Pro Fide Rege et Lege 09

background image

Sekwana, rzeka we Francji. Widać w tle katedrę Notre-Dame. Jej nazwę tłumaczy się jako Nasza

Pani i odnosi się do Matki Boskiej. Wzniesiono ją na wyspie na Sekwanie, zwanej Île de la Cité, na
śladach po dwóch kościołach powstałych jeszcze w IX w.

background image

Spis treści

Arystokratyzm ducha
Krzysztof Mogilnicki – Tezy do założeń programowych monarchizmu polskiego
Jacek Bartyzel – Spojrzenia nad Sekwanę
Aleksander Popiel – Odbudować arystokrację pieniądza
Artur Górski – Jedyną partią dla oficera są Siły Zbrojne
Kacper Krasicki – Westchnienie po Habsburgach

3
6

12
14
17
20

Adres do korespondencji:

www.konserwatyzm.pl

; e-mail:

kzm@konserwatyzm.pl

Klub Zachowawczo-Monarchistyczny, ul. Żubrowa 7, 01-978 Warszawa

Konto bankowe:

Klub Zachowawczo-Monarchistyczny: 77-1240-1066-1111-0000-0006-1131

Opracowanie elektroniczne: Portal Młodzieży Prawicowej – www.xportal.pl (31 XII 2008 r.)

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

2

background image

Arystokratyzm ducha

(Fragmenty dyskusji, która miała miejsce w Klubie 8 września AD 1990)

Józef Ortega y Gasset, „Bunt mas”

„…ludzie wybrani, a nie masy, żyją w prawdziwym poddaństwie. Życie nie ma dla nich
smaku, jeśli nie polega na służeniu czemuś transcendentnemu. Dlatego też takiej służby
nie odbierają jako ucisku. Jeśli tego im brakuje, wówczas odczuwają niepokój i
wynajdują nowe normy, jeszcze trudniejsze, jeszcze bardziej wymagające, które ich
gnębią. To jest życie rozumiane jako narzucona sobie dyscyplina – życie szlachetne.
Szlachectwo określają wymagania i obowiązki, a nie przywileje.

[…] Szlachetny to znaczy „znany”, w tym sensie, że znany wszystkim, sławny, ktoś, kto
dał się poznać, wybijając się ponad anonimową masę. Określenie to implikuje istnienie
jakiegoś szczególnego wysiłku, który dał powody do sławy. Tak więc słowo szlachetny
jest równoznaczne ze słowem w trudzie wypracowany, doskonały.

[…] Szlachectwo to synonim życia pełnego trudu i wydarzeń, zawsze gotowego do
doskonalenia się do przechodzenia od tego, co już jest, do wyższych jeszcze celów i
obowiązków.”

Artur Górski – Arystokra-

tyzm ducha musimy rozumieć
we dwojaki sposób. W taki,
który proponuje Ortega, to zna-
czy budowanie arystokratyzmu
w sobie samym, umacnianie
swojego wnętrza. Przez samo-
doskonalenie się, przez realiza-
cję siebie w działaniu możemy
dostrzegać wyższe cele. In-
stynkt arystokraty pozwoli
działać zgodnie z naszym su-
mieniem, działać nie dla dobra
swojego, czy w sferze władzy –
nie dla zdobycia władzy dla
siebie, lecz w celu zdobycia
władzy dla niego, dla tego
przyszłego władcy. Tak rozu-
miany arystokratyzm ducha
wyraża naszą postawę moralną.

Z drugiej strony arystokra-

tyzm ducha musi być także za-
warty w pewnych formach.
Formy te tyczą się np. metod
działania, lecz także wiążą się z
pewnym szacunkiem dla siebie,

który wyraża się m.in. w ubio-
rze. Przez szacunek dla siebie,
lecz także dla innych, dbamy o
to, byśmy wyglądali przyzwo-
icie i reprezentacyjnie. Formy
w „szlachectwie” związane są
bowiem z pewnym aspektem
estetycznym.

Kacper Krasicki – Wydaje

się, że arystokratyzm i w ogóle
etos rycersko-arystokratyczny
jest to specyfika europejska,
żeby nie powiedzieć zachod-
nioeuropejska. (Pomijam świa-
domie np. etos samurajski). Ri-
chard Pipes w swojej książce
Rosja carów twierdzi, że np.
dawne elity społeczne Rosji
carskiej nie miały nic wspólne-
go z etosem arystokratycznym,
takim jaki ukształtował się w
Europie zachodniej i środko-
wej. Pipes nawet stawia tezę,
że pojęcie honoru i arystokraty-
zmu w ogóle mogło ukształto-
wać się tylko w wyniku po-

wstania i krystalizacji społe-
czeństwa feudalnego, czyli od
czasów Karola Wielkiego oraz
całej dalszej ewolucji Europy
Zachodniej. Tak więc dla elit
społecznych Rosji pojęcie ho-
noru, pojęcie godności własnej
nie istniały do końca XVII w.
Dopiero w XVIII, a zwłaszcza
w XIX wieku elity rosyjskie
ukształtowały się na wzór elit
zachodnioeuropejskich. Dopie-
ro wtedy możemy mówić o
arystokratyzmie rosyjskim.

Artur Górski – Ortega w

swojej pracy dodaje, że arysto-
kratyzm może być pojmowany
jako arystokratyzm dziedzicz-
ny, to znaczy, że ktoś po przod-
kach w spadku krwi dostaje
szlachectwo. Jednakże wyraź-
nie mówi, że jest to błędne po-
traktowanie arystokratyzmu, je-
śli mamy na myśli arystokra-
tyzm ducha. Ponieważ – wg
Ortegi – uszlachcenie powinno

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

3

background image

iść w drugim kierunku. Czło-
wiek poprzez zdobycie pewne-
go znaczenia, pewnego szla-
chectwa, w zależności jaki
wielki jest to arystokratyzm,
nobilituje swoich przodków.

Mariusz Affek – Sądzę, że

ten podział na arystokratów
krwi i arystokratów ducha nale-
ży utrzymać. Znamy bowiem
wiele osób, które należą do
arystokracji ze względu na
swoje pochodzenie, a które to
swoim zachowaniem sugerują,
że z tym pochodzeniem nie
mają zbyt wiele wspólnego. Po
pierwsze, nie propagują idei
arystokratycznych czy w ogóle
zachowawczych; po drugie,
często zachowują się wręcz
niegodnie. Zatem winien to być
podział ze względu na pocho-
dzenie, jak i ze względu na za-
chowanie. Najważniejsze jest
bowiem to, czy człowiek przy-
znaje się do arystokratyzmu i
czy realizuje go. Można to łą-
czyć z ideą chrześcijańskiego
apostolstwa pewnych zacho-
wań. Należy bowiem propago-
wać pewne postawy moralno-
-religijne, które dla konserwa-
tysty mają niebagatelne znacze-
nie.

Artur Górski – Owszem, to

rozróżnienie jest konieczne,
gdyż w XX wieku nie zawsze
arystokratyzm ducha pokrywa
się z arystokratyzmem krwi.
Jednakże, ponieważ w historii
to arystokraci krwi byli szla-
chetni, tak ze względu na for-
my, jak i na treści, teoretycznie
dziś również stanowić mogą
pewien potencjał. Bowiem ów
instynkt arystokratyczny jest w
pewnym sensie przekazywany
genetycznie, przynajmniej do
pewnego stopnia. Wielu świa-
domie go zatraca. Zauważmy,

że część starej arystokracji zde-
generowała się zupełnie, a
część jednak kultywuje trady-
cje. Nie jest więc to takie jed-
noznaczne. Choć oczywiście
arystokracja krwi jako elita
społeczna swoją historyczną
szansę przegrała.

Kacper Krasicki – Jako hi-

storyk dodam, że nie ma się co
dziwić, że przegrała. Od czasu
rewolucji francuskiej, czyli
przez ponad 200 lat wszystkie
procesy społeczne, jakie zacho-
dziły w Europie, były wymie-
rzone przeciwko elitom, a
zwłaszcza starym elitom. Naj-
bardziej niwelujący okazał się
przecież ustrój komunistyczny,
który jest antyelitarny z założe-
nia. Zatem trudno coś kultywo-
wać nie mając zaplecza i to nie
tylko ekonomicznego, ale także
zaplecza w strukturach społecz-
nych czy państwowych. Nie-
wątpliwie można powtórzyć
słowa Chateaubrianda, który
mówił, iż przeszliśmy „z epoki
zwycięstw do epoki przechwa-
lania się”.

Już w pierwszej połowie

XIX wieku wielcy myśliciele,
jak właśnie Chateaubriand, To-
cqueville i de Maistre, twier-
dzili, że po rewolucji francu-
skiej arystokracja i szlachta eu-
ropejska raz na zawsze upadła.
A przecież w pierwszej poło-
wie XIX wieku sprawa nie wy-
dawała się jeszcze tak oczywi-
sta, a podstawy ekonomiczne
były mimo wszystko dość moc-
ne. W końcu XX wieku trudno
mówić o jakiejś genetycznej
degeneracji, tylko po prostu na-
leży twierdzić, że wraz z kon-
sekwencjami rewolucji francu-
skiej stara europejska arysto-
kracja znikła, np. pod wpły-
wem nowej arystokracji, którą

wydał rozwój kapitalizmu.

Mariusz Affek – To co Pan

powiedział potwierdza moją
tezę związaną z upadkiem ary-
stokracji pochodzenia. Ja bym
dodał, że liczne procesy indu-
strializacyjne wywodzą się
jeszcze sprzed rewolucji fran-
cuskiej, bo od rewolucji Crom-
wella. Powiedzmy otwarcie;
były wynikiem wytworzenia
się nowej klasy społecznej –
burżuazji. XIX wiek natomiast
ostatecznie spowodował zubo-
żenie arystokracji pochodzenia.
Jednakże nie wolno zapominać,
że po narodzeniu burżuazji
mamy do czynienia z typowym
wynalazkiem XX wieku, który
powstał po rewolucji paździer-
nikowej. Powstała wtedy nowa,
czerwona elita komunistyczna,
która była „quasi-burżuazją”
opierającą się na zupełnie in-
nych przesłankach ideologicz-
nych. Właśnie w wytworzeniu
się tych dwóch nowych warstw
społecznych możemy dopatry-
wać się źródeł obecnych złych
zachowań współczesnych ary-
stokratów z urodzenia.

Artur Górski – Zastanawia-

my się, czy arystokracja z po-
chodzenia ostatecznie upadła
moralnie, a jeśli upadła, to w
jaki sposób i kiedy. Natomiast
należy powiedzieć, jak widzi-
my odbudowanie arystokracji,
tej arystokracji ducha. Jak by-
ście Panowie widzieli tych no-
wych arystokratów, zakładając
że należenie dzisiaj do arysto-
kracji pieniądza nie eliminuje
arystokratyzmu ducha?

