Ingulstad Frid Saga Przepowiednia księżyca 09 Wybranka

background image


Frid Ingulstad

Wybranka

Przekład Lucyna Chomicz-Dąbrowska


background image

Rozdział 1

Oslo, dzień przed odpustem świętej Katarzyny, 25 listopada 1353 roku

Ingebjorg najchętniej zapadłaby się pod ziemię i zniknęła bez śladu.
W uszach dźwięczały jej słowa, które Ture cisnął jej w twarz, nim opuścił ją w

gniewie. Straciła go, być może na zawsze. Gdzie indziej zamierzał szukać
pocieszenia i nie była to raczej tylko czcza pogróżka. Nie zauważyła stojącego za
jej plecami Bergtora. Poczuła tylko, że chwycił ją delikatnie za ramię.

— Zaprowadzę cię do tkalni, Ingebjorg. Tam się zebrały kobiety —

powiedział. — Nie możesz tu tak stać, bo jeszcze ktoś cię zobaczy. Wciąż
zjeżdżają się nowi goście.

— Och, Bergtorze. Taki wstyd... — odezwała się, z trudem wydobywając glos

z gardła.

— Może nikt się nie dowie. Przecież pan młody nie powinien pokazywać się w

domu panny młodej dzień przed ślubem.

— Nie wiadomo, czy w ogóle wróci — westchnęła z drżeniem Ingebjorg.
— Wróci — odparł z przekonaniem Bergtor.

Wieczór ciągnął się w nieskończoność, a Ingebjorg przeżywała prawdziwe

katusze, starając się ukryć swą rozpacz. Poczuła wielką ulgę, gdy Gisela i goście
uznali wreszcie, że czas udać się na spoczynek. Sama nie myślała o nawet o tym,
by się położyć. Uznała, że musi poczekać, aż wróci Ture.

Krótko po tym, gdy kobiety opuściły tkalnię, otworzyły się drzwi i wszedł

Bergtor.

— Musisz się trochę przespać, Ingebjarg.
— Nie mogę — odparła i wpatrując się w niego, z trudem powstrzymywała się

od płaczu.

Siadł przy niej i choć widziała, że jest wściekły, rzekł, siląc się na spokój:
— Powiedz mi, o co właściwie poszło?
— W sali biesiadowali członkowie orszaku królewskiego — zaczęła powoli.

— Gdy stamtąd wychodziłam, książę Al— gotsson udał się za mną i zmusił, bym
otworzyła drzwi do pracowni, gdzie przepisuję księgi. Chciał pożyczyć jakąś

TLR

background image

księgę od ochmistrza. — Zamilkła, zagryzła wargę i dopiero po chwili wyszeptała:
— I tam próbował mnie wziąć siłą.

Bergtor zacisnął dłonie w pięści, aż pobielały mu kłykcie.
— Błagałam Boga o pomoc — dodała pośpiesznie, by powstrzymać gniew

opiekuna. — I Bóg nie zostawił mnie w potrzebie. Nagle rozpętała się straszliwa
burza i piorun uderzył w stajnię. Rozległy się krzyki, że wybuchł pożar. Książę
wybiegł w pośpiechu, a ja pozostałam półnaga na podłodze. Nim zdążyłam się
ogarnąć, ujrzałam w drzwiach młodego króla Hakona.

Bergtor wpatrywał się w nią z zaciśniętymi zębami, po czym pochylił się i

oparł łokciami o kolana. Utkwiwszy wzrok w podłodze, odezwał się w końcu z
goryczą:

— Oni nie są tacy jak my, Ingebjorg. Przywykli bez najmniejszych skrupułów

spełniać swoje zachcianki. — Zamilkł, a po chwili poderwał się i oznajmił: —
Muszę wracać do izby i wygarnąć żar.

— Pójdę z tobą — odparła pośpiesznie, bo nagle ogarnął ją strach, że miałaby

pozostać sama.

W izbie wszystko już było przygotowane do uczty weselnej. Na długich

stołach, przykrytych białymi obru-

sami, stała srebrna zastawa. Bergtorowi chyba dobrze się wiedzie w handlu,

skoro stać go na srebra, pomyślała Ingebjorg mimochodem, zamykając za sobą
drzwi.

Bergtor tymczasem podszedł do paleniska i zaczął wyśmiać żar do popielnika,

by utrzymał się do następnego dnia.

Ingebjorg, rozejrzawszy się wokół, zachodziła w głowę, co zrobią, jeśli Ture

nie wróci. Przekonany, że go zdradziła, może odmówić ożenku. Kto chciałby
poślubić kobietę okrytą niesławą i do tego z niechlubną przeszłością? Ture z
pewnością rozpowie wszystkim o jej niewierności. A gdy przestanie być
potrzebna ochmistrzowi do przepisywania ksiąg i dokumentów, straci jedyne
źródło utrzymania. W Saemundgard pola zdążyły porosnąć chwastami, a puste
zabudowania niszczeją. Nie udało się pozyskać służby, pomimo usilnych starań,
nie może więc wrócić do rodzinnego dworu. Bergtor z pewnością nie wyrzuci jej
za drzwi, ale jeszcze trochę, a Gisela dosypie jej trucizny do jedzenia, byleby się
jej pozbyć.

Nagle Ingebjorg wytężyła słuch i odwróciła się do drzwi.
— Wydaje mi się, że coś słyszałam. Chyba ktoś jest na dziedzińcu.
Bergtor wyprostował się i zamarł na moment w bezruchu.

TLR

background image

— No, zdaje się, że wrócił — oznajmił po chwili. Odłożył pogrzebacz, zmusił

się do uśmiechu, by ją uspokoić i dodał: — Pewnie się upił gdzieś w gospodzie.
Zajmę się nim.

Rumor ustąpił miejsca głośnym złorzeczeniom i przekleństwom.
Bergtor, kierując się do drzwi, ostrzegł Ingebjorg:
— On cię nie może teraz pod żadnym pozorem zobaczyć. Zgodnie z tradycją

pan młody nie powinien oglądać panny młodej na dzień przed ślubem.

Ingebjorg pokiwała głową, domyślając się, że Bergto- rowi nie chodzi jedynie

o wierność tradycji, a raczej o to, by uchronić ją przed pijanym Turem.

— Zaprowadzę go do sypialni na poddaszu i powiem, że położyłaś się spać w

sypialni Giseii. A ty tu poczekaj, póki nie wrócę.

Wyszedł, pozostawiając ją samą w półmroku izby. Paliła się jedynie lampka

łojowa na beczce przy drzwiach. Wsłuchując się w podniesione głosy na zewnątrz,
modliła się w duchu, by nie doszło do bójki. Trudno jej było wprawdzie wyobrazić
sobie Turego i Bergtora, okładających się pięściami, ale też nigdy nie widziała
jeszcze Turego w takim stanie i nie miała pojęcia, jak się zachowa. Słyszała
zagniewane głosy. Bergtor zareagował gwałtowniej niż się spodziewała,
dowiedziawszy się o tym, co zaszło w izbie, gdzie przepisywała dokumenty.
Oburzyły go zwłaszcza cyniczne oskarżenia księcia Algotssona i to, że Ture dał
tym oskarżeniom wiarę. Przecież zdążył na tyle poznać Ingebjorg, by wiedzieć, iż
nie jest równie rozwiązła jak Gisela.

Na dziedzińcu ucichło. Miała nadzieję, że Bergtorowi udało się zaprowadzić

Turego do sypialni.

Sypialnia dla nowożeńców... Przyozdobiona na najważniejszą noc w ich życiu.

Ingebjorg zagryzła wargi, by powstrzymać się od płaczu. Nagle przypomniało jej
się późne lato ubiegłego roku: matka, która promieniejąc z radości, wyjmowała ze
swej skrzyni posażnej ręczniki, lniane prześcieradło i powłokę, którą chciała oblec
dla młodej pary. Wtedy pościel okazała się niepotrzebna. Czy teraz się przyda?

Pokręciła głową i z trudem przełknęła ślinę.
Nasłuchiwała jeszcze przez chwilę, po czym zdmuchnęła płomyk lampki i po

cichu uchyliła drzwi. Na pogrążonym w mroku dziedzińcu panowała cisza. Na
galerii poddasza, gdzie mieściła się sypialnia dla nowożeńców, w mdłym świetle
ukazała się ciemna sylwetka. Mężczyzna szedł, nie oświetlając sobie drogi,
zapewne po to,

by nie zostać zauważony przez gości, gdyby przypadkiem wyszli za potrzebą.
Czekała, nie ruszając się z miejsca, ciekawa, co Bergtor jej powie.

TLR

background image

— Teraz możesz kłaść się spać, Ingebjorg — rzekł cicho, gdy już podszedł

blisko.

— Jak poszło? — zapytała zalęknionym głosem.
— Jest pijany i skory do waśni. Nie panuje nad sobą. Miejmy nadzieję, że jak

się prześpi, to mu minie.

— Dowiedziałeś się, gdzie był?
— Nie. Nie myśl o tym, Ingebjorg. Chodźmy na górę. Już dawno powinniśmy

być w łóżkach.

Stąpając po cichu po schodach, weszli do sypialni Giseli i Bergtora.
Ingebjorg niechętnie przypomniała sobie tę noc, kiedy musiała zatkać sobie

uszy, by nie słyszeć odgłosów miłosnego aktu w łożu małżeńskim. Miała nadzieję,
że teraz Gisela już zdążyła zasnąć.

— Dobranoc, Ingebjorg — wyszeptał Bergtor, udając się w stronę swojego

posłania.

— Dobranoc, Bergtorze, i dziękuję.
Ułożyła się pod przykryciem całkiem wyczerpana, a jednak wiedziała, że nie

zdoła zasnąć. Zastanawiała się, czy mogła zachować się inaczej wtedy, gdy książę
Al— gotsson wdarł się do pracowni. Może powinna była wzywać pomocy? Ale
czy ktoś by ją w ogóle usłyszał?

Jak Ture mógł pomyśleć, że zwabiła księcia, do pustej pracowni, by mu się

oddać? I dlaczego król Hakon potwierdził, że widział ją sam na sam z księciem,
skoro wiedział, co się stało? Pani Bothild przecież zapewniała ją, że król domyślił
się prawdy, gdy zwróciła mu uwagę na zachowanie księcia.

Rozmyślania przerwał jej cichy śmiech Giseli.
— Ależ, Bergtorze — usłyszała w ciemnościach jej głos. — Nie możesz się tak

ode mnie po prostu odwrócić. Nie rozumiesz, że cię pragnę?

— Jestem zmęczony, Giselo. Miałem ciężki dzień, a już niebawem znów

trzeba będzie wstać. Poza tym, nie chcę zaszkodzić dziecku. To nie jest dobre dla
niego.

— Ale jest dobre dla mnie — zachichotała Gisela.
Na chwilę zapadła cisza.
— Mmm... Tak, teraz lepiej. Tym razem ja mogę być na górze.
Ingebjorg słyszała jęki, mimo że zatkała sobie uszy poduszką, ale wróciła

myślami do Turego. Jeśli ladacznice przy ulicy wschodniej potrafią tak kusić
swymi wdziękami jak Gisela, to z pewnością znalazł pocieszenie w ich ramionach.

TLR

background image

Nawet Bergtor nie był w stanie się oprzeć bujnym kształtom swej żony, choć

na pewno czuł się zakłopotany wiedząc, że Ingebjarg wszystko słyszy. Jak każdy
mężczyzna, dawał upust swej chuci.

Arystokraci, jak się okazuje, bywają jeszcze gorsi. Uważają bowiem, że mają

prawo brać to, na co mają chęć. Sama się o tym przekonała.

Przewracała się z boku na bok i przyciskając ucho do poduszki, a drugie

zakrywając dłonią, czekała, aż małżonkowie zakończą miłosny akt.

Następnego ranka obudziła się ociężała i zmęczona. Słyszała, jak Bergtor się

ubiera, a po chwili wymknął się po cichu, pozostawiając uchylone drzwi, przez
które wniknął do pomieszczenia jesienny chłód. Na zewnątrz panowała jeszcze
ciemność.

Oto nadszedł dzień jej ślubu, nie czuła jednak radości. Zresztą wcale nie była

pewna, czy w ogóle dojdzie do zaślubin.

Nie podniosła się z posłania, mimo że dolatujące odgłosy zdradzały, iż dwór

budzi się do życia. Służące poszły do obory doić krowy, ktoś wszedł do budynku z
paleniskiem, by rozpalić ogień. Zastanawiała się, czy Bergtor spróbuje ocucić
Turego, czy też pozwoli mu się wyspać.

Na schodach, prowadzących na poddasze, usłyszała kroki, po czym do sypialni

weszła służąca, oświetlając sobie drogę.

— Panno Ingebjorg. Przyniosłyśmy gorącą wodę — oznajmiła, a za nią weszły

dwie inne służące z balią.

W głębi pomieszczenia, w małżeńskim łożu Gisela spała twardym snem.

Ingebjorg usiadła na łóżku niechętnie, bo w sypialni panował taki chłód, że z ust
unosił się obłoczek pary. Miała się wykąpać poprzedniego dnia wieczorem, była
jednak zbyt wzburzona i w końcu z Bergtorem postanowili, że poczeka z kąpielą
do rana.

Trzęsąc się z zimna, weszła do balii z gorącą wodą. Służąca umyła jej włosy

wodą z ługiem, od którego zapiekła ją głowa. Kąpiel poprawiła jej nastrój, choć
nadal krępowało ją pokazywanie pokrytych bliznami pleców. Nie miała jednak
siły się teraz tym przejmować. Przyjrzała się sobie uważnie i ucieszyła się widząc,
że przytyła. Spokojne dni w Akersborg i dobre jedzenie uczyniły swoje.
Powiększyły jej się piersi, zaokrągliły biodra i brzuch. Gdyby nie wiedziała, jak
jest naprawdę, mogłaby pomyśleć, że znów jest przy nadziei.

Służące wysuszyły dokładnie jej włosy i wytarły ciało, po czym sięgnęły po

ślubny strój. Właściwie powinny ją przyodziać tuż przed uroczystością w sypialni

TLR

background image

dla nowożeńców, ale Bergtor — zapewne z powodu Turego — polecił im uczynić
to tutaj. Później nie miałyby czasu, tyle je czekało pracy.

By lepiej widzieć, służące zapaliły dwie świece, co niestety obudziło Giselę.
— A co się tutaj dzieje? — rzuciła zdumiona gospodyni Belgen, wspierając się

na poduszkach. — Przenieśliśmy się z mężem tutaj, na górę, by uniknąć
zamieszania. Opuściłam ciepłą izbę, choć nastały już chłody, a i tak nie mam
spokoju.

Popatrzyła na Ingebjorg naburmuszona, gdy nagle w jej wzroku pojawiła się

ciekawość.

— Czyżbyś była brzemienna? — zapytała.
— Nie — odparła Ingebjorg, zaczerwieniwszy się po cebulki włosów.
— Przytyłaś?
— Tak, w Akersborg podaje się tyle smacznego jedzenia.
— Ture wrócił w końcu?
— Tak — odparła, unosząc ręce, a złota, jedwabna suknia spodnia z długimi,

szerokimi rękawami spłynęła, otulając i przyjemnie chłodząc rozgrzane ciało.

— Pewnie będzie zadowolony, gdy zobaczy, że zaokrągliły ci się kształty.

Może znów nabierze ochoty na ciebie?

Ingebjorg aż odjęło mowę. Jak Gisela może rozmawiać o takich sprawach przy

służących?

— Nie powinnaś się tak przejmować, że wczoraj wieczorem poszedł się

zabawić. To nic nie znaczy. Takiemu ognistemu, pełnemu temperamentu
mężczyźnie niełatwo trzymać się z dala od kobiet.

Ingebjorg serce zabiło gwałtownie, słuchając cynicznej do bólu Giseli.
— Wrócił pijany z gospody, nic poza tym się nie wydarzyło — odparła

ochryple, zła na siebie, że nie zdołała w porę ugryźć się w język.

— I tak ci nie uwierzę — roześmiała się Gisela. — Zbyt dobrze go znam! Kto

wie, czy nie lepiej niż ty.

Ingebjorg zagryzła wargę i postanowiła się nie odzywać.
Tymczasem służące włożyły jej przez głowę purpurową suknię wierzchnią bez

rękawów, którą na zamówienie Bergtora uszył pewien krawiec w mieście,
zdjąwszy uprzednio miarę ze starej sukni Ingebjorg. Na szyi zawiesiły jej piękny
złoty naszyjnik, pożyczony od Giseli, podobnie jak złote pierścienie i bransolety.
Tylko relikwiarz był jej własnością, ten sam, który wraz z listem odnalazła przy
zmarłym ojcu. W relikwiarzu, który stanowił najcenniejszą pamiątkę ojca,
znajdowała się drzazga z krzyża Chrystusowego. Odzyskała go dzięki Bergtorowi.

TLR

background image

Usiadła, by służące wyszczotkowały jej długie, gęste włosy. Świtało już i jedna

z dziewcząt otworzyła drzwi szeroko, by Ingebjorg mogła się przejrzeć w lustrze z
polerowanej miedzi.

Gisela tymczasem zdecydowała się wstać. Wyglądała okropnie grubo, jakby

dziecko miało się urodzić lada dzień.

Służące śpieszyły się, bo musiały wracać do izby i podać śniadanie gościom

weselnym. Obiecały Ingebjorg przynieść coś do jedzenia na górę, tak by na razie
nikt jej nie zobaczył w ślubnym odzieniu. Otuliły ją dużym, zimowym szalem.

Ingebjorg stanęła przy szparze w drzwiach, pilnując się, by nikt jej nie

zobaczył. Zapowiadał się pogodny, choć dosyć rześki dzień. Na dziedzińcu zaroiło
się od gości, którzy już wstali i kierowali się do izby na śniadanie. Rozglądała się
za znajomymi twarzami.

Późnym wieczorem poprzedniego dnia przybyła rodzina Turego: matka,

ojciec, siostry i jacyś krewni. Po kłótni z Turem była tak roztrzęsiona, że nie miała
siły pójść się z nimi przywitać. Bergtor przeprosił w jej imieniu. Mężczyzn
zapewne to nie zabolało, bo zgodnie z tradycją i tak nie mogli zobaczyć panny
młodej. Gorzej z matką Turego. Ta zapewne się zdziwiła.

Gisela na pewno zaprosiła wszystkich swoich znajomych i krewnych,

podobnie jak na uroczystość zaręczyn. Może przybył też Hallstein. Ciarki przeszły
jej po plecach na myśl, że Ture mógł zrezygnować z małżeństwa, odrzuciła jednak
pośpiesznie te obawy. Gdyby się rozmyślił, nie wróciłby na noc do Belgen, tylko
udał się wprost na pokład swojego żaglowca.

— Nie martw się, Ingebjorg — usłyszała nagle za plecami głos Giseli, który

zabrzmiał dość przyjaźnie. — Jak się wyśpi, na pewno znów będzie miły. Musisz
przywyknąć do takiego zachowania teraz, gdy przyjdzie ci żyć pośród
arystokratów.

Ingebjorg odwróciła się. Gisela włożyła nową suknię z purpurowego aksamitu.

Suknia opinała jej się na brzuchu, jakby zaraz miała pęknąć w szwach. Jeszcze
nigdy nie widziała, by ciężarna kobieta w taki sposób eksponowała swój brzuch i z
przerażeniem pomyślała, co na to powie matka Turego.

— O czym ty mówisz?
— Musisz przywyknąć do tego, że twój mąż weźmie sobie nałożnicę, albo

nawet dwie. Taki jest ich styl życia.

— Ty byś przywykła? — wyrwało się Ingebjorg, nim zdołała pomyśleć.
Gisela zaśmiała się.

TLR

background image

— Bardzo bym chciała należeć do tego świata i spędzać dni w królewskich

komnatach lub w zamkach magnatów, gdzie co wieczór odbywają się uczty i
tańce. Nawet nie masz pojęcia, jak ci się udało.

— Byłoby ci przyjemnie, gdyby to twój mąż sprawił sobie nałożnicę, a nawet

dwie?

— Owszem. Pod warunkiem, że ja zrobiłabym to samo — zaśmiała się i

obróciła.

Ingebjorg czekała w sypialni Giseli, gdy przyszły dwie służące przymocować

jej na głowie ślubną koronę, należącą do rodu Turego. Przywiózł ją z Varberg.
Chyba nie widziała jeszcze czegoś równie pięknego. Po raz pierwszy tego dnia
zapragnęła, by była tu teraz z nią matka. Przykre słowa, jakie usłyszała z ust swego
narzeczonego, popsuły jej nastrój oczekiwania i zburzyły radość. Kiedy jednak
służące wniosły koronę, zrozumiała, że wszystko odbędzie się tak, jak
zaplanowano. Jaka szczęśliwa byłaby matka, gdyby ją ujrzała w ślubnej koronie,
należącej do rodu szwedzkiej arystokracji!

Trochę się przeraziła, gdy poczuła jej ciężar na głowie. Dziewczęta ostrożnie

umocowały koronę, zawiązały tasiemki i podały jej miedziane lustro. Panna młoda
przyjrzała się swemu odbiciu, opadającym miękko lokom i dużym oczom w bladej
twarzy. Wystające kości policzkowe przydają mi urody, pomyślała Ingebjorg.

Matka miała takie same. Gdybym tak jeszcze była podobna do niej pod innymi

względami, westchnęła.

Oddała służącej lustro i wstała ostrożnie, by nie upuścić korony. Druga służąca

wyprowadziła ją na galerię.

Goście już czekali na dziedzińcu. Wypatrywali jej /. podniesionymi głowami, a

gdy ją zauważyli, przez zgromadzenie przeszedł szmer.

Ingebjorg uśmiechnęła się i pokiwała, wypatrując jednej, konkretnej osoby,

której jednak nie dostrzegła. Przez moment znów zdjął ją lęk, ale szybko wytłuma-
czyła sobie, że Ture nie przekazałby jej korony ślubnej, gdyby zmienił swe
zamiary.

W tej samej chwili rozległo się rżenie i tętent końskich kopyt od strony ulicy

Zachodniej, a także okrzyki i nawoływania. Zarówno Ingebjorg, jak i goście,
zwrócili spojrzenia w stronę ulicy, na której wkrótce pojawił się pan młody wraz z
drużbą. Ingebjorg westchnęła z drżeniem, i poczuła, jak jej twarz oblewa się
rumieńcem.

Ture wjechał konno na dziedziniec, zatrzymał się pod galerią, po czym spojrzał

w górę na Ingebjorg. Na jego dyskretny ruch dłonią, Ingebjorg skierowała się ku

TLR

background image

schodom. A kiedy zeszła na dół, Ture zsiadł z konia i z uśmiechem wyszedł jej na
spotkanie. Ku swemu zdumieniu stwierdziła, że jest taki jak zwykle. Nie
dostrzegła wściekłości, która wykrzywiała mu twarz poprzedniego wieczoru.
Ubrany był w purpurową, aksamitną tunikę z długimi językami u dołu, przepasaną
na biodrach szerokim, złoconym pasem, na głowie miał czapkę z tej samej tka-
niny, a do tego obcisłe, błękitne rajtuzy i sięgającą niemal do stóp pelerynę z
aksamitu w kolorze nieba, wykończoną futrem z gronostaja.

Wygląda jak królewicz, pomyślała Ingebjorg zdumiona tym przepychem.
Ture tymczasem podszedł do niej i ucałował jej dłoń. Spojrzawszy na nią z

wesołym błyskiem w granatowych oczach, rzucił cicho:

— Jesteś piękna, Ingebjorg. Przepełnia mnie duma, że zostaniesz moją

małżonką.

Ingebjorg zarumieniła się i poczuła przenikającą ją radość. Z ulgą uświadomiła

sobie, że znów jest między nimi dobrze.

Gisela okryła ją aksamitną peleryną, a następnie pannę młodą poprowadzono

na bok, by się przywitała z matką Turego, jego siostrami i krewnymi.

Przyszła świekra była wysoką, dumnie wyprostowaną kobietą. Ubrana w długą

do kostek, błękitną suknię z jedwabiu i aksamitną pelerynę z trenem, prezentowała
się bardzo wytwornie. Na głowie miała hennin, stożkowaty czepiec z identycznej
tkaniny jak peleryna, ozdobiony białym muślinem.

Gdy Ingebjorg skłoniła się nisko, matka Turego zmierzyła ją krytycznym

wzrokiem i oznajmiła niechętnie:

— A więc to jest Ingebjorg Olavsdatter. — Przechylając lekko głowę, uważnie

studiowała rysy twarzy przyszłej synowej. — Mój syn zawsze przejawiał słabość
do urodziwych kobiet. Masz piękne włosy, ale jesteś chuda jak służka.

Ingebjorg oblała się gorącym rumieńcem. Właściwie nie spodziewała się

wiele, ale nie przyszło jej do głowy, że ze strony matki Turego spotka ją taka
potwarz.

— Mam nadzieję, że mieliście dobrą podróż, pani Margareto — rzekła z

uśmiechem, usiłując nie dać po sobie poznać, jak bardzo ją dotknęły te słowa.

— Okropną! — odparła dama, a jej twarz przybrała jeszcze bardziej surowy

wyraz. — Pierwszy i ostatni raz weszłam na pokład o tej porze roku. Gdybym
jeszcze płynęła na południe, to gotowa bym była to znieść, ale na to zapomniane
przez Boga odludzie... — urwała, zaciskając usta.

Dwie siostry Turego, panny Anna i Benedykta podeszły także, by przywitać się

z Ingebjorg. Obie niezamężne, były nieco starsze od brata, i zdawały się spoglądać

TLR

background image

na wszystkich z wyższością. Popatrzyły na Ingebjorg wyraźnie zaciekawione, jej
jednak ciarki przeszły po plecach, gdy pomyślała, że będzie dzielić dom z tymi
trzema kobietami. Całe szczęście, nie nastąpi to tak prędko. Na początek
zamieszka z Turem w Akersborg.

Ojciec Turego, głośny i rozmowny na przyjęciu zaręczynowym, zachowywał

się teraz zupełnie inaczej. Najwyraźniej w tej rodzinie to żona decyduje o
wszystkim, domyśliła się Ingebjorg, podając mu dłoń. Ujął ją sztywno i skłonił się
dwornie, mamrocząc coś pod nosem. Pamiętała, jak ostatnio wyściskał ją
serdecznie.

Nagle Ingebjorg poczuła na sobie czyjeś spojrzenie, a gdy się odwróciła,

stanęła oko w oko z bratem Bergto— ra, Hallsteinem. Gisela wspomniała, że
został zaproszony, Ingebjorg miała jednak nadzieję, że nie przybędzie na ślub.
Skinęła mu tylko na przywitanie, po czym pośpiesznie skierowała się w stronę
właśnie przybyłych gości, ochmistrza z małżonką, panią Bothild.

Ochmistrz rozprawiał coś głośno i śmiał się rozbawiony, natomiast jego żona

wydawała się bardzo skrępowana. Z pewnością nie cieszyła jej perspektywa
udziału w weselnym przyjęciu u Giseli. Objęła Ingebjorg serdecznie i rzekła:

— Niech Bóg cię błogosławi, moje dziecko. Mam nadzieję i modlę się o to,

byście byli szczęśliwi.

Gdy wreszcie przywitała się ze wszystkimi, zaczęto tworzyć orszak weselny.

Ceremonia ślubna miała się odbyć w Katedrze Świętego Hallvarda. Dla gości,
którzy przybyli do Oslo statkami ze Szwecji, wynajęto konie. Odwróciła się, by
poszukać wzrokiem Turego. Zauważyła, że przytrzymuje wodze rumaka,
przeznaczonego dla niej. Obok stał Bergtor w dużej, brązowej czapce ze skóry i w
złoconym stroju z aksamitu, wykończonym futrem. Ledwie poznała swego
opiekuna.

Podniósł wzrok i uchwycił jej spojrzenie. Uśmiechnął się, by dodać jej odwagi,

po czym skierował się w jej stronę.

— Pięknie wyglądasz w ślubnej koronie — rzekł cicho, a potem chwycił ją za

rękę i powoli poprowadził w kierunku Turego. Ten z uśmiechem pomógł jej
dosiąść ko nia, po czym dosiadł swojego. Przez chwilę czekali na pozostałych
gości, a potem wyruszyli powoli. Na czele orszaku znajdowali się muzykanci, za
nimi młoda para, a dalej duchowni, sira Jon i sira Hallvard. Następnie ustawili się
parami drużbowie i druhny, Bergtor i Gisela, rodzice Turego, jego siostry, a za
nimi pozostali goście.

TLR

background image

Ture odwrócił się do Ingebjorg i znów się do niej uśmiechnął, ona zaś,

uszczęśliwiona, odpowiedziała mu także uśmiechem. Wszystko to, co działo się
teraz, wydawało jej się jakieś nierzeczywiste. Trudno jej było uwierzyć, że oto
siedzi na koniu w pięknej, ślubnej koronie, a towarzyszy jej przystojny
młodzieniec, którego wkrótce poślubi.

Ulica zwęziła się, i zrobiło się za ciasno, by jechać obok siebie. Ludzie, których

mijali po drodze, zatrzymywali się, by popatrzeć na orszak. Ze zdziwieniem wpa-
trywali się w grajków i młodą parę z arystokratycznego rodu. Niektórzy kłaniali
się nisko, jakby to przejeżdżał sam król.

Klęcząc obok Turego przed ołtarzem podczas mszy ślubnej, Ingebjorg trudno

było się skupić. Myślała o tym wszystkim, co przeżyła od pamiętnego dnia, gdy
opuściła Sasmundgard. Poczuła, że wreszcie zostały jej przebaczone grzechy,
minęło to, co złe, i może spokojnie wyruszyć na spotkanie przyszłości.

Nie potrafiła zrozumieć, jak mogła być tak nierozważna i zaślepiona, że nie

myślała o skutkach swoich czynów i zupełnie nie lękała się boskiego gniewu.
Chyba naprawdę Eirik rzucił na mnie czar, pomyślała. Jakże dotkliwa okazała się
kara za tę lekkomyślność: począwszy od urodzenia dziecka w zimnej celi
klasztornej, a skończywszy na tym, że mały Eirik umarł zaledwie dwa tygodnie
wcześniej, nim go odnalazła. Przypomniały jej się zasłyszane niegdyś słowa:
„Grzech ciężki rodzi śmierć..."

Zamknęła oczy i pomodliła się gorąco, by Pan otoczył opieką jej synka.

Przyrzekła równocześnie, że nigdy więcej nie ulegnie pokusom szatana, i nie
popełni równie ciężkiego grzechu. Zaniosła też modły, by żyli wraz z Turem w
miłości i bojaźni Bożej, nie raniąc się nawzajem.

Kiedy orszak weselny wracał z powrotem do Belgen, nad miastem zaświeciło

listopadowe słońce. Tłum ludzi zgromadził się, by popatrzeć na niecodzienny
widok. Nieczęsto trafiała się okazja, by oglądać weselny orszak na ulicach Oslo.
Gapili się więc na pannę młodą w złotej koronie, na gości wystrojonych w
aksamity i jedwabie. Dzieciaki biegły za nimi, pokrzykując głośno, oszalałe z
zachwytu nad przepychem, którego blask dane im było zobaczyć.

W Belgen na dziedzińcu udekorowanym złotymi, klonowymi liśćmi, kiściami

czerwonej jarzębiny i gałązkami świerkowymi, czekała podekscytowana służba.

W izbie, gdzie przygotowano ucztę weselną, w wysokich fotelach, na

honorowych miejscach posadzono młodą parę. Muzykanci przygrywali na flecie,
harfie i gęślach, a goście zasiadali przy długich stołach.

Ture uścisnął ukradkiem dłoń Ingebjorg i wyszeptał:

TLR

background image

— Moja żona.
Ingebjorg zakręciło się w głowie ze szczęścia. Wciąż nie mogła uwierzyć, że

naprawdę poślubiła Turego i pozostanie jego żoną, póki śmierć ich nie rozdzieli.
Uśmiechnęła się do niego, ze wzruszenia nie mogąc wydobyć słowa.

Kiedy już wszyscy znaleźli się na swych miejscach, Bergtor, który siedział

obok Ingebjorg, wstał i uroczyście oznajmił, że Ingebjorg i Ture są od teraz
prawowitymi małżonkami, a dla niego było prawdziwą przyjemnością być jej
swatem. Życzył młodej parze wszystkiego najlepszego. Głos mu się jednak zaczął
łamać, pośpiesznie więc wzniósł toast za młodą parę, a kiedy już usiadł, zwrócił
się do Ingebjorg ze słowami:

— Bardzo mi przykro, powinienem powiedzieć więcej, ale nie dałem rady.
— Nic nie szkodzi — pocieszyła go, kładąc dłoń na je go dłoni.
Jako następny podniósł się Ture i wygłosił swoją mowę, utrzymaną w

żartobliwym tonie. Opowiedział o dniu, gdy przybył do Oslo, aby dokładniej
przyjrzeć się pannie. Nie łudził się specjalnie, że przypadnie mu do gustu, sądził
bowiem, że Norweżki nie są tak piękne jak Szwedki. Jego ojciec zaklaskał i
przyjął te słowa głoś nym śmiechem.

— Ale — ciągnął Ture — panna okazała się nie tylko urodziwa, ale miała

również to, co ceni u kobiety każdy mężczyzna: pokorę, dostojność, skromność i
cnotę.

Ojciec Turego znów zaklaskał, a gdy Ingebjorg zerknęła ukradkiem na matkę

męża, zauważyła, że siedzi wyprostowana, jakby połknęła kij, a jej zaciśnięte usta
przypominają wąską kreskę.

Podano jedzenie, a do kielichów i pucharów nalewano trunki. Ingebjorg była

oszołomiona ilością smakowitych potraw z mięsa, a także ryb oraz drobiu. Do
picia zapewniono piwo, miód i wino w wysokich stągwiach. Nastrój stawał się
coraz weselszy, a i Ture coraz bardziej się ożywiał.

Naprzeciwko młodych siedziała Gisela, a po jej lewej ręce Hallstein. Ingebjorg

zdziwiła się, że gospodyni, która decydowała o usadzeniu gości, nie zadbała o to,
by siedzieć obok ojca Turego lub któregoś z jego krewnych albo Orma
Oysteinssona. Hallstein nie należał ani do rodziny panny młodej ani pana
młodego, nie należało mu się więc tak dostojne miejsce przy stole.

Giseli tymczasem trunki najwyraźniej uderzyły do głowy. Ingebjorg poczuła

zdenerwowanie, znała ją bowiem na tyle, by wiedzieć, że podchmielona Gisela
bywa wulgarna i wysuwa często nieprzyzwoite propozycje. Ku swemu
zmartwieniu zauważyła, że Gisela kokietuje -Hallsteina. Oparta o niego, szepcze

TLR

background image

mu wciąż coś do ucha i, nie przestając chichotać, całuje go co chwila w policzek.
Jak zwykle pozostawiła niezapięte dwie ostatnie luhki w staniku sukni, której
dekolt i bez tego był głęboki. Nietrudno było zauważyć, że jej umizgi nie
pozostawiły Hallsteina obojętnym. Przypomniała sobie, co brat Bergtora
opowiadał jej kiedyś o swobodnym prowadzeniu się Giseli.

Tych dwoje było coraz bardziej pochłoniętych sobą. Goście, którzy siedzieli

blisko, spoglądali na siebie znacząco. Ingebjorg zauważyła też, że Bergtor chrząka
i posyła żonie ostrzegawcze spojrzenia. Nawet Ture zaczął okazywać objawy
niepokoju. Ingebjorg była szczęśliwa, gdy posiłek dobiegł końca.

Uprzątnięto ze stołów i wyniesiono z izby te, których nie dało się zaczepić o

ścianę.

Ingebjorg poplamiła jeden z trzewików i postanowiła zapytać Giselę, czy nie

pożyczyłaby jej jakichś innych, równie eleganckich, bo jej własne nie były dość
ładne do ślubnego stroju. Rozejrzała się wokół za gospodynią dworu, ale gdy
nigdzie jej nie zauważyła, zapytała służącą. Ta oznajmiła, że widziała, jak pani
udawała się w stronę tkalni, żeby trochę odpocząć. Ruszyła więc pośpiesznie we
wskazanym kierunku.

W pobliżu budynku usłyszała głosy i zrozumiała, że Gisela nie jest w tkalni

sama. Przystanęła raptownie, nie chcąc przeszkadzać. Zaraz jednak pomyślała
sobie, że Giseli towarzyszy Bergtor, postanowiła więc wejść do środka. Uznała, że
przekaże mu przy okazji cenną ślubną koronę, by nie musiała jej dźwigać na
głowie przez resztę wieczoru.

Zapewne nie było słychać, jak wchodzi, bo nagle rozpoznała głos Hallsteina:
— Chciałaś mnie tylko rozochocić, ty mała suko.
Giseła zaśmiała się cicho i zagruchała:
— I udało mi się, prawda?
— Nie powinnaś się raczej uspokoić, w twoim stanie?
Gisela znów cicho się zaśmiała:
— Martwisz się o moje dziecko, Hallsteinie?
Nie odpowiedział. Na chwilę zapadła cisza, a potem znów odezwała się Gisela:
— Ależ, Hallsteinie, co będzie, jeśli ktoś wejdzie?
— Powinnaś sama o tym pomyśleć, nim mnie rozochociłaś.
Ingebjorg usłyszała dość. Z palącymi policzkami odwróciła się na pięcie i

wybiegła.

TLR

background image

Rozdział 2


Dopiero gdy Ingebjorg znalazła się w izbie i zobaczyła wszystkich gości,

odzyskała jasność myślenia. Nie powinna tu teraz wchodzić. Obawiała się, że ktoś
ją zapyta o gospodynię, a tego wstydu wolała oszczędzić Bergtorowi, który
pośpiesznie zdążał w jej stronę.

— Ingebjorg, co ci jest? — Chwycił ją za ramię i stanowczo wyprowadził z

izby, a gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, zapytał: — Co się dzieje?

Pokręciła głową, czując bezsilność. Przecież nie może mu powiedzieć, czego

właśnie była świadkiem.

Ścisnął ją mocniej za ramię i potrząsnął:
— Pytam, co się dzieje?
Usłyszeli trzask drzwi, a po chwili doleciały ich jakieś głosy i śmiech.

Odwrócili się oboje i zauważyli Giselę pod rękę z Hallsteinem, którzy kierowali
się w ich stronę.

Ingebjorg zerknęła z niepokojem na Bergtora. Tymczasem Hallstein zawołał:
— Powinieneś lepiej pilnować żony, Bergtor. Zakręciło jej się w głowie i omal

nie upadła. Całe szczęście, że akurat przechodziłem obok.

Bergtor puścił ramię Ingebjorg i pośpiesznie wyszedł żonie naprzeciw.
— Uderzyłaś się, Giselo? — zapytał z troską w głosie.
— Nie, wszystko się dobrze skończyło, dzięki Hall— steinowi. Poszłam do

tkalni, żeby trochę odpocząć, ale całkiem zapomniałam, jak tam jest ślisko.

Pozostawiwszy Giselę z Bergtorem, Hallstein wrócił do gości, a tymczasem

zjawił się Ture.

— Gdzie ty się podziewasz, Ingebjorg. Zaczynają się tańce.
Ingebjorg odparła zakłopotana:
— Poplamiłam trzewiki i pomyślałam, że zapytam Giselę, czy by mi nie

pożyczyła swoich.

— Nie przejmuj się — rzekł i objąwszy ją ramieniem, pocałował w policzek.

— Pośpieszmy się. Zanim zaczną się tańce, musisz przyjąć podarki ślubne.

Wracając z mężem do izby, nie mogła przestać myśleć o Giseli i Hallsteinie,

ale gdy tylko pojawili się w drzwiach, ożywieni goście pociągnęli ją w stronę
przygotowanego dla niej fotela, przy którym stali dumnie wyprężeni drużbowie,
trzymając w rękach halabardy. Sira Hallvard uroczyście rozwinął rulon i odczytał

TLR

background image

umowę zawartą pomiędzy swatem Ingebjorg, a rodem Turego w sprawie jej
wiana. Następnie złożono jej na kolana podarki i worki z pieniędzmi.

Ingebjorg nie potrafiła się skupić na darach, bo wciąż była wzburzona tym, co

usłyszała w tkalni. Na co oni sobie pozwalają we dworze pełnym gości? Gisela, w
jej stanie!

Grajkowie zaczęli przygrywać do tańca. Ture uścisnął jej dłoń i pocałował w

policzek, a potem, radosny i zwinny, pociągnął ją za sobą do wspólnego koła.
Widząc jego zakochane spojrzenie i troskę, powoli rozluźniła się. W końcu to nie
moja sprawa, co robi Gisela, usiłowała przekonać samą siebie, ale w głębi serca
współczuła Bergtorowi.

Państwo młodzi nie opuścili żadnego tańca i wtórowali wspólnym śpiewom.

Ingebjorg, rozgrzana i zdysza na, całkiem zapomniała o wcześniejszych
przykrościach. Z rozkoszą słuchała głosu Turego, bawiły ją słowa przyśpiewek i
kołysała się w takt muzyki. Giseli nie widziała nigdzie, Bergtora zaś ujrzała
dopiero, gdy przyszedł zaprosić wszystkich na dziedziniec na fajerwerki na cześć
młodej pary.

Gdy już wszyscy ustawili się w podkowę na dziedzińcu, rozsypał proch na

płaskich kamieniach i podpalał kolejno pochodnią. Ogień rozniecił się i kaskada
iskier wystrzeliła w górę, wywołując zachwyt i oklaski gości. Ingebjorg
początkowo trochę się przelękła, że zjawią się strażnicy miejscy i nałożą na
Bergtora karę za to, że naraża zabudowania na pożar, dowiedziała się jednak, że
otrzymał on specjalne pozwolenie. Poza tym zadbał o bezpieczeństwo: wyznaczył
dodatkowych służących do pilnowania i nakazał, by wokół ustawiono więcej be-
czek z wodą. Zbliżała się północ i młoda para ruszyła od jednego zabudowania do
drugiego, by pozdrowić swoich gości. Na jednym z poddaszy zebrali się starsi
panowie i gawędzili, zakrapiając trunkami, w innym budynku z kolei siedziały
starsze panie, które nie miały ochoty na tańce. Wszędzie toczyły się wesołe
rozmowy, którym towarzyszyły przyśpiewki i gromki śmiech.

Ture przyciągnął ją mocno do siebie i pocałował gorączkowo w usta.
— Wkrótce pójdziemy do sypialni dla nowożeńców — szepnął jej do ucha i

przytulił mocniej.

Naraz usłyszeli wołanie Giseli:
— Ingebjorg, Ture, już czas!
Roześmiani i podchmieleni goście skupili się wokół nich, po czym podeszli

drużbowie z pochodniami i odprowadzili ich do schodów. Tam Ture miał

TLR

background image

poczekać, aż druhny zaprowadzą Ingebjorg do sypialni i ją rozbiorą. Bergtor
przyniósł koronę ślubną i podał jednej z druhen.

Druhny ostrożnie zdjęły kosztowną suknię wierzchnią oraz złocistą, jedwabną

suknię spodnią i nagą pannę młodą poprowadziły do łóżka. Pomogły jej się ułożyć
i przykryły do talii, a następnie włożyły jej na głowę ślubną koronę, którą Ture
miał zdjąć, gdy zostaną sami. Siedzia ła tak wsparta na poduszkach, a
rozpuszczone włosy zakrywały jej nagie piersi, gdy sypialnię opuściły druhny, a
do środka weszli drużbowie, prowadząc pana młodego.

Jeden z nich odpiął mu złoty pas z mieczem i powiesił na ścianie nad łóżkiem.
Ingebjorg oblała się rumieńcem, gdy mąż spojrzał na nią, zatrzymując wzrok

na wysokości piersi. Zorientowała się bowiem, że niedokładnie się okryła.

Drużba pomógł panu młodemu zdjąć tunikę, ściągnął ostrogi i buty. Ture,

odwrócony w jej stronę, uśmiechał się pod nosem, gdy zdjęto zeń obcisłe rajtuzy.
Chciała odwrócić wzrok, sądząc, że nie ma nic pod spodem, ale zorientowała się,
że na biodrach ma przepaskę.

Gdy tylko drużbowie wyszli z sypialni, Ture zrobił krok w jej stronę.

Powolnym ruchem zdjął przepaskę z bioder i stanął przed nią nagi. Stał tak przez
chwilę, nie spuszczając z niej wzroku, dumny z siebie i swej męskości. W końcu
podszedł powoli, wpatrując się w nią intensywnie.

Uroczyście rozwiązał jedwabne wstążki i zdjął jej z głowy ślubną koronę, którą

odłożył na krzesło. Następnie pochylił się nad nią i odgarnął na bok włosy, by
odsłonić piersi, a dopiero potem odsunął przykrycie.

Nie padło między nimi ani jedno słowo. Ingebjorg czuła, że serce wali jej

młotem. Pragnęła by Ture się położył, objął ją i pocałował, ale on działał
nieśpiesznie. Muskał palcem sutki, a potem sunął w dół, po brzuchu i po
wewnętrznej części uda.

— Jesteś piękna, Ingebjorg — wyszeptał, a ją przeniknął gorący prąd.
Nie powiedział, że jest za chuda, tylko że jest piękna. Przez moment lękała się,

że stanie się tak jak w Akersborg, że nagle odejdzie go ochota. Bała się też, że
zacznie z nią dziwną grę, tak jak ostatnio, każąc jej udawać, że jest mu niechętna,
lub, by bawiła się z nim w chowanego. Tak bardzo pragnęła, by bez żadnych
dziwactw czerpali rozkosz ze swej wzajemnej bliskości. Tęskniła za jego
pocałunkami, dotykiem nagiego ciała męża. Chciała poczuć, jak w nią wnika...

— Pragniesz mnie... — wyszeptał z uśmiechem i nakrył ją swym ciałem.

Niedługo potem oboje miarowo poru szali biodrami, zdyszani niczym galopujący
jeźdźcy.

TLR

background image

— Cudnie jest dzielić z tobą łoże, Ingebjorg — szepnął jej do ucha, gdy osunęli

się znużeni.

Ogarnęła ją nieopisana radość. Chyba nie mógłby powiedzieć jej milszych

słów. Tak się przecież obawiała, że nie sprosta jego oczekiwaniom.

Zasnęła wtulona w jego ramię, nasycona i zadowolona.
Obudziło ją pianie koguta i uświadomiła sobie, że przespali całą noc w tej

samej pozycji. Poczuła coś twardego na brzuchu.

— Obudziłaś się wreszcie? — szepnął Ture wtulony twarzą w jej włosy. —

Bałem się poruszyć, by cię nie obudzić za wcześnie.

— Od dawna nie śpisz?
— A jak myślisz? — zaśmiał się cicho i, pochylony nad nią, wszedł mocnym

posunięciem w jej łono. Potrzebowała więcej czasu, by poczuć rozkosz, podobną
do tej z minionej nocy, ale w końcu mu się poddała.

Usłyszawszy głosy dolatujące z dziedzińca, Ingebjorg domyśliła się, że goście

udają się na śniadanie.

— Musimy wstawać — wyszeptała.
Ture zaśmiał się.
— Myślisz, że ktoś się spodziewa, że młoda para już się obudziła?
Roześmiała się także i odpowiedziała szeptem, napotykając jego usta w

głębokim pocałunku:

— Jeszcze długo nie...
Gdy wreszcie zdołali się od siebie oderwać, Ingebjorg zauważyła pod

drzwiami jasną smugę. Wysunęła się z ramion Turego i boso podeszła po cichu do
drzwi, by je uchylić i wpuścić do środka trochę światła. Ture przyglądał się, jak
nalewa wody do miski i obmywa dokładnie całe ciało, a gdy chciała się ubrać,
podszedł do niej, oparł ją o ścianę i zaczął gwałtownie pieścić.

— Myślisz, że mogłem pozostać obojętny, patrząc na twe nagie ciało? —

wyszeptał chrapliwie i nie ruszając się z miejsca, znów wziął ją w posiadanie.

Ingebjorg zaśmiała się w duchu, uradowana, że Ture jej pożąda i że tak im

razem dobrze. Wszystko wskazywało na to, że stworzą wspólnie szczęśliwy
związek.

Suknia przeznaczona na ten dzień, uszyta z jednego kawałka delikatnego sukna

w kolorze niebieskim, była u dołu przyozdobiona tkanymi bordiurami. Sięgała jej
do samej ziemi i pięknie się prezentowała z białą, lnianą koszulą pod spodem. Do
tego pasowało nakrycie głowy, biała chustka ułożona i przypięta na okrągłym i

TLR

background image

obcisłym czepeczku z takiej samej tkaniny jak suknia i także wykończonym
bordiurą.

