5
Rozdzia³ 1
K
iedy myla³am, ¿e bycie anio³em to sama s³odycz
i szczêcie. Wyobra¿a³am sobie, jak przecinam prze-
stworza, mkn¹c na Ziemiê, nios¹c ludziom pokój, radoæ
i tak dalej. Potem wracam do Akademii Anio³ów, wy-
skakujê z bojówek, wbijam siê w krótki b³yszcz¹cy top
i biegnê z kumplami tañczyæ do bia³ego rana. Gdyby
tylko...
Nie zrozumcie mnie le, kocham swoj¹ pracê. Ale ten
zawód ma jedn¹, zdecydowanie z³¹ stronê. Z³omy nigdy
nie odpoczywaj¹. Bez przerwy sabotuj¹ nasze poczynania
i czasami niele daj¹ nam w koæ.
Z³e Moce okrela siê oficjalnie jako Opozycjê. Ale my
z przyjació³mi mówimy na nich Z³omy. Agenci Z³omu s¹
pod ka¿dym wzglêdem przeciwieñstwem anio³ów. W od-
ró¿nieniu od nas nie maj¹ te¿ w³asnych cia³ ani osobo-
woci.
6
S¹dzicie, ¿e im z tym niewygodnie, co? Akurat! W ci¹-
gu wieków Z³omy wykszta³ci³y przera¿aj¹c¹ umiejêtnoæ
przybierania dowolnego kszta³tu i postaci. Mimo ¿e do-
skonale potrafi¹ siê maskowaæ, zawsze zdradzaj¹ ich flu-
idy. W ka¿dym razie my, anio³y, ich obecnoæ wykrywamy
natychmiast. Podobnie jak ludzie obdarzeni szczególn¹
wra¿liwoci¹, zw³aszcza dzieci. Wiêkszoæ mieszkañców
Ziemi uwa¿a jednak, ¿e jeli kto wygl¹da jak cz³owiek
i zachowuje siê mniej wiêcej jak cz³owiek, to na pewno
jest cz³owiekiem. Nie zwracaj¹ uwagi na to, jak ci rzeko-
mi ludzie wp³ywaj¹ na ich samopoczucie.
Jeli cz³owiek znajdzie siê, nawet na krótko, w polu od-
dzia³ywania toksycznych fluidów Z³omów, ulega zatruciu.
¯ycie wydaje mu siê wtedy pasmem cierpieñ. Myli sobie:
Nic nie ma sensu. Nie obchodzi mnie, co siê stanie z t¹
g³upi¹ planet¹. W³¹czmy telewizor i niech siê inni martwi¹.
Rozumiecie, o co mi chodzi? To nie s¹ wasze myli.
To gadanina Z³omów. Chc¹ wam wmówiæ, ¿e ¿ycie na
Ziemi jest smutne i nic niewarte. Wpychaj¹ was w depre-
sjê. A kiedy cz³owiek jest zrozpaczony, bardzo trudno nam
do niego dotrzeæ.
Jak dot¹d wraca³am z Ziemi bez szwanku. Zdarza siê
jednak, ¿e agenci odnosz¹ powa¿ne rany. Anielscy prakty-
kanci nale¿¹ do grupy szczególnego ryzyka. Dlatego te¿
warsztaty powiêcone C.S. Ciemnej Stronie s¹ w na-
szej szkole obowi¹zkowe.
Nienawidzê tych zajêæ. Godzinami trzymaj¹ nas w bu-
dynku Agencji, podczas gdy zawodowi niebiañscy agenci
przeprowadzaj¹ jedno symulowane spotkanie ze Z³oma-
mi za drugim. Takie warsztaty to najbezpieczniejszy spo-
7
sób szkolenia niedowiadczonych m³odych anio³ów, na-
uczenia ich, jak sobie radziæ w sytuacji rzeczywistego za-
gro¿enia. Symulacje s¹ jednak takie realistyczne! Pod ko-
niec dnia ma siê wra¿enie, ¿e zwiedzi³o siê wszystkie
zakamarki Piek³a.
Po ostatnich warsztatach C.S. wrócilimy do akade-
mika dopiero nad ranem. Wziê³am d³ugi, gor¹cy prysz-
nic, ¿eby zmyæ nieprzyjemne zapachy (symulacje s¹ bar-
dzo realistyczne) i narzuci³am star¹ koszulkê z napisem
J
ESTE
ANIO£EM
. By³am zbyt przejêta, ¿eby zasn¹æ, wiêc
posz³am do pokoju Loli wy¿ebraæ kubek gor¹cej czekola-
dy, jej specjalnoæ.
Drzwi otworzy³y siê, zanim zd¹¿y³am zapukaæ. Pod
maseczk¹ trudno by³o rozpoznaæ twarz Loli. Bez s³owa
wci¹gnê³a mnie do pokoju, wcisnê³a do rêki kubek z cze-
kolad¹, wyklepa³a moj¹ ulubion¹ poduchê do siedzenia
na pod³odze i spokojnie zabra³a siê do dalszych zabiegów
kosmetycznych.
Lola Sanchez, dla przyjació³ Lolu, to siostra ducho-
wa, której szuka³am od pocz¹tku wiata. Jestemy niesa-
mowicie do siebie podobne. Obie mamy d³ugie nogi i w³o-
sy, nad którymi trudno zapanowaæ. Lubimy identyczn¹
muzykê. Nawet ubieramy siê podobnie, chocia¿ Lola, jako
dziewczyna z przysz³oci, jest w tej dziedzinie trochê bar-
dziej zwariowana. Ma te¿ zwyczaj nadawania przyjacio-
³om dziwacznych przezwisk. Naszego cudownego kum-
pla, Reubena, przezwa³a Groszkiem, a ja jestem Boo. Nie
mam pojêcia, dlaczego!
Zwinê³am siê na poduszce, popijaj¹c czekoladê i na-
rzekaj¹c na anielskie ¿ycie.
8
W tym biznesie nie ma siê ani chwili dla siebie. Ca³y
czas jest co do roboty.
To dlatego, ¿e jestemy na pamie szybkiego ruchu,
dziecinko wymamrota³a niezbyt wyranie Lola, gdy¿
maseczka nie pozwala³a jej otwieraæ szeroko ust.
Ruchu dok¹d, w³aciwie? zapyta³am.
Ruchu bêd¹cego ewolucj¹, g³uptasie.
Jak ja mam doæ tego s³owa! jêknê³am. Czy
wszystko musi podlegaæ ewolucji i zamieniaæ siê w co
innego? Na przyk³ad lasy w wêgiel, a wêgiel w diamenty.
A ludzie zamieniaj¹ siê w anio³y, a anio³y w... cokolwiek to
jest. To siê nazywa hiperaktywny wszechwiat. Dlaczego
nie móg³by, dla odmiany, trochê przyhamowaæ!
Wiesz, co mówi pan Albright? Nie lekcewa¿cie ewo-
lucji, to...
...jedyna rzecz, w któr¹ siê wszyscy bawi¹! do-
koñczy³am ponuro.
Lola posz³a do ³azienki, ¿eby umyæ twarz.
Niebiañskie fluidy nie tylko daj¹ nam przyjemny
wygl¹d zawo³a³a, przekrzykuj¹c szum wody. Przekszta³-
caj¹ nas wewnêtrznie. Szko³a to w zasadzie kosmiczna cie-
plarnia. Dlatego ¿yjemy tak intensywnie.
Westchnê³am.
Nie czujê siê tak, jakbym by³a na pamie szybkiego
ruchu dok¹dkolwiek, Lolu. Czujê siê nie na miejscu.
Lola nale¿y do dziewcz¹t, które mówi¹ otwarcie to,
co myl¹.
Dobra, jako cz³owiek mo¿e i by³a niezbyt m¹dr¹
dziewczyn¹ zgodzi³a siê. Ale bardzo siê zmieni³a, Mel
Beeby.
9
Wysz³a z ³azienki, delikatnie osuszaj¹c twarz rêczni-
kiem.
Orlando tak nie uwa¿a westchnê³am ponownie.
Przez ca³y dzieñ mielimy razem zajêcia i w ogóle nie
zwraca³ na mnie uwagi.
Przyjació³ka spojrza³a na mnie surowo.
Jak to siê sta³o, ¿e rozmowa znowu zesz³a na Pana
Przystojnego? S¹dzi³am, ¿e prowadzimy powa¿n¹ dysku-
sjê na temat stresów w ¿yciu anio³a.
Jestem anio³em, no nie? Anio³em w g³êbokim stre-
sie!
W³aciwie to by³o co wiêcej ni¿ stres. By³am zupe³-
nie zagubiona.
Widzicie, na Ziemi zawsze mia³am poczucie, ¿e po-
znam tego kogo wyj¹tkowego i szczególnego. Wiecie, jak
to jest. Pewnego dnia nasze oczy spotykaj¹ siê i to jest po-
cz¹tek prawdziwego ¿ycia!
Jednak dziêki ch³opakowi, któremu zachcia³o siê prze-
ja¿d¿ki cudzym samochodem, moje prawdziwe ¿ycie
skoñczy³o siê nastêpnego dnia po trzynastych urodzinach.
W jednej chwili wszystkie problemy straci³y znaczenie.
Za to pojawi³y siê nowe. Na przyk³ad randki w zawia-
tach to nie jest temat, który wystêpuje w poradach dla czy-
telników czasopism dla nastolatków.
Dlatego nie mia³am pojêcia, jak zachowywaæ siê wo-
bec Orlanda. Nawet Lola przyznaje, ¿e jest on najprzy-
stojniejszym ch³opakiem w szkole. Wygl¹da jak anio³ na
starym obrazie jakiego w³oskiego mistrza: niada cera,
ciemne oczy i umiech tak s³odki, ¿e powinni tego za-
broniæ.
10
Mylicie, ¿e to w³anie jest mój problem?
O, nie! Problem polega na tym, ¿e Orlando jest ge-
niuszem. Lola powiedzia³a mi zaraz na wstêpie, ¿e jedy-
ne, o czym myli Orlando, to praca. Nie zdaje sobie spra-
wy, jakie wra¿enie robi na dziewczynach ostrzeg³a.
Pamiêtam Orlanda przechodz¹cego przez salê biblio-
teczn¹ wkrótce po tym, jak podjê³am naukê w Akademii.
Nie przesadzam; obejrza³y siê za nim wszystkie dziew-
czyny. Niczym spragnione s³oñca s³oneczniki. Jak stwier-
dzi³a Lola, Orlando w ogóle tego nie zauwa¿y³!
Nie rozumiem dziewczyn wzdychaj¹cych do ch³opa-
ków, którzy nie racz¹ nawet zauwa¿yæ ich istnienia, i uzna-
³am, ¿e nigdy nie wst¹piê do klubu ¿a³osnych wielbicie-
lek Orlanda.
By³am jednak sko³owana, bo czasami wydawa³o mi
siê, ¿e Orlando jednak mnie zauwa¿a. To nie wyobrania,
przysiêgam. Za ka¿dym razem moje serce przestawa³o biæ.
To musi byæ mi³oæ, prawda?
Na sam¹ myl o tym westchnê³am ciê¿ko w gor¹c¹
czekoladê z piank¹.
Po prostu nie wiem, na czym stojê jêknê³am.
Pamiêtasz tê noc przed nasz¹ pierwsz¹ misj¹ w charakte-
rze anio³a stró¿a? Orlando specjalnie nad³o¿y³ drogi, ¿eby
odprowadziæ mnie do akademika. By³ taki mi³y! A dzisiaj
czu³am siê, jakbym by³a niewidzialna.
Moja przyjació³ka szczotkowa³a lni¹ce czarne loki
z tak¹ energi¹, ¿e iskry lecia³y.
Mel, to mi dzia³a na nerwy. Wszechwiat jest piêk-
ny, a ty siê w arcynudny sposób uczepi³a jednego przy-
stojnego ch³opaka.
11
Zaraz, zaraz! Jednego niesamowicie przystojnego
ch³opaka.
Jednego niesamowicie przystojnego, wspania³ego,
absolutnie niedostêpnego ch³opaka stwierdzi³a Lola bru-
talnie.
Wytrzeszczy³am na ni¹ oczy.
Nie mogê uwierzyæ, ¿e powiedzia³a co takiego!
To okrutne!
Ale prawdziwe! Masz obsesjê na jego punkcie. Bez
wzglêdu na to, o czym rozmawiamy, mówisz o nim. Gdy-
bymy rozmawia³y o kotach, powiedzia³aby: Mylisz, ¿e
Orlando lubi koty? Mo¿e mog³abym mu podarowaæ s³od-
kiego, ma³ego kotka? Mo¿e wtedy zwróci³by na mnie
uwagê?
Masz racjê. Jestem beznadziejna. S¹dzisz, ¿e potrze-
bujê pomocy?
S¹dzê, ¿e potrzebujesz solidnego kopa w swój ¿a-
³osny anielski ty³ek owiadczy³a. Chod ze mn¹ na
si³owniê, Boo! Rozruszaj swoje niemrawe anielskie miê-
nie!
Powtarzam ci, nie jestem typem dziewczyny, która
chodzi na si³owniê.
B³¹d powiedzia³a Lola. Nie by³a typem dziew-
czyny, która chodzi na si³owniê. W nowym wcieleniu bêd¹
ciê nazywaæ Ksiê¿niczk¹ Treningów!
Odk¹d moja siostra duchowa wróci³a z ostatnich, pe³-
nych przygód wakacji, ca³kowicie nawróci³a siê na zdrowy
tryb ¿ycia. Muszê przyznaæ, ¿e re¿im, jaki sobie narzuci³a,
przynosi³ efekty. Anio³y zwykle roztaczaj¹ wokó³ siebie blask,
ale moja przyjació³ka wygl¹da³a szczególnie kwitn¹co.
12
Rany, pomyla³am, æwiczenia naprawdê poprawiaj¹
urodê!
W wyobrani ujrza³am wspania³¹ scenê: nowe, trys-
kaj¹ce energi¹ ja mknie przez kampus. S³oñce zapala
w moich w³osach z³ote b³yski. Nagle zauwa¿a mnie Or-
lando. Jaki by³em lepy, myli. To jest dziewczyna, na któ-
r¹ czeka³em. Podbiega do mnie i... resztê mo¿ecie sobie
chyba dopiewaæ!
Pocenie siê w lycrze to nie jest mój pomys³ na fajn¹
zabawê, ale ostatecznie mogê spróbowaæ westchnê³am.
Lola by³a wniebowziêta. Rzuci³a mi siê na szyjê.
Nie po¿a³ujesz, Boo! Dzisiaj jest pierwszy dzieñ
reszty twojego ¿ycia!
Przez chwilê ogarnê³o mnie poczucie winy. Moje
motywy nie by³y tak czyste, jak s¹dzi³a Lola.
Treningi okaza³y siê dobijaj¹ce. Przez pierwszych parê
dni Lola dos³ownie musia³a wyci¹gaæ mnie z ³ó¿ka. Ale
mniej wiêcej po miesi¹cu nast¹pi³ cud. Zaczê³am siê bu-
dziæ, zanim zadzwoni³ budzik. A w dodatku nie mog-
³am siê doczekaæ porannej przebie¿ki!
Uwielbia³am to. Czy to nie zdumiewaj¹ce? Kocha-
³am tê chwilê, kiedy obie z Lol¹ wybiega³ymy z budynku
i gna³ymy na pla¿ê w per³owym wietle wczesnego po-
ranka. Uwielbia³am biec skrajem wody, s³ysz¹c, jak drob-
ne muszelki chrzêszcz¹ pod moimi butami. Lubi³am ogl¹-
daæ siê za siebie i patrzeæ, jak z ty³u za nami, na wilgotnym
piasku, zostaj¹ lady naszych stóp. Uwielbia³am nawet ból
13
miêni, który wiadczy³ o tym, ¿e zmusi³am je do maksy-
malnego wysi³ku.
Teraz, kiedy da³am siê w to wci¹gn¹æ, Lola nie pozwa-
la³a mi zwolniæ tempa. W porze lunchu chwyta³ymy ja-
k¹ sa³atkê w kafeterii, a potem bieg³ymy na si³owniê.
Sk³oni³a nawet Reubena, ¿eby zrobi³ dla nas hiphopowy
remiks piosenki Siostry robi¹ to dla siebie w jej w³asnym wy-
konaniu. Mo¿e o tym nie wspomnia³am, ale Lola piewa
jak anio³.
Mo¿emy tego s³uchaæ przez s³uchawki owiad-
czy³a radonie. To nas dodatkowo zmotywuje!
Tak nas to wziê³o, ¿e piewa³ymy g³ono w czasie
æwiczeñ. Wszystkie dzieciaki w si³owni zaczê³y klaskaæ
i krzyczeæ.
Uwa¿ajcie, Z³omy! wrzasn¹³ jaki ch³opak. Sio-
strzyczki szykuj¹ siê, ¿eby wam do³o¿yæ!
Lola uzna³a, ¿e dojrza³am do zajêæ ze sztuk walki dla
zaawansowanych, na które chodzi³a z Reubenem. Wszy-
scy praktykanci æwicz¹ sztuki walki w ramach anielskiego
treningu. Zgodnie z tym, co powiedzia³ mi kiedy pan
Albright: Nie zawsze da siê czarem i wdziêkiem wywi-
n¹æ z kosmicznego bagna, Melanio. Czasami trzeba wal-
czyæ.
Reuben sprawia, ¿e treningi staj¹ siê czym wiêcej
ni¿ tylko kolejnym punktem w rozk³adzie zajêæ niebiañ-
skiej szko³y. To sposób na ¿ycie. Talent naszego kumpla
zauwa¿ono ju¿ w przedszkolu i od tamtego czasu ka¿d¹
woln¹ chwilê spêdza w sali æwiczeñ w dzielnicy Ambro-
zji.
14
Sala ta mieci siê w najskromniejszym budynku w mie-
cie. Sk³ada siê g³ównie z dachu wspartego na rzebionych
drewnianych kolumnach, wykonanych z jakiego niebiañ-
skiego drewna, wydzielaj¹cego niezwyk³y zapach. Bambu-
sowe rolety utrzymuj¹ we wnêtrzu przyjemny cieñ. Z³ote
i szkar³atne proporce powiewaj¹ na wietrze. Na niektórych
wypisano mantry w jêzyku staroanielskim. Jedna z nich
sk³ada siê tylko z jednego s³owa: oddychaj.
Mistrz wyszed³ z cienia, aby nas powitaæ. Reuben
przedstawi³ nas, a nastêpnie sk³onilimy siê sobie z sza-
cunkiem. Uczniowie w lunych strojach przybywali ma-
³ymi grupkami. K³aniali siê mistrzowi w milczeniu i za-
czynali rozgrzewkê od æwiczeñ rozci¹gaj¹cych.
Ojej, pomyla³am, chcê nosiæ strój do karate i byæ taka
spokojna i czysta jak oni.
Bywa³am w sali æwiczeñ dwa razy w tygodniu, po
szkole. Czasami przychodzi³ tam Brice. Lola twierdzi³a,
¿e to nale¿y do programu rehabilitacji. Powoli przyzwy-
czaja³am siê do widoku starego wroga. Przyznajê, ¿e kie-
dy odkry³am, ¿e on i Lola niepokoj¹co zbli¿yli siê do sie-
bie podczas wakacji, prze¿ywa³am trudne chwile. Ale
w pewien sposób by³am w stanie to zrozumieæ. Lola ma
miêkkie serce, a ch³opakowi z przesz³oci¹ trudno siê
oprzeæ. Natomiast nie mog³am zrozumieæ, dlaczego Reu-
ben tak bardzo zaprzyjani³ siê z Briceem.
Zapomnia³e, jak ciê kiedy pobi³? zapyta³am go
pewnego wieczoru, kiedy pracowalimy nad technik¹ walki
na miecze.
15
Reuben odgarn¹³ dredy z oczu.
Pewnie, ¿e nie. Nie jestem kretynem! stwierdzi³,
przyjmuj¹c postawê obronn¹.
Mój przyjaciel anio³ wcale nie wygl¹da na twardziela.
Jest po prostu chudym ch³opakiem o skórze koloru mio-
du. Trenowanie sztuk walki da³o mu jednak ogromn¹ we-
wnêtrzn¹ si³ê.
I nie przeszkadza ci to, ¿e codziennie go spotykasz?
zapyta³am.
Dlaczego mia³bym mieæ co przeciwko temu? za-
pyta³ Reuben z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
Noo... poniewa¿ próbowa³ ciê zniszczyæ.
Zrobi³ to, co musia³. Reuben wykona³ wypad
i przebi³ mi mieczem serce.
Hej, nie by³am gotowa poskar¿y³am siê.
Spróbuj powiedzieæ co takiego Z³omom roze-
mia³ siê Reuben.
Niebiañskie miecze maj¹ zamiast ostrzy wi¹zki wietl-
nych promieni, tote¿ moglimy z Reubenem ci¹æ siê jak
popad³o; czasami tylko od nadmiaru wiat³a krêci³o nam
siê w g³owach. Gdybymy jednak walczyli t¹ broni¹ ze
Z³omami, zrobiliby z nas miazgê.
Zostawi³ ci blizny, Reuben nalega³am.
Mój przyjaciel b³yskawicznym ruchem chwyci³ mnie
za rêkê, w której trzyma³am miecz.
Wykorzysta³ chwilê mojej nieuwagi powiedzia³.
To siê nie powtórzy. Brice udzieli³ mi bardzo cennej lekcji.
Uwolni³am siê, wykonuj¹c skok bêd¹cy wyzwaniem
dla prawa grawitacji, i stwierdzi³am z zadowoleniem, ¿e
unoszê siê nad g³ow¹ Reubena.
16
Nie boisz siê, ¿e on mo¿e znowu przy³¹czyæ siê do
Z³omów?
Nie odpar³ Reuben zdecydowanym g³osem.
Skoñcz z tym, dobrze?
Dobrze zgodzi³am siê niechêtnie.
W przeciwieñstwie do mnie i do Loli, Reuben zawsze
by³ anio³em i nigdy nie mieszka³ na Ziemi. Ludzkie uczu-
cia, jak na przyk³ad chowanie do kogo urazy, s¹ mu zu-
pe³nie obce. Uwa¿a³, ¿e Brice rozpocz¹³ nowe ¿ycie i na
tym koniec.
Umiechn¹³ siê do mnie, zadzieraj¹c g³owê.
Czy zamierzasz tak wisieæ ca³¹ noc?
Nie jestem pewna powiedzia³am zaniepokojona.
Chyba nie mogê zejæ na dó³.
Reuben umiechn¹³ siê ³obuzersko.
Widzia³a ostatnio Orlanda?
Spad³am z hukiem na pod³ogê.
Ty prosiaku! jêknê³am. To by³a zwyk³a z³oli-
woæ!
Uwaga, Melanio-san odezwa³ siê mistrz surowym
tonem. Anio³ wojownik musi byæ wewn¹trz pusty jak
wiatr. ¯adnej przesz³oci. ¯adnej przysz³oci. Tylko te-
raniejszoæ.
Rozmowa z Reubenem uwiadomi³a mi, ¿e ju¿ od
paru tygodni nie widzia³am Orlanda. Oficjalnie nadal
uczêszcza³ do szko³y, ale, jak wspomnia³am, to niesamo-
wity mózgowiec i Agencja regularnie wysy³a go na ró¿ne
misje.
Nastêpny dzieñ up³yn¹³ zgodnie z nowym, niedaj¹-
cym chwili odpoczynku, rozk³adem: o wicie bieganie,
17
2 Melania w staro¿ytnym Rzymie
zdrowe niadanie i lekcje, sa³atka i si³ownia w porze lun-
chu, potem zajêcia popo³udniowe w szkole. Wieczorem
musia³am urwaæ siê ze sztuk walki. Pan Albright chcia³
omówiæ ze mn¹ moje postêpy. Kiedy wchodzi³am do kla-
sy, poczu³am siê zdo³owana, jak zawsze w podobnej sy-
tuacji.
W ziemskiej szkole nie nale¿a³am do prymusów i ci¹g-
le trudno mi uwierzyæ, ¿e to, co siê teraz ze mn¹ dzieje,
prze¿ywam naprawdê. Tak, jakbym w g³êbi duszy ocze-
kiwa³a, ¿e nauczyciele odkryj¹, ¿e nie powinno mnie tu
byæ.
Okaza³o siê, ¿e pan Albright mia³ dla mnie wy³¹cznie
dobre wieci.
Jestem pod wra¿eniem umiechn¹³ siê promien-
nie. Jeli tak dalej pójdzie, to staniesz siê kandydatk¹ do
nagrody w postaci aureoli.
To ¿art wyszepta³am.
Pochwa³a z ust pana Albrighta sprawi³a, ¿e wieci³am
przez ca³¹ drogê do kampusu. Niemal tañczy³am, wypie-
wuj¹c radosn¹, w³asn¹ wersjê Siostry robi¹ to dla siebie.
Nagle serce zabi³o mi ¿ywiej. W moj¹ stronê szed³
Orlando. Wydawa³ siê nies³ychanie zadowolony z tego
spotkania.
Wszêdzie ciê szuka³em, Mel! zawo³a³. Gdzie by-
³a?
ni³am czy te¿ szczêcie w koñcu siê do mnie umiech-
nê³o? Czy przeznaczenie rzeczywicie okaza³o tak ³aska-
we?
By³am oszo³omiona. Jak przez cianê us³ysza³am s³owa
Orlanda, który prosi³, abym przysz³a póniej do biblioteki,
18
bo chce ze mn¹ porozmawiaæ. Wymamrota³am co ¿a³os-
nego w odpowiedzi i po chwili gna³am po schodach na
górê, wykrzykuj¹c:
O rany! O rany!
Naprawdê! Orlando siê ze mn¹ umówi³!
19
Rozdzia³ 2
W
pad³am w panikê. To by³ najwa¿niejszy dzieñ mo-
jej anielskiej egzystencji i musia³am koniecznie skon-
sultowaæ siê z Lol¹ w sprawie ubioru. Niestety, Lola by³a
akurat w sali æwiczeñ. Po pó³godzinie obgryzania paznokci
uda³o mi siê jednak uzyskaæ naprawdê romantyczny wygl¹d.
D¿insowe letnie spodnie i do tego bia³a bluzka w cygañskim
stylu, ods³aniaj¹ca jedno ramiê, wyszywana w maleñkie ró-
¿owe motylki. Za³o¿y³am te¿ liczn¹ srebrn¹ bransoletkê-
-amulet, prezent od Loli, skropi³am siê moimi ulubionymi
niebiañskimi perfumami Attitude i by³am gotowa.
Sz³am na pierwsz¹ randkê z najprzystojniejszym ch³o-
pakiem w szkole. Dobra, szkolna biblioteka to mo¿e nie
jest najbardziej ekscytuj¹ce miejsce na takie spotkanie. Ale
kto wie, dok¹d póniej trafimy! Nie wyprzedzaj faktów,
Melanio, przywo³a³am siê do porz¹dku. Dzia³aj powoli,
krok po kroku.
20
W bibliotece odbywa³o siê jakie zebranie. Na parte-
rze k³êbi³y siê t³umy praktykantów. Uzna³am, ¿e Orlando
czeka na mnie na piêtrze. Puci³am ³okcie w ruch, ¿eby
przebiæ siê do schodów, wo³aj¹c po drodze:
Przepraszam. Przepraszam, to twoja stopa? Eee...
bardzo przepraszam.
Potem us³ysza³am znajomy g³os dobiegaj¹cy z przo-
du sali.
Nie uwierzycie, jak tam jest le, dopóki sami nie
zobaczycie. Czasy Nerona to ulubione podwórko Z³omów.
To by³ Orlando.
Zamknê³am oczy, uwiadamiaj¹c sobie upokarzaj¹c¹
prawdê. Orlando nie zaprosi³ mnie do biblioteki, ¿eby od
czego zacz¹æ. Na bibliotece mia³o siê skoñczyæ.
Kto klepn¹³ mnie po ramieniu.
Du¿o straci³em?
Reuben nadal by³ w stroju do karate. Widocznie przy-
bieg³ prosto z treningu.
Nie potrafiê ci powiedzieæ, dopiero przysz³am.
wietny strój stwierdzi³ mój kumpel. Wybie-
rasz siê w jakie specjalne miejsce?
Niekoniecznie odpar³am obojêtnie.
Czy nie moglibycie pogadaæ sobie gdzie indziej?
odezwa³ siê jaki zdenerwowany praktykant. Niektórzy
z nas usi³uj¹ s³uchaæ.
Wybacz! Reuben umiechn¹³ siê do niego prze-
praszaj¹co. Dziwne, ¿e tu jeste, Mel szepn¹³. S³y-
sza³em, ¿e potrzebuj¹ ch³opaków.
Uwiadomi³am sobie, ¿e t³um sk³ada³ siê wy³¹cznie
z ch³opców. Co jest grane? Przepchnêlimy siê jeszcze
21
bli¿ej. Orlando sta³ na prowizorycznym podwy¿szeniu.
Wygl¹da³ na zmêczonego, ale zdecydowanego.
Wróci³em ze staro¿ytnego Rzymu dos³ownie parê
godzin temu ci¹gn¹³. Za czterdzieci osiem godzin
udajê siê tam znowu i spodziewam siê zabraæ ze sob¹ dru-
¿ynê ochotników.
To mnie zaskoczy³o. Koordynacj¹ anielskich misji zaj-
muje siê Agencja. Nie s³ysza³am, ¿eby agenci samodzielnie
organizowali podobne wypady. Orlando nie by³ nawet praw-
dziwym agentem, przecie¿ nie skoñczy³ jeszcze sta¿u.
Podczas ostatniej misji zebra³em pewne niepokoj¹ce
informacje wyjania³ Orlando. Przekaza³em je Agencji.
Przyznaj¹, ¿e trzeba siê tym zaj¹æ, ale wydaje siê, ¿e ca³¹
swoj¹ uwagê skupiaj¹ na dwudziestym pierwszym wieku.
Poczu³am uk³ucie wstydu. Czy choæ raz jaki inny
wiek nie móg³by daæ siê nam wszystkim we znaki?
Bêdê szczery mówi³ Orlando. To bardzo dziw-
ne. Praktykantom powtarza siê codziennie, ¿e najwa¿niej-
sz¹ rzecz¹ w rozwi¹zywaniu problemów jest praca zes-
po³owa. Zgadzam siê z tym dziewiêæ razy na dziesiêæ.
W przesz³oci niektórym z was niele natar³em uszu za
próbê samodzielnego dzia³ania.
Zaczerwieni³am siê. Wiedzia³am, ¿e Orlando ma na
myli nasz¹ sprzeczkê podczas mojej pierwszej podró¿y
na Ziemiê. Post¹pi³am wtedy wbrew jego woli, z³ama³am
jedno z najwa¿niejszych praw kosmosu i o ma³o nie wy-
lecia³am za to ze szko³y.
Ale zawsze jest ten jeden szczególny raz ci¹gn¹³
z przekonaniem. S¹dzê, ¿e to jest w³anie jedna z takich
okazji.
22
Wydawa³ siê lekko zmieszany.
Pos³uchajcie, nie pozujê na bohatera. To nie w moim
stylu. Ale Agencja ma zwi¹zane rêce i czujê siê odpowie-
dzialny za za³atanie tej dziury. Poprosi³em Agencjê o po-
zwolenie na wykorzystanie do tego zadania praktykantów.
Zgodzili siê.
Ale co dok³adnie bêdziemy robiæ? zapyta³ prze-
straszony praktykant.
Na tym etapie nie mogê siê wdawaæ w szczegó³y.
Musicie mi po prostu zaufaæ. Przyrzekam, ¿e bêdê wam
przekazywa³ na bie¿¹co niezbêdne informacje.
W porz¹dku powiedzia³o kilka g³osów.
Czy przejdziemy jakie ramowe szkolenie? zapy-
ta³ kto. Nic nie wiem o Rzymianach.
Pewnie, ¿e wiesz. To ci, którzy nosili togi za¿ar-
towa³ jego kolega.
To niezupe³nie prawda pouczy³am go. Togi no-
sili mê¿czyni. I to podczas oficjalnych uroczystoci.
Nienawidzê publicznie zabieraæ g³osu, ale moda to
jedyny temat, w którym czujê siê w stu procentach pew-
nie.
Orlando siê umiechn¹³.
Ochotnicy przejd¹ czterdziestoomiogodzinne in-
tensywne szkolenie. To miesznie ma³o czasu, jak na tak
niebezpieczne zadanie, ale nic wiêcej nie da siê zrobiæ.
Do tego momentu zd¹¿y³am mu ju¿ wybaczyæ. Moje
najgorêtsze pragnienie spe³ni³o siê. W koñcu mnie zauwa-
¿y³. Nie chodzi³o mu o to, jak wygl¹dam. Szanowa³ mnie
i chcia³, ¿ebym walczy³a u jego boku, jak anio³ przy anie-
le. Ca³ymi miesi¹cami zamartwia³am siê, ¿e nie dorastam
23
do piêt temu zdumiewaj¹cemu ch³opcu. A potem on, ze
wszystkich dziewcz¹t w szkole, do specjalnego zadania
wybiera w³anie mnie!
A wiêc mamy ochotników? zapyta³ z nadziej¹.
Podniós³ siê las r¹k, w³¹czaj¹c rêkê moj¹ i Reubena.
Orlando umiechn¹³ siê z wyran¹ ulg¹.
Fantastycznie. Dziêkujê wam. Eee... czy s¹ jakie
pytania?
Co powinnam na siebie w³o¿yæ? zapyta³am z nie-
pokojem.
Paru ch³opców parsknê³o miechem, ale Orlando po-
traktowa³ moje pytanie powa¿nie.
W czasie misji bêdziecie widzialni, wiêc, oczywi-
cie, Agencja zaopatrzy was w odpowiednie stroje.
Wymienilimy z Reubenem zaskoczone spojrzenia.
Praktykantom rzadko udziela siê pozwolenia na mate-
rializacjê. Od pocz¹tku mojej kariery zmaterializowa³am
siê najwy¿ej trzy razy, w tym jeden raz zupe³nie przypad-
kowo.
Po zebraniu pobieg³am do pokoju Loli i za³omota³am
w drzwi. Wysz³a z kawa³kami waty miêdzy palcami, ci-
skaj¹c ró¿owy lakier do paznokci.
Boo, wygl¹dasz bosko! wykrzyknê³a. Kto jest
tym szczêliwcem?
Reuben i ja udajemy siê do staro¿ytnego Rzymu
wyrzuci³am z siebie jednym tchem.
Lola zamruga³a gwa³townie.
Trochê nag³a sprawa, co?
24
Wiem umiechnê³am siê. Myla³am, ¿e Orlan-
do umawia siê ze mn¹ na randkê, ale on zbiera³ ochotni-
ków na niebezpieczn¹ wyprawê.
Lola spojrza³a na mnie ze wspó³czuciem.
Musia³o ci byæ przykro.
By³o przyzna³am. Ale powiedzia³am sobie, ¿e
wojownik musi byæ jak wiatr bez przesz³oci i przysz³o-
ci, liczy siê tylko to, co teraz.
Przyjació³ka parsknê³a niedowierzaj¹co.
Chcesz powiedzieæ, ¿e spojrza³a mu w oczy i po-
myla³a: Pójdê za tob¹ na koniec wszechwiata!
Poczu³am, ¿e p³on¹ mi policzki. Cudownie mieæ sio-
strê duchow¹ o telepatycznych zdolnociach, ale ka¿dy
potrzebuje czasem odrobiny prywatnoci.
No to dlaczego ja nic nie s³ysza³am o tym zebra-
niu? zapyta³a.
Bo ono by³o tylko dla ch³opców wyjani³am. Ja
stanowi³am wyj¹tek.
Jeste jedyn¹ dziewczyn¹, któr¹ poprosi³!
Stara³am siê przybraæ skromny wyraz twarzy.
Zdaje siê.
Musi mieæ swoje powody powiedzia³a z wahaniem.
Serce wywinê³o mi w piersi kozio³ka.
Mylê, ¿e on mnie kocha, Lolu.
