Śmierć grasowała na Ziemi i paliła wenusjańskim ogniem . Tumitak z podziemnych korytarzy
Wyszedł z otchłani ciemności, aby stoczyć ostatnią walkę o odzyskanie Ziemi dla ludzi.
Tu m i t a k i W i e e Og n i a
ż
Cha r l e s R. Ta n n e r
T u m a cz e n i e k a m e l e o n 6 1
ł
Op u b l i k o w a n o l i s t o p a d 1 9 4 1 r. w Su p e r S c i e n c e S t o r i e s
Przedmo w a
Pięć tysięcy lat minęło od najazdu Szelków, którzy opuścili swą rodzinną planetę Wenus, i na dwadzieścia
wieków zepchnęli ludzkość z powierzchni Ziemi do Lochów i Korytarzy. Trzy tysiące lat temu, pierwszy
człowiek wyłonił się z wnętrza Ziemi i przeciwstawiał się tej dominującej rasie Szelków. Od tego momentu,
wojny między szelkami i ludźmi trwały nieubłaganie, aż osiemset lat później, ostatni szelk został zabity.
Dzisiaj, po okresie ciemnych wieków, podczas których wiedza o szelkach prawie zaginęła,
człowiek ponownie odzyskał swoje dumę i miejsce na Ziemi . Nauki wyniesione z tamtych czasów zostały
ustalone jako motto podstaw w razie Inwazji. Wśród tych nauk (jako naturalny wynik poszukiwania
tajemnic starożytnych) są te związane z geologia i archeologią. Wiemy dziś dużo więcej niż sto lat
temu o życiu ludzi w czasach Złotych Dni przed przyjściem szelków i wiemy też znacznie więcej, o życiu
naszych dziwnych przodków , który spędzili całe swoje życie w korytarzach pod powierzchnią, w czasach
kiedy bestie z Wenus były panami całej planety. Wśród wielu legend, które opowiadano przez
wieki, największą była zawsze ta o Tumitaku z Loor. Nic dziwnego, że , zarówno dla legend jak i historii
przedstawiano go jako pierwszego człowieka który odważył się zbuntować przeciwko bestiom po długich
latach niewoli.
Teraz wśród wszystkich dziwnych opowieści pełnych, magii i przepowiedni, które składają się na sagę o
Tumitaku, są takie które mogą być autentyczne. Opowieść o pierwszej podróży Tumitaka
na powierzchnie, albo ta o zdobyciu małego miasta Shawn. A także opowieść o jego przygodach w
mieście Kaymak. Pierwsze dwa opowiadania ukazały się drukiem dawno temu. Trzecie autor przedstawia
tutaj, w nadziei, że czytelnicy nie zapomnieli "Tumitaka z podziemnych korytarzy".
ROZDZ IA I
Ł
Ni e wi a rygodne oc alenie
Pomieszczenie, w którym pracowali robotnicy miało około stu metrów kwadratowych i nie miało okien.
Fakt, że zarówno podłoga jak i ściany oraz sufit wyglądały podobnie a były szklisto- brązowe sugerował, że
znajdowano się pod ziemią i rzeczywiście tak było. Po prawej stronie widać było schody z szeroką
rzeźbioną balustradą. W środku stało wiele skomplikowanych maszyn . Miały one termometry, dźwignie i
małe zbiorniki. Pracownicy powoli wlewali do zbiorników jakieś substancje, które miały wygląd
sproszkowanego żelaza, a w międzyczasie obserwowali czujniki regulując dźwigniami. Większość
robotników była w podeszłym wieku z rysującą się beznadzieją na twarzy. Kilku młodszych , miało taki sam
zrezygnowany wygląd. Tylko cztery twarze okazywały wigor i nadzieje. Właśnie ci pracowali blisko platformy
na dole schodów, by ich Panowie mogli mieć na nich oko a w razie buntu przywołać ich do posłuszeństwa
batem .
Władcy ! Było ich dwóch stojących na niskich schodach , a ich asystenci klęczeli u ich stóp. Niewolnicy
wydawali się dziwni w porównaniu z teraźniejszymi ludźmi , lecz ich inność była niczym w porównaniu z ich
panami. Władcy nie byli ludźmi w ogóle, byli szelkami, inteligentną rasą z innego
świata, która rządziła Ziemią od niepamiętnych czasów. Były to istoty podobne do skorupiaków, z daleka
można było je pomylić z gigantycznych homarami. Miały dziesięć kończyn, były bezwłose a palce miały
znacznie wydłużone. Ciała ich były czerwonawe w kształcie brzucha osy bez śladu szyi a bezwłose głowy z
ponurymi wąskimi ustami z daleka były wstrząsająco podobne do ludzi. Ich asystentami byli mężczyźni.
Przynajmniej mieli formę mężczyzn. Mężczyźni byli wysocy, w rzeczywistości wyższy
z tej dwójki musiał mieć prawie siedem stóp wzrostu. Jednak to nie ich wzrost zdumiewał , lecz raczej ich
niewiarygodna smukłość i dziki wyraz twarzy. Ich ręce i nogi były długie i żylaste, uda zaś mieli może nieco
grubsze niż ramię człowieka. W pasie byli zaskakująco wąscy a ich szyje były chude. Natomiast klatki
piersiowe mieli potężnych rozmiarów. Mieli czarne włosy i czarne pełne brody .Nie można powiedzieć, że
ciała ich były nieproporcjonalne ale, było w nich coś, co kazało się domyślać, że są stworzeni do określonych
celów. Nazywani byli mogami,byli to potomkowie ludzi teraz raczej podobni do chartów, którzy poddali się
szelkom dawno temu, kiedy bestie z Wenus podbiły Ziemię. Czas i hodowla zmieniły ich fizycznie.
Robotnicy pracowali przy swoich maszynach, a szelk siedział i patrzył na Mogów sennie drzemiąc. Wiedział
dobrze, że nikt nie ośmieli się podnieść ręki na swego pana. Poza tym władcy byli uzbrojeni w straszne
przypominające węże ogniogrzmoty, ciekawą broń składającą się z małego pudełka,z którego wyłaniała się
długa rura spoczywająca w pochwie. Broń rzeczywiście była śmiercionośna, potrafiła rzucić palący strumień
ognia na sto metrów. Z czterech pracujących, młodych robotników, najpotężniejszy
był ten o imieniu Otaro. Był niewolnikiem ale kilku tygodni. Wcześniej był wodzem Kraylingów, potężnego
plemienia mieszkającego wiele mil stąd . Ten czarnoskóry człowiek miał ostatki szlachetności na twarzy nie
usunięte jeszcze przez panów. Myślał o wydarzeniach z przeszłości. Zawsze obawiał się szelków co jakiś
czas napadających na jego plemię i porywających więźniów do jakiegoś nieznanego przeznaczenia . On
sam i jego ludzie zawsze niechętnie patrzeli na te ataki gdy inni akceptowali je jako nieuniknioną cześć
systemu. Kiedy przyszła kolej na Otaro, doszło do walki. Jednak w końcu i on ugiął się jak wszyscy przed
potęgą szelków. Zastanawiał się teraz, co dzieje się w jego plemieniu.
