Historyczna rzeczywisto
w muzyce
ść
wspó czesnej
ł
Mo na si dzi cz sto zetkn
z tendencj do rozpatrywania zjawiska kulturowo-
ż
ę
ś ę
ąć
ą
artystycznego – tak w sferze twórczej, jak i krytyczno-literackiej – w oderwaniu od jego
historycznych powi za , w oderwaniu od róde i tworz cych je elementów, ich
ą ń
ź
ł
ą
aktualnej przydatno ci i skuteczno ci, jak równie w oderwaniu od tkwi cych w nim
ś
ś
ż
ą
mo liwo ci rozwojowych, Traktuje si je wy cznie jako zjawisko samo w sobie,
ż
ś
ę
łą
manifestuj ce swoj specyfik w dok adnie oznaczonym momencie.
ą
ą
ę
ł
Odrzuca si nie tylko ca porz dkuj c prawid owo
historyczn , ale bezpo redni
ę
łą
ą
ą ą
ł
ść
ą
ś
ą
sam histori wraz z jej ewolucyjnymi i konstruktywnymi procesami. Zacytuj dla
ą
ę
ę
przyk adu fragment wiesza
ł
Essai sur Antonine Artaud Charbonniere’a:
JA, ANTONIN ARTAUD, JESTEM SWOIM SYNEM,
OJCEM, MATK
Ą
I SOB ;
Ą
NIWELATOREM BEZWYJ COWEJ DROGI G UPCA,
Ś
Ł
UWIK ANEGO W SID A
Ł
Ł
P ODZENIA,
Ł
BEZWYJ CIOWEJ DROGI OJCIEC-MATKA
Ś
I DZIECKO
Oto manifest zawieraj cy wyobra enie, e tym sposobem mo na otworzy
ą
ż
ż
ż
ć
ex
abruptonow er , w której wszystko musi by programowo „nowe”. Chce on niewielkim
ą ę
ć
kosztem przej
do rozpatrywania siebie samego jako pocz tku i ko ca, jako
ść
ą
ń
ewangelii.
Program ten przypomina anarchistyczne zamachy bombowe, tworz c fikcj
ą
ę
tabula
rasajako jedyn i ostatni mo liwo
, jako rozpaczliw reakcj na sytuacj historyczn
ą
ą
ż
ść
ą
ę
ę
ą
i wewn trzn , która wydaje si nie do przezwyci
enia.
ę
ą
ę
ęż
Ale osobliwie rewolucyjny rozmach tego programu ca kowicie zawodzi, gdy chce on –
ł
to jasne – poci gn
za sob przekre lenie istniej cych zjawisk, aby stworzy miejsce
ą ąć
ą
ś
ą
ć
dla zjawisk powstaj cych.
ą
Odrzuca nie tylko histori i tworz ce je si y, ale idzie nawet tak daleko, e widzi w
ę
ą
ł
ż
historii jedynie wi zy dla tak zwanej „spontanicznej wolno ci” twórczo ci.
ę
ś
ś
Koncepcje te opieraj si aktualnie na dwóch sformu owaniach teoretycznych o ró nej
ą ę
ł
ż
budowie, ale podobnych konsekwencjach: pochodz one od dwóch przedstawicieli
ą
kultury ameryka skiej: Josepha Schillingera (w istocie pochodzenia rosyjskiego)
ń
, i wywo a w ostatnich latach w Europie, bezpo rednio i po rednio,
ł ł
ś
ś
niejakie zamieszanie.