Marek Święcicki – Trzeba

szerzej powiedzieć, jakich wi-
dzimy arystokratów ducha. Do-
tychczas mówiliśmy o arysto-
kratyzmie ducha w aspekcie hi-
storycznym, w aspekcie arysto-

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

4

background image

kracji pochodzenia czy arysto-
kracji zachowania. Natomiast
ja chciałbym zwrócić uwagę na
to, jak pojęcie to może być od-
bierane u przeciętnego, współ-
czesnego człowieka. Arystokra-
cja ducha – termin ten jest wła-
ściwie bliższy językowi po-
etyckiemu czy filozofii i być
może także dlatego zwracamy
na to jakąś szczególniejszą
uwagę. Często sama barwa po-
jęcia bardziej nas interesuje
aniżeli jego treść. W związku z
tym wydaje mi się, że powinni-
śmy zwrócić uwagę nie na ze-
wnętrzny, ale na wewnętrzny,
rzeczowy aspekt tego pojęcia,
to znaczy na to, jakiej kategorii
mają być elity kreowane przez
nas. Musimy określić, jakie
wymagania i kryteria dla nich
będziemy stawiali. Moje poj-
mowanie pojęcia „arystokracja
ducha” to pojmowanie arysto-
kracji jako elity idei. Ma to być
elita ludzi, którzy są w stanie
objąć otaczającą nas rzeczywi-
stość spoglądając z pewnego
punktu ponadczasowego, a dy-
stansem po to, by móc w spo-
sób obiektywny tę rzeczywi-
stość oceniać, analizować i for-
mować. Lecz przede wszyst-
kim muszą oni formować sa-
mych siebie.

Artur Górski – Jeżeli spoj-

rzymy przez pryzmat arysto-
kratyzmu ducha na cele nasze-
go Klubu, to właśnie zadaniem
naszym jest wykształcić, wła-
śnie formować arystokratów
ducha, czyli takich ludzi, któ-

rzy będą z jednej strony czuli
instynktownie ideę, co wynika
z pewnych predyspozycji du-
chowych – arystokratą ducha w
pewnym sensie albo się jest,
albo się nie nim jest. Po drugie,
potrzebujemy arystokratów,
którzy będą potrafili nie tylko
widzieć, że najlepszym syste-
mem jest monarchia, ale także
będą potrafili wyjaśnić to w
sposób racjonalny. W dzisiej-
szych czasach walki o ideę po-
trzebny jest zarówno instynkt,
jak i wiedza. Zwykli poddani
Jego Królewskiej Mości są mo-
narchistami tylko z instynktu.
Natomiast arystokraci ducha,
czyli ci, którzy winni stać przy
królu, winni walczyć o króla i
za króla, muszą nie tylko wie-
rzyć i kochać, ale także w spo-
sób racjonalny i bezpośredni
działać na rzecz monarchii. Za-
tem, jak napisał w jednym ze
swych artykułów nasz kolega
Adam Gwiazda, musimy starać
się wykształcić „pół-rycerzy,
pół-zakonników”. Oczywiście
jest to metafora, nie jest to jakiś
absolutny wyznacznik arysto-
kratyzmu ducha, ale niewątpli-
wie pewien pożądany cel for-
macyjny. Arystokrata ducha
musi być przede wszystkim
człowiekiem prawym i działać
zgodnie z własnym sumieniem.

Mariusz Affek – Arystokra-

tyzm ducha wiąże się z wzna-
wianiem pewnych idei moral-
nych, które – jak już wspomi-
nałem – winny rodzić się z ide-
ami religijnymi. Ludzie o

orientacji lewicowej raczej nie
posiadają wzorców religijnych
i propagować ich nie mogą.

Artur Górski – Czy zatem

np. komunista nie może być
człowiekiem prawym?

Kacper Krasicki – Ja uwa-

żam, że chodzi tu o coś głęb-
szego. Samo greckie słowo ari-
stoi
– najlepszy, lepszy – samo
to brzmienie nasuwa pojęcie
pewnej elitarności. To nieważ-
ne, czy chodzi o arystokrację
pochodzenia, czy tę lepszą –
arystokrację ducha. Nie można
być prawdziwym arystokratą,
będąc egalitarystą, gdyż jest to
zaprzeczenie sobie samemu.
Co nie znaczy, że egalitarysta
nie może być człowiekiem pra-
wym czy uczciwym. Gdy jest
się arystokratą, to nie można
być np. demokratą. Neutralnym
jest tu właśnie monarchizm.

Marek Święcicki – Sądzę,

że zalążkowy konserwatyzm
jest składnikiem każdego czło-
wieka, natury człowieka, nawet
socjalisty. Bowiem jest to pe-
wien sposób samoograniczania
się, tworzenia, działania w
oparciu o jakieś elementy
wspólne w ogóle dla całej ludz-
kości. Chodzi o to, by wzmac-
niać te zachowania i te postawy
w ludziach. Chodzi o to, aby
spośród ludzi wyłaniać te oso-
by, w których przejawiają się
one w sposób szczególny. Wła-
śnie z tych ludzi należy kre-
ować naszych „pół-rycerzy,
pół-zakonników”.

W dyskusji udział wzięli:
Artur Górski – student Wydziału Kościelnych Nauk Historycznych i Społecznych Akademii Teo-

logii Katolickiej w Warszawie; Kacper Krasicki – student Wydziału Historii Uniwersytetu War-
szawskiego; Mariusz Affek – pracownik naukowy Instytutu Historii Nauki Oświaty i Techniki PAN;
Marek Święcicki – student Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego.

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

5

background image

Tezy do założeń programowych monarchizmu polskiego

Krzysztof Mogilnicki

Od Redakcji

Poniższe tezy do założeń

programowych monarchizmu
polskiego zostały nadesłane do
„Pro Fide, Rege et Lege” z Po-
znania. Są one bardzo interesu-
jące (jako propozycje), ale za-
razem w wielu miejscach bar-
dzo kontrowersyjne. Zatem po-
niżej tekstu zamieszczamy kry-
tyczne uwagi jako pierwszy
głos w dyskusji nad tezami.

Mamy nadzieję, że czołowi

monarchiści polscy, którzy
wejdą (zapewne) do zaprojek-
towanego przez p. dra Jacka
Bartyzela Instytutu Badań nad
Myślą Konserwatywną i Roja-
listyczną, wspólnie wypracują
spójne koncepcje programowe
polskiego monarchizmu.

I

Monarchia

Rzeczypospolitej Pol-

skiej

Określenie Rzeczpospolita

jako nazwa państwa polskiego
jest głęboko zakorzenione w
tradycji narodowej. Aczkol-
wiek w bezpośrednim tłuma-
czeniu oznacza „republikę”, w
Polsce utożsamiano je zawsze z
ogólnym pojęciem państwa –
nie koniecznie zaś z systemem
republikańskim. I Rzeczpospo-
lita była wszak monarchią elek-
cyjną, a król Polski był „,mał-
żonkiem Rzeczypospolitej”. Ta
oryginalnie polska i nie mająca
w innych krajach analogii tra-
dycja winna być zachowana
zgodnie z narodowym odczu-
ciem. Dlatego zakłada się, że

oficjalna nazwa państwa po
przywróceniu monarchii winna
brzmieć „Królestwo Rzeczypo-
spolitej Polskiej”, a tytuł mo-
narchy powinien odpowiednio
brzmieć nie „Król Polski”, lecz
„Król Rzeczypospolitej Pol-
skiej”.

II

Monarchia elekcyjno-

-dziedziczna

Od wygaśnięcia dynastii ja-

giellońskiej (a w pewnym sen-
sie już od czasów królowej Ja-
dwigi) król polski był powoły-
wany drogą elekcji przez
szlachtę. Monarchia elekcyjna
była oryginalną polską trady-
cją; elekcyjność tronu trwała
praktycznie aż do końca I Rze-
czypospolitej (zniosła ją dopie-
ro Konstytucja Trzeciego Maja)
– podczas gdy w innych pań-
stwach Europy utrwala się mo-
narchia dziedziczna (zrazu ab-
solutna, potem konstytucyjna).
Polska była tu prekursorem
obecnych systemów demokra-
cji wyborczo-parlamentarnej.
Równocześnie przy utrzymaniu
zasady wolnej elekcji dążono
do utrzymania ciągłości dyna-
stii, wybierając na królów ko-
lejnych jej członków (Jagiello-
nowie, Wazowie, dynastia sa-
ska). Usiłowano w ten sposób
znaleźć syntezę dwóch zasad
na pozór sprzecznych: pocho-
dzenie władzy królewskiej
bądź od Boga, bądź od narodu.
Tradycja narodowa i nowocze-
sne zasady liberalno-demokra-
tyczne mogą i powinny być i

dzisiaj tu pogodzone – wg na-
stępującego trybu:

1. Monarchia w Polsce po-

winna być elekcyjna, ale zara-
zem dziedziczna w ramach za-
chowania ciągłości sukcesji dy-
nastycznej. Przyszła konstytu-
cja winna stwierdzać, że „Król
Rzeczypospolitej Polskiej pa-
nuje z łaski Boga i woli naro-
du”, a regulację następstwa
władzy królewskiej powinna
zawierać ustawa o sukcesji.

2. Pierwszy król Rzeczypo-

spolitej zostaje wybrany w gło-
sowaniu powszechnym, rów-
nym, tajnym i bezpośrednim
wszystkich pełnoletnich oby-
wateli polskich spośród kandy-
datów przedstawionych przez
połączone: Sejm Narodowy i
Senat Ziem. Kandydat może
też być tylko jeden – wówczas
elekcja ma charakter akceptują-
cego referendum. Z tą chwilą
powstaje dynastia panująca.
Równocześnie z elekcją króla
Sejm i Senat powołują Radę
Koronną (Radę Królewską) z
osobistości zasłużonych i cie-
szących się powszechnym sza-
cunkiem narodu.

3. Konstytucyjnie desygno-

wanym następcą tronu jest naj-
starszy bezpośredni potomek
panującego już monarchy –
syn, a w przypadku jego braku
córka (tradycja polska zezwala
na panowanie królowej). Jed-
nak jego wstąpienie na tron
musi być zatwierdzone każdo-
razowo przez naród w drodze
elekcji – referendum. Desygno-
wany następca (następczyni)
tronu jest w nim kandydatem z

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

6

background image

mocy prawa.

4. W wypadku braku bezpo-

średnich potomków królew-
skich automatycznie desygno-
wanym kandydatem elekcyj-
nym jest najbliższy krewny po-
przedniego króla w linii równej
lub zstępnej (brat, siostra, bra-
tanek, bratanica, siostrzeniec
itd.).

5. W wypadku, gdy desy-

gnowany następca tronu nie
daje gwarancji właściwego
sprawowania funkcji panujące-
go, jak również gdy nie uzyska
w elekcji wymaganych ⅔ gło-
sów, Rada Koronna może wy-
znaczyć innego kandydata lub
kilku kandydatów elekcyjnych
do tronu – jednak tylko spośród
członków dynastii panującej
(rodziny królewskiej) wyszcze-
gólnionych w punkcie 4.

