background image

Rozdział 16 

Obudziło  mnie  muśnięcie  kwiatów  i  dotyk  włosów  rozsypanych  jak  ciepłe  futro  na 

mojej  twarzy.  Pierwsze  co  zobaczyłam  kiedy  otwarłam  oczy,  była  twarz  Doyle’a  i  nie 
mogłabym  wymyśleć  lepszego  widoku,  dla  którego  mogłabym  się  obudzić.  Jego  uśmiech 
poszerzył  się,  błysk  bieli  na  ciemnej  twarzy.  Jego  oczy  wypełniało  spojrzenie,  którym  patrzył 
tylko  na  mnie.  Jeszcze  nie  tak  dawno  nie  uwierzyłabym,  że  może  tak  patrzyć  się  na 
kogokolwiek,  a  co  dopiero  na  mnie.  Czy  kiedykolwiek  wcześniej  patrzył  tak  na  kogoś?  Miał 
ponad  tysiąc  lat,  więc  odpowiedź  powinna  brzmieć  tak,  prawda?  Ale  w  tej  chwili,  w  moim 
łóżku, to spojrzenie było przeznaczone tylko dla mnie i to wystarczało. 

- Doyle… - ale cokolwiek chciałam powiedzieć, zagubiło się w pocałunku. Jego wargi na 

moich  sprawiły,  że  przycisnęłam  swoje  ciało  do  jego  ciała,  dla  czegoś  więcej  niż  pocałunek. 
Narastało to między rękami i ramionami, jakby nasze ciała były głodne siebie nawzajem. 

Zaczęłam  wycałowywać  ścieżkę  w  dół  gładkich  mięśni  jego  klatki  piersiowej,  podczas 

kiedy  on  pozostał  nade  mną,  aż  w  końcu  oparł  się  na  czworakach.  Przez  dotykanie  każdego 
cala  jego ciała,  chciałam świętować to, że oparzenia na  jego torsie  uzdrowiły się.  Odnalazłam 
kolczyk w jego sutku i bawiłam się nim, wykorzystując moje wargi i zęby, w końcu przesuwając 
usta obok kolczyka na samą sutkę, ssąc, pieszcząc i drażniąc, aż załkał „Wystarczy”, zduszonym 
głosem. 

Ten głos sprawił, że się uśmiechnęłam, ponieważ długo i ciężko pracowałam, żeby moja 

Ciemność powiedziała mi, kiedy na dosyć czegokolwiek. Królowa nauczyła jego i pozostałych, 
żeby po prostu brali to, co im daje, bo każdy dotyk był dobrodziejstwem. Chciałam wiedzieć, 
czego pragną moi mężczyźni i dać im to. 

Obniżyłam  się  pod  nim.  Jego  ciało  było nade  mną  jak  dach,  więc  mogłam  prześliznąć 

się  po  nim  spojrzeniem  i  zobaczyć  wszystko,  co  miał  do  zaoferowania.  Jego  włosy  były 
czarnym bogactwem, które przerzucił na jedną stronę swojego ciała, jak żywą pelerynę. Byłam 
osłonięta i przykryta jego ciałem. 

Pieściłam  palcami  w  dół  jego  ciała,  schodziłam  coraz  niżej,  więc  mogłam  otulić  ręką 

jego twardą, nabrzmiałą część. Owinęłam jedną rękę dookoła tej twardości, a drugą położyłam 
na miękkości poniżej. Otuliłam go delikatnie, podczas gdy drugą ręką go gładziłam. 

- Meredith… - powiedział. 

-  Myślałam,  że  cię  utraciłam  –  powiedziałam  i  przesunęłam  się  w  dół,  pomiędzy  jego 

nogi, podczas kiedy on nadal utrzymywał się nade mną, opierając się na jednej ręce i kolanach. 
Dłońmi otulałam  jego  ciało,  ale  nadal  było  go tu  na  tyle,  że  mogłam  wziąć  tą  nagość  do  ust. 
Polizałam  czubek  jego,  kreśliłam  na  nim  kółka,  a  potem  prześlizgnęłam  usta  przez  niego, 
bawiąc się językiem, drażniąc i ssąc, pieszcząc równocześnie resztę jego ciała, aż poczułam jak 
napina  się  nade  mną.  Dopiero  wtedy  wsunęłam  go  delikatniej  do  ust,  tak  głęboko,  aż 
dotknęłam  swojej  ręki,  którą  chwyciłam  go  u  podstawy.  Mając  go  tak  głęboko  w  ustach,  nie 

background image

mogłam sobie zaufać, że będę na tyle delikatna, żeby pieścić te delikatne części jego ciała, więc 
położyłam drugą rękę na jego gładkich biodrach, żeby powstrzymać siebie od unoszenia się z 
łóżka, żeby wziąć jeszcze więcej jego we mnie. 

Poruszył jedną ręką, żeby dotknąć moich ramion. 

- Meredith, jeżeli nie przestaniesz, dojdę. 