Czy jego brat Mutasa został wodzem a może Koudok? Brat na pewno będzie dobrym przywódcą - myślał
Nagle ręka Otaro zastygła w pół drogi a na twarzy pojawiło się zaskoczenie. Nie dając po sobie nic poznać
wrócił się do obsługi urządzenia,lecz jego serce waliło jak młot . Co jakiś czas ukradkiem spoglądał
na szczyt schodów. Tylko on zobaczył przez moment Tego człowieka ,który wycofał się gdy zbadał teren.
Widział go na tyle ostro by stwierdzi że jest to człowiek o którym opowiadają legendy.
Był to biały mężczyzna,wysoki i dobrze zbudowany, ubrany w tunikę sięgająca do kolan i szeroki pas. Na
głowie miał metalową przepaskę przypominającą koronę, jaką nosili wodzowie szylków. Były to
tak naprawdę insygnia podgubernatora miasta Szem. Stare legendy opowiadały o mężu , który kiedyś
walczył z szelkami i był wodzem Kraylingów. Legenda mówi też, że odszedł, dawno temu, obiecując że
kiedyś wróci i uwolni Kraylingów od bestii, które rządziły powierzchnią.
Otaro wrócił do swojej pracy, drżąc nieco, kątem oka rzucał spojrzenie na wejście powyżej. Mężczyzna
pojawił się ponownie przygarbiony, ostrożny, tak aby shelk go nie widział. Ruszył małymi kroczkami a za nim
pojawił się kolejny. Serce Otaro waliło mocniej bo drugim mężczyzną był nie kto inny tylko Mog! Mog
podszedł ostrożnie i powiedział coś cicho do białego mężczyzny. Wyglądało na to że oboje są przyjaciółmi.
Ale jak to może być by wolny człowiek i mog? Otaro nie miał czasu, odpowiadać sobie na te pytania bo
właśnie wtedy pojawił się trzeci mężczyzna, a jego tożsamość spowodowała że Otaro stracił nad wszystkim
kontrolę i zaczął głośno oddychać. Szybko okazało się że za głośno bo jeden z shelków podniósł głowę.
Przez kilka chwil nie śmiał spojrzeć na nowo w tamtą stronę, jednak każde jego mięsień wrzeszczał się z
ciekawości. Trzecim mężczyzną był jego brat Mutasa, których prawdopodobnie zajął jego miejsce w
plemieniu. Myśli pędził jak wiatr.
Kim był ten biały człowiek, czy to ten z legendy? Dlaczego mog jest jego przyjacielem? I co przede
wszystkim robi z nimi Mutasa? Wszyscy schodzili ukradkiem w dół.
Czy to możliwe, że chcą zaatakować? - myślał Otaro.
W tym momencie jeden z szelków podniósł oczy, zaskoczony atakiem, klekocząc, rzucił się na nich. Wylot
ognistego węża białego człowieka splunął płomieniem stwór upadł spalony na węgiel. Biały mężczyzną z
miotaczem potknął się i prawie upadł . Kolejny shelk podniósł własny ognisty wąż. Potem zobaczył Otaro
widok, jaki w najśmielszych marzeniach nigdy sobie nie wyobrażał. Biały z rykiem szaleńca rzucił się
bezpośrednio na szelka kopiąc i wymachując bronią wirując nią jak trąba powietrzna. Mog i Mutassa,
wydawali się trochę niepewni, czekali. W tym czasie następny szelk przystąpił do walki. Biały walczył już
sam z dwoma szelkami. Dzięki nieprawdopodobnej sprawności wylądował między nimi. Wiedział że ich broń
jest niebezpieczna. Chwycił jedną z dysz i brutalnie kopnął w plecy szelka. Druga stopa wylądowała na
szczęce następnego ,wyrwał mu broń a następnie poprawił bezceremonialnie kopiąc go w twarz. Shelk
prawie oślepiony ,zatoczył do tyłu . Nie mogąc sobie wyobrazić człowieka, który śmiał podnieść rękę na
szelka, rzucił się do ataku bez broni i dowiedział się, co wynika z walki z rozwścieczonych człowiekiem. Biały
mężczyzna ignorując pazury i kły szarpał go za kończyny dosłownie wyrywając je . W końcu Szelk próbował
uciekać, ale dziwny człowiek chwycił go za kończyny skrzyżował i dusił aż szelk udławił się swoimi
wymiocinami.
Cały pokój był w nieładzie . Większość starszych mężczyzn, było stłoczone w głębi pokoju, słychać było
płacz i zawodzenie. Młodsi przesunęli się do przodu choć bali się pomóc, obserwowali walkę z zapałem.
Dziwny mog , Mutasa oraz Otaro, rzucili się i zabili asystentów władców. Brat Otaro podniósł rękę.
-Przyszliśmy na ratunek! On zabija bestie? - Otaro pospieszył naprzód .Mutasa przedstawił go białemu
mężczyźni
-To jest mój brat Otaro- powiedział - Był wodzem za nim zabrali go shelkowie
- Kto to jest Mutaso?- zapytał brat.
Mutassa chciał odpowiedzieć, ale biały człowiek skinął mu milczeniem. I przemówił sam.
-Jestem Tumithak- powiedział- z dalekiego Loor. Tumitak, Pan Dolnych korytarzy i Protektor Tainów.
Stał przed nim, a jego głos podniósł się.
-Dziesięć lat temu, gdy byłem jeszcze czternastoletnim chłopcem żyłem jak każdy inny górnik w głębi Loor.
Znalazłem tam kiedyś rękopis w którym opisano jak przybyli najezdzy z Wenus i jak ludzie walczyli o swą
wolność w nierównej wojnie a potem zostali zmuszeni do budowy skomplikowanych jaskiń i korytarzy
transportowych, które stały się ich domem. Kiedy dowiedziałem się z tej książki, że ludzie kiedyś walczyli z
szelkami, obiecałem sobie, że będzie tak znowu. Tak więc, kiedy gdy stałem się mężczyzną wyruszyłem z
Loor, w długą podróż po korytarzach .Byłem zdecydowany dążyć do powierzchni by zabić szelków, i
udowodnić moim ludziom, że można to zrobić. Miałem wiele przygód w drodze, ale w końcu dotarłem do
powierzchni i zabił mojego pierwszego szelka, przynosząc jej głowę z powrotem tak jak obiecałem. Wtedy
lud mój uczynił mnie swoim wodzem. Poprowadziłem ich przez korytarze do Ciemnej Sali i gdzie mieszkali
Esteci opasłe stwory nieświadome że są bydłem rzeznym szelków . W końcu dotarlismy się na powierzchnie
i zdobyliśmy miasto Shem. Dzięki mądrym Tainom z innych korytarzy, nauczyłem moich ludzi obsługi
skomplikowanej broni szelków i tak udało nam się przeżyć w Szem i obronić miasto. Modlimy się o to by
zabijać więcej szelków ,aż do czasu, kiedy ostatnia bestia i ich słudzy zostanie spalona i zginie zasłużoną
śmiercią!
ROZDZ IA I I
Ł
Trzech prze ci w w i a tu
Ś
Jego głos w końcu ucichł , ręce opadły a on zamyślony spoglądał w sufit. Gdzieniegdzie słychać było jeszcze
płacz i szepty.
-A ten mog co z tobą robi? -spytał niepewnie jeden z mężczyzn.