6. W okresie małoletniości

króla lub w razie niemożności
sprawowania przez niego funk-
cji panującego Rada Koronna
wyznacza Regenta Królestwa
spośród członków rodziny kró-
lewskiej

7. W okresie bezkrólewia, tj.

pomiędzy śmiercią poprzednie-
go monarchy a zatwierdzeniem
przez elekcję desygnowanego
następcy (względnie wyboru
dokonanego zgodnie z punktem
4, funkcję panującego sprawuje
zgodnie z polską tradycją pry-
mas Polski jako interrex. Pry-
mas dokonuje też koronacji
każdorazowego wybranego
króla.

8. Przedstawione rozwiąza-

nia zapewniają syntezę zasady
powołania panującego z woli
narodu z zasadą dynastycznej
ciągłości władzy królewskiej.
Nadto świadomość konieczno-
ści poddania swej kandydatury
zatwierdzeniu przez cały naród

będzie sprzyjać właściwemu
przygotowaniu i kwalifikacjom
każdorazowego desygnowane-
go następcy dla pełnienia swej
roli reprezentanta i symbolu
Najjaśniejszej Rzeczypospoli-
tej.

III

Monarchia prawna,

konstytucyjna

i parlamentarna

1. Zgodnie zarówno z trady-

cjami polskimi, jak i nowocze-
snymi systemami państwowy-
mi, konstytucyjne formy Króle-
stwa Rzeczypospolitej Polskiej
winny opierać się na podziale
trzech władz i systemie parla-
mentarnym.

2. Król panuje, lecz nie rzą-

dzi. Jest symbolem całego na-
rodu i symbolem państwa. Re-
prezentuje majestat i wielkość
Rzeczypospolitej, jej powagę,
wielkość, godność i honor. Stoi
ponad władzami państwowymi,
lecz sam nie sprawuje władzy.
Jest Najwyższym Arbitrem.
Jest „małżonkiem Rzeczypo-
spolitej”. Podpisuje ustawy,
lecz nie ponosi za nie odpowie-
dzialności konstytucyjnej. Oso-
ba monarchy jest nietykalna.

3. Władza ustawodawcza

należy do Sejmu Narodowego
wybieranego w powszechnych
wyborach i Senatu reprezentu-
jącego jednostki federalne (Zie-
mie), wspólnoty i elity narodo-
we.

4. Władzę wykonawczą

sprawuje rząd. Szef rządu mia-
nowany jest przez króla spo-
śród większości parlamentarnej
lub koalicji stronnictw. Posia-
dać on powinien wobec tego
znaczne uprawnienia, na nim
bowiem spoczywa prowadze-

nie bieżącej polityki państwa.
Postuluje się dyskusyjnie zastą-
pienie XX-wiecznego określe-
nia „premier” przywróconą sta-
rą polską nazwą „kanclerz”.
Kanclerz w I Rzeczypospolitej
pełnił funkcje państwowe w
dużym stopniu odpowiadające
dzisiejszemu urzędowi premie-
ra. Błędne jest łączenie tytułu
kanclerza z Niemcami. W Pol-
sce urząd kanclerski istniał od
XVI wieku (formalnie, gdyż
praktycznie istniał już znacznie
wcześniej), a w Niemczech do-
piero po ich zjednoczeniu przez
Bismarcka i stworzeniu II Rze-
szy w 1871 roku.

5. Władza sądownicza nale-

żeć będzie do niezawisłych są-
dów, mianowanych przez króla
jako strażnika Prawa, prawa
naturalnego i chrześcijańskie-
go, którego źródłem jest Bóg.

6. Z chwilą wprowadzenia

monarchii urzędy i instytucje
publiczne, tj. państwowe, przy-
jąć winny nazwę „królewskie”,
a więc np. królewskie koleje,
poczta, Policja Królewska (fe-
deralna) itp.

IV

Monarchia liberalna,

konserwatywna

i chrześcijańska

1. Królestwo Rzeczypospo-

litej Polskiej będzie monarchią
opartą na wielkich tradycjach
polskich łacińskiej, śródziem-
nomorskiej, chrześcijańskiej
kultury, wartościach z których
wywodzi się. Jego podstawami
muszą być:

a) wolność jednostki i jej

praw, ograniczona jedynie pra-
wem i wolnością innych jedno-
stek;

b) własność prywatna jako

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

7

background image

święte i nienaruszalne prawo
jednostki do samorealizacji i
realizacji jej celów;

c) rodzina i jej rola jako

podstawowej wspólnoty ludz-
kiej, płynąca z etosu wiary
chrześcijańskiej i katolickiej;

d) tradycja narodowa jako

wspólnota łącząca wszystkich
Polaków – monarchia jest jej
uosobieniem, strażnikiem i
kontynuatorem;

e) tolerancja – jako wzorzec

etyki katolickiej;

f) prawo – jednakowe dla

wszystkich, wzornik i strażnik
wolności jednostek i wspólnot,
ich bezpieczeństwa; prawo po-
chodzące od nakazów boskich;

g) demokracja – ale tylko

jako stosunkowo najmniej nie-
doskonała technika realizacyj-
na rządzenia na co dzień pań-
stwem.

Demokracja jest środkiem, a

nie celem samym w sobie. Słu-
żyć musi wolności jednostek i
wspólnot, ich praw w życiu pu-
blicznym, lecz nie może tych
praw naruszać. Służyć winna
tworzeniu elit, a nie mecha-
nicznej liczbowej przewadze
masy, mogącej tym elitom za-
grozić. Wolność jednostek i ich
wspólnot jest w monarchii
ważniejsza od nadmiernej de-
mokracji prowadzącej zawsze
do kolektywistycznego totalita-
ryzmu lub anarchii.

2. Podstawy powyższe i

wartości, które wyrażają się w
monarchii, zawarte są w kon-
stytucji i prawach szczegóło-
wych.

V

Monarchia państwowa

i narodowa

1. Monarcha jest głową i

symbolem państwa. Państwo
zaś jest nie tylko najwyższą or-
ganizacją życia narodowego,
lecz wyraża ciągłość, kontynu-
ację jego najświętszych trady-
cji. Monarchia uosabia jego tra-
dycję i wielkość. Liberalizm
klasyczny, lewicujący słusznie
odrzuca gospodarczą działal-
ność państwa, jego bezpośred-
nią obecność w gospodarce –
jest to nie tylko szkodliwa, ko-
lektywistyczna doktryna, lecz
również poniżenie rangi pań-
stwa – niesłusznie jednak dąży
do jego osłabienia polityczne-
go. Państwo monarchistyczne
musi być silne w dziedzinach,
które do niego należą: w dyplo-
macji, obronie kraju i jego inte-
resów, w czuwaniu nad porząd-
kiem i bezpieczeństwem dla
wolnych inicjatyw jednostek.
Królestwo musi posiadać silną,
zawodową armię, sprawną po-
licję, kompletną administrację.
Zakres jego działań winien być
ściśle ograniczony, ale w tych
granicach musi być silne. Mo-
narchista musi być państwow-
cem, bo władza królestwa to
właśnie państwo.

2. Monarchista nie może na-

tomiast być nacjonalistą. Król
jest ojcem narodu. Monarchia
jest opiekunem i [nieczytelne]
wszystkich obywateli i wobec
niej wszyscy mają to samo pra-
wo do opieki i te same obo-
wiązki. Musi być utrzymana
wspaniała tradycja I Rzeczypo-
spolitej, gdzie każdy, czy to Po-
lak, czy też Rusin, Litwin, Nie-
miec był wolnym obywatelem
wolnego państwa i poddanym
swojego króla. Wobec monar-
chy są równi bez względu na
swoje pochodzenie, język i wy-
znawaną wiarę. Ojczyzna jest
jedna dla wszystkich, a monar-

chia jest gwarantem tolerancji

3. Naród jest najszerszą, naj-

wyższą z dobrowolnych wspól-
not, jakie tworzą jednostki.
Państwo monarchistyczne wy-
raża i broni jego interesów,
strzeże jego tradycji, czuwa
nad jego prawami. Patriotyzm,
miłość do swego narodu i kraju
jest spoiwem władzy królew-
skiej. Ale w monarchii te natu-
ralne uczucia nie mogą wyra-
żać się w irracjonalny, bezkry-
tyczny kult narodu, stawianiem
go ponad wszystkim. Prowadzi
to do szowinizmu, ksenofobii,
a w końcu do narodowego tota-
litaryzmu, będącego w duchu
lewicową, kolektywistyczną
doktryną masową niszczącą
wolność jednostki – narodowy
socjalizm. Faszyzm był przeja-
wem tego samego sposobu my-
ślenia, co marksistowski komu-
nizm i niemarksistowski socja-
lizm. Monarchista nie może
być nacjonalistą – właśnie dla-
tego, że wie jak wielką rzeczą
jest naród, każdy naród. Winien
być natomiast mądrym patriotą.
Władza królewska zapewnia
kierowanie się racją stanu i do-
brem państwa, które chroni do-
bro narodu.

VI

Monarchia federacyjna

1. Zakłada się, że Królestwo

Rzeczypospolitej Polskiej bę-
dzie monarchią federacyjną o
wielkiej administracyjnej auto-
nomii poszczególnych prowin-
cji (ziem) i rozbudowanych
uprawnieniach i kompetencjach
lokalnych władz obywatel-
skich. Silnej władzy ogólno-
państwowej w zakresie polityki
zagranicznej, obrony i bezpie-
czeństwa towarzyszyć winna
jednocześnie decentralizacja i

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

8

background image

wielka swoboda działania
wspólnot lokalnych – te bo-
wiem małe ojczyzny zapewnia-
ją maksymalnie możliwość peł-
nej realizacji wolnych, prywat-
nych inicjatyw jednostek w ich
działalności gospodarczej, kul-
turalnej itp. – niezagrożonych
próbami ingerencji ze strony
centralistycznych, kolektywi-
stycznych instytucji państwo-
wych. Miejscowe tradycje, lo-
kalne inicjatywy, wolna przed-
siębiorczość jednostek to pod-
stawy dobrobytu obywateli
królestwa.

2. Polska królewska winna

być federacją wielkich (a więc
silnych) ziem – jak Wielkopol-
ska, Mazowsze, Małopolska,
Pomorze, Górny i Dolny Śląsk
itd. Poza Sejmem Narodowym,
wybieranym przez obywateli
całego kraju, istnieć winny w
każdej Ziemi lokalne, wybiera-
ne przez ludność prowincji Sej-
my Ziem i wyłonione przez nie
prowincjonalne władze dyspo-
nujące lokalną gospodarką
miejską, szkolnictwem, policją
lokalną – przede wszystkim
jednak czuwające nad prawami
i prywatnymi inicjatywami
obywateli. Reprezentantem
państwa w każdej Ziemi będzie
wojewoda mianowany przez
króla na wniosek kanclerza –
premiera. Lokalnymi natomiast
urzędnikami będą kasztelano-
wie (w większych miastach),
burmistrzowie (w mniejszych),
starostowie, wójtowie. Ogólno-
narodową reprezentacją ziem
winien być Senat Królestwa,
wejdą doń wojewodowie, kasz-
telanowie, a także przedstawi-
ciele duchowieństwa, rektorzy
wyższych uczelni, wybitni
przedstawiciele środowisk na-
ukowych, twórczych itd. – czę-

ściowo w drodze wyboru, czę-
ściowo z nominacji królew-
skiej. Rozstrzyganie spraw
spornych i arbitraż między sej-
mem i senatem, a szerzej mię-
dzy władzami administracji fe-
deralnej, a lokalnej, należeć
będą do monarchy jako do Naj-
wyższego Arbitra.

