Pro Fide Rege et Lege 06

background image

Jacek Bartyzel

„[…] Jeżeli przeto Redakcji organu konserwatywnej młodzieży nie zabraknie
cierpliwości w wysłuchiwaniu zrzędzeń konserwatysty zramolałego, postaram się z
równą cierpliwością wyjaśnić tak p. Gwieździe , jak i naszym wspólnym Czytelnikom,
czego to z kolei On, pomimo niewątpliwej bystrości i erudycji, nie rozumie. […]”

background image

Spis treści

Artur Górski – Stanąć na wysokości zadania
Jacek Bartyzel – Polemika – Ceterum Censeo
Adam Gwiazda – Moje eksplikacje
Monika Wolska – Frak wśród waciaków.
Adam Gwiazda – Musimy być ortodoksyjnie wierni zasadom (rozmowa z Jackiem Dębskim)
Mirosław Skorupka – List do redakcji

3
5

10
12
14
17

Redakcja: Artur Górski, Adam Gwiazda, Andrzej Kaśmirowski

Adres do korespondencji:

www.konserwatyzm.pl

; e-mail:

kzm@konserwatyzm.pl

Klub Zachowawczo-Monarchistyczny, ul. Żubrowa 7, 01-978 Warszawa

Konto bankowe:

Klub Zachowawczo-Monarchistyczny: 77-1240-1066-1111-0000-0006-1131

Opracowanie elektroniczne: Portal Młodzieży Prawicowej – www.xportal.pl (1 XI 2008 r.)

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 2

background image

Stanąć na wysokości zadania

Artur Górski

ako legalista uznaję każdą
władzę, która została wy-
brana według obowiązują-

cego prawa. W związku z tym,
kierując działalnością Klubu,
staram się nie wykraczać prze-
ciwko władzy, ale za swój obo-
wiązek uważam dążenie do
ideału władzy, jaki wyznaję

J

W tym roku polityczny ob-

raz Polski został wzbogacony o
funkcję prezydenta. To novum
nie ma jeszcze wyraźnego obli-
cza. Abstrahując od osoby pre-
zydenta – choć nie do końca –
mam własne wyobrażenie tej
funkcji oparte na poglądach
moich ideowych antenatów.
Rzecz jasna w perspektywie hi-
storycznej widzę prezydenta,
jako twór przejściowy. Jeśli
jednak Bóg obdarzył polski na-
ród, a więc i mnie, funkcją pre-
zydenta, muszę starać się, a
przynajmniej nie przeszkadzać,
by spełniła ona swoją rolę.

Prezydent nie może być re-

prezentantem części społeczeń-
stwa, jednej partii; nie może
być wyrazicielem interesów,
aspiracji i poglądów zamkniętej
grupy; nie może stylizować się
na „ojca” całego narodu. Musi
być rzeczywistym reprezentan-
tem narodu i państwa, faktycz-
nym ojcem narodu. Prezydent
winien być urzeczywistnieniem
silnej władzy państwowej.
Władza ta winna być oparta nie
na sile bagnetów, które odbie-
rają zaufanie, nie na masach,
które ją wyniosły, bo równie
dobrze mogą ją znieść, lecz na
naturalnym autorytecie instytu-
cji, która trwa, jest niezmienna
i niezachwiana, niczym monar-

chia. Obawiam się jednak, że
prezydent z powodu swej ogra-
niczonej władzy, lecz także z
racji swego komunistycznego
pochodzenia, nie zdobędzie na-
leżytego autorytetu w społe-
czeństwie. Jak można być –
panie generale – mandatariu-
szem w przeważającej części
katolickiego narodu, nie będąc
mandatariuszem Boga?

Prezydent winien stać ponad

parlamentem, być źródłem wła-
dzy. Jako nadrzędny element
władzy nie powinien angażo-
wać się w walki partii, stron-
nictw, czy związków zawodo-
wych. Powinien w sposób nale-
żyty koordynować ich działal-
ność i jako zwierzchnik winien
je godzić oraz jednoczyć. Oba-
wiam się jednak, że stanie się
on elementem przetargowym
między poszczególnymi siłami
w parlamencie. Najpierw jedni
nie mieli interesu w powołaniu
tego ciała, a drudzy twardo
optowali za jego ustanowie-
niem. Teraz ci, co byli przeciw-
ko, będą domagać się, by był
on silny, stanowczy, a po cichu
„swój człowiek”, gdy z kolei ci
drudzy będą dążyć do osłabie-
nia jego władzy i wpływów.
Wszyscy przy tym będą starali
się doprowadzić do tego, by
był im uległy. Niewątpliwie, je-
śli prezydent będzie chciał
przypodobać się swym poten-
cjalnym wyborcom, by za sześć
lat znów go powołali na tę
funkcję, stanie się im uległy.
Ciekawe jednak, czy pan gene-
rał będzie potrał być uległym
tym, co z dnia na dzień tracą
wpływy, tym, co „zdradzili”

jego ideowych pobratymców,
lub tym, których – niekoniecz-
nie w głębi serca – nie lubi.

Prezydent korzystając z licz-

nych prerogatyw ma predyspo-
zycje do przeprowadzenia kon-
solidacji narodu, choć oczywi-
ście mniejsze, niż miałby król.
Do przeszkód wcześniej wy-
mienionych można dorzucić
jeszcze jedną. W wyborach pre-
zydenckich zainteresowane by-
ły i będą państwa ościenne,
mocarstwa, które za pośrednic-
twem idei, pieniędzy i ludzi
będą starały się wpłynąć na
wybór dogodnego człowieka.
(Przy dziedzicznym monarsze
problem ten odpada).

Co się zaś tyczy konkret-

nych prerogatyw, to uważam,
że prezydent musi: za przykła-
dem króla być naczelnym wo-
dzem armii (obecnemu prezy-
dentowi nikt nie może zarzucić
niefachowości), regulować sto-
sunkami międzynarodowymi i
zawierać traktaty, obok sejmu i
rządu mieć inicjatywę ustawo-
dawczą, podpisywać ustawy
wymagające kontrasygnaty,
mianować nieusuwalnych sę-
dziów oraz ministrów, przez
których sprawowałby władzę, a
którzy byliby odpowiedzialni
tylko przed nim. Pewna część
senatorów także powinna być z
jego nominacji. Co się zaś ty-
czy sejmu, musi zwoływać go
w ustalonych terminach, lecz
również może rozwiązać go
wedle uznania.

Tych kilka zdań ostatecznie

winno naświetlić moje wyobra-
żenie o głowie państwa, którą
nazwano umownie: prezydent.

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 3

background image

Zobaczymy, czy polscy prezy-
denci staną na wysokości zada-
nia.

Żadnej władzy nie życzę

źle, a tym bardziej takiej, która
jeszcze się nie skompromito-
wała, a tym bardziej takiej, na
której czele stoi katolik. Jed-
nakże uważam, że zarówno
głowa państwa, jak i szeroko
pojęta władza muszą na swój
autorytet zapracować, udowod-
nić społeczeństwu i sobie, że
wybór był słuszny. Słuszność
wyboru zaś będzie mierzona
głównie sukcesami gospodar-
czymi.

Jestem przekonany, że tylko

wprowadzenie całkowicie wol-
nego rynku może przyczynić
się do podniesienia stopy ży-
ciowej i zadowolenia tzw. mas.
Tonie prawda, że nasza gospo-
darka nie wytrzyma „końskiej
kuracji” kapitalizmu, skoro ja-
koś przeżywa „kurację marksi-
stowską”. Dopóki będzie ist-

niała niczym nie ograniczona,
chroniona prawem wymiana
między jednostkami, gospodar-
ka nie ma prawa upaść. Wycho-
dzenie z kryzysu inną metodą
niż radykalna będzie trwało ok.
100 lat. Może uratować nas tyl-
ko kapitalizm i prawdziwi eko-
nomiści. Ponieważ jednak
nowo wybrany premier nie jest
znawcą ekonomii ani nie wyda-
je się być silną indywidualno-
ścią potraącą iść konsekwent-
nie i przebojem raz wybraną
drogą, drogą wyznaczoną przez
ekonomistów – zwolenników
kapitalizmu – odnoszę się scep-
tycznie do oczekiwanej (głów-
nie przez społeczeństwo) go-
spodarczej poprawy. Olbrzy-
mim sukcesem nowego premie-
ra i jego gabinetu będzie nie-
wielka poprawa sytuacji rynku.

