Jay Friedman, The Devil and Mr. Johnson Sep 18, 2016
tłum. Łukasz Michalski
87. Diabeł i Pan Johnson The Devil and Mr. Johnson
Jay Friedman, wrzesień 2016
Napisano już sporo biografii Roberta Johnsona (1911-1938), którego krótkie życie i kariera
owiane są legendą. Zmarł tragicznie mając lat 27; gdyby nie seria nagrań dokonanych w latach
trzydziestych, to nie pozostałoby po nim żadne dźwiękowe świadectwo. Zaczynał, jako słabo
utalentowany gitarzysta. Tak naprawdę prominenci rozkwitającego wówczas bluesa Delty Missisipi
opisywali jego granie, jako straszny przekręt. Potem zniknął na jakieś 8 miesięcy, lub 2 lata (różnie
źródła podają), a wrócił, jako prawdopodobnie największy gitarzysta wszechczasów. Powiadano
(i nadal tak się słyszy), że udał się na bezdroża Missisipi i zawarł pakt z diabłem, któremu sprzedał
duszę. Uważano, że nikt nie mógłby być tak dobry i szybki bez pomocy sił nadprzyrodzonych. Eric
Clapton wspominał go jako najwspanialszego mistrza wszechczasów, zaś Keith Richards, usłyszawszy
go po raz pierwszy w nagraniach, zapytał: „Kto gra razem z nim?”, odnosząc się do skomplikowanej,
wielowymiarowej techniki.
Pewnie bliższe prawdy jest to, że znalazł nauczyciela, pojechał studiować i udoskonalił swoje
ćwiczenie w sposób, który niemal eliminuje wszelki błąd ludzki. Zaowocowało to nieziemskim
postępem, podobnym jak niegdyś u młodego pianisty Franciszka Liszta. Oczywiście ćwiczenie po 10
godzin dziennie nie boli, ale trzeba mieć właściwy sposób ćwiczenia.
Co rozumiem przez „wszelki błąd ludzki”? Mam na myśli takie ćwiczenie, w którym
wyeliminowano wszystko, co nie jest potrzebne w pewnym zręcznościowym przedsięwzięciu,
uwzględniając tylko rzeczy niezbędne do osiągnięcia tej umiejętności. Oczywiście całkowite
wyeliminowanie błędów ludzkich nie jest możliwe, lecz wiedza o teoretycznym istnieniu takiej
możliwości może być silnym czynnikiem motywującym. Ważne jest, aby podczas słuchania
wspaniałych artystów zauważyć to, co robią, a także to, czego nie robią. Na przykład nie korzystanie
z mięśni niepotrzebnych w danej umiejętności; używanie tylko tych, które są bezpośrednio
zaangażowane w uzyskanie pożądanego rezultatu. Wydaje się, że w przypadku blaszanych dęciaków
będzie to wyłączne używanie zadęcia i powietrza do osiągania najlepszych rezultatów. Nadmierne
używanie wszelkich innych mięśni, tułowia, szyi, nawet przesuwanie ramienia, wpływa ujemnie na
efektywność i zmniejsza donośność.
Jak ćwiczyć, by wyeliminować wszelki ludzki błąd? Poprzez rozpoznanie podstawowych,
zasadniczych aspektów grania na instrumencie i szlifowanie doskonałości tych aspektów do takiego
stopnia, że znikną wszystkie sprawy niebędące nimi.
Brzmi to całkiem prosto, nieprawdaż? To, przede wszystkim, sprawa nie akceptowania
normalnych standardów, które inni ustanowili dla tego instrumentu, no, bo jak o tym pomyślisz- to
przecież nikt nie nastawia się na bycie instrumentalistą przeciętnym. Oznacza to konieczność
ustanowienia własnych standardów różnych spraw, dotyczących wykonawstwa. Zbyt wielu
poprzestaje na pewnym etapie biegłości, a potem już tylko zaczynają „przegrywanie materiału”. Ci
wyjątkowi zawsze sobie mówią: „Mogę mieć lepszy dźwięk, osiągnąć lepszy styl, frazować bardziej
muzykalnie, poprawić intonację i dynamikę itp., itd.”. Ćwiczeniówka to dla muzyka Dział Badawczo
Rozwojowy. Tu próbujesz, sprawdzasz, co zadziała, a co działać nie będzie. Rzeczy, które nie działają,
mogą okazać się tak samo korzystne, jak te działające, ponieważ wykraczają poza ustalony poziom
samozadowolenia i pokazują nam, czego naprawdę nie powinniśmy robić. Pytano Tomasza Edisona,
czemu tak długo trwało wynalezienie żarówki. Odpowiedział: „Nie zawiodłem. Sprawdziłem 10000
sposobów, które nie zadziałały”. Stare powiedzonko o „zrobieniu lepszej żarówki” to dobra rada dla
muzyków; możemy poddawać w wątpliwość wszystko, co robimy. Tak, jak wiele lat temu zrobił to
Robert Johnson na skrzyżowaniu dróg stanowych 1 i 8, niedaleko Rosedale (Mississippi).