Tumithak i Spadek Starożytnych
By Charles R. Tanner
Tłumaczenie kameleon61
WSTĘP
Trzy tysiące lat temu, pierwszy człowiek wyłonił się z wnętrza Ziemi i przeciwstawiał się dominującej rasie
Szelków. Wojna między tymi dwoma gatunkami, która nastąpiła później unicestwiła tę dziwna nieziemską
cywilizacje .Dziś jednak, po wiekach, nauka i archeologia są na takim poziomie że możemy odtworzyć
legendy o pierwszych ludziach którzy walczyli z tymi bestiami. Już teraz wielu czytelników może przeczytać
wersje starej legendy "Tumithak z Podziemnych Korytarzy," o pierwszym człowieku który przeciwstawił się
dominacji Szelków. O pierwszej podróży na powierzchnię, i podboju miasta Kaymak, już powiedziano.
Teraz po przerwie przechodzimy do innej historii. Po wydarzeniach związanych ze zdobyciem Szem
legendy są pełne magii i cudów, dlatego autor uważał, że najlepiej będzie jak pominie historię podboju
innych miast. Na początku Loorianie i ich sojusznicy podbili ich w sześć, w jaki sposób, możemy tylko
powiedzieć, że nie wiemy. Więcej niż prawdopodobne,jest że wykorzystali tą samej broń, którą użyli do
podbicia miasta Szem. W połączeniu z naturalnym elementem zaskoczenia, najcenniejszej "broni" w tych
dni.
Opowiedzenie historii o tej kampanii teraz stało się możliwe. Czytelnik musi sobie wyobrazić, że
minęło pięć lat od podboju miasta Kaymak, a Tumithak włada imperium o powierzchni dawnych terenów
Minnesoty.
ROZDZIAŁ I - Porwanie
Jak okiem sięgnąć, dziwne budynki miasta rozciągały się na wszystkie strony. Budynki te nie były wielkimi
kamiennymi konstrukcjami Złotego Wieku , ani metalowymi wieżami Szelków, ani nawet potężnymi
budowlami z tworzyw sztucznych naszego obecnego świata. Nie, te budynki były ciekawymi hybrydami z
tego co zostało po zniszczeniu miasta Szelków i z tego co ludzie znali ze świata podziemnego. Przez wieki
mieszkali w długich, podziemnych korytarzach a co bardziej naturalne, gdy przyszli do życia na powierzchni,
symulowali, w jak największym stopniu, sposób życia, który znali. Gdy upadły wieże Szelków zostały one
rozebrane,a ich ogromne, metalowe ściany pocięte na płyty. Z nich zbudowano długie, niskie budynki,
mierzące około piętnastu metrów wysokości i tyle samo szerokości. Wnętrza miały tak długie jak ich stare
korytarze. Niektóre z największych miał nawet boczne odgałęzienia, przypominając trochę współczesne
ulice. Lud, który po nich chodził znacznie różnił się od tego, który dziesięć lat wcześniej, pogrążony był w
strachu ,wiele mil pod powierzchnią. Starszym osobom trudno było wytrzymać ogromne zmiany w stylu
życia, większość więc nadal mieszkała w korytarzach, choć nie tak już głęboko pod ziemią. Młodsi dumnie
stąpali ulicami, wiedząc że mają lepszą broń od Szelków. Nie odczuwali strachu i niepokoju związanego z
kolejnymi wyprawami przeciw bestiom.
Pewnego dnia pod koniec zimy, nieznany człowiek, ubrany w grubą szatę biegł ze strachem w oczach
jedną z ulic, w kierunku centrum miasta. Dwa razy został zatrzymany przez przechodniów, którzy próbowali
dowiedzieć się, o co chodzi, ale za każdym razem mamrotał coś niezrozumiale, wskazując na zachód.
Podbiegł w końcu do budynku w który mieszczą się biura administracyjne miasta, ale przy wejściu został
zatrzymany przez strażników. Próbował wejść na siłę ale żołnierze przyparli go do ściany i powiadomili
swego przełożonego. Gdy przybył, zdyszany posłaniec odzyskał kontrolę nad sobą i udało mu się wyjaśnić
przynajmniej część wiadomości. Oficer straży wyciszony słuchał podekscytowany. Chwilę później wszyscy
trzej biegli w dół budynku do głównego biura. Doszli do drzwi z symbolem głowy Szelka . Funkcjonariusz
zapukał, sekretarz odpowiedział i po chwili zwłoki, weszli.
W pokoju przy biurku siedział młody energiczny mężczyzna koło trzydziestki ,choć miał już całkiem sporo
siwych włosów zmieszanych z rudymi. Nosił złotą opaskę wokół głowy,ubrany w niebieską tunikę i kurtkę
przerzuconą teraz przez oparcie krzesła. Zmarszczki na czole świadczyły o nadmiarze obowiązków, z
którymi musiał borykać się sam. Oficer otworzył usta by przemówić ale posłaniec już rzucił się do biurka.
-Yofric uciekł! Porwał naszą Panią i jej syna! Poleciał na zachód! Wziął numer„37-emkę”.
Człowiek zza biurka spojrzał pytająco na oficera. Posłaniec wykrzyczał słowa niezrozumiale na jednym
oddechu. Jego słuchacz nie pojął sensu . Oficer, prawie tak samo podekscytowany, próbował wyjaśniać
-Mój Panie -Yofric ukradł machinę latającą, porwał Tholure i jej syna. Jest w drodze na zachód. Przez
moment Tumithak z Loor stał oszołomiony. Potem blady drżąc z gniewu i niepokoju,odwrócił się i zaczął
wydawać rozkazy.
-Przygotuj statek numer „21” do podjęcia natychmiastowych działań, Luramo - rzucił do oficera.
-Zamontuj wielki dezintegrator i długi miotacz ognia z oświetleniem. Znajdź Nikadura i Datto i powiedz im
żeby przyszli tu natychmiast - rzucił do strażników.
- Znajdź Kiletloka i Domnika przyprowadź ich do mnie -
- Posłańcu dziękuje Ci wracaj do domu -
Wylecieli jakby się paliło. Tumithak niecierpliwie chodził tam i z powrotem. Potem przywołał strażników.
-Dawajcie moją broń. Krótki miecz i miotacz ognia. Trzy plecaki z żywnością oraz apteczkę.
-Wyślijcie wiadomość do Luramy że na pokładzie „21” muszą być dodatkowe energopręty -
Mężczyzna wybiegł wykonać rozkaz. Kiletlok był pierwszy na miejscu. Mężczyzna, tak wysoki i tak szczupły,
że musiał być innej rasy . I była to prawda, bo Kiletlok był Mogiem , rasą wyhodowaną przez Szelków w
czasie inwazji. Wyszkoleni do polowania na mieszkańców korytarzy, przez dwa tysiące lat intensywnej
hodowli upodobnili się do ludzkiego odpowiednika chartów. Kiletlok urodził się w Kaymak i jako dorosły
mężczyzna zaczął służyć Thumitakowi po tragicznych wydarzeniach opisanych we wcześniejszej historii.
Loorianin wyszedł z Kiletlokiem.
-Yofric porwał Tholure i mojego syna - warknął
- Masz rację boję się. Moje wiara w ludzi zasłoniła mi jego prawdziwy obraz. Kiletlok potrząsnął głową i
zmarszczył czoło i powiedział.
-Podejrzewałem go że był Mogiem -
-Przyznaję - powiedział Tumithak – Jego włosy mnie zmyliły były oczywiście farbowane. Zawsze był
wdzięczny i lojalny od kiedy znalazłem go, zamarzniętego w śniegu.