W całokształcie przemian

politycznych także jestem
ostrożny, a szczególnie, jeśli
chodzi o ocenę procesu demo-

kratyzacji. Z jednej strony uwa-
żam, że głoszona przez obecny
parlament demokracja stanie
się faktem, gdy zaistnieją na
arenie politycznej partie prawi-
cy: konserwatywna (liberalna) i
narodowa Jednakże z drugiej
strony obawiam się, że nad-
mierna demokratyzacja może
przyczynić się do rozwoju ru-
chów radykalnych o tenden-
cjach anarchistycznych podko-
pujących lary każdego pań-
stwa: Kościół, rodzinę, armię; a
także może spowodować różne
negatywne następstwa o któ-
rych wielokrotnie można było
przeczytać na łamach „Pro
Fide, Rege et Lege”.

Tymczasem jednak mam na-

dzieję, że władza będzie rządzi-
ła rozsądnie, a społeczeństwo
stanie na wysokości zadania
zarówno teraz, jak i w przy-
szłości wobec propozycji kon-
serwatystów

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 4

background image

Polemika – Ceterum Censeo

Jacek Bartyzel

(p. Adamowi G. w odpowiedzi)

[…]

eżeli przeto Redakcji orga-
nu konserwatywnej mło-
dzieży nie zabraknie cier-

pliwości w wysłuchiwaniu
zrzędzeń konserwatysty zramo-
lałego, postaram się z równą
cierpliwością wyjaśnić tak p.
G., jak i naszym wspólnym
Czytelnikom, czego to z kolei
On, pomimo niewątpliwej by-
strości i erudycji, nie rozumie.

J

A nie zrozumiał przede

wszystkim mój Szacowny (acz
zadziorny) Polemista zasadni-
czego celu i przesłania mego
artykuliku. Świadczy o tym do-
wodnie sam tytuł Jego polemi-
ki: „Trzy po trzy, czyli monar-
chista w obronie demokracji”.
Tytuł ten sugeruje jakobym to
ja właśnie był tym defensorem
demokracji, podczas gdy uważ-
ny Czytelnik powinien bez tru-
du zorientować się, że problem:
pro czy contra demokracji w
ogóle nie był przedmiotem za-
sadniczych roztrząsań w moim
tekście. Przedmiot ów był nato-
miast ściśle praktyczny, ten
mianowicie, co konserwatysta
winien, w obliczu nieuchronnej
w horyzoncie miesięcy i lat de-
mokracji czynić? Demokracja
ta jest bowiem stającym się
faktem, a na temat faktów
dżentelmeni, jak wiadomo,
dyskutować nie powinni. Sens
zatem mojej wypowiedzi moż-
na by streścić następująco: sko-
ro demokracja na dziś jest nie-
unikniona, a restauracja trady-
cyjnej monarchii w dającej się
przewidzieć perspektywie nie-
możliwa, to obowiązkiem

uświadomionego konserwaty-
sty jest staranie o maksymalną
„arystokratyzację” demokracji i
„przesycanie” jej pierwiastka-
mi ładu naturalnego; równole-
gle zaś wytrwała praca forma-
cyjno-wychowawcza wśród eli-
ty umysłowej, rokująca nadzie-
ję, że zdoła ona kiedyś prze-
zwyciężyć w sobie i wokół sie-
bie egalitarny konstruktywizm
społeczny, i wyprowadzić nas z
tych ciężkich, bezkrólewskich
czasów. Supozycja moja nie za-
wiera więc nic takiego, co by
konserwatyście (i rojaliście)
nakazywało deptać własny
sztandar, a co więcej, to wła-
śnie przekonanie, iż pewien
ideał społeczny można urze-
czywistnić za jednym „zama-
chem”, zbliża niebezpiecznie
do granicy, za którą rozpościera
się domena konstruktywistycz-
nej utopii; kłóci się też najwy-
raźniej z postawą chrześcijań-
skiego realizmu, który nakazu-
je nam szczepić dobro w naj-
bardziej nawet niekorzystnej
sytuacji, a zatem licząc się z
ograniczonością naszych doko-
nań tu i teraz. Cóż natomiast
proponuje mój Polemista w za-
mian? „Dyktatura”, kilkadzie-
siąt arystokratycznych rodzin i
bliżej nieokreślony „przymus
ekonomiczny”! Pytani więc
„naiwnie”: czy ten „trochę bar-
dziej reakcyjny” polski Pino-
chet to niedawny przewodni-
czący WRON, czy też pojawi
się on na zaklęcie p. G. na za-
sadzie „deus ex machina”? A
czy wzmiankowane rodziny
arystokratyczne to na przykład

rodziny aktualnych 19 sekreta-
rzy Komitetów Wojewódzkich
PZPR, czy też „stawiając na
proces cywilizowania” arysto-
kracji należy rodzinom tym
nadać herby i tytuły? Mogło by
to być nawet zabawne, zwłasz-
cza jeśli zdarzyłoby się coś po-
dobnego do historii napoleoń-
skiego władcy Szwecji, Bernar-
dotte’a, na którego piersi od-
czytano po zgonie wytatuowa-
ny napis: „śmierć królom i ty-
ranom” . Proponowane przez p.
G. „preludium do restauracji”
jest więc jednocześnie i wydu-
mane i mało sensowne. (…)

Tymczasem rzeczywistość

jest o wiele bardziej złożona,
niż uważają obaj moi antagoni-
ści, albowiem „diabeł”, jak
wiadomo, „jest w szczegó-
łach”. „Złem” demokracji jest
oparta o teorię kontraktu spo-
łecznego zasada „suwerenności
ludu”. Przeczy ona bowiem su-
werenności ustanowionego wo-
lą Stwórcy prawa moralnego;
w konsekwencji tegoż, neguje
także nadprzyrodzone źródło
autorytetu władcy, jako piastu-
na suwerennej władzy zwierz-
chniej, powołanego do strzeże-
nia i wykonywania Bożego
prawa nad poruczoną mu
wspólnotą ludzi. Przyczyna
sprawcza pierwiastka władzy
znajduje się więc poza społecz-
nością (tak samo jak władza
ojca nad dziećmi nie pochodzi
stąd, że one mu ją nadały). Teo-
ria umowy społecznej jest
oczywiście z gruntu fałszywa;
nie zmienia to jednak faktu, iż
władza ta, jeśli istotnie służyć

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 5

background image

pragnie dobru wspólnemu spo-
łeczności ludzi wolnych – a
taki cel władzy wskazywali za-
wsze myśliciele antyczni i śre-
dniowieczni – to musi w jakiś
sposób wykazywać się tym, że
jest pełniona za przyzwoleniem
poddanych. Historyczny spór
konserwatyzmu europejskiego
z ideologią 1789 r., od Burke’a
począwszy, nie dotyczył zatem
tego, czy przyzwolenie owo ma
w ogóle rację bytu, tylko jakie
czynniki i okoliczności grają tu
rolę. Tak właśnie zrodziła się
sławna teoria preskrypcji
(przedawnienia) jako odpowie-
dzi na demokratyczny mecha-
nizm równościowego prawa
wyborczego w roli legitymiza-
cji władzy. Mechanizm ten zaś
brał się z atomistycznego i ahi-
storycznego pojmowania naro-
du jako wyłącznie „sumy” ak-
tualnie żyjących indywiduów.
Tymczasem, powiada Burke,
naród to wspólnota pokoleń, a
prawdziwa jego wola przejawia
się nie w przypadkowym rezul-
tacie arytmetyki wyborczej,
tylko w długim łańcuchu histo-
rycznie formujących się przesą-
dów, nawyknień, obyczajów i
instytucji. I tu właśnie tkwi
„szczegół” przez p. G. nie po-
strzegany: instytucje demokra-
tyczne (reprezentacyjne) są od
demokratycznej ideologii o
wiele stuleci starsze, a co naj-
ważniejsze, różnią się od niej
całkowicie swoją naturą. Stany
Generalne czy przedstawiciel-
stwa gmin powoływane były
przez królów – ustępujących
im części swoich prerogatyw –
po to, by współuczestniczyć we
władaniu przez służbę radą i
pomocą oraz uchwalanie podat-
ków, a nie po to, by rządzić, a
tym bardziej władać. Stany Sej-

