17 marca 2044
Obce państwo
Bez wątpienia Andrzej Lepper to samorodny polityczny talent: ambitny, pracowity, pojętny,
dobrze odczytujący społeczne nastroje, a przy tym całkowicie amoralny. Wszystko, co w dobrym
polityku najlepsze i zarazem najgorsze. Takie talenty rodzą się, zgodnie z rządzącym przyrodą
prawem rozkładu losowego, zawsze i wszędzie - ale co z nimi dzieje się dalej, zależy już od
konkretnego miejsca i czasu. Gdyby Lepper przyszedł na świat w Ameryce, ambicje popchnęłyby
go na studia i zmusiły do intensywnej pracy, dzięki której zapewne dobiłby się w końcu fotela w
Kongresie, nie wyrządzając krajowi specjalnych szkód ani nie przysparzając mu pożytku. Ale
urodził się w Polsce, a czas jego aktywności przypadł na lata 90. ubiegłego stulecia, więc do
realizacji swych marzeń o władzy nie potrzebował wiedzy, jaką można zdobyć na uniwersytetach.
Potrzebował tylko głośno ubliżać. Oczywiście, niezbędna była też zręczność i gotowość wejścia w
układ ze skrytymi w cieniu siłami, które przez wiele lat zapewniały mu bezkarność, nagłośnienie i
pieniądze na stworzenie partyjnych struktur, ale bluzg stanowił podstawę.
Wielu publicystów, socjologów i komentatorów politycznych szuka teraz odpowiedzi na
pytanie, jak to się stało, że taki, ot, cwany chamuś, któremu nikt - na czele z tymi, którzy go
wykreowali - nie wróżył wyjścia poza radykalny margines, zaczyna mieć szansę na najwyższe
urzędy w państwie. I - oczywiście - znajdują takich odpowiedzi mnóstwo, przy czym w
zdecydowanej większości są to odpowiedzi trafne, bo na sukcesy Leppera złożyło się niejedno. Ja
do tej sterty odpowiedzi dorzucę coś, co wydaje mi się szalenie istotne, może nawet najistotniejsze,
a czego nigdzie dotąd nie znalazłem.
Otóż Lepper najpełniej wyraził autentyczną, przenikającą polactwo wrogość do państwa
polskiego. Wrogość, płynącą z głębokiego przekonania tegoż polactwa, że nie jest to jego państwo.
Dla mniej więcej czterdziestu proc., może połowy, swoich obywateli III RP jest strukturą wrogą,
choć zarazem niezbędną do życia, tak jak pan dla niewolnika. Nie jest żadnym wspólnym ani
własnym dobrem, ale jeszcze jednym zaborcą czy okupantem. O tyle złym, że nie spełniającym
swych podstawowych obowiązków wobec posiadanych niewolników: nie karmiącym ich i nie
zapewniającym bezpieczeństwa.
Wszystkie te jeremiady i ubolewania, że Lepper doprowadzi Polskę do katastrofy o tyle
więc nie mają sensu, że jego wyborcom o to właśnie chodzi. Nawet ludność popegeerowska nie jest
tak głupia, by wierzyć, że Lepper może cofnąć czas i bilanse płatnicze do wspominanej przez nią
jako złoty wiek epoki Gierka. I zresztą wcale tego nie mówi. Odbyłem sporo rozmów z ludźmi
deklarującymi gotowość głosowania na Leppera czy zgoła entuzjazm wobec jego osoby. Odbyłem
jeszcze więcej rozmów z ludźmi, którzy z tymi pierwszymi spotykają się z różnych racji na co
dzień i nieodmiennie słyszałem od nich „a wiesz, rzeczywiście...”. Jasna sprawa, każdy psycholog
czy marketingowiec wie, że tego, jak ludzie sami tłumaczą swoje postępowanie, nie należy
traktować zbyt poważnie, ale w tym wypadku zbieżność jest zbyt wyraźna, by nie zwrócić na nią
uwagi. Otóż przyszli wyborcy Samoobrony nie mówią „Andrzej da pracę”, „da zasiłek” ani nic w
tym stylu. Mówią: „on im pokaże”.
Jeśli więc media usiłują straszyć, że Lepper zrobi tu demolkę, to prawie połowa Polaków
boi się tego straszenia w podobnym stopniu, co begerowski koń owsa. Oni właśnie tego oczekują,
właśnie tego chcą, bo popyt na demolkę wzrósł wśród nich w ostatnich latach nie do wytrzymania -
przebrana została jakaś miarka, za dużo ze strony „onych”, których polactwo nie umie porozdzielać
na poszczególne partie, tylko traktuje jako jedną masę, nazbierało się afer, cynizmu, bezczelności w
zawłaszczaniu państwa. (Bo przecież w swoim przekonaniu, że państwo nie jest nasze, wspólne,
polskie, tylko należy do jakiejś podłej mafii, polactwo opiera się na przesłankach jak najbardziej
prawdziwych). I polactwo postanowiło ukarać za to swych panów, sprowadzając na folwark plagę
w postaci Leppera. W tej chwili pozostaje mu tylko podkreślać, że Samoobrona jeszcze nie rządziła
ani nie powstała wskutek rozłamów w partiach już rządzących, i śmiać się w kułak, kiedy uczeni
ludzie w telewizji wywodzą, że jest nieodpowiedzialnym populistą. Kiedyś pisałem, że Leppera
można załatwić wpięć minut, pokazując w telewizji jego bogactwo i sposób, w jaki je zdobył, ale to
już nieaktualne - wyborcy na razie wybaczą mu wszystko. Pogrążyć można go tylko, pokazując, że
też jest elementem rządzącego układu.