Ture przyglądał się, jak wiąże włosy i upina chustkę, która przypominała nieco

welon zakonnic z Nonnesetter.

— Pomyśleć, że już nie będziesz nosić rozpuszczonych włosów i ja jako

jedyny będę je mógł oglądać w całej krasie — rzekł z dumą w głosie.

Ingebjorg uśmiechnęła się zadowolona.
On tymczasem przechylił lekko głowę i obejrzawszy ją od stóp do głów,

stwierdził:

— Suknia jest piękna, ale przydałoby się nieco głębsze rozcięcie z przodu.

Powinnaś też założyć szerszy pas, by podkreślił twoje piękne kształty. Szkoda je
zakrywać.

Ingebjorg stała nieruchomo, a rumieńce na jej policzkach zdradzały, ile radości

sprawiły jej te słowa.

Kiedy weszli do izby, poczuła na sobie badawcze spojrzenia gości. Jedni już

się posilili, inni dopiero zasiadali do stołu. Unikała ich wzroku, starając się
zachowywać zwy czaj nie, ale policzki ją paliły i miała ochotę uśmiechać się do
całego świata. Wiedziała jednak, że to nie uchodzi.

Gisela pośpieszyła w ich stronę i obrzuciwszy ich zaciekawionym spojrzeniem,

oświadczyła:

— Wygląda na to, że mieliście dobrą noc. Ale czy nie nazbyt forsowną,

Ingebjorg?

Uśmiechnęła się do Giseli, postanawiając, że nie da sobie zepsuć radości.
Podszedł do nich też ojciec Turego, poklepał syna po plecach i spytał:
— I co? Czy dziewica była niechętna, jak to dziewice?
Ryknął śmiechem, rozbawiony własnym żartem, po
czym przyjrzał się uważnie Ingebjorg, mówiąc:
— Wyglądasz na zmęczoną. Co robić, trafił ci się ognisty małżonek. Ma to po

ojcu.

Zamilkł gwałtownie, bo w tej samej chwili do izby wkroczyła jego żona i

skierowała się ku nim ze słowami:

— Straszny hałas był tu w nocy! Ludzie trzaskali drzwiami, zbiegali na dół i

rozmawiali głośno na schodach. Oka nie zmrużyłam!

— Hałasy? — Ture spojrzał na nią zdziwiony. — Nic nie słyszałem.
— Domyślam się — zarechotał jego ojciec. — Młoda para ma co innego do

roboty, niż nasłuchiwać odgłosów w obejściu.

TLR

background image

Następnie podszedł Orm Oysteinsson.
— I jak, pani Ingebjorg? Jak się miewasz? — zagrzmiał swojsko.
Po raz pierwszy ktoś się do niej zwrócił per pani. Wiedziała, że ten zwrot

przysługuje mężatkom z wyższych sfer i kobietom wysokiego urodzenia. Jakoś
dziwnie jej się zrobiło, gdy pomyślała, że i ona zalicza się teraz do tego grona.

— Dziękuję, panie Orm, mam się dobrze — odpowiedziała dwornie.
Tymczasem w drzwiach stanął Hallstein i oznajmił:
— Zerwał się wiatr, pogoda się zmienia.
— Szkoda — odparła Gisela. — Bo zamierzaliśmy zabrać gości do dworu

królewskiego. — Zaśmiała się jednak zaraz i, biorąc pod rękę brata Bergtora,
dodała: — Cóż, pozostają nam w takim razie zabawy pod dachem. Prawda,
Hallstein?

Ingebjorg zerknęła ukradkiem na Orma Oysteinssona, zastanawiając się, co tu

się właściwie dzieje. Gisela jawnie kokietowała Hallsteina, mimo że po kryjomu
była nałożnicą ochmistrza. Orm Oysteinsson nie pozostał obojętny na jej
zachowanie. Czy celowo chciała go w ten sposób podniecić? A może zależało jej,
by nastawić obu mężczyzn wrogo wobec siebie nawzajem?

Ciarki jej przeszły po plecach i pomyślała, że Gisela jest niebezpieczna,

podjudzając jednego kochanka przeciwko drugiemu.

— Usiądźmy już, może — mruknęła, po czym, oswobodziwszy się z objęć

męża, podeszła do stojącej z boku pani Bothild i zagadnęła:

— Mam nadzieję, że dobrze pani spała w nocy.
Żona ochmistrza popatrzyła na nią wzrokiem zdradzającym głęboką rozpacz,

zaraz jednak opanowała się i, siląc się na uśmiech, odrzekła:

— Dziękuję, panno Ingebjorg, to znaczy pani Ingebjorg — zaśmiała się. —

Chyba będzie mi się trudno przyzwyczaić.

Ingebjorg także się uśmiechnęła.
Pani Bothild tymczasem rzekła po chwili wahania:
— A może będę się do pani zwracać po imieniu? Będziemy się przecież

spotykać codziennie.

— Byłoby mi bardzo miło — odparła radośnie Ingebjorg.

Przy posiłku panował radosny gwar. Ture uśmiechał się do Ingebjorg, był

wesoły i ugodowy. Opowiadał zabawne historie z czasów, gdy był drużynnikiem
na królewskim dworze, wywołując salwy śmiechu wśród siedzących przy stole
gości.

TLR

background image

Na zewnątrz tymczasem nasiliła się wichura i lunął deszcz. Na

wybrukowanych drewnem ulicach i dziedzin cu utworzyły się kałuże, a z
darniowych dachów wraz zc strugami deszczu spływały kępki mchu i grudki
ziemi.

W pomieszczeniach na poddaszu i w największej izbie weselnej zapalono

lampy i świece. Ogień trzaskał w palenisku, przy którym gromadzili się goście, by
się ogrzać. Z oddali raz po raz rozlegały się grzmoty.

Ingebjorg zerknęła na Bergtora, który nie krył zatroskania.
— Dziwną mamy jesień — rzucił gromkim basem Orm Oysteinsson. — W

Akersborg niedawno uderzył piorun, choć już niebawem odpust świętego
Klemensa. Jak żyję, nie pamiętam czegoś takiego.

— A przypominacie sobie te wszystkie dziwne znaki przed wybuchem

epidemii dżumy? — zapytała Anna, najstarsza siostra Turego. — Przez trzy zimy
pod rząd panowały mrozy, jakich nie pamiętali najstarsi ludzie, i spadły
niespotykane ilości śniegu. Potem nastała sucha wiosna, a latem znienacka
przyszło ochłodzenie i zniszczyło zbiory zbóż. Napadało tyle deszczu, że łąki stały
w wodzie.

Pani Bothild pokiwała głową.
— Tak, to były wyraźne znaki od Boga. Przestroga, co się stanie, jeśli nie

przerwiemy naszego grzesznego życia.

Popatrzyła na swojego męża.
— A ja widziałam spadającą gwiazdę — dodała zgodnie druga siostra Turego,

Benedykta. — Nasz ksiądz mówił, że spadające gwiazdy i błyski w powietrzu to
właśnie Boże znaki.

Ingebjorg przypomniała sobie uderzenie pioruna w Akersborg. Odebrała to

wówczas, jako pomoc z nieba teraz jednak zaraził ją niepokój innych.

Ture podniósł puchar i oznajmił głośno:
— Zapomnijmy o niepogodzie i wypijmy za najpiękniejszą pannę młodą w

całym królestwie Norwegii.

Goście przyłączyli się do toastu i wznieśli kielichy. Wraz z litrami wypitych

trunków nabierali animuszu. Gisela była już znowu mocno podchmielona.

Ture wyjął z kieszeni skórzany mieszek, który uroczyście wręczył Ingebjorg.
— Czas najwyższy na prezent ślubny ode mnie, Ingebjorg. Otwórz, proszę.
Wszyscy przyglądali się z zaciekawieniem, gdy Ingebjorg otworzyła woreczek

i wyjęła ze środka piękny złoty pierścień z umocowanymi misternie szafirowymi
oczkami.

TLR

background image

— Podobno należał do królowej Margret, małżonki Magnusa, zwanego Bosym

— wyjaśnił z dumą Ture. — Mój pradziadek otrzymał go od Hakona Hakonssona.

Gisela nachyliła się, by zobaczyć dokładnie, i uśmiechając się nieszczerze,

rzuciła głośno:

— No, to teraz możesz mi już oddać moje pierścienie.
Ingebjorg poczerwieniała ze wstydu, że goście usłyszeli, iż musiała pożyczyć

pierścienie na swój ślub. Własny pierścień oddała biednej wdowie, której mąż
został poddany torturom i stracony na wzgórzu szubienicznym.

— Coś podobnego — usłyszała pełen pogardy głos matki Turego.
Zdjęła pośpiesznie pierścienie i oddała Giseli, po czym włożyła na palec

pierścień, otrzymany w prezencie od męża, mamrocząc pod nosem
podziękowanie.

Nachylił się i całując ją w policzek, zapewnił:
— Zasługujesz na niego, Ingebjorg.
Uśmiechnęła się do męża.
Gisela zaś kiwnęła na służącą i zarządziła:
— Dolej wina panu młodemu!
A kiedy puchar był pełen, uniosła własny, mówiąc:
— Zdrowie wspaniałomyślnego pana młodego i wszystkich szczodrych

mężczyzn!

— Na zdrowie, piękna pani Giselo!
Ture uniósł kielich i wypił parę łyków, patrząc Giseli prosto w oczy.
Chciał go odstawić, ale Gisela zaprotestowała głośno:
— O, nie, Ture, wypij do dna! Inaczej toast się nie liczy.
Nie uszło uwagi Ingebjorg, że Gisela zwraca się do jej
męża po imieniu, zerknęła ukradkiem na jego matkę, zastanawiając się, czy i

ona to zauważyła.

Ture tymczasem ze śmiechem opróżnił kielich, który służąca znów napełniła.
— A teraz pijemy zdrowie naszej niewinnej panny młodej — oświadczyła

głośno Gisela. — Cóż bowiem może się równać z widokiem młodej i czystej
dziewicy.

Wszyscy wznieśli kielichy, a Ingebjorg, wzburzona cynizmem Giseli, zmusiła

się do uśmiechu.

Kolejny toast Gisela postanowiła wznieść za dziecko, którego oczekuje.

Patrząc Turemu prosto w oczy, wypowiedziała uroczyście:

— Za jego zdrowie na całe długie życie.

TLR

background image

W tej samej chwili podszedł do stołu Bergtor, a Gisela zwróciła się do niego z

uśmiechem:

— I żeby był podobny do swojego ojca, który jest wzorem cnót.
— O czym ty mówisz? — zapytał Bergtor zdezorientowany.
— Wznosimy toast za naszego syna, Bergtor. Chodź i napij się z nami, mój

drogi. Tęskniłam za tobą.

Ingebjorg zerknęła na Turego, który zmrużył oczy i pochylił się nad stołem,

jakby uszły z niego siły. Ma już dość, pomyślała. Gisela niepotrzebnie go
zmuszała, by tyle wypił. Niebawem pojawią się muzykanci. Bergtor zamówił też
kuglarzy, którzy zamierzali bawić weselników swoimi sztuczkami, a jeden z gości
przeczyta na głos fragmenty sagi rycerskiej. Szkoda by było, gdyby to wszystko
ominęło Turego.

Małżonek jednak osunął się na blat stołu i zasnął.
— Matko święta — wyrwało się Giseli. — Pan młody chyba naprawdę

niewiele spał tej nocy.

Wstała z miejsca i kiwnęła na służących, którzy stawiali na stole kolejne

kielichy z winem, dając im znak, by pomogli wynieść Turego.

— Trzeba go położyć na dole w starym budynku z sypialniami. Pokażę wam

drogę — wyjaśniła i wstała od stołu.

— Deszcz pada, Giselo — zaprotestował Bergtor. — Lepiej ja pójdę.
— Nie ma mowy — oburzyła się. — Nie wiesz, gdzie położyłam poduszki i

koce. Poza tym zgrzałam się i chętnie się trochę ochłodzę. Muszę też rozprostować
nogi.

Ingebjorg popatrzyła niespokojnie na Bergtora, który siadł na miejscu Giseli,

ale sprawiał wrażenie, że najchętniej pobiegłby za nią.

Niebawem służący wrócili przemoczeni.
— Gdzie Gisela? — spytał pośpiesznie Bergtor.
— Została, żeby pomóc panu — odparł młodzieniec.
Bergtor wstał gwałtownie, ale ojciec Turego chwycił
go za ramię, mówiąc:
— Usiądź, Bergtorze Masson. Leje deszcz. Zresztą mój syn woli, żeby

pomogła mu kobieta.

Zaśmiał się, ale nikt przy stole mu nie zawtórował.
Bergtor siadł ciężko z powrotem.
Ingebjorg ogarnął lekki niepokój. Co prawda nie obawiała się, by ze strony

Turego doszło do czegoś nieprzyzwoitego, zwłaszcza że był pijany, równocześnie

TLR

background image

jednak nie wierzyła, że Gisela odprowadziła go jedynie powodowana troską. Znała
ją już na tyle, by wiedzieć, że każde jej działanie ma jakiś cel. Ale czego ona chce?
Nie wystarczy, że zastawiła sidła na Hallsteina i ochmistrza? Musi udowodnić, że
może też zbałamucić pana młodego? A może chodzi jej po prostu o to, by obudzić
we mnie zazdrość i zepsuć mi przyjęcie weselne?

Rozmowa się nie kleiła. Odnosiło się wrażenie, że wszyscy czekają, aż wróci

Gisela.

W końcu panna Anna podniosła się z miejsca i oznajmiła:
— Pójdę zobaczyć, co z moim bratem. Zdaje się, że przestało padać.
Ojciec chciał zaprotestować, ale powstrzymała go żona.
— Niech idzie. Zwykle mu pomaga.
„Zwykle mu pomaga", zdumiała się w duchu Ingebjorg. Czy to znaczy, że Ture

często się upija?

Zapadła cisza i wszyscy skierowali wzrok ku drzwiom.
Kiedy panna Anna wreszcie wróciła, Bergtor wstał gwałtownie i spytał:
— Gdzie jest moja żona?
— Ture śpi, a ona siedzi sobie w fotelu i odpoczywa. Powiedziała, że zmęczył

ją gwar w izbie.

Bergtor poczerwieniał, ale nic nie odpowiedział. Zapewne uznał, że żona

powinna raczej położyć się w swojej sypialni, ale milczał w obawie, że mógłby
urazić rodziców Turego.

Niepokój narastał. Ingebjorg starała się przekonać samą siebie, że nie dzieje się

nic poza tym, że Ture śpi, a Gisela odpoczywa, słyszała jednak i widziała dość, by
wiedzieć, na co stać Giselę. Z nią coś jest nie tak, pomyślała. Zachowuje się, jak
suka w okresie rui, nigdy nie ma dość.

Bergtor kręcił się niespokojnie, wreszcie nie wytrzymał dłużej i bez słowa

opuścił towarzystwo.

Ingebjorg nie miała wątpliwości, dokąd się udał. Nagle przestraszyła się, że

Ture się zdenerwuje, i od słowa do słowa skończy się bójką. Nierzadko tak właśnie
kończyły się wesela. Kiedy mężczyźni się upiją, to łatwo sięgają po nóż. Wstała po
chwili, wymamrotała coś na usprawiedliwienie i pośpieszyła za Bergtorem.

TLR

background image

Rozdział 3

Nisko nad budynkami unosiła się mgła, kapało z darniowych dachów, a

wyludniony dziedziniec lśnił mokry od deszczu. Służba zapaliła pochodnie, które
rozświetliły zapadający mrok.

Ingebjorg przeszła na ukos w kierunku starego budynku z poddaszem. Już w

połowie drogi dosłyszała podniesione głosy i poczuła, że strach ściska ją za gardło.

Weszła bez pukania. Na środku pomieszczenia stał rozwścieczony Bergtor, na

łóżku zaś siedział Ture, którego siostra obejmowała ramieniem, jakby chciała
osłonić przed gniewem Bergtora. Nieco dalej z niewinną miną siedziała,
wyprostowana dumnie, Gisela.

Usłyszawszy trzask otwieranych drzwi, Bergtor obrócił się gwałtownie, a

pozostali także skierowali wzrok w tę samą stronę.

— Co tu robisz? — ryknął Bergtor.
Ingebjorg popatrzyła przerażona, nie rozumiejąc, dlaczego opiekun na nią

krzyczy, on zaś westchnął ciężko i dorzucił już przyjaźniej:

— Wracaj do gości, Ingebjorg. To nie jest twoja sprawa.
— Ale co tu się dzieje? — zapytała niepewnie.
— Nic takiego — wtrąciła odpychającym głosem panna Anna. — Bergtor

Masson po prostu błędnie ocenił sytuację. Znam mojego brata. Miewa okropne
migreny. Pani Gisela była tak miła, że zechciała pomasować mu kark, tymczasem
wasz opiekun obraził mojego brata, zarzucając mu cudzołóstwo.

— Jestem pewna, że panna Anna się nie myli — zwróciła się do Bergtora

Ingebjorg i z ulgą stwierdziła, że chyba jej uwierzył, bo wzruszywszy ramionami,
bez słowa opuścił pomieszczenie. Gisela także się podniosła, a mijając Ingebjorg,
posłała jej piorunujące spojrzenie. Ostatnia wyszła siostra Turego, rzucając na
odchodnym:

— Proszę się dobrze opiekować moim bratem, pani Ingebjorg. On wiele się w

życiu nacierpiał.

Ingebjorg skinęła głową i zamknęła za nią drzwi. Podeszła do Turego,

pogładziła go po włosach i zapytała:

— Bardzo cię boli, Ture?
— Teraz, kiedy trochę odpocząłem, już mniej. — Uśmiechnął się do niej i,

usiłując ją do siebie przyciągnąć, poprosił: — Usiądź mi na kolanach, Ingebjorg.

TLR

background image

— Ależ, Ture — zaśmiała się, zerkając ku drzwiom, po czym podeszła zasunąć

zasuwę.

A kiedy jakiś czas później powrócili do izby weselnej, muzykanci już grali, a

weselnicy utworzyli duże koło. Ture nie miał nastroju do tańca, ale przed
Ingebjorg skłonił się Bergtor.

Najchętniej usiadłaby obok męża, ale nie chciała zranić opiekuna. Nie odzywał

się wiele, domyśliła się więc, że złość nie całkiem mu przeszła. Westchnęła
bezgłośnie. Wesele było naprawdę wspaniałe, wolałaby jednak, by te trzy dni
dobiegły już końca, i by mogli wraz z Turem przenieść się do Akersborg.

Byli już bardzo zmęczeni, kiedy wreszcie udali się na spoczynek. Ture,

dziwnie milczący, pocałował ją tylko i natychmiast zasnął.

Właściwie odczuła ulgę. Oboje potrzebowali snu.
Następnego ranka pogoda się poprawiła. Po gwałtownych ulewach i

przenikliwych podmuchach wiatru z północy napłynęło łagodne powietrze z
południa. Niebo się rozchmurzyło, nad przemoczonymi, darniowymi dachami
zaświeciło słońce i rozbłysło w kościelnej wieży. Rozbrzmiały ptasie trele.

Gościom weselnym wyraźnie poprawiły się humory. Przez otwarte na oścież

drzwi sączyła się muzyka i dolatywały strzępki wesołych rozmów, przerywane
wybuchami śmiechu.

Ture nie odstępował Ingebjorg na krok. Miły i troskliwy, zabawiał ją i

rozweselał. Pił jedynie wodę lub słabe piwo.

Kiedy już obeschły kałuże, Bergtor zaproponował gościom ze Szwecji konną

przejażdżkę przez miasto w stronę rynku. Ingebjorg i Ture postanowili się
przyłączyć.

Na rynku goście koniecznie chcieli zajrzeć do kupieckich kramów i pooglądać

wystawione na sprzedaż towary. O tej porze roku handlowało tu znacznie mniej
kupców niż latem, ale i tak panował ożywiony ruch. Przy straganach stali chłopi,
zachwalając swój towar, a z klatek i skrzynek dolatywało gdakanie kur i meczenie
kóz.

Matka Turego zażyczyła sobie, by syn pomógł jej wybrać rękawiczki dla męża,

a gdy Ingebjorg została z boku sama, podszedł do niej Bergtor.

— Pamiętasz, co ci powiedziałem, Ingebjorg? Jeśli będziesz miała

jakiekolwiek kłopoty, zawsze możesz się do mnie zwrócić.

— Pamiętam — odparła i pokiwała głową.
Przyglądał się jej uważnie, ale ona uśmiechnęła się, by go uspokoić.

TLR

background image

— Nie mam żadnych kłopotów, Bergtorze. A jeśli wciąż nie daje ci spokoju

wczorajsze zajście, to chcę ci powiedzieć, że się mylisz. Między Giselą a Turem
do niczego nie doszło. Ale przykro mi z twojego powodu, bo Gisela nie zachowuje
się jak inne kobiety.

Bergtor milczał, a po chwili westchnął z rezygnacją, mówiąc:
— Mam nadzieję, że masz rację. Niestety, tyle jest spraw, których nie pojmuję.
Ingebjorg popatrzyła na niego ze współczuciem. Odwróciła się, by dołączyć do

pozostałych gości, gdy nagle zauważyła Turego. Stał pod murem cmentarza,
pochłonięty rozmową z dwoma mężczyznami, których strój wskazywał na
przynależność do wyższych sfer.

Ingebjorg zapytała zdziwiona:
— Znasz tych wielmożów, z którymi rozmawia Ture?
Bergtor odwrócił się i uważnie popatrzył we wskazanym kierunku.
— Jeden wydaje mi się znajomy — odparł, marszcząc czoło — ale nie mogę

sobie przypomnieć, gdzie go widziałem. Nie sądziłem, że Ture zna tu kogoś.

— Ja też nie.
Ture tymczasem się odwrócił. Widział, że mu się przyglądają, więc podszedł

do nich z ociąganiem.

— Spotkałeś znajomych? — zapytała Ingebjorg, nim się z nimi zrównał.
— Nie, ci panowie pytali o drogę do dzielnicy szewców.
— Wiedziałeś, gdzie to jest? — zaśmiała się Ingebjorg.
Pokiwał głową w milczeniu, a po chwili dodał:
— A ty nie chcesz też sobie czegoś kupić?
— Bergtor uważa, że moglibyśmy się wybrać na przejażdżkę na wzgórze

Eikaberg. Widać je w oddali — rzekła, wskazując palcem. — Z zachodniego
zbocza rozciąga się piękny widok na fiord i wyspy.

— Dobry pomysł — stwierdził z uśmiechem Ture, kierując się w stronę koni.
Ingebjorg zauważyła, że Bergtor przygląda się Ture— mu, marszcząc brwi, a

potem spojrzała w stronę dwóch mężczyzn pod cmentarnym murem.

Nad czym on się znowu tak zastanawia? — pomyślała zdziwiona.

Jak zawsze, gdy jechała w stronę Koziego Mostu, tym razem także prześliznęła

spojrzeniem po zabudowaniach Flugubiten, gdzie mieszkała kiedyś pani Thora, i
ciarki jej przeszły po plecach. A kiedy zastanawiała się, gdzie zniknął sira Joar,
znów chłód przemknął jej po krzyżu. Przypuszczała, że sira Joar nie odważy się
raczej zbyt szybko wrócić do Oslo, ale pewności nie miała. W rozumieniu prawa
nie popełnił żadnego przestępstwa. Nie było dowodu, że to on zamknął ją w lochu.

TLR

background image

A za to, że pomógł w ucieczce pani Thorze, nie dostałby pewnie surowszej kary
niż solidna grzywna, na którą z pewnością go stać.

Przez most jechali pojedynczo. Słońce połyskiwało w wodach rzeki. Na

drugim brzegu zauważyła dym, unoszący się z królewskiej cegielni i z klasztoru
franciszkanów.

Zawsze krzepiła ją myśl o bracie Audunie i rodzicach małego Sigurda. Nawet

jeśli są na świecie źli ludzie, to przecież dobrzy stanowią większość. Na zawsze
zachowa w pamięci ten dzień, gdy szewc i jego żona odzyskali syna. Chyba trudno
wyobrazić sobie większą radość.

Droga pięła się teraz stromo w górę. Matka Turego zatrzymała się nagle i

zażądała, by syn zawrócił z nią do Belgen.

— W takim razie ja też wracam — rzekła pośpiesznie Ingebjorg.
— Nie sądzę — sprzeciwiła się stanowczo matka Turego. — Powinnaś

dotrzymać towarzystwa moim córkom. Musi z nimi jechać jakaś kobieta, która jest
obeznana w okolicy.

Ingebjorg nie odważyła się zaprotestować, choć wolałaby nie rozstawać się z

Turem. Obawiała się, że mąż po powrocie do Belgen będzie wychylał trunki przez
resztę dnia, a potem zrobi jej awanturę o to, że pojechała razem z Bergtorem.
Wciąż miała świeżo w pamięci przykrość, jakiej doświadczyła w sobotę. Stanęło
jednak na tym, że grupa się rozdzieli.

Ojciec Turego i stryj wraz z Bergtorem ruszyli przodem wąską ścieżką, za nimi

obie siostry Turego i Ingebjorg. Po ulewnym deszczu było dość grząsko, dlatego
Ingebjorg ucieszyła się, gdy cało i zdrowo dotarli na miejsce.

Zatrzymali się, a Bergtor, wskazując na stary dwór położony na szczycie

wzgórza, wyjaśnił:

— To jest właśnie dwór Eikaberg. Obecnie należy do biskupstwa w Oslo.

Podobno przed blisko dwustu lat\ tu właśnie więziono córkę króla Magnusa
Erlingssona, syna Erlinga Skakke.

Panna Anna popatrzyła zafascynowana na dwór, do magając się, by Bergtor

opowiedział coś więcej. Jej na burmuszona mina zniknęła jak ręką odjął.

Bergtor uśmiechnął się.
— Nazywała się Kristina i zakochała się w hovdingu Reidarze Posłańcu, który

był zwolennikiem biskupa w sporze z królem, i należał do Birkebeinerów.

— Zakochała się w jednym z wrogów ojca? — zapytała panna Anna z

niedowierzaniem.

Bergtor potwierdził.

TLR

background image

— Okazało się to dla niej brzemienne w skutki. Sprzymierzeńcy biskupa

Nicholasa pod jego wodzą, zajęli dwór królewski w Oslo. A kiedy Kristina
przybyła tam, by odszukać Reidara Posłańca, nie zaufali jej i wzięli ją do niewoli.
Osadzono ją w ciemnicy, a następnie po kryjomu przewieziono tu, do Eikaberg, i
zamknięto w ciemnym alkierzu, przylegającym do izby z paleniskiem. Myślała
już, że wybiła jej ostatnia godzina. Spędziła w tym zamknięciu wiele dni i nocy,
ale w końcu przyjacielowi Reidara Posłańca udało się ją uwolnić. Uciekli razem
do Hamar, gdzie później Kristina i Reidar wzięli ślub. — Zwróciwszy się do
Ingebjorg, Bergtor dodał z uśmiechem: — Zdarzyło się to w dniu świętej
Katarzyny. Potem udali się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, a Reidar wstąpił na
służbę do cesarza Konstantynopola.

— Moglibyśmy obejrzeć tę izdebkę, gdzie więziono Kristinę? — zapytała, z

nadzieją w głosie, panna Anna.

— Z pewnością — odparł z uśmiechem Bergtor. — Znam tutejszego

gospodarza.

Ingebjorg od dawna miała ochotę odwiedzić dwór Eikaberg. Bergtor często

opowiadał o przyjaznym gospodarzu i jego żonie, którzy mieszkali w tych starych
nlnidowaniach o długiej historii. Budynek mieszkalny i kamieni otoczaków, miał
spadzisty dach, schodzący ukośnie niemal do samej ziemi, a jedna z szop chyliła
się n.1 bok, jakby miała lada chwila runąć.

Zsiedli z koni i Bergtor zastukał do drzwi. Długo nikt nie otwierał. Ingebjorg

rozejrzała się wokół i uderzyła ją dziwna cisza.

W taki słoneczny i ciepły dzień można by się spodziewać, że gospodarze będą

się kręcić po obejściu. Przed nadejściem zimy w każdym gospodarstwie jest
zawsze wiele do zrobienia.

Wreszcie usłyszeli kroki i stary gospodarz wytknął głowę przez uchylone

drzwi. Popatrzył zrazu z niechęcią w stronę Ingebjorg i gości ze Szwecji, ale
uśmiechnął się, rozpoznawszy w gromadzie Bergtora.

— Niech będzie pochwalony, Ragnvaldzie Brusesson — przywitał się Bergtor.

— Przybywam z gośćmi ze Szwecji i rad bym pokazać im twój dwór.

Ragnvald pokręcił głową, tłumacząc:
— Spadły na mnie kłopoty, Bergtorze Masson. Źle z moją najmłodszą córką.

Nie wiemy, co jej dolega. Żona ze starszą córką pojechały do klasztoru
franciszkanów, by sprowadzić pomoc. Na dodatek krowa też zaniemogła, biegam
więc od izby do obory.

— Nie ma ci kto pomóc? — przeraził się Bergtor.

TLR

background image

Gospodarz pokręcił głową.
— Ostatni parobek odszedł wczoraj. W tych czasach coraz trudniej o służbę.

Jedni wolą raczej nająć się na królewskim dworze w mieście lub w domach
bogatych panów, inni znów obejmują zagrody po tych, których zabrała dżuma.

Zerknął na osoby towarzyszące Bergtorowi i zapytał niepewnie, jakby z góry

znał odpowiedź:

— Pewnie nikt z państwa nie zna się na dziecięcych chorobach?
Bergtor, wskazując na Ingebjorg, odparł:
— Jest wśród nas była nowicjuszka z klasztoru. Mo/r mogłaby pomóc?
Gospodarz rozpromienił się i rzekł nabożnie:
— Bóg wysłuchał moich modlitw, przysyłając was tutaj.
Krewni Turego stali z boku, w milczeniu przysłu
chując się rozmowie. Kiedy jednak Ingebjorg zrobiła krok w stronę drzwi,

panna Benedykta odezwała się zdenerwowana:

— Nie możesz tam pójść, póki nie wiadomo, co dziec ku dolega. Może złapało

jakąś zarazę?

Ingebjorg, widząc desperację gospodarza, nie dała się tak łatwo przestraszyć.
— Będę ostrożna. Potrafię szybko ocenić, co dolega dziecku — odrzekła

spokojnie i stanowczym krokiem weszła po schodkach.

— Ale przecież mieliśmy obejrzeć tę izdebkę, w której więziono królewską

córkę — sprzeciwiła się panna Anna.

— Co zamierzasz? — zawołał do Ingebjorg ojciec Turego.
Bergtor wyjaśnił:
— Ingebjorg pracowała w klasztornym lazarecie i pielęgnowała chore dzieci.

Zna się na leczeniu, jak mało kto.

— Ale to nie powód, by nas narażać — oburzył się ojciec Turego.
Ingebjorg nie słyszała, co odpowiedział Bergtor, bo zdążyła już przekroczyć

próg domu. Gospodarz wskazał na czarną od sadzy izbę z paleniskiem, w której
było tak ciemno, że musiała poczekać chwilę, aż jej wzrok przywyknie do mroku.
Powoli ukazały się zarysy ław przy ścianach, stół i dwie typowe skrzynie. Kubki i
inne naczynia umieszczono na wiszących półkach, a na stojaku nad paleniskiem
wisiały jakieś brudne, skórzane błamy.

Usłyszała jakby jęk i zauważyła, że na ławie w głębi izby coś się poruszyło.

Gospodarz poprowadził ją do posłania, na którym ujrzała bladą dziewczynkę,
dwu-, może trzyletnią. Leżała z zamkniętymi oczami, a kręcone włosy były mokre
od potu. To ona pojękiwała cichutko.

TLR

background image

Ingebjorg dotknęła ostrożnie jej czoła, które jednak nie było bardzo gorące.

Dziewczynka podniosła powieki i popatrzyła zalękniona na gościa.

Ingebjorg uśmiechnęła się do niej.
— Nic się nie bój. Jestem tu, żeby ci pomóc. — Następnie zwróciła się do ojca

dziecka: — Dawno choruje?

— Nie, to stało się dzisiaj. Weszła do chaty, narzekając, że wszystko ją boli, a

najwięcej noga. Zaraz potem zaczęła wymiotować. Ma straszne dreszcze, jakby
marzła. Dlatego pomyślałem, że może...

Urwał, ale Ingebjorg wiedziała, o co mu chodzi. Bał się, że to dżuma.
Ingebjorg odkryła ostrożnie dziewczynkę, wzięła ze stołu lampkę łojową i

przyświeciła sobie, by dokładnie obejrzeć dziecko. Mała miała nogi powalane
ziemią i trawą.

— Biegała boso po dworze?
— Dziś jest tak ciepło — mruknął gospodarz, jakby się usprawiedliwiaj ąc.
Poświeciła na chudziutkie nożyny i od razu zauważyła to, czego szukała. Nad

kostką widniały dwa niewielkie punkciki, tuż obok siebie, noga była spuchnięta i
obolała. Dziecko zaczęło głośniej jęczeć, gdy tylko uchwyciła nóżkę.

— Wydaje mi się, że ukąsiła ją żmija — orzekła spokojnie. — Możesz mi dać

sznurek i ostry nóż?

Mruczał pod nosem, że niemożliwe, by o tej porze roku były żmije, ale zrobił,

co mu kazała.

Ingebjorg chwyciła nóż i przytrzymała przez chwilę nad ogniem, tak jak się

nauczyła w klasztorze, po czym obwiązawszy nóżkę ciasno sznurkiem, zrobiła
niewielkie nacięcie. Wyssała krew rany i wypluła na podłogę. Dziecko nawet nie
zapłakało.

— Przydałaby mi się teraz kocimiętka — mruknęła sama do siebie.
— Zdaje się, że gdzieś mamy — odpowiedział gospodarz.
— Naprawdę macie w domu zioła?
— Stara Sigrid znała się na zielarstwie. Zdaje się, że zostało trochę jej

zapasów.

— Możesz przynieść to, co masz?
Mężczyzna podszedł do skrzyni, pogrzebał w środku przez chwilę i przyniósł

kilka woreczków.

Ingebjorg powąchała zawartość i ku swemu zdziwię niu rozpoznała

kocimiętkę.

TLR

background image

— Zagotuję wody i spróbuję jej podać trochę naparu, a ty w tym czasie zajrzyj

do krowy.

Wyszedł trochę niechętnie, wciąż najwyraźniej nie wierząc, że o tej porze roku

dziecko mogła ukąsić żmija.

Ingebjorg przygotowała zaś napar i pozostawiła do ostygnięcia, a potem

sięgnęła po czyste szmatki i obmyła ranę. Zadbała, by dziewczynka leżała
spokojnie, tak jak ją uczono w Nonneseter, a kiedy już opatrzyła ranę, łyżką
podawała dziewczynce napar. Na szczęście dziecko otwierało buzię i piło chętnie.
Ingebjorg odetchnęła z ulgą. Dobrze wiedziała, jak groźne może być ukąszenie
żmii i jak ważne jest podanie naparu z kocimiętki.

Już po chwili zauważyła, że dziewczynka się ożywiła. Nie zwymiotowała

naparu, a nóżka chyba ją już mniej bolała. Ingebjorg usiadła przy niej i trzymając
za rękę, śpiewała jej piosenki dla dzieci. Między innymi tę, którą królowa Blanka
ułożyła dla swoich synów, gdy byli mali: „Ride ride ranka, koń ten zwie się
Blanka".

Dziewczynka śmiała się i klaskała w rączki.
Otworzyły się drzwi i wszedł Bergtor.
— Mała wyzdrowiała? — zdziwił się.
Ingebjorg pokiwała głową zadowolona, mówiąc:
— Niebawem będzie całkiem zdrowa. Ukąsiła ją żmija.
— O tej porze roku?
— Zdarza się, że żmije wypełzają, gdy się nagle ociepli. Gdzie pozostali?
— Wrócili do domu.
Popatrzyła na niego zdumiona.
— Przecież planowaliśmy dłuższą wycieczkę.
— Też tak myślałem — odparł Bergtor, zaciskając usta.
— Ojciec Turego rozgniewał się, że weszłam do środka?
— Tak. Uważa, że powinnaś bardziej się troszczyć o nich, niż o jakieś obce

dziecko biedaków.

Ingebjorg poczuła, jak wzbiera w niej gniew.
— Przecież to dziecko mogło umrzeć.
Usłyszeli głosy i po chwili otworzyły się drzwi. Do środka wszedł gospodarz z

żoną i córką. Z wahaniem podeszli bliżej.

— Już jest lepiej — oznajmiła Ingebjorg głośno. — Ale mała powinna leżeć i

trzeba jej podawać napar oraz zmieniać opatrunki, żeby rana nie ropiała.

Gospodarz pokręcił głową z niedowierzaniem.

TLR

background image

— Ależ to prawdziwe czary — wymamrotał z nabożnym lękiem w głosie, nie

przestając wpatrywać się w dziecko, a żona i córka przeciskały się, bliżej posłania.

Ingebjorg pokręciła głową.
— Żadne czary. Małą ukąsiła żmija. Podałam jej napar z kocimiętki, który

pomaga w takich przypadkach.

— Niech Bóg was błogosławi — wyszeptała gospodyni. — Nie wiem, jak wam

dziękować.

— Wasza radość jest dla mnie najlepszym podziękowaniem — odparła

Ingebjorg, wychodząc z budynku.

W powrotnej drodze aż do stromizny Krossbrekka, Ingebjorg i Bergtor jechali

obok siebie w milczeniu. Zerknąwszy na niego, Ingebjorg zagadnęła:

— Jak się dowiedzą, że to było tylko ukąszenie żmii, na pewno się uspokoją,

prawda?

Pokiwał głową roztargniony.
— O co chodzi, Bergtor?
Pokręcił głową.
— Nie wiem, Ingebjorg. Nie daje mi spokoju to, co widzieliśmy na rynku.
— Chodzi ci o tych dwóch dostojników, z którymi rozmawiał Ture?
Przytaknął.
— On im tylko wskazał drogę do dzielnicy szewców.
— Odniosłem wrażenie, że coś omawiali. Poza tym jestem pewien, że jednego

z nich już kiedyś widziałem. Usiłuję sobie przypomnieć gdzie, ale nie mogę.
Kojarzę go jednak z jakimś nieprzyjemnym wspomnieniem.

Ingebjorg popatrzyła na niego zaniepokojona.
— Sądzisz, że Ture skłamał, mówiąc, że ci mężczyźni pytali go o drogę?
— Nie wiem — odparł, zagryzając wargę.
Dotarli do wąskiej ścieżki i musieli jechać teraz pojedynczo. Poruszali się

jedno za drugim, zamyśleni i milczący.

Kiedy wjechali na dziedziniec, wyszła im naprzeciw Gisela, a jej gwałtowne

ruchy zdradzały, że jest zagniewana.

— Co wyście znowu wymyślili? Ojciec Turego jest wściekły, matka zamknęła

się w sypialni, a siostry lamentują, że ty, Ingebjorg poszłaś do chorej i tym samym
sprowadzisz na nas zarazę. Lękają się, że dżuma znów zaatakowała.

Bergtor ześliznął się z konia i kierując się w stronę stajni, wyjaśnił:
— To nie żadna zaraza, Giselo. Małe dziecko ukąsiła żmija i to wszystko.

TLR

background image

— A skąd to możesz wiedzieć? Jestem pewna, że Ture ma inne zdanie. Gdzie

on właściwie jest? — dodała, odwracając się w stronę ulicy.

Ingebjorg popatrzyła na nią zdumiona.
— Nie ma go tutaj?
— Nie! — odparła Gisela, odwracając się do niej gwałtownie. — Wrócił

wcześniej z matką, a kiedy pozostali przybyli bez was, dosiadł konia i pojechał. —
Posłała Ingebjorg zagniewane spojrzenie i dodała: — Na pewno mu się nie
spodobało, że urządzacie sobie z Bergtorem przejażdżkę we dwoje. Rzeczywiście
to smutne, by panna młoda przedkładała towarzystwo swego byłego narzeczonego
nad towarzystwo świeżo poślubionego małżonka. Szczególnie, gdy były
narzeczony wciąż do niej coś czuje.

Ingebjorg puściła mimo uszu uwagi Giseli.
— Sądzisz, że Ture pojechał za nami na Eikaberg?
— Oczywiście. Przecież to człowiek honoru.
— Ale nie spotkaliśmy go po drodze.
Gisela nagle straciła pewność siebie. Zmrużyła oczy i popatrzyła na nią

podejrzliwie.

— Nie zauważył czasem czegoś, co mogłoby go wzburzyć? Czegoś, co

sprawiło, że odjechał w gniewie?

Ingebjorg nie miała siły jej odpowiadać. Odwróciła się na pięcie i pobiegła do

stajni, wołając:

— Bergtor, Ture zniknął!

Rozdział 4

Szukali Turego, póki nie zapadł zmrok. Bergtor wraz z dwoma parobkami

pojechali konno na wzgórze Eikaberg, a jego ojciec i wuj w dół na przystań, gdzie
stał zacumowany żaglowiec Turego. Kilku gości zaofiarowało się przeszukać
wyszynki i gospody, mówiąc, że mógł pójść się upić, i popatrzyli z wyrzutem na
Ingebjorg. Gisela rozpowiedziała wszem i wobec, że Ture się rozgniewał, gdyż
Ingebjorg wolała przejażdżkę z Bergtorem niż towarzystwo swego męża. Goście
byli oburzeni. Nie spotkali się jeszcze z czymś takim, by panna młoda już podczas
uroczystości weselnych sprawiła taki zawód mężowi. Wciąż na nowo jej to
wypominali.

W końcu Ingebjorg nie wytrzymała tego powszechnego potępienia i zamknęła

się w sypialni małżeńskiej.

TLR

background image

Położyła się do łóżka i zalała łzami. Nie potrafiła pojąć, dlaczego Ture

odjechał. Przecież było im ze sobą tak dobrze przez te ostatnie dni. Był dobry i
miły, wyznawał miłość, zachwycał się jej urodą, a nawet chwalił, że jest wspaniałą
kochanką. Sądziła, że przestał ją już podejrzewać o to, że kokietowała księcia
Algotssona. Przeciwnie, zdawało jej się, że wszystko mu wyjaśniła.

Leżała w łóżku i płakała, całkiem straciwszy poczucie czasu. Gdy wreszcie

usłyszała ciężkie kroki na stromych schodach, prowadzących na poddasze, usiadła
i pośpiesz nie otarła łzy. Nie chciała, by Ture widział ją w takim stanie.

Równocześnie do jej serca zakradł się niepokój. Oby tylko nie był pijany i nie

zaczął znów jej posądzać. Wsta ła z łóżka, wygładziła suknię i wsunęła pod
chustkę niesforne kosmyki.

Rozległo się pukanie do drzwi i do sypialni wkroczyła Gisela. Zasapana,

oznajmiła:

— Zaraz służące wniosą na stoły potrawy. Musisz zejść, bo goście całkiem się

obrażą.

Ingebjorg posłuchała Giseli, ale gdy tylko weszła do izby, zauważyła krytyczne

spojrzenia gości i znaczące miny. Najwyraźniej to jej przypisano winę za
zniknięcie Turego.

Wrócił Bergtor. Niestety, nigdzie nie natknął się na zaginionego, podobnie jak

inni, którzy wyruszyli na poszukiwania.

Matka Turego zalewała się łzami, przekonana, że syn padł ofiarą

rzezimieszków, a starsza siostra utrzymywała, że przestraszył się zarazy.

— Nie minęły przecież nawet trzy lata, gdy dżuma pozbawiła życia wielu jego

przyjaciół — denerwowała się, posyłając Ingebjorg karcące spojrzenie.

Ingebjorg pomyślała, że wszyscy stracili kogoś podczas epidemii dżumy, ale

nie powiedziała tego na głos.

Przy stołach zapanował ponury nastrój. Wielu miejscowych gości postanowiło

się pożegnać i wrócić do swych domów. Ochmistrz z żoną też ich opuścili. Graj-
kom podziękowano, uznawszy, że już nie są potrzebni, w izbie umilkł śmiech i
wesołe rozmowy, mało kto się w ogóle odzywał.

Zdążyli właśnie zjeść deser, gdy nagle otworzyły się drzwi i stanął w nich Ture.

Nie był pijany. Rozejrzał się wokół i rzekł:

— Wybaczcie mi, proszę.
Po czym skłonił się nisko i powoli skierował się na miejsce obok Ingebjorg,

odprowadzony zdumionymi spojrzeniami gości.

TLR

background image

Służące pośpiesznie przyniosły mu gorący posiłek i nalały wina. Wszyscy

siedzieli w milczeniu, czekając na jakieś wyjaśnienie, które jednak nie nastąpiło.
Ojciec Tu rego zagrzmiał więc swym donośnym basem:

— Wypijmy zdrowie pana młodego!
Goście unieśli kielichy i przyłączyli się do toastu.
— Na zdrowie, Ture! — zawołała panna Anna z końca stołu. — Rozumiem

cię. Dość się już nacierpiałeś. Powinno ci się tego oszczędzić.

Znów napełniono kielichy, rozmowy się ożywiły i nastrój wyraźnie się

poprawił. Ingebjorg czekała, aż Ture szepnie jej coś do ucha i wytłumaczy, co się
stało, ale on zachowywał się jakby nigdy nic.

Gdzie był? — zastanawiała się. — Przecież nie zna nikogo tu w mieście. Nie

było go ani na pokładzie statku, ani w żadnej gospodzie. Co robił o tak późnej
porze?

W końcu nic wytrzymała i odezwała się cicho:
— Strasznie się o ciebie martwiłam.
— Wybacz, Ingebjorg — odparł, kiwając głową.
W jego głosie nie pobrzmiewało rozdrażnienie, ale też nie próbował się w

żaden sposób tłumaczyć.

Ingebjorg zerknęła na Giselę, która uśmiechając się do Turego, rzekła głośno,

tak by przekrzyczeć gwar:

— Rozumiemy cię, Ture. Niełatwo być na twoim miejscu.
Ingebjorg poczuła się tak, jakby ktoś wymierzył jej cios prosto w brzuch.
Co ja takiego uczyniłam? — zastanawiała się. Dlaczego wszyscy wykazują

tyle zrozumienia dla Turego? I gdzie on w ogóle był?

Miała nadzieję, że Ture porozmawia z nią, kiedy już zostaną sami, on jednak

tylko ziewnął głośno, rozebrał się pośpiesznie, okrył się kocem i mruknął:

— Dobranoc, Ingebjorg.
I zamknął oczy.
Ingebjorg poczuła się tak przytłoczona tymi wszystkimi, bolesnymi myślami,

że nie wytrzymała.

— Mógłbyś mi przynajmniej wyjaśnić, dlaczego tak trudno być na twoim

miejscu? Wszyscy mnie obwiniają za to, że uciekłeś z własnego wesela.

Westchnął ciężko.
— Nie przejmuj się tym, co gadają ludzie, Ingebjorg. Gisela i moje siostry są

po prostu o ciebie zazdrosne.

TLR

background image

— Ale chyba mnie możesz powiedzieć, gdzie byłeś? — rzuciła

zniecierpliwiona.

— Opowiem ci, ale nie teraz, bo jestem zmęczony. Dobranoc, Ingebjorg —

powtórzył i jeszcze raz ziewnął, po czym nakrył głowę kocem.

Następnego ranka Ture znów był towarzyski i miły, żartował z gośćmi i ich

zabawiał. Nikt nie wspomniał nawet słowem tego, co wydarzyło się poprzedniego
dnia, a Ingebjorg miała wrażenie, że jest jedyną osobą, która o tym pamięta.

Odprowadzili rodzinę Turego na przystań i poczekali, aż wszyscy ulokują się

wygodnie na pokładzie żaglowca. Ojciec i stryj Turego tryskali humorem i
wyraźnie cieszyli się na czekający ich rejs do Varberg. Natomiast matka Turego
zdawała się dziwnie milcząca i wciąż z lękiem spoglądała na nadciągające
chmury. Starsza siostra pożegnała się chłodno z Ingebjorg, natomiast uściskała
czule Turego, pogłaskała go po policzku i wyraziła nadzieję, że życie w Norwegii
nie będzie dla niego zbyt uciążliwy. Druga siostra wydawała się również bardzo
zatroskana.

Ingebjorg mimowolnie zaczęła się zastanawiać, co dolega Turemu, skoro

wszyscy tak się o niego martwią. Postanowiła przy okazji zapytać o to Giselę,
która wiedziała chyba o Turem znacznie więcej od niej. Na myśl o tym poczuła
ukłucie w sercu, zwłaszcza, że Ture nie kwapił się do zwierzeń wobec swojej
świeżo poślubionej żony.

