ludzie deptali butami
brzydkie zmarszczki szerokiej ulicy

pomnikowi też jest niełatwo
rudzieć w słońcu udawać wieczność
wyniesiony nad miastem pogmatwań
kamień zdany na własną zbyteczność

background image

21

skandal z pocałunkiem

kamienice wystąpiły z orbit
zakreślonych lotem białorzęsej ćmy

w kredensie śpiewały pękające szklanki!

– oni całują się na ulicy
– oni całują się na uliii...

przechodniom pierzchły oczy oczliki
w glonach neonów podpłynęły pod wargi

przyszedł jeden zawiesił odważnik
powiedział serce wyżywią warzywa
rynek jeżycki stragan mam przy poczcie
drugi pogłaskał lubił głaskać

a dewotki na skuterach załechtały
czarne niebo kaczą łapą parasola
przejeżdżały spluwały klomb
okopywał w tym miejscu inny rudy facet

rodziny
radziły
rodziły się sądy

spadały kropliste czepiały się warg
w klozetach topiono przez noc telefony
kopnięte miauczały oskarżam oskarżam
o skargo skarżyły osk... Oskar Wilde...

kamienicom nazajutrz
przywrócono
oczodoły okiennic
świtanie na straganach smakowało słodko

oddalane pociekły
kryształkami dnia
wygłodzone truskawki
niedojrzałych twarzy

VI 59

background image

22

niebo (I)

w mroźnym powietrzu
wisiał obłok biały ekran
słońce na nim
wyświetlało niebieski film

ptaki
ulatujące w niebo

niebo (II)

przelatują nade mną chmury wypłowiałe
o twarzach helikopterów

ukochałem niebo i jeżeli o świcie
kiedy natura rozjaśnia paletę

zobaczycie

samotnego człowieka jak bezskutecznie
trzepoce rękami
nie śmiejcie się że nie jest ptakiem
śmigłowcem że nie może ulecieć w niebo
to ja
wykonuję gimnastykę poranną

IX 56

background image

23

nieważkich słów etymologie

Tajony wasz rodowód
któregoś dnia ustalę...

J. A. Rimbaud Samogłoski

żeby: rzęsy szuwarów obłokiem podmokłe
biały staw w żabie skrzela mleczem świtu ociekł
wieś dopadła źdźbeł wina i rzęzi pod oknem
smagłych Żebów tubylec w beżowym żabocie

zatem: ćmy spod witraży zakrystian zamierzchły
ćmi w cybuchu warownym w popielcowych nawach
a z bezokich meczetów w samą północ pierzchły
wesołe nowalijki zielonego nawet

zawsze: nazwa stacyjki spoza żółtych okien
wyziębłe domki z oczu zwiewa dym nierześki
gdzie zięby dręczy nitką i niebieskooki
gwiazdami do rozpuku płacze Przybyszewski

VII 59

background image

24

o ile

1. sprężynami w otomany

drzemek tlących popielato
wmontujecie gdy nastanie

moich włosów babie lato

i zabolą was w darninie koleiny
odleżyny mokrej mżawki
moje oczy

dalszy czas gdy przestanę jeść jabłka
obwołacie imieniem śmierć
przesupłacie nade mną treny kokardki
źdźbła zapachu czterolistnej mięty

moje ciało ciałko zieleni
wróci w noc konarów

zimnozieloną

2. posłuchajcie: z przemijania form

okwitania głogu spływu śniętych flaszek:
szklanych mgławic potopionych szczeniąt –
wynurzamy się raz na okres życia

ci jutrzejsi z żółtych jadłospisów
z trzech ostatnich kropli dopijanej wody
przyczajeni w wietrze małosolni żadni
mają jeszcze możność wynurzenia
mimo to trzymamy ich w garści
starczy razem wziąwszy się za ręce
na trzy cztery pozanurzać się hop

o ile
każdy na coś takiego
przystanie

VII 59

background image

25

gotyk zbyteczny

kolorowe skrawki powietrza i światła motyle
niosą w łapkach drgające neonowe patyki
schodzą po linach
od witraży do
organów ave maria

odnajdę ciebie w kapliczce spoconą

żółtymi kroplami żarówek

naga świątynia człowiek rozebrany do
szkieletu
między 105. a 106. żebrem
zawisłem

uduszona fuga

XI 57

background image

26

przeniesione z wilka

Mięso jego pieczone fantastikom dobrze jeść.

