Ingulstad Frid
Znak z nieba
Saga Przepowiednia księżyca 08
GALERIA POSTACI
Ingebjorg Olavsdatter
dziedziczka dworu Sasmundgard w Dal w
parafii Eidsvoll
Bergtor Masson
były narzeczony Ingebjorg, kupiec oże-
niony z Giselą
Gisela Sverresdatter
gospodyni we dworze Bełgen, żona
Bergtora
Pani Sigrid Jonsdatter
nowa matka przełożona w klasztorze
Nonneseter
Sira Joar
były ksiądz w kościele Świętego Krzyża,
pozbawiony urzędu
Orm Oysteinsson
ochmistrz (najwyższy rangą urzędnik,
rządzi Norwegią w imieniu króla Magnusa)
Pani Bothild
gospodyni
Akersborg,
żona
Orma
0ysteinssona
Ture Gustavsson
narzeczony Ingebjorg ze Szwecji
Rycerz Darre
jeden z rycerzy w twierdzy Akersborg
Król Magnus
król Szwecji
Młody król Hakon
mianowany królem Norwegii, władca
nominalny aż do uzyskania pełnoletności w
1355 r.
Junikier Eryk
brat króla 1 lakona, szwedzki książę i
następca tronu
TLR
W poprzednim tomie...
Rycerz Darre ratuje Ingebjorg przed śmiercią. Pani Thora chciała dźgnąć ją
nożem, za co została przez .ochmistrza oskarżona o próbę zabójstwa. Panią Thorę
w trącono do lochu, ale z pomocą siry Joara uciekła. Oboje wyruszyli konno do
Szwecji, po drodze jednak ludzie ochmistrza schwytali byłą przełożoną klasztoru i
na miejscu zabili. Sira Joar uniknął śmierci.
Bergtor przyłapuje Giselę i ochmistrza na gorącym uczynku. Gisela otrzymuje
karę, a ochmistrz odmawia przybycia na ucztę zaręczynową Ingebjorg i Turego.
Ingebjorg zakochuje się w swoim narzeczonym. Ture również sprawia wrażenie
zakochanego, ale nie bierze narzeczonej do łóżka, choć ona bardzo tego pragnie.
Ture towarzyszy jej w podróży do Sasmundgard. Dwór jest w upadku i Ture prosi,
by narzeczona go sprzedała. Ona jednak odmawia, bo wie, że pewnego dnia tut.aj
wróci. Ingebjorg oddała też rycerzowi Darre tajny dokument ojca, by zawiózł go
królowi Magnusowi do Fredrikstad, ale rycerz nie wraca i dziewczyna zaczyna się
bać. Pewnego dnia zostaje wezwana do ochmistrza, który żąda informacji o
dokumencie. Ingebjerg odmawia. Nawet kiedy ochmistrz informuje ją, że pewien
mężczyzna został schwytany i poddany torturom, nie chce nic powiedzieć. Obawia
się jednak, że chodzi o rycerza Darre.
TLR
Rozdział 1
Oslo, jesień, rok 1353
lngebjorg stała przy oknie w swojej izbie do pracy i spoglądała na fiord,
przesuwając w palcach paciorki różańca. Przy każdym mniejszym odmawiała
Zdrowaś Mario, a przy większych Ojcze nasz.
Z całego serca pragnęła mieć przy sobie sirę Eirika. Marzyła też aby odwiedzić
kościół Arnadal i tam szukać pomocy. Może gdyby usłyszała dźwięk dzwonów,
poczuła zapach kadzidła i wzięła udział w dobrze znanym, starym rytuale,
odzyskałaby siłę, której tak bardzo potrzebowała. Wysyłanie do Marii
„duchowych różyczek", jak sira Eirik nazywał cząstki różańca, nie wystarczy.
Przynajmniej w tej walce, jaką teraz toczy.
Myśl, że rycerz Darre mógłby przechodzić najgorsze tortuiy dlatego, że
uwolnił ją od tajnych papierów, była nie do zniesienia. Nie może pozwolić, by
dręczono, dobrego, troskliwego człowieka, który każdego ranka i wieczora
przeprowadzał ją przez Ciemny Korytarz, który uratował ją przed niechybną
śmiercią z rąk pani Thoiy.
Problem nie polega na tym, co powinnam zrobić, powtarzała sobie w duchu. Ja
po prostu nie mam wyjścia. Jeśli strach sprawi, że ulegnę, będę stracona. Muszę
odszukać Orma 0ysteinssona i powiedzieć mu, jakie nazwiska zostały wymienione
w dokumencie. Muszę go przekonać, że rycerz Darre jest niewinny, że ofiarował
się zająć tym pergaminem, by uwolnić mnie od lęku i zmartwień. Mogę zresztą
twierdzić, że rycerz Darre nie zna treści tajnych papierów, że prosiłam go, by
przekazał to wszystko królowi Magnusowi, bowiem ojciec nie zdążył tego zrobić
przed śmiercią.
Nagle zdała sobie sprawę z czegoś jeszcze. Przecież nie musi się przyznawać,
że ona sama zna zawartość dokumentu. Może powiedzieć jedynie, że się nim
zajęła, bo matka zobowiązała ją, że ma go dostarczyć do rąk własnych króla. A
sirze Joarowi oddać nie chciała właśnie dlatego. Poza tym domyśliła się, że
informacje tam zawarte są dla króla ważne. Kiedy zauważyła, że pani Thora
nastaje na jej życie, uznała, iż dokument jest niebezpieczny, zwierzyła się z tego
rycerzowi Darre, a on podjął się przekazać go królowi. Ani ona, ani rycerz Darre
nie musieli znać jego treści.
Czy ochmistrz jej uwierzy? Przecież wie, że Ingebjorg umie czytać.
TLR
Nie wie jednak, czy zna łacinę. Poza tym list został napisany z użyciem
trudnych słów i liter, ledwo potrafiła go odczytać. Może powiedzieć
ochmistrzowi, że Darre czytać nie umie. Poprosi go, by nakazał rycerzowi oddać
pergamin. Niech powie, że Ingebjerg go o to prosi. Lepiej żeby Orm 0ysteinsson
dostał dokument, niż by rycerz Darre został zadręczony na śmierć. Król Magnus
nie musi wiedzieć, że jego własny ochmistrz w Norwegii pracuje przeciwko
niemu. Zwłaszcza, że nie jest pewne, czy to ma aż takie wielkie znaczenie. W
każdym razie nie teraz. Wicie z osób wymienionych w dokumencie zmarło
podczas zarazy, ojciec Giseli się zestarzał i nie odgrywa już żadnej roli, pani Thora
nie żyje, a sira Joar uciekł. Trudno więc zakładać, że ochmistrz będzie miał wielu
zwolenników, jakby przyszło co do czego.
Może ona sama przecenia znaczenie dokumentu?
Istnieje możliwość, że ochmistrz jej nie uwierzy. Jeśli Ingebjorg wyzna, iż
rycerz Darre jest w posiadaniu do- kumentu, będzie to oznaczało, że dotychczas
oboje kłamali. Ryzykuje więc, że oboje zostaną ukarani. I to ukarani surowo,
pomyślała z drżeniem. Oskarżyć najpotężniejszego męża w kraju, zastępcę króla,
dysponenta państwowej pieczęci, to musi być największe przestępstwo, jakie
można popełnić. Ingebjerg zostałaby pewnie ukamienowana, a rycerz Darre ścięty
mieczem. Zrobiło jej się zimno. Oczyma wyobraźni widziała siebie, jak stoi na
miejscu kaźni, przerażona, otoczona rozwrzeszczanym tłumem, półnaga, umazana
smołą, z ogoloną głową, szlochająca ze strachu, krzycząca za każdym razem, gdy
kamień trafi w głowę, w plecy lub w brzuch.
— Nie — wyszeptała.
Musi skłonić Orma 0ysteinssona, żeby jej uwierzył. Dotychczas nie wątpił w
jej niewinność, a ona na szczęście nie zdradziła się, kiedy ją ostatnio wypytywał.
Mogłaby też zwierzyć się pani Bothild. Gospodyni twierdzy jest ostatnio dla niej
sympatyczniejsza. Ingebjorg miała nawet wrażenie, że ją lubi. Zresztą może
mogłaby poprosić o pomoc również Giselę. Ta kobieta ma dziwną władzę nad
mężczyznami i ochmistrz jest nią najwyraźniej zainteresowany. Choć między nią i
Giselą panują chłodne stosunki, nie wątpiła, że tamta nie stałaby spokojnie, gdyby
Ingebjorg groziła śmiecć. Wprawdzie kiedyś podejrzewała, że żona Bergtora chce
ją otruć, ale potem uznała, że chodziło raczej o pozbycie się jej z dworu Belgen i z
życia męża.
Nad wodą wolno przeleciała wrona i usiadła na ogrodowym murku. Leciała z
północy, we czwartek, tak jak inna wrona tamtego dnia, kiedy Eirik zjawił się po
TLR
raz pierwszy w Ssemundgard, a Ingebjerg pomyślała, że to zły znak, i jak się
okazało, miała rację.
Ruszyła wolno ku drzwiom.
— Nie mam wyboru — powtórzyła. — Nie mogę pozwolić, by rycerz Darre
został zamęczony na śmierć.
Skoro wytrzymałam chłostę i ciemnicę w klasztorze, nie wydając tajemnicy
ojca, to i tym razem muszę być silna.
Ręce miała lodowate i wszystko się w niej trzęsło, gdy zamykała za sobą drzwi
i szła przez dziedziniec twierdzy, w stronę Wieży Śmiałków. Miała wrażenie, że
nogi się pod nią uginają, a kiedy dotarła do celu, musiała oprzeć się o ścianę. Przez
chwilę stała z przymkniętymi oczyma.
— Święta Mario, Matko Boża, pomóż mi — modliła się w duchu.
— Czy coś się stało, panno Ingebjorg? — rozległ się kobiecy głos za jej
plecami.
Odwróciła się przerażona i spojrzała prosto w zatroskaną twarz pani Bothild.
— Ja... nagle zrobiło mi się słabo — wyjąkała Ingebjarg.
— Dziecko kochane, chodź ze mną, twarz masz białą niczym śnieg.
— Muszę porozmawiać z ochmistrzem — szepnęła Ingebjorg. — Mam mu coś
bardzo ważnego do powiedzenia.
— Zaraz po niego poślę — odparła pani Bothild stanowczo. Ujęła Ingebjorg
pod rękę i pomogła jej wejść do środka.
Pani Bothild zaprowadziła ją do kobiecej komnaty i pomogła Ingebjorg
położyć się na ławie przy ścianie.
— Zaraz zawołam pokojówkę Kirsten i poproszę, żeby zaparzyła pani melisy.
To pomaga na niepokój i przygnębienie. Królewski syn Llewelyn z Walii ma już
ponad sto lat, a mówią, że każdego ranka pije melisę — ciągnęła.
Ingebjorg półprzytomna pomyślała, że melisa pomaga też na histerię i choroby
urojone. Pani Bothild najwyraźniej myśli, że ona na to właśnie cierpi.
Drzwi się otworzyły, Ingebjorg z przerażeniem stwierdziła, że do izby wszedł
ochmistrz.
— Co się tu dzieje? — burknął niezadowolony. — Masz tutaj pannę Ingebjorg?
— Ona, biedactwo, źle się czuje. Mało brakowało, a byłaby zemdlała.
Ingebjorg próbowała usiąść.
— Muszę z wami porozmawiać, panie Orm.
Nagle pokój się zakołysał i dziewczyna opadła z powrotem na poduszki.
TLR
— Ach tak? — dotarł do niej głos gospodarza jakby z oddali. — To w końcu
masz mi jednak coś do powiedzenia, panno Ingebjorg? W takim razie rozumiem,
dlaczego nogi nie chcą cię nosić.
Podszedł bliżej, a Ingebjorg znowu spróbowała usiąść. Tym razem się udało.
— Nie bądź dla niej zbyt surowy — upomniała pani Bothild. — Ona naprawdę
wiele przeszła.
Ingebjerg spojrzała w górę. Ochmistrz stał nad nią wielki i władczy, wzrok
miał ponury, cieszyła się, że gospodyni twierdzy jest przy niej.
— No, proszę mówić, panno Ingebjorg. Gdzie schowałaś dokument swojego
ojca?
— Ja go już nie mam, panie Orm — wyszeptała, zdając sobie z przerażeniem
sprawę, że Darre musiał dzielnie znosić tortury i dotychczas nie wyjawił, gdzie się
list znajduje.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — głos ochmistrza brzmiał lodowato.
Ingebjorg zwilżyła wargi, oparła głowę o ścianę i zmuszała się do patrzenia mu
w oczy. Nagle przypomniała sobie tamto spotkanie, kiedy pierwszy raz zjawił się
w Nonneseter, by jej podziękować za pracę. Wydawało jej się wtedy, że to miły i
życzliwy człowiek. Jak mogła się tak pomylić?
— Kiedy znalazłam dokument, obiecałam matce, że nie oddam go nikomu
prócz króla Magnusa — zaczęła wolno. — Sira Joar i pani Thora bardzo chcieli ten
list dostać, ale ja dotrzymałam danej matce obietnicy. Czuła się ciężka jak z
ołowiu, w głowie jej huczało, ręce wciąż były lodowate. — Dopiero kiedy pani
Thora próbowała usunąć mnie z tego świata, zrozumiałam, jakie to wszystko
niebezpieczne i postanowiłam pozbyć się dokumentu.
Ochmistrz stał nieporuszony. Słuchał. Uznała, że jej wierzy, co dodało jej
odwagi. Zauważyła zaniepokojona, że pani Bothild wyszła razem ze służącą.
— No i co było w tym dokumencie, panno Ingebjorg?
Zmrużył oczy, przyglądając jej się podejrzliwie.
Dziewczyna pokręciła głową.
— Nie mam pojęcia.
Ochmistrz podszedł jeszcze o krok bliżej.
— Myślałem, że przyszłaś tutaj, żeby mi coś powiedzieć, a nie nadal kłamać.
Z drżeniem zaczerpnęła powietrza.
— Przyszłam powiedzieć, że wyzbyłam się tego pergaminu.
— I chcesz mnie przekonać, że wciąż nie wiesz, czego dotyczył? — W głosie
ochmistrza było szyderstwo.
TLR
Ingebjorg przytaknęła.
— Bo ja nie rozumiem po łacinie.
— Imiona nie są po łacinie — krzyknął, aż echo odbiło się od ścian. — Mów
zaraz! Jakie nazwiska wyczytałaś? Kogo wymienia dokument?
— Ja nie wiem, panie Orm. Nawet jeśli kiedykolwiek widziałam nazwiska, to
nie zwróciłam na nie uwagi. Pismo było dziwaczne i niewyraźnie, a same
nazwiska nie miały dla mnie żadnego znaczenia.
Patrzył na nią rozpłomienionym wzrokiem.
Jednak mi nie wierzy, pomyślała zgnębiona.
— A ja słyszałem coś innego, panienko Ingebjorg — wysyczał wolno. — Ten
mężczyzna, którego wkrótce mistrz w lochu obedrze ze skóry, twierdził, że znałaś
treść dokumentu. Powiedział, że bardzo cię to interesowało. Tak bardzo, że
zlekceważyłaś i sirę Joara, i panią Thorę, wolałaś zostać zamknięta w klasztornej
ciemnicy, niż oddać im tajny list. Kłamałaś na temat tego dokumentu, od kiedy go
znalazłaś — mówił. — Oszukałaś na przykład pewnego człowieka tak dalece, że
pojechał na miejsce, w którym odkryłaś zwłoki ojca i szukał przez cały dzień, ale
niczego nie znalazł.
Ingebjorg drgnęła. Skąd on to wie? Ona tego rycerzowi nie mówiła.
Na wszelki wypadek skinęła głową.
— Tak, pamiętam, że okłamałam jakiegoś człowieka na weselu w sąsiednim
dworze, bo zbyt natrętnie mnie wypytywał. Ale co miałam zrobić, skoro
obiecałam matce, że nikomu nawet o tym nie wspomnę? Zostałam wychowana w
posłuszeństwie dla swoich rodziców.
Po twarzy ochmistrza przemknął cień, znowu doznała wrażenia, że ten
człowiek się waha. Już otworzyła usta, by dodać, że rycerz Darre też treści
dokumentu nie zna, i że go raczej nie przeczytał, bo nie jest w czytaniu biegły, a
łaciny w ogóle się nie uczył, gdy drzwi się otworzyły i weszła pani Bothild z
Kirsten, niosącą kubek parujących ziół.
— Ona będzie ci pomagać, panno Ingebjorg.
Orm 0ysteinsson odwrócił się gwałtownie.
— Wyjdźcie stąd. Panna Ingebjerg i ja mamy ważną rozmowę.
Ingebjorg spodziewała się, że gospodyni dworu się przestraszy gniewnego tonu
męża, ale ona stała nie poruszona.
— W tej izbie to ja decyduję — oświadczyła stanowczo. — Jeśli panna
Ingebjarg nie napije się ziół i nie odzyska spokoju, to kto inny będzie musiał stąd
wyjść.
TLR
Ingebjorg nie wierzyła własnym uszom. Sądziła, że pani Bothild to skromna,
małomówna i lękliwa kobieta. Teraz odkryła kogoś zupełnie innego.
Orm 0ysteinsson wyglądał, jakby miał wybuchnąć, po czym odwrócił się i
wyszedł.
— Panie Orm! — zawołała za nim Ingebjorg. — Proszę go już nie torturować.
On nie ma dokumentu. Ja wszystko zniszczyłam.
Ochmistrz burknął coś i zniknął.
Kiedy pokojówka wyszła, pani Bothild usiadła obok Ingebjorg.
— Proszę, moja droga. Wypij to dopóki ciepłe. Jestem pewna, że ci pomoże. —
Zauważyłam, że panienka zdziwiła się moim brakiem szacunku dla pana Orma —
mówiła dalej gospodyni. — Panienka nie zna mojego pochodzenia. Należę do
rodu Folkungów. Beze mnie pan Orm nie osiągnąłby takiego wysokiego
stanowiska, jakie zajmuje.
W jej słowach była gorycz. Gdyby kochała męża, nigdy by mi czegoś takiego
nie powiedziała, pomyślała Ingebjorg. Przypuszczalnie pani Bothild odkryła,
czym on się zajmuje. Teraz daje Ingebjorg do zrozumienia, że bez niej byłby
niczym.
— Od dawna wiem, że jest czymś wzburzony, ale nigdy mi nie powiedział
czym — opowiadała dalej Bothild. — Teraz rozumiem, że to ma coś wspólnego z
panią. Chociaż nie wiem, o co chodzi, to stoję po pani stronie, Ingebjorg. Jest pani
ciepłym, dobrym i życzliwym człowiekiem, nie wątpię, że nie zrobiła pani nic
złego. Gdyby zechciała mi się pani zwierzyć, potraktuję to jako znak zaufania i
przyjaźni.
Nieszczęsna dziewczyna nie wahała się dłużej. Może pani Bothild zdoła
uratować i mnie, i rycerza Darre, pomyślała z nową nadzieją i odwagą.
— Mój ojciec zaginął w czasie wielkiej zarazy. Dwa lata później znalazłam
jego zwłoki w lesie. W kurtce ojca był dokument, na którego widok matka kazała
mi oczywiście obiecać, że nigdy nikomu go nie pokażę.
Pini Bothild cierpliwie kiwała głową.
— Słyszałam, co pani mówiła Ormowi.
— W Nonneseter pani Thora i sira Joar chcieli mi dokument odebrać, a kiedy
przełożona próbowała mnie zabić, zrozumiałam, że sprawa jest niebezpieczna i
postanowiłam się go pozbyć.
— To bardzo rozsądne — przerwała jej pani Bothild.
— Ale co złego wiąże się z tą sprawą?
TLR
— Nie mam pojęcia — Ingebjorg patrzyła w bok. — Sądzę, że pan Orm uważa,
iż ja wiem, czego dokument dotyczy. Ale to nieprawda.
Pani Bothild milczała. Zmarszczyła czoło, twarz miała zatroskaną. Po dłuższej
chwili spytała ostrożnie:
— Ma pani wciąż ten pergamin, panno Ingebjorg?
Ingebjorg nie była w stanie spojrzeć jej w oczy. Jeśli pani Bothild dowie się, że
dokument zawiera informacje o zdradzie Orma 0ysteinssona, i że został wysłany
do króla Magnusa, z pewnością nie będzie chciała popierać Ingebjorg. Pokręciła
więc przecząco głową.
— Czy z powodu tego dokumentu pewien mężczyzna został pojmany i jest
torturowany, aby wyznał prawdę?
— Tak mi się zdaje — szepnęła Ingebjorg.
— Więc jednak pani dała dokument temu mężczyźnie, który teraz siedzi w
lochu.
Ingebjorg nie wiedziała, co począć.
— Ja nie mam pojęcia, kto został pojmany — odparła. — Ale list oddałam.
— Skoro Orm tak zareagował, to ten pergamin musi zawierać coś, co nie
powinno dotrzeć do niepowołanych uszu.
Ingebjorg zamyśliła się. Gospodyni wstała.
— Porozmawiam z mężem, panno Ingebjorg. Zdaje mi się, że wiem, o co w
tym wszystkim chodzi, i dla czego on jest taki wzburzony. Pani nic nie może zro-
bić. Wierzę, że nie ma pani pojęcia o treści dokumentu i przekonam Orma, że jest
pani niewinna.
Ingebjorg wstała.
— Muszę wracać do pracy. Straciłam już wiele dni.
Pani Bothild przyglądała jej się zatroskana.
— Czy to strach przed panem Ormem sprawił, że byłaby pani zemdlała?
— Myślę, że tak — mruknęła Ingebjorg, idąc do drzwi.
— Nie trzeba się bać, panno Ingebjorg. On może wyglądać na zagniewanego,
ale ja wiem, jak z nim postępować.
Ingebjorg zmusiła się do uśmiechu.
W swojej izbie długo wpatrywała się w okno. Uratowałam rycerza Darre, czy
jeszcze pogorszyłam jego sytuację? Wyjawiła pani Bothild, że nie ma dokumentu,
ale nic więcej. Na szczęście gospodyni jest przekonana o jej niewinności.
Ale ile ona może? Czy rzeczywiście ma władzę nad swoim małżonkiem i jak
daleko gotowa jest się posunąć, by pomóc Ingebjorg?
TLR
Pani Bothild sprawiała wrażenie, że wie, o co chodzi, ale czy tak jest
naprawdę? I najważniejsze: po czyjej stronie się ostatecznie opowie?
Rozdział 2
Ku zdumieniu Ingebjerg ochmistrz już tego dnia jej nie nachodził. A była
przekonana, że nadal będzie żądał informacji, co zrobiła z dokumentem. Z ulgą
przyjęła do wiadomości, że na kolacji też się nie pojawi.
Zresztą podobnie jak rycerze Losne i Galtung. Natomiast przyjechała w
odwiedziny małżonka rycerza Losne, niebywale gadatliwa kobieta. Ingebjorg
zauważyła, że gospodyni siedzi pogrążona we własnych myślach i pozwala
gościowi mówić. Za to raz po raz posyła Ingebjorg badawcze spojrzenie. Nie
ulegało wątpliwości, że pani Bothild myśli o tajnym dokumencie.
Jej zatroskanie mogło wskazywać, że domyśla się treści pergaminu i lęka o to,
co się stanie, kiedy sprawa dotrze do króla. Czy jest po stronie męża czy też nie,
musi wiedzieć, w jak niebezpiecznej sytuacji się znalazł.
Ingebjorg nadal miała trudności ze zrozumieniem tego, co się dzieje. Jeśli król
Magnus naprawdę dowiedział się o dokumencie i poznał nazwiska swoich prze-
ciwników, a w dodatku we wszystko uwierzył, to powinien był zareagować. Nie
jest pewne, czy uwierzył, skoro sprawa dotyczy takiego zaufanego człowieka jak
ochmistrz. Ale tak czy inaczej król powinien ją zbadać. Dlaczego zatem Orm
0ysteinsson nadal znajduje się w królewskiej twierdzy?
Gdyby natomiast rycerz Darre nie dotarł do króla Magnusa z listem, to
dlaczego go pojmano i torturowano, żądając przyznania się? Przecież ci, w
których władzy się znalazł, mogli po prostu wziąć dokument i przeczytać. Chyba
że zaginął. Gdzie się teraz podziewa? Co rycerz Darre z nim zrobił? A może to nie
Darre siedzi w lochu? Może to nie jego torturuje katowski mistrz?
Nieznacznie pokręciła głową. Ona nikomu więcej nic nie powiedziała, tylko
Bergtorowi i rycerzowi Darre. Si— ra Joar i pani Thora mogli opowiadać, że
Ingebjorg jest w posiadaniu dokumentu, ale żadne z nich nie wiedziało, że dostała
go z powrotem po tym, jak Bergtor zawiózł go do dworu Valen.
Gisela... Gisela mogła wyśledzić, że Bergtor przywiózł dokument z powrotem i
domyśliła się, że oddał go Ingebjorg. Ale w tej rozmowie z ochmistrzem, którą
Ingebjorg podsłuchała, Gisela zapewniała, że nie wierzy, by tajny list znajdował
się w rękach dziewczyny.
— O czym panna Ingebjorg rozmyśla? — spytała nagle pani Bothild.
TLR
Ingebjorg spojrzała na nią przestraszona. Była tak pogrążona we własnych
rozważaniach, że nie słyszała, o czym tamte rozmawiają.
— Panna Ingebjorg wierzy, że melisa pomaga?
— Oczywiście — odparła, czując, że się czerwieni.
— A ja się z tym nie zgadzam! — wykrzyknęła małżonka rycerza Losne. — Od
świętego Jana codziennie piję wywar z melisy, a nadal tkwi we mnie niepokój.
— To może powinna pani spróbować szałwii — zaproponowała pani Bothild.
— Mnisi z Hovedoen mówią, że działa uzdrawiająco i pomaga na siwienie.
— Naprawdę? Człowiek odzyskuje dawny kolor włosów?
— Podobno tak.
Ingebjorg spojrzała na małżonkę rycerza. Musiała wcześnie posiwieć, włosy
wyglądały na jej głowie niczym srebrny hełm, wyraźnie widoczne spod zdobionej
paciorkami siatki.
W tej samej chwili zauważyła, że pani Bothild do niej mruga i zrozumiała, o co
chodzi. Oto obie, i gospodyni dworu, i ona rozmyślają na tematy życia i śmierci, a
tymczasem małżonka rycerza zajmuje się siwizną. To godna zazdrości beztroska,
przemknęło jej przez głowę.
Żona rycerza Losne to piękna kobieta, a ze srebrzys— tosiwymi włosami
bardzo jej do twarzy, nie ma się czego wstydzić. Miała na sobie suknię z jedwabiu
w kolorze morskiej wody. Stanik mocno dopasowany podkreślał kształty ciała.
Przy szyi i na rękach nosiła złote łańcuchy. Rycerz Losne musi być człowiekiem
dobrze sytuowanym. Przypomniała sobie, co Bergtor powiedział nie tak dawno
temu, że w wyniku wielkiej zarazy izlachta norweska zbiedniała i zrównała się ze
stanem chłopskim. Bergtor obawia się, że będzie to miało wpływ na życie kraju.
Ingebjorg spytała, czy w innych krajach, dotkniętych zarazą, nie jest tak samo, ale
on odparł, że nie. Bowiem pomyślność Norwegii bardzo zależy od uprawy ziemi, a
teraz nie ma kto tego robić. Wkrótce wszyscy żyć będą w nędzy.
Przeniknął ją dreszcz. Jeśli tak, to niedługo nie będzie takich pań jak małżonka
rycerza Losne, obwieszonych złotem i zajętych szukaniem ziół przeciwko si—
wiźnie. Nie będzie też wtedy takich mężczyzn jak Ture, który uznał Sasmundgird
za zrujnowany dwór, i któremu nie podoba się, że jego narzeczona nie pragnie
złota, nie chce też podróżować w otoczeniu licznego orszaku.
Z zamyślenia wyrwała ją znowu małżonka rycerza Losne, która wykrzyknęła:
— Tak się cieszę, że przyjedzie król Magnus i królowa Blanka. Tego roku,
kiedy tutaj mieszkali, dużo bywałam na dworze. Tylko że to było piętnaście lat
temu. Nie mogę zrozumieć, że ten czas tak szybko leci. Królowa Blanka miała
TLR
wtedy dziewiętnaście lat, byli dopiero co po ślubie. Ach, żebyście wiedziały, jaka
była piękna! Poza tym mądra i miła. I tacy byli w sobie zakochani, to wzruszające,
po prostu promienieli ze szczęścia.
— To królewska para ma wkrótce przyjechać do Akersborg? — spytała
Ingebjorg.
— O tak, nie wie pani o tym? Teraz są w Tunsberg i tutaj przyjadą bliżej
jesieni.
Ingebjorg posłała pani Bothild przerażone spojrzenie.
— Moi rodzice byli na weselu — mówiła dalej żona rycerza. — Mama
opowiadała mi o tym wielkim wyda- rżeniu. Ślub odbył się w sierpniu. Pogoda
była piękna i powietrze ciepłe. Miasto u stóp Góry Zamkowej pokazało się z
najlepszej strony.
— Dla młodej królowej musiało to być niezwykli przeżycie — przerwała jej
pani Bothild. — Przyjechała tu z bogatego zamku we Flandrii, pochodzi przecież z
rodu spokrewnionego z francuskim domem królewskim i rodziną cesarza
Luksemburga. Norwegia musiała jej się wydać mała i zacofana.
— No właśnie, a do tego miała jeszcze za teściową naszą osławioną królową
Ingebjorg — wtrąciła pani Losne. Zwróciła się teraz do Ingebjorg: — Mam
nadzieję, że ojciec nie ochrzcił pani na jej cześć — dodała i zachichotała. — To
ona pozwoliła, by awanturnik Knut Porse doprowadził do sojuszu Norwegii i
Szwecji, by zapanował nad Skanią, nie informując o tym rady królestwa. I na
dodatek doszczętnie wyczyścił kasę państwową.
— Działali chyba wspólnie — wtrąciła małżonka ochmistrza cierpko.
— Kobieta nie przejmuje się takimi sprawami. Jedyne, czego ona pragnie, to
zaspokoić swoje fizyczne żądze.
— Z tym się nie zgadzam — odparła pani Bothild spokojnie. — Ja uważam, że
królowa Ingebjorg jest niezwykle silną kobietą. Ponieważ rząd regencyjny był
słaby, zdobyła zbyt duże wpływy. Jej celem było podbicie państwa duńskiego.
— A ja myślę, że jedyne, co ona miała w głowie, to małżeństwo z Knutem
Porse — upierała się tamta ze śmiechem. — Nawet kiedy ją straszono, że straci
wszystko, co posiada, jeśli za niego wyjdzie, wybrała miłość. — Zwróciła się do
Ingebjorg: — Czy to nie cudowne? Ja kocham takie historie o miłości. Zwłaszcza
te, w których kochankowie nie mogą się połączyć, jak to bywa w opowieściach
rycerskich.
Ingebjorg poczuła się nieswojo. Przypomniała sobie wieczór w starej izbie,
kiedy Bergtor opowiadał jej o tej królowej.
TLR
— Jaki jest król Magnus? — spytała, znowu wracając myślami do swojego
dokumentu.
— Nie słyszała pani, co o nim mówią? — szepnęła żona rycerza z dziwną
miną. — Ja się zgadzam z potężną panią Birgittą ze Szwecji, mężczyzna, który
uprawia nierząd z innym mężczyzną, popełnia największe ze wszystkich
przestępstwo. Biedna królowa Blanka.
— A ja nie wierzę, że to prawda — zaprotestowała pani Bothild. — Uważam,
że wymyśla to pani Birgitta wraz ze szwedzką szlachtą. Oni pragną przejąć władzę
i robią wszystko, żeby go oczernić.
Ingebjorg patrzyła na nią zdumiona. Chyba jednak pani Bothild nie może
podzielać poglądów ochmistrza. To ją uspokoiło. Jeśli ta kobieta ma inne
przekonania niż jej małżonek, to powinna zrobić wszystko, co w jej mocy, by
uratować rycerza Darre oraz Ingebjorg.
Małżonka rycerza Losne mocno zacisnęła wargi. Najwyraźniej nie podobało
jej się stwierdzenie gospodyni.
— Mój mąż mówi, że król Magnus jest naiwny i słaby. Roztrwonił państwowe
środki i popadł w wielkie długi.
— Ale to nie jego wina — zaprotestowała znowu tamta. — Nic na to nie
poradzi, że zaraza zabrała życie tak wielu ludzi, i że teraz nie ma kto uprawiać
ziemi. Nie odpowiada też za to, że panowanie nad Skanią kosztowało tyle
pieniędzy i wymagało tylu zabiegów, ani że wielcy panowie w Szwecji są tacy
chciwi.
Ingebjorg domyślała się, że pani Bothild wie dużo więcej, niż zwykłe kobiety,
o tym, co się dzieje w obu królestwach.
— On zastawił nawet królewskie korony, swoją i królowej Blanki — wtrąciła
pani Losne wzburzona.
— Jak powiedziałam, to nie jego wina. Król Magnus zaczął rządzić z wielką
stanowczością. To jego matka dążyła do panowania nad Skanią i kiedy jeszcze
Magnus był małym chłopcem, zaczęła podburzać panów w Norwegii, by łamali
prawo i buntowali się przeciwko koronie. Król Magnus zdołał to uporządkować.
Proszę nie zapominać, że to on osobiście opracował szwedzkie ustawodawstwo
jeszcze przed wybuchem zarazy.
— Świetnie się pani orientuje we wszystkim, co się dzieje — wtrąciła żona
rycerza.
— Jako żona ochmistrza, jestem do tego zobowiązana — odparła pani Bothild
spokojnie.
TLR
Ingebjorg napotkała jej spojrzenie. Wydawało jej się, że w błękitnych oczach
gospodyni czyta jakieś przesłanie, ale pewna nie była.
— Tak, tak — zgodziła się pani Losne obojętnie. — Chyba pani musi. Ale ja to
najchętniej słucham nowinek o królowej. Skończyła już trzydzieści trzy lata i
słyszałam, że wciąż jest tak samo piękna. To dobra i szczera chrześcijanka. Krótko
przed zarazą przekonała króla Magnusa, by odbył pielgrzymkę do Nida— ros. —
Zjadła kawałek jagnięciny i mówiła dalej: — Musi ją boleć, że syn Eryk jest taki
wojowniczy i żądny władzy, że nie chce, by jego brat był królem Norwegii. A
zostało tylko półtora roku do czasu pełnoletności Hakona. Mam nadzieję, że
przyjedzie tutaj z rodzicami i go poznamy. To wstyd, że tak rzadko pokazuje się w
Oslo.
Zamyśliła się rozmarzona.
— Zastanawiam się, z kim nasz królewicz się ożeni. W kraju jest mnóstwo
pięknych panien wysokiego rodu. Nawet ja sama taką mam — roześmiała się
głośno.
Ingebjorg wstała.
— Dziękuję za posiłek. Muszę wracać do pracy.
Choć czuła się bezpieczniejsza, po rozmowie z gospodynią na temat króla
Magnusa, w trakcie której dowiedziała się, kogo pani Bothild popiera, nadal się
bała. Im bardziej polubi panią twierdzy, tym gorzej będzie w dniu, kiedy
działalność ochmistrza wyjdzie na jaw. Niezależnie bowiem od tego, że gospodyni
nie zgadza się z mężem i cierpi z powodu jego niewierności, to mimo wszystko
została mu poślubiona. Mógł wprawdzie zostać ochmistrzem ze względu na jej
pokrewieństwo z rodem Folkungów, to jednak jako najpotężniejszy człowiek w
państwie dał jej też wysoką pozycję. Ingebjorg spodziewała się, że Orm
0ysteinsson może pojawić się w każdej chwili, by kontynuować przesłuchanie,
dziwiła się, że wciąż go nie ma. Mimo niepokoju udało jej się skupić na pracy i
przepisywała do zmroku. W końcu pojawiła się słaba nadzieja, że może uniknie
najgorszego.
Z radością stwierdziła, że w Ciemnym Korytarzu panuje spokój. Na moment
przemknęła jej myśl o Mal— canisie, ale co znaczy jakiś upiór wobec
rzeczywistych zagrożeń. Przed drzwiami jej komnaty czekała pokojówka Kirsten.
Ingebjorg odetchnęła z ulgą. Teraz nie będzie się już musiała obawiać nocnego
napadu.
— Dobry wieczór, Kirsten. Bardzo się cieszę, że będziesz sypiać w mojej
komnacie.
TLR
Pokojówka uśmiechnęła się szeroko.
— Ja też bym nie chciała sypiać samotnie, panno Ingebjorg. My w domu
mieszkamy w małej chacie, a jest nas ośmioro. Nigdy nie miałam własnego łóżka.
— Ja też do tego nie przywykłam — rzekła Ingebjorg. — W domu dzieliłam
sypialnię z matką, a w klasztorze z innymi nowicjuszkami i wieloma starszymi
zakonnicami.
Pokojówka słuchała, wytrzeszczając oczy. Ingebjorg opowiedziała jej trochę o
życiu w klasztorze i to wyraźnie zrobiło na niej wrażenie.
— A nie widziałaś gdzieś rycerza Darre? — spytała niespokojna.
Kirsten z powagą pokręciła głową.
— Mam nadzieję, że nie przytrafiło mu się nic złego. Tyle się teraz zła dzieje
wokół. Rozbójnicy wszelkiej maści panoszą się po wsiach i miastach, a już najbar-
dziej w lasach.
Ingebjorg przytaknęła.
— Ale on chyba nie wyruszył sam? Rycerze zwykle podróżują w licznych
orszakach.
— Mogli też zostać zaatakowani przez dzikie zwierzęta — dodała, nie
słuchając, co Ingebjorg mówi. — Tu w okolicy widuje się i niedźwiedzie, i wilki, a
niektórzy twierdzą, że jeden wilk jest jak wściekły. Cokolwiek ugryzie, to zostaje
zatrute. Krzewy i trawa więdną, zwierzęta chorują i nawet kępka siana z jego śliną
może zatruć całą oborę. Takie wściekłe wilki napadają na wiele wsi. Słyszałam, że
zabijają krowy i owce. W pewnym dworze w Gudbrands— dalen wściekły wilk
gonił psa aż do zabudowań. Wpadł do szopy, gdzie gospodarz w końcu zabił go
siekierą. Ale pogryziony pies też się wściekł i uśmiercił wiele owiec.
Ingebjorg słuchała wstrząśnięta.
— Nic o czymś takim nie słyszałam. — Zamknęła drzwi na skobel i usiadła na
łóżku, wyczerpana licznymi, nieprzyjemnymi wydarzeniami tego dnia.
Kirsten podeszła bliżej i opowiadała dalej:
— A jeszcze gorzej jest z rosomakami. Niektórzy bogaci panowie chcą mieć z
nich futra. Są piękne i kosztowne, ale też bardzo niebezpieczne, panno Ingebjorg.
Ktoś, kto nosi skórę tego zwierzęcia, nigdy nie przestaje jeść ani pić. Zostaje
zarażony wielką żarłocznością rosomaka. Proszę spytać jakiegoś myśliwego, jak
zachowuje się najedzony rosomak, to usłyszy pani, że wciska się między dwa
bardzo blisko siebie rosnące drzewa, by schudnąć i móc jeść dalej.
TLR
Ingebjorg walczyła, by nie zasnąć na stojąco. Nie wierzyła, że rycerz Darre
mógł stać się ofiarą niedźwiedzia, wilka czy rosomaka. Jeśli padł ofiarą, to z
pewnością pojmał go dwunożny drapieżnik.
— Innym razem opowiesz mi więcej, Kirsten — rzekła w końcu. — TeraZ
musimy iść spać. Jutro rano wstajemy wcześnie.
Już zasypiała, gdy nagle Kirsten zapytała ze swojego posłania na podłodze:
— Słyszała pani więźnia, panno Ingebjorg?
Ingebjorg otworzyła oczy.
— Więźnia?
— Tak, tego, co tak strasznie krzyczał.
Ingebjorg oprzytomniała.
— Gdzie?!
— Wczoraj przywieźli go do twierdzy. Dwaj silni mężczyźni wrzucili go do
lochu. Tak Rasmusowi mówił chłopak kuchenny. Wkrótce potem ja widziałam
katowskiego mistrza, znikającego w wieży. A w jakiś czas później usłyszałam te
okropne krzyki!
Ingebjorg wstrzymała dech.
— A czy ten Rasmus go rozpoznał?
— Widział go tylko od tyłu, jak popychali go do drzwi, ale mówi, że nie był to
jakiś zwyczajny złodziej. Miał na sobie ubranie jak drużynnik albo rycerz.
Ingebjorg wpatrywała się w ciemność. Zmęczenie ustąpiło, jak ręką odjął.
— Całą noc nie mogłam spać — ciągnęła opowieść Kirsten. — Jego krzyki
przypomniały mi czasy zarazy. Wtedy też ludzie biegali po ulicach i krzyczeli, a
we wszystkich kościołach biły dzwony.
Ingebjorg słyszała jej głos jakby z bardzo daleka. Nie miała teraz siły
zajmować się czasami zarazy. To nie może być nikt inny, tylko rycerz Darre, to on
został wtrącony do lochu i jego torturuje kat. Skoro ochmistrz przestał mnie
wypytywać, to z pewnością dla tego, że wydobył prawdę z rycerza.
Złożyła pod kołdrą ręce do modlitwy.
— Święta Mario, Matko Boża, pomóż mu — szeptała w ciemności. — On nie
zrobił nic złego. Błagam cię, nic pozwól, by cierpiał z mojej winy.
Długo jeszcze rzucała się na posłaniu. Nigdy nie po winna była wysyłać tego
niebezpiecznego listu.
TLR
Rozdział 3
Następnego ranka, kiedy Ingebjorg otworzyła oczy, promienie porannego
słońca wpadały przez okno. Powróciło wspomnienie wczorajszego dnia z
trudnymi pytaniami i bolesnymi myślami, ale słoneczny blask dawał, mimo
wszystko, trochę nadziei.
Skoro Orm 0ysteinsson ponownie nie przyszedł, to chyba wierzy, że
dziewczyna jest niewinna, a list został wyrzucony. Jeśli on sam nie został
pojmany, to król Magnus nie mógł dostać listu. Oczywiście rycerz Darre mógł być
rozpoznany przez łudzi ochmistrza, zanim zdążył oddać przesyłkę, ale wydawało
jej się to mało prawdopodobne. Zresztą, może to nie rycerz Darre siedzi w lochu?
Uczepiła się tej nadziei, wstała z łóżka, umyła się i ubrała, a pokojówka Kirsten
nadal pogrążona była we śnie. Dopiero kiedy Ingebjorg była już całkiem gotowa,
zdecydowała się obudzić służącą. Kirsten zerwała się z posłania.
— Zaspałam?
Ingebjorg zmusiła się do uśmiechu.
— Spałaś tak głęboko, że nie miałam serca cię budzić.
— A przecież mamy dzisiaj tyle pracy, tyle przygotowań na przyjazd króla —
zawodziła Kirsten. — Muszę wyczyścić srebra, miedziane naczynia, umyć okna,
wywietrzyć kilimy i dywany. Królowa pochodzi z bogatego dworu we Flandrii i
na pewno zauważy, jeśli coś będzie nie w porządku.
— Ona już bardzo długo mieszka w Norwegii, Kirsten. Zdążyła się
przyzwyczaić do innych warunków.
Kirsten wytrzeszczyła oczy.
— Co panna Ingebjorg chce przez to powiedzieć?
— Chyba królewska para nie mieszkała w zamkach, podróżując przez
opustoszałe ziemie Szwecji i Norwegii, podczas pielgrzymki do Nidaros w okresie
zarazy.
Wyszły z sypialni.
— Poza tym król tkwi po uszy w długach, nie przypuszczam, że pozwalają
sobie na zbytki i luksusy.
Kirsten milczała. Widocznie niewiele o tym wiedziała.
