(Wiatr nadziei 04) Nadzieja Frid Ingulstad

background image

FRID INGULSTAD

NADZIEJA

Saga Wiatr Nadziei

część 4

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, kwiecień 1905

Elise wlokła się do domu w ciemnościach. Bolało ją wszystko, ale najbardziej

okolice podbrzusza. Niewiele widziała przez łzy, z trudem łapała oddech, dławiona

strachem. Jakaś ciepła, wilgotna i obrzydliwa maź przykleiła jej majtki i pończochy

do skóry. Elise wolała nie zastanawiać się, co to może być. Głowa jej pękała, bolały ją

ramiona i nogi. Wiła się jak wąż, próbowała go uderzyć, ugryzła go w brodę, walczyła

zaciekle, ale bez powodzenia. Gdy ten zamaskowany przez ciemności potwór dostał

się tam, gdzie chciał, przeszył ją gwałtowny ból, jakby jakiś ostry nóż rozciął jej

pochwę. Krzyknęła i zaczęła wzywać pomocy, ale jej usta zasłoniła brudna pięść.

Gdy tylko napastnik skończył, zerwał się na równe nogi i zniknął między

drzewami, Elise zaś leżała, jakby straciła przytomność. Nie miała wątpliwości, kto to

był, choć zaatakował ją od tyłu i uderzył jej głową o ziemię, zanim zdołał obrócić jej

ciało. Gwiazdy zawirowały jej przed oczami i na chwilę straciła świadomość. Gdy

otworzyła oczy, poczuła ostry odór alkoholu i jakieś wilgotne, wstrętne wargi, które

background image

przylepiły się do jej ust, nim zdążyła odwrócić głowę i krzyknąć. Przez chwilę wi-

działa jednak jego twarz i była pewna, że to jeden z dwóch mężczyzn, którzy szli z

Gustavem do miasta.

Elise przypuszczała, że ten człowiek należy do gangu Lorta - Andersa. Gdy

usłyszał jej imię, od razu zareagował. Na pewno dostał rozkaz, by jej nie oszczędzać,

jeśli ją gdzieś spotka.

Znów zaszlochała rozpaczliwie i wlokła się dalej, choć nie miała pojęcia,

gdzie jest. Słyszała nieopodal rzekę, ogromną i spienioną, wiatr przynosił wilgotne

powietrze aż tutaj. Na nowo ogarnęło ją przerażenie. Czy on naprawdę już sobie

poszedł, czy gdzieś się ukrył? Może przeraził się tego, co zrobił, i postanowił to

ukryć, popełniając jeszcze jedno przestępstwo?

I gdzie jest ten drugi mężczyzna? Też gdzieś niedaleko? Elise starała się

przyśpieszyć kroku, ale ból jej na to nie pozwolił.

Wyszła wreszcie z zagajnika, ale nie poprawiło jej to samopoczucia. Nocny

mrok spowił już wszystkie domy, z nielicznych okien sączyło się nikłe światło.

Ludzie przygotowywali się do snu, na dworze zostali tylko ci, którzy stronią od

dziennego światła. W tej okolicy mieszkało wielu żebraków i złodziei, którzy po

wielu latach grzesznego życia nie bali się zapewne coraz cięższych przestępstw.

Jak mogła wybrać tę drogę, powinna była przewidzieć, że nie zdąży wrócić do

domu przed zmrokiem.

Gdy zaszło słońce, zrobiło się nagle znacznie chłodniej. Zimne powietrze

napływające znad rzeki mieszało się z przenikliwym wiatrem z północy, chłód

przedzierał się przez warstwy jej ubrań, a ta obrzydliwa maź pod bielizną zmroziła ją

coraz bardziej. Powiewy wiatru wślizgiwały się pod szal i pod bluzkę, Elise drżała na

całym ciele. Nie była jednak pewna, czy drży z powodu wiatru, czy też z powodu

tego, co właśnie przeżyła.

Nie chciała nawet myśleć o tym, co się wydarzyło. Nie miała odwagi. Gdy

tylko prawda wypływała na powierzchnię jej świadomości, Elise odpychała ją od

siebie. Nie chciała, nie miała siły, nie mała odwagi spojrzeć prawdzie prosto w oczy.

Na szczęście przeżyła. Mógł ją przecież zabić.

Stopniowo jednak docierała do niej prawda. Co powie Johan? Czy jej

uwierzy? A może uzna to za powód potwierdzający plotki, że coś ją łączy z

Emanuelem? Jej ciało przeszył gwałtowny dreszcz. Wybuchła płaczem i zakryła usta

dłonią, żeby go zagłuszyć. Nie może przecież żyć z taką hańbą. Nie jest już nietkniętą

background image

narzeczoną Johana, Johan ją znienawidzi, odwróci się od niej z odrazą.

Dotarła już do tkalni płótna żaglowego, była blisko domu. Co powie Pederowi

i Kristianowi? Na pewno niecierpliwią się, zastanawiają się, dlaczego tak długo jej nie

ma. Mogłaby opowiedzieć o tym Hildzie, ale na pewno nie chłopcom. Dość mają

kłopotów, wychowują się przecież bez ojca, mają matkę w sanatorium. Nie

wspominając już o plotkach, które krążą na temat Hildy i jej ciąży, o oficerze Armii

Zbawienia, który ich faworyzuje ku zazdrości innych, i o tym, jak Peder boi się

starszych kolegów ze szkoły. Nie, Elise nie może dostarczyć im kolejnego powodu do

strachu i do wstydu.

Będzie musiała wytrwać z tą wilgotną i odrażającą mazią, póki chłopcy nie

położą się spać. Dopiero gdy zostanie sama w kuchni, będzie mogła zdjąć te wstrętne

ubrania, wyszorować się do czysta, wrzucić wszystko do wiadra, zalać amoniakiem i

prać tak długo, aż znikną wszystkie ślady.

- Dobry Boże. - Usłyszała swe własne półgłośne jęknięcie. Nie mogła pojąć,

jak do tego doszło, jak mogła być tak głupia, żeby wybrać tę drogę.

- Ty świnio! - Krzyknęła, wybuchając płaczem. Co za diabelski potwór.

Zasłużył sobie na piekło. Oby zapadł na suchoty. Oby się poślizgnął i wpadł do

wodospadu. Gdy Johan wreszcie wyjdzie, powinien go zbić do nieprzytomności.

Sprawić mu ból podobny choć trochę do tego, który teraz czuje Elise.

Wściekłość przeszła w rozpaczliwy szloch. Co w niej jest takiego, że

przydarza się jej nieszczęście za nieszczęściem? Gdzie jest Bóg, dlaczego na to

pozwala? Czyżby nie widział, jak wiele wycierpiała w ciągu minionych miesięcy?

Czyżby nie wiedział, że opiekuje się matką, pomaga chłopcom, dochowuje wierności

Johanowi i wspiera Annę? Czyżby nie zauważył, że jest porządną dziewczyną, która

nie ma żadnych złych zamiarów?

Tyle dziewcząt lekkich obyczajów włóczy się przecież po Vaterlandzie,

szukając łatwego zarobku, pieniędzy na stroje i rozrywki. Nie brakuje też mężczyzn,

którzy ciągle przepijają to, z czego powinny żyć ich rodziny. A ile jest robotnic

podobnych do Agnes, które wabią mężczyzn do łóżka, żeby przeżyć kilka upojnych

chwil. Bóg nie karze ich za to chorobą i lękiem. Ona zaś nie zrobiła nigdy w życiu nic

złego, jeśli nie liczyć paru złośliwości w stosunku do Agnes, gniewu na panią

Evertsen i wściekłości na Hildę, która ją od czasu do czasu nachodziła. Nawiedziły ją

wprawdzie grzeszne myśli wtedy, gdy była zamknięta w komórce z Emanuelem, ale

przezwyciężyła to i poprosiła Emanuela, by trzymał się od niej z daleka. Dlaczego

background image

Bóg pozwolił, by stało się coś tak strasznego, skoro nie należała do tych najgorszych?

Dotarła wreszcie do Andersengarden. Otarła oczy rękawem, wyprostowała się

i bezskutecznie próbowała zagłuszyć bolesne myśli. Zatrzymała się w połowie

schodów. Ból rozsadzał jej podbrzusze, cierpiała przy każdym kroku. Wilgotne,

szorstkie pończochy drażniły jej skórę. Piekły ją uda. Najgorszy jednak był ból

wewnętrzny. Przez chwilę chciała obrócić się na pięcie, uciec, pobiec na most i zrobić

to samo co ojciec. Takie życie jest nie do zniesienia.

Ale na myśl o Pederze, Kristianie i Hildzie zagryzła zęby, wygładziła ubranie i

poszła dalej. Matka czuje się znacznie lepiej, lecz jeśli się dowie, co spotkało jej

córkę, może znów podupaść na zdrowiu. I co pocznie Hilda, gdy już urodzi i zostanie

sama z noworodkiem, płaczliwym Pederem i zamkniętym w sobie Kristianem? Nie,

Elise nie mogła ich opuścić.

Zorientowała się, że siedzą w kuchni, nim dotarła na drugie piętro.

Spróbowała raz jeszcze opanować się, wzięła głęboki oddech, uniosła brodę i przeszła

kilka ostatnich metrów pewnym krokiem.

Cała trójka spojrzała na nią, gdy tylko stanęła w drzwiach.

- Nareszcie. - Hilda odetchnęła z ulgą. - Tak długo cię nie było. - W głosie

dziewczyny słychać było nutę oskarżenia. W tym samym momencie Hilda spostrzegła

wygląd siostry. - Co się stało?

- Przewróciłam się. Chciałam skrócić sobie drogę i poszłam wschodnim

brzegiem rzeki. Nagle się ściemniło, poślizgnęłam się i skręciłam nogę.

- Gdzie jest twój szal?

- . Zgubiłam szal, gdy się przewróciłam. Potem nie mogłam go znaleźć. Pójdę

tam jutro podczas porannej przerwy i poszukam.

Peder i Kristian siedzieli cicho i śledzili siostrę wzrokiem. Peder ze

współczuciem, Kristian z pogardą.

- Czemu byłaś taka głupia? Wiesz przecież, jak jest po tamtej stronie.

Elise chciała zagrzać sobie trochę mleka, ale nie miała odwagi odwrócić się do

nich plecami. Co będzie, jeśli widać plamę na spódnicy?

- Chyba wkrótce powinniście pójść spać? - Spojrzała surowo na braci.

- Spać? Jeszcze nie jest tak późno.

- Jutro idziecie do szkoły. A poza tym i tak się obudzicie, gdy obie z Hildą

będziemy wychodzić o piątej.

- Jak poszło? - Hilda spojrzała w napięciu na siostrę. - Oddałaś list? Elise

background image

pokiwała głową. Wydawało jej się, że to było tak dawno, już prawie o tym

zapomniała.

- Oddałaś list Johanowi? - Oczy Pedera rozbłysły ciekawością.

- Tak. Jakiś miły człowiek w mundurze wziął list i obiecał, że go dostarczy.

- Miły człowiek? Strażnik? - Peder spojrzała na nią ze zdumieniem.

- Może być przecież miły, chociaż ma głupią pracę - wtrąciła Hilda.

- To się Johan ucieszy. - Peder uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Czemu stoisz i się gapisz? - Kristian spojrzał na siostrę badawczo.

- Nie gapię się. Stoję i czekam, aż mnie posłuchacie. Wczoraj położyliście się

za późno. Zaśpicie, jeśli dziś nie będziecie w łóżkach wcześniej.

Chłopcy podnieśli się z niechęcią.

Gdy tylko chłopcy położyli się spać, Hilda odwróciła się do siostry.

- Powiedz, co się stało - spytała cicho, patrząc na Elise z zaniepokojeniem.

Łzy stanęły w oczach Elise.

- Stało się coś strasznego, gdy wracałam do domu. Zostałam napadnięta.

- Co takiego? - Hilda patrzyła na nią z niedowierzaniem.

- Usłyszałam, że ktoś za mną idzie, i zaczęłam biec. Nagle ktoś rzucił się na

mnie. - Elise załkała. - Hilda, nie wolno ci o tym nikomu mówić. Myślę, że ... On...

On mnie... - Elise nie mogła już dłużej nad sobą panować, opadła na taboret, położyła

się na kuchennym stole i płacz zaczął wstrząsać jej ciałem. Bezgłośny płacz, jakby nie

umiała już wydać z siebie dźwięku.

Hilda w pierwszej chwili zamarła bez ruchu, ale potem podeszła do siostry i

pogłaskała ją niezgrabnie po plecach.

- Nikomu nic nie powiem, Elise. Mogę ci jakoś pomóc? Co... jak...

Elise przez pewien czas nie mogła wykrztusić nawet słowa. Potem podniosła

się, drżąc od szlochu.

- Jestem cała przemoczona. - Dotknęła dłonią spódnicy z tyłu, a gdy

wyciągnęła rękę przed siebie, były na niej ślady tego, co przeszła, lepka maź i krew.

Elise wybuchła płaczem i zaczęła zdzierać z siebie ubranie. Hilda postawiła na piecu

garnek z wodą, znalazła wiadro i amoniak. Gdy woda była już ciepła, Hilda wlała ją

do miednicy i zaniosła siostrze. Nie padło ani jedno słowo.

Gdy Elise rozebrała się już od pasa w dół, zerknęła nerwowo na drzwi do

pokoju.

- Pilnuj, żeby nie wszedł tu Peder ani Kristian. Hilda pokiwała głową.

background image

- Zazwyczaj od razu zasypiają.

Gdy Elise szorowała swoje ciało gwałtownymi, nerwowymi ruchami, Hilda

wrzuciła ubranie siostry do wiadra. Elise spojrzała na nią i spostrzegła, że po

policzkach Hildy płyną łzy i wpadają prosto do wiadra.

- Świnia - łkała dziewczyna. Jej głos podniósł się do krzyku. - Diabelski

pomiot. Gówniana świnia. Łajdak. Niech go diabli porwą.

- Hilda! - przerwała jej Elise z przerażeniem. - Nie wolno ci tak strasznie

przeklinać.

Hilda rzuciła jej buntownicze spojrzenie.

- To ty powinnaś go przekląć. Masz powody.

Elise zauważyła, że wybuch wściekłości Hildy stłumił jej własny gniew.

- Mogłabyś wejść do pokoju i przynieść mi koszulę nocną? Hilda wślizgnęła

się cichutko do pokoju i wkrótce Elise siedziała przy stole w czystej koszuli nocnej,

pijąc ciepłe mleko z syropem, podczas gdy jej siostra rozwieszała wyprane pończochy

i spódnicę nad piecem.

- Cieszę się, że cię mam, Hildo. Dobra z ciebie siostra.

Hilda zarumieniła się, bo nie przywykła do pochwał. Po chwili wahania

zdobyła się na odwagę, by zapytać:

- Wiesz, kto to był?

Elise zacisnęła usta i pokiwała głową.

- Jestem pewna, że to był jeden z ludzi Lorta - Andersa. Hilda spojrzała na nią

ze zdumieniem.

- To on nie wie, że jesteś zaręczona z Johanem?

- Wie. To właśnie dlatego. Robią wszystko, żeby się zemścić.

- To Lort - Anders będzie się chciał też zemścić na Johanie? Elise spojrzała na

siostrę.

- O tym nie pomyślałam. Lort - Anders dostał dwanaście lat, bo miał już na

sumieniu inne kradzieże. Johan dostał cztery lata, bo zrobił to pierwszy raz. Ludzie

Lorta - Andersa uważają, że oboje z Johanem w pewien sposób zawiniliśmy. Johan

dlatego, że zgubił broszkę, a ja dlatego, że dałam ją Johanowi, gdy ją znalazłam.

- W takim razie Lort - Anders musi być wściekły na Johana. Elise zadrżała ze

strachu.

- Na szczęście Johan siedzi w izolatce.

Hilda podeszła do stołu i usiadła. Przez chwilę obie milczały. Elise znów

background image

zaczęło się zbierać na płacz, nie mogła powstrzymać łez, które płynęły bez końca.

- Nie przejmuj się tak, Elise. - Oczy Hildy przepełniał ból. - Nie ty jedna

przestałaś być dziewicą. Do tej pory byłaś jedną z niewielu nietkniętych.

Elise jeszcze bardziej się rozpłakała. Może właśnie dlatego Johan tak mnie

kochał, pomyślała. Chciał mieć nietkniętą pannę młodą. Hilda jakby czytała jej w

myślach.

- Johan na pewno nic nie powie, wie dobrze, jak wygląda życie tu, nad rzeką.

A poza tym wyjdzie dopiero za cztery lata, do tej pory zdążysz o wszystkim

zapomnieć. A w każdym razie odsuniesz to od siebie. Jestem przekonana, że będzie

chciał cię pomścić. Gdy tylko dopadnie tego drania, sprawi mu manto. Johan jest

silny. Ta świnia będzie go na kolanach błagać o pomoc i może już nigdy nie będzie

wyglądać tak jak przedtem. A już na pewno nie pojawi się tu w Sagene.

Elise słuchała jej tylko jednym uchem. Słowa siostry nie przyniosły jej

pocieszenia. Na początku ją także ogarnęła wściekłość, ale gniew już minął. Został po

nim tylko tępy ból w piersiach.

- Chyba już się położę - mruknęła i podniosła się z trudem. Skrzywiła się z

bólu. Najgorsze było to, że wciąż czuła tego potwora w środku swego ciała. Jak

zdołam dotrzeć jutro do fabryki i udawać, że nic się nie stało? - pomyślała. Wszyscy

zauważą, że coś jest nie tak.

ROZDZIAŁ DRUGI

Elise niewiele spala tej nocy, prześladowały ją wciąż straszne myśli, bolało ją

całe ciało.

Gdy została w kuchni sama z Pederem i Kristianem, obiecała, że da im po

dziesięć ore, jeśli po lekcjach pójdą do zagajnika poszukać jej szala i apaszki. Na

myśl o tym, że miałaby tam pójść sama, robiło jej się słabo ze strachu. Nie zdobyła się

jeszcze na to, by powiedzieć Hildzie, że pożyczyła jej najlepszą apaszkę, i bała się

ogromnie, że ktoś znajdzie zgubione rzeczy. Zarówno wstążka, jak i szal były wiele

warte, w każdym razie dla kogoś, kogo nie stać na omastę o chleba.

Hilda zaproponowała, że przyjdzie do domu w czasie przerwy obiadowej.

Ktoś powinien zrobić zakupy, bo w szafce nie było już nic do jedzenia, a chłopcy

muszą coś przekąsić, gdy przyjdą do domu.

Gdy Elise szła do fabryki i gdy wchodziła do fabrycznej hali, wydawało jej się,

ż

e wiele dziewcząt patrzy na nią z zaciekawieniem. Tłumaczyła sobie, że powodem

background image

tych spojrzeń są zapewne plotki na temat jej i Emanuela. Chyba nikt, patrząc na nią,

nie zorientuje się, co się naprawdę wydarzyło?

Nie odczuwała bólu już tak dotkliwie, w każdym razie nie w okolicy

podbrzusza. Ale nieprzyjemny ucisk w piersiach nie ustępował. To ją wystarczająco

przygnębiało. Poza tym miała obolały kark i ramiona po upadku na twardą ziemię, aż

dziw, że nie wyskoczył jej żaden guz ani siniak. Zapewne zdążyła instynktownie

unieść twarz, upadając.

Dzień wlókł się bez końca. Elise od czasu do czasu robiło się słabo. Obawiała

się nawet, że znowu rozkłada ją choroba. A przecież nie mogła sobie na to pozwolić.

Tym razem nadzorca nie okazałby jej zapewne tyle zrozumienia.

Gdy dzień pracy dobiegł wreszcie końca, podeszła do niej Hilda i

zaproponowała, że pójdą razem do domu. Elise często posądzała siostrę o egoizm i

brak troskliwości, ale w trudnej sytuacji Hilda pokazywała się z innej, lepszej strony.

Przeszły już przez most Beierbrua i zmierzały w stronę Andersengarden, gdy

Hilda nagle powiedziała:

- Może będziesz na mnie zła, Elise, ale opowiedziałam o wszystkim

kapitanowi Ringstadowi. Spotkałam go na schodach. Był u Anny.

Elise zatrzymała się gwałtownie.

- Chyba nie mówisz poważnie?

Na twarzy Hildy pojawił się dobrze znany wyraz buntu.

- Nie możesz przejść nad tym do porządku. Coś z tym trzeba zrobić. Przecież

zostałaś zgwałcona.

- Zrobić coś? Mój Boże, co Emanuel może z tym zrobić? - Poczuła piekący

rumieniec na twarzy. Co za wstyd. Emanuel dowiedział się, że została zgwałcona.

Emanuel, który był w niej zakochany. Elise spiorunowała siostrę wzrokiem.

- Nieładnie się zachowałaś. Doniosłaś na mnie. A obiecałaś, że nic nie

powiesz.

Hilda rzuciła jej gniewne spojrzenie.

- Nie doniosłam. Poprosiłam o pomoc. Ze względu na ciebie. Elise westchnęła

zrezygnowana.

- Ale co Emanuel może z tym zrobić, Hildo? Policja nic nie pomoże, powiedzą

tylko, że sama jestem sobie winna, że go sprowokowałam. Zaczną podejrzewać, że

jestem taka.

- No właśnie. A Emanuel cię zna i wie, że mówisz prawdę.

background image

Elise znowu westchnęła. Potem odwróciła się i poszły dalej, nie odzywając się

do siebie nawet słowem.

Dopiero w domu, w kuchni, Elise zwróciła się do siostry.

- I co powiedział?

- Najpierw pobladł jak kreda, potem zacisnął pięści i poczerwieniał. Gdyby ten

łajdak tam był, to chybaby już nie żył.

- Nic nie powiedział?

- Myślę, że przyjdzie tu dziś wieczorem, żeby z tobą porozmawiać.

- To niemożliwe. Ja tego nie zniosę, Hildo.

- Przyjmij pomoc, Elise. To jedyny przyjaciel, jakiego masz, a przy tym

człowiek, który poszedłby za tobą w ogień.

- Nie dam rady, Hildo. Nie rozumiesz tego? Nie mogę rozmawiać z

Emanuelem o czymś tak wstydliwym.

- To nie była twoja wina.

- Wiem, ale i tak się wstydzę. Na samą myśl, że... że on będzie sobie

wyobrażał, jak...

- Co się stało, to się nie odstanie. Powiedziałam mu, a on ma czas, żeby to

sobie przemyśleć. Może ludzie z Armii zdołają wytropić tego drania i oddać go w ręce

policji. Tobie policja mogłaby nie uwierzyć, ale im uwierzy.

Elise westchnęła z rezygnacją.

- Wierzysz w to? Zapomniałaś, kim jesteśmy? Nie wiesz, że należymy do rasy,

którą niektórzy chcieliby wysterylizować, żebyśmy nie mieli więcej dzieci? Nie

jesteśmy tacy sami jak ci, co mieszkają na prawym brzegu. Nie liczymy się. Nie

mamy nic do powiedzenia. Jesteśmy śmieciami, które zamiatają pod dywan, żeby były

niewidoczne, choć przecież ze względu na nich tutaj jesteśmy. Dzięki nam zarabiają

mnóstwo pieniędzy, a tylko ci, którzy mają pieniądze, coś znaczą.

Hilda nic nie powiedziała, raczej nie podobało jej się to, że Elise przypomniała

jej o niesprawiedliwości.

Do mieszkania wpadli z hałasem chłopcy, którzy wrócili właśnie znad rzeki.

Elise zauważyła, że jej szal wisi na wieszaku. Wcześniej tego nie spostrzegła,

zaabsorbowana rozmową z Hildą.

- Dzięki za pomoc, chłopcy. Trudno było znaleźć ten szal? - Elise wyjęła

pudełeczko, w którym znów udało jej się odłożyć trochę grosza, i wręczyła braciom

po dziesięć ore.

background image

- Znaleźliśmy prawie od razu. - Peder mrugnął do niej, Elise zrozumiała więc,

ż

e znaleźli także apaszkę Hildy i że zgodnie z umową schowali ją od razu do

szuflady. Uśmiechnęła się do brata z poczuciem ulgi.

- Jestem głodny - zniecierpliwił się Kristian. - Dostaniemy coś do jedzenia?

Elise obróciła się w stronę pieca.

- Zaraz ugotuję owsiankę.

Emanuel przyszedł, gdy chłopcy byli już w łóżkach. Hilda znalazła jakiś

pretekst, by się wymknąć, i Elise została sama z Emanuelem.

Od razu się zorientowała, jak bardzo przejął się nowiną, którą usłyszał. Był

blady, miał sińce pod oczami, a w jego pogodnym zazwyczaj spojrzeniu czaił się

gniew. Elise podała kawową lurę z cukrem i usiadła.

- Wiem, że Hilda już ci to powiedziała - szepnęła, oblewając się rumieńcem.

Emanuel pokiwał głową, ale tym razem nie spojrzał jej w oczy. Elise zaczęła

się nawet zastanawiać, czy nie poczuł wobec niej pogardy. Po chwili kapitan Ringstad

pokręcił głową.

- Nie jestem w stanie nawet wyrazić, jak bardzo mnie to wzburzyło. Elise

milczała, bo nie wiedziała, co powiedzieć. Rozpaczała cały wieczór i całą noc,

zabrakło jej już łez. Poza tym wstydziła się rozmowy na ten temat.

- Wpadłem w taki gniew, że przestraszyłem się sam siebie - ciągnął. - Gdybym

wiedział, kim był ten człowiek, zrobiłbym coś, o czym lepiej nie mówić. Wszystko,

czego nauczyłem się przez te dziesięć lat w Armii Zbawienia, wyparowało mi nagle z

głowy. - Umilkł na chwilę, siedział i bawił się rąbkiem ceraty, wpatrując się w stół. -

Uczyli nas wszystko cierpliwie znosić, przebaczać. Starać się patrzeć na sprawę

oczami drugiej strony, starać się zrozumieć powody. Ale w tym wypadku nie znajduję

ż

adnych okoliczności łagodzących.

Znów zamilkł, Elise widziała, jak bardzo go to poruszyło. W końcu podniósł

wzrok i spojrzał jej w oczy.

- Jeśli mi powiesz, kto to był, pobiegnę natychmiast do Vaterlandu,

gdziekolwiek trzeba, i nie poddam się, póki go nie dopadnę.

Elise pokręciła głową.

- I co to da? Moje życie zostało zrujnowane, nie sprawisz, że będzie takie jak

dawniej. Osiągniesz tylko tyle, że jego towarzysze rzucą się na ciebie i zbiją do

nieprzytomności. Albo jeszcze gorzej: że zjawi się policja i uzna, że to ty jesteś

winien. Co na to powie Armia? Jeden z oficerów, przyłapany na awanturnictwie i

background image

przemocy.

Emanuel wziął głęboki oddech i westchnął.

- Uważasz, że powinien uniknąć kary? - zapytał wzburzonym głosem. - Ujść

cało?

- Wiem tylko, że nie warto iść na policję. Słyszałam o dziewczętach, które to

zrobiły. I nikt im nie chciał wierzyć. Ci, którzy nie mieszkają nad rzeką, sądzą, że

wszyscy tutaj są tacy sami, że wszystkie dziewczęta sprzedają się za pieniądze. Wiesz

przecież, że ulicznice muszą chodzić na kontrolne badania do policyjnego lekarza,

ż

eby nie zarazić swoich klientów, mężczyzn z dobrego towarzystwa. Władze

popierają te kontrole. Władze zgadzają się na to, by dziewczęta się sprzedawały,

chociaż wiedzą doskonale, że wszystkie robią to, żeby nie umrzeć z głodu. Wystarczy

wziąć przykład Oline. Podwójna moralność każe im odwrócić się ode mnie. A może

nawet szydzić ze mnie i pogardzać mną w przekonaniu, że zgodziłam się na to, co się

stało. Nie zniosłabym takiego upokorzenia.

Emanuel spojrzał na nią z rozpaczą.

- Dlaczego nie poprosiłaś, żebym poszedł z tobą? - W jego głosie była nuta

oskarżenia. - Mówiłaś, że się ich boisz, że wydaje ci się, że cię śledzą. Obiecywałaś,

ż

e będziesz ostrożna.

Elise pokiwała głową, wiedziała, że Emanuel ma rację.

- Nie pomyślałam o tym. - Jej głos był pełen wstydu. - Słońce świeciło, teraz

długo jest całkiem jasno, nie przyszło mi do głowy, że coś mi się może przytrafić,

jeśli pójdę do miasta Maridalsveien. Po drodze spotkałam Agnes, która wybierała się

na spotkanie z przyjaciółkami, na Karl Johan. I poszłyśmy razem.

Umilkła, by napić się trochę kawy. Nie chciała opowiadać dalej, ale zmusiła

się do tego.

- Pojawił się jakiś jej przyjaciel w towarzystwie dwóch innych mężczyzn.

Wydawało mi się, że jednego z nich już gdzieś widziałam, ale nie byłam pewna.

Postanowiłam, że na wszelki wypadek wrócę do domu inną drogą.

Emanuel spojrzał na nią z przerażeniem.

- Obawiałaś się, że on należy do gangu? Pokiwała głową i spuściła wzrok.

- I mimo to szłaś dalej?

- Nie doszłabym aż do Akershus i z powrotem w czasie przerwy obiadowej.

Poza tym musiałam założyć, że będę trochę czekać. - Zauważyła, że w jej głosie

pojawiła się buntownicza nuta. Łatwo mu było ją krytykować, on przecież mógł

background image

chodzić wszędzie o każdej porze. Ringstad westchnął.

- List był aż tak ważny, że ośmieliłaś się zaryzykować własne życie?

Zacisnęła mocno wargi, nim mu odpowiedziała.

- Rozumiesz chyba, jak Johan musi cierpieć, gdy słyszy plotki na nasz temat.

Nie odpowiedział. Przez chwilę siedzieli w milczeniu.

Z czasem cisza zaczęła im ciążyć. Elise znów nie mogła oprzeć się wrażeniu,

ż

e Emanuel jest nie tylko poruszony, ale że czuje do niej odrazę w związku z tym, co

się wydarzyło. Johan na pewno też tak zareaguje, pomyślała. Szloch zaczął dławić jej

gardło, łzy napłynęły do oczu. Przełknęła ślinę, zamrugała powiekami, starała się po-

wstrzymać płacz, ale nie dała rady. Załkała rozpaczliwie, zadrżały jej ramiona.

Emanuel podniósł się ze stołka i objął ją ramieniem.

- Nie płacz, Elise. Porozmawiam z kimś z Armii, zastanowimy się, jak ukarać

tego człowieka. Widziałaś go i wiesz, kto to był.

Elise gwałtownie pokręciła głową.

- I co to da? - szepnęła przez łzy zduszonym głosem. - To nie przekreśli tego,

co się stało. To tylko podsyci ich nienawiść, staną się jeszcze bardziej niebezpieczni.

Emanuel nie odpowiedział. Pomyślał pewnie, że Elise ma rację. Zemsta

wywoła jeszcze większą nienawiść, pociągnie za sobą kolejne przestępstwa. Ringstad

wstał i pogłaskał Elise po głowie.

- Udało ci się dostarczyć list? - spytał delikatnie po chwili.

- Tak. Wziął go jakiś człowiek w mundurze. Zachowywał się przyjaźnie.

- Cieszę się, że to słyszę. Nie powinnaś tracić wiary w ludzi, Elise. W prawie

każdym mieszka dobro. Ja myślę sobie zawsze, że każdy przestępca, nawet ten, który

wygląda groźnie i strasznie, był kiedyś małym chłopcem, który leżał w ramionach

swojej matki i spoglądał na świat niewinnym spojrzeniem. Życie ich zmienia. Życie i

to, jak sami sobie z nim radzą. Nikt nie zmieni tego, z czym przychodzi na świat, ale

każdy stoi wobec wyboru. Czy chce znosić życie z pokorą i cierpliwością, czy chce

odwrócić się do niego gniewnie plecami. Elise pokiwała głową.

- Ojciec odwrócił się od życia. Nie poradził sobie z ubóstwem, pozwolił, by

alkohol zamroczył mu umysł. Był słaby i uciekł stąd pijany.

- Ale ty jesteś silna, Elise. Nie dasz się złamać, nawet jeśli napotkasz same

przeciwności. Zajęłaś się braćmi, gdy matka zachorowała, poradziłaś sobie z szokiem

po samobójstwie ojca i po aresztowaniu twego ukochanego za kradzież. Z tym też

sobie poradzisz.

background image

Jego słowa jej trochę pomogły. Otarła łzy. Udowodni Lortowi - Andersowi i

jego ludziom, że nie zdołali jej złamać.

- Jesteś wspaniałą dziewczyną, Elise - mówił Emanuel ciepłym głosem. -

Nosisz głowę wysoko. Nie załamujesz się, zagryzasz zęby i postanawiasz, że

wytrwasz.

Elise wzięła głęboki oddech i wypuściła go powoli.

- Nie mam wyboru. Jestem potrzebna czterem osobom. A niedługo - pięciu.

Bo choć Hilda bardzo dojrzała po tym, co przeszła, to w dalszym ciągu jest

dzieckiem. Będę musiała jej pomóc, gdy maleństwo się urodzi. Mama czuje się coraz

lepiej, może wróci z sanatorium latem. Wtedy też mnie będzie potrzebowała. No a

chłopcy... sam wiesz, jak to z nimi jest.

Przysunął stołek trochę bliżej i znowu usiadł. Położył dłoń na jej ręce i zajrzał

jej w oczy.

- Twoja siła polega na tym, że myślisz przede wszystkim o innych. Gdybyś

myślała o sobie, łatwo by ci było się poddać, ale w tej sytuacji nie możesz tego zrobić.

- Dziś w nocy byłam tego bardzo bliska. - Zerknęła na niego z zawstydzeniem.

Zmierzył ją spojrzeniem pełnym powagi.

- Nic dziwnego, że przyszło ci to do głowy, skoro byłaś w takim stanie.

Musiałaś być w wielkiej rozpaczy.

Nic nie powiedziała. Nie musiała mu przecież tłumaczyć, jak to przeżyła.

Ś

cisnął jej dłoń.

- Pozwól, żebym ci pomógł. Plotki nie mogą być już gorsze, zapomnijmy o

nich. Obiecałem Pederowi, że latem zabiorę go na ryby. Obiecałem też, że nauczę was

ż

elować podeszwy. Na razie nic z tego nie wyszło. Jeśli ta hałastra zobaczy, że często

tu bywam, znudzi się śledzeniem każdego mojego kroku. Na pewno zauważyli już, że

często odwiedzam Annę. Nie mogą wiedzieć, na którym piętrze się zatrzymuję.

Jego słowa brzmiały pokrzepiająco. Elise zauważyła, że zaczyna się odprężać.

Hilda miała rację, mówiąc, że Emanuel jest jej jedynym przyjacielem. Rezygnacja z

tej przyjaźni byłaby nie tylko stratą, ale i tchórzostwem. Gang osiągnąłby w ten

sposób to, czego chciał, a ona by przegrała. Spojrzała na Emanuela i skinęła głową.

- Chciałabym, żebyś był moim przyjacielem, Emanuelu. Od tej pory będę się

trzymać Beierbrua, a jeśli będę musiała pójść gdzieś dalej, poproszę cię o opiekę. Ale

chyba nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo w drodze do sanatorium, jeśli chodzimy

tam całą gromadą?

background image

Emanuel uśmiechnął się z ulgą.

- Nie, nie sądzę. Mógłbym zresztą kiedyś tam z wami pójść. Siostra z Armii

pyta ciągle o twoją matkę i zastanawia się, co u niej słychać.

Elise też się uśmiechnęła i pomyślała od razu, że robi to po raz pierwszy po

tym, co ją spotkało poprzedniego dnia.

- Mama na pewno się ucieszy. Zawsze rozjaśnia się jej twarz, gdy o tobie

wspominam.

- Czekam na dzień, w którym twoja twarz się rozjaśni, gdy ktoś wspomni o

mnie.

Uśmiech zgasł na twarzy Elise. Dziewczyna spuściła wzrok i zmieszała się.

- Myślę, że nie muszę ci wyjaśniać, co czuję.

- Owszem. Chciałbym to usłyszeć. Dzień, w którym poprosiłaś, bym trzymał

się od ciebie z daleka, był... - Emanuel umilkł. Najwyraźniej nie chciał dokończyć

zdania.

Elise westchnęła, spojrzała mu w oczy, chciała być szczera.

- Lubię cię, Emanuelu. Jak przyjaciela, jak brata, jak bliźniego. Podziwiam cię

za dobro, które czynisz, jestem ci głęboko wdzięczna za wszystko, co dla nas zrobiłeś.

Ale nie możesz zapominać, że jestem zaręczona.

- Nie masz wątpliwości, że chcesz się związać z Johanem? Pomimo tego, co

się wydarzyło?

Spojrzała mu w oczy.

- Nigdy nie miałam najmniejszych wątpliwości. W moich oczach Johan nie

jest wcale inny po tym, co się wydarzyło. Zdradziłabym go, gdybym się od niego

odwróciła, ponieważ przytrafiła mu się taka tragedia.

Nic nie powiedział, tylko patrzył jej w oczy.

- Kochałam Johana od dziecka. Od kiedy zrozumiałam, że nasza przyjaźń

zmieniła się w coś innego, nie chciałam już nikogo poza nim. Pamiętam, jak obie z

Agnes oglądałyśmy się za chłopakami, gdy przygotowywałyśmy się do konfirmacji,

ale ja nigdy nie zakochałam się w żadnym z nich. Może należę do tych, którzy mogą

pokochać tylko jedną osobę i są jej wierni przez całe życie, bez względu na to, co się

dzieje.

W jego pięknych oczach pojawił się wyraz bólu.

- Szczęśliwy Johan.

- Przykro mi, Emanuelu. Wolałabym, żebyś nie czuł wobec mnie więcej, niż ja

background image

czuję wobec ciebie. Wówczas moglibyśmy być prawdziwymi przyjaciółmi.

- Zapomniałaś o nocy w komórce? Elisa spuściła wzrok.

- Nie.

- Musiałaś też coś czuć. Nic nie powiedziała.

- Nie sądzę, by ktoś mógł przeżyć to, co ja wtedy przeżyłem, bez

zaangażowania drugiej strony.

Elise zorientowała się, że uczucia, których tak się obawiała, zaczynają nad nią

panować.

- Sądzę, że pamiętam każde słowo naszej rozmowy. Zanim zasnęliśmy nad

ranem, zapytałaś, czy wiele bym dał, żeby uniknąć tej nocy, a ja odpowiedziałem

„nie”. Potem ja zadałem ci to samo pytanie, a ty nie odpowiedziałaś. Uznałem, że

twoje milczenie oznacza, że czujesz to samo co ja.

Policzki Elise zapłonęły.

- To była bardzo szczególna sytuacja. Gdybym nie leżała pod twoim

płaszczem, zamarzłabym na śmierć.

- Na pewno powtarzałaś to sobie wiele razy. Spojrzała na niego ze

zdumieniem.

- Zamarzłabym przecież. Pogłaskał ją po policzku.

- Rozumiem doskonale, że w ten sposób można wyjaśnić innym to, co się

wydarzyło.

- Ale to jest prawda, Emanuelu! - Spojrzała na niego ze wzburzeniem. -

Zamarzłabym na śmierć.

Zwlekał z odpowiedzią i głaskał ją po policzku.

- Bądź szczera wobec siebie, Elise. Ty też coś czułaś. Wiem, że walczyłaś z

tym, że nie chciałaś tego, ale jestem pewien, że musiałaś coś czuć. Coś, co nie było

ani lękiem, ani niechęcią, ani wdzięcznością.

- Nie wiem, o czym ty mówisz. - Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy.

Uśmiechnął się ze smutkiem.

- Niełatwo przyznać, że ciało jest niedoskonałe, gdy się ma żelazną wolę.

- Mówisz dziwne rzeczy.

- Wtedy też tak powiedziałaś. Powiedziałaś, że serce ci bije szybciej. „W

takim razie musimy porozmawiać o czymś innym”, powiedziałem. „Dlaczego?” -

zapytałaś, choć dobrze znałaś odpowiedź. Bądź szczera wobec siebie, Elise. Chciałaś,

ż

ebym o tym mówił, bo to wywoływało w twoim ciele słodki dreszcz.

background image

- Teraz jesteś niedobry - rzuciła mu wzburzone spojrzenie.

- Nie, próbuję tylko pomóc ci zdobyć się na szczerość wobec samej siebie. Nie

sądzę, by ktokolwiek był stworzony, by kochać tylko jedną osobę. Ty także nie.

Bardzo szlachetnie z twojej strony, że chcesz dochować wierności Johanowi, ale

obawiam się, że się rozczarujesz. Więźniowie z Akershus nie są tymi samymi ludźmi,

gdy wychodzą na wolność. Wielu z nich popełnia kolejne przestępstwo zaraz po

opuszczeniu więzienia. Oni wpływają na siebie nawzajem, rozmawiają ze sobą w

warsztatach i na dziedzińcu, stają się niemal braćmi. Pamiętaj, że przez wiele lat

widują tylko współwięźniów, nie docierają do nich żadne inne impulsy, zapominają

więc niemal o zewnętrznym świecie. Jednocześnie podsycają w sobie gorycz i

nienawiść do społeczeństwa, które ich odizolowało. Przekonasz się, że Johan nie

będzie tym samym człowiekiem, z którym obiecywałaś dzielić życie.

Elise podniosła się gwałtownie z krzesła.

- Uważam, że źle robisz, mówiąc takie rzeczy. Zwłaszcza w takim dniu.

Emanuel też się podniósł.

- Możliwe, że powinienem poczekać, ale prędzej czy później poczułbym, że

muszę zwrócić ci na to uwagę. Marnujesz sobie życie, Elise. Nie zasłużyłaś na to.

- Czy to nie egoizm kazał ci to powiedzieć? - Spojrzała na niego ostro. -

Najpierw wyjawiasz, że jesteś we mnie zakochany, a po chwili próbujesz mnie

przekonać, żebym opuściła Johana.

- Rozumiem, że mogłaś odnieść takie wrażenie, i bardzo mi przykro z tego

powodu. Ale to, co powiedziałem o więźniach z Akershus, powtórzyłbym nawet,

gdyby mi na tobie nie zależało.

- Nie wierzę. Chcesz tylko zniszczyć wszystko między nami. Spojrzał na nią,

wyraźnie dotknięty.

- Robię to dla twojego dobra.

- Byłoby dla mnie najlepiej, gdybym wybrała ciebie zamiast Johana, czy to

chcesz powiedzieć?

Pokręcił głową zrezygnowany.

- Oboje jesteśmy zdenerwowani, jedno słowo pociąga za sobą następne.

Proponuję, żebyśmy odłożyli tę rozmowę i zapomnieli na razie o wszystkim.

- Nie mogę zapomnieć tego, co powiedziałeś. Westchnął ciężko, obracając się

w stronę drzwi.

- W głębi serca wiesz, że mam rację, ale potrzebujesz czasu, żeby to

background image

zaakceptować, przyzwyczaić się do tej myśli.

Elise nie odpowiedziała. Była zła i odetchnęła z ulgą, gdy Emanuel sobie

poszedł.

ROZDZIAŁ TRZECI

W pralni kipiał kocioł z gotującą się bielizną, a Elise szorowała na tarze

brudne chłopięce spodnie i koszule, rozchlapując na wszystkie strony mydliny.

Łamało ją w krzyżu, dłonie miała czerwone i spuchnięte, ale wysiłek dobrze jej robił,

dzięki pracy zapominała na chwilę o bolesnych myślach.

Choć świeciło wciąż popołudniowe słońce, w pralni panował półmrok. Zapach

pleśni wionął od ścian i sufitu. Pani Evertsen prała przed Elise, więc pod powałą

wciąż kołysała się wilgotna para wodna, a zapach amoniaku drażnił nozdrza i oczy.

Zazwyczaj Elise nie lubiła schodzić do ciemnej piwnicy, bo szare cienie czaiły

się na schodach i w kątach, ale dziś nie przejmowała się szczurami. Głowę rozsadzały

jej wspomnienia tego, co się wydarzyło w zagajniku, i tego, co powiedział Emanuel.

Wciąż była zła na niego. Jak mógł mówić takie rzeczy o więźniach z

Akershus. Można by przejść nad tym do porządku dziennego, gdyby Emanuel się nią

nie interesował, ale w tej sytuacji jego słowa były prostackie.

Ból, który doskwierał Elise, przeminął, ale nie przeminęło wzburzenie ani

wstyd. Ona będzie napiętnowana do końca życia, a temu draniowi wszystko ujdzie

płazem. Tak łatwo zranić człowieka na ciele i duszy, nie tracąc nawet włosa z głowy.

Pewnie śmiali się po tym wszystkim, on i jego towarzysz. Może nawet przechwalał

się tym, co zrobił. Opowiadał innym, jak ją powalił na ziemię, wziął gwałtem, jak ona

wiła się, krzyczała i kopała, gdy robił swoje. W ten sposób zemścili się również na

Johanie. Życie nie będzie już takie samo ani dla niej, ani dla niego.

Podwinęła rękawy bluzki jeszcze wyżej, wyżymała jedną sztukę bielizny za

drugą i wrzucała je ze złością po kolei do balii. Potem ujęła mocno uchwyty i

pociągnęła balię po schodach na górę, na podwórze. Nie wyżęła prania dokładnie,

więc gdy wieszała je na sznurze, woda pociekła jej po ramionach za bluzkę. Nim

uporała się z rozwieszaniem bielizny, była już doszczętnie przemoczona.

Kiedy się odwracała, by odnieść balię do piwnicy, w bramie pojawiła się

drobna postać. To był Evert. Elise nie była w nastroju do rozmów, nawet z Evertem,

ale nie miała serca się od niego odwrócić.

Podbiegł do niej natychmiast.

background image

- Elise?

Zatrzymała się i spojrzała na chłopca. Jego piegowata twarz jaśniała

szczęściem pod wielkim daszkiem czapki. Sweter miał za ciasny, spodnie przykrótkie,

kolana podrapane i posiniaczone, ale oczy płonęły mu jak gwiazdy.

- Wiesz co? Dostałem najlepszą ocenę. Nauczyciel powiedział nawet, że

jestem najzdolniejszy w klasie.

Wydawało jej się, że gniew i wszystkie bolesne myśli spłynęły z niej z wodą.

To dzięki niej i Emanuelowi Evert wrócił do szkoły i miał szansę na lepsze życie.

Elise odstawiła balię, pochyliła się i objęła go ramionami.

- Tak się cieszę, Evercie. Tak strasznie się cieszę, że masz szansę wykorzystać

swoje zdolności. Na pewno zostaniesz kimś wielkim, jak już dorośniesz.

Wypuściła chłopca z objęć, a on obrzucił ją pełnym zdumienia spojrzeniem.

- Kimś wielkim? Elise pokiwała głową.

- Nie będziesz sobie niszczył zdrowia w fabryce ani przesiadywał z pijakami u

Magdy na rogu. Na pewno zostaniesz urzędnikiem albo nauczycielem... - Musiała się

zastanowić. - Albo pastorem! - dorzuciła entuzjastycznie.

Evert miał nieco rozczarowaną minę.

- Nie mogę zostać policjantem?

- Oczywiście, to także możliwe - uśmiechnęła się Elise. - Chodź ze mną na

górę, uczcimy tę twoją najlepszą ocenę. Muszę tylko znieść balię do piwnicy.

- Ja zaniosę. - Chwycił jeden z uchwytów i pociągnął ciężką cynową balię

przez podwórko do piwnicy, robiąc przy tym wiele hałasu i rumoru.

Elise pobiegła na górę, żeby nastawić owsiankę. Usłyszała głosy i tupanie na

schodach, a po chwili w kuchni pojawił się Evert z Pederem.

- Elise, wiesz co? Evert zostanie policjantem. A wtedy spierze na kwaśne

jabłko tego cholernego... - urwał nagle, zagryzł wargę i spojrzał na siostrę z

przerażeniem. - Tego gnojka, na którego obie z Hildą byłyście takie wściekłe -

dorzucił łamiącym się głosem.

Elise poczuła, że krew jej odpływa z twarzy, zmroziło ją aż po czubki palców.

- Co wiesz na ten temat? - zapytała szeptem. Peder spojrzał na nią ze

zrozpaczoną miną.

- Słyszałem, jak rozmawiałyście. Ty i Hilda.

Elise gorączkowo próbowała sobie przypomnieć, co padło z ich ust tamtego

wieczoru, ale jej się nie udawało.

background image

- Powiedziałaś, że stało się coś okropnego po drodze do domu, a Hilda

nazwała go łajdakiem - przypomniał jej Peder.

- Wtedy on by na pewno próbował mnie zgwałcić - powiedział Evert

spokojnie.

Jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie, pomyślała wstrząśnięta

Elise. Ukryła przed nimi twarz. Trzeba coś wymyślić, nie można ryzykować, że

zaczną opowiadać o tym innym.

- Bił mnie i kopał, bo myślał, że to przeze mnie Johan i Lort - Anders zostali

złapani - powiedziała tak spokojnie, jak tylko umiała.

- Evert wsadzi go do Tukthuset, jak będzie duży.

- Tylko kobiety siedzą w Tukthuset - wyjaśnił mu Evert. - Ale i tak go złapię,

Elise - dodał dorosłym głosem.

- Bardzo dobrze, Evert. Potrzebna jest nam policja, która będzie równie

surowa dla tych, którzy krzywdzą nas, jak dla tych, którzy krzywdzą ludzi po drugiej

stronie rzeki.

- Chwycę go za kark i nim potrząsnę. A potem tak go spiorę, że zrobi się siny.

- Evert najwyraźniej wziął sobie do serca to, co mu opowiedział Peder.

- A ja mu poderżnę gardło i strzelę w brzuch! - dodał zachwycony Peder.

Elise nic nie powiedziała. Cieszyła się, że chłopcy chcą ją pomścić, choć

wiedziała, że to tylko dziecięce gadanie.

Peder spojrzał na nią ze zdziwieniem. Zazwyczaj przerywała mu, gdy tylko

zaczynał przeklinać.

- Mogę, Elise?

- Siadajcie. Zaraz dostaniecie owsianki. Czy to nie wspaniale, że Evert dostał

taką dobrą ocenę, Peder?

Peder pokiwał głową, ale Elise zauważyła, że się zmieszał. Spojrzała na brata

badawczo.

