Cantrell Kat Przyjacielska przysluga

background image
background image

KatCantrell

Przyjacielskaprzysługa

Tłumaczenie:

JulitaMirska

background image

ROZDZIAŁPIERWSZY

Jonas Kim uważał się za człowieka skromnego, ale sam był

pełenpodziwudlawymyślonegoprzezsiebiegenialnegoplanu,
który pozwoli mu przechytrzyć najmądrzejszą osobę na kuli
ziemskiej–dziadka.ZamiastpoślubićSunPark,miłądziewczy-
nę ze znanej koreańskiej rodziny, którą dziadek dla niego wy-
brał,oświadczyłsięVivianieDawson.Vivbyłajegoprzyjaciółką,
piekłapysznebabeczkii–conajważniejsze–byłpewien,żegdy
nadejdzieczas,zgodzisięnaunieważnieniemałżeństwa.

Oczywiście nie potrzebował wieczoru kawalerskiego, ale

cóżRanozdwomanajlepszymikumplamipoleciałdoLasVe-
gas,miastagrzechu.Byłwdzięcznyprzyjaciołom,żeniezamó-
wiliżadnychstriptizerek.Nategotypurozrywkęniemiałocho-
ty. Na szczęście jutro cudowna Viv wyświadczy mu największą
przysługępodsłońcemizostaniejegożoną.

–Napewnotegochcesz?–Warrenotworzyłszampana.
BezszampanaJonasteżmógłbysięobyć,alekumplezaczęli-

by mu dogryzać, mimo że wiedzieli, z jak konserwatywnej po-
chodzi rodziny. Dziadek miał bardzo tradycyjne poglądy na te-
mattego,cowypadaprezesowi,aon,Jonas,jeszczenieawan-
sowałnatostanowisko.Zresztąsamteżniewidziałnicnagan-
negowzachowaniutrzeźwościikulturyosobistej.

–Pytaszowieczórkawalerskiczyowasze,palanty,towarzy-

stwo?

Hendrix,drugizpalantów,parsknąłśmiechem.
–Ślubbezkawalerskiegosięnieliczy.
– Przecież to nieprawdziwy ślub, więc tradycji nie musi stać

sięzadość.

Warrenpokręciłgłową.
–Jakto,nieprawdziwy?Obrączkabędzie?Będzie!Stądmoje

pytanie:czytojedynysposób?Dlaczegoniemożeszpowiedzieć
dziadkowi,żenieinteresujecięmałżeństwo?

background image

Prowadzilitędyskusjęoddwóchtygodni.Jung-Suwciążrzą-

dziłimperiumKimówwKorei.Jonaschciałprzenieśćcałąfirmę
doKarolinyPółnocnej.MałżeństwozKoreankązbogatejwpły-
wowej rodziny umocniłoby jego więzy z krajem, którego nie
uznawałzaojczyznę.

– Szanuję starszych – odparł. – Mój dziadek i dziadek Sun

Parkprzyjaźniąsięoddziecka,aleniechcęimzdradzićtajem-
nicySun.

Sun miała kochanka, człowieka wysoce nieodpowiedniego,

októrymniktniewiedział.Małżeństwopomogłobyjejukryćro-
mans.Poślubiemłodychichdziadkowieplanowalifuzjęfirm.

Jonas wolał inne rozwiązanie. Od żonatego mężczyzny nikt

nie będzie wymagał, aby honorował wcześniejsze uzgodnienia
dziadka. A gdy fuzja stanie się faktem dokonanym, Viv będzie
mogłaanulowaćmałżeństwo.

Pomysł był fantastyczny i Viv była fantastyczna, że zgodziła

sięmupomóc.Jutropodpisząjakiśpapierekikoniecproble-
mów!

– Doceńcie, że macie darmową wycieczkę do Vegas. – Jonas

stuknął się kieliszkiem z dwoma mężczyznami, których poznał
napierwszymrokustudiównaUniwersytecieDuke’a.

JonasKim,HendrixHarris,WarrenGaringerorazMarcusPo-

well zaprzyjaźnili się, kiedy przydzielono ich do jednej grupy.
Razemuczylisię,wygłupialiiwspierali.DoczasuażMarcusza-
kochał się bez pamięci w czirliderce, która nie odwzajemniała
jego uczuć. Ten dramat zostawił trwałe piętno na jego trzech
kumplach.

– E tam – mruknął Hendrix, opróżniając kieliszek. – Na co

komuwieczórkawalerskiwVegas,jeśliniemożnakorzystaćze
wszystkichurokówmiasta?

Jonasprzewróciłoczami.
–Mówisz,jakbyśwRaleighwiódłżyciemnicha.
– Wiodę, a przynajmniej się staram, żeby matce nie zaszko-

dzić.Aotym,corobięwVegas,niktbyniewiedział.

MatkaHendrixa,któraubiegałasięourządgubernatoraKa-

roliny Północnej, kazała synowi przysiąc na stos Biblii, że żad-
nymswoimuczynkiemnieprzekreślijejszanspodczaskampa-

background image

niiwyborczej.Hendrixprzysiągł.

Wcześniej gazety ciągle drukowały jego zdjęcia ze skąpo

odzianymikobietami.Terazograniczyłswojeżycietowarzyskie.
Ale kampania dopiero się rozkręcała; wszystko jeszcze przed
nim.

– Skupmy się na tym, co istotne – rzekł Warren, siadając na

kanapie przy oknie na najwyższym piętrze Aria Sky Suites.
Z góry rozciągał się panoramiczny widok na rozświetlone mia-
sto.

–Czyli?
–Żeniszsię.Mimonaszegopaktu.
PonieodwzajemnionejmiłościpogrążonywrozpaczyMarcus

straciłchęćdożycia.Dosłownie.Kiedyzmarł,jegotrzejprzyja-
cieleobiecalisobie,żenigdyniepozwolą,abymiłośćzniszczyła
ichtakjakMarcusa.

–Nieprzyrzekaliśmy,żedośmiercipozostaniemywstanieka-

walerskim, tylko że nie stracimy głowy dla kobiety – oznajmił
Jonas.–Problememjestmiłość,niemałżeństwo.

Raz w roku spędzali razem wieczór, wspominając zmarłego

przyjaciela.ŚmierćMarcusawstrząsnęłacałątrójką,alenajbo-
leśniejodczułjąWarren.

DlategoJonaswybaczyłmuprzytyk.Zawszedotrzymywałsło-

wa.AmałżeństwozVivnieoznaczazłamaniapaktu.

Zresztąniewyobrażałsobie,abymógłsięzakochać.Miłośćto

utrata kontroli Aż się wzdrygnął. Miał zbyt wiele do strace-
nia.

Warrenpopatrzyłnaniegobezprzekonania.
– Na widok obrączki kobiety zaczynają bujać w obłokach.

Twojateżzacznie.

– Mylisz się. – Jonas pociągnął łyk szampana. – Viv wie, co

jest grane. Wszystko przedyskutowaliśmy. Ona prowadzi biz-
nes,niemaczasunarandki,atymbardziejnamęża.Poprostu
zgodziłasięwyświadczyćmiprzysługę.

Przyjaźnili się, to wszystko. Gdyby istniało najmniejsze nie-

bezpieczeństwo,żemógłbysięwVivzakochać,zakończyłbytę
znajomość,takjakkończyłinne.

Hendrix wypił z butelki ostatnie krople szampana, po czym

background image

mrużączzadumąoczy,odstawiłbutelkęnastół.

–Skorotaksięprzyjaźnicie,todlaczegojejnieznamy?
–Tymnieotopytasz?Ty,którypotrafiłbyśuwieśćnawetza-

konnicę?

–APanPorządnicki?–HendrixwskazałgłowąnaWarrena.–

Boiszsię,żeonteżmógłbyjąuwieść?

–Cierpliwości.Jutrojąpoznacie.
Jutrotojużbędzienieuniknione.
DoCupcaked,malutkiejcukierniwpobliżuKimBuilding,Jo-

naswstąpiłprzedrokiempociastkadlapersonelu.Kiedyczekał
w zadziwiająco długiej kolejce, by złożyć zamówienie, z zaple-
czawyłoniłasięładnaszatynka.

Wyszła na zewnątrz z ciastkiem dla dziecka, które od kwa-

dransa stało z nosem przyklejonym do szyby. Wtedy wdał się
zniąwrozmowę.

OdtejporyniemalcodzienniezaglądałdoCupcakedpocytry-

nową babeczkę. Czasem zapraszał Viv na kawę, a czasem ona
wpadaładoKimBuilding,abywyciągnąćgonalunch.Spędzali
razemsporoczasu,aleniespalizsobą.Jegokumpleniezrozu-
mielibytakiejrelacji,dlategoniemówiłimoViv.

Wkażdymraziebyłszczęśliwy.Vivzgodziłasięwyjśćzanie-

go,aonwramachrewanżuzamierzałsłużyćjejdarmowąpora-
dąwsprawachbiznesowych.WzeszłymrokuobrotyKimElec-
tronics, którą samodzielnie wprowadził na amerykański rynek,
wynosiłykilkamiliardówdolarów.Śmiałomożnapowiedzieć,że
znałsięnabiznesie.

TerazmusizaprowadzićVivprzedobliczeurzędnikastanucy-

wilnegoispokojnieczekać.

Kiedyfuzjadojdziedoskutku,wystąpiąounieważnieniemał-

żeństwaiobojeodzyskająwolność.

Słowa Warrena, że na widok obrączki dziewczyny zaczynają

marzyćomiłości,tobzdura.OtosięJonasniemartwił.Vivnie
żyła w świecie romantycznych iluzji, a on też zawsze twardo
stąpałpoziemi.

Kierowałsięhonorem.Napewnoniezdradziprzyjaciół,zktó-

rymizawarłpakt.

background image

Viviana Dawson wiele razy wyobrażała sobie swój ślub, ale

nieprzypuszczała,żebędziesiętakokropniedenerwować.

Jonas poprosił ją o rękę. Jonas, z powodu którego przez rok

z nikim nie chodziła na randki. Bo czy jakikolwiek mężczyzna
mógłbymudorównać?

Nie,niepowiedział,żejąkocha.Spytał,czyniewyświadczy-

łaby mu ogromnej przysługi. A ona się zgodziła, wiedząc, że
wkrótce wystąpią o anulowanie małżeństwa. Mimo to cieszyła
się,żeprzezjakiśczasbędziepaniąKim.

Przezjakiśczas
Chyba że Jonas odkryje, że zakochała się w nim po uszy. Ale

nie,nieodkryje,niemożeodkryć,bo

Bopopierwsze,tobyzniszczyłoichprzyjaźń.Apodrugienie

powinnawchodzićwżadenzwiązek,dopókinieprzestaniestale
popełniaćtychsamychbłędów.

Jakich? Siostry twierdziły, że oplata się wokół mężczyzn jak

bluszcz. Ona uważała, że troszczy się o nich i angażuje. Męż-
czyźninicnieuważali;poprostuuciekali.

Tandetnakapliczkawniczymnieprzypominałamiejsca,które

samawybrałabynaślub,aletoniemiałoznaczenia:Jonasapo-
ślubiłabynawetnaśrodkuśmietniska.Pchnęładrzwi.

Żałowała, że nie poprosiła jednej ze swoich sióstr, aby towa-

rzyszyła jej do Vegas, choćby w roli druhny. Byłoby jej raźniej,
alecóż,nikomuniemówiła,żewychodzizamąż,nawetGrace,
którejzawszenajchętniejsięzwierzała.

To znaczy, dopóki Grace nie poszła w ślady pozostałych

dwóchsióstriniezałożyławłasnejrodziny.

Tylko ona, Viv, nie miała męża. Pewnie dlatego postanowiła

niechwalićsięślubemwLasVegaszmężczyzną,zktórymna-
wet się nie całowała. Wyprostowała ramiona. To jest jej życie
igrunt,żebyonabyłazadowolona.

W kaplicy panowały cisza i nastrój powagi. Viv poczuła, jak

strużkapotuspływajejpoplecach.Dopieroterazwpełnisobie
uświadomiła,corobi.Wgłowiejejsięzakręciło.

Nagle zobaczyła Jonasa w eleganckim ciemnym garniturze

i jej zdenerwowanie znikło. Wpatrywał się w nią intensywnie,
takjakpierwszegodnia,kiedysiępoznali.

background image

Wielokrotnie śniła jej się jego piękna smagła twarz i wesoły

śmiech. A także cudownie umięśnione ciało. Jonas utrzymywał
je w formie, grając z kumplami w squasha, a ona godzinami
snuławizje,jakztorsemlśniącymodpotubiegapokorcie.

Terazuściskałjąnapowitanie.Odruchowoobjęłagowpasie

iwciągnęławnozdrzajegozapach.Mmm,boski.

–Cześć–powiedziałaonieśmielona.
Przez rok prowadzili zażarte dyskusje na wszystkie tematy –

owyższościczerwonegowinanadbiałym,gdzielepiejspędzać
urlop: nad morzem czy w górach, o twórczości Szekspira
i o „Simpsonach”. Wystarczyło jednak, że znalazła się w obję-
ciach mężczyzny, o którym marzyła od miesięcy, i nie była
wstaniewykrztusićzsiebiesłowa.

Jonasopuściłręceicofnąłsiękrok.Zadrżałazzimna.
–Jesteś–stwierdził.–Niemaszpojęcia,jaksięcieszę.
–Bezpannymłodejniebyłobyślubu–zażartowała.–Czyje-

stemodpowiednioubrana?

Powiódłponiejwzrokiem.
–Wyglądaszślicznie.Kupiłaśnowąsukienkę
Właśniedlategonieumawiałasięzfacetami,którzyusiłowali

ją poderwać na kretyńskie teksty w stylu „Daj mi swój numer,
a ja ci polukruję babeczki”. Jonas dostrzegał drobiazgi, pamię-
tał,comiałanasobiedanegodnia.Onazaśwybrałanadziśżół-
tąsukienkę,bokiedyśwspomniał,żetojegoulubionykolor.

Dziwne,żeskorojesttakspostrzegawczy,niedomyśliłsię,co

do niego czuje. Może była lepszą aktorką, niż sądziła, albo
Albo Jonas dawno wszystkiego się domyślił i tylko udawał nie-
zorientowanego.

Nie, to niemożliwe. Na pewno niczego się nie domyślał. Nie

panikuj,skarciłasięwduchu.

–Chcęładniewyjśćnazdjęciach.
–Masztojakwbanku.–Uśmiechnąłsię.–Chodź,przedsta-

więciWarrena.

Odwróciłsię,obejmującjąwtalii,jakbybylinajprawdziwszą

parą.

Dopierowtymmomenciezauważyła,żenieopodalstoibardzo

przystojny mężczyzna. Wcześniej w ogóle go nie widziała,

background image

a przecież musiał wzbudzać spore zainteresowanie wśród ko-
biet.

– Miło mi cię poznać, Warren. – Wyciągnęła na powitanie

dłoń.–Wieleotobiesłyszałam.

–Mamnadzieję,żesamedobrerzeczy.
–Wyłącznie–mruknąłJonas.–AgdzieHendrix?
–Ktotowie?–Warrenwyjąłzkieszenikomórkę.–Wyślęmu

esemesa.

Wciąż obejmując Viv w pasie, Jonas poprowadził ją w stronę

podwójnychdrzwi.

–Niezamierzamczekać,ażtenłaskawcasiępojawi.Zanami

wkolejcesądziesiątkipar.Niechcęstracićmiejsca.

Niepodnoszącwzrokuznadtelefonu,Warrenskinąłgłową.
–Teżmiprzyjaciele–szepnąłześmiechemJonas,pochylając

się nad uchem Viv. – To ważny dzień w moim życiu, a oni za-
miastbyćzemnąZresztąsamawidzisz.

–Jajestemztobą.–Imiałazamiarbyćtakdługo,jakbędzie

mupotrzebna.

Całyczasbyłaświadomadotykujegodłoninaswojejtalii.Ro-

biłojejsięgorąco.Ztrudempowstrzymałaodruch,abysiępo-
wachlować.

Jonasposłałjejszerokiuśmiech.
– Tak, jesteś ze mną. Czy już dziś mówiłem, jaki jestem ci

wdzięczny?Sprawdzasiępowiedzenie,żeprawdziwychprzyja-
ciółpoznajesięwbiedzie.

Dobrze,żejejprzypomniał.Sąparąprzyjaciół,nieparązako-

chanych.Iniechtakzostanie.

Miałazwyczajzbytnioangażowaćsięwzwiązki.Mężczyznom

tonieodpowiadało.MarkwytrwałzniąodrobinędłużejniżZa-
chary, a Zachary ciut dłużej niż Gary i Judd, którzy prawie od
razusięulotnili.

Smutne, pomyślała. Już lepsze małżeństwo na niby, małżeń-

stwojakoprzyjacielskaprzysługa.Przynajmniejnierobiłasobie
nadziei;odpoczątkuwiedziała,cojączeka.

Jonas poprosił, by wprowadziła się do niego na Boylan Ave-

nue,aleuzgodnili,żeniktodnikogoniczegoniewymaga.Jeżeli
ona nic nie zepsuje, nie zdradzi, jak bardzo jej na nim zależy,

background image

wszystkobędziedobrze.

Obdarzyła go uśmiechem. Byli przyjaciółmi. Kiedy zostaną

mężemiżoną,dalejbędąprzyjaciółmiwplatonicznymzwiązku.
Powinnaotympamiętać.

Pochwilipodeszładonichkobietawpapuziozielonymkostiu-

miku,sprawdziła,czysąnastępniwkolejceipokrótcepoinfor-
mowała ich o przebiegu uroczystości. Gdyby to był prawdziwy
ślub, Viv byłaby zawiedziona, a tak Pół minuty później z gło-
śnikówpopłynęłamuzykaorganowa.Kobietawpapuzimkostiu-
mikuwepchnęłaVivdorękibukiet.Vivprzycisnęłagodopiersi.

Ciekawa była, czy po uroczystości trzeba bukiet oddać. Od

biedywystarczyjejjedenkwiatek.Zasuszygonapamiątkę.

Ruszyliprzedsiebie.Jonasbyłspokojny,odprężony.Nicdziw-

nego,niemiałsięczymdenerwować.Przystanąłwewskazanym
miejscuispojrzałnanią,uśmiechemdodającjejotuchy.

Warren czekał obok starszego mężczyzny trzymającego Bi-

blię.

–Drodzyzebrani–rozpocząłurzędnik.
Ztyłusalizrobiłosięzamieszanie.Kobietawpapuzimkostiu-

mieusiłowałazagrodzićkomuśwejście.

–Nie,proszępana.Uroczystośćjużsięzaczęła!
Niezważającnajejsprzeciw,gość–abyłnimHendrixHarris

– dołączył do uczestników ceremonii. Viv bez trudu go rozpo-
znała.Jegomatkaubiegałasięofotelgubernatorastanu,toteż
zdjęcia Hendrixa często gościły w prasie; zwykle towarzyszyła
mupięknadziewczyna.

–Sorki–szepnąłdoJonasa.
Oczy miał przekrwione, a koszulę i spodnie wymięte, jakby

spałwubraniu.

–Wiedziałem,żedziękitobiewszyscyzapamiętamytendzień

– powiedział Jonas, ale bez złośliwości. Złośliwość nie leżała
wjegonaturze.

Vivniebyłabytakwyrozumiała.
Urzędnik zaczął od nowa. Niedługo później młodzi wypowie-

dzielisłowaprzysięgimałżeńskiej.

–Aterazmożepanpocałowaćwybrankę.
Chwilę trwało, zanim Viv uświadomiła sobie, że urzędnik

background image

zwracasiędoJonasa.Sercezabiłojejmocniej.

–Całuj,idioto–szepnąłHendrix,szczerzączęby.
Viv nie zamierzała zmarnować okazji: dziś ma pełne prawo

pocałowaćJonasa.Położyładłonienajegopiersi.Jonaspochylił
się, przytknął rękę do jej policzka, przysunął wargi do jej ust.
Nie,tozamało.Vivpocałowałagogoręcej.Jonasodwzajemnił
pocałunek.

Otak,terazdobrze.Terazniemiałazastrzeżeń.Tysiąceigie-

łekwbiłosięwjejciało.DostałamałąpróbkęmożliwościJona-
sa.Wiedziała,żejeślinatychmiastnieprzestaną

Przestali. Jonas cofnął się tak gwałtownie, że niemal straciła

równowagę. Na szczęście chwycił ją za ramiona i przytrzymał,
alewyglądałdziwnie:wzrokmiałroziskrzonyistarałsięnanią
niepatrzeć.

Najwyraźniej pocałunek też nim wstrząsnął. Milczeli. Bo co

możnapowiedziećkomuś,kogosiępocałowałoiznówsięchce
pocałować,leczniewolno,bonietaksięumawiali?

–Tobyłomiłe.Dziękuję.
Miłe?Nodobrze,czylibędąudawać,żenicsięniewydarzyło.

Żepocałunektonormalnaczęśćceremonii.

Viv westchnęła. Usta ją wciąż piekły. Nerwowo zastanawiała

się, jak sobie ze wszystkim poradzi, skoro będą mieszkać pod
jednymdachem.

Musi wziąć się w garść, bo jeśli Jonas odkryje prawdę, ich

przyjaźńimałżeństwolegnąwgruzach.

ogłaszam was mężem i żoną – dokończył urzędnik, nie

zdającsobiesprawyzzamętu,jakipowstałwjejgłowie.

Jonas odwrócił się i poprowadził ją do stolika, przy którym

podpisalistosownydokument,apotemprzeszlizpowrotemdo
sali,wktórejbyliparęminutwcześniej,tyleżewtedybyliparą
przyjaciół,aterazmężemiżoną.Podpisynaakciemałżeństwa
niczegoniezmieniły,przynajmniejdlaniej,zatopocałunek

–Trzebatouczcić–oznajmiłHendrix.–Jastawiam.

background image

ROZDZIAŁDRUGI

Jonas nigdy nie uważał, że jego apartament liczący pięćset

pięćdziesiąt metrów jest mały. Dziś zmienił zdanie. Wszędzie,
gdziespojrzał,widziałVivianęDawson.Toznaczy,Kim.Vivianę
Kim.Boprzyjęłajegonazwisko.Oddzisiajoficjalniejestpanią
Kim.Podkażdymwzględem.No,prawie.

Miał wrażenie, że śni. Czy naprawdę są mężem i żoną? Na-

prawdęmożeterazjąprzedstawiaćwszystkimjakoVivKim?

VivKim,VivKimpowtarzałtorazporaz,taksamojaksło-

wo „żona”, ilekroć dostrzegał ją kręcącą się po kuchni. Wszę-
dzie na granitowych blatach stały sterty pudeł. Chociaż rozpa-
kowywałajeconajmniejodgodziny,pudełnieubywało.

OczywiściepowinientamwejśćipomócViv.Niezrobiłtego,

bo nie umiał zgasić tych dziwnych iskier, które między nimi
przeskakiwały.

Wszystko przez ten pocałunek. Jonas westchnął. Wcześniej

wiedział,żeVivjestpięknąkobietą,którejtowarzystwosprawia
muprzyjemność.Terazniepotrafiłpatrzećnaniąjaknazwykłą
kumpelę.Psiakrew!Niepotowyświadczyłamuprzysługę,aby
mógłjąprzyprzećdościanyicałowaćdoutratytchu.

Dawniejwłaśnietakichkobietsięwystrzegał.Takich,dlaktó-

rychgotówbyłbypoświęcićwszystko.

Bez trudu mógł się od nich uwolnić. Wystarczyło przestać

dzwonić. Z Viv jest inaczej. Nie może salwować się ucieczką;
poślubiłją.

Zakląłwduchu.Nieprzesadzaj,stary!Wkońcuniemaszsie-

demnastu lat. Odrobina chemii między przyjaciółmi nikomu
jeszcze nie zaszkodziła. Poradzisz sobie. Jak? Ignorując napię-
cieerotyczneizachowującsięnormalnie,takbyVivniezorien-
towałasię,żeczujeszcoświęcejniżdotejpory.

Muszą mieszkać pod jednym dachem, dopóki nie przekona

dziadkadofuzji.Kiedyfirmypołącząsię,będziemógłanulować

background image

małżeństwoiVivprzeniesiesięzpowrotemdoswojegomiesz-
kania,zaktórezamierzałopłacaćczynsz.

Tenplannapewnosiępowiedzie.On,Jonas,przechytrzysta-

regolisa.

Oparłsięomurowanysłupmiędzyjadalniąakuchniąiskrzy-

żowałręcenapiersi,jakbywszystkobyłowjaknajlepszympo-
rządku.Bobyło.Bobędzie.

–Mogępomóc?
Vivpodskoczyłanerwowo.
–Alemniewystraszyłeś!–Roześmiałasię.
Hm, czyli oboje czuli, że w ich życiu zaszła zmiana. On czuł

podniecenie,onazdenerwowanie.

–Przepraszam,niechciałem.Nieprzywykliśmydoobecności

drugiejosoby.Potrzebujemyczasu.

Prawdęmówiąc,niespodziewałsiętego.Zawszebyliwswo-

imtowarzystwiezrelaksowani.

Vivskinęłagłową.
–Maszrację.
W jej głosie pobrzmiewała nuta smutku. Niedobrze. Nie

chciał,byczułasięskrępowana.

– Powinniśmy spędzać razem jak najwięcej czasu. Wtedy

szybciej się do siebie przyzwyczaimy. – Sięgnął do pudła po
szklanenaczynie.–Doczegotosłuży?

–Ajakmyślisz?
–Dopieczeniababeczek?–Jejbabeczkibyływyjątkowe;wni-

czym nie przypominały tych ze sklepu. Sklepowe były za słod-
kie,zatłuste,poprostunijakie,aterobioneprzezViv,zwłasz-
cza cytrynowe, miały przepyszny słodko-kwaśny smak, jedyny
wswoimrodzaju.

–Dozapiekanek.
–Zapiekankimnienieinteresują.
Psiakość,pocosiękrzywi?Możeonajeuwielbia?Zaraz,za-

raz,chybasięorientuje,żeniemusirobićmukolacji?Żeonna
tonieliczy?

Tak wiele rzeczy muszą omówić, jeśli chcą, aby wszyscy –

z wyjątkiem paru zaufanych osób – uwierzyli, że pobrali się
zwielkiejmiłości.Gdybydziadekzacząłcośpodejrzewać,plany

background image

Jonasaspaliłybynapanewce.

Azbytdużozainwestowałwtomałżeństwo,żebypogodzićsię

zporażką.

Nagle rozległ się dźwięk nadchodzącego esemesa. Jonas po-

dałVivianienaczynieiwyjąłzkieszenikomórkę.Wiadomośćod
dziadka. W Seulu była szósta rano. Po chwili krew odpłynęła
muztwarzy.

–Jonas?Cosięstało?
– Ojciec poinformował dziadka o naszym ślubie. – Jonas sam

gootoprosił.Nieprzypuszczałjednak,że

–Ico?Dziadeksięrozgniewał?–Vivprzygryzławargę.
–Wprostprzeciwnie–rzekłochryple.–Jestzachwycony.Tak

bardzochceciępoznać,żewczorajwieczoremwsiadłwsamo-
lot.Jużjestnamiejscu,wRaleigh.Wdodatkunamówiłmojego
ojcanazorganizowaniewtenweekendprzyjęcia,żebypowitać
cięwrodzinie.

Tego nie przewidział. Ze strony dziadka to było chytre posu-

nięcie.BoJonasaniprzezmomentniewierzył,żestaruszekjest
zachwyconyjegonieoczekiwanymmałżeństwem.Prezesjedne-
goznajwiększychkoncernówwKoreimiałbyzostawićwszyst-
konagłowieswoichzastępcówileciećdziesięćtysięcykilome-
trów,żebypoznaćżonęwnuka?Akurat!

Nie,tuchodziocośinnego.Otest,opróbę.Jung-Suchceto

wszystkozobaczyćnawłasneoczy.Możecośpodejrzewa?Cho-
lera,wystarczyjedenfałszywyruch

Vivzmrużyłaoczy.
– W ten weekend? Więc mamy dwa dni na to, aby wymyślić,

jakprzekonaćwszystkich,żeświatapozasobąniewidzimy.

–Nowłaśnie.Stądtengrymasnamojejtwarzy.–Jakdobrze,

żeVivgorozumie!–Przepraszamcię,kotku.Nieprzyszłomido
głowy,żedziadekwpadnienatakszalonypomysł.

Całalogistyka
Przecież nie może prosić matki, żeby przygotowała dla nich

dwaoddzielnepokoje,skorodopierosięzVivpobrali.Toabso-
lutnie nie wchodzi w grę. Raczej powinien się zastanowić, jak
sięprzedrodzinąwytłumaczyć.

–Hej

background image

PopatrzyłnaViv,którawzięłagozarękę,jakbystaletorobi-

ła.Chryste,zabardzopodobałmusięjejdotyk!

–Źlemniezrozumiałeś.Stwierdzenie,żemamydwadni,aby

coś wymyślić, nie było okrzykiem zgrozy. Nie martw się. Coś
wykombinujemy,będziedobrze.

Czuł się paskudnie. Poprosił Viv o przysługę, a ona nawet

chwilisięniewahała.Niemożeterazprosićjejoto,żebysiędo
niegotuliłaiudawałazakochaną.

Namyślotuleniuiopocałunkachzrobiłomusięgorąco.Nie,

aniona,anionniebyliaktorami.Niewiedział,jakViv,aleonna
pewno nie potrafiłby udawać, że coś ich łączy – chyba że na-
prawdębyłączyło.

– Nie znasz mojego dziadka. Przypuszczam, że nabrał podej-

rzeń, a podczas przyjęcia będzie szukał dowodów na potwier-
dzenieswojejtezy.

–Niechszuka.–Vivwzruszyłaramionami.–Comożeodkryć?

Przecieżjesteśmymałżeństwem.

–Tylkonapapierze.
Ująłjązabrodęiobróciłdosiebie,poczymzbliżyłtwarzdo

jej twarzy. Ich usta dzielił centymetr, może dwa. Tak niewiele
brakowałodopocałunku.

Viviana podskoczyła, oczy miała szeroko otwarte, potem za-

częłasięcofać,ażuderzyłaplecamioblat.

–Nowidzisz?Nawetniemogęciędotknąć,bopodskakujesz

jakoparzona.Niewiem,jaksobiewyobrażasztenweekend.

–Przepraszam,ja–Przełknęłaślinę.–Todlatego,żesięnie

spodziewałamPoprostumusimypoćwiczyć.

–Poćwiczyć?–spytałzdezorientowany.–Masznamyślidoty-

kaniesię?

– I całowanie. – Oddychała szybko. – Sam powiedziałeś, że

najszybciejprzyzwyczaimysiędosiebie,spędzającrazemczas.
Możewięczaprosiłbyśmnienarandkę?

Spoglądał na nią, pewien, że Viv zaraz się roześmieje

ioświadczy,żeżartowała.Alenictakiegosięniestało.Zamyślił
się. Randka z żoną? Nie, randka z Viv. Randka mająca na celu
oswojenieVivzjegobliskością,zjegodłońmiiustami.

Pomysłbyłszalony.Igenialny.

background image

– Włożysz nową sukienkę? – spytał, zanim zdążył ugryźć się

wjęzyk.Boczytoważne,cowłoży?

Skinęłagłową.Uśmiechrozświetliłjejtwarz.
– Ale mam jeden warunek: nie rozmawiamy o pracy. Ty nie

opowiadaszoswojejfirmie,ajaoswoichciastkach.Słowo„ba-
beczka”jestzakazane.

Ponieważ w trakcie randki mógł całować Viv do woli, Jonas

bez oporu się zgodził. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że
pieszczotyipocałunkitojedno,azachowaniekontrolinadsobą
tocałkiemcoinnego.Czydaradę?

Ta randka będzie istną torturą. Torturą, a zarazem okazją,

abywcielićsięwrolękochanka.

–Okej.Toco,wpadnępociebieoósmej?
Wybuchnęłaśmiechem.
–Naszepokojesąoboksiebie.Możezastukaszwścianę,jak

będzieszgotów?

Napięcie opadło. Zachowywali się prawie tak jak przed ślu-

bem.

–Mogęzastukać.Taknormalnie?
Vivzademonstrowała.Puk-puk-przerwa-puk.
– To będzie znaczyło: za pięć minut wychodzimy, więc po-

spieszsię.

–Czylipukam,apotemidędosalonuiwłączamkanałsporto-

wy,botysięzjawisznajprędzejzapółgodziny?

Rozciągnęłaustawuśmiechu.
–Szybkosięuczysz.Aterazidęsięprzygotować,więctepu-

dłazostawiamtobie.

Wzdychającteatralnie,odprowadziłjąwzrokiem.Opróżnianie

kartonów ani trochę mu nie przeszkadzało. Właściwie od po-
czątku powinien się tym zajmować, a Viv powinna siedzieć na
kanapiezdrinkiemwjednejręceiksiążkąwdrugiej.