W Matematycznych podstawach sztuki na pocz tku I rozdzia u Joseph Schillinger
ą
ł
postawi nast puj ce sformu owanie, dotycz ce wolno ci i niewoli w sztuce:
ł
ę ą
ł
ą
ś
„
Je li sztuka chce zawiera poj cia wyboru, sprawno ci technicznej i wiadomego
ś
ć
ę
ś
ś
kszta towania, musi opiera si na podstawowych za o eniach, mo liwych do
ł
ć ę
ł ż
ż
udowodnienia. S one ju odkryte i sformu owane, dzie a sztuki mog wi c powstawa
ą
ż
ł
ł
ą ę
ć
na drodze naukowej syntezy. Istnieje jednak powszechne nieporozumienie co do
wolno ci artysty wyra aj cego samego siebie. aden artysta nie jest naprawd wolny.
ś
ż ą
Ż
ę
W trakcie pracy podlega on wp ywom chwilowego otoczenia i jest ograniczony do
ł
rodków materialnych, danych mu w danej chwili do dyspozycji. Gdyby by naprawd
ś
ł
ę
wolny, móg by przemawia swym indywidualnym j zykiem. W rzeczywisto ci mówi
ł
ć
ę
ś
jedynie j zykiem swego historycznego i geograficznego rodowiska. Nie istnieje
ę
ś
artysta, o którym by oby wiadome, e urodzony w Pary u, mo e wypowiedzie si
ł
ż
ż
ż
ć ę
bezpo rednio rodkami w a ciwymi Chi czykom z IV wieku p.n.e. Nie istnieje równie
ś
ś
ł ś
ń
ż
kompozytor, który urodzony i wychowany w Wiedniu, opanowa by z wrodzonym
ł
mistrzostwem jawajski gamelan.
Klucz do prawdziwej wolno ci, do oswobodzenia si od zale no ci lokalnych, to
ś
ę
ż ś
metoda naukowa”
Schillinger akceptuje wi c mocno powi zania cz owieka z jego otoczeniem
ę
ą
ł
historycznymi geograficznym, skazuj c je zarazem – jako przeszkod – na usuni cie.
ą
ę
ę
Gdyby jego stwierdzenie, e „ aden artysta nie jest naprawd wolny”, by o zgodne z
ż ż
ę
ł
rzeczywisto ci , nie mieliby my w historii adnej sztuki.
ś ą
ś
ż
Bo sztuka i wolno
s zawsze synonimami, gdy cz owiek w okre lonym momencie
ść ą
ł
ś
twórczego procesu historycznego wyra a sw wiadomo
, wol i swoje mo liwo ci
ż
ą ś
ść
ę
ż
ś
poznawcze, gdy ka dorazowo przyczynia si do dokonuj cego si w historii wiata
ż
ę
ą
ę
ś
procesu uwalniania.
Nawo ywania Schillingera do naukowej syntezy jako jedynej mo liwo ci tworzenia
ł
ż
ś
„wolnego” dzie a sztuki pozwalaj nam my le o produkcji seryjnej, w której do g osu
ł
ą
ś ć
ł
dochodz zasady naukowe, eliminuj ce zarazem kompletnie najbardziej
ą
ą
charakterystyczne w a ciwo ci dzie a: mianowicie jego si ywotn jako niezmienny i
ł ś
ś
ł
łę ż
ą
niezast piony przyczynek czasu powstania, jako znak czasu.
ą
Usi owania w kierunku doszukania si w twierdzeniu naukowym lub stosunku
ł
ę
matematycznym abstrakcyjnego schronienia, aby nie troszczy si o problem „kiedy” i
ć ę
„dlaczego”, odbieraj ka demu istotnie wa nemu zjawisku podstawy istnienia, podczas
ą ż
ż
gdy jego historyczna indywidualizacja – typowy dokument czasu – zostaje znów
ograniczona dogmatycznymi regu ami.
ł
Ale przestrzeganie schematycznych zasad (naukowych lub matematycznych) nie jest
nigdy cech dzie a sztuki, ale syntez – dialektycznym rezultatem zasady i jej
ą
ł
ą
urzeczywistnienia. A wi c: indywidualizacja w ci le okre lonym historycznym
ę
ś ś
ś
momencie, nie wcze niej i nie pó niej.
