191 James BJ Dłoń Anioła

background image

Bre~twiodla zycie
stracencze, tula ue,
az znany reporter
wYPQtrzyl ja w tlumie, podal reke i
wprowadzil do krainy sztuki. Poznala
pieklilo i cZ!u~osc,lecz jej zmysly spaly. Teraz
wybuchly jak wulkan, bo pelen pmsji m,lody
muzyk zaczal grac dla niej piesn milosci.
W poblizu czai sie jednak n,ieprzrjaciel!
Smierc zawisla nad glowami kochanków ...


James BJ - Dłoń Anioła




PROLOG


W progu przystanal na chwile. Po to tylko, by jego ciemne, blyszczace oczy odnalazly Madame Zare. Ale tachwila
wystarczyla, by inni go dostrzegli, i wokól rozleglsie szmer zaskoczenia.
Slawa i bogactwo nie byly niczym nowym dla mieszkańców Atlanty, którzy ucztowali az.do póznych godzin
nocnych w tym pieknym tropikalnym ogrodzie. Ale to był Jamie. Geste czatne wlosy opadaly mu na czolo, pod
doskonale skrojonym ubraniem rysowaly sie szerokie, mocne ramiona. Tak, to byl Jamie, który dal swiatu swoja
muzyke.
Niestety, po dzisiejszym wieczorze. miala ona ucichnac.

Na twarzy Jamie' ego mlalowal sie smutek, którego nie potrafil ukryc. Usmiechnal sie lekko i ująl slabe,
powykręcane dlonie, które Zara wyciagnela do niego.
- Madame.
- Mój slodki lobuziaku - mówila staruszka, na próżno szukajac sladu radosci na jego twarzy. - Nielatwo jest
Zostawiać cos, co sie kocha., nawet jesli tak trzeba.
- Ma pani racje. Trudno jest odchodzic – westchnął ciezko - nawet jesli tak trzeba.
- Bedziesz tesknic.
- Na pewno.
Skinela glowa, korona siwych wlosów zalsnila w swietle.
- To dobrze, ze twój ostatni koncert odbyl sie tu, gdzie po raz pierwszy rzuciles swiat na kolana.
- Nigdy nie pragnalem miec go u swoich stóp.
- Wiem. Ale jestesmy ci wdzieczni za to, ze obdarzyłeś nas swoja muzyka.
- Dziekuje - Jamie uniósl do ust jej dlon. – Nigdy tego nie zapomne. Warto bylo to przezyc.
- Nie watpie.
Tym razem usmiech pojawil sie i w jego oczach. Madame Zara umilkla. Temat byl wyczerpany. Nie potrzeba
zadnych slów, by wiedziec, jak trudno jest kochac, a jeszcze trudniej zostawic swa milosc. Wysunęła dlon z jego
uscisku i dotknela lekko policzka Jamie'ego, jakby chciala zlagqdzic jego ból.
- Alez z ciebie przystojny chlopak, Jamie.Gdybym miala piecdziesiat lat mniej ...
- Pani jest zawsze tak samo mloda. Pani jest wieczna, Madame - rozesmial sie Jamie.
- Czyli moge byc starsza od Pana Boga? – uniosła lekko brwi.
- Nie, chcialem tylko powiedziec, ze pragnalbym być mezczyzna liczacym sie w pani zyciu.
- Ty posród moich szesciu mezów? - tym razem Madame Zara sie rozesmiala.
- Mówila pani o pieciu.
- Czyzby? - znowu uniosla brwi. - Z szóstym zylam
bez slubu. -
- Szczesciarz.
- Wiem, ze ta kobieta, która bedzie miala Jamie'ego
McLachlana za meza, tez bedzie bardzo szczesliwa.
- Nie wiem, czy taka kobieta istnieje.
- Istnieje. Kiedy ja spotkasz, bed2;iesz wiedzial. A ona
'na pewno ci sie nie oprze.

background image

ROZDZIAL PIERWSZY

- Nieoh cie diabli, Simon! -' Jamie uderzyl' dlonia
w stól, az zadzwieczalo szklo. - Przeciez wiedziales, ze
skonczylem juz z Organizacja, kiedy to planowales.
Simon McKinzie skinal glowa, nie silac sie na wyj asnienia~
Podniósl szklanKe,' poruszyl nia tak, ze bursztynowy
plyn zawirowal, i podniósija do ust. Jeden ruch
'i szklanka byla pusta. Czysta,'indcna whisky splynela mu
do gardla; polknal ja jak wode: ."
Jatnie patrzyl, jak dlbrzymia dlon przechylila ponownie
karafke i nastepna porcja plynu pojawila sie w szklance.
\
Marynarka Simona miala swoje lata, jak i jej wlasciciel,
ale w dalszym ciagu wygladala porzadnie. Ktos
inny moze wygladalby smiesznie w blyszczacym ubraniu,
które wyszlo z mody trzydziesci piec lat temu, kiedy
urodzil sie Jamie, ale nie Simon.

f -

Dobrze dzis grales. - W ustach Simomi byla to

najwyzsza pochwala.
- Dzieki. - Jamie skrzyzowal rece. - Staralem sie.
- Spogladal przez caly ,czas na mezczyzne, który byl jego
przyjacielem i mistrzem. ,
- Chwilami balem sie, ze rozbijesz fortepian.
- Jak do'tad, nigdy tego nie zrobilem. A teraz, kiedy
sko6czylerri z koncertami, nie bede mial ku temu okazji.

8

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

9

- Ze dwa razy musialem wyjac chusteczke.
Jamie rozesmial sie. Smutek zniknal z jego. twarzy.
Siman latwa sie wzruszal. Jego.wrazliwosc dorównywala
pasiadanej sile.
- Juz ci przeszlo? - Simon popatrzyl badawcza na
Jamie'ega. Lubil go. najbardziej ze wszystkich McLachlan<;
lw.- Czy mazesz mnie teraz wysluchac?
- Chcesz sie wytlumaczyc? Dobrze. Slucham:
- Raczej wyjasnic ci przyczyny. --Sinión byl dakladny.
.
- Dabrze. Wyjasnij. - Zly, ze wciagriietogo w te
aperacje" Jamie wiedzial, ze Siman zawsze, postepawal
razsadnie.Ten pateznie zbudawany weteran sluzb specjalnych
nie utwarzylby, najlepszego. adzialu, gdyby nie
ki'erowal sie mzsadkiem. Jamie dzialal razem z nim.
SIman zwerbawal go. wiele' lat temu.
, '- Mendaza przyjezdza jutra, a szóstej. - Widzac
pytanie w 'aczach Jamie'ega; dodal: - Tak, ten'"sam,

2

którym miales da czynienia trzy lata temu.

- Ujawnil sie?
~ Tak Ma liste i teczke pelna dawadów wystarczajacych,
by uniemozliwic dzialanie szczególnie

nieL

bezpiecznej grupie kartelu narkatykawego.Podabna lista
zawiera znane nazwiska. Ale nie wiemy, czyje i'jakie
stimawiskia piastuja ci ludzie. Mendaza jest bardzo
wystraszany. Patrzebujemy na latniskuznajamej twarzy.
Kagas, kamu ufa, ,
Jamie westchnal. Byl wykanczany. Zawsze tak sie
czul pa kancertach, a teraz jeszcze ta spatkanie.
~ Razamiem.

background image

-'--Wystarczy, aby cie dastrzegl na latnisku. Kiedy
upewnisz sie, ze cie widzi,' umailiwisz mu zamiane
teczki, stawiajac swoja w jak naj.clagadJ1li€jszymmiejscu.
Potem zabierzesz teczke' iMendazy i 'apuscisz: teren
latniska. '

,

,

- Czy Mendaza bedzie bezpieczny? "
, . - Ta' problem kagas innego.. Ty sie ta sprawa nie
zajmujesz. Jak tylko dastarczysz nam teczke, przechadzisz
na zasluzana emeryture. .
- A ja myslalem, ze nastapila ta juz tydzien-temu.
- Czyzby? Chyba sie pamyliles.
- Niech ci bedzie. - Jamie stuknal lampka a szklanke
Simana, - Za tydzien, w którym Jamie McLachlan,

pianista i tajny agent, przechadzi na emeryture.

-:I

za wszystkie jego. dzieci, które zacznie produkawac,

jak:tylka znajdzieadpowiednia, asabe·
~ Produkcja dzieci -'--rozesmial sie Jamie. ,~ Na cóz,
wymy~liles dla mnie zupelnie przyjemne zajecie.
- Prawda? - Simon usmiechnal sie i druga szklanka
whisky zniknela padobnie jak pierwsza.
Brett Sumner przesunela wyzej pasek aparatu fatagraficznego.
i przycisnela lakcie da ciala. Przy kazdym
kraku teczka abijala sie jej a kalana. Wadruchu wscieklasci
zapragnela nagle uderzyc nia mezczyzne, ,który
przepychal sie przez tlum tuz za nia. Co.z tego.,ze mu sie
spieszy. Wszystkim sie spieszy. Trzeba wykazac troche
cierpliwasci. Zwalnila kraku i powali pasuwala sie wraz
z tlumem. Kiedy znalazla sie w paczekalni, adetchnela
z ulga. Nareszcie mazna byla przelazyc aparat na drugie
ramie i uchwycic teczke tak, by nie przeszkadzala przy
kazdym ruchu. Paruszala sie z wdziekiem. Pasma kruczaczarnych
wlosów wysuwaly sie spad zniszczanegokapelusza,
czerwana apaszka byla niedbale wsupieta w wycie10

Dl.ON ANIOLA DLON ANIOLA

11

cie bluzki. Mocne wysokie buty, w które wpuszczone
byly nogawki szerokich spodni, podkreslaly plynny krok.
Jej zgrabna sylwetka przyciagala wzrok wszystkiCh.
Gonily ja spojrzenia pelne podziwu. Piekna twarz, doskonalafigura,

pewnosC siebie

i

poczucie wlasnej godnosci

podkreslaly jej zmyslowosc.
Brett nie zdawala sobie zupelnie sprawy z podziwu, jaki
budzi. Myslala tylko o tym, by jak najszybciej dotrzec do
domu. Myslami byla juz w ciemni, gdzie powolywala do
zycia nadzieje, marzenia, ból i' zal, które uchwycila na
zdjeciach. Idac wsród tlumu, przypatrywala sie twarzom
napotykanych ludzi, szukajac; ciekawych obiektów.
W oczy rzucila jej sie twarz szczuplego, atrakcyjnego
mezczyzny. Widziala ja w ostrych, kontrastujacych ze
soba kolorach; które nie tylko odzwierciedlaly przepelniajaca
go energie, ale i podstep. ZWGlnilakroku, zaciekawiona.
A moze to pozory? Twarze wielu osób przypominaly
maski, by nikt nie mógl ich zranic lub odkryc ich
prawdziwej natury. Pracujac, starala sie zawsze ujawnic
to, co krylo sie pod taka maska.

background image

Nie rozumiala, dlaczego ten stojacy samotnie mezczyzna
przyciagnal jej uwage. Dlaczego kojarzyl sie jej
z podstepem. Chyba to podpówiadal jej instynkt. Zapragnela
utrwalic napiecie, które malowalo sie na jego twarzy,
i siegnela po aparat. W jakis sposób odgadl jej intencje
i wpil sie w nia ciemnymi oczami. Brett zadrzala.
Zaskoczona stwierdzila, ze oczy mezczyzny byly niebieskie
i bardzo rozgniewane, jakby mówily: wynos sie stad;
to nie twoja sprawa ..
Te nie wypowiedziane slowa dotarly do niej z taka
moca, ze az sie cofuela, a reka zsunela sie z aparatu.
Mezczyzna wpatrywal sie w nia intensywnie, dopóki nie
rozdzielil ich wózek z bagazami. Kiedy przejechal,
mezczyzny juz nie bylo.
. Brett wpatrywala sie w opustoszale miejsce zupelnie
wytracona z równowagi. Miala wrazenie, ze wszystko to
dzialo sie

w

jej wyobrazni, ze jej umysl nie uwolnil sie

jeszcze od nastrojów panujacych w kraju, z którego
wlasnie wrócila.
Jeszcze raz rozejrzala sie po szerokim korytarzu,
szukajac nieznajomego, ale go nie znalazla. Zorientowala
sie, ze stoi posród przechodzacych ludzi, i przylaczyla sie
do nich. Idac

Z

tlumem zmeczonych podróznych, odtwarzala

w myslach obraz ujrzanej twarzy.
Kazdy szczegól utkwil jej w pamieci. Proste brazowe.
wlosy odrzucone na bok byly tak ciemne, ze az ·czarne.
Wyraznie zarysowane brwi mialy ten sam kolor. Geste,
zawiniete rzesy byly jeszcze ciemniejsze. Wystajace
kosci policzkowe i podbródek swiadczyly o bezkompromisowosci
tego mezczyzny. Pieknie wykrojone usta
stworzone byly do ~smiech,u; zlosc, która sciagnela je
w prosta, waska linie, nie pasowala do nich. I te cudowne
oczy jak plomien blyskajacy moca.
Piekna twarz. Twarz, której nie mozna zapomniec.
Znowu zwolnila kroku. Jedynie tlum ludzi powstrzymywal
ja od zawrócenia i ponownego przeszukania
poczekalni. Byla pod tak silnym wrazeniem tego mezczyzny,
ze postanowila znalezc jakies logiczne wytlumaczenie
tego faktu. W koncu doszla do wniosku, ze
rysy wydaja sie jej znajome. Tylko skad je znala? Dala
upust swojej fantazji, próbujac sobie wyobrazic mezczyzne
w innym otoczeniu. Przedjej oczami pojawialy sie
obrazy i znikaly. Meczylo.ja uczucie, ze rozwiazanie
zagadki jest w zasiegu reki, ale nie mogla nic na lo
12

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

13

poradzic, Byla juz prawie u wyjscia, gdy przypomniala
sobie o bagazach.
'- ,Cholera! - zaklela poirytowana i zawrócila. Nie
uszla'nawet kroku, gdy mocneudetzenie powalilo

ja

na

ZIemIe·
- Dziwka! - padlo przeklenstwo.'
Czula, ze uderza glowa o podloge, a jakies -cialo
przygniata

ja

swym ciezarem, ale jedyna rzecz, o której

byla w stanie myslec, to aparat fotograficzny.
- Nie mógl pan uwazac? Co za niedolega - syczala
przez zeby. _

j

background image

Powoli gramolil sie na nogi, caly czas rozgladajac sie
w panice na wszystkie strony. Po chwili znowu rzucil sie
na nia, próbujac wyrwac jej z reki teczke.' Brett zorientowala
sie, ze napastnikiem jest rnrukiiwy facet o ciemnych,
przerazonych oczach, który"lecial.z nia samolotem.
Wyszarpnal jej teczke i teraz sciskal

ja

tak mocno, jakby

zawierala wszystkie skarby jego zycia.
Zlodziej! Wstretny typ, który chce po prostu

ja

okrasc.

- O nie! Nic z tego! - Zapominajac o bólu, próbowala
stanac na nogi.
--Nie!
Byla tak zajeta walka z napastnikiem, ze nie zwracala
na nic uwagi. Próbowala chwycic zlodzieja za reke, ale
zlapala go tylko za pole koszuli, gdy nagle na jego
brzuchu pojawila sie plama czerwieni. Mezczyzna potknal
sie i .oslaniajac glowe jedna reka, a

w

drugiej

sciskajac teczke Brett, biegl w strone taksówki.

c

Znowu próbowala sie podniesc.

- Nie ruszaj sie! ~ Szum glosów i dzwiek rozbijanego
szkla zagluszyly to polecenie ..
Zdenerwowana tak bezczelna kradzieza dokonana na
oczach wszystkich, nie dostrzegala niczego wokól. 'Myslala
tylko o filmie, który' stracila, o tych wszystkich
wspanialych twarzach, które udalo jej sie utrwalic. Nie
magla tego darowac zlodziejowi,. wiec rzucila sie w pogon
za nim.
- Do diabla! Kobieto!
Kolejny' raz znalazla sie na podlodze, przygnieciona
zelaznym usciskiem.
- Czy pani jest glucha?

-c

Patrzyly na nia rozgniewane"

ciemnoniebieskie oczy.
Jamie McLachlan byl wsciekly na siebie. Spóznil sie.
Nie przypuszczal jednak, ze' ktos taki jak' Mendoza
wpadnie w panike. Nie spodziewal sie, ze ten glupiec
zacznie uciekac przed ludzmi, którzx mieli go chronic.
Biegl na oslep, az zderzyl sie z piekna kobieta o lagodnych
szarych oczach.
-Czy pani oszalala? - krzyknal. - Czy tez ma pani
zbyt duzo odwagi, a za malo rozumu?
_. Bal sie· o nia nawet teraz, gdy chronil ja' wlasnym
cialem.'\
Brett próbowala cos powiedziec, ale jej slowa zostaly
zagluszone gniewnymi pomrukami, jakie wydawal mezczyzna,
przyciskajac ja mocniej do podlogi. Czula na
wlosach jego cieply oddech, rece na swoich plecach.
Dwukrotnie powietrze rozdarly dwa grozne, krótkie
dzwieki. Dwukrotnie przyciagnal jej cialo jeszcze blizej
do. siebie, tak, ze byla wokól niej tylko ciemnosc
wypelniona zapachem slonca, mydla i lisci.
Ktos przebiegl obok. Trzasnely drzwi. Zabrzeczalo
rozbi1ane szklo. Brett nic nie ,rozumiala. Wszystko to
dzialo sie zbyt szybko. Starala sie uwolnic spod przygniatajacego
ja ciezaru, ale bylo to ponad jej sily.

14

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

15

- Rusz sie, do pioruna! /

Nie zauwazyla, ze uniósl glowe i badawczo rozejrzal

background image

sie

dookola.

- Wybacz, moja piekna - wyszeptal. - Balem sie, ze
jakis glupiec zastrzeli cie, zanim uda nam sie pocalowac.
- Co takiego? - Brett przestala

sie

szarpac.

Jamie rozesmial sie i z zadowoleniem zauwazyl, ze
gniew, jakim zareagowala ha glupia odzywke, przywrócil
rumience jej policzkom.
Jednym ruchem podniósl

sie

z podlogi, potem chwycil

ja za reke i pomógl wstac.
- Mój aparat! - zawolala Brett, odpychajac go.
-- Nie ruszaj sie! - Ujal ja za ramiej nie puszczal, choc
starala sie uwolnic. Patrzyl jej prosto w oczy. - Powie~
zialem: nie ruszaj sie. Znajde twój cenny aparat.
Nie sluchala go. Juz dawhonikt jej nie rozkazywal.
Jesli temu czlowiekowi wydawalo sie, ze moze nia
rzadzi'c, to mylil sie bardzo. '
- To mój aparat - warknela - i ja po niego

pójde.

-Przytrzymal ja mocniej. Sytuacja ulegla zmianie.
Mendozazniknal, ludzie Simona' pobiegli za nim. Ten,
kto strzelal; gdzies sie ukryl. A on byl tutaj, aby chronic te
kobiete. I mial zamiar wykonac swoje zadanie do konca.
. - Nigdzie nie 'pójdziesz. Mówie ci, ze zostaniesz tutaj.
O maly wlos nie zostalas zastrzelona.
- Zastrzelona? - Dopiero teraz zaczela sluchac tego, co
mówi nieznajomy. Zauwazyla potluczone szklo ze sladami
krwi. - Kto? - zapytala i przerazona patrzyla na niego,
szukajac ran. Zaskoczyl go wyraz ulgi na jej twarzy, gdy
zobaczyla, ze nic mu sie nie stalo. - Do kogo strzelali?
- Do faceta, który cie przewrócil.
- Ale widzialam go, jak wsiadal do taksówki.
- Jest ranny, ale uciekl. Ty znalazlas sie dokla~ie na
linii strzalu. Jeszcze sekunda i byloby po tobie.
Pi-zypornniala sobie plame czerwieni na koszuli tegiego
mezczyzny. Jego niepewny chód. Brett zadrzala.
A przeciez dobrze wiedziala, co to przemoc. Widziala
smierc i zniszczenie. Ale nie tu, nie

w

rodzinnym kraju.

