Trójca Święta - wywiad z prof. Henrykiem Pietrasem
Rozmowa z prof. Henrykiem Pietrasem SJ, wybitnym patrologiem. Pytania moje. Odpowiedzi spisane z
nagrania, starałem się nie ingerować za bardzo w kształt wypowiedzi.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
1.Czy nauka o Trójcy Świętej ma solidne podstawy w Biblii? Czy jeśli ktoś sam czytałby Biblię, doszedłby
do wniosku, że uczy ona o trójjedynym Bogu? Czy tę niepojętą tajemnicę wiary naprawdę zostawił nam
Jezus, który przecież uwielbiał Ojca za to, że objawił się prostaczkom a nie mądrym i uczonym (Łk
10:21)?
Zasadniczą sprawą jest to, że w Piśmie Świętym i w nauczaniu Pana Jezusa jest mowa o Bogu Ojcu, o
Synu i Duchu Świętym. No i jakby na to nie popatrzeć, to jest trzy – Ojciec, Syn i Duch Święty. I to jest
Objawienie. A nauka o Trójcy Świętej, no to jest oczywiście ludzki wynalazek. I to jest wnioskowanie z
wiary, bo teologia jest refleksją nad wiarą. I teologia trynitarna jest refleksją nad wiarą w Ojca i Syna i
Ducha Świętego. I teraz, od samego początku, zaraz po zmartwychwstaniu, zaczynają głosić uczniowie,
że Jezus jest Panem, i oddawać Mu cześć boską. Oddają cześć boską – czczą Ojca przez Syna, ale Jego
też. Dochodzi do tego, że to jest jednak jakieś jedno. Zwłaszcza, że mamy na poparcie takie zdania, jak
np. „Ja i Ojciec jedno jesteśmy”. Jest też powiedziane jednak, że „Ojciec mój jest większy ode mnie” czy
„Nie przyszedłem czynić moją wolę, ale wolę mojego Ojca”. Ale równocześnie jest tak, że tenże Jezus
zdołał wypełnić całą wolę Ojca. Refleksja idzie w tym kierunku: jeżeli ktoś jest w stanie wypełnić całą
wolę Ojca, nie może być od Niego mniejszy – bo by nie dał rady. Świadkowie Jehowy mówią, że Jezus
nie jest Bogiem, tylko Synem Bożym. Pewnie, ale dopóki nauka nie udowodni, że jest inaczej, to ja syna
człowieka będę uważał za człowieka, syna małpy za małpę itd. Więc nie ma powodu, żeby uważać, że
słowo „Bóg” określa osobę. Osobę określa Bóg Ojciec, osobę określa Syn Boży, albo Bóg Syn, który został
określony jako „Bóg z Boga”. Osobę określa Duch Święty, który jeżeli od Ojca pochodzi, czy od Ojca i
Syna, czy od Ojca przez Syna, to jeżeli od Ojca pochodzi, to musi być boski, no bo jaki. Żeby był inny,
musiałyby być jakieś obce wpływy. A jeżeli okazuje się, że nie ma obcych wpływów, że Syn jest Synem
Ojca i tylko Ojca i nie ma żadnej matki po drodze, to z tego wynika, że nie ma do odziedziczenia nic
innego niż to, co jest ojcowskie. A Bóg jest prostym Bytem. Już starożytni na to wpadli, że w Bogu nie
ma części. Nie może sobie Syn odziedziczyć kawałek po Ojcu. I dlatego też w takiej refleksji nad tym
doszło do tego, że ten Ojciec, Syn i Duch Święty stanowią jakąś jedność, znacznie ściślejszą, niż jedność
jaka może zaistnieć między przedstawicielami rodzaju ludzkiego. I stąd to wszystko. Oczywiście, że
wykład o Trójcy Świętej jest uwarunkowany filozoficznie. Ukształtował się w zależności od filozofii
stoickiej, platońskiej, neoplatońskiej, później od opozycji względem tejże neoplatońskiej. Ale to jest
warstwa językowa, warstwa pojęciowa. I można sobie na przykład myśleć, że jest niedobrą rzeczą
mówienie o trzech osobach i byłoby lepiej mówić o jednej osobie Trójcy (jak chciałby np. św. Augustyn).
