1
„Second Chance”
2
Spis treści
Rozdział 1 ....................................................................................... str. 3
Rozdział 2 ...................................................................................... str. 6
Rozdział 3 ...................................................................................... str. 10
Rozdział 4 ...................................................................................... str. 16
Rozdział 5 ...................................................................................... str. 22
Rozdział 6 ...................................................................................... str. 26
Rozdział 7 ...................................................................................... str. 32
Rozdział 8 ...................................................................................... str. 37
Rozdział 9 ...................................................................................... str. 42
Rozdział 10 .................................................................................... str. 46
Rozdział 11 ...................................................................................... str. 52
Rozdział 12 ..................................................................................... str. 58
Rozdział 13 ..................................................................................... str. 64
Rozdział 14 .................................................................................... str. 73
Rozdział 15 ..................................................................................... str. 79
3
Rozdział pierwszy
BPOV
Przechadzałam się pomiędzy półkami jednego z największych sklepów
z artykułami dziecięcymi w Beverly Hills. Zawsze miałam ten sam problem.
Otaczały mnie tysiące ubranek, smoczków, grzechotek i innych
przedmiotów niezbędnych maluchom. Mogłabym pozwolić sobie na zakup
dowolnego
z
nich,
jeśli
nie
wszystkich,
ale już na początku ciąży postanowiłam, że moje dziecko będzie wiodło
normalne życie. Zamierzam wychować je z dala od fleszy aparatów
fotograficznych i nie rozpieszczać go, mimo że będę dla niego jedynym
rodzicem.
Teraz jestem już w 8 miesiącu, ale wciąż doskonale pamiętam strach,
jaki czułam tuż po wyjściu z gabinetu lekarskiego. Musiałam pogodzić się
z
myślą,
że
samotnie
wychowam
to
nowe
życie.
Dodatkowy problem stanowiła prasa, która zaraz po rozszyfrowaniu mojego
stanu, rozpoczęła własne śledztwo w tej sprawie. Nagle stałam się kolejną
gwiazdą Hollywood, która poddała się urokowi baby boom.
Pogrążona we własnych myślach nie zauważyłam sylwetki postaci
wyłaniającej się zza jednego z regałów. Nim zdążyłam podnieść wzrok,
mężczyzna wpadł prosto na mnie.
- Przepraszam panią najmocniej - powiedział, kiedy tylko upewnił się,
że nic mi nie jest.
- Nic się nie stało… Naprawdę – dodałam, widząc jego spojrzenie.
- A tak przy okazji, nie wydaje mi się, żebym zasługiwała na miano „pani”.
Mam dopiero 23 lata - zaśmiałam się, wyciągając rękę w jego kierunku.
- Jestem Bella.
- Edward, miło mi. - Uśmiechnął się, dzięki czemu moim oczom
ukazały się piękne dołeczki.
Wtedy też bliżej mu się przyjrzałam. Był wysoki i dobrze zbudowany.
Miał średniej długości miedziane włosy i hipnotyzujące zielone oczy.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie był przystojny. Sprawiał wrażenie
buntownika. Zdecydowanie dostałby główną rolę w niejednym filmie, nawet
bez udziału w castingu.
- W ramach rekompensaty za napaść zapraszam cię na kawę.
- Przerwał moje rozmyślenia.
- Nie mogę…
- Rzeczywiście, mój błąd. - Podrapał się po głowie. - W takim razie
zapraszam
na
koktajl.
Niedaleko
jest
niewielka
kawiarnia
4
z pięknym ogródkiem. Musimy korzystać z pierwszych wiosennych promieni
słońca.
- Właściwie czemu nie? Muszę tylko przejść do kasy i zapłacić za
zakupy - powiedziałam, wskazując koszyk pełen dziecięcych bibelotów.
- Chyba nie nosisz tego sama? – zapytał, szczerze przejęty. - To musi
ważyć kilka kilogramów, a z tego co widzę, dźwigasz już wystarczającą ich
ilość.
- Nie zaprzeczę, ale bywało gorzej - odparłam, biorąc koszyk do rąk.
- Daj, wezmę to. I tak szedłem do kasy.
Dopiero teraz zauważyłam jego własny koszyk. Wypełniony był
różowymi sukieneczkami i rajstopkami. Spojrzałam ukradkiem na dłoń. Brak
obrączki świadczył o braku żony, więc rzeczy mogły być równie dobrze dla
siostrzenicy.
Szybko przeszliśmy oboje przez procedury płatności i już po chwili
kierowaliśmy się do kawiarni. Był to mały lokal ze słonecznym patio. Mimo,
że ostatnimi czasy często bywałam w tej okolicy, nigdy nie zwróciłam na
niego uwagi. A szkoda. Ściany zewnętrzne pokryte zostały pastelowym
odcieniem karmelu, okiennice były koloru mahoniu. Wyglądem przypominał
prowincjonalny domek. Miejsce idealne na miłe spędzenie popołudnia.
Usiedliśmy przy jednym ze stołów ustawionych na zewnątrz.
Po minucie podszedł do nas kelner, który przyjął zamówienie.
Czekając na nasze koktajle, patrzyliśmy na siebie nawzajem nie
wiedząc jak rozpocząć rozmowę.
- Uwielbiam wiosnę. Wszystko budzi się wtedy do życia. Jak widzę
i tego roku powitamy kogoś nowego… - Wskazał skinieniem głowy mój
potężnych rozmiarów brzuch.
- Tak, cieszę się, że urodzę wiosną. Nie mogę się już doczekać
spacerów obrzeżami miasta, z dala od paparazzi. - Dopiero po chwili
dotarło do mnie co powiedziałam.
- Tak też mi się wydawało, że skądś cię znam. Teraz przynajmniej
wiem skąd. - Zaśmiał się. - Nie martw się, nie zamierzam pójść do prasy
z informacją o randce z Bellą Swan.
- A więc jesteśmy na randce? Przepraszam, gdybym wiedziała,
ubrałabym się odpowiednio - zażartowałam.
- To co masz na sobie jest wystarczająco ładne.
Spojrzałam w dół na zwiewną sukienkę w kwiatowy wzór.
Rzeczywiście
była
jedną
z
ładniejszych
sukienek
ciążowych,
wktórych chodzę na co dzień. Czułam się w niej lepiej niż
w niejednej wieczorowej, które zakładam na oficjalne wyjścia
i premiery.
5
- Tak więc poznaliśmy się w sklepie dziecięcym pół godziny temu
i już jesteśmy na randce… Historia idealna na pierwszą stronę brukowca.
- Nie interesuje mnie to, czy jesteś gwiazdą czy nie. W tym mieście są
ich tysiące. Miło spotkać wreszcie taką, której nie zależy na rozgłosie.
- Tak, szczególnie teraz, kiesy czekam na narodziny maleństwa.
Chciałabym móc spędzić z nim jak najwięcej czasu.
- Świetnie cię rozumiem. Gdybym nie musiał pracować, każdą chwilę
poświęciłbym córeczce. Jest cudownym dzieckiem, a jej uśmiech wynagradza
mi każdą nieprzespaną noc.
A więc jednak córka. Zastanawia mnie jednak, dlaczego to on,
a nie jej matka buszuje po sklepach i kupuje falbaniaste ubranka. Było to
jednak pytanie zbyt osobiste, żebym mogła mu je zadać. Muszę
powstrzymać swoją ciekawość.
Wracając do jego słów, niedługo i mnie to czeka. Chociaż zdaję sobie
sprawę, że nie będzie łatwo, przynajmniej na początku. Wiem też, że warto
poświęcić
wiele
dla
takiego
maleństwa.
Widzę
to
w oczach Edwarda, kiedy mówi o córce. Zupełnie jakby była dla niego całym
światem. Chciałabym, żeby moje dziecko miało tak kochającego ojca. Kto
wie, może pewnego dnia taki się znajdzie…
Spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że jestem poza domem
wystarczająco długo i przyda mi się trochę odpoczynku. Skończyłam mój
koktajl, Edward zrobił to samo i po zapłaceniu rachunku wspólnie
skierowaliśmy się w stronę postoju taksówek. Wrzuciłam do jednej
z nich zakupy i wsiadłam.
- Do zobaczenia - powiedziałam tuż przed zamknięciem drzwi.
- Mam nadzieję, piękna.
6
Rozdział drugi
EPOV
Mogłem spodziewać się w życiu wszystkiego, ale na pewno nigdy nie
przypuszczałbym,
że
trzy
dni
po
niezwykłym
spotkaniu
w sklepie, tuż po powrocie z obiadu w domu rodziców, zastanę
w swoim progu Bellę Swan.
Wyjąłem właśnie córkę z fotelika samochodowego i zmierzałem ku
drzwiom, kiedy dostrzegłem przy nich sylwetkę ciężarnej kobiety.
Podszedłem bliżej, nie kryjąc zdziwienia, ale zdobyłem się na powitanie
gościa.
- Cześć - powiedziałem, uśmiechając się do Belli. - Co ty tu robisz
i skąd wiedziałaś gdzie mieszkam?
- Cześć. Przepraszam za najście. Chciałam ci tylko podziękować za
miłe popołudnie i oddać to. - Podała mi torbę z logo sklepu dziecięcego.
- Musiałam zabrać ją przez pomyłkę z kawiarni.
- Nic się nie stało. Dziękuję jednak za fatygę. Rozumiem, że nie masz
raczej zbyt wiele wolnego czasu.
Spojrzałem na nią i dopiero wtedy dostrzegłem lekkie sińce pod
oczami, oznaczające pewnie problemy ze snem. Ponadto jej twarz była
bledsza niż zapamiętałem, a ręką dyskretnie rozmasowywała kręgosłup.
Widać było, że ostatnie tygodnie ciąży zdecydowanie dawały się kobiecie we
znaki.
- Wejdźmy do środka - powiedziałem, otwierając drzwi. - Jestem
pewien,
że
w
kuchni
znajdzie
się
jeszcze
jakaś
herbata.
- Odpowiedziała mi uśmiechem. - A właściwie jak długo na mnie czekałaś?
- zapytałem ciekawy, przepuszczając ją w progu i wchodząc zaraz za nią
z córeczką spokojnie śpiącą na moich rękach.
- Niedługo. Może jakieś 20 minut - odpowiedziała.
- W takim razie najwyższy czas, żebyś usiadła.
BPOV
Edward poszedł do kuchni postawić wodę na herbatę, ale wcześniej
odłożył dziecko do fioletowego kojca stojącego na środku salonu.
Korzystając z okazji, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany miały
odcień kawy z mlekiem, co w połączeniu z ciemnymi podłogami nadawało
ciepły
charakter
pokojowi.
Jedną
ze
ścian
w całości zajmowało ogromnych rozmiarów okno, wychodzące na piękny,
7
zielony ogród. Jestem pewna, że kiedy córka Edwarda podrośnie, to właśnie
w
nim
będzie
spędzała
większość
czasu.
Przy kolejnej ścianie stał duży telewizor plazmowy, a po drugiej stronie
pomieszczenia ciemnobrązowa kanapa z licznymi kolorowymi poduszkami.
Po
jej
lewej
stronie
znajdował
się
regał
z
książkami
i mnóstwem zdjęć. Na większości ukazana była dziewczynka na różnych
etapach życia. Kilka przedstawiało troje rodzeństwa, zapewne Edwarda, jego
siostrę i brata. Na podłodze porozrzucane były wszelkiego rodzaju zabawki
dziecięce. Od grzechotek po książeczki.
Obeszłam
kojec,
uważając,
żeby
nie
obudzić
dziecka
i skierowałam się w stronę kanapy. Usiadłam na niej, a wtedy coś wydało
głośny pisk.
Nie
minęła
chwila,
a
w
pokoju
rozległ
się
płacz.
Spojrzałam w stronę kuchni, ale najwidoczniej tata dziewczynki nie słyszał
wołania. Podeszłam więc do kojca i najostrożniej jak tylko umiałam wyjęłam
z niej płaczące dziecko, przypominając sobie jednocześnie wszystkie zasady,
jakie wpajano mi w szkole rodzenia. Co prawda dotyczyły one mniejszych
dzieci, ale ostrożności nigdy za wiele.
Kołysałam małą w ramionach, nucąc pierwszą lepszą piosenkę
i już po chwili zauważyłam, że moje działania przynoszą rezultaty. Zaczęła
się uspokajać.
Po kolejnej dawce bujania odwróciła główkę w moją stronę
i spojrzała na mnie swoimi dużymi zielonymi oczami. Były bardzo podobne
do oczu jej ojca.
Przyglądałam się dziewczynce przez chwilę, zastanawiając się, jak
będzie wyglądało moje dziecko…
- Z pierwszą próbą poradziłaś sobie śpiewająco. Dosłownie.
- Usłyszałam za sobą głos gospodarza. - Całkowicie, jakbyś wiedziała, że
kiedy jest niespokojna, śpiewam jej i gram na fortepianie…
- To chyba nareszcie ten instynkt, o którym wszyscy mówią. Uznałam,
że
śpiew
może
pomóc.
-
Odwróciłam
się
i
wyciągnęłam
w jego kierunku ręce, na których trzymałam dziecko.
- Zajmij się nią jeszcze przez chwilę, jeśli to nie problem. Uprzątnę
w tym czasie to pole minowe. - Wskazał na podłogę.
- Nie śpiesz się. Wydaje mi się, że nic jej nie zrobię, jeśli potrzymam
ją jeszcze przez kilka minut.
Mężczyzna wziął się za zbieranie zabawek, a ja w tym czasie usiadłam
ostrożnie, wciąż trzymając w ramionach dziecko.
- Jak właściwie ma na imię?- zapytałam, nie odwracając wzroku od
pięknej twarzyczki.
- Nicole - odpowiedział Edward.
8
Minęło około 15 minut, w trakcie których pokonał kilka razy schody
prowadzące na wyższe piętro. Upewniwszy się, że wszystkie potencjalnie
niebezpieczne przedmioty zostały usunięte ze środka pomieszczenia, udał
się do kuchni, aby po chwili wrócić z dwiema filiżankami parującej herbaty
i jedną dziecięcą butelką, wypełnioną mlekiem.
Usiadł koło mnie i sprawdził na nadgarstku temperaturę pokarmu.
Następnie wyciągnął ręce, ale córka nie wydawała się zbyt chętna do zmiany
położenia.
- Mogę? - zapytałam niepewnie.
W odpowiedzi podał mi butelkę i schylił się nad niewielkim stolikiem
w celu posłodzenia herbaty.
Nie zwracałam większej uwagi na to co robił. Byłam zafascynowana
karmieniem dziecka. Za kilka tygodni sama miałam zostać matką,
a tymczasem Nicole była pierwszym maleństwem, jakie kiedykolwiek
karmiłam.
- Mówiłeś, że grasz na fortepianie?
- Tak, od dziecka. Zawsze byłem inny od reszty rówieśników. Jasne,
uwielbiałem piłkę nożną i football, ale w wolnych chwilach, zamiast chodzić
na koncerty rockowe, biegałem na lekcje gry na klawiszach.
- W takim razie nie jesteś jedynym odmieńcem w tym pomieszczeniu
- zaśmiałam się. - Gram od kiedy skończyłam 10 lat.
-
Żartujesz?!
-
Wydawał
się
autentycznie
zdziwiony.
- W artykułach na twój temat nigdy o tym nie mówili. To znaczy, nie żebym
czytał wszystko co o tobie piszą, ale mam siostrę i szwagierkę, a poza tym
posiadam
telewizor,
a
tam
cały
czas
mówią
o
tobie
i innych gwiazdach.
- Spokojnie, nie musisz się przecież tłumaczyć. - Uśmiechnęłam się
w jego kierunku. - Ale nie przesadzajmy z tymi gwiazdami. Daleko mi do
niektórych z nich.
- Oboje wiemy, że przemawia przez ciebie skromność,
a najlepszymi tego dowodami są twoje tegoroczne nominacje do Złotego
Globu i Oscara. Mogę się nawet założyć, że w przyszłym tygodniu
odbierzesz tego pierwszego, a za dwa drugiego.
- Pożałujesz, że to zaproponowałeś. Od dziecka miałam zboczenie na
punkcie wszelkiego rodzaju zakładów. Żadnego nie odpuściłam i nie
darowałabym sobie, gdybym nie przyjęła tego.
- W takim razie o co się zakładamy? - zapytał Edward
z błyskiem w oku.
O nie, stawka będzie wysoka…
- Jeśli wygram, pójdziesz na najbliższy casting do roli rozbieranej.
- Jego reakcja była bezcenna.- A jeśli to ty wygrasz…
9
- Będę towarzyszył ci podczas gali rozdania Oscarów. - Mówiąc to,
ukazał rząd śnieżnobiałych zębów.- Skoro ja mam nadszarpnąć swoją
godność, rozbierając się przed kamerą, ty możesz narazić na szwank swoją,
pokazując się na czerwonym dywanie z kimś takim jak ja.
W tym momencie nie wiedziałam, czy wolałabym wygrać i móc
obejrzeć film z Edwardem w roli głównej, bo nie miałam żadnych
wątpliwości, że dostałby rolę, czy przegrać i pokazać się publicznie
w towarzystwie tak przystojnego mężczyzny…
- Zgoda.
Kiedy wypowiedziałam te słowa, ponownie spojrzałam na Nicole, która
opróżniwszy butelkę, zasnęła w moich ramionach…
- Gdzie jest jej pokój?
10
Rozdział trzeci
EPOV
Obudził
mnie
dźwięk
dzwonka
przy
drzwiach.
Niechętnie wstałem z łóżka i skierowałem się do źródła niepożądanej
pobudki. Chwyciłem za klamkę i w tym samym momencie w zamku
przekręcono klucz. Alice!
- Cześć braciszku - przywitała się, dopiero co wprosiwszy się do
mojego domu. - Wpadłam, żeby sprawdzić, jak sobie radzicie.
Cała Alice. Wyglądem przypominała skrzata, ale nie przeszkadzało jej
to w karierze rodzinnego detektywa i duszy towarzystwa. Krótkie,
kruczoczarne włosy sterczały jej we wszystkie strony. Duże, ciemne oczy
przypominały te, którymi świecił kot ze „Shreka”, a całe jej drobne ciałko
bez problemu zmieściłoby się w łóżeczku mojej córki.
Jakby tego wszystkiego było jeszcze mało, Alice uwielbiała wszystko,
co związane było z show - biznesem. Dlatego też zaraz po studiach objęła
stanowisko redaktor naczelnej jednego z magazynów plotkarskich.
Twierdziła, że nie robi nic złego tak długo, jak to co piszą jej ludzie nikogo
nie krzywdzi. Nie wzięła jednak pod uwagę faktu, że moje uczy cierpią od
ciągłego słuchania najświeższych wiadomości dotyczących gwiazd
i celebrytów.
- Świetnie - odpowiedziałem, zamykając za nią drzwi. - Gdyby ktoś
nam nie przeszkodził, pewnie spalibyśmy do południa, a potem
spędzilibyśmy cały dzień na dywanie, bawiąc się grzechotkami
i pluszakami.
- Nie przesadzaj, Edward. Gdybyś mógł, cały czas chodziłbyś
w piżamie i wygłupiał z Nikki. Czas wyjść do ludzi, rozerwać się trochę.
Przeszła do salonu i usiadła na kanapie.
- Á propos, mam ciekawe informacje. Mam nadzieję, że pamiętasz jak
kiedyś opowiadałam ci o Belli Swan i Jamesie White? Jestem pewna, że
pamiętasz. No więc kilka miesięcy temu rozeszli się. Podobno zdradził ją
z partnerką z nowego filmu. Jakiś czas później okazało się, że Bella jest w
ciąży. Wszyscy byli przekonani, że James jest ojcem dziecka, ale kilka dni
temu Bellę widziano z innym mężczyzną. Szacujemy, że termin ma za jakieś
2- 3 tygodnie, więc zaczęły chodzić pogłoski, że to on zostanie tatusiem.
11
Całe szczęście, że była tak zajęta gadaniem, że nie zauważyła mojej
miny, kiedy skojarzyłem fakty. Powiedziała kilka dni temu. Byłem prawie
pewny, że mężczyzną, o którym mówiła moja siostra, byłem ja.
Wiedziałem też, że jako redaktor nie przepuści okazji do wyniesienia
swojego pisma na wyżyny, a opublikowanie takiego newsa, na pewno
pomogłoby jej w karierze. Nie miałem zbyt wielkiego wyboru, musiałem
uchylić jej rąbka tajemnicy.
- Alice, powiem ci coś, ale obiecaj, że nigdy nie poruszysz tego tematu
na łamach swojej gazety. Nie możesz nawet wspomnieć o tym w obecności
kogokolwiek z branży, bo niepotrzebnie wywołałabyś lawinę pytań
i kolejnych podejrzeń.
- Przerażasz mnie - stwierdziła, siadając prosto i zwracając się
w moją stronę. - Ale dobrze, obiecuję. A teraz mów…
- Ten facet to ja - powiedziałem krótko.
- Jak to ty?! Chcesz mi powiedzieć, że Bella Swan jest w ciąży
z tobą?!
- Co?! Nie! Mówię tylko, że to ze mną była wtedy widziana.
Wpadliśmy na siebie w sklepie i zaprosiłem ją do kawiarni.
- Nie powiem, ta fryzura ze zdjęcia kogoś mi przypominała, ale za nic
nie pomyślałabym o tobie, bez obrazy, ale…
- Jakiego zdjęcia? - przerwałem jej.
- Paparazzi są wszędzie. Ktoś zrobił wam wtedy zdjęcie
i przysłał do mojej redakcji. Jestem pewna, że do wszystkich
konkurencyjnych także.
- Przepraszam cię na chwilę.
Wszedłem do kuchni i wyjąłem z szuflady kartkę, na której Bella
zapisała mi wczoraj swój prywatny numer. Chwyciłem telefon
i szybko wystukałem kolejne cyfry.
- Bella, słucham - rozległo się w słuchawce.
- Cześć, tu Edward Cullen. Dzwonię, żeby powiedzieć, że mamy
problem.
- O co chodzi? Mów dalej.
- Mają nasze zdjęcia… Wszyscy.
Powtórzyłem jej bardzo dokładnie wszystko czego dowiedziałem się
od siostry. Kiedy skończyłem, po drugiej stronie nie było nikogo słychać.
Martwiłem się, że zemdlała czy coś podobnego. Nie wybaczyłbym sobie,
gdyby z mojego powodu coś jej się stało.
- Bello, jesteś tam?
- Tak… Jestem - powiedziała, po czym ponownie ucichła. Odezwała się
dopiero po chwili. - Wyjrzałam przez okno. Plotka musiała już ujrzeć
12
światło dzienne. Na moim podjeździe roi się od paparazzi - powiedziała
przerażona.
- Proszę, nie panikuj. Masz kogoś przy sobie? Kogoś, kto mógłby się
tobą zająć?
- Nie, mieszkam sama, moja rodzina mieszka w Forks.
- W takim razie zaraz po ciebie przyjadę. Podaj mi tylko adres.
- Edward, nie! Jeśli tu przyjedziesz, podsycisz tylko ich ciekawość.
Poradzę sobie sama. Mogę udawać, że nie ma mnie w domu. W końcu sobie
odpuszczą i odjadą.
- Nie wiesz, kiedy znudzi im się czekanie na ciebie. I nie możesz być
sama. Jesteś w ósmym miesiącu ciąży!
- Właściwie już w dziewiątym - powiedziała cicho, jakby nie chciała,
żebym to usłyszał.
- O nie, młoda damo, skoro nie chcesz, żebym to ja cię stamtąd
zabrał, przyślę moją siostrę. Pomyślą, że odwiedza cię przyjaciółka. Nie
próbuj nawet dyskutować. - Zapisałem adres, który w końcu zgodziła się
podać. - Alice będzie tam za 15 minut. Podejdź do drzwi dopiero, kiedy
zobaczysz na podjeździe czerwonego mustanga.
- Dobrze… Edward?
- Tak?
- Dziękuję…
BPOV
Dwanaście minut później przed mój dom zajechało czerwone auto.
Wolnym krokiem podeszłam do drzwi i poczekałam, aż zadzwoni dzwonek.
Po chwili stanęła przede mną młoda kobieta.
- Hej, jestem Alice. - powiedziała podekscytowana. - Pakuj się,
zabieram cię z tego cyrku.
- Jestem Bella…
- Wiem, wiem.
W błysku fleszy przedostałyśmy się do samochodu. Zamknęłyśmy za
sobą drzwi i ruszyłyśmy. Poczułam się lepiej dopiero kilka przecznic dalej.
Spuściłam wzrok na wycieraczkę, gdzie leżała średnich rozmiarów torba
podróżna. Domyśliłam się, że Edward nie zamierzał pozwolić mi wrócić do
domu, póki sprawa nie ucichnie. Pewnie wynajął mi pokój w hotelu na
drugim końcu miasta. Sama w panice w ogóle o tym nie pomyślałam.
Następnie spojrzałam na dziewczynę siedzącą na sąsiednim siedzeniu.
Wyglądała, jakby właśnie wygrała na loterii. Szeroki uśmiech zajmował
większą część jej twarzy.
13
- Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek poznam cię osobiście, a już
na pewno nie w takiej sytuacji. - odezwała się kilka minut później. - Nie
wiedziałam nawet, że mój braciszek ma takich przyjaciół.
- Raczej znajomych. Spotkaliśmy się zaledwie dwa razy. Twój brat jest
bardzo miły, że postanowił wybawić mnie z opresji.
- Oto i cały Edward. Zachowuje zimną krew w każdej sytuacji. Nawet,
kiedy znajduje na wycieraczce różowe zawiniątko… To znaczy, zawsze
chętnie pomaga innym - poprawiła się szybko.
- Jesteście podobni. W końcu ty też zgodziłaś się przedrzeć przez
dżunglę reporterów.
- Wierz mi, to dla mnie chleb powszedni. Zobacz, jesteśmy już na
miejscu. To dom Edwarda. - Wskazała znany mi już budynek.
- Wiem.
Dziewczyna spojrzała na mnie dziwnie, ale nie skomentowała tego
w żaden sposób.
Zanim jeszcze zdążyłyśmy wysiąść z samochodu, stanął przed nami
miedzianowłosy z Nicole na rękach. Pomógł mi wytoczyć się na zewnątrz
i obdarzył szczerym uśmiechem. W tym samym momencie na twarzyczkę
małej wstąpił ogromny uśmiech, dzięki czemu dane było mi zobaczyć jej
cztery ząbki. Wyciągnęła swoje drobne rączki w moją stronę, jakby prosząc,
abym ją przechwyciła. Widząc to, Edward zaśmiał się głośno i podał mi
córkę.
- Ktoś tu ma kolejną fankę. - skomentował.
- Powiedziałabym nawet, że z wzajemnością.
Weszliśmy do domu i usiedliśmy wszyscy w salonie. Od wczoraj nic
się tu nie zmieniło. Na ławie stały jeszcze nawet kubki,
z których wczoraj piliśmy.
Siedzieliśmy w ciszy, którą postanowiła przerwać Alice.
- Okej, musimy ustalić plan działania.
- Jaki plan? - zapytał zdziwiony Edward.
- Chcecie to tak po prostu zostawić? Prasa nie da Belli spokoju tak
długo, aż nie powie, kim jest facet ze zdjęć. Musimy opublikować
anonimowe sprostowanie. Powołamy się na twoją przyjaciółkę
- zwróciła się do mnie.
- Jaką przyjaciółkę i jakie sprostowanie?