Nie w Atlancie. Tu byl jej dom, spokój, do którego
wracala, pozostawiajac za soba niebezpieczenstwo; z jakim
stykala sie w czasie wyjazdów. Co prawda, tutaj tez
zdarzaly sie gwah i przemoc, ale nie'zbyt czesto. Czula sie
tu bezpieczna. Teraz odebrano-jej to poczucie, co bylo
gorsze od bezposredniego zagrozenia.
- Nie ruszaj sie stad, prosze- Jamie powtórzyl polecenie.
Skinela glowa. Nie byla zdolna do zadnych reakcji.
Nie chcial od niej odchodzic, ale wiedzial, ze nic jej juz
nie grozi. Slaniala sie na nogach ze zmeczenia i bólu, ale
byla bezpieczna.
Ruszyl w strone aparatu i teczki lezacych na podlodze.
Brett stala bez ruchu. Próbowala zebrac mysli i uporzadkowac
to; co sie zdarzylo.

- Prosze. -

Jamie podal jej oba przedmioty.

Co prawda, byla przekonana, ze teczka zostala skradziona,
ale widocznie sie pomylila, bo teraz miala ja
przed soba wcale nie uszkodzona. Wydawalo sie, ze
i aparat nie ulegl zniszczeniu, ale musiala to sprawdzic.
- Chodzmy stad w jakies spokojne miejsce. - Jamie

background image

wzial ja pod reke i zaprowadzil do malej wneki, gdzie nie
bylo slychac gwaru lotniska. Tam przyciagnal ja do siebie
, tak mocno, ze zachwiala sie i oparla o niego. Ten krótki
dotyk przypomnial mu, jak bardzo jej pragnal wtedy, gdy
ja oslanial. Zastanawial sie, czy mozna czuc pozadanie
w obliczu niebezpieczenstwa. Ale kiedy popatrzyl na jej
16

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

17

p0targane wlosy. piekna twarz iwspaniale cialo- stwierdzil,
ze jest to mozliwe. Scisnal jej reke az do bólu i wtedy
zauwazyl na twarzy dziewczyny strach.. Nie mial do niej
preteNsji, ze sie boi. Sam' nie mógl zrozumiec tego, co
czul, wiec jak ona mogla to pojac? Miala za soba ciezkie
chwile, a on dzialal zby,t szybko. Dokad go to zaprowadzi?
Wpatrywal sie w nia z zachwytem; marzyl o tym, by ja
pocalowac. Zapomnial ,zupelnie, ze jest dla niej obcym
czlowiekiem. Powstrzymywala go od pocalunku tylko
swiadomosc, ze :nie poprzestalby na jednym. Delikatnie
odsunal wlosyz jej twarzy, by upewnic sie, ze nie jest ranna.
~ Smialem sie - powiedzial - a nie powinienem.
Przep~aszam .
.- Wiem, dlaczego sie smiales.
- Naprawde? :- Popatrzyl. 'na nia z powaga, a potem
potrzasnal· glowa. - Nie jestem ,pewien, dlaczego to
zrobilem. Jeszcze razprz;epraszam. To nie bylo zabawne
dla zaclnego z nas. .
Ktos pojawil sie za nim: Byl to Jeb Tanner, jeden
z najlepszych agentów Simona. Jamie wiedz(al, ze jego
.przejscie na emeryture znowu odsuwa sie w czasie. Byl
potrzebny Simonowi. Skinal glowaw s~rone Jeba i ponownie
zwrócil sie do stojacej przy nim dziewczyny.
;:- Jakzebym chcial, zebys Nie byla w to wsZystko
wplatana.
- Nie bylo to mile powitanie.

- PrzepFaszam ~ powiedzial

i

zorientowal, sie, ze

w kólko powtarza to slowo. - Plote bzduFy.
~- Alez skad, - zaprzeczyla Brett. - Jestes. bardzo
zdenerwowany.
Podobalamu sie coraz bardziej, ale potrzebowal czasu,
by jej to wszystko wyjasnic. Niestety? Jeb Tanner uniemozliwial
mu to.
- Musze juz isc - westchnal.
- Poczekaj! - Brett chwycila go za ramie. - Co tu sie
stalo?
- To nie.powinno cie obchodzic. Najwazniejsze, ze
jestes juz bezpieczna. .
- To nie byl zwykly napad i kradziez, prawda?
Jeb - wysoki, spokojny mezczyzna, byl juz na granicy
wytrzymalosci.
- Cholera! - Jamie popatrzyl ze zloscia na wyslannika
Simona, ale nie mógl zbagatelizowac jego obecnosci. .
Musial spelniac polecenia, dopóki nie wypelni swego
zadania i dopóki sprawa Mendozy nie zostanie rozwiazana.
Brett spojrzala na nieznajomego. Widywala podobnych
ludzi w róznych krajach w czasie swych podrózy.
Niebezpieczenstwo nie bylo dla nich niczym nowym.

background image

W ich spokoju krylo sie cos szczególnego. Zrozumiala, ze
mezczyzna o ciemnoniebieskich oczach, który uratowal
jej zycie, tez do nich nalezal.
- Kim jestes? - spytala. - Czym sie zajmujesz?'
Jej spojrzenie trzymalo go mocniej niz uscisk reki. Nie
chcial klamac, a nil to, zeby jej opowiedziec o sobie, nie
mial teraz czasu.
- Pózniej. - Przykryl j ej dlon swoja reka. - Chcialbym
ci wiele powiedziec, ale nie teraz.
. - Ale ....
- Przykro mi. Muszejuz isc. Obiecuje, ze wszystko ci
pózniej wyjasnie.
Odszedl, omijajac potluczone szklo i plamy krwi; Brett
zostala sama.

DLON ANIOLA

19

ROZDZIAL DRUGI

- Nikt nie zna jej nazwiska?! - Simon popatrzyl na
swoich ludzi. - Mówicie, ze nikt z was nie spytal jej
o nazwisko? I wyszla sobie z lotniska tak po prostu
i zniknela?
Wszyscy milczeli. Nikt nie odwazyl sie odezwac. Jeb
Tanner zainteresowal sie nagle swoim zlamanym paznokciem.
Dwaj inni, Matthew. Sky i Mitch Ryan, wpatrywali
sie uparcie w podloge.
Jamie stal z boku, zmeczony, w ubraniu poplamionym
krwia, i nie odrywal spojrzenia od Simona.
- Co za balagan! - stwierdzil ten ostatni, westchnal
ciezko i potrzasnal glowa na mysl o pomylkach i pechu,
jakie zwiazane byly z ta akcja. - Od poczatk.u do konca
totalny balagan.
Cisze przerywalo jedynie pelne poczucia winy szura:nie
butami.
- Taka prosta akcja, a mysmy ja schrzanili. - Nikt nie
. podniósl na niego oczu, nikt nie zaprzeczyl. Wszyscy
zauwazyli, ze uzyl zaimka "my", ze wzial wine równiez
na siebie. Nikttez nie mial watpliwosci, ze nie skonczyl
jeszcze swej przemowy. Teraz mialo nastapic najgorsze.
Wyliczenie bledów, które popelnili.
- Zgubilismy czlowieka. Stracilismy dowody. Lotnisko
zamienilismy w cyrk. Zwrócilismy na siebie uwage.
Ale najgorsze - zacisnal piesci - najgorsze jest to, ze
pozwolilismy swiadkowi, moze jednemu ze spiskowców,
wymknac sie niepostrzezenie.
- Nikt nie spodziewal sie, ze Mendoza bedzie na tyle
glupi i zacznie uciekac. A ona byla przypadkowym
swiadkiem, Simonie, nikim wiecej - Jamie zwrócil sie do
szefa. - Znalazla sie przypadkiem w nieodpowiednim
miejscu i czasie, na pewno nie brala udzialu w zadnym
spisku.
- Jestes tego pewien? - zapytal Simon ze zlowrogim
usmiechem.
- Czuje to. - Jamie usilowal zostawic sobie droge
odwrotu.

f

- Moze ta pewnosc byla powodem tego, ze nie
wykonales rozkazów i dzialales na wlasna reke?
,Jamie nie odpowiedzial. Wiedzial, ze Simon musi tak

background image

postepowac. Jego gwahowna reakcja byla wynikiem
obawy o swoich ludzi.
- Miales wyrazny rozkaz: zamienic teczki i opuscic
teren lotniska. Zamiast tego wlaczyles sie w cale to
przedstawienie. Oslaniales kobiete, która wczesniej przewróciles
na ziemie, potem podniosles ja; otrzepales
z kurzu i odeslales do domu, nawet nie pytajac o nazwisko
- westchnal, mówiac to wszystko z patosem. - A mimo to
wiesz, ze byla przypadkowym, niewinnym swiadkiem.
- Nie odeslalem jej do domu - odpowiedzial spokojnie
Jamie, na którym slowa Simona nie zrobily wiekszego
wrazenia. - Nie zrobil tez tego Jeb ani nikt inny. Mendoza
byl dla nas najwazniejszy. I chyba jednak pomylilismy
sie, traktujac te kobiete jako zwyklego swiadka. Wiekszosc
ludzi, która znalazlaby sie w podobnej sytuacj i,
potrzebowalaby pomocy i ochrony ze' strony wladz.

20

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

21

- Powinna zostac przesluchana - upieral sie Simon,
choc wiedzial, ze nie ma racji.
- Tak, to prawda - zgodzil sie Jamie. - Ale tylko dla
jej wlasnego bezpieczenstwa.
- Mam nadzieje, ze gdy ja odnajdziemy, rozpoznasz
ja.
- Na pewno.
- Mend<;>zazostal ranny - podjal nastepny temat
Simon. - Sadzac po ilosci krwi, rana jest powazna.
Policjanci przeszukuja ulice w okolicy, w której, wedlug
taksówkarza, wysiadl. Nasi ludzie sprawdzaja okoliczne
szpitale.
Zadzwonil telefon. Simon podniósl sluchawke. Odpowiadal
lakonicznie. Kiedy skonczyl, zwrócil sie do
czekajacych w napieciu mezczyzn.
- Jakis przechodzien znalazl Mendoze w zaulku.
- Popatrzyl na Matthew. - W tej czesci miasta, która
poleciles przeszukac. Niestety, bylo juz za pózno. Na
szczescie ella nas mial przy sobie teczke.
- Gdzie ona jest?
- Jedzie winda wraz z policjantem, który ja znalazl.
N?strój zmienil sie calkowicie. Nic nie mozna juz bylo
zrobic dla Mendozy, ale mieli jeszcze jedna szanse, by
zapobiec rozprowadzeniu kolejnej partii narkotyków.
Jamie nie mógl sie doczekac, kiedy zobaczy odnaleziona
teczke. Cos go niepokoilo. Czul to juz wczesniej.
Teraz, gdy zdobyto najwazniejszy dowód, nie mógl
ukryc niecierpliwosci.
Stanal przy oknie. Patrzyl na swiatla miasta. Na pewno
któres rozswietla jej mieszkanie. Zastanawial sie, które.
okna naleza do niej: A moze sa ciemne, bo pracuje nad
wywolaniem zdjec, dla których ryzykowala zycie?
- Ona jest zawodowym fotografem - wypowiedzial
na glos slowa, które pojawily sie w jego myslach.
Simon odwrócil sie do Jamie'ego, ale nie odzywal sie.
Nie chcial mu przeszkadzac, bo czul, ze ten cos sobie
przyporruna.
- Miala aparat fotograficzny, wygladal na sprzet
profesjonalny. Bardzo sie o niego troszczyla. Moze

background image

jest fotoreporterem, a moze dziennikarka, sam nie

WIem.

o

Czul, ze ma racje. Przesunal dlonia po wlosach.

W niczym .nie przypominal mezczyzny, który nie dalej
jak wczoraj gral swój ostatni koncert nagradzany burzliwymi
oklaskami. Nie myslal teraz o tym. Myslal
o szarookiej kobiecie.
- Chyba leciala tym samym samolotem co Mendoza.
Pewnie robila reportaz z wydarzen rozgrywajacych sie
w jego kraju. - Jamie odwrócil sie do kolegów. - Ciekawe,
gdzie pracuje? Pytacie, jak wyglada? Jest wysoka,
mloda, ma ciemne wlosy. I zbyt piekna, by o niej
zapomniec. Którys z was musial ja gdzies widziec.
~ Ten opis pasuje do wielu kobiet. - Jeb myslal
intensywnie, przesuwajac palcami po jasnej brodzie.
- Ale ...
- Co? - Jamie zblizyl sie do niego.
- Sumner! - Jeb usmiechnal sie radosnie. - Tak, to
zona Carsona Sumnera!
- Zona? - Glos Jamie'ego zabrzmial ochryple.
- Tak. Na imie jej Brett. Ten kapelusz mnie zmylil.
Dopiero teraz zdalem sobie sprawe, kim jest ta kobieta.
- Jeb spojrzal na Jamie'ego. - Masz racje. Brett jest
dziennikarka i fotoreporterka. Wolny strzelec, nie pracuje
dla zadnej okreslonej gazety.
22

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

23

Jest mezatka. Tego Jamie sie me spodziewal. Nie
pasowalo to do niej.
- Sumner ... - Simon wyjal z szuflady ksiazke telefoniczna
i zaczal przerzucac kartki w poszukiwaniu wlasciwego
nazwiska.- Mam!
- Jaki adres? - Jamie odczul ulge, ale jednoczesnie
dziwny lek.
- Mieszka na Callaway Drive. - Simon odczytal
numer.
- Nie najlepsza dzielnica. Nie przypuszczalem, ze
zona Sumnera moze tam mieszkac - wtracil sie Jeb.
Ktos zapukal. Drzwi otworzyly sie i podobny do Jeba
mezczyzna wprowadzil do pokoju policjanta w mundurze.
- To jest sierzant MahoneY'. Rozpoznal Mendoze
i znalazl teczke.
Podziekowali policjantowi i poczekali, az wyjdzie.
- Popatrzmy, co zdobylismy za cene zycia czlowieka
powiedzial Simon, stawiajac na biurku zniszczona
teczke. Zamek nie stanowil dla niego zadnego problemu,
. ale zawartosc ...
- Co to jest, do diabla! - Simon oniemial.
- No, no! Cóz my tu mamy? Czyzby nasz znajomy
gustowal w babskich rzeczach? Chyba nie znalismy go za
dobrze. O, a tu jest jakis film. Jak myslicie, czy lubil tez
niepfZyzwoite zdjecia?
- Przestan, Ryan - Simon jednym slowem potrafil
kazdego przywolac do porzadku.
Jamie przyjrzal sie uwaznie teczce. Zapach, który
poczul, natychmiast naprowadzil go na slad. Teczka
Mendozy byla taka sama jak teczka Brett. I wlasnie jego

background image

teczke dziewczyna miala przy sobie, gdy opuszczala
. lotnisko.
- Oni tez o tym wiedza - zawolal. - Ci, którzy
obserWowali Mendoze, byli lepiej poinformowani, niz
my. Zorientuja sie, co sie stalo z teczkami.

-=:

To nie jest takie proste. - Simon zaczal przegladac

maly notes. - Nawet jesli obserwowali zamiane, to
przeciez nie wiedza, kim jest dziewczyna.
- Wiedza o zamianie i z latwoscia moga zidentyfikowac
Brett. Moze juz ja znalezli?
, Jamie w ciagu sekundy byl przy drzwiach.
- Jamie! Dokad, do cholery, idziesz? - krzyknal.
Simon.
- Na Callaway Drive. Módlcie sie, zeby nie bylo za
pózno.
Brett od kwadransa odpoczywala w wannie. Goraca
woda koila zmeczenie. Próbowala uspokoic nerwy p'O
tych wszystkich wydarzeniach na lotnisku, sluchajac
muzyki dobiegajacej z glebi mieszkania.
Muzyka polaczona z medytacja stanowily rytual po
kazdej podrózy. Pomagalo jej. to uporac sie ze wstrzasajacymi
obrazami i przezyciami. W ten sposób mogla nabrac
dystansu do tragedii, rozczarowan i klesk, bedacych
udzialem innych, i wrócic do klopotów dnia codziennego.
Te krótkie chwile izolacji nie zmienialy nic, ale
dodawaly jej sily.
Dzis muzyka tylko ja draznila. "Sonata Ksiezycowa"
irytowala ja, a co gorsza nie dawala ukojenia. Zdawala
sobie sprawe, ze nie jest to wina muzyki. Kiedy indziej na
pewno spelnilaby swoje zadanie. Ale nie dzisiaj, gQY
spotkala tego czlowieka. Mezczyzne, którego nie. potrafila
wyrzucic z pamieci .
Brett nie nalezala do kobiet, które mezczyzni latwo

24

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

25

mogli wytracic z równowagi. W kazdym razie nie
zdarzalo jej sie to do tej pory. Tym razem jednak nie
potrafila przestac myslec o nieznajomym z lotniska.
Rozgniewana, wyszla z wanny z postanowieniem zajecia
sie zwyklymi sprawami.
Nalala sobie troche wina i usiadla w fotelu. Przytu-
. lila zimna, oszroniona szklanke do skaleczonego policzka.
Poczula, ze ból mija, i zapadla w jakis dziwny
pólsen. Widziala kalejdoskop zmieniajacych sie obrazów,
slyszala kakofonie dzwieków. Zapach prochu
i krwi. Strach.
Znalajuz to wszystko z obserwacji. Pisala o przemocy,
ale nigdy nie doswiadczyla jej bezposrednio. Dzisiaj na
lotnisku przestala byc widzem. ·Rzeczy, o których dotad
tylko pisala, staly sie jej udzialem. Jej spokojny swiat
w Atlancie rozpadl sie. .
"Idz! To nie twóf interes!" To wlasnie chcial jej
powiedziec tajemniczy mezczyzna.
Telepatia.
Nic porozumienia miedzy dwojgiem nieznajómych.
Przeciez poslusznie spelnila ten niemy rozkaz. Odeszla
pewna, ze juz go wiecej nie zobaczy, ale nie mogla

background image

przestac o nim myslec.
Na skutek roztargnienia znalazla sie w niebezpieczenstwie
i znowu ich drogi sie spotkaly. Byl zly na nia,
krzyczal, ale uratowal jej zycie. A gdy dotknal jej
obolalego policzka, zrobil to z ogromna delikatnoscia.
Brett zadrzala na wspomnienie tego dotyku. Pamietala
swoja reakcje - uczucie rozkoszy, którego nie
potrafila stlumic. Nikt poza mezem nie dotykal jej
w taki sposób. Tylko Carson Sumner tak na nia dzia-,
lal.
Nie! 'Nie wolno jej o tym myslec. Nie wolno jej robic
zadnych porównan. Absolutnie nie wolno.