3. Senat jako druga izba par-

lamentu grupować będzie więc
elitę kraju. Kompetencje szcze-
gółowe obu izb określi Konsty-
tucja Królestwa, podobnie jak
Rady Koronnej przy królu.
Oczywiście istnieć będzie peł-
na swoboda powoływania na-
czelnych związków, korporacji
zawodowych, izb gospodar-
czych, związków zawodowych
itd. Działać też winien Trybu-
nał Konstytucyjny, Trybunał
Senatu i niezależny od niego
Sąd Najwyższy. Szczegóły
ustrojowe Królestwa będą
oczywiście określone w Kon-
stytucji i Ustawach.

VII

Monarchia narodowej

dynastii

1. Królestwo Rzeczypospo-

litej Polskiej winno mieć swoją
dynastię narodową. Monarcha
polski pochodzić winien z za-
służonej narodowi, nieskazitel-
nej, znanej i opromienionej tra-
dycją rodziny. Warunkom tym
odpowiadająca i najbardziej do
stworzenia dynastii polskiej po-
wołana jest rodzina Czartory-
skich.

2. Ród Czartoryskich na

przestrzeni naszych dziejów za-
słynął z nieskazitelnego patrio-
tyzmu i położył ogromne zasłu-
gi polityczne i kulturalne dla
kraju, wydając wielkich mężów
stanu i mecenasów kultury (Pu-

ławy Muzeum Czartoryskich).

3. Czartoryscy jako „Fami-

lia” usiłowali w XVIII wieku
ratować upadającą Rzeczpo-
spolitą, odrodzić naród i przy-
wrócić niezależność państwa.
Nie jest ich winą, że nie udało
się tego dokonać. Adam August
Czartoryski był powszechnie
uznanym i popieranym przez
patriotyczne siły kandydatem
na króla polskiego przed elek-
cją 1763 – jego wyborowi nań
zapobiegła jedynie interwencja
carowej Katarzyny II, która
wymusiła wybór Stanisława
Augusta, o ileż mniej odpo-
wiedniego kandydata, wycho-
wanego zresztą przez Czartory-
skich i im zawdzięczającego
swe najlepsze posunięcia. Syn
Adama Augusta, Adam Jerzy
Czartoryski – prezes powstań-
czego Rządu Narodowego w
1831 roku, przywódca emigra-
cji stojący na czele tzw. Hotelu
Lambert, nestor dyplomacji eu-
ropejskiej, szef Towarzystwa
Monarchicznego im. 3 maja.
Szanowany powszechnie nawet
przez przeciwników politycz-
nych, prowadzący niestrudze-
nie przez szereg lat walkę o
niepodległość Polski organiza-
tor armii polskiej w wojnie
krymskiej. Był powszechnie
uważany za niekoronowanego
króla polskiego na emigracji,
Adama Pierwszego. Wzór wiel-
kiego męża stanu i patrioty ska-
zanego na śmierć i pozbawio-
nego majątku przez carską Ro-
sję. Dwa razy rodzina ta predy-
stynowana była już do objęcia
polskiego tronu.

4. Czartoryscy byli bezpo-

średnio spokrewnieni z Jagiel-
lonami, ostatnią wielką narodo-
wą dynastią polską (pochodzą-
cą od Korygiełły – Konstante-

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

9

background image

go, brata przyrodniego Jagiełły,
syna Olgierda, wnuka Giedy-
mina). Jest to więc jedyna ro-
dzina w której żyłach płynie
krew władców polsko-litew-
skich. Objęcie przez nich tronu
byłoby więc naturalne w świe-
tle tradycji i ciągłości histo-
rycznej. Nie byłoby też pozba-
wione znaczenia dla przyszłych
stosunków polsko-litewskich –
są bowiem rodziną pochodzącą
od wielkoksiążęcej dynastii li-
tewskiej (herbem Czartory-
skich jest Pogoń, będąca zara-
zem godłem niepodległej Li-

twy).

5. Czartoryscy są spokrew-

nieni bądź spowinowaceni z
większością panujących rodzin
królewskich w Europie (m.in. z
Burbonami hiszpańskimi – sio-
stra obecnego króla Hiszpanii
Juana Carlosa wyszła za mąż
za Czartoryskiego). Fakt ten
nie jest bez znaczenia dla przy-
szłych stosunków międzynaro-
dowych z wieloma krajami i
zapewni dynastii Królestwa
Rzeczpospolitej wyższą rangę
w Europie.

Z tych względów wysuwa

się kandydaturę członka rodzi-
ny Czartoryskich na pretenden-
ta do tronu polskiego. Monar-
chiści powinni przyjąć ją za
swoją – po uzyskaniu zgody
zainteresowanych.

Tezy powyższe winny być

podstawą wyjściową dla
oficjalnego programu ideowego
jednoczonego polskiego ruchu
monarchistycznego. Jako takie
przedstawia je się do dyskusji
wszystkim monarchistom pol-
skim.

Uwagi do Tez

Artur Górski

Uwagi do tezy II

1. Zaproponowane połącze-

nie elementu elekcyjnego i
dziedzicznego w celu osiągnię-
cia syntezy tzw. monarchii rze-
czywistej wydaje się abstrak-
cyjne. Tak przedstawiona elek-
cyjność (wywodząca się z tra-
dycji demokratycznej) rzeczy-
wiście nie jest zupełnym za-
przeczeniem dziedziczności
(wywodzącej się z tradycyjne-
go monarchizmu), lecz niewąt-
pliwie te tendencje antagonizu-
ją się. Jak wygląda koło kwa-
dratowe w matematyce – tak
będzie wyglądała zapropono-
wana synteza w praktyce poli-
tycznej. Zostańmy przy trady-
cyjnej monarchii dziedzicznej,
jeśli nie chcemy, by inni królo-
wie traktowali naszego władcę
jako „króla drugiej kategorii”.
Takie samo odczucie mogliby
mieć i sami poddani królów
RP.

2. Co to znaczy „król z woli

narodu”? Europa przeżyła już

kilku cesarzy „z woli narodu”.
Przede wszystkim należy pa-
miętać, że jeśli ktoś ma prawo
powoływać, to jest też święcie
przekonany, że może także od-
woływać. Jeśli naród nie będzie
w pełni zadowolony z rządów
króla, to być może zechce go
odwołać (unieważniając refe-
rendum) i wybrać np. jego bra-
ta, by po kilku latach ustanowić
władcą kogoś innego z rodziny
„królewskiej”. Czym większy
jest wpływ narodu na władzę,
tym mniejszy naturalny autory-
tet monarchy. Prawdą jest tak-
że, że istotą prawdziwej monar-
chii jest brak wyboru demokra-
tycznego.

3. Według przedstawionego

modelu może także dojść do
sytuacji, że żaden kandydat nie
otrzyma wymaganej większo-
ści w referendum narodowym.
I co wtedy? Bezkrólewie przy
np. trzech legitymistycznych
kandydatach–pretendentach?
Aby ów wybór miał sens, musi
być pewność, że się on dokona,

że najgodniejszy potomek króla
przejmie berło. Zatem owa ak-
ceptacja przez referendum musi
być formalna. Skoro zaś ma
być tylko formalnością, to zre-
zygnujmy z niej w ogóle.
Niech król sam w testamencie,
czy w inny sposób wyrażonej
swojej woli wskazuje, który z
potomków, jeśli nie pierworod-
ny, ma przejąć po nim schedę.

Uwagi do tezy III

1. Król nie może być tylko

marionetką obliczoną na
zwiększenie ruchu turystyczne-
go. Król musi być faktycznym
władcą w swym królestwie, a
zatem musi mieć realną władzę
ustawodawczą i wykonawczą.

Owszem, król nie ponosi od-

powiedzialności za ustawy,
które wydaje. Ponoszą je ci mi-
nistrowie, którzy je wykonują.
Każdy minister kładąc swój
podpis pod pieczęcią królewską
bierze na siebie odpowiedzial-
ność za realizację ustawy i jej

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

10

background image

konsekwencje.

2. Do prerogatyw Sejmu

Narodowego (zakładając, że
taki będzie istniał) winno nale-
żeć przekazywanie królowi
skarg, opinii i postulatów od
poddanych oraz podejmowanie
decyzji tyczących się preroga-
tyw sejmów lokalnych – na ich
wniosek lub wedle ustawy.
Sejm, czyli sam lud winien zaj-
mować się swoimi sprawami, a
nie sprawami władzy central-
nej. Sejm winien być w całości
z wyboru, z tym że powinien
gromadzić z jednej strony
przedstawicieli samorządów lo-
kalnych, z drugiej zaś przedsta-
wicieli zawodów (cechów i
korporacji).

3. Władza wykonawcza kró-

la winna być nieograniczona,
lecz nie może ona wychodzić
poza jego wyraźnie określone
kompetencje. Do kompetencji
króla winny należeć przede
wszystkim: a) czuwanie nad
spokojem i bezpieczeństwem
obywateli poprzez sądy (pra-
wo) i przez siły porządku (ku-
ratela króla nad policją); b)
prowadzenie polityki zagra-
nicznej i obrona państwa
(zwierzchnictwo nad siłami
zbrojnymi); c) mecenat (jako
osoby prywatnej). Natomiast
powinien być maksymalnie
ograniczony

bezpośredni

wpływ króla na działalność
obywateli poprzez przekazanie
szerokich uprawnień samorzą-
dom lokalnym (patrz punkt
VI).

4. Wszystkie „królewszczy-

zny” winny stać się prywatną
własnością króla, by mogła się
z nich utrzymać cała jego ro-
dzina oraz dwór. „Królewsz-
czyzna” jako dobra prywatne
winna uczestniczyć w gospo-

darce na równych prawach z
innymi dobrami prywatnymi na
zasadzie konkurencji. Gdy po-
licja rzeczywiście będzie Kró-
lewska (patrz punkt 3b), nie
można założyć, że np. poczta
będzie prywatna, lecz nie kró-
lewska (a więc i nie Królew-
ska). Nie wykluczam oczywi-
ście istnienia policji prywatnej.
Instytucje objęte mecenatem
prywatnym, np. Akademia Mu-
zyczna, mogą otrzymać w na-
zwie przymiotnik „Królewska”
z powyższego względu.