Wysunęłam się z niego na tyle, żeby móc mówić, ale ręką nadal go pieściłam i zaczęłam 

delikatnie odsuwać jego napletek, więc kiedy wsunę go z powrotem do ust, będzie tylko gładki 
członek  do  ssania.  Uwielbiałam  odczucie,  jakie  daje  pieszczenie  napletka,  ale  czasami  byłam 
zbyt  entuzjastycznie  nastawiona,  więc  lepiej  było  odsunąć  coś  tak  delikatnego  z  daleka  od 
moich  zębów.  Chciałam  go  pieścić  w  ten  sposób  od  tak  dawna,  ale  mi  tego  odmawiał.  Nie 
chciał marnować nasienia, skoro tak nie mógł obdarzyć mnie jego dzieckiem, ale teraz… 

- Chcę żebyś doszedł w moich ustach – powiedziałam. 

-  Meredith  –  powiedział  i  musiał  przełknąć  mocno,  a  w  końcu  położył  swoją  rękę  na 

mojej. – Nie mogę myśleć, kiedy tak robisz. 

- Nie chcę, żebyś myślał. 

Nadal  trzymał  moje  ręce,  klękając  na  kolana,  więc  teraz  mógł  trzymać  obie  moje  ręce, 

nadal obejmujące jego ciało. 

- Rozmawialiśmy już o tym. 

- Ale jestem w ciąży - odrzekłam. – Możemy kochać się tylko dla przyjemności, a moja 

przyjemność to ty w moich ustach po raz pierwszy. 

Spojrzał w dół na mnie, potem dziwny wyraz przeszedł przez jego twarz. Nie mogłam 

go odszyfrować, a potem uśmiechnął się do mnie. Uśmiechnął się i potrząsnął głową. 

- Gdzie w faerie jesteśmy? – zapytał. 

- Jesteśmy bezpieczni. Ty jesteś uzdrowiony. Ja oczekuję twojego dziecka. Chcę zatopić 

się w twoim ciele. Niech te wszystkie pytania poczekają, Doyle, proszę. 

Spojrzał  w  dół  swojego  ciała,  do  miejsca  gdzie  leżałam  na  łóżku,  z  rękami  nadal 

owiniętymi dookoła niego. Moje ręce były ukryte w jego dużo większej dłoni, która owinęła się 
dookoła nich, od dłoni aż po nadgarstek, więc moja blada skóra wydawała się bardzo biała przy 
całej jego ciemności. 

Spojrzał na bok. 

- Nie jestem pewien, czy inni życzą sobie czekać. 

background image

Spojrzałam  na  bok,  potem  na  drugą  stronę.  Sholto  leżał  na  swojej  części  łóżka,  na 

brzuchu,  co  oznaczało,  że  zmienił  macki  w  tatuaż,  bo  inaczej  nie  mógłby  leżeć  tak  płasko. 
Obserwował nas uważnymi, głodnymi oczami. 

- Poczekam na swoją kolej. 

- Ja wyjdę – odezwał się Mistral i stanął obok łóżka. Rany na jego ciele zniknęły, jakby 

strzały nigdy nie dotknęły całego tego muskularnego piękna. Jego szare włosy pokrywały jego 
ciało, prawie jakby ukrywał się przede mną za nimi. 

Doyle  stawał  się  trochę  miększy  w  miejscu  gdzie  spotykały  się  nasze  dłonie,  ale  w  tej 

chwili  musiałam  skoncentrować  się  na  nastroju  Mistrala.  Jedna  z  najtrudniejszych  rzeczy  przy 
tylu  mężczyznach  było  dbanie  o  ich  emocje.  Znałam  Mistrala  mniej  niż  pozostałych  ojców, 
więc  to  był  pierwszy  raz,  kiedy  musiałam  uspokoić  ten  zraniony  wyraz  twarzy,  sposób  w  jaki 
zesztywniało  jego  ciało,  jakby  coś  zraniło  go  i  nie  miało  to  nic  wspólnego  z  żelaznymi 
strzałami. 

- Chcę świętować, że Doyle jest żywy i ze mną, Mistral. 

Potrząsnął głową nie patrząc na nas, a potem ruszył w stronę ścieżki. 

- Rozumiem. 

To Doyle pomógł mi. 

- Ale my wszyscy musimy – uśmiechnął się do mnie - świętować, że jesteś jednym z nas i 

nie będziesz wygnanym z łóżka. 

Mistral  spojrzał  zza  szarego  welonu.  Jego  oczu  zmieniły  się  z  zielone,  jak  niebo  zanim 

uderzy  poważna  burza.  Znałam  go  na  tyle,  żeby  wiedzieć,  że  oznacza  to  wielki  niepokój.  Nie 
byłam pewna dlaczego, ale nasz Pan Burz martwił się. 

- Jesteśmy bezpieczni, Mistral, przysięgam – powiedziałam. 

- Naprawdę pozwolicie mi dołączyć do siebie? 

- Jeżeli Merry sobie tego życzy, będziemy się dzielić – powiedział Sholto, nie jakby był 

z tego powodu całkowicie szczęśliwy, ale tak, jakby to była prawda. 

Mistral wrócił w stronę łóżka, odsuwając  włosy, więc widać było więcej  jego twarzy,  a 

jego ciało ujawiło cały uroczy potencjał. 

