Ellis Lyn Aniol nadziei T182

background image

ELLIS LYN



Anioł nadziei




Michael’s Angel





Tłumaczyła: Marcin Stopa

background image

PROLOG


Michael Weldon chciał umrzeć, tak jak umarło wszystko,

co kochał. Jego syn Josh nie żył. Jego małżeństwo należało do
nieodwołalnie minionej przeszłości.

Ustawił swój jacht „Przeznaczenie” pod wiatr i spojrzał

na rysujący się w dali brzeg Florydy. Dzień był piękny,
słoneczny, ale nie upalny. Po niebie przesuwały się z rzadka
rozsiane, kłębiaste chmury. Wiatr wiał z równą siłą z
południowego wschodu, fale były niezbyt wysokie. Czy
można było marzyć o czymś więcej, niż żeby płynąć w taki
dzień

jachtem

dokąd

dusza

zapragnie?

Każdemu

wystarczyłoby to do szczęścia. A jednak Michael nie był
szczęśliwy.

Michael Weldon chciał umrzeć.
Łódź zakołysała się lekko. Rozległ się łopot żagla. Wiatr

zmienił kierunek. Michael odruchowo poprawił ster i wrócił
na kurs. Nie zastanawiał się nad tym, co robi. Żeglował od lat,
a przez ostatni rok nie robił niczego poza tym. Jego myśli, jak
zwykle, skierowały się ku przeszłości. Wracały do niego
wydarzenia tragicznego dnia sprzed dwóch lat, dnia, w którym
jego życie dobiegło końca. To, że ciało Michaela jeszcze
chodziło po ziemi, że jego serce jeszcze ciągle biło, nie miało
już żadnego znaczenia.

Ilekroć

znalazł

się

nad

oceanem,

powracały

wspomnienia. Głupiec. Głupiec. Głupiec. Jak mógł być takim
głupcem? Dlaczego się zgodził?

Dlatego, że Josh tak bardzo chciał spróbować.
Byli wtedy we trójkę, Terri, Josh i on. Wybrali się na

trzydniowy rejs do Rorida Keys. Po drodze zatrzymali się w
niewielkiej przystani. Josh patrzył jak zahipnotyzowany na
starszych chłopców, którzy szaleli wśród fal na skuterach
wodnych. Michael czuł, że jego syn oddałby wszystko, by

background image

móc do nich dołączyć.

Tato, proszę!
Dlaczego nie odmówił? Tragiczna świadomość

nieodwracalności tego, co się wydarzyło, i poczucie winy
dławiły go jak żelazna obręcz. Zgodził się, bo niemal zawsze
starał się spełniać marzenia Josha. Czemu nie mieliby wziąć
skutera i wypuścić się razem na morze? Przecież nic im się nie
stanie, uspokajał Terri, która była przeciwna pomysłowi.

Za pierwszym razem przewrócili się, ponieważ inny

skuter minął ich niemal o włos. Za drugim razem wpadli do
wody, kiedy oddał Joshowi kierownicę i chłopiec za ostro
skręcił. Kończyło się jednak na śmiechu. Kąpiel stanowiła
część zabawy. Josh umiał pływać, a w dodatku miał na sobie
kamizelkę ratunkową.

Więc czemu za trzecim razem nakryła go fala? Dlaczego

nagle przestał się ruszać i unosił bezwładnie na wodzie z
zanurzoną głową? Michael z trudem zaczerpnął powietrza...
Wspomnienie chwili, w której dopłynął do brzegu z
nieruchomym ciałem syna, nieodmiennie niosło ze sobą
uczucie paraliżującego bólu. Był odpowiedzialny za śmierć
Josha. I brzemię tej winy miał dźwigać już zawsze, aż po kres
swych dni. Gdyby tylko było to możliwe, bez sekundy
wahania oddałby własne życie za życie swojego dziecka.

Nie musiałby wtedy znosić spojrzenia Terri. Nie

musiałby stać bezradny z boku i patrzeć, jak jego żona,
korzystając z całej swojej wiedzy pielęgniarki, rozpaczliwie
walczy o życie dziecka. Ale ani umiejętności Terri, ani jego
odmawiane w duchu modlitwy zdały się na nic. Kiedy
przyjechał ambulans, musiał siłą odciągać Terri od
nieruchomego ciała. Krzyczała i szarpała się, próbując mu się
wyrwać. Właściwie był to ostatni raz, kiedy naprawdę jej
dotykał. Ostatni raz, kiedy patrzył jej w oczy.

Tego dnia wszystko się skończyło. Ich małżeństwo,

background image

rodzina, przyszłość, wszystko to przestało istnieć. Umarła
miłość, a wraz z nią wszystkie jego pragnienia, potrzeby,
nadzieje. Teraz czekał go jeszcze rozwód, powrót do West
Palm Beach, formalności w sądzie, podpisywanie papierów.
Ale to wszystko nie miało już żadnego znaczenia. Nic już nie
miało znaczenia.

Nie miał pojęcia, jak długo był zatopiony we

wspomnieniach. Kiedy uniósł głowę, dostrzegł nad
horyzontem ciemne, skłębione chmury. Wiatr z każdą chwilą
przybierał na sile.

Myśl o nadciągającej burzy sprawiła, że na twarzy

Michaela po raz pierwszy od bardzo dawna zagościł lekki
uśmiech. Zmienił kurs i ruszył naprzeciw nadciągającej
nawałnicy.

Michael Weldon chciał umrzeć.

background image

ROZDZIAŁ 1


Terri Weldon właśnie słodziła kawę, kiedy rozległ się

charakterystyczny pisk pagera. Niech to diabli! Zawsze tak
było. Gdy tylko miała nadzieję, że wreszcie uda jej się na
chwilę spokojnie usiąść, zaraz musiało się coś wydarzyć.
Pośpiesznie przełknęła łyk kawy i ruszyła do izby przyjęć. Po
dwunastogodzinnym dyżurze ledwo trzymała się na nogach ze
zmęczenia.

W obrotowych drzwiach zderzyła się z Anną.
– Zaraz tu będzie helikopter straży przybrzeżnej. Znaleźli

Michaela.

– Czy to na pewno on? – Terri z trudem wypowiedziała

kilka słów przez ściśnięte gardło.

Od trzech dni, odkąd przeczytała w gazecie, że podczas

sztormu zaginął jacht „Przeznaczenie” wraz ze sternikiem, ani
na chwilę nie opuszczał jej lęk. Znaleźli Michaela. A tak się
bała, że... Wolała nawet nie myśleć, co się mogło stać.

– Tak, to on. Przywiozą go za kwadrans.
– Czy... Michael żyje?
– Żyje, ale jest w bardzo ciężkim stanie. Ma uraz głowy,

połamane żebra i ramię.

Pod Terri ugięły się nogi.
– Zostań. Ja tam pójdę – zaproponowała Anna, widząc,

że przyjaciółka zbladła i wyglądała tak, jakby miała zemdleć.

– Nie. Chcę go zobaczyć. – Terri zebrała siły i wyszła na

korytarz. – Muszę na własne oczy przekonać się, że Michael
żyje.


Kiedy helikopter wylądował na dachu, wszyscy byli już

na miejscu. Doktor Hubbard, trzy pielęgniarki, sanitariusz i
Terri. Drzwi otwarły się, zanim jeszcze śmigło przestało
wirować. Z kabiny wyskoczył mężczyzna w pomarańczowej

background image

kamizelce straży przybrzeżnej. Odwrócił się i chwycił nosze.

Terri widziała wszystko jak na zwolnionym filmie. Z

mrocznego wnętrza wyłoniły się nosze, na których leżał
Michael... jej mąż. Ledwie go poznała. Miał zamknięte oczy i
opuchnięte powieki. Pokryta zarostem, obrzmiała twarz była
spieczona od słońca. Ciało spowijały bandaże. Z ust Michaela
sterczała umocowana plastrami rurka podłączona do
sztucznego płuca.

Terri stała jak skamieniała. Słowa lekarza straży

przybrzeżnej, który opisywał stan Michaela, w ogóle do niej
nie docierały. Nie mogła oderwać wzroku od nieruchomej
sylwetki i twarzy zastygłej w grymasie. Od roku nie widziała
męża na oczy, a teraz powrócił nieprzytomny, na wpół
martwy.

– Ten facet musi mieć w sobie wielką wolę życia. Ze

wstrząsem mózgu, połamanymi żebrami i prawym ramieniem
zdołał się jakoś przywiązać do masztu. Kiedy go znaleziono,
węzły były tak zaciśnięte, że trzeba było ciąć liny. To cud, że
jeszcze żyje.

To cud, że jeszcze żyje. Terri z trudem zapanowała nad

przerażeniem. Od dwóch lat trawiła ją rozpacz z powodu
śmierci Josha, ale nie przyszło jej na myśl, że coś złego
mogłoby się przydarzyć jej mężowi. Ruszyła za specjalnymi
noszami na kółkach, na które przełożono Michaela. Cała
grupa szybkim krokiem zmierzała do windy, żeby zjechać na
oddział.

– Michael? – Pochyliła się nad nim i drżącą dłonią

dotknęła jego policzka. – Michael...

Nie zareagował.

Anna zagrodziła Terri drogę w drzwiach prowadzących

do bloku operacyjnego.

– Muszę tam być.

background image

– Nie.
Terri widziała przez szybę sali operacyjnej lekarzy i

pielęgniarki poruszających się gorączkowo wokół Michaela.
Jedna z pielęgniarek przecinała nożyczkami strzępy ubrań
okrywających nieruchome ciało. Inna podłączała przewody
respiratora, który miał umożliwić Michaelowi oddychanie.
Doktor Hubbard rzucił Terri krótkie współczujące spojrzenie,
po czym kazał zaciągnąć zasłonę.

– Twoja obecność w niczym mu nie pomoże. – Anna

pociągnęła ją do pokoju pielęgniarek. – Wiesz, że doktor
Hubbard zrobi wszystko, co będzie możliwe. Musisz
cierpliwie czekać.

Terri wiedziała, że Anna ma rację. W tej chwili była tak

roztrzęsiona, że trudno byłoby jej wykonać jakąś zwykłą
czynność. Jak mogłaby w tym stanie zrobić cokolwiek, by
pomóc Michaelowi?


– Terri?
– Tak?
Podniosła wzrok. Tyle razy była świadkiem rozmów

Johna Hubbarda z rodzinami pacjentów. Czasem przynosił im
nadzieję, kiedy indziej ją odbierał. Teraz ona czekała na jego
słowa z zamierającym sercem, jak na wyrok. Cóż z tego, że
chciała odejść od Michaela, by żyć po swojemu, skoro we
dwoje już się nie dało. Zamierzała się z nim rozstać, ale nie w
ten sposób. Nie tak jak z Joshem.

– Udało się nam przywrócić pracę płuc i ustabilizować

pracę serca, ale stan Michaela jest nadal bardzo poważny.
Główne zmartwienie stanowi teraz uraz głowy. Na razie
Michael nie reaguje na żadne bodźce. Posłałem go na dół, na
tomografię komputerową. Niedługo będziemy mieli wyniki.
Poza tym ma złamane ramię i połamane żebra, jest
odwodniony i ma poparzenia słoneczne, ale to nie są poważne

background image

problemy. Jeśli tylko w mózgu nie zaszły trwałe zmiany, to
wszystko będzie dobrze. Najważniejsze, że żyje. Miał wielkie
szczęście.

– To bardziej zasługa jego uporu niż szczęścia. – Terri z

trudem zdobyła się na uśmiech.

Choć wreszcie nieco odetchnęła, lęk jej nie opuścił.

Michael, zawsze pełen niespożytych sił, teraz był na granicy
śmierci.

– Kiedy będę go mogła zobaczyć?
Niczego nie widział. Nie wiedział nawet, czy ma

zamknięte, czy otwarte oczy. Oślepiający blask sprawił, że
przez chwilę spodziewał się znowu zobaczyć anioła. Anioł.
Myśl o nim dodała mu sił. Powoli zaczął dostrzegać kontury
otaczających go przedmiotów. I wtedy ujrzał Terri. Siedziała
na krześle, obok łóżka. Odchyliła głowę, jakby była bardzo
zmęczona. Nie miał pojęcia, jak długo już z nim jest.

Mógł jej dotknąć. Wystarczyło wyciągnąć rękę. Lśniące,

kruczoczarne włosy opadały jej na ramię. Pamiętał ich
odurzający zapach. Pamiętał jej gładką skórę; spojrzenie
niebieskich oczu, w których na jego widok zapalały się ciepłe
błyski; zdyszany szept, jakim powtarzała jego imię, gdy się
kochali. Siedziała obok niego, jego Theresa Anne Mitchell,
jego Tam, jak ją nazywał, łącząc pierwsze litery jej trzech
imion, tak bardzo znajoma, a jednocześnie tak od niego teraz
odległa. A jednak jej widok przyniósł mu nieoczekiwanie
spokój. Wreszcie opuściło go napięcie. Rozluźnił mięśnie i
opadł ciężarem całego ciała na materac. Żył. Tak, jak mu to
obiecał anioł, dostał jeszcze jedną szansę.

Spróbował wypowiedzieć jej imię, ale opuchnięte wargi

nie były mu posłuszne. Przełknął ślinę. Słony smak krwi
przypomniał mu smak morskiej wody, fale zalewające łódź.
Burzę. Anioła.

Terri... Tam.

background image

Uniosła powieki, jakby jakimś cudem usłyszała jego głos.

Nie poruszyła się. Patrzyła na niego z niedowierzaniem.
Wreszcie oprzytomniała, przysunęła się bliżej do łóżka i
dotknęła jego dłoni.

– Michael?
Dłoń Terri była chłodna i gładka, a jej dotknięcie

nieopisanie kojące. Michael chciał chwycić żonę mocno za
rękę. Zatrzymać przy sobie. Nie pozwolić jej, by odeszła. Z
najwyższym wysiłkiem poruszył niezdarnie palcami.

Cofnęła dłoń, jakby się przestraszyła, że sprawiła mu ból.
– Wszystko będzie dobrze. – Głos Terri był równie

łagodny i kojący jak dotknięcie ręki.

Michael odetchnął z ulgą. Boże, jak bardzo mu jej

brakowało.

Musi jej powiedzieć, jak się cieszy, że ją widzi; zwierzyć

się z tego, co mu się przydarzyło. Ale usta nie chciały go
słuchać. Do oczu napłynęły mu łzy. Ogarnęła go bezsilna
złość na własne ciało. Twarz Terri rozpłynęła się za mgłą.
Znów poczuł dotknięcie jej ręki. Tak chciałby zatrzymać ją
jakoś przy sobie. Tak bardzo potrzebował jej obecności. Tam.
Jego ukochana Tam.

– Doktor Hubbard zapewnił, że wszystko będzie dobrze.

– Terri odwołała się do autorytetu lekarza, jakby się bała, że
jej samej by nie uwierzył.

Mgła zgęstniała i Michael poczuł, że zapada się na

powrót w czarną otchłań...


Wiatr uderzył z południowego wschodu z ogromną siłą.

Nagła zmiana ciśnienia sprawiła, że zaszumiało mu w uszach.
Musiał walczyć o każdy oddech. Ze wszystkich sił starał się
utrzymać kurs, ale rozszalałe żywioły ciskały jachtem jak
dziecinną zabawką. Uświadomił sobie, że tym razem
naprawdę skusił los.

background image

W głębi serca żywił nadzieję, że któregoś dnia zdoła się

pogodzić z tym, co się stało; że kiedyś będzie umiał znowu
spojrzeć Terri w oczy. Nie wiedział, w którym momencie
uświadomił sobie, że teraz jest już po wszystkim. Może
wtedy, gdy gwałtowna ulewa sprawiła, że pole jego widzenia
ograniczyło się do paru metrów wokół jachtu? A może
dopiero wówczas, gdy potężna fala zwaliła się na pokład i
wywróciła „Przeznaczenie” na burtę, a on, zaplątany w
skłębione liny, znalazł się w wodzie? Sam.

Pamiętał straszliwe uderzenie w głowę. Nagle całkiem

stracił siły. Nie mógł się ruszyć. Usłyszał obcy głos, który
oznajmił mu spokojnie: „Już po wszystkim”.

Już po wszystkim? Michaela ogarnął paniczny strach.

Jakaś jego cząstka chciała żyć pomimo całego bólu i udręki,
które wypełniały jego życie. Nagle usłyszał łoskot i poczuł
gwałtowne szarpnięcie. W mgnieniu oka znalazł się w
powietrzu. W dole widział ciało mężczyzny, unoszące się
bezwładnie na falach, odwrócone twarzą w dół.

Biedak, pomyślał. Już po nim. Oplątana wokół

muskularnego ramienia talia grota utrzymywała mężczyznę w
pobliżu jachtu. Michael widział najdrobniejsze szczegóły.
Obrączkę na serdecznym palcu, niebieską koszulę z krótkimi
rękawami. Ja też taką noszę, pomyślał, i dopiero wtedy
uświadomił sobie, że patrzy na własne ciało.

A to znaczyło, że musiał... umrzeć?
Atak lęku tylko o ułamek sekundy wyprzedził eksplozję

blasku. Światło było tak silne, że choć Michael zacisnął
powieki, promienie zdawały się przenikać w głąb mózgu.
Nagle wszystko się uspokoiło. Wokół zapanowała
przejmująca cisza. Nie miał pojęcia, jak długo to wszystko
trwało – ułamek sekundy czy całe wieki. Kiedy w końcu
uchylił powieki, ujrzał przed sobą anioła.

background image

Terri pochyliła się nad Michaelem. Od wielu godzin leżał

bez przytomności, lecz teraz coś się zmieniło. Miała wrażenie,
że usiłuje poruszyć ustami.

– Co mówisz?
Z trudem zapanowała nad pragnieniem, by położyć mu

rękę na spieczonym słońcem czole. Wiedziała, że Michael nie
potrzebuje ani nie pragnie jej dotknięcia. Miał zamknięte
oczy, ale jego wargi poruszyły się, jakby usiłował coś
powiedzieć.

Wytężyła słuch. Wydawało jej się, że wyszeptał słowo

„anioł”. Ogarnęło ją rozczarowanie. Majaczył. Musiał
majaczyć. Nigdy nie nazywał jej aniołem. Była dla niego
Tam.

– Terri mówią na ciebie wszyscy – powiedział kiedyś,

przed wiekami, gdy jeszcze się kochali, gdy byli szczęśliwi.

Kiedy jeszcze żył Josh.
Oczy Terri wypełniły się łzami. Po raz pierwszy od

miesięcy przestała nad sobą panować. Dopiero teraz dotarło
do niej, że wysłany przez nią przed trzema miesiącami pozew
do sądu oznaczał ostateczny kres ich małżeństwa. Koniec
wszystkiego, co ich łączyło. A przecież w głębi serca cały
czas go kochała. Nigdy w życiu nie była równie szczęśliwa jak
wówczas, gdy jeszcze żyli razem. We troje.

Opuściła głowę i oparła ją na ramieniu Michaela. Tyle

razy tęskniła do jego dotknięcia. Tyle razy czuła potrzebę
podzielenia się swoim bólem z jedynym człowiekiem na
świecie, który mógłby ją zrozumieć. Ale nie było go przy niej.
Szlochała ze ściśniętym gardłem. Czy kiedykolwiek wypłacze
cały żal, który przepełnia jej serce? Czy zdoła przestać myśleć
o tym, czego żadna siła nie może już cofnąć? Szukając
zapomnienia, zrezygnowała z pracy z dziećmi i zatrudniła się
w szpitalu, gdzie nie miała czasu, żeby rozczulać się nad
własnymi sprawami, ponieważ każdą chwilę wypełniała jej

background image

troska o cudze życie.

– Tam?
Cichy szept natychmiast wyrwał ją z bolesnej zadumy.

Uniosła głowę i otarła spływające po policzkach łzy.

Sięgnęła na stojący obok łóżka stolik. Wzięła tampon,

umoczyła w kubku i zwilżyła spieczone, spękane wargi
Michaela. Gdy poczuł chłodne dotknięcie, uniósł powieki
nieco wyżej. Miała wrażenie, że usiłuje się do niej
uśmiechnąć. Kiedyś pokochała go za ten jego przewrotny,
szelmowski uśmiech. Od czasu śmierci Josha nigdy już nie
widziała na ustach swego męża tego pełnego triumfu
uśmiechu.

– Chcesz pić?
Skinął głową, a ona wyciągnęła rękę z kubkiem i

ostrożnie wsunęła słomkę między rozchylone wargi Michaela.
Kiedy skończył pić, włożyła mu do ust kawałeczek lodu.

– Boli cię głowa?
Ssał lód i patrzył na nią bez słowa.
– Michael? Czy boli cię...
Opuścił powieki. Kiedy je znowu uniósł, dostrzegła w

jego oczach ból.

– Nie – wyszeptał z trudem.
Miała wrażenie, że Michael stara się przezwyciężyć falę

osłabienia, niosącą utratę przytomności. Czy naprawdę chciał
być tu przy niej?

– Boli cię głowa? – spytała, aby zachęcić go do walki z

nadchodzącym bezwładem.

– Nie – powtórzył.
Wykrzywił usta, najwyraźniej próbując coś jeszcze jej

przekazać. Pochyliła się, by nie uronić ani słowa. Czuła, że
Michael chce jej powiedzieć coś ważnego.

– Nie... rozwód nie.
– Co takiego? – Nie mogła uwierzyć własnym uszom. –

background image

Co ty mówisz?

Nie odpowiedział. Jego siły znów były na wyczerpaniu.

Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w nią, a potem opuścił
powieki. Została sama z jego niezrozumiałymi słowami. Z
trudem zapanowała nad chęcią, by szarpnąć go za ramię i
domagać się wyjaśnień. O co mu chodziło? Czy zdawał sobie
sprawę z tego, co mówi? Czy w ogóle pamięta, po co
przyjechał do West Palm Beach? Przecież mieli zakończyć
formalności rozwodowe.

– No i co? Odzyskał przytomność?
Głos przyjaciółki wyrwał Terri z rozmyślań. Odsunęła się

od łóżka.

– Przed chwilą. Wypił odrobinę wody – odparła. Anna

przyjrzała jej się uważnie. Nie sprawiała wrażenia
zachwyconej tym, co ujrzała.

– Jeżeli nie pojedziesz do domu i nie odpoczniesz, to

sama w końcu wylądujesz w szpitalnym łóżku. – Anna
sprawdziła poziom roztworu w kroplówce. – Na razie lepiej
dla Michaela, żeby był nieprzytomny. Z połamanymi żebrami
każdy oddech musi mu sprawiać ból. Czy coś powiedział?

– Tak. To było bardzo dziwne.
– Dziwne?
Terri poczuła, że robi jej się gorąco.
– Wspomniał o... rozwodzie. Anna popatrzyła na nią z

troską.

– Na razie nie zaprzątaj sobie tym głowy. Najważniejsze,

że jest z nim lepiej. W tym, że majaczy, nie ma niczego
niepokojącego. A teraz zabieraj się do domu. Nie możesz tu
spędzić reszty życia. Jeśli coś się będzie działo, zadzwonię do
ciebie.

Terri odwróciła się i spojrzała na przypominającą maskę

twarz jedynego mężczyzny, jakiego w życiu kochała. Jego
oddech był płytki, ale regularny. Tak trudno było jej

background image

zapanować nad chęcią dotknięcia go nawet teraz, gdy
wiedziała, że niczego by nie poczuł. Tak wiele czasu
potrzebowała, by pogodzić się z myślą, że odszedł z jej życia.
Teraz, kiedy leżał obok nieprzytomny i bezradny, powróciły
do niej uczucia, od których, jak sądziła, udało jej się wreszcie
uwolnić. Łudziła się. Odżyły ze wzmożoną siłą, jakby jej
nigdy nie opuściły.

– Przypomnij sobie, co powiedział lekarz ze straży

przybrzeżnej. Michael ma w sobie wielką wolę życia.

– Być może – westchnęła. – W każdym razie zawsze był

niewiarygodnie uparty.

Cały czas zastanawiała się, co miały oznaczać pierwsze

słowa, jakie wypowiedział, powróciwszy z zaświatów.
„Rozwód nie”.


Anioł wyglądał jak Sean Connery. Nawet oślepiające

światło nie osłabiało siły jego spojrzenia. Zdawał się wiedzieć
wszystko, co można wiedzieć o życiu, a jednocześnie pełen
był nieziemskiej siły. Miał w sobie coś z wojownika,
gotowego walczyć o życie i duszę Michaela.

Jego siła budziła trwogę, nie mającą jednak nic

wspólnego z paniką, której doświadczył na widok swego
martwego ciała. Przez chwilę zastanawiał się, czy śni. Ale to
nie miało znaczenia. Nagle wszystko uległo zmianie.

Wiedział, że żyje.
Wiedział też, że on i Terri nie mogli zapobiec śmierci

Josha. To odkrycie przyniosło mu nieopisaną ulgę i pociechę.
Teraz miał się nim podzielić z Terri. Być może właśnie
dlatego dana mu została okazja powrotu do świata żywych,
który z własnej woli opuścił.

Anioł wrócił. Jego obecność była czymś niepojętym,

choć zarazem najoczywistszym w świecie. Była łaską,
miłością, przebaczeniem. Była pociechą i jednocześnie

background image

nakazem, by nieść tę pociechę dalej.

Nie wolno ci zapomnieć. Musisz uratować Terri. Tylko

ty możesz to zrobić.

– Widziałem ją – odpowiedział bezgłośnie. Zamiast

odpowiedzi anioł uniósł rękę i położył ja na piersi Michaela
tam, gdzie biło serce. Tępy ucisk, który nie pozwalał mu
głębiej odetchnąć, ustąpił pod życiodajnym dotknięciem.

Nie wolno ci zapomnieć.
– Powiedziałem jej... – Wola anioła sprawiła, że umysł

Michaela uwolnił się od trawiącego go niepokoju. – Powiem
jej... Będę pamiętał.

background image

ROZDZIAŁ 2


Terri dbała o profesjonalny wygląd, ale ilekroć musiała

stawić czoło gorącemu i wilgotnemu klimatowi Florydy,
tylekroć marzyła o tym, by móc spędzić życie, chodząc w
zwykłych szortach, a nie w rajstopach i stroju pielęgniarskim.

Tego dnia codzienne niedogodności zeszły na dalszy

plan. Martwiła się o Michaela. Od chwili gdy go
przywieziono, większość czasu spędziła w szpitalu, troszcząc
się o to, by niczego mu nie brakowało.

Pozostawało pytanie, dlaczego to robi? Uznała, że przez

pamięć o Joshu. Nie chciała przyznać, że dla samego
Michaela, przez wzgląd na to, co ich kiedyś łączyło. W
pierwszym momencie ogarnęły ją dawne uczucia, ale je
odrzuciła. Michael opuścił ją, kiedy najbardziej go
potrzebowała; straciła dziecko, pełna rozpaczy i rozgoryczenia
szukała oparcia i pociechy.

Nie mogła go nadal kochać. To byłoby absurdalne. Po

tym, co zrobił, nie zasługiwał na jej miłość.

Kiedy weszła do klimatyzowanego wnętrza szpitala,

otoczyło ją chłodne powietrze. Odgarnęła z czoła kosmyk
mokrych od potu włosów i poprawiła torebkę na ramieniu.
Podeszła do windy. Troska o Michaela była czymś
naturalnym, uznała w końcu. Przez dziewięć lat był jej
mężem... ojcem jej dziecka. Wcisnęła guzik. To wszystko
minęło. Dzięki pomocy psychoterapeuty przezwyciężyła
depresję. Zamierzała rozpocząć nowe życie, bez oglądania się
na przeszłość. Chciała znowu pracować z dziećmi. W jej
planach nie było miejsca dla Michaela.


Zastała go siedzącego na łóżku i otoczonego przez

kobiety: dwie starsze wolontariuszki i młodą dziewczynę.
Wszystkie zajmowały się nim z takim zainteresowaniem,

background image

jakby był co najmniej Melem Gibsonem.

Powinno ją to rozśmieszyć, ale zamiast rozbawienia

niespodziewanie poczuła irytację. Przed dwoma dniami
Michael leżał nieprzytomny, a jego stan budził w Terri
śmiertelny lęk. Teraz siedział z zadowoloną miną i flirtował w
najlepsze z obcymi kobietami.

– Nie przeszkadzam? – spytała z zamierzonym

przekąsem, i natychmiast tego pożałowała.

Wolontariuszki robiły wiele dobrego dla chorych i nie

miała żadnego powodu, żeby im dokuczać. Poza tym świetnie
je rozumiała. Ona sama uległa urokowi Michaela. W końcu
nie bez powodu go poślubiła.

Rozbawione kobiety umilkły.
– To moja żona, Terri – przedstawił ją Michael, nie

tracąc dobrego samopoczucia.

Zachowywał się jak na popołudniowej herbatce. I jakby

on sam nie siedział półnagi, nie mając na szerokim torsie
niczego prócz opatrunku na połamanych żebrach.

– Och, my przecież świetnie znamy Terri – powiedziała z

uśmiechem pani Anderson. – Cieszę się, że cię widzę.
Chciałam ci podziękować za ciasteczka w kształcie
zwierzątek, które upiekłaś na przyjęcie dobroczynne. Dzieci
były zachwycone. Szkoda, że ciebie tam nie było. Na pewno
wzruszyłaby cię ich reakcja.

Terri chciała tam pójść, ale w ostatniej chwili stchórzyła.

Bała się, że nie będzie umiała znieść widoku gromadki
rozbawionych dzieci.

– Ja też żałuję, Mary – powiedziała, z trudem zachowując

spokój – ale wiesz, jak to jest z pracą w szpitalu. Po dyżurze
marzę tylko o tym, żeby iść do domu i odpocząć.

Starsza pani przesłała jej współczujące spojrzenie.
– Wiem, kochanie – odpowiedziała. – Mam nadzieję, że

następnym razem będziesz w lepszej formie.

background image

– No, musimy już iść – orzekła pani Silverman, zbierając

książki i gry, które przyniosła dla chorych. – Janine? –
odezwała się do dziewczyny, która najwyraźniej świetnie się
czuła w towarzystwie Michaela.

Terri nie popędzała ich. Sięgnęła po umieszczoną w

nogach łóżka kartę choroby. Wolontariuszki ruszyły w stronę
drzwi, Mary wyjęła jeszcze z kieszeni paczkę cukierków i
poczęstowała Terri.

– Wiem, że lubisz arbuzowe – powiedziała i ścisnęła jej

rękę. – Do zobaczenia.

Kobiety wyszły. Terri została sam na sam z Michaelem.

Odłożyła kartę i spojrzała na niego – ożywienie minęło,
wyglądał na zmęczonego.

– Wiesz co? Mam już dosyć leżenia – westchnął. –

Strasznie mi gorąco pod tym opatrunkiem. Nie mogłabyś go
poprawić?

– Trzeba było poprosić pielęgniarkę – zauważyła, ale

zrobiła, o co prosił.

– Wolałbym, żebyś to ty się mną zajęła.
Zacisnął zęby i bez jęku zniósł zabiegi Terri. Starała się

być delikatna, bo wiedziała, że mimo woli sprawia mu ból.

– Dawno mnie nie dotykałaś.
Terri znieruchomiała i spojrzała na swoją dłoń leżącą na

jego muskularnym ramieniu. Miał rację. To już blisko dwa
lata. Przypomniało jej się, jak cudownie czuła się w jego
ramionach, gdy jeszcze się kochali. Pamiętała więcej, niżby
chciała – ciepło, zapach i smak jego skóry. Cofnęła dłoń. Całe
szczęście, że na nią nie patrzył. Wolała, żeby nie widział
wyrazu jej twarzy.

Michael wyciągnął rękę i położył na jej dłoni. Przesunął

kciukiem po jej palcach. Dotknął miejsca, na którym niegdyś
tkwiła obrączka.

– Lubię twoje ręce. Myślałem, że już nigdy ich nie

background image

poczuję.

Nie potrafiła zdobyć się na żadną odpowiedź. Patrzyła w

orzechowe oczy Michaela, które wydawały się dobrze
znajome, i dostrzegła w nich nowy wyraz. Nie umiałaby tego
nazwać, ale odniosła wrażenie, że stał się kimś innym. Nie
przestał przy tym budzić w niej uczuć, o których wolałaby
zapomnieć. Przez długą chwilę nie mogła uwolnić się od
czaru, jaki rzucało na nią jego spojrzenie. Tak bardzo za nim
tęskniła... A teraz znów był przy niej. Wrócił.

Owszem, wrócił, powiedziała sobie w duchu, ale tylko po

to, żeby dopełnić formalności rozwodowych.

– Michael... – urwała, nie wiedząc, co właściwie

chciałaby powiedzieć.

Otwarły się drzwi i do pokoju wszedł doktor Hubbard z

jedną z pielęgniarek z dziennej zmiany, Marjorie.

– No proszę – powitał ich zadowolonym tonem. – Widzę,

że wraca pan do zdrowia. Już siadamy? Domyślam się, że
chciałby pan jak najszybciej znaleźć się w domu, co?

Michael z trudem zdobył się na uśmiech.
– Chyba jeszcze nie. – Z wysiłkiem zaczerpnął

powietrza. – Prawdę mówiąc, to chciałbym się już położyć.

Kiedy Terri pomogła mu ułożyć się na poduszkach, leżał

przez chwilę bez ruchu i oddychał ostrożnie. Z twarzy powoli
ustąpiła bladość. Policzki nawet lekko się zaróżowiły.

– I tak jest z panem lepiej, niż z medycznego punktu

widzenia być powinno.

Doktor Hubbard przyłożył stetoskop do piersi Michaela.

Przez chwilę słuchał uważnie.

– Opieka Terri dobrze panu robi. Musi pan szybko

przyjść do siebie, zanim inni chorzy zaczną się dopominać o
taką wspaniałą pielęgniarkę. – Doktor Hubbard uśmiechnął się
do Terri i schował stetoskop do kieszeni fartucha. – Płuca
pracują normalnie. To teraz najważniejsze. A jak z głową?

background image

Czuje pan jakieś bóle? Ma pan zawroty głowy?

– Czasem, kiedy się nieostrożnie poruszę, kręci mi się w

głowie – przyznał Michael. – Ale przestała mnie boleć.

– To dobrze. Proszę na siebie uważać i nie wykonywać

gwałtownych ruchów. Jak już powiedziałem, wraca pan do
zdrowia szybciej, niż można się było spodziewać. Teraz
potrzeba panu przede wszystkim czasu i spokoju.

Po wyjściu doktora Hubbarda Terri spojrzała na zegarek.

Powinna już być na swoim oddziale.

– Muszę już iść. Czy potrzebujesz jeszcze czegoś?
– Nie. – Michaelowi oczy wprost się zamykały. Josh był

tak bardzo do niego podobny... – Prześpię się.

– To ci dobrze zrobi.
Terri przypomniało się, jak układała do snu Josha.

Odruchowo pochyliła się nad Michaelem, jakby miała zamiar
pocałować go na dobranoc. W ostatniej chwili oprzytomniała i
wyprostowała się gwałtownie.

– Zajrzę do ciebie wieczorem – obiecała i szybko wyszła

z pokoju.


– Czy możesz mi wyjaśnić, co się ze mną dzieje?
Terri

siedziała

przed

biurkiem

szpitalnego

psychoterapeuty, Toma Sizemore’a. Spędziwszy połowę
dyżuru na rozmyślaniach nad swoimi, nieoczekiwanymi dla
niej samej, reakcjami, doszła w końcu do wniosku, że tylko on
będzie w stanie jej pomóc.

– Chodzi ci o to, że cały czas czujesz się zobowiązana do

opieki nad Michaelem? To nic dziwnego. Jesteś pielęgniarką,
Terri. Pielęgniarkami zostają kobiety o silnie rozwiniętym
instynkcie opiekuńczym. Michael jest twoim mężem. Przez
wiele lat byliście ze sobą bardzo blisko związani. Twoje
reakcje są najzupełniej naturalne.

– Ale...

background image

– Wypadek Michaela i jego obecny stan ożywiły w tobie

dawne uczucia. Nie ma w tym nic dziwnego. Czy
rozmawialiście już o Joshu?

– Nie. I nie mam zamiaru – odparła stanowczo Terri.
Mimo że wiele wysiłku kosztowało ją przezwyciężenie

bólu i poczucia winy z powodu śmierci Josha, nie uporała się
do końca z brzemieniem straty, dlatego nie chciała wracać do
wydarzeń z przeszłości.

– Myślę, że w końcu osiągnęłam jaką taką równowagę,

nie jestem w stanie przechodzić wszystkiego jeszcze raz, od
początku.

– To mogłoby pomóc twojemu mężowi.
– Przykro mi, Tom, ale nie mam pojęcia, co mogłabym

mu powiedzieć. – Terri z trudem panowała nad sobą. – Poza
tym Michael nigdy nie chciał ze mną rozmawiać na ten temat.
Wolał odejść.

– Jego postępowanie cały czas budzi w tobie gniew.
– Tak – przyznała. – Jestem zła, bo jeszcze przed

tygodniem wydawało mi się, że potrafię zacząć żyć na nowo.
Zdecydowałam się nawet porozmawiać z doktorem Perezem i
zapytać go, czy nie mogłabym u niego pracować. Z dziećmi.
Tymczasem, w niecodziennych okolicznościach pojawił się
Michael i swoją obecnością wprawił mnie w rozterkę.

– Co w tej sytuacji chcesz zrobić?
Miała ochotę się rozpłakać i tylko najwyższym

wysiłkiem woli udało jej się nad sobą zapanować.

