Suma ta jest świetną syntezą całej nauki katolickiej. Teologię wykłada podług źródeł najzdrowszej
tradycji, a wszystkie ważniejsze zagadnienia lozoczne rozwiązuje w sposób zgodny z zasadami
wiary. To dzieło właśnie zjednało Doktorowi Anielskiemu uwielbienie, jakie wypowiada Leon XIII
papież w głośnej encyklice Aeterni Patris z dnia 4 sierpnia 1879 r., przytaczając słowa Cajetana:
„Tomasz z Akwinu posiadł w pewnym znaczeniu rozum wszystkich poprzedzających go
uczonych. Zgromadził ich nauki w jedną całość, jako rozproszone członki jednego
ciała; zestawił jedne z drugimi, przedziwnym sposobem je podzielił i tak dalece
wzbogacił, że jego słusznie uważać należy za szczególnego obrońcę i zaszczyt
Kościoła”.
Spis treści
Artur Górski – Jesteśmy „skazani" na monarchię
Adam Gwiazda – Kościół a mass–media
Ankieta
Artur Górski – „Dyktatura” nie jest dyktaturą
Marek Święcicki – Sztuka „res publiki”
Iwan Sołniewicz – Monarchia i plan
Król jest gotów
3
4
7
9
Adres do korespondencji:
; e-mail:
Klub Zachowawczo-Monarchistyczny, ul. Żubrowa 7, 01-978 Warszawa
Konto bankowe:
Klub Zachowawczo-Monarchistyczny: 77 1240 1066 1111 0000 0006 1131
Opracowanie elektroniczne: Portal Młodzieży Prawicowej – www.xportal.pl (1 XI 2008 r.)
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 2
Jesteśmy „skazani” na monarchię
Artur Górski
ak przystało na porządne-
go prawicowca, konserwa-
tystę żyjącego w gnuśnym,
podupadłym socjalizmie, patrzę
nań ze stoickim spokojem, ale i
nadzieją, że się skończy. Wie-
rzę, że oczekiwane jutro nadej-
dzie bez odcienia czerwonego.
Na biel jeszcze za wcześnie.
Jeszcze długo zostanie ona tyl-
ko marzeniem wielu, ale już
dziś „zasadzić trzeba błękitny
kwiat ideału” (Novalis), „skła-
niać czoła przed ideą, co w bó-
lach rodzi się dla światła” (K.
M. Morawski). Trzeba spojrzeć
na owe „jutro” jak na dzień,
który poprzedzi wypełnienie
politycznego absolutu. Dziś,
patrząc z perspektywy totalne-
go upadku naszej cywilizacji,
trudno dostrzec szansę na to, co
przez mistrza paryskiego Jac-
kuesa le Loupe zostało nazwa-
ne ustrojem doskonałym, co
bajką się wydaje, a co bajką nie
jest. Nie jest także ironią ani
szaleństwem. Gdy spojrzy się
na drogi, jakimi mogą potoczyć
się losy naszej ojczyzny, wie-
rząc w opatrzność Bożą, można
zobaczyć, że jest realna szansa,
że trzeba tylko sztandar konser-
watyzmu trzymać wysoko i
nieść śmiało. Okaże się, że my
właściwie jesteśmy „skazani”
na monarchię. Praktyka poli-
tyczna być może to potwierdzi.
J
W naszej sytuacji, w sytu-
acji przemian, ale i wciąż głę-
bokiego, a może i pogłębiające-
go się kryzysu gospodarczego,
jak i wszelkich wartości, mogą
zaistnieć tylko dwa rozwiąza-
nia polityczne. Pierwszym jest
demokracja, której zaczyn już
powstał, drugim zaś dyktatura,
którą kończą się zazwyczaj
wszelkie anarchiczne rozruchy
ogólnospołeczne. Sprawą spor-
ną zostaje, która demokracja
jest zła, lub gorsza, a która
„dyktatura” ludzka lub która
dyktatura antyludzka. Zakła-
dam, że złe jest to co na lewo,
co historia lat ostatnich i przed-
ostatnich potwierdza, a dobre
to co na prawo, co dzień dzi-
siejszy, a i przyszłe potwierdzą.
Zakładam także, że demokracja
i „dyktatura” są lepsze, gdy re-
alizuje się w nich prawica kon-
serwatywna, pozostająca wier-
ną prawom Boskim i ludzkim.
Rozważmy najpierw sytu-
ację, w której nie dojdzie do
„wybuchu społecznego gnie-
wu” i w której rozkwitnie nam
demokracja. Nie widzę demo-
kracji bez rozdziału na lewicę i
prawicę, bez silnej partii kon-
serwatywnej (neokonserwatyw-
nej), głoszącej naprawę gospo-
darki i odnowę moralną społe-
czeństwa. Z biegiem czasu, gdy
okaże się – a okazać się musi –
że kapitalizm – i to nie w wy-
daniu szwedzkim, lecz np.
Hong-Kongu – zwycięża, spo-
łeczeństwo polskie od lat wy-
biedzone poprzez tych, którzy
zagwarantują mu dobrobyt.
Dobrobyt zaś może być zagwa-
rantowany tylko przez ciągłość
tego modelu gospodarczego.
Zaś ciągłość kapitalizmu może
zagwarantować tylko prawica.
Lud zaakceptuje tych, którzy
zagwarantują mu możliwość
bogacenia się, możliwość
uczciwego życia w normalnych
warunkach; tych, którzy za-
gwarantują bezpieczeństwo i
wolność państwa oraz jednost-
ki. Społeczeństwo wcześniej
czy później poprze konserwaty-
stów dyskredytując lewicę.
Konserwatyści wcześniej czy
później zaczną partycypować w
rządach, by w konsekwencji, w
wyniku którychś kolejnych wy-
borów przejąć samodzielną
władzę. Przejęcie władzy przez
konserwatystów drogą parla-
mentarną będzie dobitnie
świadczyło o tym, że społe-
czeństwo myśli tymi kategoria-
mi co prawica konserwatywna,
że przełamało ostatecznie na-
bytą socjalistyczną mentalność,
Tak się stanie. Gdy w komuni-
zmie (socjalizmie) instynkt sa-
mozachowawczy kazał wal-
czyć o przetrwanie, tak w kapi-
talizmie narodzą się słuszne
aspiracje do godnego życia.
Praca jednostek (egoistyczna),
mająca za cel pomnożenie
dóbr, stanie się korzystna dla
całego narodu, a w konsekwen-
cji dla państwa. Inaczej być nie
może.
W tej sytuacji nastąpi zbież-
ność interesów konserwatystów
i całego narodu (nie licząc le-
wicowych fanatyków i dewian-
tów politycznych). Tak jedni
jak drudzy będą chcieli, aby
umocnić i utrwalić możliwość
wolnego wyboru między boga-
ceniem się, a życiem w ubó-
stwie. Będą pragnęli, aby pra-
wica szczęśliwie rządziła kra-
jem. Wszystko zaś zamyka się
w instytucji głowy państwa.
Wszelkie działania ze strony
konserwatystów skupią się te-
raz wokół osoby prezydenta. W
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 3
interesie partyjnych konserwa-
tystów, a i monarchistów (zob.
oświadczenie programowe,
„Biuletyn Monarchistyczny”
Klubu Zachowawczo-Monar-
chistycznego nr 3, 04.1989 r.),
będzie dążenie do wzmocnienia
jego pozycji przez nadawanie
mu coraz szerszych preroga-
tyw, a także do utrzymania w
jego rękach władzy przez jak
najdłuższy okres czasu. (Za-
wsze mogą znaleźć się tacy, co
jak w Chile, nie pamiętając
czasów Allende niezależnie od
poziomu dobrobytu, zagłosują
w kaprysie na lewicę). Społe-
czeństwo ogólnie będzie za
wzmocnieniem tej władzy, za
poszerzeniem jej uprawnień,
jednakże tylko takich, które nie
będą tyczyły się bezpośrednio
obywateli. Jedną z tych prero-
gatyw winna być możliwość
zmiany ustroju demokratyczne-
go na autorytarny, na monar-
chię. Prezydent przyjmie funk-
cję regenta aż do czasu prawne-
go obsadzenia tronu przez mo-
narchę, co będzie już zwykłym
problemem
technicznym.
Zmiana ta niewątpliwie przy-
pieczętuje, wzmocni i utrwali
dotychczasowe osiągnięcia po-
lityczne i ekonomiczne konser-
watystów. Oczywiście spotka
się to z ostrą reakcją wspo-
mnianej lewicy, która nie zwa-
żając na dobro narodu, podnie-
sie krzyk „wolności”. Będzie
chciała bronić „biedną” demo-
krację przed „okrutną dyktatu-
rą”. Aby obalić zarzut dyktatu-
ry, co rzeczywiście może być
podchwycone przez pewne gru-
py społeczne, konserwatyści
będą musieli udowodnić sobie i
wszystkim innym ludziom, że
większość jest właśnie za mo-
narchią. Owo wola narodu, bło-
gosławiąca dzieło, winna doko-
nać się przez aprobatę parla-
mentu. Jeśli konserwatyści
będą prawi, jeśli racja będzie
całkowicie po ich stronie,
prawda i dobro zwyciężą. Doj-
dzie do restauracji monarchii
dziedzicznej.