Jako ostatni opuścił Belgen brat Bergtora, Hallstein. Po pierwszym wieczorze,

kiedy to wprawił w zgorszenie gości swoimi dość nieprzyzwoitymi zalotami do
Giseli, uciszył się. Ingebjorg domyślała się, że Bergtor przywołał go do porządku,
bo Hallstein pilnował się później z piciem alkoholu i nie odzywał się za wiele. Kto
wie, czy Bergtor mu nie zagroził, że będzie handlował z innymi, jeśli nie zmieni
swego zachowania, a Hallsteinowi zależało, by sprzedać mięso, masło, skóry
licowe i futra.

Tuż przed wyjazdem nie zdołał się jednak powstrzymać. Gdy przez chwilę

Ingebjorg została z nim na dziedzińcu sama, spojrzał na nią tym swoim szatańskim
spojrzeniem i rzekł:

— Życie wśród arystokratów nie zawsze bywa usłane różami, prawda,

Ingebjorg? A co dopiero, gdy ma się za męża lubieżnika. Chociaż ty pewnie
przywykłaś.

Popatrzyła na niego zdziwiona:
— O co ci chodzi?
— Cóż, o ile pamiętam, Eirik też nie dochowywał ci raczej wierności.

TLR

background image

Ingebjorg poczuła, że krew odpłynęła jej z twarzy, odparła jednak spokojnie:
— Nie pojmuję, że możesz opowiadać takie rzeczy o zmarłych.
Hallstein zaśmiał się i dodał:
— Jak już tak sobie rozmawiamy, Ingebjorg, to twoim zdaniem do kogo będzie

podobne dziecko Giseli?

Tym razem spąsowiała i bez słowa odwróciła się do niego plecami.

Kiedy już wszyscy goście opuścili Belgen, Ingebjorf, i Ture również

przygotowali się do powrotu do Akersborg.

Słońce świeciło na bezchmurnym niebie i nadal było wyjątkowo ciepło, jak na

tę porę roku.

— Mam nadzieję, że razem będziemy świętować tu Boże Narodzenie —

odezwał się z nadzieją Bergtor.

— Ingebjorg na pewno przyjedzie, ale ja wolałbym raczej spędzić święta z

moimi najbliższymi — odparł Ture.

Bergtor zmarszczył czoło, ale nic nie odpowiedział.
Nie zamierza spędzić świąt Bożego Narodzenia razem ze swoją żoną? —

pomyślała Ingebjorg i popatrzyła zdruzgotana na Turego, który się tylko do niej
uśmiechnął. Porozmawiam z nim o tym później, postanowiła.

W pobliżu rynku zauważyła tłum ludzi, zmierzający w stronę Martestokker,

szubienicznego wzgórza. Słychać było krzyki i nawoływania, a gdy podjechali
bliżej, usłyszała, jak jakiś wyrostek wrzasnął:

— Powiesić złodzieja! Powiesić złodzieja!
Mignęła jej przed oczyma wykrzywiona strachem twarz Eirika i jego błagalne

oczy. „Pomóż mi, Ingebjorg. Powiedz im, że nie zrobiłem nic złego! Powiedz, że
jestem szanowanym człowiekiem i ojcem twojego dziecka!"

Eirik leży pochowany gdzieś u stóp szubienicy, a jego syn spoczywa w

poświęconej ziemi na cmentarzu w Aker. Czy postąpiłaby inaczej, gdyby przed
rokiem wiedziała to, co wie teraz?

Jej rozmyślania przerwał Ture, który zatrzymał się znienacka.
— Poczekaj tu chwilę, Ingebjorg? Muszę zamienić z kimś parę słów.
I nie czekając na odpowiedź, spiął konia i skierował się w stronę bramy,

prowadzącej do Katedry Świętego Hallvarda.

Ingebjorg została z towarzyszącymi im drużynnikami. Czekała cierpliwie, ale

czuła coraz większy niepokój. Przypomniała sobie rozmowę z Bergtorem, który
podejrzewał, że Ture ich okłamał, i kojarzył jednego z mężczyzn, z którym go
widzieli, z jakimiś nieprzyjemnymi okolicznościami.

TLR

background image

Dlaczego Ture nie wyjaśnił jej, gdzie właściwie był poprzedniego dnia? W

przebłyskach zazdrości podejrzewała, że spotkał się z jakąś kobietą, choć w głębi
serca w to nie wierzyła.

Nagle doleciały do niej strzępy rozmowy jeźdźców, którzy czekali wraz z nią.
— To ci sami, z którymi się spotkał wczoraj?
— Tak mi się zdaje.
— Jeden to chyba człowiek Erengisle Sunessona, jarla z Orkadów, prawda?
— Podobny, ale nie jestem pewien.
Ingebjorg wyostrzyła słuch, ale już nic więcej się nie dowiedziała. Usiłowała

sobie przypomnieć, gdzie słyszała to nazwisko — Erengisle Sunesson — ale nie
była w stanie. Najpewniej to jakiś Szwed, próbowała się uspokoić. Może Ture
spotkał się z rodakami, by omówić sprawy ze ściąganiem podatków dla króla, nie
mogła się jednak pozbyć wrażenia, że kryje się za tym coś podejrzanego.

Omiotła spojrzeniem rynek, gdzie jak zwykle panował ruch i gwar. Służące

kupowały przyprawy i zaglądały do krawców. Ci zaś nabywali zagraniczne
tkaniny od kupców, którzy, nie bacząc na jesienne sztormy, płynęli dalej na
północ, gdzie zima już straszyła mrozem. Trzy arystokratki oglądały strój, uszyty
zgodnie z najnowszą modą, zagraniczne ozdoby i buty. Kalecy kuśtykali w
pobliżu lub czołgali się na czworakach w nadziei, że ktoś, komu zbywa, rzuci im
miedziaka lub dwa. Ulewa sprzed dwóch dni zmyła najgorszy brud, ale z jatek
rzeźników snuł się mdły zapach krwi. Pod cmentarnym murem znów urosła sterta
odpadków, w której rył tłusty wieprzek. Z głośnym gęganiem przemieściło się
stado gęsi. Wszystko wydawało się znajome i zwyczajne, ale Ingebjorg miała
przeczucie, że to tylko złudzenie.

Znów dajesz się ponieść wyobraźni, upomniała samą siebie i, zrezygnowana,

skierowała wzrok na bramę kościoła. W tej samej chwili zauważyła wracającego
wreszcie Turego, który z ożywieniem machał do niej. Gdy był radosny i
zadowolony, tak jak teraz, miał w sobie chłopięcy urok, który czynił go jeszcze
bardziej pociągającym. Uśmiechnęła się do niego, gdy podjechał bliżej, on zaś
oświadczył wesoło:

— No, to teraz możemy ruszać w dalszą drogę.
Popatrzyła na niego w nadziei, że dowie się, kim byli mężczyźni, z którymi

chciał porozmawiać, ale on się nie odezwał. Chyba jednak zrozumiał, że oczekuje
jakiegoś wyjaśnienia, bo rzucił pośpiesznie:

— Uzgodniłem, że mój statek może cumować na nabrzeżu królewskim przez

całą zimę.

TLR

background image

Ingebjorg nie uwierzyła, że miało to jakiś związek ze spotkanymi

mężczyznami, postanowiła jednak poczekać z dalszymi pytaniami aż zostanie z
mężem sam na sam.

Przejechali pod wiaduktem, łączącym Katedrę Świętego Hallvarda i

biskupstwo i wjechali do dzielnicy szewców. Jak zwykle Ingebjorg rozglądała się
za małym Sigurdem, ale i teraz nigdzie go nie widziała. Nagle zwróciła uwagę na
gromadkę chłopców, goniących za kotem pomiędzy kramami i zdawało jej się, że
rozpoznaje jasnowłosego brzdąca.

— Sigurd! — zawołała.
Zatrzymał się i odwrócił w kierunku, skąd dolatywało wołanie.
Ingebjorg zsunęła się z końskiego grzbietu i pośpieszyła mu na spotkanie.
— Sigurd? — powtórzyła. — Nie poznajesz mnie?
Wpatrywał się w nią nieruchomo, a kiedy podeszła do niego, spuścił głowę.
Ukucnęła i chwyciła chłopczyka za ręce.
— Sigurd, maleńki. Tak się cieszę, że widzę cię zdrowego. O, mam coś dla

ciebie — rzekła, wyjmując z kieszeni miodowy przysmak, który wzięła na
wypadek, gdyby spotkała chłopca.

Zerknął niepewnie, ale w końcu pokusa okazała się silniejsza.
W tej samej chwili usłyszała za plecami kroki, a gdy podniosła wzrok,

zauważyła Gyrid, matkę chłopca. Zagadnęła ją zadowolona:

— Nie jestem pewna, czy mnie poznał.
Gyrid uśmiechnęła się promiennie.
— On was nie zapomniał, panno Ingebjorg. Wciąż opowiada o swojej miłej

opiekunce z klasztoru.

— Wypatrywałam tu was, ilekroć przejeżdżałam przez Miklagard.
— Mieszkamy w tej chacie — wyjaśniła Gyrid, pokazując palcem nowo

zbudowany budynek z drewnianych bali, stojący w pobliżu. — Następnym razem
zapraszam do nas, żeby Jeremiasz też się mógł z panią przywitać.

— Dziękuję, chętnie do was zajrzę.
Odwróciła się do Turego, by mu przedstawić mamę Sigurda, ale widząc, że

siedzi wyprostowany w siodle i patrzy na nią wzburzony, pośpiesznie pożegnała
się z Gyrid i dosiadła z powrotem konia.

— Na co ty sobie pozwalasz? — odezwał się zagniewany. — Kucasz w błocie

i rozmawiasz z biedotą, jakbyś była jedną z nich.

— Pielęgnowałam tego chłopca po pożarze miasta — usiłowała się

wytłumaczyć.

TLR

background image

— Nie jesteś już siostrą Ingebjorg — odparł surowo — tylko żoną arystokraty i

musisz się zachowywać tak, jak przystoi kobiecie z twoją pozycją.

Ingebjorg nie odpowiedziała, ale wszystko się w niej burzyło. Nie zamierzała

mijać obojętnie Gyrid i Sigurda, nawet jeśli jej mąż będzie się gniewał z tego
powodu.

Ture ruszył przodem, a Ingebjorg poznała po jego wy prężonej sylwetce, że z

trudem tłumi wściekłość. Po chwili jednak odwrócił się do niej i uśmiechnął, jakby
ulotnił się z niego wszelki gniew.

— Rozmawiałem z Ormem Oysteinssonem, żeby usta lić, gdzie zamieszkamy

w Akersborg — rzucił miłym gło sem. — Uważam, że Wieża Dziewicy się nie
nadaje, zaproponowałem więc komnaty Komory Królewskiej nad archiwum, w
którym przechowuje się listy królewskie i rachunki. Co o tym sądzisz?

Ingebjorg popatrzyła na niego zdumiona. Wiedziała, że dwie komnaty na

piętrze są przeznaczone dla gości ochmistrza, nie przyszłoby jej jednak do głowy,
że Orm Oysteinsson zechce im obie odstąpić. Ture musiał zrobić na nim dobre
wrażenie, skoro tak ich uhonorował.

Mimowolnie przypomniała sobie tamten dzień, gdy w jednej z tych komnat za

zasłoną natknęła się na ochmistrza z półnagą Giselą na kolanach. Pośpiesznie
otrząsnęła się z przykrych wspomnień i odparła:

— Najwyraźniej przypadliście sobie z.Ormem Oysteins— sonem do gustu.

Nigdy bym nie przypuszczała, że odda do naszej dyspozycji aż dwie własne
komnaty, zwłaszcza, że nie zabawimy tu zbyt długo.

— Jesteś pewna? — spytał i uśmiechnął się tajemniczo.
— Przecież masz zbierać podatki dla króla Magnusa we wschodniej części

Szwecji, nie możesz więc tak długo przebywać poza krajem.

— A kto powiedział, że nie mam szans otrzymać innego stanowiska i innych

zadań? — odparł lekko.

Ingebjorg popatrzyła na niego zdumiona, a on tylko się roześmiał, po czym

uderzył konia cuglami i ruszył galopem.

Rozdział 5

Minęli Nonneseter i przejechali przez las, nie niepokojeni ani przez dziką

zwierzynę, ani przez rozbójników. Kiedy wjechali na zwodzony most i znaleźli się
w Wieży Dziewicy w Akersborg, Ingebjorg odetchnęła z ulgą, szczęśliwa, że cało
i zdrowo dotarli do celu.

TLR

background image

Cieszyła się, że zamieszka w twierdzy z Turem i nie musi się już obawiać

księcia Algotssona, psa Malcanisa i ochmistrza. Mając u boku męża, będzie odtąd
bezpieczna. Poza tym, skoro Orm Oysteinsson pozwolił im zająć dwie komnaty w
Komorze Kulowskiej, to znaczy, że puścił w niepamięć stare urazy, związane z
listem. Pewnie przekonał się, że strach, iż król pozna treść listu, był
nieuzasadniony, i że w tym wszystkim nie ma winy Ingebjorg.

Co się zaś tyczy księcia Algotssona, to przebywa obecnie wraz z królami w

Tunsberg, i raczej nieprędko zawita znów w Akersborg.

Na dziedzińcu twierdzy natknęli się na rycerza Losne, który właśnie opuszczał

Wieżę Śmiałków. Przywitał się serdecznie i życzył im szczęścia, wyrażając przy
tym zdumienie, że już wrócili. Powiadomił ich także, że ochmistrz wyjechał, a w
twierdzy jest tylko jego żona.

Ingebjorg i Ture zapukali do drzwi, prowadzących do komnat, zajmowanych

przez panią Bothild. Usłyszeli pośpieszne kroki, a po chwili pojawiła się w nich
żona ochmistrza, której blade lico rozpromieniło się na ich widok.

— Ingebjorg — zawołała i uściskała ją serdecznie. — Nie mogłam się już was

doczekać.

Uśmiechnąwszy się przepraszająco do Turego, dodała: — Trochę to potrwa,

nim przywyknę, by zwracać się do pańskiej żony, używając tytułu pani. Traktuję
ją zresztą niemal jak córkę.

Ingebjorg ucieszyła się, widząc, że Ture odwzajemnił uśmiech i odpowiedział:
— Bardzo mnie radują twe słowa, pani. Doskonale zresztą was rozumiem.

Trudno nie pokochać tak dobrotliwej istoty, jak moja żona.

Ingebjorg spodziewała się, że pani Bothild uśmiechnie się równie ciepło i

serdecznie, ale ku swemu zdumieniu zauważyła, że ta zachowała dystans.

— Kazałam służącym przygotować dla was obie komnaty. Wprawdzie

spodziewałam się waszego powrotu naj wcześniej jutro rano, ale myślę, że zdążyły
ze wszystkim.

— Miło, że będziemy sąsiadami — odrzekła wesoło Ingebjorg. — No i nie

będę musiała co rano i co wieczór przechodzić Ciemnym Korytarzem.

Pani Bothild zawtórowała jej śmiechem.
— Tak, teraz rozdzielać nas będzie tylko jedna para drzwi, Ingebjorg. Chyba

traficie sami? Każcie służącym wnieść bagaże, to ja w tym czasie zaordynuję
posiłek. Nie ma dziś gości, więc możemy zjeść kolację nieco wcześniej.

Gdy Ingebjorg weszła do komnat, które miała odtąd zajmować wraz z mężem,

rozpoznała salon z kominkiem i zasłoną po przeciwnej stronie pomieszczenia.

TLR

background image

Pamiętała dobrze niewielkie okna, wychodzące na dziedziniec i piękny stolik przy
kominku. Z uczuciem niechęci poszła odsunąć kotarę, za którą stała ława
wyściełana barwnymi poduszkami i mały stolik.

— Nie pojmuję, po co ta kotara — zdziwił się Ture. — Całkiem zasłania

przecież ciepło, bijące od kominka.

Ingebjorg nie miała ochoty mu wyjaśniać, że ochmistrz urządził sobie tam

miłosne gniazdko.

. Ture tymczasem objął ją i powiedział:
Będzie nam tu dobrze, Ingebjorg. Kiedy zmęczy nas obecność ochmistrza i

jego gości, w każdej chwili możemy się wycofać do siebie i robić to, czego zaprag-
niemy.

Pocałował ją w usta, a gdy odwzajemniła pocałunek, chwycił ją na ręce i

wniósł do sypialni na szerokie łoże, gilzie niecierpliwie zadarł jej suknię i posiadł
ją po krótkich pieszczotach.

Ochłonąwszy nieco z miłosnego upojenia, zsunął się z niej i położył obok

nieruchomo. Słysząc jego spokojny oddech, sądziła, że zasnął, tymczasem on
znienacka uniósł się na łokciach i oznajmił:

— Możliwe, że jutro znów będę musiał udać się do miasta, Ingebjorg, ale ty

zapewne będziesz zajęta przepisywaniem.

Otworzyła oczy i popatrzyła na niego zdumiona.
— Znów musisz jechać do miasta?
Pokiwał głową.
Zrozumiała, że mąż nie ma ochoty się tłumaczyć, pod— trzymała jednak

wątek, pytając:

— Czy to ma jakiś związek z twoim wczorajszym zniknięciem?
— Nie pytaj, Ingebjorg. I tak nie mogę ci nic powiedzieć, zresztą to nie są

sprawy dla kobiet.

Leżała w milczeniu, nie spuszczając z niego wzroku.
— Chodzi o sprawowanie rządów w unii obu królestw — wyjaśnił,

zorientowawszy się, że jego odpowiedź jej nie zadowoliła.

— Dlatego rozmawiałeś wczoraj z tymi wielmożami na rynku i dziś za bramą

Katedry Świętego Hallvarda?

— Tak. Musiałem skłamać z powodu twego opiekuna. Gdybyśmy wtedy byli

tylko we dwoje, powiedziałbym ci prawdę.

— A co takiego by się stało, gdyby Bergtor się o tym dowiedział? Przecież on

jest zwykłym kupcem i nie bywa w dworskich kręgach.

TLR

background image

Ture nie odpowiedział, zauważyła jednak, że zmarszczył czoło.
Chyba znów go rozgniewałam, pomyślała z poczuciem winy, przypomniała

sobie bowiem, że mąż jest chorobliwie zazdrosny o Bergtora.

— Uważam, że powinieneś powiedzieć, co naprawi!., się stało. Goście weselni

nie wiedzieli, gdzie się podziałeś. Myśleli, że się na mnie rozgniewałeś. Przecież
nikogo z nich by nie zdziwiło, że masz do wykonania jakąś misję w służbie
królowi, skoro należysz do jego najbliższego otoczenia.

Ture odwrócił się, podszedł do drzwi i oznajmił:
— Pani Bothild nas oczekuje, Ingebjorg.
Popatrzyła na niego zdziwiona.
— Przynajmniej mnie, swojej żonie, możesz o tym powiedzieć.
Przeraziła się, gdy Ture odwrócił się raptownie i powiedział podniesionym

głosem:

— Nie rozumiesz? Nie mogę o tym mówić!
Ingebjorg poczuła, że oblewa ją gorąco.
— Przepraszam — mruknęła i zagryzła wargę.
W drodze do Wieży Śmiałków zastanawiała się znowu, czy powinna

opowiedzieć mężowi o liście, o walce jaką toczył ojciec, by utrzymać na tronie
króla Magnusa, o sirze Joarze i pani Thorze oraz o ochmistrzu, po stanowiła
jednak ostatecznie zachować to wszystko dla siebie. Zauważyła, że mąż nie może
znieść kobiet, które wtrącają się do spraw mężczyzn, a ostatnie, czego pragnęła, to
go znów rozgniewać.

Czy list zachował ważność? Jeśli okazałoby się prawdą, że Orm Oysteinsson

postępuje wbrew interesom króla Magnusa, to wcześniej czy później wyjdzie to na
jaw. A może przez te parę lat, jakie minęło od napisania listu, ochmistrz zmienił
poglądy?

Dziwnie się siedziało przy stole w tak kameralnym gronie. Ostatnio, gdy tu

była, sala była wypełniona gośćmi z królewskiego dworu, z kręgów arystokratów,
rycerzy i innych.

Ture, który był taki czarujący przy powitaniu, teraz nieoczekiwanie znów

sposępniał, a Ingebjorg zachodziła w głowę, czy to z powodu jej dociekliwych
pytań w sypialni. Nie potrafiła pojąć, dlaczego nie mógł jej powiedzieć, z kim i w
jakim celu się spotkał. Mimo że większość kobiet takie sprawy nie interesowały,
ona bardzo pragnęła by mąż chciał się jej zwierzyć, tak jak podobno zwierzał się
królowej Blance król Magnus. Jej zdaniem kobiety z urodzenia wcale nie są mniej
mądre niż mężczyźni, brakuje im tylko po prostu niekiedy potrzebnej wiedzy.

TLR

background image

Aby mieć o czym rozmawiać, opowiedziała pani Bothild o wizycie we dworze

Eikaberg i o dziewczynce, która mimo tak późnej pory roku została ukąszona
przez żmiję. Pani Bothild przeraziła się i pokiwała głową z uznaniem, gdy
Ingebjorg opowiedziała jej, jak nacięła skórę w miejscu ukąszenia i wyssała jad, a
potem podała dziecku kocimiętkę. Dopiero gdy skończyła, zauważyła
naburmuszoną minę Turego. Nie uwierzyła Giseli, która twierdziła, że Turego
rozgniewało to, że została we dworze Eikaberg sama z Bergtorem, teraz jednak
nabrała podejrzeń, że tak właśnie było. Pożałowała natychmiast, że przypomniała
mu o tej wyprawie.

Ledwie zdążyli zjeść deser, gdy Ture wstał od stołu, ukłonił się dwornie żonie

ochmistrza i tłumacząc się zmęczeniem, skierował do wyjścia. Ingebjorg wyszła
za nim.

Ledwie zdążyli przekroczyć próg własnych komnat, gdy mąż odwrócił się

gwałtownie i wysyczał, ciskając z oczu błyskawice:

— Musiałaś przypominać mi swą zdradę?
Ingebjorg wpatrywała się w niego, czując jak ręce jej opadają z bezsilności.
— O czym ty mówisz?
— Nie udawaj! Wiem, dlaczego zostałaś we dworze.
Ingebjorg usiłowała zachować spokój.
— W takim razie wiesz także, że nie miałam wyjścia. Dziecko umarłoby,

gdybym nie usunęła jadu.

Zaśmiał się krótko i oschle.
— Ukąszenie żmii — rzucił szyderczo. — Spodziewasz się, że uwierzę w takie

kłamstwo?

— To nie kłamstwo.
Gdy jego dłoń ze świstem przecięła powietrze, Ingebjorg poczuła ostre

pieczenie policzka.

— Nie kłam mi, Ingebjorg!
Spojrzała mu w oczy bez lęku, czując, że koniecznie musi go przekonać, aby

jej uwierzył.

— Nie kłamałam. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego od razu mi przyszło na myśl,

że dziewczynkę ukąsiła żmija, bo podobnie jak ty, nigdy nie słyszałam, by się to
zdarzyło o tej porze roku. Wydaje mi się, że kierowała mną jakaś siła, zresztą już
wcześniej doświadczyłam czegoś podobnego. Mogę przysiąc na świętego Olafa,
Najświętszą Panienkę i innych świętych, że mówię prawdę. Możliwe, że

TLR

background image

powinnam się była obawiać zarazy, ale widząc rozpacz gospodarza, po prostu
musiałam spróbować uratować życie małego dziecka.

Jakaż była jej ulga, gdy mroczne spojrzenie Turego złagodniało. Pogłaskał ją

po policzku i mruknął coś pod nosem niezrozumiale, a jego twarz rozpromienił
uśmiech.

— Może powinienem być wdzięczny, że ożeniłem się z kobietą, która cieszy

się przychylnością świętych. Kto wie, czy mi się to kiedyś nie przyda?

Następnie zaśmiał się głośno i skierował się do sypialni.
Ingebjorg pokręciła głową i dotknęła piekącego policzka. Mężczyźni już tacy

są: porywczy i zapalczywi. Postanowiła odtąd zawsze się wpierw zastanowić, nim
coś powie. Zapewne inne kobiety też muszą uciekać się do takiej strategii.

Następnego ranka przed śniadaniem, Ture opuścił twierdzę, nie tłumacząc się

Ingebjorg, dokąd się udaje, ani z kim zamierza się spotkać. Zresztą na to nie
liczyła.

Ponieważ Orm Oysteinsson nie zdążył jeszcze wrócić, Ingebjorg zjadła

śniadanie tylko z panią Bothild.

— Nie sądziłam, że pan Ture zna w Oslo kogoś poza tobą i twoimi opiekunami

— odezwała się ostrożnie pani Bothiild i popatrzyła na nią wyczekująco.

— Ja też nie — odpowiedziała Ingebjorg z uśmiechem.
Przez chwilę siedziały w milczeniu.
Ingebjorg czuła, że żona ochmistrza spodziewa się bardziej wyczerpującej

odpowiedzi.

— Mężczyźni są dziwni — dodała z krótkim śmiechem. — Im się zdaje, że my,

kobiety, nie znamy się na niczym poza sprawami domowymi.

Zauważywszy badawcze spojrzenie pani Bothild, Ingebjorg uznała, że

powinna wyjaśnić, co miała na myśli.

— Wczoraj i przedwczoraj Ture rozmawiał z jakimiś obcymi wielmożami,

kiedy go jednak zapytałam, o czym rozmawiali, rozgniewał się na mnie i
oświadczył, że kobiety nie powinny się do takich spraw wtrącać.

Żona ochmistrza milczała, ale Ingebjorg poznała, że słucha jej z uwagą.
— Nie sądzisz, pani, że mężczyźni i kobiety mają taki sam rozum? Uważam, że

gdybyśmy tylko miały możliwość zdobyć taką samą wiedzę, mogłybyśmy rządzić
równie dobrze jak mężczyźni.

— Zgadzam się — odparła pani Bothild ze spokojem. — Królowa Blanka jest

tego najlepszym dowodem. Król Magnus omawia z nią sprawy królestwa, a ona go
wspiera i udziela mu rad.

TLR

background image

Ingebjorg pokiwała głową z zapałem.
— Właśnie. Ja też tak myślę. Ale arystokraci podziwiają u kobiet chyba

bardziej urodę i pokorę, a nie zainteresowanie poważniejszymi sprawami.

— Możliwe.
— Ale ty, pani, myślisz inaczej.
— Mój ojciec należał do szwedzkiej rady królewski — odparła pani Bothild.

— Brał udział w pogrzebie starego króla Hakona w 1319 roku i przybył do Oslo
między innymi z biskupem Karlem z Linkóping, sędzią Knutem, i Erykiem
Turessonem. Nie miałam braci, więc od dzieciństwa ojciec dzielił się ze mną
swymi troskami i poglądami. Dobrze pamiętam, jak opowiadał o swym pobycie w
Oslo. Szczególnie interesowały mnie jego opowieści o spotkaniu z rycerzem
Knutem Porse, faworytem królowej Ingebjorg, który akurat wtedy został skazany
na banicję.

Uśmiechnęła się, a Ingebjorg odwzajemniła uśmiech
— Ojciec spędził tamtego roku dwa miesiące w Oslo. Po pogrzebie

uczestniczył w najważniejszych spotkaniach pomiędzy magnatami Norwegii i
Szwecji, podczas których uchwalono, że król Magnus zostanie władcą obu krajów.
Od tej pory, aż do swej śmierci, wiernie służył królowi Magnusowi.

Wypowiadając ostatnie zdanie, popatrzyła znacząco na Ingebjorg.
Ta zaś pokiwała głową i odparła:
— Domyśliłam się, pani, że jesteś gorącą zwolenniczką króla Magnusa.
— Owszem, jestem. Potrzebujemy króla, który by sprawował rządy w obu

krajach, dbał o sprawiedliwość i pilnował przestrzegania praw. Jeśli magnaci
przejmą władzę w swoje ręce, to nie sądzę, by troszczyli się też o los zwykłych
ludzi, tak jak to czyni król.

— Jestem tego samego zdania — przytaknęła jej Ingebjorg. — Zresztą mój

ojciec myślał podobnie. Moi bracia zmarli w dzieciństwie i byłam jedynym
dzieckiem, jakie pozostało moim rodzicom. Ojciec zabierał mnie w swe podróże i
przekazywał swą wiedzę i poglądy.

— Które skrzętnie ukrywałaś — rzekła cicho pani Bothild i uśmiechnęła się.
Ingebjorg poczuła, że się czerwieni.
— To prawda, pani Bothild, ale powodował mną strach. Wiedziałam, że list,

który znalazłam w tunice ojca jest ważny zarówno dla przeciwników króla, jak i
jego zwolenników. Obiecałam mamie, że pokażę go wyłącznie temu, kto będzie
miał na palcu identyczny sygnet, jaki nosił mój ojciec, dlatego pomimo nacisków,
nie zamierzałam ustąpić.

TLR

background image

— Może także z tego powodu, że podzielasz poglądy swojego ojca — dodała

pani Bothild cicho, czujnie spoglądając w stronę drzwi.

Ingebjorg pokiwała głową, nie spuszczając wzroku z pani Bothild, która

ścisnęła jej dłoń i rzekła:

— Obie znalazłyśmy się w takiej samej sytuacji, Ingebjorg. Jesteśmy

kobietami, nie mamy żadnej władzy i nie wolno nam nawet zdradzić się ze swoimi
poglądami. A równocześnie wiemy to i owo, i z zatroskaniem spoglądamy na to,
co dzieje się wokół nas.

Ingebjorg zdobyła się na odwagę i zapytała:
— Masz na myśli, pani, tych, którzy inaczej niż my zapatrują się na rządy króla

Magnusa i podejmują jakieś działania przeciwko niemu?

— Tak — odparła pani Bothild, patrząc jej prosto w oczy.
— Sądzisz, pani, że list mojego ojca traktował właśnie o tym?
Zona ochmistrza uśmiechnęła się.
— Rozumiem twoją ostrożność. Skąd możesz wiedzieć, czy nie próbuję cię

wciągnąć w pułapkę, ale... — Ścisnęła mocno jej dłoń i dodała żarliwie: — W imię
świętej Panienki, daję ci moje słowo, że mówię prawdę. Jestem gorącą
zwolenniczką króla Magnusa i wierzę całym sercem, że spisek przeciwko niemu
zostanie w porę odkryty. — Zmarszczyła czoło, a gdy mówiła dalej, w jej oczach
pojawił się lęk. — Boję się jednak, Ingebjorg. Nigdy nie wiadomo, kto się znajduje
po tej drugiej stronie. To może być ktoś, kogo kochamy, i nie chcielibyśmy, aby
zost.il wtrącony do lochu lub, co gorsza, skrócony o głowę.

Ingebjorg przeszły dreszcze, domyślając się, o czym mówi żona ochmistrza.

Gdyby wiedziała, po której stronie opowiedział się Orm Oysteinsson, lub że
namówił albo zmusił syna, by go poparł, wtedy...

— W takiej sytuacji trudno by mi było przekazać ten lisi. — Pani Bothild

przytrzymała jej spojrzenie. — Tak się właśnie stało, prawda? Wiesz, co jest w
tym liście, a kiedy rozpoznałaś niektóre nazwiska, nabrałaś wątpliwości i z ulgą
przyjęłaś wiadomość o tym, że list nie dotarł do rąk króla.

Ingebjorg zwiesiła głowę i przytaknęła.
Pani Bothild poklepała ją po dłoni.
— Wszystkiego się domyśliłam, ale nie mogłam o tym mówić. Ja też niczego

nie wiem na pewno, Ingebjorg. Mam oczy i uszy otwarte i wciąż kolejne zdarzenia
dostarczają mi powodów do zmartwień. — Zamilkła, a po chwili dodała: —
Ciebie tymczasem dręczy wciąż strach, że coś się może stać królowi Magnusowi.
Myślisz równocześnie o obietnicy, którą złożyłaś swej matce. Domyślam się, że

TLR

background image

prosiła cię nie o to, byś dostarczyła dokument królowi, ale byś zadbała o to, aby
nie wpadł w ręce jego przeciwników.

Oczy Ingebjorg napełniły się łzami. Przytaknęła. Jakąż ulgą było dla niej

wiedzieć, że żona ochmistrza domyśliła się wszystkiego i podziela jej
wątpliwości.

Pani Bothild spuściła wzrok i strzepnęła okruszek z kolan.
— Mojego męża dziś tu nie ma, nie ma też twojego...
Wydawało się, że chce powiedzieć coś więcej, ale urwała i, raptownie,

podnosząc się z krzesła, doradziła:

— Najlepiej, jeśli od razu zabierzesz się do pracy. Porozmawiamy później.
Ingebjorg także wstała, przyznając rację pani Bothild. Czas, by zajęła się

przepisywaniem.

W nowej izbie, która teraz miała jej służyć jako pracownia, było przyjemnie

ciepło. Turemu właściwie nie lurdzo się podobało, że jego żona pracuje, ale bał się
temu zdecydowanie sprzeciwić. Jej zaś brakowałoby codziennego obcowania z
księgami. Brat Eilif obiecał nauczyć ją malowania miniatur. Wydawało jej się, że
takie zajęcie przystoi nawet żonie arystokraty.

Pani Bothild nie przeszkadzała jej, mimo że nie gościła w twierdzy nikogo, kto

mógłby dotrzymać jej towarzystwa.

Ingebjorg przepisywała aż do zmroku, kiedy to pani Bothild zawołała ją na

kolację. Martwiła się, że Ture jeszcze nie wrócił. Żona ochmistrza chyba się tego
domyśliła, bo zerknąwszy na nią, uśmiechnęła się i uspokoiła ją:

— Pan Orm też jeszcze nie powrócił. Myślę, że być może są w tym samym

miejscu.

Ingebjorg popatrzyła zdumiona i zapragnęła usłyszeć jakieś wyjaśnienie.
— Nie jestem tego pewna, ale coś mi mówi, że uczestniczą w tych samych

obradach — rzuciła lekko.

— Wraz z Radą Królewską?
Pani Bothild unikając jej wzroku, odparła:
— Nie, nie sądzę. Bądź spokojna, Ingebjorg. Nawet jeśli nie wrócą

dzisiejszego wieczoru, nie powinnaś się zamartwiać. Widziałam, że pan Ture
pojechał z eskortą.

Ingebjorg pokiwała głową. Podejrzewała, że żona ochmistrza coś przed nią

ukrywa, ale nie chciała wymuszać na niej żadnych wyjaśnień.

— A co sądzisz o krewnych męża? — zapytała pani Bothild, najwyraźniej

starając się skierować rozmowę na inne tory.

TLR

background image

Ingebjorg pokręciła się niepewnie i odparła:
— Wydali mi się nieco dziwni, ale to z pewnością dlatego, że nie przywykłam

do obcowania z arystokracją.

— W tych sferach, podobnie jak w innych, trafiają się także różni ludzie —

rzuciła ostro żona ochmistrza. — Ale rozumiem, o czym mówisz. Byłam
zażenowana tym, jak matka pana Turego zachowywała się względem swej sy-
nowej. Zresztą jego siostry także nie wydawały się zbyt przychylne. Pomyślałam
sobie, że dobrze, iż zamieszkacie na początek tu, w Akersborg. Poznacie się bliżej,
zanim przyjdzie ci żyć wśród trudnych krewnych męża i znosić ich fochy.

Ingebjorg roześmiała się.
— Czyżbyś pani uważała Turego także za osobę trudną?
Pani Bothild posłała jej niepewne spojrzenie i zapytała:
— A nie jest tak?
Ingebjorg poczerwieniała i poczuła potrzebę, by wziąć męża w obronę.
— Rzeczywiście, dość łatwo ulega zazdrości i jest dość porywczy, ale poza

tym to dobry człowiek.

Pani Bothild nic na to nie odpowiedziała. Przez dłuższą chwilę jadły w

milczeniu.

— Dowiedziałaś się, co się z nim działo tego dnia, gdy tak nieoczekiwanie

zniknął?

— Tak. Musiał coś załatwić... coś, co ma związek ze sprawowaniem rządów w

unii. Tak mówił.

Nie patrząc na Ingebjorg, pani Bothild skinęła głową, a na jej twarzy pojawił

się wyraz przygnębienia.

— A jak zareagowali jego rodzice, gdy zniknął bez powiadomienia?
— Bronili go. Jego starsza siostra mówiła, że przeżył wiele złego i że muszę

być dla niego dobra. Uważa, że zasługuje na lepsze życie niż tu, w Norwegii.

— Czyżbyś nie była dla niego dość dobrą partią? — Pani Bothild prychnęła z

pogardą i westchnęła ciężko: — Niektórym doprawdy przewraca się w głowach z
dobrobytu. Pani Losne prosiła, by cię pozdrowić — dodała lżejszym tonem. —
Jest tobą zachwycona. Ucieszyła się, gdy się dowiedziała, że poślubiłaś
szwedzkiego arystokratę.

Jej się marzy, by wydać swoją córkę za króla Hakona — dodała ze śmiechem.
Ingebjorg też się zaśmiała. Więcej już nie rozmawiały o Turem. Ingebjorg

nakłoniła żonę ochmistrza, by opowiedziała o swym dzieciństwie w Szwecji. Było
im tak miło, że zupełnie nie zauważyły, kiedy minął czas. Z przerażeniem odkryły

TLR

background image

nagle, że w twierdzy ucichło, gdyż wszyscy udali się na spoczynek i że one też
powinny już położyć się spać.

Turego wciąż nie było. Ingebjorg próbowała przekonać samą siebie, że nie ma

powodu do niepokoju. Skoro pani Bothild się nie martwi, to i ona nie musi.

Trochę niechętnie myślała o tym, że będzie spać całkiem sama w komnatach

Komory Królewskiej, do której prowadzi wejście zarówno od strony pokoi
królowej w północnym skrzydle, jak i od Wieży Śmiałków oraz z dziedzińca. Na
dole w północnym skrzydle znajdowała się izba czeladna, gdzie sypiali mężczyźni
pracujący w twierdzy. Raczej się nie obawiała, by ktoś ośmielił się przemknąć
ukradkiem do jej komnaty, bo takie czyny były surowo karane.

Mimo to... Wciąż się słyszało o jakichś rzezimieszkach, o dokonywanych przez

nich rabunkach i gwałtach...

Zmusiła się, by myśleć o czymś innym. Przypominając sobie rozmowę, jaką

odbyła z panią Bothild, wstrzymała nagle oddech. Jak mogła się wcześniej tego
nie domyślić? Ochmistrz udał się na tajne obrady, a pani Bothild zasugerowała, że
Ture na pewno jest w tym samym miejscu. Rano zaś powiedziała, że nie wiadomo,
kto stoi po drugiej stronie: może ktoś, kogo kochamy, i kogo nie chcielibyśmy
oglądać w więziennych lochach.

Czy to możliwe, aby...?
Siadła na łóżku i popatrzyła w mrok. Nagle, jakby wszystkie elementy

układanki znalazły się na właściwym miejscu. Ture zniknął podczas wesela, nie
tłumacząc się ani gdzie, ani z kim był. Twierdził, że nie mógł jej powiedzieć
prawdy przy Bergtorze. Dziwnie szybko wkradł się w łaski Orma Oysteinssona.
Ten przydzielił mu nawet komnaty w Komorze Królewskiej. Turemu przestało się
nagle śpieszyć do powrotu do swych obowiązków w Szwecji. Oświadczył, że
otrzymał nowe zadanie tu, w Akersborg. Może nieprawdą jest, jakoby pełnił
funkcję królewskiego skarbnika i zbierał podatki we wschodniej części Szwecji.
Może wcale nie służy królowi Magnusowi.

Zrobiło jej się na przemian zimno i gorąco. To szaleństwo, upomniała ze

złością samą siebie. Jak mogę podejrzewać własnego męża o to, że jest zdrajcą?

Ale wyłuskała z pamięci różne wypowiedzi. Przypomniała sobie zatroskaną

minę Bergtora, gdy wracali z dworu Eikaberg. Mówił, że nie daje mu spokoju to,
co widzieli na rynku. Bergtor przypuszczał, że Ture skłamał, ona zaś zyskała teraz
co do tego pewność. Bergtor mówił też, że gdzieś już kiedyś widział jednego z
mężczyzn, z którymi rozmawiał Ture, i że jakoś źle mu się kojarzy. Wielokrotnie

TLR

background image

wyłapywała badawcze spojrzenia, jakie Bergtor posyłał Turemu, a pani Bothild
dziś zdradziła się, że ma takie same podejrzenia.

— Święta Maryjo, Jezu Chryste — wyszeptała. — Co ja zrobię, jeśli to się

okaże prawdą?

Nie, z pewnością się mylę. To niemożliwe! Ture nigdy nie powiedział złego

słowa na króla Magnusa! Nigdy się nie zdradził, że chciałby, aby do władzy doszli
magnaci.

Dlaczego jednak zareagował tak ostro, gdy nalegała, by powiedział, gdzie był?
„Nie pytaj mnie, Ingebjorg. Nie mogę ci tego powiedzieć."
Może wcale nie dlatego, że uważa, iż kobiety nie powinny się mieszać do

męskich spraw? Może miał inny powód?

Złożyła dłonie i pomodliła się w pogrążonej w mroku sypialni:
— Święty Olafie, ty, który władałeś naszym krajem mądrze i szlachetnie, uproś

za mną u Boga, aby mi dopomógł. A jeśli rzeczywiście Ture zbłądził, niech
odwróci się od zdrajców i zrozumie, co jest słuszne.

Trzęsła się jak osika, nakryła się więc futrzanym nakryciem i kocami aż po

brodę. Chłód jednak nie ustępował, dygotała jak w gorączce.

Jak zdołam żyć u boku Turego? Mam go kochać i szanować, jak przystoi żonie,

skoro on po kryjomu spiskuje przeciwko królowi? Byłoby to zdradą nie tylko
wobec króla, ale też wobec ojca i matki. Nie dam rady...

Wiedziała równocześnie, że nie ma wyboru. Poślubiła Turego, przyrzekła

przed Bogiem i ludźmi, że go nie opuści w zdrowiu i w chorobie, póki śmierć ich
nie rozdzieli...

Rozdział 6

Po długiej, nieprzespanej nocy Ingebjorg postanowiła odbyć z panią Bothild

szczerą rozmowę. Nie miała już żadnych wątpliwości, po czyjej stronie stoi żona
ochmistrza, i upewniła się, że może jej zaufać. Wystarczająco długo zachowywały
ostrożność, czas najwyższy porozmawiać otwarcie o wszystkim.

Znów zrobiło się chłodno. Lodowaty, północny wiatr gwizdał w załomach

kamiennej twierdzy, wciskając się do wnętrza przez szpary w oknach i drzwiach.

Ingebjorg zatęskniła za widokiem na fiord, jaki rozpościerał się z okna jej

poprzedniej pracowni. Tego dnia na fiordzie kołysało pewnie gwałtownie, a
spienione fale uderzały o brzeg.

TLR

background image

Przy porannej toalecie Ingebjorg okropnie przemarzła. Służącym przykazano

bowiem, by nie paliły w kominku, skoro i tak przez cały dzień nikt nie przebywa w
tym pomieszczeniu. Drżąc z zimna pobiegła przez wychłodzony korytarz do
ciepłej komnaty pani Bothild.

Zastała żonę ochmistrza stojącą przy oknie. Błądząc myślami gdzieś daleko,

wpatrywała się w mroczny kraj obraz sztormowy.

— Chyba nie stało się nic złego? — zagadnęła ją Ingebjorg.
Pani Bothild odwróciła się powoli i odparła:
— Nie wiem, Ingebjorg. Taka jestem niespokojna. Nie mogłam spać w nocy.

Nie byłam do końca szczera, mówiąc, że się nie martwię. Tyle, że moje
zmartwienie nie dotyczy tego, gdzie oni są, lecz czym się zajmują.

Ingebjorg pokiwała głową.
— Chyba wreszcie zaczynam rozumieć.
Pani Bothild popatrzyła na nią wyczekująco.
— Powinnam się była już wcześniej tego domyślić. — Zerknęła przez ramię i

zniżywszy głos, dodała: — Zapytam cię, pani, wprost: uważasz, że Ture
przyłączył się do przeciwników króla, prawda?

Pani Bothild powoli skinęła głową.
— Obawiam się, że niestety tak.
— I podejrzewasz, pani, o to samo pana Orma?
— Tak, choć nie mam na to żadnych dowodów.
— Jego nazwisko zostało wymienione w liście, który miał przy sobie mój

ojciec.

Pani Bothild popatrzyła na nią szeroko otwartymi oczyma i wyszeptała

chrapliwie:

— Tego się właśnie obawiałam. Gdzie jest teraz ten list, Ingebjorg?
— Ja już go nie mam.
— Oddałaś go rycerzowi Darre, kiedy stąd odjeżdżał?
— Tak, ale skąd wiesz, pani? — wzdrygnęła się Ingebjorg.
— Domyśliłam się. Wspomniałaś, że przekazałaś go przyjacielowi, a wiem, że

zaprzyjaźniłaś się z rycerzem Darre. Wiesz może, co on zrobił z listem?

— Nie, nie wiem. Miał oddać go królowi Magnusowi... Wybacz mi, pani,

proszę — rzekła, spoglądając na żonę ochmistrza wyraźnie skruszona. — Nie
znałam cię wówczas jeszcze tak dobrze. Byłam przerażona tym, iło czego są
zdolni sira Joar i pani Thora, by zdobyć ten list.

TLR

background image

Odetchnęła z drżeniem i dodała: — Kiedy pani Thora postanowiła się mnie

ostatecznie pozbyć, opowiedziałam o wszystkim rycerzowi Darre. On zaś
zaofiarował się zabrać list do Fredrikstad. Byłam szczęśliwa, że się uwolniłam od
niewygodnego dokumentu.

— I co dalej? — zapytała niecierpliwie pani Bothild.
— Ogarnęło mnie przerażenie, gdy się dowiedziałam, że rycerz Darre nie

powrócił. Tego dnia, gdy przyjechałam z Ssemundgard do Akersborg wraz z
Turem i pan Orm powitał mnie zagniewany, byłam przekonana, że rycerz Darre
został pojmany, a ochmistrz dowiedział się o liście.

— Dowiedział się, tyle że nie od rycerza Darre. To od niego dostałaś kołek z

wyrytymi runami?

Ingebjorg potwierdziła.
— Tak właśnie myślałam. Poczułam ulgę, gdy mi wyjaśniłaś, że przyjaciel

powiadomił cię, iż nie zdołał wykonać zadania.

— W ten sposób zrozumiałam przekazany mi przedmiot, nie mam jednak

pewności, czy się nie mylę.

— Gdyby list dotarł do króla Magnusa, ten natychmiast by zbadał sprawę, a

wówczas Orm albo zostałby pojmany, albo wezwano by go na przesłuchanie. Nic
takiego się jednak nie wydarzyło. Nie zauważyłam też żadnej zmiany w
zachowaniu króla Magnusa, gdy bawił tu ostatnio. Przez jakiś czas Orm chodził
wzburzony i zdenerwowany, ale teraz już się uspokoił. Najwyraźniej uwierzył w
to, co mu powiedziałaś. Jest przekonany, że spaliłaś list i nikt go nie przeczytał. —
Zamilkła, po czym zapytała ostrożnie: — Opowiedziałaś Turemu o liście?

— Nie.
— Czy nie byłoby naturalne, żebyś w tak ważnej spra wie zwierzyła się

mężowi?

Ingebjorg poczuła rumieniec wstydu na policzkach i przyznała się:
— Samej mi trudno wyjaśnić, co mnie przed tym powstrzymało.
— Nie ufasz mu — stwierdziła stanowczo żona ochmistrza. — Powiadasz, że

powinnaś się była domyślić prawdy. To znaczy, że jakieś jego wypowiedzi lub
czyny obudziły w tobie niepokój.

— Wcześniej nie zauważyłam niczego podejrzanego, dopiero podczas wesela.

Wydało mi się dziwne, że nie chce mi powiedzieć, kogo spotkał na rynku. —
Dygocząc, zapytała: — Co ja mam robić, pani Bothild?

Zona ochmistrza pogłaskała ją matczynym gestem po policzku i odparła:
— Nie trać nadziei i módl się, Ingebjorg. To wszystko, co możesz zrobić.

TLR

background image

— Ale jak ja mam żyć z kimś, kto zdradza własnego króla i sprzeniewierza się

tym wartościom, które od dzieciństwa mi wpajano?

Pani Bothild westchnęła głęboko.
— Nie masz wyboru. Z tym, kogo poślubiłyśmy, jesteśmy związane do końca

życia. Możesz próbować wpłynąć na Turego, ale zachowaj dużą ostrożność.
Żaden mężczyzna nie pogodzi się z tym, by jego żona miała inne poglądy niż on.
— Westchnęła i drżącym głosem dodała: — Ciesz się, że przynajmniej nie masz
syna, którego mąż może pociągnąć za sobą w nieszczęście.