-Wysłali go właśnie w tym celu i wiedzieli że to zrobi - stwierdził Mog
-Masz rację. Moja żona i syn będą prawdopodobnie ich zakładnikami. Szkoda że cię nie posłuchałem,
jesienią ubiegłego roku. Ale to już przeszłość.
-Poleciał na zachód. Pomyśl gdzie, Kiletloku? -Kiletlok zamyślił się.
-Może do Kuch-klaki mój Panie , albo do Knek-hept . Nie ,bardziej prawdopodobne jednak że do Kuch-klaki.
Weszli porucznicy Tumithak, Nikadur i Datto, już wiedzieli. Thumitak zaczął nie dając im możliwości
powitania go.
-Wy dwaj będziecie musieli przejąć kierowanie miastem. Ja ścigam Yofrica dopadnę go i zabije. Uwolnię
moją żonę i syna choćbym miał spalić wszystkich Szelków .
Żołnierz wysłany przez Thumitaka wrócił z bronią , zapiął mu miecz i miotacz ognia.
- Przyjaciele, ty Nikadurze, będziesz odpowiedzialny za sprawy cywilne. A ty , Datto, zajmiesz się obroną
miasta i wojną z Szelkami. Nie wiem, jak długo mnie nie będzie, ale pewnego dnia, powrócę z moja żoną i
synem. Przysięgam !
-Kiletloku będę potrzebował twojej pomocy i wiedzy na temat Szelków -
Pośpiesznie wyszli z budynku udając się w kierunku lotniska. Tu spotkali sługę Domnika . Był o stopę
niższy niż jego kapitan , szczupły ,że same kości było widać. Jego skóra miała ciekawy niebieski odcień , a
jego głowa otulona była warstwami bandaży. Domnik był jednym z dzikich z Ciemnych Korytarzach, jego
przodkowie, mieszkali w wiecznej ciemności, żyli wieki, nie widząc światła dziennego. Mieli więc oczy bardzo
wrażliwe na światło .Nie do zniesienia było dla nich światło słoneczne lub księżyca. Tak więc, choć Domnik
mieszkał na Powierzchni , jego zmysł słuchu jak u nietoperza i wrażliwość na zmiany temperatury pozwalały
mu egzystować na równi z widzącymi. Pośpieszył za Thumitakiem i Kiletlokiem na lotnisko. Wsiedli
natychmiast do machiny latającej i wystartowali udając się na zachód. Lecielii przez ponad godzinę a
Tumitak opowiedział Domnikowi co się wydarzyło. Kiletlok ciągle obserwował horyzont w nadziei ujrzenia
zdradzieckiego Moga. Pan Miasta i Korytarzy wiedział, że porywacz będzie musiał przelecieć przynajmniej
trzy razy tyle, co jego terytorium, aby dotrzeć do najbliższego miasta Szelków więc zapewne poleciał na
zachód , by szybciej dotrzeć do Kuch-klaki . Wtem Kiletlok wydał dziki okrzyk, i wskazał na mały punkcik na
horyzoncie.
- To z pewnością „37-emka”- eksplodował Tumithak -Żaden inny statek w całym kraju nie leciał by z taką
prędkością .
Nie było sensu gonić Moga. Skierowali dziób statku bezpośrednio na porywacza. I powoli odległość między
dwoma maszynami malała. Tumithak i Kiletlok obserwowali kiedy ich statek będzie w zasięgu ich ognia. Nie
zauważyli reakcji Domnika a on był coraz bardziej niespokojny.
-Spójrz na prawo, Panie . Wyczuwam inny statek-
Tumithak obrócił się natychmiast, ale ostrzeżenie Domnika nadeszło zbyt późno. Maszyna była praktycznie
w zasięgu miotaczy wroga i choć Loorianin skoczył natychmiast do dezintegratora było za późno. Promień
miotacza uderzył w amunicje nastąpił wybuch gorąca rozprzestrzeniający się w kabinie.
ROZDZIAŁ II - Inna rasa
Niezrażony tym, Tumithak strzelił w silnik statku nieprzyjaciela . Już z zadowoleniem oglądał jak spadają z
wybuchającym łoskotem gdy fala uderzeniowa uszkodziła ich własne skrzydło. Lewe skrzydło nie działało a
„37 -emka” zaczęła spadać. Na szczęście nie było lepszego lotnika w całym kraju niż Kiletlok. Udało mu się
jakoś ustabilizować maszynę w powietrzu, a następnie znalazł miejsce z dala od drzew i bezpiecznie
wylądował. Wszyscy trzej byli trochę posiniaczeni, ale zwichnięć lub złamań kości nie było. Było to
terytorium Szelków, tego byli pewni dlatego zniszczenie dezintegratora było sprawą pierwszorzędna.
Dezintegrator odkryty męczeńską śmiercią Zar-Emo, kapłana Tainów, miał zdolność uwalniania całej energii
zgromadzonej w energoprętach. Tak długo, jak tylko ludzie posiadali tę tajną broń, mieli przewagę nad
Szelkami. Gdyby zdobyli ją wrogowie przyszłość byłaby straszna .
Rozebrali dezintegrator całkowicie, jak to tylko było możliwe. Domnik zasugerował by części zakopać
osobno w kilku miejscach z dala od siebie. Nie było praktycznie żadnej szansy, żeby Szelkowie znaleźli je
wszystkie i złożyli do kupy . Następnie po demontażu z miotaczami ognia ,wyruszyli do rozbitego statku
Szelków. Nie było daleko. Zbliżyli się szybko zastanawiając się czy Szelkowie na pokładzie są martwi. Nie
było jednak żadnych oznak życia.
-Domnik- powiedział Tumitak -Czy twoje uszy słyszą coś we wraku?
Domnik dał znak do milczenia, a oni wstrzymali oddech. Przekrzywił głowę na bok a jego cały umysł
skoncentrował się na słuchaniu.
-Ktoś oddycha- oznajmił po chwili -Ciężko, świszcząco jak przestraszony człowiek nie jak Szelk.
Tumithak i Kiletlok mrugnęli niepewnie.
-Myślisz , że to więźniowie- zapytał. Kiletlok wzruszył ramionami.
-Być może . Najlepiej, jak sami to stwierdzimy - odparł i śmiało pchnął drzwi do kabiny.
Tumithak spodziewał się wielkiego podmuchu ciepła z wnętrza statku ale było normalnie. Ze zdziwieniem
przywitali natomiast to co tam zastali. Stanowisko pilotów było kompletnie zniszczone. Dwa ciała Szelków
leżały kompletnie zmiażdżone i spalone , a w końcu kabiny odkryli poobijanego wciąż żyjącego człowieka.
Był to ogromny, gruby człowiek, tak wielki i tak okrągły, że Tumithak poznał go od razu. To był Esteta. Jego
rozmiar zdradził go zanim zauważył jego rzadkie złote włosy , zwisającą brodę oraz rozdarte potargane
jedwabne szaty. Tumithak pierwszy raz spotkał Estetów, podczas swojej historycznej wyprawy z Dolnych
Korytarzy Loor na Powierzchnie, przed dziesięciu laty. Grubi i głupi zajmujący się dekadencką sztuką
oszukiwani przez Szelków. Esteci byli niczym więcej jak bydłem ubojowym hodowanym dla mięsa i krwi.
Zazwyczaj byli trzymani w ekskluzywnych lochach , chociaż jeden lub dwa miasta, które Tumithak podbił
miały Estetów na Powierzchni. Esteta ukrył twarz w szatach, histerycznie płacząc na widok przybyszów.
Tumithak dał mu pogardliwego kopa w zad i kazał wstać. Kiletlok chwycił go za grube ramię i przytrzymał
na nogach.