Rozważmy teraz sytuację
przeciwną, w której, w wyniku
niekonsekwentnych, a dziw-
nym zbiegiem okoliczności
długich rządów lewicy, dojdzie
do poważnego tąpnięcia. W ta-
kiej sytuacji jedyną silą, która
będzie w stanie temu się prze-
ciwstawić, która będzie w sia-
nie zaprowadzić lad i porządek
w państwie, jest armia. Ona to
wprowadzi dyktaturę. Sam mo-
ment wprowadzenia, a nawet
oblicze sił, które ją wprowa-
dzają, nie świadczą jeszcze o
charakterze dyktatury. Czasami
trzeba poświęcić coś, by zyskać
wszystko. Ponieważ założyłem
na początku, że będzie to „dyk-
tatura”, a nie dyktatura, musi
być spełniony jeden warunek.
Porządek w państwie zrobią nie
starzy, zramolali ideologicznie
generałowie, lecz młodzi,
otwarci na idee i ludzi pułkow-
nicy (por.: Tomasz Gabiś, Czas
pułkowników,
„Stańczyk”
11/1989, s. 36). Tylko oni będą
mogli nadać dyktaturze inne,
nowe oblicze. (Generałowie nie
odważą się na przewrót, gdyż
ich dotychczasowe zaplecze
partyjno-ideologiczne kończy
się, a są zbyt zaskorupiali, za
starzy, by myśleć w innych ka-
tegoriach niż lewicowe). Za-
wieszeni w próżni politycznej i
ideowej będą musieli szukać
sprzymierzeńców. Wiadomą
rzeczą jest, że nigdy cale społe-
czeństwo nie poprze dyktatury.
Mogą poprzeć ją tylko ci, któ-
rzy ideologicznie są przygoto-
wani do sprawowania silnych,
autorytarnych rządów. Do ta-
kich rządów jest przygotowana
tylko prawica konserwatywna.
Zatem pułkownicy, jeśli będą
chcieli legalizować swój prze-
wrót, będą musieli podać rękę
konserwatystom i sięgnąć po
instrumentarium prawdziwego
kapitalizmu. Konserwatyści
będą mieli świadomość, że w
sytuacji post zapalnej, aby nie
skompromitować się współ-
udziałem w dyktaturze, muszą
ją przekształcić w prawdziwą
władzę. Zagwarantują zacho-
wanie przymiotów autorytar-
nych, władzy, uniemożliwiają-
cych powrót do stanu anarchii
sprzed dyktatury. Jedyną wła-
dzą od narodu, dla narodu, je-
dyną władzą posiadającą atry-
buty „dyktatury”, a nie mającą
nic wspólnego z żadną dyktatu-
rą, jedyną władzą opartą na
prawdziwym autorytecie jest
właśnie monarchia. Pójdzie za-
tem – za wskazaniem Karola
Maurrasa – do przejścia od
dyktatury do monarchii. Pierw-
szym krokiem na tej drodze bę-
dzie „dyktatura” regenta (re-
gentów), który przygotuje go-
spodarcze i społeczne podłoże
do wprowadzenia monarchii
dziedzicznej. Dzięki „dyktatu-
rze” regent (regenci) nie będzie
krępowany przez parlament i
będzie mógł w tempie przy-
spieszonym realizować totalną
liberalizację gospodarki (przez
przymus ekonomiczny). Gdy
cały dom zostanie uporządko-
wany, począwszy od funda-
mentów, będzie mógł przyjść
jego prawdziwy właściciel. Na-
stanie monarcha, który – jak i
w poprzednim wypadku – osta-
tecznie przypieczętuje, wzmoc-
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 4
ni i utrwali osiągnięcia gospo-
darcze oraz polityczne konser-
watystów.
Zostaje jeszcze tylko jedna
niejasność, która może przez
cały czas nurtować niezoriento-
wanego czytelnika. Co wskazu-
je na to, że jak ojciec winien
być głową rodziny, tak właśnie
król powinien być głową pań-
stwa? Co legitymizuje władzę
królewską, co zaś pozwala
przeciwko niej wystąpić? Są
dwa zasadnicze czynniki dające
placet władzy monarszej
Pierwszy czynnik opiera się
na organicznym, istotnym poj-
mowaniu rządów, gdzie władza
króla jest prawem naturalnym.
Istotą króla jest jego królew-
skość, jego przygotowanie do
rządzenia od dzieciństwa, wy-
rażone w wychowaniu, wy-
kształceniu i wyuczeniu; jego
autorytet i majestat. Jednak na-
wet Jan Gerson, akcentujący
konieczność wierności królowi
i dynastii, mówił że prawo na-
tury każe występować przeciw
temu, kto je znieważa. Jeśli
głowa państwa czyni to mocą
swojej władzy, to poddani mają
„vim vi repellere” i jak uczy hi-
storia, nie zostają bierni.
Drugim czynnikiem jest
fakt, że jak twierdził Joanes
Wyklif, władza opiera się na
prawie Boskim. Król rządzi tyl-
ko dzięki Bożej lasce, którą
otrzymuje podczas namaszcze-
nia przez głowę Kościoła. Przy
tym prawo do rządzenia przy-
sługuje tytko tym władcom,
którzy są nieustannie w stanie
łaski. Rządzący traci więc to
prawo, gdy popada w stan
grzechu ciężkiego, gdy wystę-
puje przeciw Bogu lub lu-
dziom. Jest rzeczą oczywistą,
że poddani odwrócą się od
władcy, który wyrządził zło.
Władca tracący autorytet w
społeczeństwie, a nie opierają-
cy swej władzy na przymusie
zycznym, popełniając niepra-
wość będzie skazany na moral-
ną, a w konsekwencji i poli-
tyczną klęskę. Abdykacja złego
monarchy nie może jednak
oznaczać likwidacji ładu i zasa-
dy królewskiej. Władza musi
być przekazana następcy tronu.
Gdy to nie zostanie uczynione,
gdy poddani pozostaną zdra-
dzeni, zawsze znajdzie się ktoś,
kto udowodni republikanizm
swych przodków.
Król zatem odpowiada przed
Bogiem, dzięki którego łasce
może rządzić; przed narodem
(żywym organizmem), którego
jest bijącym sercem i głową; a
także przed historią oraz przed
tym, któremu ma przekazać
królewską władzę. Jego następ-
ca będzie kolejnym symbolem
wielkości państwa i świetności
narodu, być może nie tak bar-
dzo odległych czasów.
Polscy konserwatyści są ka-
tolikami i przyjmują za swoją
organiczną wizję świata. Jest to
dodatkowym argumentem na
to, że jesteśmy „skazani” na
monarchię.
Cytaty
Św.Tomasz z Akwinu
(„De regimine principum”, księga 1, rozdział 2)
„Otóż niewątpliwą jest rzeczą, iż to, co z istoty swej jest jednem,
zdolniejsze jest do stworzenia jedności, niż to, co wielorakie,
rząd jednego jest więc lepszy, niż rząd kilku.”
(„De regimine principum”, księga 1, rozdział 2)
„Państwa i miasta, któremu nie rządzi jeden, rozdarte są przez walki stronnictw,
jakgdyby dla potwierdzenia słów proroka: Pastones multi demoliti sunt vineam meam.
(Jenemiasz, XLI, 10). Przeciwnie państwa i miasta, gdzie rządzi jeden, cieszą się
pokojem, kwitną w sprawiedliwości i rozwijają się w obtości. Dlatego obiecuje Bóg
ludowi przez usta proroka, jako cenny dar, że postawi na jego czele monarchę, który
sam nad nim panować będzie.”
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 5
Kościół a mass media
Adam Gwiazda
d niedawna na ekra-
nach telewizorów oraz
przez radiowe głośniki
możemy oglądać i słuchać sze-
reg audycji przygotowywanych
przez redakcję programów ka-
tolickich. Nie znam kryteriów,
którymi kierowali się jezuici
sprawujący nadzór nad dobo-
rem materiałów jako szefostwo
całej redakcji, ale widząc efek-
ty owego wyboru, mogę się ich
domyśleć. Katolicki telewidz
ogląda więc przede wszystkim
modlitwy z Jasnej Góry prowa-
dzone przez wielebnego prze-
ora o. Runa Abramka, widzi
Obraz, słyszy fanfary, ale naj-
chętniej ogląda zapewne setki
wiernych w kaplicy – ludzi sta-
rych jak on sam, a przez to od-
czuwa satysfakcję – wszak nie
jest wykluczone, że on sam do-
stąpi zaszczytu wystąpienia w
telewizji obok Jasnogórskiej
Pani. Ale pomińmy wrażenia
statystycznego telewidza, a zaj-
mijmy się motywami redakto-
rów programów katolickich.