— Obawiasz się, pani, o swojego syna, Oysteina?
— Tak.
— Nabrałam wątpliwości, czy postępuję właściwie, właśnie wtedy, kiedy mi o

nim opowiedziałaś.

— Poznałam to po tobie.
— Zdaje się, że domyśliłaś się, pani, wszystkiego — uśmiechnęła się

Ingebjorg.

Pani Bothild odpowiedziała jej zmęczonym uśmiechem.
Przez chwilę stały w milczeniu, pogrążone w rozmyślaniach, w końcu

Ingebjorg przerwała ciszę, mówiąc:

— Ucieszyłam się, że rycerz Darre nie dostarczył listu. Wytłumaczyłam sobie,

że przecież przez tych parę lat, które upłynęły od jego napisania, mogło się wiele
zmienić. Liczni sygnatariusze tego listu pomarli w czasie epidemii dżumy, także
przeciwników króla niewielu pozostało przy życiu, a pan Orm mógł zmienić
poglądy. Teraz jednak wszystko wydaje mi się takie trudne.

— Sądzę, Ingebjorg, że powinnaś udawać, że o niczym nie masz pojęcia.

Przykro mi to mówić, ale nie ufam twojemu mężowi. Jeśli się dowie, że
próbowałaś złożyć doniesienie na ochmistrza, pomyśli, że nie zawahasz się po-
stąpić podobnie wobec niego. A to może być dla ciebie niebezpieczne.

Ingebjorg poczuła, że krew odpływa jej z twarzy. Niebezpieczne? —

pomyślała przerażona. Mam się obawiać własnego męża?

Przez następne dni czuła się rozdarta pomiędzy nadzieją a strachem. Z jednej

strony tęskniła za Turem i łudziła się, że niebawem wróci, a równocześnie bała się.
Wiedziała, że odtąd musi ważyć słowa, nie wolno jej o nic pytać i nie może się
zdradzić, co wie. Chwilami chwytała ją taka rozpacz, że żałowała, że w ogóle
przeczytała ten list. Wolałaby nie poznać jego treści i być jak inne kobiety, które
nie interesują się sprawami mężczyzn. Żyłaby wówczas w słodkiej niewiedzy,

TLR

background image

cieszyła się wraz z Turem, nie podejrzewając męża, że zdradza króla, a jedynie
rozkoszowała się jego miłością i radowała się tym, że jest jego żoną.

Wielkim wsparciem była jej w tych dniach pani Bothild. Świadomość, że żona

ochmistrza znalazła się dokładnie w takiej samej sytuacji, było jej pociechą. Pani
Bothild, dużo od niej starsza, odznaczała się wielką mądrością. Ingebjorg
podziwiała jej rozwagę i cierpliwość Obawiała się, że sama w chwili wzburzenia
może stracie panowanie nad sobą i wykrzyczeć wszystko, co wie.

Każdego dnia rozmawiały o tym, co im leży na sercu. Pani Bothild opowiadała

też chętnie o swoim synu, o różnych zabawnych zdarzeniach z jego życia. Nie kry
ła, że bardzo za nim tęskni i ma pretensje do męża, że wbrew jej woli odesłał syna.

Czwartego dnia zasiedziały się przy kolacji. Za oknem sypał gęsty śnieg i na

dziedzińcu utworzyła się dość gru ba warstwa białego puchu.

— Mam tylko nadzieję, że poruszają się konno z roz wagą — rzekła

nieoczekiwanie pani Bothild i odwróciła się w stronę okna.

Ingebjorg zerknęła na nią zdumiona i zapytała:
— Wiesz, pani, kiedy wrócą?
— Nie, nie wiem, ale przeczucie mi mówi, że niebawem, a ono na ogół mnie

nie myli.

Ingebjorg zdziwiła się. Pani Bothild często dawała wyraz swojej złości i

rozgoryczenia wobec męża, musi go jednak wciąż darzyć miłością, inaczej nie
niepokoiłaby się o niego tak bardzo.

Niebawem z dziedzińca doleciały jakieś hałasy i dało się słyszeć podniesione

głosy. Kobiety wymieniły spojrzenia i wybuchły śmiechem.

Po chwili na korytarzu rozległy się kroki i usłyszały pukanie do drzwi.
— A cóż on dziś taki subtelny? — uśmiechnęła się pani Bothild i podniosła się

z miejsca. — Na ogół nie ma zwyczaju do mnie pukać.

Otworzyła drzwi i wydała z siebie zdumiony okrzyk:
— Rycerz Darre?
Ingebjorg odwróciła się natychmiast, czując, jak rozpiera ją radość i palą

policzki.

— Siedzicie tu, panie, same? — zapytał rycerz Darre z niedowierzaniem.
— Tak, mamy tu cicho i spokojnie — odparła radośnie pani Bothild.
Ingebjorg domyśliła się, że żona ochmistrza też bardzo lubi tego młodego

rycerza.

— Odkąd opuściłeś twierdzę, rycerzu, wiele się tu wydarzyło — dodała pani

Bothild. — Ingebjorg nie jest już panną.

TLR

background image

Rycerz Darre wszedł do środka i posłał jej zaciekawione spojrzenie.
— Czyżby podczas mojej nieobecności odbył się ślub i wesele?
Ingebjorg z uśmiechem pokiwała głową, uszczęśliwiona jego powrotem.

Dobrze było znów mieć blisko siebie tak oddanego przyjaciela.

— A mimo to siedzicie tu, panie, samotnie?
— Pan Orm i pan Ture wyjechali w ważnych sprawach. Jak to dobrze, że

wróciłeś, rycerzu Darre. Królowie i królowa pojechali do domu w Tunsberg, a
junkier Eryk po— żeglował z powrotem do Varberg. Możni panowie wraz z
żonami także opuścili Akersborg i po tych wszystkich ucztach z tańcami, przy
muzyce i w towarzystwie elegancko odzianych gości, zrobiło się tu nagle cicho i
pusto. Mnie to nie przeszkadza, bo mam swoje lata i niebawem poczuję przesyt
życiem, ale Ingebjorg znosi to gorzej.

— Król Magnus tu był?
Ingebjorg wyczuła w jego głosie lekkie napięcie.
— Tak, nic o tym nie wiedziałeś, panie? Sądziłam, że spotkaliście się z nim w

Fredrikstad?

Rycerz Darre umknął spojrzeniem i wyjaśnił:
— Nastąpiły pewne zmiany we wcześniejszych planach. Nim dotarłem do

Fredrikstad, skierowano mnie do Nidaros.

— Do Nidaros? Czyżby i tam dochodziło do zamieszek?
— Kłopoty ze ściąganiem dziesięciny — mruknął pod nosem rycerz Darre,

unikając jej wzroku.

— Chłopi zapewne nie mają z czego płacić.
— Tłumaczą się, że brakuje żniwiarzy i nie mieli jak zebrać zboża na

dziesięcinę.

— Co na to Kościół?
— Biskup nakłonił króla Magnusa do wystosowania listu, nakłaniającego lud

do płacenia dziesięciny.

Ingebjorg przysłuchiwała się im w milczeniu. Miała wrażenie, że rozmowa

tylko z pozoru dotyczy dziesięciny.

Wreszcie pani Bothild wskazała rycerzowi miejsce przy stole, mówiąc:
— Zapewne nie jadłeś kolacji, rycerzu. Zawołam służącą, by przyniosła

jedzenie.

Żona ochmistrza opuściła pomieszczenie. Ingebjorg była niemal pewna, że

uczyniła to celowo, by umożliwić jej rozmowę bez świadków z rycerzem Darre.
Zerknęła na niego w napięciu, ale nie miała odwagi przejść od razu do rzeczy.

TLR

background image

— Dobrze cię znów widzieć — odezwała się cicho. — Bardzo się niepokoiłam

o ciebie, póki nie otrzymałam kołka z wyrytymi runami. To ty mi go przysłałeś,
prawda?

Pokiwał głową z uśmiechem.
Zerknęła czujnie w stronę drzwi i zapytała:
— Nie dostarczyłeś listu?
— Przykro mi — odrzekł, kręcąc głową.
— Nic nie szkodzi. Oddałeś go może komu innemu?
Znów pokręcił głową.
— Ani nie dałeś nikomu innemu do przeczytania?
— Nie. Wiesz, że nigdy bym tego nie uczynił.
Ingebjorg odetchnęła z ulgą.
— Cieszę się, że nie dostarczyłeś listu królowi. Wiele się wydarzyło od czasu,

gdy się ostatnio widzieliśmy. Wszystko ci opowiem.

Rycerz wsunął dłoń za pazuchę tuniki i wyjął pożółkły i przybrudzony zwój

pergaminu.

— Trochę się podniszczył, ale po takiej wyprawie... — urwał i dodał po chwili

— najlepiej będzie, jeśli go weźmiesz ode mnie z powrotem, Ingebjorg. To
znaczy... — Urwał znów i poczerwieniał gwałtownie.

Ingebjorg roześmiała się, uspokajając rycerza:
— Nie jesteś jedyny, któremu trudno przywyknąć, by nazywać mnie panią. Ale

mów mi nadal po imieniu, kiedy jesteśmy sami.

Uśmiechnął się, zaraz jednak spoważniał.
— Wydaje mi się, że dokument będzie teraz bezpieczniejszy u ciebie, skoro

możesz liczyć na pomoc męża — rzekł, podając jej list.

Przeraził się jednak, gdy w drzwiach zjawiła się nagle pani Bothild.
— Spokojnie, rycerzu! — Po cichu rozwiała jego obawy Ingebjorg. — Zona

ochmistrza wie o wszystkim.

Nie krył zaskoczenia. Trudno zresztą było mu się dziwić, skoro wiedział, że w

liście zostało wymienione nazwisko ochmistrza.

Nagle Ingebjorg doznała niemiłego uczucia, że ktoś ją obserwuje. Odwróciła

się gwałtownie i obok pani Bothild zauważyła w drzwiach Turego.

Rozdział 7

TLR

background image

Ture wszedł do komnaty powolnym krokiem, mierząc wzrokiem na przemian

rycerza Darre i swoją małżonkę. Sparaliżowana strachem Ingebjorg, wstrzymała
oddech i zastanawiała się gorączkowo, co robić. Usiłowała znaleźć naprędce
jakieś wiarygodne wyjaśnienie, bo na ukrycie listu było już za późno.

— Z kim mam przyjemność? — zapytał Ture na pozór spokojnie, ale z jego

oczu wyzierała zazdrość.

Rycerz Darre wstał i skłoniwszy się, wyjaśnił, kim jesi.
— Wykonywałem pewne zadania w imieniu króla Magnusa. Dosłownie przed

chwilą wróciłem do Akersborg.

— Należycie do garnizonu tutejszej twierdzy?
— Tak, przydzielono mnie tu wiosną, panie.
— To znaczy, że widywaliście już wcześniej moją żonę?
— Tak, poznaliśmy się latem.
— Czyżbyś otrzymała list, Ingebjorg? — Ture zwróci! się do niej.
W tym momencie zupełnie nieoczekiwanie wkroczy ła pani Bothild. Podeszła

pośpiesznie do stołu i chwy ciwszy dokument, wyjaśniła:

— To do mnie. Posłaniec przyniósł list, gdy wyszłam na chwilę. — Przybrała

smutną minę i dodała: — Obawiam się, niestety, że to niedobre wieści. Moja
siostra zachorowała w niedzielę Świętego Krzyża. Wybaczcie mi, proszę —
rzuciła, oddalając się w stronę drzwi.

Ture zmarszczył czoło, patrząc to na nią, to na Ingebjorg. Czuła, że nie

uwierzył w wyjaśnienie pani Bothild, ale póki co, większy niepokój budził w nim
nieznajomy rycerz.

— Nie przypominam sobie, byś wspominała kiedyś o rycerzu Darre —

odezwał się cicho.

Ingebjorg zmusiła się do uśmiechu.
— Pewnie zapomniałeś. Rycerz Darre był mi wielką podporą. To on mnie

uratował, kiedy matka przełożona próbowała mnie zgładzić.

— Tak? A gdzie to się stało?
Ingebjorg poczuła, że blednie, i wydukała:
— W mojej... sypialni.
Ture odwrócił się do rycerza Darre ze słowami:
— A co ty, rycerzu, robiłeś w sypialni mojej narzeczonej?
Rycerz Darre uśmiechnął się, sądząc najwyraźniej, że
Ture żartuje, ale zaraz zreflektował się, że się myli.

TLR

background image

Panna Ingebjorg wspominała mi, że obawia się matki przełożonej. Kiedy

któregoś dnia odprowadziłem ją do

Wieży Dziewicy, poczułem nagły niepokój i postanowiłem wrócić. Gdybym

tego nie uczynił, pani Ingebjorg nie byłoby dziś wśród żywych.

Ture nie słyszał tego ostatniego, uczepił się natomiast początkowych

wyjaśnień rycerza:

— Mieliście w zwyczaju, rycerzu, odprowadzać moją narzeczoną do łóżka?
Rycerz usiłował się znów uśmiechnąć, ale natychmiast spoważniał.
— Odprowadzałem ją przez Ciemny Korytarz, ponieważ bała się Malcanisa,

upiora psa, który tam straszy — dodał pośpiesznie.

Ture zwrócił się znów do żony:
— Okropnie jesteś lękliwa, moja droga. Bałaś się czyhającej na twe życie

matki przełożonej, także upiór psa budził twój strach. Dobrze było mieć u swego
boku pomocnego rycerza, prawda?

— Owszem — odparła spokojnie Ingebjorg, patrząc mężowi prosto w oczy.

Przekora okazała się w niej silniejsza od strachu.

Na zewnątrz rozległy się ciężkie kroki i do środka wszedł Orm Oysteinsson.
— Mamy gości? — zapytał jowialnie. — Wróciłeś wreszcie rycerzu Darre? To

dobrze. Zostało dla nas coś do jedzenia? Jestem taki głodny, że pochłonąłbym
konia z kopytami.

— Pani Bothild zaraz przyjdzie — odezwała się pośpiesznie Ingebjorg. —

Dopiero co skończyłyśmy posiłek, ale pozostało jeszcze dość jedzenia.

— Posłaniec przyniósł jej list i obawiała się, że są w nim złe wieści — wtrącił

Ture.

— Złe wieści o czym?
— O jej siostrze, która choruje od niedzieli Świętego Krzyża.
— Tak? Nic mi nie wiadomo.
W tej samej chwili weszła pani Bothild.
— Jesteś wreszcie — powitała swego męża. — Tak się bałam, że będziecie

mieli kłopoty w tej śnieżycy.

— Kłopoty w śnieżycy — powtórzył ochmistrz i zaśmiał się szyderczo. —

Ach, to babskie gadanie.

Usiadł, a Ture za jego przykładem uczynił to samo. Wkrótce pojawiła się

służąca, niosąc gorące dania dla trzech mężczyzn.

Ingebjorg zauważyła, że rycerz Darre jest skrępowany. Ona zresztą także czuła

się nieswojo. Skoro Ture pała zazdrością, widząc ją w braterskich objęciach

TLR

background image

Bergtora, to co dopiero sobie wyobrażał, usłyszawszy, że rycerz Darre zwykł ją
odprowadzać przez Ciemny Korytarz.

Ochmistrz zwrócił się do swej żony:
— Podobno dotarły do ciebie jakieś złe wieści?
Pani Bothild, unikając jego wzroku, odpowiedziała:
— Na szczęście moje obawy okazały się nieuzasadnione. Siostra wróciła do

zdrowia.

— Nic nie wspominałaś o jej chorobie.
— Owszem, kochanie — zaśmiała się krótko. — Musiałeś zapomnieć albo

niezbyt uważnie mnie słuchałeś.

— Hmm — mruknął ochmistrz.
— A gdzie wy spędziliście te ostatnie dni? — zapytała pani Bothild. —

Mniemam, że byliście razem, skoro wróciliście równocześnie?

— Tylko dziś — odparł wymijająco ochmistrz. Jak już ci mówiłem, pan Ture

przez jakiś czas będzie wykonywał pewne obowiązki dla mnie. W związku z tym
często przyjdzie nam jeździć do miasta na rozmowy z kanclerzem i Radą
Królewską.

Pani Bothild uśmiechnęła się do Turego.
— Jak to dobrze ze względu na panią Ingebjorg. Przynajmniej pozostaniecie w

Akersborg na dłużej. Pańska żona jest taka uzdolniona! Brat Eilif z klasztoru
cystersów na wyspie Hovedoen z wielką radością oczekuje, kiedy zacznie ją uczyć
malowania miniatur.

Ture tylko coś mruknął, nie przerywając jedzenia i nawet nie spojrzał w stronę

żony ochmistrza. Gdy tylko skończył się posilać, wstał od stołu i oznajmił:

— To był długi dzień. Dobranoc wszystkim.
Ingebjorg podniosła się równocześnie z nim i na moment
uchwyciła spojrzenie pani Bothild, która kiwnęła głową, jakby chciała jej

dodać odwagi. Następnie z walącym sercem ruszyła za mężem, spodziewając się
nieprzyjemności.

Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi ich komnaty, Ture odwrócił się do żony

i mocno ścisnął jej ramię.

— No, to teraz mów, co cię łączy z rycerzem Darre!
Ingebjorg zmusiła się, by zachować spokój.
— Nic poza tym, że uratował mi życie i mam wobec niego dług wdzięczności.
— Nie wierzę ci!
— To zapytaj panią Bothild. Przyjaźnimy się, więc wie o wszystkim.

TLR

background image

Zaśmiał się.
— Jeśli się przyjaźnicie, to wątpliwe, by zechciała zdradzić mi twoje romanse,

nie sądzisz?

— Z nikim nie romansowałam. Mam męża.
— Kłamiesz!
Ingebjorg spuściła wzrok, tłumacząc:
— Nie mówię o tym, co było kiedyś.
Znów się zaśmiał, tym swoim suchym, dziwnym śmiechem.
— Nie mówisz o tym, co było kiedyś — powtarzał kpiąco. — Kiedy? Latem?

Na jesieni?

Westchnęła głęboko.
— Jakie będzie nasze małżeństwo, skoro mi nie wierzysz? Rycerz Darre nigdy

mnie nie interesował jako mężczyzna, ale byłam zadowolona, że mnie
odprowadza przez Ciemny Korytarz, bo bałam się tamtędy chodzić.

Ture wymierzył jej ze świstem mocny policzek. Mimowolnie cofnęła się.
— Jak śmiesz mi się sprzeciwiać? — ryknął. — Jakież to otrzymałaś

wychowanie, skoro pozwalasz sobie na taką zuchwałość wobec swojego pana.
Zdaje się, że będę się musiał za ciebie wziąć. Zachowujesz się jak nieokrzesana
przekupka.

Ponownie ją szarpnął, ale Ingebjorg zacisnęła zęby i postanowiła się nie

odzywać, póki nie minie mu atak wściekłości. Nieraz już doświadczyła
zmienności nastrojów męża.

— Czemu nic nie mówisz, suko? Wypluj to z siebie! Ile razy go wpuściłaś do

swojego łoża?

Ingebjorg milczała, zaciskając usta. On zaś pociągnął ją za sobą do sypialni,

popchnął na łóżko, zadarł jej suknię i, gdy leżała naga od pasa w dół, wdarł się w
nią gwałtownie.

— Tak było? — jęczał zdyszany. — Tak ci robił, a może brał cię od tyłu?
— Ture, proszę — chlipała. — Nie miałam innego mężczyzny prócz ciebie, od

czasu gdy wtedy z Eirikiem...

— Miał na imię Eirik? — wycedził, desperacko próbując ugasić pożądanie.

Wdzierał się w nią gwałtownymi posunięciami, przyprawiając ją o ból, ale w
końcu się poddał.

— Widzisz — warknął. — Nie mogę się kochać z niewierną kobietą.
Ingebjorg z trudem powstrzymywała się od płaczu. Odwróciła się od niego,

rozebrała i wsunęła pod przykrycie. O dziwo, zasnęła. Nie wiedziała, jak długo

TLR

background image

spała, gdy w nocy obudził ją chłód. Ture zdarł z niej koce, po czym zwalił się na
nią ciężko i ją wziął. Odbyło się to szybko i gwałtownie, bez pocałunków i
pieszczot. Nie padło między nimi ani jedno słowo. Skończywszy, przewrócił się
na bok na brzeg łóżka i natychmiast zasnął.

Ingebjorg tymczasem długo leżała z otwartymi oczami, czując gulę w gardle.

Przypomniała sobie noc poślubną, gdy było im obojgu tak dobrze ze sobą. Ture
zachwycał się wówczas jej urodą i mówił, że cudownie jest dzielić z nią łoże.
Teraz zaś nie wierzył jej słowom i wymierzał karę.

Musiała się chyba nad ranem zdrzemnąć, ponieważ obudził ją jego głos,

twardy i nieprzejednany.

— Jestem pewien, że mnie okłamujesz, Ingebjorg. I mam podejrzenie, że pani

Bothild cię kryje. Co to był za list, który trzymałaś w ręce?

Ingebjorg pomrugała w mroku powiekami, z trudem strząsając sen z oczu.
— List do pani Bothild. Posłaniec przyniósł go, gdy nie było jej w pokoju —

odpowiedziała. Jej głos brzmiał niepewnie, jakby sama nie wierzyła w to, co
mówi.

— Posłaniec przybył, żeby ją powiadomić, że siostra już wyzdrowiała?

Spodziewasz się, że uwierzę w takie bzdury? Posłańcy nie jeżdżą konno po
zmroku, chyba, że w grę wchodzi czyjeś życie.

Ingebjorg, zlana potem, rzekła:
— Nie wiem nic poza tym, co powiedziała pani Bothild.
Ture zamilkł.
Ingebjorg czuła narastający w niej niepokój. Jeśli Ture zdobędzie ten list, to

marny los czeka je obie, a może również rycerza Darre. Przyłapawszy je na
kłamstwie, ani Ture, ani Orm Oysteinsson nie uwierzą, że nie poznały treści listu.

— W takim razie pewnie ona coś ukrywa przed swoim mężem — mruknął

Ture pod nosem. — Chyba muszę zamienić parę słów z naszym miłościwym
Ormem Oysteinssonem.

Usłyszeli, jak do sąsiedniej komnaty służące weszły rozpalić w kominku.

Drzwi były niedokładnie zamknięte i pasmo światła przenikało przez szparę. Po
chwili służąca wyszła, pozostawiając zapaloną lampkę łojową.

Ture uniósł się na łokciach i zwrócił się gwałtownie do Ingebjorg:
— Oświadczam ci, że nie życzę sobie widzieć cię więcej w towarzystwie tego

rycerza. Podczas posiłków masz siadać od niego jak najdalej i zakazuję ci
jakichkolwiek z nim kontaktów. Jeśli choć raz zobaczę was razem na osobności,

TLR

background image

nawet jeśli będzie cię odprowadza! przez Ciemny Korytarz, to gorzko tego
pożałujesz.

Nie odezwała się, ale górująca nad nią w półmroku postać wywoływała w niej

lęk.

— Słyszałaś, co powiedziałem? — powtórzył groźnie.
— Tak, słyszałam, co powiedziałeś, Ture. Będę się trzymała od niego z daleka,

na ile to możliwe.

— O czym ty mówisz?
— Jeśli przyjdzie mnie o coś zapytać, to nie wyrzucę go za drzwi, zanim mu nie

odpowiem. Nie chcesz chyba, by twojej żonie ktoś zarzucił brak ogłady.

— Kpisz sobie ze mnie?
— Nie, nie kpię — westchnęła ciężko. — Staram się jedynie, byśmy się mogli

pogodzić i aby było nam ze sobą tak dobrze jak kiedyś.

O dziwo, nie odpowiedział. Chyba jej słowa go nieco wyciszyły.
Gdy już się ubrali i byli gotowi do wyjścia, Ture nagle podszedł do niej i

objąwszy, wyszeptał jej do ucha:

— Wybacz mi, Ingebjorg. Nie narażaj mnie więcej na takie nerwy, bo całkiem

oszaleję. Chcę cię mieć tylko dla siebie, posiadać cię bez reszty. Nigdy nie rzucaj
spojrzeń na innych! Tańczyć możesz też tylko ze mną. I marzyć ci wolno jedynie o
mnie. Jesteś moja, rozumiesz?

Skinęła głową i pogłaskała go po włosach, mając wrażenie, że pociesza duże

dziecko.

Pocałował ją w usta, uchwycił jej pierś, po czym spytał, na powrót stając się

sobą:

— Potrafisz doznać rozkoszy ze mną po tym wszystkim?
Pokiwała głową.
Wziął ją na ręce i zaniósł z powrotem do łóżka.

Kiedy wreszcie zeszli na śniadanie, pozostali zdążyli już zjeść. Rycerz Darre,

jak im powiedziano, opuścił twierdzę i udał się z jakąś sprawą do gospodarza we
dworze Aker.

Ture tryskał humorem, Ingebjorg powoli więc się odprężyła. Nie wspominał

już o liście ani o siostrze pani Bothild. Ingebjorg zauważyła, że żona ochmistrza
jest bardziej milcząca niż zazwyczaj, zapewne obawiając się dalszych pytań, ale i
ona w końcu nieco odtajała.

Po skończonym posiłku Ingebjorg udała się do swojej nowej pracowni,

niewielkiej izdebki, sąsiadującej z komnatą żony ochmistrza, zaś Ture wraz z

TLR

background image

Ormem Oysteins— sonem wyszli przez Wieżę Śmiałków. Wybierali się na
spotkanie Rady Królewskiej, które miało się odbyć w północnym skrzydle.
Niebawem na dziedzińcu rozległ się gwar. Ingebjorg domyśliła się, że przybyli
magnaci i pomyślała z ulgą, że przynajmniej Ture skupi się na innych sprawach.

Równocześnie dziwiła się, jak to możliwe, że ochmistrz i Ture uczestniczą w

ważnych obradach z Radą Królewską, a w rzeczywistości podejmują działania,
zmierzające do obalenia króla.

Zdążyła przepisać kawałek, gdy oto usłyszała za drzwiami odgłos lekkich

kroków pani Bothild.

— Mogę ci przeszkodzić, Ingebjorg?
— Oczekiwałam cię, pani — odparła Ingebjorg.
Żona ochmistrza podeszła do pulpitu i wyszeptała:
— Musimy się zastanowić, co zrobimy z listem.
Ingebjorg odłożyła pióro i podniosła wzrok.
— Pewnie życzyłabyś sobie, pani, abym go spaliła?
Pani Bothild wykręcała nerwowo palce.
— Tak by było najlepiej, ale nie możesz tego uczynić. Twoja matka

pozostawiła ci ten dokument, ufając, że zadbasz o to, by przekazać go królowi
Magnusowi, bądź któremuś z oddanych mu ludzi. Nie mogę cię prosić o coś, co
byłoby niezgodne z twoim sumieniem.

Urwała, a po chwili wahania dodała: — Mnie samej zresztą też by to nie

dawało spokoju. Gdybym się dowiedziała, że król Magnus został wtrącony do
więzienia albo stracony, dręczyłaby mnie świadomość, że mogłam temu
przeszkodzić, a nic nie uczyniłam. Równocześnie jednak nie mogę przedsięwziąć
niczego, co by zagrażało Ormo— wi. Mimo wszystko jest moim mężem, chociaż
czasami...

— urwała i zagryzła wargi. — Najgorsze, że nie wiem, po czyjej stronie stoi

mój syn. Nigdy nie ukrywałam swojej sympatii do króla Magnusa, wątpię jednak,
by przejmował się moimi poglądami, za to przed ojcem czuje strach i respekt. —
Znów zamilkła i popatrzyła uważnie na Ingebjorg. — Dla ciebie to równie
niełatwe. Dopiero co poślubiłaś swojego małżonka i, jak się domyślam, uczyniłaś
to z miłości, choć mógł ci się trafić znacznie lepszy mąż.

Ingebjorg otworzyła usta, by zaprotestować. Nawet nie marzyła, że wyjdzie za

mąż za wysoko urodzonego i wpływowego mężczyznę, który będzie przy tym
młody i przystojny.

Pani Bothild uśmiechnęła się i dodała pośpiesznie:

TLR

background image

— Wybacz, widzę, że się ze mną nie zgadzasz. — Zaraz jednak znów

spoważniała, mówiąc: — Tym bardziej powinnaś się z tym jakoś uporać.

— Ukryłaś list bezpiecznie, pani?
Żona ochmistrza pokiwała głową.
— Tak, ale wolałabym nie brać na siebie tej odpowiedzialności.
— Ależ, oczywiście, to ja jestem odpowiedzialna za list
— zapewniła szybko Ingebjorg i z ciężkim westchnieniem dodała:
— Toczę walkę sama ze sobą. Raz sobie tłumaczę, że po upływie tak długiego

czasu list nie ma żadnego znaczenia. Innym znów razem czuję na sobie surowe
spojrzenie mamy. Przecież gdyby uważała, że list można spalić, uczyniłaby to od
razu, gdy go znalazłam przy ojcu.

Pani Bothild pokiwała głową, przyznając jej rację.
— Uważam, że powinnaś go schować. Zobaczymy, co czas przyniesie.

Będziemy uważnie przyglądać się temu, co się wydarzy. Ale na Boga, ukryj go w
bezpiecznym miejscu, tak żeby nie znalazł go twój mąż!

Ingebjorg zmarszczyła czoło. Już w nocy zastanawiała się nad tym, gdzie

schować list, ale nic jej nie przyszło Jo głowy.

Rozejrzała się po izdebce.
Pani Bothild, jakby czytając w jej myślach, pokręciła głową.
— Nie tu, Ingebjorg. Musisz znaleźć taką kryjówkę, co do której nikt nie

dopatrzy się związku z tobą ani ze mną.

Odwróciła się i kierując ku drzwiom, oświadczyła:
— Najlepiej przyniosę go od razu, póki nasi mężowie są zajęci. Upłynie

jeszcze sporo czasu, nim skończą obradować.

Gdy wróciła, Ingebjorg stała już gotowa do wyjścia. Wsunęła zwój pergaminu

za ubranie i nie tłumacząc się żonie ochmistrza ze swych planów, pośpiesznie
opuściła izbę.

Po raz pierwszy od dawna skierowała swe kroki do Ciemnego Korytarza. Serce

waliło jej w piersi jak szalone. Wszyscy w twierdzy zaklinali się, że Malcanis
znów straszy. Nawet Ture przestał kpić, gdy usłyszał, co niektórzy przeżyli.

Pamiętała dokładnie, w którym miejscu, wraz z rycerzem Darre, usłyszeli

groźne warczenie, a potem ujrzeli w ciemnościach lśniące, żółte ślepia. Wszyscy
w twierdzy wiedzą, gdzie to jest, równocześnie jest to ostatnie miejsce w całym
Akersborg, gdzie komukolwiek przy— szłoby do głowy szukać dokumentu.

Szczękała zębami ze strachu, ręce jej drżały i uginały się pod nią kolana.

Parokrotnie bliska była tego, by zawrócić i uciec w popłochu, coś ją jednak

TLR

background image

powstrzymywało. Czy to przekora, czy posłuszeństwo wobec matki, sama tego nie
wiedziała.

Celowo nie wzięła zapalonej pochodni, chociaż zimową porą wolno było to

uczynić. Za niewielkimi otworami strzelniczymi panował półmrok, a powietrze
było ciężkie. Po gwałtownej śnieżycy znów się ociepliło i padał deszcz. W
korytarzu posuwała się po omacku w kompletnych ciemnościach. Musiała stąpać
ostrożnie, by się nie potknąć na nierównych kamieniach.

Było dziwnie cicho...
Zwykle dolatywały tu chyba odgłosy ze stajni? Głosy z dziedzińca? Jęki z

lochów? Teraz słychać było jedyni, jej stąpanie i nerwowy oddech.

Liczyła kroki, wiedziała więc, że zbliża się do celu Z rycerzem Darre, po części

dla żartu, a po części ze strachu, liczyli zawsze, ile jest kroków od wejścia z
dziedzinca do miejsca, w którym ukazywał się Malcanis. Rycerz Darre nigdy by
się nie przyznał do tego, że się boi, zwruciła jednak uwagę, że zawsze milknął, gdy
podchodzili do tego miejsca, i nie odzywał się, póki go nie minęli.

Dzięki tej wypracowanej rutynie, wiedziała przynajmniej dokładnie, gdzie się

znajduje.

Wsunęła dłoń pod pelerynę i zgrabiałymi z zimna palcami sięgnęła po zwój.

Pozostały jeszcze trzy kroki.

Zatrzymała się. Serce biło jej mocno, szumiało w uszach. Drżącymi dłońmi

obmacywała zimną, wilgotną ścianę z ka mieni, między którymi znajdowały się
szerokie szpary.

Nagle korytarz jakby wypełnił się intensywnym chłodem. Jeszcze nigdy nie

przeżyła czegoś równie okropne go, nawet w klasztornej ciemnicy w Nonneseter.
Chłód, którego nie dało się z niczym porównać, nie mający nic wspólnego z
mrozem w zimowe dni, przenikał jej ciało, nakłuwając jakby tysiącem lodowatych
igieł, i pozostawiał strach, jakiego dotąd nigdy nie doświadczyła. Sama nie
pojmowała, jak zdołała wcisnąć zwój pergaminu w szparę, a potem odwrócić się
na pięcie i wybiec na łeb na szyję. Potykała się ze strachu i przewracała, ale zaraz
zrywała się i biegła dalej, by po chwili znów się potknąć.

Wydostała się z Ciemnego Korytarza na czworakach, z rękami poobcieranymi

do krwi. Suknię miała podartą, a chustka zsunęła jej się z głowy. Szlochała z
przerażenia.

Na zewnątrz stało trzech strażników z garnizonu twierdzy, pogrążonych w

rozmowie. Gdy ją ujrzeli, wykrzyknęli przestraszeni i pośpiesznie rzucili się jej na
ratunek, wołając:

TLR

background image

— Pani, co się stało?
Ingebjorg, która słyszała ich głosy jakby z oddali, zdołała wydobyć z siebie

tylko jedno słowo: Malcanis.

— Zawołajcie jej małżonka, tego szwedzkiego arystokratę! — usłyszała.
Usiłowała zaprotestować, ale język odmówił jej posłuszeństwa.

Rozdział 8

Mężczyźni podtrzymali ją i pomogli przejść przez dziedziniec. Właściwie już

w połowie drogi zdołała ochłonąć i pomyślała z nadzieją, że nikt nie poszedł
sprowadzić Turego.

Niestety, w tej samej chwili otworzyły się drzwi do północnego skrzydła i

wybiegł z nich jej małżonek.

— Co tu się dzieje? — wykrzyknął, zauważywszy Ingebjorg.
— Nic takiego — usiłowała go uspokoić.
— Ukazał jej się Malcanis — wyjaśnił rycerz z garnizonu twierdzy. — Ledwie

żywa wydostała się na czworakach z Ciemnego Korytarza.

Tuż za Turem pojawił się Orm Oysteinsson.
— Ukazał ci się Malcanis, Ingebjorg? — spytał z trwogą. — Coś ci zrobił?
Ingebjorg przemyślała wszystko. Im większy strach wzbudzał Malcanis, tym

mniej prawdopodobne było, że ktoś będzie tam szukał listu. Nie musiała przy tym
specjalnie udawać, bo to, co przeżyła, wystarczająco ją przeraziło.

— Nic mi nie zrobił — odpowiedziała cienkim głosem — Ale to było straszne.
Wokół niej zgromadziła się gromada gapiów. Z dużej kuchni przybiegł nawet

kucharz Jens i dwie służące z południowego skrzydła Kirsten, pokojowa. Wzburz,
ni, przepychali się, by jak najwięcej usłyszeć, i zasypywali ją pytaniami.

— Miał żółte ślepia? Pobrzękiwał łańcuchem? Warczał?
Ingebjorg kiwała tylko głową i usprawiedliwiała się w duchu, że przecież nie

kłamie. Wtedy z rycerzem Dare widzieli żółte ślepia i słyszeli powarkiwanie.
Zresztą gdyby powiedziała o cmentarnym chłodzie, jaki ją otoczył, pewnie by jej
nie uwierzyli.

— Dlaczego krwawisz, pani? — dopytywała się Kirsten
— Podrapał, a może ugryzł?
— Byłam tak przerażona, że niewiele pamiętam. Wiem tylko, że uciekałam w

panice, potykając się i przewracając, a on mnie gonił.

Szmer, który przeszedł przez gromadę gapiów, przy prawił ją o dreszcze.

TLR

background image

— Nie wzięłaś ze sobą pochodni? — zapytał Orm 0ysteisson.
— Nie, zapomniałam.
W tej samej chwili z Wieży Śmiałków wybiegła pa ni Bothild, która

usłyszawszy zamieszanie na dziedzińcu, postanowiła sama sprawdzić, co się stało.
Gdy opowiedziano jej całe wydarzenie, przerażona, zakryła usta dłonią, a potem
chwyciła Ingebjorg za ramię i rzekła:

— Chodź, moje dziecko. Nie możesz tu tak stać. Drżysz jak osika.
Ingebjorg z ulgą podążyła za nią, a gapie rozeszli się z powrotem do swych

zajęć.

Ostatnie, co Ingebjorg uchwyciła kątem oka, nim przestąpiła próg, to była

zamyślona mina Turego, który nie odezwał się nawet słowem. Tylko Orm
Oysteinsson rzucił coś o bezmyślnych białogłowach, które zapominają wziąć
zapaloną pochodnię, gdy wchodzą zimową porą do Ciemnego Korytarza.

Pani Bothild, ściskając ją za ramię, poprowadziła do swej komnaty i

wyszeptała z pochwałą:

— Bardzo mądrze postąpiłaś.
Ingebjorg odwróciła się do niej zaskoczona.
— To ostatnie miejsce, gdzie będą szukać — ciągnęła szeptem pani Bothild, a

po chwili dodała już normalnym głosem: — Opowiedz mi dokładnie, co się stało.

Ingebjorg opowiedziała wszystko od momentu, gdy podjęła decyzję, gdzie

ukryje list, do chwili, gdy licząc kroki, dotarła blisko miejsca, w którym straszy.

— Nie przyszło ci do głowy, że upiór Malcanisa może ci się naprawdę ukazać?

— spytała pani Bothild.

— Owszem — pokiwała głową Ingebjorg. — Już kiedyś słyszałam warczenie i

widziałam żółte ślepia. Zdecydowałam się jednak tam pójść, gdyż uznałam, że
właśnie tam jest najlepsza kryjówka.

Pani Bothild pokręciła głową z niedowierzaniem, mówiąc:
— Jesteś dzielniejsza niż sądziłam.
Na twarzy Ingebjorg przemknął uśmiech.
— Mama zawsze powtarzała, że jestem uparta. — Skrzywiła się i

wzdrygnąwszy, dodała: — To było okropne przeżycie, zupełnie inne niż
poprzednio, choć udawałam przed wszystkimi, że widziałam to samo co ostatnio.
Wątpię, by ktokolwiek się domyślił, że wykorzystałam Ciemny Korytarz jako
kryjówkę.

Pani Bothild pokiwała głową.

TLR

background image

— Też tak sobie pomyślałam, gdy zrozumiałam, dokąd poszłaś. Ale powiedz,

co tym razem widziałaś?

Ingebjorg popatrzyła jej prosto w oczy i odparła:
— Nic. Nie dotarły do mnie też żadne odgłosy, a mimo to jeszcze nigdy tak się

nie bałam.

Pani Bothild popatrzyła na nią zalękniona.
— Otulił mnie znienacka przenikliwy chłód. Ale to nic był przeciąg ani zimno,

jakie daje się odczuć w mroźn\ dzień. Lodowaty ziąb przeniknął mnie do szpiku
kości i napełnił trudnym do opisania lękiem. Zdawało mi się. jakby mnie dosięgło
tchnienie śmierci.

— Tchnienie śmierci? — jęknęła pani Bothild.
— Tak, Asta, zielarka z mojej rodzinnej wsi Dal, opowiadała mi kiedyś, że coś

takiego przeżyła w starej, opuszczonej chacie, zamieszkanej niegdyś przez
człowieka, niesłusznie powieszonego za przestępstwo, którego nie popełnił. Był
wdowcem i sam wychowywał dwoje dzieci. Ludzie powiadali, że nie może zaznać
spokoju i wciąż powraca, żeby sprawdzić, co się dzieje z jego dziećmi. Nawet gdy
już dorosły i dawno się stamtąd wy prowadziły, w chacie słyszano kroki. Asta
postanowiła sprawdzić, ile prawdy jest w krążących plotkach, i wtedy właśnie
doświadczyła tego dziwnego uczucia. Wokół niej zrobiło się nagle zupełnie
zimno. Była pewna, że w środku był duch, ale nie chce się ujawnić.

— Uważasz, że Malcanis uczynił to samo? Był tam, ale nawet szmerem nie

zdradził swej obecności?

Ingebjorg przytaknęła.
— On nie chce mi zrobić nic złego. Gdybym to od razu zrozumiała, to bym się

nie przestraszyła.

— Ja bym umarła ze strachu — odparła pani Bothild, wzdrygając się. — Chyba

nie odważę się odtąd przechodzić tamtym korytarzem bez licznej straży.

— On mi nic nie zrobił, pani Bothild i myślę, że następnym razem też mnie nie

skrzywdzi. Wyczuwa widocznie, że nie ja ponoszę winę za to, że został żywcem
zamurowany.

Pani Bothild umilkła, ale sądząc po jej minie, słowa Ingebjorg jej nie

przekonały. Odwróciła się w stronę drzwi i nerwowo rozejrzawszy się po
pomieszczeniu, zapytała szeptem:

— Ukryłaś list?
Ingebjorg pokiwała głową.
— Dość głęboko? Nie wypadnie?

TLR

background image

Ingebjorg znów przytaknęła. Zagryzła wargę i zamyślona spuściła wzrok.
— Ture zapyta mnie, po co poszłam do Ciemnego Korytarza, a ja nie wiem, co

mu odpowiedzieć.

— Powiedz po prostu, że wybrałaś się do stajni popatrzeć na konie albo coś

takiego.

Ingebjorg pokręciła głową.
— Nie uwierzy mi. — Posłała żonie ochmistrza zrezygnowane spojrzenie. —

Jest chorobliwie zazdrosny. Podejrzewa, że coś mnie łączy z rycerzem Darre.

Pani Bothild poklepała ją po dłoni, próbując pocieszyć:
— Wszyscy młodzi mężczyźni, zakochani w swych żonach, tak się zachowują.

Możesz się z tego jedynie cieszyć. — Westchnęła ciężko i dodała: — Niestety,
dość szybko stają się zbyt obojętni, by odczuwać zazdrość.

Ingebjorg przyjęła jej słowa w milczeniu.
Pani Bothild tymczasem oddaliła się w stronę drzwi, mówiąc:
— Mogą wrócić lada chwila. Lepiej, żeby mnie tu nie zastali.
Po wyjściu żony ochmistrza Ingebjorg pogrążyła się w rozmyślaniach. Nie

wzięła pod uwagę tego, że będzie musiała się tłumaczyć Turemu.

Gdybym nie uciekała w popłochu, o niczym by się nie dowiedział, pomyślała

zła na samą siebie.

Tymczasem w komnacie obok rozległy się głosy, wśród których rozpoznała

głos Turego. W pewnym sensie cieszyła się, że nie jest teraz sama w
pomieszczeniach komory królewskiej, które zajmowali wspólnie, zdana
wyłącznie na siebie.

— Gdzie Ingebjorg? — rzucił niecierpliwie.
— Siedzi i przepisuje.
Niemal natychmiast stanął w drzwiach, pytając od progu:
— No i co z tobą?
— Już lepiej — odparła, podnosząc wzrok na męża, ale nie wytrzymała jego

spojrzenia.

Podszedł całkiem blisko, mówiąc:
— Chyba nie wierzysz w te przesądy, Ingebjorg? Krew na twoich rękach to

zwykłe zadrapania. Upadłaś i się, skaleczyłaś.

— Może — wyszeptała, wpatrując się w kartki księgi.
— Skoro jesteś taka strachliwa, to czemu poszłaś tam bez pochodni?
— Sama nie potrafię pojąć, jak mogłam być aż tak nierozsądna.
— Chyba, że był tam z tobą ktoś jeszcze...

TLR

background image

Zmusiła się, by popatrzeć mu prosto w oczy i odparła.
— Byłam sama.
— Może wracałaś od kogoś?
Pokręciła głową, wyjaśniając:
— Nie mogłam znaleźć jednego z moich fletów i pomyślałam, że zapomniałam

go zabrać z Wieży Dziewicy.

Kłamstwo miało cierpki smak.
Ture usiadł na brzegu pulpitu i patrzył na nią wyczekująco.
Zdenerwowała się.
— To piękny flet, wyrzeźbiony z kła morsa. Ojciec kupił mi go w jakimś

obcym kraju.

— A kogo spotkałaś w Wieży Dziewicy?
— Nikogo.
— Szkoda, że rycerz Darre nie miał odwagi cię odprowadzić przez Ciemny

Korytarz, tylko kazał ci dla niepoznaki wracać samej.

— Nie rozumiem, o czym ty mówisz!
— Biedna, mała Ingebjorg, która nic nie rozumie. Darre pojawił się w

północnym skrzydle w chwilę po twoim okropnym przeżyciu. Czy nie byłoby
bardziej rozsądne, gdyby poczekał trochę dłużej?

Nie widziałam rycerza Darre przez cały dzień.
— Nie, z pewnością — rzucił znużony Ture i wyszedł.
— Święta Mario — wyszeptała Ingebjorg. — Znów mi nie uwierzył.
Nieco później do drzwi zapukała pani Bothild i wśliznąwszy się do środka,

oznajmiła:

— Wrócili do północnego skrzydła na dalsze obrady.
Ingebjorg tylko skinęła głową, bo jej myśli krążyły wciąż wokół podejrzeń

Turego.

Pani Bothild przyglądała się jej uważnie, a po dłuższej chwili zapytała:
— Czy on cię bije, Ingebjorg?
Pokręciła głową pośpiesznie.
— Nie, dlaczego pytasz, pani?
— Zrobiłam coś strasznego. Podsłuchiwałam pod drzwiami.
Ingebjorg milczała.
— Postąpiłam tak dlatego, że się o ciebie martwiłam, a po tym, co usłyszałam,

wcale nie jestem spokojniejsza.

— Nic mi nie zrobił.

TLR

background image

— Ale groził ci. Zwracał się do ciebie bardzo nieprzyjemnym tonem.
— Czasami mówi w taki sposób, ale to nic nie znaczy. Po chwili mnie całuje i

zachwyca się moją urodą — odparła pośpiesznie, siląc się na uśmiech.

Pani Bothild spoglądała jednak z powagą.
— Ture ci nie uwierzył. Jest przekonany, że miałaś schadzkę z rycerzem Darre.
Ingebjorg przytaknęła.
— Minie mu, tak jak wczoraj.
Pani Bothild odwróciła się, mruknąwszy pod nosem:
— Nie podoba mi się to. Bardzo mi się nie podoba.
Ingebjorg zamierzała już kończyć przepisywanie, gdy ktoś wszedł do pani

Bothild i przez ścianę usłyszała głos rycerza Darre.

— Wiesz może, pani, gdzie jest teraz panna Ingebjorg?
— Siedzi tu obok, bo w jej pracowni jest za zimno.
— Mógłbym wejść do środka i zamienić z nią parę słów?
— Myślę że tak, ale proszę nie zostawać tam długo, rycerzu Darre, bo

Ingebjorg ma strasznie zazdrosnego męża.

Ingebjorg usłyszała, że rycerz się roześmiał, sądząc za pewne, że żona

ochmistrza sobie żartuje. Po chwili stanął w drzwiach i zapytał:

— Mogę wejść do środka, panno Ingebjorg?
— Owszem, pod warunkiem, że przestaniesz nazywać mnie panną.
Zaśmiał się, po czym podszedł bliżej i zniżył głos:
— Mam nadzieję, że wczorajsze zdarzenie nie przysporzyło ci, pani,

kłopotów?

— Pani Bothild wyratowała nas z opresji — odparła.
— Rzeczywiście, zachowała się bardzo przytomnie. Czy możesz, pani,

porozmawiać o tym z mężem?

Ingebjorg pokręciła się niespokojnie i odparła:
— Na razie nie. Nie mam odwagi nic mówić, póki nie zyskam pewności, po

czyjej jest stronie.

— Z pewnością jest to rozsądne, choć raczej mało prawdopodobne, by...
Urwał i zerkając w stronę drzwi, zwrócił się do niej ponownie, szepcząc:
— Czy na pewno można ufać pani Bothild? Pamiętasz, pani, że w liście zostało

wymienione nazwisko pana Orma.

