Pochopne wnioski "traseologów" MAK
Nasz Dziennik, 2011-03-17
Z prof. dr. hab. med. Karolem Śliwką,
kierownikiem Zakładu Medycyny Sądowej
Katedry Medycyny Sądowej Collegium Medicum w
Bydgoszczy Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w
Toruniu, rozmawia Piotr Falkowski
Czym różni się medycyna sądowa od
kryminalistyki?
- Medycyna sądowa od dawna zajmowała się prawie
wszystkim, co obecnie stanowi technikę śledczą, a później z niej kiełkowały różne
dyscypliny. To w medycynie sądowej robiło się zawsze badania dowodów rzeczowych, czyli
plam krwawych, DNA itd. Kryminalistyka klasyczna to było badanie broni, balistyka,
daktyloskopia, badania śladów po narzędziach mechanicznych. Tym zajmują się laboratoria
kryminalistyczne, a sprawy sądowo-lekarskie, jako zagadnienie medyczne, należą do uczelni
medycznych, przy których są odpowiednie katedry specjalistyczne. Jest naturalne, że
wszystkim, co dotyczy człowieka, ludzkiego ciała, zajmuje się medycyna. Nasza specjalność
jest bardzo interdyscyplinarna. Nie badamy tylko zewnętrznych powierzchni ciała, a więc w
grę wchodzą znajomość anatomii, patomorfologii, patofizjologii, fizjologii i całego szeregu
dziedzin medycyny, których wyniki rzutują na badania sądowe. Medycynę sądową można
postrzegać jako naukę, która wykorzystuje metody diagnostyczne stosowane w całej
medycynie, dla potrzeb wymiaru sprawiedliwości.
Ale kiedy w Moskwie badano ciało generała Andrzeja Błasika w celu udowodnienia, że
znajdował się w kabinie pilotów podczas katastrofy smoleńskiej, to przeprowadzoną
ekspertyzę w Wojskowym Instytucie Medycznym określono jako traseologiczną. Czym
zajmuje się ta mało znana dyscyplina?
- Badaniem śladów, przede wszystkim butów, opon i innych śladów tego typu. W Polsce tymi
badaniami zajmuje się kryminalistyka. Tak to w Polsce się określa. Nie wiem, jak jest w
Rosji. Może tam znaleziono jakieś odkształcenia różnych powierzchni czy inne odciski na
tyle charakterystyczne, że mogły posłużyć do wyciągnięcia stosownych wniosków.
Ależ nie. Z dokumentacji wynika, że przede wszystkim analizowano złamania kości.
- Robi się takie badania w wypadkach komunikacyjnych. Ale trudno analizować nietypowe
mechanizmy złamania kości, bo nie ma z czym ich porównać. W przypadku potrącenia
pieszego przez samochód bada się w zasadzie złamania kończyn dolnych i zmiany pourazowe
stawów i tkanek miękkich, głównie kończyn dolnych i tułowia. Może Rosjanie mają jakiś
warsztat eksperymentalny w tym zakresie, opracowany w innej niż medycyna sądowa
instytucji. Kiedyś robiono próbne wypadki samochodowe albo postrzały na zwłokach
ludzkich, żeby przeanalizować ich skutki. Ale zaniechano tego typu eksperymentów w
związku z rozwojem spojrzenia bioetycznego na te zagadnienia.
A jak należałoby się zabrać do takiej ekspertyzy? Określenia, czy pasażer, który zginął,
siedział czy stał i gdzie.
- Całe szczęście, że w praktyce najczęściej ograniczamy się do odpowiedzi na pytanie, czy
denat siedział w samochodzie po lewej czy prawej stronie. To znaczy, czy kierował, czy nie
kierował, ponieważ tylko wyjątkowo można udzielić odpowiedzi bardziej szczegółowych.
Tu sytuacja jest bardziej złożona...
- W wypadku tak masowym nie przywiązywałbym wagi do złamań kości. To jest kolosalny
uraz, w którym dochodzi do bardzo dużej ilości uszkodzeń poszczególnych fragmentów ciała,
nie tylko kości. Z tego nie wyciągałbym wniosków co do posadowienia danej osoby w
określonym miejscu. Gdyby mi postawiono zadanie rozmieszczenia kogoś we wraku pojazdu
mechanicznego, to przywiązywałbym większą wagę do śladów biologicznych. W tym
wypadku głównie krwi, ale też włosów zaklinowanych gdzieś, cząstek materiałów odzieży, w
którą był odziany, żeby to w jakiś sposób powiązać. Natomiast uważam, że w wypadku
komunikacyjnym typu lotniczego, z uwagi na tak rozległe uszkodzenia, które muszą
występować u ofiar, nie ma możliwości, żeby znaleźć jakieś charakterystyczne cechy, które
by świadczyły o tym, że ten siedział tu, ten tam, a inny stał.
A Rosjanie napisali, że generał stał i jeszcze miał podniesioną rękę, którą się czegoś
trzymał; wszystko na podstawie tych obrażeń. Jaka jest wiarygodność takiej
ekspertyzy?