Na zadane pytanie odpowiedzą
zapewne, że chcą udostępnić
Częstochowskie Sanktuarium
jak najszerszemu gronu wier-
nych, którzy być może nigdy
się tam nie udadzą osobiście.
Oczywiście nikomu nie przyj-
dzie do głowy to, że liczba
pielgrzymujących zacznie (a je-
stem przekonany, że zacznie)
spadać właśnie dlatego, że ist-
nieje możliwość „uczestnicze-
nia” w modlitwach przez po-
średnictwo szklanego ekranu.
Podobnie z transmisjami Mszy
św. – liczni wierni wolą pozo-
stać w domu, niż uczestniczyć
O
w Najśw. Oerze w kościele.
W kościele nic ma możności
włączenia drugiego programu,
kiedy kazanie jest nużące. Wy-
bór jest prosty, ale tylko dla
roztropnych i gorliwych, tacy
wolą jednak prawdziwe uczest-
niczenie we Mszy, a nie nędzny
radiowo-telewizyjny erzatz.
Wraz z rozwojem techniki
przekazywania myśli, słowa i
obrazu w sposób naturalny
zwiększały się także możliwo-
ści Kościoła w zakresie ewan-
gelizacji. Po wynalezieniu dru-
ku można było drukować Bi-
blię w większych nakładach, a
mnisi–kopiści pogrążyli się
głębiej w modlitwie. Z drugiej
jednak strony musieli znaleźć
sobie inną sferę działania, która
byłaby okazją do ćwiczenia
cierpliwości, pokory itp. cnót.
Podobnie dzieje się i dziś, w
epoce, kiedy już nie słowo dru-
kowane, lecz obraz zaczyna pa-
nować nad przekazem.
A propos: Paweł VI przy-
chylił się w adhortacji „Evan-
gelii nuntiandi” do opinii, iż
„cywilizacja słowa, jako nie-
skuteczna i nieużyteczna (sic!),
już się przeżyła, a obecnie na-
stępuje nowy styl życia, cywili-
zacja obrazu”. Czy znaczy to,
że Słowo Objawione należało-
by zamienić na Obraz Obja-
wiony? Fakt, że z określeniem
„objawiony” i pojęcie obrazu
nawet lepiej koresponduje.
Wróćmy jednak do postępu
technicznego w sferze środków
przekazu. Tak jak wynalazek
Gutenberga postawił Kościół w
nowej sytuacji, tak i dziś jawią
się nowe problemy związane z
tą dziedziną. Pojawia się pyta-
nie o granice kompromisu mię-
dzy majestatycznością i powa-
gą Kościoła a technicznością i
skłonnością do łatwych chwy-
tów i efektów specjalnych mass
mediów. Mass media wydają
się dysponować umiejętnością
roztaczania swego rodzaju cza-
ru, któremu ulega nawet Ko-
ściół. Dekret „Inter mirica”
nazywa najdonioślejszymi te
urządzenia, które „z natury
swej zdolne są do sięgnąć i po-
ruszyć nie tylko jednostki, lecz
także całe zbiorowości i całą
społeczność ludzką” (DSP 1), a
to co zdaje się najbardziej fa-
scynować Kościół, to „siła od-
działywania, która może być
tak wielka, że ludzie z trudem
potraą ją zauważyć, opano-
wać lub w razie potrzeby ode-
przeć” (DSP 4l). Hipnotyzujące
szklane oczy zdają się przy cią-
gać najważniejszą instytucję
ludzkości, a ona wydaje się
ulegać. Z drugiej strony Ko-
ściół dostrzega zagrożenie, ja-
kie stwarza wchodzenie w
alians z mass mediami; zaleca
wiernym, a szczególnie mło-
dzieży, umiar i roztropność w
korzystaniu z tych środków.
Obydwa motywy nieustannie
przewijają się przez papieskie i
soborowe dokumenty tyczące
tego tematu: z jednej strony fa-
scynacja możliwościami (do
iluż to pogan dotrzeć można tą
drogą!), a z drugiej świado-
mość zagrożenia wiary i moral-
ności.
Na czym polega owo zagro-
żenie ze strony mass mediów?
Wielkie możliwości stwarzają
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 6
nowe i wielkie pokusy dla sa-
mych kapłanów i Kościoła jako
instytucji. Pokusa ułatwiania
sobie życia, również liturgii,
ma to do siebie, że bardzo trud-
no ją zwalczać, a w czasach
obecnych wręcz rezygnuje się z
tej walki, stawia się wszelkie
ułatwienia na ołtarzu (dosłow-
nie i w przenośni). Kryteria
techniczne stanowią najczęściej
pretekst dla ograniczania i eli-
minowania z liturgii wszystkie-
go, co majestatyczne. Np. w
przypadku głoszenia kazań z
ambon argumentuje się tym, że
mikrofony przy ołtarzu zapew-
niają lepszą słyszalność itd.
Kiedy w 1618 roku przyjechał
do Paryża sławny ze swego ka-
znodziejskiego talentu arcybi-
skup Genewy św. Franciszek
Salezy, na jego kazanie do Sa-
int Roch, do jednego z naj-
większych kościołów w stolicy
Francji przybyła ludność
wszelkich stanów z całego mia-
sta. Wszyscy słyszeli. Każdy,
kto widział olbrzymie gotyckie
katedry, jakie budowano na
Bożą chwałę w pięknej epoce
średniowiecza, ten wie, że nie
w sprzęcie nagłaśniającym leży
sekret powodzenia; chodzi o to,
by ksiądz potrał operować
głosem, świątynia miała odpo-
wiednią akustykę, a ambona
była należycie zbudowana. Ks.
Tarsycjusz Sinka CM twierdzi
w znakomitym podręczniku
„Zarys liturgiki”, że nie bez
znaczenia jest daszek nad am-
boną, który wzmacnia i potęgu-
je głos kaznodziei. Dziś zanikł
już zwyczaj głoszenia nauk z
ambon. „Kapłani skapitulowali
przed presją kolektywistyczne-
go egalitaryzmu. Ambony bę-
dące znakiem wyniesienia po-
nad ogół wiernych opustoszały.
Panuje wszak partnerstwo i
wszyscy są równi” (Maurycy
Rojski, „Stańczyk” nr 7, s. 30).
Skutek jest taki, iż księża mają
kłopoty z homilią dla dwustu
osób, kiedy wysiadają mikrofo-
ny. Dzieje się tak dlatego, że w
seminariach osłabione zostały
mechanizmy selekcyjne: jeżeli
nieznajomość łaciny nie jest
przeszkodą do święceń, to tym
bardziej nie jest nią tak „błaha”
rzecz – jak słaby głos. Tak w
wypadku kazań, jak i w wielu
innych sferach: wielkie uła-
twienie, jakim jest technika,
jest jednocześnie wielkim nie-
bezpieczeństwem. Niemiecki
pisarz Nossack pisał, że „Ko-
ściół wyda na siebie wyrok
śmierci, jeżeli będzie paktował
z aparaturą stulecia tzn. trans-
mitował Msze przez radio i te-
lewizję oraz organizował maso-
we mityngi z «Ojcze nasz»
przez głośniki i z flagami, mu-
zyką i całą tą inferalną reżyse-
rią, politycznych wieców wy-
borczych i walk bokserskich”.
Jeżeli zgodzić się z opinią Nos-
sacka, to przyznać należy, że
zachowanie tłumów wiernych
(?), a także organizacja papie-
skich pielgrzymek oraz wizyt
biskupich nie wróży zbyt dłu-
giego życia. Polecam Szanow-
nym Czytelnikom artykuł p.
Macieja Srebro Notatnik piel-
grzyma w 1 i 2 numerze pisma
„Młoda Polska” będący repor-
tażem ze spotkania europejskiej
młodzieży z Papieżem, które
przypominało raczej festiwal w
Woodstock niż dzień modlitwy
i skupienia religijnego. Kościół
epoki „Christo-Disco” (czyli
dyskoteki z Papieżem) zbliża
się niebezpiecznie do granicy,
po której przekroczeniu odwrót
na pozycje katolickiej ortodok-
sji wymagał będzie tak wiel-
kich wyrzeczeń i mobilizacji
sił, że niektórzy już dziś zdają
się powątpiewać w dewizę Ło-
dzi Piotrowej Fluctuat nec
mergitur. W istocie jedynym ra-
tunkiem jest zastosowanie się
przez Kościół jako instytucję i
każdego kapłana z osobna (nie
wyłączając dostojników, w tym
także tych najwyższych) do
wskazówki Arnolda Gehlena,
który twierdził, że rezygnacja
(lub znaczne ograniczenie) z
pokazywania się w mass me-
diach powinna być jedną ze
współczesnych form ascezy. Je-
żeli obecnie panujące w Ko-
ściele trendy nie odwrócą się w
najbliższym czasie, nastąpi to
niewątpliwie nieco później, a
będzie to reakcja tak gwałtow-
na, że nie jest wykluczona ka-
nonizacja abpa Lefebvre’a..