No dobrze, tylko że chodzi o to, żeby żadne zastosowane pojęcie nie okazało się gorsze od poprzedniego.
I można oczywiście mówić, że pojęcia używane są nieadekwatne. No bo są nieadekwatne. Tylko że ciężko
wymyślić inne. I jeżeli ktoś zdołałby wytłumaczyć jak to jest, że „Ja i Ojciec jedno jesteśmy”, a
równocześnie że „Ojciec mój większy jest ode mnie”, to trzeba to przyjąć w taki sposób, żeby i jedno i
drugie było uszanowane. A nie jedno wyrzucone, bo nie pasuje tylko dlatego, że się tego nie rozumie. Nie
szkodzi, że się nie rozumie. Kto powiedział, że wszystko się zrozumie? To jest oczywiście trudne do
pogodzenia. I stąd nauka o Trójcy z powodzeniem może się rozwijać, szukając nowych pojęć i opisów. A
Objawienie – a Pan Bóg się objawia i tak każdemu, jak chce. I objawia się jako taki, sam się objawia,
objawia się przez Syna, objawia się przez Ducha. A człowiek bidny opisuje to objawienie, tę wiarę jakie
owo objawienie w nim budzi, w takim języku, jaki ma do dyspozycji.
Także to, co nam przekazuje tradycja apostolskiego Kościoła to jest Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty. I
pokazuje nam, że na przykład w Nowym Testamencie, jak przecież wiesz, gdy jest powiedziane o Synu
„Bóg”, to jest bez rodzajnika, a gdy o Ojcu to z rodzajnikiem. Stosują takie rozróżnienie, żeby pokazać, że
Ojciec posiada bóstwo własne, On jest Bogiem par excellence,auto theos, jak pisze tradycja, a Syn jest
Bogiem, ponieważ ma bóstwo od Ojca, i to nie jest Jego bóstwo własne. Jest Bogiem dlatego, że jest
Synem, pochodzi od Ojca w jakimś, oczywiście trudnym do wyobrażenia procesie pochodzenia zwanym
„rodzeniem”, i tu nie może być ani początku ani końca, bo gdyby było, to następowałaby jakaś zmiana w
Bogu,
co
nie
jest
raczej
dopuszczalne.
2.Czy pierwsi chrześcijanie wierzyli w Trójcę Świętą? Jak przebiegał rozwój tej nauki?
Czy późniejsze soborowe sformułowania poprzedzała żywa wiara ówczesnych wyznawców Chrystusa?
Wiara w Kościele była zawsze w Ojca, Syna i Ducha. I to jest przedmiot wiary. Ojciec, Syn i Duch, a nie
teologia. Teologia nie jest przedmiotem wiary, tylko refleksją nad wiarą, jest wtórna względem tego. I
rzeczywiście, wszystkie sformułowania, jakie się rodziły, były refleksją nad wiarą. Próbowano zapisać to,
w co Kościół wierzył. I jeżeli jakieś sformułowanie na początku wydawało się komuś atrakcyjne i bystre,
z czasem okazywało się, że jednak nie wyczerpuje zagadnienia i że trzeba szukać inaczej. Stąd te
wszystkie spory trynitarne, które były początkowymi refleksjami nad wiarą. Ale wreszcie kiedy się
okazywało, że w jakiejś tam refleksji nagle Syn zostaje pozbawiony bóstwa, jak wyszło na przykład
Ariuszowi z jego rozważań, dochodzi się do tego że to jest sprzeczne z tym co przekazali Apostołowie. Bo
oddaj, jak potrafisz, ale powiedz w takim razie, że jest Bogiem bez rodzajnika określonego. Ale nie
możesz powiedzieć, że nie jest Bogiem. A jak sobie to wyobrazisz, to już zupełnie inna sprawa.
