Paweł Wieczorkiewicz
Mitu nie można budować na kłamstwie
„Super Express” 20.06.2008
Historyk Paweł Wieczorkiewicz o przeszłości Lecha Wałęsy.
"Super Express": - Czy historycy powinni zajmować się przeszłością Lecha Wałęsy i badać, czy mógł on
współpracować z SB?
Prof. Paweł Wieczorkiewicz: - Żadnej prawdy i żadnego, nawet najszlachetniejszego mitu nie da się zbudować na
półprawdzie i kłamstwie. Dlatego pełne wyjaśnienie całej sprawy leży przede wszystkim w interesie Lecha Wałęsy,
gdyż w tej chwili niszczy wykreowany przez siebie autorytet. Wszyscy chcemy mieć autorytety autentyczne, oparte na
prawdzie.
- Ale czy autorytety powinno się szargać?
- Wydaje mi się, że sam Wałęsa sprowadził swój autorytet na bardzo niski poziom. Przykładem są jego ostatnie
wypowiedzi. Jest to postać historyczna, ale historia ma to do siebie, że domaga się prawdy. Wałęsa teraz nie przyznaje
się do kontaktów z SB, ale wszyscy pamiętamy, że swego czasu sam to potwierdzał. Nie ulega wątpliwości, że taki fakt
miał miejsce. Miejmy nadzieję, że był to tylko epizod z lat 70.
- Czy pan jako historyk miał dostęp do dokumentów?
- To np. notatka służbowa młodszego inspektora wydziału 3A Komendy Wojewódzkiej MO w Gdańsku, Marka Aftyki,
z 12 sierpnia 1978 r. Jest tam mowa o tym, że Wałęsa został pozyskany 29 grudnia 1970 r., jako TW "Bolek" do
współpracy na zasadzie dobrowolności przez starszego inspektora wydziału II Komendy Wojewódzkiej MO w
Olsztynie, kapitana Graczyka. Za przekazywane informacje był wynagradzany. Dokument ten był już publikowany, a
wówczas pan prezydent nie protestował. Uznał jego autentyczność. Nie wiemy natomiast - na podstawie tego
dokumentu - jak bliska była to współpraca. Miał ją zerwać w 1976 r.
- To dlaczego Wałęsa wszystkiemu zaprzecza?
- Myślę, że Wałęsa po prostu się boi. Faktem jest niszczenie tych akt przez nego samego na jego polecenie w latach 90.,
kiedy był prezydentem. Z tym wiąże się sprawa mjr. Hodysza, szefa ekspozytury UOP, kiedyś współdziałającego z
Solidarnością, którego Wałęsa wyrzucił z pracy. Ze sprawą "Bolka" łączy się także osoba Mieczysława Wachowskiego,
który był współpracownikiem jakichś tajnych służb. Nie ma na to dowodów, ale tzw. zdrowy rozsądek nie pozostawia
co do tego najmniejszych wątpliwości. Jego rola była na pewno ogromna i zdecydowanie nie powinien jej spełniać. A to
jest również powód, że sprawa "Bolka" nie była do tej pory rozwiązana.
- A jak, zdaniem pana, Lech Wałęsa powinien się teraz zachować?
- Chciałbym, by zachował się jak mężczyzna, by raz w życiu powiedział całą prawdę. Prawdę o "Bolku", prawdę o
Wachowskim. O tym, czy był kiedykolwiek szantażowany i o tym, że przez wiele lat nie przyznawał się do współpracy.
Powinien wyznać swoje grzechy, jak na spowiedzi w Kościele katolickim, którego jest przecież gorliwym synem.
Natomiast metodą ukrywania, manipulowania rzeczywistością, straszenia, odwoływania się do swojego "dworu", który
będzie dawał świadectwo jego nieskazitelności, osiągnie tylko skutek odwrotny.
- Wiele osób twierdzi, że te dokumenty to fałszywka, że są subiektywne i nie odzwierciedlają całej prawdy...