Kiedy zbliżały się do dziedzińca twierdzy, Ingebjorg zdała sobie sprawę, że
strach wciąż jej nie opuszcza. Co zrobi, jeśli na wybrukowanym kamieniami
Ciemnym Korytarzu rozlegną się kroki...
TLR
Wyszły na dzienne światło. Nagle otworzyły się drzwi Ptasiej Wieży i wyszli
stamtąd dwaj dworzanie, ciągnąc między sobą więźnia. Traktowali go brutalnie,
choć ledwie mógł się poruszać. Twarz miał we krwi, potykał się skulony, jakby go
coś bolało.
Mdłości podeszły Ingebjorg do gardła, ale wpatrywała się, żeby stwierdzić, czy
to przypadkiem nie rycerz Darre. Żadnego podobieństwa jednak nie znalazła.
Więzień miał długą brodę, wydawał się stary, ubrany jak zwyczajny chłop: w
niefarbowaną, sięgającą kolan, samodziałową sukmanę i szerokie spodnie do
kostek. Był boso. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Rasmus, pomocnik kuchenny,
mógł powiedzieć, że więzień był ubrany jak rycerz lub wielki pan.
Jakim sposobem ten chłop mógł się dowiedzieć o dokumencie ojca,
zastanawiała się.
Przez chwilę miała ochotę podbiec i spytać, czy więzień coś o niej wie, ale
powstrzymała się całą siłą woli
Pamiętała, że Orm 0ysteinsson zarzucił jej, iż oszukała pewnego mężczyznę,
skłoniła go, by pojechał na miejsce, gdzie znalazła zwłoki ojca, a on szukał tam
przez cały dzień bez skutku. Musiał to być ów nieznajomy, który zagadywał ją na
weselu Solveig, to on pewnie coś powiedział temu biedakowi tutaj. Ale dla czego
twierdził, że Ingebjorg zna treść dokumentu? Przecież wtedy nie miała pojęcia, o
co w tym wszystkim chodzi. W dodatku Orm 0ysteinsson twierdzi, że w klasztorze
wolała, żeby wtrącono ją do ciemnicy, niż miałaby oddać dokument. Tego jednak
mógł się dowiedzieć od siry Joara.
Więźniowi zdjęto łańcuchy z szyi i ze stóp, po czym dworzanie poprowadzili
go w stronę Ciemnego Korytarza. Wszystko wskazywało na to, że został
uwolniony i wychodzi z twierdzy. Nie może to oznaczać nic innego, jak tylko to,
że ochmistrz uznał, iż on nic nie wie, pomyślała z ulgą.
Mimo to, idąc do sali jadalnej wciąż była zdenerwowana. Wszyscy siedzieli już
przy stole. Rycerz Losne, jego małżonka, rycerz Galtung, pani Bothild i Orm
0ysteinsson.
Wyjąkała jakieś przeprosiny i zajęła swoje miejsce. Jedli w milczeniu.
Ingebjorg miała wrażenie, że w pomieszczeniu panuje napięcie, a kiedy
napotkała spojrzenie pani Bothild, tamta uśmiechnęła się, jakby chciała dodać jej
odwagi.
— Myślę, że kiedy królowa Blanka przyjedzie, powinna usłyszeć „Kwiaty
świętych mężów" — oznajmiła żona rycerza Losne. — Stary król Hakon kazał to
przetłumaczyć. Zna pani tę pieśń, panno Ingebjorg?
TLR
Ingebjorg pokręciła przecząco głową.
— I w ogóle nie słyszała pani pieśni rycerskich, które król Hakon kazał
przetłumaczyć ku czci księcia Eryka?
— Ja nie zdążyłam przeczytać zbyt wiele, znam głównie książki, które
przepisywałam i budujące teksty, które dostawałyśmy w klasztorze — odparła
Ingebjorg.
— Ale z pewnością tańczyła pani przy dźwiękach tych pieśni, skoro bywała
pani na ucztach weselnych?
— Tak, przy niektórych. — Myśli Ingebjorg podążyły do Turego. Obiecał, że
wróci do twierdzy Aker, jak tylko wyzdrowieje. Miała nadzieję, że choroba nie
jest poważna.
Pani Losne zwróciła się do ochmistrza:
— Czy panna Ingebjorg nie mogłaby przepisać historycznych pieśni o
fałszywej Margaret i o Audunie Hugleikssonie? Ja bardzo bym chciała mieć tekst
takiej pieśni.
Orm 0ysteinsson mruknął coś, nie patrząc na nią.
— Te dwie pieśni są niewiarygodnie interesujące — mówiła dalej małżonka
rycerza niewzruszona, jakby nie widziała niechęci ochmistrza. — Chociaż nikt nie
wie, dlaczego Audun Hugleiksson został powieszony. To niepojęte. Nie wiesza się
wielkiego pana tak, jakby był zwyczajnym złodziejem. Audun wiele znaczył dla
kraju, był następnym po królu, i nagle pewnego dnia bez żadnych wyjaśnień został
zamknięty w wieży, gdzie trzymano go długo, a w końcu powieszono bez żadnego
procesu. Niektórzy sądzą, że król Hakon usunął go z tego świata, ponieważ Audun
zgromadził w swoich rękach zbyt wielką władzę. Inni uważają, że Audun
utrzymywał potajemne kontakty z kobietą, którą król Hakon chciał poślubić, a
jeszcze inni twierdzą, że został stracony za zdradę kraju.
Orm 0ysteinsson wstał nagle od stołu, i gniewnym krokiem opuścił
pomieszczenie.
Ingebjorg zdążyła zobaczyć jego twarz. Śmiertelni, bladą twarz.
Zebrani przy stole spoglądali po sobie zaskoczeni, a małżonka rycerza spytała
męża zbolałym głosem:
— Czy ja zrobiłam coś złego?
Pani Bothild uśmiechała się przepraszająco.
— Pan Orm ma w tych dniach wiele trudnych obowiązków. Wśród bogatych
panów szerzy się niezadowolenie z powodu opłat dzierżawnych dla kraju. Miasta
hanzeatyckie rozwijają handel, naruszając przywileje naszych miast i nie godzą się
TLR
na zerwanie dotychczasowych powiązań z nami. Zaraza nie tylko odbierała życie
— zakończyła gospodyni. — Ma ona też poważne następstwa dla handlu, uprawy
roli i żeglugi, to zna czy dla tego, z czego czerpiemy środki do życia.
Ingebjorg wpatrywała się w blat stołu. Dobrze wie działa, dlaczego ochmistrz
jest w takim wojowniczym nastroju. On się po prostu boi.
— Imponuje mi pani — zaszczebiotała żona rycerza. — Jestem pewna, że pani
wie więcej na temat państwa, niż wielu członków królewskiej rady.
Rycerz Losne posłał jej zatroskane spojrzenie.
Nieszczęsna kobieta zrozumiała, że powiedziała coś głupiego i chciała to
załagodzić.
— W każdym razie uważam, panno Ingebjorg, że po winna pani przepisać
pieśni o fałszywej Margaret. Jestem pewna, że królowa Blanka chętnie się ich
nauczy.
— A o czym to jest? — spytała Ingebjorg, by okazać chociaż cień
zainteresowania, ale wciąż myślała o ochmistrzu i jego zaskakującej reakcji. Czy
los owego Auduna skłonił go do myślenia o własnym?
— Nie słyszała pani o fałszywej Margaret?
— Nie.
Żona rycerza odłożyła łyżkę i z zapałem wzięła się do opowiadania.
Brat starego króla Hikona, król Eirik, miał córeczkę imieniem Margaret. Kiedy
skończyła sześć lat, wydano ją do Szkocji na spotkanie z przyszłym narzeczonym.
Nie dotarła nawet na Orkady, bo po drodze zachorowała, a towarzyszący jej ludzie
twierdzili, że umarła. Wiele lat później pojawiła się pewna kobieta z Lubeki,
twierdząc, że to ona jest Margaret. Król Hakon był przekonany, że kobieta kłamie,
i że to Audun Hugleiksson stoi za oszustwem. Uznał, że przy pomocy owej
fałszywej Margaret Audun ma nadzieję przejąć władzę w kraju. Został więc
uwięziony za zdradę itanu, a potem powieszony, fałszywą Margaret natomiast
spalono na stosie. Wielu jednak trwało w przekonaniu, że Margaret mówiła
prawdę i rozpoczęły się pielgrzymki do jej grobu.
Ingebjorg przyglądała jej się zdumiona.
— Jak mogli wierzyć, że kobieta mówi prawdę?
— Bo opowiadała ze szczegółami o wszystkim, co się działo podczas podróży
do Szkocji, że została usunięta ze statku i sprzedana. Pamiętała kościół Świętych
Apostołów, dom króla Hikona i komnaty kobiece na dworze w Bjorgyin.
Opowiadała też o swojej mamce, wszystko się zgadzało.
— To dlaczego król Hakon uważał, że kobieta kłamie?
TLR
Teraz wtrąciła się pani Bothild.
— Król widział zwłoki małej bratanicy, kiedy trumna wróciła do Norwegii.
Ani on, ani król Eirik, ojciec dziewczynki, nie mieli wątpliwości, że to ona.
Pani Bothild posłała surowe spojrzenie żonie rycerza. Było oczywiste, co sama
myśli o tej sprawie. Nie chciała słuchać o tym, że sam „święty Hakon" mógłby
popełnić taki błąd, karać niewinnych.
Żona rycerza uznała, iż najrozsądniej będzie mówić o czym innym. W chwilę
później ona i mąż wstali od stołu, rycerz Galtung poszedł za ich przykładem.
Ingebjorg i pani Bothild zostały same.
— Wczoraj powiedziałam, że oddałam komuś dokument ojca — rzekła po
chwili Ingebjorg. — W głębi duszy byłam bowiem przekonana, że ten człowiek
został aresztowany. Ale wczorajszy aresztant dzisiaj został wypuszczony i to nie
jest mój znajomy.
Pani Bothild przyglądała jej się zaciekawiona.
— Pan Orm powiedział, że w lochu siedzi człowiek, który zna ten dokument.
Natychmiast pomyślałam, że to ten, któremu oddałam pergamin.
— A okazało się, że nie — wtrąciła pani Bothild zamyślona. — Czyli pani nie
wie, gdzie tamten mężczyzna się podziewa?
Ingebjorg przytaknęła.
— Czy oddała mu pani ten dokument tylko po to, by nie mieć go przy sobie?
Ingebjorg przytaknęła ponownie.
— A nie byłoby lepiej, gdyby go pani spaliła?
— Może i lepiej, ale uznałam, że to błąd.
— A jest pani pewna, że ten młody człowiek nie zapoznał się z treścią
pergaminu?
Ingebjorg zmusiła się, by spojrzeć gospodyni w oczy.
— On nie umie czytać. Poza tym dokument jest po łacinie.
Pani Bothild zmarszczyła czoło, wyraźnie zatroskana.
— Czy jest możliwe, że pani przyjaciel oddał komuś ten papier?
Ingebjorg poczuła, że się poci. Będzie musiała teraz kłamać, mówiąc o sobie i o
rycerzu Darre.
— To nie do pomyślenia, pani Bothild. Prosiłam go, żeby się zaopiekował
dokumentem w moim imieniu, bo nie chcę trzymać go tutaj w twierdzy.
— I on nie uznał tego za dziwne?
Ingebjorg pokręciła głową.
— To prosty człowiek.
TLR
— Bardzo dobrze. — Gospodyni twierdzy wyglądała na uspokojoną. Wstała
od stołu. — Ja nie powiedziałam panu Ormowi, że panna Ingebjorg oddała komuś
dokument. Moim zdaniem on sądzi, że pani go wyrzuciła lub spaliła i najlepiej
niech przy tym pozostanie. Teraz ma wiele zmartwień, poza tym uważam, że przy-
dawał temu dokumentowi większe znaczenie, niż on w istocie ma.
Ingebjorg skinęła i także wstała. Dziwiła się, że gospodyni twierdzy nie prosi
jej, by zrobiła, co może dla odzyskania dokumentu, a potem go po prostu spaliła.
Czy to możliwe, by żona ochmistrza domyśliła się, że właśnie rycerz Darre
dostał dokument? Powiedziała „pani przyjaciel", a przecież wie, że Darre i
Ingebjorg są przyjaciółmi.
Zbliżało się południe, gdy Ingebjorg usłyszała na dziedzińcu twierdzy rżenie
konia i podniesione męskie głosy. Wkrótce zapukano do drzwi i stanął w nich
Ture.
— Ach, więc tutaj siedzisz? Panna pisarka z Akersborg. Jak powiem o tym
moim przyjaciołom w domu, to mi nie uwierzą. Nigdy nie słyszeli, żeby pisaniem
zajmowała się kobieta. No chyba, że zakonnice w klasztorach, ale żeby kobieta
pracowała dla ochmistrza kraju...
Ingebjorg uśmiechnęła się i uradowana pobiegła mu na spotkanie.
— Jak to dobrze, że znowu jesteś zdrowy.
— Znowu zdrowy? — powtórzył, nie rozumiejąc. Po czym wybuchnął
śmiechem. — Tak, to prawda. Wczoraj rano nie byłem w formie. A ty dotarłaś do
celu i nie zostałaś napadnięta ani przez drapieżniki, ani przez rozbójników, jak
widzę. — Marszczył czoło. — Konna podróż przez lasy nie należy do
przyjemności. Uważam, że wasz wielki król Hakon powinien był zbudować
twierdzę bliżej miasta.
Ingebjorg przyglądała mu się w milczeniu. Świetnie wyglądał w dopasowanej
kurtce z czerwonego aksamitu i obcisłych spodniach. Ciemnoniebieskie oczy w
mroku wydawały się niemal czarne, a pofalowane, brązowe włosy zwijały się na
skroniach w loczki. Dołek w brodzie i białe zęby pokazywane w uśmiechu... Była
pewna, że Ture podoba się kobietom. Gisela okazywała to wyraźnie. Ingebjorg
poczuła w sercu ukłucie zazdrości. Ci dwoje zostali sami w Bergen po wyjeździe
Bergtora.
Otoczył ją ramionami.
— Stoję tu i gadam o drapieżnikach i zbójcach plądrujących dzikie lasy, a moja
śliczna narzeczona czeka. Jak dobrze znowu cię widzieć, Ingebjorg. Wydaje mi
TLR
się, że od ostatniego spotkania minęło nie wiem jak dużo czasu, a to przecież tylko
niewiele ponad dobę.
Pocałował ją w usta.
— Zostaniesz tu trochę? — spytała, kiedy wypuścił ją z objęć.
— Jeszcze nie wiem. Muszę omówić kilka spraw z ochmistrzem. Wszystko
zależy od tego, ile on ma czasu.
— Dzisiaj ochmistrz jest w kiepskim humorze — wyrwało się Ingebjorg. Zaraz
tego pożałowała. Bergtor radził jej, żeby nie mówiła nic na temat dokumentu.
Jeszcze nie teraz.
— Tak? A z jakiego powodu?
— Tego nie wiem.
Odwrócił się, wciąż obejmując ją ramieniem, podprowadził do okna. Niebo się
zachmurzyło, jesienny dzień zrobił się mroczny.
— Gospodyni twierdzy powiada, że ochmistrz zmaga się z licznymi
problemami. Podobno wśród panów narasta niezadowolenie z powodu podatków
dzierżawnych, miasta hanzeatyckie zaś naruszają przywileje miast norweskich.
Ture uśmiechnął się i przytulił ją do siebie.
— Co ty o tym wiesz, moja mała Ingebjorg.
— Pani Bothild tak mówi.
Ture roześmiał się i pocałował narzeczoną w policzek.
— Nie powinnaś zaprzątać sobie głowy takimi sprawami. Wolałbym, żebyś
czytała historie o rycerzach i potem mi je opowiadała. Zwłaszcza te fragmenty,
które mówią o słodyczach miłości — dodał szeptem.
Obezwładniające ciepło ogarnęło Ingebjorg. Trzeba powiadomić pokojówkę
Kirsten, że dzisiejszej nocy nie będzie musiała spać przy swojej pani. Tak, by ona
i Ture mogli pobyć sam na sam.
— O czym myślisz? — spytał szeptem, pieszcząc jej piersi.
— Przyszło mi do głowy, że na dzisiejszą noc dam pokojówce wolne.
Ingebjorg roześmiała się.
— Kirsten sypiała u mnie, bo boję się sama chodzić po Ciemnym Korytarzu.
Tam od czasu do czasu ukazuje się pies, który już dawno nie żyje.
Wsunął rękę w jej dekolt, Ingebjorg przeniknął gorący dreszcz.
— A dlaczego chcesz, żeby dzisiaj spała we własnym łóżku?
Odwróciła się ku narzeczonemu z nieśmiałym uśmiechem.
— To ty nie chcesz spać u mnie?
Na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz niepewności.
TLR
— Nie wiem, jak długo będę mógł zostać.
— No ale noc przecież tu spędzisz! — wykrzyknęła rozczarowana.
Uśmiechnął się i cmoknął ją w policzek.
— Mam taką nadzieję, Ingebjorg. Cieszę się, że chcesz mnie mieć przy sobie
— dodał pośpiesznie. Potem wypuścił ją z objęć i ruszył ku drzwiom. — Myślę, że
może powinniśmy przyśpieszyć ślub. Moja matka z pewnością da się przekonać.
— Czy to ze względu na nią chciałeś czekać do przyszłego lata?
— Nie tylko, ale wiem, że była w głębokiej żałobie po śmierci mojej
narzeczonej i nie chciałem jej ranić.
— Chciałabym, żebyśmy wzięli ślub jak najprędzej — odważyła się
powiedzieć Ingebjorg. — Tutaj w twierdzy nie czuję się bezpiecznie.
Spojrzał na nią przestraszony.
— Nie czujesz się bezpiecznie?
Ingebjorg przyglądała się swoim dłoniom.
— Bo... bo nie jest łatwo samotnej kobiecie mieszkać w twierdzy z tyloma
mężczyznami — zaczęła niepewnie. — Nie mam ani ojca, ani kuzynów, którzy
mogliby mnie chronić.
— Czy ktoś cię zaczepiał?
Zaprotestowała.
— Jest tu przecież ochmistrz. Nikt chyba by się nie odważył tknąć jego pisarki.
Ingebjorg uśmiechnęła się zalotnie.
— Mimo wszystko chciałabym wziąć ślub wcześniej.
Ture roześmiał się rubasznie.
— Nie znam nic lepszego niż chętna kobieta.
Ingebjorg zrobiło się gorąco.
— Czy to nie dlatego...
Mężczyzna znowu się roześmiał.
— Nazywaj to sobie, jak chcesz. Czego więcej może pragnąć mężczyzna, niż
młodej pięknej kobiety, która chętnie podąża z nim do małżeńskiego łoża? Teraz
muszę odszukać ochmistrza, ale wkrótce tu wrócę.
Ingebjorg stała zawstydzona. Nie może powiedzieć Turemu, dlaczego nie
czuje się bezpieczna. Tego dnia, kiedy Orm 0ysteinsson dowie się, że go wydała,
za nic nie chciałaby być sama w twierdzy.
TLR
Rozdział 4
Dzień mijał, a Ingebjorg nie widziała Turego. Nie mogła zrozumieć, gdzie się
podział. Przyjechał przecież z jej powodu, choć chciał skorzystać z okazji, by
porozmawiać z panem Ormem, to dziwne, że tak długo go nie ma. Ochmistrz ma
mnóstwo zajęć, wątpiła, by mógł poświęcić jej narzeczonemu tyle czasu.
W porze kolacji była już tak zdenerwowana, że nie mogła dłużej czekać. Z
trudem koncentrowała się na pracy. Ostatecznie posprzątała wszystko i opuściła
izbę. Może pani Bothild wie, co robi Ture. A przynajmniej zrozumie niepokój
Ingebjorg.
Na dziedzińcu twierdzy zobaczyła tylko dwie służące, które biegły do kuchni.
Na dworze zrobiło się zimno.
Zdecydowała się zapukać do drzwi żony ochmistrza. Podeszła bliżej i nagle
usłyszała podniesione głosy. Docierały z komnat kobiecych, bez trudu rozpoznała,
że należą do ochmistrza i jego małżonki. Zamarła i słuchała. Czy te gniewne głosy
mają coś wspólnego z rycerzem Darre?
— Powiedziałam już, że nie chcę jej tu widzieć — krzyczała pani Bothild.
Ingebjorg przeniknął dreszcz. Czyżby to o nią chodziło?
Zaraz jednak zrozumiała, że się myli.
— Widziałam to na własne oczy, Orm. To dziwka Rozpustnica kompletnie
pozbawiona zasad. Widziałam, jak uwodzi innych mężczyzn, chociaż jej
nieszczęsny małżonek siedział przy tym samym stole. Widziałam też, jak wodzisz
za nią wygłodniałym wzrokiem. Możliwe, że mówisz prawdę, że nie doszło
między wami do niczego, ale nie zamierzam jej wpuszczać do własnego domu. Ta
kobieta przynosi wstyd miastu, jest szyderstwem wobec wszystkich przyzwoitych
niewiast.
Ingebjorg głęboko zaczerpnęła powietrza. Biedna pani Bothild, pomyślała ze
współczuciem.
— Bergtor Masson przybywa tutaj w sprawach urzędowych — zaprotestował
Orm 0ysteinsson. — Nie mogę nic poradzić, że towarzyszy mu małżonka.
— Może ją sobie wozić, gdzie chce, ale w twierdzy nie zamierzam jej oglądać.
— Przesadzasz, Bothild. Jak myślisz, co powinienem zrobić? Stanąć na
dziedzińcu i powiedzieć, że moja małżonka nie życzy sobie wizyty tej pani?
— Nie rób z siebie idioty. Wymyśl, gdzie mogłaby się zatrzymać. Może
zaczekać na podzamczu, na przykład w tej izdebce w Wieży Dziewicy, w której
pracuje panna Ingebjorg.
TLR
— A przy okazji, dziwnie jesteś ostatnio wobec niej troskliwa. Na początku tak
nie było.
— Bo jej nie znałam. A teraz wiem, jaki to dobry i uczciwy człowiek.
— Powiedziałaś uczciwy? — zawołał ochmistrz lodowatym głosem. — Ta
dziewczyna kłamie mi w żywe oczy. To samo robiła wobec pani Thory i siry
Joara. I wcale nie wiem, czy jest taka niewinna, jak ty byś chciała. Nie rozumiesz,
o co tu chodzi. Ona ma dokument, który jeśli trafi w niepowołane ręce, może
doprowadzić do tego, że stracę pozycję ochmistrza. Dokument zawiera kłamstwa i
oszustwa od początku do końca.
— Nie, nie wiem, o co chodzi — usłyszała Ingebjorg spokojną odpowiedź pani
Bothild. — Wiem tylko, że panna Ingebjorg wcale nie znała treści tego pergaminu,
.I gdy tylko zrozumiała, jakie to niebezpieczne, natychmiast się go pozbyła. Sam
mówisz, że dokument mógłby doprowadzić do pozbawienia cię stanowiska.
Powinieneś więc być zadowolony, że go spaliła..
Ingebjorg wstrzymała dech. Przecież nie mówiła pani Bothild, że spaliła
pergamin. Wprost przeciwnie, zapewniała, że komuś go oddała.
Odwróciła się i na palcach odeszła, zadowolona, że gospodyni twierdzy kłamie
w jej imieniu. Ku wielkiemu zaskoczeniu, odnalazła Turego w swojej własnej
izbie. Witał ją z poczuciem winy. Była pewna, że czytał to, co przepisywała.
— Zajrzałem tylko do twoich ksiąg — przyznał. — Bardzo ładnie piszesz.
Gdzie byłaś? Szukałem cię.
— A ja ciebie.
Roześmiał się.
— Rozmawiałem z ochmistrzem i mam ci coś radosnego do powiedzenia. —
Objął ją i mocno przytulił. — Wkrótce będziemy dzielić małżeńskie łoże,
Ingebjorg — szepnął jej do ucha.
Uniosła głowę i patrzyła na niego, nie rozumiejąc.
— Co masz na myśli?
— Ochmistrz wyznaczył mi pewne zadanie, a to oznacza, że przez jakiś czas
będę mieszkał w Akersborg. Przecież nie wypada, byśmy dzielili sypialnię, nie
mając ślubu.
Ingebjorg nie mogła uwierzyć własnym uszom.
— Będziesz pracował dla Orma 0ysteinssona? Potrafisz?
Ture z uśmiechem przytakiwał.
— Będę wprawdzie musiał od czasu do czasu jeździć do Varberg, ale
przeważnie będę mieszkał tutaj.
TLR
Serce Ingebjorg zabiło szybciej.
— Kiedy zaczynasz?
— Jeszcze przed świętami — odparł i pocałował ją. Potem nagle wypuścił z
objęć i ruszył ku drzwiom.
— Chciałem ci tylko o tym powiedzieć, zanim dowiesz się więcej od
ochmistrza. A teraz muszę porozmawiać z rycerzem Galtungiem, zanim opuści
twierdzę. Zobaczymy się wieczorem.
Ingebjorg nie umiała opanować podniecenia. Pobiorą się jeszcze przed
świętami i Ture zamieszka w Akers— borg. To nie do uwierzenia.
Uradowana wróciła do pracy, by wykorzystać chwile, które zostały jeszcze do
kolacji. Wtedy zaskoczona popatrzyła na swoje rzeczy. Książka, która została
dopiero co przepisana, leżała na tej, nad którą teraz pracuje. Ze zdumieniem
stwierdziła, że jest otwarta na stronie, opowiadającej o synu Sigurda Jorsalfara,
królu Magnusie. Panowie pragnęli usunąć go z tronu i zdołali przekonać brata jego
ojca, by przyjął królewski tytuł. Magnus próbował przepędzić go z kraju, ale został
pojmany i poddany torturom. Dlaczego Ture czytał właśnie ten rozdział? Czy to
przypadek?
Pamiętała dzień, kiedy ona czytała to po raz pierwszy i porównywała z ich
własnym królem Magnusem oraz jego zmaganiami ze szlachtą Norwegii i
Szwecji. Dziwiła się, dlaczego ochmistrz kazał jej przepisywać właśnie tę książkę
i martwiła się w imieniu króla. Teraz odczuwała ten sam niepokój i zadawała sobie
pytanie, czy Ture przypadkiem znalazł się w tej izbie pod jej nieobecność, i czy
przypadkiem wziął właśnie tę książkę i czytał akurat ten rozdział.
Westchnęła ciężko. Co się ze mną dzieje? — myślała wzburzona. Po
przeżyciach w Nonneseter jakby straciła zaufanie do ludzi i wciąż kogoś o coś
podejrzewa.
Usiadła, by podjąć pracę, ale zaczęła myśleć o ślubie, siedziała bezczynnie,
patrząc przed siebie. Uśmiechała się, bo przecież nie tak dawno temu błagała
Bergtora, by nie zmuszał jej do małżeństwa ze szwedzkim kuzynem, prosiła
natomiast o pomoc w zdobyciu służby tak, by mogła wrócić do Sasmundgard i
sama opiekować się dworem. A teraz siedzi tutaj i uradowana rozmyśla o
przyśpieszonym ślubie.
Niecierpliwie czekała kolacji i wieczoru ze szczerą nadzieją, że Ture będzie
mógł kilka najbliższych dni spędzić w twierdzy. Kiedy nareszcie usłyszała dźwięk
dzwonu wzywającego na posiłek, pośpiesznie uprzątnęła pulpit i pobiegła ufając,
że pani Bothild już się pogodziła z mężem.
TLR
Ture jeszcze nie przyszedł, pewnie ma jakieś obowiązki w twierdzy, pozostali
jednak siedzieli już na swoich miejscach. Pani Bothild z ponurą miną, podobnie jej
małżonek. Pani Losne była równie gadatliwa jak dotychczas, ale mąż wciąż
posyłał jej pełne irytacji spojrzenia. Ingebjorg oczekiwała, że Ture wniesie trochę
wesołości do tego smutnego zgromadzenia. Rozcierała zmarznięte dłonie, drżąc z
zimna.
— No to przyszła jesień. A w ostatnich dniach zrobiło się zimno.
Rycerz Galtung przytaknął z uśmiechem.
— Trzeba być ostrożnym, panno Ingebjorg. Bo jak tutaj się pani zaziębi i
rozchoruje, to długo do zdrowia nie wróci.
— Pannie Ingebjorg nic nie grozi — wtrącił rycerz Losne. — Odwiedził ją
narzeczony, będzie miał kto ją rozgrzewać.
Roześmiali się wszyscy z wyjątkiem ochmistrza i jego małżonki, którzy nadal
siedzieli z kamiennymi twarzami, pogrążeni we własnych myślach.
Zapukano do drzwi i wszedł Ture. Skłonił się dwornie, przeprosił za
spóźnienie. Raz jeszcze skinął głową zebranym przy stole, uśmiechnął się do
Ingebjorg i usiadł.
Na widok narzeczonego zrobiło się jej ciepło.
Orm 0ysteinsson podniósł głowę i zwrócił się do Turego:
— Jak tam sprawy w Belgen? Miałem nadzieję, że Masson i jego małżonka do
nas przyjadą.
Ingebjorg doznała ukłucia w sercu. Czyż nie o tym dzisiaj małżonkowie
rozmawiali? Jakie to nieprzyjemne z jego strony mówić coś takiego, skoro pani
Bothild odmówiła zaproszenia Giseli do swojego domu.
Pani Bothild pobladła i mocno zacisnęła wargi.
— Liczę, że przyjadą jutro — odparł Ture. — Bergtor Masson chce pokazać
państwu jakieś towary, słyszałem też, że małżonka pragnie mu towarzyszyć.
Wiem, że ona bardzo ceni pana ochmistrza i jego małżonkę.
Orm 0ysteinsson uśmiechnął się.
— I z wzajemnością. Uważam, że to miła i życzliwa kobieta.
Ingebjorg ogarnęło gwałtowne wzburzenie. Miała teraz przed oczyma
ochmistrza i Giselę tamtego dnia, kiedy odkryła ich za zasłoną w izbie gościnnej.
Półnaga Gisela siedziała ochmistrzowi na kolanach, zwrócona ku niemu twarzą,
oplatała nogami jego biodra, wykonując przy tym swój miłosny taniec. W chwilę
później on wyparł się wszystkiego przed żoną, twierdząc, że do niczego między
TLR
nimi nie doszło, a teraz siedzi i w obecności pani Bothild wychwala swoją
nałożnicę. Czy może być coś bardziej upokarzającego?
Ochmistrz, z pozoru niewzruszony, spojrzał w stronę pani Bothild.
— W takim razie uważam, że powinniśmy ich tutaj zaprosić i przyjąć
poczęstunkiem, moja droga. Bergtor Masson robi, co może, by dostarczyć mi jak
najlep- szych towarów. Jestem mu winien prawdziwą wdzięczność.
Pani Bothild zerwała się od stołu. Na jej bladych policzkach pojawiły się
gorączkowe, czerwone plamy, oczy miotały skry. Bez słowa opuściła izbę.
Orm 0ysteinsson westchnął ciężko.
— Nie rozumiem, co się ostatnio dzieje z moją małżonką. Może to te
nadchodzące jesienne ciemności tak na nią działają?
— O, ja jej szczerze współczuję — rzekła życzliwie pani Losne. — Sama też
cierpię z tego powodu. Ciemność robi z nami coś dziwnego, a skoro już teraz w
twierdzy panuje taki chłód, to co będzie, kiedy zima chwyci na dobre?
Ochmistrz mruknął coś w odpowiedzi. Najwyraźniej żona rycerza go
irytowała, nie zamierzał z nią rozmawiać.
Kiedy Ingebjorg i Ture wymknęli się i wrócili do sypialni, narzeczony spytał
zdziwiony:
— Co to się działo między ochmistrzem i jego małżonką dziś wieczór?
— Chyba pani Bothild nie jest aż tak zachwycona moją przyrodnią matką, jak
jej małżonek.
Ture roześmiał się znacząco.
— Ona jest zazdrosna?
— Wcale by to nie było takie dziwne — odparła Ingebjorg zagadkowo.
Podeszła do okna i wpatrywała się w jesienny mrok. Blask księżyca mienił się na
powierzchni wody, niebo było usiane gwiazdami.
Po chwili Ture stanął obok i położył rękę na ramieniu narzeczonej.
— Pani Bothild jest tak samo zazdrosna jak ty — szepnął jej prosto do ucha.
Ingebjorg zwróciła się ku niemu i popatrzyła mu głęboko w oczy.
— Ja nie jestem zazdrosna o Giselę, nie mam do tego powodu, ale nie podoba
mi się jej zachowanie, które rani panią Bothild. Uważam, że Orm Oysteinsson nie
traktuje żony tak, jak powinien.
— Nie bądź złośliwa, Ingebjorg. — Odgarnął jej z policzka kosmyk włosów.
— Twoja przybrana matka cieszy się życiem i uwielbia uwodzić. Niczego więcej
w tym nie ma.
Ingebjorg znowu spojrzała na fiord.
TLR
— Jesteś pewien?
— A ty wiesz coś więcej? — spytał dziwnie spiętym głosem.
Ingebjorg ogarnęła pokusa, by opowiedzieć mu, co widziała, ale dała sobie
spokój. Ze względu na Bergto— ra nie chciała zdradzać, że być może dziecko,
którego oczekuje Gisela, nie jest jego.
— Mam tylko takie poczucie, że coś jest nie tak, jak powinno — odparła.
— A ja lubię Giselę. Jest wesoła, pełna życia, gorąca. Potrzebujemy takich
ludzi w czasach naznaczonych śmiercią i tragedią.
— Akurat w tym się z tobą zgadzam — odparła Ingebjorg swobodnie.
Ture przytulił ją i pogłaskał po głowie.
— Masz piękne włosy, Ingebjorg. Gęste, kędzierzawe i w tym rudobrązowym
kolorze, który tak bardzo lubię. Pamiętaj, nie wolno ci ich obciąć. Wkrótce będą ci
sięgać poniżej pasa.
Ingebjorg uśmiechnęła się zadowolona.
— Mówiłem ci już kiedyś, że jesteś piękna?
Przytaknęła onieśmielona.
— Te wyjątkowe brązowe oczy i wysokie kości policzkowe są niespotykane.
Ingebjorg słuchała zaskoczona. Ona tak samo myślała o swojej matce.
Ture położył jej dłoń na piersi, pocałował w usta.
— Chodź — wyszeptał. — Dzisiejszej nocy długo nie będziemy spać,
będziemy się rozkoszować sobą.
Ingebjorg poczuła gwałtowną tęsknotę, nie miała odwagi myśleć o nocy z nim,
nie pozwalała sobie na nadzieję. Ture jest taki nieobliczalny. Nie zdziwiłaby się,
gdyby powiedział raczej, że jest zmęczony i chce spać.
Wypuścił ją z objęć i zaczął się rozbierać. Ingebjorg zdmuchnęła świecę w
obawie, że ktoś z dołu, ze stajennego dziedzińca, mógłby ich zobaczyć w oknie.
Ture roześmiał się beztrosko.
— Nie chcesz mnie oglądać bez ubrania? — rzekł zaczepnie.
— Ależ chcę — zaprotestowała nieśmiało. — Boję się tylko, żeby nas ktoś nie
zobaczył.
— A gdyby tak, to co? Wszyscy wiedzą, że jestem twoim narzeczonym. Tylko
ludzie Kościoła twierdzą, że trzeba czekać do ślubu.
Księżyc oświetlał jego nagie ciało, widziała, że członek się powiększa.
— Rozbierz się, Ingebjorg, ja nie umiem się obchodzić z takimi sukniami.
Niedawno w Szwecji widziałem młodą szlachciankę, która miała suknię
dwuczęściową, rozpinaną z przodu. Taką o wiele łatwiej zdjąć.
TLR
Położył ją na plecach i całował pożądliwie. Czuła twardy członek na brzuchu i
znowu się dziwiła temu, co mówił w czasie zaręczyn na temat nocy Tobiasza i
szacunku dla przykazań Kościoła. Co sprawiło, że zmienił zdanie?
— Chodź, Ingebjorg — szeptał gorączkowo. Położył się na niej, całował po
twarzy, szyi i piersiach, nagle jednak coś zaczęło się zmieniać. Ingebjorg poczuła,
że członek nie jest już twardy, a po chwili całkiem opadł.
Poprowadził jej rękę, żeby mu pomogła, ale to się na nic nie zdało. W końcu
zsunął się na posłanie i naciągnął na głowę okrycie.
Ingebjorg leżała bez ruchu i wpatrywała się w mrok, łzy piekły ją pod
powiekami. Czy zrobiła coś złego? Dlaczego tak nagle stracił na nią ochotę?
Powinnam być taka jak Gisela, myślała, zagryzając wargi, żeby nie wybuchnąć
płaczem. „Wesoła i gorąca, pełna życia". Poza tym Gisela ma pełne kształty, a
ciało Ingebjorg jest chude i kanciaste, co zresztą Ture wystarczająco często jej
wypomina.
Nie wiedziała, jak długo tak leży, nie śpiąc, ale kiedy w środku nocy została
obudzona, miała wrażenie, że dopiero co zapadła w sen. Ture przytulał się do niej
i głaskał jej ciało.
— Pragnę cię, Ingebjorg — szeptał, rozsuwając jej nogi. Położył się na niej i
wdarł się gorączkowo w jej ciało. Ona wychodziła mu naprzeciw z radością.
Wkrótce po tym, jak skończył, zapragnął wziąć ją ponownie.
Wszystko się ułoży, myślała z ulgą, kiedy o brzasku zaczęli się ubierać.
Zmęczeni, ale nasyceni miłością. Wczoraj wieczorem Ture musiał być po prostu
zmęczony.
Właśnie skończyli śniadanie i wyszli na dziedziniec twierdzy, gdy na
kamiennym bruku rozległ się stukot końskich kopyt. To Bergtor i Gisela.
— Spójrz, przyjechali twoi przybrani rodzice — zawołał Ture. — No to pani
Bothild będzie zazdrosna!
Ingebjorg zmuszała się do uśmiechu.
Zdziwiona zauważyła, że Gisela ma znowu nową suknię. Skąd oni biorą na to
pieniądze? Ta jest czerwona i dwuczęściowa, taka, jaką Ture opisywał dzisiejszej
nocy.
— Ingebjorg! Pan Ture! — Gisela witała ich radośnie, obejmując oboje. —
Mieliśmy okropną podróż — skarżyła się. — Przejeżdżaliśmy w pobliżu watahy
wilków, a spotkani chłopi opowiedzieli nam, że drapieżniki grasują po lasach od
wielu dni. Zagryzają owce i konie, mogłyby też rzucić się na człowieka, gdyby
TLR
nadarzyła się taka okazja. Potwornie się boję — dodała, potrząsając głową tak, że
włosy wysuwały się spod czepka. Cały czas spoglądała na Turego.
On też nie spuszczał z niej oczu.
— Czy naprawdę spotkaliście stado niebezpiecznych wilków?
Giseła przytakiwała ze zgrozą.
— Za nic nie będę wracać tylko z Bergtorem i jego parobkiem.
— Ja mogę z wami pojechać. Mam z sobą trzech ludzi — zawołał pośpiesznie
Ture.
— Przecież nie możesz wracać już dzisiaj — zaprotestowała rozczarowana
Ingebjorg. Złościło ją, że Gisela zawsze dostaje to, czego chce. Wystarczy, że
spojrzy na mężczyznę, a ten jest już w jej rękach niczym wosk.
Poczuła, że Bergtor jej się przygląda i odwróciła się ku niemu.
— Co tam u ciebie słychać, Ingebjorg?
Zrozumiała, że w tym pytaniu kryje się coś więcej
niż czysta uprzejmość i uśmiechnęła się uspokajająco.
— Dziękuję, wszystko w porządku.
— Muszę zanieść towar do twierdzy. Zajmiesz się tymczasem Giselą?
Ingebjorg przytaknęła i zwróciła się do jego żony.
— Może pójdziesz ze mną do izby, w której pracuję, Giselo? Jeszcze tam nie
byłaś.
— No, może... — Gisela wahała się. — Miałam nadzieję, że dzisiaj obejrzę
sobie dokładniej twierdzę. Jeszcze nie widziałam południowego skrzydła,
stajennego dziedzińca ani Wieży Dziewicy.
W tej samej chwili drzwi się otworzyły i wszedł Orm 0ysteinsson.
Ingebjorg zerknęła ukradkiem na Giselę. W oczach tamtej pojawiło się światło,
a policzki płonęły. Ochmistrz powitał gości dwornie.
— Przywiozłem piękne skóry, panie — oznajmił Bergtor.
— A ja strasznie bym chciała obejrzeć południowe skrzydło twierdzy, panie
Orm — zaszczebiotała Gisela cieniutkim głosikiem.
— Idiotka — prychnęła pod nosem Ingebjorg.
Zwróciła uwagę, że Ture śledzi całą trójkę z rosnącym zainteresowaniem.
— Wszystko w swoim czasie — odparł ochmistrz i odwrócił się do Bergtora.
— Poproś kuśnierza, żeby przyszedł pomóc. Najpierw chciałbym obejrzeć skóry.
— A ja muszę iść do pracy. Pójdziesz ze mną? — spytała Ingebjorg
narzeczonego.
TLR
— Bardzo mi przykro, moja droga, ale muszę porozmawiać z rycerzami Losne
i Galtungiem, a potem jeszcze z kilkoma panami, którzy tu dzisiaj przyjadą.
Ingebjorg słuchała zdumiona. Ciekawe, że do tej pory o niczym takim nie
wspomniał.
Ochmistrz i Ture wymienili spojrzenia, pan Orm skinął głową i narzeczony
Ingebjorg ruszył w stronę fosy.
Idąc do swojej izdebki, zastanawiała się, co się teraz wydarzy. Jeśli Ture ma
rozmawiać z norweskimi panami o ważnych sprawach, to dziwne, że Orma
0ysteins— sona przy tym nie będzie. Wolała, żeby był i nie spełnił życzenia
Giseli. Nie miała bowiem wątpliwości, dlaczego przybrana matka chce oglądać
południowe skrzydło twierdzy. Budowla nic ją nie obchodzi, jedyne, co ma w
głowie, to zostać sam na sam ze swoim drogim „panem Ormem".
Usiadła i zaczęła rozkładać przybory do pisania. Jak dziwnie patrzyli na siebie
Ture i Orm. Jakby łączyło ich tajne porozumienie.
Skarciła sama siebie. — Znowu zaczynasz — mruknęła.
Rozdział 5
Ingebjorg pracowała, dopóki słońce nie zsunęło się za wzgórza na zachodzie i
wilgotne, jesienne powietrze nie spłynęło nad twierdzę. Długo siedziała bez ruchu,
zmarzły jej ręce i nogi.
Dziwiła się, że przez cały dzień nie widziała ani Gi— seli, ani Turego. Bergtor
zaszedł na chwilę, ale też się spieszył. Ledwo zdążyła mu opowiedzieć o
przesłuchaniu przez ochmistrza, lęku o życie Darrego, mężczyźnie, który został
uwięziony w lochu oraz o rozmowie z panią Bothild. Kiedy wspomniała o kłótni
podsłuchanej pod drzwiami małżonków, wytrzeszczył oczy.
— Ona naprawdę powiedziała mu, że spaliłaś list, chociaż ty mówiłaś, że
oddałaś go komuś innemu?
Ingebjorg przytaknęła.
— Myślę, że zrobiła tak, żeby odsunąć ode mnie podejrzenia.
Bergtor wolno pokręcił głową.
— Istnieje inna możliwość, Ingebjorg. Ona domyśliła się, co jest w tym
dokumencie i nie chce, żeby mąż się o tym dowiedział.
— Chcesz powiedzieć, że nie podziela stosunku swego męża do kwestii
królewskiej?
Bergtor przytaknął.
TLR
— Nie zapominaj, że ona należy do rodu Folkungów. Nie zdziwiłbym się,
gdyby dochowywała wierności królowi.
— Jeśli jednak pragnie, by list trafił do rąk króla, to musi sobie zdawać sprawę,
co to oznacza dla jej małżonka.
— Być może.
Ingebjorg też już to przychodziło do głowy. Przypomniała sobie teraz
rozgoryczoną twarz pani Bothild podczas śniadania, a w uszach brzmiał jej
gniewny głos. Przeniknął ją dreszcz. Czy pani twierdzy naprawdę życzy sobie
ujawnienia działalności swojego małżonka, chce, żeby został skazany na śmierć za
zdradę kraju?
