ABY NAS BOLAŁO CIERPIENI INNYCH Augustyn Józef

background image

1iUXb1

JÓZEF AUGUSTYN SJ

ABY

NAS BOLAŁO

CIERPIENIE

INNYCH

Medytacje

w codzienności

życia

r

Wydawnictwo WAM

Księża Jezuici

Kraków 2011

background image

Wstęp

Lektura medytacji zebranych w tomie

Aby nas bolało

cierpienie innych z pewnością nie pozwala pozostać
czytelnikowi obojętnym. W dobie relatywizmu mo­

ralnego, kwestionowania wszelkich norm i autory­

tetów Autor medytacji przestrzega przed zbyt po­

chopnym lekceważeniem zła i cierpienia, zwłaszcza

zadawanego przez systemy nieprawości budowane

ludzkimi umysłami, sercami i rękami. W sposób mą­

dry i przenikliwy pisze o tym, co staje się nieludzkie

w naszej jakże ludzkiej egzystencji.

„Gdzie droga, tam można zbłądzić" - słowa Zyg­

munta Baumana

doskonale oddają doświadczenie

pokoleń rządzonych przez spiżowe prawa syste­

mów totalitarnych. Autor medytacji ocala pamięć

o ofiarach terroru - represjonowanych, zmuszanych

do okrutnych i ostatecznych wyborów, męczenni­

kach, tych, którzy przeszli piekło gułagów i obozów
koncentracyjnych.

Oddaje

głos

prześladowanym,

żyjącym świadkom, utrwalonym na piśmie wspo­

mnieniom. Unika przy tym ocen. Nie wiedząc bo­

wiem, jakich sami dokonalibyśmy wyborów, nie

S

background image

mamy prawa oceniać tych, którzy znaleźli się w try­

bach historii. Nie powinniśmy jednak banalizować

zła, ponieważ nikt z nas nie jest wolny od jego za­

trutych ziaren.

Mimo bolesnej lekcji, jaką przyniosła historia XX

wieku, wydaje się, że

summa wszelkiego okrucień­

stwa jeszcze się nie dopełniła. Obojętność świata wo­

bec skrajnego ubóstwa milionów ludzi, dzieci z ka­

rabinem w ręku, waśnie na tle religijnym to tylko

fragment współczesnej litanii zła. Lektura medytacji

prowokuje do postawienia kolejny raz tych samych

trudnych pytań: Kim jest człowiek? Skąd bierze się

zło? Czy historią rządzi tylko ślepa siła? Gdzie jest

Bóg, kiedy cierpi człowiek? W tym kontekście warto

przywołać słowa Czesława Miłosza: „W tym świecie

za dużo ohydy i brzydoty, / Więc musi gdzieś być

prawda i dobro, to znaczy musi być Bóg".

Autor pokazuje, że warto szukać śladów obecno­

ści Stwórcy i Jego działania nie tylko w historii, ale

również w naszym życiu-społecznym, politycznym

i rodzinnym. Szczególnie sytuacje skrajnie trudne,
jak choćby tragedia smoleńska, mogą wybudzić su­

mienie z letargu i przypomnieć, że człowiek człowie­

kowi nie ma być wilkiem, ale bliźnim. Burze, które

przetaczają się nad społecznościami i narodami, po­

maga przetrwać zakotwiczenie w rodzinie. Daje to

siłę, by trwać na przekór przeciwnościom losu i nie

poddawać się rozpaczy. Autor z dużym wyczuciem,

popartym

zresztą

długoletnim

doświadczeniem

duszpasterskim, pisze o rodzinie i rodzicielstwie.

6

background image

Szczególnie zaś młodym przypomina: „Tylko dobry
syn może być dobrym ojcem i tylko dobra córka mo­
że być dobrą matką".

Autor kończy medytacje osobistym akcentem. Pi­

sze: „W pierwszy dzień wiosny zaczynam sześćdzie­

siątkę". Być może truizmem będzie przypominanie,
że każdy etap w życiu ma swoje trudności, nadzie­
je i sukcesy. Jest czas siania i czas owocowania. Bez
względu jednak na moment życiowy, w którym się
znajdujemy, zawsze pragniemy doświadczać pełni
żyda i doznawać jego radośd. Aby jednak mogło

się to urzeczywistnić, musimy nauczyć się niełatwej
sztuki - jak żyć tu i teraz.

Teksty składające się na niniejszą książkę były

w większośd publikowane na łamach „Gazety Kra­
kowskiej' w ramach weekendowego cyklu „Słowo

na niedzielę".

Katarzyna Sokołowska

7

background image

KOMUNIZM I JEGO KONSEKWENCJE

background image

Zbrodnicze żarciki Stalina

Josif Wissarionowicz Stalin jest mi dziwnie „bliski".
Nasłuchałem się bowiem o nim, czytając wspomnie­
nia łagrowe (Warłam Szałamow, Eugenia Ginzburg,
Aleksander Sołżenicyn) czy też historyczne powie­
ści poświęcone tamtym koszmarnym czasom (Wasi­
lij Grossman, Anatolij Rybaków). Stąd też, gdy „Ga-
zeta.ru" zorganizowała wystawę autografów Stalina
(Xn 2009), bardzo mnie to zainteresowało.

Na artystycznych aktach, męskich i kobiecych,

autorstwa rosyjskich pieriedwiżników (przedstawi­
cieli prądu reaUstyczno-demokratycznego w malar­
stwie rosyjskim drugiej połowy XIX wieku) „wielki
znawca sztuki" umieszczał niewybredne komenta­
rze, często o charakterze seksualnym. Tych nie będę

przytaczał. Nie warto. Można je potraktować jako
„ciekawostkę". Niektórzy dopatrują się w nich ma­

skowanej homofobii generalissimusa. Jednak są inne
dopiski, które brzmią złowieszczo. Stają się bowiem
aluzją do cynicznie zaplanowanych i wykonanych
cudzymi rękami zbrodni. W akcie męskim autor­

stwa Wasilija Surikowa Stalin dopatrzył się podo­

background image

bieństwa do Karola Radka (sympatyka Trockiego),
który został osądzony w „procesie siedemnastu"

w 1937 roku i zamordowany w łagrze. Mężczyźnie
z aktu Stalin dorysował czerwonym kolorem czu­

prynę i podpisał: „Ryży parszywiec Radek. Nie si­
kałbyś pod wiatr, nie byłbyś zły - byłbyś żywy". Jak

wynika z kontekstu, gdy Stalin to pisał, Radek był

już martwy. To jawne dowody motywów zbrodni,
istne odciski palców zostawione przez mordercę.

Ot, tak przez nieuwagę.

Znany badacz osobowości Stalina, Edward Ra-

dziński, twierdzi, że zbędne są ekspertyzy prezen­

towanych autografów. Gołym okiem widać bowiem
„specyficzny język, grubiański humor", który miał

być czytelny dla ludu. „To żarciki mordercy" - sko­

mentował Nikita Pietrow, historyk i archiwista z ro­

syjskiego Memoriału. Wystawa autografów Stalina
to doskonały podgląd jego paranoicznej osobowo­

ści, przepełnionej lękiem, podejrzliwością, agresją,

brutalnością i cynizmem. Stalin był geniuszem ka­

muflażu, maski, manipulacji. Będąc tyranem, który
na całe dziesięciolecia uruchomił machinę zbrodni,

uchodził jednocześnie za „Ojca, Twórcę, Inspiratora,
Organizatora, Koryfeusza, Gospodarza..." - jak iro­

nicznie lubiła mawiać Ginzburg.

Kiedy podano wiadomość o śmierd Stalina, cała

potęga Związku Radzieckiego zamarła. Nikt w Ra­

diu Moskwa nie śmiał wydarzenia komentować.

Przez kilka dni trwała „mistyczna zaduma". Nada­

wano niemal wyłącznie muzykę... religijną Johanna

12

background image

Sebastiana Bacha. W (akcie śmierci Stalina - zauważa
Ginzburg - było coś ze skandalu, coś nieprzyzwoite­
go. Ludzie bowiem nawykli, że „w sowieckiej Rosji
umiera się wyłącznie na osobiste polecenie towa­
rzysza Stalina. Aż tu nagle...". Z czyjego polecanie
umarł sam Stalin?

Mistyczna adoracja osoby Stalina trwa. Potwier­

dza to niewiarygodne poparcie dla geniusza kamu­
flażu, kłamstwa i zbrodni w posowieckiej Rosji.

background image

Rocznica

wielkiego głodu na Ukrainie

Głód srożyt się w mieście i nie było już chleba dla ludno­

ści kraju

(Jr 52,6).

Ukraina obchodziła siedemdziesiątą piątą rocz­

nicę wielkiego głodu w latach 1932-1933. Przed Mi­
chałowską Katedrą w Kijowie dla upamiętnienia

ofiar zapalono trzydzieści trzy tysiące zniczy. Plac

przed cerkwią na kilka godzin przybrał postać wiel­
kiego cmentarza.

W okresie komunizmu klęska głodu nawiedziła

Ukrainę trzykrotnie: w latach 1921-1923,1932-1933
oraz 1946-1947. Życie straciło wówczas dziesięć mi­

lionów ludzi. Najwięcej ofiar przyniósł jednak wiel­

ki głód z lat trzydziestych. Czarna księga komunizmu.

Zbrodnie, terror, prześladowania (Warszawa 2001) po­
daje, że z głodu zmarło wówczas ponad sześć milio­

nów osób. Wielki głód dotknął najbogatsze rolniczo

regiony Ukrainy, miażdżąc wszelki opór bogatszego

chłopstwa. Historycy twierdzą, że sterowana przez

Moskwę klęska ukraińskiego głodu z lat trzydzie­

stych była ostatnim etapem rozpoczętej w 1918 roku

walki bolszewików z ukraińskimi kułakami.

---------------------------— w ---------------------------------------

background image

I

O ile w czasie pierwszej klęski głodu władza so­

wiecka poprosiła o międzynarodową pomoc, o tyle
klęskę głodu z lat trzydziestych zagłuszała propa­
gandą, posługując się między innymi naiwnością
intelektualistów zachodnich, którzy po wizycie

w Związku Radzieckim pisali o „wspaniale nawod­
nionych i uprawianych kołchozach warzywnikach"
i „wspaniałych żniwach". Przywódca Francuskiej
Partii Radykalnej Edouard Herriot po powrocie
z Ukrainy donosił: „Przejechałem Ukrainę. A więc!
Ręczę wam, że widziałem ją podobną do przynoszą­
cego obfity plon ogrodu".

Nikołaj Bucharin, polityczny wróg Stalina, twier­

dził, że głód był wywołany sztucznie przez nowy
„wojskowo-feudalny"

system

wyzysku

chłop­

stwa wprowadzony w czasie przymusowej kolekty­
wizacji.

Michaił Szołochow, autor Cichego Donu, przejęty

losem rodaków prosił Stalina, by przysłał na Ukrai­
nę „prawdziwych komunistów, którym starczy od­
wagi, by zdemaskować tych wszystkich", którzy są
winni klęski głodu. W odpowiedzi Stalin upomniał

ostro pisarza: „Wasze listy to nie literatura, lecz
czysta polityka". Zarzucił mu, że nie widzi drugiej
strony: „A druga strona jest taka, że szanowni rol­

nicy z waszego rejonu, i nie tylko z waszego - pisał
cynicznie Stalin - strajkowali, dokonywali sabotażu
i byli gotowi pozostawić robotników i żołnierzy Ar­
mii Czerwonej bez chleba! Fakt, iż sabotaż ten był

cichy i pozornie pokojowy (bez przelewu krwi), nie

15

background image

zmienia w niczym istoty rzeczy, to znaczy tego, iż
szanowni rolnicy prowadzili skrytą wojnę z władzą

sowiecką. Wojnę na śmierć i żyde, drogi towarzyszu

Szołochow. Wasz J. Stalin".

Ukraino, Ukraino,

któż się użali nad tobą? - spus­

toszenie i zagłada, głód i miecz - któż cię pocieszy?

(Iz 51,19).

background image

Człowieczeństwo

w męce białego piekła

„Każde moje opowiadanie to policzek wymierzony

stalinizmowi" (Warłam Szałamow).

Minęła setna rocznica urodzin rosyjskiego pisa­

rza Warłama Szałamowa (1907-1982), klasyka litera­
tury łagrowej. W Polsce nie zauważono tej rocznicy,
a w księgarniach nie ma choćby jednej jego książ­
ki. Szałamow był synem popa. Jako student prawa
utrzymywał kontakty z kręgami lewicowej opozycji.
Dwukrotnie aresztowany (1929, 1937), trzykrotnie

osądzany, spędził w więzieniach i obozach przy­
musowej pracy na Uralu i Kołymie ponad siedem­
naście lat. Jego cierpienie nie skończyło się bynaj­
mniej wraz z wyjściem na wolność. Po powrocie do
Moskwy odeszła od niego żona, a córka wyparła się
go. Kiedy jego pisarstwo zyskało sławę, był nękany
przez służby bezpieczeństwa.

W Opowiadaniach kołymskich, na które składa się

sto trzy opowiadania (opublikowane pierwszy raz
w Anglii w 1978 roku), Szałamow odsłonił „wstrzą­
sającą rzeczywistość stalinowskich obozów pracy.

------------------------------------ 17 ------------------------------------------

UIBŁIOTKA DUOMMMl

background image

Nie poprzestał jednak na samych tylko drastycz­
nych faktach. Próbował dotrzeć do mechanizmów

systemu organizacji życia łagrowego, obnażając jego
dehumanizację stosunków międzyludzkich" (Bogu­
sław Mucha). Szałamow mawiał: „To, co ja widzia­
łem, tego człowiek nie powinien widzieć i nawet nie
powinien wiedzieć". Zdaniem Gustawa Herlinga-
-Grudzińskiego, który sam spędził rok w sowieckim
łagrze, to Wielki Pisarz, który jako jeden z pierw­
szych pokazał światu stalinizm; był „największym
eksploratorem, kartografem, kronikarzem nieznane­

go archipelagu, piekła zgotowanego ludziom przez
ludzi".

Szałamow, walcząc o swoje człowieczeństwo

w łagrach, usiłował dostrzec je i obudzić także w ka­
tach. Kiedy jeden ze strażników bił go, przezywając
faszystą i symulantem, ponieważ upadł przytłoczo­

ny ciężarem kloca, powiedział do prześladowcy: „To

nie ja jestem faszystą. Jestem chory i głodny. To ty je­

steś faszystą. Czytałeś w gazetach, jak faszyści mor­
dują ludzi? Pomyśl o tym, jak będziesz opowiadał

swojej narzeczonej, co sam robiłeś na Kołymie?".

Herling-Grućtóński, oceniając postawę duchową

Szałamowa, pisze: „Jeżeli u progu śmierci wrócił do

Boga, to nie na klęczkach, z błaganiem o łaskę ocale­

nia wiecznego, lecz z dumą świadomości, że potrafił

w męce białego piekła sam ocalić własny ludzki skarb

godności, niezależności i wewnętrznej wolności".

Czyż jednak Bóg żąda od człowieka czegoś więcej

niż ocalenia własnej godności, niezależności i wol-

18

background image

nośd? Czyż nie dlatego Syn Boży stał się Człowie­
kiem, by ocalić dla człowieka jego własne człowie­
czeństwo? Czyż życie wieczne nie jest zachowaniem
na wieki naszego człowieczeństwa?

background image

Czekamy

na film o sowieckich łagrach

Trwa realizacja filmu Wichry Kołymy. Będzie to opo­

wieść o ludzkich losach w nieludzkich czasach sta­

linowskiego terroru. Scenariusz, opracowany przez

Marleen Gorris i Nancy Larson, powstał w oparciu

o biografię rosyjskiej dysydentki Eugenii Ginzburg

(1904-1977). W 1937 roku ideowa komunistka, wy­

kładowca literatury na uniwersytecie w Kazaniu,

żona i matka dwójki synów, zostaje aresztowana

na podstawie fałszywego oskarżenia. Po długim

śledztwie skazano ją najpierw na dziesięć lat łagrów

o zaostrzonym rygorze, a potem - zgodnie z przyję­

tym wówczas zwyczajem - dołożono jeszcze osiem

lat. Nieludzkie warunki kołymskie nie załamały jej.

Wręcz przeciwnie, zmobilizowały, by odnajdywać

w sobie wewnętrzną siłę i odwagę do przetrwania.

Wspomnienia Eugenii Ginzburg są nie tylko

oskarżeniem pod adresem Stalina i komunistyczne­

go systemu, ale także portretowaniem spotkanych

oprawców, którzy - wyzbywszy się człowieczeń­

stwa - najpierw wcielali w praktykę paranoiczne

background image

idee stalinowskie, a następnie sami stawali się ich
ofiarami. Szczerość relacji autorki czyni ze wspo­

mnień Eugenii Ginzburg wiarygodne świadectwo
tamtych okrutnych czasów.

„Moje dzieci! Sieroty bez ojca i matki - pisze,

wspominając aresztowanie także jej męża. - Bez­

radne, małe, ufne, wychowane w przeświadczeniu

0

ludzkiej dobroci. Pamiętam, jak kiedyś Waśka

(4 lata) zapytał: Mamusiu, a jakie zwierzę jest najbar­
dziej «drapne»? Byłam idiotką. Nie powiedziałam

mu, że najbardziej «drapne» zwierzę to człowiek

1 jego przede wszystkim należy się wystrzegać. Już

nie walczę z ogarniającą mnie rozpaczą. Jestem teraz
jednym wielkim bólem. (...] Ból, którego doświad­

czyłam tamtej nocy, był tak dojmujący, że przez

wiele lat nie mogłam się od niego uwolnić. Czuję go

i dziś, po prawie ćwierćwieczu. (...1 Zło przez duże
«Z», nieomal mistyczne w swej niezgłębionej istocie,

ukazuje mi swoją wykrzywioną gębę".

Eugenia, pisząc swoje wspomnienia w latach

sześćdziesiątych, przeczuwała, że jej książka może

być podstawą filmu. W Stromej ścianie, opowiadając

o Wewersie, kapitanie NKWD, zaznacza: „W filmie
należałoby pokazać te oczy w dużym zbliżeniu. Są

nagie. Nie próbują niczego ukrywać ani cynizmu,

ani okrucieństwa, ani lubieżnego przedsmaku cier­
pienia, które za chwilę staną się udziałem ofiary.
Przy takim spojrzeniu zbędne stają się wszelkie
wyjaśnienia". Film realizowany jest w koprodukcji

niemiecko-polsko-francusko-belgijskiej.

Udział

Po­

21

background image

laków w filmie jest znaczny. Na czterdzieści trzy dni

zdjęciowe aż dwadzieścia dziewięć było realizowa­

nych w Polsce. Pod koniec marca 2008 roku zakoń­

czono zdjęcia. Jak władze komunistyczne usiłowały

kiedyś nie dopuścić do publikacji Archipelagu Gulag

Sołżenicyna, tak dzisiaj postkomunistyczne władze

chciały zablokować projekt filmu o łagrach przez

wykupienie praw autorskich do wspomnień Euge­

nii Ginzburg. Na szczęście nie udało się. Film trafi

do kin jesienią 2010 roku.

background image

Rosjanie zaczynają przyznawać się

do sowieckich zbrodni

Opowiedzcie nam, jak dokonano tej zbrodni! (Sdz 20,3).

Prezydent Miedwiediew zaskoczył Rosjan wpi­

sem na blogu z okazji Dnia Pamięci Ofiar Represji
obchodzony 30 października, a ustanowiony w 1991
roku. Zwięzły i jasny tekst odstaje od wszystkie­
go, co do tej pory słyszeliśmy z ust rosyjskich pre­
zydentów na temat stalinowskich zbrodni. Putin,
wychowanek KGB, gloryfikował sowiecką historię,
a jej zbrodnie pomniejszał do granic przyzwoitości.
Gorbaczow i Jelcyn, choć zrobili niemało, by Rosja

zerwała z destrukcyjną ideologią marksistowskiego
komunizmu, nie mieli odwagi mówić całej prawdy
0 zbrodniach Stalina, jego zmieniających się ekipach
(kaci nieustannie przemieniali się w ofiary) i setkach

tysięcy członków NKWD, którzy na mordowaniu
1 gnębieniu niewinnych ludzi robili kariery i dobrze
zarabiali na wygodną egzystencję.

„Trudno sobie wyobrazić skalę terroru, którego

ofiarą były wszystkie narody naszego kraju - pisze
Miedwiediew. - W ciągu dwudziestu przedwojen­

------------------------------------ 23 -----------------------------------------

background image

nych lat unicestwiono całe warstwy naszego narodu.

Praktycznie zlikwidowano kozactwo. Rozkułaczono

i wykrwawiono chłopów. Represjom politycznym

podlegała inteligencja, robotnicy, wojskowi. Prze­

śladowani byli przedstawiciele wszystkich wyznań

politycznych".

Ta wypowiedź prezydenta Rosji zbiega się z no­

wym wydaniem w naszym kraju autobiograficz­

nej książki Stroma ściana (Warszawa 2009) Eugenii

Ginzburg, Rosjanki, która - jak miliony innych -

w 1937 roku została aresztowana, osądzona i ska­

zana na łagry tylko dlatego, że nie zadenuncjowa-

ła podejrzanego o sprzyjanie trockistom Elwowa,

kolegi z pracy. Trafiła na Kołymę. Eugenii, żarliwej

do tej pory komunistce, szczęśliwej żonie i matce

dwojga dzieci, oczy otworzyły się dopiero za dru­
tem kolczastym. Zdumiała się tym, czego wcześniej

nie dostrzegała: rozmiarem stalinowskich zbrodni.

1 zdumienie to będzie jej siłą w ciągu osiemnastu lat

lagrowego piekła.

„Różne uczucia nurtowały mnie przez te lata -

pisze we wstępie do książki - lecz najistotniejszym

i dominującym było zdumienie. Czy to możliwe?

Czy to wszystko dzieje się naprawdę? Chyba właś­

nie to zdumienie sprawiło, że uszłam z życiem. Jak

to wszystko potoczy się dalej? Czyżby coś takiego

miało pozostać bez konsekwencji? Bez sprawied­

liwej kary? Nieposkromiona ciekawość wobec nie­

znanych mi dawniej stron życia i natury ludzkiej

pozwalała zmagać się z cierpieniem".

24

background image

f

Eugenia Ginzburg, która nie usłyszała za życia

odpowiedzi na zadawane sobie pytania, byłaby

usatysfakcjonowana słowami Miedwiediewa: „Je­
stem przekonany, że żaden rozwój kraju, żadne jego
sukcesy, ambicje nie mogą być realizowane za cenę
ludzkich tragedii i strat Nic nie może być stawiane
ponad wartością żyda ludzkiego. I nie ma uspra­
wiedliwienia dla represji", dla zbrodni.

25

background image

Archipelag Gułag

Sołżenicyna

w rosyjskiej szkole

Pytanie internetowego quizu: „Jaka książka została

właśnie wprowadzona do kanonu lektur obowiązko­

wych w Rosji: Ogniem i mieczem; Archipelag Gułag,

Mistrz i Małgorzata?". Odruchowo wybrałem Buł­

hakowa. Oczywiste było, że to nie Sienkiewicz, a nie

wierzyłem, że może to być Sołżenicyn. A jednak

Sołżenicyn. Wreszcie uczniowie Rosji będą uczyć się

0 nieogarnionej krzywdzie, jaką komunizm wyrzą­

dził kilkunastu milionom ofiar wszystkich narodów

Europy, a zwłaszcza Rosjanom.

Archipelag Gułag opowiedział o koszmarnym złu

1 rozprawił się z diabelskim kłamstwem, jakie o so­

wieckich łagrach krążyło na Zachodzie dzięki komu­

nistycznej propagandzie. Prawda o Gułagu należy się

wnukom i prawnukom ofiar zamęczonych w łagrach.

A temat jest ciągle wstydliwy dla milionów Rosjan,

żywych i zmarłych, zaangażowanych bezpośrednio

i pośrednio w monumentalne łagrowe przedsięwzię­

cie: przy śledzeniu potencjalnych ofiar na wolności,

aresztowaniu ich, prowadzeniu śledztwa, tworzeniu

26

background image

dokumentacji, transporcie, organizowaniu wynisz­

czającej pracy, pilnowaniu w łagrach, nieustannym

przerzucaniu ich z łagru do łagru, w końcu katowa­

niu i mordowaniu.

Sołżenicyn spędził osiem lat w łagrach za krytykę

Stalina w liście do przyjaciela. Temat był mu dobrze

znany. Wiarygodnie „przedstawi! piekło Gułagu jako

kwintesencję sowieckiego eksperymentu dziejowe­

go. Łagry, terror, prześladowania i zbrodnie ukaza­

ne zostały jako część samej istoty komunizmu, bez

której był on niemożliwy. Przemoc i pogarda wobec

jednostek ludzkich, widzianych z wyżyn ideologii,

stanowią według Sołżenicyna san) rdzeń komuni­

zmu, nie zaś jego specyficzną, rosyjską przypadłość’*
- zauważa Dariusz Tołczyk w książce Gułag w oczach

Zachodu (Warszawa 2009). Zasadnicze ostrze kry­

tyki komunizmu przedstawione przez Sołżenicyna
było wymierzone w samą ideologię, której korzenie

sięgały jakobińskich tradycji: „Ideologia - to ona do­

starcza upragnionego usprawiedliwiania łotrostwa
-

i koniecznej, wieloletniej odporności - zbrod­

niarzowi Potrzebna mu jest teoria społeczna, która

pomoże mu - przed sobą samym i przed innymi -
wybielić własne postępki i słyszeć nie wyrzuty, nie

przekleństwa, tylko pienia pochwalne i wyrazy czci.
W ten sposób inkwizytorzy szukali oparcia i uspra­
wiedliwienia w chrześcijaństwie; konkwistadorzy
- w chwale ojczyzny; kolonizatorzy - w cywiliza­

cji; jakobini i bolszewicy - w równości, braterstwie
i szczęściu przyszłych pokoleń”.

27

background image

Wyzwiska, jakie sowiecka prasa miotała pod adre­

sem autora - zdrajca, judasz, sługus imperializmu,

prostytutka i inne nie mniej wybredne - świadczyły

o tym, że dzieło Sołżenicyna było śmiertelną raną

zadaną czerwonej sowieckiej bestii. Po niespełna

dwudziestu latach od pierwszego wydania Archipe­

lagu

Gułag

spadkobiercy

leninowsko-stalinowskie-

go państwa powiedzieli: „Dość zbrodni i cierpienia

niewinnych ludzi w imię obłąkanej ideologii” i sami

rozwiązali Związek Radziecki. To był Boski cud.

.1

28

background image

Piękna książka Grossmana

o człowieczeństwie

Jedną z ważniejszych moich lektur ostatnich mie­
sięcy było

Życie i los Wasilija Grossmana (Warsza­

wa 2009). Grossman (1905-1964) przeszedł z Ar­
mią Czerwoną jako korespondent wojenny gazeiy
„Krasnaja Zwiezda" cały szlak bojowy od Moskwy
po Berlin. Poznał hekatombę wojenną od podszew­
ki, przeniknął zarówno istotę nazizmu, jak i komu­
nizmu. W książkach pisanych już po wojnie zrównał

oba systemy, co w Radzieckiej Rosji po zwycięstwie
nad Rzeszą okupionym milionami ofiar .było aktem
obrazoburczej zuchwałości' (Maciej Stasiński).

Adam Pomorski we wstępie do książki pisze, że

jej „podstawową wartością - i w wymiarze ideo­

wym, i w literackim - jest właśnie prawda. To się
w niej słyszy i to się czuje". To nie tylko prawda
o brutalności wojennej, niemieckiej pysze i arogan­

cji, które stały się przyczyną klęski Hitlera, czy też
prawda o cynizmie Józefa Wisarionowicza Stalina,
który wykorzystał morze przelanej krwi dla umoc­

nienia swojej władzy i zniewolenia narodów Europy

-------------------------------------- 29

-------------------------------------

background image

środkowej i Wschodniej. I choć w pierwszych dniach

klęski, gdy Niemcy zbliżali się do Moskwy, wołał

jak ksiądz z ambony: „Bracia i siostry, przyjaciele',

to jednak nadal sprawował swą tyrańską władzę,

a system represji - potężne NKWD oraz archipelag

Gulag - działał w najlepsze.

Nade wszystko jednak Los i życie objawia prawdę

o samej istocie ludzkiego życia, której nie było w sta­

nie zniszczyć bolszewickie bezprawie i cały ogrom

cierpienia, jakie przeżywały narody w czasach opi­

sanych przez autora. Ta najważniejsza, najgłębsza

prawda nie rodzi się sama z siebie, spontanicznie,

ale musi być wywalczona: „Codziennie - pisze

Grossman - w każdej godzinie, rok za rokiem trzeba

toczyć walkę o prawo do bycia człowiekiem, bycia

dobrym i czystym. I w tej walce nie wolno odczu­

wać pychy ani nawet dumy, tylko pokorę. A jeśli

w strasznym czasie nadejdzie godzina, kiedy nie bę­

dzie wyjścia, człowiek nie powinien bać się śmierci,

nie może się bać, jeśli chce pozostać człowiekiem".

Wbrew opisowi bezprawia nazizmu i komuni­

zmu oraz niegodziwośd ludzi, którzy budowali

oba systemy, z Losu i życia Grossmana bije nadzie­

ja i wiara w człowieka. Jedna z bohaterek powieści,

siedemdziesięcioletnia Aleksandra Władimirowna,

matka i babcia, uosobienie koheletowej mądrości,

szlachetności i odwagi, myśląc o swym udręczonym

życiu i życiu swych bliskich, dochodzi do samej isto­

ty człowieczeństwa: „Ani losy świata, ani wyroki hi­

storii, ani gniew państwa, ani rezultaty bitew nie są

30

background image

V

w stanie zmienić tych, którzy zwą się ludźmi, i czy

za trudy czeka ich nagroda, czy też samotność, roz­
pacz, nędza, obóz i śmierć, przeżyją swoje życie jako
ludzie i umrą jako ludzie, a d, którzy zginęli, potra­
fili umrzeć jako ludzie - i na tym polega ich wieczne,
gorzkie ludzkie zwycięstwo nad wszystkim, co po­
tężne i nieludzkie, nad wszystkim, co na tym świecie
było i będzie, co przychodzi i odchodzi".

31

background image

Eliminowanie

niższych klas społecznych

Dokumentalny film Somet story (reż. Edvins Sno-

re), ukazujący historię zbrodni sowieckiego reżimu,
mówi nie tylko o faktach, ale także o idei masowego

ludobójstwa. Prekursorem był Karol Marks, który

pisał, że klasy zbyt słabe, które nie są w stanie wziąć

udziału w rewolucji, muszą zginąć „w rewolucyj­

nym holokauście". Podobnie myślał Engels. W1849

roku na łamach „Neue Reinische Zeitung" ubole­

wał, że w Europie istnieje wiele „prymitywnych klas

społecznych, które są o dwa poziomy do tyłu. Nie

są one nawet kapitalistyczne". Nazywał je „ludzkim

śmietnikiem", który winien być wyniszczony, po­

nieważ będzie opierał się światowej rewolucji.

Idee Marksa i Engelsa wcielił w życie Lenin, za­

kładając pierwsze marksistowskie państwo, które od

samego początku posługiwało się ludobójstwem ja­

ko narzędziem tworzenia nowego ustroju. Stalin nie

był oryginalny, jedynie kontynuował dzieło założy­

ciela. Dobrym uczniem Marksa był też Hitler. „Ca­

ły narodowy socjalizm był oparty na marksizmie -

31

background image

twierdzi prof. George Watson. - Wielu ludzi nie wie,
że w XIX i XX wieku tylko socjaliści publicznie po­

pierali ludobójstwo. To jest niestety mało znany fakt.

Prowadziłem wykłady na ten temat w Cambridge
i w innych uniwersytetach i zawsze spotykało się to
z zaskoczeniem". Władimir Bukowski mówi niemal
identycznie: „Ludzie zapominają, że nazistowski re­
żim w Niemczech był socjalistyczny. Nazywali siebie
Narodowo-Socjalistyczną Partią Robotniczą. Jest to
gałąź socjalizmu. Sowieci byli międzynarodowymi
socjalistami, a Niemcy narodowymi socjalistami".

Idea soqalizmu, a wraz z nią masowego elimino­

wania klas niższych, głęboko zakorzeniła się także
w europejskiej inteligencji. „Wszyscy musicie znać
przynajmniej pół tuzina ludzi, z których nie ma żad­
nego pożytku na tym świede, którzy są większym
kłopotem niż są tego warci - mówił w jednym z wy­
kładów Bernard Show, dramaturg angielski. - Zapy­
taj ich: «Czy mógłbyś być tak uprzejmy i uzasadnić

swoje istnienie. Jeżeli nie możesz uzasadnić swojej
egzystencji, jeżeli nie produkujesz tyle, ile konsu­

mujesz, to społeczeństwo nie może utrzymywać cię
przy żydu»".

Konsekwencje takiego myślenia były proste. Nie

dziwi więc, że w 1934 roku piał: „Apeluję do che­
mików, by odkryli ludzki gaz, który będzie zabijać

natychmiast i bezboleśnie. Śmiertelny, ale ludzki -
nie okrutny". Kiedy po niespełna dziesiędu latach

niemieccy naukowcy wynaleźli Cyklon-8, Eich-
mann zapewniał, że ludzie umierają w komorach

------------------------------------ 33 -----------------------------------------

Aby na* bolało->3

background image

gazowych bez bólu. „Cykoln-B jest ludzkim gazem*.

Eichmann użył określenia Showa.

Lewica sprzeciwiła się nazizmowi dopiero wtedy

gdy Hitler napadł na Związek Radziecki. Był to jaw­

ny dowód, że Hitler zniekształcił ideę marksizmu.

Gazowanie ludzi oparte na narodowości było nie

do przyjęcia. Należało bowiem eliminować niższe

klasy. Kiedy więc po zwycięskiej wojnie Stalin da­

lej więził, mordował, deportował, zsyłał na Syberię

niższe klasy, cała zachodnia lewica marksistowska

czciła go jako ikonę światowej rewolucji.

background image

Gdyby tu była moja mama

Spotkanie z Ludmiłą Ludwikowną Gusiewą, córką
Polaków wywiezionych z Ukrainy na Syberię w cza­

sach stalinowskich. Ma siedemdziesiąt jeden lat, ale
nadal pracuje jako niańka w domu dziecka w Nowo­
sybirsku. W ten sposób dorabia do emerytury, z któ­
rej nie mogłaby wyżyć.