~ No

i

dobrze. Nigdy wiecej go nie zobacze. - Jej glos

zabrzmial glucho w pustym mieszkaniu. Przez chwile
czula sie bardzo samotna. Rozesmiala sie, próbujac
zmienic nastrój. - Brett Sumner! Znowu mówisz do
siebie! - Teraz smiech zabrzmial juz radosniej. - Moze
dobrze, ze juz go wiecej nie spotkasz. Móglby pomyslec,
ze zwariowalas.
Postanowila zabrac sie do pracy. Jesli wszystkie
zdjecia sie udaly, bedzie to najlepszy reportaz, jaki
dotad zrobila. Znowu pomyslala o zdjeciu, które mogla
zrobic. Taka fascynujaca twarz! Starala sie przekonac
sama siebie, ze wycofala sie, bo chciala uszanowac
jego prywatnosc. Zawsze traktowala z szacunkiem
tych, których fotografowala. Ale jakiz bylby to wspanialy
portret. Zrobic takie zdjecie - to byloby arcydzielo.
.•
I znowu myslala o tym mezczyznie. Przeciez Carson
byl jedynym, którego pragnela. Byl najwazniejsza
osoba w jej zyciu - nauczycielem, mistrzem, kochankiem.
Jak. wiec wytlumaczyc to, ze zupelnie przypadkiem
spotkana osoba byla w stanie poruszyc uspione od lat
uczucia, poddac w watpliwosc obietnice zlozona samej
sobie, ze zaden mezczyzna nie przyciagnie jej uwagi ..
- Praca! Tego wlasnie pani potrzebuje, pani Sumner.
Nie wolno myslec o glupotach. - Podniosla sie z fotela
i podeszla do drzwi, kolo których stal bagaz. Wziela
teczke i zaniosla ja do pokoju. Ucierpiala bardziej, niz
Brett sie spodziewala. Skóra miala liczne zadrapania,
oderwane okucie i zepsuty zamek. Ale zdziwila sie
26

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

27

dopiero wtedy, gdy ja otworzyla. Byla przygotowana
zobaczyc ubranie na zmiane, notatki i filmy, tymczasem
ujrzala bezlaanie powrzucane doklilllenty i paczki uzywanych
banknotów.'
Wziela do reki kilka kartek i zaczela je przegladac.
Byly tam jakies kolumny cyfr i mapy z oznaczeniami.
Niektóre teksty .pisane byly po angielsku, inne po hiszpansku.
Odlozyla wszystko z· powrotem. Czula sie jak
intruz. Zaczela sie zastanawiac, czyje to rzeczy. Po chwili
przypomniala sobie grubasa, który przepychal sie przy
wyjsciu z samolotu, a potem w poczekalni przewrócil ja

'i

'wyrwal jej. z rak teczke, krzyczac przy tym glos~o

i przeklinajac. Pewnie myslal, ze specjalnie stanela mu ha

background image

drodz€, i ze zabrala jego teczk;e. Po prostu nie zauwazyl,
ze jej byla taka sama.
Brett miala wrazenie, ze za tym kryje sie cos wiecej niz
zwyczajna kradziez. Maly grubas chcial odebrac od niej
swoja wlasnosc. Sadzac po ilosci krwi najego koszuli, byl
ciezko ranny. Nie wiedziala, co ma w tej sytuacji zrobic.
Komu zwrócic teczke?
Nie zastanawiala sie dotad, jaka wartosc przedstawiaja
rzeczy, które znalazly sie w jej rekach. Instynkt
. mówil jej, ze chodzi tu o cos wiecej niz o skra~ione
pieniadze. Zdawala sobie sprawe, ze atrakcyjny nieznajomy
jest w jal$.is sposób zaangazowany w te sprawe.
Z przerazeniem zadala sobie pytimie, kto strzelal
i dlaczeg0? .
Zdenerwowana, postanowila dokladnie wszystko
przejrzec i dopiero wtedy zdecydowac, jak postapic.
Po chwili zorientowala sie, ze grubas przewozil material
o sile dynamitu. Liste' nazwisk. Brett znala
niektóre. Co prawda, miala temat na wspanialy' artykul,
ale grozilo jt:j niebezpieczenstwo. Zastanawiala sie, czy
file zadzwonic dó'PBHub na policje. Nagle wzrok jej padl
na jedno z nazwisk. Czy byly tam inne; które'pominela?
Niebaczny telefon mógl spowodowac, ze papiery trafily

by

do kogos

w

nich wymienionego. Wszystko to bylo

bardzo skomplikowane. Zupelriie nie wiedziala, co robic.
Nagle przyszlo jej do glowY rozwiazanie. Elise Cheney
'spedzala lato w Paryfu, a Brett miala· klucz do jej
mieszkania, wiec postanowila zawiezc tam teczke. Dajej
to czas 'na dalsze decyzje,' a teczka bedzie bezpieczna ..
Przypomriialasobie, ze nieznajomy, który uratowal jej
zycie, obiecal wyjasnienia. Bardzo ich potrzebowala.
Kimbyl? Dlaczego zajmowal sie ta sprawa? Mógl okazac
sie niebezpieczny. Nie' ille>glanikomu ufac. Jeszcze nie
teraz.
Zamknela teczke. Polozyla ja ostroznie na stole
,i poszla sie .ubrac.'
Jamie zatrzymal samochód przy krawezniku, przecznice
od domu Brett. Jazda przez miasto pozwolila mu
wszystko ptzemyslee. Na lotnisku dzialal zbyt powoli.
PoWinien' byc bardziej zdecydowany. Ale to z Kolei
moglo byc równie niebezpieczne ..
. Zgasil swiatla, ale. zostal w samochodzie, obserwujac
ulice. Wokól bylo cicho. Brett mieszkala w.spokojnej
dzielnicy, typowej dla Atlanty. Na ulicy nie bylo zywego
ducha. Wszystko wydawalo sie byc w porzadku, a mimo
to Jamie czul,niepokój.
Nagle drzwi budynku' otworzyly'sie i stanela w nich
Brett:' Zastanawial sie przez' chwile, dokad dziewczyna
'idzie o tak póznej porze.
Na dodatek miala przy sobie teczke. Myslal, ze bedzie

28

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

29

szla chodnikiem, ale przeszla przez jezdnie, kierujac sie
w strone zapilrkowanego. samochodu. -Zatrzymala sie na
chwile, przycisnela teczke mocniej do ramienia i zaczela
szukac kluczyków w kieszeni dzinsów.
Jamie ezul, ze zaraz cos sie stanie. Gdzies w oddali

background image

rozlegl sie szum srlnika

i

z parkingu wyjechal samochód.

Wtedy juzwiedzial, co sie zdarzy, nawet zanim reflektory
samochodu oswietlily Brett.
Wyskoczyl z samochodu, zaczal biec i wolac, ale bylo
za pózno. .
Widzial jej przerazona twarz w ostrym swietle reflek~
torów. Widzial, ze dopiero teraz odgadla zamiary kierowcy
i odrzuciwszy teczke, próbowala uciekac. Uslyszal
dzwiel.\, którego mial juz nigdy nie zapomniec - odglos
ciala uderzajacego o karoserie. Samochód odrzucil Brett
na bok jak szmaciana lalke. Uslyszal pisk hamulców
i ujrzal jakas postac wyskakujaca z samochodu.
Jamie nie mial broni. Rzadko nosil ja przy sobie. Na
,ogól nie potrze~owal jej, wykonujac zadania dla Organizacji.
Mógl wiec tylko krzyczec, by zaalarmowac
ludzi.
Biegl w strone Brett. Lezala w zakrwawionej bluzce
i dzinsach. Jego krzyk byl pelen bólu.
W domu, w którym, mieszkala, zapalily sie swiatla.
W okllach pojawitY sie twarze. Lajdak, który ja potracil,
na moment zatrzymal sie, chwycil teczke i rzucil sie do
ucieczki. Samochód bez numerów rejestracyjnych zniknal
za rogiem; gdy Jamie zakonczyl naj szybszy bieg
w swoim zyciu.
- Brett! Boze! Brett! - Ukleknal przy niej i staral sie
wyczuc puls. Ucieszyl sie, czujac slabe ,oznaki zycia.
Ostroznie zbadal dziewczyne, ale nie znalazl zadnych
powazniejszych obrazen. Nie miala zlaman, nie bylo
sladów, które wskazywalyby na uszkodzenie czaszki lub
wewnetrzny krwotok. Oddychala wolno, lecz bez wysilku.
Instynktownie starala sie ukryc za zaparkowanym
samochodem i prawie sie jej to udalo. Zderza~, który
potracil Brett, uderzyl równiez w jej samochód.
Otworzyla oczy, gdy odsuwal jej wlosy z twarzy. Gdy
to zobaczyl, ogarnela go 'ogromlla radosc.
- To ty?! - Wjej oczach pojawil sie strach i próbowa-.
la odsunac sie od niego.
Jamie zamarl. Czul chlód jej spojrzenia.
- Nie skrzywdze cie, Brett.
Próbowala sie pódniesc,ale zabraklo jej sily, wiec
tylko zaslonila sie rekoma. Jamie czul sje jak ostatni
lajdak. Chcial ja objac i zlagodzic jej strach, ale nie
osmielil. sie.
- Przyszedlem ci pomóc. Nie bój sie mnie.
- Kim jestes? - oparla sie na lokciu i popatrzyla na
mego.
- Nazywam sie Jamie.'
- Jamie? - Slys:zala juz to imie. Widziala te twarz.
Lotnisko? Tak. Nie. Jeszcze gdzies ja widziala, w jakims
innym miejscu. - DlaGzego tu jestes?
- Zeby ci pomóc. - Osmielil sie jej dotknac. Przesunal
palcami po jej policzku, tak samo jak to zrobil na
lotnisku.
- Masz delikatne dlonie. - Tym razem nie odsunela
sie, ale opadly jej powieki. - Jak aniol - wyszeptala.

background image

Nie widzial zadnego sensu w tym, co mówila. Musiala
tracic przytomnosc. Jeknela cicho i gdyby hie Jamie,
upadlaby znowu na chodnik, ale ja podtrzymal. Czul, ze
30

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

31

ma dreszcze, wiec przytulil ja do siebie. Oddech miala
plytki. Dotknal jej szyi i wyczul, ze slabnie akcja serca.
Szok. Reakcja ciala na uraz: spadek cisnienia i oslabieme.
Jamie mial juz do czynienia z podobnymi przypadkami.
Zachowywal przy tym zawsze spokój, ale teraz
ogarnela go panika. Brett potrzebowala pomocy. Nie
mógl jej zostawic pod opieka jakiegos wystraszonego
sasiada. Przeciez nie wiedzial, kto kryje sie za krzakami
czy w najblizszym zaulku.
Brett zadrzala. Chlód ogarnial cale jej cialo. Jamie
przytulil ja jeszcze mocniej, aby ja ogrzac.
Siedzial w blasku latarni, trzymal ja w objeciach
i czekal na swych kolegów.
- Simon zaraz tu przyjedzie. Wtedy bedziesz bez.
pieczna - szeptal cicho, sam nie wiedzac: do niej, czy do
siebie. Byla taka delikatna i slaba. Oddychala z trudem.
- Zaraz tu bedzie. I pomoze ci. Obiecuje.
Przesunal dlonia po jej wlosach i przytulil policzek do
jej czola.
- Jak tylko Simon przyjedzie i upewnimy sie, ze to
tylko szok, odnajde twój ego meza. Naprawde! I dowiem
sie, dlaczego nie ma go z toba.
- Nie - wyszeptala.
-- Cicho. - Jamie byl zaskoczony. Nie przypuszczal,
ze Brett go slyszy.
- Zadnego meza.
- Dobrze. - Wydawalo mu sie, ze jest zdenerwowana,
i chcial ja uspokoic. - Nie zawiadomimy go,jesli tego nie
chcesz.
Z daleka zauwazyl swiatla reflektorów; doslyszal
warkot silników. Samochody zatrzymaly sie. Przyjechal
Simon w towarzystwie Jeba, Mitcha i Matthew, który
uwaznie przeczesywal wzrokiem ulice i jej zakamarki.
Potem. nadjechal ambulans wezwany prze~ któregos
z sasiadów.
- Mój maz odszedl - wyszeptala Brett, kiedy Jamie
pomagal ulozyc ja na noszach. - Umarl. - I dokonczyla
slabszym glosem, zamykajac oczy: - Osiem lat temu.

DLON ANIOLA

33

ROZDZIAL TRZECI

Slyszal tylko szmer. Szeptów, kroków i glosów.

I

równego oddechu Brett.

Gdy noca Jamie siedzial przy lózku Brett, w myslach
przeklinal siebie i Organizacje za to, co sie wydarzylo.
Na razie Brett byla bezpieczna. Ale co bedzie.jutro?
Mendoza. nie zyje. Zginal od kuli. Teczke zabrali ci,
którzy znali jej zawartosc. Ale Brett Sumner mogla ja
obejrzec. Co tam znalazla? Co wie? Kto czekal i obserwowal
ja?
Kimkolwiek byli i gdziekolwiek sie znajdowali, tylko
Brett mogla ich zdemaskowac. Stala im na drodze do
wladzy i bogactwa. Zrobia wszystko, by sie jej poznac.

background image

Grozilo jej niebezpieczenstwo, a on ponosil za to wine.
A zaczelo sie to w chwili, gdy wreczyl jej teczke

Mendozy. Teraz mógl jej tylko ·pilnowac.

I

robil tO.przez

cala noc. Nie odchodzil od niej nawet na krok. Nie spal.
Nawet tu,

w

szpitalu, gdzie pracowali ludzie godni

zaufania, nie mógl sie uspokoic. Bedzie czuwal, dopóki
niebezpieczenstwo nie minie.
Jamie poruszyl ~ie, bo zdretwiala mu noga. Spojrzal na
Brett, by upewnic sie, ze spi. W ciemnosci byla tylko
ksztahem okrytym sztywnym przescieradlem. Nie potrzebowal
swiatla, by widziec jej czarne wlosy rozsypane
na poduszce i dlon stulona pod skaleczonym policzkiem.
Podniósl sie i odszedl od lózka. Oparl sie o sciane, ale"
caly czas patrzyl na drzwi. Dwukrotnie w ciagu godziny
Brett jeknela i zmienila pozycje. Kiedy zrobila to po raz
trzeci, Jamie podszedl do lózka i wzial ja za reke.
- To ty - wyszeptala, marszczac brwi z wysilku.
Glos miala slaby i Jamie nie byl pewien, czy nie mówi
przez sen, wiec tylko pochylil sie nad nia i mocniej scisnal
jej reke.
- Jamie.
Na dzwiek swojego ImIenia poczul zaskoczenie,
i radosc. Po chwili szepnal:
- Tak. To ja, Jamie.
Skinela glowa i odetchnela gleboko. Przymknela oczy,
a reka scisnela jego dlon.
Gdy usnela, przysunal krzeslo blizej lózka, usiadl przy
niej, nie wypuszczajac ani na chwile jej reki.
Powoli blask wypelnial pokój. Jamie obserwowal, jak
rozwiewa sie "mrok. Dochodzilo poludnie, gdy Brett
znowu otworzyla oczy.
Poczul jej dotyk, zanim jeszcze zdazy~ na nia spojrzec.
Lsniace wlosy, oswietlone promieniami slonca, jeszcze
bardziej podkreslaly bladosc jej twarzy. Usta mialy barwe
marmuru, a cera kosci sloniowej. Oczy miala podkrazone,
a wlosy potargane. Mimo zmeczenia wygladala wspaniale.
Jej usta byly stworzone do pocalunków, a cialo do pieszczot.
Zal mu bylo, ze ktos tak piekny jak on~ zostal wplatany
w taka historie. Delikatnie dotknal jej wlosów.
- Wybacz mi, Brett - powiedzial szeptem, nie zdajac
sobie sprawy z tego, co robi. "
Nie bylo zadnej reakcji z jej strony.
- Ale teraz jestes juz bezpieczna.

34

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

35

Bezpieczna? - Jej glos brzmial ochryple, ale wyczuwalo
sie w nim pytanie.
- Daje ci na to moje slowo.
Bezwiednym gestem potarla czolo, zmarszczyla brwi,
-ale nawet nie jeknela, gdy palce dotknely -rany na
policzku. Cofnela reke i popatrzyla na slad krwi blyszczacy
na czubku palca.
- Co sie stalo? - Scisnela go tak mocno za reke, ze az
poczuljej paznokcie. Potrzasnela glowa. - Gdzie jestem?
- W prywatnej klinice Grayson House.
- W klinice? - Powiodla przerazonymi oczami po

background image

pokoju. Wygladal jak zwykla sypialnia. Lagodny kolor
scian, brazowe meble, mila atmosfera. Tylko lózko
i urzadzenia przy nim nie pasowaly do wnetrza. Otwarta
dlonia jak ostrzem, przeciela powietrze. - To jest szpital!
- Tak.
- Dlaczego jestem w szpitalu?
- Nie pamietasz? - Jamie ciagle mówil cichym,
spokojnym glosem.
Uwolnila jego reke i uniosla sie nieco na lózku ..
- Co powinnam pamietac? - Zrobilo jej sie slabo
i opadla na poslanie. Po chwili mówila juz niemal
normalnym glosem. - Pamietam lotnisko. I moje mieszkanie.
A potem swiatlo, oslepiajace swiatlo.
Jamie czekal. Widzial tylko czesc jej twarzy zakrytej
wlosami. Chcial je odsunac i uniesc te twarz ku swojej.
Chcial jej powiedziec, ze niewazne jest, co pamieta, ale to
byloby klamstwem.
Klamstwa nie byly mu obce. Jego dzialalnosc opierala
sie na oszustwie; prowadzil podwójne zycie - jedno
publiczne, drugie sekretne. Teraz -postanowil skonczyc
z klamstwami. Istnialy sprawy, o których Brert nie mogla
wiedziec ze wzgledu na swoje bezpieczenstwo, ale czesc
jego zycia zwiazana z nia musiala byc wolna od
klamstwa.
Nie chcial jej przeszkadzac, wiec milczal. Sam przed
soba przyznawal, ze nie wie, czy jego troska o Brert
wynika z 'wyrzutów sumienia, czy z porywów serca.
- Ciemnosc ... - Przesunela palcami ku skroni. ~ Pamietam
tylko ciemnosc. - Podniosla glowe i popatrzyla
na niego. - Ciemnosc i ciebie.
Jamie nie odzywal sie. Pozwolil, by przyjrzala mu sie
dokladnie. Próbowala poukladac mysli i odgadnac, jaka
role pelnil w tym, o czypl nie pamietala.
- Nazywasz sie Jamie. To wszystko, co wiem. Powiedziales
to, gdy ... '- przeblysk pamieci pojawil sie
i zniknal.
- Kiedy ci to mówilem, Brert? Pamietasz? - Jamie
wiedzial, ze przypomnienie tylko jednej rzeczy pociagnie
za soba nastepne.
- Pamietam lotnisko i swoje mieszkanie. Reszta to
mieszanina swiatla i ciemnosci. Oczywiscie, poza toba.
- Brert z niechecia potrzasnela glowa.
- Swiatlo. - Pochylil sie w jej strone. Nie wiedzial,
czy tak naprawde chce, zeby sobie przypomniala swiatla,
które ja scigaly. - Czy wiesz, co ono znaczy?
Brert podlozyla rece pod glowe i patrzyla na biala
posciel. Na jej twarzy malowal sie wyraz zaskoczenia.
Pod powloka spokoju kryla sie rozpacz. Próbowala sobie
cos przypomniec, ale nie potrafila. Na krawedzi swiadomosci
pojawialy sie jakies obrazy, przeblyski, które po
-chwili stawaly sie nicoscia. Nie pamietala tamtej nocy,
a przeciez to wtedy ucierpiala.
Co sie jej przytrafilo? Co z nia zrobiono? Czula tylko

36

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

37

zelazny ucisk, który .miazdzyl jej czaszke, i tepy ból
w calym ciele.

background image

- Nie pamietam! ~ W jej glQsie pQjawil sie strach.
- BQze!Ja nic nie pamietam! PQmózmi, prosze! - pQdniQsla
przerazQne QCZYna Jamie'egQ~ ~ Stracilam pamiec.
Jamie caly czas myslal Qtym, ze strach i ból kQjarza sie
dla .niej z jego. QSQba.Tak sie dzialo., Qdkad p@.jawilsie
w jej zyciu. PQdszedl do.' niej i przytulil ja mQcnQ do.
siebie. Bardzo. chcial,' zeby sie wreszcie uspQkQila.
- Cicho.. Nie mysl' juz

Q

tym. To. .wszystkQ minie.