Nareszcie usłyszała głos dzwonu, wzywającego na posiłek. Uprzątnęła
przybory do pisania i wyszła.
Zaskoczona zobaczyła, że w sali jadalnej siedzą już Gisela, Ture i Bergtor, a
także rycerze Galtung i Losne z małżonką oraz Orm 0ysteinsson. Tylko pani
Bothild nie przyszła, widocznie nie chce jeść w towarzystwie Giseli.
— A oto i nasza utalentowana pisarka! — zawołał ochmistrz. — Kiedy
powiedziałem panom z królewskiej rady, że księgi dla mnie przepisuje kobieta,
uznali to za żart. Gdy jednak pokazałem im prace panny Ingebjorg, nie kryli
podziwu.
Dziewczyna uśmiechała się onieśmielona, zarumieniona pod wpływem
nieoczekiwanej pochwały. Napotkała wzrok Bergtora, który kiwał do niej z dumą,
ale twarz przybranego ojca wskazywała, że dzieje się coś złego. A powinien być w
dobrym humorze. Wesołość ochmistrza wskazywała, że dobili targu na skóry.
Nagle spostrzegła, że Gisela i Orm wymieniają spojrzenia. Nie trwało to długo,
ale Ingebjorg zrozumiała wszystko. To, co się między nimi dzieje, jest jak nie da-
jący się ugasić pożar. Nawet przy stole z trudem ukrywają pożądanie.
Bergtor musiał widzieć coś, co go wzburzyło. Kiedy poprzednim razem ich
przyłapał, mieli z Giselą poważną rozmowę i ona obiecała poprawę. Ingebjorg nie
mogła zrozumieć, że ta kobieta znowu zdradza męża.
Spojrzała ukradkiem na Turego. On i Galtung rozmawiali o czymś z
ożywieniem, taki był tym pochłonięty, że nie słyszał nawet, jak ochmistrz chwalił
jej pracę.
Nieoczekiwanie drzwi się otworzyły i weszła pani Bothild. Mężczyźni wstali,
kłaniając się uprzejmie, Ingebjorg patrzyła zaciekawiona. Gospodyni miała
zaczerwienione oczy, jak po długim płaczu. Usiadła spokojnie i zaczęła jeść, ale
właściwie dziubała tylko w talerzu i raz po raz moczyła wargi w piwie. Była
TLR
jeszcze bledsza niż zwykle, twarz wyrażała ból i urazę. Mimo wszystko musi
kochać swojego męża. On tymczasem wciąż był w znakomitym humorze. Śmiał
się i żartował, opowiadał zabawne historie, Ingebjorg nigdy go takim nie widziała.
Wydawał się teraz miły i pociągający, nie trudno było zrozumieć, że Gisela jest
nim taka zajęta.
Zresztą i ona bawiła się świetnie, słuchała jego żartów i opowieści,
rozkoszowała się zainteresowaniem panów, piła trochę za dużo i chichotała bez
przerwy.
Małżonka rycerza Losne posyłała pani Bothild współczujące spojrzenia, ale nie
próbowała wciągnąć jej do rozmowy. Gospodyni siedziała z pochyloną głową,
jakby pogrążona we własnych myślach, niezainte— resowana tym, co się dzieje
przy stole.
Gisela piła coraz więcej, coraz bardziej przykuwała uwagę panów. Opowiadała
o krawcu, który szył jej nową suknię i tak się do niej zapalił, że próbował ją ob-
łapiać.
— Chciał mi zrobić jeszcze głębszy dekolt — mówiła ze śmiechem, obciągając
stanik sukni i jeszcze bardziej odsłaniając piersi.
— Coś takiego! — zawołał ochmistrz, wpatrując się w jej biust z ogniem w
oczach. — Żądam, żebym następnym razem mógł pani towarzyszyć, to
przywołam tego krawca do porządku.
Bergtor wstał od stołu.
— Proszę mi wybaczyć. Muszę jeszcze zamienić parę słów z kuśnierzem,
zanim ten uda się na spoczynek.
Potem opuścił towarzystwo, na pozór spokojny, ale Ingebjorg, która go znała,
widziała, jak bardzo jest wzburzony.
Znowu spojrzała na panią Bothild, która wciąż siedziała ze wzrokiem wbitym
w talerz, nie odzywając się ani słowem. Ingebjorg zastanawiała się, czy Bergtor
zechce pojechać do domu bez Giseli. Orm 0ysteinsson jest na tyle pozbawiony
szacunku, że z pewnością wziąłby w takiej sytuacji kochankę do łóżka. A takiego
wstydu pani Bothild nie ścierpi.
Nie namyślając się wiele ona też wstała.
— Przepraszam państwa — mruknęła. — Muszę zapytać o coś mojego
przybranego ojca, zanim opuści twierdzę.
Żona rycerza Losne roześmiała się na te słowa.
— Droga panno Ingebjorg. On nie może opuścić twierdzy, nie zabierając stąd
żony. Poza tym na dworze jest ciemno. — Zwróciła się do Giseli: — Nie możecie
TLR
podróżować przez las w nocnych ciemnościach. Wszyscy wiemy, że w pobliżu
widuje się wilki.
Gisela zachichotała.
— Jechać do domu? Teraz, kiedy zrobiło się tak wesoło?
Ture, który do tej pory siedział cicho i obserwował
swoją sąsiadkę, nagle zawołał:
— Pani Gisela nie może jechać bez mojego towarzystwa. Przecież rano
przybyła tutaj przerażona spotkaniem z wilkami.
— Nie rozumiem tych głupstw — warknął ochmistrz, uderzając pięścią w stół
tak, że puchary i misy podskoczyły. — Nikt nie opuści Akersborg bez mojego
pozwolenia. Po lasach kręcą się czworonożne i dwunożne drapieżniki, a piękna
pani Gisela jest kuszącą zdobyczą.
Ingebjorg wymknęła się z sali.
Na szczęście za drzwiami natknęła się na Bergtora.
— Chodź ze mną do mojej izby — zaproponowała przyjaźnie.
— Sam nie wiem, Ingebjorg. Najchętniej wskoczyłbym na konia i pognał do
domu.
— Rozumiem cię. To dlatego za tobą wybiegłam. Nie możesz wieczorem
samotnie wracać przez las, poza tym nie wolno ci tego zrobić ze względu na panią
Bothild.
Ruszyła przed siebie i z ulgą stwierdziła, że Bergtor idzie za nią.
— Co miałaś na myśli, mówiąc, że nie mogę wyjechać te względu na panią
Bothild? — spytał, kiedy już oboje usiedli.
— Pani Bothild ma zmartwienie. Jest nie tylko wzburzona i boi się wstydu tak
jak ty, ale moim zdaniem, cierpi z powodu zazdrości.
Bergtor zacisnął wargi.
— Rozumiem, że ty też cierpisz, Bergtorze.
Parsknął gniewnie w odpowiedzi.
— To nie jest cierpienie, to wściekłość. Gdyby on był zwyczajnym
gospodarzem, wziąłbym sprawę w swoje ręce i po prostu go zadźgał. Ale
ponieważ to najpotężniejszy człowiek w państwie, muszę tolerować, że otwarcie
uwodzi mi żonę.
— Czy dzisiaj stało się coś, co wzbudziło twoją gorycz? — spytała Ingebjorg.
Bergtor głęboko zaczerpnął powietrza.
— Moim zdaniem to się dzieje przez cały czas, Ingebjorg. Właściwie co chwila
mógłbym ich przyłapywać na gorącym uczynku.
TLR
— A ja myślałam, że ona obiecywała...
— Obiecywać łatwo, trudniej tego dotrzymać — odparł cierpko.
— Ona wie, jak bardzo ty pragniesz dziecka. W przeciwnym razie kazałbyś jej
się wynosić, choć Kościół z pewnością odmówiłby ci prawa do rozwodu.
Bergtor nie odpowiadał, Ingebjorg domyślała się jednak, że dotknęła
najboleśniejszego miejsca. On pragnie dziecka za wszelką cenę.
— Jak tylko ciąża stanie się widoczna, będzie musiała przestać — wyrwało się
Ingebjorg.
Bergtor prychnął pogardliwie.
— Wierzysz, że to Giselę powstrzyma?
— Ale co zrobi tego dnia, kiedy będzie musiała iść do spowiedzi? Wszyscy
muszą się spowiadać przynajmniej raz w roku.
— Przyjdzie do mnie i poprosi o pieniądze na list odpustowy — odparł cierpko.
Ingebjorg uznała, że najlepiej zmienić temat.
— Mimo rozwiązłych rozmów przy stole z ulgą przyjęłam dobry humor
ochmistrza. Nie mógłby tak się zachowywać, gdyby sądził, że dokument ojca
nadal istnieje.
— Ja pomyślałem to samo, Ingebjorg. Muszę przyznać, że byłem już poważnie
zmartwiony.
Ingebjorg zmarszczyła brwi.
— Nie rozumiem tylko, co się stało z rycerzem Darre.
— A nie mogło być tak, że dostał po drodze inne zadanie?
— No ale co z moim dokumentem? Co z nim zrobił?
Bergtor pokręcił głową.
— Nie, nie umiem ci na to odpowiedzieć.
Zapukano do drzwi i wszedł Ture. Przyglądał się obojgu surowo.
— Ingebjorg, pani Bothild pyta, kiedy wrócisz do sali jadalnej.
Dziewczyna wstała.
— Chodźmy, Bergtor. Będziesz musiał grać człowieka spokojnego.
Ture zatrzymał się przy drzwiach.
— O czym wy mówicie?
— Naprawdę nie rozumiesz?
— No ale co ty masz z tym wspólnego?
Ingebjorg nie znajdowała właściwej odpowiedzi, przygnębiona potrząsnęła
tylko głową.
TLR
Siedzieli przy piwie dłużej niż zwykle, Ingebjorg podejrzewała, że pani Bothild
zatrzymuje ich, bo lęka się samotnej nocy. Gospodyni wciąż była mało rozmowna,
zamyślona nie zauważała, co się wokół niej dzieje.
Gisela i ochmistrz nadal bawili się świetnie, a im więcej tamta piła, tym
bardziej nieprzyzwoicie się zachowywała. Pani Losne źle znosiła całą sytuację, ale
obaj rycerze nie kryli podziwu dla bujnych kształtów Giseli.
Ingebjorg ucieszyła się szczerze, kiedy wieczór dobiegł końca.
Po drodze do sypialni Ture ze śmiechem rozprawiał o tym, co się wydarzyło,
śmiał się z powodu zazdrości pani Bothild, irytacji żony rycerza Losne i
podniecenia ochmistrza. Szydził sobie z Bergtora, który nie potrafi przywołać
żony do porządku i w ogóle uważał, że wieczór był bardzo udany.
Ingebjorg milczała, urażona w imieniu Bergtora, przekonana, że Ture powinien
okazywać współczucie gospodyni twierdzy.
— Ciekawe, co się stanie w nocy — zastanawiał się jej narzeczony ze
śmiechem. — Myślisz, że nasza podniecona pani Gisela zostanie z mężem w
sypialni?
— Myślę, że będzie do tego zmuszona — odparła Ingebjorg krótko.
— Ależ, moja kochana, co się z tobą dzieje?
— Żal mi pani Bothild i Bergtora.
Ture znowu wybuchnął śmiechem.
— Żal ci przybranego ojca? To niech on sobie też weźmie nałożnicę.
— W klasztorze uczono nas, że ten, kto kocha rozpustę i pijaństwo, trafi do
piekła, gdzie będzie trwał w wiecznym mroku, lodowatym zimnie lub smażył się
w ogniu.
— No, ale można odbyć pokutę. A najlepiej zapłacić. Nie znam nikogo, kto by
odepchnął od siebie kusicielkę ze strachu przed sądem ostatecznym.
Ingebjorg ogarnął gniew.
— Bergtor nie jest taki.
— A co ty o tym wiesz? — w głosie narzeczonego słychać było podejrzliwość.
— Mówiłaś, że byliście zaręczeni, ale on zniknął, kiedy pojął, że spodziewasz się
dziecka z innym — słyszała za sobą pytanie Turego. — Nigdy cię nie
wypytywałem, ale teraz zaczynam się zastanawiać, co właściwie między wami
było. Czy tylko umowa między swatami, czy coś więcej?
W sypialni Ingebjorg zapaliła tranową lampkę i zamknęła drzwi na skobel.
— Z jego strony może i było coś więcej, ale z mojej nie. Lubiłam go, ale nie
pożądałam.
TLR
— Powiedziałaś mu o tym?
Ingebjorg unikała jego wzroku.
— Mieszkał przez krótki czas w Sjemundgard, kiedy kończył nowy dom.
— Ach, tak? O tym mi nie mówiłaś.
— Bo nie pytałeś. Zresztą nie rozmawialiśmy o takich sprawach.
Ture stał bez ruchu, wpatrując się w narzeczoną.
— On cię pożądał, byliście zaręczeni, szykowaliście wesele. A czyż nie uważa
się, że zaręczyny są przedsionkiem do małżeństwa?
— Czasem tak, ale nie zawsze. Moja matka była jak twoi rodzice: ponad
obyczaje stawiała naukę Kościoła.
— A co uważał pan Masson? Nie próbował się przypadkiem wśliznąć do
twojego łóżka?
Ingebjorg nie podobało się to przepytywanie.
— Rozumiał, że ja nie chcę i zostawiał mnie w spokoju.
Ture podszedł bliżej, palcem wskazującym uniósł jej podbródek.
— Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? Patrzyła mu spokojnie w oczy.
— Nie masz wyjścia, musisz mi wierzyć.
— Ale oddałaś się innemu. Opowiedz mi o tym, Ingebjorg.
— Tu nie ma nic do opowiadania, bo... bo doszło do tego tylko kilka razy.
— Gdzie to robiliście? W twojej sypialni? Ingebjorg pokręciła głową, chciała,
żeby przestał ją
dotykać. Opowiadać o Eiriku, patrząc równocześnie w oczy swojemu nowemu
narzeczonemu... To bardzo nieprzyjemne.
— Mówiłaś, że gdzie byliście?
Coś w jego głosie ją niepokoiło. Postanowiła, że powie mu wszystko, jak było.
— Na dworze — odparła cicho.
— Leżeliście, czy na stojąco?
— Leżeliśmy na ziemi.
— Za każdym razem?
— Nie. Raz wziął mnie właściwie wbrew mojej woli. Wtedy to było na stojąco.
— Właściwie wbrew twojej woli — powtórzył z wolna. — Byłaś bardzo
podniecona, Ingebjorg? Taka podniecona, że nie mogłaś przestać?
Dziewczyna nie odpowiadała.
— No i? — ciągnął dalej. — Nigdy nie leżeliście w łóżku?
— Tylko raz. A właściwie dwa razy. Po tym, jak przyjechałam do Nonneseter.
Ture gwizdnął.
TLR
— Zakonnica sypiała z mężczyzną. No, no. Opowiadaj! On się nie śmieje, nie
wygląda też na zagniewanego,
myślała Ingebjorg. Jakby był zazdrosny i to opowiadanie sprawiało mu ból.
— Niewiele jest do opowiadania — zaczęła, czując się coraz bardziej
nieswojo. — Za każdym razem mieliśmy bardzo mało czasu. A niedługo potem
zobaczyłam go na rynku. Jak go prowadzą na miejsce kaźni.
— Czy on cię kiedyś widział nagą.
Ingebjorg przytaknęła i spuściła wzrok.
Ture wypuścił ją nagle i zaczął się rozbierać.
— Pokaż mi to — zakomenderował, gdy był gotów. — Pokaż mi, jak on to
robił.
Patrzyła na niego i nagle zdała sobie sprawę, że myśl o niej i o Eiriku go
podnieca. Z zazdrości, pomyślała bliska płaczu.
Zaczął niecierpliwie ściągać jej suknię przez głowę, potem, popychając ją,
podprowadził do okna, kazał jej się pochylić i wziął od tyłu.
— Dzisiaj nauczyłem się czegoś nowego — wybuchnął śmiechem. — I bardzo
mi się spodobało to, co zobaczyłem.
Drgnęła, kiedy w nią wszedł. Z całej siły zagryzła wargi. Ture zachowywał się
niczym buhaj, sprawiał jej ból, policzki nieszczęsnej dziewczyny płonęły ze
wstydu.
Po wszystkim odepchnął ją od siebie, podszedł do łóżka i wśliznął się pod
okrycie.
Ingebjorg wciąż zagryzała wargi, by nie wybuchnąć płaczem. Czy wszyscy
mężczyźni są tacy? — zastanawiała się wstrząśnięta.
Dopiero po chwili odważyła się zapytać:
— Co miałeś na myśli, mówiąc, że dzisiaj nauczyłeś się czegoś nowego?
Ture zachichotał.
— Nauczyłem się od pani Giseli i ochmistrza — odparł.
— Widziałeś ich? — zawołała z niedowierzaniem.
— Natknąłem się na nich przypadkiem w południowym skrzydle, gdzie
miałem coś do zrobienia, ale oni mnie nie widzieli. — Głęboko zaczerpnął
powietrza. — Wyglądało to rozkosznie. Z czasem ty też to polubisz,
Ingebjorg, i będziesz się rozkoszować jak twoja przybrana matka.
Nie, ja nigdy nie będę taka jak ona, pomyślała Ingebjorg.
TLR
Sen ją już morzył, gdy nagle przyszło jej do głowy, że to bardzo dziwne, iż
Ture nieoczekiwanie natknął się na ochmistrza i Giselę. Co on, na Boga, miał do
roboty w południowym skrzydle?
Zaczęła podejrzewać, że on ich po prostu śledził. Gisela głośno mówiła, że
chciałaby to skrzydło obejrzeć, Ture był świadkiem. Czy on naprawdę jest taki
rozpustny, by zakradać się i podglądać kochanków?
A może szukał plam na opinii ochmistrza? Może Ture wie, że Orm
0ysteinsson stoi po niewłaściwej stronie w królewskiej walce i szuka powodów,
by na niego donieść.
Ta myśl podniosła ją na duchu. Gdyby tak się sprawy miały, to mogłaby
spokojnie powiedzieć narzeczonemu o dokumencie. On potwierdziłby swoje
podejrzenia, ona zaś wyjawiłaby nazwiska przeciwników króla. Wspólnymi siłami
doprowadziliby do wiadomości króla Magnusa, kto w Norwegii działa przeciwko
niemu. Nie musiałaby już sama dźwigać odpowiedzialności, a Ture z pewnością
znalazłby sposób działania, nienarażający ich na zemstę ochmistrza.
Odetchnęła z ulgą. Jak to dobrze, że Ture przyjechał. Reszta w końcu się jakoś
ułoży. Ture należy do warstwy bogatych panów i przywykł do innego życia. Ona
niemal rok spędziła w klasztorze. Nic dziwnego, że na początku mają trudności.
— Dobranoc, Ture — szepnęła cichutko.
Rozdział 6
Następnego dnia Gisela, Bergtor i Ture mieli opuścić twierdzę. Ingebjorg była
rozczarowana, że narzeczony już wyjeżdża, pocieszała się jednak, że kiedy znowu
przyjedzie, wezmą ślub.
Gisela była dziwnie milcząca. Sprawia wrażenie, jakby dręczyło ją poczucie
winy, myślała Ingebjorg. Bergtor natomiast humor miał lepszy i w jego
zachowaniu pojawiło się jakieś zdecydowanie. Może znowu rozmówił się z żoną,
zastanawiała się Ingebjorg zadowolona, że Bergtor zareagował, nie godzi się na jej
nieprzyzwoite zachowanie.
Ture, od chwili, gdy rano otworzył oczy, był czuły i troskliwy. Już miała
zapytać, czy słyszał, że król Magnus ma w Norwegii przeciwników, ale za każdym
razem, gdy chciała otworzyć usta, coś innego wymagało jej uwagi. Może lepiej
zaczekać do następnego spotkania, zdecydowała w końcu. I tak sama nic nie zrobi,
dopóki Ture jest w Szwecji. A już zwłaszcza teraz, kiedy król Magnus przyjechał
do Norwegii.
TLR
— Żegnaj, Ingebjorg — szepnął jej czule do ucha. — Nie chcę cię opuszczać,
ale już się cieszę na szybki powrót.
— Będę za tobą tęsknić — odparła szczerze.
Zdążyła mu pomachać na pożegnanie, gdy na dziedzińcu twierdzy pojawiła się
pani Bothild, a widząc Ingebjorg, skierowała się do jej izdebki.
— Muszę z panią porozmawiać, panno Ingebjorg.
Dzień był pogodny, ale zimny i pani Bothild dygotała, wchodząc do środka.
— Powinien tu być kominek. Nie wiem, jak pani będzie mogła pisać zimą,
siedząc tu bez ruchu. Zadbam w każdym razie, by miała pani niedźwiedzią skórę
pod stopami.
— Dziękuję. Będę się ciepło ubierać. Gorzej było w klasztorze.
Pani Bothild spojrzała na nią przestraszona.
— Nie pozwalano wam wkładać ciepłych ubrań?
Ingebjorg pokręciła głową.
— Uczono nas powściągliwości. Ale ja byłam nieposłuszna i wkładałam ciepłe
rzeczy pod habit nowicjuszki.
Pani Bothild roześmiała się. Ingebjorg nie przypominała sobie, by kiedyś już to
widziała. Śmiech zmniejszył panujący między nimi dystans. Zdała sobie też
sprawę, że gospodyni twierdzy jest bardzo urodziwą kobietą, i że z tym surowym
wyrazem bardzo jej nie do twarzy.
— Tak się cieszę, że jest pani tutaj w twierdzy, panno Ingebjorg — rzekła z
cichym westchnieniem. — Bardzo tęskniłam za kobietą, z którą mogłabym rozma-
wiać.
Usiadła na jednej z ławek pod oknem, a Ingebjorg naprzeciwko.
— Zauważyła pani z pewnością, że wczoraj nie zachowywałam się zbyt
uprzejmie — mówiła dalej gospodyni. — To było... to ta wizyta... — zagryzła
wargi.
— Rozumiem, pani Bothild.
Tamta wpiła w nią oczy.
— Od dawna pani to rozumie?
— Od jakiegoś czasu. Przykro mi i z powodu pani, i z powodu mojego
przybranego ojca.
— Mnie nie musi pani okazywać współczucia. Ja przywykłam już dawno.
Ingebjorg nie miała pojęcia, co powiedzieć. Zaufanie gospodyni twierdzy było
jej miłe, ale równocześnie sprawiało ból.
— Teraz pozostał tylko wstyd — powiedziała tamta po chwili.
TLR
Znowu obie milczały.
— Proszę mi powiedzieć, kiedy pani Gisela spodziewa się dziecka?
Ingebjorg dobrze wiedziała, o co pani Bothild chodzi.
— Zdaje mi się, że jakoś po Bożym Narodzeniu.
Pani Bothild splatała szczupłe palce i wpatrywała się
w podłogę.
— Chyba pani myśli to samo, co ja.
Ingebjorg pragnęła znaleźć się jak najdalej stąd.
— Bergtor cieszy się, że zostanie ojcem. Ma już czterdzieści lat i od dawna
powinien mieć potomstwo. Teraz nareszcie jego marzenie się spełni.
Gospodyni twierdzy słuchała z wyrazem ulgi.
— Zatem on chce z nią zostać? To znaczy... bo to byłby znakomity powód,
żeby... — jąkała, zarumieniona. — Kościół w takich wypadkach godzi się na
separację.
Ingebjorg przytaknęła.
— Ale tym razem mowy o czymś takim być nie może.
Pani Bothild odetchnęła uspokojona.
— Czy to nie dobrze, że pan Ture i pan Orm tak się ze sobą dogadują? —
spytała nagle.
Ingebjorg słuchała zaskoczona. Nie odnosiła wrażenia, żeby wzajemne
stosunki panów były szczególnie dobre.
— I cieszę się, że on ma u nas jakiś czas mieszkać — dodała pani Bothild. —
Chyba nie jest łatwo niezamężnej kobiecie mieszkać w twierdzy z tyloma
mężczyznami.
Ingebjorg nie rozumiała, o co jej chodzi. Czyżby pani Bothild obawiała się, że
jej także ochmistrz zacznie czynić propozycje?
— Nie spotkały mnie żadne nieprzyjemności. Żadne poza... — umilkła.
Byłoby nierozsądnie wspominać teraz o tajnym świadectwie zdrady, spisanym na
pergaminie.
Pani Bothild skinęła głową.
— Tak, to przeżycie było okropne. Naprawdę nie rozumiem, jak sira Joar mógł
być taki mściwy. To pani Thora pragnęła zemsty. Dopiero, kiedy dowiedziałam
się o dokumencie, zrozumiałam to lepiej. Trudno pojąć, że proboszcz od Świętego
Krzyża i matka przełożona Nonneseter planowali pozbawić króla Magnusa tronu.
Ingebjorg słuchała z uwagą. Czy teraz otrzyma potwierdzenie, że pani Bothild
podejrzewa też własnego męża?
TLR
— No właśnie, ja też nie mogłam uwierzyć — rzekła ostrożnie. — Nie miałam
pojęcia, że król ma przeciwników również pośród bogatych panów i duchowień-
stwa Norwegii.
— Ja się tego i owego domyślałam, ale nie miałam pewności — odparła pani
Bothild swobodnie. — Nie rozumiem też ludzi, którzy wierzą, że w kraju będzie
lepiej, jeśli szlachta przejmie władzę. Jedyne, czym panowie są zajęci, to ich
własne korzyści, zdobywanie coraz większych dóbr i władzy. Oni nie myślą o
biednych. Król Magnus natomiast ustanowił nowe prawa, by ulżyć zwyczajnym
ludziom. Proszę tylko pomyśleć, że on zlikwidował niewolnictwo. Czy pani wie,
jakie to ma znaczenie dla wszystkich tych nieszczęśników, którzy byli
wykorzystywani, pogardzani i prowadzili życie niegodne ludzi? Niewolnik był
niczym zwierzę, które właściciel może zabić, okaleczyć lub sprzedać. Czy pani
wie, panno Ingebjorg, że tu, w naszych okolicach, co czwarty mieszkaniec był
niewolnikiem?
Ingebjorg wstrząśnięta kręciła głową.
— Nie, nie miałam pojęcia. — Zastanawiała się przez chwilę, a potem
powiedziała: — W pełni się zgadzam, że kraje będą dużo sprawiedliwiej
zarządzane przez króla, niż przez panów. Bo to król ma się opiekować biednymi,
tak mówi prawo.
Pani Bothild przyglądała jej się badawczo.
— Nie jest pani tak niezorientowana i nie zainteresowana, jak to z pozoru
wygląda.
Ingebjorg zarumieniła się i roześmiała skrępowana.
— Możliwe.
Pani Bothild chwyciła ją za rękę.
— Musimy być razem, my, jedyne kobiety naszego stanu tutaj, w twierdzy. To
będzie nasza mała tajemnica. Powinnyśmy mieć oczy i uszy otwarte, wyrabiać
sobie pogląd na sprawy, ale wiedzę zachowywać dla siebie.
Wstała.
— Dziękuję, panno Ingebjorg. Dobrze było z panią porozmawiać.
— I ja dziękuję, pani Bothild.
Kiedy gospodyni twierdzy wyszła, Ingebjorg długo stała, patrząc przed siebie.
Nie ulega wątpliwości, co pani Bothild miała na myśli, nie odważyła się jednak
powiedzieć tego wprost.
TLR
Pewnego deszczowego poranka, w jakiś czas potem, gdy nad fiordem wisiała
gęsta mgła, a wzgórz na zachodzie w ogóle nie było widać, znowu przyszła do niej
gospodyni. Trzymała w ręce jakiś pakiecik.
— Wczoraj wieczorem przyjechał do pani posłaniec, panno Ingebjorg. Upierał
się, że osobiście musi to pani przekazać, ale pani już spała.
Ingebjorg zdziwiona wzięła przesyłkę.
Pani Bothild czekała, jakby w nadziei, że dowie się, co zawiniątko zawiera.
— Nie zechce pani usiąść? — spytała więc Ingebjorg, wskazując miejsce na
ławie, sama zaś podeszła do swojego pulpitu i otworzyła przesyłkę. Ku swemu
wielkiemu zaskoczeniu znalazła tam deseczkę zapisaną runami. Napis kończyła
literka D. Ingebjorg aż podskoczyła z radości. To na pewno rycerz Darre. Z
wielkim zaciekawieniem zaczęła odcyfrowywać runy: „Zdrowy. Wolny. I w pracy
Przyjacielskie Zadanie się nie powiodło".
Wstrzymała dech. „Przyjacielskie Zadanie się nie powiodło". Tu musi chodzić
o dokument, że nie udało mu się przekazać go królowi Magnusowi, ale też rycerz
nie został złapany, ani poddany torturom. „W pracy" musi oznaczać, że otrzymał
jakieś nowe zadanie. Tych słów nie można rozumieć inaczej.
Podeszła do pani Bothild, która czekała w napięciu, ale była zbyt dobrze
wychowana, aby pytać.
— To runiczne przesłanie od mojego przyjaciela. Chciał mnie poinformować,
że wszystko jest w porządku.
— To bardzo dobrze — odparła tamta.
Czy domyśla się, kim jest ten przyjaciel, zastanawiała się Ingebjorg.
— To wszystko? — spytała pani Bothild niewinnie.
Ingebjorg wahała się. Gdyby była pewna, po której
stronie tamta stoi, powiedziałaby jej, o co chodzi, na razie jednak jest to zbyt
niebezpieczne. I dla rycerza Darre, i dla niej samej. Domyślała się, że ciekawość
zżera gospodynię.
— No tak — pani Bothild ani jedną miną nie zdradziła, czy jest rozczarowana,
czy zadowolona. Jeśli w ogóle zrozumiała, o co tutaj chodzi. Podniosła się z
miejsca.
— Zrobiłam, jak posłaniec prosił — panno Ingebjorg. — Nikt inny nie wie, że
tutaj był.
Przesyłka sprawiła Ingebjorg wielką ulgę. Nie musi się dłużej martwić o
rycerza Darre. Nie wiedziała, co zrobił z dokumentem, ale mu ufała. Skoro nie
mógł go oddać królowi, z pewnością zadbał o niego jak najlepiej. Dopóki Orm
TLR
0ysteinsson znajduje się twierdzy i wszystko jest jak dawniej, to znaczy, że list do
króla nie dotarł. Tego dnia zaś, gdy królewscy ludzie staną u bram twierdzy z
rozkazem usunięcia ochmistrza, ten raczej się nie domyśli, że Ingebjorg maczała
palce w grze. Zwłaszcza, że pewnie ona będzie wtedy daleko od Akresborg.
Dni mijały na pracy, posiłkach i odpoczynku. Liście pożółkły, jarzębiny
wyglądały niczym pochodnie na tle jesiennego nieba.
W twierdzy wszyscy gorączkowo pracowali. Przybył posłaniec z Tunsberg z
wiadomością, że król Magnus i królowa Blanka wybierają się tutaj w najbliższych
dniach. Wciąż palono w kominkach i na otwartych paleniskach, zamiatano
podłogi, trzepano dywany i kilimy, a w wielkiej, zamkowej kuchni pieczono na
rożnie całe woły, wypiekano okrągłe chleby, a pokojówki biegały tam i z
powrotem wciąż coś porządkując. Cieśla reperował drzwi do królewskich komnat,
dobosz Nils ćwiczył na bębnie, a piwowarzy nie odchodzili od pracy.
Gdy pewnego późnego popołudnia Ingebjorg usłyszała głos rogu, bicie
dzwonów i okrzyki pod murami twierdzy wiedziała, że królewski orszak przybył.
Pośpiesznie uprzątnęła swoją izdebkę, poprawiła ubranie, przejrzała się w
wiszącym na ścianie miedzianym lustrze i pobiegła na dziedziniec. Służba i
mieszkańcy twierdzy gromadzili się wzdłuż murów, by powitać królewską parę.
Błyskały miecze, zapalano pochodnie.
Ingebjorg znalazła się wśród nich.
— Bardzo jesteś podniecony? — spytała kucharza.
Ten skinął głową, zbyt zdenerwowany, by odpowiadać. Pracował tu od
niedawna i pewnie bardzo się boi, czy podoła wyzwaniu.
W końcu królewski orszak ukazał się oczom zebranych. Był tam kanclerz,
dworzanie, duchowni i panowie szlachta. Nieco z tyłu podążał ochmistrz, król
Magnus, królowa Blanka i król Hakon. Brama była zbyt niska, by goście mogli
wjechać do twierdzy konno, wierzchowce odprowadzono już do stajni, nawet
królewska para musiała iść piechotą.
Ingebjorg serce tłukło się w piersi. Pierwszy raz widzi króla Magnusa, ale
matka opisywała go jej tak dokładnie, że miała wrażenie, iż go zna. Wyglądał mło-
dziej, niż sądziła, miał jasne, kręcone włosy, przycięte równo z uszami, nosił
szkarłatną kurtkę z szerokim pasem, długi, jasnozielony płaszcz i niebieskie,
obcisłe spodnie. U jego boku podążała królowa Blanka w pięknej czerwonej sukni
z wełny, obramowanej białym gronostajowym futrem i w niebieskim płaszczu. Ku
wielkiemu zdziwieniu Ingebjorg stwierdziła, że strój królowej jest zużyty,
wygląda na zniszczony. Na głowie monarchini miała czepeczek ze złotego
TLR
jedwabiu. Najbardziej jednak zadziwiła dziewczynę jej twarz. Łagodna i
przyjazna, jakby trochę mroczna, z oczami zdradzającymi mądrość i rozsądek.
Za królewską parą szedł młody król Hakon, który niedługo skończy czternaście
lat, już wysoki i barczysty, o jasnych włosach, odziedziczonych po ojcu i pięk-
nych, brązowych oczach po matce. Sprawiał wrażenie młodzieńca spokojnego i
rozumnego, Ingebjorg uznała, że rację miała żona rycerza Losne, mówiąc, iż wiele
szlacheckich rodów chętnie wydałoby za niego swoje córki.
Wszyscy zebrani na dziedzińcu kłaniali się dwornie królewskiej parze, która
zatrzymała się pośrodku.
Nieoczekiwanie Ingebjorg dostrzegła panią Bothild, która wzywała ją do siebie
gestem.
— Musi pani być tutaj, panno Ingebjorg. Jest pani jedną z nas — uśmiechała
się życzliwie. Ujęła dziewczynę pod ramię i poprowadziła do króla Magnusa.
— To jest panna Ingebjorg, zdolna pisarka pana Or— ma, córka wiernego sługi
króla i członka Królewskiej Rady, Olava Erilingssona — przedstawiła uroczyście.
Ingebjorg dygnęła głęboko, ale nie miała odwagi spojrzeć na monarchę. Król
uśmiechnął się zaskoczony.
— Pisarka? Kobieta? — Rzeczywiście Orm 0ysteins— son nie przegapi żadnej
okazji.
— W klasztorach liczne kobiety przepisują księgi, Wasza Wysokość —
odparła pani Bothild z uśmiechem. Pan Orm odkrył pannę Ingebjorg, kiedy była
nowi— cjuszką w klasztorze Nonneseter w Oslo i zauważył, że ma niezwykle
piękny charakter pisma.
Podeszła królowa Blanka i Ingebjorg dygnęła przed nią równie głęboko.
Król Magnus zwrócił się do monarchini:
— Ta oto piękna panna przepisuje dla ochmistrza księgi. Innymi słowy, umie
pisać i z pewnością jest wykształcona. W takim razie będziecie miały o czym ze
sobą rozmawiać.
Królowa Blanka uśmiechnęła się, pokazując rząd białych, równych zębów.
Oczy miała ciepłe, uważnie wpatrzone w rozmówcę.
W tym momencie Ingebjorg nabrała pewności, że król Magnus jest
odpowiednim władcą Norwegii i Szwecji. Z taką małżonką jak królowa Blanka u
boku, potrafi zaprowadzić sprawiedliwość.
Królowa Blanka zwróciła się do syna:
— Przywitaj się z pisarką ochmistrza, Hakonie. To pierwsza kobieta w
Norwegii, która posiada tak wysoką świecką pozycję.
TLR
Ingebjorg dygnęła też przed młodym królem.
— To nie jest taka ważna pozycja, Wasza Wysokość. Nie robię nic innego,
tylko przepisuję księgi.
— Ale pracuje pani tutaj w twierdzy nie jako służąca, ale jest pani opłacana
jako ktoś wykształcony?
— Cóż... tak... tak się mówi — jąkała Ingebjorg zażenowana.
Królowa Blanka roześmiała się serdecznie.
— No to się zgadzamy.
Pani Bothild wskazywała gościom drogę do sali, gdzie przygotowano ucztę.
Dwa długie stoły przykryto białymi obrusami, ustawiono szkło i srebra, jeden stół
przeznaczony był dla mężczyzn, drugi dla kobiet.
Ingebjorg siedziała między panią Bothild i jedną z kobiet z orszaku królowej,
szwedzką szlachcianką, panią Kathariną z Linkóping. Pani ta została ochmi-
strzynią dworu królowej po tym, jak potężna i sławna pani Birgitta, tuż przed
wybuchem dżumy, opuściła Szwecję i osiedliła się w Rzymie, chcąc przekonać
papieża, by porzucił Awinion i wrócił do domu. Pani Ka— tharina jest w wieku
królowej, to osoba rozumna, współczująca i łagodna. Wypytywała Ingebjorg o jej
sprawy, o twierdzę i życie w Oslo, sama też mówiła tyle, że Ingebjorg z trudem
mogła od czasu do czasu coś wtrącić. Zachwycała się królową i mówiła o niej
same dobre rzeczy. Potwierdzało to wrażenie, jakie odniosła Ingebjorg.
W czasie uczty muzykanci grali dla królewskiej pary. Ingebjorg bardzo się
wzruszyła. Myślała o Turem. Dostała wiadomość od Bergtora, że przygotowania
do wesela są w toku, ma się ono rozpocząć w dniu świętej Katarzyny, czyli za
cztery niedziele.
Tęsknota za Turem wciąż się zwiększała, śniła o nim po nocach, o tym, co z nią
robił. Nawet przy pracy takie myśli jej nie opuszczały.
Przyglądała się mężczyznom z królewskiego orszaku, ale żaden z nich nie
mógł równać się z jej narzeczonym. Cieszyła się, że to on poprowadzi ją przez
kościół do ołtarza i pokaże całemu światu, że należy do niej.
Po posiłku wyniesiono stoły, został tylko jeden, przymocowany do ściany. Na
nim ustawiono piwo, miód i wino. Komedianci pokazywali swoje sztuczki, a
potem zagrano do tańca. Powstał taneczny krąg, do którego Ingebjorg
poprowadził rycerz Losne. Ochmistrz, pani Bothild, król Magnus i królowa
Blanka przenieśli się do izby obok. Ingebjorg wolałaby im towarzyszyć i
przysłuchiwać się poważnej rozmowie.
TLR
Kiedy taniec się skończył i zamierzała usiąść obok pani Losne, usłyszała za
sobą młody głos:
— Czy wolno mi będzie poprowadzić panienkę do następnego tańca?
Odwróciła się gwałtownie i spojrzała prosto w oczy młodego króla Hakona.
Uśmiechał się, ale sprawiał wrażenie onieśmielonego. Bez wahania odparła, że
oczywiście tak, poczuła, że gorąco ogarnia ją całą. Nigdy nie przyszłoby jej do
głowy, że sam król poprosi ją do tańca. Przecież jej nie zna, a ona jest najmniej
ważna spośród wszystkich kobiet zgromadzonych w tej sali. Choć taki młody,
śpiewał pięknym, głębokim głosem, tańczył znakomicie, dorównywał Ingebjorg
wzrostem, prowadził ją pewnie i zdecydowanie. Wprost trudno uwierzyć, że ma
dopiero czternaście lat.
Po tańcu poprosił, by towarzyszyła mu na drugi koniec sali, gdzie zebrało się
wielu giermków i młodych panien. Przedstawił ją, poznała synów i córki szwedz-
kiej szlachty, a także kilkoro młodych Norwegów. Wszyscy oni przebywają w
domu królewskim w Tuns— berg, gdzie, jak się domyślała, tańce i śpiewy
odbywają się każdego wieczora. Teraz przyjęli ją do swego kręgu, jakby była
jedną z nich, wesoło opowiadali o różnych wydarzeniach, o życiu na dworze,
podróżach do obcych krajów, o modzie, muzyce i rycerskich turniejach.
Jeden ze szlacheckich synów studiował nawet na uniwersytecie w Pradze,
przed wybuchem zarazy, i teraz opowiadał o tamtejszym życiu. Uniwersytet musi
przypominać trochę klasztor, myślała Ingebjorg, słuchając o tym, jak dręczono
młodych studentów podczas ceremonii otrzęsin, by się przekonać, ile potrafią
znieść. Później też marzli niemal jak zakonnice w klasztorze, bo przez okna
wpadał i mroźny wiatr, i śnieg, a w izbach nie było kominków. Choć większość
studentów przygotowywała się do służby kościelnej, było wśród nich tyle samo
przemocy, co w innych środowiskach, opowiadał młody szlachcic. Wielu
sprowadzało sobie kobiety na noc, słyszał nawet o studentach, którzy niczym
zbójcy napadali na podróżnych. O atmosferze świadczyć może jedna z
uniwersyteckich zasad, mówiąca, że studentom nie wolno w czasie egzaminu
dźgać profesorów nożem, jeśli zadają zbyt trudne pytania. Nieustannie też trwa
wojna między studentami a pozostałymi mieszkańcami. W innych europejskich
miastach jest podobnie. Ktoś opowiadał, że w Oksfordzie mieszczanie napadli na
uniwersytet i oskalpowali paru studentów. Ingebjorg słuchała ze zgrozą.
Zauważyła, że niektórzy jej się przyglądają, a gdy zerknęła w bok, napotkała
skupione spojrzenie króla Hakona. Natychmiast odwrócił głowę.
TLR
Muzyka zagrała znowu i ku zaskoczeniu Ingebjorg król Hakon ponownie się
przed nią skłonił. Skrępowana rozglądała się na boki, ale nikt nie reagował, że król
wybiera ją po raz drugi. Dygnęła więc głęboko i ujęła dłoń, którą jej podawał.
Wkrótce znaleźli się w tanecznym kręgu. Grano bardzo żywą piosenkę, Ingebjorg
zapomniała o Turem i swojej tęsknocie. Kiedy taniec dobiegł końca, rozczarowana
miała wrażenie, że dopiero co się zaczął. W przerwie król Hakon śpiewał ballady,
a słuchacze bili mu brawo. Potem śpiewali też inni. Ingebjorg była rozgrzana i
podniecona tańcem, od dawna nie bawiła się tak dobrze. Taniec z Turem to coś zu-
pełnie innego. Wzajemne pożądanie było dla nich najważniejsze, teraz zaś po
prostu szczerze się śmiała.
Król Hakon dotrzymywał jej towarzystwa także wówczas, kiedy młodzi siadali
do stołu, gdzie podawano wino i miody. Nastrój był coraz radośniejszy. Król nie
okazywał już takiego skrępowania, zaczął opowiadać Ingebjorg o życiu w
Tunsberg i o swoich długich pobytach na królewskich dworach w Bjorgvin i
Nidaros.