- Wiesz, twoja przyjaciółka, czytaj ja, przekażę prasie pewne
informacje. Powiem, że ojcem twojego dziecka jest James, a nie Edward.
Sprawa powinna przycichnąć w ciągu jednego dnia.
- Nie możesz tego zrobić. - Spojrzałam na nią zawstydzona.
- James zabronił mi mówić komukolwiek, że to jego dziecko. A poza tym,
gdzie chcesz pójść z tym wyznaniem?
14
- Tak się przypadkiem składa, że jestem w tym biznesie rozeznana.
Mam własne pismo. Od innych różni się tym, że sprawdzamy informacje
przed opublikowaniem ich. Nowy numer ma wyjść jutro, zdążę jeszcze
dorzucić jeden artykuł. A co do Jamesa, co to za facet, który nie chce
przyznać się do własnego dziecka?
- Właściwie nie przeszkadza mi to. Nie chciałabym, żeby za kilka lat
moje dziecko dowiedziało się, że jego ojciec zostawił mnie dla innej, a jego
nie chciał znać.
W ciągu pół godziny ustaliliśmy wersję dla mediów. Alice miała
opublikować rozmowę, którą przeprowadzi sama ze sobą. Moja rzekoma
najbliższa przyjaciółka przekaże magazynowi, że nie jestem związana
z mężczyzną ze zdjęcia. Ponadto, powie, że zarówno ja, jak
i ojciec dziecka, nie możemy doczekać się jego przyjścia na świat. Taka
wersja powinna odpowiadać też Jamesowi.
W czasie naszej rozmowy Nicole zrobiła się kapryśna, więc ciocia
zaproponowała, że zabierze ją do ogrodu. Na dworze świeciło słońce, mimo
wczesnej pory.
Kiedy wraz z dziewczynką wyszła z domu, zostaliśmy
z Edwardem sam na sam.
- Chodź, pokażę ci pokój. Rozpakujesz się i odpoczniesz po tych
rewelacjach. - zwrócił się do mnie.
- Myślałam, że zatrzymam się w hotelu. Mogę też wrócić do domu.
Do wieczora powinni się rozjechać.
- Naprawdę wierzysz, że odpuszczą tak szybko? - Spojrzał na mnie
sceptycznie. - Jesteś obecnie jedną z największych gwiazd Hollywood, ludzi
interesuje wszystko co ciebie dotyczy. Tu jest bezpieczniej, oczywiście pod
warunkiem, że nikt nie śledził was, kiedy do mnie jechałyście.
- Nie, Alice ich zgubiła.
- W takim razie proszę za mną. - Ruszył w kierunku schodów.
Wprowadził mnie do dużej, jasnej sypialni, mieszczącej się na
pierwszym piętrze. Z tego co zapamiętałam z wczoraj, znajdowała się tuż
obok pokoju Nicole.
Podeszłam do ogromnych rozmiarów łóżka i postawiłam koło niego
torbę.
- Prześpij się. - zasugerował miedzianowłosy.
- Dziękuję ci za wszystko. - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Od kiedy przyjechałam do Hollywood nikt nie dbał o mnie tak jak ty
w tym momencie. Zachowałeś się lepiej niż niejeden długoletni przyjaciel.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Może kiedyś napiszę książkę
o moich przygodach z Bellą Swan. Zapowiada się bestseller.
15
Oboje zaśmialiśmy się z jego żartu, po czym opuścił pomieszczenie
i zamknął za sobą drzwi.
16
Rozdział czwarty
BPOV
Nim
się
spostrzegłam,
nadeszła
niedziela.
Mieszkałam
u Edwarda już 5 dni, a, mimo interwencji Alice, nasz „związek” pozostawał
tematem numer 1 w mediach.
Idąc za radą przyjaciela, postanowiłam ignorować wszystkie plotki,
które docierały do mnie z różnych stron. W zasadzie porzuciłam życie
towarzyskie, co wyszło mi na dobre, bo przez ciążę miałam coraz mniej siły,
a musiałam zmagazynować energię niezbędną podczas dwóch wielkich
wydarzeń branżowych, z których jedno miało odbyć się już dziś wieczorem.
Czas w domu Edwarda wykorzystałam na zabawę z Nicole. Prawie
całe dnie spędzałyśmy w ogrodzie. W rekompensacie za udzieloną mi
pomoc,
zaproponowałam,
że
zajmę
się
jego
córką
w czasie, kiedy on będzie w pracy. Dzięki temu miałam okazję dowiedzieć
się dużo o życiu dzieci i nareszcie do końca uświadomić sobie, że lada
chwila sama zostanę matką.
Wstałam w łóżka trochę później niż miałam w zwyczaju, bo
wiedziałam, że prawdopodobnie nie położę się do niego z powrotem przez
następne 24 godziny. Zeszłam na dół i w kuchni zastałam gospodarza
z małą dziewczynką w jednej ręce i kubkiem w drugiej. Odwrócił się w
moją stronę i uśmiechnął. Jego córeczka automatycznie wyciągnęła rączki w
moim kierunku w nadziei, że ją przechwycę. Oczywiście zrobiłam to bez
wahania.
- Dzwoniła moja mama - powiedział Edward, podając mi drugi kubek.
- Zaprasza nas na obiad.
- To dobrze. Ja mam jeszcze kilka spraw do załatwienia przed
wieczornym wyjściem. Muszę umówić się ze stylistką. Pozdrów rodziców
i rodzeństwo.
- Źle mnie zrozumiałaś, zaprosiła całą naszą trójkę. Alice nie byłaby
sobą, gdyby nie podzieliła się z nią rewelacjami na nasz temat. Spokojnie,
mama nic nikomu nie powie – dodał, widząc, że chcę się wtrącić. -
A stylistkę możesz zaprosić tutaj. Tylko w ten sposób zdążysz przygotować
się po powrocie z obiadu.
- Edward, nie wiem czy to dobry pomysł… To rodzinny obiad…
- I cała rodzina cię zaprasza. No dalej, nie daj się prosić. - Zrobił
oczka a’la kot ze Shreka.
17
W odpowiedzi uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że nie ma sensu się
z nim kłócić. W tym samym momencie poczułam kopnięcie z prawej strony
mojego potężnego brzucha.
- Dzidzia.
- Mówiłaś coś? - zapytał mnie mężczyzna.
- Nie, myślałem, że to ty.
- Dzidzia - usłyszeliśmy ponownie tuż po kolejnym ruchu dziecka.
Oboje spojrzeliśmy na Nicole, znajdującą się w moich ramionach. Na
jej twarzyczce gościł szeroki uśmiech, a rączką wskazywała miejsce, gdzie co
chwila wyczuwałam nóżki mojego maleństwa.
Edward przenosił wzrok raz na nią, raz na mój brzuch, a jego twarz
wyrażała jeden wielki znak zapytania.
- Córciu, mogłabyś jeszcze raz to powiedzieć?
- Dzidzia - powtórzyła, dotykając miejsca, gdzie ona się znajdowała.
- Tak kochanie, tam jest dzidzia - powiedziałam, głaskając ją po
główce i uśmiechając się do niej. - Wygląda na to, że właśnie powiedziałaś
swoje pierwsze słowo. Czuję się zaszczycona.
- Teraz już oficjalnie należysz do rodziny - zażartował jej ojciec, który
wreszcie opanował szok.
Zjedliśmy wspólnie śniadanie. To stało się już naszą pewnego rodzaju
tradycją. Codziennie zanim Edward wychodził z domu, siadaliśmy przy stole
i jedliśmy wielki posiłek.
Po zjedzeniu rozeszliśmy się do swoich pokoi, żeby przygotować się
do
wyjścia.
Chwilę
później
siedzieliśmy
już
w
aucie
i jechaliśmy w stronę przedmieścia. Dom rodziców Edwarda znajdował się
w przyjaznej, zielonej okolicy. Był to średniej wielkości jasny budynek, który
od
razu
wywołał
we
mnie
wspomnienia
z czasów dzieciństwa, które spędziłam w podobnej scenerii.
Wjechaliśmy na podjazd i silnik zgasł. Mężczyzna wyszedł pierwszy, obszedł
samochód w celu otworzenia moich drzwi, a następnie schylił się, aby wyjąć
z fotelika córkę. W tym momencie zauważyłam zbliżającą się w naszym
kierunku kobietę. Na oko mogła mieć 46 lat. Miała średniej długości
miedziane włosy, spływające kaskadą na jej ramiona. To musiała być jego
matka.
Podeszła bliżej, a na jej usta wstąpił ogromny uśmiech.
- Witaj, kochanie - zwróciła się do mnie.
- Dzień dobry, pani Cullen. Przepraszam za kłopot, mówiłam
Edwardowi, że zostanę u niego, ale…
- Pierwszy raz jego upór znalazł pozytywne zastosowanie. Byłoby mi
naprawdę przykro, gdybyś się nie zjawiła. Wszyscy bardzo się ucieszą, kiedy
18
cię zobaczą. Spokojnie, nie podzielamy zainteresowania Alice światem show
- biznesu. Mów mi Esme.
- W takim razie dziękuję za zaproszenie.
- Mamo, miło cię widzieć - odezwał się jej syn, trzymający już Nicole
na rękach.
- Ciebie też, synku. Dobrze się spisałeś, ściągając ją do nas.
- Wskazała mnie, na co wyraźnie się zarumieniłam.
Do obiadu zostało jeszcze sporo czasu. Po zaprezentowaniu mnie całej
rodzinie, kazano mi się rozgościć i ani myśleć o pomocy gospodyni.
- Mama bywa nerwowa, kiedy przeszkadza jej się w kuchni.
Odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegły te słowa. Tuż koło
mnie siedział postawny mężczyzna o oczach podobnych do Edwarda. Z tego
co zapamiętałam miał na imię Emmett i był jego starszym bratem.
- Ja za to nie lubię siedzieć bezczynnie, kiedy ktoś pracuje
- odpowiedziałam.
- Pracoholiczka?
- Raczej wielbicielka prac domowych.
- Bracie, dobra robota - krzyknął w kierunku, gdzie jaki czas temu
zniknął mój przyjaciel. - Nie masz może siostry?
- Niestety. I zanim zapytasz, moje najlepsze przyjaciółki mieszkają
w Nowym Yorku.
- Moja strata. Edward zawsze wie czego szukać.
Oboje się zaśmialiśmy.
W pomieszczeniu zaczęli zbierać się pozostali członkowie rodziny.
Wszyscy usiedli na kanapach i fotelach i, pijąc herbatę, zachwycali się małą
Nicole.
- Mamo, twoja wnuczka powiedziała dziś pierwsze słowo
- powiedział Edward matce.
- Naprawdę, kruszynko? Co powiedziałaś?
Dziewczynka na czworakach podeszła do mnie, usiadła na moich
kolanach i dotknęła wypukłości rysującej się pod moją sukienką.
- Dzidzia - powiedziała, dumnie pokazując kilka ząbków.
W
odpowiedzi
usłyszała
głośny
aplauz
domowników
i zawstydzona wtuliła się we mnie, chowając twarzyczkę w materiale mojego
stroju.
Obiad minął w przyjaznej, rodzinnej atmosferze. Nikt nie poruszał
tematu ostatnich plotek. Nawet kiedy Alice przypadkiem wyrwało się, że
wieczorem jest gala rozdania Złotych Globów, wszyscy życzyli mi tylko
powodzenia i porzucili wątek.
Zdecydowanie za wcześnie nadszedł czas, kiedy musiałam się
pożegnać. Obiecałam każdemu z osobna, że nie jest to moja ostatnia wizyta
19
w tym domu i Edward odwiózł mnie do siebie, gdzie już czekała moja
stylistka
z
pokrowcem
zawierającym
suknię.
Wpuściłam ją do środka i wygoniłam mężczyznę z powrotem do rodziny.
Przygotowania zajęły strasznie dużo czasu. Zazwyczaj lubię ten etap,
ale tym razem ledwo mieściłam się w piękną, złotą sukienkę
z wielkim dekoltem, odciętą pod nim, przez co układała się dobrze na moim
brzuchu. Efekt końcowy, mimo narzekań, zaparł mi dech. Chyba nigdy
jeszcze nie wyglądałam tak dobrze. Ucieszyłam się, bo pewność siebie była
mi bardzo potrzebna, szczególnie, że na gali miał pojawić się James, pewnie
z nową dziewczyną.
W momencie, kiedy weszłam na czerwony dywan i poczułam na sobie
lampy aparatów fotograficznych, zapragnęłam wrócić do domu państwa
Cullen. Wszyscy patrzyli na mnie i szeptali do siebie nawzajem. Były też
tłumy moich fanów, którzy zawsze byli po mojej stronie, wspierali mnie.
Postanowiłam uśmiechać się i pozować dla nich. W końcu nie po to
koczowali przy barierkach godzinami, żeby teraz widzieć moją
niezadowoloną minę. Chcieli dzielić ze mną zwycięstwo. Właśnie, nagroda.
Przez całe to zamieszanie wokół mojej osoby całkowicie wyleciało mi
z głowy, że jestem nominowana w kategorii Najlepsza Aktorka. Nie zależało
mi na nagrodzie, chociaż byłoby to na pewno miłe wynagrodzenie ciężkiej
pracy na planie filmu. Wiedziałam jednak, że oprócz mnie nominowane
zostały jeszcze cztery wspaniałe aktorki i każda z nas miała równe szanse na
zwycięstwo.
Po
dwóch
godzinach
prowadzenia
rozmów
przy
stoliku
i oglądania osób odbierających kolejne statuetki, moje maleństwo zrobiło się
wyjątkowo znudzone. Urządziło sobie więc serię fikołków, które nie były dla
mnie zbyt przyjemne. Dziwne, że zaczęło je właśnie w momencie, kiedy
prezentowano akurat nominacje w mojej kategorii.
- A statuetka Złotego Globa wędruje do…
- Isabelli Swan za rolę w filmie „The First Chance”!!!
Rozległy się oklaski, zaczęto mi gratulować, dziecko się uspokoiło,
a mnie eskortowano na scenę. Odebrałam statuetkę i odwróciłam się do
mikrofonu.
- Bardzo dziękuję wam za to wyróżnienie, szczerze mówiąc, nie
spodziewała się tego. Cieszę się jednak, że doceniliście moją rolę
w tak ważnym dla mnie filmie. Jak wiecie, opowiada on o miłości, która
przychodzi w najmniej spodziewanym momencie. Moja bohaterka miała
zaledwie 17 lat, dziecko w drodze i żadnych perspektyw na wyjście na
prostą, aż nagle zjawił się on. Jej pierwsza w życiu szansa na szczęście.
Występ w tym filmie wpłynął znacząco na moje życie. Zrozumiałam parę
rzeczy i ustanowiłam nowe priorytety. Chciałabym też, korzystając z okazji,
20
przyznać, że po raz pierwszy w życiu przegrałam zakład. Wygrałam w tej
kategorii i teraz muszę za to zapłacić. - Na sali rozległ się śmiech i sama też
zachichotałam, po czym zwróciła się ponownie do kamery. - Wiem, że to
oglądasz, więc szykuj smoking.
EPOV
Myślałem, że wybuchnę śmiechem, kiedy usłyszałem jej ostatnie słowa.
Ale
wiedziałem,
że
wygram.
Wiedziałem,
że
ona
wygra.
Cały czas byłem jeszcze u rodziców i wszyscy razem oglądaliśmy relację,
kibicując Belli. Swoją drogą, moja rodzina szybko ją polubiła i zaczęła
traktować
jak
jedną
z
nich.
Zanotowali
informację
o
gali
w swoich głowach. W jej obecności nie dali po sobie niczego poznać, ale
kiedy tylko wróciłem, zastałem wszystkich w salonie przed telewizorem,
czekających aż Jasper - mój brat - znajdzie kanał, na którym będzie emisja
na żywo. Zaśmiałem się, widząc jego poczynania i przejąłem pilota, aby
włączyć odpowiedni program.
- Co się stało synu?- zapytał mój ojciec, nie rozumiejąc, co było
śmiesznego w słowach Belli.
- Nic, tato. Masz może jakiś smoking z moim rozmiarze?
-Yyyy…
W tym momencie, widząc minę taty, przestałem się powstrzymywać.
Wybuchnąłem głośnym śmiechem
- Rozumiem, że ten apel był skierowany do ciebie? - zapytał Emmett.
- Tak, za tydzień w ramach nagrody będę towarzyszył jej na rozdaniu
Oscarów.
- Stary, nie dość, że lubi sprzątać i gotować, to jeszcze jest gwiazdą
i zabiera cię na taką imprezę. – zapłakał. - Dlaczego tylko ty masz takie
szczęście?
- Oj, Emmett, Emmett… - zaśmiała się nasza mama.
Spojrzałem na zegarek, a następnie na Nicole, śpiącą w kojcu
umieszczonym na środku pokoju.
- Dobra, zbieram się. Mała już śpi, a Bella też pewnie wróci padnięta.
Kiedy wychodziłem, mama uściskała mnie mocno.
- Lubię ją. Wszyscy ją lubimy. - szepnęła mi do ucha. - A już
szczególnie nasza kruszynka. - Opuściła wzrok na wnuczkę.
- Tu akurat muszę się z tobą zgodzić. Zawładnęła jej serduszkiem,
zresztą z wzajemnością.
- Chyba nie tylko jej.
- Co?
Zamiast odpowiedzieć, mama mrugnęła do mnie i zamknęła drzwi.
21
Bella wróciło do domu około północy. Wchodząc, praktycznie
podpierała się o ściany. W rękach niosła zabójczo wysokie szpilki
i opadła na pierwszą kanapę, która stanęła jej na drodze.
Bez słowa podniosłem jej nogi, usiadłem w końcu sofy i położyłem je na
swoich kolanach, po czym zacząłem masować. Kobieta leżała
z zamkniętymi oczami, a na jej usta powoli zaczął wstępować uśmiech.
- Gratuluję wygranej. - szepnąłem.
- Ja tobie również.
22
Rozdział piąty
EPOV
Stałem pośrodku wielkiego tłumu. Wokół mnie ciągle błyskały flesze,
a na moim ramieniu opierała się piękna brunetka. Spojrzałem na nią, chcąc
dowiedzieć się, kto jest moją towarzyszką. Bella. Miała na sobie długą czarną
suknię, wysokie szpilki i złote kolczyki. Odwróciła się do mnie, jakby
zapomniała o wszystkich otaczających nas ludziach. Na jej twarzy
spodziewałem się dostrzec radość, może lekkie zmęczenie, ale na pewno nie
byłem przygotowany na strach i panikę, widoczne w jej oczach.
- Edward - szepnęła.
Nagle wokół zrobiło się jeszcze głośniej. Kilkoro ludzi szło
w naszą stronę, a ręka Belli z coraz większą siłą ściskała moje ramię.
Oddychała, z trudem łapiąc powietrze. Nie wiedząc, co się dzieje,
rozejrzałem się, ale nie dostrzegłem żadnego zagrożenia, nie licząc tłumu
paparazzich. Tymczasem kobieta zaczęła szeptać.
- Edward, proszę, zabierz mnie do szpitala.
- Co się stało? Zaraz zacznie się ceremonia - powiedziałem,
uśmiechając się do niej.
- Proszę, dziecko nie pocze… - ponownie ścisnęła moją rękę.
- Zaczęło się.
Dopiero wtedy mnie olśniło. Przeniosłem spojrzenie na jej brzuch.
Rodziła!
Wziąłem ją na ręce i zacząłem przedzierać się przez tłum, który
wydawał się nigdy nie kończyć…
Otworzyłem oczy. Z pokoju naprzeciwko dochodziło wesołe
gaworzenie. Już miałem wstać, żeby zająć się córeczką, zanim obudzi Bellę,
kiedy otworzyły się drzwi mojej sypialni. Kobieta, myśląc że wciąż śpię,
zakryła buźkę Nicole i zachowując się bardzo cicho podeszła do mojego
łóżka. Delikatnie położyła mi na piersi córkę i już chciała opuścić
pomieszczenie, kiedy chwyciłem ją za nadgarstek i pociągnąłem w dół.
W rezultacie wylądowała na pustym miejscu obok mnie.
- Dlaczego tak szybko uciekasz?
- Nie chciałam cię budzić, bo wiem od twojej mamy, że masz dzisiaj
wolne - odparła.
- I co w związku z tym? Myślałaś, że będę cały dzień leniuchował?
- zaśmialiśmy się oboje. - Właściwie to niezły pomysł, ale mam lepszy.
Poleniuchujmy wszyscy troje. - Wyszczerzyłem się, mówiąc to.
23
- Edward, ja od jakiegoś czasu nie robię nic innego. Poza tym, nie
zamierzam wpraszać się w rodzinne momenty. Mogę poleżeć
u siebie w pokoju.
- Oczywiście, że możesz, ale jaki jest sens w przechodzeniu do innego
pokoju, skoro już tu leżysz?
Po twarzy Belli widać było, że zastanawia się nad dobrą wymówką.
Nie zamierzałem jednak tak łatwo dać jej wygrać.
- Wróciłaś wczoraj późno i nie miałem okazji pogratulować ci
statuetki. Świetna robota. Szczególnie to przemówienie. Wątpię, żeby ktoś
spodziewał się po twoim wystąpieniu takich rewelacji. W końcu plotki na
nasz temat jeszcze nie ucichły, a na gali był obecny ten chory na umyśle
James. A więc gratuluję, jestem z ciebie dumny.
Nim zdążyłem się powstrzymać, złożyłem na jej ustach delikatny
pocałunek. To był odruch, nad którym nie mogłem zapanować. Bałem się
jednak spojrzeć na twarz towarzyszki. Nie wiedziałem jaka może być jej
reakcja na ten kontakt. Zmusiłem się jednak do podniesienia wzroku. Na jej
twarzy widniało zdumienie. Przestała nawet mrugać.
- Bello, przepraszam. Nie wiem jak… To się po prostu stało. Nie
chciałem cię w żaden sposób urazić. Ja tylko…
- Nie, nie przepraszaj. Jestem tylko w szoku. Nie zrozum mnie źle, ale
nie chcę litości. Szczególnie po tym co zrobił mi James.
- Spuściła wzrok, wypowiadając te słowa.
- Litości? To akurat ostatnie o czym bym pomyślał w tym momencie.
- To raczej nie jest reakcja, z jaką zazwyczaj się spotykasz, zgadłam?
Tak dawno nikt mnie nie całował, że uwierzyłam, że nie warto, że na to nie
zasługuję.
Spójrz
na
mnie
-
porzucona
aktoreczka
z brzuchem. A teraz, cóż, ta atmosfera. Wyglądamy jak szczęśliwa rodzina.
My, Nicole i kolejne dziecko w drodze. Rozumiem, że podziałała na ciebie ta
iluzja i dlatego nie mam ci za złe tego pocałunku. Prawdę mówiąc, miło
było znowu poczuć się atrakcyjną kobietą.
- Bello, jesteś piękną, młodą kobietą i jak najbardziej zasługujesz na
bycie adorowaną. To prawda, tworzymy w tym momencie słodki obrazek,
ale nie pocałowałem cię, bo… To było takie naturalne jak oddychanie.
Uśmiechnij się i nie zaprzątaj sobie tym głowy. Nie obiecuję, że to była
ostatnia taka sytuacja. - Puściłem do niej oko, na co zaśmialiśmy się, co
powtórzyła również Nicole. - Właściwie to moglibyśmy wyjść gdzieś dzisiaj.
Co o tym sądzisz?
- Skoro i tak podsyciłam wczoraj plotki o naszym romansie, nie ma
sensu chować się po kątach, jakbyśmy rzeczywiście mieli coś do ukrycia.
Mam rozumieć, że idziemy we trójkę?
24
Pół godziny później zwlokłem się z łóżka, żeby zrobić dla nas
śniadanie. Kiedy, niosąc tacę wróciłem do pokoju, zastałem zdumiewająco
słodką scenę. Moja córeczka siedziała koło leżącej Belli i obsypywała jej
twarz pocałunkami.
Zatrzymałem się w progu i stałem chwilę, obserwując je. Po raz
kolejny uświadomiłem sobie, że, nieważne jak bardzo bym się starał, małej
brakuje matki. Nigdy jednak nie uderzyło to we mnie tak silnie, jak teraz,
kiedy zobaczyłem, jak mogą zachowywać się matka i córka. Początki mojego
ojcostwa też nie były łatwe, ale warto było podjąć wyzwanie. Teraz, po
prawie roku, nie wyobrażałem sobie pustego domu, gdzie nie byłoby
porozrzucanych wszędzie zabawek, butelek czy elektronicznej niani
w każdym pomieszczeniu, pierwszego ząbka, słowa czy w przyszłości kroku,
okrzyków radości i śmiechu. Tym bardziej dziwiło mnie, jak biologiczna
matka mogła się tego wszystkiego pozbawić.
- A teraz, moje drogie panie, pora coś zjeść.
BPOV
Było późne popołudnie, kiedy, uzbrojeni w koc, koszyk
z jedzeniem dla nas i dla Nicole, wyszliśmy z domu. Postanowiliśmy udać się
do parku, korzystając z tego, że w poniedziałki raczej nie jest zbyt tłoczno.
Chcieliśmy poświęcić trochę czasu dziewczynce. Wiem, że nie powinnam
mówić „my”, ale nic nie poradzę na to, że uwielbiam to dziecko.
Była ładna pogoda, a park znajdował się zaledwie kilka przecznic od
domu Edwarda, więc nie było potrzeby brać samochodu. Wiedziałam, że
piesza wycieczka może wzbudzić większe zainteresowanie nami, ale tak, jak
powiedziałam wcześniej, nie mamy powodu, by się ukrywać. Zresztą bardzo
lubię swoich fanów i jeśli któryś byłby na tyle kulturalny, żeby nam nie
przeszkadzać, nie widzę problemu z rozdaniu kilku autografów. Problemem
są dopiero paparazzi, ale na nich akurat nie mam żądnego wpływu.
Pozostaje mi jedynie ignorowanie ich.
Droga zajęła nam niecałe dziesięć minut. Na miejscu rzeczywiście nie
było prawie nikogo. Gdzieniegdzie dało się zauważyć grupy nastolatków
cieszące się wagarami. To właśnie jedna z takich grup podeszła do naszego
koca krótko po tym, jak go rozłożyliśmy.
- Przepraszam - odezwała się na oko szesnastoletnia dziewczyna.
- Jesteś Bellą Swan, prawda?
- Tak, jestem Bella - wyciągnęłam rękę w jej kierunku.
- Proszę nie mieć mi za złe, że panią, że cię zaczepiam, ale jestem pod
wrażeniem „The First Chance”. Zainspirowałaś mnie i niedługo po
obejrzeniu go zapisałam się do koła teatralnego. Bardzo chciałabym dostać
25
twój
autograf,
jeśli
to
oczywiście
nie
problem.
- Uśmiechnęła się zawstydzona swoją prośbą.
- Oczywiście. Masz może coś do pisania?
Dziewczyna o imieniu Mandy podała mi zadziwiająco pusty zeszyt od
matematyki. Złożyłam w nim podpis z dedykacją, ale kiedy go oddawałam,
nastolatka nadal była czerwona z zawstydzenia.
- A czy mogłabym jeszcze… - W jej ręku dostrzegłam aparat
fotograficzny.
- Nie boj się, nie gryzę. W tym stanie nawet nie mogłabym cię
zaatakować - zażartowałam, na co nareszcie się uśmiechnęła.
- Chłopiec czy dziewczynka?
- Niespodzianka - odpowiedziałam, ustawiając się do zdjęcia.