-Dokąd poleciał statek?- spytał skąpo Tumithak. Gruby nie odpowiadał był spanikowany. Tumithak zadał
jeszcze parę pytań ale Esteta nie był wstanie odpowiedzieć. W geście obrzydzenia, Pan Szem i Kaymak
odwrócił się z zamiarem opuszczenia statku. Mog odepchnął grubasa powalając go na ziemię. Reakcja
Estety była zaskakująca.
-Nie zostawiaj mnie- zajęczał przeraźliwie ze strachu- Proszę, nie zostawiaj mnie! -
Tumithak warknął z niesmakiem, ale jego umysł analizował i zastanawiał się, czy stwór nie mógłby się do
czegoś przydać. Przecież Kiletlok, jeden z najbardziej zaufanych wojowników Tumithaka był Mogiem, który
był niezastąpiony a kiedyś ścigał ludzi. Teraz jest wiernym i cenionym pomocnikiem od prawie pięciu lat.
Może grubas nie będzie aż tak bezwartościowy . Zwrócił się do Domnika.
-Zabierz go i sprawdź czy można go uciszyć-myśli Tumithaka biegły teraz do żony i syna .
-Trzeba iść szybko jak tylko nogi dadzą ponieść-myślał -a w tle słyszał kojący głos Domnika starającego
uspokoić histeryczny płacz Estety. Wypadek maszyny zdarzył się popołudniu dlatego ciemność dogonił ich w
lesie kilka kilometrów na zachód od miejsca katastrofy. Wieczór był chłodny, a Esteta, dzwonił zębami nim
noc się zaczęła. Doświadczenie przywódcy, nauczyło go do rozwagi. Kazał zatrzymać się na noc. Zebrali
stos kijów i podpalili ogniem z miotacza i zasiedli do posiłku . Kilka suchych herbatników , jedzenie bez
smaku z koncentratu, jaki nieśli ze sobą. Spokojny głos Domnika uciszył skutecznie buczenie Estety. Tylko
od czasu do czasu ten się dławił.
-Nazywam się Lornathusia- powiedział w końcu na przesłuchaniu Tumithaka. Ale kiedy Tumithak
próbował się dowiedzieć, skąd przybył, napotkał na ścianę milczenia . Korytarze Estetów w których się
urodzili były dla nich całym światem, a legendy o cudach Powierzchni, gdzie mieszkał Święty Szelk były dla
nich wiarą w lepsze jutro.
-Całe moje życie- jęknął -to kult naszego Świętego Pana. Byłem synem rzeźbiarza i szedłem w jego ślady.
Osiem lat temu ojca wezwano na Powierzchnię. Obiecał mi, że jak będę dobrze pracował dołączę do niego
szybko a potem rozejrzał się z lękiem.
- Ale to tutaj nie wiem co to jest. Ja tego nie rozumiem-wyszeptał
- Uczono mnie, jak wszystkie dzieci mojego narodu, że miasta są ogromne, pałace Szelków są piękne jak
marzenia . Kiedy wczoraj nadeszła wiadomość że mamy być w transporcie na Powierzchnie byłem
szczęśliwy .Kiedy wyszliśmy z lochów na Powierzchnie, widząc dziwne wieże z metalu ,trochę byliśmy
zaskoczeni.
-A potem !- omal nie krzyknął z rozpaczy. Domnik znów uspokajał grubasa. Kiedy był gotowy, aby znów
mówić, Tumithak uprzedził go.
- Dobrze, wiemy co się stało dalej tłuszczu -powiedział-
- Szelkowie zabili twoich towarzyszy , upuścili im krew i przygotowali ich do spożycia . Ale dlaczego
oszczędzili Ciebie? Lornathusia wpadł w histeryczny płacz.
-Nie wiem . Ja nic nie wiem. Nic. Gdzie są wspaniałe pałace o których mnie uczono? Gdzie są moi bracia ,
ojciec i przodkowie, o których myślałam, że żyją tu szczęśliwie? Gdzie jest Święty Szelk którego czczą
nasze dzieła? Kim są te złe bestie które zabijają i pożerają ludzi.? Kim jesteście wy co zabijacie Szelków ?
Och, mój świat jest całkowicie zniszczony a ja jestem zagubiony w korytarzach demonów i szaleństwie.
Ukrył twarz w ramionach, ale Tumithak, gestem, nakazał mu słuchać.
-Słuchaj. Może nie jestem malarzem i rzeźbiarzem ale jestem człowiekiem i przyjacielem wszystkich ludzi.
-Szelkowie, zabili twoich ludzi którzy są teraz martwi w rozbitym statku-
- Słuchaj mnie teraz uważnie. Jestem Tumithak Pan Loor , Yakry i wszystkich Dolnych korytarzy. Jestem
wodze miasta Szem i opiekunem Tainów , zdobywcą Kaymaku i sześciu innych miast. W ośmiu miastach na
Powierzchni, zamieszkanych przez ludzi, nazywają mnie Panem i Wodzem-
Domnik siedział ze skrzyżowanymi nogami na zimnej ziemi, uważnie słuchając słów Pana . Kiletlok, którzy
słyszał już tą historie co najmniej kilkanaście razy, i znał ją prawie na pamięć, ale słuchał z szacunkiem.
Mówił o swoim dzieciństwie spędzonym w głęboko ukrytych lochach i korytarzach Loor, powiedział o
znalezieniu starożytnej księgi, która dała mu pierwsze pojęcia o tym, że ludzie kiedyś rządzili Powierzchnią i
walczyli z Szelkami. Opowiedział jak odbył długą podróż na Powierzchnię by zabić pierwszego Szelka i jak
zrealizował swoje marzenie. Opowiedział, jak jego ludzie wybrali go wodzem a on poprowadził ich na wojnę
z Szelkami zdobywając miasto po mieście , rozszerzając swoje terytorium. Opowiadał o dezintegratorach
broni skonstruowanej przez ludzi dającej im przewagę. Niewiadamo czy Lornathusia zrozumiał wszystko
,choć mówili tym samym językiem ale wychowani byli w innych warunkach. Tumitak zaproponował mu
przyłączenie się do niego ,ten chętnie zgodził się przyrzekając mu służbę . W ten sposób zdobył nowego
zwolennika.
ROZDZIAŁ III - Nocna Bestia
Tumithak zdał sobie sprawę, że jego przyjaciele potrzebują odpoczynku. Kazał im się położyć i odpocząć.
Sam siedział zadumany w ciemnościach, myśląc o żonie i synku .Wyczerpany Tumithak zasnął głęboko
zmęczony przeżyciami ostatnich parunastu godzin. Nagle coś delikatnie dotknęło jego plecaka w którym miał
żywność i leki . Z ostrym krzykiem wstał , istota, która go dotknęła była czworonożnym cieniem, który
skoczył ze skowytem z powrotem w gęsty las. Krzyk Tumithaka, w połączeniu ze skowytem zwierzęcia,
wystarczył, by postawić Kiletloka natychmiast na nogi. Obudził się również Domnik. Tumithak stał, wpatrując
się w cień, próbując przebić mrok. Kiletlok zwrócił lufę miotacza i trzymał w pogotowiu. Domnik wciągał
nosem powietrze i niecierpliwie słuchał. Po chwili usiadł trochę zdziwiony i zaczął jęczeć i podrabiając
odgłosy szczekania. Tumithak obniżył swoją broń i patrzył na niego ze zdziwieniem, gdy nagle mały
człowiek zerwał się i skoczył w kierunku w którym uciekło tajemnicze stworzenie. Kiletlok spojrzał na swego
pana z zakłopotaniem.