Pani Lusia - jak każe zwracać się do siebie - wy­

wózki na Sybir nie pamięta, ale pamięta rewizję
w 1938 roku, w czasie której miliq'ant rozdeptał jej

lalkę, przysłaną jej przez babcię z Polski. Pamięta też

jak przez mgłę aresztowanie ojca. Przez dwadzieścia
lat rodzina nie otrzymała żadnych informacji o jego
losie, ale matka powtarzała uparcie, że go rozstrze­
lano. Dopiero za Chruszczowa przyszedł dokument
rehabilitacyjny, w którym napisano, że przyczyną

śmierd ojca było „schorzenie głowy". Za Jelcyna
przyszło jeszcze jedno pismo, w którym podano
prawdę: ojciec został rozstrzelany w Nowosybirsku
dwa miesiące po aresztowaniu. Pani Lusi, jako cór­

ce represjonowanego ojca, przyznano z tego tytułu
kilka ulg: pięćdziesiędoprocentową ulgę w opłatach

za mieszkanie, energię, wodę i ogrzewanie, prawo

background image

do bezpłatnych przejazdów oraz dodatek do eme­

rytury w wysokości 98 rubli, równa wartość 10-12
złotych.

„Mama była pobożna, sama wiele się modliła, ale

nie wychowywała nas religijnie - wspomina pani

Lusia. - Nie nauczyła nas modlitwy. Po śmierci ojca

było jej ciężko. Często chorowała, a mimo to musia­

ła ciężko pracować, by nas utrzymać. Bardzo bała

się o nas. Była jakąś fatalistką. Przeczuwając swoją

śmierć, kazała wszystkie ikony i książeczki do nabo­

żeństwa włożyć sobie do trumny. Powiedziała: «Dzie-

ci, wam to niepotrzebne. Wiary już nie ma. Pocho­

wajcie te wszystkie rzeczy razem ze mną». Uważała,

że wiara w Boga już nie powróci. Starsi bracia zostali

ochrzczeni jeszcze na Ukrainie, na Wołyniu, ja już

nie. Kiedy po upadku komunizmu otwarto w Nowo­

sybirsku kościół i poszłam tam po raz pierwszy, roz­

płakałam się: «Mój Boże, gdyby teraz była tu ze mną

moja mama i zobaczyła to wszystko na własne oczy».

Chodziłam na Msze, ale nie przyjmowałam Komunii.

Nie byłam przecież ochrzczona. Wszystko, co działo

się w kościele, chłonęłam, ale długo nie mogłam zde­

cydować się na chrzest. Stopniowo Bóg przyprowa­

dził mnie do Kościoła. Z trudem uczyłam się modlić,

spowiadać Przyjęłam chrzest w 1999 roku w wieku

sześćdziesięciu czterech lat. Po moim chrzcie razem

z braćmi zamówiliśmy Mszę za mamę i tatę, którą

odprawił nasz biskup Josił Verth. Było wspaniale.

Bracia byli bardzo wzruszeni. Po Mszy pojechaliśmy

na grób mamy. Grobu ojca nie znamy".

36

background image

Wspomnienia syna

polskich zesłańców na Syberię

Spotkanie z Leonidem Ostrowskim, doktorem hi­
storii na Uniwersytecie w Nowosybirsku badającym
dzieje Polaków na Syberii. Jego dziadek wraz z całą
rodziną był deportowany z Ukrainy do Kazachstanu

jesienią 1936 roku.

„Na spakowanie niezbędnych rzeczy dano im 24

godziny - opowiada pan Ostrowski. - Podróżowali
w wagonach towarowych. Po wielu dniach podró­
ży wysadzono ich z pociągu na staqi Taincza. Życie
było bardzo ciężkie. Z czasem jakoś się urządzili.
Kolejna tragedia rodzinna zdarzyła się w 1941 ro­
ku. NKWD aresztowało dziadka ze strony mamy.
Przyczyna była prosta. Lubił sobie wypić. I zdarzyło
mu się na zakrapianym spotkaniu powiedzieć, że
Niemcy mają niezłą technikę i mogą wygrać wojnę.
Usłyszał to przewodniczący wiejskiej świetlicy Ba-

szyński, i poinformował kogo trzeba. Dziadek zgi­
nął w którymś z karagandzkich łagrów. Otrzymałem
dokument o jego rehabilitacji, w którym podano, że

zginął w 1943 roku. Trudno ufać jednak takim doku-

37

background image

mentom. Jako historyk dobrze poznałem tę machi­

nę zbrodni. Mógł też zostać rozstrzelany zaraz po
aresztowaniu".

- Czy w polskich rodzinach odbywał się przekaz

wiary? - pytam. „W małym stopniu. Ludzie bardzo

się bali. Nie było kapłanów, a kościoły zostały poza­

mykane. Mimo to modlono się po domach. Pamię­

tam, że kobiety spotykały się na różańcu, chrzciły

dzieci. Ja dwukrotnie zostałem ochrzczony: przez

moje babcie, a potem przez księdza. Wszystkie prak­

tyki religijne odbywały się w ukryciu. Ludzie byli

zastraszeni. Kiedy zacząłem chodzić do szkoły, dużo

czytałem. Przynosiłem też do domu polskie książ­

ki. Moja mama była przerażona. Powtarzała: «Stare

czasy mogą wrócić i znowu będą ludzi łapać...». Ten

strach utkwił w nich na zawsze, nie potrafili w żaden

sposób się go pozbyć. Ja urodziłem się już w Kazach­

stanie w 1943 roku, nie przeszedłem całej tej grozy

i mniej się bałem. Starsze pokolenie udało się zastra­

szyć do głębi. Komunizm to był diabelski system.

Doskonale sportretował go Bułhakow w Mistrzu

i Małgorzacie. Woland i jego diabelska banda to por­

tret Stalina i jego towarzyszy. Rzeczywiście, dobrali

się jak wataha drapieżnych wilków i robili z ludźmi,

co chcieli. Tak rozumiem dzieło Bułhakowa i podzie­

lam pogląd tych, którzy tak go interpretują".

„Jeszcze teraz nie mam swobody badań. Nie

wiem, dlaczego archiwa FSB dotyczące lat trzydzie­

stych są ciągle zamknięte. To już prawie osiemdzie­

siąt lat. Czego oni się jeszcze boją? Musi przeminąć

background image

f

kilka pokoleń, by nastąpiła prawdziwa zmiana. Ja
to dobrze rozumiem. I ja - choć wbrew sobie - by­

tem w komunistycznej partii, wychowywałem się
w Komsomole. To z pewnością jakoś odcisnęło się
i na mnie. W Rosji wszyscy wyszliśmy spod tego sa­
mego płaszcza (por. Mikołaj Gogol, Płaszcz)".

background image

Młodzież europejska

wczoraj i dzisiaj

Uczestniczę w Międzynarodowym Spotkaniu Dusz­
pasterstwa Apostolstwa Modlitwy w Centrum Du­

chowości w Częstochowie. Biorą w nim udział jezu­
ici z Europy Wschodniej i Zachodniej. Dyskutujemy

na temat: Młodzież europejska wczoraj i dzisiaj. Nasi za­

chodni koledzy zarzucają młodym Europy Wschod­

niej, że nie doceniają jeszcze zaangażowania społecz­

nego i politycznego.

Ale czy to takie dziwne? Tłumaczę, że winna jest

temu żelazna kurtyna, na którą Zachód tak łatwo się

zgodził, a która podzieliła Europę na czterdzieści

pięć lat. To ona zróżnicowała postawy i zachowania

społeczne ludzi młodych po obu stronach. Uprawia­

nie polityki i jakakolwiek działalność społeczna były

u nas zarezerwowane wyłącznie dla osób powiąza­

nych z komunistami. Stąd też zdecydowana więk­

szość młodzieży izolowała się od jakiejkolwiek dzia­

łalności społecznej i politycznej, a tak zwane czyny

społeczne odbierała jako rodzaj pracy przymusowej

40

background image

i przejaw politycznego zniewolenia. Każdą formę
sprzeciwu wobec takich działań „społecznych" trak­
towano jako wyiaz odwagi i „walki o wolność".

Pamiętam z liceum, a były to lata sześćdziesiąte,

dwóch moich kolegów, piętnastolatków. Nie chcąc
uczestniczyć w pierwszomajowej paradzie, „zgu­
bili" gdzieś po drodze czerwone flagi, które mieli

nieść w pochodzie. W ocenie dyrektora szkoły była
to jawna dezercja i działanie na szkodę ludowego
państwa. Dla nas byli prawdziwymi bohaterami.
Dyrektor zagroził im wyrzuceniem z liceum i „wil­
czym biletem", który uniemożliwiał dalszą naukę
w jakiejkolwiek szkole. Jednak ich „skrucha", inter­
wencja rodziców oraz łaskawość ludowej władzy
sprawiły, że zostali ukarani dwutygodniowym za­

wieszeniem w prawach ucznia, po czym mogli wró­

cić do ławki szkolnej.

Jednak tak łagodne wyroki wobec młodzieży za

„działania wrogie państwu" były tylko w Polsce Lu­
dowej. Zupełnie inaczej wyglądało to w Czechosło­
wacji, Niemieckiej Republice Demokratyczną czy
tym bardziej w republikach Związku Radzieckiego.

Od początku lat siedemdziesiątych przyjaźniłem się
z pewną czeską rodziną, której najstarszy syn wstą­
pił do jedynego w kraju seminarium duchownego
w Ołomuńcu. Wysoką cenę za tę decyzję poniosła

reszta rodziny. Jego młodsza siostra nie została przy­

jęta na studia, a młodszego brata nie przyjęto nawet
do liceum. Chłopak, mimo dużych zdolności, swoją
edukację zakończył na szkole zawodowej. W wie-

41

background image

ku siedemnastu lat musiał podjąć pracę, choć chciał
uczyć się dalej.

Zdecydowana większość młodych wychowywa­

na w klimacie przymusu politycznego i ideologicz­
nego nabierała niechęci do jakiegokolwiek zaanga­
żowania społecznego i wycofywała się we własny

wewnętrzny świat. Obecna niska świadomość spo­
łeczna dorosłych i młodzieży oraz brak zaangażowa­
nia politycznego w Europie Wschodniej to ciągle nie-
przekroczone jeszcze dziedzictwo żelaznej kurtyny.

background image

NAZIZM I JEGO ZBRODNIE

background image

*

Krwawią rany

zadane przez Hitlerjugend

„Moje lata jako nastolatka były zrujnowane przez

złowrogi reżim, któremu zdawało się, że ma na

wszystko odpowiedź. Jego wpływ rósł, reżim prze­

nikał także do szkół i do organizacji obywatelskich,

a nawet do religii, zanim rozpoznano, jakim był po­

tworem" - wyznał Benedykt XVI młodzieży amery­

kańskiej w czasie pielgrzymki do Stanów Zjednoczo­
nych. Joseph Ratzinger w wieku czternastu lat został

przymusowo wcielony do Hitlerjugend, a trzy lata

później do Wehrmachtu.

Te szczere, ale jakże bolesne słowa łatwiej zrozu­

mieć po przeczytaniu książki Brenda Ralpha Lewisa

Hitlerjugend w czasach wojny i pokoju 1933-1945 (War­
szawa 2008). Ukazuje ona całą złowrogość systemu,
który rujnowanie ludzkiego życia rozpoczynał od

wczesnych lat dziecięcych, wcielając sześciolatków
do Jungyolk, a następnie - po ukończeniu czternastu
lat - do Hitlerjugend. Nazizm, jak mu się zdawało,
„miał odpowiedź na wszystko", ponieważ ubrał się
w boskie szaty - szaty religii. Hitler czuł się właśó-

I

45

background image

eielem młodzieży i przemawiał do niej jak bóg, a ci,
którzy w niego wierzyli, oddawali mu chwałę, jaką

oddaje się tylko Bogu.

W1933 roku mówił: „Popatrzcie na tych młodych

mężczyzn i chłopców! Co za tworzywo! Z nimi mo­

gę stworzyć nowy świat. Bohaterski czas młodości;
z niej wyłoni się człowiek twórczy, boski. Gdy wróg

powiada: «Nie przejdę na waszą stronę», mówię mu

spokojnie: «Twoje dziecko już należy do nas... Kimże
sam jesteś? Przeminiesz#". Boski władca ustalał no­

we zasady pedagogiczne dla młodzieży III Rzeszy:

„Nie nakazuję ćwiczenia intelektu. Wiedza zaszko­

dzi mojej młodzieży. Gwałtowni i aktywni, ambitni

i agresywni młodzi - oto, do czego dążę. (...) Muszą

wyzbyć się słabości i delikatności. Pragnę ujrzeć na

własne oczy ich błysk dumy i niezależności bestii,

polujących na inne".

A d, których Hitler uwiódł, bluinierczo modli­

li się do niego, naśladując Ojcze nasz: „Adolfie Hit­

lerze, tyś naszym wielkim wodzem. Wróg drży na

dźwięk twego imienia. Twoja III Rzesza nadchodzi,

a tyś sam prawem na tej ziemi. Słyszymy co dnia

twój głos i twe rozkazy; prowadź nas, będziemy po­

słuszni tobie do końca i oddamy za ciebie nawet ży-

de. Chwalimy Cię. Heil Hitler".

Alfons Heck, siedemnastoletni przywódca okrę­

gowego oddziału Hitlerjugend, który dał się uwieść,

a walkę kontynuował jeszcze po kapitulacji, gdy

przejrzał na oczy, mówił rozżalony: „Nabrałem głę­

bokiej niechęd do naszych wychowawców. Poddali

46

background image

1

nas, dzieci, okrutnej władzy nowego boga. Mówi się
nieraz: «Pogadamy o tym i puścimy w niepamięć#.
Rzecz nie wygląda tak prosto. Można rozmawiać
0 przeszłości w nocy, ale wtedy rany otwierają się
1 zaczynają na nowo krwawić".

Benedykt XVI pokornie wyznał, że krwawią i je­

go rany zadane przez Hitlerjugend.

Pan jest Bogiem, a poza Nim nie ma innego (Pwt

4,35).

background image

Wspomnienia z piekła

Charlotte Delbo

Ja zaś jestem robak, a nie człowiek

(Ps 22,7).

27 stycznia 1943 roku, dokładnie dwa lata przed

wyzwoleniem Auschwitz, przywieziono do Birke­

nau dwieście trzydzieści francuskich kobiet. Więk­

szość z nich brała udział w ruchu oporu. Kobiety,

nieświadome swego tragicznego losu, wchodząc do

pociągu, który miał ich zawieźć do „niemieckiego

piekła" na ziemi, śpiewały Marsyliankę. Był to jedyny

transport więźniarek politycznych wysłany z Fran­

cji do Auschwitz-Birkenau.

W Birkenau przez dwa tygodnie przechodziły

kwarantannę na bloku numer 14, po czym skiero­

wano je do bloku numer 26. Kwarantanna zbierała

krwawe żniwo. Po sześciu miesiącach z dwustu trzy­

dziestu kobiet pozostało przy życiu zaledwie pięć­

dziesiąt siedem. Przed niechybną śmiercią pozostałe

uratował transport do Ravensbriick. „Gdyby kwa­

rantanna zaczęła się miesiąc później, żadna z nas nie
wyszłaby żywa" - wspomina Charlotte Delbo (1913-

1985), jedna z ocalonych, numer 31661. W książce

------------------------------- 48

background image

Żaden z nas nie powróci (Oświęcim 2002) opisała swój
sześciomiesięczny pobyt na bloku 26. Styl jej książki

różni się od „klasycznych" obozowych wspomnień.
Autorka nie snuje systematycznego opowiadania,

jak czyni to większość autorów, ale - nie licząc się

zbytnio z wrażliwością czytelnika - w realistyczny,
wręcz brutalny, sposób (choć niepozbawiony poezji)
maluje pojedyncze sytuacje obozowej niedoli. Przed­
stawia obrazy zimowych apeli, pracę ponad ludzkie

siły, choroby, głód, poniżenie, katowanie i mordowa­
nie więźniów. I choć książka zawiera zaledwie kil­
kadziesiąt krótkich opowiadań - obrazów, to jednak
doskonale oddaje koszmar Auschwitz-Birkenau.

„Esesmani tresują psy. Widać ich, gdy idą z psami

na smyczy, uwiązanymi po dwa. Esesman na prze­
dzie niesie manekina, wielką, słomianą kukłę ubra­
ną jak my, w wyblakły pasiak, brudny, ze zbyt dłu­
gimi rękawami. Esesman trzyma go za jedno ramię.
Ciągnie jego kończyny po kamieniach. Doczepili mu

nawet drewniaki. «Nie patrz. Nie patrz na tego ma­
nekina. Nie patrz na siebie»". Charlotte Delbo pisze
dalą, jak skuteczna była esesmańska tresura psów.

„Mężczyzna już nie nadąża. Pies rzuca się na niego

z tyłu. Mężczyzna nie zatrzymuje się, idzie z psem
uczepionym na dwóch łapach, jego pysk wbity

jest w ciało. Mężczyzna idzie. Nie krzyknął nawet.

Krew znaczy długi ślad na spodniach. Od wewnątrz

plama rozlewa się jak na bibule. Mężczyzna idzie

z kłami psa w ciele. «Spróbujde spojrzeć. Spróbujcie
widzieć*".

0

Aby nasboltło...

*4

background image

Jak woda się rozlewam i rozłączają się loszystłae mo­

je kości; jak wosk się staje moje serce, we wnętrzu moim

topnieje. Moje gardło suche jak skorupa, język mój przy­
wiera do podniebienia, kładziesz mnie w prochu śmierci.

Bo psy mnie opadają, osacza mnie zgraja złoczyńców. [...]
Ty zaś, o Panie, nie stój z daleka; Mocy moja, śpiesz mi m
ratunek! (P$ 22,15-17.20).

background image

Wigilia w obozie koncentracyjnym

w Dachau

Albowiem

nieprzyjaciel

mnie

prześladuje,

moje

życie

todeptai w ziemię, pogrążył mnie w ciemnościach jak
dawno umartych. A we mnie duch mój omdlewa, serce we
mnie zamiera (Ps 143,3-4).

Rok po śmierci kard. Adama Kozłowieckiego S]

(1911-2007) ukazało się trzecie wydanie jego obozo­

wych wspomnień

Ucisk i strapienie (Kraków 2008).

Jest to monumentalne dzieło, w którym autor wyka­
zał się fenomenalną pamięcią, rekonstruując metodą

pamiętnika - dziennika dzień po dniu sześć lat nie­
woli więziennej i obozowej: w Krakowie na Monte­
lupich, w Wiśniczu, Oświęcimiu i Dachau.

Większość autorów, pisząc obozowe wspomnie­

nia, stosuje metodę sumowania i uogólnień. Kozło-

wiecki snuje zaś wspomnienia wokół szczegółów

obozowej

codzienności,

które

najlepiej

pokazują

poniżenie, pogardę, ciągłe zagrożenie żyda, strach,

głód, pracę ponad ludzkie siły.

Ucisk i strapienie to

także wielkie świadectwo świętośd niezłomnych

kapłanów, między innymi bł. bp. Michała Kozala,

51

background image

bł. ks. Stefana W. Frelichowskiego, o. Józefa Cyrka,
o. Mariana Morawskiego. Autor obdarzony niezwy­

kłym poczuciem humoru, przywołuje wiele sytuaq'i
komicznych, co świadczy o jego wewnętrznej wol­

ności i dystansie zachowanym w obozowym piekle.

Później jako biskup i kardynał, w udzielanych wy­
wiadach, czas spędzony w obozie nazywał niekiedy

z ironią .wakacjami zafundowanymi przez Hitle­

ra". I choć z odwagą i poświęceniem pomagał wielu
współwięźniom, nie czyni z siebie bohatera. Wręcz

przeciwnie, przytacza z pokorą trudne chwile odsła­

niające jego ludzką kruchość.

Na cztery miesiące przed wyzwoleniem, w Wi­

gilię Bożego Narodzenia 1944 roku, przeżył wyjąt­
kowo bolesną pokusę rozpaczy: „Już szósta Wilia

w tych warunkach - pisał po latach. - Połamaliśmy

się opłatkiem. Wymuszając z siebie uśmiech, zło­

żyłem życzenia i uciekłem prędzej, bo «rozebrało»

mnie na dobre. Poszedłem na plac apelowy i chodzi­
łem sam. j...j Targała mną czarna rozpacz. Chciał­

bym, aby się to wszystko już skończyło! Tak czy

owak, ale niech by się skończyło, bo z tą nieznośną

męką w sercu wytrzymać już nie mogę. Chwilami

mam żal do Pana Boga, że odebrał mi wszystko, co

mi jest drogie. J...J Przekleństwo ciśnie się mi na us­

ta na wrogów, co szczęście nasze zburzyli, i na tych,

co nas zdradzili, co nami handlują. A w sercu budzi

się nienawiść do wszystkich, do całego świata. Co­

raz bardziej staję się mizantropem. I znowu żal mi

bardzo, że życia odebrać sobie nie wolno; och, gdy­

52

background image

by mi wolno było, nie zawahałbym się ani chwili.
A Ty, Boże? Czyż nas skażesz na wieczną tułaczkę?
Czyż po tylu cierpieniach nam jednym nie pozwo­
lisz wrócić do tego, co nam jest tak drogie? Za co,
Panie? Za co?! Czyż większe od innych popełniliśmy
zbrodnie? A Ty, Królowo Polski, czy lud swój opuś­
cisz? Och, wrócić! Wrócić...!".

background image

Holokaust

ołpińskich Żydów

„To,

co mam do nadrobienia, to ból, że tak wiele lat

swego życia byłem utrzymywany w niewiedzy na te­

mat prawdziwego kształtu Holokaustu. Mieszkając
w Otwocku, chodziłem na cmentarz żydowski. Nie

wiedziałem, że trzy czwarte mieszkańców Otwocka

to byli Żydzi. Otwoccy Żydzi zostali wywiezieni

do Treblinki we wrześniu 1942 roku, osiem tysię­
cy osób, jeden dzień, jeden transport, jeden pociąg,

jedna lokomotywa. Mnie nikt o tym nie powiedział

- ani szkoła, ani rodzice. Muszę to odreagować. Jeż­

dżę do Treblinki” (Mirosław Bałka, artysta).

Gmina żydowska w (Spinach, w mojej rodzinnej

wiosce, została założona w XVI wieku. Rozwijała

się prężnie: w 1835 roku wieś liczyła 199 Żydów,

a pod koniec XIX wieku było ich 512; w okresie mię­

dzywojennym liczba ta nieco spadła. Społeczność

Żydów ołpińskich posiadała synagogę, cmentarz,

rabina, stowarzyszenia charytatywne. Po decyzji

nazistów o

Endldsung - „ostatecznym rozwiązaniu

kwestii żydowskiej”, podjętą początkiem 1942 roku,

54

background image

przystąpiono w okupowanej Polsce do likwidacji
Żydów, w tym także Żydów w Ołpinach. Zdaniem
historyka Adama Bartosza, latem 1942 roku hitle­
rowcy przesiedlili część ołpińskich Żydów do getta

w Gorlicach. Ci zginęli w samym gorlickim getcie,

w Stróżówce lub zostali wywiezieni do obozu zagła­
dy w Bełżcu. Dalsza część ołpińskich Żydów mogła

zostać przesiedlona do getta w Rzepienniku Strzy­
żewskim i tam wraz z innymi 11 sierpnia 1942 roku

rozstrzelana w pobliskim lesie Dąbry.

Żydowski Instytut Historyczny zachowuje opis

egzekucji w Rzepienniku Strzyżewskim, sporzą­
dzony w 1987 roku przez Mariannę Kiesler: „Jeden

Niemiec tylko strzelał. Trwało to do wieczora. Resz­

ta zebranych czekała na łące przy wąwozie, gdzie
musieli się rozbierać. Po dziesięć osób rozebranych,

dwieście metrów przez krzaki musieli iść do ławki,
siadać, tam ich rozstrzeliwano po kolei. Jakiś chło­
pak wrzucał zamordowanych do dołu i przysypywał
wapnem. Na koniec zostało jeszcze dziecko, wzięli je

za nogi, trzasnęli o ławkę i rzucili do mogiły".

Niedobitki ołpińskich Żydów błąkały się jeszcze

po okolicznych wsiach i lasach, ale i tych gestapo sy­
stematycznie wyłapywało i rozstrzeliwało na miej­
scu. Spośród kilkuset Żydów z getta w Rzepienniku

Strzyżewskim, dzięki ofiarnej pomocy okolicznych
chłopów, Holokaust przeżyło kilka osób.

Po Żydach w Ołpinach pozostała skromna sy­

nagoga; zdewastowana przez hitlerowców tuż po
wojnie została przez władzę ludową przekształco­

55

background image

na na warsztat naprawy maszyn rolniczych. Dziś

opuszczona stoi w centrum wsi. A ponieważ nie ma

żadnej tablicy informacyjnej czy napisu, we wsi ma­

ło kto zdaje sobie sprawę, że jest to dawna synago­

ga. W odległości półtora kilometra na południe od

synagogi znajduje się cmentarz żydowski; obecnie

jego teren jest nieużytkiem porośniętym krzewami,

a z ziemi wystają mało co widoczne płyty nagrobne

- macewy.

„Żydzi nie tylko, że zostali wymordowani przez

nazistów, lecz także zostali wymazani z pamięd

współobywateli Polaków. Przez całe lata pobytu

w tym mieście - zaledwie pięć lat po wojnie - ani

razu nie usłyszałem słowa «Żyd»" - pisał Stanisław

Musiał S] o jednym z podkarpackich miasteczek.

Ciągle jednak mamy szansę, by przywrócić pa­

mięć o naszych starszych braciach w wierze, którzy

wiele stuleci żyli pośród nas i chwalili tego samego
Boga, co my, chrześcijanie.

background image

Żyją obok masowych

grobów żydowskich

W dniach 1-3 października 2007 roku na Sorbonie
w Paryżu odbyło się kolokwium naukowe ni. Shoah
na Ukrainie, które zajmowało się martyrologium lud­

ności żydowskiej w czasie drugiej wojny światowej.

Jak stwierdza ks. Patrick Desbois, sekretarz Komisji

Episkopatu Francji do spraw dialogu z Żydami oraz

uczestnik kolokwium, jest to bardzo zaniedbany
problem w historycznych badaniach. Dla sowiec­

kich komunistów pojęcie Shoah było wymysłem

„zgniłego" Zachodu. Władze sowieckie traktowały

Żydów jako swoich obywateli, stąd w statystykach
ofiar drugiej wojny światowej nie wyróżniały lud­
ności żydowskiej.

Przed wojną wspólnota żydowska na Ukrainie

liczyła 2,7 miliona, czego dowodzi spis ludności,

jaki miał miejsce w 1939 roku. Z rąk niemieckich
nazistów zginęło 1,5 miliona ludności żydowskiej.
Ocaleli tylko d, którzy tuż po hitlerowskiej inwazji
zdążyli jeszcze uriec w głąb Związku Radzieckiego.
Tylko 20 proc. zginęło w obozach koncentracyjnych

-------------------------------------- 57 -------------------------------------------

background image

w Bełżcu, Sobiborze i Auschwitz. Pozostałe 80 proc.
zostało zamordowanych bezpośrednio przez specjal­
ne niemieckie komanda Einsatzgruppen. Jak podaje
ks. Desbois, znawca problematyki, Einsatzgruppea
składały się wyłącznie z Niemców lub Austriaków,
zazwyczaj młodych mężczyzn. Towarzyszyła im
często ukraińska policja, którą sami tworzyli. Kadra
morderców była doskonale przygotowana. Działała
sprawnie i skutecznie. Całą akcją kierował Himmler.
Istniały specjalne nagrody, jak na przykład gatunko­

we alkohole sprowadzane z Niemiec, które każde
komando miało prawo pić po egzekucji.

Przeciwko masakrze Żydów protestował metro­

polita Kościoła greckokatolickiego we Lwowie An­

drzeja Szeptycki, dziś kandydat na ołtarze. 1 choć
początkowo metropolita postrzegał Niemców jako

wyzwolicieli z komunizmu, to jednak szybko zdał
sobie sprawę z ogromu zagrożenia. Wielokrotnie pi­

sał do Watykanu o tragedii ukraińskich Żydów. Na­

kazał też księżom głosić kazania na temat piątego

przykazania Nie zabijaj. Tam, gdzie miało miejsce ta­

kie przepowiadanie, ludność nie brała udziału w lu­

dobójstwie. W procesie beatyfikacyjnym Szczeptyc*

kiego Żydzi zgodnie świadczą na jego korzyść.

Ks. Desbois, który prowadzi badania zagłady

Żydów na Ukrainie, podkreśla, że dziś o zbrodniach

Niemców dają świadectwo przede wszystkim ludzie
ze wsi: .Pamiętają dobrze Żydów, których zabijano

na ich oczach. Uważają, że to ich obowiązek. Są to

ludzie wiernego świadectwa. Od czasu wojny nie

background image

zmieniali oni miejsca zamieszkania. Żyją obok maso­
wych grobów żydowskich. Pamiętają dobrze szcze­
góły topograficzne. Kiedy odwiedza się z nimi miej­
sca zbrodni, proszą, by się razem z nimi pomodlić".

background image

Fascynacja trupimi czaszkami

Czytam Łaskawe Jonathana Littella (Kraków 2008).

Od chwili wydania we Francji w 2006 roku to best­

seller osiągający gigantyczne nakłady, tłumaczony

na dziesiątki języków, nagradzany prestiżowymi

nagrodami, littell (ur. 1967), amerykański pisarz, ży­

dowskiego pochodzenia, piszący po francusku, kre­

uje w powieści postać oficera SS Maximiliana Aue,

amatora literatury, filozofii i muzyki, a jednocześnie

nazistowskiego żbrodniarza. Aue brał udział w ma­

sowych mordach na Żydach na froncie wschodnim.

Po kapitulacji IU Rzeszy uniknął odpowiedzialności

i znalazł schronienie we Francji.

Łaskawe to skandalizujący portret nazisty - este­

ty. Na wstępie swego opowiadania Aue deklaruje

cynicznie, że niczego w życiu nie żałuje, a każdy

z czytelników na jego miejscu robiłby to samo, co

on. „Mogę was zapewnić, że do samego końca [mo­

je wspomnienia] będą wolne od wszelkiej skruchy.

Nie żałuję niczego: taką miałem pracę i już. [...] Je­

żeli urodziliście się w kraju lub w epoce, w której nie

tylko nikt nie zabija waszych żon i dzieci, lecz także

60

background image

nikt nie każe wam zabijać dzied i żon innych ludzi,

chwalcie Boga i idźcie w pokoju. Ale w głowach
niech na zawsze pozostanie wam ta myśl: macie być

może więcej szczęścia ode mnie, ale nie jesteście ode

mnie lepsi".

Littell długo przygotowywał się do pisania

książki. Wielu chwali ją za historyczną rzetelność.

„Wszystko się zgadza, nazwiska ludzi i nazwy miej­

scowości" - pisał Claude Lanzmann. Niektórzy kry­
tycy spekulowali nawet, że za opowiadaniem lite­

rackim kryje się realna postać, jedni wpisali Littella

do litanii wielkich pisarzy: Prousta, Stendhala, Do­
stojewskiego czy Tołstoja, inni zaś określali Łaskawe

literackim wygłupem, perwersyjną prowokacją czy

też brutalną pornografią zbrodru. Amos Oz, izrael­

ski pisarz, stwierdza, że książka nie podoba mu się,
ponieważ „autor jest zafascynowany złem. A co gor­

sza, sprawia mu ono przyjemność. Bohater, Aue, to
człowiek, którego nic tak nie podnieca jak zbrodnie,
które ogląda i wyrządza". Zdanie Oza zdaje się po­
twierdzać sam Littell, który w jednym z wywiadów
powiedział: „Skupiam się na ponurym aspekcie ży­

da, bo jest bardziej widoczny".

Jeżeli Oz ma rację, to książka - paradoksalnie

rzecz ujmując - jest tym ciekawsza, ponieważ dzię­
ki niej możemy zobaczyć świat Holokaustu oczyma
zbrodniarza. Ciekawsza, owszem, ale i bardziej nie­

bezpieczna, ponieważ trupie czaszki SS mają swoje

trupie piękno, które wdąż fascynuje pewne kręgi

ludzi. Stąd też sam czytam powieść tak, jak zażywa

61

background image

się niebezpieczne lekarstwo, które w minimalnych

dawkach prowokuje w organizmie procesy leczenia,

ale w większych dawkach staje się trucizną.

Cyniczny Aue ma racje, gdy twierdzi, że nie je­

steśmy od niego lepsi. Ale, ponieważ liczymy się

z własnym sumieniem, jesteśmy moralnie zdrowsi

i dlatego - jak wierzę - nie robilibyśmy w tych sa­
mych warunkach tego samego, co on.

background image

Wizyta w Auschwitz

po trzydziestu latach

Czemuż to Pan tak uczynił tej ziemi? (Pwt 29,23).

Po trzydziestu latach, z młodymi jezuitami

z Francji, zwiedzam ponownie Auschwitz-Birke-
nau. Tym razem uderzył mnie monstrualny, iście
diabelski rozmach i precyzja nazistowskiego przed­
sięwzięcia. Widoczne są one zwłaszcza w Birke­
nau. Fronton z czerwonej cegły z wjazdową bramą
w centrum ma piękną, wręcz uroczystą architekturę.

Dalej szerokie perony, miejsce selekcji, które mogły
pomieścić tysiące ludzi. Najwięksi tyrani w historii
nie przypisywali sobie takiej władzy nad ludzkimi

istotami jak esesmani na kolejowym peronie w Bir­
kenau. Jednym gestem skazywano na śmierć lub na
życie. Działali w sposób profesjonalny, z niemiecką
precyzją. Zdjęcia dokumentalne przedstawiające se­

lekcję pokazują, że więźniowie obdarzeni łaską do­
datkowych kilku tygodni czy miesięcy żyda (rzadko

jednak lat) są zdrowsi, silniejsi, stoją bardziej zwana
i uporządkowani. G zaś przeznaczeni do komór ga­
zowych wyglądają nędznie, tłoczą się, stoją w spo-

a

background image

1

sób chaotyczny. Decyzje bogów z trupią czaszką nie

był>’ przypadkowe. Likwidacja dziesiątków tysięcy

istnień ludzkich trwała krótko. Należało się spieszyć;

kolejne pociągi stały w kolejce. Przed zagazowa­

niem ofiar i spaleniem ich zwłok należało przecież

wyrwać im złote zęby i obciąć włosy. To cenne su­

rowce, na które z Reichu przychodziły zamówienia

i za które niemieckie firmy dobrze płaciły. Wszystko
zaś dokonywało się w największej dyskrecji, tak że

ofiary na ogół nie były świadome swojego tragicz­

nego losu aż do ostatniej chwili. Pomocna dla katów

była niewątpliwie naturalna skłonność człowieka do
łudzenia się, że może oto w ostatniej chwili zdarzy

się jakiś cud i ocali swoje życie.