Nawet jej to zaproponował, ale się sprzeciwiła; skoro będzie

tu mieszkać, oznajmiła, chce wiedzieć, gdzie się co znajduje.
Dopierorandkająskusiła

Wsłuchując się w szum wody w łazience, Jonas umieszczał

w szafkach różne rondle i brytfanki, które Viv uznała, że będą
jejpotrzebne.Pudłazawierałyzadziwiającąkolekcjęprzedmio-

background image

tów. Nawet nie domyślał się, co czego wiele z nich służy, ale
najwyraźniej były w ciągłym użyciu. Świadczyły o tym lekkie
wgniecenia,zadrapania,nadpaloneuchwyty.

Krzątającsiępokuchni,myślałoVivpodprysznicem.Obrazy,

które przesuwały mu się przed oczami, dekoncentrowały go.
Powiniensięskupićnatym,corobi,anienatym,jakViv„przy-
gotowuje”siędorandki,tymbardziejżeniewiedział,naczym
te przygotowania polegają. Bo Viv na pewno nie rozprowadza
pianypocielewolnymizmysłowymiruchami,niemasujeudani
pośladków,nie

Człowieku,weźsięwgarść!
Sam siebie nie poznawał. Nigdy dotąd nie fantazjował w ten

sposóbożadnejkobiecie.Niepamiętał,kiedyostatnirazbyłna
randce. Wytykał Warrenowi pracoholizm, ale przyjaciel śmiało
mógłtosamopowiedziećonim.Zarządzanieamerykańskimod-
działemogromnegokoncernutonieprzelewki.Czasunarandki
niezostawałozbytwiele.Pozatymstalemiałwgłowiepaktza-
wartyposamobójczejśmierciMarcusa.

Oczywiście wszystkie kobiety, z którymi się spotykał, twier-

dziły,żenieszukająmęża,poprostuchcąsięzabawić.Jonasteż
był z nimi szczery. Ale kiedy mówił, że nigdy się nie zakocha,
większośćmuniewierzyła;traktowałyjegosłowajakwyzwanie
isytuacjaszybkostawałasięskomplikowana.

Naszczęściepotrafiłzakończyćznajomość,nimsprawyposu-

nąsięzadaleko.Zanimonposuniesięzadaleko.Umiałodczy-
tać sygnały; wiedział, kiedy kobieta za bardzo zaczyna mu się
podobać.Wtedy,nieczekającnarozwójwypadków,brałnogiza
pas.

Miałwięcwswoimżyciuwieleprzygódjednorazowych,choć

wcalezgóryniezakładał,żeznajomośćzakończysiępojednym
razie, oraz sporo okresów posuchy, kiedy doskwierała mu sa-
motność.

To był jeden z plusów małżeństwa; przynajmniej będzie miał

z kim obejrzeć film we wtorkowy wieczór i wypić rano kawę
przed pójściem do pracy. Miał nadzieję, że Viv też doceni ten
aspektichzwiązku.

Tymbardziejżenanicwięcejżadneznichniemogłoliczyć.

background image

Ichprzyjaźńbyucierpiała,gdybyposzlizsobądołóżka.Opak-
cieteżniechciałVivmówić.

Zadwadzieściaósmaumieściłpustepudławholu,żebyrano

wynieśćjedopunkturecyklingowegowpiwnicy,poczymudał
siędoswojegopokoju,abysięprzebrać.

Zapukał do Viv w umówiony sposób: puk-puk-przerwa-puk.

Uśmiechając się szeroko, wyobraził ją sobie po drugiej stronie
drzwi, jak specjalnie każe mu czekać. Tymczasem otworzyła
drzwiprawienatychmiast.

Zwrażeniawstrzymałoddech.Byłapiękna,akolorjejsukien-

ki dodatkowo podkreślał jej urodę. Włosy miała upięte, szyję
odsłoniętą.Wpatrywałsięwniązzachwytem.

–Niewiem,czywypadasięprzyznać,żejestemzdenerwowa-

na.

Skinąłgłową.
–Przyznaćsięmożesz,aledenerwowaćsięniepowinnaś.
–Nicnatonieporadzę.Niebyłamnarandceod–Przygry-

zławargę.–Oddawna.Mojeżycieskupiasięnapracy.

Z jakiegoś powodu bardzo go to ucieszyło. Z drugiej strony

bezsensusięcieszyć,żesąulepieniztejsamejgliny.

– Też dawno nie byłem na randce. Okej, możemy się razem

podenerwować.

Oczywiściewiedział,żeVivnieprowadzibujnegożyciatowa-

rzyskiego,bogdybytakbyło,niezgodziłabysięnamałżeństwo.
Możerazemznajdąsposób,żebymniejpracować.Żebybardziej
cieszyćsięzwykłymidrobiazgami.

Pokręciłazuśmiechemgłową.
– Nie oszukuj, wcale nie jesteś zdenerwowany. Ale miło, że

takmówisz.

Wporządku,możeniebyłzdenerwowany.AlebyłHm,prze-

jęty?Ręcegoswędziały.Marzyłotym,abypołożyćjenagołych
ramionach Viv i sprawdzić miękkość jej skóry. Na pewno była
jedwabistawdotyku.

Zaraz,czyniepotoumówilisięnarandkę?Śmiałomógłpo-

gładzić ją po ramieniu. Z każdą sekundą korciło go to coraz
bardziej.

–Możeodrazurozpoczniemyrandkę?–zaproponowała,pod-

background image

chodząckrokbliżej.

W nozdrza uderzył go zapach lawendy, przypuszczalnie la-

wendowegomydła.Aholjakbysięskurczył.

CiałoJonasabłyskawiczniezareagowało,zmysłysięwyostrzy-

ły,przedoczamiznówujrzałVivstojącąpodstrumieniemgorą-
cej wody, ale tym razem obrazom towarzyszył lawendowy za-
pach.

–Toznaczy?–szepnął.
Wodpowiedziuniosłarękęiopuszkamipalcówpogładziłago

popoliczku.

Przycisnąłtwarzdojejdłoni.
–Chciałabym,żebyśmyczulisięzsobąswobodnie–odrzekła

cicho.–Żebyśbezskrępowaniamógłmnieobjąć,przytulić,po-
całować.

Swobodnie, bez skrępowania Łatwo powiedzieć, trudniej

wykonać,pomyślał.

Viv przysunęła się jeszcze bliżej, ocierając się o jego ciało.

Sprawiaławrażenie,jakbyniezdawałasobiesprawyztego,co
sięznimdzieje.

Przezmomentzsobąwalczył,apotemzgarnąłVivwramiona

izmiażdżyłjejustawdługim,namiętnympocałunku.

Tym razem byli sami, nikt ich nie obserwował. Mógł robić

wszystko,nacomiałochotę,amiałochotęcałowaćswojążonę
doutratytchu.

Odwzajemniała jego pocałunek z entuzjazmem. Jej reakcja

wzmagałajegopodniecenie.Chryste!Jaktomożliwe,żewtrak-
cie tak długiej znajomości nigdy nie przekroczyli granicy po-
między związkiem platonicznym a erotycznym? Znał odpo-
wiedź:gdybywcześniejdoczegokolwiekmiędzynimidoszło,on
natychmiastrzuciłbysiędoucieczki.

Zamruczał, kiedy zanurzyła palce w jego włosach i jeszcze

głębiejwsunęłajęzykwjegousta.Odpowiedziałjejrówniegor-
liwie. Ich języki to owijały się wokół siebie, to odpychały, to
znówsplataływzmysłowymtańcu.

Wciążbyłomumało,pragnąłcorazwięcej.Odchyliłjejgłowę,

chwycił zębami jej wargę, ponownie wsunął język w usta. Był
nienasycony.Przesunąłrękęwzdłużjejpleców,zatrzymałjątuż

background image

nad pośladkami i docisnął Viv do siebie. Przylegali biodrami,
jegoczłoneknapierałnajejbrzuch.Idealnie.

Ale przyjaciele się tak nie zachowują! Nie rozpalają w sobie

pożądania,nadktórymniemająnajmniejszejkontroli.

Zdobywającsięnanadludzkiwysiłek,Jonasopuściłręceicof-

nąłsiępółkroku.Vivpostąpiłapółkrokuwprzód,takjakpod-
czasceremoniiwLasVegas.

I tak jak tam, Jonas zacisnął ręce na jej ramionach, żeby nie

upadła.

–Przepraszam–powiedziałzmienionymgłosem.–Dałemsię

ponieśćemocjom.

–Todobrze–odrzekłazdyszana.–Tylkowtensposóbprzeko-

namytwojegodziadka,żekochamysiędoszaleństwa.

O to się nie martwił. Patrzył na nabrzmiałe od pocałunków

ustaViv:miałykolormalinijakżegokusiły!Cholera,zbytszyb-
koiochoczowciągnąłsięwtęgrę.ToniebyłofairwobecViv.

Ogarnęłygowyrzutysumienia.
–Tylkoślepybyniedostrzegłiskier,jakiemiędzynamiprze-

skakują–mruknął.

Wiedział, że musi je wygasić, aby nie wybuchnął ogień, oba-

wiałsięjednak,żemożejużbyćzapóźno.Tymbardziej,żeViv
spoglądałananiegopłomiennymwzrokiem.Najwyraźniejpoca-
łunkisprawiałyjejniemniejsząprzyjemnośćniżjemu.

Może nawet byłaby skłonna pójść krok dalej? Ale gdyby się

przespali,wtedyniemógłbyanulowaćmałżeństwa,aniechciał
Viv oszukiwać. Znalazł się między młotem a kowadłem. Psia-
krew!

– Moim zdaniem – kontynuował – powinniśmy zachować pla-

tonicznycharakternaszegozwiązku.Wtedynaszaprzyjaźńnie
ucierpi.Prawda?

Bałsięutratykontrolinadsobą.Wiedział,żemusimiećjasno

oznaczone granice, których nie wolno mu przekroczyć. Od in-
nychkobiet,którewzbudzałyjegopożądanie,odchodził;odViv
nie może odejść. Ale musi znaleźć rozwiązanie, jakiś pancerz,
którybędziegochronił.

NaszczęścieVivniezaprotestowała.
–Jakchcesz,Jonas.Wkwestiimałżeństwatotymaszdecydu-

background image

jącygłos.

Dlaczegozamiastodetchnąćzulgą,poczułsięzawiedziony?

background image

ROZDZIAŁTRZECI

Nucącpodnosem,Vivwyjęłazpiekarnikablachępełnąbabe-

czek,anajejmiejscewsunęłanastępną.Wsalizawahadłowy-
midrzwiamitłoczylisięklienci.Obserwowałaichdziękikame-
rze, którą zainstalowała, kiedy cukiernia zaczęła przynosić
zysk.

Uwielbiała patrzeć, jak Camilla i Josie rozmawiają z klienta-

mi.Miałaszczęście,żetrafiłanatedwiedziewczyny.Pracowały
uniejnapółetatuiobiegarnęłysiędonauki.Wkrótcezamie-
rzała wprowadzić je w inne tajniki biznesu. Na razie cieszyła
się,żeobsługująkasę,aonamożeskupićsięnapieczeniu.

Ztymskupieniemsiętojednakprzesadziła.
Ciągle wracała myślami do mężczyzny, który wczoraj tak na-

miętniejącałował.Namiętnieibezopamiętania,zupełniejakby
świata poza nią nie widział. Wczuł się w rolę, kiedy mimocho-
dem wspomniała, że powinni „poćwiczyć”, zanim spotkają się
zjegorodziną.

Nie zorientował się, że ilekroć się do niej zbliżał, w niej

wzbierałopodniecenie.

Oczywiście po chwili uznał, że co za dużo, to niezdrowo.

Słusznie.Sąprzecieżprzyjaciółmi.

Gdybyzależałomunaniejjakokobiecie,dawnowykonałbyja-

kiśruch.

Nagledocukierniweszłytrzyeleganckoubranepanie.Naich

widokVivpoczułabolesnyuciskwsercu.Spoglądającnamoni-
tor,widziała,jakjejsiostrypodchodząnaprzódkolejkiiproszą
Josie,abypoinformowałyszefowąoichobecności.

Tylerazyimtłumaczyła,żepieczenietojejpraca,azatemnie

może rzucić wszystkiego i iść z nimi na kawę. Siostry jednak
niebyływstanietegozrozumieć.

Niestetydzisiejszespotkaniebyłoniedouniknięcia.Ranonie

wytrzymałaizadzwoniładomatkipowiedziećjejoślubie.Pięć

background image

minutpóźniejcałarodzinabyłapoinformowana.

Viv otrzepała ręce i nastawiła budzik w telefonie. Gdyby at-

mosfera zrobiła się zbyt napięta, a znając Hope, Joy i Grace,
zrobisię,babeczkiwpiekarnikubędąświetnympretekstem,że
musiwracaćdopracy.

Pchnąwszywahadłowedrzwi,przywołałauśmiechnatwarz.
–Mojeukochanesiostry!–zawołała.
Najpierw uściskała Grace, która była najbliższa jej wiekiem,

potemJoy,nakońcuHope.

Kilka osób obejrzało się z zaciekawieniem. Osobno każda

zsióstrbyłapięknąkobietą,alerazem,wgrupie,swoimstylem
ielegancjązapierałydech.

Viv była najmłodszym dzieckiem, nieplanowanym, rodzice

jednakbardzosięstarali,żebynieczułasięniechciana.Onazaś
starałasiębyćtakajaksiostry,lecznigdyjejsiętonieudawało.

Aż do dziś. Dziś wreszcie miała męża i nazywała się Viviana

Kim, a nie Viviana Dawson. Dzięki Jonasowi i ich fikcyjnemu
małżeństwudołączyładoklubu,doktóregowcześniejniemogła
wstąpić.

–Mamanampowiedziała–szepnęłaHope.
Zawsze przestrzegała zasad savoir-vivre’u i dziś Viv była jej

zatowdzięczna:klienciniemusząznaćszczegółówjejżyciami-
łosnego.

– Nie może pogodzić się, że pobraliście się w Vegas, nikomu

nicniemówiąc.

– Ale jesteś szczęśliwa? – spytała Grace, która niecały rok

temupoślubiłamiłośćswojegożycia.–Botonajważniejsze.

–PodobnowyszłaśzaJonasaKima?–wtrąciłaJoy,zanimjesz-

cze Viv zdążyła odpowiedzieć. Nie, żeby Viv zamierzała cokol-
wiek mówić, dopóki siostry nie zamilkną. To był błąd, którego
odlatniepopełniała.–Myślę,żeKimowiechętniebysiędorzu-
cilidouroczystości.Miałabyśnajwspanialszeweseleroku.

Tego Joy absolutnie nie potrafiła zrozumieć: dlaczego ktoś

chciałbywydaćmniej,kiedymógłwięcej,wdodatkunieswoich
pieniędzy?

Pięć lat temu zdjęcia z wesela Joy trafiły na łamy pisma po-

święconego modzie ślubnej. Była jedyną panną młodą w Rale-

background image

igh,któramogłasiętympochwalić.

Wszystkie trzy siostry miały przystojnych bogatych mężów,

którzy nosili je na rękach i traktowali jak księżniczki – co jest
wspaniałe,jeślisięakurattrafinatakiegomężczyznę.

Vivnatomiastskorzystałazokazji,jakajejsięnadarzyła,ipo-

stanowiła do niczego się siostrom nie przyznawać. Czy to źle,
żechciała,bysądziły,żepoślubiłamężczyznęswoichmarzeń?

– Jest Koreańczykiem – dodała cicho Hope, jakby zdradzała

sekret.–Mamamartwisię,jaksobieporadziszwkwestiiróżnic
kulturowych.

Tegobyłojużzawiele.Vivstraciłacierpliwość.
–JonasjestAmerykaninem.Urodziłsięwtymsamymszpitalu

coty,więczapewniamcię,żewielkichróżnickulturowychmię-
dzy nami nie ma. Czy możecie zakończyć przesłuchanie i po
prostucieszyćsięmoimszczęściem?

Wszystkietrzyosłupiały,nawetGrace.Vivpoczułasięzsiebie

dumna. Rzadko przeciwstawiała się siostrom, bo naprawdę je
kochała,aleterazbyłamężatkątakjakone,ipowinnyuszano-
waćjejwybórmęża.

–Tak,jestemszczęśliwa–ciągnęła.–Niemusiciesięomnie

martwić. Poznaliśmy się z Jonasem jakiś rok temu i z każdym
miesiącemstawaliśmysięsobiebliżsi.

Mimożebyłatoprawda,Hope,najstarsza,niewyglądałana

przekonaną.

–Alepocotatajemnica?Dlaczegoanirazuniewspomniałaś

namonim?

–Oczywiściewiemy,kimjesttwójmąż–wtrąciłaJoy.–Wszy-

scywRaleighsąmuwdzięczni,żejegofirmadałaludziompra-
cę.Poprostuniemieliśmypojęcia,żewpadłaśmuwoko.

Viv umiała czytać między słowami. No właśnie, jakim cudem

wpadłaJonasowiwoko?Niechodziłanalunchewwartychty-
siącedolarówkostiumachodAlexandraMcQueenaanidoope-
ryzbrylantowąkoliąnaszyi.

–Zaglądałregularniedocukierni.Zaczęliśmysięumawiaćna

kawę

Trochę się wystraszyła. Jeśli nie jest typem kobiety, z którą

żenią się miliarderzy, i ludzie nabiorą podejrzeń Nie chciała

background image

pokrzyżowaćJonasowiplanów.

Spokojnie.Wdech,wydech.ToJonaspodjąłdecyzję,onjąwy-

brałnażonę.

–Iwkońcusiępobraliście!–Graceklasnęławdłonie,oczyjej

błyszczały.–Powiedz,jakcisięoświadczył?Wcobyłaśubrana
naślubie?O,ikonieczniepokażzdjęcia.

Viv bez słowa wyciągnęła rękę, żeby olśnić siostry wielkim

brylantemnapalcu,następnieodnalazłakilkazdjęćwtelefonie,
które Warren – na prośbę Jonasa – im pstryknął. Wyglądali
przepięknie:onawżółtejsukni,Jonaswciemnymgarniturze.

– Czy tam z boku stoi Hendrix Harris? – spytała z nutą dez-

aprobatyHopenawidokczłowieka,któregozdjęciaciąglepoja-
wiałysięwplotkarskiejprasie.

– Tak, przyjaźnią się z Jonasem – odparła Viv, przesuwając

palcemzdjęcia.

Uff!Nakolejnychbylijużsami.
–StudiowalirazemnaDuke.Obiecuję,żeniedammusięsko-

rumpować.

O ile się zorientowała, Hendrix w ogóle nie zwracał na nią

uwagi. Kiedy potem poszli do baru na drinki, wydawał się
czymś zaaferowany. Nie sprawiał wrażenia człowieka, którego
trzebasięwystrzegać.

– Bądź ostrożna. – Hope wygładziła niewidoczną zmarszczkę

wspódnicy.–NieznaszJonasazbytdobrze,awszystkowskazu-
jenato,żeutrzymujeonpodejrzaneznajomości.Zaśtwójgust
codomężczyznzawszepozostawiałwieledożyczenia.Zamoc-
nosięangażowałaś

SłowasiostryzabolałyViv.
–Hopechodzioto,żeczęstodziałałaśpochopnie,bezzasta-

nowienia–dodałaGrace,usiłujączłagodzićwypowiedźHope.

–StrzałaAmorazwykletrafiaznienacka.–Vivpowiodłaspoj-

rzeniemposiostrach.–Aledlawaszejinformacji,Jonasijanaj-
pierw byliśmy przyjaciółmi. Wiele nas łączy. On mi doradza
wsprawachbiznesowych.Naszzwiązekopierasięnasolidnych
fundamentach.

– Aha. – Hope zmarszczyła czoło. – Cieszy mnie, że tak roz-

sądniedotegopodchodzisz.Todobrze.

background image

Vivwestchnęławduchu.
UzyskałaaprobatęHopetylkodlatego,żewykazałasięprag-

matyzmem.Aprzecieżbyłaromantyczką,marzyłaowielkiejmi-
łości. No trudno, na razie musi jej wystarczyć to, co ma. Jutro
pozna rodzinę Jonasa, jego dziadka. Będzie miała okazję po-
przytulaćsiędomęża.

NaszczęścieJonasniedomyślałsięjejuczuć.Skoroniezdra-

dziłasięwczorajwjegoramionach,kiedybyłabliskaomdlenia,
jutroprzyjegorodzinieteżsięniezdradzi.

NajbardziejobawiałasięsamnasamzJonasem;właśniewte-

dy może zapomnieć, że ich małżeństwo jest na niby. Siostry
słuszniejejwytknęły,żezbytmocnosięangażowała.Wtedy–co
wiedziała z autopsji – mężczyźni zaczynali się dusić, szukali
drogiucieczki.

A ona chciała tylko dbać o ukochanego, pokazać mu, że jest

całym jej światem. I być jego światem. Nie chodziło o zabor-
czość, o narzucanie się czy oplatanie niczym bluszcz. Tak poj-
mowałamiłość:jakopotrzebęwyrażaniauczućsłowem,gestem
iczynem.

Mężczyźni,zktórymidotądbyła,niepodzielalitegopoglądu.

Jonasteżtraktowałjąjakprzyjaciółkę.

Wporządku,zawarliumowę,aonazamierzałajejdotrzymać.

Dom Kimów znajdował się w ładnej, spokojnej dzielnicy na

przedmieściach Raleigh. Ojciec Jonasa, który zmienił imię na
Brian,kiedypomałżeństwiezAmerykankądostałobywatelstwo
amerykańskie,niebyłzainteresowanyprowadzeniemrodzinnej
firmy.WolałzostaćprofesoremnaUniwersytecieDuke’a.

W imperium Kimów powstała więc luka, którą Jonas chętnie

wypełnił.Zdziadkiemświetniesiędogadywał,pewniedlatego,
żemielipodobnycharakter.Obajcenilipracę,dążylidosukce-
suibyliludźmihonoru,cosprawiało,żewszyscy,zktórymiro-
biliinteresy,darzyliichzaufaniem.

Chociaż codziennie wymieniali mejle, to z uwagi na różnicę

czasu rzadko rozmawiali, a osobiste spotkania odbywali od
wielkiegodzwonu.

Ostatnirazwidzielisiępółtorarokutemu,kiedyJonasprzyle-

background image

ciałdoSeulunazebraniezarządu.

– Denerwujesz się? – Jonas spojrzał na Viv, która zacisnęła

ręcenakolanach,kiedyskręciliwGlenwoodAvenue.

–Widać?Ataksięstaram.
Powściągającuśmiech,Jonaswyprzedziłminivana.
– Kotku, to normalni ludzie. Jestem pewien, że im się spodo-

basz.

–Otosięniemartwię.Wszyscymnielubią,kiedydajęimba-

beczki–rzekławyniośle.

Ujejstópleżałopudełko,zktórymobchodziłasięjakznowo

narodzonym dzieckiem. Kiedy Jonas usiłował po nie sięgnąć,
chwyciła go za nadgarstek i kategorycznym tonem oznajmiła,
że babeczki są przeznaczone dla jej nowej rodziny. On może
wpaśćdoCupcaked,aleodtegopudełkamasiętrzymaćzdale-
ka.

–Więcocosięmartwisz?
–Dobrzewiesz.–Bezostrzeżeniepołożyładłońnajegoudzie.
Jonaspodskoczyłizaklął.Tylkodziękijegorefleksowimerce-

desniewylądowałwrowielubnadrzewie.

– Widzisz? – Viv nie wydawała się zgorszona jego słownic-

twem. – Też się denerwujesz. Tyle ćwiczyliśmy i wszystko na
nic.

Na nic, ponieważ przestali ćwiczyć, zanim się na dobre roz-

kręcili.Alesięwpakował!

Małżeństwo na niby, zawarte z rozsądku, jako przyjacielska

przysługa. Wydawałoby się, że nic prostszego. I teraz ta żona
nanibymieszkapodjegodachem,wsypialnizaścianą.

Wczoraj, leżąc w łóżku, słyszał, jak Viv krząta się po pokoju

izastanawiałsię,czyonateżmarzyotym,bypowtórzyćichna-
miętnypocałunek.

–Wcalesięniedenerwuję–skłamał.–Jestempoprostu
Sfrustrowany.Tak,towłaściweokreślenie.Aleniepowiedział

tego na głos, bo bał się, że rozmowa mogłaby się potoczyć
wniepożądanymkierunku.

Owszem, mogliby zmienić charakter ich relacji, lecz po co

komplikować sobie życie? Łatwiej anulować małżeństwo niż
przeprowadzaćrozwód.

background image

Zawsze unikał poważnych związków. Po pierwsze, nigdy do-

tądsięniezakochał,apodrugie,wolałpozostaćwiernypakto-
wi,jakizawarłzkumplami.Owszem,lubiłseks,alegdywyczu-
wał, że kobieta pragnie czegoś więcej, szybko kończył znajo-
mość.

ZVivbyłoinaczej:kiedynaniąpatrzył,trawiłgoogień.Ajed-

nocześniecałyczasmyślałoMarcusie;śmierćprzyjacielabyła
ostrzeżeniem.Cholera,alecomazrobić?

Znalazł się w potrzasku. Nie mógł zachować się tak, jakby

chciał, czyli zjechać z głównej drogi, zatrzymać auto w cieni-
stymzakątkupoddrzewemiprzekonaćsię,jakiepysznościViv
skrywapodubraniem.

–Możeniepowinniśmysiędotykać
Tobyłobydobrerozwiązanie,ale
Ale parę dni temu wzięli ślub. Zwykle małżonkowie nie stro-

nią od siebie, nie unikają kontaktu fizycznego. Jonas zaklął
wduchu.

–Wporządku.Jeśliuważasz,żetakbędzielepiej
Lepiej?Skrzywiłsię.
– Nie bądź taka zgodna, Viv. Odciągam cię od twojego nor-

malnego życia, niczego nie ofiarując w zamian. Powinnaś sta-
wiaćmiwymagania,żądaćwszystkiego,cociprzyjdziedogło-
wy.

Uśmiechnęłasięiskrzyżowałaręcenapiersi.
– A zatem, panie Kim, jako twoja żona powinnam opływać

wbiżuterię.Podtymwzględemczujęsięzaniedbana

–Maszrację,przepraszam.Toniedopatrzeniezmojejstrony,

którepostaramsięjaknajszybciejnaprawić.

Czternastokaratowy brylant na jej palcu był wypożyczony.

Oczywiściesuma,jakązapłaciłzawypożyczenie,starczyłabyna
kupnoczegośrówniepięknego.WkażdymraziejeśliVivmarzy
siębiżuteria,chętniespełnijejmarzenie.

Skręciłwpodjazdprowadzącydodomurodziców.Namiejsce

dotarlipunktualnie.

–Gotowa?–spytał,gaszącsilnik.
–Tak.Tarozmowamnieuspokoiła.Dzięki.
Przynajmniejjednoznichniejestzdenerwowane.

background image

Wysiedlizsamochodu.
Matka otworzyła drzwi, zanim jeszcze weszli po kamiennych

schodkach na taras; przypuszczalnie wypatrywała ich przez
okno. Zamiast jednak porwać Jonasa w objęcia, zignorowała
swojejedynedziecko,azcałejsiłyprzytuliłajegożonę.

–Viviana,prawda?Taksięcieszę!
–Jateż.Niemogłamsiędoczekaćspotkaniazpaństwem.
Była sobą, miłą i przyjazną Viv. Podskakiwała nerwowo tylko

wtedygdyonjejdotykał.Najwyraźniej„ćwiczenia”mającepo-
mócimoswoićsięzsobąsprawiły,żepowstałomiędzyniminie-
samowite napięcie erotyczne. Ale to dobrze; może dzięki temu
wypadnąprzekonującojakozakochaninowożeńcy.

–Cześć,mamo–powiedziałrozbawionyzachowaniemswojej

rodzicielki,któranieposiadałasięzeszczęścia,żewreszciema
synową.

–Dziadekjestwsalonie,chceztobąporozmawiać.Idźdonie-

go, a ja zajmę się Vivianą. Musisz mi, kochanie, o wszystkim
opowiedzieć.–Uśmiechnęłasię,przyjmującdużepudełkobabe-
czek. – Rozmawialiście już o powiększeniu rodziny? Kiedy pla-
nujeciemiećdzieci?Czy

Jonaszmełłwustachprzekleństwo.
–Mamo,błagamcię!NiemaglujbiednejViv.
Kiedyplanujeciedzieci?Ranyboskie!Spodziewałsięposwo-

jej matce większego wyczucia. Ale uświadomił sobie własny
błąd.PowinienbyłomówićzVivtakierzeczy.

Coodpowiedziećnatakiepytanie?Żewogólenieplanująpo-

tomstwa?ŻeVivzpowodówmedycznychniemożemiećdzieci?
Zamiast ćwiczyć pocałunki i przytulanie, powinni byli zastano-
wićsię,jakiepytaniarodzicemogąimzadać.Okej,będąmusie-
litonadrobićwieczorem,zanimpójdąspać.

Matkaposłałamugniewnespojrzenie.
–Niemagluję.Pytam.Chybamamprawo?Wkońcupotocię

urodziłam,żebykiedyśniańczyćwnuki.

Viv wybuchnęła dźwięcznym śmiechem. Matka, uradowana,

przytuliłająjeszczemocniej.

Jonasprzewróciłoczamiiuniósłszyręcewgeścierezygnacji,

udałsięnaposzukiwaniedziadka.

background image

Staruszek siedział w salonie, rozmawiając ze swoim synem.

Bylibardzodosiebiepodobnizwyglądu,aleniezcharakteru.
OileBrianKimnatychmiastpootrzymaniuobywatelstwazmie-
nił imię na amerykańskie, o tyle Jung-Su zawsze był dumny ze
swojegokoreańskiegopochodzenia.

Jonaskochałojca,aletodziadekbyłjegomentoremiwspólni-

kiem w interesach. I teraz, patrząc temu człowiekowi w oczy,
zamierzałgookłamać,żebyuniknąćaranżowanegomałżeństwa
z kobietą, która – jak podejrzewał – mogłaby nazwisko Kimów
okryćhańbą.

Tobyładziwnasytuacja.PorazkolejnyusłyszałgłosWarrena

pytający,dlaczegoniepowiedziadkowiprawdy.Niemógł.Obaj
panowie,jegodziadekidziadekSun,walczylirazemnawojnie
ibylisobiebliżsiniżbracia.Jonasniechciałwyjawiaćimpraw-
dy o Sun i jej kochanku. Wolał zawrzeć małżeństwo z Viv; tak
byłołatwiej.

Apozatymtoniebyłokłamstwo.Pobralisię.Innychszczegó-

łówniemusiałzdradzać.

Dziadek powitał wnuka w języku koreańskim, po czym prze-

szedłnaangielski.

–Dobrzewyglądasz,chłopcze.
– Ty również, dziadku. – Jonas skłonił się, żeby okazać star-

szemu panu należny szacunek, po czym uściskał ojca i usiadł
obokniegonakanapie.–Cieszęsię,żecięwidzę.

Jung-Suuniósłkrzaczastebrwi.
– Nie spodziewałeś się mnie? Chciałem poznać twoją żonę,

osobiściepowitaćjąwrodzinie.

–Vivczujesięzaszczycona.Teżchceciępoznać,alenarazie

mamaporwałajądokuchni.

– Prosiłem o to twoją matkę. Najpierw pragnę z tobą poroz-

mawiać.

Jak na umówiony znak ojciec wstał, przepraszając, że musi

sięczymśzająć,iopuściłsalon.

Temperatura w pokoju wzrosła o dwieście stopni. Jonas wie-

dział,żemusisięmiećnabaczności.Jednoniewłaściwesłowo,
jedno drobne potknięcie i cały misterny plan może runąć.
Abardzoniechciał,żebynićłączącagozVivpękła.

background image

–Nowięc–Jung-Susplótłdłonieiuśmiechnąłsię–jestem

ogromnie rad, że zdecydowałeś się na małżeństwo. To duży
krok, który przyniesie ci mnóstwo radości i szczęścia. Przyjmij
spóźnionegratulacje.

Jonas zmarszczył czoło, starając się nie okazać zdziwienia.

Oczekiwał przesłuchania, dziesiątek pytań. Przecież dziadek
musicośpodejrzewać.Ciekawe,costaruszekknuje?

–Dziękuję.Twojaaprobatawieledlamnieznaczy.
–Wprezencieślubnymchciałbymcipodarowaćstarąrodową

siedzibęKimów.

–Słucham?JaToniezwyklehojnygest,dziadku.
Ibardzochytrezagranie.Dom,októrymbyłamowa,znajdo-

wałsiępodSeulem,jedenaścietysięcykilometrówodKaroliny
Północnej. Jonas nie mógł nie przyjąć prezentu, bo uraziłby
dziadka.Aleczuł,żecośsięzatymkryje.

– Miałem nadzieję, że tam zamieszkacie, ty i Sun Park, lecz

zdajęsobiesprawę,jaktrudnozapanowaćnadporywamiserca.

Jonaswpatrywałsięwdziadka,jakbytennaglezacząłmówić

w języku klingońskim wymyślonym na potrzeby serialu „Star
Trek”. Porywy serca? Rany boskie, przecież zależało mu na
czymś wręcz odwrotnym. Owszem, chciał, by rodzina uwierzy-
ła, że on i Viv są parą, ale bez przesady! Wolałby usłyszeć, że
postąpił rozsądnie, wstępując w związek małżeński, a nie że
działałimpulsywnie,kierującsięporywemserca.