mujące w Rzeczypospolitej
Obojga Narodów miały prawo
wymówić posłuszeństwa wład-
cy, który by złamał zaprzysię-
żone przez siebie prawa kardy-
nalne, ale to on był panem i su-
werenem Królestwa. Pomysł
obdarzenia ciał wotujących
władzą suwerenną i zwierzch-
nią, albo oparcia ich składu o
zasadę: jeden człowiek – jeden
głos, byłby dla społeczeństw
przedrewolucyjnych czystym
absurdem. O ewolucji ustrojów
europejskich w tym kierunku
zadecydowało zwycięstwo
oświeceniowej lozoi indywi-
dualistycznej (której, nota
bene, towarzyszył tak
glorykowany przez redakto-
rów „PFReL”, wbrew konser-
watywnej tradycji, duch kapita-
listycznego leseferyzmu) i uty-
litarystycznej etyki interesu.
Nowobogacka, kapitalistyczna
„sklepokracja” nie zamierzała
tolerować ani tradycyjnych
uprawnień Korony, ani pozycji
arystokratycznych elit składają-
cych się z przedstawicieli
szlachty ziemiańskiej, dlatego
torowała drogę powszechnemu
i egalitarnemu prawu wybor-
czemu. O ile jeszcze w Anglii,
przynajmniej przez wiek XK,
udało znaleźć się rozsądny
kompromis pomiędzy instytu-
cjami tradycyjnymi i reprezen-
tantami kapitalistycznej demo-
kracji, a dzięki anglosaskiemu
empiryzmowi demokracja bry-
tyjska opierała się, jak pisał
Amery, o zasadę przyzwolenia
dla swobodnie konkurujących
między sobą elit, o tyle na kon-
tynencie triumfowała coraz po-
tężniej integralnie demokra-
tyczna. doktryna delegacji ludu
dla „swoich” przedstawicieli.
Proces urzeczywistniania się

idei suwerenności demokra-
tycznego parlamentu (nawia-
sem mówiąc sprzecznej z de-
mokratyczną utopią Rousseau-
’a) oraz zawłaszczenia idei
wolności i praworządności
przez demokratyczną doktrynę
opisał interesująco i błyskotli-
wie Bertrand de Jouvenel. My-
ślę również, że zgodzić się
trzeba z jego obserwacją, jako
to „bardzo wyolbrzymiano re-
alną szkodliwość suwerenności
parlamentarnej; nie dostrzega-
no natomiast zupełnie krańco-
wej szkodliwości systemu inte-
lektualnego, który tę suweren-
ność uzasadniał” (O władzy).

Wracam więc do punktu

wyjścia: to doktryna egalitarnej
demokracji jest przyczyną nie-
szczęścia w naszej epoce, cier-
piącej dotkliwie brak auten-
tycznego autorytetu i pozba-
wionej busoli etyki absolutnej.
Powstaje natomiast pytanie:
czy odpowiedzią konserwaty-
zmu nowoczesnego na ten stan
rzeczy ma być całkowite zde-
precjonowanie i odrzucenie
wszystkich demokratycznych
instytucji i procedur, czy też
może raczej sprowadzenie ich
do właściwej im miary i miej-
sca w całości instytucji życia
zbiorowego? Dla mnie pytanie
to jest właściwie retoryczne, a
utwierdza mnie w tym przeko-
naniu postawa wszystkich wiel-
kich konserwatystów doby mi-
nionej i współczesnej. Wspól-
nym dla nich punktem odnie-
sienia jest stara arystotelesow-
sko-polibiańsko-tomaszowa
idea „regimentum mixtae”.
Przyznaje ona zwierzchniczą,
suwerenną rolę Głowy Państwa
jednostce (optymalnie rzecz ja-
sna, dziedzicznemu monarsze);
pośredniczącą rolę Senatowi

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 6

background image

jako emanacji arystokratycz-
nych elit społecznych i umysło-
wych, a funkcję wyrażania in-
teresów indywidualnych i gru-
powych Izbie Poselskiej oraz
samorządom. To zaś czy ów
czynnik demokratyczny nie za-
grozi przez „legislacyjne sza-
leństwo” panowaniu ładu natu-
ralnego zależy od dwóch oko-
liczności:

1) tego, czy jego skład bę-

dzie wyrazem zasady atomi-
stycznej, czy tez raczej wielo-
stopniową reprezentacją rodzin,
zawodów i gmin, oraz

2) czy konstytucja formalna

i moralna państwa gwaranto-
wać będzie nienaruszalność ży-
cia, zdrowia i własności oby-
wateli, a zwierzchnik państwa i
odpowiednio skonstruowana
Izba Wyższa posiadać będą re-
alną sankcję ukrócającą nie-
wczesne zapędy ludowych legi-
slatorów.

W tym miejscu oczywiście

mój Polemista może mnie zła-
pać za rękę i triumfująco wy-
krzyknąć, że przecież ten po-
rządek ustrojowy, który rodzi
się dziś w Polsce, najdalszy jest
od opisywanego wyżej, boć
przecież nawet i Senat mieć bę-
dziemy demokratyczny. Praw-
da to niewątpliwa, ale równie
niepodważalne wydaje mi się,
że to, co powstaje dziś, jest
mimo wszystko lepsze od od-
chodzącego w przeszłość ide-
okratycznego i „klasowego”
despotyzmu. Stwarza bowiem
przynajmniej szansę także par-
lamentarnej walki o rzeczywi-
ste Rządy Prawa, walki toczo-
nej we wciąż zwiększającej się
przestrzeni wolności, zwanych
rzeczywiście bezpodstawnie –
ale taki już jest niestety język
epoki – demokratycznymi. (…)

Nie odpowiada również

prawdzie arbitralny osąd p. G.
jakoby nie istniały jakościowo
różne demokracje. Przeczy
temu po prostu rzeczywistość.
Już nie tylko teoretyczne dys-
tynkcje, ale konkretne instytu-
cje i obyczaje decydują o od-
mienności np. demokracji
szwajcarskiej czy amerykań-
skiej (konsekwentne przepro-
wadzenie podziału władz, nie-
zawisła pozycja Sądu Najwyż-
szego, uprawnienia stanów),
nie tylko w stosunku do inte-
gralnie demokratycznej normy,
lecz nawet wobec innych de-
mokracji liberalnych Zachodu.
Oczywiście, odmienność ta
wynika właśnie ze zbawien-
nych (choć niestety systema-
tycznie słabnących) skutków
zachowania niektórych instytu-
cji niedemokratycznych, a
chroniących wolność i prawo-
rządność. Można ubolewać nad
tym, że wskutek semantycznej
„konfuzji języków” te właśnie,
nie mające nic wspólnego z
doktryną demokracji idee: wol-
ności i praworządności, stały
się dla współczesnych synoni-
mem demokracji. Konserwaty-
ści winni ten fałsz obnażać, co
wcale nie musi prowadzić ich
do negowania wszystkich in-
stytucji demokracji liberalnej.
Odbudowa ładu organicznego
powinna w zależności od lokal-
nych warunków, polegać na
wzmacnianiu tych elementów
ustroju, które stanowią owo
niedemokratyczne residuum
(jak np. monarchia czy Izba
Lordów w Anglii, a nadrzędna
funkcja prezydenta we Francji),
oraz przywracaniu właściwego
miejsca i trybu powoływania
ciał reprezentacyjnych. Powo-
dzenie tych przedsięwzięć wa-

runkowane jest jednak tym, czy
będą one ugruntowane w po-
wszechności odczucia podsta-
wowej suwerenności naturalne-
go prawa boskiego nad wolą
społeczeństw i państw, a nie
pojawieniem się choćby najge-
nialniejszych „dyktatorów” re-
akcyjnych. I tutaj, wobec zna-
nej a pogłębiającej się desakra-
lizacji życia zbiorowego, stan
umysłu konserwatysty jest nie-
uchronnie pesymistyczny. Mo-
że on wprawdzie mieć nadzie-
ję, że praca ewangelizacyjna
Kościoła zaowocuje kiedyś po-
nowną chrystianizacją Europy,
ale póki co, pozostaje mu tylko
metoda „małych kroków” cy-
wilizujących demokrację, ni-
welujących ochlokratyczne
skutki „tyranii tłumu”. Bo al-
ternatywą może być tylko
„konserwatywna rewolucja”, a
jaki był końcowy rezultat auto-
rytatywnej kuracji w Hiszpanii,
w Portugali czy w Vichy, widać
jasno. Organiczne państwo
może zaistnieć tylko w ograni-
czonym społeczeństwie.