Jednak cudów nie było. Tych zaś, którym chwi­

lowo darowano życie, po ograbieniu ze wszystkie­

go pędzono do brudnych baraków, a następnie do

nieludzkiej pracy, karmiąc ich głodowymi racjami

Zagrabione rzeczy (zwiezione z całej Europy), już

zamordowanym i chwilowo jeszcze żyjącym, sami

więźniowie pod czujnym okiem esesmanów sor­

towali i ładowali do wagonów, które wysyłano do

Rzeszy. W ciężkich wojennych czasach, gdy cały

przemysł działał na rzecz wojny, przydawało się

wszystko.

Zwiedzając komory gazowe, gdzie w strasznych

mękach konały setki tysięcy istnień ludzkich, dozna­

łem zimnego dreszczu, a w półmroku - jak mi się

zdawało - czaiła się, jeszcze do dzisiaj, czarna roz­

pacz. Ściany zdawały się powtarzać jęk Hioba i nie-

background image

zliczonej rzeszy jego rodaków: Czemuż wywiodłeś
mnie z łona? Bodajbym zginął i nikł mnie nie widział (Hi
10,18). Nagle pośrodku komory gazowej dostrze­
głem malutki płomyk lampki. To on stał się ratun­
kiem dla moich oczu, przypominając, że człowiek
i w życiu, i w śmierci należy do Pana (por. Rz 14,8).

65

Aby

hm

bolało..-5

background image

Marylko, gdybyśmy byli

w posiadaniu cyjanku...

Nakładem Państwowego Muzeum na Majdanku
ukazał

się Dziennik z warszawskiego getta (2008), bru­

lion znaleziony w jednym z baraków obozowych.

Z kilkuset stron

Dziennika ocalało zaledwie 68 (od

267 do 334). Brzegi brulionu były nadpalone, niektó­
re kartki wydarte. Ocalały tekst można jednak łatwo

odszyfrować. Pozostaje tajemnicą, jak zachował się

brulion w warunkach obozowych, mimo ciągłych

surowych rewizji.

Nieznane pozostaje nazwisko autorki

Dziennika.

Raz jedynie wymienia swoje imię, przytaczając sło­

wa skierowane do niej przez znajomych: „Marylko,

gdybyśmy byli w posiadaniu cyjanku, już byś nas

nie oglądała". Z zachowanych kart

Dziennika nie­

wiele też możemy wywnioskować o rodzinie autor­

ki. Opowiada o matce, o jakimś Adasiu, o sąsiadach.

Autorka posługuje się doskonale językiem polskim.

Zachowany fragment brulionu opisuje kilkana­

ście dni kwietnia 1943 roku, w tym początek powsta­

nia w żydowskim getcie. Maryla pisze bez przerwy.

66

background image

V

Na żywo opowiada o tragicznych wydarzeniach

w likwidowanym getcie, o własnych przeżyciach.

Opisuje również beznadziejne próby ratowania się

Żydów po stronie aryjskiej, napomyka o szpiclach,
szantażach, o cennikach za ukrywanie Żydów po

aryjskiej stronie; wspomina o szlachetnych gestach

Polaków

pomagających

„ściganym

zwierzętom".

Nie przestaje pisać także wówczas, gdy nagle zna­
lazła się w dusznym bunkrze w czasie powstania

w getcie. Czytając Dziennik, odnosi się wrażenie, że

autorka pragnie utrwalić dla historii agonię swojego
narodu.

Opisując tragiczne wydarzenia, nie traci filozo­

ficznego dystansu. Ocalały fragment dziennika roz­

poczyna się słowami: „Patrzyłam na usta, przeważ­

nie wyszminkowane, opowiadające teraz prawie
że beztrosko jakieś nieważne wydarzenia; te usta,

z których przeważnie płyną niesamowite w swojej
grozie historie własnych, tragicznych doznań i po­

myślałam sobie, że człowiek to mimo wszystko ja­
kiś cudowny twór, że jednak się może oderwać, że

jednak może zapomnieć teraz, kiedy tkwi po uszy

w tym bagnie, które mu grozi w każdej chwili zala­

niem. Każdy (...) nosi w sobie niezabliźnioną ranę
w sercu i mimo ciągle spadających razów jeszcze

potrafi się wziąć w karby, jeszcze potrafi podnieść
głowę".

Ocaleńcy - zdaniem autorki - nie mogą zapo­

mnieć o wielkiej zbrodni niemieckiej, ale winni szu­
kać świętej zemsty. Po słowach o zemście reflektuje

67

background image

się jednak i dodaje: „Sama widzę, że uniosłam się za

bardzo. Nie winię całego narodu, nie wierzę, żeby

naród niemiecki był cały zatruty tym jadem szaleń­

stwa i zła”.

Dziennik z mrszawskiego getta to wielkie oskarże­

nie nazistowskich oprawców i jeszcze większe świa­

dectwo godności, z jaką skazani na nieuchronną za­

gładę szli na śmierć męczeńską.

background image

Piekło Powstania Warszawskiego

Jak długo występni, o Panie, jak długo będą się chełpić

występni, będą pleść i gadać bezczelnie, i przechwalać się
będą wszyscy złoczyńcy ? Lud Twój, o Panie, depczą i uci­
skają Twoje dziedzictwo, mordują wdowę i przychodnia

i zabijają sieroty (Ps 94,3-6).

Spotykam w Londynie o. Tadeusza Spornego,

zakonnego współbrata, który jako dwudziestolatek
brał udział w Powstaniu Warszawskim. Z trudnoś­
cią udało mi się namówić go na rozmowę o tamtych
dramatycznych chwilach. Bo choć odległe w czasie,
to jednak są głęboko i boleśnie wryte w pamięć.

-Jak Ojciec wspomina powstanie?
„Na początku towarzyszył nam ogromny entu­

zjazm. Przez pierwszy tydzień to była młodzień­
cza euforia, tym bardziej że powstańcom udało się

zdobyć wiele domów i ulic. Na dachach i w oknach
powiewały polskie flagi, śpiewaliśmy patriotyczne
pieśni. Czuło się wolność. Po latach niewoli chcieli­

śmy zacząć walczyć z Niemcami. Ten entuzjazm nie
gasł, nawet gdy zaczęło brakować amunicji i żyw­

ności. Wszyscy z nadzieją patrzyli w niebo, ocze­

------------------

69

-------------------

background image

kując alianckich zrzutów, i za Wisłę - spodziewając

się pomocy Armii Czerwonej. Większość zrzutów

spadała na stronę niemiecką, a Armia Czerwona za­

klęcie milczała. 1 tak powoli gasły nadzieje, a kiedy

hitlerowcy rozpoczęli metodyczne bombardowania

miasta, przyszło to najgorsze. Spuszczali na Warsza­

wę bomby zapalające, ulica po ulicy. To było strasz­

ne. Cale miasto płonęło. Patrzyliśmy na to z okien
ostatniego piętra Gimnazjum im. Górskiego, w któ­

rym stacjonowaliśmy. Trudno było znieść duszący
dym, swąd spalenizny i odór rozkładających się tru­

pów. To było naprawdę piekło. A kiedy z budynku
w którym stacjonował mój oddział, zaczęła nada­

wać powstańcza radiostacja, Niemcy namierzyli go

i zbombardowali. Pod gruzami zginęło wielu moich

kolegów. Przeżyłem tylko dlatego, że w tym czasie

pomagałem przy ratowaniu ludzi w gmachu Pocz­

ty Głównej przy placu Napoleona. Nie byłem tam

specjalnie potrzebny, ale w taki sposób Opatrzność

zachowała mnie przy życiu".

- Czy był Ojciec w Muzeum Powstania Warszaw­

skiego?

„Byłem. W jakimś stopniu oddaje ono klimat po­

wstańczych walk, ale by całkowicie go oddać, mu­

siałby tam jeszcze zapanować ten straszny swąd pa­

lonych i rozkładających się dał, ogarniający wszyst­

ko dym, nieustający zaduch i kurz wzbijany przez

walące się budynki. Tego oddać się nie da".

background image

- Czy powstanie miało sens? Czy warto było wal­

czyć?

„Było to ostatnie polskie powstanie romantycz­

ne, zryw głównie młodych ludzi, którzy podjęli go
pełni patriotycznych uczuć. Wśród moich rówieśni­
ków nikt nie myślał o wielkiej polityce. Cena była
jednak bardzo wysoka: około osiemnastu tysięcy
poległych żołnierzy i sto osiemdziesiąt tysięcy cy­

wilnych mieszkańców miasta. Wśród poległych elita
narodu. Dla mnie powstańcy na zawsze pozostaną
bohaterami gotowymi oddać życie za ojczyznę. Mu­
szę jednak powiedzieć, że w powstańczych oddzia­

łach zdarzali się także ludzie o mniej szlachetnych

pobudkach...".

background image

Dwa niemieckie sumienia

w Powstaniu Warszawskim

Na kanale TV Discovery wypowiedzi dwu żołnie­

rzy Wehrmachtu, którzy brali udział w tłumieniu

Powstania Warszawskiego.

Ludwig Kerstiens (ur. 1924): „Patrzyliśmy na

płonącą Warszawę, nie zastanawiając się nad tym,

co dzieje się z ludźmi w płomieniach. To był czysto

wizualnie piękny widok. Odbieraliśmy to estetycz­

nie, a nie tylko emocjonalnie. [...] W czasie powsta­

nia nie czytałem dla zabicia czasu, ale żeby nie stra­

cić kontaktu ze światem, który wyniosłem z domu

i ze szkoły, światem niemieckiej literatury. Chciałem

się z nim identyfikować, nawet w takiej sytuacji.

To byty bardzo ambitne teksty. [...] Naczelną za­

sadą Wehrmachtu była wiara w umiejętność walki

i obchodzenia się z wrogiem. Ale SS to byli dla nas

bandyci, więksi niż ci bandyci w Warszawie". „Czy­

li niż powstańcy?" - dopytuje dziennikarka. „Niż

powstańcy" - potwierdza z lekkim uśmiechem Ker­

stiens. To wiemy prototyp zdemoralizowanego ge­

stapowca Aue z książki Laskowe Jonathana Littella,

72

background image

który po dziesiątkach lat wspomina swoje zbrodnie

bez denia skruchy.

Mathi Schenk (ur. 1926): .Nie można sobie wy­

obrazić tych okrudeństw, na które patrzyliśmy. Któ­

regoś dnia musieliśmy szturmować szpital. Wpadło
SS. Zastrzelili polskich rannych. Później wzięli pie­

lęgniarki i jeszcze jednego lekarza i popędzili ich na­

go przed siebie. A teraz najgorsze. Powiesili ich za

stopy i strzelili w brzuchy. Później ktoś z Wehrmach­

tu podszedł do nich i uwolnił ich od męczarni strza­
łem w głowę. Teraz dowiedziała się pani czegoś na

temat Warszawy. I tak było codziennie. Innego dnia

z budynku wyszły dzied i wszystkie z podniesiony­
mi rączkami mówiły: «Nie jesteśmy powstańcami**.

Stanęły na schodach. My, żołnierze Wehrmachtu,

opuściliśmy broń, ale w tym momencie SS otworzy­

ło ogień. Do dziś słyszę wydany rozkaz dowódcy:

•■ Oszczędzać amunicję. Używać kolb». Pani rozu­
mie? Nie, pani nic nie rozumie! Nie strzelać. Zatłuc.
Tego nie można sobie wyobrazić".

„Zobaczyłem kiedyś małą dziewczynkę, może

dziesięcioletnią. Była wystraszona. Machałem jej, by
do mnie podbiegła, chciałem, by zeszła z linii ognia.
Była może krok ode mnie, gdy ujrzałem, jak jej głów­
ka rozpada się na tysiące kawałków. Strzelił do niej
podporucznik Wehrmachtu. Wieczorem przyszedł
do mnie i powiedział: «Ależ to był mistrzowski
strzał*. Wie pani, co mu odpowiedziałem: «Pocze-
kaj, ty też dostaniesz swój mistrzowski strzał*. Nie
wródł do domu. Gdyby pani widziała, jak kobietom

background image

wyrywano dzieci z ramion i wrzucano do ognia,

gwałcono kobiety i też wrzucano do ognia. Tego

bie pani nie może wyobrazić. Nikt nie może. To znę­

canie się... Są rzeczy, o których nie byłem w stanie

nigdy pisać i mówić. Do dziś nie jestem... Nie, nie

wszyscy tacy byli. Ale i my, w Wehrmachcie, takich

mieliśmy. Zabici w powstaniu nigdy nie umierają.

Tej nocy znów do mnie wrócą".

Oto dwa sumienia żołnierzy Wehrmachtu po

sześćdziesięciu pięciu latach.

background image

Szukanie odpowiedzialnych

za Holokaust

„W latach okupacji szantażowanie Żydów i de-

nuncjowanie tych, którzy szantażowi nie ulegli, by­

ło w Polsce powszechniejsze, niż się uważa" - pisze

Sebastian Duda w artykule Za garść złotówek („New­

sweek", 21/2008). Cały tekst jest budzeniem „pol­

skiego poczucia winy", że oto w czasach Holokau­

stu nie okazaliśmy się jako naród dość wielkoduszni

i bohaterscy, wręcz przeciwnie, wykorzystywaliśmy

tragedie braci Żydów dla osobistych i narodowych

interesów. Wielu szmalcowników - twierdzi Duda

- odczuwało dumę z popełnionych wobec Żydów

niegodziwości, ponieważ w ich pojęciu „występu­

jąc przeciwko Żydom, działali na rzecz polskości".

Szumowiny polskie, żerując na tragedii Żydów, kie­

rowały się w swoim brudnym procederze patrioty­

zmem. Tylko pogratulować autorowi spójności oraz

psychologicznej i moralnej głębi stawianej tezy.

O odpowiedzialności za Holokaust można mó­

wić tylko językiem moralności i sumienia. Nie ma

zbiorowej odpowiedzialności. Wyrażenie „sumie-

75

background image

nie narodowe" jest pojęciem analogicznym. Naród

jako wspólnota nie odpowiada za zbrodnie jego

członków. Lata panowania „szatańskiego łajna", jak

określił Hermann Hesse narodowy socjalizm, były

czasem ciężkiej próby dla wszystkich: dla Niemców,

Polaków, Litwinów, Ukraińców, a także dla samych

Żydów. Józef Bau, uratowany cudem, w książce Czas

zbezczeszczenia (Kraków 2006), pisze o „żydowskich

policjantach z biczem w ręku i obelgą w pysku,

o płatnych donosicielach i wszelkiego rodzaju słu­

gusach i pomagierach reżimu" królujących na uli­

cach krakowskiego getta.

I choć dziesiątki - a może setki - tysięcy Niemców

brało udział - pośredni lub bezpośredni - w zbrod­

ni ludobójstwa, to jednak nikt o zdrowych zmysłach

nie powie, że cały naród niemiecki jest za nią odpo­

wiedzialny.

Każdy, kto ocenia zachowania ludzi w czasach

powszechnego ludobójstwa, winien najpierw sam

postawić sobie pytanie, jak zachowałby się, gdyby

miał do wyboru: cudze lub własne życie; gorzej -

lub życie swoich najbliższych. Kiedy tego pytania

zabraknie, pisanie o odpowiedzialności moralnej
będzie miało „poczciwy" charakter, zgodnie z po­

wiedzeniem Franęois-Rene de Chateaubriand: „Nie

znam sumienia zbrodniarza. Znam tylko sumienie

poczciwego człowieka, a ono jest straszne".

background image

Humor i żarty

w koszmarnych czasach

Niezwykły numer „Biuletynu IPN" (7/2008) po­

święcony w całośd satyrze, żartowi i dowcipowi
w czasach okupacji niemieckiej i niewoli komuni­
stycznej.

„Wykpiwanie przeciwnika - pisze Justyna Bła-

żejowska w artykule Żarty z misia - jest orężem
mocnym i skutecznym, a do tego dostępnym nawet

słabym i uciśnionym - «to proca Dawida, stojące­
go przed Goliatem#. W okresie rozbiorów, a potem
pierwszej i drugiej wojny światowej stanowiło jed­

no z nielicznych skutecznych form przezwyciężania

strachu i grozy, a zarazem samoafirmacji. Po wpro­
wadzeniu stanu wojennego pocieszano się:« W razie
psychicznego załamania, sięgnij po książki z humo­

rem okupacyjnym. Przekonasz się, że bywało gorzej

jeszcze, a nie traciliśmy ducha. Pierwszym, kto po­
konał Hitlera, nie był wojskowy, pierwszy dokonał
tego dowcip warszawski*".

Na szczególną uwagę zasługuje artykuł Jerzy Wil­

czura i zbiorek żartów okupacyjnych Agnieszki Pietrzak

77

background image

w

(wnuczki Jerzego Wilczury), w którym autoria

omawia zeszyt zawierający żarty i dowcipy z okresu

okupacji niemieckiej zebrane przez jej dziadka.

Lektura lipcowego numeru „Biuletynu IPN' to

nie tylko okazja do rozrywki, ale nade wszystko

piękne świadectwo wolności wewnętrznej, hartu

ducha, zdrowego dystansu i krytycznego myślenia

naszych rodziców i dziadków, którym przyszło żyć

w skrajnie trudnych warunkach okupacji nazistow­

skiej i komunistycznej. Bylibyśmy dzisiaj i my o wie­

le pogodniejsi, szczęśliwsi i zdrowsi, gdybyśmy ich

wzorem uczyli się patrzeć na nasze codzienne trud­
ności z większym dystansem. Humor, żart, satyrą,

szczypta ironii - to doskonałe sposoby nabierania

coraz większej wolności wobec tego, na co nie mamy

wpływu i z czym musimy się jednak w życiu godzić

jeżeli nasi ojcowie w tak ekstremalnie trudnych wa­

runkach zniewolenia politycznego, społecznego

i ekonomicznego potrafili się jeszcze śmiać, o ileż

bardziej możemy robić to my, którzy żyjemy prze­

cież w wolnym i niepodległym kraju.

„Niemiec złapał Żyda uciekającego z getta. Szar­

pie nim, krzyczy i grozi, że go zabije. Nieszczęśliwy
błaga o litość. Po namyśle Niemiec mówi: «Daruję d

żyae, ale zgadnij, które oko mam sztuczne?*. Żyd,

trzęsąc się ze strachu, spogląda na Niemca i mówi:

«Lewe». «Masz szczęśde, zgadłeś. Ale jak to pozna­

łeś?*. «Bo ono tak ludzko na mnie popatrzyło*".

„Rok 1943. «Wiesz, podobno ma być rekwizycja

krzeseł w Generalnej Guberni*. «Co ty mówisz dla­

background image

czego?». «Bo Niemcy tak długo stoją pod Stalingra­
dem, że aż nogi ich zabolały®".

„W przepełnionym tramwaju dwóch mocno pod-

gazowanych facetów znajduje się przy barierce od­
dzielającej resztę tramwaju od nur fur Deutsche. Je­
den z nich, nie mogąc utrzymać równowagi, oparł
się na niej całym ciężarem. Towarzysz zwraca mu
głośno uwagę: «Felek, uważaj, bo na pysk do chle­
wu wpadniesz®".

„Rozmawia dwóch mężczyzn. «Co pan zrobi,

jak pan wygra sto tysięcy?*. «Pojadę na wczasy do
Związku Radzieckiego*. «A jak pan wygra milion?*.

•Zafunduję sobie dłuższy pobyt w Związku Radzie­
ckim*. «Czy pan nie zna innych krajów?*. «Znam,

ale pana nie znam*".

background image

Pycha i arogancja

największych bogaczy

Kto ufa bogactum, upadnie (Prz 11,28).

Gdybym czytał o tym w jednym z brukowców,

nie uwierzyłbym. Pomyślałbym - pewnie to plotka
miłośników spiskowej teorii dziejów. Ale rozpisywa­

ła się o tym szeroko codzienna prasa, komentowano
tę informację w telewizji. W maju 2009 roku na Man­

hattanie w Nowym Jorku miało miejsce tajne zebra­
nie najbogatszych tego świata. Brał w nim udział

między innymi Ted Turner, król mediów, oraz Bill

Gates, założyciel Microsoftu. Obradowali na temat
przeludnienia planety. „Światowa populacja osiąg­

nie 9,3 miliarda w 2040 roku. Za pomocą kontroli
narodzin możemy zatrzymać wzrost na poziomie

około 8,3" - perorował Gates. To nie tylko jałowe
obrady. Za nimi idą wielkie pieniądze. Bufłer, naj­

bogatszy człowiek świata, finansował pigułkę abor­
cyjną RU-486 (w Polsce niedostępna), a Gates swymi
miliardami wspiera kliniki aborcyjne.

Św. Ignacy Loyola w Ćwiczeniach duchownych daje

medytację o królestwie szatana. Opisuje w niej Lu-

background image

cyfera, który zwołuje swych podwładnych i rozsyła

ich po całym świecie. Napomina ich, by zarzucali ta

ludzi swe piekielne sieci. Najpierw mają ich kusić

chciwością bogactw. A kiedy nasycą swą chciwość,

szatani mają ich nakłaniać do próżnej chwały. A gdy

i to zdobędą, wysłannicy Lucyfera winni kusić ich

do bezmiernej pychy. Gdy bowiem tę posiądą, otwo­

rzy się przed nimi droga wszelkiego występku.

W historii świata nikt nigdy nie sterował roz­

wojem całej ludzkości. A kierujący się bezmierną

pychą tyrani, którzy usiłowali zdobyć panowanie

nad światem, po ograbieniu i wymordowaniu wielu

narodów sami kończyli żałośnie. W swym pysznym

zaślepieniu podejmowali decyzje leżące u źródeł ich

klęski. Tak było w starożytności, średniowieczu i tak

było w XX wieku - wieku tyranów ludobójców.

jeden z biografów Getesa podaje, że multimibar-

der nie tylko panicznie boi się przeludnienia, ale też
bardzo nie lubi religii. Nic dziwnego. Nie ma na nie­

bie miejsca dla dwóch bogów. Wszyscy tyrani lekce­

ważyli religię i nienawidzili jej. Żołnierze Napoleo­

na bezcześcili kościoły i gwałcili zakonnice tak samo

jak bolszewicy. Naziści robili to samo, wykazując

się przy tym swoim umiłowaniem do porządku.

Pomiędzy cynicznym promowaniem aborcji w kra­

jach rozwijających się a nazistowską, bolszewicką,

maoistowską i każdą rasistowską przemocą, która

ma zapewnić własnym narodom czy całej ludzkości

świetlaną przyszłość, przebiega bardzo cienka gra­

nica lub też nie ma jej wcale.

84

background image

We wszystkich tych wypadkach chodzi przecież

o jedno: przybieranie pozy boga, który przypisuje
sobie władzę nad żydem i śmierdą innych. I nie jest
już ważne, czy morduje się kapitalistów, kułaków.
Żydów, Tutsi, Hutu czy „tylko" nienarodzone dzie-
d. To przedeż istoty ludzkie. One chcą żyć. I mają
do tego pełne prawo. Historia dowiodła aż nadto, że
mordowanie jednych, by mogli żyć drudzy, to pie­
kło na ziemi.

15

background image

1

Zbrodnie i pochówek mordowanych

Na dnie szwajcarskiego jeziora Zurych, niedaleko

kliniki „Dignitas" - „Godność", w której za słone

pieniądze pomaga się chorym umrzeć, znaleziono

trzysta um oznakowanych logo zakładu. Jego dzia­

łalność jest możliwa, ponieważ prawo Szwajcarii

zezwala na wspomagane samobójstwo. Klinika po­

mogła tysiącom ludzi przenieść się na drugi świat,

a na „wizytę" w niej czeka sześć tysięcy osób. Wspo­

magane samobójstwo rozwiązuje wszystkie proble­

my klientów „Godności". Ale właścicielowi pozo­

staje kłopotliwy problem trupów. To przecież corpus

delicti.

Zabić człowieka to rzecz najprostsza pod słoń­

cem. Ludzka istota, jak każdy organizm w przyro­

dzie, jest krucha. Wystarcza kilka gramów ołowiu

w tył głowy. A kiedy go brakuje lub po prostu go

szkoda (jak miało to miejsce w ciężkich czasach wo­

jennych), dość jednego pchnięcia bagnetem czy no­

żem. Gilotyna - to metoda historyczna. Wymyślne

sposoby, jak na przykład trude spalinami w specjal­

nych dężarówkach, okazało się niepraktyczne i zbyt

i

background image

1

kosztowne. Ale nie mając nic pod ręką, można czło­

wieka po prostu zatłuc, bo to istota krucha. Daw­

ka pentobarbitolu, stosowana przez „Dignitas", to

„humanitarne" rozwiązanie. Nie trzeba patrzeć na

krew.

Trudniejszy od zabijania okazuje się problem

trupów. Wszyscy, którzy masowo mordowali w XX

wieku, mieli z tym poważne kłopoty. Długo by opi­

sywać, jak Niemcy uczyli się radzić sobie z trupami
mordowanych Żydów, Cyganów, Polaków, Rosjan.

Grzebanie w trumnach na cmentarzach nie wcho­

dziło nigdy w grę. Masowe groby zostawiają ślady.

Palenie w krematoriach okazało się „racjonalnym"
wyjściem.

Po

mordowanych

zostawała

jedynie

garstka popiołu, choć trzeba było znosić nieznośny
słodka wy zapach.

jak jednak palić zabitych na Kołymie przy czter-

dziestostopniowym mrozie? Składano więc ich ciała
za drutami obozu, gdzie zmarznięte i przysypane

śniegiem czekały do wiosny. Potem zagrzebywano

je kamieniami. „Na Kołymie ciała nie przekazuje się
ziemi, lecz kamieniom. [...| W podziemiach Kołymy

znajduje się więc nie tylko złoto, nie tylko cyna, nie
tylko wolfram i uran, ale i niedające się zniszczyć

ludzkie ciała" (Warłam Szałamow). Kiedy w czasie

wojny Amerykanie przysłali swoim sojusznikom ra­

dzieckim ciężkie buldożery, d na Kołymie używali
ich do grzebania więźniów: „Buldożery zgarniały te
zastygłe trupy, tysiące, tysiące podobnych do szkie­

letów martwych ciał. Wszystko pozostało nienam-

-------------------------------------- J7 ------------------------------------------

background image

szone, powykręcane palce rąk, ropiejące palce nóg -

kikuty po odmrożeniach, porozdrapywana do krwi

sucha skóra i płonące głodowym blaskiem oczy"

(Warłam Szałamow).

jak pouczał towarzystwo zebrane na przyjęciu

Iwan Karamazow u Dostojewskiego - kiedy Boga

nie ma, „egoizm posunięty do niegodziwości winien

być nie tylko dozwolony, ale uznany wręcz za nie­

zbędny, najrozsądniejsze i omal nie najszlachetniej­
sze wyjście w sytuacji człowieka".

background image

Szczyt chciwości Hollywood

Korzeniem wszelkiego zła jest chciwoić pieniędzy (1 Tm

6

,

10

).

Kiedy kręcono w Bombaju film Slumdog. Milioner

z ulicy, do odegrania scen w slumsach zaangażowa­
no najpierw dzieciaki z bogatych rodzin, które bie­
gle mówiły po angielsku. Ale szybko zorientowano
się, że ich gra jest sztuczna. „Przesłuchaliśmy setki
dzieci mówiących po angielsku i byliśmy załamani'

- opowiada jeden z reżyserów. Wówczas ktoś wpadł
na pomysł, by - rezygnując z angielskiego - zaanga­
żować ubogie dzieci żyjące w slumsach. „Efekt byt
piorunujący. Postacie ożyły. Upewniliśmy się, że to

jest właśnie droga. Znaleźliśmy wspaniałych akto­
rów". Byli to między innymi Azharuddin Maham-
med Ismail, który zagrał małego Salima, oraz Rubi-
na Ali, która grała Latikę, jego przyjaciółkę.

Film odniósł wielki sukces. Zdobył wiele presti­

żowych nagród: między innymi Nagrodę Publicz­
ności na Festiwalu w Toronto, nagrodę British Inde­

pendent Film Awers, cztery Złote Globy oraz osiem

Oscarów. Ubogie dzieci ze slumsów wraz z osobi-

background image

stośdami światowego kina świętowały rozdanie

Oscarów w Hollywood w 2009 roku. Slumdog zarobił

niemal pół miliarda dolarów. Honoraria dzieci były

jednak śmiesznie niskie - nie przekraczały tysiąca

dolarów.

Przez kilka tygodni zainteresowanie ubogimi ak­

torami ze slumsów było ogromne. Po uroczystej ga­

li w Hollywood media pokazały ich w naturalnym
środowisku, w którym się wychowują-w slumsach.

Ismail skarżył się, że w nocy jest mu zimno, ponie­
waż śpi jedynie pod kocem. W ostatnich tygodniach

sprawa małych aktorów ze Slumdoga wróciła w me­

diach, ponieważ władze Bombaju nakazały zburzyć

dzielnicę slumsów, w których mieszkał dziesięcio­
letni dziś Ismail. Płacząc, skarżył się przed kame­

rą, że jest mu wstyd, ponieważ - choć zdobył suk­
ces i jest bohaterem - teraz nie ma gdzie mieszkać.

Media wielokrotnie krytykowały twórców filmu, że

nie podzieliły się zyskami z ubogimi dziećmi i ich

rodzicami.

Ale... Prawdę powiedziawszy, byłoby doprawdy

dziwne, gdyby się podzieliły. Wszak wielkie kino to

kwintesencja współczesnej cywilizacji zachodniej,

którą nakręca chciwość. Obecny kryzys ekonomicz­

ny i gospodarczy to przecież efekt chciwości najbo­

gatszych. Pieniądze to ich powietrze, woda i chleb.

Zarabiają dosłownie na wszystkim: na polityce, woj­

nie, seksie, skandalach, umieraniu przed kamerami,

zbrodniach popełnianych jawnie i skrycie. Niedaw­

no austriacki potwór Josef Fritzl ogłosił światu, że

90

background image

zamierza napisać książkę... dla córki, którą więził
i gwałcił przez ponad dwadzieścia lat. A ponieważ
tygodniami pokazywano go na pierwszych stronach
gazet całego świata, nieźle by na tym zarobił.

Slumdog to doskonały przykład, jak można, wy­

korzystując ubogich, robić wielkie pieniądze na opo­
wiadaniu o ich ubóstwie. To szczyt arogancji

background image

Codziennie umiera z głodu

25 tysięcy osób

Głupi wygłasza niedorzeczności i jego serce obmyśla

nieprawość, żeby się dopuszczać bezbożności i mówić

przewrotnie o Panu, żeby żołądek głodnego pozostawić

pustym i spragnionego pozbawić napoju (Iz 32,6).

Pod koniec grudnia 2008 roku Niemiecka Funda­

cja Ludności Świata (DSW) podała, że ludzkość liczy

aktualnie 6 miliardów 750 milionów osób. W tym sa­

mym czasie w raporcie za 2008 rok ONZ ogłosił że

z powodu niedożywienia i głodu cierpi 962 miliony

ludzi, (jeszcze rok temu podawano o 100 milionów

osób mniej). ONZ ostrzega, że w związku z panują­

cym kryzysem gospodarczym, w najbliższym czasie

liczba głodujących może znacznie wzrosnąć.

W krajach rozwijających się dziesiątki milionów

ludzi nie ma możliwości zjedzenia choćby jednego

posiłku dziennie. Każdego dnia umiera z niedoży­

wienia i głodu około 25 tysięcy osób, w tym 18 ty­

sięcy dzieci. Statystycznie co 3,6 sekundy na świecie

z głodu umiera jedna osoba. Dwie trzecie ludzi cier­

piących z powodu niedożywienia i głodu żyje w In­

92

background image

w

diach, Oiinach, Demokratycznej Republice Konga,

Bangladeszu, Indonezji, Pakistanie i Etiopii.

Liczby i cyfry są martwe. Stąd też strony inter­

netowe poświęcone problemowi głodu, chcąc po­

budzić ludzką wyobraźnię, zamieszczają zdjęcia ży­

wych szkieletów obleczonych w skórę, wychudzone
matki z niemowlętami na ręku, zapłakane dziecię­

ce twarzyczki oblepione muchami. A wszystko to

w epoce niesamowitych możliwości technicznych

oraz szerokiego dostępu do informacji. Mamy moż­

liwości zaradzenia tej straszliwej pladze, ale brakuje

nam dobrej woli, zaangażowania na rzecz innych,

bezinteresowności i hojności serca.

Dorota Ceynowa-Szmołda z Ruchu na rzecz

Ochrony Planety Green Angels zauważa, że za cenę
dziesięciu bombowców Stealth lub za dwudniowe

światowe wydatki na cele wojskowe można by ura­
tować przed śmiercią głodową 100 milionów dzie­
ci. A za „cenę jednego pocisku rakietowego szkoła

pełna głodnych dzieci mogłaby przez pięć lat wyda­
wać codzienny obiad. Statystycznie suma pieniędzy
wydana w ciągu tygodnia na zbrojenia jest równa
kosztom wyżywienia głodujących ludzi na całym

świede przez jeden rok".

Rodzi się pytanie: Po co o tym mówić, skoro my,

prości ludzie z ulicy, niewiele możemy zrobić? Ta­
kie myślenie to jednak wielka pokusa. Mamy bo­
wiem - jak mówił Jan Paweł O - „kształtować opinię
publiczną, która będzie się domagała rozwiązania
dręczących problemów głodu i zacofania. Trzeba,

------------------

93

-------------------

background image

żeby problem głodu był dziś lepiej znany światowej

opinii w całej swojej przerażającej realności”. Wiel­

cy tego świata, którzy lubią przybierać maski do­

broczyńców, unikają tego tematu. Nasz stanowczy

i zdecydowany nacisk może skłonić ich do szukania

rozwiązania tak wstydliwego dla bogatego Zachodu

problemu.

94

background image

Dzieci - żołnierze na wojnie

„Żyjemy w świecie pełnym taniej broni, nienawi­

ści, niezrozumienia i głupoty i jeśli nie uda się nam

porozumieć,

wzajemnie

się

wyniszczymy.

Może­

my jednak próbować żyć inaczej" (Ryszarad Ka­

puściński).

Książka Dzieci żołnierze Giuseppe Carrisi (Kra­

ków 2007) - to wstrząsające świadectwo wykorzy­

stania nieletnich jako żołnierzy na wojnie. Według

szacunkowych danych około trzystu tysięcy dzieci

poniżej

osiemnastego

roku życia zaangażowanych

jest w dziesiątki zbrojnych konfliktów w różnych

zakątkach ziemi. Autor, analizując sytuacje poszcze­

gólnych krajów, ukazuje zakres tego zjawiska, bada

jego przyczyny i polityczne uwarunkowania.

Do

serca

czytelnika

najbardziej

przemawiają

świadectwa dzieci-żołnierzy, które przeszły piekło

wojny. Niezręcznym językiem opowiadają o hraumie

oraz o zbrodniach: tych, jakich same doznały, i tych,

które popełniły. Czternastoletni Emilio z Gwatemali

wspomina: „Wojsko było koszmarem. Bez przerwy

nas bito, bez powodu, tylko po to, żebyśmy żyli

95

background image

w ciągłym terrorze. Mam nadal ostre bóle żołądka

na skutek bycia kopanym przez żołnierzy".