- A tobie źle poszło?

Pokiwał głową, nie podnosząc wzroku.

- Musimy zająć się poważniej odrabianiem lekcji, Peder. W przeciwnym razie

to ty będziesz przesiadywał z pijakami u Magdy, gdy już dorośniesz.

Następnego dnia czekał na nią list, gdy wróciła z fabryki. Serce jej pod-

skoczyło z radości. Johan! Coś w niej zaśpiewało. Podniosła natychmiast kopertę z

podłogi, ale od razu ogarnęło ją rozczarowanie. To nie było pismo Johana. To był list

background image

od Emanuela, poznała to po charakterze pisma z poprzedniego listu.

Schowała pośpiesznie list do kieszeni fartucha. Nie miała siły teraz tego

czytać. Domyślała się, co jest w tym liście, nie ma znaczenia, czy prosi ją o

przebaczenie. Nie da się cofnąć tego, co zostało powiedziane.

Wyjęła garnek do mleka z szafki kuchennej i zaczęła gotować owsiankę.

Wprawdzie nie było ich stać na gotowanie owsianki na mleku codziennie, ale Elise

czuła, że dziś tego potrzebuje. Zaoszczędzą na czym innym. Już dawno przestali grzać

w sypialni, a w kuchni palili tylko wtedy, gdy gotowali.

Wydawali koronę i pięćdziesiąt ore na światło i opał co tydzień, ale teraz, gdy

tak długo było jasno na dworze, zapalali parafinową lampę tylko na chwilę o poranku.

Za koronę i pięćdziesiąt ore mogli kupować mleko przez parę dni. I rybę.

Hilda miała wrócić dopiero późno wieczorem, bo była w fabryce. Elise nie

przestawała się dziwić. Że też majster chce się z nią pokazywać teraz, gdy brzuch jest

już taki duży. Nie boi się, że ktoś to zauważy? Jak się tłumaczy? Może mówi, że

Hilda jest jego służącą, a może wmawia ludziom, że są rodziną?

Nie zabrał jej jeszcze ze sobą do domu, spotykają się w biurze.

O czym rozmawiają? Co robią? Chyba nie... Elise zrezygnowana pokręciła

głową. Czy to nie jest niebezpieczne dla dziecka?

Chyba ją kocha na swój sposób. W przeciwnym razie wziąłby sobie inną

dziewczynę. Inną prządkę, która jest taka młoda, niewinna i czysta, jaka była Hilda

przez kilkoma miesiącami... Ale majster trzymał się Hildy, był dla niej miły, chwalił

ją, obdarowywał...

Całe szczęście, że chłopcy znaleźli apaszkę. Elise postanowiła, że już nigdy

nie będzie tak głupia, żeby pożyczać coś od Hildy bez pytania. Gdyby chłopcy

odmówili, nie miałaby kogo poprosić o pomoc. Sama nie zdobyłaby się na odwagę,

ż

eby tam pójść, Hilda nie mogłaby jej towarzyszyć, bo była już tak ociężała, że

dostawała zadyszki, wchodząc po schodach na drugie piętro. Nikomu innemu nie

mogłaby zaufać, skoro po raz kolejny odwróciła się od Emanuela.

Wówczas przypomniała sobie o liście. Wyjęła go z kieszeni, rozerwała kopertę

i zaczęła czytać.

Droga Elise!

Nie proszę Cię o przebaczenie, bo uważam, że dobrze zrobiłem, mówiąc to, co

powiedziałem. Chcę Cię tylko poinformować, że rozmawiałem właśnie z jednym z

oficerów Armii, który wczoraj odwiedzał więźniów. Opowiedziałem mu o tym, co Ci

background image

się przytrafiło, prosząc, żeby miał uszy i oczy otwarte. Rozmawiał też z jednym ze

strażników i dowiedział się o czymś, co mnie zdumiewa. Ten Lort - Anders, jak go

nazywacie, nie może być wrogiem twoim i Johana z powodu broszki. On i Johan są

raczej dobrymi przyjaciółmi i grypsują do siebie nawzajem. To jest zakazane, ale

zostali przyłapani na gorącym uczynku. Strażnik przeczytał te listy. Odniósł wrażenie,

ż

e tamten bardzo imponuje Johanowi. I na pewno nie ma mowy o jakiejkolwiek

wrogości między nimi.

Dlatego to, co się wydarzyło w niedzielę wieczorem, na pewno nie miało nic

wspólnego z broszka. Myślę, że powinnaś potraktować to jako dowód na to, do

jakiego środowiska należy Johan. Moim zdaniem jesteś zbyt dobra, żeby się zadawać

z takimi ludźmi. Spróbuj spojrzeć na mnie jak na przyjaciela, który stara się ci pomóc,

a nie jak na łotra, który chce komuś ukraść narzeczoną.

Pozdrawiam Cię Emanuel

Elise złożyła kartkę i wsunęła ją do koperty, spoglądając przed siebie w

zamyśleniu. Emanuel ma rację. Dziwne, że przyjaciele Lorta - Andersa chcieli ją

skrzywdzić, skoro wiedzieli, że jest zaręczona z Johanem i że Lort - Anders przyjaźni

się z Johanem. Wprawdzie obwiniali ją o to, że Johan i Lort - Anders zostali złapani,

ale... Elise przypomniała sobie nienawistne spojrzenie tego, którego spotkała pod

sklepem Magdy. I słowa tego drugiego, którego spotkała tego wieczoru, gdy schodziła

z Emanuelem ze wzgórza Aker: „Wszystko przez tę broszkę. Nie mogłaś jej schować,

ty gówniaro?”

Ale właściwie co to ma do rzeczy? Johan nie jest przecież winien temu, że

Lort - Anders ma niewłaściwych przyjaciół. Gdyby wiedział, co się stało, wpadłby we

wściekłość, odwrócił się od tamtych i postanowił wziąć się za nich, gdy już wyjdzie z

więzienia.

Elise usłyszała głosy chłopców na schodach i pośpiesznie schowała kopertę do

kieszeni fartucha.

Następnego wieczoru zajrzała do Anny. Nie była tam od czasu swego

wypadku, w obawie, by Anna niczego nie zauważyła. Ciążyła jej także świadomość,

ż

e Emanuel jest w niej zakochany, bo wiedziała, co Anna czuje wobec niego. Życie

już przedtem było niełatwe, nie powinni go sobie jeszcze bardziej utrudniać.

Okno było otwarte, do sypialni napływało ciepłe powietrze. Słychać było szum

wodospadu. Ciepły wietrzyk przynosił znad rzeki zapach wilgotnej ziemi i rosnących

gwałtownie roślin.

background image

Anna odzyskała humor, jej piękne oczy lśniły, na bladych policzkach pojawiły

się ślady rumieńców.

- Witaj, Elise. Jak milo cię widzieć. Cieszyłam się na rozmowę z tobą. Elise

usiadła na brzegu łóżka i czekała, co powie Anna.

- Rozmówiłam się z Emanuelem i teraz jestem już w stanie spojrzeć na

wszystko tak, jak mi radziłaś. Wiedziałaś, że on ma kogoś?

- Nie - odparła zdumiona Elise.

- Jest bardzo zakochany w innej, ale na razie nie może się ożenić. Musi albo

zrezygnować z członkostwa w Armii, albo przekonać ją, żeby wstąpiła do Armii. A

więc nie chodzi o żadną siostrę z Armii. Słuchałam tego z wielkim bólem, ale

powiedział też, że kocha mnie jak siostrę i nigdy mnie nie zawiedzie.

Wiele kosztowało Elise, by się nie zdradzić. Czy to o niej mówił Emanuel?

Jeśli tak, to były to najbardziej odważne słowa, jakie słyszała. Jeśli zaś

chodziło o inną kobietę, to jak mógł wyznawać jej miłość? Elise zakasłała.

- Pytałaś, kto to jest?

- To nie ma znaczenia, i tak jej nie znam - pokręciła głową Anna. - Ale

strasznie jej zazdroszczę.

- Wcale nie wiadomo, czy ona go chce. Skoro on nie jest pewien, czy chce

skończyć z Armią Zbawienia, czy nie.

Anna uśmiechnęła się ze smutkiem.

- W takim razie musi być strasznie głupia. - Anna potrząsnęła głową, jakby

chciała pozbyć się ciężkich myśli. - Opowiedz, co u ciebie. Peder był tu i mówił, że

cię uderzyłaś. Powiedział, że ktoś cię gonił. Czy to prawda?

Elise nie potrafiła spojrzeć jej w oczy.

- Tak Przyjaciele Lorta - Andersa uważają, że to przeze mnie złapali Johana i

Lorta - Andersa. W niedzielę wieczorem wybrałam się do Akershus z nadzieją, że uda

mi się doręczyć list Johanowi, i po drodze spotkałam kilku z tych ludzi. W drodze

powrotnej miałam wrażenie, że któryś z nich mnie goni. Przestraszyłam się i

przyśpieszyłam. I wtedy upadłam.

- Próbują cię tylko nastraszyć. Na pewno nic ci nie zrobią. Elise nie

odpowiedziała.

- Spotkałam bardzo miłego strażnika - powiedziała. - Obawiałam się, że nie

zechce wziąć listu dla Johana, ale pomyliłam się.

- Może ja też mogę do niego napisać?

background image

- Na pewno. Najtrudniej jest tam dotrzeć. Nie zdążę pójść tam i z powrotem w

czasie przerwy obiadowej. Może mogłabyś poprosić Emanuela?

Anna pokiwała głową.

- On to na pewno zrobi dla mnie. - Zawahała się przez chwilę, po czym

powiedziała z pewnym zakłopotaniem: - Widujesz się ostatnio z Agnes?

- Nie widziałam jej przez jakiś czas. Dlaczego pytasz?

- Emanuel wspomina o niej od czasu do czasu. Zastanawiałam się nawet, czy

to nie w niej się zakochał.

- Nie sądzę. Ona nie jest w jego typie. Anna odetchnęła z ulgą i roześmiała się.

- No tak, zgadzam się z tobą.

Otworzyły się drzwi do sypialni i pani Thoresen wsunęła głowę do środka.

- Peder właśnie przyszedł, Elise. Jakiś człowiek pyta o ciebie. Elise obróciła

się, zaskoczona.

- Tutaj?

- Nie, wszedł na górę. Peder mówi, że go nie zna. Elise szybko się podniosła.

To nie może być niebezpieczny człowiek, skoro przyszedł do domu, myślała,

wbiegając na drugie piętro. Mimo to była niespokojna.

Chłopcy wpuścili go do domu, więc stał teraz na środku kuchni. Rosły,

potężny mężczyzna z czarnym wąsikiem i prawie łysą głową. Nie przypominała sobie,

by go już kiedyś widziała.

- Elise Lovlien? - zapytał niskim głosem. Skinęła głową.

- Przyniosłem wiadomość dla ciebie. - Wsunął dłoń do kieszeni i podał jej

zwiniętą karteczkę. Elise chwyciła liścik. Peder i Kristian stali cichutko i przyglądali

się gościowi z zaciekawieniem.

Gdy rozprostowała karteczkę, rozpoznała od razu charakter pisma Johana. Nie

miała ochoty czytać listu przy wszystkich i już chciała złożyć karteczkę z powrotem,

gdy nieznajomy powiedział:

- Czytaj. On czeka na odpowiedź.

Spojrzała na niego nieco zmieszana, nie podobał jej się ani ten człowiek, ani

jego rozkazujący ton. Czyżby on miał coś wspólnego z tym, co się zdarzyło w

niedzielę? Zaczęło jej się zbierać na wymioty. Zrobiła jednak, co jej kazał.

Elise!

Z wielu różnych źródeł słyszałem o tobie i o tym Emanuelu Ringstadzie. Czy

to prawda? Odpowiedz mi.

background image

Johan.

Nie napisał „kochana Elise” ani „Twój Johan”. Nie podziękował za list. Tylko

kilka krótkich słów, które tchnęły podejrzeniami. Poczuła, że rumieniec oblewa jej

policzki, a po chwili zrobiło jej się słabo. Podniosła wzrok i spojrzała w oczy

nieznajomemu.

- Możesz dostarczyć mu odpowiedź?

Mężczyzna zachichotał. Uderzył w nią zapach tytoniu i alkoholu.

- Dostarczyć to nie najlepsze słowo. - Potem kiwnął głową. - Pośpiesz się.

Elise pobiegła do sypialni i wyjęła swoją papeterię oraz ołówek. Potem

napisała, stojąc przy komodzie.

Drogi Johanie!

To, co słyszałeś, to wierutne kłamstwa. Kocham ciebie i nikogo innego. Czy

nie dostałeś mojego listu?

Twoja Elise

Złożyła kartkę, wsunęła ją do koperty, a kopertę zakleiła. Potem napisała

nazwisko Johana wielkimi literami i wróciła do kuchni.

Mężczyzna stał dokładnie w tym samym miejscu, ani on, ani chłopcy nie

odezwali się nawet słowem. Niemal wyrwał jej list i obrócił się w stronę drzwi.

Elise czuła wielką niechęć wobec tego człowieka, ale nie zamierzała go od

razu wypuścić.

- Znasz kogoś w więzieniu? Masz możliwość rozmowy z Johanem? Obrócił

twarz w stronę Elise.

- Czemu pytasz?

- Powiedz mu, że to nie jest prawda. Powiedz, że przyrzekam czekać, aż Johan

wyjdzie z więzienia. I że o niczym innym nie myślę.

- Tak mu powiem, mała.

Wydawało jej się, że się uśmiechnął. Uważał ją pewnie za idiotkę. Dopiero

gdy usłyszeli jego ciężkie kroki na samym dole, ośmielili się otworzyć usta. Pierwszy

odezwał się Kristian:

- Piekielny gbur.

Zaskoczona Elise obróciła się do brata.

- Dlaczego tak mówisz?

- Widziałaś jego oczy? To był bandyta.

- Tego nie można poznać po wyglądzie. Moim zdaniem wyglądał tak samo jak

background image

większość mężczyzn, był tylko trochę potężniejszy.

- Właśnie - Kristian ze złością spojrzał siostrze w oczy. - Jak myślisz, skąd on

ma pieniądze?

- Domyślam się, że jest łotrem, Kristian, inaczej nie zdołałby przemycić

informacji dla Johana do więzienia. Ale nikt inny nie może mi pomóc, więc muszę

być wdzięczna, że są tacy jak on. Nie zrobił nam nic złego, a poza tym przyniósł list

od Johana.

- Chyba się nie ucieszyłaś z tego listu. Elise westchnęła ciężko.

- Ktoś powtórzył Johanowi te złośliwe plotki o mnie i Emanuelu Ringstadzie.

Napisałam mu, że to kłamstwa.

Gdy położyła się do łóżka tego wieczoru, długo leżała i rozmyślała. Dziwne,

ż

e Johan napisał coś takiego po przeczytaniu jej listu. To znaczy, że nie uwierzył

nawet jednemu jej słowu. Ten strażnik w mundurze na pewno dostarczył mu list,

wydawał się taki godny zaufania, niemożliwe, żeby nie oddał koperty Johanowi. Choć

z drugiej strony, jeśli wolno przekazywać listy więźniom, to dlaczego przyjaciele

Lorta - Andersa muszą je przemycać z więzienia i do więzienia?

Myśl o tym, że Johan podejrzewa ją o niewierność, sprawiała jej wielki ból.

Co zrobić, żeby jej uwierzył? Podejrzenia niszczyły wszystkie piękne chwile, które

razem przeżyli. Elise nie potrafiła zrozumieć, jak Johan mógł dać wiarę tym plotkom,

skoro znał ją tak dobrze i wiedział, że nie jest taka sama jak tamte.

W więzieniu w Akershus Johan leżał na twardej pryczy w celi i wpatrywał się

w niewielkie zakratowane okno. Ciemne niebo słabo rozświetlał księżyc. Na dworze

słychać było ujadanie psów, trzasnęły jakieś drzwi, któryś ze strażników rzucił jakieś

ostre słowo. I zapanowała cisza. Było tak cicho, że słyszał bicie własnego serca.

Mocne uderzenia, które odzwierciedlały jego wielkie wzburzenie.

Pomyśleć, że Elise też jest taka, nigdy by tego nie przypuścił. Do tej pory nie

mógł w to uwierzyć. Jak mogła zmienić się tak bardzo w tak krótkim czasie? Elise,

która zawsze była taka porządna, wierna i oddana. Nigdy nie zauważył, żeby oglądała

się za innymi chłopakami. Wierzył jej na słowo, gdy twierdziła, że w jej życiu nie

było nigdy żadnego mężczyzny. Johan wprawdzie, siedząc w więzieniu, często

myślał, że nie będzie łatwo tak słodkiej i atrakcyjnej dziewczynie jak ona. Wierzył

jednak w jej siłę woli i charakteru.

A wystarczyło parę miesięcy, żeby tak się zmieniła... Zacisnął zęby tak, że

rozbolała go szczęka.

background image

Po raz kolejny powtórzył słowa, które przeczytał w jej liściku:

Johanie!

To, co słyszałeś, to nie są kłamstwa. Kocham innego. Czy nie dostałeś mojego

listu?

Elise

Nie napisała nawet „drogi Johanie”, tylko kilka zdawkowych, chłodnych słów.

I o jakim liście ona mówi? Nie dostał żadnego listu, tylko krótką notatkę, w której

pytała, czy jest niewinny. Jakby było o co pytać.

Gdyby Vimsen nie zdołał przemycić wczoraj listu, Johan wciąż miałby

nadzieję. Że też mógł być aż tak głupi. Teraz już wie, że musi o niej zapomnieć.

Zacisnął pięści tak, że paznokcie wbiły mu się w skórę. Niech diabli porwą kobiety!

Niech piekło pochłonie wszystkie dziewczęta. Czy nikomu nie można zaufać?

Przez jego głowę przemknęły obrazy z przeszłości; Elise i on nad rzeką latem

w zeszłym roku; Elise na jego kolanach, w kuchni. Jak mógł się tak pomylić? Czy

wszystkie dziewczęta są takie?

Obrócił się gwałtownie na pryczy. Nigdy więcej nie zaufa żadnej dziewczynie.

Zaświtała mu nowa, zaskakująca myśl: co za dziwna historia z tym Lortem -

Andersem... Johan był przekonany, że Lorf - Anders uważa go za winnego i obmyśla

zemstę. I nagle tamten całkiem zmienił front. Uśmiechał się do Johana podczas

spacerów, kiwał do niego głową, szeptał, gdy nikt ich nie mógł usłyszeć. Wprost nie

do wiary.

To przynajmniej jakaś pociecha w nieszczęściu. Nie ma już narzeczonej, ale

ma przynajmniej przyjaciół.

Kiepska to pociecha, pomyślał, z trudem przełykając ślinę.

- Jak mogłaś, Elise...

ROZDZIAŁ CZWARTY

Tydzień później, gdy Elise wracała wieczorem do domu z fabryki, spostrzegła

tego samego rosłego mężczyznę. Stał przed Andersengarden i zachowywał się tak,

jakby na nią czekał.

Serce zabiło jej szybciej, gdy tylko go zauważyła. Choć Kristian ma zapewne

rację, twierdząc, że lepiej mu nie ufać. Elise nienawidziła całego tego gangu, miała

jednak nadzieję, że nieznajomy przynosi wiadomość od Johana.

Gdy się do niego zbliżała, napięcie rosło. Nim zdążyła podejść blisko,

background image

zawołała niecierpliwie:

- Udało ci się dostarczyć list? Kiwnął głową.

- Mam następny. - Sięgnął do kieszeni i wyjął zwiniętą kartkę. Elise wzięła

liścik z uśmiechem.

- Dziękuję. Nie mogłam się doczekać. Pokiwał głową, splunął i ruszył dalej.

- Jeśli ktoś z was będzie blisko Johana, to pozdrówcie go ode mnie! -

zawołała.

Szedł przed siebie i nawet się nie odwrócił.

Hilda i chłopcy byli już w domu, Elise przywitała się z nimi krótko i pobiegła

do sypialni, żeby przeczytać list w spokoju. Johan na pewno zrozumiał już, że plotki

są całkiem nieprawdziwe. Pełna napięcia rozwinęła karteczkę i przeczytała:

Elise!

I tak nic by z tego nie było. Zrywam zaręczyny.

Johan

Elise wpatrywała się w karteczkę, czując, że serce w niej zamarło. Johan

zerwał zaręczyny. Nie chce, żeby Elise na niego czekała! Łzy stanęły jej w oczach,

coś ją ścisnęło w gardle. Rzuciła się na łóżko i ukryła twarz w poduszce. Płakała, póki

starczyło jej łez.

Gdy się obróciła, spostrzegła drobną postać, stojącą nieruchomo koło jej łóżka.

Wyciągnęła rękę, chwyciła go za ramię i przyciągnęła do siebie.

- Nie przejmuj się, Peder. Nie będę już płakać.

- Dlaczego płaczesz, Elise?

- Bo Johan zerwał zaręczyny.

Zapadła cisza. Elise zaczęła się zastanawiać, czy Peder nie płacze, gdy jego

głos, pełen niepokoju, przerwał ciszę:

- Masz przecież pana Ringstada, Elise...

- Myślałam, że lubisz Johana, Peder. - We własnym głosie usłyszała nutę

oskarżenia.

- Lubię. Ale oficer powiedział, że latem zabierze mnie na ryby nad

Brekkedammen.

Elise pogłaskała go po rozwichrzonej grzywce.

- Cieszę się.

- Czy ty też nie mogłabyś go trochę pokochać, Elise?

- Nie, nie w ten sposób. Lubię go jak przyjaciela, ale nie czuję do niego tego

background image

co do Johana.

- To dziwne... - Ułożył się wygodniej na jej ramieniu. - Może trzeba się

pomodlić, Elise? Może Bóg sprawi, że Johan znów cię pokocha?

- Nie sądzę, Peder. Johan podjął decyzję. Może chce być wolny, gdy wyjdzie z

więzienia. Może uważa, że nasza miłość nie przetrwa czterech lat.

- A ja cię kocham już od ośmiu lat. I nic się nie stało z miłością przez te

wszystkie lata.

Elise przygryzła wargę, żeby się nie rozpłakać.

- Nie potrzebuję Johana, skoro mam ciebie, mój mały braciszku.

- Ale nie wiem, czy będę się mógł z tobą ożenić. Wiesz, jestem trochę

zakochany w Martę ze szkoły.

- Myślę, że jestem trochę za stara dla ciebie. A poza tym jesteś moim bratem, a

siostra i brat nie mogą się żenić, mogą za to bardzo, bardzo się kochać. Ale teraz

musimy już iść do kuchni, Peder. Hilda i Kristian zastanawiają się na pewno, co się z

nami stało.

Następnego dnia Elise z niechęcią wybrała się na dół, do Anny i do pani

Thoresen, żeby im zanieść smutną nowinę. Zastanawiała się, jak to przyjmą. Czy pani

Thoresen uzna, że to jej wina?

Pani Thoresen myła podłogę w kuchni. Szoruje i szoruje, pomyślała Elise,

zawsze pachnie tu szarym mydłem i amoniakiem. Teraz, gdy zabrakło Johana, nie

brudzi tu nikt poza nią. Mogłaby przecież poświęcić więcej czasu na rozmowy z

Anną. Karaluchów i pluskiew i tak się nie pozbędzie, choćby nawet przez cały czas

szorowała tę podłogę.

- Idź prosto do Anny, Elise. Muszę pozbyć się tego brudu.

- Pani Thoresen? - szepnęła Elise z wahaniem.

Pani Thoresen obróciła ku niej zaczerwienioną twarz. Elise zauważyła, że

bardzo się postarzała, zmarszczki były coraz bardziej widoczne, włosy siwe i

przerzedzone. Niełatwo zajmować się kaleką córką i pracować codziennie dwanaście

albo czternaście godzin w fabryce.

- Coś się stało?

- Mam dla pani smutną nowinę. Johan zerwał zaręczyny. - Głos Elise zadrżał.

Z trudem dobywała słowa.

Pani Thoresen wyprostowała się i popatrzyła na nią z niedowierzaniem.

- Johan? Skąd wiesz?

background image

- Dostałam od niego list.

- Ale dlaczego... - W tej samej chwili przymrużyła oczy i spojrzała na Elise

podejrzliwie. - Z powodu tego oficera?

Elise pokręciła głową.

- Nie wiem. Słyszałam, że ktoś mu na mnie naplotkował, ale napisałam mu, że

to wierutne kłamstwa. Nie obchodzi mnie żaden inny. - Głos jej się załamał,

zamrugała, żeby powstrzymać łzy.

Pani Thoresen nie dała się przekonać.

- Nie wiem, o co chodzi temu człowiekowi. Ciągle tu przychodzi, jakby

zależało mu na tobie albo na Annie. Czego on chce? Czy nie powinien się zajmować

całą okolicą? Mało tu biednych ludzi?

- Myślałam, że się pani cieszy, że on pomaga Annie. Pani Thoresen wzruszyła

ramionami i zacisnęła wargi.

- Czyja wiem. Lepiej by było, gdyby jej nie zawracał w głowie. Oczy jej się

zaczęły błyszczeć, wiesz, co to znaczy. - Pani Thoresen opadły ramiona. - Anna

bardzo się zmartwi. Wejdź i sama jej o tym powiedz, Elise.

Elise pokiwała głową. Kolana się pod nią ugięły. Niewiele spała tej nocy.

Anna rozpromieniła się jak zwykle na widok przyjaciółki. Nagle jej uśmiech

przygasł.

- Coś się stało, Elise?

Elise skinęła głową i podeszła do łóżka.

- Johan zerwał zaręczyny.

- To nieprawda! - Anna wpatrywała się w przyjaciółkę, kręcąc głową z

niedowierzaniem.

- Dostałam list od niego. - Wyjęła zwiniętą karteczkę z kieszeni fartucha,

rozłożyła ją drżącymi rękami i pokazała Annie.

Anna przeczytała szybko wiadomość. Zmarszczyła czoło i pokręciła głową.

- Nic nie rozumiem. Nawet jeśli to prawda, Johan nigdy by tego nie napisał w

tak bezwzględny sposób.

- Przyjaciele Lorta - Andersa donieśli mu o Emanuelu i o mnie, opowiedzieli o

tej nocy w komórce i o tym, że Emanuel wyszedł stąd późno w nocy, wtedy gdy

zniknął Peder. Nic nie pomogły moje wyjaśnienia, wygląda na to, że tamci chcieli

mnie oczernić, żeby nas rozdzielić. Napisałam Johanowi, że kocham tylko jego i że

będę na niego czekała. - Jej głos był cichy i cienki, jakby za chwilę miała się

background image

rozpłakać.

- Może nie dostał twoich listów?

- Wiem na pewno, że dostał ostatnią wiadomość, bo wkrótce nadeszła

odpowiedź. - Elise musiała odchrząknąć.

- W takim razie musi być bardzo nieszczęśliwy, skoro postanowił uwierzyć

im, a nie tobie. Nie poddawaj się, Elise. Johanowi jest tam bardzo źle. Jestem pewna,

ż

e wcale nie chciał powiedzieć tego, co napisał.

Może myśli, że będzie najlepiej dla ciebie, jeśli ze sobą zerwiecie. Może zrobił

to ze względu na ciebie.

Elise spojrzała na nią w zamyśleniu.

- Ja też o tym pomyślałam, ale co to za różnica, skoro on nie chce mieć ze mną

nic wspólnego? - Głos jej się załamał.

- Napisz do niego. Znam Johana. Nie sądzę, by chciał cię stracić. Musi być

całkiem zrozpaczony, jeśli napisał coś takiego.

Nagle twarz jej się rozjaśniła.

- Sama do niego napiszę i poproszę Emanuela, żeby zaniósł ten list.

Poświadczę, że nie ma nic między tobą a Emanuelem.

Elise poczuła ukłucie w sercu. Anna nie miała pojęcia, że Ringstad ma

zupełnie inny pogląd na tę sprawę, a Elise nie mogła jej tego powiedzieć.

- Byłoby wspaniale - mruknęła.

O tylu sprawach Anna nic nie wie, tak bardzo ją trzeba oszczędzać, pomyślała

Elise, sadowiąc się na brzegu łóżka.

- Może Emanuel zdoła wynieść cię na dwór, jak się zrobi cieplej, Anno. Nie

jest wprawdzie taki wysoki i silny jak Johan, ale powinien dać radę. Nie ważysz za

wiele, a poza tym ja mogę mu pomóc.

Anna spojrzała na nią pełnym tęsknoty wzrokiem.

- Och, byłoby cudownie! Mogłabym usiąść pod drzewem, posłuchać śpiewu

ptaków, popatrzeć, jak się bawią dzieci. Albo patrzeć na rzekę, mogłabym całymi

godzinami obserwować ruch wody.

- Może nie będziesz wcale długo czekać. Dziś jest całkiem ciepło, śnieg już

stopniał, na drzewach jest pełno pąków. Widziałam dwie dziewczynki, które zbierały

białe zawilce na pastwiskach, W niedzielę wybieram się do sanatorium, może znajdę

po drodze trochę kwiatków dla ciebie.

- Masz czas, żeby mi trochę poczytać? - uśmiechnęła się Anna. - Chociaż

background image

jesteś taka smutna?

- Oczywiście. - Elise wzięła książkę leżącą na krześle koło łóżka, wyjęła

zakładkę i zaczęła czytać.

Następnego dnia, gdy Elise szła do domu w czasie przerwy obiadowej,

spostrzegła Agnes, która stała pod fabryką, jakby na kogoś czekała. Gdy tylko

spostrzegła przyjaciółkę, natychmiast do niej ruszyła.

- Elise, muszę z tobą porozmawiać.

- Wybieram się do domu.

- Pójdę z tobą. Pomogę ci obierać ziemniaki.

Przyśpieszyły kroku. Słońce świeciło wysoko na niebie, śpiewał kos, szumiała

rzeka spływająca falami do wodospadu.

- Czy nie jest cudownie? - powiedziała Agnes radośnie.

Dlaczego jest taka szczęśliwa, skoro nie udało jej się zdobyć Emanuela? -

zaczęła się zastanawiać Elise. Sama bez przerwy myślała o Johanie i zbierało jej się

na płacz, gdy się tego najmniej spodziewała.

- Kończę pracę w fabryce. Elise zatrzymała się nagle.

- Wyrzucili cię?

- Sama się zwolniłam - wyjaśniła Agnes z uśmiechem.

Przez głowę Elise przemknęły najbardziej absurdalne myśli. Czyżby Agnes

spodziewała się dziecka? Czyżby udało jej się jednak skusić Emanuela na to, czego

pragnęła? Ale Emanuel musiałby o tym wiedzieć, gdy był u niej ostatnio, a wówczas

nie powiedziałby tego, co powiedział.

- Dostałam inną pracę - roześmiała się Agnes. - Będę służącą.

- Chcesz być służącą? - Elise spojrzała na nią z niedowierzaniem. Agnes

znowu się roześmiała.

- Oczywiście, że chcę, inaczej bym tego nie robiła.

- Ale... ale czy nie będziesz pracowała jeszcze dłużej niż w fabryce? Elise

słyszała, jak ktoś wspominał o artykule w „Socjaldemokracie”, z którego wynikało, że

najbardziej uciśnione są właśnie służące.

- I co z tego? Będę miała swój pokój, będę mieszkała w domu z dywanami na

podłogach i obrazami na ścianach, będę dostawała dobre jedzenie, uniknę pluskiew i

smrodu, i północnego wiatru, który wdziera się przez wszystkie szpary.

- Ale nie będziesz miała wolnego czasu nawet w sobotnie wieczory.

- No i co z tego? Może będzie mi tak dobrze u państwa, że wcale nie zechcę

background image

stamtąd wychodzić?

Elise nie odpowiedziała. Agnes zapewne zorientowała się, jak wygląda życie

służącej, chociaż to, co mówiła, w żaden sposób nie zgadzało się z tym, co Elise

słyszała.

Przez chwilę szły w milczeniu. Elise zastanawiała się, czy opowiedzieć o

Johanie, ale postanowiła zaczekać. Znów by się rozpłakała, a teraz powinna myśleć o

czymś innym. Agnes ostrożnie podjęła wątek:

- Nie zapytasz, gdzie dostałam tę posadę?

Elise spojrzała na przyjaciółkę i spostrzegła dziwny wyraz jej twarzy.

- Pewnie u jakiegoś bogacza po tamtej stronie. Agnes pokręciła głową.

- Chyba nie u dyrektora?

Elise przez moment ujrzała w wyobraźni ten wspaniały dom, który Agnes

kiedyś opisywała, wielki hol, szerokie, marmurowe schody, elektryczne światło,

miękkie dywany. Agnes została tam kiedyś posłana w jakiejś sprawie i potem długo

mówiła tylko o tym domu.

Agnes znów pokręciła głową.

- Masz przebiegłą minę. To musi być coś szczególnego.

- Jak sądzisz, dlaczego chcę odejść z fabryki? Co mnie teraz najbardziej

interesuje?

- Interesuje cię najbardziej kapitan Ringstad, ale nie mam pojęcia, dlaczego

chcesz odejść z tkalni.

Agnes pokiwała głową z triumfem.

- Właśnie dlatego. Teraz widuję go tylko w poniedziałki w Świątyni i bardzo

rzadko w inne dni. Ale gdy zacznę pracować w jego domu, będę go widywać

codziennie rano i wieczorem.

Elise zatrzymała się gwałtownie.

- Chyba nie zamierzasz zostać służącą u jego gospodarzy? Agnes pokiwała

głową, a jej oczy rozbłysły dumą.

- Właśnie tam.

Elise poczuła, że wzbiera w niej gniew. Jak można być tak natarczywą.

Przyklejać się do niego w taki sposób.

On się na pewno nie ucieszy. Karolinę, córka państwa Carlsenów, też nie.

Kiedy się zorientuje, że Agnes została ich służącą, wścieknie się i doprowadzi do

tego, że ojciec wyrzuci Agnes. I co wtedy zrobi Agnes? Nie tak łatwo o pracę

background image

ostatnimi czasy.

- Dlaczego nic nie mówisz? - Agnes zmarszczyła czoło i spojrzała na

przyjaciółkę pytająco.

- Jesteś pewna, że kapitan Ringstad się z tego ucieszy?

- Oczywiście, że tak. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Teraz nie będzie musiał

wychodzić z domu, żeby uczyć mnie grać na gitarze.

- Czy on wie, co do niego czujesz?

- Na pewno dawno to zauważył i w żaden sposób nie okazał, że jest mu to

niemiłe.

Elise przypomniała sobie słowa Emanuela, ale nic nie powiedziała.

- Znów jesteś zazdrosna. - Agnes spojrzała na nią ze złością. - Dobrze o tym

wiem, ale nie musisz przecież tego w ten sposób pokazywać.

Elise pochyliła się i zerwała podbiał rosnący przy drodze. Zauważyła, że

Agnes porzuciła swój wulgarny zazwyczaj sposób mówienia, prawdopodobnie po to,

ż

eby przypodobać się Emanuelowi. Wiedziała, jak negatywnie Ringstad na to

reagował, choć sama wcześniej wielokrotnie namawiała przyjaciółkę, by mówiła

ładniej.

- Nie jestem zazdrosna, Agnes. Obawiam się tylko, że zrobisz coś, czego

będziesz później żałować. Choć przyjaźnisz się z kapitanem Ringstadem, to nie jest

wcale pewne, że on chciałby czegoś więcej. Serce cię będzie bolało, jeśli będziesz go

widywać codziennie, podawać do stołu, prać ubrania i sprzątać jego mansardę.

- Właśnie z tego się cieszę - roześmiała się Agnes. - Ale nie mówmy już o tym.

Jeśli nie życzysz mi szczęścia, to sama się nim będę cieszyć. Hilda opowiadała, że

przydarzyło ci się coś nieprzyjemnego, gdy wracałaś z więzienia w Akershus. Co

miała na myśli?

Ż

e też Hilda nie umie trzymać języka za zębami. Elise przygryzła nerwowo

wargę.

Agnes wsunęła jej rękę pod ramię.

- Nie bądź taka, Elise. Nie pamiętasz, jak dzieliłyśmy wszystkie radości i

smutki? Przyrzekam, że nic nikomu nie powiem. Czy mieli z tym coś wspólnego

koledzy Gustava?

Elise spojrzała na przyjaciółkę ze zdumieniem.

- Dlaczego o to pytasz?

- Wydawało mi się, że patrzyli na ciebie tak dziwnie, gdy się dowiedzieli, kim

background image

jesteś, a w pewnej chwili zauważyłam, że dają sobie jakieś znaki. Wiem od Gustava,

ż

e należą do gangu Lorta - Andersa. Mają złą sławę, wiesz chyba o tym. Jedna z

dziewcząt z tkalni natknęła się na nich po drodze do domu z „Perły” w którąś zimową

sobotę. Ledwo zdołała im umknąć. Co ci zrobili? I dlaczego nie poszłaś

Maridalsveien?

- Bałam się ich. Wydawało mi się, że jednego z nich już kiedyś widziałam.

Wiele razy zdawało mi się, że ktoś mnie śledzi. Bałam się, że mają złe zamiary.

Sądziłam, że będą na mnie czekać na Maridalsveien, skoro szłam tamtędy w jedną

stronę. Ale widocznie któryś z nich mnie zauważył na Mollergata i poszedł za mną.

- Biedna Elise. - Agnes uścisnęła jej ramię. - Gdybym wiedziała, czego się

boisz, poszłabym z tobą do Akershus, zamiast spotykać się z dziewczętami.

Elise wzruszyła się. Brakowało jej Agnes. Brakowało jej kogoś, komu

mogłaby się zwierzyć, z kim mogłaby dzielić troski i radości. Hilda była jeszcze

dziecinna, matkę trzeba było oszczędzać, a Annie nie mogła mówić o wszystkim.

- Nie musisz o tym mówić, jeśli nie chcesz, ale rozumiem, co się stało.

Elise nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy.

- W jaki sposób?

- Po rozmowie z Hildą domyśliłam się, że to coś poważnego. Gdyby nie

chodziło właśnie o to, powiedziałabyś mi od razu. Udało im się?

Elise poczuła, że rumieniec oblewa jej policzki.

- Nie wiem, o czym mówisz - wymamrotała. Agnes znów ścisnęła ją za ramię.

- Wiesz, ale wstydzisz się tego, bo byłaś jeszcze niewinna. Zapomnij o tym,

Elise. Nie warto iść na policję, i tak ci nie uwierzą. To nie jest straszniejsze dla ciebie

niż dla innych dziewcząt, które upijają się w sobotnie wieczory, a potem budzą się w

łóżku nieznajomego. Im też nie jest wówczas dobrze, ale nie ma sensu wracać do

przeszłości. Co się stało, to się nie odstanie. Johan nie musi o tym wiedzieć, nie

wszystkie dziewczęta krwawią w noc poślubną. Jeśli rozumiesz, o czym mówię.

- Johan zerwał zaręczyny - wyrwało jej się mimo woli. Wargi jej zadrżały. To

będzie trudna chwila.

Agnes otworzyła usta ze zdumienia.

- Zerwał zaręczyny?

Elise pokiwała głową, a płacz dławił jej gardło.

- Nie wiem, dlaczego. Może dlatego, że nie chce mi marnować młodości,

może dlatego, że chce być wolny, gdy wyjdzie z więzienia. - Wbiła sobie paznokcie w

background image

skórę dłoni.

- Chodzi raczej o to drugie. Na pewno Lort - Anders i inni wpłynęli już na

Johana. Gdy wychodzą z więzienia, wymyślają najczęściej jakieś kolejne

przestępstwo i wkrótce znowu trafiają za kratki.

- Johan nie jest taki.

- Powiedz lepiej, nie był taki.

- Chyba nie można tak szybko zmienić człowieka.

- Nie znasz życia, Elise. Gdybyś zapytała więźniów z Akershus, ilu z tych, co

byli porządnymi ludźmi, zmieniło się pod wpływem złego towarzystwa, przeraziłabyś

się, słysząc odpowiedź. Gdybyś zapytała, ilu z nich próbowało wrócić do uczciwego

ż

ycia po tym, jak pierwszy raz wyszli z więzienia, byłabyś jeszcze bardziej

przerażona. Znam wielu takich mężczyzn i radzę ci: zapomnij o Johanie. Nie będzie

tym samym człowiekiem, gdy wyjdzie na wolność. Wiem, że był wspaniałym chło-

pakiem, że troszczył się o matkę i o siostrę, że był szczery i tak dalej, ale „kto raz

ukradł, jest już złodziejem”. Nie zmienisz tego, że dał się namówić i stał na warcie z

rowerem, podczas gdy pozostali dokonywali poważnej kradzieży. Dla mnie to jest to

samo co włamać się do sklepu i wynieść stamtąd złodziejski łup.

Elise pokręciła głową.

- Myślę, że zrobił to w desperacji i że nigdy więcej by tak nie postąpił.

Doszły już do Andersengarden. W bramie stała pani Evertsen z panią

Albertsen i rozmawiały o czymś. Gdy spostrzegły Elise i Agnes, od razu umilkły.

- Dzień dobry, pani Evertsen. Dzień dobry, pani Albertsen. - Agnes

pozdrowiła je z przesadną uprzejmością.

Kobiety skinęły głowami z pewną rezerwą.

Agnes podeszła bliżej i ciągnęła nieco przyciszonym głosem.

- Zdarzyło się coś nowego?

Obie ściągnęły usta i spiorunowały Agnes wzrokiem. Agnes udała, że tego nie

widzi, i mówiła dalej tym samym, przyciszonym głosem.

- Słyszałam, że pani Olsen z Sagveien wychodziła ukradkiem z mieszkania

pana Hansena na Marcus Thranes bardzo późno w nocy. Czy to prawda? - Patrzyła w

napięciu to na jedną, to na drugą.

Pani Evertsen i pani Albertsen spojrzały na siebie ze zdumieniem.

- Pani Olsen?! - wykrzyknęła pani Albertsen z niedowierzaniem. - To

najstraszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam.

background image

Agnes i Elise pobiegły na górę. Dopiero gdy znalazły się w kuchni, Agnes

wybuchła śmiechem.

- Widziałaś ich miny?

Elise też się roześmiała, choć nie bardzo rozumiała powód rozbawienia

przyjaciółki.

- Nie wiesz, kim jest pani Olsen? - Agnes zaśmiewała się do łez. - Uczy w

szkółce niedzielnej w kościele na Gamie Aker.

Elise spojrzała na nią zaskoczona.

- Czy ty to wymyśliłaś?

- Oczywiście. Tym plotkarkom trzeba wreszcie utrzeć nosa. - Nagle

spoważniała. - Plotki są bardzo niebezpieczne, Elise. Nie wydaje ci się, że to złośliwe

plotki mogły doprowadzić do tego, że Johan zerwał zaręczyny? W takim razie musisz

go przekonać, że to kłamstwa, albo od razu się poddać. Nie wiem tylko, co to za

plotki. Nie znam nikogo szlachetniejszego i wierniejszego niż ty.

Godzinę później Elise stała przy swojej przędzarce. Duszący zapach oleju,

którym chłopcy posmarowali maszynę, przyprawiał ją o mdłości, próbowała więc

myśleć o czymś innym. Przypomniała sobie rozmowę z Agnes. Zastanawiała się, czy

ostatnie słowa przyjaciółki miały ją pocieszyć. Agnes uważała przecież, że Johan już

nigdy nie będzie taki sam jak przedtem. Cztery lata w więzieniu mogą zmienić

człowieka całkowicie.

Mimo wszystko będę na niego czekała, postanowiła w duchu Elise.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Elise wierciła się i kręciła na łóżku. Próbowała odpędzić od siebie tę

przerażającą myśl, ale nie potrafiła. Tak to już jest z bolesnymi myślami. W dzień

gdzieś znikają, ale gdy tylko zapada zmrok, znów się pojawiają, gorsze niż

kiedykolwiek. Starała się zmusić do tego, by myśleć o czymś innym, ale

najstraszliwsze podejrzenia powracały, czy tego chciała, czy nie.

Czy to możliwe... ? Czy wystarczy jeden raz... ?

Próbowała sobie przypomnieć historie innych dziewcząt. Wtedy strach ogarnął

ją na dobre. Czy nie tak właśnie było z Gjertrud? Poszła w sobotę wieczorem do

„Perły”, wypiła za dużo i zakończyła wieczór w mrocznym pokoju na Seilduksgata.

Dziewięć miesięcy później z jej mieszkania słychać było krzyk niemowlęcia.

- Panie Jezu. - Elise złożyła ręce i modliła się tak żarliwie jak nigdy przedtem.

background image

- Dobry Boże w niebiosach, nie pozwól, by ze mną było tak samo. Błagam Cię z

całego serca: bądź dla mnie dobry, nie pozwól, by to się stało.

Pot wystąpił jej na czoło, ciałem targały na przemian fale gorąca i lodowate

dreszcze. A jeśli tak właśnie będzie?! Umrze wówczas ze wstydu. Matka wpadnie w

czarną rozpacz, Peder znów będzie przeżywał katusze. Chłopcy będą mu dokuczali

jeszcze z tego powodu.

Ale to się chyba nie kończy dzieckiem za każdym razem? Słyszała przecież o

dziewczynach, które sypiają z chłopakami i wcale nie mają dzieci. Poza tym ostatnio

przytrafiało jej się tyle nieszczęść, że kiedyś musi się to skończyć.

A może jest odwrotnie? Może od tej pory będą ją spotykać same nieszczęścia?

Obracała się to w jedną, to w drugą stronę, nie mogła się uspokoić. Muszę

porozmawiać z Agnes, postanowiła w końcu. Agnes zna się na wielu sprawach i tylko

ona jedna, poza Emanuelem i Hildą, wie, co mnie spotkało. Pomysł okazał się

skuteczny na tyle, że Elise wreszcie poczuła, jak ogarnia ją sen.

Już następnego wieczoru wybrała się na Maridalsveien. Obiecała Emanuelowi

nie chodzić nigdzie bez opieki, ale do Agnes było przecież niedaleko, Emanuel na

pewno przyznałby jej rację, że to nie jest niebezpieczna wyprawa. Poza tym tamci już

się przecież zemścili...

Mimo to denerwowała się, biegnąc przez most, z dala od bezpiecznych,

znanych uliczek. Ucieszyła się, gdy wreszcie dotarła do niewielkiego, ubogiego

domku, który wynajmował ojciec Agnes.

W drzwiach stanęli właśnie rodzice Agnes.

- To naprawdę ty, Elise? - Matka najwyraźniej ucieszyła się na jej widok. -

Słyszałaś już, że Agnes będzie służącą w jednym z tych pięknych domów na szczycie

wzgórza Aker?

Elise przytaknęła i zmusiła się do uśmiechu.

- Tak, całkiem nieźle.

- Ty też powinnaś rzucić pracę w fabryce. Można sobie całkiem zniszczyć

zdrowie w tym hałasie i pyle. Spójrz tylko na tych, którzy tam pracują wiele lat.

Połamani i bladzi, umierają szybciej, niż powinni.

- Tak, to wstyd - wtrącił ojciec. - Powinniście zacząć strajkować. Zapiszcie się

do Związku Kobiet przy Partii Pracy, przyłączcie się do pochodu i wołajcie „Niech

ż

yją socjaliści!”. Coś się musi wydarzyć, nie wolno się zgadzać na pracę po

czternaście godzin na dobę za taką marną płacę. Wykorzystajcie swoją odwagę i

background image

swoją siłę.

Elise słuchała tylko jednym uchem. Słyszała ojca Agnes niejeden raz i

podziwiała jego wiedzę i zaangażowanie w ruch robotniczy, ale dziś nie zwracała na

to uwagi. Jak mogła myśleć o strajku i o kobiecych organizacjach, skoro całe jej życie

miało za chwilę lec w gruzach.

Matka zauważyła chyba, że Elise ich nie słucha, bo powiedziała:

- Idź już na górę, do Agnes. Leży na łóżku i marzy o tym swoim oficerze. -

Roześmiała się głośno, wsunęła dłoń pod ramię męża i oboje wyszli z domu.

Agnes rzeczywiście leżała na łóżku. Leżała i czytała gazetę.

- Elise? Jak dobrze, że przyszłaś. Leżę tu sobie i oglądam suknie ślubne.

Pokazała przyjaciółce zdjęcie panny młodej w białej sukni z trenem i kwiatami

we włosach.

Elise starała się ukryć, co na ten temat myśli. Jak Agnes może przypuszczać,

ż

e Emanuel się z nią ożeni, skoro nigdy nie zrobił niczego, co by mogło wskazywać

na takie zamiary.

- Piszą tu różne interesujące rzeczy - ciągnęła Agnes, niczym niezrażona. -

Służące zamierzają założyć związek zawodowy i zażądać zapłaty za nadgodziny po

dziewiątej wieczorem oraz co drugiej niedzieli wolnej. Pewna pani, która ma ósemkę

dzieci, twierdzi, że to zupełnie niemożliwe. Posłuchaj tylko, co inna, „doświadczona”

pani domu powiada: „Żadnego z tych żądań nie da się spełnić, sądzę, że większość

pań nie będzie zatrudniać służących należących do tego związku. W niektórych

domach, pomimo dobrej woli, nie da się ustalić pór posiłków tak, żeby służba miała

wolne po dziewiątej. Zapłata za nadgodziny oznacza poważne kłopoty”.

Agnes odłożyła gazetę.

- Słyszałaś coś podobnego? Jeśli służąca zaczyna o szóstej, to czeka ją

piętnastogodzinny dzień pracy, o godzinę dłuższy niż w fabryce.

Elise pokiwała głową.

- Nie wiedziałaś o tym?

- No tak, ale to całkiem inna praca. Wcale się tego nie boję, uważam tylko, że

te panie domu są strasznymi egoistkami.

Elise nie odpowiedziała.

- Przeczytałaś jeszcze coś interesującego?

- Piszą o dziewczynie, która zabiła trójkę swoich dzieci i została skazana na

piętnaście lat więzienia. Mężczyzna został uniewinniony, chociaż wiadomo, że też w

background image

tym uczestniczył.

Elise spojrzała na nią wstrząśnięta.

- Dlaczego to zrobiła?

- Pewnie z ubóstwa. Nie miała już siły harować. I nie mogła patrzeć na

głodujące dzieci - wzruszyła ramionami Agnes. - Spójrz na tę reklamę, Elise.