Odwrót ten możliwy będzie do-
piero wtedy, gdy Matka Nasza
zda sobie sprawę, że mass me-
dia, jak kobra hipnotyzują
szklanym wzrokiem, aby po-
tem zabić.
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 7
Ankieta
Od Redakcji
Postanowiliśmy odkryć karty polskiej prawicy. Czołowym Przedstawicielom tego kierunku za-
daliśmy trzy pytania na nurtujące nas tematy.
1. Kto w Polsce należy do prawicy konserwatywnej?
2. Czy istnieją przesłanki do zaistnienia kapitalizmu?
3. Czy monarchizm przedstawia dzisiaj jakąś wartość?
Oto odpowiedzi ankietowanych.
Ryszard Legutko
1
Do prawicy (jak i do lewicy)
należy zawsze ten, kto swoją
przynależność do niej deklaru-
je. Nie ma sposobu, żeby zmu-
sić ruchy polityczne do stoso-
wania jakiegoś obiektywnego
kryterium odróżniającego sta-
nowisko lewicowe od prawico-
wego. Można dyskutować ty-
godniami na temat tego, czy
PZPR była w swej istocie lewi-
cowa (jak twierdzą polscy kon-
serwatyści i komuniści), czy
też prawicowa (jak twierdzą
niektórzy socjaliści i socjalde-
mokraci), ale dyskusja taka bę-
dzie zawsze niekonkluzywna.
Nie znaczy to oczywiście, że
będzie ona bezpożyteczna; przy
tej okazji może dojść do wy-
pracowania całego szeregu
ustaleń cząstkowych, które roz-
jaśnią istniejące podziały i róż-
nice światopoglądowe. Nie
stworzą jednak one nigdy ja-
kiegoś względnie trwałego sku-
pienia środowisk po dwóch
stronach frontu. Prowadzi to
oczywiście do ogromnych
sprzeczności zarówno po stro-
nie lewicy, jak i prawicy. W
przypadku tej pierwszej musi-
my zaszeregować pod wspólną
kategorią Pol Pota i Jurgena
Habermasa, przeciw czemu
buntuje się nasz zdrowy rozsą-
dek. W przypadku prawicy ob-
serwujemy równie bulwersują-
ce zestawienia, na przykład w
Ameryce, gdzie tzw. libertaria-
nie zwykle występują pod ha-
słem prawicy, choć wiele łączy
ich z politycznymi programami
europejskich socjalistów (zwła-
szcza w sprawach polityki mię-
dzynarodowej).
W Polsce obserwujemy po-
dobne pomieszanie. Spotęgo-
wane jest ono dodatkowo fak-
tem, że pod dziesięcioleciach
zamrożenia autentycznego ży-
cia politycznego istnieje
ogromna potrzeba światopoglą-
dowych szyldów. Niemal każda
grupa pragnie zatem szerszej
identykacji, zwłaszcza pod
wielkim hasłem Prawicy
(wszak Lewica ma nad Wisłą
jednoznacznie złe skojarzenia).
Często takie dążenie do
identykacji pokrywa niestety
brak poważniejszych przemy-
śleń czy zwykłe polityczne i in-
telektualne niedołęstwo. W
praktyce podziały te bardzo się
komplikują. Na przykład
„Arka”, pismo które współre-
daguję, uchodzi za prawicowe;
jest to o tyle słuszne, iż redak-
torzy nad Marksa przedkładają
Burke’a i Tocqueville’a. Ale do
prawicy zalicza się też „Polity-
kę Polską”. Z kolei „Krytyka”
uchodzi powszechnie za publi-
kację lewicową. Jednak 80
proc. tekstów z lewicowej
„Krytyki” mogłoby bez proble-
mu ukazać się w prawicowej
„Arce”, natomiast znalazłyby
w niej miejsce tylko nieliczne
artykuły z nominalnie prawico-
wej „Polityki Polskiej”.
Myślę, że sytuacja stanie się
jaśniejsza w momencie normal-
nienia życia politycznego. Do
tej pory ideologiczne uzasad-
nienia były czynione w próżni.
Gdy nadejdzie czas podejmo-
wania konkretnych decyzji po-
litycznych i gdy zderzą się z
rzeczywistością,
większej
ostrości nabierze też powoły-
wanie się na dziedzictwo pra-
wicowe i lewicowe. Będzie to
też okazja dla tych, którzy
utożsamiają się z Prawicą, aby
rozwinąć swoje intelektualne
zaplecze. W dzisiejszej Polsce
jest ono nikłe i wyraźnie ustę-
puje zapleczu tzw. Lewicy.
2
Jest to kwestia praktyczna, a
nie teoretyczna. Lepiej byłoby
dla nas wszystkich, gdyby takie
przesłanki istniały.
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 8
3
Nie ma szczególnych opinii
na ten temat. Jest jasne, że w
niektórych krajach monarchizm
jest ideą wartościową i prężną.
W Polsce natomiast tradycja
monarchiczna została już daw-
no zerwana, w momencie
wprowadzenia monarchii elek-
cyjnej. Lelewel napisał kiedyś,
że nasza historia oparta jest o
ideę republikańską i że nawet
polscy królowie tę ideę krzewi-
li. Jak dotąd, teza Lelewela wy-
daje się sprawdzać, a przynaj-
mniej zwolennicy monarchii
nie uczynili dotychczas niczego
takiego, żeby trzeba było na se-
rio i na szeroką skalę tezę tę re-
widować.
Ryszard Legutko (ur. 1949 r.) – z
wykształcenia lolog angielski i lo-
zof. Pracownik naukowy Instytutu Fi-
lozoi Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Członek redakcji kwartalnika „Arka”,
stały współpracownik miesięcznika
„Znak”. Opublikował: „Dylematy ka-
pitalizmu” (Paryż 1986), „Bez gniewu
i uprzedzenia” (Paryż 1989) oraz
„Krytyka demokracji w lozoi poli-
tycznej Platona” (w druku).
Aleksander Popiel
1
Pytanie może dotyczyć za-
równo zasad, jak i konkretnych
ugrupowań konserwatywnych.
To drugie nie nastręcza wątpli-
wości. W Polsce mamy do czy-
nienia z Klubem Konserwatyw-
nym w Łodzi, Klubem Zacho-
wawczo-Monarchistycznym w
Warszawie i Klubem Konser-
watystów im. A. hr. Fredry we
Wrocławiu. Konserwatywne
oblicze ma również Unia Poli-
tyki Realnej. Sympatie dla kon-
serwatyzmu
przejawiają:
Chrześcijańsko-Liberalny Klub
z Krakowa i Klub „Ład i Wol-
ność” z Poznania. Dużo to czy
mało? Jeśli uwzględni się eli-
tarny charakter klubów – nie
mają one większych szans w
pięcioprzymiotnikowych wy-
borach. Jednak warto również
patrzeć na nie jako zalążek par-
tii politycznej.
Prawicowy konserwatyzm
wyróżnia się spośród innych
kierunków charakterystycznym
katalogiem wartości, składają-
cych się z:
●
prymatu moralności w po-
lityce;
●
uznania dla rządów prawa
wspartych na nietykalności
osobistej obywateli, nienaru-
szalności własności i swobo-
dzie działania;
●
przyznaniu głowie rodziny
władzy nad dziećmi.
W praktyce równa się to od-
rzuceniu dogmatów politycz-
nych XX wieku.: demokracji,
rewolucji i utopizmu. Pesy-
mizm okazywany wobec cu-
downych recept politycznych
skłania konserwatystów do
przyjęcia zasady „Lepiej mniej,
ale lepiej”.
2
Oczywiście! Socjaletatyzm
po polsku (PRL) zbankrutował.
Państwo polskie uratować
może kapitalizm na skalę więk-
szą niż w XIX w. Upadek cy-
wilizacyjny jest ogromny i ko-
nieczne są wobec tego rozwią-
zanie ekstremalne.
3
Idea monarchiczna zawsze
przedstawiała wartość (choćby
logiczną
*
) i dlatego w przyszło-
ści także będzie w cenie. Pro-
szę zauważyć, że restaurację
monarchii przewidują powieści
science ction…
Monarchizm w Rzeczpospo-
litej Polskiej? Machiavelli pi-
sał, że zaprowadzenie lub
utrzymanie wolności wymaga
nadania państwu ustroju o wie-
le bliższego monarchii niż re-
publice. Żyjemy w kraju, w
którym kolejne ekipy chcą zro-
bić reformę państwa i nic z
tego nie wychodzi ze względu
na opór przeciwników zmian.
Niestety naszym rządzicielom
brakuje niezbędnej siły i auto-
rytetu, aby złamać partykulary-
zmy. Jeśli Machiavelli miał ra-
cję, może się okazać, że nie za-
służyliśmy na władcę z praw-
dziwego zdarzenia., któremu
bardziej zależałoby na Spra-
wiedliwości niż na własnym
stołku.
Aleksander Popiel (ur. 22.10.1961 r.)