Zasadniczo trudno to zrobić. Także niewątpliwie potwierdza wiara, oczywiście. Z tym że wiara jest
uprzednia
do
tych
sformułowań.
Najdłużej, bo aż do końca IV wieku, ludzie się spierali, czy Duch Święty to jest osoba Boska czy rzecz
Boża, czy tylko łaska Boża, czy tylko działanie Boże, tchnienie.
Ale z czasem jednak, pod wpływem upartego działania tegoż Ducha, uzmysłowili sobie, że jednak ten
Duch Święty działa jako podmiot. I że trzeba Go traktować jako podmiot, a nie jako przedmiot, nie jako
łaskę czy jako dar. W wierze chrześcijan okazywało się, że On jest Kimś. A że trudność… No trudność. O
Duchu w Piśmie Świętym nigdzie nie jest napisane, że jest Bogiem. Podobnie u wielu Ojców Kościoła
nigdzie nie jest napisane wprost, że jest Bogiem. Święty Bazyli Wielki napisał pierwszą książkę o Duchu
Świętym i ani razu nie napisał, że jest Bogiem, tylko na wszystkie możliwe inne sposoby opisywał Go
jako
Boga.
No i wreszcie wyznania wiary przyjęte w Kościele też nie mówią, że jest Bogiem, tylko że od Boga
pochodzi, że uświęca, że jest źródłem natchnienia itd., czyli opisują go jako osobę, jako kogoś kto ma
boskie prerogatywy. I znowu jest kwestia nazwania tego. Sprawa trudna i na pewno niedokończona, bo
ludzie zmieniają język, zmieniają swoje filozofie i kto wie, czy się nie urodzi kiedyś jakaś filozofia, która
pozwoli
adekwatniej
wyrazić
wiarę
Kościoła
niż
teraz.
*Czy my nie jesteśmy zobowiązani przyjąć tych sformułowań dogmatycznych?
Jesteśmy zobowiązani uznawać je w takim sensie, że to o czym mówią jest prawdą. W definicji dogmatu
w Kościele jest wyraźnie powiedziane i takie jest nauczanie Kościoła, że w definicjach dogmatycznych
definicja nie jest dogmatem, ale to o co w niej chodzi. Nawet argumentacja nie musi być nieomylna.
Tylko to, o co tam chodzi, to, co wyraża. I teraz widzimy że sformułowanie jest takie czy inne, no to jest,
dlatego że jak już sformułowano, to w to wierzono. Ale przedmiotem wiary nie jest sformułowanie, tylko
jego treść. Ale oczywiście lekkomyślnie jest odrzucać sformułowania, jeżeli się nie ma lepszych na to
terminów.
3. W jaki sposób Duch Święty poucza Kościół i czuwa nad jego nauką?
Czy mógł działać przez pogańskiego cesarza, który ze względów politycznych zwołuje synod, i jak donosi
Euzebiusz, sam narzuca pewne doktrynalne rozwiązania (kwestia ‘homousios’)?
Tu jest pewne nieporozumienie, bo Duch Święty, działający jako Ktoś, działa jak chce. Nawet Biblia
mówi o tym, że Bóg może się ukazać w wietrze, może w wicherku małym, może się posłużyć rybą, może
osłem Baalama, pisze prosto na liniach krzywych i z wszystkiego najgłupszego może jakieś dobro
wyprowadzić. Więc czy nie mógł się posłużyć cesarzem – no po prostu objawia się cesarzowi. Tak samo
jak wszystkim innym ludziom się objawia. A cesarz na to objawienie, własne, prywatne objawienie,
odpowiada tak jak odpowiada. Jak każdy inny człowiek odpowiada w ramach możliwości, jakie posiada.