Edward chciał już pełnić funkcję fotografa, kiedy Mandy
zaproponowała, żeby on i Nicole też się na nim znaleźli i przyrzekła, że nie
opublikuje go w sieci. Speszony mężczyzna przystał na prośbę
i już po chwili grupa nastolatków odchodziła ze szczęśliwą Mandy na
przedzie.
- Świetnie sobie z nimi radzisz - odezwał się mój towarzysz.
- Dziękuję. To nie jest trudne, kiedy zachowują się poprawnie.
Przepraszam jednak, że nam przeszkodzili.
- Nie ma problemu. To część twojego życia. Jeśli tylko tobie to nie
przeszkadza, ja też nie mam nic przeciwko. - Przeniósł wzrok na córkę. - Za
kilka lat będzie mogła się pochwalić, że jeszcze przed pierwszymi
urodzinami pozowała do zdjęcia z gwiazdą takiego formatu. A tymczasem,
co powiesz na chwilę zabawy na huśtawkach?
- Z przyjemnością.
26
Rozdział szósty
BPOV
Zastanawiam się jak to się stało, że przebywanie z Edwardem
i jego rodziną zaczęło sprawiać mi tak wielką przyjemność. Mieszkam
w Hollywood już prawie dwa lata, ale do tej pory nie udało mi się znaleźć
prawdziwych przyjaciół. Aż do teraz. Niestety, nieważne jak bliscy byliby mi
Cullenowie, nie mogłam się wprost doczekać, kiedy wreszcie spotkam się
z własną rodziną. Ze względu na moją nominację do Nagrody
Amerykańskiej Akademii Filmowej z małej mieściny o nazwie Forks
przylatują dzisiaj moi rodzice i przyjaciółka, której nie widziałam już od
wieków. Miałam odebrać ich z lotniska tuz przed obiadem, ale Carlisle - tata
Edwarda, który jest lekarzem, stwierdził, że w tym stadium ciąży stanowczo
nie powinnam prowadzić. Chciał też wyperswadować mi udział w jutrzejszej
gali, twierdząc, że mogę zacząć rodzić w każdej chwili, ale nie mogłam
zawieść wszystkich, którzy będą tam aby mi kibicować. Skończyło się więc
na deklaracji, że sam mnie zawiezie na LAX.
Kilka minut przed 13:00 zobaczyłam pierwszych pasażerów
opuszczających samolot lecący z Seattle. Nim zdążyłam się dobrze rozejrzeć,
poczułam parę rąk obejmujących mnie ciasno.
- Córeczko, tak się cieszę, że cię widzę - powiedziała mama, nie
zwalniając uścisku. - Nawet nie wiesz jak się martwiłam, kiedy usłyszałam
o tym zamieszaniu wokół ciebie. Przecież obie dobrze wiemy, że stres może
zaszkodzić maluszkowi, a tu tyle spraw spadło ci na głowę w jednym
momencie… - Nie wzięła nawet głębszego oddechu.
- Też się cieszę mamo, ale proszę, puść mnie, bo jeszcze chwila
i będziesz musiała odebrać poród. Zrób miejsce dla taty.
- Właśnie Renee, dopuść mnie do Isabelli.
- Tato, jestem Bella.
- Oj tam, whatever. Chodź tu dzieciaku. - Rozłożył ramiona
w zapraszającym geście. Bez zastanowienia wyszłam mu naprzeciw.
Zza pleców taty usłyszałam dosyć głośne chrząknięcie. Tylko jedna
bardzo dobrze znana mi osoba uwielbia w ten sposób zwracać na siebie
uwagę.
- Angela!
Po chwilach wypełnionych uściskami, piskami radości i zachwytu
wzajemnym wyglądem nareszcie uspokoiliśmy się na tyle, żebym mogła
dokonać prezentacji.
- Dzikusy, przedstawiam wam doktora Carlisle’a Cullena. - Wskazałam
mężczyznę pozostającego do tego momentu cicho. - Carlisle, to moja
postrzelona rodzina.
27
- Bardzo mi miło poznać państwa. - Podał rękę kolejno każdemu
z przybyłych. - Macie państwo prawdziwe szczęście będąc rodzicami Belli.
Doprawdy, cudowna z niej dziewczyna.
- Przepraszam, a pan jest…
- Carlisle jest tatą Edwarda, mamo.
Bez dodatkowych pytań udaliśmy się w stronę wyjścia. Ja i Angela
trzymałyśmy się lekko z tyłu, gdyż pozostali zaczęli rozmawiać na tematy,
o których nasze pokolenie niekoniecznie miało pojęcie.
- Tatusiek, mówisz?- szepnęła dziewczyna. - Niezłe ciacho. Już jestem
ciekawa jak wygląda jego syn. Założę się, że jak grecki bóg.
- Jestem pewna, że Emmetta ucieszy to porównanie.
- Zaczekaj, myślałam, że ma na imię Edward…
- Cóż, nie powiedziałaś, którego z synów masz na myśli. - Zaśmiałam
się, widząc jej zdziwioną minę. - Emmett jest bratem Edwarda. - Na twarzy
mojej przyjaciółki wstąpił podejrzany uśmiech. - Zajęty. Szczęśliwy mąż.
- Ty to potrafisz zepsuć zabawę.
Obiad miał odbyć się oczywiście u Cullenów. Myślałam o restauracji,
ponieważ w ciągu ostatnich dwóch tygodni nie byłam u siebie w domu.
Dopiero dzisiaj rano, w drodze na lotnisko wstąpiłam tam na chwilę, żeby
zostawić rzeczy, które wcześniej trzymałam u mojego tymczasowego
gospodarza. Wraz z przyjazdem rodziców musiałam opuścić dom Edwarda.
Szczerze mówiąc, zataiłam przed nimi chwilową przeprowadzkę, nie
chciałam, żeby niepotrzebnie się martwili.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, przy stole siedzieli już wszyscy
z wyjątkiem mojego przyjaciela. Mimo, że była sobota, musiał wstąpić na
chwilę do biura w centrum. Powiedział, że jako architekt lubi dokładnie
sprawdzać co dzieje się z jego projektem nawet po skończeniu pracy nad
nim.
Ledwo przekroczyliśmy próg jadalni, usłyszałam płacz dziecka.
Zastanawiałam się co spowodowało rozpacz Nicole. Może wyczuła, że wśród
zgromadzonych brakuje jej taty, a może po prostu przegapiła popołudniową
drzemkę. Podeszła do mnie Esme, trzymając ją jedną ręką, a drugą podając
nowo przybyłym.
- Bello, kochanie, dobrze, że już jesteś - zwróciła się do mnie. - Od
godziny bez przerwy płacze i upomina się o ciebie. Przynajmniej tak nam
się wydaje. Bez przerwy powtarza „dzidzia”.
- Dzidzia! - Jak na zawołanie dziewczynka zapiszczała i wyciągnęła
rączki w moją stronę. Przejęłam ją więc od wyraźnie trochę już zmęczonej
kobiety.
Po chwili płacz ustał i mała zaczęła bawić się moimi włosami,
zupełnie zapominając o smutku.
28
- Niesamowite - odezwała się moja mama. - Bello, przedstaw nam
proszę tę księżniczkę. Mamy dla niej drobny prezent.
- Oto Nicole, o której tyle wam opowiadałam. Kruszynko. - Spojrzałam
na dziecko. - Poznaj wujka Charliego i ciocie Renee i Angelę.
- Dzidzia - odpowiedziała, kładąc rączkę na moim brzuchu. - Tak, a to
dzidzia. - Wszyscy wybuchliśmy śmiechem po czym zajęliśmy swoje miejsca
za stołem.
- Przepraszam za spóźnienie - dobiegł nas głos z salonu jakiś czas
później.
W drzwiach pojawił się Edward. Wyglądał raczej jakby ostatnie
godziny leżał w łóżku, a nie ciężko pracował. Podszedł bliżej i przedstawił
się moim gościom, całując dłonie mamy i Angeli. Kiedy podszedł do mojego
krzesła, pochylił się i złożył pocałunki na policzkach moim i siedzącej na
moich kolanach córki. Boże, naprawdę pocałował mnie w obecności
rodziców? Na szczęście zdawali się niczego nie zauważyć i może
uwierzyłabym w tak wspaniały przypadek, gdyby nie fakt, że Charlie, będąc
szeryfem policji, widzi wszystko. Ale tym będę martwiła się wieczorem.
Nasze rodziny szybko znalazły wspólny język, co bardzo mnie
ucieszyło. Nie mam pojęcia czemu, ale zależało mi na tym. Całe popołudnie
spędziliśmy w ogrodzie, bawiąc się z Nicole, plotkując i ciesząc ładną
pogodą. Ani razu nikt nie poruszył tematu rozdania nagród, dzięki czemu
mogłam poczuć się jak zwykła dwudziestotrzylatka.
Wieczór kolejnego dnia nadszedł niespodziewanie szybko. Nim się
spostrzegłam siedziałam w limuzynie z rodziną i Edwardem, który zgodnie
z umową miał towarzyszyć mi podczas show. Musze przyznać, że
prezentował się nieziemsko w czarnym smokingu i granatowym krawacie,
pasującym idealnie do mojej długiej, lejącej sukni tego samego koloru.
Kierowca, który już wcześniej otrzymał szczegółowe instrukcje
odnośnie miejsca ceremonii, bez większych problemów dowiózł nas na
miejsce. Pod teatrem, w miejscu gdzie zaczynał się czerwony dywan
zatrzymał się, abyśmy z Edwardem opuścili pojazd. Resztę miał dowieść do
spokojniejszego wejścia.
Mój towarzysz wysiadł pierwszy, przyjmując na siebie pierwszą turę
fleszy. Odetchnęłam głęboko i chwyciłam wyciągniętą do mnie rękę.
Natychmiast zostałam zaatakowana morzem dziennikarzy i fanów
krzyczących moje imię z każdej strony. Mimo tego uśmiechnęłam się
promiennie i pewnym krokiem ruszyłam pod rękę z Edwardem wzdłuż
dywanu.
Dzielnie znosiłam niekończące się wywiady i pozowałam do zdjęć,
mimo, że w plecach czułam narastający ból. Mój przyjaciel zdawał się
zauważać moje kiepskie samopoczucie, bo kiedy tylko miał taka okazję,
29
prowadził nas szybciej w stronę wejścia do teatru, omijając tym samym
stanowiska paru stacji telewizyjnych.
- Nie rób nic na siłę - powtarzał co jakiś czas, spoglądając na mnie
i rozmasowując dyskretnie moje plecy, zupełnie jakby wiedział, gdzie boli.
Po godzinie udało nam się wreszcie dostać do audytorium. Ból stawał
się nie do zniesienia. Zajedliśmy swoje miejsca w pierwszym rzędzie. Nie
minęło pięć minut, kiedy podeszła do nas para, której zdecydowanie nie
chciałam oglądać.
- Witaj Bello.
- James, Victoria. - Spojrzałam na nich kolejno. - Co sprowadza was
w pobliże mnie?
- Chciałem tylko pogratulować ci nominacji i życzyć powodzenia. Sam
również jestem nominowany w jednej z kategorii.
- Nie, żeby mnie to obchodziło. Poznajcie Edwarda. Edward, to James
i jego narzeczona - Victoria.
- Cóż, nie próbuję nawet udawać, że miło jest mi was poznać -
powiedział. - Zajmijcie swoje miejsca i nie przeszkadzajcie innym.
- Dziękuję - szepnęłam.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Dwie godziny i dwanaście zmian pozycji później prowadzący
przeszedł do ostatniej kategorii. Na ekranach pojawiły się sylwetki
nominowanych, w tym moja, wraz z skrótami filmów.
- A Oscar wędruje do… Belli Swan!
Czując ogromny dyskomfort, wstałam i w towarzystwie owacji na
stojąco podeszłam do mikrofonu.
- Dziękuję wam wszystkim bardzo serdecznie. Statuetka, którą
trzymam w ręku jest chyba największym dowodem uznania dla aktorki.
Rzeczywiście uczucie jakie mnie teraz przepełnia jest nieprawdopodobne.
Pragnę jednak zaznaczyć, że za tym, że stoję tu teraz stoi grono
fantastycznych ludzi, począwszy od scenarzystów i reżyserów, na stylistkach
kończąc. To im zawdzięczam tę wygraną, bo to oni zaufali mi na tyle, żeby
powierzyć mi rolę, która przywiodła mnie tu, gdzie teraz jestem. Dziękuję
też mojej rodzinie i przyjaciołom, którzy zawsze, podobnie jak tego
wieczoru, wspierają mnie i moje decyzje. Gdyby nie oni, nie wiem, czy
poradziłabym sobie w tym biznesie. Jeszcze raz dziękuję i życzę wam
wszystkim miłego wieczoru.
Jechaliśmy do hotelu, w którym miało odbyć się After Party, kiedy
poczułam, że nie mogę już zapanować nad uciskiem w dole kręgosłupa.
Ścisnęłam rękę Edwarda, szukając oparcia.
- Co się dzieje? - wydawał się bardzo przejęty.
30
I wtedy to poczułam…
- Chyba odeszły mi wody - przyznałam i w tym samym momencie
poczułam łzy na policzkach.
- Nie martw się, wszystko będzie w porządku. - Odwzajemnił uścisk.-
Proszę jechać prosto do najbliższego szpitala - poinstruował kierowcę.
Następne minuty były jedną wielką zamazaną plamą. Słyszałam tylko
jak zadzwonił do rodziców, żeby powiedzieć, że odbierze Nicole dopiero
jutro, a potem wydobył ze mnie numer do mojej mamy i do niej również
zatelefonował.
Kiedy znaleźliśmy się już na oddziale położniczym pielęgniarka
poinformowała mnie, że poród trwał już od rana i jego koniec jest tylko
kwestią czasu.
- Nie dam rady - wyszeptałam, kiedy wieziono mnie na salę porodową.
- To za wiele, nie poradzę sobie.
- Oczywiście, że sobie poradzisz - odpowiedział miedzianowłosy, który
zjawił się u mojego boku przebrany w jednorazowy fartuch. – Już niedługo
będziesz trzymała w objęciach maleństwo. Myśl teraz tylko o tym, a w razie
bólu, nie bój się ścisnąć mojej ręki.
Lekarz, który pojawił się na sali w momencie, kiedy wwieziono moje
łóżko, bez większych uprzejmości kazał mi od razu przeć. Jeśli myślałam, że
wcześniejszy ból był nie do zniesienia, nie znałam słów, które opisałyby to,
co czułam, wydając na świat moje dziecko. Jestem praktycznie pewna, że
trwale uszkodziłam rękę Edwarda, ale nie słyszałam od niego narzekania.
Zamiast tego masował moja plecy, kładł zimne okłady na moim czole
i szeptał pokrzepiające słowa.
- Witamy na świecie - usłyszałam słowa lekarza. - Macie państwo
piękną córeczkę. - Podał mi małe zawiniątko.
W jednej chwili zapomniałam o całym bólu. Centrum mojego
wszechświata stała się maleńka istotka w moich ramionach. Mam córkę!
Obudziłam się z długiego snu. Spojrzałam w lewo i w łóżeczku
stojącym tuż obok mojego łóżku spostrzegłam mój skarb. Jednocześnie
dobiegł mnie głos z prawej strony.
- Pielęgniarka powiedziała, że znakomicie przeszła wszystkie testy
i może już zostać z tobą.
Edward siedział w fotelu, do którego przymocowane były trzy
ogromne różowe balony z napisem „It’s a girl”.
- To od naszych rodziców – wyjaśnił. - Wszyscy czekają na korytarzu
aż się obudzisz. Mogą wejść, kiedy tylko poczujesz się na siłach, aby
przyjmować gości. Mnie pielęgniarki pozwoliły zostać, myśląc, że jestem
ojcem.
31
- Zawołaj ich do środka. - Uśmiechnęłam się. - Ale wcześniej podaj mi
moją kruszynkę.
32
Rozdział siódmy
BPOV
Moja sala wypełniona była ludźmi. Łzy stanęły mi w oczach, kiedy
zobaczyłam w drzwiach całą rodzinę Cullenów. Przywieźli nawet Nicole.
Mała początkowo była wstrząśnięta, kiedy Edward posadził ją koło mnie na
łóżku, a ja pierwszy raz pokazałam jej „dzidzię”. Myśleliśmy, że wybuchnie
płaczem, kiedy zobaczyła mnie trzymającą w ramionach inne maleństwo.
Ale miała do tego prawo. W końcu ostatnimi czasy to było jej miejsce. Na
szczęście do akcji wkroczył Emmett, który wziął ją szybko na barana. Po 20
minutach, gdy powróciła na swoje poprzednie miejsce, wydawała się już
spokojniejsza. Spoglądała nawet na moją córeczkę i uśmiechała się lekko.
Twarz mojego przyjaciela rozjaśniła się, kiedy zupełnie niespodziewanie
dziewczynka doczłapała do mnie na czworakach i dała mi mokrego całusa
w policzek. Takim oto sposobem po chwili jedną rękę obejmowałam Nicole,
a w drugiej bardzo ostrożnie trzymałam córeczkę.
Tę jakże piękną chwilę przerwało wtargnięcie do pomieszczenia jednej
z pielęgniarek. Jej mina nie należała go najszczęśliwszych.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale kazał pan - tu spojrzała na
mojego tatę - poinformować państwa, jeśli pod kliniką zjawiliby się ludzie
z aparatami.
- Ilu ich jest? - zapytał lekko wytrącony z równowagi Charlie.
- Około 30, może trochę więcej. Pozostali pacjenci są ciekawi, kogo
ważnego gościmy, ale zgodnie z pana wskazówkami, nie udzielamy
informacji.
- Dziękujemy za ostrzeżenie. Czy kiedy przyjechaliście, widziało was
dużo osób? - zwrócił się tata do miedzianowłosego.
- Całkiem sporo. Podjechaliśmy limuzyną, a potem wieźli Bellę przez
całe piętro. Pewnie któryś z pacjentów dał znać mediom. Nie mieliśmy za
wiele czasu na chowanie się po kątach.
- Nic takiego się nie stało – wtrąciłam. - Przecież i tak dowiedzieliby
się, że urodziłam. Zaraz zadzwonię do agentki, poinformuję ją o wszystkim
i poproszę, żeby wydała oficjalne oświadczenie. Nie martwcie się, było do
przewidzenia, że coś takiego będzie miało miejsce.
Moje słowa chyba uspokoiły rodziców, bo temat został chwilowo
zakończony. Teraz dla odmiany zgromadzeni zaczęli zachwycać się urodą
noworodka, który zmęczony wrażeniami, zasnął w moich ramionach.
- Wiesz już jak ją nazwiesz, kochanie? - zapytała mama.
- Tak. Naya.
- Śliczne imię - odezwała się, cicha jak dotąd, Alice. - Jak sądzisz,
Edwardzie?
33
Jej brat wydawał się błądzić myślami daleko od miejsca, w którym się
znajdowaliśmy. Otrząsnął się dopiero, kiedy Esme szturchnęła go lekko
w ramię.
- Tak, piękne - powiedział, patrząc centralnie na mnie. - Ona zresztą
też jest piękna.
Chwilę później wraz ze swoją rodziną opuścił salę, twierdząc, że
powinnam spędzić trochę czasu z bliskimi. Zgodził się jednak, żeby została
ze mną Nicole, przyznając, że niewygodnie byłoby siedzieć z nią na
szpitalnym korytarzu.
Kiedy zostaliśmy w pokoju w piątkę, mama ostrożnie usiadła
w nogach mojego łóżka, a tata zajął miejsce, w stojącym obok fotelu.
- A więc jestem mamą - odezwałam się pierwsza.
- A my dziadkami. - Zaśmiał się tata. - Mamy gorzej niż ty.
- Tato, wcale nie wyglądasz na dziadka. Ludzie nigdy nie uwierzą,
kiedy im powiesz. - Podbudowałam jego ego, na co zaśmiała się mama.
- Córciu, jesteś taka młoda. Na pewno poradzisz sobie tu,
w Hollywood? Może byłby lepiej, gdybyś na jakiś czas wróciła do Forks… -
przerwała, widząc moją minę. - W takim razie poinformuj chociaż ojca
dziecka. Powinien ci pomóc.
- Mamo, nie ma takiej potrzeby, wierz mi.
- Bello, po prostu musisz zrozumieć, że nie jest nam łatwo pogodzić
się z tym, że nie wiemy nawet kto nim jest, że nie chciałaś się z nami tym
podzielić. Pomyślałabym pewnie, że to ten Edward, ale coś mi tu nie
pasowało. Bo czemu niby miałabyś go wtedy przed nami ukrywać?
Uszanowaliśmy twoją decyzje, ale nie chcemy, żeby ona źle wpłynęła na
wasze dalsze życie.
- Poradzimy sobie. Jak widzisz, wreszcie znalazłam tu wspaniałych
przyjaciół, na którym mogę liczyć i którzy na pewno wesprą mnie w razie
potrzeby. Daj mi wolną rękę, a udowodnię ci, że damy radę.
- Jeśli tak twierdzisz. Martwię się tylko. Wycelowane są w ciebie setki
obiektywów, nawet teraz, a zrobi się jeszcze gorzej. Może powinnaś
pomyśleć chociaż o zatrudnieniu bodyguarda.
- Już ustaliłam to z Charlotte - moją agentką. Niedługo powinna mi
kogoś przysłać.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Od czasu do czasu Nicole odzywała się w
sobie tylko znanym języku.
- Słodko razem wyglądacie - stwierdziła mama. - Cała trójka.
Wieczorem, kiedy godziny odwiedzin dobiegły końca, leżałam sama
w pokoju, przyglądając się śpiącej w swoim łóżeczku Nayi.
Byłam zmęczona porodem i całym dniem rozmów. Cieszyłam się
jednak, że towarzyszyło mi tak wiele osób, że maleńka od urodzenia
34
otoczona jest tyloma wspaniałymi ciociami i wujkami. Zasypiałam już, kiedy
usłyszałam dźwięk oznaczający nadejście połączenia. Szybko, żeby nie
obudzić córeczki, chwyciłam telefon, nie sprawdzając nawet, kto dzwoni.
- Słucham - powiedziałam szeptem.
- Witam świeżo upieczoną mamę. - Od razu rozpoznałam ten głos. -
Jak się macie, dziewczyny?
- Dobrze, ale jesteśmy padnięte. W sumie mała już śpi, a ja
zamierzałam pójść jej śladem, kiedy zadzwoniłeś.
- W takim razie przepraszam. Chciałem powiedzieć tylko, że byłaś
bardzo dzielna i świetnie sobie poradziłaś.
- Dziękuję, ale to tylko dzięki tobie. Gdybyś mnie nie wpierał, pewnie
poddałabym się od razu i musieliby zmusić mnie siłą do parcia. - Na to
stwierdzenie oboje się zaśmialiśmy.
- To byłby temat na okładkę. Swoją drogą, już jesteś tematem numer
jeden. „Laureatka Oscara zaczyna rodzić tuż po odebraniu statuetki”,
„Szczęście czy poród?”, „Świętowanie już we dwójkę”. To tylko kilka
z dzisiejszych nagłówków. Nie myśl jednak, że nie podchwycili innych
wątków. Mi najbardziej podoba się okładka z naszym zdjęciem z gali
i podpisem „Tatuś i dziecko wychodzą z ukrycia”. Kiedy Emmett mi ją
pokazał, ledwo powstrzymaliśmy atak śmiechu. Przejdziesz do historii jako
pierwsza laureatka, która zaczęła rodzić z wrażenia.
- Zobaczymy jak będziesz się śmiał, kiedy pod twoim domem rozbiją
obóz auta transmisyjne. Radzę ci już dzisiaj zacząć pisać sprostowanie dla
prasy.
- Co powiesz na takie: „Tatuś jest przeszczęśliwy z powodu powitania
na świecie kolejnej córki”? - przekomarzał się.
- Świetne. James na pewno będzie spokojniejszy, jeśli ktoś przejmie
jego rolę. - Nie udało mi się ukryć smutku w głosie.
- Nie przejmuj się tą marną imitacją człowieka. Nie zasłużył nawet na
zaszczyt nazywania się ojcem. Nie chce was? Jego strata, mój zysk.
- Dziękuję, że mówisz to wszystko, żebym poczuła się lepiej. Do
zobaczenia jutro. Jeśli oczywiście nie zmieniłeś zdania i nadal uparcie chcesz
przyjechać z moimi rodzicami i eskortować mnie do domu.
- Z przyjemnością. Pa.
EPOV
Wcale nie powiedziałem tego, żeby zrobiło jej się lepiej. Od tego
poranka, który spędziliśmy we trójkę u mnie w domu, czułem, że tak
właśnie powinno być, że tak wygląda rodzina, której naszym dzieciom ani ja
ani Bella nie możemy na dzień dzisiejszy zapewnić. A potem, kiedy
35
w szpitalu Nicole tak łatwo zaakceptowała Nayę, poczułem radość, bo gdzieś
głęboko w podświadomości, miałem nadzieję, że tak się stanie. Zależało mi
na tym, żeby po narodzinach kolejnego dziecka nasze relacje nie pogorszyły
się, a do tego na pewno doszłoby, gdyby moja córka z miejsca odtrąciła
młodszą koleżankę. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, a Nicole
wydaje się zapatrzona w Bellę w takim samym stopniu, jak jeszcze
przedwczoraj. Dzięki temu nie muszę martwic się, że kobieta odtrąci naszą
pomoc w opiece nad maleństwem. Sam wiem jak ciężko jest na początku,
a ona jest w o tyle gorszej sytuacji, że tuż po wyjściu ze szpitala zostanie
sama, gdyż stanowczo zabroniła rodzicom brać urlopu i przedłużyć
weekendowych odwiedzin. Twierdziła, że świetnie sobie poradzi, ale ja,
mimo tego, że szczerze w nią wierzę, pamiętam chwile załamania, które
miewałem blisko rok temu, chociaż wspierała mnie cała rodzina. Mam
nadzieje, że teraz z podobną chęcią zaangażują się również w pomoc Belli.
Chciałem podzielić się z nią moją rodziną, skoro swoją widywała tak rzadko.
Rano szybko zerwałem się z łóżka, żeby jeszcze przed wyjazdem do
kliniki zdążyć wpaść na chwilę do pracy. W rekordowym czasie znalazłem
się w budynku należącym do korporacji, której przewodniczyłem.
W sekretariacie siedziała już pani Sylvester - starsza kobieta dzierżąca
stanowisko mojej asystentki. Jej długi staż zawodowy pomagał jej często
sprowadzać mnie na ziemię, kiedy wybiegałem swoimi planami za bardzo
poza ramy rzeczywistości. Poza tym była ona głównym źródłem informacji
na wszelkie tematy, również te całkowicie niezwiązane z architekturą.
- Witam, panie Cullen - przywitała mnie jak zwykle z promiennym
uśmiechem. - Nie spodziewałam się pana w pracy w ciągu najbliższych dni.
- A dlaczegóż to, Sue?
- Przeglądając dzisiejszą prasę ciężko było znaleźć magazyn, którego
okładki pan nie zdobił. Podobno doczekał się pan kolejnego dziecka, ale nie
jestem pewna czy to prawda i czy mam składać panu gratulacje.
- Sue, nie wierz we wszystko co piszą. - Zaśmiałem się z całej tej
sytuacji. - Rzeczywiście spędziłem ostatnie półtorej doby na położniczym,
ale nic mi nie wiadomo o tym, jakobym to ja został ojcem.
- Czyli zamierza pan pozwać te gazety? Zmusić je do napisania
sprostowania?