Ona słuchała z zainteresowaniem. Przede wszystkim chciała sobie wyrobić
opinię i o młodym królu, i o jego rodzicach, szybko odkryła, że on bardzo wysoko
oboje ceni. Niemal z pokorą wyrażał się o ojcu, żywił dla niego bezgraniczny
podziw i szacunek. Ingebjorg odniosła wrażenie, że Hakon naprawdę posiada
cechy, jakie król powinien posiadać. Jest mądry, pozbawiony pychy, obchodzi go
dobro kraju i narodu, wydaje się być wiernym chrześcijaninem i myśli jak członek
norweskiego ludu. Bo też jest Norwegiem i, w przeciwieństwie do swojego ojca,
wychował się w Norwegii. Ingebjorg przypomniała sobie, co kiedyś powiedział jej
ojciec: że największą troską Hakona XV było to, by kraj nie utracił niepodległości
i nie został po jego śmierci podporządkowany obcej władzy. Domyślała się, że
młody król Hakon będzie podążał śladami swego dziadka, „świętego Hakona",
króla, który bronił słabych przed niesprawiedliwością i uciskiem, który zwalczał
pogan i szukał zgody z wojowniczymi sąsiadami oraz żądnymi wpływów panami
nie ogniem i mieczem, ale mądrością i łagodnością. W swoim testamencie
zarządził, by proboszcz z kościoła Panny Marii co roku, w rocznicę jego śmierci,
nakarmił sześćdziesięciu biednych, a w dniu jego urodzin tyle samo ubogich ludzi
mają nakarmić inni kapłani, mają także umyć im nogi oraz dać każdemu pięć
monet i kawałek samodziału na ubranie tak, jak to czynił Jezus na ziemi.
Ingebjorg poczuła spokój. Ojciec miał rację — bunt przeciwko królowi należy
zwalczać wszelkimi możliwymi sposobami.
TLR
— Czy nie moglibyśmy posłuchać kilku tych rycerskich opowieści, które
kazała przetłumaczyć królowa Eufemia? — poprosiła któraś z panien.
Na to jeden z drużynników króla Hakona przyniósł księgę i wkrótce rozpoczęto
czytanie.
Ingebjorg od początku uważnie śledziła opowieść. „Wszyscy, którzy kochają i
cierpią z powodu miłości, rycerze i panny, giermkowie i szlachcianki, wiele mogę
was nauczyć o istocie tego uczucia i o waszych pragnieniach, jeśli posłuchacie
moich słów".
Myśli Ingebjorg znowu powędrowały do Turego. Nie słuchała już głosu
czytającego. Tylu zachowań narzeczonego nie rozumie. Tych gwałtownych zmian
nastroju, nieoczekiwanych przejść od czułości i troskliwości do zimnej niechęci.
Może owe rycerskie opowieści nauczą mnie czegoś o takich zachowaniach,
próbowała zebrać myśli.
Poczuła na sobie czyjś wzrok, a gdy się odwróciła, odkryła, że król Hakon
znowu ją obserwuje. Coś w wyrazie jego twarzy sprawiało, że czuła się
skrępowana. Nie była to ciekawość, ale coś zupełnie innego. Najświętsza
Panienko, pomyślała ze zgrozą. On ma dopiero czternaście lat, poza tym to król.
Nie mogła skupić się na słuchaniu, przez cały czas czuła na sobie spojrzenie
Hakona i bala się, że ktoś to zauważy. Kiedy opowieść dobiegła końca, wstała,
dygnęła i przeprosiła. Jutro musi wcześnie wstać do pracy, dlatego prosi o
wybaczenie, że już opuszcza towarzystwo.
Kilku młodych szlachciców próbowało protestować, uczta dopiero się zaczęła,
podkreślali, ale Ingebjorg nie dała się przekonać.
Z ulgą szła do swojej sypialni. Sama nie umiałaby wyjaśnić, dlaczego tak nagle
zaczęła się śpieszyć.
Rozdział 7
W następnych dniach Ingebjorg nieczęsto widywała królewskich gości.
Najpierw wybrali się oni na polowanie, a później w Akersborg zebrała się
Królewska Rada. Dziewczyna domyślała się, że będą omawiane ważne sprawy.
Wiele się nie dowiedziała, ale to i owo do niej dotarło. Ponieważ zrezygnowano z
wyprawy krzyżowej na Ruś, papież zażądał zwrotu pieniędzy, które pożyczył
królowi Magnusowi. Ten ich już jednak nie miał. Nad monarchą zawisła groźba
klątwy, choć kanclerz, Peter Eriksson, nie wierzył, by papież pogróżki ziścił.
Ingebjorg pamiętała, że pani Thorze zwierzchnik Kościoła także groził klątwą, ale
do niczego nie doszło. Miała więc nadzieję, że kanclerz się nie myli.
TLR
Przypuszczała też, że Rada zajmuje się sprawami brata młodego króla Hakona,
rok starszego Eryka, który posiada najwyraźniej bardziej wojownicze usposo-
bienie. Nie mógł on ścierpieć, że Hakon został królem i wkrótce przejmie władzę
nad Norwegią, gdy tymczasem on jest jedynie junkrem i następcą tronu. Udało mu
się przekabacić szlachtę na swoją stronę. Kiedyś Ingebjorg przechodziła obok
izby, gdzie pracowała Rada i drzwi były akurat uchylone. Usłyszała, że ktoś mówi
o „zbuntowanej partii" i nadstawiła uszu, ale drzwi za mknięto i niczego więcej się
nie dowiedziała. Tego samego dnia królową Blankę wraz z dworem przewieziono
łodziami do miasta. Wkrótce po jej wyjeździe do Ingebjorg przyszła pani Bothild.
— Możemy chwilkę porozmawiać, panno Ingebjorg?
Pisarka ucieszyła się i zapraszała gospodynię. Tak
jak ostatnio, usiadły naprzeciwko siebie na ławeczkach w kamiennej niszy.
Na dworze świeciło jesienne słońce, znowu się trochę ociepliło, ale liście z
jarzębin opadły i tylko nagie gałęzie sterczały ku niebu. Pani Bothild zadrżała.
— Rozmawiałam z panem ochmistrzem, że zamarznie tu pani zimą, panno
Ingebjorg. Uzgodniliśmy, że przeniesie się pani do tej małej izdebki naprzeciwko
kobiecych komnat. Jak otworzy się moje drzwi, izdebka się nagrzeje.
— Dziękuję bardzo — zawołała Ingebjorg wzruszona Życzliwością
gospodyni.
— Chciałam też powiedzieć, że królowa i jej orszak zostaną w Oslo do jutra,
więc tutaj tylko my dwie będziemy dzisiaj jadać. Król i pan Orm są zajęci, a inni
panowie udali się na polowanie.
— Dobrze, pani Bothild.
— Młody król Hakon jest panią zachwycony. Jego matka zaczęła się nawet
tym martwić — oznajmiła żona ochmistrza.
Ingebjorg zarumieniła się, nie wiedząc, co powiedzieć.
— A co pani o nim sądzi?
Ingebjorg spojrzała jej w oczy.
— Uważam, że jest podobny do swojego dziadka, świętego Hakona. Robi
wrażenie człowieka sprawiedliwego, rozumnego, godnego szacunku. Jestem
pewna, że będzie dobrym władcą kraju.
Pani Bothild uśmiechnęła się ciepło.
— Takie jest też moje zdanie i cieszę się, że pani je podziela.
Zawahała się na moment.
— Bo nie wszyscy, niestety, się z nami zgadzają, zwłaszcza jeśli chodzi o
ocenę króla Magnusa. Jak pani niedawno mówiłam', dotarło do mnie, że niektórzy
TLR
norwescy możni panowie przyłączyli się do szwedzkiej partii buntowników. Oni
chcą pozbawić króla Magnusa tronu i sami przejąć władzę.
Ingebjorg zebrała się na odwagę.
— Nie rozumiem ich śmiałości, to przecież zdrada kraju.
Pani Bothild przytaknęła z powagą.
— Jeśli to się wyda, ryzykują karę śmierci.
Ingebjorg nie podnosiła wzroku. Zastanawiała się,
czy jej rozmówczyni ma na myśli również pana Orma. Tamta westchnęła
głęboko.
— Moim zdaniem byłoby lepiej, gdyby król Magnus nie mianował Bengta
Algotssona księciem. To właśnie ten młodzieniec odpowiada w dużej mierze za
gniew szlachty. Do niedawna był zwyczajnym giermkiem, a teraz nagle został
rycerzem i wszyscy zwracają na niego uwagę. A przy okazji, co pani o nim sądzi?
— Poznałam tutaj tylu nowych ludzi. Nie wiem, który to Bengt Algotsson.
Pani Bothild roześmiała się głośno.
— On powinien to słyszeć. Uważa bowiem, że nie można go nie dostrzegać.
Podniosła się z miejsca.
— W takim razie przyjdzie pani zjeść ze mną kolację, panno Ingebjorg?
— Oczywiście, bardzo dziękuję, pani Bothild.
Odniosła wrażenie, że gospodyni coś jeszcze leży na sercu, uznała jednak, że
dowie się tego przy posiłku. Bardzo chciała, żeby mogły rozmawiać ze sobą
otwarcie, wiedziała jednak, że to niemożliwie. Jeśli pani Bothild działa przeciwko
swojemu małżonkowi, to z pewnością nie zdradzi się z tym przed nikim. Musi
zmagać się z poważnym problemem lojalności.
Pani Bothild kazała napalić w kominku i Ingebjorg ogarnęło miłe ciepło.
Zdjęła okrycie i rozcierała zmarli znięte ręce. Dopiero teraz zdała sobie sprawę,
jak bardzo Zmarzła, siedząc bez ruchu w swojej zimnej izdebce.
— Była pani kiedyś w Szwecji, panno Ingebjorg? — zapytała pani Bothild,
kiedy usiadły.
Ingebjorg zaprzeczyła.
— Nie, ale ród mojej matki stamtąd pochodzi. Pokrewieństwo sięga aż do
królowej Rikisty, małżonki Hakona Młodego.
— Córki Jarla Birgera — uśmiechnęła się gospodyni. — Mój ród pochodzi od
Jarla Karola, jego wuja. A to by oznaczało, że my obie jesteśmy spokrewnione.
— Nie miałam pojęcia — roześmiała się Ingebjorg.
TLR
— Mnie też to nie przyszło do głowy, dopiero teraz — pani Bothild też się
uśmiechnęła. — Chciałabym, żeby mój syn spotkał panią, zanim Orm zaręczył go
z inną.
— Mają państwo syna?
— Mieszka w pobliżu moich krewnych w Ranrike — przytaknęła pani Bothild.
— Ochmistrz kupił tam i w Vestfold duży majątek.
— Ile lat ma syn?
— Osiemnaście.
— Że też ja mogłam o tym nie wiedzieć. Ale nie przypominam sobie, żeby pani
czy pan Orm o nim wspomnieli. Byłam pewna, że państwo są bezdzietni.
Spostrzegła, że cień przemknął po twarzy gospodyni.
— Stosunki między 0ysteinem i Ormem nie układają się najlepiej. — Różnią
się wyglądem, a jeszcze bardziej charakterami. 0ystein ma inne poglądy na więk-
szość spraw, zwłaszcza dotyczących rządzenia krajem, a ojciec nie pozwala mu
mieć własnego zdania.
Na moment Ingebjorg napotkała zatroskane spojrzenie pani Bothild.
— Bardzo go kocham — powiedziała tamta cicho.
Dopiero kiedy wróciła do swojej izdebki, dotarło do niej, co to wszystko
oznacza dla żony ochmistrza. Jeśli zmusił syna do przejścia na stronę
buntowników, pani Bothild będzie jeszcze trudniej go wydać, o ile kiedykolwiek
do tego dojdzie.
Dlaczego pani Bothild wyglądała tak dziwnie, kiedy mówiła o trudnych
stosunkach ojca i syna, sprawiało to wrażenie, że chciałaby coś jeszcze
powiedzieć.
Nagle przyszła jej do głowy zaskakująca myśl. Czy to możliwe, że ochmistrz
nie jest ojcem 0ysteina? Może pani Bothild miała romans z mężczyzną, którego
nie mogła poślubić? A miało to miejsce krótko przed ślubem z Ormem
0ysteinssonem. Przecież Ingebjorg też zaszła w ciążę z Eirikiem tuż przed ślubem
z Bergtorem. Nie jest to niemożliwe, od dawna wie, że stosunki po—
zamałżeńskie to wśród szlachty nic dziwnego. Możni panowie sypiają często z
wieloma kobietami, a ich żony i narzeczone po kryjomu robią to samo. Złe stosun-
ki między ojcem i synem mogą wskazywać, że ochmistrz wie, iż chłopiec nie jest
jego.
A co z Turem? Czy on też weźmie sobie nałożnicę, kiedy znudzi się żoną?
Pośpiesznie odepchnęła od siebie tę myśl.
TLR
Kiedy dwa dni później Ingebjorg została zaproszona do sali balowej razem z
królem, królową i ich orszakami, nie pamiętała o synu ochmistrza, postanowiła
natomiast poznać Bengta Algotssona.
Natychmiast po wejściu zobaczyła w kącie sali króla Hikona w otoczeniu
młodzieży.
Na jej widok twarz króla rozpromieniła się, a twarz Ingebjorg okryła
rumieńcem. Przypomniała sobie słowa pani Bothild, że królowa Blanka
zaniepokoiła się, widząc zainteresowanie syna pisarką. Przez chwilę nie wiedziała,
co ze sobą zrobić, ale pani Bothild znowu
przybiegła z odsieczą. Ujęła ją pod ramię i poprowadziła ku, stojącej pośrodku
sali, grupie panów i pań. Jeszcze zanim dopełniono prezentacji, Ingebjorg
wiedziała, kim jest młodzieniec w centrum. Miał w sobie pychę i arogancję
królewskiego ulubieńca, jak to często bywa u ludzi, którzy zostali pośpiesznie
wyniesieni z ubóstwa do bogactwa. Twarz miał urodziwą, ale było w niej coś
nieprzyjemnego. Ingebjorg poczuła instynktowną niechęć. Z radością podążyła za
panią Bothild, która chciała przedstawić ją także innym gościom.
W czasie posiłku Ingebjorg wyznaczono miejsce u boku królowej, rozmowa z
monarchinią potoczyła się swobodnie. Królowa traktowała młodą osobę jak j
szlachciankę, wypytywała o klasztor Nonneseter, pożar w mieście i życie w Oslo
po wielkiej zarazie. Ona też zwierzyła się Ingebjorg, jak trudno było jej zado-
mowić się w Norwegii i Szwecji, zamieszkać wśród ludzi, o których nic nie
wiedziała, na dworze tak bardzo różniącym się od wszystkiego, do czego
przywykła we Flandrii. Miała ledwie piętnaście lat, kiedy Magnus przyjechał ze
swatami do Namur, a rok później na dworze królewskim w Tunsberg odbyło się
wesele.
— Po prostu mnie to przerażało — opowiadała ze śmiechem. — Gdyby nie to,
że byłam po uszy zakochana w Magnusie, nie byłabym w stanie opuścić matki.
Zwłaszcza po tym, jak matce się przyśniło, że w nowym kraju spotka mnie wiele
nieprzyjemności i zostanę poddana najcięższym próbom. Muszę jednak przyznać,
że ten, który objaśniał sny, nie przemilczał niczego.
Ingebjorg słuchała ze zgrozą, a królowa nagle spoważniała.
— Ten człowiek zapewniał jednak, że miłość przetrwa. Jeśli tylko się kocha i
jest się kochanym, wiele można znieść, panno Ingebjorg. Sama tego
doświadczyłam. Dziś jestem tak samo zakochana w królu Magnusie, jak
TLR
byłam osiemnaście lat temu, a on jest wciąż zakochany we mnie. Dobrze nam
razem, ale trudnych prób los nam nie szczędził — dodała z ciężkim
westchnieniem.
Ingebjorg znowu zaczęła myśleć o Turem. O drobnych nieporozumieniach,
jakie mieli, które przecież trudno zaliczyć do prób losu. Gotowa jest zrobić
wszystko, by być dla niego dobrą żoną, taką, jaką królowa Blanka jest dla króla
Magnusa.
— Pani Bothild powiedziała mi, że jest pani zaręczona z pewnym szwedzkim
szlachcicem — mówiła dalej królowa.
Ingebjorg przytaknęła z dumą.
— To Ture Gustavsson z Varberg. Został mianowany na królewskiego poborcę
podatkowego w okręgu Bahus.
— Naprawdę? W takim razie powinnam wiedzieć, kto to taki.
— To się stało dopiero niedawno.
Królowa Blanka roześmiała się z sympatią.
— Czy data ślubu już wyznaczona?
— Tak. Na dzień świętej Katarzyny.
— Tak szybko? Muszę powiedzieć o tym Hakonowi — uśmiechnęła się
krzywo. — On jest panią bardzo zajęty, panno Ingebjorg. Lepiej żeby poznał
prawdę, to nie będzie sobie robił niepotrzebnych nadziei.
Królowa westchnęła.
— Zwłaszcza, że nie może dostać panny, którą sobie wybierze.
— Niewielu ludzi może wybierać.
Królowa przyjrzała jej się badawczo.
— Zabrzmiało to tak, jakby mówiła pani z doświadczenia.
— Owszem, wiem, co się może stać. W rodzinnych stronach byłam zakochana
w gospodarskim synu, ale nie dorównywał mi pochodzeniem. Wynikło z tego
wiele nieszczęścia.
Królowa zamyślona wpatrywała się w blat stołu.
— Wszyscy powinni żenić się z miłości, a nie z rozsądku. Nie byłoby wtedy na
świecie tyle dzieci z nieprawego łoża, tyle rozwiązłości, goryczy i zazdrości.
Ingebjorg pomyślała o pani Bothild. Czy królowa wie o rozwiązłym życiu
ochmistrza?
Po posiłku kuglarze zabawiali gości. Stoły usunięto, a kobiety przyłączyły się
do mężczyzn. Było naturalne, że Ingebjorg dotrzymywała towarzystwa królowej,
pani Blanka bowiem opowiadała jej o podróży królewskiej pary do Nidaros w
TLR
czasie zarazy. Żadna z nich nie zwracała uwagi na króla Hakona, dopóki nagle
przed nimi nie stanął. Ukłonił się i spytał onieśmielony.
— Odda mi pani pierwszy taniec, panno Ingebjorg?
Dziewczyna dygnęła, mogła się jedynie zgodzić. Było
go jej żal i miała nadzieję, że matka przy pierwszej okazji powie mu, że
Ingebjorg jest zaręczona.
— Jak tam dzisiejsze polowanie, udało się? — spytała królowa Blanka
życzliwie.
Młody król przytaknął.
— Upolowałem trzy zające. — Zmarszczył czoło, jakby czymś
zdenerwowany. — Czy Eryk, mój brat, przyjechał?
— Eryk? — Królowa Blanka wyglądała na zaskoczoną. — To on miał
przyjechać?
Hakon potwierdził.
— Przysłał posłańca z wiadomością, że jest w drodze. — Popatrzył na matkę
wymownie, a Ingebjorg zauważyła, że nerwowość chłopca udzieliła się królowej.
W tej samej chwili Ingebjorg zauważyła, że jakiś pan zbliża się do nich.
Królowa Blanka też go zobaczyła i twarz jej pociemniała.
— Oto nadchodzi książę Algotsson — mruknęła, starając się uśmiechać
przyjaźnie do królewskiego ulubieńca.
Bengt Algotsson pochylił się do ręki monarchim i ucałował ją dwornie.
— Wasza Wysokość piękna jak zawsze. Czy mógł bym prosić królową o
pierwszy taniec?
Muzykanci szykowali się do grania. Król Hakon ujął dłoń Ingebjorg, Bengt
Algotsson dłoń królowej i obie pary zaczęły tańczyć, a za nimi z wolna tworzył się
taneczny krąg.
Hakon wymienił z królową porozumiewawcze spojrzenie zanim się rozdzielili,
Ingebjorg stwierdziła, że łączy ich wyjątkowe zaufanie. Nietrudno zauważyć, że
żadne nie lubi księcia, myślała, choć może to tylko moja wyobraźnia i plotki,
których się nasłuchałam.
Król Hakon uśmiechał się do niej. Miał dobrą, pełną życzliwości twarz, a kiedy
pojawia się na niej ten nieśmiały uśmiech, nietrudno go polubić.
— Szukałem pani, ale nie zastałem w pisarskiej izdebce.
Ingebjorg spojrzała zaskoczona,
— Większość dnia spędziłam przy pulpicie.
— Naprawdę? To może ja pukałem zbyt cicho — roześmiał się zawstydzony.
TLR
Ingebjorg też się roześmiała.
— Czy król Hakon życzył sobie czegoś ode mnie?
— Nie, miałem tylko ochotę obejrzeć tę izbę, poza tym pani Bothild
powiedziała mi, że pani ma niezwykle piękny charakter pisma.
— Miło mi to słyszeć — odparła Ingebjorg zarumieniona.
— To może ja bym przyszedł jutro?
— Byłby to dla mnie zaszczyt i wielka radość — odparła Ingebjorg uprzejmie,
myśląc równocześnie, że byłoby dobrze, gdyby przed tą wizytą królowa Blanka
zdążyła poinformować syna o istnieniu Turego. Gdyby nadarzyła się okazja, ona
sama to zrobi.
— Więc nie ma pani nic przeciwko temu? — w głosie młodzieńca zabrzmiała
nadzieja.
— Oczywiście, że nie, królu Hakonie.
— Proszę mówić mi Hakon — wtrącił pośpiesznie. — Przyjaciele tak mnie
nazywają.
Ingebjorg uśmiechnęła się.
— Ale to nie wypada zwracać się do króla tylko po imieniu — odparła
niezdarnie.
— Jeszcze nie zostałem intronizowany.
Ingebjorg musiała się roześmiać.
— Przecież wkrótce miną cztery lata, odkąd zasiada pan na tronie — wtrąciła.
— Pani o tym wie, taka młoda osoba?
— Skończyłam już dziewiętnaście lat.
Spojrzał na nią zaskoczony.
— Naprawdę? Ja bym nie powiedział.
— Mam to potraktować jako komplement?
Hakon zarumienił się.
— Wszystko, co mówię, proszę traktować jak komplement.
Ingebjorg spuściła wzrok.
— Nie chciałbym pani onieśmielać, panno Ingebjorg. Mówię tylko to, co
myślę. Jest pani najpiękniejszą i najbardziej pociągającą panną, jaką spotkałem.
Kłamałbym, mówiąc co innego.
Uścisnął jej dłoń, a Ingebjorg pomyślała, że mimo młodego wieku i
nieśmiałości ten młodzieniec nie jest taki całkiem niewinny. Zdążył się już
nauczyć sztuki uwodzenia, a sposób, w jaki trzyma jej rękę, dowodzi, że robił to
już nieraz.
TLR
Otworzyła usta, by opowiedzieć mu o swoim narzeczonym, ale muzykanci
zaczęli grać. Ingebjorg pomyślała, że mogłoby się wydać dziwne, iż tak nagle
mówi o innym mężczyźnie. Przecież H&kon chciał być tylko uprzejmy i dobrze
wychowany.
Hakon znowu zaczął śpiewać i Ingebjorg słuchała z zainteresowaniem.
Prowadził ją w tańcu lekko, a przy refrenie przyłączali się wszyscy, kierując
wzrok na młodego króla. Ingebjorg spostrzegła, że wiele szlachcianek przygląda
jej się z ciekawością. Pewnie się dziwią, że wciąż ją widują u boku władcy, a
ponieważ jest w twierdzy sama, bez narzeczonego czy małżonka, zaczynały się
niepokoić. Choć wiedziały, że król musi sobie znaleźć żonę, gwarantującą krajowi
sojusze, żadna z nich nie miałaby nic przeciwko temu, by król wybrał jej
towarzystwo.
Muzykanci zrobili przerwę, Ingebjorg chciała wrócić do królowej lub do pani
Bothild, ale Hakon ją zatrzymał.
— Chyba nie zamierza mnie pani porzucać? — spytał, kiedy próbowała cofnąć
rękę.
— Królowa chciała mi opowiedzieć o swojej pielgrzymce do Nidaros —
tłumaczyła.
— Zrobi to przy innej okazji, przez jakiś czas zostaniemy w twierdzy.
Nagle w jego głosie pojawił się proszący ton.
Ingebjorg nie odpowiedziała, a on przyglądał się jej badawczo.
— Czy pani chce mi coś powiedzieć?
Szybko potrząsnęła głową.
— Myślałam tylko... Obawiałam się, że to może... może nie wypada.
Roześmiał się, a ona stwierdziła, że role się odwróciły. Teraz to nie on jest z
nich dwojga młodszy i mniej pewny siebie.
— Proszę się nie obawiać, panno Ingebjorg. Moi rodzice przywykli, że często
ulegam urokowi młodych i pięknych kobiet. Pozwalają mi korzystać z młodości,
zanim zostanę wezwany przez obowiązki.
Zastanawiała się, o co mu chodzi. W każdym razie zdaje sobie sprawę, że musi
poślubić kobietę, którą mu wybierze Królewska Rada, przypuszczalnie kogoś, kto
zapewni królestwu bezpieczne alianse. Żywiła w jego imieniu nadzieję, że będzie
miał tyle szczęścia, co jego rodzice i pokocha małżonkę z wzajemnością.
Poprowadził ją ku swoim przyjaciołom, wciąż trzymając zdecydowanie za
rękę.
TLR
Dziewczyna czuła się nieswojo. Dostrzegała ciekawość młodych szlachciców i
potajemne spojrzenia panien. Gdyby się dowiedzieli, że jest zaręczona, byliby źli,
ale jak miałaby to powiedzieć? Panowie rozmawiali o polowaniu, Ingebjorg
próbowała podążać za nimi z pewnym zainteresowaniem, ale wciąż szukała wy-
mówki, która pozwoliłaby jej stąd odejść. Nagle poczuła, że ktoś się w nią
wpatruje. Odwróciła się i zobaczyła, że książę Algotsson zbliża się do nich z dziw-
nym wyrazem twarzy.
— A więc to tutaj zgromadziła się młodzież — zawołał. — I piękna panna
Ingebjorg też tu jest — dodał z elegancją, kłaniając się lekko. — Przynoszę
pozdrowienia od pani narzeczonego. Parę dni temu byliśmy razem na męskiej
uczcie.
Ingebjorg bardziej wyczuwała, niż zauważała reakcję pozostałych. Gorąco
uderzyło jej do twarzy, chciała się zapaść pod ziemię.
— Ach, tak? — usłyszała swój głos dziwnie zmieniony. — Mam nadzieję, że z
nim wszystko w porządku.
— Jak najbardziej. Ale pewnie chciałby być tutaj i prowadzić do tańca swoją
wybrankę — dodał z naciskiem.
Król Hakon nie wyrzekł ani słowa, najmniejszym nawet grymasem nie dał
poznać, co myśli lub czuje. Ku zdziwieniu Ingebjorg stał, trzymając ją za rękę. Po
chwili zwrócił się do Bengta Algotssona i spytał spokojnie:
— Czy nie miał tu przyjechać w najbliższych dniach?
Ingebjorg słuchała zdezorientowana. Król zna Ture-
go? Wie o ich zaręczynach?
Przez moment Bengt Algotsson wyglądał na zbitego z tropu. Kiedy w końcu
się odezwał, w jego głosie było znacznie mniej życzliwości.
— Nic o tym nie wiem.
Muzykanci wrócili do instrumentów i król Hakon zwrócił twarz ku swojej
towarzyszce.
— Jeszcze jeden taniec, panno Ingebjorg?
Skinęła głową, zadowolona, że uniknie nieprzyjemnych pytań księcia. W
drodze do tanecznego kręgu bardzo chciała zapytać, skąd król Hakon zna Turego,
ale zrezygnowała. Wciąż ktoś próbował zamienić kilka słów z władcą.
Zastanawiała się, czy on w ogóle jeszcze będzie chciał z nią tańczyć.
Bawili się długo, Ingebjorg wkrótce zapomniała o przykrym wydarzeniu. W
jakiś czas później uczta dobiegła końca i goście zaczęli opuszczać salę.
Ingebjorg dygnęła, a król skłonił się dwornie.
TLR
— Dziękuję za taniec, panno Ingebjorg, i dziękuję za ten wieczór. Zazdroszczę
pani narzeczonemu — dodał pośpiesznie i, zarumieniony, odwrócił wzrok. —
Dobranoc — rzekł, nie patrząc na nią.
Rozdział 8
Rozległo się głośne pukanie, Ingebjorg spojrzała zaskoczona znad pracy.
— Proszę wejść.
Drzwi otworzyły się z wolna i ukazał się uśmiechnięty król Hakon.
— Czy tym razem zapukałem dostatecznie mocno? Roześmiała się głośno.
— Tak, tym razem usłyszałam, choć pracuję nad bardzo ciekawym rozdziałem
— podniosła się z miejsca.
Król wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i wolno podszedł do pulpitu.
— Jaką księgę pani teraz przepisuje, panno Ingebjorg?
Właśnie skończyłam tę rycerską historię, którą królowa Eufemia kazała
przetłumaczyć na norweski. Pan Orm chce mieć jej kopię.
— O czym ona opowiada?
Ingebjorg miała wrażenie, że król wypytuje wyłącznie po to, by coś mówić,
choć nie jest specjalnie zainteresowany rycerskimi powieściami.
— O tym samym, co większość innych. Dwoje zakochanych nie może się ze
sobą połączyć, wobec czego wybierają wspólną śmierć.
Hakon zrobił się czerwony.
— Lubi pani takie książki, panno Ingebjorg?
Dziewczyna spuściła wzrok.
— Życie często takie bywa, czyż nie? Moim zdaniem pisarze bardzo dobrze
oddają ból i cierpienie, jakie się za tym kryje.
Król stał w bezruchu i wpatrywał się w nią, co ją onieśmielało.
— Mówi pani tak, jakby sama coś podobnego przeżyła — rzekł cicho.
— Bo przeżyłam — odparła, nie podnosząc oczu. — Ale Bóg był dla mnie
miłosierny. Dzisiaj jestem zaręczona z dobrym człowiekiem, którego szanuję i
kocham.
— Nie wiedziałem o tym, dopóki nie przyjechał książę Algotsson.
Ingebjorg spojrzała na niego.
— Wydawało mi się, że król go zna?
Uśmiechnął się krzywo.
TLR
— Chciałem dać prztyczka księciu. Jego słowa wprawiły panią w zakłopotanie,
a tego nie toleruję.
Odpowiedziała mu uśmiechem, wzruszona i zdumiona.
— Nie miałam zamiaru ukrywać, że jestem zaręczona.
— Rozumiem. On przebywa w Szwecji, a pani mieszka tutaj. Ale
zrozumiałbym, że młoda, piękna kobieta, jak pani, nie pozostaje długo samotna.
— Rumieniec znowu pojawił się na policzkach młodzieńca.
— Poznałam pana Turego ostatniego lata. Mój ojciec zmarł w czasie zarazy, a
matka długo próbowała znaleźć mi odpowiedniego kandydata na męża, ale bez
powodzenia. Większość młodych mężczyzn zabrała dżuma lub wstąpili na służbę
u króla. W końcu matka postanowiła oddać mnie do klasztoru.
— A jak spotkała pani pana Turego?
— Tutaj w kraju nie miałam innych krewnych prócz starych wujów ojca i
ciotki matki. Pewien... pewien nasz przyjaciel, ktoś w rodzaju mojego
przybranego ojca, zdołał odszukać moich krewnych w Szwecji, a niedługo potem
pojawił się Ture Gustavsson.
Król skinął głową, nagle bezradny.
— No i kiedy wesele? — spytał po chwili milczenia.
— W dniu świętej Katarzyny.
— Tak szybko?
Nie potrafił ukryć rozczarowania i Ingebjorg zrobiło się przykro.
— Przecież pani go jeszcze nie zna. Spotkała go pani najwyżej kilkakrotnie.
Ingebjorg w milczeniu kręciła głową, nie wiedziała, co powiedzieć.
— Bardzo jestem panią zainteresowany, panno Ingebjorg — powiedział
gorączkowo. — Miałem nadzieję... Myślałem... Była pani dla mnie taka miła, więc
wątpiłem, że...
Ingebjorg słuchała przerażona.
— Nie miałam zamiaru... Nie miałam zamiaru oszukiwać was, panie.
— Ja wcale tak nie myślę. W każdym razie nie teraz, kiedy pani to mówi, i kiedy
widzę pani szczerą twarz. Pani po prostu taka jest — radosna i miła dla wszystkich.
— Mam nadzieję, panie.
Król odwrócił się, by wyjść. Przed drzwiami zatrzymał się jeszcze i powiedział:
— Proszę tańczyć ze mną dziś wieczór, panno Ingebjorg.
Słowa króla zabrzmiały jak rozkaz, ale też i prośba.
— Bardzo chętnie, panie — odparła Ingebjorg.
TLR
Idąc tego wieczora przez dziedziniec twierdzy, czuła się trochę pewniejsza
siebie. Choć młody król Hakon nie ukrywał rozczarowania faktem, że Ingebjorg
jest zaręczona z innym, to panuje nad sytuacją i z pewnością będzie się
zachowywał godnie.
Zauważyła go natychmiast, jak tylko weszła do sali. Stał, ze wzrokiem
zwróconym w stronę drzwi, jakby kogoś wypatrywał, a kiedy ją zobaczył,
zarumienił się i odwrócił głowę. Byłoby mi łatwiej, gdyby się do mnie uśmiechnął,
pomyślała. Tymczasem on sprawia wrażenie głęboko urażonego.
Podeszła do niej królowa Blanka.
— Powiedziałam mojemu synowi o pani zaręczynach — szepnęła. — Bardzo
go to zmartwiło, ale myślę, że szybko mu przejdzie. On tak łatwo ulega nastrojom,
biedak. I jest taki młody.
Ingebjorg spojrzała jej w oczy.
— Bardzo mi przykro — powiedziała cicho.
Królowa Blanka uścisnęła jej dłoń.
— Proszę nie brać tego do siebie, moja droga. Nic pani nie może na to
poradzić, że pani twarz i cała osoba budzi zainteresowanie młodych mężczyzn.
Niech pani zachowuje się tak, jak wczoraj i po prostu z nim tańczy.
Tym razem przy stole Ingebjorg siedziała między panią Kathariną i jakąś inną
młodą szlachcianką. Raz po raz napotykała wzrok królowej, siedzącej po drugiej
stronie stołu. Królowa Blanka mrugała porozumiewawczo, jakby chciała dodać jej
otuchy.
Kiedy posiłek dobiegł końca i rozległa się muzyka, czekała, że król Hakon
wkrótce się zjawi. Stoły zostały usunięte, a Ingebjorg rozglądała się wokół. Ale to
nie król, lecz książę Algotsson szedł w jej stronę.
— Czy mógłbym prosić panienkę o następny taniec?
— Dziękuję, ale król Hakon był pierwszy.
Wsunął jej rękę pod ramię i ze złością pociągnął
za sobą.
— Nie sądzę, żeby to było właściwe, panno Ingebjorg. Akurat w tej chwili
skandalu potrzebujemy najmniej.
— Nie rozumiem, o czym książę mówi?
— Nie mogła pani nie zauważyć, że wczoraj wieczorem goście posyłali pani
niechętne spojrzenia. Zaręczona kobieta nie próbuje uwodzić młodego i
niedoświadczonego królewicza. Zwłaszcza, jeśli sama pochodzi z wysokiego
rodu.
TLR
Ingebjorg poczuła, że wszystko się w niej gotuje.
— Nie próbowałam go uwodzić, panie Algotsson.
— Dobrze, dobrze, różnie można na to patrzeć. Jest rzeczą naturalną, że młody
mężczyzna traci głowę dla pięknej, także młodej kobiety. I od niej zależy, czy chce
zniszczyć sobie reputację.
Znaleźli się w kręgu i książę poprowadził ją do tańca. Miał spoconą, zimną
dłoń, jak rycerz Losne, co Ingebjorg napawało obrzydzeniem. Była oburzona, że
zarzuca jej uwodzenie króla Hakona, i że określa to jako skandal. Przeczucie jej
nie zawiodło. Bengt Algotsson to gbur. Pani Bothild ma rację, to wielka szkoda, że
król Magnus obdarzył go tyloma przywilejami i taką władzą.
Król Hakon znajdował się po przeciwnej stronie sali. Zerkała na niego raz po
raz, na moment ich spojrzenia się spotkały, ale oboje szybko odwrócili głowy.
Dzisiaj kto inny wykonywał przyśpiewki, ale głos miał znacznie gorszy niż młody
król, nie budził w tańczących wielkiego entuzjazmu. Ingebjorg ucieszyła się, kie-
dy muzyka ucichła.
Dygnęła lekko przed księciem i chciała odejść, ale on chwycił ją z całej siły za
rękę.
— Chyba się pani nigdzie nie śpieszy? — zaniósł się głośnym śmiechem, ale
ona zobaczyła, że oczy księcia płoną gniewem.
— O co panu chodzi? — usłyszała swój własny głos. Choć starała się działać
stanowczo, nie mogła ukryć lęku.
— Nie możemy skończyć, skoro dopiero co zaczęliśmy.
Po tych słowach pociągnął ją znowu w stronę kręgu.
Ingebjorg zauważyła, że król Hakon obserwuje ich
z surową miną. Wcześniej mówił, że chciał dać księciu prztyczka, ale
najwyraźniej jest zły tak samo jak ' ona.
Po następnym tańcu książę również nie zrezygnował, kiedy muzykanci zrobili
sobie przerwę, pociągnął ją w stronę niewielkiego stołu pod ścianą, gdzie poda-
wano napoje.
Ingebjorg przestraszyła się, że nie da jej spokoju do końca wieczoru.
Nieoczekiwanie do ich stolika podszedł ochmistrz, Ingebjorg z radością
usłyszała jego słowa:
— Wygląda mi pani na zmęczoną, panno Ingebjorg. Mam nadzieję, że książę
zbyt wiele od pani nie wymaga?
Ingebjorg uśmiechnęła się.
— Strasznie boli mnie głowa, jakbym miała zachorować.
TLR
Wstała i dygnęła przed księciem Algotssonem.
— Mam nadzieję, że pan mi wybaczy. Chyba pójdę do siebie, może do jutra
poczuję się lepiej.
Tamten niechętnie skinął głową. Była przekonana, że gdyby nie ochmistrz,
musiałaby zostać.
Wybiegła z sali balowej i zadowolona wdychała na dziedzińcu świeże
powietrze.
Wahała się przez moment. Pokojówka Kirsten długo jeszcze się nie pokaże,
wie przecież, że uczta potrwa do północy. Nagle Ingebjorg poczuła, że nie chce
wracać sama do sypialni. Wciąż nie mogła uwolnić się od mrocznego spojrzenia
Bengta Algotssona. Postanowiła więc popracować w swojej izdebce, dopóki
Kirsten nie nadejdzie.
Zapaliła kilka oliwnych lampek i zamknęła drzwi na skobel. Potem usiadła i
zaczęła czytać w chybotliwym świetle.
Trwało to parę chwil, po czym ktoś zapukał do drzwi. Ingebjorg drgnęła.
Kirsten nie pukałaby tak głośno. Kto mógł ją zobaczyć, kiedy wychodziła z sali?
Zapukano ponownie, tym razem jeszcze głośniej.
Z wahaniem podeszła do drzwi.
— Panna Ingebjorg? To ja. Hakon.
Bez słowa odsunęła skobel i król wśliznął się do środka.
— Śledziłem panią — wyjąkał. — Przeszedłem przez północne skrzydło, żeby
strażnicy na dziedzińcu mnie nie zobaczyli.
Ingebjorg wciąż stała jak wryta.
— Mam nadzieję, że nie uzna mnie pani za natręta.
Bez słowa pokręciła głową.
— Obserwowałem panią i Bengta Algotssona, i pomyślałem, że muszę panią
ostrzec.
Ingebjorg nadstawiła uszu.
— On nie lubi ani mnie, ani mojego brata.
— Zdążyłam to zauważyć.
— Bardzo mi przykro, panno Ingebjorg. Cieszyłem się, że dziś znowu
będziemy ze sobą tańczyć.
Uśmiechnęła się do niego. Był teraz taki wzruszająco bezradny.
— Ja też się cieszyłam — wyznała szczerze.
Twarz młodego króla rozjaśniła się.
— Naprawdę?
TLR
— Naprawdę. Król pięknie śpiewa, wspaniale prowadzi taneczny krąg. To
radość tańczyć u waszego boku, panie.
— Bardzo się cieszę, panno Ingebjorg.
Zrobił krok do przodu i przyciągnął ją do siebie. Stało się to tak nagle, że
Ingebjorg nie zdążyła zareagować. Hakon pocałował ją mocno w usta, a potem
wypuścił z objęć.
— Proszę się na mnie nie złościć. Wiem, że jest pani związana z innym, a ja
sam też będę musiał poślubić,, inną kobietę, kiedy nadejdzie pora — z drżeniem
zaczerpnął powietrza. — Czas do świętej Katarzyny zleci szybko, ale dopóki nie
należy pani jeszcze do innego mężczyzny, proszę pozwolić... — zawahał się nie
taki już pewny siebie.
— Panie i królu — zaczęła Ingebjorg zakłopotana.
— Nie, panno Ingebjorg. Ja nie jestem panem i królem. Jestem Hakonem. —
Opuścił bezradnie ręce. — Bardzo proszę, niech mnie pani nie wyrzuca za drzwi.
Ingebjorg nigdy nie czuła się tak nieswojo. Oto stoi przed nią król, który
posiada władzę nad krajem i narodem. Każda młoda panna dałaby wiele lat za to,
by przeżywać to, co ona w tej chwili. Mimo to rodził się w niej bunt. Została
zaręczona z Turem wobec Boga i ludzi, kapłan pobłogosławił ten związek, a ona
jest zdecydowana zrobić wszystko, co w jej mocy, żeby było im ze sobą dobrze.
Naruszyła przykazania Boże o jeden raz za dużo i poniosła za swoje grzechy
niezwykle surową karę. Nawet gdyby była tak samo zakochana w królu Hakonie,
jak on najwyraźniej jest w niej, nie zrobiłaby nic nieprzyzwoitego za plecami
Turego. Ale ona zakochana w królu nie jest.
— Nie odwrócę się od króla — szepnęła. — Ale jestem zaręczona z panem
Ture, a zostałam wychowana w bo jaźni bożej i żyję zgodnie z nakazami Pana.
— Więc przynajmniej nic przeciwko mnie pani nic ma? — wykrzyknął
niecierpliwie.
— Nie, nie mam. Wprost przeciwnie, uważam, że król jest urodziwym,
godnym pożądania mężczyzną. Nie o to chodzi...
— Więc odsuwa się pani ode mnie dlatego, że jest dobrą chrześcijanką i chce
żyć zgodnie z przykazaniami Pana, tak mogę to rozumieć?
Ingebjorg przytaknęła.
— Dziękuję, panno Ingebjorg. Bałem się, że mnie pani odepchnie. Pani nie jest
taka jak inne kobiety — ujął jej rękę i gorąco ucałował. — Teraz powinienem
sobie iść, panno Ingebjorg. Chciałbym tylko, żeby obraz pani wbił mi się w
TLR
pamięć. Pani imię często będzie gościć na moich wargach, a pani uśmiech będzie
rozjaśniał moje sny. Kocham panią, panno Ingebjorg.
Potem odwrócił się na pięcie i wybiegł, zostawiając ją kompletnie zaskoczoną.
Nigdy nie spotkała młodego mężczyzny o tak gwałtownych uczuciach, nie wie-
działa nawet, że coś takiego jest możliwe. I to po zaledwie kilku dniach
znajomości. Król okazał się dziwną mieszaniną dziecka i dorosłego człowieka. Ma
w sobie zmysłowość mężczyzny i dziecinną potrzebę chwytania tego, na co akurat
ma ochotę.
— Najświętsza Panienko — szepnęła. — Do czego to dojdzie.
Rozdział 9
Wczesnym rankiem następnego dnia Ingebjorg usłyszała na dziedzińcu
twierdzy głosy ludzi i rżenie koni. Uniosła głowę znad książki i zaczęła
nasłuchiwać. Jeden E głosów mógł należeć do Bengta Algotssona, mimo 'Woli
drgnęła.
— Daj Boże, żeby opuścił twierdzę — szepnęła sama do siebie. Ten człowiek
zaczął ją przerażać. Dzisiejszej nocy leżała przez jakiś czas, nie śpiąc i rozmyślała
o wczorajszych wydarzeniach, znowu ogarnięta złością. Jak człowiek,
pochodzący przecież z niskiego rodu, śmie traktować ją w ten sposób. Zmuszać ją
do tańca, choć król Hakon poprosił o to pierwszy, a potem oskarżać, że uwodzi
króla. To obraźliwe dla niej, ale też oznacza brak szacunku dla władcy. I po co
właściwie trzymał ją przy sobie tak długo?