ś
ź
John Cage pos u y si inn metod , aby udokumentowa swoje ponadczasowe
ł ż ł ę
ą
ą
ć
koncepcje (nie wyja niaj c ich indyferencji wobec okre lonej sytuacji historycznej).
ś
ą
ś
Opiera on sw estetyk na sentencjach cesarsko-chi skiego „kr gu niebia skiego”.
ą
ę
ń
ę
ń
Wydaj si ona znakomicie przydatne dopóty, dopóki pomija si milczeniem fakt, e w
ą ę
ę
ż
epoce, której s dokumentem, mglisto
poj
historyczno-rozwojowych, zgodnych z
ą
ść
ęć
pe ni w adzy boskiej, nale a a do politycznego i religijnego programu panuj cej
ł ą ł
ż ł
ą
dynastii.
„
Kr g niebia ski” cesarstwa chi skiego jest poj ciem martwym, podobnie jak i jego
ą
ń
ń
ę
wewn trzna struktura. Historia zak ada a k am wszystkim odnosz cym si do niego
ę
ł
ł ł
ą
ę
dokumentom, demaskuj c je jako bezskuteczne próby absolutyzacji w asnego „ja”. Tak
ą
ł
by o np. z twierdzeniem dotycz cym Taitaro Suzuki, które przedstawi John Cage w
ł
ą
ł
swym artykule w jednym z numerów „Darmstädter Beiträge zur Neuen Musik” (1959):
„ y w wieku IX, lub w X, lub w XI, lub w XII, lub w XIII, lub w XIV, lub…” Podobnie
ż ł
statyczne pojmowanie czasu zawiera a koncepcja Sacrum Imperium Romanum, idea
ł
ł
pa stwa jako odbicia porz dku boskiego na ziemi z jego niezmienn hierarchi i
ń
ą
ą
ą
oczekiwaniem s du ostatecznego.
ą
Jednak e Ko ció , który zmuszony by do czenia idea u wiatowej pot gi z aktywn
ż
ś ł
ł
łą
ł ś
ę
ą
misj , nie móg tego idea u nigdy urzeczywistni . Takie zjawiska, jak powstanie zakonu
ą
ł
ł
ć
jezuitów w XVI wieku lub ksi
a-robotnicy w dzisiejszej Francji, s niekonsekwentnymi
ęż
ą
konsekwencjami, do których zmusi y nieprzekupne si y post pu.
ł
ł
ę
Podnosz c rzekomo z upadku my l europejsk , podsuwa si w istocie m odym
ą
ś
ą
ę
ł
Europejczykom w uprzejmej formie apatyczn rezygnacj : „to przecie wszystko
ą
ę
ż
jedno”, „ja jestem przestrzeni , ja jestem czasem”, jako moralne od wie enie, chc c w
ą
ś
ż
ą
ten sposób zatrzyma czas i oszcz dzi im odpowiedzialno ci przed histori , dla
ć
ę ć
ś
ą
niejednego zbyt uci
liwej.
ąż
T kapitulacj przed czasem, ucieczk od odpowiedzialno ci nale y rozumie tylko
ę
ę
ę
ś
ż
ć
jako ucieczk tych, których mniej lub bardziej ukryte ambicje absolutyzacji w asnego
ę
ł
„ja” zosta y pomniejszone przez histori i maj by w ten sposób uwolnione od
ł
ę
ą ć
hipertrofii poj cia czasu, która przesta a by ju teraz niebezpieczna. By mo e s dz
ę
ł
ć ż
ć
ż ą ą
oni, i w ten sposób b d mogli unikn
blama u przed czasem. Oto t sknota za
ż
ę ą
ąć
ż
ę
stanem naiwnej i bezwarunkowej niewinno ci, który wobec poczucia winy ma uchroni
ś
ć
od upewnienia si o swojej winie. Chc si wykupi od tego rodzaju potrzeb, nawet za
ę
ą ę
ć
cen w asnej aktywno ci my lowej – przy czym, oczywi cie, nie maj wiele do
ę ł
ś
ś
ś
ą
stracenia.