Teraz QdpQcznij.
_ .- Nie! - Brett Qdepchnela go..- Musze to.zrozumiec!
- Nagly ruch WYWQlalból. Nie doceniala sily zelaznej
obreczy Qtaczajacej jej glQwe. Przygryzla warge. Wiedziala,
ze musi jakQs wytrzymac. - Musze wszystko.
wiedziec.
,Jamie znQWUpróbQwal ja przytulic.
- Brett..
- Nie! - Odsunela go..-·Nie dQtykaj mnie i nie próbuj
sie wykrecic. PQwiedz mi; co.sie stalo! PQwiedz! - USPQkQila
sie po. chwili. Ale nagle zdala sQbie sprawe, ze jest
ranek. ZnQwu pQwrócil strach. - PQwiedz mi, jaki dzisiaj
jest dzien?
,- ~iedziela :- QdpQwiedzial spQkQjnie. - DQpierQ
niedziela.
, - Niedziela - pQwtórzyla Brett, Qpadajac na pQduszki.
Westchnela i przymknela QCzy. _
Chwala BQgu, ze tQdQpierQ niedziela. Bala sie, ze
trwalo. to' dluzej, a przeciez szkoda jej bylo. kazdej ,chwili
zycia.
, - WcZQrajbyla sQbQta- mówila do.siebie jak dziecko.,
.które rozwiazuje trudne zadanie. - Pamietam SQbQte.

l?amietam, ze przylecialam da Atlanty. LQtniska

i

przerazonego

mezczyzne, który gdzies biegl i mnie przewrócil
-przerwala i sPQjrzala na Jamie'ega.- Ty mnie pódniasles
i pQdales teczke. To. nie byla mQja teczka.
Ostatnie slawa byly na pól pytaniem, na pól stwierdzeniem;
ba abraz, datad wyrazny, znawu zaczal sie zacierac.
- Dastalas cudza teczke. - Chcial ja przeprosic
i wyjasnic wszystfa, ale nie mógl tego.zrobic. Mógl tylko.
przyznac sie da jednego.. - Ja' ci ja dalem.
- Wygladala tak sama jak mQja. Zarientawalam sie
dapiera wtedy, gdy ja atwarzylam. - Brett westchnela.
- Nie wiem, dlaczego. akurat to. pamietam, kiedy inne
rzeczy wciaz pazQstaja za mgla.

- Co.

w niej byla? - Jamie musial

a ta

spytac, ale staral

sie zrabic ta jak najlag0dniej.
- Nie wiem. Wszystka datad widzialam wyraznie,
a teraz niczego. nie pamietam. - Na jej twarzy malawala
sie bezradnasc. -

Co.

sie ze mna stala?

Jamie

znawu

pragnal chwycic ja w ramiQna, ale

przysUl)al sie tylko. blizej, akrywajac ja kaldra, która ich
rozdzielala.
- M;ialaswypadek. Daznalas wstrzasu. Bardzo czesto.
ludzie w takiej sytuacji traca pamiec.
- Wypadek? Na latnisku? Czyzbym zapQmniala

a

czyms waznym?

background image

- Nie. - Niemal czytal w jej myslach. i czul, jak
wzbiera w niej strach. - Nie na lQtnisku. Przed twQim

damem.

Brett padniasla sie pQwali i usiadla. Przygladala mu
sie badawczo..
- Co. to. bylQ?
Jamie zawahal sie. Jak moze jej pawiedziec, ze ktas

38

DLON ANIOLA DLON AN!bLA

39

"

próbowal ja zabic i ze moze jeszcze raz spróbowac? Jak
wytlumaczyc jej swój w tYmudzial, by go nie znienawidzila?
Obserwowala, jak na jego twarzy pojawilo sie poczucie
winy i watpliwosci, a jednoczesnie czula, ze
wierzy mu bez zastrzezen.

W

chwili gdy otworzyla oczy

i ujrzala go przy swoim lózku, poczula sie bezpieczna.
A moze nie powinna? _• _
- Do diabla! Powiedz mi, Jamie, co mi sie przytrafilo
i co ty masz z tym wspólnego? - Byla zdenerwowana.
Ktos odebral jej mozliwosc panowania nad wlasnym
zyciem. Chci'ala wiedziec -dlaczego.
Jamie rozumial to. -Brett miala prawo zloscic sie
i powinna ZNacodpowiedz. Ale ile mógl jej powiedziec,
nie zwiekszajac zagrozenia i nie wspominajac o Organizacji?
- Nie wiem, co ci powiedziec.
- Nie mów nic, Jamie - uslyszal znajomy glos. - Ja
Wyjasnie pani wszystko. - .
Brett ujrzala w drzwiach poteznego mezczyzne.
- Kim pan jest?
- Nazywam sie Simon McKinzie. - Mial twarz jak
wykuta z granitu. Podszedl do lózka i wskazal na dwóch
mezczyzn, którzy mu towarzyszyli. - To jest-doktor
- Erlinger, a to doktor Cohen. Opiekowali sie pania przez
cala noc.
- Dlaczego? - Brett przelotnie popatrzyla na lekarzy.
Podziekuje im, gdy bedzie wszystko wiedziala. Teraz
zwrócila' sie do tego, który wydawal sie byc szefem:
- Oczekuje wyjasnien. Natychmiast. .
- Otrzyma je pani. - Simon popatrzyl na lekarzy.
- Panowie, wszyscy widzimy, ze pani Sumner odzyskala
sily. Czy mozemy odlozyc badanie az do chwili, gdy
odpowiem na wszystkie jej pytania?
Doktor Cbhen próbowal protestowac, ale Simon uciszyl
go ruchem reki.
- Obiecuje, ze nie potrwa to dluzej niz pietnascie
minut i wiecej nie bede juz chorej przeszkadzal.
- Dobrze - powiedzial jeden z nich. - Ale daje panu
tylko pietnascie minut. - Zrobil to z wyrazna niechecia, (
gdyz w ten sposób nastapilo zaklócenie ustaloneg9
porzadku.
Simon zamknal za nimi drzwi tak szybko, ze prawie

przycial nimi fartuch doktora Erlingera.
- Teraz ... - zwrócil sie do Brett. - Chce pani wiedziec,
co sie stalo i dlaczego. - Skinal glowa w strone Jamie'ego.
- I chce pani wiedziec, kim, u-licha, jestesmy. -
- Moze w odwrotnej kolejnosci. - Brett wyprostowala
sie na lózku. Uspokoil ja widok lekarzy. Byla teraz
pewna, ze jest w prawdziwym szpitalu. Jamie i ten drugi

background image

mezczyzna wciaz ja niepokoili.
Simon podszedl blizej do lózka. Popatrzyl na zmeczona
twarz Jamie'egoi domyslil sie, ze nie spal tej nocy.
- Dodatkowe zajecia?
- Czasami.
- Masz kompleks meczennika?
- Nie, szefie - w glosie Jamie' ego brzmial szacunek.
- Splacam dlugi.
Simon popatrzyl na mlodego czlowieka, którego kochal
jak syna. Sumienie wprawdzie nie przeszkadzalo

w

pracy agenta, ale stanowilo dodatkowy ciezar. Szybko

przeniósl wzrok z Jamie'ego na Brett. Zadal jej pytanie
i odetchnal z ulga, gdy potwierdzily sie informacje
lekarzy, -ze nie pamieta, dlaczego jest

W

Grayson.

40

DLON ANIOLA

\

DLON ANIOLA

41

- Powiedzialem juz, ze nazywam' sie Simon McKinzie.

Nie mówilemjeszcze, ze pracuje dla rzadu.

I

mimo ze

Jamie gotów jest wszystko wziac na siebie, ja jestem
odpowiedzialny za pani pobyt tutaj.
Co robimy i dla kogo w rzadzie, nie jest teraz wazne.
Najwazniejsze, by pani uwierzyla, ze tak jest naprawde.
Brett sluchala w milczeniu.
- Mysle, ze zna pani gubernatora. - Bylo to raczej
stwierdzenie niz pytanie.
Jamie wiedzial, ze od chwili gdy odkryto, kim jest
Brett, Simon postaral sie dowiedziec o niej wszystkiego.
Poczawszy od tego, w czym sypia, po posilek, jaki jadla
w samolocie. Jesli zapYtalja o znajomosc z gubernatorem
Georgii, to na pewno sprawdzil, ze go znala.
Brett byla zaskoczona, ze ktos o tym wie.
- Poznalismy sie kilka lat temu - powiedziala, obawiajac
sie, ·ze ktos zechce ingerowac w jej prywatne
zycie.
- Czy zna pani jego glos? - Simon podal jej aparat
telefoniczny.
- Tak.
- 'Przez telefon potrafi go pani rozpoznac?
- Tak. Rozmawialismy przez telefon wiele razy.
Rozpoznam go.
- Czyli bedzie pani wiedziala, ze nie jest to oszustwo.
Mozecie rozmawiac o rzeczach, o których my nie mamy
pOJecIa.
Brett przyznala mu racje, ale nie rozumiala, jakiemu

celowi ma sluzyc to dziwne przesluchanie.

- I

ufa mu pani? - zapytal Sim()n.

- Byl przyjacielem mojego meza. - Zorientowala sie,
ze nie odpowiedziala na pytanie. - Tak. Ufam m?
- To dobrze. - Simon wykrecil numer.
Brett, zaskoczona sposobem bycia Simona, popatrzyla
na Jamie'ego, jakby szukajac wyjasnien. Jego szef byl
spokojny i pewny siebie. Wygladalo na to, ze wie, co robi.
. Patrzac na niego, mialo sie wrazenie, ze nic wlasciwie sie
nie stalo.
Ale wystarczylo, ze poruszyla sie na poslaniu, by ból
przypomnial jej, ze jednak cos sie wydarzylo.

background image

Nie mogac sobie z tym wszystkim poradzic, pragnela
znalezc kogos, kto stanowilby dla niej oparcie w tym, co
przezywala. W ciagu ostatnich ponurych godzin tylko
Jamie byl kims, na kogo mogla liczyc.
Czujac na sobie jej spojrzenie, Jamie odwrócil sie
i usmiechnal 'sie do niej. Byl zaskoczony, choc nie
okazywal tego, bo Simon, który zawsze strzegl tajemnicy
Organizacji, mówil Brett wiecej niz komukolwiek dotychczas.

Jamie bal sie. Kazda ujawniona tajemnica

I

zwiekszala zagrazajace dziewczynie niebezpieczenstwo.
. Gdy spojrzal na Brett, wjego oczach pojawil sie niepokój.
Simon mówil cos, ale oni go nie sluchali. Powrócil
nastrój, który zapanowal miedzy nimi na lotnisku, gdy
dzielaca ich przestrzen naladowana byla tysiacem nie
wypowiedzianych sló\y i uczuc.
Jamie pierwszy ochlonal. Musial wiedziec, co zamierza
Simon.
Brett wciagnela gleboko powietrze i zorientowala sie,
ze w mysli powtarza tylko jedno slowo: Jamie. Zdawala
sobie sprawe, ze w tym mezczyznie dostrzega znajomego,
ze na pewno juz go kiedys widziala. Miala nawet
wrazenie, ze cos sobie przypomina. Musiala juz slyszec to
imie, wielokrotnie powtarzane wsród burzy oklasków.
Ubrany wieczorowo Jamie stal w blasku swiatla, usmie42

oLON ANIOl,A oLON ANIOLA

43

chajac sie radosnie:. Wydawalo jej sie, ze slyszy smiech
Carsona.
- Gubernator-chce z pania rozmawiac.
Brett nie mogla oderwac oczu od Jamie'ego, nie
chciala slyszec glosu Simona, bo intensywnie szukala
w pamieci te

g?

miejsca i chwili, gdy Carson byl z nia.

- Prosze pani.
Brett drgnela i popatrzyla na Simona.
- Gubernator - powtórzyl Simon z niezwykla dla
siebie cierpliwoscia.
- Tak. Rzeczywiscie. - Wziela sluchawke do reki.
I wlasnie wtedy przypomniala sobie, gdzie i kiedy
widziala Jamie'ego McLachlana.
To nie dzieje sie naprawde, pomyslala Brett. Przypomniala
sobie, ze odmówila przyjecia srodków przeciwbólowych,
wiec ostroznie wyprostowala nogi,. by ulzyc
nieco pokaleczonej skórze. Jakze chciala wydostac sie
z lózka i pospacerowac po pokoju. Jedynie skromnosc
powstrzymyWala ja od tego, bo szpitalna koszula nie
zakrywala nawet posladków. Zacisnela zeby, by nie
krzywic sie z bólu, i popatrzyla najpierw na Simona,
a potem na Jamie'ego~
Rozmowa, która miala trwac pietnascie minut, ciagnela
sie przez godzine. W tym czasie lekarze zostali
dopuszczeni do niej i zbadali ja· bardzo' dokladnie.
Stwierdzili, ze Brett czuje sie dobrze, a ona zdecydowala,
ze nie wezmie srodka przeciwbólowego. Miala po prostu
szczescie, nie liczac stluczen, siniaków i Cilrobnychskaleczen
..
Co prawda, nie czula sie zbyt szczesliwa ani spokojna.
Rozmowa z gubernatorem potwierdzila jej podejrzenia,

background image

ale zaskoczylo ja to, ze Organizacja, która kierowal
Simon, nalezala do najbardziej tajnych i elitarnych.
- Takie rzeczy nie przytrafiaja sie zwyklym ludziom
- powtarzala z uporem.
- Ma pani racje. - Simon nie mial watpliwosci, ze
Brett nalezy do grona niezwyklych osób, .ale nie wspomnial
o tym. Wyprostowal sie na krzesle, które zaskrzypialo
pod j ego ciezarem. - Ale to nie zmienia faktu,
ze jednak pania to spotkalo ..
- Zajmuje sie swoimi sprawami. Robie zdjecia, pisze
reportaze. StaraIll sie byc bezstronnym obserwatorem
i kronikarzem naszych czasów. Wracam do domu na
krótki odpoczynek. Oczekuje spokoju i odprezenia. Po
wielu dniach spedZonych w kraju, gdzie rzadzi wojsko,.
tesknie do swobody poruszania sie. I co? Jakas przypadkowa
afera. A potem wy obaj proponujecie mi ... Za-,
braniacie mi wracac do domu.
. - Brett - Jamie przerwal ten monolog. - Widzialem
twoje prace. Jestes dobra. Twoje zdjecia i reportaze nie sa
robione przez zimnego obserwatora i widac w nich
wyraznie, jak bardzo sie w to wszystko. angazujesz.
Przykro nam, ze musimy cie o to prosic.
- Prosic! - Moze w innej sytuacji Brett zwrócilaby
uwage na komplementy, które jej powiedzial. Ale nie
dzisiaj. Nie. teraz, gdy jej zycie potoczylo sie zupelnie
inaczej, niz sobie tego zyczyla.
- No, dobrze - powiedzial'Jamie. - Przykro, nam, ale
musimy.nalegac. Wiem, ze trudno nagle odlozyc wszystko
nabok. Aleporajestraczej sprzyjajaca. Nie masz w tej ~hwili
zadnej pilnej roboty, nie masz równiez bliskiej rodziny. I,jak
sama powiedzialas, dzieci Carsona Sumnera nie beda sie
zamartwiac, jesli nie zobacza cie przez jakis czas.

44

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

45

- To prawda.
- Zgodzisz sie wiec zostac w Graysoh? Pozwolisz
lekarzom zajac sie twoimi obrazeniami? - Jamie natychmiast
wykorzystal jej slowa.
Brett patrzyla to na Jamie'ego, to na Simona, który
zamilkl i tylko przysluchiwal sie, jak Jamie próbuje
przekonac dziewczyne.
- Nie mam zadnych powaznych obrazen - oswiadczyla
Brett - to tylko drobne skaleczenia i stluczenia.
- Glebokie stluczenia, które moga ulec zwapnieniu
i uszkodzic tkanke miesniowa. - Jamie wpatrywal sie
w nia z niewinnym wyrazem twarzy. - Nie widzialem,
w jakim stanie sa twoje nogi, ale nietrudno sobie
wyobrazic, jaka bylaby szkoda, gdyby ich wspaniala
linia zostala zaklócona na skutek zaniku miesni, a ich
wlascicielka kulalaby, zamiast poruszac sie z wdziekiem.
- Kalectwo ·na skutek stluczen? Czy ty przypadkiem
nie przesadzasz? - Brett popatrzyla na niego spod
opuszczonych rzes.
- Alez nie martw sie, lekarze cie wylecza·
- Wcale sie nie martwie, a przynajmniej nie o to, ze
zostane kaleka·
- A o co?

background image

- Chce znac prawde. To znaczy prawdziwy powód,
dla którego powinnam tu zostac.
Jamie popatrzyl na Simona, który wzruszyl ramionami,
nie chcac sie wtracac. Zauwazyl nic porozumienia
laczaca tych dwoje. Jamie musi ja przekonac, zeby
zostala w szpitalu.
- A co jest prawda? Jak uwazasz?
- Ja mam o tym wiedziec? Zartujesz chyba.
- Nie, Brett. Gdy chodzi o moje sumienie, nigdy nie
zartuje. Wytlumacz mi, prosze.
Poruszyl glowa i promienie slonca oswietlily jego
twarz. Oczyma wyobrazni zobaczyla Jamie'ego McLachlana
klaniajacego sie na scenie, gdy wokól grzmiala
burza oklasków. Otaczaly ja ramiona Carsona, slyszala
jego slowa wychwalajace mlodego wirtuoza. Tak sie
zamyslila, ze niemal zapomniala o przyczynie swojego
gnIewu.
- Prawda, Brett - nalegal Jamie. - Jaka jest, wedlug
ciebie, prawda? - Nie mógl jej wiele powiedzie'c, ale
chcial IJslyszec, co mysli, i powiedziec jej, czy ma racje,

czy me.

Jamie wpatrywal sie w nia z zachwytem. Mial ochote
wziac ja w ramiona i calowac az do utraty tchu. Jak,
u licha, moze przekonac ja, by pozwolila mu sie ochraniac,

jesli tak bardzo jej pragnie?