On chce promować chrześcijaństwo, zresztą całe życie to robił, nie tak że go nagle coś napadło. Tak jak
jego ojciec – gdzie on był cezarem, tam nigdy nie było prześladowania chrześcijan, nikt im krzywdy nie
robił. Jego syn również nigdy nie pozwalał na prześladowanie chrześcijan. Nie jest tak, że nagle go
kopnęło w 312 roku pod mostem czy nad mostem i przeżył gwałtowne nawrócenie. On się ku temu
skłaniał – ku tolerancji czy ku uszanowaniu wszystkich religii dzięki wychowaniu swojego ojca. I teraz
ten cesarz Konstantyn, przecież on tylko zrównał chrześcijaństwo w prawach z wszystkimi innymi
religiami. Nie nadał żadnej uprzywilejowanej pozycji Kościołowi. Dopiero jego następcy, którzy stawali
się coraz bardziej chrześcijanami, tego typu działania powzięli. A czy cesarz zwołał biskupów tylko ze
względów politycznych? Nie wydaje mi się, bo co tu za polityczne względy. Moim zdaniem zwołał
biskupów do Nicei w 325 roku na jubileusz po prostu. Zaprosił na dwudziestolecie rządów, i to był
główny powód. A przy okazji musiał załatwić to, co należało do jego obowiązków. Był to cesarz Pontifex
Maximus, który był zwierzchnikiem wszystkich religii a gdy adoptował chrześcijaństwo, to stał się
również zwierzchnikiem chrześcijaństwa, i nikomu nie przyszło by do głowy temu przeczyć. Jako
zwierzchnik religii, tylko on miał prawo ustalać kalendarz świąt, obowiązujący we wszystkich religiach.
Skoro adoptował chrześcijaństwo, to musiał ogłosić datę Wielkanocy dla całego cesarstwa, bo
chrześcijanie mu powiedzieli, że to jest najważniejsze święto. Ale chrześcijanie nie świętowali go w
jednym czasie. A on musiał ogłosić jedną datę dla całego cesarstwa. To był jego obowiązek. Tak więc
poprosił biskupów, żeby się umówili co do daty Wielkanocy. Oprócz tego, Pontifex Maximus prowadził
takie księgi pontyfikalne, w które trzeba było wpisywać, pradawnym obyczajem, stosowane publicznie
formuły modlitewne wszystkich religii. Ponieważ Rzymianie uważali, że jeśli się do Boga publicznie
improwizuje, to Bogu się nie podoba. A z bogami nie należy zadzierać. Więc wszystkie formuły
modlitewne do wszystkich bogów, które miały być publicznie odmawiane, musiały być spisane.
Konstantyn dowiedział się, że chrześcijanie publicznie odmawiają wyznanie wiary przed chrztem. Czyli
to było coś bardzo ważnego. Ale znowu się naciął na to, że w każdym Kościele było inne credo. No i co
teraz miał zrobić… Które miał zapisać – to, które stosowano w Rzymie, w Akwilei, Konstantynopolu,
Cezarei czy w Efezie? Które miał zapisać, jeśli każde było inne, co można sprawdzić chociażby w
Denzingerze czy gdziekolwiek… Ile tam było tych wyznań wiary… Da się jakoś pogrupować, są
oczywiście zależności, ale bardzo dużo zależało od weny poetyckiej miejscowego biskupa… Więc skoro
już biskupi się zebrali, to im kazał ustalić jedno. A ci się nie mogli dogadać za bardzo, bo każdy miał
swoje i nie widział powodu, żeby odstępować od swojego. No i wreszcie ustalili takie jakie ustalili, a
Euzebiusz pisze, jak słusznie zauważasz, że wyraz ‘homousios’ sam cesarz zasugerował ku oburzeniu
wszystkich. To się nikomu nie podobało i wszyscy byli przeciw. Ale cesarz, który żywił tych 250 ludzi,
biskupów z sekretarzami czy żonami czy Bóg wie z kim, co mu przyjeżdżali, i żyli tak już drugi miesiąc.