– Chciałabym, żeby Michael przyszedł do siebie i jak

najszybciej opuścił szpital. Mogłabym wtedy zrobić to, co
planowałam, a nie zadręczać się tym, co się wydarzyło.

– Więc obecność Michaela jest dla ciebie ciężarem,

ponieważ ożywia bolesne wspomnienia?

Nie potrafiła dłużej zapanować nad łzami.
– Obecność Michaela sprawia, że zaczynam na nowo

background image

tęsknić do tego, czego już nigdy w życiu nie będę miała.

Tom podsunął Terri pudełko chusteczek higienicznych.
– Do czego?
– Małżeństwa. Rodziny.
– Czemu tak sądzisz?
To pytanie ją zaskoczyło. Uświadomiła sobie, że czuła

się tak silnie związana z Michaelem i ich wspólną
przeszłością, że nie potrafiła sobie wyobrazić związku z kim
innym, wyjścia jeszcze raz za mąż, nie mówiąc już o
urodzeniu dziecka.

Gdyby jednak, to najpierw musiałaby się rozwieść.

Dokończyć to, co podjęła przed trzema miesiącami, wysyłając
do sądu pozew.

– Ja chyba nie byłabym zdolna zacząć żyć na powrót z

Michaelem – powiedziała w końcu.

– Dlaczego?
Dlaczego? – powtórzyła w duchu pytanie. Ponieważ

małżeństwo i rodzina opierają się na miłości i zaufaniu, a
tymczasem ona nie potrafiłaby ponownie zaufać Michaelowi.
Zawiódł ją wtedy, gdy najbardziej potrzebowała jego pomocy.
Po śmierci Josha, pogrążona w głębokiej rozpaczy, nie była
zdolna nawet płakać, by ukoić ból. Michael był wtedy
jedynym człowiekiem, który mógł płakać razem z nią, który
mógł dzielić jej ból i pomóc jej go znieść. Ale on nie umiał
lub nie chciał tego zrobić.

Opuścił ją po awanturze, która wybuchła między nimi w

rok po śmierci Josha, w Dniu Matki. Tego dnia wreszcie coś w
niej pękło i w końcu była w stanie krzyczeć i płakać. Michael
nie potrafił tego znieść. Zadzwonił po jej siostrę Nancy,
przywiózł ją z lotniska do domu, a potem wyszedł bez słowa.
Zostawił za sobą wszystko – pracę, dom, żonę. Nie była w
stanie na nowo mu zaufać, a co za tym idzie związać z nim
swojego losu. Szczególnie teraz, gdy miała nową pracę,

background image

nowych przyjaciół, a przed sobą przyszłość, w której nie było
dla niego miejsca.

– Dlatego, że żyjąc z Michaelem, nieustannie bolałabym

z powodu śmierci syna – odpowiedziała.

I z powodu jego odejścia, dodała w myślach.
– Czy uważasz, że Michael jest winny śmierci Josha?
– Nie. Mówiłam ci już, że go nie winię. To ja powinnam

była wiedzieć, że mój synek ma chore serce. W końcu jestem
pielęgniarką.

– Nie, Terri. Skoro masz dość rozsądku, by nie winić

Michaela za to, co się stało, to powinno starczyć ci go także na
to, by nie obwiniać siebie. Wiesz dobrze, co orzekli lekarze.
Nic nie wskazywało na to, że Josh ma wrodzoną wadę serca.
Przecież pamiętasz.

– Tak. Pamiętam.
Ale byłam jego matką, dodała w myśli. I powinnam była

wiedzieć, że coś mu grozi.

– Czy jesteś pewna, że chcesz się rozwieść z mężem?

Klamka jeszcze nie zapadła, możesz zmienić zdanie.

Miała świadomość tego stanu rzeczy, ale uważała, że ich

miłość nie sprostała próbie, jaką była śmierć ich dziecka. Nie
byli dla siebie oparciem w dramatycznym momencie, jako
małżeństwo nie podnieśli się po ciosie, który wymierzył im
los. Nie da się cofnąć czasu.

– Jestem pewna.

Na czwarte piętro, na którym mieściła się separatka

Michaela, wjechała windą. Było już dobrze po północy.
Właśnie skończyła dyżur, przed powrotem do domu chciała
sprawdzić, jak się Michael czuje. Cicho otworzyła drzwi.

W pokoju panował mrok rozświetlony tylko przez

latarnie za oknem. Michael spał. Już chciała odejść, gdy
usłyszała:

background image

– Tam?
Wyczuła w jego głosie ból. W sekundę później pochylała

się nad nim.

– Jestem. Co się dzieje?
Wydawało jej się, że śpi, bo poruszył głową, ale oczy

miał zamknięte.

– Tam!
Zabrzmiało to jak rozpaczliwe wołanie o pomoc.
– Jestem przy tobie, Michael.
Ujęła jego twarz w dłonie. Zaciskał zęby, jakby zmagał

się z koszmarnym snem. Nie wiedziała, co się z nim dzieje,
ale czuła, że musi go obudzić, przywrócić go do
rzeczywistości, ratować... Przed czym?

– Michael, obudź się.
Uniósł powieki i odetchnął z ulgą. Nie wydawał się

wcale zaskoczony jej obecnością. Sprawiał wrażenie, jakby
wiedział, że przed chwilą ją wzywał.

– Co się stało? Poprosić lekarza? Przez chwilę rozważał

jej pytanie.

– Lekarz nic mi nie pomoże – odezwał się w końcu.
– Co masz na myśli? Doktor Hubbard uratował ci życie

i...

– Nie. To nie lekarze uratowali mi życie – zaprzeczył. –

To anioł.

Patrzyła na niego zdumiona. Czy był tylko na wpół

przytomny? Czyżby majaczył? Anioł? Michael był katolikiem,
ale rzadko bywał na mszy.

– Co ty mówisz? – spytała, oczekując, że wytłumaczy jej

jakoś swoje zdumiewające słowa.

– Anioł. On...
– Michael.
Pochyliła się nad nim tak nisko, że dotknęła czołem jego

czoła. To, że mógłby na skutek urazu popaść w chorobę

background image

psychiczną, nie przyszło jej do głowy. To byłoby chyba
gorsze, niż gdyby umarł.

– Michael, co się z tobą stało?
Położył rękę na jej dłoni uspokajającym gestem.
– Ja... umarłem.

background image

ROZDZIAŁ 3


– Co takiego?! – powiedziała Terri głośniej, niż

zamierzała.

Odsunęła się gwałtownie, by zapalić lampkę na stoliku.

Michael doskonale wyczuł jej napięcie i niepokój.

– Nie – poprosił.
Bóg jeden wie, ile razy nie potrafił jej w życiu

zrozumieć, ale od czasu sztormu i spotkania z aniołem
wszystko się zmieniło. Dużo wyraźniej niż kiedyś odbierał
emocje otaczających go ludzi. Dlaczego miałby to ukrywać?

– Muszę ci opowiedzieć, co mi się przydarzyło.
– Jest ciemno. Pozwól mi...
– Nie boję się już ciemności. Ani śmierci. Zawahała się,

ale Michael nabrał pewności, że jest gotowa wysłuchać tego,
co ma jej do powiedzenia. Nieoczekiwanie stało się dla niego
bardzo ważne, by mieć ją blisko siebie.

– Czy mogłabyś usiąść na chwilę przy mnie?
– Michael – odezwała się Terri strofującym tonem.
– Proszę cię, usiądź przy mnie. Mam ci coś ważnego do

powiedzenia.

Przez chwilę milczała i Michael obawiał się, że odmówi i

odejdzie. Zdawało mu się, że to trwa całą wieczność.
Wreszcie przysunęła krzesło i usiadła tuż obok łóżka. Trudno
mu było sięgnąć, ale wyciągnął rękę i splótł palce z palcami
Terri. Chłodny dotyk jej miękkiej, delikatnej skóry
przypomniał o wielu wspólnie spędzonych chwilach.

– Pamiętasz, jak leżeliśmy na pokładzie „Vandy” i

patrzyliśmy w gwiazdy? – spytał.

– Powiedz mi, co ci się przydarzyło.
Była wystraszona. Słyszał to wyraźnie w jej głosie. Czy

spodziewała się, że spotkał rekina ludojada albo przybysza z
kosmosu? On przecież tylko umarł. To nic wielkiego.

background image

– Ja... – zaczął i urwał, po czym spróbował jeszcze raz. –

Wiesz, że łódź się wywróciła podczas sztormu.

Nie mógł pojąć, dlaczego opuściła go krystaliczna

jasność myślenia, którą tak wyraźnie odczuwał wcześniej.
Czemu nie umiał opowiedzieć jej tego wszystkiego tak po
prostu, jak się to wydarzyło.

– Coś uderzyło mnie w głowę. – Do Michaela powróciło

wspomnienie zimnej wody, ulewy, wichru i panicznego lęku,
który teraz wydawał mu się dziwaczny i nieuzasadniony. –
Myślę, że utonąłem. Widziałem swoje ciało unoszące się na
wodzie. I wtedy pojawił się anioł.

Wspomnienie anioła rozjaśniło jego pamięć jak płomień.
Terri zadrżała. Ścisnął mocniej jej dłoń, jakby chciał się

upewnić, że naprawdę jest przy nim.

– Lecieliśmy przez pełen światła tunel w chmurach.

Wszystko działo się z niesamowitą prędkością. – Samo
wspomnienie tej chwili wystarczyło, by poczuł, że jego ciało
staje się lżejsze, mimo to nie potrafił oddać swych uczuć
słowami. – Jakby nie było przyciągania, a czas stanął w
miejscu. Wtedy zobaczyłem ciebie.

– Mnie? – Palce Terri zesztywniały.
– I całe swoje życie. Wszystko, czym byłem i co

zrobiłem. A także Josha... – Do oczu napłynęły mu łzy. –
Pamiętasz nasz ślub? Śmiałaś się, że przyjechałem do kościoła
o dwie godziny za wcześnie. Ale dopiero na pół godziny przed
ceremonią okazało się, że zapomniałem krawata. Pamiętasz?
Twoja siostra nie chciała mnie do ciebie wpuścić. Byłem
pewny, że będziesz się na mnie złościć.

Wziął głęboki oddech.
– Ale ty się śmiałaś. Patrzyłaś na mnie, jakbym był

najzabawniejszym, najsprytniejszym i najważniejszym na
świecie facetem bez krawata, i pękałaś ze śmiechu. Terri nie
odpowiadała, ale Michael poczuł na ręku coś mokrego i

background image

chłodnego. Łzę. Nie zamierzał zranić Terri. Chciał podzielić
się z nią swoim szczęściem; wyznać, jak bardzo pragnie być
znowu tym samym mężczyzną, za którego kiedyś wyszła za
mąż. Mężczyzną, którego kochała niezależnie od tego, czy
wybierał się do ślubu w krawacie, czy bez.

– Potem ujrzałem cię w dniu śmierci Josha. – Michael

wyczuł, że nastrój Terri się zmienił. Znowu była spięta, i przez
chwilę zastanawiał się, jak ma jej to wszystko przekazać. –
Twoje oczy były pełne bólu i rozpaczy, a ja chciałem
odwrócić wzrok. Ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Już
raz nie umiałem znieść twojego bólu i zostawiłem cię z nim
samą. Czułem się wtedy odpowiedzialny za to, co się
wydarzyło, i nie potrafiłem sprostać tej odpowiedzialności.
Uciekłem przed poczuciem winy, przed klęską naszego
małżeństwa i przed tobą. Podczas tej niezwykłej wizji
wiedziałem, że muszę stawić czoło wszystkiemu, co się stało.
I wtedy zobaczyłem Josha.

– Przestań!
Terri nie potrafiła tego dłużej słuchać. Zerwała się na

równe nogi i wysunęła dłoń z jego uścisku.

– Do czego zmierzasz, Michael?
– Do niczego. Chcę ci opowiedzieć, co mi się

przydarzyło. Pragnę, żebyś wiedziała, jak bardzo...

– Po co wracasz do tego wszystkiego?
Terri starała się opanować. Wydawało jej się, że już

pokonała gniew, jaki budziło w niej postępowanie Michaela,
ale wystarczyło kilka słów, by wróciły wszystkie emocje.
Porzucił ją, zostawił ją samą z jej bólem, z poczuciem winy,
rozpaczą, żalem do siebie samej, do losu czy do Boga o to, co
się stało. Były chwile, gdy gotowa była błagać Michaela, by
wrócił. Żeby ją przytulił, żeby z nią porozmawiał, żeby ją
kochał, dopóki nie zdoła uwolnić się od bólu i poczucia winy.
A tymczasem nawet nie miała pojęcia, dokąd wyjechał, bo nie

background image

odezwał się do niej, nie dał znaku życia. Usiłował jej
powiedzieć, że było mu wtedy przykro. Ale jego współczucie
mogło wzbudzić w niej już tylko złość.

– Chciałem ci wyjaśnić, co czułem. Chciałem...
– Nie, Michael. – Terri tłumiła łzy, za nic nie chciała

rozpłakać się przy nim. – Niczego mi nie wyjaśniaj. Jeżeli
odczuwasz potrzebę rozmowy o tym, co się stało, idź do
psychologa. Ja tak zrobiłam. – Ponieważ nie było przy mnie
męża, dodała w myślach. Odsunęła się od łóżka.

– Zrozum mnie, Terri. Wiem, że wtedy cię zawiodłem,

nie stanąłem na wysokości zadania, ale teraz widziałem...

– Widziałeś anioła, tak? – Jej głos przepełniały gorycz i

ironia.

Nagle dokonała przerażającego odkrycia. Michael cały

czas budził w niej gniew, a więc emocje. Zatem nie był jej
obojętny. Czy więc potrafiłaby na nowo się w nim zakochać?
Uznała, że złość na Michaela jest jej jedyną bronią. Jeśli ją
złoży, jeśli zmieni swoje nastawienie do Michaela, pozwoli
mu na wyjaśnienia, skończy się to dla niej prawdziwą
katastrofą.

– Teraz jest za późno.
Nie mogło być za późno. Michael za wszelką cenę

pragnął zatrzymać Terri, nie chciał, by opuściła pokój i
zostawiła go samego. Być może powinien być bardziej
cierpliwy. Terri potrzebowała czasu. Próbował wyobrazić
sobie, jak może przyjmować jego słowa, ale był zbyt słaby
fizycznie i za bardzo wyczerpany emocjonalnie. Z trudem
przypominał sobie swoje uczucia sprzed tygodnia. Wiedział
tylko, że zaszła w nim głęboka przemiana. Teraz musi
udowodnić swojej żonie, że tak się naprawdę stało.

Na wpół senny, Michael nie mógł się uwolnić od myśli o

Terri. Anioł odesłał go pomiędzy żywych, żeby ją uratował.
Żeby zrobił coś, zanim... Walczył ze snem, próbując odczytać

background image

tajemniczy szyfr pamięci. Anioł...


Anioł uśmiechał się do niego.
Michael czuł, że światło obecne w tym uśmiechu

przenika w głąb jego serca. Uświadomił sobie, że się
uśmiecha. Wtedy zauważył dziecko, które trzymało anioła za
rękę.

Josh.
Wyraz szczęścia na twarzy Josha uleczył serce Michaela.

Lęk ustąpił w nim przed radością. Jak poprzednio, nie padło
ani jedno słowo. Michaelowi wystarczyło popatrzeć na anioła,
by wszystko zrozumiał. Josh był pod dobrą opieką, był
kochany i szczęśliwy. Ucieszył się na widok ojca i Michael
nie umiał się powstrzymać. Wyciągnął rękę, prosząc tym
gestem syna, żeby do niego podszedł.

Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie nadszedł twój czas.
Michael opuścił rękę. Czuł się jak dziecko, które właśnie

miało otrzymać prezent, ale ktoś powiedział mu, że musi
poczekać do Bożego Narodzenia. Zrozumiał, że ma przed
sobą zadanie do wykonania. Musi uratować Terri. Po to wrócił
do świata żywych.

Obraz anioła i Josha zatarł się i rozpłynął w ciemności.

Radość na powrót ustąpiła przed lękiem. Wiedział, że musi
odzyskać zaufanie Terri. Bez tego nie będzie mógł jej pomóc.


– Myślę, że Michael przeżywa załamanie nerwowe.
– Czemu tak sądzisz? – Widelec w dłoni Anny zawisł

nad talerzem.

– Ostatniej nocy, kiedy do niego zajrzałam, zbudził się i

zaczął opowiadać o aniołach. – Terri z trudem wypowiedziała
te słowa. – Mówił bardzo dziwne rzeczy. Twierdził, że widział
mnie w dniu ślubu, że widział Josha...

Anna odsunęła talerz.

background image

– To niewykluczone. Wiesz przecież, że ludzie na

granicy śmierci przeżywają różne dziwne stany. A Michael
znalazł się na granicy śmierci.

– Owszem, ale nie sądzę, żeby przeżył śmierć kliniczną.

Gdyby tak było, nie wróciłby do życia bez pomocy lekarzy. –
Terri pokręciła głową. – Myślę raczej, że to gwałtowny
przypływ wyrzutów sumienia. Ma w oczach coś, czego nigdy
wcześniej u niego nie widziałam. Nie wiem, co robić. To, co
mówi...

– Czy rozmawiałaś na ten temat z doktorem Hubbardem?

Może zresztą powinnaś porozmawiać o tym raczej z Tomem
Sizemore’em. Mógłby zajrzeć do Michaela. Być może
umiałby mu pomóc.

Terri odstawiła kubek z kawą.
– Sama mu radziłam, żeby zwrócił się do psychologa.

Nie wiem, czy Tom będzie tu właściwą osobą.

– Tom zna całą sytuację. Wie, co przeżyliście. Wydaje

mi się, że byłby najlepszy.

Przed rokiem, nim ją opuścił, Terri była gotowa

rozmawiać z Michaelem, kłócić się z nim lub płakać w jego
ramionach. Teraz, w imię własnego spokoju, wolała odesłać
go do kogoś innego. Przetrawiła własny ból i podjęła pewne
decyzje. Michael musi zrobić to samo.

– Masz rację. Może Tom rzeczywiście będzie umiał

pomóc Michaelowi. Poproszę, żeby z nim porozmawiał.

– A co z tobą? Dzwoniłaś do doktora Pereza? Terri

westchnęła.

– Nie. Ta sprawa z Michaelem...
– Terri...
– Wiem, wiem. – Terri popatrzyła przyjaciółce w oczy. –

Zadzwonię do doktora Pereza, jak tylko coś się wyjaśni z
Michaelem. Naprawdę. Obiecuję.

– Mam nadzieję. Słyszałam ostatnio o nowej restauracji.

background image

Nazywa się Sandpiper czy Sand Crab... jakoś tak. Wszystko
jedno. W każdym razie to znakomite miejsce na urządzenie
niewielkiego przyjęcia z okazji twojego powrotu do pracy z
dziećmi.

Powrót do pracy z dziećmi. Na tę myśl Terri poczuła

naraz i lęk, i radosne podniecenie. Pielęgniarstwo pediatryczne
było jej pierwszą wielką pasją. Potem urodził się Josh, a
jeszcze potem... Kiedy straciła Josha, praca z cudzymi dziećmi
sprawiała jej zbyt wiele bólu. Na szczęście w końcu znów
czuła się na siłach, by ją podjąć.

– A co takiego nadzwyczajnego jest w tej restauracji?

Jedzenie?

Anna machnęła ręką.
– Na temat jedzenia wiem niewiele, ale pracują tam

diabelnie przystojni kelnerzy i podają znakomity koktajl Seks
Na Plaży.

– To brzmi groźnie. – Pokrętna logika Anny wywołała

uśmiech na twarzy Terri.

– To w końcu najbezpieczniejsza forma seksu, na jaką

możesz sobie w dzisiejszych czasach pozwolić.

Terri wzruszyła ramionami i wstała od stołu.
– To jedyna forma seksu, na jaką można sobie pozwolić

po dyżurze w szpitalu. – Nieoczekiwanie powróciło do niej
wspomnienie Michaela, jego pocałunków i pieszczot. – Muszę
już wracać. Dam ci znać, kiedy wszystko załatwię.


– Aż trudno w to uwierzyć, ale myślę, że jutro będziesz

mógł wyjść – orzekł doktor Hubbard, skończywszy badanie
Michaela. – Jeszcze przez kilka tygodni będziesz musiał
bardzo uważać na żebra i ramię, ale pobyt w szpitalu nie jest
konieczny.

Doktor odwrócił się do Terri.
– Przez najbliższe dni Michael będzie potrzebował

background image

opieki. Samemu trudno mu będzie się nawet ubrać.

– Michael i ja nie mieszkamy razem już od jakiegoś

czasu.

– Jadę z tobą do domu – oświadczył Michael.
W pokoju zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Terri serce

podeszło do gardła. Odetchnęła głęboko. Przypomniały jej się
pierwsze słowa, które wypowiedział Michael po odzyskaniu
przytomności: „rozwód... nie”. Nie miała pojęcia, czy tylko
udawał, czy naprawdę stracił pamięć. Wiedziała jedynie, że
czeka ich poważna rozmowa – Czy możemy zostać na chwilę
sami?

Terri zdziwiła się, że jej głos brzmi tak spokojnie.

Drżenia rąk nie umiała powstrzymać.

– Muszę jeszcze odwiedzić dwoje pacjentów. Jeśli

będziecie chcieli ze mną porozmawiać, poproście którąś z
pielęgniarek, żeby mnie znalazła.

Doktor Hubbard umieścił na powrót kartę Michaela w

nogach łóżka i wyszedł z pokoju.

Terri zamknęła za nim drzwi i odwróciła się do

mężczyzny, który w świetle prawa był nadal jej mężem.

– No dobrze, Michael. O co ci chodzi?
– Czy pomogłabyś mi wstać? Muszę iść do ubikacji.

Terri nie ruszyła się z miejsca.

– Dlaczego sądzisz, że zabiorę cię ze sobą do domu?
– Słyszałaś, co powiedział doktor. Przez kilka dni będę

potrzebował pomocy.

– Wynajmij sobie pielęgniarkę – odparła Terri aż nazbyt

sucho. Nie umiała nad sobą zapanować. Poczuła, że ogarniają
panika. W porządku – opiekowała się Michaelem, dopóki
leżał w szpitalu, teraz niech sobie radzi sam. Coś takiego jak
ich „dom” już nie istnieje.

Przez cały czas, odkąd trafił do szpitala, zastanawiała się

od nowa nad swoimi uczuciami wobec niego i doszła w końcu

background image

do wniosku, że im mniej będą się widywać, tym lepiej dla
niej. Wkrótce mieli stanąć przed sądem i rozwiązać
ostatecznie swoje małżeństwo. Nie mogła zrozumieć,
dlaczego uparł się, żeby w przededniu rozwodu wracać do jej
życia.

– Posłuchaj, Terri. – Spojrzenie Michaela było spokojne i

przytomne. – Mieszkałem na jachcie. Teraz jachtu nie ma.
Zatonął. Dokąd mam iść? W takim stanie nie mogę szukać
lokum. Proszę cię tylko, żebyś pomogła mi przez kilka
najbliższych dni. Jako mój przyjaciel. Bo chyba jeszcze
jesteśmy przyjaciółmi, prawda?

Terri wolała nie wdawać się w dyskusję na temat ich

przyjaźni. Ważniejsza była dla niej teraz sprawa mieszkania.
Wspólnego przebywania w domu, który formalnie należał
jeszcze do nich obojga i z którym wiązały się najlepsze a
zarazem najgorsze wspomnienia jej życia.

– Możesz zamieszkać w Holiday Inn.
Michael odwrócił wzrok. Terri wiele by dała, żeby móc

przeniknąć jego myśli. Kiedy znów na nią spojrzał, nadal nie
potrafiła z jego oczu niczego wyczytać.

– Naprawdę wolałbym nie być teraz sam.
Odmów mu, nakazywał jej rozsądek. Podjęłaś w końcu

decyzję o rozwodzie, postanowiłaś zacząć żyć na własny
rachunek. Możesz współczuć Michaelowi, ale nie pozwól,
żeby jego choroba zrujnowała z takim trudem osiągnięty
spokój, żeby odwiodła cię od podjętych decyzji.

Ale Terri zbyt dobrze znała lęk przed samotnością, by

móc odmówić tej rozpaczliwej prośbie.

– Dwa dni – usłyszała własny głos. – To wszystko, na co

mogę się zgodzić. Ale jeżeli oczekujesz stałej opieki, to lepiej
zrobisz, wynajmując sobie pielęgniarkę. Ja muszę pracować
i...

Szelmowski uśmiech Michaela zamknął jej usta. Ten

background image

uśmiech wciąż działał na nią z nieodpartą siłą. Terri poczuła,
że zgadzając się zabrać go do domu, popełniła błąd, ale już
było za późno.

Michael odsunął kołdrę i niezdarnie opuścił nogi na

podłogę. Poza slipami i opatrunkiem na piersi był nagi.

– Pomożesz mi dojść do toalety?
Terri odkryła, że jego ciało ciągle budzi w niej czułość i

pożądanie. Dopóki jeszcze byli ze sobą szczęśliwi, uwielbiała
poznawać je kawałek po kawałku, od stóp po czubek głowy.
Kiedy podała mu ramię, znajomy dotyk przeszył ją dreszczem
bliskości. Nie miała już najmniejszych wątpliwości, że
postępuje wbrew własnym interesom. Nie powinna się godzić
na propozycję Michaela, ulegać jego prośbie. Nic dobrego nie
mogło z tego wyniknąć.

background image

ROZDZIAŁ 4


Powrót do domu był znakomitym pomysłem, orzekł

Michael, spoglądając przez szybę samochodu. Zaskoczyło go,
że świat wygląda tak samo jak przed tygodniem. Choć
właściwie nie powinien się dziwić. Przecież to w nim zaszła
nieodwracalna zmiana.

Chociaż do świąt było jeszcze daleko, ulice zapełniał

spieszący się tłum i sznur samochodów. Rytm codziennej
pogoni życia pędzonego w nieustannym pośpiechu. Z nim
było inaczej – przeżył własną śmierć i nabrał dystansu do
spraw ziemskich, zrozumiał, co jest naprawdę ważne.

Gdy w karoserii jadącego przed nimi samochodu odbiły

się promienie słoneczne i na chwilę oślepiły Michaela,
pomyślał o oceanie, o aniele, o spotkaniu z Joshem. Po co
właściwie powrócił do tego świata – wszystko wokół
wydawało mu się mniej rzeczywiste, mniej ważne niż kiedyś.

Wszystko prócz żony.
Jadący za nimi kierowca zatrąbił. Michael spojrzał na

Terri i uśmiechnął się. To ona była jego światłem. To za jej
sprawą cieszył się z tego, że żyje i wraca do domu.

Terri mruknęła coś pod nosem i zerknęła w boczne

lusterko.

W końcu znaleźli się w swojej dzielnicy, w miejscu,

gdzie spędzili wspólne małżeńskie lata. Michael odetchnął
głęboko. Nawet powietrze miało tu znajomy zapach.
Przypomniała mu się radość Terri, gdy podpisywali umowę
kupna, kiedy wprowadzali się do własnego domu.

Mijali posesje ze starannie utrzymanymi trawnikami.

Terri pomachała ręką sąsiadowi przycinającemu żywopłot i
skręciła w wąską uliczkę, która prowadziła do ich domu.

Był to jeden z tych starych budynków w stylu

kolonialnym, wzniesionych z myślą o klimacie panującym na

background image

Florydzie. Grube ściany nie nagrzewały się za szybko od
słońca, a wielkie okna dawały przewiew. Zacienione werandy
chroniły przed upałem, a nasłoneczniony taras od zachodu
pozwalał wygrzewać się po południu.

W momencie zakupu stara willa z ciekawym rodowodem

była dla Michaela przede wszystkim znakomitą inwestycją. A
w dodatku niedaleko znajdowała się renomowana szkoła, do
której mógł uczęszczać Josh. Podjechali pod garaż, Michael
wysiadł z samochodu i wszedł do pełnego chłodnego
powietrza salonu. Przez otwarte drzwi z ogrodu napływał
zapach kwiatów. Stojąca pod ścianą kanapa była cudownie
wygodna.

Ile razy kochali się z Terri na tej kanapie? Wspomnienia

radosne i dramatyczne mieszały się ze sobą, uświadamiając
Michaelowi, jak bardzo zależy mu na tym, by nie zmarnować
szansy, którą mu zesłał los. Szansy, by pokochać na nowo
Terri, by pomóc jej odnaleźć spokój i szczęście, nawet gdyby
już nigdy nie miała kochać go i ufać mu tak jak niegdyś.

– Usiądź na kanapie, a ja przyniosę twoje rzeczy z

samochodu.

Michael posłusznie spełnił polecenie Terri. Ból w klatce

piersiowej przypomniał mu, że ciągle jeszcze daleko mu do
zdrowia. Na krawędzi pola widzenia pojawiały się i znikały
białe plamy.

Zastanawiał się, co dalej robić. Polecenie anioła było

jasne. Miał pomóc Terri. Żeby to zrealizować, musiał z nią
być. Musiał udowodnić Terri, że się zmienił, przekonać ją,
żeby mu zaufała, i że jego ocalenie służyć miało temu, by
znów byli razem.

Na razie trafił z powrotem do domu. A to był najlepszy

początek, jakiego mógł sobie życzyć.


– Jasne. Wpadnę do biura, gdy tylko poczuję się lepiej.

background image

Powiedz Marshowi, że bardzo mnie ucieszyła jego
propozycja.

Co Michael zamierza? Terri była zdezorientowana i

poirytowana.

Wzięła dzień wolny, żeby pomóc mu urządzić się w

domu, i przypadkiem była świadkiem jego rozmowy z
dawnym współpracownikiem z kancelarii adwokackiej. Z
tego, co usłyszała, wynikało, że Michael otrzymał propozycję
powrotu do pracy, którą porzucił przed rokiem. I że zamierzał
ją przyjąć, co przyprawiło Terri o jeszcze większe
zdenerwowanie. Wszystko wskazywało na to, że Michael
chciał krok po kroku odbudowywać swoje dawne życie. A
spojrzenie, jakim na nią patrzył, sugerowało, że i ona
odgrywała w jego planach niemałą rolę.

O co mu chodzi? Tego nie mogła pojąć. Przed rokiem

porzucił ją i odszedł bez słowa, a teraz wracał, jak gdyby nie
stało się nic szczególnego.

Michael odłożył słuchawkę i odchylił głowę na oparcie

kanapy.

– Zdaje się, że nie najlepiej ze mną – westchnął. – Muszę

się na chwilę położyć.

Z wyraźnym wysiłkiem usiłował unieść nogi i wyciągnąć

się na kanapie.

– Pomogę ci się przenieść do sypialni. W łóżku będzie ci

wygodniej.

Popatrzył na nią spod ciężkich powiek.
– Jestem do niczego.
Rzeczywiście wyglądał na wyczerpanego. Terri zdawała

sobie sprawę, że przeżył poważny wypadek i cudem uszedł z
życiem, a mimo to trudno jej przychodziło przyjąć do
wiadomości, iż jest słaby i bezradny jak niemowlę. Pomogła
mu wstać. Podczas powolnej wędrówki do pokoju gościnnego
czuła ciężar jego znużonego ciała wspartego niemal

background image

bezwładnie na jej ramieniu. W pewnej chwili Michael
zachwiał się i oparł ręką o ścianę.

Obejmując go wpół, Terri wyczuła ciężkie uderzenia jego

serca. Miała wrażenie, że gdyby przestała go podtrzymywać,
runąłby na podłogę.

– Nie wiem, czy nie powinieneś zostać jeszcze w

szpitalu. Lekarze...

– Nie. Lepiej mi w domu. Nic się nie martw, zaraz

przyjdę do siebie. – Choć mówił z wysiłkiem, zdobył się na
swój szelmowski uśmiech. – Możemy iść dalej – mruknął po
chwili i zrobił kolejny krok.

Przespał kolację i wieczorne wiadomości. Terri

kilkakrotnie zaglądała do sypialni. We śnie odzyskał zdrowy
wygląd, oddychał rytmicznie i spokojnie. W końcu, koło
północy, Terri także się położyła.

Siedząc cienie przesuwające się po suficie, zastanawiała

się nad zdumiewającymi wypadkami ostatnich dni. Gdyby
ktoś powiedział jej przed tygodniem, że będą spać z
Michaelem pod jednym dachem, uznałaby go za niespełna
rozumu.

Zresztą, prawdę mówiąc, to był zupełnie wariacki

pomysł, żeby go zabierać do domu. Teraz, kiedy wreszcie
udało jej się nabrać dystansu do ich tragedii – śmierć synka,
rozpad małżeństwa, nagłe rozstanie... Nie chciała powrotu do
przeszłości, od której zdołała się wreszcie odgrodzić na tyle,
by rozpocząć nowe życie. Dlatego nie może pozwolić, by
Michael wracał do jej domu i do jej serca, ilekroć tego
zapragnie lub będzie potrzebował. Jeśli wyobrażał sobie, że
wystarczy, by cudem uniknął śmierci, żeby znowu...

– Tam?
Terri w jednej chwili wyskoczyła z łóżka. Stanęła bez

ruchu na progu gościnnej sypialni. Czy Michael naprawdę ją
wołał, czy tylko jej się zdawało? Czekała, wsłuchując się w

background image

szum wiatru w liściach palm i w bicie własnego serca.

W domu panowała cisza.
Podeszła po cichu do łóżka. Michael spał. Leżał

spokojnie, bez ruchu. Nie wołał jej. Chciała już wracać do
siebie, gdy nieoczekiwanie widok jego na pół obnażonego
ciała wywołał falę gorąca i przyspieszone bicie serca.
Przypomniały jej się długie, leniwe popołudnia na łodzi.
Przypomniało jej się, jeśli w ogóle kiedykolwiek naprawdę o
tym zapomniała, jak Michael ją pieścił, jak się z nią kochał.
Od tej pory upłynęło tyle czasu...

– Jesteś słona – mruczał, wtulając usta w jej włosy, a

potem jego ciepły, wilgotny język na nowo zaczynał
wędrówkę po jej szyi.

Pamiętała dreszcz, jaki przebiegał jej po plecach, gdy

krople wody kapały z jego włosów na jej rozgrzane ciało. Jego
chłodną dłoń przesuwającą się po jej skórze.

– I jesteś taka gorąca, że aż się dziwię, że woda nie wrze,

spadając na ciebie.

Terri rozchyliła powieki, ale blask słońca zmusił ją, żeby

na powrót je zamknęła. Michael pochylił się nad nią. Znalazła
się w jego cieniu. Teraz mogła na niego spojrzeć. Mokre
włosy zlepiły się w pukle, z których kapała jeszcze woda.
Krople na ramionach i piersi lśniły w słońcu. Spojrzenie
orzechowych oczu napełniało ją ciepłem i budziło pragnienie
miłości.

– Chodź się wykąpać.
– Jeszcze nie zwariowałam na tyle, żeby wyskakiwać z

łodzi na środku oceanu.

– Po pierwsze – potrząsnął głową i następne krople wody

zrosiły jej ciało – nie jesteśmy na środku oceanu. Po drugie,
jeśli nie wejdziesz do wody, albo przynajmniej nie
wysmarujesz się kremem, będziesz po południu czerwona jak
rak. A ja – delikatnie Skubnął wargami jej usta – mam pewne

background image

plany i nie chciałbym, żebyś spiekła się zanadto na słońcu.

Te słowa wzbudziły w niej rozkoszny dreszcz

oczekiwania, ale nie dała tego po sobie poznać. Przekręciła się
na bok i sięgnęła do torby.

– Zaraz się wysmaruję olejkiem.
Wyjęła z torby małą buteleczkę, a Michael natychmiast

jej ją zabrał.

– Ja cię posmaruję.
Uśmiechnął się, a jej serce zaczęło bić jak szalone. Nie

miała ochoty dalej się spierać.

– To ciężki kawałek chleba, ale ktoś to musi zrobić –

zrzędził żartobliwie. – Przekręć się na brzuch.

Kiedy usiadł na niej okrakiem, poczuła, że jego mokre

kąpielówki są lodowato zimne, ale to także była część
przyjemności. Chłodne ręce Michaela przesuwały się
pieszczotliwym ruchem po jej plecach. Rozgrzane powietrze
wypełnił zapach olejku kokosowego. Zamknęła oczy. Raj
musi być taki właśnie, łagodne kołysanie się na falach i dłonie
ukochanego mężczyzny ślizgające się po plecach, pomyślała
leniwie.

Jego palce osunęły się po jej ramionach i musnęły

leciutko piersi. Kiedy powróciły do miejsca, z którego
wyruszyły na wędrówkę po jej ciele, nie miała siły dłużej
czekać. Poruszyła się niespokojnie, prowokując go do
śmielszych pieszczot.

– Michael – westchnęła.
– Tego chcesz?
W jego głosie słychać było tłumione podniecenie. – Tak.
Michael nalał na dłonie więcej oliwki i rozcierał ją

powolnymi, zmysłowymi ruchami.

Wysmarował ją od palców stóp po kark. Nie wiedziała,

kiedy zsunął kąpielówki, ale gdy położył się obok niej, był już
nagi. Odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy. Wyciągnął

background image

rękę, aby ją pogłaskać i wtedy zauważyła, że jego dłoń
leciutko drży.

– Chciałbym mieć z tobą dziecko – szepnął.
Nie była w stanie wydobyć z siebie słowa, więc tylko

skinęła głową.

– Tam – głos Michaela stał się nieoczekiwanie poważny

– Tam, ja...

Przywarł ustami do jej warg. Terri bez oporu poddała się

uczuciom, jakie budził w niej mężczyzna, na punkcie którego
kompletnie zwariowała. Jej mąż.