Uwaga do tezy IV

Co się tyczy demokracji, to

jest w tezie wiele trafnych sfor-
mułowań, ale nie powinniśmy
jej (tzn. władzy ludu) tak eks-
ponować w systemie królew-
skim. Niech lud rządzi sobie
we własnych zagrodach i w sa-
morządach lokalnych.

Uwaga do tezy VI

Senat (Izba Wyższa) powi-

nien mieć funkcję doradczą, a
częściowo także powinien sta-
nowić polityczne zaplecze dla
króla. To z Senatu król może
powoływać bezpośrednich do-
radców oraz wykonawców
swej woli (ministrów). Zatem
w senacie winni zasiadać: na-
stępca tronu po ukończeniu 18
lat, kardynałowie i arcybiskupi,
rektorzy szkół wyższych
(wszyscy wyłącznie jako głosy
doradcze). Wszelkie inne auto-
rytety moralne, czyli fachowcy
od poszczególnych dziedzin
podstawowych oraz zawodowi
politycy powinni znaleźć się w
Senacie częściowo z nominacji
królewskiej, a częściowo z re-
komendacji samorządów lokal-
nych. Muszą być ludźmi za-

możnymi.

Uwagi do tezy VII

1. Nikt nie może jedno-

znacznie i autorytatywnie
stwierdzić, która z rodzin ary-
stokratycznych jest najbardziej
zasłużona i czy w ogóle jest
godna tronu. Wydaje się, że
okres rządów komunistycznych
pokazał, że nie może być god-
nych kandydatów ze starej ary-
stokracji. Niech mój pogląd
wyjaśnią słowa jednego z mo-
narchistów francuskich: „Praw-
dziwi i godni arystokraci wygi-
nęli podczas rewolucji”. Po-
dobnież było i z naszymi.

2. Nie mają oni (Czartory-

scy) żadnego przygotowania do
objęcia tronu, a takowe być
musi, jeśli monarchia nie ma
być tylko malowana. Nie są
przygotowani do założenia ko-
rony ani politycznie, ani nawet
psychicznie. Nie decydują się
dzisiaj udźwignąć ciężaru idei
królewskiej, gdyż są na wskroś
przesiąknięci demokracją. Jeśli
zaś chodzi o przyszłość, to
może ona być odległa i raczej
sama wskaże odpowiedniego
kandydata na tron Królestwa
Rzeczypospolitej Polskiej. Jeśli
ma się okazać, że nie będzie to
jakiś Czartoryski, lepiej nie ry-
zykujmy i nie uprzedzajmy
Opatrzności.

Uwaga końcowa do tez

Przedstawione tezy są wy-

raźną propozycją zainstalowa-
nia monarchii parlamentarnej,
w której król panuje, lecz nie
rządzi. Wzorzec jest dostoso-
wany do systemu demokratycz-
nego, wręcz w niego wkompo-
nowany. Zakłada on, iż doj-
dziemy do monarchii poprzez

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

11

background image

naprawę demokracji i w ogóle
dzięki demokracji. Osobiście
skłaniam się do innego wzorca

monarchii i do drogi przez
„dyktaturę”, jako drogi pew-
niejszej. Brak silnej władzy, je-

śli nawet będzie to monarchia,
nie uratuje Polski.

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

12

background image

Spojrzenia nad Sekwanę*

Jacek Bartyzel

Od najdawniejszych czasów

polscy myśliciele i artyści kie-
rowali swój wzrok nad Sekwa-
nę, tam upatrując nie tylko do-
skonały wzorzec kultury za-
chodniej, ale i sprawdzian wła-
snych możliwości intelektual-
nych i twórczych. Jakże zna-
mienny jest tu fakt, że pierwszy
znaczący polski poeta, Jan Ko-
chanowski, by udokumentować
swoje pełnoprawne obywatel-
stwo w latyńskiej republice po-
etów, oznajmia zwięźle i z
dumą: Ronsardum vidi.

Dla unaocznienia tego

szczególnego napięcia interna-
cjonalnego ku Francji i francu-
skiej cywilizacji chciałbym
przypomnieć mało znane, na-
wet w Polsce, wydarzenie, któ-
rego sens jest nie tylko anegdo-
tyczny. W 1923 r. przebywał w
Polsce entuzjastycznie witany
bohater Wielkiej Wojny, mar-
szałek Foch. Kiedy przejeżdżał
ulicami Warszawy, przed Uni-
wersytetem wybiegł na ulicę
młody człowiek wznosząc
okrzyk: „Niech żyje Francja li-
lii!”. Marszałek zdziwiony za-
pytał: „Skąd się tu taki
znalazł?” I rzeczywiście: ten
niecodzienny incydent (którego
bohaterem był rojalistyczny pi-
sarz, Leszek Gembarzewski)
dowodzi, jak bardzo przeżywa
się w Polsce wszystko, co
Francji dotyczy, nieomal tak,
jakby dotyczyło to własnej oj-
czyzny.

Ale jednocześnie stosunek

Polaków do Francji zawsze na-
cechowany był znamienną am-
biwalencją, znajdującą wyraz
w wypowiedziach tych samych

autorów. Gdzie bije źródło
owej ambiwalencji? Zbadajmy
rzecz na przykładach. Oto po-
eta romantyczny, Adam Mic-
kiewicz, nazywał ojczyznę Na-
poleona „kuźnią ognia święte-
go”. Polsce zaś, która najmoc-
niej zaczerpnęła „ducha napo-
leońskiego” przeznaczył rolę
pośrednika między Francją od-
nowionego chrześcijaństwa a
Słowiańszczyzną. Ten sam
Mickiewicz jednak w epopei
narodowej „Pan Tadeusz” wy-
powiada miażdżąco-ironiczne
słowa pod adresem jakobiń-
skich reformatorów: „Jacyś
Francuzi wymowni zrobili wy-
nalazek, iż ludzie są równi
(Choć o tym dawno w Pańskim
pisano zakonie). I każdy ksiądz
toż samo gada na ambonie”.

Inny zaś polski romantyk,

Juliusz Słowacki, autor uroczy-
stego hymnu „Na sprowadzenie
prochów Napoleona”, gdzie in-
dziej wyrokuje: „Francuzów
(…) czynność: szwędanie się
ciągłe za niskimi dociekaniami
praw postępu (…) nie może
[być] wzorem przyszłości…”.

Wiele świadectw dowodzi,

że Polacy wielbili Cesarza
Francuzów za to także – prócz
oczywistego powodu upatry-
wania w jego polityce nadziei
własnej niepodległości – że
przywrócił we Francji wolność
religii i zakończył ideologiczny
terror rewolucji; boleli zaś, gdy
znieważał papieża i plamił się
śmiercią ks. D’Enghien. W
szerszej zaś perspektywie zary-
zykuję twierdzenie, że duch
polski w idei napoleońskiej
(którą wyrażała formuła jedno-

czesnego pochodzenia władzy
cesarskiej od Boga i od narodu)
dojrzał syntezę pierwiastków
ładu i wolności; wykazując na-
tomiast zmysł religijny i trady-
cjonalistyczny oraz to, co sami
Francuzi nazywają „politesse
de coeur”, myśl polska z odra-
zą odwracała się od materiali-
stycznych schematów oświece-
niowego progresywizmu oraz
zimnego racjonalizmu jakobiń-
skiego konceptu społeczeństwa
„zgeometryzowanego”.

Myśl polska poszukiwała

zatem w cywilizacji francuskiej
nade wszystko mocnego wspar-
cia dla zagrożonych przez idee
wywrotowe czynników ładu
moralnego i społecznego. Dla-
tego też polscy konserwatyści
w XIX w. czerpali natchnienie
– jak zaświadcza Paweł Popiel
– z pism de Maistre’a, Chate-
aubrianda, Veuillota. Dlatego
też aż dwie szkoły polityczne-
go myślenia w XX w. – naro-
dowi demokraci pod przywódz-
twem Romana Dmowskiego i
konserwatywni monarchiści,
jak S. Cat-Mackiewicz – przy-
znawali się do powinowactwa
ideowego z Action Francaise.
Nawiasem mówiąc, nie było to
w żadnym wypadku proste na-
śladownictwo, lecz twórcza
osmoza, a np. praca Dmow-
skiego „Nasz patriotyzm” jest o
pięć lat wcześniejsza niż
„Enquete sur la monarchie”
Maurrasa.

Trzeba jednakowoż powie-

dzieć i to, że z Paryża do Polski
płynęły nie tylko idee ładu, ale
również – może nawet obficiej
– idee nieładu. Nieprzyjaciele

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

13

background image

tradycyjnej cywilizacji od ba-
buwistów po goszystów z maja
1968 r. znajdowali i tu nad Wi-
słą posłuch i naśladownictwo
ze strony wprawdzie płytkich,
ale często urzędowo wpływo-
wych umysłów. Dlatego jeśli
wypada mi wyrazić pod adre-
sem naszych francuskich przy-
jaciół jakieś nadzieje czy ży-
czenia, to pragnąłbym bardzo,
aby Francja zachowała – pomi-
mo wszelkich przeciwności –
swoją religijną i narodową toż-
samość. Nie mógłbym wyrazić
trafniejszymi słowy owej na-
dziei niż przypominając we-
zwanie wypowiedziane do ludu
francuskiego przez Jana Pawła
II, który mówił o wieczystym
zobowiązaniu wynikającym z
dumnego miana Francji – „naj-
starszej córy Kościoła”. Pamię-
tajmy, że nie tylko naród polski
został oddany w opiekę Matce
Bożej przez króla Jana Kazi-
mierza, ale wcześniej to samo
dla narodu francuskiego uczy-
nił Ludwik XIII.

Jeżeli chcemy, żeby jedność

Europy budowana była nie pod
mechaniczną prasą uniformizu-
jącej ideologii laicystycznej

oraz pod dyktando jednego,
najsilniejszego ekonomicznie
uczestnika wspólnoty, tylko z
poszanowaniem chrześcijań-
skiego ładu moralnego i przy
zachowaniu tożsamości, pod-
miotowości i suwerenności
każdego państwa narodowego,
to nie możemy również nie
wskazać idealnej zgodności
polskiego poglądu na tę kwe-
stię z fascynującą wizją twórcy
pojęcia „Europy Ojczyzn” –
Generała de Gaulle’a.

Proszę pozwolić mi zakoń-

czyć te ułamkowe roztrząsanie
dygresją historyczną. W roku
1357 polski poseł, Spytko z
Meluzyna, bawił na dworze ce-
sarza rzymsko-niemieckiego
Karola IV. Kanclerz tak oto re-
lacjonował wykładaną przez
Spytka polską doktrynę poli-
tyczną: „Polacy gardzą powagą
cesarską i nie chcą mieć cesa-
rza swoim rozjemcą. Należą
oni do tych barbarzyńskich na-
rodów, które nie uznają (…)
pełności władzy cesarskiej
(…). Wasz cesarz niższy jest od
papieża – prawi ten nędznik.
Składa przed nim przysięgę.
Nasz król ma od Boga swoją

koronę i miecz swój, a własne
prawa i obyczaj przodków
przenosi ponad wszelkie prawa
cesarskie”.