Popatrzyła mu prosto w oczy i odrzekła:
— Tak, ufam jej, mimo że wie o tym.
Widząc jego niedowierzający wzrok, dodała pośpiesznie:

TLR

background image

— Mówiłam ci, że wiele się wydarzyło, odkąd widzieliśmy się ostatnio,

zwłaszcza w moich stosunkach z panią Bothild. Bardzo się zaprzyjaźniłyśmy,
polubiłam ją. Męczy mnie myśl, że mogłabym jej sprawić ból, i sama już nie
wiem, co jest słuszne. Zresztą jej to też nie daje spokoju. Bardzo się boi, że jej syn
został wciągnięty do spisku, ale nie wie tego na pewno. Tak czy inaczej, dotyczy to
jej męża. Równocześnie mówi, że nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby król
Magnus został pojmany bądź stracony, a ona nie uczyniłaby niczego, mogąc temu
zapobiec.

Rycerz Darre skinął głową i rzekł:
— Wydaje mi się, że powinnaś, pani, porozmawiać o tym ze swoim mężem.

On wie więcej niż ja, jest ustosunkowany i zapewne mądry. Jeśli uważasz, pani, że
tobie jako kobiecie trudno przeprowadzić taką rozmowę, to mogę się tego podjąć
w twoim imieniu.

Popatrzyła na niego przerażona i odparła z naciskiem:
— Nie czyń tego pod żadnym pozorem.
— Dlaczego? — Zmarszczył czoło, nic nie rozumiejąc.
Ingebjorg zerknęła niepewnie w stronę drzwi, zdecydowała się mu jednak

zwierzyć.

— Mnie się zdaje, że on jest człowiekiem ochmistrza... — Gdy ujrzała jego

strwożony wzrok, dodała cienko: — Proszę cię, rycerzu Darre, nie podejmuj
żadnych działań! Minęły trzy lata od napisania tego listu, większość sygnatariuszy
już nie żyje. Nie wiadomo, ilu ostało się przeciwników króla. Może ich liczba
zmalała i skrywają swoje poglądy, zrozumiawszy, że nie są w stanie wpłynąć na
zmianę sytuacji?

Darre pokręcił gwałtownie głową.
— Wiesz, że to nie tylko o to chodzi. W Szwecji narasta opór przeciwko

królowi Magnusowi. Póki co, tli się pod powierzchnią, ale w każdej chwili może
wybuchnąć otwarty konflikt, a wówczas norwescy przeciwnicy króla nie będą się
przyglądali spokojnie, to pewne.

— Co mam w takim razie czynić, rycerzu Darre? — zapytała zdesperowana,

zagryzając wargę.

— Nie wiem — odparł, odwracając się do wyjścia. — Spróbuję dokładniej

sprawdzić, co się właściwie dzieje.

— Wiesz może, pani, gdzie jest teraz panna IngebjoiT,
— Siedzi tu obok, bo w jej pracowni jest za zimno.
— Mógłbym wejść do środka i zamienić z nią pan; słów?

TLR

background image

— Myślę że tak, ale proszę nie zostawać tam długo, ry cerzu Darre, bo

Ingebjorg ma strasznie zazdrosnego męż.i

Ingebjorg usłyszała, że rycerz się roześmiał, sądząc za pewne, że żona

ochmistrza sobie żartuje. Po chwili sta nął w drzwiach i zapytał:

— Mogę wejść do środka, panno Ingebjorg?
— Owszem, pod warunkiem, że przestaniesz nazyw.n mnie panną.
Zaśmiał się, po czym podszedł bliżej i zniżył głos:
— Mam nadzieję, że wczorajsze zdarzenie nie przyspo rzyło ci, pani,

kłopotów?

— Pani Bothild wyratowała nas z opresji — odparła.
— Rzeczywiście, zachowała się bardzo przytomnie Czy możesz, pani,

porozmawiać o tym z mężem?

Ingebjorg pokręciła się niespokojnie i odparła:
— Na razie nie. Nie mam odwagi nic mówić, póki nie zyskam pewności, po

czyjej jest stronie.

— Z pewnością jest to rozsądne, choć raczej mało prawdopodobne, by...
Urwał i zerkając w stronę drzwi, zwrócił się do niej ponownie, szepcząc:
— Czy na pewno można ufać pani Bothild? Pamię tasz, pani, że w liście

zostało wymienione nazwisko pa na Orma.

Popatrzyła mu prosto w oczy i odrzekła:
— Tak, ufam jej, mimo że wie o tym.
Widząc jego niedowierzający wzrok, dodała pośpiesz nie:
— Mówiłam ci, że wiele się wydarzyło, odkąd widzie liśmy się ostatnio,

zwłaszcza w moich stosunkach z pa nią Bothild. Bardzo się zaprzyjaźniłyśmy,
polubiłam ją. Męczy mnie myśl, że mogłabym jej sprawić ból, i sama już nie
wiem, co jest słuszne. Zresztą jej to też nie daje spokoju. Bardzo się boi, że jej syn
został wciągnięty do spisku, ale nie wie tego na pewno. Tak czy inaczej, dotyczy to
jej męża. Równocześnie mówi, że nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby król
Magnus został pojmany bądź stracony, a ona nie uczyniłaby niczego, mogąc tętnu
zapobiec.

Rycerz Darre skinął głową i rzekł:
— Wydaje mi się, że powinnaś, pani, porozmawiać o tym ze swoim mężem.

On wie więcej niż ja, jest ustosunkowany i zapewne mądry. Jeśli uważasz, pani, że
tobie jako kobiecie trudno przeprowadzić taką rozmowę, to mogę się tego podjąć
w twoim imieniu.

Popatrzyła na niego przerażona i odparła z naciskiem:

TLR

background image

— Nie czyń tego pod żadnym pozorem.
— Dlaczego? — Zmarszczył czoło, nic nie rozumiejąc.
Ingebjorg zerknęła niepewnie w stronę drzwi, zdecydowała się mu jednak

zwierzyć.

— Mnie się zdaje, że on jest człowiekiem ochmistrza... — Gdy ujrzała jego

strwożony wzrok, dodała cienko: — Proszę cię, rycerzu Darre, nie podejmuj
żadnych działań! Minęły trzy lata od napisania tego listu, większość sygnatariuszy
już nie żyje. Nie wiadomo, ilu ostało się przeciwników króla. Może ich liczba
zmalała i skrywają swoje poglądy, zrozumiawszy, że nie są w stanie wpłynąć na
zmianę sytuacji?

Darre pokręcił gwałtownie głową.
— Wiesz, że to nie tylko o to chodzi. W Szwecji narasta opór przeciwko

królowi Magnusowi. Póki co, tli się pod powierzchnią, ale w każdej chwili może
wybuchnąć otwarty konflikt, a wówczas norwescy przeciwnicy króla nie będą się
przyglądali spokojnie, to pewne.

— Co mam w takim razie czynić, rycerzu Darre? — zapytała zdesperowana,

zagryzając wargę.

— Nie wiem — odparł, odwracając się do wyjścia. — Spróbuję dokładniej

sprawdzić, co się właściwie dzieje.

Tak czy inaczej, zgadzam się z tobą. Musimy postępo wać niezwykle ostrożnie

— dodał z uśmiechem, starając się ją uspokoić.

Miał ją już opuścić, gdy nagle coś mu się przypom niało.
— Z jakiego powodu twój małżonek zachowuje się tak dziwnie? Czyżby

podejrzewał, że uderzam do ciebie

w zaloty?
Ingebjorg poczuła, że się czerwieni, ale przytaknęła, tłumacząc:
— Jest śmiertelnie zazdrosny nawet o mojego opiekuna.
— W takim razie powinienem się chyba trzymać od ciebie z daleka — odparł z

uśmiechem.

Powiedział te słowa żartem, ale poznała po jego mi nie, że się zaniepokoił.

Poczuła ulgę, gdy opuścił po mieszczenie.

Ingebjorg z lękiem myślała o nadchodzącym wieczorze. Wiedziała, że Turego

nie zadowoliły jej odpowiedzi i zażąda, by mu wyjaśniła, gdzie naprawdę była.
Kto wie, czy nie zacznie szukać fletów, przyszło jej nagle do głowy i zrobiło jej się
gorąco na samą myśl o jego chorobliwej podejrzliwości.

Gotów jest przetrząsnąć rzeczy w mojej skrzyni, by mnie złapać na kłamstwie!

TLR

background image

Niespokojna, udała się na kolację. Okazało się, że na posiłek zostali też

zaproszeni magnaci, którzy przez cały dzień obradowali w północnym skrzydle
twierdzy, więc ucztę przygotowano w sali na piętrze.

Ture ścisnął ją mocno za ramię i poprowadził do stołu. Uśmiechał się i

wydawał się wesoły, rozmawiając z innymi, domyśliła się jednak, że nadal jest na
nią zły i ciągle ją podejrzewa.

Zwróciła się do niego cicho:
— Spróbuj mi uwierzyć, Ture. Nie mam przed tobą żadnych tajemnic. Nie

spotkałam się ani z rycerzem

I )arre, ani z nikim innym. W Ciemnym Korytarzu byłam sama.
Ścisnął ją jeszcze boleśniej, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem, ale

maskował się świetnie, uśmiechając się wokół. Po chwili rzucił lodowatym tonem:

— Na pewno też rycerz Darre nie odwiedził cię w ciągu dnia.
Serce jej stanęło, ale odparła:
— Przyszedł się tylko dowiedzieć, co ze mną, ale natychmiast wyszedł.
— Czyżby? Słyszałem całkiem coś innego.
— W takim razie zapytaj panią Bothild, skoro mi nie wierzysz. Była w swojej

komnacie i dokładnie wie, jak długo rozmawiałam z rycerzem Darre. Drzwi
zresztą były otwarte.

— Mam pytać twoją przyjaciółkę! — odezwał się szyderczo.
— Pani Bothild nie kłamie — zdenerwowała się Ingebjorg.
— Mój pomocnik też nie.
Ciarki jej przeszły po plecach. Ture sprawił sobie „pomocników" wśród

służby? Czyżby ktoś przez cały czas ją szpiegował?

Usiedli. Na stoły wniesiono półmiski pełne smakowitości, polewano piwo lub

wino. Ingebjorg zapragnęła nagle, by Ture się upił i zasnął natychmiast, gdy się
położy do łóżka. Wiedziała jednak, że trunki mogą podziałać na niego dokładnie
na odwrót. Zdążyła już poznać jego gwałtowność.

Wielmoża po drugiej stronie stołu uniósł kielich i przypijając do niej,

powiedział głośno, by przedrzeć się przez gwar:

— Słyszałem o tobie, pani Ingebjorg. W pogłoskach nie było ani cienia

przesady — dodał z uśmiechem. — Pan Ture rzeczywiście ma niezwykle
urodziwą, młodą małżonkę. Na zdrowie!

Ingebjorg uśmiechnęła się i uniosła kielich.
— Czy to prawda, że przepisujesz, pani, księgi dla ocli mistrza?
Ingebjorg pokiwała głową z uśmiechem.

TLR

background image

— A także i to, że brat Eilif z Hovedoen zaofiarował się, że nauczy cię

malować miniatury?

Ingebjorg ponownie przytaknęła.
— Wspaniale. Jestem pod wielkim wrażeniem, pani In gebjorg. Pan Orm

Oysteinsson opowiadał, że nie widział piękniejszej kaligrafii niż twoja, a na
dodatek piszesz, pa ni, podobno bardzo szybko. Ochmistrz chętnie widział by cię
w roli pisarza, a nie tylko kopistki, gdyby możli we było powierzenie kobiecie tak
wysokiego stanowiska.

Panowie obok przerwali rozmowy i przysłuchiwali się jego słowom, zerkając

ukradkiem na Ingebjorg.

Ture udawał, że nie słucha, ale tak naprawdę nastawił uszu. Wyprostował się, a

na jego twarzy dostrzegła mi nę zwycięzcy.

Ingebjorg uśmiechnęła się i odpowiedziała:
— Nauczyłam się kaligrafować w klasztorze Nonnese ter i zachwyciły mnie

wówczas przepiękne miniatury. Sądzę, że kobieta z wyższych sfer może
zajmować się malarstwem miniaturowym — dodała z uśmiechem.

— Ależ oczywiście! Naturalnie, nie w celu zarobkowania tylko dla

przyjemności.

— To właśnie miałam na myśli — potwierdziła Ingebjorg.
Mężczyzna patrzył na nią z niekłamanym podziwem, zagadując dalej:
— Słyszałem, pani, że dorastałaś w okazałym dworze niedaleko jeziora Mjosa i

że wraz z matką byłaś zmuszona wykonywać prace gospodarskie, kiedy pomarła
wam służba. Czy to prawda?

Ingebjorg, nie patrząc na Turego, odparła głośno:
— Owszem. Wiele mnie to nauczyło. Cieszę się, że mia łam takie

doświadczenie, bo dzięki pracy jeszcze bardziej pokochałam dwór.

Wielmoża pokiwał głową.
— Byłbym dumny, gdyby moja córka mogła powiedzieć to samo. —

Zwróciwszy się zaś do Turego, rzekł: — Szczęściarz z was, panie Ture
Gustavsson. Na zdrowie!

Ture wzniósł toast bez śladu złości i gniewu. Następnie odwrócił się do niej,

mówiąc:

— Na zdrowie, Ingebjorg. Bardzo jestem z ciebie dumny.
Odstawił kielich i uścisnął jej dłoń: — Przypomnę panu Ormowi

Oysteinssonowi, by porozmawiał z bratem Kilifem. Dobrze by było, abyś jak
najszybciej rozpoczęła pobieranie u niego nauk.

TLR

background image

Ingebjorg uśmiechnęła się do niego z ulgą. Jak niewiele trzeba, pomyślała.

Wystarczyło kilka pochwał z ust innego wielmoży, by Ture zmienił swój pogląd.

Mimo to była dość zdenerwowana, gdy wieczór dobiegł końca i wraz z mężem

udali się do swych komnat. Przekonała się już wiele razy, że Ture potrafi być
nieobliczalny, i w jednej chwili radość zamienia się u niego w gniew.

Rozbierali się w milczeniu. Ture nie wydawał się ani senny, ani podchmielony.
Pośpiesznie wsunęła się pod futrzane przykrycie i kołdrę, bo w sypialni

panował chłód.

Ture zdmuchnął płomień lampy i powoli wszedł do łóżka.
— Zauważyłem, że Sigurd Haftorsson był tobą oczarowany. Wiesz, że to

najbogatszy człowiek w tym kraju?

— Wiem tylko, że sprawuje rządy na terenach Opplandene z polecenia króla.
Ture zaśmiał się w ciemności.
— Różnisz się od innych kobiet, Ingebjorg. One wiedziałyby, że to

najbogatszy człowiek, nie miałyby jednak pojęcia, jakie piastuje stanowisko.

Ingebjorg zagryzła wargę, zadowolona, że mąż nie widzi jej twarzy.
— Nie przestawał o tobie mówić, gdy później popijaliśmy razem trunki. Nie

może się doczekać, kiedy ujrzy twoje pierwsze miniatury. Zależy mi na dobrych
sto sunkach z tym człowiekiem, Ingebjorg. Jutro porozma wiam z Ormem
Oysteinssonem w sprawie twoich nauk u mnicha.

Ingebjorg zmarszczyła czoło. A więc to dlatego Ture pozwoli mi się uczyć

malowania miniatur, pomyślała. Chce zrobić wrażenie na Sigurdzie Haftorssonie,
zięciu potężnego Erlinga Vidkunnsona.

Przytulił się do niej i, pieszcząc jej ciało, wyszeptał:
— Dobrze nam było dziś rano ze sobą, prawda? Chcę, żeby teraz było

podobnie — dodał chrapliwie. Odszukał wargami jej usta, a ona zarzuciła mu ręce
na szyję i chętnie wyszła mu na spotkanie.

Rozdział 9


Przez następne dni Ture był zajęty od rana do wieczora. W północnym skrzydle

twierdzy trwały obrady. Ochmistrz przemawiał w imieniu króla zarówno do
świeckich dostojników, jak i do biskupów. Król Magnus, książę Algotsson i
junkier Eryk powrócili do Varberg, natomiast młody król Hakon pojawił się w
Akersborg drugiego dnia obrad. Ingebjorg wraz z panią Bothild nie zostały

TLR

background image

wtajemniczone, o czym rozprawiano w tym dostojnym gronie, ale z pojedynczych
informacji domyśliły się, że chodzi o, mające nastąpić niebawem, przejęcie
rządów nad krajem przez króla Hakona.

Ingebjorg poświęcała cale dnie na przepisywanie księgi i była zadowolona,

póki Ture zajęty był ważnymi sprawami. Miała cichą nadzieję, że zmieni zdanie w
sprawie króla, gdy bliżej pozna młodego Hakona i zobaczy pewne sprawy z
perspektywy Norwegii. Słyszała, jak panowie przy stole chwalą zapał młodego
Hakona, który chce władać krajem zgodnie z wolą ludu, a także dopuścić do głosu
magnatów tak, by nie doszło do podobnych konfliktów jak w Szwecji. Sama też
zauważyła, że król Hakon jest bardzo przyjazny, miły i pogodnie usposobiony.
Była pewna, że Ture go polubi.

Pani Bothild zaglądała do niej raz po raz i opowiadała, czego się dowiedziała.
— Obawiam się, że w kraju narastają niepokoje, Ingebjorg — rzekła,

marszcząc z zatroskaniem czoło. — Niektórzy uważają, że przejęcie rządów przez
króla Hakona wywoła lawinę zdarzeń. Jak z pewnością słyszałaś, potężna Birgitta
wspiera junkra Eryka w jego żądaniach o dziedziczenie tronu Norwegii. Powiada
się, że magnaci chcą wykorzystać jego niezadowolenie jako pretekst do
wzniecenia buntu.

Ingebjorg odłożyła pióro i popatrzyła na nią z niepokojem.
— Miałam nadzieję, że możni panowie zmienią zdanie, gdy nieco lepiej

poznają króla Hakona.

Pani Bothild pokiwała głową:
— Ja też uczepiłam się tej nadziei, to jednak chyba nie zdoła uratować króla

Magnusa.

Myślę, że będzie musiał szukać sojuszników gdzie indziej. Najbliżej jest

duński król Waldemar. Gdyby król Danii miał córkę na wydaniu, to jestem niemal
pewna, że król Magnus zaproponowałby jej małżeństwo z królem Hakonem,
niestety córka króla Waldemara ma dopiero dwa lata. Nie będę ci dłużej
przeszkadzać — dodała, zbierając się do wyjścia. — Chciałam jedynie, byś
orientowała się w sytuacji.

Ingebjorg pokiwała głową.
— Rycerz Darre obiecał, że spróbuje się rozeznać odnośnie zawiązującego się

sprzeciwu wobec króla Magnusa tu, w Norwegii.

— Dobrze. W takim razie, póki co, zapomnijmy o liście.
Ingebjorg, pełna sprzecznych uczuć, szła do sali uczi, gdzie miała spotkać

króla Hakona po raz pierwszy od tamtego dnia, gdy piorun trafił w dziedziniec

TLR

background image

twierdzy. Trudno jej było uwierzyć, by król potwierdził Turemu, że próbowała
uwieść księcia Algotssona.

Gdy obie z panią Bothild wkroczyły do sali, panowie byli już w środku, a

pierwszą osobą, która stanęła im na drodze, był właśnie młody król Hakon.

Zaczerwienił się na widok Ingebjorg i, unikając jej wzroku, zagadnął:
— Doszły mnie słuchy, że od naszego ostatniego spotkania nastąpiła zmiana w

twoim życiu, pani Ingebjorg. Podobno wyszłaś za mąż. Gratuluję!

— Dziękuję, wasza wysokość.
Wydawało się, że król chce coś dodać, ale się po wstrzymał.
Ingebjorg weszła w głąb sali, a gdy szukała swego miejsca przy stole, odkryła,

ku swemu przerażeniu, że usadowiono ją obok króla. Odniosła wrażenie, że on
czuje się tak samo zakłopotany jak ona.

Przez długą chwilę siedzieli w milczeniu, w końcu król zwrócił się do niej ze

słowami:

— Podobno masz, pani, pobierać nauki z malarstwa miniaturowego u jednego

z mnichów na Hovedoen?

— Mam taką nadzieję. W każdym razie mnich wyraził chęć, by mnie nauczać.
— Pan Ture wspomniał, że zaczynasz, pani, od jutra.
— Tak powiedział? Nic nie wiedziałam.
Zerknął na nią zdziwiony i szybko dodał:
— Małżonek jest bardzo dumny z ciebie, pani.
Ingebjorg pokiwała głową, zarumieniona.
— Pani Bothild wspominała mi, że bardzo się panie zaprzyjaźniłyście i miło

wam we wzajemnym towarzystwie. Cieszę się, żywię bowiem głęboki szacunek
dla żony ochmistrza. Kiedy byłem młodszy i mieszkaliśmy w jednym miejscu,
była dla mnie jak matka.

— Nie wiedziałam. — Ingebjorg uśmiechnęła się zaskoczona.
— Moi rodzice mieszkali w Szwecji, ale norwescy magnaci życzyli sobie, bym

dorastał tutaj, skoro z czasem miałem zasiąść na norweskim tronie.

— Musiało być ci ciężko, królu, z dala od rodziców — rzekła trochę speszona.
— Owszem, nie zawsze było mi łatwo.
Rozejrzał się wokół, jakby sprawdzając, czy ktoś przysłuchuje się ich

rozmowie, i rzucił krótko: — Bardzo ubolewam nad tym, co się stało, pani
Ingebjorg. Przypominasz sobie, pani, że cię ostrzegałem.

Ingebjorg nie sądziła, że król zechce o tym rozmawiać i poczuła, że się

rumieni.

TLR

background image

— Tak, pamiętam — odparła tak cicho, że ledwie ją usłyszał. — Zażądał,

żebym otworzyła drzwi. Bałam się, on jednak twierdził, że ochmistrz pozwolił mu
pożyczyć księgę.

Król westchnął ciężko, nie miała jednak odwagi na niego spojrzeć. Po tym, co

usłyszał, jego nienawiść do księcia z pewnością nie zmalała, pomyślała.

Przez chwilę jedli w milczeniu.
— Pan Ture dowiedział się o tym? — zapytał niepewnie.
— Ten, o którym mówimy, powiedział mu o tym.
Westchnął zrezygnowany.
W tej samej chwili siedzący obok króla arystokrata, zagadnął go, więcej więc

już nie podnosili tego tematu.

Ingebjorg dręczyły mieszane uczucia. Cieszyła się, że król Hakon jej uwierzył i

domyślił się, co naprawdę się wydarzyło. Równocześnie ogarnęła ją wściekłość na
Turego, który skłamał, opowiadając, że król Hakon potwierdził jej zdradę. Co
prawda, próbowała jeszcze bronić męża, równie dobrze mógł skłamać król, ale
jakoś jej to nie przekonało.

W uczcie uczestniczyło niewiele dam, dlatego też nie tańczono. Po

skończonym posiłku pani Bothild i Inge- bjorg wycofały się do siebie, a
mężczyźni raczyli się da lej trunkami.

— Zauważyłam, że rozmawiałaś szczerze z królem Hakonem — zagadnęła

pani Bothild, gdy tylko wróciły do jej komnaty.

Ingebjorg pokiwała głową i spuściła wzrok.
— Przepraszam, że pytam, ale czy miało to jakiś związek z księciem

Algotssonem?

Ingebjorg znów przytaknęła.
— Chodziło o coś, co się wydarzyło w twierdzy tuż po jego przybyciu,

prawda?

— Nie pytaj, pani — odpowiedziała Ingebjorg i posłała jej bezradne

spojrzenie. — Najchętniej wymazałabym z pamięci to zdarzenie.

Twarz pani Bothild przybrała surowy wyraz.
— Tego się właśnie obawiałam — rzekła i popatrzyła na nią wzburzona. —

Mam nadzieję, że nie zrobił ci krzywdy?

Ingebjorg pokręciła głową.
— Uratowało mnie uderzenie pioruna — westchnęła zrezygnowana i dodała:

— Najbardziej dręczyło mnie, poza strachem i wstydem, że nagle pojawił się

TLR

background image

wtedy król Hakon. Obawiałam się, że opacznie zrozumiał całą sytuację, i uznał, że
sama zawiniłam. Że z własnej woli...

Zamilkła, bo wstydziła się nawet dokończyć zdanie.
— Nigdy by w to nie uwierzył — zaprotestowała pani Bothild. — Trochę się

zna na ludziach, pomimo swego młodego wieku. Ale to na pewno nie poprawiło
jego sto sunków z księciem — dodała zamyślona. Pokręciwszy gło wą spojrzała na
Ingebjorg ze współczuciem. — Ileż to cier pień na ciebie spada, dziecko. Odkąd
opuściłaś rodzinny dwór i przybyłaś do Oslo, spotykały cię samo zło i ból.

— Wiele w tym mojej winy.
Zauważyła zdziwione spojrzenie pani Bothild i raptem postanowiła jej o

wszystkim opowiedzieć. Połączyła je przecież bliska zażyłość. Uznała, że nie
powinna skrywać przed żoną ochmistrza tak ważnych wydarzeń ze swego życia.
Już od dawna miała ochotę opowiedzieć jej

— Gudrid Guttormsdatter, ale nie wiedziała w jaki sposób to uczynić, nie

wyjawiając całej prawdy.

— O tylu sprawach jeszcze ci nie mówiłam, pani — zaczęła powoli.
Pani Bothild, wzbraniając się gestem dłoni, odparła:
— Nie chcę na tobie nic wymuszać.
— Ale ja pragnę ci opowiedzieć, pani. Na pewno przeżyjesz wstrząs, gdy

usłyszysz prawdę, ale mimo wszystko zależy mi, byś ją poznała.

Zwilżyła usta i spuściwszy wzrok, po chwili wahania wyznała:
— Kiedy przebywałam w klasztorze, wydałam na świat dziecko.
Żona ochmistrza jęknęła.
— Zakochałam się w synu ubogiego wieśniaka z Dal, ale matka zabroniła mi

go poślubić. Nie odważyłam się jej powiedzieć, że oczekuję dziecka i, skrywając
tę tajemnicę, wstąpiłam do klasztoru. To był jeden z powodów, dla którego pani
Thora tak mnie znienawidziła. Gdy odkryła prawdę, ogarnęła ją wściekłość i odtąd
wykorzystywała każdy pretekst, by mnie ukarać.

Zamilkła i podniosła wzrok. W spojrzeniu pani Bothild dostrzegła zarówno

współczucie, jak i trwogę.

— Powiedziano mi, że dziecko urodziło się martwe, nawet zaprowadzono mnie

na jego grób poza murami klasztoru — rzekła z goryczą, zagryzając wargę. — Ja
jednak słyszałam tuż po rozwiązaniu ciche popłakiwanie i podejrzewałam, że
zatajono przede mną prawdę.

— Ale, jak... — Pani Bothild zmarszczyła czoło.

TLR

background image

— Dla pani Thory, która chlubiła się tym, że do jej zgromadzenia należą siostry

cnotliwe i posłuszne, hańbą byłoby się przyznać, że jedna z zakonnic zbłądziła.

Pani Bothild pokręciła głową wzburzona.
— Co zrobiły z dzieckiem? Wystawiły, by umarło?
— Tak najpierw sądziłam, ale modląc się przy grobie, przeżyłam coś

dziwnego. Doznałam objawienia i zrozumiałam, że mój syn żyje. Ale dopiero
mniej więcej przed trzema tygodniami dowiedziałam się całej prawdy.

— Wezwano cię wówczas do klasztoru.
Ingebjorg pokiwała głową.
— Umierająca zakonnica zdążyła mi zaledwie wyszeptać nazwisko, po czym

wydała ostatnie tchnienie. Za pewne ciążyły jej wyrzuty sumienia. Okazało się, że
mój synek został oddany na wychowanie bezdzietnemu małżeństwu z dworu
Aker. Gdy ich odwiedziłam, dziecko od dwóch tygodni nie żyło.

Głos jej się załamał. Pochyliła głowę i siłą powstrzymywała łzy.
Pani Bothild wstała pośpiesznie i, objąwszy ją mocno przytuliła do siebie.
— To okropne — wyszeptała. — Serce mi się kraje.
Ciepło i współczucie żony ochmistrza całkiem ją rozczuliło i rozszlochała się

na dobre.

Pani Bothild pozwoliła jej się wypłakać i pocieszała, głaszcząc ją po głowie.
— Tłumiłaś to wszystko w sobie, nie okazując smutku. Nie pojmuję, jak sobie

z tym poradziłaś.

Ingebjorg osuszyła łzy rękawem sukni i zduszonym głosem rzekła:
— Dla Gudrid Guttormsdatter, przybranej matki mojego synka, to jeszcze

większa rozpacz. Straciła wiele dzieci, a moje pokochała jak własne. Tłumaczę
sobie, że i tak bym nie odzyskała synka. Ture nie zniósłby tego, gdyby się
dowiedział o dziecku. Mogłabym je odwiedzać po kryjomu, nie wiadomo jednak,
czy jego przybrany ojciec by się na to zgodził. Jest przekonany, że matka dziecka
zmarła w połogu. Gudrid Guttormsdatter nie miała odwagi wyjawić mu prawdy.
W każdym razie, kiedy mnie tu odwiedziła, jej mąż nie miał o niczym pojęcia.

— Słyszałam, że ktoś cię odwiedzał, sądziłam jednak, że to któraś

nowicjuszka, z którą służyłaś w zakonie.

— Kiedy odwiedziłam Aker, nie powiedziałam Gudrid całej prawdy, ona

jednak nabrała podejrzeń. Rozmawiałam z nią, zdecydowałam się na szczerość.
Wspólnie poszłyśmy na grób dziecka, dzieląc razem rozpacz.

W oczach pani Bothild zalśniły łzy. Wyszeptała:
— Cieszę się, że mi o wszystkim opowiedziałaś, Ingebjorg.

TLR

background image

— Teraz zapewne rozumiesz, pani, dlaczego powiedziałam, że jestem sobie po

części sama winna, iż po przybyciu do Oslo spotkało mnie tyle przykrości.

Pani Bothild nie od razu się wypowiedziała.
— Pokochałaś młodego mężczyznę i poddałaś się uczuciom — rzekła po

chwili. — Tysiące dziewcząt przed tobą uczyniło to samo.

— I wiele także z tego powodu cierpiało.
— Owszem, w ten czy inny sposób.
Zapatrzyła się przed siebie, jakby myślami krążyła gdzieś daleko, wreszcie

zapytała, zmieniając temat:

— Poprawiło się trochę między tobą a panem Ture? — zapytała.
Ingebjorg uśmiechnęła się.
— Był bardzo dumny, gdy pan Sigurd Haftorsson pochwalił moją kaligrafię, a

dziś wieczorem dowiedziałam się, że podobno od jutra rozpoczynam naukę
malowania miniatur u brata Eilifa. Król Hakon słyszał, jak Ture się tym
przechwalał.

Pani Bothild uśmiechnęła się krzywo i z westchnieniem stwierdziła:
— Mężczyźni nigdy całkiem nie dorosną.

Kiedy Ingebjorg i Ture wrócili do siebie tego wieczoru, Ture był w dobrym

nastroju i przyjaźnie nastawiony do świata.

— Ustaliłem, że od jutra zaczniesz pobierać nauki u mnicha w klasztorze na

Hovedoen, Ingebjorg. Sigurd Haftorsson nie może się doczekać, kiedy zobaczy
twoją pierwszą miniaturę. Obiecałem go powiadomić, gdy będzie gotowa.

Ingebjorg posłała mu przestraszone spojrzenie, tłumacząc:
— Raczej nie nastąpi to szybko. Każdy obrazek wymaga wiele pracy, a ja się

przecież muszę tego najpierw nauczyć.

— Pan Orm mówi, że jesteś szybka i zdolna, więc pewnie nie potrwa to tak

długo.

— Ale on mówi o przepisywaniu. Miniatur nigdy jeszcze nie malowałam.
— Na pewno szybko się nauczysz — rzucił lekko. Zresztą nie masz wyjścia,

skoro obiecałem to Sigurdowi Haftorssonowi — dodał ze śmiechem. — Wiesz, że
zależy mi na dobrych stosunkach z nim.

Ingebjorg usiadła na krześle przy kominku i potarła dłonie. W sali, gdzie

ucztowano, panował tego wieczoru nieprzyjemny chłód, wszyscy więc szybciej
niż zwykle powrócili do swych komnat.

Ture uklęknął przy niej i położył głowę na jej kolanach.
— Pomasuj mi kark — poprosił. — Strasznie mnie boli głowa.

TLR

background image

Ingebjorg była pewna, że mężowi chodzi po prostu o pieszczoty, a ból głowy

tylko wymyślił. Pogładziła go po włosach, mówiąc:

— Pewnie zmęczyły cię te ostatnie dni, kiedy od rana do wieczora musiałeś

przysłuchiwać się obradom.

Przytaknął i dodał:
— Zwłaszcza gdy słuchałem tych wszystkich idiotów. Trudno uwierzyć, że

dorośli ludzie mogą mieć takie skostniałe poglądy.

— A co, kłócą się o dziesięcinę i należności dla korony?
— Nie, chodzi raczej o ważniejsze sprawy. Nie zawracaj jednak sobie tym

głowy, moja Ingebjorg.

Starannie dobierając słowa, zagadnęła go:
— Wydaje mi się, że król Hakon jest jak na swój wiek bardzo dojrzały.

Przysłuchiwałam się dziś rozmowom wielrnożów i odniosłam wrażenie, że chce
dopuścić magnatów do rządów krajem. Nie znam się jednak na tym, więc może
coś źle zrozumiałam

Podniósł głowę.
— Też odniosłaś takie wrażenie? — zaśmiał się. — Król Hakon nie jest głupi.

Myślę, że może być całkiem dobrym władcą Norwegii.

Ingebjorg nie miała odwagi powiedzieć nic więcej. Lepiej, by Ture trwał w

przekonaniu, że żona nie ma pojęcia o takich sprawach.

— Pomasuj mocniej, Ingebjorg — prosił, wtulając twarz w jej kolana. — Tak

pięknie pachniesz i jesteś taka ciepła. Najchętniej tkwiłbym w takiej pozycji przez
cały dzień, a ty mogłabyś mi iskać włosy... zupełnie jak w tej baśni o księżniczce i
trollu — dodał ze śmiechem. — Zasnąłbym pewnie tak jak troll. Wolałbym
jednak, żebyś się nie wymykała chyłkiem i nie zabrała klucza od wieży, tak jak to
było w baśni.

Ingebjorg roześmiała się serdecznie ubawiona.
— A po co mi klucz do wieży. Mój książę jest tutaj, z głową opartą na

kolanach.

— Najchętniej leżałbym tak w łóżku przez całą noc.
— Możemy tak zrobić.
— Teraz, od razu?
Ingebjorg zaśmiała się, dobry nastrój i jej się udzielił.
— Tak, chodź.

Kiedy obudziła się w nocy, Ture nadal leżał skulony, z głową opartą na jej

ramieniu. Zasnął, rozkoszując się jej pieszczotami. Nie miała serca budzić męża.

TLR

background image

Nad ranem jednak poczuła, że jej ciało całkiem skostniało po nocy spędzonej w
jednej pozycji.

Zaspany i ociężały Ture nie chciał wstawać, póki Ingebjorg „na powrót nie

uczyni go mężczyzną", jak się wyraził, prowadząc jej dłoń w odpowiednie rejony.
Zajęło to chwilę, by odzyskał swą męskość, i przeżyli chwile prawdziwej
rozkoszy, nim wreszcie zdecydowali się zacząć dzień.

Gdy już byli ubrani i mieli wyjść z sypialni, Ture od wrócił się do niej

znienacka i oświadczył tonem, które go nauczyła się lękać:

— Wyjeżdżam na jakiś czas, Ingebjorg. Ale umówiłem się z dwoma

strażnikami, którzy będą cię wozić łodzią na wyspę Hovedoen i z powrotem.
Przykazałem im, by cię dokładnie pilnowali. Nie wolno im się z nikim zamienić,
nawet gdyby dopadła ich choroba lub inne nie szczęście. Mają też sprawdzać, czy
trzymasz się z dala od rycerzy i innych mężczyzn poza mnichami.

— Dokąd jedziesz?
— Nie twoja sprawa.
— Długo cię nie będzie?
— Dlaczego pytasz?
— Ponieważ będę za tobą tęsknić.
Stał nieruchomo i przyglądał się jej, marszcząc brwi.
— Jesteś pewna, że tylko dlatego?
— A dlaczego by jeszcze?
Zacisnął wargi i popatrzył na nią ponuro:
— Może węszysz?
Ingebjorg westchnęła ciężko.
— Proszę cię, Ture. Było nam tak miło. Nie wiedziałam, że znów masz

wyjechać, dlatego się zasmuciłam. Tobie nie jest smutno wyjeżdżać ode mnie?

Zauważyła, że złagodniał. Pośpiesznie pogłaskał ją po policzku i zapewnił:
— Ależ tak, Ingebjorg.
Wkrótce pokiwała mu na pożegnanie, patrząc jak wraz z ochmistrzem i

kilkoma drużynnikami opuszcza twierdzę. Nie miała pojęcia, dokąd jedzie, ani co
będzie robił, nie dowiedziała się też, kiedy wróci. Niepokoiło ją to, ale nie mogła
tego okazać. Równocześnie czuła ulgę. Rozdarta targającymi nią skrajnymi
uczuciami, pośpieszyła do Wieży Śmiałków, a stamtąd do pracowni. Nikt jej nie
powiedział, kiedy ma się udać na Hovedoen, ani kogo wyznaczono na jej
strażników.

TLR

background image

Rozdział 10

Ledwie zdążyła zacząć przepisywanie, gdy usłyszała, że ktoś stuka do drzwi.

Okazało się, że przybył po nią jeden ze strażników, a na dziedzińcu czekał już jego
towarzysz.

Potężnie zbudowani mężczyźni, ubrani na ciemno, w kapturach na głowie,

mieli za szerokimi pasami zatknięte toporki i noże w pochwie. Popatrzyli na nią
spode łba i nawet słowem nie odezwali się na powitanie. Zastanawiała się, skąd
Ture ich wytrzasnął, i co to za jedni.

Próbowała nawiązać z nimi rozmowę, gdy płynęli łodzią na wyspę, ale

odpowiadali jej tylko monosylabami, więc w końcu zrezygnowała.

Dotarłszy do celu, Ingebjorg doznała dziwnego uczucia.
Egzotyczne drzewa liściaste wystawiały swe nagie konary ku zimowemu

niebu, zniknęły kwiaty, a wraz z nimi słodkie wonie. Ziemię przykryła gruba
warstwa listowia, szeleszczącego pod stopami. Nad zabudowaniami klasztornymi
wisiały ciężkie, ołowiane chmury.

Brat Eilif czekał na nią przed niewielkim, murowanym budynkiem,

znajdującym się poza klauzurą. Inny zakonnik z tonsurą, w szarym habicie
odprowadził strażników do pomieszczenia, gdzie mieli czekać na Ingebjorg.

Zupełnie jakbym była więźniem albo królewską córką, której strażnicy nie

odstępują ani na chwilę, pomyślała.

Dobrze było znów ujrzeć niewysokiego wzrostem brata Eilifa, o łagodnym

spojrzeniu, który ukłonił się jej z szacunkiem i odezwał się swym nieco piskliwym
głosem:

— Myślałem, że panna zjawi się wcześniej. Martwiłem się, że coś mogło się jej

przydarzyć.

— Bardzo mi przykro z tego powodu, bracie Eilifie. Ale wiele się zmieniło w

moim życiu od naszego ostatniego spotkania. Wyszłam za mąż.

Przemilczała, że sira Joar uwięził ją w lochu w krótce po ostatniej wizycie w

klasztorze.

Mnich skłonił się i mruknął coś niezrozumiale, po czym otworzył ciężkie,

dębowe drzwi.

Ingebjorg zastanawiała się, czy ktoś jeszcze będzie im towarzyszył, słyszała

bowiem, że mnich naucza wędrownych miniaturzystów, ale z ulgą stwierdziła, że
pomieszczenie jest puste. Pewnie nie może udzielać nauk równocześnie
mężczyznom i kobietom, pomyślała. Zresztą raczej wątpliwe, by jeszcze jakieś

TLR

background image

kobiety skierowano tu na naukę. Zakonnice uczyły się przecież tej sztuki we
własnych klasztorach.

Jej wzrok przykuł obraz na jednej ze ścian i zachwyciła się, bo nie widziała

dotąd piękniejszego malowidła. Przypomniała sobie, że Orm Oysteinsson
wspomniał, iż brat Eilif ozdobił w całości jedną ze ścian w klauzurze, a także
wykonał wiele rzeźb w kości słoniowej.

— Piękny! — odezwała się, wpatrując się w obraz zauroczona.
Brat Eilif uśmiechnął się.
— Też się tego nauczysz. Pamiętasz, panienko, co ci powiedziałem? Nie ma

komu przejąć warsztatu iluminatora w Oslo. Po jego śmierci stoi pusty, podobnie
jak wiele innych domów i warsztatów rzemieślniczych.

Ingebjorg uśmiechnęła się.
— Niestety, wątpię, by mi pozwolono prowadzić własny warsztat. Mój

małżonek należy do arystokracji szwedzkiej.

Brat Eilif popatrzył na nią zatrwożony, jakby oznajmiła, że poślubiła kata.
— Ale otrzymałaś zgodę na naukę malowania miniatur?
— Tak. Mąż jest nawet dumny, że będę malować. Oczywiście dla

przyjemności, nie dla zarobku. Namiestnik króla w Opplandene, Sigurd
Haftorsson, już wyraził ochotę obejrzenia moich pierwszych prac.

Twarz łagodnego mnicha sposępniała.
— Ów potężny i buntowniczy krewny króla Magnusa?
— Krewny? To on wywodzi się z królewskiego rodu?
— Nie wiedziała panienka? Jest synem nieślubnej córki starego króla. Przed

piętnastu laty był panem na Akersborg.

Ingebjorg otworzyła usta ze zdumienia.
— Nikt mi nie powiedział.
W myślach połączyła różne fakty. Turemu zależy na dobrych stosunkach z

Sigurdem Haftorssonem, który, jak się okazuje, już wcześniej podburzał do buntu.
Nie miała pojęcia, że ten człowiek miał taką władzę. Przecież ten, kto był panem w
twierdzy, panował w całej Norwegii.

— Nie wiedziałam, że święty Hakon miał nieślubną córkę. Zawsze sądziłam,

że byli z królową Eufemią wzorowym małżeństwem.

Brat Eilif uśmiechnął się i popatrzył na nią ciepło.
— Tak żyją możni tego świata, panno Ingebjorg. Wybacz — dodał

pośpiesznie. — Jestem starym człowiekiem. Przyzwyczaiłem się zwracać do
ciebie „panno" i wolałbym tego nie zmieniać. Dla mnie jesteś jak te święte

TLR

background image

dziewice, dla których mam tyle podziwu: pożądane przez pogańskich wodzów,
heroicznie im się opierały. Na pewno słyszałaś o Katarzynie Aleksandryjskiej,
królewskiej córce, wychowanej w wiedzy i pobożności. Sprzeciwiła się
pogańskim ofiarom, składanym przez cesarza. Ten zwołał pięćdziesięciu mędrców
niechrześcijańskich, którzy mieli udowodnić jej błąd, ale w dyspucie religijnej
okazała się od nich wszystkich bieglejsza, większość z nich nawracając.

Ingebjorg oblała się rumieńcem.
— Nie jestem taka, bracie Eilifie. W Nonneseter, gdzie uczono nas pobożności

i bo jaźni bożej, byłam najmniej posłuszna spośród sióstr.

Brat Eilif powstrzyma! ją gestem dłoni.
— Nie musisz nic mówić, wiem prawie wszystko. Słyszałem o tej heretyczce

pani Thorze i sirze Joarze, Dowiedziałem się też pokrótce, przez co musiałaś
przejść, ale to nie zmienia mojej opinii. Dla mnie liczy się to, że doznałaś
objawień, jednego, które uratowało cię w ciemnicy i drugiego, że twój syn żyje.

— Ale... Kto bratu o tym wszystkim powiedział
Pokręcił głową z uśmiechem.
— To bez znaczenia. Ważne jest jedynie to, że jesteś wybranką.
— Rozmawiał brat z sirą Jacobem.
— Nie rozmawiałem z nikim, panno Ingebjorg.
Ciarki jej przeszły po plecach. Czyżby brat Eilif widział wszystko, co jej się

przydarzyło?

Odwróciła się i skierowała zamyślona w stronę pulpitu
— No to zaczynamy, panno Ingebjorg, bo inaczej przegadamy cały dzień.

Pamiętaj jedno: Maria też pozostała dziewicą, mimo że powiła syna. Była łagodna
i miłosierna, jedyna w swoim rodzaju, wybrana. W jednej z mych ksiąg, jest
napisane: „Inni święci błyszczą niczym srebro i czyste złoto, ale to dusza Maryi
odbija Boże światło". Porównałbym to do szkła, które samo w sobie jest ni czym,
ale pozwala przenikać światłu, nic do niego nie dodając.

Ingebjorg poczuła się nagle nieswojo. Przybywa tu jako jedna z największych

grzesznic, z sumieniem skalanym rozpustą, kłamstwami i próbą pozbycia się
dziecka, a ten stary mnich opowiada jej, że jest wybranką, niczym święci, którym
nauczyła się oddawać cześć. I mówi to, znając dokładnie listę jej grzechów.

Brat Eilif ponownie odwrócił się do niej z uśmiechem:
— A słyszałaś o tej zakonnicy, która uciekła z klasztoru, żeby odnaleźć

kochanka? Po jakimś czasie opamiętała się i nawróciła. I wtedy doznała cudu.
Przez cały ten czas nikt nie zauważył jej nieobecności w klasztorze. Bo mimo swej

TLR

background image

grzeszności zakonnica nigdy nie przestała się modlić do Maryi, a święta panienka
zastąpiła ją w jej klasztornej posłudze.

Ingebjorg znów oblała się purpurą i zastanawiała się, ni jeszcze o niej wie brat

Eilif.

Dał znak, by usiadła, po czym sięgnął po pióro i podał jej, zanurzywszy w

złotej farbie.

— Zaczniesz od malowania inicjałów w tym rękopisie — wyjaśnił. — A potem

wypełnisz linie drobnymi figuralni zwierząt albo czym ci się spodoba.

— Ale ja nie potrafię — sprzeciwiła się. — Masz mnie tego dopiero nauczyć,

bracie.

— Potrafisz, panno Ingebjorg. Tylko zacznij, a sama się przekonasz.
Z ociąganiem zaczęła malować inicjały. Same litery nie stanowiły dla niej

trudności, ale gdy miała narysować wzory na liniach, odkryła ku swemu
zdumieniu, że same jakby wychodzą spod jej pióra. Narysowała drzewa z
Hovedoen, tak jak je zapamiętała, potem obwiodła je ornamentami, podobnymi do
tych, jakie widywała na drzwiach w klasztorze w Nonneseter.

Brat Eilif zaśmiał się cicho.
— Widzisz? Rozumiesz teraz dlaczego z taką niecierpliwością cię tu

oczekiwałem?

Ingebjorg podniosła na niego wzrok i pokręciła głową z niedowierzaniem.
— Nie pojmuję, jak to możliwe.
— Nigdy nie próbowałaś, ale nosiłaś w sobie te zdolności. Dziś narysujesz

tyko te drobne wzory. Następnym razem pokażę ci, jak się tworzy obraz.
Większość miniaturzystów nie potrafi wydobyć głębi. Kiedy rysują na stole jakiś
przedmiot, wygląda on tak, jakby miał spaść. Ja cię nauczę różnych sztuczek.
Spójrz na ten obraz na ścianie. Krajobraz w tle należy namalować tak, by nie
wydawał się płaski. Chodzi o to, by ten, który mu się przygląda, miał wrażenie, że
patrzy w dal.

Ingebjorg pokiwała głową, utkwiwszy wzrok w obrazie.
— Jesteś wielkim artystą, bracie Eilifie — rzekła, on tylko się uśmiechnął i

odparł:

— Ty też będziesz.
Ingebjorg, zmęczona ale szczęśliwa, wracała po podwieczorku do Akersborg.

Cieszyła się, że do kolacji siądzie tylko z panią Bothild i będzie mogła jej
opowiedzieć o tym wszystkim, co przeżyła w klasztorze. Nagle zawstydziła się.

TLR

background image

Była świeżo poślubioną mężatką, bo przecież od dnia świętej Katarzyny nie
minęło wiele czasu, a tymczasem odczuwa ulgę, że małżonek wyjechał.