Dziwny mog z bujnym owłosieniem i groźnym spojrzeniem ,pogroził i chciał coś powiedzieć ale Tumitak
uciszył go.
-Ten mog- powiedział- jest moim przyjacielem. Dwa razy, udowodnił mi swoją lojalność. Nikt, kto byłby
przyjacielem Tumitaka nie może być wrogiem Kiletloka . Jest lojalny i powiem wam jak go poznałem.
Tumithak zaczął opowiadać a Kiletlok w miarę rozwoju opowieści stawał się coraz bardziej dumny.
-W Szem mamy takie pręty energometalu którym szelkowie napędzają swe maszyny. Gdy ludzie z Dolnych
Korytarzy jakieś dwa lata temu zajęli Szem, zatrzymali wielu z tych prętów , a wraz z nimi urządzenia, które
je zasilały. Jednak z biegiem czasu, pręty wypalały się tracąc energie i przyszedł czas,aby zdobyć nowe.
Siedmiu ludzi wyruszyło na poszukiwania. Trzeciego dnia ujrzeliśmy grupę szelków i mogów , którzy zbliżali
się w naszym kierunku. Ukryłem moich ludzi i przygotowałem zasadzkę. Zaatakowaliśmy ich , walka była
zacięta, zabiliśmy wszystkich oprócz jednego Moga. Rzucił się przed mną na kolana i nazwał mnie swoim
Panem. Był to Kiletlok i od tego czasu służy mi wiernie.
Kiletlok uderzył się w piersi potwierdzając te słowa.
-Kiedy Pan zabija innego Pana- powiedział- mog przechodzi na własność jego zabójcy. Trzy razy w swoim
życiu zmieniałem już Panów , a ostatnim był Thumitak więc służę mu wiernie, aż zostanie on zabity przez
kogoś innego. To wyjaśnienie spełniły praktycznie wszystkie niedomówienia mężczyzn, a ich nieufność
zniknęła.
-A co z tobą, mój bracie?- rzekł Otaro -Jak dołączyłeś do tych wielkich bohaterów? I co się dzieje w domu,
w podziemiach Kraylingów?
Twarz Mutass zachmurzyła się na chwilę.
-Żle się dziej w kraju Kraylingów zamieszki i bunty - Oczy Otaro błysnęły.
-Co to oznacza? - Czy Koudok...?"
-Tak, Koudok!- oczy Mutasy zwęziły się
- Musiał to planować od dawna , zanim jeszcze najechali na nas szelkowie. Wielu kapitanów
było po jego stronie, przygotowując zamach stanu. I choć kilka osób poszło za mną inni zbyt się bali. Tylko
dzięki życzliwości i sympatii spotykanych ludzi, udało mi się ukryć i uniknąć rzezi.
-Jeśli kiedykolwiek znów zobaczę dom Koudok odpowie mi za to- Otaro zaprzysiągł zemsty. Mutassa
przerwał.
-Nie opowiedziałem ci jeszcze nawet połowy. Przez dwa tygodnie lub więcej, ukrywałem się jak
pies w opuszczonych korytarzach i wyrobiskach a jadłem tylko wtedy, gdy jakiś litościwy Krayling podzielił
się ze mną pożywieniem. Ale w końcu ich patrol znalazł mnie!
Zatrzymał się i spojrzał na Tumithaka, który skinął mu, aby kontynuował dalej.
-Było ich sześciu zaatakowali mnie od razu. Próbowałem się bronić, udawało mi się uniknąć ich mieczy,
wiedziałem, że to tylko kwestia czasu, kiedy mnie zabiją, broniłem się, ale nie miałem siły już atakować.
-W końcu udało mi się zabić jednego ale pozostałych pięciu naciskało na mnie coraz bardziej . Wtedy nagle
usłyszałem krzyk z górnej części korytarza, a chwilę później pomogli mi dwaj dziwni ludzie.
Tumitak przerwał mu na chwilę.
-Kiletlok i ja wędrowaliśmy do miasta Kaymak z którego pochodzi mog. Zatrzymała nas burza i schroniliśmy
się w jaskini. Było w niej zejście w dół, postanowiłem je sprawdzić, może jacyś ludzie nadal tam mieszkali.
Przeszliśmy kilka mil kiedy napotkaliśmy Mutasse próbującego się bronić przed wrogami.
Skinął na Kraylinga by kontynuował historię. Mutasa opowiadał dalej
-Nigdy nie widziałem tak walczącego człowieka i jego moga .Korytarz był, słabo oświetlonym, i przez minutę
lub dwie, moi wrogowie nie wiedzieli z kim walczą. Dwóch z nich upadło a potem ich doszło do nich, że
mężczyźni z którymi walczą są zwykłymi śmiertelnikami .Kiedy jednak zobaczyli, że walczą z białym
człowiekiem uciekli. Gonili ich ale tamtym udało się uciec. Gdy zatrzymaliśmy się na chwilę Tumitak
powiedział mi, kim był. Powiedział mi, że zapomnieliśmy o dniach, kiedy ludzie żyli na powierzchni a ja
opowiedziałem mu o proroctwie które mówi, że pewnego dnia wróci zabójca szylków i poprowadzi nas
ponownie na powierzchnie. On z kolei opowiedział mi o swoim życiu i wielkim dziele, któremu się poświęcił.
Naprawdę był wielkim Tumitakiem z proroctwa a ja przysiągłem mu wierność.
-A Koudok?- przerwał Otaro.
-Cierpliwości bracie. Nie możesz sobie wyobrazić, co się stało, kiedy wróciłem, przyprowadzając człowieka z
legend ? Ludzi przeciwstawili się Kaudakowi i powstali przeciw niemu. On i jego ludzie bronili się w jednym
korytarzu prawie dwa dni. Desperacko walczyli, ale ich sytuacja była beznadziejna. Koudoka zabiłem gołymi
rękami.-Otaro odetchnął z ulgą.
Ale Mutassa mówił dalej
-Kiedy wszystko wróciło do normy, a burzyciele zostali zabici, ludzie jednomyślnie uznali mnie wodzem.
Przysiągłem jednak lojalność Tumitakowi, a on kontynuował podróż w poszukiwaniu prętów energii. Więc
powołałem zastępce do czasu mojej nieobecności i udałem się w drogę by pomóc w jego misji.
Wielki czarny mężczyzna ukradkiem spojrzał na Tumitaka, który był niemal przedmiotem kultu. Tumithak
szybko pośpieszył do końca historii.
-Kiletlok powiedział mi, że wiele prętów energii można znaleźć w mieście Kaymak. Tak więc w udaliśmy się
do niego we trójkę . Weszliśmy do miasta w nocy, gdy szelkowie spali. Kiletlok doprowadziło nas do miejsca,
w którym pręty władzy były magazynowane. Znaleźliśmy je, ale niestety świt pokrzyżował plany i nie
mogliśmy się wydostać z budynku. W poszukiwaniu ukrycia, znaleźliśmy wejście do studni przez którą po
długiej podróży przez korytarze doszliśmy do tego pomieszczenia -Przerwał i rozejrzał się.
-Czy istnieje stąd inne wyjście , z wyjątkiem tego - Otaro potrząsnął głową.
-Nie ma żadnych szans na ucieczkę choć szelkowie dobrze wiedzą, że Arzan raczej umrze, niż zostanie w
tym miejscu.
