Korekt
a
Barbara
Cywińska
Jolanta
Kucharska
Projekt
graficznyokładki
MałgorzataCebo-Foniok
Zdjęcie
na
okładce
©rdrgraphe/Shutterstock
Tytułoryginału
Rowdy:
AMarkedMenNovel
Copyright
©2014byJenniferM.Voorhees.
Published
byarrangementwithHarperCollinsPublishers.
All
rightsreserved.
For
thePolishedition
Copyright
©2015byWydawnictwoAmberSp.zo.o.
ISBN
978-83-241-5439-5
Warszawa
2015.WydanieI
Wydawnictwo
AMBERSp.zo.o.
02-952
Warszawa,ul.Wiertnicza63
tel.620
4013,6208162
Konwersja
dowydaniaelektronicznego
P.U.OPCJ
A
juras@evbox.p
l
SALE
M
S
frustrowana,warknęłam
do
telefonuirzuciłamgonastolikdokawy,októryopierałamstopy.Rowdy
zerknąłnamniekątemokaiściszyłdźwiękwfilmie,któryakuratoglądał.
Minęły
trzy
tygodnie od naszej „randki” w parku. Trzy tygodnie, podczas których nie musiałam już
dłużejsamachodzićdołóżka,ścigaćgoaniprzedimuciekać.Ponocywjegomieszkaniujakośsamotak
wyszło, bez żadnych zbędnych rozmów, że będziemy się trzymać razem i spędzać czas wspólnie, nie
samotnie.Regularniezmienialiśmylokum,cooznaczało,żeJimbomiałdwakompletymisekizabawek,a
mojalodówkawyglądała,jakbyzaopatrywałjąstudentzbractwa.
–
Co
sięstało?
Rowdy
patrzyłpodejrzliwie,jakwzdychamizdmuchujęsprzednosapasemkociemnychwłosów.
Chociaż staliśmy się
sobie
znowu bliscy i czuliśmy się ze sobą swobodnie, wciąż była jedna rzecz,
która sprawiała, że wracały wszystkie wątpliwości i wahanie: Poppy. Oboje udawaliśmy, że o niej
zapomnieliśmy – o widmie majaczącym pośród tego wszystkiego, co próbowaliśmy wspólnie na nowo
zbudować, ale teraz byłam wściekła i miałam dość chodzenia wokół niej na paluszkach. Wokół niej i
wokółprzeszłości,którałączyłazniąkażdeznas.
–
Poppy
–burknęłam.–Odkądwyszłazategostrasznegodupka,nieodbieramoichtelefonówaninie
odpisujenamojeSMS-y.Martwięsięonią,botenkoleśchciałbyjąbezresztykontrolować,aonanie
mawLovelessnikogo,ktobysięoniązatroszczył.Toniewychodzijejnadobre.
Rowdy
zamarł i wydał z siebie bliżej nieokreślony warkot. Zacisnął szczęki i potarł policzek, który
zacząłmudrgaćnerwowymtikiem.
–
Czy
naprawdęjesttakźle,Rowdy?–westchnęłam.–Czyniemogęnawetwypowiedziećprzytobie
jejimienia?
Odwrócił
te
swoje niebieskie jak chabry oczy i widziałam, że walczy sam ze sobą, starając się
kontrolowaćtargającenimemocje.
–
Nic
niezmieniprzeszłości,Salem.
–
Nie,ale
trzymanie się czegoś, co wydarzyło się tak dawno temu, tak kurczowo, że hamuje cię to i
sprawia,żewracaszpamięciądozłychchwiliniepozwalaiśćdoprzodu,kunowemu,lepszemu,także
niejestdobre.
Otoczył
mnie
ramieniemiprzyciągnąłdosiebie,apotemucałowałwskroń.
–
Chyba
całkiemdobrzeidziemiparciedoprzodu?
Westchnęłam
znowu
ipołożyłammudłońnatwardymbrzuchu.
–Nie.Jeśli
nie
mogęztobąporozmawiaćomojejsiostrze,towcalenie.Tomojarodzina.Poppyto
jedyny członek mojej rodziny, na którym mi naprawdę zależy. Kocham ją, i jeśli nie mogę przy tobie
nawetwypowiedziećjejimienia,niesprawiającprzytym,żezamieniaszsięwgłaz,moimzdaniemnadal
tkwisz w miejscu. Wiem, że cię zraniła, obie zadałyśmy ci ból, jeśli jednak mogłeś wybaczyć mi,
będzieszmusiałteżpogodzićsięztym,cozaszłomiędzywami.
Skręcił
w
palcachpasemkomoichdługichwłosów.Minęładobraminuta,nimodpowiedział.
–Zadurzyłemsię
w
Poppyodpierwszegowejrzenia.Byłatakasłodka!Byłauosobieniemwszystkiego,
czegoniedanemibyłowcześniejzaznać.Kochałaswojąrodzinę.Byłagłębokowierzącaibrałaaktywny
udziałwżyciuszkoły.Nawetgdybyłemtakimłody,wiedziałem,żejejkorzeniesięgająbardzogłęboko.
–Jegogłosstałsiędziwniecichy,ablaskbijącyodtelewizorarzucałniesamowitecienienajegotwarz,
sprawiając, że wyglądał złowieszczo, całkiem jakby pochłonęły go bez reszty wspomnienia. – Nigdy
mnienierozumiała.Niemiałapojęcia,dlaczegojestdlamnietakważna,agdywyjechałaś,stałasiędla
mnie uosobieniem rodziny, miłości i akceptacji. Wiedziałem, że lgnąc do niej, pokładając w niej całą
mojąnadziejęnaszczęście,tylkowszystkopogarszam.Niepowinienembyłżądaćtakwieleodnikogo,
niemówiącjużomłodejdziewczynie,któranigdyniewyściubiłanosapozaswojerodzinnemiasteczkoi
nigdyniewyrwałasięspodwpływuswojegoojca.–Opuściłpodbródek,takżeterazopierałgonamojej
głowie. Otoczyłam go ramieniem, przyciągnęłam do siebie i wsparłam policzek na jego sercu. – Jej
okropny gust, jeśli chodzi o facetów… nieustanna chęć przypodobania się ojcu… Chyba ponoszę za to
wszystkoczęśćwiny.Naswójsposóbtłamsiłemją,aonarobiła,comogła,żebyodsunąćsięodemnie,
niemówiącmiprzytymwprost,żebymsięodniejodpieprzył.Wkońcudałamikosza,alechybasamją
dotegozmusiłem.Wychodzinato,żeopróczzłamanegoserca,któreleczyłembardzodługo,holowałem
teżzasobągłębokiepoczuciewiny.Nielubięotymmyśleć.Wolęudawać,żetosięnigdyniewydarzyło.
–Zakochałeśsię
w
Poppy,bowiedziałeś,żenigdyniewyjedzie?–Tobrzmiałoniewiarygodnie,alew
głębiduszywiedziałam,żemasens.MatkaRowdy’egozmarła,gdybyłmały,apotemprzywykłdotego,
żejestniechcianyiodtrącany,więcwydawałosięlogiczne,żebędziegopociągaćmojasiostra,nastałe
wpisana w panoramę Loveless. Była bezpieczną, pewną przystanią i nie stanowiła zagrożenia dla jego
kruchegoserca.
–Trochę
tak.Ale
byłateżpięknaisprawiała,żeczułemsię,jakbymmiałwżyciucel:troszczyćsięo
nią.–Roześmiałsię,alewjegośmiechuniebyłoanikrztywesołości.–Nigdyniepostrzegałamniejako
kogoś więcej niż przyjaciela czy brata. Przenigdy. Przez większość czasu zachęcała mnie do robienia
tego, czego wszyscy ode mnie oczekiwali. Chciała, żebym grał w piłkę nożną, żebym był królem balu,
żebymumawiałsięzcheerleaderkąiżebymtrzymałbuzięnakłódkęipozwalał,żebyinnifaceciobecni
wjejżyciutraktowalijąjakśmieć.Tobyłocoś,wczymprzodowalitwójojciecijejchłopcy.
Odwróciłam
twarz
ipotarłamnosemojegopierś.Toniebyłazbytmiłarozmowa,alejednaztakich,
którepowinniśmybyliprzeprowadzićjużdawno.
–
A
co ze mną? Pokochałeś ją od pierwszego wejrzenia, bo była czymś… kimś stałym i osadzonym
trwalewpylistejteksaskiejziemi,acozemną,Rowdy?
Roześmiałsię
znowu,ale
tymrazemjużnietakgorzkojakwcześniej.
–
Dla
dziesięciolatka byłaś najpiękniejszym zjawiskiem na ziemi. Byłaś dzika, hałaśliwa i miałem
wrażenie,żeniczegosięnieboisz.Wiedziałem,żenienawidziszprzebywaćwdomu,nienawidziszzasad,
które wpajali ci twoi rodzice, ale nigdy nie pozwalałaś, żeby powstrzymywały cię one od zabawy i
czerpania radości z życia, ile się da. Chciałem być przy tobie cały czas, bo wtedy miałem wrażenie,
jakby ciepłe słoneczne promienie rozgrzewały we mnie wszystko, co zamarzło na kość. Byłaś jedyną
osobą,przyktórejczułem,żenaprawdęniemaniczłegowbyciuzagubionymdzieckiemwściekłymnato,
żezabitomumatkę.Przytobienigdyniemiałemwrażenia,żepowinienemsiępłaszczyćzwdzięczności
zaochłapy,którerzuciłmilos.Byłaśdlamniewszystkim…apotemzniknęłaśiznowustałemsiętylko
zagubionymdzieckiem.
Jego
słowa sprawiły, że ścisnęło mnie w gardle i przytuliłam go jeszcze mocniej. Przerzuciłam nogi
przezjegoudaispojrzałamnaniegospodopuszczonychrzęs.
–
Powinnam
byładociebiesięodezwać.Naprawdęchciałam,alebyłamtakbardzoprzytłoczonatym
wszystkimisamaczułamsięzagubiona.Chcę,żebyświedział,żeniebyłomiłatwocięopuścić.Czułam
sięztegopowodunaprawdęgównianie,niemówiącjużopoczuciuwinyzpowoduzostawieniaPoppy,
alemusiałamtozrobić.Poprostumusiałam.
Powinnam
byłapowiedziećmu,żesięmyli.Wówczasbałamsięwszystkiego.Bałamsię,żenigdynie
wyrwę się z domu. Bałam się, że moje życie już zawsze będzie pełne niekończących się zasad i
przepisów. Bałam się, że moja siostra zmieni się stopniowo w moją matkę. A najbardziej bałam się o
niego.Byłamdogranicprzerażonatym,żemożeutknąć,robiąccoś,czegonielubi,przerażona,żebędzie
goniłzamojątępąsiostrąjużnazawsze,imartwiałamnasamąmyślotym,żepozwolidecydowaćinnym
ludziom za siebie – o tym, jak ma przeżyć swoje życie i jakie powinien mieć pasje. Cieszyłam się
niewymownie,żetylkonieliczneztychmoichobawsięspełniły.
–
Chyba
wszyscy musieliśmy podjąć złe wybory, żeby znaleźć się tu, gdzie teraz jesteśmy. – W jego
głosie brzmiały tęsknota i zaduma. Słyszałam w nim tysiąc różnych emocji, mieniących się
wspomnieniami.
Patrzyłam
mu
woczy,aonpochyliłsięizłożyłdelikatnypocałuneknamoichustach.Towystarczyło,
żeby zmienić tę chwilę z mrocznej, pełnej zjaw przeszłości i żalów w coś gorącego, iskrzącego od
pragnieniaipożądania.Chciałammupowiedzieć,żewłaśnienatympolegadążeniedozmiany,patrzenie
wprzyszłość,alewiedziałam,żepowiniensięotymprzekonaćsam.
W
ciąguostatniegomiesiącatradycyjneczwartkowenasiadówydziewczynniecosięzmieniły.Coranie
mogłapić,bowciążkarmiłapiersią,zaśShawniemogłapić,bobyławciąży.Pozatymniktniechciał
stracićnadsobąkontroliiodwalićczegośgłupiego,boSaintzazwyczajwpadałazRoyalinawetjeślita
ostatnia nie była już na służbie, to nadal była gliną, co oznaczało, że wszyscy starali się zachowywać
przykładnie. Cieszyłam się, że wszystkie te słodkie, silne kobiety przyjęły mnie do swojego grona,
jeszcze zanim zaczęłam spotykać się z Rowdym. Były naprawdę niesamowite i fakt, że uznały mnie za
jednąznich,sprawiał,żeczułamsięnaprawdęspełnionaidumnazsiebie.
Zamiast
więc wybrać tradycyjnie bar Rome’a czy knajpę koło salonu, Cora zadecydowała, że
spotkamysięwnaprawdęmiłejrestauracjikilkaprzecznicodSaint’s.Uznałyśmy,żezamiastłoićkolejka
zakolejką,dopókisięnieporzygamy,zamówimymnóstwoprzystawekibędziemysączyćfikuśnedrinkiz
martini.
Cora
przewracała właśnie oczami i tłumaczyła Shaw, dlaczego zamierza zamordować Rome’a.
Wyglądałonato,żeteraz,kiedyRulemiałopróczodgrywaniaprzykładnegomężawcielićsięwrolęojca
i pana domu, Rome także zamierzał spakować wszystkie graty i z mieszkania, które wynajmowali,
przeprowadzić się do czegoś większego. Klęła na czym świat stoi, upierając się, że w wynajmowaniu
domu nie ma nic złego i Rome po prostu nie może pogodzić się z myślą, że jego młodszy braciszek
ustatkował się i uspokoił bardziej od niego. Przewróciła znowu różnobarwnymi oczami i oznajmiła, że
jeślioświadczysięjejtylkopoto,żebyniebyćodniegogorszy,wepchniemupierścionekdogardła.
To
stanowcze stwierdzenie rozbawiło Ayden, która parsknęła śmiechem i orzekła, że jest pewna, iż
Corazłapałabypierścionektakszybko,żeRomeniezdążyłbynawetwłożyćgojejnapalec.Coratakże
sięroześmiała,aleniezaprzeczyła.
Zerknęłam
na
Saintipodniosłambrew.OnaiNashbylizesobąodniedawna,alewidaćbyło,żesąw
sobiebezpamięcizakochaniiświatapozasobąniewidzą.
Pokręciła
tylko
stanowczo głową – tak gwałtownie, że aż zakołysały się jej czerwonozłote włosy
spiętewkucyk–imocnosięzarumieniła.Wiedziałam,żejestnieśmiałainielubibyćwcentrumuwagi,
alegdyrozmawiałyśmyojejseksownymfacecie,całaażpromieniała.Nashbyłinteresującąmieszanką
słodziakaizadziornegołobuza.Świetniepasowałdotejmiłejicichejpielęgniareczki.
–
Ledwie
domniewogóledociera,żemamchłopaka.Małżeństwo…dzieci…wtejchwilinaweto
takichrzeczachniemyślę–wymamrotała.–Pozatympewniebędęmusiaławrócićnastudia,aNashma
nagłowienowysalon.Itakjużztrudemznajdujemydlasiebieczas.
Royal
dałajejkuksańcaiporuszyłasugestywniebrwiami.
–
Nie
musiałabyśtaksięstaraćwygospodarowaćdlaniegoczasu,gdybyśsiędoniegoprzeprowadziła,
takjakcięotoprosił.
Saint
zarumieniłasięjeszczemocniejiłypnęłagniewnienaprzyjaciółkę.
–
Zamierzam
tozrobić.
–
No
tonacoczekasz?–JakzwykletoCorawyłożyłakawęnaławę.
Saint
odwróciławzrok,apotemwestchnęłaipowiodłaponasspojrzeniem.
–
Nie
chcęmusięznudzić…
Zapadła
martwa
cisza,którąprzerwałśmiechAyden.Śmiałasiętakgłośno,żeinnigościerestauracji
zaczęlisięnanaszstolikoglądać,ajejśmiechbyłtakzaraźliwy,żezamomentśmiałasiętakżeiShaw,a
chwilępóźniej,kuzdumieniuSaint,rechotałyśmydorozpukuwszystkieopróczniej.
Przygryzładolnąwargę
i
zaczęłasięnerwowobawićwłosami.
–
To
wcaleniejestśmieszne.
Royal
poklepałaprzyjaciółkęporamieniu.
–Mówiłam
ci
już,żezachowujeszsięniedorzecznie.Tenfacetjestwciebiewpatrzonyjakwobrazek!
Gdybymógł,nieodstępowałbycięnakrok!
Pokiwałamgłową.
–Owszem.Cały
czas
nictylkomamlewkółkootym,jakajesteścudownaiżenigdynieporadziłby
sobiezotwarciemnowegosalonu,gdybyniety.Uwierzwto!Niechceszchybapotempatrzećwsteczi
żałować,żemarnowałaśczas,którymogłaśspędzićzkimś,nakimcizależy?
Gdy
tylko wypowiedziałam te słowa, oczy wszystkich dziewczyn zwróciły się w moją stronę.
SięgnęłamposwojegowściekleróżowegodrinkaispojrzałamCorzeprostowoczy.
–Mówisz
z
własnegodoświadczenia,Salem?–powiedziałatolekkimtonem,alebyłownimteżcoś
głębszego. Wiedziałam, że są z Rowdym naprawdę blisko i że Cora traktuje go jak brata, więc nie
zamierzałamowijaćwbawełnę:
–
Rowdy
ijastraciliśmymnóstwoczasu.Terazniejestempewna,czypostąpiłabymwówczasinaczej,
alewiem,żegdynaniegopatrzę,żałujęwielurzeczy,którychmogłamprzynimdoświadczyć.
–
Co
sięmiędzywamidzieje?–spytałaAydenśmiertelniepoważnie.Rowdybyłnajlepszymkumplem
jej męża i nie zniosłaby, gdybym próbowała z nim pogrywać. Widziałam to jasno w jej bursztynowych
oczachizaciśniętychwargach.
Wzruszyłamramionami.
–
On
nazywatopoznawaniemsięnanowo.
Ciemna
brewpowędrowaładogóry–takwysoko,żeniemaldotknęłaidealnieprostychpasemekjej
ciemnychwłosów.
–
A
jaktytonazywasz?
Jużmiałam
jej
odpowiedzieć,kiedynaglewtrąciłasięShaw,izdałamsobiesprawę,żetoonagraław
tejgrupierolęrozjemcy.
–Dajjejspokój,Ayd.Żadnaznasniepowinnaosądzaćinnej,kiedywgręwchodzirozgryzanietych
kolesi.Tocałkiemjakspacerpochybotliwejkładcebezporęcznynadgłębokąprzepaścią,próbowanie
dotarciazmiejsca,gdziejesteśmy,domiejsca,wktórymchciałybyśmybyć,więczejdźzSalem.Rowdy
jestszczęśliwy.NiesypiajużzpołowąlasekwDenver,więcdlaczegowszyscysiętegoczepiają?
Niezbyt miło było mi słuchać o podbojach Rowdy’ego, znanych najwyraźniej wszystkim, ale nie
mogłamprzedsobąudawać,żezachowywałprzezcałytenczascnotędlamnie.Westchnęłamwięctylkoi
przejechałampalcempokrawędzikieliszka.
– Wiele razem przeszliśmy, więc na razie przyjmuję wszystko takim, jakie jest, dzień po dniu.
PrzyjechałamdoDenvergłówniedlaniego,alekiedysiętuzjawiłam,dowiedziałamsiępewnychrzeczy
onimimojejsiostrze,októrychwcześniejniewiedziałam…itrudnomisięztympogodzić.
Corasyknęłaiskubnęłakąsekzeswojegotalerza.
– On od zawsze miał świra na punkcie jedynej prawdziwej pierwszej miłości. Wszyscy próbowali
wybićmutozgłowyiprzekonaćgo,żewokółsątysiącecudownychkobiet,zktórymibyłbyszczęśliwy,
aleonwtoniewierzył,aprzynajmniejdopókitysięniepojawiłaś.Wtedyzupełniezmieniłśpiewkę,ito
szybko.
Znowuwestchnęłam.
–Gdymiałosiemnaścielat,poprosiłmojąsiostręorękę,aonadałamukosza.
Zgardełdziewczynwyrwałosięzbiorowewestchnienieiznowuwszyscygościespojrzeliwnaszym
kierunku.
Pokręciłamsmutnogłowąizmusiłamsiędokoślawegouśmiechu.
–Wiedziałam,żemusiępodoba,aleniemiałambladegopojęcia,żechcejąpoślubić!Martwięsię,że
wciążczujedoniejcoś,co…możenamprzeszkodzićwtym,cosięterazmiędzynamidzieje.
Coraparsknęłaiwycelowaławemnieswójwidelec.
–Wszyscyrobiliśmygłupoty,mającpoosiemnaścielat.Niechciałabyświedzieć,zkimbyłamwtym
wieku. To była zwykła, głupia pomyłka, popełniona z samotności i braku poczucia bezpieczeństwa.
Wszyscytakiewówczaspopełnialiśmy.
Aydenpokiwałaentuzjastyczniegłową.
–Nadługoprzedskończeniemosiemnastulatdokonałammnóstwazłychwyborów,amójszurniętybrat
trafiłzakratkiwięcejniżraz.Niemożnawciążgozatowinić.
DodyskusjiwłączyłasięnawetSaint:
–Nashzłamałmiserce,gdybyłmniejwięcejwtymwieku.Małobrakowało,apowstrzymałobymnie
toprzeddaniemmudrugiejszansy,kiedypojawiłsięznowuwmoimżyciuwzeszłymroku.Atobyłby
mójnajgorszybłąd.
Westchnęłam ponownie i wzięłam swojego drinka, żeby upić ostatni łyk. Kiedy zaczęłam myśleć o
Rowdym i o tym, co czuł do mojej siostry, przyszło mi do głowy, że chyba będę potrzebowała
kolejnego…imożejeszczejednego.
– To moja siostra. – To była właśnie przeszkoda, z której znaczenia, jak sądziłam, żadna z nich nie
zdawałasobiedokońcasprawy.BochociażzależałominaRowdym,niebyłoszans,żebyniekolidowało
tozmojąlojalnościąwobecPoppy…niemówiącjużotym,żekrewniewoda.
–Acoonnatowszystkoteraz?–spytałaShaw.
Rany, naprawdę ją uwielbiałam. Była zawsze taka zrównoważona i zachowywała się nie dość, że
otwarcie,tojeszczetaktownie.Byłampewna,żebędziezniejwspaniałamatka,nawetjeślidzieckojeji
Rule’aokażesięrówniedzikieinieprzewidywalnejakjegoojciec.
–Twierdzi,żeniejemutooceniać.WielokrotniepróbowałamnakłonićPoppy,żebywyjaśniłami,co
się stało, ale ona zawsze zmieniała temat albo zapewniała mnie, że to, co między nimi zaszło, to
przeszłość.Mamwrażenie,żepodtym,copróbujęterazzbudować,kryjesięcoświęcej.Iwcalemisię
toniepodoba.
– A co będzie, jeśli rzeczywiście wam z Rowdym nie wyjdzie? – zapytała Ayden, przeciągając
zwodniczośpiewniezgłoski.–Spakujeszmanatkiiprzeniesieszsiędonastępnegosalonutatuażu…ido
następnegokochasia?
Powinnam była powiedzieć temu zmysłowemu południowemu tajfunowi, żeby pilnowała własnego
nosa,aleniemogłamjejwinićzato,żebyłanadopiekuńczawobecprzyjaciela.
– Zazwyczaj… tak właśnie robiłam. – To było niezbyt chlubne, ale taka była prawda. – Nie lubię,
kiedywszystkozaczynasiępsućikomplikować.
Aydenzmrużyłaniecooczywkolorzewhisky.
– Jak dla mnie to wszystko brzmi, jakbyś tkwiła właśnie po uszy w czymś pochrzanionym i
skomplikowanym.
– Tak. I pierwszy raz skłaniam się ku temu, żeby nie zwiewać, gdzie pieprz rośnie, tylko zostać i
walczyć–odparłam.–Rowdyzawszewieledlamnieznaczył.Możeterazjestdlamnieważnynainny
sposób,aleniezamierzammuodpuścić.Niebeznaprawdęważnegopowodu.
Royalnaglewtrąciłasiędorozmowywtypowydlaniej,zuchwałysposób:
– No dobra, może nie jestem aż tak we wszystko wtajemniczona, więc zadam pytanie, które pewnie
wszystkimnamchodzipogłowach.–Jejoczy,niemaltakciemnejakmoje,lśniłypsotnie.–Czyonsięz
niąprzespał?Toznaczy,ztwojąsiostrą?Bojeślitak,to…towszystkojesttrochędziwnei,zważywszy
natecałeoświadczynychybapowinnaśtowszystkodobrzeprzemyśleć.
Prawie podskoczyłam na krześle i się skrzywiłam. Gdybym wiedziała, że jestem jego kolejnym
seksualnympodbojempomojejsiostrze…niebyłoszans,żebympozwoliłamusiędotknąć.Nicztego.
– Nie. Pytałam ją o to wiele razy, kiedy poszli do tej samej szkoły. Nigdy nawet nie pozwoliła mu
skraśćcałusa.
Royalodrzuciłaciemnoczerwonewłosynaplecyipochyliłasięwmojąstronę.
–Wtakimrazie,jakikolwiekmiałpowóddopoproszeniajejorękę,musiałbyćnaprawdęważnyinie
wynikałzprawdziwejmiłości.PoznałamRowdy’ego.Widziałam,jaksięzachowujeprzyinnychlaskach.
Toniejestkoleś,któryzwiązałbysięzkobietą,zktórąnieposzedłdołóżka.Niemanatoszans.
–Powiedział,żebyłwniejzakochany,aonagoodrzuciła.–Niemogłamznieśćbólu,którysłyszałam
wewłasnymgłosie,gdytomówiłam.
–Możeitak,alesąróżnerodzajemiłości.Możekochałjąjaksiostręalbonajlepsząprzyjaciółkęipo
prostu nie potrafił dostrzec różnicy? A może starał się ją chronić? Nie jestem detektywem, to znaczy,
jeszczenie,alepotrafiędostrzec,kiedycośnietrzymasiękupy.Aszczególnieniepasujeto,żezagonił
ciędołóżkawchwili,wktórejdałaśmuzieloneświatło.Gdybytwojasiostrabyłatąjedyną,nigdynie
zdołałbysiępogodzićzpoczuciemwinyzpowoduprzespaniasięztobą,jakiebytowywołało.Rowdyto
dobryczłowiek,wszyscyjesteściedobrymiludźmi.Samfakt,żepowiedziałci,żetotwojasiostrabyłatą
jedyną,wcalenieznaczy,żenaprawdętakbyło.Ważnesączyny,niesłowa.
Jej słowa bolały mnie, i to nie tylko dlatego, że były szczere i powiedziane prosto z mostu, ale i
dlatego,żewiedziała,żegdybystałosięto,oczymmówiła,tojaskończyłabymzżeranapoczuciemwiny.
Wówczas miał jasny cel i nie krył się z nim. Potrzebował mnie, polegał na mnie, a ja, chociaż o tym
wiedziałam,zostawiłamgo.Wówczasmojepotrzebybyłydlamnieważniejszeniżwszystkoinne,ateraz,
patrzącwstecz,uświadomiłamsobie,żechociażmusiałamwyjechać,możepowinnambyłarozwiązaćto
wszystko inaczej. Uległam naciskowi mojego ojca, poddałam się presji i konieczności ucieczki od
wszystkich złych rzeczy, zamiast postawić na swoim i zostać, czerpiąc z całego dobra drzemiącego w
teksaskiej ziemi. Rowdy i ja dzieliliśmy ze sobą wszystko – dawaliśmy sobie nawzajem wsparcie
potrzebnenamdoprzetrwaniawmiejscu,wktórymżadneznasniechciałobyć.Powinnambyłaznim
porozmawiać,wtajemniczyćgowmojeplanywyjazduizapytaćgoozdanie.Wiem,żetonadalbyłoby
głupie, wstrząsnęłoby nim, ale może wówczas nie czułby się taki porzucony. To, co zrobiłam, było
brzemiennewskutki–ipatrzącwstecz,wstydziłamsiętego.
AjednakRoyalmiałaprawdopodobnierację,żejeślichodzioprawdziwąmiłość,którądarzyłmoją
siostrę,taknaprawdębyłotocośinnego.RowdynigdynietraktowałPoppytaksamojakmnie.Przyniej
zawszebyłpełenrezerwyicichy.Przymnieniemiałzahamowańisięniewstydził.Niebyłampoprostu
pewna,cooznaczałototeraz,kiedyprosiłamgoocoświęcejniżtylkoprzyjaźń.
Na szczęście nie musiałam się nad tym rozwodzić, bo Royal była najwyraźniej w swoim żywiole i
skupiłaswojąuwagęnaAyden.
– No to… jaka jest historia twojego brata? – Jej zainteresowanie wydawało się zdecydowanie
wykraczaćpozazwykłączyteżzawodowąciekawość.
Aydenprychnęła.
–HistoriaAsyjestosadzonawmałejmieściniewKentuckyizawieramłodocianeodsiadki,narkotyki,
dziewczyny i zasadniczo kryminalną przeszłość oraz chaos. – Ayden przełknęła głośno ślinę i zwinęła
dłonie w pięści. – Nie tak dawno skończyło się brutalnym pobiciem, bo zadarł z członkami klubu
motocyklowego, a oni użyli w odwecie pałek baseballowych. Zapadł w śpiączkę i prawie zmarł. Nie
byłozasad,doktórychbysięstosował,aniprawa,któregobyniezłamał.Wkońcudostałzaswoje.
ShawwyciągnęłarękęiścisnęłaramięAyden.Kiedystałosięjasne,żenaszaciemnowłosakoleżanka
jestzbytroztrzęsiona,żebykontynuować,opowieśćpodjęłaCora:
– Ayden i Jet sprowadzili Asę do Denver, żeby doszedł do siebie i stanął na nogi. Ku zaskoczeniu
wszystkichRomeszybkogopolubiłizatrudniłusiebiewbarze.Sądzę,żenaszwielkoludstarałsięmieć
go na oku, bo obawiał się, że Asa wróci do starych nawyków. Okazało się jednak, że połączyły ich
naprawdęsilnewięzi,aRomewieażzadużoobudowaniunowegożyciaodpodstaw.
Z jej słów jasno wynikało, że jest dumna ze swojego eksżołnierza, który wyciągnął brata Ayden z
kłopotów.
Royalwestchnęłazrozmarzeniem.
–MogłabymgapićsięnaAsęcałydzień…
Cóż, nie mogłam się z nią nie zgodzić. Bliźnięta Cross byli naprawdę nieziemsko wręcz piękni.
Podniosłambrewisięgnęłamposwójprawieopróżnionykieliszek.
–Glinaiprzestępca?
Zmarszczyłapięknynosek.
–Tobrzmijakokropnytytułromansidła.
Coraparsknęłaśmiechem.
–Albotaniegopornola!
–Chcętylkopowiedzieć,żegapieniesięjeszczenikomuniezaszkodziło.–Royalzmieniłapozycjęna
krześle,ajejciemneoczyzalśniłyfiglarnie.
–Wierzmi,żeniepokażesięubokunikogozodznaką–mruknęłaAyden.–Nieważne,jakazciebie
ślicznotka.Onjestniereformowalny,ichybanigdyniebędzie.
–Wciążłamieprawo?–zagadnęłaRoyal,uroczaizuchwała,jaktoona.
–Nie.–Aydenwestchnęłaciężko.–Aprzynajmniejnicmiotymniewiadomo,aleAsamaproblemz
kontrolowaniemsiebie,atonigdyniekończysięfajnie.Tutajjestmudobrze.Jestszczęśliwy.Uwielbia
barinaprawdęzżyłsięzRome’em,anawetzRowdym,aleczasem,kiedynadarzasięokazja,trudnomu
nadsobązapanować–nieważne,zczymtosięwiąże.Towłaśniedlategomartwięsięoto,cosięstanie,
kiedywyjadęrazemzJetem.Mamwrażenie,żeonsiępilnujepoczęścidlatego,żewie,żemamgona
oku.
Jejsłowastanowiłyprzykreprzypomnienie,żetychwieczorów,kiedycałegronodziewczątmogłosię
spotkać, żeby porozmawiać o życiu i problemach, dobiegał kres. Oczy Shaw zaszkliły się nieco, ale to
można było teraz zrzucić na ciążę i hormony. Wszystkie wiedziałyśmy, że kiedy Ayden i Jet się
przeprowadzą,wtejgrupiezapanujetrudnadozapełnieniapustka–izdawałamsobieztegosprawę.Ci
ludzienaprawdęstworzylirodzinęiwięzykrwiniemiałytunicdorzeczy.
– Wrócę, jak tylko urodzi się maleństwo, możesz na mnie liczyć. – Cora uśmiechnęła się do Shaw
złośliwie. – A co, jeśli to będą bliźniaki? Mnie chyba i tak się upiekło z wydaniem na świat jednego
pokaźnegopotomkaroduArcherów.Cobędzie,jeśliciebieczekadwójka?
Shawjęknęłaipołożyładłonienaswoimwciążjeszczepłaskimbrzuchu.
–Rulenieźleporadziłsobiezwiadomościąotym,żezostanieojcem.Jednakgdybysiędowiedział,że
zamiast jednego maleństwa będzie miał dwójkę… no, nie wiem. – Uśmiechnęła się, a w jej zielonych
oczachzalśniłyfiglarneogniki.–Żona,dziecko…cóż,gdybyktośmipowiedziałotymjeszczekilkalat
temu, że Rule’owi Archerowi to się przydarzy, pękłabym chyba ze śmiechu. – Spojrzała na mnie. – To
niesamowite,jakwszystkosięzmienia.
Niemogłamzaprzeczyć,bomiałarację.Każdazkobietsiedzącychprzytymstolikudoświadczyław
swoimżyciuwielkichzmianijakdotejporyżadnejznichniewyszłotonazłe.Taknaprawdęwyglądało
na to, że każda z nich stała się lepsza i silniejsza dzięki tym zmianom i po wszystkim zyskała nowe,
świeżespojrzenienapewnesprawy.Jeślichodziomnie,zawszedawałamnogę,zanimprzekonałamsięo
skutkachmoichdecyzji,nawetjeślimiałyoneoznaczaćdlamniezmianęnalepsze.
–Cóż,takczysiak,wiemtylko,żeczekamnato,coztegowyniknie.Jakdotądmogętylkopowiedzieć,
że jeśli chodzi o Rowdy’ego, to do tej pory mnie nie rozczarował i czuję się naprawdę wielką
szczęściarą,żemawokółsiebietylefajnychosób,któremożenazywaćrodziną.Zadbaliściewszyscyo
niegooniebolepiejniżktokolwiekinny.
–Kochamygo–stwierdziłaprostoAyden,aCoraiShawpokiwałynapotwierdzeniegłowami.
–Trudnogoniekochać.Jest,jakijest.–Corapochyliłasięiwsparłałokcienastole,apotemoparła
podbródek na splecionych dłoniach. Rany, naprawdę wyglądała jak jakaś punkowa wróżka! – Ciebie
chybateż,Salem.Philpotrafiłrozpoznaćbeztrududobrychludzi.Nigdy,przenigdyniepostawiłbywas
znowu na swojej ścieżce, gdyby nie był pewien, że nie robi dla któregoś ze swoich chłopców czegoś
dobrego.Musiałbyćstuprocentowopewny,żejesteśdlaniegostworzonaikonieckońcówokażeciesię
sobieprzeznaczeni.
Nigdy nie uważałam się za osobę, którą łatwo kochać. Zbyt wiele lat wysłuchiwałam, jaka jestem
okropna–żenigdynicnieosiągnę,dopókisięniezmienię.Tosprawiło,żeuwierzyłam,żejestemtrudną
osobą, niewartą zachodu. Sądzę, że właśnie dlatego nigdzie nie zagrzałam dłużej miejsca. Starałam się
zminimalizowaćryzyko,żewkońcuusłyszę,iżniespełniampokładanychwemnieoczekiwań.Niebyłam
w stanie znieść myśli o tym, że tak się stanie, więc wyjeżdżałam, żeby nie musieć się do nikogo
przywiązywać.
GdzieśztyługłowysłyszałamgłosRowdy’egoszepczącydomnierazzarazem,żekiedyśbyłamdla
niego wszystkim. Zastanawiałam się po cichu, czy nie minęło zbyt wiele czasu, żeby znowu tak było.
Znowu chciałam być dla niego kimś ważnym. Teraz związek z nim był jedyną rzeczą na ziemi, której
pragnęłam.
ROWDY
W
tencichysobotniwieczórbyłemostatniąosobą,którazostaławsaloniewLoDo.Miałemklientado
późna,bowielkizawodnikrugby,któryzapewniałmnie,żemawysokąodpornośćnabóltaknaprawdę
okazałsięwielkąbeksą,iprojekt,któregowykonaniepowinnotrwaćniewięcejniżdwiegodziny,zajął
miczteryipół.ZulgązakończyłempracęiwysłałemSalemdodomu,zapewniwszyją,żezamknęizłożę
utarg, jak tylko skończę. Wiedziałem, że chętnie zostałaby i dotrzymała mi towarzystwa podczas pracy,
alebyłemzdania,żewspółczującespojrzeniapięknejdziewczynytylkopogorszyłybysprawęisprawiły,
że płaczliwy facet zachowywałby się jeszcze gorzej. Miałem już dosyć jego dramatyzowania, więc
obiecałemjej,żezajrzędoniejnatychmiastpopracy.
Zdarzałonamsiętocorazczęściej–porobociewpadałemdoniej,szczególniejeślipracowałemw
Marked, bo mieszkała niedaleko. Czasem to ona czekała na mnie, aż skończę pracę, żebyśmy mogli
skoczyć coś przekąsić i wypić. Jakimś cudem, nie wiadomo kiedy, okazało się, że jestem w związku z
dziewczyną…ipaniczniebojęsię,żeznowumnieporzuci.KiedyzaczynałemmyślećoSalem,wgłowie
dźwięczałymisłowaAsyotym,żejestmilionróżnychdziewczyndlamilionarzeczy,którerobisiępo
razpierwszy.
Byłapierwsządziewczyną,zktórąspędziłemwięcejniżjednąnoczrzędu.Byłapierwsządziewczyną,
zktórąumawiałemsięnarandkinietylkopoto,żebysięzniąprzespać.Byłapierwsządziewczyną,jaką
pamiętam, która działała na mnie tak bardzo i tak mocno zawracała mi w głowie, a jednocześnie jej
zachowaniepotrafiłomniezmrozićdoszpiku.Zakażdymrazem,gdyszliśmydołóżkaalbopoprostują
całowałem czy przytulałem, nie dawała mi spokoju uporczywa myśl, że powinienem się nacieszyć tym
wszystkim,dopókinadaljestprzymnie,iprzypominałami,żepowinienembyćostrożny,bojeślizłamała
miserce,opuszczającmniekiedyś,togdyzrobitopowtórnie,jużnigdyniezdołambyćdawnymsobą.
Odwspominaniadawnychczasówprzeszedłemwkońcudocieszeniasięwszystkim,comiałamido
zaoferowaniatuiteraz.Niespotykaliśmysięjużpoto,żebypowspominaćdzieciństwo,aleuczyliśmysię
nawzajem dorosłych wersji siebie, poznawaliśmy się i musiałem powiedzieć, że podobało mi się
nieskończeniewszystkowtejstarszej,dojrzalszejSalemCruz.
A już najbardziej podobało mi się to, jak idealnie pasowała do mojego życia i do moich przyjaciół.
Wyglądało to tak, jakby od zawsze była częścią mojej rodziny z Marked i jakby zawsze mieszkała w
Denver. Była zabawna. Była aż do bólu szczera, ale w znacznie delikatniejszy sposób niż Cora.
Przywoływałamniedoporządku,kiedyzaczynałemczućsięniekomfortowoizachowywaćsięzalotniei
przymilnie,byletylkoodwrócićjejuwagęodtematu,któregochciałauniknąć,zazwyczajmającegocoś
wspólnego z przeszłością i jej siostrą. Odkąd opuściła Loveless, prowadziła ciekawe życie, a jej
podróże i doświadczenie wiele ją nauczyły i sprawiły, że stała się naprawdę niezależną, silną kobietą.
Kochałemwniejto,żeniemiałanigdydomniepretensji,jeślibyłemzmęczonyalbochciałemwyjśćz
Jetem, gdy był w mieście. Świetnie radziła sobie sama i to czyniło ją w moich oczach cholernie
seksowną. I chociaż nie miała najmniejszego problemu z zajmowaniem się swoimi sprawami, podczas
gdyjarobiłemswoje,tokiedybyliśmyrazemwłóżku,nieważne,jakbliskabyłałączącanaswięź,wciąż
niemogłemsiętąbliskościąnasycić.Chciałemtylkowięcejiwięcej.
Seks nie był dla mnie niczym nowym. Wydawało mi się, że widziałem i robiłem już wszystko – to
znaczy,mamnamyśli,żedwojeludzimogłobyćzesobąbliskonatyleróżnychsposobów!Ajednakza
każdymrazem,gdysiękochaliśmy,doświadczałemczegośzupełniedlamnienowego.Każdydotyk,każdy
pocałunek, każde zapierające dech w piersi westchnienie albo gardłowy jęk, każdy przyprawiający o
utratę zmysłów orgazm sprawiał, że miałem wrażenie, iż jeszcze chwila, a kręgosłup trzaśnie mi od
nadmiarurozkoszy…wszystkobyłonoweiobezwładniające.Trudnomibyłotowszystkoogarnąćmyślą
izrozumieć,cotoznaczy,aoprócztegomartwiłemsię,czyonatakżeodbieratowszystkowtakisposób.
Ciągle dodawałem do listy rzeczy, które zrobiłem pierwszy raz z tą kruczowłosą ślicznotką, nowe
podpunkty.
Wychodziłem właśnie z salonu i sprawdzałem powtórnie, czy zamknąłem drzwi, bo w niedzielę i
poniedziałekmieliśmyzamknięte,kiedyusłyszałemzaplecamikobiecygłos:
–Pracadopóźna?
Schowałem klucze i obejrzałem się przez ramię, a potem uśmiechnąłem się na widok szykownie
ubranej Sayer. Chociaż była prawie dziewiąta wieczór w sobotę, wyglądała nieskazitelnie i
arystokratycznie, całkiem jakby właśnie skończyła herbatkę w wyższych sferach albo spotkanie na
wysokimszczeblu.
–Tak.Uciebieteż?
Nie miałem problemu z byciem uprzejmym, chociaż znowu czułem się, jakby czekała na chodniku
przedsalonemspecjalnienamnie.Salemwspomniałaktóregośdnia,żewpadłananiązrazczydwaw
kafejce,iuważała,żejestniegroźna,alejawcaleniebyłemtegotakipewien.
Pokręciłagłową.
–Nie.Właściwietoszłamwtęstronęizobaczyłam,żejeszczepracujesz…izdobyłamsięwreszcie
naodwagę,żebyporozmawiaćztobązprawdziwegopowodu,dlaktóregokręcęsięodjakiegośczasuw
pobliżu.Czekałam,ażskończysziwyjdziesz.Miałamnadzieję,żebędzieszmógłmipoświęcićminutkę
narozmowę.Możeskoczylibyśmynakawęalbodrinka?
Zamrugałem, nie dowierzając własnym uszom. Przede wszystkim miałem poważne wątpliwości, że
jestemwjejtypie,jeślisądzićpojejreakcjipodczaswizytywnaszymsalonie.Podrugie,znałaSalem,
więcmusiaławiedzieć,żecośsięmiędzynamidzieje.Jeślimimotomiaławobecmniejakieśplany,to
klasa, którą emanowała, musiała być tylko na pokaz. Po trzecie zaś, chyba nie chciałem mieć nic
wspólnegozprzyczyną,dlaktórejmnieprześladowała.
–Ee…chybanie–bąknąłem.–Jestemzkimśumówiony.Nie,dzięki,alenieskorzystam.–Zazwyczaj
byłembardziejtaktowny,alewciążbyłemskołowanyjejpojawieniemsięitym,comipowiedziała.
Uśmiechnęłasiędomniesmutnoiznowupokręciłagłową.
– Nie chodzi o randkę, Rowdy. Nic z tych rzeczy. – Wzięła głęboki oddech i zobaczyłem, jak coś
dziwnie lśni w jej przejmująco niebieskich oczach. Zwinęła opuszczone po bokach dłonie w pięści i
nerwowoprzestąpiłaznoginanogę,apotemwyrzuciłazsiebie,całkiemjakbytesłowauwięzłyjejw
gardlejużdawno,dawnotemu:–Jestemtwojąsiostrą…toznaczy,przyrodnią.Jesteśmyspokrewnieni.
Byłem w stanie tylko gapić się na nią, podczas gdy ona wpatrywała się we mnie bez słowa. Byłem
pewien,żestroisobieżarty.Wkońcupochwilimilczenia,którawydawałasiętrwaćwnieskończoność,
odrzuciłem głowę na plecy i się roześmiałem. Śmiałem się tak mocno, że z oczu popłynęły mi łzy i
zaczęłymniebolećmięśniebrzucha.Minęładobraminuta,zanimzłapałemoddechipowiedziałemjej:
– To jakiś cholerny żart, moja droga. Nie wiem, w co pogrywasz, ale to wcale nie jest śmieszne i
zupełnieniemamochotydaćsięwtowciągnąć.
Próbowałemjąwyminąć,alewyciągnęławypielęgnowanądłońizacisnęłapalcenamoimłokciu.
– Mówię poważnie, Rowdy. Mój ojciec… nasz ojciec zmarł w zeszłym roku na zawał serca.
Wypełniałamjegowolępodokiemprawnika,kiedynagletrafiłamnazapis,zktóregowynikało,żechce,
abympodzieliłasięspadkiemzkimś,okimniemiałampojęcia,żeistnieje…jegosynem.–Patrzyłana
mniebłagalnie.–Tobą.
Wyszarpnąłem się z jej uścisku i cofnąłem o krok. Musiała postradać zmysły, uznałem, jednak kiedy
zmrużyłemoczyiprzyjrzałemsięjejuważniej,niemogłemniedostrzec,żejejoczywyglądajądziwnie
podobniedotych,którepatrzyłynamniezlustrakażdegoporanka.
– Jaja sobie ze mnie robisz?! – Całe życie byłem samotny. Przeganiano mnie z kąta w kąt, bo nie
miałemrodziny,któramogłabymnieprzygarnąć,ateraztakobietapróbowałamiwmówić,żeprzezcały
czas istniał ktoś, w kogo żyłach płynęła ta sama krew co w moich? Nie mogłem w to uwierzyć. Nie
mogłemjejuwierzyć!
–Byłżonatyzmojąmatką,gdysięurodziłeś.–Przygryzławargętakmocno,żepojawiłasięnaniej
kropelka krwi. – Był bardzo… trudnym człowiekiem, o wielu sekretach. Wiele miesięcy zajęło mi
trafienie na twój ślad. Do teksaskich sierocińców trafia bardzo dużo dzieci. A kiedy wreszcie cię
namierzyłam, nie mogłam się zdobyć na to, żeby ci o tym wszystkim powiedzieć. W zasadzie to
wyobrażałamsobie,żebędzietowyglądałodokładnietakjakteraz.Kiedymojafirmazaproponowałami
posadę w Denver, pomyślałam, że może kiedy się tu przeprowadzę i zaaklimatyzuję, wpadnę na jakiś
pomysł,jaksiędociebiezbliżyćidaćciznać.Całyczasjednaktchórzyłam.
Wsunąłempalcewewłosy,psującnienagannąfryzuręistroszącjasnepasemkanawszystkiestrony.
– To… szaleństwo! Chyba cię pogięło, kobieto! Nie chcę tego słuchać. – Odwróciłem się do niej
plecamiizacząłemiśćprzedsiebie,alezatrzymałamnie,mówiąc:
–Dorastałamwjałowym,pozbawionymmiłościdomu.Mojamatkaodebrałasobieżycie,gdybyłam
nastolatką,bomiaładośćmojegoojcaijegolekkomyślnegozachowania.Niewiesznawet,ilegodzin,ile
razywciągudługichismutnychdnimarzyłamobracielubsiostrze.Marzyłamotobie,Rowdy.–Wjej
głosie brzmiał prawdziwy smutek, ale to wszystko… to było czyste szaleństwo! Nie chciałem mieć nic
wspólnegozkimś,ktowiedział,żeżyjęgdzieśtamsamotnieimimotozostawiłmnienapastwęlosu–
nawetjeślitaosobateraznieżyła,azamiasttegozjawiałasiętujejcórka.
–Niechcęnicodkogośtakiego–warknąłem.–Niechcęnicodciebie.Wracaj,skądprzyszłaś,ibądź
spokojna:niechcępołowyżadnegospadku.
Miałemwrażenie,żeoczyzaszkliłyjejsięodłez,alebyłociemno,ajabyłemskołowanyodnatłoku
myśli,więcmogłomisiętylkowydawać,gdyzalśniłyodulicznychświateł.
–Rowdy…
– Nie. Po prostu nie, i już. Koniec dyskusji. Byłem samotny przez całe moje życie i było mi z tym
cholernie źle. Nie musisz się mi nagle objawiać i nie myśl, że nagle połączy nas jakaś silna rodzinna
więź.Jesteśdlamniepraktycznieobcainiechcęodciebieniczego,cochceszmidać.
– Nie byłabym ci obca, gdybyś dał mi szansę. Przeprowadziłam się tutaj, żeby spróbować się
poznać…
–Mamgdzieśtowszystko!–Niechciałemjejnawetdaćszansynapowiedzenieczegokolwiekwięcej.
Zniknąłempoprostuzarogiem,napłatnymparkingu,naktórymzostawiłemmojegoSUV-a.Wsiadłemdo
niegoipognałemjakopętanydoCapitolHill,gdzieczekałanamnieSalem.
Serce waliło mi tak mocno, że przez jego dudnienie w uszach nie słyszałem odgłosów ruchu
drogowegodookoła.Zaciskałemdłonienakierownicytakkurczowo,żebyłemzaskoczony,żepodmoim
uściskiemsięnierozpadłanakawałki.Siostra!Ojciec?!Towszystkobyłotakie…absurdalne!Najpierw
byłatylkomojamatkaija,apotemjasam.Sampomysł,żemamrodzeństwoirodzica,którynajwyraźniej
zażycianiechciałmiećzemnąnicwspólnego,przytłaczałmnieisprawiał,żemyśliwgłowiewirowały
mijakoszalałe.
Salempuściłamisygnał,apotemotworzyła,jaktylkozacząłemsiędobijaćdodrzwi.Wyglądałemz
pewnością jak szaleniec. Włosy sterczały mi we wszystkie strony, oczy miałem wytrzeszczone i
słyszałem w uszach własny świszczący oddech. Gdy chwyciłem ją za ramiona i obróciłem plecami do
drzwi,ręcemidrżały.
Jak przez mgłę pamiętam, że zapytała mnie, co się stało. Spytała, czy wszystko w porządku. Chyba
kazała mi się uspokoić i opowiedzieć, co się wydarzyło, ale nie byłem w stanie się uspokoić ani
odpowiedziećnażadnezjejpytań.Byłemzbytoszołomiony.Miałemwrażenie,żekrewzagotowałami
się w żyłach, a jednocześnie czułem się dziwnie zmrożony. Napędzała mnie adrenalina i instynktownie
szukałemczegoś,czegomógłbymsięzłapać–kogoś,nakogomógłbymliczyć,ktobyłbydlamnieczymś
realnymi…namacalnym.
SalemzawszebyłapoprostuSalem–byłasobą.Tedziesięćlatniczegoniezmieniło.Niezmieniłtego
nawetfakt,żetakcudowniebyłonamzesobąwłóżkuaniżeobiesiostryCruzzraniłydożywegomoje
młodeserce.Niebyłoszansnato,żebypani„jestemprawniczką”Sayerijejrewelacjetozmieniły–i
właśniepotwierdzeniategopotrzebowałemtakrozpaczliwiewtejchwili.PotrzebowałemSalem,takjak
zawsze.Nawetprzycałejniepewności,wciążspowijającąwszystkiecudownerzeczy,któresięmiędzy
namidziały,wciążtraktowałemjąjakmojąbezpiecznąprzystań.Przecieżzawszeniądlamniebyła.
Salem wciąż miała na sobie długą, żarówiaście różową spódniczkę, w której była w pracy. Do tego
włożyła czarną koszulkę z chrystusowym sercem, które zaprojektował Rule, i nazwą naszego salonu na
piersi.Włosymiałaupiętewkokzmisternieskręconychpukli,zaktórychrozburzeniezapewnemiałemją
wkrótce przeprosić. Jej cudowne usta były nadal pomalowane krwistoczerwoną szminką, więc gdy
przyparłemjądodrzwi,wiedziałemjuż,żepowszystkimzostaniejejnamniewięcejniżnajejwargach.