Tak właśnie musi być w raju, podpowiedziało jej znowu

serce. Delikatne kołysanie łodzi, pogodny dzień... i miłość.

Ten dzień na zawsze zapadł jej w pamięć. Bujający na

falach jacht, zapach olejku kokosowego... i Michael.

Terri poczuła, że po jej policzkach płyną łzy. Z trudem

powracała do rzeczywistości. Nigdy z nikim nie czuła się
równie szczęśliwa jak z Michaelem. I przypuszczalnie z nikim
i nigdy nie będzie tak już się czuła. Wiedział, jak ją pieścić i
jak sprawić, by w napięciu czekała na każdy jego ruch.
Spojrzała na leżące w mroku, znajome ciało.

Przerażona odkryła, że ciągle jeszcze go pragnie.
Mimo że odrzucił jej miłość... Wspomnienie jego

pieszczot, jego miłości... było zbyt silne, zniewalające, by
mogła się oprzeć, by potrafiła pozostać chłodna, obojętna.

Terri powoli odeszła od łóżka, na którym spał Michael, i

wróciła do swojej sypialni. Pragnienia, jakie w niej budził,
były zbyt niebezpieczne, zagrażały spokojowi, który zdobyła z
takim samozaparciem. Zawarła z życiem kontrakt, ale o
powrocie do Michaela nie było w nim mowy. Położyła się w
łóżku, które dzieliła z Michaelem przed śmiercią Josha, zanim
ich małżeństwo legło w gruzach. To już nigdy nie może
powrócić. Tak jak nic nie mogło zmienić tego, co się stało.

background image

ROZDZIAŁ 5


Michael stał przed otwartą na oścież szafą, w pokoju

gościnnym, odczuwając na przemian to ulgę, to irytację. Jego
garnitury wisiały w foliowych torbach, koszule były czyste i
wyprasowane. Ale miejsce jednych i drugich było w
garderobie przylegającej do małżeńskiej sypialni. Tak jak jego
miejsce było w wielkim łożu, u boku żony.

Właściwie zresztą, przyznał w końcu, trudno było mieć

do Terri pretensję. Dobrze, że nie wyrzuciła jego rzeczy, a
tylko je przeniosła. Wyszedł z domu, nie oglądając się za
siebie. Uciekał, sam zdruzgotany i zdezorientowany, ponieważ
nie chciał patrzeć na cierpienie żony, którego był sprawcą. I
przez wszystkie miesiące, które przeżył samotnie na jachcie,
był przekonany, że postąpił słusznie...

Krok po kroku, powoli ruszył w kierunku schodów i na

dół. Zachciało mu się kawy, a wolał nie zawracać głowy Terri.
Była na dole w salonie. Siedziała na kanapie z podwiniętymi
nogami i czytała gazetę. Miała na sobie luźny podkoszulek i
szorty.

Spojrzała na niego zaskoczona.
– Pomóc ci? – Zsunęła z nosa okulary, odłożyła je na

gazetę i wstała. – Nie słyszałam, kiedy wstałeś. Myślałam, że
jeszcze śpisz.

Michael miał ochotę rzucić jakiś żart na temat okularów,

jak robił to kiedyś, ale się powstrzymał.

– Chciałbym się napić kawy.
Podeszła do niego z zatroskaną miną, jakby się bała, że

zaraz upadnie, ale nie wyciągnęła do niego ręki.

– Siadaj, zaraz ci zrobię.
Poczekała, aż usiądzie na kanapie, i wyszła do kuchni.
– Jak zawsze ze śmietanką? – zawołała.
– Tak, proszę.

background image

Po chwili wróciła do salonu i podała mu kubek pachnący

kawą i orzechami laskowymi.

– Nie budziłam cię, bo pomyślałam, że sen dobrze ci

zrobi. Jak się czujesz?

Mówiła rzeczowym, profesjonalnym tonem pielęgniarki.

Nie zdziwiłby się, gdyby zmierzyła mu tętno.

– Lepiej. Dużo lepiej. – Michael wyciągnął na próbę

zdrową lewą rękę i poruszył nią w powietrzu. – Cholera.
Ciągle mnie jeszcze boli.

Prawą rękę zostawił na razie w spokoju. Nie chciał kusić

licha. Już samo wstanie z łóżka i wciągnięcie luźnych spodni
od dresu zmęczyło go do tego stopnia, że nim ruszył na dół,
musiał się na chwilę położyć. Terri obrzuciła wzrokiem jego
ramię i obandażowaną klatkę piersiową. Michael zauważył, że
jej policzki zabarwił lekki rumieniec.

– Oddałbym życie za gorący prysznic. Spieczona skóra

zaczęła się łuszczyć, powodując irytujące swędzenie. Podrapał
się po bandażach spowijających pierś.

– Nie można by się pozbyć tego pancerza?
Terri zrobiła surową minę, zarezerwowaną dla

niecierpliwych pacjentów i po dłuższej chwili zastanowienia
powiedziała:

– Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.
– Odrobina wody mi nie zaszkodzi. Przez trzy dni

pływałem w oceanie i ciągle jestem...

– Porozmawiamy o tym za chwilę. Najpierw zrobię

śniadanie – nie pozwoliła mu dokończyć. Poderwała się z
kanapy i zniknęła w kuchennych drzwiach.

Michael uśmiechnął się do siebie. Już sama perspektywa

prysznica wprawiała go w dobry humor, a myśl, że Terri
pomoże mu w kąpieli, że będzie go dotykać swymi
delikatnymi dłońmi, sprawiła, że ogarnęło go podniecenie. W
przeszłości, dopóki śmierć syna ich nie rozdzieliła, byli sobie

background image

bardzo bliscy, potrafili się sobą cieszyć.

– Gotowane czy smażone? – dobiegło wołanie z kuchni.
Michael wrócił do rzeczywistości.
– Wszystko jedno! – odkrzyknął.
I rzeczywiście było mu najzupełniej obojętne, co będzie

jadł na śniadanie. Głowę miał zaprzątniętą znacznie bardziej
istotnymi sprawami.


– Zachowujesz się tak, jakbyś nigdy nie oglądała mnie w

stroju Adama – narzekał, kiedy kazała mu stanąć twarzą do
ściany, nim ściągnęła mu slipy.

– Twoja nagość mnie nie interesuje – odparła i starannie

owinęła mu biodra ręcznikiem.

Odwróciła go twarzą do siebie i podała mu rękę. Kiedy

wszedł pod prysznic, weszła za nim.

– Teraz usiądź na stołku.
– To wcale nie będzie zabawne.
Terri wyregulowała temperaturę. Zastanawiała się, czy

woda nie powinna być trochę chłodniejsza ze względu na
podrażnioną skórę i stan chorego.

– Chcesz się bawić czy wziąć prysznic?
– Chcę wziąć prysznic, ale...
Strumień wody zamknął mu usta. Westchnął i opuścił

głowę. Niewiele brakowało, by z ust Terri także wydarło się
głośne westchnienie. Wydana na pastwę sprzecznych uczuć –
troski, czułości i irytacji – nie miała pojęcia, jak się zachować.
Skierowała wodę na głowę Michaela i przesunęła dłonią po
jego włosach. Czuła pod palcami znajomy kształt czaszki,
miękkie włosy, ciepłą skórę...

– Trzymaj – podsunęła mu prysznic.
Wziął prysznic do ręki i skierował strumień wody na

swoją pierś. Terri nalała szampon na dłoń i wtarła go we
włosy Michaela.

background image

– Odchyl głowę i zamknij oczy.
Posłusznie spełnił jej polecenie. Terri masowała skórę na

głowie swego męża i ze wszystkich sił starała się nie myśleć o
tym, co robi. Starała się traktować Michaela tak samo jak
każdego innego pacjenta. Złościło ją, że szorty i podkoszulka
były mokre na brzuchu i piersiach, ale złość przynajmniej
odwracała jej uwagę od uczuć, jakie budził w niej ten
nieoczekiwany kontakt z jego ciałem.

– Auuu! – Twarz Michaela wykrzywił grymas bólu.
Zdała sobie sprawę, że zapomniała o jego urazie głowy.
– Przepraszam.
Sięgnęła po prysznic. W sekundę później po plecach

Michaela spływały kaskady wody i piany, którą wypłukiwała
mu z włosów. Kiedy skończyła, dała mu do ręki prysznic, a
sama wzięła gąbkę i mydło.

– Najpierw twarz. Zrobił nieszczęśliwą minę.
– Co się stało?
– Sam nie wiem. Czuję się jak pies, który się wytarzał w

błocie, i za karę musi poddać się kąpieli. Pamiętaj, że
wszystko mnie boli, dobrze?

– Nic się nie bój. Będę ostrożna.
Uniosła mu brodę. Nie golił się od ponad tygodnia. Jego

wychudła, zarośnięta twarz wyglądała obco i groźnie. Jej mąż
przypominał teraz pirata. Jej były mąż, poprawiła się, bo tak o
nim myślała. Namydliła twarz Michaela gąbką, a potem
spłukała wodą.

– Gotowe. Teraz wstań.
– Czy nie mógłbym zdjąć ręcznika? I tak niewielki z

niego pożytek.

Terri spuściła wzrok. Pod mokrym ręcznikiem wyraźnie

rysowała się męskość Michaela.

– Jestem potłuczony, ale nie martwy. Nieoczekiwanie dla

samej siebie Terri poczuła chęć, by ściągnąć z niego ręcznik

background image

i... Ile nocy spędziła samotnie w wielkim łóżku, trawiona
tęsknotą za nim? Ile razy pragnęła się z nim kochać?

A jego wtedy nie było.
Bez słowa odwróciła go tyłem i namydliła mu plecy.
Michael westchnął z wyraźnym zadowoleniem. Och, jak

dobrze. Dopiero teraz poczuł, że żyje. Gdyby nie ból, który
nie pozwalał mu się swobodnie poruszać, objąłby Terri i
udowodniłby jej, że jeszcze nie zapomniał, jak wydobyć z niej
jęk rozkoszy. W ciągu lat małżeństwa Michael starał się jak
najlepiej poznać ciało żony i odkryć wszystko, co sprawia jej
przyjemność. Uwielbiał pieścić ją powoli, tak że ledwo
wytrzymywała napięcie, zwalniać tempo, zmieniać rytm i
znów przyspieszać, doprowadzając ją niemal do szaleństwa.

Pełne piersi Terri rysowały się wyraźnie pod mokrym

podkoszulkiem. Jej bliskość była tak podniecająca, że z
trudem nad sobą panował. Miał ochotę całować mokre włosy
Terri, poczuć smak jej zroszonej wodą skóry. Gdyby to było
możliwe, kochałby się z nią przez najbliższe dwanaście godzin
lub jeszcze dłużej. Tak długo, by z jej oczu na zawsze zniknął
wyraz nieufności i lęku, który sam wywołał nagłym
odejściem.

Poczuł gdzieś w okolicy kręgosłupa paznokcie, którymi

Terri lekko przesunęła po jego skórze. Gdyby tylko miał dość
sił, by przytrzymać ją przez chwilę, wiedziałby, jak sprawić,
żeby zapomniała o całym świecie i poddała się magii jego ust i
rąk.

Terri patrzyła na swoje dłonie przesuwające się

miarowymi ruchami po szerokich, opalonych barkach
Michaela, jakby nie należały do niej. Nie mogła myśleć o tym,
co robi. Musiała dokończyć mycie i schować się gdzieś przed
Michaelem. Czuła, że jeśli pozwoli, by dotarło do niej, co
naprawdę robi i kogo dotyka, byłoby to... niebezpiecznie
przyjemne.

background image

Nagle uświadomiła sobie, że przez ostatni rok Michael

mieszkał na łodzi. Żeglował od wyspy do wyspy, od portu do
portu. Czy był przez ten rok sam? Czy jakaś inna kobieta
podziwiała jego męskie ciało, przesuwała dłońmi po jego
plecach, kochała się z nim na jachcie kołyszącym się wśród
fal?

Sama taka możliwość wystarczyła, by Terri ogarnęły

rozgoryczenie i żal. Nie! Nie chciała nawet o tym wiedzieć.
Nic jej to nie obchodzi, mówiła sobie. Ich małżeństwo było
skończone. Podjęła decyzję. Nie kochała już Michaela.
Pozostało im tylko załatwić formalności i rozstać się
ostatecznie.

Pochyliła się i namydliła muskularne ramię, a potem

szeroką pierś. I wtedy popełniła fatalny błąd – popatrzyła
Michaelowi w oczy.

Nie skrywane pragnienie w jego spojrzeniu sprawiło, że

jej dłoń zatrzymała się w pół ruchu, a serce omal nie przestało
bić. Michael powoli wyjął jej gąbkę z ręki. Położył dłoń Terri
na swojej piersi.

– Tam... proszę cię, dotknij mnie... Tak strasznie do

ciebie tęskniłem.

Patrzyła, jak się ku niej pochyla, i nieświadomie

wysunęła wargi na spotkanie jego ust. Brzmienie jego głosu,
dotyk jego skóry, wszystko to było bliskie, znajome i budziło
w niej pragnienie, by go pocałować. Wreszcie mogła spełnić
tęsknoty wszystkich nocy, które spędziła z dala od niego.
Zapomniała o rozczarowaniu i goryczy, jakimi napełniło ją
postępowanie Michaela, o gniewie, który w niej wzbudzał. Jej
głowę wypełniała tylko jedna myśl. Znów był przy niej. Musi
go pocałować. Musi się przekonać, czy on jeszcze...

Usta Michaela były mokre, ciepłe i tak bardzo znajome.

W jednej sekundzie Terri przypomniało się wszystko, co
umiały zrobić z jej ciałem. Woda z prysznica tryskała teraz na

background image

ścianę, ale żadne z nich nie zwracało na to uwagi. Okrywała
ich para i ciepła mgła. Zarost na twarzy Michaela leciutko kłuł
jej skórę, a jego język pieścił jej wargi i delikatnie je
rozchylał.

Michael chwycił podkoszulek i przyciągnął Terri do

siebie. Chciał poczuć ją przy sobie, przylgnąć do niej.
Obejmować ją i przytulać tak, jak to robił, nim ich związek
dobiegł końca; zanim stracili Josha, gdy Terri jeszcze go
kochała i ufała mu.

Słodycz jej ust, ciężkie dotknięcie jej pełnych piersi

sprawiły, że zakręciło mu się w głowie. Jak to możliwe, że tak
długo żył z dala od niej? Pragnął jej niezależnie od tego, czy
go kochała, czy nie. Chciał jej dowieść, że może im być
dobrze. Chciał kochać się z nią jak niegdyś...

Uniósł prawą rękę, żeby przygarnąć Terri i... zapłacił za

to. Jego ramię i pierś przeszył ostry ból. Nie zdołał
powstrzymać jęku.

Terri cofnęła się o krok. Stała przed Michaelem z

wilgotnymi, rozchylonymi ustami, z ciałem pełnym żaru,
który w niej rozniecił. Pod mokrym podkoszulkiem rysowały
się wyraźnie sterczące piersi, spragnione jego pocałunków i
pieszczot. Michael oddychał ciężko, czekając, aż minie ból.
Nie mógł się ruszyć i patrzył bezradnie, jak wyraz radosnego
oszołomienia na twarzy Terri ustępuje miejsca lękowi.
Przycisnęła palce do ust, jakby nie mogła uwierzyć w to, co
się stało.

– Tam?
Zamiast odpowiedzi, Terri pokręciła głową. Potem

zrobiła krok w tył, odwróciła się i wybiegła z łazienki.

background image

ROZDZIAŁ 6


Michael dokończył toaletę najlepiej, jak potrafił, ogolił

się elektryczną maszynką, i ubrał. Dom był cichy i pusty; w
pierwszej chwili pomyślał, że Terri wyszła. Potem jednak
zauważył otwarte na oścież drzwi do ogrodu i przyszło mu do
głowy, że mogła się schronić w oranżerii.

Kiedy wszedł do cienistego, chłodnego pomieszczenia,

miał przez moment wrażenie, że czas stanął w miejscu.
Pamiętał, jak naradzali się z Terri nad rozmieszczeniem półek
na doniczki, jak mozolnie montował przewody elektrycznej
zraszarki. Odruchowo wyciągnął lewą rękę, żeby poprawić
przekrzywioną podpórkę. Od dawna miał ją zamiar naprawić.
Któregoś wolnego dnia.

Terri stała w głębi, przy orchideach. Zdjęła mokre

ubranie i włożyła suchy podkoszulek i szorty. Uniosła głowę,
posyłając mu uważne, chłodne spojrzenie. A jednak wyczuwał
wyraźnie, że jej spokój jest tylko pozorny. Zaskoczyło go to.
Czy niezwykłe przeżycia, które stały się jego udziałem,
nauczyły go lepiej odbierać ludzkie emocje, czy po prostu coś
mu się przywidziało?

– Wszystko w porządku? – spytał.
– Wszystko w porządku – odparła mu jego własnymi

słowami i powróciła do zraszania kwiatów.

Wiedział, że to nieprawda.
– Nie mam zamiaru przepraszać – powiedział.
– Słucham?
Podszedł do niej bliżej. Jego uwagę przykuły

fantastyczne barwy świeżo rozkwitłego kwiatu. Przez głowę
przemknęło mu wspomnienie – on i Josh kupują nową
odmianę orchidei dla Terri z okazji Dnia Matki. Dzień Matki...
Kiedy to było? Nie mógł sobie przypomnieć, ile lat upłynęło
od tego dnia, chociaż doskonale pamiętał wszystko, co się

background image

wtedy wydarzyło. Podszedł do Terri.

– Mówiłem, że nie mam zamiaru przepraszać za to, że cię

pocałowałem. Tęskniłem za tobą. Pragnąłem cię...

– Michael!
– Nie mów do mnie takim tonem, Tam. Zdobądźmy się

wreszcie na szczerą rozmowę.

Unikała jego spojrzenia.
– Rozmowa niczego nie zmieni.
– Skąd wiesz? Musi być jakiś sposób, żebyśmy się

porozumieli. Zmieniłem się i wiem, że wszystko między nami
może inaczej się ułożyć.

Zrobił jeszcze jeden niepewny krok w jej stronę, jakby

szukał luki w niewidzialnej barierze pomiędzy nimi.

– Posłuchaj, Terri. Odszedłem, bo nie potrafiłem znieść

twojego bólu z powodu śmierci Josha. Nie mogłem spojrzeć ci
w oczy. Nie mogłem wytrzymać cierpienia, na które nie
znajdowałem rady. Czułem się winny.

Podniosła wzrok.
– Teraz wiem, że to nie była moja wina. Anioł sprawił, że

to zrozumiałem. Cos się we mnie zmieniło. Wróciłem tu, żeby
ci pomóc odzyskać spokój i radość życia.

Terri odstawiła urządzenie do zraszania kwiatów na

najbliższą półkę. Wyglądała na zrezygnowaną i zniechęconą.

– Nigdy nie winiłam cię za śmierć Josha. – Odwróciła się

i wytarła ręce. – Masz rację, zmieniłeś się. Widzę to. Ale ja
też się zmieniłam. Próby ożywienia tego, co minęło, nic nie
dadzą.

– Nie wszystko minęło bezpowrotnie – zaoponował.
– Kiedy mnie dotykasz... całujesz, ja...
– Nie powinniśmy byli tego robić – przerwała mu.
– Nasze małżeństwo się skończyło. Przed miesiącem

zawiadomiłeś mnie za pośrednictwem Marsha, że zgadzasz się
na rozwód. Musimy się tego trzymać. A co do reszty, to

background image

uważam, że powinieneś porozmawiać z psychologiem.

– Czy twoim zdaniem to przeze mnie rozpadło się nasze

małżeństwo?

– To, co sądzę na ten temat, nie ma większego znaczenia.

Faktem jest, że nasza miłość okazała się zbyt słaba, żeby
sprostać próbie, jakiej poddał nas los. Postąpiłeś tak, a nie
inaczej, a ja musiałam poradzić sobie ze swoją samotnością.
Jakoś mi się to udało i teraz próbuję zacząć żyć na nowo.
Zrozum, że za każdym razem, kiedy wracasz do przeszłości,
sprawiasz mi ból. Nie zasługuję na to, nie masz prawa mi go
zadawać.

Pragnął ją objąć, przyciągnąć do siebie i przekonywać tak

długo, aż wreszcie przyzna mu rację. Chciałby nauczyć ją
widzieć świat tak, jak sam go teraz widział, przekazać Terri to,
czego sam się nauczył. Ale wiedział, że słowa nie wystarczą.
A na razie nie miał dla niej niczego prócz stów.

– Nie chcę cię ranić – powiedział i jeszcze nigdy w życiu

nie był równie mocno przeświadczony o swej szczerości.

– Wobec tego zostaw przeszłość w spokoju, a mnie

pozwól żyć własnym życiem.


– Jest już dwudziesty ósmy. Czy mamy pełnię? – Anna

ściągnęła gumowe rękawiczki i zgasiła lampę nad stołem
opatrunkowym.

Terri uśmiechnęła się i spojrzała na zegarek. W czasie

świąt i przy pełni księżyca zawsze przywożono do nich więcej
pacjentów. Tego wieczora także nie mieli spokojnej chwili.
Choć jej zmiana skończyła się już przed godziną, nie mogła
się zdecydować na powrót do domu. W szpitalu wszystko było
proste. Wiedziała, kim jest i co ma robić. W domu czekał na
nią Michael, a odkąd ją pocałował...

– Nie jedziesz do domu? – spytała Anna.
– Za chwilę. – Terri starała się, żeby zabrzmiało to

background image

naturalnie. – Nie śpieszy mi się. Wybierasz się na kolację?

Anna uważnie przyjrzała się przyjaciółce.
– Wiesz co? Jeżeli naprawdę nie możesz wytrzymać pod

jednym dachem z Michaelem, to powinnaś mu o tym
powiedzieć.

Terri wzruszyła ramionami, starając się ukryć

zmieszanie. Michael pocałował ją przed dwunastoma
godzinami, ale jeszcze nie odzyskała spokoju. Powiedzenie, że
niczego do niego nie czuje, byłoby kłamstwem. Kłamstwem
byłoby także, gdyby twierdziła, że go pragnie.

– Łatwo ci mówić, to nie twój mąż.
– Ani mój, ani, prawdę mówiąc, twój. Co z waszą sprawą

rozwodową?

– Powinnam wystąpić o wyznaczenie nowego terminu

rozprawy, ale nie mogę tego zrobić, dopóki Michael nie
wyzdrowieje.

– A jak on się czuje?
– Lepiej. – Terri przypomniała sobie, że tylko atak bólu

uratował ją ostatnio przed Michaelem i... przed nią samą. –
Może już chodzić, ale ciągle jeszcze nie powinien ruszać
prawą ręką.

Zdawała sobie sprawę, że musi pozbyć się Michaela z

domu, zanim będzie zdrów. W przeciwnym razie nic jej nie
uchroni przed nim lub może raczej przed uczuciami, z którymi
nie umie sobie poradzić.

– Czy on zamierza zostać w West Palm?
Pytanie przyjaciółki uświadomiło Terri, jaki problem

może wyniknąć z obecności Michaela w West Palm Beach.
Łatwo było jej podjąć decyzję o rozstaniu z mężem, kiedy ją
porzucił i zniknął bez śladu. Zupełnie czym innym było żyć po
rozwodzie w tym samym mieście. Mogła się spodziewać, że
będzie się starał z nią skontaktować albo, co gorsza, że
któregoś dnia spotka go na ulicy w towarzystwie innej

background image

kobiety... na przykład drugiej żony.

Uświadomiła sobie, że prawdziwy problem tkwi gdzie

indziej. Michael stał się opiekuńczy i troskliwy, zupełnie inny
niż w okresie poprzedzającym rozstanie. Zmienił się w kogoś,
kogo tak bardzo jej brakowało. Zauważyła, że poprawił
przekrzywioną podpórkę w oranżerii, i wtedy zdała sobie
sprawę, jak wiele zrobił dla niej własnymi rękami dlatego, że
ją kochał. Uświadomiło jej to, ile stracili oboje, gdy odszedł.

Stracili wszystko. Ale gdy przez moment dostrzegła w

jego twarzy podobieństwo do Josha, była gotowa zapomnieć o
swoich cierpieniach, zarzucić mu ręce na szyję i poprosić go,
żeby z nią został. Mogliby spróbować odszukać razem tę
miłość, czułość i wzajemną troskę, która ich kiedyś łączyła.
Tak bardzo tego potrzebowała. Tak bardzo pragnęła miłości.

Ogarnęło ją przygnębienie i gniew. Przez rok walczyła o

to, by pogodzić się z losem, i w końcu doszła do wniosku, że
nie ma innego wyjścia, niż żyć dalej własnym życiem. Nie
mogła się teraz wycofać. Ich szczęście – ich związek –
odeszło w przeszłość. I nic nie mogło tego ożywić, podobnie
jak nic nie mogło przywrócić życia ich dziecku.


Michael otworzył oczy, mając wrażenie, że ktoś go

dotknął. Zasnął na kanapie, a teraz nagle ocknął się całkowicie
przytomny. Przekręcił się na bok i spojrzał na zegarek. Było
wpół do jedenastej. Terri lada chwila powinna wrócić ze
szpitala. Myśl o spotkaniu z nią powinna go cieszyć, ale
Michael nie mógł się pozbyć uczucia, że dzieje się coś
niedobrego.

Po upływie pół godziny wstał i zaczął krążyć

niespokojnie

po

salonie,

usiłując

zapanować

nad

roztrzęsionymi nerwami. Gdzie się podziała Terri? Co się z
nią dzieje? Jak może nad nią czuwać, skoro jest kompletnie
bezsilny i nie jest nawet w stanie prowadzić samochodu? Tyle

background image

rzeczy mogło jej się przydarzyć w drodze ze szpitala.
Spojrzenie Michaela padło na telefon. Przyszło mu do głowy,
że może pojechać po Terri taksówką. Usiadł na kanapie i
sięgnął po książkę telefoniczną.


– Chciałaś ze mną porozmawiać?
Nie musiała się odwracać. Poznała głos Toma

Sizemore’a. Nie zaskoczyło jej, że jeszcze o tej porze jest w
szpitalu. Ludzkie problemy nie kończą się z nadejściem nocy.
A Tom, w przeciwieństwie do Michaela, zawsze miał dla Terri
czas. Stanął obok niej i podążył wzrokiem za jej spojrzeniem.

Zamiast wracać do domu, Terri wyszła na dach szpitala.

Chciała odetchnąć chłodnym powietrzem nocy i odpocząć od
ludzi. Nad miastem unosił się księżyc w pełni, znad oceanu
wiała lekka bryza. Terri wystawiła twarz na delikatne
podmuchy.

– Czy wierzysz w anioły, Tom?
Psycholog zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią,

po czym rzekł:

– Wierzę w Boga.
– Myślałam o aniołach stróżach.
I tym razem odparł dopiero po namyśle.
– Chciałbym w nie wierzyć.
– Czy to znaczy, że uważasz wiarę w anioły za przejaw

myślenia życzeniowego?

– To zależy od okoliczności. Są schizofrenicy, którzy

prowadzą z aniołami długie rozmowy. To coś więcej niż
myślenie życzeniowe. – Tom uśmiechnął się do Terri. – Skąd
wzięło się twoje zainteresowanie aniołami? Przeczytałaś
książkę na ten temat czy oglądałaś jakiś program w telewizji?
Terri odwróciła spojrzenie.

– Nie, to się wiąże z Michaelem. Twierdzi, że kiedy

dryfował po oceanie, widział anioła. – Czekała przez chwilę

background image

na jakiś komentarz, ale Tom milczał. – Mówi, że anioł ocalił
mu życie, czy raczej odesłał go z powrotem między żywych i
zmienił jego spojrzenie na świat.

– Naprawdę? I co ty na to? Terri westchnęła.
– Sama nie wiem. Brzmi to idiotycznie, ale Michael jest

inny, niż był. Coś musiało spowodować tę zmianę. Dziwnie
się czuję, kiedy na mnie patrzy. Wydaje mi się czasem, że
czyta w moich myślach. W dodatku jest zdumiewająco
spokojny. Jakby pojął sens śmierci Josha i pogodził się z nią.

Przez chwilę stali w milczeniu.
– Sama uwierzyłabym w anioły, gdyby mogły mi pomóc

w cierpieniu – dodała Terri.

– Każdy człowiek radzi sobie z cierpieniem na swój

własny sposób. Myślę, że ty dałaś sobie całkiem nieźle radę,
nie uciekając w złudzenia i nie szukając natychmiastowych
rozwiązań.

– Też tak sądziłam. Wydawało mi się, że udało mi się

uporać z moim bólem. Nie wiem natomiast, czy znalazłam
prawdziwy spokój. Uważasz, że czas leczy rany?

– Tak i nie. – Tom skrzyżował ramiona i spojrzał

poważnie na Terri. – Upływ czasu może przynieść ulgę, ale
trzeba odnaleźć szczęście w teraźniejszości i szukać go w
przyszłości, a nie oglądać się wstecz. – Tom umilkł i spuścił
głowę. – Kiedy umarła Cheryl... moja żona – zaczął po chwili
ciszej niż poprzednio – spodziewałem się, że będzie mnie to
bolało, że będę cierpiał... Żyłem z tym bólem przez dłuższy
czas, a potem zrozumiałem, że mogę go wykorzystać, aby
pomóc innym. Wtedy zacząłem pracować w szpitalu. Tym, co
pojawiło się nieoczekiwanie, był lęk.

Terri odwróciła się do Toma. Uniósł głowę i spojrzał jej

w oczy.

– Bałem się szczęścia. Bałem się spokoju. Nie umiałem

uwierzyć, że los nie szykuje dla mnie kolejnego ciosu.

background image

Terri odwróciła spojrzenie. Jej oczy wypełniły się łzami.

Ona także nie oparła się lękowi – o przyszłość, o siebie i o
Michaela. Jak mogła w ogóle myśleć o tym, by zacząć z nim
nowe życie? Kochać go?

– Życie ze znajomym bólem było dla mnie łatwiejsze niż

podejmowanie nowych prób... robienie kroków w nieznane.
Trzeba wiele odwagi, żeby żyć.

– I jak ci się to udało? – Terri z trudem wydobyła głos.
Tom odpowiedział jej smutnym uśmiechem.
– Wcale nie jestem pewny, czy mi się to udało. Ale w

końcu przynajmniej chcę spróbować.

– Mnie się wydawało, że już stoję na własnych nogach. A

potem pojawił się Michael... – I odkąd mnie pocałował,
pomyślała, znów mam w głowie i w sercu kompletny chaos.

– I co?
Terri pokręciła głową i zapatrzyła się w dalekie światła.

Dlaczego jej serce tak okrutnie sobie z niej kpi? Przecież wie,
że nie może polegać na Michaelu. Jaka siła popycha ją na
powrót w jego ramiona? Czemu gotowa jest po raz kolejny
zrobić z siebie idiotkę? Idiotkę, która uwierzyła w opowieści o
aniele. Idiotkę, która w końcu i tak zostanie sama.

– Nie wiem, co mam robić. Znalazłam nowych

przyjaciół, zaczęłam układać plany na przyszłość... A teraz
znów nie mogę się na nic zdecydować. Tak trudno jest
rozpocząć na nowo.

Terri oparła ręce na niskiej barierce na krawędzi dachu i

wychyliła się, by spojrzeć w dół. Po śmierci Josha w jej sercu
zostało puste miejsce, którego nic nie mogło wypełnić. Myśl o
śmierci była czasem tak pociągająca... Jeden mały krok
mógłby przynieść upragniony spokój.

– Łatwiej byłoby spaść z tego dachu, niż podjąć niektóre

decyzje. Tyle do tego trzeba siły. – Spojrzała na Toma. – I
odwagi.

background image

– Czy z tą myślą tu przyszłaś?
Terri westchnęła, jakby zrzuciła z siebie ciężar lęku i

gniewu. Minęła północ. Była zmęczona i chciała już wracać
do domu.

– Nie. Sam wiesz, że mam zanadto praktyczne podejście

do życia, żeby wykazywać skłonności samobójcze. Poza tym,
widziałam na oddziale intensywnej opieki zbyt wielu ludzi,
którzy próbowali i którym się nie udało. Nie trzeba mi więcej
problemów, mam ich wystarczająco dużo.

– Chwała Bogu. Pacjentka skacząca z dachu zepsułaby

mi reputację.

Terri uśmiechnęła się do Toma, choć nie był to

szczególnie radosny uśmiech.

– Kto wie, może anioł Michaela ocalił i mnie. –

Poklepała Toma po ramieniu i ruszyła w kierunku schodów. –
Albo może przysłał cię tu w zastępstwie.


Kiedy na parterze otworzyły się drzwi windy, Terri

stanęła oko w oko z Michaelem. Miał na sobie spodnie od
dresu, tenisówki bez sznurowadeł i luźną, kolorową koszulę,
w której wyglądał jak turysta na Hawajach.

Dawniej, w szczęśliwszych czasach, powitałaby go

żartem, ale teraz wcale nie było jej do śmiechu. Tym bardziej
że miał wyraźnie zaniepokojoną minę.

– Gdzie się podziewałaś? Twój dyżur skończył się dwie

godziny temu.

– Michael? A ty co tu robisz?!
– Niepokoiłem się o ciebie. Ja... – Michael urwał i utkwił

spojrzenie w Tomie.

– Tom Sizemore, to mój... mąż, Michael Weldon. –

Ponieważ Michael nie mógł ruszać prawą ręką, mężczyźni
skłonili się sobie nawzajem. – Tom pracuje w szpitalu jako
psycholog i terapeuta. Zajmuje się naszymi pacjentami... i

background image

nami.

Nie wyglądało na to, by ta informacja poprawiła nastrój

Michaela.

– Co się stało?
– Nic, ja... – Terri spojrzała na Toma, szukając u niego

pomocy.

– Muszę jeszcze wrócić na chwilę do siebie. Gdybyś

mnie potrzebowała, zadzwoń. – Poklepał ją po ramieniu.

Potem spojrzał na Michaela i stał w milczeniu

dostatecznie długo, by Terri zaczęła się niepokoić, czy Tom
nawiąże do ich niedawnej rozmowy.

– Miło mi było cię poznać – odezwał się w końcu, po

czym natychmiast odszedł.

Terri przyjrzała się mężowi. Sprawiał wrażenie, jakby

miał zaraz zemdleć. Wzięła go pod rękę i pociągnęła.

– Usiądź na chwilę. Okropnie wyglądasz. Michael opadł

na stojącą pod ścianą ławkę, odchylił głowę na oparcie i
zamknął oczy. Zaczerpnął kilka głębokich oddechów.

– Czy masz zawroty głowy? Chcesz się położyć?
– Nie, zaraz poczuję się lepiej.
Westchnął ciężko. Uniósł powieki, ale nie ruszał się z

miejsca.

– Gdzie byłaś?
W jego pytaniu nie było pretensji ani złości, tylko

niepokój i troska.

– Mieliśmy dziś wyjątkowo dużo pacjentów, więc

zostałam trochę dłużej. Myślałam, że będziesz spał.

– Nie mogłem zasnąć. Czułem, że mnie potrzebujesz.
– Co masz na myśli?
– Nie umiem ci tego wyjaśnić. Czułem to – powtórzył

bezradnie.

Przyjrzała mu się uważnie. Skąd Michael mógł wiedzieć,

że akurat dziś pragnęła rozmowy, pocieszenia? Że była

background image

zdezorientowana i przestraszona? Dlaczego przejawiał troskę
o nią dopiero wtedy, kiedy było już za późno?

– Od roku mieszkam sama. Co się stało, że nagle

zacząłeś się o mnie martwić?

– Posłuchaj – Michael wyprostował się i przeciągnął

dłonią po włosach – co było, to było. Nic tego nie zmieni.
Anioł powiedział, że muszę...

– Anioł? – przerwała mu Terri. – Nie, Michael, aniołów

nie ma.

Gdyby były, pomyślała, któryś z nich ocaliłby Josha.
– Miałeś wstrząs mózgu i...
– Mylisz się.
Terri zamknęła oczy i zaczęła liczyć w myślach. Miała

nadzieję, że nim dojdzie do dziesięciu, znajdzie jakąś
odpowiedź. Gdy doliczyła do pięciu, usłyszała głos Anny.

– Co się dzieje, Terri? Źle się czujesz? Otworzyła oczy i

zerknęła na Michaela.

– Wszystko w porządku – odpowiedziała.
Nie zabrzmiało to szczególnie przekonująco. Michael nie

odezwał się ani słowem. Terri podniosła się z ławki i wzięła
go pod ramię.

– Chodźmy do domu.
Michael posłusznie wstał, ale Terri czuła, że chwieje się

na nogach. Spojrzał na Annę.

– Czy macie tu aspirynę?
– Coś się znajdzie.
Ruszyli korytarzem. Po drodze Anna wstąpiła do pokoju

pielęgniarek, przyniosła aspirynę i kubek wody. Terri
zostawiła ją z Michaelem przy wyjściu i poszła po samochód.


Michael rozumiał, że Terri należą się wyjaśnienia.

Zastanawiał się, od czego zacząć.

– Wiem, że uważasz mnie za wariata, ale...

background image

– Nie uważam cię za wariata – przerwała mu. – Myślę, że

przeżyłeś głęboki wstrząs i potrzebujesz czasu, żeby przyjść
do siebie.