„Eleganckie francuskie gorsety”, czyż nie wyglądają cudownie? Można je kupić u

Molstada, ale na pewno kosztują majątek. Bracia Dobloug też mają tu swoją reklamę.

Gdy się ją przeczyta, od razu wiadomo, ile kosztują piękne stroje. Korona i

czterdzieści ore za parę rękawiczek. Ile wydajecie w ciągu tygodnia?

- Siedem koron. Dokładnie tyle, ile zarabiam. Agnes westchnęła.

- No to nie kupisz sobie ani gorsetu, ani rękawiczek.

- Wcale nie chcę.

Agnes spojrzała na nią ze zdziwieniem.

- Teraz kłamiesz. Każda dziewczyna marzy o wspaniałym gorsecie, pięknych

strojach, rękawiczkach i parasolce.

- To zależy.

- Co masz na myśli?

- Gdy się ma większe problemy, stroje przestają się liczyć. Agnes zmarszczyła

czoło.

- Coś się stało?

- Wiesz co.

Zapadła cisza. Agnes leżała i wpatrywała się w przyjaciółkę. W końcu

zapytała łagodnym głosem.

- Zdarzyło się coś więcej?

- Obawiam się, że tak.

Wyraz twarzy Agnes zdradzał, że domyśla się, czego się obawia Elise.

- Musiałabyś mieć strasznego pecha - powiedziała w końcu.

- Czy wiesz... to znaczy, czy orientujesz się... Agnes pokręciła głową.

- Dziewczęta w fabryce mówią, że wystarczy, żeby chłopak położył się na

dziewczynie bez ubrania, ale ja w to nie wierzę. Gdyby tak było, to ja... - umilkła i

uśmiechnęła się z wyższością.

- Słyszałaś kiedyś o... o kimś, kto...

- Kto miał pecha już za pierwszym razem? Na pewno słyszałaś o Gjertrud.

Elise pokiwała głową. Strach podszedł jej do gardła.

background image

- Ale to był a wyjątkowa sytuacja, prawda?

- Tak mi się wydaje. Nie myśl o tym, Elise.

- Jak mogłabym przestać? Ta myśl huczy mi w głowie przez cały czas.

- I tak nic na to nie poradzisz, więc lepiej przestań.

- Nic na to nie poradzę? - Elise posłała jej wyzywające spojrzenie. Agnes

milczała przez chwilę. Potem pokręciła głową.

- Nie wolno ci tego zrobić, Elise. Twoje życie byłoby w niebezpieczeństwie.

- Jeśli jest tak źle, to nie będę miała żadnego wyboru. Agnes spojrzała na nią z

przerażeniem.

- Słyszałam o tym, Elise. O kobiecie, która to robi w ciemnym pokoju na

Mollergata. Ale za to mogą cię wsadzić do więzienia, a poza tym możesz się

wykrwawić na śmierć albo umrzeć z powodu zakażenia. Nie wiem, co jest gorsze.

Elise zagryzła wargi i zadrżała. W jej oczach stanęły łzy. Agnes pośpiesznie

podniosła się z łóżka.

- Nie płacz, Elise. Nie będzie tak źle. Nie możesz mieć takiego pecha. Siadaj

tutaj, a ja zejdę na dół i przyniosę nam po szklaneczce cura - cao. Zabawimy się i

przestaniesz o tym myśleć.

Elise przełknęła łzy i usiadła na brzegu łóżka. Rozmowa z Agnes dobrze jej

zrobiła. Agnes niczego się nie bała. Nigdy.

Po chwili Agnes wróciła, trzymając szklaneczkę w każdej dłoni. Trunek był

mocny i palił w gardle. Ale wystarczyło parę łyków, by Elise ujrzała świat w

jaśniejszych barwach. Agnes na pewno ma rację, niemożliwe, by Elise miała aż

takiego pecha.

Niezbyt doświadczonej pod tym względem Elise alkohol szybko uderzył do

głowy. Nie minęło parę minut, ą już żartowały, wygłupiały się i plotkowały jak za

dawnych czasów. Agnes opowiadała o nadzorcy z Hjula, którego tkaczki zwały

potajemnie Szczurem, i pokazywała, jak pożerał wzrokiem najmłodsze dziewczęta i

tak się śpieszył, by zamienić z nimi kilka słów, że potykał się o własne nogi. Elise się

odprężyła, strach gdzieś zniknął i gdy po pewnym czasie zaczęła się zbierać do domu,

była pewna, że jej lęk nie miał żadnych podstaw. Agnes twierdziła, że coś takiego

zdarza się raz na sto przypadków.

Na szczęście prawie nie rozmawiały o Emanuelu. Dopiero przed samym

wyjściem Elise zapytała, udając, że wcale nie jest tym szczególnie zainteresowana:

- Kiedy zaczynasz swoją nową pracę?

background image

- Za tydzień. - Oczy Agnes zapłonęły. - Tak strasznie się cieszę, Elise. Będę

widywać Emanuela codziennie. A jeśli zaprosi mnie na swoją mansardę, żeby

nauczyć mnie grać na gitarze... moje marzenie zostanie spełnione.

- Czy on już wie, że będziesz służyć u jego gospodarzy? - Elise starała się

powiedzieć to obojętnym tonem. Nie miała ochoty wyobrażać sobie Agnes w pokoju

Emanuela.

Agnes pokręciła głową.

- To ma być niespodzianka.

- Poznałam córkę tych państwa. Myślę, że powinnaś ukryć przed nią swoje

uczucia wobec kapitana.

Agnes mocno zmarszczyła czoło.

- Kiedy ją poznałaś?

- Gdy miałam mu kiedyś zanieść wiadomość.

- Nie opowiadałaś mi o tym Elise wzruszyła ramionami.

- Wydawało mi się, że to nic ważnego. Poza tym to było dawno temu.

- Dlaczego mówisz, że powinnam ukrywać przed nią swoje uczucia?

- Wydawało mi się, że ona jest w nim bardzo zakochana.

- Ale on nie jest w niej zakochany?

- Nie, raczej nie. Powiedziałabym nawet, że bardzo się na nią irytował i

uważał, że jest natarczywa.

Agnes uśmiechnęła się z zadowoleniem.

- To wspaniale. Wyobraź sobie, że służąca ucieka z bohaterem, podczas gdy

uczucia dziedziczki zostają odrzucone.

Tym razem Elise nie mogła się powstrzymać.

- Jesteś bardzo pewna siebie. Uśmiech na twarzy Agnes przygasł.

- Nie zaczynajmy od nowa, Elise.

- Przepraszam. - Elise uścisnęła przyjaciółkę. - Nie chcę psuć ci radości, boję

się tylko, że się rozczarujesz.

- Nie ja - uśmiechnęła się Agnes, zarzucając szal na ramiona. - Odprowadzę

cię do mostu, żeby cię znów coś złego nie spotkało.

- A co z tobą? Czy to nie jest równie niebezpieczne dla ciebie?

- Ja wiem, jak postępować z mężczyznami - roześmiała się Agnes.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

background image

W niedzielę, gdy Elise wychodziła z Andersengarden razem z rodzeństwem,

by ruszyć w drogę do sanatorium, zobaczyła Emanuela, który stał, jakby czekał na

kogoś. Tym razem też nie miał na sobie munduru.

- Idzie pan do Anny, panie Ringstad? - rozpromienił się Peder.

- Nie, chciałem zapytać, czy mogę pójść z wami - uśmiechnął się Emanuel.

Był bardzo przystojny, gdy stał tak z uśmiechem i roziskrzonymi słońcem

niebieskimi oczami.

Peder obrócił się do najstarszej siostry.

- Słyszałaś, Elise? Pan Ringstad chce pójść z nami. Kristian zmrużył oczy.

- A dlaczego on ma iść z nami?

- Dlatego, że chciałbym pozdrowić waszą matkę - odparł Emanuel

natychmiast. - Siostra, która zajmuje się okolicą, chciałaby wiedzieć, co u niej

słychać.

Elise spostrzegła sceptyczną minę Hildy. Sama doskonale wiedziała, dlaczego

Emanuel przyszedł; bał się o nią, nie chciał, by szła bez opieki aż do Grefsen, skoro

miała tylu wrogów w okolicy. Poczuła, że jest mu wdzięczna za troskę, choć była

przekonana, że gang Lorta - Andersa nie szykuje żadnej zasadzki w biały dzień, w

obecności tylu ludzi i na dodatek w niedzielę. Poza tym tego rodzaju ludzie na pewno

o tej porze odsypiają nocne hulanki.

- Myślę, że mama się ucieszy - powiedziała głośno. - Do tej pory wspomina,

jak śpiewałeś na pogrzebie ojca i jak zdobyłeś nowe buty dla Hildy i Pedera. No i

ubrania oraz opał.

Ruszyli w drogę. Peder szedł cały czas u boku Emanuela i nie przestawał

mówić. Elise i Hilda maszerowały za nimi. A na końcu Kristian, jak zwykle sam.

Elise obróciła się do brata.

- Chodź, Kristian. Opowiesz nam, co robiliście wczoraj w szkole. Kristian

pokręcił głową zły i naburmuszony.

- Nie mam ochoty.

Hilda odwróciła się z irytacją.

- Dlaczego zawsze idziesz sam? Wstydzisz się nas?

- Może nie mam powodu?

- Biedna dziewczyna, która cię zechce, takiego milczka i gbura.

- Myślisz, że mam ochotę paradować w towarzystwie tego oficera? To jego

wina, że Johan zerwał z Elise.

background image

Elise zatrzymała się.

- To nie jest prawda, Kristian. Koledzy Lorta - Andersa nakłamali na nasz

temat Johanowi. To oni są winni. Mogą być też inne przyczyny, ale na pewno kapitan

Ringstad nie jest niczemu winien.

Kristian kopnął kamień bez słowa. Całe szczęście, że Emanuel i Peder tego nie

usłyszeli, pomyślała Elise i przyśpieszyła kroku, żeby ich dogonić.

Wczesnym rankiem padał deszcz, ale teraz słonce świeciło na bezchmurnym

niebie. Gdy zbliżali się do Grefsen, uderzył ich zapach fiołków, tak odurzający, że

Elise zakręciło się w głowie. Elise rozkoszowała się zapachami, które niosło ciepłe,

wiosenne powietrze, zapragnęła mieszkać tutaj pośród drzew i kwiatów.

Emanuel patrzył, jak Hilda wciąga powietrze.

- Powinnaś wybrać się kiedyś do naszego ogrodu na wzgórzu Aker.

Południowe rabaty pełne są pachnących fiołków i prymulek.

- To zerwij trochę dla mnie - zażartowała.

- Zrobię to jutro.

Rzuciła mu spojrzenie pełne przerażenia.

- Nie mówiłam poważnie. Co by powiedział twój gospodarz?

- Nie miałby nic przeciwko temu - roześmiał się Emanuel.

- Naprawdę jest taki miły dla swoich lokatorów? - zdumiała się Elise.

- To przyjaciel mojego ojca. Dlatego jest mi tam tak dobrze. Oboje z żoną

starają się we wszystkim mi dogodzić.

Elise pokiwała głową. Dziwiła się, że oficera Armii Zbawienia stać na

wynajmowanie mansardy w tak wspaniałym domu.

- Skoro pochodzisz ze wsi, na pewno lubisz mieć zieleń dokoła.

- Mam przed oczami cały cmentarz Naszego Zbawiciela, gdy tylko wyglądam

przez okno. Zazwyczaj przechodzę przez cmentarz, gdy się wybieram do miasta. Tak

przyjemnie się idzie aleją kasztanową - uśmiechnął się.

W tej samej chwili Elise usłyszała prychnięcie i pogardliwe mruknięcie

Kristiana:

- Babskie gadanie.

Odwróciła się w stronę brata i spiorunowała go wzrokiem. Na szczęście

Emanuel chyba nic nie usłyszał.

- Opowiedz o dworze, z którego pochodzisz - poprosiła Emanuela. - Czy to

wielki dwór?

background image

- Dość duży. Spodobałoby ci się tam, skoro lubisz naturę.

- Nie rozumiem, jak mogłeś stamtąd wyjechać.

- Jeśli się czegoś bardzo pragnie, wiele można poświęcić. - Po chwili na jego

twarzy odmalował się chłopięcy niemal zapał. - Może mogłabyś się tam kiedyś

wybrać ze swoim rodzeństwem? Gdybyśmy pojechali pociągiem w niedzielę z

samego rana, zdążylibyśmy wrócić w niedzielę wieczorem.

Elise się zawahała. Teraz, gdy Johan z nią zerwał, nie musi się wprawdzie

przejmować tym, co powiedzą ludzie. Wolałaby jednak nie robić niczego, co mogłoby

sprawić przykrość Johanowi. Gdyby się o tym dowiedział...

- Ja też? - Peder zatrzymał się i wpatrywał się w Emanuela, jakby tamten był

czarodziejem.

- Oczywiście, że ty też - roześmiał się Ringstad. - We dworze mamy wiele

zwierząt, krowy i konie, owce i świnie. Nawet kocięta.

Peder obrócił się gwałtownie do Elise.

- Słyszałaś? Możemy tam pojechać, wszyscy razem. - Jego oczy błyszczały w

słońcu. Nigdy nie był jeszcze za miastem.

Elise wyobraziła sobie brata, biegającego po całym dworze, szczęśliwego, że

może zobaczyć zwierzęta. Nie mogła go pozbawić takiej radości.

- Podróż pociągiem jest bardzo droga - zauważyła z wahaniem w głosie,

myśląc przy tym, że mogliby zrezygnować z obiadów przez tydzień albo dwa. I że nie

musi jeszcze kupować niebieskiego kretonu na nowe zasłonki i fartuchy.

Emanuel był zachwycony.

- Jeśli pojedziecie ze mną, to musicie się zgodzić, żebym zafundował tę

podróż. Tego dnia będziecie moimi gośćmi.

Peder zwrócił się do brata.

- Słyszałeś, Kristian? Moglibyśmy pojechać pociągiem, tyle razy o tym

mówiłeś. Może moglibyśmy nawet usiąść z przodu, żeby widzieć lokomotywę.

Kristian nie odpowiedział. Elise spojrzała na niego. Chłopak szedł z rękami w

kieszeniach, z zaciśniętymi wargami i z kaszkietem zsuniętym głęboko na czoło. Cała

jego postawa zdradzała niechęć. Jeśli nawet perspektywa podróży pociągiem go nie

cieszy, to nic mu nie poprawi humoru, pomyślała zrezygnowana Elise. A niech sobie

idzie ze skwaszoną miną, stwierdziła i postanowiła nie zwracać na niego uwagi.

Hilda była dziwnie milcząca. Gdy Elise obróciła się do siostry, zobaczyła

krople potu na jej czole.

background image

- Ciężko ci, Hildo?

Dziewczyna pokręciła głową, ale Elise zrozumiała, że bardzo się męczy.

Zwolniła kroku i jeszcze raz zerknęła na siostrę. Do porodu zostało jeszcze parę

miesięcy. Wprawdzie Hilda sama nie wiedziała, kiedy się to zdarzyło, a brzuch miała

bardzo wielki, ale na pewno jest jeszcze sporo czasu. Może niektóre dzieci tak szybko

rosną?

Jeśli Hilda będzie mokra od potu, a Kristian ponury i pełen niechęci, to wizyta

u matki wcale nie będzie przyjemna. Elise obróciła się, żeby rozchmurzyć trochę

brata. W tej samej chwili zobaczyła, jak znika za rogiem. Zakipiał w niej wielki

gniew. Nie wolno mu psuć matce nastroju w tę niedzielę.

- Kristian! Wracaj! - zawołała tak głośno, jak potrafiła, głosem pełnym gniewu

i nieznoszącym sprzeciwu.

Trójka pozostałych zatrzymała się gwałtownie.

Peder całkiem się odwrócił i ze zdumieniem rozejrzał po drodze.

- Co się stało Kristianowi?

- Myślę, że wstał dziś lewą nogą.

- Nie wolno mu się tak zachowywać - oburzyła się Hilda. - Gdyby ojciec żył,

sprawiłby mu lanie.

Emanuel rzucił Elise pytające spojrzenie.

- Myślisz, że to przeze mnie?

Elise pokręciła głową. Nie mogła go zranić, mówiąc prawdę.

- Kristian ma kłopoty ze sobą. Zawsze się tak zachowuje. Emanuel zamyślił

się, marszcząc czoło.

- Myślę, że to ja postąpiłem niewłaściwie. Nie zwracałem na niego uwagi, bo

zauważyłem, że nie ucieszył się z mojego towarzystwa. A powinienem się nim zająć.

Idźcie do sanatorium, ja muszę załatwić coś ważniejszego.

Nim Elise zdążyła zaprotestować, zbiegał już bardzo szybko w dół. Peder stał

ze spuszczonymi uszami i wiódł za nim wzrokiem.

- A tak było miło - mruknął, przełykając łzy. Hilda zerknęła na siostrę.

- Nie rozumiesz, że jego zdaniem jesteś nieuczciwa wobec Johana?

- Nieuczciwa? - zdenerwowała się Elise. - Szłam cały czas obok ciebie. Prawie

z nim nie rozmawiałam. I chyba nie muszę ci przypominać, że Johan zerwał

zaręczyny?

- Uważam jednak, że bardzo mu sprzyjasz.

background image

- Dałabyś wreszcie spokój - pokręciła głową Elise: - Wcale nie sprzyjam mu

bardziej niż innym. Miałam powiedzieć, że nie chcemy pojechać za darmo

pociągiem? Tak byłoby lepiej dla Kristiana?

Odwróciła się od Hildy i ruszyła przed siebie energicznym, gniewnym

krokiem. Żal ścisnął ją w gardle. Nikt nie rozumie, nikt nie wie, że ona co noc płacze

z powodu Johana. I jeszcze ją krytykują za to, że próbowała zorganizować coś miłego

pośród tych wszystkich nieszczęść.

Ku swemu zdumieniu zastali matkę na tarasie, siedziała otulona kocami na

leżaku, z twarzą wystawioną do słońca. Zamrugała leniwie oczami, gdy usłyszała ich

głosy.

- Ale mi tu cudownie - uśmiechnęła się radośnie. - Korzystam ze słońca i z

każdym dniem czuję się zdrowsza. Nie kaszlę już krwią, w ogóle już nie kaszlę.

- Och, mamo, to wspaniale. - Elise zarzuciła jej ramiona na szyję. - Może

niedługo wrócisz do domu?

- Lekarze tak uważają - potwierdziła. Obróciła twarz do Hildy. - Może będę

przy tobie, gdy nadejdzie twój czas. - Spojrzała na brzuch córki. - To będzie przed

latem? - dodała ze zdumieniem.

- Ja też się nad tym zastanawiam - wtrąciła Elise. - Mam wrażenie, że dziecko

może się urodzić lada moment.

- Przestań. - Hilda spojrzała na nią ze złością. - Lekarz powiedział, że w

czerwcu albo w lipcu.

- Niedługo zacznie się maj. A poza tym lekarz mógł się pomylić. Matka

zmarszczyła czoło i zrobiła zmartwioną minę.

- Uważaj na siebie, Hildo. Staraj się nic nie dźwigać. - Zawahała się przez

chwilę, zerkając na innych pacjentów, i szepnęła: - Co mówi pan Paulsen?

Zorganizuje ci jakieś inne mieszkanie?

- Nie wiem. Mówi tylko, żebym się o nic nie martwiła, bo on się wszystkim

zajmie.

- To prawdziwy dżentelmen - uśmiechnęła się matka. - Wielu z nich zaprzecza

i odwraca się od dziewczyny. - Chwyciła Pedera za rękę. - Na razie nie rozumiesz, o

czym mówimy, Peder, mój chłopcze. Zrozumiesz, jak dorośniesz.

- Trochę rozumiem, ale obiecałem Hildzie, że słowa nie pisnę. Matka spojrzała

na Hildę pytająco.

- Czy w dalszym ciągu ma pozostać tajemnicą to, kto jest ojcem? Hilda

background image

przytaknęła.

- Prosił, żebym z tym zaczekała, póki wszystko się nie skończy. Matka była

nieco zdziwiona.

- Rozumiem, że chce się upewnić, czy wszystko pójdzie dobrze, ale przecież

niektórych rzeczy nie da się tak szybko załatwić. Musisz mieć jakieś ubranka dla

dziecka, przygotować chrzest...

- Nie ma pośpiechu. - Hilda nie kryła, że woli o tym nie rozmawiać. Zaczęła

więc opowiadać, co się zdarzyło po drodze, jak Kristian nagle uciekł, a Emanuel

Ringstad pobiegł go szukać.

- Czy kapitan Ringstad naprawdę chciał mnie odwiedzić? - Matka spojrzała na

córki z niedowierzaniem.

- Siostra z Armii Zbawienia pytała go, co u ciebie słychać - wtrąciła

pośpiesznie Elise.

- Kristian mówi, że ofi... to znaczy pan Ringstad, że on się zakochał w Elise.

Dlatego Kristian nie chciał z nami iść - wyjaśnił Peder matce.

- Dlaczego to mu się nie podoba? Elise mówiła mi ostatnio, że Johan zerwał

zaręczyny.

- Kristian mówi, że to dlatego Johan nie chce już być z nią zaręczony.

- Co za bzdury. Johan zrobił to, bo uznał, że Elise nie powinna czekać na

niego przez całe cztery lata.

Elise stała w milczeniu i słuchała ich rozmowy, przyglądając się twarzy matki.

Matka nie okazywała ani żalu, ani rozczarowania z powodu zerwanych zaręczyn,

można było wręcz odnieść wrażenie, że jej ulżyło. Jak to możliwe, skoro była tak

zachwycona Johanem? Wprawdzie to wstyd zostać przyłapanym na kradzieży i trafić

do więzienia, ale' przecież wielu biedaków znad rzeki Aker dawało się skusić i

próbowało zdobyć jedzenie w nieuczciwy sposób, a Johan miał znacznie lepsze

usprawiedliwienie niż większość z nich.

- Pozdrówcie ode mnie Kristiana i powiedzcie mu, że się myli - ciągnęła

matka. - Kapitan Ringstad jest niezwykle miłym i uczynnym człowiekiem i jeśli

rzeczywiście wyjątkowo polubił Elise, to powinniśmy się wszyscy z tego bardzo

cieszyć.

- Ja się cieszę. Kapitan zabierze mnie latem na ryby.

- Wspaniale, Peder. Nic nie cieszy mnie tak bardzo jak wieści o tym, że ludzie

są dla was mili. Wkrótce wrócę do domu i będziemy sobie spacerować nad rzeką i

background image

rzucać kamienie do wody, tak jak wtedy, gdy byłeś mały.

Peder uśmiechnął się, pokazując swoje szczerbate zęby.

- Chyba zapomniałaś, ile mam lat. Teraz bawię się w wojnę z chłopakami z

klasy.

W oczach matki stanęły nagle łzy.

- I nikt ci już nie dokucza? Peder pokręcił głową.

- Nikt. Od kiedy kapitan, pan Ringstad, porozmawiał z dyrektorem.

Matka zwróciła się do Elise.

- A co u ciebie? Gdy byłaś tu ostatnio, mówiłaś, że przewróciłaś się w drodze

z więzienia w Akershus, gdy chciałaś zanieść list Johanowi. Już wyzdrowiałaś?

- Tak, wszystko w porządku. Czy już ci mówiłam, że Agnes przestała

pracować w fabryce i ma zostać służącą? - powiedziała, żeby jak najszybciej zmienić

temat.

- Sama się zwolniła? - przeraziła się matka. Elise przytaknęła.

- Chyba nie zdaje sobie sprawy, co to znaczy być służącą.

- Starałam się ją przestrzec, ale ona nie chce mnie słuchać.

- Wiesz, u kogo dostała posadę?

- Tak, u gospodarzy kapitana Ringstada.

- Jak to się stało? - zdziwiła się matka.

- Znalazła przypadkiem ich ogłoszenie - wzruszyła ramionami Elise.

- Agnes się kocha w kapitanie Ringstadzie - uśmiechnął się Peder. Elise

obróciła się gwałtownie do brata.

- Skąd wiesz?

- Słyszałem, jak o tym mówiłyście. Wtedy gdy siedziałyście i szeptałyście w

kuchni.

Rysy matki stężały.

- Mam nadzieję, że ona niczego nie knuje. Zawsze mówiłam, że Agnes to nie

jest dobra dziewczyna i że nie powinnaś Ż nią tyle przebywać, Elise. Jeśli Peder ma

rację i kapitan Ringstad naprawdę się w tobie zakochał, to nie powinnaś przepuścić tej

szansy. Mam nadzieję, że nie będziesz miała kłopotów przez tę Agnes.

- Oj, mamo. Wiesz dobrze, że kocham Johana. Nie mogłabym się związać z

kapitanem Ringstadem. On nie jest w moim typie.

Matka pokręciła głową z rezygnacją.

- Czy naprawdę stać cię, żeby odrzucać takie możliwości? Ludzie tacy jak my

background image

nie mogą czekać na spełnienie marzeń, muszą korzystać z okazji, kiedy się nadarza.

Moim zdaniem masz więcej szczęścia niż wszyscy inni.

Na werandzie pojawiła się pielęgniarka i dała znak, że powinni już pójść.

Elise zrozumiała. Zjawili się goście do innego z pacjentów leżących na tarasie

i pielęgniarka nie chciała wprawić ich w zakłopotanie widokiem ubogiej rodziny.

Gdy tylko wyszli z sanatorium, spostrzegli Emanuela i Kristiana. Obaj mieli

zadowolone miny.

- Nie możemy tam dłużej być. - W głosie Pedera słychać było urazę.

Elise uciszyła brata.

- Nie możesz mówić tak głośno. Przyszli inni goście - wyjaśniła Emanuelowi z

pełnym zawstydzenia uśmiechem.

- Wezmę Kristiana i wejdę z nim jednak - odparł. - Idźcie już, na pewno was

dogonimy.

Doszli już do Andersengarden, gdy usłyszeli kroki za swoimi plecami.

- Długo to trwało. - Hilda patrzyła to na jednego, to na drugiego.

- Tyle tam było słodkich pielęgniarek. - W oczach Emanuela pojawił się

szelmowski błysk.

- Pozwolili wam? - zdziwiła się Elise. - Nikt was nie wyrzucił? Emanuel

pokręcił głową.

- Aż się wierzyć nie chce, jak dobrze wygląda wasza matka. Ledwo ją

poznałem.

- Mama powiedziała, że się mylisz, Kristian. Że to nie przez pana Ringstada

Johan zerwał z Elise - oświadczył Peder i posłał bratu pełen wyższości uśmiech. -

Powiedziała też, że Elise nie powinna przepuścić takiej okazji.

Emanuel uśmiechnął się nieco skonfundowany.

- Co miała na myśli?

- Peder. - Elise mocno chwyciła brata za ramię. - Już wystarczy. Nie wszystko

trzeba powtarzać.

- Ale przecież tak powiedziała. Chcesz, żebym kłamał? - Peder spojrzał na nią

z urazą.

Elise odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi.

- Chodźcie, chłopcy, zrobimy obiad. Dziękuję, że przyprowadziłeś Kristiana,

Emanuelu.

- Przyprowadziłeś Kristiana - zaczął ją przedrzeźniać Kristian, wyraźnie

background image

obrażony, gdy już weszli do kuchni. - Czy ja jestem szczeniakiem?

- Nie odwiedziłbyś mamy, gdyby nie Emanuel.

- A właśnie, że bym odwiedził.

Gdy zjedli już obiad, Elise i Hilda pozmywały, a chłopcy przynieśli wodę i

drwa, wciąż świeciło wiosenne słońce, a przez okno docierały wesołe pokrzykiwania i

ś

miechy. Elise pozwoliła chłopcom bawić się na dworze, póki ich nie zawoła. Hilda

miała inne plany.

Gdy w kuchni zapanował spokój, Elise weszła do sypialni, żeby wziąć papier

listowy i jeszcze raz napisać do Johana. Może zdoła go jednak przekonać, że to jego

kocha. Ku jej zaskoczeniu papeteria nie leżała tam, gdzie ją ostatnio zostawiła.

Czyżby Hilda albo chłopcy gdzieś ją zapodziali? Nieco zirytowana zaczęła szukać po

całym pokoju. Była pewna, że odłożyła papeterię na miejsce. Kto mógł ją zabrać?

Papeteria kosztowała całe pięć ore, tyle co marchewka na obiad, więc kto mógł ją

zawieruszyć?

Na pewno Hilda. Może chciała napisać list miłosny do pana Paulsena,

pomyślała Elise i zadrżała na samą myśl o tym. Zagniewana, wyjęła szufladę siostry i

zaczęła szukać między wstążkami, brudnymi majtkami, pudełeczkiem z błyszczącego

papieru, starym czasopismem, gorsetem, który odziedziczyła po Elise, Elise zaś miała

go po matce. Leżała tam też broszurka z romansem, którą Hilda dostała kiedyś od

gońca, choć Elise podejrzewała go, że ukradł tę broszurkę. Jeden wielki bałagan. Gdy

matka była zdrowa, kazała wszystkim dbać o porządek w szufladach i szafach, ale gdy

zachorowała i musiała leżeć w łóżku, nikt nie był tak surowy i tak się to właśnie

skończyło. Jedyną rzeczą, która leżała pięknie poskładana, była apaszka, którą Hilda

dostała od majstra.

Na samym dnie mignęło coś białego. A więc tam Hilda schowała papeterię.

Elise rozczarowała się, gdy się okazało, że to tylko stara koperta.

Wydało jej się, że coś jest w tej kopercie, i pomyślała, że to pewnie te

kolorowe obrazki. Przed oczami stanęły jej wspomnienia, jak siedziała z Agnes w

kuchni u Gjertrud i jak wymieniały błyszczące kwiatki na jasnoniebieskie aniołki z

niebieskimi skrzydłami. Matka Gjertrud podawała im wodę z sokiem i świeżo

upieczone ciasteczka, ułożone na haftowanej serwetce obszytej koronką. U Gjertrud

było zawsze tak pięknie i czysto, choć mieli tylko niewielką kuchnię i maleńki pokój.

Nigdy nie widziała tam sterty brudnych naczyń w cynowej balii ani prania rozwie-

szonego nad piecem. Nawet pod zlewem nie stało nigdy wiadro.

background image

Elise szeroko otworzyła oczy. W kopercie nie było kolorowych obrazków.

Tylko banknoty. Z niedowierzaniem patrzyła na to, co trzyma w ręku, a serce jej biło

mocno. Czyje to pieniądze? Dlaczego leżą w szufladzie Hildy? Elise w milczeniu

zabrała się do liczenia. Było to całe sto koron.

Czyżby pan Paulsen dał jej to na przechowanie? Raczej wpłaciłby tę sumę do

banku. Co by się stało z pieniędzmi, gdyby wybuchł pożar? Albo gdyby ktoś obcy

zaczął grzebać w szufladzie Hildy. Wielki Boże. Zimny pot oblał Elise na samą myśl

o takim nieszczęściu. Trzeba zacząć zamykać drzwi na klucz. Do tej pory drzwi były

otwarte nawet nocą.

Może Hilda dostała te pieniądze, żeby mogła zostać w domu z dzieckiem po

porodzie? Żeby nie musiała chodzić do fabryki i oddawać maleństwa do żłobka?

Ale dlaczego nic nie powiedziała? Wie na pewno, że i Elise, i matka bardzo by

się z tego ucieszyły. Elise pomogłaby jej znaleźć bezpieczniejszy schowek. Gdyby

zjawił się tu złodziej, najpierw przeszukałby przecież właśnie szuflady. Złodziej? W

Andersengarden? Elise nie mogła powstrzymać uśmiechu. Co złodziej mógłby tu

ukraść? Ale jednak... Gdyby to był straszny nędzarz, który ma jeszcze mniej niż oni,

znalazłby coś do jedzenia w szafce i jakieś szmaty do zarzucenia na siebie.

Myśli kotłowały się w jej głowie. Nie ma innego rozwiązania, to muszą być

pieniądze od pana Paulsena. Elise przypomniała sobie nagle śnieżny zimowy wieczór,

gdy w drodze z fabryki zauważyła coś błyszczącego, pochyliła się i podniosła to.

Nawet przez moment nie przyszło jej do głowy, że broszka była skradziona ani że

Johan brał w tym udział.

Zrobiło jej się słabo. Czyżby Hilda... Panie Jezu. Jęknęła głośno, czując, jak

strach dławi jej gardło. Nie, to niemożliwe. Hilda nigdy by tego nie zrobiła. Była

lekkomyślna i niemądra, gdy dała się zwieść majstrowi, jego stanowisku i

pieniądzom, ale nigdy by niczego nie ukradła.

Nie przypuszczałaś też, że Johan jest do tego zdolny... Ale to co innego. ..

Próbowała gorączkowo przemówić sobie do rozsądku, uspokoić się, znaleźć

wyjaśnienie. Hilda nie musiała ratować życia swej sparaliżowanej siostry, ich rodzina

nie była w tak trudnej sytuacji jak pani Thoresen. Chłopcy niedługo podrosną i będą w

stanie zarobić parę koron po szkole, może matka wyzdrowieje na tyle, żeby z czasem

wrócić do pracy.

Ale Hilda spodziewa się dziecka... Może nie będzie w stanie pracować po

porodzie, poza tym będzie potrzebowała różnych rzeczy. Jeśli majster nie będzie

background image

chciał płacić...

Elise przypomniała sobie, jak próbowała pytać o to siostrę. Za każdym razem

Hilda denerwowała się i wyraźnie okazywała, że nie ma ochoty o tym rozmawiać.

Dlaczego?

Otworzyły się drzwi wejściowe, pewnie Peder albo Kristian wrócił do domu.

Trzeba odłożyć wszystko na miejsce i porozmawiać o tym z Hildą wieczorem.

W tej samej chwili ktoś gwałtownie otworzył drzwi do sypialni i stanęła w

nich Hilda.

- Co ty robisz? - Na tym samym oddechu dodała szybko: - Grzebiesz w mojej

szufladzie?

Elise obróciła się do siostry.

- Szukałam papeterii, ale znalazłam coś innego.

Hilda zauważyła, co Elise trzyma w rękach, bo jej twarz zmieniła kolor. Z

krzykiem rzuciła się do przodu i wyrwała kopertę z rąk siostry.

- Nie wolno ci grzebać w cudzych rzeczach.

- Nie, nie wolno mi, ale zrobiłam to i będzie lepiej, jeśli mi wyjaśnisz, co to

jest.

- To nie twoja sprawa.

- Nie moja? Dopóki mama leży w sanatorium, ja odpowiadam za was troje.

- Nie jestem dzieckiem. Mam prawo do swoich osobistych rzeczy.

- Do twoich osobistych rzeczy? Jesteś pewna, że to są twoje pieniądze? Jeśli

wplątałaś się w jakieś przestępstwo, to...

- W nic się nie wplątałam.

- W takim razie wytłumacz mi, do kogo należą te pieniądze i co tu robią?

- Są moje. Dostałam je.

- Twoje? - Elise spojrzała na nią z niedowierzaniem. - Tyle pieniędzy? To całe

sto koron, policzyłam.

- Dostałam je od pana Paulsena. Na dobre jedzenie, żebyśmy z dzieckiem nie

głodowali.

Elise spojrzała na banknoty. Starczyłoby na jedzenie dla całej rodziny przez

parę miesięcy.

Nic nie rozumiejąc, znów zwróciła twarz w stronę siostry.

- Ale dlaczego je tu schowałaś i dlaczego mi nic nie powiedziałaś? Nie

musielibyśmy jeść tylko kaszy przez ostatnie dni. Ani żebrać o opał i buty w Armii

background image

Zbawienia.

Hilda zaczerwieniła się i spuściła wzrok. Elise przejrzała ją od razu.

- Pewnie chciałaś za nie kupić coś całkiem innego? Hilda przygryzła wargę i

wciąż patrzyła w dół.

Elise odłożyła kopertę na miejsce, wsunęła szufladę i podniosła się.

- Odpowiedz mi! Na co chciałaś wydać te pieniądze? Na nową letnią

sukienkę? Na nowe buty? Letni kapelusz z wstążką i kwiatami? - Czuła jad we

własnym głosie.

- Chciałam kupić sobie coś nowego, ale resztę przeznaczyć na jedzenie dla nas

wszystkich. - Jej głos się łamał, nie miała odwagi spojrzeć siostrze w oczy.

- A nie powinnaś pomyśleć przede wszystkim o jedzeniu? Nie powinnaś kupić

raczej ubranek dla dziecka, zamiast się stroić? Czy ty wiesz, ile kosztuje dziecko?

Hilda nie odpowiedziała. Elise westchnęła z rezygnacją.

- Czy ty nigdy nie wydoroślejesz, Hildo? Niedługo skończysz siedemnaście

lat, a wciąż zachowujesz się jak uczennica. Cała ta historia z majstrem uderzyła ci do

głowy. Jesteś pewna; że on w dalszym ciągu będzie się wami opiekował? Nie sądzisz,

ż

e da ci parę koron w pierwszym okresie, a potem zapomni? Nie ma żadnych

obowiązków wobec ciebie. Może zaprzeczyć, że jest ojcem dziecka. I zgadnij, komu

wówczas uwierzą.

Łzy trysnęły z oczu Hildy, która obróciła się na pięcie i rzuciła się w stronę

drzwi, szlochając:

- Jesteś okropna. Życzysz mi jak najgorzej, bo jesteś zazdrosna. Bo pan

Paulsen nie... - umilkła i zawstydziła się.

Elise została z poczuciem krzywdy.

To nie jest prawda, pomyślała. Nigdy niczego nie zazdrościła Hildzie. Ale

skoro Hilda nie jest na tyle dorosła, żeby zdawać sobie sprawę ze swojej sytuacji,

Elise musi być twarda i przypominać jej o tym. Uważała, że majster nie weźmie do

siebie Hildy z dzieckiem. Płaci, żeby uciszyć swoje sumienie, ale potem na pewno nie

będzie taki szlachetny. Na razie jest wciąż zajęty Hildą, ale człowiek w jego wieku, z

jego pozycją na pewno nie wytrwa długo w swoich uczuciach. Pewnie żal mu

dziewczyny. Może dobrze się czuje z tą wielkodusznością, wydaje mu się, że jest

dobry i miły, ale gdy odkryje inne strony charakteru Hildy, wszystko się zmieni. Albo

pojawi się inna młoda dziewczyna, która chętnie pójdzie z nim do łóżka.

Elise zmarszczyła czoło. A więc dał jej aż tyle pieniędzy, żeby się dobrze

background image

odżywiała. To chyba oznacza, że troszczy się o nią i o dziecko. Może więc źle go

ocenia? Może naprawdę zależy mu na Hildzie i na dziecku? Ale dlaczego nie

przyszedł tu poznać ich wszystkich, dlaczego nie zaprosił Hildy do domu? I dlaczego

kazał wszystko trzymać w tajemnicy?

Elise bezradnie pokręciła głową. To byłby chyba pierwszy raz w historii,

gdyby starzejący się majster wybrał sobie szesnastoletnią prządkę na towarzyszkę

ż

ycia.

Elise poszła do kuchni przygotować kilka kanapek na kolację. W niedzielę

zazwyczaj pozwalali sobie na zjedzenie chleba z masłem do mocnej kawy albo do

smażonego śledzia.

Gdy przygotowywała jedzenie, wszystkie jej myśli krążyły wokół Hildy i

tajemniczych pieniędzy.

- Coś tu się nie zgadza - mruknęła półgłosem, doskonale zdając sobie sprawę,

ż

e już kilkakrotnie to sobie powtarzała.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Na oddziale długoterminowym Państwowego Więzienia Akershus Johanowi

pozwolono wreszcie pracować w warsztacie razem z innymi przez parę godzin

dziennie. Decyzja zapadła, gdy jeden ze strażników pochwalił go przed

kierownictwem za wzorowe zachowanie, kulturalny sposób wysławiania i pragnienie,

by jak najlepiej wykorzystać czas spędzony w więzieniu.

Teraz stał więc razem z innymi i uczył się ciosać kamienie. Słyszał już, że

obróbka kamieni to najbardziej odpowiedzialna praca, jaką mogą wykonywać

więźniowie. Wielkie granitowe bloki przywożono z Grorud do Akershus wozami

zaprzężonymi w konie. Czerwonawy granit z Grorud był poszukiwanym materiałem

budowlanym, bo był ciężki i twardy, a przy tym dawał się stosunkowo łatwo

rozłupywać na mniejsze bloki. Ciosano więc tu granit na domy i drogi, nagrobki, a

nawet rzeźby. Pod dachem najbardziej doświadczeni więźniowie walili młotami w

wielkie bloki, potem wykańczali dłutem figury, które miały trafić do kościołów i

innych ważnych budynków. Nieopodal stały gotowe kamienne rzeźby. To był

wspaniały widok.

Johanowi wszystko to zaimponowało. Nie do wiary, co można wyczarować ze

zwykłej kamiennej bryły. Johan słyszał, że nawet kamienne lwy przed budynkiem

parlamentu zostały wykonane przez więźniów z Akershus. Jeden z tych, którzy je

background image

wyrzeźbili, nazywał się Gudbrand i został początkowo skazany na śmierć za

bestialskie zabójstwo, napad, kradzież i fałszerstwo. Drugi nazywał się Sivert i został

skazany na przymusowe roboty za kradzież mniejszego kalibru, podobnie jak Johan.

Brali lekcje u rzeźbiarza, a ich prace tak się wszystkim spodobały, że darowano im

karę. Gdy usłyszał o tym po raz pierwszy, zaczął się śmiać.

To przecież niemożliwe, żeby komuś darowano karę śmierci, ale kiedy

zrozumiał, że to prawda, w głowie mu się zakręciło. Gdyby tak i on... Odtrącił tę

myśl. Lepiej nie oddawać się marzeniom, bo powrót do rzeczywistości jest wówczas

jeszcze bardziej bolesny.

Ale wcale nie można wykluczyć, że będzie ciosał granit, z którego zostanie

zbudowany jakiś kościół albo inna wielka budowla. Wiedział, że zarówno zamek, jak

i kościół w Grorud zostały zbudowane z tego granitu.

Może jednak moje życie wcale się jeszcze nie skończyło, pomyślał

optymistycznie. Może pobyt w więzieniu okaże się błogosławieństwem, a nie

przekleństwem. Może dzięki temu uda mu się wybić. A wtedy Elise pożałuje. Już on

jej pokaże, że nie jest zwykłym złodziejaszkiem, skazanym na życie wśród innych

przestępców. Będzie pracował, aż się wybije, aż zostanie kimś, będzie budzić podziw

i szacunek. Stanie się sławny...

W wyobraźni widział się już podczas odsłonięcia jakiegoś pomnika znanej

osoby - dzieła jego własnych rąk. Może to będzie pomnik Henryka Ibsena... albo

Bjornstjerne Bjernsona... Fritza Thaulowa... Jednego z tych wielkich ludzi, o których

czytał w książkach z więziennej biblioteki podczas długich dni, które spędził w

izolatce. Mnóstwo sławnych ludzi posunęło się już w latach. Jonas Lie, Edvard

Grieg... czy jak tam się oni nazywają. Na pewno wszyscy będą mieli swoje pomniki i

ktoś je musi zrobić...

Wśród widzów będzie stała Elise. Będzie patrzyła ze zdumieniem,

nieświadoma, czego mu się udało dokonać. Zarumienia się jej policzki, zaniemówi z

podziwu i zacznie gorzko żałować, że zamiast czekać na niego, rzuciła się w ramiona

innego, gdy tylko Johan trafił za kratki. A on podejdzie do niej, uchyli kapelusza,

zapyta uprzejmie, co słychać, a potem wyjmie złoty zegarek z kieszonki i przeprosi,

ż

e nie może z nią dłużej rozmawiać. Myśl była tak oszałamiająca, że serce mu zaczęło

mocniej bić.

Po chwili westchnął zrezygnowany z powodu swych dziecinnych marzeń.

Będzie zadowolony, jeśli pozwolą mu tu zostać i ciosać kamień brukowy i nagrobny.

background image

Byłoby miło trochę się poruszać, pooddychać świeżym powietrzem, poczuć zapach

słonego morza i słońce grzejące w plecy.

- Pożar! Pali się!

Johan obrócił się w stronę, z której dobiegały krzyki. Z okien na parterze

budynku warsztatów wydobywał się gęsty, czarny dym. Więźniowie wypuścili z rąk

to, co w nich trzymali, i pobiegli w stronę budynku, wpatrując się z przerażeniem w

okna. Krzyknęli głośno, gdy z okien wypadły z brzękiem szyby, a w otworach

okiennych stanęły czerwone płomienie. Więźniowie i strażnicy biegali tam i z

powrotem, jedni wołali „wody”, inni popędzili po wiadra i łopaty, jeszcze inni stali

bezradni, nie wiedząc, co począć.

Przez chwilę Johan też stał bez ruchu. W oknach warsztatu stolarskiego ujrzał

blade, przerażone twarze i w tej samej chwili zrozumiał, w jak beznadziejnej sytuacji

znaleźli się ci więźniowie. Schody płonęły, z okien nie można było skakać, bo cały

parter stał w ogniu. Próba przedarcia się przez płomienie byłaby samobójstwem. Nikt

się na to nie odważy. W każdym razie nikt, komu życie miłe.

Ale do drugiej strony budynku nie dotarł jeszcze ogień, tam można by

postawić drabinę. Tylko w jaki sposób więźniowie mogliby się tam dostać, skoro

między dwiema częściami budynku nie ma drzwi.

Już po chwili Johan pędził na drugą stronę placu, tam gdzie stały drabiny.

Potem wbiegł do magazynu, chwycił kawał powrozu i skierował się ku drugiej części

budynku, tej, która jeszcze nie płonęła. Przystawił drabinę do ściany i zaczął się

wspinać.

U stóp drabiny zebrała się grupa więźniów, wszyscy śledzili Johana wzrokiem.

Jeden ze strażników nie zrozumiał chyba, co Johan zamierza, bo krzyczał, że to się na

nic nie zda, że między warsztatami nie ma żadnych drzwi. Tymczasem nadbiegali inni

więźniowie z wiadrami pełnymi wody i łopatami, dopóki nie pojawili się wreszcie

strażacy z najbliższej jednostki ochotniczej straży pożarnej. Wówczas cały parter stał

już w płomieniach i nie było mowy o tym, by ktokolwiek wszedł do budynku.

Johan wspinał się dalej, nie zważając na protesty dochodzące z dołu. Wreszcie

dotarł na dach. Wtedy zaczął iść, balansując, w stronę komina, położonego nad

płonącą częścią budynku. Tego dnia nieco wcześniej padał deszcz, więc dachówki

były śliskie. Po paru krokach Johan poślizgnął się i niemal stracił równowagę. Serce

podeszło mu do gardła. Oczami wyobraźni ujrzał, jak ześlizguje się z dachu i spada

głową w dół na bruk. Najprawdopodobniej zginąłby na miejscu. No cóż, to byłaby

background image

przynajmniej honorowa śmierć, pomyślał, i zmyłaby przynajmniej część hańby, którą

okrył matkę, Annę i samego siebie.

Ale odzyskał równowagę i ostrożnie szedł dalej. Zorientował się, że gwar tam

na dole jakby ucichł, i zrozumiał, że wszyscy śledzą jego ruchy. Zapewne w końcu

pojęli jego zamiary i dotarło do nich, że jednak można uratować tych nieszczęśników

z warsztatu stolarskiego.

W końcu udało mu się dotrzeć do komina. Sprawnymi ruchami przywiązał

linę i spuścił ją w dół. Potem sam zaczął schodzić ostrożnie do rynny pod dachem.

Usunął kilka dachówek, żeby mieć się czego chwycić, i usiadł stabilnie, żeby

pomagać tym, którzy będą wchodzić na dach.

Po chwili w oknie na drugim piętrze pojawiła się czyjaś głowa. Pierwszy

człowiek chwycił linę i zaczął się wspinać. Johan podał mu dłoń i pomógł przejść

przez okap. Dotarły do ich uszu huczne brawa i radosne okrzyki tych, którzy stali na

dole i śledzili z uwagą cały dramat.

Kilka razy niewiele brakowało, by Johan znów stracił równowagę, pomagając

kolejnym więźniom wejść na dach, ale udawało mu się uratować przed upadkiem w

ostatniej chwili. Wówczas bardziej czuł, niż widział, jak wszyscy gapie wstrzymują

oddech.

Wreszcie, po wielu pełnych emocji minutach, wszyscy wydostali się na dach.

Gdy wszystkim udało się także przejść bezpiecznie przez cały dach do drabiny, a

potem cało i zdrowo zejść na dół, rozległ się ogłuszający huk, bo ogień dotarł do

drugiego piętra i zawalił się sufit. Nie minęło parę minut, a cały budynek już płonął.

Na oczach więźniów i strażników budynek więziennych warsztatów rozpadł się

całkowicie pośród huczących i sypiących iskrami płomieni.

Mężczyźni otoczyli Johana, który musiał oprzeć się o drzewo, tak drżały pod

nim kolana. Dwaj pogorzelcy płakali, jeden objął Johana ramionami, nawet

Gevaldigeren był wzruszony. Szacunek i podziw, jaki go nagle otoczył, wypełnił jego

serce radością. Czuł, że nie jest podłym złodziejem, że nie jest plamą na honorze dla

miasta i dla rodziny. Dziś jest bohaterem, który uratował współwięźniów od

niechybnej śmierci i pokazał strażnikom oraz dyrekcji więzienia, że w skazańcach

drzemie coś więcej, nie tylko brak zasad i słabość charakteru.

Johan wyprostował się, czuł, że ma teraz do tego prawo, choć ledwo trzymał

się na nogach. Pokaże im - nie tylko dziś, nie tylko przez ten bohaterski czyn - że nie

jest przestępcą z krwi i kości, ale człowiekiem, który chce coś osiągnąć w życiu, chce

background image

się wybić, zostać kimś, zostawić po sobie ślad. Jego serce biło mocno.

Poczekaj tylko, Elise, już ja ci pokażę...

W skrytym przed oczami innych kącie jeden ze strażników rozmawiał

tymczasem z Lortem - Andersem. To był ten sam człowiek, który wziął list od Elise i

obiecał oddać go Johanowi.

Lort - Anders podszedł do niego i zaczął mówić, patrząc w inną stronę.

- Coś nowego?