– publicysta, członek Rady Sygnata-
riuszy UPR, Prezes Klubu Konserwa-
tystów im. Aleksandra hr. Fredry.
*
W ustroju respektującym dogmat
suwerenności ludu masy są jednocze-
śnie panem i sługą. Podobne stawia-
nie sprawy bliższe jest leninowskiej
dialektyce niż zdrowemu rozsądkowi.
Natomiast czymś oczywistym jest,
aby państwo miało swojego gospoda-
rza (głowę państwa), tak jak posiada
go zagroda, rodzina i wszelka wła-
sność. Bez tego stają się one łupem
czasowych dzierżawców albo są bez-
myślnie niszczone.
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 9
Jacek Bartyzel
1
Różne mogą być wyznacz-
niki prawicowości i trudno –
nie mając okazji uzasadnić sze-
rzej żadnego – wybrnąć z kło-
potu inaczej, jak godząc się na
kryterium subiektywnej auto-
identykacji. Trzeba zatem
przyjąć po prostu, że są różne
prawice (narodowe, liberalne
etc.) i spróbować wskazać,
kogo uważamy (też wedle na-
szej intuicji) za prawicę kon-
serwatywną. Otóż punktem
wyjścia naszej propozycji jest
przekonanie, że konserwatyzm
– tak jak każda inna wielka ide-
ologia społeczna – w konkret-
nych formacjach politycznych
nie występuje na ogół w stanie
czystym, tylko w korelacji z
pewnymi składnikami innych
ideologii. Obrazuje to prezen-
towany obok schemat (zob. za-
łącznik). Wynika z niego, że z
czterech lozoi politycznych
współczesności, z których dwie
(konserwatyzm i liberalizm)
narodziły się w społeczeństwie
arystokratycznym pod koniec
XVIII w., a dwie (nacjonalizm i
socjalizm) w społeczeństwie
demokratycznym pod koniec
XIX w., możliwe jest wyodręb-
nienie drogą kombinatoryki
niemałej ilości stanowisk po-
średnich. Znamienne, że w tym
powszechnym „kojarzeniu się”
ideologii tylko jedna synteza
nigdy praktycznie się nie doko-
nała, a nawet teoretycznie jest
„nie do pomyślenia” – tzn.
konserwatyzmu z socjalizmem.
Wskazuje to zatem, gdzie leżą
antypody. Samo wreszcie zja-
wisko lgnięcia ku syntezie tłu-
maczy się – naszym zdaniem –
instynktownym przeczuciem,
że dogmatyzm polityczny (nie
ideowy!) prowadziłby każdy z
tych kierunków na manowce
sektanctwa. co też schemat ilu-
struje symbolami Reakcjoni-
zmu, Szowinizmu, Anarchizmu
i Komunizmu. Punkt „P” to
idealna „wypadkowa” wszyst-
kich prawic, do której powinni-
śmy wszyscy zdążać, jeżeli
chcemy odegrać jakąś rolę w
życiu publicznym.
Przekładając teraz ów sche-
macik do realiów polskich na-
szej doby, stwierdzić można
istnienie dwu orientacji konser-
watywnych na prawicy: kon-
serwatywno-liberalnej oraz
konserwatywno-narodowej. Do
pierwszej zaliczam: Unię Poli-
tyki Realnej, Klub Konserwa-
tystów im. A. hr. Fredry, Klub
Zachowawczo-Monarchistycz-
ny, Akcję Gospodarczą oraz – z
wahaniem – Liberalno-Demo-
kratyczną Partię „Niepodle-
głość” (wątpliwości wzbudza
jej radykalizm). Do drugiej
orientacji: Kluby „Ładu i Wol-
ności”, Gdańskie Towarzystwo
Polityczne „Młoda Polska”,
Klub Konserwatywny w Łodzi.
Brak bliższych danych unie-
możliwia mi umiejscowienie na
osi: liberalny–narodowy Grupy
Konserwatywnej „Antyk”. Po-
dobne jak w przypadku LDP
„N”, wątpliwości nakazują
wstrzymać się przed bezwarun-
kowym zakwalikowaniem
jako konserwatywno-narodo-
wego Polskiego Porozumienia
Niepodległościowego. Mam
wreszcie nadzieję, że formacją
narodowo-konserwatywną bę-
dzie powstała właśnie pierwsza
partia prawicy – Zjednoczenie
Chrześcijańsko-Narodowe.
2
Pojęcie kapitalizm pochodzi
od łacińskiego wyrazu „capito”
– głowa, myśl. Odpowiedź na-
rzuca się więc sama: jeśli w
Polsce będą prawdziwi „głowa-
cze”, to i kapitalizm się restau-
ruje. Ale dobrze jednak konser-
watystom pamiętać, że kapita-
lizm – zjawisko w gruncie rze-
czy wiecznotrwałe, bo tak sta-
re, jak ludzka przedsiębior-
czość – to nie to samo, co
„duch burżujstwa” sprowadza-
jący człowieka do roli homo
economicus, torujący zatem
drogę socjalizmowi.
3
Odpowiadam zawsze aktual-
nymi słowami tragediopisarza:
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 10
Są pod rządami królów szczęśliwe narody,
Gdzie sprawiedliwość dzieli kary i nagrody,
Gdzie sterem prawodawstwa silna włada ręka,
Bezpieczna… bo się nagłych następców nie lęka.
Ale gdzie lud panuje wśród ślepego tłumu,
W burzy rozruchów niknie przewodnia rozumu,
Przemoc, duma urzędy zyskuje bezkarnie,
Często buntownik władzę najwyższą ogarnie…
jednoroczni królowie na czele senatu,
Widząc tak krótką trwałość swego majestatu,
Gotowi kraj najlepszych owoców pozbawić,
Ażeby nic następnym władcom nie zostawić,
Mało mając własnego w rzeczypospolitej,
W jej dostatkach szukają korzyści obtej…
Każdy im to przebacza, bo smutnym zwyczajem
I oni także drugim przebaczą nawzajem.
Tak… ten rząd jest najgorszym,
gdzie lud wszystkim włada.
Pierre Corneille, „Cynna”, akt II sc. 1
Jacek Bartyzel (ur. 1956 r.) – te-
atrolog i historyk idei, publicysta po-
lityczny. Doktor nauk humanistycz-
nych. Od 1975 r. uczestnik antykomu-
nistycznych ruchów opozycyjnych.
Współzałożyciel i rzecznik Ruchu
Młodej Polski (1979), redaktor „Brat-
niaka” i „Polityki Polskiej”, Prezes
Klubu Konserwatywnego w Łodzi
oraz wiceprezes Klubu Inteligencji
Katolickiej.
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 11
K – konserwatyzm
L
– liberalizm
N – nacjonalizm
S
– socjalizm
R
– reakcjonizm
A – anarchizm
Sz – szowinizm
Km – komunizm
P – typ idealny prawicy
Le – typ idealny lewicy
KL – konserwatyzm liberalny
LK – liberalizm konserwatywny
KN – konserwatyzm narodowy
NK – nacjonalizm konserwatywny
NI – nacjonalizm liberalny
IN – liberalizm narodowy
SL – socjalliberalizm
SD – socjaldemokratyzm
F – faszyzm
NZ – nazizm
NB – narodowy bolszewizm
SN – socjalizm narodowy
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 12
„Dyktatura” nie jest dyktaturą
Artur Górski
ewica ostatecznie się
kompromituje. Jedyną
alternatywą, a według
mnie także jedynym ratunkiem
dla naszej ojczyzny, jest ekono-
miczny i ideowo-polityczny
program prawicy. Wobec de-
strukcji, bałaganu i anarchii
spowodowanych przez lewicę
ów program –być może – bę-
dzie można zrealizować tylko
dzięki dyktaturze. Dyktaturę w
tym wypadku rozumiem nie jak
pan Kazimierz Dziewanowski,
jako cel sam w sobie, lecz jako
jedną z metod realizacji progra-
mu narodowego w radykalnie
niesprzyjających warunkach.
Wychodząc z tego założenia
można przyjąć za Arystotele-
sem („Polityka”, ks. V, r. 9), że
istnieje dyktatura totalitarna,
lecz także „dyktatura”, która
opiera się na autorytecie jed-
nostki i rządach prawa.
L
Dwa rodzaje dyktatury wi-
doczne są najlepiej w dwóch
przeciwnych sobie rodzajach
metod jej utrzymania. Jest to w
uproszczeniu: tyrania i regen-
cja.
Tyran upadla ludzi wybit-
nych i przyzwoitych, niszczy
dostojnych i niezależnych, usu-
wa ambitnych i tych, którzy
mogą mu bezpośrednio zagro-
zić. Zabrania tworzyć różnora-
kie stowarzyszenia oraz organi-
zować zebrania, wiece etc.