Namyślał się przez chwilę nad jej słowami. Terri miała

rację, ale to nie wyjaśniało wszystkiego. Dlaczego nie mógł jej
po prostu opowiedzieć o tym, co mu się zdarzyło? Tylko co
właściwie miał powiedzieć? Że bał się o jej życie? I że anioł
powiedział mu, że tylko on może ją uratować? Zamiast
wystąpić o rozwód, wniosłaby wniosek, żeby go poddano
leczeniu psychiatrycznemu. Postanowił nie mówić za wiele.

– Muszę na ciebie uważać. Tak nakazał anioł.
– I dlatego przyjechałeś do szpitala?
– Tak.
– Gdyby coś mi się stało, to tu, w szpitalu, jest pełno

ludzi, którzy mogą mi pomóc. Od lekarzy po pracowników
ochrony. Co mógłbyś zrobić w twoim stanie?

– Nie wiem. Obudziłem się i poczułem, że dzieje się coś

niedobrego. Musiałem cię zobaczyć.

Nie odpowiadała, skupiona na prowadzeniu samochodu.

Michael szukał właściwych słów. Kiedy się w końcu odezwał,
sam był zaskoczony swoim wyznaniem.

Umyślnie

popłynąłem

prosto

w

kierunku

nadciągającego sztormu.

Po plecach Terri przebiegły ciarki.
– Co takiego?! – wykrzyknęła. Nie potrafiła zapanować

nad głosem. Myśl o samobójstwie budziła w niej jeszcze zbyt
silne emocje.

– Chciałem umrzeć. – Spojrzał na nią bezradnie.
– Potrafię to zrozumieć.
– Naprawdę?
– Tak. Znam to uczucie – odparła zdławionym głosem,

wpatrując się w szybę.

Miała ochotę krzyczeć. Śmierć Josha była dla niej

background image

ciosem. Odejście Michaela kolejnym. Gdyby zginął w falach
oceanu, mogłaby tego nie znieść. Myśl, że wolał umrzeć
samotnie niż do niej wrócić, napawała ją przerażeniem.

– Niewiele brakowało, a udałoby ci się.
– Wróciłem ze względu na ciebie.
Musiała na niego spojrzeć. Przez rok na niego czekała,

przez rok modliła się o jego powrót. Nadaremnie. W końcu
wniosła pozew o rozwód. Teraz było za późno, by mogła
uwierzyć w przemianę tego mężczyzny, który kiedyś był jej
mężem.

Kątem oka spostrzegła, że na skrzyżowaniu, do którego

dojeżdżali, zmieniają się światła. Przeniosła spojrzenie na
jezdnię i gwałtownie nacisnęła hamulec. Michael odetchnął
głęboko. Nadjeżdżający z przeciwka mężczyzna zatrąbił na
nią i wykonał gniewny gest.

– Przepraszam.
Spojrzała na Michaela. Jego poważną twarz rozjaśnił

nieoczekiwany uśmiech.

– Nie zależy mi specjalnie na tym, żeby zginąć tej nocy.

Mam jeszcze co nieco do zrobienia.

Znów patrzył na nią tak, jakby czytał w jej myślach.

Jakby wiedział, że bardzo mocno wstrząsnęło nią jego
wyznanie. Potem jego uwaga osłabła. Był wyraźnie
wyczerpany. Odchylił głowę na oparcie siedzenia i zamknął
oczy.

– Ty kieruj, a ja już nie będę gadał. W ten sposób oboje

dojedziemy żywi do domu.

Światła się zmieniły. Terri nacisnęła pedał gazu. Starała

się skupić na tym, co działo się na jezdni, i nie myśleć o
siedzącym obok niej mężczyźnie. O obcym mężczyźnie, który
kiedyś był jej mężem.

background image

ROZDZIAŁ 7


Michael obudził się pierwszy. Pomimo bólu ubrał się

sam, nasłuchując śpiewu ptaków w ogrodzie. Kiedy mieszkał
na łodzi, wstawał skoro świt. Słońce nad oceanem zdawało się
wschodzić wcześniej i świecić mocniej niż na lądzie. Do
chlupotu fal dołączały ochrypłe głosy morskich ptaków i
dobiegające z sąsiednich łodzi odgłosy, które budziły go i
wyganiały z koi. Zawijał do rozmaitych portów i spał przy
różnych brzegach, ale jedno się nie zmieniało. Każdego ranka,
po przebudzeniu, odczuwał tę samą dojmującą tęsknotę za
Terri.

W domu panowała cisza. Michael, trochę zadyszany,

wyszedł na korytarz. Drzwi do ich dawnej małżeńskiej
sypialni były uchylone i nie umiał się oprzeć pokusie, by
zajrzeć do środka.

Terri jeszcze spała. Nagle poruszyła się niespokojnie i

wtuliła twarz w poduszkę. Być może czuła, że już pora wstać,
i broniła się, usiłując na powrót uciec w sen. Michaela naszła
przemożna chęć, by podejść do łóżka i wślizgnąć się pod
kołdrę obok Terri. Wziąć w ramiona jej ciepłe od snu ciało,
poczuć jej zapach, zbudzić ją pocałunkami i delikatnymi
pieszczotami. Sprawić, by otworzyła oczy i powitała go
pierwszym, zaspanym uśmiechem. Nie zastanawiając się nad
tym, co robi, otworzył drzwi szerzej i wszedł.

Powstrzymała go fotografia Josha, stojąca na stoliku

obok łóżka. Stare zdjęcie, zrobione, gdy Josh miał dwa lub
trzy latka. Jedyna pamiątka, jaką Terri sobie zostawiła. Ich
wspólne zdjęcie zniknęło bez śladu. Michael rozejrzał się po
sypialni i nie zauważył niczego, co świadczyłoby, iż Terri o
nim nie zapomniała. Po raz kolejny uświadomił sobie, że Terri
go nie oczekiwała i że w jej życiu nie ma dla niego miejsca.
Tak samo jak w jej łóżku. A może za to winić wyłącznie

background image

siebie samego.

Wyszedł z sypialni i skierował się do kuchni. Nie może

się spieszyć, powtarzał sobie. Wskakując do łóżka Terri, nie
rozwiązałby żadnego z ich problemów, nawet gdyby oboje
mieli się poczuć lepiej.

Zrobił kawę i z kubkiem w ręku powędrował do garażu.

Jego BMW stało dokładnie tak, jak zaparkował je przed
rokiem. Miał ochotę otworzyć drzwi na podjazd i zapalić
silnik, ale było wątpliwe, by w obecnym stanie zdołał to
zrobić, a poza tym bał się, że może obudzić Terri. Po dniu
spędzonym w szpitalu i pełnym trosk wieczorze powinna spać
dziś tak długo, jak tylko będzie to możliwe.

Kiedy jednak wrócił do kuchni, usłyszał szum wody w

łazience na piętrze.


Terri nie spała dobrze tej nocy. Śniło jej się, że jest w

szpitalu, że gorączkowo szuka czegoś, co jest natychmiast
potrzebne do operacji, i nie może tego znaleźć. Po
przebudzeniu czuła się bardziej zmęczona niż wtedy, gdy się
kładła. Postanowiła wziąć gorący prysznic, który, miała
nadzieję, postawi ją na nogi.

Gdy się już wypluskała do woli, otworzyła drzwi, by

trochę przewietrzyć pełną pary łazienkę. Do wnętrza napłynął
przyjemny zapach kawy. Na komodzie koło drzwi zauważyła
kubek. Zanim wyszła z łazienki, wyjrzała ostrożnie, by się
upewnić, czy Michaela nie ma w sypialni. Wcale nie była
pewna, czym skończyłoby się ich spotkanie, a już na pewno
nie miała ochoty natknąć się na niego nago. Nie było go. Terri
sięgnęła po kubek i schroniła się z powrotem w łazience. To
miło ze strony Michaela, że zdobył się na gest świadczący, że
o niej myśli. To drobiazg, ale jeden z tych, których wartość
doceniamy dopiero wtedy, kiedy je utracimy.

Popijając kawę, wysuszyła włosy i ubrała się. Gdy

background image

skończyła, zeszła na dół, żeby zrobić śniadanie. Była w
zdecydowanie lepszym humorze.

Michael siedział przy kuchennym stole, na którym leżała

rozłożona książka telefoniczna, i rozmawiał przez telefon.
Gdy weszła, obrzucił ją uważnym spojrzeniem.

– Jasne – odezwał się do słuchawki. – Wpadnę tam.

Byłoby dobrze, gdyby udało się wam to przyspieszyć.

Nakrył mikrofon dłonią.
– Dzień dobry. – Uśmiechnął się do Terri, po czym

wrócił do rozmowy telefonicznej. – Dobrze. Do zobaczenia.

– Cześć – powitała go i podeszła do ekspresu, by dolać

sobie kawy. – Dziękuję za kawę.

– Nie ma za co. Drobiazg.
– Przygotuję coś do jedzenia.
– A co byś powiedziała na wspólny wypad do

restauracji? Ja stawiam. Po drodze moglibyśmy wstąpić do
banku, podjąć trochę pieniędzy i poprosić, żeby mi wystawili
nową książeczkę czekową. Stara poszła na dno razem z łodzią.

Terri uznała, że to niezły pomysł. Wolała, by wspólne

przedpołudnie spędzili między ludźmi, a nie sami w domu.

– Chętnie. – Wstawiła kubek do zlewu. – Pójdę po

torebkę.

Zatrzymali się koło banku i załatwili sprawy Michaela, a

potem pojechali na północ, na Singer Island. Był piękny,
pogodny dzień. Kiedy wjechali na most prowadzący na
wyspę, Terri spostrzegła daleko na horyzoncie spiętrzone
chmury, olśniewająco białe na tle błękitu nieba i oceanu. Na
chwilę wróciło do niej wspomnienie cudownych wspólnych
wypraw jachtem.

Zatrzymali się koło restauracji Harley’s Place, w której

bywali w czasach małżeńskich, w szczęśliwszych czasach.
Restauracja usytuowana była tuż obok portu, z widokiem na
molo i nabrzeże, przy którym cumowały łodzie. Nic się tu nie

background image

zmieniło od ich ostatniej wizyty, zauważyła Terri, a jej życie
wyglądało zupełnie inaczej. Tak wiele wydarzyło się w ciągu
tych dwóch lat. Wolała o tym nie myśleć.

Wysadziła Michaela i zaparkowała samochód. W środku

właścicielka restauracji pomachała jej na powitanie.

– Dzień dobry. Tak dawno państwa nie widziałam. A

gdzie synek?

– Jesteśmy dzisiaj sami – odpowiedziała bez namysłu

Terri.

– Wielka szkoda. – Właścicielka restauracji zaprowadziła

ją na werandę z widokiem na ocean, do stolika, przy którym
już siedział Michael. – Musi już być całkiem duży.

– Tak... – Terri usiadła obok Michaela. – Całkiem duży.
– Czy podać państwu kawę?
– Tak, proszę – odparł Michael, nie odrywając spojrzenia

od twarzy Terri.

Kiedy zostali sami, nakrył jej dłoń swoją. Nie potrafiła

przyjąć od niego pociechy i cofnęła rękę. Nauczyła się radzić
sobie z pytaniami obcych ludzi bez zalewania się łzami.
Czasem wolała kłamać, niż mówić tragiczną prawdę.

Sięgnęła po menu i zagłębiła się w lekturze.
Czekając na śniadanie, spoglądali na wypływające z

portu łodzie. Nie podejmowali tematów osobistych –
rozmawiali o pogodzie i jachtach zacumowanych przy
nabrzeżu.

– Jak się czuje twoja matka? – spytał Michael. – Mówiłaś

jej, że wróciłem do West Palm?

Terri przypomniała sobie ciszę, jaka zapadła w

słuchawce, gdy powiedziała matce o powrocie Michaela.

– Rozmawiałam z nią przedwczoraj wieczorem. Czuje się

dobrze.

– Musi być na mnie wściekła.
– Nie.

background image

Było to zgodne z prawdą. Matka martwiła się o Terri i

niepokoiło ją, jaki wpływ ma wypadek Michaela na
samopoczucie córki, ale powrotu zięcia nie skomentowała ani
słowem.

– Inaczej moja siostra. Gdybyśmy żyli w czasach

żaglowców, pierwsza glosowałaby za tym, żeby przeciągnąć
cię pod stępką, i sprawiłoby jej dużą przyjemność, gdyby
mogła się temu osobiście przyglądać.

– Powiedzmy sobie wyraźnie, że twoja siostra nigdy za

mną nie przepadała.

– To nieprawda. Myślę, że jest na ciebie tym bardziej

wściekła, że bardzo cię lubiła.

– Przekroczyła granicę, która dzieli miłość od

nienawiści?

– Właśnie. To wszystko nie jest takie proste, jak mogłoby

się wydawać. Gdybyś nie wyglądał tak żałośnie, kiedy
przywieźli cię do szpitala, sama nie miałabym nic przeciwko
temu, żeby zrobiono ci kilka bolesnych zabiegów.

Michael uniósł zdrową rękę w geście kapitulacji.
– Możesz zrobić ze mną wszystko, co zechcesz.
Nie odpowiedziała. Patrzyła na rybaków, którzy kłócili

się na łodzi. Wiatr od morza niósł ich podniesione głosy.
Podeszła kelnerka, pozbierała naczynia i dolała im kawy.
Kiedy zostali sami, Terri zadała Michaelowi pytanie, które
dręczyło ją, odkąd go zobaczyła.

– Gdzie ty właściwie byłeś?
– Słucham?
– Gdzie się podziewałeś przez ten rok?
Michael odchylił się na oparcie krzesła i położył ręce na

kolanach. Przez chwilę patrzył na rozciągający się przed nimi
ocean.

– Żeglowałem z wiatrem. Nie zastanawiałem się nad tym,

dokąd płynę. Nie zawijałem tylko do Keys. Nie byłem w

background image

stanie. – Westchnął ciężko. – Pływałem od wyspy do wyspy.
Byłem na Bahamach, Bimini, Andros... Wszędzie tam są małe
zatoczki i niewielkie przystanie, gdzie można przenocować.

– Byłeś sam?
Odstawił kubek i zwrócił się twarzą do Terri.
– Nie zawsze, ale nigdy nie miałem na pokładzie żadnej

kobiety, jeśli o to ci chodzi.

– Tak, o to mi chodziło.
Trudno jej było uwierzyć w jego słowa.
– A skoro już o tym mówimy – wyciągnął rękę i ujął jej

dłoń – gdzie podziała się twoja obrączka?

Cofnęła rękę.
– Nie miałam ochoty odpowiadać na wścibskie pytania.

Josh nie żył, ty zniknąłeś bez śladu. Co miałam mówić
ludziom? Ale ty, jak widzę, cały czas nosisz obrączkę.

– Bo cały czas jestem żonaty. – W głosie Michaela

zabrzmiała irytacja.

– Czy podać coś jeszcze? – spytała kelnerka.
– Dziękuję – odparł Michael. – Poproszę o rachunek.

Kelnerka uśmiechnęła się i za chwilę położyła rachunek na
stoliku.

– Zapraszamy na przyszłość. Terri spojrzała na zegarek.
– Musimy już jechać. Mam jeszcze coś do załatwienia,

nim pójdę do pracy. Jesteś gotów?

Chciała się podnieść, ale Michael położył jej rękę na

ramieniu.

– Przepraszam cię, Terri. Odszedłem, żeby ukarać siebie.

Nie pomyślałem o tym, że ukarzę w ten sposób również
ciebie.

Terri odwzajemniła jego smutne spojrzenie. Dlaczego nie

porozmawiali uczciwie, kiedy jeszcze był na to czas? Czemu
nie spróbowali naprawić tego, co się stało? Dlaczego ich
miłość okazała się za słaba, żeby mogli wspólnie stawić czoło

background image

cierpieniu? Teraz, nawet gdyby starczyło jej odwagi, żeby
spróbować jeszcze raz, nie da się wskrzesić przeszłości.

– Już za późno, żeby cokolwiek zmienić.
Przy stoliku obok usiadła jakaś para. Terri nie miała

ochoty prowadzić rozmowy w obecności przygodnych osób.

– Czy możemy już iść?
– Jasne.
Puścił jej ramię i sięgnął po portfel.

Droga do domu upłynęła im w milczeniu. Michael

próbował raz czy dwa wciągnąć Terri w rozmowę, ale bez
powodzenia.

Kiedy tylko weszli do domu, zniknęła w swojej sypialni.

Michael słyszał dobiegającą zza zamkniętych drzwi muzykę.
Nie trzeba było psychologa, żeby mu wyjaśnić, że Terri nie
chce go widzieć. Jej uparta niechęć do rozmowy była dla
niego źródłem nieustannej irytacji, z którą nie umiał sobie
poradzić. Dlaczego nie chciała go wysłuchać? Czemu się
uparła, by trzymać go z dala od siebie?

Wędrując po domu, zajrzał do pokoju Josha. Stanął na

środku i próbował sobie przypomnieć, jak tu było dawniej,
kiedy wokół było pełno zabawek i dziecinnych ubranek.
Usiłował przywołać w pamięci śmiech Josha.

W pokoju pachniało pastą do mebli i świeżą farbą,

niczym w hotelu. Z nieoczekiwaną siłą dopadły Michaela
wspomnienia. Wrócił stary ból i wyrzuty sumienia. Rozpacz
ścisnęła go za gardło, do oczu napłynęły łzy. Podszedł do
komody i wysunął szufladę. Była pusta.

Terri spakowała wszystkie rzeczy Josha. Nie wiedział,

czy zrobiła to w Dniu Matki, czy dzień później. Może jeszcze
kiedy indziej. Nie miał pojęcia. Wtedy go już przy niej nie
było.

Zasunął szufladę. Podszedł do szafy. Otworzył ją. W

background image

środku stały popakowane kartonowe pudła. Kucnął i wysunął
jedno z nich. Poznał równe, staranne pismo Terri. „Książki i
baseball”. Otworzył pudło i wyjął ze środka rękawicę do
baseballa. Sięgnął jeszcze raz i natrafił na piłkę z autografem
jednego ze znanych graczy. Przypomniał sobie, jak szli z
Joshem na stadion. Radosny uśmiech synka ściskającego w
ręku piłkę z bezcennym podpisem był najlepszą nagrodą.

Wspomnienia. Przynosiły i pociechę, i smutek. Przed

kilkoma tygodniami Michael szukał śmierci, potem zrozumiał,
że nie należy uciekać przed losem. Dowiedział się, że Josh jest
bezpieczny i szczęśliwy, że któregoś dnia znowu się spotkają.
Wiedział też, że zawsze będzie pamiętał o swoim synu, ale
wybrał życie po to, by naprawić krzywdę, którą wyrządził
Terri.

Czy miał przed sobą pudło, które pakowała rok temu? W

Dniu Matki? Wsunął dłoń w rękawicę na tyle, na ile mogła się
zmieścić. To właśnie rzeczy Josha były powodem ich ostatniej
kłótni.

Przez kilka miesięcy Terri prawie się nie odzywała ani

nie płakała. Czasem miał wrażenie, że obcuje z żywym
trupem, z ciałem swojej żony, które opuściła dusza. Czuł, że
jego własne życie rozpada się w kawałki, których nigdy nie
zdoła pozbierać i scalić na nowo. Pakowanie rzeczy Josha
było kroplą, która przepełniła kielich goryczy.

– Co ty robisz? – spytał, nie mogąc uwierzyć własnym

oczom.

W pokoju leżały pudła, do których Terri wkładała po

kolei wszystko, co należało do ich syna. Zabawki, książki,
ubrania... Zdjęła nawet obrazki, które Josh powiesił nad
łóżkiem.

Spojrzała na niego wzrokiem pozbawionym wszelkiego

wyrazu.

– Nie mogę tak dłużej żyć. Nie możemy zrobić z tego

background image

pokoju kapliczki.

– Ale dlaczego dzisiaj? Na miłość boską, właśnie mamy

Dzień Matki!

Terri rozejrzała się po pokoju, jakby się zastanawiała, co

jeszcze ma dorzucić do sterty rosnącej u jej stóp.

– Właśnie dlatego się do tego wzięłam. To mój ostatni

Dzień Matki.

Sięgnęła po puchar, który drużyna Josha wygrała podczas

szkolnych zawodów baseballowych.

Michael miał tego wszystkiego dosyć. Chciał, żeby pokój

Josha pozostał taki, jaki był.

– Przestań!
Chwycił Terri za rękę. Usiłując się wyrwać, Terri

upuściła puchar. Michael widział wszystko jak na zwolnionym
filmie. Błyszczący puchar upadł na podłogę, rozległ się trzask
i mała figurka zawodnika na pokrywce Odłamała się i
potoczyła pod łóżko.

Zauważył, że twarz Terri pobladła, a jej oczy wypełniły

się łzami. Od dnia pogrzebu nie uroniła ani jednej łzy.
Dopiero on doprowadził ją do płaczu.

– Przepraszam... Ja...
Zamachnęła się i z całej siły dała mu w twarz. Odgłos

policzka rozległ się głośno w ciszy wypełniającej pokój, ale
Michael był zbyt zaskoczony, żeby cokolwiek poczuć. Nie
mógł oderwać spojrzenia od przerażonych oczu Terri. Ukryła
twarz w dłoniach. Drżała na całym ciele. Bał się, że zaraz
upadnie. Z jej zaciśniętych ust wyrwał się niemal zwierzęcy
skowyt.

Próbował ją objąć, ale mu się wyrwała.
– Nieee! – szarpnęła się. – Puść mnie!
Choć przytrzymywał ją ramionami, wymierzyła mu

jeszcze kilka uderzeń w pierś. Nie miał do niej pretensji.
Zasłużył sobie. Wiedział, że Terri obwinia go o śmierć Josha, i

background image

godził się z tym. Jeżeli ciosy, które mu zadawała, miały jej
pomóc, był gotów je znieść. Wszystko było lepsze niż jej
bezradny szloch.

Uderzyła go jeszcze raz i nagle przestała się wyrywać.

Zacisnęła palce na jego koszuli i szarpnęła. Rozległ się trzask
materiału. Michael nie zwracał na to uwagi.

Zachłystując się i dławiąc własnymi łzami, Terri

przywarła do niego, jakby straciła wszystkie siły. A on nie
miał pojęcia, co zrobić.

– Przepraszam – szepnął, ale nie wiedział, czy go

usłyszała.

Sam był w rozpaczy. Czynił sobie wyrzuty, że gdyby

zdobył się na stanowczość i odmówił prośbie syna, gdyby nie
chciał za wszelką cenę spełnić jego pragnień, Josh by żył, a
Terri nie czułaby do niego nienawiści.

Nie mógł zrobić niczego, co powstrzymałoby jej łzy.

Tama pękła i Michael wiedział, że stało się to przez niego.
Zadzwonił po lekarza, wezwał też siostrę Terri. A kiedy już
nie byli sami ze swoim cierpieniem, wyszedł z domu, nie
żegnając się z nikim. Nie potrafił spojrzeć żonie w oczy.
Opuścił Terri, ponieważ nie mógł wytrzymać jej wzroku, w
którym były i oskarżenia, i rozpacz, i strach.

– Co tu robisz?
Michael wrócił do rzeczywistości. Terri stała w drzwiach

pokoju i mierzyła go podejrzliwym spojrzeniem.

– Ja... ja...
Za dużo było tego, jak na jeden dzień. Najpierw

śniadanie, podczas którego z najwyższym trudem udało jej się
zapanować nad sobą, teraz spotkanie z Michaelem w pokoju
Josha... Wtedy po raz ostatni trzymał ją w ramionach.

Tego pamiętnego dnia, ostatniego, który spędzili razem,

coś w niej pękło. Przestała nad sobą panować, a Michael jej
nie pomógł. Tak bardzo go wtedy potrzebowała, chciała

background image

wypłakać się w jego ramionach, pragnęła jego bliskości. On
tymczasem wezwał lekarza, jakby była chora, ściągnął też jej
siostrę, po czym opuścił dom. Nie potrafił zrozumieć jej bólu
ani go ukoić. A może nie chciał? Uczucie rozgoryczenia i żalu
nie opuszczało jej przez długie miesiące.

Czasem, kiedy przypominała sobie, co się wtedy stało,

żałowała, że nie uderzyła go mocniej.

– Nic takiego – odparł cichym głosem.
Odłożył rękawicę do pudła i wsunął je do szafy. Podniósł

się i stanął przed Terri.

– Chodziłem po domu... I w końcu trafiłem tutaj.
Przez długą chwilę wpatrywała się w niego bez słowa.

Poprzedniego dnia wieczorem wyznał, że chciał umrzeć.
Teraz na jego twarzy malował się spokój, jakby znalazł jakąś
pociechę w swojej rozpaczy. Ale Terri nie rozumiała tego, a
spokój Michaela w niczym jej nie mógł pomóc.

Dlaczego stało się to właśnie teraz? Czemu wrócił do

domu właśnie wtedy, kiedy zaczęła stawać na nogi? Być może
Michael zdołał pogodzić się z losem, ale jego obecność
sprawiała, że Terri przeżywała wszystkie uczucia na nowo.

– Czemu mnie opuściłeś? Czy dlatego, że nie uratowałam

wtedy Josha? – spytała pod wpływem impulsu. Kiedy
uświadomiła sobie sens swoich słów, było już za późno, żeby
je cofnąć. Spokój zniknął z twarzy Michaela.

– Nie, ja nigdy...
– Czy nie przyszło ci na myśl, że potrzebuję twojego

przebaczenia? Że czuję się winna? Tak samo jak ty, choć z
innych powodów.

– Tam... Co miałbym ci przebaczyć? Przecież wiem, że

nie jesteś niczemu winna.

Terri poczuła, że na nowo ogarnia ją przygnębienie.

Wystarczyło, że znaleźli się razem w pokoju Josha, by
natychmiast wróciły do niej najbardziej bolesne uczucia,

background image

jakich doświadczyła w życiu. I żeby na nowo potrzebowała
miłości Michaela. Jego opieki. To było przerażające. Nie
mogła pozwolić sobie na to, by znowu go pokochać. Już raz ją
zranił. Czemu nie miałby tego zrobić ponownie? Po co
pozwoliła mu wrócić do swojego życia? Do swojego domu? Z
trudem powstrzymała napływające do oczu łzy.

– Gdybyś nie odszedł, może umiałabym ci uwierzyć.
– Terri...
– Musiało upłynąć dużo czasu, zanim przestałam

obwiniać się o śmierć Josha. Powinieneś był mi w tym pomóc.
Nie zrobiłeś tego. – Nie dała mu czasu na odpowiedź. – Jak
się czujesz?

– Słucham?
Nagła zmiana tematu zaskoczyła Michaela.
– Pytam, jak się czujesz?
– Lepiej. – Najwyraźniej nie mógł zrozumieć, o co jej

chodzi. – Na czwartek jestem umówiony z lekarzem. Ale co to
ma wspólnego z...

– To dobrze.
Terri głęboko odetchnęła. Powzięła decyzję. Tylko w ten

sposób mogła jeszcze ocalić swoje życie przed chaosem, który
niosła ze sobą obecność Michaela.

– To dobrze – powtórzyła. – Wobec tego poszukaj sobie

jakiegoś mieszkania. Zadzwonię do sądu i poproszę o
wyznaczenie terminu rozprawy. Najwyższa pora, żeby każde z
nas podjęło życie na własny rachunek.

background image

ROZDZIAŁ 8


– Dwunastego? Czy jest pani pewna, że wcześniej nie

znajdzie się nic wolnego?

Po drugiej stronie zapadła cisza. Terri słyszała szelest

przewracanych kartek.

– Niestety. Jeśli pani sobie życzy, możemy przesunąć

godzinę, ale nie wchodzi w rachubę żaden wcześniejszy
termin. Pan sędzia ma posiedzenia, potem wyjeżdża na
konferencję prawników i wróci dopiero dziesiątego.

Dla Terri było to stanowczo za późno. Tak chciała mieć

już to wszystko za sobą. Życie w jednym domu czy nawet w
tym samym mieście było zanadto kłopotliwe i... kuszące
zarazem. Choć ich miłość obumarła, pozostały wspomnienia i
czysto fizyczny pociąg, przed którym wcale niełatwo było jej
się obronić.

Tymczasem najwcześniejszy termin, na jaki mogła

liczyć, wypadał dopiero dwunastego.

– No dobrze – westchnęła Terri. – Niech będzie

dwunasty. Dziękuję pani.

Odłożyła słuchawkę. Czuła ucisk w żołądku. Michael

będzie miał wszelkie podstawy do gniewu. Na wszelki
wypadek powtórzyła sobie, że nie ma wobec niego żadnych
zobowiązań. Samotnie spędzony rok dawał jej prawo do
wystąpienia o rozwód. Musi o tym pamiętać. W przeciwnym
razie Michael może ją nakłonić, żeby zmieniła zdanie i
spróbowała pokochać go na nowo. A myśl, że mogłoby się tak
stać, budziła w Terri większe przerażenie niż perspektywa, że
go rozzłości.

Zostawiła pozew rozwodowy na stole w kuchni i

pojechała do szpitala. Dopiero stamtąd zadzwoniła do sądu.
Bała się, że Michael mógłby przeszkadzać jej w rozmowie.
Wolała zresztą, żeby w ogóle jej nie słyszał. Teraz stanęła

background image

przed nowym problemem. Czy zdobędzie się na to, żeby
podpisać dokumenty rozwodowe w dniu urodzin Josha?
Rozwiązać ich małżeństwo w rocznicę dnia, który był jednym
z najszczęśliwszych w jej życiu? I jak ma o tym powiedzieć
Michaelowi?


– Chcesz mnie ukarać? Tak?
Michael musiał usiąść. Był wściekły. Kurczowo zacisnął

dłoń na słuchawce.

– Umówiłaś się dwunastego, na trzecią po południu? –

zapytał, jakby chciał się upewnić, czy dobrze usłyszał.

Dwunastego września? W dniu urodzin Josha? Czy Terri

sądziła, że nie będzie pamiętał, co to za data? Czy wyobrażała
sobie...

Nagle przyszła mu do głowy nowa myśl. Porzucił Terri w

Dniu Matki, teraz ona zamierzała rozwieść się z nim w
rocznicę urodzin ich dziecka. W dodatku nie starczyło jej
odwagi, by powiedzieć mu o tym w bezpośredniej rozmowie.

– Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wprost, Terri?
Czy nie miałaś ochoty zobaczyć mojej miny w chwili,

gdy mi oznajmisz tę nowinę?

– Przestań. Nie masz prawa tak mówić. Próbowałam

umówić się na jakiś wcześniejszy termin.

– Jasne. Im prędzej, tym lepiej. – Michael nie umiał

ukryć sarkazmu.

Nie uwierzyła w ani jedno jego słowo. Nie uwierzyła w

to, co opowiedział jej o aniele i o Joshu. Myślała tylko o tym,
żeby się od niego uwolnić. Gniew wziął w nim górę nad
osłupieniem. Terri chce się rozwieść w rocznicę urodzin ich
synka!

– Musimy porozmawiać jeszcze po twoim powrocie z

pracy.

W słuchawce zapadła cisza, po czym Terri powiedziała:

background image

– Umawialiśmy się na dwa dni, Michael. Proszę cię,

dotrzymaj słowa. Chcę, żebyś znalazł sobie jakiś nocleg już
dzisiaj. Jeżeli ty tego nie zrobisz, to będę musiała poszukać
miejsca, w którym mogłabym spędzić tę noc.

Michael nie mógł uwierzyć, że Terri tak po prostu

wyrzuca go z domu.

– Tam...
– Mówię poważnie. Nie potrzebujesz już mojej pomocy.

Zrobiłam dla ciebie wszystko, co mogłam.

– Nie mów tak.
Z najwyższym trudem wydobył głos ze ściśniętego

gniewem gardła. Musiał odnaleźć w dzisiejszej Terri tę
kobietę, która była jego żoną, kobietę, która go kochała.
Słowa, które słyszał, nie mogły przecież paść z jej ust. To
mówił ktoś obcy. Michael starał się wsłuchać w głos Terri,
zrozumieć, co się z nią dzieje. Nie potrafił. Być może gniew i
zdenerwowanie mąciły mu myśli.

– Muszę to zrobić, Michael. My... ja... muszę zacząć

normalnie żyć.

– Na miłość boską! Przestań opowiadać bzdury!

Mówimy o naszym życiu. O naszym małżeństwie!

– O naszym małżeństwie?
Chłodny ton, z jakim powtórzyła jego słowa, pozbawił

Michaela resztek nadziei. Znał ten ton. Za bardzo naciskał i
Terri podjęła decyzję.

– Od kiedy zależy ci na naszym małżeństwie? Od

wczoraj? Od przedwczoraj? Bo chyba nie od dnia, w którym
wyszedłeś z domu, żeby do niego nie wrócić?

Terri umilkła, a on nie wiedział, co odpowiedzieć.
– Moja wiara w życie skończyła się wraz ze śmiercią

Josha. A nasze małżeństwo w dniu, w którym wypłynąłeś z
West Palm Beach. Nie obwiniaj mnie o to, że nie chcę
odbudować naszego małżeństwa. Nie wyobrażam sobie, jak

background image

mielibyśmy to zrobić!

Terri umilkła. Michael słyszał jej nierówny oddech. Miał

wrażenie, że z trudem panuje nad sobą, aby się nie rozpłakać.

– Wszystko, czego od ciebie oczekiwałam, to żebyś był

przy mnie w tych strasznych chwilach. Okazało się, że
wymagałam za dużo. Nie byłeś w stanie tego zrobić. Nie
możesz wyjść z domu, wrócić po roku i spodziewać się, że
wszystko będzie tak jak kiedyś.

Michael wiedział, że Terri ma rację, ale to niczego nie

zmieniało. Jej słowa odbierały nadzieję, raniły.

– Nie chcę cię widzieć przed godziną trzecią po południu,

dwunastego września.

Rozłączyła się, nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
Cisnął słuchawkę z taką siłą, że ramię przeszył mu ostry

ból.

– Cholera!
Oskarżenia Terri paliły go żywym ogniem. Dlaczego

była taka zawzięta? Co się stało z kobietą, która kiedyś
przecież go kochała?

Uwierzył, że zdoła ocalić ich małżeństwo i na nowo

pozyskać miłość Terri. Po to wrócił do świata żywych, po to
wrócił do żony. Teraz jednak zaczynał podejrzewać, że utracił
Terri ostatecznie i nieodwołalnie.

Nie mogę podpisać dokumentów rozwodowych w

rocznicę urodzin Josha, powiedział sobie w duchu. Potrzebuję
pomocy. Co mam zrobić?

Zamknął oczy. Wydawało mu się, że wystarczy, jeśli

wszystko jej wyjaśni. Wierzył, że z pomocą anioła uda mu się
jakoś wszystko naprawić. Z pomocą anioła...

Usłyszał warkot samochodu, który minął ich dom. Z

ogrodu dobiegał śpiew ptaków. Czekał, lecz nic nie
przychodziło mu do głowy. Zaczerpnął powietrza. Czuł ból w
piersiach. Niech to diabli porwą. Był zbyt słaby, żeby walczyć

background image

z Terri. Fakt, że wykreśliła go ze swego życia, odebrał mu
resztkę sił. Był jak ogłuszony. W jaki sposób może nad nią
czuwać, skoro przestaną być małżeństwem? Mieli się
zobaczyć dopiero w sądzie, i to tylko po to, żeby dopełnić
formalności i rozejść się jako obcy sobie ludzie. Dwunastego
września. W rocznicę urodzin Josha.

Skupił się na oddychaniu. Powoli wciągnął powietrze do

płuc i równie wolno je wypuścił. Wtedy uderzyło go odkrycie,
że wokół zrobiło się przeraźliwie cicho. Ból, który odczuwał
przed chwilą, minął. Zastanawiał się, czy zobaczy anioła, gdy
otworzy oczy. W chwili gdy postanowił podjąć próbę, usłyszał
jego głos.

– Cierpliwość. Musisz mieć dużo cierpliwości. Cierpienie

Terri jest prawdziwe i równie prawdziwy jest jej lęk. Bądź
mężny. Nie poddawaj się.

Michael nie wykonał żadnego ruchu. Czy miał uwierzyć?

Przecież już wszystkiego próbował. Czy jego cierpliwość
sprawi, że Terri się zmieni, że przestanie się go bać, że znów
mu zaufa i obdarzy miłością?

Kapitulacja nie wchodziła w grę. Wykaże mnóstwo

cierpliwości i zrobi to, co do niego należy. Zanim podpisze
dokumenty rozwodowe, porozmawia z Terri. Wiedział, że
musi się do tej rozmowy przygotować i że nie będzie ona
łatwa. Muszą wreszcie wyjaśnić sobie wszystko, do końca,
bez niedomówień.


– Nie wyglądasz najlepiej – odezwał się Marsh, jego

dawny współpracownik.

– Czuję się równie kiepsko. Jeśli mogę ci coś doradzić, to

nie staraj się być bohaterem i gdy nadciąga sztorm, zmykaj do
najbliższego portu.

Marsh roześmiał się.
– Jak sądzisz, kiedy będziesz mógł wrócić do pracy?

background image

Michael zastanawiał się przez chwilę. Od czasu wypadku

niewiele myślał o pracy. Skupił się na tym, w jaki sposób
ratować Terri i ich małżeństwo. Powrót do pracy był wobec
tego zadania sprawą drugorzędną.

– Naprawdę chciałbyś, żebym snuł się po biurze,

powłócząc nogami jak stuletni starzec?

– Nigdy nie żartuję w sprawach interesów. Zlecono nam

ostatnio kilka ciekawych spraw, którymi mógłbyś się zająć.
Nie będą wymagały stawienia się w sądzie. Mógłbyś zacząć
od przygotowania umowy dotyczącej połączenia kilku
sporych firm. Miałbyś z tego ładnych parę dolarów.