Pos³a³a mi kolejne badawcze spojrzenie.
Jeste pewna, dziecinko?
Zrobi³o mi siê zimno ze strachu.
Co masz na myli?
No, wiesz, Orlando to naprawdê istota wy¿szego
rzêdu.
25
S¹dzisz, ¿e nie jestem doæ dobra naburmuszy-
³am siê.
Nie o to mi chodzi. Pewnie, ¿e Orlando ciê kocha.
Kocha równie¿ drzewa, kolibry i wszy. Ten ch³opak kocha
ca³y kosmos, Melanio. Ale ¿yje tylko prac¹!
Powiedzia³am sobie w duchu, ¿e Lola nie widzia³a
twarzy Orlanda, kiedy szed³ w moj¹ stronê, bo inaczej nie
przysz³oby jej do g³owy obraliwe porównanie z wszami.
Wiem, ale to w³anie jest w nim takie niesamowite!
Ale tobie siê wydaje, ¿e on patrzy na wszystko, tak
jak ty, carita, a ja nie jestem tego pewna.
Wybra³ mnie, Lolu stwierdzi³am uroczycie.
Lola westchnê³a.
S³uchaj, po prostu nie spodziewaj siê za du¿o, dobrze?
Nie bêdê obieca³am. Chcê mu tylko pomóc.
Szkoda, ¿e nie widzia³a go na tym spotkaniu. Jest taki
pe³en powiêcenia. Agencja nie ma w tej chwili wolnych
agentów, wiêc sam organizuje sobie dru¿ynê. Rozumiesz?
W jak¹ dok³adnie epokê siê udajecie?
Zmarszczy³am brwi.
Orlando wspomina³ co o Neronie.
Niemo¿liwe! To kosmiczna strefa wojenna. Lola
by³a przera¿ona. Nie wierzê, ¿eby Agencja pozwoli³a
mu zabraæ tam praktykantów!
Ostrzega³ nas, ¿e mo¿e byæ gor¹co powiedzia³am
ostro¿nie. Tak nawiasem mówi¹c, sk¹d tyle wiesz o sta-
ro¿ytnym Rzymie?
Brice za³atwia³ tam ró¿ne sprawy dla Z³omów. Mó-
wi³, ¿e Neron to prawdziwy okaz wród psychopatów.
Po³owa jego doradców nie by³a ludmi, Melanio.
26
S³owa Loli wywar³y skutek przeciwny do zamierzo-
nego.
Anio³y udaj¹ siê do strefy wojennej, kiedy ludzie
ich potrzebuj¹ stwierdzi³am uparcie. Po to jestemy.
By³am rozczarowana reakcj¹ mojej przyjació³ki. To
przecie¿ dziêki niej zaczê³am uprawiaæ sztuki walki. Po-
winna byæ zadowolona, ¿e skorzystam z nowo nabytych
umiejêtnoci.
Oczami wyobrani zobaczy³am czarown¹ scenê: Or-
lando i ja, ramiê w ramiê, walczymy, aby uchroniæ Ziemiê
przed nieznan¹ kosmiczn¹ katastrof¹. Mo¿e Lola mia³a
racjê? Mo¿e nie wiedzia³am, w co siê pakujê? Ale jednego
by³am pewna: nigdy w dotychczasowej anielskiej karierze
nie mia³am powodów do takiej dumy.
27
Rozdzia³ 3
N
aprawdê szybko chwytasz, na czym to polega, ko-
chanie. Czy mog³ybymy spróbowaæ jeszcze raz, tak
dla pewnoci?
Mechanicznie pokiwa³am g³ow¹.
Tia szybkim ruchem wyci¹gnê³a z mojej fryzury sple-
cionej z warkoczy pó³ tuzina szpilek z br¹zu.
Spróbuj tym razem spleæ je cianiej powiedzia³a
weso³o. D¹¿ymy do piêknego splotu przypominaj¹cego
koszyk z wikliny.
To by³ drugi dzieñ intensywnego szkolenia, maj¹cego
nas zapoznaæ ze staro¿ytnym Rzymem i czu³am siê kom-
pletnie zagubiona. Nie dalej, jak parê godzin temu ch³o-
nê³am, wraz z kolegami, wiedzê, która mia³a nam pozwo-
liæ w bezbolesny sposób wtopiæ siê w rzymsk¹ spo³ecznoæ.
Pierwsza czêæ kursu sk³ada³a siê g³ównie z teorii: rzym-
skie wierzenia i przes¹dy. I kl¹twy, które mia³y wówczas
28
przeogromne znaczenie. Jeli skradziono ci now¹ branso-
letê, nie wzywa³e glin. Pisa³e kl¹twê, wzywaj¹c bogów
podziemia, aby ukarali z³odzieja.
Zafascynowa³y nas rzymskie wierzenia dotycz¹ce ¿y-
cia pozagrobowego. Rzymianie spodziewali siê, ¿e po
mierci stan¹ przed potê¿nym, milcz¹cym przewonikiem
o imieniu Charon. Za jednego obola mia³ ich przewieæ
przez podziemn¹ rzekê Styks a¿ do okrelonego miejsca
w wiecie zmar³ych. Bohaterowie udawali siê na Pola Eli-
zejskie, a przeciêtniacy trafiali na równiny poroniête z³o-
cieniem. Z³oczyñców wtr¹cano do piekie³, które nazywa-
no Tartarem.
A co siê naprawdê dzia³o z Rzymianami po mier-
ci? zapyta³am prowadz¹cego.
Spotyka³o ich mniej wiêcej to, czego oczekiwali
umiechn¹³ siê. Dopóki nie przystosowali siê do ¿ycia
tutaj i nie zdali sobie sprawy, ¿e inny wiat jest bardziej
urozmaicony, ni¿ myleli.
Po wierzeniach i przes¹dach przeszlimy do zajêæ prak-
tycznych. Uczylimy siê, jak siê zachowywaæ w czasie uczty
oraz w wi¹tyni. Przyswoilimy sobie wiedzê na temat lo-
kalnej waluty. Mielimy wystêpowaæ jako ludzie i w zwi¹z-
ku z tym musielimy siê dowiedzieæ, jak p³aciæ za ró¿ne
us³ugi na przyk³ad ³anie.
Nie mog³am uwierzyæ, ¿e mam siê publicznie k¹paæ!
Gdybym odmówi³a, wziêto by mnie prawdopodobnie za
barbarzyñcê.
S³owo barbarzyñca nale¿a³o do najgorszych rzym-
skich obelg. Czêstowano nim ka¿dego, kto myla³ lub za-
chowywa³ siê inaczej ni¿ Rzymianie. W ich przekonaniu
29
barbarzyñcy reprezentowali wszystko, co najgorsze i naj-
bardziej godne pogardy w rasie ludzkiej.
Jako anio³ nigdy nie powiedzia³abym z³ego s³owa
o czyjej kulturze, ale faktem jest, ¿e pod pewnymi wzglê-
dami Rzymianie sami nale¿eli do wiata barbarzyñców.
Czy wiecie, ¿e rzymski tata móg³ odrzuciæ nowo na-
rodzone dziecko, jeli by³a to dziewczynka, a on chcia³
mieæ syna? Nie mog³am uwierzyæ prowadz¹cemu, kiedy
to powiedzia³. A bliniaki wyrzucano z domu, ¿eby umar³y,
bo Rzymianie uwa¿ali, i¿ bliniaki oznaczaj¹ nieszczêcie.
To wyda³o mi siê bardzo dziwne, bior¹c pod uwagê, ¿e:
1. Ich stolicê za³o¿yli bracia bliniacy, Romulus i Re-
mus.
2. Dwaj sporód ich w³asnych bogów Kastor i Pol-
luks byli bliniakami.
To siê nazywa podwójna moralnoæ!
Du¿o tego by³o, jak na tak krótki czas, ale da³am sobie
jako radê. Potem, drugiego dnia przed po³udniem, pro-
wadzenie zajêæ przej¹³ inny instruktor. Pod strojem do
æwiczeñ rysowa³y mu siê potê¿ne miênie, a policzek prze-
cina³a blizna, pami¹tka po bliskim kosmicznym spotka-
niu ze Z³omami.
Przypuszczam, i¿ rzymskie wierzenia sprawi³y na
was wra¿enie niedorzecznych zagai³.
Zrobi³o nam siê g³upio. Dok³adnie takie odnielimy
wra¿enie.
Musicie zrozumieæ, ¿e Rzymianie ¿yli w nieustan-
nym strachu. Bali siê nie tylko zalewu barbarzyñców. Lu-
dziom ¿y³o siê ciê¿ko i istnia³o realne niebezpieczeñstwo,
¿e g³oduj¹ce masy zbuntuj¹ siê i zamorduj¹ bogatych
30
panów w ich w³asnych ³ó¿kach. Panuj¹cy uznali, ¿e lepiej
bêdzie skierowaæ agresjê t³umów w bezpieczny kana³. Dla-
tego zaczêto organizowaæ igrzyska.
Instruktor wyjani³, ¿e by³y to okropne krwawe wi-
dowiska na arenie, która przypomina³a arenê cyrkow¹,
i niemaj¹ce nic wspólnego z igrzyskami olimpijskimi. Cza-
sami wykorzystywano je, ¿eby pozbyæ siê niepo¿¹danych
obywateli: skazanych na mieræ zbrodniarzy, politycznych
m¹cicieli czy jeñców wojennych.
Najwiêksz¹ atrakcj¹ by³y walki z udzia³em zawo-
dowych wojowników, zwanych gladiatorami ci¹gn¹³
instruktor. ¯ycie gladiatora by³o ciê¿kie i krótkie. Sprze-
dawano go, jako niewolnika, do szko³y gladiatorów. Zda-
rzali siê te¿ przestêpcy, którzy dzieln¹ postaw¹ zaskarbili
sobie ³askê t³umu. Niektórzy sporód gladiatorów cieszy-
li siê ogromn¹ s³aw¹ i mieli hordy wielbicielek, zupe³nie
jak gwiazdy rocka.
Zachichotalimy, ale g³ównie, by odreagowaæ napiê-
cie. To wszystko by³o niewiarygodnie ponure.
Wszyscy macie jakie dowiadczenie w sztukach
walki mówi³ instruktor. Tak wiêc, jeli z jakiego po-
wodu znajdziecie siê na arenie, dacie sobie radê. Mamy
ma³o czasu, tote¿ nauczê was tylko podstawowego stylu
walki. Potrzebujê czterech ochotników.
Poderwa³am siê z krzes³a. Nareszcie co siê dzieje!
Ty nie, Melanio zawo³a³ Orlando. Na górze cze-
ka na ciebie agencyjna stylistka.
£adne rzeczy! Ch³opcy maj¹ siê uczyæ techniki walki
gladiatorów, a mnie ka¿¹ siê zaj¹æ makija¿em. Co za upo-
korzenie.
31
Szeæ cennych godzin czterdziestoomiogodzinnego
szkolenia spêdzi³am, usi³uj¹c opanowaæ umiejêtnoæ uk³a-
dania w³osów na sposób rzymski. W dodatku, przepra-
szam, ale nie mog³am siê w tym dopatrzeæ ¿adnego sensu.
Czy mia³am unieszkodliwiaæ Z³omy za pomoc¹ spinek
do w³osów? Nie wydaje mi siê!
W ka¿dym razie, to nie by³a wina Tii, wiêc stara³am
siê jak najlepiej wype³niaæ jej polecenia. W koñcu moje
postêpy w zaplataniu warkoczy uzna³a za satysfakcjonuj¹-
ce. Nastêpnie pokaza³a mi, jak przygotowaæ domow¹ ma-
seczkê na twarz oraz zasugerowa³a, jakich, dostêpnych
w gospodarstwie rzymskim, sk³adników nale¿y u¿yæ do
makija¿u oczu i policzków.
Teraz musisz siê jeszcze nauczyæ ubieraæ jak praw-
dziwa Rzymianka umiechnê³a siê radonie.
Na zakoñczenie mojego historycznego przeobra¿enia
Tia zaprowadzi³a mnie przed wielkie lustro. Przyjrza³am
siê sobie zdumiona. Na tunikê mia³am narzucony wierzchni
strój, tak zwan¹ stolê, która w miêkkich fa³dach sp³ywa³a
do kostek, a na ramionach lekki piêkny szal o nazwie pal-
la. Ca³oci dope³nia³y skórzane sanda³y. Podnios³am rêkê
do szyi.
Czego tu brakuje.
Ojej, zapomnia³am daæ ci bullê! Tia wyci¹gnê³a
przed siebie dziwaczny ma³y amulet.
Zachichota³am.
Nie mogê tego w³o¿yæ! Jest nieprzyzwoity!
Tia wyjani³a, ¿e bulle to amulety noszone przez wol-
no urodzone rzymskie dzieci, maj¹ce chroniæ je przed z³y-
mi duchami. Dziewczêta nosi³y je do zam¹¿pojcia. W dniu
32
lubu dziewczyna powiêca³a swoj¹ bullê bogu rozstajnych
dróg na znak, ¿e jest kobiet¹.
Obawiam siê, ¿e wiêkszoæ by³a doæ... prostacka,
jeli chodzi o wzory przyzna³a.
Pozwoli³a mi pobuszowaæ w zbiorze amuletów. Uda-
³o mi siê w koñcu znaleæ taki, który mog³abym poka-
zaæ niani, nie czerwieni¹c siê. By³a na nim liczna ma³a
pszczó³ka.
Reuben wsadzi³ g³owê przez drzwi w momencie, gdy
Tia zak³ada³a mi go na szyjê.
Jeste potrzebna na dole oznajmi³. Przyszed³
Micha³.
Ju¿ i tak skoñczy³ymy powiedzia³a Tia. Mam
nadziejê, ¿e podró¿ bêdzie ciekawa, Mel. Jakby mia³a oka-
zjê, zajrzyj do tej malutkiej cukierenki przy wi¹tyni We-
sty. Maj¹ wymienite tarty orzechowe!
Wyba³uszy³am na ni¹ oczy.
¯y³a w czasach Nerona! Nie mia³am pojêcia!
Tak, to ju¿ teraz historia staro¿ytna rozemia³a siê.
Pobieg³am za Reubenem, lizgaj¹c siê w nowych san-
da³ach.
Kiedy weszlimy do sali, Micha³ spojrza³ w nasz¹ stro-
nê i umiechn¹³ siê, a mnie ogarnê³o znajome uczucie
podziwu.
Nie wydaje mi siê, ¿ebym kiedy zdo³a³a przyzwy-
czaiæ siê do tego, ¿e dyrektor mojej szko³y jest archanio-
³em. Chocia¿, w przeciwieñstwie do innych archanio³ów,
Micha³ ma w sobie co ujmuj¹co ludzkiego. Lola s¹dzi, ¿e
33
3 Melania w staro¿ytnym Rzymie
wynika to z jego szczególnych obowi¹zków wobec plane-
ty Ziemi. Nieprawdopodobny nawa³ pracy sprawia, ¿e nie
widujemy go ca³ymi tygodniami. A potem nagle pojawia
siê, przemierzaj¹c kampus spacerkiem, zamieniaj¹c od cza-
su do czasu parê s³ów z jakim przejêtym nabo¿n¹ trwog¹
dzieciakiem. Wygl¹da zwykle na wykoñczonego: ciemne
obwódki pod oczami, wygnieciony garnitur, jakby nie
zdejmowa³ go na noc. Facet zupe³nie o siebie nie dba. Ma
nawet spory brzuszek, który upodabnia go do wielkiego
niedwiedzia. Kiedy jednak Micha³ na ciebie spojrzy, to
tak, jakby zagl¹da³ w g³¹b twojej duszy.
Tak, jak mówi³em ci¹gn¹³ weso³o teraz wszyscy
wiecie co nieco o czasach Nerona. S¹ jednak pewne rze-
czy, do których nie mo¿emy was przygotowaæ. Jeli jest to
wasza pierwsza wyprawa w tamte czasy, b¹dcie gotowi
na spory szok kulturowy.
Przypomnia³ nam, jak zwykle, ¿e musimy zachowaæ
czujnoæ i nie daæ siê podejæ Z³omom.
Jak wiecie, Opozycja nieustannie bombarduje Zie-
miê negatywnymi mylami i z³¹ energi¹. Nawet profesjo-
nalni niebiañscy agenci czuj¹ niekiedy ich wp³yw. Z dala
od bezpiecznego Nieba ³atwo jest zatraciæ poczucie sen-
su. Dlatego te¿ musicie sobie nawzajem przypominaæ, po
co siê tam zjawilicie i jakie jest wasze zadanie. Nie zapo-
minajcie równie¿, niezale¿nie od okolicznoci, ¿e zawsze
macie ³¹cznoæ z niebiañskim ród³em. Powodzenia.
A wiêc kurs zakoñczony! Tego wieczoru mielimy siê
znaleæ w dekadenckim wiecie cesarstwa Nerona.
Nagle rozleg³ siê g³ony stuk. To dwie rzymskie spin-
ki do w³osów spad³y na pod³ogê. Nie jestem gotowa,
34
przerazi³am siê. Poczu³am siê jak w koszmarnych snach,
jakie miewa³am na Ziemi przed egzaminami. Ogarn¹³
mnie parali¿uj¹cy strach, ¿e brakuje mi czasu. Zaczê³am
gor¹czkowo poprawiaæ fryzurê.
Nie potrafiê nawet zapanowaæ nad w³asnymi w³o-
sami jêknê³am.
Kiedy schyli³am siê, ¿eby pozbieraæ spinki, uwiado-
mi³am sobie kolejn¹ niedogodnoæ.
Ojej! zawo³a³am. Zapomnieli mi powiedzieæ,
jak mam siê nazywaæ. To na pewno jakie dziwaczne imiê
i nie zdo³am go zapamiêtaæ.
Nazywasz siê Mella odezwa³ siê jaki g³os.
Micha³ ukucn¹³ obok mnie. Dotkn¹³ amuletu z pszczó³k¹
i naraz wszystkie komórki mojego cia³a zadr¿a³y pod wp³y-
wem anielskiej energii.
To po ³acinie oznacza miód powiedzia³. Wi-
dzisz wiêc, ¿e instynktownie wybra³a w³aciwy amulet.
Naprawdê? szepnê³am. Rzeczywicie!
Czy to nie jest niesamowite? Kiedy wybiera³am amu-
let, nie mia³am pojêcia, jakie bêdê nosiæ imiê!
Nagle przesta³am siê martwiæ w³osami. Jak mogê my-
leæ o niepowodzeniu, skoro mojego amuletu osobicie
dotkn¹³ archanio³?
35
Rozdzia³ 4
W
Dziale Wyjazdów nikt nie zwróci³ najmniejszej
uwagi na nasze rzymskie stroje. Tam jest zawsze
m³yn, nawet wczenie rano. Agenci spacerowali w tê i z po-
wrotem, rozmawiaj¹c przez komórki. Jaka dziewczyna
siedzia³a obok swojego plecaka w pozycji lotosu, medyta-
cj¹ skracaj¹c sobie czas oczekiwania. Tu¿ obok niej grupa
praktykantów gra³a w karty, co w ¿aden sposób jej nie prze-
szkadza³o.
Nasz portal trzeba by³o jeszcze odrobinê dopieciæ,
ale w koñcu wszyscy wcisnêlimy siê do rodka. Al, mój
ulubieniec z obs³ugi technicznej, zatrzasn¹³ za nami drzwi.
Micha³ pos³a³ nam przez szybê pokrzepiaj¹cy umiech.
Na Orlandzie ci¹¿y³a ogromna odpowiedzialnoæ i Mi-
cha³ chcia³ daæ mu do zrozumienia, ¿e ma b³ogos³awieñ-
stwo Agencji.
36
W ostatnich chwilach przed startem zawsze ogarnia
mnie strach. ¯a³owa³am, ¿e nie ma przy mnie Loli. Dziw-
nie siê czu³am, wyruszaj¹c bez niej.
Reuben chyba czyta³ w moich mylach. Mocnym g³o-
sem, odrobinê fa³szuj¹c, podj¹³ nasz¹ piosenkê-motto, któ-
rej s³owa brzmi¹: Nie jeste sam. Nie jeste sam. Po kolei przy-
³¹czyli siê inni. Bardziej muzykalni ch³opcy zaczêli nawet
urozmaicaæ melodiê. Nadal piewalimy, kiedy portal za-
la³o wiat³o i przekroczylimy niewidzialn¹ granicê miê-
dzy anielskimi obszarami, bêd¹cymi poza dzia³aniem cza-
su, a nieprzewidywalnym wiatem ludzkiej historii.
Po drodze Orlando wtajemniczy³ nas w parê istotnych
szczegó³ów.
Zmierzamy do Ostii, rzymskiego portu oddalone-
go o parê kilometrów od stolicy. Mówi³em wam, ¿e bê-
dziemy niewolnikami? doda³ z niepokojem.
Nie mówi³, ale w tym momencie Orlando móg³by
nam owiadczyæ, ¿e wejdziemy do rozpalonego pieca i po-
szlibymy za nim potulnie jak owce. Taki z niego anio³.
Reuben poklepa³ mnie po ramieniu.
Niechaj bogowie ciê strzeg¹, ma³y miodowy kró-
liczku szepn¹³ po ³acinie.
Ciebie te¿, Groszku odpar³am bez wahania. W pra-
cy anio³a cudowne jest równie¿ to, ¿e potrafimy porozu-
miewaæ siê w ka¿dym mo¿liwym jêzyku.
Zauwa¿y³am, ¿e mój kumpel drapie siê w szyjê pod
fa³dami swojej tuniki z szorstkiej we³ny. Dotknê³am deli-
katnej, bia³ej bawe³ny, z której uszyto moj¹ stolê. Dlacze-
go jako jedyny cz³onek wyprawy mam na sobie porz¹dne
ubranie? Nie mia³am czasu, ¿eby siê nad tym zastanawiaæ.
37
Na zewn¹trz portalu kolory nabra³y nieznonej intensyw-
noci. Podchodzilimy do l¹dowania.
Parê sekund póniej stanê³am na zat³oczonym rzym-
skim rynku. W powietrzu unosi³ siê zapach ryb, cieków
i czego, co przypomina³o kadzid³o. Nad moj¹ g³ow¹ kr¹-
¿y³y z wrzaskiem bia³e mewy. Czeæ, mewy, pomyla³am
z zachwytem. Czeæ, brzydkie zapachy.
Wróci³am na moj¹ ulubion¹ planetê.
Nie wiem, jak wy, ale ja, kiedy jestem szczêliwa,
muszê siê tym natychmiast z kim podzieliæ!
Wydaje mi siê, ¿e jaka czêæ mojej osobowoci na-
dal pragnie byæ cz³owiekiem wyrzuci³am z siebie. Na
przyk³ad teraz jestemy w jakim zupe³nie obcym porcie
morskim, w czasach, których nie znam, a co w rodku
mówi mi: Jestem w domu!
Mel, zamknij siê i rusz swój anielski ty³ek! Natych-
miast! warkn¹³ Reuben.
Takiej reakcji siê nie spodziewa³am. W nastêpnej chwili
przyjaciel wepchn¹³ mnie do jakiej mierdz¹cej sieni.
Obok nas przemaszerowa³ g³adko ogolony typ w tunice,
t³uk¹c grubym kijem ka¿dego, kogo napotka³.
Z drogi, byd³o! rykn¹³, oczywicie po ³acinie.
Ludzie rozpierzchli siê, kiedy pojawi³a siê zas³oniêta
lektyka niesiona przez dwóch tragarzy. Od morza wia³ cie-
p³y s³ony wietrzyk, który nagle uniós³ r¹bek zas³onki, uka-
zuj¹c rozpartego na stosie poduszek Rzymianina w red-
nim wieku. Spojrza³ na nas rozelony i szarpn¹³ firankê.
By³am roztrzêsiona. Spêdzi³am w czasach Nerona
mniej ni¿ szeædziesi¹t sekund i ju¿ o ma³o nie skoñczy-
³am z rozwalon¹ czaszk¹!
38
Dziêki, Reuben powiedzia³am.
Mój przyjaciel sprawia³ wra¿enie zaszokowanego.
Ten cz³owiek nas widzia³ odezwa³ siê. To takie
niezwyk³e.
Kiedy jest siê niewidzialnym, ma siê mnóstwo cza-
su, ¿eby przywykn¹æ do materialnego wiata. Jeli jed-
nak ludzie nas widz¹, przejcie musi dokonaæ siê natych-
miast.
Jak dot¹d, zd¹¿y³am ju¿ odwiedziæ kilka epok, ale
muszê stwierdziæ, ¿e w staro¿ytnym Rzymie od pocz¹tku
by³o inaczej. Nie chodzi³o o jak¹ konkretn¹ rzecz. Nie
o wielkie kamienne i marmurowe budynki ani o ponure
rzymskie mieszkania, w których biedacy gniedzili siê jak
sardynki w puszce. Nie o ostre zapachy nieznanych dañ
ani o gwar g³osów mówi¹cych po ³acinie oraz innymi,
dawno zapomnianymi w moich czasach jêzykami staro-
¿ytnoci. Inne by³o wszystko. Nawet promienie s³oñca na
mojej skórze. wiat³o s³oneczne wydawa³o siê czystsze,
jaskrawsze. Mia³o siê wra¿enie, ¿e wiat jest wci¹¿ m³ody.
¯e jego kolory nie zd¹¿y³y wyblakn¹æ.
Uwielbiam pierwsze chwile podczas misji, kiedy wci¹¿
przygl¹damy siê ludziom, zastanawiaj¹c siê, których z nich
poznamy naprawdê blisko, a którzy bêd¹, powiedzmy, tyl-
ko statystami w ca³ej historii.
Na przyk³ad dziewczyna siedz¹ca przy stole przed ba-
rem Z³oty Deszcz. Mia³a niezwyk³¹ twarz. Du¿o bledsza
ni¿ miejscowi ludzie o oliwkowej cerze, by³a zapewne na
tyle bogata, ¿eby siedzieæ w cieniu, podczas gdy niewolni-
cy odwalali za ni¹ brudn¹ robotê. Maleñkie rubiny w p³at-
kach jej uszu potwierdza³y moje przypuszczenia. Pomy-
39
la³am, ¿e tê dziewczynê przez ca³e ¿ycie traktowano jak
ksiê¿niczkê. Widaæ by³o, ¿e omija³y j¹ wszelkie nieszczê-
cia.
Nieopodal stali niewolnicy o wygl¹dzie si³aczy, uzbro-
jeni w pa³ki, pilnie strzeg¹cy baga¿u rodziny. Dziewczyna
bawi³a siê z puszystym pieskiem, którego trzyma³a na ko-
lanach. Jego oczka ginê³y w gêstym futerku.
Co uk¹si³o Minerwê, pater zwróci³a siê dziew-
czyna do ojca. Piszczy z bólu, kiedy dotykam jej ³apki.
Minerwa, pomyla³am. Dziwne. Podczas wyprawy
w czasy wiktoriañskie spotkalimy fa³szywe medium, które
przybra³o pseudonim Minerwa. Chyba nie nazwa³abym
szczeniaka imieniem rzymskiej bogini m¹droci. Mo¿e
najwy¿ej bogini puszystoci.
Wydaje siê spuchniêta nalega³a dziewczyna.
Ojciec nie odpowiedzia³. Wodzi³ dooko³a roztargnio-
nym wzrokiem, jakby siê ba³, ¿e zaraz siê obudzi z dziw-
nego snu.
W tym momencie, na falach dostêpnych jedynie dla
anio³ów, us³yszelimy wo³anie Orlanda: Mel, Reuben!
Chodcie tutaj natychmiast!
Zaczêlimy przepychaæ siê przez t³um, pod¹¿aj¹c za
fluidami Orlanda. Nagle ujrzelimy mniej zat³oczony plac
targ niewolników.
Niewolnicy w Ostii pochodzili g³ównie z jasnoskó-
rych plemion barbarzyñskich. Spogl¹dali z przera¿eniem
spod zmierzwionych w³osów, dr¿¹c w brudnych ³achma-
nach.
Zaniepokojeni przy³¹czylimy siê do Orlanda i pozo-
sta³ych.
40
To dla mnie typowe zupe³nie nie pomyla³am, jakie
wra¿enie wywrze na mnie bliskoæ pó³nagich ludzi, któ-
rych ca³ymi tygodniami transportowano na statkach nie-
wolniczych. Nie wydzielali zbyt przyjemnego zapachu,
choæ trudno ich o to winiæ. Ale to nie zapach mnie przy-
gnêbi³. W powietrzu by³o a¿ gêsto od ludzkiego strachu
i nienawici. Przy takich fluidach anio³owi ciê¿ko jest od-
dychaæ.
Kupiec co jaki czas rzuca³ spojrzenie na szereg nie-
wolników, co szybko oblicza³, gryzmoli³ cenê na topor-
nej drewnianej tabliczce i pewnym ruchem zawiesza³ j¹
na czyjej szyi.
Na placu szewc naprawia³ z³aman¹ klamerkê, sprze-
dawca ryb wykrzykiwa³ cenê wie¿o z³owionej omiorni-
cy, a w³aciciel Z³otego Deszczu wyszed³ na zewn¹trz, aby
po³o¿yæ przed dziewczyn¹ i jej ojcem oliwki i wie¿y chleb.
Najwidoczniej fakt, ¿e parê kroków dalej dziesi¹tki
istot ludzkich trzês¹ siê ze strachu z cenami zawieszony-
mi na szyi, nikomu nie przeszkadza³. Nie zamierzam uda-
waæ, ¿e wiem, jak siê czuje niewolnik. To by³o moje pierw-
sze zetkniêcie z niewolnictwem. Kiedy jednak zajrza³am
w oczy tych nieszczêsnych, przera¿onych mê¿czyzn, ko-
biet i dzieci, poczu³am wstyd za rasê ludzk¹.
Sta³am obok kud³atego, niskiego barbarzyñcy, pokry-
tego od stóp do g³ów plemiennymi tatua¿ami. Mia³ siwe
w³osy i brodê, i pomarszczon¹ ze staroci twarz. Nie prze-
wy¿sza³ jednak wzrostem przeciêtnego szeciolatka.
Dostaniemy za ciebie dobr¹ cenê stwierdzi³ z za-
dowoleniem handlarz. Kar³y s¹ warte mnóstwo pieniê-
dzy. Potrafisz ¿onglowaæ?
41
Mê¿czyzna pokrêci³ g³ow¹.
Nie ¿onglowaæ.
Handlarz westchn¹³.
Nie denerwuj mnie, skarbie. Nawet g³upi barba-
rzyñcy potrafi¹ ¿onglowaæ paroma pomarañczami.
Nie jestem Skarbie. Jestem Flammia owiadczy³
dumnie mê¿czyzna. Po³ykam ogieñ.
No, no, karze³ po³ykaj¹cy ogieñ rozpromieni³ siê
handlarz. Jupiter jest dzi dla mnie ³askawy.
Kiedy zbli¿y³ siê do mnie, obejrza³ mnie od stóp do
g³ów, jak cielê na targu. Od razu zauwa¿y³ bullê.
Hm, wolno urodzona mrukn¹³. Wysoka jak na
dziewczynê. £adnie odziana. Doæ urodziwa. Mo¿e s³u-
¿yæ jako ornatrix. Przy odrobinie szczêcia dostanê jakie
siedem sestercji.
Nagryzmoli³ rzymsk¹ cyfrê na tabliczce i zawiesi³ mi
j¹ na szyi. Dopiero teraz zauwa¿y³, ¿e nie jestem skuta.
Cmokn¹³ zniecierpliwiony.
No, jak to siê mog³o staæ burkn¹³ i wyci¹gn¹³ sta-
re, zardzewia³e kajdany.
Proszê, nie rób tego powiedzia³ Orlando. Nie
bêdzie próbowa³a uciec.
Wzruszy³ mnie. Mimo ¿e nie bylimy prawdziwymi
niewolnikami, Orlando nie pozwoli³, ¿eby mnie skuto.
Mê¿czyzna zamia³ siê pogardliwie.
Przyrzeczenie niewolnika, oto co, na czym mo¿na
polegaæ!
¯aden z moich przyjació³ nie nosi ³añcuchów do-
da³ Orlando. Jestemy tutaj z w³asnej woli.
Handlarz pokrêci³ g³ow¹.
42
Nie chcê uraziæ twoich delikatnych uczuæ, skarbie
westchn¹³ ale wolê mieæ pewnoæ.
Przeszed³ szybkim krokiem wzd³u¿ szeregu anielskich
praktykantów, zawieszaj¹c przesadnie wysokie ceny na ich
szyjach i skuwaj¹c ich ³añcuchami.
Nie mam pojêcia, sk¹d siê wziêlicie powiedzia³.
Ale dobrze o was dbano. Zarobiê na was maj¹tek, moi
liczni.
Okropne szepn¹³ Reuben.
Prawda? odpar³am. Te¿ mi sposób rz¹dzenia ce-
sarstwem!
W tej chwili Rzymianie budzili we mnie tylko nie-
chêæ.
B¹d sprawiedliwa odezwa³ siê jeden z prakty-
kantów. Mieli niewiarygodne ¿ycie intelektualne.
Och, pewnie, do tego wynaleli centralne ogrze-
wanie! stwierdzi³am z sarkazmem. Wybaczcie, ale co
to za cywilizacja, któr¹ zbudowano na ludzkim nieszczê-
ciu.
Wtedy w³anie do handlarza podszed³, kulej¹c, jaki
mê¿czyzna o niepokoj¹cym wygl¹dzie. Brakowa³o mu czê-
ci ucha, na jednym oku mia³ przepaskê, a na nogach
okropne blizny. S¹dz¹c po tym, ¿e kula³, która z nich nadal
nie dawa³a mu spokoju. Uzna³am, ¿e to rzymski legioni-
sta, który odniós³ ciê¿kie rany, walcz¹c z barbarzyñcami
w odleg³ym zak¹tku imperium.
Musia³ byæ dobrym klientem, bo handlarz natychmiast
siê nim zaj¹³.
Festus Brutus, dzieñ dobry! krzykn¹³. Mam na-
dziejê, ¿e bogowie byli dla ciebie ³askawi.
43
Po czym przeszed³ do omawiania wyj¹tkowo korzyst-
nych warunków transakcji, któr¹ by³ gotów z nim zaw-
rzeæ.
To pewnie lanista szepn¹³ Reuben.
Bardzo mo¿liwe, ale nie wiem, co to znaczy syk-
nê³am w odpowiedzi. Widocznie mówili o tym, kiedy
doskonali³am siê w sztuce splatania warkoczy.
To w rzymskim slangu rzenik wyjani³ Reu-
ben. Szuka wie¿ych rekrutów, których bêdzie móg³
przygotowaæ do wystêpów na arenie.
Nagle wszystko nabra³o sensu. To dlatego Orlando
w³¹czy³ mnie do dru¿yny! Ten rzenik kupi nas do swoje-
go ludus i wyszkoli na gladiatorów. Dobra, to bêdzie wy-
zwanie, ale skoro Orlando uwa¿a, ¿e dam sobie radê, je-
stem za. Nie s³ysza³am o dziewczynach gladiatorach, ale,
jak mówi Lola, jeli zaufaæ uczonym ksi¹¿kom, mo¿na by
pomyleæ, ¿e w pewnych okresach historycznych dziew-
czêta w ogóle nie istnia³y!
Zamknê³am oczy i nada³am pe³en wdziêcznoci ko-
munikat mojej siostrze duchowej. Twoja zas³uga, dziecin-
ko! Trening fitness, do którego mnie zmusi³a, sztuki walki
wszystko uk³ada siê w ca³oæ!
W nastêpnej chwili moja wizja leg³a w gruzach.
Dziewczyna z pieskiem wsta³a od sto³u i zaczê³a prze-
chadzaæ siê po targu niewolników. Teraz zmierza³a prosto
w moj¹ stronê. Id dalej, modli³am siê. Wybierz kogo in-
nego.
Dziewczyna podesz³a jednak wprost do mnie i spoj-
rza³a mi w twarz uwa¿nie, prawie tak, jakby mnie sk¹d
zna³a. Poczu³am przep³yw anielskiej energii.