W XIV-wiecznej Europie je-

den jeszcze kraj wyznawał
„barbarzyńskie” poglądy o su-
werenności państw narodo-
wych i równości wszystkich
władców; była nim Francja Ka-
petyngów. Zrządzeniem losu
założyciel tego rodu, Hugo Ka-
pet, objął tron na kilka lat przed
śmiercią pierwszego historycz-
nego władcy Polski, Mieszka I,
który wprowadził nasz kraj do
europejskiej Republiki Chri-
stiani. W tym samym czasie,
około roku 1000, francuski be-
nedyktyn Gilbert z Aurillac
(późniejszy papież Sylwester
II) natchnął młodego cesarza
Ottona III ideą prawdziwego
cesarstwa łacińskiego, tzn. zbu-
dowanego nie na dominacji i
ujednoliceniu, ale na zgodnej
współpracy równoprawnych
narodów Italii, Galii, Germanii
i Słowiańszczyzny. Podej-
mijmy trud budowy takiej Eu-
ropy w progu Trzeciego Mille-
nium Chrześcijaństwa.

*Tytuł pochodzi od redakcji. Powyższy tekst jest referatem, który dr Jacek Bartyzel wygłosił

3.09.1989 r., podczas Kongresu Młodych Giscardystów. Kongres miał miejsce w dniach 1–4 wrze-
śnia. Współorganizatorem ze strony polskiej było Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe (Redak-
cja).

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

14

background image

Odbudować arystokrację pieniądza

Aleksander Popiel

Obserwując nasze życie po-

lityczne dochodzę do wniosku,
że wadliwość systemu politycz-
nego polega na odsunięciu od
wpływu na politykę ludzi boga-
tych. P. Edmund Osmański pi-
sał kiedyś o Warszawie jako
problemie politycznym numer
jeden. Moje sformułowanie jest
inne, lecz w konkluzjach po-
dobne. Pora już, aby śmiało po-
stawić tezę, że do uczestnictwa
w polityce ma prawo każdy
człowiek, lecz używać praw
politycznych powinni z zasady
ludzie niezależni majątkowo.
Trzeba jasno zaznaczyć, że pra-
wa jednostki, takie jak niety-
kalność osobista, swoboda wy-
powiedzi, wolność poruszania
się osób, towarów i kapitału,
nienaruszalność własności –
przysługują każdemu bez
względu na pochodzenie lub
zamożność. Jednakże zdolność
pełnienia wszelkich urzędów
państwowych oraz uczestnicze-
nia w pracach instytucji pu-
blicznych (sejm, senat) i możli-
wość wyboru powinna być uza-
leżniona od posiadania własno-
ści wystarczającej do utrzyma-
nia się bez „pomocy płacy ja-
kiejkolwiek, która by czyniła
ich zawisłymi od kogo bądź”.
Tak stawiając sprawę narażamy
się na poważne zarzuty. Naj-
pierw jednak przytoczę w swo-
jej obronie zdanie Arystotelesa.
„Bo pierwsi popadają zbyt ła-
two w pychę i przewrotność na
wielką miarę, drudzy okazują
się zbyt przewrotnymi i zło-
czyńcami w drobnych rze-
czach, a przecież wszystkie
nieprawości wynikają z pychy

albo przewrotności. Ponadto
ludzie tacy najgorzej się zacho-
wują, tak gdy się od pełnienia
urzędu uchylają, jak i gdy zbyt
gorąco o nie zabiegają, co rów-
nież jest dla państwa szkodli-
we”. Stąd też Stagiryta widział-
by chętnie u steru właścicieli
tworzących w każdym kraju
klasę średnią. Silna warstwa lu-
dzi niezależnych daje gwaran-
cję utrzymania ograniczonego
rządu i potęgi państwa. „Takie
państwa mogą posiadać dobry
ustrój, w których istnieje liczny
stan średni, silniejszy bez-
względnie od pozostałych, lub
jeśli nie, to chociaż od jednego
z nich. Bo w którąkolwiek stro-
nę się skłoni, przechyla szalę i
nie dopuszcza do wytworzenia
przewagi jednej czy drugiej
skrajności. Toteż największym
szczęściem jest, jeśli obywatele
państwa mają średni, a wystar-
czający majątek, ponieważ tam,
gdzie jedni bardzo wiele posia-
dają, a drudzy nie, przychodzi
do władzy w następstwie obu
tych skrajności albo skrajna de-
mokracja, albo najczystsza oli-
garchia, albo i tyrania”. Jak wi-
dać, ten wybitny myśliciel zale-
cał rozsądne ograniczenie praw
politycznych do stanu średnie-
go, aby unikać skrajności. Nie-
stety, umiarkowanie polityczne
z rzadka tylko charakteryzuje
myślicieli, a prawie wcale nie
posiadają go politycy. Nie chcę
rozstrzygać, kto bardziej zawi-
nił w tej sprawie.

Przeciwnicy cenzusu wła-

sności mówią, że grozi on ode-
braniem wolności. Tak nie jest.
Czym innym są bowiem wol-

ności osobiste (prawa jednost-
ki), a inną rolę spełniają prawa
polityczne. Utożsamienie praw
jednostki z prawami politycz-
nymi prowadzi do absurdu i
manipulacji pojęciami wolno-
ści oraz demokracji. Pierwsze
dotyczy zakresu działania rzą-
du, drugie określa sposób wyła-
niania władz. Jedno odpowiada
na pytanie, jak władzę sprawo-
wać, pozostałe, kto ma pano-
wać.

Stosowanie cenzusów wy-

klucza prawo każdego człowie-
ka do stanowienia prawa. Wy-
pada jednak wskazać na to, że
instytucje ustawodawcze nie
powinny stosować się w działa-
niu do woli powszechnej wyra-
żonej w wyborach, ale to wła-
śnie wybrańcy ludu są zobo-
wiązani stanowić mądre prawa.
Dlatego też nawet najbardziej
demokratyczne ordynacje po-
sługują się cenzusami. Mam na
myśli wymogi ukończenia od-
powiedniego wieku i niekaral-
ności. Jeszcze dawniej nie wol-
no było głosować kobietom.
Niektóre konstytucje nakładały
obowiązek zdobycia odpowied-
niego wykształcenia jako wstęp
do głosowania. Ponadto dobry
zwyczaj wyłączał do niedawna
funkcjonariuszy aparatu rządo-
wego od udziału w wyborach.
Przez pewien czas uzależniano
prawo głosu od wysokości
uiszczanych podatków. Prawo
wyborcze łączono również z
koniecznością dłuższego za-
mieszkiwania na określonym
terenie. Na osobną wzmiankę
zasługuje wprowadzenie podat-
ku wyborczego, uiszczanego

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

15

background image

przed umieszczeniem w spisie
wyborców. Powyższe wylicze-
nia dotyczą jedynie ordynacji
wyborczych w krajach trady-
cyjnie demokratycznych, tj.
USA, Wielkiej Brytanii i Fran-
cji. Nie wspominałem jeszcze o
jednym ważnym cenzusie, któ-
ry obowiązywał w większości
państw. Mam na myśli rozgra-
niczenie między obywatelami
danego kraju i cudzoziemcami.
Naturalnie cudzoziemcom nie
udzielono dotychczas prawa
głosu.

Interesujące są również za-

strzeżenia wobec cenzusu wła-
sności ze stanowiska socjalne-
go. Pracownicy najemni (sala-
riat) posiadają niewątpliwie
wspólny interes z całym społe-
czeństwem w dążeniu do jego
pomyślności. Bezdyskusyjnie
celem robotnika (pracownika
najemnego) jest przestać być
robotnikiem (pracownikiem na-
jemnym). Socjologia wyraża
ten proces precyzyjniej: „Bio-
rąc indywidualnie, każdy po-
szczególny członek klasy ro-
botniczej żyje nadzieją, że wej-
dzie do wyższej klasy społecz-
nej, która mu zabezpieczy byt
lepszy, bardziej wolny od trosk.
Wejście do drobnej burżuazji
stanowi więc ostateczny cel ro-
botnika.”

Doświadczenia dwudziesto-

wiecznych demokracji pokaza-
ły, że masy w większości uży-
wały praw politycznych do do-
konania redystrybucji dóbr na
swoją korzyść. Przechodzenie
od salariatu do wyższych
warstw dokonywało się nie na
rynku, ale w ramach państwo-
wych, odgórnych regulacji
(Welfare State). Państwa tzw.
realnego socjalizmu postępo-
wały podobnie, prowadząc po-

litykę szerokiego awansu (czy-
taj: grabieży) społecznego. De-
mokratycznie uchwalane nacjo-
nalistyczne reformy rolne i wy-
właszczenie za pomocą ko-
nfiskatoryjnych podatków to
instrumentarium inżynierii spo-
łecznej. Na naszych oczach wi-
dać dodatkowe zagrożenia, ja-
kie niesie udzielanie praw poli-
tycznych bezrobotnym i kobie-
tom. Ubodzy – nieposiadający
zatrudnienia – skazani są na
dobroczynność prywatną. Gdy
tylko otrzymają prawo głosu,
opowiadają się za opieką spo-
łeczną prowadzoną przez pań-
stwo. Podobnie z kobietami,
które swoimi głosami poparły
stronnictwa opowiadające się
za ustawodawstwem socjal-
nym. Dzisiaj demokratyczne
państwo opiekuńcze zajmuje
się swymi obywatelami od ko-
łyski aż po grób.

Dlatego też, ze względu na

zagrożenia społeczne, wymóg
własności uważam za niezbęd-
ny dla wyborców i wybiera-
nych.

Inne zarzuty dotyczą bloko-

wania dostępu do życia poli-
tycznego osobistości wybitnie
uzdolnionych, choć nieposiada-
jących wymaganego prawem
majątku. Odpowiem krótko:
rozważany przeze mnie cenzus
własności nie utrudnia nikomu
udziału w życiu politycznym.
Odsuwa on jedynie pewne oso-
by od sprawowania funkcji
obieralnych w państwie i nie
pozwala im głosować. Jeśli
ktoś ma ambicje polityczne,
może je realizować w partiach,
klubach i stowarzyszeniach.
Nie można mówić, że w ten
sposób pozbawiamy się szcze-
gólnych umiejętności. Ponadto
chciałbym zwrócić uwagę na

pewną maksymę obowiązującą
również talenty polityczne – je-
śli jesteś mądry – dlaczego nie
jesteś bogaty!? Zdolnemu czło-
wiekowi zdobycie samodziel-
ności finansowej nie powinno
sprawić kłopotu. A gdyby na-
wet, to przecież zwolennicy
mogą w ostateczności wyposa-
żyć tę osobę w odpowiednie
środki, pozwalające na otwo-
rzenie własnego biznesu. Przy-
znaję, że nie odnoszę się z en-
tuzjazmem do wymienionej
ewentualności, ale sądzę, że
jest to lepsze rozwiązanie od
obecnych sposobów zdobywa-
nia funduszy wyborczych. Wa-
runek własności ma również
fundamentalne znaczenie, jeśli
chodzi o sprawowanie funkcji
obieralnych. Aby uniknąć ma-
nipulowania głosami posłów
przez rząd, należałoby zapro-
wadzić bezpłatność stanowisk
poselskich. Oczywiście trudno
sobie wyobrazić, aby ci, co nie
mają własności, mogli sobie
pozwolić na zajmowanie urzę-
dów nie pobierając wynagro-
dzenia.