- I

wlasnie taka jest prawda. Nie sadze, zeby byl to

mój pomysl... . .
Brett cos mówila, a on nie sluchal.
- Przepraszam, ale o czym ty mówisz?
- Pani Sumner wyjasnila nam; co, jej zdaniem, jest
prawda - powiedzial spokojnie Simon, rozbawiony, ale
i zniecierpliwiony roztargnieniem Jamie'ego. - Bardzo
dobrze to zrobila, prawda? Czy moglaby to pani powtórzyc?
W kilku slowach? .
Brett nie wiedziala, kiedy Jamie przestal sluchac, i nie
znala przyczyny jego zachowania, ale starala sie nie
okazywac rozdraznienia. Grzecznie spelnila prosbe Simona
i powtórzyla to, co, wedlug niej, bylo najwazniejsze.
- Zostane w Grayson z dwóch powodów: ze wzgledu

46

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

47

na leczenie i bezpieczenstwo, do czasu az znajdziecie
skradziona teczke, lub przypomne sobie, co w niej bylo.
W ciagu ostatniej godziny przypomnieli jej wiele
faktów. Poznala nazwisko Mendozy, wiedzialajuz teraz,
ze w teczce byly wazne dokumenty. Znajac siebie, nie
miala watpliwosci, ze je przeczytala. Nie pamietala
jednak nic, zadnych nazwisk. Nie pamietala tez samochodu,
który ja uderzyl, ani dokad wtedy jechala z papierami
Mendozy.
- Moze sie zdarzyc - mówil Jamie - ze przypomnisz
cos sobie nagle.
- Albo nigdy. A jesli sobie nie przypomne, to bede
musiala siejuz zawsze ukrywac?
- Tego nie mówiljsmy. - Jamie podszedl blizej do
lózka. Przygladal sie Brett uwaznie. Na jej twarzy
malowalo sie zmeczenie. Pewnie bolala ja glowa. Ujal ja

background image

za reke i ucieszyl sie, ze jej nie cofnela. - Prosimy tylko
o pomoc.
- My! Przeciez ty jestes pianista. Dlaczego angazujesz
sie w takie sprawy?
- To dluga historia. Posluchaj mnie, prosze. Nie
mozemy pozwolic, zebys znowu znalazla sie w niebezpieczenstwie.
Ci ludzie nie sa pewni, co widzialas i co
wiesz. Ale uwierz mi, nie beda sie nad tym zastanawiac.
Po prostu usuna cie. A ja nie moge na to pozwolic.
- A o co wam w koncu chodzi? - spytal Simon. - Nie
ma zadnego problemu. Jamie wypelnil swoje zadanie. Ty,
Brett, musisz wywolac zdjecia i napisac artykul. Zostalas
poturbowana i potrzebujesz odpoczynku. Po paru dniach
pobytu tutaj, w klinice, pojedziecie na cicha wyspe
u wybrzezy Poludniowej Karoliny.
- Wyspa? - Brett gwaltownie odwrócila ku niemu
glowe. - Nie ma mowy o zadnej wyspie.
- To piekne i bezpieczne miejsce. - Simon udal, ze nie
slyszy jej slów. - Dobre miejsce na wypoczynek i na prace.
Bedziecie tam czuli sie swobodnie. Dom ocieniony
drzewami. W powietrzu zapach morza, a nie szpitala.
I bedziecie tam naprawde bezpieczni. Czego wiecej mozna
chciec?
- Pobytu w domu.
Jamie zaklal po cichu i odsunal sie.
- Brett, posluchaj, nie masz wyboru.
- Nie mam? - Brett czula, ze w jej glosie brzmi
zawód. Przygryzla mocno warge. Powoli odzyskiwala
~pokój i równowage. - Jesli nie mam wyboru, to po co ta
rozmowa?
- Chcielismy, zebys poznala nasze plany i zgodzila
sie wyjechac dobrowolnie - wyjasnil jej Jamie.
- Ajesli sie nie zgodze, to co wtedy zrobicie? - Gniew
znowu zaczal w niej narastac. - Porwiecie mnie?
- To sie oficjalnie nazywa: byc pod ochrona - Jamie
przesunal dlonia po wlosach, a Brett w tym ruchu
dostrzegla i zmeczenie, i rozpacz.
Jej gniew zlagodnial. Pomyslala o tych dlugich godzinach,
jakie spedzil przy jej lózku, pilnujac jej i martwiac
sie o nia, a nie o siebie, o dowody, czy o cala sprawe .
. O nia, obca kobiete, która znalazla sie przypadkiem
w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie.
Teraz proponowali jej schronienie i opieke. Szczerze
powiedzieli, co jej zagraza. Czy powinna z nimi walczyc,
sprzeciwiac sie im tylko dlatego, aby postawic na swoim?
To nie bylo w jej stylu. I nie mialo sensu.
- Dobrze - powiedziala, patrzac na Jamie' ego i Simo

48

DLON ANIOLA

na. - Do tej pory mówilam glupstwa, nie zwracajac uwagi
na to, cojest wazne. Wiem, ze zabrzmi to niewiarygodnie,
ale jestem rozsadna i nie dzialam pochopnie. - Jej wzrok
przesunal sie od Jamie'ego do Simona. - Mam juz dosc
tego szpitala. Kiedy jedziemy?
Simon rozesmial sie. Wyraz ulgi, jaki pojawil sie na
twarzy Jamie'ego,byl dla Brett nagroda.

ROZDZIAL CZWARTY

Plyneli jachtem. Jako malzenstwo, które zaprosilo

background image

swoich wspólników na poklad. Ktos, kogo to interesowalo,
mógl sprawdzic, ze nazywali sie Roger i Joan
Hamiltonowie, a ich jacht byl zarejestrowany pod nazwa
"Ksiezycowy Tancerz".
Pochodzili ze wschodniego wybrzeza Pólnocnej Karoliny.
Nie ukrywali sie. Nie mieli do tego zadnych powodów.
Jedynie przelot na wybrzeZe zostal zakamuflowany. Taki
byl plan Simona. _
Po tygodniu spedzonym w Grayson Brett spodziewala
sie, ze podróz jachtem da jej troche radosci. Pogoda byla
wspaniala, a slonce mialo lepszy wplyw na jej skóre niz
jakiekolwiek leki przepisywane przez doktorów Erlingera
i Cohena.
Byla to bajkowa podróz na piekna wyspe pod opieka
sympatycznych i, nie narzucajacych sie strazników.
Kiedy stala przy relingu, sluchajac plusku wody
uderzajacej o burte jachtu, zastanawiala sie, dlaczego jest
jej tak smutno.
- Juz niedlugo ...

o -

Slucham? - Popatrzyla na mezczyzne, który do niej

podszedl.
- Juz niedlugo bedziemy na wyspie. - Jeb Tanner

I

50

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

51

oparl sie o reling. Na czas podrózy przybral nazwisko
Rogera Hamiltona. Jak kameleon upodabniajacy sie do
otoczenia, Jeb stal sie zupelnie innym czlowiekiem. Mial
wasy. Rozjasnione, jakby pod wplywem slonca, wlosy.
Wygladal wspaniale - opalony, szarooki, dobrze zbudowany,
uroczy mezczyzna; po prostu czlowiek sukcesu
w kazdym calu. Taki, który co prawda ciezko pracuje, ale
umie tez wypoczywac.
Nawet Brett stwierdzila, ze w niczym nie przypominal
tego chlodnego zawodowca, który pilnowal jej w Grayson.
Ciekawe, ile twarzy mial Jamie McLachlan?
Ktos otoczyl ja ramieniem i Brett wrócila do rzeczywistosci.
Wszystko to przypominalo jej teatr. Czlonkowie
Organizacji odgrywali swoje role po mistrzowsku. Jeb byl
wzorowym mezem, a Matthew Sky i Mitch Ryan biznesmenami
i zapalonymi wedkarzami. Jednoczesnie kazdy
z nich byl pelen szacunku i galanterii w stosunku do niej.
Stopniowo zaprzyjazniali sie. .
- Hej! A co to jest? - Jeb dotknal kacika jej zacisnietych
usL - A gdzie usmiech, który zawsze powinien
goscic na tej pieknej twarzy?
- Czy myslisz, ze potrzebuje pocieszenia? - spytala
Brett.
- Wygladasz na kogos, kto nie umie sobie poradzic
z niewesolymi myslami. - Jeb cofnal ramie i oparl sie
plecami o reling. - Nielatwo jest oddac swoje zycie
i przyszlosc w rece obcych, nie znanych ci blizej ludzi.
Rozumiem, ze drecza cie watpliwosci.
- Nie tyle watpliwosci, co fakt, ze o wielu rzeczach

me Wiem.

Nie rozumiala, kim naprawde byli ci mezczyzni ijakie
zadanie pelnila ich Organizacja. Nie wiedziala, co staló

background image

sie z Jamie'em. Przez tydzien byl czescia jej zycia. Kiedy
starala sie przypomniec sobie, co sie z nia dzialo, byl dla
niej oparciem. Az pewnego dnia zniknal.
Brett nie mogla zrozumiec, czemu ji! to tak bardzo
obchodzi.
- Powiedz mi, o co chodzi - poprosil ja Je9. - Moze
bede mógl ci pomóc.
W ostatnim momencie powstrzymala sie. Nie chciala
mu mówic o chaosie, jaki panowal w jej myslach.
- Nie rozumiem, po co to wszystko. Czy to jest
naprawde potrzebne?
- Mocna strona Simona - zachichotal Jeb - jest to, ze
postepuje wbrew oczekiwaniom. Nikt nie potrafi go
przechytrzyc. To, co sie dzieje, jest wlasnie tego typowym
przykladem. Kiedy sie zastanowisz, zro~umiesz, ze
to aobry pomysl. Na wyspe mozna sie· dostac tylko lodzia
lub helikopterem. Ten ostatni przyciagnalby uwage wszystkich,
tak jak i lódz, która nagle pojawilaby sie znikad.
- A czy "Ksiezycowy Tancerz" nie wzbudzi podejrzen?
Wlasciwie to wszystko jest takie skomplikowane.
- Brett patrzyla w strone ladu. Wybrzeze stawalo sie
coraz bardziej plaskie. Na miejscu czerwonej gliny
pojawil sie ciemny piasek. Mech porastal drzewa, nadajac
im niesamowity wyglad.
- Moze i skomplikowane, ale Simon ma swoje powody.
- Jak dlugo go znasz? - Miala nadzieje, ze w ten
sposób dowie sie czegos wiecej o ludziach, którzy
calki.em zmienili jej zycie. Wiedziala, ze Organizacja
zostala zalozona przez Simona i ze sam wybieral swoich
wspólpracowników.
52

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

53

. Na pokladzie "Tancerza" czesto o niej slyszala.
Czasami w zartach jej czlonkowie nazywali siebie aniolkami
Simona.
- Jak dlugo znam Simona? - Jeb westchnal. - Wlasciwie
to nikt tak naprawde go nie zna. Wiemy o nim tylko
tyle ile, sam chce nam ujawnic. Ale chcialbym odpowiedziec
na twoje pytanie. Simon jest moim przyjacielem
i kims naprawde bardzo waznym w moim zyciu od
prawie pietnastu lat.
- Jestescie tak niepodobni do siebie. Co was zblizylo?
Kim byles, zanim go poznales?
- To zadna tajemnica, przynajmniej jesli -chodzi
o mnie. - Jeb wzruszyl ramionami. - Kim bylem?
Kalifornijczykiem, który najbardziej na swiecie kocha
wode, lodzie, surfing. Bylem chlopcem z plazy, który
spedzal caly swój czas na zabawie, nawet podczas
studiów. Zdarzyla -sie afera z narkotykami. Organizacja

I

byla w to zaangazowana. Ja, cywil, zostalem przypadkowo
wplatany w te sprawe poprzez nieodpowiednie
znajomosci. Dzieki Simonowi zostalem uwolniony od
podejrzen. Nie wiem, co we mnie dostrzegl, ale zaproponowal
mi wspólprace.
- Jest Szkotem - stwierdzila Brett.
- Przede wszystkim jest Amerykaninem, ale jego
przodkowie byli Szkotami. Matka przyjechala do Pólnocnej

background image

Karoliny wprost ze Szkocji. Mieszkali w. odosobnieniu,
w górach, i dlatego nabral szkockiego akcentu.
Brett od razu rozpoznala to charakterystyczne wibrujace
"r"i sposób bycia wlasciwy ludziom ze Starego Kraju:
- Nazwales sie cywilem.
- Tak, bo nie nalezalem do Organizacji.
- No, oczywiscie - westchnela. Zdazyla juz sie
zorientowac, ze czlonkowie Organizacji nazywali wszystkich,
którzy do niej nie nalezeli, cywilami. - Nie
powiedziales mi, co takiego Simon dostrzegl w tobie.
Jaka miales wartosc dla Organizacji?
- Tylko Simon to wie. - Jeb zdjal z lezaka koszule

i zarzucil jej na ramiona.

-Za

duzo slonca - zwrócil jej

uwage. - Szef upiecze mnie na wolnym ogniu, jesli nie
dostarcze cie-na wyspe w doskonalej kondycji.
- Znowu Simon - zamruczala Brett, czujac dotyk
materialu na ramionach. - Zawsze jest taki troskliwy?
- Tak - potwierdzil Jeb.
- Nietuzinkowy czlowiek, który w innych odkrywa
rzadkie cechy.
- Chyba masz

racje. -

Jeb domyslal sie, do czego

zmierza Brett. Domyslal sie równiez, kto stanowi obiekt jej
zainteresowania, ale poniewaz nic nie mówila na ten temat,
nie chcial jej ponaglac. - Wszyscy mamy jakies specjalne
zdolnosci. W moim przypadku sa one zwiazane z woda.
Brett byla pewna, ze Jeb nie powiedzial jej wszystkiego
():sobie, ale postanowila uszanowac jego decyzje.
- Mattjest tropicielem sladów - Jeb skierowal teraz jej
uwage na wyjatkowo przystojnego Matthew Skya, w którego
zylach plynela mieszanina krwi indianskiej i francuskiej.
- Pochodzi z plemienia Apaczów. Wybuchowa
mieszanina dwóch kultur i bardzo tajemnicza postac.
- Tropiciel sladów? Co za dziwny zawód?
Jacht gwaltowni,e uniósl sie na fali i Jeb natychmiast
chwycil Brett za ramie i przytrzymal mocno, zeby nie
zrobila sobie krzywdy.
.- Matt odczyta kazdy slad, nawet na betonie.
Brett popatrzyla na niego z niedowierzaniem.
- Nie przesadzam - usmiechnal sie Jeb. - Jest

54

DLON ANIOLA DLON. ANIOLA

55

fenomenalny, ma talent, wyjatkowa zdolnosc obserwacji
i intuicje.
Brett czula, ze nie dowie sie niczego wiecej ani o Jebie,
ani o Matcie, wiec zainteresowala sie najmlods?ym z nich
- Mitehem.
- Jest on bardzo skomplikowana postacia. Byl mlododanym
przestepca, klopotliwym dzieckiem nie rokujacym
zadnej popraWy. Nikt nie rozumie go tak dobrze jak
Simon. Jest szczery i lagodny ...

o _

Szczery' i lagodny, ale tylko do okreslonej chwili?

- przerwala mu,.
. - Tak. Do chwili kiedy ktos niewinny zostanie skrzywdzony,
a szczególnie dziecko. Wtedy wolalbym nie byc
w skórze tego drania, który to zrobil.
. - ,l to jest to, czego potrzebuje Organizacja?
- Tak, Mitch majeszcze nieprawdopodobny talent do

background image

urzadzen mechanicznych. Jesli gdzies istnieje jakas maszyna,
której nie potrafi uruchomic, to znaczy, ze o niej
nigdy nie slyszal. Jesli jest to samochód, wiadomo, ze
dotychczas jeszcze takiego nie ukradl. - Rozesmial sie,
widzac zdumione spojrzenie Brett. - Teraz jest juz
porzadnym czlowiekiem, ale kiedys byl ulicznikiem.
Popatrzyl na Mitcha rozmawiajacego z Matthew.

- Teraz sie smieje - dodal - ale tylko ol).

i

Bóg, a moze

takze Simon, wiedza; przez co przeszedl, zanim t~afil do'
Organizacji.
Brett zaczela sie zastanawiac, jak i dlaczego trafil do
Organizacji 'Jamie. Siedzial przy lózku i pilnowal jej.
Przynosil kwiaty i rózne drobiazgi, by urozmaicic nudne
dni w Grayson House. Spacerowal z nia po szpitalnym
parku. Rozmawiali, smiali· sie, ale Zawsze staral sie
unikac rozmów o sobie. Poczula, ze za nim teskni.
- 9n jest zupelnie inny - powiedzial Jeb, obserwujac
ja spod oka.
- Mówisz o McLachlanie.
- Tak. O nim.
- Czy to az tak rzuca sie w oczy?
- To raczej ja jestem po prostu fachowcem. - Jeb
przypomnial sobie, dlaczego Brett jest z nimi, i sprostowal.
- Przyn~jmniej dobrym obserwatorem.
- Obserwator i straznik. -W glosie dziewczyny
pojawila sie gorycz. Nie powinna jej czuc. Przeciez
wszyscy byli dla niej tacy dobrzy. Nawet jesli ponosili
odpowiedzialnosc za to, co sie stalo, to przeciez zawdziecza
im zycie. - Wszyscy jestescie wtymgobrzy, ale
jest to po prostu czesc waszej pracy, prawda?
Jeb wiedzial, ze ta ostatnia uwaga odnosi sie wylacznie
do Jamie'ego.·
- On cie nie porzucil, Brett. Wprost ;przeciwnie.
Z.aangazow~l- sie w te sprawe bardziej niz trzepa. Mial
tylko spotkac sie z Mendoza. Nie posluchal polecen

Simona

i

pojechal do twego mieszkap.ia.