-A tego co opętało ?-zapytał
Tumithak wytężył słuch, starając się usłyszeć, co dzieje się w lesie. Przypomniał sobie stare czasy gdy
dawno temu, gdy po raz pierwszy prowadził Loorian i Yakran z najgłębszych lochów i korytarzy. Spotkał na
drodze na powierzchnie, niewidome dzikie czworonożne stworzenia, będące sojusznikami Szelków,
nazywane dzikimi psami. Zdał sobie sprawę, że zwierzę, które zbliżył się do niego to właśnie mogło być
ono.
-Wraca- powiedział nagle Kiletlok .
-To oni? -Tumithak bystro spojrzał na Moga. Słyszał odległy ruch w lesie. Później, ukazał się w Domnik niósł
ogromną chudą ,płową bestię ,najwyraźniej nie przerażony.
-To pies przywódca- powiedział- moi ludzie kiedyś też takie mieli .Od wieków żyły wspólnie z nami w
ciemnościach. Głód go zmusił do desperackiej próby zdobycia posiłku.
Tumithak spojrzał na stworzenia pogardliwie. Wyglądało żałośnie z obszarpanymi uszami , raną na jednym
boku z jakiejś niedawnej bitwy i żebrami prześwitującymi spod skóry. Gdy jednak Loorianin zajrzał głęboko
w jego oczy pogarda uschła i stopniała w sekundzie. Oczy istoty były duże, ciemne, i pełny wyrazu.
Wydawały się błagać o jakąkolwiek pomoc. Tumithak odwrócił spojrzenie od psa i powiedział do Domnika.
- Ta istota mówi oczami zamiast swoim językiem – powiedział- nie wiem czy ma jakąkolwiek wartość-
- Proszę zabierz go Panie- odpowiedział mały człowiek – A obiecuje ci, że umrze za Ciebie w zamian za
jedzenie i sporadyczne słowo pochwały. Zabierz go a nigdy tego nie pożałujesz-
Popatrzył z nadzieją na Pana Loor. To było wielkie wydarzenie, które nastąpiło w życiu Domnika od wielu lat.
A kiedy Tumithak dał swoją zgodę, szary człowiek padł na kolana i uścisnął szyje istoty przy wyciu i
gruchaniu ,Tumithak był pewny, że Domnik rozmawiał z bestią w jej własnym języku.
Domnik zaczął wyciągać coś z paczki i przed zdumionymi oczami Tumithaka, zaczął karmić istotę . Dał jej
znaczną część swego przydziału. Przesiedzieli kilka godzin a Domnik opowiedział historię o rzadkiej
lojalności i inteligencji istot . Gdy pojawiły się pierwsze ślady świtu , Tumithak i jego towarzysze zaczęli
kontynuować swoją podróż na zachód.
Przed popołudniem przebyli jakieś dziesięć mil i stawali się bardziej ostrożni, wiedzieli, że są już niedaleko
miasta Szelków. Ale to nie efektów ponieważ Szelkowie uprzedzeni przez Yofrica zdążyli już zastawić
pułapkę. Mog, gdy tylko przybył do Kuch-klaki, zrelacjonował bitwę, którą zobaczył w oddali. Szelkowie i
Mogowie przygotowali zasadzkę kilka mil na wschód od miasta. Okrążyli ich klekocząc i gwiżdżąc zaciskali
powoli pierścień a potem rzucili się na nich ze wszystkich stron. Tumithak i Kiletlok chwycili miotacze i
zaczęli beznadziejną obronę. Esteta, jak można się było spodziewać zakwiczał i rzucił się na ziemię i drżał
jak olbrzymia masa galarety . Pies warknął groźnie i już chciał skoczyć do przodu, jeżąc się ze złości. Bez
wątpienia, rzuciłby się na wroga i umarłby bezużytecznie pod ogniem miotaczy gdyby Domnik nie położył
swojej ręki na jego szyi i uspokoił go. Działanie Szelków było dziwne. Tumitak znał zwykłą metoda ataku
,teraz, jednakże, po raz pierwszy, zobaczył Szelków i Mogów, walczących ostrożnie. Nie rzucali się do
przodu, choć mieli przewagę ale szukali ochrony drzew i kamieni. Jeszcze dziwniejszy, było to że starali się
uniknąć sprawiania im bólu . On i Kiletlok bronili siebie i swych towarzyszy mężnie. Roztrzaskiwali drzewa
za którymi kryli się napastnicy i palili na popiół.
-Oni nie próbują nas zabić, Panie,?- Kiletlok wymamrotał zdziwionym tonem -Coś planują -
Tumitak przyłapał jednego z Szelków na wymachiwaniu nad swoją głową ciekawą bronią, która składała się,
z metalowej kuli na długim sznurze. Wysłał podmuch ognia w tę stronę patrząc z zadowoleniem na zwęglone
i palące się ciało Szelka. Wcześniej zobaczył jednak czym ten machał a potem usłyszał krzyk Kiletloka
oplątanego tym długim sznurem . Tuzin Szelków rzucił się na ludzi machając i rzucając sznurami. Tumithak
walczył ze sznurami owijającymi jego ciało. Na próżno próbował przeciąć je ogniem z miotacza , wydawały
się być zrobionym z jakiegoś włókna twardego jak kamień. Rzeczywiście utkane były z azbestu. Cała grupa
szybko znalazł się w rękach Szelków. Mogowie działali według precyzyjnego rozkazu. Ostrożnie spętali
więźniów ,nawet psa który ich pogryzł. Ktoś rozkazał im dostarczyć jeńców całych i zdrowych .Mogowie
wiedli ich przez lasy do miasta Kuch-klak.
Kuch-klak było średniej wielkości miastem, prawdopodobnie mające populację trzydziestu może
czterdziestu tysięcy mieszkańców. Kilka mil kwadratowych metalowych wież rosnących pod szalonymi
kątami, połączonymi linami, z ubogą roślinnością na ziemi. Pośrodku stała wieża gubernatora ,służąca jako
rodzaj budynku administracyjnego. Gubernator został poinformowany o przybyciu jeńców i zszedł w dół po
labiryncie lin. Klekocząc rozkazał rozwiązać ich, następnie odczekał kilka chwil by doszli do siebie. Tumithak
leżał przez moment odzyskując siły a potem wstał wolno. Mogowie szarpnęli innych by również wstali.
Wtedy Szelk przemówił w ludzkiej mowie brzęcząc i klekocząc.
-Ty jesteś Tumitak człowiek który zatriumfował nad sześcioma Miastami? -
Oczy Tumitaka obserwowały pomieszczenie, nie opuszczając niczego. Jego ciało było spięte, gotowe
natychmiast skorzystać z najmniejszej szansy ucieczki.
- Jestem wodzem ludzi , którzy powstaną przeciwko Tobie obrzydliwy pająku- rzekł
Gubernator beznamiętnie wzruszył ramionami.
-Jeśli jesteś wodzem pewnie wiesz co się stało z twoją rodziną- twarz Tumitaka pobladła.
-Lepiej dla was żeby im nic nie było-
Szelk uśmiechnął zaciskając wargi.
-Nie interesujemy się twoją żoną i dzieckiem, byli tylko przynętą. Jesteś zakładnikiem, którego pragnęliśmy
złapać. Yofrica wysłałem by cię szpiegował , mówi że ludzie uwielbiają cię jak Boga. Więc Cię uwięzimy i
zagrozimy twoją śmiercią chyba że twoi ludzie wrócą do korytarzy z których przyszli!
Tumithak prychnął.