- Nie.

- Żadnych nowych listów.

- O niczym nie wiem.

- W takim razie należy przypuścić, że nasz plan się powiódł. Nikt nie widział

krzywego uśmiechu, który przemknął przez twarz tamtego.

- Raczej tak. Tak.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Elise spojrzała na pokryte świeżymi liśćmi brzozy i uśmiechnęła się. Maj...

Czy jest na świecie coś piękniejszego? Coś piękniejszego niż jasnozielone brzozowe

listki i żółte bazie na klonach? Niż świeża, zielona trawa, polne kwiaty, szumiąca,

wiosenna rzeka i świergot ptaków w koronach drzew?

Była sobota, krótszy dzień pracy przed długą, błogosławioną niedzielą.

Popołudniowe słońce grzało w plecy, szczęśliwe dzieci bawiły się nad rzeką, na ławce

siedziały dwie starsze panie, ciesząc się wiosną i ciepłem. Zimowe mrozy, od których

pękały paznokcie, przemarzały ręce i przy których trudno było zasnąć, poszły w

niepamięć, nadchodziło lato z długimi, jasnymi wieczorami i słonecznymi niedzielami

spędzanymi na łonie natury.

Wkrótce będzie można wynieść Annę na dwór, pomyślała Elise, ciesząc się, że

przyjaciółka przeżyje coś, o czym marzy. Emanuel obiecał, że pomoże ją wynieść,

gdy zrobi się ciepło, i ta pora miała wkrótce nadejść.

Elise pożegnała się, życząc miłej niedzieli koleżankom z fabryki, z którymi

rozstała się po wschodniej stronie mostu. I ruszyła skocznym krokiem w stronę

Andersengarden.

Obie z Hildą zjadły drugie śniadanie w fabryce podczas przerwy obiadowej,

Hilda nie zamierzała wrócić od razu do domu. Majster, czy też pan Paulsen - Hilda

starała się przyzwyczaić do wymawiania jego nazwiska - znalazł akuszerkę i chciał,

background image

by Hilda ją poznała. Wiele wskazywało na to, że poród się zbliża. Hilda zdołała

wmówić swoim koleżankom, że pan Paulsen jest spokrewniony z ojcem jej dziecka i

dlatego tak się angażuje. Ku zdumieniu Elise wszystkie przyjęły do wiadomości te

wyjaśnienia, choć nikt nigdy nie słyszał o żadnym młodzieńcu, który byłby kuzynem

majstra, nikt też nigdy nie widział Hildy w towarzystwie nieznajomego.

Elise wbiegła na górę. Zamierzała skorzystać z pięknego wieczoru i zabrać

Pedera, Kristiana i Everta na wycieczkę do miasta. O tej porze roku życie kipiało w

Tivoli, mnóstwo ludzi przechadzało się po Karl Johan. Dawno temu obiecała, że ich

tam zabierze. Trzy dni temu Peder skończył dziewięć lat i to miał być prezent

urodzinowy. Wprawdzie nigdy nie obchodzili urodzin i nie robił tego nikt w okolicy,

ale Peder opowiedział, że jeden z chłopców z jego klasy dostał ciastko, czekoladę i

scyzoryk na dziewiąte urodziny. Opowiadał jej o tym z zaokrąglonymi z przejęcia

oczami, więc Elise od razu postanowiła, że zrealizuje swą obietnicę wyprawy do

Tivoli. Można tam wejść za darmo i chyba starczy jej pieniędzy, żeby zafundować

każdemu z chłopców przejażdżkę karuzelą.

Miała właśnie przejść koło drzwi pani Thoresen, gdy stanął w nich nagle

Emanuel.

- Elise? Jak to dobrze, że jesteś. Wybierałem się właśnie na górę, żeby

zapytać, czy mogłabyś mi pomóc.

- W czym?

- Znieść Annę po schodach nad rzekę.

- Dziś? Przypuszczałam, że zamierzasz to zrobić w niedzielę. Pomyślała o

chłopcach i o tym, jak bardzo się cieszyła, że zabierze ich do miasta.

- Nie wiadomo, czy pogoda utrzyma się do jutra, a Anna nie może się już

doczekać, kiedy usiądzie nad rzeką.

- Pójdę tylko na górę i zamienię parę słów z chłopcami. Potem zejdę na dół.

Całe szczęście, że niczego chłopcom nie obiecywałam, pomyślała, wchodząc

na drugie piętro. Nie wiadomo, jak długo Anna wytrzyma na dworze, może więc

jeszcze dziś zdążą się wybrać do miasta.

W kuchni nikogo nie było, Elise doszła więc do wniosku, że bracia bawią się z

innymi chłopcami. Wypiła filiżankę zimnej kawy i przegryzła skórką od chleba, po

czym zeszła na dół.

Anna była podekscytowana i rozmowna, śmiała się i żartowała z Emanuelem,

cieszyła się ogromnie, że posiedzi sobie na świeżym powietrzu. Przy oknie stała pani

background image

Thoresen ze skrzyżowanymi ramionami i zaciśniętymi wargami i kręcąc głową,

patrzyła na to, co się działo.

Elise nie bardzo rozumiała jej zachowanie. Powinna się cieszyć ze względu na

Annę, dlaczego więc stała tam i piorunowała wszystkich wzrokiem?

Emanuel podniósł Annę, jakby była lekka niczym piórko, i poniósł ją przez

sypialnię i kuchnię na korytarz, a Elise biegła za nim ze stołkiem, wełnianym kocem i

szalem. Jeśli ławka będzie zajęta, Emanuel musi na czymś usiąść, trzymając Annę na

kolanach.

Na szczęście starsze panie już sobie poszły i ławka była wolna. Elise rozłożyła

koc, Emanuel posadził ostrożnie Annę na ławce, a Elise otuliła ją kocem.

- Wydaje się, że jest ciepło, ale powietrze jest jeszcze ostre - wyjaśniła,

zarzucając szal na ramiona przyjaciółki.

- Troszczysz się o mnie, jakbym była staruszką - uśmiechnęła się dziewczyna.

- Byłabyś niezwykle piękną staruszką - wtrącił Emanuel z uśmiechem.

Anna się zarumieniła.

Elise spostrzegła blask w jej oczach. Gdyby tak Emanuel ożenił się z nią, choć

jest sparaliżowana. Elise słyszała, że takie rzeczy się zdarzają. Usiadła po jednej

stronie chorej, a Emanuel po drugiej.

- Opowiedz nam, co słychać w wielkim świecie - poprosiła Anna.

- W naszym niewielkim kraju też się wiele dzieje ostatnimi czasy - odparł

Emanuel z uśmiechem. - Wszystko wskazuje na to, że wkrótce unia zostanie

rozwiązana. Od dawna chcieliśmy mieć własne służby dyplomatyczne, ponieważ

mamy rosnącą flotę handlową i znacznie większy eksport. Hagerup był za mało

stanowczy w sprawie służby konsularnej. Musimy mieć własne, norweskie konsulaty.

Wielu norweskich polityków sądzi, że osłabienie Rosji i jej zwrot ku Azji Szwecja

mogłaby wykorzystać, by wysłać więcej wojska na zachód, w stronę Norwegii, nie

ryzykując, że otrzyma cios w plecy ze strony Rosji. Poza tym rośnie wciąż u nas

poczucie odrębności narodowej, zwłaszcza po wyprawie Fridtjofa Nansena na

Grenlandię. Oczekujemy należnego szacunku oraz miejsca na forum

międzynarodowym. Nadeszła właściwa pora, bo Rosjanie mają dość problemów z

wojną japońską. Myślę, że od kiedy naszym premierem jest Christian Michelesen,

niepodległość jest tylko kwestią czasu. Ciekawe, co zdarzy się w najbliższych dniach.

- Wszystko to brzmi okropnie - zmartwiła się Anna. - Szwedzi na pewno się

na to nie zgodzą i będzie wojna.

background image

Elise zerknęła na nią.

- Zazwyczaj nie jesteś taką pesymistką, Anno.

- Wiem. Ale od kiedy nie ma Johana, czuję się znacznie bardziej bezradna.

- Nic w tym dziwnego - powiedział spokojnie Emanuel. - Ale myślę, że nie ma

powodów do niepokoju. Hasło króla Oscara to „dobro bratnich narodów” i jeśli

dojdzie do rozwiązania unii, król zrobi wszystko, by odbyło się to w pokojowej

formie.

- Cieszę się, że mam ciebie, Emanuelu - uśmiechnęła się Anna. - To prawie

tak, jakby był przy mnie Johan.

- To chyba największy komplement, jaki mógłbym usłyszeć z ust oddanej

siostry Johana.

- O co kłóci się Rosja z Japonią?

- O kontrolę nad Koreą i Mandżurią. Japonia wygrała poważną bitwę morską i

zniszczyła znaczną część rosyjskiej floty, a w Rosji zapanował wielki niepokój,

odbywają się ogromne demonstracje przeciwko carowi. Musiał nawet zgodzić się na

konstytucję i parlament.

- A co poza tym dzieje się na świecie?

- Bardzo dobrze, że się tak angażujesz, Anno - roześmiał się Emanuel. -

Wynaleziono lekarstwo na ból głowy i na przeziębienie. Nazywa się aspiryna. Poza

tym mogę wam powiedzieć, że zabawka zwana misiem stała się najmodniejszą

zabawką dla dzieci zamożnych rodziców. ^Po angielsku taki miś zowie się teddy bear,

po prezydencie Stanów Zjednoczonych, który się nazywa Teddy Roosevelt. Trzy lata

temu odmówił zastrzelenia młodego niedźwiadka, a potem dalekowzroczni przedsię-

biorcy zaczęli produkować pluszowe niedźwiadki. Teraz sprzedaje się je w wielu

krajach, również tutaj.

- Niedźwiedź jako zabawka? - roześmiała się Anna.

- Jako maskotka.

Elise siedziała w milczeniu i przysłuchiwała się ich rozmowie. Miała na końcu

języka całkiem inne pytanie, ale jeszcze go nie zadała. Sama nie rozumiała, dlaczego

sprawia jej to taki problem. W końcu zdobyła się na odwagę.

- Słyszałam, że Agnes dostała posadę u twoich gospodarzy, Emanuelu?

- Tak, zaczęła pracę parę dni temu. Miałem cię zresztą pozdrowić i

powiedzieć, że ma nadzieję, iż ją kiedyś odwiedzisz. Trudno jej znaleźć wolną

chwilkę, żeby tu przyjść.

background image

- Może przyjmować gości? - zdumiała się Elise.

- Tak, po dziewiątej. Musisz tylko pamiętać, żeby wejść od kuchni.

- Spróbuję w poniedziałek. Nie, przecież w poniedziałek będzie na pewno w

Ś

wiątyni, prawda?

Emanuel pokręcił głową.

- Nie chodzi do Świątyni, od kiedy została służącą. Pracuje do dziewiątej,

czasem dłużej.

- Nie jest jej przykro z tego powodu? - przeraziła się Elise. - Była przecież

pełna zapału.

Emanuel odwrócił wzrok jakby zmieszany.

- Chyba nie. Chyba już nie.

Elise zrozumiała. Skoro Agnes widywała go codziennie, nie musiała chodzić

na spotkania Armii Zbawienia. Może w tej sytuacji wcale nie wstąpi do ich szkoły

jesienią.

Po minie Emanuela można było poznać, że jest tego świadom. Elise zdziwiła

się, że nagle zaczął rozmawiać z nią innym tonem. Czyżby Agnes zdołała go jednak

skusić? W jej oczach stanął nagle obraz Agnes, którą przyłapała kiedyś w łóżku z

młodym mężczyzną. Obraz, który ujrzała w wyobraźni, zmienił się niepostrzeżenie -

działo się to na mansardzie Emanuela i to on, a nie jakiś nieznajomy, leżał w

objęciach Agnes. Elise zarumieniła się na samą myśl o tym.

- Wczoraj odwiedziła mnie siostra z Armii Zbawienia - powiedziała Anna. -

Zatrzymała się u mnie na pogawędkę i opowiedziała mi o niedawno wydanej książce.

Nosi tytuł Kobieta stworzona przez mężczyznę i została napisana przez autorkę, która

się nazywa Hulda Garborg. Ukazała się w ubiegłym roku i w ciągu zaledwie paru

tygodni sprzedano dwanaście tysięcy egzemplarzy, ale wiele walczących kobiet

bardzo ją skrytykowało. Autorka twierdzi, że walka o równouprawnienie i

emancypację zmniejszyła tylko możliwości kobiet. Gina Krog bardzo się

zdenerwowała i napisała w gazecie, że Hulda Garborg mówi takie same głupoty jak

tłum.

- Co w tej książce wywołuje tak ostre reakcje? - zdziwiła się Elise.

- Tam jest napisane, że kobieta nie powinna się wyzwalać z siebie, by stać się

mężczyzną, ale trzeba jej pomóc, by była w pełni kobietą, by jeszcze lepiej wypełniała

swoją rolę. Autorka krytykuje żądanie zachowania dziewictwa przez kobiety, bo

twierdzi, że kobiece zmysły i uczucia są ściśle powiązane z życiem intymnym. Kiedy

background image

kobieta kocha, podchodzi do tego w całkiem inny sposób niż mężczyzna.

Elise znów poczuła rumieniec na policzkach. Że też Anna ma odwagę mówić

o tym w obecności Emanuela. Ani ona, ani Emanuel się nie odezwali, więc Anna

zmieniła temat.

Przez trawnik przed domem majstra pędziła właśnie gromadka chłopców, na

końcu biegli Kristian, Peder i Evert.

- Idą twoi bracia, Elise - powiedział Emanuel z uśmiechem.

W tej samej chwili Peder ich zauważył i od razu do nich podbiegł.

- Siedzisz tu, Anno? - zapytał zdyszany. - Jak ci się udało?

- Kapitan Ringstad mnie tu przyniósł.

Peder spojrzał na kapitana Ringstada z podziwem.

- Ale pan jest silny. To strasznie daleko.

- A nie wyglądam, jakbym był silny? - roześmiał się Emanuel.

- No tak. Jest pan prawie tak silny jak Johan. Uśmiech przygasł na ustach

Emanuela.

- Wiesz co, Elise? - ciągnął Peder niezrażony. - Siostra Gwoździa będzie miała

dziecko. Siedzi i płacze, i mówi, że nie zrobiła nic złego. Matka wrzeszczy i

wychodzi z siebie, a ojciec ją zbił.

- Nie można być w ciąży, nie mając w tym żadnego udziału - wyjaśniła Anna

spokojnym głosem.

Słowa Anny dotknęły Elise do żywego. Przez cały dzień udawało jej się

odsuwać od siebie tę myśl, teraz jednak powróciła z pełną siłą. Jeśli nic się nie zdarzy

jutro ani pojutrze...

Zdarzało się, że miesiączka przychodziła później, niż powinna. Ale w ciągu

minionego roku miewała je regularnie. Może jest po prostu zmęczona. Albo za mało

je. Słyszała przecież, że dziewczęta, które za mało jedzą, mogą nawet przestać

miesiączkować. A ona ostatnio wcale nie miała apetytu.

Dobry Boże, spraw, bym zaczęła krwawić, błagała w duchu.

- Powinnam chyba wrócić do domu. - W głosie Anny słychać było zmęczenie.

Emanuel podniósł się od razu.

- Mam nadzieję, że to cię nie zmęczyło - powiedział, biorąc ją na ręce.

Elise wzięła wełniany koc i stołek i poszła za nim, zwracając się jednocześnie

do Pedera.

- Masz ochotę pójść do Tivoli, Peder?

background image

Peder stanął jak wryty i spojrzał na siostrę z niedowierzaniem.

- Teraz? Dzisiaj?

Elise skinęła głową z uśmiechem.

- Obiecałam wam to, pamiętasz? Pomyślałam, że to mógłby być prezent

urodzinowy dla ciebie.

Peder podskoczył wysoko z radości.

- Prezent urodzinowy? Mogę powiedzieć o tym Kristianowi?

- Tak. I Evertowi.

- A co ze mną? - zapytał Emanuel niby żartem, ale Elise od razu zrozumiała,

ż

e mówi poważnie.

Peder posłał siostrze błagalne spojrzenie.

- Czy kapitan Ringstad nie mógłby pójść z nami?

Elise nie chciała rozczarować brata, choć wolałaby, żeby poszli sami.

- Nie mam nic przeciwko temu.

- Jeśli masz wątpliwości co do Kristiana, to ostatnio się zaprzyjaźniliśmy. -

Emanuel mówił teraz z większym wysiłkiem niż wtedy, gdy wynosił Annę. Oddychał

ciężko. Elise zaczęła się zastanawiać, czy zdoła wnieść chorą na górę.

Poszło jednak lepiej, niż przypuszczała. Gdy wreszcie znaleźli się w kuchni

pani Thoresen, w nozdrza uderzył ich zapach amoniaku.

Znowu szorowała podłogę, pomyślała Elise, zasłaniając usta i nos dłonią. A

mogłaby przecież wyjść razem z nimi na słońce i spędzić kilka miłych chwil z córką.

Peder pobiegł od razu zawołać Kristiana i Everta, więc gdy Elise i Emanuel

wyszli z mieszkania Thoresenów, wszyscy trzej chłopcy czekali na nich, przytupując

z niecierpliwości. Elise wzięła za rękę Pedera, a Emanuel szedł między Kristianem i

Evertem. Wkrótce byli już za mostem i szli w stronę Maridalsveien.

- Teraz możemy się pobawić tak, że ty jesteś moją mamą, a pan Ringstad

moim ojcem - zawołał zachwycony Peder.

Brakuje mu matki i ojca, pomyślała Elise i poczuła, jak bardzo jest jej go żal.

- I że masz aż dwóch braci.

- I to brata bliźniaka.

- I teraz cała rodzina idzie do miasta na karuzelę - roześmiała się Elise.

Peder nie przestawał mówić przez całą drogę.

Elise starała się go słuchać, ale jej myśli wędrowały ciągle w stronę siostry

Gwoździa. Twierdziła, że nie zrobiła nic złego. Co miała na myśli? Czyżby nie

background image

zdawała sobie sprawy, że może zajść w ciążę? A może zrobiła to tylko raz, myśląc, że

w ciążę nie zachodzi się od razu? A może przeżyła to samo co Elise, wracając

samotnie do domu w ciemny wieczór? Elise przeszył lodowaty dreszcz, choć było

bardzo ciepło.

- Nie słuchasz, co mówię! - Peder był wyraźnie urażony.

- Przepraszam cię, myślałam o czymś innym.

- Ostatnio ciągle myślisz o czymś innym.

- Naprawdę? - spojrzała na niego zdziwiona.

- Tak, wyglądasz tak samo jak na pogrzebie ojca. Evert mówi, że się boisz

tych drani, co ci chcieli zrobić dziecko.

Elise zrobiło się najpierw zimno, a potem gorąco.

- Nie wolno ci tak mówić, Peder - powiedziała ostrym głosem. - Evert

przebywa za dużo w towarzystwie starszych chłopców. Jeśli wydaje ci się, że jestem

bardzo poważna, to dlatego, że martwię się o Hildę. Czy uda jej się zachować pracę,

gdy urodzi się dziecko - dodała pośpiesznie.

- Nie bój się, Elise. Mogę zbierać węgiel w przystani albo szukać pustych

butelek i będziesz miała pieniądze na mleko i owsiankę.

- Bardzo ci dziękuję, Peder. Nie wiem, co bym zrobiła bez ciebie.

Po Karl Johan wędrowały istne tłumy. Roześmiane kobiety w lekkich, jasnych,

letnich sukniach, wielkich kapeluszach, z kwiatami przypiętymi do dekoltów.

Panowie w kapeluszach, ubrani do figury, wymachujący spacerowymi laskami.

Plotkujące służące w strojnych fartuchach, drepczące dziewczynki w jasnych letnich

płaszczykach, białych rękawiczkach i w słomkowych kapeluszach obok chłopców w

spodniach do kolan oraz podkolanówkach i przekrzywionych na bakier kaszkietach.

Elise przyglądała się wszystkim, często obracała się, żeby się lepiej komuś przyjrzeć,

a już po chwili widziała coś jeszcze bardziej interesującego. Od czasu do czasu jakaś

bryczka albo jeździec próbowali jechać szybciej, gdzieś w oddali słychać było klakson

samochodu i dzwonek tramwaju.

Gdy doszli do nowego, wielkiego teatru, zwanego Nationaltheatret, Emanuel

zatrzymał się i wskazał im kamienne figury.

- To dar od króla Oscara. Jedna z tych rzeźb przedstawia śmierć Sigurda

Fàvnesbane.

Evert spojrzał na Emanuela.

- Znałeś go?

background image

- Sigurd Fàvnesbane to bohater sagi, bardzo starej sagi z czasów wikingów -

uśmiechnął się Emanuel. - Był straszliwie silny i bardzo odważny. Najpierw zabił

węża, który nazywał się Fàvne i pilnował całej góry złota, a potem przejechał na

swym ogniu przez zaklęty ogień.

Peder i Evert stali w milczeniu i wpatrywali się w Emanuela szeroko

otwartymi oczami. Gdy Emanuel umilkł, zawołali:

- Niech pan opowiada dalej, panie Ringstad!

- Później opowiem wam więcej, ale teraz idziemy do Tivoli. Wiecie, że tę

restaurację nazywają „Absynt”? - dodał ze śmiechem. - Miałem zamiar zaprosić was

tam Siedemnastego Maja, ale wówczas jest tam wielki tłok, więc może lepiej będzie,

jeśli pójdziemy dzisiaj.

Jeśli może być tu jeszcze tłoczniej, to cieszę się, że przyszliśmy dzisiaj,

pomyślała Elise, patrząc na tłumy spacerujące po Tivoli. Jeśli na Karl Johan było na

co patrzeć, to tutaj jeszcze więcej rzeczy przyciągało wzrok. Człowiek znikał tu w

tłumie, z czego Elise była zadowolona. Gdyby miała choć jedną suknię. Wydawało jej

się, że ta szara, zniszczona spódnica i szary szal stanowią nieprzyjemny zgrzyt pośród

tych wszystkich kolorów. Zdjęła szal i przewiesiła go sobie przez ramię, ale bluzka

nie wyglądała wiele lepiej. Dumna była jedynie z grubego warkocza, ale stary

kapelusz, który odziedziczyła po matce, wyglądał tak staroświecko, że miała wielką

ochotę zdjąć go i iść z odkrytą głową.

Nagle ktoś zawołał ją po imieniu, więc rozejrzała się dokoła. Zbliżała się do

niej właśnie Valborg z przyjaciółkami. Valborg w nowym kapeluszu i białych

rękawiczkach.

- Proszę, proszę! - wykrzyknęła, spoglądając to na Elise, to na Emanuela i

chłopców. - Czy to rodzina Lovlien na spacerze?

Elise miała ostrą odpowiedź na końcu języka, ale przełknęła ją. Valborg

spojrzała na Emanuela z bezczelną i wyzywającą miną.

- Myślałam, że ludzie z Armii Zbawienia zawsze chodzą w mundurach?

Elise ogromnie się zdenerwowała. Jak można zwracać się w tak bezczelny

sposób do oficera Armii? Emanuel zachował spokój.

- Jeśli nie wykonuję swoich obowiązków, chodzę w cywilu.

- No tak, jak by wyglądał oficer w cyrku? - Valborg roześmiała się głośno z

własnego dowcipu. Jej przyjaciółki zachichotały, ale były wyraźnie zakłopotane jej

zachowaniem.

background image

Valborg znów zwróciła się do Elise:

- Miałaś ostatnio jakieś wieści od Johana?

- Johan zerwał zaręczyny.

Valborg zrobiła zmartwioną minę, ale Elise zauważyła, że w jej oczach nie

było współczucia.

- Och, co za smutna wiadomość. Ale wiesz przynajmniej, że on żyje? Chyba

słyszałaś o pożarze w więzieniu?

Elise poczuła, że blednie, wydawało jej się, że za chwilę się przewróci. Wtedy

Emanuel chwycił ją mocno za ramię. Rzucił Valborg pełne chłodu spojrzenie.

- Idziemy na karuzelę. Życzymy paniom miłego popołudnia. I pociągnął Elise

przez tłum.

Na szczęście chłopcy szli przodem i tylko co jakiś czas na nich czekali. Gdy

się trochę oddalili, Emanuel powiedział:

- To chyba nie była twoja najlepsza przyjaciółka? Nie musisz się martwić o

Johana. Słyszałem o tym wczoraj w Świątyni, podobno nikomu nic się nie stało

podczas pożaru.

Elise spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami i odetchnęła z ulgą.

- Jesteś pewien?

- Całkowicie. - Emanuel pokiwał głową z powagą. Elise wzięła się w garść.

- No dobrze, Peder. Teraz dopiero będzie wesoło, widać już karuzelę.

- Patrz, Elise. Zaczynają zapalać wszystkie piękne lampki na drzewach. Patrz,

jak się błyszczą. Ile kolorów. Tu jest jak w raju, dokładnie tak, jak mówił Lis.

Elise sięgnęła do kieszeni, żeby wyjąć portmonetkę z zaoszczędzonymi

monetami, ale Emanuel ją zatrzymał.

- Dziś wieczorem jesteście moimi gośćmi. Każdy z chłopców ma u mnie dwie

przejażdżki karuzelą.

- Każdy dwie? - Peder patrzył na niego z niedowierzaniem. - Bardzo

dziękujemy, panie Ringstad! - zawołał i pobiegł do Kristiana i Everta, którzy stali

nieco dalej.

- Spotkamy się później przed restauracją! - zawołała Elise.

- Chodź - pociągnął ją Emanuel. - Znajdziemy sobie stolik i zamówimy sok i

ciastka.

- Naprawdę? - Elise posłała mu niepewne spojrzenie. - Czy tu nie jest za

drogo?

background image

- Mówiłem przecież, że dziś ja zapraszam - uśmiechnął się Emanuel.

Nie było żadnego wolnego stolika, ale jakaś para siedząca pod brzozą wstała i

zaczęła do nich machać. Emanuel przywitał się z nimi serdecznie.

Elise skuliła się. Miała nadzieję, że Emanuel nie spotka żadnych znajomych.

Przecież to dla niego wielki wstyd pokazywać się w towarzystwie kogoś tak

ubranego.

- To byli sąsiedzi ze wzgórza Aker - wyjaśnił, gdy tamci poszli. - Bardzo mili

ludzie.

- Na pewno zdziwili się, że cię tu widzą.

- Przyzwyczaili się już, że mogą mnie spotkać w najdziwniejszych miejscach,

w towarzystwie różnych ludzi. - Spojrzał na nią i chyba zrozumiał, co jej leży na

sercu, bo przykrył jej dłoń swoją ręką i powiedział: - Nie myśl w ten sposób, Elise.

Jesteś tu najpiękniejszą dziewczyną, nie ma znaczenia, co masz na sobie.

- Może dla ciebie, ale inni myślą swoje.

- Niech myślą, co chcą. Ja się tym nie przejmuję.

Drzwi do sali tanecznej, położonej tuż obok, ciągle się otwierały i za każdym

razem do ich uszu docierała muzyka. Emanuel złożył zamówienie i po chwili na stole

pojawiły się soki i ciastka. Elise poczuła, że się coraz bardziej odpręża i że jej stopa

wystukuje rytm muzyki. Emanuel chyba też zauważył ruch pod stołem.

- Lubisz tańczyć?

- Lubię muzykę, ale rzadko tańczę. A ty?

- Bardzo lubiłem tańczyć, zanim wstąpiłem do Armii Zbawienia. Ale teraz już

nie mogę.

- Brakuje ci tego?

- Czasami. Ale z niektórych rzeczy trzeba zrezygnować.

Elise zastanawiała się, czy musiał zrezygnować z wielu innych rzeczy.

- Nie powiedziałeś za wiele o Agnes, gdy o nią zapytałam.

- Nie, nie chciałem o tym rozmawiać przy Annie - uśmiechnął się z pewnym

zakłopotaniem. - Agnes zdecydowała się na to, ho ma swoje powody.

Elise zaczerwieniła się zamiast przyjaciółki.

- Powiedziała ci, dlaczego chce być służącą? - Emanuel spojrzał na nią

badawczo. Bez wątpienia oczekiwał jasnej odpowiedzi.

Elise pokiwała głową.

- Ona się w tobie kocha.

background image

- Tak też to zrozumiałem. Karolinę nie jest zachwycona jej obecnością.

- Może zmusi ojca, by wyrzucił Agnes.

- Jest taka możliwość. To by się źle skończyło dla Agnes. Jak wiesz, niełatwo

o pracę ostatnimi czasy.

- Może powinieneś porozmawiać z Agnes i poradzić, by była miła dla

Karolinę.

- Próbowałem, ale to się na nic nie zda. Ona jest bardzo... - zamilkł, ugryzł się

w wargę i spojrzał w stół.

- Natarczywa, chciałeś powiedzieć? Pokiwał głową.

Ku swemu własnemu zdumieniu Elise poczuła dziwne ukłucie w piersiach. Co

się stało? - pomyślała. Czyżby jednak dał się skusić? Znów wyobraziła sobie Agnes w

objęciach tamtego nieznajomego. Agnes nie była początkująca w tych sprawach.

Czystość nie stanowiła dla niej żadnego problemu.

- Może ty mogłabyś przemówić jej do rozsądku?

- Będzie na mnie wściekła. Mówi, że jestem zazdrosna.

Gdy tylko wypowiedziała to słowo, zorientowała się, że może zostać źle

zrozumiana.

. - To znaczy... Agnes... Agnes sądzi, że jestem zazdrosna, bo Johan jeszcze

długo nie wróci do domu.

Emanuel siedział w milczeniu. Po chwili zajrzał jej w oczy:

- A jesteś?

- Co masz na myśli? - Elise się zaczerwieniła.

- Jesteś zazdrosna o Agnes?

- Nie sądzę, bym miała powody.

- Nie, nie masz. - Emanuel pokręcił głową. - Potrafię być cierpliwy - dodał z

uśmiechem. - Poczekam. Wiesz, co mam na myśli.

- Jesteś przecież oficerem Armii Zbawienia.

- Ty też mogłabyś wstąpić do Armii.

- Nie sądzę. Nie mam tak niezłomnej wiary. I nie mogłabym chodzić w

mundurze. Poza tym mam dość pracy przy matce, Hildzie i chłopcach. Hilda niedługo

urodzi i będę musiała jej pomagać.

- Czy ojciec dziecka nie zamierzał jej wspierać? - Emanuel zmarszczył brwi.

- Wciąż tak mówi - potwierdziła Elise, spuszczając wzrok. - Ale ja mam

wrażenie, że coś tu się nie zgadza.

background image

- Co masz na myśli?

- Jeśli ją kocha i chce łożyć na Hildę i dziecko, to dlaczego musimy wszystko

nadal trzymać w tajemnicy?

Emanuel zamyślił się i przygryzł wargi.

- W dalszym ciągu nie wolno wam mówić, kim on jest? Elise pokręciła głową.

- Ale ja i tak mam ochotę to zrobić. Może ty mnie uspokoisz.

- Możesz być pewna, że to zostanie między nami. Będę milczał jak grób.

- To pan Paulsen. Majster. Zauważyła od razu, że ta informacja wprawiła go w

osłupienie, i od razu pożałowała, że to powiedziała.

- To niemożliwe - szepnął. - Pan Paulsen ze wzgórza Aker? Majster, który

mieszka niedaleko mnie?

Elise przytaknęła.

- Ale... ale... Jak... to znaczy, czy on... czy on zrobił coś... Elise od razu

pokręciła głową.

- Hilda na wszystko się zgodziła, twierdzi, że on kocha ją, a ona jego.

- Prządkę? Szesnastoletnią?

- Niedawno skończyła siedemnaście.

- Ale... Ja nie rozumiem, jak...

- Ja też nie. Nie myśl już o tym, Emanuelu. Widzę, że dziwi cię to tak samo

jak mnie. Wszystko się wyjaśni, gdy dziecko przyjdzie na świat.

Emanuel wziął głęboki oddech.

- Może jednak wcale nie będzie tak źle. On jest chyba bardzo bogaty, nie ma

dzieci, jest wdowcem. Jeśli rzeczywiście chce wziąć na siebie odpowiedzialność za

Hildę i dziecko, jeśli się z nią ożeni, gdy Hilda będzie pełnoletnia, to będzie to dla

ciebie pewna ulga. Masz dość kłopotów z utrzymaniem braci.

- Ja też tak myślę. On jej już dał pieniądze na jedzenie.

- Miło to słyszeć. „Gdy deszcz pada na proboszcza, na wikarego też coś

kapnie”. Wy też coś na tym skorzystacie.

Elise pokiwała głową, nie patrząc na niego. Nie zamierzała mu mówić, że

Hilda chce przeznaczyć te pieniądze na coś innego.

- Martwisz się, że Johan zerwał zaręczyny? - zapytał cicho i ostrożnie.

- Tak. Myślę, że ktoś na niego wpłynął. Nigdy by tego nie zrobił, gdyby ktoś

nie wmówił mu czegoś, co nie jest prawdą, albo nie wpłynął na niego w inny sposób.

- Próbowałaś jeszcze raz napisać i wyjaśnić, że między nami nic nie ma?

background image

- Nie, ale zamierzam to zrobić.

- Zrób to, Elise. Nie odzyskasz spokoju, jeśli nie spróbujesz.

- I ty to mówisz? - Spojrzała na niego ze zdumieniem.

- Trzeba wiedzieć, na czym się stoi.

- Może masz rację. - Elise pokiwała głową w zamyśleniu. - Cieszę się, że

jesteś moim przyjacielem, Emanuelu, i że mogę z tobą porozmawiać również o tym.

Przez chwilę siedzieli w milczeniu, obserwując kipiące dokoła życie i

popijając sok. Po chwili Emanuel odchrząknął, w/raźnie zakłopotany.

- Jest coś, nad czym się zastanawiam, ale nie bardzo wiem, jak zapytać.

Rzuciła mu czujne spojrzenie.

- Udało ci się jakoś pogodzić z tym, co się stało?

Elise poczuła, że świat zawirował wokół jej głowy. Spuściła wzrok, nie mając

odwagi spojrzeć na niego.

- Chyba tak - szepnęła.

- Rozmawiałem z jedną z sióstr z Armii. Nie powiedziałem oczywiście, o kogo

chodzi - dodał pośpiesznie. - Ona często spotyka dziewczęta, które przeżyły coś

takiego, i rozmawia z nimi. Twierdzi, że to pomaga.

- Ja nie chcę z nikim rozmawiać.

- Nawet ze mną?

- Przecież jesteś mężczyzną. - Spojrzała na niego z przerażeniem.

- Przywykłem do rozmów z bardzo różnymi ludźmi. - Zakasłał i spuścił

wzrok.

- Nie budzę w tobie odrazy? To znaczy... Kiedy myślisz, jak... - Umilkła i

zamrugała oczami, bo płacz jej ściskał gardło.

Przysunął swoje krzesło bliżej i objął ją ramieniem.

- Miałbym stracić do ciebie sympatię z powodu krzywdy, którą ktoś ci

wyrządził? Najchętniej zabiłbym tego człowieka.

Elise podniosła się i powiedziała przez łzy:

- Chyba chciałabym już pójść do domu. Dziękuję za sok. W tej samej chwili

usłyszeli wołanie Pedera:

- Elise, patrz, co wygrałem!

Elise wyprostowała się i zmusiła twarz do uśmiechu.

- Wygrałeś? - powtórzyła, nic nie rozumiejąc.

- Znalazłem na ziemi dziesięć ore i kupiłem sobie los. Patrz tylko, co

background image

dostałem.

W dłoniach trzymał jasnożółtego pluszowego misia.

- To miś! - wykrzyknął Emanuel. Elise musiała się uśmiechnąć. Peder przytulił

miękką maskotkę.

- Jest mój. Dam mu imię i będę go zawsze miał przy sobie.

- Mówisz jak dziecko. - Kristian obrzucił misia pogardliwym spojrzeniem. -

Chyba nie zaczniesz też bawić się lalkami, co?

- Przestań, Kristian, pozwól Pederowi nacieszyć się swoją wygraną. Ale

chodźcie już, chłopcy, musimy wracać do domu. Zrobiło się późno.

Chłopcy pobiegli przodem, a Elise i Emanuel ruszyli za nimi.

- Przykro mi, że o tym wspomniałem, Elise - powiedział cicho Emanuel.

- Nic nie szkodzi.

- Postaraj się zapomnieć.

Łatwo ci mówić, pomyślała Elise. Jutro musi się zacząć, dodała w duszy z

desperacją. Miesiączka będzie już o dwa tygodnie spóźniona.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Siedemnastego maja pięknie świeciło słońce i było bardzo ciepło. Święto

wypadło w środę, ale w fabryce skończyli pracę już o szóstej, tak jak w soboty. Elise

wybrała się do miasta, żeby popatrzeć na ludzi.

Najchętniej zostałaby w domu ze swoimi ciężkimi myślami, ale uznała, że

powinna wiedzieć, co się wydarzy w tak szczególny dzień. Zwłaszcza ze względu na

chłopców.

Nigdy nie słyszała, by ludzie wkładali tyle serca w śpiewanie pieśni

narodowych Tak, my kochamy ten kraj i Niech Bóg błogosławi naszej drogiej

ojczyźnie. Nie mówiąc już o patriotycznej pieśni, którą napisał Per Sivles, Chcemy

mieć swój kraj, po której grano starego marsza, którego uczyła się kiedyś w szkole i

który za sprawą swego szybkiego, radosnego rytmu wydawał się doskonałą

przygrywką do powstania przeciwko Szwecji.

Wszędzie powiewały norweskie flagi, a w Akershus Christian Michelsen

przemawiał podobno na tle norweskich barw narodowych i napisu: „1814 - 17 maja -

1905”. Na Lovebakken i Birkelunden śpiewały chóry. Wydawało się, że wszyscy

czują, że to będzie szczególny dzień. Co się stanie za rok? - pomyślała Elise. Czy

Norwegia będzie wolnym i niepodległym krajem?

background image

To, co działo się dokoła, zajmowało ją jednak tylko przez chwilę. Myślą

wracała bowiem ciągle do tego, co najprawdopodobniej działo się teraz w jej

własnym ciele.

Nie straciła jeszcze nadziei. Dopiero na początku lipca sprawa będzie

przesądzona. Mało prawdopodobne, by miesiączka opóźniła się bez powodu o cały

miesiąc.

Niepokój sprawiał jej dotkliwy ból. Utrudniał jej zasypianie wieczorami,

ciążył strasznie całymi dniami. Od czasu do czasu przekonywała sama siebie, że to

tylko nerwy i brak jedzenia, ale niepokój ciągle powracał.

Starała się unikać Emanuela, nie mogła znieść jego badawczego spojrzenia,

nie mogła znieść myśli, że wszystko odgadł i zrozumiał. Nie mogła też przebywać w

towarzystwie Hildy w obawie, że się przed nią zdradzi. Nikt nie może o tym wiedzieć.

Ż

adna żywa dusza. Jeśli zdarzyło się to, czego się obawia, będzie musiała coś

przedsięwziąć...

Odsuwała od siebie tę myśl, nie potrafiła jej udźwignąć, nie potrafiła jej

pomyśleć do końca.

Emanuel zaproponował, żeby po południu poszli razem z chłopcami do

miasta, ale Elise odmówiła. Wykręciła się bólem głowy i pozwoliła, by poszedł sam z

chłopcami. W szkole nie było lekcji, mogli więc wyruszyć jeszcze przed jej

przyjściem z fabryki. Nie chciała się przy nim rozpłakać nagle bez powodu, jak to się

jej zdarzało w ciągu dnia. Płacz przychodził bez ostrzeżenia i nie potrafiła wówczas

powstrzymać łez. Wtedy chciała być sama.

Pragnęła zobaczyć się z Agnes, nie mogła już dłużej dźwigać sama tych

przerażających myśli. Agnes miała wiele przyjaciółek i znała życie. Może zna także

ten adres na Mollergata...

Znów serce jej się ścisnęło. Słyszała, że to niebezpieczne. Mogła się

wykrwawić na śmierć. Albo stracić możliwość rodzenia dzieci.

Ale urodzić dziecko tego potwora... Gdy o tym myślała, wydawało jej się, że

tonie w bagnie. Nie, to była myśl nie do zniesienia.

Usłyszała, że jakieś dzieci krzyczą „hurra!”, i zobaczyła je, gdy dotarła na

szczyt wzgórza. Wymachiwały chorągiewkami i udawały, że idą w świątecznym

pochodzie. Przez pierwsze dziewiętnaście lat, od kiedy dzieciom pozwolono

uczestniczyć w pochodzie z okazji święta narodowego, uczestniczyli w nim tylko

chłopcy, ale od szesnastu lat, od 1889 roku, mogły iść także dziewczęta, tyle że nie z

background image

chorągiewkami, a z wieńcami kwiatów.

Łopotały czerwone flagi z biało - niebieskim krzyżem, bez szwedzkich barw,

ż

ółtej i niebieskiej, w rogu. Trochę to potrwa, nim wszyscy się do tego przyzwyczają.

Do Elise nie dotarło jeszcze całkiem, że Norwegia będzie od tej pory wolnym krajem,

ż

e nikt obcy nie będzie decydował o ich losie.

W następnej chwili znów opanowały ją te straszne myśli. Co będzie z

Pederem, jeśli ona tego nie przeżyje? Przypomniała sobie, jak się bał, gdy opowiadała

mu o ludziach, którzy emigrują do Ameryki. Lękał się, że ona też wyjedzie. Był od

niej całkowicie uzależniony, przynajmniej do powrotu matki.

I jak matka sobie bez niej poradzi?

Doszła już do domu Carlsenów, ale zawahała się przez chwilę, nim ośmieliła

się popchnąć bramę z kutego żelaza i wejść. Z obfitej południowej rabatki płynął

słodki zapach kwiatów. Gdy Elise zerknęła w tamtą stronę, ujrzała całą gamę jasnych

kolorów. Drzewko owocowe było już obsypane kwieciem, a na żywopłocie złociły się

ż

ółte pąki. Gdybym mogła zamieszkać w takim pięknym miejscu, pomyślała i zaczęła

trochę rozumieć decyzję Agnes. I cóż z tego, że pracuje nawet po dziewiątej

wieczorem i ma wolną tylko co drugą sobotę, skoro może mieszkać w pięknym domu

z ogrodem.

Minęła masywne drzwi frontowe, modląc się, by nikt się w nich nie pojawił, i

pobiegła do kuchennych schodów. Dom miał tylko dwie kondygnacje i mansardę.

Gdy była tu ostatnio, było ciemno, dopiero teraz zobaczyła, że dom ma wykusz i dwie

kolumny po obu stronach drzwi, a także lśniące, kolorowe szybki w oknach werandy.

Prezentował się tak wspaniale, że Elise przypomniała sobie wielkopański dom, który

widziała kiedyś na zdjęciu w „Norweskim Magazynie Rodzinnym”.

Dziewiąta już minęła. Elise była tego pewna, bo spytała o godzinę jednego z

przechodniów. Agnes chyba skończyła już pracę. Ze stajni wyszedł jakiś człowiek.

Pewnie woźnica.

- Przepraszam - zaczęła - przyszłam w odwiedziny do mojej przyjaciółki, która

jest tu służącą...

- W takim razie możesz pójść ze mną, bo idę właśnie do kuchni - przerwał jej

z uśmiechem. Wyglądał bardzo przyjaźnie.

Gdy weszła do kuchni, znajdującej się na piętrze, uderzyła ją biel ścian. Pod

sufitem paliła się elektryczna lampa, a Agnes stała przy piecu i mieszała w garnku, w

którym gotowało się mleko, obok coś kipiało w drugim rondlu.

background image

Agnes miała włosy upięte wysoko na karku, przesłonięte śnieżnobiałym

czepkiem, fartuch był wykrochmalony i równie biały. Gdy usłyszała, że ktoś wchodzi,

obróciła w stronę drzwi czerwoną, zaaferowaną twarz, a na widok Elise jeszcze

bardziej się zarumieniła.

- Pani chce się jeszcze napić gorącego mleka z miodem - wyjaśniła pełnym

zdenerwowania głosem, wyjmując jednocześnie wielki słój z konfiturami z

ocynkowanej wewnątrz szafki chłodniczej i spoglądając nerwowo na jakieś dziwne

urządzenie, wiszące na ścianie. - Zdaje się, że nie pracuję wystarczająco szybko. To

urządzenie pokazuje, do którego pokoju mam pójść.

Woźnica mrugnął do Elise.

- Pani nie wie, ile srok musi trzymać za ogon służąca - powiedział cicho.

Elise spojrzała na dziwną lampę. Teraz zauważyła, że są na niej różne cyfry i

ż

e lampa oświetla właśnie jeden z nich. Woźnica zauważył chyba, na co Elise patrzy.

- Piątka to biblioteka. Pani siedzi tam zazwyczaj wieczorem ze swoim

małżonkiem.

Elise nie ruszyła się z miejsca, podczas gdy Agnes nalała do dzbanka gorącego

mleka, dodała miód i znikła w korytarzu. Gdy wreszcie wróciła, zdjęła fartuch i

czepek.

- Wreszcie jestem wolna - powiedziała, ocierając pot z czoła. - Chodź,

pójdziemy do mojego pokoju.

Otworzyła drzwi w drugim krańcu kuchni i weszły do niewielkiego, wąskiego

pokoiku, z oknami na północ. Panował w nim chłód, bo słońce tu nigdy nie zaglądało.

Ś

ciany pomalowano na kolor ciemnoniebieski, w oknie wisiały haftowane białe

zasłonki.

- Tak się cieszę, że mogłaś przyjść, Elise. - Agnes padła wycieńczona na

wąskie łóżko. - Czekałam na ciebie. Boże, jaka jestem zmęczona. - Przygładziła

włosy dłonią i głośno westchnęła. - Ta kobieta mnie kiedyś dobije. - Agnes zasłoniła

sobie usta i z przerażeniem w oczach zerknęła w stronę drzwi. Obie wstrzymały

oddech. Gdy Agnes się upewniła, że w kuchni nikogo nie ma, powiedziała szybko: -

Siadaj, mam ci tyle do opowiedzenia.

Elise usiadła obok przyjaciółki. Pod oknem stało wprawdzie krzesło z

wiklinowym oparciem, ale na nim leżała sterta ubrań. Na ścianie wisiało niewielkie

lustro, a w kącie stała komoda z trzema szufladami.

Pokój wyglądał biednie w porównaniu z resztą domu, ale Elise uważała, że

background image

Agnes ma wielkie szczęście, mając pokój tylko dla siebie.

- Byłam na górze, w jego mansardzie, Elise. Wiele razy.

- Naprawdę?

- Kilka razy z nim rozmawiałam. Poza tym sprzątam u niego. Piorę mu także

ubrania. Kiedy nie ma go w domu, zanurzam twarz w jego koszulach i wdycham jego

zapach - dodała tak namiętnym głosem, że Elise poczuła się bardzo niezręcznie.

- Nie boisz się, że mógłby cię zaskoczyć?

- Nie zrobi tego. Wiem, kiedy go nie ma w domu. Chwile, które spędzam na

górze, wynagradzają mi tę harówkę.

Elise spojrzała badawczo na przyjaciółkę.

- Harówkę? Jest aż tak źle? Agnes pokiwała głową.

- Nie rób tego co ja, Elise - powiedziała z nieoczekiwaną siłą w głosie. - To

niewolnicza praca. O szóstej rano muszę napalić we wszystkich piecach, a zaraz

potem biegnę do pralni, żeby wygotować bieliznę, która moczyła się od poprzedniego

wieczoru. Potem wracam na górę, żeby przygotować śniadanie. Każdy garnek,

którego używam, muszę starannie wyszorować piaskiem i wygładzić kredą, zanim

będzie można znów postawić go na piecu. Gdy uporam się ze zmywaniem po

ś

niadaniu, znów biegnę do piwnicy, żeby wypłukać bieliznę, wylać wodę i wszystko

wyżąć. Gdy skończę, zanoszę ciężką balię z mokrą bielizną z piwnicy na samą górę i

wieszam na sznurach na strychu. - Mówiła tak szybko, że brakowało jej tchu, ale

najwyraźniej chciała mówić dalej. - Gdy wracam do kuchni, zjawia się lodziarz z

dostawą lodu i muszę podać mu kawę. Ledwo naleję mu kawy, zjawia się pani z listą

zakupów i zaczynam biegać od mleczarza do rzeźnika, od sklepu z kawą do

pasmanterii, potem na pocztę i po ryby, do piekarni i apteki. Nie masz pojęcia, ile oni

kupują. Chyba śpią na pieniądzach.

Elise słuchała ze zdumieniem.

- Nogi mi odpadają od tego biegania - ciągnęła Agnes. - Ale gdy wrócę do

domu, muszę wszystkie zakupy posegregować, coś zanieść do piwnicy, coś do jadalni,

resztę do szafek na jedzenie. Ledwo skończę, już biegnę na strych, żeby zdjąć pranie,

które już wyschło, i znieść je do maglownicy, która stoi w piwnicy. Pokojówka

pomaga mi wyciągać prześcieradła, obrusy i takie rzeczy. Na szczęście.

- Mają też pokojówkę? - Elise spojrzała na przyjaciółkę ze zdumieniem.

- Tak, ale to dla mnie nie ma znaczenia, bo to ja zajmuję się najgorszą robotą.

Karolinę, córka państwa domu, ta, o której mi wspominałaś, jest strasznie

background image

rozpieszczona. Muszę sprzątać w jej pokoju, wieszać suknie do szafy, składać inne

rzeczy. Nie uwierzyłabyś własnym oczom, gdybyś zobaczyła, ile ona ma sukni. -

Agnes wzięła głęboki oddech. - Jeśli myślisz, że to już koniec, to się mylisz. Gdy

skończę maglować i prasować, muszę wyszorować tylne schody i podłogę w kuchni,

nakryć do stołu w jadalni, nastawić ziemniaki, dołożyć do pieca, wypatroszyć ptaka

albo rybę. Dopiero gdy podam obiad i pozmywam, mogę przez chwilę odetchnąć, a

potem znów to samo.

- Myślę, że mimo wszystko masz tu lepiej niż w fabryce. Agnes pokiwała

głową.