To miał już dość tego całego interesu i chciał skończyć. No więc im powiedział, że albo to podpiszą albo
skaże na wygnanie… No to podpisali, i co. I cesarz miał jedno, a każdy biskup i tak miał swoje. Żaden
Kościół nie zmienił wyznania wary. Nigdzie nie weszło to nicejskie wyznanie wiary do liturgii w
jakimkolwiek Kościele. Ono zostało u cesarza. I później, jak już zostało soborowym, synodalnym
wyznaniem wiary, to jedna formuła była powtarzana. Potem, nie wiadomo kiedy i gdzie, powstało
drugie, tak zwane nicejsko-konstantynopolitańskie, bo podobne do nicejskiego, a ogłoszono je w
Chalcedonie w 451 roku jako konstantynopolitańskie. To wyznanie wiary cesarz nagłośnił i na
wszystkich terenach, które z cesarstwa bizantyjskiego przyjmowano chrześcijaństwo, to wyznanie wiary
przechodziło. W Rzymie nigdy nie zostało przyjęte. Kościół rzymski miał ciągle swój Skład Apostolski. I
do liturgii co prawda po soborze wprowadzono to właśnie nicejsko-konstantynopolitańskie, ale dalej
credo Kościoła rzymskiego jest Skład Apostolski i Katechizm Kościoła Katolickiego opublikowany za
Jana Pawła II jest budowany właśnie na Składzie Apostolskim, a nie np. na nicejsko-
konstantynopolitańskim. Ale trzeba pamiętać, że i jedna i druga forma mówią o tym samym, tylko
używając
innych
słów
i
pojęć.
4. Nauka o Trójcy Świętej wyraża wiarę w równość osób Bożych. Jednak pewne teksty Pisma Świętego
oraz Ojców Kościoła sugerują poddanie a czasem nawet niższość Syna względem Ojca. Samo nazywanie
Ojca Źródłem, Niezrodzonym etc., sugeruje jakąś różnicę w istnieniu Jego i Syna. Jak to jest z tą
równością?
Pierwszym, który przeprowadził „dowód” – bym powiedział – na równość Syna i Ojca był Orygenes, u
którego jest tak dużo stwierdzeń subordynacjonistycznych, że go niektórzy podejrzewają ciągle i
powtarzają jak papugi za starymi, że to jest subordynacjonista. Bynajmniej. On mówi tak, że Ojciec jest
większy od Syna, bo to Syn pochodzi od Ojca a nie odwrotnie. Ale w końcu Syn jest równy Ojcu,
ponieważ jest obrazem Ojca. A przypuszczenie, że jest kiepskim obrazem Ojca było bzdurne. Czyli Syn
jest doskonałym obrazem Ojca. Jeżeli jest doskonałym, to jest obrazem Ojca 1:1, bo inaczej niebyły
doskonały. Jest doskonałym obrazem Jego wieczności, Jego nieskończoności, Jego wielkości,
wszystkiego. I można powiedzieć, że jest niższy, bo to On jest obrazem a Ojciec oryginałem. Ale jest
obrazem 1:1, czyli jest równy. Musi być odwieczny jak Ojciec, dlatego Orygenes krytykował, gdy
mówiono, że Syn jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Nie jest zrodzony przed wszystkimi wiekami,
tylko jest odwiecznie rodzony, ponieważ gdyby to zrodzenie Jezusa było aktem, którego wcześniej nie
było, to znaczyłoby, że nastąpiła zmiana w Bogu. A jednym z przymiotów Boga jest niezmienność. Jeśli
więc jest niezmienny, to nie może być tak, że raz sobie Syna rodzi – raz nie rodzi. Tylko że to rodzenie
musi być wieczne, czyli Syn ma także atrybut wieczności. I on tak mówił – że jest to wtórne bóstwo.