- Nie jestem wygnany? 

-  Jesteś  moim  Panem  Burz,  Mistral.  Ryzykowaliśmy  wiele,  żeby  cię  ocalić.  Dlaczego 

mielibyśmy cię odrzucić? – zapytałam. 

Doyle  ścisnął  delikatnie  moją  rękę,  a  ja  uwolniłam  go,  więc  mógł  mówić  do  drugiego 

mężczyzny bez rozproszenia. 

background image

-  Myślisz,  że  Meredith  jest  jak  królowa,  ale  tak  nie  jest  –  wyciągnął  swoją  rękę  do 

drugiego  mężczyzny.  –  Nikt  z  nas  nie  musi  odejść.  Żaden  z  nas  nie  będzie  patrzył,  podczas 
kiedy inni zaspokajają swoje pożądanie, wiedząc, że odejdzie niezaspokojony. Meredith nie gra 
w takie gierki. 

Sholto odezwał się z drugiej strony łóżka, teraz klęczał. 

- Mówi prawdę, Mistral. Ona nie jest Andais. Nie jest drugą suką, która drażni i dręczy. 

To jest Merry, nie poprosiłaby cię, żebyś do niej dołączył, jeżeli by nie miała tego ma myśli. 

Spojrzałam na Sholto, ponieważ nie sądziłam, żeby znał mnie na tyle, żeby wygłosić taką 

przemowę. Odpowiedział na niezadane pytanie w moich oczach. 

- Jesteś honorowa, Meredith, sprawiedliwa i piękna. Jesteś boginią pożądania i miłości – 

spojrzał  za  mnie  na  Mistrala.  –  Jest  gorętsza  od  czegokolwiek,  co  mamy,  czy  mieliśmy  na 
którymkolwiek dworze faerie od bardzo dawna. 

- Nie wiedziałem, że nadal mam nadzieję – powiedział Mistral. – Stwierdzić, że odeszła, 

to było więcej, niż mogłem znieść. 

Zupełnie  nie  rozumiałam  jego  nastroju  czy  jego  słów,  ale  chciałam  je  odgonić. 

Wciągnęłam do niego swoją dłoń.  

- Chodź do mnie – powiedziałam. 

- Chodź do nas – powiedział Doyle. – Nie ma  tu okrucieństwa, ani ukrytych sztuczek, 

przysięgam. 

W końcu podszedł i chwycił moją rękę, podczas kiedy Doyle dotknął jego ramion w tym 

bardzo  męskim  pozdrowieniu,  które  mężczyźnie  przekazują  sobie,  kiedy  nie  chcą  się  ściskać. 
Zauważyłam, że kiedy są nadzy, mężczyźni są dużo mniej chętni do ściskania jeden drugiego. 

Mistral spojrzał na mnie oczami nadal niepokojąco zielonymi. 

- Dlaczego miałabyś mnie teraz pragnąć? 

- Dlaczego miałabym cię nie pragnąć? – zapytałam. 

- Myślałem, że nie będziesz miała ze mnie żadnej korzyści. 

Klęknęłam  i  pociągnęłam  go  w  dół  do  pocałunku,  który  zaczął  się  delikatnie,  a 

zakończył dziko, prawie boleśnie. Jego ciało było już szczęśliwsze niż było chwilkę wcześniej. 
Pieściłam  go  delikatnie,  a  jego  twarz  pokazywała  przyjemność  tak  intensywną,  że  to  niemalże 
bolało. On naprawdę myślał, że nigdy mnie znów nie dotknie. Musiałam zapytać dlaczego, czy 
ktoś  go  okłamał,  ale  ręce  Doyle’a  chwyciły  mnie  za  plecy  odciągając  mnie  od  drugiego 
mężczyzny. 

- Chciałbym dokończyć to, co zaczęliśmy. 

background image

- Jesteś naszym Kapitanem – powiedział Mistral. – To twoje prawo. 

- Tu nie chodzi o rangę – powiedziałam. - Ale o to, że myślałam, że go utraciłam i chcę 

posmakować go w swoich ustach, żeby przypomniało to mi, że nie  utraciłam  wszystkiego, co 
kochałam. 

Mistral  pocałował  mnie  bardziej  delikatnie,  a  potem  pozwolił  odciągnąć  mnie 

Doyle’owi. 

-  Bycie  trzecim  w  twoim  łóżku,  to  więcej  niż  miałem  nadzieję,  Księżniczko.  Jestem 

zadowolony. 

- Meredith. Jestem po prostu Meredith tutaj i w takich sytuacjach – powiedziałam. 

Uśmiechnął się. 

- Więc, Meredith w sypialni. 

Doyle pociągnął mnie na środek łóżka, w swoje ramiona i na swoje ciało. Sholto znów 

położył  się  na  swojej  części  łóżka.  Mistral  wspiął  się,  ale  pozostał  siedząc  w  jednym  rogu 
z podciągniętymi nogami. Żaden z nich nie odwrócił się, ale  ja nie pamiętałam o widowni, tak 
jak i Doyle.