-Kto to jest Arzan, i dlaczego raczej umrze niż zostanie w tym pokoju?-
-Robotnicy nazywani są Arzanami przez szelków odparł Krayling. Jest to starożytne słowo oznaczające
człowieka. W tym pokoju, głęboko pod ziemią, pracujemy przy produkcji białych, błyszczące prętów, które
używają, jak już wiecie do swoich maszyn .
-Robicie energopręty ? Tutaj?
-Tak , są one później przechowywane w budynku powyżej.
-Macie tutaj rzeczywiście fortunę. Ale dlaczego raczej umrzecie, niż pozostaniecie w tym pomieszczeniu,
- Pracy jest zbyt trudna ?
Otaro uśmiechnął się smutno.
-Praca nie jest zbyt ciężka, ale i tak mamy tego dość- Odwrócił się i wskazał na siwego, starego Kraylinga
stojącego obok niego.
-To, jest Mitobi. Ma dwadzieścia dziewięć lat i był w tym pomieszczeniu nie dłużej niż dziesięć miesięcy-
Tumithak poczuł dreszcz grozy.
-Czyli jakaś trucizna jest w tym pokoju?-
Otaro skinął głową.
-Tak. Ale taka o jakiej człowiek nigdy nie słyszał. Świeci się z automatów, do których sypiemy żelazny
proszek potrzebny do produkcji prętów-.
-Żelazny ?-
-A ty robiłeś te białe błyszczące pręty -
-Tak. Przez ponad trzy tygodnie -
-Wiesz, w jaki sposób działają te maszyny?-
-Tak wiem. Jeśli ktoś ma blok metalu o nazwie hooramnon , to nie jest tak trudne do zbudowania.
-Musimy zabrać ten hooramnon. Musimy uciec z tego pomieszczenia i wrócić z powrotem do Szem lub
umrzeć! Ludzie potrzebują tej tajemnicy, Otaro. I ludzie potrzebują Ciebie!-
Po raz pierwszy od wielu tygodni, w osłabione oczy Otaro wkradł się blask. Zwrócił się do innych Arzan aby
słuchali Tumitaka wykonywali jego rozkazy.
W kilka chwil, mieli pół tuzina szarawych bloków metalu w rękach. Tumitak rozmyślał jak wyprowadzić stąd
tych wszystkich ludzi. Zwrócił się do Kiletloka.
-Czy wiesz coś na temat tych Arzan, Kiletloku?-zapytał- Czy są robotnikami szelków? Czy zostają tu na
stałe czy mają jakiś transport.? Czy można im ufać?
Kiletlok nie znał odpowiedzi.. Tumithak zauważył jego niepewność.
-Słuchaj - powiedział - Poprowadzisz grupę Arzan-
Kiletlok uśmiechnął się szeroko domyślając się planu Tumitaka.
-Myślę, że może się to udać jeśli nie spotkamy wielu szelków na drodze. Arzanie są własnością rządu i są
często przenoszeni z jednego korytarza do drugiego. A czasem z jednego miasta do innego. Spróbujemy
dostać się na pokład ich transportowca.
-Dobrze!-wykrzyknął Tumitak
-Pójdziemy jako grupa Arzan przez miasto. Poprowadzisz nas żeby wyglądało to prawdziwie .
Mutassa spochmurniał na chwilę.
-To sposób dobry dla nas ale co z tobą? Z tym rudymi włosami i białą skórą, żaden szelk nie uwierzy , że
jesteś Arzanem lub mogiem-
-Dlatego więc moje włosy i skóra muszą być zmienione-
Rozejrzał się po pokoju. Z pewnością -pomyślał- mógłbym znaleźć coś, czym przyciemni skórę. Mutasa i inni
zabrali się do szukania. Po chwili Otaro starł trochę smaru z jednego z urządzeń, ale nic to nie dało. Tumitak
był tylko trochę ciemniejszy. Dopiero mieszanina smaru i sadzy z okopconych ubrań upodobniły Loorianina
do Kraylingów.
-A teraz - powiedział Tumithak - którzy z was są gotowi do podjęcia niebezpiecznej wyprawy z nami ?-
Na chwile zapomniał o beznadziejnej pozycji Arzan. Każdy mężczyzna chciał iść ale nie wszyscy mogli
Tumitak wybierał te osoby które wydawały się najmniej napromieniowane.
-Zostawiam was tu z nadzieją ale obiecuję wrócić po was i uwolnić was lub umrę. A potem on i jego mała
grupa, uzbrojony w tajemniczą energię ,ruszyła po schodach.
ROZDZ IA I I I
Ł
Lot z K ay m a k
Kiedy dotarli do ostatnich drzwi i ręka Kiletloka spoczęła na włazie ten odwrócił się i skinął na Arzan
zmuszając do milczenia.
-Mamy zamiar opuścić to miejsce cicho i bezpiecznie- szepnął do grupy.
Pójdziemy wśród bestii, które są wrogami nas wszystkich. Mam nadzieje że nie wzbudzimy podejrzeń.
-Panie - zatrzymał się i odwrócił się do Tumitaka - jeśli kiedykolwiek byleś niewolnikiem, musisz się nim stać
ponownie .Znam dobrze twoją nienawiść do szelków ale nie jest to czas i miejsce na nią. Pamiętaj że
musimy dotrzeć do Szem.
Odwrócił się, nie mówiąc nic więcej. Wyszedł, a cała grupa podążyła za nim na otwartą przestrzeń. Kiletlok
wyciągnął bat zza pasa i warcząc, jak zazwyczaj mog położył go sobie na plecach. Ruszyli przez labirynt
wież w kierunku wskazanym przez moga. Droga przez miasto była absolutnie niezrozumiała dla Tumitaka.
Dla Loorianina wszystkie wieże wyglądał podobnie a droga ciągnęła się w nieskończoność ale Kiletlok
wiedział którędy iść.
Spiczaste wieże z błyszczącego metalu połączone linami przedstawiały zadziwiający widok. Na ulicach
widać było setki Szelków. Tumitak szybko zrozumiał, że bezpieczeństwo jego grupy w tak dużym
mieście jest kruche. Kilku szelków patrzyło z zainteresowaniem na ich przemarsz, ale Kiletlok szedł dalej a
na pytania sennych strażników odpowiadał krótko. I tak, po kilku godzinach marszu, zbliżyli się do
wschodniej części miasta. Ale tu, po raz pierwszy spotkali przeszkodę. Jeden z Szelków zbliżył się do nich a
była to stosunkowo opuszczona okolica. Zatrzymał się i spojrzał na nich z ciekawością. Tumitak widział jak
jego brwi podnoszą się więc skinął ostro na Kiletloka. Ten zrozumiał natychmiast oddając hołd, rzucając bat
na ziemię pochylił się na oba kolana. Szelk przemówił.
-Co ci Arzanowie robią na powierzchni, mogu? Czyż nie jest to zabronione?-
Kiletlok spojrzał w górę i odpowiedział śmiało.
- Idą do Chutlaki . Mój Pan, Ket-Łan-Ket przedsiębiorca, posłał mnie po nich. Planuje wybudowanie
fabryki w naszym mieście. Szelk zmrużył oczy do cienkich szparek.
-Obawiam się że dla twojego pana jest ich stanowczo za dużo - powiedział z ironią.