Położyłemdłonienajejudachizacząłempodsuwaćdogórysztywnymateriałspódnicy.Widziałem,że
jest skonsternowana, i czułem w dotyku wahanie jej rąk, gdy ujęła moją twarz w dłonie i spróbowała
pohamowaćmojeszaleńczezapędy.Nieotojednakchodziło.Poprostujejpotrzebowałem–bardziejniż
kogoś,ktomniewysłuchaidamidobrąradę.Potrzebowałemjejgorącegociałajakpowietrza:tylkoono
mogłosprawić,żezapomnęodemonachszalejącychwmojejgłowie.Chciałemsłyszeć,jakwykrzykuje
mojeimięgłosemtakociekającymrozkoszą,żezdołaonrozmrozićtestrasznesopleprzeszywającemoją
pierśwmiejscu,wktórympowinnosięznajdowaćmojeserce.
Podspodemnosiłakoronkowemajteczki,któreblokowałymidostępdojejnajcenniejszychskarbów.
Zdarłem je z niej brutalnym gestem, który przyprawił ją o okrzyk zdumienia i zaskoczenia, ale nie
zwracałemnatouwagi.Gdyjużpodciągnąłemjejspódnicęnabiodra,podźwignąłemjejciałowyżeji
naparłem na nią, więżąc ją między drzwiami a samym sobą. Wsunąłem jej dłoń pod pośladki, a drugą
ręką rozpiąłem sobie pasek, żeby usunąć spomiędzy nas materiał moich dżinsów. Szukałem ukojenia,
chciałem się w niej ukryć, schować przed całym światem. Chciałem być gdzieś, przy kimś, przy kim
mógłbymczućsiębezpiecznieiznajomo–przyniej.Byłazdenerwowana,czułemto.Niepewnieotoczyła
mnie ramionami, a gdy wypowiedziała moje imię, jej głos był nabrzmiały od pytań. Chciałem jej
powiedzieć, że wszystko jest w porządku, że wszystko będzie dobrze, ale nie mogłem zwalczyć
obezwładniającejchęci,potrzebyobcowaniazniąwkażdymożliwysposób.
Gdy już uporałem się z własnymi majtkami i zdołałem jakoś opuścić je do kolan, podniosłem rękę i
odsunąłemjejsprzedoczukosmykiciemnychwłosów.Patrzyłanamniewielkimiciemnymioczami,aja
miałemochotęzanurzyćsięwnieijużnigdynieoglądaćbożegoświata.
– Potrzebuję cię – wycharczałem zachrypniętym głosem. Było to tak dalekie od romantycznego,
słodkiego wyznania, jak tylko możliwe, i wiedziałem ze stuprocentową pewnością, że kiedy będę
wspominałtenmomentiswojąszorstkość,niedelikatność,będęsięczułnaprawdęgównianie.
Pochyliłalekkopodbródekwgeścieniepewnegoprzyzwolenia,akącikijejust,terazodartychzcałego
żywego koloru, uniosły się lekko. Potrzebowałem jej przez całe swoje życie – tyle tylko, że teraz w
znaczniebardziejintymnyidorosłysposóbaniżelikiedyś.
–Wporządku,Rowdy.Jużdobrze–szepnęłazdyszanymgłosem.
Gdydoniejprzywarłem,przejechałapalcamipoprzystrzyżonychkrótkowłosachnamojejpotylicyiz
sykiemwypuściłapowietrzeprzezzęby,więczmusiłemsię,żebyprzestaćnaniąnapierać.Niebyłana
mniegotowa–aninażadnąztychrzeczy,którechciałemjejwyrządzić.Jejciałoniebyłoprzygotowane
na moją nieokiełznaną żądzę; opuściłem głowę na jej pierś. Cały aż się gotowałem od potrzeby
zanurzenia się w niej i dania upustu wszystkim tym emocjom, które wzbierały we mnie falą
oślepiającego,nieuchronnegoorgazmu,aleniemogłemjejzranić–aniottak,poprostuwziąćsobietego,
czegochciałem,niedającnicwzamian–nieważne,jakbardzobyłemwytrąconyzrównowagi.
– Przepraszam… – wyszeptałem w jej miękką skórę i zacząłem znaczyć pocałunkami ślad tętna
pulsującegopodnią,ażdopłatkajejucha.Czułem,jaknapięciepowoliodpływazjejciałaijakSalem
niecosięrozluźnia.Przygryzłemjejkształtneuchoiusłyszałem,jakwzdychazrozkoszy.
Wypchnęłalekkobiodrawmojąstronę,ajaprzejechałemjęzykiempojejuchuinagleczułemjuż,że
zaczyna łapać ten sam rytm co ja; po chwili zanurzyłem się w niej cały, aż po nasadę penisa. Gdy
potarłemmoimszorstkimpoliczkiemojejmiękkąbuzię,powiedziałacicho:
–Dajmipoprostuchwilę…
Roześmiałemsię,alemójśmiechszybkoprzerodziłsięwjęk,kiedyjejwewnętrznemięśniezacisnęły
sięnamoimfiucieizaczęłyściskaćgo,gdysięwniejporuszałem,takmocno,żeoczyuciekłymiwgłąb
czaszki.
– Szybko ci poszło. – Wsunąłem jej dłoń pod włosy na karku, przycisnąłem usta do jej warg i
przyspieszyłemtempo,niewyczuwającjużoporu.
Pocałowałem ją, żeby poczuła wszystko to, z czym próbowałem się uporać, z czym walczyłem.
Pocałowałem ją, żeby czuła całego mnie; pocałowałem ją, żeby powiedzieć jej bez słów, jak bardzo
cierpięijakmocnozdezorientowanysięczuję.Odwzajemniłapocałunekipoczułemsię,jakbymbyłw
jedynymmiejscu,któremogłemnazwaćdomem.
Teraz, kiedy zrównała się ze mną, wpiłem palce w miękką skórę na jej pośladkach i zacząłem się
poruszać znacznie gwałtowniej. Salem oplotła mi nogi wokół pasa i poczułem, jak wbija pięty w mój
tyłek.Musiałemprzerwaćpocałunek,żebyzaczerpnąćtchu,akiedyoderwałemsięodniej,zasypałamoją
szczękędrobnymicałusami.Nawetgdywdzierałemsięwniąszybko,mocnoizezwierzęcąbrutalnością,
wciążpróbowałaukoićmójbólisprawić,żebympoczułsięlepiej–nawetmimożeniewiedziała,cosię
wogólewydarzyło.
Zacisnąłem zęby na miękkiej skórze między jej ramieniem a szyją i zacząłem ssać tak mocno, że
wiedziałem,iżnajejśniadejskórzezostaniewyraźnyznakmojejnamiętności.
Czułem narastające wewnątrz niej crescendo pożądania i mój fiut odpowiedział na nie ochoczo.
Właściwie to reagował znacznie bardziej ochoczo, niż gdy zazwyczaj uprawialiśmy seks, i dopiero w
powalającym rozbłysku orgazmu, który sprawił, że moje jądra skurczyły się w gwałtownym spazmie,
dotarło do mnie dlaczego. Wdychałem jej zapach, pocałowałem malinkę, którą zostawiłem na jej szyi,
podczasgdyonadrżałaiwiłasiępodmoimciałem,obmywanafaląwłasnegospełnienia.Gdyjużdoszła
iotworzyłaoczy,żebynamniespojrzeć,powiedziałemcicho:
–Niezabezpieczyliśmysię,Salem.
Przezchwilęmilczałainieomalwpadłemwpanikę.Wciążjeszczenieodbyliśmyrozmowynatemat
tego,żewcześniejzaliczyłemnieomalpółDenver,ajatakżeniezbytmiałemochotędowiedziećsię,zkim
i co robiła przez ostatnie dziesięć lat, więc za każdym razem używaliśmy gumy i wszystko grało. Cóż,
mniejwięcej.
Podniosłaczarnąbrewiujęłamojątwarzwdłonie.
–Wszystkowporządku–wymruczałaseksownie.–Oiletylkoniemaszwzanadrzujakichśpamiątek
poswoicherotycznychpodbojach.Jestemnatabletkach.Oddawna.
Takżepodniosłembrewispojrzałemjejwoczy.
–Jestemczystyjakłza.
–Jateż.
Cóż, to czyniło rozmowę, o której myślałem wcześniej z niepokojem, znacznie łatwiejszą. Musiałem
przyznać,żenamyślotym,iżwprzyszłościbędziemysiękochaćbezdzielącejnaswarstewkisilikonu,
napełniłamnieradościąioczekiwaniem.Zacząłemuprawiaćseksdośćwcześnieiniepamiętamanirazu,
żebyobowiązkowympunktemprogramuniebyłkondom.Ech,kolejnarzecz,wktórejtakobietabyładla
mnietąpierwszą.
Znowu ją pocałowałem – tym razem z całą delikatnością i czułością, na którą zasługiwała – i
wdzięcznością, jaką tylko zdołałem wyrazić w tym pocałunku. Oboje wydaliśmy z siebie pomruk
przyjemności i żalu, gdy wysunąłem się z niej i pochyliłem, żeby oprzeć czoło o jej czoło. Nadal
przyciskałemjądodrzwiipodobałamisiętajejpozycja,bomogliśmysobiepatrzećprostowoczy,i
nawetjeślichciałbym,totrudnobyłobymioderwaćwzrokodjejciemnychjaknocźrenic.
Potarła dłońmi krótkie włosy po bokach mojej głowy i sięgnęła do góry, żeby przygładzić sterczące
dzikonawszystkiestronydłuższepasemka.
–Nieżebymmiałanarzekaćnato,żezostałamwłaśniezgwałconaprzezjasnowłosegobogaseksu,ale
możeraczyłbyśmiwyjaśnić,cowywołujewtobietakistan,żebymnastępnymrazembyłanatobardziej
przygotowana?
Potarłemczołemojejczoło,agdypodźwignąłemjąi–wciążzniąwramionach–zatoczyłemsięna
kanapę, roześmiała się. Nadal miałem gacie ściągnięte do kolan, więc kiedy jej mokre podbrzusze
zetknęłosięzmoim,mójzdradliwykutasdrgnąłzewznowionymzainteresowaniem.Zastanawiałemsię,
czykiedykolwiekbędęmiałjejdosyć.
Zacisnęłapalcenamoichramionachispytałamniepoważnie:
–Rowdy,cosięwłaściwiestało?
Pomyślałem,żemożełatwiejmiprzyjdziesięjejzwierzyć,jeślibędęmiałsięnaczymskupić,więc
rozebrałem ją z jej uroczej bluzeczki i sięgnąłem do zapięcia jej biustonosza, żeby uwolnić jej piersi.
Przewróciłaoczamiistwierdziła,żetylkojednomiwgłowie.Nieoponowałemizdjąłemprzezgłowę
własnąkoszulkę,apotemprzyciągnąłemjądosiebie,takżenaszepiersistykałysięzesobą,asercabiły
jednym rytmem. Nie było nic seksowniejszego niż dotyk jej ozdobionych metalowymi kółeczkami
brodaweknamojejwytatuowanejpiersi.Byłanajgorętszą,najcudowniejsząkobietąnaświecie.
–Pamiętasztęprawniczkę?
Wsunęłagłowępodmójpodbródekiprzesunęłapalcamipomoimboku.
–Sayer?Tę,którapracujewpobliżusalonuwLoDo?
– Tak, dokładnie tę. – Słyszałem we własnym głosie gorycz, gdy niedowierzanie spowodowane
ostatnimi rewelacjami sprawiło, że cały aż stężałem, mimo że Salem pieściła mnie i głaskała, jakby
próbowała oswoić wściekłego wilka. Nic dziwnego, że po tym, jak zaatakowałem ją brutalnie i bez
ostrzeżenia,starałasięmnieuspokoić.
–Coznią?Czyżbywkońcuzdecydowałasięnatatuaż?
Parsknąłem zdławionym śmiechem i postanowiłem, że zanim przejdę do dalszej części programu,
wyznam jej po prostu całą prawdę. Powiem jej to prosto z mostu. Dałem jej znak, żeby wstała, a gdy
stanęłaprzedemną,obciągnąłemjejpogniecionąspódniczkęiposadziłemjąsobieokrakiemnakolanach.
Części ciała poniżej mojego pasa natychmiast zareagowały żywiołowo na dotyk i bliskość moich
ulubionychzabawek.
–Nie,ale…wreszciezdobyłasięnaodwagę,żebypowiedziećmi,żeprzyjechaładoDenverzmojego
powodu.
–Cotakiego?!
Cóż,możeniebyłatonajmilszarzecz,jakąmógłusłyszećfacetodpółnagiej,siedzącejmunakolanach
kobiety,alemójpenisznowuwyprężyłsięjakstruna.
– To nie to, co masz na myśli – westchnąłem. – Ona twierdzi, że jest moją siostrą przyrodnią.
Powiedziała mi, że mój ojciec – wymawiając to słowo, wykonałem w powietrzu gest rysowania
cudzysłowów – zmarł w zeszłym roku, a kiedy zajęła się jego sprawami spadkowymi, okazało się, że
zostawiłpołowęmajątkuswojemuzapomnianemusynowi,mnie.Co,dojasnejiciężkiejcholery,mamz
tymwszystkimzrobić?
– Rany! – Salem zaczerpnęła głośno powietrza i wypuściła je z sykiem. – Taka wiadomość
rzeczywiściemożepowalićnałopatki.
– Dokładnie tak jej powiedziałem. Kazałem jej zostawić mnie w spokoju i oznajmiłem, że nie chcę
miećztymwszystkim,aniznią,nicwspólnego.
– Och, Rowdy! – Położyła mi dłoń na karku i pocałowała mnie w sam środek piersi. – Chyba nie
mówiszpoważnie?NieznamSayerzbytdobrze,alewydajesięmiła.Jeślirzuciławszystkotylkopoto,
żebyprzyjechaćtuiciępoznać,tonaprawdęjestcoś.–Podniosłagłowęispojrzałamiwoczy.–Wierz
mi,wiem,comówię,bosamazrobiłamdokładnietosamo.
Spojrzałemjejtwardowoczy.
–Zostałemsamjakpalec.
Westchnęłagłośno.
– Więc dlaczego odtrącasz kogoś, kto wyciąga do ciebie pomocną dłoń i chciałby cię poznać? Czy
gdybyś miał siostrę, nie oznaczałoby to, że już nigdy, przenigdy nie będziesz się musiał bać tego, że
zostanieszsam?
Jejsłowasprawiły,żewszystkiezwiązanezniąobawywróciłyzezdwojonąsiłą.Znaczniebardziej
wolałbym usłyszeć z jej ust coś w stylu: „Czy nie rozumiesz, że teraz, kiedy masz mnie, już nigdy nie
będzieszwięcejsam?”,jednakzamiasttegoonapatrzyłanamnie,jakbymwłaśniejąrozczarował.
–Niepotrzebujęrodziny,Salem–burknąłem.–Wyszedłemnaswojeiporadziłemsobiesam.Teraz
nie muszę się już bać, że ktoś mnie zostawi albo porzuci. – Wiedziałem, że to zupełnie niepotrzebny
przytykdojejosoby,inieumknęłotojejuwagi.Zmrużyłaciemneoczyizaczęławstawaćzmoichkolan,
aleniepozwoliłemjejnato.Złapałemjąwtaliiiwymamrotałem:–Przepraszam.Jestemwpaskudnym
nastroju.
Przechyliłagłowęnaramię.
–Naprawdęboiszsię,żemaszkrewnych?
Wygiąłemciałowłukiodrzuciłemgłowęnaoparciekanapy.
–Dlaczegotaksądzisz?
Wzruszyłaramionamiwkolorzekarmeluipochyliłasię,żebypocałowaćmniewkoniuszeknosa.
–Jedynabliskaciosobazrodziny,którąznałeś,zmarławtragicznychokolicznościach;przeztotrafiłeś
na trudną i wyboistą ścieżkę prowadzącą do nowej rodziny, którą znalazłeś sam. Zdaję sobie sprawę z
tego,żetomożeprzerażać–spróbowaćdopuścićdosiebiekogośpotakichprzeżyciach,takiejstracie,
jednakSayerwydajesiędobrąosobą,Rowdy.Pomagadzieciomichociażobracasięwinnychkręgach
niż ty, nie sprawia wrażenia kogoś, kto krytycznie podchodzi do tego, co robisz, albo kto kręci na to
nosem.Zastanówsiępoprostu.Pomyślotym,żepozwoleniejejwkroczyćdotwojegożyciawcalenie
musibyćtakiestraszne,jaksobietowyobrażasz.Topoprostucudownaniespodzianka,którązgotowałci
los.
– Powiedz, Salem – warknąłem, może nieco zbyt ostro – czy gdyby nagle do twoich drzwi zapukał
jakiśobcyfacetioznajmił,żejesttwoimbratem,czypowitałabyśgozotwartymiramionami?
Przezchwilęrozważaławmyślimojesłowa,apotemznowuwzruszyłaramionami.
– Może nie z otwartymi ramionami, ale na pewno nie zatrzasnęłabym mu drzwi przed nosem. –
Zachichotałanagleipogłaskałamnieponagiejpiersi.–Całyczasniemogęsięopędzićodmyśli,żeta
laseczkawydawałamisiędziwnieznajoma.Macietensamkoloroczuipodobnewłosy.Jestpiękna!I
naprawdęwyglądajaktwojarodzonasiostra.
Zakląłempodnosem,aonaznówwybuchłaśmiechem.
–Powiedziała,żegdymojamatkazaszławciążęzjejojcem,byłżonaty–bąknąłem.
Salemwestchnęławspółczującoiznowupochyliłasię,żebymniepocałować.
–Widzisz,kryjesięzatymwszystkimjakaśhistoria.Czyniechciałbyśjejpoznać?
–No…może,trochę.
–Niktniezdołaciędoniczegozmusić,atooznacza,żewybórnależydociebie.
Podniosłem brwi i uśmiechnąłem się do niej szeroko. Uznałem, że szkoda czasu na rozmawianie o
Sayeriotym,codobregoczyzłegomogłomiprzynieśćzbrataniesięznią.
–Awięctomaznaczenie,żezjawiłaśsiętutaj,żebymnielepiejpoznać?
Zarzuciłamiramionanaszyjęiprzysunęłasiędomniebliżej,cosprawiło,żemójsztywnyfiutwdarł
sięwmiękkie,wilgotnefałdkijejciała.Oczyzalśniłymiodrozkoszyioczekiwania.
–Oczywiście,żetak.Zawszewieledlamnieznaczyłeś,tymatołku!
Chciałem coś odpowiedzieć, ale w tej samej chwili usiadła okrakiem na mojej twardej aż do bólu
erekcji i cała resztka krwi, która została mi w skołatanym mózgu, spłynęła do ogarniętych szaleńczym
podnieceniemlędźwi.
– Ty także wiele dla mnie znaczysz, Salem – zdołałem wykrztusić. Musiałem to zrobić, na wypadek
gdybyotymniewiedziała.
–Cii,Rowdy–wymruczała.–Terazmojakolejnazgwałcenieciebie.
Rany, na to byłem gotów zawsze, o każdej porze dnia i nocy! I wszędzie! Jęknąłem, gdy zaczęła się
poruszać,apotemprzymknąłemoczy.Naglewszystkostałosięlepszetylkodziękitemu,że…poprostu
była.
SALEM
C
ałą niedzielę spędziliśmy w łóżku. Widziałam, czułam, że Rowdy nadal walczy z myślą o tym, że
zyskał siostrę i że ojciec zostawił go na pastwę losu. Nie był zbyt rozmowny, co było bardzo wbrew
naturze otwartego i gadatliwego człowieka, którym był, ale pozwoliłam mu milczeć i próbowałam go
wspierać najlepiej, jak umiałam. Zrobiłam, co w mojej mocy, żeby utwierdzić go w przekonaniu, że
jestem przy nim cały czas, gdyby tylko zechciał o tym wszystkim porozmawiać, ale i nie miałam nic
przeciwko jego mrukliwości, dopóki czyny przemawiały za niego i sprawiały, że moje ciało płonęło i
omdlewałoodrozkoszy.Wiedziałam,żewcześniejczypóźniejbędziemusiałpogodzićsięzfaktem,że
masiostrę,aleniezamierzałamgopospieszaćanizmuszaćdoczegokolwiek.
W poniedziałek poprosił, żebym wybrała się z nim na wspinaczkę. W ciągu ostatnich kilku miesięcy
przekonałam się, że zachowuje niesamowitą sprawność fizyczną, nie zaglądając przy tym ani raz na
siłownię–wystarczałmudotegopoprostuwysiłekfizycznyprzykażdejnadarzającejsięokazji.Lubił
rzucaćpiłkęwparku.LubiłspuszczaćJimbazesmyczyibiegaćzanimjakszalony.Lubiłwłóczyćsiępo
górach.Uwielbiałpływaćkajakiemporozmaitychjeziorachirzekach,wktóreobfitowałygórzystetereny
okolic Denver. Ja z kolei nie miałam ochoty na żadne z tych zajęć, nawet jeśli uczestniczenie w nich
oznaczałoby,żemogłamobserwowaćgocałegospoconegoipółnagiego.Lubiłamswojekrągłościilekki
tłuszczyk,ichociażdbałamosiebie,tonielubiłamprzesadywaktywnościfizycznej.
Któregoś dnia zaproponowałam mu, żeby po prostu zamiast mnie wziął ze sobą któregoś ze swoich
kolegów, ale kiedy zaczął marudzić, przewróciłam tylko oczami. Podejrzewałam skrycie, że on także
chciał oglądać mnie spoconą i brudną u swojego boku, ale ja o nie, ja uważałam się za damę (no, w
każdymraziewpewnymsensie)iwiedziałam,żeniewyglądamzbytdobrzezziajanaiutytłanawbłocku.
Nie mówiąc już o tym, że przed powrotem do pracy we wtorek miałam do roboty coś, co naprawdę
chciałam zrealizować i zdecydowanie wolałam zabrać się do tego sama, bez rozmemłanego kochasia
kręcącegomisiępod–awzasadzietomiędzy–nogami.
OstatecznieRowdyzgarnąłnawyprawęNashaiRome’aiwyszedłzmoimpsembezpytania,podczas
gdyjapróbowałamsięubraćidoprowadzićdostanuużywalnościniecowolniejniżzazwyczaj,głównie
z powodu jego niestrudzonej zawziętości w miłosnych zapasach. Kto by pomyślał, że taki miły, słodki
chłopiec z sąsiedztwa po latach okaże się w łóżku takim buhajem? Napastował mnie jak opętany przez
demonaseksu,cowpołączeniuztymjegometalowymkrzyżemwgłówcejegoimponującychrozmiarów
fiuta sprawiało, że omdlewałam pod nim w łóżku, tym bardziej że teraz nie rozdzielała nas warstewka
tego utrapionego lateksu. Na samą myśl o tym, co wyczyniał ze mną w pościeli, rumieniłam się jak
dzierlatkairobiłomisięgorąco.
Splotłamwłosywprostywarkocziubrałamsięwygodnieiswobodnie–jaknamnie–wdośćobcisłą
czarnąspódniczkęimarszczonytop.Całośćfajniekomponowałasięzczerwonympasemkiemwmoich
włosach:wyglądałamjakklasycznahiszpańskadiwazpodrzędnegosaloonu.
Wsunęłamstopywkrwistoczerwoneszpile.Skoroprzymierzałamsiędostoczeniadecydującejbitwyz
innąkobietą,musiałamczućsiępewnie.ZerknęłamostatnirazwlustroiruszyłamdoLoDo.
W poniedziałki ta okolica była dość spokojna i to był jeden z powodów, dla których w ten dzień
tygodniasalontatuażubyłwtednienieczynny.Dobrąchwilęzajęłominamierzeniebudynku,wktórym
pracowałaSayer,bolaskaniepodałamidokładnegoadresu.Gdygojużznalazłam,poczułamsięnieco
przytłoczonawystrojem,wchodzącdośrodkaprzezeleganckie,złoconedrewnianedrzwi.
To nie była jakaś skromna kancelaryjna kanciapa, tylko wielki prawniczy moloch, współpracujący z
licznymi partnerami. Wszystko tu aż ociekało zamożnością i bogactwem. Strażnik za biurkiem recepcji
zmierzyłmnie,zaciekawiony,odstópdogłów,gdyzapytałamoSayer.
–Czyjestpaniumówiona?–zapytałgrzecznie.
Na rany Chrystusa, a czy wyglądałam, jakbym była umówiona?! Zmełłam w ustach przekleństwo i
błysnęłamzębamiwnajbardziejuroczymuśmiechu,najakibyłomniestać.
– Nie, ale jeśli poinformuje ją pan, że chce się z nią widzieć Salem, na pewno zechce się ze mną
spotkać.
Ochroniarzpokręciłtylkogłowąizerknął,marszczącbrwi,namonitorukrytypodladą.
–Przykromi,aleniewpuszczamynikogobezuprzedniegoumówienia.
Już, już miałam warknąć na niego gniewnie i zaczęłam się zastanawiać nad powrotem do kafejki i
czekaniem tam na śliczną prawniczkę, dopóki się nie pokaże, kiedy usłyszałam, jak ktoś woła mnie po
imieniu.
Gdy cofnęłam się od masywnego biurka i obejrzałam przez ramię, zobaczyłam nie kogo innego, jak
samą śliczną Sayer, wychodzącą z windy w towarzystwie zapłakanej młodej kobiety. Rzekoma siostra
Rowdy’ego mówiła jej właśnie, że wszystko będzie dobrze, żeby jej zaufała, ale miałam niejasne
wrażenie, że jej słowa odnoszą marny skutek. Laska miała rozmazany makijaż i nie widziała chyba za
bardzo,cosiędookoładzieje.Powtarzałatylkowkółko„dziękuję”idałasięSayerprzelotnieprzytulić,
zanimwyszłaprzezokazałedrzwibiurowca.
Sayer podeszła do mnie i zauważyłam, że po drodze splotła nerwowo dłonie. Cóż, może i nie
powinnam,alecieszyłamsięnamyślotym,żeonateżjestzdenerwowana.
–Maszmożechwilę?–zapytałamtonemdającymdozrozumienia,żenawetjeślibyłazajęta,lepiejdla
niej,jeśliznajdziedlamnieczas.
Skinęłagłową.
–Następnegoklientamamumówionegonapierwszą,alewcześniejmuszęwziąćudziałwkonferencji
wsprawiepewnegorozwodu…
–Niezabioręciwieleczasu–obiecałam.Iwłaśnietakbyło.Przyszłamtupoto,żebypowiedziećjej
to,comiałamdopowiedzeniaianisłowawięcej.
Skinęłagłowąipodeszładobiurka,apotemuśmiechnęłasięujmującodoochroniarza.
–Marvin,czymógłbyśmiwpisaćwgrafikSalemCruzidaćjejprzepustkę?
Facet najwyraźniej miał do niej słabość, bo bez dalszych pytań zrobił, o co prosiła, i już za chwilę
weszłam za piękną prawniczką do windy. Dobrą chwilę zajęła nam dość dyskomfortowa podróż na
najwyższe piętro, podczas której zdałam sobie sprawę z tego, że Sayer nie jest tu zwykłym
pracownikiem, a ni mniej, ni więcej, tylko partnerem własnościowym tej najwyraźniej słynnej i
szacownejfirmy.Świadczyłotymmiędzyinnymiszykownywystrójjejbiura.
–Rany,prawdziwaszychazciebie,mamrację?–Usiadłamwjednymzeskórzanychfoteliprzedjej
biurkiemiodmówiłam,gdyzaproponowałamicośdopicia.
–Mójojciecbyłjednymzzałożycielitejfirmy–wyjaśniłaznużonymtonem.–Odziedziczyłamponim
część udziałów. Odwalają mnóstwo roboty dobroczynnej i bardzo aktywnie działają w różnych
społecznościachwrejonach,wktórychotwieramyswojefilie.
– Jak mocno musiałaś naciskać, żeby otworzyli oddział w Denver? – zagadnęłam pozornie od
niechcenia.
Spłoniłasięlekkoiopadłanaoparciefotela.
– Kiedy pojawiła się propozycja otwarcia nowego biura, zasugerowałam Denver, chociaż pośród
innychopcjiprzedstawionychdogłosowaniaradypojawiłysięteżSantaFeiPhoenix.
–Zdajeszsobiesprawęztego,żepodczaspierwszejwizytywsaloniemogłaśodrazuwyjaśnić,kim
jesteś,iuniknąćcałegotegozamieszania?–spytałamrzeczowo.
Przymknęłanachwilęoczy.
–Gdymójojcieczmarł,namierzenieRowdy’egozajęłomidobrąchwilę.Przezcałytenczassądziłam,
żejegoostatnieprzesłanieznaczyłotyle,co:„Ha!Walsię!”,odgościa,którynigdymnietaknaprawdę
nie kochał. Początkowo byłam pewna, że to jakiś głupi żart czy coś w tym stylu, mający mnie
powstrzymać przed odziedziczeniem jego spadku. Jednak gdy przekonałam się, że Rowdy rzeczywiście
istnieje – i jest moim bratem! – nie mogłam się opędzić od myśli… od chęci poznania go. Gdy już
przeniosłam się do Denver, ładny miesiąc zajęło mi zebranie się na odwagę i dotarcie do salonu, w
którym pracował. Dwa kolejne tygodnie – przejście przez jego drzwi. A gdy go zobaczyłam… gdy
spostrzegłam, jaki jest do mnie podobny… – Zaczerpnęła głośno tchu i otworzyła szeroko oczy. –
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że to wszystko dzieje się naprawdę. Strawiłam mnóstwo czasu na
zastanawianie się nad tym, jak mu to powiedzieć. Śniłam koszmary o jego najgorszych reakcjach. A
skończyłosiętak…cóż,jaksięspodziewałam.
– Masz do niego o to pretensję? – spytałam wprost. – Nie było szans, żeby przygotował się na coś
takiego. Od zawsze radził sobie sam, nigdy nie miał rodziny, dopóki nie trafił tutaj i dopóki Phil nie
przyjąłgodoMarked.Ażtunagle,znienackazjawiasięjegosiostraiojciec,którysięgowyparł.Cobyś
zrobiłanajegomiejscu?
Patrzyłanamnieprzezchwilęwmilczeniu,ażwreszcieodwróciławzrok.
–Niewiem–wyznała.–Niechciałamgozranić,aleiniemogłamdłużejtegowszystkiegoprzednim
taić. A poza tym musiałam w końcu spróbować uporządkować sprawy majątkowe. Został mi tylko
tydzień,zanimprawnikmojegoojcaskontaktowałbysięznimosobiście,gdybymnietosięnieudało.
Westchnęłamizsunęłamsięniecobliżejbrzegueleganckiegoskórzanegofotela.
–Musiszwiedziećjednąrzecz,jeślichodzioRowdy’egoSt.Jamesa.Onmanaprawdęwielkieserce.
Jestdobrymczłowiekiem,alewswoimżyciudoznałtakwieluzawodówibólu,żenaprawdętrudnomu
terazdopuścićkogośbliskodosiebie.Fakt,żejesteśjegorodziną–prawdziwąrodziną!–przeraziłgo
doszpiku.
Jejbłękitneoczymiałytensamobłędnieczystyodcieńcote,wktóregapiłamsięprzezcaływeekend.
– Kiedy szukałam informacji o nim, natrafiłam na notkę o zabójstwie jego matki… – bąknęła
nieśmiało.
– To tylko czubek góry lodowej – westchnęłam. – Najpierw jego matka, a potem ja. Jako dzieci
byliśmy sobie naprawdę bliscy, a potem zostawiłam go praktycznie bez słowa, bo byłam młoda i
myślałam tylko o sobie… no i… była jeszcze moja siostra. – Przygryzłam dolną wargę i wypaliłam: –
Rowdy świata poza nią nie widział, był przekonany, że kocha ją nieprzytomnie, do tego stopnia, że
poprosił ją o rękę… – Głos mi się nieco załamał i musiałam odchrząknąć. – No i był jeszcze Phil
Donovan. Facet, który otworzył ten interes z tatuażami. Ocalił Rowdy’ego. Można powiedzieć, że
uratował mu życie. Sprowadził go do Denver i dał mu wymarzoną pracę, dopilnował szlifowania jego
talentuipozwoliłbyćtym,kimzawszechciałbyć.OfiarowałRowdy’emudokładnieto,oczymonmarzył
od zawsze: dom… i zmarł na raka całkiem niedawno. Wszyscy, których kochał, albo Rowdy’ego
opuścili, albo w jakiś sposób zawiedli. To właśnie dlatego instynktownie cię odtrącił i nie chciał
słuchać,comaszmudopowiedzenia.
Sayerwciągnęłagłośnopowietrzeipołożyładłoniepłaskonabiurku.
–Tobrzminaprawdę…przytłaczającoismutno.
–Botakwłaśniejest.Całemnóstwoludzi,którzypowinnibylisięoniegotroszczyć,wystawiłogodo
wiatrualbokopnęłowdupę,więcterazstarasiępoprostubronićprzedkolejnymizawodami.
Przechyliłagłowęnaramięispojrzałanamniespodwpółprzymkniętychpowiektyminiezabudkowymi
oczami.
–Aty?Zostawiłaśgo,ajednakpozwoliłciwrócić.
Roześmiałamsięgorzko.
– Próbuję się wkraść w jego łaski, ale daleka jeszcze przede mną droga. Za każdym razem, kiedy
sięgam po swoją torebkę i mówię mu, że muszę po coś skoczyć, patrzy na mnie tak, jakbym miała już
nigdyniewrócić.Znamnielepiejniżktokolwiekinny,alepotychdziesięciulatachrozłąkizagroszmi
nieufa.
– Ale czy wy… czy nie jesteście razem? – Roześmiała się i zmarszczyła lekko nos. – Ostatniego
wieczorubyłprzekonany,żechcęgonamówićnarandkęioznajmiłmi,żeniematakiejopcji,bozkimś
jest.
–Owszem,teoretyczniezesobąjesteśmy,alemamwrażenie,żepoziomzaangażowaniawtenzwiązek
zależyodtego,zktórymznasbyśrozmawiała.
Podniosławysokojasnebrwi.
–Kochaszgo?
Parsknęłamwbardzonieeleganckisposóbipacnęłamsiędłoniąwkolano,żebyrozładowaćchociaż
poczęścinapięcie,którewemnienarastałoodchwilirozpoczęciatejrozmowy.
–Kochamgonawieleróżnychsposobów,odkądskończyłdziesięćlat.
– Skrzywiła się kwaśno: nawet ja słyszałam w swoim głosie tęsknotę i ból. – Powiedziałam ci, że
przyjechałamtuzjegopowodu.
–Askądwiedziałaś,żeprzyjmiecięzpowrotempotakdługiejrozłące?Dziesięćlattoszmatczasu.
–Niewiedziałam.Musiałamjednakspróbować,bopotylulatachjestjedynąosobą,którawydałami
siępewnawcałymmoimżyciu.Byłwartcałegotegoryzyka…nadaljest,chociażterazwiemorzeczach,
októrychwówczasniemiałambladegopojęcia.
–Cochceszprzeztopowiedzieć,Salem?Zdajęsobiesprawęztegowszystkiego,oczymmówisz,ale
nieznamaniciebie,aniRowdy’egodośćdobrze,żebyzłożyćtowjakąśsensownącałość.
Wstałamiwygładziłamwymiętąspódnicę.
– Chcę przez to powiedzieć, że ten gość jest wart zachodu i że za jakiś czas pozbiera się i zechce,
żebyśzagościławjegożyciunadłużej.Miejtylkocierpliwość.Kiedyprzekonasię,żeniejesteśkolejną
osobą, która chce go zostawić albo zawieść jego zaufanie, sam będzie do ciebie lgnął. – Zrobiłam
wszystko, co w mojej mocy, byle tylko dostrzegła, jak ważne było to, o czym mówiłam; patrzyłam jej
poważnie prosto w oczy. – Jeśli tylko zostawisz go, gdy zacznie się przed tobą otwierać, złamiesz mu
serce…aonniepowinienwięcejdoznawaćtakichzawodów.Dlatego,jeślinaprawdęchceszbyćjego
siostrąizagościćnadłużejwjegożyciu,pomyślotym,czyrzeczywiściecinatymzależy,zanimzechcesz
godosiebieprzywiązać.
Onatakżewstała.Nawidokjejpostaciniemogłamsięwyzbyćdziwnejmyśli,żeniemógłzaistnieć
bardziej osobliwy zbieg okoliczności, wskutek którego w życie Rowdy’ego nagle wparowały dwie tak
bardzo różniące się od siebie kobiety, starające się – na różne sposoby – o jego względy. Jedno nas
jednak łączyło: zarówno ja, jak i Sayer byłyśmy dość silne i zdeterminowane, żeby dobić swego –
nieważne,jakmocnoobiektnaszychuczućstarałsięutrzymaćnasnadystans.
– Nigdzie się nie wybieram, Salem – oznajmiła twardo. – A gdyby tak było, obiecuję, że zrobię
wszystko,cowmojejmocy,żebyzdołałmniewrazieczegoodnaleźć.Niezniknęottak.Znajdziemnie,
gdy będzie na to gotowy. – Skrzyżowała ramiona na piersi i obdarzyła mnie krzywym uśmiechem. –
Głupia sprawa, ale wiem o utracie bliskich więcej, niżbym chciała. Moja mama odebrała sobie życie,
kiedybyłambardzomłoda,amójojciecbyłbardzozamkniętąwsobie,praktycznieobcąmiosobąiprzez
większość czasu udawał, że nie istnieję. Chcę przez to powiedzieć, że owszem, teoretycznie miałam
rodziców, jednak jeśli chodzi o uczucia… – Wzruszyła ramionami. – Byłam podobnie samotna jak on.
Chociażonmiałciebie.Janiemiałamnikogo.
Przygładziłamwłosyiodwróciłamsięwstronęwyjścia.
– Jeśli tylko go nie zranisz, zyskasz we mnie kolejną bliską osobę, Sayer – powiedziałam prosto. –
Lubięcię.Mamwrażenie,żemaszwsobiewielkąklasęijakiśszyk.Towłaśniedlategoprzyszłamdo
ciebie,żebyztobąporozmawiać.Wierzmi,gdybymuznała,żeznimgłupiopogrywasz,naszespotkanie
nieskończyłobysiętakpokojowoiłagodnie.Jakjużwspomniałam,dajmutylkotrochęczasu.
Byłam już przy drzwiach i naciskałam klamkę, kiedy usłyszałam, że mnie woła. Gdy obejrzałam się
przezramię,spostrzegłam,żewjejniebieskichjakmorzeoczachlśnitwardyblask.
– Wiem, że zależy nam na nim z zupełnie innych powodów, ale bądź pewna: nie zawiodę go. Jeżeli
sądzisz, że przeszłoby mi przez myśl, żeby go zostawić, to wyobraź sobie po prostu, coby się stało,
gdybyśtotygonaglerzuciła.Onciępoprostuuwielbia,bardzociękocha.Widzętowyraźnie,więcty
takżepowinnaśtodostrzec.
– Och, jasne – parsknęłam. – Muszę tylko zyskać pewność, że nie patrzy na mnie przez mgłę naszej
wspólnej przeszłości, zanim w to naprawdę uwierzę. Gdybyś chciała pogadać… wiesz, gdzie mnie
szukać.
Zamknęłamzasobądrzwiizjechałamwindądoholunadole.Gdyochroniarzzabiurkiemwrecepcji
rzucił mi pytające spojrzenie, najwyraźniej zachodząc w głowę, co taka wydziarana od stóp do głów
laskamożechciećodjednejzpracującychtuszych,mrugnęłamtylkodoniegoporozumiewawczo.
Byłamzmęczona.PowyczerpującejnocnejsesjizRowdymirozmowiezSayerniczegoniepragnęłam
bardziejniżdługiej,smacznejdrzemki.Niemiałampojęcia,ileczasuzajmiechłopcomwspinaczka,ale
uznałam,żedość,żebymprzekąsiłaburritowIllegalPeteizdrzemnęłasięchwilę,zanimRowdyzjawi
się u mnie w towarzystwie Jimba i oboje zechcą się ze mną bawić, każdy na swój sposób. Po drodze
dałamsięniestetyporwaćzakupowemuszaleństwu–podczasoglądaniawystawzauważyłamnajednejz
nichnaprawdęświetnąminiówkę,którejkrójbardzofajniemogłabymwykorzystaćwseriiciuszkówdla
salonu–inagleokazałosię,żestrwoniłamcałągodzinęnaoglądaniuubrań,więcpognałamjakszalona
domojegomieszkania,liczącnato,żepodrodzespotkammojepółnagieispoconeciacho–mniam!
Próbowałam właśnie wygrzebać klucze, pisząc jednocześnie SMS do mojego kochasia, żeby
dowiedziećsię,gdziejest,istarającnieupuścićtrzymanejpodłokciemresztkiburrita,więcniebardzo
patrzyłampodnogi…dopókinieomalwyrżnęłamoczyjeśdługienogirozciągniętepodmoimidrzwiami.
Zaklęłam pod nosem, podczas gdy resztki mojego smakowitego lunchu wypadły mi z rąk. W ślad za
burritemposzłymojatorebkaiklucze,gdyzobaczyłamsinątwarzmojejsiostryrozciągniętejwpoprzek
korytarzadomojegomieszkania.
Oboje słodkich, złotobrązowych oczu miała paskudnie podbitych. Dolną wargę miała rozciętą,
podobnie jak kość policzkową. Zabandażowany nadgarstek tuliła do piersi i patrzyła na mnie, całkiem
jakbymmiałajązachwilękopnąć.Wjejoczachlśniłyłzy,austadrżały,gdypowiedziała:
–Twojasąsiadkamniewpuściła.Zaproponowała,żebymzaczekałauniej,dopókiniewrócisz,ale…–
Urwałaizjejciemnychrzęsnaposiniaczonypoliczekspadładużałza.
– Poppy… – wykrztusiłam cicho. Kucnęłam przy niej i położyłam jej dłoń na kolanie, ale zaraz
zaklęłam pod nosem, gdy odruchowo cofnęła się ode mnie i skuliła w obronnym geście. Podniosłam
kluczeipodałamjejdłoń,żebypomócjejwstać.
Gdywahałasiępełnąminutę,zanimprzyjęłamojąpomoc,serceścisnęłomisięzbólu.Nieumknęło
mi, że podczas chodzenia utykała na lewą nogę. Wyciągnęłam rękę, odsunęłam z twarzy pasemka
miodowychwłosówisyknęłamnatychmiastgniewnienawidokbardzowyraźnychżółtozielonychśladów
najejszyi.
Teraz nie kryła już łez i myślałam tylko o tym, żeby zabrać ją do siebie i się nią zająć. Ledwie
zdążyłamprzekręcićkluczwzamkuinacisnąćklamkę,kiedyusłyszałamznajomeszczeknięcieipoczułam
ztyłukolanpsiełapy.
Obejrzałam się przez ramię, i gdyby nie to, że trzymałam właśnie za rękę moją posiniaczoną i
pokiereszowaną siostrę, dostałabym od razu orgazmu. Rowdy miał na sobie powycierane, opuszczone
niskonabiodrachdżinsy.Ztylnejkieszenispodnizwisałamukoszulka–jakmiałtowzwyczaju–ibył
całyspoconyiumorusany,jednaknieotochodziło.Chociażnawidoktejlśniącej,wytatuowanejskóry
miałam ochotę się zaślinić i wyć do księżyca, jak jakiś wygłodniały, seksualny wilkołak, to całości
dopełniał stary, słomkowy kowbojski kapelusz na jego głowie i wyzierający spod niego seksowny
uśmiech. Wyglądał w tym kapeluszu świetnie, perfekcyjnie!, i skubaniec doskonale o tym wiedział.
Zacisnęłamzęby,gdyzobaczyłam,żeprzestajesięuśmiechać,widząc,żeniejestemsama.
Gdyrozpoznałtowarzyszącąmiosobę,jegobłękitneoczyzaszłyburzowymichmurami.
– Poppy? – W jego głosie brzmiały ostre nuty i silne emocje, których nie potrafiłam rozpoznać. Jej
widok na pewno go nie ucieszył, a gdy zobaczył, w jakim jest stanie, oczy pociemniały mu jeszcze
mocniej.
–Rowdy?–wyszeptała,aonnasunąłsobiekapeluszgłębiejnaczoło.
Jimbo nie miał pojęcia, co się dzieje, więc skakał tylko między nami, najwyraźniej zatroskany,
dlaczegojegoludziestojąwmiejscujakwryciiniechcąsięznimbawić.
–Cocisięstało?–Głosmiałtwardy,alechociażbyłownimmnóstwogniewu,byłampewna,żeto
nienamojąsiostręjestwściekły.
Wypuściłamgłośnopowietrze,ażnadczołopofrunęłymipasmaciemnychwłosów.
– Jeszcze do tego nie doszłyśmy – wycedziłam. – Dosłownie przed chwilą wróciłam do domu i
znalazłamjąpoddrzwiami.
Powiódłodemniedoniejnachmurzonymwzrokiemiprzyglądałsięjejprzezchwilę,podczasgdyona
wpatrywałasięwniegozmieszankąoszołomieniaiczegośjeszcze,copaskudniewyglądałominawstyd.
Niebyłamzbytszczęśliwa,żepodczastejmilczącejkonfrontacjipraktyczniezupełniemnieignorował.
Rozdrażniona dziwną atmosferą i wściekła, że ktoś poważył się skrzywdzić moją młodszą siostrę,
pchnęłamdrzwiiweszłamdośrodka.GdyJimbopognałzamną,warknęłamdoRowdy’ego:
–Zamierzaszwejść?
Wkońcuraczyłoderwaćwzrokodmojejsiostryiwykrzywiłustawgorzkimgrymasie.
– Nie. Zadzwoń do mnie później. – Sztywnymi, gwałtownymi ruchami wyciągnął z tylnej kieszeni
dżinsówkoszulkęizerwałzgłowykapelusz,apotemwłożyłT-shirtiprzeszyłmojąsiostręświdrującym
wzrokiem.–Niedowiary,żeznowudałaśsięwtowplątać,Poppy.–Ztymisłowamiodwróciłsięna
pięcie i zniknął w korytarzu, nie oglądając się ani razu za siebie. Zazgrzytałam zębami i ostrożnie
wprowadziłam moją siostrę do mieszkania, a potem poświęciłam chwilę na uprzątnięcie z grubsza
bałaganu,któryzostawiłam,wychodząc.MiałamochotękopnąćPoppywdupskozato,żepojawiłasię
takznienacka.Chciałamnawrzeszczećnaniązato,żeniedałamiznać,cosiędzieje!Ichciałamjąteż
przytulić i ucałować w czoło, bo wyglądała na rozbitą i zrozpaczoną. Moją pierwszą myślą było
zadzwonić po Saint i poprosić ją, żeby wpadła do mnie, obejrzała moją siostrę i sprawdziła, czy
obrażenia nie są poważne, ale Poppy wydawała się na skraju załamania, więc uznałam, że to musi
poczekać.
Poppy dokuśtykała do kanapy, a gdy usiadła, zgięła się wpół i zgarbiła. Podeszłam do lodówki i
wyjęłam z zamrażalnika kilka kostek lodu, które zawinęłam w ściereczkę, a potem wręczyłam jej ten
improwizowanykompresiusiadłamnastolikudokawynaprzeciwkoniej.
Poppy miała jaśniejszą karnację i włosy ode mnie, więc na widok szpecących jej skórę wyraźnych
sińcówwzbieraławemnieżądzamordu.
–Jaktudotarłaś?–Uznałam,żezacznęnaspokojnie,żebyjeszczebardziejjejniewystraszyć.
– Przyjechałam – wydukała. – Oliver nie pozwolił mi iść do szpitala, chociaż wiedziałam, że ktoś
powinienwkońcuobejrzećmójnadgarstek.Tymrazemposunąłsięzadaleko…
Wciągnęłampowietrzetakgwałtownie,żeprawiesięzachłysnęłam.
–„Tymrazem”?–powtórzyłamzniedowierzaniem.Bylimałżeństwemodkilkuładnychlat.Wolałam
nawetniezastanawiaćsię,jakdługototrwa.Zdałamsobiesprawę,żepowinnambyławszystkiegosię
domyślić,jaktylkoPoppyzaczęłasięodemnieodsuwać.
Wzruszyłaramionami.
–Zadzwoniłamdotatyipowiedziałammu,wjakimjestemstanieiżepotrzebujępomocy.Powiedział,
żepewniezasłużyłamsobienato,żeczymśrozgniewałamOlivera.–Zaczęłaopowiadaćmiprzezłzyo
wszystkim,agdymówiła,dłoń,którątrzymałazłożonąnaudzie,zacisnęłajejsięmimowolniewpięść.–
W końcu Oliver jest diakonem w kościele i dobrym, bogobojnym mężczyzną, więc wina musi leżeć po
mojejstronie.
–Ojciecwie,żetenfacetciębijeizwalałwinęnaciebie?!–Głosdrżałmizewzburzenia.
Pokiwałatylkogłowąijęknęłacicho,gdyruchsprawiłjejnajwyraźniejból.
–Zaczekałam,ażOliverwyjdziedopracy,spakowałamsięiwyjechałam.Jechałamijechałam…Nie
miałampojęciagdzie.Wiedziałamtylko,żeźlesięczuję,żesiębojęiżeLovelessjestostatnimmiejscem
na ziemi, w którym chcę być. Dopiero kiedy zatrzymałam się, żeby zatankować na granicy, dotarło do
mnie,żekierujęsiędociebie.
Wyciągnęłamdłońiwzięłamjązarękę.
–Dlaczegoniepoprosiłaśmnieopomoc?Przyjechałabymizrobiłaznimporządek.
Pokręciłagłowąiznowusięrozpłakała.
–Niejestemjużdzieckiem.Wiedziałam,żetowszystkojestzłe.Całymilatamibiłmnietak,żebynikt
niezauważyłśladów.Dopieroniedawnostraciłnadsobąkontrolęiskończyłosiętym…Byłotylkocoraz
gorzej.
–Poppy…
Parsknęłagorzkoibólwtymostrymśmiechuzraniłmniedożywego.
–Rozmawialiśmyodzieciach.Niechciałammiećznimdziecka,niezkimśtakimjakon.Nieżyjącw
tensposób.–Wyrwałamirękęipomachałaniąsobieprzedpokancerowanątwarzą.–Otoskutkimojej
odmowy.
–SłodkiJezu…
Roześmiałasięznowu.
–Jezusniemaztymnicwspólnego.
Wsunęłamsobiepasmowłosówzauchoiprzyglądałamjejsię,osłupiała,przezjakąśminutę.
–Niemogęuwierzyć,żeniemiałampojęciaotymwszystkim.
Podniosłaramięipozwoliła,żebyopadłobezwładnie.
– Nie jestem z tego dumna. Powinnam była zdobyć się na odwagę i odejść. Wiedziałam, że się
wpakowałamwchwili,wktórejOliverpierwszyrazpodniósłnamnierękę.Wiedziałam,cosięświęci,
amimotoniewyciągnęłamztegożadnychwniosków.
–CzytowłaśnieotymmówiłRowdy,gdycięzobaczył?
–Niewierzę,żeniezdradziłciwszystkichdrastycznychszczegółów,zważywszynafakt,żewydajecie
sięsobieterazznaczniebliżsi,niżgdybyliśmydziećmi.
–Powiedziałmi,żetotypowinnaśmiotympowiedzieć.
Najejrozciętychwargachzatańczyłlekkiuśmiech.
–Zawszemiałwsobiewięcejprzyzwoitościniżjakikolwiekfacet,któregoznałam.
–Powiedział,żepoprosiłcięorękęiżegoodtrąciłaś–wykrztusiłamztrudem,bosłowadziwnienie
chciałymiprzejśćprzezgardło.
– Nie, Salem, on nie poprosił mnie o rękę. Oświadczył mi się. To jest różnica. Byłam w ciąży z
głównym rozgrywającym, który kazał mi przerwać ciążę. Twierdził, że zrujnuje mu to karierę i zszarga
jego wizerunek jako przykładnego Amerykanina. Kiedy odmówiłam, stłukł mnie na kwaśne jabłko.
Rowdy był jedyną osobą, której mogłam się z tego zwierzyć… a poza tym trudno było nie zauważyć
podbitychoczu.Niemogłamprzyjąćjegooświadczyn.Niekochałmnietaknaprawdęiwcaleniechciał
mnie poślubić, więc odmówiłam. Powiedziałam, że kocham go jak brata, a wtedy on poszedł do tego
gościa i prawie go zamordował. Próbował ocalić mnie przede mną samą. Tydzień później zniknął, ja
poroniłam,atamtendupekjużnigdywięcejnamnieniespojrzał.
Rany boskie, kim była ta dziewczyna?! Miałam wrażenie, że patrzę na obcą osobę w ciele mojej
siostry.
– Ojciec był załamany rozpadem mojego związku ze wschodzącą gwiazdą futbolu. Podobała mu się
myśl o tym, że jego córka poślubi gwiazdę sportu. – Poppy się skrzywiła. – Zawsze powtarzał, że to
pomogłobyzmyćznazwiskanaszejrodzinyplamę,którązostawiłaś,wyjeżdżając.Byłamidiotką.Nawet
go nie lubiłam. Robiłam po prostu to co zawsze i zachowałam się zgodnie z tym, czego po mnie
oczekiwano.Towłaśniewtakisposóbskończyłamzfacetemuważającym,żeniemaniczłegowbiciu
kobiety,którąrzekomokocha.Niemogęjużtakdłużej.Musiałamsięwyrwaćztegokoszmaru.Jużdawno
powinnambyłatozrobić.