Cozaironialosu!
Decyzjęoślubiepodjąłnatrzeźwo,poprzeanalizowaniusytu-

acji, a teraz ma grać rolę zakochanego męża? Zrobiło mu się
słabo. Skąd, do diabła, ma wiedzieć, co to jest miłość i jak się
zachowujeczłowiekbędącypodjejwpływem?

Nodobrze;jakkolwiekbynatopatrzeć,osiągnąłcel:dziadek

niewydziedziczyłgozpowodumałżeństwazViv.Niepotrzebnie
wpadłwpopłochpootrzymaniuesemesa,żestarszypanwybie-
rasiędoStanów,żebypoznaćżonęukochanegownuka.

–Cieszęsię,żetorozumiesz,dziadku.SpotykamsięzVivod

rokuiniewyobrażamsobie,abymmógłpoślubićkogośinnego.

Przynajmniejwtejkwestiinieskłamał,bofaktycznieniewy-

obrażałsobiemałżeństwazinnąkobietą.

background image

Na szczęście w ciągu tego roku zaprzyjaźnili się na tyle, że

uznał,iżmożepoprosićjąopomociuniknąćsytuacji,wjakiej
dziadekchciałgopostawić.Bostarszypanliczyłnato,żejeśli
JonaspoślubiSun,częściejbędziebywałwKorei;możewogóle
siętamprzeprowadzi?

NatomiastJonasmiałinneplany,alezmówieniemonichcze-

kał na fuzję. Kiedy Park Industries połączy się z Kim Electro-
nics,wtedymożnabyprzenieśćsiedzibękoncernudoKaroliny
Północnej,atylkoprodukcjęzostawićwKorei.Byłbytorównież
odpowiednimomentdoprzekazaniasteruwmłodszeręce.

Przez kilka minut Jung-Su opowiadał o tym, co chciałby zro-

bić w trakcie swojego pobytu w Raleigh, między innymi zwie-
dzićKimBuilding.Wreszciepoprosiłwnuka,bymuprzedstawił
Viv.

Jonas znalazł ją w kuchni. Notowała w podsuniętym przez

matkęzeszycieprzepisnababeczki.

–Widzę,mamo,żejużzdobyłaśjejsekretnyprzepis.
Matkapoklepałagoporamieniu.
– Nawet nie wiesz, synku, jak bardzo twoja żona cię kocha.

Wystarczyło,żerazjąpoprosiłam

Vivzaczerwieniłasię.Dotwarzyjejbyłozrumieńcem.
– Nie, mamo, to ty nie wiesz, jakim ja jestem szczęściarzem,

żezgodziłasięzamniewyjść.

–Teżwystarczyło,żerazmniepoprosił–oznajmiłaViv.–Naj-

wyraźniejniepotrafięodmówićnikomuonazwiskuKim.

Jonasuśmiechnąłsiępodnosem.
–Chodź,przedstawięciędziadkowi.
Uświadomił sobie nagle, że nie zasługuje na tak wspaniałą

dziewczynę.

Pomaga mu, uczestniczy w tej farsie, a co sama z tego ma?

Czasnajwyższy,abywkońcuudzieliłjejparufachowychradna
tematprowadzeniabiznesu.Wcześniejtoniebyłotakieważne,
ateraz

Terazbyłomuwstyd,żeniczymniepotrafisięVivzrewanżo-

wać.

Psiakość, dlaczego zgodziła się mu pomóc? Tylko z dobroci

serca?Musimiećinnypowód.Inaglebardzozapragnąłgopo-

background image

znać.

background image

ROZDZIAŁCZWARTY

Dziesięć minut po tym, jak zasiedli do stołu, Jonas wymyślił,

o co dziadkowi chodzi. Stary cwaniak próbował namieszać mu
wgłowie,otco!Takprowadziłrozmowę,jegownuksiedziałjak
naszpilkach.

Każde jego słowo, nawet to z pozoru najbardziej niewinne,

mogło mieć podwójne dno, być werbalną miną, którą należy
starannie omijać. Zwykłe „podaj masło” było podejrzane: dzia-
deknienawidziłmasła.

Jeżeli nie oszaleje dziś z powodu przebiegłości starszego

pana,tooszalejezpowoduViv,któracoruszocierałasięonie-
goramieniem.

Zakażdymrazemprzypominałsobie,żetoniczłego.Takro-

biąludzieświeżopoślubieni.Hm,właściwietomógłbypołożyć
rękęnaoparciujejkrzesła

Zrobiłto,gdyczekali,ażmatkapodakimchijjigae,zupę,któ-

rąprzygotowałanacześćJung-Su.

PochwiliVivodchyliłasięlekkodotyłu.Poczułbijąceodniej

ciepło. Przysunął się bliżej, obejmując ją, po czym opuszkami
palcówzacząłgładzićposkórze.Byłatakamiękka

–Cotynato,Jonas?
Wyrwanyzzadumy,skupiłsięnasłowachojca.
–Oczywiście.Bardzochętnie.
–Toświetnie.–BrianKimmrugnąłporozumiewawczo.–Wie-

działem,żesięzgodzisz.

Wspaniale!–pomyślałJonas.Żebyjeszczewiedział,nacosię

zgodził.Zabrałrękęzzaplecówżony.

Przez to ciągłe głaskanie stawał się coraz bardziej zdekon-

centrowany.Basta.Niktniemiałwątpliwości,żesązakochani,
niemusząnikomunicudowadniać.

Viv przysunęła się i położyła dłoń na jego udzie. Wstrzymał

oddech.Mięśniemiałnapięte.Pochwiliszepnęłamudoucha:

background image

– Mamy później zagrać w uno. Musisz mi wytłumaczyć zasa-

dy.

Grawkartywstaniepodnieceniaerotycznego?Oniczymbar-

dziej nie marzył. Ale przynajmniej wie, na co się zgodził.
Uśmiechnąłsięzwdzięcznością.

Viv odwzajemniła uśmiech. Wyczytał z jej oczu, by się nie

stresował, wszystko będzie dobrze. Kiedyś będą z rozbawie-
niemwspominaćtendzień.

Oby!
Dziadek uważnie mu się przyglądał znad talerza zupy. Jonas

czuł,żeladamomentrozpoczniesiękolejnarunda.Ifaktycznie,
Jung-Suodchrząknął.

–Powiedz,chłopcze,czytyitwojażonazamierzaciewkrótce

powiększyćrodzinę?

Znówpytanieodzieci?Itymrazemzustdziadka?OileJonas

rozumiał matkę – marzyła o wnukach, które mogłaby rozpiesz-
czać – o tyle nie rozumiał starszego pana; przecież nie chodzi
muoprawnuki.Nie,pytanienapewnomajakiśukrytysens.

–Nieodrazu–odparł,usiłujączyskaćnaczasie.
Wiedział,jakważnajestdlaKimówrodzina.Jegoojcieczmat-

kąniemogliprzebolećfaktu,żepoprzestalinajednymdziecku,
jego dziadkowie również. Jedni i drudzy nie posiadaliby się ze
szczęścia, gdyby usłyszeli, że on z Viv pragną mieć przynaj-
mniejdziesięciorodzieci.

– Viv jest właścicielką niedużej cukierni. Rozkręca biznes.

Chciałabyprzezjakiśczasskupićsięnakarierze.

Tak, właśnie dlatego nie planują natychmiast powiększać ro-

dziny. To doskonałe wytłumaczenie. Więc dlaczego ta sprawa
takgomęczy?

Możedlatego,żewyobraziłsobie,jakniedługobędziemusiał

odbyćzbliskimikolejnąrozmowęiwyjaśnićim,żechoćnadal
darzą się z Viv ogromną sympatią, to jednak postanowili się
rozwieść – pozostać przyjaciółmi, lecz nie mężem i żoną. Nie
przyszłomuwcześniejdogłowy,żeKimowiebędąniepociesze-
ni,kiedyoniVivzakończąswójzwiązek.

–NadeserpodambabeczkiViv–oznajmiłazuśmiechemmat-

ka.–Wyglądającudownie.

background image

–Najbardziejlubięteosmakucytrynowym.Pojednymkęsie

poczułem,żemuszęzdobyćtędziewczynę.

Viv obdarzyła go tak pełnym uwielbienia spojrzeniem, że

dreszczprzebiegłmupoplecach.Najejwargachpojawiłsięta-
jemniczyuśmiech.

Jonasmiałochotęporwaćżonędosypialni,aleniemógł–po

pierwsze, ich umowa tego nie przewidywała, a po drugie, cała
rodzinabaczniegoobserwowała.

–Ajaodrazuwtedy,przypierwszymspotkaniu,zorientowa-

łam się, że Jonas to ktoś wyjątkowy – powiedziała cicho Viv. –
Iniepomyliłamsię.Niemogłabymbyćzczłowiekiem,którynie
doceniamnieimojejpracy.Wtebabeczkiwkładamcałeserce.
Chcę, żeby dawały ludziom radość. I Jonasowi dają. Większość
klientówpoprostujepochłania,oblizującsięzapetytem,aJo-
nas bierze kęs, przymyka oczy, rozkoszuje się nim, wychwala
mniepodniebiosaipotemjedalej.

Istotnietakbyło.Miałwrażenie,żeVivdajedociastasekret-

nyskładnik:kilkapromienisłońca.Czymógłpożeraćbabeczki
bezmyślnie, rzucać się na nie jak wygłodniały pies na jedzenie
wmisce?Nie.Jadłpowoli,delektującsię,bozawszebyłotodla
niegonieziemskieprzeżycie.

Zamrugawszy,zerknąłnamatkę,którawpatrywałasięwViv

szklistymwzrokiem.

–Jakietoromantyczne!
–Tak,byłobardzoromantycznie–przyznałaViv.–Jaknafil-

mach,kiedybohaterudaje,żeprzychodzidocukierniwyłącznie
pociastka,aniepo,żebychoćmomentporozmawiaćzkobietą,
którajepiecze.Alejaodpoczątkuwiedziałam,żetomójlukier
podbiłserceJonasa.

Matkaroześmiałasięwesoło,aJonaspohamowałodruch,aby

wznieśćoczykuniebu.

Viv doskonale grała swoją rolę; nie powinien jej przeszka-

dzać.

Czułsięjednakodrobinęniezręcznie.
Zastanawiałsię,codziadekotymwszystkimmyśli.Chybanie

spodziewał się, że wnuk, którego uważał za swojego następcę,
jest aż takim romantykiem? Lepiej, aby Viv opowiedziała star-

background image

szemupanu,jaktojejmążciężkopracujeijaktrudnogoode-
rwaćodtelefonunawet,gdyzapraszająnalunch.

Oczywiście nie mogła tego powiedzieć, bo to było wierutne

kłamstwo. Ilekroć się spotykali, wyciszał telefon, żeby nikt im
nie przeszkadzał. Uwielbiał słuchać jej opowieści, to o sio-
strach,toonowymprzepisie.Conieznaczyło,żebyłwniejpo
uszyzakochany.

Alezależałomu,żebydziadektakmyślał.Żebyzaakceptował

jegomałżeństwozVivniedlatego,żeVivpomagamuzwiększyć
obrotywfirmie,adlatego,żepoślubiającją,kierowałsię„pory-
wemserca”.

Chryste, ale się wpakował! Musi przekonać dziadka, że jest

poważnymkandydatemnaprezesaKimElectronics,ajednocze-
śnie,żestraciłgłowędlaViv.

Iniewystarczyjednahistoryjkaoich„babeczkowymroman-

sie”; powinni cały czas przytulać się, obejmować, dawać sobie
buzi,słowemgraćrolęzakochanych.

Towariactwo!
–PrzywiezieszżonędoSeulupokazaćjejrodowąsiedzibęKi-

mów?–spytałJung-Su,wykorzystującciszę,jakazapadła.–Te-
razdomnależydowas.Możeciegourządzićposwojemu.

Jonasjęknąłwduchu.NiezdążyłwspomniećVivoprezencie

ślubnym.Uniosłapytającobrwi,naszczęścienicniepowiedzia-
ła.

– Właśnie szukamy domu w Raleigh – odparł Jonas. Zauwa-

żywszy,jakVivponownieunosibrwi,dodałpośpiesznie:–Więc
wnajbliższymczasieniewybierzemysiędoSeulu.Aleobojeje-
steśmyciogromniewdzięcznizatakhojnydar.

Warto dziadkowi przypominać, że jego, Jonasa, dom jest

w Stanach. Im głębiej zapuści tu korzenie, tym lepiej. Tak, po-
winien kupić dom, wspólny dom z Viv. Nową rodową siedzibę
wKaroliniePółnocnej.

– Bardzo dziękujemy, panie Kim – oznajmiła słodko Viv. – Jo-

nasijasprawdzimynaszezobowiązaniaipostaramysięznaleźć
kilka dni na podróż do Seulu. A co do urządzenia to może
pani–zwróciłasiędomatkiJonasa–cośnamdoradzi?

MamaJonasarozpromieniłasię.

background image

– Ależ tak! Cudownie! Któregoś dnia umówimy się na lunch

iobgadamyszczegóły.Zawszeuwielbiałamtendom.

Jonassiedziałoniemiały.Miałwrażenie,jakbystraciłkontrolę

nad swoim życiem. Jakby znajdował się w rozpędzonym pojeź-
dzie,wktórymzepsułysięhamulce.

W ciągu ostatnich dwóch minut zadeklarował się, że kupi

domwRaleigh,apotemudazżonądoKorei,abyVivurządziła
na nowo, „po swojemu” dom, w którym nie zamierzali miesz-
kać.Ciekawe,nacojeszczesięzgodziprzedkońcemwieczoru.

–KiedybędzieciewKorei–mówiłdziadek,ponownieskupia-

jącnasobieuwagę–spotkamysięzzarządemiomówimytwoją
przyszłość,chłopcze.Stałeśsiępoważnymikompetentnymbiz-
nesmenem. Twoje osiągnięcia na rynku amerykańskim są do-
prawdyimponujące.Uważam,żepomoimprzejściunaemery-
turępowinieneśobjąćfunkcjęprezesa.

Szalonypojazdzahamowałzpiskiemopon.
Powiedzcoś,Jonas;powiedz,żeczujeszsięzaszczycony,usły-

szałwewnętrznygłos.Ajednak,oszołomionyobietnicą,niebył
wstaniewydusićanijednegosłowa.

Wszystko,oczymmarzyłidoczegodążył,zostałomupodane

nasrebrnejtacy–natacy,którąVivtrzymaławswoichdelikat-
nych paluszkach. Zakręciło mu się w głowie. Dziadkowi podo-
bałosię,żejegownuksięożenił.Namiłośćboską,coteraz?

Przecież nie może anulować małżeństwa, bo straci poparcie

dziadka.JeżeliJung-Suniewstawisięzanimnazebraniuzarzą-
du

OChryste!JakmapowiedziećbiednejViv,żeprzysługa,którą

zgodziła się mu wyświadczyć, musi potrwać rok dłużej, niż za-
kładał?

Przeraziło go również coś innego. Że zamiast się zmartwić,

miałochotęodtańczyćtaniecradości.

Pokójgościnnyzwłasnąłazienkąmieściłsięnakońcukoryta-

rza. Viv ucieszyła się z łazienki. Nie lubiła krążyć w szlafroku
pocudzymdomu.

Pożegnawszysięzresztąrodziny,razemzJonasemweszłado

sypialni.Wobecnościmężczyznnigdyniegrzeszyłapewnością

background image

siebie. Jonas ją pociągał, ale wiedziała, że ich małżeństwo jest
fikcyjne,żezajakiśczassięrozstaną.Tojejdodawałoodwagi.

Zadrżała, patrząc, jak jej przystojny mąż rozluźnia krawat

podszyją,apotemzwestchnieniemulgiopadanałóżko.

–Ciężkidzień,kochanie?–spytałażartobliwymtonem.
Chryste,ależwyglądałseksownie,kiedyleżałzpodwiniętymi

rękawamikoszuliigołyminogamiskrzyżowanymiwkostkach.

– Chyba żadna kolacja mnie tyle nie kosztowała – przyznał,

jakbyto,żeprzebywająrazemwjednejsypialni,byłoczymścał-
kiemnaturalnym.

–Maszfantastycznąrodzinę.–Vivusiadłaobokniegonałóż-

ku,dlategożemogłaichciała,atakżedlatego,żewpokojubra-
kowałofoteli.

Od biedy mogłaby usiąść na jednym z dwóch krzeseł stoją-

cych przy stole pod oknem. Ale wtedy byłaby zbyt daleko od
głównej atrakcji, która znajdowała się na środku łóżka. Kiedy
materacugiąłsięlekkopodciężaremjejciała,Jonasuniósłrękę
znadtwarzyiutkwiłspojrzeniewoczachżony.

–Mówisztak,bojesteśmiła,apowinnaśodegraćscenkękłót-

niiuciecdodomu,zostawiającmnietu,żebymsamodpowiadał
napytaniadotycząceprzyszłościnaszegomałżeństwa.

Co?Miałabyuciec,kiedywłaśniezaczynasięnajlepszaczęść

jej małżeńskiej przygody? Dzieli sypialnię z Jonasem Kimem,
któregoniedawnopoślubiła,anockryjeprzedsobąwielemożli-
wości

Ponownieprzebiegłjejpokrzyżudreszcz.
Ostrożnie, Viv! – przykazała sobie. Bo zwykle w takich chwi-

lachwszystkopsułaswojąnadgorliwością.

Z Jonasem musi postępować czujnie i rozważnie; tu nie ma

miejscanabłędyipowtórki.

– Nie zamierzam odgrywać żadnych scenek kłótni. – Wycią-

gnęłarękęipogładziłamężapogłowie.Byłatoniewinnakojąca
pieszczota, bo faktycznie sprawiał wrażenie zestresowanego. –
Ocomielibyśmysiękłócić?Opieniądze?

–Niewiem.Chybanie.–Przymknąłpowieki.–Mm,jakprzy-

jemnie.Aleniemusisztegorobić.

Mylił się. Musiała. To była jej szansa, aby bezkarnie dotykać

background image

męża,gdyleżyzzamkniętymioczami,iprzyglądaćmusięzbli-
ska.

– Zdradzę ci sekret. Czasami coś robię nie z poczucia obo-

wiązku,aledlatego,żechcę.

Roześmiałsięcicho.
– Przepraszam. Po prostu mam świadomość, jak wielką wy-

świadczasz mi przysługę i jak ciężko jest odpowiadać na
wszystkiepytaniamojejdociekliwejrodziny.

Kiedytakgładziłagopogłowie,uznała,żetojednoznajprzy-

jemniejszych doświadczeń w jej życiu. Jonas miał miękkie wło-
sy,jedwabiste.Zanurzaławnichpalce,delikatniepocierałaczo-
ło,skronie.Odczasudoczasurozlegałsięseksownypomruk.

– Odpręż się – szepnęła częściowo do Jonasa, częściowo do

siebie.–Rozluźnij.Wiesz–dodałapochwili–wcalenieuważam
twojej rodziny za przesadnie dociekliwą. Masz cudowną mamę
i możesz wierzyć lub nie, ale twój dziadek nie jest żadnym po-
tworem,któryplujeogniem.

–Podarowałnamdom.–Jonasotworzyłoczy.–Ztymsięwią-

żąróżneniewypowiedzianenagłosoczekiwania.Będzieniepo-
cieszony,kiedybędęmusiałzwrócićmujegohojnydar.

Vivwzięłagłębokioddech.Niełatwobyłonabraćwpłucapo-

wietrza,kiedytakintensywniesięwniąwpatrywał.

–Niezwracaj.PolecimydoKorei,takjakobiecaliśmy.
–Viv
Usiadłinagleznalazłsiępozazasięgiemjejdłoni.Jakaszko-

da!–pomyślała.

– Jesteś wielkoduszna, ale Nie słyszałaś rozmowy przy sto-

le? Im dłużej będziemy to ciągnąć, tym bardziej się wszystko
będzie komplikować. A niestety wygląda na to, że nasze mał-
żeństwopotrwadłużej,niżpoczątkowozakładałem.

Dawniej,gdybymężczyznapowiedziałjejcośtakiego,rzuciła-

bymusiędostópirozpłakałazeszczęścia,żejeszczezniąnie
zrywa.AlejużniebyłaVivZaborczą,VivBluszczem.NowaNie-
zależnaVivwiedziała,żemusiwszystkorozegraćinaczej.

– Mówisz to takim tonem, jakby życie ze mną było przykrym

obowiązkiem – skarciła go ze śmiechem. – A całej rozmowie
podczas kolacji uważnie się przysłuchiwałam. I jeśli się nie

background image

mylę,zusttwojegodziadkapadłysłowaotwoichosiągnięciach
i przejęciu funkcji prezesa. Chyba powinniśmy się cieszyć, nie
sądzisz?

–Jazpewnością,aleniety.Botosięwiążezdalszymwyko-

rzystywaniemciebieprzezemnie.Niewiadomo,iletomożepo-
trwać.Wcześniejzakładałem,żedoczasufuzji.Terazwiem,że
doczasu,ażdziadekprzejdzienaemeryturęiprzekażemiwła-
dzę.Możeupłynąćwielemiesięcy,nawetrok,zanimtosięsta-
nie.

Rok?CałyrokmieszkaniazJonasemwjegowspaniałymapar-

tamencieibyciajegożoną?

Rok„ćwiczeń”,abyniewypaśćzroli,którądobrowolnieprzy-

jęła?Czyzdołatakdługoukryćto,coczujedomęża?Niewyja-
wić mu uczuć, które – podejrzewała – będą jedynie przybierać
nasile?Czywytrzymatetortury?

Dała Jonasowi słowo, że wyświadczy mu tę przysługę. Kole-

żeńską przysługę. Jonasowi nie chodziło o nic więcej. A zatem
jedyne, na co ona może liczyć, to właśnie te ćwiczenia. To jej
musiwystarczyć.

–Notak,nieumawialiśmysięnatyleczasu,alenieczujęsię

wykorzystywana. Poza tym nie czeka na mnie żaden narzeczo-
ny.

Zamiastodetchnąćzulgą,Jonasskrzywiłsię.
– Nie rozumiem, dlaczego to robisz. Wszystko razem miało

potrwaćkilkatygodni,dopókidziadekniezawrzeumowyzPar-
kiem,aterazRanyboskie,chybaniejesteśchora?Nieumie-
rasznaraka?

Zmusiłasiędośmiechu,choćwtym,coJonasmówił,niebyło

nicśmiesznego.

Niebyłoteżnicśmiesznegowtym,żeniepotrafiłaodpowie-

dzieć mu na pytanie, dlaczego perspektywa spędzenia z nim
rokulubdłużejniebudziwniejgrozy.

– A co, myślisz, że mam listę rzeczy, które chcę wykonać

przed śmiercią, i bycie żoną Jonasa Kima figuruje na niej pod
numeremtrzecim?Bojeślitaksądzisz,toznaczy,żejesteśbar-
dzoarogancki.

Widząc zdumienie na jego twarzy, niemal się wystraszyła.

background image

DawnaVivnapewnozaczęłabysięplątać,alenieNowaNieza-
leżnaViv.

OczywiściepragnieniezostaniażonąJonasaKimaznajdowało

sięnapierwszymmiejscujejlisty,aleJonasniemusiotymwie-
dzieć.

– Prowadzenie firmy zajmuje mnóstwo czasu – podjęła po

chwili przerwy. – Sam wiesz to najlepiej. Człowiek haruje sie-
demdziesiątgodzinnatydzień,ciąglejestwbiegu,niedosypia.
Kiedymiałabymumawiaćsięnarandki?Owszem,bywa,żedo-
kucza mi samotność; każdy ma ten problem. Toteż nasz układ
idealniemiodpowiada.Niczegoodsiebienieoczekujemy,lubi-
mysię

Bardzosprytnie.Pogratulowałasobiewduchu.
Mówiła prawdę, lecz nie całą prawdę, i jej słowa brzmiały

przekonująco.

Jonasodprężyłsię,grymasznikłzjegotwarzy.
–Wybacz,poprostutakwielecizawdzięczam.Iniejestem

pewien, czy moja fascynująca osobowość wynagradza ci ko-
niecznośćdzieleniazemnąsypialni.

–Tak,lepszebyłybydwieoddzielne–powiedziała,przesuwa-

jąc wzrokiem po jego ciele. – Ale możemy skorzystać z okazji,
żebydalejpoćwiczyć

Jonaszmrużyłoczy.
– Poćwiczyć, mówisz? Ale po co? Już przekonaliśmy rodzinę,

że naprawdę jesteśmy małżeństwem. Wszystko znakomicie się
udało.Niemusimysiędalejmęczyć.

Zabolałyjąjegosłowa.Sądziła,żejejdotyksprawiamuprzy-

jemność.

– Bo ja wiem? Może masz rację – rzekła obojętnym tonem,

aby broń Boże nie pomyślał, że jej na nim zależy. A zależało!
Najchętniejnieodrywałabyodniegorąk.–Pamiętajjednak,że
czeka nas jutro cały dzień z twoją rodziną. A potem spotkanie
zmoją.Ichteżmusimyprzekonać,żebardzosiękochamy.Nie
chciałabym,abyzaczętoonasplotkować.MążJoyznawszyst-
kichwpływowychludziwmieście.Światbiznesujestmały

Jonasściągnąłbrwi.
–Grunt,żebyuwierzyliwnaszślub.Miłośćniematunicdo

background image

rzeczy.

–Jakto,Jonas?Przecieżludziepobierająsięzmiłości.
Pojegotwarzyprzemknąłcieńpaniki.InagleprzyszłoVivdo

głowy, że zamiast ćwiczyć dotyk, powinni szczerze z sobą po-
rozmawiaćosprawach,którychdotądnieporuszali.

–Niezgadzaszsię?
– Że powinno się zawierać małżeństwo wyłącznie z miłości?

Nie wiem – odparł, odwracając wzrok. – Nigdy wcześniej nie
składałemprzysięgimałżeńskiej.

Wymigałsięododpowiedzi.Czytoznaczy,żenigdywcześniej

niebyłzakochany?Czyżemiłośćjestdlaniegoobcym,abstrak-
cyjnympojęciem?

A może cierpiał z powodu złamanego serca i nie chciał wra-

caćdobolesnegotematu?

– Twoi rodzice od dawna są małżeństwem. Uważasz, że się

niekochają?

–Pewniesiękochają.Niezastanawiałemsięnadtym.
–Tosięzastanów.
Wiedziała, że wywiera na niego presję, ale to jest ważne.

Wszyscywierząwmiłość.Prawda?

–Takmiprzyszłodogłowypocociżonananiby?Zmarno-

wałeś cały rok. Zamiast zapraszać mnie na kawę, powinieneś
byłrozglądaćsięzakimś,wkimmógłbyśsięzakochać.

W ciągu tego roku z nikim się nie umawiał. Pytała go o to

wielokrotnie.

–Viv–powiedziałcicho,patrzącjejwoczy.–Niktmniedo

niczegoniezmuszał.Gdybymwolałspędzaćczaszkimśinnym
niżztobą,tobytakbyło.Zrozum,lubięcię.Taktrudnociwto
uwierzyć?

Niezdołałapowściągnąćuśmiechu.Zresztąpocomiałabyto

robić? Nawet wtedy, gdy nie odpowiadał na jej pytania, Jonas
sprawiał,żechciałojejsiężyć.

Szkoda,żemimonamiętnychpocałunkówwidziałwniejjedy-

niekumpelę,aleokej.Niebędziesięztegopowoduzadręczać.
Nie każda kobieta ma tak fantastycznego przyjaciela który
wywołujewniejgrzesznemyśli.

Zamyśliła się. Na razie będzie udawała sama przed sobą, że

background image

ćwiczy, jak być niezależną, niezaborczą Viv, której mężczyźni
się nie wystraszą. Jonasa nie zatrzyma, ale przynajmniej sobie
potrenuje.

Najpierw jednak musi znaleźć odpowiedź na pytanie: jak za-

braćsięzauwodzeniemężczyzny,abyniedomyśliłsię,żejejna
nimzależy?

background image

ROZDZIAŁPIĄTY

Materacmusiałbyćnaszpikowanyżyletkami.Tylkotymmoż-

nawytłumaczyć,dlaczegoJonasczułsiętak,jakbycośgouwie-
rałowplecy,łydkiipośladki,kiedypokolacjileżałwłóżku,roz-
mawiajączViv.

Wszystkobyłodobrze,dopókiniepojawiłosięsłowonaliterę

M.Omiłościniechciałmówić,aomiłościimałżeństwietojuż
w ogóle. Viv na pewno się myliła, nie każdy mąż i żona pałają
dosiebiegorącymuczuciem.Gdybywszyscysiękochali,liczba
rozwodówbyłabyznaczniemniejsza.

OniVivbylimężemiżonąnapapierze,aleniewżyciu.Gdy-

by byli prawdziwym małżeństwem i leżeli obok siebie, on gła-
dziłby ją po udzie. Jego wargi wędrowałyby po jej szyi, pokry-
wając ją pocałunkami. Viv sprawiała wrażenie, jakby nie wie-
działa,cosięznimdzieje;jakbybyłanieświadoma,jakbardzo
jejpragnie.

Są mężem i żoną. Drzwi sypialni były zamknięte. Mogliby

No właśnie, co by mogli? Co ich powstrzymuje? Dlaczego się
nieprzytulali,niepieścili,nieoddychaligłośno,niekazalijedno
drugiemubyćciszej,żebyniktichniesłyszałprzezścianę?

–Powinniśmyustalić,gdziektośpi–powiedziałaViv.–Moim

zdaniemłóżkojestwystarczającoszerokiedlaobojga.Bezpro-
blemuzachowamyplatonicznycharakterzwiązku

Natychmiastwyobraziłsobie,jakVivwsuwasięnagapodkoł-

drę i przyciskając ją do piersi, spogląda na niego spod swoich
długichrzęs.

–Jamogęnapodłodze–zaproponował.
Uśmiechnęłasiępodnosem,jakbyprzezmateriałjegospodni

widziała, że ma erekcję. Którą faktycznie miał i której nie był
wstanieukryć.

–Nalegam.Tyitakwyświadczaszmiprzysługę.
– Nie żartuj, możemy spać w jednym łóżku i trzymać rączki

background image

przysobie.

Zmrużyłaoczy.Poczuł,jakrobimusięgorąco.
–Chybaże–Zamilkła.–Myślisz,żepokusabyłabyzawiel-

ka?

Przełknąłślinę.Skądonatowie?Czytawjegomyślach?Zre-

flektowałasię,cootymsądzi?Żewśrodkunocy,wstaniepół-
snu, łatwo byłoby wysunąć rękę, przyciągnąć żonę do siebie,
wtulićsięwjejmiękkieciepłeciało,pocałowaćjąnamiętnie.

Był w potrzasku. Nie chciał stracić przyjaźni Viv i nie mógł

zerwaćpaktu,jakizawarłzchłopakami.

–Nie,noskąd!–oburzyłsię.–Toznaczy,byłaby.Pokusa.Zde-

cydowaniebyłaby–Zacząłdukaćnieskładnie.–Muszęmu-
szęcośsprawdzić.

Szybko,zanimzrobizsiebiegłupca,zerwałsięzłóżkaiskie-

rowałkudrzwiom.

–Możeszpierwszaskorzystaćzłazienki!–rzuciłprzezramię.
Przydałbymusięterazzimnyprysznic.Trudno,poczeka.Za-

cząłkrążyćpodomujakzłodziej,cicho,napalcach,żebynikogo
niezaalarmować,niezdradzićsięztym,żeuciekłzsypialni,zo-
stawiającnowopoślubionążonęsamą.

Zajrzałdogabinetu,aleczułsiętamjakwbiblioteceuniwer-

syteckiej.Kochałojca,leczróżnilisięjakdzieńinoc.BrianKim
niemiałwsobieniczbiznesmena.Najwyraźniejgenprzedsię-
biorczości przeskoczył jedno pokolenie. W sali wykładowej na-
tomiastBrianKimbyłwswoimżywiole.Jakopracowniknauko-
wy miał zniżkę na czesne swoich dzieci, dlatego Jonas studio-
wałnaUniwersytecieDuke’a.

Oboje rodzice odmawiali przyjęcia pomocy finansowej od

Jung-Su;uważali,żeskoroBrianniepracujewKimElectronics,
nicmusięzrodzinnejfortunynienależy.

Gdybyojciecwykładałnainnymuniwersytecie,Jonasniepo-

znałby Warrena, Hendrixa i Marcusa. Przyjaźń z nimi go
ukształtowała.

Pogrzebbyłstrasznymprzeżyciemdlapozostałejtrójki.Jonas

niemógłuwierzyć,żejedenznichleżywtrumnie.Podczasuro-
czystościmatkatrzymałagozarękę,aon,zawszepozującyna
luzaka,byłjejwdzięcznyzawsparcie.Marcusodwielutygodni

background image

chodziłprzygnębiony,aleoni,jegoprzyjaciele,niesądzili,żeto
się tak tragicznie skończy. Uważali, że ucierpiała jego męska
dumaityle.

Marcus jednak coraz bardziej staczał się w czarną otchłań.