Piętnastoletni Fabio z Kolumbii wyznaje ze skru­

chą: „Kiedy byłem wśród paramilitarnych, zamor­

dowałem jednego z moich kolegów, który nie dawał

rady znosić tego życia. Nie był w stanie dotrwać do

końca szkolenia. Żołnierze dali mi do ręki macze­

tę, żebym go żywcem poćwiartował. Był związany.

Prosił mnie, żebym go nie zabijał. Komendant pa­

trzył na mnie i mówił: «Uderz, uderz». I ja to w koń­

cu zrobiłem. Potem wybuchnąłem płaczem".

Podobne

wyznanie

czyni

szesnastoletni

Susan

z Ugandy; „Jeden chłopiec próbował uciec, ale zo­

stał złapany, [...j Pięciu mężczyzn deptało po jego

ciele. Miał związane nadgarstki. Potem kazali nam,

dzieciom, zabić go kijami. Zrobiło mi się słabo. Zna­

łem tego chłopaka, bo byliśmy z tej samej wioski.

Nie chciałem go zabijać i spróbowałem stawić opór,

ale oni powiedzieli, że zabiją i mnie. Wymierzyli we

mnie pistolet i nie miałem wyboru".

Than

z

Birmy

opowiada:

„Zostałem

porwany

sprzed szkoły, kiedy miałem szesnaście lat. Niektó­

rzy koledzy zginęli w walce. Wielu zabiły choroby,

innych przymusowe prace. Kazali nam wspinać się

po górach, a jeśli się zatrzymywaliśmy, bili nas kija­

mi. Ciała zmarłych chłopców były palone".

Dzieci poszły w niewolę [gnanel przed ciemięzcą

(Lm 1, 5). 1 choć wszystko to dzieje się - jak nam

się zdaje - gdzieś daleko od nas, to jednak czujemy

współczucie i ból. Jesteśmy przecież jedną wiel-

%

background image

ką ludzką rodziną, „Ciałem Boga". Nasza pamięć

przed Ojcem wszelkiego miłosierdzia o krzywdzo­

nych dzieciach w odległej Azji, Afryce czy Ameryce

Południowej daje odwagę najpierw nam, by próbo­

wać żyć inaczej.

background image

Demon ludobójstwa

krąży nad ludzkością

„Nie chodzi o myślenie dzikich, ale raczej o dzikie

myślenie. Taka forma jest dorobkiem całej ludzkości

i możemy ją odnaleźć w sobie, ale wolimy szukać

jej w społeczeństwach egzotycznych" (Claude Lćvi-

-Strauss).

Książka Svena Lindqvista, szwedzkiego dzienni­

karza, Wytępić całe to bydło (Warszawa 2009) poka­

zuje, że Holokaust nie jest samotną wyspą na ocea­

nie ludzkości, ale jedną z wielu w archipelagu ma­

sowych zbrodni ludobójstwa, zbrodni wojennych

i czystek etnicznych dokonanych na bezbronnych

narodach w okresie kolonializmu w XIX i XX wie­

ku. Tylko w samym Kongo w okresie kolonializmu

wymordowano od 4 do 8 milionów Afrykańczyków.

Nikt tego dziś nie jest w stanie dokładnie policzyć.

Świat dowiedział się o zbrodni dzięki opisom i zdję­

ciom misjonarzy.

Wy tępić całe to bydło opowiada nie tylko o kolo­

nialnych zbrodniach, ale także o filozofii unicestwia­

nia niższych ras w imię Lebensraum, powiększania

98

background image

f

życiowej przestrzeni dla wyższej rasy narodów eu­

ropejskich. Wielu antropologów czasu kolonialnego

posługiwało się pojęciami: „dzikie rasy" lub „niższe

rasy", sugerując, że wszystkie one - jak pisał James

C. Prichard - „są nie do uratowania". W XIX wieku

Amerykanie w Stanach, Argentyńczycy na stepach

Ameryki Południowej, Brytyjczycy w Azji i Afryce,

Francuzi, Belgowie i Niemcy w Afryce stosowali

sztukę „przyspieszania procesu wymierania «ubo-

gich kulturowo narodów#", właśnie owych „dzikich

ras" - pisze Lindqvist.

Swój pogląd autor ilustruje niemiecką zbrodnią

wobec

południowoafrykańskiego

ludu

Hererów.

Pod koniec XIX wieku na ziemiach należących do

Hererów Niemcy założyli kolonię: Niemiecką Afry­
kę Południowo-Zachodnią. Wzorem Amerykanów

w Stanach Zjednoczonych, Hererów skierowano do
rezerwatów, a ich pastwiska przekazano niemieckim

gospodarzom. Hererowie wzniecili bunt, ale z po­
mocą prymitywnej broni nie byli w stanie stawić
czoła korpusowi ekspedycyjnemu dowodzonemu
przez generała Lothara von Trothy. Po klęsce pod

Warterbergiem Hererowie wycofali się na pustynię
Kalahari, gdzie nie było jednak wody. Von Trotha
zablokował na terenach okupowanych dostęp do
wody i wydał rozkaz zabicia każdego spotkanego
Herera.

Rzeź była okrutna. W raporcie po wygranej woj­

nie generał pisak „Trwająca cały miesiąc i przepro­
wadzona z żelaznym rygorem blokada terenów

99

background image

pustynnych

ukoronowały

dzido

eksterminacji.

Rzężenie konających i przeraźliwe krzyki obłędu

rozbrzmiewały w podniosłej ciszy nieskończoności

Wyrok

został

wykonany".

Wymordowano

wów­

czas siedemdziesiąt tysięcy Hererów. To był tylko

„skromny

niemiecki

początek".

Rozkwit

zbrodni

nastąpił kilkadziesiąt lat później w imię tej samej

idei Lebensraum.

Zdaniem Lindqvista, demon masowych zbrodni

nadal zagraża ludzkości, ponieważ ciągle jedne na­

rody uzurpują sobie władzę nad innymi. Wytfpić ca­

łe to bydło zaczyna się i kończy słowami: „Wiesz już

wystarczająco dużo. Ja też. To nie wiedzy nam bra­

kuje. Brak nam odwagi, by zrozumieć to, co wiemy,

i wyciągnąć z tego wnioski".

100

background image

p

Historia antysemityzmu

Leona Poliakova

Jest to naród złupiony i ograbiony; wszystkich spftano po
jaskiniach

oraz

zamknifto

w

wifzieniaeh;

na

łup

zostali

wydani i nikł ich nie ratuje; na rcbunek i nikt nie powie:

.Oddaj!’ (Iz 42,22).

Historia

antysemityzmu

(Kraków

2008)

Lćona

Poliakova (1910-1997), wybitnego francuskiego hi­

storyka, Żyda, to jedno z najważniejszych dzieł po­
święconych antysemityzmowi. Polskie dwutomowe

wydanie jest skróconą wersją pierwotnego czteroto­
mowego wydania francuskiego. Autor badał temat
i pisał swoje dzieło ponad dwadzieścia lat. Na pyta­

nie, dlaczego je stworzył, odpowiedział: „Chciałem
wiedzieć, dlaczego chciano mnie zabić. To była pra­

wie sprawa osobista'.

Poliakov szczegółowo dokumentuje, jak głębo­

ko antysemityzm wpisał się w europejską polity­
kę, ekonomię, kulturę, obyczajowość i religię. Wy­
pomina antysemityzm najwybitniejszym twórcom

europejskiej kultury, m.in.: Wolterowi, Racine'owi
Bossuetowi i Wagnerowi. „Żydzi to naród przekłę-

101

background image

ty, który nie ma ni ogniska, ni miejsca, żyjący bez

kraju i we wszystkich krajach, niegdyś najszczęśliw­

szy na świecie, a dzisiaj wyszydzony i znienawidzo­

ny przez cały świat: nędzny, choć niegodzien lito­

ści, stał się w swoim upadku, przez ciążące na nim

przekleństwa, pośmiewiskiem nawet dla najbardziej

statecznych" - pisał ]acques-Benigne Bossuet (1627-

1704), luminarz francuskiej myśli politycznej, biskup

i członek Akademii Francuskiej.

Jako dowód, iż antysemickie myślenie przeni­

kało do nauczania kościelnego, Poliakov przytacza

katechizm A. Gamberta: „Czy ciężkim grzechem jest

przyjąć komunię, będąc tego niegodnym? To naj­

cięższy spośród wszystkich grzechów, gdyż stajemy

się winni ciała i krwi Jezusa Chrystusa, tak jak Ju­

dasz i Żydzi; i to na nas spada wina za sąd nad Nim

i skazanie Go na śmierć".

Antysemityzm

niewątpliwie

należy

osadzić

w kontekście historycznym, politycznym, społecz­

nym czy ekonomicznym, nie można go jednak mo­

ralnie usprawiedliwić. „Wrogość wielu chrześcijan

w stosunku do Żydów w ciągu historii jest boles­

nym faktem historycznym i powodem do głębokich

wyrzutów sumienia" - mówi Jan Paweł II, szczegól­

ny świadek pojednania chrześcijan i Żydów. Książka

Potiakova przekonuje, że czas najwyższy przerwać
historię wzajemnej wrogości pomiędzy obu religia-

mi, jaka ciągnie się od czasów Chrystusa. I choć my,

żyjący w XXI wieku, nie jesteśmy personalnie odpo­

wiedzialni za grzechy popełnione w przeszłości, to

102

background image

f

jednak ciąży na nas „zła pamięć" nasycona wzajem­

ną nieufnością czy niechęcią. Od naszego zaanga­

żowania w uzdrowienie pamięci zależy więc, kiedy

skończy się historia antysemityzmu.

„Jako następca Apostoła Piotra zapewniam lud

żydowski, że Kościół katolicki jest głęboko zasmuco­

ny z powodu nienawiści, prześladowań i wszelkich

przejawów antysemityzmu, jakich Żydzi doznali od
chrześcijan w jakimkolwiek czasie i w jakimkolwiek

miejscu" - mówił do Żydów Papież z Polski, który

od wczesnego dzieciństwa miał żydowskich kole­

gów i przyjaciół.

103

background image

Bp Williamson na temat Holokaustu

Wiemy świadek nie kłamie (Prz 14,5).

„Jak fizyk, który nie zna teorii kwantowej, nie jest

fizykiem, tak samo antysemita, który nie uwzględ­

nia Auschwitz, nie może być prawdziwym, że tak

powiem, poważnym i kompetentnym, przynajmniej

w swojej manii, i dobrze wykwalifikowanym anty­

semitą" (Imre Kertesz).

W 1988 roku zbuntowany przeciw Papieżowi

abp Marcel Lefebvre konsekrował czterech bisku­

pów, którzy popadli w ekskomunikę latae sententiae.

Tak powstała w Kościele nowa schizma. By uniknąć

rozszerzania się jej, 21 stycznia 2009 roku Papież

Benedykt XVI zdjął ze schizmatyckich biskupów

kościelną karę. Gest ten zyskałby z pewnością uzna­

nie, gdyby nie dziwaczne poglądy jednego z nich,

Richarda Williamsona, konwertyty z anglikanizmu,

który kwestionuje fakt Holokaustu. Głosi między

innymi, że w obozach koncentracyjnych nie było ko­

mór gazowych.

Kontrowersyjny biskup, z wykształcenia mate­

matyk, twierdzi, że problem zbadał naukowo i nie

IM

background image

kieruje się emocjami. „Mnie zresztą nie interesuje

słowo antysemityzm. To słowo jest bardzo niebez­

pieczne" - dodaje. Williamson, dopuszczony do

godności biskupa przez Lefebvre'a, nie przez Papie­

ża, to przedstawiciel skamieliny poglądów antyse­

mickich z najciemniejszego okresu historii Europy.

Włoskie „II Giomale" donosi, że w Watykanie krążą

hipotezy, jakoby za zachowaniem Williamsona krył

się spisek przeciwko Papieżowi.

Środowiska żydowskie bowiem ostro zaprotesto­

wały. Instytut Pamięci Ofiar Holokaustu w Jerozoli­
mie Yad Vashem uznał decyzję zdjęcia ekskomuniki

zbp. Williamsona za skandal: „Negowanie Holokau­
stu stanowi nie tylko obrazę dla ocalonych, dla pa­

mięci o ofiarach i Sprawiedliwych Wśród Narodów,

którzy ryzykowali własnym żydem, by uratować

Żydów, ale jest także brutalnym aktem na prawdę".

Bp Mieczysław Cisło, przewodniczący Komitetu

Episkopatu Polski do spraw Dialogu z Judaizmem,

stwierdza, że rekcja środowisk żydowskich jest
zrozumiała. Bp Tadeusz Pieronek zaś w rozmowie

z włoskim portalem Pontifex powiedział, że w Pol­

sce bp Williamson byłby już w więzieniu: „Jeżeli
w przypadku zwykłego wiernego negowanie Shoah
to coś dężkiego, znacznie cięższe jest w przypadku
duchownego".

Rzecznik Stolicy Apostolskiej tłumaczy, że znie­

sienie ekskomunilu nie oznacza, iż Watykan po­
dziela opinię bp. Williamsona na temat Holokaustu.

Jednak ta i inne jeszcze wypowiedzi Kośdoła nie

105

background image

uspokoiły sytuacji. Izraelski minister do spraw reli-

gii Icchak Cohen w rozmowie z tygodnikiem „Der

Spiegel" doradza swemu rządowi „całkowite ze­

rwanie kontaktów z organizacją, której członkami są

kłamcy oświęcimscy i antysemici".

„Antysemityzm jest grzechem przeciwko Bogu"

(Jan Paweł II). Rana zadana wzajemnym relacjom

chrześcijańsko-żydowskim jest bardzo głęboka. Bę­

dzie jeszcze długo krwawić. Dyplomacja, choćby

i watykańska, już tu nie wystarcza. Konieczna staje

się głęboka skrucha. Zaczęła się ona od ultimatum

skierowanego przez Sekretariat Stanu do bp. Wil-

liamsona: Jeżeli biskup chce być dopuszczony do

pełnienia biskupich funkcji, musi publicznie wyrzec

się swoich antysemickich poglądów.

Benedykt XVI potrzebuje teraz naszej modlitwy,

duchowego wsparcia i pokuty.

106

background image

Oddzielić politykę od religii

Mieszkam

w Nowym Domu Polskim Sióstr Elżbie­

tanek na skraju dzielnicy Mea Sharim, dzielnicy Ży­

dów ortodoksyjnych w Jerozolimie. W ostatni szabat

odwiedziłem kilka synagog i byłem świadkiem nie­

zwykle żarliwej modlitwy Żydów. Wzruszający jest

ich kuJt Tory, która stanowi integralną część Biblii.

Dwa razy w tygodniu, w poniedziałki i czwartki,

na placu przed Ścianą Płaczu dziesiątki trzynasto­

latków w obrzędzie bar micwy zostaje uznanych za

synów prawa. Kilkakrotnie uczestniczyłem w tych

obrzędach; w ich centrum jest czytanie i komento­

wanie Tory. Wszystko to unaocznia mi, jak bardzo

nasze religie są sobie bliskie przez miłość i cześć dla

Słowa Bożego. Wierność Jezusowi, który był wier­

nym Żydem, nie domaga się niechęci i wrogości

wobec Jego braci, którzy pozostali w kręgu Starego

Przymierza.

W takim nastroju przeczytałem na polskich por­

talach relacje z wypowiedzi ks. bpa Tadeusza Pie­

ronka dla www.pontifex.roma.it. Z bólem wręcz

czyta się sam tekst a tym bardziej komentarze in-

107

background image

temautów. Biskup miał powiedzieć między innymi,

że „Shoah jest wymysłem żydowskim" oraz że Ży­

dzi wykorzystują go obecnie „jako broń propagan­

dową, w celu osiągnięcia nieuzasadnionych często

korzyści". Biskup oskarża też Izrael o nieludzkie

traktowanie Palestyńczyków. Biskup tłumaczy się,

że dziennikarz źle zinterpretował jego wypowiedź.

Dyrekcja portalu wyraża jednak sprzeciw. Niezależ­

nie od tego, czy i na ile słowa biskupa zostały źle

zrozumiane przez włoskiego dziennikarza, sprawa

jest niezwykle ważna.

Licytowanie się, kto więcej cierpiał w czasie na­

zistowskiego piekła, wydaje mi się wręcz nieprzy­

zwoite. Urąga Bogu. Wobec cierpienia, męczeńskiej

śmierci

milionów

wszystkich

narodów

przystoi

milczenie i modlitwa. Żydzi byli skazani na zagładę

jako naród. Nie było innego powodu. Temu zaprze­

czyć nie wolno i to właśnie ich najbardziej boli. Ból

ten należy uszanować. Podstawowy błąd przytacza­

nej wypowiedzi Księdza Biskupa (zastrzegam - o ile

to powiedział) polega na tym, że miesza cierpienia

narodów w czasach nazizmu z polityką powojenną

i współczesną. Jeżeli nawet dzisiejsze władze Izrae­

la zachowują się niesprawiedliwie wobec Palestyń­

czyków, to jest to zupełnie inny - polityczny prob­

lem i nie można go przytaczać w kontekście ofiar

Holokaustu.

Wkład Jezusa w światową kulturę dla wszystkich

narodów polega na tym, że nauczał nas sztuki od­

dzielania polityki od religii, narodowości od wiary.

108

background image

Na grzech mieszania religii i polityki, narodowości

i wiary narażony jest nie tylko islam, ale każda inna

religia. Oddaj cezarowi, co cezara, a Bogu, co Boskie

(por. Mt 22,21). Jako chrześcijanie mamy oddać Je­

zusowi, co do Niego należy: miłość do wszystkich,

nawet jeżeli ma to być miłość nieprzyjaciół. Jeżeli
dzisiaj chcemy wnieść ewangeliczny wkład w hi­

storię świata i historię kultury, musimy naśladować

Jezusa w Jego oddzielaniu polityki i religii, narodo­

wości i wiary.

background image

1

Dialog międzyreligijny jest trudny

„Musimy wszyscy działać na rzecz wzrastającego

zaangażowania

w

dialog

międzyreligijny,

wielki

znak nadziei dla narodów świata. (...) Będzie on

źródłem licznych form współpracy, przede wszyst­

kim w wypełnianiu obowiązku pomocy biednym

i słabym. To właśnie świadczy o prawdziwości na­

szej czci Boga" (Jan Paweł II).

Kościół Soboru Watykańskiego H odżegnując się

od utrwalonego przez długie stulecia „katolickiego

patrzenia z góry" na „pogan", zaprasza, aby wierzą­

cy ze szczerym szacunkiem odnosili się do innych

religii i ich wyznawców, nie odrzucali niczego, co

w nich jest prawdziwe i święte, oraz by poprzez

wzajemne rozmowy i współpracę z nimi poznawali,

zachowywali i rozwijali te dobra duchowe i moral­

ne, które one zawierają (por. Nostra aetate, 2).

W polskiej świadomości religijnej, z jej emocjonal­

nym przywiązaniem do katolicyzmu, owo szczytne

soborowe zaproszenie pozostaje ciągle jeszcze teo­

rią. Żyjąc bowiem przez ostatnie dziesięciolecia za

żelazną kurtyną i troszcząc się przede wszystkim

---------------------------- HO ----------------------------

background image

w

o własne polskie i katolickie sprawy, bywamy kusze­

ni do nieufności wobec „obcych", a w szczególności

wobec wyznawców innych religii. W katolickich

pismach parafialnych, diecezjalnych i ogólnokra­

jowych rzadko rzetelnie i życzliwie piszemy o reli-

giach niechrześcijańskich i ich wyznawcach. A kiedy

ktoś, dzieląc się swoim doświadczeniem, opowiada

0 bogactwie jakiejś religii, na przykład buddyzmu

czy judaizmu, bywa natychmiast oskarżany o pod­
ważanie prawdziwej wiary katolickiej.

Obawy przed czytaniem, słuchaniem i dialogo­

waniem o religiach niechrześcijańskich nie płyną

bynajmniej z głębokiego umiłowania katolicyzmu

1 zakorzenienia w nim. Wręcz przeciwnie. Są wyra­

zem braku znajomości katolickiej doktryny, moral­

ności i duchowości. Nie znając własnej religii, oba­

wiamy się, by „obce" nam idee religijne i moralne
nie spowodowały zamieszania i chaosu w naszych
umysłach i sercach.

Dialog międzyreligijny jest trudny, ponieważ wy­

maga nie tylko otwartości na wyznawców innych
religii, ale także głębokiego zakorzenienia w Ewan­

gelii Jezusa oraz intelektualnego poznania Biblii
i Tradycji. „Dialog bowiem nie polega na szukaniu
wspólnego mianownika dla wielu religii i rezygnacji

z tego, co stanowi istotę i odmienność danej wiary.
To otwartość na działanie Boga w drugim człowieku
i w jego religii" (Zbigniew Kubacki SJ). Każdy prze­

jaw wrogości wobec wyznawców innych wyznań

i religii jest antyświadectwem danym Chrystusowi.

111

I

background image

Kolejna wojna w Strefie Gazy

On uśmierza wojny aż po krańce ziemi. On kruszy lu­

ki, łamie tołócznie, tarcze pali w ogniu. „Zatrzymajcie sif

i wiedzcie, że Ja jestem Bogiem, jestem ponad narodami,

jestem ponad ziemią!" (Ps 46,10-11).

Od półtora roku Strefa Gazy (półtora milionów

mieszkańców) znajduje się pod całkowitą kontrolą

Hamasu, ale zawarto półroczny rozejm z Izraelem.

Pod koniec grudnia 2008 roku Harnaś nie zgodził się

przedłużyć go i nasilił rakietowy ostrzał ziem izrael­

skich. Codziennie na Izrael spadało średnio siedem­

dziesiąt - osiemdziesiąt rakiet i pocisków moździe­

rzowych. Izrael stracił cierpliwość i w odwecie 27

grudnia rozpoczął bombardowanie Strefy Gazy.

W pierwszej fali nalotów, w której wzięło udział

sześćdziesiąt

samolotów,

śmierć

poniosło

dwustu

pięciu Palestyńczyków, a ponad dwustu zostało ran­

nych. Wieczorem tego samego dnia rozpoczęła się

druga fala nalotów. Agencje prasowe publikowały

zdjęcia zmasakrowanych dał Palestyńczyków leżą­

ce na ulicy, pokazywały dramatyczne akcje ratun-

112

background image

kowe, zrozpaczone kobiety i mężczyzn nad ciałami

zmarłych.

Jaka jest przyszłość obu narodów, Żydów i Pa­

lestyńczyków, żyjących obok siebie na jednej ziemi,

którzy przyjmują wobec siebie postawę wrogości,

odwołującą się do przemocy? Dlaczego obie religie,

judaizm i islam, z którymi tak głęboko związane są

oba narody, nie inspirują wzajemnej zgody i pojed­

nania? Dlaczego modlitwa i wierność prawu religij­

nemu, nie każe Żydom i muzułmanom przekroczyć

narosłych przez dziesiątki lat krzywd i urazów? Dla­

czego nienawiść i chęć zemsty okazują się silniejsze

od przebaczenia i pojednania, do którego wzywają

przecież obie religie? Dlaczego myśl o lepszej przy­

szłości własnych dzied i wnuków, których jednako­

wo przedeż kochają Żydzi i Palestyńczycy, nie zobo­

wiązuje ich do kompromisu i wzajemnej zgody?

Ponieważ obie strony toczące wojnę używają reli-

gii jako ideologicznego zaplecza w dążeniu do zwy-
rięstwa własnego narodu i własnego państwa. To

ludzka wyniosłość, chęć zemsty, żądza władzy każe
człowiekowi stawać ponad Bożym prawem i wyko­
rzystywać je dla własnych celów. Kiedy religia zo­

staje użyta dla polityki, odmienia swe oblicze i staje
się pseudoreligią: podpowiada Bogu, co On winien
czynić, zamiast Go słuchać. Pseudoreligią jednych

kocha, ochrania i broni, innych nienawidzi, zabija
i niszczy.

Powrót do czystej religii obu zwaśnionych

stron,

to jedyna droga do pokoju. Chwal. Jertmlimo.

Pana

------------------------------------ - 113 ----------------------------------------

background image

- Jerozolimo żydowska i palestyńska - chwal Boga

twego, Syjonie! Umacnia bowiem zawory bram twoich

i błogosławi synom twoim w tobie. Zapewnia pokój twoim

granicom. (...) Na ziemię zsyła swoje orędzie, mknie chy­

żo jego słowo (Ps 147,12-15).

background image

Uczniowska zbrodnia

w szwedzkiej szkole

W Finlandii szok. 7 listopada 2007 roku w Tuusula

osiemnastoletni uczeń Pekka-Eric Auvinen zastrze­

lił osiem osób, po czym sam popełnił samobójstwo.

Był członkiem strzeleckiego klubu. Na krótko przed

zbrodnią kupił swój pierwszy pistolet którym do­
konał masakry. Właściciel klubu, do którego należał

Pekka-Eric, twierdzi, że nie zauważył u niego obja­

wów choroby psychicznej. Koledzy mówią, że miał

jednak obsesję na punkcie broni. Przed dokonaniem
zbrodni osiemnastolatek ogłosił swój rewolucyjny

manifest, w którym wzywał do wojny przeciwko -

jak to sam określił - „masom półgłówków".

Na forach internetowych pojawiają się komen­

tarze, które wzywają, by popatrzeć na Auvinena

jak na bohatera, który poświęcił życie, by walczyć

z ogłupiającym systemem edukacyjnym i politycz­
nym. Jego śmierć powinna - zdaniem tych komenta­
rzy - wstrząsnąć światem, powodując falę odnowy

moralnej w świecie. „Ten młody człowiek poświę­

cił swoje żyde, by coś Iudzkośd przekazać - pisze

115

background image

Sofian. - Nikt się nie zastanawia, co go doprowadzi­

ło do rozpaczy. Wszyscy myślą jedynie, jak zabroni!

posiadania broni i lepiej kontrolować Internet".

Internauta szwedzki Dylan twierdzi, że manifest

Auvinena

„bardzo

dobrze

opisuje

rzeczywistość

w obozach koncentracyjnych, czyli nordyckich lice­

ach, gdzie masy «półgłówków» są manipulowane

przez rząd, żeby zostali posłusznymi konsumen­

tami i niewolnikami. Swobodne myślenie, nieza­

leżność i oryginalność są niedopuszczalne. Ludzie

o inteligencji powyżej przeciętnej, po konfrontacji ze

skandynawską szkołą, powinni reagować jak Auvi-

nen, nie w sensie zabijania niewinnych, ale w swoim

poczuciu wyższości i wrogości wobec opresyjnego

systemu totalitarnego". Ten sposób cynicznego ro­

zumowania, w którym człowiek przypisuje sobie

prawo dysponowania cudzym życiem w imię włas­

nych idei, zdemaskował już dawno Dostojewski

w Biesach.

Łatwy dostęp do broni w osiemnastym roku

żyda, możliwość publikowania złowrogich mani­

festów całemu światu zaprzecza tezie o „obozach

koncentracyjnych",

duszeniu

swobodnego

myśle­

nia i niezależność. Miał jej ów młody człowiek zbyt

wiele i nadużył jej przedwko niewinnym kolegom

ze szkoły. I choć zrozumienie społecznych mechani­

zmów, które przyczyniły się do tragedii, jest ważne;

to jednak one same nie usprawiedliwiają popełnio­

nej zbrodni. Zbrodnia dokonana na niewinnych

nie może być nigdy metodą przekazywania światu

background image

I

jakiegokolwiek przesłania. Czyniąc w ten sposób,

największych

zbrodniarzy

świata

przemieniliby­

śmy w wielkich proroków. Czyn Auvinena jest tylko

zbrodnią. Niczym więcej.

Słuchajcie słowa Pana, synowie Izraela, bo to jest

spór Pana z mieszkańcami kraju, nie ma bowiem wier­

ność i miłość ani poznania Boga na ziemi. Przekleństwo,

kłamstwo, mord, kradzież i cudzołóstwo. Gwałcy, a zabój­
stwo idzie za zabójstwem. Dlatego kraj jest okryty żałoby

(Oz 4,1-3).

117

background image

Zamordował w szkole dziesięć osób

Przez długi czas był Izrael bez Boga prawdziwego [...]

ibezPrawa. (...) W owych ło czasach nie było pokoju wy­

chodzącego i wracającego, albowiem zawisł wielki niepo­

kój nad wszystkimi mieszkańcami kraju (2 Km 15,3.5).

7

listopada

2007

roku

osiemnastoletni

uczeń

Pekka-Eric Auvinen zastrzelił w szkole osiem osób:

pięciu chłopców, dwie dziewczyny oraz dorosłą ko­

bietę - dyrektorkę szkoły, po czym sam popełnił sa­

mobójstwo. Miało to miejsce w Tuusula w Finlandii.

Niemal w rocznicę tej zbrodni, 23 września 2008 ro­

ku, dwudziestodwuletni Matti Juhani Saari zamor­

dował dziesięć osób w szkole zawodowej Kauhajoki

w północnej Finlandii, po czym popełni samobój­

stwo, strzelając sobie w głowę.

Obaj mordercy zamieszczali w Internecie narcy­

styczną, cyniczną twórczość, w której pozowali na

myślicieli i rewolucjonistów. „To ja dokonam selekcji

naturalnej, wyeliminuję tych, którzy są nieprzysto­

sowani i przynoszą wstyd ludzkiej rasie’ - pisał cy­

nicznie osiemnastoletni Auvinen. Saari wypowiadał

się cudzym wierszem: „Niespodziewanie wybuchła

118

background image

*

wojna i matki, które krzyczą / O zemstę i odwet,

0 następną wojnę. /1 niespodziewanie i niespodzie­

wanie, / Niespodziewanie wybuchła wojna, z udrę­

ką i śmiercią. / I będziesz walczył samotnie, jeśli

wybuchnie następna wojna. / Całe życie jest wojną

1 całe życie jest bólem. /1 będziesz walczył samotnie

we własnej wojnie".

Lewicujący francuski filozof Emmanuel Todd,

który w sposób chłodny, bez emocji, opisuje śmierć

Boga w kulturze zachodniej, stwierdził, że kom­

batanci świata bez Boga nie mają się tak napraw­

dę z czego cieszyć. Człowiek bowiem pozbawiony

Stwórcy nie okazał się bynajmniej lepszy, a kultura

humanistyczna Zachodu nie wypracowała własne­

go odpowiednika religii, który mógłby stać się straż­

nikiem moralności osobistej i społecznej. „Po śmierci
religii rozpoczęła się podskórna rewolucja psycho­
społeczna, coś znacznie radykalniejszego od wzro­

stu tendencji indywidualistycznych - to powszech­
ny rozkwit narcyzmu" - stwierdza Todd. Sam do­
dałbym: I powszechny rozkwit szaleństwa. Teraz,
po uśmierceniu Boga i religii w kulturze Zachodu,
powstało pytanie: Co może zobowiązać człowieka

do moralnego zachowania wobec swego bliźniego?
Odpowiedź brzmi: Nic. Dosłownie nic.

Nieprawość mówi do bezbożnika w głębi jego serca;

bojaźni Boga nie ma przed jego oczyma. Bo jego własne
oczy [zbyt] mu schlebiają, by znaleźć swą winę i ją znie­
nawidzić. Słowa jego ust to nieprawość i podstęp, zanie­
chał mądrości i czynienia dobrze. Na swoim tożu zamyśla

119

background image

nieprawość, wkracza na niedobrą drogę, nie stroni od złe­

go. Łaska Twoja, Panie, dosięga nieba, a Twoja wierność

samych obłoków. [...] Albowiem w Tobie jest źródło życia

i w Twej światłości oglądamy światłość. Zachowaj łaskę

Twą dla tych, co Ciebie znają, i sprawiedliwość Twą dla

ludzi prawego serca (Ps 36,2-6.10-11).

120

background image

O mrocznych ludzkich żądzach

Siedemdziesięciotrzyletni Josef Fritzl przyznał się,

że więził córkę przez dwadzieścia cztery lata w piw­

nicy, gwałcił ją i miał z nią siedmioro dzieci. Po­

twierdziły to badania DNA. Przy tej okazji dziennik

„Le Parisien' przypomniał o podobnej tragedii we
Francji i opisał przypadek czterdziestopięcioletniej

Lydii Gouardo, molestowanej przez ojczyma przez

dwadzieścia osiem lat. W wyniku gwałtów na świat

przyszło sześcioro dzieci. Josef Fritzl dostał się na
pierwsze strony gazet na całym świede tylko dlate­
go, że jest potworem pośród normalnych ludzi i w
normalnych czasach.

Historia zna wielu potworów. Rodzili się oni

zwykle w „czasach potwornych": przewrotów re­

wolucyjnych, wojen, pogromów. Zbrodnicze syste­
my nazizmu, komunizmu, rasizmu trwały dziesię­
ciolecia w wielu krajach tylko dlatego, że służyły
im niezliczone rzesze potworów, które z gnębienia
i zabijania ludzi czerpały korzyści. Pisze o tym Jo-

sif Brodzki w sławnym liście do prezydenta Havla.
Wspomnienia obozowe i łagrowe opowiadają o ca-

121

background image

m

łych zastępach potworów, dzięki którym fabryki

ludzkiej udręki i zbrodni „doskonale" funkcjono­

wały. Szałamów opowiada o inżynierze Kisielowie,

który bijąc więźniów, dawał przykład swoim współ­

pracownikom: „Kisielów już po zakończonej pracy

chodził od baraku do baraku, wyszukując ludzi, któ­

rych mógłby bezkarnie znieważyć, uderzyć, pobić.

Żyjąca w duszy Kisielowa mroczna żądza zabijania

znalazła w warunkach bezprawia Kołymy warunki

rozwoju. Nie chodziło o to, aby tylko zwalić z nóg -

takich amatorów było wielu wśród wielkich i małych

naczelników na Kołymie; swędziały ich ręce, bili, by

sobie dogodzić, a już po minucie potrafili zapomnieć

o wybitym zębie, zakrwawionej twarzy aresztanta,

w którego pamięci owo uderzenie naczelnika pozo­

stało na całe życie. [...] Niemało więźniów widziało

przy swej twarzy żelazne okucia Kisielowowskich

butów".

Potwory nie mają płci. Eugenia Ginzburg opo­

wiada o Walentynie Zimmerman, która podpisa­

ła niezliczoną ilość rozporządzeń o umieszczeniu

w karcerze, po którym więźniowie tracili zdrowie

na całe życie. A „kiedy lekarz-więzień Marków pro­

sił o zastosowanie sulfonamidów dla zeków chorych

na zapalenie płuc, prawie zawsze kreśliła swoim

wyraźnym

charakterystycznym

pismem:

«Odmó-

wić», skazując ich tym samym na pewną śmierć".