Hałasy na dziedzińcu ucichły i dopiero wtedy odważyła się pójść do jadalni na
śniadanie. Tam dowiedziała się, że obaj królowie, ochmistrz, książę Algotsson i ci
członkowie Królewskiej Rady, którzy nocowali w twierdzy, przenieśli się na
królewski dwór w Oslo, by rozważyć z kanclerzem ważne sprawy. Ingebjorg z
niepokojem przeczuwała, że zanosi się na coś poważnego. Dostrzegała troskę w
twarzy królowej Blanki, w świetle dnia, sączącym się przez okna widziała, że
królowa wcale dobrze nie wygląda. Wychudłe policzki, mroczne cienie pod
oczami. Światło świec wieczorem mnie zwiodło, pomyślała. Królowa Blanka nie
jest taka za dowolona, jak początkowo myślałam.
W czasie posiłku panował nastrój przygnębienia. Ingebjorg domyślała się, że i
królowa, i pani Bothild zmagają się z bolesnymi sprawami, nie odzywała się więc,
bo nie chciała im przeszkadzać. Pozostałe panie też jadły w milczeniu. Czy od
TLR
wczorajszego wieczora mogło się wydarzyć coś dramatycznego, zastanawiała się.
To chyba niemożliwe, by chodziło o zachowanie młodego króla Hakona. Przecież
nawet z nim nie tańczyła, a ich rozmowy w izdebce nikt podsłuchać nie mógł.
Spojrzała badawczo na gospodynię twierdzy. Tamta też uniosła twarz i
uśmiechnęła się.
Po śniadaniu chciała jak najprędzej wrócić do pracy, ale pani Bothild ją
zatrzymała.
— Zechce pani zaczekać? Panowie wyjechali na kilka dni, rozmowy potrwają
jakiś czas. Miasta hanzeatyc— kie stwarzają problemy, zanosi się na poważny
niepokój, poza tym muszą znaleźć sposób na stłumienie niezadowolenia możnych
panów. Poprosiłam pana Orma, żeby zwolnił panią na kilka dni od pisania.
Królowej potrzebne jest towarzystwo, pomyślałam więc, że pani najlepiej potrafi
ją rozerwać.
Ingebjorg patrzyła zaskoczona. Jak ona, najmłodsza z obecnych, miałaby
zabawiać monarchinię?
Gospodyni uśmiechnęła się.
— Niech pani nie robi takiej zaskoczonej miny. Właśnie kogoś takiego jak pani
królowa najbardziej potrzebuje. Ma dość towarzystwa wyniosłych szlachcianek.
Pani sama wiele przeżyła, los zesłał pani wiele prób. Spadły na panią
prześladowania, nastawano na pani życie, wie pani, co to nienawiść i żądza
zemsty. Ja mówiłam o tym królowej i ona chciałaby z panią porozmawiać.
Pani Bothild ujęła ją pod rękę i poprowadziła do małej, ciepłej izdebki, gdzie
ogień wesoło trzaskał na kominku.
Królowa Blanka siedziała na krześle z wysokim oparciem, z odchyloną w tył
głową i przymkniętymi oczyma. Robiła wrażenie wyczerpanej. Kiedy weszły,
otworzyła oczy i uśmiechnęła się blado.
— A więc mamy tu naszą piękną pannę Ingebjorg. Proszę, niech pani usiądzie.
— Nic nie ucieszy mnie bardziej niż to, że mogę zrobić coś dla królowej,
obawiam się jednak, że jestem na to zbyt prostą i mało znaczącą osobą.
Królowa Blanka znowu się uśmiechnęła.
— Pani Bothild opowiadała mi trochę o pani przejściach, chciałam więc
osobiście usłyszeć, jakie to próby Pan przed panią stawiał.
Zarumieniona Ingebjorg spuściła wzrok.
— Zostałam surowo ukarana za grzechy i próbowałam w pokorze przyjmować
wyroki Pana, ale nie zawsze mi się to udawało. Z początku buntowałam się i
stawiałam opór, i dopóki nie zrozumiałam, że to nie ma sensu, nadal grzeszyłam.
TLR
Dopiero kiedy cena tego okazała się zbyt wysoka, nauczyłam się naprawdę lękać
gniewu Bożego.
— Nie mogę uwierzyć, że pani mogła popełnić prawdziwy grzech, panno
Ingebjorg. Mogłaby pani opowiedzieć mi o swoich przeżyciach?
Ingebjorg spojrzała w jej szczere oczy i stwierdziła, że władczyni naprawdę
chce posłuchać o jej walce z pokusami. Instynktownie przeczuwała, że królowa
ma za sobą taką samą walkę. Usiadła więc i powoli zaczęła opowiadać,
poczynając od chwili, kiedy po raz pierwszy spotkała Eirika, mówiła o
rozczarowaniu, kiedy zniknął, doprowadziła swoje opowiadanie aż do dnia, kiedy
zobaczyła, jak prowadzą go na szubienicę. Mówiła o miłości do Saemundgard i o
decyzji matki, by oddać ją do klasztoru, o cierpieniu, jakiego przysporzyła jej
nienawiść pani Thory. Królowa słuchała z uwagą. Kiedy Ingebjorg skończyła,
zawołała wzburzona:
— Więc pani sądzi, że cierpienia w klasztorze były karą boską za pani miłość
do tego gospodarskiego syna, tak mam to rozumieć?
Ingebjorg przytaknęła.
— Matka starała się znaleźć dla mnie odpowiedniego kandydata, a kiedy w
końcu go znalazła, ja byłam zakochana w Eiriku. Nie podporządkowałam się
decyzji matki, ale za plecami narzeczonego biegałam na schadzki z ukochanym.
Grzeszyłam przeciwko Bożym przykazaniom, przeciwko prawu Kościoła i kraju.
— Zamilkła i wpatrywała się w podłogę. — Zostałam jednak ukarana surowiej,
niż większość ludzi.
Zaległa cisza.
Królowa Blanka westchnęła zmęczona.
— W moich oczach pani grzech nie wydaje się taki wielki, panno Ingebjorg.
Nie zrobiła pani nic innego, niż robi wielu panów ze szlacheckich rodzin, a i
kobiet, ale oni się z tego nie spowiadają, więc nie spotyka ich kara.
Ingebjorg zerknęła pośpiesznie w stronę pani Bothild. Gospodyni siedziała z
głęboką zmarszczką na czole i myślała z pewnością o ochmistrzu i Giseli.
Ingebjorg zacisnęła wargi i wpatrywała się w podłogę. Królowa nie wie
wszystkiego, byłoby brakiem szczerości zostawić ją w przekonaniu, że to cała
wina.
— Było coś jeszcze, Wasza Wysokość — szepnęła zawstydzona. —
Spotykałam go potajemnie w klasztorze, kłamałam wobec matki przełożonej,
wkładałam pod habit nowicjuszki suknię, choć to było zakazane i... — Przerwał jej
głośny śmiech królowej.
TLR
— Kochana panno Ingebjorg, pani naprawdę jest taka niewinna. Kto by się
zastanawiał, czy włożyć pod habit suknię, gdy w klasztorze panuje przejmujący
ziąb?
Po chwili spoważniała.
— Gdybym nie miała większych win na sumieniu, naprawdę bym się nie
skarżyła. Mnie codziennie męczą grzechy tak wielkie, że o mało mnie nie
zadławią. Wiem, że spędziła pani w klasztorze cały rok i nauczyła się wszystkiego
o winie, pokucie i odpuszczeniu. Ja mam pod dostatkiem kapłanów, by pytać, ale
im nie ufam. Oni zajęci są jedynie własnymi interesami. Od dawna pragnęłam
porozmawiać z kimś, kto sam grzeszył, otrzymał karę i odpuszczenie, kto jest
mądry i patrzy na sprawy trzeźwym wzrokiem, nie strasząc sądem ostatecznym,
piekłem i siarką, kto nie żąda podporządkowania i ślepego posłuszeństwa, jak to
czynią księża.
Ingebjorg nie miała odwagi oddychać. Jak to możliwe, że królowa zwraca się
do niej z takimi poważnymi sprawami? Ingebjorg jest przecież zwyczajną kobietą,
na dodatek bardzo młodą.
— Ja nie mam zdrowia, panno Ingebjorg — mówiła królowa dalej. — Gniew i
prześladowania czynią mnie chorą, złośliwe oskarżenia, na które nie mogę
odpowiedzieć, kłamstwa i oszustwa, odbierają mi siły. Mogę znieść wiele,
doznałam i głodu, i zimna, i biedy w ostatnich latach, ale tego, że źli ludzie chcą
poróżnić króla Magnusa i naszego syna Eryka, rozbić rodzinę, znieść nie mogę.
Pytam sama siebie, czy pani Birgitta miała rację, oskarżając nas i obciążając winą
za to, że wielka zaraza spadła na kraj? Ona twierdzi, że to gniew Boży za nasze
grzechy.
Ingebjorg słowa nie mogła wykrztusić ze zdumienia.
— To ona twierdzi, że królewska para jest winna temu, co się stało? Przecież
dżuma dotknęła więcej krajów, nie tylko Norwegię i Szwecję.
— Pani Birgitta wykorzystuje dżumę, by uzyskać jak najwięcej władzy dla
siebie, swojego syna i dla szlachty — wtrąciła pani Bothild. — Chciałaby osadzić
na tronie króla Karola.
Ingebjorg rozglądała się wstrząśnięta.
Królowa Blanka znowu westchnęła przygnębiona.
— Sama nie wiem, co myśleć. Król Magnus uważa, że wszystko, co ta kobieta
robi i mówi, służy naszemu krajowi. Bo poglądy, które głosi, przekazuje jej w
objawieniach sama Najświętsza Panienka. Jeżeli to praw da, to gniew Pana musi
być wielki.
TLR
— Ale dlaczego? — spytała Ingebjorg.
— Król Magnus i ja, którzy powinniśmy stanowił dobry przykład i wzór dla
ludu, w czasie największe i próby, jaka została na nas zesłana, uciekliśmy przed
zarazą — rzekła cicho. — Zabraliśmy dworzan, konie, jedzenie, okrycia ze skór
oraz inne wyposażenie i uciekliśmy do lasu. — Królowa bezradnie opuściła ręce,
głos jej drżał. — Podobnie jak inni ulegliśmy panice. Dżuma mogła nas dopaść
nawet daleko od domu, powie dziano nam, a kiedy pewnego razu mijaliśmy
niewielką chatę i w drzwiach zobaczyliśmy dwoje małych dzieci, usłyszeliśmy, że
ich rodzice dopiero co zmarli, uciekliśmy najszybciej, jak się dało. Obraz tych
dwóch przerażonych, dziecięcych twarzyczek wciąż mam wy ryty w pamięci i co
noc wracają do mnie te same bo leśne pytania: czy dzieci zostały same ze
zmarłymi? Czy ktoś je nakarmił? A jeśli zaraza ich nie uśmierciła, to co się z nimi
stało? Kto się nimi opiekował w chorobie, a także dlaczego nie zadaliśmy sobie
trudu, by chociaż rzucić im coś do jedzenia? My jednak myśleliśmy tylko o
własnym ratunku i uciekliśmy stamtąd śmiertelnie przerażeni, że się zarazimy.
My, którzy powinniśmy przeprowadzić nasz lud przez tę największą z katastrof,
okazać wtedy odwagę, siłę i miłość bliźniego.
Ingebjorg odczuwała rozpacz królowej niczym ból własnego ciała. Desperacko
szukała słów, które mogłyby pocieszyć monarchinię, ale wiedziała, że to niełatwe
zadanie.
— Gdyby król też się zaraził, nie miałby kto rządzić krajem.
— Ale ja mogłam zostać.
— Królewscy synowie potrzebowali matki — próbowała wtrącić Ingebjorg. —
Królowa nie mogła ich także wystawiać na niebezpieczeństwo.
— Królewscy synowie musieli dorastać bez matki. Dawniej było zasadą, że we
wczesnym dzieciństwie oddawano potomstwo na wychowanie. Daliby sobie radę
beze mnie, tego jestem pewna.
— Król by nie pozwolił, żeby jego małżonka została, i a on ze swej strony czuł
się z pewnością zobowiązany
do chronienia interesów kraju. Kraj bez króla ogarnia chaos, lud zostaje bez
ojca.
— Pani słowa niosą mi pociechę, panno Ingebjorg. Czasami naprawdę wina
przygniata mnie do ziemi.
Ingebjorg skinęła głową.
— Ja wiem, jak to jest, sama też to odczuwałam — umilkła na chwilę, ale
potem znowu zebrała się na odwagę.
TLR
— Ja... Ja nie powiedziałam królowej wszystkiego. Miałam więcej powodów
do pokuty, niż wyznałam. Chociaż jednak czułam się największą grzesznicą,
przeżyłam coś, co kapelan zakonny, sira Jacob, określił jako objawienie. Bóg z
pewnością nie objawiłby się komuś, czyje grzechy byłyby niewybaczalne.
Królowa Blanka spojrzała na nią z zainteresowaniem.
— Miała pani objawienie?
Ingebjorg przytaknęła.
— Dwukrotnie. Byłam zamknięta w klasztornej ciemnicy, gdy nagle pojawiło
się światło i usłyszałam głos, mówiący: „Nie lękaj się, bo ja jestem przy tobie".
Królowa Blanka poruszyła się na krześle.
— Mimo że popełniła pani jeszcze większy grzech niż te, o których mi pani
mówiła?
Ingebjorg znowu przytaknęła i głęboko wciągnęła powietrze. '
— Popełniłam grzech największy ze wszystkich grze chów, Wasza Wysokość.
Próbowałam zabić nienarodzone dziecko. — Ostatnie słowa wymówiła szeptem.
W izbie zaległa dzwoniąca w uszach cisza. Ingebjorg słyszała bicie własnego
serca, widziała, że obie panie są wstrząśnięte. Mimo to za nic by swoich słów nie
cofnęła. Przyznając się bowiem do własnego przestępstwa, ulżyła nieco
brzemieniu królowej. Chcieć odebranie dziecku życie, to przestępstwo co
najmniej takie samo, jak nie dać jedzenia sierotom. Mówiąc, że Pan mimo to
zwrócił się do niej w objawieniu, chciała przekonać królową, że ona też otrzyma
odpuszczenie grzechów.
Uniosła wzrok i zobaczyła, że po policzkach królowej spływają łzy.
— Dziękuję, panno Ingebjorg — szepnęła władczyni po ruszona. — Pomogła
mi pani bardziej, niż sama przypuszcza. Teraz będę wierzyć, że uzyskam
wybaczenie, i że Pan zechce uwolnić króla i moich synów od nienawiści
Od tej pory Ingebjorg, pani Bothild i królowa Blanka codziennie spotykały się
na krótkiej, poufałej rozmowie, Ingebjorg coraz wyżej ceniła obie damy. Miała siv
na baczności, żeby nie wspomnieć o dokumencie, dlatego jej opowieści o pani
Thorze nie były tak do końca prawdziwe. Ale nie odbierała tego jako omijania
prawdy. Pani Thora nienawidziła jej niezależnie od dokumentu i, tak czy inaczej,
lepiej by jej nie potraktowała.
Królowa Blanka ze swej strony miała wielką potrzebę mówienia o lęku
związanym z zarazą, o własnej w i nie, cierpieniach narodu i własnej niepewności,
czy bać się Pana, czy też wątpić w jego istnienie.
TLR
— Gdyby ta straszna zaraza miała być karą za grzechy ludzi, to dlaczego Bóg
pozwolił cierpieć niewin nym dzieciom? — zastanawiała się. — Dlaczego cała
Flandria została oszczędzona, natomiast wielkie połacie Norwegii się wyludniły?
Dlaczego Bóg pozwolił, by pobożne i ofiarne zakonnice pomarły w mękach, gdy
grzeszni, źli i bezbożni ocaleli?
Ani Ingebjorg, ani pani Bothild nie znajdowały odpowiedzi.
— Moja matka powtarzała zawsze, że ktoś musi stać się ofiarą, by inni poznali
różnicę między złem i dobrem — próbowała niepewnie Ingebjorg. — Mówiła też,
te wielu rzeczy nie rozumiemy i wiele odpowiedzi otrzymamy dopiero w dniu
Sądu Ostatecznego.
Pani Bothild przytaknęła, zwracając się do królowej:
— Niech nam pani opowie, Wasza Wysokość. Chcemy posłuchać, przez co
królowa przeszła.
— Nie było to nic innego, jak tylko strach, poczucie winy i krytyka wobec
własnego zachowania. Mogę się tylko domyślać, co przecierpieli ludzie. Kiedy w
końcu po wielu dniach spędzonych na końskim grzbiecie, dotarliśmy do Nidaros,
zobaczyliśmy straszne wszechogarniające nieszczęście. Wiele domów
opustoszało, dym nie unosił się nad dachami, z okien i otworów nie sączyło się
światło. Drzwi domostw były szeroko otwarte, większość została splądrowana. Na
ulicach nie widziało się ludzi, a ci nieliczni, których spotykaliśmy, robili wrażenie
odrętwiałych i pozbawionych uczuć. Nie byli nawet w stanie spojrzeć na króla i
jego synów, strach i śmierć sprawiły, że stali się apatyczni. Patrzyłam na to
oniemiała z przerażenia, wydawało mi się, że znaleźliśmy się w mieście umarłych.
Nikt w królewskim orszaku nie odezwał się słowem, wszyscy byli jak
sparaliżowani tym, co widzieliśmy. Nikt nie umiał wyobrazić sobie, jak to miasto
wyglądało jeszcze parę tygodni temu. Wtedy słychać było chóry kościelnych
dzwonów, teraz wszystkie milczały. Panowała ponura cisza, potem
dowiedzieliśmy się, że wszyscy księża i kanonicy z Nidaros umarli, arcybiskup
także. Przeżył natomiast królewski zwierzchnik miasta, Narve Torelifsson. Stracił
żonę i dwoje dzieci, twierdził, że nie ma już po co żyć.
Królowa Blanka umilkła na chwilę, a potem znowu zaczęła opowiadać.
Ingebjorg pomyślała, że to dobrze, iż królowa wspomina najstraszniejsze
wydarzenia.
— Odwiedziłam klasztor Bakke. Zakonnice opowiadały mi, że najpierw czuły
się kompletnie bezradne, dzień i noc paliły ogień w kalefaktorium, spały tam i
jadały. Później zajmowały się pielęgnowaniem chorych. Robiły to do końca
TLR
zarazy. Żadna zakonnica nie uciekła, większość pomagała ludziom, dopóki same
się nie rozchorowały.
Dopiero teraz, po tych szczerych rozmowach z królową i gospodynią twierdzy,
Ingebjorg pojęła troskę władczyni, jeśli chodzi o walkę panów przeciwko królowi.
— Decyzje podjęte na zamku Varberg były niezgodne z norweskim prawem —
tłumaczyła królowa. — Według niego bowiem Eryk jest prawowitym dziedzicem
norweskiego tronu. Pani Birgitta, dawna ochmistrzyni mojego dworu, twierdziła
przez cały czas, że najstarszy syn króla, czyli Eryk, ma prawo do norweskiego
tronu. Wkładała mu to do głowy przy każdej okazji, wobec czego on był coraz
bardziej niezadowolony, że po śmierci ojca miałby zostać tylko królem Szwecji.
Tutaj wtrąciła się pani Bothild:
— Zarówno ona, jak i szwedzka szlachta, wykorzystują to dla własnych
interesów.
Królowa nie skomentowała jej słów.
— Król Magnus i ja uznaliśmy, że rezygnacja z unii i rozdzielenie obu krajów
to najbardziej sprawiedliwa decyzja, podjęta zresztą w interesie i Hakona, i Eryka.
Dzięki temu żaden nie będzie mógł odebrać korony bratu. Zresztą nie ma mowy o
rozdzieleniu obu krajów po wsze czasy. Na spotkaniu w Bahus ustalono, że gdyby
Hakon umarł nie mając syna, to koronę odziedziczy Magnus lub Eryk, czyli
sprawa zostanie rozwiązana w zgodzie ze starym prawem norweskim.
Monarchini wstała i zaczęła chodzić po pokoju. Podeszła do okna i przez jakiś
czas wpatrywała się w jesienny mrok.
— Nie spodziewaliśmy się, że ktoś mógłby judzić naszych synów przeciwko
sobie. W dzieciństwie Hakon i Eryk byli przyjaciółmi, choć różnią się od siebie tak
bardzo. Hakon jest spokojny, a jego brat wprost przeciwnie. Eryk jest drobny,
szczupły i ciemnowłosy, a Hakon wysoki, barczysty, z jasną czupryną — dodała z
uśmiechem. — Moim zdaniem, nigdy by nie zaczęli walczyć o władzę, gdyby ich
nie podburzano. To znaczy, Eryk by nie zaczął, bo przecież Hakon nie występuje
przeciwko bratu. To Eryk stał się wojowniczy i chciwy. Chce być królem, i to
zaraz. Nie może znieść, że Hakon dostał tron przed nim i występuje wobec
własnego ojca z pogróżkami. Możni panowie wykorzystują jego urażony honor i
nie ustąpią, dopóki nie osiągną swego.
Umilkła na chwilę i spojrzała na Ingebjorg.
— Kiedy patrzę na panią, panno Ingebjorg, to wiem, co chciałaby pani dodać:
czy jego ojciec nie może oddać mu władzy? Przecież rządził obydwoma krajami
wystarczająco długo.
TLR
Ingebjorg milczała, ale myślała właśnie tak.
— Ja spytałam go o to samo — mówiła dalej królowa. — W tej sprawie jednak
każde z nas ma inne zdanie. Magnus ma wiele zalet, jest zdolny, pracowity,
obdarzony silną wolą, ja go kocham, ale muszę przyznać, że ma też słabości. Jest
obrażalski jak jego ojciec i uparty jak matka. Błagałam go, by przynajmniej nadał
Erykowi tytuł, ale on odmawia. Teraz Eryk jest w drodze do Oslo, słyszałam, że
jedzie tutaj z gniewem w sercu. Boję się kłótni, moje drogie, chciałam
podziękować, że obie jesteście przy mnie.
Znowu spojrzała na Ingebjorg.
— Nie potrafię tego wytłumaczyć, panno Ingebjorg, ale od pierwszej chwili,
kiedy panią zobaczyłam, od czuwam jakieś łączące nas pokrewieństwo. Mój syn,
król Hakon, najwyraźniej czuje to samo — dodała z uśmiechem. — A ja
pozwalam mu zabiegać o pani przyjaźń.
Następnie zwróciła się do pani Bothild.
— Nigdy z nikim nie rozmawiałam tak otwarcie jak z paniami. Nawet wobec
króla Magnusa nie mogłam sobie na to pozwolić. Wiem, że mogę na was obu po
legać i dziękuję, że panie także okazały mi zaufanie i przyjaźń.
Pani Bothild kiwała głową, wyraźnie wzruszona.
— Radość i honor są po naszej stronie, Wasza Wysokość. Królowa może być
pewna, że nie piśniemy ani słowa, które mogłoby zaszkodzić naszej władczyni al
bo królowi.
Gospodyni podniosła się z miejsca.
— A teraz pora na kolację. Proponuję, żebyśmy dzisiaj wcześnie poszły spać,
bo zdaje mi się, że jutro możemy oczekiwać powrotu panów.
W drodze do jadalni Ingebjorg zastanawiała się, jaką to kłótnię miała na myśli
królowa. W pamięci powrócił obraz młodego króla Hakona, jego szczera twarz,
dobry, trochę nieśmiały uśmiech i oczy całko wicie pozbawione zła.
Królowa nie przypuszcza chyba, że bracia mogliby sięgnąć po broń przeciwko
sobie, czy przeciwko własnemu ojcu?
Rozdział 10
Król wraz z orszakiem wrócił dopiero następnego dnia po śniadaniu.
TLR
Ingebjorg słyszała hałas, dobiegający z dziedzińca twierdzy, ale nadal siedziała
w swojej pracowni. Teraz, kiedy król wrócił, nie jest już potrzebna królowej
Blance.
Za oknem lał deszcz, wiatr szarpał budynkami, a fiord pokrył się białą pianą.
Ingebjorg siedziała i trzęsła się z zimna. Myśli krążyły wokół rozmów z
królową Blanką i młodzieńczego zapału króla Hakona, od lęku królowej o
niepokoje w kraju do jej własnej niepewności co do tajnego dokumentu.
Powtarzała sobie, że nie może on już mieć ( jakiegoś wielkiego znaczenia. Król
wie, że szwedzka szlachta występuje przeciwko niemu i że jacyś możni panowie
norwescy też go nie popierają. Naprawdę niepokojący jest fakt, że wśród
królewskich przeciwników znajduje się też ochmistrz, namiestnik władcy w kraju.
A ją samą głowa boli o to, że jest jedną z niewielu wśród zwolenników króla,
którzy o tym wiedzą. Są wśród nich Bergtor, rycerz Darre i właściciel dworu
Valen, poza tym jeszcze siostra Sigrid i sira Jacob, choć oni nie chcą się mieszać w
świeckie rozgrywki. Ingebjorg jest jedyną mieszkanką Akersborg, znającą
prawdę, przez co odpowiedzialność ciąży jej nieznośnie.
Zarazem jednak nigdy w życiu nie wydałaby męża pani Bothild za plecami
małżonki. Jeśli ochmistrz silą
przeciągnął syna na swoją stronę, to uczynił z niego zdrajcę kraju, co jest
śmiertelnie niebezpieczne. Pani Bothild bardzo kocha syna. Ingebjorg ze swej
stron) pokochała pełną życzliwości panią twierdzy i chciała by oszczędzić jej bólu.
Wstała od pulpitu i wolno podeszła do okna. Deszcz i jesienne ciemności
działały na nią przygnębiająco. Ze by chociaż Ture jak najszybciej wrócił.
Ingebjorg najbardziej tęskniła za życiem w spokoju, takim, jakie prowadziła w
domu w Saemundgard. Chciałaby znaleźć się jak najdalej od intryg i walki o
władzę, od zła tkwiącego w ludziach, od tych wszystkich gier o kobiety, fizyczną
miłość i bogactwa. Tęskniła za przytulnym na strojem w ich starej izbie w
Sasmundgard, za życzliwymi rozmowami, prowadzonymi przy ognisku w takie
ciemne, jesienne wieczory jak dzisiejszy. Wszyscy w domu pracowali ciężko,
zwłaszcza ostatnio, kiedy nie mieli służby, teraz jednak widziała, że wiedli dobre,
godne życie. Zmęczenie codziennym wysiłkiem napełniało wszystkich
zadowoleniem, a poza tym oni się nawzajem kochali.
Życie w środowisku bogatych ludzi od początku ją przerażało. Najpierw
wprawdzie widziała roześmiane twarze w balowych salach, stoły uginające się od
jedzenia, tańce i muzykę, rychło jednak odkryła inną rzeczywistość. Pod
beztroskimi maskami dostrzegała twarze naznaczone troską, lękiem i cierpieniem.
TLR
Lękiem przed utratą przywilejów, strachem przed złośliwością i chciwością
innych, cierpieniem z powodu tego, że małżonek lub małżonka woli kogoś innego.
Ludzie, pracujący na ziemi, w kuźniach czy w zabudowaniach gospodarskich, nie
mają czasu ani siły na tego rodzaju zmartwienia.
Zapukano do drzwi i Ingebjorg odwróciła się gwałtownie. Król Hakon,
przemknęło jej przez głowę, próbowała się przygotować na odprawienie młodego,
zmysłowego władcy. Idąc do drzwi przypominała sobie, co myślała pod jego
nieobecność. Musi okazywać mu życzliwość, zachowywać się uprzejmie i z
pokorą należną królowi, zarazem jednak stanowczo próbować powstrzymać jego
zaloty. Nie można odwrócić się do króla plecami, nie umiała jednak uwierzyć, że z
jego strony to coś więcej, niż przelotne zauroczenie.
Odsunęła skobel i stała z uśmiechem na wargach, ale uśmiech zaraz zgasł. Po
tamtej stronie ukazał się żądny władzy książę Bengt Algotsson.
Skłonił się lekko, wkroczył do środka nieproszony i zdecydowanym ruchem
zamknął za sobą drzwi.
Serce Ingebjorg podskoczyło ze złości do gardła. Jak ten człowiek śmie
wdzierać się tutaj w taki sposób?
— Bądź pozdrowiona piękna panno Ingebjorg. Wygląda pani wspaniale, spała
pani dobrze?
— Owszem, dziękuję — mruknęła Ingebjorg. — O co chodzi, książę
Algotsson?
— Chciałbym zamienić z panią kilka słów — odparł z szerokim uśmiechem. —
Jako najbliższy doradca króla czuję się zobowiązany przekazać pani ostrzeżenie.
Ostatniego wieczora przed naszym wyjazdem przyjmowała pani tutaj odwiedziny,
prawda?
Policzki płonęły jej z gniewu. Skąd on wie, że król Hakon tutaj był? Śledził go
i podsłuchiwał?
— To moja osobista sprawa — odparła krótko.
— Pani tak myśli, panno Ingebjorg — syknął z tym samym uśmiechem. — Ale
popełnia pani błąd. To, co robi król, dotyczy nas wszystkich.
— Trudno mi uwierzyć, że król nie ma prawa zamienić paru słów z kimś ze
swoich podwładnych. Jeśli stał pan za drzwiami, książę, to musi pan wiedzieć, że
wizyta była krótka.
Najwyraźniej odgadła właściwie, bo książę zaczerwienił się po korzonki
włosów.
TLR
— Uważam, że nasza młoda panienka powinna bardziej o siebie dbać — rzekł
lodowato. — Jeśli sądzi, że może zachowywać się jak chce wobec ludzi króla, to
szybko dowie się, iż to nieprawda.
Ingebjorg milczała.
Tamten chwycił ją mocno za ramię.
— Słyszała pani, co powiedziałem, panno Ingebjorg? Nie będę tolerował
takich zachowań, zwłaszcza ze strony jakiejś norweskiej chłopskiej córki. Chętnie
bym się dowiedział, jakim sposobem osiągnęła pani stanowisko osoby
przepisującej dla ochmistrza. To znaczy, jestem raczej pewien, jak to było... Nasz
dobry Orm 0ysteinsson jest ognistym i zmysłowym mężczyzną, prawda? Pani zaś
ma śliczną buzię, choć wielu innych zalet pani brakuje — dodał, lustrując ją z góry
na dół. — Słyszałem, że on woli bujne panny, ale widocznie miał ochotę na
odmianę.
Ingebjorg nie była w stanie zapanować nad gniewem. Wiedziała jednak, że
musi go w sobie stłumić. Głos jej drżał, gdy zmuszała się do spokojnej
odpowiedzi:
— Myli się pan, panie Algotsson. Pan Orm zwrócił uwagę na moją pracę, kiedy
mieszkałam jeszcze w klasztorze Nonneseter i zatrudnił mnie wyłącznie z powodu
moich umiejętności. Poza tym nie jestem żadną chłopską córką. Moim ojcem był
wpływowy mąż, a ród matki pochodzi od Folkungów.
Książę roześmiał się szyderczo.
— Folkungowie — prychnął i nagle zmienił ton, uniósł rękę i pogłaskał
Ingebjorg po policzku. — Złość dodaje pani urody, panno Ingebjorg. Widzę, że
ma pani bardzo dobre stosunki z gospodynią twierdzy i pewnie niechętnie
opuściłaby pani Akersborg.
Ze wzburzenia Ingebjorg kręciło się w głowie.
— Im dłużej na panią patrzę, tym lepiej rozumiem ochmistrza i młodego króla.
Wodził palcem wskazującym po jej twarzy, po nosie i wargach, po szyi. Kiedy
próbowała się odsunąć, chwycił ją z całej siły za nadgarstek.
— Najwyraźniej pan nie wie, że jestem zaręczona z Ture Gustavssonem, z
królewskiej drużyny — syknęła gniewnie. — Chyba nie bardzo by mu się
podobały pańskie słowa.
Książę znowu się roześmiał.
— A kiedy on wraca? Słyszałem, że na świętą Katarzynę. Wtedy ja będę na
zamku w Varberg, więc się tego nie dowiem.
Ingebjorg milczała.
TLR
Książę coraz mocniej zaciskał palce na jej ramieniu.
— Proszę mnie nie drażnić, panno Ingebjorg, to może być dla pani
niebezpieczne. — Oczy mężczyzny zrobiły się wąskie. — Lubię, kiedy kobiety
stawiają opór, ale nie w ten sposób. — Odepchnął ją od siebie i ruszył ku drzwiom.
Ingebjorg wciąż stała w tym samym miejscu, dygocząc z gniewu, ale też z
przerażenia. Od pierwszego spotkania miała wrażenie, że oczy tego człowieka
przypominają oczy siry Joara.
Ze strachem biegła tego wieczora przez Ciemny Korytarz na dziedziniec
twierdzy. Jeszcze nie spotkała króla Hakona i modliła się w duchu, by o niej
zapomniał. Nie wiedziała, czy królewski brat, junkier Eryk, już przyjechał, a jeśli
tak, to czy ona nie zostanie wmieszana w ich wrogie rozgrywki.
W sali jadalnej goście jeszcze nie zasiedli przy stołach, nakrytych jak zwykle
oddzielnie dla kobiet i oddzielnie dla mężczyzn. Gdy tylko weszła, spostrzegła, że
królowa Blanka przyzywa ją gestem dłoni. Stała w towarzystwie króla Magnusa i
jakiegoś młodego pana, którego Ingebjorg dotychczas nie poznała. Z wahaniem
ruszyła w ich stronę.
— Przedstawiam pani naszego starszego syna.
Ingebjorg dygnęła, a kiedy uniosła głowę i odważyła się zerknąć na
królewicza, spojrzała prosto w zimne i obojętne oczy.
Królowa Blanka tłumaczyła mu:
— Panna Ingebjorg przepisuje księgi dla ochmistrza. Znalazł ją w klasztorze
Nonneseter i sprowadził tutaj.
Ingebjorg zdała sobie sprawę, że królowa jest zdenerwowana, mówiła dziwnie
szybko i gorączkowo.
— Ach, tak — odparł królewicz nieobecny myślami, rozglądając się
równocześnie po sali. Potem skłonił się lekko, mruknął jakieś usprawiedliwienie i
odszedł.
Królowa pokręciła głową i zagryzła dolną wargę, Ingebjorg zrozumiała, że jest
jej przykro.
Ona ze swej strony czuła się zaszczycona, że królowa również dzisiejszego
wieczora chce mieć ją obok siebie przy stole. Gdy tylko usiadły, władczyni powie-
działa cicho:
— Musi mu pani wybaczyć. On dawniej taki nie był. Inni mają na niego zły
wpływ.
Ingebjorg przytaknęła.
— Domyśliłam się. Bardzo mi przykro.
TLR
Królowa Blanka wahała się przez chwilę, a potem spytała delikatnie:
— Czy pani miała dzisiaj jakąś nieprzyjemną wizytę, panno Ingebjorg?
To zdumiewające, jak informacje szybko rozchodzą się po twierdzy, zdumiała
się Ingebjorg.
— Owszem, odwiedził mnie książę Algotsson, Wasza Wysokość.
— No właśnie, myślałam, że to on. Słyszałam, że jakiś mężczyzna pukał do
pani drzwi — rzekła królowa.
Równie dobrze mógł to być jej młodszy syn, pomyślała Ingebjorg, spoglądając
w stronę stołu panów. Wciąż jeszcze nie zauważyła młodego króla Hakona.
— A nie mogłaby pani powiedzieć mi, czego chciał? — szepnęła królowa
niepewnie.
Ingebjorg wpatrywała się w blat stołu.
— Przyszedł mnie ostrzec — odparła cicho.
Królowa przytaknęła.
— Tak przypuszczałam. Mam jednak nadzieję, że pani się nie przestraszyła?
On bardzo lubi sprawiać wrażenie, że ma władzę.
Ingebjorg zwróciła się ku władczyni.
— A nie ma?
Królowa Blanka odwróciła wzrok, wyglądała na zakłopotaną.
Ingebjorg natychmiast pożałowała swoich słów.
— Proszę mi wybaczyć, Wasza Wysokość.
W tej chwili do sali weszło czterech panów, wśród nich król Hakon.
Natychmiast spojrzał na stół, przeznaczony dla kobiet i przez moment Ingebjorg
patrzyła mu w oczy. Młody władca zaczerwienił się i odwrócił głowę.
Ingebjorg poczuła ucisk w sercu. Więc jednak o niczym nie zapomniał,
pomyślała.
Królowa Blanka musiała to zauważyć.
— Niech pani będzie dla niego miła, panno Ingebjorg. Jest bardzo wrażliwy i
bezradny, ale przecież ma dopiero kilkanaście lat.
Ingebjorg rozejrzała się, czy nikt nie słyszy.
— Właśnie przed tym ostrzegał mnie książę — wyszeptała.
Królowa głęboko zaczerpnęła powietrza.
— Tak podejrzewałam, ale niech się pani tym nie martwi. Wszyscy wiemy, że
król Hakon musi poślubić pannę, którą wybierze mu ojciec i Królewska Rada, ale
może upłynąć wiele czasu, zanim do tego dojdzie. Młody człowiek musi mieć
prawo do własnych marzeń i tęsknot, nawet jeśli jest królem.
TLR
Ingebjorg z lękiem myślała, że wkrótce zaczną się tańce. Równocześnie nie
mogła się przestać dziwić. Gdzieś pod powierzchnią tli się bunt, nieporozumienia
między ojcem i synem, zazdrość między braćmi, walka o władzę wśród bogatych
panów, a mimo to wszyscy uśmiechają się, przepijają do siebie i żartują, jakby
nigdy nic. To jakby jakaś gra błaznów, myślała, ludzie udają wesołych, jakby nie
zwracali uwagi na to, co noszą w sercach.
Nie była już pewna, czego obawia się bardziej: wrogości księcia Algotssona
czy chłopięcego uwielbienia króla Hakona. Jedno jest prawie tak samo złe jak dru-
gie, a ona musi być ostrożna, działać rozważnie, uważać na słowa.
Kiedy rozległa się muzyka, Ingebjorg dostrzegła, że król Hakon kieruje ku niej
kroki, ale widziała też księcia Algotssona. Nie spuszczał jej z oczu, jakby chciał
przywołać ją do rozsądku.
Do tańca poprosił ją król. Uśmiechnęła się i pozwoliła, by poprowadził ją do
kręgu. Widziała, że jest zdenerwowany.
Dzisiaj znowu on wykonywał przyśpiewki, Ingebjorg ponownie podziwiała
jego piękny głos. Nagle ogarnęła ją radość, poczuła się dziwnie lekka, choć prawie
nie piła wina. Raz czy drugi mignął jej w tłumie książę Algotsson, ale postanowiła
pójść za radą królowej i nie zwracać na niego uwagi.
Król skończył pieśń i muzyka umilkła. Uśmiechnęli się do siebie i Hakon
zawołał:
— Tańczy pani niczym elf, panno Ingebjorg. I świetnie czuje pani muzykę. Gra
pani na jakichś instrumentach?
— Kiedyś grałam na flecie.
— Dlaczego pani przestała?
— Bo wybuchła zaraza, a potem już do tego nie wróciłam. Ojciec umarł, flet
przypominałby mi życie, które utraciłam. Zresztą nie miałam czasu na muzykę —
dodała pośpiesznie.
Spoglądał na nią ze współczuciem.
— Moja matka też bardzo źle wspomina tamten czas, kiedy martwiła się o
życie ojca.
— Przecież nie mogła inaczej. Co by się stało z naszymi państwami,
należącymi do Unii, gdybyśmy utracili króla?
Popatrzył na nią z nowym zainteresowaniem.
— Król to nie tylko ktoś, kto kieruje krajem, ustanawia prawa, dba o
sprawiedliwość, król to także nasz ojciec, który... — szukała odpowiednich słów.
— Król to w jakiś sposób święty, niczym istota niebiańska, nie poradzilibyśmy
TLR
sobie bez niego. Królowa Blanka nie miała wyjścia, musiała ratować władcę, to
było najważniejsze.
Muzykanci znowu zaczęli grać, rozmowa została przerwana, ale Ingebjorg
widziała, że jej słowa sprawiły Hakonowi ulgę. Może on też uważał, że królewska
para zdradziła naród, opuszczając stolicę?
— Ofiaruje mi pani jeszcze jeden taniec, panno Ingebjorg? — szepnął Hakon.
— Dobrze mieć panią przy sobie.
W tej samej chwili ktoś chwycił ją mocno za ramię. Odwróciła się zaskoczona
i spojrzała w twarz junkra Eryka, brata króla Hakona.
Tamten skłonił się dwornie.
— Teraz moja kolej, piękna pani. W naszych kręgach zmieniamy partnera po
jednym tańcu, a po dwóch to już koniecznie.
Ingebjorg nie umiała odmówić, posłała tylko przepraszające spojrzenie
Hakonowi, ale z ulgą stwierdziła, że on nie protestuje.
Junkier Eryk przypominał jej trochę Bengta Algots— sona, nie z urody, ale z
zachowania. Poczuła się niepewnie. Tak jak to powiedziała królowa Blanka, Eryk
to dokładne przeciwieństwo brata. Ciemnowłosy, gdy tamten jest jasnym
blondynem, drobnej budowy, gdy Hakon jest barczysty. Ubrany w piękną,
szafirową kurtkę z aksamitu i obcisłe spodnie w tym samym kolorze, na szyi i
nadgarstkach nosi złote łańcuchy, choć przecież tyle się mówi o królewskich
długach i braku pieniędzy. Ale to, co wzburzyło ją najbardziej, to zarozumiała
mina królewicza i jego aroganckie zachowanie. Najwyraźniej jest zadufany w
sobie i całkowicie pozbawiony nieśmiałości, charakterystycznej dla młodszego
brata. Chłód w jego oczach budził w Ingebjorg strach. Rozmawiał z nią, rzecz
jasna, przyjaźnie, uśmiechał się i czarował, ale zdawała sobie sprawę, że to
człowiek wyrachowany i podstępny, starannie waży każde wypowiedziane słowo.
A ty znowu zaczynasz, upominała siebie samą w duchu. Łatwo ci oceniać.
Myślisz tak, bo słyszałaś, że on pragnie pozbawić władzy własnego ojca, i
ponieważ żywisz współczucie dla jego brata.
Król Hakon nadal śpiewał i Ingebjorg rozkoszowała się jego głosem. Junkier
Eryk okazał się o wiele gorszym tancerzem, z trudem utrzymywał rytm i wyglądał
na znudzonego. Miała wrażenie, że na tym jednym tańcu się skończy.
Kiedy muzyka umilkła, chciała skłonić się i odejść, ale junkier Eryk
zdecydowanie ją zatrzymał.
— Skoro mój brat otrzymał dwa tańce, to ja też chcę dwa. — Najwyraźniej
próbował być zabawny, ale w jego głosie i we wzroku nie było nic żartobliwego.
TLR
Co to się dzieje? — pomyślała Ingebjorg niespokojnie, kiedy krąg taneczny
znowu ruszył. Miała nieprzeparte wrażenie, że jest pionkiem w jakiejś grze. W
grze między królewskimi synami i królewskim ulubieńcem, grze na śmierć i życie.
Nie umiała już cieszyć się zabawą, czuła, że coś unosi się w powietrzu jak
przed letnią burzą. Trudno jej było się skupić, raz po raz myliła krok. Zauważyła,
że junkier Eryk przygląda jej się zdumiony, gorzej, że z drugiego końca sali
obserwowały ją inne dwie pary oczu: króla Hakona — błagalnie i księcia
Algotssona — czujnie.
Kiedy muzyka w końcu umilkła, Ingebjorg próbowała wyrwać rękę i odejść,
ale junkier Eryk przytrzymał ją tak mocno, że aż zabolało.
— Proszę zostać, panno Ingebjorg — poprosił cicho. Objął ją ramieniem i
przyciągnął do siebie. — Nie ma powodu odchodzić teraz, kiedy tak dobrze się
bawimy — rzekł z uśmiechem.