44
Nie rób tego, b³aga³am w duchu. Jeste z pewnoci¹
cudown¹ istot¹, ale nie mogê zostaæ twoim osobistym anio-
³em, jasne? Mam do wykonania wyj¹tkowo niebezpiecz-
n¹ kosmiczn¹ misjê.
Dziewczyna by³a starsza ode mnie o rok czy dwa, ale
o wiele ni¿sza. Zobaczy³am, ¿e ma szare oczy, a kiedy siê
umiechnê³a, na jej policzku pojawi³ siê do³eczek. Moja
niania powiedzia³aby, ¿e tam w³anie dotkn¹³ jej anio³.
Muszê przyznaæ, ¿e by³o w niej co nies³ychanie poci¹ga-
j¹cego. W innym czasie i miejscu by³abym zachwycona,
mog¹c j¹ poznaæ. Ale nie tu i nie teraz.
To musi byæ dla ciebie okropne powiedzia³a ci-
cho. Zawsze uwa¿a³am za dziwne, ¿e kraj, który uwa¿a
siê za cywilizowany, opiera siê na pracy niewolników. Tak
poza tym, to nazywam siê Aurelia Flawia.
Nie nale¿y przedstawiaæ siê niewolnikom! wtr¹-
ci³ siê jej ojciec. Powiedzia³ to jednak bez z³oci. Wydawa-
³o siê raczej, ¿e stara siê zachowaæ pozory. Ona pewnie
nawet nie mówi po ³acinie! doda³ zmêczonym g³osem.
Patrzy³am przed siebie obojêtnym wzrokiem, maj¹c
nadziejê, ¿e sobie pójd¹.
Aurelia w ogóle siê tym nie przejê³a.
D³ugie lata mieszkalimy w Brytanii wyjani³a.
Mój ojciec uwa¿a, ¿e zdzicza³am!
By³am szczerze poruszona wzmiank¹ o moim kraju.
To nie usz³o jej uwagi.
Zrozumia³a, pater! Widaæ, ¿e jest inteligentna. Jej
dusza odbija siê w oczach.
Ojciec westchn¹³ ciê¿ko.
45
Dusza mrukn¹³. Zupe³nie jak twoja matka. Te¿
mówi³a o duszach.
Proszê, kupmy j¹ b³aga³a Aurelia. Przyzna³e,
¿e potrzebujê ornatrix. Swoje w³osy czesze piêknie.
Przysz³a mi do g³owy pewna myl, a kiedy siê ju¿ po-
jawi³a, za nic nie chcia³a siê stamt¹d wynieæ. Nie zrobi³-
by tego, pomyla³am. Orlando nie zrobi³by mi tego. Rany,
w³anie ¿e zrobi³! Czy dlatego nie by³ mi potrzebny pokaz
walki gladiatorów? Dlatego przystrojono mnie w piêkne
szaty, podczas gdy inni musieli zadowoliæ siê jut¹? Otrzy-
ma³am nawet w³asne rzymskie imiê...
Masz tak¹ piêkn¹ fryzurê! ci¹gnê³a Aurelia. Moje
w³osy s¹ niemo¿liwe. Doprowadzaj¹ do rozpaczy ka¿d¹
niewolnicê.
By³am tak rozczarowana, ¿e chcia³o mi siê wyæ. Fe-
stus Brutus przechadza³ siê wzd³u¿ szeregów niewolni-
ków, rozgl¹daj¹c siê za materia³em na gladiatorów. Jeli
Aurelia nie przestanie paplaæ o uk³adaniu w³osów, nie po-
myli: wietna dziewczyna do walki, tylko: Dobra na
s³u¿¹c¹.
Id z ni¹, Melanio!
G³os Orlanda brzmia³ tak wyranie, jakby anio³ sta³
tu¿ obok. Nie powiedzia³ tego, pomyla³am. Nie powie-
dzia³ tego, co mi siê wydaje, ¿e powiedzia³. Jednak powie-
dzia³.
Aurelia ciê potrzebuje stwierdzi³ Orlando. Dla-
tego ciê zabra³em.
Zabra³e mnie do Rzymu, ¿ebym zosta³a fryzjerk¹
bogatej dziewczyny!
46
Czu³am taki gniew, ¿e z trudem powstrzyma³am siê
od tupniêcia nog¹.
Szalone fantazje prysnê³y jak bañki mydlane. Pomy-
leæ, ¿e wyobra¿a³am sobie, ¿e on traktuje mnie jak równ¹
sobie. Ale¿ jestem g³upia. Czu³am siê zdradzona. Mia³am
ochotê wleæ w jak¹ mysi¹ norê i nigdy z niej nie wyjæ.
Mia³am ochotê siê rozp³akaæ.
We siê w garæ, powiedzia³am sobie. Prze³knij to.
Zrób co. Byle Orlando nie zobaczy³ twoich ³ez.
Wtedy sta³o siê co nieoczekiwanego. Nauczyciele
powtarzaj¹ nam, ¿e Agencja dzia³a we w³aciwy sobie, ta-
jemniczy sposób. Ludzkie ¿ycie mo¿e zmieniæ jaki dro-
biazg. Nawet g³upiutki puszysty piesek.
Kiedy walczy³am ze zmiennymi uczuciami, Minerwa
zauwa¿y³a nagle Reubena. Mój anielski przyjaciel ma do-
skona³y kontakt ze wszystkimi futrzastymi i pierzastymi
stworzeniami. Ptaki, pszczo³y, tañcz¹ce niedwiedzie po
prostu go uwielbiaj¹.
Z jêkliwym pomrukiem ma³y piesek wyskoczy³ z ob-
jêæ Aurelii i podbieg³, ³asz¹c siê i podnosz¹c do góry zra-
nion¹ ³apkê, do Reubena.
Mimo ³añcuchów, Reuben schyli³ siê i zacz¹³ go g³as-
kaæ, przemawiaj¹c przy tym cichutko, tak, i¿ ¿aden cz³o-
wiek nie domyli³by siê, ¿e u¿ywa staro¿ytnego jêzyka,
jakim porozumiewamy siê z ptakami i zwierzêtami. Nie
jestem w tym tak bieg³a, jak mój przyjaciel, ale mniej wiê-
cej wiedzia³am, o co chodzi.
Czy u¿¹dli³a ciê osa? zapyta³ Reuben. Chcesz,
¿eby przesta³o boleæ?
47
Delikatnie dotkn¹³ ³apy zwierzêcia. Zobaczy³am, jak
z jego serca wylecia³ wietlisty ró¿owy promieñ, znikaj¹c
w ciele Minerwy. Kiedy Reuben siê wyprostowa³, piesek
przesta³ kuleæ.
Nie wiem, co zobaczy³a Aurelia, ale by³a oszo³omiona.
Ch³opca te¿ chcê kupiæ owiadczy³a ojcu. Mi-
nerwie bêdzie potrzebny niewolnik w psiarni, a ten ma
fantastyczn¹ rêkê do zwierz¹t.
Tak samo wietnie radzê sobie z rolinami owiad-
czy³ bezwstydnie Reuben. Dajcie mi woln¹ rêkê w ogro-
dzie, a bêdzie wam siê wydawa³o, ¿e mieszkacie w raju.
Mój przyjaciel nigdy nie daje siê ponieæ emocjom,
tak jak ja. Nie przej¹³ siê, ¿e ominie go szko³a gladiatorów.
Ch³opak z psiarni, ogrodnik, ¿ebrak czy z³odziej nie ro-
bi³o mu to ró¿nicy. Nie trzeba mu by³o mówiæ, ¿e Aurelia
nas potrzebuje. Prawdziwe anio³y czuj¹ takie rzeczy in-
stynktownie.
Szesnacie sestercji za tê parê powiedzia³ szybko
handlarz.
Ojciec Aurelii otworzy³ usta, ¿eby zaprotestowaæ.
To dobra cena zgodzi³a siê natychmiast Aurelia.
Jej ojciec, z niezbyt przytomnym wyrazem twarzy,
odliczy³ monety.
Rzuci³am Orlandowi ura¿one spojrzenie.
Nie mogê uwierzyæ, ¿e to zrobi³e.
Melanio, szuka³em sposobu, ¿eby umieciæ agenta
w domu Aurelii. Nasunê³o mi siê znakomite rozwi¹za-
nie. Nie rozumiem, co ci siê nie podoba. Przecie¿ nie je-
ste ornatrix. To tylko przykrywka.
48
Naprawdê? powiedzia³am z wahaniem. Tak bar-
dzo chcia³am mu uwierzyæ.
Powtarzam ci, ona potrzebuje twojej pomocy po-
wiedzia³ Orlando.
No tak, w koñcu jest taka samotna powiedzia-
³am. Och, nie licz¹c bogatego tatusia i armii niewolni-
ków. Nie wspominaj¹c o anio³ach, które przybywaj¹ spe-
cjalnie, ¿eby wyleczyæ jej ma³ego pieska!
Handlarz odszed³ z lanist¹.
Orlando wygl¹da³ na szczerze zmartwionego.
Przyrzekasz, ¿e siê ni¹ zaopiekujesz? Proszê, He-
lix doda³ nies³yszalnie.
Helix to moje anielskie imiê. Orlando odwo³ywa³ siê
do mnie jako profesjonalistki. Musia³am wiêc powiedzieæ
tak, prawda?
Lanista i handlarz niewolników dobijali targu. Lada
chwila mieli nas rozdzieliæ z Orlandem.
Z ¿alu ciska³o mnie w gardle. Mia³o byæ inaczej.
Powiniene by³ mi wyjaniæ powiedzia³am z wy-
rzutem. Myla³e, ¿e jestem tak¹ kretynk¹, ¿e nie zrozu-
miem?
Orlando by³ szczerze zdziwiony.
Oczywicie, ¿e nie! Uprzedza³em was na samym
pocz¹tku, ¿e musicie mi zaufaæ.
Czy wiesz chocia¿, dok¹d ciê zabieraj¹?
Z rozpaczy ³ama³ mi siê g³os.
Zanim jednak zd¹¿y³ odpowiedzieæ, Orlando, reszta
dru¿yny, do tego Flammia i piêciu innych barbarzyñców,
poganiani przez dozorców, odmaszerowali w ³añcuchach
za lanist¹.
49
4 Melania w staro¿ytnym Rzymie
Aurelia przygl¹da³a siê tej scenie z wyrazem wspó³-
czucia na twarzy.
Za wczenie, ¿eby mi ufa³a, ale mo¿e pewnego dnia
opowiesz mi swoj¹ historiê.
To g³upie, ale od pocz¹tku czu³am z Aureli¹ jak¹ ta-
jemnicz¹ wiê. S¹dzê, ¿e ona czu³a to samo. Mo¿e nie jest
tak pospolita, jak mi siê wydawa³o?
Jakie jest twoje imiê? zapyta³a ³agodnie. Dotknê-
³am amuletu z pszczo³¹ i przypomnia³am sobie, ¿e przez
ca³y czas mam dostêp do niebiañskiego ród³a mocy.
Mella powiedzia³am g³ono.
Ojciec Aurelii wynaj¹³ wozy konne, ¿eby przewieæ
nas wraz z rzeczami do Rzymu. Reuben jecha³ przodem
razem z nim.
Jako s³abe kobiety podró¿owa³ymy z Aureli¹ w rod-
ku konwoju. Ta ostro¿noæ wydawa³a mi siê przesadna,
ale Aurelia wyjani³a, ¿e na pewnych odcinkach via Roma
grasuj¹ bandyci.
Do stolicy, licz¹c w kilometrach, by³o niedaleko, ale
podró¿ wozami w stylu rzymskim ci¹gnê³a siê w nieskoñ-
czonoæ. Mia³ymy dziêki temu okazjê lepiej siê poznaæ.
Stara³am siê unikaæ zbyt wielu k³amstw. Moja pani s¹dzi-
³a, ¿e urodzi³am siê wolna, ale póniej, na skutek biedy,
sprzedano mnie w niewolê. I tej wersji siê trzyma³am. ¯eby
uzasadniæ moj¹ nieznajomoæ rzymskiego stylu ¿ycia, po-
wiedzia³am, ¿e wychowa³am siê w Kartaginie. Instrukto-
rzy wspominali o tym tajemniczym staro¿ytnym kraju i na-
zwa utkwi³a mi w g³owie. Najwiêcej mówi³a Aurelia.
50
Urodzi³a siê w Rzymie, ale kiedy mia³a kilka miesiê-
cy, jej tata obj¹³ urz¹d w Brytanii, gdzie mia³ wpajaæ sza-
cunek dla rzymskiego prawa krn¹brnym Brytom. Aurelii
bardzo siê tam podoba³o, ale w okolicy nie by³o rzym-
skich dzieci i czu³a siê osamotniona.
Po raz pierwszy od bardzo dawna mam okazjê roz-
mawiaæ z osob¹ w moim wieku powiedzia³a.
Ponownie zapatrzy³ymy siê w krajobraz za oknem.
By³ wspania³y: cieniste cyprysy, soczycie zielone winni-
ce, brzoskwiniowe sady. Porozrzucane wród gajów oliw-
nych niewielkie, kryte czerwonym dachem zabudowania
wiejskich gospodarstw.
Moja matka tak ¿ywo opisywa³a te strony, ¿e mam
wra¿enie, i¿ je pamiêtam westchnê³a Aurelia ze smut-
kiem. Mama umar³a, kiedy mia³am dziesiêæ lat doda-
³a. Ludzie mówi¹, ¿e czas leczy rany, ale to nieprawda.
Tak zgodzi³am siê. Ale z czasem mniej boli.
Oczy Aurelii z³agodnia³y ze wspó³czucia.
Te¿ straci³a matkê?
Prze³knê³am linê.
I m³odsz¹ siostrê.
W noc poprzedzaj¹c¹ dzieñ mojej mierci Jade usiad-
³a na ³ó¿ku i powiedzia³a przez sen: Jeste moj¹ najlepsz¹
siostr¹ we wszechwiecie.
Ja na to: Jestem twoj¹ jedyn¹ siostr¹, g³uptasie. No
có¿, nie wiedzia³am, ¿e to nasza ostatnia rozmowa.
Szybko zmieni³am temat.
Przypuszczam, ¿e jeste podobna raczej do mamy
ni¿ do ojca?
51
Umiechnê³a siê.
Nie jestem podobna do ¿adnego z nich. Adopto-
wali mnie.
Och, przepraszam! Nie wiedzia³am!
Na szczêcie Aurelii wcale nie urazi³a moja uwaga.
Z wyj¹tkiem mojego starszego brata, Kwintusa, ¿ad-
ne z naturalnych dzieci moich rodziców nie ¿y³o d³u¿ej
ni¿ parê godzin po porodzie. Kiedy ostatnie dziecko uro-
dzi³o siê martwe, mama powiedzia³a ojcu, ¿e nie chce ¿yæ,
jeli nie jest w stanie daæ mu wiêcej dzieci. Nastêpnego
dnia niewolnik znalaz³ mnie na progu. Mama uzna³a, ¿e
to cud i ub³aga³a ojca, ¿eby mnie adoptowa³. Ojciec by³
tak zachwycony, ¿e mama znowu jest szczêliwa, i¿ przy-
sta³ na to, mimo ¿e jestem tylko dziewczynk¹.
Nie mog³am sobie wyobraziæ jak to jest, kiedy nie zna
siê swoich prawdziwych rodziców. Mój tata zostawi³ nas,
kiedy mia³am szeæ lat, ale przynajmniej wiedzia³am, kim
jest.
Wiêc nie wiesz, kim naprawdê jeste?
Nie odpar³a weso³o. To nieodgadniona tajem-
nica.
Ojej, to takie niezwyk³e. Mo¿e masz gdzie braci
i siostry?
Aurelia rozemia³a siê.
Kiedy by³am ma³a, przeladowa³a mnie myl, ¿e
mam siostrê bliniaczkê. Widywa³am j¹ w snach. Wygl¹-
da³a dok³adnie tak samo jak ja, ale robi³a wszystkie te rze-
czy, których ja nie mia³am odwagi robiæ! Prowadzi³ymy
d³ugie powa¿ne rozmowy.
52
Nie uwierzysz, ale ja tak¿e wyobra¿a³am sobie, ¿e
mam siostrê bliniaczkê powiedzia³am.
Prawdopodobnie wszystkie samotne dziewczyny to
sobie wyobra¿aj¹.
Si³¹ rzeczy, zaczê³ymy rozmawiaæ o ch³opcach. Au-
relia spyta³a chytrze, czy kto chcia³ mnie kiedy polubiæ.
W Kartaginie uwa¿a siê, ¿e trzynacie lat to za wcze-
nie na ma³¿eñstwo owiadczy³am. To brzmia³o trochê
napuszenie, wiêc doda³am:
A czy ciebie kto poprosi³ o rêkê?
Zaczerwieni³a siê.
Kiedy, raz.
Och! zawo³a³am. Czy¿by jaki pokryty tatua¿em
barbarzyñca?
Aurelia westchnê³a g³êboko.
Gajusz by³ Rzymianinem.
Straci³am ochotê do miechu. Powiedzia³a: by³.
Przyjecha³ do Londinium z Rzymu w sprawach
cesarstwa. Podejmowalimy go w willi ojca. Spojrza³a
na mnie spod rzês. By³ bardzo przystojny.
By³ pomyla³am.
Odwiedzi³ nas wiele razy. Nie znosi³ pogody w Bry-
tanii. Ci¹gle pada³o. Ale ja powiedzia³am, ¿e mg³a mo¿e
byæ romantyczna. Rzuci³a mi kolejne ukradkowe spoj-
rzenie. Naprawdê mi siê podoba³. Têskni³ za domem,
a ja kaza³am naszemu kucharzowi przyrz¹dzaæ jego ulu-
bione dania. Skrzywi³a siê. Nie masz pojêcia, jakie
okropne jest jedzenie w Brytanii. Zacz¹³ przychodziæ, kie-
dy ojca nie by³o w domu. Traktowa³ mnie zawsze z wiel-
53
kim szacunkiem doda³a popiesznie. Rozmawialimy
i czytalimy razem. Kiedy wynaj¹³ ³ód i urz¹dzilimy
piknik na rzece. W ga³êziach wierzb wisia³a bia³a mg³a.
Wygl¹da³a jak welon panny m³odej. Gajusz powiedzia³:
Masz racjê, mg³a jest romantyczna. I zapyta³, czy zosta-
nê jego ¿on¹.
Aurelia patrzy³a przed siebie rozmarzonym wzrokiem.
Nie obchodzi mnie, czy to by³o romantyczne, czy nie,
pomyla³am. Gajusz nie mia³ prawa siê owiadczaæ. By³a
tylko dzieckiem. Potem przypomnia³am sobie, jak jeden
z instruktorów mówi³, ¿e kobiety w Rzymie ¿y³y prze-
ciêtnie dwadziecia osiem lat. Mo¿e rzymskie dziewczêta
wiedzia³y, ¿e nie maj¹ zbyt wiele czasu? Musia³y szybko
dorastaæ.
Zgodzi³a siê? zapyta³am.
Musia³am powiedzieæ nie. Ojciec nie by³ sob¹ od
mierci mamy. Myla³am, ¿e mo¿e jak wrócimy do domu...
G³os Aurelii dr¿a³ lekko. A teraz jest za póno.
Czeka³am.
Umar³ wyjani³a ochryp³ym g³osem. W parê
godzin po powrocie do domu. Mój brat, Kwintus, mówi³,
¿e to nag³a choroba, ale obawiam siê... Urwa³a. Oba-
wiam siê, ¿e go otruto. Och, Mello, czasy s¹ takie niebez-
pieczne.
Tak mi przykro powiedzia³am. Ale kto mia³by...
Temat by³ zbyt bolesny dla Aurelii.
To ju¿ przesz³oæ powiedzia³a szybko. Czy mó-
wi³am ci, ¿e wychodzê za m¹¿? Kwintus znalaz³ mi na-
rzeczonego.
54
Och powiedzia³am. Moje gratulacje.
Aurelia wyjani³a, ¿e w³aciwie nie zna Kwintusa.
Kiedy siê pojawi³a, mia³ czternacie lat, by³ wiêc, wed³ug
rzymskich standardów, prawie doros³y. Gdy ojciec otrzy-
ma³ zamorskie stanowisko, Kwintus postanowi³ zostaæ
w kraju.
Obecnie nale¿y do najbardziej zaufanych senato-
rów Nerona. Poznasz go, Mello. Nadal korzysta z domu
ojca, ¿eby podejmowaæ wa¿nych goci. Dom jest podob-
no bardzo piêkny.
Zapada³ wieczór, kiedy ukaza³a siê bez³adna pl¹tanina
rzymskich dachów i wie¿. Chc¹c dotrzeæ do bram miasta,
musielimy przejechaæ przez nekropoliê. Rzymianom nie
wolno by³o chowaæ zmar³ych w obrêbie murów, tote¿ na
zewn¹trz wyrós³ spory cmentarz. Ci¹gn¹³ siê ca³ymi kilo-
metrami. Gdzieniegdzie b³yska³o ognisko, to bezdomni
szykowali siê do snu wród zmar³ych. Zobaczy³am pierw-
szego rzymskiego ducha. Przemyka³ miêdzy urnami
w wieñcu laurowym na g³owie. Pomyla³am, ¿e Brice za-
trzyma³by siê, ¿eby z nim pogawêdziæ.
Brice ma dziwn¹ s³aboæ do duchów. Przypuszczam,
¿e jeli przebywa³o siê tak d³ugo w Piekle, ma siê ochotê
pogadaæ z kimkolwiek. To z kolei skierowa³o moje myli
na to, co dzia³o siê z Orlandem i pozosta³ymi...
W jaki czas póniej poczu³am, ¿e Aurelia delikatnie
mn¹ potrz¹sa. Nie mog³am uwierzyæ, ¿e siê zdrzemnê-
³am! £adny z ciebie anio³, Melanio! ofuknê³am siê w my-
lach.
Niewolnik pomóg³ mi zsi¹æ z wozu. Na niepewnych
nogach, zaspana, ruszy³am za Aureli¹. Jej tata, wyranie
55
znu¿ony, zastuka³ ko³atk¹ z br¹zu do drzwi, wo³aj¹c
odwiernego, ¿eby ich wpuci³. Zauwa¿y³am ze zdumie-
niem, ¿e dom w ogóle nie ma okien. W judaszu pojawi³o
siê czyje oko. Kto sapn¹³ i zawo³a³:
Dziêki Jupiterowi! Pan wróci³!
Stary s³u¿¹cy, miej¹c siê od ucha do ucha, otworzy³
drzwi.
Dorcas ni³o siê, ¿e wrócisz, panie! Od rana gotuje.
Niewolnicy przybiegli, aby nas powitaæ, pomogli nam
zdj¹æ sanda³y, przynieli dzbany ciep³ej, perfumowanej
wody do obmycia siê z kurzu, podali wino z miodem.
Jestem w rzymskim domu, powiedzia³am sobie. Nie
mog³am jednak w to uwierzyæ.
Znajdowalimy siê w centralnie po³o¿onym, obszer-
nym atrium, z którego przechodzi³o siê do pokoi. Przez
okr¹g³y otwór w dachu wpada³o powietrze, a w dzieñ
wiat³o, co by³o istotne ze wzglêdu na brak okien. Wie-
czorem lampki oliwne dawa³y miêkkie, bursztynowe
wiat³o, odbijaj¹ce siê od lni¹cej, marmurowej pod³ogi.
Mebli prawie nie by³o; kilka sof, wiklinowe krzes³a i ka-
mienne popiersie cesarza Nerona. Woda w fontannie plu-
ska³a, na jej powierzchni pojawia³y siê z³ote refleksy.
Trzy ciany atrium pomalowano jaskraw¹ czerwieni¹.
Na czwartej umieszczono ogromn¹ p³askorzebê przed-
stawiaj¹c¹ przeraliwie realistyczn¹ scenê bitewn¹ star-
cie szlachetnie wygl¹daj¹cych Rzymian w zbrojach z ohyd-
nymi barbarzyñcami na rydwanach.
Zauwa¿y³am, ¿e ojciec Aurelii spogl¹da z nadziej¹ za
ka¿dym razem, kiedy kto wchodzi. W koñcu zapyta³ nie-
wolnika, czy tej nocy spodziewaj¹ siê w domu jego syna.
56
Kwintus Flawiusz jest bardzo zajêty odpar³ tak-
townie niewolnik. Czasami jest mu wygodniej zostaæ
w pa³acu.
Pater, chodmy zobaczyæ, czy pigwa mamy nadal
ronie poprosi³a Aurelia. Czêsto mówi³a o tym drze-
wie.
Ty id, dziecko powiedzia³ zmêczonym g³osem.
Ja sobie odpocznê.
Mella pójdzie ze mn¹. Aurelia chwyci³a mnie za
rêkê i wci¹gnê³a do pokoju z sofami ustawionymi wokó³
niskiego, okr¹g³ego stolika. Malowid³o cienne w jadalni
przedstawia³o bogów i boginie ucztuj¹cych na kwietnych
³¹kach.
Przez otwarte drzwi na przeciwleg³ej cianie zobaczy-
³am, ku swojemu zdumieniu, janiej¹c¹ w mroku kaska-
dê bia³ych ró¿. Potem przypomnia³am sobie, i¿ Rzymia-
nie urz¹dzali ogrody wewn¹trz domów! Ten otacza³a
liczna kamienna alejka z drzwiami prowadz¹cymi do
kolejnych pokoi i apartamentów. Dom Aurelii przypomi-
na³ pa³ac.
Ku jej zachwytowi, drzewo pigwowe nadal ros³o. By³o
stare i pochylone, ale w wietle ksiê¿yca po³yskiwa³y nowe
malutkie pigwy. Zerknê³am w górê i przez licie ujrza³am
ksiê¿yc. Gwiazdy w domu, cudowne! Aurelia ukradkiem
ociera³a oczy, usunê³am siê wiêc dyskretnie, ¿eby poszu-
kaæ Reubena.
Razem z Reubenem zjedlimy kolacjê w pomieszcze-
niu dla niewolników. Jedzenie by³o przyzwoite: co w ro-
dzaju kie³basy, a nastêpnie ma³e, sma¿one na oleju cia-
steczka, które maczano w miodzie. Reuben nie przepada
57
jednak za ziemskim jedzeniem i wiêkszoæ wêdliny da³
pod sto³em Minerwie, która towarzyszy³a mu jak cieñ.
Pozostali niewolnicy gapili siê na nas, kiedy jedlimy. Wcale
siê tym nie przejmowa³am, bo wpad³am w g³êbokie przy-
gnêbienie. Nie mia³am pojêcia, dlaczego.
Reuben obj¹³ mnie ramieniem.
Zapomnia³a o procedurze przystosowawczej, praw-
da? zapyta³ surowo.
Chyba tak przyzna³am.
Zrób to teraz. Ten dom jest wybitnie toksyczny.
Z ulg¹ przyjê³am do wiadomoci, ¿e te przykre od-
czucia pochodzi³y z zewn¹trz. Choæ nie wiedzia³am do-
k³adnie, sk¹d.
Mylisz, ¿e Z³omy s¹ tutaj, w tym domu? zapyta-
³am przestraszona.
Przyjaciel pokrêci³ g³ow¹.
Co jest nie tak. Powinna w nocy zostaæ przy Au-
relii.
To nie by³o trudne. Kiedy powiedzia³am mojej pani,
¿e bojê siê spaæ sama, pozwoli³a mi po³o¿yæ siê na sofie
obok siebie.
Czy inni niewolnicy nie bêd¹ myleli, ¿e to dziw-
ne? zapyta³am.
Oczywicie, ¿e nie rozemia³a siê. Ale jeli ciê
to martwi, powiedz, ¿e masz za zadanie mnie chroniæ!
Jako ornatrix musia³am rozpakowaæ ubrania Aurelii
i pouk³adaæ je w skrzyniach z cedrowego drewna w jej poko-
ju. Potem ustawi³am na toaletce buteleczki perfum, u³o-
¿y³am pincety, szczotkê, grzebieñ, piêkne spinki do w³o-
sów i podobne rzeczy. Przed pójciem do ³ó¿ka pomog³am
58
jej zdj¹æ bi¿uteriê i zamknê³am j¹ w specjalnej szkatule.
W czasach rzymskich nie by³a to przesadna ostro¿noæ,
nawet w domu pe³nym czujnych niewolników.
Kiedy wyci¹gnê³am rêkê, ¿eby zdj¹æ jej bullê, Aurelia
cofnê³a siê gwa³townie, najwyraniej przestraszona.
Zostaw to, Mello. Nigdy jej nie zdejmujê.
Nie wiedzia³am, przepraszam.
Rzymianie s¹ tacy przes¹dni, pomyla³am.
Pomog³am Aurelii przebraæ siê w koszulê nocn¹, po-
tem wyszczotkowa³am jej w³osy, a¿ sta³y siê g³adkie i je-
dwabiste.
Twoje w³osy nie s¹ takie z³e stwierdzi³am. Przy-
da³aby siê tylko jaka od¿ywka. Mo¿e uda nam siê jutro
kupiæ olej migda³owy. Lola tego u¿ywa.
Czy Lola jest twoj¹ przyjació³k¹? zapyta³a Aure-
lia.
Raczej moj¹ duchow¹ bliniaczk¹ stwierdzi³am
zgodnie z prawd¹.
Moja pani zasmuci³a siê.
Zatem odnalaz³a ju¿ swoj¹ bliniaczkê, Mello?
O, tak, pomyla³am. Znalaz³am!
Do pokoju wesz³o dwóch niewolników, dwigaj¹c nie-
wielk¹ sofê. Z namaszczeniem ustawili j¹, tak ¿e tworzy³a
solidn¹ zaporê miêdzy ³ó¿kiem mojej pani a drzwiami.
Sk³onili siê przed Aureli¹ i wyszli. Wygl¹dali na trochê za-
skoczonych. S³ysza³am, jak jeden mrukn¹³:
Trochê za ma³a na to, ¿eby j¹ chroniæ.
Wzrost nie ma znaczenia, jeli chodzi o Kartagiñ-
czyków sykn¹³ jego towarzysz. Wszystkie kartagiñskie
dziewczyny nosz¹ no¿e, to wiadoma sprawa.
59
Aurelia zasnê³a w parê minut po tym, jak zgasi³ymy
lampkê.
Le¿a³am, rozmylaj¹c nad wydarzeniami ostatnich
paru godzin. Nadal nie mia³am pojêcia, dlaczego wyzna-
czono mi rolê niewolnicy w staro¿ytnym Rzymie. Agen-
cja jednak zada³a sobie du¿o trudu, ¿eby wynaleæ dla mnie
tak¹ przykrywkê. Aurelia, z jakiego powodu, by³a dla nich
wa¿na. Czu³am siê zaszczycona, ¿e Orlando w³anie mnie
powierzy³ opiekê nad ni¹. Nie zawiodê ciê, przysiêgam,
zapewni³am go w duchu.
Nagle ze strachu zasch³o mi w ustach. Do naszego
pokoju kto siê zbli¿a³. Drzwi otworzy³y siê bezszelest-
nie i do rodka wszed³ jaki cz³owiek, ostro¿nie st¹paj¹c
w ciemnoci. Serce zabi³o mi gwa³townie, kiedy poczu-
³am, jak intruz pochyla siê nade mn¹ i zagl¹da mi w twarz.
Jego oddech by³ dusz¹c¹ mieszank¹ czosnku, ryby i alko-
holu. To nie w³amywacz! pomyla³am w panice. To jaki
koszmar!
Polluks! mrukn¹³ intruz z niechêci¹. To tylko
jej niewolnica.
Dla dobra Aurelii, musia³am panowaæ nad strachem.
Oddycha³am g³êboko i regularnie. Jestem tylko niewol-
nic¹, powiedzia³am sobie, któr¹ nie warto siê przejmo-
waæ. Jestem zmêczon¹ niewolnic¹, której ni siê to, o czym
ni¹ rzymskie niewolnice. Podzia³a³o. Po d³u¿szej chwili
przybysz, kimkolwiek by³, poszed³ sobie.
Trzês³am siê ze strachu. Rany, o co tutaj chodzi? By-
³am prawie pewna, ¿e obcy nie nale¿a³ do Z³omów. S¹-
dz¹c jednak po fluidach, nie by³ tak¿e do koñca cz³owie-
kiem.
60
Nie mog³am zasn¹æ. Le¿a³am, ciskaj¹c w rêku tali-
zman z pszczo³¹, przy ka¿dym skrzypniêciu wyskakuj¹c
z przera¿enia ze skóry.
Przypomnia³am sobie s³owa Aurelii: Obawiam siê,
¿e go otruto.
Ta dziewczyna ciê potrzebuje powiedzia³ Orlan-
do. Teraz wiedzia³am, dlaczego.
61
Rozdzia³ 5
T
ak bardzo przejê³am siê tym, ¿e jestem odpowiedzial-
na za bezpieczeñstwo Aurelii, ¿e dwa tygodnie pó-
niej wci¹¿ cierpia³am na powa¿n¹ anielsk¹ bezsennoæ. Na-
turalnie w nocy.
W dzieñ wystarczy³o, ¿ebym usiad³a w s³oñcu, ³uska-
j¹c groch, a ju¿ po chwili zapada³am w drzemkê! Pewne-
go popo³udnia zasnê³am w ³ani.
W przeciwieñstwie do innych bogatych Rzymian, któ-
rzy, dok¹d by siê nie udawali, ci¹gnêli ze sob¹ hordy nie-
wolników jednego do odpinania sanda³ów, drugiego,
¿eby pomaga³ wsi¹æ do lektyki, trzeciego, ¿eby bieg³ przo-
dem, oczyszczaj¹c drogê z kamieni Aurelia mia³a bar-
dziej demokratyczne podejcie. Podczas naszych codzien-
nych odwiedzin w ³ani na zmianê pilnowa³ymy swoich
ubrañ. Mia³am jej rzeczy na oku, kiedy bra³a k¹piel, a na-
stêpnie masa¿; potem siê zmienia³ymy.
62
Jeli nie liczyæ sta³ego zagro¿enia ze strony z³odziei,
atmosfera w ³ani by³a naprawdê relaksuj¹ca. Podwinê-
³am stopy pod siebie, opar³am g³owê o wy³o¿on¹ kafelka-
mi cianê i, zadowolona, czeka³am na Aureliê.
Zd¹¿y³am siê ju¿ przyzwyczaiæ do rzymskiego sposo-
bu odbywania k¹pieli. To by³o niezwyk³e prze¿ycie. Naj-
pierw bra³o siê prysznic, nastêpnie namaszcza³o wonny-
mi olejkami i poddawa³o bardzo energicznemu masa¿owi
w wykonaniu wyszkolonej masa¿ystki. Potem ca³¹ oliwê
zdrapywano za pomoc¹ sprytnego urz¹dzenia o nazwie
strigil. Nastêpnie przechodzi³o siê przez baseny z ciep³¹
wod¹, duszn¹, wilgotn¹ parówkê i baseny z lodowat¹ wod¹,
a¿ pory zosta³y oczyszczone z ostatniej, najmniejszej dro-
binki kurzu. Na ulicê wychodzi³o siê tak czystym, ¿e a¿
ciê¿ko by³o rozmawiaæ!
Przygl¹da³am siê leniwie, jak pó³nagie dziewczêta i ko-
biety przechadza³y siê miêdzy pomieszczeniami z bucha-
j¹c¹ par¹ a basenami. W wilgotnym powietrzu unosi³y siê
koj¹ce zapachy jaminu, ró¿y, drzewa sanda³owego, per-
fumowanych maci i rzymskiego szamponu. Dwiêki
równie¿ dzia³a³y koj¹co. wist pary, szum i bulgotanie
wody, szmer g³osów.
Czu³am siê bezpiecznie w pe³nym przyjemnych za-
pachów wiecie kobiet. Na tyle bezpiecznie, ¿e pozwoli-
³am sobie na króciutk¹ drzemkê...