Życzyłbym sobie natomiast,

aby młodzi polscy „kameloci
króla” wyzbyli się niebezpiecz-
nego złudzenia, że zdołają kie-
dykolwiek restaurować monar-
chię drogą „cywilizowania” ak-
tualnie władającej arystokracji
(elity) politycznej. Ta złuda
opiera się na pozornych analo-
giach historycznych, a reguły –
jak słusznie zauważa p. G. –
nie obowiązują historii. Dzi-
siejsi spadkobiercy bolszewi-
ków, to nie są frankońscy bar-
barzyńcy „wieków ciemnych”,
których można było ochrzcić i
zlatynizować, lecz w prostej li-
nii dziedzice schyłkowej, deka-
denckiej cywilizacji „tłumo-
władczej”. Dobrze choć, że

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 7

background image

dzisiejsza ewolucja systemu i
jego postępująca dezideologi-
zacja stwarza szansę łagodnej,
nierewolucyjnej wymiany elit,
po której rozumniejsza część
obecnej elity może nawet odna-
leźć swoje miejsce w nowych
warunkach, ale oczywiście już
bez monopolu politycznego;
stawiać jednak na nią, jako na
założycieli dynastii, znaczy da-
wać dowody braku rozsądku. P.
G. zresztą niefrasobliwie plą-
cze dwa niepokrywające się
znaczenia terminu elita (arysto-
kracja): tradycyjny, który ma
wydźwięk aksjologiczny (elita,
jako najlepsi urodzeniem, cha-
rakterem czy zaletami umysłu),
oraz opisowo-funkcjonalny,
stosowany w analizie socjolo-
gicznej od wystąpienia, cyto-
wanego przez p. G., Pareta. Eli-
tą w tym drugim, Paretowskim
sensie nazwać można każdą
grupę przywódczą w jakiejkol-
wiek społeczności, a więc i na
przykład bossów przestępczego
gangu, nie ma wobec tego po-
wodu uwznioślać tak stosowa-
nego pojęcia. Rządząca od lat
Polską grupa stanowi z pewno-
ścią elitę władzy w podanym
wyżej znaczeniu, ale przed pró-
bą nadania mu wymiaru warto-
ściującego powstrzymać wi-
nien ewidentny fakt jej nie-
ograniczonej genezy, skazują-
cej ją na zjawisko doboru nega-
tywnego w procesie uzupełnia-
nia własnego składu. Formuła
p. Rojskiego o niepodległości,
jako uzdolnieniu rodzimej elity
do obrony swej władzy przed
konkurentami (na którą powo-
łuje się z aprobatą p. G.), brzmi
efektownie, ale niestety traci
swój powab w zetknięciu z rze-
czywistością. Dla wykazania
jej operacyjności należałoby

jeszcze wykazać, że PZPR-ow-
ska elita władzy nie została tu
zainstalowana dla ochrony ob-
cych interesów, tylko była „sta-
rą elitą rodzimą”, która nie
zdołała wygrać walki o własne
panowanie z zagraniczną kon-
kurencją. Czegoś takiego nie.
wymyślił jednak nawet najbar-
dziej zaangażowany w „udo-
wadnianie” rodowodu polskich
komunistów od Piasta Koło-
dzieja i jego żony Rzepichy,
propagandzista. Ale pardon, p.
G. uważa, że komunistów już
nie ma, zaś tak naprawdę
mamy rząd „neoprawicowy”,
który tę swoją prawicowość
chytrze osłania gowym list-
kiem sloganów leninowskich.
No cóż, wygląda chyba na to,
że uwięziony w sidłach „soc-o-
pozycyjnej nowo-mowy” pozo-
stanę już bezapelacyjnie ślepy
na ten „prosty (?) fakt”, że na
„ciernistej drodze powrotu do
kapitalizmu” (określenie prof.
Stommy), po której wiedzie nas
prawicowy rząd, jedyną zawa-
lidrogą jest socjalistyczna opo-
zycja. Logikę tego wywodu
proszę ocenić w zestawieniu ze
skądinąd słuszną, wychodzącą
z wielu kręgów, opinią, iż fatal-
ne rezultaty ekonomicznego
stolika „okrągłego stołu” są po-
chodną faktu, że po obu jego
stronach zasiedli zwolennicy
socjalizmu. Czy rezultat ten
musiałby być taki sam, gdyby
opcję socjalistyczną reprezen-
towali jedynie pp. Bugaj, Wie-
lowieyski et cons.? Oczywiście
trudno zaprzeczać ewolucji
tego systemu od czystego uto-
pizmu marksistowskiego po
dzisiejszy pragmatyzm, ale
upatrywać w jego reprezentan-
tach awangardę neoliberalizmu
znaczy znów marzenia brać za

rzeczywistość.

P. G. zapytuje mnie, z jakiej

to zasady konserwatyzmu wy-
nikać ma dążenie do niepodle-
głości państwa, a następnie sam
sobie odpowiada, że zasady te
przeczą wręcz takowej ko-
nieczności. Otóż p. G. zwyczaj-
nie „udaje Greka” demonstru-
jąc swoją wątpliwość. Jednym
z naczelnych zadań konserwa-
tyzmu było zawsze konserwo-
wanie tradycji narodowej, a w
tradycji tej najniewątpliwiej
mieści się dążenie do posiada-
nia własnego suwerennego
państwa; państwa, które będzie
ochraniać i pomnażać wartości
konstytuujące narodową wspól-
notę. Państwo natomiast, które
– chociaż formalnie suwerenne
– reprezentować będzie warto-
ści obce rodzimej metodzie ży-
cia zbiorowego czy wręcz ob-
racać swą energię na zwalcza-
nie tradycyjnego obyczaju, nie
może liczyć na pełną z nim
identykację narodu. Konser-
watyście nie wolno natomiast
dać swej aprobaty dla każdej
metody sięgania po niepodle-
głość, i na tym właśnie – a nie
na rzekomym sprzeciwie wo-
bec samego dążenia – polegał
historyczny spór zachowaw-
ców z niepodległościowcami,
rewolucyjnymi demokratami
XIX stulecia; z tymi, o których
Krasiński pisał, iż chcą „Mo-
skwą obalić Moskala”. Alterna-
tywa p. G.: konserwatyzm –
albo dążenie do niepodległości
„za wszelką cenę” – nosi zresz-
tą wszelkie znamiona błędu lo-
gicznego, zwanego petitio prin-
cipy. Nie „za wszelką cenę”,
bowiem tylko po prostu, z
przyrodzonego prawa, nazwa-
nego przez ks. Adama Czarto-
ryskiego legitymizmem naro-

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 8

background image

dowym, który „…rozstrzyga o
wzajemnych wobec siebie zo-
bowiązaniach narodów i usta-
nawia je jako niezależne osoby
prawne, jako absolutnie równo-
uprawnionych członków rodza-
ju ludzkiego…”.

Wyznaję zresztą, że dezyn-

woltura, z jaką p. G. (a także
powoływany przezeń p. Rojski)
piszą o „niepodległościowych
dylematach”, napawa mnie po-
ważnym niepokojem. Mogę
zrozumieć dystans wobec ana-
chronicznej retoryki opozycji
„starej daty”, ale demonstrowa-
nie obcości wobec uzasadnio-
nych aspiracji – choćby i otu-
manionego egalitarnymi fraze-
sami – ale własnego narodu,
wydaje mi się bardzo odległe
od prawdziwie dojrzałego kon-
serwatyzmu, bliższe właśnie
raczej ezoterycznej wyniosłości

„wiedzących lepiej” gnosty-
ków. Podobnie rzecz ma się z
używanym wielokrotnie przez
publicystów „PFReL” termi-
nem „reakcyjny” w jedno-
znacznie pozytywnej konotacji.
Mylenie reakcjonizmu, który
jest niczym innym, jak ideolo-
giczną sektą, z konserwaty-
zmem stanowi jaskrawe niepo-
rozumienie. Przypadki J. K
Szaniawskiego, Henryka Rze-
wuskiego czy Antoniego Wa-
lewskiego pouczają o tym do-
statecznie wyraźnie. Pisał o ta-
kim pomieszaniu logicznych i
moralnych kategorii Wincenty
Kosialciewiez: „Rzucani od
czasu do czasu przez rewolucję
do jednego obozu z nimi (tj. re-
akcjonistami), nie baczyli (kon-
serwatyści) na to, aby o swój
sztandar i o swoją dobrą sławę
walczyć z całą zawziętością.