.- Gdyby tego nie zrobil. ... - Nie chciala nawet myslec
o tyin, co moglo sie wówczas stac.
- .Wszyscy o tym dobrze wierny.,
- Jesli jego zadanie bylo skonczone, to dlaczego byl
ze mna w klinice?
- Niepokój, troska. - Jeb wzruszyl ramionami. - I poczucie
winy.
- Jamie czul sie odpowiedzialny 'la to, ze zostalam
zamieszana w cala te sprawe..::.zgQdzila sie z nim Brett.
- Tak. Nasz Jamie rniew~ wyrzuty sumienia. To ta
jego szkocka krew.- Jeb staral sie nasladowac akcent
Jamie'ego i Brett usmiechnela sie. - Nie tylko nosi

56

Dl;ON

ANIOLA

DLON ANIOLA

5'7

s2';kockienaz.wisko.JJeSli chodzi o upór, to moze w tym
wspólzawodniczyc jedynie z Simonem.
- Ziemia na horyzoncie! - zawolal Mitch, usmiechajac
sie szeroko. - Zawsze chcialem to powiedziec, odkad
obejrz~lem pierwszy film o.piratach.

background image

Matthew przygotowal sie do zmiany kursu. Za nimi,
otoczona piana rozbryzgujacych sie o jasny piasek fal,
lezala wyspa, zielona jak szmaragd na tle blekitnego
morza.
- Oto wyspa Patricka McCallvtna, prosze pani- powiedzial
Mitch.
- Przepiekna - wyszeptala Brett. - Ale wyglada na
opustoszala·
. - Bo jest pusta - potwier~il Jeb. - Niemal pusta
- dodal po chwili.
Napedzanewi~tremchmury zgromadzily sie na horyzoncie
i zakryly wschodzacy,ksiezyc. Morze bylo spokojne,
pograzone w niezwyklej ciszy, a noc zupelnie ciemna.
Wmroku lsnily jedynie grzbiety fal. W ciemnosciach Brett
nie mogla dostrzec ladu i zupelnie stracila orientacje.
Gdy zapytala, dlaczego tak kiucza, Matthew powiedzial,
ze chodzi o bezpieczenstwo.
- Nie mozemy pozwolic, by ktos dostrzegl "Tancerza"
plynacego w kierunku wyspy.
-'- Kto móglby nas obserwowac? Kto móglby laczyc
nas z tym, co wydarzylo sie w Atlancie?
- Oni widza wszystko, prosze pani. - W ustach
Mitcha ten. oficjalny ton brzmial nieco teatralnie. - Ale
my równiez.
Brett.umilkla, uspokojona jego slowami. Kiedy Mitch
odszedl, zaczela znowu spacerowac po pokladzie. Ich
jacht byl jedyna jednostka plywajaca w'tej czesci morza.
Zadna lódz nie pojawila sie w poblizu, a Matthew wciaz
uwaznie obserwowal okolice.
Dzieki rozmowom z Jamie'em znala zasady dzialania
Organizacji. Nigdy nie opierac sie na przypuszczeniach.
Nigdy nie zdawac sie na los szczescia. Wierzyc tylko
w to, co· sie samemu sprawdzilo. I dlatego Jeb, Mitch
i Matthew zawsze mieli sie na bacznosci.
Godziny mijaly. Teraz plyneli bezglosnie z wylaczonym
silnikiem, niemal na oslep, bez swiatel.
Po jakims czasie sciagnieto zagle. Kotwica opadla'
z przytlumionym pluskiem. Nic nie zaklócalo czerni
morza: wokól nich: ani swiatla odleglych statków, ani
swiatla atolu, który lezal przed nimi jak spiacy olbrzym.
Gdyby ktos ich obserwowal, zobaczylby tylko uspiony
jacht, na którym Mitch pelnil wachte.
Podczas rzucania kotwicy spuszczono na wode mala
tratwe. Jeb podszedl do Matthew i polozyl mu reke na
ramiemu.
- Juz czas ---'- powiedzial szeptem.
Brett westchnela cicho i podniosla sie. Siegnela po
torbe; ale Jeb byl szybszy. '
- Sama sobie poradze - nalegala.
~ Nie! - Dlon Jeba zacisnela sie na raczce torby.
Mówil ciagle szeptem, ale wyraz jego twarzy byl stanowczy.
- Poczekaj tutaj i nie ruszaj sie z miejsca; dopóki cie
nie zawolam.
Slowa sprzeciwu zamarly jej na ustach; Czlonkowie
Organizacji byli tak przyzwyczajeni do rozkazywania, ze
nie mieli pojecia o tym, jak arogancko sie' zachowywali.

background image

Od czasu do czasu rzucali tylko jakies grzeczne slówko.
- Smiesznie sie zachowuje, prawda?

58

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

59

- Nie, po prostu tak samo jak kazdy z was. Jamie
zwracal sie do mnie równie rozkazujacym tonem.
- Tesknisz za nim?
- Za kim?
- Za Jamie'em - odpowiedzial Jeb spokojnie. - Tesknisz
za nim od chwili, gdy cie pozegnal w Grayson.
- Mylisz sie. Dlaczego mialabym tesknic za kims,
kogo prawie nie znam?
- Masz racje. Dlaczego? - Jeb byl rozbawiony, ale
z powazna mina poprowadzil ja do sznurow.ej drabinki
wiszacej na burcie jachtu. - Zadam ci to samo pytanie za
kilka tygodni.
Podniosla glowe, usilujac zobaczyc jego twarz, ale
zanim zdazyla cos powiedziec, polozyl jej palec na
ustach.
- Od tej chwili zadnych rozmów - ostrzegl. - Glos sie
niesie po wodzie. - Poczekal, az Brett zacznie schodzic,
a gdy zawahala sie na moment, ponaglil ja lagodnie.
- Musimy sie spieszyc. Za pietnascie minut mamy
umówione spotkanie na wyspie, a Matthew mówi, ze
wiatr zaczyna rozpedzac chmury.
Brett przylgnela do drabinki. Morze ujej stóp bylo tak
czarne jak luka w jej pamieci. Znowu wrócil gniew, ze
musi robic to, co kaza, ze nie pamieta wszystkiego i nie
moze decydowac o swoim losie. Ale jednoczesnie rozumiala,
ze ten kunsztowny plan mial na celu tylko jedno
- jej bezpieczenstwo. Bedzie gosciem na tej wyspie. Nic
nie mogla na to poradzic. Poddala sie wiec losowi
i zeskoczyla na tratwe prosto w opiekuncze ramiona
Matthew. Jeb zszedl za nia i natychmiast odbili od burty
jachtu. Przyplyw im sprzyjal.
Po chwili tratwa dotknela ziemi. Matthew zlozyl
wiosla ..Gestem nakazal jej, by zostala na miejscu, a s~m
zsunal sie do wody.
Siegala mu do pasa. W tym samym momencie na
brzegu pojawila sie jakas sylwetka, dotychczas kryjaca
sie,w .cieniu lasu.
- A ty myslalas, ze to Simon bedzie mial do mnie
pretensje, jesli nie dostarcze cie bezpiecznie na wyspe
- w glosie Jeba brzmialo rozbawienie. Zanim zdazyla cos
powiedziec, Jeb równiez zsunal sie do wody, by pomóc
koledze. Rzucili line w strone sylwetki stojacej na brzegu
i wspólnie wyciagnel~ tratwe na plycizne.
Po powitaniu jeden z mezczyzn ruszyl w strone tratwy.
Brett nie zdazyla nawet zaprotestowac, gdy znalazla sie
w czyichs silnych ramionach.
- Witaj w Raju, Brett - uslyszala gleboki, znajomy glos.
- Slucham? - powiedziala.
- Powiedzialem: witaj, Brett. - Jamie McLachlan
usmiechnal sie do niej. - Myslalem, ze juz tu nigdy nie
dotrzesz.
- Jamie?! -Slyszalajego glos, widzialajegotwarz, byla
wjego ramionach, a nadal trudno jej bylo uwierzyc, ze tujest.

background image

- A któz by inny? - Przytulil ja mocniej. - Trzymaj
sie, a za chwile bedziemy w domu.
NIe sluchajac jej protestów, wyniósl Brett na brzeg,
a potem dalej przez las do drogi, która prowadzila do
domu, gdzie mieli· zamieszkac.
Dom zostal przeszukany, jej pokój równiez i Jeb
z Matthewodeszli, zegnajac sie z nia serdecznie, chociaz
Jeb nie mógl sie powstrzymac, by jej nie dokuczyc.
- Kiedy sie znów spotkamy, zapytam cie, dlaczego
powinnas tesknic za tym panem. .

60

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

61

Po ciasnej kajucie "Ksiezyc<:)wego Tancerza", bez
kojacej obecnosci towarzyszy podrózy, dom Patricka
wydawal sie zbyt duzy i niewygodny. Brett zdala sobie
sprawe, ze znalazla sie w obcym domu z mezczyzna,
którego prawie nie·znala. Próbowala sobie tlumaczyc, ze
nieraz bywala w podobnej sytuacji podczas wyjazdów
zwiazanych z jej praca zawodowa, i postanowila, ze
zachowa spokój. '
- Zaczela rozgladac sie wokól. Pokój, w którym sie
znajdowala, byl, jak i reszta domu, obszerny, ale urzadzony
z prostota. .
Ciemne i jasne drewno, trzcina, wiklina, kwiaty,
bawelna, jedwab i brokat. Prawdziwa uczta dla wrazliwych
estetów.

Przesunela palcami po muszelkach zdobiacych krzeslo

i

spojrzala na portret wiszacy nad kominkiem. Byl bardzo

romantyczny. Rozmarzona kobieta otoczona oblokiem
oswietlonej sloncem mgly. Lsniacejasne wlosy, pogodny
usmiech, przejrzyste oczy. Brett ni~dy jeszcze nie widziala
tak pieknej kobiety. "
- To Jordana.
Ten glos spowodowal, ze wrócila do rzeczywistosci.
Popatrzyla na Jamie'ego, który siedzial naprzeciwko.
Obserwowal ja od pewnego czasu.
- Jordana - powtórzyla. - Piekne imie ma ta kobieta.
Musi byc kims wyjatkowym.

- Jest tak niezwykla jak jej ImIe

l

rzeczywiscie

wyjatkowa.
- Ten dom nalezy do niej?
- Patrick kupil te wyspe i zbudowal dom zaraz po
slubie.
Brett slyszala o tym znanym szkockim finansiscie. Byl
bardzo bogaty. Ale dom jest swiadectwem jego milosci
do zony, a nie bogactwa.
- Pewnie bardzo ja kocha.
Jamie milczal, zastanawiajac. sie, jak opisac Brett
milosc, która Patrick darzy Jordane.
- Tak - powiedzial w koncu. - Kocha ja nad zycie.
- Musi byc bardzo szczesliwa, szczególnie kiedy
patrzy na ten dom. - Brett podziwiala piekno, jakim
Patrick otoczyl swoja zone.
- Jordana nigdy go nie widziala.
- Nigdy? - Brwi Brett uniosly sie w zdumieniu.
- Ona jest niewidoma.
Brett popatrzyla ponownie na portret. NiedOWIerzanie

background image

zmienilo sie w zdumienie, potem w zal i wspólczucie.
Zalowala mezczyzny, który stworzyl taki piekny dom
w imie milosci i wspólczucia dla kobiety, która wie ojego
milosci, ale nie jest w stanie zobaczyc jej dowodów.
- Ma takie piekne oczy - powiedziala ze smutkiem.
- Tak. Takie oczy nie powinny byc slepe, ale nie zmienia
to faktu, ze Jordana nie widzi. Nie widzi od dziecka i nic na to
nie mozna poradzic. Patrick poruszyl niebo i ziemie, zeby jej
pomóc. - Jamie przesunal palcami po pokryciu krzesla.
- Jordana lubi dotykac tych rzeczy. Lubi drewno, sukno,
wiatr, który owiewa jej twarz, i promienie slonca na skórze.
Po prostu wyobraza sobie rzeczy, których dotyka. Ani
milosc, ani bogactwo Patricka nie mogly przywrócic
Jordanie wzroku, wiec ofiarowaljej ten dom i samego siebie.
Slyszac zal w jego, glosie Brett zastanawiala sie, czy
Jamie tez nie jest zakochany w Jordanie. Poczula nagly
skurcz serca i zapragnela, by temu zaprzeczyl. Czy moze
byc zazdrosna o to, co Jamie czuje do innej kobiety?
Przeciez pragnela tylko jego przyjazni.

62

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

63

. - Muzyka - uslyszala swoje slowa. - Jesli Jordana
odbiera swiat innymi zmyslami niz wzrok, to z pewnoscia
kocha twoja muzyke.
- To prawda - zgodzil sie z nia Jamie. - Kocha kazda
muzyke.
Brett nie mogla oderwac wzroku od fortepianu, który
stal na honorowym miejscu. W pokoju wypelnionym
róznymi cudami przyciagal wzrok wszystkich.
Jamie podszeol do fortepianu. Z oszklonej szafy obok
wyjal gitare i uderzyl w rozstrojone struny. Usmiechnal
sie ze smutkiem.
- Jordana jest artystka. Kocha muzyke. Kazda muzyke.
Gra na' gitarze.
- I na fortepianie?
- Ni€! - Jamie odlozyl instrument na miejsce. - Pewnie
jestes zmeczona. Chyba nie masz ochoty rozmawiac
teraz o muzyce.
Dopiero w tym momencie Brett poczula, jak bardzo
jest wyczerpana. Pobyt w Grayson, podróz, spotkanie
z Jamie'em na wyspie, wszystko to zupelnie pozbawilo ja
sil.
- Masz racje. Jestem miprawde bardzo zmeczona:
- Masz za soba trudne dni. - W jego glosie brzmiala
troska. Troska o nia.
Zaczela masowac sobie skronie czubkami palcóW. Po
wydarzeniach na lotnisku i przed jej domem, a potem,
podczas pobytu w Grayson, Jamie byl dla niej bardzo
uprzejmy. Ale to byly tylko chwile. Brett nie byla
przyzwyczajona do tego, by ktos onia dbal. Od tak wielu
lat musiala sama sobie dawac rade z wszystkim, wiec nie
bardzo wiedziala, jak sie ma teraz zachowac .
. W jej oczach pojawily sie lzy .. Starala sie je powstrzymac.
Wmawiala sobie, ze to ze'zmeczenia. Jednoczesnie
byla zla na siebie, ze sie tak rozkleja.
Jamie widzial smutek na jej bladej twarzy, blysk lez,
które starala sie ukryc.

background image

. - Wiem,Brett, ze zawsze dawalas sobie ze wszystkim
rade. Ijestem pewny, ze poradzisz sobie i tym razem. Ale
nie musisz robic tego sama. - Patrzyl na nia spokojnym '
wzrokiem, ale gdzies w glebi oczu pojawila sie czulosc.
- Nie wtedy, gdy ja jestem z toba.
Brett nie mogla nie zauwazyc jego troski.
- Dlaczego tujestes, Jamie? Przeciez nie pracujeszjuz
dla Organizacji. Powinienes rozpoczac nowe zycie. - Siedziala
spieta na brzegu krzesla. - Nie musisz kierowac sie
poczuciem winy i narazac na n~ebezpieczenstwo.
Jamie podniósl sie z krzesla i ruszyl wjej kierunku.
W czarnych obcislych dzinsach i koszuli podkreslajacej .
szerokie ramiona zupelnie nie przypominal znanego
, pianisty. Nie wygladal tez na aniola Btróza.
Brett patrzyla na niego, zastanawiajac sie, co Jamie
zamierza zrobic i co tez ona robi na bezludnej wyspie na
Atlantyku z mezczyzna, którego prawie nie zna.
Stanal obok niej. Górowal nad nia wzrostem, Brett
zadrzala. Nie ze strachu. Byla to niezwykla reakcja, która
spowodowala, ze serce jej zaczelo tluc sie w piersi jak,
oszalale, a w ustach zrobilo sie sucho. Jamie byl bardzo
przystojny.
Nie byl piekny ani dystyngowany, lecz szorstki i gwaltowny,
mial swój styl, który fascynowal wszystkich: '
i widzów, i przyjaciól. Przypominal .zarówno urzednika,
jak i robotnika czy arty.$te.
Ale, myslala pospiesznie, przeciez jest odporna na
metczyzn, niezaleznie od tego, jak atrakcyjni mogli, sie
64

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

65

okazac. Zdobyla te pewnosc w ciagu ostatnich osmiu lat,
osiagajac sukces w zawodzie okreslanym jako meski. Ta
odpornosc byla w nim niezbedna. Przeniosla ja równiez
na zycie prywatne. ~
Carson Sumner, o wiele starszy od niej, byl nie tylko jej
mezem i nauczycielem. Byl takze inspiratorem i sedzia.
Gdy umieral w jej ramionach, tracila jedyna milosc swej
mlodosci. Jedyna milosc, jakiej kiedykolwiek pragnela.
Potem strzegla swego serca. Nie mogla Wytlumaczyc,
dlaczego czula, ze Jamie stanowi dla niej zagrozenie.
Scisnela dlonmi porecze fotela i uwaznie przygladala
sie jego twarzy. Ciemne oczy patrzyly na nia spokojnie.

,

Widziala w nich wspólczucie i lagodnosc, za która kryla
sie meska sila. Zaczela sie obawiac o to, co stanie sie z jej
zyciem, które tak starannie zaplanowala.
- Dlaczego, Jamie? - spytala ochryplym z napiecia
glosem. - Dlaczego tu jestes?
Usmiechnal sie do niej. Przez otwarte drzwi dochodzil
szum fal. Jamie pochylil sie nad nia, ujal ja za rece
i podniósl. Jej twarz znajdowala sie teraz na wprost
twarzy wpatrujacego sie w nia mezczyzny.
Widzial, jak jej szare oczy ciemnieja, dostrzegl szalejaca
w nich walke uczuc. Chcial przytulic Brett i trzymac
tak, dopóki dziewczyna sie nie uspokoi. Tyle chcial jej
powiedziec i pokazac, ale choc byla dzielna, nie mógl
dluzej jej meczyc.
Zycie juz jej dostatecznie dokuczylo, nie chcial zbyt

background image

pospiesznym dzialaniem przysporzyc jej klopotów.
Zadowolil sie tym, ze trzyma ja za rece. Potem powoli
poprowadzil dziewczyne na góre. W drzwiach jej pokoju
osmielil sie pocalowac ja w reke ze staroswiecka galanteria
·
Brett wstrzymala oddech. Utonela spojrzeniem w jego
oczach. -
- Nie powiedziales mi, dlaczego tu jestes - spytala
drzacym glosem.
~ Bo ty tu jestes - wyszeptal, jakby nie chcial, by ktos
poznal jego tajemnice. Usmiechnal sie i Brett zamarla
znowu. - Dobranoc, Brett. Spij dobrze.
Drzwi do jego pokoju zamknely sie, zanim zdazyla
wejsc do siebie.

DLON ANIOLA

6.7

ROZDZIAL PIATY

Jamie przedzieral sie wsród krzewów porastajacych
sciezke wiodaca z plazy. Na tarasie stala Brett. Twarz
miala uniesiona ku sloncu, wiatr rozwiewal jej wlosy.
Jamie zauwazyl ja i zatrzymal sie w cieniu palm. Na
'ramieniu mial wedke, z rak wypadla mu torba ze
zlowionymi rybami. Brett wsunela rece we wlosy i smiala
sie, gdy kosmyki wymykaly sie jej spod palców. Wy-
. gladalabardzo ponetnie w koszuli nocnej, która dla niej
wybral. Batyst i koronki podkreslaly linie jej nóg. Byla
oszalamiajaca.
Oddal sie calkowicie przyjemnosci patrzenia na nia od
chwili, gdy znalazla sie w nowym swiecie, gdzie nie
grozilo jej niebezpieczenstwo. Zacz~la powoli pokonywal
narzucone sobie bariery. Zmiana nie bedzie szybka,
ale dobrze wiedzial, jak dziala na ludzi Raj. Obserwowanie
zachowania sie Brett bedzie na pewno fascynujacym
zajeciem. Patrzyl na nia w zachwycie. Byla
niewinna, kuszaca dziewczyna z jego marzen.
Jego wlasne mysli zaskoczyly go. Podobala mu, sie
od poczatku. Piekna kobieta pociaga kazdego ,mezczyzne.
Ale nie' oddzielal wtedy pozadania od poczucia
winy. A teraz nie chcial sie przed soba przyznac,
ze pragnie tylko jej, i to uczucie bedzie trwac
Wleczme.
Pograzony w myslach, zrobil krok do przodu.
- Jamie! - Brett przechylila sie przez barierke. Wlosy
opadly jej na ramiona.
- Dzien dobry. - Usmiechnal sie do niej. Biale zeby
blysnely w opalonej twarzy. - Dobrze spalas?
- Tak. - I powtórzyla ze zdziwieniem: - Naprawde
dobrze spalam.
- To dzieki wyspie. Tu nikt nie mysli o. swoich
klopotach.
Moze to wyspa, a moze slonce i szum fal; Brett
uwierzyla Jamie'emu. Wspanialy poranek wymazal zjej
pamieci klopoty, które napawaly ja lekiem jeszcze wczoraj.
Popatrzyla na ogród, w którym rosly stokrotki, kaktusy
i oleandry ciezkie od kwiatów. Starannie wypielegnowane
sciezki wiodly wsród palm i krzewów ku morzu .
Dowód milosci Patricka do Jordany.
Teraz ona podziwiala to miejsce, bedac z Jamie'em.

background image

- Raj - szeptala. - Tutaj swiat jest zupelnie inny.
Trafna nazwe wybral Patrick. ,
Jamie mial chec wspiac sie po scianie tarasu, wziac
Brett w ramiona i sprawic, by poczula sie jak w prawdziwym
raju. Wkrótce to zrobi. Ale teraz musi ja
ochraniac i uzbroic sie w cierpliwosc.
- Nawet w raju ma sie' pragnienia, jesli jest sie
zwyklym smiertelnikiem.
Brett od osmiu lat zyla w celibacie. Ale pracujac wsród
mezczyzn, nauczyla sie rozpoznawac pozadanie. Zauwazyla
je w oczach Jamie'ego, ale nie spodziewala sie, ze
powie o tym, co czuje. Spojrzala na niego zaskoczona.
- Smiertelnikiem, kotku - Jamie zrobil smieszna
mine, próbujac wybrnac z tej niezrecznej sytuacji - nie
mezczyzna. Moze zjemy sniadanko?