Nagle z przera¿eniem otworzy³am oczy! Kto prze-
szed³ tu¿ obok mnie, prawie siê o mnie ocieraj¹c. Jasno-
niebieska szata znika³a w³anie za za³omem ciany. O rany,
bi¿uteria Aurelii! Ku nieopisanej uldze, w³asnoæ mojej
pani le¿a³a na swoim miejscu.
63
Kiedy wysz³ymy na ulicê, by³o ju¿ dobrze po po³u-
dniu. Po ospa³ej atmosferze ³ani upa³ i ha³as miasta ude-
rzy³y nas ze szczególn¹ moc¹. Po drugiej stronie drogi
wznoszono now¹ wi¹tyniê i w powietrzu wirowa³y tu-
many kurzu. Armie spoconych niewolników w brudnych
³achmanach ustawia³y masywne kamienne bloki, zgodnie
z rozkazami wykrzykiwanymi przez nadzorcê.
Kiedy rozgl¹da³ymy siê za naszymi tragarzami od lek-
tyki, jaki handlarz usi³owa³ sprzedaæ nam dywan.
Specjalna cena dla piêknych dam.
Inny próbowa³ wcisn¹æ nam s³ój z olejkiem odm³a-
dzaj¹cym!
Co za bzdura! parsknê³am ze z³oci¹.
Czy wiesz, sk¹d go bior¹? umiechnê³a siê Aurelia.
Po b³ysku w jej oczach zorientowa³am siê, ¿e to co
raczej wulgarnego.
Ze szko³y gladiatorów wyjani³a. Masa¿yci za-
chowuj¹ brudn¹ oliwê, któr¹ zdrapuj¹ z gladiatorów, i po-
tem j¹ sprzedaj¹.
Spojrza³am na ni¹, rozdziawiaj¹c buziê.
A kto by chcia³ kupiæ brudn¹ oliwê do masa¿u?
Naiwne kobiety powiedzia³a. Wierz¹, ¿e pot gla-
diatorów pozwoli im zachowaæ wieczn¹ m³odoæ!
Fuj parsknê³am z obrzydzeniem. Butelkowany
pot gladiatorów! Ohyda!
W koñcu odnalaz³ymy naszych koczuj¹cych przy
drodze tragarzy. Czekali cierpliwie, sma¿¹c siê od paru
godzin na s³oñcu.
Wiêkszoæ Rzymian z wy¿szych sfer nie dostrzeg³aby
w tragarzu istoty ludzkiej. Aurelia mia³a jednak czu³e serce.
64
Ci ludzie s¹ g³odni powiedzia³a cicho. Daj im
parê denarów na jedzenie. Poczekamy tutaj.
Kiedy tak sta³ymy, wpad³ mi w oko plakat zapowia-
daj¹cy igrzyska. Mia³y siê odbyæ nastêpnego dnia. Ku mo-
jemu zaskoczeniu, wród atrakcji wymieniono dziewczy-
nê gladiatora. A wiêc dziewczyny rzeczywicie wystêpuj¹
na arenie, pomyla³am ze smutkiem. Tê nazywano Gwiaz-
d¹. Narysowano j¹ w króciutkiej skórzanej spódnicy i wy-
sokich butach. Wymachiwa³a krótkim, zakrzywionym mie-
czem, a jej twarz zakrywa³a dziwaczna metalowa maska.
S³ysza³a o tej dziewczynie? zapyta³am. Odwró-
ci³am siê i zobaczy³am, ¿e Aurelia ukradkiem czyta co
napisanego na skrawku papirusa. Zd¹¿y³am zauwa¿yæ
dziecinny rysunek ryby i jakie s³owa, które mog³y byæ
imieniem i adresem, po czym Aurelia, zmieszana, po-
piesznie schowa³a papirus pod fa³dê stoli.
Mówi³a co, Mello? zapyta³a niewinnym tonem.
Czy¿by Aurelia znowu siê zakocha³a? pomyla³am. Jest
w Rzymie dopiero od paru tygodni! Jak to siê mog³o staæ?
Okaza³o siê, ¿e moja pani wiedzia³a wszystko o dziew-
czynie gladiatorce. Masa¿ystka w ³ani przekaza³a jej naj-
nowsze plotki. Gwiazda równie¿ przyby³a do Rzymu za-
ledwie parê tygodni wczeniej, ale ju¿ sta³a siê swego
rodzaju znakomitoci¹.
Trzeba byæ kim szczególnym, ¿eby zostaæ gladia-
tork¹ westchnê³am z zazdroci¹. Nie mog³am sobie wy-
obraziæ podobnej odwagi.
Gladiatrix to nowy rodzaj atrakcji powiedzia³a Au-
relia. Jak kar³y i egzotyczne zwierzêta. Nikt nie traktuje
ich powa¿nie.
65
5 Melania w staro¿ytnym Rzymie
Tê traktuj¹ sprzeciwi³am siê. Tutaj pisz¹, ¿e opa-
nowa³a trzy style walki.
Aurelia pokrêci³a g³ow¹.
To nie ma znaczenia, nawet jeli opanuje trzy tysi¹-
ce. Rzymianie podziwiaj¹ gladiatorów na arenie, ale tak
naprawdê boj¹ siê ich i nimi gardz¹. Ta dziewczyna bêdzie
wyrzutkiem do koñca swoich dni. Po mierci jej cia³o wrzu-
c¹ do do³u wraz ze zw³okami przestêpców i samobójców.
To okropne! sapnê³am.
My, Rzymianie, jestemy strasznym ludem. Au-
relia posmutnia³a. Jej d³oñ powêdrowa³a do amuletu.
Mello, czy wierzysz... zaczê³a.
W tej chwili us³ysza³ymy dyskretny kaszel. Nasi tra-
garze szybko zjedli jajka na twardo i zupê z fasoli, i byli
gotowi zabraæ nas do domu.
Kiedy ko³ysz¹c siê i trzês¹c, zmierza³ymy przez mia-
sto, zalewa³y nas fale dwiêków: piewna recytacja ze wi¹-
tyñ przy via Sacra, tupot podkutych sanda³ów gwardii pre-
toriañskiej w w¹skich uliczkach; gwardii, której zadanie
polega³o na utrzymywaniu chwiejnego porz¹dku w Rzymie.
Od czasu do czasu, kiedy mija³ymy bary, gdzie tañczy³y
sk¹po odziane barbarzyñskie kobiety, przez gwar przebija³a
siê zmys³owa muzyka. Jednak za zaci¹gniêtymi firankami
by³ymy z Aureli¹ w naszym prywatnym wiecie.
No wiêc, kto przyjdzie na tê ucztê? zapyta³am
z zainteresowaniem. Twój brat, Kwintus. Tytus jak-mu-
-tam, ten, który chce siê z tob¹ o¿eniæ. I kto jeszcze?
Aurelia westchnê³a.
Mnóstwo wa¿nych obywateli rzymskich z ¿onami.
Nie wiem, o czym mam z nimi rozmawiaæ. Zmiesza³a
66
siê. Niestety, obawiam siê, ¿e nie bêdziesz mog³a z nami
zasi¹æ, Mello. Kwintus ma ustalone przekonania, co do
pozycji niewolników. Gdyby to ode mnie zale¿a³o...
Nie martw siê powiedzia³am. Nie przywyk³am
do jedzenia na le¿¹co. Prawdopodobnie ud³awi³abym siê
i omieszy³a.
Ja te¿ mogê siê omieszyæ westchnê³a Aurelia.
Mój brat kaza³ Dorcas przyrz¹dziæ bardzo dziwne dania.
Dla mojej pani ¿ycie w Rzymie by³o równie obce jak
dla mnie. Ja przesz³am jedynie dwudniowe intensywne
szkolenie w Agencji, a ona wiêkszoæ ¿ycia spêdzi³a jako
cudzoziemka wród wrogich plemion Brytanii.
W zwyk³ych okolicznociach rodzice pomogliby jej
nauczyæ siê, jak radziæ sobie w ró¿nych sytuacjach. Na nie-
szczêcie jej mama nie ¿y³a, a tata przechodzi³ rodzaj za³a-
mania nerwowego. Rano widywa³ymy go, jak sk³ada³ w ro-
dzinnej wi¹tyni ofiary domowym bogom. Potem znika³
w bibliotece i siedzia³ tam, przerzucaj¹c zwoje, a¿ niewol-
nik przynosi³ mu wieczorny posi³ek. Raz zasta³am go
w ogrodzie, jak z têsknym wyrazem twarzy wpatrywa³ siê
w pigwê zmar³ej ¿ony. On te¿ chce umrzeæ, pomyla³am,
¿eby móc siê z ni¹ po³¹czyæ na Polach Elizejskich.
S¹dzê, ¿e syn tak¿e ogromnie go rozczarowa³. Kwin-
tus Flawiusz nadal nie pokazywa³ siê w domu, tote¿ tata
Aurelii wys³a³ pos³añca do pa³acu Nerona. Kwintus w koñ-
cu odpowiedzia³, przekazuj¹c ojcu wyrazy szacunku.
W dopisku dla Aurelii wita³ siostrê w Wiecznym Miecie
oraz zawiadamia³, ¿e jej wielbiciel bardzo pragnie j¹ po-
znaæ. Wygl¹da³o jednak na to, ¿e ciê¿ko by³o mu siê pofa-
tygowaæ, ¿eby osobicie siê przedstawiæ.
67
A potem, ni st¹d ni z ow¹d, Kwintus wyda³ polece-
nie przygotowania wielkiego przyjêcia na ich czeæ. Naj-
pierw pomyla³am, ¿e chce po prostu zgotowaæ ojcu i sio-
strze powitanie w prawdziwie rzymskim wystawnym
stylu. Co by³o mi³e, jakkolwiek trochê spónione. Pó-
niej przys³a³ Aurelii kolejny list, radz¹c, ¿eby kupi³a now¹
sukniê, poniewa¿ ma zamiar przyprowadziæ jej przysz³e-
go mê¿a.
Ca³a ta sprawa wytr¹ci³a mnie z równowagi. Aurelia
nie wiedzia³a o Tytusie Lukrecjuszu nic ponad to, ¿e nale-
¿a³ do najbli¿szych doradców Nerona. Nawet jej ojciec
nie mia³ okazji go poznaæ, co wygl¹da³o na objaw lekce-
wa¿enia. W koñcu to jej tata by³ oficjalnie g³ow¹ rodziny.
Zauwa¿y³am, ¿e Aurelia w roztargnieniu przesuwa na
rêku z³ot¹ bransoletkê. Kwintus na pewno wie, jak wra¿-
liwa jest jego siostra, pomyla³am. I to wykorzystuje. Moim
zdaniem, ten Kwintus mia³ w domu stanowczo za du¿o
do powiedzenia.
Bezwiednie wypowiedzia³am swoje myli na g³os.
Czy nie wola³aby raczej spotkaæ tego Lukrecjusza
przed przyjêciem? Sama nie mia³abym najmniejszej
ochoty poznawaæ swojego przysz³ego mê¿a i do tego nie-
znanego brata w obecnoci wa¿nych rzymskich senato-
rów i tym podobnych.
Kwintus da³ znaæ, ¿e jutro bêd¹ w amfiteatrze od-
par³a.
A¿ sapnê³am ze zdumienia.
Idziesz na igrzyska?
Aurelia mia³a tak¹ minê, jakby zbiera³o jej siê na md³o-
ci.
68
Kwintus twierdzi, ¿e to mój obowi¹zek jako oby-
watelki rzymskiej. Chcia³am w³anie zapytaæ, czy ty i Reu-
ben dotrzymacie mi towarzystwa?
Reuben zd¹¿y³ z¿yæ siê z ca³¹ s³u¿b¹ i opowiada³ mi
straszne historie o znêcaniu siê nad niewolnikami. Reu-
ben i ja bylimy z pewnoci¹ jedynymi s³u¿¹cymi, któ-
rych pani pyta³a, czy mieliby ochotê co zrobiæ! Zgodzi-
³am siê, oczywicie.
Ale nie chodzi³o tylko o Aureliê. Na tym samym pla-
kacie, na którym wymieniono gladiatorkê, wydrukowano
ma³ymi literami jeszcze jedno imiê: Flammia, karze³ po-
³ykaj¹cy ogieñ.
Skoro wystêpowa³ Flammia, mogli pojawiæ siê rów-
nie¿ inni rekruci lanisty. A to oznacza³o, ¿e spotkam Or-
landa!
69
Rozdzia³ 6
N
astêpnego dnia rano nie czu³am siê najlepiej. Nie
spodziewa³am siê, ¿e kiedy bêdê musia³a ogl¹daæ,
jak ludzie rani¹ siê i zabijaj¹ na arenie. Do tego nie mia-
³am pewnoci, czy mój anielski przyjaciel wytrzyma tak
wielkie napiêcie.
Podczas swojej pierwszej wyprawy na Ziemiê Reu-
ben uratowa³ tañcz¹cego niedwiedzia, którego katowa-
no w nieludzki sposób. Bardzo prze¿y³ tê przygodê.
Reuben twierdzi³ jednak, ¿e nie mam siê czym mar-
twiæ.
Nie mówiê, ¿e bêdê siê wietnie bawi³ doda³ po-
spiesznie ale dam sobie radê tak samo jak ty, Melanio.
Ze wzglêdu na brak miejsca oraz dla wiêkszego splen-
doru na igrzyska jecha³ w osobnej lektyce. Tego dnia ruch
by³ du¿o wiêkszy ni¿ zwykle, poniewa¿ w wi¹tyni We-
sty odbywa³a siê jaka powa¿na uroczystoæ. W pewnym
70
momencie nasi tragarze musieli siê zatrzymaæ, ¿eby po-
zwoliæ procesji przejæ na drug¹ stronê via Sacra. Odchy-
li³am firankê i rozejrza³am siê.
Kap³ankami Westy by³y dziewczêta i kobiety. Mia³y
na sobie olniewaj¹co bia³e stole, a na g³owach wieñce z bia-
³ych ró¿. Nios³y drobne dary dla bogini. Obserwowa³am,
jak zbli¿aj¹ siê do wi¹tyni, piewaj¹c i ko³ysz¹c siê w takt
bêbna, i poczu³am mrowienie w krzy¿u. wi¹tyniê Westy
naprawdê otacza³a aura wiêtoci.
Mo¿esz mi przypomnieæ, jak¹ bogini¹ jest Westa?
zapyta³am. Rzymianie mieli tyle bogów i bogiñ, ¿e trudno
siê by³o po³apaæ.
Aurelia wyjani³a, ¿e Westa by³a dla Rzymian szcze-
gólnie wa¿n¹ bogini¹.
To bogini ogniska domowego. Jej wi¹tyniê uwa¿a
siê za ognisko domowe Rzymu.
Czy to tam dziewczêta pilnuj¹ wiêtego ognia?
Moja pani skinê³a g³ow¹.
Tego rodzaju s³u¿ba bogini uchodzi za ogromny za-
szczyt. Westalki dziewice s¹ wybierane, kiedy maj¹ zaled-
wie dziewiêæ czy dziesiêæ lat. Mieszkaj¹ w Pa³acu Westa-
lek, gdzie s¹ szkolone latami. Czasami mo¿na zobaczyæ,
jak nios¹ je przez miasto. Maj¹ bia³e welony na znak, ¿e s¹
oblubienicami Rzymu. Kiedy marzy³am, ¿eby zostaæ jed-
n¹ z nich.
Czy nigdy nie wolno im wyjæ za m¹¿?
Kiedy koñcz¹ s³u¿bê, tak. Ale rzadko to robi¹. Au-
relia spowa¿nia³a. Myla³am, ¿e to cudownie byæ we-
stalk¹, a potem dowiedzia³am siê, co siê dzieje, kiedy przy-
padkiem p³omieñ zganie.
71
Co siê dzieje?
Obdzieraj¹ je z szat i bij¹ powiedzia³a ponuro.
P³omieñ uwa¿any jest za ducha Rzymu. Jeli zganie,
Rzym upadnie.
Nagle parsknê³a zniecierpliwiona.
Szybciej dotar³abym do amfiteatru na piechotê! Czy
nie mo¿emy iæ na skróty?!
Aurelia by³a wyj¹tkowo spiêta. Uzna³am, ¿e moja pani
o ³agodnym sercu obawia siê krwawego widowiska, które
nas czeka.
Tragarze postawili nas w koñcu przed amfiteatrem.
Ku naszemu zaskoczeniu Aurelia wrêczy³a mnie i Reube-
nowi bilety, ma³e gliniane ¿etony, i kaza³a nam zaj¹æ
miejsca.
Znajdê was powiedzia³a zdecydowanie. Zanim
och³onêlimy, zniknê³a w t³umie.
Popatrzylimy na siebie os³upiali.
Ma³a kokietka da³a nogê! stwierdzi³ Reuben.
S¹dzisz, ¿e posz³a na spotkanie z tym ch³opakiem?
Powiedzia³am, ¿e moim zdaniem kto przemyci³ Au-
relii wiadomoæ w ³ani.
Nie mo¿na jej za to winiæ stwierdzi³am. Lada
dzieñ wydadz¹ j¹ za jakiego starego, pomarszczonego se-
natora.
Reuben nie wygl¹da³ na przekonanego.
Nie wydaje mi siê, ¿eby Aurelia spotyka³a siê z kim
potajemnie. W razie wpadki mia³aby du¿e k³opoty.
Jestem pewna, ¿e to tylko niewinny flirt powie-
dzia³am. Aurelia nie nale¿y do osób, które podjê³yby tak
g³upie ryzyko.
72
Reuben pokiwa³ g³ow¹.
Znasz j¹ lepiej ode mnie.
Wcale nie tak dobrze, pomyla³am ze smutkiem. S¹-
dzi³am, ¿e siê zaprzyjani³ymy. Na tyle, na ile to mo¿li-
we miêdzy pani¹ a niewolnic¹. A jednak Aurelia nie pi-
snê³a ani s³owa na temat swojej najnowszej fascynacji.
Przedzieralimy siê z Reubenem do wejcia. K³êbili
siê tam sprzedawcy przek¹sek i ró¿nych drobiazgów.
Wybacz zwróci³ siê Reuben do jednego z nich.
Twoje lampki w kszta³cie gladiatorów s¹ naprawdê wiet-
ne, ale my chcemy tylko przejæ.
Dlaczego nie powiesz mu wprost, ¿e jeste anio-
³em? zapyta³am.
Mylisz, ¿e powinienem? odpar³ zaniepokojony.
¯artowa³am, Groszku!
Okazalimy bilety i niewolnik zaprowadzi³ nas d³u-
gim korytarzem do czêci przeznaczonej dla VIP-ów. Po
kilku chwilach wynurzylimy siê w zalanym s³oñcem,
ha³aliwym amfiteatrze.
Omal siê nie cofnê³am na widok takiej chmary ludzi.
W amfiteatrze upchniêto jakie piêædziesi¹t tysiêcy Rzy-
mian. Arenê, dla ochrony przed s³oñcem, os³ania³ czer-
wony baldachim. Materia³ wzdyma³ siê na wietrze, rzu-
caj¹c na piasek barwne b³yski. Wród rzêdów siedzeñ
krêcili siê sprzedawcy przek¹sek. Dozorcy wykrzykiwali
imiona gladiatorów, kórzy mieli ze sob¹ walczyæ. Bukma-
cherzy przyjmowali zak³ady. Panowa³ nieopisany zgie³k.
Nasze miejsca znajdowa³y siê z przodu. Od areny od-
dziela³a nas drewniana barierka. Po drugiej stronie ma-
sywnego krêgu tworz¹cego ring znajdowa³y siê dwie bra-
73
my, których wygl¹d budzi³ lêk. Zaczê³am sobie wyobra-
¿aæ, co siê za nimi dzieje. Przera¿eni jeñcy wojenni, wy-
szkoleni gladiatorzy w pe³nym rynsztunku, zrozpaczeni
niewolnicy; wszyscy modl¹ siê gor¹czkowo do swoich
bogów, aby pomogli im prze¿yæ to okrutne widowisko.
Nagle, z lekko zaró¿owion¹ buzi¹, podesz³a do nas
szybkim krokiem Aurelia...
Przepraszam, chcia³am kupiæ dla nas nadziewane
figi, ale by³a straszna kolejka.
Wierzymy ci, a jak¿e, pomyla³am.
Ludzie wyci¹gali szyje, wbijaj¹c wzrok w bramê. Zwil-
gotnia³y mi d³onie. Co siê szykowa³o. Na arenê, dm¹c
w róg co si³ w p³ucach, wbieg³ herold w bia³ej tunice. Graj-
kowie chwycili za instrumenty i amfiteatr wype³ni³a woj-
skowa muzyka. Brama otworzy³a siê i t³um rykn¹³ z pod-
niecenia na widok maszeruj¹cych gladiatorów. Mo¿e
i uwa¿ano ich za wyrzutków, ale tutaj, na arenie, byli kró-
lami i zdawali sobie z tego sprawê. W fioletowych fa³dzi-
stych p³aszczach narzuconych na ramiona i lni¹cych he³-
mach ozdobionych dr¿¹cymi pióropuszami z pawich piór
wygl¹dali imponuj¹co.
Gladiatorzy ró¿nili siê zbrojami i broni¹ w zale¿noci
od stylu walki, jaki reprezentowali. Ulubieñcem t³umu by³
retarius, rybak. Kiedy wkroczy³ na arenê, dzier¿¹c ogromn¹
ryback¹ sieæ i trójz¹b, kobiety wrzasnê³y jak fanki na kon-
cercie. Dwie dziewczyny o twarzach zakrytych fantazyjny-
mi maskami z br¹zu tak¿e wzbudzi³y powszechny aplauz.
Gladiatorzy wmaszerowali na rodek areny, ustawili
siê w dwuszeregu, plecami do siebie, wznieli zaciniête
piêci i wykrzyknêli chórem:
74
Witaj, cezarze! Id¹cy na mieræ, pozdrawiaj¹ ciê!
W³osy stanê³y mi dêba.
Jak mo¿na byæ takim odwa¿nym? szepnê³am do
Reubena.
To kwestia szkolenia wyjani³. Nawet umiera-
j¹c, gladiator nie wyda jêku.
Reuben, jeste pewien, ¿e zdo³asz to wytrzymaæ?
zapyta³am zmartwiona.
Powiedzia³em ci ju¿, wszystko bêdzie w porz¹dku.
Poza tym, nie jestemy sami.
S¹dzi³am, ¿e cytuje s³owa swojej piosenki, ale uwia-
domi³am sobie, ¿e Reuben mia³ na myli to, co siê rzeczy-
wicie dzia³o. W ka¿dym rzêdzie siedzia³ co najmniej jeden
ziemski anio³ w stroju rzymskim. Gdyby nie podniecenie,
sama odczu³abym kosmiczne fluidy.
Rany! Ale ich du¿o! szepnê³am.
Owszem, i bêdziemy ich potrzebowaæ stwierdzi³
Reuben ponuro.
Na szczêcie pierwsza czêæ widowiska przebieg³a bez
wiêkszych emocji: pokazano s³onia, który lekko ponagla-
ny przez opiekuna rysowa³ tr¹b¹ cyfry na piasku, oraz wy-
stêpy grupy kar³ów szalonych akrobatów.
Flammia wjecha³ na ring, stoj¹c w malutkim rydwa-
nie zaprzê¿onym w szetlandzkiego kucyka. Wymachiwa³
zapalon¹ pochodni¹. T³um obserwowa³ maleñkiego po-
³ykacza ognia z uwielbieniem. Na koniec w p³omieniach
stan¹³ rydwan, a karze³, krzycz¹c triumfalnie, zjecha³ z are-
ny niczym miniaturowy bóg ognia.
Póniej, w charakterze rozgrzewki, wyst¹pili adepci
gladiatorskiego rzemios³a. Za ka¿dym razem, kiedy wbie-
75
ga³a nowa para, wymachuj¹c drewnianymi mieczami, czu-
³am przyp³yw nadziei. Tym razem to ju¿ musi byæ Orlan-
do. Nie pojawi³ siê jednak.
T³um zaczyna³ siê niecierpliwiæ.
Czas, ¿eby podciêto jakie gard³a! krzykn¹³ kto.
Niech co siê zacznie dziaæ! do³¹czy³ siê inny widz.
Chcemy prawdziwych mieczy i prawdziwej krwi, a nie
popisów dla dzieci!
Ludzie zaczêli gwizdaæ i krzyczeæ. Po raz pierwszy zro-
zumia³am, dlaczego nauczyciele bez przerwy gadaj¹ o ewo-
lucji. W mojej epoce nie da³oby siê zebraæ do kupy piêæ-
dziesiêciu tysiêcy ludzi, którzy, rycz¹c z podniecenia,
domagaliby siê widoku krwi wyp³ywaj¹cej z organów we-
wnêtrznych swoich blinich.
Ko³o ucha wisnê³o mi zgni³e jab³ko, w lad za nim
pofrunê³o jajko. Zniecierpliwieni Rzymianie obrzucali
rekrutów czym siê da³o. Rekruci uciekli. Wkrótce potem
otwarto kolejn¹ bramê. Dozorcy wypêdzili na arenê dwu-
dziestu czy trzydziestu przera¿onych mê¿czyzn.
Przypomnia³am sobie, ¿e w³adze rzymskie regularnie
wykorzystywa³y igrzyska, ¿eby pozbywaæ siê ró¿nych k³o-
potliwych osób. Byli to zapewne skazañcy. Daliby sobie
wietnie radê w bójce ulicznej, ale w tego typu walce nie
mieli ¿adnego dowiadczenia. Dostali broñ, ale ¿adnych
zbroi czy innego zabezpieczenia. W koñcu nie chodzi³o
o uczciw¹ walkê. Widownia pragnê³a morza krwi. I do-
czeka³a siê.
Nie bêdê wdawa³a siê w szczegó³y. ¯aden cz³owiek
nie powinien ogl¹daæ takiego ogromu cierpienia, jakie-
go bylimy wtedy wiadkami. W ka¿dym razie Reuben
76
twierdzi, ¿e lepiej zapaliæ jedn¹ wieczkê ni¿ przeklinaæ
ciemnoci, wiêc opowiem zamiast tego o anio³ach.
Kiedy zaczê³o siê mordowanie, ziemskie anio³y znik-
nê³y z widowni. Mia³o siê wra¿enie, ¿e zrobi³o siê ciem-
niej. Przez kilka chwil mro¿¹cych krew w ¿y³ach widzia-
³am to miejsce sk¹pane w mroku, w ca³ym okropieñstwie
krwawego koszmaru. Potem wiat³o wróci³o, ale teraz roz-
b³ys³o na rodku areny.
Dla niektórych ludzi mi³oæ to tylko s³owo. Kocha siê
kota. Kocha siê czekoladê. Dla anio³ów mi³oæ oznacza jed-
nak co innego. Dla nas to jest si³a: bezosobowa moc, która
codziennie na nowo stwarza kosmos. Pomylcie tylko, w ka¿-
dej chwili mi³oæ stwarza nowe ptaki i gwiazdy, i db³a
trawy oraz pe³nych zdumienia ludzi, którzy siê nimi ciesz¹.
Na tê mi³oæ nie trzeba zas³u¿yæ. Jest tak po prostu,
za nic. I nikomu nie wolno umieraæ samotnie.
To, co zobaczylimy tego dnia na arenie, by³o strasz-
ne, ale tak¿e podnios³e. W ostatnich chwilach na Ziemi
konaj¹cy ludzie doznali czystej mi³oci anio³ów. I wiecie
co? To mi doda³o odwagi. Te anio³y przypomnia³y mi, kim
jestem. Nie by³am czêci¹ ludzkiego dramatu. By³am tyl-
ko anio³em, który przypadkowo siê tam znalaz³. Ale to
nie by³ powód, ¿eby nie przyjæ z pomoc¹.
Wraz z Reubenem przy³¹czylimy siê do naszych
rzymskich kolegów, emanuj¹c fluidy mi³oci. Powiêcili-
my temu ca³¹ uwagê. Nagle przypomnia³am sobie o Au-
relii. Zblad³a jak p³ótno. Szepcz¹c co do siebie, ciska³a
bullê, jakby ba³a siê j¹ straciæ.
Wszystkie koszmary jednak siê koñcz¹, nawet takie.
Okaleczone cia³a wywleczono z areny. Niewolnicy nagra-
77
bili wie¿ego piasku na plamy krwi. Nie zdo³ali jednak
usun¹æ zapachu. Unosi³ siê w parnym powietrzu, jakby
wydostawa³ siê z piekie³.
Nie wiem, dlaczego siê obejrza³am. Jakbym wiedzia-
³a, ¿e zobaczê Orlanda. Blady i wyranie zmêczony, roz-
mawia³ z lanist¹. Poczu³am ogromn¹ ulgê. By³ ca³y i zdro-
wy!
Aurelia usi³owa³a dojæ do siebie.
Mello, nastêpna jest twoja gladiatrix powiedzia³a
dzielnie.
Gwiazda wystêpowa³a w parze z drug¹ dziewczyn¹
wojowniczk¹ Juno. Prawdopodobnie Gwiazda i Juno ja-
da³y przy jednym stole, spa³y w tym samym pokoju i po-
¿ycza³y sobie perfumy i spinki do w³osów. Teraz kazano
im walczyæ na mieræ i ¿ycie.
Dziewczêta skoczy³y ku sobie z przeciwnych stron
areny, ich miecze rozb³ys³y w s³oñcu. Mê¿czyni na wi-
downi wykrzykiwali obsceniczne uwagi, nawo³uj¹c dziew-
czyny, ¿eby pokaza³y, co maj¹ pod skórzanymi stanikami.
Natychmiast zmuszono ich, ¿eby siê zamknêli. Gwiazda
i Juno cieszy³y siê wielk¹ popularnoci¹ i po chwili prze-
kona³am siê, dlaczego. Gladiatorzy byli królami areny, te
wojowniczki by³y jej królowymi. A Gwiazda by³a niezwy-
k³a.
Juno wydawa³a siê silniejsza i bardziej przebieg³a, za
to Gwiazda l¿ejsza, szybsza, obdarzona wiêkszym wdziê-
kiem i sk³onna do szalonego ryzyka.
Wiecie, jakie uczucia budzi znakomity tancerz? Mamy
wra¿enie, ¿e tañczymy. Tak czu³am siê, patrz¹c na Gwiazdê.
To mnie s³oñce pali³o w ods³oniêt¹ szyjê. To ja porusza³am
78
siê na gor¹cym piasku z rzemieniami oplataj¹cymi nagie
ramiona i mistern¹ fryzur¹ z warkoczy. Gwiazda to artyst-
ka. Bajeczna, mia³a, zabójcza artystka.
Aurelia tak¿e by³a pod jej urokiem.
Mam wra¿enie, ¿e j¹ znam. Przy³o¿y³a rêkê do
serca. Znam j¹ tutaj.
Wiem! powiedzia³am. Ja te¿. Nagle dotar³o
do mnie, co powiedzia³am. Melanio, to niedopuszczalne,
przywo³a³am siê do porz¹dku. Gwiazda jest zabójczyni¹.
Nie ma powodu, ¿eby j¹ podziwiaæ!
Tak jakbym bezwiednie rzuci³a na ni¹ urok, w nastêp-
nej chwili gladiatorka polizgnê³a siê. Juno przyskoczy³a,
tn¹c mieczem. Gwiazda zachwia³a siê, a potem wznowi³a
szaleñczy atak. Nie zwraca³a uwagi na krew s¹cz¹c¹ siê
przez krótk¹ skórzan¹ spódnicê. Walczy³a o ¿ycie i tylko
to siê liczy³o.
Nasz mistrz sztuk walki by³by zachwycony, pomyla-
³am z podziwem. Walcz¹ca Gwiazda by³a lekka jak wiatr.
Nie istnia³a przesz³oæ ani przysz³oæ, tylko chwila obecna.
Tote¿ nie zdziwi³am siê, kiedy zlana potem, brocz¹ca
krwi¹ Gwiazda stanê³a w koñcu nad przeciwniczk¹, opie-
raj¹c triumfalnie czubek miecza na jej szyi.
Zabij, zabij, zabij! zarycza³ t³um. Gwiazda wal-
czy³a dla nich. Chcieli, ¿eby dla nich zabi³a.
Gladiatorka rozejrza³a siê spokojnie, jakby zastanawia³a
siê nad ¿¹daniem widowni. Po chwili rzuci³a miecz na pia-
sek i podnios³a do góry zaciniêt¹ piêæ.
Juno dzisiaj jeszcze nie umrze, obywatele! krzyk-
nê³a z cudzoziemska brzmi¹c¹ ³acin¹. Dobrze walczy³a.
Oszczêdcie j¹, ¿eby mog³a jeszcze dla was walczyæ!
79
Reuben g³ono wci¹gn¹³ powietrze. Zobaczy³am ja-
skrawoczerwon¹ kroplê krwi, która skapnê³a ze skórzanej
spódniczki Gwiazdy i wsi¹k³a w piasek, potem nastêpn¹
i jeszcze jedn¹.
Gladiatorka zachwia³a siê, przyciskaj¹c rêkê do boku.
Spojrza³a w dó³, obserwuj¹c ze zdumieniem rosn¹c¹ szkar-
³atn¹ plamê. Bez s³owa przewróci³a siê na ziemiê i znieru-
chomia³a.
Nie! wrzasnê³am.
Zerwa³am siê na równe nogi. By³am zrozpaczona.
Dopiero co widzia³am, jak dziesi¹tki ludzi ponios³y bez-
sensown¹ mieræ. Ale tamtych nie zna³am, a z Gwiazd¹
czu³am siê dziwnie zwi¹zana. Nie mog³am pozwoliæ jej
umrzeæ.
Kto ju¿ przeskakiwa³ rzêdy siedzeñ, biegn¹c w jej
stronê. Nie lanista ani jeden z dozorców to by³ Orlan-
do.
Kiedy zobaczy³am wyraz jego twarzy, poczu³am, jak
opadaj¹ mi skrzyd³a. Tyle miesiêcy czeka³am, ¿eby ten
piêkny ch³opiec uwiadomi³ sobie wreszcie, ¿e jestem dla
niego kim wyj¹tkowym. Ale on ju¿ mia³ kogo takiego,
i to nie by³am ja.
80
Rozdzia³ 7
P
rzeskoczy³am ogrodzenie i pogna³am przez arenê.
Ziarenka rozgrzanego piasku k³u³y mnie w go³e nogi,
a do gard³a wdziera³ siê dusz¹cy zapach krwi.
Orlando klêcza³ ko³o Gwiazdy. Lanista, Festus Bru-
tus, popiesznie kutyka³ w ich stronê. Lekarz ze szko³y
gladiatorów ruszy³ za nim.
Gwiazda usi³owa³a podnieæ g³owê.
Nie ruszaj siê! warkn¹³ Festus.
Orlando przestraszy³ siê na mój widok.
Mel, co ty wyprawiasz? Nie powinna tutaj byæ.
Czy z Gwiazd¹ bêdzie wszystko w porz¹dku? za-
pyta³am cicho.
Za wczenie, ¿eby to oceniæ odpar³ cierpko.
Teraz odejd i zajmij siê Aureli¹, zgodnie z tym, co usta-
lilimy. Zasêpi³ siê na chwilê. Nic jej siê nie sta³o, praw-
da?
81
6 Melania w staro¿ytnym Rzymie
Pewnie, po obejrzeniu, jak trzydziestu ludzi zosta³o
publicznie zaszlachtowanych, czuje siê wietnie, pomy-
la³am. Ale powiedzia³am tylko:
Wszystko w porz¹dku.
Dobrze, nie powinna zostawiaæ jej d³ugo samej.
Gwiazda, le¿¹c na piasku, nie wygl¹da³a na królow¹.
Wydawa³a siê ma³a i bezradna. Nie jest wy¿sza od Aurelii,
pomyla³am.
Gladiatorka by³a jednak prawdziw¹ wojowniczk¹.