W potwornych czasach mnożą się potwory jak

szczury w czasie dżumy opisanej przez Alberta Ca­

musa. Dawniejsze zbrodnie na Ormianach i Żydach,

m

background image

V

jak też całkiem niedawne zbrodnie w Argentynie,

Rwandzie, Czeczenii, Iraku, Tybecie, na Bałkanach

i w wielu innych miejscach, były możliwe dzięki

ludzkim potworom.

Potwory są bardzo blisko nas. Więcej. One są

możliwe i w nas. Grzech leży u mól i czyha na ciebie,

a przecież ty masz nad nim panować (Rdz 4,7) - powie­

dział Bóg do Kaina. Zalążki mrocznej żądzy, z której

rodzi się zło i każda ludzka krzywda - także ta naj­

mniejsza - muszą być codziennie wyrywane z serca,

jak ziarna baobabu z planety Małego Księcia Antoine

de Saint-Eicuper/ego.

123

background image

Strzeżcie waszych rodzin

przed pornografią

Seksoholicy w Polsce („Duży Format", 12 XI 2007),

reportaż z mityngu anonimowych erotomanów, ma­

luje dramat osób uzależnionych od doznań seksu­

alnych, w szczególności od pornografii. Autor, cy­

tując

wypowiedzi

uczestników

spotkania,

odsłania

gehennę

ludzi

naznaczonych

nałogiem:

„Zacząłem

znikać z domu. (...) Wychodziłem i zaczynałem krą­

żyć. Gdy podchodziłem do kiosku i już miałem ku­

pić porno, włączał się głos: «Co ty robisz? Jesteś nie­

normalny* i odchodziłem. A potem szedłem do sex

shopu. Dotykałem klamki i z powrotem do kiosku.

W końcu coś kupowałem. (...) Potem się to kończy

i zostaje straszne cierpienie. Jestem tak pełen niena­

wiści, że myślę, że dobrze, że tak mnie boli. I wte­

dy podejmuję zobowiązanie, że nigdy więcej". Oto

szczere wyznania uczestników mityngu.

Do

erotomanii

prowadzi

pustka

wewnętrzna,

która

w

doznaniach

zmysłowych

szuka

swoiste­

go uśmierzenia bólu bezsensu własnej egzystencji.

Szczególnie ludzie młodzi, głęboko zranieni emo­

---------------------------------------- 124 ------ ---------------------------------------

background image

cjonalnie,

wykorzystani

seksualnie

w

dzieciństwie,

postawieni wobec propozycji pornograficznych by­

wają zupełnie bezradni. Korzystanie z pornografii

racjonalizują przy tym potrzebą zetknięcia się z ży­

ciem dorosłym.

Pojęcie pornografii pochodzi z greckiego porno-

graphie, które oznacza „rysowanie" kobiet lekkich

obyczajów. Jan Paweł II w katechezie Czy ciało ludz­

kie może być tematem dzieła artystycznego zauważa, że

wyrażenie pornografia, pornmizja, mimo swej anty­

cznej etymologii, jest pojęciem nowym. „Tradycyjna

terminologia łacińska posługiwała się wyrażeniem

obscaena (od obscenus - „nieprzyzwoity"), wskazując

w ten sposób na wszystko, co winno być otoczone

należytą dyskrecją - co nie może być poddane bez

wyboru ludzkim spojrzeniom".

Viktor E. Franki uważa, że pornograficzne izo­

lowanie seksualizmu z całej ludzkiej osoby jest

sprzeczne

z

naturalnymi

tendencjami

integracyj­

nymi i sprzyja rozwijaniu się nerwic. Dezintegracja

seksualizmu, wyrwanie go z tiansseksualnych po­

wiązań osobowych i międzyosobowych prowadzi

do regresji. W tych właśnie tendencjach regresyw-

nych przemysł rozrywkowy zwęszył okazję do ro­

bienia świetnego interesu i tak rozpoczyna się „ta­

niec wokół złotej świni" - jak to z humorem nazywa

austriacki twórca logoterapii.

„O jakąż prawdę może chodzić w filmach i przed­

stawieniach

zdominowanych

przez

pornografię?

Czy jest to właściwa służba prawdzie o człowieku!

---------------- —

125

------------------

background image

Oto pytania, które trzeba stawiać tym, którzy pra­

cują w tej dziedzinie i są za nią odpowiedzialni. [...]

Strzeżcie waszych rodzin przed pornografią, która

dzisiaj pod różnymi postaciami wdziera się w świa­

domość człowieka, zwłaszcza młodzieży i dzieci" -

wzywał Jan Paweł II.

126

background image

Seks, władza i pieniądze

Gwarantem sukcesu niemal każdego medialnego

przedsięwzięcia jest obecnie seks. Dotyczy to tak­

że dziennikarstwa. Wystarczy, że artykuł okrasi się

„z odwagą" wyrażeniami „seksualnej anatomii",

a z pewnością tekst wzbudzi uwagę. Jak do tej po­
ry nie pojawiają się w prasie wulgaryzmy seksual­

ne, a jedynie wykropkowane ich zastępniki. Resztki

przyzwoitości nakazują autorom po pierwszej lub
po drugiej spółgłosce wstawić trzy kropki. G zaś,
którzy o inteligencji czytelników nie mają zbyt wy­
sokiego mniemania, podają po owych kropkach
także ostatnie litery używanych przez siebie słów.

Wiele jednak wskazuje na to, że i taka autocenzura
przejdzie do historii. „Literatura piękna" z proble­
mem już dawno się uporała i trudno dziś spotkać

nowoczesną powieść bez obfitości słów na wszyst­

kie możliwe litery ze słownika seksu.

Prym w używaniu tego rodzaju frazeologii wio­

dą internauci. Nie tylko bez żenady używają wyra­
zów istniejących, ale dorzucają własne neologizmy,
wykazując się przy tym niezwykłą pomysłowością

127

background image

i zapałem godnym lepszej sprawy. Także politycy

chętnie okraszają „seksownymi wyrażeniami" swo­

je doniosłe mowy czy intymne zwierzenia, by poka­

zać ludzką twarz. Seksowne słówka, subtelne aluzje,

wyszukane porównania, a nawet gadżety przyno­

szone na konferencje prasowe nie tylko zastępują

rzeczowe argumenty i kompetencje, ale gwarantują

tak zwany medialny szum na całe miesiące czy lata.

Dziennikarze docenią odważnego polityka i nie po­

zwolą mu zniknąć z medialnej przestrzeni.

Seks w reklamie i kinie to normalka z bogatymi

tradycjami. Trudno wyobrazić sobie kasowy film

bez tak zwanych momentów. Za filmem poszedł

i teatr. Aktorzy biegający nago po scenie w wielu

współczesnych sztukach wypełniają ważną misję:

mają być listkiem figowym zakrywającym wstydli­

wą pustkę granych przez siebie sztuk. Wszak sam

seks „na żywo” to przecież doniosłe treści i ważne

przesłanie.

Moda na seksfrazeologię nie ominęła nawet księ­

ży, choć - jak by się mogło zdawać - d ze względu na

celibat winni się jej oprzeć. Pokusa jednak jest zbyt

wielka. Wystarczy przedeż trochę seksu - oczywi­

ście w wydaniu małżeńskim, bo Kośdół innego nie

uznaje - a wszystkie media dokładnie skomentują

nowoczesne nauczanie odważnego duszpasterza.

„Czego, oprócz możliwych rozkoszy, domagamy

się od seksu, że go aż tak nagabujemy?" - pyta Mi­

chel Foucault w Historii seksualności. Władzy i korzy­

ść ekonomicznych - odpowiada. „Rozkosz i władza

128

background image

nie wykluczają się wzajemnie, nie występują prze­

ciwko sobie, lecz wzajemnie się prześcigają, zacho­

dzą na siebie, wprawiają w ruch. (...) Rozprzestrze­

nianie się zjawisk o charakterze seksualnym za spra­

wą powiększania zasięgu władzy (...) począwszy

od XIX wieku wzmacniane jest i zastępowane przez

niezliczone korzyści ekonomiczne".

background image

Niemoralne przywileje

świata kultury i polityki

Jednym z gorących obrońców Romana Polańskie­

go, aresztowanego przez Szwajcarów we wrześniu

2009 roku za pedofilię sprzed trzydziestu jeden lat,

był francuski minister kultury Federick Mitterand,

zdeklarowany homoseksualista. Wyrażał oburzenie

na Amerykanów, którzy domagali się zatrzymania

i ekstradyq'i sławnego reżysera. Oburzony był tak­

że francuski minister spraw zagranicznych Bernard

Kouchner, który razem z naszym szefem dyplomacji

Radosławem Sikorskim nalegał na Amerykanów, by

wybaczyli Polańskiemu jego „grzechy młodości".

Hillary Clinton, sekretarz stanu USA, do której zo­
stał skierowany list obu szefów dyplomacji, odpo­

wiedziała chłodno i zupełnie niedyplomatycznie, że

sprawą zajmuje się wymiar sprawiedliwości, a jej nic

to tego.

Ta gorliwa obrona Polańskiego skończyła się fa­

talnie dla samego obrońcy, francuskiego ministra

kultury, ponieważ przypomniała opinii publicznej

jego autobiograficzną książkę, w której przyznał się

------------------------------------- 130 —----------------------------------------

background image

otwarcie do seksturystyki w tajlandzkich domach

publicznych, gdzie - jak napisał - „mnogość mło­

dych atrakcyjnych chłopców wprawiła go w stan

pożądania, którego nie musiał już hamowań ani

ukrywać", jak z pewnością czynił to wielokrotnie

w ojczyźnie. Podobnie jak wcześniej Polańskiego,

teraz i jego oskarżono o pedofilię. Minister kultury

tłumaczył się jednak, że użyte przez niego pojęcie

chłopcy (fr. garęons) należy rozumieć szerzej i że nie

chodziło o dzieci, ale o starszych mężczyzn.

Scyniczały stary satyr (ur. 1947) sam - i to dwu­

krotnie - podłożył się opinii publicznej i mediom,

ale tylko dlatego, że stracił kontakt z rzeczywistoś­

cią. Zepsucie moralne zawsze owocuje tym, że czło­

wiek trąd rozsądek i zdrowy rozum. Tak jest zawsze

we wszystkich skandalach. Opinia publiczna zaczę­
ła domagać się od Nicolasa Sarkoz/ego głowy Mit-

teranda - usunięcia go ze stanowiska. A ponieważ
w polityce „ręka rękę myje", minister zachował po­
sadę dzięki protekcji Carli Broni, żony prezydenta.

Surowy natomiast wyrok sąd wymierzył dwom

francuskim osobistośdom zamieszanym w afery pe­
dofilskie - syna byłego prezydenta Franq'i Franęois
Mitterranda - Jean-Christophe Mitterranda - sąd

skazał na dwa lata więzienia w zawieszeniu i 375
tysięcy euro grzywny, a Paula-Loupa Sulitzera, pisa­
rza, na karę piętnastu miesięcy więzienia w zawie­

szeniu i 100 tysięcy euro grzywny.

„Wielu artystów i autorytetów kulturalnych

Francji podpisało petycję wzywającą do uwolnienia

131

background image

Polańskiego. «Bycie artystą czy intelektualistą jest

w naszym kraju uznawane za przywilej* - tłuma­

czył Christian Viviani, wykładowca sztuki filmowej

na jednej z paryskich uczelni. Profesor wskazuje, że

wybitni francuscy intelektualiści i artyści naprawdę

uważają, że z racji wykonywanej pracy przysługuje

im większa moralna swoboda działania. Z «przy-

wileju» takiego pełną garścią korzystają także poli­

tycy" - napisał w komentarzu do sprawy Matthew

Campbell, dziennikarz „The Timesa".

background image

Współczesna moda na ateizm

Półnauka to najgorszy bicz ludzkości, straszniejszy

od moru, głodu i wojny, nieznany aż do naszego stu­

lecia. „Półnauka jest tyranem jakiego jeszcze nigdy

dotychczas nie znano" (Fiodor Dostojewski).

Atakowanie Teligii stało się modne. Ateistyczni

autorzy oskarżają religię, że promuje egoizm, sieje
nienawiść, głosi nietolerancję i wzywa do przemocy.

Wszystkie religie, ich dogmaty i zasady moralne au­

torzy ci wrzucają do jednego worka i - zgodnie z za­
potrzebowaniem - wyciągają te, które są im potrzeb­
ne w polemice. To religie - ich zdaniem - odpowia­

dają za większość konfliktów, jakie nadal powstają
w świecie. Jeżeli ludzie wyrzekną się wiaiy, dopiero
wtedy będzie możliwy pokój i braterstwo - dowo­
dzą. Powołują się przy tym na ateistyczne argumen­

ty znane od stuleci, nie dodając przy tym niczego no­
wego. Jedna z bardziej znanych książek tego nurtu

to Bóg urojony Richarda Dawkinsa (Warszawa 2009).

Autor, posługując się nietolerancyjnym języ­

kiem, stara się wykazać, że wszyscy ludzie wierzący,

a w szczególności chrześcijanie, są ofiarą urojenia
mentalnego. Usiłuje zdemaskować i ośmieszyć ich

-------------------------- _ 133 ----------------------------

background image

wierzenia, wykazując ich szkodliwość. Dawkinsnie

zna się na teologii. Jego interpretacja prawd religij­

nych urąga intelektualnej uczciwości. Miast do ar­

gumentów odwołuje się do ironii. Przykład.

„W roku 1981 w Rzymie - pisze Dawkins - doko­

nano zamachu na papieża, a swoje ocalenie Jan Paweł

II przypisał wstawiennictwu Matki Boskiej Fatim­

skiej. «Jedna ręka trzymała pistolet, a inna prowadzi­

ła kulę» - powiedział później. [...] Ktoś inny mógłby

napomknąć, że zespół chirurgów, którzy przez sześć

godzin operowali papieża, też zasługuje na pewną

wdzięczność - choć zapewne matczyna dłoń kiero­

wała również skalpelami. Ale najważniejsze w tym

wszystkim jest, że zdaniem papieża to nie po prostu

Matka Boża «prowadziła kulę». To konkretnie Matka

Boża Fatimska. A co robiła w tym czasie Najświętsza

Panienka z Lourdes, nasza Pani z Gwadelupę... - czy

akurat miały inne sprawy na głowie?".

To

argumentacja

na

poziomie

zbuntowanego

gimnazjalisty. Ateizm jest doskonale znany Biblii.

Polemiczny język biblijnych autorów wcale nie jest

łagodniejszy od tego, jakiego używają współcześni

ateiści. Mówi głupi w swoim sercu: „Nie ma Boga". Oni

są zepsuci, ohydne rzeczy popełniają, nikł nie czyni do­

brze. (...) Wszyscy zbłądzili, stali się nikczemni, nie ma

takiego, co dobrze czyni, nie ma ani jednego. Czyż się nie
opamiętają wszyscy, którzy czynią nieprawość, którzy lud

mój pożerają, jak gdyby chleb jedli, którzy nie wzywają
Pana? Wtedy zadrżeli ze strachu, gdyż Bóg jest z pokole­

niem sprawiedliwym (Ps 14,1.3-5).

134

background image

Internetowy pseudonim

nie może być kominiarką

Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34).

Kiedy czytam w Internecie artykuły dotyczące

religii czy moralności, przeglądam wybiórczo tak*

że reakcje internautów. Są tam wypowiedzi szcze­

re i poważne, ale - może częściej - sformułowania

pełne cynizmu, ironii i gniewu. Anonimowość, chro­

niona w internetowej przestrzeni, ośmiela do wyra­

żania sądów i opinii, za które wielu nie bierze żadnej

odpowiedzialności. Piszący w ten sposób nie liczą

się z faktem, że ich słowa głęboko nieraz ranią. Nie

będę przytaczał przykładów. Każdy, kto surfuje po

Internecie, dobrze zna problem. Gdyby internauci

byli zobowiązani podpisywać swe teksty imieniem

i nazwiskiem, z pewnością pisaliby inaczej. Pseudo­

nim daje wielu „pseudo" odwagę do wyrażania my­

śli i uczuć, których z pewnością nie wypowiedzieli­

by nigdy twarzą w twarz.

Osoby zaś, którym bliskie jest doświadczenie re­

ligijne, opinie te czytają z niesmakiem i przykrością.

Wielu wierzących odcina się zdecydowanie od lektu­

13

$

background image

ry takich tekstów. Ta postawa izolacji, do której mają

prawo, jest pewną formą ochrony własnego świata

wartości. Nikt nie ma obowiązku czytania tekstów,

które godzą w niego. Stosowanie jednak na dłuższą

metę takiej obronnej metody może prowadzić do po­

stawy izolacji wobec ludzi niechętnych religii. Jezus
nie dzielił ludzi na religijnych i niereligijnych, złych

i dobrych, cynicznych i niecynicznych, ale przeko­

nywał, że Bóg Ojciec kocha wszystkich tą samą mi­

łości i troszczy się o każdego. Miast więc obrażać się

na komentarze i opinie antyreligijne, antykościelne
czy też antyklerykalne, trzeba raczej usiłować zro­

zumieć autorów oraz przesłanie zawarte w ich wy­

powiedziach.

Dla mnie osobiście tego typu wypowiedzi nie są

najpierw atakiem na religię i moralność, ale wyrazem
braku szacunku dla samego siebie oraz bezradności

wobec własnego świata powikłanych emocji. Każ­
dy dzieli się z innymi tym, czym sam żyje. Ów brak

szacunku do siebie, połączony zwykle z gniewem na
bliźnich, rodzi desperacką agresję, która każe na oślep

wywijać ostrym mieczem słowa, nie bacząc, w kogo

one uderzą i jaki wywołają skutek. Wszystko to zaś

dokonuje się w klimacie cynizmu, który nie uznaje
jakiegokolwiek systemu wartości ani we własnym

życiu, ani w żydu bliźnich. Każdy uporządkowany
system wartości budzi u takich osób irytacje, która

jest de facto rozdrażnieniem wobec swego żyda.

Zrozumienie tych mechanizmów, które - jako

pokusę - możemy obserwować i u siebie, daje nam

background image

możliwość zdystansowania się wobec wypowiedzi,

które nas dotykają, bulwersują i ranią. Zamiast więc
odpowiadać agresją na agresję, gniewem na gniew,
cynizmem na cynizm, możemy zdobyć się na od­
ruch współczucia i miłosierdzia wobec ludzi, którzy
z pogardą piszą o tym, co jest dla nas najdroższe.
Każdy bowiem, kto rani ostrym słowem bliźniego,
nie wie tak naprawdę, co czyni.

background image

Homo homini frater

Angielski

filozof

Tomasz

Hobbes

(1588-1679)

gło­

sił

materializm

mechanistyczny

i sensualizm,

któ­

ry

doświadczenie

człowieka

sprowadza

do

wra­

żeń zmysłowych. Twierdził też, że najważniejszym

motywem ludzkiego postępowania jest egoizm, co

- jego zdaniem - najlepiej wyraża adagium: homo ho­

milii lupus -

„człowiek

człowiekowi

wilkiem".

Od­

rzucając religię i religijną moralność, Hobbes uznał

umowę społeczną za podstawę wszelkiej moralno­

ści i porządku społecznego. W swoim materializmie

Hobbes był konsekwentny do bólu. Pewnie też dla­

tego - jak się zdaje - jego radykalne stwierdzenia nie

miały większego wpływu na życia społeczne. Sko­

ro drugj człowiek jest tylko wilkiem, należy się go

strzec. A przecież i wilki żyją w harmonii w swych

stadach.

Filozofom

oświeceniowym

twierdzenie

Hobbesa

nie podobało się, ponieważ nie brzmiało dość huma­

nistycznie. Zabrakło w ram ślepej wiary w rozum ja­

ko źródła wszelkiej ludzkiej mądrości oraz najważ­

niejszego kryterium dobra i zła. Niemiecki myśliciel

138

background image

Ludwik

Feuerbach

(1804-1872)

przeciwstawia

się

więc stwierdzeniu Hobbesa. Redukując całą teolo­

gię do antropologii, mówi, że dla człowieka nie ma

innego Boga jak tylko drugi człowiek: Homo homini

Deus - „człowiek człowiekowi Bogiem*.

Jednak to właśnie twierdzenie Feuerbacha, a nie

Hobbesa, stało się trucizną ludzkości. „Oświece­

nie, wynosząc człowieka do godności potencjalnie

wszechmocnego stwórcy, zdegradowało go w rze­

czywistości

do

poziomu

zwierzęcego;

odróżnienie

dobra i zła zastąpiły kryteria utylitarne. Fundamen­

talne więzi, co podtrzymywały ludzką wspólnotę

- rodzinę i religię - zostały wyszydzone i gwałtem

rozerwane" - komentował filozofów oświecenia Le­

szek Kołakowski.

Kiedy w połowie XX wieku świat obiegły obrazy

z Auschwitz, a Aleksander Sołżenicyn opublikował

Archipelag Gułag, wielka literatura i brukowa prasa

powtarzały za Hobbesem: Homo homini lupus. Ale

tylko dlatego że zapomniano o słowach Boga skie­

rowanych do Kaina: Cóżeś uczynił? Krew brata twego

głośno woła ku Mnie z ziemi (Rdz 4,10). Człowiek czło­

wiekowi nie jest ani Bogiem, ani wilkiem, ale zawsze

tylko bratem. I aż bratem. Homo homini frater.

139

background image

Biesy

Dostojewskiego

na krakowskich scenach

W

Teatrze

STU

w

Krakowie

Biesy

w

reżyserii

Krzysztofa Jasińskiego, znanego mistrza teatru. Po

sławnej inscenizacji Andrzeja Wajdy (1971 rok) to

udana próba scenicznego przybliżenia dzieła. W do­

bie relatywizmu moralnego Biesy pozostają wstrzą­

sającym

świadectwem

realnego

zagrożenia,

jakim

pozostaje zło i Zły. Niezwykły efekt Dostojewski

uzyskał przez to, że w jednym utworze zgroma­

dził niezliczoną wręcz ilość opisów zła. jak pisze C

Wodziński, Biesy to „drobiazgowy rejestr zbrodni

i morderstw, gwałtów i wieloimiennej grzeszności,

niezawinionych

cierpień

i

zgubnych

namiętności,

aktów

niewolnictwa

i

brutalnej

przemocy,

samo­

bójstw z rozpaczy i z zachwytu".

Dostojewski pokazuje, że źródłem zła, jakie po­

pełnia człowiek, jest jego pycha. To ona skłania Sta-

wrogina do haniebnych czynów, łącznie ze zbrodnią

i pedofilią, ona każe mu opisać je i ogłosić całemu

światu, a w końcu wyznacza mu karę: samobójczą

śmierć. Ta sama pycha kieruje też Kiryłowem, któ­

background image

ry co prawda nie popełnia zbrodni, ale żywi w so­

bie opętańczą wolę ubóstwienia siebie, by w ten

sposób zdobyć absolutną wolność. „Trzy lata szuka­

łem atrybutu mojej boskości i znalazłem - wyznaje

przyjacielowi. Jest nim - samowola. Bo dzięki niej

mogę w najważniejsze rzeczy zamanifestować swo­

ją niepokomość i wykazać moją nową, straszliwą

wolność. [...] Zabijam siebie, aby zamanifestować

niepokomość i swoją straszliwą, nową wolność".

Jedyną drogą do zbawienia od zła, według Do­

stojewskiego,

jest

upokorzenie

się

przed

Bogiem

i pokuta. Ojciec Tichon (rola Jerzego Nowaka gra­

na w sposób, jakby sam

spędził

w prawosławnym

klasztorze całe życie) namawia Stawroginą, by po­

niechał publikacji broszury opisującej swoje zbrod­

nie: „Niech Pan porzuci to pragnienie, schowa bro­

szurę i poniecha swego zamiaru - wówczas odniesie

pan całkowite zwycięstwo. Przezwycięży pan pychę

swoją i poskromi swego biesa! Zostanie pan zwy­

cięzcą, osiągnie pan wolność". Stawrogin nie posłu­

chał. Precyzyjnie przygotował i wykonał na sobie

wyrok - śmierć przez powieszenie.

Wajda nie oszczędzał widzów i w końcowej sce­

nie zaproponował im mocny obraz samobójstwa

Stawrogina. I choć minęło trzydzieści sześć lat od

czasu, gdy oglądałem Biesy Wajdy, scena ta jak żywa

stoi przed moimi oczami. Jasiński wybrał „mięklde"

rozwiązanie: Stawrogin wchodzi na strych i wciąga

za sobą drabinę. Jeżeli widz nie zna dzieła, scena ta

przypominać będzie raczej wniebowstąpienie niż sa­

141

background image

mobójstwo. Kara, jaką wymierzył sobie Stawrogin,

nie została tu uwyraźniona. A to przecież klucz do

powieści. Dostojewski w ostatnim zdaniu dzieła pod­

kreśla, że Stawrogin zdecydował się na śmierć z całą

świadomością: „Lekarze [...] stanowczo i całkowicie
odrzucili myśl o obłędzie Mikołaja Stawrogina".

background image

Esther Vilan

Starość jest piękna

Latem 2008 roku na placu Konstytucji w Warszawie

Teatr Polonia grał sztukę Esther Vilar pt Starość jest

piękna w reżyserii Łukasz Kosa.

Vilar to znana autorka powieści, dramatów i roz­

ważań z pogranicza filozofii, etyki i socjologii. Uro­
dziła się w Buenos Aires w 1935 roku jako córka emi­

grantów niemieckich. Jej rodzice - matka Niemka,
ojciec Żyd - po dojściu Hitlera do władzy wyjechali
z III Rzeszy. Esther wychowała się w Argentynie; tu

ukończyła medycynę, po czym powróciła do Euro­
py. W roku 1980 opublikowała swoją słynną książkę

Starość jest piękna, w której ostro przeciwstawiła się
bałwochwalczemu kultowi młodości w zachodnich
mediach. Książka zdobyła dużą popularność. Zo­

stała też zaadaptowana przez autorkę dla potrzeb
sceny.

Rozważania Vilar o starości - jak się zdaje - mają

podwójne dno. Z jednej strony, to manifest ludzi sta­
rych, którzy przeciwstawiają się młodym i ostro kh

oskarżają o lekceważenie i chęć wyeliminowania Ich

— i/ł

background image

z życia. Ale z drugiej strony - w moim odczuciu - to

niewątpliwie przestroga i pytanie zadane młodym,

ku jakiej starości zmierza ich życie.

„Kłamliwie oferujecie nam pomoc fałszywie za­

troskani - żalą się starzy na młodych w książce Vilar.

- «Wiesz, że w domu seniora - mówicie - byłoby a

lepiej. Nie czułbyś się tak samotny. Pomyśl tylko, a

wszyscy seniorzy... Miałbyś towarzystwo. Tam się

zawsze coś dzieje: wycieczki z równolatkami, gim­

nastyka

grupowa,

pływanie

zdrowotne,

partyjki

brydża. 1 zawsze lekarz na miejscu. Tam naprawdę

nic złego nie może ci się staó>. No i nawet się nie

obejrzymy, a już tam lądujemy. Kto byłby w stanie

wam się oprzeć? Przecież nie chcemy wam sprawiać

kłopotów. A wy? No nie, nie zapominacie o nas. Co

drugą niedzielę spędzacie z nami, ze swoimi czysto

ubranymi dziećmi. [...) Mówicie do nas głośno, jak

do idiotów lub dzieci. [...] «Wy hieny! Grabarze!

Kanalie!

Złodzieje!

Oszuści!

Gangsterzy!

Chciwa

bando! Myśleliście, że nie zauważymy, co z nami

wyprawiacie? Naprawdę uważacie nas za tak naiw­

nych? Naprawdę uważacie nas za tak głupich? Ma­

cie

nas

naprawdę

za

półgłówków?

Bezbronnych?

Zastrachanych?

Pełnych

wdzięczności

i

poddańczo

uniżonych? Za takich nas macie?»".

Dzisiejsze

poczucie

wyższości,

lekceważenia

i pogardy młodych wobec starych, zaowocuje ju­

tro

zgorzknieniem,

rozczarowaniem

i

pretensjami

starych wobec młodych - oto przesłanie płynące

z rozważań Esther Vi)ar o starości. Pogodną starość

-------------------- ------ iii ------------

background image

buduje każdy z nas już od wczesnych młodzień­

czych lat. Młodość bowiem - jak powiada Kohelet

- szybko przemija niby mgła poranna (por. Koh 11,

10). A modlitwa Psalmu 71 - / w starości, i w wieku

sfdziwym nie opuszczaj mnie, Boże (Ps 71,18) - nie jest

bynajmniej dla ludzi starych. To starość objawi, jak

przeżyliśmy młodość i całe nasze dorosłe życie.

background image

Abraham J. Heschel:

Modlitwa królową przykazań

„Spośród wszystkich świętych uczynków na pierw­

szym miejscu jest modlitwa" (Abraham J. Heschel).

Książka

Heschela

Człowiek

szukający

Boga.

Szki­

ce o modlitwie i symbolach (Kraków 2008) to ostatnia

część jego trylogii. Dwie poprzednie to: Człowiek nie

jest sam. Filozofia religii (Kraków 2001) oraz Bóg szuka­

jący człowieka. Filozofia judaizmu (Kraków 2008).

Abraham J. Heschel (1907-1972) to jeden z naj­

wybitniejszych myślicieli

żydowskich

XX

wieku,

który miał zasadniczy wpływ na odnowę stosun­

ków chrześdjańsko-żydowskich. Urodził się i wy­

chował w Warszawie. Był najmłodszy z szóstki ro­

dzeństwa. Uczył się w żydowskiej szkole - jesziwie.

Swoje wychowanie wspominał po latach: „Miałem

wielkie szczęście, że jako młody chłopak żyłem

w środowisku ludzi, których mogłem czcić, łudzi

zainteresowanych duchowością i etyką. Ludzie d

mieli wielkie współczude dla bliźnich". Studiował

na Uniwersyteae w Berlinie, gdzie obronił doktorat

pt. Prorocy. Z powodu nazistowskich prześladowań

------------------------- ii* ________

background image

opuścił Rzeszę. Przez Warszawę i Londyn udał się

do Stanów Zjednoczonych. Wiele lat był profesorem

etyki i mistyki żydowskiej w Jewish Theological

Seminary of America w Nowym Jorku. Aktywnie

wspierał Martina L. Kinga w jego walce z rasizmem,

działał na rzecz wolności Żydów z Rosji, spotkał się

z Janem XXIII i Pawłem VI, miał poważny wpływ

na soborową deklarację Nostra aełate, która zmieniła

stosunek Kościoła do Żydów.

Heschel, podobnie jak młodszy od niego Thomas

Merton, trapista, krytykował zarówno tradycyjną

skostniałą religijność, jak też nowoczesny relaty­

wizm. „Kryzys żyda duchowego nastąpił dlatego -
pisał - że wymieniliśmy świętość na wygodę, wier­

ność na sukces, mądrość na informację, modlitwę na
kazania, tradycję na modę". „Prawdziwym proble­

mem współczesnego człowieka - twierdził - nie jest
najpierw doktryna, ale prawdomówność uczciwość
i szczerość". Jego zdaniem, cała ludzka egzystencja

winna być zmaganiem się o wewnętrzną prawość

i niekończącą się wojną z fałszem. Dopiero śmierć
kładzie kres poszukiwaniu szczerości i prawdy.

Cziawiek szukający Boga to jedna z najpiękniejszych

rozpraw o modlitwie, jakie czytałem. „Modlić się, to
zwródć uwagę na cud, to odzyskać zmysł tajemnicy,

która ożywia wszystkie istoty. Modlitwa jest naszą
pokorną odpowiedzią na niepojętą niespodziankę
żyda. [...] Jakże wdzięczny jestem Bogu, że istnieje

obowiązek modlitwy, prawo przypominające mo­
jemu rozproszonemu umysłowi, że czas pomyśleć

t

n

background image

o Bogu, czas zapomnieć o moim «ego» przynajmniej

na chwilę! Jakież to szczęście należeć do porządku

Bożej woli! [...] Modlitwa nie istnieje ze względu na

coś innego. Modlimy się, aby się modlić. Modlitwa

jest

królową

wszystkich

przykazań.

Modlitwa

jest

kryterium, za pomocą którego odkrywamy, czy słu­

żymy Bogu. Modlitwa stanowi sprawdzian wszyst­

kiego, co robimy".

background image

Izaak Cylkow

- hebrajski Jakub Wujek

W

stulecie śmierci Izaaka Cylkowa (1841*1908), ra­

bina, uczonego, patrioty polskiego, Humacza Biblii
hebrajskiej na język polski, ukazał się reprint Psal­

mów w jego tłumaczeniu (Kraków 2008). Cylkow

był synem nauczyciela rabinistycznej szkoły. Stu­

diował medycynę w Warszawie i filozofię w Berlinie

i Halle, gdzie uzyskał stopień doktora filozofii i ję­

zyków semickich. Po powiodę do Warszawy objął

urząd .kaznodziei' oraz prowadził szkołę religijną.

Wbrew tradycji żydowskiej i carskim ukazom swoje

kazania synagogalne głosił w języku polskim.

Izaak Cylkow cieszył się wielkim autorytetem

zarówno wśród Żydów, jak i Polaków. Zdecydowa­

nie opowiadał się za wzajemną tolerancją i zgod­

nym współżydem obu narodów. W przemówieniu

wygłoszonym na otwarciu Wielkiej Synagogi na

Tłomackiem w Warszawie w 1878 roku powiedział:

.Religie nie po to istnieje aby jątrzyć i roznamięt-

niać;by ludzi rozdwajać i rozdzielać i ziarno niezgo­

dy między nimi rozsiewać, lecz po to jedynie, żeby

background image

uspokajać i miarkować, żeby ich zbliżać do siebie

i do jednomyślnego działania ku wspólnemu dobra

pobudzać. Prawdziwą religią jest ta, która w każdej

religii prawdę uznaje i w każdej wierze wiarę sza­

nuje. [...] Nikt wyłącznego przywileju do nieba nie

nabył ani też wyłącznego przywileju do ziemi. (...)

Na niebie i na ziemi jeden tylko panuje Bóg, który

jedną tylko ma miłość dla wszystkich i jedną tylko

sprawiedliwość dla wszystkich".

Cylkow wpisał się w historię kultury polskiej ja­

ko pierwszy tłumacz Biblii hebrajskiej na język pol­

ski. Krytycy, a wśród nich Miłosz, zwracają uwagę,

że jego przekład jest z jednej strony poetycko bardzo

piękny, z drugiej zaś wiemy hebrajskiemu orygina­
łowi. Jako Żyd Cylkow był bardziej wrażliwy niż

tłumacze katoliccy na modulację hebrajskiej frazy
i uwzględnił to w swoim tłumaczeniu. Natomiast

przekłady katolickie i protestanckie Biblii ulegają
często wpływowi składni łacińskiej, języka królują­

cego w Kościele. Cylkow trzyma się ściślej składni
hebrajskiej, co czyni jego tekst bliższy oryginałowi

hebrajskiemu.