–ZłamałaśRowdy’emuserce,Poppy.–Niemogłamukryćoskarżycielskiegotonu.
–Och,dajspokój,Salem!Niebądźgłupia.Rowdynigdymnieniekochał.Łudziłsię,żejestemjego
chodzącymideałem,bonigdyniebędętobą.Niemiałamnawetśladuawanturniczejżyłki.Niebyłowe
mnie głodu ryzyka. Nie byłam nieprzewidywalna. Nie mógł mnie kochać, bo był zakochany w tobie.
Nadaljest,sądzącposytuacji.
– Co takiego?! – Nie wierzyłam własnym uszom, mówiła o tym, jakby to było coś najbardziej
oczywistegopodsłońcem.
–Przymnienigdyniebyłsobą.ZawszezachowywałsięjakkościółkowyRowdy.Przytobieczułsię
swobodnie, beztrosko, był otwarty i pozwalał sobie na chwile zapomnienia, w których przestawał się
wieczniemartwić,cobędziedalej.Apotem…wyjechałaś.
Zwiesiłamgłowę.
– A potem wyjechałam. – I tym moim wyjazdem sprowadziłam katastrofę na dwoje ludzi, których
kochałamnajbardziej.
–Alewróciłaś.
–Niewiem,czyterazmatojakieśznaczenie.Tylkoucieczkasięliczy.–Westchnęłamiwstałam.–W
każdymrazie,jeślimatojakieśznaczenie,cieszęsię,żetujesteś,iobiecujędopilnować,żebyśzdołała
otrząsnąćsięztegokoszmaru,izrobićwszystko,żebyśzapomniałaotamtymżyciuwLoveless.Niktnie
zasługuje na taki los. – Pozwoliła mi przytulić się lekko, więc postanowiłam spróbować szczęścia: –
Mam przyjaciółkę pielęgniarkę. Pozwól mi proszę do niej zadzwonić i dać się jej obejrzeć. – Po
upewnieniu się, że ma dość siły na odbycie tej rozmowy, zamierzałam poprosić ją o złożenie zarzutów
wobecOliveranapolicji.Westchnęłaibezsłowaodgarnęławłosyztwarzy.Sądzę,żeniechciała,żeby
ktokolwiekoglądałjąwtakimstanie.Jejwstydbyłniemalnamacalny.
–Takżesięcieszę,żetujestem,iuważam,żetowspaniale,żeodnalazłaśznowuRowdy’ego,nawet
jeślizabrałocitotyleczasu.
Zabawne,żeużyłasłowa„odnalazłaś”,bonagleczułamsiętakzagubiona,jakjeszczenigdydotąd.Nie
wiem,jakimcudemprzeoczyłamfakt,żemojasiostrabyłaofiarąprzemocydomowej,amójojciectakim
tyranem,żeprzymykałokonato,żejegodzieckudziejesiękrzywda.Niemampojęcia,jakmogłoumknąć
mi to, że cokolwiek działo się między mną a Rowdym, gdy byliśmy młodsi, było czymś znacznie
poważniejszymniżtylkoprzyjaźńibraterskawięź,zajakietomiałam.Achybanajważniejszebyłoto,że
niemiałampojęcia,jakczujęsięzeświadomością,żewidmo,któreodzawszemajaczyłomiędzymnąa
Rowdym, zjawiło się właśnie u mnie osobiście i nie było szans na to, żebyśmy dłużej zdołali je
ignorować.
ROWDY
M
usiałemwrócićdodomuiwziąćprysznic,żebyzmyćzsiebiepotibrudwspinaczki,aleniebyłemw
nastrojudosamotności,ajedynaosoba,zktórąmiałemochotęprzebywać,byłaakuratwtowarzystwie
ostatniej osoby, którą spodziewałem się jeszcze kiedykolwiek zobaczyć. W tym układzie istniało tylko
jedno miejsce, w którym wiedziałem, że znajdę kogoś, kto mnie zrozumie i napoi czymś mocniejszym
nawetwtoleniwe,poniedziałkowepopołudnie.
Wbarzebyłodośćtłoczno,zważywszynafakt,żenadaljakaśgodzinazostaładorozpoczęciahappy
hour, a w poniedziałki nie było tu zazwyczaj dużego ruchu. Stali bywalcy zajmowali swoje zwykłe
miejscaprzybarze,alebyłatutakżegrupkamłodszychosób,zgromadzonychnatyłach,wokółstołówdo
bilardu. Zachowywali się hałaśliwie i chojraczyli. Asa obserwował ich uważnie, podczas gdy
zajmowałem miejsce pośród zaprawionych w bojach weteranów, którzy trwali na swoich posterunkach
przypoznaczonymlicznymiszramamibarze.
–Chybadobrzesiębawią.–WgłosieAsy,gdystawiałprzedemnąpiwo,mrużącpodejrzliwieoczyw
kolorzeburgunda,słychaćbyłociężkisarkazm.Odstołówdobilardudobiegłakolejnaporcjaokrzykówi
przekleństw,gdyDixieupuściłatacępełnądrinków.
–Niewiem,skądprzyszli,alewolałbym,żebywrócilitamjaknajszybciej.
–Potrzebawamtuwykidajły.
–ZazwyczajRomezajmowałsiętakimisprawami,jednakteraz,kiedyzostałojcem,bywatuznacznie
rzadziejniżkiedyś.Niemamproblemuzdaniemjednemuzdrugimpalantowipogłowie,alemuszęsię
pilnować,bomamkartotekę,wiesz.
–Tomożewynajmijciekogoś,skoroRomeniedajeradybyćtutakczęsto?
Asapodszedłdobaru,żebynalaćnowąkolejkędrinków,októrepoprosiłaDixie,iwrócił,wycierając
dłoniewdżinsy.
–Romemówiłcośogościu,zktórymbyłwwojsku.Koleśchybaniedługowychodziiwspominałcoś
o tym, że się wybiera w te strony. Przypuszczam, że Rome trzyma to miejsce dla niego. Znasz go, nie
przepuściłbyżadnejokazji,żebypomócinnemużołnierzowi.
Pokiwałemgłowąizacząłemzdrapywaćpaznokciemetykietęzmojegopiwa.
–Przywiózłdziśzesobąmałą,kiedywybraliśmysięwgóry.Powinieneśbyłgowidzieć:tenwielki,
twardywojak,którywygląda,jakbypotrafiłprzenosićgórygołymirękami,chodziłnapaluszkachwokół
tego małego, różowego zawiniątka, całego w koronkach i słodkiego. W jego dłoniach wydaje się taka
małaikrucha,aonobchodzisięznią,jakbybyłazporcelany.Pasujądosiebieiwidaćnapierwszyrzut
oka,żeR.J.owinęłasobietatuśkawokółpaluszka.
–Romejestszczęściarzem.Zasługujenakażdądobrąrzecz,któragospotyka,potymwszystkim,przez
coprzeszedłwżyciuicozrobiłdlainnych.Zacałeswojepoświęcenie.
Zsunąłem kapelusz na tył głowy i spojrzałem na Asę, bo naprawdę chciałem znać odpowiedź na
pytanie,którezamierzałemmuzadać.
– Czy właśnie tego trzeba, żeby zostać wynagrodzonym przez los? Żeby znaleźć w życiu prawdziwe
szczęście?Poświęcenia?
CiemnozłoteoczyAsyzalśniłybadawczo.
–Niewiem.Może?Wiem,żenigdywcześniejnieprzedkładałemniczyjegodobraponadwłasne.Nie
sądzę,żebymzasługiwałnatakilos,jakispotkałRome’a,czynażycie,jakiemająAydeniJet.Iwiesz
co?–Pochyliłsięnadbaremiskrzyżowałręcenapiersi.–Niemamdonikogootopretensji.Nigdynie
zrobiłemnic,żebyzasłużyćsobienato,coichspotkało.
– A co z odkręceniem tego wszystkiego? – zapytałem go. – Co z byciem tu i teraz i z pomaganiem
Rome’owi?Zdojściemzesobądoładu,takżebyAydenniemusiałaprzezcałeżyciezamartwiaćsięo
ciebie i zachodzić w głowę, w jakie znowu wpakowałeś się tarapaty? Czy to nie jest swego rodzaju
pokuta,któradajeciszansęnaprawdziweszczęścieidobro?–Niemogłemznieśćmyśli,żeprzeszłość
miałabyokreślaćczyjąkolwiekprzyszłość,ajuższczególnienieAsy,bowiedziałem,żepomimocałejtej
pozornejlekkomyślnościiluzactwadobrybyłzniegoczłowiek.
–Takjakpowiedziałem,fakt,żezachowujęsięterazpraworządnie,wcalenieznaczy,żejestemtakiz
gruntu. Każdego dnia muszę przypominać sobie o tym, co mogę stracić, jeśli tylko popadnę w stare
nawyki,aletapokusawciążczaisięgdzieśwpobliżu–chęćtroszczeniasiętylkoosiebiesamego.Nie
jestem kimś, kto zasługuje w swoim życiu na cokolwiek dobrego i prawdziwego. Prawda jest taka, że
gdybymprzypadkiempołożyłłapynaczymś,cobyłobydlamniestworzone,prawdopodobnieszybkobym
tozniszczył.ZapytajAyden.Zawszeudajemisięzepsućwszystko,cowmoimżyciudobre.
Westchnąłemipociągnąłemłykpiwa.
–Ech,szlagbyto.Wpadłem,liczącnato,żepoprawiszmichoćtrochęhumor.
Odepchnąłsięodbarunadźwięktłuczonegoszkłaiskrzywiłsię,gdyDixie,śpieszącadostołów,żeby
posprzątaćbałagan,zostałapoczęstowanaseriąniewybrednychkomentarzy.
–Kiedyprzyszedłeś,sprawiałeśwrażenielekkozdenerwowanego.Cosięstało?
Oto,dlaczegoAsatakświetnieradziłsobiezabarem–możnaznimbyłoporozmawiaćdosłownieo
wszystkim. Był do bólu szczery, jeśli chodzi o to, kim był i co zrobił. To sprawiało, że klientela baru
często czuła się znacznie lepiej, jeśli chodzi o rzeczy, o które mieli do siebie pretensje. A poza tym
zawszewydawałsięmiećodpowiedźnawszystkieproblemy,któresięprzednimwywlekło.Nawetjeśli
większość jego rad była gówno warta, gdy uśmiechał się tym swoim pewnym siebie uśmieszkiem i
wypowiadałjezpołudniowymzaśpiewem,brzmiałynieźle.
– Siostra Salem zjawiła się u niej bez zapowiedzi. – To było, całkiem jakbym cofnął się w czasie,
widząc znowu Poppy całą w sińcach i we łzach. – Nie byłem na to przygotowany. Nigdy nie będę. –
Zdjąłemkapelusziprzeczesałempalcamilepkieodpotuwłosy.
–Powinieneśbyłwiedzieć,żeprędzejczypóźniejtaksięstanie.Sypiaszzjednąsiostrą,więclogiczne
wydajesię,żewkońcupojawisięidruga.
Roześmiałemsięgorzko.
–Szczerze?Wydawałomisię,żedotejporySalemjużsięmnąznudziiprzeprowadzi,jakmatow
zwyczaju.Nigdyniesądziłem,żebierzetowszystkonapoważnie.
–Oszukujeszsamsiebie,Rowdy.Tobyłopoważneodchwili,gdypostawiłanogęwDenver.
–Tak,mówdomniejeszcze.
–Noicoztąsiostrą?
–ManaimięPoppy.Jestnaprawdęsłodziutka,zrodzajutychspokojnych,niecostaroświeckichibez
reszty oddanych rodzinie. Kilka lat temu wyszła za mąż. Zawsze wydawało mi się, że jest dla mnie
stworzona,aleteraz,zperspektywyczasu,wydajemisię,żepoprostustarałemsięsamsiebiechronić,
już wówczas, przed faktem, że Salem mnie zostawi. – Z tyłu knajpy dobiegła kolejna porcja głośnych
przekleństw, którym akompaniowały odgłosy tłuczonego szkła. Widziałem, jak Asie tężeje szczęka i
zaczynaiśćwstronękońcabaru,zktóregoprowadziłowyjścienasalę.
–Tocosprowadziłotupięknąsiostrzyczkę,skoromawdomufaceta?–rzuciłprzezramię.
Gdyobróciłemsięnabarowymstołkuioparłemobarłokciami,obserwującwychodzącegozzalady
Asę,zjawiłasięsłodkaDixie.Oczymiałaszerokootwarte,awjejgłosiesłychaćbyłoniepokój.
– Ci goście nad sobą nie panują! Wypili dzbanek piwa, a zachowują się, jakby wyżłopali ze
dwadzieścia.Strącilinaziemiędwieszklanki,agdypowiedziałamim,żewięcejimnieprzyniosę,jeden
znichpróbowałmniezłapaćzarękę.Niebędęichjużobsługiwać!
Asawyciągnąłrękęipoklepałjąporamieniu.
–Niemusisz,złotko.Długotujużniezabawią.
Asa zawsze wydawał się spokojny, pogodny i nigdy się nie śpieszył, więc z niepokojem
zaobserwowałem, że szczęka drga mu nerwowym tikiem, a w zazwyczaj łagodnym spojrzeniu zapalają
sięiskierkigniewu.
– Potrzebujesz pomocy? – spytałem rzeczowo. Nie zamierzałem siedzieć i patrzeć bezczynnie, jak
próbujesobiewpojedynkęporadzićzbandąpijanychdzieciaków.
– Nie. Dzięki, poradzę sobie. – Roześmiał się i także oparł łokciami o bar. – Kiedyś byłem taki jak
oni.
Skrzywiłemsięirzuciłempółżartem:
–Byłoażtakźle?
–Wzasadzietoznaczniegorzej.
– Wiesz co, Asa? Chyba niezbyt bym cię polubił, gdybym poznał cię przed tym, jak ci kolesie od
motorówskopalicidupsko.
Zerknąłnamniekątemoka.
–Niewielubyłotakich,comnielubili.Mniejszaoto.Cowkońcuztąsiostrą?
–Zawszemiałatalentdoznajdywaniasobienajgorszychfacetów.Sądzącpotym,jakterazwygląda,
tenposunąłsięjednakstanowczozadaleko.Niewierzę,żebyjejojciectegoniedostrzegł,isądzę,żeona
sama chyba straciła już cierpliwość. Jaki jest sens w byciu przykładną żoną i córką, jeśli twoi bliscy
pozwalają,żebyktościękrzywdził?
–Brzmisłabo.
–Botakjest,afakt,żenajejwidokzachowałemsię,jakbyktośmniezdzieliłwpyskworkiemcegieł,
raczejniepodziałałzbytdobrzenaSalem.
–Tomusibyćdlaniejtrudne–zauważyłAsa.–Jesteściezesobą,alemożenadalsądzić,żewtwoim
sercuwciążjestmiejscedlajejsiostry.Tonaprawdępokręconahistoria,wktórejprzeszłośćiprzyszłość
dziwniesięzesobąsplatają.
–DlaPoppymamtylkowspółczucie,imożeteżjejżałuję.Gdyjądzisiajzobaczyłem,przekonałemsię
otymbezreszty.Jejwidokmnąwstrząsnąłizmartwiłmniejejwygląd,aletowszystko.Sposób,wjaki
Salemnamniedziała…to,jakmnierozumie…PrzyPoppynigdysiętaknieczułem.TozawszedoSalem
mnie ciągnęło, byłem po prostu zbyt młody i za bardzo przestraszony, żeby wówczas wiedzieć, co to
oznacza.
Asamruknąłwspółczującoiodepchnąłsięodbaru,gdyjedenzgówniarzyprzystołachwziąłkijdo
bilarduizamachnąłsięnimnajednegozeswoichprzyjaciół.Gośćzatoczyłsię,próbujączrobićunik,i
runął,ścinająckumplaznóg.Chwilępóźniejtarzalisiępopodłodzewplątaninierąkinóg,kiedywalka
nanibyprzerodziłasięszybkowprawdziwąbójkę.
Asa podszedł stanowczym krokiem do rozrabiających gówniarzy, a ja za nim. Chłopcy tarzali się po
ziemi, młócąc rękami; z ust pryskała im na wszystkie strony ślina zmieszana z krwią, gdy gardłowo
wykrzykiwali do siebie groźby, akcentowane mocnymi ciosami. Asa złapał gnojka, który zaczął całą
rozróbę, i spróbował ściągnąć go z jego kumpla. Gdy jeden z ich kolegów zaczął iść w jego stronę,
pokręciłemtylkogłowąipowiedziałem:
–Toniezbytdobrypomysł,młody.
Dzieciak spojrzał na mnie, jakby rozważał swoje szanse w starciu ze mną, kiedy moją uwagę
odciągnęła od niego seria przekleństw wywarkiwanych przez Asę. Szczeniak, którego odciągnął od
przegranejdlaniego,sądzącposytuacji,bójce,skupiłnanimgniewipostanowił,żeniepoddasiętak
łatwo. Asa złapał go za kark i wykręcił mu jedną rękę na plecy, ale cokolwiek młody wcześniej pił,
musiałoprzytępićmuzmysły,bowydawałsięzupełnieniereagowaćnaból.Odrzuciłgłowęnaplecyi
spróbowałrąbnąćgozbyka,apotemwierzgnąłdotyłu,starającsięściąćznógznaczniepostawniejszego
–itrzeźwiejszego–mężczyznę.
– A co powiesz na to, gnoju? – warknął Asa, potrząsając gówniarzem porządnie; zerknął na mnie,
podczas gdy ja schyliłem się, żeby ocenić stan drugiego delikwenta. Kiepsko z nim było, sądząc po
ciężkimdyszeniuizakrwawionejtwarzy.–Wszyscywynochastąd!Zapraszamdowyjścia.
DzieciakspróbowałwyrwaćsięAsie,gwałtownierzucającsiędoprzodu.Zaskoczonybarmanpuścił
go i szczeniak zarył nosem w podłogę, a potem odtoczył się na plecy i łypnął gniewnie na swojego
prześladowcę.
–Odwalsię!–warknął.–Mógłbymkupićtęwasząnoręstorazy,gdybymzechciał!
Asaobejrzałsięnamnie,apotemnawygadanegosmarkacza,którygramoliłsięwłaśnienanogi.
–Cóż,dopókinaakciewłasnościniewidniejetwojenazwisko,tyitwoikoleżkowiemożeciezabierać
swojewąskiedupyzmojegobaru.
Kilkukumpliagresywnegodupkapodeszłoipomogłomuwstać.
– Podskoczysz, wieśniaku? Spróbuj choć mnie dotknąć, a cię pozwę, jego też. – Gnój wyciągnął w
mojąstronęoskarżycielskopalec,ajapodniosłemtylkobrew.–Pozwęwszystkichjebanychfrajerówz
tejzasranejspelunyiposadząwaszanapaść!Znamswojeprawa!
Odchrząknąłem,kiedyAsapostąpiłwjegostronę.
– Lepiej uważaj. – Nie byłem do końca pewien, czy mówię do niego, czy do Asy – tak czy inaczej,
widziałem,żesytuacjazkażdąchwiląstajesięcorazbardziejśliska.
– Byłem w kiciu, ty małe gówno – warknął Asa. – Więcej niż raz. Więc co tam masz jeszcze w
zanadrzu?
Do tej pory reszta kolesi z grupy chyba nieco się ogarnęła, a w pobliżu pojawiło się kilku starych
bywalców, żeby sprawdzić, o co ten raban. Szanse były teraz nieco bardziej wyrównane, ale sprawca
całegozamieszaniapopatrywałnaAsę,jakbybyłjegośmiertelnymwrogiem.
–Mamto!–Chłopakzłapałsięzakrocze,aAsapostąpiłokrok,więcpołożyłemmudłońnaramieniu.
– Zadzwonić po gliny? – Wydawało mi się, że to dobre pytanie, zważywszy na okoliczności, ale
zarównoAsa,jakidzieciakłypnęlinamnietylkogniewnie.Podniosłemręcedogórywobronnymgeście
icofnąłemsięokrok.
– Wynocha. Z. Mojego. Baru. – Nie trzeba było więcej słów; jasne było, że to ostatnie ostrzeżenie,
którejasnowłosybarmandajegrupie.
Kumple smarkacza przekonywali go, żeby odpuścił, i mówili, że w okolicy jest mnóstwo innych
barów,doktórychmogąsięwbić,alemałyskurczybykbyłjużzbytciętynaAsę.Żadenznichniechciał
ustąpić.Wkońcutamałazdzirawyrwałasięswoimkolegomiwycelowaławmojegoprzyjacielapalec.
–Tojeszczeniekoniec,dupku!–Obejrzałsięnaswojąekipęiwarknął:–Spadamystąd.–Takjakby
opuszczenie lokalu było tylko i wyłącznie jego pomysłem. Splunął krwią na podłogę i wychodząc,
przewróciłjeszczestolik.
Asaażsięgotowałzezłości,apojegozwyczajnejłagodnościniezostałżadenślad.Oczylśniłymu
gniewnie,adłoniemiałzwiniętewpięści.Wyglądał,jakbymiałladachwilaprzebićnimiścianę.
– Strzeliłbym go w ryj, jak nic – wymamrotał jeden ze stałych klientów, torując sobie drogę z
powrotemdobaru;Asawestchnąłciężko.
– Pamiętasz, jak ci mówiłem, że robienie właściwych rzeczy jest cholernie trudne? Oto doskonały
przykład. – Podniósł rękę i potarł nią twarz. – Jeszcze niedawno skopałbym go do nieprzytomności,
zabrałwszystko,comiałwportfelu–atakżeprawdopodobniejegolaskę–izniknął,zanimktokolwiek
by się spostrzegł. Albo może raczej znalazłbym kogoś, kto odwaliłby za mnie czarną robotę, i po
wszystkimmiałbymdwieekipydupkówzgłowy.Terazmuszępamiętać,żejeślizachowałbymsięwtaki
sposób, Rome dostałby pozew, ja trafiłbym za kratki albo do plastikowego wora, a taki scenariusz
niezbytmisiępodoba.
Niemogłemnieprzyznaćmuracji,więcbezsłowawróciłemzanimdobaru,żebyzapłacićzapiwo,a
potemwrócićdodomuiwziąćprysznic.
– Cóż, czasami właściwa rzecz może być złą rzeczą… bo ten koleś zdecydowanie zasługiwał na
rozkwaszenie mu ryja. – Podobnie jak osoba, która wykorzystała Poppy jak worek treningowy,
dopowiedziałem ponuro w myśli. Cisnąłem na bar kilka monet i nasunąłem na głowę kapelusz. – Na
razie,stary.
–Narazie.I…Rowdy…–Asaurwał,gdyobejrzałemsięnaniego.–Musiszpoprostudaćswojej
lasce do zrozumienia, że teraz jest tą jedyną. Może i nie do końca wiedziałeś, o co w tym wszystkim
chodzi,gdybyłeśmłodszy…możebałeśsięizabardzokoncentrowałeśnawłasnymbezpieczeństwie,ale
teraz podjąłeś ryzyko. Musisz jej tylko dać znać, że w to wchodzisz. To w porządku, że nie będzie tą
pierwszą–oiletylkobędzietąostatniąijedyną.
–Szlag!Naprawdęjesteśdobrywtychbarmańskichporadach,wiesz?
Roześmiałsię.
–Kiedypopełnisiętylebłędówcoja,zaczynaszsięuczyć,jakpomagaćinnymichunikać.Dziękiza
wsparcie,nieprzywykłemdotego.
–Możezasługujesznawięcej,niżcisięwydaje,wieśniaku.
Łypnął na mnie gniewnie, a ja ze śmiechem wyszedłem na zewnątrz i skierowałem kroki do mojego
SUV-a.
Słońce wisiało już nisko nad horyzontem, ale nadal trwał cudowny letni wieczór i tylko lekki chłód
przypominałotym,żejesieńbyłazapasem.OdkądSalemprzyjechaładoDenver,czasleciałtakszybko,
żenawetniezdawałemsobiesprawyztego,kiedyminęłolato.
Gdydotarłemdodomu,rozebrałemsięiwyszorowałem,błądzącumysłemdalekostądiprzeskakując
odprzeszłościdoteraźniejszości.Rozważałemwpamięciwszystko,cowydarzyłosięwciąguostatnich
kilkumiesięcy.
Zbierałemsięjużdosnu,oglądającjednymokiemtelewizjęiszkicująckilkapracnanastępnydzień,
kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Dźwięk mnie zaskoczył, ale widok czarnowłosej ślicznotki, która
stałazadrzwiami,gdyjeotworzyłem,jużnie.Oparłemsięramieniemoframugęipodniosłembrew,gdy
Jimboprzemknąłobokiskierowałsięprostodoswojegoulubionegomiejscanakanapie.
–Sądziłem,żezadzwonisz.–Poprosiłemprzecież,żebyzadzwoniładomniepowszystkim.
Salemodchyliłaniecogłowędotyłuispojrzałanamnie,mrugającpowolitymiswoimiciemnymijak
nococzami.
–Niewiedziałam,cocipowiedzieć.
–Wtakimraziedlaczegoprzyszłaś?–Wiedziałem,żewcześniejczypóźniejbędziemymusieliotym
wszystkim porozmawiać, o całej tej nieprzyjemnej sytuacji z Poppy, ale rany były jednak wciąż zbyt
świeże,żebyrobićtodzisiaj.Salembyłarówniezaskoczonawidokiemsiostrycojaibyłempewien,że
odchodziodzmysłówzniepokojuostan,wjakimbyłaPoppy.
Odrzuciławłosyzaramię,takjaktomiaławzwyczaju,izamrugałaznowu.Gdytaktrzepotałarzęsami,
sercepodchodziłomidogardła.
–Niechcęiśćbezciebiespać–powiedziałacicho.
Rany, i kto to mówił? Była pierwszą – i jedyną! – dziewczyną, przy której pragnąłem zasypiać i się
budzić.
Minęłamnie,gładzącprzelotniepopiersi.
–Mamjednakpewnąprośbę.
Zamknąłemdrzwiipatrzyłem,jakwchodzidomojejsypialni,całkiemjakbyprzezcałeżycienierobiła
nicinnegoijakbytobyłojejulubionemiejsce.
–Cotakiego?
Obejrzałasięnamnieprzezramię,awjejuśmiechubyłseks,obietniceiwszystkoinne,czegozawsze
pragnąłem,nawetotymniewiedząc,atakżegorącybłysk,odktóregokrewwżyłachażmizawrzała.
–Włóżtenswójkowbojskikapelusz.
Aniechmnie!Nadszedłczasosiodłaćkonia.
Kiedysięobudziłem,Salemniebyło,taksamojakpsa.Uznałem,żepewniewróciładosiebie,żeby
przygotowaćsiędopracyisprawdzić,jaksięmiewaPoppy.Pracawzawodzietatuażystymiałamnóstwo
plusów.Jednymzmoichulubionychbyłoto,żejeślitylkomiałemnatoochotę,mogłemprzychodzićdo
roboty na dwunastą w południe. Nieśpiesznie przygotowywałem się do pracy, kręcąc po mieszkaniu i
popijająckawę.Właśnieskończyłemsięubieraćiwkładałembuty,kiedyusłyszałempukanie.Założyłem,
żetoSalem–żeprzyszłabezzapowiedzitakjakwczoraj–iniemalścięłomnieznóg,gdypootworzeniu
zobaczyłemwprogudrugązsióstrCruz.
–Poppy?
Patrzyłanamniepodbityminafioletowooczamiizapragnąłemudusićtego,ktojejtozrobił.
–Taksobiepomyślałam,żemożezajrzędociebieipogadamyszybko.
Wydawałomisiętoniezbytdobrympomysłem,alenieprzychodziłmidogłowyżadenpretekst,żeby
jejodmówić,więcodsunąłemsięiwpuściłemjądośrodka;strzelałaoczaminaboki,całkiemjakbybała
się,żeladachwilaktośwyskoczyzukryciaijązaatakuje.
– Zakładam, że Salem wie, że tu jesteś, bo jakoś musiałaś do mnie trafić? – Zamknąłem drzwi i
oparłem się o nie z rękami skrzyżowanymi na piersi. Skinęła głową i splotła dłonie, a potem zaczęła
chodzićprzedemnąwtęiwewtę.
–Powiedziałamjej,żemuszęztobąporozmawiaćnaosobności.Chybaniebyłaztegopowoduzbyt
szczęśliwa, ale podała mi twój adres i poinformowała, jak tu dotrzeć. Ona naprawdę ma na twoim
punkcieświra,wiesz?
– Wolałbym nie rozmawiać z tobą o moim życiu uczuciowym, Poppy. Co tu robisz? – Nie byłem
pewien,czymamnamyśliDenver,czymójdom,alechciałempoznaćodpowiedzinaobatepytania.
Wsunęła włosy za uszy w sposób podobny do siostry, jednak w jej ruchu nie było nic z pewności
siebieiseksowności,którymiemanowałaprzytymSalem;byłazatosztywnośćinerwowość.
– Jestem ci winna przeprosiny, Rowdy… i znacznie, znacznie więcej. – Westchnęła, opuszczając
dłonie po bokach, i stanęła przede mną, patrząc mi w oczy. – Byłeś dla mnie zawsze taki miły… i tak
mocnostarałeśsięmnieocalićprzedmoimidobrymiintencjami.
– Wydawało mi się, że cię kocham. – Pierwszy raz przyznałem głośno, że istniała całkiem spora
szansa,iżmyliłemsięcodotegoodsamegopoczątku.
–Wiemotym.
Parsknąłemiodepchnąłemsięoddrzwi.
–Skądwiesz,żesamsiebieoszukiwałem?
Przechyliłagłowęnaramięiuśmiechnęłasiędomniesmutno.
–MieszkałamwtymsamymdomucoSaleminiebyłamślepa.Widziałam,cosiędzieje,gdyjesteście
razem.Przyniejsięożywiałeś.Ibyłamtam,gdywyjechała.Niemogłamniezauważyć,żechwyciłeśsię
mniejakkołaratunkowego.Rozumiałam,żewydajecisię,iżprzymniebędzieszbezpieczny,żejestem
nudnainigdysięniezmienię,ale,Rowdy–dajspokój–któradziewczynachcebyćlinąratunkowądla
faceta? Nigdy nie próbowałeś wziąć mnie za rękę ani mnie pocałować, nawet gdy zacząłeś sypiać z
moimiwszystkimiprzyjaciółkami.Widziałamjaknadłoni,cosiędzieje.
Przeczesałem dłonią włosy, bo nie zdążyłem jeszcze wetrzeć w nie żadnego z mazideł, których
zazwyczajużywałem.
– Poszedłem za tobą do college’u, Poppy. To nie było takie hop-siup. – Nie miałem pojęcia, czy
mówiącto,chciałemprzekonaćotymją,czysamegosiebie.
Westchnęłaipodeszładomnieokrok.
–Byłamtwoimkaftanembezpieczeństwa,podobniejaktymoim.Niemiałeśnikogo,nakimmógłbyś
sięoprzeć,ajazabardzosiębałam,żebypróbowaćbyćkimśinnym.Zbytdługobyłamidealnącóreczką.
Teraz, gdy patrzę na to wszystko wstecz, wiem, że powinnam była o ciebie walczyć; powinnam była
powiedzieć,żebyśsobieodpuściłiposzedłdoakademiisztukpięknych,takjakzpewnościązrobiłabyto
Salem,alebyłamsamolubnaiprzerażona.–Złapałamniezarękęiścisnęłająmocno.–Niewiem,co
bym zrobiła, gdyby nie było cię obok wtedy, gdy zaszłam w ciążę, Rowdy. Byłeś jedyną osobą, przy
którejnieczułamsię,jakbympopełniłaśmiertelnygrzech.–Widziałemwzbierającewjejoczachłzy.–
Dziękujęzato,żestarałeśsięmniechronić.
Zakląłempodnosemiprzyciągnąłemjądosiebie,żebyjąprzytulić.Nadalpotrzebowałakogoś,ktoby
jąchronił.
– Dlaczego wróciłaś do domu, Poppy? – spytałem cicho. – Dlaczego nie zostałaś i nie spróbowałaś
żyćwłasnymżyciem,byćszczęśliwa?Dlaczegowylądowałaśzpowrotemtam,gdziezaczęłaś?
Znowupłakała.Czułem,jakjejłzywsiąkająwmojąkoszulkęzTheMeteors.
–Niemiałampojęcia,jakmogłabymzrobićcośinaczejniżdotychczas.Niemiałampojęciaoniczym!
Zawszebyłamjakmarionetka,idealnacóreczkawychowanapodsurowymokiemojca.Wróciłamdotego,
cowydawałomisięrealneiwygodne…izobacz,comiztegoprzyszło.
–Salempomogłabyci,gdybyśtylkosiędoniejzwróciła.–Niechjąszlag!Teżbymjejpomógł,gdyby
tylkosięodezwała!Ścisnąłemjąmocniej,gdyzaczęładygotaćjakwfebrze,wstrząsanaszlochem.
– Sądziłam, że sobie na to wszystko zasłużyłam – wykrztusiła. – Że to była kara za to, że nie
postępowałamwłaściwie,niebyłamdobrądziewczyną.Uprawiałamseksprzedmałżeńskiimojedziecko
nie przeżyło. Byłam święcie przekonana, że wszystko, co mnie spotyka, dzieje się, żeby uczynić mnie
lepszą i jeszcze pilniej słuchać ojca. Wydawało mi się, że Bóg mnie nienawidzi, i to jest skutek jego
gniewu. Pierwszy raz, gdy Oliver mnie uderzył, naprawdę myślałam, że po prostu nie odpokutowałam
odpowiedniozaswojegrzechy.Naprawdę,głębokowierzyłam,żetenczłowiekjestmiprzeznaczony,że
takwłaśniepowinnowyglądaćmojeżycie.
–Ranyboskie,Poppy…–zdołałemwykrztusićipokręciłemgłową.–Każdyznasgrzeszy,wtenczy
innysposób,jednakniktniepowinienbraćnasiebietakiegociężaru.
– Mój ojciec widział, jak wyglądałam, widział lima i sińce. Wiedział – musiał wiedzieć! – co się
dzieje, a mimo to nigdy nawet palcem nie kiwnął, żeby to powstrzymać ani żeby mi pomóc. Jest
wysłannikiem bożym, a mimo to stał z założonymi rękami i pozwalał na to, żeby jego dziecko było
katowane przez człowieka, który teoretycznie mnie kochał. Przez długi czas uważałam, że on także jest
przekonany,iżsobienatowszystkozasłużyłam.
Cóż,tobyłtylkokolejnypowód,abyznienawidzićmężczyznę,któryzmusiłSalemdoucieczki.
–Cotakiegosięstało,żezmieniłaśzdanie?–spytałemcicho.
Odsunęłasięodemnieipodniosłanamniewzrok,całapokiereszowanaiwełzach,idotarłodomnie,
że rzeczywiście kiedyś kochałem ją całym sercem, ale w bardzo platoniczny, odległy sposób. Ona
kochałamniejakbrata,więcwodpowiedzimogłemtylkodarzyćjąbraterskąmiłością.
–Wieleróżnychrzeczy,jednakprzeważyłchybafakt,żeSalemodnalazłacięiwydawałasięnaprawdę
szczęśliwa.Takszczęśliwa,jakaniebyła,odkądwyjechała.Uświadomiłamsobie,żeczasmijaiżycie
musitoczyćsiędalej,niezależnieodtego,cosięwydarzy.Odpokutowałamjużzawszystkiezłewybory,
którychmogłamdokonać,inadeszłapora,abymjateżbyławolna.Nigdyniebędęchodzącymideałemi
niebędęzanieodpowiadaławiecznie.
PrzytuliłemjąznowuipowtórzyłemjednozulubionychpowiedzonekRome’a:
– Dobra dziewczynka. – Chciałem ją zapytać, skąd wiedziała, że Salem zawsze coś do mnie czuła,
kiedyusłyszałemszczekaniepsaidrzwizamoimiplecamisięotworzyły.
–Martwiłamsięowas,więcpomyślałam,żezajrzęizobaczę,jakwamidzie.
Jimbo krążył jak szalony po moim pokoju, a ja zobaczyłem, że na widok jej siostry w moim uścisku
oczy Salem jeszcze mocniej ciemnieją, o ile w ogóle było to możliwe. Wypuściłem Poppy z objęć i
cofnąłemsię,wiedząc,żetacałascenaniewyglądazbytdobrze;Poppyczknęłanerwowoiotarłamokre
odłezpoliczki.
– Już lepiej – powiedziała zaskakująco opanowanym głosem, ale Salem wyglądała, jakby właśnie
zjadłacośpaskudnegoizanicniechciałaspojrzećmiwoczy.
– Tak, wyjaśniliśmy sobie pewne sprawy z przeszłości i wszystko wydaje mi się teraz nieco
jaśniejsze.–Miałemnadzieję,żedomyślisię,oczymmówię,aleSalemtylkoprzygryzładolnąwargęi
zaczęłaskręcaćwpalcachpasmawłosów,takjakzawsze,gdybyławzburzona.
–Wporządku.WtakimraziezabioręJimbadodomu,zanimwybioręsiędomiasta.
Poppyminęłamnie,alezanimwyszła,sięgnęłapomojądłońiuścisnęłają.
–Wezmęgo.Wciążjestempadnięta,aleterazczujęsię,jakbyktośzdjąłmizpiersiwielkiciężar.–
Uśmiechnęła się do mnie krzywo i zagwizdała na rozszalałego szczeniaka. – Dobrze było cię znowu
zobaczyć,Rowdy.Brakowałomiciebie.
Jasna cholera! – zakląłem w duchu. To była chyba najgorsza rzecz, jaką mogła powiedzieć w
obecnościSalemwyglądającej,jakbymiałaochotęmnieoskalpowaćalbonatychmiastspakowaćwalizkę
i pognać na najbliższe lotnisko. Widziałem w jej oczach, że jest gotowa wybiec z mojego domu – i
pewnietakżezmojegożycia–więczłapałemjązarękęiprzyciągnąłemdosiebie,zanimzdołałazrobić
cośgłupiegoczynieodwracalnego.
–Płakałaizrobiłomisięjejszkoda.Tylkojąprzytuliłem,towszystko–wyjaśniłem.
–Todobrze–odparłasztywnoSalem.–Pewniepotrzebujeteraztyleprzytulania,iletylkozniesie.–
Mówiłajedno,alejejzachowanieijęzykciała,atakżefakt,żeunikałamojegowzroku,sugerowałycoś
zgołainnego.
– Salem… – Wsunąłem jej palec pod podbródek i zmusiłem, żeby na mnie spojrzała. – Ona nie jest
tobą.Niktniejesttobąiniktcinigdyniedorówna,więcprzestańsobieroićjakieśgłupoty,dobra?
Nieodpowiedziałaistrząsnęłamojądłońzeswojegoramienia.
–Muszęjużlecieć;itytakżepowinieneśsięchybazbierać,Rowdy.Niespóźnijsiędopracy.
–Salem…–Obejrzałasięnamnieprzezramię,stojącwprogu.–Niezostawiajmnieznów.
Nicniepowiedziała,ajaniezatrzymywałemjej,gdyszłakorytarzemiznikałamizoczu.
Tak jak zawsze mówiłem, jedynym moim szczęściem było szczęście w nieszczęściu. Oczywiście, że
musiałasięzjawićakuratwchwili,gdyprzytulałemPoppy,nawetjeślibyłtotylkoprzyjacielskiuścisk.
Chyba powinienem sobie wziąć do serca radę Asy i przekonać ją – tak żeby nie miała żadnych
wątpliwości–żeliczyłasiętylkoona.Możeiniebyłamojąpierwsząmiłością,alewiedziałemjużteraz,
żezawszebędzietąostatnią,inicpozatymniemiałoznaczenia.
SALEM
N
iezamierzałamgozostawić–aprzynajmniejniewsensiefizycznym–alemójumysłbłądziłmiliony
kilometrówzdalaodniegoinienawidziłammiejsc,któreodwiedzał.
Nie czułam się na tyle niepewnie, żeby nie zdawać sobie sprawy z tego, że moja siostra potrzebuje
całej czułości i miłości, jaką może otrzymać od świata, jednak to nie zmieniało faktu, że na widok
Rowdy’ego, tulącego ją w ramionach jak cenny skarb, coś we mnie pękło. Byłam pewna siebie, jasne.
Byłamprzekonana,żedecyzjaoprzyjeździetutajbyładobrymwyborem,alebyłjeszczewemniejakiś
strach,bezustannylękoto,żejakaśczęśćjegowciążmożeuznaćPoppyzabezpieczniejszywybór.Nie
mówiącjużotym,żenawidokmojejsiostrywyglądającejjaksiedemnieszczęśćnapewnomusiałysięw
nim obudzić instynkty obronne, a ja nie miałam pewności, czy nie wzbudzą one w nim na nowo uczuć,
które żywił do niej w przeszłości. Chciałam czuć się pewnie i bezpiecznie w związku, który wspólnie
budowaliśmy–chciałam,żebymojewątpliwościiobawywydawałymisięgłupieibezpodstawne,ale
niemogłam,poprostuniemogłamottaksięichpozbyć.Skutekbyłtaki,żestchórzyłamizaczęłamunikać
Rowdy’ego,bozwyczajnieniewiedziałam,comupowiedzieć.
Na szczęście nikt nie wypytywał mnie o szczegóły, kiedy w środę, gdy mieliśmy pracować razem w
nowymsalonie,zadzwoniłamipoprosiłamowolnezpowodurzekomejchoroby.Wiedziałam,żejestna
mniezły,bozostawiłmiwiadomośćnapoczciegłosowej.Zadbałamoto,żebyumówićsięwczwartek
po pracy z dziewczynami, byle tylko uniknąć scenariusza, w którym pojawiłby się u mnie, żeby
porozmawiać.Byłampewna,żetaksięstanie,bowysłałmiwiadomość,wktórejmnieotymuprzedził.
ZadzwoniłamnawetdoSayer,żebyzapytać,czyniemawpiątekpopracyochotywyskoczyćnakolację.
Niemiałampoprostupojęcia,jakmupowiedziećotymwszystkim,coczułam,żebyniewyjśćprzytym
na zazdrosną i małostkową. Nie miałam też bladego pojęcia, jak się zachowam, kiedy okaże się, że
wszystkiemojenajgorszeobawysięsprawdząionsamprzyzna,żenadalkochamojąsiostręiżeto,co
nasłączyło,tobyłatylkoprzygoda.
Coraidziewczynyzpewnościądomyślałysię,żecośjestnietak,aleniepotrafiłamznaleźćsłów,żeby
im wyjaśnić, o co chodzi, wyartykułować te wszystkie myśli kołaczące mi się po głowie i wysłowić
uczucia rozdzierające serce na strzępy. Powiedziałam po prostu, że niespodziewanie zjawiła się moja
siostra i okazało się, iż jej mąż ją bił, więc jestem roztrzęsiona. Jako że jedna w drugą były mądre i
bystre,byłampewna,żezorientowałysię,cosięświęci,jednakokazałysięprzytymdośćtaktowne,żeby
po prostu pozwolić mi się wyluzować w czwartkowy wieczór, i żadna z nich nie zmuszała mnie do
zwierzeń.
Potrzebowałam chwili, żeby się nad tym wszystkim zastanowić, przemyśleć to, co się działo i jak
powinnam sobie poradzić, będąc w związku z kimś, kto może nigdy nie zdoła odwzajemnić mojej
miłości…jednakbyłotootyletrudne,żezwyczajniezanimtęskniłam.Źlesięczułam,niemogącznim
porozmawiać. Chodzenie samotnie do łóżka było straszne i czułam się jak ostatnia zdzira, bo mój pies
cały czas patrzył wyczekująco na drzwi, zastanawiając się najwyraźniej, gdzie się podziewa jego
towarzyszzabaw.Niktnigdyniemówił,żebyciewzwiązkujestłatwe,alezawszemisięwydawało,że
takasytuacjaniepowinnateżłamaćserca.
Poza tym Poppy wcale mi tego wszystkiego nie ułatwiała. Chyba domyślała się, że celowo się
wycofałamiostudziłamniecomojekontaktyzRowdymzpowodujejiwłasnejniepewności,iwcalejej
się to nie podobało. Powtórzyła mi z dziesięć razy, że nie chce psuć mojego szczęścia. Raz za razem
dziamgała,żemiędzyniąaRowdymnigdynicniebyłoiniebędzie.Kazałamiotworzyćoczyiprzyjrzeć
sięnatrzeźwowszystkiemu,czegodokonał.Byłdośćodważnyipożądałmnienatyle,żebyzaryzykować
ipozwolićnato,żebymiędzynamizaczęłodziaćsięcośpięknego,nawetjeśliniemiałstuprocentowej
pewności,żezostanęwDenvernadłużej.Poppyupierałasię,żewjegoprzypadkubyłatoprawdziwa
oznakatego,jakbardzomunamniezależało.Iniepróbowałamtemuzaprzeczyć,jednakniebyłamteżdo
końcaprzekonana,czytowystarczy.
WpiątekwybrałamsięrazemzSayerdoeleganckiejrestauracjiwpobliżusalonuigdyzdałamjejze
wszystkiegorelację,zacytowałamimojesłowa:
–Onjesttegowart.
Cóż, zawsze był, ale to wcale nie znaczyło, że ja byłam równie odważna jak on i gotowa rzucić
wszystko na szalę losu… tylko po to, żeby trafić na koniec kolejki, tuż za własną siostrą. Nigdy nie
kochałam nikogo tak jak jego, jedyne źródło mojej radości w młodym życiu, i wątpiłam, czy
kiedykolwiekzdołamkogośpokochaćrówniemocno.Dorosły,byłdlamniewszystkim.
Nie mogąc dłużej znieść myśli o tym, zmieniłam temat i poprosiłam Sayer, żeby jeszcze raz
opowiedziała mi o dorastaniu w domu człowieka, który wolał zostawić swojego syna na pastwę losu,
zamiastsiędoniegoprzyznać.Kiedyzaczęławspominaćtamteczasy,przyszłomidogłowy,żeRowdy
mógł się rzeczywiście okazać szczęściarzem i może miał rację, twierdząc, iż nic nie dzieje się bez
powodu.Musiałabyćjakaśprzyczyna,dlaktórejwylądowałuOrtegów.Nigdynieprzetrwałbywtakich
wyzutych z wszelkich uczuć, nieczułych stosunkach z rodzicem. To brzmiało obrzydliwie znajomo, a
nawetgorzejniżto,codziałosięwmoimdomu.
Opowiedziałamjejotym,jaksurowezasadyirządyżelaznejpięścimojegoojcawdomuprzywiodły
mnie do desperackiej ucieczki, i wyjaśniłam jej, dlaczego na przestrzeni lat wywarłam na Rowdy’ego
takidużywpływ.
–Byłtakimłody,kiedyzmarłajegomatka…Taknaprawdęniepamiętałjejzbytdobrze,jednakztego,
cosobieprzypominał,wynikało,żemusiałabyćdlaniegokimścudownym.Mówiłtylko,żezapamiętałją
zawsze szczęśliwą i uśmiechniętą. Powiedział, że jej uśmiech potrafił rozświetlić cały pokój. Kiedy
została mu odebrana i trafił do sierocińca, chyba nikt nie wiedział po prostu, co zrobić z takim
niesfornym dzieckiem, zżeranym żywcem przez żal. Czuł się po prostu samotny. – Westchnęłam i
spostrzegłam, że Sayer mruga zawzięcie, starając się nie dać ponieść wzruszeniu. – Pamiętam, jak
pewnegodniaposzkoleznalazłamgosiedzącegonanaszymganku.Miałwówczastylkojedenaścieczy
może dwanaście lat i był naprawdę wściekły. Gdy go zapytałam, co się stało, powiedział, że mieli w
szkoleprojekttworzeniadrzewagenealogicznegoiinnedzieciwyśmiewałysięzniego,bojegodrzewo
miało tylko jedną gałąź – jego samego. Widziałam, że ma ochotę krzyczeć i płakać z powodu
niesprawiedliwościlosu,alezdrugiejstronywydawałsięzrezygnowanyipogodzonyztym,żewszyscy,
których kochał, odeszli i będzie sam już po wsze czasy. – Pokręciłam głową i sięgnęłam po kieliszek
wina,którezamówiłamdokolacji.–Tłumaczyłammu,żejegodrzewojeszczepoprostuniewyrosło.Że
uzupełnije,gdybędziestarszy.Powiedziałam,żenapewnozakochasię,będziemiałdzieci,atepożenią
sięipowychodzązamążiżepewnegodniastworzywłasnysadSt.Jamesów.Sądzę,żewówczasmuto
pomogło,alepotemodwróciłamsięodwszystkichiwyjechałamzmiasta,amojasiostraodrzuciłajego
zaręczyny, więc tak naprawdę żadna z nas nie pomogła mu się pozbyć nieustannego strachu o to, że
najbliżsizostawiągonapastwęlosu.
Sayeruśmiechnęłasiędomnieisięgnęłapowino.
– Z radością zostałabym gałęzią tego drzewa. Moglibyśmy pomóc sobie nawzajem, tak żebyśmy już
nigdyniebylisami.
Skinęłamgłową.
–Wiesz,onwkońcusięotymprzekona.Poppywciążpróbujewmówićmi,żeonzawszekochałjąjak
siostrę, że po prostu wówczas nie zdawał sobie z tego sprawy, bo tak bardzo zamartwiał się tym, że
wszyscygoopuszczają.Jeżelirzeczywiścietakjest,niemaopcji,żebywkońcusięnieopamiętałinie
darzyłtakąsamąmiłościąwłasnejsiostry.
–Mamtakąnadzieję.–Sayerpodniosłabrewipochyliławmojąstronękieliszekzwinem.–Imamteż
nadzieję,żezdaszsobiesprawę,żerobiszdokładnietosamo,coon:pozwalasz,żebystrachzadecydował
otym,zkimbędziesz.Poświęciłaśjużitakdziesięćlat,bystworzyćświat,wktórymczujeszsiędobrze.
Toskończonagłupotazmarnowaćtowszystko,tylkodlategożecościsięubzdurało.Ztego,comówisz,i
ztego,cowidziałam,Rowdyniejestgościem,któryowijawbawełnę.Gdybyczułcośdotwojejsiostry,
niebyłbynaciebiewściekłyzato,żeunikaszgocałytydzień.Próbujedaćcidozrozumienia,żechcebyć
ztobą,Salem,żeszukacię–taksamojakty,gdyprzyjechałaśtudlaniegopowszystkichtychlatach.
Skrzywiłam się, a ona roześmiała się na ten widok; gdy zjawił się kelner z pytaniem, czy chcemy
zamówićcośjeszcze,niemogłamsięoprzećchęciskuszeniasięnadeser.Byłamprzybitaitęskniłamza
swoimfacetem,więclodyibrowniebyłyabsolutniewskazane.
–Niemiałamwyboru–westchnęłam.–Wydajemisię,żeszukałamdrogipowrotnejdoniego,odkąd
opuściłamLoveless.
–Tomusiałobyćtrudnedlawasobojga–zauważyłaSayer.
– Owszem. Gdy wyjeżdżałam, wiedziałam, że nie będzie mu lekko, ale miałam nadzieję, że sobie
poradzi. Rodzina zastępcza, w której przebywał podczas nauki w szkole, była naprawdę miła i chyba
dbali o jego podstawowe potrzeby, ale nie było przy nim nikogo, kto pomógłby mu podjąć decyzję w
sprawie jego przyszłości ani nauczyć, jak powinien słuchać własnego serca. Wiesz, że grał w futbol?
Gdyby tylko zechciał, mógł zostać gwiazdą! – Nie byłam w stanie ukryć dumy, która wkradła się do
mojego głosu. – Był naprawdę niesamowity, ale nigdy tego nie lubił. Robił to, bo tak wypadało.
Uwielbiał sztukę i zawsze marzył o tym, żeby rysować. Świetnie mu to wychodziło, i to była jego
prawdziwapasja,jegopowołanie.
Odsunęłam włosy z ramion i pleców i pokazałam jej pole kwiatów i ptaki wytatuowane na moich
plecach.
– Narysował to dla mnie w wieku dwunastu lat. Ptaki symbolizowały wolność, a on wiedział, że to
byłojedyne,czegonaprawdępragnęłam.Tobyłjegosposóbnapodarowaniemiwolnościodsurowych
zasadmojegoojca.
Sayerpochyliłasięiprzyjrzałatatuażowi,apotempołożyłapłaskodłonienastoleipopatrzyłanamnie
poważnie.
– Salem, nie znam Rowdy’ego za dobrze, ale gdy na to patrzę, widzę kogoś, kto podał ci na dłoni
swojeserce.Niewierzę,żemaszjakiekolwiekwątpliwościodnośniedotego,codociebieczuje.Czyod
tamtej pory jakikolwiek mężczyzna próbował ofiarować ci to, czego najbardziej pragnęłaś? On był
wówczastylkodzieckiem,alenawetwtedystarałsięspełnićtwojemarzenia.