- Nie. Po co, skoro potem będę tylko zaprzeczał sam sobie, pojawiając
się często, mam nadzieję, u boku Belli Swan i małej Nayi? Niech sobie piszą
co chcą, my nie robimy niczego złego. Aha, nie mów, proszę, nikomu
dlaczego nie ma mnie dzisiaj w biurze.
- Tak jest, panie Cullen.
Wszedłem do swojego gabinetu, zgarnąłem w biurka stare projekty,
włączyłem komputer i skopiowałem na pendrive materiały potrzebne mi do
36
wykonania prywatnego planu. Jak dotąd rzadko miałem wolny dzień
i znajdowałem czas na dokończenie projektu własnego domku letniskowego
w górach. Postanowiłem, że dzisiaj, jeśli zostanie mi kilka wolnych chwil,
dokonam ostatnich poprawek. Chciałem, żeby budynek stanął jak
najszybciej, abym jeszcze w tym roku mógł zabrać tam Nicole.
Wróciłem do domu zaledwie 20 minut przed planowanym spotkaniem
ze Swanami. Miałem odebrać ich z domu Belli i zawieźć do szpitala.
Zależało im na czasie, gdyż jeszcze tego samego wieczora mieli lot
powrotny do domu, a chcieli spędzić jak najwięcej czasu z córką i wnuczką.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, szybko udaliśmy się do sali, żeby
przekazać Belli rzeczy niezbędne jej i dziecku do opuszczenia kliniki.
Czekała na nas, trzymając w ręku wypis. Wzięła od ojca torbę z ubraniami
i poprosiła, żebyśmy umieścili Nayę w nosidełku. Zaśmiałem się, widząc
miny jej rodziców, kiedy próbowali dojść do tego, jak zapina się pasy w tak
nowoczesnym urządzeniu. W końcu pomogłem im jednak i po kilkunastu
minutach byliśmy gotowi do drogi.
Ledwie dotarliśmy do drzwi wyjściowych, zostaliśmy oślepieni fleszami
aparatów. Nosidełko niósł Charlie, więc widząc minę Belli, kazałem jej wtulić
się w Renee, a sam torowałem drogę do auta. Zastanawiało mnie nawet,
skąd wiem jak powinienem się w takiej sytuacji zachować, ale ostatecznie
swoją reakcję przypisałem zbyt dużej ilości filmów oglądanych z siostrą
i bratową. Nigdy nie pomyślałbym, że przydadzą mi się one w prawdziwym
życiu.
Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy z parkingu. Dopiero kiedy
udało mi się zgubić ostatnie goniące nas auto, spojrzałem w lusterko. Na
tylnym siedzeniu siedziały Bella i Renee, a między nimi zostało zamocowane
nosidełko z dzieckiem.
- Wszystko w porządku? - zapytałem kobiety.
- Tak, ale jedźmy już do domu. Nie wiem, jak moja córka radzi sobie
z takim czymś na co dzień - odpowiedziała mi starsza z nich.
Moja mama wpadła na pomysł, aby zorganizować przyjęcie powitalne
w rezydencji Belli, ale odwiodłem ją od tego, tłumacząc, że moja
przyjaciółka może nie życzyć sobie aż takiej ingerencji w jej sprawy z naszej
strony. Poza tym miała jeszcze przez kilka godzin do dyspozycji własną
matkę. Wytłumaczyłem jednak Esme z błyskiem w oku, że tuż po wyjeździe
Swanów do akcji wkraczają Cullenowie. Bella już może zacząć się bać…
37
Rozdział ósmy
BPOV
Po wyjeździe rodziców poczułam się gorzej. Jedyną bliską mi osobą
była Naya. Opieka nad nią okazała się o wiele cięższa niż początkowo
myślałam. Nie wiem jak poradziłabym sobie, gdyby nie pomoc ze strony
Esme. Pokazała mi jak powinna wyglądać kąpiel noworodka, w jaki sposób
powinnam trzymać córkę podczas karmienia, jak w najszybszy sposób
zmieniać pieluchy, a przy tym wszystkim znaleźć czas na kilkominutową
drzemkę. Cudowna kobieta. Nie dziwię się, że wychowała tak wspaniałe
dzieci. Każde z nich w ciągu ostatnich 12 dni odwiedziło nas przynajmniej
raz. Nie licząc oczywiście Edwarda, który praktycznie nie wychodził
z mojego domu. Twierdził, że stara się w ten sposób odciążyć mnie, bo nie
powinnam od razu przechodzić na autopilota, a on jako doświadczony
ojciec, bez problemu poradzi sobie z dzieckiem w czasie, kiedy ja będę
spała. W taki oto sposób przeżyłam pierwsze prawie dwa tygodnie. Niestety
dzisiaj cała rodzina Cullenów miała napięte do granic wytrzymałości
harmonogramy i zostałyśmy we dwie. Ja i Naya.
Dziewczynka obudziła się w miarę późno, co było miłą odmianą.
Zupełnie, jakby podświadomie wiedziała, że powinna być dzisiaj
spokojniejsza. Po trwającym blisko pół godziny karmieniu małej udałam się
do kuchni w poszukiwaniu czegoś co sama mogłabym przekąsić. W lodówce
znalazłam tylko jogurt owocowy. Nic dziwnego. Od opuszczenia kliniki
praktycznie nie wychodziłam z domu. Miałam jednak ku temu powody.
Zgodnie z przewidywaniami, tuż za moją bramą ustawionych stało blisko 10
wozów transmisyjnych, przenośny grill, z którego korzystali zarówno
kierowcy, dziennikarze, jak i paparazzi i ogromny zbiornik wodny,
niezbędny przy wysokiej temperaturze. Kilka razy zaryzykowałam krótki
spacer po ogrodzie, ciesząc się, że zaplanowano w nim naturalne ogrodzenie
z gęsto rosnących drzew. Położna stwierdziła, że świeże powietrze dobrze
wpłynie na moją kondycję fizyczną, ale też samopoczucie i stres związany
z opieką nad noworodkiem.
Zjadłam jogurt i wróciłam do salonu. Za wcześnie jeszcze na wysiłek
fizyczny, ale po wcześniejszym uzgodnieniu tego z lekarzem, postanowiłam
rozpocząć wykonywanie najprostszych ćwiczeń. Nie czułam presji ze strony
swojego zawodu. Oczywiście, widywałam koleżanki z branży, które zaledwie
po trzech tygodniach od urodzenia dziecka wracały na plan wyglądając
nawet lepiej niż przed ciążą, ale sama postanowiłam poświęcić się mojej
kruszynce. Nie znaczy to jednak, że zamierzam się zaniedbać. Uwielbiam
swoją pracę i chcę jeszcze do niej wrócić, ale zrobię to dopiero wtedy, kiedy
38
będę miała pewność, że nie wpłynie to negatywnie na Nayę. Teraz to ona
jest najważniejsza.
Rozłożyłam na podłodze matę do jogi. Wykonanie kilku prostych
pozycji nie powinno mi zaszkodzić. Zanim jednak przystąpiłam do ćwiczeń,
upewniłam się, że mała leży spokojnie w łóżeczku stojącym w tym samym
pomieszczeniu.
Chyba jeszcze za wcześnie. Po kilku minutach czułam tak ogromy ból
w kręgosłupie, że zdecydowałam się na przerwanie wykonywanej czynności.
Trudno. Edward mówił, że i bez ćwiczeń nie wyglądam jakbym dopiero co
rodziła, ale wydaje mi się nie być do końca obiektywny. Szczerze mówiąc,
od kiedy na świecie pojawiła się Naya, a ja wróciłam do swojego domu,
widuję go jeszcze częściej niż miało to miejsce, kiedy u niego mieszkałam.
Twierdził, że wizyty u nas stanowią świetny pretekst do urwania się z pracy,
co wcześniej raczej rzadko mu się zdarzało. Śmiałam się za każdym razem,
kiedy to mówił, że mam na niego zły wpływ. W ogóle od kiedy go poznałam
śmieję się o wiele częściej, niż przez ostatnie siedem miesięcy.
Zupełnie jakbym przywołała go myślami, po chwili odebrałam
połączenie od niego.
- Jak się mają moja dwie ulubione gwiazdki Hollywood?
- Brzmisz, jakbyś znał ich całe tłumy.
- Wiesz jak to jest. Zdolny, wolny architekt często dostaje zlecenia od
gwiazd z górnej półki. - Zaśmialiśmy się oboje w reakcji na jego słowa. -
Dodatkowo byłem ostatnio najgłośniejszym gościem w Kodak Theatre. Nie
wiem już, gdzie gromadzić te numery telefonów…
- Mogę udostępnić ci pokój czy dwa. Tylko nie sprowadzaj
przyjaciółek do domu. Nie chcemy, żebyś demoralizował dzieci.
- Bardzo śmieszne. A teraz poważnie, radzisz sobie? - zapytał ciepłym
tonem.
- Jak na razie bez problemu. Obie jesteśmy czyste i nakarmione.
Melduję wykonanie zadania.
- Cieszę się, że masz siłę żartować, bo to oznacza, że mała nie daje się
we znaki.
- Właściwie jest podejrzanie spokojna. Czy jej też urządziłeś wczoraj
pogadankę o poprawnym zachowaniu, kiedy zostajemy same? Groził ci? -
Słowa te skierowałam do leżącej w kołysce Nayi.
- Tak, powiedziałem jej, że jeżeli nie będzie się dobrze zachowywała,
odwiedzi ją wujek Emmett.
Rozbawiły mnie jego słowa, mimo że mogły być prawdziwe. Nigdy nie
zapomnę niewyobrażalnego wybuchu płaczu, kiedy Emmett schylił się
pierwszy raz nad kołyską. Podejrzewam, że dla mojej córeczki był po prostu
39
za wielki. Na dodatek przytargał ze sobą równie wielkiego pluszowego misia,
który z powodu braku miejsca, stoi na razie w pustym gabinecie.
- Jasne, terroryzuj mi dziecko od urodzenia. A w ogóle, czy ty nie
powinieneś pracować?
- Nie. Jestem szefem i to ja ustalam zasady. Za pięć minut mam
posiedzenie zarządu, więc pomyślałem, że korzystając z wolnej chwili
obdzwonię wszystkich. Mama za pół godziny jedzie z Nicole na szczepienie.
Wciąż źle się czuję z tym, że zostałaś dzisiaj całkiem sama. Może, jeśli
posiedzenie skończy się w miarę szybko, odwołam resztę spotkań i wpadnę
ci pomóc, żebyś…
- Stop. To nie jest twój obowiązek. Zostań w pracy do końca, a potem
pojedź do domu do swojej córeczki. My jakoś damy sobie radę. Może przy
odrobinie szczęścia, Naya prześpi dzisiaj cały dzień.
- Masz rację, to nie należy do moich obowiązków. Mówiłem ci już
nieraz, że robię to wyłącznie dla rozgłosu. - Wywołało to u nas ponowny
chichot.
- Zupełnie zapomniałam, że widywanie się z nami wręcz cię boli. Ale
czego nie robi się dla sławy? Obiecuję, że zadzwonię, jeśli tylko coś będzie
się działo - dodałam już poważnie. - A teraz, do pracy.
Po
skończonej
rozmowie
wyjęłam
córeczkę
z
łóżeczka
i przeniosłam na specjalną matę rozłożoną na dywanie. Sama położyłam się
na kocu tuż obok niej i przez kilka minut zajęta byłam wyłącznie
przyglądaniu się małej. Wiem, że w jej wyglądzie zajdzie jeszcze trochę
znaczących zmian, dlatego też nie martwiłam się na razie faktem, że kształt
noska zdecydowanie odziedziczyła po ojcu, który pewnie nigdy nawet nie
pokusi się o próbę zobaczenie jej. Ostatnimi czasy nie miałam co prawda za
dużo czasu na rozmyślanie, ale postanowiłam, odchodząc od pierwotnego
planu, nie nadawać jej nazwiska Jamesa. Nie zasłużył, żeby rościć sobie do
niej jakiekolwiek prawa. Domyślam się zresztą, że gdybym nawet poprosiła
go o uznanie córki, wyśmiałby mnie. Od początku nie okazywał radości na
wieść o mojej ciąży. Teraz wiem już dlaczego. Na boku spotykał się
z drugoplanową gwiazdką swojego nowego filmu. Najbardziej bolało to, że
dowiedziałam się o tym, kiedy od ponad dwóch miesięcy nosiłam pod
sercem jego dziecko.
Spojrzałam na zegarek. Była 12:00, co oznaczało, że mniej więcej za
pół godziny miała zjawić się położna, aby po raz ostatni sprawdzić, czy
Naya rozwija się prawidłowo i czy dobrze sobie radzę w roli matki. Quinn
była na oko starsza ode mnie jakieś 3 lata, dzięki czemu nie miałyśmy
problemów z komunikacją. Wstałam z podłogi i ponownie włożyłam córkę
do kołyski. To zdecydowanie dziwne, że cały czas śpi. Do tej pory miałam
trudności z uśpieniem jej. Może zmęczyła się już ciągłym płaczem albo
40
przyzwyczaiła się do nowego otoczenia. Lekarz mówił, że powinno to
nastąpić lada dzień. Pewna, że kruszynka śpi spokojnie, podeszłam do drzwi
i przekręciłam klucz, żeby położna mogła wejść, kiedy tylko usłyszy
pozwolenie. Zaraz potem udałam się do łazienki na parterze, zostawiając
jednak otwarte drzwi, abym mogła w razie czego usłyszeć córeczkę.
Postanowiłam, korzystając z chwili prywatności, wziąć gorącą kąpiel.
Niestety, w momencie, kiedy miałam już wejść do wody, ponownie
zadzwonił telefon. Ani chwili spokoju.
- Słucham.
- Cześć córciu. - Z drugiego końca słuchawki odpowiedziała mi mama.
- Wpadłam dzisiaj w sklepie na Leę i wyobraź sobie, że ona też jest w ciąży.
Jacob jest podobno wniebowzięty. Pytała, co u ciebie, jak sobie radzisz.
Mówiła, że media bardzo nagłośniły przyjście na świat mojej wnuczki
i zastanawia się, jak ty to znosisz. Powiedziałam jej, że zadziwiająco dobrze,
że masz tam na miejscu wsparcie.
Lea i Jacob to moi przyjaciele jeszcze z liceum. Zabawna para Indian,
która praktycznie od urodzenia świata poza sobą nie widziała. Wszyscy
wróżyliśmy im wspólną przyszłość i, jak widać, mieliśmy rację.
- To wspaniale, mamo. Koniecznie przekaż im obojgu pozdrowienia
i gratulacje. Żałuję, że nie mogę sama tego zrobić. Nie widziałam ich już od
wieków. Założę się, że planują ślub.
- Planowali pobrać się za dwa miesiące, ale teraz postanowili, że
poczekają do rozwiązania. Nie chcą narażać Lei na dodatkowe stresy. Ale ja
tu dzwonię do ciebie z ploteczkami, a może jesteś zajęta. Przeszkadzam ci?
Tylko o odpowiedz szczerze.
- Nie, mamo, biorę kąpiel, czekając na Quinn. I uprzedzając twoje
kolejne pytanie, nic się nie dzieje, rutynowa wizyta. - Renee zaśmiała się
z mojej domyślności.
- Dobrze, dobrze, już się rozłączam. Pamiętaj tylko, żeby wysłać mi
dzisiaj wieczorem kolejne zdjęcia wnuczki. Nie mogę z wami być, ale
chciałabym mieć chociaż czym się chwalić przed koleżankami.
- Załatwione. Kocham cię, mamo.
- Też cię kocham, pa i ucałuj maleńką.
Odłożyłam słuchawkę na podłogę koło wanny i ułożyłam się w niej
wygodniej. Zamknęłam oczy i zrelaksowałam się.
EPOV
Posiedzenie zarządu zawsze są nudne. Tym razem mieliśmy
podsumować dokonania firmy w ostatnim kwartale. Siedziałam przy stole
i tylko jednym uchem słuchałem tego co mają do powiedzenia pozostali.
41
Znałem to na pamięć. Było bardzo dobrze, ale mogłoby być lepiej. Słyszałem
to setki razy.
- Edwardzie. - zwrócił się do mnie mój zastępca. - To oczywiste, że
twoje projekty cieszą się największym zainteresowaniem. Pomyślałem, że
może moglibyśmy skorzystać z chwilowego szumu wokół twojej osoby, aby
znaleźć klientów w samym Hollywood.
- Aro, czy naprawdę uważasz, że należy zniżać się do tego poziomu?
Moim zdaniem radzimy sobie bardzo dobrze i nie widzę żadnego powodu,
dla którego miałbym wykorzystywać przyjaciół.
- Ale pomyśl o profitach…
- A ty pomyśl o sumieniu. Nie zamierzam żerować na czyjejś
popularności. To, co obecnie dzieje się wokół mojej osoby, niedługo
ucichnie, a ja nie zamierzam kończyć znajomości z Bellą.
- Nie jakąś Bellą, tylko Bellą Swan! - Aro wydawał się strasznie
podekscytowany.
- Przykro mi, ale dla mnie to tylko Bella - powiedziałem, mając
nadzieję na szybkie zakończenie tego tematu. - A teraz powróćmy do
interesów. Wydaje mi się, że budżet na kolejny miesiąc… Przepraszam -
przerwałem, czując wibracje telefonu w kieszeni.
Wyciągnąłem go i spojrzałem na wyświetlacz. Bella. Ponownie
przepraszając, odebrałem połączenie.
- Nie ma jej!- kobieta wyszlochała do słuchawki.
- Kogo nie ma? Słonko, uspokój się - poprosiłem spokojnym tonem.
- Nie ma Nayi! Jej łóżeczko jest puste!
42
Rozdział dziewiąty
EPOV
Z prędkością światła wybiegłem z sali konferencyjnej. W tym
momencie nie obchodziło mnie, że najprawdopodobniej przyjdzie mi potem
ponieść tego konsekwencje. W głowie ciągle słyszałem zrozpaczony głos
Belli, kiedy mówiła mi, że jej córeczka zniknęła. Jak to w ogóle możliwe?
Wsiadłem do mojego volvo i ruszyłem z piskiem opon. Kiedy
wjechałem już na drogę prowadzącą do domu Belli, chwyciłem telefon
i wykręciłem numer policji. Zgłosiłem dyżurującemu oficerowi porwanie
i poprosiłem o jak najszybsze przybycie pod adres, do którego sam się
kierowałem. Nie wiem jakim cudem dotarłem na miejsce nie powodując po
drodze żadnego wypadku. Uznajmy, że miałem szczęście.
Kiedy tylko wysiadłem z auta na podjeździe przed rezydencją Belli,
zostałem zaatakowany przez paparazzi. Czy tym ludziom nigdy się to nie
nudzi? Nie zwracając sobie nimi głowy, pobiegłem prosto do drzwi
wejściowych. W momencie, gdy je otworzyłem, usłyszałem głośny płacz.
Szedłem za odgłosami i już po chwili ją zobaczyłem. Leżała na kanapie
w pozycji embrionalnej. Miała na sobie biały szlafrok i wciąż jeszcze mokre
włosy. Wyglądała jakby straciła wszelkie chęci do życia. W zasadzie pewnie
tak właśnie było. Nie odzywając się więc słowem, przemieściłem się w jej
kierunku. Patrzyła w przeszkloną ścianę wychodzącą na basen nawet nie
mrugając. Nie zauważyła mnie. Usiadłem przy niej na kanapie i nadal bez
słowa objąłem ją obiema rękoma. Początkowo przeszedł ją dreszcz, więc
zacząłem delikatnie głaskać ją po plecach. Po chwili jej ciało uspokoiło się,
ale ona sama pozostawała w niezmienionej pozycji.
- To wszystko moja wina - wyszeptała, wciąż patrząc przed siebie.
- Nie mów tak, nie wolno ci tak mówić, rozumiesz? Kochanie, proszę,
spójrz na mnie.
Przeniosła na mnie wzrok. Jej oczy były takie… puste. Zniknął błysk,
który zawsze w nich widziałem. Twarz była śmiertelnie blada i cała we
łzach rozpaczy.
- Dlaczego nie wolno? To prawda. Nie zasłużyłam na nią. Teraz to do
mnie dotarło. Za kogo ja się niby uważałam? Myślałam, że przeklnę Jamesa,
odprawię rodziców i poradzę sobie sama? Boże, jaka ja byłam głupia.
- Pozwoliła łzom dalej spływać po jej policzkach.
Nie mogłem patrzeć na jej ból. Sprawnie wciągnąłem ją na swoje
kolana i oparłem o klatkę piersiową, a ramiona oplotłem wokół jej drobnego
ciałka, dając jej tym samym chociaż prowizoryczne schronienie. Zacisnęła
pięści na mojej koszuli i schowała w niej twarz.
43
- Zaraz będzie tu policja. Znajdą ją, obiecuję ci to. Jeśli nie, sam ją
odszukam i dostarczę tam, gdzie jej miejsce. W twoje objęcia.
- Och, Edwardzie. A jeśli coś jej się stało? Jeśli porwał ją jakiś
psychopata?
- Ciii, nic jej nie będzie.
- Odezwała się? - usłyszałem głos dochodzący z kuchni. - Odkąd
przyszłam nie ruszyła się choćby o milimetr.
- Witaj, Quinn. Zostań, proszę, żeby złożyć zeznania - poprosiłem.
- Oczywiście.
Dotarcie pod wskazany przeze mnie adres zajęło policjantom około 20
minut dłużej niż mi. Sprawdzili dokładnie cały dom, zrobili zdjęcia, zdjęli
odciski palców i obejrzeli pokój przy użyciu ultrafioletu, po czym przeszli
do przesłuchań. Początkowo chcieli porozmawiać z Bellą bez udziału osób
trzecich, ale słysząc to, wtuliła się tylko we mnie jeszcze bardziej.
- To mój narzeczony - oznajmiła, kiedy jeden z funkcjonariuszy
spojrzał na mnie krytycznie.
Nie zmieniwszy poprzedniej pozycji, siedzieliśmy w opustoszałym
chwilowo salonie i poddawaliśmy się przesłuchaniu.
- Proszę przybliżyć mi wydarzenia ostatnich dwóch godzin
- powiedział policjant głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Brunetka wzięła głęboki wdech.
- Czekałyśmy na przyjście położnej. Otworzyłam drzwi, żeby
oszczędzić na czasie. Nie miałam obaw, bo w budce przy bramie całą dobę
siedzi jeden z ochroniarzy. Nigdy nie wpuszcza nikogo nieznajomego. Irek
jest najlepszy w tym co robi.
- Tak, zauważyliśmy. Nawet widząc radiowozy, nie chciał nas wpuścić
na pani teren. Proszę kontynuować.
- Jak już powiedziałam, mam do niego pełne zaufanie, więc
korzystając z ostatniej wolnej chwili postanowiłam wziąć kąpiel. Drzwi od
łazienki zostawiłam otwarte, z wanny widać łóżeczko. Możecie sprawdzić.
- Wskazała drzwi prowadzące do tegoż pomieszczenia. - Rozmawiałam
przez telefon z mamą i już po kilku minutach wróciłam do salonu, gdzie
zauważyłam pustą kołyskę. Nie myśląc nawet nad tym co robię, od razu
zadzwoniłam do Edwarda. Zdążyłam się rozłączyć, kiedy do drzwi zapukała
Quinn - położna.
- Czy rozmawiała już pani z ochroniarzem?
- Nie, jeszcze nie. Nie ruszyłam się z tego miejsca od kiedy opuściłam
łazienkę.
- Chłopaki, idźcie go przesłuchać! - krzyknął do kolegów, siedzących
w kuchni. - Proszę nie wpadać w panikę. Rozesłaliśmy już wiadomość
o porwaniu wszystkim patrolom. Przyda nam się zdjęcie państwa córki.
44
- Mógłbyś je przynieść? - zapytała mnie przyjaciółka. - Jest w torebce.
Chwilę później wręczyłem mu zdjęcie. Nagle wpadł mi do głowy
pewien pomysł.
- Panie władzo! - zatrzymałem wychodzącego mężczyznę. - Powinien
pan chyba porozmawiać z dziennikarzami. Od kiedy Bella przywiozła Nayę
do domu nie odchodzą sprzed bramy. Na pewno widzieli kto wchodził na
posesję.
- Dziękuję za podpowiedź, panie…
- Cullen. Edward Cullen. W razie jakiegokolwiek postępu w śledztwie,
proszę o kontakt. - Podałem mundurowemu swoją wizytówkę. - Proszę
dzwonić o każdej porze dnia i nocy.
Wróciłem do pokoju. Quinn wyszła tuż przed oficerem, a więc
zostaliśmy tylko my dwoje. Podszedłem do kobiety, wziąłem ja na ręce
i zaniosłem na górę do sypialni. Powinna się przespać. Musi mieć siły
niezbędne w takiej sytuacji. Położyłem ją na środku ogromnego łoża
i przykryłem kocem, ponieważ nadal była wyłącznie w szlafroku,
a przebieranie jej mogłoby tylko dodatkowo ją przestraszyć. W momencie,
kiedy poczuła na sobie okrycie, instynktownie chwyciła moją dłoń
i przyciągnęła ją do siebie. Potrzebowała wsparcia. Potrzebowała mnie.
Byłem przekonany, że moja towarzyszka już śpi, kiedy zadzwonił
telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Cullen, słucham.
- Oficer Newton. Miał pan rację. Dziennikarze mają nawet zdjęcia
kobiety wynoszącej zawiniątko.
Momentalnie zmieniłem pozycję. Siedziałem teraz na łóżku, nadal
jednak obejmując Bellę.
- Ochroniarz zeznał, że kobieta podała się za położną na zastępstwie.
Pani Swan uprzedziła go o spodziewanym gościu, więc nie miał powodu do
podejrzeń. Na szczęście trafili państwo na rozsądnych paparazzi. Podali nam
nazwisko porywaczki.
- Co?! Kto to?! - krzyknęła brunetka, która widocznie przysłuchiwała
się rozmowie od samego początku.
- Victoria Stewens.
VPOV
Ile można wyć? Od dwóch godzin nie jestem w stanie usłyszeć
własnych myśli, zagłusza je krzyk tego bachora. Wykapany ojciec, jemu też
gęba się nie zamyka. Zazwyczaj kocham to w nim najbardziej, ale
zastanawia mnie, jak mógł zapomnieć wspomnieć mi, że ta Swan jest
w ciąży właśnie z nim? Pewnie specjalnie wpadła, żeby wymusić na nim
małżeństwo albo wyciągnąć kasę. A James jest na tyle naiwny, że zapewne
45
bez zastanowienia wróciłby do niej, a nawet jeśli nie, istnienie jego dziecka
zrujnowałoby karierę nam obojgu. Na szczęście ja mam na tyle odwagi, żeby
samemu zająć się niepotrzebnym nikomu problemem. Dziecko zniknęło, nie
ma więc powodu, dla którego ktoś dalej miałby oczerniać mojego
narzeczonego. Sprawa ucichnie, media zapomną, że ono kiedykolwiek
istniało, a my dalej będziemy mogli zdobywać Hollywood. Jestem pewna, że
James będzie mi dozgonnie wdzięczny za to, że sama wszystkim się zajęłam.
Nie mówiłam mu wcześniej o moim planie, żeby nie próbował mnie od
niego odwieźć i odwalić robotę samemu. Skontaktuję się z nim, kiedy tylko
ten bachor przestanie się drzeć. Poproszę, żeby przyjechał do mnie i razem
pozbędziemy się dziewuchy. Czytałam kiedyś o rodzinie tu, w Nevadzie,
która skupuje takie wyrzutki. Nigdy nie wpadną na to, żeby szukać w innym
stanie.