We wstępie do tłumaczenia Psalmów Cylkow

napisał: „Wszechświat staje się świątynią, niebo na­

miotem, słońce oblubieńcem, ziemia podnóżkiem
stóp, lasy śpiewają, rzeki klaszczą w dłonie itd. To

bogactwo porównań i przenośni nadaje psalmom,

jak w ogóle poezyi hebrajskiej niepospolitą śmia­

łość i okazałość, tylko utworom wschodniej litera­

tury właściwą''. Oddaleni od hebrajskiego języka

background image

i ducha często nie umiemy odkryć piękna poezji
biblijnej. Może nam w tym ogromnie pomóc dzieło
Izaak Cylkowa, hebrajskiego Jakuba Wujka. „Naj­
wyraźniej praca całego życia, dzieło Cylkowa, trwa

jako samotny monument na cmentarzysku polskich
Żydów" (Czesław Miłosz).

background image

Konfrontacja ze śmiercią

„Czas

już

zacząć

konfrontować

najgłębszą

ze

wszystkich decyzji, odpowiedź śmierci, akceptację

wyroku śmierci i to z radością, pamiętając o zwycię­

stwie Chrystusa" (Thomas Merton).

Barbara Skarga, filozof, radziła sobie ze śmiercią

bez zadawania pytań o Boga i żyde wieczne, a w oce­

nie ludzkiego bytu była surowa. Człowiek to nie jest

piękne zwierzę - taki tytuł dała jednej z ostatnich swo­

ich książek (Kraków 2007). I miała prawo po tym, co

przeżyła w sowieckich łagrach w dągu jedenastu lat.

Pytana o sens żyda odpowiadała z niederpliwoś-

rią: „Po co wam to słowo «sens»7". Nie żyła jednak

w rozpaczy. „Nie lubię słowa rozpacz - powtarzała.
- Na takie uczutia nie wolno sobie pozwalać, trze­
ba być twardym, a nie płakać nad sobą. Nie płaczę".

O śmierci mówiła: „Śmierć to absolutna tajemnica,

tak pisano wielokrotnie. Faktem jest, że gdy przyj­

dzie do mnie, nic o niej innym powiedzieć nie będę
mogła. Jest widocznie momentem najgłębszej samot­

ności, zerwaniem wszelkich kontaktów, zerwaniem

nagłym i nieodwracalnym, którego sensu nie da się

IM__________

background image

wypowiedzieć. [...] Im więcej myślimy o niej, tym

silniej umacnia się poczucie bezsensu, bezsensu by­

cia, które zostało dane, ale się zawsze kończy. To ona

przerywa tok działań i dni, nie pozwala na realizaq'ę

zamierzeń, istniejących jeszcze możliwości".

Leszek Kołakowski, myśliciel i filozof, zmarły

17 sierpnia 2009 roku, dwa miesiące przed Skargą,

z większym optymizmem patrzył na koniec ludz­

kiego bytowania na ziemi, a po śmierci spodzie­

wał się „Pełni Istnienia", przez duże „P" i duże „I":

„Najgłębszym dnem każdej samotności jest przecież

śmierć. Poza śmierć nie mamy dostępu. Nikt z nas

za życia nie jest tak bardzo samotny, jak człowiek

umierający. [...] Wierzę, że bolesna samotność zwią­

zana ze śmiercią otworzy przed nami inny sposób

istnienia, inną więź, więź ostateczną, wieczną. Sa­
motność ostateczna stworzy bowiem przestrzeń dla

Pełnej Obecności, Pełnego Istnienia".

Tadeusz Różewicz zaś, ceniony polski poeta,

o którym mój nauczyciel języka polskiego czterdzie­
ści lat temu mówił, że był ponoć ateistą opowiada
o śmierci w jednym ze swoich wierszy: „Dostojew­

ski mówił, / że gdyby mu kazano wybierać / między
prawdą i Jezusem, / wybrałby Jezusa. / Kończąc / za­
czynam rozumieć / Dostojewskiego. / Narodziny, ży­

cie, śmierć, / zmartwychwstanie Jezusa / są wielkim
skandalem / we wszechświede. / Bez Jezusa / nasza
mała ziemia / jest pozbawiona wagi. / Ten Człowiek,

/ syn boży, jeśli umarł, / zmartwychwstanie / o świ­
cie każdego dnia, / w każdym / kto go naśladuje".

background image

Św. Ignacy Loyola w Ćwiczeniach duchownych

doradza, by przed podjęciem ważnego wyboru ży­
ciowego przywołać chwilę własnej śmierci, która
kiedyś nastąpi, i zastanowić się, „jaką decyzję wte­
dy chciałbym widzieć zastosowaną w tym obecnym

wyborze".

Co będzie ważne przy moje śmierci? Kto będzie

się naprawdę wtedy liczył? Jak będą mnie wspomi­
nać najbliżsi nad moją trumną?

background image

Domosławskiego

Kapuściński non-fiction

„Zbyteczne mówić, jakom stał się łupem
słów jego, zdradą chytrych bałamutną,

iż mię uczynił jeńcem, potem trupem.
Osądź więc krzywdę, słysząc powieść smutną'
(Dante Alighieri, Boska Komedia, Piekło).
„Artur Domosławski pod płaszczykiem szukania

prawdy o Kapuścińskim wpadł w schizofreniczny
kanał zaistnienia za wszelką cenę' - ten brutalny

wpis jednego z internautów oddaje reakcje wielu na
książkę Kapuściński non-fiction.

Dla każdego, kto znał PRL, jest oczywiste, że Ka­

puściński musiał mieć doskonałe układy w sferach
partyjnych i rządowych, by otrzymywać przez dzie­

siątki lat zezwolenia, delegacje, środki materialne na
podróże po całym świecie, a potem publikować teks­
ty w oficjalnych organach państwowych. Nie ma też

nic zdrożnego w tym, że Domosławski pokazał że
serce Kapuścińskiego od wczesnej młodości „biło po
lewej stronie". W tamtych czasach wielu ambitnych
twórców demonstracyjnie przyznawało się - z prze­

background image

konania lub częściej z konformizmu - że ich serca
biją właśnie „po lewej stronie". Tylko w ten sposób

mogli korzystać ze wsparcia układów partyjno-rzą-

dowych. Ci, którzy uważają, że bijące serce „po pra­

wej stronie", od niemowlęctwa aż po grobową de­
skę, jest konieczne, aby dostać się do nieba, nie mogą

im tego przebaczyć, niezależnie od ich póiniejszydi
dokonań, losów życia oraz wyrażanej skruchy. Inny

wielki zarzut Domosławskiego - Kapuściński ubar­
wia fakty, miesza je z literacką fikcją. Nic dziwnego,

wszak uważał się za pisarza.

Gdyby książkę o Kapuścińskim ograniczyć do

tej sfery, byłaby uczciwa. Jednak biograf posunął się
za daleko: odsłonił bardzo intymne życie Kapuściń­

skiego i całej jego rodziny, wykorzystując w tym ce­
lu okazane mu zaufanie. Domosławski zdradził. Co

miałoby w książce usprawiedliwić rozdział: Ucieah
Zojki poświęcony córce pisarza? Obsmarował w nim,

w dosłowny sposób, całą rodzinę Kapuścińskiego:
jego żonę, córkę, jej męża, a nawet jedenastoletnie­

go wnuka: „Jedenastoletni wówczas Brendan siedzi
całymi dniami sam w domu, w półmroku; chodzi do

szkoły, kiedy chce, a kiedy mu się nie chce - nie cho­

dzi. W czasie nieobecności Zojki wnuk informuje go,
że żywią się głównie fasolą w sosie pomidorowym

z puszki".

„Nie bez racji Dante umieścił w ruskim kręgu

piekła tych, co nadużywają zaufania swoich przyja­
ciół, a za przyjaciela domu państwa Kapuścińskich

uważał się podczas pracy nad książką" - powiedział

background image

Tomasz Łubieński. Jeszcze głębiej w piekle Dante­
go smażą się zdrajcy dobroczyńców. Kapuściński
mógłby przecież uchodzić za dobroczyńcę swojego
biografa.

Najwyższa dyskrecja w traktowaniu osobistych

intymnych zachowań, w trosce o dobre imię bliźnie­
go, weszła na trwałe do fundamentalnych wartości

chrześcijańskich. (W Kościele wyraża się to między
innymi w tak zwanej tajemnicy spowiedzi. Jest ona
nienaruszalna). Kiedy jednak rozgłos, sława i pie­

niądze traktujemy jako religijną niemal wartość, sta­

jemy się nieludzcy. Chcąc je zdobyć, gotowi jesteśmy
poświęcić wszystko-nawet własnych przyjaciół. Na
taki styl żyda nie możemy się godzić.

background image

Pamięci Hemyka {fałkowskiego

Szczęśliwy

[...]

naród, który On wybrał na dziedzictwo

dla siebie (Ps 33,12).

1 stycznia 2009 roku zmarł Henryk Halkowski,

znany krakowski historyk, tłumacz, wybitny znawca

chasydyzmu, sekretarz Żydowskiego Stowarzysze­

nia Społeczno-Kulturalnego w Krakowie. Jego pa­

sją był krakowski Kazimierz. Był duszą Kazimierza.

„Nie ma Krakowa bez Henryka Halkowskiego, i nie

ma Henryka Halkowskiego bez Krakowa. Niech nam

żyją oba" - pisał Grigori Kanovich, nowelista żydow­

ski, pochodzenia litewskiego. Halkowski był czło­

wiekiem otwartym, chętnym do współpracy, życz­

liwym wobec wszystkich. Współpracowałem z nim

w ramach redakcji „Żyda Duchowego". W grudniu
2008 roku przyjął nasze zamówienie na artykuł o du­
chowości żydowskiej. Niestety, już go dla nas nie

napisze. W dniu dzisiejszym, gdy Kośdół katolicki

obchodzi Dzień Judaizmu, chdałbym przywołać

w tłumaczeniu Henryka Halkowskiego, dla uczcze­

nia jego pamięti, Trzynaście zasad judaizmu Mojże­

sza Majmonidesa (1135-1204), żydowskiego filozofa.

background image

„1. Wierzę pełnią wiary, że Stwórca, błogosła­

wione jest Jego Imię, tworzy wszystkie stworzenia

i kieruje nimi i tylko On sam wszystko uczynił, czyni
i będzie czynił. 2. Wierzę pełnią wiary, że Stwórca,
błogosławione jest Jego Imię, jest Jeden i nie istnieje
w żaden sposób inna taka jedność jak Jego i że tylko

On sam jest naszym Bogiem, który był, jest i będzie. 3.

Wierzę pełnią wiary, że Stwórca, błogosławione jest

Jego Imię, nie ma ciała i że nie odnosi się do niego ża­
den fizyczny atrybut i że niczego w ogóle nie można
z Nim porównać. 4. Wierzę pełnią wiary, że Stwórca,
błogosławione jest Jego Imię, był pierwszy i będzie

ostatni. 5. Wierzę pełnią wiary, że właściwym jest
modlenie się tylko i wyłącznie do Boga. Nie należy
modlić się do nikogo i do niczego innego. 6. Wierzę

pełnią wiary, że wszystkie słowa proroków są praw­
dziwe. 7. Wierzę pełnią wiary, że proroctwo Mojże­

sza, naszego nauczyciela, niech spoczywa w pokoju,

jest prawdziwe. I że był on ojcem wszystkich proro­

ków (najważniejszym z wszystkich proroków) - za­
równo tych przed nim, jak i tych po nim. 8. Wierzę

pełnią wiary, że Tora, którą posiadamy, jest tą, która

została dana Mojżeszowi, naszemu nauczycielowi,
niech spoczywa w pokoju. 9. Wierzę pełnią wiary, że
ta Tora nigdy nie zostanie zmieniona i że nie będzie

nigdy żadnej innej Tory danej przez Stwórcę, błogo­
sławione jest Jego Imię. 10. Wierzę pełnią wiary, że
Stwórca, błogosławione jest Jego Imię, zna wszyst­

kie uczynki i myśli człowieka. (...] 11. Wierzę pełnią
wiary, że Stwórca, błogosławione jest /ego Imię, n»-

background image

gradza dobrem tych, którzy przestrzegają Jego przy-

kazań, a karze tych, którzy gwałcą Jego przykazania.

12. Wierzę pełnią wiary w nadejście Mesjasza i cho­

ciaż nawet on zwleka, to nie przestaję czekać na nie­

go każdego dnia. 13. Wierzę pełnią wiary, że zmarli

zmartwychwstaną do życia, kiedy tylko Stwórcą

błogosławione jest Jego Imię, tego zechce".

background image

Najlepszy koncert

rapera Pei

Od miesięcy śledziłem z uwagą losy polskiego ra­

pera Pei - Ryszarda W. Andrzejewskiego (ur. 1976),

laureata Fryderyka w 2002 roku. Nie dlatego, by

interesowało mnie rapowanie. Nie ten wiek, nie ta

epoka muzyczna i nie ten styl. Nie mam za złe mło­
dym, że śpiewają coś, w czym nie smakuję.

Peja jako piosenkarz zainteresował mnie, kiedy

12 września 2009 roku namawiał otwarcie, przez mi­

krofon, swoich fanów na koncercie w Zielonej Gó­

rze, by d pobili piętnastolatka, który wśród kilkuset,

a może i tysięcy uczestników, nie chaał zachowywać
się jak wszyscy, ale stał nieruchomo jak rzeźba gre­

cka i „obrzydliwie" pokazywał artyśće wskazujący

palec, podczas gdy wszyscy kołysali się w rytmie
uwielbienia i hołdu.

Artysta nie był jednak zadowolony z uwielbienia

tysięcy, ale całą swoją uwagę skoncentrował na tym
zbuntowanym i niepoprawnym „antyfanie", który

nie chaał poddać się artystycznemu czarowi. Peja

śledził go z uwagą, aż wreszcie powiedział sobie:

background image

dość... Przerwał koncert i puścił wiązankę w jego

stronę. I tu Peja okazał się prawdziwym mistrzem.

Sztukę wulgarnego, zbuntowanego przeciw całemu

światu śpiewania i mówienia opanował w najwyż- I

szym stopniu. Państwo pozwolą, że dla zobrazo- f

wania sprawy przytoczę słowa artysty: „Jak ja ra-

[i.

powałem, k..., ty dziwko, to ty żeś nawet, k..., nie

'j

wiedział, jak się, k..., wysr..., ty k... Wiecie co robić,

nie? Wiecie, co z nim zrobić, nie?!". Co za artystycz­

ne bogactwo języka. Dalej nie będę cytował, bo nie j

wypada.

Oszalały tłum rzucił się na nieszczęśnika i potur- ,

bował go tak, że ten trafił do szpitala. Kiedy dziś |

w Googlach wpisze się: „Wiecie, co z nim zrobić?"

- wyskakuje opis artystycznego występu Pei w Zie­

lonej Górze. Sprawa trafiła do sądu. Wlokła się przez

miesiące. Nie był to jednak czas stracony dla nasze­

go artysty. Wykorzystał go znakomicie. Udzielał 1

dziesiątki wywiadów, opowiadał o swoim trudnym J

dzieciństwie, o ciężkiej pracy artystycznej, wielkich
artystycznych dokonaniach, o planach na przyszłość

J

i... przygotował nową płytę.

i

1 tak wyrok sądu dziwnie zbiegł się z promocją |

nowej płyty. Okazało się, że występ w Zielonej Górze

I

należał do najbardziej udanych w całej karierze arty-

1

stycznej Pei. Polowa, a pewnie i więcej Polaków nie I
słyszałaby o nim, gdyby nie ów historyczny koncert I

w Zielonej Górze. A niezawisły Sąd Rzeczypospoli­

tej okazał się łaskawy dla artysty. Peja nie pójdzie do

więzienia, ale zapłaci za swój zielonogórski wybryk

background image

sześć tysięcy złotych grzywny, trzy tysiące nawiązki

dla Ośrodka Integracji Społecznej w Zielonej Górze,

a pobitemu buntownikowi wypłaci pięć tysięcy od­

szkodowania, ponadto zwróci koszta ustalenia peł­

nomocnika itd.

Musisz być jak owca w stadzie. Jeżeli nie, zosta­

niesz ciężko ukarany. Młodzi mogą się buntować

przeciwko rodzicom, szkole, Kościołowi, ale nigdy

przeciw tym, którzy do buntowania ich namawiają.

background image

Jeden dzień

miejskiego żebraka

Płaczliwie prosi ubogi, lecz bogacz twardo odpowiada

(Prz 18,23).

Na portalu Onet.pl z cyklu .Ukrytą kamerą'

niezwykły reportaż pt. Dzień z żyda żebraka. .Mam

pięćdziesiąt dwa lata. Daję sobie radę. Nie tam żeby

po koszach zbierać albo po śmietnikach. Ja idę do

ludzi. Idę na klamkę, jak to się mówi. Dzwonią daję

puszkę: «Proszę mi dać trochę zupy, albo coś z obia-

du». I dają" - przedstawia się bezdomny.

Kamerzysta

towarzyszy

bezdomnemu

w

jego

codziennej pracy - w żebraniu. Ten podchodzi do

przechodniów na ulicy i prosi o wsparcie. Zdecydo­

wana większość odmawia. Wielu niecierpliwi się,

reaguje nerwowo, bywa, że niegrzecznie i agresyw­

nie. Tylko nieliczni zatrzymują się, by go wesprzeć.

Oto zarejestrowane sytuacje.

„Dzień dobry. Da mi pani kawałek bulki. Głodny

jestem". Sprzedawczyni daje w milczeniu...

.Pozwoli pan złotówkę". Otrzymawszy ją, dzię­

kuje: „O, to fajnie. Dziękuję".

background image

„Pozwoli pan czterdzieści groszy". „Nie mam;

idź chłopie" - odpowiada nerwowo mężczyzna.
„Nie poradzisz, nie poratujesz?" - pyta z żalem bez­

domny.

„Daj pani zapalić. Tak się palić chce. Ani peta nie

mam, nic". „Daj mi pan spokój" - irytuje się kobieta.

„Dobra. Nic się nie stało" - komentuje żebrak.

„Daj pan pięćdziesiąt groszy?". „A skąd ja mam

wziąć pięćdziesiąt groszy?" - odpowiada zdziwio­

nym tonem przechodzień.

„Szanowna pani, czterdzieści groszy?". „Proszę

mnie nie dotykać" - krzyczy starsza pani, choć ten

nawet się do niej nie zbliża.

„Pozwoli pan sześćdziesiąt groszy. Pozwól. Sześć­

dziesiąt groszy. Bulkę mam i chcę kupić coś do buł­
ki". „Mam tylko dwadzieścia pięć grosz/'. „Zawsze

to coś".

„Pozwoli pan czterdzieści groszy". „Nie" - odpo­

wiada sucho i z pewną pogardą mężczyzna. „I panu
nie wstyd? Bo ja mam już wstyd" - mówi żebrak.

Ileż upokorzenia zarejestrowała kamera w ciągu

kilku minut. Bezdomni nie proszą najpierw o pie­
niądze, ale o odrobinę szacunku dla swojego poni­

żonego życia. Nie musimy im dawać pieniędzy. Oni
umieją przyjąć z godnością naszą odmowę. Odma­

wiając jednak, nie pogardzajmy nimi, nie wywyż­
szajmy się, nie ubliżajmy im, nie traktujmy ich jak

uliczne śmieci. I nie kłammy w żywe oczy. Szacunek
należy się każdemu człowiekowi, a szczególnie te­
mu. którego życie upokorzyło ponad ludzką miarę.

background image

Byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony,

a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwie­
dziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie

(Mt 25,35-36).

background image

Potestas corrumpit

- władza psuje

Lata temu rozmawiałem z młodym mężem i oj­

cem, przyjacielem z lat młodości. Zadzwonił do

mnie późnym wieczorem, niemal w nocy, i bardzo

zdenerwowanym głosem powiedział: „Ja z nią dłu­

żej nie wytrzymam. Ja się z nią rozejdę". Mówił to

o swojej żonie, z którą w narzeczeństwie chodził

wiele lat i w której kiedyś był zakochany. „Jak to się

z nią rozejdziesz? - pytam. - Jeszcze miesiąc temu

było wszystko dobrze". „No, bo wiesz...". I tu na­

stąpił potok krytycznych słów pod jej adresem. Pod

swoim - zaledwie kilka oględnych zdań.

Wiedziałem, że wobec tych gorzkich emocji

wszelkie

racjonalne

argumenty

zabrzmią

pusto.

Wysłuchałem więc tylko, mówiąc na koniec jedy­

nie: „Tego twojemu trzyletniemu synowi nie możesz

zrobić. Jak mógłbyś go porzucić lub - jeszcze gorzej
- jak mógłbyś zabrać mu matkę?". Konflikt ciągnął

się miesiącami, ale w końcu dotarli się, jakoś się do­

gadali i potem było w miarę normalnie. Z pierwsze­

go kryzysu wyciągnęli wnioski, stąd też kolejne były
już krótsze i łagodniejsze. Dziś są zwyczajną rodzi­

background image

ną, w której da się żyć. Wychowali dwoje dzieci, dziś

już dorosłych, które mają swoje szczęśliwe rodziny.

Historia ta przyszła mi na myśl, gdy prasa roz­

pisywała się o polityku, który opowiadał na łamach

brukowców, i nie tylko, o swojej nowej miłości, ob­

wieszczając rozwód z żoną. Reakcja Polaków i Polek

była zgodna. Mężczyźni bezlitośnie drwili i kpili,

kobiety - jako że w tych sprawach są nieco poważ­

niejsze - deklarowały swoje najwyższe oburzenie.

Dorota Gawryluk pisała: „...dał Polakom mate­

rię na wielką powieść pt. Człowiek wobec pokus świata.

Powieść o tym, jak nieoczekiwany sukces może czło­

wieka ściągnąć na manowce. Po ludzku bowiem pa­
trząc, cała ta historia jest dla mnie potwierdzeniem,

że nic tak nie psuje jak sukces i pieniądze. Może na­

prawdę lepiej jest być biednym, ale wiernym swoim

zasadom. Pan [...] jest w tej epopei bohaterem wy­
raźnie zagubionym i obawiam się, że będzie kiedyś

żałował swego postępowania". Rzymianie mówili:

potestas corrumpit - władza psuje.

Opisany fakt miał miejsce tygodnie temu i dłu­

go zastanawiałem się, czy mnie, księdzu, wypada
w ogóle o tym pisać. Oczywiście nie zaglądam do
cudzego sumienia. Nie moja to sprawa i nie mój inte­
res. Jednak postępowanie polityka, który obnosi się

„po bulwarówkach" ze swoimi personalnymi wybo­
rami, automatycznie nabiera wymiaru społecznego
i politycznego.

W dobie szukania przez wielu mężczyzn w re­

lacjach męsko-damskich przede wszystkim własnej

background image

satysfakcji trzeba głośnio przypominać, szczególnie

przy takich okazjach, prostą zasadę uczciwości: Nie

zostawia się kobiety po wielu latach wspólnego po­

życia z nią tylko dlatego, że znalazło się młodszą

i bardziej atrakcyjną. To jest po prostu nieludzkie.

Tak się w życiu nie robi. Człowiek nie ma prawa szu­

kać emocjonalnego szczęścia kosztem bliźniego.

O Wędach, jakie kobiety popełniają w swych mał­

żeństwach, napiszę przy innej okazji.

background image

Przełożony bogiem nie jest

Rozmowa w podróży. Mój rozmówca uskarża się,
że jego szef w pracy mocno naciska na większą wy­
dajność, grozi ograniczeniem zarobków, wyrzuce­
niem itp. „Takie zachowanie rodzi moje zniechęce­
nie, znieś ma czenie. Jestem na skraju depresji" - mó­

wi. „Jak mam na to patTzeć? Jak to ocenić? Czy mam
się zbuntować?" - pyta bezradnie.

Podstawowym błędem szefa, który wpędza ludzi

w stany zniechęcenia, wypalenia i depresji, jest brak
szacunku dla pracowników, poniżanie ich, lekcewa­
żenie, niesprawiedliwe manipulowanie, wyniosłość.
Ludziom pracującym nie chodzi przecież jedynie

o pieniądze, ale także o uszanowanie, ludzką życz­
liwość, proste uznanie dla wykonywanej pracy. Im

człowiek jest bardziej ubogi, tym wyżej ceni szacu­
nek swojego przełożonego- Kiedy szef swoim zacho­
waniem daje podwładnym do poznania, że od jego
władzy wszystko zależy - czy oni będą mieli pracę;
na jakim stanowisku będą pracować; ile zarobią - d
czują się poniżeni i upokorzeni Pracownicy wielu

firm dobrze wiedzą, że jest kryzys i godzą się na

173

background image

pewne ograniczenia, ale muszą być one uzgodnione
we wzajemnym dialogu.

Nie tylko pracownicy za­

wdzięczają pracę i pieniądze szafowi, ale i on wiele
zawdzięcza swoim podwładnym.

„Do jakiego stopnia człowiek ma akceptować

niesprawiedliwe traktowanie szefa?" - pyta dalej

mój rozmówca. Kiedy powiedzieć: dość? Jak wyczuć

taki moment?

Każdy ma swoją miarę. Podstawowa zasada: za

otrzymywane pieniądze nie wolno płacić własną

godnością i rezygnacją z szacunku. Życie jest waż­

niejsze od tego, co się ma - mówi Jezus (por. Lk 12,

15). Gdy ktoś pyta wprost: „Mam szefowi powie­

dzieć, czy nie?" - nigdy nie daję rad. Każdy musi

podjąć decyzję sam, bo sam ponosi konsekwencje
swego

zachowania.

Styl

„otwartego" mówienia

i asertywnośd w wielu sytuacjach jest dwuznaczny.

Można przyjąć inny styl. Można znosić cierpliwie.

Psychologiczna asertywność różni się od ewange­

licznej. Zmusza

cię ktoś, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź

dwa tysiące - doradza Jezus (Mt 5, 41). Gdy jednak

sługa najwyższego kapłana uderzył Go w policzek,

Chrystus zaprotestował. Kiedy ktoś przyjmie ewan­

geliczny styl, może znieść wiele niesprawiedliwości,

ale nie musi tego robić. To jego wybór. Każdy ma

prawo powiedzieć szefowi, co czuje i myśli, zakła­

dając, że poniesie konsekwencje swojego wyboru.

Szef bogiem nie jest. Ma tylko firmę, w której lu­

dzie pracują, i trochę więcej pieniędzy, ale nic więcej.

Ludzie wpadają w zniechęcenie, wypalenie, depre-

m

background image

sję, gdy uzależniają się od szefa, od jego pracy, pie­
niędzy, kaprysów, chorych ambicji czy jego erotoma­
nii. Niedawno była w Polsce głośna afera „seks za

pracę". Jeżeli ktoś ma trochę inicjatywy i nie boi się
szukania nowej pracy, nie warto znosić stresu zwią­
zanego ze złym klimatem stwarzanym przez chci­
wego czy nieuczciwego szefa.

background image

O Klechistanie i potrzebie milczenia

„Postanowiłam pójść za głosem, nie tyle serca, co

prawdy. Dlatego przepraszam. Przepraszam za

Kościół katolicki w Polsce. Za to, że - jak napisałam
kilka lat temu - jest pięć razy be. Bogaty, bezkarny,

bezideowy, bezduszny i bezczelny. (...) Za to, że za­

miast ewangelizować w ramach swojej misji, bierze

pieniądze z budżetu państwa. (...) Przepraszam, że
Kościół, z pomocą poddanych sobie prawicowych

polityków, uczynił naszą Ojczyznę Klechistanem...'.

Ten fragment wypowiedzi pani poseł Joanny Se-

ny szyn, zamieszczonej na jej blogu, jest jedynie odpo­

wiedzią na uprzednie, równie mało uprzejme słowa,
skierowane pod jej adresem „ze strony kościelnej".
Okoliczność ta nie usprawiedliwia autorki, ale - mi­

mo wszystko - umieszcza jej słowa w kontekście. Nie
oceniam wspomnianego tu finansowania muzealnej

części Świątyni Opatrzności. Nie widzę żadnej raqi,

dla której miałbym odmówić zaufania osobom, które

przyjęły takie, a nie inne rozwiązanie. Jednak czyta­
jąc wypowiedź pani poseł, lepiej zamilczeć. 1 o po­

trzebie milczenia, gdy padają takie słowa, chcę pisać

176

background image

Uważam, że takie reakcje, jak przytoczona po­

wyżej, są oczywiste tam, gdzie dzieje się cokolwiek
dobrego. Każde, najprostsze dobro, bywa poddane

próbie. Niekiedy wydaje nam się, jak wydaje się ma­
łym dzieciom, że dobry czyn winien znaleźć uznanie
i pochwałę. Nic bardziej fałszywego. Niesprawied­

liwy osąd, oskarżenie, krytyka - to stały element
próby, jakiej poddane jest każde dobro. To pośród
niesprawiedliwych oskarżeń sprawdza się, jak złoto
w tyglu, dobry czyn. Im szlachetniejsze bywają na­

sze zamiary, tym gwałtowniejsze bywają reakcje.

Paradoksalnie mówiąc, .takie słowa", choć spra­

wiają ból, bywają nam nieraz bardzo potrzebne,

a bywa, że wręcz konieczne. Kiedy spotykamy się
z pochwałą i uznaniem, łatwo ulegamy pokusie sa­
mozadowolenia z tego, kim jesteśmy, jak żyjemy i co
robimy. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was bę­

dą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili faiszyurym
prorokom - mówi Jezus (Łk 6,26).

Przyjąć postawę milczącą wobec niesprawied­

liwych słów nie znaczy bynajmniej potwierdzić
oskarżenia w nich zawarte. Nagromadzona prze­

sada w ocenie i emocjach bywa nieraz tak wielka,
że słowa same z siebie demaskują się i padają pod
własnym ciężarem. Milczenie ma też zatrzymać
szermierkę, w której stosowane argumenty, brutal­

ność języka i „złe emocje" nie mają już nic wspól­
nego z dialogiem, a są jedynie wyrazem nieżyczli­
wości. A tam, gdzie brakuje odrobiny choćby serca,

tam nie ma spotkania i prawdy. Prawda musi mieć
ludzki charakter.

177

background image

Przekonań moralnych

nie zostawia się w przedpokoju

„Jestem przekonana o tym, że [...] nasze przeko­

nania, z którymi na co dzień żyjemy, chodzimy do

pracy, mieszkamy ze swoimi najbliższymi, zosta­

wiamy w przedpokoju urzędu, który obejmujemy.

[...] Wychowałam się w rodzinie katolickiej i chodź;
do kościoła. Nie mam powodu w tej chwili do te­
go, aby mieć poczucie jakiejkolwiek winy. (...) Mam

pewien dyskomfort wynikający z moich przekonań,
ale niezależnie od tego - jako urzędnik dopełniłam
swojej roli". Tak odpowiada Pani Minister Zdrowia

tym, którzy sugerują, że z powodu współpracy przy
przerwaniu ciąży (wskazała szpital, w którym doko­
nano zabiegu czternastolatce) popadła w ekskomu­

nikę. Kanon 1398 Prawa Kanonicznego stwierdza,

że kto „powoduje przerwanie dąży, po zaistnieniu
skutku, podlega ekskomunice wiążącej mocą same­

go prawa".

Nie dokonuję publicznego osądu wiary i sumie­
nia Pani Minister. Nie deklaruję, że podlega eks-

background image

komunice, czy też jej nie podlega. Spowiednik, po

szczerej rozmowie z penitentem, może dopiero roze­

znać, czy zaistniały wszystkie okoliczności koniecz­

ne do zaciągnięcia kary ekskomuniki. Chciałbym

jedynie odnieść się do sformułowanej przez Panią

Minister zasady: Urzędnicy wraz z objęciem funk­

ii zostawiają w przedpokoju, gdzie urzędują, swoje

przekonania, z którymi na co dzień żyją, chodzą do

pracy, mieszkają ze swoimi najbliższymi.

To niebezpieczna zasada. Z pewnością Pani Mi­

nister sformułowała ją na gorąco, w emocjach, by

się jakoś obronić. Tak przecież bronili się urzędnicy

rządów nazistowskich, komunistycznych i innych

dyktatur, którzy mieli na swoich sumieniach ciężkie

zbrodnie. Przekonań moralnych i sumienia nie moż­

na zostawić jak parasola w przedpokoju swojego

urzędu. Demokratyczna legalność władzy nie prze­

kłada się na legalność moralną i religijną praw, któ­
rymi kierują się urzędnicy. Prawa moralne są ponad
prawami państwowymi. Jeżeli prawo państwowe

sprzeciwia się prawu moralnemu, w sumieniu rodzi
się konflikt. Pełnienie urzędu w państwie (niezależ­
nie od panującego ustroju), którego stanowione pra­
wo stoi w sprzeczności z prawem moralnym, wy­

maga osobistych decyzji urzędnika, niekiedy wręcz
heroicznych. Żadna ludzka władza państwowa czy

kościelna, żadne prawo stanowione nie jest w stanie
zwolnić człowieka z wierności prawu moralnemu,
w tym przypadku zapisanemu w Dekalogu: „Nie

zabijaj".

background image

Jako studenci teologii pytaliśmy kiedyś naszego

kanonistę, ks. prof. Mariana Żurowskiego: „Dlacze­

go Kościół nakłada ekskomunikę na osoby dokonu­

jące przerwania ciąży, a nie nakłada jej na pospoli­

tych morderców? Odpowiedź była prosta: Wszyst­

kie zbrodnie dokonane na żyjących, narodzonych,

ścigane są przez państwo. Ono wymierza kary i Koś­

ciół nie chce dodatkowo karać. Natomiast prawo do

żyda dzieci nienarodzonych nie jest chronione przez

państwo i dlatego Kośdół tak stanowczo chroni ich

żyda. Są najsłabsi, nie mogą jeszcze mówić, dlatego

Kośdół zabiera głos w ich imieniu".

background image

Kiedy Kościół przeżywa trudności...

W oczekiwaniu na ingres nowego metropolity
warszawskiego abp. Stanisława Wielgusa media do­
konały bezpardonowej lustracji nominata. W Inter­

necie opublikowano dokumenty 1PN mające świad­
czyć o wieloletniej współpracy duchownego z orga­
nami bezpieczeństwa. Nominat broni się, ale jego
argumenty wobec przedstawianych faktów nie są
przekonywające. Polacy są podzieleni. Jedni bronią

duchownego, inni go atakują. Napięcie trwa aż do
dnia ingresu wyznaczonego na 7 stycznia 2007 ro­

ku. Podczas Mszy świętą, która miała inaugurować
posługę pasterską nowego arcybiskupa, ogłoszona
została jego rezygnacja z pełnienia funkcji, którą już
wcześniej przyjął Benedykt XVI.