Jednak różnica pomiędzy tymi
dwiema kategoriami jest bar-
dzo zasadnicza: konserwaty-
stom idzie o ideały, reakcjoni-
stom tylko o interesy; pierw-
szym chodzi o radości przy-
szłości, drugim o rozkosze kon-
sumpcji; pierwsi są ocerami
postępu, drudzy wywoływacza-
mi rewolucji”. Zaś Antoni Z.
Helcel w „Aforyzmach o praw-
dziwym i fałszywym konser-
watorstwie” ironizował, że re-
akcjonista, gdyby dane mu było
żyć przed Aktem Stworzenia,
miałby Stwórcy za złe sam ów
Akt, jako „wywrotowy”. Żywię
jednak nadzieję, że młodzi mo-
narchiści z „PFReL” zrozumie-
ją już niedługo, że być praw-
dziwym, nieoportunistycznym
konserwatystą nie oznacza by-
najmniej konieczności bicia re-
kordu świata w reakcjonizmie.

P.S.

P. G. zżyma się na przypisy-

wanie Platonowi prekursorstwa
nowożytnego konserwatyzmu i
powołuje się w tej mierze na
opinię Poppera (skądinąd nie-
chętnego autorowi „Sympozjo-
nu”, ,,ze względu na jego anty-
demokratyzm).

Przypomnę zatem, że inny,

co najmniej równie kompetent-
ny i niewątpliwie konserwa-
tywny lozof, Erie Voegelin,
właśnie w Platonie upatruje
ojca tego konserwatyzmu, któ-
ry oznacza dążenie do przy-
wrócenia nadrzędnej roli abso-
lutnych i wieczyście związa-
nych z kondycją ludzką skład-

ników doświadczenia transcen-
dencji. Co rzecz jasna, wcale
nie obliguje p. G. do umiesz-
czania Platona (i tej odmiany
konserwatyzmu) w Jego osobi-
stym „drzewie genealogiczno-
-ideologicznym”.

Od Redakcji

Powyższy tekst z powodu swojej znacznej objętości został uszczuplony o fragmenty-dygresje,

nie odnoszące się bezpośrednio do tematu polemiki.

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 9

background image

Moje eksplikacje

Adam Gwiazda

orma odpowiedzi p.
Bartyzela na mój tekst
polemiczny z 5 nru „Pro

Fide…” skłaniała mnie do
przyjęcia metody jaką zastoso-
wał JKM w polemice z Rober-
tem Stillerem. Z drugiej strony
instynkt myśliwego, nazywany
przez mego Szanownego Pole-
mistę „błyskiem skrajności”
każe mi skreślić te kilka uwag.
A więc kolejno:

F

1

Demokracja oznacza wolne

wybory i w konsekwencji utra-
tę lub ryzyko utraty władzy
przez PZPR. Na to, aby dać się
„skreślić” władza jest zbyt mą-
dra. Demokracja w 35% to nie
demokracja, ponieważ unie-
możliwia cyrkulację ekip rzą-
dzących (nie: rządów), co jest
jednym z jej głównych założeń.
Nawet jeśli obecna elita straci
instynkt samozachowawczy,
zawsze zostaje niezawodna ar-
mia rosyjska (d. „Czerwona").

2

Na pytanie o wariant pt. „Pi-

nochet po polsku” odpowiadam
uściślająco. Nie. „Niedawny
przewodniczący WRON” nie
jest dobrym kandydatem na
dyktatora, o wiele lepszym wy-
daje mi się „animator okrągłe-
go stołu”.

Dziwi mnie przekonanie p.

Bartyzela, że „herby i tytuły”
są konieczne dla funkcjonowa-
nia państwa arystokratycznego.

3

Dziwi mnie również monar-

chista wyrażający się o królu
Karolu XIV Janie per „Bernar-
dotte”. Trochę trąci to językiem
jakobinów ścinających ob. Lu-
dwika Kapeta.

4

Z sugestią Autora, jakobym

odrzucał instytucje przedstawi-
cielskie, które sam nazywa
„starszymi od demokracji”, a o
których Gaxotte pisze, że są to
„parlamenty nie mające nic
wspólnego z duchem parlamen-
taryzmu”, nie zgadzam się zu-
pełnie, jako entuzjasta systemu
propagowanego przez Constan-
ta. Inna rzecz, że wprowadze-
nie ich hic et nunc mija się z
celem. Exemplum – działanie
Senatu.

5

Różna praktyka demokracji

wynika również z różnej kon-
strukcji organów i instytucji
państwowych, ą także z różnicy
„rasy” (Le Bon), klimatu itp.
Efekty osiągane przez demo-
kracje są jednak podobne. Nie
znam systemu opartego o zasa-
dę suwerenności ludu, łącznie z
najbardziej „uduchowioną” i
arystokratyczną odmianą Ame-
rykańską , który nie uległby np.
pozytywizmowi prawnemu.
Nie chroni przed tym nawet za-
chowanie niektórych instytucji
niedemokratycznych, mimo ich
łagodzącego pływu. Przypomi-
nam formułę de Tocqueville’a
o „łagodności praktyki i po-
tworności zasady”.

6

Formułę Rojskiego mój Sza-

nowny Polemista po prostu nie
w pełni rozumie. Nie jest waż-
ny rodowód obalonej elity; nie-
które dynastie miały jeszcze
bardziej niechlubne pochodze-
nie. W chwili obecnej ma ona
około pół wieku, a czy czas nie
spełnia w polityce, jak i w reli-
gii tej samej, legitymizującej
roli? Niechęć „niepodległo-
ściowców” skierowana jest
przeciw Rosji i tej właśnie eli-
cie.

7

Wmawianie Czytelnikom,

że uważam rząd za neoprawicę
(chodziło o rząd Rakowskiego
– przyp. red.), jest mówiąc de-
likatnie, niedokładnością. Pro-
ces przechodzenia na prawo nie
jest równoważny z tkwieniem
na tej pozycji. Po drodze od ko-
munizmu do konserwatyzmu,
jest miejsce na socjaldemokra-
cję p. Rakowskiego i „oświece-
niowy liberalizm” min. Wilcz-
ka. Opinia o okrągłym stole
jako spisku socjalistów jest
więc niesprzeczna z moim po-
glądem o ewolucji rządu. I
jeszcze jedna dygresją – czło-
nek PZPR doc. Bronisław Ła-
gowski zasługuje wg mnie na
miano człowieka prawicy o
wiele bardziej niż niejeden z li-
derów RMP.

8

Aby państwo spełniało swe

funkcje wobec narodu nie musi
być koniecznie suwerenne, a
Polska AD 1989 nawet nie

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 10

background image

może. Nie jestem dogmatycz-
nym przeciwnikiem niepodle-
głości, Uważam, że dążenie do
niej dziś może polegać na
zwiększaniu niezależności
obecnej elity od Rosji (znowu
formułą Rojskiego). Inne dzia-
łania, szczególnie zbrojne, do-

prowadzą do kontrakcji z tam-
tej strony.

9

Nigdy nie używałem słów

„reakcja”, „reakcyjny” inaczej
jak tylko ironicznie, parodiując
nowomowę lewicy. W istocie

jesteśmy reakcją na 200 lat
bzdury w ludzkich umysłach.

10

O relacjach leseferyzm–kon-

serwatyzm już wkrótce szerzej
na łamach „Pro Fide…"

Od Redakcji:

Z uwagi na fakt, iż argumenty obu polemistów odbiegają coraz bardziej od meritum sporu, po-

mni na brzytwę Ockhama proponujemy „nie mnożyć bytów ponad konieczność” i zakończyć pole-
mikę. Mamy nadzieję, że okazała się ona ciekawa dla Czytelników.

Cytat

dr Kazimierz Marian Morawski

(„Pro Fide, Rege et Lege” 1926, nr 1)

„Ożywieni pragnieniem zapewnienia Polsce maksimum równowagi i powodzenia,
odważnie i z głębi serca podnosimy sztandar monarchistyczny. Wierzymy mocno w
ideę, która stworzyła Polskę, w doktrynę państwową i praktykę rządzenia Piastów,
Jagiellonów i Batorych, w aktualność haseł i metod rojalistycznych. Ale zarazem
wiemy, że ta monarchia, która w Polsce przyjdzie, aby być trwałą, zdrową i poddanych
swoich zadowolić, musi się oprzeć na zasadach konserwatywnych: na panującej w
państwie religii, na poszanowaniu tradycji, na silnym autorytecie i na etycznych w
życiu zbiorowym i indywidualnym prawidłach (…) My należymy do tych, którzy
wierzą, że monarchia w Polsce winna powstać pod hasłem: fara da se, winna być
wypracowaną, przygotowaną, wywalczoną przez nas samych, tylko bowiem w takim
razie będzie zasłużoną…”

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 11

background image

Frak wśród waciaków.