- Wieczorem muszę wyczyścić wszystkie lampy parafinowe, wyszorować

srebro i miedź, zacerować i załatać, co trzeba. Na końcu przygotowuję sypialnie,

zdejmuję narzuty z łóżek, odchylam pierzyny, ustawiam pantofle pani i pana. Zanim

pójdę do siebie, muszę życzyć im dobrej nocy i zapytać, czy nie życzą sobie czegoś

jeszcze. - Opadła na poduszkę i jęknęła. - Czy to dziwne, że jestem wykończona?

Czasami żądają, żebym pracowała do północy. Co oni sobie myślą, z czego ja jestem

zrobiona? Wydaje im się może, że jestem maszyną parową?

Elise wiedziała, że służące bardzo długo i bardzo ciężko pracują, ale nie

przypuszczała, że jest aż tak źle. Spojrzała ze współczuciem na przyjaciółkę.

- Może szef pozwoli ci wrócić do pracy? Agnes gwałtownie pokręciła głową.

- Chcę być tam, gdzie Emanuel.

Elise wiedziała, że powinna zachować ostrożność.

- Obyś się tylko nie rozczarowała.

Agnes gwałtownym ruchem podniosła się z poduszek i syknęła:

- Ciągle to powtarzasz. Nic nie rozumiesz, Elise. Jesteś całkiem zielona, jeśli

chodzi o mężczyzn. Każdy normalny mężczyzna da się w końcu skusić. Muszę tylko

być cierpliwa i trzymać się z dala od tej jędzy Karolinę. Ona jest zakochana w

Emanuelu i wodzi za nim jastrzębim wzrokiem.

- Domyśliła się, dlaczego przyjęłaś tę posadę?

Agnes odwróciła wzrok, jej głos natychmiast Zrobił się cichszy.

- Weszła kiedyś na górę, gdy byłam u Emanuela. Twierdziła, że chce pożyczyć

książkę. Kiedy mnie zauważyła, zapytała ze złością, co tam robię. A przecież nic jej

do tego, jak spędzam swój wolny czas.

Elise zwlekała chwilę z odpowiedzią.

- Chyba powinnaś być ostrożna. Jeśli chcesz zachować posadę.

background image

- Nie sądzisz chyba, że dam sobą rządzić jakiejś rozpuszczonej,

rozkapryszonej tatusinej córeczce - wybuchnęła Agnes.

- Ale wszystko zależy od jej ojca.

Agnes uśmiechnęła się dziwnie i zagadkowo.

- Otóż to.

Elise rzuciła jej pytające spojrzenie, ale Agnes od razu zmieniła temat.

- Byłaś dziś w mieście i widziałaś obchody Siedemnastego Maja? Elise

pokiwała głową.

- Wiesz może, że Emanuel Ringstad zabrał ze sobą Pederà, Kristiana i Everta?

- Tak, i o to właśnie chciałam cię zapytać. Dlaczego to zrobił?

- Pewnie mu ich żal - wzruszyła ramionami Elise. - Większość dzieci ma

matkę albo ojca, którzy się nimi zajmują.

- Myślę, że on zadziwiająco często odwiedza Andersengàrden. Poluje na

ciebie czy na Annę?

Elise zrozumiała, że to jest żart, więc się uśmiechnęła.

- Zniósł któregoś dnia Annę na dół, nad rzekę. Wyszła na dwór pierwszy raz

od zeszłego lata.

- O tym też opowiadał - pokiwała głową Agnes. - Ludzie zaczynają się pewnie

zastanawiać, dlaczego on to robi.

Elise splotła palce i spuściła wzrok. Zaraz będzie musiała to powiedzieć...

- Agnes... Pamiętasz, o czym rozmawiałyśmy, gdy byłam ostatnio u ciebie?

Agnes spojrzała na nią od razu.

- Tak.

- Myślę, że jednak miałam pecha... - Unikała spojrzenia przyjaciółki.

- Żartujesz. - Agnes naprawdę się przeraziła.

- Powinnam mieć miesiączkę już przeszło dwa tygodnie temu.

- Czasem się zdarza opóźnienie.

- Wiem.

- Nie martw się na zapas, Elise. U mnie też kiedyś przyszła z opóźnieniem i

strasznie się bałam.

Elise spojrzała przelotnie na Agnes. Zaczęła się zastanawiać, ilu mężczyzn

miała Agnes przez te wszystkie lata.

- Mam takie okropne przeczucie, że mi się to przytrafiło.

- Wmawiasz to sobie. Na razie i tak nic byś nie zauważyła. Elise z trudem

background image

przełknęła ślinę, niepokój znów powrócił.

- Wydaje mi się, że mam poranne mdłości.

- Jesteś pewna? - Agnes posłała jej przerażone spojrzenie.

- Nie wymiotowałam, ale mam mdłości.

- Może ze strachu.

- Staram się tak myśleć.

- Ale może masz powody, żeby się bać. Wielkie nieba - dodała z

westchnieniem. - Jeśli to prawda, Elise, to wiesz, co masz zrobić.

- Między innymi dlatego tu dziś przyszłam.

- Dobrze to przemyślałaś? - Agnes zniżyła głos do szeptu. - Wiesz, że to

niebezpieczne?

Elise pokiwała głową.

- Tak się boję, Agnes. Peder jest ode mnie całkowicie uzależniony i wiem, że

ze względu na niego nie powinnam ryzykować, ale nie mogę znieść myśli, że... -

urwała, walcząc ze łzami. - Nie mogę mieć dziecka z tym barbarzyńcą, z tym

brutalnym idiotą. - Ukryła twarz w dłoniach i wybuchnęła płaczem.

Agnes objęła ją ramionami.

- Nie płacz, Elise. Znam wiele dziewcząt, które to zrobiły. Wszystkie przeżyły.

Poza tym na razie nic nie wiadomo. Może niedługo przyjdziesz do mnie i będziesz się

ś

miała ze swojego strachu. Człowiek szybko zapomina takie straszne rzeczy.

Elise otarła łzy rękawem.

- Ale jeśli moje podejrzenia się potwierdzą, powiesz mi, dokąd mam pójść?

- Możesz mi zaufać - powiedziała Agnes. - Problem w tym, że to kosztuje.

Elise spojrzała na nią z przerażeniem.

- Dużo?

- Dość dużo. Ale nie myśl o tym na razie. Nie ma do czego się śpieszyć.

Musisz zaczekać do następnego terminu.

- Nie wiem, czy wytrzymam tak długo. Nie mogę nawet spać.

- Możesz tu przychodzić i wziąć na siebie trochę moich obowiązków, a

będziesz spała jak kamień.

- Zupełnie cię nie rozumiem, Agnes. Wybrać taką harówkę tylko po to, by

czasem widywać Emanuela Ringstada?

- Nigdy nie byłaś zakochana? - roześmiała się Agnes.

- Byłam, w Johanie. Ale zaczynam się zastanawiać, czy przeżywałam to

background image

wystarczająco silnie, gdy ciebie słucham.

- W dalszym ciągu chcesz na niego czekać?

- Mówiłam ci, że zerwał zaręczyny.

- Jeśli cię dobrze znam, to i tak będziesz na niego czekać.

- Chcę przynajmniej napisać do niego jeszcze raz.

- No tak, wiesz, co ja o tym myślę, więc nie muszę nic mówić.

- Jednak spróbuję, Agnes. Powinnam już iść. Chłopcy pewnie już dawno

wrócili do domu.

Ledwo przeszła przez bramę, ujrzała ciemną postać nieco niżej na drodze.

Mężczyznę w mundurze. Przez chwilę miała ochotę udać, że go nie widzi, ale

zorientowała się, że Emanuel ją poznał. Na dworze wciąż było jasno.

Uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Byłaś u Agnes? Przytaknęła.

- Dziękuję, że zabrałeś ze sobą chłopców. Byli zachwyceni.

- To ważne, by dzieci też poczuły to pragnienie wolności. - Zatrzymał się i

zmierzył ją spojrzeniem. - A ty nie miałaś ochoty. - Zabrzmiało to jak konstatacja, a

nie pytanie.

- Głowa mnie bolała.

- Ale już ci przeszło.

Poczuła, że się rumieni, i spuściła wzrok.

- Chodź, odprowadzę cię do domu.

- To niepotrzebne. Jest jeszcze jasno.

- Chciałbym z tobą porozmawiać.

Nie zaprotestowała i ruszyli razem w stronę chodnika.

- Peder mówi, że się ostatnio dziwnie zachowujesz. Płaczesz.

- Peder mówi różne rzeczy.

- Rozumiem, że nie chcesz mi o tym opowiedzieć.

- Nie ma o czym opowiadać. Nie odpowiedział.

Elise zrozumiała, że jej nie uwierzył, bo zaczął mówić o czymś innym.

- Napisałem do rodziców, że za jakiś czas przywiozę ze sobą gości w

niedzielę.

- I co oni na to?

- Na pewno się ucieszą. Oboje bardzo lubią dzieci. Pomyślałem, że

moglibyśmy zabrać także Everta.

background image

Elise zrobiło się cieplej na sercu. Evert będzie zachwycony. Obym tylko ja nie

była pewna swojego nieszczęścia do tego czasu, pomyślała i poczuła, że znów ogarnia

ją niepokój.

- Zdecydowałeś już, kiedy to będzie?

- Chciałem zaproponować wam niedzielę za dwa i pół tygodnia. Bo w dwie

najbliższe niestety nie mogę.

Elise przeszył zimny dreszcz. Wtedy już będzie miała pewność.

- Zobaczymy. - Ledwo dobyła z siebie głos. Obrócił się ku niej zaniepokojony.

- Nie masz ochoty?

- Oczywiście, że mam. Evert podskoczy z radości, a Peder i Kristian już się

cieszą.

- A ty?

- Ja... ja... Agnes będzie zazdrosna i wścieknie się na mnie.

- Nie to chciałaś powiedzieć. Co się z tobą dzieje, dlaczego nie wiesz, czy

masz ochotę na wyjazd, czy nie? Z powodu Johana? Boisz się, że on się o tym dowie i

uzna to za potwierdzenie plotek, które słyszał?

Pośpiesznie pokiwała głową.

- Wówczas będzie przekonany, że między nami coś jest. Emanuel nie

odpowiedział i przez dłuższy czas szli w milczeniu.

- Jeśli zupełnie nie masz ochoty, mogę zabrać samych chłopców - powiedział

w końcu. - Ale martwi mnie to. Dobrze by ci zrobiło, gdybyś się na chwilę od

wszystkiego oderwała, pomyślała o czymś innym. Jestem pewien, że będziesz

zachwycona, gdy zobaczysz dwór. Jest pięknie położony na wzgórzu, z widokiem na

wszystkie strony. Matka kocha kwiaty, podobnie jak ty. Mnóstwo ich zasadziła i

zasiała. W ogrodzie mamy altanę, gdzie sobie siedzimy i pijemy kawę, a tuż koło

werandy rośnie ogromna wiśnia, która na pewno będzie obsypana kwiatami, gdy

przyjedziemy.

Elise ze smutkiem pokręciła głową.

- Źle mnie zrozumiałeś, Emanuelu. To, o czym mówisz, to raj. Tylko że ja

mam tyle kłopotów. Hilda może urodzić lada moment, nie wiem, kiedy mama wróci z

sanatorium.

- Możesz przynajmniej obiecać, że pojedziesz, jeśli Hilda jeszcze nie urodzi, a

mama nie wróci do domu?

- Mogę - przytaknęła Elise. - I bardzo dziękuję. Myślę, że możesz już wrócić

background image

do domu. I Agnes, i Karolinę będą złe, jeśli się dowiedzą, że mnie odprowadziłeś.

- Uważasz, że powinienem być im posłuszny? Elise musiała się uśmiechnąć.

- Może powinieneś to zrobić, żeby w domu był spokój. Emanuel się zatrzymał.

- Do widzenia, Elise. Mam nadzieję i wierzę, że znów będziesz radosna, czas

leczy rany.

Pokiwała głową, idąc dalej. Gdyby on wiedział...

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Gdy w sobotę Elise wróciła do domu, znalazła w drzwiach karteczkę ze

starannym pismem Emanuela:

Droga Elise!

Załatwiłem sprawy tak, że jednak mogę jutro wyjechać. Przyjdę po was o 8

rano i pójdziemy razem na stację, żeby wsiąść do pociągu w stronę Eidsvold. Podróż

trwa mniej więcej godzinę.

Pozdrawiam Emanuel

Zerknęła na liścik. Emanuel uważał za oczywiste, że ona chce i może jechać.

Nawet nie zapytał.

Pewnie, że ma ochotę, a chłopcy wręcz oszaleją z radości. Zamyśliła się.

Wciąż jeszcze mogła mieć nadzieję, że napad nie będzie miał przykrych

konsekwencji... Mogła przeżyć beztrosko jeszcze jeden dzień, gdyby tylko zdołała

przezwyciężyć niepokój. To będzie dla wszystkich wspaniałe przeżycie, może

najwspanialsze z dotychczasowych. Nie wolno jej niszczyć tego dnia, zamartwiając

się tym, co nie musi się zdarzyć.

Usłyszała czyjeś kroki na schodach i obróciła się. Po chwili ujrzała niesforną

grzywkę Pedera.

- Dlaczego tu stoisz, Elise?

- Czytam wiadomość od kapitana Ringstada. Pyta, czy chcemy jutro pojechać

do jego domu na wsi. Evert mógłby wybrać się z nami.

- Naprawdę? - Twarz Pedera rozjaśnił radosny i promienny uśmiech.

Przyśpieszył kroku i zaraz był koło niej. - Naprawdę? Będziemy mogli pojechać? Stać

nas na to, Elise?

- Kapitan Ringstad zafunduje nam podróż.

- Naprawdę? Jak to możliwe? Czy ci, co pracują w Armii, mają pieniądze?

- Nie, nie zarabiają tam wiele, ale jego ojciec jest zamożny. Może daje mu

background image

trochę pieniędzy od czasu do czasu.

- Kiedy pojedziemy?

- Pan Ringstad będzie tu jutro o ósmej rano i pójdziemy razem na stację

kolejową. Mógłbyś zejść do pani Berg i zapytać, czy puści z nami Everta? Powiedz,

ż

e wrócimy do domu jutro wieczorem.

Peder obrócił się na pięcie i popędził na dół.

Elise była ciekawa, jak się czuje Hilda. Jeśli coś się zmieniło w ciągu dnia, to

nie będzie mogła pojechać.

Hilda nie chodziła już ostatnio do fabryki. Miała szczęście, że pozwolono jej

pracować stosunkowo długo, wszyscy się dziwili, że przychodzi do fabryki z takim

wielkim brzuchem, ale nikt nie narzekał. Ludzie uznali zapewne, że kierownictwo

patrzy przez palce na jej brzuch, bo potrzebuje rąk do pracy. Takie sytuacje już się

zdarzały.

Elise nie zastała jednak siostry w domu. Jedzenie stało nieruszone. W balii nie

było żadnych naczyń do zmywania. Elise pokręciła głową ze zdziwieniem. Gdzie ona

jest i co robiła przez cały dzień? Chyba nie siedzi w jego biurze w środku roboczego

dnia?

W końcu usłyszała ciężkie kroki siostry.

- Spotkałam Pedera na ulicy - powiedziała od razu zdyszana Hilda, ocierając

pot z czoła. - Mówił, że jedziecie jutro pociągiem na wieś, do państwa Ringstadów.

Czy to prawda?

Elise przytaknęła z uśmiechem.

- O ile mnie nie potrzebujesz. Wrócimy do domu jutro wieczorem. Podróż

trwa godzinę w jedną stronę.

- Dla mnie to bez różnicy. I tak nie będzie mnie w domu.

- Muszę pójść i powiedzieć mamie, że jej jutro nie odwiedzimy. Jesteś pewna,

ż

e z tobą wszystko w porządku? To znaczy, czy nic nie wskazuje na to, że wkrótce

urodzisz?

Hilda pokręciła głową.

- Nie denerwuj się. Jestem w dobrych rękach.

Nic więcej nie powiedziała, a Elise się nie dopytywała.

Tego wieczoru zarówno Elise, jak i chłopcy mieli kłopoty za zaśnięciem.

Uwierzyć nie mogli, że pierwszy raz w życiu pojadą pociągiem.

Elise dostała nawet kolki z nerwów. Targały nią na przemian lęk i

background image

podniecenie, a odgłosy dochodzące z łóżka chłopców wskazywały na to, że oni

przeżywają to samo. W jej głowie kłębiły się historie, o których słyszała lub czytała.

Czy nie zdarzyło się kiedyś, że zepsuły się hamulce w pociągu i wagon przejechał

przez miasto jak meteor w stronę głównej stacji? A gdyby tak zaspała i obudziło ją

dopiero pukanie Emanuela? Wtedy pewnie by się spóźnili. Wprawdzie codziennie

wstaje o piątej, czy idzie do fabryki, czy też nie, ale ból brzucha zapewne nie pozwoli

jej dziś zasnąć.

Musiała jednak w końcu zasnąć i obudziła się, gdy na dworze było jeszcze

ciemno. Na wszelki wypadek wstała, żeby znów nie zapaść w sen. Gdy paliła w piecu,

ż

eby ugotować owsiankę na śniadanie, przydreptał Peder. Ziewał szeroko i nie mógł

otworzyć oczu.

- Usłyszałem, jak hałasujesz pogrzebaczem.

- To jeszcze nie ranek, Peder.

- Nie mogę spać. Coś mnie łaskocze w brzuchu.

- W takim razie umyj się i włóż niedzielne ubranie.

W tej samej chwili znów się otworzyły drzwi do sypialni i stanął w nich

Kristian.

- Już jedziemy?

Zdążyli właśnie zjeść i przygotować się do wyjścia, gdy drzwi do sypialni

znów się otworzyły. Hilda wystawiła głowę do kuchni.

- Możesz pożyczyć mój kapelusz, Elise. Nie pojedziesz przecież w tym starym

kapeluszu po matce. - W ręce trzymała nowy kapelusz, jasny, słomkowy, z kwiatami.

Elise osłupiała.

- To twój kapelusz?

- Oczywiście, że mój. Myślisz, że go ukradłam? Masz, weź. Weź też torebkę i

białe rękawiczki. Nie możesz pojechać do rodziców pana Ring - stada w takim stroju.

Elise nie zdołała się oprzeć pokusie. Zerwała z głowy stary kapelusz i

przymierzyła nowy. Z torebką, w białych rękawiczkach czuła się innym człowiekiem.

Pod bramą czekali już na nich Emanuel z Evertem. Evert miał wyszorowaną

na glans buzię, jak mawiał Peder, nowe łaty na marynarce i spodniach, był schludny i

uczesany.

Emanuel uśmiechnął się ze zdumieniem na widok Elise.

- Nowe rzeczy?

- Hilda mi pożyczyła kapelusz, torebkę i rękawiczki.

background image

- Ładnie z jej strony.

- Spał pan dziś w nocy, panie Ringstad? - Peder rzucił mu promienne

spojrzenie.

- Pewnie, że spałem - roześmiał się Emanuel. - A ty nie? Peder pokręcił głową.

- Motyle mi tańczyły w brzuchu. I jeszcze tam są. Emanuel znów się

roześmiał.

- Pierwszy pociąg został skonstruowany pięćdziesiąt lat temu i wiele osób

twierdziło, że to będzie pierwszy i ostatni pociąg w Norwegii. Ludziom nie podobał

się pęd, hałas ani dym, całe miasto czuło się zagrożone przez tego potwora. Ale

imponowało im to, że można dojechać z Kristianii do samego Eidsvold w dwie

godziny. Teraz pociąg jeździ aż do Hamar.

Wszyscy chłopcy patrzyli na niego szeroko otwartymi oczami.

Gdy dotarli do Dworca Wschodniego, pociąg już czekał. Kristian chciał przede

wszystkim obejrzeć wspaniały parowóz, a Peder i Evert nie mogli się doczekać, kiedy

wsiądą do wagonu i zobaczą pociąg od środka. Emanuel wytłumaczył im, w jaki

sposób konduktorzy przypinają się do uchwytów na zewnątrz wagonów i jak

kontrolują bilety, stojąc na platformach.

- Zimą jest tu strasznie zimno, tylko wagony pierwszej klasy są ogrzewane -

ciągnął. - Zainstalowano tam zbiorniki na gorącą wodą.

Po chwili usłyszeli gwizdek i trąbkę, a zaraz potem zobaczyli czarny dym

unoszący się nad parowozem. Lokomotywa szarpnęła wagony i pociąg się potoczył.

Chłopcy siedzieli przyklejeni do okien i co chwila pokrzykiwali z zachwytu. Elise i

Emanuel spoglądali na siebie i uśmiechali się.

- Pomyśleć, że tu naprawdę razem siedzimy. - Obrzucił ją ciepłym

spojrzeniem.

- Nie wierzyłam w to. - Od razu się zarumieniła. - To znaczy nie sądziłam, że

to tak szybko nastąpi. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam, że chodzisz w cywilnym

ubraniu - dodała szybko, żeby zmienić temat.

- Nigdy nie jeżdżę do domu w mundurze.

- Rodzice w dalszym ciągu nie zaakceptowali, że poświęciłeś swoje życie

Armii?

- Zaakceptowali, ale nie podoba im się to. Ale teraz musisz zacząć patrzeć

przez okno, Elise. Po drodze zobaczysz wiele interesujących rzeczy.

Gdy wysiedli z pociągu, rozpogodziło się i przywitało ich jasne słońce. Elise

background image

rozejrzała się po pięknym budynku stacji, ze zdobieniami na brzegach dachu, i po

peronie, na którym stało wielu podróżnych z walizami i torbami podróżnymi.

Emanuel pomachał do kogoś i gdy Elise spojrzała w tym kierunku, zobaczyła

bryczkę i konia.

- To Andreas, nasz woźnica - wyjaśnił i ruszył w stronę bryczki. Elise i

chłopcy poszli za nim z pewnym wahaniem.

Nie odezwali się nawet słowem, wsiadając do bryczki. Elise czuła niemy

zachwyt chłopców, którzy nigdy jeszcze nie byli pasażerami bryczki i nigdy nie

siedzieli w takiej pięknej bryczce. Czasami tylko udawało im się uprosić Hansena,

ż

eby pozwolił im usiąść na koźle swego skrzypiącego wozu, albo wskoczyć na wóz

rozwożący opał.

Emanuel usiadł z przodu z woźnicą i rozmawiał z nim ciągle, ale czwórka,

która przycupnęła na tylnym siedzeniu, przez całą drogę nie odezwała się nawet

słowem.

Dopiero gdy skręcili w aleję prowadzącą do wielkiego, białego domu,

Pederowi wyrwało się:

- Czy tu mieszka pemier, Elise?

- Pemier, też coś - prychnął pogardliwie Kristian. - Mówi się premier. Premier

mieszka w Kristianii, ty ośle.

- Cicho, Kristian. - Elise rzuciła mu surowe spojrzenie. - Nic dziwnego, że

Peder o to zapytał. Christian Michelsen pochodzi z Bergen. Peder mógł pomyśleć, że

to właśnie tutaj.

Emanuel obrócił się do nich z uśmiechem.

- To jest mój dom rodzinny, Peder. Tutaj spędzimy dzisiejszy dzień.

W bryczce zapadła cisza.

Elise była coraz bardziej zdenerwowana. Dlaczego, u licha, Emanuel zaprosił

ich do domu, skoro wiedział, w jakich warunkach żyją? Nie są przecież odpowiednio

ubrani, żeby się pokazywać wśród bogaczy, nie mówią w odpowiedni sposób.

Bryczka zatrzymała się na dziedzińcu i prawie w tej samej chwili otworzyły

się drzwi. Kobieta w średnim wieku, w prostej, niebieskiej obfitej sukni przewiązanej

fartuchem wyszła im na spotkanie. Emanuel zeskoczył z kozła, podszedł do niej i

uścisnął, po czym pociągnął ją w stronę bryczki.

- To jest Elise z chłopcami, mamo.

Podał rękę Elise, żeby pomóc jej wysiąść. Czerwona z zakłopotania, ujęła

background image

niezręcznie jego dłoń i zeskoczyła. Dygnęła nisko przed jego matką.

- A więc to jest Elise, o której tyle opowiadałeś. Witaj w Ringstad, Elise -

uśmiechnęła się ciepło i przywitała się najpierw z Elise, potem z chłopcami. - Na

pewno jesteście głodni po podróży. Nakryłam dla was w kuchni.

Elise spojrzała na Emanuela ze zdumieniem. Skąd jego matka mogła wiedzieć,

ż

e przyjadą?

Emanuel chyba zrozumiał jej wątpliwości, bo uśmiechnął się szeroko:

- Ojciec był w środę w mieście. Powiedziałem mu, że was dziś naj-

prawdopodobniej przywiozę.

- Jest nam naprawdę bardzo miło - wtrąciła pani Ringstad. - Brakuje nam

dzieci we dworze. Zwłaszcza teraz, gdy mamy malutkie kocięta, jagniątka i cielątka

do pokazania.

- Kociaki? - Peder szeroko otworzył oczy. - Gdzie?

- Najpierw zjemy - powiedziała pani Ringstad. - Potem wam wszystko pokażę.

Weszli do obszernej sieni i wskazano im drogę do pomalowanej na niebiesko

kuchni. Pod jedną ze ścian królował ogromny piec z wielką płytą kuchenną w rogu.

Drzwi były pomalowane na biało, a na masywnym długim stole leżał biały obrus i

stały porcelanowe nakrycia. Pewnie spodziewają się jeszcze innych gości, pomyślała

Elise z nadzieją, że chłopcy skończą jedzenie, zanim tamci się pojawią. Rozejrzała się

w poszukiwaniu mniejszego stołu, przy którym mogliby usiąść, ale niczego nie

zauważyła.

- Proszę bardzo, siadajcie. - Głos pani domu był bardzo przyjazny.

Skonfundowana Elise spojrzała na Emanuela.

- Nie rób takiej przestraszonej miny, Elise - roześmiał się. - Mama nie gryzie.

Chodź, usiądź tutaj - dodał, odsuwając dla niej krzesło.

Do Elise dotarło wreszcie, że stół był przygotowany dla nich. Spociła się ze

zdenerwowania. Chłopcy na pewno poplamią obrus, nie są przecież przyzwyczajeni

do jedzenia w takich warunkach. A co będzie, jeśli potłuką którąś z tych pięknych

filiżanek albo któryś z talerzy? Usiadła na brzeżku krzesła i zapragnęła znaleźć się

gdzieś daleko stąd.

Chłopcy byli dziwnie milczący. Pożerali wzrokiem wszystkie smakołyki,

stojące na stole, ale na szczęście nie rzucili się na jedzenie tak, jak by to zrobili w

domu. Nawet gdy pani Ringstad usiadła, zmówiła modlitwę i zaprosiła ich do

jedzenia, żaden się nie ruszył.

background image

Emanuel wziął kromkę świeżego, upieczonego w domu chleba, posmarował ją

grubo masłem i przykrył plastrem mięsa. Chłopcy śledzili każdy jego ruch. A on,

zamiast włożyć kromkę do ust, położył ją na talerzu Pedera.

- Musicie być bardzo zmęczeni po podróży, skoro żaden z was nie ma siły jeść

- zażartował.

Wtedy Kristian i Evert szybko sięgnęli po chleb, jakby się bali, że dla nich

zabraknie.

- Nie przejmujcie się Emanuelem - roześmiała się pani Ringstad. - On

uwielbia się droczyć. - Zwróciła się do Elise: - Słyszałam, że pracujesz w przędzalni.

To chyba męcząca praca.

- Jeszcze gorzej mają służące. - W tej samej chwili rumieniec oblał jej twarz,

bo przypomniała sobie, jak Emanuel mówił, że jego matka też ma kogoś do pomocy

w domu.

- Słyszałam, że sytuacja służby w mieście się zmieniła - pokiwała głową

gospodyni. - Tutaj na wsi gospodyni pracuje razem ze służbą, często tak samo ciężko,

ale podobno panie domu w mieście zaczęły zostawiać prawie wszystkie obowiązki

służbie. To bardzo smutne zjawisko.

Elise słuchała jej z wdzięcznością. Pani Ringstad na pewno zauważyła jej

zakłopotanie i starała się przyjść jej z pomocą. Wyglądała na dobrego człowieka.

- Emanuel opowiadał, że twój ojciec nie żyje, a matka ma suchoty. Wielka

odpowiedzialność spadła na twoje młode barki.

Elise spuściła wzrok i poczuła się niezręcznie. Jej sytuacja nie jest przecież

wcale gorsza niż sytuacja wielu innych dziewcząt.

- W fabryce jest wiele dziewcząt w moim wieku, które mają własne dzieci -

powiedziała głośno. - Im jest jeszcze trudniej.

Ledwo to powiedziała, ogarnęło ją przerażenie. Uderzyła ją najpierw fala

gorąca, a zaraz potem fala chłodu. Pani Ringstad chyba nic nie zauważyła.

- Być może. Może w mieście ludzie pobierają się wcześniej niż tutaj, na wsi.

Elise chciała już powiedzieć, że wiele dziewcząt nad rzeką Aker rodzi dzieci

w panieńskim stanie i że jest to dla nich jedyna radość w życiu, ale doszła do

wniosku, że lepiej zamilknąć. Zastanawiała się, czy Emanuel opowiadał matce o

Hildzie, ale gospodyni nie zadawała więcej pytań.

W sieni rozległy się ciężkie kroki, otworzyły się drzwi i do kuchni wszedł

potężny mężczyzna w średnim wieku. Miał przyprószone siwizną skronie, zmarszczki

background image

na twarzy, ale nie ulegało wątpliwości, że to przystojny i wspaniały mężczyzna. To

musiał być ojciec Emanuela.

- No proszę, mamy już naszych młodych gości! - wykrzyknął. - Matka od

wielu dni cieszyła się na wasz przyjazd.

Podszedł do stołu. Elise wstała i dygnęła, chłopcy poszli za jej przykładem i

wszyscy trzej się ukłonili. Gospodarz podał dłoń Elise.

- A więc to jest Elise Loylien, o której tyle słyszeliśmy. Witaj, moje dziecko.

Cieszę się, że wreszcie mogliście przyjechać. Emanuel nam o was opowiadał, o

wszystkim, co przeszliście.

Emanuel opowiadał tak, że teraz się nad nami litują, pomyślała nagle Elise.

Pan Ringstad puścił dłoń Elise, wziął krzesło i usiadł obok Emanuela, po

drugiej stronie stołu, zerkając na chłopców z wesołym błyskiem w oku.

- Widzieliście kiedyś ledwo urodzonego źrebaka, chłopcy? Wszyscy trzej

pokręcili głowami. Żaden nie odważył się wykrztusić słowa.

- To dziś zobaczycie. - Zwrócił się do żony: - Wszystko poszło jak z płatka. Z

tego źrebaka wyrośnie z czasem dobry koń, silny i dobrze zbudowany.

- Po jedzeniu zabierzesz chłopców do stajni - uśmiechnęła się - a ja pokażę

Elise mój ogród kwiatowy.

W tej samej chwili rozległy się kościelne dzwony. Była jedenasta. Dźwięk był

dość głośny, kościół leżał zapewne nieopodal.

- Nie pójdziemy dziś na nabożeństwo - dodała z uśmiechem - skoro mamy

taką wyjątkową wizytę.

- Lepiej powiedz prawdę - zażartował Emanuel. - Nie ośmieliłabyś się pokazać

w kościele razem ze mną, skoro jestem członkiem niebezpiecznej i grzesznej sekty.

- Przesadzasz, Emanuelu. Pastor zmienił poglądy na Armię Zbawienia.

Zobaczył, ile dobra czynicie. Kiedy się dowie, że zaprosiłeś do domu te... dzieci,

będzie cię szanował.

„Zaprosiłeś do domu te... dzieci...” Słowa zawisły w powietrzu i Elise poczuła

się nędzarką. Nie podejrzewała, by pani Ringstad miała złe intencje, po prostu w ten

sposób patrzyła na sprawę i w zasadzie miała rację. Emanuel przywiózł do domu

nędzarzy, żeby ofiarować im jeden dzień na wsi. Elise poczuła nagle wielki ciężar

gdzieś w głębi duszy. Do tej pory wyobrażała sobie, że Emanuel ich zaprosił, bo jest

jej przyjacielem, a nie dobrodziejem. Często mówił przecież, że ją kocha, i traktował

ją jak równą sobie, ale o tym jego matka nie mogła wiedzieć. Co by powiedziała,

background image

gdyby to zauważyła? Pewnie by się przeraziła i raczej by się nie ucieszyła.

Emanuel zrozumiał chyba, jak te słowa podziałały na Elise.

- Nie zaprosiłem tu Elise z chłopcami, żeby zrobić dobry uczynek, ale dlatego,

ż

e miałem ochotę pokazać im dwór. To nie ma nic wspólnego z moją pracą w Armii.

Elise zauważyła, że matka spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale nic nie

powiedziała.

Gdy skończyli jeść, pani domu złożyła ręce, pochyliła głowę i zamknęła oczy.

- Dziękujemy za jedzenie, dziękujemy za picie, dziękujemy za wszystkie

Twoje dary, Panie. Nasyć tych, którzy cierpią głód i niedostatek, i wspomóż nas

wszystkich w imię Jezusa Chrystusa. Amen.

Elise pomyślała z zawstydzeniem, że gdy matka była w domu, zawsze

odmawiali modlitwę przed jedzeniem, ale w ciągu ostatnich miesięcy zaczęli to

zaniedbywać. Zauważyła, że Evert rozgląda się ze zdziwieniem i nie wie, co zrobić,

gdy wszyscy złożyli dłonie. W domu Hermansenów nikt się raczej nie modlił przy

stole.

Gdy tylko wybrzmiały słowa modlitwy, Peder wykrzyknął:

- Możemy teraz pójść i zobaczyć źrebaka tej kobyły? Ojciec Emanuela

roześmiał się głośno.

- Kobyły, powiedziałeś? Oj, wstydź się, chłopcze. To najpiękniejsza klacz w

całej okolicy.

Peder zaczerwienił się i spojrzał z przerażeniem na siostrę. Elise uśmiechnęła

się do niego uspokajająco.

- Peder zna tylko starą szkapę woźnicy Hansena - wyjaśniła. - On pozwala

chłopcom od czasu do czasu wsiąść na swój wóz i nazywa swojego konia kobyłą.

Pan Ringstad pokiwał głową z uśmiechem, zabrał chłopców i wszyscy znikli.

Elise pomogła gospodyni zebrać naczynia ze stołu. Dowiedziała się, że służąca ma

wychodne co drugą niedzielę. Emanuel także wyszedł z kuchni i panie zostały same.

- Emanuel nie jest taki jak inni młodzieńcy - zaczęła pani Ringstad, gdy tylko

syn wyszedł. - Wierzy, że sam uratuje cały świat, ale obawiam się, że się zamęczy. I

nie zabraknie mu rozczarowań. Nie wystarczy paru idealistów, by znikło ubóstwo,

niesprawiedliwość i cierpienie.

- Uważam, że ludzie z Armii wykonują wspaniałą pracę - odparła Elise. - Nie

wiem, co by się z nami stało, gdybyśmy nie poznali Emanuela. Dzięki niemu siostry z

Armii pomogły matce, on zdobył dla nas opał, ubrania i buty.

background image

Pani Ringstad spojrzała na nią z pewną ostrożnością.

- Cieszę się, że to słyszę - westchnęła. - Ale my też go potrzebujemy. Nie

jesteśmy już młodzi, praca jest dla nas coraz cięższa. Przykro myśleć, że nikt nie

przejmie po nas gospodarstwa. Dwór przechodził z pokolenia na pokolenie od

czterech generacji, ale jeśli Emanuel się nie ożeni i nie będzie miał dzieci, dwór

przestanie być własnością naszej rodziny. Nie przyszło nam nawet do głowy, że

Emanuel może wybrać inną drogę. Doszło do tego, że zagroziliśmy mu nawet

wydziedziczeniem, ale bez skutku. - Przez chwilę milczała, przyglądając się Elise. -

Wydaje mi się, że wy dwoje macie wspólny język. Może mogłabyś szepnąć słówko w

naszej sprawie? Pomóc mu spojrzeć na wszystko w inny sposób? Zdaje się, że córka

jego gospodarza w mieście jest nim zainteresowana. Emanuel nam się nie zwierza, ale

znamy ojca tej panny. Ona by się świetnie nadawała. Po pierwsze jej matka pochodzi

z wielkiego dworu w tej okolicy. Karolinę przyjeżdżała tu na wakacje przez wiele lat i

wszyscy ją znają. Poza tym jest śliczna i miła. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego

Emanuel nie zdaje sobie sprawy, że spotkało go wielkie szczęście. - Roześmiała się,

trochę zakłopotana. - Chyba mówię trochę za dużo, ale wzbudziłaś od razu moje

zaufanie. Wydajesz się mądra i dojrzała jak na swój wiek. Skoro Emanuel cię tak

szanuje, może szybciej posłucha ciebie niż nas. Ludzie, którzy przeżyli wiele bólu,

potrafią wczuć się w sytuację innych.

Elise poczuła się niezręcznie. Nie mogła przecież wpłynąć na Emanuela, skoro

wiedziała, że on nawet nie lubi Karolinę. Matce Emanuela nigdy nie przyszłoby nawet

do głowy, że jej syn może być zakochany w zwykłej robotnicy, w przeciwnym razie

nie mówiłaby tego wszystkiego. Każde z nich należało do innego świata, ich związek

był nie do pomyślenia. Elise powinna uznać za komplement to, że pani Ringstad

zwierza jej się ze swych zmartwień.

- Ja... ja myślę, że zdaniem Emanuela ona jest zbyt natarczywa - wyjąkała

Elise bezradnie.

- A więc poznałaś ją?

- Moja przyjaciółka jest tam służącą.

- Czy Emanuel rozmawiał z tobą o Karolinę?

Elise nie mogła się oprzeć poczuciu, że to pragnienie, by się czegoś od niej

dowiedzieć, sprawiło, że matka Emanuela tak dobrze ich wszystkich przyjęła. Nie

miała przecież nikogo innego, kogo mogłaby wypytać.

- Tylko trochę - wykręcała się. - On chyba nie lubi jej w ten sposób. Pani

background image

Ringstad roześmiała się nieco zrezygnowana.

- Nie lubi? A któż ma możliwość żenić się z tym, wobec którego coś czuje „w

ten sposób”, jak to określiłaś?

Elise nie odpowiedziała.

- Przepraszam. Nie powinnam mówić tego wszystkiego. Jeśli Emanuel dowie

się, że z tobą o tym rozmawiałam, będzie zły, ale ja jestem zrozpaczona. Nie znam

ludzi, ż którymi on się zadaje tam w mieście. Dlatego jestem niespokojna.

Elise nie wiedziała, co powiedzieć, cała rozmowa była dla niej krępująca. Nie

oczekiwała, że taka pani jak matka Emanuela będzie taka otwarta, i nie wiedziała, jak

to przyjąć.

- Chodź - powiedziała pani Ringstad, gdy postawiła ostatni talerz w kredensie.

- Musimy nacieszyć się piękną pogodą. Ale najpierw pokażę ci dom. To jest zielony

salon - wyjaśniła, wprowadzając Elise do ogromnego, pomalowanego na zielono

pokoju z białymi koronkowymi firankami w oknach. Na podłodze leżał wielki dywan,

na ścianach wisiały ciężkie obrazy, a pod sufitem kołysał się ogromny żyrandol. Stała

tu zarówno kanapa, jak i dwa bujane fotele oraz wiele krzeseł. To była kiedyś liczna

rodzina, pomyślała Elise. W kącie tykał stojący zegar, a na potężnym biurku stało

kilka pięknych figurek.

Z zielonego salonu weszły do nieco mniejszego pokoju, pomalowanego na

niebiesko.

- To jest stara izba - rzekła pani Ringstad. - Nic tu się nie zmieniło od czasu,

gdy dom został wybudowany w osiemnastym wieku. Etażerkę pomalował miejscowy

artysta, a pradziadek mojego męża własnoręcznie zrobił ten stół. Skrzynia jest jeszcze

starsza niż dom.

Elise stała w milczeniu i przyglądała się wszystkiemu. Nigdy w życiu nie

widziała nic równie pięknego. Pomyśleć, że Emanuel wychował się w takim domu.

Weszły do jeszcze większego pokoju, do jadalni, w której stał wysoki

malowany sekretarzyk. Namalowane na nim obrazki powtarzały się także na ścianach.

- Ten pokój pomalował dziadek mojego męża - tłumaczyła pani Ringstad. -

Jak widzisz, na obrazach zostały przedstawione pory roku. - Obróciła się do gościa. -

Chyba rozumiesz, jak bolesne byłoby dla nas, gdyby to wszystko trafiło w obce ręce.

Dlatego mi to wszystko pokazuje, pomyślała Elise. Ma nadzieję, że

zrozumiem jej rozpacz i zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wpłynąć na

Emanuela.

background image

- Rozumiem - potwierdziła, zastanawiając się, co by pani Ringstad

powiedziała, gdyby zobaczyła ich mieszkanko w Andersengarden.

Matka Emanuela spojrzała na nią z nadzieją.

- Naprawdę? Myślisz, że mogłabyś spróbować wytłumaczyć to Emanuelowi?

Wiem, że młodzi myślą inaczej niż my i dopiero z czasem zaczynają się interesować

tradycją. Ale Emanuel niedługo skończy dwadzieścia osiem lat. Tak się boję, że

znajdzie sobie jakąś narzeczoną, która lubi życie w mieście i nie będzie chciała

przeprowadzić się na wieś. To by była tragedia.

- On jest oficerem w Armii Zbawienia - zaczęła Elise ostrożnie, zastanawiając

się, czy powinna tłumaczyć gospodyni, że oficerowie Armii Zbawienia szukają sobie

małżonków we własnych szeregach, ale zrezygnowała z tego. Emanuel sam to musi

zrobić.

Pani Ringstad zrezygnowana pokręciła głową.

- Jesteś w stanie to zrozumieć? Porzucić to wszystko... - rozłożyła ręce.

Elise milczała. Nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć, zresztą wydawało jej

się, że nie powinna się w to wtrącać. Gospodyni otworzyła drzwi na werandę.

- No, musimy wyjść do ogrodu, póki świeci słonce. Nie wiem, gdzie się

podział Emanuel. Myślałam, że pokaże ci resztę dworu, podczas gdy ja zacznę

szykować obiad.

- Mogę pani pomóc.

- Nie ma mowy. Dziś jesteś gościem. Na pewno nie często masz okazję być

gościem, skoro musisz się opiekować chorą matką i dwoma braćmi.

Elise się nie odezwała. Nie sądziła, by matka Emanuela potrafiła sobie

wyobrazić, co to znaczy żyć w robotniczej dzielnicy nad rzeką Aker. Kapelusz,

torebka i rękawiczki Hildy wywarły chyba niewłaściwe wrażenie, pomyślała Elise.

Od strony ogrodu rozległy się czyjeś kroki i między krzakami bzu pojawił się

Emanuel. >

- Posprzątałem trochę w altanie. - Mówił radosnym i pełnym ożywienia

głosem.

- W takim razie zajmij się teraz Elise, a ja pójdę. Zajrzyj później do kuchni,

ż

eby wziąć sok i ciasteczka dla chłopców.

Gdy tylko matka znikła, Emanuel obrócił się z uśmiechem do Elise.

- Mam nadzieję, że mama nie wierciła ci, dziury w brzuchu. Jest bardzo

dobrym człowiekiem, ale mówi stanowczo za dużo.

background image

- Uważam, że jest bardzo miła. Oprowadziła mnie po domu. Nie miałam

nawet pojęcia, że istnieją takie dwory.

- Rodzice wolą nie zmieniać tu niczego. Elise spojrzała na niego ze

zdziwieniem.

- Nigdy nie widziałam czegoś tak pięknego jak te izby. To niezwykłe móc

mieszkać w domu, w którym żyli rodzice, dziadkowie i pradziadkowie. To coś

jakby... - rozłożyła ręce, nie znajdując właściwego sowa.

- Duchowa wartość - podpowiedział z uśmiechem. - Wiem o tym, Elise. Mama

powtarzała mi to wiele razy. Podejrzewałem, że będzie próbowała cię namówić, żebyś

mnie przekonała do powrotu do domu. Wkrótce chyba zrozumie, że ja nie żartuję. Nie

wrócę do domu. Ojciec patrzy na to bardziej trzeźwo, już przestał mówić o powrocie.

- Sądzę, że myślałabym tak samo jak ona, gdybym była na jej miejscu. Choć

podziwia cię za to, co robisz, ma prawo rozpaczać z tego powodu, że dwór przejdzie

kiedyś w obce ręce. Może nowi właściciele zmienią ten dom, zniszczą obrazki pór

roku, które namalował twój pradziadek, albo przemalują ściany w starej izbie, w

której nic się nie zmieniło od osiemnastego wieku. Albo wyrzucą stary stół ze

wszystkimi zadrapaniami i śladami posiłków, które jedli twoi przodkowie.

- Uważam, że powinnaś zająć się polityką, Elise - roześmiał się Emanuel. -

Udałoby ci się zdobyć wiele głosów dla Partii Pracy, skoro potrafisz mówić tak

przekonująco. Niedługo nawet ja zacznę inaczej patrzeć na ten dwór.

Elise musiała się roześmiać.

- Kpisz ze mnie.

- Ależ skąd. To jeszcze nie znaczy, że zmienię zdanie na temat mojego

własnego życia, ale całkiem poważnie mówiłem o twoim krasomówczym talencie.

Przyłącz się do emancypantek. Do tych, którzy walczą o zasiłki chorobowe i

ubezpieczenia. Walcz o to, żeby miejsca pracy były bezpieczniejsze, żeby nie

zatrudniano dzieci w fabrykach. Jest mnóstwo rzeczy, o które warto walczyć, potrzeba

kobiet, które potrafią myśleć i mówić, co myślą.

- Wiesz przecież, że nie mam takich możliwości.

- Na razie nie. Ale to się wkrótce może zmienić. Kiedy twoja matka wróci do

domu, a majster zajmie się Hildą i jej dzieckiem, będziesz miała więcej czasu. Masz

talent, nie możesz go zaprzepaścić. Nie należysz do tych, którzy będą się włóczyć po

knajpach albo leżeć na łóżku z pismem dla pań. Wykorzystaj swój talent.

Jego słowa wzbudziły w niej radość. Czy to możliwe, że on ma rację? Czy

background image

mogłaby przemawiać w ważnych sprawach? Ciepło jej się zrobiło na sercu, gdy o tym

pomyślała.

- Gdyby tak dzieci urodzone poza małżeństwem miały prawo do nazwiska ojca

- ciągnął Emanuel z zapałem. - I prawo dziedziczenia, na równi z dziećmi urodzonymi

małżeństwie. Gdyby matki zostały zobowiązane do podawania nazwiska ojca, gdyby

mężczyzna musiał łożyć na utrzymanie dzieci. Teraz wszystkie samotne matki znad

rzeki Aker same dźwigają ciężar odpowiedzialności, podczas gdy ojcowie żyją sobie,

jakby nic się nie zdarzyło.

Tym razem słowa Emanuela trafiły w czuły punkt. Elise znów sparaliżował

strach. Teraz, gdy udało jej się na chwilę całkiem o nim zapomnieć. Z trudem zdołała

się opanować, a Emanuel mówił dalej z zapałem.

- Wiem, że większość kobiet, które o to teraz walczą, pochodzi z zamożnych

domów, to one mają dość czasu i siły. Ale trzeba się angażować. Spójrz na Katti

Anker Molier. Jeździ po całym kraju i wygłasza prelekcje o warunkach, w jakich się

wychowują nieślubne dzieci. Twierdzi, że kiepskie warunki, w jakich żyją samotne

matki, prowadzą do nieodwracalnych szkód. Twierdzi także, że z powodu ubóstwa

matki nie mogą spełniać swojej misji i swoich obowiązków i że całe społeczeństwo

na tym traci.

Elise nie była w stanie wykrztusić ani słowa, z trudem koncentrowała się na

tym, co mówi Emanuel. Lęk przed tym, co najprawdopodobniej dzieje się w jej ciele,

przesłaniał jej wszystko.

- Przeciwnicy się wściekają - ciągnął Emanuel. - W jednej z konserwatywnych

gazet napisano o niej: „Jak ta osoba może spojrzeć w oczy własnym dzieciom”. Oni

twierdzą, że jej propozycje doprowadzą do tego, że „kobiety lekkich obyczajów będą

prześladować dobrze urodzonych chłopców, żeby im wmówić swoje dzieci”.

Twierdzą, że jeśli tego rodzaju prawo zostanie uchwalone, osłabieniu ulegnie pozycja

rodziny, a na świat będzie przychodzić jeszcze więcej nieślubnych dzieci. I „dzieci

prostytutek zajmą miejsca należne prawowitym dziedzicom”.

Szkoda, że Agnes tego nie słyszy, pomyślała Elise.

- Twierdzą także, że tego rodzaju prawo „umożliwi niemoralnym kobietom

pozyskiwanie środków na utrzymanie poprzez rodzenie pozamałżeńskich dzieci, a

także wyłudzanie zasiłków od ojca dziecka i od państwa, a nawet części dziedzictwa

zamożnych młodzieńców, których zdołają uwieść”.

Elise zebrało się na wymioty. Jeśli się okaże, ze przytrafiło jej się to

background image

nieszczęście i nie zdobędzie się na odwagę, by szukać pomocy u kobiety, która

prowadzi nielegalny interes na Mollergata, to ci ludzie będą mówić o niej takie same

rzeczy; że urodziła dziecko po to, żeby wyłudzić zasiłek od władz.

Emanuel zatrzymał się i spojrzał na nią badawczo.

- Coś się stało? Tak nagle pobladłaś. Pokręciła głową.

- Naprawdę? To chyba z powodu gorąca.

- Powinnaś mieć parasolkę.

- Widziałeś kiedyś robotnicę z parasolką? - uśmiechnęła się Elise. Nie

odpowiedział.

- Usiądziemy w altanie, tam jest chłodno i przewiewnie. - Otworzył drzwi do

pomalowanego na biało domku, którego prawie nie było widać między krzakami bzu.

- Usiądź i odpocznij trochę, a ja przyniosę sok i wodę.

Uśmiechnęła się do siebie i poczuła, że powoli ogarnia ją spokój. On mówi do

mnie, jakbym należała do jego świata, pomyślała.