Poznanie swojej epoki i decyzja opowiedzenia si za ni wymagaj du o odwagi i si y.
ę
ą
ą ż
ł
Znacznie pro ciej jest schowa g ow w piasek: „Jeste my wolni, poniewa jeste my
ś
ć ł ę
ś
ż
ś
bezwolni, jeste my wolni, poniewa jeste my martwi, wolni jak kamienie, wolni jak
ś
ż
ś
niewolnicy swego pop du, którzy zostali wykastrowani; mówi c serio: jeste my wolni,
ę
ą
ś
poniewa sami przygwo dzili my si do deski znajduj cej si przed naszymi g owami”.
ż
ź
ś
ę
ą
ę
ł
Oto wizytówka tej mentalno ci; wizytówka jest istotnie nowa, ale mentalno
bardzo
ś
ść
stara, w sensie historycznym i medycznym. Mamy tu do czynienia ze skrajnie
reakcyjnymi i bezp odnymi konsekwencjami egotyzmu ostatnich stuleci, które obecnie
ł
zdemaskowane, odurzy y europejskie my lenie po to, aby je rzekomo „wybawi ”.
ł
ś
ć
Zaniechanie wszelkiej duchowej aktywno ci prowadzi z jednej strony do indywidualnej
ś
pasywno ci, z drugiej do aktywno ci samego materia u; wydaje si , e bierna jego
ś
ś
ł
ę ż
obserwacja musi w przysz o ci zaspokoi prze ycie muzyczne.
ł ś
ć
ż
Ale równie tu, w tej postawie my lowej niemog cej znale
drogi wyj cia z
ż
ś
ą
źć
ś
deprymuj cego dualizmu ducha i materii, ukazuje si ca y niedostatek duchowej
ą
ę ł
potencji: duchowi narzucony zosta obowi zek przeciwstawiania si materii. Z jednej
ł
ą
ę
strony duch, któremu narzucone jest wzgl dem materii niewolnicze zadanie wiernego
ę
jej odbijania bez wzgl du na to, czy i jak dalece si ona nadaje; z drugiej strony –
ę
ę
materia, od której jako takiej wymaga si mo liwo ci ekspresyjnych.
ę
ż
ś
Z tych równie mizernych mo liwo ci wybiera si naturalnie ch tniej t drug , bowiem
ż
ż
ś
ę
ę
ę
ą
duch ju niejednokrotnie dowiód swej twórczej nieudolno ci.
ż
ł
ś
Jedyn do przyj cia z dwóch mo liwo ci jest taka: wiadome, odpowiedzialne
ą
ę
ż
ś
ś
poznawanie materii przez ducha, osi gni te na drodze ich wzajemnego przenikania
ą ę
si .
ę
O tej jedynej mo liwo ci i konieczno ci nie ma cz sto John Cage najmniejszego
ż
ś
ś
ę
poj cia i na jego pytanie: „czy to tylko d wi ki i nic wi cej, czy te to Webern?” –
ę
ź ę
ę
ż
mo na natychmiast odpowiedzie pytaniem: „czy to ludzie, czy te tylko g owy, nogi,
ż
ć
ż
ł
o dki?”
ż łą
Bez tego wielostronnego przenikania koncepcji i techniki, dla których jest niezb dna
ę
jasna koncepcja samego ducha – ka dy uk ad materia u pozostaje dekoracj , ozdob
ż
ł
ł
ą
ą
malarsk , istniej c w celu dostarczenia rozrywki dla „bawi cego si króla”.