Wtórne,
ale
pełne.
Św. Grzegorz z Nysy próbował to udowodnić mówiąc, że słowo „Bóg” określa gatunek, tak jak słowo
„człowiek”. I nikt z nas nie jest bardziej człowiekiem od drugiego. Jest innym człowiekiem, ale nie
bardziej człowiekiem. I tak samo Syn jest inny od Ojca, ale nie jest mniej Bogiem niż Ojciec. I na
zasadzie takiej gatunkowej próbował wytłumaczyć Grekom. Z objawienia wie, że jest tylko Ojciec, Syn i
Duch i nie ma żadnego czwartego. Więc trzeba przyjąć, że jest to jakby gatunek, który ma istnienie w
trzech osobach, które w tym wszystkim co jest istotne, są identyczne. A czym się różnią – wzajemnymi
relacjami.
*Czy w takim razie w doktrynę o Trójcy jest jakoś wpisane poddanie Syna Ojcu? Co to jest to poddanie?
To by było takie poddanie, jakie istnieje między dwojgiem kochających się ludzi. To poddanie, które
nikomu nie ubliża i nikogo w żaden sposób nie umniejsza. Tak jak mówił Orygenes – jest niższy, bo
pełni wolę Ojca, ale jest równy, bo potrafi. Jezus nie objawia siebie tylko Ojca, ale potrafi sobą całego
Ojca objawić. Zawsze jest tak, że jeżeli się odetnie którykolwiek z tych członów, to się wpada w herezję.
Na tym polegają nasze herezje, że się odcina jeden z członów niewygodnych, który ciężko zrozumieć.
5. Dlaczego prawda o Trójcy Świętej jest dla chrześcijan taka ważna? Czy przekłada się ona jakoś
praktycznie
na
nasze
życie?
Wiara w to, że jest Ojciec, Syn i Duch Święty, i że Syn równy Ojcu stał się człowiekiem i że dalej jest
obecny w różnych znakach i że daje Ducha Świętego, który wieje gdzie chce i daje ciągle dary ojcowskie
ludziom, to jest absolutnie podstawa chrześcijaństwa. Bez Trójcy Świętej nie byłoby chrześcijaństwa. Bo
to, że Bóg staje się człowiekiem i przynosi niebo na ziemię, i ci, którzy wchodzą z Nim w kontakt przez
łaskę i dary Ducha Świętego żyją już w Królestwie Chrystusowym, i są zbawieni. Chrześcijanie, w
odróżnieniu od wyznawców innych religii, nie są ludźmi którzy tylko marzą o zbawieniu, którzy starają
się być zbawieni, ale którzy już są zbawieni! Co oczywiście mogą stracić. Jesteśmy wolni – jak ktoś nie
chce, to nie musi. Ale mają już to zbawienie, otrzymują je, nie muszą się o nie starać, sobie go wydzierać.
Jeśli tylko chcą to zbawiennie przyjąć i w nim wytrwać. Chociaż w Ewangelii Jana jest napisane, że kto
słucha głosu Mego i kto wytrwa przy Mnie ten zmartwychwstanie do życia. A kto nie wytrwa, ten
zmartwychwstanie na sąd. Wtedy podlega sądowi. Wszyscy wiedzieli w starożytności, bez względu na
religię, i na opcję seksualną, że sąd po śmierci jest wieczysty. A chrześcijanie zrobili wyłom i mówili –
dla nas nie, bo my jesteśmy już zbawieni i mamy przebaczenie grzechów w chrzcie.
To jest nasza droga do Boga. Nie do kogoś obcego. To droga z Duchem Świętym „w środku”, w
towarzystwie Chrystusa, Syna Bożego – i w tym towarzystwie idziemy do Ojca. A nie tylko zachęcani
marchewką
i
popychani
kijem.
Dziękuję