Aniechtoszlag!Gdyujęłatowtensposób,sercepodeszłomidogardła,amójbrakwiarywniego
wydałmisiężałosnyimałostkowy.
–Zawszebyłniezwykłąosobą.
–Cóż,wtakimrazienapewnozorientowałsię,żezasługujenabardzoniezwykłądziewczynę.Jestem
pewna,żetwojasiostrajestcudownąosobą,Salem,alepozwoliłamuzasobągonić,podążaćzasobąi
poświęcićedukację–amożeiprzyszłość–niezastanawiającsięnadtymdwarazy.Tywyjechałaś,ale
w końcu wróciłaś. Zostawiłaś pracę, życie i wszystko, co budowałaś w Vegas, jak tylko dowiedziałaś
się,gdziegoszukać.Sądzę,żenieliczysięto,dokądodejdziesz,tylkoto,gdzieskończysz.
Wychyliłamwinojednymhaustem.
–Tyzrobiłaśtosamo.
–Owszem,imogęmiećtylkonadzieję,żewkońcudotrzedoniego,żetocośznaczy.Wydajemisię,że
doszedłjużdotegosam,jeślichodziociebie.
Nadalniebyłamtegostuprocentowopewna,jednakkiedywróciłamdodomuiwysłuchałamkazania
mojej siostry za to, że znowu mnie nie było, kiedy Rowdy mnie szukał, zaczęłam wierzyć w to nieco
mocniej.Zanimpołożyłamsięspać,przysłałmidwaSMS-yiuznałam,żeniemogędłużejgoignorować,
więcodpisałam,żezobaczymysięjutrowpracyimoglibyśmypogadaćwciąguweekendu.Niechciałam,
żeby jutro przez cały dzień w pracy panowała między nami niezręczna atmosfera. Życzyłam mu także
dobrej nocy i mało brakowało, a napisałabym, że spanie samej jest gówniane. Jimbo ze smutną miną
wgramoliłsięnałóżkopostronieRowdy’egoipołożyłmiłepeknaramieniu.
Poklepałamgopogłowieipodrapałamponosie,aonpolizałmojepalce.
–Wszystkosięułoży,Jimbo.Obiecuję.–Pieszaskamlałcicho,ajawestchnęłam.–Wiem.Teżzanim
tęsknię.
KiedyRowdywszedłdosalonupopołudniunastępnegodnia,spodziewałamsię,żenaskoczynamniei
zażądawyjaśnieńwzwiązkuzmoimokropnymzachowaniem,aleniezrobiłtego.Uśmiechnąłsiędomnie
tylkoswoimnormalnym,uroczymuśmiechemiposzedłdoswojegostanowiskaprzygotowaćsiędopracy,
bo cały dzień miał szczelnie zapełniony sesjami. Przez całą zmianę nie oglądał się na mnie ani nie
zagadywałopróczrozmówwsprawachzwiązanychzinteresami.Czułamsięztegopowodurozdrażniona
i jeszcze gorzej niż wcześniej, a jako że nie widziałam go od kilku dobrych dni, oczywiście miałam
ochotęgapićsięnaniegonieustannieiwspominać,jakcudowniewyglądajakgoPanBógstworzył,tylko
wpodniszczonymkapeluszukowbojskimnagłowie.Tobyłoniezbytmiłeipełneniepotrzebnegonapięcia
popołudnie.
Zamierzałamzapytaćgo,czyniezechciałbyzemnąwyskoczyćnalunch,apoprzezlunchrozumiałam
zaciągnięcie go w jakieś ustronne miejsce i próbę przeproszenia go za moje niedorzeczne zachowanie
orazwytłumaczeniasięzewszystkiego,cozrobiłamodchwili,gdyzobaczyłamwjegoobjęciachmoją
siostrę. Jednak zanim zdążyłam zamienić z nim choć słowo, zniknął. To wystarczyło, żebym miała
naprawdę paskudny humor przez resztę dnia. Wiedziałam, że to głupie, bo to ja bawiłam się z nim w
chowanego przez cały tydzień, ale nie umiałam nic na to poradzić. Na szczęście późnym wieczorem
przyszła dostawa pierwszej partii ciuchów i mogłam iść na górę, żeby pomyszkować wśród T-shirtów,
koszuleknaramiączkach,bluz,bluzekikoszul,żebyzobaczyć,jakwyszły.
Chłopcy naprawdę dali z siebie wszystko, jeśli chodzi o projekty nadruków. Oprócz Cyganki
Rowdy’ego było tam chrystusowe serce Rule’a, śliczny karp koi w żywych kolorach od Nasha i jego
pinupowyaniołzeskrzydłamipokrytymitatuażamiikolczykami–hołddlaPhila.StarszyDonovanbyłby
dumny ze wzoru, jaki opracował dla niego jego syn. Wszystkie projekty były fantastyczne i niezwykle
oryginalne. Byłam pewna, że ubrania z takimi motywami będą schodziły jak świeże bułeczki, a to był
dopiero początek. Naprawdę chciałam wyrobić chłopcom ich markę, która będzie wykraczała daleko
poza koszulki z nadrukami. Byli tak uzdolnieni i przeszli tak wiele, żeby dotrzeć do tego miejsca, że
zasługiwalinasławęirozpoznawalnośćjakojedniznajlepszychwbranży.
Byłam w ciuchowym niebie i myślałam już o nowej partii projektów i ubrań, a także ruszenia ze
sklepem online, kiedy usłyszałam na schodach tupot butów. Wiedziałam, że to Rowdy, i zerknęłam na
telefon, żeby sprawdzić, która godzina. Z zaskoczeniem spostrzegłam, że na przekopywaniu się przez
stertyubrańupłynęłomiładnychkilkagodzinidawnojużminęłaporarozliczeniaipójściadodomu.
Kiedy Rowdy wdrapał się na schody, zobaczyłam, że trzyma w ręku torbę do wrzutni, a zamiast
zwykłegouśmiechuustamazaciśniętewstanowczymgrymasie.
–Nadolewszystkozrobione.Toutarggotowydowpłaty.Maszjeszczecośdoroboty?
Chciałam jeszcze otworzyć kilka kartonów ubrań, poprzymierzać trochę ciuchów i zrobić na górze
niecoporządku,żebyCoramiałaranojakprzejść,aletomogłopoczekaćdoponiedziałku.Niechciałam
marnowaćokazji,jeśliRowdywreszciezechcezemnąporozmawiaćpocałymdniuzachowywaniasię,
jakbynicnasniełączyło.Czułamsiępaskudniezmyślą,żezasłużyłamnatakąkarę.
–Nie–odparłam.–Skończęwponiedziałek.Przyjdę,otworzęizrobięwszystkonaspokojnie.
Skinął głową i lawirując ostrożnie między stertami ciuchów, podszedł do biura Cory. Wszedł do
środka,agdywrócił,miałzesobąniewielkączarnątorbę.Zamknąłzasobądrzwi,apotempodszedłdo
mnie,wziąłmniezanadgarstekibezsłowawyjaśnieniapociągnąłschodaminadół,prosząc,żebympo
drodze zgasiła światła. Jak zwykle, miałam na nogach buty na obcasach, więc schodzenie za nim po
stopniachbyłoniecoryzykowne.Nieodpowiedział,kiedyzapytałamgo,corobi.Niepuściłmnienawet,
żeby zamknąć sklep. Zamiast tego kazał mi wyjąć klucze ze swojej kieszeni i zrobić to za niego. Nie
żebymmiałacośprzeciwko,jednakwciążmiałamwrażenie,żezachowujesiędziwnieicośkombinuje.
–Comaszwtorbie,Rowdy?–spytałam.–Powiedziałamciprzecież,żemożemypogadaćpopracy,
więcdlaczegozachowujeszsiętakozięble?
–„Ozięble”tonawetniejestczubekgórylodowej,złotko.
Wiedziałam, że musi być na mnie nieźle wściekły, skoro zwracał się do mnie jednym z określeń
zarezerwowanychdlaswoichlaseczeknajednąnoc.Utwierdziłmniewtymprzekonaniujeszczemocniej,
zaciągając bez słowa do swojego SUV-a, pomimo że zasypywałam go gradem pytań i próbowałam
przypomniećmu,żezostawiłamwłasnysamochódnaparkingupodrugiejstronieulicy.
Dosłowniewepchnąłmnienasiedzeniepasażeraizapiąłpas,całkiemjakbymbyłamałymdzieckiem,
apotemotworzyłtylnedrzwiiwrzuciłczarnątorbęnasiedzenieobokdrugiej,identycznej,którajużtam
leżała.Obszedłsamochód,agdywreszcieusiadłzakierownicą,raczyłwkońcunamniespojrzeć.
–Poppyzajrzaławporzelunchu.Dałamitorbędlaciebieizabrałatwójsamochód.Ponieważunikałaś
mniecałytydzień,zabieramcięgdzieś,gdzieniebędziemiejscanauciekanieigdziebędziemymoglisię
wreszcie rozmówić. Jeżeli masz ochotę ignorować mnie przez kolejne dwa dni, proszę bardzo, droga
wolna, ale gwarantuję ci, że zanudzisz się przy tym na śmierć. – Gdy się odwrócił w stronę przedniej
szyby,zobaczyłam,żeszczękadrgamunerwowymtikiem.
–Powiedziałamciprzecież,żejestemgotowa,żebyporozmawiać.–Skrzyżowałamramionanapiersi.
Nielubiłambyćosaczanaanistrofowana.
–Twierdziłaśtakże,żejużsięodemnienieodwrócisz,adokładnietorobiłaśprzezcałytydzień.
Cóż,tobyłaprawda,niebyłosensuzaprzeczać.
–Potrzebowałampoprostuchwilidlasiebie,Rowdy.–Westchnęłam.–Nigdzienieuciekłam.Byłam
obokprzezcałyczas.
Zakląłpodnosemirzuciłmiprzeciągłespojrzeniespodełba.
– Może i byłaś, ale nie mogłabyś być jednocześnie dalej ode mnie, nawet gdybyś chciała. –
WprowadziłSUV-anamiędzystanówkęiskierowałsięnapółnoc.Przyglądałamsię,jakmiastozostajeza
nami,ażwreszciespytałamponownie,dokądjedziemy.
Widziałam, że bije się z myślami: powiedzieć mi czy nie? – jednak w końcu jego wrodzona
poczciwośćwygrała.
– Phil miał w lesie w Boulder domek nad prywatnym jeziorem. Nash odziedziczył go po nim i nie
może się zdobyć na to, żeby go sprzedać, a poza tym chce chyba namówić Saint, żeby tej zimy wzięła
trochę wolnego i zaszyła się tam z nim na tydzień czy dwa, bo ostatnimi czasy oboje są zarobieni po
pachy.Powiedział,żemogęgozająćnakilkadni,dopókiwszystkiegosobieniewyjaśnimy.Niematam
elektryczności ani zwykłych wygód, więc można tam tylko wędkować, kochać się i rozmawiać. –
Podniósłbrewiuśmiechnąłsiędomnieporozumiewawczo.–Ajaniewziąłemwędek.
Wyjrzałamprzezoknonaszybkociemniejącenieboiwymamrotałam:
–Niemogęuwierzyć,żemojasiostrapomogławmoimporwaniu.
– Ktoś musi ustąpić, Salem. Albo wchodzimy w to, albo nie, ale muszę wiedzieć, na czym stoimy.
Poppy chce po prostu, żebyś była szczęśliwa. Rany, chce, żebym ja był szczęśliwy po tym, jak
przeszedłemtęcałądrogę,żebyśmybylirazem.
Nie bardzo wiedziałam, co na to odpowiedzieć, ale po tych kilku dniach spędzonych bez niego
wiedziałamzniezachwianąpewnościąjedno.
–Napewnochcemyspróbowaćbyćrazem–stwierdziłamstanowczo.–Możepoprostuzdarzyćsię
tak,żeniebędzieprzezcałyczasróżowo,ananaszejwspólnejdrodzepojawisięodczasudoczasujakiś
wybój.
Pomoichsłowachnerwowytikzniknął,aRowdyprzestałzaciskaćtakkurczoworęcenakierownicy.
Najwyraźniej nieco go uspokoiłam, bo włączył radio i zamiast naszego powarkiwania na siebie ciszę
wypełniłydźwiękiHorrorPops.
Boulder było położone niedaleko przedmieści Denver, ale kiedy zapuściliśmy się w góry i droga
szybko zmieniła się w ledwie widoczną ścieżkę, zdałam sobie sprawę, że zanim dotrzemy do celu
podróży,będziejużpóźnanoc.Nadaljednakbyłodośćciepło,żebymmogłaotworzyćoknoiwsłuchiwać
sięwodgłosylasuorazwdychaćwszystkietecudownezapachy,któreczyniłyKoloradotakwspaniałym
miejscem. Woń sosen, aromat nadchodzącej jesieni wiszący w powietrzu, wszystko wydawało mi się
takienietknięteinaturalne!Nawetkurz,którywzbijałsięspodopon,sprawiał,żeczułamsiętuzupełnie
inaczej niż gdziekolwiek indziej i byłam naprawdę szczęśliwa, że tu jestem. Cykanie świerszczy i
odgłosy lasu były uspokajające i kołysały mnie do snu, ale ja nie chciałam stracić nic z tego, czego
doświadczałam. Nie byłam zbyt zżyta z naturą, ale spokój i harmonia panujące w tym miejscu były
niezwyklekojącepotygodniupełnymzwątpieniaikonsternacji.
Kiedy Rowdy wreszcie zatrzymał się półtorej godziny później, stwierdziłam, że nazywanie tego
miejscadomkiembyłodużąprzesadą.Wyglądałobardziejjakdrewnianaszopawśrodkulasuibyłamw
staniezałożyćsięomojenajlepszeszpilki,żewtejruderzenigdydotądniepostałakobiecastopa.Nie
mogłam przestać myśleć o tym, że jeśli wygląda tak paskudnie w nocy, to chyba naprawdę nie chcę
zobaczyćjejzadnia.
RowdywygramoliłsięzSUV-a,wyjąłnaszetorbyizostawiłjeprzeddrzwiami,apotem,gdyjateż
wysiadłam i zaczęłam się rozglądać, poszedł do bagażnika i wytargał wielką lodówkę, którą postawił
przynaszychrzeczach.Rzuciłmipytającespojrzenie,więcwestchnęłamiostrożniepodeszłamdoniego,
starającsiępodrodzenieskręcićkostkinanierównympodłożu.
–Rowdy,chybaniejestemodpowiednioubrananatakąokazję.
Uśmiechnął się pod nosem, otworzył drzwi i zaprosił mnie gestem do środka. Gdy się rozejrzałam,
małobrakowało,awybiegłabymzkrzykiemnadwór.Wewnątrzprawienicniebyło!Gołeściany,piecyk
i zero światła, co sprawiało, że wszędzie czaiły się złowrogie cienie. Jedynymi meblami były
zdezelowanyfotel,którywyglądał,jakbywypadłzciężarówkizezłomem,istarapolówka.Wzdrygnęłam
sięiodwróciłamdoRowdy’egoznachmurzonąminą.
–Niezamierzamspaćnapodłodzeilepiej,żebyniebyłotużadnychnietoperzy!
Roześmiał się i zaczął wnosić rzeczy do środka. Zniknął na chwilę za swoim SUV-em i wrócił z
wielkimpudłem,którepostawiłzhukiemobokmnie.Otworzyłjeiwyjąłześrodkakilkalatarenek,które
zarazpozapalał,pompowanyzgniazdkawsamochodziematerac,atakżekilkakoców,apotemwskazał
gestemzapasyipowiedział,żebymsięczęstowała,jeślimamochotę.
Zaopatrzył nas w mnóstwo piwa, kilka butelek wody i nieco produktów potrzebnych do zrobienia
kanapekiprzyrządzeniaśniadania.Musiałamprzyznać,żeświetniesięnatęwyprawęprzygotował.
Kiedywtargałnadmuchanymateracdośrodkaizorganizowałprowizoryczneposłanie,zdjąłkowbojki,
rzuciłsięnanieiwbiłwzrokwsufit.Leżałtak,milcząc,zrękamizałożonymizagłowę,więcjatakże
zsunęłambuty,wzięłamdwapiwaidołączyłamdoniego.Postawiłampuszkinapodłodzeiusiadłamna
miękkimmateracu.
– Jak zamierzasz przetrwać te kilka dni bez wszystkich tych swoich mazideł do włosów? –
zażartowałam,wskazującjegostaranniepodniesionejasnepasemka.
Złapał mnie za rękę i przysunął dłoń do ust, a potem złożył pocałunek na roztętnionej pulsem skórze
wnętrzamojegonadgarstka.Podniósłbrewiopuściłpodbródek,żebynamniespojrzeć.
–Zabrałemzesobąkapelusz.
Och, słodki Jezu, w takim razie musieliśmy naprawdę szybko się pogodzić! Wyciągnęłam rękę i
pogładziłamjegozłocistąbrew.
– Przepraszam, że musiałeś uciec się aż do tego, żebyśmy mogli o nas porozmawiać. To nie w
porządku.Zachowałamsięgłupio.Poprostuześwirowałaminiewiedziałam,jaksobieztymwszystkim
poradzić.
Jegopierśuniosłasięiopadła,gdyodetchnąłgłęboko.Złapałmniezarękęipociągnąłnasiebie,tak
żeleżałamterazwpołowienanim.
–Toniefakt,żeześwirowałaśczyniepotrafiłaśsobieztymporadzićmniemartwi,tylkotożewogóle
przyszłocidogłowy,żemaszpowód,abytakzareagować.Wiem,żecałatahistoriazPoppyjestsłabai
sprawia, że oboje czujemy się niekomfortowo, ale chyba już rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi.
Jednaknawetgdybytakniebyło,toodmiesięcyjesteśtylkoty,Salem.Poprostunierozumiem,dlaczego
todociebieniedociera.
Przeczesałmojewłosypalcami;pieszczotabyłatakcudowna,żemiałamochotęzamruczećniczymkot
izacząćsięoniegoocierać.
–Niewiem–westchnęłam.–Sądzę,żetotaksamojakwtedy,kiedypróbowałamcipowiedzieć,że
przyjechałamtuztwojegopowodu.Tooznacza,żenigdziesięniewybieram,atynadalpatrzysznamnie
ukradkiem, całkiem jakbym miała nagle rozwiać się jak dym. Czasami jest tak, że wiemy o czymś,
Rowdy,alenaszesercepodpowiadanamzupełniecoinnego.
–Niechcęjużsłuchaćszeptówprzeszłości.Chcętylkociebie.
Nadźwiękjegosłówpoczułamsiętakszczęśliwa,żezacisnęłampowiekiimusiałamprzełknąćślinę
zewzruszenia.
–Serio?
Pokiwałgłową,pocierającprzytympodbródkiemoczubekmojejgłowy.
–Serio.
– Musimy po prostu dać temu spokój. Jeśli mamy być ze sobą, musimy sobie nawzajem zwyczajnie
zaufać.Tęskniłamzatobąprzezcałytentydzień.Jimboteż.
Ziewnąłtakszeroko,żeażchrupnęłomuwszczęce,iprzytuliłmniemocniej.
– Jestem teraz starszy i znacznie większy od ciebie. Uciekanie nie będzie już tak łatwe jak kiedyś,
Salem.Niepozwolęcijużzwiać.
Wydawał się tak pewny siebie, że pierwszy raz, odkąd to wszystko się zaczęło, po prostu mu
uwierzyłam.Wierzyłamwniego.Wierzyłamwsamąsiebieiwierzyłam,żeto,cosięmiędzynamidzieje,
jestrealneimaszansęprzetrwać,bowłaśnietegochciałdlanasobojgalos…amożeicoświększego,
potężniejszego.
–Nigdziesięniewybieram,Rowdy.
Spodziewałam się po nim jakiejś ciętej riposty, jednego z tych jego żarcików, którymi sypał jak z
rękawa przy każdej okazji, ale usłyszałam tylko ciche pochrapywanie. Jego szeroka pierś unosiła się i
opadała,aspokojnyoddechrozwiewałmiwłosy.Tenwielkigłupekpoprostupodemnązasnął!
Wygramoliłamsięspodjegoramieniaizniemałymtrudemwsunęłammunoginamaterac,żebybyło
muwygodniej.Niemogłammiećdoniegopretensji.Tobyłatrudnapodróżpocałymdniupracyibyłam
pewna,żeubiegłytydzieńwcaleniebyłdlaniegolepszyniżdlamnie.Byłamjednaklekkowkurzonai
rozczarowana,żejegoschadzkazMorfeuszemrozwiałamojemarzeniaozabawiewseksownąkowbojkę
ujeżdżającąrozbrykanegoogieraikrzyczeniunacałegardłozrozkoszy.
Z westchnieniem poszperałam w torbie, którą spakowała dla mnie moja siostra. Włożyłam
improwizowanąpiżamę:koszulkęilegginsy,apotemzrobiłamkanapkizmasłemorzechowymidżememi
spróbowałam wysłać Poppy wiadomość, żeby upewnić się, że wyprowadziła Jimba wieczorem na
spacer. Szybko przekonałam się jednak, że na tym zadupiu nie ma ani odrobiny zasięgu. Przez następną
godzinę zbijałam bąki, aż wreszcie uznałam, że nie mam innego wyjścia, jak tylko położyć się obok
Rowdy’ego i spróbować zasnąć. Wyłączyłam latarenki i zwinęłam się w kłębek obok niego tak blisko,
jakmogłam.Byłwielki,więczajmowałwiększączęśćmateraca.
Wsłuchałam się w kojące dźwięki lasu i nocy. Słuchałam rytmicznego, spokojnego oddechu
Rowdy’egoiwestchnęłam,gdyprzezsenotoczyłmnieramieniemiprzyciągnąłdosiebie.
Wpewnejchwilizdałamsobiesprawę,żetaknaprawdęwtymwszystkimchodziłoocelpodróży,nie
o przystanki po drodze do niego. Bo im dłużej przebywałam w tym punkcie, do którego dotarłam, to
cokolwieksiędziałoijakkolwiektomiałosięskończyć,chciałamtubyć–oiletylkoobokbyłon.
NawetjeślitympunktemmiałabyćzapomnianaprzezBogailudziruderawgórachKolorado.
ROWDY
T
o była dla mnie pierwsza normalnie przespana noc od chwili, gdy wyszedłem z jej mieszkania w
ubiegłym tygodniu. Nie wiem, co obudziło mnie przed świtem: może to, że z materaca zeszło trochę
powietrza i spałem z tyłkiem na podłodze, czy może śpiew ptaków pośród sosen, ale zanim jeszcze
zrobiło się jasno, byłem już całkiem przytomny. Odruchowo sięgnąłem do ciała, które, jak wiedziałem,
powinnoleżećobokmnieizerwałemsięgwałtownie,gdyokazałosię,żemiejsceSalemjestpuste.
Domekbyłnaprawdęmikry,więcniezajęłomidługozorientowaniesię,żejestemwnimsam,azanic
w świecie nie byłem w stanie wyobrazić sobie, dokąd mogła się wybrać moja miastowa laska jeszcze
przed wschodem słońca. To znaczy, jasne, nie było tu łazienki i innych wygód, ale szczerze wątpiłem,
żebySalemwyszłasamadolasu,nieinformującmnieotymwcześniejczyniebudząc,żebympotrzymał
jej latarkę. Odsunąłem więc zmierzwione włosy z twarzy, włożyłem buty i wyruszyłem na jej
poszukiwania.
Nie zajęło to wiele czasu. Domek stał na polance tuż nad kryształowo czystym jeziorem, zasilanym
górskim strumieniem. To były lasy państwowe, pełne prywatnych działek podobnych do tej Phila,
wykupywanychprzezludzi,którzytakjakonszukalituspokojuzdalaodzgiełkumiasta.Najeziorzenie
możnabyłoużywaćsilników,alenabrzeguznajdowałasięnadgryzionazębemczasuprzystańdlałodzi
wiosłowychikajaków.Salemsiedziałanakońcupomostuowiniętakocemiprzyglądałasię,jakpierwsze
promienie wschodzącego słońca oblewają ciepłym blaskiem górskie szczyty. Kiedy podszedłem bliżej,
zauważyłem, że w dłoni trzyma puszkę piwa, a po jej wargach błąka się rozmarzony uśmiech. Gdybym
miałkartkęicośdorysowania,uwieczniłbymjądlapotomności.
Usiadłemzajejplecami,otoczyłemjąnogamiiprzytuliłemdoszerokiejpiersi.
–Śniadaniemistrzów.
Wyłuskałemjejzpalcówpiwoipociągnąłemdużyłyk,krzywiącsięprzytymodrobinę.Byłotrochęza
wcześnienabrowara,alepiestodrapał.
–Niewiedziałam,jakwłączyćkuchenkę.
Zabrałemzesobąniewielkipalnikgazowy,żebybyłonaczymugotowaćśniadanieiwodęnakawę,ale
nie podłączyłem go do gazu. I całe szczęście, bo pewnie gdyby Salem zaczęła przy nim majstrować,
wysadziłabynaswpowietrze.Ponamyśleuznałem,żepiwotojednakmarnysubstytutporannejkawy.
–Wcześniewstałaś–zauważyłem.Splotłempalcejednejrękizjejdłoniąipołożyłembrodęnaczubku
jej głowy. Nie istniało nic piękniejszego od wschodu i zachodu słońca w górach. Całe niebo kipiało
pomarańczemiczerwienią,agórskieszczytywydawałysiępłonąćżywymogniem.
–Byłotakcicho…Niejestemdotegoprzyzwyczajona.Chciałamsiętymprzezchwilęnacieszyć.Nie
wiem,czywidziałamkiedykolwiekcośrówniepięknego.
–Jarównież.
Wiedziała,żemówięoniej,boroześmiałasięijejmiękkiewłosyotarłysięomójpodbródek.
–Rowdy…
–Salem…
Tobyłtakicudownymoment–jedenztych,którechciałobysięprzedłużaćwnieskończoność.Wtej
chwili nie mógłbym sobie dla nas wymarzyć lepszego miejsca na Ziemi i wiedziałem z niezachwianą
pewnością,żeniebyłonatymświeciecudowniejszejdziewczynyniżmoja.
–Sprawiasz,żeczujęsiętakaszczęśliwa…
Słyszałem w jej głosie mieszankę emocji, echa naszej zapętlonej przeszłości i przyszłości, pośród
którychtrwaliśmyjednakniezłomnie,mającoparciewsobienawzajem.
Wypuściłem głośno powietrze, a potem wziąłem od niej piwo i odstawiłem je, żeby odwrócić ją
twarzą do siebie. Otoczyła mnie nogami, zarzuciła mi ręce na szyję i patrzyliśmy po prostu sobie w
milczeniuwoczy.Gdyzjejnagichramionzsunąłsiękoc,zadrżaławporannymchłodzie,ajazebrałem
jej ciemne włosy i pociągnąłem za nie, zmuszając ją do odchylenia głowy w tył, żeby zajrzeć jeszcze
głębiejwtesenne,seksowneoczy.
–Zawszemisięwydawało,żetopierwszerzeczywżyciulicząsięnajbardziej,jednakterazwiem,że
tylkoostatniemająnaprawdęznaczenie.
Wydęłalekkousta,wyraźniezbitaztropu,ajapochyliłemsięiucałowałemlśniącyszkarłatemklejnot
nadjejwargą.Zadrżałaznowu,jednakwiedziałem,żetymrazemwcaleniezpowoduchłodu.
–Przezdługiczasbyłempewien,żenigdyniezapomnęopierwszejdziewczynie,którasprawiła,że
poczułemsięzakochany.Wykorzystywałemtojakopretekstdotrzymaniainnychdziewczątnadystans,bo
bałemsię,żektóraśznowumniezrani.Byłemprzerażony,wciążjestem,aleterazwiemteż,żechcęztobą
byćibezgranicznieminatobiezależy,atoznaczniesilniejszeniżstrach.
Westchnęłaipołożyłamidłońnapiersi.
–Niechcę,żebyśsięmniebał,Rowdy…
– Byłaś i jesteś dla mnie źródłem wielu pierwszych rzeczy, Salem – podjąłem. – Byłaś pierwszą
dziewczyną, którą pocałowałem. Pierwszą, przy której płakałem. Pierwszą, której dałem prezent, i
pierwszą,októrejnigdyniezapomniałem.Jesteśpierwsządziewczyną,przezktórącałąnocniespałem,i
pierwszą, której pragnę tak, że to aż boli. Gdy patrzę wstecz, sądzę, że odjeżdżając, zabrałaś ze sobą
kawałekmojegosercaizwróciłaśmigodopiero,gdyzobaczyłemciętamtegodniawsalonie.Wszystkie
terzeczysąważneisprawiają,żewidzęwszystkowyraźniej,jużnieprzezpryzmatczasuiżalu.Widzę,
że to, co naprawdę ma znaczenie, to rzeczy ostatnie. – Pochyliłem się, żeby ją pocałować, a gdy
przytknąłemwargidojejust,wyszeptałemwnie:–Jesteśostatniąijedynąosobą,którąchcęcałować.
Jedyną,którejpragnę.Chcę,żebyśbyłaostatnią,któramniedotknie,Salem,atoznaczyznaczniewięcej
niż pierwsza. Kogo obchodzi, czy Poppy była pierwsza albo czy w tym czasie było mnóstwo innych?
Liczysiętylkoto,cojestnakońcu,atojesteśty.Tylkotyiniktinny.
Przez długą chwilę milczała. Jej ciemne oczy były tak głębokie i bezdenne, że trudno było z nich
cokolwiek wyczytać. Potarła czule kciukiem mój policzek, a potem pochyliła się i odwzajemniła
pocałunek.
–Wieleczasuzajęłomidotarcietutaj,Rowdy–szepnęła.–Wiem,żetowłaśnietupowinnambyć,od
zawsze. To mój punkt docelowy, ostatni przystanek na długiej trasie, więc na końcu mojej drogi także
jesteśtyitylkoty.Podróżdotegopunktuukształtowałanas,uczyniłatym,kimterazjesteśmy,niemasię
co oszukiwać, ale… podoba mi się bycie twoją ostatnią dziewczyną, o ile tylko po drodze uda mi się
zaskoczyćcięjeszczekilkomarzeczami,wktórychbędętwojąpierwszą.
Roześmiałem się, bo to właśnie była cała Salem – nic nie mogło jej się równać. Mogliśmy być ze
sobą, kochać się i nie myśleć już o niczym więcej, a jednak ona zawsze miała być dla mnie czymś
nowym,zaskakującymwyzwaniem.Itobyłwłaśniejedenzgłównychpowodów,dlaktórychnigdyoniej
niezapomniałemiwiedziałem,żejużnigdymisiętonieuda.
–Wiesz,byłemtuitam–mruknąłempółżartem.–Niezostałozbytwieletychpierwszychrzeczy.
Cóż,tobyłaprawda,ajednakmimotoonazdołałaznaleźćkilkanowych.Jednazkruczoczarnychbrwi
powędrowaładogóryiSalemuśmiechnęłasiędomniepsotnie.
–Czytowyzwanie?
Roześmiałemsięznowu,tymrazemdlatego,żeczułemsięszczęśliwy.Naprawdę,byłempierwszyraz
takszczęśliwyodczasu,gdywyjechała,kiedymiałempiętnaścielat.
–Może.
Zrobiło mi się cholernie gorąco, kiedy w jej ciemnych oczach zamigotały niebezpieczne iskry.
Przyciągnęłamniedosiebiemocniejiprzejechałapalcempomojejszczęce.
– A czy kiedykolwiek uprawiałeś seks nad jeziorem o wschodzie słońca, po śniadaniu złożonym z
coorsa?
Wsunąłem jej ręce pod rąbek koszulki, a potem schwyciłem ją w talii i pochyliłem się, zmuszając,
żebysiępołożyłanakocu,któryzsunąłjejsięzramion.Rozchyliłanogi,robiącmimiędzynimimiejsce,
ajaująłemjejtwarzwdłonieipocałowałemtak,jakbymchciałnadrobićcałytentydzień,naktóryznikła
zmojegożycia.Niechciałemjużnigdy,przenigdy,żebycokolwieknasrozdzieliło,ipragnąłem,żebyto
czuła.
–Nie.No,możepozaśniadaniemzłożonymzpiwa.
Zaśmiała się i przywarła do mnie całym ciałem. Czułem na torsie przez materiał koszulki jej
wyprężonebrodawkiichciałemjaknajszybciejusunąćdzielącąnasprzeszkodę.
– Widziałam twoją lodówkę – mruknęła – więc jakoś mnie to nie dziwi. Pozwól mi być twoją
pierwsząiostatniądziewczyną,Rowdy…atytakżebędzieszmoimpierwszymiostatnimchłopakiem.
Pozwoliłem, żeby mnie pocałowała i zdjąłem przez głowę T-shirt. Gdy poczułem na nagiej skórze
chłódgórskiegoporanka,dostałemgęsiejskórki.
–Pierwszaiostatnia,Salem–jęknąłem,bonieodklejającsięodemnie,zaczęłapodsuwaćkoszulkę
dogóry,więckażdyodsłanianyprzezniąkawałekciałanapierałnamojąskórę.
Uśmiechnęłasiędomnieipoczułem,żemójstęsknionyfiutdrgnąłboleśniewdżinsach.
– Jeżeli sądzisz, że mam w zwyczaju jeździć w sam środek lasu z byle kim i macać się z pierwszą
lepsząlaskąnadjeziorem,chybaupadłaśnagłowę.Jesteśjedynąosobąwcałymwszechświecie,zktórą
chciałbymprzebywaćnagowtakimmiejscu.
Zsunęładłonienamójrozporekimruknęła:
–Ajamogęprzebywaćztobąnago,gdziechceszikiedytylkozechcesz.
Zassałemspazmatyczniepowietrze,bojejpalceotarłysięwłaśnieomójpobudzonypenis.
–Dobrzewiedzieć.
Wymamrotałacośjeszcze,czegoniesłyszałem,bokrewdudniłamiwskroniachniczymwaleniemłota
pneumatycznego, gdy opuszką kciuka potarła główkę mojego wzwiedzionego fiuta, trącając kolejno
wszystkiezdobiącejąmetalowekuleczki.
–Możeszmiwierzyć,zwzajemnością–poinformowałemjązachrypniętym,stłumionymgłosem.
Parsknęłakrótkimśmiechemiścisnęłazdecydowanymgestemmójwyprężonyochoczoinstrument.
–Mówisz?
Uznałem,żekoniecżartów.Kazałamiczekaćprawiecałytydzieńigłowićsięnadtym,cosięmiędzy
namidziało.Powinnabyłajużdawnowiedzieć,żeliczyłasiędlamnietylkoonainiktinny.
Podczasgdybyłazajętaprzesuwaniemdłoniąwgóręiwdółmojegofiuta,japodniosłemsięniecoi
zacząłem jej ściągać spodnie, więc po chwili leżała pode mną naga, jak ją Pan Bóg stworzył: morze
karmelowej skóry, burza czarnych włosów i lśniące jak obsydianowe gwiazdy oczy. Uwielbiałem
przypatrywać się wszystkim małym dziełom sztuki zdobiącym jej skórę, kochałem to, w jaki sposób
prezentowała tatuaże jak pamiątki z podróży, jaką było całe jej dotychczasowe życie. Uwielbiałem, że
gdyjądotykałem,kiedykładłemdłonienajejskórze,wydawałosię,żenaszebarwnetatuażezlewająsię
ze sobą, mieszają i łączą w całość. Stawaliśmy się jednym, wielkim malowidłem wibrujących barw i
rozgrzanejskóry.Byłazachwycającymdziełemsztuki,namnóstworóżnychsposobów.
Wsunąłemsobiejednązjejprzekłutychbrodawekdoustiprzygryzłemtwarde,metalowekółeczko,co
sprawiło,żewygięłaplecywłukiodruchowościsnęłamojegoptakawprzypływierozkoszy.Jęknąłem
wjejpokrytąwarstewkąwilgociskóręikurczowowczepiłempalcewjejwłosy.
Ściągała mi właśnie dżinsy, nie przestając stymulować mojego penisa. Miałem wrażenie, że jeszcze
jeden ruch, jeszcze jedno posunięcie i głowa dosłownie mi eksploduje. Zsunąłem się na jej pierś i
zacząłemlizaćissaćjejsutki,dopókiniezaczęłasiępodemnąwićiniezaplotłaminógnabiodrach.
Wreszciepuściłamojegofiutaiwsunęłamipalcewewłosy,żebyprzesunąćmojeustanaswojewargi.
Wygięła się pode mną w łuk i jej mokra cipka otarła się o moją twardą męskość. Jej nabrzmiałe w
oczekiwaniuwarginaparłynametalowetrzpieniezdobiącegłówkęmojegofiutaiobojejęknęliśmy,nie
odrywającodsiebieust.
Przesunęłajęzykiempomojejdolnejwardzeipowiedziałażartobliwieociekającymseksemgłosem:
–Maszwewłosachtylemazidła,żejeszczechwilaipalceugrzęznąminaamen.
Pogmerałapalcamiwmoichwłosachisięroześmiałem.Rzeczywiście,doułożeniamojegomisternego
pompadouraużywałemcałegomnóstwarozmaitychsmarowideł.
–Todobrze–mruknąłem.–Niemamnicprzeciwkotemu,żebyśmyzostalitakjużnazawsze.
Wysunąłembiodraodrobinędoprzodu,takżegłówkamojegopenisalekkorozchyliłajejmokrefałdki.
Zaczęłasiępodemnąniespokojniewiercićiopuściłapowieki,apotemprzygryzładolnąwargęiwygięła
plecyjeszczemocniej,takabywprowadzićmojegoptakadoswojejgorącej,zniecierpliwionejdziurki.
Wplotłapalcewmojewłosyjeszczemocniej,agdynaszeciałazłączyłysięwjedno,poddałemsięjej
płynnymruchom.Jaktylkozanurzyłemwniejmojegofiutaażponasadę,zaczęłajęczećizamknęłaoczy.
Pasowaliśmy do siebie naprawdę idealnie, całkiem jakbyśmy byli dla siebie stworzeni, i za każdym
razem, gdy byliśmy razem, czułem się, jakby to właśnie było przeznaczone mi miejsce we
wszechświecie:przyniej,wniej,ujejboku.
Zaplotła mocniej nogi na moich biodrach, szarpnęła mnie za włosy, odrzuciła głowę do tyłu i
wypchnęła biodra w górę. Chyba ona też kiepsko zniosła ten tydzień rozłąki. Była spragniona mojego
ciałaiwszystkichtychrzeczy,którechciałemjejofiarować.Pocałowałemjąznowuiwsparłemsięna
przedramionach, a potem podniosłem nieco na kolanach. Całe szczęście, że wciąż miałem na sobie
ściągniętedopołowydżinsy,bowprzeciwnymraziewyciągałbymdrzazgizkolanjeszczeprzezwiele,
wiele dni. Zmieniła ułożenie bioder, tak aby dopasować się do nowej pozycji, i miałem wrażenie, że
teraz zanurzałem się w nią jeszcze głębiej. Pożerała mnie, połykała w całości, a ja chciałem, żeby to
robiła.
Poczułem, jak ścianki jej pochwy zaczynają zaciskać się i drgać z każdym moim pchnięciem, a jej
dłoniezaczynającorazbardziejgorączkowobłądzićwmoichwłosach.Oparłemsięchęcizanurzeniaw
niej aż po kres, zatracenia się w jej ciele i w błogosławieństwie spełnienia. Starałem się dać jej do
zrozumienia,jakważnadlamniejest,jakważnejestto,cosięmiędzynamidzieje,awiedziałem,żenie
zdołam tego dokonać, jeśli teraz dam się porwać wirowi namiętności, porzucając to wszystko, co
poświęciłem,bydotrzećdotegopunktu.
Uwolniłem jedną rękę z jej splątanych włosów i wsunąłem kciuk pod kółeczko w jej brodawce.
Pociągnąłem za nie lekko, jednocześnie przygryzając jej dolną wargę. To sprawiło, że wyprężyła ciało
jak strunę i czułem niemal jak w miejscu, w którym nasze ciała były połączone, wzbiera nowa fala
wilgoci. Wymruczała moje imię i wparła we mnie biodra, tak że nasze miednice napierały na siebie
mocnoizostałemniemalwytrąconyzgładkiego,równegorytmu,nadktórymztakimtrudempracowałem.
Pociągnąłemkółeczkojeszczeraz,awtejsamejchwiliSalemotworzyłaszerokociemneoczyiszarpnęła
mniemocnozawłosy.
–Więcej…
Zaznaczyłemśladpocałunkównajejszczęceiprzygryzłempłatekucha.
–Więcej…czego?
Jęknęłaiwbiłamipiętywpośladki.
–Wszystkiego!
Miałem ochotę się z nią trochę podrażnić i powiedzieć, że dobre rzeczy przychodzą do cierpliwych,
ale w tej samej chwili przyprawiła mój mózg o krótkie spięcie, oswobadzając jedną dłoń z moich
zmierzwionychwłosówiwsuwającmiędzynaszeciała,żebyspotęgowaćdoznania.
–Jasna…
– Ochhh! – Oczy uciekły jej w głąb czaszki i poczułem całym ciałem, jak żywiołowo reaguje na
dodatkowąstymulację.Jejcipkastałasiętakciasnaigorąca,żeprzezgłowęprzemknęłaminiedorzeczna
myśl,żetenmetalwmoimpenisiezarazstopisię,spajającnaszesobąjużnazawsze.
Pieszcząc samą siebie, muskała przelotnie mojego fiuta, gdy się z niej wynurzał, więc moja
samokontrolaszybkoprysłainaglemiałemochotętylkowsuwaćsięwniąiwysuwaćzniejzezdwojoną
siłą,napieraćnaniąjaktaran,dopókiobojeniezobaczymygwiazdprzedoczamiiniestracimyoddechu.
Zsunąłem dłoń z jej piersi i wsunąłem jej pod pośladki, żeby móc mocniej przyciągnąć ją do siebie.
Wbiłem się w nią z nową mocą i opuściłem czoło, tak że nasze głowy opierały się o siebie, a potem
odpuściłem,dałemzawygraną,przestałemzesobąwalczyć.Byliśmytylkomy,nicwięcejsięnieliczyło.
Byliśmyzłączeniponadczasemiprzestrzenią,pozawszystkimipozbawionymiznaczeniarzeczami.
Salemwydyszałamojeimięipoczułemprzeszywającąnasiporywającąfalęprzyjemności.Zakląłem
podnosem,gdypoczułem,jakjejciałowiotczejewmoimuścisku,ajejwewnętrznemięśnierozluźniają
się, dając mi znowu swobodę ruchu. Jednym pchnięciem znalazłem się z powrotem głęboko w niej i
zatraciłem,zapominającowszystkimpozanią.Poczułem,jakcałujemniedelikatniewkącikust,jakjej
dłoń wysuwa się spomiędzy jej nóg. Objęła palcem wskazującym i kciukiem nasadę mojego fiuta i
ścisnęłająmocno.Towystarczyło.Rozkoszprzeszyłamniewściekłymdreszczemiprzepłynęławzdłuż
kręgosłupa,gdynadeszłamojakolej,żebyunurzaćnasobojewfalizatraceniailepkiejwilgoci.Nicnie
mogłosięrównaćnamobojgu,splecionymwjednącałośćwtejnieprawdopodobnejchwili.
Opadłemnanią,spoconyispełniony,aonazaśmiałamisięchrapliwiewucho.
–Będętwojąpierwsząiostatnią,wczymchceszipowszeczasy,oiletylkozakażdymrazembędzie
takcudownie.
Obróciłemgłowę,takżebymóczbliżyćwargidojejucha,iwymruczałemwnie:
–Ajabędęcięuszczęśliwiałtakdługo,jakzdołam,jeślitylkobędzietotakniesamowite.
Wiele czasu zajęło nam dotarcie do tego punktu, jednak koniec końców wszystko okazało się tego
warte,jeślitakmiaławyglądaćnaszakońcowastacja.DziękiBogu,żePhilznalazłsięwodpowiednim
miejscu o odpowiednim czasie, żeby sprowadzić wszystko na właściwe tory. Byłem mu winien więcej
niżtylkomojeżycieito,żezaszczepiłnadobrewmojejduszyzamiłowaniedosztuki.Byłemmuwinien
swojąprzyszłośćiwszystko,cołączyłosięztąkobietą,acowydawałomisięterazniezbędnedożycia.
Philzadbałomniewnajbardziejtroskliwy,niesamowitysposób–dokładnietak,jakzawszeujmowałto
Nash.PhilDonovanchciał,żebyjegorodzinabyłabezpiecznaiczułasiękochana,arzuceniemiSalemw
objęciabyłojegoostatnim,pożegnalnympodarunkiemdlamnie.Cwanyłajdak.
Resztadniaupłynęłanamnasłodkimlenistwie.Odpaliłemkuchenkęizrobiłemprawdziweśniadaniez
kawąrozpuszczalną.Niewracaliśmyjużdowylewaniażalówiwyjaśniliśmysobiewszystkoostatecznie.
Obiecałemjej,żeprzestanęmiećobsesjęnapunkcietego,żenaglespakujemanatkiiodemnieucieknie,
jeślitylkoprzestaniebezustanniepodejrzewaćmnieskrycieoto,żewciążpodkochujęsięwjejsiostrze.
Chybaobojemieliśmydośćtrzeźwepodejściedożycia,żebyrozumieć,żenicniejestidealneiżeoboje
będziemy na wspólnej drodze napotykali wyboje i koleiny, jednak uznaliśmy, że bycie razem jest tego
warte.
Gdy tak kręciłem się tu i tam w samych tylko dżinsach, kowbojkach i tym nieszczęsnym słomkowym
kapeluszu,Salemprzezponadgodzinępróbowałamnienamówićnasesjęzdjęciowądokalendarza,który
jej zdaniem powinniśmy zrobić dla salonu. Powiedziała, że gdybym przekonał Nasha i Rule’a, a także
resztę, Jeta, Rome’a i Asę, do tego pomysłu, coś takiego sprzedawałoby się jak świeże bułeczki.
Zaproponowała, żeby ochrzcić ten projekt mianem Marked Men – „naznaczeni mężczyźni” – i
zapewniała,żedziękiniemuzarobilibyśmytyle,żemoglibyśmyodejśćnaemeryturę.Przewróciłemtylko
oczamiispróbowałemzmienićtemat,alewidziałemjuż,jaktrybikizatymiciemnymioczamizaczynają
sięobracaćiwiedziałem,żenieustąpi.
Poppy spakowała jej klapki, więc po południu udaliśmy się na spacer wokół jeziora, a potem się
zdrzemnęliśmy.
Obudziłemsię,czującnafiuciejejusta,podczasgdyjejjęzykwyczyniałznimwspaniałerzeczy.W
bolesny sposób przekonaliśmy się, że dmuchany materac nie nadaje się zbytnio do naszych ochoczych
harców. Po niezbyt wygodnej sesji miłosnych zapasów na podłodze domku uznaliśmy jednogłośnie, że
dość już wyrządziliśmy krzywdy naturze i czas wracać do miasta. Salem miała mnóstwo rzeczy, które
chciałazałatwić,potymjakdosalonuprzysłalipierwsząpartiętowarudosklepu,więcspakowałemnas
izgodziłemsię,żemiłobędzieznowuspędzićnocwwygodnymłóżku.Niemówiącjużotym,żeSalem
tęskniłazapseminaprawdęchciałasprawdzić,jakmiewasięjejsiostra.
GdytylkodotarliśmydogranicyBoulder,naszetelefonyniemaljednocześnieodzyskałyzasięg.Salem
dostałakilkawiadomościzrzędu,alemójtelefondosłownieeksplodował.Okazałosię,żeJetdzwoniłze
dwadzieścia razy i miałem od niego dziesięć SMS-ów. Zmarszczyłem czoło i oddzwoniłem do niego,
chociażnielubiłemrozmawiaćprzeztelefonzakółkiem.
Kiedyodebrał,wtledałosięsłyszećnieopisanygwar.
–Gdzie,dojasnejcholery,podziewałeśsięcałydzień?
SkrzywiłemsięizerknąłemnaSalem,którabezdwóchzdańsłyszałapodniesionygłosJeta.
–ByłemwdomkuPhilazSalem.Musieliśmyobgadaćkilkarzeczyipotrzebowaliśmydotegojakiegoś
spokojnego,zacisznegomiejsca.Cosiędzieje,docholery?
– Próbuję złapać samolot z Bostonu do Denver, ale jest cholerna mgła i nic nie lata! – Warknął coś,
czegoniedosłyszałemidodał:–Chciałbym,żebyśzatroszczyłsięomojążonę.Asęwczorajaresztowali
iwiem,żeonałaziztegopowodupościanach.
– Co takiego?! – Byłem tak wstrząśnięty, że na chwilę straciłem panowanie nad kierownicą i
samochodemlekkoszarpnęło,aSalemwykrzyknęłamojeimię.Przeprosiłemjąizjechałemnapobocze,
żebymócsięskupićnatym,comówiłJet.–Cosięstało?
– Właściwie to sam nie wiem. Ayden nie zdołała od niego nic wyciągnąć. To Royal do niej
zadzwoniła. – Westchnął i oczyma duszy zobaczyłem, jak spaceruje niespokojnie w tę i we w tę,
przeczesującpalcamizmierzwioneczarnewłosy.–Toonagoaresztowała.
–Że,kurwa,co?Jajasobierobisz?
–Chciałbym,stary.Wiemtylko,żemojażonajesttam,jatuitowszystkojestpopieprzonejakjasna
cholera.Chciałbym,żebyśsprawdził,czywszystkogra.
–Jasne.Dosłowniezamomentbędziemywmieście.Zajrzęodrazudoniej.
–Dzięki.
– Nie ma sprawy. Wiesz, może to nie ma zbyt wielkiego znaczenia, ale moim zdaniem Asa to dobry
chłopak.Naprawdęsięzmienił.
Jetznowuzaklął.
– Też tak sądziłem, ale ten gość niczym mnie chyba już nie zaskoczy. Muszę lecieć. Muszę załatwić
jakośpodróżdodomu.Dzięki,stary.
Rozłączyłem się i gapiłem przez chwilę w milczeniu na telefon, a potem spojrzałem na Salem i
pokręciłemgłową.
–RoyalaresztowałaAsęzeszłegowieczoru.
Przygryzławargę.
–Zaco?
–Jetniewie.Martwisię,żeAydenodchodziodzmysłów.
Pokiwałagłową.
–Pewnie,żetak.Poczekajchwilę.NapiszędoSaint.OnaiRoyalsąpraktycznienierozłączne.Pewnie
będziewiedzieć,ocobiega.
Podniosłembrewirzuciłemjejsceptycznespojrzenie.
–Myślisz,żeAydenjużbytegoniespróbowała?
Wzruszyłaramionami.
–Niemampojęcia.
Włączyłem się z powrotem do ruchu i wysłałem Ayden wiadomość, że niedługo u niej będę. Minęło
dobredziesięćminut,zanimtelefonSalemzapiszczał,apotemjeszczeraz.
–Napaść–mruknęła.–Jakieśdzieciakizjawiłysięnaposterunkuizłożyłynaniegoskargę.Podobno
jeden był nieźle poturbowany i twierdził, że wrócił do baru, żeby przeprosić za jakąś rozróbę, którą
spowodował jakiś czas temu on i jego kumple, a Asa naskoczył na niego na parkingu. – Zmarszczyła
czołoipodniosłanamniewzrok.–Czywbarzeniemaprzypadkiemkamer?
–Nazewnątrznie.Psiakrew.Idęozakład,żewiem,cotozabachory.
–Wiesz?
– Tak. Któregoś dnia, gdy tam zajrzałem, siedziała tam banda imbecyli i Asa miał z nimi poważny
problem. Odpuścił im, ale wywalił ich z baru i jeden z nich powiedział, że jeszcze tego pożałuje. Nie
byłobytrudnodowiedziećsię,żeAsamakryminalnąprzeszłość,izgłosićcośtakiegojaknapaść,żebygo
wkręcić.–Zacisnąłemdłonienakierownicy.–Skurwysyny.
–MusiszotympowiedziećRoyal.
– Najpierw to musimy mu znaleźć prawnika. – Zerknąłem na nią kątem oka. – On ma naprawdę
paskudnąprzeszłość.Toniebędziewyglądałodobrzewoczachżadnegosędzi.
– Cóż, byłeś świadkiem, a jeśli w barze są kamery, możecie udowodnić, że ten gówniarz chciał się
zemścići…–Urwałaipołożyłamidłońnaudzie.–Jeślichceszdlaniegoprawnika,znamkogoś,kogo
możemypoprosićopomoc.
MówiłaoSayer.DobryBoże,czytendzieńmógłsięstaćjeszczebardziejgówniany?
– Ona się zajmuje prawem rodzinnym – przypomniałem jej. – A my potrzebujemy kogoś od prawa
karnego.
–Jestmądraizależyjejnatobie.Jeślipoprosiszjąopomoc,jestempewna,żeznajdziecinajlepszego
adwokatakarnegowcałymstanie.Musiszdaćjejszansę,Rowdy.Takjakmnie.Obiezjawiłyśmysiętuz
twojegopowodu,aletotymusisznamotworzyćdrzwi,żebywpuścićnasdośrodka.