Emanuel zostawił otwarte drzwi, więc Elise mogła podziwiać piękny ogród.

Usiadła na ławce, oparła się wygodnie i napawała się widokiem oraz pięknymi

zapachami.

Emanuel nawet nie wie, jaki jest szczęśliwy. Gdyby tak urodzić się i

wychować w takim pięknym miejscu. Jak on może z tego wszystkiego zrezygnować?

Im dłużej o tym myślała, tym lepiej rozumiała jego matkę. Mógłby przecież

pomagać ludziom, nawet gdyby tu mieszkał. Mógłby wysyłać pieniądze Armii

Zbawienia, wysyłać jedzenie głodującym, ścinać drzewa we własnych lasach i

rozdawać drwa tym, którzy marzną.

Mógłby się ożenić z Karolinę albo inną zamożną panną, mieć dzieci, które

bawiłyby się beztrosko we dworze, jadłyby zawsze do syta, miałyby szczerze im

oddanych babcię i dziadka. Emanuel mógłby swoim dzieciom zapewnić takie

dzieciństwo, o jakim inni tylko marzą.

Gdzieś daleko rozległ się tupot dziecięcych nóżek i wkrótce na ogrodowej

ś

cieżce pojawili się chłopcy. Zatrzymali się przed altaną.

- Siedzisz tu sama, Elise? - W głosie Pedera słychać było troskę.

- Kapitan Ringstad poszedł do domu po sok i wodę dla nas - uśmiechnęła się

Elise.

- Sok i woda? - Piegowata twarz Everta rozjaśniła się od razu. - Pić mi się

chce, jakbym był starym koniem pociągowym na Saharze.

background image

Kristian się roześmiał. Rzadko widywali go zadowolonego.

- Nawet nie wiesz, gdzie jest Sahara, ty tumanie. Evert spuścił głowę

zawstydzony.

Elise patrzyła to na jednego, to na drugiego.

- Opowiedzcie mi o tym źrebaczku. Udało mu się stanąć na nogach?

- Wiesz co, Elise? - Peder aż zaczerwienił się z podniecenia. - Kiedy wyszedł z

brzucha swojej mamy, od razu wstał. Był cały zakrwawiony, ale mama go wylizała do

czysta.

- Zdaje się, że słyszę tu gdzieś spragnionych chłopców. - Głos Emanuela

rozległ się tuż pod altaną. Wszedł do środka, niosąc tacę z pięcioma szklankami i

karafką pełną czerwonego soku. Peder spojrzał łakomie na sok.

- Evertowi chce się pić, jakby był koniem pociągowym na Saharze. Emanuel

się roześmiał.

- Myślę, że koń umarłby z pragnienia na Saharze. Tam najlepiej mieć

wielbłąda.

- Dlaczego? - Peder spojrzał na niego z zainteresowaniem.

- Wielbłądy mają w brzuchu takie specjalne miejsce, w którym przechowują

wodę.

- Pan dużo wie, panie Ringstad. Jak urosnę, też się zapiszę do Armii.

- O wielbłądach nie dowiedziałem się w Armii. Nauczyłem się tego w szkole -

wyjaśnił rozbawiony Emanuel.

- Widzisz, Peder - powiedział Kristian z wyższością. - Tylko ty masz siano w

głowie.

Peder obrócił się do brata z oczami pełnymi łez.

- To nie moja wina.

- Jedni uczą się wcześniej - wtrącił Emanuel - inni później. Znam wielu takich,

którzy sobie nie radzili w szkole, a potem osiągnęli o wiele więcej niż inni.

Peder wytarł nos i posłał Kristianowi urażone spojrzenie.

- No widzisz, Kristian.

Chłopcy wypili sok jednym haustem i już ich nie było. Emanuel stał w

drzwiach i odprowadzał ich wzrokiem.

- Wszystkie dzieci powinny mieć takie dzieciństwo.

- Ty miałeś takie dzieciństwo. - Elise nie mogła się powstrzymać. - I tak będą

ż

yły twoje dzieci.

background image

Emanuel uśmiechnął się zaczepnie i usiadł koło niej.

- Czy znowu obudził się w tobie polityk?

Elise nie odpowiedziała uśmiechem. Siedziała w milczeniu i patrzyła na zieleń

przez otwarte drzwi. Jeśli podejrzenia się potwierdzą, a ona nie znajdzie tyle

pieniędzy, by wybrać się do tej kobiety na Mollergata... Poczuła, że znów nachodzą ją

mdłości. Wtedy będzie musiała donosić to dziecko i to ona, a nie Hilda będzie biegała

o świcie do żłobka z tłumoczkiem w ramionach, żeby zdążyć do fabryki na szóstą.

Hilda może się spodziewać pomocy, a ten, który jest winien jej nieszczęściu, grasuje z

innymi kryminalistami po Yaterlandzie. Biedne dziecko będzie rosło bez ojca i będzie

miało jeszcze mniejsze szanse niż Peder i Kristian, żeby się wyrwać z ubóstwa. Oni

mieli mimo wszystko ojca i nosili jego nazwisko, a poza tym mieli matkę, Hildę i ją.

Ale Hilda niedługo się wyprowadzi, za parę lat zrobią to także chłopcy. Jeśli nawet

matka poczuje się lepiej, to raczej nie wróci do pracy i długo nie pożyje.

A tu siedzi Emanuel i mówi o tym, że wszystkie dzieci powinny mieć duży

ogród do zabawy i dzieciństwo takie, jakie miał on sam...

Nie, Elise nie była zazdrosna, była po prostu zmęczona. Zmęczona nędzą,

zmęczona liczeniem, czy stać ją na mleko do kaszy i masło do chleba, czy będą mogli

napalić w sypialni, czy raczej kupić nowe spodnie Pederowi, bo ze starych zostały

same strzępy. Była zmęczona strasznym hałasem, który panował w fabryce, bolała ją

głowa i gardło od wirującego pyłu. Opadała z sił na myśl o tym, że w jej życiu zawsze

będzie ta sama harówka, to samo niezdrowe powietrze, ten sam lodowaty pokój.

- Jesteś taka milcząca. - Głos Emanuela przerwał ciszę, słowa zabrzmiały jak

zdziwienie albo pytanie.

Westchnęła ciężko.

- Myślałam o tym, co powiedziałeś. O niesprawiedliwości, o kobietach...

- To dobrze. Myśl o tym, Elise. Pewnego pięknego dnia zapiszesz się do

organizacji, która walczy o prawa wyborcze dla kobiet, i będziesz jedną z osób

zabiegających o to, by kobiety mogły brać udział w polityce. Dopiero od szesnastu lat

dziewczęta mogą uczestniczyć w pochodzie Siedemnastego Maja, choć chłopcom

pozwolono na to dziewiętnaście lat wcześniej. Cztery lata temu także kobiety z

wysokimi dochodami zyskały prawo wyborcze, a teraz walczą o to, by mogły też

głosować w sprawie rozwiązania unii. Ciekawe, czy im się uda.

On nic nie rozumie, pomyślała Elise pełna rezygnacji. Myśli, że mogę robić,

co zechcę. W ogóle nie potrafi wczuć się w moją sytuację.

background image

- Słyszałem kobiety, które mówiły, że są już tak przyzwyczajone do życia na

uboczu i do przechodzenia do porządku dziennego nad wszelkimi

niesprawiedliwościami, iż wkrótce stanie się to częścią ich natury - ciągnął. - One już

zrezygnowały, a ja ciągle zadaję sobie pytanie, czy w tym kraju są kobiety, które nie

czują się głęboko zranione tym, że rząd i parlament traktują je, jakby należały do

jakiejś niższej kasty.

Ż

adna z kobiet, o których on mówi, nie jest robotnicą, pomyślała. Należą do

innej, wyższej klasy, mają wykształcenie. Nie powiedziała jednak tego głośno. Jeśli

człowiek wychował się w takim miejscu jak ten dwór, nie może rozumieć, co czują i

jak myślą ci, którzy żyją nad rzeką Aker. Choć Emanuel pomagał chorym, zdobywał

jedzenie i ubrania dla najbardziej potrzebujących, nie umiał wczuć się w ich sytuację.

Przed chwilą to udowodnił, mówiąc, że mogłaby wstąpić do organizacji walczącej o

prawa wyborcze dla kobiet.

- Pomyśl o dzieciach, Elise. - Emanuel zapalał się coraz bardziej. - Pomyśl o

dzieciach, które się rodzą, bo ich matki zostały zmuszone do sprzedawania swoich

ciał. Jaka przyszłość je czeka? Pogarda i poniżenie, żadnych szans na przyzwoite

ż

ycie?

Elise nie mogła już tego znieść. Zerwała się z ławki i wybiegła z altanki.

Biegła ogrodową alejką, zalewając się łzami i z trudem łapiąc oddech. Nie widziała,

dokąd biegnie, wiedziała tylko, że musi uciec daleko, daleko od Emanuela i jego

słów, daleko od rajskiego ogrodu i rozmowy o tym, czego nigdy nie osiągnie.

Słyszała jego kroki za swoimi plecami, słyszała, jak ją woła trochę

zdziwionym, a trochę przestraszonym głosem, ale nie miała już siły słuchać jego

kazania o sprawie kobiet i o prawie wyborczym. Chciała do domu. Chciała wrócić do

Andersengarden, tam gdzie był jej dom, gdzie wszyscy byli tacy jak ona, gdzie ludzie

znali się nawzajem i nie próbowali być inni, niż są. Chciała wrócić do swojego

pokoju, ukryć twarz w poduszce na swoim własnym łóżku i wypłakać ten strach i

zwątpienie, które ją przepełniały.

Dogonił ją wreszcie i chwycił za ramię.

- Elise? Co się stało?

Obrócił ją siłą, objął ramionami i mocno przytulił.

- Co się dzieje, Elise? Powiedz mi. - W jego głosie słychać było kontuzję, ale i

rozkazującą nutę.

Elise pokręciła głową, ciągle łkając.

background image

- Nie mogę.

Płacz ucichł, dziewczyna wyślizgnęła się z jego ramion i otarła łzy rękawem.

- Przepraszam. Nie wiem, co się ze mną stało.

Stał w milczeniu i przyglądał się jej, czekając prawdopodobnie na wyjaśnienie.

- Jestem po prostu zmęczona. Tyle się działo ostatnio. - Nie miała odwagi

spojrzeć mu w oczy.

- Co się stało, Elise? - powtórzył pytanie, jakby nie słyszał tego, co

powiedziała. - Dlaczego wpadłaś w taką rozpacz, gdy mówiłem o sprawie kobiet?

- To nie miało z tym nic wspólnego. Chwycił ją mocno za ramię.

- Kłamiesz.

Gwałtownie pokręciła głowa.

- Powiedziałam, że jestem zmęczona. Ale ty nie wiesz, co to znaczy. Nigdy nie

stałeś w fabryce przez czternaście godzin i nie musiałeś potem wracać do domu, żeby

wyszorować podłogę i zrobić pranie. Nigdy nie odchodziłeś głodny od stołu i nie

marzłeś w nocy tak, że nie sposób zasnąć. Nie masz pojęcia, co to znaczy być jednym

z nas. Fundujesz nam jeden dzień w raju i myślisz, że to może zmienić nasze życie.

Mówisz, że powinnam jeździć po kraju, żeby walczyć o prawa kobiet, ale nie jesteś w

stanie zrozumieć, że nie mam na to ani czasu, ani pieniędzy. Myślisz, że mogę zapisać

się do jakiejś organizacji i chodzić na spotkania razem z wykształconymi kobietami,

jakbyś nie rozumiał, że muszę się zajmować dwoma małymi braćmi i bezmyślną

młodszą siostrą w ciąży.

Zobaczyła, że Emanuel blednie i zapada się w siebie.

- Masz rację, Elise - powiedział cicho. - To ja byłem bezmyślny. Elise

zawstydziła się. Emanuel pomyślał na pewno, że jest pełna goryczy i że pobyt w jego

domu podsycił w niej bunt przeciwko wszelkiej niesprawiedliwości. Nie miał pojęcia,

ż

e to ze strachu przed tym, co prawdopodobnie w niej rośnie, zachowała się tak

dziecinnie i impulsywnie. A teraz tłumaczyła swoje zachowanie w taki sposób, który

najbardziej przemawia do jego wyobraźni. Wzięła głęboki, drżący oddech.

- Wybacz mi, Emanuelu. Nie chciałam być niewdzięczna. Ofiarowałeś

chłopcom i mnie dzień, który długo będziemy miło wspominać.

Pokiwał głową, ale zauważyła, że jej słowa do niego nie dotarły, wyglądał tak,

jakby ciągle myślał o swojej własnej niemocy.

- Czy ja też mogłabym zobaczyć źrebaka? - uśmiechnęła się do niego w

nadziei, że oboje zapomną o tym, co się zdarzyło.

background image

Ujął jej rękę i mocno uścisnął.

- Gdybym tylko mógł dać ci wszystko, co posiadam, Elise.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Gdy tego samego wieczoru siedzieli w pociągu, który wiózł ich do domu,

widać było, że Emanuel nie jest zadowolony. Był uśmiechnięty i miły jak zwykle, ale

spoglądał na nią ze smutkiem w oczach, ciągle się zamyślał i zapadał w siebie. Elise

nie mogła się pozbyć przykrego poczucia, że ciągle myśli o tym, co mu powiedziała, i

nie wiedziała, jak przywrócić mu humor. Nie powinien myśleć tego, co zapewne

myślał. Dzień był przecież wspaniały od początku do końca, chłopcy byli wciąż

zarumienieni z radości, nawet Kristian był pogodniejszy, bardziej pozytywny i

rozmowny niż zazwyczaj. Ona sama cieszyła się każdą godziną, wspaniałą naturą,

pięknym ogrodem, oborą ze wszystkimi zwierzętami, znakomitym jedzeniem i

rozmową z przemiłymi rodzicami Emanuela.

A on teraz myśli sobie, że Elise jest zazdrosna, choć to nieprawda. Prawdy nie

mogła mu jednak powiedzieć.

- Przykro mi, że cię zasmuciłam - zaczęła niezbyt zręcznie. - Na pewno

myślisz sobie, że jestem zazdrosna i niewdzięczna.

Pokręcił głową, jakby chciał odpędzić te podejrzenia.

- Nie, wcale nie, zresztą myślę o czymś zupełnie innym. Spojrzała na niego

pytająco.

- Siedemnastego maja przeżyłem coś, co wywarło na mnie niezapomniane

wrażenie.

- Gdy byłeś z chłopcami w mieście?

- Nie, gdy wróciłem do domu. Znajomi studenci, którzy wynajmują pokój w

jednym z sąsiednich domów, zorganizowali przyjęcie z szampanem, żeby uczcić ten

dzień. Stali w otwartym oknie i wymachiwali flagami. Gdy mnie spostrzegli,

poprosili, bym się przyłączył. Wydawało mi się, że nie powinienem odmawiać, i

poszedłem. Atmosfera była bardzo ożywiona.

- Byli pijani?

- Niektórzy. Nagle otworzyły się drzwi i stanęła w nich uboga kobieta. Drżała

na całym ciele. Niektórzy z młodych panów próbowali bawić się jej kosztem, ale ja

podszedłem i zapytałem, czego sobie życzy.

- Chciałam tylko pożyczyć jedną z flag - powiedziała pełna przerażenia.

background image

Widziała flagi, którymi wymachiwali w oknie. - Mam malutkie dziecko, które właśnie

umiera. Synkowi nie pozostało wiele życia i chciałabym go trochę rozweselić. Dziś

przez cały dzień leżał przy otwartym oknie, słuchał radosnych okrzyków innych dzieci

i błagał, żebym mu dała flagę. Gdy powiedziałam, że nie mam żadnej, poprosił,

ż

ebym się pomodliła do Boga. Dlatego tu przyszłam.

Elise słuchała, wyobrażając sobie małego chłopca w łóżku koło okna.

- I jak to się skończyło? Dali jej flagę?

- Wziąłem jedną z flag i poszedłem z nią. Po drodze opowiedziała mi, że jej

mąż zginął w wypadku podczas pracy, a ona jest bezrobotna i ma sześcioro dzieci.

Utrzymują się z zasiłków z gminy. Mimo nędzy i ciężkiej pracy mówiła ciepło i

pięknie o swoich dzieciach, zrozumiałem, jak bardzo się boi, że straci to najmłodsze.

- Widziałeś tego chłopca? Emanuel z powagą pokiwał głową.

- Gdy wszedłem do pogrążonego w półmroku pokoju, leżał i wpatrywał się w

drzwi, jakby wiedział, że przyjdę. Jego spojrzenie zatrzymało się na fladze, którą

trzymałem w ręku, i radosny uśmiech rozjaśnił jego twarz.

- Jesteś Bogiem? - zapytał.

- Nie, jestem zwykłym człowiekiem - powiedziałem. - Ale przysłał mnie tu

Bóg, żebym dał ci flagę i żebym ci powiedział, że niedługo będziesz w niebie.

- Czy w niebie jest fajnie? - zapytał.

- Tak - odparłem. - Wszystkie małe aniołki chodzą z czerwonymi jedwabnymi

flagami na złotych patykach, jedzą prażone migdały i słodkie rodzynki i popijają je

wiśniową oranżadą.

Usiadłem na łóżku i zacząłem z nim rozmawiać.

- Mamo, mamo, nigdy nie było tak fajnie! - zawołał, ale nagle poczuł się tak

zmęczony, że musiał się położyć, ciągle ściskając flagę. Przez chwilę leżał z

zamkniętymi oczami, potem je otworzył i uśmiechnął się do mnie, zanim je zamknął

ponownie. Chwilę później usłyszałem z jego ust delikatne dmuchnięcie, jakby gasił

ś

wieczkę. Chłopiec już nie żył.

Elise siedziała nieruchomo i wpatrywała się w Emanuela. Wzruszenie ścisnęło

ją za gardło.

- Nigdy nie zapomnę widoku tego martwego, małego chłopca, norweskiej

flagi, leżącej jak całun na jego ciele, i tego słabego uśmiechu - dodał Emanuel cicho.

Elise długo nie mogła dobyć z siebie słowa. Wydawało jej się, że w

opowiadaniu Emanuela kryją się jakieś symbole.

background image

- Co powiedziała jego matka? - wykrztusiła wreszcie schrypniętym głosem.

- Usiadła blada i milcząca, oczy miała suche, twarz pozbawioną wyrazu.

Nigdy nie widziałem tak wielkiej rozpaczy. Pomyślałem, że największa żałoba obywa

się bez łez.

Elise znów zaniemówiła. Często słyszała o ludziach, którzy stracili dzieci z

powodu odry, wypadku albo suchot. Ale Oline była jedyną taką osobą, którą znała

osobiście. Oline niewiele mówiła o tym, co ją spotkało. Elise myślała nawet, że to

dobrze dla niej, bo ma jedną gębę mniej do wyżywienia.

Ale jednak prawdą jest to, co ludzie mówią, że matka nigdy nie ma za dużo

dzieci. Ta kobieta była uboga, miała sześcioro dzieci, brakowało jej zapewne i sił, i

możliwości, żeby zrobić dla nich coś więcej niż to, co niezbędne. A jednak tak bardzo

chciała spełnić ostatnie życzenie syna, że przezwyciężyła wstyd i poszła do

zamożnych, rozbawionych studentów, żeby poprosić o jedną z ich narodowych flag.

Szacunek Elise dla Emanuela wzrósł.

- Dobrze, że z nią poszedłeś - powiedziała cicho. - I że chłopiec dostał flagę

przed śmiercią.

Emanuel pokiwał głową z uśmiechem.

- W takim razie rozumiesz chyba, dlaczego wybrałem taką drogę, jaką

wybrałem? Wielu ludzi mnie potrzebuje.

Elise skinęła głową.

- Wybacz mi. Starałam się po prostu patrzeć na sytuację oczami twojej matki.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Parę dni później, gdy Elise wróciła z fabryki, na schodach spotkała zde-

nerwowaną panią Thoresen.

- Musisz się pośpieszyć, Elise. Przyszła akuszerka.

Elise jęknęła i pobiegła na górę, przeskakując po dwa stopnie naraz.

Kuchnię zasnuła całkiem para wodna. Przed piecem kuchennym stała

akuszerka Lagerta, kobieta o szerokich biodrach i mocnych ramionach, z włosami

upiętymi w węzeł na karku, w wielkich butach. Odsunęła właśnie garnek z gotującą

się wodą na bok i zsunęła żelazną fajerkę na miejsce z ogłuszającym brzękiem. Gdy

się obracała, podtarła sobie nos wierzchem dłoni.

- A, to ty, Elise. Siostra o ciebie pytała.

- Co z nią? - Elise czuła, że niepokój rozprzestrzenia się po całym jej ciele i że

background image

serce jej coraz szybciej bije. Nigdy nie asystowała przy porodzie, a teraz sprawa

dotyczyła Hildy, jej młodszej siostry.

- Normalnie. - Lagerta miała niski, męski głos. - W bólu będziesz rodzić

dzieci, napisano w Piśmie, a ten, co myśli przede wszystkim o przyjemnościach,

wcale nie będzie miał lepiej.

Elise rzuciła jej urażone spojrzenie, bo uważała, że to nie najwłaściwszy

moment na kazania. Drzwi do pokoju były otwarte, Elise wślizgnęła się więc do

ś

rodka.

Pokój też był zasnuty szarą mgłą pary wodnej, a w powietrzu unosił się

gryzący zapach fenolu. Hilda leżała na własnym łóżku, uznały najprawdopodobniej,

ż

e to najlepsze miejsce. Jej długie włosy były rozpuszczone, wilgotne kosmyki leżały

rozrzucone na poduszce. Kilka włosków przylepiło się do czoła zroszonego potem.

Oczy miała szeroko otwarte, źrenice rozszerzone, jakby śmiertelnie się czegoś bała.

Patrzyła w stronę drzwi, ale Elise wcale nie była pewna, czy Hilda ją widzi. W tej

samej chwili Hilda wrzasnęła tak, że zatrzęsły się dziurawe ściany.

Elise wzdrygnęła się. Dlaczego ona tak strasznie krzyczy? Czy dzieje się coś

złego?

Lagerta weszła ostrożnie, niosąc miskę z parującą wodą, którą odstawiła ją na

komodę. Potem wzięła wilgotną ścierkę i położyła ją na czole Hildy.

- Ja już dłużej nie wytrzymam - krzyknęła Hilda. - Wolę umrzeć.

- Co ty wygadujesz, dziewczyno. Wytrzymasz. Tylko przestań wrzeszczeć jak

zarzynane prosię, boli cię tak samo jak każdą inną. - Podwinęła rękawy i zaczęła

naciskać brzuch ciężarnej, ale w tej samej chwili ból znów targnął Hildą, bo

wrzasnęła po raz kolejny. Z zaczerwienioną twarzą napięła mięśnie pleców i wczepiła

się rękami w pościel.

- Ja już nie chcę! - krzyczała zdartym głosem. - Dobry Boże, pozwól mi

umrzeć! Ja już nie wytrzymam!

Gdy skurcz znów ustał na parę minut, Hilda opadła jak zwiędnięty kwiatek,

zrobiła się maleńka i biedna. Łzy płynęły po jej policzkach.

- Pomóż mi, Elise - błagała z przerażeniem w oczach. - Poproś, żeby mi dała

coś na te bóle. Ja już nie wytrzymam.

Elise podeszła do łóżka i wzięła rękę siostry w swoją dłoń.

- Wytrzymasz, Hildo, świetnie sobie radzisz Każdy bardzo cierpi podczas

porodu, a potem o wszystkim zapomina, wszyscy tak mówią.

background image

Hilda pokręciła głową tak energicznie, że jej mokre loki zatańczyły.

- Jestem pewna, że coś jest nie w porządku. Dziecko utknęło, nie chce się

urodzić. Lagerta mówi, że wszystko jest w porządku, ale ona nie jest lekarzem.

W tej samej chwili ból znów ściągnął jej rysy twarzy, przygryzła wargę aż do

krwi, spoglądając na Elise z przerażeniem, napięła całe ciało i zacisnęła dłonie tak

mocno, że paznokcie zraniły jej dłonie.

- Tak, właśnie tak - pochwaliła ją Lagerta. - Przyj. Przyj z całej siły. - Położyła

się na brzuchu Hildy całym ciężarem. Krzyk Hildy zamienił się w wycie.

I nagle stało się. Coś wilgotnego, fioletowoczerwonego i wielkiego pojawiło

się między udami Hildy i już po chwili dziecko było na świecie.

Hilda przestała krzyczeć, a Elise zaniemówiła, patrząc na cud, który się stał na

jej oczach. Lagerta uniosła w górę zakrwawione maleństwo, gdy tylko odcięła

pępowinę, i klepnęła je po pupie tak, że malutkie usteczka wykrzywiły się, nim

wydały pełen złości i oburzenia krzyk.

- To dopiero silny chłopak - wykrzyknęła akuszerka, wyraźnie zadowolona.

Elise omal nie zemdlała. Poród zakończony, wszystko poszło dobrze, Hilda

jest matką zdrowego chłopczyka. Elise wpatrywała się w maleństwo i nie mogła się

nadziwić, że jeszcze przed chwilą leżało w brzuchu Hildy z tymi nóżkami i rączkami,

z paluszkami i buzią, która - Elise na moment wstrzymała oddech - była tak podobna

do twarzy majstra, że trudno było powstrzymać śmiech.

Hilda opadła na poduszki i leżała z błogim uśmiechem na ustach, jakby te

straszne bóle były tylko złym snem. Lagerta wykąpała niemowlę, otuliła czystym

ręcznikiem i ułożyła w ramionach matki.

Hilda spojrzała na Elise błyszczącymi oczami.

- On jest mój, Elise. Popatrz, czy nie jest śliczny? Elise pokiwała głową, a łzy

popłynęły jej po policzkach.

- Tak, Hildo, on jest twój - mruknęła i nie była w stanie powiedzieć nic więcej.

Przypomniała sobie od razu smutną historię, którą jej opowiadał Emanuel, o chorym

chłopczyku i wielkiej matczynej miłości. Hilda ma szczęście, urodziła zdrowe

dziecko, kochała jego ojca, bez względu na to, jak dziwnie to brzmiało, a on kochał

ją. Mogło być gorzej.

Usłyszała, że chłopcy wpadli do kuchni, i wyszła do nich.

- Już po wszystkim. - W jej głosie była radość. - Hilda ma synka, a wy

zostaliście wujkami wspaniałego, małego siłacza.

background image

Chłopcy stanęli jak wryci.

Peder spojrzał na siostrę, jakby nie wierzył własnym uszom.

- Chłopiec? Gdzie on jest?

Elise roześmiała się, wszystko wydawało jej się takie piękne i dobre.

- W łóżku u Hildy.

- Ma muskuły?

- Nie, żartuję, Peder - roześmiała się Elise. - On się dopiero urodził.

- Ale powiedziałaś, że to siłacz. - Spojrzał z pewnym zakłopotaniem na swoje

chude nóżki i ramiona.

- Nie bój się, Peder. Jeszcze wiele lat upłynie, zanim on będzie taki duży jak

ty. A poza tym jest prawie twoim bratem.

Peder zerknął z ukosa na Kristiana. Raczej nie uznał tego za pocieszenie.

Kristian wyprostował się i zapytał nieco mniej opryskliwie niż zwykle:

- Możemy wejść i go zobaczyć?

Pogoda w następnych dniach była piękna. Wszystko wskazywało na to, że lato

przyszło już na dobre, było cieplej niż zazwyczaj o tej porze roku, drzewa i kwiaty

zazieleniły się i zakwitły znacznie wcześniej niż normalnie. Codziennie rano Elise

słyszała w fabryce, że flaga na Sankt Hanshaugen zapowiada piękną pogodę. Na

wieży wywieszano kwadratową flagę, żeby ostrzec przed złą pogodą, i trójkątną, gdy

zapowiadał się ładny dzień. Elise cieszyła się, że Hilda nie marznie, i powtarzała

sobie, że dziecko ma większe szanse na przeżycie, skoro powietrze jest ciepłe i suche.

Noce mijały znacznie lepiej, niż można się było spodziewać. Kristian uznał, że

jednak wcale nie musi spać w kuchni. Maleństwo płakało tylko parę razy, ale gdy

Hilda przykładała je do piersi, od razu się uspokajało. Na sznurach nad piecem

kuchennym suszyły się pieluchy i kocyki, na dole na podwórzu wisiało ich jeszcze

więcej, razem z powiewającymi na wietrze prześcieradłami i nocnymi koszulami

Hildy. Elise ciągle schodziła do pralni, szorowała na tarze i wykręcała, ale nie

sprawiało jej to przykrości. Cieszyła się, piorąc wszystkie te małe fatałaszki, cieszyła

się, że wreszcie coś się pomyślnie ułożyło w mieszkaniu na trzecim piętrze w

Andersengarden.

Hilda mówiła, że Peder i Kristian przychodzą ze szkoły szybciej niż zazwyczaj

i że nigdy nie odmawiają, gdy prosi, żeby przynieśli wody czy drew z piwnicy albo

ż

eby kupili coś u Magdy na rogu.

- To zupełnie tak, jakbyśmy mieli małe kociątko! - wykrzykiwał Peder, stojąc

background image

nad łóżkiem i głaszcząc delikatnie pokrytą meszkiem główkę.

Kristian stawał raczej w drzwiach, ale on też często zaglądał do pokoju i

nieustannie zerkał na małego szkraba w ramionach Hildy. Nic nie mówił, a Elise nie

potrafiła rozszyfrować jego miny, ale wydawało jej się, że jest trochę dumny ze swego

nowego rodzinnego tytułu, z tego, że został wujkiem.

Gdy Elise poszła z chłopcami w niedzielę do sanatorium, Peder pierwszy

podbiegł do leżaka matki na tarasie.

- Mamo, mamo, już jest. Nie krzyczy i nie ma muskułów. Za to ma taką

mięciutką skórę i jest taki maleńki jak kot syjamski tej Gurine spod czternastki.

Matka spojrzała na Elise, nie rozumiejąc, o czym on mówi. Elise podbiegła do

niej i zarzuciła jej ręce na szyję.

- Zostałaś babcią. Hilda urodziła zdrowego, ślicznego chłopca. Matka patrzyła

na nią, jakby słowa do niej nie całkiem dotarły, a jej oczy wypełniły się łzami.

Odezwała się schrypniętym ze wzruszenia głosem:

- Wszystko w porządku? Bardzo cierpiała?

- Lagerta twierdzi, że to był normalny poród.

Matka wzięła głęboki oddech i odetchnęła z ulgą. Elise spostrzegła, że matka

złożyła ręce pod kocem, zamknęła oczy i przez chwilę coś szeptała. Gdy znów

otworzyła oczy, było w nich więcej radości niż kiedykolwiek.

- Doktor mówi, że za dwa tygodnie wrócę do domu. Wtedy będę mogła

opiekować się małym w czasie, gdy Hilda będzie w fabryce. A w czasie przerwy

obiadowej Hilda będzie przychodzić na karmienie.

- Najpierw zobaczymy, jak się będziesz czuła. Poza tym na razie nie wiem,

kiedy Hilda wraca do pracy. Jedna z dziewcząt w fabryce przynosi dziecko w

tekturowym pudełku i stawia w przedsionku, pozwalają jej od czasu do czasu

wychodzić do niego na karmienie.

Matka uśmiechnęła się, biorąc córkę za rękę.

- Czy to nie zadziwiające, jak wszystko się dobrze układa, nawet wtedy, gdy

się wydaje, że nie ma wyjścia?

Elise pokiwała głową. Tak, chyba wszystko się ułoży, pomyślała.

W tej samej chwili bezwiednie dotknęła dłonią brzucha. Wszystko z

wyjątkiem tego, dodała w duchu, starając się zdławić strach. Za trzy, cztery dni będzie

już pewna. Jeśli miesiączki znowu nie będzie, zniknie wszelka nadzieja.

- Słyszałaś, że król Oscar odrzucił nową ustawę o służbie konsularnej i że rząd

background image

z tego powodu podał się do dymisji?

Elise, wyrwana z zamyślenia, pokiwała głową, choć ta wiadomość mało ją w

tym momencie obchodziła.

- Król nie przyjął dymisji. I prawica, i lewica są wyjątkowo zgodne co do tego,

ż

e unię trzeba rozwiązać. Wszyscy o tym mówią. I pacjenci, i pielęgniarki.

Elise znów pokiwała głową. Jak długo zdoła ukrywać przed Hildą i chłopcami

swój stan?

- Ludzie też są tego samego zdania - ciągnęła matka, nie mogła wiedzieć, że

Elise myśli o czymś innym. - Jeden z pacjentów mówił mi, że wyjątkowo dużo ludzi

w tym roku obchodziło Siedemnastego Maja. Teraz mówi się o tym, że parlament

sprzeciwi się królowi. - Matka mówiła z wielkim zaangażowaniem o tym, co się

dzieje w kraju, to znak, że siły jej wracają.

Na początku lipca będę w strasznej rozpaczy, pomyślała Elise. Albo oszaleję z

radości.

- Wtedy wybuchnie wojna - wtrącił ponuro Kristian, który słuchał tego, co

mówi matka.

Matka spojrzała na niego z przerażeniem.

- Musimy się modlić, żeby Szwedzi pozwolili to przeprowadzić w pokojowy

sposób.

- Co będzie, jak wybuchnie wojna? - zainteresował się Peder. - Będą do nas

strzelać? - Peder i Evert bawili się w wojnę norwesko - szwedzką na stole w kuchni

miedzianymi guzikami, zardzewiałymi gwoźdźmi i guzikami od spodni. Ustawiali je

w szeregach i pozwalali im strzelać do siebie nawzajem, póki wszyscy guzikowi

ż

ołnierze i miedziani oficerowie nie leżeli martwi na polu bitwy. Przy każdym

zabitym guziku wrzeszczeli z radości, a gdy Elise wtrącała się i mówiła, że wojna jest

straszna, a nie zabawna, pocieszali ją, tłumacząc, że wszyscy guzikowi żołnierze się

obudzą. A poza tym nie powinna się denerwować, bo Norwedzy wygrywają.

- Wtedy wszyscy mężczyźni dostaną broń i pojadą na granicę - wyjaśnił

Kristian. - I będą strzelać do siebie.

- Pan Ringstad też? - Zapał Pedera nieco osłabł.

- On nie będzie musiał - odparła matka spokojnie. - On jest w Armii

Zbawienia.

Elise pomyślała, że to wcale nie takie pewne, ale nic nie powiedziała.

Nagle matka spojrzała na nią badawczo.

background image

- Co się stało, Elise?

- Nic? Dlaczego pytasz?

- Wyglądasz tak, jakby coś się dręczyło.

- Jestem po prostu zmęczona. Mimo wszystko budzimy się parę razy w nocy. -

Odwróciła wzrok, nie mogła spojrzeć matce w oczy, więc udała, że poprawia

wełniany koc. - Dla ciebie, z powodu choroby, to będzie jeszcze gorsze. Mam

nadzieję, że płacz niemowlęcia nie zmęczy cię za bardzo, gdy już wrócisz do domu.

- Oczywiście, że nie. Urodziłam przecież czworo dzieci. Nawet nie macie

pojęcia, jak bardzo się cieszę - dodała z promiennym uśmiechem. - Będziesz musiał

zaprowadzić mnie nad rzekę, Peder. Poza wami najbardziej tęskniłam za szumem

wodospadu i pluskiem rzeki.

- Wezmę cię za rękę, mamo, żebyś się nie poślizgnęła i nie upadła. - Gdy tylko

Peder to powiedział, spojrzał z przerażeniem na siostrę i matkę.

Elise domyśliła się, co mu się przypomniało.

- Wiesz przecież, że tylko zimą na moście jest ślisko. Matka mocno ścisnęła

jego rączkę.

- Dobrze, że chcesz się mną opiekować. - Odwróciła twarz w stronę Kristiana.

- Ty też, Kristianie, prawda?

Pokiwał głową, nie patrząc na nią. Ale miał radość w oczach.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Elise obudziły mdłości. Wstała szybko i pobiegła do kuchni. Tam pochyliła się

nad wiadrem.

Gdy było już po wszystkim, wyprostowała się i wpatrywała przed siebie

niewidzącym wzrokiem, podczas gdy jej ciałem wstrząsały lodowate dreszcze.

- Nie ma już żadnych wątpliwości - szepnęła, nie mogąc się oprzeć wrażeniu,

ż

e podłoga kołysze się jej pod nogami. Nie warto już dłużej się oszukiwać. Nie

zaczęła krwawić, zaczęła za to wymiotować nad ranem. Będzie miała dziecko. Z tym,

który ją zgwałcił, z tym, który ją i jej życie rozszarpał na strzępy.

Zachowywała się, jakby była w transie. Najpierw złapała się na tym, że trzyma

w ręku fartuch, który przed chwilą założyła, potem okazało się, że zbiera ze stołu

kubki i talerze, które na nim przed chwilą rozstawiła. Strach rozdzierał jej serce.

Pragnęła się rozpłakać, ale łzy w niej stężały, zamarzły, nie mogły znaleźć ujścia. Nie

zdołała nawet złożyć rąk do modlitwy, wydawało je się, że nic nie ma sensu. Nikt nie

background image

odmieni tego, co się stało, nawet Bóg.

Muszę pójść do Agnes i dostać ten adres, pomyślała, czując, jak ogarnia ją

panika. Nie ma czasu do stracenia. Słyszała, że to trzeba zrobić jak najszybciej. Jeśli

będzie zwlekała zbyt długo, tamta kobieta jej nie pomoże. Tylko skąd wziąć

pieniądze? I kiedy tam pójść? Chyba tylko wieczorem, a wówczas Hilda i chłopcy

będą się zastanawiać, co ona robi, bo przecież zazwyczaj pomaga wieczorami przy

Braciszku, jak nazywali między sobą małego, i przy praniu.

Niewykluczone, że umrze od tego. Wykrwawi się. Dostanie zapalenia, bo u tej

kobiety na pewno jest bardzo brudno, coś już o tym słyszała.

Może nawet już się czymś zaraziła, jak ta biedna ulicznica z Vaterlandu.

Gwałciciel mógł przecież współżyć z wieloma innymi i zarazić ją czymś, na co

chorują tamte dziewczęta. W takiej sytuacji nie ma sensu robić czegoś, co może być

niebezpieczne, bo i tak umrze.

Mogłaby jeszcze płakać. Płakać i zapłakać się na śmierć. Peder opłakiwałby ją

na pewno, matka, Hilda i Kristian też, ale przeżyliby większy ból, gdyby się

dowiedzieli, że zapadła na taką chorobę jak ulicznice, i gdyby widzieli, jak umiera

powoli.

Głowa ją bolała, krew pulsowała w skroniach, a strach, który drążył jej serce,

rozprzestrzeniał się po całym ciele, docierał już do łopatek i wędrował wzdłuż

kręgosłupa. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że sufit przytłacza ją swym ciężarem,

wydawało jej się, że się udusi.

Dźwięki docierające z pokoju sprawiły, że wzięła się w garść. Pośpiesznie

zrzuciła koszulę nocną, ubrała się i otworzyła drzwi na oścież.

- Wychodzę już. Muszę coś załatwić przed pracą. - I czym prędzej zamknęła

drzwi, żeby uniknąć pytań.

Było chyba jeszcze bardzo wcześnie, bo horyzont był stalowoszary. Jeśli się

pośpieszy, uda jej się może dobiec do wzgórza Aker i zamienić kilka słów z Agnes,

zanim wstaną jej państwo.

Biegła, nie rozglądając się ani na prawo, ani na lewo, nie zwróciła uwagi na

wóz konny, który omal jej nie przejechał, przebiegła przez most i pędziła bez

zatrzymania aż do Maridalsveien, a potem na wzgórze.

Spocona i zdyszana szła szybkim krokiem pod górę. Jeśli dostanie adres od

Agnes, pójdzie tam jeszcze dziś wieczorem. Powie wszystkim, że musi zanieść list

Johanowi. Może Agnes mogłaby jej pożyczyć pieniędzy. Albo Hilda.

background image

Dom wydawał się cichy i zamknięty, najprawdopodobniej wszyscy jeszcze

ś

pią. Otworzyła bramę z kutego żelaza tak bezszelestnie, jak tylko potrafiła, i biegła

bez tchu w stronę drzwi kuchennych.

Wówczas zatrzymała się nagle i dotknęła czoła. Płot spływał z niej strugami,

gwiazdy wirowały jej przed oczami. Biegłam za szybko, pomyślała, nie ruszając się z

miejsca. Zaraz mi przejdzie.

Ale ogarniała ją coraz większa słabość. Chwiejąc się na nogach, podeszła do

kuchennych schodów i opadła bez sił na najniższy stopień. Świat się kołysał wokół

niej, głowa jej ciążyła. Chyba zemdleję, wymamrotała i oparła się o schody. W

następnej chwili zapadła się w miękki, cichy mrok.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Jakieś głosy próbowały się w nią wedrzeć. Usiłowała się skupić, usłyszeć, co

mówią, ale nie zdołała. Chciała otworzyć oczy, żeby zobaczyć, co się dzieje, ale nie

była w stanie unieść powiek, jakby się skleiły.

Może to tylko sen. Poruszyła się nieco. Poczuła, że jej głowa leży na czymś

ostrym i twardym, to pewnie kant łóżka. A słyszy zapewne głosy Hildy i chłopców.

Mogliby mówić ciszej, ostre dźwięki ranią jej uszy.

W tej samej chwili poczuła na karku czyjąś rękę, która pomagała jej się

podnieść. Nie, to nie Hilda. To Agnes. Przypomniała sobie wszystko. Biegła tak

szybko do Agnes, że zemdlała, a teraz Agnes ją znalazła.

- Muszę mieć adres, Agnes - wymamrotała, próbując jeszcze raz otworzyć

oczy i oprzytomnieć. - Nie dostałam...

- Elise? - Głos był teraz wyraźniejszy. Ktoś nią potrząsnął, żeby ją do - budzić.

Czy fabryczne syreny już wyły? Czyżby zaspała?

- Elise? - W głosie pojawiła się nuta przerażenia, niemal rozpaczy. - Powiedz

coś do mnie, Elise.

To nie jest głos Agnes. To głos Emanuela.

Uniosła powieki i spojrzała wprost w jego zmartwione niebieskie oczy.

- Wielkie nieba - westchnął. - Ale się przestraszyłem. Dlaczego, na Boga, tu

siedzisz?

Wyprostowała się, chciała wstać. Oprzytomniała i znów była sobą.

Uzmysłowiła sobie, że powiedziała coś w malignie, ale nie pamiętała co. A może

tylko o tym śniła.

background image

Otworzyły się drzwi kuchenne i pojawiła się w nich Agnes. Szeroko otworzyła

oczy.

- Elise? - W jej głosie było zdumienie. - Co się stało?

- Znalazłem ją nieprzytomną na schodach. - Emanuel wziął ją za ramię i

pomógł wstać. - Mówiła coś w malignie, pytała o jakiś adres.

- A, tak - zareagowała szybko Agnes. - Obiecałam jej adres mojego kuzyna. -

Spojrzała na Elise i zaśmiała się nieco. - Nie przypuszczałam, że przyjdziesz tak

szybko. Przed rozpoczęciem pracy w fabryce. Ale możesz tam pójść dopiero po

dziewiątej, on prawie codziennie pracuje po godzinach. Poczekaj chwilę, wejdę do

ś

rodka i zapiszę ci jego adres.

I znikła, a Elise stała zalękniona, onieśmielona i pełna podziwu dla Agnes,

która tak szybko znalazła wyjaśnienie, choć miała zarazem nieprzyjemne poczucie, że

Emanuel wcale w to nie uwierzył.

- No proszę, Elise. - Próbował żartować, ale bez powodzenia. - A więc

interesujesz się kuzynem Agnes?

Nie odpowiedziała. Nie chciała go zbyć, nie chciała kłamać. Jeszcze nie

zdążyła mu podziękować za wyjazd i uważała, że Emanuel zasługuje na jej

uprzejmość, ale nie była w stanie grać, udawać, że wszystko jest w porządku.

Zdołała się jakoś pozbierać.

- Chłopcy nie mówią o niczym innym, tylko o wycieczce do twoich rodziców.

To było dla nich wielkie przeżycie.

Stał w milczeniu i patrzył na nią.

- Mam nadzieję, że i tobie było choć trochę miło.

W tej samej chwili zawyła fabryczna syrena. Elise wzdrygnęła się.

- Muszę iść.

- Uważaj. Nie zapominaj, że właśnie zemdlałaś. Mogę zaczekać na Agnes i

przynieść ci ten adres później. I tak zajrzę dziś do Anny.

- Nie... nie trzeba. Jeśli pobiegnę, zdążę do fabryki, nawet jeśli jeszcze chwilę

zaczekam.

- Nie możesz biegać, nie jesteś w formie, myślę, że powinnaś już iść. Czy

Oline nie straciła pracy za to, że się dwukrotnie spóźniła?

- Tak, ale...

- Pośpiesz się, Elise. Nie zdążysz, jeśli nie ruszysz od razu.

Myśli kotłowały się w jej głowie. Jeśli Agnes napisze tylko adres, Emanuel nie

background image

domyśli się, o co chodzi. Ale jeśli napisze również nazwisko? Nie, nie można

ryzykować. Jeśli ma to przeprowadzić, nikt nie może się o tym dowiedzieć.

- Wejdę do kuchni i sprawdzę, czy Agnes jest już gotowa - powiedziała

szybko, obróciła się i pobiegła na górę tak, że nie zdążył zaprotestować.

Agnes schodziła właśnie na dół.

- Przemyślałaś to dobrze, Elise? - powiedziała cicho, mierząc przyjaciółkę

zmartwionym spojrzeniem.

Elise pokiwała głową.

- I jesteś całkiem pewna?

- Minęły już dwa terminy. A na dodatek dziś rano wymiotowałam.

- Masz pieniądze?

- Chciałam cię prosić o pożyczkę. Albo Hildę, jeśli ty nie możesz.

- Nie mam nawet złamanego ore. No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak

ż

yczyć ci szczęścia. - Podała jej karteczkę. - Nie bój się, Elise. To się najczęściej

dobrze kończy.

Elise odwróciła się, żeby ukryć łzy.

- Dzięki za pomoc - zawołała, zbiegając po schodach.

Ku jej przerażeniu Emanuel wciąż tam stał. Wydało jej się, że patrzy na nią

jakoś dziwnie.

- Odprowadzę cię.

- Nie, to niepotrzebne.

- Nie chcę, żebyś znowu zemdlała. Dostałaś adres jej kuzyna? - wychodzili

właśnie przez bramę, gdy zadał to pytanie.

- Tak.

Przez chwilę maszerowali w milczeniu.

Gdy odeszli na tyle, że nikt nie mógł ich zobaczyć z domu, zatrzymał się nagle

i chwycił ją mocno za ramię.

- Teraz możesz mi powiedzieć, o co chodzi - powiedział rozkazującym tonem.

- Co to znaczy? - Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy.

- Agnes nie ma żadnego kuzyna. Elise poczuła, że nachodzą ją mdłości.

- Odpowiedz mi. Dlaczego chciałaś dostać od niej jakiś adres? O co chodzi?

Elise rozgniewała się. On nie jest przecież jej ojcem. Ani bratem, ani

narzeczonym. Nie ma nic wspólnego z jej życiem.

- To nie twoja sprawa.

background image

Puścił ją, spojrzenie miał zranione.

- Nie, to nie moja sprawa - westchnął głęboko. - Ale jeśli chodzi o to, co

podejrzewam, mam nadzieję, że się dobrze zastanowisz. Możesz zrobić coś, czego

będziesz żałowała do końca życia. Spotykałem dziewczęta, które coś takiego zrobiły,

widziałem więcej żalu, bólu i rozpaczy, niż możesz sobie wyobrazić. Byłem w

Ulleval i rozmawiałem z młodą, umierającą dziewczyną. Gdyby ona tu teraz była,

potrząsnęłaby tobą i zawołała: „Nie rób tego. Nie rób tego co ja!”

Elise czuła, że gniew walczy w jej sercu ze strachem.

- Łatwo ci mówić. - Jej głos nabrzmiał z zdenerwowania. - Nie masz pojęcia,

co to znaczy. Nic nie rozumiesz. Potrafisz prawić kazania, potępiać, krytykować i

może nawet litować się, ale nie potrafisz postawić się w mojej sytuacji. Nie

rozumiesz, co przeżywam, nie wiesz, jak się czuję.

Odwróciła się na pięcie i uciekła.

Nie pobiegł za nią. Przez chwilę wyobrażała sobie, że słyszy jego kroki za

plecami, ale wkrótce zrozumiała, że się myli.

Gdy Elise wróciła z fabryki wieczorem tego samego dnia, Hilda siedziała sama

przy kuchennym stole. Wyglądało na to, że właśnie skończyła jeść. Talerz stał na

stole, nie zjadła wszystkiego. Coś z nią nie tak, pomyślała Elise. Rzadko któreś z nich

zostawiało coś na talerzu. Zauważyła także, że na twarzy siostry pojawiła się

niepokorna mina, ta sama, którą Elise widziała zimą, gdy domyśliła się, co się dzieje z

Hildą.

- Czy coś się stało? Spojrzenie Hildy pociemniało.

- Dlaczego pytasz?

- Dziwnie wyglądasz. I nie skończyłaś jedzenia. Zostało coś dla mnie? Hilda

wskazała brodą piec kuchenny.

- Kristian i Peder już jedli?

- Tak.

Na dnie garnka było jeszcze trochę kaszy, Elise wyskrobała wszystkie resztki.

- Braciszek śpi?

Hilda nie odpowiedziała.

- Pytałam, czy Braciszek śpi.

Hilda w dalszym ciągu nie odpowiadała.

Elise już się chciała zdenerwować, zła, że siostra nie raczy jej odpowiadać, ale

pomyślała, że lepiej się z nią dzisiaj nie kłócić. Bo może Hilda nie zechce pożyczyć

background image

jej pieniędzy...

Bez pieniędzy Hildy nie da sobie rady, a przecież widziała, jaką sumę siostra

trzyma w komodzie. Hilda kupiła sobie wprawdzie kapelusz, torebkę, rękawiczki i

pewnie jeszcze wiele innych rzeczy, ale powinno jej jeszcze sporo zostać.