ą
ą ą
ą
ę
Ze wszystkiego mo na zrobi „dekoracj ” w sposób zupe nie prosty: wybra wycinek
ż
ć
ę
ł
ć
kultury, ogo acaj c go z jego pierwotnego sensu, i umiejscowi , bez adnych powi za ,
ł
ą
ć
ż
ą ń
w innej kulturze. Ta zasada kola u jest bardzo stara; jej przyk adem katedra w
ż
ł
Akwizgranie z roku 800 n.e., zbudowana jako imitacja powsta ej 200 lat wcze niej
ł
ś
katedry St. Vitale w Rawennie. Chodzi tu o przeniesienie kultury, przeniesienie o
znaczeniu dokumentu kultury duchowej. Jest ona bowiem wiadectwem panuj cych
ś
ą
wówczas zasad dominowania okre lonego w adcy d
cego do narzucenia swej
ś
ł
ążą
w asnej kultury kulturze obcej. Taki architektoniczny kola sta si ulubion metod dla
ł
ż
ł ę
ą
ą
budowniczych Wenecji w dobie jej rozkwitu, kiedy przy budowie miasta z upodobaniem
pos ugiwano si elementami innych kultur, stanowi cych zdobyczne trofea. Owemu
ł
ę
ą
kola owi nigdy jednak nie przyznano presti u moralnego. Charakterystycznym
ż
ż
przyk adem jest kamie w bazylice w. Marka, który w sposób widoczny pochodzi z
ł
ń
Ś
obcej kultury; posiada on tutaj jednoznaczn funkcj , jest wiadectwem okre lonej
ą
ę
ś
ś
epoki, dla której charakterystyczne by o gromadzenie obcych trofeów.
ł
Metoda kola u wynika z my lenia kolonialistycznego; nie ma adnych funkcyjnych
ż
ś
ż
ró nic mi dzy b bnem hinduskiego egzorcysty, który s u y w dzisiejszym europejskim
ż
ę
ę
ł ż
gospodarstwie domowym jako kube do mieci, a orientalizmem, który wykorzystuje
ł
ś
zachodnioeuropejska kultura, aby uatrakcyjni si estetycznie i materia owo.
ć ę
ł
Mo na czerpa z obcej kultury poprzez wnikliwe studium jej duchowej substancji, co
ż
ć
jest godne aprobaty, a nawet konieczne, ale bez wychwytywania w brutalnej beztrosce i
estetycznym dreszczykiem pewnych jej zjawisk, aby uzyska fascynacj egzotyczn
ć
ę
ą
obco ci .
ś ą
Za o enia prezentowane równie tutaj, w Darmstadcie, zosta y uatrakcyjnione cz stym
ł ż
ż
ł
ę
stosowaniem przymiotników „wolny” i „spontaniczny”. Problemy techniczne, które si
ę
pod tymi poj ciami kryj , to prastare zjawisko „improwizacji”. Improwizacja w muzyce
ę
ą
starochi skiej oparta by a na pisanych prawid ach, w których ustalano
ń
ł
ł
jeden parametr – wysoko
d wi ku – podczas gdy inne parametry pozostawia y
ść ź ę
ł
swobod dla improwizacji.
ę
Wykonywanie takich improwizacji by o zawsze zastrze one dla okre lonych kast, w
ł
ż
ś
ramach których za o enia jej by y przekazywane z pokolenia na pokolenie. Nie nale y
ł ż
ł
ż
przy tym nigdy zapomina , e taka improwizacja by a czynno ci kultow , a wi c
ć ż
ł
ś ą
ą
ę
skierowan w wy sze rejony, do Boga.
ą
ż
Jeden z pokrewnych technicznie gatunków improwizacji spotykamy w komedii dell’arte.