Kiedy lekarz rozdar³ nasi¹kniêt¹ krwi¹ spódnicê, nawet
nie jêknê³a, mimo ¿e materia³ przywiera³ do otwartej
rany. Lekarz zacz¹³ sondowaæ ranê przy pomocy meta-
lowych instrumentów, sprawdzaj¹c, jak bardzo jest
grona. To musia³o koszmarnie boleæ, ale Gwiazda ani
drgnê³a.
Zauwa¿y³am, ¿e rêce i nogi Gwiazdy pokryte s¹ siñ-
cami i drobnymi, zaleczonymi bliznami. Jej przymkniête
powieki w szczelinie maski by³y miertelnie blade.
Musimy j¹ zabraæ do koszar zwróci³ siê lekarz do
Festusa. Straci³a mnóstwo krwi.
Orlando krêci³ siê niespokojnie. Wmawia³am sobie,
¿e wynika to z czysto zawodowych pobudek, ale nie mog-
³am siê pozbyæ straszliwych podejrzeñ.
Czy¿by Orlando pozna³ Gwiazdê podczas poprzed-
niej podró¿y i zakocha³ siê w niej bez pamiêci? Czy zor-
ganizowa³ dru¿ynê wy³¹cznie po to, ¿eby j¹ uratowaæ od
strasznej mierci na arenie? Czy dlatego nie móg³ nam
wyjawiæ celu naszej misji?
Spojrza³am ¿a³onie na rywalkê. Mia³a racjê, Mela-
nio, pomyla³am. Gwiazda jest wszystkim, czym ty nigdy
82
nie bêdziesz. Jest piêkna, nie zna strachu, otacza j¹ aura
tajemniczoci...
Podszed³ do mnie Reuben.
Wracaj na trybuny powiedzia³. Widzisz, ¿e Or-
lando jest zajêty.
Jeszcze chwila poprosi³am.
Orlando i lanista pomogli pó³przytomnej gladiatorce
stan¹æ na nogach. Juno równie¿ stara³a siê pomóc. Razem
na pó³ wynieli, na pó³ wyprowadzili Gwiazdê z areny.
T³um na trybunach obserwowa³ tê scenê z mieszanymi
uczuciami.
Powlok³am siê na swoje miejsce jak zombi.
Umknê³a wam okazja poznania mojego brata
oznajmi³a lekkim tonem Aurelia. Przyprowadzi³ Tytusa
Lukrecjusza, ¿eby go przedstawiæ.
D³ugo nie zostali, co? mrukn¹³ mi Reuben na
ucho. Mo¿na by pomyleæ, ¿e tylko czekali, a¿ zostanie
sama.
No wiêc, kim by³ ten piêkny ch³opiec, z którym
rozmawia³a? zapyta³a Aurelia z t¹ sam¹ udan¹ weso³o-
ci¹.
Widzia³am, ¿e myli o czym zupe³nie innym. Nie
wiedzia³a, co czujê do Orlanda. Nie mog³a siê domylaæ,
¿e ostatni¹ rzecz¹, jaka jest mi teraz potrzebna, to jego ko-
lejna wielbicielka.
Przejêta w³asn¹ niedol¹ wyczu³am jednak, ¿e spotka-
nie z przysz³ym mê¿em za³ama³o Aureliê. W amfiteatrze
panowa³ upa³, ale moja pani dr¿a³a. Mocniej owinê³a siê
szalem i po raz pierwszy, odk¹d j¹ pozna³am, przemówi³a
jak wynios³a pani do niewolnicy:
83
Znajd tragarzy, Mello. Chcê jechaæ do domu. Na-
tychmiast!
Wieczorem pomog³am Aurelii wystroiæ siê na przyjê-
cie. U³o¿y³am jej w³osy w mistern¹ fryzurê i upiê³am
ozdobnymi spinkami, tak ¿e wygl¹da³y jak usiane drob-
nymi pere³kami. Wygl¹da³a licznie, jeli nie liczyæ mier-
telnej bladoci. Odk¹d wróci³ymy z igrzysk, prawie siê
nie odzywa³a. Zdawa³am sobie sprawê, ¿e powinnam na-
k³oniæ j¹ do zwierzeñ i dowiedzieæ siê, co j¹ gnêbi, ale
sama ledwie ¿y³am. Wszystko robi³am mechanicznie.
¯ycie anio³a nie ró¿ni siê tak bardzo od ¿ycia gladia-
tora, duma³am ponuro. W rodku mo¿esz krwawiæ, ale
musisz robiæ swoje. Serce mo¿e ci pêkaæ, ale nie wolno ci
tego okazaæ.
Póniej, wraz z innymi niewolnikami, wita³am goci.
Przynios³am ciep³¹ perfumowan¹ wodê do obmycia ku-
rzu z ich stóp. Wziê³am szale od pañ i wierzchnie szaty
panów. U³o¿y³am poduszki na tapczanach, aby nasi go-
cie, w wieñcach z lici i kwiatów, mogli wygodnie siê roz-
si¹æ, niczym bogowie i boginie.
Wszystko wydawa³o mi siê nierzeczywiste. Nie tak,
jak twarz Orlanda, kiedy zobaczy³ krew Gwiazdy wsi¹ka-
j¹c¹ w piasek.
Reuben z dwoma innymi niewolnikami pomagali
w kuchni. Jak wszystkie rzymskie kuchnie, to pokryte
sadz¹ pomieszczenie kojarzy³o siê z czeluciami piekiel-
nymi. Czy uwierzycie, ¿e Dorcas musia³a ugotowaæ ca³e
jedzenie, pal¹c drewnem i bez mo¿liwoci wietrzenia?
84
Ponadto Kwintus wybra³ dla swoich goci dziwaczne da-
nia: pawie jaja w sosie pieprzowym, hodowane na mleku
limaki sauté z czosnkiem, nadziewane przepiórki. Przyjêcia
najwyraniej nie zaplanowano po to, aby sprawiæ komu przy-
jemnoæ, ale by zaimponowaæ bogactwem i pozycj¹.
Kiedy przechodzi³am chwiejnym krokiem, dwigaj¹c
w ka¿dej rêce potê¿ne dzbany z winem, zatrzyma³ mnie
Reuben.
No dobrze, Orlando ma co innego w g³owie
stwierdzi³ zdecydowanie. No dobrze, wiêc jeste roz¿a-
lona. Ale przejd nad tym do porz¹dku dziennego. W tym
stanie nie przydasz siê Aurelii, a to ni¹ w³anie Orlando
poleci³ nam siê opiekowaæ.
Nic nie mogê na to poradziæ, Reuben wyjêcza-
³am. To tak boli.
Mój przyjaciel anio³ zmusi³ mnie, ¿ebym spojrza³a mu
w oczy.
Mo¿e Mel Beeby nie mo¿e sobie z tym poradziæ,
ale Helix z pewnoci¹.
Czasami wydaje mi siê, ¿e Reuben zna mnie lepiej
ni¿ ktokolwiek inny we wszechwiecie. Zawsze wie, co
powiedzieæ. Moje anielskie imiê wymówi³ ze szczególn¹
moc¹. Ku swojemu zdumieniu zobaczy³am, jak wietliste
litery uk³adaj¹ siê w powietrzu w moje imiê tam, w tej
okropnej kuchni. Nikt poza nami ich nie widzia³. Sapnê-
³am z przejêcia. I wiecie co? Pomog³o! U¿alanie siê nad
sob¹ przesz³o, jak rêk¹ odj¹³. Nie by³am ju¿ Melani¹ o z³a-
manym sercu, tylko anio³em, który ma zadanie do wyko-
nania. Reuben ma racjê, pomyla³am. Jestem w stanie dzia-
³aæ. Zrobiê, co mam zrobiæ.
85
Ucisnê³am jego rêkê. By³a szorstka i pokryta od-
ciskami od pracy w ogrodzie, ale jej dotyk podzia³a³ ko-
j¹co.
Dziêkujê, Groszku. Jestem ci bardzo wdziêczna.
Jest za co stwierdzi³ Reuben zadowolony z siebie.
Bez zastanowienia wpakowa³ sobie do buzi jak¹ przek¹s-
kê i od razu siê zakrztusi³.
Co to by³o?
Mam nadziejê, ¿e nie nadziewana przepiórka! za-
mia³am siê.
Dotar³am do jadalni w momencie, kiedy niewolnik
zapowiada³ uroczycie:
Kwintus Flawiusz i Tytus Lukrecjusz!
Mia³am, jak pamiêtacie, pewne podejrzenia co do
Kwintusa. Potwierdzi³y siê, gdy tylko wszed³ do pokoju.
By³ przystojny, nawet czaruj¹cy, ale w jego oczach b³ysz-
cza³o okrucieñstwo.
Przysz³y m¹¿ Aurelii wszed³ za nim. By³ niski i krêpy,
jego usta wydawa³y siê nieprzyjemnie czerwone na tle bro-
dy. Wrêczy³ mi swoj¹ pelerynê.
No, no, to nasza ma³a niewolnica odezwa³ siê
wysokim, cienkim g³osem.
Omal nie zemdla³am z przera¿enia. Zna³am tego typa.
Pamiêta³am jego niewie¿y, przesi¹kniêty alkoholem od-
dech. Pamiêta³am zderzenie jego perwersyjnej aury z mo-
im anielskim polem energetycznym. Rany, pomyla³am,
to Tytus Lukrecjusz zakrad³ siê do nas w nocy!
Mia³am ochotê z³apaæ Aureliê za rêkê, uciec z tego
przyprawiaj¹cego o gêsi¹ skórkê domu i nie zatrzymywaæ
siê, dopóki nie trafimy w jakie mi³e, bezpieczne miejsce.
86
Czu³am strach i obrzydzenie, ale tak¿e gniew. Tytus
móg³ postaraæ siê o spotkanie z moj¹ pani¹, jeli o to mu
chodzi³o. Ale Aurelia jako cz³owiek zupe³nie go nie inte-
resowa³a. Chcia³ siê na ni¹ rzuciæ w ciemnoci, traktuj¹c
jak zdobycz. Chcia³ mieæ nad ni¹ w³adzê.
Brat Aurelii musia³ braæ w tym udzia³, pomyla³am ze
zgroz¹. Dlatego dozorca ich wpuci³!
Fuj, co za paskudna epoka!
By³am tak zdenerwowana, ¿e musia³am pogadaæ
z Reubenem.
Dorcas sta³a nad paleniskiem, gotuj¹c na wolnym
ogniu co, co wygl¹da³o na szare ptasie jêzyki w dziwnym
korzennym sosie. Kiedy wpad³am do kuchni, niewolnica
odwróci³a siê zaskoczona.
Zobaczy³a zatem Nó¿ powiedzia³a ponuro, wi-
dz¹c moj¹ minê.
Okaza³o siê, ¿e Dorcas doskonale wiedzia³a, co siê
wiêci, i by³a do g³êbi oburzona.
Tytus Lukrecjusz dowodzi tajn¹ policj¹ Nerona
powiedzia³a cicho. Nazywamy go No¿em, bo kaza³ za-
mordowaæ wielu ludzi.
Aurelia nie mo¿e za niego wyjæ sapnê³am. Kto
musi go powstrzymaæ.
Dorcas pokrêci³a g³ow¹.
Za bardzo siê go boj¹. Dziêkujê bogom, ¿e moja
pani nie do¿y³a tego dnia. Kocha³a to biedne dziecko, jak
swoje w³asne. Otar³a oczy fartuchem. Wy dwoje na-
prawdê siê o ni¹ troszczycie, prawda? powiedzia³a zdzi-
wiona.
Skinê³am g³ow¹.
87
Tak, naprawdê.
Lepiej wróæcie, zanim kto nabierze podejrzeñ. Pro-
szê, zaniecie to Tytusowi Lukrecjuszowi. Nala³a do
dzbana grzanego wina. A potem splunê³a do rodka. Ma³y
prezencik od ludu szepnê³a.
Kwintus wraz z goæmi raczy³ siê pawimi jajami. Go-
cie przyprowadzili w³asnych niewolników do obs³ugi.
Jeli co im nie smakowa³o, rzucali jedzenie na pod³ogê,
a niewolnicy niezw³ocznie je sprz¹tali.
W pewnym momencie zauwa¿y³am w drzwiach ojca
Aurelii w wie¿o wyprasowanej todze, z nieobecnym wy-
razem twarzy. Na widok córki wpó³le¿¹cej obok sofy, na
której rozpiera³ siê szef rzymskiej tajnej policji, odwróci³
siê i wyszed³.
Ja na jego miejscu równie¿ czu³abym siê zawstydzo-
na. Tata Aurelii móg³ zniweczyæ plany Kwintusa, ale zrzek³
siê w³adzy w rodzinie na rzecz syna i wszyscy o tym wie-
dzieli.
Moja pani nie tknê³a jajka le¿¹cego na talerzu. Nie spró-
bowa³a tak¿e kolejnego dania. Mia³am wra¿enie, ¿e jest bli-
ska ³ez. Ucztê wydano rzekomo po to, aby ona i Tytus mogli
siê lepiej poznaæ, ale obaj z Kwintusem traktowali j¹ jak
powietrze. miali siê z w³asnych dowcipów jak mali okrut-
ni ch³opcy. Wygl¹da³o na to, ¿e chc¹ j¹ upokorzyæ.
Ruszy³am, ¿eby zabraæ talerz Aurelii, maj¹c nadziejê,
¿e uda mi siê szepn¹æ jej co pocieszaj¹cego do ucha. Na-
gle Tytus chwyci³ mój nadgarstek wilgotn¹ d³oni¹. Go-
cie spojrzeli na nas nieprzyjanie. Przez chwilê ich twa-
rze w wietle lamp przypomina³y pyski paskudnych, z³ych
stworów.
88
Zrobi³o mi siê zimno. Brice mówi³ prawdê, niektó-
rzy sporód tych Rzymian nie byli ludmi.
Twojej pani jêzyki flamingów chyba nie smakuj¹
odezwa³ siê Tytus piskliwym g³osem. Byæ mo¿e za-
nadto przywyk³a do kuchni barbarzyñców. Czy Aurelia
Flawia sta³a siê barbarzyñc¹? Co o tym s¹dzisz, dziew-
czyno?
Gocie ze Z³omu czekali z zainteresowaniem na moj¹
odpowied. Wiedzieli, kim jestem, i ja wiedzia³am, kim s¹
oni. Nie mogli siê jednak zdekonspirowaæ, podobnie jak
i ja, wobec tego udawalimy zgodnie, ¿e wszyscy obecni
s¹ ludmi.
Moja pani nie jest g³odna owiadczy³am wyzy-
waj¹co.
Tytus i Kwintus popatrzyli na siebie.
Mo¿e zatem twojej pani chce siê piæ!
Chichocz¹c jak z³oliwy dzieciak, Tytus uniós³ puchar
i chlusn¹³ zawartoci¹ na sukniê Aurelii.
Przez moment Aurelia wpatrywa³a siê w rosn¹c¹ szkar-
³atn¹ plamê. Wiedzia³am, ¿e przypomnia³a sobie Gwiaz-
dê, wykrwawiaj¹c¹ siê na arenie. Dumnym gestem owi-
nê³a siê szalem.
I ty chcesz, ¿ebym polubi³a tego cz³owieka?
zwróci³a siê do brata dr¿¹cym g³osem. Wsta³a z sofy i wy-
sz³a z komnaty. Pobieg³am za ni¹. ciga³y nas salwy mie-
chu.
Teraz zrozumia³am, dlaczego Orlando umieci³ mnie
w tym domu. Z³omy chcia³y zniszczyæ Aureliê. Nie cho-
dzi³o im o to, ¿eby j¹ skrzywdziæ fizycznie. Chcia³y zabiæ
jej ducha.
89
Ale jakim to zagro¿eniem mog³a byæ dla Z³ych Mocy
Aurelia? Przecie¿ to bzdura. Aurelia nie zagra¿a nikomu.
Jest zwyk³¹, mi³¹ dziewczyn¹, myla³am. Mi³¹, nieszkod-
liw¹, bogat¹ dziewczyn¹.
Szelest kroków mojej pani wyrwa³ mnie z nerwowej
drzemki. Kiedy otworzy³am oczy, wykrada³a siê akurat
z pokoju. Pewnie idzie do latryny, pomyla³am na wpó³
rozbudzona.
Ha, a po co jej w takim razie p³aszcz? zastanowi³am siê.
W mgnieniu oka zerwa³am siê z pocieli. Ja, Helix,
anielski agent do specjalnych poruczeñ, mia³am do spe³-
nienia misjê, której powodzenie stanê³o w³anie pod zna-
kiem zapytania.
Powinna by³a to przewidzieæ, dziecinko, beszta³am
siê. Przyjêcie da³o Aurelii przedsmak koszmarnej przy-
sz³oci. Pewnie pobieg³a rzuciæ siê w ramiona tajemni-
czego kochanka.
Na anielskich falach, narzucaj¹c jednoczenie ubra-
nie, nada³am do Reubena piln¹ wiadomoæ.
Groszku, spotkajmy siê pod pigw¹. Natychmiast.
Ciep³e nocne powietrze pachnia³o ró¿ami. Nad drze-
wem pigwowym ¿eglowa³ okr¹glutki ksiê¿yc. Reuben nad-
bieg³ od strony kwater dla niewolników, podskakuj¹c i mo-
cuj¹c siê z sanda³ami.
By³bym prêdzej, ale musia³em zamkn¹æ Minerwê
w psiarni szepn¹³. Co siê dzieje?
Aurelia uciek³a. Mylê, ¿e na spotkanie z ukocha-
nym. Musimy iæ za ni¹.
90
Wymknêlimy siê przejciem dla niewolników i po-
bieglimy ciemn¹ ulic¹.
To straszne, Reuben! wysapa³am. S³ysza³e, co
Dorcas powiedzia³a? Ka¿dy, kto wejdzie Tytusowi w dro-
gê, koñczy z no¿em w plecach. Jeli siê dowie o ch³opaku
Aurelii, ona mo¿e byæ nastêpna.
Nie wiemy nawet, czy rzeczywicie ma ch³opaka
sprzeciwi³ siê Reuben, dysz¹c. Mo¿e jest inaczej, ni¿
mylisz.
A co by robi³a ³adna m³oda Rzymianka w nocy na
ulicy? Raczej nie idzie na dyskotekê!
Mamy j¹! zawo³a³ nagle Reuben.
Aurelia przystanê³a, ¿eby spojrzeæ w wietle ksiê¿yca
na skrawek papirusu. Zbli¿ylimy siê do niej bezszelestnie.
Dok³adnie na skrzy¿owaniu mruknê³a. Skrêæ
w trzeci¹ ulicê po prawej, ko³o t³oczni oliwy. Id do stare-
go akweduktu i tam czekaj.
Ruszy³a dalej.
Kiedy doszlimy do akweduktu, z cienia wynurzy³a
siê jaka postaæ. Z niepokojem stwierdzi³am, ¿e za ni¹ po-
suwaj¹ siê nastêpne. Us³ysza³am szept:
B¹d b³ogos³awiona, siostrzyczko.
Wszyscy poszli dalej ulic¹.
No, no, pomyla³am.
Nie chodzi o ¿adnego ch³opaka, co? szepnê³am
do Reubena.
Nie wygl¹da na to zgodzi³ siê.
Do³¹czy³o do nich wiêcej tajemniczych postaci. Gru-
pa milcz¹cych kobiet i mê¿czyzn, zmierzaj¹cych w to samo
tajemnicze miejsce, wci¹¿ ros³a. Od czasu do czasu kto
91
stawa³ i nas³uchiwa³, sprawdzaj¹c, czy nie s¹ ledzeni, a po-
tem znowu do³¹cza³ do pozosta³ych.
W koñcu wyszlimy na otwart¹ przestrzeñ. Kiedy sta-
³y tu domy, ale dawno rozsypa³y siê w gruzy. Wêdrowali-
my za Aureli¹ i jej towarzyszami przez widoczne w wiet-
le ksiê¿yca ruiny, a¿ do wielkiego figowca. Powykrêcane
ga³êzie czêciowo skrywa³y wejcie do niskiego, ³ukowato
sklepionego tunelu, niegdy nale¿¹cego do jakiej wi¹ty-
ni. Wszyscy zag³êbili siê w nim w milczeniu. Odczekali-
my, a¿ zniknêli wewn¹trz, i poszlimy za nimi.
Po chwili natknêlimy siê na gin¹ce w mroku strome
kamienne schody wiod¹ce w dó³. Co parê stopni usta-
wiono zapalon¹ glinian¹ lampkê.
Na Helix nie zrobi³oby to pewnie wra¿enia, ale Mel
Beeby nie mia³a ochoty na zwiedzanie po ciemku wal¹cej
siê podziemnej krypty, tote¿ szybko chwyci³am jedn¹
z lampek.
Na szczêcie. Na dole znalelimy siê w kamiennym
tunelu, od którego odchodzi³y dziesi¹tki innych. By³ to
prawdziwy labirynt.
Co teraz zrobimy? Mój g³os odbi³ siê niesamowi-
tym echem.
Reuben wskaza³ cianê.
Pójdziemy za znakiem ryby.
W migotliwym wietle lampki ukaza³ siê na cianie
uproszczony rysunek ryby.
Taka sama, jak na kartce, któr¹ dosta³a Aurelia
stwierdzi³am zdumiona. Reuben ma racjê, rysunek ryby
pojawia³ siê na cianie za ka¿dym razem, kiedy tunel siê
rozga³êzia³.
92
Co to za dwiêki? zapyta³ mój przyjaciel.
Nadstawi³am uszu. To brzmia³o jak dalekie bzycze-
nie pszczó³. Zaczê³am siê nerwowo zastanawiaæ, co tam
siê mo¿e dziaæ.
Tunel ci¹gn¹³ siê bez koñca. Pomruk to siê zbli¿a³, to
znów oddala³. Kiedy brzmia³ wyraniej, czu³am na karku
dziwne mrowienie.
Nagle zapachnia³o kadzid³o. Nie takie, jakiego u¿y-
wali Rzymianie w swoich wi¹tyniach. By³a to s³odka woñ
pi¿ma, jak wtedy, kiedy pali siê sosnowe szyszki. Bzycze-
nie pszczó³ sta³o siê bardziej natarczywe. Dosta³am od tego
gêsiej skórki. Nagle zda³am sobie sprawê, ¿e ten pomruk
sk³ada siê ze s³ów. To nie by³a ³acina ani ¿aden inny znany
mi jêzyk.
Tunel przeszed³ w podziemn¹ grotê. Zauwa¿y³am
dziwne wielobarwne malowid³a cienne. Potem, w wiet-
le lamp, ujrza³am skupione twarze setek ludzi.
¯o³¹dek podszed³ mi do gard³a. Widzia³am podob-
ne sceny w telewizji: ludzi kiwaj¹cych siê przy wtórze
monotonnej recytacji, z zamkniêtymi oczami i uniesio-
nymi rêkami. Jeli nie zachowywali siê tak pod wp³ywem
narkotyków, to w pobli¿u znajdowa³ siê jaki fa³szywy
guru. Mocno zaniepokojona, przebieg³am wzrokiem twa-
rze w ekstazie, szukaj¹c Aurelii. Tylko nie to, modli³am
siê. Nagle zobaczy³am j¹, kiwaj¹c¹ siê i recytuj¹c¹ wraz
z innymi.
To du¿o gorsze, ni¿ myla³am! jêknê³am.
Z³apa³am Reubena za rêkê i wyci¹gnê³am na zewn¹trz.
Co ciê tak martwi? odezwa³ siê ura¿ony. piew
by³ w porz¹dku. Zupe³ne przeciwieñstwo areny.
93
Groszku, nie bywa³e tak czêsto na Ziemi, wiêc
pewnie nigdy nie s³ysza³e o sektach religijnych. To, co
w³anie widzielimy, to sekta. Nie wiem, jak Aurelia siê
w to wpl¹ta³a. Mo¿e w staro¿ytnej Brytanii by³a jaka
tajna kapitu³a albo co. Grozi jej prawdziwe niebezpie-
czeñstwo. To nas przerasta, Reuben. Musimy powiedzieæ
Orlando.
Ty jeste ekspertem westchn¹³.
Od tego kadzid³a cieknie mi z nosa powiedzia-
³am. Poczekajmy na zewn¹trz.
Nastêpnego dnia, pod pretekstem odniesienia zapla-
mionej winem stoli Aurelii do folusznika (rodzaj rzym-
skiej pralni chemicznej), wynajêlimy z Reubenem lekty-
kê i kazalimy siê zawieæ do ludus.
Szko³a gladiatorów by³a w³aciwie czym w rodzaju
rzymskiego obozu wojskowego. Otacza³y j¹ wysokie mury
naje¿one metalowymi kolcami i t³uczon¹ ceramik¹, pil-
nowali jej potê¿nie zbudowani stra¿nicy. Niewielu ludzi
zostawa³o gladiatorami z w³asnej woli, aby wiêc powstrzy-
maæ swoich podopiecznych od ucieczki, Festus Brutus
musia³ ich pilnowaæ dwadziecia cztery godziny na dobê.
Znalelimy Orlanda i lanistê za koszarami, gdzie na
prowizorycznej arenie musztrowali grupê niezbyt zado-
wolonych z ¿ycia rekrutów.
Wszyscy, poza Orlandem i Festusem, mieli na ramio-
nach i nogach ochronne poduszki. Nowicjusze atakowali
s³omiane kuk³y drewnianymi mieczami, udaj¹c, ¿e wy-
pruwaj¹ im wnêtrznoci. Pod gniewnym okiem Festusa,
94
Orlando kaza³ im atakowaæ, dopóki nie uzna³, ¿e zadowa-
laj¹co opanowali technikê.
Orlando jest niemo¿liwy umiechn¹³ siê Reuben.
Jest tu zaledwie od dwóch tygodni, a ju¿ sta³ siê praw¹
rêk¹ Festusa Brutusa.
Nie wiem, jak on to robi przyzna³am.
Podbieglimy do Orlanda, kiedy skoñczy³ szkolenie.
Nie wierzê w³asnym oczom westchn¹³. Mam
nadziejê, ¿e mielicie naprawdê powa¿ny powód, ¿eby tutaj
przyjæ. Zdobycie zaufania Festusa Brutusa zajê³o mi
mnóstwo czasu. Jeli was zobaczy, wcieknie siê.
Mamy powa¿ny powód wyrzuci³am z siebie go-
r¹czkowo. Aurelia przyst¹pi³a do niebezpiecznej sekty.
Orlando zareagowa³ zupe³nie inaczej, ni¿ siê spodzie-
wa³am. Rozemia³ siê z wyran¹ ulg¹.
Poszlicie za ni¹ do katakumb, tak?
Spojrza³am na niego skonsternowana.
Znasz to miejsce?
Oczywicie! To jedyne miejsce, gdzie chrzecijanie
mog¹ siê bezpiecznie spotykaæ. Praktykowanie chrzeci-
jañstwa w czasach Nerona jest zakazane.
Otworzy³am buziê.
Ci ludzie byli chrzecijanami?
Mog¹ siê spotykaæ tylko potajemnie. Dlatego u¿ywaj¹
znaku ryby, ¿eby tylko wtajemniczeni wiedzieli, o co chodzi.
Zaczerwieni³am siê ze wstydu. Ale¿ z ciebie ignorant-
ka, Melanio, pomyla³am. Anio³y przedszkolaki wiedz¹
wiêcej od ciebie.
Co by siê sta³o, gdyby ich odkryto? zaniepokoi³
siê Reuben.
95
Orlando odwróci³ wzrok.
Skazano by ich na mieræ.
Mówisz powa¿nie? sapnê³am. Ta dziewczyna
ma i bez tego doæ k³opotów! W³anie dowiedzielimy siê,
¿e brat chce j¹ wydaæ za koszmarnego typa, szefa tajnej
policji.
Orlando skin¹³ g³ow¹.
Za No¿a.
Rany, wiedzia³e! Oczywicie, ¿e wiedzia³, ptasi
mó¿d¿ku, dlatego prosi³, ¿eby siê ni¹ zajê³a, przypomnia-
³am sobie.
Przypomnia³am sobie co jeszcze.
Eee... jak siê miewa Gwiazda?
Oczy Orlanda z³agodnia³y.
Wraca do zdrowia. Festus Brutus zabra³ j¹ do domu,
¿eby mia³a jak najlepsz¹ opiekê.
No có¿, nie chce straciæ ród³a dochodów, pomyla-
³am ponuro.
W drodze do domu myla³am o tym, ¿e nie docenia-
³am Aurelii. Nazywa³am j¹ mi³¹, nieszkodliw¹, bogat¹
dziewczyn¹. Uprzedzenia uczyni³y mnie lep¹ na oczy-
wiste znaki. Jej nienawiæ do wszelkich form okrucieñ-
stwa. Dobroæ wobec ludzi stoj¹cych ni¿ej od niej. Roz-
prawianie o duszy.
Wieczorem, kiedy zosta³ymy w pokoju same, po-
wiedzia³am jej, ¿e oboje z Reubenem znamy jej tajemni-
cê i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, ¿eby j¹ chro-
niæ.
96
Moja pani podskoczy³a przera¿ona, przewracaj¹c
dzban oliwy z migda³ów.
Szpiegowalicie mnie, Mello! Ufa³am wam, a wy
mnie zdradzilicie.
Mo¿esz nadal nam ufaæ, przysiêgam! zapewni-
³am. Razem z Reubenem poszlimy za tob¹, bo martwi-
limy siê, ¿e ci siê co stanie. Opowiedzia³am, jak do-
szlimy do wniosku, ¿e ma kochanka.
Aurelia musia³a wyczuæ, ¿e moje s³owa p³yn¹ z serca,
poniewa¿ spojrza³a mi g³êboko w oczy i poczu³am siê tak
samo, jak przy naszym pierwszym spotkaniu na targu nie-
wolników. Mia³am wra¿enie, ¿e ona wie wszystko. Ale,
oczywicie, nie wiedzia³a. Usiad³a bez s³owa, a ja dalej cze-
sa³am jej w³osy.
Twoja mama te¿ by³a chrzecijank¹, prawda? za-
pyta³am.
Da³a mi to. Aurelia zdjê³a bullê. Spójrz na dru-
g¹ stronê.
Na odwrotnej stronie amuletu by³ maleñki krzy¿yk
z macicy per³owej.
Mia³am ³zy w oczach. Aurelia wybra³a samotn¹ drogê
dochowania wiernoci samej sobie. A potem pomyla³am,
¿e ju¿ nie jest samotna.
Zauwa¿y³am, ¿e Aurelia przygl¹da siê mojemu odbi-
ciu w lustrze z polerowanego br¹zu.
Nie mia³am pojêcia, ¿e mo¿na mieæ takich przyja-
ció³, jak ty powiedzia³a cicho. Pewnego dnia darujê ci
wolnoæ.
Moja wolnoæ nie zale¿a³a od niej, ale tego Aurelia
nie mog³a wiedzieæ.
97
7 Melania w staro¿ytnym Rzymie
W nocy d³ugo rozmawia³ymy, a kiedy zdmuchnê³am
lampkê, uzna³ymy, ¿e dawno nie czu³ymy siê takie szczê-
liwe.
Nie zdawa³ymy sobie sprawy, ¿e nasz¹ rozmowê pod-
s³uchiwa³ brat Aurelii, doradca cezara Nerona i wierny
s³uga Z³ych Mocy.
98
Rozdzia³ 8
O
budzi³am siê, gdy kto zawieci³ mi lampk¹ w oczy.
Nade mn¹ sta³a Dorcas, potrz¹saj¹c za ramiê.
Ubieraj siê! szepnê³a gor¹czkowo. Uciekaj z tego
domu i zabierz Aureliê Flawiê ze sob¹.
Aurelia, zaspana, tar³a powieki.
Czy to po¿ar?
Zosta³a zdradzona, moja panienko powiedzia³a
Dorcas. Twój brat odkry³, ¿e s³uchasz nauk nauczyciela
z Nazaretu.
Wyskoczy³ymy z ³ó¿ek i zaczê³ymy siê ubieraæ.
Dlaczego mi pomagasz, Dorcas? odezwa³a siê Au-
relia spod tuniki. Przecie¿ oddajesz czeæ starym bogom.
Idê za g³osem serca powiedzia³a cicho Dorcas.
Powiadaj¹, ¿e nauczyciel, który g³osi podobne rzeczy, jest
niespe³na rozumu. Ale ja powiadam, ¿e jego szaleñstwo
jest lepsze od szaleñstwa Nerona.
99
Nadal mocowa³ymy siê z ubraniami, kiedy na ze-
wn¹trz rozleg³ siê tupot nóg. Gwardia pretoriañska przy-
by³a, aby nas aresztowaæ.
Reuben przybieg³, jak tylko us³ysza³ zamieszanie, wiêc
jego te¿ aresztowano.
Ojciec Aurelii obserwowa³, co siê dzieje, stoj¹c w drzwiach
swojego pokoju.
Okaza³em jej jedynie dobroæ, a ona mnie zdradzi³a
powiedzia³ z pogard¹.
Kocham ciê, pater! zawo³a³a z rozpacz¹ Aurelia.
Zawsze ciê kocha³am.
Kiedy nas wyprowadzano, Minerwa wy³a wniebog³osy.
Stra¿ prowadzi³a nas przez budz¹ce siê miasto. Aure-
lia by³a w szoku. Rozgl¹da³a siê doko³a szeroko otwarty-
mi oczami, jakby dopiero teraz zda³a sobie sprawê, jak
piêkny jest wiat. S³oñce wstawa³o, a w ukrytych za do-
mami ogrodach piewa³y ptaki. W powietrzu unosi³y siê
rozmaite wonie: zapach ró¿ z targu kwiatowego, szczy-
pi¹ce w oczy opary z ulicy garbarzy wi¹tynne kadzid³o.
Stara³am siê nie myleæ, co nast¹pi, kiedy przestaniemy
maszerowaæ i dojdziemy do miejsca przeznaczenia. Po
prostu mechanicznie przestawia³am stopy: lewa, prawa;
lewa, prawa.
Przechodnie wo³ali z daleka, pytaj¹c, za co nas aresz-
towano.
Przyskrzynilimy paru chrzecijan! odkrzykn¹³
weso³o stra¿nik.
To wzbudzi³o wrogoæ.
Brudne robactwo wrzasnê³a jaka kobieta, a star-
szy mê¿czyzna splun¹³ na nas.
100
Umrzecie dzisiaj, chrzecijañska ho³oto!
Przed na w pó³ zrujnowanym budynkiem obrzucono
nas zgni³ymi owocami, potem zaczêto rzucaæ kamienie.
Wszyscy okazywali nam nienawiæ i pogardê, ze stra¿ni-
kami w³¹cznie.
Nie rozumiem takich ludzi, jak wy zwróci³ siê
stra¿nik do Aurelii. Rzymscy bogowie i boginie s¹ do-
skonali, ale wy musicie mieæ swojego w³asnego specjalne-
go boga. Kiedy na was patrzê, robi mi siê niedobrze.
Co ciê to obchodzi, w jakiego boga ona wierzy, cz³o-
wieku? zapyta³ Reuben. Nie obra¿a przecie¿ twoich,
prawda?
Reuben! syknê³am. Nie jeste tu po to, ¿eby
prowadziæ filozoficzne dyskusje ze stra¿nikami.
Chrzecijanie s¹ w zmowie z hordami barbarzyñ-
ców ci¹gn¹³ stra¿nik. Chcecie spaliæ Rzym, a przy okazji
nas.
Przed amfiteatrem zd¹¿y³a siê ju¿ ustawiæ kolejka.
Stra¿nik kopniakami zagna³ nas do celi. Zdo³a³am doj-
rzeæ brudn¹ s³omê na pod³odze, potem drzwi siê zatrza-
snê³y i zapad³a nieprzenikniona ciemnoæ.
Wszystko bêdzie dobrze, pomyla³am, sil¹c siê na od-
wagê. Za chwilê drzwi siê otworz¹ i stanie w nich Orlando.
Kiedy jednak kilka godzin póniej us³yszelimy trzask
otwieranych zasuw, na progu ukaza³ siê stra¿nik. Umie-
cha³ siê nieprzyjemnie.
No, wemiemy siê za was! powiedzia³. G³odne
kotki nie mog¹ czekaæ.