Taktojestzmiłością.Człowiek,któregodopadnie,robiszalone
kretyńskie rzeczy, całkiem do niego nie pasujące. Na przykład
popełniasamobójstwo.

Jonas usiadł w fotelu ojca i popatrzył z zadumą na ogród ze

stawem, w którym pływały karpie. Od dziesięciu lat powtarzał
sobie,żeniejestwinien;niktniezauważyłoznakzbliżającejsię
tragedii.Ioddziesięciulatczułwyrzutysumienia.Alecomógł
zrobić?PrzemówićMarcusowidorozsądku?Nieposłuchałby.

Wkażdymrazietasmutnahistoriajednegogonauczyła:trze-

baunikaćmiłości.

Dlatego musi trzymać się z dala od Viv. Owszem, pokusa, by

ją pieścić, była silna, ale także niebezpieczna. Są przyjaciółmi.
Już kilka razy przekroczyli dozwoloną granicę. Chcieli, aby ro-
dzinauwierzyławichmałżeństwo,alewgruncierzeczyczyto
niebyławymówka?

Powinienmiećsięnabaczności.Niedokońcawierzył,żecoś

mu grozi, ale wolał nie ryzykować. Cały rok wytrwali we
wstrzemięźliwości.Cosięzmieniło?

Mieszkaniepodjednymdachem?Bliskośćfizyczna?To,żeod-

kąd raz się pocałowali, nie był w stanie o tym zapomnieć? Że
pragnąłpowtórki,ilekroćVivstawaławjegopoluwidzenia?

Spaniewjednymłóżkubędziemęczarnią.Chybaniedarady.

Najlepiej,jakprześpisięnakanapiewsalonieinastawibudzik
napiątąrano,zaniminniwstaną.

O piątej pójdzie pobiegać, a kiedy wróci, będzie udawał, że

całą noc spędził z żoną. Wprawdzie nigdy nie uprawiał joggin-
gu,aleprzecieżmożezacząć.Napewnomutoniezaszkodzi.

Tak,todobryplan.
Wstałzfotelairuszyłdosypialni,żebypowiedziećViv,cowy-

myślił.

Ale kiedy wszedł do środka, okazało się, że Viv wciąż jest

w łazience. Wyciągnął się na łóżku obok jej otwartej walizki.
Zerknąłdośrodka,bezpowodu,tylkodlatego,żebyłaotwarta.

background image

Nawierzchuleżałaseksownabielizna.

Imdłużejpatrzyłnacieniutkieramiączkaikoronkoweskraw-

kimateriału,tymbardziejoczygopiekły.Cotomabyć,tedwa
trójkąciki?Cośtakprowokującegopowinnobyćsurowozakaza-
ne.Ajeszczekolor–żółty!Takijaklukiernababeczkach,które
muprzynosiła,kiedyumawialisięnalunch.Nawidoktychko-
ronkowychszmatekpoczułpodniecenie.

Obokstanikazhalkąleżałymajteczki.Majteczki?Tozadużo

powiedziane. Wyobraził sobie, jak opinają ciało Viv, a potem –
jakonjewolnościąga.

Zaraz,hola!SkądwrzeczachVivtakseksownabielizna?Nie

potrafiłjasnomyśleć.

Skup się, stary. Dobrze, a więc kupiła koronowy komplet. Po

co?Żebyleżałwwalizce?Nie!Poto,żebykusićjego,Jonasa.

Towbrewregułom!Niemógł–niechciał!–jejkochać.Aona

wierzyławmiłość.Uważała,żewystarczydosypaćszczyptęmi-
łości do małżeństwa, zamieszać, a potem żyć długo i szczęśli-
wie.Niestetywjegowypadkutenprzepissięniesprawdzał.

Naglewłaziencezapadłacisza.
Cholera, powinien jak najszybciej opuścić sypialnię. Zanim

jednakzdążyłwstać,Vivwyszłaluźnoowiniętaręcznikiem.Pod
spodembyłanaga.Iwciążmokra.

Jonasutkwiłspojrzeniewpojedynczychkroplach,którespły-

waływolnopojejszyiiramieniu.

–Niewiedziałam,żejesteś–powiedziałacałkiemniepotrzeb-

nie,boprzecieżzdawałsobiesprawę,żeniewparowałabypół-
nagadosypialni,gdybysądziła,żezastaniegonałóżku.

–Przepraszam–mruknął.
Zamierzałodwrócićwzrok,alewtymmomencieręczniklek-

ko się osunął, a Viv nie wykonała żadnego ruchu, aby go pod-
ciągnąć.

Możechciała,byujrzałfragmentjejidealnieukształtowanych

piersi? Oczywiście nie wiedział, czy takie są, ale widok ponęt-
nych kształtów pod ręcznikiem wystarczył, aby zrobiło mu się
gorąco. A skoro tak wielką siłę rażenia ma nieduży widoczny
kawałek

–Chceszterazskorzystaćzłazienki?–spytała.

background image

Psiakość! Wciąż stała na środku pokoju. Naga. Mokra. Owi-

niętaluźnoręcznikiem.

–Chętnie–odparł,niepodnoszącsię.
Powinienzerwaćsięzłóżkaizabarykadowaćsięwłazience.

Nieważne,czyVivzużyłacałąciepłąwodę;jemupotrzebnybył
kubełlodowatej.

– Dasz mi jeszcze minutkę? Muszę wysuszyć włosy. – Roze-

śmiała się dźwięcznie. – Normalnie bym owinęła głowę ręczni-
kiem,alesątylkodwaNiechciałamobumoczyć.

Ująwszy koniec ręcznika, uniosła go, niechcący odsłaniając

większyfragmentuda.Jonasaponownieprzeniknąłdreszcz.

–Powinnaścośnasiebienarzucić–rzekł,alegonieusłysza-

ła,bogłosuwiązłmuwgardle.

Może to i lepiej, bo to „coś” było nieco dwuznaczne. Wciąż

miałprzedoczamiżółtąkoronkowąbieliznę.Pocozostawiałaby
jąnawierzchu,jeśliniezamierzałajejwkładać?

Zamyślił się. Wróciłby do sypialni za godzinę, wsunął do łóż-

ka, a tam czekałaby na niego żona w cieniutkich majteczkach
izmysłowejhaleczce?

Możeudać,żeniewidziałtegożółtegokompletu?Bojakina-

czejsiędowie,coVivplanowała?

Byłpodniecony.Dogranicwytrzymałości.
Odchrząknąłispróbowałponowniesięodezwać.
–Mogęwrócićzaparęminut.
Usłyszałago.
– Nie musisz. Już i tak długo czekasz. Po prostu nie przywy-

kłamdodzieleniasięłazienką,atakmiłosięstałopodpryszni-
cem,żestraciłamrachubęczasu.

Wyobraził ją sobie pod strumieniem. Nagą, z zamkniętymi

oczami,zbłogimuśmiechemnatwarzy.Wodaspływajejpora-
mionach,pobiuście

Jęknął.Zacosiętakkarze?
–Wszystkowporządku?–Zatroskanapodeszłabliżej,niepa-

miętającotym,żepodręcznikiemniemanicnasobie.

Mógłby wyciągnąć rękę, chwycić ją w pasie i posadzić sobie

nakolanach.Wystarczyłbyułameksekundy.Ręcznikspadłbyna
podłogę,aonmiałbyprzednosemjejpięknepiersi.Przysunął-

background image

by usta nie potrzebowałby żadnych koronek. Chociaż nie;
młoda mężatka ma prawo włożyć seksowną bieliznę, jeśli tego
chce.

–OJezu.–NagleVivzaczerwieniłasięodczubkówwłosówpo

dekolt. Wpatrywała się w walizkę. – Widziałeś ten idiotyczny
komplecik,któryGracemipodarowała?

Podniosłakoronkowystanikzhalkąiprzyłożyłajedosiebie.
–Wyobrażaszmniesobiewczymśtakim?
Tak,wyobrażałsobie.
– Nie mam pojęcia, co jej odbiło – kontynuowała, nieświado-

matego,żeJonasledwopanujenadpodnieceniem.–Otwórzcie
to razem, tak powiedziała, i mrugnęła porozumiewawczo. My-
ślałam,żeskoroniejesteśmyprawdziwymmałżeństwem,mogę
otworzyćsamaAlemożepowinnambyłapoczekaćnaciebie?

Roześmiałasię,lekkospeszona.
–Wporządku,nicsięniestało.Następnyprezentotworzymy

razem. – Co on gada, zreflektował się. Jaki następny? – Twoja
siostrachciaładobrze.Przecieżniewie,żeniesypiamyzsobą.

Że jeszcze nie sypiają. Za kilka minut znajdą się w jednym

łóżku,podjednąkołdrą.Awtedy

–Toprawda.Aletegonamżyczy,prawda?Gorącychnamięt-

nych nocy. Bo takie frywolne koroneczki nosi kobieta, której
mężczyzna nie potrafi utrzymać rąk przy sobie. – Viv umilkła
i popatrzyła na niego z wyzwaniem w oczach. – Powinniśmy
znówpoćwiczyć,niesądzisz?

–Chcesz,żebymćwiczyłżebymudawał,żeniemogęutrzy-

maćrąkprzysobie?

Jeśli cokolwiek miał ćwiczyć, to raczej samokontrolę, a nie

odwrotnie. Powściągliwość. Umiar. Tak, na tym powinien się
skoncentrować.

To nie Viv kupiła seksowną bieliznę, by go uwieść; bielizna

byłaprezentemodjejsiostry.

Poczułsięzawiedziony.Czytonieidiotyczne?
Vivpokiwałagłową.
– Grace też niedawno wyszła za mąż i często mi opowiada

oswoimbujnymżyciuerotycznym.Zapewneuważa,żewszyst-
kiemłodeparyniewychodzązłóżka.

background image

–Okej,alechybaniemyśli,żeobłapujemysięnakażdymkro-

ku,zawszeiwszędzie?–warknął.

Byłzły,booczamiwyobraźniwidziałsiebieiVivwmiłosnym

uścisku.Tak,Graceijejmążmoglibysięwieleodnichnauczyć.

Nie. Nie mogliby. Viv nie włoży seksownej bielizny ani dziś,

ani nigdy, a przynajmniej nie dla niego. Nie będą się ścigać
zGraceijejmężem.Niebędąprowadzićbujnegożyciaerotycz-
nego, ponieważ Viv prowadzi biznes i nie ma czasu na głupie
zaloty. Nawet jeśli te zaloty miałby uskuteczniać jej własny
mąż,zwłaszczamąż,któryobiecał,żeichzwiązekbędzieplato-
niczny.

Sam był sobie winien. Nigdy nie czuł tak silnego pociągu do

żadnejkobiety,aleniezamierzałmuulegać.Zdwóchpowodów:
chciał dotrzymać przysięgi, jaką złożył z kumplami po śmierci
Marcusa,atakżezachowaćsięfairwobecViv.

Dlategowiedział,żemusiszybkozmienićtemat.Izapanować

nadpożądaniem,zanimbędziezapóźno.

Vivztrudemwciągałapowietrzewpłuca.Bałasię,żeręcznik

całkiemwysuniesięzjejdrżącychpalców.

Choć zważywszy na to, jak długo Jonas pozostawał ślepy na

jej próby uwiedzenia go, może powinna zastosować bardziej
bezpośredniąmetodęistanąćprzednimwstrojuEwy.

Chryste, nie nadawała się do tego. W telewizji wszystko wy-

gląda tak łatwo. Gdyby któraś z bohaterek „Skandalu” wyszła
złazienkiowiniętaręcznikiem,tobyłabyjużwtrakcietrzeciego
orgazmu.

Może należało otworzyć prezent razem z Jonasem, a nie zo-

stawiaćbieliznęnawierzchu.Myślała,żenawidokkoronkowe-
gozestawuprzyjdąmudogłowyciekawepomysły.Żeprzejmie
inicjatywę i po niemal rocznym okresie postu spędzą z sobą
ekscytującąnoc.

–Zamiastcokolwiekćwiczyć,musimyuzgodnićnaszewersje

– oznajmił. – Do spotkania z twoją rodziną mamy jeszcze czas,
ale moja jest tuż za ścianą. Wolałbym uniknąć takich sytuacji
jakdziśprzystole,kiedyobiecaliśmydziadkowi,żepolecimydo
Korei.

background image

–AleżzprzyjemnościąwybioręsiędoSeulu.
Rozbawionypokręciłgłową.
–Toszesnastogodzinnapodróż,oilenalotniskuniemakole-

jekdoodprawypaszportowo-celnej.

Vivzmarszczyłaczoło.Jaktosięstało,żezrozmowyoseksie

przeszlinawizytęudziadkawKorei?

– Mamy mnóstwo czasu – zauważyła pogodnie. – Starczy go

nauzgodnieniewersji.–Namomentzamilkła.–Okej,włosymi
jużwyschły.Niebędęgasićświatła,poczytam.

Jonas zerknął na łóżko, potem znów przeniósł spojrzenie na

żonę.

–Zastanawiamsię,czyniespaćnakanapiewsalonie.Mógł-

bymnastawićbudzik

–Wykluczone–zaprotestowała.Tobypopsułojejplany.–Aje-

śli ktoś zgłodnieje w nocy i pójdzie do kuchni po przekąskę?
Wszystkosięwyda.Pozatymkanapajestmałowygodna.Masz
spaćtutaj.

Wygoniłamężadołazienki.Kiedydrzwisięzanimzamknęły,

wzięła kilka głębokich oddechów, po czym rzuciła ręcznik na
podłogę, upięła włosy na czubku głowy, zostawiając parę luź-
nychkosmyków,następniewłożyłażółtykomplecik,którywczo-
rajsamadlasiebiewybrała,będączGracenazakupach.

Koronkowewstawkizasłaniałysutki.Majteczkiodsłaniałynie-

malcałepośladki.Poczułasiępięknaiseksowna.Nicdziwnego,
żekobietyubierająsiętakdołóżka.Wżółtymkomplecieczuła
sięznakomicie.Możecośztegowyniknie?

Zzadrzwidobiegałszumwody.Vivwsunęłasiędołóżka,za-

kryłakołdrąpobrodę.Nie,chwileczkę!Takniejestdobrze!Za-
częłapoprawiaćkołdrę.Jednapierśwyglądałaponętniewcien-
kiej halce; druga wciąż była schowana. Oparłszy się o wezgło-
wie,Vivpociągnęłakołdręwdółpięćcentymetrów,dziesięć.
Wreszcieuznała,żewystarczy.

Górną połowę ciała miała właściwie obnażoną; koronka nie

pozostawiała wiele dla wyobraźni. Teraz nic nie powinno po-
wstrzymaćJonasaprzedskorzystaniemzjejzaproszenia.

Światło! Zrzuciła kołdrę, podbiegła do kontaktu i zgasiła

światło,zostawiającjedynielampkęnocną.

background image

Kiedy usłyszała, jak drzwi od łazienki się otwierają, straciła

odwagęijednakpodciągnęłakołdrępodbrodę,zasłaniającbie-
liźnianykomplet.

PochwiliJonaswkroczyłdopokoju.
O cholera! Był najatrakcyjniejszym mężczyzną pod słońcem!

Koszulę miał rozpiętą pod szyją, rękawy podwinięte; poły opa-
dałyluźnonaspodnie.Zkażdymjegokrokiemczuła,jakserce
bijejejszybciej.

Za moment ten seksowny facet zdejmie ubranie i położy się

dołóżka.Kołoniej.Ogarnąłjąstrach,azarazemradośćipod-
niecenie.

Pragnęłagocałąsobą,ażdobólu.
–Myślałem,żezamierzaszczytać.–Przystanąłnaśrodkupo-

koju,jakbydotarłdoniewidocznejściany.

Byłtakblisko,ajednocześnietakdaleko.
Potrząsnęła głową, nerwowo szukając wiarygodnego wytłu-

maczenia. Trudno trzymać w ręce tablet i udawać zaczytaną,
kiedymasięnasobiezmysłowąbieliznęnocną,którazdajesię
wołać:bierzmnie!

Awłaściwietoszkoda,pomyślałaViv.Mogłabyleżećnabrzu-

chu,ztabletemwspartymopoduszkę,zodsłoniętymiplecami.
Wyglądałobytoznacznienaturalniej.

–Nieznalazłamnicciekawego.
–Aha.
Jonas zaczął rozpinać kolejne guziki koszuli. Wstrzymała od-

dech. Jeden guzik, drugi, trzeci. Jej oczom ukazywał się coraz
większyfragmentpięknegoumięśnionegociała.

DziękiBogu,żeniemaprzednosemksiążki,boprzegapiłaby

wspaniałystriptiz.

Przeniosławzroknajegotwarz.Ichoczysięspotkały.Chyba

niespodziewałsię,żebędziegoobserwowała,aleniesprawiał
wrażenia niezadowolonego. Gdyby mu coś przeszkadzało, od-
wróciłbysię.Niezrobiłtego.Onateżnieodwróciławzroku.

Koszula opadła na podłogę. Widok muskularnych ramion nie

powinienbyłzdziwićViv;wiedziała,żeJonasregularniechodzi
do siłowni. Kiedy się spotykali, często opowiadał jej o swoich
sesjachtreningowych.Niesądziłajednak,żeefektytychtrenin-

background image

gówtakfantastyczniesięprezentują.

–Odnoszęwrażenie,żepowinienemmiećpodspodemcekino-

we gatki – zauważył ze śmiechem. – Czy mogłabyś na moment
skierowaćwzrokgdzieindziej?

–Jasne.–Zaczerwieniłasię.Przekręciwszysięnabok,utkwi-

łaspojrzeniewścianie.

Uwodzenie to sztuka; wymaga nauki i samozaparcia. Nawet

słynne uwodzicielki nie od razu posiadły tę tajemną wiedzę.
Tak, wielka szkoda, że nie leżała na brzuchu, udając, że czyta,
kiedy Jonas wyszedł z łazienki. Mogłaby kątem oka zerkać na
niego,aonbynawetsięniezorientował,żejestobserwowany.

Łóżkozaskrzypiało,materacugiąłsię.
–Nadaluważasz,żetodobrypomysł?
– Nie mówiłam, że dobry – rzuciła przez ramię. – Po prostu

myślę,żenaszaprzyjaźńtowytrzyma.

Ale kiedy obiekt jej marzeń znalazł się na wyciągnięcie ręki,

straciłatępewność.Żałowała,żekazałjejodwrócićwzrok.No
aleterazchybajużmożesięprzekręcić?

Zanim jednak zdążyła się ruszyć, Jonas zgasił lampkę. W sy-

pialnizapadłaciemność.

–Dobranoc–powiedziałniskimgłosem.
Pociągnąłzakołdręiułożyłsięwygodniedosnu.
Romantycznynastrójprysł.
Poniosłakompletnefiasko.
Chociaż nie, to nie jest kompletne fiasko. To drobna kompli-

kacja. Po prostu nie miała doświadczenia w takich sprawach:
z jednej strony platoniczna przyjaźń, z drugiej udawanie zako-
chanych nowożeńców. Przynajmniej Jonas jej potrzebuje, więc
nieuciekniejakinnizrażenijejbluszczowatąnaturą.

Zastanawiała się, co robić. Jak rozwiązać problem? Podejść

do niego jak do nowego przepisu? Dodać kilka niezbędnych
składników?Szczyptęcynamonu,odrobinęwanilii?

Miała mętlik w głowie. Kiedy była nadopiekuńcza, oblepiają-

ca, zniechęcała mężczyzn. Udając kumpelkę, zyskała kumpla –
męża, który nie wykazywał zainteresowany nią jako kobietą.
Skąd mógł wiedzieć, czego ona pragnie? A pragnęła, żeby za-
cząłpieścićjejosłoniętekoronkąciało,któreukryłapodkołdrą

background image

niczymwstydliwadziewica.

Niestety nie była typem kobiety, która wzbudza z facetach

dzikiepożądanie.Gdybytakbyło,nieleżałabysama,wzdycha-
jącwciemności.

Okej,skorobrakjejseksapiluiniepotrafibyćfemmefatale,

musiwykorzystaćto,coma:sprytiinteligencję.

Jakoś będzie musiała uzmysłowić Jonasowi, że chce zmienić

charakterichrelacji,aletak,bybiedakaniewystraszyć,tak,by
niepomyślałsobie,żeniemożebezniegożyć.Toniepowinno
byćzbyttrudne:wciąguostatniegorokuanirazutakniepomy-
ślał.

background image

ROZDZIAŁSZÓSTY

Po katorżniczym weekendzie Jonas z nową energią poszedł

wponiedziałekdopracy.Byłzdeterminowany,abyjaknajszyb-
ciej doprowadzić do fuzji koncerny Kima i Parka. Im szybciej
wyschnieatramentnadokumentach,tymlepiej.

Owszem, Jung-Su widział i doceniał jego osiągnięcia, ale do

rozmowy na temat awansu na stanowisko prezesa doszło po
tym,gdydziadekpoznałViv.

Niepowiniensięzłościć.Ważne,żewogóledoszłodotejroz-

mowy. I zamierzał dopilnować, aby dziadek dotrzymał słowa.
Skoro miał być mężem Viv dłużej, niż planował, chciał coś
ztegomieć.

WłaściwienależałmusięOscarzagręaktorską,jakąpopisał

się w domu rodziców. Leżąc w łóżku koło żony, przez całą noc
udawał,żeśpi,awrzeczywistościniezmrużyłnawetoka

Jej zapach prześladował go w najbardziej niespodziewanych

momentach.Naprzykładteraz.Wogóleniebyłwstanieskupić
się na telekonferencji; zapamiętał mniej więcej jedną trzecią
rozmowy.

Jako przyszły dyrektor generalny i prezes powinien bardziej

sięstarać.

A on rozmyślał o nocy, kiedy Viv spała przytulona do niego.

W uszach wciąż dźwięczał mu jej spokojny, równomierny od-
dech. Bał się, że rano mogą czuć się skrępowani, że będą uni-
kać swojego wzroku, ale tak się nie stało. Viv wstała rześka
i wypoczęta jak nigdy. On również udawał wyspanego. Potem
przy rodzicach zachowywali się beztrosko, jak normalna zako-
chanapara.Niewzbudziliżadnychpodejrzeń.

Przynajmniejtojednomielizasobą.
Teraz denerwował się kolejną wizytą: w piątek wybierali się

nakolacjędorodzicówViv.Znówbędziemusiałudawać,żenie
możeutrzymaćrąkprzysobie.ŻeJużsamsiępogubił,jakma

background image

się zachowywać. Obejmować żonę? Nie obejmować? Chryste,
nienawidziłkłamać.Oileżłatwiejjestmówićprawdę.

Wieczorem, kiedy dotarł do domu po długim męczącym dniu

wpracy,międzyinnymiodbyłdwugodzinnąrozmowęzdziałem
prawnym dotyczącą planowanej fuzji, Viv czekała na niego
z kieliszkiem wina. Uśmiechnęła się, a on poczuł kłucie w ser-
cu.

Odwzajemniłuśmiech.Oczyjejsięzaiskrzyły.Powinientopo-

traktować jako znak ostrzegawczy i wycofać się, póki jeszcze
może, ale był skonany, poza tym nie widział nic złego w tym,
aby po pracy wypić kieliszek wina ze swoją przyjaciółką Vivia-
ną.

Tejwersjizamierzałsiętrzymać.
–Coświętujemy?–spytał,wieszająctorbęnakrześle.
– To, że sama potrafię otworzyć butelkę wina – odparła ze

śmiechem,naktóryprzedślubemniezwracałuwagi,aktóryte-
razwywoływałwnimdreszcze.

Amożezawsześmiałasięwtakisposób,dobrodusznieibez-

trosko,tylkoonbyłzbytskupionynasobie,żebytozauważyć?

– Miałaś wątpliwości? – Wziąwszy od niej kieliszek, usiadł

oboknakanapie.

Pochwili,gdyodurzyłgozapachViv,podskoczył,niemalroz-

lewającwino.Namiłośćboską!Muszącośztymzrobić,bonie
ręczyzaswojeodruchypodczasdrugiejkolacjirodzinnej.

– Słabo sobie radzę z korkociągiem – odparła Viv. – Moje ta-

lentyograniczająsiędopieczenia.

O, to świetny temat, ucieszył się Jonas. Mogą o tym rozma-

wiać,dopókionnieweźmiesięwgarść.

–ApropospieczeniaMyślałem,żewponiedziałkipracujesz

dosiódmej.

– Zgadza się. Ale Josie obiecała, że zamknie za mnie. Chcia-

łambyćwdomu,kiedywróciszzpracy.

–Tak?Adlaczego?
Bo nie mogę bez ciebie wytrzymać. Bo wolę być z tobą niż

wcukierni.Bochcęzedrzećzciebieubranie,apotem

Znówrozległsięjejcudownyśmiech.Chybanigdyniebędzie

miałgodość.To,żesięśmiała,znaczyło,żewszystkojestwpo-

background image

rządku.Całeszczęście,żenieumiałaczytaćwjegomyślach.

–Bosięzatobąstęskniłam.
–Aha.
–Pozatymnieżartowałam,mówiąc,żewpiątekmojesiostry

będąsięnambacznieprzyglądać.Nicnieujdzieichuwadze.–
Wypiłałykwina.–Wciążjesteśmyzbytnerwowiwswoimtowa-
rzystwie.Sądziłam,żespaniewjednymłóżkunampomoże,ale
widzę,żenaniewielesięzdało.

Możedlatego,żecałąnocleżałobokkobiety,którejniewolno

mubyłodotknąć.Kobiety,zktórąłączygoplatonicznyzwiązek.
A może dlatego, że od tamtej pory wyrzucał sobie głupotę.
Przecieżjejpragnął

–Maszrację.
–Niemartwsię.Mamnowyplan.
–Jaki?
–Musimyprzyhamować,znówzacząćtraktowaćsięjakkum-

ple. Wcześniej nie czuliśmy żadnego napięcia. Znów tak może
być.

Świetnie,alegdzieśwtymtkwiłhaczyk,któregonarazienie

widział.

–Czylico?Będziemyjakdawniejchodzićnalunchizwyczaj-

niegadać?

– Tak. – Sięgnęła po jego dłoń. – Widzisz? Trzymamy się za

ręceitonicnieznaczy.Poprostujesteśmoimprzyjacielem,Jo-
nasem.Hej,Jonas,wieszco?

Wyszczerzyłwuśmiechuzęby.Okej,mogąspróbować.Brako-

wało mu ich dawnej relacji, swobody, bliskości, braku patosu
i nadęcia. Nigdy przy Viv nie miał poczucia, że musi się zmie-
nić,byćinnyniżjest.

–Hej,Viv.Nocotam?
–ZarezerwowałamstolikwnowejtajskiejknajpcewCary.
–Uwielbiamtajskieżarcie.
Wiedziała,żetojegoulubionakuchnia.Samateżzaniąprze-

padała. Odprężył się. Miał wrażenie, jakby po raz pierwszy od
wielugodzinnormalnieoddychał.

Są przyjaciółmi i tak powinien się przy Viv zachowywać, jak

przyjaciel,aniejaknastolatek,wktórymbuzująhormony.

background image

–Dopijwinoipójdziemy.Jafunduję.
–Mowyniema.Tyzapłaciłaśzawino,jazapłacęzakolację.
Vivuniosłakieliszek.Stuknęlisię.
Potembyłocorazlepiej.Pojechalidorestauracji.Bylirozluź-

nieni.Podrodzerozmawialiowszystkimioniczym,cobyłonie
ladawyczynem,zważywszy,żetużobokjegoręki,którątrzymał
na dźwigni zmiany biegów, znajdowała się zgrabna goła noga
Viv.

Jedzeniebyłowyśmienite,obsługadoskonała.
Kiedy parę godzin później wrócili do mieszkania, Jonas po-

mógłżoniezdjąćżakiet.

– Muszę przyznać – rzekł, wieszając go w szafie w holu – że

miałaśznakomitypomysłztąkolacją.

–Tonajlepszarandka,najakiejbyłamodniepamiętnychcza-

sów.–Uśmiechnęłasię.–Imójplanzadziałał.Jesteśmyodprę-
żeni,zrelaksowani

–Toprawda.–Wtrakciekolacjipoczuł,jaknapięcie,któreto-

warzyszyło mu od dnia ślubu, go opuszcza. On i Viv są przyja-
ciółmiitonigdysięniezmieni.–Możewpiątekutwojejrodzi-
ny nie będziemy zerkać na siebie pożądliwym wzrokiem, ale
niktteżniebędziemiałwątpliwości,żeautentyczniesięlubimy,
anieowszystkichparachmałżeńskichmożnatopowiedzieć.

Takistanrzeczy–lekkidystans–znaczniebardziejmuodpo-

wiadał. Pociąg fizyczny do Viv był czymś idiotycznym i niespo-
dziewanym.Nicdziwnego,żesięgowystraszył.

Na szczęście to minęło. Dziękował Bogu, że nie zrobił nic,

czego musiałby się wstydzić lub żałować, czegoś, co by znisz-
czyłoichprzyjaźń.

Choć tamtej nocy u jego rodziców niewiele brakowało, aby

ichzwiązekstraciłswójplatonicznycharakter.

Nagle, zanim się zorientował, Viv postąpiła krok do przodu,

wchodzącwjegoprzestrzeńosobistą.

Wholuznajdowałasiętylkoszafanawierzchnieubrania;nie

było nic innego, na czym mógłby skupić uwagę lub zatrzymać
wzrok.

– Od dawna się przyjaźnimy – rzekła, a on skinął głową, bo

przecieżotymwiedział.

background image

Wszystkobyłojakdotąd,ajednakcośsięzmieniło.Sercaza-

biły szybciej. Luz i swoboda przekształciły się w oczekiwanie.
Zupełniejakbytobyłaprawdziwarandkaiterazmiałnastąpić
jejdalszyciąg.

– Ostatnio wiele rzeczy robiliśmy razem po raz pierwszy –

kontynuowałaViv.

Otymteżwiedział.
– To prawda. Ale dzisiejszy wieczór pomógł nam odzyskać

dawny luz. Znikło napięcie, które się pojawiło po tym, jak cię
pocałowałem.Tobyłostrasznieidiotyczne.

Niepotrzebnie wspomniał o pocałunku. Powinien był się

ugryźćwjęzyk.Alebyłojużzapóźno.

Viv utkwiła spojrzenie w jego wargach, jakby też wciąż pa-

miętała ich pocałunek. Nie ten miły i niewinny, jaki wymienili
po przysiędze w Vegas, lecz późniejszy, gorący i namiętny, do
któregodoszłoprzedjejsypialnią,kiedy„ćwiczyli”byciezako-
chanąparą.

Okazało się, że ćwiczenie nie było potrzebne – rodzinie Ki-

mów nie przyszło do głowy wątpić w autentyczność ich związ-
ku. Teraz muszą jeszcze przekonać Dawsonów, ale wierzył, że
sobieporadzą.

Poczynając od dziś, gdyby miał ją pocałować, to dlatego, że

niemożeoprzećsiępokusie.

–Idiotyczne?Wcalenie–szepnęła.
Nagle zapragnął, aby znów go nazwała panem Kimem. Sam

nie wiedział, dlaczego to go tak podnieca. Zresztą wszystko
związane z Viv go podniecało. Jej śmiech. Jej pyszne babeczki.
Jejlśniącewłosy.

–Oj,tak–mruknął.–Bopocałunkowitowarzyszyłomnóstwo

nieprzystojnychmyśli.

Dzisiejsza kolacja dała mu złudne poczucie bezpieczeństwa.

Sądził, że jako przyjaciel może wszystko Viv powiedzieć i nie
ponieśćkonsekwencji.

Ale już po sekundzie zrozumiał, że się przeliczył. Że jednak

poniesie konsekwencje. Spoglądając na niego spod oka, Viv
przysunęła się jeszcze bliżej, podniosła rękę i oblizawszy się,
poprawiłamukrawat.Jonaszadrżał.

background image

Krawatwisiałrówno,niebyłprzekrzywiony,niewymagałpro-

stowania.Pochwiliwęzełpodszyjązsunąłsięcentymetr,dwa,
trzy

CzyżbyVivzamierzałagorozsupłać?Nie,chybanie.Ręcejej

znieruchomiały. To dobrze. Jonas przełknął ślinę. Viv zmrużyła
oczy. Przyglądała mu się z namysłem. Jej palce spoczywały na
jego kołnierzyku. Stała blisko, czuł na szyi jej oddech. Gdyby
chciał,mógłbyzgarnąćjąwramiona

Chciał.
–Mnieteż,Jonas.Teżmitowarzyszyłyróżnemyśli.Ijeślitwo-

je są takie jak moje, to zastanawiam się, dlaczego określasz je
mianemnieprzystojnych.

Położyładłonienajegotorsie.Miałwrażenie,jakbymiędzyjej

palcamiajegoskórąniebyłomarynarkianikoszuli.Zaskoczył
go kierunek, w jakim potoczyła się ich rozmowa. Jak tak dalej
pójdzie

Nnie,bałsięzabardzowybiegaćmyśląnaprzód.
–Cousiłujeszmipowiedzieć,Viv?–spytałochryple.–Żenie

możesz w nocy spać, bo wspominasz tamten pocałunek i ma-
rzysz,abygopowtórzyć?

