366
RozdziałXIII
Akt ostatni: Mishima
367
przynajmniej na szacunek. W swojej przesadzie i gorliwości czyn posłuszny był pewnym zasadom i umiał narzucić sobie regułę. O wiele bardziej niż poprzez faktyczne rozprucie sobie brzucha, to dzięki sublimacji przemocy w moralną surowość Mishima okazuje się godnym spadkobiercą bushidó i przeciwnikiem nihilizmu.
Na całym świecie wydarzenie zostało przyjęte z mieszaniną konsternacji i grozy. Nad podziwem przeważało obrzydzenie - zbyt dobrze widziano sztuczność i przesadę tego czynu. Mishima zaś często łudził się, ze dzięki powszechnemu uznaniu zażegna samotność i swoiste odosobnienie, w którym jego powołanie pisarza kazało mu znaleźć upodobanie. Jak T.E. Lawrence w Królewskich Siłach Lotniczych, cieszył się w mundurze spokojem anonimowości, błogością nie posiadania już żadnego „ja", niczym preludium do ekstazy unicestwienia - marzył o tym, by umrzeć rozmytym w jednolitej grupie. Ale jego narcystyczna egzaltacja oraz upodobanie do przesady przeważyły - już nic zaskakującego w tym, że jego najbardziej skomplikowaną intrygą był scenariusz jego własnej, efektownej i samotnej śmierci. Za granicą, gdzie powszechna była myśl głosząca, że harakiri jest jedną ze sztuk pięknych nippońskiego folkloru, zaskoczenie było mniejsze. Czyn Mishimy został więc, jak wiele z jego powieści, jeżeli nie lepiej zrozumiany, to przynajmniej lepiej odebrany na zewnątrz, jak dzieje się to czasami w przypadku produktów przeznaczonych na eksport. Tak silna była jego skłonność do życia w oczach innego, że zapragnął umrzeć w taki sposób, w jaki turysta wyobraża sobie, że prawdziwy Japończyk powinien umieć umrzeć.
Katharsis i najwyższa władza
Ale w Japonii wzburzenie i niepokój sięgały zenitu. Ludzie czuli się bezpośrednio dotknięci, upomnieni przez tę reprymendę. Tyle popiołów zostało wzruszonych, tyle zostało otwartych blizn. Wszyscy byli świadkami możliwie jak najbardziej skróconego powtórzenia ekstremistycznych zamachów sprzed wojny oraz szybkiego i aluzyjnego, jak siedemnastosylabowy wiersz, przywołania wątków imperialistycznych i militarystycznych z całego wieku zakończonego katastrofą. To, co najpierw było zbiorową tragedią, powtarzało się tym razem w duchu parodii, która według Marksa charakteryzuje nieuniknioną powtarzalność wielkich wydarzeń Historii. Niektórzy odczuli niepokój w obliczu powrotu tych samych obsesji — był to
bowiem powrót odrzuconej przeszłości, wstrząsający umiarem oficjalnego pacyfizmu. Ale powrót czegoś, co zostało wyparte, jakikolwiek towarzyszyłby temu niepokój, zawiera w sobie obietnicę wyzwolenia. W ten sposób histerycy z Wiednia odzyskiwali zdrowie, powracając (na oczach Breuera i Freuda) do patogennych urazów ze swojej przeszłości. Już sama teatralność gestu Mishimy, jego wyszukana próżność bez perspektyw i jego monumentalny estetyzm, zapewniły mu skuteczność oddziaływania właściwą katharsis. Japoński naród został wstrząśnięty, ale też oświecony i oczyszczony, jak lud ateński, który na widok Króla Edypa mógł wspominać upadek wspaniałych tyranów z zamierzchłej przeszłości.
Samobójstwo nadal zbierało swoje mroczne żniwo, mniej lub bardziej, jak wszędzie - ale pewna egzaltacja właściwa spojrzeniu japońskiego narodu na śmierć ponownie zapłonęła w Mishimie blaskiem tak jasnym, że aż boskim. Pragnął umrzeć, co więcej, pragnął umrzeć z wyboru — jego samoświadomość chciała dokonać w tym świetle refleksji nad świadomością minionych wieków, jego jednostkowość usiłowała rozmyć się w dłuższej perspektywie czasu, utożsamiając się z tym czystym postanowieniem nie-istnienia. Zakończyło się życie zamykające historię, której było owocem. W krwawym i ulotnym blasku tego zachodzącego słońca zajaśniała w swojej pełni i zgasła japońska tradycja śmierci z wyboru.
Możliwe, że był to, na styku rzeczywistości i świata wyobrażeń, jednostkowy czyn istoty skazanej na swoje szaleństwo - niech faryzeuszo-stwo do woli interpretuje sobie to wyłącznie jako wariactwo i nonsens. Ale to szaleństwo musi zostać uznane za to, czym w rzeczywistości jest — cała historia ludzkości, której zależy nie tylko na tworzeniu życia, ale także na jego wykorzystaniu, naznaczona jest tą frenezją, i każda indywidualna jednostka odczuwa prędzej czy później spowodowany nią wstrząs. Jaśnieje tu furia i tajemnica, która wykracza w człowieku poza człowieczeństwo. Wyobcowanie Mishimy z powodu jego wyjątkowości staje się natychmiast uniwersalne, jak samotność każdego człowieka: kimkolwiek jesteśmy, od razu nas dosięga, chwyta, opętuje. Wyzwanie, które śmierć bezustannie rzuca woli, może- stracić na sile, usnąć i popaść w chwilowe zapomnienie. Ale gdy budzi się pod nakazem okoliczności, skandal nicości okazuje się tak ostry, tajemnica decyzji zaś tak złożona, że tylko kuriozalnie przesadny gest najlepiej ilustruje najwyższą i bezgraniczną władzę człowieka, który zadaje sobie śmierć.