68.

DLON ANIOLA DLÓN' ANIOLA

69

- Ryby?~. Udala, ze ~ic siellle stalo.
- No cóz, jestem zapalonym wedkarzem: - Rozesmial
sie. -No moze nie tak bardzo zapalonym. Faktycz~ie
myslalem

Q

jakims bardziej konwencjonalnym posilku.

- To dobrze, Kto podaje? ~ spytala ·rozbawiona.
- .Ja, jak tylko· bedziesz gotowa .
..,. Dobrze. - Brett odwródla sie. Dól koszuli zawirowal
wokól jej dlugich nóg.- Ostrzegam cie! Umi€ram
z glodu!
Jamie odrzucil serwetke i oparl sie wygodnie. Siedzieli
na tarasie przy kuchni. On mial na sobie wyplowiale
dzinsy, w których lowil ryby. Zmienil tylk0 koszule. Brett
wlozyla lilowe.luzn€ spodnie i bawelniana bluzke.
Slonce rzucalo jasne plamy na· stól, a szelest lisci
palmowych laczyl sie ,zszumem morza. W czasie
sniadania Jamie zabawial, Brett opowiesciami o historii
, wyspy, o piratach, skarbach i wielkich galeonach kraza~
cych wokól niej. Zasluchana, nie myslala o sytuacji,

\II

jakiej sie znalazla. , .

- Czy wszystko jest tak, jak bys sobie tego zyczyla?
'Pokój wygodny? Masz wszystko, czego potrzebujesz?
- zapytal Jamie ..
, Brett najedzona, odprezona jego opowiesciami i odswiezona
spokojnym snem nie miala zadnych zastrzezen.
- Gdybym,juz przedtem nie stwierdzila, ze to raj, to
powiedzialabym. to teraz. Wczoraj nie moglam przestac
myslec o tym, ile klopotów wam sprawiam. Nie przypuszczalam,
ze zatroszczycie sie teZ o ubrani~ i... ..,.zabraklo
jej slów i uniosla dlonie w bezradnym gescie - ;..

0

wszystko. '
- Oficjalnie zginelas w wypadku. Nie moglismy
zabrac niczego z tWojego mieszkania. Nie moglismy
ryzykowac, ze ktos zacznie cos podejrzewac.
- Ale kto? Nie mam rodziny. A dzi@ci Carsona nie

troszcza- sie o mnie. - Nagle przerwala

i

uniosla dlon do

ust

W

gescie przerazenia. - Kartel!' Myslisz,ze moga

przeszukac mieszkanie, by 'znalezi jakas wskazówke?
Miala calkowita racje. Dzieci Sumnera nie zareagowaly,
gdy opublikowanowiadomósc ojej smierci. Przyjaciele

background image

dowiedzieli sie, ze dalecy krewni postanówili urzadzic
pogrzeb w jakiejs odleglej miejscowosci. Mieszkanie
pozostawiono nietkniete. Nie chcial niczego przed nia
ukrywac.
'- Tak przypuszozamy.
-. Chcecie, by przyszli do mojegómieszkphia?ZastawilisCie
tam pulapke? - Btett byla zas:l0kOwalla.
· - Musza uwierzyc, ze juz im nie zagrazasz.
- Chodzi o to, ze inartwinie p0trzebu9'a juz swoich
rzeczy? ...•
· - Tak - potwierdzil Jamie. '
Brett pomyslala o swoim nowym pokoju i kupionych
przez Organizacje ubraniach.
Byly doskonale 'w gatunku i idealnie dopasowane.
Bielizna, kosmetyki, jej ulubione perfumy. Wszystko
nowe. Ktos musial dobrze poznac jej zwyczaje. Nie ktos.,
Jamie.
- Ty to zrobiles. Ty to wszystko wybrales': kosmetyki,
IJbrania, nawet lekarstwo na uczu'lenie, ktor€ czasami
biore. - Beztroski nastrój minal. Byla spieta. Wydawalo
sie, ze sloiice zniknelo za chmurami. - Co jeszcze o mnie
wiesz? Czy taie pozostawiono mi Ilawet czastki prywatnego
zycia?
· - Przepraszamcie, Brett. To nie moja wiNa,ze zostalas
70

DLON ANIOl,A DLON ANIOLA

71

w to wciagnieta. Przykro mi t€Z, ze takzle oceniasz moje
starania. - Siegnal przez siól, chcac ujac jej reke· Kiedy ja
cofnela, poczul zal. - Naprawde wiem, co czujesz.
Brett rzucila serwetke na stól i zaczela chodzic po
pokoju. ,
- Wiesz? Rzeczywiscie wiesz? - zapytala.
-' Przez jakis czas zylem jak pod mikroskopem,
a prasa tylko czekala na plotki lub skandale. Kazdy mój
ruch byl sledzony.
- Ty swiadomie wybrales taki styl zycia, ale ja nie.
- To prawda. - Stanal przy niej blisko, ale staral sie jej
nie dotykac. ~Mimo wszystko rozumiem cie i przepraszam.
Brett skrzyzowala ramiona. Instynktownie bronila sie
przed tym mezczyzna.
- Co jeszcze wiesz? Powiedz mi wszystko!
- Obawiam sie, ze wiem o tobie dosc duzo. Dowiedzialem
sie, ze jestes ,.llieslubnym dzieckiem, opusz"
czonym najpierw przez ojca, potem przez matke. Opiekowala
sie toba babcia, ale umarla. Kiedy przyjechalas do
Atlanty, mialas osiemnascie lat i zadnego zawodu. Bylo
ci bardzo ciezko, zanim Carson Sumner cie zauwazyl.
Robil ci zdjecia; zakochal sie

w

tobie i wzieliscie slub.

Mial wtedy piecdziesiat dziewiec lat, a ty niespelna
dziewietnascie.
Brett byla tak zazenowana, ze usilowala najpierw nie
patrzec w jego strone, ale w miare jak mówil, powoli
odwracala sie ku niemu, kompletnie zaskoczona.
- To bylo udane malzenstwo - mówil dalej Jamie.
- Bylas jego utracona mlodoscia. Stal sie twoim mistrzem,
nauczyl cie wszystkiego o fotografii. Okazalas sie
pojetna uczennica. Byliscie razem przez szesc lat. Jego

background image

dzieciom to sie niezbyt podobalo, ale nie stwarzaly wam

problemów.

'w

wieku szescdziesieciu pieciu lat Carson

zmarl na wylew.
Brett milczala, nie próbujac ukrywac lez.
- W jednej chwili z ukochanej zony i uczennicy
utalentowanego, bogatego czlowieka stalas sie nikim.
Jego dzieci mówily o. tobie,: smarkata, spryciara, która
upolowala zgrzybialego starca.
- Carson nie byl zadnym starcem - zaprotestowala
Brett. - Byl madry, dowcipny i mlodszy duchem od
wielu mezczyzn majacych o polowe lat mniej od niego.
- Z. tego, co sie dowiedzialem, tak wlasnie bylo'.
Wszyscy tez mówia, ze go kochalas. Ale gdy w gre
wchodzi majat k, uczuc nikt nie dostrzega. Nie chcialas,
by zhart'biono wasze malzenstwo i osmieszono
Carsona, wiec wycofalas sie. Odrzucilas spadek i wykorzystujac
wiedze, która ci przekazal, zaczelas powoli
piac sie po szczeblach kariery. Jestes znana fotoreporterka.
Osiagnelas bardzo duzo. Zaden mezczyzna nie
pojawil sie u twego boku od smierci Carsona. Teraz,
z powodu wypadków na lotnisku, twoja kariera wisi· na
wlosku, a rózni mezczyzni wtracaja sie w twoje sprawy.
,
- Widze, ze swietnie znasz historie mojego zycia, ale
to jeszcze nie wszystko: Moze powiesz mi, na przyklad,
co jadlam wtedy w samolocie?
- Albo jaki numer butów nosisz? - wtracil sie Jamie,
ignorujac gniew, który pojawil sie wjej glosie, - I ze masz
naturalny kolor wlosów, uzywasz perfum; które Carson
kazal zrobic specjalnie dla ciebie. - Jamie ujal jej reke
i uniósl troche do góry, - Chociaz nie prowadzisz zycia
72

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

73

seksualnego, masz ... - osmielony tym, ze nie cofnela Feki,
powiedzial: - Chirurgicznie wszczepiony srodek antykoncepcyjny.
Swiadczy to o roztropnosci kobiety, która
bywa narazona na gwalt, wykonujac swoja prace~
Brett wyrwala ramie

'?

jego uscisku. W oczach jej

pojawily sie lzy gniewu. . .
- Nie oszczedziliscie mi niczego. Czy moje zycie jest
odkryta karta dla calej Organizacji?
- Tylko Simon i ja wiemy wszystko. Nikt wiecej.
- Powinnam ci za to podziekowac.
- Nie musisz mi za nic dziekowac.
- Przynajmniej' w tym sie' zgadzamy. Przepraszam
cie, ale jesli pozwolisz, chcialabym pospacerowac troche
po plazy.
Nie czekala na zgode.
, - Spaceruj po plazy lub po sCiezkach. Bagno Jest
niebezpieczne. Jesli na morzu'cós sie . pojawi, wracaj
natychmiast - zawolal za nia;
Skinela glowa .
. 'Jamie czekal mi cos wiecej,

a

potem ciezko westchnal.

Cml, ze chciala ·od niego uciec.
- Uwazaj na sieoie, prosze.
- Troche, juz nato za pózno, pFawda? - Brett 'nie
czekala na ódpowiedz. Ruszyla przed siebie i po ohwili

background image

zniknela w lesie.
Jamie wrócil do stolu i zaczal sprz~tac po sniadaniu,
zastanawiajac sie, czy jej gniew minie. . '
Spedzil Feszte dnia, sprawdzajac system zabezpieczenia.
Nie 'byl zdziwiony, ze Brett nie wrócila na lunch.
Zjedli pózno sniadanie, a apetyt im dopisywal.' Byl to
pierwszy obfity posilek Brett od wypadku. Lekarze
z Grayson zapewniali go, ze bardzo ,czesto z utrata
pamieci laczy sie utrata apetytu.
. Widzac, ze je z ochota, w czasie posilku· snul rózne
opowiesci. Zanim skonczyl, Brett zjadla wszystko, co jej
podal, ·i jeszcze ,ciastko na dodatek: Jamie smial sie,
widzac jej mine, gdy je skosztowala. N~e klamal, ze
bedzie; sam przygotowywal posilki; ale powinien sie
przyznac, ze ciastka byly specjalnoscia. Hattie Boone,
gospodyni w posiadlosci Patricka. Twierdzila ONa,ze jej
natura sklada sie wjednej trzeciej z Murzynki, w jednej
trzeciej z bialej kobiety, w jednej trzeciej ptaka i wjednej
trzeciej z ryby. Gdy ktos zwracal jej uwage, ze jest to
{)jedna trzecia za duzo, Hattie ze smiechem.wskazywala
na swa olbrzymia postac.
Jamie rozesmial sie na samo wspomnienie tej rbzmowy,
ale zaraz spowaznial. Odlozyl latarke, która
wlasnie sprawdzal, i popatrzyl, na zegarek. Czwarta
godzina. Brett nie wracala: Wiatr wzmógl sie i na
horyzonoie pojawily sie ciemne chmury.
Skonczyl prace i teraz pozostal mujuz tylko niepokój.
Zabladzila? A moze cos jej sie stalo? Chcial dac jej troche
swobody, by jakos poradzila sobie z tym, cOOrganizacja
zrobila zjej zyciem. Ale niemajejjuz zbyt dlugo. Pogoda.
zdecydowani,e sie pogorszyla. Zblizal sie sztorm.
Byla to pora huraganów. Wprawdzie nie slyszal
zadnego ostrzezenia, ale latem pojawialy sie one znienacka

i bywaly bardzo silne

i

niebezpieczne.

Jamie wyszedl na taras. Wszedzie bylo widac oznaki
zblizajacej sie nawalnicy. Gdziez ona jest,

'li,

licha?

. Wypadl z domu. Nie zamknal za soba drzwi. Nie.myslal
o szkodach, jakie mogla wyrzadzic burza. Myslal tylko
o Brett, przerazony, ze znowunarazilja na niebezpieczens74

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

75

tWo. J{uszyl sciezka na plaze.' Wiatr nagle ucichl: Palmy
zamarly. Bylo dl1szno. Pot splywal mu po tWarzy, ubranie
zwilgotnialo. Stopy uderzaly' glosno o ziemie. Jamie
rozejrzal sie wokól siebie, ale brzeg' byl pusty.
- Brett, do cholery, gdzie jestes? - mówil szeptem,
jakby to moglo pomóc mu ja odnalezc. Byl zly na siebie,
ze zwlekal tak dlugo, i zly na Brett za ... za co? Za to, ze
denerwowalo

ja

to; co sie stalo,' i ingerencja w jej zycie?

, Nie wiedzial, .gdzie jej szukac.

I

wtedy zobaczyl ja

idaca od strony malej altanki. Zatrzymala sie tuz nad
woda. Pochylila glowe i ramiona, rece wsunela gleboko
do kiesz"eni spodni. Z trudem powstrzymal sie, zeby nie
pobiec. Kiedy podszedl calkiem blisko, zatrzymal sie
i czekal, az Brett odwróci sie dó niego.

background image

" - Przepraszam'cie. - Te slowa padly z obu stron. Dwa
zdania, dwa:glosy; dwa usmiechy - niesmiale, przebaczajace
i proszace o wybac'zenie.
Jamie wyrósl w rodzinie, w której nigdy nie wstydzono
sie okazywania uczuc. Nie mógl'sie powstrzymac i wzial
Brett w ramiona. Cheial tylko przytulic ja i pocieszyc. Ale
kiedy uniosla ku niemu twarz, zadna sila: ani zblizajacy
sie sztorm, ani fale zalewajace' im stopy, nie mogly
powstrzymac go Od pocalunku:
Miala delikatne wargi, jej oddeeh piescIl. jego policzek.
Stali tak blisko siebie, ze czul dotyk jej ciala.
Wsunal dlonie w jej piekne wlosy. Calowal czolo,
powi"eki, dotykal wargami trzepoczacych rzes. Potem
pocalowal delikatne miejsce za uchem, gdzie zapach jej
ciala byl taki mocny. Powoli przesuwal wargami po

policzku, az natrafil na 'Illsta.'

I

juz nic dla niego nie

'istnialo. Zapragnal jej calej. Chcial poznac jej smak.
Chcial jakochac.
- Brett - szeptal, odchylajac glowe, aby jej sie
przyjrzec. Widzial jej rozmarzone oczy, zaczerwienione
od slQnca policzki. Wygladala,jakby~las~ie obudzila, sie
z dlugiego snu. Nigdy dotad nie pragnal tak zadnej
kobiety.
"~ Nie odtracaj mnie, prosze.,~ PQtrzasnalnia delikatnie.
- Nie zrobie ci krzyw~y. Nigdy. Obiecuje. .
- ~iem. Nawet wtedy, gdy krzycza,lam na ciebie, tez
o tym wiedzialam. Spacerowalam po plazyi.p~óbowalam
jakos poukladac to... -, zatrzymala sie, usilujac znalezc
odpowiednie okreslenie - '" to wszystko.
. Byla wyraznie zla na siebie, na swoja naiwnosc.
- Jaka ja bylam glupia: Wierzylam, ~e moge zwalczyc
cale zlo na swiecie, ukazujac je .na swoich zdjeciach,
a potem spokojnie schowac sie przed wszystkim w~woim
domu. Nic nie moglo sie przedostacp~p~zez s~orupe,jaka
wytworzylam wokól siebie. Bylam zadowolona z siebi,e
.egoistka - mówila z gorycza. - Los surowo mnie za to
ukaral. Chcial mnie .nauczyc wspólczuc~a i pokory,
stawiajac na mojej drodze Meridoze.
- Brett, przestan! - Jamie pól9zyl reke n~jej rami~,
niu. Pozadanie zniknelo, gdy_patrzyl na jej ból.
- Mam przestac? - odsunela sie. - Nie widziec siebi.~
taka, jaka jestem naprawde? _
,Poczucie winy brzmialowjej slowach i powodowalo,
ze widziala spaczony obraz swiata. Jamie wiedzial, ze nie
jest, jak to okreslala, zadowolona z siebie egoistka.
Wlasnie te jej ,,~ume zdjecia" byly tego dowodem.
- Brett, prosze cie...
Uciszyla go gwahownymgestem.
- Wysluchaj mnie. Dlugo o tym myslalam. Po raz
pierwszy jestem w stanie dostrzec rzeczy, które dzieja sie

76

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

77

poza mna. Nie zdawalam sobie sprawy, ile zla wyrzadzic
moze kartel, jesli nikt tych zbrodniarzy nie powstrzyma ..
Nie myslalam, na jakie niebezpieczenstwo narazaja sie
Jeb, Mitch, Matthew, no i oczywiscie ty, bo klucz do

background image

sprawy,tkwi w mojej pamieci.
Przez caly ten Gzas próbowalam cos sobie przypomniec.
Naprawde staralam sie, ale niczego nie pamietam.
- Wjej oczach bylo przerazenie. - Jamie, na litosc boska,
ja naprawde mam amnezje.
McLachlanowie zawsze byli wrazliwi na kobiece lzy.
Ale byly one niczym wobec autentycznego bólu, który
zdawal sie rozrywac serce Brett.
Objal ja i ponownie przytulil do siebie. Czul jej
slabosc i rozpacz. Chcial jej pomóc, ale nie wiedzial,
jak. Pancerz, który dotychczas chronil ja przed swiatem,
rozpadl sie.
Przywarla do niego, nieswiadoma tego, co robi. Jamie
wzial ja na rece i zaniósl do altanki na plazy. Zbtidowana
z pali pokrytych trzcina, miala byCschronieniem dla tych,
którym slonce nadmiernie dokuczylo. Nie dawala natomiast
ochrony przed wiatrem, ale Jamie usiadl na lawGe,
trzymajac Brett w ramionach i szepczac jej do ucha slowa
pociechy.
- To nie twoja wina, kochanie. Nie mozesz winic
siebie za to, co ci zrobiono. Nie wolno tak postepowac.
- Kolysal ja. w ramionach w rytm tych slów
i calowal.
- Powinnam, nie... musze sobie wszystko przypomniec
- mówila z ustami wtulonymi w jego szyje.
Uspokajala sie powoli. Jamie byl taki dobry. Zawsze,
niezaleznie od tego, jak niesprawiedliwie go. traktowala.
Juz tak dawno nikt sie o nia nie troszczyl, nie tulil
w ramionach. - Przypomne sobie - powtarzala szeptem,
poddajac sie kojacemu kolysaniu. - Musze.
- Uspokój sie. - Poglaskaljapo wlosach i ucalowal jej·
powieki. -Westchnela i przytulila sie mocniej, szukajac
wygodniejszej pozycji. Jamie czul, ze Brett nie spi, ale
spokój byl potrzebny jej równie jak sen.
Tak latwo mozna bylo ja zranic: nie zaznala wiele
radosci i mogla szybko ulec jego czarowi. Gdyby
szedl za glosem swego ciala, kochalby sie z nia. Nie
odepchnelaby go. Ale nie mógl. Nie teraz. Pragnal
jej az do bólu. Posluchal jednak glosu serca, choc
bylo to bardzo trudne. Nie mógl przeciez wykorzystac
jej bólu, zagubienia i tego, ze szukala u niego pociechy.
Poczeka, az Brett odzyska równowage psychiczna
·
Sztorm wzmagal sie coraz bardziej. Na razie nic im nie
zagrazalo. Jamie siedzial spokojnie,' chroniac Brett od
wiatru, i obserwowal uwaznie chmury. Kiedy ujrzal
pierwsza blyskawice, wiedzial, ze trzeba wracac. Zaczelo
padac.
Brett oddychala spokojnie i równo. Wydawalo sie, ze
spi.
- Brett - szepnal jej do ucha. - Musimy isc.
Ocknela sie bardzo szybko i spojrzala na morze.
- Musimy poszukac lepszego schronienia. Burza jest
juz bardzo blisko, czuc ja zreszta w powietrzu. Trzeba tez
pozamykac okna i drzwi w domu. Inaczej wiatr moze
zniszczyc cos w pokojach. Chodz.

background image

Brett zaczela biec przez plaze. Jamie podazal za nia.
Gdy wchodzili na taras, rozpetala sie ulewa. Uslyszeli
stukot targanych wiatrem drzwi z drugiej strony domu.
Jamie pobiegl, by je pozamykac i sprawdzic pozostale,
78

DLON ANlOLA DLON ANIOLA

79

a Brett poszla na góre. Byly tam tylko cztery sypialnie,
dwie z nich otwarte.
Weszla najpierw do swojego pokoju, pozamykala
i zabezpieczyla drzwi na taras. Wahala sie, czy wejsc
do pokoju Jamie'ego. Czula sie jak intruz. Co prawda,
on wiedzial o niej wszystko, ale nie ulatwialo jej
to wcale decyzji. Na szczescie przypomniala sobie,
ze ani Patrick, ani Jordana nie byliby zadowoleni,
gdyby przez jej watpliwosci, wicher uszkodzil cos
w domu.