Skinęłagłową.Ledwooddychał.Toniemiałoprawasięwyda-

rzyć. Viv powinna zaprzeczyć, oburzyć się, odskoczyć jak opa-
rzona,wołając,żejestzbytzajętarozwijaniemkariery,abyinte-
resowaćsięmężczyznamiiumawiaćnarandki.

Jeżelionsiępodda,jeśliulegniepragnieniom,wówczasstraci

kontrolę nad sobą, nad swoim życiem. Nie miał cienia wątpli-
wości.

Jedenpocałunekuzmysłowiłmu,cogoczeka.Jeślibędzieich

więcejnastąpikatastrofa.

Cudownakatastrofa.
– Po dzisiejszej kolacji nabrałam przekonania, że marnujemy

wspaniałąokazję.

Zmarszczyłczoło.GłosVivociekałzmysłowością,jakiejnigdy

niespodziewałbysięposwojejradosnejkumpeliVivianieDaw-
son.

Kumpeli? Nie. Viv jest jego żoną. Przez cały dzień starał się

otymniemyśleć.

background image

Psiakrew! Ona wyświadcza mu koleżeńską przysługę, a on

chcewykorzystaćfakt,żesąmężemiżoną.Takniemożna!Tak
nie

–Jakąokazję?–spytał,szukającwjejtwarzyjakiegośznaku,

ostrzeżenia,sprzeciwu.

Tak, czekał, by w jej oczach zapaliło się czerwone światło.

Wiedział,żesamniezdobędziesięnato,byjąodtrącić.Właści-
wie to już nie pamiętał, dlaczego powinien powiedzieć „nie”.
Możeniepowinien?Możeczasnajwyższy,abyprzestaćokłamy-
waćsamegosiebie?

Vivnieodwróciłaspojrzenia.
–Posłuchaj.Obojejesteśmyzbytzajęci,żebyumawiaćsięna

randki.Zresztąnawetgdybyśmymieliczas,tomałaszansa,aby
jakakolwiekkobietachciałasięspotykaćzżonatymmężczyzną,
amężczyznazzamężnąkobietą.Myzaśsampowiedziałeś,że
międzynamiiskrzy.Skoropocałunekniezaszkodziłnaszejprzy-
jaźni,tomożecoświęcejteżniezaszkodzi.

Coś więcej? Miała na myśli seks? Dużo seksu? Z jednocze-

snymzachowaniemprzyjacielskiejrelacji?

Super.Wrazieczegomożnaprzystopować,niktbynieucier-

piał.

ChybażenieotoVivchodzi?Musiałsięupewnić,czymyślą

otymsamym.

–Coświęcej?Toznaczy?
–Błagamcię,Jonas.–Roześmiałasięniepewnie.–Koniecznie

chcesz,żebymtozsiebiewydusiła?

–Koniecznie–mruknął.Corazbardziejmusiępodobałataza-

bawa.Gdybywiedział,żetaksięskończydzisiejszakolacja,nie
zamawiałbydeseru.–Chcę,żebywszystkobyłojasne.Żebynie
byłożadnychnieporozumień.

Zamiastcośpowiedzieć,Vivwsunęłapalecpoddekoltsukien-

ki i odsłoniła ramię. Przed oczami mignęła mu znajoma żółta
koronka.

–Włożyłamprezentodsiostry–szepnęła,ajejsłowapoddzia-

łynaniegoniczymafrodyzjak.

Możedlatego,żefantazjowałotychżółtychfatałaszkach,od-

kądujrzałjewwalizce.

background image

–Napewnowyglądaszwnimrewelacyjnie.
–Możeszsięprzekonać.–Wsunęłarękępodpołyjegomary-

narkiiprzyciągnęłagowswojąstronę.

Zbliżyłustadojejust.Kiedypoczułjejmiękkiewargiiciepłe

ciało,jegowątpliwościznikły.

Dlaczegotakdługosięopierał?Vivnicodniegoniechce,nie

czeka na miłosne wyznania, nie liczy na wspólne życie aż po
grób. Ich małżeństwo ma trwać ściśle określony czas, potem
rozstaną się jako mąż i żona, a pozostaną przyjaciółmi. Żadne
znichnienastawiasięnaromantyczneszaleństwa,na„kocham
cię”. On nie sprzeniewierzy się swemu honorowi i dotrzyma
układu,któryzawarłzWarrenemiHendrixem.

Dlaczegomanieuprawiaćseksuzżoną,aonaznim?Coim

stoinaprzeszkodzie?Płonączpożądania,przytuliłmocniejViv
i gładząc jej boskie ciało, skupił się wyłącznie na niej i ich
wspólnejprzyjemności.

Gotowabyłasięzałożyć,żedrugitaknamiętnypocałunekjak

zeszłotygodniowy przed drzwiami sypialni więcej się jej nie
przydarzy.

Myliłasię.
Tamten był doskonały. Po prostu idealny. Gorący, namiętny.

Zachwyciłją,rozpalił.Marzyłaotym,bygoprzeżyćjeszczeraz.
DziękiBogu,żejejmarzeniesięniespełniło.

Bo dzisiejszy pocałunek był jak eksplozja fajerwerków. Jak

wystrzał z setki armat. Powietrze drżało od wyładowań elek-
trycznych,kiedyJonastuliłjądoswegotwardegociała,doma-
gając się bliskości, kontaktu. Nie stawiała oporu. Przeciwnie,
niemal rozpłakała się ze szczęścia, że przylegają do siebie jak
wjejfantazjach.

Zacisnąłpalcenajejbrodzie,ustawiającjąwnajbardziejdo-

godnej pozycji, po czym zmiażdżył jej usta w pocałunku. Zmy-
słowo rozchylał językiem jej wargi, wsuwał się głębiej. Gdyby
nieścianazaplecami,najpewniejopadłabynapodłogę.

Dłonie Jonasa błądziły po jej ciele, szybko i nerwowo wędro-

waływgórę.Nagleszarpnęłysukienkę,rozrywającjąnaramio-
nach.

background image

–Chcęcięwidzieć.Wszystko,cozniszczę,odkupię.
Szarpnął ponownie. Każdy centymetr odsłoniętego ciała po-

krywałpocałunkami,ażwreszcieuchwyciłwzębyżółtąkoron-
kę tuż nad biustem. Językiem zaczął kreślić kółka na jej pier-
siach, zacisnął usta na sutku. Viv podskoczyła, wygięła plecy.
Czuła, że robi się coraz bardziej mokra. Sama świadomość, że
Jonastakszybkopotrafidoprowadzićjądotakiegostanu,była
niesamowicieekscytująca.

Gdziesiępodziałmiłykulturalnyczłowiek,zaktóregowyszła

iktóregochciałauwieść?Kiedyprzeistoczyłsięwpełnegotem-
peramentudzikusa,którygotówbyłjąpożreć?Podobałajejsię
ta przemiana. Językiem dotykał jej sutków, leciutko je drażnił,
ająprzenikałdreszcz.Jęczączrozkoszy,odchyliłagłowę,ude-
rzającniąościanę.

Jonas opadł na kolana. Przesuwając usta coraz niżej, powta-

rzał szeptem „Viviana, Viviana”. To było jak poezja: niski głos
dźwięczącyjejwuszach,gorącyjęzykpieszczącybrzuch.

Niemogącwytrzymaćcudownegonapięcia,zacisnęłamocno

uda,poczymprzytuliłabiodradotwarzyJonasa.Niezaprzesta-
jąc pieszczot, uniósł wzrok. Pożądanie bijące z jego oczu spra-
wiło,żeznówpoczuładreszcz,akiedyodnalazłłechtaczkę,za-
mruczała,błagającowięcej

Wsunął w nią palce. Oddychała coraz szybciej, jakby nie na-

dążałaznabieraniempowietrza.

–Proszę,JonasJachcęchcę
Nie sądziła, że może być taka rozwiązła i bezwstydna; że

mężczyzna, którego poślubiła, tak łatwo może doprowadzić ją
dostanuupojenia.Wiedziała,żezarazrozpadniesięnatysiące
kawałków. I faktycznie, po chwili nastąpiła eksplozja, rozrywa-
jącjąnastrzępy.

Nigdy o czymś takim nigdy nie marzyła, o tak silnym orga-

zmie, o tak wielkiej sile doznań. W dodatku to jeszcze nie był
koniec.

Jonas wziął ją na ręce i ruszył do sypialni. Obejmując go za

szyję, usiłowała zapanować nad swoim drżącym ciałem, odzy-
skać odrobinę samokontroli. Bez powodzenia. W wilgotnej bie-
liźnie,wramionachmęża,którynadalbyłwpełniubrany,czuła

background image

siękruchaibezbronna.

Położyłjąnakołdrzeiniespuszczajączniejoczu,zdjąłmary-

narkę,ściągnąłkrawatirozpiąłkoszulę.

Z zapartym tchem śledziła ten wspaniały spektakl. Rozbierał

się–dlaniej.Bowreszcieprzekonałago,żewarto.Żeseksni-
czegomiędzyniminiepopsuje.Sąprzyjaciółmi,darząsięsym-
patią;czyistniejelepszypowód,abypójśćzsobądołóżka?

Pochwilijejoczomukazałsiępięknieumięśnionytors.Palce

ją swędziały, tak bardzo pragnęła go dotknąć, pogładzić. Ale
w tym samym momencie Jonas przysunął ręce do paska
uspodni.Vivzastygła.Niebyławstaniedrgnąćaninawetwy-
puścićzpłucpowietrza.

Jonas wyciągnął pasek ze szlufek i upuścił na podłogę. Po

chwilioboknapodłodzewylądowałyspodnieibokserki.Widok,
który ujrzała, przepełnił ją radością większą niż rozświetlona
choinka na Boże Narodzenie, niż tort na urodziny, niż tablica
„Otwarte”wystawionaporazpierwszywoknieCupcaked.

Jonaswsunąłsięnałóżko,potemjąprzytulił.Straciłaostrość

widzenia, przymknęła powieki i popadła w dziwny stan błogo-
ści.

Czuła ciepło obejmujących ją ramion, czuła usta, które przy-

wierały do jej warg w namiętnym pocałunku. Delektowała się
dotykiemrąk,którebadałykażdyskrawekjejciała.Takzatraci-
łasięwdoznaniach,żedopieropominucieczydwóchuzmysło-
wiłasobie,żeonarównieżmożegogładzićidotykać.

PołożyładłonienapiersiJonasa,starającsięzapamiętaćkaż-

dą wypukłość, każde wgłębienie. Powoli przesunęła je w dół,
wzdłuż żeber, bioder, i zacisnęła na pośladkach. Jonas zamru-
czał. Potarła wzgórkiem łonowym o jego członek. Jonas wydał
zsiebiegardłowydźwięk.

–Muszęwciebiewejść.Zanimzwariuję
Obejmując ją, przetoczył się na brzeg łóżka, otworzył szafkę

nocnąizbezbłędnąprecyzjąwyjąłześrodkapaczkęprezerwa-
tyw. Uniósłszy się nieco, nasunął gumkę, po czym wrócił na
miejsce.

–Jonas
–Jestem,skarbie.Powiedz,cobyśchciała.

background image

–Wszystko.Ciebie.
Przytrzymując ją za biodra, wykonał jedno mocne pchnięcie.

Poczuła, jak ją wypełnia, jak naciska na ścianki pochwy. Poje-
dynczałzaspłynęłajejpopoliczku.

– Wspaniała, piękna, moja – szeptał, zwiększając tempo. –

TowprostniedowiaryJesteśtakamokra,takacudownieje-
dwabistaNiezdołamdłużejNiepowstrzymamsię

Żadenmężczyznanieokazywałjejdotądwiększegozaintere-

sowania,atenuważałjązaboginię.

–Notonie.
Miała wrażenie, że wznosi się na potężnej fali, ale nie sama.

Że pędzą razem, ona i mężczyzna, którego poślubiła, którego
oddawnapragnęła.Zanimcałkiemodlecieli,zacisnęłaręcena
jego twarzy i przywarła ustami do jego warg. Przełykając jego
jęk rozkoszy, poczuła, jak stają się jednością. Wstrząsnął nimi
dreszcz,araczejniekończącasięseriadreszczy.

Kiedy opadli na ziemię, Jonas rozciągnął usta w błogim

uśmiechuiprzytuliłjąmocno.

Viv leżała szczęśliwa, ale i niepewna. Obiecała Jonasowi, że

ichprzyjaźńtowytrzyma,żeseksniezepsujeichrelacjiinicze-
goniezmieni.

Skłamała. Co ma teraz zrobić, aby Jonas nie odgadł prawdy:

żegokocha?

background image

ROZDZIAŁSIÓDMY

Drugi dzień pod rząd Jonas usiłował zachować w pracy spo-

kój.Dziśpowódjegorozdrażnieniabyłinnyniżwczoraj,aleto
żadnepocieszenie.

CałyczasmyślałoViv.Wczorajszanocbyławyjątkowa.Nigdy

nieprzeżyłtakichfajerwerków,takichemocji.

Viv zaskoczyła go. Niby ją znał, a jednak nie spodziewał się,

żejesttakdzikąinamiętnąkocicą.Nawettu,wswoimeleganc-
kim, sterylnym gabinecie, robiło mu się gorąco, ilekroć na se-
kundę przestawał skupiać się na pracy. Viv zburzyła jego wy-
obrażenieotym,comożełączyćmężczyznęikobietę.Sprawiła,
żezacząłsięzastanawiać,jakbyimbyłorazem

Bo przecież nie mogą się jeszcze rozstać. Odkrył dopiero

pierwszą warstwę, a było ich wiele, pod każdą zaś kryły się
nowe tajemnice, nowe oblicza Viv. Poznał Viv kumpelkę oraz
Vivkochankę,VivsłodkąorazVivzmysłowąinamiętną

Zamiastzastanawiaćsięjakkretynnadwaloramikobiety,któ-

rąpoślubił,ponownieskupiłsięnapracy.FuzjazfirmąParków
byławciążwfazieplanów,jeszczeniczegoniepodpisano.Jona-
sowizależałojednak,abydoprowadzićsprawędokońca,zanim
Parkanajdąwątpliwości.

Najpierw odbył rozmowę w dziale prawnym, cztery godziny

późniejwdzialekadr,gdzieotrzymałdokładneinformacje,któ-
restanowiskatrzebazlikwidować,żebysięniedublowały,oraz
ilenowychmiejscpracymożnaurządzićwKimBuilding.

Musiwypaśćprzekonująco,kiedyJung-Suprzyjdziezwiedzić

amerykańskąfilięKimElectronics,pokazać,żeniekierująnim
„porywyserca”,leczchłodnakalkulacja,rozum,trzeźwyosąd.

NiezdziwiłoJonasa,gdyJung-Suzjawiłsiędwadzieściaminut

przedczasem.Przypuszczalniechciałsprawdzić,czywnukjest
przygotowany.

Był. I zamierzał udowodnić, że będzie godnym następcą

background image

dziadka.Szykowałsiędotejroliodpierwszegodniastudiów.

Uzyskawszy wiadomość, że Jung-Su czeka, Jonas udał się do

recepcji. Teoretycznie starszy pan był szefem wszystkich osób
zatrudnionych w Kim Building, ale w praktyce to Jonas stał
u steru i był wdzięczny dziadkowi, że do niczego nie wtrącał.
Pozawięzamikrwiłączyłichwzajemnyszacunek.

Na widok wnuka pomarszczona twarz dziadka pojaśniała.

Mężczyźniwymieniliuściskdłoni.

–Chodźmy,pokażęcigabinetydyrektorów
Jung-Suskinąłgłowąiskierowałsięwstronęwindy.Jonasza-

dumałsię:pragnąłprzejąćschedępoJung-Su,leczjakoprezes
międzynarodowegokoncernuzewszystkimiproblemamibędzie
musiał radzić sobie sam, bez wsparcia i rad doświadczonego
starszegopana.

–Jaksięmiewatwojauroczażona?–spytałdziadek,kiedydo-

szlidowindy.

To dzika kotka, chciał powiedzieć Jonas, ale ugryzł się w ję-

zyk.

–Wspaniale.Drzwijejcukiernisięniezamykają.
Wczorajzabrałagownajcudowniejsząpodróżjegożycia.Cie-

kawbył,czyzaplanowaławieczórdosamegokońca,czytakjak
on uległa magii chwili i pozwoliła, aby wszystko potoczyło się
spontanicznie.

Winda zatrzymała się dwa piętra wyżej. Jonas z Jung-Su ru-

szyli przed siebie, skinieniem głowy odpowiadając na pozdro-
wieniazaaferowanychpracowników.

–Częstowspominaszobiznesieswojejżony–zauważyłdzia-

dekprzeddrzwiamisalikonferencyjnej,wktórejJonasodbywał
większośćwirtualnychspotkań.–Czyonaniemainnychzainte-
resowań?–Wjegogłosiepobrzmiewałanutadezaprobaty.

–Nierozumiesz,dziadku.Cukierniatocoświęcejniżbiznes.

Tojejpasja,jejżycie.

Coś,conapoczątkubyłozabawą,stałosięświetnieprosperu-

jącą, z której Viv mogła być dumna. Firmą, z której on, Jonas,
teżbyłdumny.

– Każdy może kupić mąkę w sklepie – kontynuował z przeję-

ciem. – Dorzucić kilka innych składników, wymieszać. To pro-

background image

ste.Vivjednakdodajecośodsiebie,cośwyjątkowego,cospra-
wia,żeklienciciąglewracająpowięcej.

– Zdaje się, że zakochałeś się nie tylko w Viv, ale również

wjejbabeczkach.

Jonas uśmiechnął się nieco sztucznie. Nie był zakochany

wżonie.Czułsięjakoszust,żezdołałnabraćdziadka.Alejeśli
chodziojejbabeczki,niemusiałniczegoudawać–ubóstwiałje.

–Oczywiście,żetak.Odnichwszystkosięzaczęło.
Pamiętał,jakwpierwszychtygodniachstaleszukałpretekstu,

aby zajrzeć do Cupcaked. Viv często urzędowała na zapleczu,
aleilekroćgowidziała,wychodziła,abysięznimprzywitać,za-
mienićsłowo.Pretekstyznajdowałbeztrudu:wfirmiebezprze-
rwyktośmiałurodzinylubrocznicęślubu.

– Faktycznie, była o tym mowa przy stole. Viv opowiedziała,

jak udawałeś, że przychodzisz po babeczki, a w rzeczywistości
przychodziłeś,żebysięzniązobaczyć.

– Przychodziłem w obu celach – odrzekł Jonas. Śmiało mógł

siędotegoprzyznać,bobyłatoprawda.LubiłViv.Byliprzyja-
ciółmi

Którzyuprawiająseks.
Zanim zdołał ją powstrzymać, zalała go fala erotycznych ob-

razów.Zrobiłomusięgorąco,strużkapotuspłynęłamupople-
cach. Weź się w garść, człowieku! Nie mógł wybrać gorszego
momentu,abymyślećożoniewprzezroczystejkoronkowejbie-
liźnie.

–Przepraszamnachwilę–powiedziałiumknąłdotoalety.
Podnieconystałprzedlustrem,koncentrującsięnaoddycha-

niu. Po chwili wyciągnął telefon i ustawił przypomnienie, aby
w drodze do domu wstąpić do jubilera. Viv prosiła o biżuterię.
Postanowiłkupićjejcośładnegoibardzokosztownego.

Po długich pięciu minutach wreszcie zapanował nad pożąda-

niem. Pocieszał się myślą, że nikt niczego nie zauważył. Prze-
cieżludzieniechodzązewzrokiemwbitymwcudzespodnie.

Niepotrafiłzrozumieć,dlaczegoVivwszędziemutowarzyszy.

Dlaczegoniemożesięodniejuwolnićnawetwpracy.Takdalej
być nie może. On musi zachować się profesjonalnie; zależało
mu,abyJung-Sugopoparł.

background image

Byli również inni kandydaci na stanowisko prezesa, choćby

mieszkającywKoreiwiceprezesi,którzyodtrzydziestulatpra-
cowaliwKimElectronics,atakżekilkaosóbodParka.

Powinienochłonąć,niezawracaćsobiegłowyViv.Jeżelichce

awansować, musi być skupiony na firmie, nie na nagim ciele
żony.

Kiedywyszedłztoalety,zobaczyłdziadkapogrążonegowroz-

mowie z dyrektorem finansowym, człowiekiem, bez którego
Kim Electronics nie uzyskałoby tak znakomitych wyników na
amerykańskimrynku.

Idealnie, pomyślał Jonas. Przedstawi dziadkowi osiągnięcia

swojego zespołu, a doskonały zespół świadczy o doskonałym
szefie.

Uśmiechającsiędoobumężczyzn,przyłączyłsiędorozmowy.

Patrząc na niego, nikt by nie odgadł, że jeszcze przed chwilą
gotówbyłjechaćdodomu,dożony

Graniceorazreguły
Podjął nieodwołalną decyzję: trzeba je ustalić i ściśle ich

przestrzegać.Niepozwalaćsobienabujaniewobłokach.Kiedy
jednak wrócił wieczorem do domu, powitała go cisza. Viv nie
było.Inaglepomysłgranicprzestałmusiępodobać.

Zawiedziony, krążył po mieszkaniu, sprawdzając, czy Viv nie

siedzizksiążkąwjakimśustronnymmiejscu.Spojrzałnazega-
rek. Było sporo po siódmej. Pewnie coś ją zatrzymało w pracy.
Maprawozostaćdłużej;niemusisięprzednimtłumaczyć.

Zastanawiał się, czy nie przejść tych czterech przecznic do

Cupcaked – oczywiście tylko po to, żeby dać Viv prezent. Ale
nie, to by świadczyło o jego gorliwości i tęsknocie, do których
niechciałsięprzyznawaćnawetprzedsobą.Więcwyciągnąłsię
nakanapieizacząłprzeglądaćpocztęwtelefonie.Ciszadzwo-
niłamuwuszach.Wcześniejnigdytakmuniedoskwierała.

Przypomniałsobiewczorajszeodgłosy:urywanyoddech,jęki.

I znów zaczął rozmyślać o Viv, jej cudownym ciele oraz alaba-
strowejskórze.

Skrzywiłsię.Poorgazmienierozmawialiotym,codalej.Po-

winnibyli,araczejonpowinien.Najmądrzejbyłobyustalić,że
to koniec, że zdarzyło się raz i więcej nie może się powtórzyć.

background image

Przecieżtoidiotyczne,żebymiałwzwodywpracy.

Okej,powinienwstaćiznaleźćsobiejakieśzajęcie.Rozejrzał

się bezradnie. Co przed ślubem porabiał we wtorkowe wieczo-
ry,kiedysięnudził?

Nic. Bo rzadko się nudził. Zwykle do późna pracował albo

spotykał się z przyjaciółmi. O właśnie, przyjaciele! Wysłał dwa
esemesy. Warren nie odpowiedział, a Hendrix wyjechał służbo-
wodoNowegoJorku.

Wreszcie rozległ się zgrzyt klucza w zamku. Jonas poderwał

sięzkanapy.NasamąmyśloVivsercezabiłomuszybciej.Nie
umiałgouspokoić.

Ujrzawszy męża opartego o ścianę, z rękami skrzyżowanymi

napiersi,Vivuśmiechnęłasiępromiennie.

–Cześć.–Zatrzymałasiętużprzednim.–Czekasznamnie?
Nie,zamierzałodpowiedzieć,alebymunieuwierzyła.Coin-

negogdybywciążleżałnakanapie,wtedysytuacjawyglądałaby
całkieminaczej,atak

–Zgadłaś.–Uniósłlśniącąniebieskątorebkę.–Mamcośdla

ciebie.

Zaskoczona wyciągnęła rękę, a jego uderzył w nozdrza za-

pach–kuszącamieszankawaniliiiViviany,zapachprzywodzą-
cy na myśl babeczki, seks oraz tysiące innych rzeczy, które do
siebiezupełnieniepasowały,jakprzyjaźńimałżeństwo.

Uśmiech Viv i ciekawość w jej oczach go zachwyciły. Poczuł

podniecenie, tak jak wczoraj, kiedy Viv pokazała mu, jaką ma
nasobiebieliznę.

Ale dziś nie będzie powtórki z wczoraj. Muszą porozmawiać,

wyznaczyć granice. Viv działała na niego z iście magnetyczną
siłą,atomusięniepodobało.Nie,nieprawda.Podobałosię,ale
trochęgoteżprzerażało.

BojeśliVivpotrafiłasprawić,żezapominałopracy,tocojesz-

czebyłabywstanieznimzrobić?

Wyjęła z torebki nieduże pudełko, otworzyła je i wciągnęła

zsykiempowietrze,ajemunasamdźwiękjejgłosupotwystą-
piłmunaczoło.

–Jonas,niemogętozbytkosztowne–zaprotestowałaze

śmiechem i wysunęła pudełko w jego stronę, jakby chciała je

background image

zwrócić.

–Etam–sprzeciwiłsięipodniósłleżącynaczarnymaksami-

cie brylantowy naszyjnik, który wybierał przez pół godziny. –
Zasługujesznaznaczniewięcej.Odwróćsię.

Stanęładoniegotyłem.Szyjęmiałagołą,ramionaiplecyza-

krytesukienką.Szkoda.

Odgarnęła włosy, by nie zaplątały się w zapięcie, i czekała

wmilczeniu.Dziesięciokaratowybrylantspocząłtużnadwypu-
kłościąjejpiersi.

Jonasmarzył,byprzytknąćdonichtwarz,byjeodsłonićipo-

całować. Ale pamiętając o swoim postanowieniu, nie zrobił
tego.WygładziłVivłańcuszek,poprawiłjejwłosy.

–Jesteśpewien?
Odchyliłasięlekko,opierającplecamiojegotors.
–Tak.
Nie zdołał się powstrzymać; przycisnął usta do szyi żony.

Mrucząc cicho, przesunął ręce niżej, położył na jej brzuchu
iprzyciągnąłjądosiebie.Przywieralidosiebienajciaśniej,jak
siędało.OChryste,jakstraszniejejpragnął!

Zacząłpieścićjejszyję.Jejprzyspieszonyoddechpodziałałna

niegodopingująco.

Podciągnął wyżej sukienkę. Viv wypięła pośladki. Zerwał

majtki,kolanemrozchyliłjejudaiwsunąłpalcewciasnyotwór.
Zaparła się dłońmi o ścianę. Biodrami wykonywała koliste ru-
chy.

Zrobiło mu się gorąco. Marzył o tym, by znaleźć się w niej,

ale – psiakrew! – nie miał przy sobie prezerwatywy. Leżały na
drugim końcu świata, przy łóżku, w szafce nocnej. Nie mógł
czekać. Wsunął głębiej palec, po chwili dołączył drugi i trzeci.
Viv krzyknęła, zaczęła wołać jego imię. Drżąc na całym ciele,
coraz szybciej kręciła biodrami, jakby w desperackim szale.
Czuł,jakzaciskamięśnienajegopalcach.Korciłogo,abywejść
wniąbezzabezpieczenia.Ztrudemsięhamował.Aledłużejnie
mógł; wsunął dłoń pomiędzy ich ściśnięte ciała, rozpiął pasek
uspodni

W tym momencie Viv chwyciła go za rękę i zaczęła dygotać,

jęczączrozkoszy.Takniewielebrakowało,żebyonteżodleciał.

background image

Alenieodleciał;zamknąłoczyipocierająckciukiemłechtaczkę,
skupiłsięnażonie.Jęcząccicho,opadłabezsiłwjegoramiona,
a on trzymał ją, tulił do siebie i czekając, aż złapie oddech,
szeptałjejdoucha,żejestcudowna,piękna,najwspanialsza.

–Przeniosęciędołóżka.
Skinęłagłową.
Nacokomugranice?Wziąłjąnaręceiruszyłdosypialni.Ro-

zebrał ich oboje, tym razem niczego nie drąc. Wreszcie była
naga.Ułożyłasięwkuszącejpozycjiirozsunęłanogi,jakbyza-
praszałagododalszychigraszek.

Ichociażoniczymbardziejniemarzył,nagleznieruchomiał.
Tojestjegożona.Poczułdziwneciepłoiuzmysłowiłsobie,że

wcale nie spogląda na jej jędrne piersi czy lekko zaokrąglone
biodra.Patrzyłnajejtwarz.

Co z nim jest nie tak? Ma przed sobą nagą kobietę, a on

Skierowałwzroknajejpiersiiucieszyłsię,widząc,jakpodjego
spojrzeniemjejsutkiprzybierająinnykształt.

ObsypującpocałunkaminogęViv,przesuwałsięwyżej.Gdyby

chciał, mógłby jej nie dotykać. Panował nad sobą. Viv nie jest
w stanie doprowadzić go do szaleństwa ani w łóżku, ani poza
nim.Żebytoudowodnić,rozchyliłjejudaiprzycisnąłtwarzdo
wzgórkałonowego.

Jej cichy pomruk omył go niczym ciepła fala. Była mokra,

awszystkotojegozasługa.Pragnąłpoczuć,jakzaciskasięwo-
kółjegoczłonka,alepowstrzymywałsię.Przywarłmocniejusta-
mi do jej nabrzmiałych warg. Jej ciało stało się napięte, nieru-
chome, a po chwili zadrżało wstrząsane dreszczami. Dopiero
wtedyuznał,żeczasnaniego.

Wyjął z szuflady prezerwatywę, nasunął, po czym przeszedł

do ust Viv. Całował ją zachłannie, niecierpliwie, przenosząc na
jej usta jej intymny smak. Biodra przylegały do bioder, brzuch
do brzucha, nogi splotły się z nogami. Wreszcie był w środku,
wraju,awłaściwieuwrótraju.

Powoliidelikatniezacząłwsuwaćsięcorazgłębiej.Byłamo-

kra,więcwchodziłzniązłatwością.

Całyczaswpatrywalisięsobiewoczy.Miałwrażenie,żetopi

się w jej źrenicach, w niej samej. Nie rozumiał tego zjawiska,

background image

alenawetniepróbował.

Viviana przepełniała go, płynęła w jego żyłach, biła w jego

sercu.Światznikł.Byłatylkoona,oniona.Upajałsięnią,aona
nim.Jeszczeprzezmomentstarałsiękontrolować,aleniemógł.
Jego ruchy stawały się coraz szybsze, a jej jęki coraz głośniej-
sze.

Zbliżała się do orgazmu. Jonas zgiął jej nogę w kolanie i od-

chyliłwbok,palceprzyłożyłdołechtaczki.Wystarczyłydwako-
listeruchyVivzacisnęłaudawokółjegobioderieksplodowa-
ła. Czując na członku jej skurcze, on również odleciał w inny
wymiarczasuiprzestrzeni.

Zaspokojony,niepuszczającViv,przetoczyłsięnawznak.Bry-

lant, który wcześniej zawiesił jej na szyi, uderzył go w ramię.
Przesunąłgonamiejsce,byniezerwaćłańcuszka.Przezchwilę
niebyłwstanienicpowiedzieć;orgazmpozbawiłgogłosu.

– Mam wrażenie, jakbyś długo nie uprawiał seksu Jakbyś

czekał na mnie – szepnęła Viv, nie unosząc głowy znad jego
piersi.

–Toprawda,odostatniegorazuminęłotrochęczasu.Tozna-

czy,nieliczęwczorajszegowieczoru

Rozciągnęłaustawuśmiechu.
–Iwczoraj,idziśbyłofantastycznie.Mogłabymsięprzyzwy-

czaić

Onteż.Itogowystraszyło.
–Powinniśmyporozmawiać–stwierdził.
Pogładził Viv po głowie. Włosy miała miękkie, jedwabiste,

więcniemógłprzestać.

– Mmm – zamruczała, napierając na jego dłoń. To, co robił,

wyraźniesięjejpodobało.–Słucham.

–Wciążjesteśmyprzyjaciółmi,prawda?
Nie to zamierzał powiedzieć, ale skoro powiedział, to chciał

usłyszećpotwierdzenie.Żeteniesamowiteprzeżycia,któresta-
ły się ich udziałem i wstrząsnęły nim do głębi, to w sumie nic
wielkiego.Wtedymógłbysiędalejoszukiwaćiniemiećwyrzu-
tówsumieniawobecswoichdwóchkumpli.

–Jasne.
Gorącymjęzykiemzaczęłapocieraćjegosutek.Jonaspoczuł,

background image

jak po całym jego ciele rozchodzi się gorąco, przenika wszyst-
kiekomórki,docieranawetdomózguPochwiliVivprzerzuci-
łanogęnadjegobrzuchem.Członekbłyskawiczniezareagował,
znówstałsiętwardy.

– O rany, dziewczyno! Jesteś nienasycona. – Jonas roześmiał

się.Nie,nienarzekał.Chociażgdybymiałodrobinęolejuwgło-
wie,tobyjąpowstrzymał.

–Tytaknamniedziałasz.Żyłambezseksuprzezsamanie

wiem ostatnie sto lat i wcale mi go nie brakowało. A potem
zjawiaszsięty,całujeszmnieinaglewszystkosięzmienia.Nie
jestem w stanie myśleć, po prostu chcę być naga i kochać się
nonstop.