Nienawidzę tanich hoteli, ale tylko w takim mogłam się zatrzymać bez
obaw, że ktoś mnie rozpozna. Tu nikt nie puka co chwilę do drzwi, żeby
sprawdzić czy wszystko w porządku, co daje mi swobodę działania.
Wyciągnęłam jedną z szuflad z komody i włożyłam do niej dziecko.
Nie mogę nawet na nie patrzeć. Jest takie podobne do tej zdziry.
Początkowo myślałam, że pozbycie się bękarta wystarczy, ale całkowicie
zapomniałam o tym jej nowym kochasiu. Znalazł się tatusiek od siedmiu
boleści. James, kiedy już oznajmiłam mu, że wiem, stwierdził, że dobrze się
złożyło, bo ludzie pomyślą, że to tamten jest ojcem. Ale ludzie nie są tacy
głupi. Bo dlaczego niby nigdy wcześniej w gazetach nie było jego zdjęć?
Dlaczego Swan dopiero teraz go pokazała? Dodaliby dwa do dwóch
i wpadliby wreszcie na to, kto jest za to odpowiedzialny. Wtedy dopiero
oczerniliby mojego narzeczonego.
Ten denerwujący wrzask na chwilę ustał, więc korzystając z okazji
wykręciłam doskonale mi znany numer.
- Tak? - odebrał po trzecim sygnale.
- Cześć, kochanie. Nasze problemy już niedługo się skończą. Mam
plan, którym będziesz zachwycony. Wsiadaj do auta i przyjedź do mnie.
Jestem na granicy z Nevadą.
Nie mówiąc nic więcej, przerwałam połączenie i spojrzałam na
zawiniątko.
- Już niedługo wszyscy o tobie zapomną, staniesz się mglistym
wspomnieniem.
46
Rozdział dziesiąty
EPOV
Od porwania minęła doba. Nadal nie otrzymaliśmy żadnej wiadomości
odnoście miejsca pobytu Victorii. Policja stawała na głowie, szukając
chociażby najmniejszego jej śladu w całym stanie. Niestety przesłuchiwani
na każdym kroku świadkowie nie mieli za dużo do powiedzenia. Początkowo
twierdzili, że widzieli ją w okolicy, po czym uznawali, że równie dobrze
mógłby być to ktoś inny. O tak na okrągło przez ponad już 24 godziny.
Kiedy patrzyłem na Bellę, widziałem strach, rozpacz, bezradność, ale
też zmęczenie. Usilnie starała się pozostać w pełni świadoma w razie, gdyby
odezwała się porywaczka lub odnaleziono Nayę. Wyglądała strasznie.
Podkrążone oczy, włosy w nieładzie, blada cera. Siedziała na łóżku w pozycji
embrionalnej już od kilku godzin praktycznie się nie ruszając. Najgorsze
było to, że nie pozwalała prawie nikomu się do siebie zbliżać. Zawiadomiona
przeze mnie rodzina od długiego czasu zgromadzona była w salonie,
podczas gdy ja kursowałem bezustannie pomiędzy nimi a przyjaciółką.
Martwiłem się o nią, nie potrafię nawet wyrazić jak bardzo. Nie umiałem
wyobrazić sobie bólu, jaki odczuwała, nie mogłem więc przewidzieć jej
zachowania. Jedyną gwarancją jej bezpieczeństwa zdawała się być Nicole,
którą trzymała w ramionach praktycznie przez cały czas, aż ta nie zasnęła.
Nawet wtedy Bella położyła ją tuż koło siebie tak aby przez cały czas ją
widziała. Zupełnie jakby próbowała udowodnić sobie, że jest w stanie
odpowiednio zająć się dzieckiem i nie spuścić z niego oka nawet na chwilę.
Stałem w drzwiach do jej sypialni i przyglądałem jej się po raz
kolejny, kiedy poczułem rękę na ramieniu. Wiedziałem do kogo należała,
więc nie musiałem nawet odwracać wzroku.
- Idź do niej - wyszeptała moja mama. - Może tego nie okazuje, może
nawet sama nie jest tego świadoma, ale potrzebuje cię teraz.
- Nie pozwala mi się do siebie zbliżyć. Zupełnie, jakbym był kimś
obcym - powiedziałem pełnym goryczy głosem.
- Ale nie jesteś. Okaż jej to. Przebij się prze mur, który wokół siebie
wzniosła. Wiem, synu, że zależy ci na niej. Pozwól i jej to poczuć. Nawet
jeżeli będzie się opierała.
Słowa mamy dały mi do myślenia. Prawdą jest, że Bella to ktoś ważny
dla mnie i wiem, że inni to widzą, ale nie jestem pewien, czy są świadomi,
jak bardzo zależy mi na tej cierpiącej kobiecie i jej dziecku. Nadal nie mogę
wyrzucić z pamięci obrazu nas razem u mnie w domu, jedzących wspólnie
śniadanie. Zadomowił się on w mojej podświadomości i ilekroć spoglądam
w stronę szatynki, leci od nowa.
47
Niepewnie wszedłem w głąb pomieszczenia. Nie zauważyła mnie.
Patrzyła jak zahipnotyzowana na śpiąca dziewczynkę. Podszedłem do łóżka,
ostrożnie usiadłem i dotknąłem jej ramienia. Nie minęła chwila, a zabrała
rękę. Spróbowałem ponownie, ale reakcja się powtórzyła. Wziąłem głęboki
wdech.
- Możesz mnie odpychać, ale ja i tak tu zostanę – powiedziałem,
wiedząc, że i tak nie patrzy w moim kierunku. - Porozmawiaj ze mną.
- Porozmawiać?! Po co?! Przecież wszyscy dobrze wiemy, że jestem do
niczego, nie nadaję się na matkę! Jak ja mogłam być taka głupia?!
Wiedziałam przecież, że ludzie mnie śledzą, nie raz mi grożono, a ja co?
Jakby nigdy nic wystawiam własną córkę porywaczce na tacy! - Swoimi
krzykami obudziła Nicole, która również zaczęła płakać. Bella momentalnie
przygarnęła ją do siebie, zaczęła kołysać i składać drobne pocałunki na jej
główce-. A teraz moja kruszynka zdana jest na łaskę tego potwora… -
dodała już ciszej. - To wszystko moja wina…
Objąłem je obie. Tym razem kobieta zdawała się zaakceptować moje
posunięcie. Położyła głowę na moim ramieniu i pozwoliła łzom spływać po
policzkach.
- Przepraszam - wyszeptała po dłuższej chwili.- Wyżyłam się na tobie,
chociaż jesteś ostatnią osobą, która zasłużyła na moją złość.
- Spokojnie kochanie, jeśli to ma ci pomóc, rozładuj na mnie gniew.
Wiem, że jest ci ciężko, ale uwierz mi, że nie możesz się zamykać, musisz
pozwolić nam sobie pomóc. Jesteśmy tu wszyscy dla ciebie i zawsze możesz
z nami porozmawiać. Od tego są przyjaciele. A teraz posłuchaj mnie, kiedy
mówię, że potrzebujesz snu. Mój tata pilnuje telefonu, obudzi cię, kiedy
tylko zadzwoni. - Na jej twarzy pojawiła się niepewność. - Obiecuję.
- Chodzi o to, że się boję. Obawiam się, że kiedy zamknę oczy,
zobaczę ją krzywdzącą mój skarb. Staram się z całych sił nie zasnąć, ale mój
organizm coraz bardziej się buntuje. - Podniosła na mnie wzrok. - Wiem, że
robisz dla mnie bardzo wiele, ale czy mogłabym cię o coś prosić?
- Oczywiście. O co tylko chcesz.
- Położysz się ze mną? Może, kiedy nie będę sama, będzie mi łatwiej,
nie będę czuła tej niewyobrażalnej pustki…
Nie dając jej nawet dokończyć, położyłem ją na środku łoża, wiedząc,
że tak będzie najwygodniej. Przykryłem kołdrą ją i znajdującą się wciąż w jej
objęciach Nicole, po czym sam umiejscowiłem się tuż przy niej odwrócony
twarzą w ich stronę. Położyłem rękę na jej tali, sprawiając, że oboje
przytulaliśmy moją córkę, śpiącą między nami. Drugą ręką delikatnie
zamknąłem jej powieki, a widząc przerażenie, schyliłem się i złożyłem na jej
ustach długi pocałunek. Pomimo, że nie oczekiwałem tego, oddała
pieszczotę, wplątując dłoń w moje włosy. Przygarnąłem ją bliżej siebie,
48
przez co oddzielało nas jedynie drobne ciałko Nicole. Całowaliśmy się wolno,
bez pośpiechu. Rozkoszowaliśmy się tym kontaktem i dzieliliśmy cierpienie
połączone z niewyobrażalną przyjemnością. Po dłuższej chwili usłyszałem jej
jęk. W tym momencie uświadomiłem sobie nasze położenie. Niechętnie
przerwałem nasz pocałunek.
- Bello… - Brak reakcji. - Skarbie… - Podniosła wzrok. - Powinnaś się
przespać. Będę tu cały czas, nie masz się czego bać. - Na potwierdzenie
swoich słów ponownie objąłem jej talię, ona zaś ułożyła się wygodnie
z głową na mojej klatce, uważając na śpiące dziecko. - Wszystko będzie
dobrze, Naya do nas wróci.
Dotarło do mnie ciche pukanie do drzwi. Otworzyłem oczy jeszcze
chwilę wcześniej pogrążone we śnie i rozejrzałem się, zdezorientowany. Za
oknem było zupełnie ciemno. Byłem w sypialni Belli. Spojrzałem na nią.
Nadal leżała wtulona we mnie, obronnym gestem ściskając moją koszulkę.
Nie chcąc jej budzić wymamrotałem ciche „proszę”. Po chwili zobaczyłem
tatę, idącego w moim kierunki z jakimś przedmiotem w ręku. Telefon.
Nie pytając nawet kto dzwoni, przejąłem słuchawkę.
- Cullen, słucham.
- Oficer Newton. Witam i przepraszam, że tak późno.
- Nie ma problemu. Są jakieś wiadomości? - Poczułem Bellę
poprawiającą pozycję na mojej klatce. - Znaleźliście je?
- W pewnym sensie. Wiemy gdzie przebywały kilka godzin temu,
zawiadomiliśmy już tamtejsze władze i patrole powinny być na miejscu.
Przy odrobinie szczęścia nadal tam są.
- Tamtejsze władze?- zapytałem zdziwiony.
- Władze stanu Nevada. Victoria Stewens, według naszego źródła,
planuje sprzedać dziecko jednej z tamtejszych rodzin.
- Że co?! - krzyknąłem zanim zdążyłem nad tym zapanować.
W rezultacie obudziłem Nicole, która jednak czując koło siebie szatynkę,
zaraz ponownie zapadła w sen. - Gdzie to dokładnie jest? Mogę być tam za
kilka godzin, nie pozwólcie jej tylko uciec.
- Spokojnie, panie Cullen. Proszę nic nie robić w tym kierunku. Jeśli
pańska córka rzeczywiście nadal tam była, na pewno jest już w drodze do
domu. Zadzwonię do pana, kiedy tylko będę wiedział coś na pewno.
A tymczasem proszę dbać o narzeczoną i być dobrej myśli. Do usłyszenia.
- Dziękuję.
JPOV
Stałem przed drzwiami. Słyszałem przez nie płacz dziecka, przez co
byłem pewien, że pomyliłem pokoje. Victoria kazała jechać mi taki kawał
tylko po to, żebym stał teraz pod cudzymi drzwiami i czekał nie wiadomo
49
na co? Nigdy nie zrozumiem kobiet. Zresztą, może już pora zająć się
kolejną…
Stałem dłuższą chwilę, kiedy nagle drzwi otworzyły się gwałtownie.
Moim oczom ukazała się Victoria we własnej osobie. A przecież mógłbym
przysiąc, że…
- Wchodź do środka, bo jeszcze ktoś cię zobaczy - powiedziała
gniewnym tonem.
Zrobiłem jednak co kazała i już po chwili przekonałem się, że uszy
jednak mnie nie myliły. Na łóżku stała duża szuflada, a w niej leżało
niemowlę. Zamrugałem kilkakrotnie, nie wiedząc, co o tym myśleć.
- Żabko, od kiedy to masz dziecko? - zapytałem w końcu.
- Ten bachor? - wskazała na zawiniątko. - To twoje.
- Co masz na myśli, mówiąc… - I wtedy przed oczami stanęły mi
nagłówki z dzisiejszej prasy i wszystkich audycji radiowych i telewizyjnych. -
Proszę cię, nie mów, że to dziecko Belli Swan.
- Dlaczego nie? Przecież to oczywiste. No chyba, że ukrywasz jeszcze
jakieś bękarty.- powiedziała ostrzegawczo.
- Nic mi o tym nie wiadomo. - Dotarł do mnie ponowny płacz,
uświadamiając mi jednocześnie, że przebywając tu od ponad doby, dziecko
pewnie niczego nie jadło.
Nie chciałem go, to prawda. Kariera jest dla mnie o wiele ważniejsza
niż jakieś obowiązki głowy rodziny i mimo pokrewieństwa, nie zamierzałem
nazywać siebie ojcem istoty znajdującej się kilka kroków ode mnie. Owszem,
byłem playboyem, egoistą i zarozumialcem, ale nie byłem przestępcą.
A jeżeli się nie mylę, Victoria planowała wciągnąć mnie w porwanie dziecka
największej ostatnimi czasy gwiazdy Hollywood. Nie zamierzałem spędzić
reszty życia w więzieniu, ale żeby do tego nie dopuścić, musiałem, udając jej
wspólnika, ściągnąć pomoc.
- Kiedy ostatnio ją karmiłaś?
- Karmić ją? Po co? Przecież niedługo będzie już u tamtej rodziny.
Oni na pewno ją nakarmią.
Powstrzymałem się od przewrócenia oczami.
- Kochanie, do tej pory dziecko może umrzeć z głodu.
- Jeszcze lepiej. – Przerwała. - Chociaż nie, bo wtedy mi nie zapłacą.
- Zróbmy tak - ty tu z nią zostaniesz, żeby nikt cię nie zobaczył, a ja
pójdę do sklepu.
- Rób co chcesz…
Wyszedłem z pokoju i faktycznie udałem się do najbliższego sklepu.
Było południe, więc wszędzie znajdowali się ludzie, którzy mogli mnie
rozpoznać. Kupiłem więc szybko mleko w proszku i zaraz po odejściu od
kasy ukryłem się za budynkiem. Wyciągnąłem z kieszeni telefon
50
i zadzwoniłem na komisariat. Podczas stosunkowo krótkiej rozmowy
przekazałem funkcjonariuszowi wszystkie informacje o zamiarach i miejscu
pobytu porywaczki. Kazano mi nadal udawać jej sprzymierzeńca w celu
zapewnienia ochrony dziecku i obiecano zjawić się jak najszybciej.
Nakarmiłem już dziewczynkę i nosiłem ją teraz po pokoju, bojąc się
zostawić ją w pobliżu kochanki. Co chwila zerkałem nerwowo na zegar
wiszący na ścianie, odliczając czas, który upłynął od mojego telefonu.
- Jeszcze dzisiaj wieczorem powinniśmy zakończyć tę sprawę.
Spakowałam już… - Przerwało jej wyrwanie drzwi z zawiasów.
- Policja! Na ziemię! - krzyknęli uzbrojeni. Nareszcie.
BPOV
Obudziłam się, czując lekki pocałunek na czole. Miałam wrażenie, że
śnię. W tym wyobrażeniu nie przechodziłam największej tragedii w swoim
życiu, nie cierpiałam, a jedynie odpoczywałam w ramionach wspaniałego
mężczyzny.
- Bello, musisz wstawać. - Usłyszałam szept tuż przy uchu. - Bello,
znaleźli ją.
To zdanie podziałało na mnie jak kubeł zimnej wody. Poderwałam się
do pozycji siedzącej i spojrzałam na Edwarda ze łzami w oczach.
- Czy ty powiedziałeś…
- Tak, będą tu za kilka minut. Wjechali już na osiedle.
Więcej nie było mi trzeba. Odrzuciłam kołdrę i pobiegłam do drzwi.
Nie ważne było dla mnie w tym momencie to, że przed moimi drzwiami
pewnie lada chwila ponownie zgromadzi się tłum reporterów. Liczył się
tylko fakt, że moja kruszynka do mnie wraca. Zaraz znowu będę mogła
wziąć ją w ramiona i wycałować.
Zobaczyłam radiowóz zanim jeszcze wyjechał zza zakrętu. Czekałam
niecierpliwie aż wjedzie na podjazd i wysiądzie z niego… James?
- Co ty tu robisz?! - krzyknęłam, widząc, że niósł na rękach moje
maleństwo.
W tym momencie poczułam obejmujące mnie od tyłu silne ręce.
Oparłam głowę na ramieniu ich właściciela, patrząc, jak mój ex niesie mój
największy skarb.
- Spokojnie, słonko, zaraz wszystkiego się dowiemy. - Usłyszałam zza
pleców.
Po niewyobrażalnie długiej drodze chodnikiem, James bez słowa
wyciągnął w moją stronę ręce z Nayą.
Od razu przycisnęłam ją do piersi i pozwoliłam płynąć łzom szczęścia.
Już nic jej nie groziło, byłą cała i zdrowa…
51
- Wracamy właśnie ze szpitala. Nic jej nie jest. – powiedział White,
jakby znając moje myśli.
- Mam nadzieję, bo gdyby ta twoja…
- Już nie moja. Victoria długo posiedzi.
- Pan White pomógł nam schwytać porywaczkę w ostatniej chwili.
Gdyby nie skontaktował się z nami w odpowiednim momencie, państwa
córka pewnie zostałaby już sprzedana - wtrącił oficer Newton, patrząc na
mnie i Edwarda.
Słysząc jego wywód, mimochodem spojrzałam w stronę Jamesa,
czekając na reakcję na słowa „państwa córka”. Nie zobaczyłam jednak
niczego nadzwyczajnego. Stał niewzruszony, patrząc na naszą radość.
Poczułam, że miedzianowłosy zwalnia uścisk, a po chwili usłyszałam
śmiech Nicole. Edward, z córką na rękach, przemieścił się do mojego boku
i objął mnie jednym ramieniem.
- Cieszę się, że mogłem zwrócić ją rodzicom i siostrze - powiedział
James, wyciągając dłoń w stronę Edwarda, kiedy funkcjonariusz już odszedł.
- Ja ich nie chciałem, przyznaję, ale widzę, że wyświadczyłem ci tym
przysługę - odpowiedział mu uśmiech mojego towarzysza. - Dbaj o tą swoją
rodzinkę, a o mnie najlepiej zapomnijcie. Bądź dla niej ojcem, jakim ja nie
chciałem być. - Wskazał na perełkę w moich objęciach.
- Dziękujemy - odpowiedział mu Edward, gdyż ja zajęta byłam Nayą.
Kiedy już zostaliśmy sami na podjeździe, Nicole odwróciła wzrok
w kierunku Nayi i szarpnęła się w ramionach Edwarda. Spełniając jej
prośbę, przysunął córkę bliżej maleństwa.
- Dzidzia!- krzyknęła dziewczynka, po czym pocałowała główkę małej
istotki.
52
Rozdział jedenasty
BPOV
Jeśli wcześniej mogły istnieć jakieś wątpliwości, teraz w oczach
mediów ja i Edward zdecydowanie byliśmy razem. Uznano, że w innym
wypadku nie spędzałby nocy w moim domu. Whatever.
Minęły dwa tygodnie od kiedy James podjął się najbardziej
szlachetnego czynu w swoim życiu. W międzyczasie musiałam się z nim
skontaktować, aby upewnić się, że nie zapałał nagle miłością ojcowską i nie
zamierza ubiegać się o otrzymanie praw rodzicielskich. Na szczęście
stwierdził, że niczego takiego nie planuje, a Naya należy wyłącznie do mnie
i nowego tatuśka. Jego słowa. Początkowo poczułam ogromny żal. W końcu
moja córeczka została odrzucona przez własnego ojca, ale już chwilę później
uświadomiłam sobie, że tak będzie lepiej. Oczywiście, uratował ją, ale nadal
był tym samym człowiekiem- zdrajcą, niezdolnym do bezinteresownych
uczuć.
Wszystko zdawało się wracać do normalności. Przez kilka pierwszych
nocy budziłam się jednak praktycznie co 20 minut, żeby upewnić się, że
maleństwo śpi spokojnie w swoim łóżeczku znajdującym się zaledwie metr
od mojego. Esme stwierdziła, że lepiej byłoby, gdybym przeniosła się do
nich na pewien czas. W domu pełnym ludzi miałam czuć się spokojniejsza,
ale prawdę mówiąc, źle czułam się ze świadomością, że poświęcają mi aż
tyle swojego czasu i uwagi. Nie dotyczyło to jednak Edwarda i Nicole.
Miałam wrażenie, jakby ich obecność była dla mnie czymś zupełnie
naturalnym. Zauważyłam nawet, że ciężko jest mi wytrzymać dnia nie
widząc ich. Cóż, dzisiaj nie będę musiała cierpieć z tego powodu.
Nicole kończyła dzisiaj roczek. Z tej okazji Edward i jego rodzina
postanowili zorganizować jej przyjęcie w ogrodzie, na które zostałam
zaproszona. Byłam przeszczęśliwa, że mogę być tego częścią. Uwielbiałam tę
dziewczynkę prawie tak samo jak moją własną córeczkę. Zresztą, były
prawie jak siostry. Córka miedzianowłosego kochała przyglądać się Nayi,
głaskać ją po główce i uczestniczyć w czynnościach takich jak usypianie czy
karmienie. Tworzyliśmy razem całkiem ładny obrazek.
Zegar w salonie wskazywał prawie 12, co znaczyło, że powinnam
wyruszyć, żeby nie spóźnić się na przyjęcie. Włożyłam Nayę do nosidełka
umieszczonego na piersi, a w ręku niosłam ogromny pakunek z różowym
papierze. Wsiadłam do samochodu, zapięłam małą i wyjechałam z podjazdu.
Nie zdziwił mnie widok kilku paparazzi tuż za płotem. Chyba powoli
zaczynałam się do nich przyzwyczajać, a na pewno byłam im wdzięczna za
pomoc w zidentyfikowaniu porywaczki.
53
Zaparkowałam przed domem Esme i Carlisle’a. Z ogrodu dobiegał już
głośny śmiech solenizantki. Podeszłam do drzwi, zadzwoniłam dzwonkiem
i zanim zdążyłam się zorientować, tkwiłam w uścisku Emmetta.
- Cześć, siostrzyczko! - przywitał mnie entuzjastycznie.
- Cześć, Emmett. - Uśmiechnęłam się szeroko. - Uważaj na maleńką
- upomniałam go, na co trochę poluzował uścisk.
- Jasne, wejdźcie - powiedział, głaszcząc moją córeczkę.
Przeszłam za nim przez salon i wyszłam do ogrodu. Odłożyłam
prezent na wskazane miejsce i rozejrzałam się; Carlisle stał przy grillu,
rozmawiając z Jasperem, Esme i Rosalie ustawiały na stole różnobarwne
sałatki, a Alice poprawiała kolorowe spinki na brązowych włoskach Nicole.
Ta, kiedy tylko nas zobaczyła, wyrwała się cioci i przypełzła w moją stronę.
Ostrożnie, uważając na dziecko w nosidełku, kucnęłam i wzięłam w objęcia
jubilatkę.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie! - powiedziałam, całując ją
w policzek, na co zaśmiała się głośno i w odpowiedzi złożyła na moim aż
pięć mokrych buziaków. - Gdzie zgubiłaś tatę?
- Tata, tata! - Podskakiwała, wskazując drzwi przesuwne prowadzące
do salonu.
Odwróciłam się w tamtym kierunku i poczułam dziwny skurcz
w żołądku. Oparty o nie, stał Edward. Wyglądał świetnie w dżinsach, czarnej
koszuli z podwiniętymi rękawami i różowej papierowej czapeczce na głowie.
On również patrzył na nas i kiedy nasze spojrzenia się spotkały, mrugnął
do mnie z uśmiechem na ustach. Boże, co się ze mną dzieje? Serce
przyspieszało mi od jednego uśmiechu?
- Nareszcie pojawili się najbardziej wyczekiwani goście - odezwał się
w końcu, ruszając prosto na mnie. – Cześć - przywitał się, składając na
moich ustach lekki pocałunek.
Chwilę zajęło mi otrząśnięcie się z szoku. Od czasu porwania takie
sytuacje stały się normalnością, ale nadal nie mogłam się do tego
przyzwyczaić. Wykroczyliśmy już poza ramy zwykłej przyjaźni, nie
wiedzieliśmy jednak jak nazwać naszą obecną relację. Nie poruszaliśmy
tematu związku, chociaż dla postronnego obserwatora tak właśnie mogła
ona wyglądać. Prawdę mówiąc, ja sama łapałam się na rozmyślaniu o tym.
Całowaliśmy się, spędzaliśmy dużo czasu we czwórkę, ale nigdy jeszcze nie
robiliśmy tego na oczach innych. Rodziny Edwarda. Zawstydziłam się, kiedy
uświadomiłam sobie, że oczy wszystkich pozostałych są skierowane na nas.
- Nie przejmuj się nimi - szepnął do mnie miedzianowłosy, składając
jeszcze jeden pocałunek na moich ustach i jeden na główce Nayi.
Schylił się, aby wziąć na ręce Nicole, szarpiącą nogawki jego spodni,
po czym objął mnie wolnym ramieniem.
54
- Wyglądacie jak idealna rodzina - skomentowała Esme. - Piękny
widok.
- Dziękujemy, mamo. Może kiedyś.
Podniosłam na niego wzrok, żeby sprawdzić, czy żartuje, ale on
obdarzył mnie tylko uśmiechem i porzucił temat.
- Bello, co powiesz na sałatkę? - zapytał.
Zabawa trwała w najlepsze. Rodzeństwo Edwarda biegało za
czworakującą dziewczynką po całym ogrodzie. Ona sama zdążyła już
zapomnieć o wielkim kawałku tortu, czekającym na nią na jej krzesełku.
Było bardzo gorąco, siedziałam więc w cieniu, trzymając na rękach
córkę i przyglądałam się grze w berka.
- Nie chcesz do nich dołączyć? - usłyszałam pytanie dobiegające zza
krzesła, które zajmowałam. - Ja już się zmęczyłam i chętnie zajmę się Nayą
- powiedziała Rose, siadając obok.
- Sama nie wiem. Dopiero co ją nakarmiłam.
- Nie martw się. Nie wiem czy mój szwagier ci wspominał, ale pracuję
w przedszkolu. Z takim maleństwem też umiem się obchodzić. No dalej, idź
się pobawić, a my utniemy sobie małą drzemkę - zachęcała, wyciągając ręce
po mój skarb. - No, chodź do cioci Rose.
Podałam dziecko blondynce i ruszyłam w stronę pozostałych
zaangażowanych w zabawę osób. Kiedy zostałam dostrzeżona, Jasper wziął
szybko na ręce Nicole i szepnął jej coś na ucho, po czym krzyknął do
pozostałych:
- Wszyscy na Bellę!
Uciekałam w tę i z powrotem, uważając, żeby nie potknąć się
o własne nogi i nie podrzeć sukienki, którą miałam na sobie. To było
świetne uczucie, poczuć się znowu jak dziecko, biegać i wygłupiać się
w towarzystwie.