Tak zawtórowa³ mu jego kompan specjalnie je
g³odzilimy.
101
Z s¹siednich cel wywlekano innych chrzecijan. Sku-
to nas razem jak niebezpiecznych przestêpców, a potem
kopi¹c i popychaj¹c, poprowadzono przez niski, ciemny
tunel. Szlimy niepewnie z oczami utkwionymi w bia³ym
krêgu wiat³a na koñcu. Na nasze powitanie chór piêæ-
dziesiêciu tysiêcy g³osów zacz¹³ ryczeæ:
Zabiæ! Zabiæ! Zabiæ!
Aurelia zachwia³a siê. Oboje z Reubenem musielimy
j¹ podtrzymaæ.
Wiem, ¿e wcale siê na to nie zanosi, ale wszystko
bêdzie dobrze powiedzia³am.
G³os mojej pani dr¿a³, ale twarz mia³a zupe³nie spo-
kojn¹.
Wielu mêczenników zginê³o za wiarê oznajmi³a
odwa¿nie. Wiem, ¿e wkrótce po³¹czê siê z moj¹ matk¹
w niebie.
Kiedy znalelimy siê na arenie, mrugaj¹c gwa³tow-
nie, oszo³omieni bezlitosnym s³oñcem, t³um zawy³ z pod-
niecenia.
Ci¹gle mia³am nadziejê, ¿e Orlando zorganizuje
w ostatniej chwili spektakularn¹ ucieczkê albo wynajdzie
inny sposób ratunku. Niestety, robi³o siê niebezpiecznie
póno.
Rozejrza³am siê dzikim wzrokiem po trybunach.
Gdzie s¹ wszystkie anio³y? zastanawia³am siê zrozpa-
czona.
Nagle obie bramy otworzy³y siê i trzydzieci albo wiê-
cej lwów, jak wystrzelone z armaty, wpad³o na arenê. To
musia³y byæ lwy. S³ysza³am tylko wciek³y ryk, a w oczach
mia³am p³owoz³oty b³ysk. Wtem wszystko zaczê³o dziaæ
102
siê w zwolnionym tempie: zobaczy³am koszmarne zbli-
¿enie dzikie ¿ó³te oczy z br¹zowawymi cêtkami i miê-
siste szkar³atne jêzyki. Obna¿one k³y, z których cieka³a
lina.
Kiedy poczu³am na twarzy ich gor¹cy oddech, za-
mknê³am oczy i mocno objê³am Aureliê. To by³o jedyne,
co mi przysz³o do g³owy; mia³am g³upi¹ nadziejê, ¿e opó-
niê w ten sposób atak ¿ar³ocznych bestii. Przed oczami
przemknê³y mi wszystkie filmy o lwach i bezbronnych
ma³ych zwierzakach, jakie widzia³am w telewizji. S³ysza-
³am te¿ dwiêki, i to w stereo; planiêcie rozrywanych
miêni. Trzask pêkaj¹cych koci...
Ale sekundy mija³y i nie by³o ¿adnego planiêcia ani
trzasków.
T³um umilk³. Nawet lwy siê uspokoi³y. Zamiast ryku,
s³ychaæ by³o teraz dziwaczny pomruk, jakby odg³os silni-
ka starego autobusu. Zabrzmia³ pe³en zdumienia miech.
Otworzy³am oczy. To by³a scena jak z niesamowitego
snu. Mój anielski kumpel sta³ porodku krêgu lwów. Na-
wet go nie zadrapa³y. Wpatrywa³y siê w niego z uwielbie-
niem. Dziwaczny dwiêk okaza³ siê radosnym mrucze-
niem trzydziestu zachwyconych drapie¿ników.
Aurelia dr¿a³a.
To cud! szepnê³a.
Kiedy siê wreszcie nauczysz, Mel Beeby, zapyta³am
siê w duchu. Jestemy anio³ami. Nie potrzebujemy po-
mocy.
Widownia oszala³a. Rzymianie zrywali siê na równe
nogi: niewolnicy, obywatele, senatorzy, mê¿czyni, kobiety
i dzieci. A to wszystko z powodu anio³a z dredami, o skó-
103
rze koloru miodu. Rany, oni go kochaj¹, pomyla³am, czu-
j¹c, jak oczy mi wilgotniej¹. Kochaj¹ go, mimo i¿ myl¹,
¿e jest chrzecijaninem!
Zaraz, zaraz. Przysz³a mi do g³owy niepokoj¹ca myl.
Czy ci ludzie nie powinni podnosiæ kciuka do góry?
Gdzie bym jednak nie spojrza³a, ludzie zdecydowa-
nym gestem kierowali kciuki w dó³.
Nadal chc¹ naszej mierci, przerazi³am siê.
A potem serce omal nie wyskoczy³o mi z piersi, kiedy
us³ysza³am krzyk:
Uwolniæ ich! Uwolniæ ich!
Tak w³anie odkry³am, ¿e twórcy hollywoodzkich fil-
mów mylili siê. W czasach rzymskich uniesienie kciuka
do góry oznacza³o: Przetnij mu têtnicê szyjn¹!
Dostojnik w todze zbli¿y³ siê do bariery, staraj¹c siê
trzymaæ mo¿liwie daleko od lwów.
Hej, dzieciaki! Chodcie no tutaj! zawo³a³. Bo-
ski cezar ¿yczy sobie was poznaæ.
Rany, Neron tu jest! pisnê³am.
Normalnie spanikowa³abym, maj¹c w perspektywie
spotkanie prawdziwego ¿ywego cesarza, zw³aszcza cesa-
rza tak okrutnego i dekadenckiego jak Neron, ale niedaw-
no prze¿ylimy atak dzikich lwów, wiêc, sami rozumie-
cie, bylimy gotowi na wszystko.
Potê¿ni pretorianie zaprowadzili nas do cesarskiej lo¿y.
Bior¹c pod uwagê fakt, ¿e sta³ na czele najwiêkszego
imperium, jakie zna³a staro¿ytnoæ, Neron nie robi³ im-
ponuj¹cego wra¿enia. W³aciwie nie mia³ podbródka, a ko-
lor jego bladych mêtnych oczu by³ bardzo trudny do okre-
lenia. Mia³ na sobie co, co przypomina³o stary szlafrok
104
ca³y w plamach, upstrzony zaschniêtymi resztkami je-
dzenia.
Nie mia³ cesarskiego wygl¹du ani wspania³ych szat,
ale nadrabia³ to icie cesarskim obejciem. Jego wzrok prze-
lizgn¹³ siê po mnie i po Aurelii, jakbymy by³y ¿ukami
gnojakami, niewartymi jego uwagi. Za to gdy spojrza³ na
Reubena, w jego oczach zapali³ siê chciwy b³ysk.
¯yjemy w niezwyk³ych czasach zacz¹³. Tak nie-
zwyk³ych, ¿e potê¿ny Neron pragnie zawrzeæ uk³ad z ma-
³ym chrzecijañskim niewolnikiem. Naucz mnie, jak
wzbudziæ w lwach mi³oæ, a puszczê wolno ciebie i twoje
ma³e przyjació³ki.
Rozumia³am doskonale, co siê za tym kryje. Widzia³
przed chwil¹, jak pogardzany niewolnik dokona³ czego,
czego nie by³by w stanie dokonaæ ¿aden miertelnik, na-
wet wszechmocny cesarz. Neron chcia³ posi¹æ ten ma-
giczny dar. Gdyby lwy p³aszczy³y siê przed nim, lud uzna³-
by go za boga!
Jego ¿yczenie, rzecz jasna, by³o niemo¿liwe do spe³-
nienia. Reuben wyrazi³ to w sposób bezporedni, jak to
tylko anio³y potrafi¹.
Przykro mi, ale tego siê nie da zrobiæ rzek³ uprzejmie.
Powiedzia³abym, ¿e do tego momentu cezar zacho-
wywa³ siê mniej wiêcej normalnie. Kiedy jednak spotka³
go zawód, straci³ nad sob¹ panowanie.
Na usta nie wyst¹pi³a mu piana, nie zacz¹³ te¿ bre-
dziæ, tylko zesztywnia³. Czu³o siê, jak panowanie przej-
muje z³a strona jego natury.
Zabierzcie ich sprzed moich oczu! rozkaza³. Nu-
dz¹ mnie.
105
Aurelia jêknê³a.
Ale co siê z nami stanie?
Jeszcze nie zdecydowa³em odpar³ zirytowany ce-
zar. Rzucenie was na po¿arcie dzikim zwierzêtom z oczy-
wistych wzglêdów nie jest mo¿liwe. Co o tym s¹dzicie,
moi przyjaciele? zawo³a³ przez ramiê.
Serce mi zamar³o, kiedy Tytus i Kwintus pospiesznie
wysunêli siê naprzód. Nale¿eli do najbli¿szego grona ce-
sarskich doradców.
Jak mam zabiæ te chrzecijañskie dzieci? zapyta³
rozdra¿niony Neron.
Nic prostszego! zawo³a³ Tytus piskliwym g³osem.
Wpuæ ich na arenê z dowiadczonymi gladiatorami!
Cezar zamia³ siê jak szaleniec.
Doskonale! Wtr¹ciæ ich do lochu. Jutro bogowie
zdecyduj¹ o ich losach.
106
Rozdzia³ 9
S
³oñce zachodzi³o, kiedy stra¿nicy prowadzili nas przez
miasto. W ca³ym Rzymie ludzie szykowali wieczorny
posi³ek. W powietrzu unosi³ siê dym z palenisk i smako-
wity zapach sma¿onej ryby i cebuli. Na jednym z balko-
nów zobaczy³am kobietê ko³ysz¹c¹ dziecko do snu.
Podczas marszu mroczniej¹cymi ulicami chrzecijanie
piewali, ¿eby dodaæ sobie ducha. Hymny pierwszych
chrzecijan bardzo oddzia³ywa³y na emocje, nie to co pie-
nid³a, których uczono w szkole. Reuben i ja bezwiednie
przy³¹czylimy siê do nich, a potem nauczylimy ich pio-
senki Reubena Nie jeste sam. Chrzecijanie natychmiast j¹
podchwycili, nadaj¹c jej, ze znakomitym efektem, charak-
terystyczne rzymskie brzmienie. Zaczêlimy jednak przy-
ci¹gaæ uwagê i przestraszeni stra¿nicy kazali nam przestaæ.
Ko³o wi¹tyni Westy ogarnê³o mnie znajome niesa-
mowite uczucie obcowania z czym nie z tego wiata.
107
Drzwi pomiêdzy dwiema wynios³ymi kamiennymi ko-
lumnami sta³y otworem. Dostrzeg³am aksamitn¹ ciem-
noæ i b³ysk wiêtego p³omienia. Dolecia³ mnie s³odki za-
pach kadzid³a.
Nagle musia³am siê uszczypn¹æ. W nasz¹ stronê, po
schodach, w tunice i zawoju dziewiczej westalki, scho-
dzi³a druga Aurelia!
Obraz przed moimi oczami wydawa³ siê rozp³ywaæ:
dziewczyna w bia³ej szacie, piêkna wi¹tynia, ciemnob³ê-
kitne niebo z ognikami gwiazd... Sobowtór Aurelii znik-
n¹³ w t³umie jak duch.
Oczywicie musia³am siê z kim podzieliæ swoim spo-
strze¿eniem.
Rany, Aurelio! Widzia³am przed chwil¹ kogo, kto
wygl¹da³ zupe³nie tak jak ty!
Nie gadaæ! warkn¹³ stra¿nik.
Widzia³a kogo takiego jak ja? szepnê³a zaszoko-
wana Aurelia.
Jest tak do ciebie podobna, ¿e to a¿ niemo¿liwe
odszepnê³am. I jest westalk¹, tak jak ty kiedy chcia³a.
Czy to nie zdumiewaj¹ce?
Patrzy³a na mnie szeroko otwartymi oczami.
To pewnie dlatego zawsze mia³a wra¿enie, ¿e cze-
go ci brakuje doda³am podniecona. Mo¿e naprawdê
masz bliniaczkê!
Oczy Aurelii wype³ni³y siê ³zami.
Mo¿e powiedzia³a cicho. Nawet jeli masz ra-
cjê i tak nie bêdê ¿y³a na tyle d³ugo, ¿eby j¹ poznaæ.
Nie, wszystko bêdzie dobrze, przysiêgam! zawo-
³a³am. Czujê to, Aurelio! To tak, jakbymy by³y czêci¹
108
jakiej piêknej mozaiki i nie mog³y zobaczyæ ca³ego wzo-
ru, bo jestemy za blisko.
Tak to odbiera³am. Czu³am, jak fantastyczne wielo-
barwne elementy mozaiki uk³adaj¹ siê wokó³ nas. Nie
mia³am naturalnie pojêcia, jak bardzo z³o¿ona oka¿e siê ta
uk³adanka...
W nocy Orlando wyci¹gn¹³ nas z lochów. Nie mam
pojêcia, jak zdoby³ mundury gwardii pretoriañskiej, ale
nasi anielscy przyjaciele wypadli niezwykle przekonywa-
j¹co.
Nikt nie próbowa³ nas zatrzymaæ! Prawdziwi stra¿ni-
cy ¿ywili niezachwiane przekonanie, ¿e do lochów nie
mo¿e wtargn¹æ nikt obcy, wiêc spokojnie popijali wino
i grali w tryktraka w komnacie stra¿y. Wymknêlimy siê
im sprzed nosa!
Chrzeciajnie uznali za pewnik, ¿e Orlando i jego dru-
¿yna nale¿¹ do wczesnego chrzecijañskiego podziemia.
Podziêkowali im i rozp³ynêli siê w mroku.
Nie mo¿emy siê teraz rzucaæ w oczy zwróci³am
siê do Orlanda. Jutro ca³a gwardia pretoriañska bêdzie
nas szukaæ, nie wspominaj¹c o tajnej policji Nerona.
Pójdziecie z nami do ludus powiedzia³ Orlando.
Parê ulic dalej czeka wóz.
Festus Brutus odda nas w rêce w³adz, jak tylko nas
zobaczy sprzeciwi³am siê.
Mylisz siê odpar³ Orlando. To Festus po¿yczy³
nam wóz. Mo¿e wydaje siê osch³y i brutalny, ale serce ma
na w³aciwym miejscu.
109
Aurelia rozmawia³a z jednym z naszych wybawców,
wiêc skorzysta³am z okazji i opowiedzia³am Orlandowi
o moim niezwyk³ym odkryciu.
Zobaczy³am tê dziewczynê, gdy szlimy tutaj mó-
wi³am z o¿ywieniem. Jest westalk¹ w wi¹tyni i wcale
nie przesadzam, wygl¹da jak bliniaczka Aurelii!
Ucich³am, kiedy zobaczy³am wyraz twarzy Orlanda.
On wie, pomyla³am. Ca³y czas wiedzia³, ¿e Aurelia
ma siostrê bliniaczkê.
Lanista mieszka³ w wygodnym mieszkaniu za szko-
³¹. Niewolnik wprowadzi³ nas do pomalowanego jaskra-
wo pokoju, gdzie Festus Brutus, siedz¹c przy biurku,
zajmowa³ siê w³anie rachunkami w stylu rzymskim.
U jego stóp le¿a³ pies staruszek, który wydawa³ siê rów-
nie grony i naznaczony wojennymi przejciami, jak jego
pan.
Jedn¹ chwileczkê burkn¹³ Festus, kiedy weszli-
my. Te podatki mnie wykoñcz¹.
Czekalimy, a¿ skoñczy wypisywaæ liczby ostrym me-
talowym rylcem na woskowej tabliczce. Rozejrza³am siê
ostro¿nie.
Na sofie piêtrzy³y siê skóry lampartów i zebr, praw-
dopodobnie trofea z ró¿nych igrzysk. Na cianach wyma-
lowano krwawe sceny walk gladiatorów. Na domowym
o³tarzu, obok zwyczajowych ofiar, le¿a³ prosty drewniany
miecz. Od Reubena wiedzia³am, ¿e to rudis. Lanista wrê-
cza³ taki symboliczny miecz gladiatorowi w dniu, kiedy
ten zdo³a³ kupiæ sobie wolnoæ.
110
Ale z ciebie cymba³, Mel, stwierdzi³am samokrytycz-
nie. Festus Brutus nie odniós³ ran na polu walki. Wyniós³
je z areny. Festus by³ kiedy gladiatorem!
W koñcu spojrza³ na nas, przecieraj¹c nabieg³e krwi¹
oczy.
No, no, czy to nie te dzieci od lwów! mrukn¹³.
W miecie huczy jak w ulu od plotek na...
Przerwa³ nagle. Ze zdumieniem wpatrywa³ siê w Au-
reliê.
Ale ona jest dok³adnie...
Orlando szybko pokrêci³ g³ow¹ i lanista umilk³.
Moi przyjaciele chcieliby zobaczyæ Gwiazdê po-
wiedzia³ Orlando. Jeli nie jest za pono.
Stary gladiator rozemia³ siê zaskoczony.
Starzejê siê mrukn¹³. Wspomagam i ukrywam
odstêpców religijnych. Kadetom pozwalam rz¹dziæ w lu-
dus. Pewnie nastêpn¹ rzecz¹, jak¹ zrobiê, bêdzie przejcie
na chrzecijañstwo.
Trudno go winiæ za to, ¿e nie bardzo wiedzia³, co siê
dzieje. Nie mia³ pojêcia, jak to siê sta³o, ¿e pozwoli³ nie-
wolnikowi barbarzyñcy w³óczyæ siê po Rzymie, zamiast
trzymaæ go zakutego w ³añcuchy w koszarach. Ale my wie-
dzielimy.
Festus, podobnie jak Aurelia, by³ niezwykle podatny
na anielskie fluidy. A ponadto, Orlando zna³ siê na swojej
robocie!
Poszlimy za Festusem Brutusem przez owietlony
ksiê¿ycem dziedziniec do ma³ego mieszkania, gdzie gla-
diatorka dochodzi³a do zdrowia.
Czy Gwiazda ma siê lepiej? zapyta³am.
111
Jak na kogo, kto omal nie wykrwawi³ siê na mieræ,
czuje siê zastanawiaj¹co dobrze powiedzia³ zrzêdliwie.
Ta dziewczyna jest nieprawdopodobnie ¿ywotna.
Obok otwartych drzwi ros³o drzewo brzoskwiniowe
tak bardzo obci¹¿one owocami, ¿e jego ga³êzie niemal do-
tyka³y ziemi. Z domu dobiega³y ciche g³osy. wiat³o lam-
py pada³o na siedz¹c¹ ty³em do nas Gwiazdê. Za ni¹ sta³a
Juno, splataj¹c jej w³osy.
Festus rzuci³ ostatnie spojrzenie w kierunku Aurelii.
Dziwne czasy wymamrota³ pod nosem. Podniós³
z ziemi brzoskwiniê, wytar³ o tunikê i odgryz³ kawa³ek.
Masz gocia! zawo³a³.
Nie interesuj¹ mnie ¿adni gocie odkrzyknê³a gla-
diatorka swoj¹ cudzoziemsko brzmi¹c¹ ³acin¹.
Ten ciê zainteresuje powiedzia³ Festus.
W jego g³osie brzmia³o dziwne podniecenie.
Ju¿ wiedzia³am. Przedtem nie szuka³am podobieñstw.
Zmyli³a mnie maska Gwiazdy i jej sk¹py strój do walki,
nie mówi¹c o moich w³asnych mieszanych uczuciach. Te-
raz jednak nie mia³am cienia w¹tpliwoci, co zobaczê, kiedy
Gwiazda odwróci siê w nasz¹ stronê: dziewczynê o sza-
rych oczach, miêkkich kasztanowych w³osach, z do³ecz-
kiem na policzku.
Mojej pani po urodzeniu nie rozdzielono z siostr¹,
lecz z dwiema siostrami. Chrzecijanka, westalka i gladia-
torka, postrach areny, przysz³y na wiat jako jednojajowe
trojaczki!
Nigdy ju¿ pewnie nie bêdê mia³a okazji zobaczyæ
dwóch tak zdumionych osób, jak Aurelia i Gwiazda, kie-
dy wreszcie na siebie spojrza³y.
112
Najpierw je zamurowa³o, potem zw¹tpi³y w wiadec-
two w³asnych oczu, a potem wpad³y w euforiê. Rzuci³y
siê na siebie, piszcz¹c jak dzieciaki w poranek Bo¿ego Na-
rodzenia. Objê³y siê z p³aczem, ca³uj¹c siê po rêkach i po-
liczkach.
Widzia³am ciê w snach ³ka³a Aurelia.
Po twarzy Gwiazdy sp³ywa³y ³zy.
Ja te¿ ciê widzia³am! szlocha³a. Wiedzia³am,
¿e jeste prawdziwa. Ale bili mnie i mówili, ¿e to nie-
prawda!
Rany szepnê³am do Orlanda. Przez te wszyst-
kie lata komunikowa³y siê telepatycznie!
Zostawmy je szepn¹³ do mnie i do Reubena.
Musz¹ nadrobiæ stracony czas.
Festus Brutus wycofa³ siê taktownie w g³¹b domu, g³o-
no wycieraj¹c nos.
Nasza trójka zasiad³a pod drzewem oliwnym, na ³acie
bia³ego ksiê¿ycowego wiat³a. Przez chwilê ze wzruszenia
nie moglimy wydobyæ g³osu. Czu³am siê trochê dziw-
nie, siedz¹c po ciemku tak blisko Orlanda, ale zagapi³am
siê w nocne niebo, s³uchaj¹c piewu cykad ukrytych gdzie
w krzakach. Mia³am wra¿enie, ¿e Orlando ma nam co
do powiedzenia. W koñcu odchrz¹kn¹³.
Mylê, ¿e nadszed³ czas, ¿eby wam opowiedzieæ
o kl¹twie.
Szczêka mi opad³a.
Niesamowite! Jest jaka kl¹twa? I jeszcze trojaczki!
Wydaje mi siê, ¿e wspomina³am ju¿ o rzymskiej sk³on-
noci do przeklinania wszystkich i wszystkiego, co Rzy-
mianom zalaz³o za skórê. Jednak kl¹twa, o której mówi³
Orlando, nale¿a³a do zupe³nie innej kategorii.
113
8 Melania w staro¿ytnym Rzymie
Staro¿ytni Rzymianie, jak wiecie, we wszystkim do-
patruj¹ siê znaków zacz¹³. Jeli rozlejesz wino na przy-
jêciu, nie bêdzie ci siê wiod³o w interesach. Jeli twoje
dziecko urodzi siê z zajêcz¹ warg¹, to jest to kara boska.
W obyczajowoci tak bardzo nasi¹kniêtej przes¹dami, ju¿
narodziny blini¹t uwa¿ane s¹ za co niezwyk³ego. Tro-
jaczki, które prze¿yj¹ poród, s¹ takim wyj¹tkiem, ¿e samo
ich pojawienie siê uchodzi za niezgodne z natur¹.
By³am przekonana, ¿e to potrwa, wiêc tylko opar³am
siê wygodnie o gruz³owaty pieñ oliwki, uwa¿nie s³ucha-
j¹c opowieci Orlanda.
Piêtnacie lat temu, w najbiedniejszej czêci Rzymu,
pewna kobieta urodzi³a trzy dziewczynki trojaczki. Po
d³ugim, wyczerpuj¹cym porodzie by³a zbyt s³aba, ¿eby trzy-
maæ niemowlêta w ramionach. Zmar³a parê godzin pó-
niej. Dzieci ³¹czy³ nie tylko fakt urodzenia ci¹gn¹³ Orlan-
do. Ich dusze równie¿ pozostawa³y w cis³ej ³¹cznoci.
Rany, duchowe trojaczki! sapnê³am. Co niesa-
mowitego!
Orlando skin¹³ g³ow¹.
Agencja spodziewa³a siê w tej epoce narodzin troj-
ga niezwyk³ych dzieci. Nie wiedzieli tylko dok³adnie kie-
dy i gdzie to nast¹pi. Na nieszczêcie miejscowy agent
Opozycji nie traci³ czasu i wykorzysta³ okazjê, ¿eby doko-
naæ ogromnej kosmicznej szkody.
Przelatuj¹ca æma musnê³a mnie w go³e ramiê, a¿ za-
dr¿a³am.
Mów dalej szepnê³am.
Dobra, no wiêc ze studiów nad Ciemn¹ Stron¹ do-
wiedzielicie siê, ¿e kl¹twa to jest, z grubsza bior¹c, nega-
tywna myl o szczególnie intensywnej mocy.
114
Reuben i ja przytaknêlimy energicznie.
Jeli jednak dostatecznie wielu ludzi bêdzie tê myl
¿ywi³o swoj¹ wiar¹, kl¹twa zamieni siê w rodzaj czarnej
dziury, wci¹gaj¹c w siebie coraz wiêcej z³ych emocji, a¿
przekszta³ci siê w odrêbn¹ demoniczn¹ formê istnienia.
Reuben prze³kn¹³ linê.
Brzmi okropnie.
To jest gorsze, ni¿ mylisz, mo¿esz mi wierzyæ
powiedzia³ Orlando. Jak wiêkszoæ niewykszta³conych
Rzymian, babcia trojaczków by³a przera¿ona tym, czego
nie mog³a zrozumieæ. By³a zazdrosna o synow¹ i wcie-
k³a, ¿e syn domaga siê od niej, aby ¿ywi³a i wychowywa³a
wybryki natury w postaci trojga dziwacznych dzieci. To
uczyni³o j¹ idealnie podatn¹ na wp³ywy Opozycji.
Och pisnê³am.
Owa zazdrosna kobieta uzna³a, ¿e matka trojacz-
ków obrazi³a bogów i postanowi³a odwróciæ od siebie i sy-
na z³y los. Kupi³a ¿ywego kurczaka i zanios³a go do wi¹-
tyni pewnego szczególnie odra¿aj¹cego boga podziemnego
wiata. Agent Opozycji, udaj¹c kap³ana, przyj¹³ ofiarê.
Kobieta rozp³aka³a siê i za³ama³a rêce, wiêc kaza³ jej po-
wiedzieæ, co siê sta³o, a kiedy wys³ucha³ ca³ej historii,
stwierdzi³, ¿e zna sposób na odwrócenie gniewu bogów
od domu jej syna.
Przy pomocy kl¹twy! zgad³ Reuben.
Tak, przy pomocy kl¹twy. Poniewa¿ stara kobieta
by³a analfabetk¹, obieca³ pomóc jej napisaæ s³owa kl¹twy,
¿eby mia³a moc sprawcz¹.
Orlando opisa³, jak fa³szywy kap³an wydrapa³ s³owa
na specjalnej o³owianej tabliczce i przygl¹da³ siê z dziw-
115
nym zadowoleniem, jak babcia trojaczków umieszcza j¹
na splamionym krwi¹ o³tarzu.
Co mówi³a kl¹twa? zapyta³am szeptem.
¯e nienormalne dzieci musz¹ zostaæ usuniête z do-
mu i porzucone w trzech ró¿nych czêciach miasta, gdzie,
wystawione na dzia³anie si³ przyrody, umr¹. Jeli kobieta
zastosuje siê dok³adnie do wskazówek kap³ana, jej i jej sy-
nowi bêdzie siê powodziæ we wszystkich poczynaniach.
Jeli jednak dziewczynki kiedy siê spotkaj¹, skoñczy siê
nie tylko powodzenie, ale upadnie sam Rzym.
Kiedy syn spa³, babcia pod os³on¹ ciemnoci wy-
nios³a niemowlêta z domu i porzuci³a w trzech ró¿nych
czêciach miasta, tak jak j¹ pouczono. Do tego czasu nasi
miejscowi agenci zd¹¿yli siê skrzykn¹æ. Z drobn¹ niebiañ-
sk¹ pomoc¹ dwie sporód dziewczynek szybko znalaz³y
nowe rodziny. Jednak mimo ¿e nasi agenci stawali na g³o-
wie, trzecia dziewczynka Gwiazda p³aka³a w ciemnym
zau³ku przez trzy dni, zanim ktokolwiek zwróci³ na ni¹
uwagê.
Reuben by³ wstrz¹niêty.
To cud, ¿e prze¿y³a.
Zdziwi³by siê, jak szalenie wytrzyma³e s¹ ludzkie
noworodki stwierdzi³ Orlando.
Gwiazdê w koñcu kto uratowa³ jeli mo¿na nazwaæ
to ratunkiem. By³ to w³aciciel obskurnego zajazdu o na-
zwie Owoc Granatu. Kiedy mia³a trzy lata, ten przemi³y
cz³owiek sprzeda³ j¹ handlarzowi niewolników. Od tej
chwili dzieciñstwo Gwiazdy up³ywa³o g³ównie na uciecz-
kach od z³ych panów, które na ogó³ koñczy³y siê ponow-
nym schwytaniem.
116
Nic dziwnego, ¿e wyros³a na ma³¹ awanturnicê, która
najpierw bi³a, a potem zadawa³a pytania. Jednak, podob-
nie jak jej siostry, by³a bardzo rozwiniêta duchowo. Na-
wiedza³y j¹ nies³ychanie ¿ywe sny i niezwyk³e wizje.
Gwiazda szybko nauczy³a siê, ¿e mówienie o tych rze-
czach nie jest rozs¹dne. Uzna³a, ¿e lepiej, aby wymiewa-
no j¹ za chuligañskie wybryki, ni¿ ukamienowano jako
czarownicê. W wieku dziesiêciu lat uciek³a na statku zmie-
rzaj¹cym do Kartaginy, ¿eby tam szukaæ szczêcia.
Zadr¿a³am. Jakie to dziwne. Tak, jakbym wymylaj¹c
historyjkê dla Aurelii na temat mojego ¿ycia, zahaczy³a
niechc¹cy o prawdziwe fakty z ¿ycia Gwiazdy.
Gwiazda, w pewnym sensie, znalaz³a to, czego szuka-
³a. Wkrótce po jej przybyciu do Kartaginy pewien lanista
zauwa¿y³ rozczochran¹ ³achmaniarkê, tocz¹c¹ bójkê ze
starszymi ch³opcami. Jej zadziornoæ zrobi³a na nim wra-
¿enie i pomyla³, ¿e by³oby zabawnie wyszkoliæ j¹ do walk
na arenie.
Chcia³ pokazywaæ dziesiêcioletni¹ dziewczynkê na
arenie? oburzy³ siê Reuben. To chore.
Orlando pokrêci³ g³ow¹.
Gwiazda nie patrzy na to w ten sposób. Twierdzi,
¿e wtedy po raz pierwszy kto w ni¹ uwierzy³. Festus Bru-
tus zobaczy³ j¹ w walce parê tygodni temu i postanowi³
kupiæ dla swojego ludus. Wykorzystywa³ j¹, jak wszyscy
inni, ale teraz, jak s¹dzê, szczerze pragnie pomóc jej kupiæ
wolnoæ.
Kto jej nada³ to imiê? zapyta³am.
Nadawano jej dziesi¹tki imion, ale ¿adne nie by³o
jej w³asne. Kiedy wiêc zaczê³a wystêpowaæ przed publicz-
117
noci¹, przyjê³a imiê Gwiazda, swoje prywatne imiê z cza-
sów, gdy by³a ma³¹ dziewczynk¹ wyjani³ Orlando.
Poczu³am, ¿e ³zy szczypi¹ mnie pod powiekami. Nie
mog³am sobie wyobraziæ, jak to niekochane dziecko zdo-
³a³o prze¿yæ tyle nieszczêæ.
A trzecia siostra? Dziewczyna ze wi¹tyni? zapy-
ta³ Reuben.
Orlando umiechn¹³ siê.
Lucylla jest inna. Przybrani rodzice nigdy jej nie
powiedzieli, w jakich okolicznociach przysz³a na wiat,
ale ona i tak wiedzia³a, ¿e czeka j¹ niezwyk³y los. Kiedy
mia³a trzy czy cztery lata, zaczê³a b³agaæ rodziców, ¿eby
zabierali j¹ do wi¹tyni Westy. Jeli odmawiali, bieg³a tam
sama, zabieraj¹c ofiary w postaci kwiatów i ciastek. Mó-
wi³a rodzicom, ¿e czuje siê tam spokojna. Tote¿ nikt siê
nie zdziwi³, kiedy zarz¹d wi¹tyni upomnia³ siê o Lucyllê,
aby j¹ przygotowaæ do stanu kap³anki.
Teraz wiêc wszystkie siostry przebywaj¹ w Rzymie
zauwa¿y³ Reuben. Gwiazda wróci³a z Kartaginy, czy
sk¹d tam. Aurelia w³anie przyjecha³a z Brytanii, a Lucylla
by³a tutaj przez ca³y czas.
Ale¿ Lucylla bêdzie mia³a niespodziankê, kiedy do-
wie siê, ¿e ma dwie zaginione siostry powiedzia³am pod-
ekscytowana.
Reuben zmarszczy³ w zamyleniu czo³o.
Czy ich spotkanie niczym nie grozi?
Rany, kl¹twa! jêknê³am. Zupe³nie zapomnia-
³am.
Orlando pokrêci³ g³ow¹.
Trzy siostry maj¹ siê spotkaæ. Taki jest nasz cel.
118
Orlando, to wspania³e!
Mia³am ochotê skakaæ z radoci.
Orlando zrobi³ tak¹ minê, jak zawsze, kiedy co palnê.
To nie jest rodzinne spotkanie, Mel powiedzia³
cierpliwie. W przeciwnym razie Agencja nie wspar³aby
naszej misji.
Nie, oczywicie, ¿e nie zgodzi³am siê pospiesz-
nie.
To wydarzenie o powa¿nym znaczeniu w skali ko-
smosu wyjani³. Ka¿da z tych dziewcz¹t ma cudowne
cechy, ale jak dot¹d, s¹ jakby niekompletne. Kiedy siê
jednak spotkaj¹, ich wewnêtrzne wiat³o nabierze takiej
mocy, ¿e jego blask trwaæ bêdzie wieki. Orlando spoj-
rza³ na mnie bardzo uwa¿nie. Te dziewczêta zmieni¹
bieg historii, Mel.
Czy Z³omy o tym wiedz¹? zaniepokoi³ siê Reu-
ben.
A jak mylisz, dlaczego starali siê utrzymaæ je dale-
ko od siebie? zapyta³ cicho Orlando.
Nagle ogarn¹³ mnie strach.
Powinnimy iæ do wi¹tyni owiadczy³am.
Chodmy natychmiast i znajdmy Lucyllê!
Z³e Moce mia³y jednak inne plany. W drodze do wi¹-
tyni Westy wpadalimy na wszelkie mo¿liwe przeszkody:
ulicê zatarasowa³y wozy z materia³ami budowlanymi,
z pêkniêtych rur wyp³ynê³a woda, powoduj¹c ma³y po-
top. Zatrzymali nas nawet dwaj nocni stró¿e ze skórzany-
mi pojemnikami, dopytuj¹c siê natarczywie, czy kto z nas
119
zg³osi³ po¿ar. W koñcu jednak pêdzilimy po schodach do
wi¹tyni, pokonuj¹c po dwa stopnie naraz.
Na szczycie przej¹³ mnie dreszcz, jakbym zajrza³a do
grobu. Drzwi do wi¹tyni sta³y otworem. Wpadlimy do
rodka, ale nie by³o tam Lucylli ani innych westalek. O³-
tarz bogini gin¹³ w ciemnoci, po wiêtym p³omieniu nie
zosta³a nawet iskra.
120
Rozdzia³ 10
W
drugim koñcu wi¹tyni znalelimy rozbit¹ na
drobne kawa³ki lampê Westy. Wydawa³o siê oczy-
wiste, ¿e rzuci³a j¹ tam jaka nieziemska si³a.
Reuben w milczeniu zebra³ z³ote fragmenty i z³o¿y³
je z powrotem na o³tarzu. Takie mi³e gesty s¹ charaktery-
styczne dla Reubena. Jakby osobicie przeprasza³ boginiê.
Bez wiêtego p³omienia na o³tarzu, wi¹tynia sprawia³a
wra¿enie pustej skorupy. Orlando rozejrza³ siê wokó³
z rozpacz¹.