-Wybiorą innego wodza i będą walczyć dalej. Myślisz, że ludzie przestaną ponieważ ich wódz zginął. -
Patrzał na Szelka śmiało, ale w swym sercu miał wątpliwości. Nie był pewny, czy jego ludzie kontynuowaliby
jego dzieło. Chytry stary Szelk nie dał się oszukać. Zachichotał brzęcząc i wymówił kilka słów do swojej
grupy.
-Naiwny jesteś ale bardzo ważny wśród ludzi - Shelk wzruszył ramionami.
-Wysłać ich do więzienia . Żonę i syna wyślij do Yofrica zasługuje na jakąś nagrodę-
Ta ostatnia uwaga, rozzłościła Tumithaka. Wyrwał się dwóm Mogom i skoczył nieuzbrojony na gubernatora.
Mogowie i Shelkowie rzucili się na niego i ponownie związali. Razem z jego towarzyszami powiedli ich
labiryntem miasta prosto do więzienia. Więzienie było to dołem, mającym pięćdziesiąt stóp średnicy i tyle
samo głębokości. Połyskujące ściany świadczyły o tym że został zrobiony dezintegratorem .Na dole na
gliniastej glebie wyrosły krzaki ciernia będące ich jedynym schronieniem. Mog zapiął linę pod ramionami
Tumitaka i spuścić go do dołu. Następnie, jeden za drugim, zrobił to samo z innymi . Potem rozkazał im
rzucić liny. Gdy tego nie zrobili użył miotacza i je spalił . Nie były zrobione z azbestu dlatego szybko spłonęły.
Mogowie odeszli.
ROZDZIAŁ IV - Tumithak uwięziony
Gdy ostatni Szelk zniknął z oczu Tumitak zaczął staranne badanie dołu. Z Kiletlokiem, omówił ich kłopotliwe
położenie i możliwości ucieczki. Nawet Domnik i Lornathus włączyli się do rozmowy w nadziei, że któryś z
nich na coś wpadnie. Rozmawiali jakieś dziesięć minut gdy któryś z Szelków uniósł swoją głowę ponad
brzegiem dołu i przyjrzał się im krytycznie. Stał przez chwile zanim się przekonał, że wszystko jest w
porządku. Odszedł w końcu ale inny wrócił za dwadzieścia minut kontrolując ponownie dół. Sytuacja
wydawała się kiepska a prostota miejsca uniemożliwiła ucieczkę. Dni mijały a niepokój Tumithaka przerodził
się w gniew.
W szósty dzień przyszło rozwiązanie. Dręczyli swoje mózgi na próżno by znaleźć jakąś drogę ucieczki i
niechętnie spoglądali w górę, na strome ściany. Rozwiązanie pokazał im pies który dostawał więcej jedzenia
niż potrzebował. W charakterystycznej, psiej modzie, chował nadmiar jedzenia wykopując dołek. W pewnym
momencie stał się szalenie podniecony i zaczął szukać entuzjastycznie przy glebie, jęcząc i szczekając na
przemian wzywając ludzi by mu pomogli. Domnik i Lornathus, pośpieszyli zobaczyć co odkrył. Po chwili
Domnik był również podniecony jak jego zwierzę. Stanął przed Tumithakiem czekając na pozwolenie.
Tumithak przytaknął.
-Dziura, panie! - wyjąkał- Nasz pies znalazł głęboką dziurę a za nią korytarz.
Tumithak uradowany odkryciem miał już pędzić w miejsce znalezione przez psa gdy zdał sobie sprawę, że
zaraz nastąpi czas kontroli.
-Odciągnij tę bestię od dziury , Domnik! -rozkazał. Domnik zawołał psa po imieniu.
-Kuzco! - pies podniósł głowę i zajęczał w skardze, Domnik zawołał ponownie i pies zostawił dziurę. Kiedy
strażnik przybył i spuścił wzrok do dołu, cała grupa leniuchowała .
To był mały dół, o średnicy siedmiu cali , szczęśliwym trafem znajdująca pod jednym z postrzępionych
krzaków ciernia. Dziura rozszerzała się ku dołowi. Rzucili kamień w dół, głuchy odgłos odezwał się po
chwili . Tumithak zmarszczył brwi.
- Niezbyt głęboka - powiedział, z jakimś żalem. Możemy ją poszerzyć a potem spróbować się opuścić.
Wzięli się do pracy i po wyjęciu kilku garści ziemi, stwierdzili, że spokojniej można opuścić się w dół .Widać
było mnóstwo pustej przestrzeni . Skończyli powiększać dziurę gdy Tumithak ogłosił.
- Nadchodzi czas kontroli strażników musimy uważać -
Gruby Lornathusia, miał najwięcej misternie tkanych ubrań więc wzięto od niego trochę luźnych szat i drąc je
zrobiono kwadratowe nakrycie dziury. Zakryto ją szybko gałązkami z krzaka ciernia, i rozrzucono trochę
ziemi. Po czym wszyscy pospieszyli z powrotem na swoje miejsca, a kiedy strażnik nadszedł skontrolować
więźniów byli oni zajęci niewinną rozmową. Pomiędzy nieustannymi kontrolami skończyli w końcu
powiększać dziurę .
- Opuścimy cię Kiletloku, głową w dół jesteś najwyższy, może coś zobaczysz.
- Tam jest korytarz! Mamy niewiarygodne szczęście, gdyby wykopali dół głębiej ,pewnie by się na niego
natknęli.
- Moglibyśmy zrobić ze swojej garderoby liny -rzekł Tumitak -Może nawet ten korytarz prowadzi na
Powierzchnie.
-Ale jak, Pan Tumithak, uniemożliwimy Szelkom pogoń ? Ruszą za nami z miotaczami.
To był poważny problem, rzeczywiście. Bez broni i światła, na pewno daleko nie zajdą a ścigać ich będą
wszyscy Szelkowie .Trzeba w jakiś sposób opóźnić pościg. Wtedy, z najbardziej niespodziewanego źródła,
przybył pomysł.
- Myślę, że mogę pomóc w ucieczce -powiedziana Lornathusia.
Trzy pary oczu patrzało na niego ze zdziwieniem. Wszyscy o nim już zapomnieli . Rzadko oferował
jakąkolwiek propozycję.
- Myślisz, że możesz oszukać Szelków? Tumithak zapytał, niepewnie.
-Mam taką nadzieję - odpowiedział Esthetta
-Cała sztuka, Panie, jest, w pewnym sensie, oszukiwaniem. Realiści próbują kopiować naturę sztucznie,
impresjoniści próbują udawać uczucia i nastroje. Ja mam zdolność oddawania rzeczywistości w rzeźbie i
formowaniu martwej materii do kształtu i wyglądu żywych istot. Mógłbym zbudować z ziemi i gliny leżącej
wokół , formy przypominające nas we śnie. Tumithak był niepewny. Przez wieki, w korytarzach w których żyli
jego przodkowie pojęcie sztuki zostało zapomniane, i początkowo pomysł Lornatiusa wydawał mu się być
absurdalnym. Potem przypomniał sobie posągi, które zobaczył w Holach Estetów w górnej części korytarzy
i stał się bardziej zaciekawiony.
-Dziś wieczorem, po tym jak słońce zajdzie - ogłosił - zrealizujemy twój plan , nie mamy nic do stracenia.
Wszyscy będzie dłużnikami twojej sztuki, jeśli uda nam się uciec.
Zostało tylko czekać a południe w końcu się skończyło i zaszła noc. Ponieważ zrobiło się zimno czterech
ludzi i pies przytulili się do siebie, by było cieplej. Strażnik podszedł do dołu, poświecił w dół oglądając
więźniów ,uspokojony w końcu, obrócił się i odszedł.