-Czy mają oni pozostać w Chutlak ?-
-Tak, proszę Pana- Kiletlok odpowiedział, trochę z trudem.
Tumitak zauważył, jak mog robi się blady.
-Masz oczywiście na to pozwolenie jak przypuszczam- Kiletlok potrząsnął swoją głową.
-Niestety nie zdążyli mi dać- powiedział obojętnie.
Szelk wydał z siebie klekotliwy hałas, ale czy to wyrażało wątpliwość, irytację albo jakieś inne uczucie trudno
było powiedzieć.
-W takim razie- powiedział z zaciśniętymi wargami, chyba z uśmiechem - Zabieraj ich do wieży z Chukhoka-
klekht, natychmiast .Musisz mieć porządek w papierach zanim odejdziesz -
Kiletlok pozdrowił go raz jeszcze, gdy shelk oddalał się szybko. Tumithak wydał westchnienie ulgi. Mog
potrząsnął głową.
-Był bardzo podejrzliwy prawdopodobnie poinformuje władze o swoim spotkaniu z nami . Teraz to wyścig z
czasem -
Odwrócił się szybko i poprowadził ich dalej drogą przez labirynt wież.
Długi szybki krok, który nadał Kiletlok, był bardzo męczący dla Arzana a nawet dla Mutassa i Tumitaka. Ale
cała grupa wytrzymywała tempo bez skargi skupieni na jednym celu. Nareszcie, wieże skończyły się i
znaleźli się na rozległej polanie na wschód od miasta. Daleko przed nimi na skraju polany stała eskadra
latających machin . Wokół kręciło się z pół tuzina szelków ale wciąż była szansa na dotarcie do największej z
latających machin . Byli już w połowie drogi gdy usłyszeli za sobą brzęczący dźwięk. Kiletlok zbladł i wydał
okrzyk rozpaczy.
-Dowiedzieli się . Tego nam jeszcze brakowało -
Nie zwalniając tempa Tumitak zdał sobie sprawę, że musi coś zrobić . Wyciągnął miotacz ognia a Mutassa,
widząc to wyciągnął swój miecz i stanął u jego boku.
-Biegnijcie jak najszybciej- zarządził Tumitak.
Arzanowie puścili się ile sił w nogach gdyż z tyłu zobaczyli ścigającą ich uzbrojoną po zęby grupę szelków.
Jeden z nich strzelił z miotacza ale odległość była zbyt duża. Musieli biec jak najszybciej albo szelkowie
spalą ich na wiór. Byli już prawie koło machiny latającej gdy zobaczyli że wokół drzwi kabiny zebrało się kilku
nieuzbrojonych szelków . Tumitak zrozumiał, że bestie są nieświadome zagrożenia. Biegnąc więc skierował
podmuch miotacza ognia w ich grupę . Szelkowie rozproszyli się piszcząc i klekocząc, poparzeni szukali
ukrycia przed śmiertelnymi ogniem. Przez moment, wyglądało to tak jakby małej grupie ludzi udało się
zdobyć machinę bez żadnych kłopotów. Szelkowie ścigających ich przez pole byli już niedaleko. Wydawało
się że droga do środka jest wolna, gdy nagle z wnętrza kabiny wyskoczył uzbrojony szelk .
Tumitak zdążył tylko krzyknąć.
- Padnij ! - sam instynktownie rzucając się na ziemie.
Gdyby nie odruch byłoby po nim. Niestety nie wszyscy zdążyli i usłyszał okrzyki bólu . Wiedział, że któryś z
jego towarzyszów został spalony na węgiel. Nacisnął dźwignię miotacza o pól sekundy za późno. Mutassa
krzyczał zachrypniętym gardłem a Tumithak poczuł dziwną woń spalonych swoich włosów. Po chwili
ostrzegł że trafił szelka prosto w twarz. Zatrzymał się by obejrzeć co zostało z szelka. Pięciu Arzan było
rannych kilku nie żyło. Nie był czasu na brawurowe popisy. Umarli bohaterzy nie decydują o przyszłości. Z
żalem rzucił spojrzenie do tyłu, a potem podbiegł do statku i wszedł na pokład a za nim inni . Wystartowali
bez problemu .
Przelecieli sporo mil zanim zauważyli pogoń . Mutassa zobaczył ich jako pierwszy. Byli zaledwie kropką
nad horyzontem.
-Cztery maszyny - Tumithak rzucił okiem przez tylną szybę i uśmiechnął się ponuro.
- Zaraz będziemy w mieście. Przekonają się zaraz że człowiek jest znacznie lepszy od bestii. W Szem są
dezintegratory które mają rozkaz niszczyć każdy statki szelków , który pojawia się koło świętego miasta.
Kiletlok rozszerzył oczy.
-Panie!Panie!- wykrzyknął -zapomniałeś, że my też lecimy takim właśnie statkiem.
Tumitak zakręcił się kołem sterowymi i skierował maszynę w kierunku tafli wody. Wyprostował lot i zobaczył
w lesie polane na której można wylądować. Kilka chwil później, cała grupa obserwowała jak wróg zbliża
się w pole rażenia dezintegratorów. Byli ćwierć mili od miasta a cztery latające machiny szybko się
zbliżały . Thumitak był niewzruszony . Arzanowie mieli niedługo zobaczyć dlaczego. Bo oto nagle pierwszy
ze statków zniknął im z oczu, towarzyszył mu przy tym jakby trzask pioruna. Inne maszyny pospiesznie
zaczęły wyhamowywać swój lot ale za pózno. Widzowie na ziemi uświadomili sobie że, ich wrogowie zostali
właśnie zredukowani do pierwotnych atomów z których zostali zbudowani. Tumitak poczuł wielką ulgę.
-Idziemy dalej pieszo-powiedział-jesteśmy już bezpieczni. To droga do miasta a tam na pewno już na nas
czekają. Przeszli obok drzew na północy, niedługo potem wpadli na grupę wojowników z miasta którzy
myśleli że to wrogowie. W zamian za to zobaczyli swojego wodza i ich radość nie miała granic. Wśród
okrzyków radości i śpiewów Tumitak wracał do swego miasta.
ROZDZ IA I V
Ł
Wi el k a Bro
ń
Trzy dni po przybyciu Tumitaka do Szem wszyscy pracowali już w pocie czoła. Kapłani Cynfolii, a
szczególnie stary Zar-Emo, arcykapłan, powitał Otaro z otwartymi ramionami. Z zapałem poznawał
wszystkie sekrety Arzan którzy pomagali mu w budowie maszyn. Ledwie tydzień nie minął a już pierwsza
maszyna była ukończona . Hooramnon instalowano w maszynach ostrożnie w jaskiniach za miastem ze
względu na jego toksyczność. Cały czas trwał spór kto miał obsługiwać niebezpiecznie toksyczne maszyny.