Jaki to podstępny uśmiech, pomyślała ze zgrozą. Była pewna, że on robi to
wszystko, by dokuczyć bratu. Tak minęły jeszcze dwa tańce. Ingebjorg myliła się
naumyślnie w nadziei, że to ją uratuje, ale kiedy krąg taneczny się rozwiązał,
królewicz ujął ją pod rękę i poprowadził ku grupie szlacheckiej młodzieży, która
przybyła w orszaku Eryka ze Szwecji. Ci ludzie różnili się bardzo od towarzystwa,
które przedstawił jej król Hakon. Ich rozbawienie wydawało jej się sztuczne. Ry-
walizowali między sobą o względy junkiera Eryka, spoglądali na siebie zawistnie i
wpadali w złość, gdy kto inny sprawił, że królewski syn się roześmiał. Ingebjorg
pragnęła wrócić do królowej Blanki i pani Bothild.
Junkier Eryk jednak wciąż trzymał ją za ramię, nazywał ją „różą twierdzy
Aker", co brzmiało głupio i śmiesznie, na dodatek nie miała wątpliwości, że to tyl-
ko puste komplementy. Czarował ją, by dokuczyć bratu. Zauważyła, że ci młodzi
ludzie przyglądają jej się z ciekawością, wymieniają między sobą znaczące spoj-
rzenia, ale nikt o nic jej nie pytał. Miała wrażenie, że widzą w niej groźną
konkurentkę, kogoś, kto właśnie wkradł się w łaski królewicza.
Nagle uznała, że ma dość. Nie chce uczestniczyć w tej idiotycznej grze, niech
sobie junkier Eryk i książę Algotsson myślą, co chcą. Wysunęła się z objęć
królewicza, dygnęła lekko i oznajmiwszy, że musi zaraz z kimś porozmawiać,
odwróciła się, by odejść.
Eryk zdążył ją przytrzymać i spytał, z kim mianowicie chce rozmawiać.
Ingebjorg pojęła, że zachowała się niedopuszczalnie, ale była zbyt zła, by się
tym przejmować.
TLR
— Z waszym bratem, panie — odparła krótko. Wyrwała się i pośpiesznie
odeszła.
Muzykanci znowu zaczęli grać i przed Ingebjorg stanął uśmiechnięty król
Hakon.
— Czy następny taniec też mógłbym dostać, panno Ingebjorg? — spytał z
nadzieją.
Potwierdziła z uśmiechem i przyjęła ofiarowane jej ramię. Tańczyli razem do
końca wieczoru.
— Było wspaniale, panno Ingebjorg — rzekł Hakon z uśmiechem, kiedy trzeba
było się żegnać. — Proszę mi obiecać, że jutro też będę mógł z panią tańczyć.
Przytaknęła skinieniem głowy, dygnęła i rzekła:
— Dobranoc, panie i królu.
— Dobranoc, panno Ingebjorg.
Dziedziniec twierdzy był pusty, niespokojna Ingebjorg biegła, żeby jak
najszybciej znaleźć się w swojej sypialni. Po nocy mogą człowieka spotkać
bardziej niebezpieczne istoty niż Bengt Algotsson, myślała.
I wtedy usłyszała za sobą pośpieszne kroki. Ktoś chwycił ją z całej siły za rękę,
a kiedy się odwróciła, spojrzała prosto w bladą twarz księcia.
Rozdział 11
— Mam wrażenie, że panienka źle słyszy — rozległ się lodowaty głos. — A
może po prostu trudno zrozumieć to, co powiedziałem.
— Nie zrobiłam nic złego.
Mężczyzna roześmiał się krótko, sztucznie.
— Więc nie zrobiła pani nic złego. Nie tańczyła pani z naszym młodym królem
przez większość wieczoru?
— On o to prosił. Byłoby niegrzecznie odmawiać królowi.
Książę przyciągnął ją bliżej, mocniej chwycił za ramiona.
— Nie wierzę, by narzeczona Turego Gustavssona była taka nierozgarnięta, jak
stara się udawać. Prosiłem, żeby pani trzymała się z daleka od króla.
— Ja tylko z nim tańczyłam. Czy jest w tym coś złego?
— Tak, panno Ingebjorg. Kuszenie niewinnego, wrażliwego młodzieńca jest
świętokradztwem. Zwłaszcza jeśli ten młodzieniec jest królem i nie może
decydować o własnym losie.
— Ja go nie uwodzę. Król ma ledwie czternaście lat.
TLR
— Ach, tak? Ale to najwyraźniej panienki nie powstrzymuje. Nie jestem ślepy,
widziałem, jak go pani kokietowała. Jeśli jeszcze raz zobaczę takie zachowanie,
nie puszczę tego pani płazem. To nie są czcze pogróżki. Będę zmuszony...
Po tych słowach cofnął rękę i odwrócił się, żeby odejść, ale zaraz znowu
przystanął.
— O czymś jeszcze zapomniałem. Ochmistrz pozwolił mi pożyczyć jedną z
ksiąg, znajdujących się w izbie, w której pani pracuje. Będzie pani tak dobra i
otworzy mi drzwi.
Ingebjorg słuchała przerażona. Nie wierzyła w ani jedno jego słowo.
— Nie mam prawa dawać niczego stamtąd bez osobistego zezwolenia pana
Orma 0ysteinssona.
Książę uśmiechnął się nieprzyjemnie.
— Jeśli ja coś mówię, to oczekuję posłuszeństwa, panno Ingebjorg. — Chwycił
ją znowu za ramię i szarpnął z całej siły. — Pójdzie pani ze mną i otworzy. To
rozkaz.
Nieszczęsna dziewczyna rozglądała się rozpaczliwie, ale dziedziniec twierdzy
był jak wymarły. Musiała posłuchać, drżącymi rękami otwierała drzwi w nadziei,
że on chce ją tylko przestraszyć. W uszach wciąż miała słowa, które wypowiedział
jakiś czas temu: „Lubię, kiedy kobieta stawia opór, ale nie w ten sposób". Pró-
bowała zapalić oliwną lampkę, ale ręce jej się trzęsły i trwało to bardzo długo.
Usłyszała, że książę zamknął drzwi na skobel i teraz nie miała już żadnych
wątpliwości. Trzęsła się cała, krew pulsowała w skroniach. Ledwo była w stanie
oddychać. Książę jest rosły i silny, nawet jeśli Ingebjorg będzie walczyć niczym
dzikie zwierzę, na nic się to nie zda. Może spróbować zrobić to samo, co wtedy za
kamiennym usypiskiem, gdy napastował ją Sigtrygg. Błagała Boga o jakiś znak,
ale tyle razy nie została wysłuchana, że zaczynała tracić nadzieję.
Książę stanął tuż przy niej. Z obrzydzeniem czuła na ręce jego oddech.
— Pamiętasz, co powiedziałem, Ingebjorg? — spytał nagle cicho. Zdała sobie
sprawę, że teraz mówi do niej „ty". To z pewnością zły znak. — Ja lubię kobiety,
które stawiają opór.
— Będzie pan musiał za to zapłacić, książę Algotsson
— usłyszała swój zdecydowany głos. — Kiedy pan Ture się o tym dowie, z
pewnością mnie pomści.
— Mnie już wtedy tutaj nie będzie, panno Ingebjorg
— odparł ze śmiechem.
— Ale pan 0ysteinsson jest na miejscu i dowie się o wszystkim.
TLR
— Nie wierzę — wolno przesuwał rękę po plecach dziewczyny, przeczesywał
palcami jej włosy, dotykał szyi Słyszała, że oddycha coraz szybciej. — Nic pani
nie powie ochmistrzowi — wyszeptał rozgorączkowany. — Zresztą nikt by w to
nie uwierzył, wszyscy będą myśleć, że zrobiła to pani dobrowolnie.
Ingebjorg miała bolesne przeczucie, że książę ma rację. Muszę grać na zwłokę,
myślała zrozpaczona. Może Kirsten będzie mnie szukać.
Ale zaraz utraciła tę nadzieję. Przecież książę nie pozwoli jej otworzyć.
Zapewne zakryje jej usta ręką, żeby nie krzyczała.
Kirsten powinna się jednak zdziwić, kiedy zrozumie, że drzwi są zamknięte od
środka. Może ją to zaniepokoi i sprowadzi pomoc.
Służba nie zrobi nic, jeśli nabierze podejrzeń, że wewnątrz jest ktoś z państwa,
protestował inny głos w jej duszy.
Mężczyzna próbował ją przytulić, przywarł wargami do jej ust, ale ona
zaciskała je mocno, próbując się uwolnić.
— Tak, tak, ja lubię opór, panno Ingebjorg — roześmiał się ochryple
mężczyzna.
Dotykał teraz rękami jej piersi, dyszał głośno i szybko.
Ingebjorg wiedziała, że powinna stać spokojnie i udawać, że już się nie opiera,
jeśli chce kopnąć go we właściwe miejsce, ale nie była w stanie. Przypomniały jej
się przeżycia w izbie siry Joara, paraliżowało ją wspomnienie klasztornej
ciemnicy. Zaczęła kopać i bić pięściami, wyginała się niczym wąż, drapała i
gryzła, ale im zacieklej walczyła, tym bardziej go podniecała. Książę trzymał ją
mocno jedną ręką, drugą próbował sięgać pod jej spódnicę. Okazał się bardzo
silny, mimo że się wyrywała, zdołał ją przewrócić na podłogę i sam się na niej
położył.
Wyglądało na to, że Ingebjorg przegrała. Ciężkie męskie ciało przyciskało ją
do ziemi, nic już nie mogła zrobić. Mimo to nie zamierzała się poddawać. Kiedy
oślinione wargi napastnika próbowały zmusić ją do otwarcia ust, ugryzła tak, że
głośno zaklął. Czuła jego twardy, wielki członek, przerażająco wielki, pomyślała
w panice. Książę podniósł w górę jej spódnicę, zimne powietrze owionęło nagie
uda, ze strachem stwierdziła, że napastnik odsunął się nieco w bok, podjęła więc
jeszcze jedną próbę uwolnienia się, ale bez rezultatu. Czuła długie palce wbijające
się w jej ciało. Oddech był świszczący, cuchnął piwem.
Nagle pokój rozjaśniła oślepiająca błyskawica i niemal w tej samej chwili dał
się słyszeć ogłuszający grzmot. Ingebjorg szarpnęła się, książę zrobił to samo.
TLR
— Co się dzieje? — zawołał, unosząc głowę. Jeszcze nie skończył zdania, a
kolejna błyskawica wypełniła izbę niebieskawym blaskiem. W ślad za nią
przetoczył się po niebie grzmot tak potężny, że cała twierdza się zatrzęsła. —
Grzmoty o tej porze roku — usłyszała szept księcia.
— Takie rzeczy nie dzieją się bez boskiej pomocy — powiedziała Ingebjorg
spokojnie. Sama nie była w stanie pojąć, skąd jej się wzięła ta myśl. Mężczyzna
gapił się na nią szeroko otwartymi oczyma. Poczuła, że twardy członek wiotczeje.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — szepnął. W jego głosie słychać było
przerażenie.
— Tylko to, że błagałam Pana o grzmoty i błyskawice — odparła Ingebjorg,
przesuwając się w bok. — Wiedziałam, że tak będzie. Już dawniej otrzymywałam
tego rodzaju pomoc.
Książę zerwał się, wciąż gapiąc się na nią.
— Kłamiesz!
Ona pokręciła głową, wciąż patrząc mu w oczy.
Kolejna błyskawica rozdarła niebo, po niej przyszedł grzmot, jakiego
Ingebjorg nigdy przedtem nie słyszała. Zaraz potem dotarły do nich krzyki i
wrzask z dziedzińca:
— Twierdza płonie! Piorun uderzył! Twierdza płonie!
Książę zerwał się momentalnie, naciągnął kurtkę
i rzucił się ku drzwiom. Zanim Ingebjorg zdążyła się zorientować, że jest
uratowana, napastnika nie było. "
I wtedy przyszła reakcja. Zaczęła się trząść tak, że zęby jej dzwoniły.
Próbowała wstać, ale ciało odmawiało posłuszeństwa. Sztywnymi rękami
poprawiała ubranie.
Z daleka wciąż docierały krzyki, ale była zbyt oszołomiona, by bać się pożaru.
To, co przeżyła przed chwilą w tej izbie, przewyższało wszystko.
Nagle coś zwróciło jej uwagę, spojrzała ku drzwiom i zobaczyła młodego króla
Hakona.
Rozdział 12
Widok młodego władcy pozwolił jej się pozbierać. Usiadła na podłodze,
porządkowała suknię, ale policzki płonęły wstydem. Bengt Algotsson, myślała
zrozpaczona, nikt mi nie uwierzy.
TLR
Król odwrócił się gwałtownie i zniknął. Z pewnością widział, jak książę
wybiegał z izby, a teraz znalazł In- gebjorg półnagą na podłodze. Nie słyszał jej
wołania o pomoc, nie mógł wiedzieć, że gryzła i drapała, walczyła jak mogła.
Na dziedzińcu twierdzy wciąż trwało zamieszanie, krzyki i wrzaski, ale jej to
nie dotyczyło. Nie mogła zrozumieć, dlaczego reaguje właśnie tak. Przecież mogła
pobiec za królem i opowiedzieć mu prawdę, ale jaki by to miało sens? Nikt nie
uwierzy, że ulubieniec króla, jeden z najważniejszych ludzi w Unii, próbował
zgwałcić pracownicę ochmistrza. Zgromadzeni w twierdzy szlachcice jej nie
znają. Uznają, że jest kobietą lekkich obyczajów. Gdyby król Hakon uwierzył jej,
wziąłby sobie na barki jeszcze jeden ciężar na dodatek do tych, które już dźwiga.
Musi przecież współpracować z doradcą ojca. Czy tamten ma mieć jeszcze więcej
powodów, by go nienawidzić? Czy jego młode życie ma być jeszcze bardziej
skomplikowane?
W końcu Ingebjorg wyszła z izby. Czuła zapach dymu, ale płomieni nie
widziała. Przechodząc obok kuchni, spotkała jednego z giermków.
— Co tu się dzieje? — spytała.
— Piorun uderzył w stajnię, zapalił się jeden z budynków gospodarczych, ale
zwierzęta zostały uratowane. Pożar będzie wkrótce ugaszony — odkrzyknął
tamten.
Ingebjorg skinęła głową. Nareszcie zrozumiała, dlaczego się nie boi: przez cały
czas wiedziała, że nic złego się nie stanie. Bóg zesłał błyskawice i grzmoty, by ją
uratować, ale nie pozwolił, by ktoś inny ucierpiał z powodu grzechów księcia i
ugasił pożar, zanim ten się rozprzestrzenił. Uniosła twarz ku niebu i odmawiała
dziękczynną modlitwę, wciąż zbyt oszołomiona, by pojąć cud.
Spadły pierwsze krople deszczu. Ingebjorg tego nie zauważała, dopóki nie
przemokła na wylot. Wciąż miała przed oczyma wykrzywioną twarz króla Hakona
i to sprawiało jej ból. Może nawet Ture dowie się, co robiła dzisiejszego wieczora.
Nagle usłyszała głośną rozmowę, ludzie wracali od pożaru. Zaczęła żałować,
że mimo wszystko nie pobiegła za królem i nie wyznała mu prawdy. On przecież
nie lubi księcia, może by jej uwierzył.
W sypialni czekała na nią Kirsten.
— Czyż to nie straszne, panno Ingebjorg? Chłopiec kuchenny Rasmus
powiada, że to kara boska za nasze grzechy. O tej porze roku grzmoty się nie
zdarzają, więc pewnie ma rację.
TLR
W nocy Ingebjorg nie mogła zasnąć. Jak zdoła trzymać księcia z daleka od
siebie? Bo on z pewnością będzie próbował znowu.
Nie może też powiedzieć o niczym pani Bothild ani królowej. Byłyby to tylko
jej słowa przeciw słowom księcia, a skoro on znajduje się tak blisko króla Mag-
nusa, to nikt nie zechce jej słuchać.
Rzucała się w pościeli. Nawet jeśli zawsze będzie uważać, żeby zamykać
drzwi, to on i tak może ją zaskoczyć. Może po prostu znaleźć wymówkę, by
przyjść do izdebki w Wieży Dziewicy. Ściany twierdzy są grube, nikt nie usłyszy
wołania, a nawet gdyby ktoś zauważył, że książę do niej wszedł, to nie zareaguje.
Bóg ją uratował, zsyłając burzę z piorunami. Nie może jednak liczyć, że zrobi
to znowu.
Kiedy w końcu zaczęło świtać, usłyszała rżenie koni i hałas, docierający z dołu
od strony stajni, zerwała się i podbiegła do okna. Wielu panów już czekało w
siodłach, szykowali się do wyjazdu z twierdzy. Złożyła dłonie i błagała Boga, by
książę wyjechał wraz z nimi. A może król Hakon też pojedzie, zastanawiała się w
następnym momencie. Może nie będzie miała okazji, żeby się przed nim
wytłumaczyć, a w takim razie on zapamięta ją z niechęcią.
Kiedy w jakiś czas potem wchodziła do sali jadalnej na śniadanie, wśród gości
panowało podniecenie i niepokój. Wszyscy mówili o dziwnej burzy z piorunami i
o pożarze, który mógł przemienić twierdzę w kupę popiołu, ale który w jakiś
cudowny sposób został ugaszony niemal natychmiast. Ingebjorg zauważyła, że
królowa Blanka wciąż na nią spogląda, ogarnęło ją nieprzyjemne uczucie, że
władczyni coś wie. Ani książę Algotsson, ani król Hakon nie przyszli na śniadanie,
przypuszczalnie znajdowali się w grupie jeźdźców opuszczających twierdzę.
Wracając do swojej izdebki, i do pracy, czuła się źle, ale też z ulgą myślała, że
przez jakiś czas nie musi się obawiać księcia. Zbliżało się południe, kiedy nagle
ktoś gwałtownie zapukał do drzwi. Zerwała się przestraszona na równe nogi. Nie
była w stanie odpowiedzieć.
Zapukano znowu.
— Panno Ingebjorg!
Po głosie rozpoznawała rycerza Losne. Niechętnie podeszła do drzwi.
— Panno Ingebjorg! — usłyszała znowu. — Mam dla pani ważną wiadomość.
Dłużej nie miała wątpliwości: książę nie byłby w stanie aż tak zmienić głosu.
Otworzyła.
Rzeczywiście, to rycerz Losne.
TLR
— Pani Bothild prosiła mnie, żebym panią sprowadził. Przyszedł posłaniec z
klasztoru Nonneseter, musi pani tam jechać.
Ingebjorg poczuła, że strach chwyta ją za gardło. Myśli skierowały się ku
siostrze Sigrid, czy raczej pani Sigrid, jak teraz należy się zwracać do nowej opatki
klasztoru.
— Czy coś się stało?
— Nie wiem. Posłaniec jest u pani Bothild.
Podążyła za rycerzem. Gdy tylko weszli do izby pani Bothild, rozpoznała
posłańca. Kapłan odwrócił się i spojrzał jej w oczy.
— Sira Jacob! — wykrzyknęła radośnie. Dręczyło ją, że nie odwiedziła go,
kiedy ostatnim razem była w Nonneseter.
Podszedł do niej z poważną miną, ujął obie dłonie i witał się z szacunkiem.
Zdała sobie sprawę, że w jego oczach nie jest teraz nic nie znaczącą nowicjuszką,
że imponuje mu to, iż należy do dworu ochmistrza.
— Mam nadzieję, że nie stało się nic poważnego? — spytała, czując niepokój.
Miała nadzieję, że żadne nie— — szczęście nie spotkało drogich jej mniszek.
Kapłan z żalem pokręcił głową.
— Niestety, panno Ingebjorg. Nasza droga siostra Konstancja jest umierająca.
Prosiła o rozmowę z panią, zanim odejdzie.
Ingebjorg patrzyła na niego pytająco. Musiał coś źle zrozumieć, akurat ona jest
chyba ostatnim człowiekiem, z którym siostra Konstancja chciałaby rozmawiać na
łożu śmierci.
Sira Jacob domyślił się jej zakłopotania, bo pośpiesznie dodał:
— Siostra Konstancja choruje od wielu tygodni, a przez ostatni okres nie
wstaje z łóżka. Coś ją dręczy, coś, czego nie chce zabrać ze sobą na tamtą stronę. I
nie pomaga, że wszyscy się za nią modlimy, chcąc jej pomóc w przejściu do Pana,
wciąż płacze i zawodzi, powtarza, że siostra Ingebjorg jest jedyną osobą, która
może jej pomóc.
Serce Ingebjorg zaczęło bić szybciej, bo nagle zaczęła wszystko rozumieć, z
trudem chwytała powietrze, poczuła, że ciemnieje jej w oczach. To przecież
siostra Konstancja i siostra Hildegard były obecne przy porodzie. Czy to możliwe,
że wiedzą coś, czego dotychczas nie miały odwagi jej wyznać? Może nareszcie się
dowie, co się stało z jej małym Eirikiem.
Musiała oprzeć się o blat stołu.
— Droga panno Ingebjorg, strasznie pani zbladła — zawołała pani Bothild,
podbiegając. — Chyba nie czuje się pani źle?
TLR
Gospodyni ujęła ją pod ramię i podprowadziła do ławy pod ścianą.
Ingebjorg usiadła, ale wciąż szukała wzroku księdza.
— Czy ty wiesz, o co chodzi, siro Jacobie? — spytała, patrząc na niego
błagalnie. Nie była w stanie znieść myśli, że jeszcze raz przeżyje rozczarowanie.
— Nie, siostro... to znaczy panno Ingebjorg.
Ingebjorg wstała, przytrzymując się stołu. Zdała sobie sprawę, że czas nagli.
Jeśli siostra Konstancja jest umierająca, to może wyzionąć ducha w każdej chwili i
nie zdąży wyznać swojej tajemnicy.
— Muszę tam jechać — szepnęła gorączkowo. — Nie ma chwili do stracenia.
— Najpierw musimy spytać pana Orma — wtrąciła z naciskiem pani twierdzy.
— Pojechał do miasta razem z królewskim orszakiem.
Ingebjorg zwróciła się do niej z prośbą:
— Ja bardzo proszę, pani Bothild. Chyba wiem, o co tu chodzi. Sprawa może
mieć dla mnie najwyższe znaczenie. Jeśli przyjadę za późno, do końca życia nie
zaznam spokoju.
Gospodyni zmarszczyła czoło.
— Ale pani nie jest całkiem zdrowa, panno Ingebjorg. Zauważyłam to już rano.
— To tylko zmęczenie — zaprotestowała Ingebjorg, z niepokoju czując
mrowienie pod skórą. — Nie spałam całą noc, bo bałam się burzy, a potem pożaru.
— Dobrze, nie chciałabym stawiać zakazów, ale proszę, niech pani będzie
ostrożna. — Zwróciła się do siry Jacoba. — Ilu ludzi wasza wielebność ma w
swoim orszaku?
Trzech — odparł sira Jacob pośpiesznie.
— To dobrze. Ostatnio wielkie watahy wilków nawiedzają nasze lasy.
— Wiem o tym, pani. Proszę się nie obawiać, zadbamy o pannę Ingebjorg.
Wkrótce Ingebjorg znalazła się w siodle. Uważała, że mężczyźni przed nią jadą
zbyt wolno. Mogła się oczywiście mylić, ale z jakiego innego powodu chciałaby ją
widzieć siostra Konstancja, znajdująca się na łożu śmierci? Jeśli jest tak, jak
Ingebjorg sądzi, to każda chwila jest na wagę złota.
Myśli, które męczyły ją dniami i nocami, wróciły ze zdwojoną siłą. Znowu
widziała ciemną postać, która nagle zjawiła się w jej celi w Nonneseter i szepnęła:
„Twój syn żyje". Potem miała objawienie przy mogiłce, w której miał jakoby
spoczywać mały Eirik.
Następny znak otrzymała w Oslo na królewskim nabrzeżu. Co prawda Isabelle
powiedziała, że Ingebjorg puszcza wodze fantazji, ale ona była niemal pewna, że
ów mały chłopczyk mógł być Eirikiem. Kobieta, która niosła dziecko, była za stara
TLR
na macierzyństwo. Możliwe, że siostra Konstancja wie, gdzie I się podziewa jej
mały synek. Może powie, jak nazywa się ta kobieta i Ingebjorg będzie mogła ją
odszukać. Tamta się pewnie nie ucieszy jej widokiem, będzie kłamać, a Ingebjorg
nie ma żadnych dowodów. Jeśli pani Thora sprzedała tej kobiecie dziecko,
uczyniła to po kryjomu. Pani Thora nie żyje, siostra Konstancja za chwilę
wyzionie ducha, a siostra Hildegard raczej niczego nie wyjawi, nikt inny zaś o
sprawie
1
nie wie.
Ciekawe, co by powiedział Ture, gdyby okazało się, że dziecko Ingebjorg
mimo wszystko żyje? Nie ulega wątpliwości, że mu się to nie spodoba, może
nawet tak bardzo, że nie zechce się z nią ożenić. Tymczasem ona sama nie zdoła
odebrać małego Eirika przybranej mai ce. Będzie potrzebować pomocy Turego.
Jedyne, co mogę uzyskać, jeśli go znajdę, to pewność, że żyje i nadzieja, że
mogę go spotkać, kiedy już dorośnie, myślała. Będę jednak cierpieć, wiedząc, że
chłopiec gdzieś żyje, a ja nie mogę go zobaczyć. Ale wszystko i tak jest lepsze od
przekonania, że pani Thora zabiła chłopca, bo chciała oszczędzić klasztorowi
wstydu.
Nagle w oddali rozległo się wycie i mężczyźni przed nią zwolnili. Zaczęli się
za nią oglądać, Ingebjorg podjechała bliżej. Nic nam się nie stanie, przecież jest
nas kilkoro, myślała. Gdyby to była wczesna wiosna, byłoby gorzej, wygłodzone
przez zimę wilki atakują nawet liczne orszaki. Przeniknął ją dreszcz. Ileż to
słyszała historii o stadach owiec, rozszarpanych przez drapieżniki, o walkach koni
z wilkami, słyszała nawet, że w Halland wilki traktuje się jak przestępców i wiesza
na szubienicach.
Jeden z ludzi klasztornych zatrzymał się i przepuścił Ingebjorg przodem, teraz
miała przed sobą sirę Jacoba i dwóch strażników, sama jechała w środku, a za nią
jeszcze jeden strażnik. Zauważyła, że mężczyźni są niespokojni. Wciąż z uwagą
rozglądali się na wszystkie strony, nasłuchiwali, jeden zdjął łuk z ramienia i wyjął
strzałę z kołczana, jechał dalej gotowy do ataku.
Ingebjorg boleśnie odczuwała niecierpliwość. Czas ucieka, nie może sobie
pozwolić na słuchanie wycia wilków, skoro siostra Konstancja w każdej chwili
może wydać ostatnie tchnienie. I dlaczego właściwie ci mężczyźni tak się boją?
Powinni chyba być przyzwyczajeni, że przez całą zimę stada wilków krążą wokół
Nonneseter. To nie żadna nowina.
Prawda, że z wilkami nie ma żartów, ale przecież jest ich pięcioro, poza tym
jadą konno. U siebie w domu jeździła po okolicy, kiedy trzeba tylko w towarzy-
stwie chłopca stajennego. W ostatnim roku poznała tyle niebezpieczeństw, że
TLR
strach przed drapieżnikami to nic wielkiego. Nagle mężczyźni jadący z przodu
przystanęli, Ingebjorg zrobiła to samo. Jeden ze strażników ujął łuk i przygotował
się do strzału. W zaroślach obok drogi rozległy się szelesty. Wstrzymała dech.
Strażnik wycelował i strzelił. Strzała ze świstem przeszyła powietrze, a potem
rozległo się wycie. Między drzewami zamajaczyły szare cienie, rzucające się do
ucieczki. Widocznie strażnik strzelał celnie.
Po tym zdarzeniu Ingebjorg nie czuła się już taka odważna, a kiedy ruszyli
dalej, trzymała się blisko strażników.
Nareszcie w oddali zamajaczyły wieże klasztoru. Ingebjorg składała ręce do
modlitwy i błagała Boga, by zachował jeszcze przez jakiś czas siostrę Konstancję
przy życiu.
Przy bramie zeskoczyła z konia i pobiegła w stronę klauzury.
— Siostra Konstancja leży w kalefaktorium — zawołał za nią sira Jacob.
Ingebjorg miała nadzieję, że ani siostra Sigrid, ani żadna inna z życzliwych
mniszek, nie zatrzyma jej po drodze. Ale niestety, nagle drzwi do refektarza
otworzyły się i wyszła stamtąd siostra Potentia. Na widok gościa krzyknęła
radośnie. Zarzuciła Ingebjorg ręce na szyję i ściskała ją z całej siły, choć przecież
klasztorna reguła zabrania kontaktu fizycznego i pieszczot. Kiedy nareszcie
mniszka odsunęła się, Ingebjorg spostrzegła na jej twarzy dwa strumienie łez.
— Siostra Konstancja posłała po mnie — tłumaczyła Ingebjorg, próbując
uwolnić się z objęć tamtej. Siostra Potentia puściła ją niechętnie.
Rozdział 13
— Idę z tobą — oznajmiła siostra Potentia. — Właśnie się tam wybierałam.
Jestem pewna, że ona chce prosić cię o wybaczenie i musisz to uczynić, czy sobie
zasłużyła, czy nie.
Ingebjorg spojrzała na nią wstrząśnięta. Nie mogła zrozumieć, że siostra
Potentia mówi to z takim spokojem.
Tak jak myślała, w izbie znajdowało się wiele ubranych na czarno mniszek,
które stały z pochylonymi głowami, składając ręce w modlitwie. Łóżko konającej
stało na środku, po obu stronach paliły się łojowe świeczki. Sira Jacob zdążył
włożyć na siebie żałobny strój i właśnie zaczął udzielać siostrze Konstancji ostat-
TLR
niego namaszczenia — „pokarmu na drogę" — jak to się nazywa. Ona jednak była
tak wyczerpana, że nie mogła nawet ust otworzyć, by przyjąć komunię.
Siostra Hildegard klęczała przy posłaniu, mamrotała półgłosem modlitwy, po
jej twarzy spływały łzy.
Ingebjorg zesztywniała z napięcia. Nie była w stanie okazywać żalu, którego
nie czuła, jedyne, co ją zajmowało, to to, czy siostra Konstancja wyjawi, co jej leży
na sercu. Najchętniej rzuciłaby się na kolana przy umierającej, chwyciła ją za ręce
i błagała, by powiedziała jej prawdę. Mimo to stała nieruchomo. Nie wolno
przerywać świętej ceremonii.
Siostra Konstancja miała przyjąć sakramenty, krew i ciało Chrystusa, najpierw
jednak powinna się wyspowiadać.
Ingebjorg wstrzymała dech. Widziała śmiertelnie bladą twarz na poduszce,
zamknięte oczy, pierś poruszającą się szybko, słyszała świszczący oddech. Nie
wyglądało na to, że mniszka długo jeszcze zabawi na tym świecie.
Sira Jacob próbował do niej przemawiać, ona jednak nie reagowała. Kapłan
odwrócił się do pani Sigrid, stojącej najbliżej, jakby chciał prosić o radę, ale
opatka wolno pokręciła głową.
Jakiś ciężar pojawił się w duszy Ingebjorg. Przybyła za późno. Siostra
Konstancja nic już nie rozumie. Znalazła się jedną nogą na tamtym świecie.
Nigdy się już nie dowie prawdy. Będzie żyć z przeświadczeniem, że siostra
Konstancja chciała powiedzieć jej coś ważnego, ale Ingebjorg przyjechała za
późno. Siostra Hildegard wygląda na silną i zdrową, będzie żyć jeszcze wiele lat.
Gdyby i ona miała wyrzuty sumienia, bała się kary boskiej, musiałoby się stać wie-
le różnych rzeczy. Kobieta, która zajęła się małym Eirikiem, może w tym czasie
umrzeć, może wybrać się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, albo wyprowadzić się
z rodziną na drugi koniec świata. Przecież Ingebjorg widziała, jak wsiadają na
wielki statek. Jeśli ten chłopczyk to był mały Eirik oczywiście...
Niepewność powodowała ból serca.
Płacz dławił ją w gardle. Dlaczego Bóg zesłał jej tę nadzieję i zaraz ją odebrał?
Sira Jacob nie powinien był po nią przyjeżdżać, jeśli wiedział, że śmierć jest tak
blisko. I dlaczego siostra Konstancja nie posłała po nią wcześniej. Przecież od
dawna jest poważnie chora. Tamtego dnia, kiedy Ingebjorg wstąpiła do klasztoru,
by spytać, czy nie znalazłaby się tu służba dla Solveig, siostra Hildegard
powiedziała jej, że Konstancja źle się czuje.
Teraz pani Sigrid zapaliła małą, łojową świeczkę, Ingebjorg dobrze wiedziała,
co to oznacza. Moment śmierci się zbliża, a jeśli konający nie jest w stanie sam
TLR
trzymać świeczki, musi mu pomóc ktoś stojący najbliżej. Bo człowiek powinien
wydać ostatnie tchnienie ze świecą w ręce.
Pani Sigrid odwróciła się wolno. Powiodła wzrokiem po zebranych. Nagle
Ingebjorg zdała sobie sprawę, że przełożona patrzy na nią. Serce zaczęło bić
szybciej, strach dławił w gardle. Przełożona chyba nie chce, żeby to ona trzymała
świecę siostry Konstancji, ona, która była cierniem w oku tej mniszki. Ona,
grzeszna i uparta, którą siostra Konstancja chłostała bez litości i zamykała w
klasztornej ciemnicy.
Ingebjorg spoglądała na panią Sigrid, a wszystko się w niej burzyło. Wzrokiem
błagała o litość, ale matka przełożona zdawała się tego nie zauważać. Dała znak
głową, by Ingebjorg zbliżyła się do posłania.
Z wahaniem i niechętnie nieszczęsna przepychała się między mniszkami,
czując się dziwnie w swoim barwnym stroju z jedwabiu i aksamitu, pomiędzy
ubranymi na czarno siostrami. Jaki grzeszny kontrast!
Pani Sigrid podała jej świeczkę i skinęła głową. Nie padło ani jedno słowo, w
izbie, o ścianach wykładanych kamieniem, panowała przygnębiająca cisza.
Ingebjorg była pewna, że siostry wytrzeszczają oczy, odkrywszy, kim ona jest,
wstrząśnięte tym, że właśnie Ingebjorg ma trzymać świeczkę umierającej. Sama
wolałaby znaleźć się daleko stąd, choć rozumiała, że pani Sigrid ma jak najlepsze
intencje. Może w ten sposób chciała pomóc siostrze Konstancji, która sama nie
była już w stanie prosić o odpuszczenie grzechów.
Pani Sigrid nie wiedziała jednak, po co Ingebjorg tu przyszła. Nie
zrozumiałaby zresztą, jakie uczucia dręczą matkę, która utraciła dziecko. Nikt, kto
tego nie przeżył, nie zrozumie.
Lodowatą, drżącą ręką ujęła świecę. Odwróciła się wolno w stronę posłania,
pochyliła i wsunęła ją w dłoń konającej.
Wpatrywała się w twarz siostry Konstancji. Twarz zupełnie nieruchomą, o
pozbawionych barwy wargach, z wygładzonymi zmarszczkami. Nawet tak po-
zbawiony serca człowiek, jak ta mniszka, zasługuje na spokój w swojej ostatniej
chwili na ziemi, myślała zdumiona.
Nagle wstrzymała dech. Powieki konającej zaczęły drgać, wargi poruszyły się,
a czoło zmarszczyło ledwo dostrzegalnie. Po chwili mniszka otworzyła leciutko
oczy.
Ingebjorg była tak tym wstrząśnięta, że o mało nie wypuściła świecy. To tak,
jakby ktoś, kto już umarł, wracał do życia. Lodowaty dreszcz wstrząsnął jej cia-
TLR
łem, chciała uciec przerażona tym, co się dzieje, ale musiała stać i przytrzymywać
świecę.
Usłyszała głośne westchnienia innych sióstr i domyśliła się, że są tak samo
przerażone jak i ona. Co to się dzieje? Czy Pan nie chce przyjąć Konstancji? Czy
Zły przejął władzę nad jej duszą?
Zobaczyła, że wąskie wargi się poruszają, powieki uchyliły się jeszcze trochę,
ale wzrok był nieobecny. Nie próbowała nawet zwrócić się do Ingebjorg, czy do
kogoś innego z zebranych. Ingebjorg nie odrywała wzroku od warg umierającej
mniszki w nadziei, że pochwyci jakieś słowo lub dwa, ale nic się nie działo.
W pokoju panowała cisza, Ingebjorg miała wrażenie, że zgromadzone siostry
przestały oddychać. Jej samej z napięcia kręciło się w głowie. Może to tylko
płonna nadzieja?
Nagle z ust konającej wydobył się szept. Ingebjorg pochyliła się jeszcze
bardziej. Nie mogła dosłyszeć, co tamta mówi, była bliska płaczu.
— Siostro Konstancjo — szeptała. — To ja, siostra Ingebjorg. Prosiłaś, żebym
przyjechała.
Powieki opadły, zmarszczka na czole zniknęła, wargi przestały drgać.
Ingebjorg była w rozpaczy. Pochyliła się jeszcze bardziej.
— Siostro Konstancjo! Słyszysz mnie? Przyjechałam, bo po mnie przysłałaś.
Blada twarz pozostawała nieruchoma.
Pani Sigrid ujęła ją delikatnie pod ramię na znak, że to już koniec, ale Ingebjorg
nie zauważyła, by mniszka wydala ostatnie tchnienie i wciąż nie chciała się pod-
dać. Pochylała się do ucha zakonnicy i na pół z płaczem szeptała:
— Błagam cię, siostro Konstancjo. Co się stało z moim synkiem?
I wtedy pozbawiona już życia twarz znowu drgnęła, mniszka poruszyła
powiekami, wargi wypowiedziały z wysiłkiem:
— Torstein... — Tak się przynajmniej Ingebjorg wydawało.
— Jaki Torstein, siostro Konstancjo? Gdzie on mieszka? I jak się nazywa?
Czuła, że siostra Sigrid pociąga ją za ramię, ale nie zwracała na to uwagi.
— Torstein? — powtarzała. — Jak się nazywa ten Torstein?
Sine wargi poruszyły się znowu i Ingebjorg przysunęła do nich ucho.
— Svarte — Zdawało jej się, że to właśnie słyszy, ale pewna nie była.
— Torstein Svarte? Gdzie on mieszka?
Dostrzegła lekki ruch, ale żadne słowo nie padło. Pani Sigrid serdecznie, ale
stanowczo ujęła ją pod rękę, Ingebjorg zrozumiała, że musi ustąpić. Już miała się
TLR
wyprostować, gdy nagle wargi konającej znowu się poruszyły i Ingebjorg bardziej
zgadła, niż usłyszała nazwę „Frysja".
Zrobiło się zupełnie cicho. Twarz mniszki wygładziła się, delikatne drgania
ustały, oddech był krótki, przerywany. Agonia dobiegała końca.
Łzy popłynęły z oczu Ingebjorg.
— Dziękuję ci, siostro Konstancjo — wyszeptała do ucha zmarłej. —
Wybaczyłam ci. Niech Bóg będzie z tobą.
— Panie Jezu — usłyszała za sobą głos siry Jacoba. — Przybądźcie jej z
pomocą święci pańscy. Wyjdźcie jej na spotkanie, niebiescy aniołowie.
Mniszki zaczęły odmawiać Ojcze nasz i zanim modlitwa dobiegła końca,
siostra Konstancja przeszła na drugą stronę.
Ingebjorg wyprostowała się i oddała świecę pani Sigrid, bo ręce drżały jej tak,
że niczego nie była w stanie utrzymać.
— Dziękuję — mruknęła rozdygotana. Trzęsła się cała jak w febrze. Nie
wiedziała, czy pani Sigrid lub inna z sióstr zrozumiała słowa siostry Konstancji,
ale to było mało prawdopodobne.
Słońce wyglądało spoza chmur czyste i jasne. Grzesznica otrzymała
odpuszczenie, a Ingebjorg dostała odpowiedź, na którą tak długo czekała.
— Torstein Svarte — powtarzała półgłosem. — Czy ten Torstein mieszka nad
rzeką Frysją? To przecież niedaleko stąd i nietrudno będzie go odnaleźć.
Powoli jednak zaczynała zdawać sobie sprawę z możliwych komplikacji. To,
że siostra Konstancja podała jego nazwisko, musi oznaczać, że chodzi o jej małego
Eiri— ka. Sama przecież posłała po Ingebjorg. Młoda kobieta miała wrażenie, że
unosi się nad ziemią. Chciała, niczym ptak, poszybować w przestworzach, pozbyć
się wszelkich obciążeń, całej goryczy i wszystkich cierpień.
Usłyszała za sobą kroki i odwróciła się. Szła ku niej pani Sigrid.
— Tak się cieszę, siostro Ingebjorg. Nie ma większego cudu ponad to, że
człowiek, dręczony wyrzutami sumienia i strachem, w ostatniej godzinie życia
otrzymuje wybaczenie.
Ingebjorg przytakiwała. Na razie nie chciała jeszcze niczego zdradzać. Nie
powie, dopóki nie odnajdzie małego Eirika. Wtedy wróci tutaj i opowie siostrom,
jak to pewnego zimowego poranka mały noworodek kwilił boleśnie, bo został
brutalnie odebrany matce po to, by klasztor mógł uniknąć wstydu. Spróbuje opisać
im swoje cierpienie, tęsknotę za dzieckiem, lęk o to, co się z nim dzieje i strach, że
maleństwo zostało złożone do ziemi bez błogosławieństwa kapłana. Nie powie im
o tym, by je karać lub wywoływać poczucie winy, lecz po to, by poinformować o
TLR
objawieniu pańskim, kiedy siedziała nad mogiłką, która nie była grobem jej
dziecka; przekona je, że Bóg nie odrzucił dziecka, ani jej nie przeklął za to, że
poczęła synka w nierządzie. Powie im też, że wybaczyła wszystkim zamieszanym
w sprawę. Jeśli naprawdę danym jej będzie raz jeszcze zobaczyć dziecko,
wybaczy całemu światu.
— Masz chyba czas, żeby z nami trochę pobyć? — spytała pani Sigrid
przyjaźnie. — Chętnie cię zaprowadzę do Solveig.
Ingebjorg przytaknęła, ale aż się trzęsła, żeby jak najszybciej wyruszyć w
drogę. Nie uspokoi się, dopóki nie odnajdzie tego Torsteina Svarte, żeby miała
pytać o niego w każdym dworze wokół Oslo.
— Bardzo bym chciała, pani Sigrid, ale nie wiem, czy klasztorni ludzie nie
czekają, żeby odwieźć mnie do Aker. Mam nadzieję, że sira Jacob się z nimi
umówił.
— Nie ma pośpiechu, jeszcze długo będzie jasno. Wiem, że wiele sióstr
chciałoby się z tobą przywitać.
Z kalefaktorium wyszedł sira Jacob. Pani Sigrid dała mu znak, żeby się zbliżył.
— Ingebjorg nie musi się chyba bardzo śpieszyć z powrotem do Akersborg,
siro Jacobie?
— Nie, myślałem, że zechce tu trochę pobyć i umówiłem się ze strażnikami.
Napotkał spojrzenie Ingebjorg i się zarumienił.
— Bardzo nam ciebie brakowało, siostro Ingebjorg.
— Mnie też was brakowało — bąknęła w odpowiedzi. Nagle poczuła się
nieswojo, myśląc, że on wie o niej więcej niż ktokolwiek inny. Przypomniała sobie
rozmowy, jakie prowadzili w kościele i zapragnęła znowu mu się zwierzyć.
Mogłaby go spytać o radę w sprawie młodego króla Hakona i księcia Algotssona.
— Niestety, długo zostać nie mogę — wybąkała. — Jeśli strażnicy nie mają nic
przeciwko temu, to bardzo bym chciała... ech, chciałabym w drodze do domu ko-
goś odwiedzić.
— To się oczywiście da zrobić — odparł sira Jacob spokojnie.
Ingebjorg zerknęła na panią Sigrid. Czy matka przełożona domyśla się, co
siostra Konstancja miała do powiedzenia? Czy wie, co teraz Ingebjorg zamierza
zrobić?