-Kto pierwszy wejdzie, Panie?-
Zdecydowali o opuszczeniu Domnika. Tumithak był pewny że nie będzie żadnego niebezpieczeństwa w
korytarzu. Niewidomy był najmniejszy i mógł najłatwiej się prześlizgnąć przez otwór. Esteta pracował nad
rzeźba która miała go zastąpić.
-Trzeba będzie na nią założyć jakieś ubrania – pomyślał Lornathusia.
Tumithak i Kiletlok zaczęli związywać liny z własnej garderoby . Zostawili Estete ,który po omacku zbierał
ziemie i glinę. Po kilku minutach wrócili, patrząc w zdumieniu na dzieło powstałe pod pękatymi rękami
Lornathusia. Akurat zdążyli bo strażnik machnął swoim światłem w dół dołu, ale zobaczył tylko nieruchomo
śpiące cztery postacie . Następnie opuścili psa . Kuzco był zdenerwowany odkąd Domnik zniknął, i obawiali
się, że jakieś jego niespodziewane działanie może ich zdradzić. Kiletlok podążył zaraz za psem. Zostali
Lornathusia i Tumithak choć dla oczu Szelków cała grupa wciąż była pogrążona we śnie. Lornathusia zaczął
pracować teraz jak szatan. Przez następne dwadzieścia minut musiał uformować dwie postacie. Gdy
skończył Tumitak z trudem opuścił go do dziury następnie już chciał zejść sam gdy zobaczył, jak promień
oświetla brzeg dołu. Rzucił się pod krzak ciernia i przylgnął do ziemi błagając w duchu by go nie zobaczyli.
Światło omiotło zbocze ściany naprzeciw niego, zakołysało się tam i z powrotem w poprzek podłogi parę
razy , po czym stanęło na grupie uformowanych postaci . Na moment zawahało się . Szelk upewniał się, że
wszyscy są na miejscu. Nie zauważył krzaku ciernia, pod którym przykucnął Tumitak. Po chwili odszedł a
Tumitak wydał z siebie westchnienie ulgi. Nie marnując więcej czasu dołączył do swoich towarzyszy.
Korytarz był w środku całkowicie ciemny. Kiletlok i Lornathusia siedzieli cicho na podłodze i odezwali się
dopiero wtedy gdy Tumitak opuścił się dół.
-Gdzie jest Domnik ? zapytał Loorianin, próbując na próżno skupić oczy na czymś w gęstej ciemności.
Kiletlokiem wstrząsnął ostry śmiech.
-Gdzie on jest ?- odpowiedział- Chyba jest wszędzie. Pobiegł mrucząc coś do siebie chichocząc i
obwąchując wszystko.
-Czuje się jak w domu - wyjaśnił Tumitak . Urodził się w ciemnych korytarzach. Myślę, że po raz pierwszy od
wiele lat jest szczęśliwy.
Wtem gdzieś z boku odezwał się coraz głośniejszy głos Domnika.
-Cudowny ten korytarz, Panie. Jest wiele mieszkań na dole ale wszystkie wydają się być opuszczone.
Najdziwniejsze ,że wyjście z korytarzy wydaje się być gdzieś w dole .Lekki ciągu powietrza, czuć z dołu
korytarza.
Tumithak upewnił się że Domnik ma rację. Dał rozkaz do ruszenia wzdłuż korytarza. Domnik zasugerował,
żeby trzymali się za ręce a on będzie prowadzić . Ciemność uścisnęła całą trójkę,udzieliło im się uczucie
daremności i depresji. Szary człowiek przejął przywództwo grupy. Trzy pary oczu spoglądało ciągle na
czarnoskórego w nadziei na dostrzeżenie jakiegoś pęknięcia w przytłaczającej ciemności. Domnik wciąż
raportował o sytuacji trzymają ręce na ich ramionach. Nareszcie, po godzinach wolnego marszu ujrzeli
blask daleko ,w dole korytarza. Kiletlok krzyknął, radośnie.
-Jesteśmy na zewnątrz! Inni jednak dostrzegając jarzące się talerze, które rozświetlały korytarze nie
podzielili jego nadziei. Przeszli do korytarza gdzie światła wciąż świeciły. Domnik z żalem założył na oczy
swoje bandaże . Pośpieszyli się do przodu z nową nadzieją zwiększającą się wprost proporcjonalnie ze
wzrostem światła. Spodziewali się, że znaleźć ludzi ale niestety się rozczarowali. Przeszli milę albo więcej
wzdłuż oświetlonego korytarza bez ujrzenia żywej duszy. Następnie Tumithak zaczął przetrząsać siedziby
wzdłuż korytarza. Stwierdził, że były oświetlone, były w nich meble ale patyna wieków odłożona na nich
świadczyła że nie były używane od dawna. Niepokojące uczucie owładnęło Loorianinem, przypomniała mu
się długa droga korytarzami na Powierzchnie i ujrzenie swojego pierwszego Szelka. Tumithak zauważył że w
wielu mieszkaniach, układały się stosy z kurzu i kalcytu . Jedna ze stert ujawniła pół tuzina ludzkich zębów .
-Te stosy kurzu – powiedział wskazując. To pozostałości po mieszkańcach tego korytarza. Coś zabiło ich
dawno temu, tak dawno że ich kości skruszyły się do postaci kurzu.
- Ci ludzie nie wiedzieli nic o nauce Szelków -myślał -o miotaczach i dezintegratorach . Byli przesądni i
wierzyli w czary i duchy. Inteligentne bestie najechały ten korytarz i zabiły wszystkich mieszkańców.
Podeszli do poprzecznego korytarza i po chwili Tumithak zatrzymał się ze zdziwieniem obok tablicy na
ścianie. Dla innych była to jedynie dziwna ozdoba ale Tumithak bez problemu odczytał ją.
- Maszyny spożywcze - rzekł zdziwiony. To napisali moi ludzie . Skąd oni się tu wzięli w tym dalekim
korytarzu. Niemal sto lat przed przybyciem Szelków, rasa ludzka miała jeden język którym pisano w
wszystkich korytarzach. Prawdziwy cud czekał jednak na nich gdy gdy weszli do pomieszczeń gdzie stały
maszyny. Przed nimi były sterty zwęglonego kurzu ,tyle pozostało z ludzi , którzy je obsługiwali . Tumithak
zaczął sprawdzać maszyny produkujące żywność gdyż stawali się coraz bardziej głodni .Jedzenie było
niezbędne w dalszej podróży. Stwierdził z radością, że maszyny mają paliwo i minerały niezbędne do
produkcji żywności. Uruchomił maszynę i zadowoleniu usłyszał warkot silnika który wskazał, że maszyna
jest na chodzie. Ale moment później,warkot ustał i maszyna się zatrzymała. Tumithak zmarszczył brwi i
zaczął dokładniejsze badanie. Podziękował swoim gwiazdom, że jego ojciec był producentem żywności i
zmuszał Tumithaka by uczył się tego zawodu. Znał dobrze budowę maszyn (pomimo że nie wiedział
zupełnie o chemicznej stronie produktów), mimo to po jakimś czas doszedł do tego co było nie tak. Maszyna
zatrzymała się ponieważ brakowało siarki. Kamienie na których pracowała były przeważnie fosforanami, i
zapomniano wydobyć z nich siarkę. Ludzie tego korytarza prawdopodobnie zapomnieli sztukę czytania i nie
potrafili wprawić jej w ruch. Produkcja jedzenia stała się w tamtych czasach religijnym obrzędem a nauka za
czasem zanikała. Stopniowo zapominali technikę produkcji żywności która zależała całkowicie od nich.