Chowałam się na dużym drzewem, kiedy poczułam parę silnych rąk,
obejmującą mnie od tyłu.
- Mam cię! - krzyknął Edward.
Odwrócił mnie twarzą do siebie i oparł o pień, żeby po raz kolejny
dzisiaj złączyć swoje usta z moimi. Cudowne uczucie.
- Wyjdźmy gdzieś jutro - powiedział, przerywając tym samym
trwającą dłuższą chwilę ciszę, w czasie której rozkoszowałam się jego
bliskością. - Tylko my dwoje.
- Ale…
- Moja mama zajmie się dziećmi. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak
będzie z tego powodu szczęśliwa. - Puścił do mnie oko. - Proszę, umów się
ze mną.
55
- Masz na myśli randkę? - zapytałam niepewna jak zinterpretować
jego słowa.
- Tak, randkę. To jak? Zaszczycisz mnie swoim towarzystwem?
- Skoro tak stawiasz sprawę… Chyba nie mogę ci odmówić. Tylko
ostrzegam, nie byłam na randce od wieków.
- Dobrze się składa, bo ja też. - Zaśmialiśmy się oboje.
Zaczęło się ściemniać, co oznaczało, że czas kończyć przyjęcie. Edward
zabrał Nicole na górę, żeby położyć ją spać po dniu pełnym emocji, a ja
w tym czasie pomagałam Alice sprzątać w ogrodzie. Moja kruszynka od
dłuższego czasu spała spokojnie pod czujnym okiem Esme, dzięki czemu nie
musiałam po chwilę sprawdzać czy wszystko z nią w porządku.
Po powrocie do domu położyłam córeczkę do łóżeczka i sama
momentalnie zasnęłam. Nie spędziłam tak aktywnie dnia od kiedy
dowiedziałam się, że jestem w ciąży i utrata kondycji dała o sobie znać.
Rano obudził mnie płacz dziecka. Wstałam z łóżka, wyjęłam Nayę z jej
kołyski i wróciłam na swoje poprzednie miejsce, żeby ją nakarmić. Zajęło mi
to chwilę dłużej niż zazwyczaj, ponieważ mała przespała całą noc, nie
jedząc. Kiedy już skończyłyśmy nasz rytuał, zmieniłam jej pieluszkę, ubrałam
w czerwoną sukienkę i przepaskę tego samego koloru. Przeszłam do kuchni,
po drodze wkładając dziecko do kojca stojącego na środku wielkiego salonu.
Chwilę później wróciłam ze swoim własnym śniadaniem. Nic
nadzwyczajnego, gdyż nadal karmiłam, więc nie mogłam pozwolić sobie na
zbytnie eksperymentowanie. Po posiłku przebrałam się w stój do jogi
i wzięłam się za wykonywanie podstawowych ćwiczeń ujędrniających.
Miałam szczęście, że zawsze należałam do szczupłych osób, a kilogramy,
które przybyły mi w czasie ciąży spaliłam nadzwyczaj szybko. Dzisiaj
miałam dodatkową motywację do ćwiczeń. Chciałam wyglądać jak najlepiej
dla Edwarda. Ustaliliśmy, że ze względu na porządek dnia dzieci, najlepiej
będzie, jeśli spotkamy się przed południem, tak, żebym mogła wrócić na
kolejne karmienie.
Przeniosłyśmy się do sypialni.
- To co proponujesz mi założyć na randkę? - zapytałam leżącą na
moim łóżku córeczkę. - Myślisz, że to mu się spodoba? - wyciągnęłam
z garderoby granatową sukienkę. - Nie, zbyt wizytowa. Przecież zazwyczaj
widuje mnie w dżinsach. Mam, ta będzie idealna! - przebrałam się
w sięgająca kolan letnią sukienkę w kwiatki. Założyłam do niej koturny,
a oczy przysłoniłam ciemnymi okularami.
Zawiozłam córkę do domu starszego pokolenia Cullenów, gdzie czekał
już na mnie Edward. Oparty o swoje Volvo wyglądał jak gwiazda. Chyba
przypomniał sobie, że możemy potrzebować okularów, bo zamiesił parę na
dekolcie swojej koszuli.
56
- Zapraszam - powiedział, otwierając drzwi po stronie pasażera.
W aucie położył mi na kolanach dzisiejszą gazetę. Okładkę zdobiło
zdjęcie nas całujących się przy drzewie podczas zabawy w berka,
a nagłówek głosił: „Bella przezwycięża koszmar przy boku ukochanego!”.
Jak udało im się zrobić zdjęcie w ogrodzie Cullenów?
Pojechaliśmy do włoskiej restauracji. Zajęliśmy stolik przy oknie, czym
początkowo trochę się martwiłam i zamówiliśmy spaghetti. Czekając na
nasze dania, bawiliśmy się swoimi dłońmi złączonymi na blacie stolika.
Zachowywaliśmy się jak zwykła para na randce.
- Mam pewne pytanie. Nie musisz na nie odpowiadać, jeśli uznasz, że
jest zbyt osobiste - powiedziałam.
- Śmiało. W naszym przypadku niewiele tematów może okazać się
zbyt osobistymi. No chyba, że chcesz zapytać z iloma kobietami spałem.
- Zaśmialiśmy się oboje.
- Chodzi o to…. – Przerwałam. - Nigdy nie mówisz o matce Nicole. Co
się z nią stało?
- A więc o to chodzi. - Uśmiechnął się. - Może cię to zszokować, ale
przez pewien czas nie byłem nawet pewien czy jestem jej ojcem. Poznałem
Tanyę na studiach. Była siostrą mojego najlepszego przyjaciela. Spotykaliśmy
się przez dwa lata, aż w końcu stwierdziliśmy zgodnie, że nie ma sensu
dalej tego ciągnąć. Tanya była… specyficzna. Przyjechała tu z Teksasu
w nadziei na karierę w Hollywood. Niestety nie udało jej się spełnić tego
marzenia i zrezygnowana postanowiła znaleźć sobie bogatego męża, a ja
jako student nie byłem nawet brany pod uwagę. Po skończeniu studiów
zacząłem pracę w firmie znajomego ojca. Któregoś dnia wróciłem z pracy,
a przed moimi drzwiami stało nosidełko z dzieckiem i listem. Sam napisał
w nim, że Tanya wyjechała do Europy ze swoim nowym mężem, nie
zostawiając na siebie żadnego namiaru i kazała mu zaopiekować się
dzieckiem. On natomiast uznał, że jego siostra powinna raczej zostawić je
mnie i tak też zrobił. W pierwszym odruchu zabrałem małą do domu
i zadzwoniłem po rodziców. Przez tydzień, kiedy trwały badania DNA,
została ze mną, a potem okazało się, że rzeczywiście jest moją córką, więc
uznałem ją i zapewniłem dom, jakiego nie chciała dać jej matka. Nicole
miała wtedy dwa miesiące. Z tego co wiem, Tanya do dzisiaj nie dała znaku
życia, a ja nie zamierzam nawet jej szukać. Nie zasługuje na to.
W reakcji na tę historię, ścisnęłam mocniej jego dłoń i złożyłam na
niej lekki pocałunek.
- Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłeś.
- Teraz nie mamy przed sobą już chyba żadnych tajemnic
- powiedział, całując w zamian moje usta.
57
- Oprócz tego z iloma kobietami spałeś. - Zaśmiałam się, rozładowując
atmosferę.
58
Rozdział dwunasty
BPOV
Nareszcie wiedziałam na czym stoję. Po obiedzie poszliśmy do
pięknego parku, którego, mimo że mieszkam w Hollywood już od jakiegoś
czasu, jeszcze nie widziałam. Usiedliśmy na jednej z ławek tuż przy brzegu
stawu i rozmawialiśmy. Dzieliliśmy się anegdotami z dzieciństwa, szkoły
i wyjazdów wakacyjnych. Opowiedziałam mu o castingu do reklamy
dżinsów, który otworzył mi drzwi do kariery, on odwdzięczył się
opowieściami o początkach tworzenia własnej firmy. W końcu, naturalnym
biegiem, zeszliśmy na nasz temat.
- Jak to właściwie nazwać? - zapytałam.
- Bello, nie chcę na ciebie naciskać, ale moim zdaniem najlepszym
określeniem byłby związek. Decyzja jednak należy do ciebie. Rozumiem, że
wiele przeszłaś będąc z Jamesem i potem, po jego zdradzie, dlatego nie
nalegam. - Chwycił ponownie moją dłoń i położył ją na swoim udzie. - Chcę
jednak, żebyś wiedziała, że wiele dla mnie znaczysz. Ty i Naya stałyście się
częścią naszej rodziny. Sama widzisz, jak Nicole reaguje na każde spotkanie
z tobą. Może to co teraz powiem, to będzie dla ciebie za dużo, ale dla niej
jesteś jak matka. Innej nie znała. Nie przekonała się tak szybko ani do mojej
mamy ani do żon moich braci, a w twoim przypadku… Pokochała cię od
pierwszej chwili.
Poczułam gromadzące się w moich oczach łzy. Jego wyznanie
brzmiało tak szczerze, że nie miałam żadnych wątpliwości, co do ich
prawdziwości.
- Ja też ją kocham. Jest wspaniała, cała twoja rodzina jest i jestem
zaszczycona, będąc uważaną za jej członka. Jesteście jedynymi bliskimi nam
tu osobami. Nie wiem jednak czy jesteś w pełni świadomy ryzyka, jakie
niesie spotykanie się ze mną. Miałeś już okazję skonfrontować się
z paparazzi, ale to tylko przedsmak. Nie zrozum mnie źle. - Spojrzałam
prostu w jego oczy. - Chcę z tobą być, nawet nie wiesz, jak bardzo. Musisz
być jednak przygotowany na to, że kiedy upewnimy media w ich
przypuszczeniach, zaczną zapraszać nas na wywiady, sesje zdjęciowe, do
programów telewizyjnych. Edward, oni przegrzebią całą twoją przeszłość.
Jesteś pewny, że chcesz takiego życia? Dla siebie i Nicole? Źle się czuję na
samą myśl o wplątywaniu w to wszystko Nayi, ale ja nie mam już wyboru,
ty tak. Dlatego proszę cię, przemyśl to jeszcze raz - powiedziałam, po czym
spuściłam wzrok na nasze złączone dłonie.
Chwile później poczułam palce miedzianowłosego na moim
podbródku, kierujące mój wzrok ponownie na jego twarz. Gościł na niej
szeroki, zapierający dech w piersi uśmiech.
59
- Jeśli oboje chcemy być razem, nie widzę wystarczających przeszkód,
aby tego nie zrobić. Wiem, że szczególnie na początku nie będzie łatwo, ale
z drugiej strony nie mogę znieść myśli o kimś innym przy was, kimś, kto
miałby patrzeć jak Naya rośnie, a jednocześnie chcę, żebyś ty uczestniczyła
w życiu Nicole.
- Oh, Edward… - wyszeptałam, zanim go pocałowałam. Tym razem nie
był to niewinny pocałunek, jakie dzieliliśmy ostatnimi czasy. Przypominał
bardziej ten, do którego doszło w mojej sypialni dwa tygodnie wcześniej,
pełen pasji i oddania.
- Czyli to znaczy, że od teraz oficjalnie jesteś moja?
- Tylko, jeśli ty jesteś mój.
Od tamtego czasu trochę się pozmieniało. Edward i Nicole nadal byli
częstymi gośćmi w naszym domu, podobnie jak my u nich, ale od czasu do
czasu zdarzało nam się zostać na noc, nie martwiąc się już ewentualnymi
plotkami. Oczywiście korzystaliśmy wtedy zawsze z pokoi gościnnych. Niby
wiedzieliśmy już o sobie wszystko i byliśmy bardzo blisko, ale było wciąż za
wcześnie na wkroczenie na kolejny poziom. Poza tym, od porodu minęło
dopiero półtora miesiąca, co znaczyło, że musimy jeszcze poczekać.
Było poniedziałkowe popołudnie. Przez kolejne dwa tygodnie Edward
zamierzał korzystać z urlopu. Oznaczało to więcej czasu dla nas. Leżałam na
kanapie w jego salonie, oparta o jego klatkę. Z głośników leciała cicho
muzyka klasyczna. Dzieci spały na górze w swoich łóżeczkach. Sielanka.
- Rozmawiałam rano z mamą - powiedziałam, nie odwracając się
w jego stronę. - Twierdzi, że po tych wszystkich przeżyciach, na jakie
ostatnio byłam narażona, powinnam pojechać na kilka dni do domu.
- Tu jest teraz twój dom - powiedział i chociaż go nie widziałam,
wiedziałam, że uśmiechnął się, wypowiadając te słowa.
- Tak, ale w Forks jest spokojniej. Poza tym upiera się przy
zobaczeniu wnuczki. Nie może znieść, że od czasu jej urodzin musiały
wystarczyć jej zdjęcia.
- W takim razie jedź - powiedział.
- To jeszcze nie wszystko. Teraz najlepsza część - rodzice zapraszają
tez ciebie i Nicole. Powiedzieli, że chcą ci się w jakiś sposób odwdzięczyć za
opiekę nade mną.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Nie chcę sprawiać kłopotu
twoim rodzicom. Forks to małe miasteczko, prawda? - zapytał, na co
przytaknęłam. - Na pewno wzbudzisz sensację, przywożąc mnie ze sobą.
- Na pewno nie większą niż tutaj. Oni też mają Internet, czytają
gazety. Na pewno wiedzą o tobie od samego początku. A co do rodziców…
Pomyśl, ile razy twoja rodzina mi pomaga. Spraw mojej przyjemność i złóż
im wizytę.
60
- Czy oni wiedzą już o nas? - zapytał.
- Nie. Minęły dopiero dwa tygodnie. Chciałam nacieszyć się tym
w małym gronie. Pomyślałam, że może moglibyśmy powiedzieć im razem,
dlatego proszę, pojedź ze mną.
- Dobrze. Chociaż brzmisz, jakbyśmy mieli im powiedzieć, że
bierzemy ślub.
- Świetnie! Nie, żebyś miał wybór. Bilety mam zarezerwowane na
jutro rano. - Entuzjastycznie odwróciłam się w jego stronę i cmoknęłam go
w usta. - Chodź, zacznijmy was pakować!
EPOV
Jesteśmy razem dopiero od dwóch tygodni, a ja już jestem pod
pantoflem. Poważnie, ta kobieta wie jak osiągnąć to, czego chce. Takim oto
sposobem wylądowałem na pokładzie samolotu lecącego do Port Angeles.
Bella spała na swoim siedzeniu, a na mnie spadł obowiązek opieki nad
dwójką dzieci. Na moim lewym kolanie siedziała Nicole, a na prawym
umieściłem Nayę. Dziewczynki wyjątkowo dobrze znosiły lot. Nie można
tego powiedzieć natomiast o mnie. Cały czas czułem na sobie spojrzenia
innych pasażerów. Pozwoliłem Belli usiąść przy oknie, dzięki czemu
zrobienie jej zdjęć było trudniejsze. W zamian to ode mnie co chwila
odbijały się flesze aparatów. Kilkakrotnie musiałem przypomnieć
towarzyszom, że są one niebezpieczne dla niemowląt.
W końcu po kilku godzinach lotu, odprawie, odebraniu bagaży i setce
zdjęć Belli z fanami, udaliśmy się do wypożyczalni aut. Do domu Swanów
jechaliśmy suvem, w którym udało nam się pomieścić bagaże i wyprawkę
dzieci. Droga zajęła nam nieco ponad godzinę. Brunetka pokierowała mnie
na odpowiedni podjazd. Zanim jeszcze wysiedliśmy z auta, na ganku
pojawiła się Renee. Przybiegła w naszą stronę i praktycznie rzuciła się na
Bellę.
- Kochanie, nie widziałam cię całe wieki!
- Mamo, też tęskniłam, ale to tylko miesiąc. Wcześniej rozstawałyśmy
się na o wiele dłużej.
- Prawda, ale wtedy nie miałaś dziecka. - Oderwała się od córki
i rozejrzała. - Właśnie, gdzie moja perełka?
- Oto i ona. - Podałem jej Nayę i wróciłem do auta, aby wyjąć
z fotelika własną córkę.
Wziąłem ja na ręce i podszedłem do kobiety.
- Witaj Renee - powiedziałem, uśmiechając się do niej. - Dziękujemy
za zaproszenie i obiecujemy nie sprawiać kłopotów.
61
- Kłopotów? Czuję się zaszczycona, Edwardzie. No dalej, podaj mi
drugą kruszynkę. - Przejęła ode mnie dziewczynkę. - Słyszałam, że ktoś tu
skończył roczek - zwróciła się do niej. - Mam coś dla ciebie w domu.
- Nie trzeba było…
- Cicho siedź, młodzieńcze!
Zrezygnowany podążyłem za kobietami do wnętrza domu. Kiedy
znaleźliśmy się w salonie, moją uwagę przykuł duży, różowy przedmiot.
O nie… Widząc moją minę, stojąca obok Bella, chwyciła mnie za rękę
i pociągnęła w dół, aby szepnąć mi na ucho:
- Nie wdawaj się w dyskusję. Dla nich jest jak druga wnuczka.
- Ale domek dla lalek? Rozumiem pluszaka albo lalkę, ale to za dużo.
- Jak już mówiłam, nie dyskutuj - powiedziała, po czym przeszła do
kuchni, zostawiając mnie przyglądającego się zabawie Nicole.
- Rozumiem, że dzisiaj jemy poza domem! - krzyknęła brunetka,
zamykają pustą, jak mniemam, lodówkę.
Siedzieliśmy gotowi do wyjścia. Nagle usłyszeliśmy otwieranie drzwi
i kroki zmierzające w naszym kierunku.
- Hej wszystkim! - przywitał się Charlie. - Witaj Edwardzie
- zwrócił się do mnie, ściskając moją rękę. Przeszył mnie dreszcz. Ostatnim
razem było łatwiej, bo nie byłem jeszcze z jego córką.
- Dzień dobry, Charlie.
Niedługo potem wyszliśmy z domu. Do jedynej restauracji w Forks
pojechaliśmy dwoma samochodami. Po drodze, mimo że prowadziłem,
spoglądałem za okno, ale wszystko, co tam widziałem, to drzewa. Miła
odmiana od zatłoczonego Hollywood.
W lokalu zajęliśmy największy wolny stolik i poprosiliśmy o jedno
krzesełko dziecięce. Młoda, blondwłosa kelnerka uśmiechnęła się do mnie
promiennie, pytając co jeszcze może dla mnie zrobić.
- Na razie to wszystko, dziękujemy Jessico - wtrąciła się Bella.
- Bella?! Nie zauważyłam cię! Co ty tu robisz? Myślałam, że jesteś
w Hollywood i zajmujesz się bękartem.
Spojrzałem na nią groźnie i położyłem rękę na ramieniu swojej
dziewczyny.
- Jak widzisz, jesteśmy tu, a Naya nie jest żadnym bękartem. Przeproś,
proszę Bellę i przynieś dla nas menu - powiedziałem, na co ponownie
obdarzyła mnie uśmiechem.
- Oczywiście… - urwała w nadziei na poznanie mojego imienia
- Panie Cullen - dokończyłem za nią.
Kiedy speszona dziewczyna oddaliła się od naszego stolika, usłyszałem
chichot dochodzący z przeciwnej strony stołu. Charlie powstrzymywał się
jak mógł, ale kiepsko mu wychodziło.
62
- Świetna robota, synu. Nigdy nie flirtuj z nikim w obecności mojej
córki.
- Nie masz się czym martwić.
- Właściwie musimy wam coś powiedzieć - odezwała się brunetka.
- Zastanawiałam się jak długo jeszcze będziecie z tym zwlekać
- powiedziała Renee.
- Co masz na myśli, mamo?
- Kochanie, przecież to oczywiste, że jesteście razem. Zauważyłam to
już w pierwszej chwili, kiedy wysiedliście z auta. Patrzycie na siebie jak
zahipnotyzowani.
- Przepraszamy, że milczeliśmy. Chcieliśmy powiedzieć to osobiście.
- Edwardzie, nie tłumacz się. I przestań, proszę, bawić się tą solniczką.
Nie zamierzam przecież odstrzelić ci głowy. Ale ostrzegam, zrań ją,
a ucierpią inne części twojego ciała.
- Tato!
- Taka już moja rola, córciu.
Reszta posiłku upłynęła w przyjemnej atmosferze. Zajadaliśmy się
grillowanymi potrawami. Wszyscy, oprócz Belli, która zamówiła dla siebie
warzywa na parze.
Wieczorem wróciliśmy do domu. Z pomocą Charliego udało mi się
rozstawić w pokoju jego córki dwa łóżeczka turystyczne, po czym stanąłem
na szczycie schodów, nie bardzo wiedząc co dalej.
- Co tak stoisz? Do łóżka, migiem! - zaśmiała się Renee. - Bella już
pewnie chrapie, ale mam nadzieję, że jakoś wytrzymasz.
- Ale… - zdziwiły mnie jej słowa.
- Synu, jesteśmy w miarę postępowi. Nie zamierzamy kazać ci spać na
niewygodnej kanapie. Tym bardziej, że po groźbie ze strony mojego męża,
jesteś pewnie przerażony. - Zaśmiała się. - Jesteście jeszcze bardzo młodzi,
macie już dwójkę dzieci, poczekajcie z następnymi.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, uśmiechnąłem się i, życząc kobiecie
dobrej nocy, wszedłem do sypialni swojej dziewczyny. Skorzystałem z jej
łazienki, wziąłem szybko prysznic w nadziei, że nie obudzę dzieci i zająłem
wolne miejsce w łóżku. Przybliżyłem się do leżącej do mnie tyłem brunetki
i objąłem ją.
- Co tak długo? - zapytała zaspanym głosem.
- Rozmawiałem z twoją mamą. Radziła, żebyśmy nie spieszyli się
z powoływaniem do życia kolejnego dziecka.
W reakcji na moje słowa, błyskawicznie odwróciła się i leżała teraz
twarzą do mnie.
- Żartujesz, prawda?
63
- Niestety nie. Wierzy, że groźba twojego ojca skutecznie mnie
zniechęciły.
- O Boże… - powiedziała zawstydzona, chowając twarz w mojej nagiej
piersi. - Jakie to żenujące.
- Martwią się o ciebie, to wszystko. My będziemy robili dokładnie to
samo za dwadzieścia lat.
- Nawet tak nie mów - ostrzegła mnie. - Nie będziemy zawstydzać
naszych dzieci - powiedziała, po czym pocałowała mnie w usta i wróciła do
poprzedniej pozycji, aby pogrążyć się we śnie.
- Dobranoc - wyszeptała.
- Dobranoc, skarbie.
Leżałem jeszcze dłuższą chwilę, nie mogąc zasnąć. Cały czas miałem
przeczucie, jakby Charlie czaił się za drzwiami i czekał na odpowiedni
moment, żeby wkroczyć do pomieszczenia. W końcu zrezygnowany
pozwoliłem powiekom opaść, a tuż przez zaśnięciem w głowie usłyszałem
ponownie jej słowa:
nasze dzieci.
64
Rozdział trzynasty
BPOV
Siedziałam przy kuchennym stole, wpatrując się w pogrążony
w ciemności świat za oknem. Był środek nocy. Zawsze ciężko przystosowuję
się do nowego miejsca. To wcale takie nie było, ale ostatnim razem spałam
w swoim starym łóżku prawie rok temu. To dziwne uczucie po raz pierwszy
dzielić je z kimś innym. Oczywiście, kiedy byłam młodsza, zdarzało mi się
zaprosić koleżanki na piżama party, ale jeszcze nigdy nie spał w nim żaden
mężczyzna. Nawet mój tata. Uwielbiałam zasypiać i budzić się w ramionach
Edwarda, a nie miałam do tego zbyt wielu okazji. Z Jamesem było całkowicie
inaczej. Nigdy mnie nie obejmował, nie szeptał mi do ucha słów, od których
mój kręgosłup zamieniał się w galaretę. Jeśli już w ogóle się do mnie
odzywał, były to raczej wulgarne komentarze i propozycje. Nigdy też nie
zostałam w jego mieszkaniu na noc. Poważnie, co ja w nim widziałam? Nie
miałam wtedy z czym porównać naszego związku i chyba myślałam, że tak
powinien on wyglądać.
Spojrzałam na oświetloną tarczę zegara - 1:00. Nagle usłyszałam
głośny płacz. Pora karmienia. Niechętnie wstałam z miejsca i skierowałam
się na schody. Kiedy dotarłam do drzwi swojej sypialni, zatrzymałam się,
słysząc słowa:
- Wiem, że nie jestem twoją mamusią, ale chyba mogę się tobą chwilę
zająć, prawda?
Domyśliłam się, że miedzianowłosy mówi do mojej kruszynki.
- Wiesz, nie jestem pewny czy mam rację, ale wydaje mi się, że ją
kocham. Tylko proszę, nie mów jej na razie. Chciałbym zrobić to sam.
W reakcji na te sowa moje serce zaczęło bić szybciej. Potrząsnęłam
głową i uszczypnęłam się w ramię, żeby upewnić się, że nie śpię i to nie jest
jeden z tych cudownych snów, w których wszystko jest idealne.
- …miałabyś starszą siostrę, mamusię i tatusia.
Poczułam na policzkach wilgoć. Łzy wzruszenia spływały powoli
z moich oczu, podczas gdy ja nadal stałam na korytarzu w środku nocy.
Pomyślałam, że muszę wejść do pomieszczenia i nakarmić dziecko,
zanim całkiem zatracę się w ogarniającej mnie radości.
Mój chłopak nie zauważył, kiedy przekroczyłam próg. Stał tyłem do
drzwi i tulił Nayę do swojej nagiej piersi. Wyglądali razem wspaniale. Wiele
razy pomagał mi w opiece nad nią, szczególnie na początku, ale jeszcze
nigdy oglądanie go trzymającego w ramionach moją córeczkę nie było
takie… Intymne. Stałam chwilę, przyglądając się im. Co jakiś czas Edward
schylał się i całował malutkie czółko albo policzek, a ja wzruszałam się od
nowa.
65
- Czasami wydaje mi się, że wy dwoje pasujecie do siebie bardziej niż
my - powiedziałam, zdradzając wreszcie swoją obecność. - Podaj mi ją
- powiedziałam, wyciągając ręce.
Przejęłam od niego dziecko i usiadłam na łóżku, opierając się
o zagłówek. Spojrzał na mnie i przeczesał ręką swoje niesforne włosy.
- To może ja pójdę… Gdzieś - wyjąkał.
Czy mi się wydaje, czy zawstydził się, wiedząc, co zamierzam zrobić?
Poklepałam miejsce obok siebie i czekałam, aż posłusznie je zajmie. Zajęło
mu to trochę czasu. Początkowo spojrzał na mnie, jakby nie wierzył
własnym oczom, ale ostatecznie zastosował się do mojego niemego
polecenia. Nadal jednak nie patrzył na mnie, błądząc wzrokiem po
pomieszczeniu oświetlonym tylko lampką stojącą na szafce nocnej.
- Spójrz na mnie - powiedziałam, rozpoczynając karmić małą. Nie
zareagował, więc wolną ręką skierowałam jego twarz na swoją. - Edward, to
nic wulgarnego. To biologia. Właściwie, czytałam, że jeśli uczestniczy w tym
cała rodzina, pomaga to budować więź.