- Uważam, że wyciągnięte zostały zbyt daleko idące wnioski. Nie znam tego przypadku. Nie
znam też ich warsztatu badawczego. Jeżeli tam wykonywano cały szereg badań na zwłokach
lub manekinach, z niszczeniem kabin, niszczeniem samolotów, pod działaniem bardzo dużych
sił albo robiąc symulacje komputerowe takich wypadków, to może Rosjanie wyciągnęli jakieś
wnioski, które im mogą posłużyć do wydawania takich opinii. Ale ja o takich badaniach
nigdy nie słyszałem. Jeśli chodzi o wypadki w komunikacji naziemnej, to tak. Bada się nie
tylko kości, ale i wiązadła, i torebki stawowe. I bardzo często te uszkodzenia stawów są
bardzo odległe od miejsca pierwotnego urazu. Ale w odniesieniu do wypadków lotniczych
jest inaczej. Najczęściej są one połączone z kolosalnym rozfragmentowaniem ciała i
powstaniem wtórnych uszkodzeń. Jedyne, co ma sens być wtedy badane, to czy urazy
wykazują tak zwane cechy przyżyciowości.
Może Pan to wytłumaczyć?
- Cechy przyżyciowości świadczą o powstaniu urazu za życia badanego. Uszkodzenie ma
cechy przyżyciowości, jeśli nastąpiło przed urazem, który doprowadził do zgonu. Zetknięcie
samolotu z ziemią jest najczęściej równoważne ze zgonem, bo wtedy działają największe siły.
Ale jeśli doszło na przykład do zestrzelenia lub wybuchu bomby, będziemy mieli do
czynienia z drugim rodzajem uszkodzeń ciała. Będą nieliczne przyżyciowe, które można
powiązać na przykład z penetracją odłamka, oraz rozległe uszkodzenia całego ciała
nieposiadające cech przyżyciowych, powstałe na skutek rozbicia się samolotu. Z tym że
trzeba tu być ostrożnym we wnioskowaniu. Bo przyżyciowość określamy wtedy, gdy w
czasie urazu pierwotnego serce pracuje i przerwane drobne naczynia krwawią do tkanek
miękkich. A w przypadku nagłego rozerwania układu krążenia dochodzi do bardzo szybkiego
spadku ciśnienia tętniczego krwi. Serce nie tłoczy krwi do naczyń, więc jak je rozerwiemy, to
nie ma podbiegnięć krwawych. Tak się dzieje w wypadkach kolejowych i właśnie lotniczych.
Czy zatem sekcja zwłok prezydenta Lecha Kaczyńskiego opisana jednym zdaniem, że
"śmierć nastąpiła w wyniku rozległych wielonarządowych obrażeń", w której nie
określono czasu zgonu, jest kompletna?
- Nie znam wyników badań pośmiertnych przeprowadzonych u pana prezydenta, a więc nie
mogę wyciągać wniosków co do ich kompletności.
A co można sądzić o opublikowaniu przez MAK całej tej ekspertyzy ciała gen. Błasika,
łącznie z wynikami badań krwi, moczu, zawartości jelita grubego itd.?
- Lekarz sądowy jest związany tajemnicą lekarską i tajemnicą służbową. Ta ostatnia zakazuje
ujawniania informacji o badaniach komukolwiek poza instytucją zamawiającą, w naszym
przypadku jest to najczęściej prokuratura. Zachowanie tajemnicy śledztwa jest obwarowane
sankcjami karnymi. To, co zrobi z otrzymywanymi wynikami badań instytucja zamawiająca,
to już jej sprawa. Ale jeżeli coś nie ma związku z tym, co się wyjaśnia, to nie powinno się
tego ujawniać. Bo tu zaczynamy już łamać tajemnicę lekarską, która obowiązuje również po
śmierci osoby badanej i również podlega ochronie prawnej. Bardzo dziwiłbym się
prokuratorowi, który wyciągnąłby gołe fakty, bez ich interpretacji, nieprowadzące do żadnych
wniosków.
A wszystko to trzeba było badać?
- Medycy sądowi nie ograniczają się podczas sekcji zwłok do poszukiwania tylko tego, co ma
potwierdzić określoną tezę. Wszystko, co się uda znaleźć, rejestrujemy i przekazujemy
instytucji zamawiającej. To naturalne, że pobiera się tkanki i narządy do celów badań
toksykologicznych i innych. Gdyby na pokładzie doszło do wybuchu czy pożaru, w
organizmie byłyby ślady substancji, która się paliła. Tak więc bada się i wykrywa wszystko,
co się da.
Ale MAK nie chodziło na pewno o wybuch. Natomiast interesował go bardzo alkohol...
- Alkohol określamy we krwi. Ale żeby się dowiedzieć, w jakiej fazie ktoś się znajduje, to
znaczy dopiero wchłaniania czy już wydalania alkoholu, bada się jego zawartość w moczu. A
jeśli nie ma moczu (po takim wypadku może go nie być), to drugim dobrym źródłem
informacji jest płyn z gałki ocznej. Należało też porównać to badanie z wynikami sekcji.
A po jakim czasie od śmierci można jeszcze wiarygodnie określić poziom alkoholu i coś
powiedzieć o stanie upojenia zmarłego przed śmiercią?
- Badanie stężenia alkoholu w materiale zarezerwowanym w czasie sekcji, a raczej w czasie,
jaki upłynął od zgonu do chwili pobrania tego materiału, może być przeprowadzone w bardzo
długim okresie, sięgającym tak długo, jak udaje się uzyskać materiał do badań. Całkiem inną
rzeczą jest interpretacja uzyskanych wyników. W miarę postępu zmian pośmiertnych w
organizmie dochodzi do powstawania alkoholu endogennego, czyli niespożytego za życia.
Dlatego też ważny jest czas od zgonu do pobrania i badań. Kilkudniowy okres na ogół nie ma
większego wpływu na powstawanie alkoholu endogennego, o ile nie ujawniły się procesy
pośmiertne.
Dziękuję za rozmowę.