Maszyny działały jeżeli dostarczyło im się niezbędne produkty. Pewnie nadszedł dzień gdy maszyny
przewierciły się całkowicie przez siarczek i kamienie siarczanu i stanęły na żyłach fosforanu. Wtedy się
zatrzymały i trzeba je było przenieść do innych obszarów bogatych w siarkę. Zasoby żywności malały wolno
a ludzie umierali modląc się, wokół maszyn. Tumitak i jego towarzysze szukali aż w końcu znaleźli kamienie
siarczanu w bocznych korytarza i dostarczyli je maszynom. Po wyprodukowaniu sześcianów spożywczych
zaczęli je pakować i tak dobrze przygotowani byli gotowi do dalszej podróży.. Domnik wciąż nalegał by iść
dalej w dół korytarza. Szli przez kilka godzin aż talerze światła na suficie zaczęły matowieć . Co jakiś czas,
wpadliby na jeden na drugiego. Po godzinie w końcu, półmrok stał się ciemnością i byli zmuszeni do wzięcia
się za ręce i zaufać Domnikowi kolejny raz. Szli dalej cicho po ciemku a co jakiś czas gdy Domnik naprężał
się i ściskał rękę Tumithaka. W końcu zatrzymał się i wyszeptał do ucha Tumithaka.
-Tam obok nas ktoś jest, Panie- powiedział łagodnie. Słyszę oddychanie poniżej korytarza.
- Co to może być? -zapytał Tumithak
-Trzyma się blisko ściany-odpowiedział niewidomy- Porusza się bardzo ostrożnie,na dwóch nogach. Dziwne
ma chyba dwa pyski i robi nimi głębokie oddechy. . Domnik zaczął interpretować jego ruchy .
- Przestało się poruszać – szepnął. Wie że jesteśmy i schowało się w jednym z tych pomieszczeń. Minuty
mijały, a Domnik nadstawiał swe nietoperze ucho . Usłyszał ciężkie , stłumione oddychanie.
-Ta istota boi się nas i umknęła do tego mieszkania.
- Zostawmy ją w spokoju i chodźmy dalej- zasugerował przestraszony Lornathusia. Pokazali swoją pogardę
z jego tchórzostwa ignorując go, zaczęli iść do przodu. Podeszli do drzwi gdzie tajemnicza istota się ukryła
ostrożnie ,nie mieli żadnego zamiaru pozwalać jakiemuś dziwnemu potworowi zaskoczyć ich. Żadna istota
nie wyskoczyła do przodu , ale za to wyraźne słuchać było szloch. Tumithak i Kitetok zatrzymali się
zdziwieni jakąś niepewnością w dźwięku. Domnik, którego życie opierał się na dźwiękach wydał
niewiarygodny krzyk i gwałtownie wbiegł w drzwi mieszkania. Tylko Lornathusia przykucnął jęcząc oparty o
daleką ścianę korytarza. Domnik i Tumithak wpadli w pośpiechu w drzwi a światło rozbłysło na ich twarzach.
W tym momencie rozległ się kobiecy krzyk. Domnik zapłakał.
-Pani nasza pani !
Tumithak pognał do przodu i chwycił żonę w ramiona. Tholura śmiała się i płakała ,a ich mały synek
obudzony hałasem, patrzył na nich z radosnym zaskoczeniem.
ROZDZIAŁ V - Spadek Starożytnych
Przez następne piętnaście minut wywiązała się między nimi chaotyczna rozmowa. Tholura chciała naraz
opowiedzieć o wszystkich swoich przygodach, które ją spotkały od chwili porwania przez Yofrica. Krótko
mówiąc: była trzymana przez Szelków jako przynęta na Tumithaka a następnie wysłana do Moga, Yofrica.
Był on pewnego rodzaju mieszańcem, Moga czystej krwi i jakiejś innej rasy. Z tego też powodu oszukał
Tumithaka który myślał że jest on człowiekiem korytarzy . Sprowadził Tholure i jej syna do siebie i
postanowił starać się o jej względy. Kobietę napełniała nienawiść do Szelka. Przy pomocy udawanej
życzliwości do kolegi Yofrica ,nakłoniła tamtego by pomógł jej w ucieczce . Pewnej nocy gdy Yofric załatwiał
sprawy dla gubernatora daleko od miasta, przyniósł jej światło i paczkę jedzenia. Potem zaprowadził Tholure
z synem do jaskini na wzgórzu, mile za miastem.
-Tu cię opuszczę – powiedział- Muszę być na miejscu gdy Yofric wróci nad ranem. Niebezpiecznie byłoby
gdybyś próbowała przemierzyć te lasy, są pełne Szelków i Mogów. To wejście do korytarzy, spróbuj znaleźć
inne wyjście z niego to jedyna twoja szansa ucieczki . Jeśli ci się nie uda trudno, powiedziałeś, że śmierć jest
lepsza niż niewola u Yofrica. Tholura wzięła światło , torebkę z jedzeniem i weszła do jaskini. Po ćwierć mili,
doszła do olbrzymiej studni ze schodami wyciętymi w jej ścianach .
-Nigdy nie widziałam takich schodów- opowiadała Tumithakowi. Wiły się stromo w dół . Musiałem iść niemal
godzinę aż doszłam do korytarza na dole. Ten również był niezwykły , zamiast domów był pełen wielkich
półek wypełnionych księgami. Półki przykrywały każdą ścianę a ksiąg było tyle że przez sto lat nie
zliczyłabym wszystkich -Tholura mówiąc to karmiła synka .
Przy wzmiance o księgach, Tumithakowi zaświeciły się oczy.
-Mogłabyś zaprowadzić mnie do miejsca gdzie je zobaczyłaś ?- .-Być możemy woluminy te są wielkiej
wartości. Księgi są cudowną rzeczą. Jedna z nich zaprowadziła mnie do mojej pierwszej przygody i
uzmysłowiła, że ludzie mogą walczyć z Szelkami.
Tholura zapewniła go, że miejsce gdzie znalazła księgi jest niedaleko.
- Zbadałam korytarze ale nigdy nie pozwoliłam sobie odejść za daleko. Wiedziałam, że gdy się zgubie
mogę umrzeć z głodu .
Kilka minut później weszli do długiej sali gdzie ciągnęły się półki skalne.
Tumithak zdał sobie sprawę, że księgi te były stare, niewiarygodnie stare, jeszcze z przed Inwazji. Ich
strony wykonane były z wąskich tafli jakiegoś wytrzymałego metalu, który trwał przez wieki a mimo to
zaczynał korodować na brzegach. Takich stron jeszcze nie widział. Musiały zostać wydrukowane przez
przodków, którzy żyli na Powierzchni i walczyli ze Szelkami . Ironia była to że mieszkańcy tego korytarza,
zapomnieli sztuki czytania i pisania. Ostatecznie, ponieśli śmierć głodową a tajemnica ich ocalenia była
dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wiedza dostępna w księgach była zrozumiała tylko dla wielkich umysłów
Złotego Trzydziestego wieku ery przed inwazją! Oczywiście, Tumithak nie uświadomił sobie tego od razu.
Rzeczywiście, po godzinie przeglądanie woluminów zrezygnował z próby odnalezienia jakiejkolwiek książki,
która zwiększyłaby jego wiedzę o ludziach. A to z tej prostej przyczyny , że wpadł niestety, na dział o
matematyce wyższej. Po chwili, słyszał okrzyk radości Lornathusia. Esteta znalazł półkę z paroma tomami
ksiąg o pięknych oprawach . W środku były kolorowe ilustracje które spowodowały jego przyśpieszony puls.