Sztuka teatralna by a tam zredukowana do drobnych wskazówek dotycz cych akcji. Te
ł
ą
wskazówki inscenizacyjne okre laj ce aluzyjnie podstawowe typy stosunków
ś ą
sytuacyjnych wyznacza y „przestrze ”, w której aktorzy mieli swobod s owa i gestu, a
ł
ń
ę ł
wi c swobod improwizacji. Jak wiadomo, ta upragniona wolno
nie by a trwa a:
ę
ę
ść
ł
ł
spe nia a oczekiwania jedynie w przypadku prawdziwie wielkich aktorów, którzy w swej
ł ł
sztuce odtwórczej potrafili z tej wolno ci w pe ni korzysta . Potem nast powa a jedynie
ś
ł
ć
ę
ł
nieudolna imitacja ich rodków artystycznych. A wi c ca a sprawa sprowadza a si do
ś
ę
ł
ł
ę
czysto wirtuozowskiego aspektu i skostnia ego ceremonia u pozbawionego si y
ł
ł
ł
twórczej.
A dzi ?
ś
Nowa muzyka ma do dyspozycji dwóch wirtuozów najwy szej rangi: flecist Severina
ż
ę
Gazzelloniego i pianist Davida Tudora. Wykonanie przez nich nawet najtrudniejszej
ę
muzyki wywo uje zawsze d wi kow fascynacj , jest to najwy szy poziom techniczny,
ł
ź ę
ą
ę
ż
jaki mo na sobie wyobrazi .
ż
ć
Wobec tego, naturalnie, jak grzyby po deszczu, mno
si partytury na flet lub na
żą ę
fortepian. Do utworów tych kompozytorzy nie wnosz nic innego jak tylko mniej lub
ą
bardziej sofistyczne metody notacji s u
ce jako pretekst, aby zaprosi do
ł żą
ć
wirtuozowskiej improwizacji Gazzelloniego lub Tudora i dzi ki doskona o ci ich techniki
ę
ł ś
podnie
swój w asny presti . Takie poczynania – to w wi kszo ci, naturalnie, dzie a
ść
ł
ż
ę
ś
ł
nowicjuszy, którzy maj ambicj mo liwie szybko „wskoczy na ga
”. S one nie tylko
ą
ę
ż
ć
łąź
ą
nadu yciem, ale wskazuj równie na stracone pozycje tych, którzy pomieszali
ż
ą
ż
kompozycj ze spekulacj .
ę
ą
M odzi, pocz tkuj cy, których ta polemika szczególnie dotyczy, powinni wiedzie , e nie
ł
ą
ą
ć ż
wszyscy jeste my idiotami, e umiemy w a ciwie oceni b yskotliwo
wykonania
ś
ż
ł ś
ć ł
ść
instrumentalnego. Zdarzaj si i dzi improwizacje w duchu kultowych improwizacji
ą ę
ś
Wschodu. Tam s u y y one zaklinaniu Boga, ale tego Boga, którego powinni my
ł ż ł
ś
zaklina i dzi – w asnego „ja”. Tylko e dzi prowadzi to do pogr
enia si znów w
ć
ś
ł
ż
ś
ąż
ę
zawi ych koncepcjach mistycznych typu koncepcji mistrza Eckharta.
ł
– jako wyzwolenie i gwarancja wolno ci, a wi c naturalnie: porz dek jako
ś
ę
ą
opanowanie swego „ja”, jako kaftan bezpiecze stwa.
ń
Ta alternatywa, jedynie w Darmstadcie do wiadczalnie sprawdzona, jest nie tylko
ś
zamieszaniem i onglerk poj ciami; wywiera tak e silny nacisk na pocz tkuj cych
ż
ą
ę
ż
ą
ą
kompozytorów. Poszukiwania w kierunku zreformowania metod komponowania, jak w
systemie polityczno-totalitarnym, s w swym grubia stwie godn lito ci kuratel
ą
ń
ą
ś
ą
intelektu, który przez wolno
rozumie co zupe nie ró nego od pracy w asnej woli.