Ku swemu zaskoczeniu Michael odkrył, że nie odczuwa

dawnego podniecenia na myśl o bogatych klientach i
lukratywnych przedsięwzięciach. To, co przeżył, uświadomiło
mu, że zdobywanie pieniędzy nigdy nie było dla niego celem
samym w sobie. A teraz, bardziej niż kiedykolwiek, odczuwał
potrzebę, żeby zająć się czymś, co jest naprawdę ważne w
ludzkim życiu, co ma większą wartość niż pieniądze.

– W tej chwili mam dosyć pieniędzy.
– Odkąd to chcesz pracować za darmo?
Michael odpowiedział uśmiechem. Skoro nawet własna

żona nie mogła uwierzyć, że się zmienił, to co dopiero mówić
o innych, nawet przyjaciołach.

– Cieszę się, że żyję. Czuję się trochę tak, jakbym miał

wobec życia jakiś dług do spłacenia.

Marsh zmierzył wspólnika uważnym spojrzeniem, ale nie

skomentował jego słów.

– A co z Terri?
– Negocjujemy – odpowiedział Michael, starając się

nadać swemu głosowi lekkie brzmienie.

Miał nadzieję, że to, co mówi, jest choć w części prawdą.

Zresztą nie chodziło tu o mniej lub bardziej precyzyjne
sformułowania, ale o to, żeby ocalić ich małżeństwo. A anioł

background image

powiedział mu, że ma jeszcze szansę. Michael ufał, że tym
razem jej nie zmarnuje.

– Zamierzasz zostać w West Palm?
– Tak, wróciłem tu, żeby zostać.
Musi trzymać się blisko Terri. Musi na nią uważać.

Wiedział, że przyjdzie chwila, kiedy będzie go potrzebowała, i
nie mógł tego przegapić.

– Skoro już mówimy o moim powrocie do West Palm...

Szukam jakiegoś mieszkania. Moja łódź nie istnieje.

Na myśl o „Przeznaczeniu” spoczywającym gdzieś na

dnie oceanu poczuł skurcz serca. W jego, jak to teraz nazywał
„poprzednim wcieleniu”, jacht odgrywał ogromną rolę.
Żeglowanie stanowiło dla niego rodzaj terapii, trzymało go
przy życiu w ciągu tego piekielnie trudnego roku. Kilka
tygodni temu to życie i tak dobiegło kresu. Tyle że on, w
przeciwieństwie do łodzi, dostał od losu jeszcze jedną szansę.

– Na razie możesz się zatrzymać w naszym apartamencie

na wybrzeżu. I tak stoi pusty. Jestem pewny, że George nie
będzie miał nic przeciwko temu. Kupiliśmy go jako lokatę
kapitału, a poza tym George chciał dysponować jakimś
lokalem w pobliżu portu. – Marsh sięgnął po długopis i
napisał na kartce kilka słów. – Tu masz adres. Znajdziesz bez
trudu. To jest w Waterside, niedaleko od zjazdu z autostrady.
Obok w porcie stoi łódź, ale nie przypuszczam, żebyś miał w
tej chwili ochotę na rejs.

– Rzeczywiście, będę się chyba raczej trzymał lądu.

Chociaż kto wie? Czy łódź jest ubezpieczona na wypadek
zatonięcia?


Michael spoglądał z balkonu na piętnastym piętrze na

migoczące w dali światła domów i hoteli w Palm Beach.

Widok był olśniewający, ale nie mogło mu to

wynagrodzić utraty domu. Domu, w którym zamieszkali z

background image

Terri. Zastanawiał się, co ona teraz robi. O czym myśli? Czy
w ogóle za nim tęskni? Czy jest jej go brak? Wątpił w to. Z
takim pośpiechem wyprawiła go z domu, że trudno było
przypuszczać, by cokolwiek jeszcze dla niej znaczył. Chciała
pozbyć się go ze swego życia. Raz na zawsze. Na dobre.

Wrócił do salonu, usiadł na kanapie i kolejny raz wziął

do ręki pozew. Przeczytał go już trzykrotnie, ale ciągle do
niego wracał. Z prawnego punktu widzenia wszystko było w
porządku. Ale prawny punkt widzenia niewiele go teraz
obchodził. Nie interesował go podział majątku, konto w
banku, kwestia alimentów. Wpatrywał się w podpis Terri na
ostatniej stronie. W tej chwili obchodziła go wyłącznie jego
żona. Nie chciał niczego prócz niej.

Jako prawnik wiedział, że są co najmniej trzy sposoby,

żeby odwlec rozwód. Mógłby się, na przykład, w ogóle nie
zgodzić. To dałoby Terri trochę czasu, żeby ochłonęła. Ale
oznaczałoby walkę. A Michael nie miał zamiaru z nią
walczyć. Nade wszystko pragnął ją odzyskać.

Z nawyku rzucił okiem na przegub prawej ręki. Potem

przypomniał sobie, że jego złoty rolex pozostał w wodach
oceanu. Będzie musiał kupić nowy zegarek. Na wiszącym
naprzeciwko zegarze ściennym była za dziesięć jedenasta. Za
pół godziny Terri kończy pracę. Sięgnął po słuchawkę
telefonu.


– Co ci się stało, chłopie? Miałeś kraksę czy co? Michael

spojrzał na kierowcę i napotkał jego wzrok w lusterku.
Zamówił taksówkę do szpitala, nic dziwnego, że taksówkarz
wyobraża sobie, że coś mu dolega.

– Tak. Można to tak nazwać.
– Trochę późno na wizytę u lekarza. Mam zajechać na

ostry dyżur?

– Nie – odparł szybko.

background image

Nie chciał rozmawiać z Terri. Chciał tylko wiedzieć, czy

wszystko jest w porządku.

– Podjedźmy na parking przed głównym wejściem.
– Nie ma sprawy.
W chwilę później jechali powoli przez parking. Był

dobrze oświetlony. Nie wyglądało na to, by Terri mogło się tu
przytrafić coś złego, ale Michael wolał dmuchać na zimne.

– Dokąd teraz?
– Zaparkujmy na razie koło budki telefonicznej –

odpowiedział.

Z tego miejsca miał dobry widok na cały parking.

Spojrzał na zegarek na desce rozdzielczej. Do wyjścia Terri
brakowało jeszcze paru minut.

– Czekamy na telefon?
Michael przyjrzał się kierowcy. Starszy, tęgi mężczyzna

w zsuniętej na tył głowy czapce najwyraźniej miał ochotę na
pogawędkę, ale Michael nie był w nastroju do rozmowy.
Wyjrzał przez okno w kierunku wyjścia ze szpitala.

– Nie. Czekamy na kogoś... – rzucił okiem na licencję

kierowcy na desce rozdzielczej – Earl.

W kilka minut potem dostrzegł sylwetkę Terri.

Obserwował, jak szła przez pusty parking. Pomimo odległości
widział wyraźnie, że jest przygarbiona i idzie powoli, ciężkim
krokiem. Miał wrażenie, że czuje ciężar jej zmęczenia. Kiedy
jeszcze byli małżeństwem, a Terri pracowała z dziećmi jako
pielęgniarka w gabinecie doktora Pereza, zawsze wracała z
pracy radosna i podniecona. Opowiadała mu o tym, co się
wydarzyło, angażowała się w losy swoich małych pacjentów.
Teraz zdawała się wiecznie zmęczona i wyczerpana. Michael
zastanawiał się, czy może coś na to poradzić. Najchętniej
poszedłby prosto do szpitala i powiedział: „Dosyć tego”. Terri
nie zniosłaby jednak takiego wtrącania się w jej sprawy. Nie
chciała, żeby odgrywał jakąkolwiek rolę w jej życiu, a tym

background image

bardziej, by mówił jej, co ma robić. Mógł tylko dopilnować,
by wróciła bezpiecznie do domu. W tej sprawie nie
potrzebował jej zgody.

Terri wsiadła do samochodu. Uruchomiła silnik, włączyła

reflektory i po chwili honda wyjechała powoli spośród
stojących rzędem samochodów.

– Czy to zabrzmi głupio, jeśli powiem, żebyśmy

pojechali za tym samochodem?

Taksówkarz

Earl,

który

zrezygnował

z

prób

podejmowania rozmowy, ożywił się na powrót.

– Nie ma sprawy. Jedziemy.

Terri czuła się wyczerpana. Fizycznie i psychicznie.

Zastanawiała się, jak długo jeszcze będzie w stanie znosić tę
huśtawkę emocjonalną. Kiedyś sądziła, że rozstanie z
Michaelem pozwoli jej żyć na własny rachunek, że rozwód
będzie ostatnim etapem jej żałoby. Symbolicznym i realnym
zarazem końcem dawnego życia i początkiem nowego.
Tymczasem sytuacja coraz bardziej się komplikowała.
Zastanawiała się, dlaczego nie może uwolnić się od poczucia
winy. Dostatecznie drogo zapłaciła za to, że nie potrafiła
uratować życia swojemu dziecku. Czy teraz będzie dźwigać
dodatkowo ciężar odpowiedzialności za zrujnowane
małżeństwo?

Wśród tych wszystkich wątpliwości jedno tylko było dla

niej coraz bardziej oczywiste. To, że ciągle była związana z
Michaelem, czy tego chciała, czy nie.

W domu było ciemno. Michael dotrzymał słowa i znalazł

sobie jakieś mieszkanie. Poczuła ulgę, a zarazem ogarnął ją
smutek na myśl, że znów została sama. Po raz kolejny straciła
Michaela.

Kiedy szła do drzwi, potknęła się na nierówności

chodnika i upuściła klucze. Z westchnieniem goryczy schyliła

background image

się, żeby ich poszukać. Torebka zsunęła jej się z ramienia i
upadła na ziemię. W napadzie dziecinnej złości Terri miała
ochotę kopnąć w drzwi. Gdyby nie była samotna, gdyby miała
męża i normalną rodzinę, ktoś by na nią czekał.

Jakby na zamówienie, zza zakrętu wyjechał samochód i

oświetlił ciemną uliczkę. Terri z ulgą zauważyła klucze, które
skryły się w kępie trawy, tuż obok krawężnika. Schylając się,
by je podnieść, rzuciła okiem na przejeżdżający samochód.
Żółta taksówka. Poczuła niezrozumiałą potrzebę, by
pomachać komuś nieznajomemu, kto mimo woli pomógł jej
odnaleźć zgubę. Zaraz później taksówka zniknęła w ciemności
i Terri znów została sama. Podeszła do drzwi swego
opustoszałego domu i przekręciła klucz w zamku.

– Telefon do ciebie – odezwała się Sara Jane, mijając

nazajutrz Terri na korytarzu.

Serce Terri zabiło niespokojnie.
– Do mnie?
Rzadko zdarzało się, by ktoś do niej dzwonił, zwłaszcza

późnym wieczorem. Dochodziła jedenasta, jej zmiana miała
się ku końcowi. Pomyślała z niepokojem o matce i siostrze,
które mieszkały w innym stanie.

– Jakiś mężczyzna. – Sara Jane uniosła brwi, by

podkreślić niezwykły charakter telefonu.

Terri weszła do pokoju pielęgniarek.
– Halo?
– Tam?
Znajomy głos w słuchawce sprawił jej nieoczekiwaną

przyjemność. To była czysto odruchowa reakcja. Nikt prócz
Michaela jej tak nie nazywał. W słuchawce coś trzeszczało,
jakby Michael dzwonił z budki telefonicznej. Terri wciąż się
wprawdzie martwiła, ale teraz czym innym.

– Czy coś się stało?
– Nie. Chciałem się tylko upewnić, że wszystko jest w

background image

porządku. Powiedz mi, kiedy robiłaś przegląd samochodu?

Terri odgarnęła włosy z twarzy i wsunęła niesforny

kosmyk za ucho. Kiedy rozmawiali ostatnio, Michael był
wściekły. Teraz martwił się o stan jej samochodu.

– Przestraszyłeś mnie.
Po emocjach ostatnich dni była wyczerpana i znużona.

Poprzedniego wieczora wróciła do domu i poszła prosto do
łóżka. Spała niemal dwanaście godzin, a gdy zbudziła się
rano, czuła się wypoczęta, przynajmniej na tyle, żeby dotrwać
do końca tygodnia. Do niedzieli. Potem czekała ją rozprawa w
sądzie. Nie była pewna, czy Michael w ogóle się tam zjawi w
rocznicę urodzin Josha. Na myśl o tym miała ochotę się
rozpłakać.

– Przepraszam. Po cichu liczyłem na to, że dowiem się, iż

się za mną stęskniłaś – mówił żartobliwie, ale Terri nie
zareagowała na ten ton.

Nawet jeśli za nim tęskniła, to nie miała zamiaru się do

tego przyznać. Nie po samotnie spędzonym roku.

– Gdzie jesteś?
– W apartamencie Marsha w Waterside.
– Źle cię słyszę. Czy tam jest jakiś problem z telefonami?
– Mhm. Telefon w mieszkaniu nie działa. Dzwonię z

automatu w holu.

Miał ochotę powiedzieć: „Jestem tuż obok, przed

szpitalem. Zaraz się zobaczymy”, ale wiedział, że nie może
tego zrobić. Terri nie chciała go widzieć. Zapanował nad
irytacją. Cierpliwość. Musiał ją mieć – oto, czym powinien się
wykazać.

– Cieszę się, że u ciebie wszystko w porządku. Wiesz –

zawahała się przez chwilę – nie czuję do ciebie nienawiści,
Michael.

– Wiem, ale chciałbym...
– Kiedy będziesz się widział z lekarzem?

background image

Michael zmarszczył brwi. Terri wróciła do roli

pielęgniarki. Czemu go to zaskoczyło? Czego się spodziewał?
Że nagle zmieni zdanie? Nie zmieniła. I nie miała zamiaru
wypowiedzieć słów, na które czekał. Na przykład, że
chciałaby, aby ją odwiedził, całował, kochał.

– Jutro.
– To dobrze. Zaraz kończę pracę i...
– Nie będę ci zawracał dłużej głowy. Nie oponowała.
– Dobranoc.
– Dobranoc.
Odwiesił słuchawkę i wsiadł do taksówki. Za kierownicą

siedział Earl, ten sam starszy mężczyzna, który woził go
poprzedniego wieczora.

Kiedy Terri wsiadła do samochodu i ruszyła, taksówkarz

rzucił Michaelowi tylko jedno spojrzenie i podążył bez słowa
w ślad za hondą.

– Wie pan co? Ciekaw jestem, co z pana za gość. Anioł

stróż czy co?

Michael

roześmiał

się.

Mógłby

powiedzieć

taksówkarzowi, że każdy ma anioła stróża, a jemu dane było
poznać swojego bliżej, ale nie chciał wyjść na wariata.

– Można to tak nazwać – odpowiedział wymijająco.

Terri uchyliła drzwi i zajrzała do gabinetu Toma

Sizemore’a. Rozmawiał przez telefon.

– Chciałam ci tylko powiedzieć, że już się czuję lepiej.
Tom wykonał zapraszający gest i zakrył mikrofon dłonią.
– Wejdź i usiądź. Zaraz skończę i będę miał trochę czasu

dla ciebie.

Terri zajęła krzesło stojące naprzeciw biurka, a Tom

potwierdził termin jakiegoś spotkania, pożegnał się i odłożył
słuchawkę.

– Lubię dobre wiadomości – uśmiechnął się. – Miło

background image

słyszeć, że komuś coś się udało.

– Minęły już cztery dni, odkąd poprosiłam Michaela,

żeby się wyprowadził. Zrobił to i ma się dobrze. Ja też.

Mimo że codziennie o nim myślała. Ale w tym nie było

akurat niczego szczególnego. Terri rozmyślała o Michaelu
codziennie przez cały ten rok, który spędziła sama. Samotność
i wspomnienia o Michaelu były dla Terri czymś bardziej
naturalnym i łatwiejszym do zniesienia niż emocje, jakie
wywoływała jego obecność w domu.

– Czy ostatnio nadmieniał coś o aniołach?
– Nie.
– Pogodził się z rozwodem?
Terri poruszyła się niespokojnie na krześle.
– Prawdę mówiąc, nie dyskutowaliśmy ostatnio na ten

temat. Zawiadomiłam go o terminie rozprawy i więcej do tego
nie wracaliśmy.

– Zastanawiałaś się nad tym, co zrobisz, jeśli nie stawi

się w sądzie?

– Proszę cię, Tom, nie psuj mi humoru. Ja...
– Już raz zniknął bez śladu i musisz się liczyć z tym, że

może to zrobić ponownie.

Terri wzruszyła ramionami.
– Sama nie wiem...
Czy Michael naprawdę mógłby tak postąpić? Od czterech

dni dzwonił do niej codziennie wieczorem, tuż przed końcem
jej zmiany. Zaskakiwał ją różnymi pytaniami, jak tym o
samochód. Dopytywał się też o sąsiadów i o to, jak się czuje.
Dopiero Tom uświadomił jej, że od czasu gdy podała
Michaelowi termin rozprawy, co bardzo go zirytowało, nie
rozmawiali o rozwodzie.

– Niech to diabli, Tom. Miałeś się cieszyć z mojego

dobrego nastroju, a tymczasem mi go psujesz.

– Cieszę się. Naprawdę. I z przyjemnością widzę, że

background image

jesteś w lepszej formie. – Tom uśmiechnął się do niej
porozumiewawczo. – Mogę ci o tym powiedzieć, ponieważ
twoja wizyta ma nieoficjalny charakter.

Terri odpowiedziała uśmiechem, ale Tom znowu

spoważniał.

– Nie chciałbym, żebyś popadła w depresję, gdyby

Michael gdzieś przepadł.


Wracając z obiadu na oddział, Terri zastanawiała się, co

się dziś jeszcze wydarzy. Najpierw mieli fałszywy alarm
pożarowy i to właśnie, gdy pojawiło się dwóch nowych
pacjentów w ciężkim stanie. Potem została wywołana przez
pager w środku zebrania personelu. Wchodząc do pokoju
pielęgniarek, zauważyła stojącego przed biurkiem mężczyznę
wyglądającego na jakieś pięćdziesiąt kilka lat. Najwyraźniej
na kogoś czekał. Nie spodziewała się, że może chodzić o nią.
Nigdy w życiu nie widziała go na oczy.

Podeszła do Sary Jane.
– To ty dzwoniłaś? O co chodzi?
Terri usiłowała zapanować nad głosem. Cokolwiek działo

się poza szpitalem, budziło w niej podświadomy lęk. W
gruncie rzeczy najbezpieczniej czuła się w pracy.

Sara Jane odwróciła się do stojącego przed biurkiem

mężczyzny.

– Czy to o tę panią panu chodziło?
Mężczyzna zdjął z głowy czapkę i obejrzał Terri od stóp

do głów.

– Pani jeździ niebieską hondą?
O, nie, przemknęło jej przez głowę, tylko nie to, błagam.

Potrącił jej samochód na parkingu.

– Tak – odpowiedziała z rezygnacją. – A po co panu ta

informacja, jeśli mogę wiedzieć?

Mężczyzna spojrzał na Sarę Jane, dając do zrozumienia,

background image

że wolałby rozmawiać bez świadków. Terri ogarnął jeszcze
większy niepokój.

– Czy moglibyśmy zamienić kilka słów w cztery oczy?
Terri wiedziała, że uciekanie przed złymi wiadomościami

nie ma sensu.

– Oczywiście.
Wyszła na korytarz. Nieznajomy poszedł za nią. Niemal

czuła na plecach jego oddech.

– Nie chcę pani straszyć – zaczął wyraźnie zakłopotany,

kiedy już znaleźli się sami – ale...

– O co chodzi?
Jeśli ktoś zaczyna od takich słów, zwykle zmierza

właśnie do tego, żeby wzbudzić lęk. Co prawda, nieznajomy
nie wyglądał groźnie, ale...

– Siedzi panią jakiś mężczyzna.
– Co takiego?
– Jestem taksówkarzem. Od czterech dni, codziennie o tej

samej porze, mam klienta, który zawsze zamawia ten sam
kurs. Do szpitala. Potem jedziemy za panią. Mieszka pani na
Valencii, prawda?

Włosy zjeżyły się jej na głowie, a serce zabiło mocniej.

Cofnęła się o krok. Nieznajomy wyglądał najzupełniej
zwyczajnie, ale Terri widziała w życiu dostatecznie wielu
pacjentów cierpiących na zaburzenia psychiczne, by wiedzieć,
że wygląd o niczym nie świadczy. Zastanawiała się
gorączkowo, dlaczego akurat jej musiało się coś takiego
przytrafić. I co ma odpowiedzieć nieznajomemu mężczyźnie?

On jednak zachowywał się tak, jakby niczego nie

spostrzegł.

– Zresztą facet nie wygląda groźnie. Wysoki, z ciemnymi

włosami. Musiał mieć jakiś wypadek albo się z kimś pobił...
Nie mam pojęcia.

Terri potarła czoło drżącą dłonią. Ogarnęło ją uczucie

background image

nieopisanej ulgi.

– To Michael. Mój mąż... to znaczy... właściwie niemal

były mąż – poprawiła się.

Zamiast ją zostawić, Michael krążył wokół niej.
– Aha. To dobrze. Wie pani, niepokoiłem się, bo zależało

mu na tym, żeby go pani nie zauważyła. No i pomyślałem, że
lepiej zrobię, jeśli pani o tym powiem. Jeśli trzeba, mogę pójść
z panią na policję.

– Nie, nie trzeba.
Uśmiechnęła się do taksówkarza i mocno uścisnęła mu

rękę. Było jej miło, że obcy człowiek poświęcił czas, żeby ją
odnaleźć i ostrzec. W ciągu ostatniego roku poznała wielu
nowych ludzi i zawsze cieszyło ją, kiedy ktoś był skłonny
okazać jej pomoc.

– Przepraszam, nie pamiętam, czy się sobie

przedstawiliśmy?

– Jestem Earl, proszę pani.
– Dziękuję panu, Earl. Jest mi naprawdę miło, że

poświecił pan swój czas, żeby mnie odnaleźć, ale ze strony
Michaela nic mi nie grozi. – Zastanowiła się przez chwilę. –
Może rzeczywiście powinnam z nim porozmawiać. Proszę mi
powiedzieć, gdzie pan parkuje, kiedy tu przyjeżdżacie
wieczorem?

background image

ROZDZIAŁ 9


Był jedenasty. Następnego dnia Josh skończyłby siedem

lat. Gdyby żył. Idąc pośród soczystej zieleni krzewów
rosnących wokół wieżowca, w którym znajdował się jego
luksusowy apartament, Michael błądził myślami wśród
wspomnień. Przypominał mu się dawno miniony czas,
urodziny synka, nieodzowne torty z bitą śmietaną, lody i
podniecone głosy Josha i jego przyjaciół grających w piłkę.
Wracał pamięcią do szczęścia, które było kiedyś udziałem ich
rodziny. Nim jedno z nich odeszło na zawsze.

Spojrzał w niebo i uśmiechnął się smutno. „Mam

nadzieję, że dobrze się bawiłeś. Pomóż nam sprzątnąć, jeżeli
jeszcze zostało ci trochę sił”. Tęsknił za synem, ale teraz
przynajmniej wiedział, że Josh jest bezpieczny i szczęśliwy.
Zamiast świętować urodziny dziecka, spotkają się jutro w
sądzie na sprawie rozwodowej.

Nadchodził moment, który miał przesądzić o przyszłości,

a Michael ciągle nie wiedział, co zrobić, żeby uratować ich
małżeństwo. Był cierpliwy. Trzymał się z dala od Terri, tak
jak sobie tego życzyła, ale czas płynął nieubłaganie.
Wyglądało na to, że raczej nie na jego korzyść.

Poruszył prawą ręką. Dobrze przynajmniej, że

samopoczucie mu się poprawiło. Co prawda, jeszcze przez
dłuższy czas nie będzie zdolny do żadnego poważnego
wysiłku, lecz przynajmniej mógł unieść rękę, nie czując
zapierającego dech w piersiach bólu. Był w stanie zaczerpnąć
głębiej powietrza, a klatki piersiowej nie ściskała już żelazna
obręcz.

Jutro dwunasty. Musi porozmawiać z Terri. Tego

wieczora, jak co dnia, planował towarzyszyć jej w drodze ze
szpitala do domu, ale tym razem miał zamiar zatrzymać
taksówkę i zastukać do drzwi, kiedy Terri już za nimi zniknie.

background image

Zauważył w oddali żółty samochód skręcający w uliczkę

prowadzącą do wieżowca. Spojrzał na zegarek. To powinien
być Earl.

Przypomniał sobie stojące w garażu Terri BMW.

Mniejsza z tym. Jutro wynajmie samochód. Obojętne jaki.
Ważne, że będzie się mógł swobodnie poruszać. Otworzył
drzwiczki i usiadł na tylnym siedzeniu. W lusterku powitało
go znajome spojrzenie.

– To chyba już nasz ostatni wieczór, Earl. Myślę, że

mogę już sam siąść za kierownicą.


Terri się spóźniała. Michael raz po raz spoglądał na

zegarek.

– Którą masz godzinę, Earl?
– Za kwadrans dwunasta.
– Samochód stoi. Muszą mieć ciężki dyżur. Michael

poprawił się na siedzeniu. Przed wejściem do szpitala nie
działo się nic szczególnego. Nie pojawiały się karetki, ludzi
było niewielu. Zastanawiał się, dlaczego Terri wybrała pracę
w szpitalu. Co sprawiło, że po śmierci Josha chciała pracować
akurat tam, gdzie nieustannie miała do czynienia z
cierpieniem, a także ze śmiercią?

Drzwi otworzyły się i jakaś postać wyszła na parking.

Nie była to Terri. Michael niecierpliwie bębnił palcami po
oparciu siedzenia. Co się z nią dzieje?

Zaskoczyło go pukanie w okno po drugiej stronie

samochodu. Odwrócił się i zobaczył Terri.

– Chciałam z tobą porozmawiać.
Terri uznała, że wyraz zaskoczenia na twarzy Michaela

wart był spaceru dookoła szpitala. Wyglądał dobrze.
Najwyraźniej doszedł już do siebie. Był ubrany w elegancką
szarą koszulę i ciemne spodnie. Kiedy otworzył drzwiczki i
wysiadł z taksówki, serce Terri zabiło mocniej. Czy widok

background image

Michaela zawsze będzie na niej robił takie wrażenie? Tak nie
powinno być – to nie było w porządku.

Musiała skupić się na temacie, o którym chciała z nim

porozmawiać.

– Co tu robisz?
– Ja... mhm... – Nawet z tą zakłopotaną miną było mu do

twarzy. – Staramy się mieć na ciebie oko. No wiesz, żeby
wiedzieć, że cało i zdrowo wróciłaś do domu.

– My?
Wskazał na taksówkę.
– Earl i ja.
Terri pochyliła się nad oknem kierowcy.
– Cześć, Earl.
Taksówkarz odwzajemnił pozdrowienie. Terri stanęła

naprzeciw Michaela i złożyła ręce na piersi. Ostatni raz
zamierzała go prosić, żeby się nie wtrącał i pozwolił jej
rozpocząć nowe życie, bez niego. Chciała się też dowiedzieć,
czy stawi się w sądzie. Czuła jednak kompletną pustkę w
głowie.

I wtedy Michael posłał jej ten swój szelmowski uśmiech

zwycięskiego pirata.

– A może poprosimy Earla, żeby podwiózł nas do

twojego samochodu? Wieki minęły, odkąd dałaś mi się
zaciągnąć na tylne siedzenie.

Z trudem opanowała uśmiech. Przez jedną krótką chwilę

wydało się jej, że wszystko może zacząć się między nimi na
nowo. Bolesna przeszłość rozwiała się jak mgła i Terri znów
dojrzała ciepły blask słońca. Od tak dawna już niczego
podobnego nie czuła. Michael znów był przy niej. Mężczyzna,
którego tak kochała... I którego takim wysiłkiem woli zakazała
sobie kochać.

Michael otworzył przed nią drzwiczki i czekał na jej

decyzję.

background image

Wsiadła do taksówki. Michael wsunął się za nią. Usiadł

bliżej, niż to było konieczne, ale dostatecznie daleko, żeby ich
ciała się nie zetknęły. Terri wyglądała przez okno. To było
bezpieczniejsze od spojrzenia w jego orzechowe oczy.
Próbowała wzbudzić w sobie gniew, który był jej jedynym
orężem w walce, by nie ulec uwodzicielskiemu zachowaniu
Michaela.

Earl ruszył powoli i po chwili zatrzymali się obok

samochodu Terri.

Rozmowy, która ich czekała, nie sposób było prowadzić

przy świadkach.

– Zapłać Earlowi i daj mu porządny napiwek. Zasłużył

sobie na niego uczciwie – powiedziała, sięgając do klamki. –
Odwiozę cię do domu.


Skręcając na parking przed wieżowcem, w którym

mieszkał Michael, Terri dziękowała w duchu Bogu, że to tak
blisko szpitala. Wjechała przez bramę i zatrzymała się na
wolnym miejscu. Zgasiła silnik.

Zanim spojrzała na Michaela, rozejrzała się. Dom stał w

pięknym miejscu nad brzegiem oceanu. Szeroka aleja
prowadziła z parkingu do przystani, w której były
przycumowane luksusowe jachty.

Michael wpatrywał się w swoją żonę. W białym fartuchu

pielęgniarki wyglądała skromnie i profesjonalnie. Wziął
głęboki oddech. Poczuł jej zapach, słodki, świeży zapach
perfum, który tak dobrze znał.

Michael nie miał pojęcia, jak jest z innymi mężczyznami,

ale sam uwielbiał koronkową, seksowną bieliznę, jaką Terri
zwykła nosić pod swoim skromnym fartuchem. Ciekawiło go,
co ma na swoim słodko pachnącym ciele tego wieczoru.

Z trudem oderwał od niej wzrok i spojrzał przez okno w

stronę przystani. Czuł, że musi wysiąść z samochodu, w

background image

przeciwnym razie nie będzie umiał oprzeć się pokusie, by jej
dotknąć. Poza tym, gdyby zostali w samochodzie, mogłoby się
zdarzyć, że pilnujący terenu pracownik ochrony przerwałby
im rozmowę w najmniej odpowiednim momencie.

– Wstąpisz do mnie?
– Nie.
Odpowiedź była stanowcza i padła szybciej, niż tego

oczekiwał.

– W takim razie chodźmy na pomost.
Otworzył drzwi. W samochodzie zapaliła się lampka.

Terri nie ruszyła się z miejsca.

– Dlaczego mnie śledziłeś?
Nie wiedział, co odpowiedzieć. Trudno było się

spodziewać, że Terri uwierzy w prawdę. W to, że anioł kazał
mu na nią uważać i opiekować się nią.

– Aby się upewnić, że nie przydarzyło ci się po drodze

nic złego. I dlatego, że chciałem z tobą w końcu kiedyś
porozmawiać.

– Z tym ostatnim akurat się zgadzam. Nie musiałeś za

mną jeździć, aby skłonić mnie do rozmowy.

Stanowczy ton, jakim to powiedziała, sprawił, że

Michaela ogarnął niepokój. Poczuł nagle kompletną pustkę w
głowie. Terri otworzyła drzwi i wysiadła z samochodu.

Noc była piękna. Wiał lekki wiatr od oceanu. Powietrze

było rześkie. Słychać było szum palmowych liści i odgłos fal
rozbijających się o brzeg. Przycumowane na przystani łodzie
kołysały się lekko.

Michael otworzył furtkę prowadzącą na pusty o tej porze

pomost. Szli w milczeniu.

W pewnej chwili Terri zatrzymała się. Wydawało jej się,

że na dworze będzie bardziej bezpieczna, niż gdyby poszła z
Michaelem do jego apartamentu. Myliła się. Tu, nad morzem,
wracały wspomnienia wspólnych spacerów, nocy spędzonych

background image

na plaży, wypatrywanych z pokładu jachtu gwiazd. Czuła, że
jej stanowczość słabnie. Zaczęła żałować, że jednak nie zostali
w samochodzie. Dotknął jej ramienia.

– Łódź George’a jest zacumowana na końcu pomostu.

Możemy tam usiąść i porozmawiać.

Ruszyła posłusznie, choć najchętniej uciekłaby gdzie

oczy poniosą. Nie miała ochoty siedzieć w ten piękny wieczór
na łodzi i omawiać z Michaelem czekającego ich rozwodu. Z
drugiej strony wiedziała jednak, że właśnie po to się spotkali.

Jacht George’a nazywał się „Łowca Marzeń”. Michael

pierwszy wszedł na pokład i odwrócił się, żeby podać jej rękę.
Terri cały czas walczyła z pragnieniem natychmiastowej
ucieczki. Michael nie odzywał się ani słowem. Po prostu stał z
wyciągniętą ręką.

Kiedy znalazła się na pokładzie, łódź ugięła się i

zakołysała łagodnie. Michael cofnął rękę i pochylił się, aby
odsunąć na bok brezentowy pokrowiec okrywający podłużną
ławkę.

– Siądziemy? – zapytał.
Zamiast usiąść, Terri poszła na rufę. W ciemnej wodzie

odbijały się odległe światła Palm Beach. Reflektory
samochodów przejeżdżających przez Royal Park Bridge
załamywały się na falach i układały w tajemnicze, niepokojące
wzory.

Skrzyżowała ramiona na piersiach. Z całych sił broniła

się przed urokiem nocy zaklętym w światłach i mroku, w
znajomym kołysaniu pokładu pod stopami, blasku księżyca i
usianym gwiazdami niebie. Wyczuła raczej, niż usłyszała
kroki zbliżającego się Michaela i ogarnął ją lęk przed tym, co
mogło się stać. Wydawało jej się, że nauczyła się nie kochać
swego męża, ale teraz nie była już tego wcale taka pewna.

Aby nie sprzeniewierzyć się podjętym stanowczym

postanowieniom, zaatakowała Michaela.

background image

– Czy zamierzasz zgodzić się na rozwód?
– Nie.
– Obiecałeś mi.
– Wiem. Ja... Tam, ja...
Terri poczuła łzy wzbierające pod powiekami i zamknęła

oczy. Zanim je otworzyła, Michael zrobił krok do przodu i
objął ją ramieniem. Nie opierała się. Stała przed nim, z rękami
skrzyżowanymi na piersi, i zmagała się ze swoimi
pragnieniami i lękami. Powinna go odepchnąć, krzyknąć, że
nie ma prawa jej dotykać. Ale bardzo potrzebowała pociechy.
Była już tak zmęczona koniecznością podejmowania decyzji,
samotnością, tęsknotą za nim...

Michael wtulił twarz w jej włosy. Wdychał jej zapach,

sycił się jej ciepłem, którego tak bardzo mu brakowało. Przez
rok dryfował bez celu, a teraz miał wrażenie, że wreszcie
znów wie, dokąd zmierza. Znalazł się u siebie, w jedynym
miejscu na świecie, które naprawdę do niego należało.
Wszystko, czego teraz potrzebował, to scalić na powrót ich
małżeństwo. Aby tego dokonać, musiał najpierw ulżyć Terri w
jej cierpieniu; podzielić się z nią tym, czego się dowiedział.
Tym, co odkrył, umierając.

– Już po północy... Jest dwunasty września – szepnął jej

do ucha. – Chciałbym porozmawiać z tobą o Joshu.

Terri nie odpowiedziała, a jej ciała nie opuściło napięcie.

Pochyliła głowę i oparła czoło na jego ramieniu. Michael
poczuł łzy, wsiąkające w koszulę.

– Pamiętam noc, kiedy się urodził – ciągnął. – Choć

wiele rzeczy wydarzyło się wtedy tak nagle i tak szybko.
Pamiętam, jak cię bolało. Miałem ochotę chwycić lekarza za
gardło i potrząsnąć nim, zmusić go, żeby coś zrobił, żeby ci
jakoś pomógł. Okropnie się bałem, że cię stracę.

Wyprostował się. Tak chciałby mieć zdrową rękę, by

móc wziąć ją w ramiona i przytulić z całych sił. Może wtedy

background image

przestałaby się opierać i zawierzyłaby mu naprawdę. Terri nie
poruszyła się.

– A potem na świecie pojawił się Josh. Był

niezadowolony i miauczał jak kot, który wpadł do wiadra z
wodą.

Poczuł, że Terri wstrząsnął dreszcz. Łzy napłynęły mu do

oczu. Dwunasty września na zawsze miał dla niego pozostać
dniem urodzin Josha. Gdy towarzyszył Terri podczas porodu,
nie wiedział jeszcze, co to znaczy mieć syna. Cieszył się tylko,
że oboje, Terri i Josh, są zdrowi.

– Tej nocy nie miałem jeszcze pojęcia, jak bardzo będę

go kochał – szeptał do ucha swej żony. – Ani jak bardzo będę
kochał ciebie za to, że mi go dałaś.

Wziął głęboki oddech. Teraz już nie mógł się zatrzymać.

Musiał powiedzieć Terri wszystko.

– Pamiętam dzień, w którym umarł. Chciał dostać nową

grę wideo, a ja się nie zgodziłem. Powiedziałem mu, że nie
będzie siedział i grał w idiotyczne gry, podczas gdy
żeglujemy. Chyba przez godzinę był niepocieszony i wtedy
zobaczył te skutery wodne. – Nawet teraz, gdy wiedział, że
Joshowi jest dobrze, nie mógł odżałować, że tego ostatniego
dnia nie przytulił go choćby o jeden raz więcej. – Tak żałuję,
że nie powiedziałem mu wtedy, jak bardzo go kocham.