- Bezpieka była bardzo sprawną służbą. Produkowała dokumenty na swój własny użytek. Ci ludzie uważali, że będą
istnieli zawsze i zawsze będą odgrywali kluczową rolę. W związku z tym na swoje potrzeby pisali prawdę. Mogła ona
być oczywiście w jakiś sposób subiektywnie "skażona". Powiedzmy, gdy oficer opisywał rozmowę z kimś, to opisywał
ją tak, jak chciał ją słyszeć, a nie dokładnie w ten sposób, jak ona brzmiała. To jest wada każdego tego rodzaju
przekazu. Zawsze jest on w jakimś stopniu zniekształcony. Nie znam jednak sytuacji, aby jakiekolwiek akta były
podrabiane. To są wymysły stworzone przez tych, którzy boją się wszelkich form lustracji, ponieważ boją się
ujawniania prawdy i wiedzą, że ona uderzy także w nich.
- Co zrobić, by przerwać spekulacje - czy ktoś był, czy nie był agentem?
- Dla każdego, kto był uczestnikiem tych wydarzeń, nie jest rzeczą obojętną, czy najbliższe mu osoby współpracowały z
SB i donosiły na niego. Ludzie mają prawo znać prawdę o sobie, o swoich bliskich i w ogóle o historii. Dlatego
konieczne jest otwarcie archiwów IPN.
- A co sądzi pan o zarzutach wobec autorów książki? Że są zbyt młodzi i niedoświadczeni, by zajmować się tą
tematyką? Że nie uwzględniają realiów lat 70. i że w końcu szargają naszą świętość naszego bohatera narodowego?
- Myślę, że to cena bycia pionierem. Mam nadzieję, że oni to wytrzymają. Ale krytykowanie książki, która jeszcze się
nie ukazała, jest żenujące i haniebne, bez względu na to, jakie ci krytycy mają tytuły. Kilka głośnych nazwisk podpisało
się pod oświadczeniem w tej sprawie. Moim zdaniem odebrali oni sobie wszelką wiarygodność. Są to ludzie, których
ceniłem i szanowałem. Po podpisaniu przez nich tego listu muszę się głęboko zastanowić nad stosunkiem do nich.
Paweł Wieczorkiewicz
Historyk, sowietolog, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Humanistycznej w Pułtusku. Ma 60 lat
Nie każda rozmowa z esbekiem była naganna
Znam zawartość teczki "Bolka". Wałęsa na początku lat 70., wówczas młody chłopak, był łapany i przesłuchiwany, ale
nic z tego wówczas nie wynikało. Dopiero po latach, gdy zorientowano się, że to jest człowiek bardzo ważny,
kierownictwo SB zaczęło kompletować teczkę "Bolek".
Każdy temat dla historyka jest właściwy. Ale monografii Wałęsy nie powinni opracowywać ludzie wcześniej
skompromitowani w sensie naukowym. Przykładem nierzetelności może być skandaliczna publikacja Gontarczyka o
Jacku Kuroniu, w której zarzuty nie mają dostatecznych podstaw. Poważna instytucja, taka jak IPN, powinna ostrożniej
dobierać autorów, zwłaszcza piszących o tak trudnych, delikatnych, a zarazem ważnych dla społeczeństwa tematach, jak
postać Lecha Wałęsy i wydarzenia, w których brał udział. Moim zdaniem, Gontarczyk i Cenckiewicz to ludzie bardziej
przywiązani do swoich poglądów niż do źródeł historycznych. A przecież istnieją rzetelni, profesjonalni historycy,
którzy przystępując do tematu, pozbywają się jakichkolwiek uprzedzeń.
Z tymi dokumentami należy postępować bardzo ostrożnie. Rzecz nie w tym, że są to fałszywki, ale że tworzone były
przez określonych ludzi - oficerów operacyjnych. A jak wiadomo w bardzo specyficzny sposób postrzegali oni świat i
swoich przeciwników czy współpracowników. Dlatego, moim zdaniem, wytwarzali materiały w sposób nieobiektywny.
Wałęsa bardzo denerwuje się tą sytuacją. Można uważać, że reaguje niewłaściwie, ale nie ma się co dziwić, skoro od
dłuższego czasu jest on pod pręgierzem. Pamiętajmy, jak wiele ten człowiek zrobił dla kraju. Dlatego z całą
świadomością podpisałem protest przeciwko tej, jakoby naukowej, akcji.
Nie zgadzam się z twierdzeniem, że ewentualne kontakty Wałęsy z SB mogły zaciążyć na jego zachowaniu po roku 90.
Mogłoby tak się stać, gdyby każdą rozmowę z esbekiem czy milicjantem uważać za naganną. Tylko że jest to błędna
teoria. Dlatego cała ta sprawa na pewno Wałęsie nie zaszkodzi.