Rozsyła wszędzie szpiegów i
„podsłuchiwaczy”, Nie pozwa-
la wypowiadać się otwarcie w
miejscach publicznych i kon-
troluje mass media. Podburza
ludzi przeciw innym ludziom,
lud przeciw możnym, bogatych
przeciw drugim bogatym. Jed-
nych i drugich zubaża w celu
zdobycia pieniędzy na utrzy-
manie wielkiego wojska, straży
i całego aparatu. W tym celu
nakłada liczne i uciążliwe po-
datki. Stara się także, by ludzie
przez cały czas, bez chwili wy-
tchnienia pracowali. Przygnie-
ceni obowiązkami, nie mając
wolnego czasu nie będą spisko-
wali. Jeśli zaś nie może zatrud-
nić obywateli wystarczająco
uciążliwie, podejmuje wojny,
które zajmują ich zupełnie. Aby
zachować swą władzę, stara się
by poddani byli małoduszni;
szerzy wzajemną nienawiść i
przekonanie, że obalenie jego
jest rzeczą niemożliwą. Strzec
się zaś musi wszystkich bez
wyjątku.
Regent gospodaruje w
swym państwie. Troszczy się o
mienie publiczne i inwestuje w
budynki użyteczności publicz-
nej. Podatki i nadzwyczajne
świadczenia ściąga w bezpo-
średnim interesie społeczeń-
stwa oraz w celu utrzymania
służb porządkowych, a i armii
zdolnej do obrony granic przed
najeźdźcą. Systematycznie
składa sprawozdania z docho-
dów i wydatków. Dba też o
swój autorytet i dostojeństwo
przez moralne zachowanie i da-
wanie przykładu swoją szla-
chetnością, aby ci co przed nim
staną odczuwali szacunek, a nie
pogardę, sympatię, a nie strach.
Jest też bogobojny i pobożny,
gdyż wie, że tylko taka władza
się ostanie, która opiera się na
prawach Boskich. Nagradza też
osobiście nie zuchwałych i po-
chlebców, lecz mądrych i za-
służonych dla ojczyzny. Jeśli
zaś trzeba kogoś ukarać czy
władzy pozbawić, czyni to za
pomocą sądów, po ojcowsku.
Musi się zaś strzec tylko tych,
co powodowani ambicją lub
namiętnością, nie zważając na
własne życie czy dobro pań-
stwa, chcą go zniszczyć i detro-
nizować widząc siebie na jego
miejscu. Czyniąc dobrze, będąc
stróżem, a nie właścicielem
majątku państwowego, dobry
dyktator widziany jest przez
społeczeństwo bardziej jako
rządca i opiekun aniżeli tyran.
Bo – jak pisał Arystoteles –
gdy jednym ze sposobów pod-
kopania królestwa jest przetwo-
rzenie panowania w dyktaturę,
tak środkiem do podtrzymania
„dyktatury” jest zbliżenie jej do
królestwa, co świadczy o cywi-
lizowaniu się władzy.
Nie wszyscy prawicowi
„dyktatorzy” dążyli do restau-
racji monarchii. Dążył Franci-
sco Franco i Miklos Horthy.
Nie dążyli Antonio de Oliveira
Salazar i Augusto Pinochet.
(Dziwne jest, że żadnego z nich
p. K. Dziewanowski nie wy-
mienia z nazwiska. Czyżby byli
jednak trochę bardziej kontro-
wersyjni?) Ci dwaj ostatni są
przykładem, że nie określa się
oblicza dyktatury – lewicowa,
czy prawicowa tylko ze wzglę-
du na ideologię, lecz także ze
względu na metodologię dzia-
łań i związane z nią efekty. Na
przykład, p. Salazar wyciągnął
Portugalię z olbrzymich dłu-
gów zostawiając w skarbie
państwa ponad tonę złota, które
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 13
socjaliści w ciągu miesiąca od
przejęcia władzy rozparcelowa-
li. Podobnie p. Pinochet wycią-
gnął Chile z olbrzymiej zapaści
gospodarczej, która została po
rządach Allende. Wszyscy le-
wicowcy wytykali mu dykta-
torstwo, zarzucali że zniewolił
naród, że zamykał ludzi w wię-
zieniach. Przepraszam, ale za
Pinocheta przez cały czas dzia-
łały ocjalnie różne opozycyj-
ne partie polityczne i wycho-
dziły opozycyjne gazety, które
nie podlegały cenzurze prewen-
cyjnej i wielokrotnie poddawa-
ły krytyce „dyktatora”. Jedyną
zakazaną formacją polityczną
była partia komunistyczna, a
większość więzionych stanowi-
li właśnie komuniści, lecz jak
nie zamykać tych, którzy chcą
przejąć władzę rzucając bom-
by. Zatem „dekalog” p. K.
Dziewanowskiego charaktery-
zuje wszystkie dyktatury lewi-
cowe, a więc stricte faszystow-
skie i komunistyczne, lecz tak-
że pozbawione ideologii, a za-
opatrzone w instrumentarium
lewicy.
Z innej strony. Swego rodza-
ju „dyktatorem” jest także p.
Wałęsa. Ten niezmienny, wielo-
letni szef Związku, opierając
się na swym niewątpliwym au-
torytecie bardzo często podej-
muje samodzielne decyzje. De-
cyzje te niejednokrotnie zaska-
kują i bulwersują innych soli-
darnościowców. Nie zostaje im
jednak nic innego, jak tylko się
podporządkować.
Nie znam pana Kazimierza
Dziewanowskiego, mam jed-
nak nadzieję, że niezależnie od
jego stosunku do rządów prawa
i autorytetu władzy, nie będzie
więcej budował artykułów
typu: „Dyktatura, jaka jest...”
(„Tygodnik
Powszechny”,
3.12.1989 r., nr 49), opierając
się jedynie na cytatach frag-
mentów zdań wyjętych z kon-
tekstu większej całości wypo-
wiedzi. Dla ścisłości, aby nie
było więcej nieporozumień,
wyjaśniam, że na wspomnia-
nym przez p. Dziewanowskie-
go Kongresie powiedziałem, iż:
„Być może w obecnej sytuacji,
w sytuacji postępującego kry-
zysu gospodarczego, najlep-
szym rozwiązaniem byłaby
dyktatura wyrażająca się przy-
musem ekonomicznym – kapi-
talizmem”. Jak widać, miałem
na myśli totalną reprywatyza-
cję. Co się zaś tyczy drugiego
fragmentu zdania, to wypowie-
działem go właśnie w kontek-
ście metodologicznym, uzupeł-
niając cytatem Karola Maurra-
sa: „Każda dyktatura ma sens,
jeśli prowadzi do monarchii
dziedzicznej”. Arystoteles by
się z tym zapewne zgodził.
* O Salazarze jako dyktatorze pi-
sał m.in. ks. Józef Majka w KNS
(Rzym 1987, s. 276): „W programie
politycznym ogłoszonym przez Sala-
zara odnajdujemy istnienie wielu tez,
a nawet założeń, zgodnych z nauką
katolicką nie tylko, gdy idzie o treść,
ale nawet poszczególne sformułowa-
nia. Jest tu mowa o godności i pra-
wach osoby, o wolności i autorytecie,
o władzy jako funkcji społecznej, o
godności pracy, godności rodziny i jej
pierwszeństwie w stosunku do pań-
stwa, o miłości ojczyzny…”
Cytat
Św.Tomasz z Akwinu
(„De regimine principum”, księga 1, rozdział 5)
„Większe niebezpieczeństwo grozi ludowi pod rządem kilku
niż jednego… Raczej rząd kilku ludzi prowadzi do ucisku,
gdy bowiem wkradnie się pomiędzy nich niezgoda, często
kroć jeden z nich bierze górę nad innymi i chwyta sam jeden
całą władzę. Historia daje nam tego liczne przykłady.
Prawie zawsze panowanie kilku kończy się tyranią jednego,
jak to wykazują, zwłaszcza dzieje Rzeczypospolitej rzymskiej…”
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 14
Sztuka „res publiki”
Marek Święcicki
ozmowa z niejakim K.
Jabłonką, tudzież T.
Ciecierskim i W. Za-
krzewskim, która opublikowa-
na została w 7 nrze pisma „Res
Publica”, przyprawiła mnie o
zdumienie. Tak w ogóle, to mu-
szę państwu zdradzić pewne
moje spostrzeżenie, że od paru
wydań redakcja „Res” promuje
szczególnego rodzaju krytykę
sztuki i szczególnego rodza-
ju… sztukę. Jej wspólnym mia-
nownikiem jest zapewne tytuł
poddziału w dziale (ach, za-
wsze uderzała mnie ta precyzja
„resowego” miszmaszu) „Sztu-
ka to pieniądze”. Chodzi tu za-
pewne o samonapędzający się
mechanizm ściągania bilonu
przez ustawiczne dolewanie
oliwy do ognia intelektuali-
styczności. Po jakimś czasie
należy się bowiem spodziewać,
że w dziale „Inny kraj” (ten już
ze „spieniężalną sztuką”) kolej-
ne hordy socjologów zaczną się
zastanawiać, czy pieniądze ro-
bione na Teresie Pągowskiej
płyną z kies facetów (ze wzglę-
du na gryzmoły), czy facetów
(ze względu na autorkę?) i jaki
to ma wpływ na kształtowanie
się struktury periodyków w
trakcie „Życia w poczekalni”.