Dopiero teraz ciało Terri przestało stawiać opór. Oparła

ręce na piersi Michaela, a potem przylgnęła do niego mocno,
jakby się bała, że bez niego nie będzie w stanie ustać na
nogach. Michael poczuł ból w klatce piersiowej, ale trzymał ją
mocno.

– Tam... moja słodka Tam...
Miał tak ściśnięte gardło, że z trudem wydobywał słowa.

Zamrugał oczami i spod jego powiek popłynęły łzy.

– Muszę ci to powiedzieć, Tam. Joshowi jest dobrze.

Wiem, że nie możesz tego zrozumieć, ale uwierz mi,

background image

widziałem go i wiem to na pewno. Otacza go miłość i...

– Tak żałuję, że nie mamy jego zdjęć z tego ostatniego

roku – szepnęła łamiącym się głosem. – Kiedy do szkoły
przyszedł fotograf, on akurat przechodził ospę. A potem, gdy
wypływaliśmy w rejs, zapomniałam kupić film do aparatu...

Zaszlochała. Michael milczał. Czuł, że Terri chce mu

powiedzieć coś jeszcze.

– Nie mogę sobie przypomnieć jego twarzy przed

wypadkiem. Nie pamiętam, jak uśmiechał się tego dnia.
Zapamiętałam tylko, jak leżał blady i nieruchomy...

Nie wysunęła się z jego objęć, lecz jedynie cofnęła się

trochę, by popatrzeć mu w oczy. Michael odwzajemnił jej
spojrzenie. W mroku nocy jej błyszczące od łez, szeroko
otwarte oczy były skupione i poważne. Zastanawiał się, czy
Terri zdoła mu zaufać, nawet jeśli go już nie kocha.

Wydała mu się młodsza, bardziej krucha. Wiatr

rozwiewał jej włosy. Fale uderzające o słupy pomostu
kołysały delikatnie jachtem. Odległy warkot silników ucichł i
Michael wstrzymał oddech. To było takie trudne, ale musiał
powiedzieć Terri wszystko do końca, nie wolno mu było
niczego przemilczeć.

– To nie jest nasza wina, że Josh umarł. Żadne z nas nie

mogło go uratować.

Terri wpatrywała się w niego przez chwilę, która

wydawała się trwać wieczność. Potem uniosła rękę i otarła łzy
z jego policzków.

Michael stał nieruchomo. Bał się odezwać i zarazem bał

się tego, co mógł usłyszeć. Nie mógł wpłynąć na to, co się
stanie.

I wtedy Terri go pocałowała.

background image

ROZDZIAŁ 10


Terri zdawała sobie sprawę, że postępuje niemądrze,

wbrew danym sobie obietnicom, ale to nie miało już żadnego
znaczenia. Tak długo była sama w domu pełnym wspomnień i
pamiątek po utraconym dziecku i nieobecnym mężu.
Potrzebowała Michaela. Tylko na tę noc. Na tę jedną, ostatnią
noc. Scałowała łzy Michaela. Potem pocałowała go w usta.
Kiedy odpowiedział na jej pocałunki, rzeczywistość z
wszystkimi jej problemami przestała się liczyć, pozostały
tylko ciepłe, tak dobrze znajome usta jedynego mężczyzny,
którego kiedyś kochała.

– Kochaj się ze mną, Michael. Proszę.
Wypowiedziała te słowa, zanim zdążyła się zastanowić, a

potem było już za późno. Michael natychmiast odpowiedział
na jej prośbę. Jego dłoń pieszczotliwie przesunęła się po jej
policzku, a palce wplotły się we włosy. Pocałował ją w usta,
delikatnie przesunął językiem po wargach spragnionych
dotknięcia jego ust. Terri przeszył dreszcz. Jej oczy wypełniły
się łzami, ale teraz były to zupełnie inne łzy. Łzy ulgi.
Wiedziała, że Michael może sprawić, by zapomniała o całym
świecie, choćby na ten krótki czas, gdy będzie trzymał ją w
ramionach. Umiał sprawić, by się zapamiętała, by skupiła się
tylko na języku ciała, oddała chwilom uniesienia. A ona tak
bardzo chciała się zapamiętać...

Kiedy jego palce przesunęły się lekko po jej piersiach i

sięgnęły do pierwszego guzika białego pielęgniarskiego
fartucha, wydała głośny jęk.

– Szybciej, Michael.
Zsunął fartuch z jej ramion, a usta wędrowały wzdłuż

policzka i szyi. Gdy dotarł do ramienia, Skubnął delikatnie
zębami jej skórę w miejscu, które znało tylko ich dwoje. Ciało
Terri odpowiadało na pieszczoty niemal bez udziału jej woli,

background image

prężąc się i tuląc do ciała Michaela.

A on dziękował w duchu opatrzności za ciemność, za

pustą przystań i późną godzinę. Wiedział jednak, że nawet
gdyby okoliczności były inne, i tak kochałby się z Terri na
pokładzie jachtu, na pomoście, do którego łódź była
przycumowana lub gdziekolwiek indziej. Kochałby się z nią,
bo go o to poprosiła. O coś, czego pragnął najbardziej na
świecie. Chciał jej przypomnieć, jak dobrze może im być
razem. Jak doskonale do siebie pasują. Jak wysoko mogą
wspólnie poszybować.

Kiedy pochylił się, żeby jeszcze raz pocałować jej szyję,

jego żebra zaprotestowały. Nie zwracał jednak uwagi na
przeszywający ból. Całą uwagę skupił w palcach, które
dotarły do atłasowych koronek jej stanika. Tak pragnął
wyłuskać ją z bielizny, wędrować ustami po ciele. Ale
wiedział, że nie powinien się spieszyć. Czekał długo, ale mógł
poczekać jeszcze trochę. Chciał dać Terri to, co najbardziej
lubiła, chciał spotęgować jej rozkosz, odwlekając moment
spełnienia.

Miała wrażliwe usta. Michael wiedział, że uwielbia się

całować, więc nie spieszył się z odsłanianiem jej ciała, lecz
wargami, zębami i językiem pieścił jej usta, ssał i skubał
wargi.

Poczuł dłonie Terri pod koszulą. Jej palce przesuwały się

po jego plecach, bokach i brzuchu. Nie sposób było dłużej
zwlekać.

Rozpiął zapinkę umieszczoną pomiędzy miseczkami

stanika Terri, rozchylił je i nakrył jej piersi dłońmi. Czuł pod
palcami sztywne sutki i drażnił je lekko samymi opuszkami.
Znieruchomiała na chwilę, a potem nagrodziła jego pieszczotę
głębokim westchnieniem. Zacisnęła palce na jego ramionach z
taką siłą, że aż go zabolało. Nic jednak nie mogłoby go
ucieszyć bardziej niż ten ból, dowodzący, że Terri reaguje na

background image

jego pieszczoty tak jak kiedyś.

– Chodź.
Pociągnął ją za sobą z powrotem na dziób i usiadł na

wyściełanym siedzeniu. Terri stanęła między nogami
Michaela. Uniósł głowę i popatrzył jej w oczy. Nawet w
mroku nocy mógł poznać znajomy wyraz twarzy i blask jej
oczu, lekkie rozchylenie warg. Tak wyglądała zawsze, kiedy
chciała się z nim kochać. A nic nie podniecało Michaela
bardziej niż myśl, że jego żona ma ochotę na seks.

Terri pochyliła się ku niemu, wyciągnęła rękę i

przesunęła palcami po włosach Michaela. W tym odtwarzaniu
na nowo gestów namiętności, która ich tak mocno połączyła,
było coś nieopisanie podniecającego.

– Tam... – Błagalny szept ucichł, gdy jego usta zetknęły

się z jędrnymi krągłościami jej piersi, z nabrzmiałymi
pragnieniem sutkami.

Terri była zaskoczona reakcją swego ciała na znajome

dotknięcie. Przepływały przez nią fale gorąca. Zacisnęła palce
na włosach Michaela i przyciągnęła go do siebie mocniej. Nie
zastanawiała się nad tym, co robi. Nie czuła w tej chwili
niczego prócz delikatnej pieszczoty jego warg, wilgotnego
dotknięcia języka. Tak bardzo było jej tego potrzeba.

Kiedy oderwał usta, by przenieść je na drugą pierś,

poruszyła ramionami, zsuwając rozpięty fartuch i stanik. Palce
Michaela sięgnęły do suwaka spódnicy. Terri zrzuciła buty. W
ich ruchach nie było ani śladu niepewności początkujących
kochanków. Poruszali się lekko i pewnie jak w tańcu, który
oboje dobrze znali.

Odsunęła się od niego tylko na chwilę, żeby zsunąć

rajstopy. Potem, nie mając na sobie niczego prócz satynowych
majteczek

z

koronkowym

wykończeniem,

pomogła

Michaelowi wyswobodzić ramiona z rękawów koszuli.

Michael wstał i nie odrywając spojrzenia od Terri,

background image

ściągnął spodnie i slipy. Każdy dobrze znany ruch, każda
pauza tylko potęgowała jej podniecenie. Choć był taki, jakim
go zapamiętała, coś się w nim jednak zmieniło. Był uważny,
jakby tej nocy miało się między nimi wydarzyć coś więcej niż
każdej innej.

Terri nagle przypomniała sobie o istnieniu czasu. O tym,

że mają za sobą jakieś wczoraj i że czeka ich jakieś jutro, ale
odepchnęła od siebie tę myśl. Nie chciała teraz pamiętać o
niczym. Chciała zapomnieć w ramionach Michaela o całym
świecie. Uniosła ręce, by przyciągnąć go do siebie.

Wyswobodził się z jej objęć, by zdjąć wyściełane

siedzenia i rozłożyć je na pokładzie. Terri ułożyła się na
materacu. Kiedy położył się obok niej, przesunęła ręką po jego
piersi. Pod ciepłą skórą, pod silnymi, twardymi mięśniami
wyczuła bicie jego serca.

Michael czuł całym sobą ciepło i gładkość jej ciała.

Pochylił głowę i odnalazł ustami jej usta.

I wtedy zmartwiał w bezruchu.
– O Boże... Tam... nie mogę.
Opadł na plecy i przytulił prawą rękę do piersi. Do oczu

napłynęły mu łzy.

Nie mógł kochać się z Terri. Nie był do tego zdolny. Nie

pozwoliło mu na to własne ciało. Przegrał walkę z
paraliżującym bólem. I nie miało najmniejszego znaczenia to,
że pragnął Terri bardziej niż kiedykolwiek w życiu, bardziej
niż jakikolwiek mężczyzna na świecie pragnął jakiejkolwiek
kobiety. Tak bardzo, że nie umiałby tego wypowiedzieć
słowami. Leżał bezradny na deskach pokładu i starał się
uspokoić oddech na tyle, by móc wydobyć z siebie choćby
słowo.

– Co się stało?
Pochyliła się nad nim. Kruczoczarne włosy tworzyły

zasłonę, za którą skrywała się twarz. Nie widział wyrazu jej

background image

twarzy, ale słyszał niepokój i lęk w jej głosie,
pobrzmiewającym jeszcze podnieceniem, jakie rozbudził w
niej swymi pieszczotami.

Uniósł lewą dłoń i odsunął włosy z jej twarzy.
– Nie mogę, Tam... Moje ramię... myślałem... – W głosie

Michaela słychać było ból. – Tak bardzo cię pragnę, ale...

– Bądź cicho – szepnęła.
Poczuł gorące usta Terri we wnętrzu swej drżącej dłoni.

Potem przytuliła ją do policzka.

– Chodź tutaj – szepnęła i przesunęła się w bok, aby

zrobić mu miejsce na poduszkach.

Michael z wysiłkiem uniósł biodra i ułożył się na

poduszkach. Terri uklękła nad nim, oparła dłonie za jego
ramionami i nakryła go swoim ciałem.

– Teraz lepiej? – spytała.
Ból ustąpił. Michael uniósł rękę i położył delikatnie dłoń

na jej biodrze.

– Tak – odpowiedział. – Przepraszam cię.
– Nie masz za co przepraszać. Przecież to nie twoja wina.

Skoro nie masz siły się ze mną kochać, to ja będę się kochała
z tobą.

Opuściła głowę i pocałowała go w usta. Jej rozchylone

wargi, wilgotne i gorące, wędrowały po jego policzku i szyi.

Kiedy skubnęła pieszczotliwie ustami skórę na jego

piersiach, Michael nie umiał powstrzymać głośnego jęku. Cóż
z tego, że wszystko miało wyglądać inaczej, że zamierzał
kochać się z Terri na wszelkie znane im obojgu sposoby, aby
przypomnieć jej, że potrafi doprowadzić ją do rozkoszy. Nie
mógł tego teraz zrobić. Leżał bezradnie, czuł jej ciepły
oddech, wilgotne usta i język, którym prowadziła z nim
podniecającą go do szaleństwa grę.

Przesunął dłoń wzdłuż jej ciała, po łagodnej krągłości

biodra i gładkim boku, musnął jej pierś i wplótł palce w

background image

jedwabiste pasma włosów.

Przebiegł go dreszcz. Ostatecznie pozostawił decyzję

Terri, a ona doskonale wiedziała, kiedy przestać.

W chwili gdy poczuł, że nie zniesie jej pieszczot ani

przez sekundę dłużej, uniosła głowę.

– Chodź – szepnął.
Przez chwilę trwali nieruchomo, po czym Terri

wyprostowała się i zaczęła się miarowo poruszać. To było
cudowne. Michael zamknął oczy. Pragnął, by trwało to w
nieskończoność, choć zarazem chciał patrzeć na Terri, słuchać
jej przyspieszonego oddechu, dotykać jej gorącego ciała.
Ciągle była jego żoną. Miał ochotę krzyknąć: „Widzisz, jak
dobrze jest nam razem? Jak cudownie może nam być ze
sobą”?

Zacisnął palce na jej biodrach, aby przyciągnąć ją do

siebie bliżej, wejść w nią mocniej i głębiej, aż wreszcie
nadeszła chwila, kiedy przestał już myśleć o czymkolwiek i
czuć cokolwiek. Poddał się całkowicie odwiecznemu rytmowi
miłości.

– Tam.
Michael rozchylił ramiona, a Terri opadła na niego, ale

zaraz osunęła się obok, aby nie sprawić mu bólu. Przekręcił
głowę i całował jej usta, policzki, nos, czoło. Tak wiele miał
jej do powiedzenia. Chciał mówić o tym, że ją kocha, że
zawsze ją kochał, że tęsknił do niej przez ten czas, gdy byli od
siebie daleko, jak nigdy do nikogo na świecie. Chciał jej
wyznać, że nie wyobraża sobie bez niej życia, ale bał się.
Może jest na to jeszcze za wcześnie, może Terri nie będzie
umiała przyjąć jego słów. Na razie musi się zadowolić tym, że
mają znów przy sobie, że są razem.

I że jest szczęśliwy, choć niedawno jeszcze sądził, że już

nigdy nie będzie.

Był szczęśliwy. Tylko tak mógłby określić w tej chwili

background image

swój stan. W głębi serca podziękował aniołowi. To za jego
sprawą znów trzymał Terri w ramionach, a jego życie było
takie jak kiedyś.

Brakowało w nim tylko Josha.
A właśnie dziś wypadała rocznica jego urodzin.
Terri oparła głowę na piersi Michaela. Nie była w stanie

się podnieść, o niczym myśleć. Michael dał jej to, czego
potrzebowała – ulgę, zapomnienie i spokój. Gdyby to mogło
trwać w nieskończoność... Dłoń Michaela przesunęła się po jej
ramieniu i ten lekki ruch sprawił, że przeszły ją ciarki.
Zadrżała lekko.

– Zimno ci? – spytał z troską w głosie.
– Nie.
Przytuliła policzek do jego piersi. Czuła znajomy zapach

jego ciała i było jej z tym dobrze, ale nie miała ochoty na
rozmowę. A zresztą nie było jej zimno. Uniosła spojrzenie na
nocne niebo pełne gwiazd. Nisko nad horyzontem wznosił się
księżyc. Była piękna, pogodna noc. Wiatr przyjemnie chłodził
jej rozgrzane od miłości ciało. Kiedy tik leżała w ramionach
Michaela, gotowa była uwierzyć w to, że mogłaby pokochać
go na nowo i jeszcze raz zacząć wspólne życie. Lęk, który
dręczył ją od chwili, gdy powrócił do domu, stał się czymś
odległym i nieistotnym.

Po maszcie jachtu prześlizgnęło się jaskrawe światło.

Jeszcze przed kilkoma minutami, gdy kochała się z
Michaelem, po pomoście mogłaby przemaszerować orkiestra
wojskowa, a ona nie zauważyłaby tego. Teraz powróciła do
rzeczywistości i jej wyczulone zmysły rejestrowały nawet
światła przejeżdżającego gdzieś w oddali samochodu. Właśnie
chciała podzielić się tą refleksją z Michaelem, gdy smuga
światła po raz kolejny przesunęła się nad ich głowami.

Terri uniosła się na łokciu i wyjrzała ostrożnie za burtę.

Po nabrzeżu szło wolnym krokiem dwóch umundurowanych

background image

strażników.

– Co się dzieje? – spytał Michael.
– Strażnicy patrolują port. Jeśli wejdą na molo, to mogą

nas tu znaleźć.

– Chodź tu do mnie.
Michael przyciągnął ją do siebie. Kiedy już leżała obok

niego, wyciągnął rękę i ściągnął z siedzenia brezentową
płachtę, spod której poprzednio wydobył poduszki. Sztywny
materiał opadł ciężko, a oni znaleźli się w kompletnej
ciemności.

Terri z trudem powstrzymała wybuch śmiechu. Od tak

dawna żyła w nieustannym napięciu, że teraz sama myśl o
tym, że mogliby zostać przyłapani na łodzi nago, jak dwoje
zwariowanych nastolatków, wydawała jej się nieopisanie
komiczna.

Trąciła Michaela łokciem.
– Jak myślisz, czy mogliby nas za to aresztować?
– Niewykluczone. Nie jestem pewny. Wiem za to na

pewno, że gdyby nas zatrzymali i aresztowali, to wystarczy
poprosić George’a, żeby zapłacił za nas kaucję, i natychmiast
wyjdziemy na wolność.

Słyszeli odgłosy kroków po pomoście i niewyraźną

rozmowę. W szczelinie pomiędzy brezentem a pokładem
zarysowała się przez krótką chwilę smuga światła.

Terri wcisnęła twarz w szyję Michaela, by stłumić

chichot, którego nie mogła powstrzymać.

– Cśśś! – Objął ją mocno ramieniem i przycisnął do

siebie.

Przez chwilę całkiem wyraźnie słyszeli głosy strażników,

potem kroki rozległy się na nowo i rozmowa przycichła.

Michael uniósł sztywny brezent i Terri wyjrzała ostrożnie

na zewnątrz. Strażnicy wracali pomostem w kierunku
nabrzeża.

background image

– Wygląda na to, że jesteśmy bezpieczni. Ale tak czy siak

powinniśmy się ubrać.

Pomogła Michaelowi odłożyć brezentową płachtę na bok.
– Zaczekaj jeszcze. – Michael chwycił ją za rękę i

przyciągnął do siebie.

Zgodziła się bez oporu. Wiedziała, że rzeczywistość i tak

dopadnie ją prędzej, niż by tego chciała. Teraz potrzeba jej
było spokoju, a nic nie dawało jej tyle spokoju, co leżenie pod
rozgwieżdżonym niebem u boku Michaela. Spodziewała się,
że coś powie, ale on milczał i patrzył w gwiazdy.
Najwyraźniej tak samo jak ona poddał się magii nocy.

– Dziękuję – odezwała się Terri po dłuższej chwili.
– Za co? Westchnęła.
– Właściwie to sama nie wiem. – Odwróciła się do

Michaela. – Ale czuję się teraz lepiej.

Oparł się na zdrowym ramieniu i pochylił nad nią.
– Nie ma za co. Cała przyjemność po mojej stronie.
Pocałował ją lekko w usta. Odpowiedziała pocałunkiem.

Powolny pocałunek spowodował, że zrobiło jej się gorąco.
Michael przesuwał dłoń po jej ciele. Pieszczota sprawiła, że
jej sutki naprężyły się na powrót.

– Michael.
– Chcę ci dać rozkosz – odpowiedział. – Chcę, żeby ci

było dobrze.

Jego język delikatnie obrysował usta Terri, a potem znów

wśliznął się do ich wnętrza. Michael pieścił wewnętrzną
stronę jej ud, z drażniącą powolnością zbliżając się do
miejsca, gdzie się łączyły.

Pieszczoty Michaela sprawiały, że Terri traciła głowę.

Chciała teraz tylko jednego – poddać się tym pieszczotom i
kochać się z nim tak długo, aż zapomni o wszystkim; chciała
pogrążyć się w przeżywaniu tej jednej chwili.

– Zacznijmy od nowa – szepnął Michael i jednocześnie

background image

wędrował dłonią w górę jej ud. – Uczcijmy rocznicę urodzin
naszego syna.

Terri zamknęła oczy i oddała się mu bez reszty. Nie na

darmo byli przez tyle lat małżeństwem. Michael jak nikt inny
znał jej ciało i potrafił sprawić, by czuła rozkosz.

– Chciałbym, abyśmy mieli dziecko, Tam – szepnął.

Natychmiast poczuł, jak ciało Terri sztywnieje w jego
ramionach. Jej podniecenie w mgnieniu oka przemieniło się w
złość. Nim minęła sekunda, odepchnęła go od siebie i zerwała
się na równe nogi. Podniósł się zaraz za nią.

– Terri?
– Nie dotykaj mnie!
Zaczęła się gorączkowo ubierać, nie bacząc na to, że nie

może znaleźć stanika.

– Tam? Proszę cię, powiedz mi, co się stało? Czy

zrobiłem coś złego?

– Jak śmiesz! – Jej głos był przepełniony gniewem. –

Wracasz po roku i myślisz, że wystarczy, abyśmy się raz
pokochali, a ja o wszystkim zapomnę?! Ze to wszystko, co
stało się w ciągu tego roku, nie ma żadnego znaczenia? Że
możesz się ze mną kochać i...

Z oczu Terri popłynęły łzy. Nieporadnie zapięła kilka

guzików.

– Wydawało mi się, że nie miałaś nic przeciwko temu,

żeby się ze mną kochać – zaoponował.

Stanęła przed nim i spojrzała mu prosto w oczy. W

słabym blasku dobiegającym z odległych budynków Michael
mógł dostrzec ściągnięte gniewem rysy jej twarzy.

– Tak. Chciałam się z tobą kochać tej nocy.

Potrzebowałam kogoś, kto trzymałby mnie w ramionach,
okazał trochę ciepła i czułości. Przez tę jedną noc chciałam
udawać przed sobą, że mam męża i kochanka. Ale ty...

Otarła wierzchem dłoni mokry policzek.

background image

– Czy ty w ogóle rozumiesz, co to jest małżeństwo,

Michael? Czy pojmujesz, co znaczy obietnica, że będziesz z
kimś aż do śmierci? Gdzie byłeś, kiedy cię potrzebowałam?
Ja... – wskazała na siebie – twoja żona. Jedna noc nic nie
znaczy po roku nieobecności. Możesz sobie gadać o
zaczynaniu życia od nowa, o kolejnym dziecku, ale tak
naprawdę nasz problem to nie przyszłość, a przeszłość. A
przeszłości nie da się zmienić.

Michael z ulgą zauważył, że ton Terri złagodniał. Jej

gniew zdawał się słabnąć.

– Nasze życie nigdy nie będzie takie, jak było. Nie

mogłam ocalić Josha i nie mogę przywrócić go do życia. Nie
możemy udawać... – Urwała i spojrzała na niego przerażona. –
Nie biorę pigułek, a ty...

Michael otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Terri

potrząsnęła głową.

– Nic nie mów.
Pozbierała szybko resztę swoich rzeczy leżących jeszcze

na pokładzie i przycisnęła kurczowo do piersi.

– To nie twoje zmartwienie. Nauczyłam się radzić sobie

bez ciebie. O trzeciej mamy się stawić w sądzie. Dałeś mi
słowo. Pamiętaj o tym.

Nim zdążył się zastanowić nad jakąś odpowiedzią,

zostawiła go na pokładzie. Samotnego i nagiego.

background image

ROZDZIAŁ 11


Następnego dnia, kwadrans po dziesiątej, Michael

zajechał wynajętym samochodem na parking przed szpitalem.
Noc spędził na łodzi George’a. Patrzył w gwiazdy i czekał na
powrót anioła. Wzywał niebiosa na pomoc, obiecując oddać
wszystko, co będzie mógł, w zamian za ocalenie małżeństwa.
Nadaremnie. Nic się nie wydarzyło.

Być może coś źle zrozumiał. Próbował przypomnieć

sobie każde słowo anielskiego przekazu, ale teraz nie potrafił
już oddzielić tego, co oznajmił mu anioł, od własnej
interpretacji. O wschodzie słońca, zniechęcony i wyczerpany,
zrezygnował. Pogodził się z myślą, że nie zdoła przekonać
Terri, by mu uwierzyła. Nie pozostawało mu nic innego, niż
szukać pomocy u jedynego człowieka, któremu ufała.

Zaparkował samochód i ruszył przez zalany słońcem

parking w stronę wejścia. Wszedł do chłodnego wnętrza i
zatrzymał się przed recepcją.

– Czy może mi pani powiedzieć, gdzie jest gabinet

psychologa?

Pielęgniarka rzuciła mu krótkie spojrzenie.
– Pokój sto czterdzieści trzy. Musi pan wjechać windą na

pierwsze piętro, a potem iść korytarzem aż do końca.

Po chwili Michael stanął przed pokojem numer 143. Nim

nacisnął klamkę, zapukał.

Zanim wyjaśnił sekretarce, w jakiej sprawie przyszedł,

otwarły się drzwi gabinetu i stanął w nich Tom Sizemore. Na
widok Michaela zrobił zaskoczoną i niepewną minę.

– Proszę do mnie.
Michael wszedł do środka. Tom wskazał mu gestem

krzesło.

– Czy Terri coś się stało? – spytał bez żadnego wstępu.
Wyraźnie wyczuwalna w jego głosie troska natychmiast

background image

wzbudziła podejrzliwość Michaela.

– Terri... – zaczął i urwał.
W pierwszej chwili miał zamiar powiedzieć, że z Terri

wszystko w porządku, aby zamknąć sprawę i uwolnić się od
irytującej ciekawości obcego mężczyzny, ale po wydarzeniach
wczorajszego wieczora nie mógłby tego powiedzieć z
całkowicie czystym sumieniem.

– Nie widzieliśmy się dzisiaj – odparł w końcu – ale

wczoraj wszystko było w porządku.

Nieoczekiwanie powróciło do niego wspomnienie chwili,

gdy zaczęli się kochać. Trwało to zaledwie moment, ale
wystarczyło, by zrobiło mu się gorąco.

Opanował się i popatrzył uważnie na Toma. W wyraźnie

wykraczającym

poza

profesjonalne

zainteresowaniu

psychologa było coś, co sprawiło, że Michael odruchowo
otaksował potencjalnego rywala wzrokiem. Pod względem
fizycznym łączyło ich wyraźne podobieństwo. Obaj mieli
powyżej metra osiemdziesiąt wzrostu i silną budowę ciała.
Michael zerknął na dłoń Toma i zauważył, że psycholog nie
ma obrączki. Kiedy Terri przestała nosić swoją? – przemknęło
mu przez myśl. Czy nie w tym samym czasie, gdy zaczęła
uczęszczać na sesje terapeutyczne do Toma? Michael
uświadomił sobie, że szukanie pomocy u szpitalnego
psychologa mogło przynieść inne efekty, niż się spodziewał.

– Przepraszam. – Tom odezwał się pierwszy. – Nie

chciałem cię urazić. Po prostu trochę mnie zaskoczyła twoja
wizyta i w pierwszej chwili wpadło mi do głowy, że może
mieć jakiś związek z problemami Terri. W czym mogę ci
pomóc? – spytał.

Michael nie miał wielkiego wyboru, ale prawdę mówiąc,

czuł się trochę nieswojo, ponieważ dotychczas to raczej on
udzielał innym rad. Od czasu spotkania z aniołem zaczął
podejrzewać, że w jego podejściu do problemów, wobec

background image

których stanął po śmierci Josha, tkwi jakiś błąd. Być może za
bardzo ufał swojej zdolności do racjonalnej analizy i oceny
sytuacji. Wprawdzie przynosiła mu ona sukcesy zawodowe,
ale nie zawsze sprawdzała się w życiu. Niestety anioł zaledwie
wskazał mu kierunek, w którym należało podążać, a następnie
pozostawił go samemu sobie, zdanego tylko na własne siły.

– Chciałbym porozmawiać o Terri.
Skupiona mina Toma nie zdradzała teraz żadnych uczuć

prócz czysto profesjonalnej troski.

– Czy masz jakiś konkretny problem?
Michael zastanawiał się przez chwilę, od czego zacząć.

Nie było to takie łatwe, jak sobie wyobrażał.

– Znasz Terri – powiedział w końcu. – Wiesz, z czym się

boryka i czego jej potrzeba.

Umilkł. Wiedział z praktyki sądowej, że pauza

znakomicie akcentuje wagę poprzedzającej ją wypowiedzi. A
przy okazji podsyca ciekawość rozmówcy i prowokuje go do
wyrazistszej reakcji na słowa, które po niej następują.

– Chciałbym, żebyś mi poradził, jak mam ratować nasze

małżeństwo.


Terri przekręciła się na bok i spojrzała na zegarek. Wpół

do jedenastej. Westchnęła i schowała głowę pod poduszkę.
Nie powinna była w ogóle się kłaść. Kilka godzin snu w
niczym jej nie pomogło. Przeciwnie, czuła się gorzej, niż
gdyby w ogóle się nie kładła. Wróciły do niej wspomnienia
wczorajszej nocy. No tak... Dobrze wiedziała, dlaczego tak
bardzo pragnęła sennego zapomnienia.

Michael... Josh.
Ostatecznie i nieodwołalnie nadszedł dzień urodzin

Josha. Słońce świeciło tak jak tamtego dnia. Wszyscy wokół
zajęci byli własnymi sprawami i nikt nawet nie zwrócił uwagi
na jeszcze jedno życie, które przez kilka krótkich lat toczyło

background image

się własnym nurtem obok powszechnego zgiełku, i
przedwcześnie zgasło. Było w tym coś, z czym Terri nie
umiała się pogodzić. Świat kręcił się dalej, nawet wtedy, gdy
działo się coś, co sprawiało, że chciało się krzyknąć: Stop!

Dzisiejsza rocznica urodzin Josha będzie się różniła od

wszystkich dotychczasowych. Spotkanie w sądzie miało
położyć kres jej małżeństwu z Michaelem. Przewróciła
poduszkę na drugą stronę, bo zrobiło jej się gorąco.
Dotknięcie chłodnego materiału przyjemnie ostudziło jej
rozpaloną twarz. Gdzieś w głębi serca przez cały ten rok miała
nadzieję, że Michael wróci i pomoże jej. Po wydarzeniach
ostatniej nocy utraciła ją ostatecznie, ponieważ myślał tylko o
tym, żeby wszystko było na powrót takie jak dawniej. Widział
w niej tylko matkę Josha lub swego kolejnego dziecka. Była
dla niego jedynie środkiem do odzyskania przeszłości. Gdyby
potrafiła ocalić Josha...

Nie. To nie miało sensu. Nie da się cofnąć tego, co się

stało. Przeszłości nie można zmienić. A jej potrzebna jest
przyszłość i mężczyzna, który będzie ją kochał, akceptując to,
co się wydarzyło w jej życiu; mężczyzna, który nie będzie jej
winił za to, czego pomimo wszelkich wysiłków nie potrafiła
dokonać; mężczyzna, który nie pozostawi jej samej i nie
odejdzie w chwili, gdy spotka ją klęska.

Ale przecież ostatniej nocy pragnęła Michaela.

Potrzebowała go bardziej niż powietrza. Tak długo żyła w
nieustannej udręce. Michael dał jej to, czego najbardziej było
jej trzeba. Czułość, troskę, rozkosz i zapomnienie o cierpieniu,
z którym sama nie mogła sobie dać rady. A przy tym czuła, że
i ona daje mu to samo. To było cudowne. Była szczęśliwa. Po
raz pierwszy od śmierci Josha była szczęśliwa. To skończyło
się w chwili, kiedy zaproponował, żeby spłodzili dziecko.
Przekreślił tym samym to, co dokonało się między nimi
wcześniej, odebrał jej wszystko, czym ją obdarował. Jak mógł

background image

powiedzieć to tak po prostu? Tak jakby nic się w tym czasie
nie wydarzyło. To był dla niej prawdziwy szok. Tym bardziej
że to przecież Michael lepiej niż ktokolwiek inny na świecie
powinien był ją rozumieć.

A ona? Jak mogła być tak głupia, żeby kochać się z nim

bez zabezpieczenia? Kiedy się na to decydowała, do głowy jej
nie przyszło, że przecież mogą począć dziecko. Jakby fakt, że
jedno straciła, miał już na zawsze uczynić ją niezdolną do
bycia matką.

Terri odsunęła poduszkę na bok. Wolała nie zastanawiać

się dłużej nad tym, co ją czeka. W tej sytuacji nie miała
innego wyjścia, niż ufać, że życie nie okaże się aż tak okrutne,
by obarczać ich odpowiedzialnością za poczęcie nowego
dziecka w chwili, gdy ostatecznie rozpada się ich związek.
Brakło jej sił, by zadręczać się teraz takimi myślami.
Potrzebowała odpoczynku.

A przecież ubiegłej nocy przez krótką chwilę czuła się

przy Michaelu tak szczęśliwa, że zapomniała o tym, iż od
dnia, w którym Josh umarł w jej ramionach, stali się dla siebie
jedynie dwojgiem obcych ludzi.

A dziś jest rocznica jego urodzin.
Odrzuciła kołdrę i wstała z łóżka. Blask słońca wydał jej

się zbyt jaskrawy, a zapach świeżo skoszonej trawy nazbyt
słodki. Szykowanie się do wizyty w sądzie było ostatnią
rzeczą, na jaką miała teraz ochotę.

Początek i koniec. Od tej pory dwunasty września będzie

dla niej rocznicą urodzin Josha, a zarazem... rocznicą dnia, w
którym jej małżeństwo z Michaelem definitywnie dobiegło
końca.


Michael umilkł. Nie miał już nic do dodania.

Opowiedział Tomowi wszystko o wysiłkach, jakie podjął, by
odzyskać miłość Terri i ocalić ich małżeństwo. Pominął

background image

jedynie szczegóły najbardziej osobistej natury. Opowieść o
tym, jak kochali się pierwszy raz od dwóch lat, zachował dla
siebie.

– Jak sądzisz, co powinienem teraz zrobić?
– Myślę, że powinieneś zrobić to, co będzie najlepsze dla

Terri – brzmiała odpowiedź.

– Właśnie próbuję, ale ona...
– Czy jesteś pewny, że wiesz, co jest najlepsze dla Terri?
Michael przez długą chwilę wpatrywał się w milczeniu w

Toma Sizemore’a.

– Czemu wyjechałeś i zostawiłeś ją samą na rok?

Michael westchnął rozczarowany. Nie przyszedł do Toma po
to, żeby dyskutować o sobie i swoich decyzjach. Przyszedł,
żeby porozmawiać o Terri.

– To nie ma w tej chwili żadnego znaczenia. Jestem z

powrotem i chciałbym...

– Owszem. Dla Terri to właśnie ma zasadnicze

znaczenie. Musisz to zrozumieć.

Przez chwilę w gabinecie panowało milczenie.
– Opowiedz mi coś o tych twoich aniołach –

zaproponował Tom.

– Jest tylko jeden anioł. – Michael nie umiał ukryć

irytacji.

Coraz wyraźniej czuł, że źle trafił. Mina Toma

Sizemore’a nie zachęcała do zwierzeń.

– Czy chcesz mi powiedzieć, że uważasz mnie za

wariata? – zapytał po chwili milczenia.

– W praktyce terapeutycznej nie używa się dzisiaj

terminu „wariat” – odparł psycholog tonem, który w żaden
sposób nie pozwalał odgadnąć, jaki jest jego osobisty stosunek
do przeżyć Michaela. – W każdym razie chętnie usłyszę, co
masz na ten temat do powiedzenia.

Tom zerknął na zegarek. Gest, jakim to uczynił, wydał

background image

się Michaelowi wyuczonym elementem postępowania
terapeutycznego.

– Za dwadzieścia minut jestem umówiony na następne

spotkanie.

– Co ma anioł wspólnego z Terri i naszym małżeństwem?

– spytał Michael niezadowolonym tonem.

– Nie wiem. Czy jest jakiś powód, dla którego nie chcesz

ze mną o tym rozmawiać?

Michael zastanawiał się, czy opanowany ton głosu

terapeuty i jego zwyczaj odpowiadania pytaniem na pytanie
sprowokował już któregoś z pacjentów do wymierzenia mu
ciosu w nos. Jako doświadczony prawnik potrafił wyczuć,
kiedy rozmówca stara się wydobyć z niego słowa, które
mogłyby posłużyć jako świadectwo przeciw niemu, i czuł, że
teraz właśnie dzieje się coś takiego. Niewiele obchodziło go,
jaki może mieć do niego stosunek Tom Sizemore. Liczyła się
dla niego tylko Terri i ich małżeństwo, a dla takiego celu był
gotów wiele poświęcić.

– Wiesz o tym – zaczął – że przed kilkoma tygodniami

przeżyłem wypadek na morzu.

Zamilkł. Lepiej będzie, uznał, pominąć pewne szczegóły.