Żaden z ludzi Szem nie zechciał skrócić życia Arzanom którzy byli operatorami tych maszyn i swoje już
przeszli. Zar-Emo zauważył ,że krótkie wystawienia człowieka na działanie promieni nie robi mu
krzywdy, zatem zarządził ze każdy będzie miał swoją kolej raz albo dwa razy na rok. W trzy tygodnie kapłan
Zar-Emo i Otaro dali sobie radę z zaczęciem produkcji energoprętów . Dumny z tego faktu Tumitak
postanowił odprawić ceremonię z tej okazji. Teraz razem z Tainami posiedli umiejętność produkcji broni i
energii która ją zasilała .Ludzie zaczęli już czuć wolność, której nie znali od tysięcy lat. Świętowano więc i
ucztowano sukces w Szem jak i w Dolnych Korytarzach gdzie wielu ludzi Tumitaka wciąż żyło . Bawili się i
przemawiali ,a to potrafili doskonale bo przez wieki tylko drogą ustną przekazywano informacje. Świętowanie
zaś było nowością więc trwało długo. Ludzie Tumitaka dowiedzieli się po raz pierwszy od plemienia Cynfoli
że syntetyczna żywność może mieć smak. Kiletlok pokazywał im również rośliny i zwierzęta, które żyły na
powierzchni i objaśniał jak je można przyrządzić . Stary Zar-Emo przechodził samego siebie w
przemówieniach w sali bankietowej .Przyćmiewał w tym Tumitaka a nawet wielkiego mówce Nennapussa .
-Duża ilość prętów energetycznych- powiedział -pozwoli na zbudowanie nowych maszyn a wiedza z czego
są zrobione nauczyła nas nowych rzeczy o budowie Ziemi na której żyjemy. Dowiedzieliśmy się tak wiele, że
Otaro i ja czujemy że możemy ogłosić że niedługo będziemy zdolni ulepszyć naszą broń. Zaś za kilka
tygodni będziemy mogli konstruować miotacze ognia i dezintegratory o większym zasięgiem niż te które
mamy.
-Nie chcę cie negować Zar-Emo ale nie wiemy jeszcze wszystkiego, trzeba być ostrożnym z tą nową
energią-powiedział po bankiecie Tumitak.
Rozmawiał z kapłanem o doświadczeniach przeprowadzanych w jaskini z miastem, ale ten ukrywając coś
niewiele mu wyjaśnił. Sami szelkowie z powodu niebezpieczeństwa jakie niesie hoormon unikali
doświadczeń z tym materiałem. Pewnego dnia przed swoim domem Tumitak rozmawiał z Kiletlokiem
i lejtnantem Datto Yakrą o kampanii przeciwko szelkom. Nagle wydał cichy okrzyk gdy zobaczył daleko za
miastem potężny biały słup dymu wystrzelony w powietrze. Ledwo to zrobił a potężna siła zmiotła jego i
towarzyszy na odległość tuzina jardów towarzyszył przy tym jakby huk pioruna i silny podmuch wiatru.
Nie stracił przytomność ale został ogłuszony. Olbrzymi podmuch połamał gałęzie i powywracał drzewa a w
mieście wieże które głośno trzeszczały pod naporem wiatru. Słychać było lament kobiet i pytania
mieszkańców. Ochronił swoje oczy przed wichrem i spróbował obejrzeć co się stało. Wiatr napełnił jego oczy
kurzem. Gdzieś obok siebie usłyszał krzyk ogarnięty panicznym strachem, krzyk, który wysłał jego przodków
do podziemnych korytarzy.
-Szelkowie!
Nie mógł nic zrobić przez ten wiatr więc zkulił się obok wieży. Po kilku minutach, ku jego zaskoczeniu, wiatr
nagle uspokoił się a słońce przeświecało przez całun kurzu. Tumitak wstał przecierając oczy i usłyszał, jak
jakiś człowiek jęczał ,leżąc w kącie między dwoma budynkami. Pomógł mu a w tym czasie podbiegł Kiletlok i
odetchnął z ulgą ponieważ jego Pan był cały i zdrowy.
-Wybuch pochodził z fabryki energoprętów- stwierdził- Chyba Zar-Emo dowiedział się więcej niż trzeba.
-Zar-Emo!- rozbłysło z ust Tumitaka w coś w rodzaju paniki i pobiegł pośpiesznie w w kierunku fabryki .
-Przecież Datto też tam był- przeklinał pod nosem przecierając zraniony nadgarstek. Inni szybko dołączyli do
niego. Słowami nie da się całkowicie opisać sceny, która ukazała się ich oczom gdy w końcu doszli do
miejsca wybuchu. Jaskini nie było, była kraterem, który miał sto jardów szerokości i był na sto jardów
głęboki. Zaczęto szukać ocalałych ale szybko zdano sobie sprawę że nikt nie mógł tego przeżyć. Grupa ludzi
odeszła ze smutkiem z powrotem do miasta. Zdali sobie sprawę, że eksplozja była ciosem w ich nadzieje i
plany. W przeddzień, patrzeli śmiało do przodu z pewnością że mają wystarczającą siłę by zaatakować inne
miasta szelków. Doszli prawie do peryferii miasta gdy Tumithak usłyszał okrzyki podniecenia
z lewej strony. Obrócił się, z innymi, i zobaczył kilka Loorian gestykulujący z zapałem.
-Człowiek, Tumitaku!- Człowiek na drzewie!
- Jeden z tych, którzy pracowali w fabryce-pomyślał -rzuciła go tam eksplozja.
Lecz był nim Gastofac zastępca Zar-Emo. Kapłan miał silny wstrząs i minął ponad tydzień zanim lekarze
pozwolili go przesłuchać. Tumitak odwiedził go i zalał pytaniami.
-To był atak shelków ?- zapytał, jeszcze trochę ogłuszonego kapłana
-Nie to doświadczenia Zar-Emo i Otaro, spowodowały eksplozję- powiedział Gastofac.
-Próbowali zwiększyć moc energoprętów. Chcieli ją kontrolować by móc zbudować dezintegratory i miotacze
ognia o większym zasięgu. Rano, wezwali mnie do laboratorium by pokazać mi ich ostatni wynalazek.
Zrobili niewielką maszynę, zasilaną tylko kawałkiem z energoprętu. Trudno to wyjaśnić ale energia została
zamieniona w rodzaj niewidocznego płynu, który płynie w pręcie. Ten płyn został zmieniony na promień
wyrzucany przez miotacze .Gastofac przerwał, wypił wodę i oparł się na moment. Mówił dalej.
-Udało im się zmienić intensywność i długość fali. Otaro wziął pomocników którym udało się wydzielić tą
fale szybciej. Zar-Emo skierował promień z maszyny na trochę kawałka energoprętu nie większy niż mój
paznokieć u ręki. Ten zaświecił i spalił się z wielką temperaturą która zaczęła podgrzewać całą jaskinie.
-I następnie nastąpił wybuch-przerwał mu Tumitak. Gastofac rozdrażniony warknął .
-Zaczekaj chwile - usadowił się wygodniej pozycji w łóżku i mówił dalej
- Otaro spędził dwa albo trzy godziny na wyjaśnieniu mu całego procesu.
-Wysłali mnie do ciebie abym zapoznał cię z eksperymentem .Widocznie, po tym jak poszedłem,zdecydowali
się kontynuować pracę i musieli uwolnić jakąś wielką energie.
-Promień został wypuszczony na pręty z jakiejś nowej maszyny -domyślił się Tumitak.
Gastofac kiwnął głową. Tumithak pomyślał że on przez wiele lat, nosił miotacze na plecach a one mogły w
każdej chwili wybuchnąć i rozerwać go na strzępy wystarczyło tylko skierować na niego taki strumień.