Nieprawda, zarzekała się surowo. Miłuję go, dobrze nam ze sobą, przynajmniej

wówczas, gdy pokazuje się z tej lepszej strony.

Gdy dotarli do twierdzy, mogła wreszcie opowiedzieć pani Bothild o wizycie u

cystersów na Hovedoen, o przepięknych pracach brata Eilifa i jego zdolności
jasnowidzenia.

— Słyszałam o jego wyjątkowych zdolnościach — pokiwała głową pani

Bothild. — Dobrze, że jest mnichem

chronią go klasztorne mury, bo inaczej łatwo byłoby go oskarżyć o czary.
— Prawo jest bardzo surowe — potwierdziła Ingebjorg. — Ale Bergtor uważa,

że duchowni i biskupi patrzą na to trochę przez palce. Podobno w Oslo jeszcze
nigdy nie ukarano nikogo za czary.

Pani Bothild popatrzyła na nią z powątpiewaniem, ale nie sprzeciwiła się.
— Ten brat Eilif nie przypomina cystersa — rzekła po chwili, gdy już posilały

się przy stole w komnacie, rozświetlonej lampkami łojowymi, a w kominku
trzaskał wesoło ogień. — Mnisi z tego zakonu raczej stronią od ludzi.

— Tak, to pokutnicy, którzy żyją w samotności i w ciszy. Zwykli śmiertelnicy

nie mają wstępu za klasztorne mury i nie mają okazji posłuchać ich śpiewów i
modlitw, jedynym wyjątkiem był król Sverre i inni królowie, którzy szukali
schronienia w klasztorze. Swe modlitwy mnisi ofiarowują Bogu, prosząc o
miłosierdzie zarówno dla braci zakonnych, jak i ludzi świeckich. „Mieszkańcy
miast powinni być wdzięczni wiejskim gospodarzom za Kiilzienne pożywienie,
mawia brat Eilif, ale to modlitwy mnichów zapewniają im drogę do raju". Zresztą
w Nonneseter powtarzano nam to samo.

Pani Bothild przysłuchiwała się jej z uwagą i zapytała znienacka:
— Tęsknisz za klasztornym życiem, Ingebjorg?
— Nie, ale chciałabym gorliwiej uczestniczyć w mszach świętych. Gdy tak

przysłuchiwałam się dziś bratu Eilifowi, pomyślałam sobie, że większość
mieszkańców klasztoru to dobrzy ludzie. — Nagle przypomniało jej się. — Brat
Eilif wspomniał, ze Sigurd Haftorsson jest spokrewniony z królem Magnusem,
słyszałaś, pani, o tym?

Pani Bothild umknęła spojrzeniem.
— Tak. Jest synem Agnes, córki nałożnicy króla Hakona.
Ingebjorg wyczuła, że pani Bothild z jakiegoś powodu nie ma ochoty poruszać

tego tematu, mimo to nie wytrzymała.

TLR

background image

— Mówił też, że Sigurd Haftorsson przed piętnastoma laty był

najpotężniejszym człowiekiem w kraju, ale zbuntował się przeciwko królowi.

— To prawda, ale doszli potem z królem Magnusem do porozumienia.

Opowiedz więcej o bracie Eilifie i o miniaturach, Ingebjorg.

Przerwało im stukanie do drzwi. Pokojówka oznajmiła:
— Przybył posłaniec do pani Ingebjorg.
Ingebjorg podeszła zaskoczona i zaciekawiona do drzwi i zobaczyła na

zewnątrz mężczyznę, którego skądś znała, ale nie pamiętała, gdzie go widziała.

— Gudrid Guttormsdatter kazała przekazać, że prosi o spotkanie z panią w

Gildeskalgard. Pyta, czy odpowiada wam wieczór poprzedzający dzień Świętej
Łucji.

— Niestety — odparła Ingebjorg. Nie wiedziała bowiem kiedy wróci Ture, a

nie sądziła, by mogła wyjechać bez zgody męża.

Pani Bothild wstała tymczasem i podeszła bliżej, mówiąc:
— Wybacz, że się wtrącę, ale ja zazwyczaj uczestniczę w uroczystościach w

Gildeskalgard w wieczór świętej Łucji. Jestem pewna, że pan Ture należał do
jakiegoś bractwa w Szwecji i tu zechce odnaleźć podobne, by się przyłączyć.
Możemy więc jechać razem.

Ingebjorg popatrzyła na nią niepewnie. Pani Bothild jednak uśmiechnęła się

uspokajająco, po czym zwróciła się do posłańca ze słowami:

— Przekaż pozdrowienia Gudrid Guttormsdatter i powiadom ją, że

przybędziemy.

Posłaniec ukłonił się i zniknął.
— Widzę, że nie masz orientacji w tej sprawie, wyjaśnię ci więc, o co w tym

wszystkim chodzi — rzekła tymczasem pani Bothild. — Tak jak duchowni modlą
się w świątyniach za nas i naszych zmarłych, tak my, świeccy mieszkańcy miasta
urządzamy spotkania, zwane gildiami, mające charakter wspólnego nabożeństwa.
Mężczyźni gromadzą się w jednym pomieszczeniu, a kobiety w osobnym. Jak się
pewnie domyślasz, spotkania przeznaczone są wyłącznie dla ludzi z najbogatszych
warstw społecznych. Z czasem wytworzył się zwyczaj, że mężczyźni rozprawiają
głównie o pieniądzach i o rządach w kraju, a my, kobiety, skupiamy się bardziej na
ceremoniach religijnych. Wygłaszane są mowy, zanoszone modlitwy do świętego
patrona gildii i pamięta się również w modlitwie o zmarłych niedawno
współbraciach i współsiostrach gildii. — Mówiła z takim ożywieniem, że na jej
policzkach wystąpiły czerwone plamy. — Mamy w Oslo cztery gildie.
Gildeskalgard jest miejscem spotkań jednej z nich

TLR

background image

— Ale jeśli Ture nie zechce pojechać?
— Jestem pewna, że kiedy się dowie, co to takiego, na pewno nabierze ochoty,

by wziąć udział w spotkaniu. — l Iśmiechnęła się i dodała: — A ja chętnie poznam
przy okazji Gudrid Guttormsdatter.

Ingebjorg odwzajemniła uśmiech i spytała:
— Ale czy nie obawiacie się jechać do miasta w tę najdłuższą noc w roku,

kiedy Lusse wiedzie swe „dzikie łowy", a po niebie dziką kawalkadą pędzi orszak
zmarłych?

— Nadal kreślimy znak krzyża na drzwiach, by chronić domostwo przed

zmarłymi, ale pogański demon kobiecy Lusse nie ma nic wspólnego ze świętą
Łucją, którą my wszyscy, którzy się wywodzimy z zachodnich rejonów Szwecji,
czcimy w najdłuższą noc w roku. Jestem pewna, że i Ture przywykł do tej tradycji.

— Skoro tak mówisz, pani, to niczego bardziej nie pragnę, jak wziąć udział w

takim spotkaniu. Pomodlę się za tych, których straciłam, a przy okazji spotkam się
z Gudrid Guttormsdatter — odparła Ingebjorg w przypływie radości.

Pani Bothild zaśmiała się.
— Przeżyć będziesz miała znacznie więcej, bo po zakończonych modlitwach

urządzamy prawdziwą ucztę.

Ingebjorg jeszcze bardziej się rozpromieniła. Nagle poczuła się szczęśliwa.
Każdego dnia odwiedzała Hovedoen i malowała. Szczerze polubiła starego

brata Eilifa. Była pewna, że za łagodnym spojrzeniem szarych oczu nie kryje się
nawet jedna zła myśl. Ten człowiek z pewnością nikogo w swym życiu nie
skrzywdził. Równocześnie dało się zauważyć, że mnich świetnie się orientuje we
wszystkim i uważnie śledzi to, co się dzieje w klasztorze, w mieście i pośród
magnatów w kraju. Korciło ją, by zapytać, czy wie coś o niezadowoleniu
wielmożów z rządów króla Magnusa, ale czuła, że jeszcze za wcześnie na takie
rozmowy. Parę razy napomknęła coś o Ormie Oysteinssonie, ale w twarzy
staruszka pojawiała się wówczas nic chęć i natychmiast zmieniał temat. Poczekam
z tym, myślała, na pewno nadarzy się jeszcze okazja.

Zbliżała się noc świętej Łucji, a Ture i ochmistrz wciąż nie wracali. Ingebjorg

dzieliła się swym niepokojem z panią Bothild:

— A jeśli Ture się zjawi, gdy będziemy w mieście? Na pewno nie będzie

zadowolony, gdy mnie tu nie zastanie.

Pani Bothild zaśmiała się.
— Wydaje mi się, że ty wciąż nie rozumiesz, czym jest noc świętej Łucji dla

nas, którzy pochodzimy ze Szwecji. Ture na pewno nie opuści okazji do

TLR

background image

świętowania. Pewnie wróci pośpiesznie, żeby cię zabrać na uroczystości, o ile nie
będzie musiał pozostać tam, gdzie teraz przebywa.

— Nie sądzisz, pani, że coś długo nie wracają?
Pani Bothild zmarszczyła czoło i, przybierając surową minę, odrzekła:
— Nie ma ich raptem od czterech dni, Ingebjorg. Ale tobie, młodej i

zakochanej mężatce wydaje się zapewne dziwne, że mąż nie przysłał żadnych
wieści.

Przez cały następny ranek Ingebjorg nasłuchiwała w napięciu, mając nadzieję,

że lada chwila dziedziniec ożyje gwarem, zwiastując powrót Turego, ale gdy nade-
szła pora podwieczorku, nadzieja w niej zgasła.

Wrócili natomiast rycerze Losne i Galtung, którzy wraz z rycerzem Darre mieli

towarzyszyć dużej grupie mieszkańców twierdzy, udających się na uroczystości
świętej Łucji.

Ingebjorg płonęła z ciekawości, a zarazem dręczył ją niepokój. Nie mogła się

uwolnić od lęku, że wywoła gniew Turego. Zabronił jej przebywać w pobliżu
innych mężczyzn, a zwłaszcza nakazał unikać rycerza Darre. Jak więc ma jechać
teraz konno w ich towarzystwie aż do miasta i wracać potem późnym wieczorem?
Powoli jednak zaraził ją spokój pani Bothild.

Skoro żona ochmistrza, znając Turego, jest przekonana, że powinnam jechać,

to chyba nic mi nie grozi, tłumaczyła sobie Ingebjorg i uczepiła się słów pani
Bothild, że Ture zdenerwowałby się, gdyby jego małżonka nie wzięła udziału w
uroczystościach.

Był piękny, zimowy dzień. Na tle mroźnego, pogodnego nieba mieniły się w

słońcu wierzchołki świerków, a oszronione drzewa wyciągały swe nagie konary.
Konie brodziły w nawianych przez wiatr stertach liści. Między drzewami
przemykały wiewiórki i zające w zimowych futerkach.

Poruszali się dużą kolumną, eskortowaną przez drużynników ze strzałami i

łukami, mieczami i toporkami. Dzikie zwierzęta nie odważyłyby się raczej
zaatakować takiej przewagi, mimo to była zadowolona, gdy wyjechali z lasu, i
skierowali się drogą wzdłuż brzegu rzeki Frysja.

Nasłuchując szumu rzeki, Ingebjorg zastanawiała się, czy Gudrid

Guttormsdatter udała się już do miasta i czy wyznała prawdę swojemu mężowi.
Bardzo ją korciło, by zapytać rycerza Darre, jakie sprawy załatwiał we dworze
Aker i czy zna tamtejszego gospodarza, ale nie miała odwagi z nim porozmawiać.
Wiedziała, że Akershagen, teren pomiędzy twierdzą, kościołem Aker i rzeką
Frysja, należy do Akersborg, a pastwiska wykorzystywane są przez dwór Aker,

TLR

background image

nie orientowała się jednak, czy obecnie dwór stanowił formalnie jego własność
czy Akersborg. Skoro jednak posłano tam rycerza Darrego, to zapewne dwór
znajduje się w gestii Akersborg.

Przejechali przez most. Skrzypienie koła młyńskiego i huk spadającej wody

zagłuszały rozmowy. Po drodze nie zauważyli żadnych jeźdźców ani pieszych.

Mijając Nonneseter, Ingebjorg powiodła wzrokiem w stronę zabudowań

klasztornych, zastanawiając się, czy Solveig nadal jest zadowolona i czy ostatnio
pojawiły się w klasztorze nowe nowicjuszki.

Zmierzchało już, gdy wjechali do Miklagard. Szewcy pozamykali swoje budy,

na ulicy ucichło, a z kominów chat unosił się dym. W taki chłód ludzie siedzieli w
domach albo być może udali się na mszę. Z oddali rozbrzmiewała melodia
dzwonów kościelnych, zwołujących wiernych na modlitwę. Najpierw dzwoniły te
w Katc drze Świętego Hallvarda, potem dołączały się po kolei dzwony innych
kościołów, a na samym końcu dzwoni l v równocześnie. Zachwycona pięknym
brzmieniem Ingebjorg poczuła, że ze wzruszenia ściska ją w gardle. Włas ciwie
wolałaby uczcić świętą Łucję, uczestnicząc w nabożeństwie w kościele. Nastrój
modlitwy byłby jej zda niem bardziej odpowiedni.

W miarę zbliżania się do Gildeskalgard zaostrzała się jednak jej ciekawość.

Pani Bothild pokazała jej z daleka zabudowania, do których z obu stron tłumnie
zjeżdżali jeźdźcy. Przez stojące otworem drzwi płynął na zewnątrz gwar i światło.

Okazałe budynki dworu wydawały się stosunkowo nowe, bo bale nie zdążyły

jeszcze ściemnieć. Na dolnych kondygnacjach składowano towary i warzono
piwo.

Pozostawiwszy konie stajennym, kobiety weszły po stromych schodach na

galerię górnej kondygnacji, skąd skierowały się do wielkiej izby, gdzie w
palenisku trzaskał wesoło ogień. Na stołach stały świeczniki i paliły się lampki
łojowe. Na ścianach zaś były zatknięte pochodnie. Otwarte drzwi prowadziły do
jeszcze większego pomieszczenia, również z paleniskiem.

Goście płynęli nieprzerwanym strumieniem. Ingebjorg dziwiła się, że w

mieście ostało się tylu magnatów, mimo strat, jakie poniosła ta warstwa społeczna
podczas epidemii dżumy, domyśliła się jednak po chwili, że część z nich przybyła
z najbliższych okolic, by wziąć udział w uroczystościach świętej Łucji. Patrzyła na
kobiety w aksamitach, obszytych futrem z gronostajów i panów w barwnych
tunikach i obcisłych spodniach oraz pelerynach, podszytych futrem.

Nagle usłyszała, że ktoś woła ją po imieniu, a gdy się odwróciła, stanęła oko w

oko z Gudrid Guttormsdatter. Radość zalała jej serce.

TLR

background image

— Szukałam cię na zewnątrz, ale w końcu się domyśliłam, że pewnie już

weszłaś do środka — zagadnęła ją przyjaźnie.

Ingebjorg zwróciła się do pani Bothild ze słowami:
— To właśnie jest Gudrid Guttormsdatter z dworu Aker, o której ci

opowiadałam, pani. — Następnie znów zwróciła się do Gudrid: — A to pani
Bothild, żona ochmistrza.

Obie kobiety przywitały się dwornie, po czym pani Bothild odeszła nieco dalej

do żony rycerza Losne, po to by nie przeszkadzać im w rozmowie, jak się
domyśliła Ingebjorg.

Gudrid wręczyła jej niewielką paczuszkę, owiniętą w miękką, cielęcą skórkę,

wyjaśniając:

— Mam dla ciebie podarunek, ale wolałabym, żebyś rozpakowała go dopiero

w domu.

Ingebjorg podziękowała i popatrzyła na nią w napięciu.
— Czy pan Torstein Svarte też tu jest?
Gudrid pokręciła głową.
— Co roku biorę udział w uroczystościach ku czci świętej Łucji, ale mój mąż

nie przywiązuje wagi do tej tradycji. — Uśmiechnęła się nieco zakłopotana i
dodała: — Wydaje mi się, że długo się nie widziałyśmy.

— Owszem. — Ingebjorg przytaknęła z uśmiechem. — Zdążyłam przez ten

czas wyjść za mąż, ale nadal mieszkam w Akersborg, bo mój małżonek służy
ochmistrzowi. — Zawahała się, ale spytała w końcu: — Czy twój mąż poznał już
prawdę?

Gudrid pokręciła głową.
— Jeszcze nie, ale zdecydowałam, że niebawem mu o wszystkim powiem.
— Dla mnie nie ma to znaczenia.
— Ale dla mnie to ważne. Czuję się tak, jakbym go zdradzała, skrywając przed

nim prawdę, póki co jednak brakło mi odwagi.

— Myślisz, że źle to przyjmie?
— Nie wiem. Jest nieco... gwałtowny z natury i za pewne zareaguje ostro, gdy

się dowie, że zakonnice nas okłamały. Boję się, że ucierpi na tym siostra Sigrid, ta
dobrotliwa zakonnica, która po pani Thorze objęła stanowisko matki przełożonej.
Była przecież przeoryszą, kiedy to stało, powinna się więc była domyślić.

— Ale ona o niczym nie wiedziała, pani Gudrid. Rozmawiałam z nią o tym.

Kiedy jej opowiem prawdę, teraz, gdy już ją poznałam, zapewne przeżyje szok.
Sądziła bowiem, że to tylko wymysły, gdy się upierałam, że moje dziecko żyje.

TLR

background image

Wokół nich panował taki gwar, że prawie się nie słyszały, co chwila

przerywały im jakieś głośne wybuchy śmiechu

Gdy wreszcie wszyscy się zebrali, mężczyźni przenieśli się do większego

pomieszczenia w głębi, zamykając za sobą drzwi, a kobiety usiadły przy stołach.
Ingebjoiy, znalazła się pomiędzy panią Bothild i Gudrid, mimo to czuła się obco.
Onieśmielały ją te wszystkie kobiety z wyższych sfer. Nagle suknia, z której była
taka dumna, przy innych wydała jej się dość nędzna.

Pani Bothild nachyliła się i szepnęła jej do ucha:
— Zobacz, jak niewiele mają na sobie ozdób. Kiedyś obwieszały się

bransoletami i naszyjnikami ze złota.

Ingebjorg popatrzyła na nią zdziwiona, bo nie zrozumiała, o co chodzi żonie

ochmistrza. Ta zaś wyjaśniła:

— Nastały ciężkie czasy. Ceny ziemi i posiadłości spadły o połowę albo i

więcej. Wyprzedają srebra i złoto, by starczyło na to, co najpotrzebniejsze.

— Ale niektórym powodzi się lepiej — odszepnęła Ingebjorg.
— Owszem — przytaknęła pani Bothild. — Najemnym gospodarzom, ale nie

magnatom.

Musiały przerwać rozmowę, bo zaczęła się ceremonia religijna. Zanoszono

modlitwy do patrona gildii, modlono się za zmarłych ostatnio współbraci i
współsiostry, wypito toast, by uczcić ich pamięć. Następnie odczytano nazwiska
wszystkich żyjących i zmarłych współbraci. Towarzyszyły temu śpiewy psalmów.
Ksiądz okadził pomieszczenie i poświęcił zebranych wodą święconą. Na koniec
wygłosił kazanie i skierował modlitwy do świętej Łucji, młodej kobiety, która
przed wiekami zmarła męczeńską śmiercią w Syrakuzach.

Ingebjorg z zainteresowaniem przyglądała się kobietom, które siedziały wokół

niej. Zastanawiała się, gdzie mieszkają, jakie prowadzą życie, czy są szczęśliwe w
małżeństwie lub czy szukają szczęścia w ramionach kochanków. W wyższych
sferach panował zwyczaj aranżowania małżeństw, ich celem było bowiem
pomnożenie majątku rodu. Ileż to łez wylały młode panny, gdy kazano im
poślubić mężczyznę, do którego nie żywiły żadnych uczuć, a bywało, że się nim
wręcz brzydziły.

Gdy ceremonia religijna dobiegła końca, służące i służący wnieśli półmiski z

parującymi daniami i duże dzbany z winem. Przy stołach zapanowało wesołe
ożywienie i zagościły głośne rozmowy.

Przy stole wraz Ingebjorg, panią Bothild i Gudrid siedziała też żona rycerza

Losne i jakieś starsze wiekiem kobiety, które jednak zamieniły się miejscami z

TLR

background image

młodymi pannami, by znaleźć się bliżej znajomych. Jedna z panien wydała się
Ingebjorg znajoma. Zastanawiała się, gdzie ją mogła wcześniej spotkać. Może
mignęła jej kiedyś na ulicy Zachodniej? Kiedy jeszcze mieszkała w Belgen, często
widywała przechodniów, zmierzających na rynek. Nagle przypomniała sobie, że tę
młodą kobietę widziała raz w wyszynku gospodyni Karine, krewnej Isabelle,
trudno jej było jednak pogodzić to z obecnością wystrojonej panny w tym
nobliwym gronie. Zaciekawiona, nastawiła uszu, by posłuchać, o czym
rozmawiają młode kobiety. Okazało się, że jedna właśnie zaręczyła się z jakimś
magnatem i ma to szczęście, że darzy swego narzeczonego prawdziwą miłością.

Po chwili do rozmowy przyłączyły się pani Bothild, Gudrid i żona rycerza

Losne, a po krótkiej prezentacji przy stole zawiązała się ożywiona pogawędka.

Młoda panna miała niezwykłe imię i nazwisko, Ada lis Adami. Jej ród

wywodził się pewnie z jakiegoś obcego kraju, ale ona sama posługiwała się
językiem norweskim bez obcego akcentu. Miała ciemnobrązowe oczy, długie,
gęste rzęsy i ciemne brwi. Czarne, kręcone włosy ozdobiła spinką z drogocennymi
kamieniami. Twarz miała szczupłą, usta czerwone i pełne, zęby zaś śnieżnobiałe i
równe. Im dłużej Ingebjorg się jej przyglądała, tym bar dziej była nią zauroczona.
Panna miała w sobie skromność i pokorę, rzadko spotykaną u córek magnatów, jej
oczy zaś błyszczały szczęściem. Ingebjorg pomyślała, że młoda kobieta jest
pewnie bardzo zakochana w swoim narzeczonym.

Panny przy stole najwyraźniej dobrze się znały. Dużo się śmiały, opowiadały o

ucztach, tańcach i zabawach, w których uczestniczyły. Ingebjorg dowiedziała się
więc trochę o świecie, który przypominał życie w Akersborg podczas pobytu
króla. Magnaci w miastach bawili się podobnie.

Po chwili zorientowała się, że młode panny mają jakąś tajemnicę. Żona rycerza

Losne, dość wścibska z natury, zaczęła je wypytywać, one jednak odpowiadały
wymijająco, posyłając sobie znaczące spojrzenia, i chichotały. Powoli jednak
Ingebjorg uświadomiła sobie, że się myliła. Panna Adalis nie była zaręczona.
Zakochała się w mężczyźnie, którego jej ojciec jeszcze nie zdążył poznać, ale
miała nadzieję, że zaakceptuje jej wybranka serca.

— Nie musisz się niepokoić, Adalis — usłyszała, jak ją pociesza przyjaciółka.

— Twój ojciec na pewno będzie zadowolony. W tych czasach niełatwo znaleźć
młodego, nieżonatego mężczyznę z poważanego rodu, który posiada zarówno
tytuł, jak i dobra.

Ingebjorg uśmiechnęła się w duchu. Mogłaby się podpisać pod tą

wypowiedzią. Jej matka wszak straciła na to cały rok i to bez skutku.

TLR

background image

— Skąd pochodzicie? — zapytała zaciekawiona.
— Z Sarpsborg — odpowiedziała jedna. — Przybyłyśmy tu, do Oslo, przed

siedmioma dniami i zostaniemy aż do Bożego Narodzenia.

— Zatrzymałyście się tu, w mieście? — chciała wiedzieć pani Bothild.
Potwierdziły.
— Mieszkamy u jednego z moich krewnych na Placu Świętego Klemensa —

wyjaśniła najśmielsza z nich. — Adalis jeszcze nigdy nie była w Oslo. Jesteśmy
już zaproszone na liczne przyjęcia w okresie świąt.

— Na pewno przystojni mężczyźni będą się ustawiać w kolejce, by z wami

zatańczyć — uśmiechnęła się pani Bothild. — Ale macie przyzwoitkę?

Pokiwały głową.
— Jest z nami mój brat — pośpiesznie wyjaśniła jedna z nich.
— Bądźcie ostrożne, moje drogie — radziła pani Bothild z powagą. — Wiecie

przecież, że nie wolno wam poślubić byle kogo.

Panny popatrzyły na siebie tajemniczo, a Adalis spłonęła rumieńcem.
— Adalis poznała kogoś — zachichotała jej przyjaciółka. — Jesteśmy jednak

pewne, że jej ojciec go zaakceptuje.

— Będzie wprost zachwycony — wyrwało się drugiej.
— Opowiadajcie — uśmiechnęła się pani Bothild zachęcająco.
— Jest przystojny i urodziwy — zaczęła ta śmiała. — Cudownie tańczy i bosko

śpiewa.

Pani Bothild roześmiała się.
— Brzmi dobrze, ale kim on jest? Do jakiego stanu n i leży?
— Wiemy tylko, że jest bogatym arystokratą i nie mi żony. No i że stracił

głowę dla Adalis.

Panna Adalis spuściła wzrok zarumieniona.
— W takim razie jestem pewna, że twój ojciec zgodzi się na zaręczyny, panno

Adalis — rzekła pani Bothild uśmiechając się ciepło do dziewczyny.

Musiały przerwać rozmowę, bowiem zaczęły su. wspólne śpiewy, a potem

ksiądz wygłosił jeszcze p.n słów na zakończenie spotkania.

Ingebjorg zwróciła się do Gudrid:
— Bardzo chętnie porozmawiałabym więcej z tobą. Tyle bym chciała od ciebie

usłyszeć — dodała, myśląc o m.i łym Eiriku, który tak naprawdę miał na imię
Olav. Zawsze na myśl o tym ściskało ją w gardle. — Nie miałaby, okazji przybyć
któregoś dnia do Akersborg? Bo chyba lepiej, żebym się nie pojawiała we dworze
Aker, póki twój mąż nie pozna prawdy.

TLR

background image

— Postaram się. Najbardziej zależało mi, żeby przekazać ci ten podarunek.

Żegnaj Ingebjorg. Niech Bóg cię błogosławi.

Ingebjorg cieszyła się, że orszak jest tak liczny, gdy późnym wieczorem ruszyli

z powrotem do twierdzy. Gdy pani Bothild z żonami rycerzy zniknęła z
pomieszczenia, ona poczekała chwilę, aż wyjdą mężczyźni. Chciała wykorzystać
okazję i zamienić parę słów z rycerzem Darre.

Skinęła na pożegnanie pannom, które kierowały się do wyjścia, i uśmiechnęła

się. W tej samej chwili uchwyciła fragment ich rozmowy i była niemal pewna, że
usłyszała „pan Ture". Wzdrygnęła się. Może ten krewny, u którego mieszkają, zna
Turego, pomyślała. Może wiedzą, gdzie on teraz przebywa. Pośpiesznie ruszyła za
nimi i zapytała:

— Przepraszam, ale usłyszałam, że wymieniłyście imię pana Turego. Czy nie

chodzi o Turego Gustavssona? zatrzymały się w pół kroku.

— Owszem — odparły, patrząc na nią ze zdumieniem.
— Spotkałyście go? Wiecie może, gdzie jest teraz?
Zachichotały, mówiąc:
— To właśnie w nim się zadurzyła Adalis. Ingebjorg uśmiechnęła się.
— O, to pewnie ktoś inny o tym samym imieniu.

— Pochodzi ze Szwecji i wspomniał, zdaje się, że jest skarbnikiem królewskim

— opowiedziała usłużnie śmiała dziewczyna.

Rozdział 11

Ingebjorg zakręciło się w głowie, a serce na moment jakby przestało bić.
— Nie, to na pewno ktoś inny — wymamrotała i odwróciwszy się gwałtownie,

pośpiesznie opuściła pomieszczenie.

To nie może być prawda, powtarzała w duchu. Na pewno chodzi o kogoś

innego, kto przypadkowo podobnie się nazywa. W Szwecji często spotyka się
takie imię. Dziewczęta na pewno niedokładnie zrozumiały, czym się zajmuje ów
Ture. Przecież mówiły wcześniej, że mężczyzna nie ma żony, a panna Adalis liczy
na to, że otrzyma zgodę ojca, by poślubić kawalera, w którym się zakochała.

Jakie to szczęście, że na dworze panują ciemności, pomyślała, pilnując się, by

nie sięgnął jej blask pochodni. Nasunęła na czoło kaptur, a gdy pachołek pomagał
jej dosiąść konia, odwróciła się twarzą od niego. Nie chciała, by ktokolwiek

TLR

background image

zobaczył jej rozpacz. Z daleka mignęły jej jeszcze poznane panny, które dołączyły
do orszaku, ale nigdzie nie dostrzegła młodego i urodziwego pana ze Szwecji.

Oczywiście, że nie, upomniała się w duchu surowo przecież to nie chodzi o

mojego Turego! Nie o nim opowiadały dziewczęta.

Tymczasem podjechał do niej rycerz Darre i zapyt.
— Czy coś się stało, pani Ingebjorg?
— Nie, a co miałoby się stać — odparła ostro i natychmiast pożałowała

swojego tonu. Brakowało jej przyjacielskich rozmów z rycerzem.

— Tak mi się tylko zdawało.
— Jestem po prostu zmęczona — wyjaśniła, gdy nagle przyszedł jej do głowy

pewien pomysł. Zawróciła konia i rzuciła: — Mógłbyś poprosić pozostałych, by
poczekali na mnie chwilę? Przekażę tylko coś znajomym.

Podjechawszy bliżej gromady gości, którzy ustawiali się do drogi, zawołała:
— Panno Adalis? — A gdy dziewczyna odwróciła się zdziwiona,

usprawiedliwiła się: — Coś mi się przypomniało. Chyba jednak mówimy o tym
samym człowieku. Czy on pochodzi z Varberg?

— Tak — odparła panna z wahaniem, jakby nabrała jakichś podejrzeń.
Dla Ingebjorg było to niczym dźgnięcie nożem prostu w serce. Nie miała

pojęcia, jakim cudem zachowała spokój, mówiąc:

— Mogłabyś pozdrowić go od Ingebjorg Olavsdattei i powiedzieć, że go

oczekujemy?

Panna Adalis odparła zaskoczona:
— Oczywiście, pozdrowię. Jesteś, pani, z nim spokrewniona?
— Owszem. Dziękuję, panno Adalis.
Zawróciła czym prędzej konia i oddaliła się ku jeźdźcom, z którymi miała

wracać do Akersborg.

Rycerz Darre, który na nią czekał, zagadnął:
— Chyba nie spodziewałaś się, pani, że w Gildeskalgalrd spotkasz znajomych?
Pokręciła głową, czując, że cała drży.
— Co ci jest, Ingebjorg?
— Nic — odparła zduszonym głosem, z trudem powstrzymując się od płaczu.
— Nie ufasz mi już? Zapomniałaś, jak razem przemierzaliśmy Ciemny

Korytarz i zwierzałaś mi się z dręczących cię lęków?

— Ture jest o ciebie chorobliwie zazdrosny i zabronił mi kontaktować się z

tobą.

— Nie ma go dziś tutaj. A właściwie, gdzie jest?

TLR

background image

— Sama jestem tego ciekawa — odparła z goryczą w głosie.
Zamilkł i w milczeniu przypatrywał się jej w blasku pochodni,

rozświetlających dziedziniec dworu, po czym rzekł:

— Nie musisz mi nic więcej mówić. Poznaję, że jest ci ciężko. Pozostali

czekają na nas tuż za rogiem. Możemy trzymać się na końcu kolumny. Jeśli
zechcesz, powiesz mi, co cię gnębi. Wiesz przecież, że możesz mi ufać.

Bez słowa ruszyła przed siebie, by dołączyć do innych.
Mijając ciemne ulice, potok przy Nonneseter i zabudowania klasztorne, a

potem poruszając się wzdłuż brzegu, Ingebjorg miała wrażenie, że znalazła się w
nierzeczywistym świecie. Księżyc świecił blado na rozgwieżdżonym niebie,
odbijał się w ciemnej powierzchni wody i rzucał chłodną poświatę na
kruczoczarny las. Wśród szumu potężnych świerków i parskania koni, słychać
było głuche uderzenia kopyt o zmarzniętą ziemię. Przypomniały się jej znów
słowa Bergtora: „Oni nie są tacy jak my, Ingebjorg. Przywykli do zupełnie innego
życia".

Pani Bothild przyszło się pogodzić z niewiernością męża. To samo dotyczy

zapewne innych żon magnatów. Nie spodziewała się jednak, że spotka ją podobny
los. Miała oczywiście pewne obawy, ale nie przypuszczała, że stanie się to tak
krótko po ślubie.

Znów mignęła jej przed oczami naga Gisela na kolanach ochmistrza, kołysząca

się w miłosnym tańcu. Daremnie usiłowała wyrzucić ten obraz z pamięci.
Przypomniał się jej także drwal Zakarias, pogrążony w takiej samej wy uzdanej
zabawie z nierządnicą w klasztorze Nonneseter.

Myśląc o pannie Adalis, trudno jej było sobie wyobrazić to wstydliwe

dziewczę w podobnej roli. Za to bez trudu wyobraziła sobie, jak dziewczyna
uśmiecha się z oddaniem do Turego, wpatruje się weń z podziwem, rumieni się,
gdy jej dotyka, przymyka oczy i odwraca ku niemu swe czerwone, pełne usta.

Raczej nie będzie miała odwagi mu się oddać, ale gdy znajdzie się z nim sama

w pokoju, może się to stać nawet wbrew jej woli. Wydaje się być tak zauroczona
po znanym kawalerem, że gotowa jest na daleko idące ustępstwa, by go zadowolić.
Może Ture proponował jej już zabawę w kotka i myszkę, a gdy, wciśnięta w kąt,
nie mogła się ruszyć, sięgnął po zakazany owoc.

Zazdrość paliła ją niczym ogień.
Co się stanie, gdy panna Adalis odkryje, że Ture jest żonaty? Nie będzie go

mogła przedstawić ojcu, bo ojciec szybko go zdemaskuje.

Pomimo swej zazdrości, współczuła dziewczynie.

TLR

background image

— Coś cię gnębi, Ingebjorg — usłyszała w mroku głos rycerza Darre.
— Skąd możesz wiedzieć?
— W ogóle się nie odzywasz, słychać tylko twoje głębokie westchnienia. Poza

tym widziałem wyraz twojej twarzy, nim ruszyliśmy w drogę.

— Masz rację, ale nie mogę z tobą o tym porozmawiać. Zbliżamy się do

Akersborg, rycerzu Darre. Chyba powinieneś pojechać naprzód i przysłać na
koniec innego strażnika. Jeśli pod naszą nieobecność powrócił Ture, można się
spodziewać gromów.

— A jeśli nie powrócił, to wolno mi będzie przyjść jutro do twej pracowni i

porozmawiać?

— Nie sądzę — westchnęła. — Wyczuła jego rozczarowanie, więc dodała: —

Prawdziwy z ciebie przyjaciel, rycerzu Darre. Dobrze wiedzieć, że jesteś blisko.
Kiedy Ture wyjedzie na święta do Szwecji, wtedy mam nadzieję, będę miała
okazję porozmawiać z tobą dłużej.

Pokiwał głową i choć w mroku nie widziała jego twarzy, wiedziała, że się

uśmiechnął. Wkrótce zamienił się miejscami z innym drużynnikiem i przesunął się
bardziej na czoło kolumny.

Ture nie wrócił. Ingebjorg poczuła zarówno ulgę, jak i głęboki zawód.

Niecierpliwiła się, bo chciała zapytać go wprost o pannę Adalis, równocześnie
bała się, że straci nad sobą panowanie i powie lub zrobi coś, czego będzie potem
żałowała. Może i dobrze, że zyskała jeszcze jedną noc, by sobie dokładnie
przemyśleć całą sytuację.

W drodze do sypialni nie była w stanie przestać myśleć o tym, co się dzieje tej

nocy w innym łożu, w innym domu... Próbowała sobie tłumaczyć, że panna z
Sarpsborg wygląda na niewinną, poza tym goszcząc u krewnych jednej z
przyjaciółek, na pewno nie może sobie pozwolić na to, by wychodzić i wracać,
kiedy zechce.

A jak było z tobą? — odzywał się jej wewnętrzny glos. Też cię wychowano na

szlachetną i czystą pannę, matka surowo cię pilnowała, i wiedziałaś, że nie wolno
ci skalać nazwiska, a mimo to wymykałaś się po kryjomu i dopuszczałaś się
grzechu, nawet wtedy, gdy na sąsiednim poddaszu leżał twój narzeczony.

Nie było sensu kłaść się od razu do łóżka. Wiedziała, że i tak nie zaśnie.

Zapaliła lampkę przy kominku, w którym dopiero co służąca rozgarnęła żar i
sięgnęła po paczuszkę od Gudrid.

Jak miło z jej strony, pomyślała, zdejmując sznurek i rozwijając cielęcą skórkę.

Dech jej zaparło, gdy ujrzała zawartość. W środku znajdowały się dwa

TLR

background image

przedmioty: maleńkie ubranko, uszyte z bordowego aksamitu i mały futrzany
króliczek. Serce zabiło jej mocno w piersi. Lekko podniszczony króliczek był
zapewne ulubioną zabawką małego Eirika. Pewnie gaworzył, tuląc się do niej,
zasypiał. Z namaszczeniem podniosła króliczka do twarzy i z zamkniętymi
oczami, wciągnęła nosem jej zapach. Gdy poczuła charakterystyczną słodkawą
woń dziecka, ścisnęło ją w gardle, a do oczu napłynęły łzy.

Zerwała się i pobiegła do sypialni, gdzie rzuciła się na łóżko i przycisnęła do

twarzy ubranko i zabawkę synka Mały Eirik nie żyje, szlochała. A ja trzymam w
dłoni przedmioty, które zaświadczają o jego istnieniu. Zabawka, którą lubił i
często tulił, która przesiąkła jego zapachem. Czuła się niemal tak, jakby przez
chwilę trzymała synka w ramionach.

Gdy wreszcie stłumiła płacz, powędrowała myślami do Gudrid, nie przestając

tulić do siebie ubranka i zabawki małego Eirika. Gudrid oddała jej coś, co z
pewnością było bliskie jej sercu, najważniejsze wspomnienie o dziecku, które tak
bardzo pokochała i które okrutnym zrządzeniem losu straciła. W to aksamitne,
odświętne ubranko stroiła pewnie maleństwo, gdy je pokazywała gościom.
Bordowa czerwień przeznaczona dla królów i wielmożów! Ubierała synka jak
królewskie dziecko. A taką zabawkę z króliczego futerka też nie każdy malec
dostaje do zabawy. Mały Eirik żył jak syn władcy przez ten krótki czas, który mu
przyszło spędzić na ziemi, i na dodatek miał mamę, która go obdarzyła miłością.

Bóg mnie wysłuchał, pomyślała Ingebjorg. Sama nie byłabym w stanie

zapewnić takiego życia synkowi. Złożyła ręce i wyraziła w modlitwie całą swoją
wdzięczność. Następnie rozebrała się pośpiesznie i wsunęła pod futrzane
przykrycie i kołdrę, tuląc ubranko i zabawkę synka. Wyobraziła sobie, że to jego
trzyma w ramionach. Niemal widziała, jak malec się do niej uśmiecha, ściskając
swoją przytulankę. Pod wpływem tych obrazów spłynął na nią taki spokój, jaki
odczuwała jedynie w Sseinundlnl, pośród swoich ukochanych najbliższych.

Obudziły ją w nocy hałasy dolatujące z dziedzińca. A jeśli to Ture?

Przestraszyła się i pośpiesznie zerwała z łóżka. Po ciemku włożyła na siebie
ubrania i szybko zeszła do komnaty z kominkiem. Zapaliła lampkę i w lekkiej
poświacie, jaką rzucał płomień, rozejrzała się za jakimś schowkiem. Usłyszawszy
w korytarzu ciężkie kroki, wetknęła pośpiesznie podarki od Gudrid do skrzyni ze
swoimi rzeczami, po czym otuliła się kocem i usiadła. Wkrótce otworzyły się z
trzaskiem drzwi.

— Siedzisz tu i przysypiasz? — odezwał się ze śmiechem Ture.
Ingebjorg nie odpowiedziała.

TLR

background image

— A co z tobą? Znów walczyłaś z Malcanisem? — dodał rozbawiony, bo od

początku nie wierzył w to, że w twierdzy straszy upiór psa.

— Nie, byłam w mieście i świętowałam noc świętej Łucji razem z panią

Bothild i innymi paniami.

Uśmiech zgasł na jego wargach, a u nasady nosa pojawiła się głęboka bruzda.
— Byłaś w mieście, nie pytając mnie o zgodę?
— Niestety, nie było cię tu, a pani Bothild zapewniała, że wszyscy, którzy

wywodzą się ze Szwecji mają w zwyczaju uroczyście obchodzić to święto.
Powiedziała też, że nie spodobałoby ci się, gdybym nie udała się na uroczystości.

Podszedł bliżej. Jego twarz pociemniała z gniewu i stężała.
— Kto o tobie decyduje, Ingebjorg, pani Bothild czy ja?
— Ty, Ture. Nie miałam ochoty jechać, nie zapytawszy cię o zdanie, ale pani

Bothild przypuszczała, że wraz z Ormem Oysteinssonem pojawisz się na
uroczystościach. Tak długo cię nie było — dodała z przyganą w głosie.

Podszedł jeszcze bliżej i zapytał złowieszczo lodowatym tonem:
— Z kim pojechałaś?
— Wyruszył stąd liczny orszak, więc nic nam nie groziło. Dołączyły też do nas

pani Losne i pani Galtung.

— A kto was eskortował?
— Część drużynników.
— Rycerz Darre także?
Ingebjorg czuła narastający w niej niepokój.
— Tak, ale nie miałam z nim nic do czynienia.
— W którym miejscu kolumny jechałaś ty, a w którym on?
— W drodze do miasta jechał na samym końcu, a my, kobiety pośrodku. A w

drodze powrotnej jechał zupełnie z przodu, a ja jechałam prawie na końcu.

— Rozmawiałaś z nim?
— Kiedy wracaliśmy, zaniepokoił się o mnie i zapytał, czy dobrze się czuję.
Zauważyła, że pobladł, a jego oczy pociemniały z gniewu.
— Źle się poczułam po rozmowie z pewnymi pannami, które siedziały przy

tym samym stole co ja — dodała więc pośpiesznie. — Jedna z nich nazywała się
Adalis Adami.

Ku swemu zdumieniu nie zauważyła na jego twarzy żadnej reakcji.
— Jej przyjaciółki opowiadały, że zakochała się w młodym arystokracie ze

Szwecji o nazwisku Ture Gustavs— son, który ściąga podatki dla króla.

Ture nadal nie reagował, podszedł tylko o krok bliżej i stanął tuż przed nią.

TLR

background image

Ingebjorg ogarnął lęk, ale pomyślała, że to raczej on powinien się denerwować,

nie ona.

— Byłam roztrzęsiona — dodała drżącym głosem. — Przecież nie jest chyba

możliwe, by istniały dwie osoby o tym samym imieniu, które na dodatek pełnią
takie samo stanowisko?

Uśmiechnął się.
— A skąd ci przyszło do głowy, że to dwie różne osoby?
— Myślałam... Wydawało mi się niemożliwe, byś ty... Ona opowiadała, że ów

pan nie jest żonaty i... miała nadzieję, że jej ojciec wyrazi zgodę, by go poślubiła.

Udawał, że tego nie słyszy i wpatrując się w nią groźnie, pytał dalej:
Co jeszcze mówił rycerz Darre? Co robił? Chciał cię pocieszyć?
Ingebjorg pokręciła gwałtownie głową.
— Nie, powiedziałam mu, że jestem zmęczona, a gdy chciał jechać obok mnie,

poprosiłam, by się przesunął na początek kolumny. Odpowiedz mi, Ture — czy
panna Adalis mówiła o tobie?

Zmarszczył czoło, poirytowany.
— Ty śmiesz mnie wypytywać? Ty, kobieta?
— Jestem twoją żoną.
— Właśnie. I nic ci do tego, co robi twój mąż, zrozumiałaś?
— To znaczy, że...
Nie zdążyła dokończyć, bo szarpnął nią i potrząsając, wrzeszczał:
— Nie pojmujesz, gdzie jest twoje miejsce?
— Księża zakazują rozpusty.
Policzek zapiekł ją jak ogień, gdy mąż wymierzył jej cios.
— Taka jesteś wścibska? To, co Kościół i prawo mówią o rozpuście, nie

dotyczy magnatów. Jeśli mam ochotę na inną kobietę, to ją biorę. Jutro
porozmawiam sobie ze strażnikami, którzy towarzyszyli wam w drodze do miasta.
Dowiem się, czy naprawdę trzymasz się z dala od tego zuchwałego rycerzyny.

Puścił ją i, wściekły, ruszył do sypialni.
Ingebjorg karnie ruszyła za nim, choć najchętniej zostałaby na krześle przy

kominku przez resztę nocy.

Zdjął ubrania i ułożył się w łóżku plecami do niej. Pewnie gdzie indziej

zaspokoił swe żądze, pomyślała, czując upokorzenie.

Dygotała pod przykryciem, nasłuchując, jak mąż civ ko oddycha przez sen, i

usiłowała sobie przypomnij jak długo rycerz Darre jechał obok niej i czy ktoś
zwrócił na to uwagę. Zastanawiała się też, czy panna Adali pamiętała, by

TLR

background image

pozdrowić Turego od „jego krewnej" Ingebjorg i czy mąż był przygotowany na
wymówki, wracając do domu.

Najwyraźniej jednak nie ma to dla niego żadnego znaczenia, pomyślała. Nie

dostrzega w ogóle swojej winy We własnych oczach nie uczynił nic złego.

Zapragnęła wziąć do ręki króliczka małego Eirika i zanurzyć twarz w jego

miękkim futerku wraz z rozczarowaniem, gniewem i zazdrością.

Następnego ranka Ture wstał wcześnie. Służące nie zdążyły jeszcze napalić w

kominku. Zachowywał się hałaśliwie, co zdradzało jego gniew. Teraz pewnie uda
się' wprost od izby czeladniczej i zapyta, którzy z drużynników ochraniali orszak
w drodze do miasta, pomyślała Ingebjorg. Jeśli któryś z nich opowie, że rycerz
Darre jechał obok mnie i że długo razem rozmawialiśmy, to marny mój los,
pomyślała.

Mimo że czuła się tak, jakby nie przespała nocy, pod niosła się z łóżka i umyła,

a potem pośpiesznie włożyła ubrania. Wolała nie być z nim sam na sam, gdy
wróci. Nie padło między nimi ani jedno słowo, ale nie wyglą dał na kogoś, kto
czuje się winny lub odczuwa skruchę. Przeciwnie, był przekonany, że ma prawo
ukarać żonę, która ośmieliła się zamienić słowo z rycerzem Darre, bądź innym
panem. Uczesała włosy i przykryła głowę białą chustą, po czym wymknęła się z
pokoju i udała korytarzem do Wieży Śmiałków.

Pani Bothild jeszcze nie wstała, ale służące napaliły już w palenisku, i w

komnacie powoli się ocieplało. Przez chwilę Ingebjorg stała nieruchomo na
środku pomieszczenia, niepewna, co ma robić. Przykro jej było się przyznać do
tego, że obawia się własnego męża. Ale pociemniałe spojrzenie Turego
utwierdzało ją w przekonaniu, że jej strach jest uzasadniony.

Pomyślała o pannie Adalis, o jej rozpromienionych oczach, zarumienionych

policzkach i łagodnej naturze. Jak zareaguje, gdy się dowie, że jej adorator jest
żonaty?

A czy ja będę w stanie znieść to, że mój mąż zaspokaja swe żądze w ramionach

innych kobiet, gdy go najdzie na to ochota? Czy w ogóle można się do tego
przyzwyczaić?

Pokręciła gwałtownie głową. Nie, nie da się przywyknąć do czegoś, co sprawia

taki ból. Gdyby był odpychającym starcem, którego poślubiła pod przymusem, za-
pewne myślałaby inaczej. Ale przecież doznała w jego objęciach miłosnych
uniesień, gasiła jego tęsknotę i czerpała rozkosz z jego pieszczot. Nie da się tego
tak po prostu przekreślić. Pomimo wszystko nadal go kochała, tęskniła za jego

TLR

background image

bliskością i pragnęła zbudować związek podobny do związku jej rodziców, którzy
byli sobie wierni, oddani i szanowali się nawzajem.