— Ale chodźmy chociaż na chwilę do Solveig — powiedziała przełożona.
— No to żegnaj, siostro Ingebjorg. — Niech Bóg będzie z tobą. I odwiedź nas
kiedyś znowu.
TLR
— Żegnaj, siro Jacobie — odparła, patrząc mu w oczy. — Brakuje mi naszych
rozmów. Często chciałabym prosić cię o radę. Życie nie jest łatwe. Dla niektórych
— dodała.
— Miałem nadzieję, że próby, jakim poddaje cię Pan, masz już za sobą, siostro
Ingebjorg. Nigdy jednak nie zwlekaj, gdybym ci był potrzebny. Zawsze wiesz,
gdzie mnie szukać.
Jesienne słońce przygrzewało, kiedy obie z siostrą Sigrid znalazły się w
przyklasztornym majątku. Ingebjorg zwróciła uwagę, że tutaj drzewa mają jeszcze
żółtoczerwone liście, a na szarpanym wichrami cyplu Aker drzewa od dawna stoją
nagie.
Dziwnie było znaleźć się tu znowu, ale nie rozgl dała się za bardzo, bo myśl o
dziecku przesłaniała wszystko.
Pani Sigrid prowadziła ją do drewnianej chaty w po bliżu kaplicy. Zapukały do
drzwi i wkrótce otworzyła im Solveig. Na widok przyjaciółki wytrzeszczyła oczy i
zawołała z niedowierzaniem:
— Ingebjorg! To naprawdę ty?
Otworzyła drzwi szeroko, by wpuścić gości do środka.
— Ja muszę wracać — oznajmiła pani Sigrid z uśmiechem. — Ingebjorg też
zaraz wyjeżdża, ale bardzo chciałam, żebyście się chociaż przywitały.
Solveig wprowadziła gościa do starej, zniszczonej izdebki, w której jednak
było przytulnie i ciepło. Na palenisku wesoło trzaskał ogień. Na ławie pod ścianą
spało malutkie dziecko. Ingebjorg od razu poznała synka Solveig.
— Prawda, jaki śliczny? — szepnęła matka.
— Boisz się, że go obudzisz? — również szeptem pytała Ingebjorg.
Solveig pokręciła głową.
— Nie jego, ale starą Marię. Ona leży w komorze, odpoczywa po obiedzie. To
rezydentka, starsza kobieta, która mieszka w klasztorze, a ja jestem jej służącą.
— I jak ty się tutaj czujesz? — pytała przyjaciółkę Ingebjorg.
— Jak w niebie, Ingebjorg — odparła Solveig po prostu. — Codziennie
dziękuję Bogu, że tamtego dnia przysłał cię do Dal. Gdybyś się wtedy nie zjawiła i
gdybyś nie porozmawiała z panią Sigrid, to nie wiem, jakby się wszystko
potoczyło. Myślę, że nie byłoby już ani mnie, ani mojego synka. Moje ciało po-
kryte jest bliznami po ciosach, jakie spadły na mnie z rąk męża. A wiesz, co
zrobiła pani Sigrid? Wysłała klasztornych strażników i oni zabrali nas w środku
dnia, bo akurat byliśmy sami w domu. Tutaj do klasztoru mąż się nie dostanie.
Próbował wiele razy, ale strażnicy go przepędzili.
TLR
Opowiadała z przejęciem, aż się zarumieniła, raz po raz musiała zaczerpnąć
powietrza i otrzeć łzy.
— Niech cię Bóg błogosławi, moja droga. Naprawdę nie wiem, jak ci
dziękować.
Ingebjorg kręciła głową.
— Nie mnie jesteś winna wdzięczność. Ja porozmawiałam tylko z panią Sigrid.
To ona jest wysłanniczką Pana. Bez niej ja też bym nie przeżyła. Tak się cieszę, że
jest ci tu dobrze, Solveig. Kiedy widziałam cię ostatnio, pomyślałam, że
złowieszczy księżyc przed twoim weselem wróżył nieszczęście nie tylko dla mnie,
lecz także dla ciebie.
Solveig patrzyła na nią, nie rozumiejąc.
— Co masz na myśli?
— Półtora roku temu widziałam blask złowieszczego księżyca na ścianach
naszej starej izby. To zawsze jest znak, zapowiadający śmierć lub nieszczęście, z
pewnością o tym wiesz. Najpierw myślałam, że chodzi o śmierć mojej matki,
potem uważałam, że to mój własny los, ale teraz nie jestem już pewna.
Solveig wytrzeszczała oczy.
— A ja myślałam, że należysz do tych ludzi, którzy dostali wszystko...
Ingebjorg uśmiechnęła się gorzko.
— Może i masz rację, musiałam jednak przejść przez ogień piekielny, żeby to
pojąć.
Śpiący chłopiec poruszył się, obie zwróciły się ku niemu. Malec otworzył
oczka, przeciągnął się, a potem usiadł zaciekawiony.
Solveig roześmiała się cicho.
— Patrz, przyszła do nas Ingebjorg — szeptała, biorąc synka na ręce. — Dobra
Ingebjorg, która dała nam ten dom.
Ingebjorg patrzyła na przyjaciółkę. Jej mały Eirik niedługo będzie taki duży jak
to dziecko. Na myśl o tym zakręciło jej się w głowie. Czy w domu nad Frysją znaj-
dzie śpiącego chłopczyka? Malca o ciemnobrązowych włosach i czarnych
oczkach, odziedziczonych po ojcu.
Chłopczyka i matkę, która go kocha, tuli i całuje, myślała dalej, czując, jak
radość gaśnie. Ale jeśli jest mu tam dobrze, to niech tak zostanie. Najważniejsze to
wiedzieć, że synek żyje.
— Ty też urodzisz dziecko, Ingebjorg — Solveig wyrwała ją z zamyślenia. —
Dziecko, którego ojcem będzie bogaty szlachcic. Cała okolica trzęsła się od
TLR
plotek, kiedy przyjechałaś tam z narzeczonym, bogatym panem ze Szwecji.
Ludzie żałowali, że pani Elin tego nie dożyła.
Ingebjorg przytaknęła i znowu odczuła radość.
— Mamy wziąć ślub na świętą Katarzynę.
— Już? To przecież niedługo! Cieszysz się?
Ingebjorg znowu przytaknęła.
— Czy to nie dziwne, że masz wyjść za mąż za kogoś, kogo nie znasz?
— Ależ znam, przynajmniej trochę, spotkałam go wiele razy, no i byliśmy
razem w Ssemundgard.
— Robił wrażenie solidnego i miłego człowieka — powiedziała Solveig jakby
z wahaniem. — Ale też chyba surowego?
— Nie bardzo mu się spodobało w Dal — odparła Ingebjorg.
— Co? Nie polubił Ssemundgard? — bąkała Solveig z niedowierzaniem.
— Wiesz, dwór jest zaniedbany, szczury biegają po starej izbie. Rozumiem, że
tak zareagował. On sam pochodzi przecież z dużo lepszych warunków.
Ingebjorg widziała, że przyjaciółka jest zdumiona. Ssemundgard to przecież
największy dwór w okolicy, wszyscy zawsze patrzyli na niego z podziwem i zaz-
drością.
Ingebjorg odwróciła się szybko.
— Teraz muszę już iść, strażnicy klasztorni odprowadzą mnie do Akersborg.
— Pani Sigrid mówiła mi, że przepisujesz księgi i pracujesz dla samego
ochmistrza. Dumna jestem z ciebie, Ingebjorg.
Ona jednak wolałaby nosić na rękach małego Eirika.
— Żegnaj, Solveig. Spróbuję przyjechać innym razem.
Kiedy wybiegła z domu, powrócił niepokój. Siostra
Konstancja chyba na pewno mówiła — Frysja. To nie może być nic innego.
Jeśli nikt nad rzeką nie słyszał o Torsteinie Svarte, Ingebjorg czeka kolejne
rozczarowanie.
Pośpiesznie przeszła dziedziniec, kierując się z powrotem do klauzury. Na
szczęście koło kościoła zobaczyła księdza i pobiegła do niego.
— Muszę ruszać, siro Jacobie — zawołała zdyszana. — Ochmistrz na mnie
czeka.
Kapłan przytaknął.
— Zaraz powiem strażnikom.
TLR
Rozdział 14
Najpierw usłyszała szum rzeki, a wkrótce ją zobaczyła.
Wyjaśniła towarzyszom podróży, że ma do załatwienia sprawę u pewnego
chłopa nad Frysją, ale że nie wie, gdzie on dokładnie mieszka. Chętnie obiecali, że
jej pomogą.
Teraz czuła, że ze zdenerwowania kurczy jej się żołądek. Ręce miała lodowato
zimne, oddech krótki i urywany. Czasem nachodziła ją ochota, by zawrócić i
pogalopować do Akersborg. Przecież może czekać ją bolesne przeżycie. Kiedy
jednak zjeżdżała w dół z wysokiego brzegu rzeki, wiedziała, że nie zazna spokoju,
jeśli nie spróbuje tej sprawy wyjaśnić.
Z wolna zaczynało się zmierzchać, powinni byli opuścić klasztor dawno temu.
Jeśli szczęście nie dopisze jej przy pierwszej próbie, poszukiwania mogą potrwać,
a podróżowanie na wyczucie w ciemnościach jest i niebezpieczne, i pozbawione
sensu. Zresztą nie wierzyła, że klasztorni ludzie na to przystaną. Już teraz odwaga
zaczynała ich opuszczać.
W dodatku zerwał się wiatr i wyraźnie szło na deszcz.
— Panno Ingebjorg? — rozległ się niepewny głos z tyłu. Odwróciła głowę. —
Będzie niepogoda. Jest pani pewna, że nie chciałaby pani jak najszybciej wrócić
do twierdzy?
— Wolałabym, ale najpierw muszę załatwić ważną sprawę.
— Tylko że może zerwać się śnieżyca.
— No trudno, jestem dobrze ubrana.
Ostatnie słowa nie były prawdziwe. Aksamitna peleryna nie ochroni ani przed
deszczem, ani przed śniegiem. Ture nie podobał się jej stary płaszcz i zażądał,
żeby jego narzeczona ubierała się jak dworka, a nie jak chłopka. Dokładnie tak się
wyraził. Nie chciała powiedzieć, że nie ma pieniędzy na zakupy, ale Bergtor roz-
wiązał sprawę, „pożyczając" dla niej trochę ubrań. Skąd je wziął, nie miała
pojęcia. Może dostał od Giseli, bo jej się już znudziły.
Podążali w dół rzeki. Ingebjorg jechała tutaj kiedyś z Bergtorem i zapamiętała
duży dwór. Wtedy z otworu w dachu unosił się dym, co świadczyło, że dom jest
zamieszkany. Przeprawili się przez most i dalej jechali brzegiem, by uniknąć
spotkania z drapieżnikami w lesie, rosnącym po drugiej stronie.
Nie trwało długo, a ukazały się zabudowania. Serce Ingebjorg zaczęło bić
mocniej. Znowu pomyślała, jaka będzie zrozpaczona, jeśli się okaże, że ludzie ci
TLR
nigdy nie słyszeli o żadnym Torsteinie Svarte. Wiatr przybierał na sile, w
powietrzu pojawiły się pierwsze płatki śniegu. Ingebjorg marzła, ale nie chciała
tego okazywać. Rozumiała, że klasztorni ludzie niecierpliwią się coraz bardziej.
Kiedy dotarli do dworu, modliła się szeptem:
— Najświętsza Panienko, nie opuszczaj mnie.
Zatrzymali konie przed kamiennym domem, zeskoczyli z siodeł i przywiązali
wierzchowce do słupa. Ingebjorg głęboko zaczerpnęła powietrza, uniosła głowę i
zapukała do drzwi.
Niemal natychmiast się uchyliły, widocznie ludzie słyszeli, że ktoś przyjechał.
Chłop w szarej, samodziałowej bluzie i spodniach spoglądał na nią przez szparę,
wytrzeszczając oczy.
— Bóg z wami — pozdrowiła Ingebjorg. — Jadę do Tor— steina Svarte, ale
boję się, że zabłądziliśmy.
Teraz chłop otworzył drzwi nieco szerzej.
— Nie, nie zabłądziliście, pani. Przejedźcie przez most i dalej na północ w
stronę kościoła w Aker. W pobliżu świątyni znajdziecie duży dwór. Inne, które bę-
dziecie mijać po drodze, stoją puste od czasu zarazy.
Ingebjorg miała wrażenie, że nogi się pod nią uginają. A więc wszystko się
zgadza. Siostra Konstancja naprawdę miała na myśli Frysję i człowieka
nazwiskiem Torstein Svarte.
Wciąż jednak nie jest pewne, że to on i jego żona zajęli się małym Eirikiem.
Ten Torstein to mógł być pośrednik, ktoś, kto zabrał dziecko z klasztoru i wy-
prawił je dalej.
Podziękowała gospodarzowi i znowu ruszyli. Śnieg sypał coraz gęstszy,
ciemności z wolna spływały na ziemię. Ingebjorg dzwoniła zębami z zimna,
ubranie robiło się mokre, ale nie zwracała na to uwagi. Dławił ją niepokój. Już nie
była w stanie myśleć, że mogła popełnić błąd, a siostra Konstancja wezwała ją
tylko po to, by prosić o wybaczenie. Z jakiego powodu by w takim razie
wspominała o jakimś Torsteinie Svarte?
Opustoszałe dwory majaczyły pośród drzew. Ingebjorg zauważyła, że jej
towarzysze zaczynają tracić cierpliwość. Nie rozumieją, dlaczego nie odłoży tej
sprawy na inny dzień, wkrótce odmówią dalszej jazdy, wymawiając się
ciemnością i dzikimi zwierzętami. Powiedzą, że muszą wrócić do klasztoru, zanim
ktoś zacznie się o nich martwić.
Nareszcie w oddali zauważyła światło.
TLR
— To tam! — zawołała, spięła konia i ruszyła galopem. Strażnicy zrobili to
samo.
Po chwili zobaczyli rozległy dwór z licznymi zabudowaniami wokół
dziedzińca i największym, kamiennym domem mieszkalnym, jaki kiedykolwiek
Ingebjorg widziała. Z otworów w dachu unosił się dym, zza uchylonych drzwi
sączyło się światło. Przed wejściem płonęła pochodnia.
Ingebjorg poczuła ucisk w gardle. Mój Boże, a jeśli w środku jest małe dziecko
i gospodarze przyznają, że dostali je w Nonneseter?
Pośpiesznie zeskoczyła z końskiego grzbietu, oddała lejce strażnikowi i
pobiegła do drzwi. Nie wolno się wahać, bo odwaga mogłaby ją opuścić.
Drzwi do izby były otwarte, wewnątrz przy długim stole siedzieli ludzie.
Zdumiało ją, że jest ich aż tylu. Widocznie tutaj umieli znaleźć służbę.
— Pokój temu dworowi — rzekła głośno, ludzie przy stole odwrócili się i
patrzyli, jakby zobaczyli zjawę. Ingebjorg rozumiała, że muszą być zaskoczeni,
widząc samotną kobietę wysokiego rodu, która nieoczekiwanie pojawiła się o tej
dziwnej porze.
Gospodarz wstał ze swojego miejsca u szczytu stołu i szedł ją powitać. Ubrany
był po pańsku, miał w sobie coś władczego, co sprawiło, że poczuła się niepewnie.
Jeśli ten mężczyzna zajął się małym Eirikiem, to chyba nie zechce go oddać,
przemknęło jej przez głowę. Równocześnie zdała sobie sprawę, że nigdy tego
człowieka nie widziała. To nie on wsiadał na pokład wielkiego statku przy
królewskim nabrzeżu.
— Pokój tobie — odparł dwornie. — Z kim mam honor rozmawiać?
— Nazywam się Ingebjorg Olvasdatter i przychodzę z klasztoru Nonneseter —
zaczęła, czując, że siły ją opuszczają. Gospodarz górował nad nią, niechętny,
jakby przeczuwał, że chodzi o coś nieprzyjemnego.
— Proszę wejść — powiedział, ale w jego głosie nie było życzliwości.
— Jestem w drodze do Akersborg, towarzyszą mi ludzie z klasztoru — mówiła
dalej w nadziei, że wzbudzi jego zainteresowanie. — Jestem pisarką u ochmistrza
i muszę wrócić jeszcze dziś wieczorem.
Mężczyzna uniósł jedną brew, Ingebjorg zrozumiała, że jej nie wierzy. Musiała
jednak budzić jego ciekawość chociażby ubraniem.
— A co my moglibyśmy zrobić dla pisarki ochmistrza? — spytał z nutą
szyderstwa.
Ingebjorg zebrała się na odwagę i wypaliła:
— Bardzo bym chciała przekazać podarunek waszemu synowi.
TLR
Ze zdumieniem stwierdziła, że twarz gospodarza blednie.
— Co to ma znaczyć? — spytał spokojnie, ale głos mu drżał.
— Siostra Konstancja przekazała mi wasze nazwisko i wyjaśniła, gdzie
mieszkacie, panie.
Jakaś kobieta podniosła się ze swojego miejsca przy stole i wolno ruszyła ku
nim. Mogła mieć jakieś trzydzieści lat, trzymała się prosto, z godnością, ale w jej
twarzy czaił się niewypowiedziany smutek.
— O co chodzi, Torstein? — spytała cicho.
Ingebjorg wyczuwała lęk kobiety, co upewniło ją, że
trafiła na właściwy ślad.
— Ja nie wiem, Gudrid. Jakaś wiadomość z Nonneseter.
Ingebjorg pochwyciła spojrzenie kobiety.
— Przyjechałam, bo siostra Konstancja dzisiaj umarła. Byłam przy niej w
ostatnich chwilach.
Kobieta zrobiła znak krzyża.
— Niech Bóg ma ją w swojej opiece — mruknęła. — Słyszałam, że choruje.
Mąż zwrócił się do Gudrid:
— Ta kobieta mówi, że chciałaby przekazać dar naszemu synowi. Czy ty ją
znasz?
Ingebjorg widziała, jak tamta blednie. Wpatrywała się w przybyłą i kręciła
głową.
— Nie pamiętam, żebym ją kiedyś spotkała — odparła przygnębiona.
Mężczyzna znowu zwrócił się do Ingebjorg.
— Została pani źle poinformowana, panienko. Nasz syn zmarł dwa tygodnie
temu.
Ingebjorg wytrzeszczyła oczy bez słowa. To nie może być prawda. To nie mógł
być jej mały Eirik. Nie mógł umrzeć czternaście dni przed tym, jak matka go odna-
lazła. Żył przecież, kiedy niedawno tędy przejeżdżała.
W głowie miała pustkę, musiała się oprzeć o futrynę drzwi.
— Jak było mu na imię? — usłyszała swój własny, obco brzmiący głos, zbyt
wstrząśnięta, by okazać tym ludziom współczucie w ich żałobie.
— Miał na imię Olłav — odparła kobieta, marszcząc czoło. — Dlaczego pani
pyta?
Olav, myślała Ingebjorg oszołomiona. Imię jej ojca. Zdołała się jakoś
opanować, próbując wciąż patrzeć kobiecie w oczy.
— Wzięliście go na wychowanie, prawda?
TLR
Mężczyzna i kobieta popatrzyli po sobie, potem on
rzekł spokojnie:
— Chłopiec był dla nas czymś więcej niż dzieckiem wziętym na wychowanie,
młoda panienko. Jego ojciec zginął, a matka umarła w połogu. Pozostali członko-
wie jego rodu zginęli w czasie wielkiej zarazy. Wzięliśmy go do siebie jak
własnego i w odpowiednim czasie miał zostać naszym dziedzicem.
Ingebjorg kiwała głową, wciąż jak sparaliżowana.
— Jak się nazywał?
Twarz mężczyzny przybrała surowy wyraz.
— Już mówiliśmy, nazywał się Olav Torsteinsson, i to my go ochrzciliśmy.
Był nasz od dnia swoich narodzin. Moja żona właśnie wtedy wydała na świat mar-
twe dziecko. Trzecie z kolei — dodał, spoglądając na nią wymownie. — Miała
pod dostatkiem mleka.
Ingebjorg przytaknęła, odwróciła się, chcąc wyjść.
— W takim razie przeznaczę dar dla innego dziecka — mruknęła z poczuciem,
że nogi nie chcą jej dźwigać.
— Dlaczego pani przyjechała z darem, panienko? — spytała kobieta.
— To... to tylko dlatego, że siostra Konstancja mi o nim opowiedziała. Ktoś
powinien był mnie uprzedzić, że dziecko zmarło.
Wyczuwała niechęć tych ludzi, zresztą świetnie to rozumiała. Wzburzona i
roztrzęsiona, wyszła z domu.
Strażnicy klasztorni czekali na nią w siodłach, zagryzła zęby i dosiadła
swojego wierzchowca.
Jechało im się łatwo, choć ciemności były coraz gęst sze, a śnieg nie przestawał
sypać. Podróżowali w mil czeniu i wkrótce, przemoczeni i zmarznięci, dotarli do
Akersborg.
Ingebjorg pobiegła do swojej sypialni, żeby się przebrać, nim pójdzie
powiedzieć gospodyni, że wróciła. Przez cały czas miała w głowie tylko jedną
myśl: mały Eirik umarł, ale jeszcze dwa tygodnie temu żył. Kiedy ona spędzała
czas w Nonneseter, w mieście lub tutaj, w twierdzy, jej synek żył w pobliskim
dworze.
Niczego jednak nie wiesz na pewno, protestował jakiś głos w jej duszy.
Jedynym dowodem jest fakt, że siostra Konstancja wymieniła nazwisko Torsteina
Svarte. Nic więcej nie wiadomo. Przybrani rodzice nie powiedzieli, kiedy dziecko
się urodziło, ani z jakiego rodu pochodzi. Może sami nie wiedzą. Z drugiej strony
jednak trudno znaleźć inne wytłumaczenie, myślała. Siostra Konstancja była przy
TLR
porodzie i wezwała ją w ostatnich chwilach swego życia, nie powiedziała nic
więcej, tylko to jedno nazwisko bogatego chłopa.
Ból dręczył jej duszę, starała się jednak mu nie ulegać. Od czasu urodzenia
dziecka zmagała się w z wątpliwościami i nie wierzyła, że nawet jeśli synek żyje,
będzie mogła kiedykolwiek wziąć go w ramiona. Pozwalała sobie na marzenia, że
spotka go w przyszłości, kiedy chłopiec będzie już dorosły i sam zdecyduje, czy
zostać przy niej, gdy pozna prawdę. Teraz próbowała się pocieszać, że chłopcu
było dobrze w tym jego krótkim życiu. To jednak wielka pociecha wiedzieć, że
ktoś o niego dbał i nie rozmyślać, że pozbawiono go życia zaraz po urodzeniu.
Przynajmniej został pochowany na cmentarzu i kapłan pobłogosławił jego trumnę,
jak przystoi synowi bogatego pana.
Dlaczego nie spytała, na co chłopczyk umarł? Ani gdzie jest jego grób?
Dlaczego nie dowiedziała się, do jakiego rodu należał? Mogłaby się też zapytać,
jaki był, czy dużo płakał, czy rósł i rozwijał się dobrze na swój wiek. Kiedy
wyrżnął mu się pierwszy ząb, kiedy usiadł, czy był dzieckiem spokojnym, czy
żywym?
Czy powinna była powiedzieć Torsteinowi Svarte i jego żonie, kim jest?
Odrzuciła jednak ten pomysł. Wierzyli przecież, że matka chłopca umarła w
połogu. Jaki sens miałoby wyprowadzanie ich z błędu? To przecież nie ich wina,
że pani Thora pragnęła pozbyć się dziecka. Matka przełożona musiała słyszeć o
tragedii bezdzietnego małżeństwa i przekonała, czy też zmusiła siostrę Konstancję
i siostrę Hildegard do udziału w oszustwie. Z pewnością zgarnęła też sowitą
zapłatę, była przecież chciwa.
Tak ją wzburzyły własne myśli, że zapomniała o strachach w twierdzy i księciu
Algotssonie. Dopiero, kiedy znalazła się na dziedzińcu, wrócił lęk i zaczęła
rozglądać się nerwowo, czy ktoś jej nie śledzi.
Zapukała do komnaty pani Bothild, ale nikt nie odpowiedział. Ostrożnie
uchyliła drzwi i zajrzała do środka. Pokój był pusty. Z głębi twierdzy docierały
jednak hałasy, domyśliła się, że trwa wieczorna uczta. To by oznaczało, że król
wrócił ze swoim orszakiem. Choć była bardzo głodna, nie wyobrażała sobie, że
stanie twarzą w twarz z królem Hakonem lub księciem Algotssonem, postanowiła
więc, że zawiadomi jedną z pokojówek, iż wróciła, a potem pójdzie do sypialni i
się położy.
Już miała zawrócić, gdy na korytarzu pojawiła się pani Bothild.
— Panna Ingebjorg? — wykrzyknęła gospodyni z ulgą. — Bogu dzięki, a ja się
tak martwiłam! Widziano przecież wilki w pobliżu twierdzy, wieczór taki ciemny
TLR
i na dodatek pogoda... Właśnie skończyliśmy posiłek, ale jedzenie wciąż czeka na
stołach. W klasztorze pewnie pa ni nic nie jadła? I jak się udał wyjazd? Nie
przyjechała pani za późno?
Ingebjorg pokręciła głową.
— Zdążyłam jeszcze potrzymać świecę w rękach konającej, zanim wydala
ostatnie tchnienie.
— Niech Bóg panią błogosławi, moje dziecko. Widzę, że zrobiło to na pani
wielkie wrażenie. Jest pani blada, wygląda na wyczerpaną. Pójdzie pani coś zjeść?
— Nie, dziękuję, nie jestem głodna, ale rzeczywiście bardzo wyczerpana.
Miałam zamiar się położyć.
— Nie, nie, najpierw musi się pani wzmocnić — protestowała gospodyni. —
Jeśli nie chce pani iść do sali, to ja coś tutaj przyniosę.
Podeszła jeszcze krok bliżej i zniżyła głos.
— Dzisiaj wieczorem źle się czuję na górze. Przyjechał junkier Eryk i wrogość
wisi w powietrzu. Mam wrażenie, że coś się dzieje w ukryciu, ale chyba tylko mi
się tak zdaje. Królowa Blanka poczuła się źle i wcześniej poszła do łóżka, król
Magnus jest w złym humorze, a biedny młody król Hakon siedzi i wygląda, jakby
przytłaczał go jakiś ciężar. Niewiele z tego rozumiem, ale jestem pewna, że dzieje
się coś złego.
Dała znak Ingebjorg, by usiadła obok.
— W tym księciu Algotssonie jest coś, czego nie lubię. Długo tłumaczyłam
sobie, że wszystkiemu winne są te okropne plotki, iż jakoby dochodzi do czegoś
grzesznego między nim a królem Magnusem. Teraz jednak widzę, że coś w tym
jest. A poza tym... on odwraca wzrok, nie ma odwagi patrzeć ludziom w oczy. W
jednej chwili jest zadowolony i wesoły, a w następnej ponury i nieprzystępny. Nie
lubię ludzi, których nie rozumiem.
Ingebjorg nie wiedziała, co powiedzieć. To przecież kłamstwo, że dzieje się
coś grzesznego między królem i księciem. Mężczyzna, który pożąda innych męż-
czyzn, raczej nie próbuje gwałcić kobiet.
— Czy to nie żałosne, że mężczyźni wciąż muszą walczyć o władzę? — pani
Bothild westchnęła ciężko. — Nic dziwnego, że wybuchają wojny między
państwami, skoro synowie walczą z ojcami i z rodzonymi braćmi. Zauważyłam,
jakie napięcie panuje między junkrem Erykiem i królem Hakonem, a stosunki
króla Magnusa z Erykiem są jeszcze gorsze. Ci młodzi szlachcice ze Szwecji
podburzają królewskich synów, a książę Algotsson króla.
Nagle przerwała i przyglądała się Ingebjorg badawczo.
TLR
— Czy stało się coś złego, panno Ingebjorg?
Młoda kobieta zaprzeczyła, próbując się opanować.
— Nie, skądże, pani Bothild, jestem tylko trochę zmęczona.
— Bardzo pani kochała tę mniszkę?
— Nie, wcale jej nie kochałam.
Gospodyni twierdzy nie spuszczała z niej wzroku.
— Proszę mi wybaczyć, jeśli posuwam się za daleko, ale powiedziała pani, że
nie zazna spokoju, jeśli przybędzie do klasztoru za późno.
Ingebjorg zrobiło się gorąco. Nie może kłamać wobec tej życzliwej kobiety,
nie chciała jednak za nic powiedzieć, że wydała na świat bękarta.
— Mniszka wiedziała coś... coś o mnie i moim... moich najbliższych. Miałam
nadzieję, że wyjawi to, zanim odejdzie — rzekła.
Pani Bothild położyła rękę na jej dłoni.
— Nie musi pani mi nic mówić, jeśli pani nie chce.
Ingebjorg milczała, wpatrując się w podłogę.
Przez jakiś czas siedziały bez ruchu, w końcu gospodyni rzekła:
— Chciałabym, żeby pani poszła do sali i zatańczyła z młodym królem
Hakonem. On jest dzisiaj bardzo smutny.
Ingebjorg drgnęła. Nie wiadomo, czy młody król jest niezadowolony z powodu
brata, pomyślała, przypominając sobie szok, malujący się na twarzy Hakona
stojącego w drzwiach, kiedy ona, półnaga, leżała na podłodze.
— Przykro mi bardzo, pani Bothild, ale dzisiejszego wieczoru chyba nie
byłabym w stanie.
Pani Bothild zwróciła ku niej twarz i lustrowała ją z uwagą.
— Domyślam się, że jest coś, panno Ingebjorg, ale nie wiem, co takiego.
Nieszczęsny Hakon przeżył swoje pierwsze, gwałtowne zauroczenie, a pani nie
wie, jak się wobec niego zachować.
Ingebjorg przytakiwała skrępowana.
Gospodyni roześmiała się swobodnie.
— Niełatwo być pożądaną przez wielu mężczyzn naraz, panno Ingebjorg.
Zwłaszcza jeśli ma się wkrótce wyjść za mąż. Proszę mi powiedzieć — mówiła
dalej, marszcząc czoło — czy książę Algotsson przychodził do pani z
niestosownymi ostrzeżeniami?
Ingebjorg zagryzła wargi i przytaknęła, nie patrząc tamtej w oczy. Znowu
pojawiło się wzburzenie, przyszło jej też do głowy, że tutaj, w twierdzy, wszędzie
są jakieś uważne oczy i uszy.
TLR
— Podejrzewałam właśnie coś takiego. Ja nie podsłuchuję pod drzwiami,
panno Ingebjorg, nie mogłam jednak nie słyszeć gwałtownej kłótni księcia z
królem Hakonem i uważam, że nie powinna się pani tym przejmować. Ze strony
króla to przecież tylko niewinne zauroczenie. Minie prędzej czy później, a lepiej,
żeby był zajęty godną szacunku panną wysokiego rodu niż miałby się zakochać w
jakiejś prostej, chłopskiej córce lub służącej. — Poklepała Ingebjorg po ręce. — A
teraz pójdę i wydam polecenie, żeby pokojówka przyniosła pani kolację, a pani
niech tymczasem odpoczywa w cieple.
Po wyjściu gospodyni Ingebjorg oparła głowę o ścianę i przymknęła oczy.
Myśl, że książę Algotsson wrócił do twierdzy, wywoływała w niej mdłości i
obrzydzenie, mimo wszystko jednak nie przestawała myśleć o małym Eiriku. Tak
bardzo żałowała, że nie mogła zobaczyć go przed śmiercią, nie mogła go do siebie
przytulić, poczuć ciepła dziecięcego ciałka, ani szepnąć mu do ucha, że jest jej
synkiem, że ona bardzo za nim tęskni, i że nigdy nie straciła nadziei na odnale-
zienie go. Gdyby spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się, jakby rozumiał, co mówi,
łatwiej by jej było teraz dźwigać żałobę.
A tak to siedziała tylko ze wszystkimi pytaniami, na które nigdy nie otrzyma
odpowiedzi i z żalem, którego nie ma z kim dzielić.
Zmęczenie coraz bardziej dawało o sobie znać. Miała wrażenie, że zapada się
w łagodną ciemność, z dala od bólu i problemów.
Nagle ocknęła się z przerażeniem. Dotarł do niej męski głos, a kiedy uniosła
głowę, zobaczyła pośrodku izby księcia Algotssona z nieprzyjemnym uśmiechem
na ustach.
Rozdział 15
— Pani Bothild powiedziała, że źle się pani czuje, panno Ingebjorg. Sprawia
mi to przykrość.
Ingebjorg podniosła się oszołomiona i chciała wybiec z komnaty, ale książę
błyskawicznie jej w tym przeszkodził.
— Moja droga, proszę siedzieć. Chyba panna Ingebjorg mnie się nie boi?
Przecież spędziliśmy wczoraj takie miłe chwile.
TLR
Ingebjorg z trudem chwytała powietrze. Bezczelność tego człowieka
doprowadzała ją do szału.
Książę podszedł bliżej.
— Siadaj! — zarządził zupełnie innym tonem. Zauważyła, że nie zwraca się
już do niej w uprzejmej formie i domyśliła się, że to zły znak. Ostatnio też tak
było. Mimo woli usiadła.
— Zaraz tu przyjdzie pani Bothild — rzekła głosem trudnym do poznania.
Mężczyzna uśmiechnął się, przysunął sobie taboret i usiadł naprzeciwko niej.
— Nie szkodzi. Czasu mamy pod dostatkiem, prawda, panno Ingebjorg?
Wesele nie zostało jeszcze ostatecznie postanowione.
Ingebjorg uniosła brodę i zmusiła się do patrzenia mu w oczy.
— Jeśli mnie pan tknie, o wszystkim powiem pani Bothild.
Roześmiał się cicho.
— Jesteś niezwykle kusząca, kiedy się złościsz. Jak myślisz, co mogłaby
zrobić gospodyni twierdzy? Pójść do swojego męża i powiedzieć, że coś łączy
pannę Ingebjorg i księcia Algotssona? — Bo o niczym innym nie odważyłabyś się
chyba jej wspomnieć, prawda?
Nagle twarz mu pociemniała od powstrzymywanego gniewu.
— I tak już powiedziałaś za wiele, moja mała, niewinna panienko — warknął
szorstko. — Szeptałaś coś młodemu królowi do ucha, nie było tak?
Ingebjorg nie odwróciła oczu, ale gniew walczył w jej duszy ze strachem.
— Nawet się nie odezwałam. Król Hakon stał w drzwiach i śledził całe zajście.
Książę wytrzeszczył oczy, było widać, że jej uwierzył.
— Co to znaczy, że śledził całe zajście?
— Czy muszę tłumaczyć?
— Chcesz powiedzieć, że on widział, jak opuszczałem twoją izdebkę?
Skinęła głową, zaciskając zęby.
— Zanim zdążyłaś okryć swoje piękne ciało?
Nie odpowiedziała, ale wpatrywała się w niego z wściekłością.
— To musiał być prawdziwy szok dla naszego kochliwego, młodego króla.
Pisarka ochmistrza oddająca się królewskiemu doradcy. Osoba, która do tego
wszystkiego wkrótce ma wyjść za mąż.
Położył dłoń na jej kolanie.
— Biedny chłopiec. Widzieć, że ona pożąda innego... Ingebjorg poczuła, że
złość dławi ją w gardle, nie była w stanie nad sobą zapanować.
TLR
— Nie wierzę, by król Hakon podejrzewał, iż mogłabym stracić głowę dla
kogoś takiego jak pan, książę Algotsson. Poza tym oskarżanie czternastoletniego
młodzieńca o nieprzystojne zainteresowania to
obraza honoru i powinno to dotrzeć do królewskich uszu.
Twarz księcia pobladła, oczy miotały błyskawice. Zerwał się ze stołka, złapał
Ingebjorg za ramiona i moc no potrząsnął.
— Już ja cię nauczę, ty bezczelna, bezwstydna dziw ko. Przepytywałem o
ciebie tu i ówdzie, wiem, jakie wstrętne tajemnice nosisz. Jeśli nie będziesz
trzymać języka za zębami, to opowiem i ochmistrzowi, i królowi, i gospodyni tej
twierdzy o twojej przeszłości.
Brutalnie przyciągnął ją do siebie, sięgnął ręką pod spódnicę i zaczął z całej
siły ugniatać jej krocze.
— Ty, która oddawałaś się nierządowi i to będąc zaręczoną z innym, a potem
zaszłaś w ciążę ze złodziejem. Myślisz, że ochmistrz zechce trzymać taką kobietę
w twierdzy? Myślisz, że król dopuści, by jakaś pospolita ladacznica uczestniczyła
w jego ucztach? A co sobie pomyśli twój narzeczony, kiedy dowie się, że ty w noc
własnych zaręczyn kładłaś się naga w trawie i łajdaczyłaś się niczym kocica z
jakimś draniem.
Chwycił ją za krocze z taką siłą, że krzyknęła z bólu.
— Ja cię nauczę — powtórzył ochryple. — Pokażę ci, kim może być
mężczyzna. Zedrę z ciebie ubranie, zwiążę cię i będę cię gwałcił raz za razem,
dopóki nie zaczniesz błagać o litość.
Na zewnątrz rozległy się kroki, więc puścił ją natychmiast. Wchodząca pani
Bothild mogła zobaczyć, że książę głaszcze czule Ingebjorg po policzku.
— Jaka pani piękna, panno Ingebjorg. Żałuję, żeśmy się nie spotkali, zanim
zaręczyła się pani z panem Ture. Ale przecież teraz nie mogę nic zrobić za jego
plecami, bardzo mi przykro z tego powodu.
Skłonił się dwornie i zwrócił do gospodyni:
— Panna Ingebjorg czuje się bardzo samotna, biedactwo. Komuś takiemu jak
ona nie jest dobrze na
świecie. — Potem usiadł w pewnej odległości od obu kobiet.
— Czego pan sobie życzy, panie Algotsson? — spytała gospodyni z
udawanym spokojem. Ingebjorg widziała, jaka jest wzburzona i zastanawiała się,
czy może pani Bothild słyszała jakiś fragment rozmowy.
— Zmęczyła mnie ta głośna muzyka i pomyślałem, że porozmawiam trochę z
panną Ingebjorg. Jej też jest to potrzebne, pani Bothild.
TLR
— Nie sądzę, panie Algotsson. Panna Ingebjorg dopiero co odwiedziła
umierającą osobę i jest zmęczona, Nie będzie w stanie uczestniczyć dzisiaj w
zabawie, musi się położyć.
Książę zwrócił się do Ingebjorg:
— Już chciałaby pani iść spać? W takim razie przeprowadzę panią przez
Ciemny Korytarz. Moim zdaniem ta część twierdzy jest bardzo nieprzyjemna, a
pies, który się tam od czasu do czasu ukazuje, śmiertelnie przeraża panie, jak
słyszałem.
— Dziękuję, ale przyjdzie po mnie pokojówka — odparła Ingebjorg krótko.
Powoli zaczynała odzyskiwać panowanie nad sobą.
Książę roześmiał się.
— Pokojówka może się jeszcze długo nie pojawić. Proszę przyjąć moją
propozycję, nie krępować się.
Czyżby pani zapomniała, co szeptała mi pani do ucha, zanim pojawiła się pani
Bothild?
Ingebjorg zdała sobie sprawę, że się czerwieni. Jeszcze tylko tego brakowało,
żeby pani Bothild nabrała podejrzeń.
— Nie przypominam sobie, żebym cokolwiek do pana szeptała, książę
Algotsson.
On znowu się roześmiał.
— Fe, panno Ingebjorg. To nieładnie. Pani Bothild jest kobietą wyrozumiałą,
nie zgorszy się, wiedząc, że szukała pani u mnie pociechy w taki dzień jak
dzisiejszy.
— Sądzę, że należy zostawić pannę Ingebjorg w spokoju, panie Algotsson —
przerwała mu pani Bothild surowo. — Poza tym ja nie przyjmuję mężczyzn w
swoich komnatach pod nieobecność pana Orma.
Książę wstał niechętnie.
— Bardzo proszę o wybaczenie, pani Bothild — rzekł i ukłonił się.
Wychodząc, zwrócił się jeszcze do Ingebjorg:
— Będę czekał na zewnątrz.
Ona popatrzyła na gospodynię twierdzy. Czuła się bezradna i sponiewierana.
— On kłamie, pani Bothild.
— Domyśliłam się tego. Obawiam się jednak, że nikt prócz mnie w to nie
uwierzy.
Ingebjorg wytrzeszczyła oczy.
— Sądzi pani, że on rozpowie o tym innym?
TLR
— Obawiam się, że tak.
— Czego on ode mnie chce?
— Książę Algotsson to intrygant i zły człowiek. Prawdopodobnie pani mu się
podoba, ale rozumie, że nie ma szans. Widział przy tym, że młody król Hakon jest
pod pani urokiem, a pani traktuje go życzliwie. Algotsson nie jest w stanie tego
znieść i szuka zemsty.
Podeszła do Ingebjorg i pogłaskała ją po policzku.
— Jakby pani miała mało zmartwień, najpierw pani Thora i sira Joar, a teraz to.
Ale tak to niestety jest wśród możnych panów, moja droga. Oni nie muszą w pocie
czoła pracować na chleb powszedni, więc kierują siły gdzie indziej. Albo walczą
między sobą o władzę, albo o kobiety. My zaś jesteśmy tylko pionkami w ich grze,
niezależnie z jak wysokiego rodu pochodzimy.
Zapukano do drzwi i pokojówka wniosła miskę parującej zupy.
Ingebjorg nie miała apetytu, ale zmuszała się dó jedzenia.
— Zadbam, żeby pani pokojówka się tu zjawiła — rzekła pani Bothild,
siadając obok Ingebjorg. — Nie ufam księciu, nie chcę, żeby zostawała pani z nim
sama.
— Ja też mu nie ufam — odważyła się przytaknąć Ingebjorg. — Jestem do tego
stopnia niespokojna, że kiedy sama siedzę przy pracy w izdebce, zamykam skobel
od środka. Ale on i tak... — rzekła i spuściła wzrok.
Ze zdumieniem stwierdziła, że pani Bothild kiwa głową.
— Tak, książę może zażądać, żeby pani otworzyła i pod pozorem, że
przychodzi z jakimś poleceniem od pana Orma lub króla. Będę na panią uważać,
panno Ingebjorg. Gdybym coś usłyszała lub zauważyła, zrobię, co w mojej mocy.
Wkrótce przyszła pokojówka i Ingebjorg mogła wrócić do sypialni.
Kirsten była taka zmęczona, że zasnęła niemal natychmiast. Ingebjorg
wiedziała jednak, że ona po ostatnich przeżyciach długo jeszcze się nie uspokoi.
Stała przy oknie i wpatrywała się w mrok. W mdłym blasku pochodni przed stajnią
widziała, że przestało padać, i a śnieg na ziemi topnieje. Pomyślała o Isabelle, która
I uważa, że miłość między kobietą i mężczyzną jest ważniejsza od rodzenia dzieci.
Teraz jej grzeszne życie ściągnęło na nią poważną chorobę, do końca swoich I dni
będzie musiała pozostać w izbie chorych jakiegoś klasztoru.
Później myśli powędrowały w stronę Giseli, która sypiała, z kim popadło, nie
kochając żadnego z tych mężczyzn, i która nie wie nawet, kto jest ojcem jej
dziecka. Myślała też o Bergtorze, który tak bardzo pragnie zostać ojcem, że
chętnie zajmie się wychowaniem bękarta swojej żony. Ona sama zresztą też
TLR
urodziła nieślubnego syna. Odebrano go jej i oddano jakiejś kobiecie, która swoje
dzieci traciła jedno po drugim. Na koniec myśli powędrowały do księcia
Algotssona, który uważa, że może posiąść kobietę wbrew jej woli. Zastanawiała
się co Bóg sądzi o ludziach, czy jest rozgoryczony ich grzesznym życiem i ześle na
kraj nową zarazę? I czy w takim razie zechce oszczędzić Bergtora, jedynego
sprawiedliwego?