Zastanawiał się czy szelkowie wiedzą o tej możliwości. Ale raczej nie bo już dawno by jej użyli przeciw
ludziom. Stanął olśniony wizjami miasta zabezpieczonego nowa bronią i wielką flotą powietrzną chroniącą
całe miasto. Miasto przewyższające wszystkie miasta szelków.
-Mamy robotę ,dużo roboty. To dla nas poświęcili się ci ludzie. Będziemy mieli prawdziwą broń która uczyni
nas bezpiecznych na wieki.
ROZDZ IA V
Ł
Mias to Stra chu
Podczas paru następnych tygodni, entuzjazm Tumitaka rozpalał go do czerwoności. Nowe fakty które
odkrył jego podwładny sprawiały że zwycięstwo wyglądało na pewniejsze. Z czterech sześcianów
hooramnona, które przynieśli z miasta Kaymak, dwa spłonęły się w ogniu lecz dwa pozostały. Zbudowano
dwie nowe maszyny do produkcji energoprętów .Kilka mil od fabryki, Gastofac założył laboratorium gdzie
próbował powtórzyć eksplozję, która zabiła Otaro i Zar-Emo. Pracował teraz z drobinkami materiału.
Wszyscy ludzie pracowali w pocie czoła a wielu z plemienia Cynfolii zostało nauczonych przez kapłanów i
Arzan jak produkuje się pręty energii . Skonstruowano sto nowych miotaczy a ludzie wracający z fabryki
wieczorem często spędzili długie godziny przy kolacji ucząc się ich obsługi. Zaczęto przekonywać Tumitaka
by ten zorganizował regularną armie .Po długiej rozmyślaniach za i przeciw, Tumitak zaczął widzieć sens w
organizacji wojskowej i trzymaniu dyscypliny ,która z czasem została wpojona choć niechętnie przyjęta. I tak
miesiąc po wybuchu powstało pierwsze wojsko Szem trenowało taktykę wojenną i szkoliło się z latania
statkami powietrznymi. Posiadali trzy machiny latające. Jedną mieli po zdobyciu Szem, drugą uratowano w
bitwie rok wcześniej a trzecią uprowadził Tumitak i jego towarzysze z miasta Kaymak. Tą ostatnia trzeba
było jeszcze tylko naprawić. Maszyny ciągle robiły loty ćwiczebne. Szkolono na nich pilotów a najbardziej
wyróżniał się z nich pełen zapału Datto Yakra. W przeciągu dwóch miesięcy, Kiletlok, który również nabył
sporych umiejętności w pilotażu ośmielił się wyruszyć na zwiad na same peryferie miasta Kaymak. W
rzeczywistości nie było tak dużego niebezpieczeństwa. Shelk w najdzikszych wytworach swojej wyobraźni
nie pomyślałby ,że mog może się ośmielić pilotować ukradzioną machinę latającą. Kiletlok nauczył się sporo
o topografii terenu, drogach do Kaymak i wybrał najlepsze punkty obserwacyjne. Nareszcie nadszedł dzień
wymarszu na Kaymak . Ale nie było żadnej parady czy wymachiwania transparentami. Stu ludzi rozproszyło
się i zniknęło w lesie , każdy szedł samotnie w kierunku miejsca spotkania .Następnego dnia stu
następnych . I następnego dnia, również stu. Tak stopniowo, całe wojsko Tumithaka przeszło wolno przez
lasy w kierunku miasta szelków. W Szem pozostał Tumithak i jego lejtnanci . Dzień po dniu kobiety i dzieci
patrzyły jak ich mężowie i ojcowie szli na bitwę z szelkami . Gdy ludzie zaczęli się już zastanawiać się, kiedy
nastąpi atak dwa statki wyruszyły na południe. Datto, ze swoim bratankiem Topfem oraz Gastofac, guru
Cynfolii. Drugim statkiem poleciał Tumithak ,Kiletlok i Mutassa. Mila po mili napięcie wzrastało . Nareszcie,
daleko na horyzoncie zobaczyli wieże Kaymaku .
-Jeśli wszystko idzie według planu nasze wojsko jest teraz gdzieś pod nami- rzekł Mutasa .Tumithak kiwnął
głową
– Na wschodzie, Datto i Gastofac oczekują na nasz sygnał , jesteśmy gotowi. Ruszaj Kiletloku.
Mog z zapałem zajął miejsce zwolnione przez Tumitaka . Starannie przekręcił parę włączników. Ze statku
wysunęła się dziwna broń. Poniżej stała wieża, jedna z pierwszych placówek strażniczych daleko od miasta.
Tumitak skierował na nią nową broń która wciąż była niepewna ,może szelkowie są przed nią zabezpieczeni.
i uruchomił zjeżdżalnię. Shelk na wieży wybałuszył oczy. Odgłos ogromnej eksplozji dotarł
do ich uszu, szczyt wieży zakołysał się i w momencie cała budowla zawaliła się w tumanach kurzu . Dym i
płomienie wylewały się z ruin. Mutassa wychylił się przez boczne okno i zobaczył pełzającego ze zgliszczy
szelka .Oczy Tumithaka zaświeciły się .
Szybciej Kiletlok! - zarządził – nie marnujmy czasu dostańmy się do centrum miasta .
Moment później Tumitak dostrzegł inną wieże . Skierował na nią duży dezintegrator a promień rozłożył ją na
czynniki pierwsze. Tym razem żaden szelk nie przeżył . Tumitak uśmiechnął się ponuro , wieża zniknęła. Na
zachodzie widać było tumany kurzu to Datto potwierdzał że jego broń spisuję się równie doskonale. W
niespełna minute wysadził kolejną wieże. Byli teraz nad dzielnicami śródmieścia miasta . To była tylko
kwestia czasu kiedy dowiedzą się o ataku. Żeby zrobić jak najwięcej szkód zanim się zorientują myślał
Tumitak. Polecieli prosto do centrum miasta. Ciągłe eksplozje prawie ich ogłuszały i powodowały kołysanie
statku trudne do opanowania. Kiedy już udało im się wyrównać lot, nowe niebezpieczeństwo stanęło twarzą
w twarz. Z lewej ich strony, leciała już eskadra szelkowych statków. Tumitak machnął swoją bronią w
kierunku szelków a Kiletlok wykonał rozkaz kierując się na nich. Pośpiech był wskazany trzeba było ich
zniszczyć w pierwszym uderzeniu i nie pozwolić atakować im się z bliska ponieważ nie wiadomo jaka bronią
dysponują . Są przecież nadzieją dla tysięcy ludzi, którzy teraz czekali w lasach na północy od Kaymak.
Polecieli szybko Tumitak trzymał już swoją broń umieszczoną na dziobie statku. Gdy znaleźli się w zasięgu
rażenia swojej broni nacisnął spust i czekał. Przeszywał go strach jak wtedy w korytarzach przed laty.