Otworzyły się drzwi i Ture oznajmił od progu:
— Okłamałaś mnie, Ingebjorg. Dowiedziałem się od strażników, że długo

rozmawiałaś z rycerzem Darre przed odjazdem z Gildeskalgard, a potem
jechaliście konno obok siebie daleko za innymi, tak pochłonięci rozmową, że poza
sobą nie widzieliście świata.

— To nieprawda. Jak ci mówiłam, Darre zapytał tylko, czy coś mi się stało, a ja

mu odpowiedziałam, że jestem zmęczona. Potem pojechałam sama za panną
Adalis, by usłyszeć, czy naprawdę jesteś tym mężczyzną, w którym się zakochała.
A potem...

Nie dokończyła, bo Ture jej przerwał, pytając podniesionym głosem:
— Pojechałaś za nią, żeby wypytywać o mnie?
Ingebjorg zmusiła się, by popatrzeć mu prosto w oczy, i skinąwszy głową,

odrzekła stanowczo:

— Owszem.
— Na co ty sobie pozwalasz?
Twarz mu poczerwieniała. Rozgniewany, skierował Imi niej swe kroki. Podniósł

rękę i pewnie wymierzyłby jej policzek, gdyby nie powstrzymało go wejście pani
Bothild

— A co się tu dzieje? — zapytała ostro żona ochmistrza.
— Nic takiego, pani. Udzielam jedynie reprymendy mojej małżonce — odrzekł

drżącym z gniewu głosem. Proszę opuścić z laski swojej komnatę.

— Panie Ture, zdaje się, że nie do końca zdajesz sobie sprawę z tego, że

znajdujesz się w mojej komnacie.

— Nie obchodzi mnie to!
— Ale mnie obchodzi. — Jej głos zabrzmiał tak stanowczo i władczo, że Ture

na chwilę stracił rezon.

— Przejdź do swej pracowni, Ingebjorg — rozkazał, wy raźnie poirytowany.
— Nic z tego, panie Ture — ciągnęła pani Bothild spoglądając na niego z

ukosa. — Wezwałam panią Ingebjorg, ponieważ muszę z nią o czymś pilnie
pomówić.

Odwrócił się zdumiony do żony ochmistrza.
Ma taką minę, jakby po raz pierwszy się zdarzyło, że ktoś mu się sprzeciwił,

pomyślała Ingebjorg, która stała nieruchomo i obserwowała z rosnącym

TLR

background image

niepokojem próbę sił pomiędzy tymi dwojgiem. Jakież było jej zdziwienie, gdy
mąż odwrócił się na pięcie i wybiegł z komnaty, zatrzaskując z hukiem drzwi.

Pani Bothild odetchnęła z ulgą i zapytała:
— Chodziło mu o uroczystości świętej Łucji? Tak go zdenerwowało, że

pojechałaś do miasta?

Ingebjorg pokiwała tylko głową, nie miała siły opowiadać o pannie Adalis.
— To właściwie moja wina. Nakłonię Orma, by z nim porozmawiał i wyjaśnił

mu, że to ja cię namówiłam, byś pojechała z nami do miasta.

— Powiedziałam mu o tym, ale nic to nie pomogło.
Pani Bothild zmarszczyła czoło.
— Co on sobie w ogóle wyobraża? Że kim jest?
— Zakazał mi rozmawiać z rycerzem Darre, tymczasem od któregoś z

drużynników dowiedział się, że jechaliśmy z Darrem obok siebie i rozmawialiśmy
w drodze powrotnej.

Pani Bothild jęknęła.
— I to wszystko?
— Tak — odparła Ingebjorg, spuszczając wzrok.
— Wybierasz się dziś do klasztoru na Hovedoen?
— Zamierzałam, ale teraz to już nie wiem, czy mi będzie wolno.
— Oczywiście, że się tam udasz. Brat Eilif cię oczekuje. Nie wypada sprawić

mu zawodu. Myślę sobie nawet, że będzie lepiej dla ciebie, jeśli na trochę
znikniesz z Akersborg. Ja tymczasem porozmawiam z Ormem. Wyczuwam, że
Ture się z nim liczy, w przeciwieństwie do innych, których ma za nic. Poczekaj
tutaj. Poślę kogoś do stajni i dowiem się, czy twoi strażnicy będą gotowi, żeby
ruszyć w drogę nieco wcześniej niż zwykle. Każę zapakować jedzenie dla ciebie,
żebyś nie musiała czekać do śniadania.

Ingebjorg posłała żonie ochmistrza niespokojne spojrzenie.
Naprawdę powinnam czym prędzej opuścić twierdzę? — zastanawiała się,

kręcąc lekko głową. Chyba nie jest aż tak źle?

Rozdział 12

Kiedy Ingebjorg weszła do izby gościnnej w klasztorze Hovedoen, brat Eilif

stał tyłem do niej i czyścił pędzle.

TLR

background image

— O, jesteś — odezwał się, nie odwracając głowy. — Bałem się, że nie

przybędziesz.

— Dlaczego się obawiałeś, bracie? — spytała Ingebjorg z nagłym niepokojem,

że mnich „widział" to wszystko, co ją spotkało.

Odwrócił ku niej twarz i, popatrzywszy łagodnie, rzekł:
— Życie jest jak gęsto zarośnięty las, panno Ingebjorg. Każdy musi sam

utorować sobie w nim drogę, mimo że ciernie kaleczą i ranią.

Napotkawszy spojrzenie staruszka, uświadomiła sobie, że przejrzał ją na wylot

i czyta w niej jak w otwartej księdze.

— Chcesz powiedzieć, że nie da się obejść trudności? Znaleźć ścieżki, gdzie

nie kłują ciernie?

— Właśnie. Ale można sobie torować drogę różnymi sposobami. Jedni prą

naprzód, depcząc wszystko, co napotkają, inni stąpają ostrożnie. Nikogo jednak
nie ominie ten trud.

Odwrócił się i dodał lżejszym tonem:
— Dziś poświęcimy czas na motywy zwierząt i kwiatów. Na początek

spróbujesz wzorować się na mnie, a potem będziesz mogła malować po swojemu.
Nie wolno ci jednak zapominać o najważniejszym: zwierzęta i kwiaty mają
wyglądać jak najbardziej naturalnie.

Ingebjorg zasiadła przy pulpicie, on podał jej pergamin, pędzle i farbę.
— Niektórzy malują ludzi tak, że przypominają drewniane kukiełki — dodał z

pogardą. — A mnie zależy, by człowiek wyglądał jak człowiek.

Starała się jak mogła, odwzorować kwiaty i zwierzęta namalowane przez

mnicha, i ku swej radości stwierdziła, że jej się to udało.

Brat Eilif pokiwał głową z aprobatą.
— Pamiętasz, co ci mówiłem, panno Ingebjorg? Nosisz w sobie talent. Używaj

nieco mocniejszych kolorów na zewnętrznych brzegach płatków, a im bliżej ,
środka rozjaśniaj stopniowo, wówczas wydobędziesz głębię. Ptak może mieć
nieco ostrzejszy dziób, nieco dłuższy ogon i cieńsze nogi. — A po chwili dodał już
innym tonem: — Poza tym możesz pozdrowić Sigurda Haftorssona, ale zaznacz,
że jeszcze długo nic nie obejrzy. Jesteś zdolna, co do tego nie ma żadnych
wątpliwości, ale to ja zadecyduję kiedy, kto i gdzie zobaczy twoje dzieła.

Ingebjorg zerknęła na niego pośpiesznie i z jego miny wywnioskowała, że

mnich, pomimo wieku, nie da sobą sterować, i nie ulegnie naciskom nawet
najbogatszych magnatów w kraju. Nie dawało jej jednak spokoju, z jakiego

TLR

background image

powodu oczy łagodnego mnicha ciemnieją na wspomnienie o Sigurdzie
Haftorssonie?

Dzień upłynął jej nie wiadomo kiedy. Zdumiała się, gdy dobiegł końca.

Chętnie malowałaby do późnego wieczora.

— Jest już za ciemno, panno Ingebjorg. O tej porze roku dni są krótkie, ale na

wiosnę będziesz mogła siedzieć i malować, jak długo zechcesz. Mam nadzieję, że
pojawisz się jutro?

Zerknął na nią przelotnie, a Ingebjorg miała odczucie, że w jego pytaniu kryje

się większa niepewność, niż próbuje temu dać wyraz.

— Będę przyjeżdżała tak często, jak zechcesz mnie widywać, bracie Eilifie.
— Tak często, jak ci mąż pozwoli.
Ingebjorg umknęła spojrzeniem.
— Ciężko się żegluje pod wiatr, panno Ingebjorg, ale t\ przecież nie należysz

do tych, co zawracają, gdy zrywa się sztorm.

W drodze powrotnej do Akersborg Ingebjorg siedziała w łodzi, rozmyślając

nad słowami brata Eilifa. Zatrważają ce, ile ten staruszek o niej wie, a może tylko
się domyśla.

Co miał na myśli, mówiąc o sztormie? — zastanawiała się z lękiem. — Czyżby

potrafił zobaczyć przyszłe zdarzenia i przewidział czekające ją kłopoty?

Westchnęła ciężko. Co pomoże jej odwaga w żeglowaniu, skoro to Ture ma

nad nią całkowitą władzę. Brat Eilif oczekuje od niej, że nie zawróci, jednak jak
będzie mogła żeglować dalej, skoro dostrzega na horyzoncie burzę? Staruszek
powinien wiedzieć, jakie to niebezpieczne.

Jej strażnicy jak zwykle wiosłowali w milczeniu, nie odzywali się też po

zejściu na ląd. Wiał lodowaty wiatr od północnego wschodu, a w powietrzu
unosiły się drobne płatki śniegu. Ciężkie, ołowiane chmury nadciągały powoli od
strony Eikaberg, zapowiadając w nocy śnieżycę. Ingebjorg zatrzęsła się z zimna i
potarła zlodowaciałe palce. Miała nadzieję, że fiord tak szybko nie zamarznie, bo
musiałaby przerwać wyprawy do klasztoru na wyspie do czasu, póki lód nie będzie
dość gruby i mocny, by można po nim chodzić.

Gdy strażnicy wciągali na ląd łódź i odkładali na miejsce wiosła, ruszyła

powoli w górę ku twierdzy. Przystanęła raptownie, bo do jej uszu doleciały
dźwięki fletu. Jak zauroczona wsłuchiwała się w czyste tony, przenikające przez
huk fal uderzających o brzeg i poświstywanie wiatru. Rozejrzała się wokół w
nadziei, że zobaczy tego, który gra na instrumencie, ale bezskutecznie.

TLR

background image

Strażnicy dogonili ją i już miała ruszyć z nimi, gdy nagle rozpoznała melodię z

dzieciństwa, której nauczył ją ojciec. On zaś usłyszał ją po raz pierwszy jako mały
chłopiec od staruszka, niewolnika z obcego kraju. Nie

Iiyla to znana melodia. Nie słyszała jej nigdzie poza N.rmundgard, a

odwiedzający ich dwór goście zawsze / podziwem przysłuchiwali się, gdy grał ją
na flecie ojciec lub ona. Znała zresztą nawet tekst tej pieśni w obcym języku.

Zrobiło to na niej tak silne wrażenie, że bezwiednie zapytała strażników:
— Kto to gra?
Ci odwrócili się i przysłuchiwali się przez chwilę, po czym wzruszyli

ramionami i dali znak, by iść dalej.

— To jest pieśń, której nauczył mnie ojciec, gdy byłam mała. Nie słyszałam tej

melodii od wybuchu epidemii dżumy.

Jeden ze strażników wykonał niecierpliwy gest, jakby chciał jej nakazać

milczenie.

Ingebjorg często się zastanawiała, czy to Ture zakazał im z nią rozmawiać.

Wiedziała, że nie są niemi ani głusi, bo czasem słyszała z ich ust jakieś pojedyncze
słowa. Po ich minach poznała teraz, że czeka ich kara, jeśli nie zaprowadzą jej
prosto do twierdzy. Niechętnie więc ruszyła za nimi.

Dźwięki fletu zabrzmiały wyraźniej, gdy dotarli do mostu zwodzonego.

Rozglądała się dokoła w nadziei, że zorientuje się, skąd dochodzą, ale gdy tylko
weszli do Wieży Dziewicy, dźwięk ucichł.

W jej głowie jednak nadal pobrzmiewała muzyka, co przedziwnie poprawiło

jej nastrój. Nagłe nabrała ochoty, by sięgnąć po swoje flety i sprawdzić, czy
potrafiłaby jeszcze zagrać tę melodię.

Udała się wprost do Wieży Śmiałków, by dowiedzieć się od pani Bothild, gdzie

jest Ture.

Żona ochmistrza siedziała w komnacie sama i szyła coś w blasku dwóch lamp.
— Za ciemno, pani, byś ślęczała nad tak misternym ściegiem — stwierdziła

Ingebjorg.

— To prawda, ale nie znoszę próżnować.
— Może lepiej byś siadła do krosien? Przy tkaniu nie potrzeba tyle światła.
— Nigdy nie nauczyłam się tkać.
Ingebjorg popatrzyła na nią z niedowierzaniem.
— Nie nauczyłaś się, pani? Sądziłam, że wszystkie kobiety potrafią tkać.
— W wyższych sferach uważa się, że to zajęcie dla służących.
— Mogę cię, pani, nauczyć.

TLR

background image

— Chciałabyś? — Pani Bothild rozpromieniła się.
Ingebjorg przytaknęła z uśmiechem i dodała po cichu:
— Wiesz, pani, gdzie oni są?
Pani Bothild pokręciła głową.
— Wyjechali rankiem zaraz po tym, jak odpłynęłaś na Hovedoen, i do tej pory

nie wrócili.

— Ture coś mówił?
— Był wściekły. Powiedziałam mu, że to ja kazałam ci jechać, by brat Eilif nie

musiał na ciebie czekać.

— Dziękuję — odparła i westchnęła ciężko. — Zdaje się, że po powrocie

będzie zły na nas obie.

— Obawiam się, że masz rację — odparła pani Bothild, odkładając na bok

szycie i podniosła się z krzesła. — Ale nie myślmy teraz o tym. Poproszę służące,
by nakryły do stołu. Posilimy się.

— Usłyszałam coś dziwnego, gdy zeszliśmy na ląd — opowiedziała Ingebjorg

nieco później, gdy już zasiadły do stołu. — Ktoś grał na flecie.

— Na dworze, w tę śnieżycę?
— Też mnie to zdumiało. Rozglądałam się na wszystkie strony, ale nie

dostrzegłam grajka.

— Osobliwe.
— Ale najdziwniejsze jest to, że rozpoznałam melodię. Nauczyłam się jej w

dzieciństwie od mojego ojca, on zaś znał ją od starego niewolnika z jakiegoś
obcego kraju. Nigdy nie słyszałam, by ktoś poza moim ojcem grał tę melodię.

Pani Bothild przysłuchiwała się z zaciekawieniem i spytała:
— Czy nadał grywasz na flecie?
— Ojciec kupił mi dwa, cenne flety zrobione z kłów morsa i na nich uczyłam

się grać. Ale po jego śmierci nawet ich nie tknęłam. Nie mogłam nawet na nie
patrzeć. Przypomniałam sobie o nich dopiero, gdy zostały wymienione w
testamencie mamy pośród innych przedmiotów, które otrzymałam w spadku.

— Może to jakiś znak, żebyś znów zaczęła grać?
Ingebjorg popatrzyła na nią zdumiona.
— Znak od Boga?
— Tak. Nikogo przecież nie widziałaś, a melodię, jaką usłyszałaś, znał tylko

twój ojciec i ty.

— Myślisz, pani, że to mój ojciec... — umilkła, czując, jak przeniknął ją

dreszcz.

TLR

background image

Pani Bothild przykryła swą dłonią jej dłoń.
— Zmarli troszczą się o nas, Ingebjorg. Twój ojciec widzi, że nie zawsze jest ci

lekko, i chce ci pomóc.

Ingebjorg pokiwała głową. Może pani Bothild ma rację? Trudno znaleźć inne

wytłumaczenie. Na brzegu i w drodze do Wieży Dziewicy prócz niej i strażników
nie było żywej duszy.

— Chyba poszukam moich fletów — mruknęła, uświadamiając sobie powoli,

że być może znów doznała jakiegoś objawienia.

Resztę wieczoru spędziła z panią Bothild i opowiedziała jej o swym pobycie u

brata Eilifa. Żona ochmistrza przysłuchiwała się jej z uwagą i uśmiechała z dumą,
dowiedziawszy się o tym, jak mnich pochwalił Ingebjorg. Ingebjorg nie
wspomniała jedynie o tym, co brat Eilif mówił o Sigurdzie Haftorssonie.
Właściwie nie wiedziała, z jakiego powodu zatrzymała to dla siebie.

Zmęczone po poprzednim dniu, postanowiły wcześniej położyć się spać.
Kiedy Ingebjorg wróciła do siebie, była mile zaskoczo na, bo służące napaliły

w kominku, mimo, że pomieszczenie stało cały dzień puste. Nabrała ochoty, by od
razu poszukać instrumentów. Ożywiona podeszła do skrzy ni, uklękła i podniosła
wieko. Jej wzrok padł na białego króliczka i ubranko z bordowego aksamitu, które
należało do małego Eirika. Wzięła do ręki obydwa przedmioty i całkiem
zapomniała o fletach. A więc taki był duży, pomyślała rozkładając ubranko na
kolanach i przyglądając się mu uważnie. Następnie uniosła i przybliżyła do
twarzy, by wciągnąć w nozdrza zapach dziecka.

— A czym ty się zajmujesz?
Usłyszawszy głos Turego, Ingebjorg była tak zaskoczona, że na moment

zamarła. A gdy się odwróciła, ujrzała męża, który przyglądał jej się ukryty za
kotarą. Musiał wrócić, nie zawiadomiwszy o tym nikogo, i skierował się wprost do
sypialni.

Podniosła się powoli, nie wiedząc, co mu odpowiedzieć.
— Pytam się, co robisz? — powtórzył głosem zwiastującym gniew.
— Ja... szukałam tylko moich fletów ale... zaintrygowało mnie coś innego.
Z twarzą wykrzywioną ze złości zbliżył się do niej.
— To zabawka i ubranko z dzieciństwa, które schowałam...
Bez słowa wyrwał jej z rąk czerwone ubranko i obejrzawszy, stwierdził:
— Ubierali cię jak chłopca?
— To... ubranko po moim zmarłym starszym bracie...
Sama słyszała, jak mało wiarygodnie to zabrzmiało.

TLR

background image

Ludzie o takiej pozycji społecznej jak jej rodzice nie ubieraliby swej jedynej

córki w ubranka po starszym bracie.

— Spodziewasz się, że ci uwierzę?
— To prawda.
Jego pięść wylądowała na jej ustach i nosie.
Potrząsając nią, wykrzykiwał:
— Kłamiesz! Nic tylko mnie okłamujesz, od pierwszego naszego spotkania nie

robisz nic innego. Nie zapomniałaś zabrać fletów z Wieży Dziewicy. Pokojowa
Kirsten mówiła, że nigdy ich nie miałaś w swojej sypialni. Nie trzymałaś się też z
dala od tego twojego rycerzyny w drodze powrotnej z miasta, a przed
Gildeskalgard długo z nim rozmawiałaś, mimo że ci tego zabroniłem. Ile jeszcze
muszę znieść?

Ingebjorg była tak wzburzona, że zapomniała ostrożności.
— Kto ci powiedział, że rozmawiałam z nim przed Gildeskalgard?
— A jak myślisz?
— Mogła to być jedynie panna Adalis lub ktoś z towarzyszących jej osób.
— I co z tego?
Ingebjorg zacisnęła mocno zęby i zatrzęsła się z gniewu.
— Od teraz zabraniam ci opuszczać mury Akersborg, a jeśli choć jeden raz

usłyszę, że rozmawiałaś z rycerzem Darre lub innymi rycerzami, wymierzę ci karę
cielesną, tak byś to boleśnie odczuła.

Ingebjorg wiedziała, że się naraża, ale nie mogła się powstrzymać przed

stwierdzeniem:

— Natomiast ty będziesz sobie robił to, na co ci przyjdzie ochota.
Kolejny cios był tak silny, że z nosa i z ust popłynęła jej krew.
— Na co ty sobie pozwalasz? Wciąż do ciebie nie dotarło, że jestem twoim

panem i mistrzem? Że mogę robić z moją żoną, co mi się żywnie podoba?
Rozbieraj się! Pokażę ci, jak należy karać niepokorne niewiasty.

Ingebjorg zrozumiała, że opór nie ma sensu, Ture jest zbyt silny. Nikt zresztą

nie odważy się wtrącić

skrytykować go za to, jak traktuje swoją żonę. Podobnie postępowali wszak

inni magnaci. Pani Bothild wykazała dużą odwagę, przywołując go do porządku,
ale miała prawo, bo działo się to w jej komnatach. I raz Ture jest u siebie i może
robić, co mu się żyw m. podoba.

Dygocząc, ściągnęła z siebie ubrania i stanęła przed nim naga w lodowatej

sypialni, oczekując kary. Drzwi do komnaty z kominkiem zostały zamknięte.

TLR

background image

Wychłosta ją. Mimowolnie przypomniała sobie rozmównicę pani Thory i
wywołujące straszny ból razy. Zacisnęła powieki, próbując odgrodzić się od
przeraźliwego wspomnienia.

— Kładź się do łóżka! — rozkazał, a ona nie odważyła się sprzeciwić.
Siadł na niej okrakiem, a ona doznała zdumienia, wyczuwając wybrzuszenie u

dołu tuniki. Ostatnie, czego by się spodziewała, to że może jej teraz pożądać.
Uniósł tunikę i zauważyła, że nie ma nic pod spodem. Wdarł się w nią brutalnie.
Nie widziała go jeszcze tak rozochoconego, zupełnie jakby gniew i zazdrość
wyostrzyły mu zmysły. Jej ciało jednak zupełnie nie reagowało na jego bliskość.
Zziębnięta i przerażona wiła się z bólu i pojękiwała, ale to tylko wzmagało jego
pożądanie. Dysząc i charcząc, wbijał się w nią, a ona pragnęła jedynie, by doznał
spełnienia i skończył się ten koszmar.

Ku jej przerażeniu to nie nastąpiło. Klnąc i złorzecząc, wysunął się z niej i

położywszy się na wznak, zmusił, by go dosiadła i dalej posuwał ją boleśnie i
gwałtownie. Ingebjorg nie potrafiła pojąć, że kiedykolwiek było jej z nim dobrze.

Ponieważ nadal nie udało mu się dokończyć stosunku, zażądał, by wstała z

łóżka i oparła się o ścianę. Zmusił, by trzymała ręce na plecach i zacisnęła uda, a
gdy doznał spełnienia, zaśmiał się tym swoim zimnym, bezdusznym śmiechem i
skwitował:

— Najlepiej brać je siłą.
Po czym otwartą dłonią wymierzył jej parę klapsów i odgarnąwszy jej włosy,

szepnął do ucha:

— To tylko przedsmak tego, co cię czeka, jeśli nie zaczniesz wreszcie słuchać

swojego pana.

Następnie odwrócił się od niej i wyszedł z sypialni.
Ingebjorg usiłowała się ubrać, nie chciała leżeć w łóżku nago. Bała się, że Ture

zaraz wróci i dalej będzie ją dręczył. Dygotała na całym ciele, bolało ją
podbrzusze, a ręce trzęsły jej się tak, że ledwie zdołała włożyć na siebie suknię.
Jeśli tak ma wyglądać moje życie, to wolę umrzeć, pomyślała w chwili
bezsilności.

Łzy jej popłynęły po policzku, gdy przypomniała sobie słowa brata Eilifa:

„Ciężko się żegluje pod wiatr, panno Ingebjorg, ale ty przecież nie należysz do
tych, co zawracają, gdy zrywa się sztorm".

Uniosła głowę i wpatrując się w półmrok, poczuła, jak rodzi się w niej

przekora.

TLR

background image

Nie pozwolę mu zniszczyć swojego życia! — postanowiła. — Będę wytrwale

pracować i nauczę się tak dobrze malować, że będę się mogła sama utrzymać.
Może przejmę warsztat iluminatora w mieście. A jeśli prawo nie zezwoli mi odejść
od niego, to będziemy żyli osobno, każdy sobie.

Równie szybko, jak rozbłysła w niej iskra odwagi, tak i zgasła.
Ture nigdy mi nie pozwoli mieszkać osobno. Nie zrezygnuje ze mnie, nawet

jeśli będzie się zabawiał z innymi kobietami. Jeśli nie z innego powodu, to
zatrzyma mnie po to, by demonstrować swą władzę.

— Muszę znaleźć jakieś wyjście — wymamrotała, w ubraniach kładąc się pod

kołdrę.

Leżała tak dość długo, przewracając się z boku na bok, i dopiero wtedy

przypomniała sobie melodię zagraną na flecie. Trudno jej było uwierzyć, że się
przesłyszała, że to wyobraźnia spłatała jej figla. Jakoś też nie dopuszczała do
siebie myśli, że to znak z Niebios. To nie było objawienie, tak jak wtedy w
klasztorze czy przy grobie synka. Cała melodia została dograna do końca. Była
przekonana, że to człowiek z krwi i kości wydobywał dźwięki z instrumentu. Skąd
jednak znał tę rzadką melodię? Była pewna, że ojciec nie nauczył jej grać nikogo
innego Kto tu, w twierdzy, może więc ją znać? Tu nie ma niewolników z dalekich
krajów, są co najwyżej poddam króla Szwecji.

Wpatrywała się w mrok.
— Muszę się tego dowiedzieć — mruknęła do siebie. Niezależnie od tego, co

zrobi Ture, zbadam tę tajemnicę

Ta myśl przyniosła jej pociechę.

Rozdział 13


Kiedy Ingebjorg wstała następnego ranka, nie spotkała Turego. Najwyraźniej

spędził noc poza małżeńską sypialnią.

Nie pojmowała zachowania męża. Zarówno tym razem, jak i poprzednio, nie

dążył do tego, by sobie wszystko wyjaśnili. Nawet nie próbował się dowiedzieć,
gdzie naprawdę była, gdy wybiegła przerażona z Ciemnego Korytarza. Nie
zadawał wielu pytań o zabawkę i dziecinne ubranko. On chciał ją przede
wszystkim ukarać.

TLR

background image

Gdy tylko weszła do komnaty, pani Bothild odwróciła się natychmiast w jej

stronę i marszcząc brwi, przyjrzała się uważnie. W oczach żony ochmistrza
Ingebjorg dostrzegła smutek.

— Muszę przyznać, Ingebjorg, że od początku nie miałam o nim najlepszego

mniemania, ale obawiam się, że jest o wiele gorszy, niż myślałam.

Ingebjorg spuściła wzrok, a policzki zapłonęły jej ze wstydu.
— Bił cię?
— Nie tak mocno.
— Domyślam się, że wolisz o tym nie mówić, ale twoja twarz zdradza rozpacz.

Mogę cię pocieszyć, że przez jakiś czas będziesz miała spokój. Twój mąż pojechał
dziś do Szwecji i wróci dopiero po świętach.

Ingebjorg podniosła głowę i zapytała zdumiona:
— Już pojechał?
— Tak, łaska boska. Ale przykazał surowo strażnikom, by pilnowali cię na

każdym kroku i uważali, z kim rozmawiasz.

— Zupełnie jakbym była więźniem.
— Pomyślałam sobie dokładnie to samo — odparła, patrząc nieco łagodniej. —

Miejmy nadzieję, że twój mąż z czasem się zmieni, Ingebjorg. Może, gdy urodzisz
mu dziecko.

Ingebjorg znów się zarumieniła.
Pani Bothild uniosła brwi i zapytała:
— Czyżbyś miała przede mną jakieś tajemnice?
— Nie wiem, trochę opóźnia mi się miesięczne krwawienie.
— W takim razie módlmy się, by to była prawda. Mężczyźni są pod tym

względem dość dziwni. Zwykle łagodnieją, dowiedziawszy się, że pojawi się na
świecie ktoś, kto jest ich częścią.

Rozległo się pukanie i przez uchylone drzwi zajrzał strażnik, mówiąc:
— Mam list dla pani Ingebjorg.
Obie kobiety popatrzyły na niego zdumione.
— Może to od brata Eilifa — rzuciła pani Bothild.
— Mam nadzieję, że się nie rozchorował — mruknęła Ingebjorg, odbierając

list. Byłaby zawiedziona, gdyby nie mogła odwiedzać mnicha. W napięciu
przeczytała list:

„Wybacz mi. Już za tobą tęsknię. Twój oddany małżonek, Ture".
Ingebjorg wpatrywała się w wykaligrafowany list nie pojmując zrazu tych

paru słów. Po chwili jednak jej ciało przeniknęła fala ciepła. Ture żałuje, prosi o

TLR

background image

wybaczenie i wyznaje, że za nią tęskni. Nie jest z gruntu zły, tylko po prostu
strasznie zazdrosny i nie może znieść nawet myśli, że inni mężczyźni mogliby jej
pożądać.

— Jakieś złe wieści? — zapytała zatroskana pani Bothild.
Ingebjorg uśmiechnęła się i zwinąwszy pergamin, powiedziała:
— Nie, to od Turego. Pisze, że już za mną tęskni.
Pani Bothild nie skomentowała tego, ale Ingebjorg zdążyła zauważyć jej

ponurą minę, zanim żona ochmistrza odwróciła się, by zawołać jedną ze
służących.

Ona tego nie rozumie, ponieważ nie wie, jaki cudowny potrafi być czasem

Ture, pomyślała ze smutkiem.

Śnieg padał przez całą noc, ale strażnicy z garnizonu twierdzy pilnowali, by

dziedziniec był odśnieżony. Ingebjorg obawiała się, że jej „opiekunowie"
odmówią wiosłowania w taką pogodę, ale na szczęście czekali na nią przy moście
zwodzonym.

Zmarzli i przemokli, płynąc przez fiord. Mokry śnieg zwiastował ocieplenie.
Do brzegu dopłynęli niemal równocześnie z inną łodzią, wypełnioną rybami.

Strażnicy znali chyba rybaka, bo ucięli sobie z nim pogawędkę. Przygarbiony
starzec z twarzą porytą zmarszczkami i naznaczoną wiatrem, aż posiniał z zimna.
Ingebjorg miała nadzieję, że biedak ogrzeje się trochę w klasztorze, zanim ruszy w
drogę powrotną.

Gdy weszła do izby dla gości, opowiedziała o tym bratu Eilifowi, który

uśmiechnął się i odpowiedział:

— Stary rybak Jonas na pewno tu chwilę zabawi. Dostarczane przez niego do

klasztoru ryby, to opłata za dzierżawę wyspy, na której mieszka, a która jest
własnością klasztoru.

Chodzi o Wyspę Wilków w Bunnefjorden.
— Są tam wilki?
Zaśmiał się. Rzadko widywała roześmianego brata l.ilifa. Jego, poryta

zmarszczkami, twarz wydawała się jeszcze bardziej pomarszczona, a uśmiech
obnażał braki w uzębieniu.

— Owszem są. Kiedyś nawet Jonas musiał się skryć pod odwróconą do góry

dnem łodzią, by ratować życie przed wilkami, które goniły za nim po lodzie.

Ingebjorg wzdrygnęła się.
— Mieszka sam na wyspie?

TLR

background image

— Nie, jest tam jeszcze jedna rodzina rybaków. Wyspa jest porośnięta w dużej

części przez rośliny, które przywieźli ze sobą na wyspę mnisi. Nawet wiązy się
tam przyjęły. Masz dobre serce, panno Ingebjorg — dodał jednym tchem. — Nie
każdy okazałby współczucie staremu, zziębniętemu rybakowi.

Wyjął skrzynkę, w której przechowywał farby, ołówek, liniał, różne pędzle i

maleńki nożyk do mieszania farb, po czym oznajmił:

— Dziś spróbujemy namalować literę i ozdobimy ją obrazkiem. Może

zaczniemy od A.

Szukał wśród zrolowanych pergaminów i rozwinął jeden z nich.
Ingebjorg zdziwiła się, gdy ujrzała inicjał. Była pewna, że już gdzieś widziała

takie A, ozdobione roślinami i liśćmi, które wypluwał z pyska straszny potwór.
Między nóżkami litery znajdował się obraz mężczyzny, podającego dokument
innemu.

Czyżbym widziała taki inicjał w jakiejś księdze w Nonneseter? — zastanawiała

się, i nagle ją olśniło. Przecież takim A zaczynał się list, który znalazła przy
zmarłym ojcu! Uświadomiwszy to sobie, poczuła, jak krew jej uderza do głowy.
Przez moment zastanawiała się, czy powiedzieć o tym mnichowi. Może to
przypadek, a może dowód na to, że brat Eilif wie o liście?

Mimowolnie powiodła wzrokiem na jego palce, ale nie zauważyła sygnetu.

Pewnie mnichom nie wolno nosic pierścieni, pomyślała natychmiast o tym, że
opat Arnulf cieszy się łaską króla, było powszechnie wiadomo. To on wraz z
innymi dostojnikami kościelnymi zaświadczył o ślubnym podarunku króla
Magnusa dla królowej Blanki i odnowił zobowiązani. Norwegii, że ów dar
zostanie przekazany na jej korzyść On także w imieniu króla był wysyłany z
różnymi misja mi do obcych krajów, a jego poprzednik, opat Laurenty, przebywał
przez dłuższy czas na dworze papieskim jako królewski wysłannik. Królowie
zawsze ufali opatom, traktowali ich z szacunkiem i powierzali im różne zadania.
Wykluczone więc, by opat Arnulf zawiódł króla i okazał się nielojalny wobec
niego. Podobnie brat Eilif.

— Widziałam już kiedyś takie A — rzuciła ostrożnie.
Zauważyła, że mnich zastygł i spojrzał na nią czujnie.
— Było namalowane w liście, który kiedyś miał mój ojciec — ciągnęła. —

Zwróciłam uwagę na ten inicjał, bo zaintrygowały mnie dwie postaci u dołu —
zaśmiała się lekko. — Ci mężczyźni wyglądali mi na złych ludzi, ale kiedy im się
teraz przyglądam, widzę, że nie są źli, tylko bardzo poważni.

— A cóż to był za list, panno Ingebjorg? — spytał lekko zmienionym głosem.

TLR

background image

Nie miała odwagi zaryzykować. Jeszcze nie. Odpowiedziała więc:
— Nie pamiętam.
— Ojciec miał ten list przy sobie, gdy go znaleziono martwego?
Ingebjorg zerknęła na niego pośpiesznie. Jak zwykle, gdy mnich wykazywał

się swoimi zdolnościami jasnowidzenia, ogarniało ją nieprzyjemne uczucie.

Pokiwała głową, uznawszy, że nie warto kłamać, skoro brat Eilif i tak wszystko

wie, ale nie mogła pozbyć się niepokoju.

— Mędrzec powiedziałby, że tajemnica jest jak ostryga, która ginie, gdy ją

otworzyć. Ale może ktoś mógłby skorzystać na jej otwarciu?

Ingebjorg bez słowa spuściła wzrok.
Poklepał ją po ramieniu i dodał:
— Pozostaw sprawy wielmożów im samym, panno Ingebjorg. Zdaje się, że

masz dość swoich kłopotów.

Więcej nie rozmawiali o liście, ale w głowie Ingebjorg wciąż tłukły się słowa

brata Eilifa, gdy w inicjale malowała według wzoru potwora i dwóch poważnych
mężczyzn. Skoro mnich naprawdę wie o istnieniu listu, a jest wierny królowi, co
do czego Ingebjorg nie miała wątpliwości, to czy nie powinien jej doradzić, by jak
najszybciej oddała list? Nawet jeśli martwi się o nią, to wzgląd na króla powinien
przeważyć.

Próbowała przestać o tym myśleć i skupić się na pracy, która była fascynująca.

Ku swej wielkiej radości zauważyła, że to, co namalowała, niemal nie różni się od
pierwowzoru.

Brat Eilif uśmiechnął się zadowolony i pokiwał głową z uznaniem, mówiąc

tylko:

— Wiedziałem.
Jak zwykle czas upłynął stanowczo za szybko. Ingebjorg była zawiedziona,

gdy mnich uznał, że pora kończyć, ale gdy wyszła na dwór zauważyła, że zapadł
już. zmierzch. Śnieżyca ustąpiła, a na ciemnym niebie lśnił blady księżyc.
Zastanawiała się, gdzie jest teraz Ture, czy kieruje się ku Szwecji, czy może
zatrzymał się najpierw przy Placu Świętego Klemensa. Myśl ta sprawiła jej taki
ból, że odsunęła ją pośpiesznie.

W drodze przez fiord ułożyła dłonie na brzuchu. Nie tak dawno nosiła pod

sercem małego Eirika, ale w przeciwieństwie do tamtego czasu teraz miała szczerą
nadzieję, że się nie myli. Może Ture się zmieni, gdy mu urodzę dziecko,
rozmyślała. Pani Bothild mówiła, że to się zdarza.

TLR

background image

Strażnicy pomogli jej zejść na ląd i wciągnęli łódź na piaszczysty brzeg,

następnie jak zwykle odprowadzili ją pod górę do twierdzy.

Nagle Ingebjorg przypomniały się dźwięki znajomej melodii, wygrywanej na

flecie. Odwróciła się do jednego ze strażników i zagadnęła go:

— Wiem, że zakazano wam ze mną rozmawiać, ale chyba wolno wam

odpowiedzieć, gdy o coś zapytam?

Strażnik milczał, co uznała za potwierdzenie.
— Wczoraj, gdy wracaliśmy, zatrzymałam się na chwilę, bo usłyszałam, że

ktoś gra na flecie. Słyszeliście także, prawda?

Strażnik szedł dalej, nie odpowiadając.
W Ingebjorg aż zagotowało się od złości.
— Musieliście chyba słyszeć dźwięki fletu!
Strażnik przystanął, schylił głowę i czubkiem buta pogrzebał w piasku.
— Nic nie słyszeliśmy — mruknął.
Ingebjorg popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
— Nie słyszeliście? Przecież dźwięki dolatywały głośno i wyraźnie.
Strażnik milczał.
Ingebjorg odwróciła się i skierowała się w stronę Wieży Dziewicy. Czyżby

pani Bothild miała rację? Skoro na flecie nie grał człowiek z krwi i kości, to
oznacza, że był to znak z Niebios. Przesłanie.

Postanowiła wyjąć flety ze skrzyni, gdy tylko wejdzie do swojej komnaty.

Zapragnęła znów zacząć grać. Może brat Eilif, uczony mnich, pomoże jej ustalić, z
jakiego kraju pochodzi pieśń i co oznaczają jej słowa.

Weszła od razu do Wieży Śmiałków, tak jak miała w zwyczaju, i szybkim

krokiem skierowała się wprost do komory królewskiej, którą obecnie zajmowała
wraz z Turem.

Służące dopiero co napaliły w kominku, a na stole stała zapalona lampka.

Niecierpliwym ruchem podniosła wieko skrzyni, odłożyła na bok zabawkę i
ubranko małego Eirika, i przeszukała zawartość. W skrzyni leżała złożona
starannie zielona suknia, przetykana czerwonym jedwabiem, którą Ingebjorg
miała na weselu Solveig, a także to wszystko, co odziedziczyła zgodnie z
testamentem mamy: pozłacana i czarna szkatułka, diadem i francuskie nakrycie
głowy, jak również wiele drobiazgów, które budziły miłe wspomnienia i miały
wartość sentymentalną, a które, jak się obawiała, Ture po prostu by wyśmiał.
Jedyne, co mu pokazała, to diadem i nawet z tego sobie pokpiwał.

TLR

background image

Klasztor Nonneseter oddał jej wszystko, czym się „zaopiekowała" pani Thora,

nawet list z darowizną dwóch mórg, należących do Sasmundgard. Wszystko jest
moje, pomyślała zadowolona.

Wreszcie odnalazła flety. Z namaszczeniem przyłożyła instrument do ust i

zagrała parę dźwięków. Ku jej radości poszło lepiej, niż zrazu sądziła. Nie
zapomniała, jak się gra. Wstała zadowolona, usiadła na krześle przy kominku i
zaczęła grać jedną melodię po drugiej.

Kiedy już zagrała wszystkie proste melodie ludowe, odważyła się zagrać

melodię, którą usłyszała poprzedniego wieczoru, pieśń, której przed wielu, wielu
laty nauczył jej ojca stary niewolnik. Pamiętała trudne słowa tej smutnej pieśni.
Ojciec nie wiedział dokładnie, co one znaczą, ale przypuszczał, że opowiadają o
tęsknocie za ojczyzną i smutku z powodu rozstania z tymi, których się kochało.
Postanowiła zabrać nazajutrz flet do brata Eilifa, zagrać mu melodię i zaśpiewać
pieśń. Może szczęśliwym zbiegiem okoliczności mnich będzie umiał prze-
tłumaczyć słowa pieśni.

Jakież było jej rozczarowanie, kiedy następnego ranka, stawiwszy się w Wieży

Śmiałków, dowiedziała się, że nadeszła wiadomość z Hovedoen, by nie
przybywała. Mnich, który o tym powiadomił, nic nie wyjaśnił, powiedział jedynie,
że da znać, kiedy brat Eilif będzie mógł wznowić nauki.

Mimo rozczarowania, przeważył niepokój o to, co się mogło stać. Skoro brat

Eilif, który z takim zapałem uczył ją miniatury, odwołał spotkanie, to musiał mieć
ważny powód.

Natychmiast pomyślała o arkuszu pergaminu z namalowanym dużym A. Może

mnich wiedział o liście ojca i ogarnął go lęk, że i ona widziała dokument?

Nie, to mało prawdopodobne. Wątpliwe, by stary mnich mieszał się do spraw

magnatów i hovdingów. Z pewnością słuchał, miał swoje opinie, ale pozostawiał
działanie tym „na zewnątrz", jak mawiał. Jego królestwem był klasztor na
Hovedoen i tam miał wszystko, co było mu potrzebne. Tak jak i inni cystersi. Ich
działaniem była modlitwa.

— Taki ziąb, mógł się nabawić przeziębienia — usiłowała uspokoić Ingebjorg

pani Bothild, widząc, jak się martwi. — To już staruszek, a jak sama mówiłaś, w
klasztorze jest bardzo chłodno o tej porze roku. Jeszcze chłodniej niż w
korytarzach twierdzy — dodała i się zatrzęsła. — Ale mnisi mają zioła, które
pomagają na takie dolegliwości, więc brat Eilif na pewno szybko wyzdrowieje. —
Popatrzyła niepewnie na Ingebjorg i zapytała: — A może zechciałabyś mnie przez
ten czas nauczyć tkać?

TLR

background image

— Masz, pani, krosna? — zdumiała się Ingebjorg i otworzyła szeroko oczy.
Pani Bothild uśmiechnęła się.
— Pokojowa Kirsten postarała mi się o warsztat tkacki.
— Dobrze. W takim razie zaczniemy od razu.
Każdego dnia, od rana do podwieczorku, Ingebjorg towarzyszyła pani Bothild

przy krosnach i uczyła ją, jak przetykać wełnę pomiędzy nitkami osnowy, jak
przekładać czółenko i poruszać bidłem. Przy pracy gawędziły sobie o
najróżniejszych sprawach: o zbliżających się świętach Bożego Narodzenia, jak
zapamiętały te święta z dzieciństwa... Jakby trzymając się ustaleń niepisanej
umowy, unikały tematu przeciwników króla, zachowania Turego i romansów
Orma Oysteinssona. Ingebjorg nie wspomniała dotąd o pannie Adalis i wahała się
pomiędzy potrzebą zwierzenia się dojrzałej kobiecie, a lojalnością wobec Turego.
Poza tym nie chciała, by pani j Bothild jeszcze bardziej zraziła się do Turego, o
którym już teraz miała niedobre mniemanie. Bergtor powiadomił, że ją serdecznie
zaprasza na wspólne obchody świąt Bożego Narodzenia. Ucieszyła się, że znów
zobaczy swojego opiekuna, choć nade i wszystko pragnęła spędzić święta razem z
Turem. Nie mogła pojąć, dlaczego nie zabrał jej ze sobą do Szwecji.

Pani Bothild wybierała się do Ranrike, by spędzić święta wraz z synem

Oysteinem i jego opiekunami. Czy i Orm Oysteinsson przybędzie, tego Ingebjorg
nie wiedziała. Nie zamierzała też pytać, by nie poruszać drażliwego tematu.

Dopiero po czterech dniach nadeszły wieści z Hovedoen. Przypłynął mnich i

oznajmił, że panna Ingebjorg może się znów stawić na nauki do klasztoru, o ile jej
pasuje, Do wigilii pozostały cztery dni. Na dworze sypał gęsty śnieg i panował
mróz, jakiego o tej porze roku ludzie nie pamiętali.

Ingebjorg ubrała się ciepło i szybkim krokiem ruszyła przez Ciemny Korytarz,

nie myśląc ani o Malcanisie, ani o liście. Cieszyła się, że znów spotka brata Eilifa i
będzie mogła dalej malować.

Ku swemu zdumieniu nie zastała strażników w zwykłym miejscu, mimo że, jak

wiedziała, otrzymali stosowne polecenie. Stała przez chwilę niepewnie, ale gdy
nikt się nie zjawił, postanowiła zejść w dół do stajni i dowiedzieć się, czy ich tam
nie widziano.

Niestety, nikt nie potrafił jej pomóc. Może postanowili dziś odmówić

wypłynięcia na fiord, zastanawiała się. Na cztery dni przed świętami hula czereda
dzikich łowców. Kto się na nią natknie ryzykuje bijatykę lub śmierć, lub co
najgorsze zostanie zmuszony, by się przyłączyć do tej czeredy upiorów.

TLR

background image

Zawiedziona zawróciła. Nie miała nawet jak powiadomić brata Eilifa, dlaczego

nie przybędzie. W taką pogodę nikt nie chciał płynąć na wyspę.

Dowiedziała się, że pani Bothild wybiera się w drogę już następnego dnia i

zdecydowała się dołączyć do orszaku, by nie musiała potem sama jechać konno
przez las.

— Przykro mi, że nie spędzisz świąt z mężem — rzekła pani Bothild, gdy

zasiadły tego wieczora do kolacji.

— Ture pewnie się obawiał, że nie spodoba się to je go matce — odparła

Ingebjorg, próbując znaleźć jakie, wytłumaczenie. — Nie zaakceptowała mnie
jako syno wej. Wciąż nie może zapomnieć jego poprzedniej na rzeczonej.

Pani Bothild prychnęła z pogardą.
— To z tobą się przecież ożenił! Dopiero co wzięliście ślub, a on wyjechał i

pozostawił cię tu samą.

Ingebjorg wahała się nieco, w końcu zdecydowała się zapytać:
— A czy pan Orm będzie z tobą, pani?
— Oczywiście.
— Zastanawiałam się jedynie, czy nie jest zbyt zajęty.
Pani Bothild umknęła spojrzeniem i odparła:
— Owszem, Orm pomimo natłoku obowiązków pojedzie ze mną do Ranrike.
— Jak długo cię nie będzie, pani?
— Córka opiekunów Oysteina wychodzi za mąż, a jak ci wiadomo, wesele

można urządzić najwcześniej trzynaście dni po Bożym Narodzeniu. Wrócę, gdy
tylko dobiegną końca uroczystości weselne.

— Jakoś dziwnie mi tu będzie bez ciebie, pani.
— Nie zostaniesz przez ten czas w Belgen?
Ingebjorg pokręciła głową.
— Nie sądzę, by to się spodobało Giseli. Poza tym chciałabym możliwie

najszybciej podjąć dalszą naukę miniatury w klasztorze cystersów.

Pani Bothild wahała się nieco, ale w końcu spytała:
— Chyba już niebawem pora?
Ingebjorg nie zorientowała się, o co chodzi żonie ochmistrza, ta więc

wyjaśniła:

— Niebawem pani Gisela będzie rodzić. Nigdy nie pojmowałam, nawiasem

mówiąc, czemu się ją tytułuje per pani, skoro nie jest żoną magnata.

TLR

background image

— Ale bardzo lubi udawać, że jest — uśmiechnęła się w odpowiedzi Ingebjorg.

Spoważniała jednak zaraz i spojrzawszy ze współczuciem na panią Bothild,
dodała: — Rzeczywiście, zbliża się czas rozwiązania. Męczy cię to, pani?

Mimo że tyle ze sobą rozmawiały, nigdy nie poruszały tego drażliwego tematu.