(czyli polska niemoralność Korwina)

Monika Wolska

ozycja człowieka we
fraku jest zawsze lepszą
niż pozycja człowieka w

waciaku. Zawsze i bezwzględ-
nie. Frak jest strojem nobilitu-
jącym i może z punktu widze-
nia waciaka irytować, nawet
powinien. Ale irytacja ta za-
wsze będzie podświadomie
związana z szacunkiem.

P

Jakie stroje obowiązują na

polskiej scenie politycznej?
Przede wszystkim stroje z epo-
ki, czyli płaszcze Konrada
przenicowane na pelerynki
stoczniowców. Nieśmiertelne
październikowe budrysówki i
smokingi weteranów. Czy są
fraki? Są, ale skrzętnie i bała-
mutnie osłonięte zmiętym pro-
chowcem, albo kurtką koman-
dosa. Człowiek we fraku jest
zatem wyeksponowany. Ekspo-
zycja Janusza Korwin-Mikke
jest głównie wynikiem jego tła,
a nie jak sugerują niektórzy,
specjalnych indywidualnych
predyspozycji. Dla większości
tych, którzy wyrażają publicz-
nie swoją o nim opinię, jest ju-
rodiwym, nie pozbawionym
pewnych zalet nieszkodliwym
maniakiem. Jeszcze inni uczy-
nili go straszakiem dziejącego
się widowiska. Gdy mowa jest
o radykalnych zmianach eko-
nomicznych, Janusz Kor-
win-Mikke występuje, jako
symbol okrucieństwa i bez-
względności. To ten, który wy-
rzuci starców z przytułków, od-
bierze ostatni chleb rencistom,
skaże na wegetację samotne
matki. W pewnym sensie, przy

inteligentnej grze propagando-
wej tego typu „demony” są
ostatnim ratunkiem niedołęż-
nych. Stan „jak jest” choćby i
najgorszy, jest zawsze lepszy
od ewentualnego piekła, które
w ciszy gabinetu szykuje Ja-
nusz Korwin-Mikke, Są też
tacy, którym wystarczy roz-
smakować się w Korwin-Mik-
kem intelektualnie. Chwalą
obiektywnie cienkość i czy-
stość paradoksu, którym operu-
je. Podoba się odwaga, swoista
„egzotyka” jego poglądów, po
czym oddają swoje głosy wy-
borcze na… „Solidarność”. Tak
wydaje się im skuteczniej.
Właśnie – skuteczniej. Sku-
teczność jest dla większości
tożsama z siłą, z masą, z tzw.
społecznym poparciem. Za-
pewne tak jest. Karkołomna lub
zakłamana byłaby próba obro-
ny poglądów J. Korwin-Mikke
od strony proporcji liczbo-
wych. Ten kto próbuje polity-
kować w Polsce, ma do wyboru
między świadomością zblazo-
waną i zrewoltyzowaną. Zre-
woltyzowana Solidarność pra-
cuje nad zblazowaną resztą.
Jaka świadomość zareagowała-
by na propozycje Korwina-
-Mikke? Zdeterminowana do
ostatka lub suwerenna. O suwe-
renną jest równie trudno, jak o
dobre, zwięzłe i rzeczowe wy-
stąpienia na Wiejskiej. Można
przypuszczać, że będzie postę-
powało dojrzewanie do używa-
nia parlamentu, potrzeba jest
matką wynalazku, tymczasem
jednak pozostaje świadomość

zdeterminowana. Tam gdzie
kres cierpliwości tam zaczyna
się sukces liberalizmu. Ekono-
miczne podchody, półwstrząsy,
łatanie, cerowanie, cyganienie,
może trwać jeszcze kilkanaście
lat. Bardziej prawdopodobne
jest jednak, że nastąpi takie
tąpnięcie, takie załamanie, że
bezładne samoratowanie się
gospodarki będzie przypomi-
nać najlepsze czasy XIX
-wiecznej Łodzi, Czy jednak
pomysły Korwin-Mikkego mu-
szą się realizować, mówiąc
brutalnie, po trupie „Solidarno-
ści"? Nie muszą. Mówi się, że
w OKP obok skrzydła socjalde-
mokratów istnieje skrzydło
tzw. liberałów. Zatem prowi-
zorka gospodarcza może być
mniej lub bardziej energiczna.
U wykonaniu Korwin-Mikkego
byłaby brawurowa i nieko-
niecznie prowizorka, ale nie
będzie. Skąd bierze się nieuf-
ność do Korwin-Mikkego?
Skąd oburzenie lub pobłażli-
wość? Syntezą wątpliwości jest
– najogólniej mówiąc – pyta-
nie o „sprawiedliwość”. Jest to
kwestia o tyle niebezpieczna,
że funkcjonująca, bo muszą
funkcjonować, schematy (inte-
lektualne, wyszukane, jak i te
masowe, tramwajowe, uliczne)
które sprawiedliwość utożsa-
miają z pojęciem wygody. Wy-
goda ta jest wprawdzie złudna
bo doraźna, ale potra rozleni-
wić, obezwładnić, zniechęcić.
Taka właśnie sprawiedliwa wy-
goda jest tarczą armii urzędni-
ków. Traktując jednak sprawę

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 12

background image

poważnie, intuicyjnie pojmo-
wana sprawiedliwość może
okazać się najtrudniejszym pro-
giem na drodze do akceptacji
opinii publicznej. Sprawiedli-
wość nie oznacza dla przecięt-
nego obywatela praworządno-
ści czy wolności, ale własne
bezpieczeństwo. I nie lenistwo,
nie zniechęcenie, nie gnuśność
nawet, ale strach właśnie może
(i pewnie tak się stanie) po-
wstrzymać ludzi przed zawie-
rzeniem racjom Korwina-Mik-
ke.

Przeraźliwy pisk towarzyszy

wszystkim próbom uszczypnię-
cia tego, co popularnie nazywa-
my monopolami. Nazywa się
„Niemoralnymi” propozycje ta-
kiej zmiany systemu podatko-
wego, która umożliwi wykole-

gowanie kłopotliwego pośred-
nika. Najwięcej oburzenia
wzbudziły obietnice oddania
strzałów do demonstrujących.
Kwestię tę należy poddać,
istotnie, pod rozwagę. Wydaje
się jednak, że nie chodzi o pro-
wokowanie sumień, tylko o po-
wiedzenie o dwa tony wyżej
pewnych oczywistości. Jeżeli
chodzi o porządek, to nie wy-
starczy tylko powiedzieć, że
chodzi o porządek. Trzeba po-
wiedzieć, że chodzi bezwzględ-
nie o porządek i co grozi za
nieporządek. Wiele oburzenia
wzbudziły także wypowiedzi
Korwin-Mikkego dotyczące
losu kobiet w rodzinie, po-
wiedzmy umownie, konserwa-
tywnej, Najbardziej denerwuje
to dziennikarki (vide jedna z

ostatnich audycji z Korwin-
-Mikkem w TV). Ale trzeba pa-
miętać, że Korwin mówi o ko-
bietach, a dziennikarka to jest
zawsze ktoś mniej niż kobieta,
choć oczywiście i ktoś więcej,

Janusz Korwin-Mikke stał

się papierkiem lakmusowym
nastrojów polskiej (a już na
pewno warszawskiej) ulicy.
Ulica ta nie jest specjalnie po-
datna na większe wstrząsy i
elektryzują ją głównie komuni-
katy o podwyżkach. Człowiek
we fraku wygląda na niej tro-
chę groteskowo. Jakby sobie
jednak nie poczynał, czas pra-
cuje dla niego. A wszystkie –
na szczęście czy niestety – nie
należą już do mnie.

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 13

background image

Musimy być ortodoksyjnie wierni zasadom

(z Jackiem Dębskim rozmawiał Adam Gwiazda)

Rozmowa z Jackiem Dębskim, szefem środowiska „Myśl”, dyrektorem
Instytutu Ordoliberalnego im. W. Ropke, członkiem UPR

Redakcja: Okazuje się, że i do Polski dotarło „widmo demokracji”. Jakie stanowisko zajmuje Pań-

skie środowisko wobec sytuacji po wyborach?