Nie chciałem tego, bo wiedziałem, że jeśli raz otworzę te drzwi, już nigdy nie zdołam ich zamknąć.
Żywym przykładem tego była ta seksowna brunetka, usadowiona właśnie w moim fotelu pasażera. Im
więcejludzidosiebiedopuszczałem,tymmocniejryzykowałem,żeichutracę,alejeśliwgręwchodzili
AydeniJet…cóż,musiałemzaryzykować.
–Zadzwońdoniej–wychrypiałemprzezzaciśniętezębyipognałemdoDenver,jakbygoniłomniesto
diabłów,żebywyciągnąćAsęzkłopotów.
SALEM
G
dy siedzieliśmy w biurze Sayer, trudno było powiedzieć, kto jest bardziej zdenerwowany – brat czy
siostra,przyglądającysięsobieponadjejekskluzywnymbiurkiem.Rowdyniemógłusiedziećwmiejscu,
aSayercochwilaodchrząkiwała,splatałairozplatałanerwowopalce.
– On tego nie zrobił. – Rowdy był niewzruszony, a jego głos brzmiał pewnie. – Ten gówniarz go
wrobił.
Sayerpróbowałazcałejsiłyzachowaćprofesjonalnąbezstronność,alewidziałam,jakbardzozależy
jejnawygraniudlaniegotejbitwy.
– Może i tak, ale Asa ma imponującą kartotekę wykroczeń, a jeżeli mają świadka, który wszystko
potwierdzi,bardzotrudnobędzieoddalićzarzuty.
Rowdyprzeczesałdłoniąjasnewłosyirzuciłjejbłagalnespojrzenie.
– A co z nagraniami z kamer w barze? – spytałam. Miałam nadzieję, że to go nieco uspokoi. –
Właściciel,Rome,zainstalowałjeizachowujetaśmy.Naprawdęsądzę,żenajlepiejbędziedopuścićdo
procesu Asy i wynająć mu adwokata. Z raportu policyjnego patrolu, który go zatrzymał, wynika, że
rzeczywiściewszystkowyglądało,jakbybrałudziałwbójce.Miałpoobijaneręce,krewizadrapaniana
twarzy.
– Ci gnoje najpewniej zaatakowali go i wrobili – burknął Rowdy. – Mówię wam, byłem tam,
widziałemtowszystkonawłasneoczy.Tendzieciaktobyłprawdziwywrzódnadupieiszukałguza.Był
wściekłyjakcholera,żeAsawyrzuciłgozbaru.
SięgnęłamdoRowdy’egoizłapałamgozarękę,którąwymachiwałnerwowo,apotemprzyciągnęłam
ją do siebie. Aż go nosiło od emocji związanych z byciem blisko siostry i nerwów spowodowanych
sytuacjązAsą.Aydenbyłajużwkomisariacie,żebywpłacićzabratakaucję,aJetowiwkońcuudałosię
złapaćsamolot,alemiałdotrzećdoDenverdopierozakilkagodzin.Rowdyzaproponował,żepójdziez
Aydennapolicję,alewszystkowskazywałonato,żebardziejmartwiłasięoznalezieniemuadwokataniż
o wyciągnięcie go z kicia. Powiedziała, że załatwienie mu zwolnienia nie będzie trudne, gorzej z
wynajęciem kogoś, kto udowodni, że jest niewinny, więc obarczyła tym zadaniem Rowdy’ego. Jeśli o
mnie chodzi, to byłam przekonana, że Ayd chciała, żeby jej brat wiedział, że robi wszystko, co w jej
mocy,żebymupomóc.MiędzynimiwydarzyłosięwcześniejwielezłychrzeczyiAydenzależałonatym,
żebyAsawiedział,żeteraztrzymajegostronę,nawetjeśliniezawszetakbyło.
– Wiem o tym, a fakt, że możesz o wszystkim poświadczyć, podobnie jak inni klienci baru podczas
tamtego incydentu, bardzo się przyda w tej sprawie. Niełatwo będzie jednak wygrać tę walkę –
powiedziała łagodnie Sayer. – Przeszłość Asy, nie mówiąc już o tym, że wcale się nie bronił, tylko
poszedł grzecznie skuty na policję i nie oponował, sprawia, że wszystko wygląda bardzo kiepsko.
Niewinniludzieniedająsięzamykaćottak,potulnijakbaranki.Pozatymdzieciak,któryzłożyłskargę,
wydajesięczystyjakłza.Nigdyniedostałnawetmandatuzaprzekroczenieprędkości.
Rowdywarknąłizsunąłsięnabrzegkrzesła.WbłękitnychoczachSayerlśniłowspółczucieisądzę,że
jejbratdoceniałjejszczerośćito,żeniepróbujewciskaćmukitu.
–Noicoteraz?
Przechyliłagłowęnaramięispojrzałananasznamysłem.
– Jest pewien facet, Quaid Jackson. Wiem z pierwszej ręki, że to prawdziwa pirania w świecie
prawników. Nigdy nie pracowałam z nim osobiście, bo to adwokat kryminalny, ale ma reputację
prawdziwejmendy.Małoktomaochotęstawaćznimwszranki.–Uśmiechnęłasiępodnosemisięgnęła
po telefon. – Jeden z partnerów mojej firmy reprezentował go niedawno w jego sprawie rozwodowej.
Jegożonatoniezłeziółko.Uratowaliśmymudupęodpłaceniaponadtrzechkawałkówmiesięcznienajej
utrzymanie.Zadzwoniędoniegoizapytam,czydałbyradępomócwaszemuprzyjacielowi.
Rowdy wypuścił głośno powietrze z płuc – chyba wstrzymywał oddech przez dłuższą chwilę – i
położyłmidłońnakarku.Wparłamsięwniąipoklepałamgopokrzepiającopoudzie.Tojapoprosiłam
Sayerospotkanie,jednakteraz,gdybyliśmyturazem,widziałam,żeuprzedzenieichłódemanująceod
Rowdy’egoodchwili,gdyprzekroczyłprógjejbiura,zaczynająstopniowotopnieć.Sayernieosądzała
nikogo ani nie zakładała najgorszego na podstawie tego, co wynikało z papierów Asy. Chciała tylko
pomócprzyjacielowibrata,bowpadłwpoważnekłopoty,aonamogłatemuzaradzić.
Jej rozmowa z zaprzyjaźnionym prawnikiem była krótka i zwięzła. Wyłożyła kawę na ławę i
zmarszczyła czoło, wysłuchując odpowiedzi. Przez chwilę udzielała mu wyjaśnień i wysłuchała, co ma
dopowiedzenia,ażwreszcierzuciładotelefonu:
–Koszttożadenproblem.Problemembędziewyciągnięcieniewinnegochłopakazwięzienia.
Poczułam, jak Rowdy zaciska odruchowo palce na mojej szyi, i zerknęłam na niego z troską. Gdy
spojrzałnamnie,zzaskoczeniemzobaczyłammalującysięnajegoustachnieśmiałyuśmiech.
–Dobrajest.
–Ipiękna–dodałam.–Całkiemjakty.
Przewróciłoczami,alepochyliłsięipocałowałmniewczubekgłowy.
Sayer rozłączyła się wreszcie i zwróciła się do nas z szerokim uśmiechem, który można by określić
tylkomianemzwycięskiego.
–Powiedział,żeprzyjmietęsprawę.Wiedziałam,żenieoprzesiępokusieipodejmietakiewyzwanie.
Rowdyodchrząknął.
–Mamwrażenie,żekoleśnieźlesięceni…
Wiedziałam, że wszyscy się zrzucą i pomogą pokryć w razie potrzeby koszty procesu, jednak Sayer
pokręciłatylkogłową.
– Powiedział, że zrobi to w ramach przysługi dla firmy. Klient będzie musiał pokryć tylko koszt
zaliczki,toznaczypięćtysięcy.
Pięćkaflitobyłanadalkupaforsy,alewiedziałam,żeniebędzieztymproblemu.
–Wielkiedzięki,Sayer.–Miałamochotęjąprzytulić.
Śliczna blondynka skinęła mi głową i przeniosła wzrok na Rowdy’ego. Wzięła głęboki oddech i
wypuściłapowolipowietrze.
– Wiem, że nie po to tu przyszedłeś, ale to byłoby z mojej strony zaniedbanie, gdybym nie
przypomniałaci,żewraziepotrzebymaszwzasięgurękipokaźnyspadek.
Poczułam,jakRowdywzdrygasięlekko,anoga,naktórejtrzymałamdłoń,tężejepodmoimipalcami.
– Ja… – Urwał i głowa opadła mu ledwie zauważalnie. – Nie jestem w stanie teraz o tym myśleć.
Doceniam,żezgodziłaśnamsiępomócwyciągnąćAsęztarapatów,alepróbazastanawianiasięteraznad
pieniędzmiitobą…–Wzruszyłramionami.–Niewiempoprostujeszcze,czyjestemnatogotów.
Sayeruśmiechnęłasięodrobinęsmutno.
– Rozumiem. Ale jeśli jest chociaż cień szansy na to, żebyś zechciał to wszystko przemyśleć, mogę
zaczekać,izaczekam.
Rowdyodchrząknąłznowuiwstał,apotemobszedłbiurkoiwyciągnąłdoniejrękę.Gdypatrzyłamtak
nanichoboje,niemiałamwątpliwości,żesązesobąspokrewnieni.Bylidosiebietakłudzącopodobni!
–no,możezwyjątkiemklasycznejelegancjiSayerijejdelikatnych,kobiecychrysów–żeniemogłobyć
żadnychwątpliwości,żesąrodzeństwem.
–Przepraszam,żezachowałemsięjakostatnidupek,kiedypowiedziałaśmi,kimjesteś–wymamrotał.
–Nieradzęsobiezbytdobrzeztakimi…niespodziankami.
Uścisnęłamocnojegodłoń.
– Nie przejmuj się. Odbiłam sobie już wcześniej na prawniku mojego ojca. Kiedy mi o wszystkim
powiedział,nazwałamgokłamcą.Zdajęsobiesprawęztego,żetodlaciebiedużeprzeżycie.
Skinąłgłowąiwróciłdomojegoboku.
–Wydajeszsięnaprawdęmiłąosobą,Sayer.Siostraprzyrodniaczynie,niezasługujesznatakigromz
jasnegoniebabardziejniżja.Obojgunamzrobionogównianąrzecz.
Sayerparsknęłatylkoiwstałazzaswojegoeleganckiegobiurka,apotempodeszładonas.
–Znaszegotatulkabyłkawałsukinsyna.–Podniosłalekkopodbródekizmieniłatemat:–NarazieAsa
pozostanie w więzieniu, dopóki jego siostra nie wpłaci kaucji. Jeśli teraz tam pojedziecie, pewnie ich
złapiecie.
Rowdyskinąłgłowąipodziękowałjejjeszczeraz.Minęłamgoiprzytuliłamjąmocno.
–Dziękuję.
Odwzajemniłauścisk.
–Niemasprawy.–Spojrzałagdzieśnadmojągłową.Byłampewna,żeprzyglądasięobserwującemu
nasRowdy’emu.
–Mówiłamci,żedociebieprzyjdzie.
–Chybawaszprzyjacielomrocznejprzyszłościtrochęwszystkoprzyśpieszył–zażartowała.
Roześmiałamsięiwypuściłamjązobjęć.
–Cóż,podobnonicniedziejesiębezpowodu.
–Chybatak.Powodzenia.Dajcieznać,gdybyściejeszczepotrzebowalipomocy.Quaidjestnajlepszy
wbranży,alewraziegdybymmogłasięjeszczedoczegośprzydać,jestemdowaszejdyspozycji.
–Jesteśniesamowita.–WłagodnymgłosieRowdy’egobrzmiałyemocjeipodziw.Gdywyszliśmyz
budynku, wziął mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę Capitol Hill, gdzie mieścił się lokalny
posterunekpolicji.ByłniedalekoMarked,aimbliżejbyliśmy,tymbardziejwzburzonyispiętywydawał
sięRowdy.
ZobaczyliśmyAyden,gdytylkoweszliśmydośrodka.Chodziłaniespokojniewtęizpowrotem;obcasy
jej czerwonych kowbojek stukały o pokrytą linoleum podłogę. Gdy Rowdy zawołał ją po imieniu,
podniosłagwałtowniegłowęiwpadławjegoobjęciaztakąsiłą,żemusiałsięcofnąćokilkakroków.
Biedaczkawyglądałanakrańcowowyczerpanąiprzygnębioną,aleponadwszystkobyławściekła.
– Asa tego nie zrobił! – Jej złote oczy lśniły taką pewnością, że gdybym jeszcze miała jakieś
wątpliwościwkwestiitego,czybyłwinny,czynie,gorliwawiaraAydenwbratawystarczyłaby,żebyje
rozwiać.
–Wiem,Ayd–westchnąłRowdy.–Byłemtamtegowieczoru,kiedytendzieciakznimzadarł.
Aydenwsunęłapalcewciemnewłosyiszarpnęłanimiwgeścierozpaczyifrustracji.
–Asapakowałsięwewszystkiemożliwekłopoty,odkądnauczyłsięchodzić,aleniejestgłupi.Nie
naraziłby baru ani Rome’a na podobne ryzyko. – Przełknęła głośno ślinę. – Kiedy jakiś czas temu
oskarżyligooudziałwkradzieżyizamknąłsię,odwróciłodemnie,wiedziałam:onchcebyćtutajznami
wszystkimiiżebardzosięzmienił.Niewierzę,żetosięznowudzieje.
Rowdypogładziłjąpokrzepiającopoplecach.
– Wszystko się wyjaśni, Ayd. Załatwimy mu prawnika, który nie będzie się certolił, a poza tym jest
mnóstwoświadków,którzypoświadczą,żetodzieciakzacząłpodskakiwaćAsie,anienaodwrót.
Aydenparsknęłagorzkimśmiechemiznowuzaczęłaspacerowaćwtęiwewtę.
–Całyczasmyślętylkoojednym:cobybyło,gdybymprzebywaławtymczasiewAustin?Ktobygoz
tego wszystkiego wyciągnął? Kto by uwierzył w to, że jest niewinny? Gdy o tym myślę, zaczyna mnie
bolećgłowa,ażołądekwywracamisięnalewąstronę.
Widziałam, że ledwie nad sobą panuje, a Rowdy nie bardzo wie, jak ją pocieszyć. Minęłam go i
złapałamjązanadgarstki,zmuszając,żebyprzestałarwaćsobiewłosyzgłowy.
–Ayden,spokojnie,weźgłębokioddech.–Wjejzłocistychoczachzalśniłjakiśbłyskiprzezchwilę
myślałam, że mnie odepchnie, ale zrobiła to, o co poprosiłam. Przez chwilę oddychała głęboko i
zauważyłam,żeprzestajezaciskaćkurczowopalce.–Jesteśmytu.Wiemy,żetegoniezrobił,ijesteśmy
gotowipomócmuwwalceoudowodnienietego.Niebędziesam.
–Czekamtu,ażgowypuszczą,jużtrzygodziny.Tostanowczozbytwieleczasunawspominanietego,
jaki był kiedyś. Patrzenie, jak zakuwają twojego brata albo kogokolwiek innego bliskiego ci, jest
cholerniegówniane.
– Wiem, słońce, ale tym razem to kłopoty znalazły jego, wcale się o nie nie prosił. To się czasami
zdarzainiemaznaczenia,czybyłabyśtu,wAustinczymożenaksiężycu.Twójbratpoprostutakijuż
jest.
Tobyłaprawda.ByłocośwtymszelmowskimuśmiechuAsyijegowrodzonymuroku.Tacypięknii
gładcychłopcytrafialiodczasudoczasuwsamśrodektajfunu,nawetjeślizcałychsiłstaralitrzymaćsię
zdalaodkłopotów.
Chybachciałacośodpowiedzieć,alewtejsamejchwiliRowdyzawołałjąpoimieniunawidokRoyal
ifacetawniebieskimpolicyjnymmundurze,prowadzącychdopoczekalnibrataAyden.Royalniemogła
najwyraźniejspojrzećAydenwoczy,więcposzukałamniewzrokiem.Widziałamwjejciemnychoczach
kłębiącesięemocje,gdypowiedziała:
–Wybaczcie,żetyletotrwało.Pracapapierkowazabierawięcejczasu,niżpowinna.–Westchnęła.–
Macieszczęście,żepozwoliligowypuścićbezuprzedniejkonsultacjizsędzią.
Ayden wciągnęła gwałtownie powietrze, a Rowdy zaklął, kiedy Asa wyszedł zza oficera i w pełnej
krasie zobaczyliśmy jego pokancerowaną twarz. Jedno z oczu miał zapuchnięte tak, że nie mógł go
otworzyć,wargimiałnabrzmiałeirozcięte,anapodbródkupaskudną,krwawąszramę.Wyglądała,jakby
przydałyjejsięszewczydwa,żebymogłasięporządniezagoić.
–OchmójBoże,Asa!Nicciniejest?
ZłapałAyden,zanimzdążyłagostaranowaćtaksamojakwcześniejRowdy’ego,apotemskrzywiłsię,
gdyuścisnęłagoniecozbytmocno.
–Bywałolepiej.
– Powinien cię zbadać lekarz! Rany, może dasz się chociaż obejrzeć Saint? – Ayd brzmiała, jakby
miałasięrozpłakać.
– Nie, to nic takiego. Wyliżę się. – Asa przeniósł wzrok na Rowdy’ego i wymienili spojrzenia, z
którychwynikało,żeAsazpewnościączujesięgorzej,niżchciałbytoprzyznać.–Dzięki,żemniestąd
wyciągnęłaś,Ayd.
Jego słowa sprawiły, że coś w niej pękło. Z jej czarnych rzęs spłynęły wielkie jak grochy łzy i Asa
przytuliłjąmocno,chociażwidaćbyło,żesprawiamutoból.
–Jużdobrze.
–Dlaczegoimniepowiedziałeś,żetegoniezrobiłeś?–spytałRowdy,alepatrzyłprzytymnaRoyali
widziałam, jak dziewczyna krzywi się gorzko. Jej partner łypnął na nas gniewnie i skrzyżował ręce na
szerokiejpiersi.
Asa nie odpowiedział, ale spojrzał znad głowy swojej siostry na Royal. Przyglądali się sobie w
dziwnymmilczeniu,dopókipolicjantniezniecierpliwiłsięiniepoinformowałnas:
– Za kilka dni odbędzie się rozprawa. Postarajcie się dopilnować, żeby do tego czasu trzymał się z
dalaodkłopotów.–Zrobiłpaskudnąminę.–Wątpię,żebynastępnymrazemtyleosóbstawałonagłowie,
żebytakszybkogowypuścili.–KlepnąłRoyalwramię,odwróciłsięnapięcieiwrócił,skądprzyszedł.
Przyjaciółka Saint przygryzła wargę i rzuciła mi błagalne spojrzenie. Nie wiem, kiedy zostałam jej
sojuszniczką,alenicdoniejniemiałam.Zazwyczajbyłapełnaenergiiikipiałaklasą,więcdziwniebyło
widziećjątakąwycofanąi…skruszoną?
–Wykonywałamtylkoswojąpracę…–wymamrotała.Tobyłapraca,którąuwielbiałaiwktórejbyła
dobra.Wiedziałamotym,nawetmimożespędziłamwjejtowarzystwietylkokilkagodzin.
–Wszyscyotymwiemy,Royal.–Próbowałamjąpodnieśćnaduchu,aleonanieodrywaławzrokuod
Asyimiałamwrażenie,żewcaleniekierujetychsłówdonas.
Aydenwyswobodziłasięzobjęćbratairzuciłaczerwonowłosejpolicjantcenienawistnespojrzenie.
–Niewierzę,żewpakowałaśgotakiegopokiereszowanegodoceliitrzymałaśgotamcałąnoc!
Widziałam,jaknatwarziszyjęRoyalwystępujerumieniec.Otworzyłausta,żebypowiedziećcośna
swojąobronę,aleAsająuprzedził:
–Dajspokój.Zacznijmyodtego,żegdybymbyłkimśinnym,lepszym,wogólebynastuterazniebyło.
Zazwyczajpotrafięlepiejocenićcwanegodzieciakapełnegonienawiściipotrafiącegowraziepotrzeby
pociągnąćzaodpowiedniesznurki.Zostawnasząślicznąpaniąwładzęwspokoju.Przeprosiłamniejuż,
kiedywczorajwieczoremmnieskuwała.–MrugnąłdoRoyalzdrowymokiem.–Zabierajmysięstąd.Nie
chcęspędzaćwkomisariaciewięcejczasu,niżtokonieczne.–Uśmiechnąłsię,aprzynajmniejtakmisię
zdawało, jednak zważywszy na miazgę, jaką stanowiły jego piękne usta, trudno to było stwierdzić na
pewno.–Nawetjeślijestondlamniejakdrugidom.
Aydenzacisnęłaszczękiiwycedziła:
–Toniejestśmieszne–izaczęłaprzepraszaćRoyalzato,żenaniąnajechała.
Nikogo z nas nie powinno tu być, więc z ulgą ruszyłam za Rowdym do wyjścia. Ayden szła za mną.
MojejuwadzenieumknęłysłowaAsyskierowanedoRoyal,zanimdonasdołączył:
–Szkoda,Czerwona,żetakwyszło.Winnychokolicznościachty,jaikajdankitomogłabybyćświetna
zabawa.
Rany, tylko Asa był zdolny do rzucania takimi tekstami, gdy wyglądał jak gówno i śmierdział wciąż
więzieniemizaschniętąkrwią!
Wydawałomisię,żeRoyalznowusięzarumieniła,iwidziałam,żeotworzyłausta,jakbychciałacoś
powiedzieć. Przeszło mi przez myśl, że oboje dopraszają się kłopotów. Asa był niepoprawnym
flirciarzeminigdyniezainteresowałabygolaska,któragoaresztowała,więcjeślitaksięstało,wjego
przypadkumogłotooznaczaćtylkojedno:chęćzabawieniasięjejkosztemizemsty.Royalzkoleibyła
żywa i pełna energii, ale widziałam w niej pewną wrażliwość i słabość, gdy przyprowadziła naszego
seksownegoPołudniowca.Wiedziałambezcieniawątpliwości,żeAsawykorzystatoipożrejążywcem,
jeślitylkodamunatoszansę.Pomyślałam,żemożetoidobrze,żejejodznakaipistoletpowstrzymałygo
jakdotejporyprzeddostrzeżeniem,jakwspaniałąkobietąjestwrzeczywistości.
Kiedyjakotakodoszliśmyzewszystkimdoładu,byłjużpóźnywieczór.AydenwykłócałasięzAsąo
wizytę na ostrym dyżurze albo przynajmniej zgodę na to, żeby obejrzała go Saint, a Rowdy odebrał
telefonodJeta,którywłaśniewylądowałnalotniskuwDenver.Tobyłdługi,męczącydzieńiskończył
sięzupełnieinaczej,niżspodziewałamsiępojegosuperseksownympoczątkunamolozmoimpięknym
chłopakiem.
Jechaliśmy właśnie jego SUV-em do mojego mieszkania, kiedy sięgnął po moją dłoń i złożył na niej
pocałunek,apotempołożyłjąsobienaudzie.
–Dziękuję,żebyłaśdziśprzymnie.Tobyłciężkidzień.
Zwinęłampalcenamaterialejegodżinsów.
– Nie ma sprawy. Było niełatwo, ale mogło wyjść znacznie gorzej. Masz wokół siebie mnóstwo
dobrychludzi,taksamojakAsa.
Wmrokuwnętrzasamochodujegouśmiechbłysnąłolśniewającąbielą.
– Mam ciebie. Zapomniałem już, jak wspaniale się dzięki temu czuję. Całkiem jakbym mógł robić
wszystko,czegozechcę,imiałwszystko,czegopragnę.
Jegosłowasprawiły,żepomoimcielerozlałosięmiłeciepło.
– Och, daj spokój – mruknęłam. – Jesteście cudowną grupą przyjaciół i rodziną. To naprawdę
wzruszające,jakbardzotroszczyciesięosiebieidbacieosiebienawzajem.–Westchnęłamodnatłoku
emocji.–Znalazłeśswojedrzewogenealogiczne,Rowdy,ijegokonarysąsilniejszeipotężniejszeniżu
większościosóbmającychkrewnych.
– Tak – wymamrotał cicho. – To chyba jedyna chwila w moim życiu, kiedy mogę powiedzieć, że
naprawdę mi się pofarciło. Mam szczęście, że jestem, gdzie jestem. – Spojrzał na mnie i w ciemności
zobaczyłam, że jego błękitne oczy pałają dziwnym blaskiem. – Prawdziwy szczęściarz ze mnie, że
odnalazłaśmniepotychwszystkichlatach.
Zmieniłampozycjęnafotelu;gardłomiałamściśniętezewzruszenia.
– Nawet nie wiedziałam, że cię szukałam, jednak gdy tylko zobaczyłam twoje zdjęcie na stronie
internetowej waszego salonu, po tym jak zadzwonił do mnie Nash z propozycją pracy, poczułam się,
jakbymwłaśnietorobiłaprzeztedziesięćlat:szukałaciebie.
To była poważna rozmowa, a na dodatek oboje mieliśmy maksymalnie wyczerpujący emocjonalnie
dzień. Kiedy dotarliśmy do mojego mieszkania, Rowdy odprowadził mnie do drzwi, spędził dziesięć
minut na męczeniu Jimba i pogadał przez chwilę z Poppy, a ja opieprzyłam ją za to, że uknuła z nim
spisek,podczasgdypowinnabyłatrzymaćmojąstronę.Chociażbardzochciałam,żebyzostałnanoc,i
marzyłam o wtuleniu się w niego i pozwoleniu, żeby wszystkie wspomnienia tego dnia odpłynęły,
wiedziałam,żenienamiejscubyłobygootoprosić.
Pocałowałmnieisampocałuneksprawił,żeomaływłosniezłapałamgozakoszulęizaciągnęłamdo
sypialni,aledopierogdyzamknęłamzanimdrzwi,dotarłodomnie,żeokazywaliśmysobieczułościw
obecnościmojejsiostry,ajaaniprzezchwilęniepoczułamsiętymskrępowana.
Klapnęłamnakanapęobokniejistęknęłam,kiedypuchatakulka–jużwcalenietakamała–wdrapała
sięnaniąirozpłaszczyłazimpetemnamoichkolanach.
–Kochamgo.Naprawdę–westchnęłam,niezastanawiającsięnawetnadtym,comówię.
Poppytrąciłamnieramieniem.
–Rany.Naprawdęwydajecisię,żepozwoliłabymmucięporwać,gdybymotymniewiedziała?Przez
całyostatnitydzieńbyłaśokropnaiwiedziałam,żemaszkutemupowód.Chcę,żebyśbyłazakochanai
szczęśliwa,ajedynąosobą,przyktórejtakajesteś,jestRowdy.Zawszebył.
OdchyliłamgłowęnaoparciekanapyipodrapałamJimbamiędzyoklapłymiuszami.
– Skoro to brzmi tak prosto, dlaczego wydaje się takie trudne? – Westchnęłam znowu. – Dlaczego
powiedziałamciotymottak,ajużnasamąmyślotym,żemiałabymmusiędotegoprzyznać,robimisię
niedobrze?
Położyłagłowęobokmojejnaoparciukanapy.
– Nie znam odpowiedzi na twoje pytanie, chociaż naprawdę bym chciała. Miłość to skomplikowane
uczucieipotrafisprawićból.
–NiewróciszdoLoveless,Poppy,prawda?–spytałam.Niemogłategozrobić.Nigdybymjejnato
niepozwoliła,nawetjeślibyłajużdorosłaiponosiłaodpowiedzialnośćzawłasneczyny.
–Kiedyśwkońcubędęmusiała.
Wciągnęłamgłośnopowietrzedopłucispojrzałamnaniązniedowierzaniem.
–Nicztego!
–Spokojnie,Salem.Chciałamtylkopowiedzieć,żebędęmusiaławrócićposwojerzeczy.Niewiem,
jak to zrobię, nie wdając się przy tym w awanturę z Oliverem, ale tak, muszę wrócić i pokazać jemu i
ojcu,żesięnieboję,ato,cozrobili,jestzłe.
–Cóż,wtakimraziejadęztobą.Niepozwolę,żebyśstawiłaczołoktóremuśznichsamotnie.
–Towalka,którąpowinnambyłastoczyćjużdawnotemu,takjakty.–Przezchwilęmilczała,apotem
szepnęłacichołamiącymsięzewzruszeniagłosem:–Kochamcię,Salem.
–Jaciebieteż,Poppy.
Cały dzień spędziłam otoczona miłością, będąc świadkiem jak ludzie, których łączą różne rodzaje
więzirodzinnych,walcząosiebieisięosiebietroszczą.Tosprawiło,żedotarłodomnie,jaksamotnei
puste było tak naprawdę moje życie w biegu przez wszystkie te lata. Dopiero zaczynałam budować
własnedrzewogenealogiczneibyłamnaprawdęzaskoczona,żejegokorzenieokazałysięsięgaćobutych
wkowbojkistópRowdy’ego.Odzawszebyłjedynymstałymelementemmojegożycia,nawetgdydzieliły
nassetkikilometrówiwspomnień.
Byłamwstaniepogodzićsięzmyśląopowrociedomiejsca,doktóregopoprzysięgłamsobiejużnigdy
niewracać,bowiedziałam,żejestktoś,ktobędzienamniepowszystkimczekał.Wiedziałam,żebędzie
zawszemojąlatarniąmorską,prowadzącąmniedobezpiecznejprzystani–wkażdejburzy,takjakgłosił
napiswytatuowanynajegopiersi.
ROWDY
S
zedłem do baru nie bez obaw i dziwnie zdenerwowany. Chyba poprosiłem ją o spotkanie w tym
miejscu,aniewjednymzeleganckich,modniejszychmiejscwLoDo,żebypoczućsiępewniejizyskać
wjakimśsensienadniąprzewagęnagruncie,któryznałem.
Byłemzedwadzieściaminutprzedczasem.Wcześniejimdłużejzastanawiałemsięnadprzebywaniem
z nią sam na sam, tym bardziej miałem ochotę odwołać spotkanie, dlatego kiedy w piątkowy wieczór,
dwa tygodnie po incydencie z Asą wszedłem do baru, z ulgą spostrzegłem siedzącego przy ladzie i
pogrążonego w rozmowie z Rome’em Rule’a. Istniała nikła szansa, że dzięki Archerom oderwę się na
chwilę od rozmyślania nad czekającym mnie pojednaniem z rodziną. Wiedziałem, że powinienem był
wziąćsięwgarśćiumówićzSayernatospotkaniezmiesiąctemu,aleterazbyłemwstaniemyślećtylko
otym,jakzdołamzniąporozmawiać,powstrzymującsięodchęcipryśnięciaprzypierwszejnadarzającej
sięokazji.
ZająłemmiejsceobokRule’aiklepnąłemgowramię.NamójwidokRomepodniósłprzeciętąblizną
brew.
–Agdziedamatwegoserca?
„Damamegoserca”…wiedziałem,żenigdynieznudzimisięsłuchaniejakktośokreślaSalemmianem
„mojej”.
–JestzSaintiRoyal.Pomagająsiępakowaćnaszejślicznejpielęgniareczce.–Wydawałosię,żecałe
wiekizajęłodziewczynieNashapodjęciedecyzjiotym,żebyuniegozamieszkać,aleteraz,gdyjużsięna
tozdecydowała,niemarnowałaczasuizabrałasięszybkodogromadzeniaswoichrzeczy,żebyprzenieść
jepodjegodach.–Jeślichodziościsłość,umówiłemsiętuzkimśnadrinka.
Obajbraciaodwrócilisiędomniejaknakomendę.Gdybytylkobyłomożliwezamarznięcienakość
albo zapłonięcie żywym ogniem pod pełnymi dezaprobatami spojrzeniami, padłbym trupem w ułamku
sekundy.Podniosłemdogóryręcewobronnymgeścieipokręciłemgwałtowniegłową.
–Rany,nie!Tonietak!NieznacieSalem?Obcięłabymijajaiwepchnęłajedogardła,gdybytylko
dowiedziała się, że z nią pogrywam! – Podniosłem brew i zwinąłem dłonie w pięści, opierając je o
krawędź barowej lady. – Kilka tygodni temu dowiedziałem się, że gość, po którym mam w spadku
połowę DNA, wiedział cały czas o moim istnieniu. Po jego śmierci jego córka, a moja siostra
przyrodnia, odszukała mnie, żeby załatwić ze mną sprawy spadkowe. Namierzyła mnie i przez kilka
miesięcystarałasięzawrzećzemnąznajomość.ToonaznalazłaAsieprawnika.
Romegwizdnąłprzezzębyiodwróciłsię,żebypodaćmipiwo.
–No,no,niezłaoperamydlanasiętukroi.
ObojezRule’emsięroześmialiśmy.
–Opowiedzmiotym.
PchnąłemRule’awramiętakmocno,żeniemalspadłzbarowegostołka.
– A ty dlaczego nie siedzisz w domciu ze swoją ciężarną żonką? – Nigdy bym nie przypuszczał, że
największybuntownikwrodzinieMarkedsięustatkuje,aleRulenajwyraźniejczułsięjakodomatorjak
rybawwodzieimusiałemprzyznać,żebardzomuztymdotwarzy.
Usiadłwygodniejizwinąłmipiwospodnosa,upiłdużyłyk,potemoddałmiszklankęzobślinionym
dokładniebrzegiem,ajałypnąłemtylkonaniegozudawanymoburzeniem.
– Byliśmy dziś na USG i chyba oboje potrzebujemy chwili, żeby nieco ochłonąć. Chyba dopiero
docieradomnie,żetowszystkodziejesięnaprawdę.Będęojcem.Będęmiałdzieckozostatniąosobąna
ziemi, o której pomyślałbym, że się w niej zakocham, a teraz nie wyobrażam sobie życia bez niej.
Usłyszałembicietegomałegoserduszkaiprawiesięporyczałem!–Bladoniebieskieoczyzrobiłymusię
wielkiejakspodki.–Cobędzie,jeślinaszedzieckowdasięwemnie?
Romeroześmiałsięizapytał:
–Czytobędziechłopak?
Rulepotarłdłoniąkark.
– Tak. Mam niejasne wrażenie, że z dziewczynką byłoby dużo łatwiej. Byłaby słodka i łagodna jak
Shaw.NiechnasBógstrzeże,jeślidzieciakwdasięwswojegostaruszka.
Romeparsknąłkpiąco.
–Wierzmi,mamdziewczynkę,ichociażjestsłodkaiłagodna,tojestteżupartainieznośnajakjasna
cholera.
Uśmiechnąłemsiędoniegokrzywo.
–Całkiemjakjejmamuśka.
–Żartyżartami,aleniezamieniłbymtegonanicwświecie.Będziespoko–zapewniłRule’aRome.–
Jeślichłopakbędzietakijakty,będzieszwiedział,cozrobić,żebyutrzymaćgowryzachijednocześnie
uświadomićmu,żewporządkujestbyćtrudnyminawłasnąrękętorowaćsobiedrogęprzeztenświat,
ależemusiteżdopuścićdosiebieludzi,którzygokochają.
Bracia przez chwilę patrzyli sobie głęboko w oczy i widziałem w tym spojrzeniu echa wszystkich
przegranych i wygranych przez każdego z nich bitew; nie mogłem nie zgodzić się z Rome’em, jednak,
żebyrozluźnićniecoatmosferę,powiedziałemdoRule’a:
–Cóż,przynajmniejtoniebędąbliźniaki.Niewiem,czyDenverwytrzymałobynajazddwóchtwoich
kopii.–Żartwywarłzamierzonyefektizobaczyłem,żeRuleniecosięrozpogadza.
–Racja.Corastrzeliłafochanacałągodzinę,kiedyRomepowiedziałjej,żetobędziejedynaczka,nie
bliźniaki.
–Nochyba!
Rome podniósł wzrok na drzwi i skinął głową na widok nowych gości. Gdy się odwróciłem, żeby
zobaczyć, kto to, okazało się, że to Asa w towarzystwie jakiejś laski, niewysokiej, mniej więcej
dorównującej wzrostem Corze, ale wyposażonej przez naturę nie gorzej niż Salem. Miała
jaskraworóżowewłosy,apoustachbłąkałjejsiępogardliwyuśmieszek.Wyglądałajakbybyłaobrażona
na cały świat i bezgranicznie nieszczęśliwa, że musi tu być. Niesubordynacja i niechęć aż od niej biły.
Minęła nas, nie zwracając na nas zupełnie uwagi i kompletnie nas ignorując. Gniew i niezadowolenie
biłyodniejniczymchmuraczarnegodymu.
Romeparsknąłimruknąłpodnosem:
– A skoro już mowa o Corze, to to maleństwo mogłoby startować z nią w konkursie na arogancję –
stwierdziłdosadnie.
–Ktoto?–zapytałRule,wskazującwśladzaróżowowłosymchochlikiem.
– Córka Brite’a, Avett. Brite poprosił mnie i Asę, żebyśmy zajęli się nią przez kilka miesięcy i
dopilnowali, żeby trzymała się z dala od kłopotów. Wylali ją z college’u i wpadła w kiepskie
towarzystwo.Słabosobieradzizklientami,więcwysłaliśmyjądokuchni,żebypomagałaDarcy,aleto
nie był zbyt dobry pomysł, bo w końcu to jej rodzona matka. Wcześniej czy później któraś z nich
straciłabycierpliwość,rzuciławszystkowcholerę,wyszłastądijużniewróciła.–Zaśmiałsięgorzko.–
Sądzę, że Brite liczy na to, że Asa będzie miał na nią dobry wpływ, jakkolwiek idiotycznie by to
brzmiało.
BriteWalkerbyłwłaścicielembaru,zanimprzekazałgopodopiekęRome’a.Byłtakżeeksżołnierzemi
głosem rozsądku, jeśli chodziło o wybijanie z głowy rosłym, upartym facetom głupich pomysłów.
Wiedziałem, że Rome i Asa zrobiliby dla niego dosłownie wszystko, włącznie z zaoferowaniem jego
zbuntowanejlatoroślipracyitroszczeniemsięonią.
Podniosłembrew.
–Istnezniejsłoneczko,wesołajakszczygiełek!
Romewymamrotał:
–MamydziświeczórzCorąplany,więcmuszęsięjakośstądwyrwać.Joezostaniezmałą.Chcemy
gdzieśwyskoczyć.
Joe był ojcem Cory i w maleńką Archerównę tak zapatrzony, że po jej narodzinach błyskawicznie
spakował manatki i opuścił Brooklyn, żeby przenieść się do Denver, byleby tylko być bliżej swoich
dziewczynek.StanowiłnieodłącznyelementżyciaRome’aiCory.
– A cóż to za okazja? – Pytanie Rule’a było proste, ale sposób, w jaki Rome zesztywniał na jego
dźwięk i jak spiorunował swojego brata przejmująco niebieskimi oczami, zdradzało że jego dzisiejsze
planyznaczniewykraczająpozazwykłąrandkę.
–Niemaokazji–bąknął.–Mamcudownąkobietę,któradałamiwspaniałącórkę,iodczasudoczasu
chciałbymdaćjejznać,żejestdlamnienajważniejsząosobąnaświecie.
Tak,napewno,parsknąłemwmyśli.Romebyłmilczkiem,atakaprzemowaznaczniewykraczałapoza
jego standardową gadkę. Rule i ja wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Coś się kroiło, coś
ważnego–bezdwóchzdań.
–DamAsieznać,żebywziąłnocnązmianę,istądspadam.–Romeskinąłbratugłowąipowiedział:–
Będziesz zajebistym ojcem, stary. Jesteś świetnym mężem i bratem, równym kumplem i partnerem w
interesach,naktóregozawszemożnaliczyć.TyiShawzostaliściedlasiebiestworzeni.
Ruleskinąłgłowąiprzełknąłgłośnoślinę.
–Dzięki.
Odwróciłemsięwstronędrzwi.NiechciałemprzeoczyćwejściaSayer,podobniejakjejreakcjinato
miejsce, gdy tylko wejdzie do baru. Jasne, Rome zadbał o odnowienie tego miejsca i uczynienie go
przyzwoitszymniżdawniej,aletonadalbyłazwykłaknajpainiebyłoszans,żebytozmienić.
–Jakmyślisz,ocochodziznimizCorą?–Sięgnąłempopiwo,alezarazprzypomniałemsobie,że
Rulewsadziłwnieswójoślizgłyjęzor,ioddałemmujebezsłowa,krzywiącsiękwaśno.
– Nie mam bladego pojęcia – westchnął. – Namawiał ją ostatnio na przeprowadzkę. Chciał kupić
nowy dom, ale tak naprawdę to cholera wie, co mu siedzi we łbie. Ta dwójka próbuje gasić pożar
benzynąichybaobojelubiąpatrzeć,jakwszystkosięjara.
–Pewniedziękitemunigdysięnienudzą.
–Ajak!Wyobrażaszsobiewogóle,żerobienieczegokolwiekzCorąmogłobybyćnudne?
Roześmiałem się, ale chwilę później śmiech zamarł mi na ustach na widok blondynki stającej w
drzwiach baru. Rule natychmiast zauważył nagłą zmianę z moim zachowaniu i podążył spojrzeniem za
moim wzrokiem ku Sayer, rozglądającej się po pogrążonym w półmroku pomieszczeniu. Gdy mnie
zauważyła,zaczęłaiśćwmoimkierunku.Szładumnym,pewnymkrokiem,jakbymaszerowaławparadzie
naślubiekrólewskiejpary.
–Rany,wyglądakubekwkubekjakty,stary!–mruknąłRule.
–Tak,wiem.
Sayerzatrzymałasięobokmnieiprzestąpiłaznoginanogę,wyraźnieskrępowana.
–Cześć!
–Cześć.SayerCole,toRuleArcher–przedstawiłemichsobie.–Pracujezemnąijestmoimkumplem
oddawiendawna.
Gdy wyciągnęła dłoń, żeby uścisnąć mu rękę, byłem pod wrażeniem, że nie zagapiła się na barwną
kobrę,zdobiącąwierzchdłonimojegoprzyjaciela.
– Miło mi – powiedziała pewnym, melodyjnym głosem. Nie wyglądała na zbitą z tropu, jednak gdy
tylkospojrzałamiwoczy,natychmiastodwróciławzrok.Zastanawiałemsię,czynamyślospotkaniuze
mnądenerwujesiętaksamojakja.
–Mnieteż–odparłRule.–Dzięki,żezgodziłaśsiępomócAsie.
Sprawapotoczyłasięnaprawdęniesamowicie,potymjakSayerskontaktowałanaszkolesiem,który
miałbyćobrońcąAsy.QuaidJacksonokazałsięrzeczywiściepiraniąipodczasprocesuAsyzakasował
wszystkich,nawetpomimoiżnaszkumpelniemiałzbytchlubnejprzeszłości.Gwoździemdotrumnytego
małegodupka,którysprowokowałAsę,okazałysięjegoarogancjaigłupota.Tenmałyśmiećbyłnatyle
bezczelny,żewrzuciłnaYouTubenagranykomórkąfilmikzbójkizAsąnaparkingupozamknięciubaru.
Widaćbyłonanim,żeatakcałejbandynabarmanabyłbrutalny,bezlitosnyibezpodstawny.Oczywiście,
Asa bronił się jak lew i dzieciak dostał porządnie po dupie, ale to było nic w porównaniu z tym, jak
oberwałosięAsie–zważywszynafakt,żeonbyłsam,aichpięciu.Naprawdęmiałfarta,żewyszedłz
tegotylkozobitąbuźką.Mogłosięskończyćznaczniegorzej.
Quaid znalazł nagranie (nie, żeby to było jakieś specjalnie trudne, gdy już trafiło na Facebooka i
Twittera) i przedstawił je odpowiednim organom, dzięki czemu sprawę zamknięto, a zamiast tego
gówniarz został oskarżony o składanie fałszywych zeznań i napaść. Quaid był na tyle miły, że obciążył
Asęjedyniekosztamizaliczki;taknaprawdęnaszprzystojniakniemusiałnawetstawićsięwsądzie.To
było piękne zwycięstwo, nawet jeśli Asa wciąż musiał się wytłumaczyć, dlaczego nie próbował się
bronić,iwyjaśnićsprawę,kiedyskuligoikazaliwsiąśćdosuki.
–Maprawdziwydrygdopakowaniasięwkłopoty–stwierdziłałagodnieSayer.Wjejgłosieniebyło
anikrztynydezaprobaty.
Rulezeskoczyłzestołkairzuciłnabargarśćdrobniaków.
–Każdemuznastosięzdarza…odczasudoczasu.
PożegnałsięzemnąikrzyknąłnapożegnaniedoAsy,którywchodziłakuratzabar.Przedstawiłemgo
Sayer,aonpodziękowałjejpodobniejakRule,tylkozwiększądoząurokuiuśmiechem,którywzamyśle
miałsprawić,żebyzechciałanatychmiastpójśćznimdołóżka.Miałemnadzieję,żenaniąniezadziałał.
Właśniestarałemsięprzyzwyczaićdomyśli,żemamsiostrę.Wolałemnawetniemyśleć,jakczułbymsię
ze świadomością, że sypia ona z takim bawidamkiem jak Asa. Poinformował nas, że drinki są dziś na
koszt firmy, i uśmiechnął się do mnie pod nosem, jakby wiedział doskonale, co mi chodzi po głowie.
Zignorowałem go i poprowadziłem Sayer do jednego ze stolików ustawionych w pobliżu sceny, którą
Rome zbudował podczas remontu i odnawiania baru. Wiedziałem, że za jakiś czas zrobi się tu dość
tłoczno, ale na razie było na tyle cicho, żeby można w spokoju porozmawiać i nie musieć przy tym
przekrzykiwaćbarowychhałasów.
Kumojemuzdumieniuzamiastzamówićjakiegośwyszukanegodrinkaczykieliszekwina(chociażtak
naprawdę nie byłem pewien, czy serwują tu coś niebędącego pochodną jabola), Sayer wzięła butelkę
coorslight.
–Cieszęsię,żezechciałeśsięzemnąspotkać.–Mówiłabardzokulturalnieispokojnie,alesposób,w
jakinieustanniegestykulowała,zdradzał,żetakżejestzdenerwowana.
– Czasami mija trochę czasu, zanim dojdę z niektórymi rzeczami do ładu – bąknąłem. – Tak jak
powiedziałemciwbiurze,niesprawiedliwieciępotraktowałem.Normalnietakiniejestem.
–Wierzęci.Domyślamsię,żetrudnotowszystkoprzetrawić.
Sięgnąłemposwojepiwoispojrzałemnaniąznadbutelki.
–Tyteżmusiałaśtoprzegryźć–zauważyłem.
Skinęłagłowąiskubnęłaetykietęnapiwie.
–Mójojcieczawszeznajdowałnowe,przerażającesposoby,żebyutrudniaćmiżycie.Przywykłamdo
kłódrzucanychpodnogiiradzeniasobiezcoraztonowymiwyzwaniami.–Jejoczyobarwieidentycznej
zmojąspochmurniały.–Kiedyzaczęłamcięszukać,byłamnaniegowściekła.Byłamsamotna,tytakże,a
oncałyczasotymwiedział!Mogliśmymiećsiebienawzajemiwspieraćsię,aoncelowotrzymałnasw
niewiedzy,ażdowłasnejśmierci.Jestempewna,żeliczyłnato,żeokażeszsiępazernym,samolubnym
gnojem,którybeznamysłuzgarniejegopieniądze.Próbowałmniezranić,aletaknaprawdęwefekciedał
mijedynąrzecz,jakiejkiedykolwiekpragnęłam.–Kącikijejustuniosłysięodrobinę.–Kogośoprócz
niego, kogo mogłabym nazywać rodziną, kogoś, o kogo mogłabym się troszczyć i z kim mogłabym się
wszystkim dzielić. Fakt, że jesteś dobrym człowiekiem, że tak świetnie sobie poradziłeś w życiu, to
naprawdę niesamowity sposób na pokazanie środkowego palca temu staremu grzybowi. Mogłabym cię
kochaćbezwarunkowojużtylkozato,Rowdy.
Zamarłem z piwem w pół drogi do ust i spojrzałem na nią zdumiony. To była jedna z najmilszych
rzeczy,jakieusłyszałemwcałymswoimżyciu.
– Naprawdę nie zależy mi na połowie twojego spadku, Sayer – powiedziałem. – Nie zarabiam jak
prawnik,aleteżnienarzekamiporadzęsobiebezkasynaszegoojca.–Wreszcieudałomisięupićłyk
piwaiodstawiłembutelkęnastół.
–Brzmicałkiem,jakbyśzarobiłkażdegocentawpocieikrwi.–Odsunęławłosyzauchoipochyliła
sięniecowmojąstronę,apotempostawiłałokiećnastoleioparłanadłonipodbródek.
–Będęteraztrochębezczelnaiwykroczępozamojekompetencje,więcniebądźnamniezły.
Podniosłem brew, ale uśmiechnąłem się, bo wydawała się naprawdę zatroskana moją reakcją. Nie
mogłemjejzatowinić,bopodczasnaszegopierwszegospotkanianiebyłemzbytmiły.
–SpędziłamniecoczasuzSalem–zaczęła.–Uważam,żejestcudownąosobąiżeniemógłbyślepiej
trafić.Jesteściewręczdlasiebiestworzeni.Wiem,żeobojewieleprzeszliścieimiędzywaminiezawsze
byłoróżowo,alejeślichceszznaćopiniękogośzzewnątrz,towydajeciesię…hm,nierozłączni.Zanim
odmówiszprzyjęciapieniędzy,któreprawniecisięnależą,pomyślotym,żenieodpowiadaszjużtylko
za siebie. Mógłbyś je przeznaczyć na ślub albo kupno domu czy rozkręcenie nowego interesu, albo
opłacenie szkoły, gdybyście planowali dzieci. To niebagatelna suma i szczerze, Rowdy, moim zdaniem
zasłużyłeśsobienatepieniądzetaksamojakja.
A niech to szlag! – zakląłem w duchu. Nigdy nie przyszło mi do głowy, co oznaczałby taki zastrzyk
gotówki, gdyby mój związek z Salem rozwijał się dalej w kierunku, w jakim szedł. Nie było
wątpliwości,żestraciłemdlaniejgłowę,boserceoddałemjejjużdawnotemu.Jasne,żekiedyśpewnie
pomyślęowłożeniunajejpalecobrączki,afakt,żecorazwięcejnaszychprzyjaciółobrastałowdzieci,
oznaczał, że wcześniej czy później my też się ich pewnie doczekamy. Nigdy po prostu nie przeszło mi
przezmyśl,żepowinienemsięnadtymzacząćzastanawiaćjużteraz.
–Cóż,fakt,dobranaznaspara–zgodziłemsię.Salempodobałamisię,taksamojakto,jakdosiebie
pasowaliśmy. Jasne, były przed nią inne, ale żadna nie zapełniłaby pustki w moim życiu tak jak ona,
nieważne,jakmocnobysięstarała.–Maszrację.Porozmawiamzniąotym.
–Jestbardzoenergicznąiprzedsiębiorcząmłodąosobą.
Roześmiałemsię,bookreśliłbymtoniecoinaczej:
–Toistnyżywioł!
– Ten tatuaż na jej plecach… ten, który dla niej narysowałeś, gdy była nastolatką… nigdy nie
widziałam nic piękniejszego. Uważam, że jest niesamowity, a sam fakt, że Salem nosi na skórze swój
ulubionyprezentkażdegodnia,jest…niedoopisania.
Cóż, nigdy nie myślałem o tym w ten sposób, ale Sayer miała rację. To było coś wyjątkowego.
Naprawdęniezwykłego,zupełniejakmójzwiązekzSalem.
–Wiesz,zawszeuważałem,żemamwżyciuniefart.–Teraztojapochyliłemsiędoniejnadstołem.–
Moja mama zginęła, bo jakiś pieprzony gnojek chciał ukraść jej samochód. – Westchnąłem i znowu
poczułem,jakciężartegowspomnieniamnieprzytłacza,takjakzawsze,gdyotymmyślałem.–Pewnie
zresztą o tym wiesz, bo szukałaś informacji o mnie, gdy starałaś się mnie namierzyć, jednak nie wiesz
pewnie, że tamtego wieczoru wyszła z domu z mojego powodu. Miałem wysoką gorączkę i
wymiotowałem,więcwyskoczyładosłownienachwilkędosklepu,żebykupićnapójitylenoldladzieci.
Mieszkaliśmywdośćniebezpiecznejczęścimiasta,więcgdybynieja,nigdyniewypuściłabysięzdomu.
– Wspomnienia sprawiły, że ścisnęło mnie w gardle i przez chwilę nie mogłem wykrztusić słowa.