Cenzus własności przywró-

ciłby w polityce elitę opartą na
pieniądzu. Wypada temu przy-
klasnąć. Jeśli dzisiaj uprawnie-
ni do głosowania nie korzystają
z niego, świadczy to, że wybor-
cy nie mają dobrego mniema-
nia o istniejącej elicie władzy.
Zaznaczam tutaj, że piszę o ab-
sencji w krajach demokratycz-
nych, która czasem osiąga 40%
uprawnionych do głosowania.
Trzeba przywrócić uznanie tej
części wyborców do polityki.
Nie widzę innej drogi naprawy,
jak arystokratyzacja ustroju,
czego składowym elementem
jest oczywiście wprowadzenie
cenzusu własności. Spadek ak-

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

16

background image

tywności politycznej dokonał
się bowiem na fali demokraty-
zacji i dlatego, aby zapobiec
zepsuciu ustroju, należy się-
gnąć po środki służące elitary-
zacji państwa. Elitaryzację
(względnie arystokratyzację)
polityki rozumiem na sposób
Tocquevilowski. Wybitny ten
historyk dostrzegł zależność
między rolą arystokracji rodo-
wej w monarchiach ancien re-
gimu
i funkcjami elit w pań-
stwach współczesnych.

„W krajach arystokratycz-

nych jest wielu bogatych i
wpływowych ludzi, którzy są
samowystarczalni i których nie
można gnębić bezkarnie. Oni to
właśnie sprawiają, że władza
honoruje przyjęte zwyczaje,
nakazujące umiarkowanie i po-
wściągliwość. W krajach de-
mokratycznych nie ma co
prawda takich ludzi, lecz moż-
na tam sztucznie stworzyć po-
dobną sytuację.

Jestem głęboko przeświad-

czony, że na świecie nie da się
na nowo powołać do życia ary-
stokracji. Myślę jednak, że pro-
ści obywatele zawiązując sto-
warzyszenia, powołują tym sa-
mym do życia coś w rodzaju
bardzo silnej i wpływowej isto-
ty. Innymi słowy stowarzysze-
nie jest tym samym, czym jest
arystokratyczna jednostka”. Po-
dobnie o roli arystokracji, jako
ciała pośredniczącego w pań-
stwie (cors intermediaires), pi-
sał Monteskiusz. Kościół kato-
licki oparł zasadę subsydiarno-
ści na tej samej idei. Hasło ary-
stokratyzacji ustroju ma więc
istotne znaczenie w cywilizacji
łacińskiej.

Od nas zależy, jaką będzie-

my mieć elitę polityczną. W
polityce, podobnie jak w go-
spodarce, nie ma miejsca na
urawniłowkę. Pojęcie równych
praw nie może się sprowadzać
do powszechnego głosowania.

Równe prawa albo równość
wobec prawa mówią nam jedy-
nie o tym, że rząd w swym
działaniu nie stoi poza prawem.
Granicą jego możliwości są
prawa jednostki, celem działa-
nia rządu – obrona tychże
praw. Prawa polityczne powin-
ny przyczyniać się do takiego
wyłonienia składu instytucji
państwowych, aby stanowiły
one najlepszą gwarancję re-
spektowania Rządów Prawa.

Daleko nam obecnie do re-

alizacji Rex Lex. Ideał ten jed-
nak powinien przyświecać po-
wstającej elicie politycznej.
Przyznaję się do skrótowego
ujęcia tematu. Jednakże teraz
właśnie mamy czas na dyskusję
polityczną. I choćby cel wyda-
wał się odległy, powinna w niej
przyświecać zasada, którą obrał
sobie przed laty holenderski
mąż stanu Wilhelm Milczek:
„By wytrwać, nadzieja nie jest
niezbędna”.

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

17

background image

Jedyną partią dla oficera są Siły Zbrojne

Rozmowa z oficerem Wojska Polskiego

Rozmawiał Artur Górski

– Jak ocenia Pan dzisiejszy

stan polskiej armii i to zarów-
no, jeśli chodzi o potencjał mi-
litarny, jak i moralny?

– Zacznijmy od militarnego,

jeśli Pan pozwoli. Cóż się nań
składa? To nie tylko nowocze-
sna technika bojowa, nie tylko
umiejętności żołnierzy obsłu-
gujących uzbrojenie, stosują-
cych tę broń. To również odpo-
wiednie zapasy, to również
zdolność do zmobilizowania
dalszych sił – poza armią stałą,
to wreszcie zaplecze. Posłużmy
się przykładem: ileż to państw
ma na swych lotniskach jakieś
samoloty, lecz nie jest ich w
stanie podnieść w powietrze?
To zabrakło możliwości remon-
towych, to znów części za-
miennych, to znów pilotów…
Prawda, chodzi głównie o pań-
stwa tzw. III świata. O takie
państwa, które nie mogą same
wyprodukować części zamien-
nych w sytuacji, gdy zawiódł
dostawca sprzętu podstawowe-
go. Ale czy doświadczenia po-
siadaczy samochodów zachod-
nich marek u nas w Polsce nie
nastrajają do obaw? Wszak
chodzi o sprzęt nieporównanie
bardziej skomplikowany od
najnowocześniejszych modeli
Volvo! Otóż żywię pewne oba-
wy, ale i pewien optymizm.
Mamy nasze, niestety już histo-
ryczne, tradycje produkcji do-
skonałych samolotów, pistole-
tów maszynowych MORS, wy-
śmienitych karabinów przeciw-
pancernych, a z czasów nam
współczesnych choćby wspa-
niałe stacje radiolokacyjne.

Możliwości więc byłyby. Jed-
nakże nasza obecna sytuacja
ekonomiczna powoduje, że
nasz przemysł zbrojeniowy
upada. Upada, bo wojsko – ze
swym od lat już zmniejszanym
budżetem – zmniejsza zamó-
wienia. Bo brakuje zamówień
eksportowych. Jeśli więc prze-
mysł zbrojeniowy nie może
produkować, jeżeli nie może
wypracować zysku, to nie
może i części tego zysku prze-
znaczać na opracowanie no-
wych konstrukcji.

Zostawmy jednak sprawę

unowocześnienia armii własny-
mi siłami. I tak nasz potencjał
przemysłowy jest zbyt nikły,
jak na potrzeby współczesnego
pola walki. Ale mógłby stano-
wić realne zaplecze dla prze-
zbrojonej w najnowocześniej-
szy sprzęt armii. Czy jednak
istnieje możliwość takiego
przezbrojenia? Z politycznego
punktu widzenia – moim zda-
niem – istnieje. Nasze otwarcie
na Zachód, nasze odejście od
ideologicznych sojuszy na
rzecz powiązania naszego bez-
pieczeństwa z systemem euro-
pejskim – rzecz oczywista,
wówczas, gdy system taki real-
nie powstanie – pozwoliłoby na
korzystanie z zachodnich tech-
nologii. A to jest niezbędne, je-
żeli nasza armia ma się stać –
jak to stwierdził podczas pro-
mocji oficerskiej we Wrocławiu
1 września 1990 roku wicemi-
nister obrony narodowej, pan
Piotr Kołodziejczyk – „takimi
siłami zbrojnymi, które nikomu
nie zagrażając, zniechęcać będą

ewentualnego przeciwnika
przed zakusami na naszą suwe-
renność”.

– A czy w obecnym stanie

nasze wojsko już spełnia tę
„zniechęcającą” funkcję?

– Z pewnością – tak! Jestem

przekonany, że żołnierz umiał-
by walczyć skutecznie i że z
tego zdaje sobie sprawę każdy,
kto chciałby suwerenność Rze-
czypospolitej naruszyć. Jednak-
że w wielu sztabach na świecie
zbyt często tylko przelicza się
ilości czołgów, samolotów, ar-
mat, oblicza się ewentualne
proporcje i mógłby ktoś tam
dojść do wniosku, że agresja na
nasze państwo mogłaby być z
politycznego i wojskowego
punktu widzenia – jak to się w
takich kalkulacjach określa –
opłacalną. Z drugiej znów stro-
ny – nasze ewentualne straty.
Jeżeli więc chcemy, aby owe
proporcje nie były zbyt oczy-
wiste czy wręcz do agresji za-
chęcające, jeżeli chcemy wy-
kluczyć straty spowodowane
możliwościami

bojowymi

uzbrojenia – to niezbędne są
najnowocześniejsze technolo-
gie. Powiedzmy wprost – z
państwem osiemdziesięciomi-
lionowym, wyprzedzającym
nas w sferze technologii woj-
skowych – wygrać nie może-
my. Możemy tylko powstrzy-
mać pierwsze uderzenie, wal-
czyć tak, jak walczyliśmy w la-
tach II wojny światowej – w
ugrupowaniu sojuszniczym i w
podziemiu. Stąd też słusznie
mówił we wspomnianym już
przemówieniu pan admirał Ko-

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

18

background image

łodziejczyk: „nie ma dla Polski
trwalszych gwarancji bezpie-
czeństwa niż siła niepodległego
państwa, moc narodowego orę-
ża i niezawodne sojusze”. I do-
dał, że „przyjaciół trzeba mieć
zarówno blisko, jak i daleko”.
Ale sojusze – to już sprawa po-
lityków, a nie żołnierza.

– Pominął Pan, panie puł-

kowniku, potencjał moralny
naszej armii…

– Pozornie. Bez woli walki

w obronie suwerenności Rzecz-
pospolitej nawet najlepsza
technika pozostanie niczym.
Pod tym względem – w moim
najgłębszym przekonaniu – na-
sza armia mogłaby świecić
przykładem. Jest w niej bo-
wiem głęboko zakorzeniony
etos obrony ojczyzny, służby
dla niej, poświęcenia się…

– Mimo internacjonalistycz-

nego skomunizowania kadry
oficerskiej, o czym się dość po-
wszechnie mówi?