Po co opowiadać o tym, jak przeżył własną śmierć. To nie ma
większego znaczenia dla jego opowieści, a może podważyć jej
wiarygodność w oczach psychologa.

– Od czasu tego wypadku odbywałem spotkania i

rozmowy z aniołem. Ostatnio zdarzyło mi się to trzy dni temu.

– I anioł mówi...
– Czy to istotne?
Michael czuł się jak student prawa egzaminowany przez

wyjątkowo

pedantycznego

profesora.

Co

Tomowi

Sizemore’owi do tego? Cała rozmowa stawała się coraz
bardziej niedorzeczna.

– Anioł powiedział, żebym wrócił, ocalił nasze

background image

małżeństwo i uratował Terri, jeśli już tak bardzo chcesz
wiedzieć.

– Czy anioł wskazał, jak masz to zrobić?
– Nie. Powiedział tylko, że muszę być cierpliwy. Co do

reszty, wygląda na to, że jestem zdany na własne siły.

W tym momencie doznał olśnienia. Anioł nie mówił mu,

że ma ratować małżeństwo. Mówił tylko, że musi ocalić Terri.
Resztę dopowiedział sobie sam...

– Słuchaj, Tom. Nie przyszedłem do ciebie po to, żeby

rozmawiać o aniele i...

Tom przerwał mu gestem ręki.
– Przedstawiłeś mi swój punkt widzenia na to, co ci się

przydarzyło, Michael, ale nie podałeś żadnego wyjaśnienia,
dlaczego tak się stało.

– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Tego rodzaju rzeczy nie dzieją się bez powodu. Zwykle

służą realizacji jakichś nie uświadamianych celów. Nie ulega
wątpliwości, że przeżyłeś bardzo niezwykłe chwile, znalazłeś
się na granicy życia i śmierci. Ale nie każdy, kto znajdzie się
w takim stanie, spotyka anioła, prawda?

– Nie wiem i prawdę mówiąc, niewiele obchodzą mnie

cudze doświadczenia. Chodzi mi o życie moje i Terri. Dlatego
przyszedłem do ciebie po radę.

– Zastanów się, Michael, jaki jest zasadniczy sens rady,

jakiej udzielił ci anioł? Do czego chciał cię nakłonić?

– Powiedziałem ci już. Anioł kazał mi ocalić Terri.
Nie powtarzał już, że anioł kazał mu ratować

małżeństwo. Czuł natomiast, że wolałby skończyć rozmowę,
która zmierzała w zupełnie innym kierunku, niż tego
oczekiwał.

– Wróciłeś do West Palm Beach i okazało się, że twoja

żona chce się z tobą rozwieść. Podświadomie dążyłeś do tego,
żeby za wszelką cenę ją przed tym powstrzymać. W tej

background image

sytuacji twój umysł wynalazł sobie sposób, który pomaga ci
nie akceptować rozpadu małżeństwa. I przy okazji pozwala ci
sięgnąć po wszelkie środki, ponieważ, jak twierdzisz, został ci
on wyznaczony przez siły nadprzyrodzone. – Tom rozparł się
w fotelu i skrzyżował ramiona na piersi. – Nie uważam cię za
wariata, Michael. Myślę, że jesteś równie normalny jak my
wszyscy. Sądzę natomiast, że po wstrząsie, jaki stanowiła dla
ciebie utrata dziecka, nie potrafisz zaakceptować faktu, że
doprowadziłeś do sytuacji, w której tracisz z kolei żonę.

Michael osłupiał. Czy rzeczywiście jest tak, jak twierdzi

Tom? Czy wszystko sprowadza się po prostu do jego
egoistycznego pragnienia utrzymania przy sobie Terri?
Wydawało mu się, że ma ratować małżeństwo po to, żeby
ocalić Terri. Czy teraz ma uznać, że naprawdę chodziło mu
wyłącznie o niego samego?

– Terri przebyła długą i trudną drogę, zanim pogodziła

się z tragedią – podjął Tom. – Za cenę wielkiego wysiłku
zdołała zaakceptować w końcu fakt, że umarło jej dziecko i
porzucił ją mężczyzna, którego kochała.

Tom zmierzył Michaela surowym spojrzeniem.
– Czy przekonałeś ją, żeby zrezygnowała z rozwodu?
Michael zamknął oczy. Uniósł zdrową rękę i potarł

zesztywniały z napięcia kark.

– Nie.
– W takim razie radzę ci, żebyś dobrze przemyślał

motywy, jakimi się kierujesz. Jeżeli naprawdę chodzi ci o
Terri i zależy ci na jej szczęściu, to być może lepiej zrobisz,
jeśli pozwolisz jej pójść swoją drogą.


Rozległ się dzwonek. Terri wytarła ręce w ścierkę i

ruszyła w stronę drzwi. Przechodząc przez salon, wyjrzała
przez okno od frontu. Przed domem stała znajoma dobrze
taksówka. Terri poczuła nieprzyjemny skurcz żołądka. Wzięła

background image

głęboki oddech i otworzyła drzwi. Powitał ją uśmiech Earla.

– Dzień dobry pani. – Taksówkarz zdjął czapkę z głowy i

wręczył Terri dużą, brązową kopertę. – Pan Weldon dał mi to
dla pani.

Skinęła głową. Na nic więcej nie umiała się w tej chwili

zdobyć.

Dopiero gdy ruszył w stronę samochodu, przypomniała

sobie, że należy mu się napiwek.

– Zaczekaj chwileczkę, Earl – poprosiła. – Nie mam przy

sobie...

– Nie trzeba, proszę pani. – Odwrócił się i nałożył

czapkę. – Wszystkiego najlepszego.

Terri stała bez ruchu w drzwiach i patrzyła za

odjeżdżającą taksówką. Kiedy samochód zniknął za rogiem,
rozdarła kopertę i sięgnęła do środka. Wyjęła porozumienie
rozwodowe. Na ostatniej stronie, tuż obok jej podpisu, widniał
czytelny podpis Michaela.

Powinna czuć się szczęśliwa. Przecież tego właśnie

chciała. A jednak nagle poczuła się tak, jakby ziemia usunęła
się jej spod nóg.

background image

ROZDZIAŁ 12


Ich małżeństwo dobiegło końca.
Terri przykucnęła i odgarnęła suche źdźbła trawy

zasłaniające napis na płycie nagrobnej Josha. Nie była już ani
matką, ani żoną. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin,
Josh.

Po załatwieniu formalności w sądzie wróciła do domu,

przebrała się w stare, wygodne szorty, podkoszulek z krótkimi
rękawami i pojechała na cmentarz. Właściwie nie umiałaby
powiedzieć po co, ale na pewno nie po to, żeby rozmawiać z
Joshem. Odwiedzała jego grób, ale nie czuła, żeby znajdowała
się przez to bliżej synka. Fakt, że jego ciało leżało tam właśnie
pod ziemią, nie miał dla niej żadnego znaczenia. Z całego
serca wolałaby wierzyć wraz z Michaelem, że Josh znalazł się
wśród aniołów w niebie. Gdyby tylko mogła to wiedzieć na
pewno...

Usiadła na trawie obok grobu, by w piękne, słoneczne

popołudnie podsumować jakoś kolejny, zamknięty właśnie
rozdział swego życia.

Po tygodniu zamętu, uwieńczonego dramatycznymi

wydarzeniami ostatniej nocy, procedura sądowa wydała jej się
w swej oschłej rzeczowości dziwnie nierealna. W gruncie
rzeczy wszystko odbyło się wyłącznie na papierze. A jednak
to właśnie za sprawą tych krótkich formalności stała się osobą
samotną i wolną. Pozostawało pytanie, co ma począć dalej ze
swym życiem. Jak będzie teraz wyglądało?

Spojrzenie Terri przesunęło się po napisie wykutym na

marmurowym nagrobku. Czasem nie potrafiła zrozumieć, jak
to się wszystko stało. Okres, gdy mogła cieszyć się
małżeństwem, minął jak sen. Radosny, piękny sen, w którym
wszystko zdawało jej się teraz równie cenne i równie nierealne
– brudne pieluchy i wizyty w przedszkolu, poobijane kolana i

background image

mecze baseballowe. I Michael.

Zerwała źdźbło trawy. Gdzieś daleko mężczyźni w

granatowych kombinezonach ładowali na elektryczny wózek
kosiarki. Przypomniały jej się wzory, jakie Michael i Josh
wycinali czasem w słoneczne popołudnia na trawniku przed
domem. Jej mąż, szanowany prawnik i pięcioletni syn gonili z
maszyną do koszenia trawy psa sąsiadów, który warczał,
szczekał i zataczał ciasne kręgi wokół nich, jakby starał się
utrudnić im zadanie. Patrząc na skutki tej zabawy z tarasu,
Terri zastanawiała się, czy jej trawnik będzie jeszcze
kiedykolwiek przypominał inne. A przecież śmiech Michaela i
radosne pokrzykiwanie Josha sprawiały, że jej serce wzbierało
miłością i czułością niemal nie do zniesienia. Właśnie za takie
chwile kochała Michaela najbardziej.

Kochała go cały czas. Nie miało sensu temu zaprzeczać.

Kochała go i wiedziała, że będzie go kochać do końca życia.
Cokolwiek mogłoby się jeszcze zdarzyć.

Podniosła oczy. Daleko za cmentarnym murem, za

odległą kępą drzew zachodziło słońce. Nie miała zamiaru
płakać. Osiągnęła cel – rozwód. Teraz była naprawdę sama i
musiała skupić się na tym, by pokierować swoim życiem
najlepiej, jak to będzie możliwe.

Lekki powiew wiatru przyniósł słodki zapach kwiatów.

Terri odsunęła pasemko włosów, które opadło jej na oczy.
Przypomniała sobie, jak Josh przyniósł jej kiedyś w prezencie
nową odmianę orchidei, którą wybrał dla niej razem z ojcem.
Białe kwiaty pachniały wanilią. Josh nazwał ją orchideą
lodowo-waniliową.

Terri uśmiechnęła się do siebie.

Rozejrzała się, by znaleźć źródło nieoczekiwanego zapachu,
ale wszędzie dookoła widać było tylko plastykowe kwiaty.
Prawdziwe kwiaty natychmiast więdły w bezlitosnym słońcu
Florydy.

Zresztą źródło zapachu nie miało tak naprawdę żadnego

background image

znaczenia. Skądkolwiek pochodził słodki zapach, sprawił jej
nieoczekiwaną przyjemność, jakby wiatr przyniósł go, by jej
przypomnieć, że nie straciła Josha do końca, że na zawsze
pozostanie w jej sercu.

Terri wstała i otrzepała szorty. Słońce chowało się za

drzewami. Wyglądało teraz jak wielka, złota piłka plażowa.
Upał zelżał. W oddali zaczynały wirować strużki wody
rozsiewane przez zraszacze do trawy. Nadchodził wieczór.
Dosyć już tych pytań i wątpliwości. Nadeszła pora, by wracać
do domu i rozpocząć nowe życie.


– Cześć, Emilita. Mówi Terri W... Weldon. – Była tak

przejęta, że ledwo wymówiła własne nazwisko, które na dobrą
sprawę było przecież nazwiskiem Michaela.

– Czy mogę rozmawiać z doktorem Perezem?
– Terri! Jak to dobrze, że dzwonisz. Kiedyśmy się

ostatnio widziały?

Terri potrafiłaby wprawdzie podać dokładną datę,

ponieważ był to ostatni dzień, jaki przepracowała jako
pielęgniarka dziecięca, ale przecież tak naprawdę nie o to
chodziło.

– Bardzo dawno temu – odpowiedziała więc krótko.
– Czy jest doktor Perez?
– Oczywiście. Zaraz go poproszę. Zaczekaj chwileczkę.
Emilita odłożyła słuchawkę. Terri usłyszała radosny i

podniecony głos, jakim oznajmiła doktorowi nowinę, i zrobiło
jej się cieplej na sercu. Dam sobie radę, pomyślała.

W tym samym momencie rozległ się płacz dziecka i

natychmiast poczuła ucisk w żołądku. Czy naprawdę będzie
umiała wrócić do pracy z dziećmi? Musi.

– Terri? – W słuchawce odezwał się znajomy głos z

hiszpańskim akcentem.

Natychmiast się uspokoiła. Doktor Perez kochał dzieci

background image

jak mało kto. Dlatego tak lubiła z nim pracować.

– Dzień dobry, doktorze.
– Jak się masz?
– Dziękuję... dobrze. – Wydobycie głosu z zaciśniętego

gardła wymagało od Terri pewnego wysiłku. – Czy mogłabym
odwiedzić pana w przyszłym tygodniu?

– Oczywiście. Jeżeli wpadniesz w porze obiadu, to

Emilita na pewno przygotuje coś pysznego. Tylko pamiętaj,
żebyś tego dnia od rana nic nie brała do ust, bo inaczej nie
dasz rady zjeść wszystkiego.

Terri uśmiechnęła się do siebie. Emilita była najlepszą

kucharką na świecie, ale zawsze zmuszała ją do jedzenia
ogromnych porcji. Tym razem jednak Terri zależało przede
wszystkim na tym, by porozmawiać w cztery oczy z doktorem
Perezem.

– Właściwie... – Terri urwała, by zebrać siły. Wcale

niełatwo było powiedzieć, o co jej chodzi. – Zastanawiałam
się, czy mogłabym znowu pracować z panem, doktorze... Jeśli
oczywiście potrzeba panu kogoś do pomocy.

– Naturalnie! – Głos doktora Pereza był pełen

entuzjazmu. – Kogoś takiego jak ty zawsze mi potrzeba, Terri.
Powiedziałem ci przecież, że możesz do mnie wrócić w każdej
chwili, gdy tylko będziesz gotowa.

– Myślę, że mogłabym już podjąć pracę z dziećmi, ale

wolałabym zacząć od kilku godzin dziennie.

– Rozumiem, Terri. W takim razie wpadnij do mnie w

przyszłym tygodniu. W każdej chwili będziesz u nas mile
widzianym gościem.

– Dziękuję, doktorze. Jestem panu ogromnie wdzięczna.

Naprawdę jestem szczęśliwa, że...

– Daj spokój, Terri – przerwał jej bezceremonialnie. –

Jesteś doskonałą pielęgniarką i z nas dwojga to raczej ja mogę
mówić o szczęściu z powodu twojego powrotu do pracy. Mam

background image

nadzieję, że będziesz zadowolona i przeniesiesz się do mnie
na stałe. I nie daj się namówić do pozostania w szpitalu, bo nie
mam wątpliwości, że będą cię próbowali zatrzymać. Do
zobaczenia.

– Do zobaczenia. Dziękuję panu, doktorze – powtórzyła.
Była bliska płaczu, tym razem jednak nie ze smutku, ale

z pełnego radości wzruszenia. Tak dobrze było usłyszeć, że
ktoś jej potrzebuje, zwłaszcza teraz, gdy małżeństwo z
Michaelem zostało ostatecznie rozwiązane, a ona szukała
swojego miejsca na ziemi.


Michael pomógł krabowi wydostać się z wodorostów.

Robiło się ciemno i plaża na Singer Island była już niemal
kompletnie pusta. Późnym wieczorem powracali nad morze
wędkarze, by próbować szczęścia, ale o tej porze miał całą
plażę do własnej dyspozycji.

Od dwóch dni był człowiekiem samotnym. Terri odesłała

dokumenty do biura, nie opatrzywszy ich słowem komentarza
czy pożegnania. Michael dokończył umowę, nad którą
pracował od kilku dni, i pojechał nad morze. Jedyna osoba, z
którą chciał dzielić życie, odrzuciła go. Rozwód stał się
faktem, a on musiał nauczyć się żyć sam.

Spojrzał w kierunku oceanu. Daleko nad horyzontem

gromadziły się wielkie, ciężkie chmury. Przez całe popołudnie
Michael zastanawiał się, gdzie tkwił jego błąd. Czy źle
zrozumiał anioła? Przecież wydawało mu się, że wszystko jest
takie oczywiste.

No cóż, w końcu był tylko człowiekiem. Może anioł

pomylił się, wyznaczając go do wykonania tego zadania?
Michael był gotów oddać życie za Terri, ale to w niczym nie
zmieniało faktu, że ona przestała go kochać. Tom Sizemore
miał świętą rację, kiedy powiedział, że powinien pozwolić
swojej żonie pójść własną drogą. Tylko dlaczego słuszne

background image

postępowanie musiało być takie bolesne?

Daleko na północy dostrzegł samotny biały żagiel.
Próbował zorientować się w typie łodzi i rodzaju

ożaglowania, ale znajdowała się zbyt daleko. Przewiesił
związane buty przez ramię, wsunął ręce do kieszeni i ruszył
brzegiem.

Musiał coś źle zrozumieć. Terri wcale go nie

potrzebowała. O trzeciej po południu w rocznicę urodzin
Josha nie stało się nic nadzwyczajnego, życie dalej toczyło się
swoim torem. Nawet on, choć jego świat legł w gruzach, szedł
samotnie po plaży, nie mając pojęcia, co ze sobą począć.

Została mu praca, choć po tym, co przeżył ostatnio,

sporządzanie kontraktów i umów wydawało mu się zajęciem
pozbawionym sensu. Jeszcze przed tygodniem jego jedynym
celem było odzyskanie Terri. To się nie udało. A jednak stał
się kimś innym, niż był kiedyś. Być może zmienił się zbyt
późno. Może gdyby jego przemiana dokonała się wcześniej,
zdołałby przekonać swoją żonę.

Zmierzch zapadał szybko, zatarła się linia horyzontu

oddzielająca ocean i niebo. Na falach kołysały się ledwie
widoczne jachty. Michael pomyślał, że może powinien kupić
łódź i odpłynąć. Zniknąć. Tkwiąc w West Palm, będzie
jedynie pogłębiał własne cierpienia i drażnił swoją obecnością
Terri...

Nieoczekiwanie odkrył, że wszystko widzi. Każde

ziarnko piasku wokół niego zdawało się jarzyć własnym
blaskiem. Czy znalazł się w zasięgu reflektorów jakiegoś
statku? Uniósł głowę. To, co zobaczył, sprawiło, że zaparło
mu dech w piersiach. Po raz kolejny w życiu stanął oko w oko
z aniołem.


Anna złapała Terri, kiedy mijały się w drzwiach.
– Terri. Pani Pelton jest w piątce. Wszystko już jest na

background image

szczęście w porządku, ale prosiła, żebyś do niej zajrzała.

Terri skinęła głową i poszła dalej. Zmartwiło ją

wprawdzie, że pani Pelton trafiła z powrotem do szpitala, ale z
drugiej strony oznaczało to, że przy kolejnym napadzie astmy
staruszka będzie bezpieczna. Pani Pelton należała do grupy
pacjentów, którzy regularnie wracali do szpitala dlatego, że
nie mieli się gdzie podziać, albo – zwyczajnie – dlatego, że
wymagał tego ich stan zdrowia. Większość z nich nie miała w
Palm Beach bliskich i traktowała personel szpitalny niemal jak
własną rodzinę.

Terri, chociaż ledwie trzymała się na nogach po ciężkim

dyżurze, była zadowolona z nawału obowiązków. Dzięki temu
nie pozostało jej zbyt wiele czasu na rozmyślania. Lubiła
swoją pracę. Tu przynajmniej zawsze wiedziała, co ma robić.
Po rozmowie z doktorem Perezem uspokoiła się co do
przyszłości. Wierzyła, że tym razem będzie potrafiła się
zajmować dziećmi, nie myśląc nieustannie o Joshu.

Nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi do pokoju numer 5.
– Dzień dobry, pani Pelton – odezwała się głośno, by jej

głos przedarł się przez monotonny szum sztucznego płuca.

Podeszła do łóżka i dotknęła ramienia staruszki.
– Jak się pani czuje?
Pani Pelton uniosła dłoń i odsunęła maskę z twarzy na

tyle, by móc mówić.

– Jak na mnie, to całkiem nieźle. – Opuściła maskę i

wzięła kilka głębokich oddechów. – Wszystko przez ten upał.
Najgorsze jest takie nieruchome, ciężkie powietrze, kiedy
deszcz wisi w powietrzu, ale jeszcze nie pada. Nie mogłam
złapać tchu.

– Wiem. – Terri przyjaźnie poklepała staruszkę po

ramieniu. – Wszystko będzie dobrze. Musi się pani tylko
odprężyć, brać lekarstwa i cierpliwie poczekać, aż się pani
lepiej poczuje.

background image

– Coś ci przyniosłam.
Terri spojrzała zaskoczona na panią Pelton.
– Pani mi coś przyniosła?
– Prezent. Leży w pudełku na stoliku. – Terri spojrzała na

stolik. – Jesteś dla mnie zawsze taka dobra.

Na stoliku leżało pudełko od butów. W obwiązanej

sznurkiem pokrywce zrobione były dziurki.

– J. D., wiesz, kierowca ambulansu mówił, że nie wolno

mu tego tu przynieść, ale w ogóle nie zamierzałam z nim
dyskutować i w końcu ustąpił.

Terri rozwiązała sznurek i uchyliła pokrywkę. Z pudełka

wyjrzało na nią dwoje okrągłych, szarych oczu. Kotek był cały
szary, z wyjątkiem białej plamki na końcu ogona.

– Och, pani Pelton... – Terri wyjęła kociaka z pudełka i

przytuliła do piersi. – Jest taki słodki, ale ja...

Staruszka wyciągnęła rękę i uścisnęła dłoń Terri.
– Wiem, że jesteś samotna tak jak ja, więc przyniosłam ci

jedno z moich dzieci.


Michael!
Głos był tak donośny, że Michael miał ochotę zatkać

uszy. Czuł, że za moment dowie się czegoś bardzo ważnego i
przerażającego.

Anioł wyciągnął w jego stronę dłoń i świat zniknął mu

sprzed oczu. Zanim zdążył spytać o cokolwiek, wszystko
rozpłynęło się w blasku. Nagle przed oczami Michaela pojawił
się obraz. Wyglądało to tak, jakby naraz znalazł się w kinie.

Pierwszą osobą, jaką ujrzał, była Terri. Wychodziła ze

szpitala, niosąc niewielkie pudełko, takie jak od butów.
Wyglądała inaczej niż zwykle i Michael dopiero po chwili
uświadomił sobie, że nie widzi jej wyraźnie. Jego serce
zaczęło walić jak szalone. Przeczuwał, że stanie się coś złego.
Nie umiałby sprecyzować, skąd brało się przekonanie, że Terri

background image

nie powinna wsiadać do samochodu. Tymczasem Terri
otworzyła drzwiczki, położyła pudełko na przednim siedzeniu,
a sama zajęła miejsce za kierownicą.

– Stój! – Sam nie wiedział, czy to powiedział, czy tylko

pomyślał. Wiedział jedynie, że musi ją zatrzymać. – Terri...

Potem widział wszystko tak, jakby znalazł się obok niej

we wnętrzu samochodu. Rozpoznawał znajome ulice:
Eucalyptus, Loftin, Banyan Boulevard. Czuł, że musi je
zapamiętać.

Czas przyspieszył. Minęło zaledwie kilka sekund, a oni

stanęli przed czerwonymi światłami na skrzyżowaniu Dixie i
Okeechobee Boulevard. Michael w napięciu wpatrywał się w
rozciągający się za szybą widok. Widział znajome wystawy
salonu samochodowego i sklepu z dywanami. Nic
szczególnego się nie działo.

Mieli już za sobą więcej niż połowę drogi do domu.

Michael czuł, jak nieokreślony lęk ściska mu gardło. Próbował
odwrócić się do Terri, odezwać się do niej, ale nie mógł
wydobyć żadnego dźwięku. Był niewidzialny, bezcielesny...
Cokolwiek miało się wydarzyć, nie był w stanie temu
zapobiec.

Światła się zmieniły. Terri ruszyła i wtedy zobaczył.

Ulicą, którą za moment mieli przeciąć, pędził samochód bez
świateł.

– Stój! – Rzucił się całym ciałem, jakby usiłował

dosięgnąć hamulca.

Na próżno. Samochód Terri nabierał rozpędu. Michael

zamknął oczy i czekał na to, co się musiało wydarzyć, ale
obraz zatarł się i zniknął mu sprzed oczu. Znów siedział na
piasku i patrzył w surowe i śmiertelnie poważne oczy anioła.
Smutek widoczny na anielskim obliczu sprawił, że do oczu
Michaela napłynęły łzy.

– Nie pozwól jej umrzeć – odezwał się zdławionym

background image

głosem. – Proszę cię, zabierz mnie, ja...

– Tylko ty możesz ją ocalić – brzmiała odpowiedź.

Michael zrozumiał, że wszystko zależy od niego. Uratuje
Terri, choćby miało go to kosztować życie.

– Jak? Powiedz mi jak! Zrobię wszystko! Powiedz mi, co

mam zrobić?

– Tylko ty możesz ją uratować.
Światłość zaczęła blednąć. Michael zerwał się na równe

nogi.

– Błagam! – krzyknął. – Powiedz, co mam robić! Ale

anioł już zniknął.

Michael wzniósł ręce do nieba.
– A co się stanie, jeśli popełnię jakiś błąd?

background image

ROZDZIAŁ 13


Automatyczne drzwi zasunęły się za nią bezszelestnie.

Terri z ulgą odetchnęła świeżym powietrzem, które za sprawą
nocnej bryzy było chłodne i rześkie. Po wyczerpującym
dyżurze, a rzadko trafiały się inne, zawsze potrzebowała
trochę czasu, żeby dojść do siebie.

Przełożyła pudełko po butach do lewej ręki i sięgnęła do

kieszeni po kluczyki. Idąc przez pusty parking, zastanawiała
się, co ma począć z kotkiem, którego dostała od pani Pelton.

Było oczywiste, że nie mogła go nie przyjąć. Pani Pelton

zadała sobie zbyt wiele trudu, żeby zrobić jej prezent. A poza
tym tak bardzo wzruszyło ją odkrycie, że staruszka rozumie
jej samotność...

Zbliżając się do miejsca, w którym zaparkowała hondę,

wyjęła kluczyki i gdy uniosła głowę, zauważyła Michaela,
który czekał na nią w pobliżu. Jego widok tak ją zaskoczył, że
omal nie upuściła na ziemię pudełka z kotkiem.

– Michael?
– Cześć, Tam.
Michael miał niezbyt pewną minę, jak chłopczyk, który

coś przeskrobał, Terri ogarnęła czułość, za którą natychmiast
skarciła się w duchu.

– Co tu robisz?
Przestali być małżeństwem, a Michael zdawał się nie

przyjmować tego do wiadomości.

– Ja... mhm... przejeżdżałem właśnie obok szpitala i

przyszło mi do głowy, że może chciałabyś, żebym cię
podrzucił do domu.

– Podrzucił do domu? – powtórzyła Terri ze zdumieniem,

nie kryjąc irytacji. Czy Michael nie raczył zauważyć, że
przypieczętowali swoje rozstanie? – To zbyteczne – rzuciła
krótko i niezbyt grzecznie, ruszając przed siebie.

background image

Zastąpił jej drogę.
– Nie złość się, Tam. Ja tylko chciałbym mieć pewność,

że dojedziesz cało i zdrowo do domu.

Tego już było za wiele. Terri oparła rękę na biodrze i

obrzuciła Michaela pogardliwym spojrzeniem.

– Co takiego? Posłuchaj, Michael, od jakiegoś czasu

jeździłam do domu sama i jakoś nie bardzo się tym
przejmowałeś, skoro cię tu nie było.

Nie umiała odmówić sobie ironii. Dość nietypowo –

zareagował na rozwód, przypływem uczuć opiekuńczych.
Szkoda, że tak późno – teraz na nic to się zda.

– Już nie jesteśmy małżeństwem, Michael.
Twarz mu się ściągnęła, ale nie ustąpił z drogi.

Wyprostował się i wyjął ręce z kieszeni. Po raz pierwszy w
życiu wydał jej się groźny. Nie miała pojęcia, o co mu chodzi,
ale nie ulegało wątpliwości, że łatwo się nie podda.

– Posłuchaj, Terri. Możesz mnie pobić, wezwać policję,

próbować rozjechać mnie samochodem, możesz zrobić,
cokolwiek zechcesz. Dzisiaj wieczorem odwiozę cię do domu
– powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.

– Jesteś prawnikiem, Michael. Wiesz, że nie powinieneś

tak postępować. Zdajesz sobie sprawę, że mogę sięgnąć po
środki, które zmuszą cię do tego, żebyś przestał się wtrącać w
moje życie.

Ku jej zaskoczeniu nie próbował się z nią spierać.
– Dobrze. Zrobisz, co zechcesz. Nie mam nic przeciwko

temu, i nie zamierzam się wtrącać w twoje życie. Ale dzisiaj
chciałbym cię odwieźć do domu.

Wystarczyła chwila wahania z jej strony, by przypuścił

kolejny atak.

– Mam dla ciebie propozycję – oznajmił z tym swoim

szelmowskim uśmiechem, któremu nigdy nie umiała się
oprzeć.

background image

Jak zwykle osiągnął zamierzony efekt. Terri myślała już

tylko o tym, czy kiedykolwiek uwolni się spod jego uroku.
Czy Michael zdaje sobie sprawę, że ona go ciągle kocha?
Zapewne tak, w przeciwnym razie trudno byłoby wyjaśnić
jego pewność siebie. A przecież powinien wreszcie
zrozumieć, że należy jej się prawo do własnego życia.

– Jaką propozycję? – spytała podejrzliwie.
Przez chwilę patrzył jej w oczy bez słowa, a potem, jakby

wyczuwając moment, w którym napięcie sięgnęło zenitu,
przedstawił swój pomysł.

– Jeżeli zgadnę, co masz w tym pudełku, pozwolisz się

odwieźć do domu. Jeśli nie, zrobisz, co zechcesz.

Przyjrzała mu się uważnie. Wydawał się zdenerwowany.

Nie rozumiała, o co mu chodzi.

– No dobrze, a co się stanie, jeśli przyjmę twoją

propozycję i przegram?

– Pożegnamy się na progu domu. – Uniósł rękę. – Słowo

honoru. To jak, Tam, zgadzasz się?

Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Zachowywał się

dziwnie i był naprawdę przejęty. Trudno było sobie
wyobrazić, żeby wszystko to było jedynie grą mającą zburzyć
spokój jej ducha.

Z drugiej strony, pomyślała, szanse, że Michael

odgadnie, co kryje pudełko, są niewielkie. Jeżeli mu się nie
uda, może zdoła wyjaśnić przyczyny jego dziwnego
postępowania.

– No dobrze, zgaduj. Ale tylko raz – zastrzegła.

Uśmiechnął się porozumiewawczo i Terri poczuła, że jej
własne usta mimowolnie rozchylają się w odpowiedzi na ten
uśmiech.

Michael spoważniał. Wbił wzrok w pudło po butach.

Miał tak przejętą minę, jakby od właściwej odpowiedzi
zależało jego życie. Terri zrobiło się go żal. Niewiele

background image

brakowało, a podpowiedziałaby mu, co jest w pudełku.

Na szczęście pohamowała się. Podjęła pewne decyzje i

już nie było odwrotu. Nie może zejść z raz obranej drogi.

– No, Michael... – odezwała się najmniej zachęcającym

tonem, na jaki umiała się zdobyć.

– Zaraz, zaraz, to nie taka prosta sprawa – zaprotestował.
Oderwał wzrok od pudełka i spojrzał jej w oczy.
– To jest... to jest... – zaczął z tajemniczą miną.
W tym momencie z wnętrza pudła dobiegł szelest

papierów, a zaraz potem rozległo się miauknięcie.

– Kot! – oświadczył Michael z tryumfalnym uśmiechem.
Najwyraźniej był bardzo z siebie zadowolony. Terri

wręcz przeciwnie. Przez cały wieczór kotek siedział cicho jak
trusia. Dopiero teraz nieoczekiwanie dał głośno znać o swojej
obecności.

– To nie jest uczciwe – zaprotestowała. – I w ogóle to bez

sensu. Jeżeli zależy ci na tym, żeby wiedzieć, czy dojechałam
cało i zdrowo do domu, to pojedź za mną swoim
samochodem.

Ruszyła przed siebie, usiłując go minąć.
– Tam – Michael wyciągnął rękę i zatrzymał ją – pozwól,

żebym cię dziś odwiózł. Nigdy więcej nie będę cię już o nic
prosił. Jeżeli kiedykolwiek mnie kochałaś, zrób to w imię tej
miłości, która nas łączyła.

Jeżeli kiedykolwiek go kochała... Nigdy go nie przestała

kochać i czasem odnosiła wrażenie, że on doskonale o tym
wie. Teraz też nie potrafiła mu odmówić.

– Powiedz mi, o co ci chodzi. Dlaczego to jest dla ciebie

takie ważne? – Zrobił tak nieszczęśliwą minę, że
zaryzykowała odpowiedź za niego: – To znowu ten twój
anioł?

– Tak. – Palce Michaela zacisnęły się na jej ramieniu. –

Proszę cię, Tam, spełnij jeszcze tę moją ostatnią prośbę. To

background image

dla mnie bardzo ważne. Potem zniknę z twego życia, obiecuję.

Pokręciła głową i westchnęła z głębi serca. Tego przecież

chciała – żeby zniknął z jej życia. Tylko dlaczego, kiedy sam
o tym mówił, odczuwała nieoczekiwany ból?

– No dobrze.
Michael rozluźnił uścisk, ale jego twarzy nie opuściło

napięcie.

– Dziękuję, Tam. Wsiadaj.
– O, nie. Nie mam zamiaru wracać tu jutro po samochód.

Skoro już mamy jechać razem, to jedziemy moim.

– Dobrze – zgodził się bez wahania.
Wręczyła Michaelowi kluczyki do wozu i pudełko.

Starała się przy tym nie patrzeć mu w oczy.

– Masz. Ponoś trochę swojego wspólnika. I pamiętaj,

jeżeli nie odejdziesz natychmiast, kiedy dojedziemy do domu,
wezwę policję.

Wsiedli do samochodu, Michael starannie ulokował

pudło z kotkiem na podłodze za siedzeniem kierowcy. Zanim
zapalił silnik, poczekał, aż Terri zapnie pasy. Poprosił ją, żeby
się upewniła, czy zamknęła drzwi. Nim wyjechali z parkingu,
kilkakrotnie sprawdził hamulce, a następnie przez cały czas
jechał z mniejszą prędkością, niż zezwalały przepisy.

Terri miała szczerą ochotę odebrać mu kierownicę.

Doszła do wniosku, że tylko rozmowa pozwoli jej zapomnieć
o irytacji.

– Co u ciebie słychać?
– Wszystko w porządku – odparł, nie odrywając wzroku

od pustej jezdni.

– A twoje ramię?
– Coraz lepiej. Spróbowała z innej beczki.
– Podjąłeś jakieś decyzje na przyszłość? Masz zamiar

zostać w West Palm?

Minęli dwie przecznice, nim odpowiedział.

background image

– Prawdę mówiąc, nie zastanawiałem się jeszcze nad

tym.

– Nie zastanawiałeś się nad tym, co zamierzasz zrobić? A

co z twoimi rzeczami? Kiedy masz zamiar...

– Czy moglibyśmy nie rozmawiać o tym w tej chwili? –

przerwał jej bezceremonialnie. – Muszę uważać na to, co się
dzieje na jezdni.

Terri dała za wygraną. Dochodziła północ i na drodze

było pusto. Nie pojmowała ani nagłego zainteresowania
Michaela kierowaniem, ani jego wyjątkowej powagi, ale jego
zachowanie w końcu ją zniechęciło.

Michael czuł, że pot spływa mu po karku. Wilgotne ręce

zaczęły się ślizgać po kierownicy. Kiedy przejeżdżali Banyon
Boulevard, zerknął na Terri, by się upewnić, że ma zapięte
pasy. Dam sobie radę, powtórzył w duchu i skierował wzrok z
powrotem na jezdnię. Przez chwilę odniósł wrażenie, że obraz
za szybą faluje, jakby wizja, którą przeżył na plaży, nakładała
się na rzeczywistość.

Zbliżali się do skrzyżowania z Okeechobee Boulevard.

Serce Michaela biło równym, ciężkim rytmem. Najchętniej
zatrzymałby samochód i chwycił Terri w ramiona, a jeszcze
przedtem skręciłby w prawo lub w lewo, byle tylko ominąć
feralne skrzyżowanie. Czuł, że nie może tego zrobić. Ich
przeznaczeniem było przejechać przez to miejsce, a jego
zadaniem było zrobić to tak, żeby Terri przeżyła.

Na skrzyżowaniu zapaliło się czerwone światło. Michael

zatrzymał samochód. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak
w wizji, którą miał na plaży – po jednej stronie salon
samochodowy, po drugiej sklep z dywanami, z wielkim
ogłoszeniem o wyprzedaży. Jedyna różnica polegała na tym,
że teraz mógł się swobodnie rozglądać. Odwrócił głowę i
spojrzał w lewo. Naprzeciw nich, po drugiej stronie
skrzyżowania stały na dwóch pasach trzy samochody. Jeszcze

background image

raz zerknął na Terri. Nieoczekiwanie dla samego siebie poczuł
ulgę. Cokolwiek miało się zdarzyć, tym razem siedział w
samochodzie obok niej. Jego ręce spoczywały na kierownicy,
stopy opierały się na pedałach. Mógł zrobić wszystko, co
będzie trzeba, żeby uniknąć wypadku. Terri nic się nie stanie.
Za sprawą anioła znalazł się na swoim miejscu. Zapaliło się
zielone światło. Michael czekał.