Jacek Dębski: Środowisko „Myśl” wstąpiło do Narodowego Odrodzenia Polski.
Uznaliśmy, iż należy łączyć wysiłki zmierzające do odbudowania silnego ruchu
narodowego w Polsce. Wkrótce jednak pojawiły się kłopoty. Kilka osób uznało,
nie bez racji, że NOP ewoluuje bardzo szybko od konserwatyzmu narodowego
w kierunku narodowej demokracji i ze względu na swoją niechęć do demokracji
zdystansowało się od NOP-u. Jeśli o mnie chodzi, to postanowiłem nie
zajmować się działalnością polityczną, zająłem się ekonomią w sposób
praktyczny (od ponad roku kieruję spółką) i studyjny (organizuję Instytut
liberalny im. Wilhelma Ropke).

Red.: Czy ma Pan własną wizję rozwoju wypadków w Polsce na najbliższą przyszłość?

J.D.: Ja się kilka razy bardzo poważnie pomyliłem w prognozowaniu rozwoju
sytuacji w Polsce i jest to chyba jeden z powodów, dla których postanowiłem
oglądać procesy polityczne z zewnątrz, jako widz, a nie jako uczestnik. Nie
uważałem za prawdopodobne, aby partia mogła przyzwolić na rejestrację „Soli-
darności”, i nie przypuszczałem również, że „Solidarność” może osiągnąć tak
miażdżące zwycięstwo w wyborach. Nie chciałbym zatem pomylić się po raz
kolejny i dlatego przedstawię kilka możliwych, jak sądzę, wariantów rozwoju
sytuacji w Polsce. Nie można wykluczyć usztywnienia polityki reform, aż do
użycia siły włącznie, ale tylko w przypadku wyraźnego zahamowania przeobra-
żeń systemowych w Rosji.
Bardzo możliwy jest scenariusz, w którym reformatorzy partyjni zawrą z socjali-
stami z opozycji pakt o nieagresji i rozpoczną proces likwidowania „wypaczeń
socjalizmu”. Jeżeli proces przejścia od socjalizmu realnego do socjalizmu ideal-
nego będzie postępował konsekwentnie, to już wkrótce gwałtownie pogorszy się
i tak beznadziejny stan polskiej gospodarki, ze wszystkimi politycznymi konse-
kwencjami tego stanu rzeczy. Nie wykluczone również, że socjaliści i socjalde-
mokraci z „Solidarności” zachowają retorykę właściwą dla zwolenników etaty-
zmu i państwa opiekuńczego, a’la wzorem Gonzalesa, sięgną po instrumenta-
rium liberalne. Wariant ten uważam za możliwy, ale niestety, mało prawdopo-
dobny. W zachodniej Europie socjaliści dzielą polityczną przestrzeń z konserwa-
tystami i liberałami, prawica oddziałuje często mimowolnie na sposób myślenia
lewicy. W Polsce prawica jest niestety bardzo słaba, a przez to jej porady i nauki
lekceważone. Tyle, jeśli chodzi o wizję stanu polskiej gospodarki. Jeżeli chodzi
o kwestie ustrojowe, to jestem prawie pewien, że czeka nas smutny okres dal-
szego upadku cywilizacji łacińskiej, gnębionej przez demokrację, pozytywizm
prawny i libertynizm

Red.: Jak postrzega Pan stan polskiej prawicy, jak ocenia Pan jej siłę oddziaływania?

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 14

background image

J.D: Polska prawica to zaledwie kilkadziesiąt osób w skali kraju, które w sposób
świadomy identykują się z cywilizacją łacińską. Jest Ruch Polityki Realnej, ale
i wśród jego sympatyków zdarza mi się słyszeć wypowiedzi świadczące o tym,
że ich związek z konserwatyzmem ma charakter przypadkowy i emocjonalny, a
nie intelektualny i moralny. Jest Pańskie środowisko, są we Wrocławiu wspaniali
konserwatyści p.p. Gabiś i Popiel i chcę wierzyć, że nie popadnie w demokra-
tyczny obłęd NOP, może rozwinie się w partię polityczną środowisko „Słowa
Narodowego”, ale to dopiero zaczyn.

Red.: A np. środowisko „Polityki Polskiej"?

.J.D.': Uważam, że „Polityka Polska” skompromitowała się jako środowisko pra-
wicowe. Z uśmiechem czytam słowa p.Bartyzela o niechęci do „ochlokratycznej
i egalitarnej demokracji” (patrz: „Pro Fide” nr 5). Uwierzyłbym, gdybym nie
wiedział o gorączkowych próbach zmontowania przez p. Bartyzela łódzkiego
porozumienia opozycji z udziałem ochlokratycznej PPS i egalitarnej KPN. Czy
można prawicą nazwać partię, której czołowy ideolog, oddaje co roku hołd nało-
gowemu rebeliantowi i socjal-etatyście Piłsudskiemu? Przedwojenni konserwa-
tyści jakkolwiek podejmowali Piłsudskiego obiadem, gardzili nim do głębi, ma-
jąc za politycznego bandytę. Czy jest człowiekiem prawicy p. Hall popierający
publicznie kandydatów Komitetu Obywatelskiego – Kuronia, Michnika i Lip-
skiego? Czy nie jest błazeństwem telewizyjny występ p. Łączkowskiego z klubu
„Ład i Wolność”, który najpierw deklaruje, że konserwatyzm to kwestia jego za-
sad ideowych, a potem stwierdza, że program „S” jest jego programem?

Popieranie przez „politykę Polską” metod stosowanych przez środowiska lewi-
cowe, jak strajki, taktyka jednolitego frontu, popieranie kandydatów lewicy w
wyborach, zaangażowanie w odbudowę związków zawodowych wynika z umi-
łowania demokracji i pluralizmu. Jacek Bartyzel pisał kiedyś o micie jako regu-
latorze polityki. Takim mitycznym archetypem jest dla „PP” wolą tłumu. I to
modeluje strategię i taktykę środowiska.

Red.: Czy nie nazbyt surowa to krytyka?

J.D.: Można powiedzieć, że krytykując prawicę zwracam uwagę na sprawy
mniejszej wagi, że uzewnętrzniam swoją osobistą niechęć do „Polityki
Polskiej”. Być może. Chcę jednak zauważyć, ze prawica polska będąc w sta-
dium rozwoju musi szczególnie dbać o to, aby najmniejszym gestem nie posiać
wątpliwości w sercach osób, do których zwraca się ze swym programem poli-
tycznym. Musimy być ortodoksyjnie wierni zasadom.

Red.: Prószę więc o krótkie credo polityczne.

J.D.: Jestem zwolennikiem dożywotniej władzy prezydenckiej. W związku z
tym, że w cywilizacji łacińskiej występuje pojęcie suwerenności narodu, prezy-
denta każdorazowo wybiera w głosowaniu cały naród. Prezydent posiada wy-
łączną moc stanowienia prawa, jest najwyższym zwierzchnikiem armii i policji.
Prezydent przysięga być wiernym kanonom cywilizacyjno-etycznym; ochronie
życia poczętego, wolności zawierania kontraktów, pilnowaniu” zdrowia monety,
stabilnemu prawu podatkowemu na maksymalnym pułapie, czwartej części do-

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 15

background image

chodów oddawanych przez podatnika skarbowi państwa .Tego rodzaju postano-
wienia wykluczają pozytywizm prawny. Egzekutywą państwa jest Rada Prezy-
dencka, w połowie mianowana przez Prezydenta, w połowie pochodząca z lo-
kalnych wyborów. Rada Prezydencka jest nielicznym gremium technokratów
wyposażonym w szerokie, ale zarazem ściśle określone kompetencje, przekro-
czenie których daje obywatelowi podstawę dochodzenia swych praw w sądzie.
Kadencja Rady Prezydenckiej jest długa i trwa siedem lat. Sądy są całkowicie
niezależne od egzekutywy i legislatury (prezydenta) strukturą wyłanianą na dro-
dze wewnętrznych samorządowych wyborów. Państwo nie ma prawa prowadzić
działalności gospodarczej, która opiera się o prywatną własność środków pro-
dukcji.

Zarysowany tutaj w kilku zdaniach ustrój nie jest monarchią, ale nie jest również
demokracją. Jest to etokracja oparta o fundament cywilizacji łacińskiej i prawo
naturalne. Etokracja daje ludziom dużo wolności, ale żąda od nich maksimum
odpowiedzialności za swoje czyny. Prawo etokracji nie jest prewencyjne, jest re-
presyjne i surowe. Taki system w Polsce mógłby zapanować tylko wtedy, gdyby
znalazł się człowiek zdolny do bezwzględnej rozprawy ze wszelką lewicą i de-
mokracją i zaprowadzenia rządów prawa.