Jako ludzie wierni Kościołowi nie mamy pra­

wa protestować przeciwko postanowieniom Sto­
licy Apostolskiej, ale mamy prawo do wyrażania
naszych uczuć. Stąd też nie wolno nam - mimo

wszystko - zamykać ludziom ust, szczególnie pro­
stym wiernym, i zakazywać im wyrażać swoich obo­

lałych emocji. Jeżeli nie jest grzechem modlitewne

I»1

background image

„oskarżanie Boga", w którym naśladując Psalmistę

wyrażamy z pokorą i skruchą przed Panem wszyst­

ko to, co jest w naszej duszy obolałe, to jak możemy

obciążać poczuciem winy ludzi, którzy z należytym

szacunkiem i stosowną dyskrecją, mówią o tym,

co ich boli w Kościele? Lojalność i posłuszeństwo

wobec władzy kościelnej nie obejmuje naszych

przeżyć i uczuć, ale nasze świadome i dobrowolne

działanie.

Co robić, gdy Kościół przeżywa trudności? Jesz­

cze bardziej go miłować jako najlepszą Matkę. Mod­

lić się za tych, którym powierzona została większa

odpowiedzialność.

Większa

odpowiedzialność

to

większa łaska, ale jednocześnie większa pokusa nie­

wierności. Był tego świadom kard. Karol Wojtyła,

którego konklawe wybrało na papieża. Jan Paweł n

dał temu wyraz w Testamencie - swoistym dzienni­

ku duszy, który Ojciec Święty zaczął pisać zaledwie

lalka miesięcy po swoim wyborze. Z jakąż trwogą

i lękiem myślał o powierzonej mu misji. Jakże drżał

na samą myśl, że w czymkolwiek mógłby się sprze­

ciwić powierzonej mu odpowiedzialności z powodu

swojej ludzkiej słabości.

„Wyrażam najgłębszą ufność - pisał w Testamen­

cie-że przy całej mojej słabości Pan udzieli mi każ­

dej łaski potrzebnej, aby sprostać wedle Jego Woli
wszelkim

zadaniom,

doświadczeniom

i

cierpie­

niom, jakich zechce zażądać od swego sługi w ciągu

żyda". Był też świadom, że tylko Bóg może stanąć
na jego drodze i przeszkodzić mu, gdyby miał zro-

!*»___

background image

bić jakiś fałszywy krok. „Ufam też, że nie dopuści,
abym kiedykolwiek przez jakieś swoje postępowa­

nie: słowa, działanie lub zaniedbanie działań, mógł
sprzeniewierzyć się moim obowiązkom na tej świę­
tej Piotrowej Stolicy".

Co jeszcze mamy robić, gdy Kościół przeżywa

trudności? Modlić się gorąco za pasterzy Kościoła,

aby z pokorą wsłuchiwali się zarówno w natchnie­
nia Ducha Świętego, jak również w najgłębsze ocze­
kiwania i pragnienia wiernych.

183

J

background image

Tragedia pod Smoleńskiem

10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku tragedia.
W drodze do Katynia na uroczystości siedemdzie­

siątej rocznicy sowieckiego mordu na polskich ofi­

cerach w katastrofie lotniczej ginie dziewięćdziesiąt

sześć osób, w tym prezydent Lech Kaczyński z żoną

cały sztab wojska polskiego, dziesiątki polityków
sprawujących najważniejsze funkcje w państwie.

Tragedia jest Szokiem dla wszystkich Polaków.

Szczególnie jednak poruszyła cały świat polityków.

Zmarli należeli do różnych frakcji politycznych: od

prawicy przez centrum po lewicę. Niejednokrotnie

prowadzili między sobą ostrą walkę polityczną: za­
żarte dyskusje, spory, kłótnie, wzajemne oskarżenia.

W kilka sekund wszystkich połączył ten sam tra­
giczny los. Wczorajszych politycznych wrogów jed­

nakowo okrył całun śmierci. Różnice zapatrywań,

poglądów i celów politycznych dziś są już nieistot­
ne, nieważne, a niektóre wręcz śmieszne.

Śmierć bliskich nam ludzi - członków rodziny,

przyjaciół, znajomych - boli; zwykle bardzo boli. Zo­

stają zerwane silne więzy, które podtrzymują żyde,

---------------------- Igą ---------------------

background image

I

karmią je, dają radość, stają się źródłem energii, siły,

odwagi, poczucia bezpieczeństwa. Gdy nasi bliscy

są z nami, mamy dla kogo żyć, trudzić się, cierpieć.

Kiedy zaś umierają, pozostaje po nich pustka, ży­

ciowa ciemna dziura, a my nie wiemy już, dla kogo

mamy żyć. Wielu z nas wpada wówczas w depre­

sję. Trzeba nieraz długich lat, by uporać się ze stratą

osób bliskich.

Jednak boli nas także śmierć tych, z którymi

wcześniej żyliśmy w skłóceniu i niezgodzie, z któ­

rymi prowadziliśmy małe wojny: domowe, sąsiedz­

kie, polityczne. Ta śmierć boli inaczej. Nieraz boli
nawet głębiej. Robi nam bowiem w sposób brutal­

ny rachunek sumienia z naszego odnoszenia się do

nich: demaskuje naszą małość, skąpstwo, brak życz­

liwości, szlachetności, współczucia, przebaczenia.

Jeżeli przez całe lata wieszaliśmy na kimś psy, po

jego śmierci wszystkie one, w naszym sumieniu, za­
czynają na nas szczekać i ujadać. To bolesne do­
świadczenie.

Tragedia smoleńska to wielkie wyzwanie dla na­

szej polityki. Od lat w kraju trwają dągie spory, kłót­

nie, afery. Brak wzajemnego szacunku, poniżanie się
i upokarzanie sprawiają, że z przykrością śledzimy

wydarzenia polityczne. Oby ta śmierć odnowiła na­

sze życie polityczne. .Ileż można się kłócić? Mamy
tylko jedno żyde' - powiedział nastolatek, harcerz
pytany o komentarz po powrode z Katynia.

Wszyscy codziennie uczestniczymy w żyriu poli­

tycznym: uprawiając politykę bezpośrednio czy też

IB

background image

może tylko interesując się nią i rozmawiając o niej

w gronie rodziny i przyjaciół. Polityka to istotny ele­
ment życia. Ona w sposób decydujący wpływa na

ludzkie losy. Może pomagać ludziom żyć godniej,
ale może też stać się narzędziem przemocy, oktu-
cieństwa i zbrodni. Ofiary mordu katyńskiego, któ­

rym polegli w katastrofie chcieli oddać hołd w sie­
demdziesiątą rocznicę śmierci, były owocem stali­
nowskiej polityki.

Ta bolesna śmierć może nam pomóc zrobić sobie

rachunek sumienia ze stylu uprawiania życia spo­
łecznego i politycznego. Ból po tragedii leczy nas
z zacietrzewienia i zaślepienia. Pomaga nam lepią

widzieć, ile w życiu społecznym i politycznym nie-
szczerości, zakłamania, przemocy, szukania włas­
nej chwały. Ileż stosowania nieczystych chwytów,
szukania własnego interesu. Ileż wyniosłości, upo­
korzenia politycznego wroga, braku szacunku do

prostego człowieka, lekceważenie ludzi ubogich
i słabych. Ileż cynizmu religijnego, pogardy dla pod­
stawowych zasad moralnych. Trzeba się modlić, by
ta bolesna śmierć stała się doświadczeniem oczysz­
czającym,

kałharsis naszej polityki i życia społeczne­

go w ogóle.

background image

f

Rób, co chcesz,

ale pamiętaj o śmierci

Tragedia narodowa, jaka miała miejsce pod Smo­

leńskiem, nakłada się na rocznicę śmierci Ojca Świę­

tego Jana Pawła II. Pięć lat temu odszedł bliski nam

Człowiek, który przywiązał nas do siebie mocno.
Odszedł jednak po latach cierpienia. Jego pogłębia­

jąca się choroba przygotowała nas stopniowo na jego

odejście. Obłożna choroba i śmierć Papieża Polaka
były bolesne, ale naturalne. Tej śmierci spodziewali­
śmy się z dnia na dzień. Nie była zaskoczeniem.

Naturalne też było i to - trzeba to powiedzieć ze

skruchą - że śmierć Jana Pawła II nie odmieniła wie­
le, albo prawie niczego, w naszym żydu społecznym,
politycznym, medialnym, i tak na przykład wrogo

nastawione do siebie dwa obozy kibiców w Krako­
wie, które w okresie żałoby organizowały wspólne
marsze i Msze na stadionach sportowych, szybko

wróciły do swoich zwyczajowych bójek. Niemal

nad trumną Zmarłego

2

aczęła się też lustracja pro­

wadzona brutalnymi metodami, wykorzystywana
nierzadko do walki politycznej.

187

background image

Ta śmierć, którą teraz przeżywamy, jest inna: za­

skakująca, gwałtowna. Nikt się jej nie spodziewał.
Przyszła nieoczekiwanie, jak złodziej. Wdarła się

bezceremonialnie na scenę życia społecznego i po­

litycznego, bezpardonowo zmieniając cały misternie

zbudowany przez lata układ sił. Zmiotła z szachow­

nicy politycznej ustawiane od lat pionki. Odebrała

nam wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Także po­

litykom. Zaprzestali gwałtownych sporów, kłótni.

PiS, PO czy SLD - dziś to nie są już te same partie.

Śmierć - samowolnie, nie konsultując się z nikim

- wyznaczyła nowy termin wyborów prezydenckich.

Nie potrzebowała głosowania w Sejmie i Senacie, ni­

kogo nie prosiła o podpis i zgodę. Nie tylko przypo­

mniała nam o swoim istnieniu, ale także o wielkiej

władzy, jaką posiada nad ludzkim życiem.

„Rób, co chcesz, ale pamiętaj o śmierci" - mawia­

li starożytni. To wielka mądrość, o której w ferworze

walki, nawale pracy czy też w upojeniu zmysłowym
zapominamy. Chwilowe powodzenie, sława, odro­

bina władzy, trochę pieniędzy zaślepia nas i pozba­

wia wręcz rozumu. Wydaje się nam, że to my rządzi­
my życiem: własnym i innych. Zaczynamy wówczas

lekceważyć podstawowe zasady, którymi rządzi się
ludzkie życie: własne i bliźnich.

Ta narodowa tragedia przypomina nam, jako

narodowi, że wszystko, co robimy, prywatnie i pub­
licznie, otwarcie i skrycie, szczerze i w zakłamaniu,

z pokorą czy pychą, ma swoje ściśle określone gra­

nice. To granice naszej własnej śmierci. Nie można

188

--------

background image

dobrze żyć, pracować kochać bliźnich, odpoczywać

bawić się, modlić się, kiedy zapomni się o śmierci.

A kiedy ludzie władzy zapominają o własnej śmier­

ci, stają się tyranami, a ich rządy zatrute są jadem

domniemanej nieśmiertelności, ich pychy.

background image

Śmierć orędowniczką

zgody i pojednania

Chorobę i śmierć bliskich przeżywamy zwykle pry­

watnie - w naszych rodzinach, w gronie przyjaciół.

Z bólem po stracie bliskich raczej się nie obnosimy.
W takich momentach unikamy raczej ludzi. Wszyst­

ko, co dzieje się wokół śmierci, odbywa się na ogół

dyskretnie. Klimat żałoby i śmierci nie przenika do
żyda społecznego i medialnego. Z naszych miast,
dużych i małych, zniknęły kondukty pogrzebowe.
Śmierć wycofała się z przestrzeni publicznej do za­
kładów pogrzebowych, kośriołów i na cmentarze.
Stała się sprawą prywatną, kłopotliwą i wstydliwą.

Nieprzypominanie

o

śmierd

to

dziś

kwestia

poprawność

politycznej.

Usiłujemy

więc

udawać

przed sobą i przed innymi, że śmierć nie ma nam

wiele do powiedzenia. Żyjemy często w nieświa­

domość własnej śmierci jak ludzie przed potopem,

o których Jezus mówi:

jedli i pili, żenili się i za mąż wy­

dawali (Mt 24,38), kupowali i sprzedawali aż do dnia

katastrofy. Planujemy własne żyrie, a nieraz i żyće

bliźnich, jak głupi bogacz z Ewangelii, nie zdając

----------------------------------_ MA -----------------

background image

sobie sprawy, że śmierć czyha tuż, za progiem (por.

Łk 12,17-20). Od czasu do czasu można pani śmierć,

nie zważając na przyjęte konwenanse, staje przed

nami i brutalnie zdziera teatralne maski, które sobie

zakładamy, aby bawić się w teatr życia.

Życie jest kruche, a z jego końcem trzeba się li­

czyć. Nie jest to bynajmniej wyraz pesymizmu.

Wręcz przeciwnie odwrotnie. Na wielu portretach

świętych, malowanych w dawnych czasach, przed­

stawiano ich z czaszką w tle. Jednym z ważnych

znaków świętości jest bowiem świadomość upły­

wającego czasu i odpowiedzialności za życie przed
własnym sumieniem, bliźnimi i Bogiem. W życio­

rysie św. Alojzego Gonzagi, jezuickiego scholastyka

pochodzącego z królewskiego rodu, który zmarł,
mając dwadzieścia trzy lata, czytamy, że jednego

dnia w czasie wspólnotowej rekreaq'i ktoś zadał mu

pytanie: .Co robiłbyś, gdybyś się dowiedział, że za

godzinę umrzesz?". Święty odpowiedział: .Dalej
rozmawiałbym z wami .

Żyć tak, aby w każdej chwili życia być gotowym

na śmierć. Oto szczyt mądrości i doskonałości.

1 to

nie tylko ze względu na Boga i życie wieczne, ale
także ze względu na ludzi: naszych bliskich i tych,

z którymi żyjemy na co dzień. Śmierć bliskich, z któ­
rymi żyliśmy w konflikcie, diametralnie zmienia

nasze relacje z nimi. Uczucia niechęci, wrogości,
nienawiści gdzieś znikają a w ich miejsce pojawia

się: pokora, trwoga przed tajemnicą żyda wiecz­
nego, głębokie poczucie winy. Wielu wielkich poli-

background image

tyków było w ostrym konflikcie ze świętej pamięci

Lechem Kaczyńskim. Jeden z nich po jego śmierci
powiedział, że jest mu bardzo przykro, ponieważ

miał z nim niezałatwione sprawy: „Przebaczam mu
i proszę Boga, aby Bóg mi przebaczył". Inny wyznał

„Cieszę się, że zdążyłem Kaczyńskiego przeprosić'.

Śmierć nie jest mścicielką, która wyrównuje ra­

chunki, ale wielką orędowniczką zgody i pojedna­

nia między ludźmi.

192

background image

Tej śmierci nie możemy zmarnować

Bólowi po tragedii pod Smoleńskiem towarzyszy
poczucie bezsilności i niemocy. Spontanicznie rodzi

się pokusa szukania winnych: na ziemi i w niebie,
jednak nawet jeżeli wskażemy na nich, oni niczego
nam nie wyjaśnią; możemy jednie usiłować rozłado­

wać nasze frustracje. Dziś nawet wielkanocna wiara
w zwycięstwo Zmartwychwstałego nad grzechem
i śmiercią, choćby najsilniejsza, okazuje się mimo
wszystko bezradna wobec gwałtownych emocji: po­
czucia krzywdy, niesprawiedliwości losu, bezsensu
śmierci. Wiara miast przynieść nam natychmiasto­
we pocieszenie i ulgę, zostaje poddana próbie i mu­
si zmagać się o przetrwanie. Nie jest ona przecież
spiżowym posągiem, ale wiosenną kruchą roślinką,
której wiele zagraża. Nasza wolność staje przed dra­
matycznym wyborem, po której stronie się opowie­
dzieć: po stronie bolesnych emocji czy też po stronie
wiary. Wiara, choć mniejsza niż ziarnko gorczycy,
wbrew wszelkim naszym uczuciom uchyla nam jed­

nak rąbka tajemnicy ludzkiego losu, który nie koń­
czy się wraz ze śmierdą.

193

background image

Aby wiara w nasze życie - ziemskie i niebieskie,

przyrodzone i nadprzyrodzone - wyszła zwycięsko
z tej próby, musimy trwać przed Panem na modli­

twie. Dziecięca szczera rozmowa z Nim pocieszy

nas, złagodzi ból, osuszy łzy, uspokoi rozedrgane

nerwy. Nie tylko pomoże przeżyć tragedię, ale na­

tchnie nas także odwagą, by wyciągnąć z niej wnio­

ski na przyszłość.

Przedziwne są wszak człowiecze losy. Mieszają

się w nich ludzkie zaniedbania i niefrasobliwości

z wyrokami Najwyższego, których nie jesteśmy

w stanie ani przewidzieć, ani też pojąć. Trzeba nam
prosić Boga nie o zrozumienie tajemnicy żyda, ale

o jej przyjęde. W jakim celu? By doświadczyć pełni

żyda, doznać jego radości. Wszystko, co nas spotyka

na tej ziemi, musi służyć życiu: naszemu i bliskich;
życiu doczesnemu i wiecznemu. W tym objawiła sit
miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego jednorodzont-
go na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu (1J 4,9).

W Wieczerniku, przed swoją męką, Jezus zapewnia
uczniów, że wszystko, co dla nich robi, służy jedne­

mu: aby Jego radość była w nich i aby radość ta była
pełna (por. J15,11).

Nie możemy ulec pokusie zgorszenia, oskarżania

Boga. Nie możemy zatrzymać się przy kamieniu na
drodze, o który potknęliśmy się i który nas zranił.
Trzeba się dźwignąć i iść dalej. Z większą pokorą,
z większym szacunkiem dla tajemnicy żyda, z więk­

szą szlachetnośdą i hojnością wobec bliźnich, także

tych, którzy inaczej myślą i postrzegają świat a na­

-------------------------------------— m —----------------------------------------------

background image

de wszystko z większą otwartością na Tego, dla któ­
rego wszystkie narody są jak kropla wody na wiadrze,

znaczy tyle, co pytek na szali. Oto wyspy ważą tyle co
ziarnko prochu (Iz 40,15).

background image

Szanujmy ludzi,

póki jeszcze żyją

Tragedia w Smoleńsku ukazała, że dobre funkcjono­

wanie państwa jest podstawowym dobrem wszyst­

kich obywateli. I choć nie było żadnego bezpośred­

niego zagrożenia w funkcjonowaniu państwa, to
doświadczyliśmy, na jak kruchych podstawach jest

ono zbudowane - na ludzkim życiu. Poczuliśmy, jak

mało brakuje do naruszenia naszego poczuda bez­
pieczeństwa.

Wzruszenie, załzawione całymi godzinami oczy,

ból niemal fizyczny, kwiaty i znicze, niezliczone tłu­
my, które wyległy na ulice Warszawy i Krakowa, by

towarzyszyć prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu
w jego ostatniej drodze, te i inne gesty pokazują, że

Polacy doceniają tych, którzy pracują dla dobrego
funkcjonowania ich państwa. Państwo traktują jako
własny dom.

Prości ludzie nie mają praktycznie żadnej możli­

wości, aby wpływać na politykę, tę wielką i tę małą.
Większość nie wierzy, że ich jeden głos, oddany raz

na kilka lat, może coś zmienić. I właśnie dlatego wie-

196

background image

lu, widząc zachowania polityków, które ich irytują
i budzą gniew, rezygnuje z pójścia do wyborów. To

bezradny protest nie przeciwko państwu czy polity­
ce, ale aroganckim zachowaniom ludzi władzy.

Ludzi bardzo boli, kiedy sprawowanie władzy

i korzyści z niej płynące traktowane są jako naczelne
dobro polityki. Obywatele czują się poniżeni, kiedy
walka polityczna staje się wzajemnym, personal­

nym wyniszczaniem siebie, a nie debatą i dyskusją
0 programie politycznym. Kiedy zaś ludzie władzy
wzajemnie się ośmieszają, obrażają, w brudny spo­
sób wyciągają sobie sprawy obyczajowe, obywatele

czują się upokorzeni i poniżeni. Podobnie jak poni­
żony czuje się syn w oczach swoich kolegów, gdy
jego ojciec zachowuje się bez kultury.

Służba państwu jest służbą obywatelom. Oby

ta tragedia przypomniała politykom ze wszystkich
ugrupowań o ich misji i odpowiedzialności. Upra­
wianie polityki, rządzenie państwem, pełnienie

funkcji na wszystkich szczeblach państwowości,
winno być traktowane jako praca na rzecz dobra
wspólnego.

Sami politycy, opinia społeczna, a także media

winny protestować wobec zachowania tych polity­
ków, którzy - dla zwrócenia na siebie uwagi - po­

sługują się teatralną błazenadą, bezceremonialnym
1

aroganckim kłamstwem oraz innymi nieuczciwymi

metodami. Polityka jako służba narodowi winna być
uprawiana z należytą powagą, z poszanowaniem
dla wszystkich, także politycznych oponentów.

background image

1

Modlitwa to jeden z naszych najważniejszych

sposobów wpływania na tych, którzy uprawiają po­

litykę. Tak obficie korzystaliśmy z niego w okresie

stanu wojennego. Czuliśmy się wtedy w pułapce,

jak Żydzi ścigani przez faraona. Wody Morza Czer­

wonego ustąpiły, a my suchą nogą, bez rozlewu

krwi, weszliśmy do ziemi obiecanej, wolnej ojczy­

zny. Chciejmy i dzisiaj nasz gniew na polityków, nie­

zadowolenie z ich działania przekuć na modlitwę.

„Czas schować zęby. Szanujmy ludzi, póki jeszcze

żyją" - powiedział jeden z polityków, komentując

tragiczne chwile, jakie przeżywamy.

-----

198

background image

Pojednanie polsko-rosyjskie

Obie tragedie, ta sprzed siedemdziesięciu laty i ta

z kwietnia 2010 roku, miały miejsce na ziemi rosyj­

skiej. I obie są związane z Katyniem. Mord katyński,

dokonany przez bolszewików na polecenie Stalina,

stal się przyczyną konfliktu Polaków i Rosjan na

dziesięciolecia. Związek Radziecki w sposób cynicz­

ny przez cały czas swego istnienia negował zbrodnię

katyńską, usiłując obciążyć nią Niemców. Katyń stał

się raną, która krwawiła i nadal krwawi. W czasach

Polski Ludowej za rozpowszechnianie prawdy o Ka­

tyniu groziło dwa lata więzienia.

Przekazanie dokumentów o zbrodni katyńskiej

przez prezydenta Borysa Jelcyna prezydentowi Le­

chowi Wałęsie i udział Władimira Putina, premiera

Rosji, w obchodach siedemdziesiątej rocznicy mor­

du stały się początkiem objawiania się całej praw­

dy o zbrodni. Tuż po tragedii w Smoleńsku Putin

ponownie dał wyraz dobrej woli w wyjaśnieniu ka­

tyńskiego mordu, otwarcie stwierdzając, że był on

zemstą Stalina za klęskę bolszewickiej Rosji w woj­

nie z Polską w 1920 roku. Te słowa z ust byłego

199

background image

pracownika radzieckich służb specjalnych, byłego

prezydenta Rosji, obecnego premiera, który jeszcze

kilka lat temu po tragedii w Biesłanie wyrażał żal

z powodu rozpadu Związku Radzieckiego, graniczą
wręcz z cudem.

Wbrew wszelkim zaszłościom, najbardziej bo­

lesnym, narody muszą żyć w zgodzie, by budować

lepszą przyszłość dla siebie i swoich dzieci. Nikt,

tym bardziej całe narody, nie mogą sobie pozwolić

na nieustanne wpatrywanie się w doznane krzywdy,

podtrzymywanie poczucia żalu. Życie idzie dalej.

Także życie narodów.

Jak podkreśla wielu polityków i komentatorów,

nasza narodowa tragedia pod Smoleńskiem ma szan­
sę stać się momentem przełomowym w relacjach

polsko-rosyjskich i przyczynić się do pojednania. Od

dłuższego czasu pracuje specjalna mieszana komisja
kościelna polsko-rosyjska, która ma za zadanie opra­

cowanie deklaracji o pojednaniu obu narodów.

Wieki wzajemnych konfliktów naznaczone woj­

nami i przemocą ciągle rzucają się cieniem na wza­
jemne relacje we wszystkich sferach: polityczną,

ekonomicznej, kulturalnej, religijnej. I choć w obu

naszych narodach płynie ta sama słowiańska krew,
a nasze kultury mają wspólne chrześcijańskie korze­

nie, to jednak ciągle dominuje wrogość. Krew pol­

ska, która ponownie wsiąkła w rosyjską ziemię, tym

razem z powodów losowych, ukazuje cały bezsens
nieustannego rozdrapywania starych ran, wzajem­
nych oskarżeń, podtrzymywania animozji.

background image

Pochówek prezydenta Kaczyńskiego

na Wawelu

Prezydent Lech Kaczyński spoczął na Wawelu.

Wielu pytało i pyta nadal: Czym sobie zasłużył?

Dlaczego Wawel dla polityka, który był postrzegany

jako jeden z wielu, wcale nie najwybitniejszy, a nie­

które jego decyzje były uważane za kontrowersyjne?
Czym się okupił, że leży teraz obok Piłsudskiego, Ja­

na 111 Sobieskiego czy Stefana Batorego?

Na Wawelu spoczął nie tylko z powodu osobi­

stych zasług. Zginął w czasie pełnienia służby; po­

legł w drodze do Katynia, miejsca dla Polaków bo­

lesnego i zarazem świętego. Poległ wraz z ludźmi
pełniącymi najwyższe urzędy w państwie. Wawelski

pochówek Kaczyńskiego urasta do rangi wielkiego
symbolu. Będzie przypominać nie tylko jego zasługi
jako Prezydenta, ale także podwójną tragedię katyń­
ską: tę sprzed siedemdziesięciu laty i tę z kwietnia
2010 roku. Przy sarkofagu Kaczyńskiego i jego żony
będziemy modlić się także za dziewięćdziesiąt czte­

ry osoby, które poległy z nimi pod Smoleńskiem.
Prezydent zabierze do wawelskich podziemi pa­

201

background image

mięć o tych, którzy mu towarzyszyli w jego ostat­

niej misji. Lista nazwisk tragicznej katastrofy pod

Smoleńskiem zostanie umieszczona obok sarkofagu

Kaczyńskich.

Lech Kaczyński świętym nie był. Nie był też

z pewnością przywódcą na miarę Piłsudskiego. Był

jednak człowiekiem prawym, zatroskanym o dobro

Polski. Jego zaangażowanie w czasie kryzysu na

Ukrainie i w Gruzji przejdzie do historii jako wyraz

wielkiej odwagi. Powiedział głośno to, co bali się po­

wiedzieć najwięksi światowi przywódcy. Jego poli­

tyczna gra była niekiedy twarda. Sam bywał uparty.

Ale za jego twardością polityczną krył się wrażliwy

i dobry człowiek, delikatny, niekiedy wręcz miękki.

Wobec zwyczajnego chamstwa, i to wcale nie po­

litycznego, zdawał się zupełnie bezradny. Robił minę

niesprawiedliwie bitego chłopa. Nie zabierał głosu,

gdy brutalnie ingerowano w jego życie prywatne,

oskarżano o najgorsze jego samego i jego brata; kie­

dy pytano - a media powtarzały to bezmyślnie - czy

aby nie ma problemów ze zdrowiem, z alkoholem,

z życiem rodzinnym, a jego brat... z orientaq'ą sek­

sualną. Politycy z przeciwnego obozu milczeli, choć

zachowania ich kolegów były moralnie brudne.

W tym kontekście pochówek Kaczyńskiego na

Wawelu - w moim odczuciu - jest pstryczkiem hi­
storii w zadarte nosy ludzi, którzy patrzą na wszyst­

kich z góry, poniżają ich, mówią z pogardą, na jaką
żaden człowiek nie zasługuje, także polityk. Wobec

przeciwników politycznych wymagana jest wyższa

202

background image

kultura niż wobec partyjnych kompanów. Pochówek
Kaczyńskiego na Wawelu to wielka lekq'a, jaką daje

nam Opatrzność. To nie my, wyborcy czy wybiera­
ni, decydujemy ostatecznie o losach kraju, świata,
ludzkości. Nie my! Tym zaś, którym wydaje się, że
decydują, historia nierzadko dmucha w nos. Same
narzucają się słowa Jezusa:

Każdy [...], kto sit wywyż­

sza, bfdzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony
(Łk 18,14).

background image

Nie ma odpowiedzialności zbiorowej

za zbrodnie

Problemów wzajemnej koegzystencji narodów są­

siadujących ze sobą nie da się rozwiązać politycz­
nymi deklaracjami. My, Polacy, jesteśmy powiązani

przez trudną historię z Żydami, Niemcami, Rosja­

nami, Ukraińcami, Litwinami, a nawet Czechami.

A i Szwedom przy okazji wspominania historii Jas­
nej Góry wypominamy potop, ale że to sprawa od­

legła w czasie, czynimy to bez emocji. Może jedynie
ze Słowakami nie mamy otwartych konfliktów, ale
pewnie tylko dlatego, że oni swoje państwo stwo­

rzyli dopiero w XX wieku. Fakt, że Niemcy w cza­
sie drugiej wojny światowej zniszczyli krakowski

pomnik bitwy pod Grunwaldem, a Polacy go potem
odbudowali (a teraz zamierzają zrobić wielkie świę­

towanie grunwaldzkiego zwycięstwa po sześciuset
latach), pokazuje jedynie, jak głęboko w historii za­

korzeniony jest konflikt polsko-niemiecki.

Ze wszystkimi sąsiadami utrzymujemy obecnie

co prawda poprawne relacje polityczne, ekonomicz­

ne i kulturalne, ale to jedynie zewnętrzna powłoka.

--------------------------------------- 204 ----------------------------------------------

background image

Przy okazji ważnych wizyt politycznych mówimy
o dobrej, przyjacielskiej współpracy, ale wystarczy

jedno niefortunne wydarzenie polityczne czy spo­
łeczne, a natychmiast z zakamarków narodowej du­
szy wyłażą demony wzajemnych narodowych ani­
mozji, konfliktów, niewybaczonych jeszcze krzywd.

Zaczynają się wzajemne oskarżenia, wrogie deklara­

cje, listy protestacyjne itd., itp. Wystarczy przywołać
choćby kontrowersyjną decyzję prezydenta Ukrainy

Juszczenki sprzed jego odejścia ze stanowiska. Na­

dał on (22 1 2010) tytuł bohatera narodowego Ukra­

iny Stepanowi A. Banderze, przywódcy Organizacji

Ukraińskich Nacjonalistów, który zdaniem polskich

historyków winien być sądzony za zbrodnie ludo­

bójstwa na Polakach na równi z niemieckimi nazi­

stami. Tyle znaczą wielokrotne deklaracje o współ­

pracy i przyjaźni.

Przyjaźń między narodami może być oparta jedy­

nie na prawdzie i sprawiedliwości A prawdą jest to,

że naród nigdy jako całość nie jest odpowiedzialny

za zbrodnie na innych narodach, ale konkretne oso­

by, organizacje, grupy interesu. Wszystkie zbrodnie,

te indywidualne i popełnione masowo, mają swoich

własnych zbrodniarzy. Tych trzeba wskazywać, im

je przypisać, ich pociągać do odpowiedzialność. Mó­

wienie: Polacy współpracowali z Niemcami w mor­

dowaniu Żydów, Ukraińcy mordowali Polaków-jest

zawsze stwierdzeniem z gruntu niesprawiedliwym.

Etty Hillesum, holenderska Żydówka, patrząc

na zagładę własnego narodu dokonywaną przez

205

background image

niemieckich nazistów pisała w dzienniku: „Narasta

ogromna nienawiść do Niemców, która zatruwa du­

szę. «Niech ich wszystkich potopią, hołota, do gazu
z nimi» - takie wypowiedzi stanowią stały element

codziennych konwersacji i czasem stwarzają wraże­

nie, że w tych czasach nie da się już żyć. Aż nagle pa­

rę tygodni temu wpadła mi do głowy zbawcza myśl,

która sterczy w górę jak ociągające się, młodziutkie

źdźbło trawy między morzem chwastów: choćby

istniał tylko jeden przyzwoity Niemiec, wart byłby

tego, by go chronić przed całą barbarzyńską bandą

i przed nienawiścią do całego narodu". Za zbrodnie

nie ma odpowiedzialności zbiorowej.

206

background image

Wakacyjna lektura

W

ramach wakacyjnej lektury przeczytałem Moje

życie nielegalne ks. Isakowicza-Zaleskiego (Kraków

2008). Autor opowiada szczerze o sobie, co pozwa­
la czytelnikowi uwolnić się od lustracyjnego nalotu

w spojrzeniu na jego życie.

Ks. Zaleski to najpierw człowiek pełen twórczego

niepokoju, któremu nie trzeba pokazywać palcem, co
można zrobić dobrego, bo sam to doskonale widzi.
Przeciera nowe szlaki. Z własnej inicjatywy i na włas­

ną odpowiedzialność posługiwał „Solidarności",
prowadził działalność na rzecz niepełnosprawnych,

zakładał schronisko w Radwanowicach. Z własnej
też inicjatywy zaangażował się w duszpasterstwo

Ormian, w niebezpieczny temat lustracji duchow­
nych, dopominał się o pamięć o ofiarach Wołynia.

Jego działalność nacechowana jest wrażliwością na
ludzkie cierpienie, uporem oraz - co sam podkre­

śla z odcieniem autoironii - ormiańskim sprytem.
Twardy i nieustępliwy ale jednocześnie współczu­

jący i wrażliwy. Czytając jego szczere wypowiedzi
o sobie, można zapytać i siebie: A któż nie reaguje

207

background image

emocjonalnie? Któż z nas nie ma słabości i obolało­

ści, szczególnie gdy biją go „za darmo"? Choć nie

musimy podzielać jego radykalizmu lustracyjnego

czy też dochodzenia sprawiedliwości za wszelką

cenę, to winniśmy docenić jego wielkie zaangażo­

wanie na rzecz ubogich i pokrzywdzonych oraz jego

twórczą pasję.

Ostatnia część książki Moje życie nielegalne to opo­

wiadanie o bezradności w lustracyjnej wojnie... Nie
tylko jego osobistej bezradności, ale także i Kościoła

w Polsce. Zasadniczą metodą bronienia się ks. Za­
leskiego w chwilach bezradności nie była polemika
na argumenty, ale właśnie szczerość do bólu, która

kazała mu publicznie mówić o tym, co go dotyka,

upokarza i poniża. Cierpiąc, domagał się sprawied­

liwego traktowania. Zaleski, odsłaniając swoje słabe
miejsca, pokazywał, że nie jest z żelaza, ale jest czło­

wiekiem kruchym i wrażliwym. Wielokrotnie, nie
wytrzymując napięcia, wycofywał się i obrażał, ale
po namyśle deklarował trwanie na stanowisku. Ta

właśnie szczerość broni go najbardziej.