Jadła kaszę w milczeniu, zastanawiając się, dlaczego Hilda jest taka zła. Na

pewno z czasem to wyjdzie na jaw. Elise nie zamierzała się dopytywać. Miała dość

swoich problemów. Przez cały dzień myślała o tym, co ją czeka, z jednej strony

cierpiała z tego powodu, z drugiej - pragnęła mieć to jak najszybciej za sobą. To nie

jest jeszcze dziecko, to, co we mnie rośnie, powtarzała sobie zdecydowanym tonem.

Jakieś małe coś. Nie wiadomo co.

Wróciły do niej słowa Emanuela. Na pewno ją przejrzał na wylot, w

przeciwnym razie nie mówiłby w ten sposób. Musiała się jakoś zdradzić, może w tę

niedzielę, którą spędzili razem na wsi, gdy zareagowała tak nerwowo na jego

wypowiedź o nieślubnych dzieciach. Może zorientował się, gdy zemdlała dziś rano.

Niewykluczone, że wyczytał to z jej przerażonych oczu.

Ale Emanuel jest mężczyzną i nie rozumie, co to znaczy. Człowiek nigdy nie

zrozumie tego, czego nie doświadczy na własnym ciele.

Przełknęła ostatnią łyżkę kaszy, wstawiła miskę do balii z brudnymi

naczyniami i nalała ciepłej wody z garnka, żeby zacząć zmywać. Za jej plecami

siedziała nadal milcząca Hilda. Może lepiej zaczekać do jutra z pytaniem o pożyczkę.

Skoro Hilda jest w złym humorze, na pewno odmówi. Będzie chciała wiedzieć, na co

Elise potrzebuje pieniędzy, i jeśli się nie dowie, nie zechce pomóc.

Może Hilda jest wycieńczona niemowlęcym płaczem, ciągłym praniem i

karmieniem. Elise nie miała pojęcia, ile roboty jest z takim maleństwem. Przy każdym

przewijaniu trzeba było Braciszka najpierw dokładnie umyć, potem oprószyć mu pupę

mąką. Następnie każdą nóżkę owijało się płótnem, zakładało się bawełnianą pieluchę,

potem podkładkę, którą Hilda uszyła ze starych wełnianych gałganów, i szarą flanelę,

a na końcu otulało się go w becik zrobiony z prostego, półtorametrowego kawałka

płótna, zakończonego taśmami, którymi obwijało się tłumoczek. Hilda radziła sobie z

tym wszystkim, trzymając go na kolanach, a Elise podziwiała siostrę za to, że tak

szybko się wszystkiego nauczyła. Po wszystkich tych zabiegach Hilda karmiła

małego.

- Au! - Elise za szybko włożyła rękę do wody i się skaleczyła o ostrze noża.

Krew leciała, więc Elise zaczęła się rozglądać za czymś do przewiązania palca, ale nie

background image

znalazła. Z irytacją wypuściła to, co trzymała w rękach, i poszła do pokoju. Pamiętała,

ż

e w najwyższej szufladzie komody leżą jakieś stare gałganki. Środkową szufladę

opróżnili, żeby położyć w niej Braciszka.

Wówczas zatrzymała się gwałtownie. Szuflada Braciszka nie stała na podłodze

koło łóżka jak zwykle. Znów była w komodzie, na swoim miejscu. Czyżby Hilda

zamierzała spać z nim w jednym łóżku? Czy to nie jest niebezpieczne? Elise słyszała

już o matkach, które przydusiły swoje dziecko przez sen.

Rozejrzała się dokoła. Braciszka nie było w szufladzie, nie było go też w łóżku

Hildy. Co ta głupia gęś wymyśliła. Może zrobiła łóżeczko z pudełka po margarynie,

tak jak Oline, i wsunęła je całkiem pod łóżko? Elise pochyliła się i zajrzała pod łóżko,

ale nic nie znalazła. Lodowaty dreszcz przeszedł jej po plecach. Hilda nie była chyba

aż tak nieostrożna, żeby zabrać małego na dwór?

Może zaniosła go na dół, żeby Anna mogła popatrzeć na maleństwo? Na

pewno tak właśnie zrobiła. To właśnie cała Hilda, nic nie powiedziała, bo jest w złym

humorze.

Elise pośpieszyła z powrotem do kuchni.

- Zaniosłaś Braciszka do Anny?

Hilda pokręciła głową, nie patrząc na siostrę. W końcu Elise oświeciło. Hilda

zabrała synka do ojca, żeby sobie popatrzył na to cudo.

- Zabrałaś Braciszka do niego?

Tym razem Hilda pokiwała głową, ale wciąż unikała wzroku siostry.

- Nie mogłaś mi powiedzieć?

- Po co? - Głos Hildy był dziwnie zimny i bezbarwny.

- Jako to po co? Weszłam do pokoju po jakiś gałganek i zobaczyłam, że

Braciszka nie ma. Nie od razu się domyśliłam.

- Wiesz przecież, kto jest jego ojcem.

- Przepraszam, Hildo. Nie pomyślałam o tym. Wydawało mi się, że jest

jeszcze za mały, żeby go brać na dwór. Co powiedział? Spodobał mu się Braciszek?

Hilda pokiwała głową, w dalszym ciągu nie patrząc na Elise.

- Co się z tobą dzieje? - Elise zmarszczyła czoło.

- Nic.

- Czemu siedzisz i nic nie robisz?

- Bo mam ochotę.

Elise znów się zdenerwowała.

background image

- W wiadrze leży stos brudnych pieluch. Dobrze wiesz, że byłam cały dzień w

fabryce. Jeśli masz dość siły, żeby wychodzić sobie na spacer, to mogłabyś trochę

pomóc w domu.

Hilda nie odpowiedziała.

- Kiedy masz go zabrać z powrotem? Hilda wpatrywała się w stół w

milczeniu.

- Chyba możesz mi powiedzieć, kiedy masz go stamtąd zabrać? O której jadł i

kiedy następne karmienie?

Hilda nadal milczała.

- Nie rozumiem, co się z tobą dzieje - westchnęła Elise. - Nawet jeśli jesteś w

złym humorze, możesz mi chyba odpowiedzieć na proste pytanie.

Hilda obróciła twarz ku siostrze, a w jej oczach pojawiły się błyskawice.

- Jeśli tak koniecznie chcesz wiedzieć, to w ogóle go nie zabiorę z powrotem.

Oddałam go. Komuś, kto zapewni mu dobrze życie, dużo lepsze niż nasze. Komuś,

kto go nakarmi i ubierze, pośle do szkoły i wykształci. Tam gdzie będzie miał piękny

dom i dobrych rodziców.

Elise patrzyła na nią z otwartymi ustami. Kompletnie osłupiała. To chyba jakiś

kiepski żart.

- Kłamiesz - szepnęła.

Hilda roześmiała się szyderczo. Elise nigdy nie słyszała takiego śmiechu.

- Dobry temat do kłamstw. Elise nadal nie mogła uwierzyć.

- Nikt nie oddaje swojego dziecka.

- Nie? - Hilda spojrzała na nią wyzywająco. - Idź do żłobka i zapytaj. Elise

pokręciła głową.

- Ale przecież tak się cieszyłaś... Chciałaś mieć dziecko... Żartujesz sobie ze

mnie, Hildo - dodała. - To nieładnie.

Hilda mocno zagryzła wargi i zapatrzyła się w okno. Prawda powoli docierała

do Elise.

- Ale... ale... majster... pan Paulsen... Był przecież dla ciebie dobry. ..

- Dalej jest dobry.

- Ale jak... Myślałam, że chciał mieć dziecko.

- Bo chciał. Jest wujkiem tego człowieka, co wziął małego. Oni nie mogli

mieć własnych dzieci.

Elise nie mogła się oprzeć wrażeniu, że jej głowa zamieniła się w gniazdo os,

background image

po którym wszystkie myśli fruwał)' bez ustanku. Ilekroć próbowała jakąś myśl

pochwycić, od razu ją traciła.

- Nie jest ci smutno? - Tylko tyle z siebie wydobyła. Hilda spuściła wzrok.

- Pan Paulsen mówi, że mam wielkie matczyne serce, skoro chcę, żeby mój

synek miał lepsze życie niż to, które sama mu mogę zapewnić.

- Ale kto go będzie karmił? Kobieta, która nie urodziła dziecka, nie ma mleka.

- Znaleźli kogoś, kto właśnie stracił własne dziecko.

- Dlaczego ty nie możesz go karmić?

- Bo przywiązałabym się do niego za bardzo. Tak mówi pan Paulsen. I potem

byłoby mi ciężko.

Elise milczała. Starała się zrozumieć, ale nie potrafiła. Hilda miała ją i matkę,

miała dwóch braci, którzy ją kochali. Na pewno mogłaby wrócić do pracy, gdyby

chciała, kierownik ją zawsze lubił. Majster dał jej zresztą pieniądze...

Elise olśniło. To dlatego dał jej pieniądze? Nie dlatego, że chciał się

opiekować nią i dzieckiem, ale żeby ją zmiękczyć, żeby łatwiej mu było ją przekonać

do oddania dziecka? Przeszył ją zimny dreszcz. Może nawet od razu to zaplanował?

Ż

e kupi od niej dziecko dzięki pieniądzom i prezentom, a potem odda maleństwo

swemu siostrzeńcowi? Teraz już wiadomo, że nigdy nie zamierzał się żenić z Hildą.

To byłby mezalians. Pan Paulsen nie miał innych dzieci, a jednak nie chciał przyznać

się do własnego syna. Może bratanek jest jego jedynym spadkobiercą. Jeśli więc

zaadoptuje synka Hildy, to uczyni go dziedzicem prawdziwego ojca. Dyrektor będzie

miał potomka, któremu przekaże nazwisko i majątek, bez konieczności wiązania się z

jego matką. I niechcianym dzieckiem.

Elise z niedowierzaniem pokręciła głową. Czy można być aż tak nikczemnym?

Wykorzystać w ten sposób niewinną dziewczynę, która ledwo skończyła siedemnaście

lat? Wyłudzić od niej jej własne dziecko, jedyny skarb, jaki mają ci, co mieszkają po

tej stronie rzeki?

Elise miała na końcu języka ostry komentarz, ale zauważyła, że usta Hildy

drżą. W następnej chwili Hilda położyła się na kuchennym stole, a jej ciałem

wstrząsnął płacz.

Elise usiadła cicho na taborecie koło siostry i zaczęła ją głaskać niezgrabnie po

głowie i po plecach.

- Możesz powiedzieć, że chcesz się wycofać - zaczęła. Hilda ze łkaniem

pokręciła głową.

background image

- Za późno. Już wszystko podpisałam. Elise jęknęła na głos.

- Panie Jezu - szepnęła przez zdławione płaczem gardło.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Elise leżała w ciemnościach i słuchała szlochu Pedera. Wydawało jej się, że

Kristian już zasnął, Hilda też, tylko Peder był niepocieszony. Zauważyła oddanie, z

jakim Peder wodził oczami za Braciszkiem, jak wślizgiwał się do pokoju, żeby na

niego zerknąć, jak długo potrafił siedzieć i wpatrywać się w wymachujące bezładnie

w powietrzu małe ramionka i w dziwne miny maleństwa. Cieszył się, że Braciszek

kiedyś podrośnie i że będzie mógł uczyć go rzucać patykiem i nożem. Chwalił się nim

przed kolegami z klasy i codziennie zaraz po lekcjach biegł do domu, żeby sprawdzić,

czy wszystko w porządku.

Nagłe zniknięcie Braciszka było dla niego wielkim ciosem. Żal był jeszcze

większy niż wtedy, gdy umarł ojciec. Elise próbowała mu wytłumaczyć przyczyny, ale

jej nieporadne wysiłki, by jakoś upiększyć prawdę, tylko go rozgniewały.

Stwierdzenie, że Hilda oddała go komuś, kto zapewni mu lepszą przyszłość, znaczyło

tyle co stwierdzenie, że ich własne życie jest straszne, a z tym Peder nie chciał się

zgodzić.

- Chciałem go zabierać nad rzekę i puszczać razem z nim kaczki na wodzie -

szlochał. - Mógłby pojechać ze mną i z kapitanem Ringstadem na ryby. Mogłem go

pokazać Pingelenowi i innym chłopakom, powiedzieć, że to jest jakby mój młodszy

brat.

Hilda się zdenerwowała.

- Przestań się mazgaić, Peder. Powinieneś się cieszyć, że będzie chodził w

nowych butach każdej zimy, że będzie codziennie jadł do syta i odwiedzał Tivoli, gdy

tylko zechce.

Peder popatrzył na siostrę zaokrąglonymi oczami.

- Będzie chodził do Tivoli, gdy tylko zechce?

- Jasne. Tak tam jest, po drugiej stronie rzeki.

Kristian nie odezwał się nawet słowem, ale Elise zauważyła, że znów zamknął

się w sobie i był równie milczący i twardy jak przed narodzeniem małego.

A mnie się wydawało, że znaleźliśmy szczęście w nieszczęściu, pomyślała

Elise, martwiąc się, jak powie o wszystkim matce. Hilda błagała, by siostra ją

wyręczyła.

background image

Własne nieszczęście Elise nieco się oddaliło. Ku swemu przerażeniu

stwierdziła, że Hilda wydała już tyle pieniędzy, że pewnie niewiele jej zostało.

Niewykluczone, że będzie trzeba zdobyć pieniądze w inny sposób.

Usłyszała, że ktoś płacze w ciemnościach. To był jakiś inny płacz. Peder

skończył szlochać, jakby on też leżał cicho i słuchał. W tej samej chwili Elise

usłyszała głos Hildy mówiącej przez sen. Mamrotała coś pod nosem, wykrzykując od

czasu do czasu niewyraźne słowo, a potem zawołała: „Nie, powiedziałam, że nie

chcę!” I załkała.

Elise wstrzymała oddech. Hilda sprawiała ważenie osoby zimnej jak lód,

udawała, że nic się nie stało, w gruncie rzeczy była jednak taka sama jak inne matki.

Była dziecinna i lekkomyślna, bezmyślna i głupia, ale czegoś ją to nauczyło. Elise nie

miała co do tego wątpliwości.

Usłyszała czyjeś dreptanie po podłodze, a po chwili Peder szepnął jej do ucha:

- Elise? Mogę się koło ciebie położyć na trochę?

Elise uchyliła kołdrę i przyciągnęła brata do siebie. Przytulił się tak jak wtedy,

gdy chłopcy zagnali go aż do wodospadu.

- Słyszałaś Hildę? Płacze i gada przez sen. Pogłaskała go po głowie.

- Smutno jej.

- To dlaczego to zrobiła?

- Nie widziała innego wyjścia, Peder. Musi wrócić do pracy, mama nie ma

jeszcze dość siły, żeby zająć się niemowlęciem.

- Moim zdaniem dalibyśmy radę - stwierdził stanowczo chłopiec. - W każdym

razie ty i ja, Elise.

Przytuliła go, ale nie znalazła żadnych słów pocieszenia. Wystarczy już

kłamstw, którymi go karmię, pomyślała. Hilda oddała swoje własne dziecko nie z

biedy, ale z chciwości.

Gdy parę dni później Elise wracała do domu podczas przerwy obiadowej, ze

zdumieniem stwierdziła, że Hilda chce jej towarzyszyć. Kierownik pozwolił jej

wrócić do pracy. Elise nie miała wątpliwości, że majster miał tu coś do powiedzenia.

Padało, było szaro, zimno i ponuro. Nie do wiary, że nieledwie parę dni temu

było ciepło i słonecznie. Deszcz sprawił jednak, że wszystko zaczęło rosnąć, liście na

drzewach zrobiły się całkiem duże, w miejsce majowych żółtozielonych kolorów

pojawiła się ciemniejsza, letnia zieleń. Pachniało słodko ziemią i roślinami, rzeka

zaczynała występować z brzegów, szum rzeki i wodospadu był głośniejszy niż

background image

kiedykolwiek.

Nie mogły rozmawiać, póki nie oddaliły się od mostu, gdzie szum rzeki

zagłuszał słowa.

- Elise?

Elise obróciła się ku siostrze. W jej głosie było coś, co zwróciło jej uwagę.

- Okłamałam cię.

Elise poczuła, że wzbiera w niej radość. A więc sprawa nie jest jeszcze

przesądzona?

- Nie wydałam wszystkich pieniędzy. Radość ustąpiła miejsca rozczarowaniu.

- Dlaczego mi o tym mówisz?

- Wiedziałam, że potrzebujesz na coś pieniędzy. A ja chciałam je zachować

dla siebie i teraz tego żałuję. Jeśli istnieje Bóg, to będzie miał za co mnie karać.

Elise spojrzała na nią z ukosa.

- Zdaje się, że różnych rzeczy żałujesz...

Hilda nie odpowiedziała, ale gdy Elise na nią spojrzała, ocierała ukradkiem

łzy.

- Jest ci teraz źle, Hildo. Hilda załkała.

- Najgorsze jest to, co on sobie pomyśli o swojej matce. Od kiedy się na to

zgodziłam, wydawało mi się, że on leży w swojej szufladzie i patrzy na mnie swoimi

wielkimi oczami, jakby chciał zapytać, dlaczego chcę go oddać. Teraz też mam

wrażenie, że on cały czas na mnie patrzy. Śnił mi się dziś w nocy, stał w czarnym

ubraniu i filcowym kapeluszu i pytał, co ze mnie za matka, skoro potrafiłam oddać

własne dziecko. Nagle znów zrobił się malutki i leżał w swojej szufladzie, ciągle

krzycząc. Krzyczał i krzyczał, aż się zrobił siny i nagle ucichł. A gdy na niego

spojrzałam, był martwy.

Elise było jej żal. Sumienie ją strasznie dręczyło, dniami i nocami.

- Na pewno najgorsze są początki - powiedziała, żeby jakoś się odezwać.

Chociaż to wcale nie jest takie pewne. A jeśli nie będzie miała więcej dzieci i

nigdy nie zdoła zapomnieć o tym, które oddała?

- Dlaczego chciałaś ode mnie pożyczyć pieniądze?

Pytanie padło tak nieoczekiwanie, że Elise nie znalazła od razu odpowiedzi.

- Ja tylko... ja tylko... potrzebuję na coś pieniędzy - wyjąkała. Hilda nie

odpowiedziała.

- Planowałaś wyprawę na Mollergata, prawda?

background image

Elise nie potrafiła kłamać pod obstrzałem ostrych spojrzeń siostry. Nagle role

się odwróciły, pomyślała. Teraz Hilda mówi, jakby była dorosła, żądając odpowiedzi,

a ona sama próbuje wykręcić się od kary. Elise poczuła, że oblewa ją zimny pot.

- Czy mało mamy nieszczęść? - wykrztusiła wreszcie, nie zdobyła się jednak

na to, by spojrzeć siostrze w oczy.

- No właśnie. - Hilda była spokojna i dziwnie pewna swego. - Od razu się

domyśliłam, Elise. Tak jak ty się domyśliłaś, gdy chodziło o mnie. W wiadrze nie

leżały żadne podpaski, a ty byłaś ciągle nieobecna duchem albo śmiertelnie

przerażona.

Elise nic nie powiedziała, nie było sensu zaprzeczać, skoro Hilda się

wszystkiego domyśliła.

- Nie rób tego. - Ton Hildy był tak pewny i pełen zaangażowania, że Elise

spojrzała na nią ze zdumieniem. - Będziesz tego żałowała do końca życia. Po

pierwsze, to jest niebezpieczne, możesz wykrwawić się na śmierć. Po drugie,

wystarczy, że rodzina Lovlien pozbyła się jednego dziecka.

Elise zdenerwowała się. A więc ona ma cierpieć z powodu grzeszków Hildy,

ona, która została zgwałcona.

- To nie moja wina, że sprzedałaś swoje dziecko - rzuciła. Twarz Hildy

poszarzała.

- Nie sprzedałam go - powiedziała tak cicho, że Elise ledwo usłyszała jej

słowa. - Wierzyłam w każde słowo pana Paulsena. Dawał mi pieniądze na ubrania dla

mnie i dla dziecka i na zdrowe, pożywne jedzenie. Dopiero teraz rozumiem, dlaczego

to było takie ważne. Chciał mieć zdrowe dziecko, bo chłopiec ma zostać jego

spadkobiercą. Gdyby nie urodził się chłopiec, zrobiłby mi jeszcze jedno dziecko,

mając nadzieję, że bardziej mu się poszczęści. I wcale nie z dobroci umieścił matkę w

sanatorium, tylko ze strachu. Żebym się nie zaraziła. Nie będzie już więcej pieniędzy

ani na to, ani na tamto - dodała z goryczą w głosie.

Elise stała w milczeniu i patrzyła na siostrę. Myślała wprawdzie już o tym

wszystkim, ale z wielkim bólem słuchała tego z ust Hildy.

- Tak cię proszę, Elise. Błagam, nie rób tego. Widzisz przecież, jaki

nieszczęśliwy jest teraz Peder. Co się z nim stanie, gdy ciebie zabraknie? Dla niego

jesteś ważniejsza niż matka od czasu, gdy ona zaczęła niedomagać. Spróbuj

zapomnieć, kto ci zrobił to dziecko, powiedz sobie, że przynajmniej nie będzie miało

ojca, który ci je zechce odebrać.

background image

Słowa Hildy były bardzo mocne i bezpośrednie.

- Powiedz Pederowi, żeby się nie martwił, bo będzie miał jeszcze jednego

braciszka albo siostrzyczkę za parę miesięcy. Postaraj się zmienić nieszczęście w coś

dobrego, tak jak ci się udało ze mną. Cieszyłaś się moim synkiem, widziałam to w

twoich oczach, widziałam, jak go przytulasz.

Hilda musiała otrzeć łzy, zanim zaczęła mówić dalej:

- Nie czułaś do niego niechęci, chociaż nie podobało ci się to, że ojcem jest

pan Paulsen. Przestałaś się wstydzić. Zaczęłaś patrzeć na to jak te dziewczęta, które

pędzą do żłobka z małym zawiniątkiem w ramionach przed szóstą każdego ranka.

Mówią, że dziecko jest ich jedyną radością. Choć nie widzą go przez cały dzień.

Łzy potoczyły się po jej policzkach, nie zdołała nic więcej wykrztusić. Elise

otoczyła ją ramionami.

- Jesteś dzielna, Hildo. Gdybyś tylko mi zdradziła, co zamierzasz, usłyszałabyś

ode mnie to, co sama teraz powiedziałaś. Zanim było za późno.

- Przecież dlatego ci to mówię - łkała Hilda. - Dla mnie jest już za późno, ale

dla ciebie - nie.

Elise nie odpowiedziała. Nie mogła dyskutować z Hildą, która była w takim

stanie ducha. Musi najpierw pomóc siostrze, a potem będzie szukać wyjścia ze swojej

sytuacji.

Ale gdy stanęła przy swojej maszynie po przerwie obiadowej, w uszach

dzwoniły jej słowa siostry. Gdyby Hilda została zgwałcona przez takiego drania, na

pewno też chciałaby się pozbyć tego, co by w niej rosło. Hilda była zrozpaczona tym,

co sama zrobiła, i nie potrafiła myśleć trzeźwo. Elise nie mogła pozwolić, by tragedia

siostry przesądziła o jej własnym życiu.

A więc Hilda ma jeszcze pieniądze... Tylko jak je pożyczyć, skoro Hilda zna

już zamiary Elise?

Mogłaby poszukać pieniędzy pod nieobecność siostry, pożyczyć tyle, ile

potrzebuje, i zostawić karteczkę, że będzie spłacać dług stopniowo, w każdy piątek,

gdy dostanie tygodniówkę. Jeśli pójdzie na Mollergata i zrobi to, co zamierza, nie

będzie żadnego odwrotu. Nie pomogą płacze i błagania Hildy.

Elise czekała na siostrę po skończonej pracy, nie mogła pozwolić, by Hilda

wracała sama w takim stanie ducha. Niektóre dziewczęta dowiedziały się już, że

Hilda oddała dziecko „jakimś bogatym ludziom w zachodniej dzielnicy” po to, by

zapewnili mu lepsze życie. Elise zastanawiała się, ile z nich się domyśla, że majster

background image

miał z tym coś wspólnego. Wydawało jej się, że kilka dziewcząt patrzy na Hildę z

przerażeniem, ale to pewnie były te, które jej zazdrościły. Wiele dzieci urodzonych

nad rzeką Aker czekało trudne życie. Tak trudne, że niejedna matka marzyła o innej

egzystencji dla swojego synka czy córeczki, bez względu na to, czy w tych

marzeniach miały mieć dziecko przy sobie, czy też nie.

Hilda szybko podeszła do siostry.

- Idź już, Elise. Wrócę trochę później. Elise spojrzała na nią pytająco.

- On... on chce ze mną chwilkę porozmawiać.

Elise nie rozumiała, dlaczego, ale pokiwała głową i zostawiła siostrę. Żal mu

się zrobiło Hildy? Pokręciła głową. Tego rodzaju mężczyźni nie mają takich uczuć. W

każdym razie nie wobec siedemnastoletniej prządki.

Szła pogrążona w myślach przez całą drogę do domu. Czy zdobędzie się na

odwagę, żeby pożyczyć pieniądze od Hildy i pobiec na Mollergata już dziś

wieczorem? W tym, że Hilda nie wraca prosto do domu, jest chyba palec Boży,

pomyślała. Jeśli Bóg istnieje, to na pewno nie ma nic przeciwko temu, by Elise

pozbyła się owocu takiego grzechu.

Na schodach wpadła na Emanuela.

Zatrzymała się gwałtownie, nie widziała go od pamiętnego ranka, gdy

odwiedziła Agnes i rozstali się w takim gniewie.

- Byłeś u Anny?

Pokiwał głową. Stał w milczeniu i patrzył na nią.

- Co u niej słychać? Ostatnio nie miałam czasu, żeby do niej zajrzeć.

- W porządku. - Wciąż się jej przyglądał. Czuła się nieswojo.

- Co słychać u Agnes?

Wzruszył ramionami, to go najwyraźniej nie interesowało.

- Muszę się śpieszyć do chłopców. - Chciała go wyminąć, ale zastąpił jej

drogę.

- Sprawdzałem, co robisz, Elise - powiedział pełnym zdecydowania głosem. -

Trzymałaś się domu. Mam nadzieję, że to znaczy, iż zmieniłaś zdanie?

Elise poczuła, że wzbiera w niej gniew. Stoi tu jak jakiś pastor czy nauczyciel,

pomyślała ze złością. I nawet mu nie wstyd, że ją szpieguje.

- Skoro jesteś tak dobrze poinformowany, to pewnie wiesz, co się zdarzyło

ostatnio w tym domu.

Na jego twarzy pojawiły się ślady niepewności. Nic nie wie, pomyślała.

background image

- Muszę biec na górę, żeby zrobić coś do jedzenia i przypilnować, aby chłopcy

odrobili lekcje - dodała pośpiesznie. - Hildy nie ma w domu.

- Pedera i Kristiana też nie ma w domu. A lekcje już odrobili. Widziałem, jak

się bawią z kolegami. Gdy Peder mnie zauważył, poprosił, żebym ci to przekazał.

Bogu dzięki, że wyszedł na dwór i znów się bawi, pomyślała Elise z ulgą. To

znaczy, że zaczął się już oswajać z tą myślą.

- Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać - ciągnął Emanuel. - To ważne.

- Nie mógłbyś przyjść jutro? Dziś... dziś muszę coś załatwić. Pokręcił głową.

- Muszę ci o tym powiedzieć dzisiaj.

Elise nie potrafiła znaleźć żadnej innej wymówki. Skoro Hilda umówiła się z

majstrem, to pewnie nie wróci tak prędko, pocieszyła się.

Zeszyty chłopców wciąż leżały na kuchennym stole. Puste kubki i talerze

ś

wiadczyły o tym, że chłopcy sami coś zjedli.

- Dziecko jest w pokoju? Samo? Hilda nie wróciła jeszcze do fabryki?

Elise zatrzymała się i spojrzała Emanuelowi w oczy.

- Nie ma żadnego dziecka. Zmarszczył czoło, niczego nie rozumiejąc.

- Hilda oddała dziecko bratankowi majstra. Żeby miało lepsze życie.

Emanuel chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego został z otwartymi ustami.

- Chciałaby zapewnić synkowi lepszy los niż ten, który sama mu może dać. -

Elise usłyszała, że mówi do Emanuela słowami Hildy. - Ma wielkie matczyne serce -

ciągnęła, broniąc siostry.

Odwrócił wzrok i pokiwał głową.

- A więc o to chodziło... - mruknął, biorąc głęboki oddech. Spojrzał na Elise. -

A co ty na to?

- Najpierw byłam w szoku, ale teraz mi jej żal.

- Tak, szkoda Hildy - pokiwał głową. - Zwłaszcza że została oszukana.

- Nie została oszukana - zdenerwowała się Elise. - Podjęła dorosłą i dojrzałą

decyzję. Chłopcu będzie znacznie lepiej u bezdzietnej pary, która ma dość pieniędzy.

- Miejmy nadzieję.

Rzuciła mu pełne irytacji spojrzenie.

- Nie ma co do tego wątpliwości.

- Może nie. Miejmy nadzieję, że będą serdeczni i kochający. Nie jestem wcale

pewien, że pieniądze są najważniejsze na świecie.

- Łatwo tak mówić komuś, kto jada zawsze do syta. Podniósł nagle dłoń i

background image

pogłaskał ją szybko po policzku.

- Rozumiem, że ci smutno, Elise. Jestem pewien, że zrobiłabyś wszystko, co w

twojej mocy, żeby Hilda zmieniła zdanie, gdybyś tylko wiedziała, do jakiego wyboru

została zmuszona.

Elise poczuła, że płacz dławi jej gardło, nie chciała jednak pokazać, że

Emanuel ma rację.

- Na pewno słyszałaś o innych dziewczętach, które sprzedały swoje dzieci,

wiesz, jakie katusze później przechodziły. Niektóre zamartwiły się na śmierć. Myślę,

ż

e żal jest ten sam, czy chodzi o dziecko, którym się człowiek już trochę zajmował,

czy o takie, co dopiero opuściło matczyny brzuch.

Elise energicznie pokręciła głową.

- Nie masz żadnych podstaw, żeby to rozumieć. Jesteś mężczyzną, nie masz

pojęcia, co to znaczy nosić w łonie dziecko, które zostało poczęte w alkoholowej

malignie albo poprzez gwałt. Łatwo ci mówić, bo wiesz, że nigdy tego nie

doświadczysz. Poza tym wcale nie jestem pewna, czy Hilda miała jakiś wybór.

Została narażona na nieludzkie naciski. Na pewno nasłuchała się przerażających

historii o tym, na co może zachorować niemowlę, zwłaszcza tu, gdzie nie ma

pieniędzy ani na lekarstwa, ani na zdrowe, pożywne jedzenie. Na pewno oszołomił ją

złotymi obietnicami, jakie wspaniałe i radosne życie zapewni jej synkowi tamten

człowiek. Poczekali na chwilę jej słabości i wetknęli ołówek do ręki, zanim zdążyła

się opamiętać. Nawet się nie zorientowała, kiedy wszystko podpisała.

- Czy domyślasz się tego, czy znasz to z jej opowiadań? Elise spuściła wzrok

zawstydzona.

- Jestem pewna, że to mniej więcej tak się odbyło. Emanuel stał w milczeniu

przez chwilę.

- Wydawało mi się, że widziałem, jak Hilda wchodziła wczoraj do biura pana

Paulsena.

- Tak? No i co z tego? - Nie zapytała, co Emanuel tam robił.

- No nic... Pomyślałem, że nadal są dobrymi przyjaciółmi. Rzuciła mu urażone

spojrzenie.

- Nie sądzisz chyba, że zależy jej na nim - w ten sposób - skoro wyłudził od

niej dziecko?

- „Zależy jej na nim” to chyba niewłaściwe określenie - zawahał się. - Ty i

Hilda macie bardzo różne podejście do pieniędzy i tego rodzaju spraw. - Więcej nie

background image

powiedział, ale odgadła, co miał na myśli.

- Chcesz powiedzieć, że chodzi tam dla korzyści finansowych? - Sama

usłyszała, jak ostro to zabrzmiało.

Nie odpowiedział.

- Jak się miewa Peder? - zapytał.

Teraz Elise zamilkła. Nie mogła mu przecież opowiadać, jaki nieszczęśliwy

jest Peder. To by go tylko utwierdziło w przekonaniu, że ma rację. Odwróciła się od

niego i podeszła do kuchennego okna, żeby stanąć do niego plecami. Przez dłuższy

czas w kuchni panowała cisza.

Wzięła głęboki oddech i westchnęła, nim zdobyła się na szczerość.

- Masz rację, Emanuelu - powiedziała cicho. - Ale to tylko zwiększa ból. Nie

mogę zmienić decyzji, którą podjęła Hilda. Nie mogę także zmienić jej charakteru.

Peder płakał dniami i nocami. Był taki dumny ze swojego młodszego braciszka, jak

go nazywał. Nazywaliśmy go Braciszkiem, bo Hilda jeszcze nie wymyśliła mu

imienia. Teraz rozumiem, dlaczego pan Paul - sen chciał, żeby go na razie nie chrzciła

- dodała z goryczą. - Peder cieszył się, że nauczy go rzucać patykiem i nożem, miał

zamiar zabrać go na waszą wspólną wyprawę na ryby, chciał go pokazać kolegom z

klasy. Jakby Braciszek był kluczem do innego życia, tarczą, która miała go ochronić

przed wszystkim, czego się lęka. Nie mógł pojąć, dlaczego dziecko nagle znikło,

myślę, że opłakiwał to bardziej niż śmierć ojca.

Emanuel stał w milczeniu i słuchał. Może zdumiała go jej szczerość, może

współczuł Pederowi. Zakasłał.

- Postaraj się nie sprawiać mu jeszcze większego bólu, Elise - powiedział tak

cicho, że dopiero po chwili dotarło do niej prawdziwe znaczenie jego słów.

- Co chcesz powiedzieć? - Obróciła się gwałtownie.

- On jest od ciebie uzależniony.

Nie odpowiedziała, patrzyła mu tylko prosto w oczy w milczeniu. Przez

chwilę chciała wybuchnąć gniewem, wykrzyczeć całą swoją rozpacz, ale zamilkła.

Rozumiała, co miał na myśli. Mogła przecież umrzeć. Emanuel znał jej sytuację.

Może nawet Agnes mu coś powiedziała.

- A co z hańbą, Emanuelu? - szepnęła prawie bezgłośnie.

- Masz dość siły, żeby ją udźwignąć. Gdy Peder i Kristian zrozumieją, że

jesteś niewinna, będą cię szanować za wybór, którego dokonałaś. Jeśli nie teraz, to w

przyszłości, gdy dorosną.

background image

Elise pokręciła głową.

- Nie wiesz, co znaczy być biednym. Mama wróci do domu, nie ma pracy,

więc nic nie zarobi. To oznacza, że ja i Hilda będziemy mieć pięć osób na utrzymaniu.

Jeśli zachoruję...

Zmarszczył brwi ze zmartwioną miną, jakby w końcu zrozumiał. Jeśli Elise

nie pójdzie na Mollergata, w tym mieszkanku będzie sześć, a nie pięć osób do

wyżywienia. On zresztą nie rozumie wszystkich innych problemów, pomyślała. Plotka

się rozniesie, a hańba bardzo boli. Może Peder ucierpi na tym jeszcze bardziej niż do

tej pory. Kristian może się tak wściec, że ucieknie na dobre. Już parę razy był tego

bliski, gdy ojciec wracał pijany do domu. Z czego wtedy będzie żył? Przyłączy się do

jednego z chłopięcych gangów i zacznie kraść, żeby mieć co jeść?

- Rozumiem, w jakich strasznych tarapatach się znalazłaś, Elise - powiedział

wreszcie Emanuel. - Ale proszę cię: dobrze się zastanów. Nie rób niczego, dopóki nie

będziesz całkiem, całkiem pewna, że nie masz innego wyjścia.

Zdołała powstrzymać łzy, gdy szedł z wolna do drzwi, otwierał je i znikał za

nimi. Dopiero wtedy wpadła do pokoju i rzuciła się na łóżko. Ale łzy tym razem nie

popłynęły. Rozległ się tylko suchy szloch.

Nie miała pojęcia, jak długo tam leżała, gdy nagle poczuła, że ktoś jest w

pokoju. Obróciła się i zobaczyła, że koło łóżka stoi nieruchomo Peder i patrzy na nią

okrągłymi z przerażenia oczami.

- Płaczesz, Elise?

Wyciągnęła do niego ręce. Od razu wdrapał się na łóżko.

- Płaczesz z powodu Braciszka, tak?

Elise nie odpowiedziała, przytuliła go tylko mocno. Poczuła się lepiej,

trzymając w ramionach ciepłe chłopięce ciałko, choć Peder był chudy i kościsty.

- Pingelen mówi, że to nieprawda. Ci bogacze, co mieszkają po drugiej stronie

rzeki, wcale nie chodzą do Tivoli, kiedy tylko zechcą. I ciągle chodzą do szkoły, aż

robią się tacy starzy jak nauczyciel. Nie wolno się im bawić, żeby nie pobrudzili sobie

ubrania. Nie wolno im rzucać patykami, bo noszą białe rękawiczki. On mówi, że to

prawdziwe nieszczęście być dzieckiem w takim domu.

- Pingelen chyba wcale się na tym nie zna - powiedziała ostrożnie.

- Właśnie, że tak. Pingelen wie wszystko. Więcej niż ty, bo ty krążysz tylko

między domem a fabryką, a on zna całe miasto na wylot. Tak mówił.

Elise nie odpowiedziała. Lepiej nie odbierać mu tych złudzeń, pomyślała. W

background image

każdym razie nie w tej chwili.

- Myślisz, że Hilda mogłaby go dostać z powrotem?

- Nie, Peder, myślę, że nie. - Pogłaskała go po głowie na pocieszenie.

Rozległy się jakieś dziwne dźwięki, tak jakby płacz uwiązł mu w brzuchu.

- No to co ja mam powiedzieć innym chłopakom? Mówią, że ja kłamię, że

nigdy nie było żadnego dzieciaka w szufladzie pod łóżkiem Hildy. Mówią, że on już

nie żył, jak się urodził.

- Nie przejmuj się tym, co oni mówią. I Anna, i pani Thoresen, i pani Evertsen

mogą potwierdzić, że tu na trzecim piętrze płakało niemowlę. Pani Albertsen też. Ona

codziennie rozmawia z panią Evertsen.

- Ale dlaczego ty płaczesz, Elise? Ty też byś chciała, żeby on tu był?

- Tak, bardzo bym chciała.

- A nie mogłabyś urodzić dziecka, Elise? Tu nad rzeką jest dużo takich, co

rodzą dzieci, chociaż nie mają mężów.

- To prawda. Ale dzieci dużo kosztują. Potrzebują jedzenia i ubrania,

szczepionek i lekarstw.

- Ja bym i tak to zrobił, gdybym był na twoim miejscu. Widziałem, jak się

cieszyłaś, gdy był tu Braciszek.

- Dziecko powinno mieć ojca, kogoś, kto je nauczy tego, czego my kobiety nie

potrafimy.

- Przecież ja będę już niedługo duży, ja go nauczę. Mogę nosić wodę i drewno

na opał, mogę palić w piecu i zapalać lampy parafinowe.

- Tak, to prawda. Wkrótce tak urośniesz, że będziesz mógł nawet rąbać drwa.

Zapadła cisza. Elise sądziła nawet, że Peder już zasnął, gdy nagle znów

usłyszała jego głos.

- Słyszałaś, że siostra Gwoździa była u jakiejś czarownicy na Mollergata, żeby

jej dziecko znikło z brzucha?

Słowa brata mocno ubodły Elise. Nie była w stanie wykrztusić nawet słowa.

- Słyszysz, Elise? Siostra Gwoździa jednak nie będzie miała dziecka. Znikło z

jej brzucha.

- Dziwne - wymamrotała. Serce waliło jej młotem, naszły ją mdłości.

- To nie jest dziwne, tylko okropne. Gwóźdź mówi, że mogła umrzeć. Teraz

leży w Ulleval z gorączką i spaleniem.

- Spaleniem? Chyba zapaleniem. - Elise nie wiedziała, co mówi, czuła się tak,

background image

jakby opuściła własne ciało, jakby ciało jej zwiędło.

- Matka Gwoździa mówi, że ta jego siostra jest równie głupia jak ta

czarownica z Mollergata. Normalny człowiek by tam nie poszedł. Mówi, że tylko

ktoś, komu brak piątej klepki, może wpaść na taki durnowaty pomysł. - Peder zaśmiał

się. - Gwóźdź zawsze mówił, że jego siostra jest głupią gęsią. No i proszę, miał rację.

- Wydawało mi się, że kiedyś mówiłeś, że jej matka płacze, a ojciec ją zbił za

to, że zaszła w ciążę.

- No tak. Ale wcale nie musiała się tak głupio zachować.

Elise nic nie powiedziała. Peder usłyszy to samo, gdy wszyscy się dowiedzą,

ż

e ona też poszła do tej samej kobiety na Mollergata.

Tylko skąd ludzie mieliby się tego dowiedzieć? No tak niewykluczone, że

spotka w pobliżu kogoś, kto zauważy, gdzie weszła. W tej okolicy wszyscy wiedzą

wszystko o wszystkich. Nic się nie da utrzymać w tajemnicy.

- Cieszę się, że to ty jesteś moją siostrą, Elise. Ty nie jesteś głupią gęsią.

Gwóźdź też tak mówi. „Masz szczęście, Peder - mówi - że nie masz takiej tępej

siostry”.

Elise poczuła, że płacz dławi jej gardło. Przełknęła ślinę, zamrugała i znów

przełknęła.

- Idź do kuchni i napal w piecu, Peder. Zrobimy trochę owsianki. Wyskoczył z

łóżka, jakby wszystkie smutki pierzchły w jednej chwili.

- Z mlekiem i z cukrem? Uśmiechnęła się, walcząc ze łzami.

- Z mlekiem i z cukrem, ty spryciarzu.

We czwartek ósmego czerwca wieczorem Emanuel zapukał do ich drzwi. Miał

promienną i radosną twarz, jakby zapomniał o ich poważnej rozmowie.

- Słyszałaś już nowiny, Elise? - powiedział z zapałem. - Unia ze Szwecją

zostanie rozwiązana!

Pokiwała głową. Wiele dziewcząt znało kogoś, kto był w mieście po-

przedniego dnia i stał pod parlamentem, by poznać rezultat głosowania.

- Opowiedz - poprosiła, zapraszając go do środka. Ucieszyła się, że jest coś,

czym może zająć swoje myśli. Rozpamiętywanie nieszczęścia Hildy i własnej tragedii

nie dawało jej spokoju i sprawiało wielki ból. - Byłeś tam?

Przytaknął z iście chłopięcym zapałem.

- Szkoda, że ciebie tam nie było, Elise! O dziesiątej drzwi do parlamentu

zostały otwarte i wbiegliśmy tłumnie na galerię. Dwadzieścia pięć minut później

background image

wszyscy już wiedzieli, że unia ze Szwecją przestała istnieć, że jesteśmy wolnym

krajem.

Uśmiechnęła się, zapłonęła w niej nawet iskra radości rozpalona przez zapał

Emanuela.

- Gdy to ogłoszono, wybuchła wielka radość - ciągnął Emanuel, pełen

entuzjazmu. - Załopotały wszystkie flagi. Zaludniły się kawiarnie, ludzie zaczęli

rozchwytywać dodatki do gazet. Jakby znów był Siedemnasty Maja. I wiesz co? Tego

samego dnia rozesłano telegraficznie wiadomość do wszystkich pastorów, by w

modlitwie wiernych podczas nabożeństwa nie wymieniano już króla Oscara.

- Jakie to dziwne. Aż trudno uwierzyć, że król Oscar nie jest już królem, że

jesteśmy wolnym i niezależnym krajem.

Emanuel pokiwał głową.

- Teraz wszystko zależy od reakcji Szwedów. Miejmy nadzieję, że zaakceptują

postanowienie parlamentu. Muszę już iść, chciałem tylko upewnić się, czy wiesz, co

się stało. Powiedz chłopcom, żeby zapamiętali tę datę. Siódmy czerwca 1905 roku. Za

pewien czas będą ich z tego odpytywać w szkole.

Elise odprowadziła go do sieni. Potem przez chwilę stała i patrzyła, jak zbiega

po schodach. Żałowała, że nie może się cieszyć tak samo jak on.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Johan cofnął się o parę kroków, przekrzywił głowę i uważnie przyglądał się

rzeźbie. Czuł, jak duma wzbiera w jego sercu, rozgrzewając całe ciało. To jego

własne dzieło. Pozwolili mu pracować nad tym całkiem samodzielnie, nie wtrącał się

ani majster, ani nikt inny.

Poprzedniego dnia jeden ze strażników zatrzymał się przed figurą, otworzył

szeroko oczy i zapytał, czyje to dzieło. Gdy jeden z więźniów wskazał głową Johana,

strażnik uśmiechnął się i powiedział:

- Tego bym nie przypuścił.

Od dnia, w którym uratował więźniów zamkniętych na piętrze w stolarni,

podczas gdy pożar szalał na parterze, traktowano go w szczególny sposób. Strażnicy

uśmiechali się do niego, zagadywali o samopoczucie, od czasu do czasu pytali nawet

o radę.

Tylko jedna osoba patrzyła na niego ponuro; Reinhardt, więzienny inspektor.

Najdziwniejsze było to, że właśnie on na początku wydawał się Johanowi miłym

background image

człowiekiem. Johan był pewien, że Reinhardt jest sympatyczny, dopiero ostatnio

zaczął w to trochę wątpić. Najpierw zauważył, że Reinhardt i Lort - Anders

rozmawiają ze sobą tak, jakby mieli jakąś tajemnicę. Poza tym zrozumiał, że to

właśnie Reinhardt ponosi winę za to, że stary więzień, zwany Torkildem Brodawą, bo

miał dwie wielkie brodawki koło ust, dostał baty zupełnie bez powodu. Od tamtej

pory Torkild nie mógł się wyprostować.

Johan odpędził te myśli i wrócił do pracy. Nikt mu jeszcze nie powiedział,

gdzie stanie ta rzeźba, przypuszczał jednak, że w jakimś kościele albo gdzieś pod

kościołem. To zresztą bez znaczenia, najważniejsze, że temu podołał. Nie on jeden

był zadowolony z efektu, również majster i tamci ważni panowie, którzy tu kiedyś

przyszli i podziwiali „piękną formę i znakomite rzemiosło”, jak sami powiedzieli.

Kamień miał półtora metra wysokości, zadecydowano już o typie liter, jakie zostaną

zastosowane, Johan nie znał jednak jeszcze treści inskrypcji.

Szkoda, że Elise mnie teraz nie widzi, pomyślał. Gdyby usłyszała, jak chwali

go majster, i zrozumiała, że Johan może jeszcze być kimś, pewnie by pożałowała

tego, co zrobiła. Może nie rzuciłaby się od razu w ramiona tego oficerka z Armii

Zbawienia. Gorycz znów zaczęła go dławić, więc czym prędzej odsunął do siebie te

myśli. Elise nie może zniszczyć mu tej radości. Trzeba o niej zapomnieć. Poświęcić

wszystkie siły i myśli pracy, pokazać, na co go stać.

- Czy to jest rzeczywiście dzieło jednego z więźniów? - zapytał jeden z panów.

- Jak zwykły złodziej, wychowany w nędzy, z tego, co słyszałem, może stworzyć coś

takiego? W tak krótkim czasie?

Majster uśmiechnął się zagadkowo i odparł:

- Artyści nie zawsze rodzą się po słonecznej stronie, panie Borresen. Ten

młody człowiek ma talent. Zamierzam dać mu więcej zleceń. Wykształcić go. Tak, on

może zajść daleko.

Użył słowa „artysta”. Johan poczuł, że zarumienił się z radości na dźwięk tego

słowa. On jest artystą. Nie wiedział, czy śmiać się, czy płakać. Od dziecka bardzo

lubił rysować, ale rzadko miewał papier i ołówek. Rysował więc kamieniem na

piasku, czasem udawało mu się wyżebrać gdzieś kawałek starej gazety, ale najczęściej

matka mu ją wyrywała, żeby zapchać nią dziurę w bucie albo zużyć na podpałkę.

Nigdy nie widziała niczego szczególnego w figurach, które Johan tworzył na

gazetowym papierze. Nauczyciel też nie, nauczyciela interesowały tylko rachunki i

charakter pisma.

background image

Za plecami Johana rozległy się czyjeś kroki. Gdy się odwrócił, ujrzał majstra

w towarzystwie jeszcze innego obcego pana. Obaj szli w jego kierunku.

- Oto i on, panie Cederstrom. Będzie pan zadowolony. Myślę, że to się będzie

dobrze prezentować na państwa grobowcu rodzinnym. Płyta też jest już gotowa, jak

pan widzi. Pan Borresen już to widział i był tak zachwycony, że zaproponował, by ten

więzień pracował także nad następnym pomnikiem nagrobnym, który zostanie u nas

zamówiony.

Nagle mężczyzna odwrócił się do Johana.

- Czy ty to zrobiłeś, chłopcze?

Johan poczuł, że się czerwieni. Ukłonił się i nie wiedział, co powiedzieć czy

zrobić.

- Gdzie się nauczyłeś pracować w kamieniu?

- Tu w więzieniu. Od majstra. - Wskazał głową majstra, który stał nieopodal i

się uśmiechał.

- Słyszałem, że siedzisz tu dopiero od czterech czy pięciu miesięcy. Johan

potwierdził, czując, że rumieniec wstydu oblewa mu twarz.

Pewnie ten człowiek wie także, za co Johan tu siedzi.

- Jak człowiek tak utalentowany może wplątać się w zwykły napad?

Johan nie zdobył się na to, by spojrzeć mu w twarz, ale wzbierała w nim chęć,

by się usprawiedliwić.

- To z nędzy. Moja siostra jest sparaliżowana od dzieciństwa. Potrzebowała

drogich lekarstw. Nie widziałem innego wyjścia.

Mężczyzna nic nie powiedział, stał tylko w milczeniu i patrzył na Johana.

Potem zakasłał, odwrócił się do majstra i zaczął mówić o czymś innym.