R
Ale tak bez złośliwości: pa-
nowie wspomniani powyżej
konstatują, iż polska sztuka
„nie ma na Zachodzie specjal-
nych szans”, a to choćby dlate-
go, że połączyć się telefonicz-
nie z artystą w kraju oznacza
tyle, co bez szwanku przepły-
nąć statkiem przez morze naje-
żone górami lodowymi. Polscy
artyści nie posiadają ani wy-
starczających możliwości, ani
odpowiednich predyspozycji
do startu na Zachodzie. Cała
nasza sztuka jest sztuką „głębo-
kiej prowincji”, sztuką pozba-
wioną nowatorstwa i osaczoną
(sic!) polskimi uwarunkowa-
niami, polską tradycją, polską
kulturą etc. To właśnie sprawia,
że nie jest w stanie przedstawić
propozycji o charakterze uni-
wersalnym, spojrzenia bardziej
szerszego, ogólnego. Ot, co!
Dodam gwoli ścisłości, że pa-
nowie dostrzegają wyjątki, a
jakże! Wyjątki to Dwurnik i
Abakanowicz.
Proszę wybaczyć mój „pro-
wincjonalizm”, ale moje kryte-
ria oceny sztuki nie są w stanie
pomieścić klasykacji jej war-
tości komercjalnej, aczkolwiek
doceniam jej znaczenie dla sy-
tuacji majątkowej jednostek.
Osobiście zawsze traktowałem
sztukę w sposób instrumental-
ny. Mocno biję się w piersi, ale
zawsze nie pozwalałem jej od-
rywać się od fundamentu, ja-
kim jest osoba ludzka – czy to
artysta, pragnący wyartykuło-
wać swe myśli, czy odbiorca,
szukający spełnienia różnorod-
nych oczekiwań. Uważałem, że
może ona jedynie przekazywać
pewne wartości, kształtować
nastroje, budzić emocje, cho-
ciażby te związane z przeżywa-
niem piękna. W pewnym sensie
zrozumiała była dla mnie sztu-
ka dla siebie samej – w gruncie
rzeczy i ona nie separowała się
od owego humanistycznego
podłoża. Ze skruchą przyznaję,
iż koncepcje p. Jabłonki, kon-
cepcje sztuki robionej dla forsy,
sztuki robionej dla samego
udowodnienia, że coś robione
jest po raz pierwszy, że jakiś
bazgroł uznany zostanie za ab-
solutnie nowy i odkrywczy
(wbrew pozorom nowatorstwo
dla nowatorstwa jest bez sensu,
proszę państwa, nowatorstwo
podporządkowane celowi – to
owszem), iż takich koncepcji –
proszę mi wybaczyć – nie je-
stem w stanie pojąć. I nie ma
dla mnie w tym miejscu zna-
czenia, iż p. Jabłonka uzna
(bądź nie) powiększone paro-
krotnie przez p. Katarzynę
Fritsch pudełko po papierosach
za objawienie. Nie obchodzi
mnie, jaką ono będzie miało
wartość dla kompanii X czy
koncernu Y, które licytować się
będą o jego zakup. Kwestia
wydawania tony pieniędzy na
dzieło sztuki jest uwarunkowa-
na tak różnorodnymi czynnika-
mi, że odłóżmy sobie między
bajki tezę o miarodajności tego
wskaźnika. Co więcej, kierunki
sztuki współczesnej zbyt często
urywają się w pół drogi, dopóki
zaś nie odnajdą punktu wyjścia
i nie zaczną na nowo odszuki-
wać „śladów wyznaczanych
stopami człowieka”. Ich przy-
szłość będzie czarna i ponura.
Jaką ocenę im przypiszemy –
pozwólcie, zostawmy to dla ko-
lejnych pokoleń. Sądzę, że z
perspektywy czasu będą one w
stanie ocenić, co reprezentuje
rzeczywistą wartość – czy za-
pis świadectwa ludzkich zma-
gań, w którym odnajdą pra-
gnienie wartości, czy zapis po-
szukiwań tych wartości – czy
też zapis stanów majątkowych
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 15
osób i korporacji albo wytwór
znudzonej, schorowanej wy-
obraźni.
Skoro jesteśmy już przy te-
macie sztuki współczesnej, to
pozwólcie państwo, że przypo-
mnę tutaj sprawę pewnego
zamku. Ale od początku. W la-
tach siedemdziesiątych, na fali
prosperity podjęto całkiem
słuszną decyzję odbudowy hi-
storycznego, bo swych począt-
ków sięgającego jeszcze śre-
dniowiecza, Zamku Ujazdow-
skiego. Położony na skarpie
wiślanej, w sąsiedztwie Łazie-
nek Królewskich, w ciekawym
krajobrazowo punkcie mógł on
stanowić dodatkowy, atrakcyj-
ny składnik architektoniczny.
Jednocześnie kompleks pałaco-
wo-parkowy rozciągający się
od ulicy Gagarina po Piękną
nabrałby swego pierwotnego
kształtu. Oczywiście stałoby
się coś dziwnego, gdyby plany
zostały zrealizowane w całości.
Zamek budowany jest już ład-
nych parę lat. Mimo iż zasadni-
cza bryła została już ukończo-
na, nadal trwają prace przy wy-
kańczaniu elewacji oraz urzą-
dzaniu otoczenia. Zamek mógł-
by wspaniale spełniać swe za-
danie, gdyby został przezna-
czony np. muzeum lub galerię
sztuki dawnej. Z pewnością
sprzyjałby temu jego klimat, a i
bogata tradycja. Stało się jed-
nak inaczej, gdyż tę zabytkową
budowlę przekazano w użytko-
wanie Centrum Sztuki Współ-
czesnej, które nie posiadało do-
tychczas żadnego stałego lo-
kum w centrum stolicy, które
jednak – także w opinii uczo-
nych – inicjatorów odbudowy –
nie jest odpowiednim przezna-
czeniem dla Ujazdowa.
Piszę o tym akurat teraz,
gdyż ostatnimi czasy wiele bu-
dynków, często pokaźnych, po-
siadających odpowiednie po-
mieszczenia i wyposażenie
techniczne, atrakcyjny wygląd
zewnętrzny, zmienia swego
właściciela. Może więc i z
Zamku Ujazdowskiego udało-
by się eksmitować Współcze-
snych. Myślę, że najwłaściwszą
siedzibą dlań mógłby być – nie
obrażając nikogo – lokal przy
rogu Al. Jerozolimskich i No-
wego Światu. To byłoby nawet
niezłe rozwiązanie, dzięki któ-
remu mógłby powstać spory
kompleks muzealny wzdłuż
Alei Jerozolimskich, w dodatku
ze schronem atomowym na
wszelki wypadek.
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 16
Monarchia i plan
Iwan Sołoniewicz, tłum. Adam Gwiazda
(w: „Monarchia Narodowa”, San Francisco 1970, Wyd. Globus)
spółczesną ludzko-
ścią trzęsie gorącz-
ka planowania.
Każdy coś tam planuje i niko-
mu nic z tego nie wychodzi.
Stalinowskie pięciolatki grun-
townie przeorały kraj i skon-
centrowały w obozach dziesięć
czy piętnaście milionów niepla-
nowo wykorzystywanych ludzi.
Hitlerowskie plany czterokrot-
nie zakończyły się czterema
strefami okupacyjnymi. Pięcio-
latka angielskiej Partii Pracy
trzyma się na włosku, przewa-
gą pięciu–sześciu głosów, i
upadnie po zwycięstwie kon-
serwatystów.
W
Każdy szanujący się rząd
ma „plan”. Z żadnego z tych
planów nic nie może wyjść, po-
nieważ wszystkie one są po-
dyktowane partykularnymi in-
teresami tej partii, której w da-
nej chwili udało się dostać do
władzy.
Należy skonstatować i ten
fakt, że wszystkie te „plany”
mają czysto rosyjskie pocho-
dzenie – nie tylko stalinowskie
– ponieważ pięciolatki również
wzięte były z arsenału rosyj-
skiej historii. W rosyjskiej hi-
storii był już tysiącletni plan –
dojście do mórz. Został on zre-
alizowany. Rosja przebiła się
do Bałtyku, do Morza Czarne-
go, do Oceanu Spokojnego.
Był też stuletni plan – wy-
zwolenia chłopstwa pańszczyź-
nianego – rozpoczęty przez Im-
peratora Pawła I, a ostatecznie
zakończony przez Imperatora
Aleksandra II. Był rozłożony
na dłuższy czas plan „opano-
wania Syberii” – Wielka Sybe-
ryjska Droga, kolonizacja, za-
gospodarowania bogactw natu-
ralnych. Był „plan” opanowa-
nia czy też – jak to kiedyś u nas
mówiono – „opieki” nad Kau-
kazem. Plan wprowadzony był
w życie dziesięciolecie za dzie-
sięcioleciem, krok za krokiem.