Położyła się w końcu do łóżka. Jeśli nawet nie za śnie, to przynajmniej będzie
leżeć i rozmyślać o spotkaniu z Torsteinem Svarte i jego żoną.
Następnego dnia bardzo starannie zamknęła drzwi swojej izdebki na skobel,
postanawiając, że nie otworzy nikomu.
Z dziedzińca twierdzy docierały do niej męskie głosy, rżenie koni i inne hałasy.
Modliła się w duchu, żeby to książę opuścił Akersborg. Bardzo ostrożnie otwierała
drzwi, rozglądając się na wszystkie strony, kiedy wychodziła na posiłki.
W sali jadalnej dowiedziała się, że panowie wyjechali do Oslo. Królowa
Blanka wyglądała na przygnębioną. Cierpi pewnie z powodu kłótni między
synami, myślała Ingebjorg. Albo może z powodu najpoważniejszego konfliktu,
czyli sporu między ojcem i starszym synem. Monarchini przywitała ją z
uśmiechem, ale milczała, pogrążona we własnych myślach. Pani Bothild dała jej
znak głową, Ingebjorg domyśliła się, że najlepiej zostawić królową w spokoju.
Małżonka rycerza Losne natomiast była jeszcze bardziej gadatliwa niż zwykle.
Ingebjorg słuchała jej jednym uchem, bo tamta gadała byle co. Po posiłku
Ingebjorg, nie zwlekając, wróciła do siebie.
Na dworze się wypogodziło, wody fiordu mieniły się chłodnym blaskiem w
promieniach bladego słońca. Wiatr szarpał nagimi gałęziami.
Kiedy słońce z wolna zaczęło chylić się ku zachodowi, usłyszała głośne
stukanie do drzwi. Ingebjorg zerwała się z miejsca, nie bardzo wiedząc, co zrobić.
Z zewnątrz dotarł do niej jednak głos Kirsten, pobiegła więc otworzyć.
— Jest tu pewna kobieta, która chciałaby z panią rozmawiać, panno Ingebjorg.
Pokojówka odsunęła się nieco na bok i Ingebjorg ze zdumieniem zobaczyła
trzy obce kobiety.
Pierwsza zsunęła z głowy kaptur i powiedziała:
— Widzę, że pani mnie nie poznaje, panno Ingebjorg. Jestem małżonką
Torsteina Svarte.
TLR
Rozdział 16
Ingebjorg wpatrywała się w nią zdumiona. Naprawdę ta kobieta przyszła, żeby
z nią porozmawiać?
— Proszę wejść — zapraszała, otwierając szerzej drzwi.
— Czy moje służące mogłyby zaczekać gdzieś indziej?
— Mogą iść ze mną do kuchni — zaproponowała Kirsten. — Tam
przynajmniej jest ciepło — dodała życzliwie.
Ingebjorg zaprosiła żonę Torsteina Svarte do środka i zasunęła skobel.
— Usiądźmy na ławkach przy oknie — zaproponowała. — Miło tam siedzieć i
spoglądać na fiord.
Kobieta zdjęła płaszcz.
— Pani na pewno się dziwi, że przyjechałam — zaczęła. — Ale wciąż nie
mogę przestać myśleć o tym, co się stało wczoraj.
Ingebjorg usiadła, wstrzymując dech. Czegoś takiego się nie spodziewała.
Kobieta wsunęła niesforny kosmyk włosów pod czepek i głęboko westchnęła.
Ingebjorg uznała, że to dobra i łagodna kobieta. Ale— też zdecydowana.
— Dopiero jak pani wyszła, pomyślałam, że powinnam była wypytać panią o
różne sprawy, ale zjawiła się pani tak nieoczekiwanie. Nie zdążyłam się opano-
wać. — Uśmiechnęła się przepraszająco, Ingebjorg od powiedziała tym samym.
— Mój mąż nie chciał, żebym tu jechała — mówiła dalej kobieta, nagle jakby
zawstydzona. — Ale udał się do miasta ze skórami, więc skorzystałam z okazji. —
Miała teraz bezradną minę. — Mężczyźni nie rozumieją takich rzeczy.
Ingebjorg nie wiedziała, co powiedzieć. Wciąż nie umiała zgadnąć, czego ta
wizyta może dotyczyć.
Nagle tamta spojrzała jej w oczy i spytała bez ogródek:
— Dlaczego właściwe pani do nas przyjechała, panno Ingebjorg?
To zbiło Ingebjorg z tropu.
— Jak już mówiłam, siostra Konstancja mi o was opowiedziała.
— Ale dlaczego?
Ingebjorg nie była w stanie znaleźć zadowalającej odpowiedzi.
— Ja... ja nie wiem — jąkała.
Kobieta wciąż patrzyła jej w oczy.
— A dlaczego zareagowała pani tak gwałtownie, słysząc, że mój synek umarł.
TLR
— To... to spadło na mnie tak nagle. Poczułam się jak intruz — dodała
pośpiesznie. — Gdybym wiedziała, nigdy bym nie przyjechała.
Kobieta wciąż jej się przyglądała.
— Znała pani matkę dziecka?
Ingebjorg poczuła, że policzki jej płoną. Skinęła lekko głową, nie była w stanie
kłamać w żywe oczy.
— To dlaczego nie powiedziała pani tego od razu? Ja tak strasznie chciałam
spotkać kogoś, kto ją znał i mógł mi powiedzieć, jaka była.
— Pochodziła z wysokiego rodu — mruknęła Ingebjorg. — To córka możnego
pana znad jeziora Mjosa. Jej matka należała do rodu Folkungów.
Kobieta przytakiwała niecierpliwie.
— Siostra Konstancja nam to mówiła. Ale nie umiała określić, z jakiego
konkretnie dworu matka dziecka pochodziła, klasztor podobno nie mógł tego
wyjaśnić, bo tak wielu księży i ludzi piszących zginęło w czasie zarazy. Nie ma też
po niej żadnego testamentu. Młoda kobieta została oddana do Nonneseter przez
matkę, która wkrótce umarła, a ona, biedaczka, została sama, bez żadnych
krewnych. Była w szoku, nie poradziłaby sobie. Zresztą wkrótce zmarła, jak tylko
mały Olav przyszedł na świat.
Zrobiła znak krzyża i spoglądała na Ingebjorg zgnębiona.
— Jeśli pani coś o niej wie, byłabym naprawdę wdzięczna, gdyby chciała mi
pani opowiedzieć.
Ingebjorg oblewał zimny pot. Za nic nie miała zamiaru sprawiać bólu tej pełnej
życzliwości kobiecie, ale przecież nie mogła wyjawić prawdy i tych wszystkich
strasznych rzeczy, które zdarzyły się i w czasie porodu, i po nim. Gorączkowo
szukała odpowiednich słów.
— Spotkałam ją w klasztorze — brnęła po omacku naprzód. — Była
nowicjuszką.
— Ale jakim była człowiekiem? Jak wyglądała?
— Nie chciała się podporządkować władczej opatce, nie spełniała jej
przesadnych żądań i rozkazów, w związku z czym była bardzo surowo karana.
Kobieta wytrzeszczała oczy.
— Więc to była buntownicza natura?
— W jakimś sensie tak.
Kobieta kiwała głową.
— Mały Olav też był taki. Widziałam to jeszcze w czasie, kiedy był bardzo
malutki. A czy jego matka była piękna? Miała bardzo czarne włosy?
TLR
Ingebjorg pokręciła głową, przekonana, że kobieta nie zadałaby takiego
pytania, gdyby chłopiec nie był czarny. Czarny jak Eirik.
— Nie, nie była czarna.
— No ale jak wyglądała? Była pełna życia i przyjazna ludziom, czy zamknięta
w sobie?
— Myślę, że zanim znalazła się w klasztorze, była pogodną dziewczyną, ale
doznała tyle zła, tyle wycierpiała, że w końcu odcisnęło się to na jej charakterze.
Tamta w zamyśleniu kiwała głową.
— Jakie to dziwne, że klasztor tak mało o niej wiedział, ale po wielkiej zarazie
nic już nie jest takie, jak powinno. Dokumenty poginęły, mnisi, kapłani i biskupi
wymarli, podobnie jak członkowie Rady Królewskiej i zarządcy. Ludzie gadają,
że w Agder kompletnie wymarło siedem parafii, czyż to nie straszne?
Ingebjorg przytaknęła.
— Proszę mi powiedzieć, panno Ingebjorg, dlaczego pani aż dwa razy pytała o
to, jak mój synek miał na imię? Czy ma to dla pani jakieś szczególne znaczenie?
Ingebjorg czuła się przyłapana. Robiło jej się na przemian to zimno, to gorąco.
— Ja... ja byłam taka oszołomiona, że chyba nie bardzo wiedziałam, o co
pytam. Nie jest łatwo stanąć twarzą w twarz z ludźmi w żałobie.
Zauważyła, że kobieta przygląda jej się z dziwną uwagą i zrozumiała, że tamta
wciąż jej nie dowierza.
— Była pani na jej pogrzebie?
Pytanie spadło tak nieoczekiwanie, że Ingebjorg nie umiała nic wymyślić.
Skinęła tylko leciutko głową.
— Gdzie została pochowana?
— Na klasztornym cmentarzu.
— I na kamiennym nagrobku wyryto tylko to imię, które przybrała jako
zakonnica. Jakie to smutne. Czy mniszki, wchodząc do klasztoru, wyzbywają się
własnych nazwisk?
Ingebjorg pokręciła głową.
— Zapomniałam, jak ona się nazywała... — Czuła się kompletnie ogłuszona
własnymi kłamstwami. — Siostra Sunniva — rzekła w końcu, choć wiedziała, że
kobieta bez trudu może odkryć, że to nieprawda.
Tamta jednak milczała.
Ingebjorg wpatrywała się w podłogę. Skoro gość nic nie mówi, to może już się
wszystkiego domyśla.
TLR
Nagle jednak tamta zerwała się ze swojego miejsca i usiadła obok Ingebjorg.
Położyła jej rękę na dłoni tak, jak to zwykła robić pani Bothild.
— Może już czas, by wyjawiła mi pani całą prawdę?
Ingebjorg zmusiła się, by spojrzeć w jej szczere oczy.
— Ja wiem, że to nie była siostra Sunniva. Ani ja, ani mój mąż nie
zatroszczyliśmy się, by zebrać więcej informacji o prawdziwej matce Olava.
Wprost przeciwnie, chcieliśmy wiedzieć jak najmniej, bo wtedy łatwiej było
uwierzyć, że on jest nasz własny.
Ingebjorg siedziała bez ruchu.
— Kiedy wczoraj wieczorem pani nas opuściła, miałam głębokie poczucie, że
ma pani coś wspólnego z naszym synkiem. Wszystko było takie dziwne. Wzburze-
nie, kiedy usłyszała pani, że dziecko nie żyje, te wszystkie nieskładne pytania,
które zaczęła pani zadawać, poza tym widziałam, że chwieje się pani na nogach.
Przy wyjściu musiała się pani oprzeć o futrynę, żeby nie upaść. — Umilkła na
chwilę, a potem mówiła dalej: - Olav umarł, panno Ingebjorg. Nikt go już nie
przywro ci do życia. Bardzo cierpię z tego powodu, ale czuję, że nie ja jedna. Czy
mam rację? Może pani jest siostrą matki i przyszła, by żądać oddania dziecka
rodowi, do którego należy?
Krew pulsowała Ingebjorg w skroniach, bała się, że zemdleje. Wiedziała, że
cokolwiek wymyśli, ta kobieta jest zbyt mądra, by dać się oszukać. Wyjdzie stąd z
tym samym niepokojem i z tymi samymi pytaniami, z którymi przyszła. Z wolna
więc pokręciła głową.
— Kłamałam — wyszeptała. — Sądzę, że chłopczyka, którego zabraliście z
klasztoru Nonneseter, to ja wydałam na świat.
Usłyszała głośny jęk i pożałowała własnych słów.
— Ale... ale nam mówiono, że matka zmarła w połogu...
— A mnie powiedziano, że mój synek urodził się martwy, chociaż zdążyłam
usłyszeć kwilenie, zanim mi go zabrano.
Spojrzała obcej kobiecie w oczy.
— Sądzę, że obie zostałyśmy oszukane — rzekła zgnębiona.
— Ale... ale ja nic nie rozumiem — jęknęła tamta. — Dlaczego klasztor miałby
się tak zachowywać.
Ingebjorg westchnęła zmęczona i spuściła wzrok.
— To jest długa historia. Pani Thora, poprzednia przełożona, nienawidziła
mnie. Miała wiele powodów, ale nie chcę tego teraz roztrząsać. To była zła
TLR
kobieta, żądna władzy, a w jej oczach ja stanowiłam plamę na honorze
Nonneseter, byłam grzesznicą, której wolałaby nie mieć w klasztornych murach.
Znowu spojrzała kobiecie w oczy.
— Kiedy zrozumiałam, że pani jest w żałobie, nie chciałam jeszcze powiększać
bólu. Pojęłam, że oboje z mężem jesteście nieszczęśliwi. Ja przez cały czas mia-
łam wrażenie, że zakonnice kłamią, a mój synek żyje, ale nie znajdowałam
dowodów. Kiedy konająca siostra Konstancja posłała po mnie, domyśliłam się, że
chce uzyskać odpuszczenie grzechów przed spotkaniem z Panem. Umierała, kiedy
przyjechałam i jedyne, co mi powiedziała, to nazwisko Torstein Svarte i słowo
Frysja.
Umilkła i zaczęła wyglądać przez okno. Płacz dławił ją w gardle.
— Sama nie wiem, dlaczego was odszukałam, przecież w tej sytuacji, w jakiej
się znajduję, nie mogłam wziąć do siebie chłopca. Myślę, że przede wszystkim
chciałam prawdy. Dotychczas marzyłam tylko o tym, że będę go mogła zobaczyć,
kiedy dorośnie.
— Mówią „panna Ingebjorg", zakładam więc, że nie wyszła pani za mąż.
Ingebjorg potrząsnęła głową.
— Jestem zaręczona i ślub został wyznaczony na świętą Katarzynę. Mój
narzeczony wie, że urodziłam martwe dziecko i sądzę, że nie byłby zadowolony,
słysząc coś innego.
— Więc informacja, że ojciec chłopca zmarł, też jest kłamstwem?
— Nie, to prawda, ale nie byliśmy sobie poślubieni. Zaręczeni też nie. On
pochodził z niższego stanu niż ja i moja matka nie chciała się zgodzić na
małżeństwo.
Znowu zaległo milczenie.
— Czy to możliwe, że mniej więcej w tym samym czasie urodziło się jeszcze
jedno dziecko?
Ingebjorg pokręciła głową.
— W Nonneseter nie.
Kobieta zastanawiała się.
Nagle Ingebjorg spytała:
— Dlaczego daliście mu na imię Olav?
— Powiedziano nam, że to imię ojca jego matki. Uznaliśmy, że tak właśnie
powinniśmy go ochrzcić, chociaż nazwisko wziął po nas.
Ingebjorg przytaknęła.
— Mój ojciec nazywał się Olav Erlingsson. Ja jestem Ingebjorg Olavsdatter.
TLR
— Pamiętam to z wczorajszego wieczoru, ale mój mąż uznał, że to zwyczajne
nazwisko. — Uśmiechnęła się jakoś smutno. — No to mamy ostateczny do wód.
Ingebjorg spojrzała jej w oczy.
— Pani chyba by wolała, żebym nigdy się u was nie zjawiła?
Tamta potrząsnęła głową.
— To nie ma znaczenia. Olav umarł i nigdy go nie odzyskam. Domyślam się
jednak, że moje cierpienie jest niewielkie w porównaniu z tym, przez co pani
musiała przejść.
— To trudno powiedzieć — rzekła Ingebjorg. — Nigdy nie poznałam mojego
synka. Pamięć o nim nosiłam w duszy niczym ranę, która nie chce się zabliźnić,
ale z całych sił starałam się tego nie roztrząsać. Mam nadzieję, że urodzę jeszcze
wiele dzieci.
— Ile pani ma lat, panno Ingebjorg?
— Dziewiętnaście.
Kobieta westchnęła ciężko.
— A ja trzydzieści siedem, mogłabym być pani matką.
Wstała.
— Muszę wrócić do domu, zanim mąż się tam pojawi. Proszę się mną nie
przejmować, panno Ingebjorg. Teraz, kiedy pierwszy szok minął, jestem
zadowolona, że to się stało. Może mogłybyśmy się jeszcze spotkać tak, żebym
dowiedziała się czegoś więcej o rodzie Olava?
Ingebjorg wstała.
— Bardzo chętnie. Dzisiaj w nocy zastanawiałam się, gdzie mój synek został
pochowany. Może któregoś dnia mogłybyśmy pójść tam razem?
Kobieta przytaknęła.
— Chętnie będę pani towarzyszyć.
Milczała przez chwilę, po czym dodała z troską:
— Mamy wspólny żal, pani i ja. Dobrze jest dzielić z kimś ból. Do widzenia,
panno Ingebjorg, i dziękuję.
— Do widzenia, ale nie wiem nawet, jak pani się nazywa.
— Gudrid Guttormsdatter.
Otworzyła drzwi, by odprowadzić gościa do kuchni, gdzie czekały służące.
Widząc zatroskane spojrzenie Ingebjorg, Gudrid powiedziała z uśmiechem:
— Proszę się o nas nie martwić, będziemy mieć w drodze męskie towarzystwo.
Ingebjorg patrzyła w ślad za kobietami.
TLR
— Poniosłam wielką stratę — szepnęła sama do siebie. — Ale otrzymałam w
zamian coś innego.
W ciągu najbliższych dni Ingebjorg powoli godziła się z tym, że mały Eirik
umarł. Na szczęście nie widywała ani księcia, ani króla Hakona i jego brata. Nadal
dręczyło ją to, że król Hakon widział ją w upokarzającej sytuacji, ale któregoś dnia
pani Bothild zaskoczyła ją słowami:
— Zwróciłam uwagę młodego króla na nieprzystojne zachowanie księcia
Algotssona. To znaczy, nie miałam odwagi powiedzieć niczego wprost,
napomknęłam tylko, że tutaj w twierdzy mieszka pewna młoda panna, która jest
napastowana przez pozbawionego skrupułów młodzieńca i boi się tak, że nie może
pozostawać nigdzie sama.
— I co on na to? — spytała Ingebjorg.
— Udawał, że nie rozumie, o co mi chodzi, ale po minie poznałam, że słowa
odniosły skutek.
— Dziękuję, pani Bothild.
Gospodyni twierdzy podeszła bliżej.
— Rozumiem, co się stało tamtego dnia i podejrzewam, że to nie był pierwszy
raz. Strach w pani oczach na widok księcia...
Ingebjorg zarumieniła się i spuściła wzrok.
— Oni tacy są. Uważają, że tytuł daje im prawo do wszystkiego.
Tego samego ranka przyszedł posłaniec od żony Torsteina Svarte z pytaniem,
czy Ingebjorg nie chciałaby się wybrać do kościoła w Aker. Król i ochmistrz
przebywali w Oslo u kanclerza razem z młodymi panami, więc pani Bothild
udzieliła Ingebjorg pozwolenia w imieniu męża.
Była bardzo ciekawa, kim jest owa Gudrid Guttormsdatter i nie wyglądała na
zadowoloną, kiedy Ingebjorg mruknęła coś, że to znajoma siostry Konstancji. Od
czasu wizyty Ingebjorg w Nonneseter pani Bothild nieustannie obserwowała ją z
zaciekawieniem. Ingebjorg domyślała się, że gospodyni chciałaby wiedzieć, co
wyznała siostra Konstancja na łożu śmierci. Ona jednak wolała milczeć. Powinna
przeszłość zostawić za sobą, choć miała tyle szczęścia, że poznała przybranych ro-
dziców małego Eirika i mogła dowiedzieć się o nim wielu rzeczy, to nie chciała
rozważać, jakby to było, gdyby...
Mimo to ogarnął ją dziwny niepokój, kiedy w towarzystwie dwóch strażników
twierdzy jechała na cmentarz, wiedząc, że zaraz odwiedzi grób synka.
TLR
Zastanawiała się też, czy Gudrid powiedziała swojemu mężowi o wizycie w
Akersborg. Coś jej mówiło, że zataiła tę sprawę.
W pobliżu cmentarza zauważyła, że zbliża się do niej jakiś rycerz. Wkrótce
okazało się, że to kobieta w przebraniu.
Gudrid uśmiechnęła się do niej.
— Mojego męża nie ma w domu, nie powiedziałam mu, co zamierzam.
Ingebjorg przywitała się z uśmiechem i obie ruszyły w stronę cmentarza. Po
drodze milczały, Ingebjorg widziała, że tamta jest pod wrażeniem chwili. Ją też
ogarniał coraz większy niepokój. Myślała jednak, że to powinno być dobre
przeżycie. Nareszcie poznała prawdę i będzie mogła zobaczyć na własne oczy, że
jej mały synek został pochowany w poświęconej ziemi, a nie razem ze
złoczyńcami poza cmentarnym murem. Teraz malec jest w drodze do raju i żaden
zły człowiek nie może decydować o jego losie. Zycie, choć krótkie, też miał dobre,
doświadczył miłości rodziców.
Gudrid minęła stary, zarośnięty grób i zatrzymała się przy niewielkim,
drewnianym krzyżu. Mogiłka była mała i całkiem świeża. Pośrodku stał piękny
bukiet kwiatów, a na krzyżu wypalono słowa: Olav Torsteinsson ur. 14 kwietnia
1353, zm. 29 października 1353 Był światłem niebios
Ingebjorg opadła na kolana. Nareszcie przyszedł płacz. Jakby rozwiązał się
jakiś węzeł. Wszystko, co się wydarzyło w ciągu ostatniego roku od dnia, kiedy
zrozumiała, że jest brzemienna, aż do momentu rozwiązania, przewaliło się przez
jej duszę niczym wiosenna burza. Strach i przerażenie, poczucie beznadziei i bunt,
gorycz i gniew, wszystko, przez co przeszła w domu, w Ssemundgard i w
Nonneseter, w Belgen i w Akersborg.
Czuła tylko własny ból, kiedy ktoś położył jej rękę na ramieniu. Odwróciła się
gwałtownie, zawstydzona i zakłopotana, i spojrzała w łagodne oczy Gudrid. Były
w tych oczach łzy, ale na twarzy malowało się współczucie.
Ingebjorg podniosła się i zarzuciła tamtej ręce na szyję. Obejmowały się tak i
stały bez słowa, dzieląc ból nad grobem synka.
Kiedy wzruszająca, święta chwila minęła, ból złagodniał i mogły się do siebie
nawzajem uśmiechnąć. Dwie kobiety, obce dla siebie nawzajem, teraz połączone
silnym, dojmującym przeżyciem, miłością do dziecka i żalem, który tylko one
rozumiały.
Potrzebowały czasu, żeby móc ze sobą rozmawiać. Gudrid odezwała się
pierwsza:
TLR
— Właściwie jakie imię powinno się znajdować na tym krzyżu, panno
Ingebjorg?
Ingebjorg pokręciła głową, to teraz nie miało już znaczenia.
— Niech pozostanie Olav — odparła ochryple, oddychając ciężko. — To imię
mojego ojca, słusznie, że je otrzymał.
Potem chrząknęła i dodała cicho.
— Imię jego ojca możemy zapomnieć. Prześladowałoby go tylko w życiu i
przynosiło wstyd.
Otarła łzy i spojrzała Gudrid w oczy.
— Torstein Svarte chyba by się nie ucieszył, słysząc, kim był prawdziwy ojciec
chłopca. Nie musi mu pani opowiadać o naszym spotkaniu, ale ja odzyskałam
spokój.
— Dotychczas jeszcze o niczym mężowi nie wspomniałam, ale mam nadzieję,
że się chyba jeszcze spotkamy. Dla mnie byłaby to wielka pomoc i wsparcie w
żałobie.
Ingebjorg ogarnęło wzruszonie. Uśmiechała się przez łzy.
— Dla mnie też. Chciałabym posłuchać, jaki on był, jak wyglądał, czy dobrze
się chował.
— To był prawdziwy mały aniołek — przerwała jej Gudrid. — W oczkach
miał światło. Uśmiechał się i był radosny po całych dniach. Często zanosił się
śmiechem, zarzucał mi raczki na szyję i tulił do mnie buzię.
Glos jej się załamał.
— Był dla mnie największym darem na ziemi, za który dziękowałam każdego
dnia.
— Cieszę się, że trafił właśnie do was — wtrąciła Ingebjorg. Naprawdę tak
sądzę. W klasztorze dziecku nie wiodłoby się tak dobrze, u innych ludzi pewnie
też nie. Nawet gdyby Eirik nie został powieszony i dotrzymał obietnicy, że uwolni
ją z zakonu, to nie zapewniłby dziecku takich warunków, jak zrobili to Gudrid i
Torstein. Ona musiałaby przecież pracować, a jakim ojcem byłby Eirik, nie
wiadomo.
— To wielkie słowa — wyszeptała Gudrid. — Nie rozumiem, że potrafiła je
pani wypowiedzieć mimo włas^ nej rozpaczy.
— Ale naprawdę tak myślę. Byłam brzemienna, kiedy zamieszkałam w
Nonneseter. Nawet moja matka o tym nie wiedziała. Ojciec dziecka to nie był
człowiek odpowiedzialny, nie moglibyśmy żyć razem. Długo miałam nadzieję, że
TLR
zdołam wynająć służbę i będę mogła poprowadzić rodzinny dwór, ale mi się to nie
udało.
— Więc jest pani właścicielką dworu?
Ingebjorg przytaknęła.
— Jest teraz opuszczony, jak wiele innych po zarazie. Długo miałam nadzieję,
że mój narzeczony zechce przejąć majątek, ale... ale to jest szwedzki arystokrata,
członek królewskiej drużyny, królewski poborca podatkowy i będzie spędzał
większość czasu w Szwecji.
Gudrid wytrzeszczała oczy.
— Więc pani też będzie należeć do szwedzkiej szlachty?
Ingebjorg przytaknęła.
— Mój mąż byłby bardzo dumny, wiedząc, że matka Olava pochodzi ze
szlacheckiego rodu. Nie chciał wierzyć, że babcia dziecka należała do rodu
Folkungów.
— Może za jakiś czas mu pani o tym powie — rzekła Ingebjorg.
— Chyba tak. Chociaż o ojcu dziecka raczej nie wspomnę. Zresztą nie wiem
nic prócz tego, że pochodził z niższego stanu.
— I więcej nie musicie wiedzieć — odparła Ingebjorg stanowczo. Znowu
odwróciła się w stronę mogiłki, a Gudrid odeszła na bok.
— Zegnaj, mój mały Eiriku — szeptała, wyciągając ramiona w stronę krzyża.
— Wybacz mi, że nie zrobiłam nic więcej, by cię odnaleźć, kiedy jeszcze był czas.
Cieszę się, że było ci dobrze na świecie. — Uklękła i ucałowała ziemię przy
grobie. — Niech Bóg ma cię w swojej opiece, synku.
W pobliżu twierdzy kobiety pożegnały się i każda ruszyła w swoją stronę.
Odchodząc, Gudrid powiedziała:
— Nie chciałam o tym wspominać wcześniej, a ty nie pytałaś, ale teraz
postanowiłam powiedzieć mimo wszystko, jak było. Olav wpadł do rzeki.
Zauważyliśmy to niemal natychmiast i wszyscy mieszkańcy dworu wybiegli na
poszukiwanie. Kiedy go w końcu znaleźliśmy, było niestety za późno.
Ingebjorg słuchała w milczeniu. Jakie to bezsensowne, myślała. Śmierć, której
można było uniknąć.
Gudrid umilkła, patrzyła na nią z wdzięcznością. Zanim się rozstały, zawołała
nieoczekiwanie:
— Mogłaby pani być moją córką.
Ingebjorg odparła z uśmiechem:
— Byłoby bardzo miło. W ciągu ostatniego roku wciąż tęskniłam za matką.
TLR
— Mogę ci mówić po imieniu?
— Bardzo proszę.
— Spotkamy się znowu, panno Ingebjorg. Niech Bóg cię błogosławi.
— Spotkamy się na pewno, Gudrid Guttormsdatter. I tobie też życzę
błogosławieństwa Bożego.
Kiedy w jakiś czas potem Ingebjorg wprowadziła konia do stajni w Akersborg,
zauważyła tam wiele obcych wierzchowców. Najpierw pomyślała, że to książę
wrócił i postanowiła znaleźć sobie kogoś, kto przeprowadzi ją przez Ciemny
Korytarz. Zaraz jednak usłyszała dochodzące z głębi stajni męskie głosy i
rozpoznała, że jeden należy do Turego. Serce podskoczyło jej do gardła, z radością
pobiegła do drzwi i otworzyła. Stał tam jej narzeczony i z ożywieniem rozmawiał
o czymś z księciem Algotssonem.
Rozdział 17
Chociaż Ingebjorg ucieszył widok Turego, miała ochotę odwrócić się i uciec
jak najdalej. Dostrzegła złośliwy uśmiech księcia, zanim zdążyła się opanować.
Próbowała go zlekceważyć i zwróciła wzrok ku narzeczonemu.
— Ture? Nie wiedziałam, że dzisiaj przyjeżdżasz.
On roześmiał się i szedł ku niej z otwartymi ramionami.
— To miała być niespodzianka. Chyba nie zapomniałaś, że za osiem dni
bierzemy ślub?
Objął ją i mocno przytulił.
Ingebjorg zdołała się otrząsnąć z wrażenia po nieprzyjemnym spotkaniu z
księciem, poczuła się zadowolona i bezpieczna. Ture w końcu z nią zostanie. Ni-
gdy więcej nie będzie się musiała obawiać zalotów innych mężczyzn.
Wypuścił ją i zwrócił się do księcia:
— Nie wiem, czy państwo zdążyli się poznać.
— Ależ oczywiście, miałem tę przyjemność — odparł Bengt Algotsson
wesoło. — I jestem zazdrosny, panie Ture. Sam chciałbym mieć taką piękną i
godną pożądania kobietę.
Ture wybuchnął nienaturalnym, pełnym przesady śmiechem. Ingebjorg
odniosła wrażenie, że chce się księciu przypodobać.
— Chętnie ją panu wypożyczę — powiedział żartobliwie. — Bylebym tylko
miał ją dla siebie w łóżku.
Teraz śmiali się obaj, a Ingebjorg poczuła się nieswojo.
TLR
— Skąd wracasz? — spytał Ture, gdy w końcu spoważniał.
Ingebjorg na moment straciła pewność siebie.
— Ja... ja odwiedzałam w dolinie Oslo dawną sąsiadkę.
Na szczęście narzeczony zdawał się w to wierzyć.
— Przywożę ci pozdrowienia od przybranego ojca. Oni tam mają pełne ręce
roboty z przygotowaniem naszego wesela. Pani Gisela jest podniecona jak nigdy
przedtem, chociaż już widać ciążę. Ta kobieta kocha uczty, taniec i muzykę, jak
wiesz. Nie mówiąc już o mężczyznach — dodał złośliwie.
Ingebjorg zmusiła się do uśmiechu.
— A jak ty się czujesz, Ture? Co się z tobą działo od naszego ostatniego
spotkania?
— Mnie zawsze jest dobrze, Ingebjorg. A teraz jeszcze lepiej niż kiedykolwiek
— dodał i pocałował ją w usta. — Tęskniłem za tobą — wyszeptał rozgorączko-
wanym głosem. — Znowu ją przytulił i wodził ręką po plecach narzeczonej. —
Tęskniłem jak wariat.
Ingebjorg miała nadzieję, że ją puści. Nieprzyjemnie jej było tak stać, kiedy
książę Algotsson się na nich gapi.
W końcu Ture zwrócił się do księcia:
— Słyszałem, że w twierdzy są obaj bracia, król Hakon i junkier Eryk. Jak się
im układa?
— Tak jak się spodziewaliśmy — odparł książę, przyglądając się natarczywie
Ingebjorg. — Poza tym młody król przeżył swoje pierwsze oczarowanie i odkrył,
że jest mężczyzną.
Ingebjorg poczuła, że narasta w niej gniew. Posyłała księciu piorunujące
spojrzenia, ale on starał się ich nie zauważać.
Ture wybuchnął śmiechem.
— A kimże jest ta szczęściara?
— To panna Ingebjorg — odparł tamten.
Ture odwrócił głowę i wpatrywał się w narzeczoną z wyrazem twarzy, który
trudno było zrozumieć.
— Król się w tobie zakochał, Ingebjorg?
Nie byłaby w stanie powiedzieć, czy w jego głosie słyszy szyderstwo, gniew,
zazdrość, czy też dumę. Gwałtownie potrząsnęła głową.
— Książę Algotsson po prostu żartuje. Król chciał ze mną tańczyć i tyle. Nie
zapominaj, że on ma ledwie czternaście lat.
Ture znowu roześmiał się jakoś dziwnie.
TLR
— Czternaście lat? W tym wieku ja byłem już od dawna pierwszy raz
zaręczony. Król norweski Eryk, brat Hakona piątego, miał trzynaście lat, kiedy
ożeniono go z dwudziestoletnią szkocką królewną, a kiedy żeni! się po raz drugi,
on sam miał lat dwadzieścia pięć, panna młoda natomiast dwanaście. Męskie
zmysły nie pytają o wiek — dodał z nieprzyjemnym śmiechem i szturchnął księcia
w bok.
Zaraz jednak spoważniał i znowu zwrócił się do Ingebjorg:
— Powinnaś być wobec króla uprzejma, Ingebjorg. Odwracanie się od niego
oznaczałoby lekceważenie.
Ingebjorg spoglądała w stronę drzwi, chciała już iść.
— Nie odwracałam się od niego, Ture. Z jego strony to przecież nic innego, jak
tylko młodzieńcze zauroczenie. Nic z tego, co zdaje się sugerować książę Algots-
son — dodała stanowczo.
Mimo niezbyt przyjemnego początku, spędziła z Turem bardzo miły wieczór.
Narzeczony był wesoły, żartował i z dumą stwierdziła, że ludzie się przy nim
gromadzą. Kobiety z wyraźnym zainteresowaniem, panowie zaś z mieszaniną
podziwu i zazdrości. Okazał się świetnym tancerzem i uczył zebranych tańców
modnych w dużych krajach kontynentu. W sali panowała wesołość, Ingebjorg
zapomniała o strasznym zachowaniu księcia Algotssona i nieporozumieniach
między królem Magnusem i junkrem Erykiem. Raz po raz zerkała ukradkiem w
stronę króla Hakona. Sprawiał wrażenie osamotnionego i nieszczęśliwego, w
końcu zrobiło jej się go żal. Przed przyjazdem Turego, junkra Eryka i księcia
Algotssona to on stanowił naturalne centrum towarzystwa. To on prowadził tańce i
z wielkim talentem śpiewał. Teraz uczestniczył tylko w jednym tańcu, do którego
poprosił matkę. Potem zniknął, a Ingebjorg zastanawiała się, czy to dlatego, że nie
potrafi przebywać w tym samym pomieszczeniu, co brat, Ture i książę. Nie patrzył
na nią, kiedy ją witał i pośpiesznie podał rękę następnej osobie, ale nie miała
wrażenia, że się na nią gniewa.
Tego wieczoru pokojówka Kirsten nie musiała jej przeprowadzać przez
Ciemny Korytarz, ani spać w jej sypialni. Przyszedł do niej Ture. Kiedy się po-
łożyli, narzeczony był czuły, pieścił ją i wynajdywał najdziwniejsze formy
miłości. Chciał, żeby udawała, że się mu opiera, tak by musiał brać ją siłą. Zgasił
światło i żądał, by naga kryła się przed nim w pokoju, a kiedy raz weszła pod
łóżko, dopadł ją tam, choć było tak ciasno, że ledwo mogli się poruszać. W końcu
miała dość. Zabawa zaczęła ją męczyć, ale z radości, że narzeczony jest przy niej,
nie protestowała. Poza tym jej też czasami bywało przyjemnie. Myślała, jak
TLR
wielokrotnie przedtem, że najważniejsze jest dawać siebie ukochanej osobie, nie
przejmować się za bardzo sobą.
Ture musiał znowu wyjechać już następnego dnia. Wraz z królami i junkrem
Erykiem udawał się do królewskiego domu w Tunsberg. Królowa Blanka i książę
Algotsson też mieli im towarzyszyć.
Ingebjorg skorzystała z okazji, by pracować jak najwięcej. Ledwie kilka dni
dzieliło ich od wesela i Orm 0ysteinsson nie ukrywał irytacji, że znowu będzie mu-
siała przerwać przepisywanie.
Robiło się coraz zimniej i kiedy pani Bothild spostrzegła, jak bardzo Ingebjorg
marznie, zaproponowała, by przeniosła się z pracą do izdebki naprzeciwko jej
komnat. Właściwie Ingebjorg miała nadzieję, że nie nastąpi to tak zaraz. Bardzo
lubiła widok na fiord, zachody słońca, gdy tymczasem okno tej nowej izdebki
wychodzi na wschód, ale palce jej sztywniały z zimna tak, że nie była w stanie
utrzymać pióra.
W nowym miejscu pojawił się jeszcze kolejny problem. Drzwi do komnat pani
Bothild musiały być otwarte, by płynęło przez nie ciepło i gospodyni raz po raz
stawała w progu, żeby coś powiedzieć. To przeszkadzało Ingebjorg w pracy.
W piątek, dzień przed weselem, spakowała swoje rzeczy, uporządkowała
izdebkę i przygotowała się do podróży do miasta. Ochmistrz i pani Bothild mieli
przyjechać w dniu wesela, Ture zaś przypłynie z Tunsberg statkiem.
Zaczął padać śnieg, cienki lód pokrył fiord. Ingebjorg dygotała z zimna, więc
kiedy znalazła się w siodle, otuliła się szczelnie płaszczem i naciągnęła kaptur na
czoło. Miało jej towarzyszyć trzech dworzan.
Podróż była długa, wiał lodowaty wiatr, Ingebjorg nie ukrywała radości, kiedy
w końcu znalazła się na dziedzińcu w Belgen.
Bergtor musiał usłyszeć konie, bo natychmiast stanął w progu, po chwili
podbiegł, żeby ją powitać.
Śmiał się szeroko i obejmował Ingebjorg.
— Jak dobrze znowu cię widzieć. Cieszę się, że zaraz ci pokażę, jakie
wspaniałe wesele dla ciebie przygotowaliśmy.
Ingebjorg witała go z uśmiechem, ale czuła się dziwnie. Przypomniały jej się
weselne przygotowania w Ssemundgard poprzedniej jesieni. Teraz Bergtor po raz
drugi zajmuje się jej weselem, choć poślubi ją inny mężczyzna.
— Właściwie to nie mam prawa dzisiaj na ciebie patrzeć — mówił dalej
wesoło, zaraz jednak spoważniał i przyglądał się Ingebjorg.
Przytaknęła w milczeniu.
TLR
— Niech cię Bóg błogosławi — dodał cicho. — Mam nadzieję, i o to się modlę,
by twoje życie stało się łatwiejsze, niż było od śmierci ojca.
Ingebjorg wpatrywała się w ziemię.
Bergtor pogłaskał ją po policzku.
— Zasługujesz na to, Ingebjorg. Jesteś dobrą kobietą. To, co się z tobą stało, to
dzieło szatana. Pamiętam, jak mi opowiadałaś, że tamten mężczyzna ma w sobie
magiczną siłę, a temu przecież niełatwo jest się przeciwstawić.
Ingebjorg nie od razu zrozumiała, do czego Bergtor zmierza, teraz domyśliła
się, że wspomina, co było rok temu. Spojrzała mu w oczy.
— Chciałabym ci coś powiedzieć, ale musisz mi obiecać, że nigdy mnie nie
wydasz.
— Dobrze wiesz, że możesz na mnie polegać.
— Znalazłam dowody na to, że mój synek nie urodził się martwy.
Bergtor wytrzeszczył oczy.
— Siostra Konstancja w Nonneseter wezwała mnie do siebie przed śmiercią.
Przekazała mi nazwisko małżonków, którzy wzięli go na wychowanie i ja odszu-
kałam tych ludzi.
Zagryzła wargi, głos jej drżał, kiedy mówiła dalej:
— On umarł dwa tygodnie przed moim przyjazdem.
Bergtor jęknął.
— A zatem przez cały czas miałaś rację?
Przytaknęła.
— Tamtym ludziom powiedziano, że matka dziecka umarła w połogu, a nie
miała żadnych krewnych. To dobrzy ludzie, kobieta zawiozła mnie na grób
dziecka.
— Ingebjorg! — wykrzyknął Bergtor, objął ją i głaskał po plecach.
Wybuchnęła płaczem i tuliła się do niego. Obecność Bergtora dawała jej
poczucie bezpieczeństwa, wiedziała, że ma w nim najlepszego przyjaciela, że
zawsze może na nim polegać, i żeby nic wiem, co się działo, Bergtor jej pomoże.
Nie zauważyli, że ktoś się do nich zbliża, dopiero, kiedy głos tamtego przeszył
powietrze:
— Cóż za wzruszające powitanie!
Bergtor wypuścił Ingebjorg z objęć, odwrócili się oboje. Ku nim szedł Ture z
pociemniałą twarzą, cała jego postać wyrażała gniew.
TLR
— Zaczynam wierzyć, że książę Algotsson miał rację. Próbowałaś go zwabić
do swojej izby i zrobiłaś wszystko, by go uwieść. Gdyby nagle nie pojawił się król
Hakon, to nie wiadomo, czy książę zdołałby ci się oprzeć — wysyczał.
Ingebjorg poczuła, że krew odpływa jej z twarzy.
— To nieprawda.
— Nieprawda? Uważasz, że król Hakon kłamie? Zapytałem go, czy widział
cię, jak siedzisz naga na podłodze, podczas gdy książę Algotsson uciekał od
ciebie, a on potwierdził.
— Książę próbował mnie zgwałcić! — krzyknęła Ingebjorg, nie posiadając się
ze złości. — Zostałam uratowana, bo wybuchła burza, piorun uderzył w stajnię i
zaczęło się palić. Król Hakon przyszedł akurat w chwili, kiedy książę przewrócił
mnie na podłogę i próbował wziąć siłą.
Ture wybuchnął śmiechem.
— No rzeczywiście, piorun uderzył w samą porę. — W jego głosie słychać
było szyderstwo. — Czy to Pan Bóg osobiście ci pomógł, Ingebjorg?
— Ingebjorg nie kłamie — wtrącił Bergtor. On też był wzburzony. To, co
usłyszał, musiało go przerazić.
Ture odwrócił się ku niemu.
— Ach, tak, Ingebjorg mówi prawdę. Czy rzeczywiście nigdy nie kłamała?
Nawet wtedy, kiedy była brzemienna? I co ma znaczyć to wasze czułe
przywitanie?
Odwrócił się na pięcie i pomaszerował w stronę wyjścia. Ingebjorg pobiegła za
nim i chwyciła go za ramię.
— Ture, bądź tak dobry. To pomyłka. Bergtor chciał mnie jedynie pocieszyć w
nieszczęściu, jakie przeżyłam.
Odepchnął ją.
— A ja chcę iść szukać gdzie indziej pociechy po upokorzeniu, jakiego
doznałem — odparł ze złością.
— Nie, Ture, bardzo cię proszę — błagała, czepiając się jego rąk. — Ja cię nie
zdradziłam, musisz mi wierzyć. Powinieneś znać mnie na tyle, by wiedzieć, że
twierdzenia księcia to wymysły. Nie mogłam się doczekać dnia ślubu i cieszyłam
się, że zostanę twoją żoną. Nie chcę nikogo innego, nikogo innego nie pożądam.
Ture znowu ją odepchnął.
— Idź do domu i pocieszaj się ze swoim przybranym ojcem, Ingebjorg. On cię
z pewnością przyjmie z otwartymi ramionami. Ja jednak straciłem ochotę.
Przynajmniej na ciebie.
TLR
Nieszczęsna dziewczyna stała bez ruchu i patrzyła w ślad za nim, a łzy
spływały jej po policzkach.
— Najświętsza Panienko, spraw, żeby on do mnie wrócił — błagała w duchu.
TLR