–Serio?–spytałochrypłymgłosem.–Tosiędazałatwić.
Nie,niedasię!Onmusidopilnowaćfuzji,przejąćoddziadka

władzę.Niemożemyślećouprawianiuseksudwadzieściaczte-
ry godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu, bez względu
nato,jakbardzobytegochciał.

–Niestetyniedasię.–Vivskrzywiłasię.–Mammnóstworo-

boty, a Josie poprosiła o tydzień urlopu, żeby przygotować się
do egzaminów. Więc na jakiś czas powinniśmy przystopować,
niesądzisz?

– Absolutnie nie. – Zła odpowiedź, stary! – Moim zdaniem,

świetnie sobie radzimy. Nikt na nikogo nie wywiera presji.
Umówmy się, że ilekroć wrócisz z pracy napalona, ja chętnie
ugaszępożar.

Przyszłomudogłowy,żepowinienkupićVivwięcejbiżuterii

i więcej seksownej bielizny. Mógłby jej wydzielać raz to, raz
tamto,itakprzeznajbliższetygodnielubmiesiące.

Uniosłabrwi.
–Serio?Acozudawaniem?
Westchnąłciężko.Wpadłwewłasnesidła.
NiemógłokłamywaćViv,aleniechciałsięprzyznawać,żeco-

raz bardziej podoba mu się zabawa w męża i żonę. Zabawa
wmałżeństwo,które–jaktłumaczyłWarrenowiiHendrixowi–
byłotylkoprzyjacielskimukładem,przysługą.

Mazaswoje.
–Chodzioto–zacząłigotówbyłprzysiąc,żezamierzałpo-

background image

wiedzieć, że jednak ona, Viv, ma rację: lepiej będzie, jak pozo-
stanąnastopiekoleżeńskiej,leczpowiedziałcoścałkieminne-
go.–Chodzioto,żewpiątekutwojejrodzinyniemusimyuda-
wać,żełączynasfantastycznyseks,bonaprawdęłączy.Imoże-
mygonadalswobodnieuprawiać.Chybażeniespełniłemtwo-
ichoczekiwań?

– Boże, nie! Spełniłeś! Jesteś najwspanialszym kochankiem,

jakiegowżyciumiałam.

Uśmiechnąłsięzadowolony.
– To przestań mówić o przystopowaniu. Możemy wszystko

traktować na luzie, bez napinki. Czasem spać razem, czasem
nie.Jakparaprzyjaciół,którzylubiąnamiętnyseks.

– Okej, super. – Viv wzruszyła ramionami, jakby było jej

wszystkojedno.

Zaskoczyłagonietylejejreakcja,cojegowłasna:zrobiłomu

sięprzykro.

Najwyraźniej Viv nie czuje tego samego co on. Gotowa jest

przystopować, zrezygnować z seksu. I zrezygnowałaby, gdyby
jejniepowstrzymał.

–Świetnie.
Zatemnadalbędązsobąsypiać.Toszaleństwo.
Niepotrafiłzmazaćztwarzyuśmiechu.

background image

ROZDZIAŁÓSMY

Z niczego nie chciała rezygnować. I nie musi. Pogratulowała

sobie w duchu: może pozostać w łóżku swojego męża i dalej
z nim sypiać. To było niesamowite: eksplozja zmysłów, gorący
seks. Jonas nawet nie domyślał się, ile ją kosztowało, aby tak
nonszalanckimtonemzasugerowaćprzystopowaniezseksem.

Zasnęłauradowana,żeodrzuciłjejpropozycję.Oświciezza-

mkniętymioczamiprzesunęłasięnaśrodekłóżka,liczącnakil-
kaminutporannychpieszczot.

Jejpalcenatrafiłynazimneprześcieradło.Otworzywszyoczy,

zaczęłaszukaćmężczyzny,zktórymwnocysiękochała.

Łóżkobyłopuste,awmieszkaniupanowałacisza.Często,le-

żącusiebiepokoju,słyszałaszumwodywłazienceJonasa.Wy-
obrażałasobie,jaknagistoipodprysznicem.

Dziśzłazienkiniedochodziłnajmniejszyszmer.Zrobiłojejsię

smutno, że Jonas znikł bez słowa; nie pocałował jej przed wyj-
ściem,niepożegnałsię,wogóleoniejniepomyślał.Notrudno.
Odrzuciłakołdrę,wstała,zgarnęłaubranie.

Ustalili wczoraj, że nie obowiązują żadne reguły. Że ma być

bez„napinki”.KiedyJonasprzekonałją,abykontynuowaliżycie
erotyczne,sądziła,żebędąspędzaćrazemmnóstwoczasu.Roz-
mawiać, śmiać się, wygłupiać, flirtować, aż któregoś pięknego
dnia Jonas uświadomi sobie, że przyjaźń plus małżeństwo plus
seks to w sumie coś trwałego i cudownego. Najwyraźniej się
myliła.

Głównie kierowała nią chęć udowodnienia Jonasowi, że moż-

nazniąkoniekraść,żeniejestkobietąbluszczem,któraoplata
idusi.Przeciwnie,kochażycie,itoniezależnieodtego,czyma
przyswoimbokumężczyznęczynie.Chybabyłaprzekonująca,
boJonasjejuwierzył.

Umyła zęby, wzięła prysznic i powędrowała boso do kuchni

stoczyćwalkęzekspresemdokawy.

background image

Był to jakiś przyszłościowy prototyp, który Jonas przyniósł

zpracydoprzetestowania.Urządzeniemiałowięcejprzycisków
ipokrętełniżstatekkosmiczny,wdodatkupałałodoniejniena-
wiścią.

Jonas kilka razy pokazał jej, jak się je włącza. Wyglądało to

prosto,aleOkej,udałosię.

Opartaogranitowyblatpiłalatte,kiedywprawymrogueks-

presuzauważyładyskretnielogoKimElectronics.

Zamyśliłasię.KimNazwiskoJonasanosiłaodniedawna,ale

jegosamegopokochałajużpotrzecimlubczwartymwspólnym
lunchu.

Dziwne, że tak długo zdołała zachować to w tajemnicy, nie

zdradzić się z uczuciem. Nigdy wcześniej jej się to nie udało.
Oczywiścienigdywcześniejażtakjejnanikimniezależało.

Nie była pewna, co dalej. Jonas „przekonał” ją, by nie rezy-

gnowalizseksu.Onazaśobiecałamu,żeseksniezniszczyich
przyjaźni.Azatembylidwojgiemprzyjaciół,zktórychjednowy-
świadczyło drugiemu przysługę i się pobrali. Dwojgiem przyja-
ciół,którymwolnouprawiaćzsobąseks.

Sękwtym,żeudawaniezakochanychwcalejejsiętakniepo-

dobało.Wcześniejtłumaczyłasobie,żetobędziedobrećwicze-
nie.Niebyło.Wdodatkunieudawała.

Oczywiście nikt jej nie trzyma na siłę, może w każdej chwili

odejść. Ale po co miałaby to robić? Jonas był najwspanialszym
kochankiempodsłońcem.Miałfantastyczneciało,naktórenie
mogła się napatrzeć. Kupował jej biżuterię i uwielbiał jej ba-
beczki.Iconajważniejsze:wreszciebyłamężatką.

Z jaką frajdą pokazała siostrom pierścionek, kiedy parę dni

temuwpadłydocukierni.

Wmawiając sobie, że nie powinna marudzić, przeszła cztery

przecznicedoCupcakedizajęłasiępracą.

Pragnącuczcićswojemałżeństwo,chciaławymyślićnowyro-

dzajbabeczki.Zawszekiedydziałosięcośważnegowjejżyciu,
szukała nowego przepisu, nowego smaku, i to piekła. W ten
sposóbupamiętniaławszystkiepięknechwile.

Arbuzowebabeczkiokazałysięniewypałem.Czerwonybarw-

nik, który powinien być neutralny, nadawał im dziwny oleisty

background image

smak.Abezniegociastoniemiałokoloruarbuza.

Niepocieszona,wywaliłacałąpartiędośmieciiposzłanatarg

pobarwnikiinnejfirmy.Kupiłatrzyrodzaje.Niepotrzebnie,bo
kolejnepartieteżbyłydoniczego.

Może babeczki o smaku arbuzowym to poroniony pomysł?

Może nie powinna upamiętniać małżeństwa, które nie było za-
wartezmiłościioktórymwiedziała,żenieprzetrwa?Możena
tym polegał problem? Że próbowała uchwycić coś iluzoryczne-
go,coś,czegoniesposóbuwiecznić?

Wpadła w ponury nastrój. Cisnęła fartuch na blat i aż do

otwarcia cukierni trzymała się z dala od kuchni. Wyszorowała
wszystkie gabloty oraz okna, na których nie pozostawiła naj-
mniejszejsmugi.Byłasama–Camillamiałaprzyjśćpolekcjach
–więckiedyludziezaczęlisięschodzić,musiałauwijaćsię,by
nadążyćzobsługą.

Naogółśrodybyłyspokojne,aledziśkolejkaniemalała.Ido-

brze,uznałaViv,boprzynajmniejniemiałaczasumyślećoface-
cie,któregopoślubiła.

Sądziła,żewedwie,zCamillą–chwilowobezJosie–złatwo-

ścią sobie poradzą, ale jeżeli klientów zacznie przybywać, bę-
dziemusiałajeszczekogośzatrudnić.

Wieczoremzmordowana,alezadowolonazdziennegoutargu,

ruszyładodomu.

Po drodze zrobiła sobie miniwykład. Będzie, co ma być. Na

nic się nie nastawiaj. Może Jonas, tak jak wczoraj, będzie cze-
kał w holu. A może nie. Poczuła ukłucie w sercu. Był tak sek-
sowny, kiedy stał oparty o ścianę i patrzył na nią, jakby chciał
zedrzeć z niej ciuchy, zanim jeszcze zamknęła drzwi. Zedrzeć
ubranie,apotemdoprowadzićjądorozkoszy.

Itakbyło.Przypomniałasobiegorącyjęzyknaswojejszyi.Za-

drżała.

Psiakrew,kogopróbujeoszukać?Przecieżmarzyotym,żeby

dziśteżJonasnaniączekał.Przyśpieszyłakroku.

AleJonasaniebyłowholuaniwsalonie,sypialniczykuchni.

Wogólegoniebyło.Szlag!

Zamiast użalać się nad sobą, wyjęła telefon i zadzwoniła do

Grace.UmówiłysięwewłoskiejrestauracjinaGlenwood;część

background image

stolików znajdowała się na zewnątrz, co umożliwiało świetną
obserwację przechodzących obok ludzi. Kierownik sali zapro-
wadziłjedostolika.

Graceodczekałacałetrzysekundy,poczymoparłabrodęna

splecionychdłoniach.

– Nie spodziewałam się zobaczyć cię przed piątkiem. No do-

bra,mów.CzyJonasjużpopadłwniełaskę?

–Co?–Vivzmarszczyłaczoło.–Nie!
Czymusiałosięwydarzyćcośzłego,żebychciałasięspotkać

zwłasnąsiostrą?ZresztąnawetgdybyJonassięjejnaraził,nic
Gracedotego.

Spostrzegłszy błysk zieleni na nadgarstku Grace, szybko

zmieniłatemat.

–O!Nowabransoletka?Pokaż.
Udało się. Uśmiechając się szeroko, Grace wyciągnęła rękę

iobróciłaniątak,byszmaragdyzalśniływblaskulampy.

–DostałamodAlanawprezencierocznicowym.
–Przecieżślubbraliściewkwietniu.
– My różne rocznice obchodzimy. – Błogi uśmiech na twarzy

siostry sugerował, że chodzi o rocznicę ich pierwszego pójścia
dołóżka.

Najwyraźniejokazjawartabyłaupamiętnienia.
–Jonasteżlubiupamiętniaćbiżuteriąfantastycznyseks.
– Tak? – Grace poruszyła zabawnie brwiami. – Nie trzymaj

mniewniepewności.Opowiadaj.Pokazuj.

Niemusiałasiostrydługoprosić.Vivwysunęłaspodsukienki

wisiorek:nieskazitelnybiałybrylantwprostejeleganckiejopra-
wie,odpowiednidlażonymiliardera.

Itenmiliarderzawiesiłgonajejszyi,apotemdoprowadziłją

doorgazmu,jakiegonigdydotądnieprzeżyła.

Nie zależało Viv na błyskotkach. Kiedy jechali do Kimów, Jo-

nas nalegał, by mu powiedziała, jak może się jej zrewanżować
zato,żezaniegowyszła.Kupmibiżuterię,odparła.Oczywiście
niemówiłategoserio.Aleterazbyłamężowiwdzięcznazatak
pięknydar;przynajmniejmogłastanąćzsiostrąwszranki.

– Twój mąż już cię zasypuje biżuterią? – zdumiała się Grace.

Najwyraźniej brylant wywarł na niej wrażenie. – Musi cię bar-

background image

dzokochaćipożądać.

– Owszem! – odrzekła ze śmiechem Viv. – Czekał na mnie

wholu.Wręczyłmitenwisiorinawetniedoszliśmydosypial-
ni.

Czuła się odważna, bezwstydna. Czerpała perwersyjną przy-

jemnośćztakiejrozmowy.Niebyłaspeszona,niezaczerwieniła
się. Jedynie w głowie jej się zakręciło, jakby była pijana szczę-
ściem.

–Takjestnajlepiej–przyznałaGrace;błogiuśmiechznówza-

gościł jej na twarzy. – Kiedy mężczyzna kocha tak bardzo, że
chwilidłużejniemożesiębezciebieobyć.Cieszęsię,żetrafiłaś
natakiego.

Viv sposępniała, ale starała się niczego po sobie nie okazać.

Przełknąwszy ślinę, skinęła głową. Zazdrościła Grace męża,
który kupuje jej prezenty, bo ją kocha, a nie dlatego, że wy-
świadczamuprzysługę.

GraceniemusiukrywaćprzedAlanemswoichuczuć.Istnieje

międzynimiprawdziwamiłość.

–Tak,wartobyłoczekaćnaJonasa–powiedziałacicho.
Może jako kochanek jej mąż przewyższał umiejętnościami

mężaGrace,alejeślichodziouczucia,toGracezAlanemzde-
cydowaniegórowalinadniąiJonasem.

–Super.Wcześniejnienajlepiejcisięwiodłowsprawachser-

cowych.Bałamsię,żeciąglebędzieszstawiaćpotrzebyemocjo-
nalne faceta przed swoimi. Ale nareszcie znalazłaś kogoś, kto
cięszanuje.

JakimścudemVivzdołałanieokazaćzdziwienia.
– Stawiałam potrzeby mężczyzn na pierwszym miejscu? Nie,

toniemożliwe.

–Kochanie,nigdyosobieniemyślisz.–Graceprzywołałakel-

neraiodczekała,ażimnapełniponowniekieliszki.–Wkażdym
z dotychczasowych związków pozwalałaś, aby inni dyktowali
warunki. Ten ostatni gość Mark, tak? No więc chciał, żeby-
ściemoglispotykaćsięzinnymi.Byłaśprzeciwna,aleuległaś.
Dlaczego?

Vivpodniosłakieliszekdoust.
–Bokiedymupowiedziałam,żewolęzwiązekmonogamiczny,

background image

stwierdził,żejestemzaborcza.Comiałamzrobić?

–Wywalićdupkazadrzwi,anieczekać,ażoncięrzuci.
–Wsumiedośćszybkosięrozstaliśmy–mruknęłaViv.
Siostramiałarację.PowinnabyłazerwaćzMarkiemodrazu

podczas tamtej rozmowy. Ale po tym, jak Zachary, Gary i Judd
mówilijej,żezabardzoich„oplata”,żewszystkochcekontrolo-
wać,żeprzedoślubu,bałasięnarazićMarkowi.

Czy to źle, że chciała spędzać jak najwięcej czasu ze swoim

mężczyzną?Tonieznaczy,żejestbluszczem.SłuchającGrace,
amożepodwpływemwina,doszładowniosku,żepowinnaro-
zejrzećsięzainnymtypemmężczyzny.Takim,któryniebędzie
chciał od niej uciec. Który będzie jej przysyłał esemesy z ser-
duszkami, by wiedziała, że o niej myśli. Który będzie szalał za
niązmiłości.

Jonasniespełniałtychkryteriów.
Wpadławprzygnębienie.KolacjazGracebyłapomyłką.Ślub

był pomyłką. Nie wiedziała, co ma robić z sobą, ze swoim ży-
ciem, z Jonasem, którego żoną chciała być naprawdę, a nie
przezkilkamiesięcy.

–Cośsobieprzypomniałam.Muszęmuszęiść.
Odsunęła krzesło od stołu i wstała. Zamierzała wrócić do

domunapiechotę,alemożelepiejbyłobytaksówką.

–Słucham?–Gracezmarszczyłaczoło.–Dzwoniszdomnie,ja

odwołujęspotkaniezMniejszaztym.Jakmogłaśzapomnieć,
żemaszcośdozałatwienia?

Mogła,bowprzeciwieństwiedoGraceniebyłauosobieniem

perfekcyjnościiniemiałamęża,któryjąkocha.Zresztąznudzi-
łojejsię,żeciąglewewszystkimustępuje.

–TowinaJonasa–odparła.–Namieszałmiwgłowie.
Przeprosiwszy siostrę, wybiegła szybko, zanim się rozpłacze.

A miała powody do płaczu: rano mąż nawet jej nie cmoknął
przedwyjściemdopracy,potemnieudałyjejsiębabeczkiarbu-
zowe, cały dzień ciężko harowała, obsługując klientów, a teraz
okazało się, że jednak nie należy do klubu szczęśliwych męża-
tek.

Dzielnie wstrzymywała szloch do momentu, aż weszła do

mieszkania i zobaczyła Jonasa, który leżał na kanapie w dżin-

background image

sachispranymT-shircieciasnoopinającymumięśnionytors.

Najejwidokrozpromieniłsię,awtedyzjejoczutrysnęłyłzy.

Bo uświadomiła sobie, że nie zna swojej przyszłości, nie wie,
kiedy Jonas postanowi zakończyć ich małżeństwo i że ogólnie
rzeczbiorąc,tacałasytuacjajestdokitu.

–Hej,niepłacz.–Zgasiwszytelewizor,Jonaspoderwałsięna

nogiiwkilkususachznalazłsięprzyniej.

ZgarnąłVivwramiona,przytuliłmocno
Psiakość,musiałamiećnaprawdęniepokoleiwgłowie,skoro

pozwoliła się zaprowadzić do kanapy. Usiedli. Jonas nadal ją
obejmował i swoim cudownym barytonem przemawiał do niej
kojąco.

Cozniąjestnietak?PowinnaodepchnąćJonasa,wstać,pójść

doswojejsypialni.Zeropresji,zeromiłości,zeroczegokolwiek.

– Co się stało, skarbie? – zamruczał, wdychając zapach jej

włosów.–Miałaściężkidzieńwpracy?

–Niewracamzpracy.–Pociągnęłanosem.
–Nie?Zastanawiałemsię,gdziejesteś,kiedycięniezastałem

wdomu.

– Ciebie też nie było – burknęła gniewnie. – Więc umówiłam

sięzGracenakolację.

Odsunął się. Na jego twarzy pojawił się wyraz przerażenia

izdezorientowania.

– Boże, byliśmy umówieni? Zapomniałem o czymś? Jeśli tak,

to strasznie cię przepraszam. Wydawało mi się, że mam wolny
wieczór,adziadekpoprosił,żebymodwiózłgonalotnisko.Wy-
słałemciesemesa

W pierwszym odruchu chciała wyciągnąć komórkę i spraw-

dzić, ale to by głupio wyglądało, a poza tym na pewno jej nie
okłamywał.Jakimiałbypowód?

Oj, źle z nią, bardzo źle. Wszystko przez to, że rano zniknął

bezsłowa,apotem,kiedywróciłazpracy,zastałapustemiesz-
kanie

Ale przecież nic wielkiego się nie stało. Był tu teraz. Niepo-

trzebnierobiłaigłyzwidły.

– Nie, wszystko w porządku, nie mieliśmy żadnych planów.

Takjakpowiedziałeś:miałamciężkidzień–oznajmiłaniecopo-

background image

godniejszym tonem. Bo to prawda. – Chciałam wypróbować
nowyprzepis.Okazałsiętotalnąkatastrofą.

Jonaspogładziłjączulepowłosach,poczympocałowałdeli-

katniewskroń.

– Nienawidzę takich dni – rzekł. – Jak mogę ci poprawić hu-

mor?

Natychmiastzestopomysłówprzyszłojejdogłowy,wszystkie

przeznaczonewyłączniedladorosłych.Aleniechciaławstawać,
zmieniaćpozycji;takjejbyłodobrze.

Będąc z Grace w restauracji, zrozumiała, że potrzebuje ko-

goś, kto będzie ją wspierał, pomagał w trudnych chwilach.
IwłaśnietęjejpotrzebęzaspokajałterazJonas.

Czymsiętakprzejęła?Żeniepadłdojejstópiniewyznałmi-

łości?Przecieżsąnapoczątkowymetapiezwiązku.To,żepod-
pisaliaktmałżeństwa,nieznaczy,żekrocząpotejsamejdrodze
coGraceiAlan.Każdymawłasnądrogę.

– Już poprawiłeś – szepnęła, kiedy palce męża zaczęły maso-

waćjejkark.

Masaż miał cudownie odprężające działanie. Po długim dniu

spędzonym na nogach przyjemnie było siedzieć na kanapie
iczuć,jakJonasmasujejejzmęczonemięśnie.Przymknęłapo-
wieki.

–Nieobudziłemcięrano?–spytałpoparuminutach,niemal

wyrywającjązesnu.

– Nie. Nawet zdziwiłam się, że nie ma cię koło mnie – przy-

znała neutralnym tonem, który ją samą zaskoczył, zważywszy
na to, jak bardzo cierpiała z powodu porannej nieobecności
męża.

–Todobrze–odrzekłzadowolony.–Niejestemprzyzwyczajo-

nydodzieleniazkimśłóżkaibałemsię,żemogęzaburzyćtwój
rytm.

Jakirytm?Miałatopytanienakońcujęzyka.
–Przecieżspaliśmyrazemutwoichrodziców.
– Ale to był weekend. Nikt nie musiał się zrywać i pędzić do

pracy.Całyczaspamiętam,żewyświadczaszmiogromnąprzy-
sługęipowinnaśmócsięchociażdobrzewysypiać.

Zrobiłojejsięciepłonasercuimokrowoczach.Jakiegofan-

background image

tastycznegomężczyznępoślubiła!

–Wyspałamsię.Dziękujęzatroskę.Alemyślę,żespałomisię

tak dobrze dzięki wczorajszym orgazmom, a nie dlatego, że
ranochodziłeśnapalcach,żebymnienieobudzić.

Wczoraj czuła się dopieszczona. A rano porzucona. Powinna

się ogarnąć, nie powtarzać dawnych błędów. Jonas wciąż trak-
towałjąjakprzyjaciółkę.

Możekiedyśsięwniejzakocha,oilewcześniejonagodosie-

bieniezrazi.

Roześmiałsięcicho.
– Wczorajsza noc była niesamowita, przynajmniej dla mnie.

Aleniewiedziałem,czydlaciebieteż.Prawdęmówiąc,wystra-
szyłemsię,żezrobiłemcośnietakidlategoniemacięwmiesz-
kaniu. Nie musiałem odwozić dziadka na lotnisko, mogłem za-
mówićmutaksówkę.

–Och,nie!–zawołałaViviobróciłasiędoniegotwarzą,choć

tooznaczałokoniecmasażu.–Zgodziliśmysięniewywieraćna
siebiepresji,więcPoprostuzobaczyłampustemieszkanie

OChryste!Miałamutłumaczyć,żeposzłazGracenakolację,

bobyłazła,żeniezastałagowdomu?

To jakiś absurd! Zamiast się plątać, przepraszać, że nie za-

uważyłaesemesa,możepowinnapowiedziećwprost:Jonas,za-
kochałamsięwtobie?

– Faktycznie obiecaliśmy sobie zero presji – przyznał. – Bar-

dzo się z tym pilnuję. Uwielbiam cię, pewnie dlatego te te
innerzeczysątakiefajne.

–Cenięnasząprzyjaźń
Urwała, zastanawiając się, ile może powiedzieć i jak bardzo

chcesięodsłonić,biorącpoduwagęswojąumiejętnośćniszcze-
niazwiązków.Jużzamierzałaponownieotworzyćustaiwyznać,
żeonateżlubite”innerzeczy”,aleJonasjąuprzedził.

– Wiem. A ja cię tu obejmuję i głaszczę Przepraszam, nie

taksięumawialiśmy.MożelepiejpogadajmyoCupcaked?

Zwykletrzymałręceprzysobie.Nienależałdoosóbnadmier-

nie wylewnych, rzadko okazywał uczucia. Na tyle zdążyła go
poznaćwtrakcietegoroku,kiedyspotykalisięnalunchach.

Teraz wszystko zależało od niej. Ten związek nie był żadną

background image

próba,żadnąiluzją.Tobyłojejbyćalboniebyć.Aponieważko-
chała Jonasa, wiedziała, że musi postępować ostrożnie, by go
niewystraszyćiniezniechęcić.

Powinna przyhamować, nie myśleć o uczuciach. Wrzucić na

tak zwany luz. Inaczej Jonas ucieknie, a nie wyobrażała sobie
życiabezniego.

–Tak,porozmawiajmyoCupcaked.–Uśmiechnęłasię.–Obie-

całeśmiudzielićkilkumądrychporad.

–Właśnie–przyznałjakbyzulgą.–Jestemegoistycznymdup-

kiem, który zajmuje się sobą, zamiast skupić się na tobie. Nic
niemaszztegomałżeństwa.

– Zapominasz o fantastycznym seksie. – No proszę, jaka po-

trafibyćwyluzowana.

Powiódłponiejwzrokiem.
– Dlatego nasz układ jest tak doskonały. Możemy gadać jak

para kumpli, ale gdyby któreś z nas naszła ochota na coś wię-
cej,niebyłobyztymproblemu.

–Obiecałamci,żezmojejstronyniczegoniemusiszsięoba-

wiać.

Narazieniemusiał,aradnatematprowadzeniafirmychęt-

nie wysłucha. Bo Cupcaked było dla niej czymś niesłychanie
ważnym.

Miała nadzieję, że prędzej czy później Jonas zrozumie, że on

teżjestdlaniejważny.

Jonaswymknąłsięwpiątekzzebrania,niemogącsiępozbyć

wyrzutów sumienia. Wiedział, że Viv zrozumie, jeśli przełoży
o kolejny dzień analizę jej biznesplanu, jednak przeszkadzało
mu,żetakdługoztymzwleka.Azwlekał,boParkzgłosiłjakieś
poprawkidoprzygotowanejumowyofuzji.

Nazewnątrzświeciłosłońceiodrazuhumormusiępoprawił.

ŻwawymkrokiemruszyłdoCupcaked;odślubuanirazuniebył
w cukierni. Przedtem co rusz wymyślał powody, by odwiedzić
Vivwpracy.

Terazniemusiał–właścicielkacukiernispałaznimwjednym

łóżku i jeśli chciał się z nią widzieć, wystarczyło, że odwrócił
głowęwjejstronę.

background image

Wszystko się świetnie układało, przynajmniej o tym siebie

przekonywał. Ale wyraz twarzy Viv, kiedy powiedziała mu, że
ceniichprzyjaźń,podziałałnaniegojakkubełzimnejwody.Bo
to znaczyło, że bez względu na wspaniałe orgazmy obecny
układbezzobowiązańipresjijejodpowiada.

Okej,cieszyłogoto.Niechciałwywieraćnaniąnacisku,ale

wolałby, aby ich życie było nieco bardziej uregulowane. Na
przykładżonyzwykletowarzysząmężomnaprzyjęcia.Wkrótce
miała się odbyć duża impreza z okazji rocznicy powstania Kim
ElectronicswAmeryce.PragnąłzabraćnaniąViv,alebyłabyto
kolejna przysługa, jaką by mu wyświadczała. Gdyby byli dwoj-
giemludzi,którzyumawiająsięnarandki,bezwahaniapopro-
siłbyjąotowarzystwo.

Cholera,sambyłsobiewinien;toonchciałustalićjasnegra-

nice,którychniewolnoprzekraczać.

Niepotrzebnie, bo Viv żadnych nie przekraczała, a kilka na-

wetsamawytyczyła.Comiałterazzrobić?Vivjużrazzasugero-
wała,żewartoprzystopować,nieszarżowaćzintymnością.Tak,
musipostępowaćostrożnie,abynienarobićsobiekłopotów.

Kiedy dotarł do Cupcaked, lokal był jeszcze nieczynny. Jonas

wysłał esemesa do Viv, że czeka przed drzwiami. W ciągu pół
minutywyłoniłasięzkuchniiuśmiechającpromiennie,zaprosi-
łagodośrodka.

–Niewiedziałam,żewpadniesz.
Faktycznieniewiedziała,bodecyzjępodjąłspontanicznie.
Przekręciwszy klucz w zamku, odwróciła się. Włosy lśniły jej

wsłońcuwpadającymprzezszybę.Aonniebyłwstanienabrać
powietrza do płuc, oddychać ani nawet myśleć. Po prostu stał,
gapiącsięnanajpiękniejsząkobietęnakuliziemskiej.

PochwiliporwałVivwramiona,przywarłustamidojejwarg.

Wnozdrzauderzyłgoznajomyzapach,jeszczebardziejmiesza-
jącmuwgłowie.Marzyłwyłącznieojednym.

Jakbyczytającwjegomyślach,Vivzaczęłaodwzajemniaćpo-

całunki.

Nie,tomuniewystarczyło.Chciałwięcej:chciałczućjejdło-

nienaswoimnagimcele,nienakoszuli.

Ruszył wolno przed siebie, popychając Viv w stronę kuchni,

background image

gdzie nie byliby na widoku całego Raleigh. Minęli wahadłowe
drzwi.Nieprzerywającpocałunku,przycisnąłVivdometalowej
lady.Jejciałoprzylegałodojegociała.Niemógłdłużejczekać.

Za trzecim podejściem odnalazł w sukience zamek błyska-

wiczny.Pociągnąłgowdół,odsłoniłramionaViv.Nierozumiał
tego,cosięznimdzieje,dlaczegoszalejenapunkcietejdziew-
czyny. Sukienka opadła na podłogę, na niej wylądował stanik
iwtedyJonasprzestałsiędziwić,przestałmyślećisięzastana-
wiać, tylko z uczuciem bezbrzeżnego szczęścia zaczął wpatry-
waćsięwpięknybiustiróżowesutki,którepodwpływemjego
spojrzenia stwardniały. Pochyliwszy głowę, ujął jeden w usta.
Słysząc,jakVivmruczypodniecona,samteżstwardniał.

–Pośpieszsię–szepnęła.–Ledwostoję
Ściągnąłjejmajtki,ająposadziłnaladzie.Rozchyliłjejnogi,

przytknąłpalcedowilgotnychfałdówskóry.Otak,byłagotowa.
Naparłanajegodłoń,rozkoszującsiędoznaniem,aonwrekor-
dowymczasiepozbyłsięwłasnegoubrania.

–Powiedz,żemasz–Uśmiechnęłasięnawidokcelofanowe-

goopakowania.

Przezornie – wolał się nie zastanawiać, co nim kierowało –

włożyłkilkadoportfela.Terazszybkorozerwałtorebkęinasu-
nął prezerwatywę. Viv objęła go w pasie nogami, wbiła pięty
w jego pośladki i pokazała mu, czego oczekuje. Tak? To w po-
rządku. Wszedł i zaczął się ruszać, zdecydowanie i rytmicznie.
Odpowiadałapchnięciemnapchnięcie,ajednocześniecałowała
gotowszyję,towucho.

Wsunąłrękępomiędzyichmokreodpotuciała,odnalazłłech-

taczkę.Vivkrzyknęłazrozkoszyizaczęładygotać.Pochwilion,
zaskoczony, a zarazem podekscytowany intensywnością jej do-
znań,dołączyłdoniej.Wróciwszynaziemię,obróciłsię,szuka-
jącustViv.Pojawiłysięgotowedodalszychpocałunków.

VivcudownaViv.Uwielbiałją.Ażtrudnomubyłouwierzyć,

że można kogoś tak bardzo pragnąć dosłownie pół minuty po
gorącymseksie.Niechciałjejwypuścićzobjęć.

Tyle że ciepło, jakie czuł w sercu, nie miało z seksem nic

wspólnego. Psiakrew, nie był idiotą; wiedział, co się dzieje.
Okłamywał się, wmawiał sobie, że łączy go z Viv wyłącznie

background image

przyjaźń,atymczasemzakochałsięwniej.Niestetyonanieod-
wzajemniałajegouczuć.

Tobyłpoważnyproblem,któregonieumiałrozwiązać.Wdo-

datku nie mógł wyznać Viv prawdy, bo obiecał, że nie będzie
wywierałnaniejpresji.

Postanowił sprawę przemilczeć, zignorować. Jeśli się na coś

niezwracauwagi,totakjakbydanarzecznieistniała.Askoro
nieistnieje,toonnieoszukujeaniViv,anikumpli,zktórymiza-
warłpakt.Możenieprzyznającsiędouczuć,jakieżonawnim
wzbudza,udamusięzapobieckatastrofie?