- Nie wiem czy powinienem…
- A dlaczego nie? Będąc ze mną, jesteś też z nią. Chcesz tego czy nie,
ludzie będą cię postrzegali jako jej ojca tak długo, jak będziesz się ze mną
spotykał.
- Co masz na myśli? Nie zamierzam kończyć naszego związku.
Dopiero co się zaczął i jak na razie idzie nam całkiem nieźle. - Uśmiechnął
się i wiedziałam, że napięcie powoli go opuszczało.
Spuściłam wzrok na Nayę i przez chwilę pozostawaliśmy w ciszy. Po
pewnym czasie zobaczyłam dłoń Edwarda, głaszczącą delikatnie twarzyczkę
mojej perełki. Znajdowała się ona bardzo blisko mojej piersi, ale nie
zwracałam na to większej uwagi, szczęśliwa, że zdobył się na odwagę
i włączył do rytuału. Nie widząc sprzeciwu z mojej strony, drugą rękę
przełożył za moje plecy, abym mogła się oprzeć na jego ramieniu. Tak też
zrobiłam. Czas płynął, a my siedzieliśmy przytuleni i wpatrywaliśmy się
w drobną istotkę w moich rękach. Żadne słowa nie były potrzebne.
Obudziłam się, praktycznie leżąc na Edwardzie. I może nie
przejęłabym się tym, gdyby nie godzina, którą wskazywał zegar stojący na
szafce koło łóżka. Było już po 11:00! Nie pamiętam, kiedy ostatnio udało mi
się spać do tak późnej pory. Uwolniłam się niechętnie z uścisku
miedzianowłosego i skierowałam swe kroki do łazienki. Kiedy stamtąd
wyszłam, stał nad łóżeczkiem Nicole i przeczesywał włosy dłonią.
- Nie spodziewałeś się chyba, że ona też będzie spała? – zapytałam.
- Przecież jest rannym ptaszkiem.
- To znaczy, że twoi rodzice byli tu, kiedy spaliśmy? Widzieli nas
i mogli źle zinterpretować nasz wygląd. Powinienem był założyć jakąś
66
koszulkę. Boże, jak ja spojrzę w oczy twojemu tacie? - Panikował, wyżywając
się na uwielbianych przeze mnie puklach.
Bawiło mnie jego przerażenie. Podeszłam do niego i zarzuciłam ręce
na jego ramiona, przyciągając go do pocałunku. Zatraciłam się w nim
kompletnie i zajęło mi dłuższą chwilę przerwanie go.
- Nie martw się. On wie, że nie jestem już nastolatką. Cóż, pewnie jest
też świadomy, że Naya nie jest skutkiem niepokalanego poczęcia, więc
powinien się już przyzwyczaić do obecności mężczyzny w moim łóżku.
- Zaśmiałam się. – Zresztą, nie robiliśmy nic złego, spaliśmy tylko, dotykając
się. Jestem pewna, że byłeś już wcześniej w takiej sytuacji. Nigdy nie
zostałeś przyłapany?
- Masz na myśli…? - Spojrzał na mnie ze strachem w oczach. - Nie! To
znaczy, nie w łóżku. Samochód się nie liczy, prawda?
- Samochód, poważnie? - Wybuchłam śmiechem, składając na jego
ustach jeszcze jeden pocałunek. - Jesteś niemożliwy. Proszę, powiedz, że nie
w twoim Volvo… Już nigdy nie wsiądę z tobą do samochodu.
- W takim razie będę musiał cię przekonać. To było szalone…
- Najpierw będziesz musiał mnie złapać - powiedziałam, kierując już
swoje kroki do drzwi.
Kiedy zorientował się co planuję, ruszył w ślad za mną. Na szczęście
zanim mnie dogonił, zdążyłam już zejść ze schodów. Niestety, nie
przewidziałam, że dzięki swoim długim nogom zeskoczy co drugi stopień
i dopadnie mnie tuż przy ich końcu. Bez problemu podniósł mnie z ziemi
i przerzucił sobie przez ramię, idąc do kuchni.
- Pożałujesz! - zagroziłam żartobliwie.
- Nie wydaje mi się.
- Dzień dobry. - Usłyszeliśmy tuż obok.
- Yyyy… Dzień dobry, Renee. - Pierwszy odezwał się mój towarzysz,
stawiając mnie z powrotem pionowo.
Odgarnęłam z twarzy włosy i spojrzałam na mamę. Trzymała na
rękach Nayę.
- Mam nadzieję, że się nie gniewacie, że zajęliśmy się dziewczynkami.
Nicole jest w salonie z Charliem. Uparł się, że nauczy ją chodzić. - Zaśmiała
się. - Od godziny prowadza ją za rączki po całym pokoju. Niedługo musi
jechać na posterunek, ale chciał poświęcić im trochę czasu. W zasadzie ja
też muszę wyjść. Wieczorem w parku odbywa się festiwal muzyczny
i muszę dopilnować, żeby wszystko przebiegło bez zakłóceń. Nie
przeszkadza wam, że zostaniecie sami? - Mówiąc co, mrugnęła do mnie.
- Mamo!
- Nic nie mówię.
67
- Ale dajesz do zrozumienia, że sypiamy ze sobą. Ok, sypiamy, ale nie
w ten sposób - uściśliłam, widząc jej minę.
- Whatever. W końcu zaczniecie - powiedziała, po czym opuściła
kuchnię, zostawiając nas zawstydzonych.
Było kilka minut po 15:00. Dziewczynki niedawno skończyły
popołudniową drzemkę i właśnie zabierałam się do gotowania obiadu.
Otworzyłam lodówkę i niestety zobaczyłam to co zawsze - światło.
- Obawiam się, że czeka nas wyprawa do sklepu! – krzyknęłam.
- Ubieraj Nicole!
Poszłam na górę przebrać się w krótkie spodenki i top. Kiedy
wróciłam, Edward stał przy drzwiach ze swoją córką na rękach i moją
leżącą w nosidełku obok. Podniosłam je i wyszliśmy z domu. Edward zapiął
dziewczynki bezpiecznie w fotelikach, a ja zajęłam miejsce pasażera. Podczas
drogi, instruowałam go jak dojechać do jedynego większego sklepu w Forks.
Zaparkowaliśmy na niewielkim parkingu przed budynkiem i wyjęliśmy
dzieci. Nosidełko z Nayą wsadziłam do wózka sklepowego, a Nicole
posadziłam na specjalnie do tego przeznaczonym miejscu. Poczułam
szturchnięcie w ramię. Spojrzałam na mojego chłopaka, który wskazywał
sklep muzyczny.
- Miałabyś coś przeciwko, gdybym wpadł tam na chwilę? Zaraz do
ciebie dołączę.
- Jasne, rozejrzyj się, ale ostrzegam, że raczej nie znajdziesz tu nic
ciekawego. Widzimy się za chwilę.
Przechadzałam się między regałami, wrzucając do wózka niezbędne
rzeczy, uważając jednocześnie, żeby nie obudzić córeczki, która zasnęła
w czasie jazdy samochodem. Sklep nie należał do dużych, w związku z czym
zgromadzenie wszystkiego nie zajęło mi wiele czasu. Stałam w właśnie
w kolejce do jedynej czynnej kasy. Metr ode mnie stały dwie kobiety.
Blondynka stojąca do mnie tyłem wydawała mi się znajoma.
- Tak, przyjechała wczoraj. – Usłyszałam. - I przywiozła go ze sobą.
Na własne oczy widziałam. Boże, jest boski… I wiesz co? Ma dziecko. Młody,
samotny tatusiek. Chętnie się nim zaopiekuję.
- Nawet na zdjęciach wygląda świetnie. - Druga kobieta wskazała
gazetę, leżąco na półce tuż koło miejsca, w którym stałam.
Nawet nie usłyszałam, kiedy dołączył do mnie Edward. Kobiety
wydawały się go jeszcze nie zauważyć, a wiedziałam, że to on był tematem
ich rozmowy, która jednak chwilowo ucichła.
- Mama! Tata! - zawołała Nicole, szturchając nas jedną rączką, a drugą
pokazując magazyn. - Mama! Tata!
Wzrok obu plotkar zatrzymał się na chwilę na nim po to tylko, żeby
zaraz przemieścić się na nas. Patrzyły z szeroko otwartymi oczami, podczas
68
gdy Nicole nadal oznajmiała radośnie, że rozpoznała nas na fotografii,
zdobiącej okładkę.
- Brawo, kochanie. - Mężczyzna odezwał się jako pierwszy, widząc,
jakie zainteresowanie wzbudziła jego latorośl. - To są mama i tata.
- Bella, Edward! - zawołała blondynka. Jessica. - Co słychać? Jak
podoba ci się Forks? - zwróciła się do mojego towarzysza.
- Dziękuję, bardzo tu spokojnie. Idealne miejsce na odpoczynek
z dziećmi - powiedział i otoczył mnie ramieniem, widząc, że jestem
ignorowana. - Słyszałem, że wieczorem odbędzie się jakiś festiwal.
- Tak, podobno zaproszono nawet jakąś sławę. - Wtrąciła się druga,
nieznana mi kobieta.
- Powinieneś wpaść.
- Może zajrzymy - odpowiedział, podkreślając „my”.
Uznawszy rozmowę za zakończoną, odwrócił się w stronę kasy, wyjął
z kieszeni portfel i nadal nie zabierając ode mnie swojego ramienia, zapłacił
za moje zakupy.
Do rozpoczęcia zabawy nie zostało dużo czasu, więc zaraz po
powrocie do domu zabrałam się za gotowanie. Z pomocą Edwarda
przyrządziłam wyśmienite spaghetti, które zjedliśmy przed telewizorem,
karmiąc się nawzajem. Uwielbiałam takie małe momenty, kiedy cały świat
skupiał się na nas dwojgu. Mogliśmy zamknąć się w naszej bańce i nie
przejmować niczym innym. Niestety czas leciał nieubłaganie i nim się
spostrzegliśmy, nadeszła 17:00, co znaczyło, że powinniśmy wychodzić.
Jako, że festiwal miał zostać utrzymany w rodzinnej atmosferze, nie
musieliśmy się przebierać.
Dwadzieścia minut później znaleźliśmy w tłumie moją mamę.
Rozmawiała z sąsiadką, zapewne wymieniając najnowsze plotki z okolicy.
Przecisnęliśmy się do niej przez tłum, co nie było łatwe, z przypiętym do
piersi dzieckiem.
- A oto i moje skarby - powiedziała uradowana Renee, wskazując
naszą czwórkę. - Bellę już znasz, to Edward… - Przeniosła na niego wzrok.
- …I moje dwa szkraby: Nicole i Naya. - przedstawiła kolejno moją
„rodzinkę”.
- Bardzo miło panią poznać… - Zaczął miedzianowłosy.
- Ellen. Chyba gdzieś już cię widziałam, synu… - Przerwała
w zamyśleniu - A! Już wiem, pokazywali was razem w telewizji!
- Możliwe, ciociu Ellen - powiedziałam, po czym przytuliłam ją
ostrożnie. - Dawno się nie widziałyśmy.
- Mów za siebie, kochanie. Ja oglądam każdy twój film i wywiad.
Zobaczyłabyś tę kolekcję magazynów, którą zgromadziłam w domu…
- Nie zawstydzaj jej - wtrąciła się mama.
69
- I kto to mówi? - Na moje słowa Edward zachichotał.
Wieczór mijał spokojnie. Znaleźliśmy świetne miejsce na rozłożenie
koca. Duże drzewo zapewniało cień, w którym mogły schować się dzieci,
a dodatkowo znajdowało się ono stosunkowo blisko sceny, dzięki czemu
widzieliśmy bez problemu wszystkie występy.
Podczas festiwalu wiele osób podchodziło do mnie z prośbą
o autograf albo wspólne zdjęcie. Kochałam swoich fanów, tak więc nikomu
nie miałam serca odmówić, szczególnie tu, w Forks.
- Uśmiech! - usłyszałam nagle, a chwile potem zostałam oślepiona
fleszem.
Początkowo myślałam, że to ktoś z sąsiadów zapragnął uwiecznić
mnie na zdjęciu, ale już po chwili lampy błyskowe zaczęły atakować
bezustannie. Paparazzi.
Nie bardzo wiedząc co robić, rozejrzałam się dookoła, szukając
odpowiedzi na którekolwiek z nurtujących mnie pytań. Wszystko stało się
jasne, kiedy mój wzrok spoczął na sylwetce Jessici. Stała uśmiechnięta kilka
metrów ode mnie, trzymając ręce założone na piersi. Wyglądała, jakby
właśnie wygrała na loterii.
- Zbierajmy się stąd. - Dobiegł mnie szept Edwarda.
Już po chwili wszystkie nasze rzeczy zostały spakowane i szukaliśmy
mojej mamy. Znaleźliśmy ją, rozmawiającą przez telefon na drugim końcu
parku. Podbiegliśmy do niej, a jej twarz momentalnie wyrażała ulgę.
Zakończyła szybko połączenie i ruszyła w naszym kierunku.
- Dzwoniłam do Charliego. Zaraz wyśle patrol. Twierdzi jednak, że
najlepiej będzie, jeśli zabiorę dziewczynki do domu, a wy ukryjecie się
gdzieś do czasu, aż pozbędą się dziennikarzy. Pewnie jakimś sposobem
dowiedzieli się już gdzie mieszkamy, ale nie zbliżą się tam, kiedy zobaczą, że
nie wracacie z nami. Dzieciom nic nie będzie.
- Jessica. - Było wszystkim, co powiedziałam.
Nie mieliśmy dużo czasu. Paparazzi wpadli już na nasz trop
i ponownie zostaliśmy zaatakowani aparatami. Błyski przestraszyły Nayę,
która zaczęła niewyobrażalnie płakać.
- Spokojnie, malutka. Pójdziecie z babcią - powiedziałam, całując jej
czółko i podając nosidło mamie.
Kiedy upewniliśmy się, że zostało dobrze zapięte, Renee wzięła na
ręce Nicole i skierował się szybko w stronę auta, nie oglądając się za siebie.
Dziennikarze, widząc co się dzieje, zostali rozkojarzeni na ułamek
sekundy. To wystarczyło nam na rozpoczęcie biegu. Znając Forks jak własną
kieszeń, zdecydowałam, że najbezpieczniej i najszybciej dla nas sprawdzi się
ucieczka do lasu. Tak też zrobiliśmy. Biegliśmy bez przerwy kilka minut,
70
podczas których zgubiliśmy nieproszonych towarzyszy. Wiedzieliśmy jednak,
że jeszcze przez pewien czas nie powinniśmy zjawiać się w domu.
- Znasz jakieś miejsce, które mogłoby posłużyć nam za kryjówkę?
- zapytał mój chłopak.
- Mamy szczęście. W zeszłym roku kupiłam tu małą chatkę.
Pomyślałam, że to będzie doskonałe miejsce do odpoczynku. - Pociągnęłam
go w odpowiednim kierunku. - Dziwnym trafem, znajdujemy się
kilkadziesiąt metrów od niej. Za kilka minut powinniśmy ją znaleźć.
Rzeczywiście, przedzieraliśmy się przed las jeszcze około pięciu minut,
aż naszym oczom ukazał się mały, drewniany domek. Weszłam na ganek
i stanęłam na palcach, żeby dosięgnąć zapasowego klucza, który umieściłam
w rynnie. Widząc moje starania, Edward zaszedł mnie od tyłu i wykonał
zadanie za mnie. Otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Od kiedy go
kupiłam byłam tu tylko dwa razy i, dzięki Bogu, wyjeżdżając, zakryłam
meble folią, aby uniknąć osiadania na nich kurzu. Szybko udało nam się jej
pozbyć. Kiedy już mogliśmy złapać głębszy oddech, dopadł mnie strach.
- Co z dziewczynkami?- szepnęłam sama do siebie i jak na zawołanie
w mojej kieszeni zawibrował telefon.
Widząc, że nie jestem w stanie zareagować, miedzianowłosy wyjął go
i przeczytał wiadomość.
- Wszystko jest w porządku. Domu pilnują przyjaciele twojego ojca,
ale hieny nadal krążą po mieście i cię szukają. Twoja mama domyśliła się
gdzie jesteśmy i proponuje, żebyśmy zostali tu do rana.
- Ale…
- Nie ma żadnego „ale”. Zrobimy to dla bezpieczeństwa twojego
i dzieci.
- Przepraszam - wyszeptałam, patrząc mu prosto w oczy.
- Przepraszam, że musisz przez to przechodzić. Ostrzegałam, że może to
tak wyglądać, ale nigdy nie pomyślałabym, że zdradzi mnie ktoś ze
znajomych ze szkoły.
- A ja mówiłem ci już, że nie dbam o to, kto będzie nas śledził tak
długo, jak będziemy w tym razem. Dzieci mają się dobrze, a to
najważniejsze. Wytrzymamy tu do rana.
- Jesteś kochany - powiedziałam i pocałowałam go.
Pocałunek szybko przeistoczył się z niewinnego buziaka w głęboką,
namiętną pieszczotę. Przemieściłam się na kolana Edwarda i przywarłam do
niego całym ciałem. Walczyliśmy o dominację, przyciągając się jednocześnie
jeszcze bliżej. Poczułam, że opadam na poduszki. Zaraz za mną podążyło
ciało miedzianowłosego, który podparł się łokciami, aby mnie nie
przygnieść. Nie przerywając pocałunku, wyciągnęłam jego koszulę ze spodni
i zaczęłam rozpinać guziki. Było to trudne, ponieważ kanapa była zbyt mała,
71
aby pozwolić na jakikolwiek manewr. Jakby czytając moje myśli, Edward
podniósł nas z powrotem do pozycji siedzącej, oderwał swoje usta ode mnie
i się rozejrzał.
- Na górze - szepnęłam.
Nie odpowiedział, a jedynie wstał, trzymając mnie w ramionach,
i podążył schodami w górę. Chwilę później położył mnie delikatnie na łóżku.
Zanim do mnie dołączył, pozbył się koszuli, co niezmiernie mnie ucieszyło.
Kiedy tylko nasze ciała ponownie się spotkały, zaatakowałam jego usta.
Poczułam, że zdejmuje ze mnie top i żeby mu to ułatwić, musiałam
przerwać pieszczotę. Kiedy już skrawek odzieży wylądował w nogach łóżka,
zajęłam się paskiem jego spodni. Udało mi się go rozpiąć wyjątkowo szybko,
zważając na fakt, że w tym czasie miedzianowłosy składał pocałunki od
mojego ucha do obojczyka. Po wyciągnięciu paska ze szlufek odpięłam
guzik, ale moje dalsze plany zostały zaprzepaszczone przez ręce Edwarda,
które zdążyły dosięgnąć zapięcia mojego stanika. Rozpiął go bez problemu
i nim się spostrzegłam, skrawek materiału dołączył do mojego topu i koszuli
mojego chłopaka.
- Piękne - szepnął, obserwując moją nagą klatkę piersiową.
Nie pozwoliłam mu odsunąć się na dłużej, wskutek czego postanowił
wycałować sobie ścieżkę przez całe moje ciało. Czułam jego usta wszędzie.
Najintensywniej na piersiach, które wciąż były wyjątkowo wrażliwe ze
względu na fakt, że karmiłam. W końcu dotarł do krawędzi moich shortów.
Zsunął je jednym ruchem razem z majtkami, ale pociągnęłam go do góry,
zanim zdobyłby się na coś więcej. Popchnęłam go lekko do tyłu tak, żeby to
on leżał na plecach i podążając jego przykładem, składałam pocałunki od
jego ust, przed doskonale wyrzeźbioną klatkę, do brzucha. Powróciłam do
przerwanego zajęcia i również uwolniłam go z reszty odzieży. Obrócił nas
tak, że znowu leżałam plecami na poduszkach i podparł ciężar swojego ciała
na ramionach po obu stronach mojej sylwetki. Oparł swoje czoło na moim
i spojrzał mi w oczy.
- Jesteś tego pewna? - wyszeptał.
Zamiast udzielić mu odpowiedzi, popchnęłam biodrami w jego stronę.
To mu wystarczyło. Po raz kolejny łącząc nasze usta w głębokim pocałunku,
połączył także nasze ciała. Zatrzymał się, dając mi chwilę na
przyzwyczajenie się do niego. Wiedział, że ani przed ani po Jamesie z nikim
nie byłam i chciał, abym czuła się komfortowo. Czując, że możemy pójść
dalej, kiwnęłam lekko głową. Zaczął się poruszać. Początkowo robił to
powoli, potem przyspieszył, ale pozostał delikatny. Czułam niewyobrażalną
przyjemność, czując go w sobie, wiedząc, że dzielimy coś tak pięknego.
Zaczęłam wychodzić naprzeciw jego ruchom i nie minęło dużo czasu, aż
poczułam napięcie, budujące się w dole mojego brzucha. Edward
72
przyspieszył, wiedząc co się ze mną dzieje. Nie minęło więcej niż minuta,
kiedy oboje osiągnęliśmy szczyt rozkoszy.
- Edward… - szepnęłam.
- Bella… - Było jego cichą odpowiedzią.
Leżeliśmy w swoich objęciach przez kilka minut. Napięcie zaczęło
opadać i poczułam na ciele dreszcze. Widząc to, miedzianowłosy przykrył
nas kocem, leżącym w nogach łóżka. Wtuliłam twarz w jego klatkę
piersiową i rysowałam na niej paznokciami dziwne kształty. W tym czasie
on przeczesywał palcami moje potargane włosy. Leżenie w jego objęciach po
tak wspaniałym przeżyciu było wszystkim, o czym mogłam w tym
momencie myśleć. Podparłam się na łokciu i pochyliłam się nad jego twarzą.
- Dziękuję. Dzięki tobie znowu poczułam się kobietą.
- Musisz mi uwierzyć, że cała przyjemność leży po mojej stronie.
- Złożył na moich ustach lekki pocałunek. - I jesteś najpiękniejszą kobietą,
jaką kiedykolwiek widziałem.
W odpowiedzi pocałowałam go ponownie i wróciłam do poprzedniej
pozycji na jego piersi. Właśnie rozpoczęliśmy wspólne życie w każdym tego
słowa znaczeniu…
73
Rozdział czternasty
BPOV
Przez okna wpadały pierwsze promienie słoneczne. Odwróciłam się do
nich plecami i, nie otwierając oczu, mocniej wtuliłam się w silne, obejmujące
mnie ramiona. Rozkoszowałam się chwilą, gdy mogłam jeszcze wdychać
pomieszane zapachy naszych ciał. Nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy
poczułam palce wędrujące w dół mojego kręgosłupa. Uśmiechnęłam się na
to uczucie i odwzajemniłam się podobnym ruchem wzdłuż nagiej klatki
piersiowej. Nie zdążyłam nawet zanurzyć dłoni pod okryciem, a poczułam
miękkie usta poruszające się po moich własnych. Nadal z zamkniętymi
oczami oddałam pieszczotę, przekładając jednocześnie nogę przez
muskularną sylwetkę leżącego obok mnie mężczyzny. Usiadłam okrakiem na
jego torsie, wczepiłam palce we włosy i wreszcie podniosłam powieki.
Opłaciło się - zastałam najpiękniejszy z możliwych widoków. Twarz mojego
chłopaka zdobił ogromny uśmiech zadowolenia, a jego miedziana czupryna
sterczała we wszystkich kierunkach, co było pewnie rezultatem
wczorajszego wyładowywania na nich moich emocji.
- Dzień dobry, piękna - powiedział, rozdzielając nasze usta.
- Cześć, kochanie - odpowiedziałam i cmoknęłam go jeszcze raz,
poruszając się jednocześnie na jego klatce. - Co powiesz na rundę drugą?
- Kocham ten błysk w twoich oczach. - Obdarzył mnie szerokim
uśmiechem. - Obawiam się jednak, że nie będziesz dzisiaj w stanie chodzić
normalnie. Jak się czujesz? Wszystko w porządku?
- Czuję się świetnie - odparłam, zsuwając się niżej. - Chyba, że to ty
nie masz siły na więcej…
- Nie prowokuj.
Oboje zaśmialiśmy się, ale jednocześnie poczułam ręce Edwarda,
hamujące moje ruchy. Przemieściłam się tak, że spoczęły one na moich
pośladkach, co skomentował chichotem. Pokonana zeszłam z jego ciała
i wróciłam na swoje wcześniejsze miejsce.
- Tylko mi się tu nie obrażaj. Przecież robię to z myślą o tobie.
- Chciałeś chyba powiedzieć, że nic nie robisz.
- Skarbie, spójrz na mnie. - Nakierował moją twarz na swoją.
- Będziemy mieli jeszcze niejedną okazję. Nie wiem po prostu, czy wskazane
jest to tak krótko po porodzie. Nie chcę, żeby coś ci się stało. Nawet nie
wyobrażasz sobie, jak chciałbym móc zmienić zdanie.
- Chyba jednak wiem - odpowiedziałam, kiedy przywarł do mnie
całym ciałem. - Nie za bardzo możesz to ukryć. - Zaśmialiśmy się, gdy tylko
te słowa opuściły moje usta.
74
Chwilę później zostaliśmy zmuszeni do opuszczenia ciepłego łóżka.
Usiadłam, a kiedy chciałam pociągnąć za sobą koc, miedzianowłosy
przytrzymał go mocniej przy sobie. Odwróciłam w jego stronę twarz,
pozostając zwrócona do niego plecami i posłałam mu ostrzegawcze
spojrzenie.
- Kochanie, przecież nie masz już nic do ukrycia. Widziałem
i dotykałem każdy kawałek ciebie.
- Bardzo śmieszne. Daj ten koc albo już nigdy nie zrobisz tego
ponownie.
- Jakbyś mogła mi się oprzeć. - Wyszczerzył się.
Wydałam z siebie nieartykułowany dźwięk i, nie patrząc za siebie,
wstałam i zaczęłam zbierać z ziemi nasze ubrania. Szybko założyłam swoje,
a pozostałymi rzuciłam w mężczyznę. Nie fatygując się nawet szukaniem
lusterka, zebrałam włosy i związałam je w luźny supeł na czubku głowy.
Miałam już opuścić pomieszczenie, ale poczułam parę silnych ramion
oplatających moja talię od tyłu. Złożył pojedynczy pocałunek na moim
ramieniu, po czym chwycił mnie za dłoń i wyprowadził nas z domku.
Droga powrotna do domu była przyjemna. Szliśmy trzymając się za
ręce jak para nastolatków. Wiele to dla mnie znaczyło, bo w okresie
szkolnym nie miałam do tego okazji. W tej chwili czułam, jakbym znowu
była nastolatką i nadrabiała przeżycia, których wtedy nie doświadczyłam.
- Grałeś w football w liceum? - zapytałam.
- Oczywiście.
Teraz obrazek był pełny. Często marzyłam sobie, że jestem
dziewczyną rozgrywającego albo kapitana szkolnej drużyny. W swoich
wyobrażeniach przechadzałam się z nim po mieście, a oczy wszystkich były
skierowane na nas. Cóż, w lesie nie można raczej mówić o publiczności, ale
mając z nią niejakie doświadczenie, doceniałam ogarniającą nas prywatność.
Do domu rodziców dotarliśmy po około dwudziestu minutach.
Weszliśmy na ganek i po cichu wkroczyliśmy do środka, nie chcąc zrobić
zamieszania. Ledwo przekroczyliśmy próg, a znaleźliśmy się w objęciach
mojej mamy. Ściskała nas oboje jednocześnie. W końcu odsunęła się
i przyjrzała nam.