Gdy tamci odwrócili się, by odejść, Johan zauważył nagle Reinhardta, który

stał nieopodal i wpatrywał się w nich. Brwi miał ściągnięte, spojrzenie mroczne.

Johana coś zmroziło. W spojrzeniu tego człowieka była nienawiść. Ale dlaczego?

Przecież Johan nic złego mu nie zrobił.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Elise zapłaciła woźnicy Hansenowi i pomogła matce wysiąść z wozu. Hilda

zaskoczyła siostrę, wręczając jej pieniądze na transport, ale poprosiła, by mogła

wrócić do domu dopiero wtedy, gdy Elise opowie matce, co się stało. Chłopcom

pozwoliła zostać na dworze, dopóki ich nie zawoła. Wolała, żeby ich nie było w tym

background image

trudnym momencie.

Nie odwiedzali matki w sanatorium od tamtej niedzieli, kiedy powiedzieli jej o

narodzinach wnuka. Matka została w sanatorium dłużej, niż planowano. Zbliżała się

już połowa czerwca. Elise gryzło sumienie, ale zabrakło jej odwagi i siły, by iść aż do

Grefsen i zanieść matce nowinę. Nie miała wątpliwości, że matka będzie wstrząśnięta

i zrozpaczona, gdy się dowie, że Hilda oddała swoje dziecko; jej pierwszego wnuka,

którego nawet nie zdążyła zobaczyć, choć tak się cieszyła, że weźmie go w ramiona.

Hilda jak zwykle stchórzyła i uciekła, pomyślała Elise, przygnieciona wszystkimi

zmartwieniami. Człowiek nie powinien czuć się taki stary i zmęczony, skoro nie

skończył jeszcze nawet dziewiętnastu lat.

Swojego wyboru już dokonała. Komentarze nieświadomego niczego Pedera

pomogły jej podjąć decyzję. Postanowiła pokazać mu, że nie brak jej „piątej klepki”.

W uszach wciąż dźwięczały jej słowa brata: „Cieszę się, że to ty jesteś moją siostrą,

Elise. Ty nie jesteś głupią gęsią”.

Co by powiedział, gdyby zrobiła to samo co siostra Gwoździa?

Ale nie tylko słowa Pedera wpłynęły na jej decyzję. Taką samą rolę odegrały

słowa Emanuela: „Postaraj się oszczędzić mu cierpienia, Elise...”

- Wiesz chyba, co się stało siódmego czerwca, Elise?

Dotarły do połowy schodów, szły powolutku. Matka dostała zadyszki i

musiała natychmiast odpocząć. Elise pomyślała, że nie byłoby jej łatwo opiekować się

niemowlęciem przez cały dzień. Nie miała za wiele siły mimo długiego pobytu w

sanatorium.

- Tak, król Oscar nie jest już norweskim królem - odparła, myśląc, co będzie,

gdy matka zauważy, że w domu nie ma żadnego niemowlęcia.

Matka znów się zatrzymała i spojrzała na córkę.

- Ależ Elise. Nie możesz być tak obojętna. Zawsze interesowałaś się tym, co

się dzieje. Nie wystarczy powiedzieć, że król Oscar nie jest już naszym królem.

Siódmego czerwca parlament uchwalił, że nie jesteśmy już w unii ze Szwecją.

Rozumiesz, co to znaczy? Najpierw panowali nad nami Duńczycy przez czterysta lat,

a przez następne sto byliśmy w unii ze Szwecją. Minęło aż pięćset lat, od kiedy

byliśmy wolnym krajem!

Przerwała, żeby wziąć oddech, monolog był wyczerpujący, ale wypełniał ją

zbyt wielki zapał, by miała się poddać, nim powie córce wszystko, co jej leży na

sercu.

background image

- Żałuję, że mnie przy tym nie było. Gdybym tak mogła przeżyć tę radość,

zobaczyć wszystkie flagi. Siódmy czerwca to historyczna data, Elise. Rozumiesz

chyba, co to dla nas oznacza? Ministrowie złożyli wypowiedzenia, a król nie zdołał

powołać nowego rządu. Unia musi zostać rozwiązana. Parlament wysłał do króla

Oscara list z prośbą, by król wyznaczył jednego ze swoich synów na tron królewski w

Norwegii. Chyba o tym słyszałaś?

Elise pokiwała głową. A jeśli matka znów się rozchoruje ze zdenerwowania?

Jeśli zacznie płakać i pluć krwią?

- Ciekawe, czy Szwedzi zgodzą się na tę propozycję - ciągnęła matka. - Chyba

wielu naszych polityków w to nie wierzy. Parlament wysłał specjalny list do

szwedzkiego Riksdagen i do szwedzkiego narodu, prosząc, by unia została

rozwiązana w sposób pokojowy. Dwa sąsiednie narody powinny chyba umieć się

rozstać bez kłótni, jak przyjaciele. Jeśli wszystko się dobrze skończy, będziemy to

zawdzięczać Christianowi Michelsenowi.

Doszły na pierwsze piętro i w tej samej chwili otworzyły się drzwi do

mieszkania pani Thoresen.

Na ich widok złożyła ręce i zawołała radośnie:

- Czy to naprawdę Jensine wraca do domu? Tak się cieszę, że cię znów widzę.

Zrobisz wreszcie porządek ze swoimi dziećmi. - Rzuciła natychmiast przepraszające

spojrzenie w stronę Elise. - Bardzo dobrze zajmujesz się rodzeństwem, Elise, ale to

nie to samo, co mieć matkę w domu.

- Porozmawiamy później, Aslaug. Na razie muszę dojść do domu i trochę

odpocząć.

Gdy tylko pani Thoresen znikła za drzwiami, matka znów odwróciła się do

Elise.

- Chodziło jej o małego? Wie, kto jest ojcem?

- Chyba nie - zaprzeczyła Elise. - Wszyscy byli bardzo ciekawi, ale nikomu nic

nie zdradziliśmy.

Ż

adna już nic nie powiedziała.

Gdy doszły na samą górę, Elise się zatrzymała.

- Mamo, muszę ci coś powiedzieć, zanim wejdziemy. Matka spojrzała na nią

pytająco.

- Stało się coś złego?

- To zależy, jak na to spojrzeć.

background image

- Chyba nie z dzieckiem? Czy dlatego mnie nie odwiedziliście? - W jej

spojrzeniu czaił się lęk.

- Dziecku nie stało się nic złego, ale już go tu nie ma.

Matka zrozumiała chyba, że czeka ją nieprzyjemne zaskoczenie, bo czym

prędzej weszła do kuchni.

W kuchni opadła na najbliższy stołek.

- Hilda się wyprowadziła? Elise pokręciła głową.

- Nie Hilda, tylko jej dziecko.

Zapadła cisza. Ciężka, nieprzyjemna cisza.

- Może tak będzie najlepiej, mamo - zaczęła Elise po chwili. - Nie masz dość

siły, żeby się zajmować niemowlęciem, zawsze było ci żal młodych matek, które

pędzą z dzieckiem do żłobka przed szóstą i zabierają je stamtąd dopiero po ósmej.

Matka nie słuchała, co mówi Elise.

- Czy to on zajął się chłopcem?

- W pewien sposób. Jego bratanek. Oni nie mają dzieci.

- A co na to Hilda, nie ma nic przeciwko temu? - Zabrzmiało to bardzo

spokojnie, ale Elise zrozumiała, że matka ma wiele przeciwko temu.

- Na początku płakała, ale chyba już się oswoiła z tą myślą. W dalszym ciągu

przyjaźni się z panem Paulsenem.

- Oswoiła się z myślą - warknęła niemal matka. - Czy można oswoić się z

myślą, że człowiek sprzedał własne dziecko?

- Nie sprzedała dziecka, ona je oddała. Matka spiorunowała ją wzrokiem.

- Jeśli je oddała, jak mówisz, to ktoś ją musiał do tego przekonać. Znam Hildę.

Jeśli chcesz, żeby zrobiła coś wbrew swojej woli, musisz ją albo nastraszyć, albo

skusić.

Elise nie odpowiedziała. Matka miała rację, ale Elise nie mogła jej tej racji

przyznać. Patrzyła tylko, jak matka zapada się w siebie i robi się maleńka. Na pewno

cieszyła się, że będzie bawić wnuka, choć tyle łez wylała, gdy się dowiedziała o

przygodzie Hildy.

Milczały przez dłuższy czas. Elise stanęła koło kuchennego pieca. W zasadzie

miała zamiar napalić w piecu i nastawić kawę, ale czuła, że to nie jest właściwy

moment.

- Może tak będzie najlepiej - powtórzyła ostrożnie jeszcze raz.

Ale matka jej chyba nie słuchała. Wpatrywała się w przestrzeń pustym

background image

wzrokiem i z niedowierzaniem kręciła głową.

- Oddać swoje własne dziecko... - szepnęła ze zdumieniem, a po jej policzku

potoczyła się łza. - Co ja takiego zrobiłam? Gdzie popełniłam błąd? Myślałam, że

wychowałam was na uczciwych i porządnych ludzi, choć było nam ciężko.

- I zrobiłaś to, mamo. Nie możesz się obwiniać. To nie ty sprawiłaś, że Hilda

jest, jaka jest. Może to... - urwała nagle. Chciała powiedzieć, że w żyłach Hildy płynie

cygańska krew, jak w żyłach ojca, ale uświadomiła sobie, że to by było

niesprawiedliwe. Cyganie kochają swoje dzieci tak samo jak inni. Podobno nawet

bardziej.

- Co na to Peder? Był taki zachwycony. Elise nie mogła kłamać.

- Peder cierpi.

Matka podniosła się powoli ze stołka.

- Pójdę do pokoju i położę się na chwilę. To był wyczerpujący dzień.

Elise odprowadziła matkę wzrokiem, czując wielki ciężar na piersi.

Wkrótce będzie miała jeszcze więcej powodów do zmartwień, pomyślała.

Będzie jeszcze bardziej przybita, gdy się dowie, że zostałam zgwałcona i urodzę

dziecko gwałciciela.

A miał to być radosny dzień dla matki. Powinna wejść do domu, w którym

wszyscy, odświętnie ubrani, czekają na nią przy pięknie nakrytym stole, z twarzami

rozjaśnionymi oczekiwaniem i radością z jej powrotu. Tymczasem Hilda uciekła, a

chłopców trzeba było odesłać, by zdradzić matce tę smutną nowinę. Teraz matka,

pogrążona w rozpaczy, poszła się położyć.

Przepełniona smutkiem Elise napaliła w kuchennym piecu, odsunęła fajerki i

nastawiła kawę. Potem przykryła stół niewielkim, haftowanym białym obrusem,

którego matka używała na specjalne okazje, i wyjęła tanie ciasteczka, które kupiła

Hilda.

Potem wyszła z kuchni, żeby zbiec na dół i zawołać Pedera i Kristiana.

Nie od razu ich znalazła, ale wydało jej się, że słyszy podniecone głosy dzieci

zza domu majstra, i poszła w tamtą stronę. Ku swemu zdumieniu ujrzała Emanuela,

który z wielkim zapałem grał w piłkę z chłopięcą zgrają. Musiała się uśmiechnąć.

Emanuel był chyba jedyną osobą, która potrafiła przywrócić Pederowi radość życia.

Gdy zawołała, wszyscy odwrócili głowy w jej stronę. Evert podał piłkę innym

chłopcom.

- Matka wróciła - zawołała głośno, dbając o to, by jej głos zabrzmiał radośnie.

background image

- Napijemy się kawy.

Peder przybiegł do niej natychmiast.

- Czy Evert i pan Ringstad mogą pójść z nami?

Może to nie jest taki głupi pomysł, pomyślała natychmiast Elise. W tej sytuacji

matka i chłopcy zajmą się czymś innym. Pokiwała głową.

- Podzielimy ciasteczka.

- Będą ciasteczka? - Pederowi zaświeciły się oczy. - Chodź, Evert. Chodź,

Kristian. Kto pierwszy na schodach.

Znikli, wzbijając tumany kurzu. Emanuel, pełen napięcia, obrócił się w stronę

Elise.

- Jak twoja matka to przyjęła?

- Tak się zmartwiła, że poszła się położyć. Zastanawiała się, gdzie popełniła

błąd i jak Hilda mogła zrobić coś takiego. Matka uważa, że obie z Hildą możemy bez

trudu utrzymać rodzinę, i sądzi, że jesteśmy w znacznie lepszej sytuacji niż wielu

innych ludzi, bo mamy dwie pensje.

Emanuel spojrzał na nią z ukosa.

- A nie jest tak? Nie jesteście w lepszej sytuacji niż wielu innych? Elise

zacisnęła usta, nie patrząc na niego. Najpierw zrobił wszystko, żeby nie pozbywała się

tego, co nosi w łonie, a teraz uważa za oczywiste, że powinna utrzymywać całą

rodzinę. Nie przyszło mu do głowy, że mogłaby się rozchorować? Że nie zdoła

obsługiwać maszyny z wielkim brzuchem i że będzie musiała wrócić do fabryki zaraz

po porodzie, żeby nie stracić pracy? Jej nie pomoże żaden majster, ona jest w takiej

samej sytuacji jak Oline i inne dziewczęta.

Chyba zrozumiał swoją niedelikatność.

- A co u ciebie, Elise?

- Co u mnie? Myślałam, że wiesz.

- Jesteś na mnie zła.

- Może.

- Uważasz, że nie mam prawa ci radzić ani cię pouczać, i masz rację. Wtrącam

się tylko dlatego, że mi na tobie zależy. Widziałem inne dziewczęta, które później

chorowały z rozpaczy, a moim zdaniem ty masz i tak dość powodów do zmartwień.

- Tylko jak mam temu sprostać? Na Hildę nie mogę liczyć, ona w każdej

chwili może pójść w swoją stronę, jest taka nieodpowiedzialna. Jak mam sobie

poradzić z utrzymaniem matki, chłopców, siebie i jeszcze tego... - Przełknęła brzydkie

background image

słowo. - I tego dziecka - dokończyła. - Pięć osób z jednej pensji, i to najniższej z

możliwych. Wiem, że są ojcowie, którzy jakoś sobie z tym radzą, ale mężczyźni

zarabiają więcej niż kobiety. Poza tym biorą jakąś dodatkową robotę, gdy tylko mogą.

Kobiety nie mogą sobie na to pozwolić. My musimy zajmować się rodziną. Tylko mi

nie mów, że mogę pójść do gminy - powiedziała, biorąc głęboki oddech. - To by

zabiło matkę. Nie wiem zresztą, jak ona zniesie jeszcze jedną złą nowinę. Mam

nadzieję, że tak prędko tego nie zauważy.

- Postanowiłaś więc nic z tym nie robić? - powiedział ostrożnie, ale Elise

wydało się, że słyszy ulgę w jego głosie. Dlaczego on się tym przejmuje, pomyślała.

Skoro twierdzi, że ją kocha, to chyba nie cieszy go świadomość, że Elise nosi w

brzuchu cudze dziecko.

- Musimy zapomnieć o tym wszystkim na chwilę - westchnęła. - Mam

nadzieję, że pomożesz mi rozweselić matkę.

- Pomogę. Właśnie idzie Hilda - dodał ze zdumieniem.

- Nie miała odwagi pojawić się w domu, póki nie powiedziałam o wszystkim

matce.

- Zaczynam rozumieć to, o czym mówisz. Ona chyba nie dorosła do tego, by

zajmować się dzieckiem.

- Dziwne, że ona i pan Paulsen wciąż trzymają się razem. Jestem niemal

pewna, że on wszystko od samego początku zaplanował.

- To całkiem prawdopodobne.

Hilda spostrzegła ich i podeszła bliżej. Była zafrasowana.

- Czy matka jednak nie wróciła do domu?

- Wróciła. Zeszłam na dół, żeby zawołać chłopców. Zaprosiłam też Everta i

Emanuela, żeby matka zajęła się czymś innym.

Hilda zaczerwieniła się i nie miała odwagi spojrzeć na Emanuela.

- Jak to przyjęła?

- Z bólem. Zastanawiała się, gdzie popełniła błąd, a potem się położyła.

- Gdzie ona popełniła błąd?

- Twierdziła, że próbowała nas wychować na dobrych i porządnych ludzi.

Hilda zaczerwieniła się jeszcze bardziej, ale w jej oczach pojawił się ten

dobrze znany wyraz buntu.

- Co to ma do rzeczy?

- Jeśli tego nie rozumiesz, to chyba nie ma sensu ci tłumaczyć. Hilda się

background image

rozgniewała.

- Wcale nie rozumiecie, co ja poświęciłam, żeby mojemu dziecku było dobrze.

Pan Paulsen mówi, że to wielkoduszność. Prawdziwa matczyna miłość.

Elise tego nie skomentowała. Emanuel też nie.

W milczeniu poszli na górę.

Ku radości Elise matka siedziała już za kuchennym stołem, z czystym, letnim

szalem zarzuconym na ramiona, piękna i zadbana, z uśmiechem na ustach. Peder

powiedział prawdopodobnie coś zabawnego, bo wszyscy się śmiali.

- Jesteś wreszcie, Hildo! - zawołała matka i wyciągnęła ramiona do córki.

Hilda podbiegła, żeby ją uścisnąć. - Jak to miło, że będzie pan z nami świętował,

kapitanie Ringstad - dodała matka i podała mu rękę, nie wstając z miejsca.

- Cała przyjemność po mojej stronie, pani Lovlien. Cieszę się, że tak zdrowo

pani wygląda.

- Dzięki słońcu i powietrzu. Pielęgniarki wywoziły nas na taras, gdy tylko

zrobiło się słonecznie. Nie miałam pojęcia, że słońce tyle znaczy dla nas, ludzi. I dla

całego życia na ziemi.

Emanuel przytaknął z uśmiechem. Matka zwróciła się do Hildy.

- Mam nadzieję, że będę mogła podziękować naszemu hojnemu

dobrodziejowi. Gdyby nie pobyt w sanatorium, najprawdopodobniej nie siedziałabym

dziś na tym miejscu.

Hilda się uśmiechnęła. Z całą pewnością spodziewała Się czegoś innego niż

pochwały.

Elise nalała wszystkim kawy i postawiła talerz z ciasteczkami na stole.

- Jest tak pięknie jak wtedy, gdy Evert mnie uratował. - Peder rozejrzał się po

kuchni błyszczącymi oczami. - Nawet jeszcze piękniej, bo mama jest z nami. Brakuje

tylko... - urwał nagle i posłał Elise przerażone spojrzenie.

- Nikogo nie brakuje - powiedziała spokojnie matka. - Jesteśmy wszyscy

razem. Wszyscy z wyjątkiem ojca.

Elise spojrzała na nią z wdzięcznością. Matka zdążyła się już pogodzić z

bolesną myślą. Może nawet znalazła w tym jakiś sens, we wszystkim zawsze widziała

jakiś sens.

- Cieszę się, że moje dzieci znalazły w panu oparcie, gdy mnie tu nie było -

ciągnęła matka, spoglądając na Emanuela z ciepłym uśmiechem.

Emanuel też się uśmiechnął z pewnym zakłopotaniem.

background image

- Nie zrobiłem nic wielkiego.

- O tak! - zawołał Peder z zapałem. - Anna mówi, że pan jest taki jak

Archamioł Gabrielsen.

- Archamioł Gabrielsen! - roześmiał się Kristian. - Chyba Archanioł Gabriel,

ty ośle.

Zawstydzony Peder spuścił wzrok.

- Nie musisz mówić do niego w ten sposób, Kristian. - Matka napomniała

Kristiana spojrzeniem, po czym znów zwróciła się w stronę Emanuela. - To

wyjątkowo miło z pana strony, że zabrał pan dzieci na wieś.

Mówi o mnie tak, jakbym była dzieckiem, pomyślała Elise. Ciekawe, czy

pojechalibyśmy na tę wycieczkę, gdyby nie chodziło o mnie.

- Jak pana rodzice zareagowali na widok takiej gromadki? Emanuel mrugnął

do Elise, zanim odpowiedział.

- Oboje bardzo lubią dzieci. Niełatwo było im pogodzić się z tym, że

wybrałem życie w stolicy. Wiedzą, że dwór przejdzie w obce ręce, gdy nie będą mieli

dość siły, by się nim zajmować.

- Współczuję im. - Matka spojrzała na niego ze zrozumieniem. - Nie wiem,

czy zniosłabym takie rozczarowanie. Dzieci są dziwnie podzielone na tym świecie.

Niektórzy ich w ogóle nie mają, a innym się wydaje, że mają ich za dużo.

Elise zerknęła na siostrę. Matka zapewne nie miała nic złego na myśli, ale

Hilda zesztywniała.

- U nas jest za dużo? - zapytał Peder.

- Oczywiście, że nie - roześmiała się matka. - Cieszę się z każdego z was.

- Ale Hilda miała o jedno za dużo. - Peder rozejrzał się niewinnie dokoła.

- Peder! - Elise rzuciła mu srogie spojrzenie i pokręciła głową, żeby go

uciszyć, ale było już za późno. Hilda zerwała się z miejsca, przewracając stołek,

podbiegła do drzwi i zatrzasnęła je za sobą tak mocno, że kubki zadzwoniły na stole.

Przybity Peder spojrzał na matkę.

- Ja nie chciałem.

- Wiem, Peder. - Matka podniosła się, żeby wziąć dzbanek z kawą, choć Elise

przed chwilą nalała wszystkim kawy do kubków. Elise zauważyła, że matka otarła łzę

w kąciku oka.

- Opowiadałeś już mamie o nowo narodzonym źrebaczku, Peder? - Emanuel

chciał załagodzić jakoś niezręczną atmosferę.

background image

Ale Peder nie odpowiedział. Zauważył, że matka płacze, i był nieszczęśliwy.

Nie powinnam oczekiwać, że to będzie radosny dzień, pomyślała Elise.

Gdy następnego dnia wybierała się do domu podczas przerwy obiadowej,

zauważyła, że Hilda poszła w inną stronę. Poprzedniego wieczoru wróciła bardzo

późno, a rano wymknęła się z domu, nim siedli do śniadania. Źle zrobiła, pozwalając,

by komentarz Pedera dotknął matkę. Peder był przecież tylko dzieckiem, dzieci z

reguły mówią to, co myślą. Skoro podjęła taką decyzję, jaką podjęła, to powinna

znosić cierpliwie reakcje w postaci dziwnych spojrzeń albo uwag. Matka od dawna

się cieszyła, że wróci do domu, potem starała się zaakceptować fakt, że nigdy nie

zobaczy swojego wnuka, a Hilda wszystko zniszczyła swoim zachowaniem.

Matka siedziała na brzegu łóżka i wyglądała przez okno. Gdy usłyszała kroki

Elise, odwróciła się z matowym uśmiechem na bladych ustach.

- Sądziłam, że będę taka dziarska, a tymczasem siły mnie opuściły -

westchnęła. - Gdy byłam w sanatorium, wydawało mi się, że mogę się postarać o

jakąś pracę, jeśli nie na cały dzień, to przynajmniej na kilka godzin, a okazało się, że

nie jestem w stanie nawet zejść na dół po wiadro wody.

- Moja kochana, przecież dopiero wróciłaś do domu. Nie tak łatwo wstać z

łóżka i od razu ruszyć do pracy. Musisz dać sobie trochę czasu.

Matka pokiwała głową.

- Tak mi przykro, że ty i Hilda musicie nas utrzymywać.

- Jesteśmy we dwie, mamo. Pomyśl o rodzinach, które mają tylko jednego

ż

ywiciela. Albo żadnego.

Matka znów pokiwała głową.

- Wiem o tym. Ale i tak mi przykro. Jesteście moimi dziećmi. To ja was

powinnam utrzymywać, a nie wy mnie.

- Ależ mamo. Jesteśmy dorosłe.

- Postanowiłam porozmawiać z Magdą. Może ona będzie potrzebowała kogoś

do pomocy w sklepie. To byłoby całkiem zabawne postać sobie za ladą. Ma się wtedy

kontakt z ludźmi.

- Na razie jesteś na to za słaba. Postaraj się raczej siedzieć na słońcu tyle, ile

możesz, to szybciej odzyskasz siły. Skoro tak lubisz rzekę, to mogłabyś sobie usiąść

tam koło domu majstra i popatrzeć na wodospad. A jak się będziesz czuła na siłach, to

pójdziesz pod te duże drzewa i posłuchasz świergotu ptaków.

- A w tym czasie moje dzieci będą sobie niszczyć zdrowie w fabryce przez

background image

czternaście godzin na dobę - westchnęła przygnębiona matka.

Zapadła cisza.

- Rozmawiałaś z Hildą?

- Nie, szła już w inną stronę, gdy wychodziłam z pracy. Matka spojrzała na nią

pytająco.

- Myślisz, że do niego?

- Nie wiem. Ona mało mówi.

- Czego on od niej chce? Elise wzruszyła ramionami.

- Hilda mówi, że on ją kocha.

- Wyłudziłby od niej dziecko, gdyby ją kochał? - W głosie matki była gorycz. -

Wiem, że powinnam być mu wdzięczna. Gdyby nie jego pomoc, już by mnie tu nie

było. Ale nie mogę uwolnić się od podejrzenia, że posłał mnie do sanatorium, żeby

Hilda się nie zaraziła. Nie ze względu na Hildę, nie ze względu na mnie, ale ze

względu na bratanka, który miał przejąć dziecko.

Elise pokiwała głową.

- Myślę, że masz rację. Ale Hilda sama szukała jego towarzystwa, ma

siedemnaście lat i jest prawie dorosła. Musi wziąć na siebie odpowiedzialność za to,

co robi.

Otworzyły się kuchenne drzwi.

- To chyba ona.

Zamilkły, a po chwili Hilda wsunęła głowę do pokoju.

- Wyprowadzam się. - Rzuciła im wyzywające spojrzenie.

- Wyprowadzasz się? - Matka spojrzała na nią, nic z tego nie rozumiejąc.

- Zwalniam się z fabryki i będę pracować jako służąca u pana Paulsena.

Elise zorientowała się, że stoi z otwartymi ustami. Gdy zerknęła na matkę,

zauważyła, że i ona ma podobną minę. W końcu matka odzyskała mowę.

- Jako służąca? Chcesz tego?

- Czy chcę? - zdenerwowała się Hilda. - Oczywiście, że chcę. Może to moja

jedyna możliwość, żeby uciec z tego szczurzego gniazda. Będę mieszkać w pięknym

domu, a nie w tej dziurze pełnej pluskiew. - Wskazała dłonią pogardliwie sufit i

ś

ciany. - Poza tym niedaleko mieszka bratanek pana Paulsena, więc będę mogła

widywać mojego synka.

Elise i matka spojrzały na siebie znacząco.

- Ale... - zaczęła raz jeszcze matka, lecz od razu urwała.

background image

- Nie mam zamiaru stać przy przędzarce do końca życia, żeby mieć ziemistą

cerę, przykrótki oddech i garbate plecy, zanim skończę trzydzieści lat. Chcę

prowadzić przyzwoite życie, wśród porządnych ludzi, którzy ładnie mówią i wiedzą,

jak się zachować.

Elise poczuła, że serce jej mocniej bije z gniewu.

- A kto będzie utrzymywał matkę i chłopców? Mamy żyć z jednej pensji?

- To nie moja sprawa.

Obróciła się na pięcie i wybiegła, trzaskając drzwiami. Elise podbiegła do

matki i objęła ją ramieniem.

- Nie przejmuj się tym, mamo. Ona jest w trudnym wieku, a poza tym ta cała

historia z dzieckiem podziałała na nią dużo bardziej, niż się do tego przyznaje. Na

pewno nie miała zamiaru mówić tak brzydko o Andersengarden. W głębi duszy wie,

ż

e się źle zachowała wobec ciebie, ma wyrzuty sumienia i dlatego jest taka

bezwzględna.

Matka pokręciła głową.

- Ale ona ma rację, Elise. Ta czynszówka to szczurze gniazdo, jak wiele

innych robotniczych domów po tej stronie rzeki. Zauważyłam to, gdy tylko wróciłam

wczoraj do domu. Zapomniałam już, jak tu jest brzydko. To szare i smutne podwórko,

na które nigdy nie dociera słońce. Te nagie, ceglane ściany, które zrobiły się czarne od

dymu, sadzy i kurzu. Te cuchnące śmietniki i rynsztoki, szopy z krzywych i

przegniłych desek, które wyglądają tak, jakby się miały rozpaść w każdej chwili. Gdy

patrzysz na to codziennie, nic nie widzisz, ale ten, kto spędził dłuższy czas gdzie

indziej albo widział całkiem inne domy z malowanymi fasadami, kwiatowymi

ogrodami i czystymi schodami, przeraża się na widok Andersengarden.

Elise spojrzała na nią ze zdumieniem.

- Bronisz Hildy?

- Nie, ale rozumiem ją. Pan Paulsen chyba ją naprawdę kocha, skoro daje jej

taką możliwość. I jak to dobrze, że Hilda będzie blisko swojego dziecka, może nawet

będzie je codziennie widywać. Może ja też je kiedyś zobaczę.

Elise pomyślała o tym, jak ciężko haruje Agnes, ale nic nie powiedziała.

Pomyślała też, że byłoby dziwne, gdyby żona tego bratanka pozwoliła rodzonej matce

widywać się z dzieckiem, na pewno chce być jego jedyną matką. Ale tego też nie

powiedziała. Usiadła tylko i zaczęła się zastanawiać, jak utrzyma wszystkich przy

ż

yciu za siedem koron tygodniowo...

background image

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Elise stała ze skrzyżowanymi ramionami i patrzyła, jak Hilda opróżnia swoją

szufladę pośpiesznymi, nerwowymi ruchami. Matka zeszła na dół, do pani Thoresen.

Elise podejrzewała, że matka woli nie patrzeć na przeprowadzkę Hildy.

- Mogłabyś mi pomóc, zostawiając parę koron - powtórzyła. - Miałaś kopertę

pełną pieniędzy, gdy szukałam papeterii.

- Przecież mówię, że nic już nie mam. - W głosie Hildy była złość. - Musisz

wreszcie zrozumieć, że nie mogę zacząć nowej pracy w cerowanej koszuli nocnej,

dziurawych majtkach i starych pończochach.

Elise nie poddawała się.

- Miałaś sto koron. Tyle ile ja zarabiam przez cztery miesiące. Nie mogłaś

wszystkiego wydać na swoje ubrania.

Hilda obróciła w stronę siostry twarz czerwoną ze zdenerwowania.

- Czy ty wiesz, że para nowych sznurowanych trzewików kosztuje dziesięć

koron? A letnia suknia piętnaście.

- Po co ci letnia suknia, skoro cały dzień będziesz chodzić w fartuchu?

- Myślisz, że będę chodzić w białym fartuchu i czepku także wtedy, gdy będę

miała wychodne?

Hilda wyjęła nowy kapelusz i położyła go na łóżku, potem zapakowała do

torby podróżnej, którą gdzieś zdobyła, wyciągnęła także parę białych rękawiczek i

dwie pary cienkich pończoch. Chyba rzeczywiście zdołała wydać na to wszystko całe

sto koron.

- Ależ Hildo, nie zapłaciłam czynszu za ostatni miesiąc.

- Nie moja wina, że wydajesz na jedzenie więcej niż zwykle. Widziałam, jak

ciągle coś podsuwasz Pederowi. Twojemu pieszczochowi.

- Jesteś złośliwa. Sama widzisz, jaki on jest chudy. Jeśli nie dostanie od czasu

owsianki na mleku i trochę masła na chlebie, to nic z niego nie zostanie. Może się

rozchorować.

Hilda zacisnęła wargi, nie przestając się pakować.

- Przykro mi, ale nic mi nie zostało. Pomogę ci, jak dostanę pierwszą wypłatę.

Chyba nie zarobi wiele, skoro będzie miała wikt i opierunek za darmo,

pomyślała Elise.

Hilda skończyła pakowanie i wstała.

background image

- No to idę. Wpadnę kiedyś wieczorem, gdy będę miała wolne, żeby zobaczyć,

co u was słychać. Pozdrów chłopców i powiedz, że coś im kupię z pierwszej pensji -

powiedziała, po czym włożyła kapelusz, podniosła ciężką torbę i poszła do drzwi.

Elise nie ruszyła się z miejsca. Powinna ją odprowadzić, powinna być dla niej

miła. W gruncie rzeczy to przecież wielka chwila, gdy się opuszcza na dobre dom

rodzinny. Ale troska o przyszłość odebrała jej siły, Elise niebyła w stanie nic

przedsięwziąć.

A kiedyś myślała, że pożyczy od Hildy pieniądze, żeby zapłacić tej babie z

Mollergata. Od Hildy, która nie miała nawet trzech koron i pięćdziesięciu ore na

czynsz, choć dostała tyle pieniędzy od pana Paulsena. Jeśli nie liczyć kosztów

transportu z sanatorium i tanich ciasteczek, kupionych z okazji powrotu matki, Hilda

wydała wszystkie pieniądze na siebie. A przecież Elise pozwalała jej zawsze

zatrzymać trzydzieści ore z każdej piątkowej wypłaty.

Jak może być taką egoistką? Hilda, która mówiła tak rozsądnie tego dnia, gdy

wracały razem z fabryki. Co się z nią dzieje? Czasem jest pogodna i miła, a już po

chwili nie da się z nią wytrzymać pod jednym dachem.

Usłyszała podniesione głosy chłopców na schodach, więc poszła do kuchni,

ż

eby im przygotować kanapki.

- Ser? Pycha. - Peder oblizał usta, rzucając swoje szkolne przybory na stół i

opadając na stołek Elementarz, tabliczka, rylec i gąbka, przewiązane skórzanym

rzemieniem, bo nie stać ich było na plecak. - Pal dostał rózgą, a Bolla musiał stać

przez całą lekcję w kącie.

- A co takiego przeskrobali?

- Pal trzepnął Bollę w ucho, więc Bolla się zemścił i go szarpnął. Elise

słuchała tylko jednym uchem. Jak zdobędzie pieniądze na czynsz? Stary Torgny,

zarządca domu, wściekał się, gdy ktoś nie płacił czynszu na czas. Istny cud, że jeszcze

do nich nie wpadł.

- Stary Torgny jest na dole - dodał Peder, jakby czytał w jej myślach. - Chyba

tu idzie.

Elise zrobiło się słabo.

- Możecie powiedzieć, że nie ma mnie w domu, a ja się schowam w pokoju?

Nie zapłaciłam czynszu. I nie mam pieniędzy.

Nie czekając na odpowiedź, wymknęła się z kuchni. Po chwili usłyszała

ciężkie kroki i głos zasapanego i zdyszanego zarządcy.

background image

- Gdzie wasza siostra?

- W fabryce - odparł Kristian.

- W fabryce? Fabryka dawno zamknięta.

- To pewnie w sklepie u Magdy.

- Kłamiesz, chłopcze. Magda już godzinę temu poleciała do domu.

- Może jest na dole, u Anny? - zawołał Peder z zapałem.

- Pozdrówcie ją ode mnie i powiedzcie, że mam tego dość. Jeśli do jutra do

godziny ósmej wieczorem nie dostanę czynszu, wyrzucę was na ulicę.

W kuchni zapadła cisza. Elise wyobraziła sobie przerażone miny chłopców.

Czekała, aż Torgny zejdzie na dół, nim odważyła się wyjść do kuchni.

- Brawo, chłopcy - pochwaliła braci. Peder siedział ze łzami w oczach.

- On nas wyrzuci na ulicę.

- Nie, Peder. Zawsze to wszystkim powtarza, ale jeszcze nigdy tego nie zrobił.

Zresztą zapłacę mu jutro wieczorem.

- Z czego mu zapłacisz, skoro nie masz pieniędzy?

- Nie martw się. Jestem pewna, że mama ma parę koron w zapasie.

Gdy jednak biegła wzdłuż rzeki nieco później tego samego wieczoru, mdliło ją

z przerażenia. Powiedziała matce i braciom, że idzie na spacer nazbierać trochę

kwiatków, ale tak naprawdę nie chciała im pokazać, jak bardzo się boi. Matka nie

miała pieniędzy. Ledwie kilka zaoszczędzonych dziesięcioorówek. Elise nie miała

pojęcia, kogo prosić o pożyczkę, i obawiała się, że tym razem zarządca nie rzuca słów

na wiatr.

Mogła poprosić o pomoc tylko Emanuela, ale tego za nic nie chciała zrobić.

Dość już im pomógł, zapłacił za pociąg, pozwolił im się najeść do syta w tamtą

niedzielę. Poza tym widział, że jedli ciasteczka z okazji powrotu matki i że kupowali

to i owo. Elise nie chciała, by Emanuel uznał, że jest lekkomyślna.

Bo okazała właśnie lekkomyślność. Miała zaufanie do Hildy, sądziła, że

siostra coś dorzuci do wspólnej kasy, że ma jeszcze trochę pieniędzy od pana

Paulsena. Dobrze wiedziała, że nie zapłacili czynszu, ale liczyła, że wszystko się

jakoś ułoży. Dlatego wydawała na jedzenie więcej niż zwykle.

Może Agnes mogłaby jej pożyczyć parę koron?

Już po chwili porzuciła tę myśl. Służące zarabiają niewiele. Agnes na pewno

wszystko wydaje.

Może pani Thoresen ma jakieś oszczędności? Nie, to niemożliwe, ona ma tyle

background image

wydatków. Dostaje wprawdzie pieniądze na lekarstwa Anny od Armii Zbawienia, ale

ma też inne potrzeby.

Emanuel jest ostatnią deską ratunku, ale na samą myśl, że miałaby iść do niego

i żebrać o pieniądze, oblał ją zimny pot. Nie przeżyłaby takiego wstydu. Już lepiej

będzie, jak Torgny ich wyrzuci i będą musieli znaleźć sobie jeszcze mniejsze

mieszkanie, ze wspólną kuchnią. Wiele osób tak ostatnio kończy. Elise nie może

sobie pozwolić na dług wdzięczności wobec człowieka, który mówił, że ją kocha. To

byłoby nieuczciwe.

Westchnęła ciężko i podniosła głowę. Zbliżała się najjaśniejsza pora roku,

wstawali i kładli się przy dziennym świetle. Wielkie korony drzew uginały się pod

ciężarem zielonych liści, słońce przedzierało się przez nie wąskimi, roziskrzonymi

smugami, nad rzeką złociły się żółte nagietki i kaczeńce. Rzeka płynęła wartkim

nurtem, ptaki śpiewały głośno nad jej głową, było ciepło.

Elise nie mogła jednak napawać się pięknem, które ją otaczało. Sytuacja była

przecież trudna nawet przed przeprowadzką Hildy.

Dotarła aż na Myralokka, tam gdzie zaskoczyła Agnes i Emanuela wiosną.

Wydawało jej się to tak dawno temu, choć to było przecież w marcu. Wtedy bardzo

przejmowała się tym, że Agnes kompromituje się wobec Emanuela. Dziś wydawało

jej się to błahostką. Gdyby wówczas wiedziała, jakie problemy ją czekają...

Zbiegła nad brzeg rzeki i usiadła. Dziś mech był tu suchy. Zrobiło się tak

cicho, że nie mogła się oprzeć wrażeniu, iż jest sama na świecie, słychać było tylko

szum rzeki i świergot ptaków. Dziwne, że nikt nie przychodzi tu odpocząć po ciężkim

dniu pracy, ale ludzie nie mają siły na nic, idą prosto do domu.

Może pójść do pastora i poprosić o radę? Może on ma jakieś środki na pomoc

w nagłych przypadkach? Oddałaby pieniądze z pierwszej pensji, jedliby samą kaszę

przez parę tygodni.

Do Armii Zbawienia nie mogła się zwrócić. Otrzymali od nich przecież już

tyle pomocy. I pastor, i ludzie z Armii dziwiliby się tylko, czemu Elise nie pójdzie do

gminy. Oni na pewno nie rozumieją, że są ludzie zbyt dumni, by przyjmować pomoc.

- Przypuszczałem, że właśnie tu cię znajdę.

Obróciła się gwałtownie. Za jej plecami stał Emanuel i uśmiechał się. Nie

usłyszała jego kroków w porę.

- Zajrzałem do was, żeby zapytać o ciebie. Peder powiedział, że poszłaś

nazbierać kwiatków, bo Hilda się wyprowadziła, a ty nie masz pieniędzy na czynsz.

background image

Elise poczuła rumieniec na twarzy. Emanuel kucnął koło niej.

- Kwiatki, które miałaś zbierać, to pewnie po prostu myśli, które chcesz

uporządkować?

Nie odpowiedziała. Czy to przypadek, że zjawił się tu właśnie dzisiaj, czy

może zesłała go jakaś wyższa siła? Jeśli zaproponuje jej pożyczkę, weźmie od niego

pieniądze. Matka i chłopcy bardzo by cierpieli, gdyby musieli się przeprowadzić. Tak

się cieszyli, że mają własną kuchnię. Zwłaszcza gdy słyszeli, jak inni kłócą się o

miejsce, narzekają na zapachy jedzenia i dym, sprzeczają się o drwa na podpałkę. W

takich sytuacjach szybko rodzi się wrogość.

Spojrzał jej w oczy bardzo poważnie.

- Dlaczego nie przyszłaś do mnie? Chyba wiesz, że pożyczyłbym ci pieniądze.

Nie wiedziała, co powiedzieć. Podniósł się, zszedł jeszcze niżej i usiadł koło

niej.

- Z powodu dumy czy dlatego, że nie chciałaś mieć długu wdzięczności wobec

mnie?

- Z obu powodów - powiedziała, spuszczając wzrok. Pokiwał głową.

Przez chwilę siedzieli w milczeniu.

- Więc Hilda przyjęła posadę u pana Paulsena - powiedział w zadumie.

- Tak, to był dla nas szok. Po pierwsze liczyłam, że jeszcze przez jakiś czas

będziemy mieć dwie pensje, po drugie nie rozumiem, jak ona mogła tego chcieć.

Będzie chyba bardzo cierpiała, widując swojego syna w sąsiednim domu i nie mogąc

z nim przebywać. Wątpię, żeby żona tego bratanka chciała widzieć matkę dziecka.

- Chyba znów została oszukana - pokiwał głową Emanuel. - A miałem

nadzieję, że się czegoś nauczyła.

- Zupełnie jej nie rozumiem. Co dzień jest w innym humorze. No ale zawsze

taka była.

- Może to wcale nie takie dziwne, na pewno boryka się ze sprzecznymi

uczuciami. Z jednej strony ciągnie ją do pana Paulsena, czy to z miłości, czy dlatego,

ż

e marzy o lepszym życiu. Z drugiej strony cała jej natura buntuje się przeciwko temu.

Nie sądzę, by jakakolwiek matka potrafiła oddać swoje dziecko i nic w związku z tym

nie przeżywać.

- A ja raz jestem na nią wściekła, a raz jej żałuję. Potrafi być bardzo dobra, ale

i strasznie samolubna. Wszystkie pieniądze, które dostała od pana Paulsena, wydała

na siebie. Nie zostało jej nawet tyle, żeby mogła mi pożyczyć na czynsz.

background image

- Na jakie wydatki dawała pieniądze?

- Ja płaciłam za mieszkanie, opał i jedzenie, a jej pensję wydawaliśmy na szare

mydło, gazetę raz na jakiś czas, ubrania, buty i to, co nam było potrzebne w kuchni.

Trzydzieści ore zatrzymywała co tydzień dla siebie.

- Pewnie teraz będzie jeszcze gorzej z ubraniem i butami, prawda? Elise

pokiwała głową.

- Martwisz się? - zapytał cicho i ostrożnie. Zacisnęła mocno wargi, żeby się

nie rozpłakać.

- Elise. - Obrócił się do niej i wziął ją za rękę. - Nie mogę patrzeć na twoje

cierpienie. Wiesz, że żyję w dostatku. Jeśli brakuje mi pieniędzy, mogę je dostać od

ojca. Zdaję sobie sprawę, że mam wielkie szczęście, i staram się nie nadużywać jego

hojności, ale ojciec na pewno poczułby się dotknięty, gdybym nie poprosił go o

pomoc, znalazłszy się w poważnych tarapatach. Dlatego przyjmuję pieniądze w razie

potrzeby. Czy mogłabyś postąpić tak samo? To znaczy przyjąć pieniądze?

- Wiem, że pomógłbyś mi, gdybym poprosiła. Ale postaraj się mnie

zrozumieć. Powiedziałeś, że mnie kochasz, a ja dałam ci do zrozumienia, że nie darzę

cię takim samym uczuciem. Lubię cię jak przyjaciela, ale nie tak, jak byś chciał.

Nigdy zresztą nie mogłam zrozumieć, dlaczego zdradzasz się ze swoimi uczuciami,

skoro wiąże cię lojalność wobec Armii Zbawienia, ale to jest całkiem inna sprawa.

Przyjmując od ciebie pomoc, miałabym wrażenie, że wykorzystuję twoje uczucia.

Pokiwał głową w zamyśleniu. Przez chwilę siedzieli w milczeniu.

- Czy myślisz, że wszyscy ludzie, którzy się pobierają, darzą się wielką

namiętnością?

Spojrzała na niego ze zdumieniem.

- Co masz na myśli?

- Czy nie sądzisz, że wiele osób mówi „tak” z rozsądku? Albo dlatego, że

znaleźli dobrą partię i obie rodziny skorzystają na małżeństwie, albo dlatego, że

pragną mieć dzieci, ale nigdy nie spotkali tej właściwej osoby. Albo dlatego, że jest

im wszystko jedno, z kim się żenią, bo nie wierzą w wielką miłość?

Elise pokiwała głową.

- Tak, na pewno masz rację. Dziewczęta z fabryki czasem idą do łóżka z kimś,

w kim są szaleńczo zakochane, a potem dochodzą do wniosku, że to nie było nic

wielkiego. Inne wychodzą za mąż za tego, którego sobie wybrały, a potem okazuje

się, że trafiły na pijaka i łajdaka i że nigdy nie powinny się z nim wiązać.

background image

- A jak jest wtedy, kiedy jedna strona kocha, a druga nie? Czy taka para może

być szczęśliwa?

- Tak, myślę, że tak. Ten, kto na razie nie czuje zbyt wiele, może z czasem

zacząć szanować albo i kochać drugą stronę.

Spojrzał jej prosto w twarz.

- Czy to mogłoby się zdarzyć z tobą?

Poczuła rumieniec na twarzy. Dlaczego on jej zadaje takie pytania?

- Mogłoby?

- Jeśli z innymi mogłoby się tak zdarzyć, to dlaczego nie ze mną?

- A mogłabyś spróbować? Roześmiała się, nieco skonfundowana.

- Nie mam z kim.

- Masz. Siedzi tu, obok ciebie. Spojrzała na niego zmieszana.

- Żartujesz sobie ze mnie?

- Nie - pokręcił głową. - Nigdy w życiu nie byłem tak poważny. Może robię to

wyjątkowo niezręcznie, ale oświadczam ci się. Czy zostaniesz moją żoną, Elise?

- Zupełnie cię nie rozumiem. Wiesz przecież, że nie możesz się ze mną ożenić.

Po pierwsze jesteś oficerem w Armii Zbawienia. Po drugie należysz do całkiem innej

klasy.

- Po pierwsze mogę przestać być oficerem w Armii Zbawienia. Po drugie nic

mnie nie obchodzi, że należysz do innej klasy. Nie mówię tego pod wpływem

impulsu, Elise. Dobrze to przemyślałem. Proponuję ci małżeństwo, żeby uratować cię

z trudnej sytuacji i żeby dziecko, którego się spodziewasz, miało ojca. Ale przede

wszystkim dlatego, że cię kocham.

Elise nie mogła się ruszyć z miejsca. On chyba rzeczywiście z niej nie żartuje,

ale jak mogło mu coś takiego przyjść do głowy. Zostać ojcem dziecka jakiegoś

łajdaka, który ją zgwałcił? Ożenić się z ubogą robotnicą, chociaż jest synem bogatego

gospodarza? Czytała kiedyś, że pożądliwość może odebrać człowiekowi rozum i

uczynić go niewolnikiem grzesznych namiętności. Emanuel chyba zapadł na tę

chorobę.

- Nigdy nie mogłabym ci tego zrobić - powiedziała powoli.

- Nie mogłabyś mi tego zrobić? Nie rozumiem.

- Miłość cię chyba całkiem zaślepiła, więc ja muszę mieć oczy szeroko

otwarte.

Uśmiechnął się.

background image

- Nie jestem zaślepiony. Nigdy w życiu nie widziałem tak jasno. Nie

odpowiedziałaś na moje pytanie, a ja proszę cię o szczerość. Jeśli zamiast zastanawiać

się, co byłoby najlepsze dla mnie, zapytasz sama siebie, czy możesz zostać moją żoną,

to jaka będzie twoja odpowiedź?

Patrzyła na niego i widziała pełne nadziei oczy, tęsknotę... oczekiwanie... Nie

mogła przecież jeszcze raz go zranić, mówiąc, że nic do niego nie czuje w ten sposób.

Już mu to mówiła, on to na pewno wie.

- Chyba nie ma żadnej dziewczyny, która nie chciałaby zostać żoną kogoś

takiego jak ty, Emanuelu.

- Czy ty także mogłabyś to sobie wyobrazić?

- Tak, ale to nie znaczy...

Nie zdołała powiedzieć nic więcej. Objął ją ramionami i mocno przytulił.

- W takim razie pobierzemy się, Elise - szepnął jej do ucha.

W następnej chwili poczuła jego usta na swoich wargach i ku swemu

zdumieniu nie obudziło to w niej niechęci... wręcz przeciwnie...

- Powiedziałaś „tak”, prawda? - szeptał namiętnie.

- Powiedziałam - szepnęła.

Chyba oszalałam, dodała w głębi serca. Jak mogłam się zgodzić? Przecież

kocham Johana...


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 04 Nadzieja 2
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 12 Bliźni
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 32 Jesień
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei& Zemsta
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei1 Grzesznicy w letnią noc
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 19 U Twego Boku
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 18 Kupiec
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 06 Straż Graniczna
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 10 Dziewczyna Na Moście
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 33 Cienie Z Przeszlości
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 16 Zakazane Spotkania
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 01 Złota Broszka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 34 Chmury Na Horyzoncie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 21 Pisarka
Ingulstad Frid Wiatr nadziei Noc zimowa
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 03 Ludzkie Gadanie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 14 Zjednoczenie
Ingulstad Frid Wiatr nadziei Złota broszka

więcej podobnych podstron