Red.: Dziękuję za rozmowę.

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 16

background image

List do redakcji

Mirosław Skorupka

a polskiej mapie poli-
tycznej coraz mocniej
zaznaczają

swoją

obecność ruch konserwatywno-
monarchistyczno-liberalny. Za-
czyna się kształtować drugi
obok Obozu Narodowego nurt
myślenia prawicowo-tradycjo-
nalistycznego i należy ten fakt
przywitać z życzliwością. Jako
reakcja na socjalistyczne mia-
zmaty może spełnić ważną rolę
w prostowaniu dróg myślenia
współczesnego Polaka. Mimo
swojej sympatii do ruchu kon-
serwatywnego muszę tu jednak
wskazać na pewne niekonse-
kwencje, niedomówienia oraz
półprawdy (świadome lub nie-
świadome) widoczne w doku-
mentach programowych i bie-
żącej publicystyce pism kon-
serwatywnych. (…)

N

W piśmie konserwatystów-

monarchistów „Pro Fide, Rege
et Lege” 200-lecie Rewolucji
Antyfrancuskiej uczczono po-
mysłowym hasłem „200 lat no-
wego barbarzyństwa”, jednak
ani słowa nie ma o tym, kto za-
prowadził nowe barbarzyń-
stwo, KTO Deklarację Praw
Boga (Dekalog) zastąpił anty-
ludzką Deklaracją Praw Czło-
wieka, KTO Europę chrześ-
cijańską poprowadził ku neo-
pogaństwu. Otóż każde dziecko
wie (no, może należałoby po-
wiedzieć, że powinno wie-
dzieć), że Wielka Rewolucja
Antyfrancuska to dzieło maso-
nerii. Masoneria przygotowała
ideologiczną nadbudowę w po-
staci racjonalistycznej „lozoi
Oświecenia”, a następnie w
sposób zbrodniczy wcieliła ją

200 lat temu w życie. Tymcza-
sem w pismach monarchistów
słowo masoneria w ogóle się
nie pojawia. W ten sposób po-
mija się milczeniem jednego z
największych wrogów Wiary,
Króla i Prawa, jakim masoneria
była i jest do tej pory. Uwalnia-
cie się, Drodzy Monarchiści od
zarzutu obsesji antymasońskiej
i antyżydowskiej (o żydach bę-
dzie niżej) ale przykładacie
rękę do dzieła fałszowania hi-
storii. Niekonsekwencje ideolo-
giczne prowadzą do zadziwia-
jących wyników w praktyce
politycznej. Chodzi mi tu o so-
jusz konserwatystów i monar-
chistów z liberałami. Filozoa
liberalizmu jest dzieckiem Re-
wolucji 1789 r. Powstała ona
na gruzach tradycyjnej Europy
walcząc właśnie z konserwaty-
zmem. Dziś patronuje konser-
watystom ultra-libertarianin p.
Janusz Korwin-Mikke, który w
książce „Historia i zmiana”
swój „Program Liberałów”
umieścił na osi konserwatyzm–
mutaryzm bardzo daleko w kie-
runku mutaryzmu, najdalej ze
wszystkich porównywanych
tam systemów i programów po-
litycznych. Mimo to nazywa
siebie konserwatywnym libera-
łem. Sam zdając sobie sprawę z
tej sprzeczności napisał kiedyś,
że dawnymi czasy liberałowie
„nieopatrznie” zwalczali kon-
serwatystów, ale dziś należy to
już do przeszłości. To „nie-
opatrznie” brzmi mało przeko-
nująco. Liberałowie zwalczali
tradycyjną Europę jak najbar-
dziej świadomie, gdyż było to
częścią wielkiego masońskiego

planu świszczenia cywilizacji
łacińskiej. Mamy więc w Pol-
sce sojusz konserwatystów i
monarchistów z liberałami.
Proponuję dołączyć do tego
PPS z p. Lipskim i będziemy
mieli odpowiedź na pytanie za-
dane kiedyś przez Leszka Ko-
łakowskiego: „Jak być konser-
watywno-liberalnym socjalistą?
W swoich wypowiedziach kon-
serwatyści często wspominają
o obronie cywilizacji łaciń-
skiej, takiej jak ją rozumiał Fe-
liks Koneczny. Nie ma jednak
ani słowa o tym, przed czym
mamy tę cywilizację łacińską
bronić. Nie wspomina się o in-
nych cywilizacjach jej zagraża-
jących tak, jakby ich w ogóle
nie było. Jeśli uznaje się auto-
rytet Konecznego (wiem, ze
wśród konserwatystów cieszy
się poważaniem) to trzeba
otwarcie powiedzieć, jakie cy-
wilizacje zagrażają cywilizacji
łacińsko-chrześcijańskiej. Otóż
w Polsce są to cywilizacje: ży-
dowska, turańska i bizantyjska.
Jeśli chcemy bronić cywilizacji
łacińskiej, to trzeba wiedzieć
przed czym, stąd obowiązek
wskazywania na żydowski ro-
dowód takich wynalazków, jak:
socjalizm, liberalizm („Libera-
lizm judaizuje katolika” – F.
Koneczny) czy na bizantyńskie
cechy scentralizowanego życia
publicznego. Uznać też trzeba
naród za wartość cywilizacyjną
i przeciwstawiać się postawom
kosmopolitycznym. Naród pol-
ski ma prawo rządzić we wła-
snym kraju. Czy to będzie re-
publika, czy monarchia – to
jest kwestia techniczna. Nam

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 17

background image

narodowcom nie jest natomiast
wszystko jedno, kto rządzi Pol-
ską. W 1981 r. „The Daily Te-
legraph” podał, ile procent ży-
dów zasiada w Izbie Gmin i
nikt nie oskarżył tej gazety o
antysemityzm. Ja nie podam
składu narodowościowego Sej-
mu i Senatu, by nie nadużywać

gościnności Redakcji i nie na-
rażać jej na zarzut rozpo-
wszechniania „ubeckich” infor-
macji. Przytoczę za to na za-
kończenie zalecenie dla monar-
chistów napisane przed II woj-
ną światową: „Dobrze byłoby,
gdyby nasi działacze przypomi-
nali socjalistom, którzy nas

zwalczają, że SOCJALIZM
POLSKI MA TRZECH OJ-
COM: ŻYDA MARKSA,
ŻYDA MENDELSOHNA I
ŻYDA PERLA” (Głos Monar-
chisty nr 34/1927). Dziś ta lista
nieco, by się wydłużyła…

Cytat

prof. Szymon Dzierzgowski

(„Demokracja a monarchia”, Warszawa 1926, s. 16)

„Źródłem władzy monarszej jest przyrodzony instynkt samozachowawczy
uwydatniający się jaskrawie w prawach i obowiązkach ojca rodziny, które z ich
ewolucyjnym rozwojem przeszły na monarchię. Władza monarchy, poza władzą ojca w
rodzinie, jest jedyną przyrodzoną władzą, w której czynniki kompetencji i miłości są
genetycznie i nierozerwalnie złączone”.

Pro Fide Rege et Lege

Numer 4 (6) AD 1989

Strona 18


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pro Fide Rege et Lege 05
Pro Fide Rege et Lege 09
Pro Fide Rege et Lege 03
Pro Fide Rege et Lege 07
Pro Fide Rege et Lege 02
Pro Fide Rege et Lege 04
Pro Fide Rege et Lege 08
FIDE Trainers Surveys 2012 06 30 Andrew Martin A Tough Session
FIDE Trainers Surveys 2015 06 30 Spyridon Skembris Inspiration from the Classics
FIDE Trainers Surveys 2018 06 12 Miguel Illescas Backward pawn on c7
FIDE Trainers Surveys 2011 06 30 Uwe Bönsch A Very Special Ending
FIDE Trainers Surveys 2014 06 29, Susan Polgar The Game Is Not Over Until It Is Over
FIDE Trainers Surveys 2014 06 29, Spyridon Skembris Defending Inferior Endgames
FIDE Trainers Surveys 016 06 21 Arshak Petrosian Practical rook endgames
FIDE Trainers Surveys 2012 06 01 Jeroen Bosch The Open File
FIDE Trainers Surveys 2015 06 30 Sam Palatnik Chess GPS
FIDE Trainers Surveys 2013 06 27, Boris Avrukh Prophylactical Thinking
FIDE Trainers Surveys 2014 06 01, Alexander Beliavsky Bodycheck
FIDE Trainers Surveys 2012 06 01 Jeroen Bosch Passed pawn

więcej podobnych podstron