z Zielnika St. Falimirza

wilczy mózg
z księżycem
zmniejszył się
i
wyrósł
na łodygach
odjętego człowiekowi
głosu

spaleniznę głodu
dymem liniejącą
oko
wilka pamiętało
półksiężycem siebie

serce jego suszone
na okostną
na wilgoć
na oziębłość

pomaga

nosić
w migotaniu ślepych osik
dobrze
dla oczu

wyciem
śnieg
aż do wiklin

wykołatać

sierścią mrozu poza mróz

wilkołacznieć

I 60

background image

27

ZMYSŁY

doznanie
wzrokowe podczas jazdy rowerem
równie dobrze na trasie
przytor międzyzdroje

miałki
cień obok

opon

asfaltowy kurdupel
po krawędzi
wachlarza słonecznych prześwitów

składanego palcami
cofających się pni

jechał

VII 59

background image

28

* * *

gałęzie upiły nieco nocy

chłepcą

dachy: podniebienia sadów
gorzki wiatr słodzą białe
kryształki mew
podzwaniają w szklance widnokręgu

zamieszać

i uniosą się wolno z nawierzchni
lasu: dna zielonego powietrza

wiewiórki
rude fusy

VII 59

background image

29

zmysł powonienia

kołysanie agawy mgieł
zaczadziałych zmierzchem
swąd wiatrami zetlałej
przynosiła w dłoni

okwiat słońca wzdłuż ściegów
snem przesiąkłych łuszcząc
pochłaniała oddechem
ściętych wątłych róż

miała w oczach przebłyski bursztynu
woń żywicy zamierzchłej morzem

wieczorami schludna i biała
umywalką pachniała mydłem

nie zaznała miłości mąż
miał chroniczny katar

IX 59

background image

30

zmysł smaku

Bohdanowi A. Janiszewskiemu

budzę się z ustami
w których wylegiwała się noc
ustom noc smakowała jak wazonowi
smakuje woda z łodygami tulipanów

dnieje

połykam śmietankowe chmury
spożywam kwaśne trawy ślinopędne
korę drzew uwędzoną na tłuste węgorze
cierpki wiatr deszcz nijaki
i całą ziemię słoną do przesady

z podniebieniem szorstkim od chodników
z językiem na którym gorycz tytoniu
i ludzkich trosk zmartwionek łez

– głodny świata! wciąż głodny
i nie mam odwagi wszystkiego pozjadać
z a d u ż o n a ś w i e c i e ż e l a z a

spróbujcie wyobrazić smak
gotowanej blachy

V 57

background image

31

promem

przepływamy ja moje ucho i prom
wody potąd a ucho:
prom zasłyszanych ptaków

podmuch od lamp z bulgotem
tonącego światła

piją
płuca
płóciennej

krechy na banderze

powietrze wszczyna poród orła
bez piór na przepierzeniu wiatru
wylęga się otyleptak
o ile odcisk palca może pukać w szybę

pazurami wiotkimi załopotał o żerdź
teraz w dziobie chybotliwym wysechł
ślad przeciągu

jak przeciągał

korytarzem nadbrzeża
wiatr: czerwony zaciek na
odnodze rzeki

chlipiąc pokruszył w palcach
mokre pęcherzyki

II 59

background image

32

list do przyjaciela

– zmysł wyobraźni –

uczyliśmy się razem srebra
na gobelinie śpiącego miasta
oddzielać od mroku jarzące latarnie
nici wzłocone wysokim liściom

pokraczniejący staliśmy w cieniach

byłem chory w tę noc
z czoła żółtego jak księżyc
wycierałeś krople potu
gwiazdy podgorączkowe

jesteś teraz niebieskim dymem
w niepokoju ruchomych kropek
pod sufitem
koło żarówki
t a m

na wilgotnej od farb tacy słonecznika
wiersz rudozłoty pozostał
ucho Van Gogha

57

background image

33

malowidło na szkle

po tamtej stronie szyby oprawionej w wagon
czmychające konstelacje gwiazd okien semaforów

karłowate pejzaże zaplute parą
zieloność drzew nie pozostawia
żadnego wrażenia poza wrażeniem ruchu

film szaro-szary

po tamtej stronie odbita lampa konduktora
tonie w mijanym jeziorze
pomarańczowym karpiem Gwiazdka
skacze z litery na literę
napisu WYCIĄG czytanego w odwrotną stronę
prochowiec rysuje gałęzie
w biegu

odnajduję moją twarz
z ustami czerwonymi od palonego nerwowo papierosa
w tuszu telefonicznych drutów za szkłem
przenikania ruchomych prostych
nie porównam do strun nacieranych ich kalafonią
wolframowym połyskiem gwiazd
syberyjską purpurą palonego nerwowo papierosa

ognik gaśnie fizys niknie
nadal druty
nadal druty

V 57

background image

34

Z WIERSZY BOGUSŁAWIE

pierwszy wiersz Bogusławie

chodźmy stąd
chcą nas wypłoszyć
ujadaniem ryglowanej bramy

pozostało nam trzydzieści

szarych
minut

chcesz?