To koniec szepn¹³ bezradnie.
Wcale nie pocieszy³ go Reuben. To tylko chwi-
lowe niepowodzenie.
To katastrofa powiedzia³ Orlando chrypliwym g³o-
sem. Z³e Moce porwa³y Lucyllê. To moja wina.
Znajdziemy j¹. Udawa³am bardziej pewn¹ siebie,
ni¿ by³am w rzeczywistoci.
121
Reuben pokrêci³ g³ow¹.
Nie mo¿emy zostawiæ wi¹tyni w takim stanie.
Wszystkie s³ugusy Z³omów w ca³ym staro¿ytnym Rzymie
urz¹dz¹ tu sobie zabawê.
Orlando by³ ju¿ przy drzwiach.
Wybaczcie, muszê iæ. Muszê siê zastanowiæ, co po-
winienem zrobiæ.
I wybieg³ na ciemn¹ ulicê.
A¿ do tej chwili stawia³am Orlanda na piedestale. Te-
raz po raz pierwszy przekona³am siê, jak bardzo jest wra¿-
liwy.
Trudno siê dziwiæ, ¿e Orlando tak to prze¿ywa
powiedzia³am. Za du¿a odpowiedzialnoæ, jak na jed-
nego praktykanta.
Reuben ucisn¹³ moj¹ rêkê.
Musi po prostu trochê och³on¹æ. Za³o¿ê siê, ¿e kiedy
wrócimy do ludus znów bêdzie w formie. A teraz wemy
siê do roboty.
Ku mojemu zdumieniu, spokojnie usiad³ na pod³o-
dze. Po paru sekundach z jego serca i d³oni wytrysnê³y
strumienie czystego bia³ego wiat³a. Reuben postanowi³
oczyciæ ca³¹ wi¹tyniê!
Dobra, mój aniele, zrozumia³am aluzjê westchnê-
³am. Ale zróbmy to szybko, dobrze?
Mój przyjaciel jednak ani drgn¹³, dopóki nie zneutra-
lizowalimy najdrobniejszych ladów obecnoci Z³omów
i nie nape³nilimy wi¹tyni pozytywnymi fluidami.
Wychodzilimy, kiedy zauwa¿y³am jaki ruch w przed-
sionku. Myla³am, ¿e to szmaty, które zdmuchn¹³ wiatr,
ale spojrza³am jeszcze raz i dostrzeg³am kul¹cego siê
122
w cieniu ¿ebraka. Nie sposób by³o zgadn¹æ, ile ma lat. Sk³a-
da³ siê g³ównie ze skóry i koci. Zastanowi³ mnie jednak
wyraz jego oczu.
Przepraszam odezwa³am siê. Szukamy westalki
o imieniu Lucylla. Nie wiesz przypadkiem, co siê z ni¹
sta³o?
¯ebrak mówi³ tak cicho, ¿e musia³am przykucn¹æ,
¿eby go us³yszeæ.
Zabrali j¹ na Pole Smutku.
Nazwa nie zrobi³a na mnie dobrego wra¿enia.
A gdzie¿ to jest?
Zabieraj¹ tam westalki, które obrazi³y boginiê. Po-
chowaj¹ j¹ ¿ywcem wyjani³ ponuro ¿ebrak.
Sapnê³am ze zgrozy.
Tylko dlatego, ¿e zgas³ p³omieñ! To przecie¿ nie jej
wina!
Lucyllê oskar¿ono o jeszcze jedno przewinienie
ci¹gn¹³ ¿ebrak równie cicho. Jedna ze starszych sióstr
oskar¿y³a j¹ o to, ¿e spotyka siê potajemnie z m³odym cz³o-
wiekiem.
Ale to nieprawda, zgadza siê? wtr¹ci³ Reuben.
Lucylla wiernie s³u¿y³a bogini, odk¹d ukoñczy³a
dziesiêæ lat stwierdzi³ ¿ebrak. Nigdy nie uczyni³aby
czego, co przynios³oby jej ujmê.
Czy mo¿esz nam powiedzieæ, jak dostaæ siê na te
pola? zapyta³ Reuben.
¯ebrak szczegó³owo opisa³ drogê.
Ogromnie nam pomog³e. Z portmonetki przy
pasku wygrzeba³am parê drobnych monet.
¯ebrak tylko machn¹³ rêk¹.
123
Ca³a przyjemnoæ po mojej stronie. Tak przy oka-
zji, dziêkujê za oczyszczenie wi¹tyni. To nie zosta³o nie
zauwa¿one.
Wyba³uszy³am na niego oczy. Nie zachowywa³ siê jak
¿ebrak ze staro¿ytnego Rzymu. A poza tym te jego oczy...
Rany! pisnê³am. Jeste...
Ziemski anio³ szybko po³o¿y³ palec na ustach.
Kiedy zobaczycie siê z Orlandem, powiedzcie mu,
¿e to nie jego wina szepn¹³ znacz¹co. Ale musi siê
pieszyæ. Czas ucieka.
By³am okropnie zmieszana.
Pewnie mylisz, ¿e jestem strasznie niegrzeczna, ale
nie mia³am pojêcia!
Ziemski anio³ rozemia³ siê cicho.
Nie chodzi³o o to, ¿ebycie mnie rozpoznali. W ciem-
nych wiekach poruszamy siê nadzwyczaj ostro¿nie. Wiêk-
szoæ z nas wycisza pozytywne wibracje, ¿eby Z³e Moce
nas nie wyw¹cha³y.
Ale nie na igrzyskach powiedzia³ Reuben.
Nie, nie na igrzyskach. Zêby anio³a b³ysnê³y
w ciemnoci. My te¿ czasami rozdajemy kosmiczne kuk-
sañce!
Znalelimy Orlanda w szkole gladiatorów, z morder-
czym zapa³em t³uk¹cego w ciemnoci s³omian¹ kuk³ê.
Wiemy, dok¹d zabrali Lucyllê wysapa³am. Poza
tym mamy dla ciebie wiadomoæ.
S³owa ziemskiego anio³a wywar³y piorunuj¹cy efekt.
Orlando otrz¹sn¹³ siê z depresji i drog¹ telepatyczn¹ nada³
124
sygna³y do reszty dru¿yny. Zaspane anio³y wychynê³y z ko-
szar, ustawiaj¹c siê ko³o nas pod niebem usianym gwiaz-
dami.
Co siê dzieje? zapyta³ zdezorientowany prakty-
kant. Czy wracamy do domu?
Chcia³bym westchn¹³ inny. Zjad³em doæ go-
towanego jêczmienia, ¿eby wy¿ywiæ rzymski legion.
Jêczmieñ jest dobry dla gladiatorów. Powoduje, ¿e
krew szybciej krzepnie zauwa¿y³ weso³o jeszcze inny
praktykant.
Powoduje, ¿e wszystko krzepnie stwierdzi³ po-
nuro poprzedni.
Orlando odczeka³, a¿ wszyscy usadowili siê na ziemi
i zacz¹³ mówiæ. Przestawi³ siê ju¿ w stu procentach na tryb
przywódcy; by³ opanowany i skupiony. Najpierw musia³
wtajemniczyæ pozosta³ych w historiê Aurelii i jej sióstr.
Celem misji jest doprowadzenie do spotkania trzech
sióstr wyjani³. Agencja radzi³a mi jednak tego nie ujaw-
niaæ. Twierdz¹, ¿e w Rzymie, w czasach Nerona, na ka¿-
dym rogu ulicy przechadzaj¹ siê kosmiczni szpiedzy, któ-
rzy monitoruj¹ rozmowy, a nawet myli... Orlando
zamia³ siê smutno. Szczerze mówi¹c, s¹dzi³em, ¿e to
paranoja. Wydaje siê jednak, ¿e ich ostro¿noæ by³a uza-
sadniona. Parê godzin temu udalimy siê do wi¹tyni
Westy, ¿eby nawi¹zaæ kontakt z trzeci¹ siostr¹. W jaki
sposób nie mam pojêcia, jak Opozycja dowiedzia³a
siê o wszystkim i dotar³a tam pierwsza.
Cieszy³am siê, ¿e jest ciemno i nikt nie mo¿e zoba-
czyæ, jak siê czerwieniê.
To mog³a byæ moja wina wymamrota³am.
125
Co masz na myli? zdziwi³ siê Orlando.
Zobaczy³am, jak Lucylla wychodzi ze wi¹tyni, kie-
dy prowadzili nas do lochów. By³am tak zaskoczona jej
podobieñstwem do Aurelii, ¿e natychmiast zaczê³am o tym
paplaæ. Jeden ze stra¿ników widocznie szpieguje dla Z³o-
mów. Przepraszam wszystkich zakoñczy³am pokornie.
To jedyne wyjanienie, dlaczego tak siê sta³o.
Reuben bawi³ siê kosmykiem w³osów.
To absolutnie nie twoja wina, Mel. Nie mia³a wte-
dy pojêcia, ¿e Aurelia jest jedn¹ z trojaczek. I w ¿aden spo-
sób nie mog³a wiedzieæ, ¿e ona i jej siostry s¹ przyczyn¹
kosmicznej przepychanki.
To jest moja wina jêknê³am zrozpaczona. Je-
stem potworn¹ papl¹.
Zgadzam siê z Reubenem. Nie powinna siê obwi-
niaæ odezwa³ siê Orlando. Jeli jednak nie odzyskamy
Lucylli, tê misjê mo¿na bêdzie uznaæ za pora¿kê.
No to chodmy po ni¹! zawo³a³ kto.
To nie to samo, co wykradanie wiêniów pijanym
stra¿nikom sprzed nosa powiedzia³ Orlando. Bêdzie-
my musieli walczyæ.
Oczywicie nie wolno nam u¿ywaæ anielskich
umiejêtnoci bojowych przeciwko ludziom? zapyta³
zaniepokojony praktykant.
Odpowied Orlanda sprawi³a, ¿e zimno przejê³o mnie
do szpiku koci.
Istoty, które zabra³y Lucyllê ze wi¹tyni, nie s¹ lud-
mi.
126
Rzadko kiedy spotyka siê miejsce na Ziemi, które wy-
daje siê spokrewnione z Piek³em. Pole Smutku takie by³o.
Toczylimy siê z hukiem wozem Festusa, a powietrze
by³o tak przesycone ludzk¹ rozpacz¹, ¿e wydawa³a siê na-
macalna. Zjawilimy siê w momencie, gdy ogon milcz¹-
cej procesji z pochodniami przechodzi³ przez bramê.
Czu³am, jak Orlando zbiera si³y.
Kiedy znajdziemy siê w rodku, bêdziemy mieli tyl-
ko jedn¹ drogê odwrotu. Trudn¹ drogê powiedzia³ g³o-
sem pe³nym napiêcia. Nastawcie tarcze energetyczne
i nie opuszczajcie ich. Nie chcê, ¿eby kto zarazi³ siê z³¹
energi¹. Nie chcê ¿adnych rannych. Powodzenia.
Przelizgnêlimy siê przez bramê i wmieszalimy
w t³um.
Co ci ludzie tutaj robi¹? zapyta³am przestraszona.
To obrzêd publiczny wyjani³ Orlando. Ka¿dy
mo¿e przyjæ.
Wydawa³o mi siê, ¿e po igrzyskach nic mnie nie za-
szokuje, ale na myl, ¿e ta masa ludzi mog³a wybraæ siê
w odleg³e, opuszczone miejsce, w nocy, by obejrzeæ, jak
grzebi¹ ¿ywcem nastoletni¹ dziewczynê, odebra³a mi
mowê.
Nie wszyscy byli zwyk³ymi widzami. Na czele po-
chodu, za zas³oniêt¹ lektyk¹, kroczyli uroczycie kap³ani,
senatorowie i urzêdnicy pañstwowi. Na ten widok prze-
bieg³ mnie dreszcz. Lucylla samotnie czeka³a na mieræ,
a ci wszyscy ludzie mieli obserwowaæ egzekucjê.
Procesja zakrêci³a, zmierzaj¹c pod górê. W migotli-
wym wietle pochodni dostrzeg³am z³owieszcze wznie-
sienia, przypominaj¹ce ogromne kretowiska.
127
Oczy Reubena zaokr¹gli³y siê ze zdumienia.
Czy to tu, gdzie...
Nie chcê o tym mówiæ przerwa³am mu st³umio-
nym g³osem. Na Polu Smutku ciê¿ko by³o rozmawiaæ.
Truj¹ce fluidy sprawia³y, ¿e s³owa zamiera³y na wargach.
S³ysza³o siê jedynie hipnotyzuj¹cy stukot obutych w san-
da³y stóp i, niekiedy, mokre kaszlniêcie którego z traga-
rzy dwigaj¹cych lektykê.
To kondukt ¿a³obny, pomyla³am przera¿ona. To tak,
jakby Lucylla oficjalnie ju¿ nie ¿y³a.
P³on¹ce pochodnie rzuca³y na twarze niesamowite
wiat³o. Wiêkszoæ zebranych mia³a ostro zarysowane ko-
ci policzkowe, wiadcz¹ce o chronicznej biedzie, ale ich
oczy b³yszcza³y podnieceniem. Skandal w wi¹tyni i strasz-
liwa kara, jak¹ wymierzano Lucylli, by³y prawdopodob-
nie najbardziej ekscytuj¹cym wydarzeniem, jakie widzieli
w ¿yciu.
W koñcu pochód zatrzyma³ siê przy wie¿o wykopa-
nym dole. Na widok topornej drewnianej drabiny wysta-
j¹cej z otworu w ziemi wbi³am paznokcie w d³onie. Nie
mog³am uwierzyæ, ¿e to dzieje siê naprawdê.
Tragarze postawili lektykê na skraju do³u. Dwaj s³u-
dzy wi¹tynni rozsunêli zas³ony i wynieli zwi¹zan¹ i za-
kneblowan¹ Lucyllê, która nadal mia³a na sobie bia³¹ tu-
nikê i welon. Stara³am siê nie wyobra¿aæ sobie, jak bardzo
siostra Aurelii musi byæ przera¿ona.
Wygl¹da³o na to, ¿e nie mo¿na by³o po prostu wrzu-
ciæ zhañbionej westalki do grobu i na tym zakoñczyæ spra-
wê. Najpierw zapiewano hymny przy wtórze rogów,
potem kap³an, po ³acinie, w pompatycznych s³owach
128
odmalowa³ bezmiar zepsucia i grzechu, w jakim pogr¹¿y-
³a siê obwiniona.
Ponura ceremonia ci¹gnê³a siê bez koñca, ale Lucylla
trwa³a bez ruchu, z rêkami zwi¹zanymi z przodu. By³a
spokojna. Spokojne te¿ by³y jej myli. Wiem, bo s³ysza-
³am je tak wyranie, jakby mówi³a g³ono: Bogini matko,
ty wiesz, ¿e jestem niewinna. Daj mi odwagê, abym god-
nie znios³a swój los.
Na koniec uroczystoci wyst¹pi³o z t³umu piêæ ko-
biet. Wygl¹da³y tak, jakby udawa³y siê na jakie dziwacz-
ne, rzymskie oblewanie mieszkania. Dwie dwiga³y na-
czynia z jedzeniem, trzecia dzban wina, a czwarta ciska³a
zwiniêty koc. Pi¹ta nios³a zapalon¹ lampê, z trudem os³a-
niaj¹c chwiejny p³omieñ przed hulaj¹cym po otwartej
przestrzeni wiatrem.
Musz¹ zostawiæ Lucylli zapasy na dwadziecia cztery
godziny szepn¹³ Orlando. Inaczej to by³oby wiêto-
kradztwo.
Ale jak siê udusi z braku tlenu, to bêdzie w porz¹d-
ku, co? syknê³am wciekle.
Nie, oczywicie, ¿e nie. Ale wiêkszoæ tych ludzi
wierzy, ¿e Lucylla obrazi³a boginiê. To tak, jakby obrazi³a
Rzym. Uwa¿aj¹, ¿e zdradzi³a Rzym. W ich przekonaniu,
jeli nie poniesie kary, Westa przestanie opiekowaæ siê Rzy-
mem i Cesarstwo Rzymskie upadnie.
Ludzie podchodzili do do³u. Czu³am, jak podniece-
nie ronie. Kiedy rozpozna³am paru Z³omów obecnych
na okropnym przyjêciu Kwintusa, dosta³am gêsiej skórki.
Co ciê tak dziwi, Melanio? pomyla³am zniesma-
czona. Oskar¿yli niewinn¹ dziewczynê, ¿eby przeszkodziæ
129
9 Melania w staro¿ytnym Rzymie
nam w doprowadzeniu do spotkania trzech sióstr. To ja-
sne, ¿e przyszli popatrzeæ, jak ginie.
Dla Z³omów to by³ wietny kosmiczny dowcip. I jak
zawsze, naiwni ludzie odwalili za nich brudn¹ robotê.
S³uga zacz¹³ odwi¹zywaæ kostki Lucylli. Zrobi³o mi
siê s³abo ze strachu. Zaraz zmusz¹ siostrê Aurelii, ¿eby
wst¹pi³a do w³asnego grobu!
Sygna³ Orlanda podzia³a³ jak uk³ucie pr¹dem.
Teraz, teraz, teraz!
W pe³nej napiêcia nanosekundzie, zanim przejêta
Melania Beeby zamieni³a siê w Helix, boski wicher, uj-
rza³am tê scenê w wyobrani: ja i Orlando walczymy ra-
miê w ramiê. No có¿, teraz to siê dzia³o naprawdê. I wca-
le nie by³o przyjemnie podniecaj¹ce i z pewnoci¹ ani
trochê romantyczne. Wszystko sprowadzi³o siê do jednej
myli: uratowaæ Lucyllê.
Mam w³asn¹ teoriê na temat tego, co siê zdarzy³o. S¹-
dzê, ¿e te Z³omy zbyt d³ugo ¿erowa³y na mieszkañcach
staro¿ytnego Rzymu. Zorganizowali imponuj¹c¹ siatkê
szpiegowsk¹, usuwali niewygodnych ludzi i s¹dzili, ¿e to
wystarczy. Stracili zdolnoæ bojow¹. Tym szkaradom po
prostu nie przysz³o do g³owy, ¿e banda m³odocianych nie-
biañskich praktykantów mo¿e wyskoczyæ z t³umu i uda-
remniæ ich mordercze plany! A jak wie ka¿dy wojownik,
zaskoczenie to najlepsza broñ.
Dobra, mo¿e i pisnê³am jak zwyk³a dziewczyna, kie-
dy pierwszy fa³szywy Rzymianin rozp³yn¹³ siê na moich
oczach, ale godziny szkolenia nie posz³y na marne i wziê-
³am siê w garæ, jak nigdy dot¹d. Walka ze Z³omami jest
wyj¹tkowo ohydnym zajêciem. W jednej chwili robi³am
130
miazgê z czego, co wygl¹da³o jak cz³owiek, a zaraz po-
tem zmaga³am siê z galaretowatym potworem z sennego
koszmaru. Fuj! Do tego, gdzie nie spojrza³am, widzia³am,
jak moi anielscy przyjaciele walcz¹ ze swoimi w³asnymi
prywatnymi strachami.
Ale to jeszcze nie by³o najgorsze. Najgorsza by³a ko-
niecznoæ zbli¿enia siê do istot, które s¹ w zasadzie z³¹
energi¹ w czystej postaci.
Ten pojedynek si³ kosmosu trwa³ nie d³u¿ej ni¿ dzie-
siêæ minut. Dla prawdziwych ludzi to musia³o byæ prze-
ra¿aj¹ce widowisko. Wiêkszoæ, w³¹czaj¹c, trzeba to po-
wiedzieæ, kap³anów, uciek³a w pop³ochu. Ale jeden po
drugim, Z³omy dostawa³y w skórê, rozp³ywaj¹c siê w zie-
mi. Jedynym ladem ich istnienia by³y po³yskuj¹ce pasma
luzu.
Razem z Reubenem rzucilimy siê, ¿eby rozwi¹zaæ
Lucyllê.
Orlando wydawa³ siê taki spokojny, jakbymy w³anie
z powodzeniem rozwi¹zali zadanie z zakresu studiów nad
Ciemn¹ Stron¹.
Wspania³a robota. Spadajmy st¹d. Wygralimy bi-
twê, ale to nie znaczy, ¿e wygralimy wojnê. Nastêpnym
razem bêd¹ gotowi na spotkanie z nami.
Czy to bogini was zes³a³a? zapyta³a zdumiona Lu-
cylla.
Po prostu uwa¿aj nas za przyjació³ umiechn¹³
siê Reuben.
I przyjació³ swoich sióstr doda³am bez namys³u.
Lucylla wci¹gnê³a g³êboko powietrze.
Moich sióstr? Ale ja...
131
To d³uga historia powiedzia³ Reuben. Opowie-
my ci j¹ po drodze.
W drodze do bramy Lucylla parê razy obejrza³a siê
niespokojnie. S³ysza³am, jak szepta³a modlitwê do bogini.
Myla³a o z³owieszczych pagórkach, grobach westalek, któ-
re nie mia³y tyle szczêcia, co ona.
Wziê³am j¹ pod ramiê.
Chod powiedzia³am. To pierwszy dzieñ reszty
twojego ¿ycia.
I tak opucilimy Pole Smutku.
132
Rozdzia³ 11
W
drodze powrotnej Lucylla niewiele mówi³a. Sie-
dzia³a z zamkniêtymi oczami i tylko parê razy ob-
rzuci³a zat³oczony wóz szybkim spojrzeniem spod wpó³-
przymkniêtych powiek. S¹dzê, ¿e chcia³a siê upewniæ, ¿e
naprawdê istniejemy, ¿e nie znajduje siê na dnie do³u
w ziemi, wyobra¿aj¹c sobie, ¿e zostaje uratowana. Raz za-
pyta³a:
To jak, mówilicie, brzmi¹ ich imiona?
Poklepa³am j¹ po rêku.
Gwiazda i Aurelia.
Nasze imiona s¹ pe³ne wiat³a powiedzia³a cicho.
Co to znaczy Aurelia?
Z³ocista. Lucylla ponownie zamknê³a oczy.
To chyba najd³u¿sza noc w historii zwróci³am siê
do Reubena. Mam wra¿enie, ¿e przebywam w staro¿yt-
nym Rzymie od pocz¹tku wiata.
133
No, teraz ju¿ jest prawie po wszystkim powie-
dzia³ pocieszaj¹co.
Zbli¿y³am usta do jego ucha.
Czy jestem tutaj jedyn¹ osob¹, która obawia siê, ¿e
to wszystko mo¿e byæ niebezpieczne? szepnê³am. Or-
lando rzuci³ wyzwanie powa¿nej kl¹twie. Pamiêtasz, co
nam mówiono o kosmicznych czarnych dziurach? Kto
wie, co siê stanie, kiedy trzy siostry siê spotkaj¹?
Reuben pos³a³ mi promienny umiech.
Agencja chce, ¿eby siê po³¹czy³y powiedzia³.
Wiêc wszystko pójdzie dobrze. Wyluzuj siê!
Odstawilimy dru¿ynê do koszar. Reuben, Orlando,
Lucylla i ja ruszylimy przez dziedziniec do mieszkania
Gwiazdy.
Ku mojemu przera¿eniu, kto po³ama³ ga³êzie brzo-
skwini. Na ziemi wala³y siê rozgniecione owoce.
Orlando zblad³.
Festus kaza³ dwóm ludziom pilnowaæ drzwi. Gdzie
oni s¹?
Och, nie. Tylko nie to, pomyla³am.
Drzwi by³y otwarte. Wewn¹trz Juno usi³owa³a pocie-
szyæ szlochaj¹c¹ Aureliê. Nieszczêliwy Festus Brutus cho-
dzi³ z k¹ta w k¹t.
Gdzie jest Gwiazda? zapyta³ Orlando.
Neron po ni¹ przys³a³ jêkn¹³ Festus.
O tej porze? zdziwi³am siê.
Zdaje siê, ¿e nie móg³ zasn¹æ wyjani³ oburzony
Festus. Jego doradcy wpadli na pomys³, ¿e przedstawie-
nie z udzia³em najs³awniejszej gladiatorki Rzymu skróci
mu nocne czuwanie. Próbowa³em ich powstrzymaæ,
134
ch³opcze, ale nie jestem ju¿ tym samym cz³owiekiem, co
kiedy.
Widaæ by³o, ¿e stary gladiator czuje siê winny, ¿e nie
potrafi³ obroniæ swojej podopiecznej.
By³e dla Gwiazdy jak najlepszy przyjaciel pocie-
szy³ go Orlando. Nie musisz siê o nic obwiniaæ.
Aurelia nadal p³aka³a, zas³aniaj¹c rêkami twarz. By³a
w takim stanie, ¿e z trudem ³apa³a oddech. Lucylla uklê-
k³a obok niej. Przygl¹da³a siê swojej nieznanej siostrze,
jakby siê ba³a, ¿e zniknie. Dr¿¹c¹ d³oni¹ pog³aska³a j¹ po
w³osach.
Siostro odezwa³a siê cicho bogini zes³a³a mi wi-
dzenie, w którym ciê ujrza³am, ale nigdy nie s¹dzi³am, ¿e
spotkamy siê na tym wiecie.
Twarz Aurelii spuch³a i poczerwienia³a od p³aczu. Pa-
trzy³a na Lucyllê z niedowierzaniem.
Ty jeste dziewczyn¹ ze wi¹tyni! Mella ciê odnala-
z³a!
Nie tylko ja powiedzia³am zmieszana.
Och, jakie to dziwne! W³anie odnalaz³am i straci-
³am jedn¹ siostrê. A teraz ty... Aurelia urwa³a i zamia³a
siê nieco histerycznie. Nie mogê tego poj¹æ. Nie wiem,
czy mam siê trz¹æ i p³akaæ, czy te¿ skakaæ do góry z ra-
doci!
Lucylla usiad³a przy Aurelii, bior¹c j¹ za rêkê. W jej
oczach b³yszcza³y ³zy.
Powinnymy byæ szczêliwe powiedzia³a cicho.
Ciemna moc zmusi³a nas, abymy samotnie podró¿owa³y
przez ¿ycie. Teraz bogowie spowodowali, ¿e spotka³ymy
siê i mo¿emy wype³niæ swoje przeznaczenie.
135
O rany, ta dziewczyna jest niesamowita! Ma swoj¹
w³asn¹ gor¹c¹ liniê do bogów. Doskonale siê orientuje,
o co w tym wszystkim chodzi!
Na nieszczêcie nadal mielimy pod naszymi opie-
kuñczymi skrzyd³ami tylko dwie z sióstr trojaczek.
Tym razem Z³omom uda³o siê popsuæ nam szyki
westchnê³am.
Teraz jednak, kiedy Gwiedzie grozi³o niebezpieczeñ-
stwo, nie by³o si³y, która zdo³a³aby powstrzymaæ Orlanda.
Uda³o im siê tylko odrobinê opóniæ to, co i tak siê
stanie powiedzia³. Wiemy, ¿e Gwiazda jest w pa³acu
Nerona. Tam siê spotkaj¹.
Osobicie nie zdecydowa³abym siê na pe³en Z³omów
i ich ludzkich sympatyków pa³ac Nerona jako miejsce spo-
tkania sióstr. Podejrzewa³am jednak, ¿e istotn¹ rolê od-
grywa czas, o czym Orlando byæ mo¿e wola³ nie wspo-
minaæ. Tym razem postanowi³am nie wdawaæ siê z nim
w dyskusjê.
Pa³ac Nerona sta³ w najbardziej luksusowej dzielnicy
Rzymu, wysoko na zalesionym wzgórzu, z dala od ha³asów
i zapachów pospólstwa. Z ³atwoci¹ przedostalimy siê na
teren nale¿¹cy do pa³acu. W tamtych czasach nie znano
kamer telewizji wewnêtrznej ani ogrodzeñ pod napiêciem.
Problemy zaczê³y siê, kiedy próbowalimy wejæ przez
kuchniê. Zapomnielimy, ¿e wszyscy niewolnicy Nerona
nosili identyczne liberie, oznaczaj¹ce przynale¿noæ do
cesarskiego domu. Jak tylko postawilimy stopê w pa³acu,
zostalimy nakryci.
136
Co to? Cyrk? zapyta³ z ironi¹ jeden z niewolników.
Tak, jestemy tancerkami, a to nasi ochroniarze
odrzek³am bez zastanowienia.
Orlando zakrztusi³ siê za moimi plecami.
Niewolnik umiechn¹³ siê szeroko.
Nie bêdziecie zatem mia³y nic przeciwko temu,
¿eby zatañczyæ dla mnie?
Nie ma sprawy powiedzia³am, nie daj¹c siê zbiæ
z tropu. No có¿, seksowny taniec to zjawisko ponadcza-
sowe, nieprawda¿? Zademonstrowa³am parê ruchów.
Pokrêci³ g³ow¹.
Wszystkie m³ode dziewczyny potrafi¹ tañczyæ. Jeli
rzeczywicie nale¿ycie do jakiej trupy, to gdzie s¹ wasze
kostiumy?
Och, jasne odpar³am. Jakbymy siê w nich po-
kaza³y na ulicy, zaraz by nas aresztowano. Przys³a³ymy je
wczeniej. Razem z eee... muzykami zmyli³am na po-
czekaniu.
Niewolnik parskn¹³ miechem.
Niez³e zagranie, moja droga. A teraz wynocie siê
st¹d, zanim zobaczy was kto ze stra¿y i zrobi siê nieprzy-
jemnie.
Ja jednak nie mia³am zamiaru nigdzie siê wynosiæ.
Pos³uchaj, zapytaj cezara, jeli mi nie wierzysz!
powiedzia³am zdesperowana.
Niewolnik pokiwa³ g³ow¹ w udanej rozpaczy.
S¹ ludzie, którym nic siê nie da wyt³umaczyæ. Stra¿!
wrzasn¹³ g³ono.
Orlando i Reuben patrzyli na mnie, jakbym nagle
zwariowa³a.
137
Wiem, co robiê, jasne? syknê³am. Chcecie, ¿eby
siostry siê spotka³y, tak? Co za ró¿nica, czy staniemy przed
Neronem jako wiêniowie, czy te¿ jacy niewydarzeni ar-
tyci?
W oczach Orlanda pojawi³o siê co w rodzaju podziwu.
Melanio Beeby mrukn¹³ jeste wielka.
Stra¿ pa³acowa poprowadzi³a nas lni¹cymi od z³ota
i marmurów korytarzami, przez ogromne drzwi, do wy-
k³adanej marmurem sali, w której s³ychaæ by³o podchmie-
lone g³osy i brzêk sztuæców. Pop³yn¹³ ku nam zapach wy-
mylnych rzymskich sosów. Cezar cierpia³ na bezsennoæ,
tote¿, naturalnie, urz¹dzi³ dla swoich zdeprawowanych
przyjació³ nocn¹ ucztê.
W drugim koñcu sali przygrywa³a niezmordowanie
grupa muzykantów. G³one rozmowy i wybuchy mie-
chu prawie ca³kowicie zag³usza³y muzykê.
Sam Neron spoczywa³ na z³ocistej sofie, wród obszy-
tych frêdzlami z³otych poduszek, ubrany w bia³¹ jedwabn¹
togê ze z³otym brzegiem. Cesarski wieniec laurowy zsun¹³
mu siê na jedno oko. Mlaska³ nad talerzem ma³ych pieczo-
nych ptaszków. Stara³am siê im nie przygl¹daæ, ale s¹dz¹c
po wielkoci, mog³y to byæ kosy lub drozdy.
Z drugiej strony niskiego sto³u Tytus Lukrecjusz wrzu-
ca³ surowe ostrygi miêdzy swoje wilgotne czerwone war-
gi. Kwintus s¹czy³ powoli jaki alkohol.
Stra¿nik odchrz¹kn¹³.
Cezarze, te dzieci zosta³y schwytane, kiedy zakra-
d³y siê do pa³acu. Twierdz¹, panie, ¿e s¹ grup¹ barbarzyñ-
skich tancerzy.
Uczta o pó³nocy wprawi³a Nerona w ³agodny nastrój.
138
Ale¿ to dzieci od lwów powiedzia³ spokojnym to-
nem. Zauwa¿y³am, jak na chwilê przymkn¹³ powieki, za-
skoczony niezwyk³ym podobieñstwem Aurelii i jej sio-
stry. No, no wymamrota³. Chrzecijanka z westalk¹.
Czaruj¹ce. Zjawilicie siê we w³aciwym momencie. Czas,
¿eby obejrzeæ g³ówn¹ atrakcjê wieczoru.
Z ca³ym szacunkiem przerwa³ ³agodnie Tytus
czy pamiêtasz, boski cezarze, ¿e ci tutaj to intruzi, a nie
zaproszeni gocie?
Twarz Nerona pociemnia³a.
Który z nas jest cezarem? zapyta³.
Oczywicie, o boski cezarze, ale...
Zatem, jak s¹dzê, do mnie nale¿y decyzja, kogo za-
praszam do swego pa³acu, Tytusie Lukrecjuszu owiad-
czy³ wyniole, po czym podskoczy³ gwa³townie i talerz
z martwymi ptaszkami spad³ na pod³ogê. Od³amki por-
celany wraz z sosem rozprysnê³y siê na wszystkie strony.
Poka¿ê wam niespodziankê! zwróci³ siê do Lucylli
i Aurelii konspiracyjnym tonem. Chwyci³ je za rêce i po-
ci¹gn¹³ w stronê drzwi. Niewolnik otworzy³ je pospiesznie.
Patrzcie! zawo³a³ Neron dumnie.
Co takiego jest w szaleñcach, ¿e sami czujemy siê przy
nich szaleni? Kiedy zobaczy³am, co kryje siê po drugiej
stronie drzwi, zakrêci³o mi siê w g³owie. Mia³am wra¿e-
nie, ¿e wiat wywróci³ siê na drug¹ stronê.
Neron zbudowa³ wewn¹trz swego pa³acu amfiteatr.
Na mniejsz¹ skalê, ale poza tym wszystko wygl¹da³o
dok³adnie tak samo; rzêdy siedzeñ, wysypana piaskiem are-
na. Poniewa¿ by³a noc, areny nie zalewa³o jaskrawe s³oñ-
ce po³udnia, lecz owietla³y j¹ p³on¹ce pochodnie.
139
Cesarscy gocie zajêli miejsca na widowni. Niektórzy
zabrali ze sob¹ talerze pe³ne jad³a i puchary z winem, i nie
przestaj¹c jeæ, g³ono wymieniali siê dworskimi plotecz-
kami. Cezar usadowi³ nas w pierwszym rzêdzie. Jako nowi,
specjalni gocie cezara, Aurelia i Lucylla musia³y usi¹æ po
jego bokach.
Sprowadzili ma³¹ gladiatorkê ku mojej rozrywce
powiedzia³ Neron przeci¹gle. Ale zwyk³e pojedynki s¹
takie nudne. Zdecydowa³em siê wiêc na pewn¹ drobn¹
innowacjê. Klasn¹³. Wprowadziæ j¹!
Na widok Gwiazdy zagryz³am wargi do krwi, ¿eby
nie krzyczeæ. Mia³a walczyæ, ale zabrano jej miecz, tarczê
i elementy pancerza. W bia³ej lnianej tunice wydawa³a siê
rozpaczliwie ma³a i krucha.
Kiedy Neron na ni¹ spojrza³, wygl¹da³ jakby go strze-
li³ piorun. Jego wzrok przelizgn¹³ siê ku Lucylli i Aurelii,
a potem znowu spocz¹³ na gladiatorce.
O rany, pomyla³am, pierwszy raz zobaczy³ j¹ bez
maski! Na czo³o cezara wyst¹pi³y krople potu. Przera¿o-
ny, oddycha³ szybko, chrapliwie. By³o mi go nawet ¿al.
Obracanie siê w towarzystwie Z³omów nie s³u¿y³o jego
zdrowiu psychicznemu.