Powinien jak najrzadziej przebywać z nią, ale tak, by się nie

zorientowała, że trzyma ją na dystans. Nie chciał tego robić,
leczmusiał,byniezwariować.

background image

ROZDZIAŁDZIEWIĄTY

Pomógł jej zeskoczyć z metalowego blatu, który zamierzała

porządniewyszorować.Miałanadzieję,żeżadeninspektorsani-
tarny nigdy nie odkryje, co tu się działo i nie wlepi jej kary za
nieprzestrzeganiehigienypracy.

Nie żałowała ani sekundy. Uwielbiała, kiedy Jonas pałał do

niejtakimpożądaniem.Mężczyźniniewariowalinajejpunkcie;
Jonasbyłpierwszy.Aonabyławniebowzięta,leczniemogłasię
dotegoprzyznać.

Cierpliwość to cnota, powtarzała sobie w duchu. Nowa Viv

nienadskakujemężczyznom,nieoplataich,niezamęczaswoją
troskliwościąiuwagą.NiemówiJonasowi,żeprawieumarłaze
szczęście,kiedywniąwszedł.

Ubralisię.Onawłożyłasukienkę,onpodciągnąłspodnie,po-

tempomogłamuzlokalizowaćkrawatimarynarkę.

– Super – powiedziała, spoglądając na swojego męża łako-

mymwzrokiem.

–Bardzosuper.–Wyszczerzyłzębywuśmiechu.
Zaczerwieniłasię,toznaczydomyśliłasiętegopopieczeniu,

jakie poczuła na policzkach. Niedobrze. Wolałaby, żeby twarz
jejniezdradzała.

– A teraz przestań mnie dekoncentrować – poprosił Jonas. –

Przyszedłem dotrzymać słowa i przejrzeć twoje księgi rachun-
kowe.

Sądziła,żewpadłnagorącyseks,aonprzyszedłwcelachbiz-

nesowych?Szybkoukryłarozczarowanie.

Mogła się spodziewać, że Jonas prędzej czy później spełni

obietnicę.

–Okej,mójgabinetjestnazapleczu.
Zaprowadziła Jonasa do malutkiej klitki, w której płaciła ra-

chunkiiskładałazamówienia.Pokoikwniczymnieprzypominał
luksusowych gabinetów w Kim Building, ale jej firma nie była

background image

wartamiliardówdolarów.

Jonas nie narzekał na brak wygód czy przestrzeni. Usiadł na

składanymkrześle,którewyciągnęłazzadrzwi,iutkwiłwniej
spojrzenie.

–Pokażzestawieniebilansowe.
Viv otworzyła program w komputerze, wyszukała potrzebne

informacje,poczymobróciłaekranwstronęJonasa,którywol-
no powiódł wzrokiem po poszczególnych kolumnach. Po chwili
wszystkowiedziałiwygłosiłskomplikowanąmowęotym,żejej
zestaw aktywów to coś tam, coś tam, a pasywów to inne coś
tam,cośtam.Pięćminutkiwałagłową,prawienicztegoniero-
zumiejąc,iwkońcupodniosłarękę.

– Doceniam to, co robisz, ale pogubiłam się przy dźwigni fi-

nansowej.Najważniejszesąchybacele?

Wiedziała, jaki jest jej cel: chciała jak najwięcej czasu spę-

dzaćzJonasem,onjednakbardzopoważniepotraktowałswoją
obietnicę.

–Oczywiście,wybacz.–Speszonyprzeczesałwłosy.–Zaszyb-

ko wskoczyłem w strategię. Najpierw powinienem był spytać
otwojecele.Jesteśskoncentrowananakarierze.Cobyśchciała
osiągnąć?

Na początku znajomości podała mu karierę jako powód, dla

któregonieprowadzibujnegożyciatowarzyskiego.

–Niezastanawiałamsię–przyznała.
Niebyłabogata,alestarczałojejnanormalneżycie,miałacu-

kiernię,piekłaznakomitebabeczki.Czegowięcejmogłachcieć?

–Okej,pomyślimynadplanemnanajbliższelata.Skupimysię

namarketingu,narozwoju

–Chybaniesugerujesz,żemamstworzyćsiećcukierni?
Pomysł wydał jej się niedorzeczny. Prowadziła małą firmę,

znałaswoichklientówitojejwzupełnościwystarczało.Zdru-
giej strony nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby w kilku
punktach Raleigh lub pobliskich miastach pojawiły się szyldy
Cupcaked.Namyślobabeczkowymminiimperiumuśmiechnęła
się.

–Niczegoniesugeruję.Poprostumówię,żejeślitegochcesz,

totakbędzie.Mapaninieograniczonemożliwości,paniKim.–

background image

Poruszył zabawnie brwiami. – Korzystaj, skarbie, z tego, że je-
steś moją żoną. Możesz mnie prosić o każdą rzecz, jaka ci się
zamarzy.

Agdybypowiedziała,żechcebyćpaniąKimdokońcażycia?

Jakbyzareagował?

Zanimotworzyłausta,ponowniezabrałgłos.
Widziała,żedoradzaniejejsprawiamuautentycznąprzyjem-

ność. Ona również czerpała radość z ich dyskusji: uwielbiała
patrzeć, jak Jonas wpada na różne pomysły i rozważa różne
możliwości.Podniecałająteżmyślosieciwłasnychcukierni.

WpewnymmomenciedogabinetuzajrzałaCamillaprzywitać

sięiupewnić,czymożejużwpuszczaćklientów.Vivskinęłagło-
wą i ponownie skupiła na pomyśle franczyzy, o której Jonas
miał, jak twierdził, słabe pojęcie, ale na której i tak znał się
owielelepiejodniej.

Naglezadzwoniłjegotelefon.
Jonasuniósłpalcewuniwersalnymgeście„dajmichwilę”,po

czym odbył rozmowę, podczas której padło mnóstwo prawni-
czychterminów.

Rozłączywszysię,wstałodbiurka.
–Przepraszam,Viv,muszęwracaćdoświataelektroniki.
–Jasne.Itakspędziłeśtuponaddwiegodziny.Zresztąjateż

powinnam wrócić do pracy. Jeśli dzisiejszy dzień będzie choć
wpołowietakijakwczorajszy,Camilliprzydasiępomoc.

Pocałował ją namiętnie na pożegnanie i wyszedł. Musiała

ochłonąć,potemrzuciłasiędopracy.

Wieczorem,takjakbyłozaplanowane,wybralisięnakolację

dojejrodziców.

Wyglądali na zakochanych. Jonas co rusz spoglądał na nią

czułymwzrokiem,cobyłobardzomiłe,alewnajbliższymczasie
zamierzałamuuzmysłowić,żełączyichcoświęcejniżprzyjaźń
icoświęcejniżseks.

Bałasiętejrozmowy.
Gryzłasięwjęzykiczekałanaodpowiednimoment.Pokola-

cjiwrócilidodomuiJonaszaniósłjądoswojejsypialni.Wyjąt-
kowodługojąpieścił.Jutro,oznajmił,jestsobota,więcniemusi
się zrywać o świcie. Oczywiście nie narzekała na uwagę, jaką

background image

jejpoświęca.Nanicnienarzekała.Jejżyciebyłoprawieideal-
ne.

Wponiedziałekprzekonałasię,jakbardzowszyscywświecie

biznesulicząsięzJonasem.

Odziewiątejotrzymałalistęumówionychspotkańnacałyty-

dzień, między innymi z księgowym, z agencją nieruchomości
oraz ze znanym cukiernikiem, który był związany z kanałem
FoodNetwork.

Pół godziny później pojawiła się specjalistka od marketingu,

kobieta o imieniu France, która na polecenie pana Kima, jak
oświadczyła,będziejejwewszystkimpomagała.

Franceustasięniezamykały;pracowałarano,wciągudnia,

wieczorem,anawetwporze,którapowinnabyćprzeznaczona
na sen, dokładnie tłumacząc Viv ich strategię. O północy przy-
słała szczegółową listę krótko- i długofalowych celów, jakie
wcześniejomawiały,prosząc,abyVivuważniejeprzestudiowa-
ła.TalistabędziepodstawąpięcioletniegoplanudlaCupcaked.
Planu,którynajwyraźniejzostaniewyrytywkamieniu.

Od poniedziałku do piątku Viv spędziła z mężem nie więcej

niż pięć minut. Owszem, spali w jednym łóżku, ale na ogół Jo-
nas kładł się o wiele później niż ona, czyli bardzo późno, zwa-
żywszy że ona kładła się około pierwszej. Twierdził, że akurat
świetnie się zgrali z pracą; ona była zajęta swoimi sprawami,
aon–bezwyrzutówsumienia,żejązaniedbuje–mógłsięsku-
pićnafuzjizParkIndustries.

Chybanigdyniebyłatakzmęczona.
I tęskniła za mężem. Jonas pisał jej śmieszne esemesy, że są

jakstatki,któremijająsięnocą,azokazjipierwszejmiesięczni-
cyślubuprzysłałjejprzezkurieratuzinróż.

Kiedyś wpadł do Cupcaked z jedzeniem od chińczyka, mó-

wiąc,żenależyimsięprzerwa.OddałVivswojeciastkozwróż-
bą i opowiedział o pracownicy z działu zaopatrzenia, która za-
częłarodzićwczasiezebrania.

Vivcieszyłasięztychskradzionychchwil,bodziękinimmia-

ławrażenie,żemążtęsknizaniątakjakonazanim.

Nagrodą za wytężoną pracę była wiadomość od cukiernika,

zktórymVivspotkałasiędwatygodniewcześniej.Popierwsze

background image

–napisał–jejbabeczkisąrewelacyjne,apodrugiezapraszają
doprogramuFoodNetworkpoświęconegowypiekom.

Niestrudzona France natychmiast zaczęła planować jej po-

dróżdoLosAngeles.

–Niemogę–sprzeciwiłasięViv.–Prowadzętufirmę
– Kiedy wystąpisz w tym programie, twoja cukiernia stanie

sięznanawcałychStanach.

France przemeblowała gabinet: wstawiła nowe biurko, stary

komputerzastąpiłanowym.Miejscabyłoterazznaczniewięcej
–conajmniejdwarazywtygodniuzajmowałacałyblat,rozkła-
dającnanimstosybroszurimateriałówpromocyjnych.

–Ileczasumitozajmie?–spytałaViv.
JosiezCamilląnigdyniebyłysameprzezcałydzień,niemó-

wiąc już o kilku dniach. Była im potrzebna. A może nie? Prze-
cieżitakmnóstwogodzinspędzałanazapleczuzFrance,która
byłaniezmordowana.

Potrafiławszystkozaplanować,zorganizować,wdodatkuczę-

stopełniłarolęosobistejsekretarki.

–Zależy,czyprzebrnieszprzezeliminacje.–Francewzruszyła

ramionami i odrzuciła do tyłu koński ogon; robiła tak, ilekroć
rozmowa schodziła na poważne tematy. – To są zawody. Prze-
grywaszpierwsząrundęiwracaszdodomu.Wygrywaszizosta-
jesz.Radziłabymwygrać.

Vivskrzywiłasię.
–Tomożepotrwaćtydzień.
– Mam nadzieję, że potrwa. W tym czasie stworzymy stronę

www,naktórejbędziemożnaskładaćzamówienia.Twójwystęp
przysporzynamklientówonline.

Vivwestchnęłacicho,alewiedziała,żeniemożezaprzepaścić

szansy.Niemiałoznaczenia,czywygraczyprzegra;liczyłasię
reklama.Nicjejtoniebędziekosztowało.Ot,spędzikilkadnia
zdalaodJonasa,któregoitakprawieniewiduje.

–Kiedymamlecieć?
France uśmiechnęła się, jakby wiedziała, że Viv podejmie

słusznądecyzję.

–Damciznać.
Skinąwszy głową, Viv wysłała esemesa do Jonasa, który na-

background image

tychmiast odpisał wielkimi literami, że gratuluje, a po gratula-
cjachdodałczterywykrzykniki.

Z powodu jej głupiej kariery znów byli parą platonicznych

przyjaciół.Kroczyładrogądosukcesu,októrymwistociewcale
niemarzyła.PoprostutakiebajeczkiwciskałaJonasowi,tłuma-
czącmu,dlaczegonieumawiasięnarandki.

Ale gdyby nie była zajęta robieniem kariery, spędzałaby wie-

czorysama,czekającnapowrótmęża.Itakźle,itakniedobrze.
Nietakiemiałobyćjejmałżeństwo.

Inaczej:natakieprzystała,alepragnęłainnego.
Dzieńprzedwylotemwróciładodomuwcześniej,bysięspa-

kować. Zaskoczona ujrzała na kanapie Jonasa. Wciąż miał na
sobieeleganckigarniturijakzwyklewostatnimczasieściskał
wrękutelefon.

Przezparęsekundspoglądałananiego,obserwującjegousta

mówiące coś do słuchawki. Nagle przypomniała sobie, co te
usta potrafią wyprawiać, i zadrżała. Boże, jak strasznie jej go
brakowało.

Wciągumiesiąca,jakiminąłodślubu,nabraliprzyspieszenia

odzeradosetki,poczymzpowrotemwyhamowalidozera.Jej
sięmarzyłastałaprędkośćwgranicachdwustunagodzinę.

Nie chcąc Jonasowi przeszkadzać, ruszyła cicho do pokoju,

wktórymtrzymałaubrania.Kiedymijałakanapę,Jonaschwycił
ją za biodra i posadził koło siebie, po czym szybko zakończył
rozmowę.

Rzuciwszytelefonnaszklanystolik,skierowałnaniąspojrze-

nie.Dawnotaknaniąniepatrzył.

– Rano lecisz do Los Angeles? – Ujął w rękę jej dłoń i potarł

oniąkciukiem.

–Tak,aleniewiem,najakdługo.Francekupiłabiletzotwar-

tądatąpowrotu.

Pociągnięcia kciukiem sprawiły, że coś w niej zadrżało, coś,

co od wieków było uśpione. W ostatnim czasie oddalili się od
siebie.TerazwVivodżyłanadzieja:możeznówstanąsięsobie
bliscy?

Nigdzie nie było napisane, że to Jonas musi być inicjatorem

zbliżeń. Podniósłszy jego rękę do ust, pocałowała ją. Odsunął

background image

się.

–Świetnie.Bawsiędobrze–powiedział.
Ściągnęłabrwi.Dlaczegojąchwycił,kiedyprzechodziłaobok,

skoroniechciałspędzićzniączasu?

– Wszystko w porządku, Jonas? Nie sądziłam, że cię zastanę

wdomu.

– Specjalnie przyszedłem. Żeby zobaczyć się z tobą przed

twoimwyjazdem.

Sercezabiłojejszybciej.Czylizależymunaniej,alejakbar-

dzo?Niewiedziała,bonigdynieporuszalitakichtematów.

Najwyższyczasnaszczerąrozmowę.RanoleciaładoLosAn-

geles.Powinnaskorzystaćzokazji,żesąrazemi

–Tofajnie.Tęskniłamzatobą.
Uśmiechnąłsię.Wciążniczegosięniedomyślał.
–Mnieteżbrakujenaszychspotkań.Mamwrażenie,żeodlat

niepiliśmywspólniekawy.

Iniekochaliśmysię,dodaławduchu.Niewierzyła,żeJonas

zapomniał o tym, że kiedyś uprawiali seks. Podejrzewała, że
świadomiepominąłtękwestię.

–Tak,naszromanskawowyjużdawnosięskończył.
Oczy Jonasa pociemniały. Zmienił pozycję: założył nogę na

nogę,ajednocześnietrochęsięodsunął.

–TylesiędziejeNiedasięukryć,żeobojejesteśmypraco-

holikami.

–Janie–zaoponowała.–Toznaczy,wcześniejniebyłam,ale

terazczujęsię,jakbymtrafiładoinnejrzeczywistości.Iwtejin-
nej rzeczywistości France przez czternaście godzin na dobę
uczymnie,jakaosiągaćróżnewspaniałecele,naktórychmiani
trochęniezależy.

Jonaszmarszczyłczoło.
–Twojakarieraruszazmiejsca.Franceowszystkimnabieżą-

comnieinformuje.Jeślijednakniejesteśzadowolona,mogęza-
trudnićinnegomarketingowca,którylepiejpokieruje

–Nie,niechodzioFrance.Niemamdoniejżadnychzastrze-

żeń–przerwałamu,zanimsięgnąłpotelefon,bywezwaćkolej-
nego geniusza biznesowego, który jeszcze bardziej odciągałby
jąoddomuimęża.–Poprostunajszczęśliwszaczułamsię,kie-

background image

dyCupcakedbyłozwykłąmałącukierenką,wktórejsiękochali-
śmy.

WoczachJonasadojrzaładziwnybłysk.
Gdyby zobaczyła wyraz zachęty, a na to liczyła, natychmiast

rozebrałabysiędonaga.Aletoniebyłazachęta,tobyłoostrze-
żenie.

–Umówiliśmysię,żenierobimynicnasiłę.Pamiętasz?Zero

presji.Tykoncentrujeszsięnaswojejkarierze,janaswojej.Je-
żeliporadyFrancecinieodpowiadają,powiedz,cobyśchciała.
Czy

–Chcę,żebyznikłazmojegożycia!–krzyknęłaViv.–Jestmę-

cząca, chwili nie może usiedzieć. Więcej potrafi dokonać mię-
dzy dziesiątą wieczorem a północą niż generał, dwie samotne
matki i prezes firmy razem wzięci. Chcę jadać z tobą kolacje,
a w sobotnie ranki leżeć w łóżku z głową na twoim ramieniu,
i oglądać w telewizji głupie kreskówki. Chcę, żebyś rwał na
mniesukienkę,botakcispiesznowidziećmnienagą.Iniechcę
myślećobabeczkach.

Jonaspotrząsnąłgłową.
–Niejestemfacetem,któryrwieubranienakobiecie.
– Jesteś. Porwałeś. – Bardzo jej się podobało, kiedy był taki

napalony.–Nierozumiem.Jednegodniakochaliśmysięjaksza-
leni,adrugiegonagleprzystopowałeś,wycofałeśsię.

–Bojesteśmyprzyjaciółmiiniechcęniczegozepsuć.
–Jateżnie!–Nietakmiałaprzebiegaćtarozmowa.
Viv westchnęła; nie wiedziała, jak ją naprowadzić na właści-

wetory.

–Alepragnęczegoświęcej,samaprzyjaźńminiewystarczy.

Jestem wdzięczna za twoje wsparcie, za to, jak mi pomagasz
wsprawachzawodowych,aleAletozamało.

Popatrzyłnaniąpytająco.
–Oczymtymówisz?
– Chcę mieć prawdziwą rodzinę, prawdziwego męża i praw-

dziwemałżeństwo.Pieczeniebabeczektosubstytut.

Usiłowałprzetrawićto,cousłyszał.Miałtotalnyzamętwgło-

wie.WkilkusłowachVivzmieniładynamikęichzwiązku,asku-

background image

tek tego mógł być nieobliczalny, groźniejszy od wybuchu bom-
by.

Ztrudemwciągnąłwpłucapowietrze.Kiedyonpróbowałza-

chować dystans, nie rzucić się na Viv, nie zedrzeć z niej ubra-
nia,onacałyczasliczyłanacośinnego.

Milczałoszołomiony.Jejpięknatwarzzastygła.Cholera,cote-

raz?Jakmapostąpić?

–Viv,znamysięponadrok.Małżeństwemjesteśmypięćtygo-

dni.Przezcałyokresnaszejznajomościmówiłaś,jakważnajest
dlaciebiepraca.Anirazuniewspomniałaśorodzinie.Czymo-
głabyśrozwinąćtentemat?

Przez moment wydawało mu się, że Viv żałuje swoich słów.

Potempochyliłagłowęioparłająodłonie,zasłaniającoczy.Im
dłużej na niego nie patrzyła, tym większy odczuwał niepokój.
Bałasię,żezobaczywjejspojrzeniucoś,cochciałaukryć.

Aleco?
–Rozwinąć?–mruknęła.–Lubiępiecbabeczki,alechcęrów-

nieżmiećmężaidzieci.

To samo powiedziała przed chwilą, a on dalej nic nie rozu-

miał.

– Może inaczej sformułuję pytanie. Dlaczego nigdy mi o tym

niewspomniałaś?Myślałem,żesobieufamy,żesięlubimy.

Zastanawiałsię,czyznakobietę,którąpoślubił,skorodopie-

ro teraz takie rzeczy wychodzą na jaw. A przecież przez rok
spotykalisięczęsto,bylisobienaprawdębliscy.

Ogarnęła go złość. Poprosił ją o przysługę, o to, by została

jego żoną tylko dlatego, że był przekonany, iż Viv nie chce się
znikimwiązaćnastale,ajegotraktujejakkumpla.Gdybymiał
jakiekolwiekpodejrzenia,żetakniejest,znalazłbyinnerozwią-
zaniealbopoślubiłbySunPark.

Złośćwnimnarastała.
Nie powinien był oszukiwać sam siebie, a on Cholera, nie

umiałspojrzećprawdziewoczy.

–Niewspomniałam,bobonigdyotymnierozmawialiśmy–

odparłaVivgłosem,wktórympobrzmiewaływyrzutysumienia.

Uniosła głowę. Wyrzuty sumienia były też widoczne w jej

oczach.

background image

–Terazspytałeś,więcodpowiedziałam.
Intensywnie rozmyślał nad tym, co Viv mówiła o doradczyni

marketingowej,zastanawiałsię,czyVivzFrancesącharaktero-
logicznie niedopasowane, czy może osoby, które poleciły mu
France, przesadziły, zachwalając jej kompetencje zawodowe.
Izanimtorozwikłał,Vivnistąd,nizowądwyskoczyłazmałżeń-
stwem i rodziną. Miał wrażenie, jakby wbiła mu w pierś tępy
nóż.

Chciałamiećmężaidzieci.Obecnemałżeństwoprzeszkadza

jej w spełnieniu marzenia. On jej w tym przeszkadza. Świado-
mośćtegofaktubyładruzgocącaowielebardziej,niżmógłsię
spodziewać.

Nie chciał stracić Viv! Ale nie mógł jej zatrzymać, bo by ją

unieszczęśliwił. Powinien był słuchać, co mówiła na kolacji
u jego rodziców, że miłość to podstawa dobrego małżeństwa.
Tegopragnęłaodmęża:byjąkochał.

Amiłośćtojedynarzecz,jakiejonniemógłjejdać–nieżeby

Vivnatoczekała.

Złożyłbowiemprzyrzeczenie,żeżadnakobietaniezawładnie

jego sercem i rozumem. Jednak sądząc po ucisku, jaki czuł
wżołądku,byłojużzapóźno.

Gdyby Viv milczała, mógłby dalej troszczyć się o jej karierę

iczekać,ażtenuciskzniknie.Aleterazniemógłdłużejudawać,
żenicsięniedzieje.

–Viv,odrokumówiłaś,żejesteśskupionanapracyidlatego

nie umawiasz się na randki. Jak planowałaś poznać swojego
przyszłegomęża?

– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Praca jest ważna, ale

nie w takim wymiarze. Chętnie będę piec, dzielić się przepisa-
mi, zdobywać coraz większe grono klientów, ale nie kosztem
małżeństwa,którebymnieuszczęśliwiło.Chcęmuszęuwol-
nićsięodnadmiaruobowiązków.

Uwolnić od niego, Jonasa. Wiedział, że Viv to ma na myśli.

Przeszyłgoból.

– Rozumiem. Zasługujesz na takie małżeństwo, o jakim ma-

rzysz,ajakiegojacidaćniemogę.

Zbladła;jejspojrzenieprzygasło.

background image

– Ciebie nigdy nie kusiło? – spytała szeptem. – Prawdziwe

małżeństwo?

Nigdy,ażdoteraz.Teraztylkootymmyślał.Zastanawiałsię,

co ona rozumie przez prawdziwe małżeństwo. Że kocha się,
szanujeitroszczyodrugąosobędokońcaswychdni?

Dwie z tych rzeczy mógłby robić. Czy toby jej wystarczyło?

Wówczasdalejbysięprzyjaźnili,dalejbylimężemiżoną,aon
nie złamałby obietnicy danej kumplom. Nie, to idiotyczne. Po-
winnibylitowszystkoomówićprzedślubem.Iomówiliby,gdy-
byVivwcześniejprzyznałasiędoswoichmarzeń.

–Viv
Podniosła wzrok. Domyśliła się, że zamierza powiedzieć coś

ważnego.

–Poślubiłemcięwłaśniedlatego,żenieinteresujemniepraw-

dziwemałżeństwo.Tobyłoświadome,celowedziałanie.

–Uważasz,żeżenienadajęsięnaprawdziwążonę?–Wjej

głosiepobrzmiewałból.–Żeniemożnamniepokochać?

–Nie!Wcaletaknieuważam!
Ogarnęłagowściekłośćnasamegosiebie.Dlaczegojąkrzyw-

dzi? Otworzyła się przed nim, wyjawiła mu swoje najskrytsze
tajemnice,aontylkonatomożesięzdobyć?Żebyjepodeptać?

– Viv, uwielbiam cię. Zależy mi na tobie. Dlatego odbywamy

rozmowę,którąpowinniśmybyliodbyćdawnotemu.Niemówi-
łemcioMarcusie?

Potrząsnęła przecząco głową. Słuchała w milczeniu, kiedy

opowiadał o przyjacielu, który kochał, przegrał i z rozpaczy
odebrał sobie życie, a potem o pakcie, jaki po jego śmierci za-
warłzHendrixemiWarrenem.

Wjejoczachzalśniłyłzy.
–Więcstworzyliścieklub?KlubWiecznychKawalerów?
Zabrzmiałotoidiotycznie.
–Toniejestżadenklub.Poprostuzłożyliśmyprzysięgę,aja

takierzeczytraktujębardzopoważnie.

Zmarszczyła czoło. Na jej ślicznej twarzy malował się wyraz

zagubienia.

– Rozumiem. Zamiast zakochać się i cieszyć życiem, zamie-

rzaszdochowaćprzyrzeczenia,jakiepodwpływemstresuzłoży-

background image

łeśdziesięćlattemu?

– Zawsze dotrzymuję obietnic. Taki jestem, tak zostałem wy-

chowany.

–Itakichceszpozostać?Samotnydokońcażycia?
–Toniefair–zaprotestował.–Niechcębyćsamotny.Dlatego

podobamisiębycietwoimmężem.Miłospędzamyrazemczas,
jemyrazemkolację,oglądamyrazemtelewizję.

–Ostatniojużnie.
–Maszrację–przyznał.–Ostatniojużnie.Chciałbymzrzucić

winęnazapracowanie,aletoniedokońcajestprawda.Zaczą-
łem za bardzo się do ciebie przywiązywać. Musiałem się odsu-
nąć,wprowadzićdystans.

Oczyznówjejsięzaszkliły.
–Specjalnie?Zpowodupaktu?
Skinąłgłową.Bolałgosmutekwjejoczach.Najchętniejzgar-

nąłbyjąwramiona,powiedział:dodiabłaztymwszystkim.Pra-
gnęodzyskaćciebie,mojąprzyjaciółkę,kochankę,mójnajwięk-
szyskarb.

Aleniemógł.
–Ustaliliśmy:zeropresji,zeronacisków.Pamiętasz?
Parsknęłagorzkimśmiechem.
–Wnaszymmałżeństwieniktjejnanikogoniewywiera.
– Nie zrozumiałaś. Chodzi mi o to, żebyś nie czuła się zobo-

wiązanapozostaćmojążoną.

Wbiła w niego wzrok. Starał się nie dać po sobie poznać, ile

go kosztowały te słowa. Odszczekaj je, natychmiast – usłyszał
wewnętrznygłos.

Aleniemógł.
– Jonas, nie możemy się rozwieść. Straciłbyś poparcie dziad-

ka.

To, że w takiej sytuacji w ogóle o tym pomyślała, otrzeźwiło

go.Sąprzyjaciółmi,którzysięosiebietroszczą,atoznaczy,że
musipozwolićjejodejść.

– Wiem. Ale trwanie w tym związku, kiedy pragniesz czegoś

innego,jestniefairwobecciebie.

–Tak,pragnęczegośinnego,aleniemamczasuterazotym

myśleć.RanolecędoLosAngeles.

background image

Puściłjejdłoń.Vivprzeszładosypialni.Słysząctrzaskzamy-

kanychdrzwi,poczułsię,jakbyktośstrzeliłmuwserce.Zjed-
nej strony był z siebie dumny, że nie zatrzymywał jej na siłę,
azdrugiej–miałochotęwejśćdołóżkainaciągnąćsobiekoł-
dręnagłowę.

Wiedział jednak, że żadna ilość koców go nie ogrzeje, kiedy

Vivznikniezjegożycia.

background image

ROZDZIAŁDZIESIĄTY

WyjazddoLosAngelesbyłkatastrofą.Toznaczy,programwy-

padł nieźle, przeszła eliminacje i wygrała pierwszą rundę, ale
drażniła ją sztuczność tego wydarzenia: sztuczne uśmiechy,
sztucznedialogi,udawanie,żejestszczęśliwąmężatkąiżepra-
cujenawizji.

Powoli narastał w niej bunt. Bała się, że nie wytrzyma, jeśli

znów ktoś nazwie ją „panią Kim”. Dlaczego nie zachowała pa-
nieńskiegonazwiska?Nawetnazwiskonosiłatymczasowe.

Jednobyłoautentyczne:to,coczuładoJonasa.
Tyle że sytuacja, w jakiej się znaleźli, była beznadziejna.

Wreszcie znalazła kogoś, na kim jej naprawdę zależało. Jonas
równieżdarzyłjąsympatią;takbardzojąlubił,żegotówbyłsię
zniąrozwieść,abymogłazakochaćsięwkimśinnym.

Cozaironialosu.Napoczątkuwmawiałasobie,żetenzwią-

zektotakapróbaprzednastępnym.Aleniechciałanastępnego.
PragnęłapozostaćżonąJonasaimodliłasię,abyonchciałpozo-
staćjejmężem.

Program kulinarny o pieczeniu babeczek zakończył się dzień

później. Viv wygrała ostatnią rundę. Stojąca z boku France
wzniosła okrzyk zwycięstwa i wskazała na telefon, który trzy-
małaprzyuchu.IlekroćkameranajeżdżałanatwarzViv,udołu
ekranu pokazywała się nazwa Cupcaked, a to najwyraźniej
przekładałosięnajakieśwyniki,którebardzoFrancecieszyły.

Viv czuła się zmęczona. Zamiast występować w programach

kulinarnych, wolałaby pracować nad swoim małżeństwem.
Przyszłośćniedawałajejspokoju.

Podczas lotu powrotnego France cały czas rozprawiała

o wskaźnikach, zysku, kreowaniu marki, harmonogramie pro-
dukcji.Wcześniejustaliły,żezamówieniainternetowezlecąfir-
mie zewnętrznej. Słusznie, jak się okazało, bo zamówienia po-
płynęłystrumieniem.

background image

TyleżetowszystkoniecieszyłoViv.
Po powrocie do domu postanowiła wziąć sprawy w swoje

ręce.NapisaładoFrancelist,dziękujączajejciężkąpracęiwy-
jaśniając,żejednakkarieraniejesttym,oczymona,Viv,marzy.
OczywiścieskorzystałanafachowejpomocyFranceizamierza-
ła dalej wprowadzać w życie strategie, które wspólnie opraco-
wały,aleniemogłatyleczasupoświęcaćsprawomzawodowym.

Chciała skupić się na Jonasie, spróbować go przekonać, że

z powodu paru słów wypowiedzianych dziesięć lat temu nie
wartorezygnowaćzeszczęścia.

Jonaswróciłdodomupóźnymwieczorem.Tojejniezdziwiło,

zwykle pracował do późna, ale zdziwiło ją zmęczenie na jego
twarzyorazwyrazzdumieniawoczach,kiedyujrzałjąnakana-
pie.

–Niewiedziałem,żejużjesteś.
–Usiądź,musimyporozmawiać.
Zaniepokojony,powiesiłskórzanątorbęnakrześle.
–Toniemożepoczekać?Mamjutroprezentacjęichciałbym
– Jesteś przygotowany – oznajmiła Viv i poklepała miejsce

koło siebie. – Znam cię nie od dziś i wiem, że pracowałeś nad
prezentacjąodwieludni.Wypadnieszdoskonale.Usiądź.

Posłuchał,aonapoczułaznajomyzapach,odktóregozakręci-

łosięjejwgłowie.Zaczynałaodnowa.Nieznałaprzepisu,nie
miała swoich ukochanych blaszek, nawet jeszcze nie włączyła
piekarnika,aleniezamierzałasiępoddać.Rwałasiędoroboty.
Tomałżeństwomusisięudać,musismakowaćimobojgu.

–Jakwypadłprogramkulinarny?
–Świetnie.Wygrałam.IzwolniłamFrance.
–Co?Dlaczego?
–Bomarnowałasięprzymnie.Powinnapomagaćkomuś,kto

chcezarządzaćimperium.–Uśmiechającsię,powiodłaspojrze-
niempomężu.–Właściwietotyjąpowinieneśzatrudnić.