– Bzdury się mówi! Ow-

szem, była indoktrynacja, lecz
– jak to słusznie stwierdził pan
Janusz Onyszkiewicz w telewi-
zyjnym programie „100 pytań”,
ta indoktrynacja była niezbyt
głęboka. W całym szkoleniu
politycznym – obok prezento-
wania treści marksizmu, obok
tzw. naukowego komunizmu,
obok ateizacji – było przede
wszystkim wychowanie patrio-
tyczne, narodowe. I to były te
treści dominujące, te które rze-
czywiście wychowywały. Po-
zostałe – wobec powszechnego
przecież w naszym społeczeń-
stwie patriotyzmu, wobec wy-
chowania w duchu chrześcijań-
skim wyniesionego z domu –
były tylko czymś, co w serce
niezbyt mocno, nawet tym, któ-
rzy za najzagorzalszych krze-

wicieli marksizmu uchodzili,
zapadało. Jakież więc tej in-
doktrynacji mamy efekty?
Mniej niż znikome! Prysnęło to
jak bańka mydlana! Czy przez
rok właściwie mogłoby się tak
wiele zmienić, gdyby to „po-
wszechne skomunizowanie ka-
dry oficerskiej” było prawdą?
Mamy dziś przecież mundury
wszystkich kolorów w kościo-
łach, mamy tysiące żołnierzy –
w tym znaczną część kadry
oficerskiej i członków ich ro-
dzin – modlących się 9 wrze-
śnia pod jasnogórskim klaszto-
rem na Ogólnowojskowej Piel-
grzymce Żołnierzy Wojska Pol-
skiego i Kombatantów… Ma-
my powszechnie wyrażane
przekonanie, że przedwojenny
system apolityczności sił zbroj-
nych jest tym, czego naszej ar-
mii potrzeba… Apolityczność
ta oznacza odżegnanie się woj-
ska od sporów partyjnych, od
ideologii.

– Nie wyklucza to przecież

posiadania poglądów…

– I każdy oficer je ma. Lecz

nie jego sprawą jest włączanie
się w walki międzypartyjne,
preferowanie takich czy innych
programów partyjnych czy ide-
ologii. Ta apolityczność i do-
dajmy – powszechne dążenie
do niej – oznacza i to, że jedy-
ną partią dla oficera są siły
zbrojne, a programem – dobro
Rzeczypospolitej.

– Czy to nie prowadzi do

nacjonalizmu w armii?

– Zależy, jak nacjonalizm

rozumieć. Jeżeli przeciętny cy-
wil jest patriotą, to żołnierz
misi być patriotą w sposób
szczególny, ponadprzeciętny.
Wyrzeka się przecież wielu
swych obywatelskich upraw-
nień, świadomie godzi się na

pewne ograniczenie wolności
osobistej czy swobody wypo-
wiedzi – nie dla zysku, nie z in-
nych pobudek – tylko dla oj-
czyzny. Jeżeli więc nacjona-
lizm będziemy rozumieli jako
potęgowany patriotyzm, to ar-
mia powinna być nacjonali-
styczna. I sądzę, że w znacznej
mierze, w tym właśnie sensie –
jest.

– Mówił Pan o pewnych po-

trzebach armii – np. jej unowo-
cześnienia, wspomniał Pan o
malejącym budżecie wojsko-
wym, o upadku przemysłu
zbrojeniowego. Czy nie sądzi
Pan, że rządząca prawica lepiej
zadbałaby o armię?

– Odmawiam odpowiedzi na

tak skonstruowane pytanie. Nie
jest bowiem sprawą żołnierza
sądzić swój rząd, niezależnie
od tego, jaki on jest. Jeżeli chce
Pan znaleźć odpowiedź na to
pytanie, to niech Pan przeanali-
zuje programy wojskowe tych
czy innych ugrupowań poli-
tycznych. Jest jednak faktem,
że na lewicy właśnie pojawiają
się takie zjawiska, jak – w na-
szej sytuacji zbrodniczy – pa-
cyfizm. A na prawicy zaś?
Przypomnijmy choćby znane
oświadczenia Unii Polityki Re-
alnej i Zjednoczenia Chrześ-
cijańsko-Narodowego o potrze-
bie umocnienia armii, przy-
pomnijmy wypowiedzi monar-
chistów. Dodajmy też, że poza
nielicznymi grupkami nikt nie
głosi w Polsce tego obłędnego
pacyfizmu, nikt nie zaprzecza
tezie, że Polsce armia jest po-
trzebna. Armia silna, sprawna,
zdolna co najmniej spełnić
swoją „zniechęcającą” funkcję.
W moim przekonaniu i ci, któ-
rzy głoszą pacyfizm nie są pa-
cyfistami z rzeczywistego, real-

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

19

background image

nego przekonania wewnętrzne-
go. To najczęściej są młodzi lu-
dzie, którzy swe kompleksy i
obawy przed trudem służby
wojskowej ukrywają pod pacy-
fistycznymi hasłami. Twierdzę,
że z tego wyrosną, że dojrzeją,

a dojrzewając innymi oczyma
spojrzą na swe hasła. Gorzej,
jeżeli te kompleksy i obawy są
demagogicznie wykorzystywa-
ne przez cynicznie usiłujących
na tym swoistym wyprowadza-
niu w pole młodych ludzi

zbijać swój osobisty kapitał po-
lityczny. No cóż, nie dla każde-
go moralność ma jakiś walor w
walce politycznej.

– Dziękuję za rozmowę.

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

20

background image

Westchnienie po Habsburgach

Kacper Krasicki

Przy Tobie,
Najjaśniejszy Panie,
stoimy i stać chcemy…

Upłynęło już prawie 80 lat

od detronizacji Cesarza Karola
I i pogrążeniu się Europy Środ-
kowo-Wschodniej i Południo-
wej w chaosie. Od czasu upad-
ku monarchii lotaryńsko-habs-
burskiej zdezintegrowane zie-
mie byłego państwa austrowę-
gierskiego są w stanie stałego
kryzysu; tym gorszego, że nie
jest to kryzys jedynie ekono-
miczno-polityczny – ale jest to
załamanie strukturowe. Wiek
XX jednoznacznie uzmysłowił
bezlitosną prawdę dawno już
spostrzeżoną przez genialnego
ks. Talleyrand-Periogord: „Je-
śliby nawet nie było Austrii [tj.
Ces. Austr. – przyp. K.K.], na-
leżałoby ją wymyślić”. Monar-
chia Habsburgów była cudow-
ną federacją narodów o tak
przecież różnych i często anta-
gonistycznych interesach. Wła-
śnie na przykładzie tak niejed-
norodnego organizmu państwo-
wego stwierdzić można, jakie
to twórcze pierwiastki tkwią w
monarchizmie i idei królew-
skiej w ogóle. Wszak przez stu-
lecia głównym spoiwem, wzor-
nikiem jednoczącym tak różne
kraje i narody była jedna dyna-
stia. To ona także łączyła ary-
stokrację Cesarstwa Austriac-
kiego, która nie mniej była roz-
darta sprzecznymi interesami.

Dopiero kataklizm ogólno-

europejski, jakim była wojna
roku 1914, położył kres tej sy-
tuacji i pożytecznej federacji.
Paradoksalnie, początkiem
końca Cesarstwa Austriackiego
było uzależnienie się od impe-
rialnych Prus. Austria „zapo-
mniała”, że przede wszystkim
powinna być czynnikiem rów-
nowagi między Rosją a Prusa-
mi. Opowiedzenie się Austrii
jednoznacznie po stronie Prus
w dużej mierze przyczyniło się
do destabilizacji też części Eu-
ropy.

W 1914 r. Cesarstwo Au-

stro-Węgierskie było państwem
kwitnącym tak gospodarczo,
jak kulturalnie. Po I wojnie
światowej nastały czasy państw
– republik „narodowych”: wraz
z pierwiastkami destrukcyjny-
mi, takimi jak: źle pojęty na-
cjonalizm, faszyzm, socjalizm
– wszystkie składniki bolączek
republikańskich dały się szyb-
ko odczuć. Nic więc dziwnego,
że dziś nie istniejące Austro-
-Węgry cieszą się dobrą opinią.
Wszak aż do wojny Austria
była państwem liberalnym,
czego nie można powiedzieć o
sukcesorach tego organizmu
państwowego. Na terenie mo-
narchii były tylko dwa więzie-
nia, które zresztą zapełniały się
tylko po nielicznych narodo-
wych rebeliach. Owszem, za-
rzuca się monarchii austriackiej
brak zrozumienia dla kwestii
narodowych, ale czemu zapo-
mina się np. o niechęci tej mo-

narchii dla niemieckiego nacjo-
nalizmu… Po doświadczeniach
XX-wiecznych niedocenianie
indyferentyzmu w sprawach
narodowych wydaje się cechą
pozytywną.

Dla stabilizacji tej części

Europy, dla dobrobytu społecz-
ności Europy Środkowej i Po-
łudniowej restauracja Habsbur-
gów w Austrii i na Węgrzech
jest nie tylko że potrzebna, ale
jest też aktem sprawiedliwości
wobec dynastii, która w ciągu
wieków dowiodła, że jest god-
na panowania.

Warto przypomnieć, że Wę-

gry do 1945 r. były monarchią
z regentem na czele. Detroniza-
cja Habsburgów była przepro-
wadzona pod naciskiem komu-
nistów, czyli bezprawnie. Tym
bardziej musi dziwić fakt, że
pretendent do cesarskiego tronu
Arcks, Otto von Habsburg, pra-
gnie zgłosić swą kandydaturę
na prezydenta Węgier. Byłby to
akt osłabiający legitymizm Bo-
ski i prawny rodziny cesarskiej
do tronu przodków. Wychodząc
z założenia, że każda droga
wiodąca do celu jest dobra,
bruka się ideały monarchii z
Bożej Łaski. Przykładem wzor-
cowym postępowania rycer-
skiego jest hr. de Chambord,
który wolał zrezygnować z
władzy i panowania, niż zgo-
dzić się na republikańskie bar-
wy sztandaru – symbolu anty-
monarchicznej i antychrześ-
cijańskiej rewolucji.

Pro Fide Rege et Lege

Numer 3 (9) AD 1990

21


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pro Fide Rege et Lege 05
Pro Fide Rege et Lege 03
Pro Fide Rege et Lege 07
Pro Fide Rege et Lege 02
Pro Fide Rege et Lege 04
Pro Fide Rege et Lege 06
Pro Fide Rege et Lege 08
II D W Żelazo Kaczanowski et al 09 10
FIDE Trainers Surveys 2013 09 23, Dejan Bojkov What Rooks Want
FIDE Trainers Surveys 2010 09 29 Efstratios Grivas Endgame Analysis
FIDE Trainers Surveys 2010 09 01 Andrew Martin A Full Day of Chess
FIDE Trainers Surveys 2012 09 30 Semon Palatnik Attack is a Risky Business
FIDE Trainers Surveys 2010 09 29 Efstratios Grivas Middlegame Analysis
FIDE Trainers Surveys 2018 09 01 Iossif Dorfman Middle game with 2 Bishops and a Knight against 2 Kn
FIDE Trainers Surveys 2012 09 30 Semon Palatnik Advantage of Two Bishops
FIDE Trainers Surveys 2013 09 23, Sam Palatnik Loud song about a “Pair of Elephants”
FIDE Trainers Surveys 2010 09 01 Andrew Martin Ways of Presenting a Game
FIDE Trainers Surveys 2014 09 28, Adrian Mikhalchishin Benoni Typical attacks

więcej podobnych podstron