To partner wymagający. Głośno mówi, co myśli,

a jego opinie o tym, co dzieje się w Kościele, bywają
niekiedy gorzkie. Sam będąc szczery, żąda szczero­
ści od wszystkich, z którymi dialoguje i których lu­

struje, jakby nie liczył się z faktem, że nie wszyscy
są do niej zdolni. Może dlatego ma tylu wrogów...

Ale wiernych przyjaciół ma z pewnością więcej. Bez
ich pomocy nie mógłby przecież robić tego dobra,

które robi.

208

background image

NASZE RODZINY

background image

Człowiek

nie jest własnym stwórcą

Robię recenzję podręcznika szkolnego dla gimna­
zjum: Kim

jestem? Wychowanie do życia w rodzinie. To

jest ważne

autorstwa Tomasza Garstki, Michała Ko-

strzewskiego i Jacka Królikowskiego. Kiedy auto­
rzy mówią o związkach heteroseksualnych, słowo:
„małżeństwo, małżonek" biorą w nawias: „Będziesz
mógł w przyszłości zaplanować wspólnie z part­
nerem (małżonkiem) ciążę”. Ale... kiedy mówią

0 „małżeństwach cywilnych między osobami tej sa­
mej płci", pojęcia „małżeństwa” nie tylko nie podają
w nawiasie, ale wręcz przeciwnie - wyróżniają tłu­

stym drukiem: „Po prostu w świetle prawa docho­
dzi do zawierania «małżeństw cywilnych między

osobami tej samej płd» (tłusty druk]*. I tak podręcz­
nik dla nastolatków ośmiesza pojęcie małżeństwa,
a wraz z nim niszczy świat uznanych norm moral­
nych i waitośd społecznych.

Wszystko jednak, co ludzie robią wbrew Bogu

1 Jego prawom wpisanym w naturę człowieka, obra­
ca się przeciwko nim samym, także wówczas, kiedy

------------------------------- 211

background image

- jak się im wydaje - szukają większego szczęścia

własnego i bliźnich. Człowiek nie jest bowiem włas­

nym stwórcą i nie może stworzyć nowych praw

i reguł dla miłości małżeńskiej oraz rodzicielstwa.

Jest natomiast zobowiązany odkrywać, przyjmować

i wprowadzać w życie te, które Bóg swoim aktem

stwórczym w niego wszczepił. I tylko w ten sposób

może osiągać dojrzałość oraz stawać się szczęśliwy

i uszczęśliwiać innych.

Możemy zapytać: „Cóż zatem mamy czynić?"

(por. Dz 2, 37). Aby uzdrowić nasze więzi małżeń­

skie i rodzinne, trzeba na nowo odkryć fundamen­

talny związek człowieka z Bogiem. Tylko tak mo­

żemy odnaleźć miłość oraz radość dzielenia się nią

z bliźnimi. Jeśli nie staniemy się dziećmi Ojca nie­

bieskiego, nie wejdziemy do królestwa Jego miłość

(por. Mt 18, 3). Oto prawdziwe lekarstwo na nie­

prawości i grzechy zachodniej cywilizacji przeciwko

ludzkiej miłości, małżeństwu, rodzinie i ojcostwu.

Miast zatruwać się postawą jałowego gorszenia

się, oburzania, gniewu i lęku przed przyszłośdą,

trzeba nam nieustannie powierzać siebie i cały świat

miłosiernemu Ojcu oraz pełnić uczynki miłosierdzia
wobec ludzi, którzy doznali krzywdy w rozbitych

małżeństwach i poranionych rodzinach. „Żądam od

ćebie uczynków miłosierdzia, które mają wypływać
z miłości ku Mnie. Podaję d trzy sposoby czynienia

miłosierdzia bliźnim: pierwszy - czyny, drugi - sło­
wo, trzeci - modlitwa" - mówi Jezus do św. Siostry

Faustyny (Dzienniczek, 742) i do każdego z nas.

----------------------------------------------- 212

background image

Jeżeli współczesny kryzys małżeństwa i rodziny

podejmiemy jako ważne wezwanie do modlitwy,

dobrych uczynków i nieustannego wzywania Boże­

go miłosierdzia dla nas i całego świata, stanie się on

dla nas niepowtarzalną okazją do odkrywania ciągle

na nowo piękna miłości: ludzkiej i Boskiej, małżeń­

skiej i rodzicielskiej.

background image

Goniłeś mnie, ojcze,

w moich snach

Chwała (...) człowieka płynie ze czci ojca. (...) Synu,

(...)

nie zasmucaj go w jego życiu (Syr 3,11-12).

List do ojca z Biblioteki „Gazety Wyborczej" (War­

szawa 2008) zawiera sto czterdzieści listów, wybra­

nych z ponad tysiąca, jakie napisali czytelnicy do

swych ojców w odpowiedzi na ankietę. Książka jest

świadectwem, nierzadko bardzo bolesnym, o potę­

dze ojcowskiej miłości oraz wielkim wołaniem dzie­

ci - niezależnie od ich wieku - o jego obecność, sza­

cunek, życzliwość i wsparcie. Książka przeczy hipo­

tezom psychologicznym o względności ojca w życiu

dziecka.

List do ojca winni przeczytać wszyscy ojcowie,

niezależnie od tego, ile lat mają ich dzieci. Ojcowskiej

miłości potrzebujemy całe życie, także wtedy, kiedy

sami mamy już własne dzieci. W szczególny sposób

książkę polecam tatusiom, których dzieci mają kilka

- kilkanaście lat. Ona pomoże im zrozumieć, że ojco­

stwo jest ich najważniejszym i najpiękniejszym dzie­

łem żyda, ich żydową misją, bez spełnienia której

---------------------------------- 2M ---------- ------------------------------

background image

nie będą nigdy szczęśliwi. Wszystko, co mężczyźni

tworzą na polu zawodowym, jest wtórne i względne

wobec ich ojcowskiej roli.

List do ojca jest bardzo ważną lekturą także dla

mam, szczególnie zaś tych, które - niezadowolone

ze swoich mężów lub rozwiedzione z nimi - prze­

słaniają sobą i swoją lękliwą, a posesywną miłością

swoim dzieciom ich ojca. Dziecko potrzebuje ojca

w takim samym stopniu jak matki. Także wówczas,

kiedy relacje między małżonkami, rodzicami dzie­

cka, są bardzo konfliktowe. Odgradzanie dzieci od

ich ojców, oskarżanie ich przed nimi jest krzywdą,

nie mniejszą niż ta, którą być może wcześniej wy­

rządził ojciec, jedna krzywda wówczas dopisuje się

do drugiej.

Książka jest zaproszeniem do rachunku sumie­

nia. Najpierw z relacji z własnym ojcem. Czytając ją,

nie sposób nie myśleć o swoim tacie: jego postawie,

zachowaniu, prowadzonych z nim rozmowach. Nie

sposób zapomnieć o najpiękniejszych, ale i najboleś­
niejszych chwilach z nim spędzonych. Książka jest

wyzwaniem, by samemu napisać własny list do ojca.

Niekoniecznie po to, by wysłać go do gazet ale by
uczyć się bycia ojcem od własnego ojca: przyjąć od

niego z wdzięcznością to, co godne naśladowania,

a przebaczyć mu to, co było bolesne i raniące. Ust do

ojca pozwala nam zrozumiej że wszyscy najpierw

jesteśmy dziećmi: synami - córkami. Mężczyzna,
stając się dobrym synem swego ojca, może sam być

dobrym ojcem dla własnych dzieci. A kobieta, bę-

2IS

background image

dąc dobrą córką swego taty, może docenić rolę ojca

w życiu własnych dzieci.

„Goniłeś mnie, [ojcze], w moich snach, a ja nie

miałem dokąd uciekać. Wyrzucałem sobie, że nie
myślę o Tobie dobrze. [...] Tęsknię, Tato" (Marcin,

List do ojca).

216

background image

W głowach mają wykreowane

obrazy rodziny

Zaprawdę, powiadom wam: Wszystko, co uczyniliście

jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście

uczynili (Mt 25,40).

Jedna ze stacji telewizyjnych nadała wzruszają­

cy reportaż Sylwii Walendowskiej ze zdjęciami Da­

niela Wudniaka z zakładu opiekuńczo-leczniczego
w Jaszkotlu koło Wrocławia o pragnieniach i ma­

rzeniach niepełnosprawnych dzieci. I choć od jego

emisji upłynęło kilka tygodni, chciałbym do niego
wrócić. Reportaż był dla mnie ważny.

„Dzieci szukają miłości, tego, czego im najbar­

dziej w życiu brakuje" - mówi redaktorka we wpro­

wadzeniu. Jedna z opiekunek, bawiąc się z dziećmi,

komentuje: „Każda pracująca tutaj osoba próbuje

dać całe serce tym biednym dzieciom. Ale jest ich tak

dużo, że «jeden na jeden* - nigdy tak nie będzie".
Bo gdyby było dość opiekunek, niepełnosprawne

dzieci nie musiałyby leżeć samotnie w łóżeczkach

spragnione najdrobniejszych ludzkich gestów: doty­

ku, przytulenia, uśmiechu, zabawy. Ośrodek szuka

217

background image

więc współpracowników - wolontariuszy, którzy

regularnie zajmowaliby się dziećmi: zabierali je na

niedzielę, na święta, na wakacje, przychodzili w cią­

gu tygodnia pobawić się z nimi".

Te dzieci nie mają szczególnych życzeń czy wy­

magań - słyszymy w komentarzu. Pytane o marze­

nia nie wspominają o najnowszych modelach kom­

puterów, grach, drogich zabawkach czy ubraniach.

Wiedzą dobrze, że to, czego tak bardzo pragną, nie

da się nabyć za pieniądze. Niepełnosprawna dziew­

czynka, może sześcioletnia, mówi prosto: „Chciała­

bym mieć rodzinę zastępczą". Ona już doskonale

zna różne rodzaje rodziny... Kilkuletni niepełno­

sprawny chłopiec zapytany o swoje marzenia mówi

z niemałym wysiłkiem: „Mieć mamę, ciocię, tatę".

A dorastająca dziewczynka na to samo pytanie od­

powiada elokwentnie: „Chciałabym mieć rodzinę ta­

ką kochającą, dobrą, chciałabym mieć rodzeństwo-

malutkie, żeby się móc bawić, bo lubię małe dzieci".

„Marzenia? - powtarza pytanie nastoletni chłopiec,

gestykulując swą niepełnosprawną ręką. - Chciałem

być weterynarzem, ale podobno z taką ręką mnie nie

dopuszczą. Więc musiałem się z tego wycofać. A w

ogóle... Wystarczy mi normalna praca, dom, rodzi­

na, żona. Będzie cacy".

„W głowach od lat mają wykreowane obrazy

rodziny" - stwierdza redaktorka. Dokładnie wie­

dzą, jaka powinna być mama, jaki winien być tato.

1 cierpliwie czekają na spełnienie swych życzeń.

Kilkuletni Sebastian pytany, jak miałaby wyglądać

218

background image

jego rodzina, mówi: „Mama? Chciałbym, żeby miała

opuszczone włosy". „A tato?" - dopytuje redaktor­

ka. „Normalnie" - odpowiada mały marzyciel.

Reportaż to gorący apel do ludzkich serc o za­

angażowanie na rzecz pomocy niepełnosprawnym
dzieciom. Siostra Halina Borowska, dyrektorka za­

kładu, zaprasza: „Można zgłosić się do nas i ofiaro­

wać tym dzieciom taką czy inną pomoc: swój czas,

uwagę, w zależności od tego, co każdy z nas chciał­

by tutaj wnieść. Niepełnosprawne dzieci! One są

dziś naszymi nauczycielami. Pozbawione kochają­
cych rodziców mówią nam, co dla nich i dla każdego

z nas jest najważniejsze - kochająca się rodzina".

background image

Docenią przekazaną im wiarę

w życiu dorosłym

Rodzice nie mogą zapisać w testamencie dzieciom

swojej wiary. Matka - ojciec mogą jedynie dać wie­

rze pokorne świadectwo. Klimat wiary, jaki stwarza­

ją w domu, jest decydujący dla ich wzrostu ducho­

wego, religijnego i moralnego. W rodzinie wierzącej

dzieci nasiąkają wiarą od niemowlęcych lat. Ponie­

waż nie posiadają własnej autonomicznej wiary,

uczestniczą w wierze swych rodziców. Oni też nie

muszą podejmować szczególnych starań wychowa­

nia religijnego swych pociech, jeżeli cenią swą wiarę,

starają się nią żyć i włączają w nią dzieci.

To dzięki wierze rodziców mały człowiek do­

świadcza, że „Bóg po prostu jest".

Jestem, który jestem

- oto, w jaki sposób Jahwe przedstawia się Mojże­

szowi; każe mu też mówić do Izraela;

Jestem posłał

mnie do was (Wj 3,14). To „dziecinnie prosty" argu­
ment. Jednak tylko dla dzieci. Ktoś, kto „istnieje" dla

rodziców, „istnieje" także dla dziecka; jeżeli zaś „nie

istnieje" dla rodziców, „nie istnieje" też dla dzieci.
„Jak może Bóg nie istnieć, skoro mama i tata co­

-------------------------— 220 ------------------------------------

background image

dziennie z Nim rozmawiają, kierują do Niego swoje

prośby, dziękują Mu za ich wysłuchanie, przywołują

Jego słowa, powołują się na Jego nakazy i zakazy?" -

myśli kilkuletni człowiek.

Zasadniczą metodą wychowania do wiary jest

codzienna wspólna modlitwa dziecka z rodzicami.

Może być krótka, ale regularna; najlepiej rano i wie­

czór. Matka - ojciec nie muszą wówczas namawiać

swych dzieci do modlitwy. Dla niego jest bowiem

oczywiste, że rozmowa z Bogiem jest tak samo

ważną czynnością jak spacer, posiłek, sen, zabawa,

kąpiel. To bowiem, co cenią sobie tata i mama, ceni

sobie także ich dziecko. Dzięki wspólnej modlitwie

z rodzicami dzieci zaczynają rozumieć, że Bóg jest

„Wszechmogący" (jest to niemal imię własne nada­

wane przez Żydów Jahwe), a każdy człowiek - na­

wet najsilniejszy i najbardziej znaczący - do Niego

należy i od Niego zależy.

W wychowaniu religijnym nie chodzi więc naj­

pierw o przekazywanie treści i pojęć, o uczenie kate­

chizmu na pamięć, ale o tworzenie atmosfery wiary.

Zaniedbanie codziennej modlitwy, lekceważące roz­

mowy o religii i Kościele, którym przysłuchują się

dzieci, rozbieżność pomiędzy codziennym postępo­

waniem a wiarą - wszystko to sprawia, iż wyrastają

one w klimacie nieobecności Boga i obojętność wo­

bec Niego. Wspólna modlitwa rodziców z dzieckiem

uświadamia mu także, że Bóg jest dobry i troszczy

się o każdego z nas. Jeżeli On troszczy się o wróble

i zieloną trawę, jakże miałby zaniedbać ludzi?

Jeże-

221

background image

li śledzi losy każdego włosa na naszej głowie, jakże

miałby zapomnieć o nas? Takim prostym językiem

Jezus rozmawia z nami, a my winniśmy rozmawiać

z dziećmi (por. Mt 10,30).

Rodzice mogą być pewni, a przekonuje nas o tym

doświadczenie, że ich synowie i córki nie zlekcewa­
żą w życiu dorosłym daru wiary, nawet jeżeli chwi­

lowo w okresie dorastania będą odnosić się do niego

I

z dystansem.

222

background image

Czcij ojca i matkę swoją

Czcij twego ojca i twoją matkę, abyś długo żył na ziemi,

którą Pan, Bóg twój, ci daje (Wj 20, 12). Słuchaj ojca,

który cię zrodził, i nie gardź swą matką, bo jest staruszką

(Prz23,22).

Relacje młodego człowieka z rodzicami bywają

nieraz trudne, a nawet bardzo tmdne. Ojciec i matka

nie są w stanie wczuć się w pragnienia, oczekiwania

i ambicje swoich dorastających pociech. Czasami za­

pominają o latach własnego dorastania i problemach,

które przeżywali w tym okresie. Zapracowani, zajęci

karierą, a nierzadko także konfliktami małżeńskimi,

nie mają ani czasu, ani cierpliwości, by rozmawiać

z dorastającymi dziećmi w klimacie zrozumienia,

akceptacji i życzliwości.

Stąd też bardzo wielu młodych ludzi samotnie

stawia czoła trudnościom. Emocjonalna samotność

i brak zrozumienia ze strony mamy i taty budzą

nieraz u nastolatków odruchowy głęboki żal we­

wnętrzny gniew, rozczarowanie. Młodzi mruczą do

siebie pod nosem: „Nie obchodzi ich, co się ze mną

dzieje" lub też mówią głośno: „Wy nic nie rozumie­

cie". W taki sposób nastolatki dolewają oliwy do

223

background image

ognia, stwarzając dodatkowe napięcia w relacjach

z ojcem i matką, które i tak bywają trudne. Twarda

konfrontacja nie jest jednak drogą do rozwiązania

napięć i rodzinnych nieporozumień.

Dorastający młody człowiek nie jest już małym

dzieckiem, wokół którego musi obracać się całe ży­

cie rodzinne i któremu wszystko się należy. Rodzice

nie muszą się już poświęcać dla niego tak, jak miało

to miejsce w okresie niemowlęcych lat. Teraz i on wi­

nien podjąć wysiłek, aby zbudować więzy z rodzi­

cami. 1 on powinien okazywać im pełną akceptację

i zrozumienie. Nie może myśleć jedynie o sobie i we

wszystkim szukać swojej korzyści. Rodzice nie mogą

też być traktowani przez niego jako służący, którzy

mają zaspokajać wszystkie jego potrzeby i zachcian­

ki. O tym wyraźnie tTzeba mówić młodym ludziom.

W trudnych, spornych sytuacjach dorastających

dzieci z rodzicami trzeba szukać mądrego kompro­

misu. Na konflikt dzieci z rodzicami trzeba patrzeć

w duchu zrozumienia, miłosierdzia i współczucia.

Analizując relacje z nimi, musimy brać pod uwagę

wszystko: nie tylko ich postawę wobec nas, ale tak­

że nasze zachowanie wobec nich; nie tylko to, co od

nich otrzymujemy, ale także i to, co sami im dajemy.

W okresie młodości trzeba jakby na nowo zbudować

więzi z własnymi rodzicami na zasadach wzajem­

nego szacunku, partnerskiej przyjaźni, dialogu oraz
synowskiej uległości. Młody człowiek winien pa­
miętać; że tylko dobry syn może być dobrym ojcem,
i tylko dobra córka może być dobrą matką.

--------------------------------------- —

224

--------------------------------------------------------

background image

Nietoksyczni rodzice

Weseli się twój ojciec i matka (Prz 23,25).

Przez lata w psychoterapii panowała moda na

oskarżanie rodziców. Książka

Toksyczni rodzice (War­

szawa 1992) Susan Forward, amerykańskiej psycho-
terapeutki, zrobiła światową karierę, a w komen­
tarzach do niej pisano, że rodzice są okrutnymi ty­

ranami nieustannie nękającymi swoje dzieci. I choć

odniesienia rodziców do swego potomstwa bywają
naznaczone ludzką ułomności - rodzicielskie kłót­

nie, rozwody, niecierpliwość, brak czasu, przemoc,
kazirodztwo - to jednak opisywanie ich wyłącznie

językiem oskarżeń i doznanych krzywd jest dodat­

kowym zatruwaniem dziecięcych dusz i tak już nie­

raz bardzo zranionych.

Psychoterapeutyczne wzywanie skrzywdzonych

dzieci do surowego sądzenia, oskarżania i karania,

a nawet symbolicznego zabijania własnych rodzi­
ców („musisz zabić swego ojca w sobie") utwierdza
je w fałszywym przekonaniu, że to jedynie „oni",
owi źli rodziciele, ponoszą całą odpowiedzialność
za ich życiowe niepowodzenia. Nic bardziej

tai-

22

$

background image

szywego. Na szczęście owa „toksyczna moda" na

„toksycznych rodziców" stopniowo mija. Widać to

choćby na przykładzie pism Berta Hellingera, nie­

mieckiego terapeuty. I choć nie musimy traktować

jako dogmatu całego nurtu jego terapii systemowej,

to jednak trzeba docenić jego ludzki sposób pisania

o relacji dzieci - rodzice.

„Cała rodzina powinna znaleźć miejsce w na­

szej duszy. Nie możemy mieć innych rodziców, niż

mamy. [...] Zauważyłem, że większość problemów

powstaje wtedy, kiedy ludzie tracą kontakt z matką.

Nawet po twarzy człowieka łatwo poznać, czy ko­

cha swoją matkę, czy nie. A ludzie, którzy są kochani

przez innych, kochają swoje matki. Natomiast więk­

szość osób, które nie kochają swych matek, nie jest

kochana przez innych. (...J Jeżeli czujemy związek

z matką, jesteśmy bardziej wolni i jest nam łatwiej

żyć" - pisze Hellinger.

Niewątpliwie zasługą Hellingera jest i to, iż do­

ceniał, na gruncie psychoanalizy i psychoterapii,

jak niewielu dotąd, mądrość czwartego przykaza­

nia Dekalogu. My, dorastające - dorosłe już dzie­

ci, zajęte swoimi licznymi sprawami, łatwo nieraz

zapominamy o naszych rodzicach. Brak serca dla

nich

tłumaczymy

zapracowaniem,

zmęczeniem,

mnogością zajęć. Nie zdajemy sobie jednak sprawy,

że w ten sposób uczymy nasze pociechy, jak mają

w przyszłości odnosić się do nas jako rodziców. Kie­

dyś i one przecież dorosną. Nasza dzisiejsza hojność

wobec rodziców wróci nawet po wielu latach w hoj­

226

background image

nym Bożym błogosławieństwie. Wszak Biblia nie

zwodzi nas, kiedy obiecuje: Czcij swego ojca i swoją

matkę, [...] abyś długo żył i aby ci się dobrze powodziło na

ziemi (Pwt 5,16). Jednak gdy lekceważymy czwarte

przykazanie, przestrzega: Temu, kto ojca i matkę prze­

klina, z nadejściem nocy lampa zagaśnie (Prz 20,20).

background image

Nie jesteś moim bogiem

i nie będziesz mnie krzywdził

Boże, Tyś jest Panem moim; nie ma dla mnie dobra poza

Tobą (Ps 16,2).

W czasie rekolekcyjnych spotkań kobiety roz­

mawiają najczęściej o jednym: o swoich trudnych

relacjach małżeńskich i rodzinnych. Podpowiadam

dyskretnie: zadbaj o siebie, zatroszcz się o swój wy­

poczynek, dokształcenie, wiarę, modlitwę. Dla wie­

lu z nich to trudna mowa. Całe ich dotychczasowe

życie było bowiem nastawione niemal wyłącznie

na zaspokojenie potrzeb męża i dzieci. Spełniają

dokładnie wszystkie swoje obowiązki, ale czują się

nieraz przy tym jak niewolnice. A przecież tylko ko­

bieta wolna może być dobrą żoną i matką. Kobieta
zniewolona, której jedynym sensem żyda jest mąż

i dzieri, bywa wiecznie rozżalona i sfrustrowana. Na

starość mówi: „Wszystko oddałam mężowi i dzie-
riom. Co z tego mam?".

Sw. Ignacy Loyola w Ćwiczeniach duchownych pi­

sze: „Człowiek stworzony jest, aby Boga chwalił".
Wszystko inne jest jedynie środkiem do tego celu.

-----------------------------------------------

228

----------------------------------------------------

background image

p

Także małżeństwo i macierzyństwo. Najpierw Bóg,

potem troska o własne życie, a po nich dopiero mał­

żeństwo i rodzina. Oto prawdziwa hierarchia warto­

ści.

Zainteresowania

intelektualne,

zaangażowania

społeczne, a nade wszystko głębokie życie duchowe

są istotne dla tożsamości kobiety. Wiele

z

nich, pra­

cując

z

poświęceniem dla rodziny, nie czuje się by­

najmniej sfrustrowana, ale dlatego, że mąż i dzieci

nie są ostatecznym sensem ich żyda. Człowiek nie

może oddać się człowiekowi, choćby i dziedom, jak

oddaje się Bogu.

Jezus nie daje własnej koncepcji wzajemnych re­

lacji kobiety i mężczyzny, ale każe wródć „do Po­

czątku" - do Księgi Rodzaju. A tam jest napisane,

że Adam i Ewa są wobec Boga równi i obydwoje

pozostają ludźmi wolnymi. Ewa nie jest niewolnicą

Adama, a on nie jest jej panem. Gdyby Adam był pa­

nem Ewy, jak mogłaby ona realizować przykazanie:
Będziesz [...) miłował Pana, Boga twojego, z całego swego
serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił (Pwt

6, 5)? Jeżeli kobieta nie ma swojego żyda, tworzy

zwykle powikłane relacje małżeńskie i rodzinne.

Najgłębszym fundamentem małżeństwa i rodzi­

ny jest „Szema Jisraer:

Słuchaj, Izrodu, Pan jest na­

szym Bogiem - Pan jedynie (Pwt 6,4). Słowa te Żydzi

czczą jak my, katolicy. Najświętszy Sakrament Nk

nam nie może przesłonić Boga, nawet własne dziec­

ko, mąż, rodzic. Czyż Jezus nie powiedział że kto

bardziej kocha męża, żonę, dziecko niż Jego, nie jest

Go godzien (por. Mt 10,37)? Gdy mężczyzna - kim-

229

background image

kolwiek by był: mężem, ojcem, szefem, kochankiem

- usiłuje stosować przemoc wobec kobiety, ta winna

mu rzucić w twarz: „Nie jesteś moim bogiem i nie

będziesz mnie krzywdził. Moim Bogiem jest mój

Stwórca, Pan nieba i ziemi".

Niewiastę dńelną kto znajdzie? Jej wartość przewyż­

sza perły. [... j Otwiera usta z mądrością, na języku jej mi­

ła nauka. [...] Powstają synowie, aby ją wysławiać, i mąż

jej, by ją uwielbiać (Prz 31,10.26.28).

230

background image

Wakacyjne przyjaźnie

Olejek, pachnidlo radują serce i słodycz przyjaciela ze

szczerej rady (Prz 27,9).

„Od

początku

podstawówki

przyjaźniłam

się

z chłopakiem. Nagle poczułam, że się zakochałam.

Powiedziałam mu o tym i... oboje się teraz męczymy.

Chyba zniszczyłam naszą piękną przyjaźń' - wy­

znaje szesnastolatka. To cenna rada, tek dla nasto­

latków, jak i dla dorosłych, by przedwczesnymi wy­

znaniami nie popsuć pięknych spotkań, zauroczeń

i przyjaźni. Szczególnie w czasie wakacji, kiedy ła­

two rodzą się takie przyjaźnie, należałoby pamiętać

o refleksji, do jakiej doszła cytowana szesnastolatka.

Nie należy się spieszyć z elokwentnym opisywaniem

swoich uczuciowych uniesień, które rodzą się nagle

bądź też przeciwnie - dojrzewają powoli w długie

wakacyjne

wieczory.

Przyjaźń stwarza

przestrzeń

dla wymiany myśli i doświadczeń, ponieważ jest

wolna od absorbującego duszę i dało pożądania.

W wakacyjnym klimarie nietrudno jednak dys­

kretną wzajemną sympatię rozbujać i przekształcić

w zakochanie podsycone zmysłowym pożądaniem.

231

background image

Clive S. Lewis z właściwym sobie poczuciem humo­
ru powie, że kiedy dwie osoby płci odmiennej, które

są spragnione uczuć, odkryją, że idą tą samą tajemną
drogą, „ich przyjaźń może się odmienić - i to w cią­

gu pierwszej półgodziny - w zakochanie, o ile nie są
sobie wstrętni fizycznie". Dzieje się tak dlatego-wy­

jaśnia Elred z Rievaulx, średniowieczny mistyk - że
„uczucie często wyprzedza przyjaźń, nigdy jednak

nie należy mu ulegać, jeżeli nie kieruje nim rozum,

nie powściąga cnota, nie rządzi sprawiedliwość".

To nie uczucie i związane z nim zmysłowe prag­

nienie rządzą przyjaźnią, ale miłość do cnoty i pra­

wości oraz zgodność w sprawach boskich i ludzkich,

połączona z ludzką życzliwością, współczuciem

i troską o siebie nawzajem. Tak rozumiana przyjaźń
jest najpiękniejszym darem, jaki człowiek może ofia­

rować człowiekowi. Cyceron powie, że z wyjątkiem

jednej może mądrości, nic lepszego niż przyjaźń

bogowie nie udzielili tutaj, na ziemi, człowiekowi.

Tę opinię potwierdzają wszyscy wielcy myśliciele:

„Przyjaźń jest najsłodszą słodyczą ziemi" - napisze

św. Augustyn, a kard. John H. Newman powie, że

na tym zmiennym świede nie ma nic droższego niż

niezmienna przyjaźń.

Ci, którzy wykorzystują rodzącą się sympatię

i przyjaźń dla swoich egoistycznych celów, ranią nie

tylko bliźniego, ale i siebie samych. Zdaniem Cyce­

rona, nie można bowiem traktować przyjaźni jako

związku, który otwiera swobodną drogę do wszel­

kiego rodzaju rozwiązłości i wykroczeń: „Natura

232

background image

dała nam bowiem przyjaźń jako wspomożytielkę

cnót, a nie jako współtowarzyszkę przywar, aby

skoro cnota nie może dojść samotnie do najwyższe­

go celu - dotarła doń w połączeniu i przymierzu

z przyjaźnią".

Zanim zrobimy jakieś „wielkie" i „szczere" wy­

znanie co dopiero poznanemu przyjacielowi - przy­

jaciółce, chciejmy przewidzieć odpowiedź na pyta­

nie, jakie niechybnie padnie: „A teraz co dalej...?".

background image

Pierwszy dzień wiosny

Jaki ma być człowiek, co miłuje życie i pragnie dni, by

zażywać szczęścia? (Ps 34,13).

W pierwszy dzień wiosny zaczynam sześćdzie­

siątkę. Patrząc wstecz, narzuca mi się nieodparcie, że

życie ludzkie mierzy się dwudziestkami: od urodzin

do dwudziestki; od dwudziestki do czterdziestki; od

czterdziestki do sześćdziesiątki; od sześćdziesiątki

do... Bóg jeden wie dokąd. Miarą ludzkiego życia

jest lat siedemdziesiąt lub, gdy jesteśmy mocni, osiem­

dziesiąt (Ps 90,10). W Polsce wypełnia się dokładnie

mądrość Psalmisty. Statystyczny Polak żyje trosz­

kę ponad siedemdziesiąt lat, a statystyczna Polka

prawie siedemdziesiąt dziewięć. A ponieważ Boga

statystyka nie obowiązuje, zawsze możliwe jest roz­

wiązanie nadzwyczajne.

Pierwsza

dwudziestka.

Człowiek

się

rodzi

i wszystkiego uczy. No, niemal wszystkiego, ponie­

waż sztuka ssania jest mu wrodzona. (Jakże oszuku­
jemy niemowlęta, dając im zamiast piersi kawałek
gumy). Co prawda wiele zwierząt tuż po przyjściu

na świat porusza się samodzielnie: choidzi lub pły-

234

background image

wa,

homo sapiens

sztuki tej uczy się niemal cały rok.

Uczymy się chwytać przedmioty, rozpoznawać je,
mówić, panować nad „naturalną potrzebą", a w dal­
szych latach czytać, pisać... A kiedy już człowiek na­
uczy się niemal wszystkiego, by samodzielnie żyć,
przychodzi nowy impuls natury - dojrzewanie, któ­
re dokonuje totalnego zamieszania. Wtedy dowia­
dujemy się, że nie umiemy jeszcze najważniejszego:
przyjmować i dawać miłości. 1 tak piękne dzieciń­

stwo przemienia się niekiedy w mały koszmar czasu
dorastania.

Jednak tuż przed ukończeniem pierwszej dwu­

dziestki nabieramy pewności siebie... i zaczyna się

druga dwudziestka. To czas budowania własnej au­

tonomii: uczymy się zawodu, zaczynamy pracować,

szukamy „drugiej połówki", urządzamy dom, cie­

szymy się miłością, rodzimy i wychowujemy dzieci,

robimy karierę lub - co częstsze - przyzwyczajamy

się do codziennej ciężkiej pracy. To czas zmagań,

wysiłku i ofiar. W miarę upływu lat, dni mijają nam

coraz szybciej.

Przejście od drugiej do trzeciej dwudziestki bywa

dla wielu z nas niełatwe. Czujemy się jeszcze mło­

dzi, ale już nie te siły. O ile akceptujemy farbowanie

siwych włosów u kobiet, u mężczyzn uważamy to

za śmieszne „oszustwo". Wielu z nas, między drugą

a trzecią dwudziestką, łudzi się, że można by zacząć

wszystko jeszcze raz, od nowa, choćby szukając no­

wej połówki. (Mieliśmy ostatnio kilka głośnych tego

przykładów...). Błogosławieni, którzy nie dają się

BS

background image

skusić złudzeniami „drugiej młodości" i wejdą spo­

kojnie w trzecią dwudziestkę. Ta staje się wówczas

czasem owocowania: zaczynamy powoli rozumieć

życie, nabieramy dystansu do pracy, lubimy zaci­

sze domowe, przyglądamy się dorastaniu pociech,

uspokajamy się nieco, a wielu z nas Pana Boga trak­

tuje trochę poważniej.

A kiedy zaczynamy czwartą dwudziestkę...

o tym dopiero w roku przyszłym...


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Augustyn Józef Ból krzywdy, radość przebaczenia
Augustyn Józef Ból krzywdy, radość przebaczenia
Robią wszystko, aby nas oszukać XXXVI
Augustyn Józef 10 przykazań dojrzałego ojcostwa
Augustyn Józef S J Adamie, gdzie jesteś
Augustyn Józef Integracja seksualna(1)
Augustyn Józef Ból krzywdy, radość przebaczenia
Augustyn Józef SJ Ból krzywdy, radość przebaczenia
Robią wszystko, aby nas oszukać L
Robią wszystko, aby nas oszukać
Das einen Leid des anderen Freud Cierpienia innych
Augustyn Józef Integracja seksualna
Robią wszystko, aby nas oszukać VI
Augustyn Józef SJ Ćwiczenia duchowne szkołą życia wewnętrznego
Augustyn Józef SJ Widzieliśmy Pana Czwarty tydzień
Augustyn Józef SJ W Jego ranach Trzeci tydzień
Robią wszystko, aby nas oszukać XXXV

więcej podobnych podstron