ść
ś
ł
ż
ł
Zawsze istnie b dzie nieufno
wobec poj
porz dku duchowego, dyscypliny
ć ę
ść
ęć
ą
artystycznej, jasnej wiadomo ci, precyzji; nieufno
, któr mo na wyja ni tylko
ś
ś
ść
ą
ż
ś ć
nienawi ci , niezdoln oddzieli poj cia porz dku od ucisku, mieszaj c te poj cia i
ś ą
ą
ć
ę
ą
ą ą
ę
powoduj c niew a ciwe ich stosowanie. Wolno
jest wtedy uciskiem analitycznego
ą ą
ł ś
ść
my lenia przez w asny instynkt. Taka wolno
to duchowe samobójstwo.
ś
ł
ść
Nasi „esteci wolno ci” nie wiedz nic o indywidualnym poj ciu wolno ci twórczej jako
ś
ą
ę
ś
wiadomo ci si y pozwalaj cej znale
i podj
w a ciw decyzj konieczn w danej
ś
ś
ł
ą
źć
ąć ł ś ą
ę
ą
epoce i dla tej epoki.
Przy ich kosmopolitycznych rodkach tylko przypadek pozwala mówi o nich jako o
ś
ć
kompozytorach, jak d ugo s gotowi ocenia przypadek jako rodek rozszerzenia
ł
ą
ć
ś
horyzontu do wiadcze , jako drog dalszego poznania.
ś
ń
ę
Ale przypadek i jego akustyczny produkt mog by metod tylko dla tych, którzy boj
ą ć
ą
ą
si w asnych decyzji i zwi zanej z nimi wolno ci. Historia nie potrzebuje wydawa
ę ł
ą
ś
ć
oceny tym d
eniom, bo oni wydali j sami. Uwa aj si za wolnych i podniecenie to
ąż
ą
ż ą ę
nie pozwala im u wiadomi sobie, i niebo ich wolno ci jest okratowane. Muzyka
ś
ć
ż
ś
b dzie zawsze historyczn tera niejszo ci , pozostanie symbolem cz owieka
ę
ą
ź
ś ą
ł
wiadomego procesów historycznych, który traktuje je w ka dym momencie z jasno ci
ś
ż
ś ą
intuicji i logicznego poznania,
daj c otworzenia przed nowymi strukturami nowych
żą ą
mo liwo ci. Sztuka yje i b dzie wype nia dalej swoje historyczne zadania. Jest
ż
ś
ż
ę
ł ć
jeszcze do wykonania tak wiele cudownej pracy.
Luigi Nono, 1959
T umaczenie z wersji niemieckiej w przek adzie
ł
ł
: Zofia Jaremko-
Pytowska
Komentarz: Jan Topolski
Tekst wyk adu, który Nono wyg osi w lecie 1959 roku w Darmstadcie, wzbudzaj c
ł
ł ł
ą
w ród s uchaczy niema e kontrowersje. Oto efekt s ynnej wizyty Johna Cage’a na
ś
ł
ł
ł
kursach w rok wcze niej: gwa towny sprzeciw wobec nowinki indeterminizmu
ś
ł
(nazwanego pó niej przez Bouleza aleatoryzmem), wolnej improwizacji, collage’u,
ź
filozofii zen wyg oszony w imi heglowsko-marksistowskiej wizji powinno ci sztuki,
ł
ę
ś
dziedzictwa europejskiego ducha i intelektu, kompozytora chc cego w pe ni
ą
ł
kontrolowa swe dzie o. Tekst ów zapocz tkowa gor ce europejskie spory wokó
ć
ł
ą
ł
ą
ł
koncepcji Cage’a, ale i szerzej: wokó granic wolno ci w muzyce, jej wewn trznej
ł
ś
ę
natury, praw i zasad, stosunku do zewn trznej rzeczywisto ci. Nono wyra nie odsun
ę
ś
ź
ął
si od swoich kolegów Bouleza i Stockhausena, którzy ju w tym samym roku dali
ę
ż
wiadectwo fascynacji ide Cage;a (
ś
ą
III Sonata i Klavierstück XI), ba! odsun si od