pod sukiennicami

nauczymy się zaklęć szaroszpatackich
zadudnimy palcami
o blaszany hejnał na wietrze mariackim

żeby Stwosz boleściwy
załamał drewienka pozłacanych rąk
błogosławiąc chorującym cudownie kalekom

a lajkonik w popłochu
kopytami do gwiazd

zabujał

na drutach kolczastego śniegu

III 58

background image

35

pajac

czapką o deszcze podzwaniał
w kułak na księżyc się boczył
kochał drewnianym sercem
obłoki olejne i gwasze
za makietami uszu
w kotarach czarnych warkoczy
roił drewnianą głową
oresteje czerwonych przestraszeń

chodził odziany w prochowiec
całować oczy pociągów
duże zapadłe od sadzy
szare od pary oparów
nosem potrącał o nasyp
zasypiał i od początku
szedł żeby w palcach potrzymać
wskazówki dworcowych zegarów

zegary kiwały głowami
ten pajac się kocha na pewno
lecz nikt w takie cuda nie wierzył
i była z pajaca uciecha
że płacze zielonym groszkiem
w swych dłoni strugane drewno
lecz kiedy powiedział „kocham”
ptakami pod wiatr się uśmiechał

on się zachował jak pajac
mówili a to był motyl
pocierał wyschłe powieki
rozwarte blaszane strączki
i wikłał w zanadrzu roztopów
klekoty lokomotyw
i marzył białe spektakle
za żółtą rampą gorączki

VII 58

background image

36

puszczykówko maj 58

nasze ręce dwie kruche bryłki
uwierane białym piaskiem spiekoty

przepływają pod wiosłami
brązowego przewoźnika

oczy dniem wzbierające w drzeworycie
sosen wiewiórki palcami słońca
tasowane na ukos od drzew
(a nad nami senna klawiatura
spacerują czarno-białe zakonnice)

nikniesz

zielona do ostatniej nitki
w błędnym kole ogników bagiennych

spijam cierpką nieufność z warg
zaległych w krynicznej trawie

jeszcze mała minuta źdźbło światła
ukradzione gwiazdospadom tej połowy nieba
w cieniu szarych cokołów niekochania

(zakonnice sfilmowane ptaki
odlatują ze skrzydłami
czarno-białych modlitewników)

V 58

background image

37

kabała

należało się zdecydować Twoje usta milczały

od pocałunków

ostatnia odpowiedź z gałązki akacji miała

barwę listka

jak wszystkie poprzednie odpowiedzi gdyby
pozrywać z drzew wiewiórki koła rdzawej

wiosny

kocha lubi szanuje wyszłoby lubi
chciałem zastać o świcie tylko jedną kocha
puste sosny moim oczom zielonym dosypały

zielonych igieł

sączył rosę zadeptany szczygieł
w lotne piaski odbarwione z rudych kropek

VIII 58

background image

38

ból o dłoń oddalony

Bogusi chorej daleko

twego bólu nie potrafię zaznać

w twoich dłoniach jestem ślad oddechu
na przedłużeniu cienia pajęczyny
w mokrych liściach wyrastam obok
klon nad czołem spijający ogień

znam usta
całowaniem zamykane na noc
krzyk jest wewnątrz

poza barwą oczu

trzeba sięgać poza noc po owoce

snem ciążące

sadom przyśnionym

świt: na rzęsach
łyse krople głodu

jak mam poznać twój ból moim ciałem
moją dłonią uwieranie dna
tlące piaskiem w ciałach ryb pod łuską

jak mam ogrzać palce niewidomy
jeśli w garści trzymam tubkę z gwaszem
którym wczoraj ktoś malował słońce

I 59

background image

39

contra spem spero

– dialog –

ty w milczeniu jesteś biała jabłoń
(rosochata nabrzmiewaniem pytajników
nie opędzasz się
witką zielono pączkującą
od komarów mojej zachłanności)

ty:

pozostaniesz wiarogodny drewniany świątek
z przefruwania porannych ważek

ja:

wstukam się do unerwień mózgowej kory
dzięcioł natarczywie szkarłatny

ty:

chcesz
w kulawym skowycie pociągów
rozpryśniętych od środka na cztery nasypy
czekać na mnie
ustawiony na odległość dotyku

ja:

chcę zatrzymać dłonie w strumieniu
czarnej akwareli białego czekania
ciułać w kręgach na wodzie słońcem obręczone
nadziei rude podpłomyki