- Chyba nie muszę pytać, jak się czujecie - powiedziała, a na jej
twarzy błąkał się uśmiech, na który odpowiedziałam badawczym
spojrzeniem. - Widzę, że wieczór mimo wszystko wyjątkowo się udał.
- Wskazała mój obojczyk.
Nie zastanawiając się nawet, pobiegłam do łazienki. Spojrzałam
w wiszące nad umywalką lustro i od razu dostrzegłam duży czerwony ślad.
Malinka.
- Edward!
75
EPOV
Pozostałe dni spędzone u rodziców Belli minęły bez komplikacji.
Chyba, że można do nich zaliczyć długi artykuł na nasz temat zamieszczony
w lokalnej gazecie i kilku tabloidach.
Kiedy nadszedł dzień wyjazdu, Bella ze wszystkich sił powstrzymywała
łzy. Wiedziała, że znowu nie zobaczy rodziców przez długi czas i szczerze
mówiąc, nie mogłem sobie wyobrazić jak mogła się z tym czuć. Musiałem
oczywiście obiecać im, że zaopiekuję się ich dziewczynkami i zachowamy
z Bellą czujność. Ta uwaga wypłynęła z ust Charliego i zabrzmiała tak…
Ostatecznie.
Przebywając ze Swanami, zawsze zachowywaliśmy się nienagannie, ale
jestem pewien, że Renee nie zachowała dla siebie spostrzeżenia, którego
dokonała owego poranka po naszej nocy spędzonej w chatce. Świadomość
tego, że ojciec brunetki wiedział do czego między nami doszło, zabijała
mnie.
Spakowaliśmy wszystkie nasze rzeczy do suva i pożegnaliśmy się
z gospodarzami. Wiedząc, że nie pozostało nam dużo czasu do odlotu,
wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy bez słowa. Odprawa przebiegła wyjątkowo
sprawnie. Wylatywaliśmy bardzo wcześnie rano, więc na lotnisku nie było
jeszcze fanów Belli, chcących zdobyć zdjęcie czy autograf. Zanim jeszcze
weszliśmy na pokład, dzieci zasnęły w swoich nosidełkach. Sam lot także był
bezproblemowy. Siedzieliśmy z Bellą, trzymając się za ręce i rozmawialiśmy
o niczym.
Kiedy wreszcie taksówka odwiozła nas do domu Belli, przebraliśmy
dziewczynki w piżamki i położyliśmy spać w pokoju dziecięcym. Sami od
razu skierowaliśmy się do znajdującej się za ścianą sypialni. Ledwie
zamknęły się za nami drzwi, a już atakowaliśmy swoje usta. Z prędkością
światła opadliśmy na łóżko i pozbyliśmy się wzajemnie swoich ubrań.
Brunetka przetoczyła nas i znalazła się na mnie. Schyliła się z uśmiechem
zdobiącym jej piękną twarz i spojrzała w dół, na mnie.
- A to za malinkę - powiedziała i ugryzła mnie w ramię.
Jestem pewien, że ślad po jej zębach będzie zdobił je przez kolejnych
kilka dni, ale kłamałbym, gdybym powiedział, że nie sprawiło mi
przyjemności uczucie jej zębów na mnie. Kiedy już oderwała je od mojego
ciała, złożyła w tym samym miejscu mokry pocałunek i przeniosła usta na
mój tors. Kąsała, lizała i całowała go, jakby od tego zależało jej życie, a ja
hamowałem się jak tylko mogłem, żeby nie przyciągnąć jej z powrotem na
wysokość mojej twarzy i nie wpić się w jej słodkie usta. Minęła wieczność,
zanim w końcu zdecydowała się na powrót do moich chwilowo
zaniedbanych warg. Iskry, jaka przebiegła po moim kręgosłupie, nie można
porównać z niczym innym. Nie mogąc już dłużej wytrzymać jej
76
zniewalających tortur, popchnąłem ją lekko do tyłu, wskutek czego
górowałem nad nią i, nie rozdzielając naszych ust, połączyłem się z nią
w jedno. Dałem jej chwilę na przystosowanie się do mnie, a potem
wznowiłem ruchy. Tym razem nie byłem już tak powolny jak ostatnio, ale
starałem się też nie spieszyć, aby nie zrujnować wspaniałego uczucia jej
otaczającej mnie. A było ono najintensywniejszym w moim życiu. Z nikim
jeszcze nie zaznałem czegoś takiego. W tym momencie byliśmy razem
fizycznie, ale przede wszystkim emocjonalnie. Z jej twarzy mogłem łatwo
odczytać wszystkie przepełniające ją emocje: radość, szczęście, zapamiętanie,
rozkosz i … miłość?
Obdarzając mnie tym widokiem, prawie doprowadziła mnie na
granicę. Przeniosłem swoje usta na jej pełne piersi, zazdroszcząc Nayi, że
ma okazję przebywać w ich pobliżu tak często. Ssałem delikatną skórę do
czasu, aż przeszły przez nią dreszcze i przeniosłem się na drugą.
W międzyczasie czułem lekkie pociągnięcia za włosy, sygnalizujące, że i Bella
się zbliża. Poruszyłem się silniej kilkakrotnie i to był nasz koniec. Niebo.
Zsunąłem się z niej, uwalniając jej drobną sylwetkę od swojego
ciężaru, i opadłem na poduszce tuż obok jej głowy, podpierając się na
ramieniu.
- Czy ja umarłam? - zapytała szeptem.
- Nawet jeśli, trafiłaś w odpowiednie miejsce. - Mówiąc to,
przejechałem wierzchem dłoni po jej policzku. - Przykro mi to mówić, ale
niedługo muszę wyjść. Na lotnisku dostałem telefon od Aro. Są jakieś
problemy na jednym z placów budowy i muszę osobiście się tym zająć.
- Nie martw się, ja też mam spotkanie. Universal Studios ma podobno
dla mnie propozycję nowego filmu. Charlotte twierdzi, że warto z nimi
porozmawiać, nawet, jeśli nie planuję jeszcze wracać na plan. Czy twoja
mama…
- Podrzuć ją, jak będziesz jechała. Na pewno będzie zachwycona.
- Dziękuję - powiedziała i cmoknęła mnie.
Trzy godziny później zaparkowałem volvo kilka metrów od placu
budowy. Dźwigi stały, a robotnicy zgromadzeni w grupę pili kawę, jakby nie
mieli pracy do wykonania. Podszedłem do nich i odchrząknąłem.
- Panowie.
- Pan Cullen - powiedzieli wystraszeni i wstali z miejsc. - Nie
spodziewaliśmy się pana wcześniej niż jutro rano.
- A jednak jestem. No więc, w czym problem?
Jeden z mężczyzn podszedł do nowo powstałego budynku i wskazał
dach.
77
- Podobno właściciel chciał zamontować tam okno, a w planach go nie
ma. Pan jest autorem projektu, więc sprawdzenie tego nie należy do
naszych obowiązków.
- Czy nie moglibyście raz zrobić wyjątku? Przyjeżdżałem tu tylko po
to, żeby sprawdzić czy na dachu można zamontować okno?
- Na to wygląda, szefie.
Nie odpowiadając im nawet, założyłem leżący najbliżej kask
i wspiąłem się po rusztowaniu. Byłem już prawie na szczycie, kiedy trafiłem
nogą na śliski kawałek konstrukcji i kolejnym, co czułem, był straszliwy ból,
jaki poczułem, uderzając o ziemię. Potem wszystko stało się czarne…
BPOV
Prowadziłam rozmowy już od godziny. Ogólny zamysł filmu bardzo
przypadł mi do gustu, ale ze względu na fakt, że miałby być kręcony
w Europie, produkcja musiałaby poczekać, aż będę gotowa przenieść się
tam na pewien czas.
Dyskusja zeszła właśnie na temat potencjalnych lokalizacji, kiedy
poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na ekran,
ale wyświetlanego numeru nie było na mojej liście kontaktów. Przeprosiłam
pozostałe zgromadzone w pomieszczeniu osoby i wcisnęłam zieloną
słuchawkę.
- Isabella Swan, słucham.
- Dr Brown, Szpital Urazowy św. Roberta.
Na plecach poczułam zimny pot, kiedy tylko usłyszałam słowo
„szpital”.
- Co się stało? – zapytałam, spanikowana.
- Chwilę temu przywieziono do nas pana… Edwarda Cullena. Nie była
pani co prawda podana jako osoba, którą należy poinformować, ale matka
rannego podała nam pani numer, twierdząc, że nie może się u nas pojawić.
- Będę za dwadzieścia minut! - powiedziałam trochę za głośno, po
czym połączenie zostało przerwane. - Wybaczcie mi państwo, sprawa
rodzinna - przeprosiłam, opuszczając pokój.
Czas, jaki zajęło taksówkarzowi dowiezienie mnie do szpitala wydawał
się być wiecznością. W końcu rzuciłam mu kilka banknotów i opuściłam
pojazd w zawrotnym tempie. Bez problemu znalazłam recepcję
i szturchnęłam w ramię jedną z siedzących za kontuarem pielęgniarek.
- O co… Bella Swan?! - Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Gdzie znajdę Edwarda Cullena?
- Nie denerwuj się tak, kochanie…
- Przywieziono go niedawno. Gdzie jest teraz? - Nie dawałam za
wygraną.
78
- Jest w sali nagłych przypadków - powiedziała, sprawdziwszy
w kartotece. - Gdzie pani biegnie?! - zawołała, widząc, że prawie znikam za
drzwiami, prowadzącymi na oddział. - Tylko rodzina ma tam stęp!
- Jestem jego narzeczoną!
Stosunkowo szybko udało mi się znaleźć odpowiednie drzwi.
Spojrzałam przez szybę i zobaczyłam go. Leżał nieprzytomny na łóżku,
a jego noga zalewana była w gips. To straszne uczucie, widzieć go takiego
bezbronnego. Miałam właśnie wkroczyć do środka, kiedy drzwi otworzyły
się i pojawił się w nich lekarz.
- Panno Swan, jak widać pacjent nie odzyskał jeszcze przytomności.
Może się to stać w każdej chwili.
- Co się stało?
- Świadkowie mówią, że spadł z wysokiego rusztowania, co oznacza
dosyć poważny wypadek. Miał szczęście, że założył kask, bo mógłby
ucierpieć o wiele bardziej. Stwierdziliśmy u niego wstrząs mózgu i złamanie
kości piszczelowej z przemieszczeniem. Dzisiaj w nocy zostanie na
obserwacji, a jutro, jeśli się wybudzi, będzie mogła go pani zabrać do domu.
Proszę jednak pamiętać, żeby nie pozwolić mu wyjść z łóżka co najmniej
przez pierwsze trzy dni.
- Rozumiem – odparłam. - Czy teraz mogę do niego wejść?
- Proszę bardzo. Jeśli coś by się działo, proszę zawołać pielęgniarkę.
- Oczywiście.
Weszłam do sali. Edward był jedynym leżącym w niej pacjentem.
Zajęłam krzesło stojące najbliżej łóżka i chwyciłam jego bladą dłoń w dwie
swoje. Podparłam łokcie koło sylwetki mężczyzny i czekałam cierpliwie, aż
odzyska przytomność.
Czas mijał, a on nadal nie reagował.
- Proszę cię, kochanie, jeśli mnie słyszysz, otwórz oczy. Chcę zabrać
cię już do domu. Przez najbliższy czas zamieszkacie z Nicole u mnie.
Pobawimy się w prawdziwą rodzinę, ale potrzebujemy do tego ciebie.
Poczułam łzę spływającą po policzku. Starłam ja szybko wierzchem
jego dłoni, a zanim zdążyłam odsunąć ją od swojej twarzy, palce
miedzianowłosego poruszyły się wzdłuż mojej szczęki. Podniosłam na niego
wzrok i zauważyłam, że wpatruje się we mnie.
- Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś - powiedziałam i pozwoliłam
łzom płynąć…
79
Rozdział piętnasty
BPOV
Nie wiem, jak funkcjonowałam przez ostatnie dni. Ciągle powracało
do mnie uczucie niemocy, które pierwszy raz poczułam przy łóżku
Edwarda. W głowie cały czas miałam obraz monitora i obniżającej się
na nim liczby. Sam bieg po pielęgniarkę pamiętam jednak jak przez mgłę.
Wiem tylko, że kiedy przyszła do sali, objęła mnie i kazała niczym się nie
przejmować. Ale to było tydzień temu. Edward zapadł w śpiączkę,
co, według lekarza, było reakcją jego organizmu na szok odniesiony
w momencie upadku, a która nie powinna trwać długo.
Początkowo nie wiedziałam, co robić, więc zadzwoniłam do Esme,
która nie przyjęła tego dobrze. Chciała natychmiast przyjechać do szpitala,
ale udało mi się przekonać ją, żeby poczekała, aż odbiorę dzieci. Szpital nie
był miejscem odpowiednim dla nich. Tak też, nie chcąc zabierać czasu,
który matka mogła spędzić przy łóżku syna, niechętnie opuściłam klinikę,
składając wcześniej pojedynczy pocałunek na czole nieprzytomnego
miedzianowłosego.
Była sobota. Nicole i Nayę zostawiłam pod opieką Rosalie i od rana
siedziałam w szpitalu. Powoli zaczynał mnie irytować dźwięk pikającej
aparatury. Patrzyłam na leżącego mężczyznę z nadzieją, że jego powieki
podniosą się i obdarzy mnie szczerym uśmiechem, kiedy usłyszałam
otwieranie drzwi za mną. Odwróciłam się w tamtą stronę i dostrzegłam
wysokiego, przystojnego mężczyznę. Nie mógł być lekarzem czy nawet
stażystą, bo miał na sobie sprane jeansy i błękitną koszulkę polo. Spojrzał
na mnie i obdarzył mnie niepewnym uśmiechem.
- Dzień dobry - powiedziałam jako pierwsza.
- Dzień dobry… Bello – odparł. - Mogę się tak do ciebie zwracać?
- To zależy, kim jesteś i co tu robisz.
- Jestem Riley. - Powiedziawszy to, wyciągnął w moim kierunku dłoń.
- Pracuję w firmie Edwarda. Aro powiedział nam wczoraj co się stało
i pomyślałem, że może wpadnę i zobaczę, jak się sprawy mają.
- Jak widzisz jest nieprzytomny, ale mamy nadzieję, że nie potrwa to
już długo. Riley, tak? - Potwierdził skinięciem głowy. - Skąd wiesz, jak mam
na imię?
- Żartujesz? - Wyglądał na szczerze zaskoczonego. - Nie ma chyba
osoby, która nie wiedziałaby, kim jesteś. Przyznaję co prawda, że nie
wyglądasz w tym momencie jak gwiazda filmowa. Bez obrazy – wtrącił.
- Nie zmienia to jednak faktu, że cię poznaję.
Nie zareagowałam na jego słowa, a jedynie spojrzałam w dół na swoją
sylwetkę. Miałam na sobie zwykłe obcisłe jeansy i top na ramiączkach. Nie
80
widziałam sensu w strojeniu się, kiedy nie wymaga tego ode mnie sytuacja.
W takich ubraniach czułam się zawsze bardziej sobą.
Przez chwilę nie słyszałam w pomieszczeniu żadnego dźwięku.
Odwróciłam się dyskretnie w stronę mężczyzny i zobaczyłam, że wpatrywał
się we mnie. Szybko odwróciłam wzrok i wyciągnęłam z kieszeni wibrujący
telefon. Spojrzałam na ekran po to, aby zobaczyć na nim widniejący napis
„Rosalie”. Odebrałam i chwilę po powitaniu siostra Edwarda zapytała, czy
mogłabym odebrać już dziewczynki, bo musi załatwić coś na mieście.
Brzmiała na trochę zdenerwowaną, ale nie byłyśmy sobie jeszcze na tyle
bliskie, żebym pytała ją, o co chodzi. Obiecałam natomiast, że niedługo się
u niej zjawię i zakończyłam rozmowę.
- Muszę już iść - powiedziałam, odwracając się w stronę Rileya.
- Możesz jeszcze chwilę zostać, ale nie za długo. Tylko rodzina może tu
przebywać. Nie wiem, kto cię wpuścił i dlaczego. - Nie chciałam brzmieć
niegrzecznie, ale nie wiedziałam, jak interpretować jego obecność
w szpitalu.
- Myślę, że też już sobie pójdę - powiedział, nie wyjaśniwszy mi
powodu swojej wizyty. - Chodźmy, odprowadzę cię do samochodu.
- Idź sam, ja muszę porozmawiać jeszcze z pielęgniarką.
Nie czekając na jego odpowiedź, złożyłam na czole Edwarda
pojedynczy pocałunek
-Wrócę jutro - szepnęłam i opuściłam pomieszczenie.
Szłam w dół korytarza do stanowiska pielęgniarek. Starałam się nie
rozglądać na boki, szpitale zawsze źle na mnie wpływały. Kojarzyły się
z bólem i cierpieniem, którego wolałabym oszczędzić sobie i swoim bliskim.
Dotarłam wreszcie do kontuaru. Nikogo za nim nie było, ale dobiegła
mnie rozmowa tocząca się za drzwiami dyżurki.
- Violet, twoja informacja trafiła na okładkę - powiedziała
poekscytowanym głosem jedna z kobiet.
- Wiem. Od początku wiedziałam, że to świetny pomysł.
- A nie pomyślałaś może, że ona też ma prawo do prywatności?
Chciałabyś, żeby ludzi śledzili cię bez przerwy i donosili o każdym
wydarzeniu w twoim życiu? - wtrąciła się kolejna pielęgniarka. - Szkoda mi
tej dziewczyny. Mogłaś zachować tę informację dla siebie. W końcu pewnie
sama by się nią pochwaliła. To miła dziewczyna.
Nie wiedziałam o czym rozmawiają, ale musiałam im przerwać.
Spojrzałam w dół na blat, gdzie powinien znajdować się przycisk
przywołujący pielęgniarki, kiedy zobaczyłam magazyn. Okładkę zdobiło moje
zdjęcie ze statuetką Oscara i wielki czerwony nagłówek: „Zaręczona!”. Nie
siliłam się nawet na otwieranie gazety. Od razu domyśliłam się o co chodzi.
81
Informatorem musiała być pielęgniarka, z którą rozmawiałam, kiedy
przywieziono Edwarda.
Momentalnie zrezygnowałam z rozmowy z siostrą i po prostu
skierowałam się do wyjścia. Na parkingu odnalazłam swój samochód
i pojechałam do domu Rosalie i Emmetta. Kiedy tam dotarłam, kobieta
czekała już z dziewczynkami przed drzwiami. Uśmiechnęłam się
i podeszłam do nich.
- Cześć - przywitałam się.
- Cześć, Bello. Przepraszam, że cię tu ściągnęłam, ale dostałam telefon
z pracy i to podobno sytuacja awaryjna.
- Nie musisz mi się tłumaczyć, naprawdę - powiedziałam, odbierając
od niej Nicole. - To ja powinnam przeprosić za podrzucenie dziewczynek.
Po prostu nie chciałam znowu zawracać głowy waszej mamie w razie, gdyby
planowała dołączyć do mnie w szpitalu.
- Tym się akurat nie przejmuj. Uwielbiam dzieci. Możesz te tu
zostawiać tak często jak tylko chcesz. - Spojrzała na zegarek.
- Musisz już biec? - zapytałam.
- Niestety - powiedziała, prowadząc do mnie wózek Nayi. - Do
zobaczenia. Zadzwoń, jakbyś czegoś potrzebowała.
- Dziękuję. To samo dotyczy ciebie.
Posadziłam dzieci w fotelikach, które pomógł mi zainstalować w aucie
Carlisle, złożyłam wózek i odjechałam. Nie bardzo wiedząc co dalej robić,
skręciłam na drogę prowadzącą do domu Cullenów. Ostatnio rzadko
bywałam w swoim domu. Cieszyło mnie, że wreszcie znalazłam
w Hollywood prawdziwych przyjaciół, którzy zajmowali teraz większość
mojego czasu. Prawdę mówiąc uważałam ich wszystkich za swoją przybraną
rodzinę. Od samego początku naszej znajomości bardzo mi pomagali i nie
oceniali przez pryzmat mojej kariery. Mam nadzieję kiedyś odwdzięczyć się
za to im wszystkim.
Esme była w domu sama. Kiedy przyjechałam, sprzątała salon.
Odmówiła jednak, gdy chciałam jej pomóc, mówiąc, że w przyszłości dosyć
się jeszcze nasprzątam, co obie skwitowałyśmy śmiechem. Po chwili
skończyła i dołączyła do mnie na kanapie. Wzięła na kolana Nicole,
zostawiając mi wolne ręce, abym mogła wziąć w nie swoją córeczkę.
- Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli ją nakarmię? - zapytałam, wiedząc,
że nadeszła pora karmienia.
- Oczywiście, że nie, kochanie. Nie krępuj się.
Przystawiłam maleńką do piersi i odczekałam chwilę, aż zaczęła pić.
- Widziałaś już nowe wydanie „OK”?
- Nie osobiście, ale dzwoniła do mnie znajoma, pragnąc mi
pogratulować. Przyznam, że na początku nie wiedziałam co miała na myśli.
82
- Kobieta obdarzyła mnie uśmiechem. - Kiedy streściła treść artykułu,
pomyślałam, że może nie chcieliście z Edwardem nam na razie nic mówić,
ale, szczerze mówiąc, wydawało mi się, że to trochę za wcześnie. Jesteście
oczywiście wspaniałą parą, ale oboje macie duże zobowiązania… - Spojrzała
na dziewczynki. -… Po prostu powinniście się nacieszyć tym, co macie. Póki
co, jesteście piękną rodziną, Nicole jest przekonana, że jesteś jej mamą, ale
nie chcę, żebyś czuła presję.
- To nieprawda – powiedziałam. - Mam na myśli ten artykuł. Nie
wpuściliby mnie do Edwarda, bo nie należę do rodziny, więc powiedziałam
że jestem jego narzeczoną. Jedna z pielęgniarek poszła z tym do prasy.
Muszę wystąpić z oficjalnym oświadczeniem, bo w innym razie nie dadzą
nam spokoju. Przepraszam, że ściągnęłam na was paparazzi. Nie
planowałam tego, ale to ryzyko związane z moim zawodem.
- Nic się nie stało, słonko. - Kobieta dotknęła mojej dłoni. - I należysz
do rodziny od chwili, kiedy przekroczyłaś próg tego domu. Jesteś pierwszą
kobietą od czasów studiów, którą mój syn nam przedstawił. Ostatnią była…
- Tanya - zakończyłam.
- Tak, Tanya. Mogę mieć do ciebie prośbę? - Kiwnęłam głową
w odpowiedzi. - Poczekaj z oświadczeniem, aż Edward odzyska
przytomność. Czuję, że to nastąpi lada chwila. Razem wymyślicie, co
powiedzieć prasie. Właśnie, Bello, przez wypadek syna całkowicie
zapomniałam, że miałaś spotkanie w studiu. Czy nie jest to tajemnica?
- Nie, nie. Studio chce zaangażować mnie do nowego filmu.
Scenariusz jest bardzo ciekawy i chętnie przyjęłabym propozycję,
szczególnie, że obiecali dać mi kilka tygodni na przygotowanie Nayi. Sęk
w tym, że musiałabym wyjechać na kilka tygodni do Europy, gdzie kręcona
będzie część filmu. Ja i Edward… To jest jeszcze takie świeże i nie wiem,
chyba boję się, że mogłabym wszystko zepsuć. Nigdy nie próbowałam
związku na odległość, nawet tylko na kilka tygodni. Muszę się nad tym
jeszcze zastanowić…
- Chciałabyś przyjąć tę rolę? - Skinęłam twierdząco. - Więc zrób to.
Znam swojego syna i wiem, że nie będzie ci miał tego za złe. Po prostu
będzie za tobą tęsknił. Za nią też. - Wskazała maleństwo w moich
ramionach, które ciągle zajęte było posiłkiem. - Wszyscy będziemy, ale
przecież wrócicie. Jeśli coś do niego czujesz, nie będziesz chciała tam zostać.
Oczywiście, że coś do niego czułam. To pewne. Ale co to było? Byłam
szczęśliwa, kiedy byliśmy razem, kochałam chwile spędzona na zabawie
z dziećmi i dzielenie obowiązków a także te momenty, kiedy zatracaliśmy
się w namiętności, bardzo przeżyłam jego wypadek i chciałam być dla niego
wsparciem w każdej sytuacji. Coś w głębi duszy podpowiadało mi, że to
83
właśnie miłość. Kocham go? Czy mogłam pokochać kogoś po tak krótkim
czasie? Kogoś? Nie wiem. Edwarda? Jego mogłam…
- Kocham go… - Uświadomiłam sobie.
- Oczywiście, że go kochasz - potwierdziła Esme, uśmiechając się
promiennie. Powiedziałam to głośno?
Tego samego dnia wieczorem siedziałyśmy razem w sami szpitalnej,
gdzie leżał miedzianowłosy. Uległam namowom Cullenów i zgodziłam się
spędzić noc w ich domu. Twierdzili, że przez ostatnie kilka nocy Nicole
budziła się i zawiedziona faktem, że Edward nie zjawia się przy jej boku,
wołała mamę. Mnie.
Czas mijał, aparatura pikała, a my traciłyśmy już cierpliwość. Wtedy
zauważyłam, że jedno z urządzeń przyspieszyło. Nie wiedząc co to znaczy,
postanowiłam zawołać pielęgniarkę. Wstałam z krzesła i podeszłam do
drzwi. Ledwo położyłam dłoń na klamce, kiedy usłyszałam głos Esme.
- Bello, otwiera oczy.
Szybko wróciłam na poprzednie miejsce i obie z jego matką
pochyliłyśmy się nad łóżkiem.
Za trzecim razem udało mu się całkowicie podnieść powieki. Podniósł
rękę, do której nie miał podpiętej kroplówki i przetarł oczy. Rozejrzał się po
pomieszczeniu i w końcu jego wzrok spoczął na nas.
- Cześć - szepnął.
- Widzę, że pan Cullen wreszcie odzyskał przytomność.
- Przeszkodziła pielęgniarka, która właśnie weszła do pomieszczenia.
Przyjrzała się monitorom, po czym podeszła do pacjenta i poświeciła mu
latarką w oczy, sprawdzając jego reakcje. - Niezły z pana szczęściarz.
Rodzina nie odstępowała pana na krok. - Chwyciła jego kartę i coś na niej
zanotowała. - Cały szpital jest zachwycony pana narzeczoną. Nie przejmując
się prasą, przychodziła tu codziennie.
- Ile czasu tu jestem? - zapytał silniejszym już głosem.
- Sześć dni. Śpiączka była najlepszym rozwiązaniem na złagodzenie
bólu. Teraz wszystko powinno potoczyć się w miarę szybko
i bezproblemowo. Nie ma pan żadnych urazów wewnętrznych. Gips może
zostać zdjęty za około sześć tygodni. W tym czasie proszę się nie
nadwyrężać i najlepiej zostać w łóżku jeszcze przez kilka dni. Lekarz
przyjdzie do pana za dwadzieścia minut - powiedziała, po czym wyszła.
Edward spojrzał na mamę, a potem przeniósł wzrok na mnie.
- Codziennie? - zapytał.
- Tak… - odpowiedziałam cicho.
- Bello, kocham cię. - Wypowiedziawszy te słowa, przyciągnął moją
twarz do swojej i pocałował mnie głęboko.
84
Autor: Gwiazdka_milosci
Beta: Lady_Louboutin
Dziękujemy i zachęcamy do czytania następnych rozdziałów.