ął ę
ca ego pokolenia m odszych twórców i od kursów w Darmstadcie (na których mi dzy
ł
ł
ę
1962 a 1982 rokiem nie wykonano tam adnego jego utworu). Jeszcze ostrzej dyrekcja
ż
kursów potraktowa a samego Johna Cage’a, nie zapraszaj c go przez blisko 30 lat,
ł
ą
wypowiadaj c si o nim nawet czasem jako o „muzycznym szarlatanie” (Ernst
ą
ę
Thomas).Z dzisiejszej perspektywy wida jasno, e wyk ad Cage’a z 1958 roku wywo a
ć
ż
ł
ł ł
faktycznie jeden z najwyra niejszych prze omów historii europejskiej muzyki
ź
ł
wspó czesnej (obok mo e zerwania z tonalno ci i dodekafonii) i dla wielu pozosta
ł
ż
ś ą
ł
szokiem lub nie zosta przez nich zrozumiany. Czy i takim niezrozumieniem jest arliwy
ł
ż
protest Nona wyg oszony z pozycji radykalnych nie mniej od cage’owskich? Czy W och
ł
ł
podj faktycznie prób wnikni cia w duchowy wiat Amerykanina? Warto pami ta , e
ął
ę
ę
ś
ę ć ż
w a nie w tym tek cie cieraj si dwie wielkie koncepcje twórcze XX wieku, mi dzy
ł ś
ś
ś
ą ę
ę
którymi, zdawa oby si , kompromis nie móg zaistnie . Ca a jednak historia lat 60. i
ł
ę
ł
ć
ł
nast pnych, nurty takie jak aleatoryzm kontrolowany, free improvisation, structured
ę
improvisation, dowiod y jak zwykle, i mi dzy skrajno ciami jest wiele dróg po rednich i
ł
ż ę
ś
ś
prowadz one nierzadko do najciekawszych artystycznie rezultatów. A mo e istotnie
ą
ż
mo na opowiedzie si tylko za jedn z tych dwóch opcji? Luigi Nono wysoko ceni i
ż
ć ę
ą
ł
szanowa Johna Cage’a jako cz owieka, ponownie spotkali si w 1987 roku, a Cage
ł
ł
ę
prze ywszy Nona o rok, po wi ci mu jeden ze swoich ostatnich mezostychów. Wi cej
ż
ś ę ł
ę
szczegó ów w artykule Andreasa Wagnera
ł
Luigi Nono – John Cage, jak i tek cie
ś
Daniela Cichego M odzi gniewni
ł
.
Esej powy szy by pierwotnie publikowany w niemieckim t umaczeniu Helmuta
ż
ł
ł
Lachenmanna jako Geschichte und Gegenwart in der Musik von heute, w:
„Darmstädter Beiträge zur Neuen Musik“, red. Wolfgang Steinecke, Friedrich Hommel,
Ernst Thomas, Gianmario Borio, Mainz 1958-94; tom III, Mainz 1960. Oryginalna
wersja w oska wraz z faksymilami notatek zosta a opublikowana dopiero po mierci
ł
ł
ś
jako Presenza storica nella musica oggi w: Scritti
e colloqui, red. Angela Ida De Benedictus i Veniero Rizzardi, Lucca 2001, tom I, ss. 46-
53.
Polskie t umaczenie Zofii Jaremko-Pytowskiej zosta o odczytane na antenie Programu
ł
ł
2 Polskiego Radia 30 marca 1960 jako XII audycja w serii Horyzonty muzyki, a pó niej
ź
wydane jako jedna z wk adek pierwszego tomu
ł
Biblioteki Res Facta pod red. Józefa
Patkowskiego i Anny Skrzy skiej, PWM, Warszawa 1969.Dzi kujemy Panom:
ń
ę
Micha owi Bristigerowi i Józefowi Patkowskiemu za zgod na przedruk.
ł
ę