Pani Bothild napotkała jej spojrzenie i pokiwała głową.

— Nauczyłam się jakoś żyć z tym wstydem i upokorzeniem i staram się nie

dopuszczać do siebie złych myśli. Jeśli jednak dziecko pani Giseli będzie podobne
do mojego męża, to nie wiem, jak to zniosę.

Ingebjorg pomyślała o pannie Adalis, ale zaraz, podobnie jak pani Bothild,

odpędziła tę myśl, a na głos rzekła:

— Wcale nie jest pewne, że to on jest ojcem. Gisela, w odróżnieniu od innych

kobiet, żyje dość swobodnie.

Pani Bothild pośpiesznie otarła dłonią oczy, a na jej twarzy zagościło

zmęczenie.

— Grywasz ostatnio na flecie? — zapytała po chwili.
Ingebjorg przytaknęła z zapałem.
— Ćwiczę codziennie. Niebawem znów zagram bez pomyłki całą melodię,

której nauczył mnie ojciec. Pomyślałam, że może brat Eilif będzie umiał mi
przetłumaczyć słowa pieśni.

— Wciąż je pamiętasz, mimo że ich nie rozumiesz?
— Tak, nie wiem tylko, czy wymawiam je właściwie.
Jednym tchem wyrecytowała z pamięci pierwszą strofę.
— Brzmi jak język galijski — uznała pani Bothild.
— Galijski?
— W tym języku porozumiewają się mieszkańcy Irian dii, skąd pochodzi wielu

niewolników, porwanych z własnego kraju i sprzedanych na targowiskach. Nawet
królewskie córki siłą zabierano z dworów królewskich n.i pokłady okrętów i
uprowadzano do obcych krajów. Sły szałam o pewnej młodej księżniczce z
Irlandii, którą ku pił islandzki hovding i zabrał do swojego dworu. Nazwał ją
Melkorka, co znaczy „Niema", bo dziewczyna przesta la mówić na skutek strachu
i przeżytego wstrząsu. Kiedy islandzki hovding zrozumiał, że to królewska córka,
zaczął ją traktować lepiej niż innych niewolników, a gdy dorosła, podarował jej na
własność dwór. Ten dwór nadal istnieje. Nosi nazwę Melkorkastad.

— Księżniczka nigdy nie powróciła do swych rodziców?
Pani Bothild pokręciła głową.

TLR

background image

— Nie, do końca życia pozostała w tym pogańskim kraju. Ale 01av Pa, syn jej

i islandzkiego hovdinga, stał się jednym z najpotężniejszych mężów w całej
Islandii.

— A więc poślubiła hovdinga?
Pani Bothild uśmiechnęła się z pobłażaniem.
— Niewolników traktowano gorzej jak zwierzęta. Ktoś, kto sobie kupił

niewolnika, mógł z nim zrobić co tylko chciał.

Ingebjorg ciarki przeszły po plecach.
— Może ta pieśń, której nauczył mnie ojciec, opowiada o losie niewolników?
— Możliwe, że oddaje smutek i lęk, wziętego do niewoli człowieka —

zgodziła się z nią pani Bothild.

Ingebjorg wstała od stołu i oznajmiła:
— Pójdę na górę się spakować. Wyruszasz pani pewnie wczesnym rankiem?
— Tak, chciałabym dotrzeć na miejsce, nim zapadnie zmrok.
— Pan Orm nie będzie ci towarzyszył w drodze?
— Nie, spotkam się z nim dopiero w Haukaby, w naszym dworze w Ranrike.
Ingebjorg zamilkła zamyślona, a po chwili zapytała ostrożnie:
— Wiesz, pani, gdzie byli nasi mężowie?
Pani Bothild zerknęła nerwowo ku drzwiom i zniżywszy głos, odparła:
— Wydaje mi się, że tuż przy granicy ze Szwecją spotkali się z magnatami o

podobnych co oni zapatrywaniach.

Ingebjorg poczuła, jak jej ciało przenika lodowaty chłód. Jeśli się wyda, że

Ture zdradził króla, może się z nim stać to, co z innymi spiskowcami, którym
skonfiskowano majątki i jako zdrajców skazano na banicję.

Pani Bothild musiała dostrzec strach w jej oczach, bo szybko zmieniła temat.
— Słyszałaś o królewskim dworze Haukaby, Ingebjorg?
Zaprzeczyła, domyśliła się jednak, że pani Bothild
próbuje skierować jej myśli w innym kierunku.
— Dawno temu rządził krajem 01av Kyrre, nazywany Spokojnym, bądź

Olavem Gospodarzem, najchętniej bowiem przebywał w swoim wiejskim dworze
Haukaby w Ranrike. Ten, nastawiony pokojowo władca, zapewnił Norwegii
długie lata pokoju. Jego żona, królowa Inge— rid, była córką króla Danii. Za
każdym razem, gdy przybywam do Haukaby, myślę o niej. Zabudowania, w któ-
rych mieszkała, dawno już zostały rozebrane i na ich miejsce wzniesiono nowe,
ale krajobraz wokół dworu pozostał niezmieniony: drzewa, las, pola, pagórki.

Ingebjorg przysłuchiwała się z zainteresowaniem i zapytała:

TLR

background image

— Dlaczego myślisz o niej, pani?
— Ponieważ nie miała chyba lekkiego życia. Należała wprawdzie do tych

nielicznych kobiet, które wyszły za mąż z miłości, ale jej nieszczęście polegało na
tym, że nie mogła mieć dzieci. Podobno król 01av miał nałożnicę, która mieszkała
w królewskim dworze, gdy Ingerid przybyła jako świeżo poślubiona małżonka do
kraju męża.

Ta nałożnica, Brygida z Orkadów oszalała z zazdrości, gdy król 01av ożenił się

z Ingerid i poprzysięgła zemstę. Nakłoniła jakąś wiedźmę, która rzuciła urok na
młodą królową, by ta nigdy nie zaszła w ciążę.

Ingebjorg jęknęła. Przez moment mignęła jej przed oczami stara wiedźma Heid

znad jeziora Mjosa.

— Królowa Ingerid wiedziała, że Olav musi mieć następcę tronu — ciągnęła

pani Bothild. — Nie chcąc dopuścić do tego, by ją porzucił i ożenił się z inną, jak
to uczynił jego ojciec, zaproponowała mu, by 01av uczynił brzemienną służącą
Torę, która według powszechnej opinii była bardzo podobna do królowej.

Ingebjorg wpatrywała się w panią Bothild z napięciem i przyszło jej na myśl,

że nie jest jedyną kobietą, która musi pogodzić się z tym, że jej mąż dzielił loże z
inną.

— I co? — zapytała. — Król się zgodził?
— Tak. Tora urodziła syna, Magnusa, późniejszego króla Magnusa, zwanego

Bosym. Często się zastanawiałam, jak czuła się w Haukaby królowa Ingerid w tym
czasie, gdy Tora zajmowała komnatę w królewskim dworze, wiedząc, że 01av
odwiedza służącą wieczorami. Zapewne czuła równie silną zazdrość, jak
wcześniej nałożnica Brygida.

Ingebjorg westchnęła głośno i stwierdziła:
— Wciąż się powtarza to samo, prawda? Kobieta i mężczyzna zostają

zmuszeni do małżeństwa, mimo że w tajemnicy kochają kogoś innego.

Pani Bothild pokiwała głową w zamyśleniu.
— Tak jednak nie było ani z tobą, ani ze mną, czyż nie? Należymy do tych

szczęśliwych, które poślubiły ukochanych mężczyzn. A mimo to coś nie wyszło.

Ingebjorg spuściła wzrok.
— Mężczyźni już tacy są, Ingebjorg. Magnaci nie stosują się ani do przepisów

prawa, ani do przykazań Kościoła.

Ingebjorg odwróciła się przygnębiona i skierowała ku drzwiom.
Wróciwszy do siebie wyjęła flet, siadła na krześle przy kominku i raz jeszcze

zagrała melodię, której nauczyła się od ojca. W myślach przemieniła się w młodą,

TLR

background image

irlandzką księżniczkę, brutalnie porwaną z dworu ojca, zaciągniętą na nabrzeże i
siłą wepchniętą na pokład obcego okrętu. Czuła niemal jak drży ze strachu.
Melancholijna melodia pasowała do tej historii, zwłaszcza do późniejszego
smutku młodej księżniczki i jej tęsknoty za krajem ojczystym, za ludźmi, których
kochała. Ingebjorg ujrzała oczyma wyobraźni kraj, z którego wywodziła się
Melkorka, chrześcijański kraj pełen kościołów, żyznych pól i łąk. Jak wyglądało
jej spotkanie z pogańskim krajem o surowym klimacie i naturze? Może ludzie
wciąż mieszkali tam w ziemiankach lub w niewielkich domach, zbudowanych z
otoczaków. Dla Melkorki, która dorastała na królewskim dworze, musiała to być
niepojęta zmiana. Mężczyzna, który kupił ją na targu niewolników w jednym z
wielkich miast, traktował ją jak zwierzę, bral, kiedy chciał, a ona z przerażenia
oniemiała na resztę życia.

Rozmyślała o królewskiej córce, a gdy starała się wczuć w jej koszmarną

sytuację, uświadomiła sobie nagle, że w porównaniu z Melkorką, sama nie ma
powodów do narzekań.

Tej samej nocy śniło jej się, że piraci zaatakowali twierdzę i zaciągnęli ją na

pokład okrętu, na którym przewozili niewolników. Przemierzyli morze, a gdy do-
tarli do przeciwległych brzegów, sprzedali ją na targu wraz z innymi. Skuta na szyi
i w kostkach, poraniona od chłosty, strasznie cierpiała.

Obudziła się mokra od potu i dopiero po chwili uświadomiła sobie, że nie grozi

jej niebezpieczeństwo. Siadła w łóżku i przetarła oczy.

Nie powinnam narzekać — mruknęła do siebie. — Mam to szczęście, że nie

muszę głodować, marznąć czy cierpieć bólu. Mam męża, którego kochani i za
którym tęsknię, więc nie warto pamiętać o przykrościach, jakie mi się przytrafiają.

Pośpiesznie umyła się i ubrała, po czym z zapakowaną torbą udała się na

posiłek.

Kiedy już dosiadała konia, uświadomiła sobie, że nie zabrała fletów. A tak się

cieszyła, że będzie mogła zagrać Bergtorowi! Była ciekawa, czy słyszał może
wcześniej tę melodię.

— Zapomniałam czegoś, poczekacie na mnie chwilę?
— Pośpiesz się, proszę, Ingebjorg. Przejedziemy przez most zwodzony i

zatrzymamy się przy wale.

Ingebjorg biegiem przemierzyła Ciemny Korytarz i wróciła do stajni zziajana i

spocona. Szybko dosiadła konia i wyjechała z twierdzy.

Z daleka zauważyła orszak pani Bothild, gdzie już jej wszyscy niecierpliwie

wyczekiwali.

TLR

background image

Nagle usłyszała melodię. Ściągnęła gwałtownie wodze, zatrzymując konia.

Pośród klarownego, mroźnego poranka słychać było delikatne dźwięki fletu.

Nasłuchiwała intensywnie i z uczuciem nierzeczywi— stości rozpoznała

znajomą pieśń niewolnika.

Rozdział 14

Był piękny, grudniowy dzień, do świąt Bożego Narodzenia pozostały trzy dni.

Śnieg skrzył się w słońcu, a pokryte szronem gałęzie drzew błyszczały niczym ob-
sypane klejnotami. Lekkie, białe obłoki płynęły po klarownym, mroźnym niebie, a
ciężkie świerki stały nieruchomo jakby tkwiły tak od zarania dziejów. Gdzieś w
oddali rozległo się wycie wilka, a zmarznięte sikorki podfruwały pośród krzewów.
Poza tym panował osobliwy spokój.

Na początku wyprawy Ingebjorg rozmyślała o dźwiękach fletu, ale gdy

usłyszała szum rzeki Frysja i dolatujące z oddali skrzypienie młyńskich kół, jej
myśli powędrowały w innym kierunku. Powinna podziękować Gudrid za
podarunek. Może uda jej się namówić Bergtora, aby się z nią wybrał któregoś dnia
do dworu Aker.

Tylko jak mam to zrobić, skoro Gudrid boi się wyjawić prawdę swojemu

małżonkowi?

Chętnie spotykałaby się częściej z dobrotliwą Gudrid, przybraną matką małego

Eirika. O tylu rzeczach pragnęłaby się dowiedzieć, tyle pytań chciałaby jej zadać.
Wciąż tak mało wie o chłopcu, a intryguje ją, jak dokładnie wyglądał, czy wyszedł
mu pierwszy ząbek. Miała nadzieję, że Torstein Svarte niebawem pozna prawdę i
będą miały wówczas okazję spotykać się raz po raz pod nieobecność Turego.

Gdy się zbliżyli do Nonneseter, z kościoła klasztornego doleciał delikatny

dźwięk dzwonów, wzywający na mszę. Przypomniało jej się, jak klęczała na
lodowatej podłodze kościoła. Dygocząc z zimna i szczękając zębami, śpiewała
Psalmy Dawidowe.

Jak tylko nadarzy się okazja, odwiedzę siostrę Sigrid i opowiem jej o małym

Eiriku, postanowiła. Wiedziała, że łagodna zakonnica będzie wzburzona, ale
prawda musi wyjść na jaw, zwłaszcza, że siostra Sigrid wciąż miała wyrzuty
sumienia z powodu doniesienia do biskupa na panią Thorę. Może utwierdzi się w
przekonaniu, że postąpili właściwie, jeśli dowie się o jeszcze jednym podłym
występku matki przełożonej.

TLR

background image

Przekraczając potok klasztorny, przypomniała sobie ten dzień, gdy wraz z

zakonnicami jechała konno przez most na pogrzeb swojej matki. Katarina
rozmawiała wyłącznie o strojnych butach, wystawionych na sprzedaż w kramach
szewców w Miklagard i dopytywała Inge- bjorg, czy płacze wyłącznie z powodu
śmierci mamy, czy może z żalu, że ta w jej imieniu złożyła śluby klasztorne.
Strasznie się wtedy zdenerwowała. Zastanawiała się, czy Katarina nadal przebywa
w klasztorze. Z czasem ich przyjaźń osłabła, bo Katarina bardzo ją zawiodła.
Może mimo wszystko przekażę jej pozdrowienia? — zastanawiała się Ingebjorg,
przypominając sobie, że Katarina żałowała potem swojego postępowania. Ale
przede wszystkim pozdrowię siostry: Sunnivę, Potentię, no i Solveig.

Miklagard, dzielnica szewców, tak jak ostatnio, świeciła pustkami. Ingebjorg

trzymała w kieszeni trochę smakołyków, na wypadek gdyby spotkała małego
Sigurda, ale nigdzie go nie było widać.

Orszak skierował się pod wiadukt, łączący Katedrę Świętego Hallvarda z

biskupstwem. Zastanawiała się, czy pojadą ulicą Zachodnią w dół do Placu
Świętego Klemensa, a stamtąd na ukos przez Kozi Most, czy pani Bothild pożegna
się z nią tu przy rynku. Zorientowała się jednak, że kierują się ku ulicy Zachodniej.

Cieszyła się, a zarazem obawiała spotkania z Giselą i Bergtorem. Wprawdzie w

obecności Bergtora zawsze czuła się dobrze i bezpiecznie, ale co do Giseli, nigdy
nie można było mieć pewności.

Orszak pani Bothild zatrzymał się w miejscu, gdzie ulica Zachodnia przecinała

Plac Świętego Klemensa.

W ciasnej uliczce panował tłok, ludzie najpewniej wracali właśnie z kościoła.

Chwycił mróz i smród z rynsztoków nie był tak dokuczliwy, ale na brukowanych
drewnem ulicach było ślisko dla koni.

— Nie mamy czasu się zatrzymywać, Ingebjorg — zawołała do niej pani

Bothild. — Chciałabym dotrzeć na miejsce przed zmrokiem. Życzę ci
błogosławionych świąt, moje dziecko. Pozdrów swoich opiekunów!

— Z Bogiem, pani Bothild — zawołała Ingebjorg. — Pozdrów, pani, pana

Orma i powiedz synowi, że nie mogę się doczekać, kiedy się spotkamy.

Pani Bothild uśmiechnęła się.
— Może się okazać, że nastąpi to szybciej niż przypuszczasz. Zamierzam go

namówić, by wrócił ze mną do Akersborg.

Ingebjorg pomachała jej radośnie, odprowadzając spojrzeniem orszak, póki nie

zniknął jej z oczu za Kozim Mostem. Następnie skierowała się w dół i wjechała na
dziedziniec Belgen.

TLR

background image

W uchylonych drzwiach budynku mieszkalnego zauważyła Bergtora. Poczuła

ciepło w sercu, jak zawsze na jego widok, i pokiwała z ożywieniem.

Szybkim krokiem wyszedł jej na spotkanie i pomógł zsiąść z końskiego

grzbietu.

— Jak dobrze cię widzieć, Ingebjorg. Mam nadzieję, że tym razem nie

przywozisz tylu wstrząsających wieści, co ostatnio.

Ingebjorg uśmiechnęła się i pokręciła głową.
— Tym razem będę opowiadać wyłącznie o malowaniu miniatur. Bywam w

klasztorze cystersów na Hovedoen niemal codziennie, a brat Eilif nie może się
mnie na— chwalić i zapewnia, że z czasem mu dorównam.

— Ani trochę w to nie wątpię — odparł, przyglądając się jej z czułością. —

Pewnie wiesz, ze warsztat starego ilu— minatora nadal stoi pusty?

Ingebjorg zaśmiała się.
— Brat Eilif wspominał mi o tym. Uważa nawet, że powinnam go przejąć. Nie

bierze w ogóle pod uwagę tego, że jestem żoną arystokraty. Odnoszę nawet
wrażenie, że traktuje to jak nieszczęście — dodała ze śmiechem. Czuła się radosna
i lekko jej było na sercu.

— Nie, Ture nigdy by nie pozwolił, byś prowadziła warsztat.

Pokręciła głową, tak że spod chusty wysunął jej się lok i zakołysał na czole.
— Jestem zadowolona, że póki co nie zabrania mi przepisywać ksiąg i pobierać

lekcji malowania. Moim wybawieniem okazał się Sigurd Haftorsson, który był
bardzo zainteresowany tym, czym się zajmuję.

— Sigurd Haftorsson? — powtórzył Bergtor i zastygł. — Spotkałaś go?
— Przelotem, ale Turemu bardzo zależy, by pozostać z nim w dobrych

stosunkach. Stąd jego przychylność dla pogłębiania moich umiejętności na
Hovedaen.

Bergtor nie odezwał się, ale poznała po jego minie, że nie spodobało mu się to,

co usłyszał.

— Czy to coś złego? — dopytywała się, ale on odwrócił się i rzekł:
— Chodź, Ingebjorg. Oczekiwaliśmy ciebie. Posłaniec powiadomił nas o

twoim przyjeździe. Jedzenie na stole.

— A jak się czuje Gisela? — zapytała Ingebjorg, gdy stajenny wziął od niej

wodze i zabrał konia do stajni.

— Spodziewa się, że czas rozwiązania jest już bliski, więc upewniłem się, czy

akuszerki są powiadomione.

TLR

background image

— Na pewno wszystko będzie dobrze — uspokoiła go Ingebjorg, wyczuwając

jego niepokój.

— Powiadają, że poród jest równie niebezpieczny, jak przebywanie w

zadżumionym mieście — odparł z powagą.

— To dotyczy przede wszystkim biedaków. Gisela zaś jest zdrowa i niczego jej

nie brakuje. Poza tym sam mówisz, że przy porodzie towarzyszyć jej będzie kilka
akuszerek.

Bergtor zamilkł.
Kiedy otworzyły się drzwi, uderzyło w nich przyjemne ciepło. Dobrze było

wejść do rozgrzanego wnętrza po długiej przejażdżce na mrozie.

Gisela siedziała w fotelu przy ogniu, opierając ręce na rzeźbionych w smocze

głowy oparciach. Chyba chciała się podnieść, ale zrezygnowała.

— No i jak, Ingebjorg? Jak tam miłosne rozkosze?
Ingebjorg zarumieniła się i z gniewem pomyślała, że tylko Gisela mogła zadać

takie pytanie.

— Dobrze — odparła z niechęcią w głosie. — Ture, jak wiesz, pojechał do

Varberg. Ponieważ to dość daleko, pozostanie tam przez jakiś czas.

— I nie chciał zabrać ze sobą swej świeżo poślubionej żony?
Ingebjorg nie odpowiedziała.
Otworzyły się drzwi, a Bergtor wyjaśnił pośpiesznie:
— Mamy we dworze gości. To krewni Giseli, którzy przybyli do nas na święta

i pozostaną do czasu, aż dziecko przyjdzie na świat.

Ingebjorg przywitała się dwornie ze starym ojcem Giseli i skinęła głową na

powitanie trzem kobietom i dwóm mężczyznom, których pamiętała z zaręczyn, po
czym wszyscy usiedli do stołu. Ingebjorg była głodna i częstowała się obficie.

Podczas posiłku zauważyła, że Bergtor jej się uważnie przygląda. Zastanawiała

się, czy potrafił coś wyczytać z jej twarzy, czy może patrzy na nią z innego
powodu. Nie tak dawno wyznał, że żałuje swego tchórzostwa i wiele by dał, aby
cofnąć czas. Nie uciekłby przed samym ślubem lecz został z nią i był dobrym
ojcem dla dziecka. Bergtor bardzo pragnął dziecka, tymczasem obie bliskie mu
kobiety zdradziły go i zaszły w ciążę z innym mężczyzną.

Przecież nie da się wykluczyć, że to nie Bergtor jest ojcem dziecka, którego

oczekuje Gisela, strofowała się w myślach. Ale równie dobrze może to być Orm
Oysteins— son albo Hallstein. Obserwowała ukradkiem Giselę, która
poczerwieniała z wysiłku. Wreszcie udało jej się wstać z fotela i siąść na ławie,

TLR

background image

pokazując obfitą pierś i brzuch niespotykanych rozmiarów. Zastanawiała się, co
ona sama o tym wszystkim myśli. Czy wie na pewno, kto jest ojcem dziecka?

Po skończonym posiłku Ingebjorg udała się z Bergtorem do stajni obejrzeć

konie. W Akersborg rzadko bywała w stajniach i bardzo jej brakowało
charakterystycznego zapachu, ciepła i nastroju.

Bergtor często sam czyścił konie. Domyślała się, że podobnie jak ona, tęskni za

pracą w gospodarstwie. Nasze miejsce jest na wsi, pomyślała i westchnęła. Jeśli
ktoś dorastał pośród natury i przywykł sam doglądać zwierząt, to na zawsze nosi w
sercu taką tęsknotę.

Idąc za nim, poczuła wyrzuty sumienia. Ture szalałby z zazdrości, gdyby ją

teraz zobaczył. Nie mógł znieść, gdy rozmawiała z innymi mężczyznami. Ale
Ture jest teraz daleko stąd, na południu Szwecji, i wróci najwcześniej za dwa
tygodnie.

— No, to teraz opowiadaj, Ingebjorg — zachęcił ją Bergtor. — Jak ci się

mieszka w Akersborg? Czym się zajmujesz, gdy nie poświęcasz czasu na
malowanie i przepisywanie ksiąg, z kim spędzasz czas, kiedy nie ma twojego
męża.

— Najwięcej czasu spędzam z żoną ochmistrza, panią Bothild. Traktuje mnie

po matczynemu i jest mi bliskim przyjacielem. Teraz na przykład uczę ją tkania.

— A więc polubiłaś panią Bothild? — dopytywał się Bergtor, powoli

przesuwając zgrzebłem po końskim grzbiecie.

— Tak, to dobra kobieta, przyjazna i troskliwa. Boję się nawet myśleć, jakby

mi się mieszkało w Akersborg, gdyby nie ona.

Westchnął ciężko i stwierdził:
— Czyli, że słusznie się obawiałem. Zdaje się, że odkąd się widzieliśmy

ostatnio, przeżyłaś nie tylko dobre chwile.

— Skąd takie przypuszczenia? — zapytała Ingebjorg, uchwyciwszy jego

spojrzenie.

Wzruszył ramionami.
— Nie możesz mi powiedzieć wprost? Poznaję po twojej minie, że coś wiesz.
— Nic nie wiem, Ingebjorg, prócz tego, że poślubiłaś szwedzkiego arystokratę,

i to mi wystarczy. Chciałbym się łudzić, że się mylę.

— Chodzi ci o to, że oni przywykli do innego życia niż my?
— Tak.
— Nie zamartwiaj się, Bergtor, jest mi dobrze. Lepiej niż innym. Zapomniałam

ci powiedzieć, że byłam niedawno w mieście.

TLR

background image

— I nie dałaś mi znać? — odparł żartobliwie z lekkim wyrzutem.
Ingebjorg uśmiechnęła się.
— Razem z panią Bothild przybyłyśmy na uroczystości świętej Łucji, które

odbywały się w Gildeskalgard.

— Gdybym wiedział, pojechałbym tam także.
— Rozglądałam się za tobą, ale potem uznałam, że zapewne udałeś się na

nabożeństwo do kościoła.

— Ture był z tobą?
— Nie, był... razem z Ormem Oysteinssonem — dodała pośpiesznie. — Ale

poznałam kilka panien z Sarpsborga — dorzuciła, licząc po cichu na to, że dowie
się czegoś o pannie Adalis. — Zatrzymały się u jakichś krewnych przy Placu
Świętego Klemensa i zamierzają pozostać w Oslo na Boże Narodzenie. Jedna z
nich tak jakoś dziwnie się nazywała — panna Adalis Adami.

Bergtorowi wypadło z ręki zgrzebło, wbił w nią zdziwiony wzrok i spytał:
— Spotkałaś pannę Adalis?
— Tak. Znasz ją?
Pokręcił powoli głową i odparł:
— Nie, ale o niej słyszałem.
Ingebjorg nie była w stanie powstrzymać ciekawości.
— A co słyszałeś?
Wytrzymał jej spojrzenie i odpowiedział:
— Słyszałem, że ma poślubić młodego arystokratę ze Szwecji.
Ścisnęło ją w gardle, poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy i musiała

przytrzymać się słupa, by nie upaść, liczyła na to, że wyciągnie od Bergtora jakieś
luźne wiadomości o urodziwej pannie, nie spodziewała się jednak usłyszeć tego!

— Co ci jest, Ingebjorg?
— Nic. Nagle zrobiło mi się słabo — zaśmiała się. — Chyba zmęczyła mnie

konna jazda.

Podszedł i chwyciwszy ją pod ramię, rzekł:
— Wydaje mi się, że coś przede mną ukrywasz. Krążą plotki, że ów arystokrata

nazywa się Ture Gustavsson. Czy to możliwe?

Zagryzła wargi i spuściła wzrok.
Jęknął.
— Diabelski rozpustnik! Nie minął nawet miesiąc od ślubu! — warknął przez

zaciśnięte zęby. — Takiego drania powinno się wychłostać, albo wypalić mu
piętno rozgrzanym do czerwoności żelastwem, jak złodziejom.

TLR

background image

Pokręciła głową, jakby się wzbraniała.
Objął ją ramieniem i poprowadził do drzwi.
— Chodź, przejdziemy się na spacer do królewskiego dworu. Opowiesz mi o

wszystkim po drodze. Na ulicach przed świętami jest tak ładnie! Kręci się też
więcej strażników niż zwykle, jest więc bezpiecznie.

Zachmurzyło się i zaczął sypać śnieg. Rozdzwoniły się kościelne dzwony.

Ingebjorg wolałaby pójść na mszę. Może Najświętsza Panienka wlałaby spokój do
jej serca i umocniła w cierpieniu.

— Nie chcę Bergtorze, żebyś nastawiał się wrogo do Turego. Sam mówiłeś, że

arystokraci się od nas różnią, a on żyje tak, jak przywykł w tych kręgach.

— Jakoś nie mogę uwierzyć, że wszyscy arystokraci posuwają się do takiej

podłości, by łudzić młodą, niewinną pannę małżeństwem, po to, by ją zaciągnąć
do łóżka.

Słowa zabolały.
— Nic mi nie pomożesz, jeśli się będziesz tak denerwował. Nie nakłonisz

Turego, by się zmienił, tak samo jak i mnie się to nie uda.

— Wybacz, Ingebjorg — westchnął znowu. — Wiem, co czujesz, właśnie

dlatego jestem taki zły.

— Chodzi o Giselę?
— Tak, cierpię, ilekroć o tym myślę.
— Ponieważ ją kochasz?
— Nie. Wstydzę się raczej, że nie ma dla mnie żadnego szacunku i zdradza

mnie bez poczucia winy czy żalu. Ona uważa, że ma prawo tak postępować, skoro
natura obdarzyła ją ognistym temperamentem. Gdy zapłonie w niej namiętność,
wszystko jej jedno, w czyich ramionach ją ugasi. Mogę to być ja albo kto inny,
wszystko zależy od tego, kto się znajdzie w pobliżu.

— W takim razie spotkał nas podobny los — zauważyła cicho. — Tyle, że ty

mógłbyś wyrzucić ją za drzwi i miałbyś prawo po swojej stronie, podczas gdy ja
muszę się godzić na tę nieprawość.

— Powiedziałem ci już, spodziewamy się dziecka, a ono potrzebuje nas obojga

— rzucił twardo.

Przed długą chwilę szli w milczeniu, ale cisza zaczęła ciążyć Ingebjorg,

zerknęła więc na Bergtora i rzekła:

— Wiesz, że potrafię grać na flecie?
Wyprostował się i uśmiechnął zaskoczony.
— Nie.

TLR

background image

— Kiedyś ojciec po powrocie z dalekiego kraju przywiózł mi dwa flety.

Nauczył mnie na nich grać. Po zaginięciu ojca nie byłam w stanie nawet ich
dotknąć. Ojciec nauczył mnie pewnej melodii z tekstem w obcym języku. Poznał
ją w dzieciństwie od starego niewolnika. Zaśpiewałam tę pieśń pani Bothild i ona
uznała, że słowa brzmią po galijsku, a więc w języku, którym posługują się w Ir-
landii. Opowiedziała mi historię pewnej irlandzkiej księżniczki, porwanej z
królewskiego zamku i zawiezionej na targ niewolników, gdzie ją kupił islandzki
hovding.

Bergtor przysłuchiwał się zdumiony.
Zawahała się trochę, bo nagle straciła chęć, by mu opowiadać o tym, że tę

melodię usłyszała ostatnio w okolicy twierdzy. Rzekła więc:

— Któregoś dnia znalazłam w skrzyni flety i zaczęłam sobie grać. Wyobrażam

sobie, że to młoda, nieszczęśliwa księżniczka z Irlandii ułożyła tę pieśń, która
opowiada o tęsknocie za krajem ojczystym i bliskimi sercu ludźmi.

Bergtor uścisnął jej dłoń i dodał:
— A równocześnie wplatasz tony własnej tęsknoty za Sjemundgard.
— Nie myślałam o tym — zaśmiała się lekko.
Przez chwilę znów szli w milczeniu, gdy Bergtor nieoczekiwanie zagadnął:
— Wspomniałaś o Sigurdzie Haftorssonie, Ingebjorg. Co właściwie o nim

wiesz?

— Tylko tyle, że to najbogatszy człowiek w kraju. Brat Eilif powiedział mi, że

brał on udział w spisku przeciwko królowi Magnusowi przed paru laty i nawet
zajął twierdzę Akersborg.

— Zgadza się — rzekł z niechęcią i ciągnął zdumiony: — Nic ci to nie mówi?
— Sądzisz, że skoro już wcześniej sprzeciwił się królowi, to może znów

przystąpić do spisku?

— Oczywiście.
— Ale król się z nim pogodził i Sigurd Haftorsson nie został ukarany. Król

Magnus przyznał nawet rację buntownikom, których oburzało, że nigdy nie bywał
w Norwegii i pozostawił kraj samemu sobie. Właśnie to postanowił zmienić.

Bergtor nic nie odpowiedział.
— Rozumiem, Bergtorze, że nie jesteś do końca przekonany. Bardzo możliwe,

że zarówno on, jak i Ture oraz Orm Oysteinsson podburzają magnatów do buntu,
ale nie sądzę, by spiskowców było wielu. W każdym razie nie dość wielu, by
wywołać zamieszki.

— W Norwegii może i niewielu.

TLR

background image

Ingebjorg zamilkła. Przypomniało jej się bowiem, że pani Bothild

przypuszczała, iż jej mąż oraz Ture spotkali się z buntownikami ze Szwecji.

— -Bądź ostrożna, Ingebjorg. Nigdy nie zdradzaj się z tym, co wiesz. Udawaj,

że nie masz pojęcia o tym, co dzieje się w kraju.

— Już mi kiedyś to mówiłeś.
-1 powtarzam raz jeszcze: Nigdy dość ostrożności. Zdawało mi się, że jesteś

bezpieczna, póki Ture... — zamilkł.

— Póki Ture był we mnie zakochany? To chciałeś powiedzieć?
Nie odpowiedział.
Poczuła zimny dreszcz.
— Masz rację, Bergtorze. Mam wszelkie powody, by się pilnować.

Następnego dnia służba w Belgen uwijała się jak w ukropie przy świątecznych

przygotowaniach. Goście zaś wybierali się na rynek. Bergtor miał do załatwienia
jakąś sprawę i musiał jechać do swego składu na nabrzeżu. Ponieważ Gisela
chodziła naburmuszona, Ingebjorg uznała, że lepiej będzie zejść jej z oczu na jakiś
czas.

— Pamiętacie Isabelle, moją przyjaciółkę z Nonnese— ter? — zagadnęła

Giselę i Bergtora przy śniadaniu.

— Tę urodziwą pannę, która pobierała nauki tkactwa u krewnej na ulicy

Wschodniej? — upewniała się Gisela.

— Właśnie. Bardzo chciałabym odwiedzić gospodynię Karine, żeby się

dowiedzieć co u niej.

— Czyżby Isabelle już nie mieszkała u swej krewnej?
Ingebjorg umknęła spojrzeniem. Nikomu, nawet
Bergtorowi nie opowiedziała o nieszczęściu, jakie się przytrafiło przyjaciółce.
— Nie, wyjechała... Nawet nie wiem dokładnie dokąd.
— Zdaje się, że zamierzała nauczyć się tkać gobeliny na sprzedaż?
Ingebjorg zwlekała z odpowiedzią. Miała wrażenie, że Gisela przejrzała ją na

wskroś i domyśliła się, że kłamie. Ale to był jedyny sposób, by pozwolono
Ingebjorg odwiedzić Karine.

— Owszem, taki miała zamiar, ale... znudziło jej się to.
Odwiedziła mnie kiedyś w Akersborg i powiedziała, że wyjeżdża. Od tamtej

pory jej nie widziałam.

— W takim razie wydaje mi się, że powinnaś pójść do tej gospodyni Karine i

się dowiedzieć — odparł spokojnie Bergtor. Poślę z tobą któregoś ze służących.

TLR

background image

— Nie trzeba — odparła Ingebjorg ze strachem w głosie, bo wolała by się nie

wydało, jakie naprawdę interesy prowadzi pani Karine. — To znaczy... Chyba
mogę w biały dzień przejść się sama taki kawałek?

— Też tak uważam — stwierdziła stanowczo Gisela. — Służba ma teraz dość

roboty. Nie będą mi tu trwonić czasu.

Bergtor wstał od stołu i z miną nie znoszącą sprzeciwu oświadczył:
— Pójdzie z tobą jeden ze stajennych.
Gisela zasznurowała usta obrażona, ale się nie odezwała.

Wkrótce Ingebjorg ruszyła przez Plac Świętego Klemensa, a po piętach deptał

jej chłopak stajenny. Na ulicach panował tłok i wszyscy się gdzieś śpieszyli, by
pozałatwiać wszelkie niezbędne sprawy. W czasie świąt bowiem wykonuje się
jedynie konieczne zajęcia, za to nie może zabraknąć jedzenia i popitków. Z
zakupami trzeba zdążyć, zanim dźwięki kościelnych dzwonów oznajmią nadejście
świąt. Wtedy w domach i oborach musi już panować nienaganny porządek, a na
wszystkich drzwiach powinien widnieć wymalowany znak krzyża, który ma
ochronić mieszkańców domostw przed siłami mroku. Trzeba narąbać drewna i
wnieść pod dach, a podłogi wyłożyć słomą.

Ingebjorg wspomniała z tęsknotą życie w Saemund— gard. Święta już nigdy

nie będą takie jak wtedy, pomyślała, czując smutek w sercu. W Boże Narodzenie
szło się do kościółka w Dal. Pośród sypiącego śniegu rozlegały się delikatne
dźwięki dzwonu. Święta to matka i ojciec odświętnie ubrani, w uroczystych
nastrojach, a także ciotka Gudrun, stary Jon i Gissur, stajenny Ravn i pozostała
służba, wszyscy, którzy zamieszkiwali we dworze, zanim wybuchła epidemia
dżumy. Święta to trzaskający ogień w palenisku w starej izbie, zapalone świece w
każdym kącie i ojciec, który wznosi toast ze wszystkimi za nowy, spokojny rok.

Gdy zbliżyła się do Koziego Mostu i skręciła w dół na ulicę Wschodnią,

Ingebjorg zatrzymała się i, odwróciwszy do chłopaka, rzekła:

Dziękuję za odprowadzenie, dalej już nie musisz iść za mną, jestem już prawie

na miejscu.

Pokazała budynek. Chłopak zerknął zrazu z zaciekawieniem w dół na

Flugubiten, po czym wzruszył obojętnie ramionami i, co Ingebjorg przyjęła z ulgą,
udał się w drogę powrotną.

Poczekała, póki nie zniknął jej z oczu za placem, po czym pośpiesznym

krokiem dotarła do wyszynku gospodyni Karine.

TLR

background image

Ostatnio wiele rozmyślała o Isabelle. Przyjaciółka na pewno nie miała jak

wysłać jej wiadomości. Nie miały wspólnych znajomych. Jedyna nadzieja, że
gospodyni Karine coś o niej wie.

Muszę zachować ostrożność, pomyślała. Wątpliwe bowiem, by Isabelle

odważyła się powiedzieć swej krewnej, co jej naprawdę dolega. Pewnie
wspomniała jedynie, że zapadła na jakąś trudno uleczalną chorobę i dlatego musi
przenieść się do klasztoru.

Na pewno nikt nie zna prawdy. Ojciec Isabelle całkowicie zerwał kontakty z

córką, gdy ją zastał w niedwuznacznej sytuacji z kowalem Ragnvaldem.

Ingebjorg zwolniła nieco, gdy już znalazła się blisko celu. Bała się, że w

gospodzie natknie się na pijaków. Ostatnio, by dostać się do tkalni, musiała przejść
przez cuchnącą piwem izbę, wypełnioną półnagimi ladacznicami i rozpustnikami.
Ale wtedy jeszcze nie była żoną arystokraty i nie nosiła strojów z jedwabiu i
aksamitu. Teraz jej pojawienie się w takim miejscu wywołałoby nie lada sensację.

Musi być przecież jakieś inne wejście, pomyślała i wytężyła słuch. Usłyszała

szum rzeki Alna, uderzenia młota kowalskiego w kuźni i stukot końskich kopyt w
dole ulicy. Rozległy się też nawoływania dzieci i porykiwanie krów w oborze. Za
to w gospodzie panowała cisza. Może o tak wczesnej porze nikt się jeszcze nie
zdążył upić, pomyślała i jej wzrok padł na niskie drzwi w niewielkim budynku,
przylegającym do gospody. Pomodliła się w duchu, by zastać tam Karine.

Trzęsącą się dłonią zapukała do drzwi. Otworzyły się natychmiast i w progu

stanęła krewna Isabelle.

— Przepraszam, jeśli przeszkadzam — zaczęła Ingebjorg.
Stara kobieta, o wydatnych ustach i dużym nosie, spojrzała na nią zrazu z

przestrachem, ale gdy ją rozpoznała, na jej twarzy odmalowała się ulga.

Zapewne wciąż drży, by jej nie zdemaskowano, pomyślała Ingebjorg.
— Przyjaciółka Isabelle z Nonneseter? A więc już słyszałaś, pani?
Ingebjorg zmarszczyła czoło, nic nie rozumiejąc.
Gospodyni Karine wahała się chwilę, ale skinąwszy ręką, zaprosiła ją do

pogrążonej w półmroku tkalni. W środku było pusto, tkaczki zapewne pojechały
na święta do swych domów.

— Nic nie wiesz, pani? — zwróciła się do niej karczmarka.
— O czym?
— Isabelle nie żyje.
Ingebjorg zamarła i, wpatrując się nieruchomo w kobietę, powtórzyła szeptem:
— Isabelle nie żyje?

TLR

background image

— To najlepsze, co ją mogło spotkać — rzuciła ponuro Karine. — Wiesz

przecież, co czekałoby ją w przeciwnym razie?

Ingebjorg nie była w stanie wydobyć z siebie słowa.
— Pan okazał jej miłosierdzie, bo była z gruntu dobrą dziewczyną, i uchronił ją

przed okropnymi mękami i lękami. Znam tę chorobę, więc wiem, co mówię.
Proszę iść do kościoła i pomodlić się za jej duszę, a jeśli może pani ofiarować na
mszę za nią, proszę to uczynić. Nie jestem pewna, czy ktoś zapłacił mnichom w
klasztorze Vasrne, a bez odpustu jej dusza na zawsze pozostanie w czyśćcu.

— Zapłacę — wyszeptała Ingebjorg porażona. — Kiedy to się stało i jak się

pani o tym dowiedziała, gospodyni Karine?

Karine wytarła brudnym rękawem stół i poprosiła Ingebjorg, by usiadła.

Postawiła dwa kufle i napełniwszy je piwem, uniosła swój i rzekła chrapliwym
głosem:

— Za pamięć o pannie Isabelle. Niech będą dzięki Chrystusowi i pannie Maryi!

Módlmy się do Pana, by ją uchronił przed wiecznym potępieniem.

Ingebjorg uniosła kufel i wypiła toast za Isabelle, a po policzkach popłynęły jej

łzy.

Przypomniała sobie ten ostatni raz, gdy się widziały, w pracowni w Akersborg.

Przerażona i blada, przemówiła wtedy do niej nieswoim głosem:

— Stało się coś strasznego, Ingebjorg... gospody ni Karine pogłaskała ją

nieoczekiwanie po ramieniu i rzekła:

— Dobrze, że choć ktoś zapłakał po tej

małej. Tylu odwróciło się do niej plecami. Mój krewny z okazałego dworu nad
Mjosą nie przybył nawet na pogrzeb swojej córki.

Ingebjorg krwawiło serce. Nikt bliski nie odprowadził Isabelle w jej ostatnią

drogę. Pewnie nawet kowal Ragnvald nie przyszedł. Może nie miał odwagi wyjść
z lazaretu i uczestniczyć w pogrzebie ze strachu, by wyszły na jaw jego grzechy.

— To się stało bardzo szybko — ciągnęła pani Karine. — A mogło się ciągnąć

wiele lat. Składam ręce do Boga i mu za to dziękuję. Jeden z mnichów przyszedł
powiadomić o jej śmierci, ale niewiele się od niego dowiedziałam, bo czuł się
bardzo niepewnie, przekraczając progi grzesznego przybytku.

Ingebjorg pociągnęła nosem i otarła oczy.
— A co z kowalem Ragnvaldem? — zapytała.
Karine pokręciła głową.
— Mnich nic mi nie mówił, a ja nie chciałam pytać. Zakonnicy nie rozumieją

takich spraw. Znają tylko jedną miłość do Dziewicy Maryi, do jej Syna i do Boga.

Ingebjorg pokiwała głową.

TLR

background image

— Cieszę się, że tu przyszłam, gospodyni Karine. Będę się modlić za Isabelle i

dam na mszę za zbawienie jej duszy. Poproszę także siostrę Sigrid, matkę
przełożoną w Nonneseter, by odprawiono w klasztorze mszę za spokój jej duszy.

Karine otarła łzę, która zakręciła się w kąciku oka.
— Dziękuję, panienko. Chyba sam Pan cię tu dziś do mnie przysłał.
Ingebjorg już wstawała, gdy nagłe usłyszała głośny krzyk.
— Co to było? — spytała, wstrzymując oddech.
Gospodyni zmarszczyła czoło i bez słowa zerknęła w stronę drzwi,

prowadzących do gospody.

Przez wszystkie te lata przywykła do tego i owego ze strony swej klienteli.
— Pomocy! Wykrwawi się na śmierć! — doleciał głos kobiety.
Tym razem Karine poderwała się natychmiast z krzesła. Ingebjorg wzdrygnęła

się, ale wahała się tylko ułamek sekundy. Uznała, że jeśli stało się nieszczęście, to
musi tam wejść, bo być może jako jedyna będzie umiała opatrzyć ranę.

Uderzył ją w nozdrza odór piwa, potu i gryzącego dymu. Jacyś goście stłoczyli

się przed drzwiami do małego pomieszczenia, sąsiadującego z izbą, przy jednym
ze stołów, obok przewróconego kufla, siedział, a właściwie leżał na blacie pijak,
dwaj inni, kiwając głowami, patrzyli tępo na tych, którzy pobiegli zobaczyć, co się
stało.

Przez tłum przecisnął się potężny mężczyzna. Wyszedł z małego

pomieszczenia rozebrany do połowy, trzymając w ręku ubrania. Gdy skierował się
do wyjścia z gospody, odwrócił lekko głowę i spojrzał przelotem w stronę go-
spodyni Karine i Ingebjorg, po czym zniknął.

Przeżyła wstrząs. Znała tego mężczyznę! Był to jeden ze strażników, którzy

wozili ją do klasztoru na Hovedoen.

— Sprowadźcie straże! — zawołał ktoś, a gdy Ingebjorg wraz z Karine

przeciskały się do izdebki, usłyszała stukanie butów o podłogę i trzaskanie drzwi.

Półnagie ladacznice i cuchnący piwem podchmieleni mężczyźni odsunęli się

na bok i wpuścili je do środka. Ingebjorg czuła na sobie zaciekawione spojrzenia.
Nie co dzień kobiety z wyższych sfer pokazywały się w gospodzie.

Na podłodze, tuż przy drzwiach, leżała naga kobieta, krwawiąc obficie z rany

w piersi. Daremnie usiłowała unieść głowę. Ingebjorg uchwyciła jej drętwy wzrok
i zarządziła, zdumiona własnym spokojem:

— Trzeba zatamować krwotok, dajcie kawałek czystego płótna!
Gospodyni Karine chwyciła z łóżka prześcieradło i oddarła kawałek. Ingebjorg

wzięła z odrazą cuchnącą szmatę, ale nie było czasu, by domagać się czegoś

TLR

background image

innego. Szybko zaczęła opatrywać ranną, ale krew natychmiast przesiąkła przez
opatrunek. Chwyciła więc następną szmatę, desperacko próbując zatamować
krwotok, gdy nagle usłyszała przeraźliwy jęk jakiejś kobiety:

— Ona nie żyje. Asta nie żyje!

Ingebjorg oderwała wzrok od rany i popatrzyła na twarz poszkodowanej i jej

zamglone spojrzenie, a kiedy dotknęła szyi, nie wyczuła pulsu.

Odwróciła się do gospodyni Karine i dostrzegła, że w pooranej twarzy

karczmarki odmalował się strach.

— Chyba powinnaś stąd wyjść, panno Ingebjorg — rzuciła chrapliwie. —

Uciekaj, zanim się tu zjawią stróże prawa!

Ingebjorg wyprostowała się, kompletnie oszołomiona, niezdolna samodzielnie

myśleć.

Dopiero gdy przecisnęła się przez ciżbę podchmielonych gapiów, uświadomiła

sobie, że może zostać zatrzymana jako świadek zabójstwa. Usiłowała sobie
przypomnieć, czy strażnik ją rozpoznał, ale nie była w stanie stwierdzić tego na
pewno.

Już miała wyjść, gdy w progu drogę zagrodziło jej dwóch wysokich mężczyzn.

Byli ubrani na czarno, a przy boku mieli miecze. Straż...

— Nikt stąd nie wyjdzie — huknął jeden z nich i zdecydowanym ruchem

pchnął ją z powrotem do środka.

TLR


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 09 Dziedzic
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 09 Dziedzic 2
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 12 Bliźni
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 32 Jesień
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei& Zemsta
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei1 Grzesznicy w letnią noc
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 19 U Twego Boku
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 18 Kupiec
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 06 Straż Graniczna
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 10 Dziewczyna Na Moście
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 33 Cienie Z Przeszlości
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 16 Zakazane Spotkania
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 01 Złota Broszka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 34 Chmury Na Horyzoncie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 21 Pisarka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 03 Ludzkie Gadanie

więcej podobnych podstron