II 59

background image

40

morze pergamin i ty

byłaś bosonoga w dotyku kamyków
kocham morze powiedziałaś rozlałem się w morze

uwolniły się ręce odpłynęły od warg
ławice szczurów wodnych unurzane w kwiaty

w pomykaniu rozlewisk
po spirale przy dennych jabłoni
koła zębate pod prąd
moje listy: okręciki

zagarnęły tapczany przyssawkami sprężyn
wypruwały z chwytających palców
kości obeliski
białodoryckie

tonące klawesyny osadzały się na dnie

na środek zatoki
krople atramentu

mogłem wyszarpać się całym ciałem
o krawędź rozstania drewniany falochron

twój uśmiech biały wybłysk morskiej latarni
zwabiał mewy nade mną żerujące
niedostrzegalny

przesiąkałem
w piasek

więc zaczęli mnie zwijać
pergamin
z dwóch stron

VIII 58

background image

41

Pocztówka ze Świnoujścia

Nasze nocne d a l e k o od dźwigów do drzwi.
Liczba kół o spojenia torów, wypisana pławieniem

tkanki

płowiejącej, hodowanej światłami na rozległość
wody.

Krok w kierunku twego domu przybliża nas
i oddala o czas potrzebny na
zrobienie jednego kroku.
Twoje imię – przepływając rzekę – można

pomyśleć

112 razy, aż zachłyśnie się sobą i oddzieli nas
fala 113.
kilem promu pode mną wprasowana w dno.

Jeszcze słowo kocham w pożar wigilijny.
Takie słowo
ma barwę nieba w potłuczonej bombce.

Na choince odkrywczo i zielono
pachną
sążniste
bakcyle.

I 59

background image

42

nieufność

przestajemy być osobni zakochani

ona jawi się pierwsza

bolesna
dla obojga aż po brzegi taka sama

cegłom ścian przemyca rozterkę
przaśnych mgieł deszcz w piach ciepie
z porowatej kałuży pod
tynk
tryskają wodniste łebki

w dzienny księżyc jak w membranę

odpukuje

naszych snów granatowe umrzyki
wrąbki rzęs nacina łzami
pilniczkiem

dookoła 31. srebrnika

mojego lewego oka

senne twarze z gniazd zawiłych słomą
płoszy z drzew rodzących rajskie jabłka
z odległości rozstania najmniejsze
łowi wąskie zacieki spadających gwiazd
w badyle sypkiej ciszy przemienia kłujące
zasuszone milczeniem twoich białych palców

background image

43

sonet dziękczynienie

biodrom gitar nacieram przebudzenie żył

pulsuje świt na skroniach poświatą mijania
wosk do kolan karleje i ku ziemi skłania
nalane słońcem piersi po palce ożyłe

z trąbek grajków oliwskich wysysa pokątnie
oddech mój kilimami ciepłego osocza
na krzyżu zaniewidział w obie dłonie pątnik
kruchy bożek wciśnięty twoim dużym oczom

z drzew genealogicznych po sęki przytułał
i rozrósł twoje ciało poza skroń w korzenie
z lasu lata czekania wróżąca kukułka

paleniem zmarłych krzaków nie zaistniał we mie
i ale za haftem oschłe przyszłe słowo s t u ł a
składam w pustej pościeli sonet dziękczynienie

IX 59


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Balcerzan Edward Kręgi wtajemniczenia
Balcerzan Edward Liryka Juliana Przybosia
Balcerzan Edward Pobyt
Balcerzan Edward Granica na moment
5 Balcerzan Edward Sytuacja gatunków opracowanie
Balcerzan Edward Kregi Wtajemniczenia
Balcerzan Edward Poetyka przekładu artystycznego
JULIAN PRZYBOS SYTUACJE LIRYCZNE, WYBOR POEZJI, WSTEP EDWARDA BALCERZANA, BN 1989
Edward Balcerzan Poetyka przekładu artystycznego
Edward Balcerzan, Genologia multimedialna
Morze Karaibskie
Plan Balcerowicza
Pochwała przyjaźni i hartu ducha w opowiadaniu ''Stary człowiek i morze''
morze
Edwards
MORZE BERINGA PREZENTACJA
balcerowicz 2

więcej podobnych podstron