Tumithak rzucił okiem na ilustracje a następnie, zaciekawiony, zaczął czytać podpis. Książka ta była
tekstem o podstawach astronomii, z ilustracjami mgławic, planet i satelity. Przedstawiała cudowne
teleskopy Złotego Wieku. Po trzecim woluminie zwiększającym zawiłość pomysłów Tumitak zrobił przerwę
by ochłonąć zdumienie. Podniósł swoją głowę i zauważył że Tholura i jego syn śpią,a Domnik i Kiletlok
siedzą po turecku pod drzwiami pilnują wejścia. Lornathusia dalej chłonął ilustracje z innej księgi. Głowa
Loorianina pękała od nagromadzonych myśli, z których tylko trochę rozumiał. Jego umysł był pełen podziwu
a, co ważniejsze, miał pragnienie by uczyć się więcej z podstaw wszechświata.
Grupa pozostała w bibliotece przez kilka dni podczas których Tumithak przeszukał i posortował stopniowo
informacje które go najbardziej interesowały. Zrobił kilka paczek z księgami, które zabrali ze sobą. Ruszyli na
w górę po niekończących się schodach którymi mieli nadzieje dojść na wolność. Często przystawali na
odpoczynek . Pies był niespokojny, Lornathusia, ze swoją ogromną wagą, zmęczony musiał zatrzymywać
się częściej , również Tumitak któremu ciążyły księgi . W końcu doszli do szczytu. Pies był zdenerwowany a
Domnik uspokajał szepcząc coś do ucha. Szary człowiek był pewien, że Shelkowie są albo byli niedawno w
korytarzu. Grupa niepewnie wyszła ze schodów, nie używając światła . Nagle zaskoczeni zostali
zaatakowani przez grupę Szelków i Mogów którzy wyskoczyli na nich z ukrycia z wyciem klekocząc.
Nieuzbrojona grupa nie mogła stawić oporu. Kuzco, był największym problem do wroga, gryzł ,drapał i
warczał nie dając się podejść. Jednak w końcu został położony, przez Mogów i spętany. Było tam dwóch
Szelków którzy zachęcali Mogów krzykami i gwizdkami do walki .Jego uwaga została jednak przyciągnięta
przez jednego z Mogów, który pozornie różnił się od innych, był nim Yofric! Trudno opisać uczucie jakie
ogarnęło w tym momencie Tumitaka .Walczył pomiędzy rozpaczą i nienawiścią do tej istoty która wydała go
dwukrotnie w ręce Szelków. Cenne księgi, musiały zostać przy wejściu do jaskini. Po walce poprowadzili ich
w górę w kierunku Powierzchni. Yofric, w nadmiarze złośliwości chodzić wzdłuż obok Tumithak poniżał go
rekompensując sobie swój kompleks niższości i groził co mu z nim zrobi najwyższy Gubernator Kuch-klak ,
gdy będą już na miejscu
-Ty dziki człowieku myślałeś że jesteś taki cwany i zdołasz uciec mnie Yofricowi , co ?- uśmiechnął się
szyderczo.
- Myślałeś , jestem wielki Tumithak i każdy musi się kłaniać przede mną. Ale ja, Yofric, wyciągnąłem cię z
twojej dziury, zrobiłem to raz, a teraz ponownie. Wziąłem twoją żonę i syna, i zabiorę jeszcze raz z
nienawiści do ciebie!
Kontynuowali drogę a w oczach Tumitaka tlił się blask gniewu . Nie zauważał pogardy Szelka który
popatrzył na niego a było to dla niego apogeum zwycięstwa. Podeszli do otworu jaskini i wyszli na światło.
Skądś daleko w drzewach, Tumithak usłyszał krzyk, był to krzyk człowieka. Szelkowie byli zaniepokojeni.
Krzyk powtórzył się a ktoś odpowiedział z przeciwległej części lasu.
- Wychodzą z jaskini. Na nich!
Mogowie wyciągnęli zza pasów baty i oszczepy, które były ich tradycyjnymi orężem. A Szelkowie swoje
miotacze ognia . Ale było za późno, Shelkowie już padali zwęgleni ogniem z miotaczy w rękach ludzi, którzy
nagle pojawili się zza kamieni i drzew . Byli to czarnoskórzy wojownicy Tumithaka , który dostrzegł ich z a
radością . Kraylingowie, pod wodzą Mutassy i Otaro, składający przysięgę wierności Tumithakowi jedni z
najlepszych wojowników. Trzeba przyznać szczerze że Mogowie walczyli mężnie. Jeden z nich nawet przejął
miotacz z ręki zmarłego Szalka i próbował go użyć . Ale nigdy nie trzymał takiej broni wcześniej, więc mało
mu pomogła. W ciągu dziesięciu minut walka zakończyła się, Shelkowie nie żyli, a Mogowie zostali
schwytani przez Kraylingów . Razem z nimi skrępowali Tumitaka i jego grupę ponieważ nie znali z widzenia
wielkiego Pana. Następnie zabrali ich do wodza, Mutassa oczywiście, rozwiązała Tumithak i innych z
przeprosinami. Tumithak śmiejąc się uciszył go.
-Wszystko zostanie wybaczone jeśli odpowiesz na moje pytania -
- Co robisz tu, i jakie są twoje plany? Czy przyszedłeś mnie ocalić ?
-Panie, to była ostatnia myśl która zrodziła się w naszych głowach . Gdy zostawiłeś nas, w Szem,
czekaliśmy wiele dni na wiadomości od ciebie. Wtedy przebył Mog, nieuzbrojony ,niosąc białą tkaninę,
przywiązaną do kija. Ta tkanina, oznaczał, że nie chce walczyć, ale rozmawiać. Powiedział nam, że
Shelkowie schwytali cię i zabiją chyba że wszyscy wrócimy pod ziemię . Powiedział nam, że pojmali również
żonę i twojego syna, i zabiją chyba że zdradzimy im tajemnicę dezintegratorów.
- I co im odpowiedziałeś, Mutasso?
-Mog wracał do Kuch-klaki dopiero następnego dnia. Wyszliśmy wcześniej by sprawdzić czy nie stała ci się
żadna krzywda . Tumithak wpatrywał się w niego, niedowierzający.
- Mutassa! To znaczy, że poszedłeś do Kuch-klaki przeciwstawić się im?
Krayling był strapiony.
- Wybacz mi Panie ! Jeśli bym wiedziałem, że żyjesz mogłem zacząć działać inaczej. Gdybym jednak
uwierzył Shelkowi myślałbym tylko z zemście.
Tumithak śmiał się z niezmąconej radości. Dziesięć lata, niósł ciężar, odpowiedzialności za ocalenie
ludzkości. Teraz miał nadzieję że inni znajdą moc do walki , zanim umrze. Byli wojskiem, wydajną,
uporządkowana armia ludzi, zdeterminowaną do wali z Szelkami pomimo , że sądzili, że Tumithak nie żyje.
Pan Loor śmiał się cały czas.
- Mutassa – powiedział. Daj mi silnych ludzi o sporych ramionach, których masz ze sobą . Wyślij ich do
korytarzy po paczki z księgami które tam znajdą. Daj rozkaz natarciu na Kuch-klak, wszystkim co mamy. A i
sprowadź mi tu Yofrica. Zamierzam podbić Kuch-klak, Mutassa, ale najpierw zabije Yofrica gołymi rękami.
I zrobił to.
W księgach Tholura odkryła, jak mogli projektować więcej broni i budować nową przeciwko Szelkom.
Zaczęli również z czasem przywracać wiedzę humanistyczną, naukę i sztukę.
Koniec
Copyright przez Rodzinę Charles R. Tanner 2008