–Możetakzrobię.–Zmrużyłoczy.
– Jonas – Na moment urwała. – Musimy dokończyć rozmo-

wę.Tęsprzeddwóchdni.

–Postanowiłaśodejść?
– Nie, nigdzie nie odchodzę. – Skrzyżowała ręce na piersi,

background image

główniepoto,abyniepróbowaćdosięgnąćJonasa.–Obiecałam
wyświadczyć ci tę przysługę i podobnie jak ty, dotrzymuję sło-
wa.

Na twarzy Jonasa zaskoczenie mieszało się z dezorientacją

iulgą.

–Czylizostajesz?Jakomojażona?
– I jako przyjaciółka. Dla mnie nic się nie zmieniło. Nadal

chcęmiećmężairodzinę,aniebędęmiała,jeślisięrozwiedzie-
my.

Ściągnąłbrwi.
– Nie poznasz swego wymarzonego faceta, jeśli będziesz ze

mną.

–Jaknatakinteligentnegoczłowieka,jesteśstrasznieocięża-

łyumysłowo.

Westchnęłazniecierpliwiona.Mężczyźni!Wszystkoimtrzeba

tłumaczyćjakdzieciom.

–Pragnęstworzyćrodzinęztobą,aniezjakimśobcymface-

tem. Wiem, że chcesz dochować przyrzeczenia wobec przyja-
ciół

–Viv–wszedłjejwsłowo.
Zamilkła;sercewaliłojejjakszalone.
– Chodzi nie tylko o przyrzeczenie, chodzi też o mnie. Ten

paktłatwomibyłogozawrzeć,boniechcęsięzakochać,nie
chcęiniezamierzam.Miłośćtoniszcząceuczucie,któreprowa-
dzidonieszczęściaizguby.Niebędęryzykował.

Otworzyła usta, ale nawet gdyby jej życie od tego zależało,

niebyłabywstaniewydusićzsiebiesłowa.

–Rozumiesz,comówię?–spytałpodłużejchwiliJonas.
–Nie–szepnęła.–Tosięnietrzymakupy.
Pokiwałwolnogłową.
– Wiem. Trudno to pojąć osobie tak ufnej jak ty. Pod tym

względemsięróżnimy.Zbudowałemcośzniczego,wprowadzi-
łem Kim Electronics na rynek amerykański, stworzyłem kon-
cern wart miliardy dolarów. Nie zamierzam pozwolić, żeby ko-
bietaodebrałamirozumizniszczyławszystko,coosiągnąłem.

Miaławrażenie,żejejserceotaczasięlodem.
– Innymi słowy, jestem szkodnikiem, mącicielką i sabotażyst-

background image

ką, która myśli wyłącznie o tym, żeby doprowadzić cię do ru-
iny?Ażniewiem,copowiedzieć.

–Popatrznatoodmojejstrony.Całyczassądziłem,żezależy

cinakarierze.Kilkadnitemudowiedziałemsię,żechceszmieć
rodzinę. Podejrzewam, że nie wiem o tobie dziesiątek innych
rzeczy.Niemogęryzykować,nieztobą.

–Co?–Otworzyłaszerokooczy.–Niemożeszmiufać,ponie-

ważodpierwszejminutynaszejznajomościnieopowiadałamci
omoichskrytychpragnieniach?

Poprzednim facetom wszystko mówiła i to ich odstraszało.

Próbowałasięzmienić,alemożeniepotrzebnie?

Poczuła ucisk w gardle. Życie jest niesprawiedliwe. Przy ni-

kim nie może być sobą, zachowywać się naturalnie. Wszędzie
obowiązująjakieśdziwnereguły.

Musiałaomijaćzasadzkiiwyboje,podejmowaćgrę,którejza-

sadnierozumiałaaniniechciałazrozumieć.

–Viv–Jonaswyciągnąłrękę,poczymszybkojącofnął,jak-

by uświadomił sobie, że to nie jest odpowiedni moment na do-
tyk.–Niechodziociebie.Chodziomnie.Żeprzezciebieświru-

Połykającłzy,zmierzyłagosmutnymwzrokiem.
–Terazoskarżaszmnie,żeże–urwała.
Potrząsnąłgłową.
–Oniccięnieoskarżam.–Zacząłmasowaćskroń.–Spodzie-

wałemsię,żechceszodejść,atyBoże,zwariuję!

–Przezemnie?
–Tak,przezciebie!Wariujęprzezciebie.Bociępragnę.Chcę

ciędotykać,przytulaćsiędociebiewnocy,całowaćciędoutra-
tytchu.

Popatrzyłananiegooszołomiona.
–Alecousiłujeszmipowiedzieć?
– Że tak nie mogę. Że nie daję rady. Że będzie tylko gorzej.

Niechcę,żebyrządziłymnąemocje.Odmawiam.

Zrobiło jej się niedobrze. Jonas świadomie odrzucał sferę

uczuć;niechciałpozwolić,abyichrelacjastałasięgłębsza,peł-
niejsza.Nieijuż,koniecdyskusji.

Wbiła paznokcie w dłoń. Siedziała bez ruchu, próbując prze-

background image

trawić jego słowa. Skoro tak zadecydował, trudno; będzie mu-
siałanauczyćsięztymżyć.

–Coteraz?–spytała.–Niechcęrozwodu.Aty?
Skulił się, jakby przeszył go ból. Jakby wszystko go bolało.

Znałatouczucie.

–Niepotrafięciodpowiedzieć.–Mówiłtakcicho,żeledwogo

słyszała. – Dziadek prosił, abym jak najszybciej przyleciał do
Korei. Otrzymał złe wiadomości na temat swojego zdrowia,
więczamierzaprzejśćnaemeryturęwcześniej,niżzakładał.

–OBoże.–Vivzasłoniłarękąusta.–Alenicmuniebędzie?
–Niewiem.Chciał,żebyśtyteżprzyjechała,aleniemogęcię

otoprosić.–Najegotwarzymalowałysięniepewnośćistrach.
–Tobyłobyniefair.

Nastałachwilaprawdy.
Jonas o nic nie prosił, decyzję zostawiał w jej rękach. Praw-

dziwe małżeństwo to związek na dobre i na złe, w zdrowiu
iwchorobie

CzypokochałaJonasanatyle,żebyzapomniećoswoichpra-

gnieniach, odsunąć je na bok, skoncentrować się wyłącznie na
problemachpartnera?MiałaokazjępokazaćJonasowi,żemoże
jejzaufaćinaniąliczyć.

Wyciągnęłarękęisplotłapalcezjegopalcami.
– Nadal jestem twoją żoną. A dziadek może przekazać stery

komuś innemu, jeśli nabierze podejrzeń, że coś między nami
jestnietak.Więcjeślichcesz,żebymztobąpoleciała,topole-
cę.

Popatrzyłnaniązaskoczony,aleiwdzięczny.
–Zrobiłabyśtodlamnie?Dlaczego?
–Boobiecałam.

Spoglądałnaniąukradkiem,gdyspałanafotelu.
Kiedy weszła na pokład prywatnego odrzutowca, który Jung-

Suponichprzysłał,przezdobrykwadransuśmiechnieschodził
jej z ust. Witała się z załogą, zwiedzała samolot; była przejęta
ipodniecona.

Alepopierwszymkieliszkuszampanapogrążyłasięwmilcze-

niu.Jonasteżsięnieodzywał.

background image

Zrobił wszystko, co mógł, żeby ją zniechęcić, a ona? Przepa-

kowaławalizkę,zktórąparęgodzinwcześniejwróciłazLosAn-
geles,ioznajmiła,żeleciznimdoKorei.Nawetsięniezawaha-
ła.

Coteraz?Zastanawiałsię,comazniąpocząć.
Wieleniemógł.Wyrósłmiędzynimimur.
Dotychczas Viv jawiła mu się jako osoba szczera i otwarta,

z którą o wszystkim można rozmawiać. I rozmawiali, świetnie
imsięgadało.Aleodczasuostatniejrozmowy,kiedyrozpaczli-
wie broniąc się przed uczuciem, oznajmił, że nie interesuje go
zakładanierodziny,ichstosunkisięochłodziły.Murzkażdągo-
dzinąstawałsięcorazwyższy,coraztrudniejszydopokonania.

Bardzodobrze.Tegochciał.
Psiakrew. Przechodził przez piekło, był nieszczęśliwy, ale za-

służyłnatakilos.

Musiałsiępilnować,niepozwalaćsobienato,żebycokolwiek

czuć.Araczej,żebywięcejczuć.

Gdyby mógł zapomnieć o honorze, o pakcie z Warrenem

iHendrixem,wszystkobyłobyprostsze.

Wylądowali na lotnisku Seul-Inczon, w kraju urodzenia jego

ojca,wojczyźniedziadka.Seultodużekosmopolitycznemiasto
o bogatej historii, zamieszkałe przez przyjaznych ludzi, jednak
JonaswolałRaleigh,gdzieżycietoczyłosięznaczniewolniej.

–Pięknietu–powiedziałaViv,kiedylimuzynaprzysłanaprzez

dziadkasunęłazatłoczonymiulicami.

– Któregoś dnia wybierzemy się na zwiedzanie. Pokażę ci

paręciekawychmiejsc.

PałacGyeongbokgung,historycznadzielnicaInsadong,wieża

widokowa

Wyobraził sobie uśmiech na twarzy Viv odkrywającej skarby

DalekiegoWschodu.

Wędrując ulicami miasta, mógłby wziąć ją za rękę i udawać,

żewszystkomiędzynimijestdobrze.

Vivjednakpotrząsnęłagłową.
–Niemusisz,naprawdę.Przyjechaliśmytuzpowodutwojego

dziadka.

Tak, on z powodu dziadka, a ona z powodu niego. Był jej

background image

ogromniewdzięczny.

–Dlaczego,Viv?–spytałwzruszony.
Napotkałajegospojrzenie.Przezchwilębyłotakjakdawniej,

alepotemznówprzybrałaneutralnywyraztwarzy.

–Bomimowszystkonadaljesteśmoimprzyjacielem.
Poczuł, jak w gardle rośnie mu gula. Czy kiedykolwiek zdoła

sięjejodwdzięczyćzato,codlaniegozrobiła,zajejbezintere-
sowne poświęcenie? Z drugiej strony czy naprawdę była tak
wspaniałomyślna,czyofiarowałamuswójczasiswojeciało,nie
liczącnanicwzamian?Poprostuwimięprzyjaźni?

–Niewierzę,żetojedynypowód.
Wkącikujejustpojawiłasięmaleńkabruzda.Najchętniejby

jąwygładziłpocałunkiem,alenieruszyłsięzmiejsca.

–Wciążminieufasz?
Pokręciłgłową.
–Toniejestkwestiazaufaniaczyjegobraku.Chodzioto,że

nierozumiem,cotyztegomasz,dlaczegosięzgodziłaś.Wiele
razy się nad tym zastanawiałem. Obiecałem ci pomoc w spra-
wachbiznesowych,botwierdziłaś,żecizależynakarierze.Za-
trudniłemspecjalistkęodmarketingu.alejązwolniłaś.Dałemci
wolnąrękę;powiedziałem,żemożeszodejść,abyszukaćswoje-
gorycerzanabiałymkoniu.Typostanowiłaśzostać.Dlaczego?
Wimięprzyjaźni?

W jej spojrzeniu dostrzegł wyrzuty sumienia. Co, do diabła?

Zanimsięzdążyłupewnić,odwróciławzrok.Niemógłtegotak
zostawić.Poważnietraktowałprzysięgę,jakązłożyłzkumplami
pośmierciMarcusa,ale

Ujął w palce brodę Viv i delikatnie zmusił ją, aby popatrzyła

muwoczy.Korzystajączokazji,pogładziłkciukiemjejpoliczek.
Skórę miała taką gładką w dotyku. Kusiło go, aby przywrzeć
ustamidojejwarg.

Ponieważmilczała,ponowiłpytanie.
– Dlaczego, Viv? Jaki jest prawdziwy powód? Po tym wszyst-

kim, co ode mnie usłyszałaś, dlaczego postanowiłaś dalej przy
mnietrwać?

Zamrugała.
–Botaksięumówiliśmy.Dałamcisłowo.Inigdybymgonie

background image

złamała.

Toniebyłacałaprawda,niejedynypowód,dlaktóregozosta-

ła.Jonaswidziałtonajejtwarzy.

Właśnie dlatego osiągał tak ogromne zyski w biznesie: był

wyczulonynanajmniejszyfałsz,doskonaleorientowałsię,kiedy
osoba po drugiej stronie stołu konferencyjnego próbuje coś
ukryć.

Ale Viv nie była właścicielką fabryki, która chce powiększyć

majątekokilkamilionówdolarów.Byłajegożoną.Więcdlacze-
goniepotrafiłzaakceptowaćjejwytłumaczeniaiprzestaćwier-
cićjejdziuręwbrzuchu?

Dlatego, że mu wcześniej nie mówiła, że chce mieć prawdzi-

wemałżeństwoiprawdziwegomęża.

Powinienzwrócićjejwolność,anieczekać,ażsamaodniego

odejdzie.

Nieodeszła,bobyławspaniałąprzyjaciółką.Siedzącwprze-

stronnejlimuzynie,któraprzedzierałasięprzezzatłoczoneuli-
cemiasta,czułcorazbardziejbolesnyuciskwpiersi.

Po chwili opuścił dłoń i zamyślił się. Miał żonę, której nie

mógł pokochać, i przyjaciół, których nie mógł zawieść. A co
znimsamym?

Limuzyna zwolniła przy bramie. Pół minuty później kierowca

wwiózłichnaterenpięknejstarejposiadłości.Dom,któryJung-
Supodarowałwnukowiijegożonie,znajdowałsiękilometrda-
lej na wzgórzu. Obie rezydencje idealnie nadawały się dla biz-
nesmena,któryprowadzibogateżycietowarzyskie.

Jung-Suzapraszałgościzcałegoświata;tosamobędziecze-

kać jego, Jonasa, gdy przejmie władzę po dziadku, a wówczas
przydamusięwsparcielojalnejżony.

Nie wyobrażał sobie jednak nikogo innego niż Viv u swego

boku.Tojejpotrzebował,aniejakiejśżony.Znalazłsięwpułap-
ce,którąsamnasiebiezastawił.Uważał,żekażdakobietabę-
dziegozwodzić,akiedysięnimznudzi,wtedyzłamiemuserce.

Szukałoznak,żeVivtakpostępuje.Niepomyślał,żenajpierw

musiałbyjejserceofiarować.Aonzcałejsiłysięprzedtymbro-
nił.

Gosposiawskazałaimpokoje.Potemlokajzaprowadziłichdo

background image

ogrodu, który założyła babka Jonasa i o który dbała do swej
śmierciprzedparomalaty.

IlekroćJonaspatrzyłnakrzewyketmiiorazdzwonki,zawsze

widziałjejłagodnątwarz.

Jung-Suodpoczywałwsłońcu.
Wyglądałświetnie,zważywszynato,żebrałtonylekówmają-

cychzapobieczawałowi.

–Jonas,Viviana–Starszyrozpromieniłsię,kiedyVivpoca-

łowałagowpoliczek.–Mamnadzieję,żepodróżwaszabardzo
niezmęczyła?

Potrząsnąwszy przecząco głową, Viv zajęła miejsce obok

dziadka na zimnej kamiennej ławie. Jonas dał dyskretnie znać
komuś ze służby, żeby przyniósł dla niej taką samą poduszkę,
najakiejsiedziałJung-Su.

Nieprzerywającrozmowyzestarszympanemoswoichpierw-

szychwrażeniachzSeulu,Vivwsunęłapoduszkępodpośladki.
Jung-Suniespuszczałzniejoczu,aJonaswcalemusięniedzi-
wił.

Była piękna, hipnotyzująca, choć oczywiście on nie był cał-

kiem obiektywny: właściwie od dnia ślubu, gdy na nią patrzył,
ztrudemoddychał.

–Jonasie,niestójnadnami.–Marszczącczoło,dziadekzerk-

nąłnawnuka.–Usiądź.Twojauroczażonawłaśniemiopowia-
daopieczeniubabeczekwprogramietelewizyjnym.

– Tak, była wspaniała – oznajmił Jonas, nie wykonując nawet

kroku.

Jedyne wolne miejsce znajdowało się tuż koło Viv; dla jego

wygłodniałegociałabyłabytozbytdużapokusa.

– Jonas przesadza – zaoponowała Viv. – Program nawet jesz-

czeniezostałwyemitowany.

– Nie muszę go oglądać, żeby wiedzieć, jak wypadłaś. A wy-

padłaśfenomenalnie!

Dojrzał w jej oczach błysk zadowolenia. Psiakrew, powinien

był ją wcześniej pochwalić, i to wielokrotnie. Zasługiwała na
nieustannepochwały!Aon,kretyn,roztkliwiasięnadsobą.

– Viv ma wyjątkowy talent do pieczenia – ciągnął. – Jej ba-

beczkisąnajlepszenaświecie.

background image

Dziadek przenosił spojrzenie z jednego na drugie, jakby ob-

serwowałciekawymecztenisowy.

–Widać,żejesteśjejwiernymfanem.Todobrze.Twojesłowa,

chłopcze, są świadectwem dojrzałości. Od lat obserwuję cię
skupionego na pracy. Zacząłem się bać, że nigdy nie założysz
rodziny. Teraz masz żonę i promieniejesz szczęściem. To uła-
twiamipodjęciedecyzjioprzejściunawcześniejsząemeryturę.

Jonaspoczułwyrzutysumienia.
Dziadekźleodczytywałznaki.Alecomiałrobić:wyprowadzić

gozbłędu?

–Ajajestemjegofanką–powiedziałaViv.
–Tak,toteżwidać.
Widać?Naprawdę?
Jonasspojrzałnanią,bomożecośprzegapił.Napotkałajego

wzrok.Niepotrafiłoderwaćodniejoczu.

–Jesteśfankąnieobecnychizapracowanychmężów?–spytał

zlekkąironią.

– Jednego męża. Uwielbiam twój zapał, twoje wielkie serce.

Topierwsze,nacozwróciłamuwagę.Wpadałeśdocukiernipo
babeczki dla swoich pracowników i ilekroć pytałam „Z jakiej
dziśokazji?”,odpowiadałeś,żezokazjipięćdziesiątychurodzin
pani Nguyen lub czwartej rocznicy przyjścia do firmy pana
Goka.Niktinnyniepamiętaotakichrzeczach.

On pamiętał, bo zawsze szukał wiarygodnego powodu, aby

zajrzeć do cukierni bez wzbudzania podejrzeń Viv. Oczywiście
ona szybko domyśliła się prawdy, o czym poinformowała jego
rodziców, kiedy zaprosili ich na kolację. Dlaczego znów o tym
mówi?

– Dlatego uważam, że Jonas idealnie nadaje się na prezesa

KimGlobal–ciągnęła,zerkającnadziadka.–Lubipracęidba
o ludzi. Zawsze postępuje właściwie i dotrzymuje słowa. Jest
dobryiuczciwy;dlategooddałammuserce.

Starszypanpokiwałgłową.
–Cieszęsię,żeznalazłkobietę,którakochagozwłaściwych

pobudek.

Tyleżetogra,tofarsa,pomyślałJonas.NagleoczyVivsięza-

szkliły.

background image

– Jego łatwo pokochać. Każdego dnia kocham go coraz bar-

dziej.

Jonas otworzył usta, by zaprotestować. Co innego udawanie

zakochanych, a co innego bezczelne okłamywanie biednego
starszego pana. Ale w tym momencie pojedyncza łza spłynęła
Vivpopoliczkuiuświadomiłsobie,żeVivniekłamie.

Przełknąłślinę.Miałwrażenie,jakbyżelaznaobręczzacisnęła

musięwokółpiersi.Właściwieniepowiniensiędziwić.Vivza-
wszetaknaniegopatrzyła–zmiłością.

Alenigdyniemówiłaotymnagłos.
Wtem pojawił się służący z informacją, że można siadać do

stołu. Jonas podał Viv rękę, tak jak to robił setki razy w prze-
szłości,aledziśbyłoinaczej.Dziśścisnęłajegodłoń,jakbypró-
bowaładodaćmuotuchy.

Podczaskolacjirozmyślałotym,cousłyszał.
Najchętniej przeniósłby się w jakieś ustronne miejsce i zasy-

pałVivpytaniami.Aleniemógł,niewypadało,tymbardziejże
Jung-Su zaprosił kilku biznesmenów, z których zdaniem trzeba
byłosięliczyć.

Wreszciekolacjadobiegłakońcaimałżonkowiewrócilidosy-

pialni.

– Twój dziadek jest w doskonałej formie, zważywszy na dia-

gnozę.–Unikającwzrokumęża,Vivusiadłanabrzegumatera-
ca.

Jonas kochał dziadka, ale o jego zdrowiu rozmawiał z nim

przed wyjazdem ze Stanów i wszystko już wiedział na ten te-
mat.

–Dlaczegomupowiedziałaś,żemniekochasz?
–Niewiem.Grunt,żeuwierzył.
–Jateżuwierzyłem.Odjakdawna?
Wzruszyłaramionami.
–Cozaróżnica?
Przeszedłprzezpokójistanąłprzedżoną.
– Dlatego za mnie wyszłaś. Dlatego przyleciałaś ze mną do

Korei.Dlategonieodeszłaś,mimożepowiedziałemciopakcie
zWarrenemiHendrixem.

Podniosłananiegowzrok.

background image

–Tak.
Radośćprzepełniłajegoserce.Terazwszystkonabrałosensu.

Iprzyjaźń,imiłość.

Amożetojednoitosamo?
–Dlaczegominicniepowiedziałaś?–Usiadłobokniejnałóż-

ku.–Dawnopowinienembyłotymwiedzieć.

– A co by to dało? Nic. Ty chcesz być lojalny wobec kumpli,

ajaniepotrafięsięodkochać.

Wtymtkwiłproblem.Boonteżjąkochałoddawnaiteżnie

potrafiłsięodkochać.

Starałsię.Upierałsię,żetotylkoprzyjaźń,odpychałViv,sam

usiłował zachować dystans. Wszystko na nic. Po prostu zako-
chałsięwniejodpierwszegowejrzenia.

–Viv
Byłtchórzem.Unikałmiłości,aunikającjej,krzywdziłsiebie

iViv.Zadawałimobojguból.Pozbawiałsięradości,narażałna
samotność.

Amiałszansęstworzyćprawdziwyzwiązekzcudownąkobie-

tą, która zawsze patrzyła na niego tak jak w tej chwili. Jakby
wierzyła,żewartjestjejuczucia.

Nie chciał dłużej nikogo ranić. Unikanie prawdy nie łagodzi

bólu.Konieczudawaniem.

–Viv,powiedz,conaprawdęczujesz.Takzrękąnasercu.
–Dlaczegomitorobisz?–Kolejnałzaspłynęłajejpotwarzy.–

Dlaczegokażesz

–Boniejesteśmyzsobąszczerzy–odparł.–Zwłaszczamoje

zachowanie pozostawia wiele do życzenia. Czas najwyższy
ztymskończyć.Okej,jazacznę.

Ująłjejdłoń.
– Viv, jesteś moją przyjaciółką, moją żoną, kochanką, całym

moimświatem.Kiedyprzysięgałem,żesięnigdyniezakocham,
byłemgłupi;uważałem,żemiłośćprowadzidotragedii,żetrze-
bajejunikać.Terazniechcędłużejudawać,niechcęoszukiwać
WarrenaiHendrixa.Chryste,chcępowiedziećikiepskomito
wychodziżeteżciękocham.

Nagle,jakzasprawączarów,poprostudziękitemu,żewypo-

wiedział te słowa na głos, znikły jego obawy, jego strach.

background image

Wreszcie mógł nabrać powietrza i normalnie oddychać. Prze-
pełniłogoszczęście.

Dlaczegotyleczasuzwlekał?
Zamiast rzucić się w jego objęcia, Viv przyjrzała mu się po-

dejrzliwie.

–Co?
Roześmiałsię.
–Kochamcię.Mogętopowtarzaćdoznudzenia.
Ustajejzadrżały.
–Powiedziałeś,żekiepskocitowychodzi.Moimzdaniemwy-

szłocałkiemnieźle.

Przyciągnął ją do siebie. Spleceni w uścisku, spragnieni sie-

bie i swoich pocałunków, opadli na łóżko. Parę minut później,
kiedygładziłjejjedwabistąskórę,Vivwysunęłasięspodniego.
Terazonależałanagórze.Alezamiastkontynuowaćpieszczoty,
uśmiechnęłasięciepło.

–Cobędzie,jakpowieszWarrenowiiHendrixowi,żezłamałeś

przyrzeczenie?

Odgarnąłjejwłosyztwarzy.
–Zawarliśmypakt,bobaliśmysię,żekolejnyznasmożeode-

braćsobieżycie.Naszaprzyjaźńnieskończysię,dlategożecię
kocham.Zrozumiejąto.

–Mamnadzieję.Niechciałabymzepsućwaszychrelacji.
–Niezepsujesz,boteżjesteśmojąprzyjaciółką.Itosięnigdy

niezmieni.

Zanim postawił kropkę na końcu zdania, Viv zdarła z nich

ubranie.Vivprzedsiębiorcza,aktywna,bezpruderyjna.Podoba-
łomusięjejnoweoblicze.

Nawetniemarzyłotakwspaniałejpartnerce,kiedyżeniłsię

zeswojąnajlepsząprzyjaciółką.

background image

EPILOG

Wszedł do baru, w którym umówił się z Warrenem i Hendri-

xem. Chciał zabrać z sobą Viv, ale odmówiła ze śmiechem,
twierdząc, że kobieta, w której się zakochał, nie powinna być
obecnaprzyichrozmowie.Możeiracja.

Samej rozmowy się nie bał, jednak nie był pewien reakcji

kumpli.

Siedzieliprzystolikuzawysokimprzepierzeniem.
Todobrze,będąmieliwiększąprywatność.Nastolestałyjuż

trzypiwa.

– Cieszę się, że zadzwoniłeś – powiedział Hendrix, ledwo Jo-

naszająłmiejsce.–Mamdowassprawę.

Co się odwlecze, to nie uciecze, pomyślał Jonas, bawiąc się

obrączką–zawszetorobił,gdymyślałoViv.

–Zamieniamsięwsłuch.
Warrenodłożyłtelefon.Naekraniemigotałypowiadomienia.
–Mówszybko.Mamkryzysowąsytuacjęwpracy.
–Trudno,kryzysmusipoczekać.–Hendrixwestchnąłciężko.

–Chcęwaspoprosićoprzysługę.Tylkosięzemnienienabijaj-
cie.

–Dobra,dobra,gadaj.
–Żenięsię.
–Co?–parsknąłJonas,niemalwypluwającpiwo.
–Cowtymdziwnego?
Warrenpacnąłsięrękęwgłowę.Dwukrotnie.
–Chybamisięcośwełbiepomieszało.Bousłyszałem,żesię

żenisz.

–Kretyn–mruknąłHendrix.–Tomądraiprzemyślanadecy-

zja.

–Cytujeszswojąmatkę?–spytałWarren.
Omigającymtelefonieikryzysiewpracyzapomniał.
–Mądra?Przemyślana?Ożeńsię,syneczku,tobędzieszduży

background image

izdrowy?

–NiewyżywałeśsięnaJonasie,kiedysięochajtnął.
– Ja się żeniłem w konkretnym pragmatycznym celu – oznaj-

miłJonas.–Aty?Komuchceszślubować?

– Rosalindzie Carpenter. Więcej chyba nie muszę nic tłuma-

czyć.

Przyjacieleotworzyliszerokooczy.
– A niech mnie! Czy na żywo jest równie seksowna co w pi-

smachdlafacetów?–spytałWarrenidostałkuksańcawbok.

–Zamknijsię.Mówiszomojejnarzeczonej.
Jonasodchrząknął.
– I chętnie pojawimy się na ślubie – oznajmił. Później wycią-

gnązHenrdixawięcejinformacji.–Awracającdonaszegospo-
tkania:teżwamchciałemcośzakomunikować.

–No?–Warrensięgnąłpokomórkę.
–Zerwałemnaszpakt.
KomórkawypadłaWarrenowizręki.
–Zerwałeś?ChodzioViv?
Skinąwszy głową, Jonas słuchał, jak przyjaciele wymyślają

mu,wbijająszpile,wytykajązdradę.Nieprotestował;rozumiał
ich. I wiedział, że mu wybaczą, kiedy na ich drodze stanie ta
jednajedyna.

– Nikt nie jest bardziej zdziwiony ode mnie – kontynuował,

kiedywkońcuzapadłacisza.–KochamViv,alenaszasytuacja
różni się od sytuacji Marcusa, bo Viv odwzajemnia moje uczu-
cia.Jesteśmyszczęśliwi.Ibędziemydokońcażycia.

– Nie wierzę – mruknął Warren. – Przysięgaliśmy! To nic dla

ciebienieznaczy?

– Ważna jest prawość, honor. Dlatego poprosiłem was o spo-

tkanie.KłamstwemzhańbiłbymmojąmiłośćdoViv.Aniepotra-
fięprzestaćjejkochać.Próbowałem.

–Aletakoszukaćkumpli!
– Poczekajcie, aż sami się zakochacie – odrzekł Jonas. Był

przekonany, że mu wybaczą. Przecież nie pozwolą, aby szczę-
ścieprzyjacielazniszczyłoichprzyjaźń.

Warrenpogderałjeszczezpięćminut,poczymwstałodstoli-

ka.

background image

–Dobra,idęzapobieckatastrofiewfirmie.Aledopaktujesz-

czewrócimy.–Ruszyłdowyjścia.

Hendrixwyszczerzyłzębywuśmiechu.
– Nigdy nie wiadomo, kiedy trafi nas strzała Amora, nie?

BądźciezVivszczęśliwi.

–Dzięki,stary.
Vivczekałanamężawholu.Jonasuniósłkciuki,abypokazać,

żeprzyjacielesięnaniegoniegniewają–Warrenowiprzejdzie
złość,kiedywszystkonaspokojnieprzetrawi–poczymzgarnął
żonęwramiona.

–Mamprośbę.
–Zgadzamsię–odparłabezwahania.
–Niespytaszjaką?
–Spełniającostatnią,zyskałamnajbardziejseksownegomęża

podsłońcem,więc

–Chciałemprosić,żebyśnigdynieprzestałamniekochać.
–Masztojakwbanku.
Roześmiawszysię,pocałowałjąnamiętniewusta.

background image

Tytułoryginału:BestFriendBride

Pierwszewydanie:HarlequinDesire,2017

Tłumaczenie:JulitaMirska

Redaktorserii:EwaGodycka

©2017byKatCantrell
©forthePolisheditionbyHarperCollinsPolskasp.zo.o.,Warszawa2018

WydanieniniejszezostałoopublikowanenalicencjiHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone,łączniezprawemreprodukcjiczęścidzieławjakiejkol-
wiekformie.
Wszystkiepostaciewtejksiążcesąfikcyjne.Jakiekolwiekpodobieństwodoosóbrze-
czywistych–żywychiumarłych–jestcałkowicieprzypadkowe.
HarlequiniHarlequin(nazwaserii)sązastrzeżonymiznakaminależącymidoHarle-
quinEnterprisesLimitedzostałyużytenajegolicencji.
HarperCollinsPolskajestzastrzeżonymznakiemnależącymdoHarperCollinsPubli-
shers,LLC.Nazwaiznakniemogąbyćwykorzystanebezzgodywłaściciela.
IlustracjanaokładcewykorzystanazazgodąHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone.

HarperCollinsPolskasp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1Blokal24-25

www.harlequin.pl

ISBN9788327640307

KonwersjadoformatuMOBI:
LegimiS.A.

background image

Spistreści

Stronatytułowa
Rozdziałpierwszy
Rozdziałdrugi
Rozdziałtrzeci
Rozdziałczwarty
Rozdziałpiąty
Rozdziałszósty
Rozdziałsiódmy
Rozdziałósmy
Rozdziałdziewiąty
Rozdziałdziesiąty
Epilog
Stronaredakcyjna


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cantrell Kat Przystanek Wenecja
Cantrell Kat Najtrudniejszy klient
1102 DUO Cantrell Kat Miłość nam wszystko utrudni
Cantrell Kat Wyzwolona zmysłowość
Cantrell Kat Zasada jednej nocy
Kat Cantrell Switching Places 02 Seks na zgodę
GR1094 Kat Cantrell Przystanek Wenecja
Edukacja prawna droga do przyjaznej i bezpiecznej szkoly[1]
Pochwała przyjaźni i hartu ducha w opowiadaniu ''Stary człowiek i morze''
przyjaciel www prezentacje org
tydzien przyjazni www prezentacje org
cykl Przyjaciel zwierząt 1
e przyjaciele zobacz co media spolecznosciowe moga zrobic dla twojej firmy eprzyj
Badz swoim najlepszym przyjacielem fragment
Aforyzmy o przyjazni
Przysłowia, j.obce, greka
Przyjaźń, Pedagog, KONSPEKTY PEDAGOGA

więcej podobnych podstron