Wbiłem wzrok w stół, bo nie mogłem znieść współczucia w spojrzeniu Sayer. – A potem były siostry
Cruz. Potrzebowałem Salem, a ona wyjechała. Wydawało mi się, że kochałem Poppy, a ona mnie
odrzuciła.Niefartnaniefarcieiniefartempogania.–Parsknąłemchrapliwym,bezradosnymśmiechem.–
Noifutbol.Byłemwtymdobry,naprawdędobry,alenielubiłemtego,ato,cokochałem,rzekomonie
mogłomizapewnićprzyszłości.–Odchrząknąłemiwreszciepodniosłemnaniąwzrok.–Jednakwciągu
ostatniegomiesiącaczycośkołotegozacząłemzmieniaćzdanienatematmojegoniefarta.Salemwróciła
domnieiwyprostowałamójświat,chociażwcześniejnawetniewiedziałem,żebyłwywróconydogóry
nogami.Poppyzawszebędziedlamnieważna,jednakwinnysposóbniżjejsiostra,itylkotosięliczy.
Phil odnalazł mnie i nauczył, jak zarabiać na życie sztuką. Moja mama może i odeszła, ale ostatnio
gdziekolwiek się obrócę, wciąż spotykam ludzi, którzy mnie kochają i traktują jak członka swojej
rodziny…włącznieztobą.Towięcejszczęścianiżwiększośćludzidoznajewciągucałegożycia.
Jejoczyzalśniły,gdypowiedziałami:
–Chybazarazsięrozpłaczę.
Odchrząknąłemznowuipostanowiłemzmienićtemat:
– A ty? Nikt nie miał ci za złe, że włóczysz się po świecie, żeby znaleźć swojego zaginionego
braciszka?
Skrzywiłasięiteraztoonaodwróciławzrok.
– Zanim wyjechałam, byłam zaręczona, ale okazało się, że to nie to. Zerwałam zaręczyny tuż przed
przeprowadzką, a fakt, że bardziej niż na nim i na tym, że go zranię, zależało mi na tobie i na tym, co
pomyślisz,świadczytylkootym,żerozstaniebyłodobrymwyborem.
–Brzmisłabo.Długozesobąbyliście?
–Pięćlat,zaręczeniprzezdwa.Tobyłmiłychłopak,ale…poprostuniepasowaliśmydosiebie.
–Nadalbrzmisłabo.
Uniosłapodbródekiuśmiechnęłasiędomnieszeroko.Jakdziwniebyłowidziećwniejmniesamego,
kiedytaknamniepatrzyła!
–Sądzę,żechybawolępoczekaćnacośtakiego,cołączyciebiezSalem.Chcękogoś,ktopatrzyna
mnie,jakbymbyłapoczątkiemikońcemwszystkiego.Takwłaśnietynaniąpatrzysz.
–Jestdlamniepierwszaiostatnia.
Sayerprzechyliłagłowęnaramięispojrzałanamniepytająco.Sięgnąłempopiwo.Możeibyłamoją
siostrą,alenadalbyłamiwzasadziecałkiemobca,anadziświeczórniemiałemwplanachwylewania
przedniążalów.
–Salemjestdlamniepodwielomawzględamipierwsządziewczyną,nawetjeślikiedyśniezdawałem
sobieztegosprawy–wyjaśniłemoględnie.–Teraz,gdyznówzagościławmoimżyciu,staramsięskupić
natym,żebywwieluwzględachbyłateżdlamnietąostatnią.
Sayerskinęłagłowąiwzięławłasnepiwo.
–Cośjakostatnią,którąbędzieszkochał?
–Dokładnietak.
–Tegowłaśnieteżchcę.
Chciałem jej powiedzieć, żeby była cierpliwa i zignorowała Asę, który właśnie podszedł do nas z
dwoma nowymi piwami, prezentując przy tym cały swój urok i południową serdeczność, ale nie
zdążyłem, bo do środka wparował Zeb. Wyglądał, jakby ostatnie kilka godzin tarzał się w trocinach i
szpachli.Wbrodziemiałwióry,anaczolesmugismaru.
Przywykłem do tego, że wygląda niechlujnie i dziko, ale bałem się, że może nieco przerazić Sayer,
kiedy bez pytania odsunął sobie krzesło i poprosił Asę o piwo. Przystojny Południowiec odszedł ze
śmiechemiprzysłałdonasDixiezbutelkądlamojegokumpla.
– Kto to? – Głos Zeba brzmiał, jakby był wyciosany ze skały piorunem. Nie miałem stuprocentowej
pewności,alewydawałomisię,żespodcałegotegosmaruiskłębionejbrodyślinisiędoSayer.
– Moja siostra. Sayer, to mój kumpel Zeb Fuller – przedstawiłem ich sobie. – To właśnie on
zaprojektowałiwyremontowałnowysalonwLoDo.–Byłemzaskoczony,zjakąłatwościąprzychodzimi
nazywaniejejsiostrąijakbardzopodobamisiębrzmienietegosłowa.
ZielonejakliścieoczyZebazalśniłypsotnie.
–Maszsiostrę?Takąseksowną,eleganckąsiostrzyczkę?
Widziałem, jak Sayer się rumieni i wybałusza na mnie oczy. Zeb przypominał w pewnym sensie
niedźwiedziagrizzlyiniebyłownimnicprzyjaznegoczymiłego,alesądziłem,żenaswójsposóbstarał
siępoderwaćmojąsiostrę.
–Cóż,natowygląda.–Zmrużyłemoczy,posłałemmuzłespojrzenieispróbowałemgokopnąćpod
stołem.Efektbyłtaki,jakbymstarałsiędokopaćdrzewu.
–Zawszepełenniespodzianek,co,Rowdy?Najpierwtaślicznotkaztwoichrodzinnychstron,ateraz
uroczasiostrunia,którejistnienieukrywałeśprzedwszystkimi.Ktojeszczeprzybędziecinaratunek,hę?
Nie chciałem dawać mu satysfakcji i informować go, że Poppy także jest w mieście, więc tylko
łypnąłem na niego gniewnie, podczas gdy on nie przestawał się uśmiechać do mnie radośnie spod tego
swojegokrzaczastegobrodziska.Sądziłem,żezapadnieterazdziwnacisza,aleSayer,całkiemjaktoona,
znowuzaskoczyłamnie,nawiązującswobodnąrozmowęzmoimgburowatymkumplem.Okazałosię,że
kupiłacałkiemniedawnostarydomwstyluwiktoriańskimwGovernor’sParkibyłonkompletnąruiną.
Dwa piwa później ustalili już, że zajrzy do niej, rozejrzy się i oceni pracę, za którą jej obecna firma
remontowa najwyraźniej nieźle z niej zdzierała. Nie mrugnęła też okiem, kiedy Zeb przyznał się do
swojej kryminalnej przeszłości. Sama z kolei poinformowała go, że ponieważ jest prawniczką, wie aż
zbyt dobrze, że system prawny nie zawsze działa, jak powinien. Przy czwartym piwie miałem niejasne
wrażenie,żeflirtujeotwarciezmoimwielkimkumplem,izacząłemczućsiędziwniedyskomfortowo,jak
nieprzymierzającpiątekołouwozu.
Napisałem do Salem, żeby sprawdzić, czy wróciła już do domu, a kiedy odesłała mi w odpowiedzi
swojąfotkęzłóżkawsamychtylkookularach,pożegnałemsiępośpiesznieipognałemnałebnaszyjędo
mojejsłodkiejdziewczyny.Poppywpuściłamniedomieszkaniairoześmiałasiętylko,kiedyminąłemją,
ledwiesilącsięnapowitanie,ipopędziłemdopokojuSalem.
Niespała,czekałanamnieirzeczywiściemiałanasobietylkotemodneokularykujonkiwczarnych
oprawkach,którenosiławdomu.Jejczarnewłosyzczerwonympasemkiembyływnieładzierozsypane
na poduszce i jakieś trzy sekundy zajęło mi rozebranie się i dołączenie do niej. W pewnej chwili, gdy
byłem bez reszty zajęty sprawianiem, żeby jęczała i wykrzykiwała moje imię, dotarło do mnie, że nie
jesteśmy sami i powinienem mieć na względzie obecność Poppy, zaczęła mocno pocierać kolczyki w
moim penisie i nie mogłem już myśleć o niczym innym poza tym, jak cudowna jest i jak bardzo nie
chciałemjużnigdywżyciu,żebydotykałmniektośpozanią.
Zasnęliśmywtuleniwsiebie,spełnieniiwyczerpani.Jejwłosyleżałyskłębionenamojejpiersi,aw
ustachczułemjejsmak–ibyłotoidealne.Jejmiękkiciężarnamoimcielebyłjakkotwica,którąmiałem
wytatuowaną na szyi. Utrzymywała mnie ona w miejscu, dawała mi oparcie i przypominała, że Salem
byłamojąbezpiecznąprzystaniąprzezcałyczas,kiedyobojebłądziliśmypoobcychmorzach.
Obudziłemsięizakląłempodnosem,gdySalemrąbnęłamniełokciemwbrzuch,gramolącsięzłóżka.
Początkowoniebardzorozumiałem,cosiędzieje,alejużzachwilęusłyszałem,jakPoppygwałtownie
pukadodrzwisypialni,aJimboszczekajakoszalały.Jęknąłemisięgnąłempodżinsy,którerzuciłemna
podłogęprzy łóżku wczoraj wieczorem. Salem przywłaszczyła sobie moją koszulkę, więc kiedy
wyszedłemdopokojugościnnego,żebyzobaczyć,ocotencałyraban,miałemnasobietylkospodnie.
Uciszyłem Jimba i rzuciłem mu piłkę tenisową, podczas gdy Poppy wykrzykiwała coś do Salem bez
ładu i składu. Już, już miałem zagwizdać i nawrzeszczeć na wszystkich, żeby się, do jasnej i nagłej,
zamknęli,kiedydomofonnaścianierozdzwoniłsięjakwściekły.Dzwoniłidzwonił,całkiemjakbyktoś
wdusiłprzyciskigozablokował.Byłajakaśczwartanadranem,więcnapewnoniebyłtosąsiad,który
sięzatrzasnął.
–Cosiędzieje,dojasnejcholery?–Przeczesałemwłosypalcamiipodszedłemdodziewczyn.
Salem obejrzała się na mnie przez ramię; wyglądała na zmartwioną i nieco przestraszoną. Chociaż z
naturymiałaśniadącerę,wyraźniepobladła.
–Poppysądzi,żetomożebyćOliver,jejmąż.
Zmarszczyłembrwiiskrzyżowałemramionanapiersi.Domofonznowusięrozdzwoniłiłypnąłemna
niegogniewnie.
–Jak,ulicha,miałbyciętuznaleźć?
Poppypokręciłagwałtowniegłową,apopoliczkachspływałyjejwielkiejakgrochłzy.
–Niewiem!MójBoże,onmniezabije!
Ściągnąłembrwiiruszyłemwstronędomofonu.
–Topewnietylkojakiśochlejus,któryniemożewejśćdośrodkaiopierasięoprzycisk–mruknąłem,
apotemwcisnąłemguzikiwarknąłem:–Zmiatajstąd,stary.Niktcięniewpuści.Jestczwartanadranem,
niekażmiwzywaćglin.
Nikt nie odpowiedział, ale jak tylko odwiesiłem słuchawkę, domofon znowu się rozdzwonił. Salem
patrzyłanamnie,jakbympowinienwiedzieć,corobić,więcwzruszyłemtylkoramionamiistwierdziłem:
–Nodobra,zejdędoniegoipomogęmuzdjąćtenpieprzonypaleczguzika.Ktokolwiektojest.
Poppyzaczęłapłakaćjeszczegłośniej,aSalemposłałamigniewnespojrzenie.
–Widziałeś,jakwyglądała,kiedytuprzyjechała.Tenkoleśjestnieprzewidywalnyiniespełnarozumu.
Niechcę,żebycościsięstało.Możepowinniśmypoprostuwezwaćpolicję?
Domofonznowuzacząłbrzęczeć,aJimbowarczećgardłowo.Schyliłemsięipodrapałemgomiędzy
uszami.
– Postawmy sprawę jasno: ten koleś nie będzie straszył moich dziewczyn. Może powinien
porozmawiaćzkimśswoichrozmiarów.
Poppywciągnęłagłośnopowietrze.
–Toszaleniec,Rowdy.Omaływłoszabiłbymnie,boniechciałammiećznimdzieci.Co,jeślibędzie
miałnóżalbopistolet?Niechcę,żebycościsięprzezemniestało.
Uśmiechnąłemsiędonichkrzywoiotworzyłemdrzwi.
–Niemartwsięomnie.Potrafięsamosiebiezadbać,wierzmi.
Gdy Jimbo przebiegł mi między nogami i wybiegł na korytarz do drzwi wejściowych, obie jak na
komendę wykrzyknęły moje imię. Złapałem psa za obrożę, otworzyłem pierwsze drzwi i ruszyłem do
drugich, przy których znajdował się domofon. Za nimi stał facet, wciskający uparcie guzik z numerem
mieszkaniaSalem.
Nie wyróżniał się niczym szczególnym. Był nieco niższy ode mnie, miał na sobie ubranie w kolorze
khaki i wykasaną na spodnie koszulkę polo. Włosy sterczały mu na wszystkie strony, a kiedy na mnie
spojrzał,jegociemneoczyzaczęłymiotaćbłyskawice.
–Rany,stary!–burknąłem.–Odpuśćsobie.Niewiem,kimjesteś,alechybadobijaszsiędonietego
mieszkania, co trzeba. – Jimbo warknął i spróbował mi się wyrwać, ale mocno trzymałem jego smycz.
Był dość dobrze ułożonym psem i nigdy nie bywał agresywny, więc jego zachowanie trochę mnie
zaniepokoiło.–Spływajstąd,frajerze.
Gość cofnął się od domofonu i zmierzył mnie od stóp do głów. Może i byłem cały wymiętolony i
wyglądałem, jakbym miał za sobą ciężką nockę, bo rzeczywiście tak było, ale nadal byłem wyższy od
niego.Trudnobyłoprzeoczyćlęk,którymignąłmuwoczach.Jegowzrokspocząłwreszcienapirackim
statkuwytatuowanymnamojejpiersiigośćspytałzkrzywymuśmieszkiem:
–Kim,dojasnejcholery,jesteś?
Byłemtakzaskoczony,żetylkozamrugałem.Pieszaszczekałprzenikliwie,akoleśrzuciłmupaskudne
spojrzenie.
– Frajer pod cudzymi drzwiami nie powinien zadawać pytań – prychnąłem. – Powiedziałem ci już:
spłyńalbowezwęgliny.
Jegopierśpodniosłasię,gdyodetchnąłgłęboko,anajegotwarzwystąpiłgniewnygrymas.
–Mojażonajesttutajinieruszęsięstądaninakrok,dopókizniąnieporozmawiam.
Cóż,wyglądałonato,żePoppymiałarację.Temukolesiowiniktchybadawnoporządnieniedołożył
dopieca.
– Nic z tego. Nie zbliżysz się do niej ani na krok. Widziałem na własne oczy efekty twojej ostatniej
„rozmowy”zniąiniemaopcji,żebytosiępowtórzyło.
–Onajestmoja!
Podszedłemdoniego,gdyJimbospróbowałmusięrzucićdokrocza.
–Ludzieniesąwłasnością.Poppytosłodkadziewczyna,którazasługujenacośznacznielepszegoniż
jakiśdupek,którywykorzystujejąjakworektreningowy,iojciec,któryudaje,żetegoniewidzi.Wracaj
doTeksasu,gnoju,izapomnijoniej.
Podszedłdomnieokrokimałobrakowało,azłamałbymmupalec,kiedydźgnąłmnienimwpierś.
–Wiemotobie–warknął.–Sierotabezrodziny,bezkrewnych.Niemasznikogoinic!Poppycięnie
chciała, więc nie ma szans, żeby teraz choć na ciebie spojrzała. Porozmawiam z nią, nawet jeśli po
drodzebędęcięmusiałwdeptaćwziemię!
Pewniebymgoolałizdołałzachowaćzimnąkrew,alezanimzdążyłemcokolwiekpowiedzieć,kazać
mu się odczepić, podniósł nogę i kopnął Jimba w bok. Pies zaskamlał i zerwał mi się ze smyczy. Cóż
przynajmniejniemusiałemsięjużprzejmowaćtym,żepierwszyzacznębójkę,bogdyschyliłemsię,żeby
sprawdzić,czyszczeniakowinicniejest,gnojekspróbowałmnierąbnąćpięściąwbrzuch.Złapałemgo
wporęzarękęiwykręciłemmująnaplecy.Kiedystraciłrównowagę,rąbnąłemgomocnowszczękę,
rozkwaszającmuprzytymustaisprawiając,żenapodbródekpociekłamukrew.Byłemodniegonatyle
wyższy,żeniemógłwykorzystaćdźwigni,kiedyobróciłemgoplecamidosiebieizałożyłemmułokiećza
gardło.
Odrzucił głowę na plecy i spróbował zaatakować mnie z bańki, ale w porę złapałem go za szyję i
zmusiłem, żeby pochylił się do przodu, wygięty w dziwnej i zdecydowanie bolesnej pozycji.
Wyprowadziłemgozkorytarzykanachodnikobokulicy,apotempchnąłemnatylemocno,żezatoczyłsię
iupadłnaczworakach.
–Lepiejtuniewracaj,stary–warknąłem.–ZabieramdziśPoppy,żebyzałatwićcizakazzbliżaniasię
do niej, i wierz mi: jeśli sądzisz, że ja jestem straszny, nie chcesz wiedzieć, co zgotuje ci jej siostra,
kiedystanieszjejnadrodze.Tylkoostatnifrajerzybijąkobietyipowinieneśsięcieszyć,żeniezrobiłem
citego,cotyjej.
Odwrócił się, żeby na mnie spojrzeć, i mógłbym przysiąc, że gdy na mnie spojrzał, w jego oczach
widniałażądzamordu.Naprawdępowinienembyłmurozkwasićnos,żebydaćmunauczkę,albochociaż
kopnąćgopodżebra,żebyzrewanżowaćsięzapsa.
–Poppyjestmoja!–warknąłznowu,ajapodniosłemtylkobrew.
– Ona ma zgoła inne zdanie na ten temat. Chyba ktoś powinien nauczyć cię, jak okazywać kobiecie
szacunek.
ZagwizdałemnaJimbairoześmiałemsięwgłos,kiedypodbiegłdorozciągniętegonachodnikuintruza
i podniósł nogę. Mąż Poppy spróbował się odtoczyć, żeby uniknąć strumienia moczu, ale nie był dość
szybki.Jimbowydawałsiębardzozadowolonyzsiebie,kiedydomniewrócił.Przyglądaliśmysię,jak
gość gramoli się na nogi, przeklinając nas i obrzucając wyzwiskami przez całą drogę do swojego
samochodu.
Poklepałem psa po głowie i powiedziałem: „dobry chłopiec”, a potem wróciliśmy do naszych
dziewczyn.
Gdy weszliśmy do mieszkania, Salem spacerowała niespokojnie w tę i we w tę, a Poppy leżała
skulonawkłębeknakanapie.Jaktylkostanąłemwdrzwiach,Salemrzuciłasięnamnie,więcotoczyłem
jąramionamiiucałowałemwczubekgłowy.
–ZadzwoniłamdoRoyal.Musiałam–wyznała.
Pocałowałemjejdrżąceusta,aonapodniosłanamniewzrok,szarpiącnerwowokońcówkiwłosów.
–Dobrzebybyło,gdybytwojasiostrazniąporozmawiała–stwierdziłem.–Onamarację.Tenkoleś
to jakiś kompletny świr. Sądzę, że może być groźny. I to nie tylko dla niej, ale i dla ciebie. Będzie jej
potrzebny sądowy nakaz ochrony. Powinnaś też sprawdzić, czy Royal nie mogłaby go aresztować za
znęcaniesięnadzwierzętami.–Skinąłemgłowąwstronępsa,któryułożyłsięwłaśniewygodnieobok
Poppy.–KopnąłJimbawbok.
Salemzaczerpnęłagłośnotchuizaczęłakląć,naczymświatstoi.
–Taksięcieszę,żejesteś…
Poppypodniosłagłowęznadoparciakanapy.
–Jateż–powiedziała.
PocałowałemSalemjeszczerazizapewniłemją:
–Zawszebędę.
Otoczyłamnieramionamiizłożyłagłowęnamoimsercu,które,przysięgam!,biłotylkodlaniej.
–Jateż,Rowdy.
Teraz, gdy to powiedziała, wierzyłem jej i nic na bożym świecie nie mogło mnie bardziej
uszczęśliwić.
SALEM
N
iebyłoszans,żebyśmypotymwszystkimzasnęli,więckiedynadszedłczaswyjściadopracy,Rowdyi
ja byliśmy jak zombi. On miał jeszcze gorzej, bo musiał zacząć robotę wcześniej niż zwykle, żeby
nadrobićspotkanie,któreodwołałtegodnia,kiedysięspóźniłzpowodukaca.Poppyniechciałazostać
wmieszkaniusama,iwcalejejsięniedziwiłam,więczabrałamjązesobądosalonuipoprosiłam,żeby
pomogła mi w sklepie. Wszystko było już zinwentaryzowane, ometkowane i poukładane. Tylko kilka
tygodni dzieliło nas od ruszenia pełną parą i otwarcia sklepiku nad salonem dla klientów, a na moją
skrzynkępocztowąprzychodziłyjużmejlezpytaniamiodostępnytowar.Obydwasalonybyłyobłożone
na maksa i wszyscy tatuażyści, włącznie z nowymi nabytkami, mieli terminy ustalone na miesiąc do
przodu,więcwiedziałam,żeNashiRulebędąmusielizatrudnićkogoś,ktozajmiesięsprzedażąonline.
Cieszyłam się na myśl o tym i miałam nadzieję, że w tej sprawie szybko dojdziemy z chłopcami do
porozumienia.
Coraucieszyłasięzdodatkowejparyrąkdopracy.Tegopopołudniamiałaumówionychkilkawizytna
kolczykowanie,więcprzydzieliłaPoppyzadanieaktualizowaniaportfolioiopracowaniaarkuszajakichś
artykułówzaopatrzeniowych,potrzebnychchłopcomdopracy.Wściekałasięojakieśręcznikipapierowe
czy coś w tym stylu, czym bardzo rozbawiła Poppy. Dzisiejszego dnia Cora wydawała się jeszcze
bardziejhałaśliwaiożywionaniżzwykle,cosprawiło,żeRowdywkońcująotospytał.Zbyłagoinie
podjęłatematu,aprzynajmniejdopókiniepodeszładoladyzklientką,dziewczyną,którachciałazrobić
sobie wszczepy za uszami i dopóki nie zauważyłam wielkiego, lśniącego na tym jej palcu pierścionka,
kiedypodawałamijakieśdokumenty.
Poczułam,jakszczękamiopadanajegowidok,izłapałamjązajejmaleńkądłoń.
–Zaręczyłaśsię?
Salon był pełen klientów i panował w nim nieopisany wręcz hałas, ale kiedy zadałam jej pytanie,
zapadła nagle cisza, jak makiem zasiał. Cora wyszarpnęła rękę z mojego uścisku i zaczerwieniła się
uroczo.Jejturkusoweokobłysnęłoradośnie,podczasgdybrązowezalśniłołagodnieiczule.
–Może…
Roześmiałam się na całe gardło i sięgnęłam znowu po jej lewą dłoń, żeby przyjrzeć się jeszcze raz
pierścionkowi.
TobyłacałaCora–niepasowałydoniejżadnenudnediamentyczytradycyjnezłoto.Zamiasttegona
jej serdecznym palcu migotał pierścionek z dwoma kamieniami osadzonymi obok siebie: złocistym
topazem i czystym błękitnym szafirem. Takie zestawienie nie odpowiadało co prawda dokładnie
odcieniomjejdwubarwnychoczu,alezamysłbyłwidocznyjakna,nomenomen, dłoni. Nigdy bym nie
pomyślała, że taki wielki, mrukliwy koleś jak Rome Archer dobierze tak idealnie pierścionek
zaręczynowy.
Poczułam,jakRowdystajezamoimiplecami;wyciągnąłrękęizabrałzmojejdłonirączkęCory.
– Wiedziałem, że wczoraj coś się kroi. Skubani spiskowcy! – Wypuścił dłoń Cory i złapał mnie za
kark. Nie wiedziałam, czy to ma być ostrzeżenie, żebym nic nie kombinowała, czy zapowiedź równie
ślicznegocackawmojejniedalekiejprzyszłości.–Gratulacje!Aledlaczegonicniepowiedziałaś,Tink?
Uważałam,żetostrasznieurocze,żechłopcymówilidoniejTink.TobyłozdrobnienieodTinkerBell,
Blaszanego Dzwoneczka, dlatego że była taka drobna i miała jasne włosy. Chociaż miała raczej
osobowośćrekinaniżleśnejwróżki,przezwiskopasowałojakulał.
Corawzruszyłaramionami.
–Niewiem.Chybadalejjestemwszoku.
Rowdysięroześmiał.
– Och, daj spokój. Wszyscy wiemy, że Rome w głębi duszy to sentymentalny, staroświecki gnojek.
Byłopewne,żewcześniejczypóźniejbędziechciałuczynićcięswojążonąiciępoślubić.
Cora wyciągnęła rękę przed siebie i obróciła ją tak, że światło z zewnątrz zalśniło i zamigotało w
bliźniaczychkamieniach.Rany,naprawdęwyglądałajakwspółczesna,zbuntowanawersjapostacizbajki
Disneya!
– Nie oświadczył mi się – stwierdziła, podnosząc jasne brwi, a jej usta rozciągnęły się w psotnym
uśmiechu.–Tylkomitooświadczył.
Rowdyznowusięroześmiał,ajazagapiłamsięnaniązotwartymiustami.
–Żenibyjak?Żartujeszsobie?
–Nie.Zabrałmnienakolację,cobyłonaprawdęmiłe,boodkądnaświatprzyszłaRemy,niemieliśmy
dlasiebiezbytwieleczasu,żebypobyćchoćtrochęsamnasam.Kiedywróciliśmydodomu,sądziłam,że
zastanętammojegoojcaimałą,aleokazałosię,żeRomepoprosiłtatę,żebywziąłjąnanocdosiebie.–
Zamrugała gwałtownie i zmarszczyła nos. Przez chwilę miałam wrażenie, że się rozpłacze, ale szybko
wzięłasięwgarść.–Poprosiłmojegoojcaomojąrękę…czysteszaleństwo!Romenigdyonicnikogo
nieprosi!Nigdy!–Położyłarękęnapiersiiwestchnęła.–Uklęknąłprzedemnąipowiedział,żeniema
znaczenia,czybędziemydokońcażyciawynajmowaćmieszkanie,czyteżżyliwnamiociewlesie,oile
tylko będziemy już zawsze razem. Potem powiedział, że muszę go poślubić i że nie mam wyboru. –
Błysnęła znowu swoim uroczym pierścionkiem. – A później włożył mi go na palec i oznajmił, że nie
wolnomigonigdyzdjąć.
Cóż, moim zdaniem nie brzmiało to specjalnie romantycznie, ale chyba jednak musiało być, bo
pierwszyrazwidziałamuCoryrozmarzonywzrok.
–Cóż,gratuluję.–Naprawdęcieszyłamsięjejszczęściem.Byłasuperlaskąimiałacudownąrodzinę.
Tobyłamiłaodmianapoporannejawanturzetużpodmoimidrzwiami.
– Byłam już raz zaręczona – dodała Cora. – Ale to było pierdyliard lat temu i skończyło się
megagównianie. Teraz, kiedy trafiłam na właściwą osobę, wszystko jest zupełnie inaczej. Całkiem
jakbymczułatopodskórąipoprostuwiem,żetakmiałobyć.
PalceRowdy’egozacisnęłysięnamoimkarkuiuniosłamniecogłowę,żebynaniegospojrzeć.Oczy
lśniłymugorącymbłękitem.
–Cóż,powiedzwtakimrazietemuswojemuwielkoludowi,żecieszymysiębardzo.I…zdajeszsobie
chyba sprawę z tego, że to Rule’owi przypadnie w udziale zorganizowanie wieczoru kawalerskiego,
kiedyprzyjdziecodoczego?
Coraotworzyłaszerokobuzięizamknęłajązgłośnymkłapnięciem,apotemzmrużyłaoczyiposłała
mojemuchłopakowizłespojrzenie.
–Pomoimtrupie!–Apotemodwróciłasięnaobutejwglanapięcieiwbiegłaposchodachnagórę.
Rowdypuściłmójkarkioparłsiębiodremobiurko,zmieniająctematnataki,októrymodjakiegośczasu
starałamsięzcałychsiłniemyśleć.
–ChybapowinnaśspakowaćPoppyiprzeprowadzićjąnakilkadnidomojegomieszkania,zanimgliny
nieznajdątegocałegoOlivera,żebywręczyćmuzakazzbliżaniasię.
Ponieważgłupimążmojejsiostryniebyłstądiniemiałampojęcia,jakznalazłPoppy,odszukaniego
mogło się okazać znacznie trudniejsze, niż sądziłam. A poza tym zakaz zbliżania się do niej wcale nie
gwarantował jej bezpieczeństwa. Royal z brutalną szczerością oznajmiła Poppy, że policja mogła go
aresztować tylko w przypadku złamania zakazu, ale poza tym nie było pewności, że ten dupek nie
spróbujesięjejdobraćdoskóry,jeślinaprawdęmunatymzależało.
Oparłamsięłokciemobiurkoispojrzałamnaniegospodopuszczonychrzęs.
–Tak.Dziękitemuchybapoczułabysięniecopewniej.–Westchnęłam.–Ijapewnieteżpoczułabym
sięniecolepiej.
Rowdywyciągnąłdłońipociągnąłmnielekkozakosmykwłosów.
–Znajdągo.
–Jaksądzisz,jakwogóleudałomusięjąumnienamierzyć?
– Nie mam pojęcia. Może odnalazł cię przez Internet? Wystarczyłoby, żeby wpisał twoje imię w
Google i trafił na informację, że pracujesz w tutejszym salonie. Nie mam jednak pomysłu, jak zdołał
znaleźćtwojemieszkanie.Myślisz,żePoppymogłapowiedziećkomuś,żewybierasiędociebie?–W
jego pytaniu pobrzmiewała zawoalowana aluzja, a ja nawet nie chciałam myśleć o tym, co to mogło
oznaczać.Westchnęłamioparłamgłowęojegoumięśnioneudo.
–Sądzisz,żemogławygadaćsięmoimrodzicom,prawda?
Położyłmidłońnagłowieipogłaskałpowłosach.
–Dlaciebieodejścieodnichbyłoinne.Nigdynieobchodziłocię,cosobiepomyślą,niechciałaśdać
się im zaszufladkować. Poppy taka nie jest. Liczy się z opinią waszego ojca. Zawsze chciała go
zadowolićisprawić,żebykochałjąbezwarunkowo.Trudnosięwyzbyćtakichnawyków.
Podniosłam głowę i wstałam, żeby spojrzeć mu w oczy. Gdybyśmy nie byli w pracy, pewnie
rzuciłabymsięnaniegoiobcałowałagoodgórydodołu.
–Czymógłbyśnachwilęrzucićokiemnarecepcję?–poprosiłam.–Chciałabymnachwilęskoczyćna
góręiszybkozniąpogadać.
Skinąłgłowąiskrzyżowałręcenapiersi.
–Bądźdlaniejmiła–poprosił.–Wiem,żeminęłomnóstwoczasuidzieliłowaswielekilometrów,
alepostarajsiępamiętać,jaktobyłożyćpodjegopantoflem…ijegodachem.
Nie mogłam się oprzeć chęci przesunięcia czule palcami po jego ramieniu, kiedy mijałam go, żeby
wspiąćsięposchodachnagórę.DrzwidobiuraCorybyłyotwarte,aonarozmawiałazabiurkiemprzez
telefon.Poppystałaprzedjednymztychzabawnych,krzywychluster,robiącśmieszneminy,cosprawiło,
żeroześmiałamsięwgłosnajejwidok,aonaodwróciłasięiłypnęłanamniespodełba.
–Cojest?Czytowłaśnieniepototusą?–parsknęła.–Niewiem,jakktośmiałbyznichkorzystaćdo
przymierzaniaciuchów.Wyglądasięwnichjakdebil,zupełnieniefajnie.
–Wprzymierzalniachsązwykłelustra–wyjaśniłam.–Tesątylkojakowystrój,dlazabawy.
Podeszładomnieiusiadławjednymzestaroświeckich,obitychaksamitemfoteli,stojącychnaśrodku
pomieszczenia. Były równie krzykliwe i klimatyczne jak reszta wystroju salonu – fajne siedziska, na
którychmężowieifacecinaszychklientekmoglispocząć,podczasgdydamyichsercadokonywałyunas
zakupów.
–Tensalonjesttakiświetny,Salem!–westchnęłaPoppyzzachwytem.–Takbardzodociebiepasuje.
Tonaprawdęidealnapracaiidealnemiejscedlaciebie.
– Będzie jeszcze lepiej, kiedy chłopcy znajdą nieco czasu, żeby dodać trochę więcej prac do naszej
kolekcji,apozatymwciążstaramsięnamówićRowdy’egoibandę,żebyzrobilitenseksownykalendarz.
Roześmiałasię,chociażbyłamśmiertelniepoważna.Byłampewna,żetakikalendarzsprzedawałbysię
jak świeże bułeczki, musiałam tylko namówić chłopaków, żeby się zgodzili pozować do zdjęć.
Wiedziałam,żetodośćodległyprojekt,alemoimzdaniemtenpomysłbyłstrzałemwdziesiątkę.
Wyciągnęłamdłońipołożyłamjejnaramieniu.
– Chciałam cię o coś zapytać… i chciałabym, żebyś była ze mną szczera, Poppy. Czy powiedziałaś
mamie albo tacie, że jedziesz do mnie, do Denver? Chcę po prostu wiedzieć, jakim cudem Oliver
dowiedziałsię,gdziemieszkam.Denvertodużemiasto.Niemamożliwości,żebywpadłnanasottak,
przypadkiem.
Widziałam, jak jej karmelowa buzia wyraźnie blednie. Otworzyła szeroko oczy w kolorze miodu i
zobaczyłam, że dolna warga zaczyna jej nerwowo drgać. Ścisnęłam ją pokrzepiająco za ramię i
przytuliłamdosiebie.
–Poppy,nicsięniestało.Poprostuchcęwiedzieć.Chcę,żebyśbyłabezpieczna.
– Zadzwoniłam do mamy, żeby dać jej znać, że wszystko u mnie w porządku – wydukała. – Może i
ojciecusprawiedliwiłOlivera,mimożemnieskrzywdził,aleuznałam,żematkanigdybyniewybaczyła
zrobieniaczegośtakiegoswojemudziecku.Powiedziałamjej,żejestemuciebieiniedługowrócę,żeby
spakować resztę swoich rzeczy, i że zamierzam złożyć wniosek o rozwód. – Przełknęła głośno ślinę i
odsunęła się ode mnie, a potem wczepiła palce we włosy. – Mama chciała, żebym wracała do domu.
Powiedziała,żewszystkodasięnaprawić,jeślitylkobędęmiaładośćwiary,iżepowinnamzaufaćBogu
i może poszukać porady psychologa. Stwierdziła, że jest rozczarowana moim zachowaniem, a tata
załamał się moją „zdradą”. – Roześmiała się tak szczekliwie, że byłam zaskoczona, że nie splunęła
krwią,gdytomówiła:–Moją„zdradą”!Wyobrażasztosobie?
Rany boskie, jasne, że tak! Doskonale wiedziałam, co ma na myśli. To właśnie dlatego wyjechałam,
alePoppynieprzestawałamówić,więcniemiałamszansjejtegowyjaśnić.
–Aleniemówiłamjej,gdziemieszkasz.Nigdybymcitegoniezrobiła.Wiem,żegdybyśchciała,żeby
wiedzieli,gdziemieszkasz,samabyśimotympowiedziała.
–Och,Poppy…
–Wiem.Powinnambyłasiędomyślić.Nasamąmyślotym,żeOlivermógłcięobserwowaćiśledzićz
pracydodomuczycośwtymstylu,dostajęgęsiejskórki.Wiem,żejestgroźny,iniemogęuwierzyćwto,
że tak lekkomyślnie naraziłam cię na niebezpieczeństwo – i to po tym, jak przyjęłaś mnie, o nic nie
pytając.
Mnie także cierpła skóra na samą myśl o tym, że ten jej mężulek mógł mnie śledzić. Nigdy nie
przyszłobymitodogłowy!Świadomośćtegobyłabardziejniżprzerażająca.
–Toprzykre,kiedyzdajeszsobiesprawę,żeludzi,którzynajbardziejpowinniciękochać,obchodzisz
najmniej. Ojciec od zawsze bardziej interesował się kościołem i własnym wizerunkiem niż tym, co się
dziejepodjegodachem.Sądził,żekontrolaidominacjawystarcząjakosubstytutmiłościizrozumienia.–
Przewróciłamoczami.–Amamatańczyła,jakjejzagrał.Wtymdomunigdyniebyłodlanasmiejscana
byciekimśpozaichmałymi,idealnymilaleczkami.Miałyśmysięniewyróżniać,akiedytaksięstało…–
Wzruszyłamramionami.–Poprostuniemoglitegoznieść.Musiszsobiepowtarzaćcałyczas,dopókiw
tonieuwierzysz,żetonietwojawina.
–Amimototaksięczuję.
Przytuliłam ją znowu i dotarło do mnie, że kiedy ten koszmar się skończy, moja siostra będzie
potrzebowała pomocy profesjonalisty. Była zbyt skołowana przez mojego ojca i zahukana byciem w
toksycznymzwiązku,żebymojamiłośćiwsparciezdołałyjąocalić.
– Rowdy chce, żebyś przeniosła się do niego, dopóki nie zyskamy pewności, że Oliver nie dostanie
zakazu zbliżania się do ciebie. Royal powiedziała, że kiedy go znajdą, spróbują go przekonać, że
najlepszym wyjściem dla niego będzie powrót do Teksasu, ale do tego czasu będziemy koczować w
mieszkaniuwiecznegochłopca.
Mruknęłacośpodnosemiwstała,apotemzaczęłaspacerowaćnerwowowtęizpowrotem.
– Ty i Rowdy powinniście mieć czas tylko dla siebie i cieszyć się sobą. Tyle czasu zajęło wam
odnalezieniesię,aterazznowujawpieprzamsięwsamśrodektegowszystkiego!
Jeszczeniedawnosamamyśloniejstojącejmiędzynamizmroziłabymnieisprawiła,żeodtrąciłabym
Rowdy’ego. Strach, że to, co kiedyś do niej czuł, w jakiś sposób przeważy to, co czuł teraz do mnie,
minął. Widziałam to za każdym razem, kiedy na mnie patrzył. Czułam to w każdym jego dotyku i w
zawadiackim uśmiechu, którym mnie obdarzał. Kiedy kochał, kochał bezwarunkowo, kompletnie i
wiecznie. Wiedziałam to w głębi duszy, tak jak wspomniała Cora. To, co nas łączyło, było dobre i
właściwe, od zawsze takie było. Oboje potrzebowaliśmy czasu, żeby dorosnąć i pozwolić, żeby to
uczuciewnasdojrzało,takabyśmymogliobojesięnimcieszyć.
– Nie weszłaś między nas, jesteśmy przy tobie, bo oboje się o ciebie troszczymy i nie chcemy, żeby
znowuktościęzranił–powiedziałamłagodnie.–Obojechroniliśmycięprzezlatanaswójsposób.Teraz
zjednoczyliśmy siły i niech Bóg ma w swojej opiece każdego, kto spróbuje nam wejść w drogę. –
Podniosłambrwiispojrzałamnaniątwardo.–Włączniezmamąitatą.
Zamknęłamocnooczyiprzycisnęładonichdłonie.
–Jestemtymwszystkimtakbardzozmęczona,Salem.
Któżmógłjązatowinić?PodniosłamwzroknaCorę,którawyszławłaśniezbiura.Uśmiechałasięod
ucha do ucha; widziałam, że z tym pięknym pierścionkiem, podarowanym jej przez jeszcze
cudowniejszegofacetamawszelkieprawonaziemiiniebiebyćrozświetlonaprzezwewnętrznąradość.
–Niechciałampodsłuchiwać…–mruknęła.Oczywiście,żepodsłuchiwała!TakabyłajużrolaCory:
wtykanie nosa we wszystko, co działo się w światku Marked, więc tylko przewróciłam oczami i
wstałam. – Ale oboje wyglądacie na wyczerpane, a moja mała nadal jest u taty, więc nie muszę dziś
wcześnie wracać do domu. Lećcie prosto do Rowdy’ego i odpocznijcie. – Poruszała sugestywnie
przekłutą brwią, co jeszcze bardziej upodobniło ją do psotnej wróżki. – Będę miała oko na recepcję i
zamknęsalon.
Cóż, wyglądało na to, że oficjalnie zostałam członkiem rodziny Marked. Cora troszczyła się o mnie
zupełniejakoresztęekipy.Miałamochotęjązatoucałować.Zerknęłamnamojąsiostrę.Widaćbyło,że
przydałabysięjejporządnadrzemka.Miałapodkrążoneoczyiwyglądałanaśmiertelniezmęczoną.Wjej
zbolałymspojrzeniuwidaćbyło,jakbardzocierpi.
–Toniegłupipomysł–potwierdziłam.–ZadzwoniępodrodzedoRoyalizapytam,czytrafilijużmoże
najakiśśladOlivera.
– To nie pierwszy raz, kiedy koleś, który po prostu nie potrafił zrozumieć, że „nie” znaczy „nie”,
skrzywdziłktórąśznaszychdziewczyn–zauważyłaCorapoważnymtonem.–Wiem,iletokosztujestresu
inerwówijakietoniebezpieczne.Musiszsięniązająć.
Podeszłam do niej i przytuliłam ją bardzo mocno, a kiedy podziękowałam jej, cofnęła się i
powiedziałaprostozmostu:
–Troszczymysięoswoich.
Poczułamsię,jakbyrzeczywiściewydarzyłosięcośnieodwracalnego,zaszłajakaśzmiana.
PoppywstałazfotelaiuśmiechnęłasiędoCoryniepewnie.
–Takbardzosięcieszę,żemojasiostraznalazłatomiejsceiwas.Naprawdęmamwrażenie,jakbyod
zawszebyłojejtopisane.
Coraroześmiałasięizeszłaznaminadółposchodachdosalonu.
– Oczywiście, że to idealne miejsce dla Salem! Rowdy tu jest i dla każdego, kto ma oczy, jest
oczywiste,żeonisąsobieprzeznaczeni.
Nadolemusiałamzaczekaćchwilę,ażRowdyoderwiewzrokodwzoru,nadktórymakuratpracował.
Wystarczyłojednospojrzenietychoczuwkolorzeletniegonieba,żebytroskiistrachczęściowoodeszły.
–ZabioręPoppydociebie.Jestwyczerpanaileciznóg.
Przeniósłwzroknamojąledwiestojącąprostosiostręiskinąłgłową.
– Jasne. Za jakieś dwadzieścia minut mógłbym do was dołączyć, żeby upewnić się, że jesteście
bezpieczne.Mogęodwołaćmojedwaostatniespotkania.
Czułabymsięlepiej,gdybybyłprzynas,aleuznałam,żemnieiPoppynicniebędzie,dopókibędziemy
trzymałysięrazem,apozatymniewracałyśmydomnie,tylkodoniego.
– Nie, w porządku, ale nie miałabym nic przeciwko, żebyś wrócił od razu do domu, jak skończysz.
Poppynaprawdęmusiodpocząć.Czydałbyśradęzajrzećpodrodzedomnie,żebywziąćJimbaitrochę
rzeczyPoppy?
Rowdy przeprosił swojego klienta na chwilę, odłożył maszynkę do tatuażu i zdjął lateksowe
rękawiczki, a potem wstał i wygrzebał z kieszeni klucze. Zdjął z kółka dwa z nich i podał mi je,
pochylającsiębliskodomojegoucha.
–Kolejnapierwszarzecz–wyszeptał.–Żadnejdziewczynieprzedtobąniedałemkluczydomojego
mieszkania.
Zrobiłomisięgorącoimiałamochotęzasypaćgopocałunkami,alebyliśmywmiejscupracyitonie
była najlepsza pora na czułości. Zamknęłam kawałki chłodnego metalu w dłoni i uśmiechnęłam się do
niego.
–Pierwszaiostatnia.
Skinąłlekkogłowąiwróciłdopracy,imponującegotatuażugejszy.
Odwróciłam się do Poppy, wzięłam ją pod rękę, jeszcze raz podziękowałam Corze i wyszłyśmy z
salonu. Poppy ledwie powłóczyła nogami i kiedy dotarłyśmy do samochodu, klapnęła na siedzenie
pasażera i bez słowa gapiła się tylko w okno. Ten widok przybijał mnie i dosłownie łamał mi serce.
Dałamjejspokój,akiedydotarłyśmydomieszkaniaRowdy’ego,obiemyślałyśmytylkoojednym:wejść
jaknajszybciejdośrodka,żebypoczućsiębezpiecznie.Żadnaznasniechciałaprzebywaćzbytdługona
zewnątrz,dopókiniezyskamypewności,żepolicjanamierzyłajużbyłegomężaPoppy.
Zostawiłam już w mieszkaniu Rowdy’ego trochę rzeczy. Wkraczałam powoli w jego życie, w jego
przestrzeń,nawpółświadomie,odwielutygodni.Zaczynałamtomiejscetraktowaćjakdom,niezdając
sobie nawet sprawy z tego, co robię. Potrzebowałam tylko mojego psa i trochę rzeczy dla Poppy i
mogłabymtuzostaćjużnazawsze.
Miałamjużzamknąćsamochód,kiedyoboknaszpiskiemoponzatrzymałsięinnywóz.Gdyspojrzałam
naniegoznadotwartychdrzwisamochodu,któretrzymałam,krewodpłynęłamiztwarzy.
Zsedana,którywłaśniestanąłobok,wysiadłgwałtownieniskimężczyznaizanimzdążyłamcokolwiek
zrobić,zmartwiałazprzerażenia,wycelowałpalecwmojąsiostrę,któraprzestępowałanerwowoznogi
nanogęprzykrawężnikuobok.Wiedziałam,żetoniewróżynicdobrego.
–Wsiadajdosamochodu,Poppy.–Niekrzyczał,nieawanturowałsię,poprostumówiłjejlodowatym
głosem,comarobić,itobyłoprzerażające.
–Nie.–ToniePoppytopowiedziała,tylkoja.Niebyłoopcji,żebympuściłająznimgdziekolwiek.
Wyglądałniechlujnie,awjegooczachczaiłsięobłędibyłzpewnościąniebezpieczny.
Gdywarknęłamnaniego,ażzatrząsłsięzwściekłościizamiastzacząćzłorzeczyćczyspieraćsięze
mną,poprostuwyjąłzzaplecówpistoletiwycelowałgowemnie.
Mieszkałam w wielu dużych miastach, nie zawsze w najlepszych dzielnicach. Widziałam broń
wielokrotnieinierazbyłamświadkiemprzemocyzjejużyciemtuitam,wróżnychklubach.Jednaknigdy
nie zdarzyło mi się patrzeć wprost w lufę wycelowanego we mnie pistoletu, trzymanego przez gościa,
któryniezastanowiłbysiędwarazyprzednaciśnięciemspustu,byłamtegopewna.
– Wsiadaj. Do. Wozu. Poppy. – Każde ze słów brzmiało głucho, było wypowiedziane z okrutną
rozwagąiprzesyconezłem.
Słyszałam, jak moja siostra zaczyna szlochać za moimi plecami i napięcie tej chwili stało się zbyt
wielkie do zniesienia. Zacisnęłam palce na drzwiach samochodu i gapiłam się na pistolet, niezdolna
mrugnąć.
– Ruchy! – warknął Oliver. – Albo zastrzelę twoją siostrę! Powinienem to zrobić, żeby uczynić
przysługętwojemuojcu.
Przełknęłamgłośnoślinę,aleniedałamsięsprowokować.Miałamwrażenie,żejeślitylkodrgnę,ten
szaleniec poczuje się usprawiedliwiony, żeby nacisnąć spust. Dlaczego lepiej tego wszystkiego nie
przemyślałam?Jasne,jeżelifaktycznieśledziłmniepopracy,żebyzobaczyć,gdziemieszkam,beztrudu
mógłzamnąpojechaćidoRowdy’ego.Ranyboskie,tenświrmógłnawetodranazerkaćdosalonuprzez
szybę, czekając tylko na chwilę taką jak ta! Czułam się jak idiotka, która naraziła swoją siostrę na
niepotrzebnienaniebezpieczeństwo.
–Boże…–wyszeptałaPoppyikątemokazobaczyłam,żesięrusza.
– Nie! – wyrwało mi się i podskoczyłam, kiedy pistolet wypalił z głośnym hukiem. Zaczerpnęłam
głośnotchu,akulaprzeleciałaześwistemnaddachemmojegosamochodu.Uskoczyłamodruchowoinie
mogłamprzestaćdygotaćzestrachu.Zawszebyłamniezależnaiprzekonana,żepotrafięsamaznakomicie
o siebie zadbać, ale w tej chwili żałowałam, że nie zaczekałam tych dwudziestu minut na Rowdy’ego.
Nie żebym chciała narażać go na niebezpieczeństwo, ale jego bliskość, jego obecność u mojego boku
dawałymidziwnąpewność,żewszystkobędziedobrze,nieważne,cosięstanie.Wtejchwili,gdyOliver
znowuwycelowałpistoletwmojągłowę,rozpaczliwiemitegopoczuciabezpieczeństwabrakowało.
–Zastrzelęcię.Gównomnieobchodzisz.Chcętylkotego,comoje.
Poppystanęłamiędzymnąapistoletem.Miałamochotęwyciągnąćrękęiprzyciągnąćjązpowrotem
dosiebie,aleniechciałamryzykować,żetenidiotanaciśniespustijąpostrzeli.
– Poppy, jeśli wsiądziesz do jego samochodu, on mnie zastrzeli, jak tylko zamkniesz za sobą drzwi.
Skrzywdzinasobie.
Poppy trzęsła się tak gwałtownie, że ledwie trzymała się na nogach. Jej oczy w kolorze miodu były
wielkiejakspodkiiwiedziałam,poprostuwiedziałam,żetowszystkoskończysięrozlewemkrwi.
–Nie,niezrobitego.Odłóżbroń,Oliverze,awsiądędosamochodu.
Roześmiałsięitenśmiechbrzmiałrównieobłąkanie,jakobłąkaniewyglądałsamOliver.
–Tonietyturozkazujesz,tylkoja.Wsiadajdotegocholernegosamochodu,Poppy.
–Słuchaj,policjaitakjużcięszuka.Właśniewystrzeliłeśzpistoletuwruchliwympunkciemiasta.Jak
sądzisz,ileczasuminie,zanimzjawiąsiętugliny?Jeślichcesz,żebymztobąodjechała,odłóżbroń,ato
zrobię.Nieruszęsięstąd,dopókimnienieposłuchasz.JeślichceszskrzywdzićSalem,będzieszmusiał
najpierwmniezabić.
Psiamać!Towszystkozaczynałowymykaćsięspodkontroliiwyglądaćbardzogównianie.Chciałam
powiedzieć Poppy, żeby uciekała, ruszyła się, zrobiła coś – cokolwiek! – byle tylko nie wsiadała do
samochodu z tym człowiekiem, który już raz udowodnił, że potrafi ją złamać, ale nie zdążyłam. Oliver
wrócił do otwartych drzwi swojego samochodu i rzucił pistolet na siedzenie. Jeżeli Poppy zamierzała
wsiąśćdowozu,takjakobiecała,niebyłoszans,żebydosięgnęłabroniprzednim.
–Aterazwsiadaj.–Najwyraźniejchęćodzyskaniakontrolinadmojąsiostrąprzewyższałapragnienie
zastraszenia mnie i skrzywdzenia. – Nie będę powtarzał dwa razy. Posłuszna żona powinna słuchać
swojegomęża.
–Nieróbtego,Poppy–błagałamjąpełnymdesperacjigłosem.
Obejrzałasięnamnieprzezramię.
–Wsiadajdosamochoduidzwońpopolicję.
–Oncięskrzywdzi!Zabijecię!Niemożeszznimjechać!
– Muszę to zrobić. Ocalisz mnie. Zawsze to robisz. – Otworzyła drzwi sedana po stronie pasażera i
wsiadła do środka. Oliver łypnął na mnie znad dachu swojego wozu, ułożył palce w kształt pistoletu i
udał,żestrzelamiprostowgłowę,podczasgdyzoddalidobiegałojużwyciepolicyjnychsyren.Oliver
Martinez wsiadł za kierownicę i odjechał z piskiem opon, razem z moją siostrą, wpatrzoną we mnie z
przerażonąminązsiedzeniapasażera.
Sięgnęłampotelefonizadzwoniłamnapolicję,potemdoRoyal,Rowdy’ego,moichrodzicówiSayer.
Policja była już w drodze i zanim zdążyłam krzyknąć Rowdy’emu do słuchawki, że go potrzebuję i że
musi być przy mnie, byłam już otoczona przez policjantów i detektywów. Wszyscy zadawali mi naraz
tysiące pytań: jakiego koloru był samochód? Czy widziałam tablice rejestracyjne? Co miał na sobie
Oliver?Wcobyłaubranamojasiostra?Czyrozpoznałammodelpistoletu?Czysądzę,żemożepróbować
zranićPoppyalbosiebie?Gdziemógłjązabrać?