Nadzieja zaczęła się już wymykać z umysłu ,przygryzł spieczone wargi a wtedy statek szelków potężnie
eksplodował poczuł to na własnej skórze choć odległość była spora. Wymierzył swoją broń w następne statki
powietrzne szelków a one eksplodowały, niewiarygodnie, jeden za drugim, buchały płomieniami i rozpadały
się na kawałki. Po kilku minutach powietrze było już wolne od nich .Loorianin skierował swoją broń na
ziemię. Statek był teraz nad najbardziej zaludnioną częścią miasta .Szelkowie zdali sobie sprawę, że zdarza
się coś niesamowitego. Tumitak zamiatał swoją broń szeroko jak umiał. Daleko na horyzoncie, druga długa
smuga dymu pokazywała gdzie Datto dobrze naśladował Tumitaka. Mutasa krzyknął podekscytowany.
-Patrz tam poniżej fabryka gdzie produkują energopręty. Musimy zniszczyć to miejsce gdzie zginęło tysiące
zniewolonych Kraylingów.
Na moment Tumithak zawahał się czy zaakceptować propozycje Mutasy. Na dole pod fabryką mogli być
jeszcze Arzanie.
-Są pewnie bardzo głęboko zniszczymy tylko górę a po bitwie wyciągniemy ich – pomyślał .
Nastawił swoje instrumenty , przygarbił się i wycelował. Fabryka zniknęła w tumanach kurzu, prawie
natychmiast . Chmura rozprzestrzeniała się szybko nad ziemią. Pierwszy dotarł odgłos eksplozji a potem fala
uderzeniowa walnęła w statek z potężna siłą.
-Szybko, Kiletloku w górę mocno! -
Ale uniknięcie konsekwencji tego pochopnego czynu nie było takie proste. Statek zmiotło do tyłu jak
suchy liść na wietrze . Kręciło nim okropnie a jego lekkomyślni pasażerowie próbowali złapać się
czegokolwiek. Kiletlok został zrzucony ze swojego miejsca a jego próby powrotu były daremne. Mutasa leżał
gdzieś w kącie ogłuszony. Jedynie Tumitak zachował swoje miejsce, uparcie trzymając się oburącz słupka.
Przez okno zobaczył ziemię która wirowała w kółko i stawała się coraz bliższa i bliższa. Horyzont nagle się
ustabilizował się i zdali sobie sprawę, że zaraz się rozbiją. Statek runął na ziem ale w ostatniej chwili,
odzyskał równowagę, wpadając w poślizg. Nastąpiło zgrzytanie ,szarpanie i odgłos darcia blachy o ziemie.
Tumitak został wyrzucony z miejsca jak z katapulty i wyrżnął głową w okno, ogłuszyło go . Kiletlok i Mutasa
też byli niezle poturbowani ale wszyscy żyli . Krajobraz był nie do opisania . Z miejsca gdzie stali
rozpościerał się widok na pogorzelisko gdzie zaledwie kilka minut wcześniej było miasto. Dym wydostawał
się z pęknięć i szczelin w skałach i tylko powyginane blachy i kawałki dźwigarów mogły świadczyć że kiedyś
było tu miasto z wieżami do nieba. Całkowity mrok jaki nastąpił spowodowany był przez kurz i dym przez
który słońce ledwie się przebijało. Ich trójka stała zaszokowana tym obrazem zniszczenia a następnie
ruszyła w kierunku, który wydawał się najprawdopodobniej być północą. Powoli szli naprzód pokonując
wzgórza kamieni i zgliszczy. Przemierzyli półtorej mili aż wreszcie, gramoląc się przez olbrzymi grzbiet ruin,
stanęli oko w oko z szelkami którzy umykali z miasta. Bestie nie miały bladego pojęcia co mogło
spowodować ten holocaust . Zobaczyli trzy dziwne postacie człowieka z korytarzy, Krayling i mogą , połączyli
to jakoś w ich umysłach ze zniszczeniem miasta. Chociaż byli nieuzbrojeni, zaatakowali od razu z
pewnością, które zrodziło się przez dwa tysiąc lat dominacji nad człowiekiem.Tumitak był pewny siebie, nie
może dopuścić by zginąć tu i teraz. Szedł śmiało do przodu choć szelków było ośmiu albo dziewięciu . Był
całkiem pewny że Kiletlok i Mutasa stają za nim, dopiero krzyk Kiletloka dochodzący z daleka uświadomił mu
że został sam i było już za późno. Odwrócił się, i zobaczył szelków idących na niego. Przyjął postawę,
nieruchomy pozornie pewny siebie, ale w duchu zastanawiał się nad sposobem wyjścia z tego kłopotliwego
położenia. Szelkowie walczyli bardzo rozwiniętą technologicznie bronią którą przywieźli z Wenus ,o walce
wręcz dawno zapomnieli. Pierwszy skoczył na niego rąbiąc na oślep swoimi dziesięcioma kończynami .
Tumitak nie mógł pomyśleć o żadnej lepszej obronie niż tą którą użył u Arzan w fabryce. Chwycił więc
kończyny szelka szarpnął bestie na siebie i wyprowadził cios z pięści prosto w bezwłosą głowę . Następnie
założył silny uścisk wykręcając kończyny, szelk krzyczał w męczarniach. Jednakże, trzech kolejnych szelków
doszło już do walczącej pary. Zaatakowali od razu. Tumitak był ogarnięty siłą kilkunastu kończyn, prawie
pochowany pod nimi. Kiletlok patrzył z zakłopotaniem na Mutase z daleka widział jak Thumitak walczy pod
masą szelków .Stał sparaliżowany zakorzenionym od wieków strachem a sytuacja Tumitaka stawała się
beznadziejna.
-On jest moim Panem- Po sekundzie odwrócił się i zaczął biec w kierunku miejsca walki. Nie zrobił wiele
kroków gdy usłyszał że Mutasa biegnie za nim.
-Kraylingowie też go nie opuszczą-
Jeden z szelków docisnął ramię Tumitaka do gardła dusząc go. Rzeczy zaczęły się wirować wokół niego, i
prawie stracił przytomność gdy nagle Kiletlok ratując go odciągną bestie od niego. Nagle twarz szelka zrobiła
się czarna i spłonęła. Bestia upadła klekocząc.
Wszyscy napastnicy odpadali od niego i jeden za drugim uciekali wdrapując się po nierównym terenie ale
równie szybko umierali płonąc żywym ogniem . Tumitak obrócił się zaskoczony tym obrazem i zobaczył że
nieopodal wylądował statek a w jego drzwiach stał przykucnięty Datto z miotaczem ognia w rękach .Na
pokładzie był też Topf i Gastofac.
-Myśleliśmy że zginąłeś Panie- powiedział ze łzami w oczach Gatto głosem który Thumitak wcześniej nie
słyszał.
Topf położył swoją rękę na ramieniu Tumitaka i rzekł ze szczerością .
-Dziękować Wysokiemu, że zostałeś oszczędzony aby obejrzeć zwycięstwo- Tumitak stał w osłupieniu.
-Zwyciężyliśmy?- zapytał, próbując utrzymać drżący głos.
Datto uśmiechnął się szeroko ukazując biel swoich zębów .
-Zwycięstwo! Możemy okrzyknąć cię Panem Kaymak, choć większość to ruiny. Stu shelków ucieka jeszcze
na południe.
Oczy Tumitaka wciąż miały bitewny wyraz .
-Dołączmy więc do naszego wojska- powiedział – musimy uczestniczyć w bitwie do samego końca.
Drzwi maszyny zamknęły się a statek wolno wzleciał w górę kierując się na południe.
KONIEC