Był plan wprowadzenia po-
wszechnego obowiązku na-
uczania – przed rewolucją był
w przeddzień wykonania, a na-
wet przekroczenia. Był plan
rozwoju rosyjskiego przemysłu
– i tempem doganiał on prze-
mysł pozostałych krajów świa-
ta. W żadnym z tych planów
partyjne korzyści i zamierzenie
nie grały żadnej roli. Monarcha
Rosyjski, w osobie którego
ogniskowały się podstawowe
interesy kraju, interesy bez-
sporne, zrozumiale dla każdego
człowieka w kraju, stal nad
partiami, grupami itp. On wy-
słuchiwał ich wszystkich, ale
decyzja należała tylko do niego
– a była to najbardziej obiek-
tywna decyzja, jaka tylko mo-
gła być podjęta z czysto tech-
nicznego punktu widzenia.
Kiedy chodziło o kolejność ru-
chów w zadania wyjścia nad
Bałtyk czy też nad Morze Czar-
ne, zwoływały się sobory, na
których ludzie bardzo doświad-
czeni, zawodowo zaangażowa-
ni w doradzanie formułowali
swoje opinie, a Monarcha po-
dejmował końcowe decyzje
uzbrojone na wszelkie potrzeb-
ne dane i nie będąc zaintereso-
wany w jakieś częściowej ko-
rzyści. Każdy Monarcha uwa-
żał siebie za związanego z
działalnością Swego Przodka i
„planował” przekazanie swoje-
mu następcy państwa kwitnące-
go i należycie urządzonego.
Lub też inaczej – każdy monar-
cha działał jak dobry ojciec ro-
dziny i ludowe powiedzenie
„Car-Batiuszka”, przy całej
jego oczywistej prymitywności,
jest powiedzeniem o wielkiej
prawdzie wewnętrznej. Podkre-
śla ono znaczenie monarchii
jako politycznego zniszczenia
rodzinnego ideału narodu: Car-
Batiuszka i Władca Ziemi Ro-
syjskiej. Tylko On może skupić
w sobie i prawowitości i silę, i
ciągłość władzy lub – mówiąc
innymi słowy – planować naj-
lepiej może tylko On.
Co może planować angielski
parlament? Wczoraj u władzy
byli konserwatyści – planowali
likwidację bolszewizmu. Dziś
do władzy doszli labourzyści –
zaplanowali racjonalizację
przemysłu i pokój z bolszewi-
kami. Jutro do władzy wrócą
konserwatyści i co stanie się z
planami socjalistów? Pojutrze
socjaliści wygrają półtora tuzi-
nem; Mr. Churchill znów stanie
w opozycji, a jego „plany”
znów znajdą się na śmietniku
historii. Tam też pójdą i
wszystkie inne plany. A to z tej
prostej przyczyny, że wszystkie
one wyrażają nie ogólnonaro-
dowe, ale wąskie partyjne inte-
resy. Nacjonalizacja angielskie-
go przemysłu oznacza w prak-
tyce chleb z masłem – chociaż
na kartki – dla setek tysięcy
partyjnych i związkowych biu-
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 17
rokratów. Chleb to niepewny –
jutro przyjdzie Churchill i roz-
goni ich. Wczoraj przyszedł At-
tler i rozgonił starą, tradycyjną
i doświadczoną angielską dy-
plomację, zastępując ją swoimi
towarzyszami partyjnymi. Jutro
przyjdzie Churchill, przywróci
dyplomatów i rozgoni towarzy-
szy. Co będzie pojutrze?
Być może nigdy jeszcze w
historii ludzkości świat – cały
świat – nie znajdował się w po-
łożeniu tak strasznej nierówno-
wagi, jak dziś. Planują wszy-
scy: ktoś na pięć lat, ktoś na ty-
siąc, ale nikt nie wie, co przy-
niesie jutro. Najlepszy plan nie-
zawodnego budowania i naj-
większą pewność dnia jutrzej-
szego może dać tylko Monar-
chia.
Cytat
Św. Tomasz z Akwinu
(„De regimine principum”, księga 1, rozdział 4)
„Jest niebezpieczeństwo z jednej i z drugiej strony: czy to, gdy się z obawy przed
tyranią unika monarchii, która jest najlepszym rządem, czy to, gdy się przez miłość dla
monarchii powierza władzę komuś, kto staje się tyranem”.
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 18
Król jest gotów
AFP (Francja)
(„Tygodnik Demokratyczny” nr 6, 11 lutego 1990 r.)
a późno już na podej-
mowanie jakiejkolwiek
próby „pierestrojki” w
Albanii, ponieważ przy naj-
mniejszej oznace liberalizacji
powstanie cały naród – taką
opinię wyraził pretendent do
tronu albańskiego Leka I.
Z
Leka – syn króla Zogu miał
3 dni, kiedy wraz z matką opu-
ścił Albanię. Obecnie mieszka
w Afryce Południowej. Jest
przekonany, że na Albanię
przyjdzie kolej uwolnienia się
od reżimu komunistycznego,
tak jak to zrobiły inne kraje
tego obszaru geogracznego.
Sprawa nie polega więc na
tym, „czy” Albania to zrobi,
lecz na tym, „kiedy”. […]
Pretendent do tronu przypo-
mina, że dał już „sygnał” naro-
dowi, wojsku i tajnej policji,
wzywając je przed miesiącem
do zbrojnego powstania prze-
ciw reżimowi. Dalej – jak
oświadcza – „moim pierwszym
obowiązkiem będzie danie na-
rodowi albańskiemu prawa do
zadecydowania, w jakim ustro-
ju – republikańskim czy mo-
narchistycznym – pragnie on
żyć. W tym celu zobowiązałem
się do przeprowadzenia refe-
rendum”.
Leka zachowuje całkowitą
dyskrecję co do scenariusza,
który mógłby doprowadzić do
obalenia reżimu Ramiza Alli.
Zaznacza jednak, że np. w Ru-
munii siły zbrojne miały liczne
kontakty ze Związkiem Ra-
dzieckim i bardzo prawdopo-
dobne jest, iż Sowieci wywie-
rali na nie wpływ. W Albanii
ani Sowieci, ani nikt inny nie
będzie miał kontaktu z armią,
czy tajną policją”. Leka utrzy-
muje, iż takie „kontakty z naro-
dem, wojskiem i tajną policją”
ma tylko on jeden z całej al-
bańskiej diaspory. Twierdzi
także, iż dysponuje regularnie
ćwiczoną siłą zbrojną, która w
odpowiednim momencie może
wesprzeć Albańczyków. Od-
działy te – jak mówi – prowa-
dziły już akcje zbrojne, które
jednakże Leka pragnie zacho-
wać w tajemnicy.
Albański następca tronu de-
klaruje się jako przede wszyst-
kim „nacjonalista”, który pra-
gnie „etnicznej, zjednoczonej
Albanii”, a więc łącznie z Al-
bańczykami z jugosłowiańskie-
go Kosowa. Jak twierdzi, na-
wiązał sieć bardzo ścisłych
kontaktów z Chorwatami i Sło-
weńcami, którzy dopomogą mu
w wywieraniu nacisku na Ser-
bię.
„Każdy rząd, który sprawo-
wałby władzę w Albanii –
oświadcza – będzie się doma-
gać Albanii etnicznej. Ze mną
przynajmniej wiadomo, że
będę się starał nawiązać dialog,
zanim porwę się na jakieś sza-
leństwo. Można zaproponować
plan negocjacji z Serbią”. Tu
Leka ujawnia, że byłby gotów
zaproponować Serbii status
eksterytorialności dla miejsc,
do których przywiązuje ona
szczególne znaczenie, jak np.
monument upamiętniający bi-
twę z Turkami pod Kosowem
czy niektóre wyjątkowo cenne
klasztory.
[…]
Od redakcji
A. K.
Król Albanii jest rzeczywi-
ście gotów. Jest gotów walczyć
o wolność swego narodu i pań-
stwa zarówno z komunistami,
jak i z wrogami zewnętrznymi.
Jest gotów wrócić do Albanii,
by wziąć w swe ręce rzeczywi-
stą władzę. Jest on królem sil-
nym i zdecydowanym, będzie
silnym i prawdziwym władcą.
Wydaje się, iż bliżsi powrotu
do swych ojczyzn są inni królo-
wie, lecz jeśli nie wezmą przy-
kładu z postawy Leki, jeśli nie
będą zdecydowanie walczyć o
swe prawa do tronu i władzy,
ich powrót do „domów” nie bę-
dzie triumfalny, nie będą witani
przez poddanych „z chlebem i
solą”. Zejdą do roli zwykłych
śmiertelników, żyjących w za-
ciszach nawet nie pałaców, lecz
zwykłych willi. Nikt nie będzie
szanował słabych władców. A
raz utracony autorytet trzeba
ponownie zasłużyć, nie wystar-
czy pochodzić z królewskiej
rodziny.
Pro Fide Rege et Lege
Numer 1 (7) AD 1990
Strona 19