Pytania napływały nieprzerwanym strumieniem i na większość z nich nie potrafiłam składnie
odpowiedzieć. Byłam jak otępiała. Czułam się, jakbym trafiła do filmu kryminalnego, którego fabuła
właśniepotoczyłasięwcholernieprzewidywalnysposób.Dlaczegotegonieprzewidziałam?Płakałam
wmilczeniuitrzęsłamsiętakmocno,żeażbolałymniemięśnie.Miałamwrażenie,żewszystkiesłowa
kierowane do mnie są tylko białym szumem, zagłuszanym przez dudnienie mojego pulsu i łomot serca.
Miałamochotęzwinąćsięwpozycjęembrionalnąnaziemiikołysaćwprzódiwtył.Chciałamwsiąść
do samochodu i gnać przed siebie, byle gdzie, całkiem jakbym dzięki temu w jakiś magiczny sposób
mogłaodnaleźćOliveraimojąsiostrę.ChciałamudusićOlivera,kopnąćmojegoojcawdupęipotrząsać
mojąmatką,dopókistaniejejżycia.
Słyszałam,jakwcałymtymzamieszaniuktośwykrzykujemojeimię.Kątemokazauważyłamwysoką
postać i jasne włosy, kiedy Rowdy torował sobie do mnie drogę przez tłum. Gdy tylko mnie przytulił,
poczułam, jak rozpadam się na milion kawałeczków. Wpadłam w jego ramiona i pozwalałam mu tulić
mnie do piersi, podczas gdy łkałam, klęłam i poprzysięgałam wszystkim zemstę. Nigdy wcześniej nie
odebrano mi nikogo, na kim mi zależało. Jasne, sama odeszłam, bo czułam, że muszę to zrobić, ale
zabranie mi w tak brutalny i okrutny sposób kogoś, kogo kochałam, zraniło mnie do głębi i złamało mi
serce.Sprawiło,żespojrzałamwzupełnieinnysposóbnawszystko,przezcoprzeszedłwswoimżyciu
Rowdy. Objęłam go mocno w pasie i przysięgłam Bogu, wszechświatu i wszystkim, którzy mogli być
świadkamitejchwili,żejużnigdy,przenigdygoniezostawię.
Poczułam,jakskładadelikatnypocałuneknaczubkumojejgłowyiodwzajemniauścisk.
–Jestemprzytobie.
Był.Byłprzymnie,ajachciałambyćprzynim.Jużnazawsze.
–Wiemotym.Jatakżejestemprzytobie.Dlaciebie.
Terazmusieliśmytylkobyćsilniiwspieraćsięnawzajem,podczasgdydenverskapolicjawyruszyła
naposzukiwaniaszaleńca,któryporwałmojąsiostrę.
ROWDY
T
o była straszna noc. Policja nie okazała się zbyt pomocna i gdyby nie Royal, która zgodziła się być
nieoficjalnymłącznikiemmiędzySalemadetektywamiprzydzielonymidosprawy,miałemwrażenie,że
istniałosporeprawdopodobieństwo,żetomojadziewczynatrafiłabyzakratki.
Nicdziwnego,żebyłaroztrzęsiona,alepozatymbyłabezgraniczniewściekła.Byłazłanasiebiezato,
żeniepomyślałaizabrałaPoppyzsalonubezochrony,chociażpowtarzałemjejwkółko,żetoitaknic
byniezmieniło.OlivermiałbrońizamierzałzabraćstądPoppyzawszelkącenę.Niezależnieodtego,
czy byłbym z nimi, czy nie, kula była kulą i istniało realne ryzyko, że uznałby mnie za zagrożenie i
zastrzelił, tylko po to, żeby się pozbyć przeszkody. Nie mówiłem zbyt wiele, bo była przez to tylko
bardziejwściekłairozdrażniona.Wiedziałem,jaksięczuje.Samamyślotym,żeszalenieccelujewniąi
strzelawjejpobliżu,sprawiała,żemiałemochotęrozszarpaćwszystkichnastrzępy.
Była wściekła na Poppy za to, że pojechała z Oliverem, ale też do białej gorączki doprowadzała ją
świadomość, że jej siostra związała się z kimś takim i wyszła za niego przez ich ojca i jego spaczone
metodywychowawcze.Widziałem,żeażjąnosiodkłębiącychsięwniejuczuć,iuznałem,żepoprostu
zrobię, co w mojej mocy, kiedy najgorsze minie. Teraz mogłem tylko przytulać ją, przekonywać, że
wszystkobędziedobrze,irzucaćRoyalnadjejgłowąbłagalnespojrzenia,podczasgdySalemtuliłasię
domnieialbopłakała,alboklęła,naczymświatstoi.
JatakżebałemsięoPoppy.Podczaskonfrontacjizjejmężemmiałemokazjęprzekonaćsięosobiście,
jak bardzo facet jest niezrównoważony. Sam fakt, że groził bronią dwóm niewinnym kobietom, i to w
biały dzień, był dowodem na to, że nie obchodzą go konsekwencje i nie boi się wymiaru
sprawiedliwości. Był bez reszty skupiony na tym, co uznawał za odzyskanie swojej własności, a to
sprowadzało Poppy w jego oczach do roli przedmiotu. A teraz ona tkwiła zamknięta w samochodzie z
tym uzbrojonym świrem, dla którego była niczym. Dla niego była rzeczą, a ludzie cały czas niszczyli i
psuli swoje mienie. Nie byłem w stanie zbyt dużo o tym myśleć, bo za bardzo mnie to przytłaczało i
otępiało, a chciałem być przy Salem maksymalnie skupiony przez cały czas, na wypadek gdyby mnie
potrzebowała.
MożeiniekochałemPoppytakjakSalem,alenadalbyładlamnieważna.Wciążzajmowałamiejscew
moimsercuibyławażnączęściąmojejprzeszłości,atakże,bezdwóchzdań,mojejzrujnowanejrodziny.
Straciłemjużwżyciudośćosób,naktórychmizależało.Niebyłomożliwości,żebymdopuściłdotego
kolejnyraz.
Siedziałem właśnie na kanapie w salonie Salem. Był wczesny ranek nazajutrz i Salem dopiero co
zasnęłapowielugodzinachniezmordowanegochodzeniawtęizpowrotem.Nawetprzezsenszlochała
cicho. Pocierałem mimowolnie jej skroń kciukiem i gapiłem się bezmyślnie w telewizor. Na dole, w
pasku wiadomości, podawano informację o poszukiwaniach Olivera i jego sedana. Widząc na ekranie
telewizora opis Poppy, czułem się jak w jakimś pieprzonym śnie. Przez to wszystko miałem nierealne
wrażenie,jakbybyłakimśobcym,poprostukolejnąnieznanąmiosobą,którawplątałasięwkłopoty.To
byłostraszne,podobniejakwszystko,coprzydarzyłosięjejitym,którzyjąkochali.
Jimboleżałzwiniętywkłębekobokmnie.Powolistawałsięzbytduży,żebypozwalaćmuwchodzićna
meble,aleodkądwyszłapolicja,nieopuszczałSalemnakrokibyłempewien,żebiedakowijestprzykro,
że nie może jakoś pomóc. Nie spuszczał wielkich, złocistych oczu z Salem, która co chwila mamrotała
przezsenirzucałasięniespokojnie.Wyciągnąłemrękęipogłaskałemgopodużymłbie.
–Wporządku,młody.Trudnojestzapewnićtwojejpanibezpieczeństwo.
Parsknąłprzeznos,jakbydoskonalewiedział,oczymmówię,imachnąłogonemwtęiwewtę.
Spojrzałem na Salem. Miała ściągnięte brwi, a między nimi głęboką zmarszczkę. Wygładziłem
delikatniejejczołoiwestchnąłem.
–Tochybanienajlepszymoment,żebyciotympowiedzieć,ale…–Naglezmieniłapozycję,także
terazleżałanaplecachipatrzyławprostnamnie.Wtymspojrzeniukruczychoczubyłamojaprzeszłość,
przyszłość,wszystkietajemniceimarzenia,jakiekiedykolwiekmiałem.Tobyłocałkiemjakpatrzeniew
wiecznośćiwiedziałemzniezachwianąpewnością,żeSalemjużzawszebędziedlamniewszystkimiże
wszystkobędziesięobracałowokółniej.–Kochamcię.Ibędęciękochałnieskończenie,jużzawsze.
Opuściłanachwilęciemnerzęsy,apotemznównamniespojrzała.Wjejoczachwidziałemmigoczące
kumnieznieprzeniknionejciemnościgwiazdyuczuć.
–Teżciękocham–szepnęła.–Niedałabymsobieztymwszystkimradybezciebie.Przytobiezawsze
byłamsilniejsza.Zawszepotrzebowałampowodudotego,żebyzostać;przytobieniemuszęgoszukać.
Byćprzytobietojedynewyjście,botylkoprzytwoimbokuchcęprzebywać,gdziekolwiekrzucinaslos.
To była jedyna rzecz, jaką od zawsze chciałem usłyszeć z jej ust. Nachyliłem się i pocałowałem ją
czule.
–Możeicholerniedużoczasuzabrałomidostrzeżenieróżnicymiędzypierwsząmiłościąamiłością
prawdziwą,alenicniejestbardziejprawdziweodtego,coczujędociebieteraz,Salem.
Chciała coś odpowiedzieć, ale w tej samej chwili rozdzwoniła się jej komórka i oboje zamarliśmy,
wpatrzeni w siebie szeroko otwartymi oczami. Sięgnąłem po jej telefon i skrzywiłem się lekko, gdy
zobaczyłemnawyświetlaczunumerRoyal.Zezdumieniemzauważyłem,żegdyprzesuwałempalcempo
wyświetlaczu,żebyodebrać,trzęsłymisięręce.
–Tak?
–Rowdy?–spytałacicho;wtlesłyszałemgwariporuszenie.
–Tak.JestemzSalem.Jakieświeści?
Salem wstała i złapała mnie oburącz za wolną dłoń. Była blada, a czarne oczy miała wielkie jak
spodki. Strach, który z nich wyzierał, ciążył mi kamieniem na sercu i sprawiał, że aż mnie skręcało z
potrzebyzrobieniaczegoś,pocieszeniajejwjakiśsposób.
–MożepowinnamporozmawiaćzSalem…–Royalmówiłaspokojnieicicho,alejejsłowasprawiły,
żepoczułemsię,jakbyziemiausuwałamisięspodstóp.
ŚcisnęłomniewgardleiodruchowozacisnąłempalcenadłoniachSalem.
–Damnagłośnomówiący.
– W porządku. – Zaczekała chwilę, a ja w tym czasie odsunąłem telefon od ucha, przytrzymałem go
międzynamiiwłączyłemgłośnik.
–Tak,Royal?
Westchnęła,awtledałosięsłyszećwięcejhałasuiwyciesyren.
–Popierwsze,Poppynicniejest.Jestwtejchwiliwkaretce,wdrodzedoszpitalawAlbuquerque.
Salemwydałazsiebiebliżejnieokreślonydźwiękipochyliłagłowę,takżeopierałająteraznamoim
ramieniu.
–DziękiBogu…
–Tak.Policjastanowaotrzymałainformacjęosamochodziejejmężawkrótcepotym,jakprzekroczył
granicę.Wyglądanato,żeplanowałzniąwrócićdoTeksasu.
– Pewnie tak. – Czułem ulgę, ale w głosie Royal był jakiś dziwny dystans, zawodowa obojętność,
którazbijałamnieztropu.Czułemniemalfizycznie,żepróbujenasprzygotowaćnajakąśbombę.
– Hm… Kiedy policja wreszcie do nich dotarła, Poppy była w bardzo kiepskim stanie. Nie znam
szczegółów,alewiem,żeniejestdobrze.
Domyślałem się, że stara się nam ich oszczędzić ze względu na Salem. W oczach mojej dziewczyny
lśniłyłzyibyłempewien,żeonatakżeotymwie.
–Cojeszcze,Royal?Poprostuwyłóżkawęnaławę,żebyśmymoglizacząćprzygotowaniadowyjazdu
doNowegoMeksyku.
Westchnęłaznowuiwreszciejejprofesjonalnamaskaniecoopadła.Głoslekkojejzadrżałibyłoznim
dośćemocji,żebyzmienićjązpolicjantkiwprzyjaciółkę.
–
Jej
mąż
nie
dał
łatwo
za
wygraną.
Policja
zatrzymała
go
na
parkingu
po
czterdziestopięciominutowym pościgu. Wciąż był uzbrojony… – Urwała na chwilę i zamarłem, gdy
Salemwbiłamipaznokciewrękęprawiedokrwi.–Doszłodoimpasu…
– Kurwa! – wymknęło mi się, ale Salem tylko kiwnęła głową. To było całkiem jak słuchanie, jak
sprawdzająsięnaszenajgorszeobawy.
– Tak. Przystawił Poppy pistolet do głowy. Groził, że ją zastrzeli, że zastrzeli sam siebie. Policja
wezwała zespół do spraw kryzysowych, żeby negocjował uwolnienie zakładnika. Jestem pewna, że w
ciągukilkugodzinowszystkimbędątrąbiływszystkieserwisyinformacyjne.
Salempokręciłanieprzytomniegłową,jakbywtensposóbmogłaodwrócićbiegwydarzeń.
–PodkoniecdniaSWATpodjąłdziałaniaprewencyjne,żebyjąodbić…
Salem puściła moją rękę i wstała. Wyglądała na kruchą i wyczerpaną, ale była w niej też jakaś
niezłomnasiła,jakzawsze.
–Cosięstało,Royal?
–OliverMartineznieżyje.
WypuściłemgłośnopowietrzeiposłałemSalemponurespojrzenie.
–Todobrze.
–Cóż,tak,azakładniczkazostaławkońcuuwolniona,ale,Rowdy…–Urwałaiodchrząknęła.–Ta
dziewczynaprzeszłaprzezistnepiekło.Patrzyła,jakjejmążginienajejoczach.Nieważne,jakmocnoją
zraniłanijakibyłokropny…topotrafizmienić,wierzmi.Potymwszystkimniebędzietąsamąosobą.
PrzyciągnąłemSalemjednąrękądosiebie.Popoliczkachspłynęłyjejwkońcudzielniewstrzymywane
dotejporyłzy.
– Oczywiście, że nie, ale zajmiemy się nią i dopilnujemy, żeby doszła do siebie – powiedziałem
stanowczo.–Wkońcujestnasząrodziną.
–Wiem.Szczęściarazniej,żewasma.
–Dziękizainformacje,Royal.
– Nie ma sprawy. Gdybyście czegoś potrzebowali, dajcie mi znać. Wyślę wam wiadomość z
namiaraminaszpital,doktóregojązabrali.
Salem mruknęła „dzięki” w moją koszulkę, a ja rozłączyłem się i przytuliłem ją najmocniej, jak
potrafiłem.
–Nicjejniebędzie.PoppytowkońcuCruz,awyjesteściewojowniczkami.
Otoczyłamnieramionamiiprzytuliłapoliczekdomojegoserca,bijącegojakmłotemodnatłokuulgii
adrenaliny.
–Tak,alewalczenieprzezcałeżyciemożebyćmęczące–wymamrotała.Oswobodziłasięzmojego
uścisku i podniosła na mnie wzrok, a ja poczułem to, zobaczyłem i byłem tego pewien: huragan Salem
nadchodziłibyłgotówzmieśćwszystkonaswojejdrodze.–Czaszrobićztymwszystkimporządek,raz
nazawsze.
Mogłemtylkoprzytaknąćiwzruszyćramionami.
–Zajmijmysięnajpierwtwojąsiostrą.
Cofnęłasięokrokiskinęłagłową.
–Kochamcię.Ikochamwtobieto,żewiesz,comuszęzrobić,iżeniejesteśnamnieztegopowodu
wściekły.
PrzeglądałemjużwtelefonierozkładnajbliższychlotówzDenverdoAlbuquerque.Naszczęściesam
lot nie trwał długo, więc wkrótce powinniśmy być już razem z Poppy. Spojrzałem na nią znad
wyświetlaczaiuśmiechnąłemsiędoniejkrzywo.
–ZawszemiałaśwsobiecośzCyganki,Salem.Oiletylkodomniewrócisz,pozwolęcijechać,gdzie
cisiężywniepodoba.Będętu,będęnaciebieczekał.
Widziałem,jakjejdolnawargadrżylekko,izanimzdążyłemzabukowaćbiletnacholerniedrogilot
last minute, rzuciła mi się na szyję, przywierając do mnie całym ciałem. Ujęła moją twarz w dłonie i
pocałowała mnie, a ten pocałunek miał w sobie smak czegoś nieodwracalnego i nieskończonego.
Wieczności.
– Cyganki widzą w swoich kryształowych kulach przyszłość, Rowdy. Chcesz wiedzieć, co widzę w
mojej?
–Nas?
Roześmiałasięiznowumniepocałowała.
– Zdecydowanie nas. Zabiorę trochę rzeczy dla Poppy i będziemy musieli wymyślić, co zrobić z
Jimbem,skoroobojewyjeżdżamyiniewiadomo,jakdługonasniebędzie.
Miałemmnóstwoludzi,którzychętniepomoglibymizpsem,alezjakiegośpowodupierwsząosobą,
do której zadzwoniłem, była Sayer, i nie miało to wcale nic wspólnego z faktem, że miała wielkie
podwórko.
Oczywiście,natychmiastpowiedziała,żerzucawszystkoijedziepoJimba.Naprawdęsięcieszyła,że
Poppy nie stało się nic poważnego, ale po chwili powiedziała mi cicho, że zna kilku dobrych
psychologów, do których mogłaby się zwrócić, kiedy już dojdzie do siebie. Sayer była dobrą duszą i
bardzo wyrozumiałą osobą. Im więcej z nią rozmawiałem, im bliżej do siebie ją dopuszczałem, tym
bardziejdocierało do mnie,jak bardzo jestemdumny z tego, żew naszych żyłachpłynie ta sama krew.
Cieszyłem się, że chciała, abym był częścią jej rodziny, i nie mogłem się doczekać, kiedy będę mógł
przedstawićjąreszciemojejwłasnej.
Pół godziny później zjawiła się po Jimba. Dziewczyny padły sobie w objęcia i popłynęło dużo łez,
dopóki nie wyciągałem Salem z mieszkania i nie wyruszyliśmy w podróż na lotnisko. Oboje byliśmy
zdenerwowaniiniespokojni,przechodzącprzezodprawęiniecierpliwieczekającnawejścienapokład.
Ponieważżadneznasniespałozbytwielepoprzedniejnocy,zasnęliśmyjakkamień,gdytylkosamolot
nabrałwysokości.Obudziliśmysię,dopierokiedywylądował,zdojmującąświadomością,żektoś,kogo
oboje kochamy, cierpiał w samotności, zapewnie nieodwracalnie zmieniony przez tragedię, z której
dopiero co cudem wyszedł cało. Oboje czuliśmy się tym faktem przytłoczeni i byliśmy rozbici, ale
mieliśmysiebieiwspieraliśmysięnawzajem,najlepiejjakumieliśmy.
W szpitalu trochę się zeszło, zanim udało nam się dotrzeć do Poppy. W pobliżu wciąż było sporo
policji,aprzedstawicielewszelkiegorodzajumediówkrążyliwokółjaksępy.Personelszpitalaodrazu
wiedział,kimjestmojadziewczyna,iSalemnatychmiastuzyskałapozwolenienawidzeniezsiostrą,ale
nie chciała się nigdzie ruszyć beze mnie. Tu pojawił się problem, bo jako że nie byłem krewnym, nie
chcielimniedoniejwpuścić.Moimzdaniemważniejszeniżużeraniesięterazzpracownikamiszpitala
było,żebyPoppyzobaczyłaznajomątwarztakszybko,jaktomożliwe,aleSalemniezamierzaładaćza
wygraną. Z wrodzonym wdziękiem udało jej się w końcu przekonać wszystkich dookoła, żebym także
dostałpozwolenienawejścienaoddział,doPoppy.
Nieomal żałowałem, że nie zostałem na korytarzu. Poppy wyglądała strasznie. Twarz miała niemal
zdeformowaną od pobicia. Jej włosy były splątane i pozlepiane zaschniętą krwią i chociaż oboje oczu
miałatakmocnopodbitychizapuchniętych,żezastanawiałemsię,jakimcudemwogólecokolwiekwidzi,
tozamiastzwykłegoblaskuwyzieraławnichdziwnapustka.Wyglądałanakompletniezałamanąichociaż
miałem ochotę odwrócić twarz i udawać, że to wszystko wcale się nie wydarzyło, Salem podeszła do
niej i przytuliła ją nieskończenie delikatnie. Przez chwilę trwały tak w rozkołysanym uścisku, pośród
całejtejaparatury,doktórejpodłączonoPoppy.
Nie było wylewania żalów. Nie było bezsensownych słów pocieszenia. Salem nie mogła zrobić nic
poza trzymaniem Poppy w ramionach i pozwoleniem jej płakać bez końca. W tej sytuacji nie było nic
innego, co można by zrobić, i Salem wiedziała o tym, więc ofiarowała siostrze po prostu własną siłę,
która była naprawdę jedyną rzeczą, jakiej Poppy w tej chwili naprawdę potrzebowała. Nie miałem za
bardzo pomysłu, co ze sobą zrobić, więc tylko przestępowałem z nogi na nogę w drzwiach i
przyglądałem się tej chwytającej za serce scenie. Ponieważ troszczyłem się o nie obie i kochałem je
przez całe swoje życie, chociaż na różny sposób, przepełniał mnie bezsilny gniew, że obie tak bardzo
cierpią, a ja nie mogę nic na to poradzić. Gdyby nie to, że Oliver już nie żył, chyba wyruszyłbym na
własnąrękęnajegoposzukiwanie,żebymócgoosobiściezamordować.
Poppychybawyczułamójgniewidużąniepewność,bopoklepałałóżkooboksiebieidałamiznak,
żebympodszedł.
Usiadłemnajostrożniej,jakzdołałem,iwziąłemjązarękę.Paznokciemiałapołamaneipozdzierane,a
całejejprzedramiępokrywałyczarnesińce.CokolwiekOliverjejzrobił,walczyłajaklwica.Nikogonie
powinnosięoglądaćwtakimstanie,acodopierokogośbliskiegosercu.
–Takbardzosięcieszę,żemieliściewtymwszystkimsiebie–wychrypiałaztrudemdrżącymgłosem.
Gdyspojrzałanamniespodzapuchniętychpowiek,widziałemwjejoczach,żejejsłowapłynązgłębi
serca.–Wiem,żetowszystkomusiałobyćdlawasstraszne.
Nigdy nie chciałem już stracić nikogo bliskiego, ale ten incydent, ten akt bezrozumnej przemocy i
okrucieństwa sprawiał, że wiedziałem już z niezachwianą pewnością, że nieważne, jakich wyborów
dokonywałem, los mógł mieć wobec mnie inne plany i strata była po prostu częścią życia. Znacznie
lepszympomysłembyłocieszeniesiędanymnamczasemztymi,naktórychnamzależało,niżobsesyjne
zamartwianiesięoto,cosięwydarzy,kiedytenczasminie.
–Liczysiętylkoto,żejesteścałaiżewkrótcebędziemycięmoglizabraćdodomu.
PoppyodwróciłasiędoSalemiprzymknęłasinepowieki.
–Niewiemjużnawet,gdziejestmójdom.TakwłaśniezawszepowtarzałmiOliver:„Twojemiejsce
jestwdomu,przymnie”.Cotowogólezadom?–Widziałem,jakdrży,aSalemaższtywnieje.
–Domjesttam,gdziesąludzie,którzyciękochająipotrzebującię.Domjesttam,gdzieczujesz,żejest
twojemiejsce,nieważne,jakiebłędypopełniłaśanijakpostrzegajątwojeżycieinni.Domjesttam,skąd
możeszwyjechać,jednakzawszewieszprzytym,żemaszgdziewracać.Poppy,twójdomjesttam,gdzie
jestem ja. Dom jest tam, gdzie jest Rowdy. Wrócisz z nami do Denver, a my zajmiemy się tobą i
zorganizujemycipomoc.
To była ostatnia walka. Wiedziałem, że Salem nie spocznie, dopóki nie stanie oko w oko ze swoim
ojceminierozmówisięznimostatecznie.Zamierzałaprzeciąćwięzi,przerwaćnićłączącąjąiPoppyz
przeszłością,zerwaćzniąnadobre.ZamierzaławrócićdoLoveless.
Wszystkowemnieażkrzyczało,żepowinienemjechaćznią.Chciałembyćjejrycerzem,ramieniem,
na którym mogłaby się wesprzeć, ale wiedziałem, że muszę pozwolić jechać jej samej. Musiałem to
zrobić, żeby mogła do mnie wrócić. Musiałem puścić ją samą, bo to nie była moja walka. Miałem
zatroszczyćsięoPoppyizadbaćonią,podczasgdySalempostarasięzrobićwszystko,cowjejmocy,
żebyjeobydwieoswobodzić.
Poppyniemiałasiły,żebysięwykłócaćczywogólepowiedziećcoświęcej.Wiedziałem,żeSalem
chcezniązostaćsamnasam,więcwyszedłem,żebyobdzwonićwszystkichidaćznać,jaksięskończyło.
Chłopaki jak zwykle zachowali się świetnie. Rule i Nash zapewnili mnie, żebym nie martwił się o
robotę.Corazapytała,czymazabraćmałąiprzyjechaćdoNowegoMeksyku.Aydenobiecała,żezajmie
siępsemidosłowniezaniemówiła,kiedypoinformowałemją,żemojasiostrajużotozadbała.Cóż,to
była jedna z rzeczy, o których załatwieniu będę musiał pamiętać po powrocie do Denver. Będę musiał
przedstawićSayerwszystkim,jakożezanosiłosięnato,żejużwkrótcezagościnadobrewmoimżyciu.
Poppy wypuścili ze szpitala dopiero dwa dni później i trochę potrwało, zanim policja skończyła ją
przepytywać. Do tego czasu byliśmy gotowi do powrotu do domu. Poppy miała już serdecznie dość
ciągłego wypytywania ją i nieustannego przypominania o tym, co się wydarzyło. Wykłócała się też
zawzięciezSalemojejzamiarpowrotudoLovelessirozmówieniasięzojcem.Chciała,żebyjejsiostra
odpuściła,aleSalembyłanieprzejednana.ChciaławrócićporzeczyPoppyipowiedziećichojcukilka
cierpkichsłów.Próbowałemniewtrącaćsięzabardzo,bowidziałemobiestronymedaluiwiedziałem,
że nie ma sensu próbować odwodzić Salem od czegoś, kiedy już coś raz postanowiła. Zamierzałem
wrócićdodomuzPoppyizadbaćonią,podczasgdySalemwypożyczyłaSUV-azzamiaremwybrania
się w podróż z Nowego Meksyku do Loveless. To była dla nich obydwu niezręczna sytuacja, choć ze
zgołaodmiennychpowodów.
Kiedy Poppy w końcu wypisali ze szpitala, wyszliśmy przed budynek i czekaliśmy na taksówkę.
Widziałem wyraźnie, że Salem coś kombinuje. Była niespokojna, bawiła się włosami i unikała mojego
wzroku. Po pięciu minutach miałem tego dosyć. Złapałem ją za przedramię i przyciągnąłem do siebie,
zmuszając,żebyspojrzałamiwoczy.Pocałowałemjąwczubeknosaipowiedziałemłagodnie:
–Przestań.
Skrzywiłasię,akiedypuściłemjejrękę,pacnęłamniewramię.
–Co„przestań”?
–Cokolwiekkombinujesz.Poprostuprzestań.Ufamciiwiem,żewrócisz.Atymusiszmiuwierzyć,że
troszczęsiępoprostuomojąrodzinę,towszystko.Wtwojejkryształowejkulibyliśmymy,zapomniałaś
już?
Znowusięskrzywiłaiwestchnęła.
– Wiem. Po prostu… Poppy jest w tak strasznym stanie, a ty jesteś taki kochany… Chciałabym
wszystko naprawić. Po prostu miałam chwilę zwątpienia, to wszystko. Wiem, że jesteś najwłaściwszą
osobą, która może jej w tej chwili pomóc dojść do siebie. Jesteś jedyną osobą, której powierzyłabym
opiekęnadnią.
Pochyliłem się i pocałowałem jej śliczne usta. Zawsze smakowała jak najlepsza rzecz na świecie.
Uwielbiałem sposób, w jaki jej miękkie wargi układały się pod moimi, a jej język owijał się wokół
mojego.Oderwałemustaodjejpełnychwargiwsparłemczołoojejczoło.
–Pamiętasz,jakpowiedziałaś,żenadalchceszbyćmojąpierwsząnaróżnesposoby,takżebyśmogła
mniewciążzaskakiwać?
Roześmiałasięikiwnęłagłową,uderzająclekkoczołemomoje.
– Jest pewna bardzo ważna pierwsza rzecz, o którą chciałbym cię poprosić, kiedy będziesz w
Teksasie.
Cofnęłasię,takżeterazpatrzyliśmysobieprostowoczy;chybawidziaławmoimspojrzeniu,jakieto
dlamnieważne,bozgodziłasię,niewiedzącnawetjeszcze,cototakiego.
–Zrobię,cotylkozechcesz,Rowdy.
Uśmiechnąłem się do niej krzywo i wyjaśniłem cicho, o co takiego chciałem ją prosić. Kiedy
skończyłemmówić,obojemieliśmyłzywoczachibezsłowapadliśmysobiewobjęcia.
Chwilę później drzwi za nami otworzyły się i pielęgniarz wywiózł Poppy na wózku; wyglądała jak
szmacianalalka,wymiętaizniszczona.Zamierzałempomócjejdojśćdosiebieiwiedziałem,żewesprą
mniewtymwszyscyzmojejszalonejrodziny.Każdyznaswieleprzeszedłiwycierpiał,aledopierow
grupie poznaliśmy swoją wartość i przekonaliśmy się, ile mogą zdziałać bezwarunkowa miłość i
akceptacja.TobyłoidealnemiejscedlaPoppy,wktórymbędziemogłazapomniećoprzeszłościiznaleźć
spokójiswojąprzyszłość.
PomogłemwsiąśćjednejsiostrzeCruzdotaksówki,adrugąucałowałemnapożegnanie,wkładającw
tenpocałunekwszystkiemojeuczuciadoniej.Tasytuacjadziwnieprzypominałamitęsprzeddziesięciu
lat.JeszczerazmiałemsięzatroszczyćoPoppyipatrzyłem,jakSalemodjeżdża,żebywziąćsprawyw
swojeręce.Tymrazemwiedziałemjednak,żewszystkoskończysięinaczej,więczamiastprzeklinaćlos
imójniefart,dziękowałemopatrznościzato,żepostawiłtekobietynamojejdrodze,nadobreinazłe.
Cokolwiek miało się wydarzyć, byłem pewien, że już zawsze będę wdzięczny za każdą chwilę,
spędzonązewszystkimi,którychkocham.
SALEM
N
ie postawiłam stopy w kościele, odkąd opuściłam Loveless całe wieki temu. Nie miałam nic
przeciwko religii. Byłam przekonana, że wiara i pokładanie zaufania w czymś większym od nas była
ważną częścią życia, dzięki której ludzie godzili się z tym, jak ciężkie bywało ono czasami. Jednak
zostawienie mojego starego życia za sobą oznaczało także zapomnienie o godzinach spędzonych w
kościelnejławce,nawysłuchiwaniuświątobliwychsłówmojegoojca.
Dziwniebyłowrócićtuteraz,gdybyłamdorosła.Czułamsięinaczejzmyślą,żemogęwstaćiwyjśćw
samym środku kazania, gdyby akurat naszła mnie taka ochota. Teraz, kiedy nie byłam już dłużej pod
kontrolą mojego ojca, żyłam pełnią życia z dala od niego i tego miasteczka, jego słowa wydawały się
takie puste. Chociaż zawsze uważałam, że jest pełen wiary i kieruje się nią we wszystkim, co robi w
życiu,gdyterazpatrzyłamnajegopulpit,zastanawiałamsię,czytowszystkoniebyłoprzypadkiemtylko
napokaz.
Jasne, był żarliwy i przekonujący, zawsze taki był. Jego słowa odbijały się od drewnianego stropu i
ludzie otaczający mnie wydawali się naprawdę poruszeni, ale było w nich coś, co teraz, po upływie
czasuwidziałamwyraźnieiniewydawałmisięonjużtakionieśmielającyipotężny,jakibyłwmoich
młodych latach. Jego uśmiech wydawał się nieco zbyt promienny. Oczy miał otwarte odrobinę zbyt
szeroko, a ton jego głosu brzmiał zanadto teatralnie i profesjonalnie, żeby wydawać się szczery.
Wszystkiejegosłowaomiłościiszacunku,owypełnianiubożejwoliiżyciuwpoświęceniuporuszały
wemniejakieśstrunyiuświadomiłamsobie,żejegosłowaznaczątyle,co„róbcie,jakmówię,alenie
tak,jaksamrobię”.Tobyłahipokryzjaiżałowałam,żekiedybyłammłodsza,zabardzoskupiałamsięna
własnymcierpieniu,żebydostrzecjegopustesłowatakimi,jakiebyłynaprawdę.Miałamwrażenie,żeto
oszczędziłobymiwielupopełnionychwżyciubłędów.
Kiedyweszłamdokościołanapoczątkumszyiusiadłamztyłu,mojamamamniezauważyła.Cojakiś
czas oglądała się nerwowo przez ramię, całkiem jakby bała się, że nagle zerwę się na równe nogi i
obnażęprzedparafianamigrzechymojejrodziny.Uśmiechałamsiętylkodoniejszeroko.Niewidziałam
powodu, dla którego miałabym ją uspokoić – nie po tym, jak sprzedała Poppy temu psychopatycznemu
śmierdzielowi pod przykrywką robienia tego dla jej dobra. Za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się
spotykały,przełykałaślinęinerwowooglądałasięnamojegoojca.
Uznałam,żetakżemusiałmniezauważyć.Całekazaniepoświęciłwybaczaniuigrzechowi.Grzechom
ciała. Grzechom umysłu. Grzechom wynikającym z pragnienia czynienia dobra, popełnianym
nieświadomieigrzechomrodzicówidzieci.Zprzekonaniemrozprawiałotym,żenatymświecieniema
rzeczy, których Bóg by nie wybaczył, a gdy zaintonował modlitwę za duszę Olivera Martineza i
przypomniałwszystkimobecnymwtymmalutkim,wzorowymkościółku,żetylkoBógmożewybaczaći
osądzaćOliverazajegobłędy,żołądekwywróciłmisięnalewąstronę.AnisłowaoPoppy,anipiekle,
przezktóreprzeszła,niemówiącjużotym,żeniezająknąłsięnawet,żetoprzedewszystkimprzezniego
Oliverodnalazłmojąsiostrę.
Miałamochotęwstaćiprzejśćśrodkiemkościoła,apotemściągnąćgozołtarza.Chciałamstanąćna
ławceiwykrzyczećtymwszystkimBoguduchawinnymludziom,słuchającymtychbzdur,żemójojciec
tak naprawdę uważa, że jego zdanie i jego przekonania są równie ważne, jak tego bóstwa, o którym
twierdził, że jest jedyne, które może ferować wyroki. Nie zrobiłam tego jednak. Siedziałam tylko z
rękamiskrzyżowanyminapiersiiprzyglądałammusięspodwpółprzymkniętychpowiek.
Wiedziałam, że próbuje mnie sprowokować przed wszystkimi tymi ludźmi, których uważał za swoją
trzódkę, ślepych naśladowców. Już dawno spisał mnie na straty i nazwał utrapieniem, powodem do
wstydu, zbłąkaną duszą, która nie ma w sobie Boga i nie jest warta jego czasu ani uwagi, więc nie
zamierzałamzrobićnic,codałobymusatysfakcjęipotwierdziło,żemarację.
Telefon zawibrował mi sygnałem wiadomości i wyjęłam go, żeby przeczytać SMS: „Kocham cię” –
tylko tyle. Proste, słodkie słowa. Przypomnienie o tym, że gdy to wszystko się skończy, mam dokąd
wracać. Miałam kogoś, komu zawsze będzie na mnie zależało. Nigdy nie wracałam w moim życiu do
niczegoaninikogo,więctowyznanienapełniłomnietakąmiłościąiotuchą,żeniemogłamsiędoczekać,
kiedy wrócę do domu. Chciałam być już z Rowdym. Dni, które miałam spędzić bez niego, w rozłące,
wydawałymisięokresemdłuższymniżtedziesięćlat,któreupłynęłynamwcześniejosobno.
Tęskniłamzanim.Martwiłamsięomojąsiostrę.Chciałampogłaskaćmojegopsa.Chciałamwrócićdo
pracy i, co najbardziej mnie zaskoczyło, naprawdę brakowało mi przejrzyście błękitnego nieba
Kolorado.Znalazłamswojemiejscenaziemiiwiedziałam,żechybatylkobożainterwencjamożemniez
niegoruszyć.OdesłałammurówniesłodkiSMSiwstałam,kiedymszazakończyłasięostatniąmodlitwąi
wszyscyzaczęliwychodzić.
Trwałotocałąwieczność.Każdychciałsięprzywitać.Każdyzatrzymywałsię,żebyuściskaćmojemu
ojcudłońipowiedziećmu,jakbardzocenisobiejegosłowaidobroć.Musiałamdosłownieugryźćsięw
język, żeby nie powiedzieć czegoś dosadnego, kiedy kolejna osoba mamrotała coś na temat tego, jak
bardzo jest wstrząśnięta tym, co przydarzyło się Oliverowi i mojej siostrze. Współczucie, które
parafianieokazywalitakchętniemoimrodzicom,isłowapokrzepieniawtych,jakjenazywali,trudnych
chwilach doprowadzały mnie do furii. Fakt, że niebezpieczny szaleniec wziął moją siostrę jako
zakładniczkę, przystawił jej pistolet do głowy i pobił ją do nieprzytomności więcej niż raz, został tak
skrzętnieukryty,podobniejakcałakrzywda,którejmojasiostradoznawałasamotniewmilczeniu,żeaż
sięgotowałamzwściekłości.Niesprawiedliwośćtegowszystkiegosprawiała,żeczułamgoryczwustach
iażmnieskręcało.
RowdydowiózłPoppybezpieczniedodomu,alewDenvermojasiostraprzeżyłazałamanienerwowe.
Była w kompletnej rozsypce, a mój chłopak nie miał za bardzo pomysłu, jak jej pomóc. Nie chciała
przebywaćwmoimmieszkaniu,aleniemiałaochotybyćznimtakżesamauniego,więczdesperowany
Rowdy zadzwonił do Sayer i zapytał ją, czy nie zgodziłaby się ich gościć, dopóki nie wrócę. Na
szczęście Sayer miała mnóstwo wolnych pokoi w swoim wiktoriańskim domiszczu i doskonale
wiedziała,jakporadzićsobiezmojąroztrzęsionąsiostrą.SayerColenaprawdęokazywałasięwwielu
sytuacjachwybawieniemifakt,żerzuciławszystko,abybyćtam,gdziemężczyzna,zktóregopowoduja
zrobiłam dokładnie to samo, był naprawdę zbawiennym zbiegiem okoliczności. Byłam nieskończenie
wdzięczna,żepojawiłasięwnaszymżyciu.NaprawdęzaczynałamwierzyćwsłowaRowdy’ego,który
zawszepowtarzał,żenicniedziejesiębezprzyczyny.Jasne,nanaszejdrodzebyłomnóstwowybojówi
kolein, ale koniec końców każde z nas trafiło dokładnie tam, gdzie powinno być. Jeśli o mnie chodzi,
wiedziałambezwątpienia,żetomiejscebędziewszędzietam,gdzieRowdy,jednakbyłampewna,żeto
samotyczysiętakżePoppyiSayer.
Wyszłamzkościołaostatnia.Czułamsię,jakbymżegnałasięztymżyciemitymmiejscem–tymrazem
takjaknależy.Nieuciekałam,ogarniętabezrozumnąpaniką.Nierzucałamwszystkiego,comiałam,tylko
po to, żeby uniknąć złych rzeczy. Miałam opuścić to miejsce na własnych zasadach i stawić czoło złu,
upewniającsię,żejużnigdyniedosięgnieonostądswoimimackamimnieanimojejsiostry.
Przygładziłamwłosy,obciągnęłamspódnicęiwzięłamgłębokioddech.Byłamrówniezdenerwowanai
zdeterminowana, żeby mieć już to wszystko za sobą i stąd wyjechać. Gdy stanęłam na zewnątrz,
zmrużyłamoczywsłońcu.Moirodziceczekalinaszczycieschodów,machającostatnimzparafian,którzy
wychodzilizparkinguiwracalidoswoichsprawwtoniedzielnepopołudnie.Wzdrygnęłamsię,kiedy
mojamamawyciągnęłarękęidotknęłamojegoramienia.Minęłodziesięćlat.Tobyłodużoczasuioboje
wyglądali starzej i znacznie mniej onieśmielająco, niż ich zapamiętałam. Widziałam, jak mój ojciec
prześlizgujesięwzrokiempowszystkichtatuażach,widocznychspodmojegobiałegomarszczonegotopu,
iwjegooczachnatychmiastpojawiłysięodrazaizdegustowanie.
– Nie wystarczyło, że zbezcześciłaś nasz dom brakiem zasad moralnych i szacunku? Musiałaś także
zbezcześcić swoje ciało? – Pokręcił ciemną głową, całkiem jakbym naprawdę wyrządziła mu jakąś
niewybaczalnąkrzywdę.–Czemumnietoniedziwi?
Dawniej jego słowa zabolałyby mnie. Sprawiłyby, że poczułabym się winna z powodu tego, że
zdecydowałamsięprzyozdobićswojeciałodziełamisztukiiśmiałampotraktowaćswojąskóręjakmoją
własność, jednak teraz widziałam sprawy takimi, jakie były – desperacką próbą poniżenia mnie,
wyegzekwowania swojej kontroli i osadzenia mnie na powrót pod jego pantoflem. Podniosłam brew i
powiodłamwzrokiemodniegodomamyizpowrotem.
– Nie sądziłam, że będziecie chcieli to wyjaśniać tutaj, na stopniach kościoła, gdzie przypadkiem
możemy mieć świadków parafian, ale wszystko mi jedno. Nie mam nic do ukrycia. Czy możesz
powiedziećtosamoosobie,tato?
Widziałam kątem oka, jak moja matka otwiera usta, żeby coś powiedzieć, a ramiona mojego ojca
tężeją.Mamawyciągnęłaznowurękęipołożyłająnamoimprzedramieniu.
–Minęłodziesięćlat,Salem.Totaksięwracadodomu?
Roześmiałamsię,naprawdęrozbawiona,istrząsnęłamjejrękę.
–Nie.Dlategożetonigdyniebyłdom.–Wsunęłamwłosyzauchoiposłałamimgniewnespojrzenie.
–Towysprawiliście,żewyjechałam,kiedybyłamjeszczezbytmłoda,żebywiedzieć,ocochodzi.To
przezwasniemogłamtuzostać,wskutekczegozniszczyliściePoppyizmusiliściemniedozostawienia
jedynegochłopca,któregokiedykolwiekkochałam.–Dźgnęłampalcemmojegoojcawsamśrodekpiersi
i zobaczyłam, jak w jego oczach zapala się płomień czystej, żywej nienawiści. – Teraz to widzę.
Wiedziałeś,że się niezłamię, że niedam się wodzić zanos, więc zrobiłeśwszystko, żebym nie mogła
zostaćiżebymnigdyniewróciła.Cóż,muszęcitoprzyznać,tęrundęwygrałeś,tato.
Spojrzałnamniekarcącymwzrokiemiotoczyłmamęramieniem.Wydawałomisię,żesięwzdrygnęła,
aleniechciałamstracićznimkontaktuwzrokowego,więcniebyłampewnanastoprocent.
–Byłaśkrnąbrnaibezbożna.Prowadzałaśsięzchłopcem,którybyłzbytmłodyiniemiałrodziny.Nie
było w tobie dobra, Salem. To było najlepsze, co mogłaś zrobić dla tej rodziny: odejść. Twoja siostra
padłaofiarątwoichpogańskichpraktyk.
Przewróciłamoczami.
– Moje pogańskie praktyki zapewniły mi świetną karierę, życie pełne wspaniałych przyjaciół i
postawiłymnienadrodzeczłowieka,odktóregomusiałamodejść,zmuszonaprzezwas.Mojepogańskie
praktykidoprowadziłymniedokładnietam,gdziepowinnambyć.Zmieniłeśswojącórkę,ciałoztwojego
ciałaikrewztwojejkrwiwofiarę,wpustąskorupę,cieńjejdawnejsiebie,bozabardzobałasięciebie
rozczarować.Nieomaljązabiłeś!Jaksądzisz,copowiedzielibynatotwoiparafianie,tato?
Podniósłhardopodbródekispojrzałnamniezgóry,pogardliwie.Wiedziałam,żenigdysięniepodda,
nigdynieprzyznasię,żecośzrobiłnietak–nie,kiedywgręwchodziłamjaalboPoppy,alewidziałam
w nim też strach. Widziałam to w sposobie, w jaki zacisnął szczęki, i ledwie zauważalnie zbladł.
Mogłam mu ściągnąć tę maskę i wszyscy zobaczyliby natychmiast, kim był naprawdę. Miałam nad nim
przewagę,ajednakonnadalwiedział,jakmizaleźćzaskórę.
–Poppypopełniławielebłędów.Musiałazanieodpokutować.Łatwozwalićwinęnakogośinnego.
Gniew, który we mnie wzbierał, prawie mnie zaślepił. Miałam ochotę uderzyć go w tę jego pełną
samozadowoleniatwarz.Zamiasttegozwinęłamdłoniewpięściiwbiłampaznokciewewnętrzedłoniaż
dokrwi.
– Uprawiała seks, tato! Większość dziewcząt w college’u to robi i nie jest to żaden niewybaczalny
grzech,zaktórytrzebapłacićprzezresztężycia.
Wiedziałam,żezaprzeczyiżetobezowocnadyskusja,więcucięłamjąszybko:
– Posłuchaj, nie obchodzi mnie, co myślisz. Mam gdzieś, czy każdej nocy starasz się wymodlić dla
mnie specjalny, prywatny kawałek piekła. Obchodzi mnie jednak Poppy i to, żeby była szczęśliwa i
bezpieczna. Nie próbuj się z nią kontaktować. Nie próbuj do niej dotrzeć. Nie waż się wpędzać ją w
poczucie winy i obwiniać o udział w śmierci tego okropnego człowieka. Chcę, żebyś zostawił ją w
spokoju.Czywyrażamsięjasno?
Mojamamawydałazsiebiebliżejnieokreślonypisk,amójojciecodchrząknął.
–Niewypowiadajsięwimieniusiostry,Salem.DlaPoppywciążjestnadzieja.Wciążmożeodnaleźć
drogędobożegostada.
Warknęłamnaniegoipostąpiłamokroknaprzód.
–Jeślisięztobąskontaktuje,powieszjejtylko,żecieszyszsię,żenicjejniejestiżewspieraszjąw
jejwyborach.Wierzmi,tato,niechcesz,żebymsięwtomieszała.Niejestemjużdzieckiemibędęztobą
oniąwalczyłakłamiipazurami.
–Niezdołaszmniezastraszyć,Salem.
– Och, czyżby? Jeżeli zawstydzały cię rzeczy, które robiłam, kiedy żyłam pod waszym dachem,
poczekaj tylko, aż zacznę wywlekać brudy, które mam w zanadrzu, na temat tego, co robiłam, żeby
przetrwać, kiedy mnie wygnałeś. Czy wiesz, że byłam striptizerką? Jak sądzisz, jak spodobałyby ci się
wszystkie zdjęcia i nagrania załadowane do sieci, sygnowane twoim nazwiskiem i powiązaniami z
kościołem? – Podniosłam wyzywająco brew i przyglądałam się, jak próbuje zdecydować, czy mówię
poważnie, czy nie. – Co powiesz na te wszystkie lata, które przepracowałam jako tancerka w burlesce
albowgabinecieosobliwościnapromenadzieczygdyprowadziłamdragshowwgejowskimbarze?A
może sekstaśma? Nie masz pojęcia, jakie ciekawe rzeczy mogę wyciągnąć na światło dzienne, a wierz
mi, jak już coś raz trafi do Internetu, nie ma szans, żeby to stamtąd usunąć. Mogę utaplać ciebie i całą
twojąparafięwbłocie.Niezmuszajmniedotego.Niepróbujzemnązadzierać.Zrobięwszystko,cow
mojejmocy,żebyzapewnićPoppybezpieczeństwo.Och,aprzyokazji,tasierotazsąsiedztwa,któranie
była twoim zdaniem dość dobra dla nas, dorosła, osiągnęła wielki sukces i będzie walczyła u mojego
boku. Czy wspominałam ci, że jego siostra jest prawniczką? Jestem pewna, że z chęcią ogłosi całemu
światu,jaktozmusiłeśPoppydorandkowaniaztamtymrozgrywającym,apotemodwróciłeśsięodniej,
kiedy zaszła w ciążę, a on ją zostawił. Jaki z ciebie boży człowiek? Taki, który zdradza groźnemu
szaleńcowi miejsce pobytu własnej córki i ukrywa przed całym światem, że chroni człowieka
znęcającego się nad swoją żoną? Cała ta twoja farsa pryśnie w mgnieniu oka jak bańka mydlana. Nie
tylkozedręzciebiemaskęprzedobliczemcałegoświata,ojcze.Pogruchoczęjąnamilionkawałków.–
Skrzyżowałamramionanapiersiispojrzałammutwardowoczy.Widziałam,żechcemisięsprzeciwić,
chce wierzyć, że jest dość kochany i że ludzie na tyle go podziwiają, że moje paskudne grzeszki nie
zaszkodzą jego nieskazitelnemu wizerunkowi, ale nagle moja matka uwolniła się z jego uścisku i
spojrzałananiegobłagalnie.
– Ona ma rację. To się musi skończyć. – Mój ojciec otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale ona
podniosła dłoń, żeby go uciszyć. – Dosyć tego. Straciliśmy już jedną córkę i Salem ma rację: druga
nieomal przez nas zginęła. Nie chcę dłużej brać w tym udziału. To nie jest dobre, prawe życie. –
Wycelowałapalecwtwarzswojegoosłupiałegomężaioznajmiłastanowczo:–Jeżelisądzisz,żetwoja
reputacja przetrwa wszystkie groźby, o których mówi Salem, wiedz jeszcze coś: z pewnością nie
przetrwa,jeśliwtymwszystkimzostawicięwłasnażona.Zrobisz,jakonamówi.Koniec,kropka.
Mój ojciec sprawiał wrażenie oniemiałego i rozwścieczonego, a moja mama roztrzęsionej i
zniesmaczonej.Odwróciłasiędomnieiuśmiechnęłasmutno.
–Wydawałomisię,żeOliverbyłdobrydlatwojejsiostry.Gdywróciłazcollege’u,zmieniłasię.Nie
miałampojęcia,żejąkrzywdzi,dopókiniebyłozapóźno,ipozwoliłamtwojemuojcuprzekonaćsię,że
Oliversięzmieniłiżeżałuje,żetraktowałtaktwojąsiostrę.Powiedział,żeOliverdochodzidosiebie
dziękimodlitwieiwierze.Myliłamsię,wierzącmuiufającślepo.Przezostatniedziesięćlattakbardzo
się myliłam… Zatroszcz się o swoją siostrę i daj jej wszystko, czego będzie potrzebowała. On nie
wejdzie wam w drogę. – Obejrzała się przez ramię na mojego ojca i zacisnęła usta. – Już ja tego
dopilnuję.
Niezamierzałamjejdziękować.Nieotrzymamojejwdzięcznościzacoś,copowinnabyłazrobićjuż
dawno,dawnotemu,uznałam.Tobyłjejobowiązek,stanąćmiędzyswoimidziećmiatymczłowiekiem.
Skinęłamgłowąiodeszłamodnich–ostatniraz.
–Salem…–Obejrzałamsięprzezramięnadźwiękmojegoimieniawypowiedzianegoprzezmatkę.–
Chciałabym,żebyświedziała,żetwojeodejściezłamałomiserce.
Mnie także, ale nie dlatego, że ją zostawiłam, tylko dlatego, że zostawiłam Poppy i Rowdy’ego, że
sprowadziłamnanichtroskiiżal.
–Wtakimraziepowinnaśbyłazrobićcoś,żebymnieodeszła,mamo.
Widziałamwjejoczachłzyiprawdziwyżal,alebyłojużnatowszystkozapóźno.
–Cieszęsię,żeodnalazłaśdrogędotegochłopca.Zawszetaksłodkorazemwyglądaliście.Cudownie
sobieradziłzwamiobydwoma.
–Nadaltakijest.–Iwiedziałam,żejużzawszebędzie.Tam,gdziebył,byłomojemiejsce,nienatych
kościelnych schodach… musiałam się tu tylko zatrzymać na chwilę, żeby móc na dobre zostawić to
wszystkozasobą.