– Michael?
Słyszał głos Terri, ale nie spojrzał na nią. Tak jak w wizji

na plaży, ujrzał jadący w poprzek ich drogi samochód z
wyłączonymi światłami. Gdyby ruszyli, wpadłby na nich.
Nacisnął klakson. Za późno. Nie oświetlony oldsmobile
uderzył w bok ruszającego z przeciwka czerwonego forda.
Rozległ się huk. Ford wpadł na samochód jadący sąsiednim
pasem i znieruchomiał. Z otwartych przednich drzwi wypadł
mężczyzna.

– O Boże! – Terri w mgnieniu oka rozpięła pas. –

Michael, w bagażniku jest apteczka!

Wyskoczyła z samochodu. Michael zgasił silnik i włączył

światła awaryjne. Odetchnął z ulgą. Wiedział, że to
idiotyczne, ale w tej chwili myślał tylko o tym, że już jest po
wszystkim. Terri była cała i zdrowa. Chciał zmówić krótką
modlitwę dziękczynną, ale odłożył to na później. Wyskoczył z
samochodu.

Spod rozbitej maski oldsmobile’a buchała para,

spomiędzy kół płynęła woda z rozbitej chłodnicy. Kierowca
stał obok z ogłupiałą miną. Najwyraźniej, o dziwo, nic mu się
nie stało. Terri przykucnęła już przy leżącym na jezdni
kierowcy forda.

Kiedy Michael wyjął apteczkę i ruszył w jej stronę,

unosiła lekko głowę mężczyzny. Z rany na czole obficie
płynęła krew. Szeroko otwarte oczy miały zupełnie
nieprzytomny wyraz. Ranny najwyraźniej był w szoku.

background image

Michael kucnął obok Terri i podał jej apteczkę. Błyskawicznie
wyjęła wodę utlenioną, opatrunek i bandaż. Wprawnymi
ruchami zdezynfekowała ranę na czole, a potem przyłożyła
opatrunek.

– Czy boli pana coś prócz głowy?
– Plecy. Ja... – Mężczyzna z trudem sięgnął ręką w

kierunku pleców.

– Niech pan się nie rusza. Zaraz przyjedzie karetka. Obok

nich zatrzymało się już kilka samochodów. Ktoś wezwał
pogotowie przez telefon komórkowy.

– Już jadą! – rzucił. – Czy mam jeszcze dokądś

zadzwonić?

W tym samym momencie rozległ się przeraźliwy kobiecy

krzyk.

– Moje dziecko! Ratujcie moje dziecko!
Michael napotkał wzrok Terri. Miał wrażenie, że czas

stanął w miejscu. W powietrzu wciąż wibrował krzyk kobiety.
Terri pociągnęła za rękę stojącego obok mężczyznę.

– Niech pan to trzyma. – Położyła jego dłoń na tamponie

tamującym upływ krwi. – I niech pan mu nie pozwoli
wstawać. Może mieć uraz kręgosłupa. Podniosła się.

– Chodź ze mną, Michael.
Wstał posłusznie i bez słowa poszedł za nią. Nie

zauważyli wcześniej, że tylne drzwi forda także były otwarte.
Obok, na jezdni leżało drobne ciało. Chłopiec mógł mieć
jakieś sześć, może siedem lat, ocenił Michael. Kiedy podeszli
bliżej, przykucnięta obok dziecka kobieta zerwała się na
równe nogi i chwyciła Terri za rękę.

– Niech mu pani pomoże! Niech pani coś zrobi... Tommy

nie oddycha. Niech go pani ratuje! On nie...

– Wszystko będzie dobrze – odpowiedziała Terri, ale jej

głos zabrzmiał dziwnie głucho. – Proszę się uspokoić. Jestem
pielęgniarką.

background image

Michael patrzył na nią, gdy przyklękła obok dziecka.

Najpierw sięgnęła ręką do tętnicy szyjnej, by sprawdzić puls.
Potem pochyliła się niżej i przysunęła ucho do ust chłopca.
Poruszała się powoli, jakby musiała przezwyciężać jakiś
niewidzialny opór.

I wtedy Michael nagle wszystko zrozumiał. W końcu

pojął, o co chodziło aniołowi, gdy mówił: „Tylko ty możesz ją
uratować”. Terri była sparaliżowana bólem i lękiem. Na nowo
przeżywała śmierć Josha i klęskę, jaką poniosła, bezskutecznie
próbując go ratować. Cierpienie i strach sprawiały, że jej
umiejętności zawodowe niewiele znaczyły. Michael
uświadomił sobie, że teraz dopiero miał uratować Terri –
przed poczuciem bezsilności, przed ostateczną utratą wiary we
własne siły.

Mimowolnie wzniósł oczy do nieba. Na miłość boską,

chciał wykrzyknąć, przecież nie jestem lekarzem, tylko
prawnikiem. Przeniósł wzrok na dziecko. Chłopiec miał
zadrapane czoło, widocznie uderzył głową o jezdnię. Był
blady jak płótno. Nie oddychał. Wokół ust tworzyła się sinawa
obwódka.

Michael gorączkowo usiłował sobie przypomnieć

podstawowe informacje z zakresu pierwszej pomocy.
Wiedział, że nie wolno mu prosić Terri o radę, wiedział, że nie
może nawet na nią spojrzeć. Nie mógł zrobić niczego, co
pogłębiłoby w niej poczucie winy.

Odchylił głowę dziecka i rozchylił mu usta. Złożył dłonie

na szczuplutkiej klatce piersiowej i zaczął miarowo uciskać.
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć... Teraz oddech. Pochylił się,
nabrał powietrza w płuca, objął ustami usta chłopca i zatkał
mu nos. Wdychając powietrze zastanawiał się, ile może się go
pomieścić w maleńkich płucach. Kiedy doszedł do wniosku,
że wystarczy, wyprostował się i zaczął na nowo uciskać
mostek. Raz, dwa, trzy...

background image

Terri siedziała bez ruchu i patrzyła na Michaela. Była jak

sparaliżowana. Gdzieś z daleka dobiegał ją kobiecy głos:
Błagam cię, ratuj moje dziecko. Nie umiałaby powiedzieć, kto
to mówił. Klęcząca obok kobieta? Ona sama? Dlaczego nie
może się ruszyć? Co się z nią dzieje?

Josh. Josh był... Nie umiałam go uratować.
Nie. To nie był Josh.
Patrzyła, jak Michael uciska równomiernie klatkę

piersiową chłopca i pochyla się nad nim, próbując ożywić go
własnym oddechem. Widziała to już w życiu setki razy, w
szkole dla pielęgniarek i w szpitalu. Widziała to w dniu, w
którym umarł Josh. Nagle ocknęła się i uświadomiła sobie, że
Michael nie prowadzi akcji reanimacyjnej jak należy. Uciskał
za nisko. Masaż serca u dziecka powinien wyglądać inaczej.

– To nie tak się robi, Michael.
Nie była pewna, czy wypowiedziała to na głos, czy tylko

pomyślała, ponieważ Michael nie zareagował na jej słowa. A
jednak dzięki nim zdołała przełamać wewnętrzną blokadę.
Odzyskała zdolność ruchów.

– Trzeba uciskać wyżej – powiedziała i odepchnęła jego

ręce.

Pochyliła się nad chłopcem i oparła dolną część dłoni

dokładnie nad mostkiem. Gdzieś w oddali rozległa się syrena
ambulansu. Terri odzyskała spokój i miarowo, precyzyjnie
uciskała klatkę piersiową leżącego przed nią dziecka.
Zapomniała o Michaelu. Zapomniała nawet o Joshu. Skupiła
się całkowicie na swoim pacjencie.

– No, zacznij oddychać – szepnęła. – Nie leń się, mały.

Zostań z nami. Niech pani coś do niego mówi – poleciła matce
chłopca.

Dławiąc się od łez, kobieta położyła dłoń na czole syna.
– Tommy? Tommy, jestem tu z tobą. Zacznij oddychać.

Zrób to dla mnie. Proszę cię, synku... – Głos jej się załamał,

background image

ale przezwyciężyła szloch i zaczęła od nowa: – Oddychaj,
kochanie. No proszę cię... wiem, że ci się uda.

Raz, dwa, trzy, cztery, pięć... Terri pracowała jak

automat. Nie myślała o niczym. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć...
Patrzyła w zamknięte oczy dziecka i całą siłą woli wzywała je,
by zaczęło oddychać. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć... Zacznij
oddychać.

Była zlana potem i z trudem łapała powietrze, ale nie

przestawała równomiernie uciskać drobnej klatki piersiowej.
Matka chłopca zamilkła i bezradnie szlochała. Terri nie
zamierzała oddać tego dziecka bez walki.

– Oddychaj! – krzyknęła. – Zacznij że oddychać,

Tommy!

Nagle chłopiec zakaszlał. Drobne ciało naprężyło się z

wysiłku. Terri przerwała masaż serca. Tommy zaczerpnął tchu
i otworzył oczy. Był zdezorientowany i przerażony, ale ponad
wszelką wątpliwość żywy.

– Tommy! – Matka rzuciła się na chłopca i obsypała

pocałunkami. – Nie bój się, kochanie, wszystko będzie dobrze.
Jestem tu z tobą.

– Michael, uważaj, żeby dziecko leżało spokojnie, dopóki

nie obejrzy go lekarz – poleciła Terri. – Może mieć uraz
kręgosłupa.

Terri wstała i ruszyła w kierunku nadjeżdżającego

ambulansu. Samochód stanął. Terri poznała znajomych
sanitariuszy.

– Chodź tu z noszami, J. D.! – zawołała.
Michael patrzył na Terri, która z całym profesjonalizmem

uczestniczyła w akcji ratunkowej. Wreszcie wszystko
zrozumiał w pełni. Jego zadanie nie polegało na tym, żeby
uratować jej życie. Miał być przy niej wtedy, gdy będzie go
potrzebowała, kiedy po raz kolejny będzie walczyła o życie
dziecka.

background image

Pielęgniarze z Tommym ruszyli w kierunku ambulansu, a

idąca za nimi Terri zatrzymała się na chwilę obok Michaela.

– Znakomicie się spisałaś – powiedział i delikatnie otarł

wierzchem dłoni łzy z jej policzków.

Niewiele myśląc, pochylił się nad nią i pocałował ją w

usta. Potem ją objął i mocno do siebie przyciągnął.

– Znakomicie się spisałaś – powtórzył. Odwzajemniła

jego uścisk.

– To dzięki tobie się nam udało, Michael. – Odsunęła się

nieco, by spojrzeć na niego i w jej oczach zalśniły łzy. –
Dziękuję ci.

– Nie ma sprawy, maleńka – odezwał się niedbałym

tonem.

Nie miał zamiaru okazywać wzruszenia, zresztą nie

umiałby go chyba wyrazić. Kochał Terri nad życie i czuł się
niewymownie szczęśliwy, że wszystko się udało. Była
ocalona. Niewiele myśląc, pocałował ją jeszcze raz. Boże, jak
dawno już nie miał takiego szampańskiego nastroju.

– Jedziesz z nami, Terri? – odezwał się J. D.
– Tak. – Terri wysunęła się z objęć Michaela. – Odwiozę

go do szpitala. Dopiero wtedy będę miała naprawdę spokojne
sumienie.

– Jasne.
Kiedy patrzył w ślad za nią, przypomniał sobie słowa

psychologa „Być może lepiej zrobisz, jeśli pozwolisz jej pójść
własną drogą”. Choć przez chwilę jeszcze raz czuli wspólną
radość i szczęście, Michael wiedział, że zbliża się chwila
rozstania.

Terri wsiadła do ambulansu i zajęła miejsce obok

chłopca. Nałożyła mu na usta maskę tlenową i pogłaskała po
głowie.

– Wszystko będzie dobrze, Tommy. Niczym się nie

martw. Mama siedzi z przodu, obok kierowcy. Będzie z tobą

background image

w szpitalu.

Chłopiec mrugnął oczami. Był jeszcze wystraszony, ale

spokojny głos Terri wyraźnie dodał mu otuchy.

– Boli mnie głowa – pisnął spod maski.
– Wiem, kochanie. Zabierzemy cię do doktora i on się

tobą zajmie. – Wzięła chłopca za rękę. – Trzymaj mnie, a
kiedy cię zaboli głowa, ściśnij, dobrze?

Kierowca zapalił silnik. Terri czuła, że spadł jej wielki

ciężar z serca. Wciąż jeszcze nie było wiadomo dokładnie,
jaki jest stan chłopca, ale chyba nic poważnego mu się nie
stało. Można było przynajmniej mieć taką nadzieję, a Terri
dobrze wiedziała, jak wiele znaczy nadzieja dla serca matki.

Nadzieja. A na co ona sama może mieć jeszcze nadzieję

w życiu? Podniosła wzrok i wyjrzała przez okno. Michael stał
pośród przypadkowych świadków wypadku i gapiów z jej
apteczką w ręku. Czerwona poświata rzucana przez lampę z
dachu ambulansu nadawała jego twarzy niesamowity,
tajemniczy wyraz.

Ich spojrzenia się spotkały i wtedy zdarzyło się coś

bardzo dziwnego. Światło otaczające Michaela zaczęło się
zmieniać i rozjaśniać. W sercu Terri rozległy się nie
wypowiedziane słowa: Michael... kocham cię.

Terri wytężyła wzrok. Światło stawało się coraz

jaśniejsze... już nie było czerwone, lecz białe. Nieco ponad i
za Michaelem pojawiła się świetlista sylwetka. Terri
wstrzymała oddech. Widziała anioła, dokładnie takiego, jak
opisał go Michael. Jaśniejący, piękny i zarazem groźny.

Terri siedziała bez ruchu, gdy wszechwiedzące i pełne

miłości spojrzenie przesuwało się po najmroczniejszych
zakamarkach jej duszy. Poczuła, że opuszcza ją wszelki lęk i
napięcie; że coś w niej otwiera się i rozkwita jak kwiat w
promieniach słońca. Zrozumiała, że oto otrzymała odpowiedź
na swoje pytanie o nadzieję.

background image

Najwyraźniej nikt prócz niej nie widział anielskiej

postaci. Nawet Michael niczego nie zauważył. Oto twój anioł,
Michael! – miała ochotę zawołać. Nie widzisz? Z oczu Terri
popłynęły łzy radości. Miała chęć śmiać się lub krzyczeć,
zrobić coś, ale nie była w stanie oderwać oczu od
wspaniałego, nieziemskiego zjawiska, górującego nad postacią
mężczyzny... którego kochała.

W tej samej chwili uświadomiła sobie, że czuje dobrze

znajomy zapach. Zapach wanilii. Nieziemskie światło sięgnęło
dalej i Terri zobaczyła trzymające anioła za rękę dziecko.
Josh.

Jest wśród aniołów.
Nim Terri zdążyła cokolwiek zrobić lub powiedzieć, do

ambulansu wskoczył drugi pielęgniarz, Bob. Zatrzasnął drzwi.
Kierowca włączył syrenę i ruszyli w kierunku szpitala.

background image

ROZDZIAŁ 14


Michael odstawił samochód Terri na szpitalny parking.

Nastrój euforii, w jaki wpadł, odkąd Tommy odzyskał
przytomność, szybko zaczął mijać. Zrobił, co do niego
należało. Uratował Terri przed tragicznym doświadczeniem,
jakim byłaby dla niej własna bezradność wobec śmierci
kolejnego dziecka.

Pozostawało pytanie, co dalej?
Sięgnął za siedzenie i wydobył pudło z kotkiem. Wysiadł

z samochodu i ruszył w kierunku wejścia. Coś się skończyło.
Już nigdy anielskie ostrzeżenie nie pozwoli mu uczestniczyć
w życiu Terri. A ona sama bardzo wyraźnie dała mu do
zrozumienia, że nie życzy sobie, by byli razem. Radość ze
wspólnego sukcesu minęła, a jej miejsce zajął smutek.

Niech to diabli. Michael poczuł ból w klatce piersiowej i

wiedział, że tym razem nie ma on nic wspólnego z jego
obrażeniami. Nigdy nie przestał kochać Terri. Co miał teraz
począć ze swoją miłością?

Owszem, został w jej oczach bohaterem. Pomógł jej

ocalić dziecko. Ale co z tego? Ich związek się skończył, raz na
zawsze, ostatecznie i nieodwołalnie.

Co miał dalej zrobić ze swoim życiem, w którym nie

będzie już Terri?

Twoje szczęście nie jest najważniejsze, upomniał się w

duchu. Uśmiechnij się do Terri, oddaj jej kotka, pocałuj ją na
do widzenia i zabieraj się raz na zawsze z jej życia, zanim
miłość powali cię na kolana i każe błagać, by zechciała dać ci
jeszcze jedną szansę.


W godzinę później Terri znalazła Michaela w poczekalni.

Stojąc w drzwiach, patrzyła, jak usiłuje nakłonić kotka do
picia mleka, które nalał do czystej popielniczki.

background image

Czekał na nią, choć przez kilka ostatnich tygodni robiła,

co mogła, by go odtrącić. Wyrzuciła go z domu, rozwiodła się
z nim, groziła, że wezwie policję, jeśli nie da jej spokoju, a on
czuwał nad nią, nie zostawił jej własnemu losowi i w
krytycznym momencie był obok niej.

W sercu Terri wezbrała miłość. Michael tak bardzo się

zmienił, a jednak pozostał jedynym mężczyzną, jakiego
kochała. Jedynym, którego zawsze będzie kochać.

Wstał, kiedy tylko ją zobaczył. Terri nie zastanawiała się

nad tym, co robi. Podeszła prosto do niego i rzuciła mu się w
ramiona. Objął ją i przytulił. Tak mocno, że ledwo mogła
oddychać. Wtulił twarz w jej włosy i stał tak bez ruchu.

– Rozmawiałam przed chwilą z matką Tommy’ego –

powiedziała. – Ma parę sińców i zostanie w szpitalu na noc
pod obserwacją, ale lekarz powiedział, że wszystko będzie
dobrze.

– Chwała Bogu.
Michael wdychał chciwie zapach jej włosów. Zapach, z

którym wiązało się tyle wspomnień, tyle szczęścia. Wiedział,
że powinien wypuścić ją z ramion i odejść, ale tak trudno było
mu się na to zdobyć. Tak bardzo pragnął się z nią kochać.
Jeszcze ten jeden, ostatni raz wspólnie przeżyć chwile
miłosnego upojenia, zatracić się, zapomnieć o otaczającym
świecie.

Nie będzie mu to jednak dane. Trudno. Trzeba odejść.

Jeszcze tylko powie Terri to, co od dawna leżało mu na sercu,
i odejdzie. Rozluźnił uścisk i delikatnie ujął jej twarz w
dłonie. Nie umiał sobie odmówić muśnięcia ustami jej warg,
ale zaraz potem cofnął głowę i spojrzał jej w oczy.

– Muszę ci coś powiedzieć. O Joshu.
– Co chcesz mi powiedzieć o Joshu? – spytała.
Pogodny uśmiech Terri był dla Michaela prawdziwym

zaskoczeniem. Nie bardzo wiedział, jak zacząć. Oczekiwał po

background image

niej niechęci i niewiary, a tymczasem Terri wyglądała tak,
jakby z góry wiedziała, co powie, i jakby była gotowa
uwierzyć w każde jego słowo. Dopiero teraz uświadomił
sobie, że od bardzo dawna widywał w jej oczach wyłącznie
smutek i gniew.

– Jesteś wspaniałą pielęgniarką, Tam. Dowiodłaś tego

dzisiejszej nocy i każdej innej nocy, którą spędziłaś w pracy. –
Urwał i sięgnął, by wsunąć Terri za ucho kosmyk włosów,
który opadł jej na oczy. – Byłaś cudowną matką.

Uśmiech zniknął z twarzy Terri, ale nadal patrzyła na

niego z uwagą, cierpliwie czekając na dalsze słowa.

– Wiem, że bardzo kochałaś Josha. I mnie. Wiem, że nikt

nigdy nie będzie mnie tak kochał... Ale wróćmy do rzeczy.
Wszyscy uważali, że Josh jest zdrowym dzieckiem. Nikomu
nie przyszło do głowy, że mógłby mieć wrodzoną wadę serca.
Nikt nie mógł tego podejrzewać. Aż do wypadku...
Kochaliśmy go i robiliśmy, co było w naszej mocy, żeby był
jak najszczęśliwszy. To... że umarł, nie jest naszą winą. Ani
twoją, ani moją.

Terri patrzyła Michaelowi w oczy i czekała na chwilę,

gdy odezwie się znajome poczucie winy. Ale nie nadeszło.
Michael ujął w słowa to, co wcześniej przekazał jej anioł. Nie
mogła przewidzieć tego, co się zdarzyło. Nie mogła zgadnąć,
że Josh ma wrodzoną wadę serca. Nie była winna jego
śmierci.

– Dziękuję ci – odezwała się i poczuła, że te dwa słowa

to za mało, żeby wyrazić wszystko, co czuje.

Michael uśmiechnął się do niej.
– Nie masz za co – powiedział miękko. – Wiesz dobrze,

że nie masz za co. Żałuję, że nie potrafiłem powiedzieć ci tego
wcześniej.

Pochylił się nad nią i złożył na jej ustach nieśpieszny,

zapierający dech w piersi pocałunek.

background image

– Kocham cię, Tam. Mam nadzieję, że będziesz jeszcze

szczęśliwa. Żegnaj.

Opuścił ręce i odwrócił się, żeby odejść.
Nie mogła tego zrozumieć. W końcu mogli zacząć

rozmawiać. Kochać się i budować wspólne życie. Dlaczego
chciał odejść? Nie mogła mu na to pozwolić.

– Dokąd ty się wybierasz, Michael?
Stanął w połowie drogi do drzwi i powoli odwrócił się w

jej stronę.

– Słucham?
Podeszła do niego.
– Pytałam, dokąd się wybierasz. Zakłopotany przygładził

dłonią włosy.

– Nie wiem jeszcze. Dokądkolwiek... W każdym razie

nie musisz się bać, nie będę ci się narzucał, Tam.

Odwrócił się i zrobił krok w kierunku wyjścia.
– Kocham cię.
Powiedziała to, co czuła, nie myśląc o możliwych

konsekwencjach swoich słów.

Michael znieruchomiał w pół ruchu, ale się nie odwrócił,

jakby nie miał na to siły.

– Kocham cię za to, że byłeś dziś ze mną. I za to, co

powiedziałeś mi o Joshu...

Michael odzyskał energię. Stanęli naprzeciw siebie,

twarzą w twarz, na wyciągnięcie ręki. Terri uniosła dłoń i
pogłaskała go po policzku.

– Zawsze cię kochałam. Nawet wtedy, gdy jednocześnie

nienawidziłam cię za to, że mnie zostawiłeś; mimo całego
bólu, jaki sprawiłeś mi swoim odejściem.

Michael nakrył dłoń Terri własną.
– Nie musiałaś mi tego mówić, Tam. Ale dziękuję ci.

Wiem, że jesteś teraz szczęśliwa, że Tommy żyje...

– Czy pamiętasz jeszcze, że obiecałeś odwieźć mnie do

background image

domu?

Zrobił taką minę, że omal nie wybuchnęła śmiechem. Po

raz pierwszy i jedyny w życiu widziała, że najlepszy
negocjator w West Palm zaniemówił.

– Słuchaj, Tam. Chciałbym wreszcie przestać

komplikować ci życie. Przecież tego ode mnie oczekujesz.

– Chodźmy do domu. – W uśmiech, z jakim to

powiedziała, włożyła całą miłość i nadzieję. – Chcę, żebyś
opowiedział mi o swoim aniele.

Michael patrzył na nią z niedowierzaniem. Najwyraźniej

wciąż nie mógł uwierzyć w realność tego, co się dzieje. Terri
pocałowała go w policzek i schyliła się po kotka.

– Chodź, mały. Jedziemy do domu. – Uśmiechnęła się do

Michaela. – Zastanawiam się, jak my go właściwie mamy
nazwać. Masz jakiś pomysł?


W drodze do domu Michael raz po raz miał ochotę się

uszczypnąć, by upewnić się, że nie śni. Nawet gdy wysiadł z
samochodu przed domem i stanął na własnym progu, ciągle
jeszcze miał wrażenie, że śni. Wszedł za Terri do salonu.
Dopiero kiedy odwróciła się do niego, odłożył na podłogę
pudło z kotkiem, zdjął jej torebkę z ramienia i pocałował
mocno w usta. Odpowiedziała bez wahania, a jej pocałunek
był mocny i namiętny, taki, jaki Michael zapamiętał z
najszczęśliwszych chwil swego życia. Może jednak to
wszystko działo się naprawdę?

Przyciągnął Terri do siebie. Całował ją zachłannie, a ona

poddawała się jego pocałunkom i odpowiadała na nie równie
gorąco. Przesunął dłoń wzdłuż jej pleców, dotarł do łagodnej
krągłości pośladków i przygarnął ją mocno. Pragnął kochać
się z nią tak, jak kochali się kiedyś i jak miał nadzieję kochać
się z nią niezliczoną liczbę razy w przyszłości. Terri
przylgnęła do niego w namiętnym uścisku.

background image

– Tam – szepnął – chcę się z tobą kochać... Proszę...

Chcę, żebyśmy się kochali.

Urwał, by całować ją na nowo. Teraz to ona oderwała

usta i odsunęła się na tyle, by móc mu spojrzeć w oczy.
Jeszcze zanim się odezwała, jej wzrok powiedział
Michaelowi, że oboje pragną tego samego.

– Michael, ja też tego chcę. – Odstąpiła o krok i obrzuciła

spojrzeniem swój poplamiony krwią fartuch. – Boże, jak ja
wyglądam. Muszę wziąć najpierw prysznic.

– Co powiesz na to, żebym to ja cię umył? – spytał z

prowokującym uśmiechem.

Przyciągnął ją do siebie. Przywarła do niego biodrami i

poczuła jego naprężoną męskość. Pocałował ją lekko w usta i
powiedział:

– Obiecuję ci, że tym razem nasz wspólny prysznic

skończy się zupełnie inaczej niż ostatnim razem.

Przez ciało Terri przebiegł dreszcz. Przyznała się do

swojej miłości i odzyskała poczucie swobody. Na nowo
obudziła się w niej nadzieja. Cieszyło ją to, że są razem, że
ponownie nawiązali porozumienie. Chciała rozmawiać i
kochać się z nim. Przypominać sobie i odbudowywać to
wszystko, co ich kiedyś łączyło.

Sama myśl o tym, że będą się kochać bez poczucia winy i

bez gniewu, nie zastanawiając się nad tym, co robią,
podniecała ją jak szampan. Rozmowa mogła poczekać.

– Mamy przed sobą jeszcze kawał nocy – powiedział

Michael i rozpiął pierwszy guzik fartucha.

Pocałował odsłonięte ciało, a jego palce powędrowały do

kolejnego guzika i kolejnej dziurki.

– Zaraz będziesz czyściutka i zrelaksowana. Michael

odpiął trzeci guzik. Jego palce powolnym ruchem zaczęły
okrążać miseczkę koronkowego stanika.

– Czy pamiętasz naszą pierwszą noc w małżeńskiej

background image

sypialni?

Owszem, Terri świetnie ją pamiętała. Samo wspomnienie

wystarczyło, by zrobiło jej się gorąco, i kiedy poczuła
delikatną pieszczotę jego palców, lekko drażniących jej sutkę
przez koronkowy materiał stanika, poczuła napięcie rosnące w
głębi brzucha. Delikatnie pociągnęła go tak, by jego usta
znalazły się naprzeciw jej piersi.

– Tak, pamiętam.
Michael uniósł głowę i przesłał jej swój szelmowski

uśmieszek.

– Chodź do wody – powiedział ochrypłym z pożądania

głosem i pociągnął ją za sobą do łazienki.

Nie pozwolił, by cokolwiek zrobiła sama. Jak dziecko,

które rozpakowuje otrzymane pod choinką prezenty,
zdejmował z niej kolejne części ubrania, aż wreszcie stała
przed nim kompletnie naga. Wtedy odstąpił o krok i rozebrał
się na jej oczach.

Powoli namydlał ciało Terri pod ciepłym prysznicem.

Pieścił ją całą, od stóp do głów, jakby zamierzał zmyć z niej
wszystkie bolesne wspomnienia przeszłości, aż do chwili, gdy
nie potrafiła już tego spokojnie znieść.

Zaczęli się kochać oparci o ścianę łazienki, ale już po

krótkiej chwili osunęli się na podłogę. Tak, jak tego chciała
Terri, kochali się na zalanych wodą kafelkach, pod ciepłymi
strumieniami wody bijącej z prysznica.

– Ratuj, bo zaraz utonę – prychnęła Terri, chowając się

pod Michaelem przed płynącą z góry wodą.

Przed chwilą przeżyli wspólnie spełnienie, które było jak

trzęsienie ziemi, i z trudem łapała oddech.

Uniósł się nieco, a jego głowa i szeroki tors osłoniły Terri

przed strugami wody. Podniosła na niego wzrok. Był
zaczerwieniony na twarzy, a na ramionach miał ślady po jej
paznokciach.

background image

– Kiedyś naprawdę przez ciebie oszaleję – wydyszał,

patrząc na nią z podziwem i miłością.

Opadł na kolana i pocałował ją w usta.
– Czy mówiłem ci ostatnio, że cię kocham?
– Michael?
– Cśśś – szepnął i pocałował ją jeszcze raz. Podniósł się i

pomógł Terri stanąć na nogi.

– Nic nie mów – poprosił. – Nie pora jeszcze na

rozmowy. Chcę mieć cię nagą i suchą w naszym wielkim
łóżku.

Terri nie zamierzała się z nim spierać. Zakręciła wodę i

sięgnęła po ręcznik.


Nad ranem wsiedli do samochodu i pojechali nad morze.

Przez otwarte okna wpadało do środka rześkie powietrze.
Czuli się znowu jak dwoje nastolatków po szkolnej
potańcówce. Zajechali tuż przed wschodem słońca. Terri
wybiegła na plażę. Piasek pod jej stopami był cudownie
chłodny, fale oceanu pluskały kojąco. Po raz pierwszy od
bardzo dawna miała uczucie, że znów oddycha pełną piersią.

Michael bardzo dokładnie spełnił swoją obietnicę. Nawet

nie zauważyli, kiedy woda spod prysznica wypłynęła za drzwi
i zalała podłogę w przedpokoju. Nie przejęli się tym
specjalnie. Przenieśli się do sypialni, gdzie Michael po raz
kolejny uczcił ich wspólną noc w małżeńskim łożu.

Poranna bryza podwiewała sukienkę Terri, jakby

zapraszała ją do tańca. Najchętniej odpowiedziałaby na to
zaproszenie, czuła się wolna i szczęśliwa jak Cyganka
wędrująca z taborem przez świat. Poczekała na Michaela, a
kiedy do niej podbiegł, podała mu rękę i ruszyli razem wzdłuż
brzegu. Blask wschodzącego słońca przypomniał jej zjawisko,
które widziała nocą.

– Opowiedz mi o aniele – poprosiła.

background image

Michael bez wahania opowiedział Terri o wszystkim. O

swojej śmierci, o spotkaniu z Joshem, o tym, jak próbował
ratować ich małżeństwo i jej życie.

– Na początku miałem nadzieję, że po prostu dasz wiarę

moim słowom – że widziałem anioła, że Josh jest szczęśliwy,
że nie jesteśmy winni jego śmierci. Nie zdawałem sobie
sprawy z tego, jak bardzo cię zraniłem... Kiedy w końcu
zrozumiałem swoją pomyłkę, było za późno. Tak bardzo mi
wstyd, że zostawiłem cię samą, Tam. Nie wiem, czy potrafisz
w to uwierzyć, ale naprawdę czułem, że lepiej będzie, jeśli
odejdę. Dręczyła mnie myśl, że nie potrafiłem pomóc Joshowi
i że zawiodłem ciebie. Wydawało mi się, że powinienem
uwolnić cię od mojej obecności; uznałem, że jeżeli nie
będziesz musiała oglądać mnie na co dzień, będzie ci lżej. Do
głowy mi nie przyszło, że jest odwrotnie, że nikogo nie
potrzeba ci właśnie tak jak mnie... – Zapatrzył się w odległy
horyzont. – Oddałbym dwadzieścia lat życia, gdyby to
pozwoliło nam cofnąć czas i przeżyć wszystko od początku.

– Nie oddawaj tak szybko naszej wspólnej przyszłości –

odpowiedziała.

Michael pokręcił głową.
– Nie odżałuję, że nie mogłaś tego zobaczyć, Tam.

Gdybyś ujrzała anioła i Josha, wiedziałabyś, że wszystko, co
mówię, jest prawdą. Wiedziałabyś...

– Widziałam ich. Michael znieruchomiał.
– Widziałam ich dziś w nocy, kiedy siedziałam w

ambulansie z Tommym. – W oczach Terri zalśniły łzy. –
Ukazał mi się Josh.

Michael chciał objąć Terri, ale bał się spłoszyć szczęście

malujące się na jej twarzy.

– A ty widziałeś go wśród aniołów?
– Tak, Tam. A ja pozostałem tu na ziemi, przy tobie. –

Uniósł dłoń i odgarnął niesforny kosmyk włosów z czoła

background image

Terri. – Kocham cię tak bardzo, że brak mi słów, by to
wyrazić. Miłość do ciebie jest jedynym powodem, dla którego
jeszcze żyję. Czy wyjdziesz za mnie za mąż? Zanim
odpowiesz tak lub nie, muszę ci coś jeszcze powiedzieć. Chcę
jeszcze raz spróbować wszystkiego. Małżeństwa i rodziny.
Chciałbym jeszcze raz zostać ojcem.

Terri patrzyła na niego, jakby był najważniejszym

człowiekiem na świecie. Ale nie odezwała się ani słowem.

– Wiem, że nie sposób cofnąć czasu – podjął Michael. –

Możemy jednak zacząć wszystko jeszcze raz. Co ty na to?

Uśmiech na twarzy Terri zaćmił blask wschodzącego

słońca.

– Nie upłynął jeszcze tydzień, odkąd się rozwiedliśmy –

zauważyła.

– Wiem – Michael westchnął teatralnie – ale pomysł z

rozwodem się nie sprawdził.

Spoważniał na powrót, ujął ją za rękę i oparł jej dłoń na

swojej piersi, w miejscu, gdzie biło serce.

– Przysięgam, że zawsze będę z tobą. Do chwili gdy

rozłączy nas śmierć.

Terri uśmiechnęła się do niego drżącymi ustami.
– Trzymam cię za słowo.
Przysunęła się do Michaela i pocałowała go mocno w

usta. Potem zarzuciła mu ręce na szyję i szepnęła:

– Zgadzam się na dziecko.

background image

EPILOG


– Dlaczego się uparłeś, żeby zaprosić Toma Sizemore’a

na uroczystość półrocza naszego ponownego małżeństwa?
Tom nie będzie mógł przyjechać. Wiesz, że wyprowadził się
do Kalifornii.

– Chcę, żeby wiedział, że dajemy sobie radę i że

potrafiliśmy sami rozwiązać nasze problemy i zacząć wspólnie
nowe życie – odpowiedział z niewinną miną.

Tak naprawdę chciał przekonać Terri, że psychologiczne

mądrości Toma nie mają nic wspólnego z miłością. A samemu
Tomowi pokazać, że Terri jest i zawsze będzie jego i tylko
jego żoną. Co oczywiście było wyłącznie kwestią jego męskiej
ambicji. Położył dłoń na zaokrąglonym brzuchu żony i
pocałował ją lekko.

– W takim razie trzeba mu będzie przynajmniej wysłać

zawiadomienie o narodzinach Katie Theresy.

– Doktor Perez mówi, że jeśli w końcu nie urodzę tego

dziecka, to wyrzuci mnie z pracy. Dlaczego jesteś taki pewny,
że to będzie dziewczynka?

Michael nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie: po

prostu wiedział, że będą mieli córkę. Od przeszło sześciu
miesięcy nie widział anioła, a jednak coś się w nim na zawsze
zmieniło. Były chwile, gdy miał wrażenie, że dostraja się do
Terri, że wyczuwa jej myśli, pragnienia, potrzeby.

W tej samej chwili kot, któremu dali na imię

Przeznaczenie, wskoczył Terri na kolana i zaczął ocierać się
grzbietem o dłoń Michaela, jakby chciał zwrócić na siebie
uwagę. Nadając mu imię, jakie nosił jacht, chcieli przywrócić
życie jeszcze jednemu fragmentowi wspólnej przeszłości.

– Uwierz mi, że to będzie dziewczyna – powiedział.
Katie Theresa była obietnicą ich wspólnej, szczęśliwej

przyszłości. I, żeby przekonać Terri, dorzucił coś, w co ona

background image

jedna na świecie była gotowa uwierzyć:

– Anioł mi o tym powiedział.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ellis Lyn Anioł nadziei
Ellis Lyn Anioł nadziei
182 Ellis Lyn Aniol nadziei 4
Ellis Lyn Gdy on jest mlodszy
178 Ellis Lyn Szczęśliwego nowego roku!
Ellis Lyn Gdy on jest mlodszy
177 Ellis Lyn Gdy on jest mlodszy
178 Ellis Lyn Szczęśliwego Nowego Roku!
Anioł nadziei
177 Ellis Lyn Gdy on jest młodszy
Ellis Lyn Gdy on jest mlodszy T177
Ellis Lyn Szczesliwego nowego roku! T178
Lyn Ellis Szczęśliwego Nowego Roku!
Lyn Ellis Gdy on jest młodszy
terapia genowa obawy i nadzieje
sztufada w galarecie i kotlety nadziewane serem
Nadziejo kosciola

więcej podobnych podstron