Wszystko w porz¹dku, cezarze powiedzia³am
mo¿liwie ³agodnym tonem. To nie wyobrania. Te
dziewczêta s¹ trojaczkami. Spotka³y siê dzisiaj po raz
pierwszy, odk¹d je...
Milcz, g³upia dziewczyno! warkn¹³ Neron. Otar³
pot z czo³a skrajem jedwabnej togi. Widzê, ¿e to trojacz-
ki! Mylisz, ¿e jestem ob³¹kany?
Ale numer, pomyla³am.
140
Agenci Z³omów na widowni wyranie siê zmieszali,
widz¹c Gwiazdê oddzielon¹ od sióstr zaledwie cienk¹
drewnian¹ barierk¹ i paroma metrami piasku. Zdecydo-
wanie nie o to im chodzi³o. A potem otworzy³y siê ukryte
drzwi i na arenê wpad³o dziesiêciu gladiatorów w pe³nym
rynsztunku.
To by³a innowacja, o której wspomnia³ cezar. Neron
chcia³ zobaczyæ, jak gladiatorka toczy nierówn¹ walkê,
a w koñcu umiera w ka³u¿y krwi. Tego równie¿ oczeki-
wali jego nienormalni kumple. W amfiteatrze rozleg³y siê
wrzaski podniecenia, przypominaj¹ce wycie hien.
Kiedy jednak Gwiazda zorientowa³a siê, jak¹ rozryw-
kê Neron zaplanowa³ dla swoich goci, zrobi³a rzecz nie-
spodziewan¹. Dziewczyna, która od urodzenia musia³a
walczyæ o prze¿ycie, uklêk³a w milczeniu przed cezarem
i pochyli³a g³owê, odmawiaj¹c udzia³u w widowisku.
Neron nie posiada³ siê ze z³oci.
Wstawaj, wstawaj! rykn¹³.
Gwiazda nie poruszy³a siê.
Gladiatorzy stanêli w miejscu. Byli typami, których
strach by³oby spotkaæ w ciemnej ulicy: bezwzglêdni za-
wodowi mordercy, zaprawieni we wszelkiego rodzaju wal-
kach. Ale zabicie klêcz¹cej dziewczyny nie wymaga ¿ad-
nej zrêcznoci. Gapili siê wiêc na Gwiazdê jak zaskoczone
buldogi.
Anio³eczki, pomyla³am z rozrzewnieniem. Nie s¹
w stanie tego zrobiæ!
Szalony cezar nie zamierza³ jednak popsuæ sobie przy-
jemnoci. Na jego ustach pojawi³ siê przyprawiaj¹cy
o dreszcze umieszek.
141
Stra¿! rykn¹³. Stawiam jeszcze przed gladiator-
k¹ jedno wyzwanie.
Zmusi³ Lucyllê i Aureliê, ¿eby wsta³y.
Zabierzcie je na arenê. Niech przy³¹cz¹ siê do sio-
stry! zawo³a³.
142
Rozdzia³ 12
A
urelia rzuci³a mi b³agalne spojrzenie, kiedy wleczo-
no j¹ razem z Lucyll¹ na arenê.
Fluidy wysy³ane przez ciemne si³y kot³owa³y siê w po-
wietrzu. Z³omy by³y zaniepokojone. Spotkanie sióstr w ja-
kimkolwiek miejscu absolutnie nie le¿a³o w ich interesie.
Ale cezar przemówi³ i jego woli musia³o staæ siê zadoæ.
Orlando zblad³ jak p³ótno, a Reuben gor¹czkowo ba-
wi³ siê dredami. ¯adne z nas nie wyobra¿a³o sobie, ¿e tak
to bêdzie wygl¹daæ.
Jak powiedzia³ Brice, cezar by³ psychopat¹. Za wszel-
k¹ cenê chcia³ zmusiæ Gwiazdê do walki i wymyli³ zna-
komity scenariusz. Gladiatorka z pewnoci¹ nie bêdzie sta-
³a spokojnie, patrz¹c, jak morduj¹ jej siostry. Prêdzej zginie
w ich obronie.
Po raz pierwszy od czasów niemowlêctwa siostry dzie-
li³o jedynie parê metrów. Przez chwilê wszystkie trwa³y
143
nieruchomo, a potem Gwiazda wdziêcznym ruchem pod-
nios³a siê z klêczek i zrobi³a co naprawdê wzruszaj¹cego.
Podesz³a prosto do sióstr i zajrza³a im z zachwytem w oczy,
jak ma³e ufne dziecko, a one odwzajemni³y jej spojrzenie.
Myla³am, ¿e mi serce pêknie.
Jakie to cudowne szepnê³am.
Odzywaj¹ siê fluidy, jakie sobie niewiadomie wy-
sy³a³y odezwa³ siê cicho Reuben.
Gwiazda zamknê³a na chwilê oczy. Po jej policzkach
sp³ynê³y ³zy. Aurelia i Lucylla chwyci³y j¹ za rêce. W chwili,
w której siostry siê dotknê³y, poczu³am, jak przep³ywa
przeze mnie kosmiczna energia.
Orlando odetchn¹³ z ulg¹. Uda³o siê.
W amfiteatrze zapanowa³ chaos. Kilku gladiatorów
rzuci³o siê w stronê sióstr, ale po chwili zmienili zdanie.
Inni bezradnie wzruszali ramionami, rzucaj¹c miecze na
ziemiê. Widownia szala³a z oburzenia. Tupano nogami,
skanduj¹c:
Zabiæ! Zabiæ! Zabiæ!
Dziewczêta nie by³y wiadome tego, co siê dzieje. Ich
radoæ z faktu, ¿e siê odnalaz³y, wytworzy³a wokó³ nich
rodzaj pola si³owego. Nic poza tym nie mia³o dla nich
znaczenia. Szalony cezar, miniaturowa arena i z³o¿ona
z wyj¹cych przedstawicieli rzymskiej arystokracji widow-
nia by³y nic nie znacz¹c¹ iluzj¹. Tylko ich mi³oæ istnia³a
naprawdê.
Czysta ludzka mi³oæ potrafi przenosiæ góry. Potrafi
powstrzymaæ morderczy atak wyszkolonych gladiatorów.
Wytwarza tak cudowne elektryzuj¹ce fale uderzeniowe,
¿e królestwo z³a sypie siê w gruzy.
144
Dotar³y do mnie niepokoj¹ce zgrzytliwe dwiêki,
dobiegaj¹ce spod ziemi. Brzmia³o to tak, jakby p³yty tek-
toniczne, przesuwaj¹c siê, ociera³y siê o siebie. W cia-
nach pa³acu pojawi³y siê rysy gruboci w³osa, a marmuro-
wy pos¹g cezara zachwia³ siê na piedestale. Te kosmiczne
wstrz¹sy by³y niezauwa¿alne dla ludzi. Jeszcze nie teraz.
Stanowi³y co w rodzaju anielskiego zwiastuna zdarzeñ,
które dopiero mia³y nast¹piæ.
Rany, pomyla³am, czy tak siê zwykle dzieje, kiedy
odwraca siê jak¹ okropn¹ starorzymsk¹ kl¹twê?
Spojrza³am niepewnie na Orlanda, ale ten z rozma-
rzonym wyrazem twarzy wpatrywa³ siê w siostry. Misja
siê powiod³a. Na przekór wszystkiemu uda³o nam siê do-
prowadziæ do spotkania trzech niezwyk³ych dziewcz¹t. Ich
po³¹czona energia, pozwólcie, ¿e to powiem, by³a pora-
¿aj¹ca. Dos³ownie czu³am, jak pulsuje we mnie niczym
wiat³o gwiazdy.
Ach, pomyla³am uszczêliwiona, to najcudowniejsza
rzecz we wszechwiecie.
Miêdzy nami a agentami Ciemnej Strony jest jedna
zasadnicza ró¿nica. Z³omy nie wzruszaj¹ siê ludzkimi
uczuciami. A na tym etapie kariery Tytus Lukrecjusz by³
ju¿ w trzech czwartych agentem Z³omu. K¹tem oka do-
strzeg³am, jak skrada siê w stronê barierki, ale nie zauwa-
¿y³am, jak siêga pod togê.
Mój anielski przyjaciel okaza³ siê bardziej spostrze-
gawczy. Us³ysza³am jego pe³n¹ przera¿enia myl: On ma
sztylet! Zabije Aureliê!
Przeskakuj¹c ponad g³owami innych, Reuben rzuci³
siê na Tytusa. Usi³uj¹c rozpaczliwie dosiêgn¹æ Aurelii,
145
da³am susa przez barierkê. Pad³am ciê¿ko na ziemiê, zdzie-
raj¹c sobie skórê z kolan.
Gwiazda by³a szybsza. Zobaczy³a sztylet szybuj¹cy
w stronê siostry i po prostu stanê³a przed ni¹, zas³aniaj¹c
j¹ przed ciosem.
Chcia³am krzyczeæ z ca³ych si³, ale z bólu i przera¿e-
nia nie mog³am wydobyæ g³osu.
Sztylet Tytusa przebi³ serce Gwiazdy. Wystaj¹c z ty³u,
wygl¹da³ g³upio, groteskowo i nie na miejscu. Wokó³ rê-
kojeci no¿a wykwit³ szkar³atny kwiat, plami¹c bia³¹ tu-
nikê.
Gladiatorka przycisnê³a rêkê do rany i usi³owa³a siê
umiechn¹æ.
Wiedzia³am, ¿e to stanie siê dzisiaj wyszepta³a
z trudem. Powiedzia³am Juno, ¿e dzisiaj umrê. Nie
smuæcie siê zwróci³a siê do przera¿onych sióstr. Bêdê
na was czeka³a na Polach Elizejskich. Powoli pochyli³a
siê ku ziemi.
Lucylla i Aurelia próbowa³y j¹ podtrzymaæ, ale Gwiaz-
da zawis³a bezw³adnie w ich ramionach i wszystkie trzy
przewróci³y siê na ziemiê.
Zapanowa³a cisza tak g³êboka, ¿e scena zrobi³a jesz-
cze bardziej przera¿aj¹ce wra¿enie. Wydawa³o mi siê, ¿e
mnie równie¿ zamordowano. Nie mog³am uwierzyæ, ¿e
ta ¿ywio³owa, piêkna dziewczyna teraz le¿y martwa. Na-
gle, kiedy s¹dzi³am, ¿e g³owa pêknie mi z bólu, wszystko
dziwnie znieruchomia³o.
Zupe³nie jak w pi¹cej Królewnie, kiedy wszyscy miesz-
kañcy zamku zamarli w przypadkowych pozach. Rzymia-
nie w laurowych wieñcach, z kawa³kami pieczonego miêsa
9 Melania w staro¿ytnym Rzymie
146
w d³oniach, wyci¹gali szyje, ¿eby przyjrzeæ siê zabitej gla-
diatorce.
Na ustach Tytusa i brata Aurelii zastyg³ triumfalny
umieszek. Przera¿ony gladiator znieruchomia³, wpatru-
j¹c siê bezradnie w dwie zrozpaczone dziewczyny, tul¹ce
nie¿yw¹ siostrê.
Czy to jaki niezwyk³y skutek uboczny kl¹twy? po-
myla³am. A jeli tak, to dlaczego my równie¿ nie zamar-
limy? S³ysza³am nierówny oddech Reubena. Czu³am, jak
serce t³ucze mi siê o ¿ebra.
By³ jeszcze kto, kto móg³ siê poruszaæ, i teraz w³a-
nie wchodzi³ na arenê, omijaj¹c ludzkie figury woskowe.
Orlando wygl¹da³ tak, jakby ni³ mu siê senny kosz-
mar i nie móg³ siê obudziæ. Z poszarza³¹ twarz¹ uklêkn¹³
obok Gwiazdy.
Dlaczego nie zdo³a³em ciê uratowaæ? Powinienem
by³ ciê uratowaæ szepn¹³.
Tak bardzo d³awi³o mnie w gardle, ¿e z trudem mog-
³am wydobyæ s³owa.
Nie mog³e wiedzieæ powiedzia³am z g³êbokim
smutkiem. By³y takie szczêliwe. Wydawa³o siê niepraw-
dopodobne, ¿e mo¿e zdarzyæ siê co z³ego.
Reuben rozgl¹da³ siê nerwowo. Jego anielskie zmys³y
by³y bardziej wyostrzone od moich.
Co siê dzieje? zapyta³am zaniepokojona.
Nagle powietrze silnie zawirowa³o, jakby uderza³y
w nie niewidzialne skrzyd³a. Z góry sp³yn¹³ snop wiat³a
i obok nas stan¹³ Micha³. Czy¿by nie wiedzia³, pomyla-
³am z gorycz¹, ¿e tym razem nie przybylicie na czas.
147
Mia³am ochotê rzuciæ siê w ramiona Micha³a i b³agaæ
go, ¿eby zabra³ mnie do domu. Chcia³am krzyczeæ i ko-
paæ, jak ma³y, rozpuszczony bachor. Dlaczego do tego do-
pucilicie? Dlaczego pozwolilicie Gwiedzie umrzeæ?
Wewnêtrzny anio³ nie pozwoli³ mi jednak ulec dzie-
cinnej pokusie. Po prostu obserwowa³ i czeka³, co siê sta-
nie.
Zrozpaczony Orlando nie zauwa¿y³ przybycia Micha³a.
Nie podniós³ nawet g³owy. Micha³ dotkn¹³ leciutko
jego pleców miêdzy ³opatkami. Gwa³towny strumieñ ko-
smicznej energii wyrwa³ Orlanda z transu.
By³y razem krócej ni¿ trzy minuty g³os z³amane-
go bólem Orlanda by³ bezbarwny i cichy. A teraz ona
nie ¿yje. Nawet nie zauwa¿y³em niebezpieczeñstwa.
Nic nie mog³e zrobiæ powiedzia³ cicho Micha³.
Wiem, wygl¹da to inaczej, ale wszystko jest dok³adnie
tak, jak powinno. Teraz musimy zabraæ dziewczêta w bez-
pieczne miejsce.
Micha³ pochyli³ siê nad Lucyll¹ i Aureli¹. Spowija³o
je jasne wiat³o. Na ich miejscu wola³abym nigdy nie od-
zyskaæ przytomnoci. Kiedy zobaczy³y martw¹ siostrê,
wci¹¿ le¿¹c¹ w ich ramionach, na ich twarzach odbi³a siê
rozpacz.
Muszê j¹ teraz zabraæ oznajmi³ Micha³.
Aurelia sapnê³a zaskoczona, obie siostry patrzy³y na
niego os³upia³e. Zastanawia³am siê, co takiego widzia³y.
Czy dostrzeg³y wymiêtoszony garnitur Micha³a i jego piêk-
ne archanielskie oczy? Czy zobaczy³y tylko tajemnicz¹ zja-
wê ze skrzyd³ami?
148
Micha³ uniós³ w ramionach bezw³adne cia³o Gwiaz-
dy. Nad aren¹ pojawi³o siê per³owobia³e wiat³o, które
powoli ogarnê³o obie siostry. W koñcu wietlista chmura
zas³oni³a je ca³kowicie.
Ponownie odezwa³o siê jakby przyt³umione dudnie-
nie, kiedy czas cofn¹³ siê i wszystko wróci³o do poprzed-
niego stanu. Micha³ i dziewczêta zniknêli.
W amfiteatrze rozpêta³o siê piek³o. Ludzie nie zorien-
towali siê, rzecz jasna, ¿e dziewczêta porwa³ anio³. Zrozu-
mieli jednak, ¿e byli wiadkami jakiego nadprzyrodzo-
nego zjawiska.
Neron do reszty straci³ panowanie nad sob¹ i zacz¹³
ryczeæ na stra¿ników:
To czary! Poskramianie lwów! Rozp³ywanie siê lu-
dzi w powietrzu! Nie pozwolê na to! Przeszukaæ pa³ac od
góry do do³u!
Stra¿nicy rzucili siê biegiem do drzwi. Dziêki wiel-
kie, Michale. Jak my siê z tego wypl¹czemy?
Przeszukajcie wszystkie pomieszczenia i latryny, a¿
znajdziecie te dwie czarownice! wrzeszcza³ Neron.
I pozosta³ych wiêniów równie¿! doda³ po chwili.
Pozosta³ych wiêniów? Czy¿by mia³ nas na myli?
Orlando umiechn¹³ siê do mnie ¿a³onie.
Odprê¿ siê. Przed chwil¹ siê zdematerializowali-
my.
Reuben odetchn¹³ z ulg¹.
No to wynomy siê z tego domu wariatów!
Kto jednak zast¹pi³ nam drogê. To by³ Tytus Lukre-
cjusz, który mimo naszej dematerializacji nas widzia³.
149
Znajdê je, choæbym mia³ poruszyæ niebo i ziemiê!
sykn¹³. Nie ³udcie siê, siostry umr¹ i nie zostawi¹ po
sobie potomstwa.
Pora wróciæ do rzeczywistoci, Tytusie powiedzia³
Orlando spokojnie. Czy¿by nie zauwa¿y³? Ty i twoi
mocodawcy przegralicie z kretesem.
Tytus sp¹sowia³ na twarzy.
Czy¿by ty nie zauwa¿y³? zawo³a³ wciekle.
Zabi³em gladiatorkê, g³upcze! Siostry rozdzielono na za-
wsze. Pokonalimy was!
Orlando pokrêci³ g³ow¹.
Jeszcze jeste cz³owiekiem, choæ ju¿ nied³ugo, s¹-
dz¹c po tempie, w jakim ulegasz mutacji doda³ sucho.
Nie rozumiesz zatem, ¿e czas zasadniczo nie ma znacze-
nia.
Och, b³agam! jêkn¹³ Tytus. Oszczêd mi tego
anielskiego prania mózgu!
Orlando umiechn¹³ siê. Prawdziwym umiechem od
ucha do ucha. W jego oczach nadal kry³y siê rozpacz i ból,
ale znowu by³ sob¹.
Doprawdy, powiniene poprosiæ swoich panów,
¿eby ciê owiecili powiedzia³ kpi¹co. Z twojego ogra-
niczonego ludzkiego punktu widzenia spotkanie sióstr
trwa³o tak krótko, ¿e praktycznie nie mia³o znaczenia.
Z perspektywy kosmicznej jednak, to wydarzenie odbije
siê echem w ca³ej historii ludzkoci, a¿ po kres wszech
czasów.
Tytus gapi³ siê na niego z szeroko rozdziawionymi
ustami.
150
Wyjaniê ci to odezwa³ siê Reuben przyjanie.
Orlando ma na myli to, ¿e Gwiazda nie ¿yje, ale i tak
zd¹¿y³a zmieniæ wiat. Tak¹ moc ma mi³oæ!
Dosyæ powiedzia³ Orlando. Wracajmy do domu.
Trzy dni po powrocie z rzymskiej wyprawy zapad³am
na co w rodzaju choroby zawodowej i trafi³am do szpitala.
Zatru³am siê ciê¿ko toksycznymi fluidami Z³omów,
ale nie mia³am o tym pojêcia, tote¿ po gor¹cym prysznicu
i zmianie ubrania posz³am prosto do szko³y. Tak postê-
puj¹ zawodowcy. By³am przekonana, ¿e nic mi nie jest,
a nawet czu³am siê lepiej ni¿ zwykle.
Dobra, odk¹d wróci³am do domu, gorzej spa³am, a kie-
dy w koñcu zasnê³am, mia³am bardzo niespokojne sny.
No i owszem, z jakiego powodu czu³am, ¿e odgradza
mnie od przyjació³ szyba z matowego szk³a. Ale to prze-
cie¿ nie oznacza³o, ¿e siê ze mn¹ dzieje co z³ego.
Niespokojne noce powodowa³y, ¿e regularnie prze-
sypia³am dzwonienie budzika. Przez trzy dni Lola biega³a
sama.
Dlaczego mnie nie obudzi³a? zapyta³am, kiedy
spotka³ymy siê po lekcjach przed po³udniem.
Uzna³am, ¿e musisz odpocz¹æ, Boo odpar³a.
Umiechnê³am siê promiennie.
Muszê pobudziæ mój niemrawy anielski metabo-
lizm i to wszystko. Zjedzmy sa³atkê, a potem mog³yby-
my poruszaæ siê trochê na si³owni.
Dziecinko, nie zrozum mnie le, ale wydaje mi siê,
¿e paliwo ci siê wyczerpa³o powiedzia³a Lola, nie kryj¹c
151
niepokoju. Tak, s¹dzê, ¿e jedziesz na resztkach. Musisz
trochê zwolniæ. Daj sobie trochê czasu na odzyskanie ener-
gii. Du¿o ostatnio prze¿y³a.
Nic mi nie jest owiadczy³am nad¹sana. Jak nie
chcesz, to nie. Sama pójdê!
I tak zrobi³am.
Sz³o mi wietnie, dopóki nie stanê³am na ruchomej
bie¿ni. W bieganiu na niekoñcz¹cym siê pasie transmisyj-
nym jest co niesamowicie hipnotycznego. Mo¿e dlatego
zaczê³y mi siê zwidywaæ ró¿ne obrazy ze staro¿ytnego
Rzymu. Przedziwne, ale wiêkszoæ dotyczy³a rzeczy, któ-
rych wtedy nie zauwa¿y³am. S³ysza³am na przyk³ad me-
lodiê, do jakiej tañczy³y dziewczêta w barze, kiedy podró-
¿owa³ymy z Aureli¹ w lektyce.
Widzia³am tak¿e twarze nieznanych mi Rzymian.
Zapadniête oczy miertelnie zmêczonego niewolnika, któ-
ry ostatnim wysi³kiem pomóg³ swoim wspó³towarzyszom
umieciæ na miejscu blok marmuru. Podniecone twarze
m³odych dziewcz¹t w ³aniach, dyskutuj¹cych o tym, który
z ich ulubionych woniców rydwanów jest najprzystoj-
niejszy.
Potem zobaczy³am moje rêce, jak wpinaj¹ we w³osy
Aurelii per³owe spinki, kiedy ubiera³am j¹ przed tym
okropnym przyjêciem. Zda³am sobie sprawê, ¿e wcale siê
z ni¹ nie po¿egna³am. Aurelia by³a moj¹ podopieczn¹, sza-
nowa³am j¹ i nawet nie powiedzia³am jej do widzenia.
Mêcz¹ce obrazy nie znika³y: krwawe egzekucje, pie-
waj¹cy chrzecijanie, szczeble drewnianej drabiny wysta-
j¹ce ze wie¿o wykopanego do³u. Przesuwa³y siê przed
moimi oczami coraz szybciej i szybciej. Nie mog³am tego
152
znieæ. Nagle wiat zawirowa³, a potem obraz zgas³ i za-
pad³a ciemnoæ. Jakby urwa³ siê film.
Kiedy siê ocknê³am, le¿a³am w bia³ej pocieli, na ³ó¿-
ku os³oniêtym bia³ymi zwiewnymi firankami. Anio³ w pa-
stelowym lekarskim fartuchu spokojnie mierzy³ mi puls.
Wszystko bêdzie dobrze powiedzia³. Musisz tyl-
ko odpocz¹æ, ale bêdziemy ciê mieli na oku przez parê
dni. Chcesz, ¿ebym rozsun¹³ firanki?
Usi³owa³am skin¹æ g³ow¹.
Rozsun¹³ firanki i wyszed³ do ogrodu.
Spomiêdzy kamiennych kolumn przewieca³o wiat-
³o s³oñca. Poczu³am powiew wie¿ego powietrza. Us³y-
sza³am piew ptaków. Le¿a³am wsparta na poduszkach i po
raz pierwszy od chwili powrotu czu³am wyranie zapach
niebiañskiego powietrza, który przypomina trochê woñ
bzu. Poczu³am, ¿e znów po policzkach p³yn¹ mi ³zy.
Pop³akiwa³am tak przez resztê dnia, w miarê jak
przypomina³y mi siê smutne prze¿ycia z Rzymu. Kiedy
rozp³aka³am siê na dobre, wspominaj¹c mieræ Gwiazdy,
z ogrodu wróci³ pachn¹cy deszczem i kwiatami anio³
i w milczeniu wzi¹³ mnie za rêkê.
Przespa³am spokojnie ca³¹ noc. Nawet nie pogniot-
³am pocieli.
Obudzi³o mnie s³oñce na powiekach. Kiedy otworzy-
³am oczy, zobaczy³am siedz¹c¹ przy ³ó¿ku Lolê. Policzki
mia³a zaró¿owione od porannego biegu. Rzuci³am jej siê
na szyjê.
153
Tak bardzo za tob¹ têskni³am!
Siostra duchowa przepraszaj¹cym gestem wyzwoli³a
siê z moich objêæ.
Ja te¿, Boo. Ale teraz jestem strasznie spocona! Zo-
stawmy uciski na póniej.
Lolu, po staro¿ytnym Rzymie anielski pot pach-
nie ró¿ami! zachichota³am.
Ostatniej nocy odtruwania po Z³omach, zajrza³ do
mnie Micha³, chc¹c zobaczyæ, jak siê miewam. Mog³am
ju¿ mówiæ o rzeczach, które wci¹¿ nie dawa³y mi spoko-
ju. Na przyk³ad o kl¹twie.
Wed³ug kl¹twy po spotkaniu trojaczek mia³o dojæ
do upadku Rzymu powiedzia³am z o¿ywieniem. No
có¿, doprowadzilimy do tego, ¿e siê spotka³y, Michale,
i dos³ownie czu³am, jak Rzym dr¿y w posadach. Nie wiem,
jak inni, ale ja odnios³am wra¿enie, i¿ Neron, hm, d³ugo
nie poci¹gnie.
I martwisz siê, ¿e mog³a wyrz¹dziæ jak¹ szkodê?
Zagryz³am wargi.
Tak, rzeczywicie przyzna³am.
Micha³ umiechn¹³ siê.
Melanio, pomog³a zamieniæ straszn¹ kl¹twê w b³o-
gos³awieñstwo. Czy masz pojêcie, jakie to rzadkie i nie-
zwyk³e zdarzenie?
B³ogos³awieñstwo? zapyta³am z pow¹tpiewaniem.
Jeste tego pewien?
Jestem pewien na sto procent! Micha³ jednym
ruchem otworzy³ laptopa i ustawi³ go tak, ¿ebym widzia³a
ekran. Mo¿e masz ochotê popatrzeæ na to?
154
Przed moimi oczami zaczê³a siê przesuwaæ galeria
zdjêæ przedstawiaj¹cych ludzkie twarze. Wydawa³o siê, ¿e
s¹ to twarze ludzi ró¿nych ras, pochodz¹cych z ró¿nych
epok i kultur. Mêskie, kobiece, czarne, bia³e, z³ote i br¹-
zowe wci¹¿ pojawia³y siê nowe.
Od czasu do czasu Micha³ wskazywa³ jak¹, mówi¹c
na przyk³ad:
Gdyby Maria nie wykaza³a tak niezwyk³ej odwagi,
nigdy nie odkryto by radu.
Albo:
Niezgoda Ró¿y na to, ¿eby byæ obywatelk¹ drugiej
kategorii, przyczyni³a siê do narodzin amerykañskiego ru-
chu praw cz³owieka.
Nic nie rozumiem. Co ci wszyscy ludzie maj¹ ze
sob¹ wspólnego?
Czeka³em, kiedy mnie o to zapytasz rozpromie-
ni³ siê.
Wcisn¹³ klawisz i galeria portretów zniknê³a.
Teraz patrzy³y na mnie tylko dwie twarze. Zaczê³am
powoli uwiadamiaæ sobie, ¿e je znam. Twarze Aurelii i Lu-
cylli wci¹¿ tchnê³y si³¹ i piêknem, mimo ¿e na zdjêciach
by³y znacznie starsze.
Ci ludzie pochodz¹ od dwóch sióstr? zapyta³am
zaskoczona.
Wszyscy co do jednego owiadczy³ zdecydowa-
nie.
I oni wszyscy dokonali tych niezwyk³ych rzeczy?
Wszyscy byli niezwyk³ymi ludmi, a to niezupe³nie
to samo. To taki rodzaj ludzi, którzy zmieniaj¹ atmosferê
planety na lepsze tylko dlatego, ¿e s¹ tacy, a nie inni.
155
Micha³ umiechn¹³ siê do mnie ³obuzersko.
Gdyby chcia³a przeledziæ swoje drzewo genealo-
giczne a¿ do staro¿ytnego Rzymu, czeka³aby ciê, Mela-
nio, niespodzianka!
Ach, tak umiechnê³am siê. Od której z troja-
czek siê wywodzê?
Od Aurelii, oczywicie powiedzia³ Micha³ tym
samym lekkim tonem. Pomiêdzy wami dwiema jest bar-
dzo silny zwi¹zek, co, jak s¹dzê, zauwa¿y³a.
To by³o zbyt niesamowite. Cieszy³am siê tylko, ¿e
Aurelia i jej siostra zdo³a³y prze¿yæ i spêdzi³y po¿ytecznie
swój czas na Ziemi. Poza tym oszo³omi³o mnie to, ¿e mie-
limy, choæ porednio, swój udzia³ w wydarzeniach histo-
rycznych o takim znaczeniu.
Nastêpnego dnia rano zajrza³a Lola, ¿eby zabraæ mnie
do domu.
Pomyla³am, ¿e mog³ybymy po drodze zajrzeæ do
Guru powiedzia³a. Ja stawiam.
Wpad³am w panikê.
Nie wiem, Lolu, czy ju¿ jestem gotowa na spotka-
nie z ludmi.
Wybacz, Boo powiedzia³a moja siostra duchowa
zdecydowanym tonem. Nie masz szans na wyzdrowie-
nie, dopóki nie poddasz siê niezawodnej czekoladowo-
-orzechowej kuracji Guru.
Lola, to chwyt poni¿ej pasa! rozemia³am siê.
Wiesz, ¿e nie potrafiê siê temu oprzeæ!
Po pobycie w tchn¹cym boskim spokojem sanktu-
arium czu³am siê dziwnie, spaceruj¹c ruchliwymi ulica-
mi dzielnicy Ambrozji. Kiedy dochodzi³ymy do Guru,
156
rozpozna³am z daleka znajom¹ postaæ rozpart¹ niedbale
przy stoliku na zewn¹trz.
Brice zdj¹³ okulary i spojrza³ na mnie zaciekawiony.
Czeæ, Melanio, co s³ychaæ w staro¿ytnym Rzymie?
Przepraszam na chwilê powiedzia³am uprzejmie.
Odci¹gnê³am Lolê na bok. Naprawdê doceniam, ¿e
mnie zaprosi³a syknê³am ale nie zamierzam odsta-
wiaæ przyzwoitki przy tobie i twoim ch³opaku. Pójdê do
szko³y, dobra? A wy z Briceem zjecie ciastko z orzecha-
mi za mnie.
Siadaj powiedzia³a Lola gronie.
Tak, Melanio, siadaj odezwa³ siê Brice. Bêdzie-
my musieli trochê poczekaæ. Nowa kelnerka jeszcze nie
ca³kiem wci¹gnê³a siê do pracy.
To bardzo przyjemne siedzieæ na s³oñcu w ulubionej
kafejce. Z³apa³am siê nawet na tym, ¿e opowiadam Bri-
ceowi o swoich przejciach. Wykaza³, ku mojemu zdu-
mieniu, pe³ne zrozumienie.
Nie rozumiem tylko tego, co spowodowa³o, ¿e lu-
dzie siê zmienili stwierdzi³am. Tyle siê mówi o wiel-
kich wydarzeniach w kosmosie, które zmieniaj¹ klimat
Ziemi, ogromnych meteorytach, epokach lodowcowych,
i tak dalej. Nigdy jednak nie mówi siê o tym, co wp³ywa
na ludzkie serca. W jaki sposób ludzie przeszli od Pola
Smutku do, powiedzmy, Greenpeaceu i UNICEF-u.
Ewolucja? podsun¹³ kpi¹co Brice.
Zakry³am uszy rêkami.
Aaa! To s³owo doprowadza mnie do sza³u. Nie, to
musia³ byæ cud. To jedyne prawdopodobne wyjanienie.
157
Brice umiechn¹³ siê i zacz¹³ gwizdaæ pod nosem.
Zna³am tê melodiê. Gwizda³ Siostry robi¹ to dla siebie.
Spojrza³am na niego zaskoczona. Co takiego Reuben
powiedzia³ Tytusowi? ¯e Gwiazda nie ¿yje, ale i tak po-
mog³a uratowaæ wiat.
Rany sapnê³am. Siostry to sprawi³y? Odmieni-
³y serca ludzi?
Siostry i ich dzieci i dzieci ich dzieci mrukn¹³
Brice. Mo¿na to nazwaæ cudem. Albo ewolucj¹. Co
d³ugo czekamy na zamówienie zawo³a³ do Mo nios¹ce-
go tacê z deserami.
Przepraszam, nowa dziewczyna jeszcze siê uczy
wyjani³. Z wnêtrza kawiarni dobieg³ g³ony stuk. Mo od-
szed³ pospiesznie.
Oho szepnê³a Lola.
Przy naszym stoliku stan¹³ Orlando.
S³ysza³em, ¿e chorowa³a odezwa³ siê niemia³o.
Jak siê teraz czujesz?
Ogromnie spodoba³y jej siê kwiaty, które przys³a-
³e powiedzia³ Brice z³oliwie.
Zamknij siê! syknê³am.
Orlando nie zwróci³ na niego uwagi.
Ty i Reuben bylicie naprawdê wspaniali.
Lola spojrza³a na niego z wy¿szoci¹.
Boo jest najlepsza oznajmi³a.
Nowa kelnerka ukaza³a siê w drzwiach, dwigaj¹c
tacê.
Zaczekaj! zawo³a³ Mo. Zapomnia³a o widel-
cach!
158
Biedna dziewczyna, naprawdê jej nie idzie, pomyla-
³am.
Gdy zobaczy³am jej twarz, kawiarnia zawirowa³a mi
przed oczami. Nic dziwnego. Ostatnim razem, kiedy j¹
widzia³am, w jej sercu tkwi³ nó¿, choæ mo¿e nie wypada
o tym wspominaæ. Ponadto w niebiañskim otoczeniu jej
¿ycie gladiatorki wydawa³o siê dziwnie odleg³e, jak stare
ubrania, z których siê wyros³o.
W nowej fryzurze i czarno-bia³ym stroju kelnerki by³o
jej niesamowicie do twarzy. Jedyn¹ pami¹tk¹ po dawnym
¿yciu by³ talizman na szyi: srebrny wisiorek w kszta³cie
gwiazdki.
Spotkamy siê, kiedy skoñczysz pracê powiedzia³
cicho Orlando.
Gwiazda rzuci³a mu spojrzenie spod rzês.
Mo¿e odpar³a, udaj¹c, ¿e siê zastanawia. Jeli
nie bêdê zajêta.
Zdziwi³am siê, jak niewiele mnie to obesz³o. Nie po-
trafiê tego wyt³umaczyæ. Nadal uwa¿a³am, ¿e Orlando jest
najprzystojniejszym ch³opcem we wszechwiecie, ale po
naszym rzymskim zadaniu patrzy³am na niego z trochê
mniejszym uwielbieniem. Poza tym polubi³am Gwiazdê.
Nawet bardzo. Chcia³am j¹ lepiej poznaæ.
Ojej, naprawdê siê zmieni³am, pomyla³am.
Aha, odezwa³ siê mój wewnêtrzny anio³, chcesz po-
wiedzieæ, ¿e uleg³a ewolucji.
Rany, ale¿ to prawda! Jakbym przez ca³y czas czeka³a
na kogo (dobra, na Orlanda!), ¿eby uczyni³ mnie kom-
pletn¹. Ale przecie¿ nie potrzebowa³am Orlanda ani ¿ad-
nego innego ch³opaka, ¿eby byæ sob¹. Mia³am cudownych
159
kumpli, fantastyczn¹ anielsk¹ karierê i, co najlepsze, mia-
³am siebie!
Mel Beeby, dziewczyna wojownik, podró¿uj¹ca w cza-
sie znawczyni mody i niebiañska wielbicielka hip hopu,
by³a wreszcie gotowa, ¿eby uczyniæ kolejny krok!