Niezawracałamsobiegłowypożegnaniami.Niepomachałamimnapożegnanieaninieoglądałamsię
zasiebie.Poprostuodeszłam.Drzwizostaływreszciezatrzaśnięte.Zamierzałamwyjechać,zostawićto
miastoiwiedziałamterazdoskonale,dokądzmierzam.Nieuciekałamjużprzedswojąprzeszłością,tylko
kierowałamzrozwagąkuwłasnejprzyszłości,dziękiczemuczułamsiękompletnaispełnionawsposób,
jakiegonigdyniedałominieustanneprzeprowadzaniesięzmiejscanamiejsce.
Zanimjednakzostawiłamtowszystkozasobą,zatrzymałamsięnapoboczupylistejdrogiiwysiadłam
z wypakowanego rzeczami mojej siostry SUV-a, żeby zerwać trochę teksaskich dzwonków. Tak bardzo
pasowały do kwiatów na moich plecach, że uśmiechnęłam się i poczułam w sercu dziwne ukłucie.
Ostrożniepołożyłamjenasiedzeniupasażeraipokonałamresztędroginacmentarz,położonyjakieśpół
godzinyjazdyodgranicLoveless.
WyglądałjaknaprawdęzapomnianeprzezBogaisamotnemiejsce.Nierosłatusoczyściezielonadarń
i nie było eleganckich rządków kamiennych płyt, ozdobionych wszystkimi gatunkami kwiatów pod
słońcem.Ziemiępokrywałazamiasttegospieczona,brązowawozielonatrawa,anagrobkiwydawałysię
spieczonesłońcemizniszczałe.Niekłębiłsiętutłumżałobnikówiniebyłoosóbodwiedzającychgroby,
więczaprzewodnikamiałamtylkowspomnieniesześciolatkacodomiejsca,gdzieznajdowałsięgrób,
którego szukałam. Znalezienie go zajęło mi więcej czasu, niż sądziłam, a kiedy wreszcie trafiłam do
niego, dzwoneczki nieco przywiędły. Cóż, w pewnym sensie pasowało to do atmosfery tego miejsca –
poważnejismutnej.Zzaskoczeniempoczułam,jaknawidoknapisuwyrytegowprostymkamieniuoczy
wypełniająmiłzy.
GloriaSt.James
1975–1996
Kochającamatkaopięknymuśmiechu
Zastanawiałam się, kto dodał tę ostatnią inskrypcję, skoro ona i Rowdy mieli tylko siebie, ale
cieszyłam się, że jest tu i że będzie mógł ją zobaczyć, kiedy któregoś dnia tu zawita. Przykucnęłam i
położyłam kwiaty na zimnym kamieniu, a potem jakoś tak sama z siebie uklękłam i zapatrzyłam się w
grób.Byłotylerzeczy,którepragnęłampowiedzieć…Czułamsię,jakbymchciałaopowiedziećjejcałe
życiejejsyna,aleniemogłamprzełknąćwielkiejgulidławiącejmniewgardle.
Minęłachwilaispadłokilkałez,zanimodchrząknęłam.
– Witaj, Glorio. Miło mi cię poznać. Nazywam się Salem Cruz i jestem beznadziejnie zakochana w
twoim synu. – Musiałam znowu odchrząknąć, a wzrok dziwnie mi się zamazał od kolejnych łez, które
wezbrałymiwkącikachoczu.Tobyłoznacznietrudniejsze,niżprzypuszczałam,kiedyRowdypoprosił
mnie o to pod szpitalem. – Znałam go przez większość jego życia i wiem, że zawsze był dobrą duszą.
Sprowadziłaś na ten świat cudownego człowieka i jestem pewna, że byłabyś dumna z niego i z życia,
jakiedlasiebiewybrał.Wiedz,żejesteśbardzobliskojegoserca,itodosłownie.–Wyciągnęłamdłońi
przesunęłam palcami po jej wytrawionym w kamieniu imieniu. Pasowało niemal idealnie do tatuażu na
piersi Rowdy’ego. – Wiele czasu nam zajęło, zanim do tego doszliśmy, ale teraz, kiedy już wszystko
sobiewyjaśniliśmy,chciał,żebymbyłapierwsząijedynąkobietąwjegożyciu,którapoznajegomatkę.–
Płakałam już teraz jak bóbr, bo wiedziałam, jak ważna jest ta chwila. Stanowiła przypieczętowanie
pragnieniaRowdy’egobyciazemnąnazawsze.–Zrobięwszystko,cowmojejmocy,żebyzatroszczyć
sięoniegoprzezresztęmojegożycia.Chciałamtylko,żebyśtowiedziała.–Opuściłamgłowęnapierśi
zacisnęłam mocno powieki. Czułam się jak porwana wirem emocji i myśli o tym, co mogłoby się
wydarzyć.Poczułam,jakprzyklejonedokarkuwłosyowiewamiciepłabryza,amojenozdrzawypełnia
słodki zapach kwiecia. Położyłam dłonie na udach, podniosłam głowę i spojrzałam, zamyślona, na
nagrobek.–Niezamierzamjużwżyciuzmarnowaćanichwili.Przyprowadzętudociebietwojegosyna,
żebyśmogłazobaczyć,jakijestcudownyiżebyśniemusiałasięjużmartwić,czyznalazłpotobiekogoś,
ktogopokochał.Mamnie,macałąrodzinę,którąznalazł,imacudownewspomnieniazwiązaneztobą.
Wietrzyk znowu powiał, poruszając kielichami dzwonków, które złożyłam na grobie. Czułam, że już
czas na mnie. Ucałowałam koniuszki palców i dotknęłam płyty w miejscu, w którym było
wygrawerowane jej imię, a potem wstałam i wróciłam do mojego SUV-a. Odchodząc od moich
rodziców,nieczułamnic.PożegnaniezmatkąRowdy’egosprowadziłonamojąduszęspokójiwydawało
się takie… właściwe. Czułam się, jakby dała mi błogosławieństwo, żebym opiekowała się dla niej
sercemjejsyna.Tobyłozadanie,któregowypełnianiuzamierzałamsiępoświęcićażdokońcażycia.
NapisałamdoRowdy’egoSMS,żebydaćmuznać,żejestemwdrodzeibędęjutrowieczór,itrochę
się zdenerwowałam, gdy odpisał, że wrócił do swojego mieszkania, bo Poppy bardzo ciężko znosiła
przebywanie w towarzystwie jakiegokolwiek mężczyzny. Nie byłam dość śmiała, żeby zapytać ją, czy
Oliver napastował ją oprócz bicia także seksualnie, a ona nie kwapiła się zbytnio do zwierzeń, jednak
wszystkiedowodywskazywały,żetakbyło.
Zadzwoniłam,żebysprawdzić,jaksięczuje,ipodziwacznejrozmowiewypełnionejjednosylabowymi
odpowiedziami rozłączyłam się, wysłuchawszy licznych zapewnień z jej strony, że nic jej nie będzie.
Poinformowałamnie,żepoprostujestzdenerwowanaiżeobecnośćRowdy’egotodlaniejwtejchwili
zbytwiele.Byłazbytwytrąconazrównowagi,żebyprzypadkowowpadaćnaniegowprzedpokojuczy
spotykaćgowychodzącegozłazienki,więcmusiałapoprosićgo,żebywróciłdosiebie.Niechciałtego
zrobić,pragnąłbyćwpobliżu,żebynieśćjejwsparcieimiećpewność,żejestbezpieczna,aletotylko
pogarszałosprawę.Zapewniłamją,żeniedługobędęprzyniej,aonaroześmiałasięipowiedziałatylko,
żebymwracaładomojegofaceta.Najwyraźniejponaszychostatnichekscesachwiedziałaażzadobrze,
czego mi brakuje, i namawiała mnie z całego serca, żebym jak najszybciej spotkała się z Rowdym i
cieszyławszystkim,codawałonamtakąfrajdę.Niemogłamnieprzyznaćjejracji,botęskniłamzanim
jakgłupia,więczakończyłamrozmowęzzamiarempognaniadoniegonatychmiast,gdydotrędoDenver.
Kiedywsunęłamdozamkadrzwidojegomieszkaniaklucz,którymidał,czułamsię,jakbymwłaśnie
dotarła do kresu bardzo długiej podróży. Tak naprawdę było to tylko nieco ponad dwanaście godzin,
podczas których zatrzymałam się na krótką drzemkę, ale miałam wrażenie, że minęły wieki, odkąd
widziałamjegotwarzidotykałamjegopokrytejtatuażamiskóry.Gdyotworzyłamdrzwi,przywitałmnie
rozszalałyzradościJimbo.Zwywieszonymjęzoremskakałmicochwilanakolana.Widziałamteraz,jak
dużybędzie,kiedywreszciedorośnie,iniemogłamsięnadziwić,jakbardzoucieszyłmniejegowidok.
Przyklękłam i wtuliłam twarz w jego sierść, a on zaczął mnie lizać po całej twarzy. Widać było, że
bardzozamnątęsknił,imusiałamprzyznać,żetobyłkolejnydowódpotwierdzający,żewreszcietrafiłam
tam,gdziebyćpowinnam.
Byłopóźno,więcwmieszkaniupanowałmrok.Sprawdziłampsiemiski,upewniającsię,żeJimboma
co jeść i pić; starałam się zachowywać cicho, na wypadek gdyby Rowdy już spał. Szłam właśnie do
łazienki,kiedykątemokadostrzegłamszkicownikporzuconywpółmrokunakanapie.Zatrzymałamsięw
półkrokuisięgnęłamponiego,żebygoprzejrzeć,agdyprzekartkowałamkilkapierwszychstron,serce
zaczęłomiwalićjakmłotem.
Było tam kilka rysunków sporządzonych najwyraźniej z myślą o klientach, projektów tatuaży, które
jeszczeniewyszłypozapapier,jednakwiększośćbiałychkartekpokrywałyszkicepostacizmojątwarzą.
Była tam syrena z moją głową i zadziorna dziewczyna marynarz z moją buzią. Byłam ja jako urocza
IndiankazdługimiwarkoczamiwstyluPocahontas,atakżemojaanielskawersja,stojącaramięwramię
zemnąjakoseksownądiablicą.Byłytamniezliczonepostacie,każdainnaioryginalna,alewszystkieje
łączyłojedno:tojabyłambezwątpieniainspiracjądoichpowstania.Niewiedziałam,czynarysowałje
wszystkie w ciągu tamtego tygodnia, kiedy go unikałam, czy na przestrzeni miesięcy, kiedy oboje
bawiliśmysięwgłupiąciuciubabkę.Naichwidoksercewezbrałomijednakczułościąipewnością,że
jestemdlaniegokimśniezwykłym,najważniejszym.
Odłożyłamszkicownikinapaluszkachprzeszłamkorytarzem.Jimbozerknąłwśladzamnąiparsknąłz
wyraźnym zdegustowaniem. Biedaczek, szybko się nauczył, że gdy dwoje jego ludzi znika razem w
sypialni,niematamdlaniegomiejsca.
Światłobyłozgaszone,aRowdyleżałrozciągniętynabrzuchuwpoprzekłóżka,zdłoniąpodgłową.
Jego jasne włosy sterczały na wszystkie strony i ten widok byłby piękniejszy, chyba tylko, gdyby nie
miałby na sobie czarnych bokserek. Jednak nawet pomimo ich obecności nie miałam na co narzekać.
Westchnęłamzzachwytemipodkradłamsiędoniego,żebymócdotknąćwargamikotwicywytatuowanej
zbokujegoszyi.Poczułam,jakpulsmuprzyspiesza,anajęzykurozlałmisięsłonysmakjegoskóry,gdy
wymamrotałcośprzezseniprzekręciłsięnaplecy.
Zciemnościłypnęłynamnierozpalonebłękitemoczy,akącikijegoustuniosłysięwuśmiechu.
–Cześć!
Pochylonanadnim,opuściłamgłowę,żebyskraśćmuszybkiegocałusaipotrzećkoniuszkiemnosao
jegonos.
–Cześć!
Wyciągnął dłoń i wplótł palce w moje włosy, które wysunęły mi się za ramienia i spłynęły na jego
pierś.
–Ijakposzło?
Westchnęłam i przesunęłam dłonią po tatuażach mieniących się na jego klatce piersiowej. Obrazek i
imięnaniejwytatuowanewydawałymisięterazznacznieważniejszeniżwcześniej.
– Poszłam do twojej mamy i pożegnałam się z nią. To było bardzo smutne, ale też cieszę się, że
poprosiłeś mnie, żebym ją odwiedziła. No i chyba… zastraszyłam mojego ojca. Zagroziłam mu moją
sekstaśmą–wymamrotałam.Jegobrwipowędrowałydogóryiprzyciągnąłmniedosiebiezawłosy,tak
żeobojeleżeliśmyteraznałóżku.
–Maszsekstaśmę?
– Jasna cholera, nie! Ale on o tym nie wie i nie musi wiedzieć. Byłam zaskoczona, że moja mama
postawiłamusięipoparłamnie,żepowiniendaćPoppyspokój.Przyznałateż,żewdużejmierzesknocił
wszystkokoncertowo.Chciałabym,żebywziąłsobietodoserca.
PierśRowdy’egopodniosłasię,gdywestchnął.
–Terazjużzapóźno,żebytomiałojakieśznaczenie.
–Teżtakuważam.JakPoppy?
Zakląłcichopodnosemiporuszyłsiępodemnąniespokojnie.Dowódnato,żezamnątęskniłuwierał
mniewbiodro.Tosprawiło,żeuśmiechnęłamsięiotarłamzrozmysłemojegowyprężoneciało.
–Niejestdobrze–westchnął.–Zamknęłasięwsobie,jestnerwowa.Niepozwalasięnikomudotykać
iwnocycochwilabudzisięzkrzykiem.Sayerświetniesobiezniąradzi,alemimotomartwięsięonią.
Skinęłam głową i musnęłam wargami brodawkę jego sutka w pobliżu moich ust. Słyszałam, jak
gwałtowniezaczerpujetchu,iuśmiechnęłamsiępodnosem.
– Ja też. Chyba po prostu będziemy musieli przeczekać, dopóki nie będzie gotowa przyjąć naszej
pomocy.Mojasiostrajestsilniejsza,niżmożnabyprzypuszczać–dodałamchrapliwymgłosem.
–Owszem.–Poczułam,jakjegodłońzaciskasięmocniejnamoichwłosach,gdyprzyciągnąłmniedo
siebie,żebyprzywrzećdomnieustami.–Tęskniłem.–Czułam,żetoprawdawjegopocałunkuitym,jak
tulił mnie w ramionach. W jego głosie brzmiało takie samo pożądanie i zniecierpliwienie, które
przeszywałomniedoszpiku.
–Jatakże.–Byłambardziejniżgotowapokazaćmu,jakbardzomigobrakło.
Przesunęłamustanadrugąstronęjegopiersi,żebypolizaćdrugąbrodawkę,adłońmiprzejechałampo
jegożebrach,ażpodgumębokserek.Ścisnęłammocnojegonapięte,krągłepośladkiiusunęłamstojący
mi na przeszkodzie materiał. Pomógł mi uwolnić z majtek swój sztywny członek, a gdy ujęłam go
oburącz,poczułam,jakwrażliwaskórapłoniepoddotykiemmoichdłoni.Cudowniebyłoczuć,jakjego
ciałożywiołoworeagujenamójdotykipulsujepodmoimipalcami.Nasamąmyślotym,żewłaśnietak
naniegodziałam,kręciłomisięwgłowie,czułamsięodurzona.
Opuszką kciuka przesunęłam czule po metalowych kuleczkach wieńczących główkę jego penisa i
spojrzałamwteroziskrzonepalącymbłękitemoczy.
–Dziękuję,żedomniewróciłaś.–Jegosłowabrzmiałyjaknajpiękniejszapiosenkaomiłości.
Palcemwskazującymwolnejrękinarysowałamnajegopiersiserduszko.
–Zawszebędęwracać.Kochamcię.Dziękuję,żezawszejesteśtu,żebymmiałagdziewracać.–Gdy
przesunęłamkciukponiżejjegokolczyków,jęknął.
–Wątpię,żebymkiedykolwiekwswoimżyciuniebyłwtobiezakochany,Salem.
Ucałowałam miejsce na jego piersi, pod którym serce łomotało mu przy każdym muśnięciu mojego
kciukaiskręcienadgarstka.Ścisnęłamjeszczerazlekkojegokutasaizaczęłamprzesuwaćdłoniąwgórę
iwdół;sztywniałcorazbardziejzkażdymposuwistymruchem.
–Znamtouczucie,Rowdy.–Opróczniegoprzeszywałomnietakżepragnienieposiadaniago,czucia
go w sobie, bycia pod nim i nad nim, gdy rozkosz otuliła nas oboje jak miękki pled. W tej chwili nie
miałam mu już nic do powiedzenia, więc musiałam zająć czymś usta, żeby powstrzymać go przed
kontynuacjątejrozmowy.
Wydyszał moje imię, kiedy ujęłam główkę jego penisa między wargi i zaczęłam raz po raz zataczać
kręgi językiem wokół tych jego niezwykłych ozdóbek. Cudownie było czuć w ustach smak metalu i
mężczyzny, gdy tak lizałam go, całkiem jakby był moim ulubionym smakołykiem. Czułam, jak mięśnie
jego brzucha tężeją, a uda napinają się, podczas gdy pracowałam nad nim językiem i ustami. Było coś
niesamowiciesatysfakcjonującegowtym,żetosilne,pokrytetatuażamiciałodrżałoipoddawałosiętak
łatwo mojemu dotykowi. Wiedziałam, że nigdy mi się to nie znudzi – podobnie jak słuchanie, jak
wymawiamojeimięniczymprzekleństwoiciągniemniezawłosy.Uwielbiałamsposób,wjakiujmował
wdłoniemojągłowę,ipoczucie,żejestbliskispełnienia,gdypocierałamtemetalowekuleczkirazpo
razjęzykiem.
Wygiąłbiodrawłuk,cozupełniewybiłomniezrytmu;podniosłamgłowę,chcącgouspokoić,alew
tejsamejchwilizacząłzdzieraćzemnieubranie.Ściągnąłmiprzezgłowękoszulkęipospieszniezsunąłz
nógczarne,obcisłespodnie.Mojabieliznawmgnieniuokazniknęłapodjegoseksownymi,drapieżnymi
dłońmi,natychmiastzastąpionajegokutasem,całymlśniącymiwilgotnymodmojejśliny.
Ujął moje ciężkie piersi w dłonie i zaczął drażnić kciukami przekłute brodawki, podobnie jak ja
wcześniej jego. Zaczerpnęłam głośno powietrza pod wpływem obezwładniającej przyjemności.
Nasunęłam się na jego erekcję i delektowałam uczuciem, jakie wyzwalało we mnie wsuwanie się tego
pulsującego ciepła centymetr po centymetrze w głąb mojego ciała. Wsparłam dłonie na jego piersi i
pochyliłamsię,takżeobojebyliśmyterazotoczeniczarnązasłonąmoichwłosów.Towszystkobyłotakie
cudowne…takiewłaściweidobre.Gdyzaczęliśmysięporuszać,jęknęłam,aonszepnął:
–Jesteśmojąidealnądziewczyną.
Powiekimuopadły,aoddechstałsięurywanyiświszczący,gdyzaczęłamsięnadnimkołysaćiwić.
–Atymoimidealnymchłopakiem.
Po tym nie było już miejsca na więcej słów. Były tylko odgłosy pocałunków i naszych ciał,
splatającychsięrazzarazem,dotykuskóryoskóręinarastającejprzyjemności,wypełniającecałypokój.
Byłynaszedłonienatwarzach,dłoniemiędzynogami,całusyiukąszenia,iwięcejniżjedenorgazm,gdy
poruszaliśmysięjednymrytmeminapieraliśmynasiebie.Byłyłagodnewestchnieniaisprośnesłowa,a
w pewnym momencie, gdy zanurzał usta między moimi nogami, a ja zaciskałam kolana na jego uszach,
byłampewna,żezobaczyłamBoga,októrymtylezawszesłyszałam.
Wielegodzinpóźniej,kiedyzaczęłojużświtać,złożyłammugłowęnapiersi,potymjakzawlekłmnie
podprysznic,iułożyłamsięwtymjedynymmiejscu,któreczułam,żejestmiprzeznaczone.
Podróżdoniegobyładługaiczęstozbaczałamzwłaściwejdrogiimyliłamkrok,jednaknajejkońcu
liczyłsiętylkocel,nieważne,ileczasuzabrałomidotarciedoniego.
EPILOG:ROWDY
N
a widok nachmurzonego spojrzenia, które rzucała mi Salem z lustra w łazience, z całej siły
próbowałem się nie uśmiechać. Łatwiej byłoby mi uwierzyć, że jest naprawdę zła, gdyby nie miała
rozmazanejnawydętychusteczkachszminki,aspódnicypodciągniętejdopasa,gdywszedłemwniąod
tyłu głęboko. Trzymałem jedną rękę na jej dłoni, którą wspierała się o lustro, a drugą na brzegu
umywalki,więcmogłemnaniąnaprzećzmaksymalnąsiłą.
–Spóźnimysię!
Słyszałem w jej głosie, że chce sprawiać wrażenie rozdrażnionej, ale kiedy wsunąłem jej z przodu
rękę między nogi i musnąłem jej udo w poszukiwaniu drogi do jej mokrej cipki, wszystkie pozory
rozpłynęłysięwwestchnieniurozkoszy.
Nie mogłem się nie roześmiać. Bardzo często się spóźnialiśmy. Właśnie tak się działo, kiedy
dziewczynawyglądałatakjakonailubiłanosićkusespódniceisukienki,inicpodnimi.Opuściłalekko
głowęipoczułem,jakjejciałowokółmnietężeje.Pochyliłemsięnieco,żebypocałowaćjąwkark,nad
którym miała włosy ściągnięte w jakiś megaskomplikowany węzeł żywcem z magazynu „Good
Housekeeping”zlatpięćdziesiątych.
– Nikogo nie obchodzi, że się spóźnimy. – Wszyscy wiedzieli, dlaczego się spóźnialiśmy, i dopóki
byłemszczęśliwyirazemzSalemchodziliśmyuśmiechnięci,niktniemarudził,żewpadaliśmydopracy
półgodzinypóźniejczycośkołotego.
Zaklęłapodnosem,alejejciemneoczy,wpatrzonewmojeodbiciewlustrzemówiłymi,żejestjuż
blisko. To dobrze, bo ja też nie byłem w stanie wytrzymać wiele dłużej. Musnąłem kciukiem jej
łechtaczkęizanurzyłemzębywmiękkiejskórzenajejszyi–itowystarczyło.Poczułem,jakdygoczepod
moimdotykiem,wspartaomojąpierś,poczułem,jakprzekraczagranicęspełnienia,iszybkopodążyłem
zanią.
Kiedy wysunąłem się z niej, musiałem tylko cofnąć się i zasunąć spodnie. Ona poprawiła makijaż i
upewniłasię,żeniewyglądanapotarganąirozwiązłą.Uśmiechnąłemsiędoniej,bonawetgdynałożyła
z powrotem szminkę, nie dało się nie zauważyć tego półprzytomnego, błogiego blasku w jej ciemnych
oczach.
– Jesteś demonem seksu. – Śmiała się sama z siebie, bo chociaż nie lubiła się spóźniać, nigdy nie
odmówiłami,gdyzaczynałemsiędoniejdobierać,cozdarzałosiębardzoczęsto,odkądprzeprowadziła
siędomnieniemalnatychmiastporozpakowaniuzpodróżydoTeksasu.
Przez moment sądziłem, że Poppy będzie się chciała wprowadzić do mieszkania Salem, jednak
młodsza siostra Cruz nadal waletowała u Sayer i wyglądało na to, że nie śpieszy jej się zbytnio do
przeprowadzki. Minęło już kilka ładnych miesięcy i chociaż Poppy powolutku dochodziła do siebie,
wciążbyłanerwowaipłochliwa.Nadalbyłacieniemtejmłodejkobiety,którąznałemtakdawnotemu.
Jedynąosobą,przyktórejzdawałasięczućnaprawdębezpiecznie,byłamojasiostra–ijakdługoSayer
zgadzałasięjąwspierać,aniSalem,anijaniewidzieliśmypowodu,żebypróbowaćnasiłęprzyśpieszyć
jejpowrótdosiebie.
– Przecież to kochasz. – Upewniłem się, że nie miałem twarzy umazanej jej szminką, i wyszedłem z
łazienki.
Salemwyszłazamną,przewracającoczami.
–Kochamciebie,atopoprostujednozdobrodziejstwinwentarza.
Roześmiałemsięipomogłemjejwłożyćdługipłaszcz.Byłśrodekgrudniaipowspomnieniacholecie
ikoloradzkiejjesieniniezostałżadenślad.Nowysaloncieszyłsięogromnympowodzeniem.Przynosił
stały zysk, a sklep internetowy był tak oblegany, że Salem próbowała przekonać Nasha, żeby zatrudnił
kogoś, kto się zajmie tylko tą gałęzią naszego interesu. Z okazji uroczystego otwarcia sklepu
zorganizowaliśmy wielkie przyjęcie, a w ostatnią sobotę każdego miesiąca Salem zmieniała wystrój
sklepu, przekształcając go w coś w rodzaju eklektycznej galerii. To przyciągało nowych klientów,
nowych odbiorców i ukazywało tatuaż jako prawdziwą sztukę. Salem była w tym świetna i dzięki niej
salonzarabiałkupęforsy–dotegostopnia,żeRuleiNashzaczęlisięzastanawiaćnadotworzeniemw
przyszłym roku trzeciego punktu w Boulder albo Colorado Springs. Salem zmieniła Marked w małe
imperiumtatuażu.
Dziświeczórwybieraliśmysiędobarunapępkowepołączonezprzyjęciempożegnalnym.Shawmiała
termin porodu ustalony na koniec stycznia, a Jet i Ayden przeprowadzali się po Nowym Roku. To była
słodko-gorzka okazja do świętowania i wiedziałem, że poleją się łzy żalu i szczęścia. Życie po prostu
toczyło się dalej i każdy musiał znaleźć ścieżkę, którą powinien przez nie kroczyć. I chociaż byłem
wściekły z powodu tego, że mój najlepszy kumpel się wyprowadzał, to wiedziałem, że tak będzie
najlepiej dla niego i jego żony. Jet zasługiwał na szczęście, a jedynym sposobem, żeby pozostał
szczęśliwy, było przebywanie z Ayden jak najczęściej. Poza tym, skoro zanosiło się na rychły ślub i
chrzest, wiedzieliśmy, że szybko zobaczymy ich z powrotem. Wiedzieliśmy, że będą często nas
odwiedzać,aoni,żezawszebędziemyichwitaćzotwartymiramionami.
Gdydotarliśmydobaru,panowałtujużniezłyścisk.Romezamknąłnadzisiejszywieczórknajpędla
osóbzzewnątrz,jednaktowcalenieznaczyło,żeświeciłapustkami.Pełnobyłowniejczłonkówrodziny
iprzyjaciół,chcącychsiępożegnaćipowitaćnaświeciesymbolicznienowąistotkę,któramiaławkrótce
dołączyć do naszej szalonej gromadki. Gdy weszliśmy, Salem spojrzała na mnie szeroko otwartymi
oczami,najwyraźniejzjawiliśmysięostatni.Niemogłemprzeoczyćmrugnięciauznania,którymobdarzył
mnie Asa zza baru, ani sposobu, w jaki Nash przybił mi piątkę. Wzruszyłem tylko ramionami i
uśmiechnąłem się do niej szelmowsko. Pacnęła mnie wierzchem dłoni w brzuch i odpłynęła na tych
swoichniebotyczniewysokichobcasach,będącychjednązprzyczyn,dlaktórychsięspóźniliśmy.
Jetpodszedłdomnieipodałmipiwo,ajastuknąłemsięznimbutelką.
–Będziemiciebiebrakować,stary.
Skinął głową i patrzył, jak nasze dziewczyny przytulają się na powitanie, a było na co patrzeć: całe
mnóstwociemnowłosegopiękna.
– Wiem. Wpadniesz do Austin. – To nie było pytanie, bo Jet nie musiał pytać. Wiedziałem, równie
dobrzejakon,żewpadnęwodwiedziny.
–Jasne.
– Martwiłbym się o ciebie, gdyby nie zjawiła się Salem i nie upomniała o swoje. Cieszę się, że ją
masz.
Salem odrzuciła właśnie głowę do tyłu i roześmiała się z czegoś, co powiedziała Saint, a potem
wyciągnęła dłoń i położyła ją na ramieniu Poppy, która kręciła się niepewnie na uboczu, w pobliżu
dziewcząt.
Chciałem powiedzieć coś sprośnego na temat tego, że ledwie dwadzieścia minut temu zapinałem ją
przyumywalce,alezobaczyłemZebaidącegowstronęmojejsiostryopartejobarirozmawiającejzAsą.
Pracował od miesiąca przy remoncie jej domu i za każdym razem, gdy rozmawialiśmy, rzucał
niewybredne aluzje na temat tego, że chciałby postukać coś innego niż tylko jej butwiejące deski
podłogowe. Nie byłem do końca pewien, co o tym myśleć i czy w ogóle wolno mi mieć na ten temat
jakieśzdanie,więctylkoprzyglądałemsięichspotkaniuzeskwaszonąminą.
– Sprawia, że wszystko w moim życiu staje się lepsze. Zawsze tak było. Uwielbiam was i miałem
prawdziwe szczęście, że Phil sprowadził mnie tu i wreszcie znalazłem swoje miejsce na Ziemi. –
Wskazałem na Salem butelką i podniosłem brew, kiedy przyłapała mnie na gapieniu się na nią.
Uśmiechnęła się do mnie i oblizała dolną wargę, co sprawiło, że się roześmiałem i znowu nabrałem
ochoty,żebypodciągnąćjejspódnicęażnabiodra.Obejrzałemsięnamojegoprzyjaciela.–Jestmoim
domem.Niewiedziałem,żesiębłąkam,dopókimnienieznalazła.
Jet mruknął coś potwierdzająco i oboje nie mogliśmy powstrzymać uśmiechu na widok Shaw
człapiącejdoAydenzbardzojużzaokrąglonymciążowymbrzuszkiem,żebyjąprzytulić.Obiepłakałyi
pociągałynosami,alejakkolwiekdziewczyńskoickliwietowyglądało,byłoprzytymniezwyklepiękne.
Te laski naprawdę kochały się bezwarunkowo, a teraz życie każdej z nich miało się zmienić
nieodwracalnie.
RulesiedziałzRome’eminachylalikusobiebliskogłowy.Rozmawialiściszonymigłosami,podczas
gdyoboknichsiedziałaCorazmałąRemywiercącąsięnajejkolanach.Dzieckobyłoniesforne,pełne
energii,nieustanniegaworzyłoiwyglądało,jakbyzachwilęmiałowstaćizacząćchodzić,chociażmała
miałazaledwiedziesięćmiesięcy.Taknaprawdęzaczynałajużtrochęwstawać,więcRomenalegał,żeby
Cora ją puściła, jednak młoda mama upierała się, że nie pozwoli dziecku czołgać się po barowej
podłodze. Rome wyglądał, jakby czuł się do głębi urażony, całkiem jakby bar był nieskazitelnym
miejscem,alekiedyzabrałmałąR.J.odjejmamy,nieważyłsiępostawićjejnapodłodze.Zacząłjąpo
prostupodrzucaćnakolanach,dopókiniezapiszczałazachwycona.
Rulepokręciłgłową,pewniedlatego,żeoglądałwłaśniewłasnąprzyszłość,iwstał,żebyiśćposwoją
ciężarnążonę.Kiedydoniejdotarł,wciążpłakała,więcprzytuliłjąmocnoipołożyłpodbródeknajej
jasnej główce. Jet bez słowa opuścił mnie, żeby pójść do swojej rozszlochanej żony i spróbować ją
pocieszyć.Takjakwspomniałem,łzyszczęściamieszałysiędziśzełzamirozpaczy.
Podniosłem piwo do ust i już miałem wyruszyć na poszukiwania wybranki mojego serca, kiedy
zobaczyłem,jakSaintodłączanagleodgrupkidziewczynztelefonemprzyuchu.Wielerazyzdarzałosię,
żemusiaławyjśćwcześniejzpowodupracy,więcmiałemnadzieję,żetymrazemszpitalniezepsujejej
znowu wieczoru. Była wzburzona i zobaczyłem, jak szuka wzrokiem Nasha, który rozmawiał właśnie z
ojcemCory.Nawidokjejspojrzeniaurwałwpółzdaniaiwułamkusekundydopadłdobokuślicznego
rudzielca.
Kiedywymienilizatroskanespojrzenia,aSaintpodjęłarozmowę,wyraźniewzburzona,zmarszczyłem
czoło. Chciałem już zapytać, czy wszystko gra, gdy poczułem, jak ktoś mnie łapie za łokieć. Gdy się
obejrzałem,zobaczyłemPoppy.Uśmiechnąłemsiędoniejłagodnie.Całemiesiąceminęły,zanimpoczuła
się na tyle bezpiecznie, żeby przebywać w moim towarzystwie, więc fakt, że przemogła się, żeby
porozmawiaćzemnąsamnasam,byłprawdziwymprzełomemidobrzewróżył.
–Jakleci?
Skinęłagłowąiuśmiechnęłasięnieśmiało.
– Każdego dnia jest odrobinę lepiej. Trudno nie doceniać przebywania w takim pięknym miejscu, z
tyloma wspaniałymi ludźmi. – Odchrząknęła i uścisnęła moją dłoń. – Nigdy ci nie podziękowałam.
Dziękuję,żesprowadziłeśmniedodomu.Dziękuję,żestarałeśsięomnietroszczyćiżeprzyjąłeśnasdo
swojejrodziny.Dziękujęcizato,żekochaszmojąsiostrę…dziękujępoprostu,żejesteśtakicudowny.
Pomyślałem, że pewnie poczuje się dyskomfortowo, jeśli spróbuję ją przytulić, więc po prostu
podniosłemdoustjejdłoń,splecionązmojąidelikatniejąucałowałem.
– Dla ciebie wszystko, Poppy. To nic wielkiego. Po prostu robię, co mogę dla kogoś, o kogo się
troszczę,nakimmizależy.
Gdy odsunęła się ode mnie, uśmiechnęła się tym swoim na wpół smutnym, na wpół słodkim
uśmiechem.
–Jesteśchybajedynymmężczyznąwcałymmoimżyciu,którysięomnietroszczył.
Chciałemjejpowiedzieć,żepowinnadopuszczaćdosiebietylkoosoby,któresięoniątroszczą,ale
urwałemwpółsłowanawidokNashaiSaintwkładającychwpośpiechukurtki.Obojemielipoważne
minyisprawialiwrażeniezaniepokojonych.
–Hej!–zawołałemdonich.–Wszystkowporządku?
Saint nawet się nie zatrzymała. Wyłożyła długie włosy na kołnierz kurtki i pognała do drzwi, jednak
Nashprzystanąłiobejrzałsięnanią.Jegofioletoweoczypociemniałynachmurzone.
– Dzwoniła szefowa Saint z ostrego dyżuru. Przed chwilą trafiły do nich ofiary strzelaniny w Five
Points.Wie,żeSaintprzyjaźnisięzRoyal,więczadzwoniła,żebydaćjejznać,żesąwśródnichRoyali
jejpartner.Niepodałaszczegółów,aleSaintjaktoSaint,niechcestaćbezczynnieiczekać,ażokażesię,
cosięstało,więcpostanowiłanatychmiasttampojechaćiprzekonaćsięosobiście.Lecimydoszpitala.
Czymógłbyśwszystkichwnaszymimieniuprzeprosić,żetakwcześniewyszliśmy?
Skinąłem w milczeniu głową i patrzyłem w ślad za nim, gdy popędził, żeby dołączyć do swojej
dziewczyny. Nagle piwo przestało mi smakować, a nastrój zabawy wydał się dziwnie nie na miejscu.
Royalniepokazywałasięwpobliżu,odkądzapakowałaskutegoAsęzakratki.Sądzę,żemartwiłasięo
to,jakzostanieprzyjęta,potymjakzamknęłajednegoznaszych.
Podszedłem do baru, żeby odstawić piwo, i wzruszyłem ramionami, gdy Asa spojrzał pytająco na
butelkę,apotemnamnie.
–Chybaprzeszedłminastrójdopicia.
Jegobursztynoweoczybłysnęłypytaniem.
–Cojest?
–Nashdowiedziałsięwłaśnieostrzelaninie,wktórejzostałorannychkilkupolicjantów.Pojechałz
Saint,żebysprawdzić,czyzRoyalwszystkowporządku.
Asazmrużyłlekkooczyiwsparłsięoburączobar.
–Toślicznalaskazgównianymzawodem.Mamnadzieję,żenicjejsięniestało.–Gdytomówił,jego
południowe zaciąganie stało się wyraźniejsze i nieco bardziej nasycone akcentem niż zwykle.
Zastanowiłemsięprzelotnie,czyjegosłowanieskrywająwięcej,niżstarałdaćposobiepoznać.
–Jateż.–Westchnąłem,atymczasemumojegobokujakspodziemiwyrosłaSalem.Przytuliłasiędo
mnie,położyładłońnamoimbiodrzeizłożyłamigłowęnaramieniu,łaskoczącwłosamiwpodbródek.
Byłakimśznaczniewięcejniżtylkomojądziewczyną.Byłamoimnajlepszymprzyjacielem,mojąmuzą,
mojąkochanką,przyszłością.Bezniejdroga,którąkroczyłem,wydawałasięmrocznaibezkresna.Znią
niebałemsięniąpodążaćiwidziałemprzedsobąjasnycel.
–Wszystkogra?Poczułam,jaktraciszhumor,zdrugiegokońcasali.
Pochyliłemniecogłowę,żebypotrzećpoliczkiemojejwłosy.
–NashiSaintpojechaliwłaśniedoszpitala.Możliwe,żeRoyalzostałaranna.
Salem przez chwilę milczała, a potem odsunęła się ode mnie, żeby spojrzeć mi w oczy. Położyła mi
dłońnapiersiipostukałapalcamiwmiejsce,podktórymbiłominerwowoserce.
–Chodźmy.
Podniosłembrewispojrzałemnaniązniedowierzaniem.
–Mówiszserio?
Przytaknęłaipowiedziała:
– Royal zrobiła wszystko, co w jej mocy, żeby pomóc nam z Poppy, a Saint powinna mieć kogoś
bliskiegouboku,jeślinaprawdęwydarzyłosięcośzłego.PozatymNashspędziłwszpitaluzPhilemtyle
czasu,żejestempewna,iżprzydamusięktoś,dziękikomuniebędziemusiałwracaćmyślądotychzłych
wspomnień, jeśli okaże się, że będą musieli tam zostać nieco dłużej. Tak właśnie postępujemy:
troszczymysięosiebienawzajem,prawda?
– Kocham cię mocniej, niż możesz to sobie wyobrazić, Salem – mruknąłem. – Mam wrażenie, że z
każdymdniembardziej.
Zgodziłemsięznią,żepowinniśmywyjść,ipoprosiłem,żebyAsazdałrelacjęzewszystkiego,gdyby
ktoś pytał. Nie chciałem tego ogłaszać wprost, bo wiedziałem, że cała nasza paczka natychmiast
zerwałaby się i pojechała na ostry dyżur, a nie była na to odpowiednia chwila. Czekało zbyt wiele
pożegnańizbytwielerzeczy,którenależałouczcić.
PrzyniosłemSalemjejpłaszczipoinformowałemJeta,cojestgrane.Przytuliłmniemocno,pomęsku,i
powiedział,żemoimkowbojkomdobrzezrobiłataodrobinateksaskiegopyłu.Wiedziałem,żenaprawdę
będziemibrakowałotegoskurczysynawciasnychgatkach.
Kiedywsiedliśmydosamochodu,Salempołożyłamidłońnakolanieiruszyliśmyprzedpogrążonew
mrokuulicedoszpitala.
– Nieważne, jak kręta będzie nasza droga. Dopóki będziesz na mnie czekał na jej końcu, będę
szczęśliwa,Rowdy–powiedziała.
Poczułem,jakjejsłowaporuszającośwmojejpiersi.Niebyłojużmożliwości,żebypozostałapusta.
Niebyłowniejmiejscanastrachprzedtym,coprzyniesieprzyszłość.Całymójdotychczasowyżyciowy
niefartbladłwporównaniuzeszczęściem,jakiedawałamitakobieta.Mojakobieta.Zerknąłemnanią
kątemokaistwierdziłemjedynąrzecz,którąmogłemwtejsytuacjipowiedzieć:
–Szczęściarzzemnie.
ODAUTORKI
Chciałamtylkoszybkopowiedzieć,żewiem,żewyciągnięciekogośzwięzieniajestznaczniebardziej
skomplikowane, niż przedstawiłam to w przypadku Asy. Naprawdę robię wszystko, co w mojej mocy,
żeby ukazać wszystko możliwie jak najbardziej realistycznie, ale czasem pewne sceny, a w tym
przypadkunietylkosceny,aleicałaksiążkawymagająodemnielekkiegonaginaniarzeczywistości.
Wiemtakże,żeniemożliwościąjestskontaktowaniesięzprawnikiemwweekend!
Zróbcietodlamnieiprzejdźciepoprostunadtymidrobnyminieścisłościamidoporządkudziennego
☺.Wątki,którełącząAsęiRoyal,sąciekaweiskomplikowane,więcmusiałamnieconagiąćfakty,aby
zacząćznichtworzyćmateriępowieści.
PlaylistaRowdy’egoiSalem
(Toniesamowite!Mogłabymtegosłuchaćcałybożydzień)!
NikkiLane–Gone,Gone,Gone,ComingHometoYou
PattersonHood–Belvedere,BackofaBible
RyanBingham–GuessWho’sKnocking
AmericanAquarium–Casualties
DevilDoll–TheThingsYouMakeMeDo
AmericanAquarium–I’mNotGoingtotheBar
HankWilliamsJr.–FamilyTradition
DavidAllanCoe–MamaTried
JohnPaulKeith–She’llDancetoAnything
CarlPerkins–Honey,Don’t
ScottH.Biram–LostCaseofBeingFound
TheCramps–TheWayIWalk
TheReverendHortonHeat–JimboSong
JustinTownesEarle–Baby’sGotaBadIdea
OldCrowMedicineShow–WagonWheel,HardtoLove
DirtyRiverBoys–MySon
JDMcPherson–WolfTeeth
EmpressofFur–MadMadBadBadMama
DwightYoakam–LittleSister
TheMeteors–PsychoforYourLove
HayesCarll–LoveDon’tLetMeDown
HorrorPops–DottedwithHearts
BuddyHolly–BecauseILoveYou
ChrisIsaak–BabyDidaBadBadThing
JasonIsbell–TheDevilIsMyRunningMate
LindiOrtega–WhenAlltheStarsAlign
ThreeBadJacks–Scars
KaseyAndersonandtheHonkies–MyBlues,MyLove
PODZIĘKOWANIA
Mam najlepszą pracę na świecie. Gorszy dzień jej wykonywania jest sto razy lepszy, pełniejszy i
bardziej satysfakcjonujący niż dobry dzień spędzony na czymś, do czego nie mam serca. Mam
najlepszych czytelników w całym książkowym uniwersum. Jesteście zabawni i słodcy, wspierający,
ujmujący, pełni serca i ognia. Nie ma w moim życiu dnia, żebyście nie ubogacali go w jakiś sposób
swoją obecnością. Moje serce raduje się na myśl, że ten mały wycinek książkowego świata, który
stworzyłam, podoba wam się tak samo jak mnie. Za każdym razem, gdy decydujecie się przeznaczyć
wasze ciężko zarobione pieniądze na coś, co stworzyłam, moja pisarska dusza napełnia się dumą i
wdzięcznością. Chciałabym, żeby każdy z was wiedział, jak bardzo sobie was cenię i jak bardzo
doceniamwszystkiecudownerzeczy,którewnieśliściedomojegożycia.Jeżelikiedykolwiekbędziemy
mieli okazję się spotkać gdzieś w tym wielkim, strasznym świecie, bądźcie pewni, że będę
podekscytowanaiuradowanaspotkaniemwas!!!Tobędziezaszczytprzytulićwasipodziękowaćwam
zato,żekupujeciemojeksiążkiiżedaliściemiszansę,kiedytakrozpaczliwiejejpotrzebowałam.Mam
nadzieję, że wiecie, iż do każdej książki, każdej historii zabieram się z myślą, że zawdzięczam wam
wszystko.Dziękuję,żeakceptujeciemnietaką,jakajestem,inieprzerażawascałamojaniesfornośći
szaleństwo.Dziękuję,żerozumieciemniewtymmoimobłędzieizabawie,zktórąsięonłączy!
Tak jak zawsze powtarzam, że uwielbiam czytać wiadomości od was, więc nie wahajcie się mnie
zaczepiaćiwiedzcie,żegdybymtylkomogła,postawiłabymwamwszystkimwdniupremierykażdejz
moichksiążekpopiwie!
Niekrępujciesięwylewaćswoichżalinajaycrownovergmail.com.
Oprócznajlepszejpracynaświeciezostałamtakżepobłogosławionanajlepszymiludźmi,którzymi
w niej pomagają. Amanda Bergeron to najlepsza redaktorka, jaką mogłaby sobie wymarzyć pisząca
dziewczyna. Jest drobna, ale potężna i naprawdę robi wszystko, co w jej mocy, żeby każda z
trafiającychdowaszychrąkksiążekbyłatakdobra,jaktylkotomożliwe.Dziękiniejczujęsięlepiej,
nawetkiedymamochotęwszystkichdookołazamordować.
CałaekipazwydawnictwaHarperCollinsjestniesamowita.JessieEdwardsiAlainaWaagnerdbają
omnie,najlepiejjakpotrafią,ipracująbardzo,bardzociężko,żebyupewnićsię,żewszyscyczytelnicy
w krainie książek wiedzą, co piszczy u mnie w trawie. Dziewczyny robią wszystko, żeby proces
dostarczania książki do rąk czytelnika był świetną zabawą. Nienawidzę latać, ale nie mam nic
przeciwko podróżowaniu do Nowego Jorku, jeśli tylko mam się spotkać tam z tymi niesamowitymi
babeczkami. Cała ekipa z wydawnictwa HarperCollins/William Morrow kopie tyłki. Oni wszyscy
naprawdękochająksiążkiiromanseipragną,żebyczytelnicyotrzymywalito,conajlepsze.Czujęsię,
jakbym wylądowała we właściwym miejscu i trafiła we właściwe ręce… trochę jak z Rowdy i Salem,
nie?☺
MojaagentkaStaceytosuperkobieta.Niktwcałymksiążkowymimperiumniepracujeciężejodniej
ani nie troszczy się o mnie lepiej. Mam dla niej nieprzebrane pokłady miłości i szacunku… nawet
wtedy, kiedy to, co mi mówi, sprawia, że znowu mam ochotę wszystkich zamordować! Jest po prostu
dobrym człowiekiem i czuję się superszczęśliwa, że we mnie wierzy. Nadal ogarnia mnie duma i
podniecenie,gdyczytajednązmoichksiążekimówimi,jakbardzojejsięonapodoba.
http://www.donaghyliterary.com
Bardzocenięcałąpracę,którąwykonujądziewczynyzhttp://literatiauthorservices.com/,abymoje
książkoweżyciebyłouporządkowane.Karen,MichelleiRosetterządzą,jeślichodzioorganizowanie
odsłon okładek i promocję wirtualną. Jak nikt radzą sobie ze wszystkimi szczegółami tego procesu i
powstrzymująmnieprzedwyrzuceniemkomputeraprzezokno.
Niedawno dodałam do mojego zespołu niesamowitą K.P. Simmon z Inkslinger PR i nie potrafię
opisać,jakszczęśliwasięczuję,żejestnietylkomojąprzyjaciółką,aleiosobąmającąwielkiwkładdo
mojegoksiążkowegoświata!
Melissa Shank to anioł. Naprawdę nie wiedziałam, że w dzisiejszych czasach spotyka się jeszcze
takiekobiety.Poprostuuwielbiamjącałąikochamjejserceipasjędlaksiążekiczytelników.Nigdy
nie sądziłam, że będzie mi potrzebny zespół do spraw marketingu czy fanpage’a, ani że ktokolwiek
będziesięczymśtakiminteresował.MyliłamsięiMeljestcudowna,żewygospodarowałamitenmały
kąciknaFacebookuiuczyniłagotakfajnymiinteraktywnymmiejscem.Jestpoprostuniesamowitai
chciałabymjąwyściskaćnaśmierć.MuszęrównieżwykrzyczećKatieMarcum,jakbardzosięcieszę,że
pomaga mojej stronie twitterowej Crownover’s Crowd chodzić jak w zegarku. Obydwie macie moją
dozgonnąwdzięczność.Gdybyście,najdrożsi,mieliochotęzajrzećnaobaserwisy,gwarantujęświetną
zabawę,niemówiącjużotym,żeMelrozdajeregularnienaFacebookuróżnefajnerzeczy!
https://www.facebook.com/groups/crownoverscrowd/
Jest jeszcze jedna Mel, dzięki której moje życie jest takie niezwykłe. Czyta ona wszystkie moje
książki przed publicznością i zanim wyślę je Amandzie. Jej wkład pomaga mi opowiadać historie,
najlepiej jak umiem. Bardzo cenię, że jest ktoś, kto podłapuje wszystkie moje szalone pomysły i
pomagauczynićznichekscytującą,romantycznąpodróż.BezniejNaznaczeniMężczyźni…aniżadenz
moichchłopcówniebylibytym,czymsą.
Nie istnieją na świecie słowa, które opisałyby, jak mocno chcę podziękować mojej rodzinie, więc
zadowolęsię:„dziękizawszystko,mamoitato”.Musząwystarczyć,boistniejemiliardróżnychrzeczy,
zaktórepowinnamimdziękowaćkażdegodnia.Sąpoprostunajlepsi.
Uwielbiam moją najlepszą psiapsiółę. Kocham w niej wszystko i naprawdę muszę jej podziękować
zabycietym,kimjest.Jestniesamowita.Poprostu.
Dziękujęwszystkimmoimliterackimprzyjaciołom,nowymistarym,zapodpisywanieksiążekibycie
w tym czytelniczym świecie prawdziwym skarbem. Zawsze jest świetnie spotykać innych autorów i
blogerów,ajauwielbiampoznawaćwszystkietrybiki,któresprawiają,żebiznesksiążkowysiękręci.
Ludziezkręgówliterackichsąpoprostunajlepsi,więcdziękujęzato,żerazzarazempotwierdzacietę
regułę.
Nacja blogerów… och, nawet nie wiecie, jakim paliwem napędowym jesteście dla mojego
literackiego silnika i jak jestem wam nieskończenie wdzięczna za wszystko, co zrobiliście dla mnie i
dla moich chłopców. Dziękuję za to, że robicie to tak wspaniałomyślnie. Dziękuję za publikowanie
moich okładek, za dołączanie do moich akcji promocyjnych, za to, że chcecie, abym udzielała wam
wywiadów,izaprośbyoudziałwpromocjach,nawetjeślimuszęodmówić,boniemamnatoczasu!!!
Dziękuję, że dzielicie się swoją miłością do książek. Dziękuję za pisanie recenzji, które czasami są
lepszeniżto,cowychodzispodmojegopióra.Dziękuję,żeutrzymujecieksiążkowąkrainęzjednoczoną
ipołączoną.Dziękujęzadzieleniesięsłowemirzeczami,którekochacie…atakżetymi,którekochacie
trochę mniej. Uwielbiam to, że blogowanie jest takie punkowe, takie pierwotne i samodzielne.
Uwielbiamto,żemiłośćdoksiążekiczytaniabudujecałeplatformy,naktórychludziemogąstawaći
krzyczeć o swojej pasji do wszystkich, chcących słuchać. To jest nieprawdopodobnie świetne. I, jak
zawsze,chcępodziękowaćwszystkimblogerom,którzyzrecenzentówzmienilisięwmoichprzyjaciółi
powierników. Doceniam szybką informację zwrotną i recenzje, które docierają do moich uszu, zanim
trafiądoInternetu.Dziękuję,żesprawiacie,iżchcę,abyto,corobię,byłojeszczelepsze.
Zawsze kończę okrzykiem do mojego stada. Tak bardzo kocham ich małe, kudłate pyszczki!
Chciałabym,żebywiedziały,jakwieledlamnieznaczą!Buziaczkidlawas,Charley,PistoliDuce…a
także dla Mike’a Maleya (który nigdy tego nie przeczyta), bo gdyby nie troszczył się pod moją
nieobecność o moją kudłatą rodzinę, nigdy nie mogłabym wyjeżdżać i spotykać wszystkich was, moi
cudowniczytelnicy!
TableofContents
Tytułowa
Redakcyjna
SALEM
ROWDY
SALEM
ROWDY
SALEM
ROWDY
SALEM
ROWDY
SALEM
ROWDY
SALEM
EPILOG:ROWDY
ODAUTORKI
PlaylistaRowdy’egoiSalem
PODZIĘKOWANIA