Weszla do pokoju

i

pospiesznie zaczela zamykac

drzwi. Katem oka, zauwazyla bron lezaca na nocnym
stoliku i rozsypane zdjecia kobiet, mezczyzn i dzieci.
Wytlumaczyla sobie, ze nie powinna interesowac sie
kobietami, które znal Jamie, i zajela sie ponownie
drzwiami. Walczyla z ostatnimi, 'gfiy opalone dlonie
Jamie'ego odsunely ja delikatnie.
- Dobrze! - powiedzial. - W sama pore! - Pochylil
glowe i sluchal szumu ulewy.
.Po zamknieciu drzwi znalezli sie w ciemnosciach.
Sylwetka Jamie'ego zaledwie rysowala sie na tle zaluzji.
Ale cialo Brett pamietalo jego dotyk, jej palce wciaz
czuly szorstkosc jego wlosów, a usta zapamietaly miekkosc
pocalunku. W ciemnym pokoju te wspomnienia
staly sie nie do zniesienia.
- Musze isc do siebie. - Brett zaczela cofac sie
w strone holu.
- Dlaczego? - W ciemnosci glos Jamie'egozabrzmial
jak pieszczota. - Czemu chcesz uciekac? Bo to mój
pokój? Boisz sie, ze jesli cie przytule tak jak na plazy
i pocaluje, to... - wskazal na lózko - ...znajdziemy sie
wlasnie tam?
Brett zrobilajeszcze jeden krok do tylu. Nie wiedziala,
co ma odpowiedziec.
- Bo bedziemy sie kochac? - Jamie szedl za nia.
- Tak - szepnela Brett, nie chcac juz dluzej udawac.
- Wiec ty tez to czujesz? Od poczatku istnialo miedzy
nami pozadanie. Matthew powiedzialby, ze to przeznaczenie
i ze nadszedl odpowiedni czas. Nawet ,gdybysmy
nie spotkali sie ponownie, nie móglbym ciebie \
zapomniec.
Brett zaszokowana wlasnym wyznaniem, niepewna,
czy nogi jej nie zawioda, zatrzymala sie. Jamie byl tak
blisko, widziala krople deszczu na jego wlosach i slyszala
jego przyspieszony oddech. Byl tak blisko, ze chciala go
dotknac i przytulic sie do niego.
- A ty, Brett? Moglabys o mnie zapomniec?
- Tak. Nie! - Brakowalo jej powietrza. '--To znaczy ...
- Wiem. - Dotknal jej policzka.- Musitny sie
dobrze poznac. Nie uznajesz przypadkowych znajomosci,

background image

a ja nie chce nalegac. Tak jak jest, jest
dobrze. Moje cialo pragnie czegos innego, ale nie
bede cie do niczego zmuszac. Nie jestem swiety,
ale nie, musisz sie mnie obawiac. - Zapalil lampe.
Gdy swiatlo zalalo pokój, uniósl jej' twarz, by patrzyla
mu prosto w oczy. -' Daje ci slowo McLachlana.
Przyjdziesz do mnie, gdy zapragniesz mnie tak mocno
jak ja ciebie. .
Zaskoczylo ja to. Wjasnym swietle wydawal sie byc
kims innym: Nie 'agentem Organizacji, lecz swiatowej
slawy pianista. Niezaleznie od tego, kim byl, ze swoim
wygladem mógl zawrócic w glowie kazdej dziewczyme.
W przyplywie zazdrosci Brett pomyslala o' róznych

80

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

81

kobietach towarzyszacych slawnym ludziom w ich podrózach.
Wyksztalcone, swiatowe istoty podazajace za
utalentowanymi mezczyznami. Ale Jamie przyrzekl jej,
ze nie musi sie niczego obawiac.
Wzialja za reke i podprowadzil do stolika, gdzie lezaly
zdjecia.
- Ja poznalem twoje zycie, wiec i ty powinnas cos
o mnie wiedziec. To jest moja rodzina. Przedstawie ci
wszystkich po kolei. Dare, naj starszy brat, zastepuje nam
ojca. Filar naszej rodziny. Ross, pediatra, to jej serce. Mac
- inzynier, mój brat blizniak, to dusza rodziny. Jestesmy
bardzo uparci. Lubimy zartowac. Przez wiele lat Ross
i Mac obserwowali moje klótnie z Dare'em. Ja chcialem
zostac na farmie i pracowac w lesie, a Dare zmuszal mnie
do grania.
- Wiec prawda jest to, co pisano o tobie? - Brett
slyszala, ze nazywano go drwalem. Myslala, ze to zart.
- Bylem drwalem. W dalszym ciagu pracuje w lesie,
gdy wracam do domu.
- Ale Dare wygral bitwe.

-=

Dare prawie zawsze wygrywa - usmiechnal sie

Jamie.
Byli nietypowa rodzina. Zaskakujace tez bylo ich
rodzinne podobienstwo. Brett zapragnela spotkac ich
z aparatem w reku. Zatytulowalaby to zdjecie po prostu
"Bracia". Pokazalaby ich wzajerqna milosc i szacunek,
które slyszala w glosie Jamie'ego, kiedy mówil o rodzime.
- A teraz piekniejsza polowa naszego klanu. Towarzyszka
zycia Dare'a, Jacinda, artystka i nauczycielka.
Zona Rossa, wspaniala Antonia - aktorka i pisarka.
I ostatnia, Jennifer, zona Maca - to lekarz i psycholog.
- Atrakcyjne i:wyksztalcone - szepnela Brett.
- Najwazniejsze, ze kochaja swych mezów.
-:-To widac. - Brett odlozyla zdjecia na miejsce

i siegnela po nastepne. -

A

to sa twoi bratankowie

i bratanice?
- Tak, plus to, na które czekaja Mac i Jennifer. Tyler byl
pierwszy, bardzo kochany, mimo ze zostal adoptQwany
przez mojego brata. Przystojny chlopak, dziedzic majatku
swego prawdziwego ojca. Na tym zdjeciu sa blizniaki:
Amy i Paul, zadziwiajaco podobne do Dare'a i Jacindy. A tu
malutka, roczna Orelia, ukochane dziecko Rossa i Antonii,

background image

które urodzilo sie z zespolem Downa. Zal mi, ze ja to
spotkalo - powiedzial Jamie. -;-Jest przeciez taka sliczna~
Brett slyszala dume w jego glosie i choc nie mówil nic
o sobie, dowiedziala sie o nim bardzo duzo. Jamiebyltaki
jakjego rodzina i mówiac o nich, opowiadaljednoczesnie
o sobie.
- Kiedy bylismy jeszcze w szkole, Mac i ja nabralismy
zwyczaju wozenia ze soba zdjec. Prowadzilismy
zycie wedrowców i w ten sposób moglismy miec naszych
bliskich przy sobie. Teraz juz nie bede musial wozic
zdjec. Zanim dziecko przyjdzie na swiat, bede juz

w

domu. No, dosc tych opowiesci - przerwal nagle.

- Powinnismy zajac sie obiadem.
- Ty gotujesz?
- Jak zwykle. - Odprowadzil Brett do drzwi pokoju.
- Spotkamy sie na 'dole za pól godziny.
Pocalowal ja w czolo i pogwizdujac, ruszyl do kuchni.
Obiad byl prawdziwa niespodzianka. Hot dogi z sosem
chili, który kapal z puleczek. Byl tak pyszny, ze szkoda go
bylo stracic. Talerz dekorowaly zlociste frytki, a wszyst82

DLON ANIOLA

ko to popijali mieszanka soków. Brett rzeczywiscie czula
sie jak w raju. \
- Nie spodziewalam sie, ze slawny pianista potrafi
przygotowac- taki posilek.
- Pianista? Przeciez jestem drwalem.
- Co to za sok?

- Musze

jednak cie przedstawic Hattie Boone.

- Czy ona mieszka na tej wyspie?
- Nie.
- To kim jest Hattie Boone? '
- Rzadki okaz. - Jamie odsunal krzeslo i wstal. - Ale
opowiem ci o niej jutro. Dzis w programie wieczoru
mamy jeszcze to. - Pocalowal ja w usta. - I zmywanie.
Dzisiaj twoja kolej.
Zanim odzyskala glos, wyszedl z kuchni.
Gdy konczyla prace, uslyszala muzyke. Jamie gral.
Brett byla zachwycona ta muzyka, pelna pasji jak burza
i tak delikatna jak pocalunek.
Patrzyla, jak palce Jamie'ego przesuwaja sie po
klawiaturze? i myslala, ze z równa biegloscia moga
piescic cialo kobiety. Odwaznie i delikatnie. Za oknem
szalala burza, a muzyka Jamie'ego otaczala ja' ze
. wszystkich stron. Po raz pierwszy, odkad sie poznali,
Brett zadala sobie pytanie, czy milosc z nim bylaby
równie piekna.

ROZDZIAL SZÓSTY

Jesli dla Brett zaskoczeniem bylo zakonczenie tego
burzliwego wieczoru .:...ojcowski pocalunek Jamie'ego,
glaszczacego ja jak dziecko po glowie - to z pewnoscia
nie qyla zupelnie przygotowana na poranne spotkanie
z Hattie Boone. Ale nikt nie potrafilby jej do tego
przygotowac.
Brett obudzila sie ze swiadomoscia, ze nie jest sama.
Lezala przykryta po brode, choc w nocy zrzucila koldre;
a w powietrzu unosil sie zapach herbaty jasminowej.
Z pewnoscia ktos musial byc w pokoju.

background image

Otworzyla ostroznie oczy i zobaczyla swiatlo wpadajace
przez otwarte drzwi na 'taras, które wieczorem tak
starannie zamknela. Potem dostrzegla goscia. Siedzial
w nogach lózka i wpatrywal

sie

w nia ciemnymi oczkami

lsniacymi w pokrytej futrem mordce. '
- Ach! - krzyknela i

usiadlp

na lózku, przyciskajac

koldre do piersi. Jej gosc przerazil sie jeszcze bardziej niz
ona. Zeskoczyl z lózka i zawisl 'na tkaninie okrywajacej
sciane, szczebiocac cos do niej.
Malpka! Jej gosc byl malpka niewiele wieksza od kota.
- Przestraszylas mnie - udalo jej sie w koncu wydobyc
z siebie glos. Pr?:ygladala sie zwierzeciu. Bylo male,
delikatne i zwinne. Ktos ubral je w czerwona koszulke
i szorty.
Skad sie tu wzielas? - spytala jeszcze raz; jednoczesnie
przesuwajac sie na skraj lózka, co spowodowalo,
ze malpka zaczela sie wspinac jeszcze wyzej.
- Dobrze - zaczela ja uspokajac, bojac sie, ze cos
uszkodzi. - Nie bede sie ruszac, jesli sie boisz. - Spojrzala
w strone tarasu, ale nikogo tam nie bylo. Malpka musiala
miec jakiegos wlase-kiela. Ktos przeciez otworzyl zaluzje
i drzwi, no i okryl ja starannie koldra.
Zwierze uspokoilo sie i Brett znowu spróbowala wstac
z lózka, ale powstrzymal ja dziki okrzyk zwierzatka.
Zdenerwowana, zaczela tlumaczyc malemu -intruzowi:
- Posluchaj; stara. Juz sie nie ruszam. Przestan krzyczec.
To nie jest zdrowe dla twojego gardla ani dla moich
uszu. - Oparla sie o poduszki, mruczac do siebie: - Nie
wierze! Jestem uwieziona w lózku i próbuje porozumiec
sie z malpa.
Krzyk ustal, malpka przestala kolysac sie na tkaninie.
- Dzieki - Brett odetchnela z ulga.
Nlaipka patrzyla na nia uwaznie.
Brett zaczela sie zastanawiac, gdzie moze byc Jamie.
Musial slyszec krzyki malpki. Czyzby to byl jego zart?
Nie miala watpliwosci. Siedziala sztywno w lózku i zastanawiala
sie, jak wyjsc z sypialni i porachowac sie
z Jamie'em. )
- Zabije go ~przyrzekala sobie na glos. - Jak tylko go
znajde, zabije go. .
- A kogo to piekna pani chce zabic?
Zaskakujaco urodziwa kobieta o olbrzymiej posturze
stala w drzwiach pokoju. Wlosy zacze~ane do tylu
odslanialy gladka twarz o lekko skosnych oczach w ciemnej
oprawie. W uszach miala olbrzymie kolczyki z kosci,
piór i krwistych rubinów. Szyje otaczala czarna (\)paska,
z której zwisala metalowa kuleczka. Przy kazdym ruchu
kobiety z kuleczki dobywalo sie delikatne dzwonienie.
W duzych dloniach trzymala tace i wazon z g~lazka
oleandra. Wygladala jak postac z filmu. Ószolomiona
Brett usiadla na lózku; a nieznajoma zwrócila sie do
malpki:. .
- Lucyferze - odezwala sie królewskim tonem. - Co
ty tam robisz? Nie szalej! -
- Ja go wystraszylam. - Brett byla pewna, ze poznala
Hattie Boone.

background image

c:.

Akurat! Przestraszyc Lucyfera! - Kobieta odstawila

tace, by pomóc zwierzeciu zejsc. Chociaz pokrzykiwala
na niego, byla bardzo delikatna. - On sie popisywal.
Lucyfer nie boi sie nawet diabla ..Podejrzewam zreszta, ze
sam jest diablem. Stad jego imie.
Kiedy zdjela Lucyfera ze sciany, ten usiadl jej na
ramieniu jak na grzedzie. Wydawala sie nie zwracac na

.

.

mego uwagI.
- Nazywam sie Hattie Boone, a to stworzenie ~ to
prezent od moich wnuczat. Musi mi dotr;,>:ymywactowarzystwa
w czasie ich nieobecnosci.
- DzieNdobry, Hattie - Brett nie wiedziala, czy ma sie
przedstawic.
- Ty jestes Brett Sumner - powiedziala Hattie. - Wpadlas
w tarapaty i Jamie przywiózl cie tutaj, zebys byla
bezpieczna.
- Wiesz wszystko?
- Troche. - Hattie wygladzila koldre i podloiyla Brett
jeszcze jedna poduszke. Dopiero wtedy postawila na
lózku tace inalala herbaty do filizanki'. - Nie martw sie
- powiedziala pocieszajacym tonem. - Wiem tyle, ile
powmnam.
85

DLON AN!OLA DLON ANIOLA

84

86

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

87

- Kim... - Brett próbowala wtracic choc slowo.
- Kim jestem? - Hattie znowu jej przerwala. Oparla
dlonie na biodrach i rozesmiala sie. - Jestem w jednej
trzeciej czarna, w jednej trzeciej biala, w jednej trzeciej
jestem ryba i w jednej trzeciej ptakiem, a we wszystkich
czesciach kobieta. - Ukazala w usmiechu piekne, biale
zeby. - Pilnuje Raju. Jedz, dziecko. - Przysunela sobie
krzeslo i opadla na nie ciezko. - Musisz nabrac ciala i sil,
jesli chcesz byc kobieta tego przystojniaczka, który cie
pilnuje.
- Kobieta! -. Brett o malo co nie rozlala herbaty.
Hattie nawet tego nie zauwazyla.
- Gdybym byla o trzydziesci lat mlodsza - westchnela
i potrzasnela glowa. - No, moze o dwadziescia ... - poprawila
sie. Nie zwracala uwagi na milczenie Brett. Byla
przyzwyczajona do tego, ze to ona zawsze mówila, a inni
sluchali. - Ale niestety nie jestem juz mloda i nie ma co
plakac nad rozlanym mlekiem. Moge przynajmniej dopilnowac,
by kobieta, która Jamie dostanie, dobrze wygladala.
. ~
- Hattie - Brett odstawila herbate i próbowala zmienic
temat - nie jestem przyzwyczajona do jed~enia
sniadania w lózku.
- Nie martw sie. Nauczysz sie.- Hattie nawet nie
drgnela, gdy Lucyfer przeszedl przez jej piersi i llsiadl na
drugim ramieniu.
- Ja ... nie moge. Moze Jamie ...
- Zjadlby sniadanie w lózku? - Hattie nie dala zbic sie
z tropu~ - Bron Boze! Obilby mnie batem, gdybym mu to
zaproponowala. Przeciez prawdziwy mezczyzna powinien
zostawac w lózku tylko dla dwóch powodów: by
spac i kochac sie. -Jej glos stawal sie coraz donosniejszy.

background image

- Tylko to moze zatrzymac go w poscieli. A sen i tak
powinien byc na drugim miejscu.
B{ett ~ilczala. Hattje jeszcze nie skonczyla swojej
.przemowy. .
- Wiedzialam! - mówila dalej. - Gdy wysiadlam
z motorówki i zobaczylam Jamie'ego lowiacego ryby,
pomyslalam, ze cos ~st nie w porzadku.
Tym razem Brett zareagowala. Drgnela gwahownie.
Omal nie zrzucila tacy, ale Hattie zdazyla ja schwycic.
- Czy mu sie cos stalo? - Brett 'byla przerazona.
Wlosy opadly jej na twarz i zaslonily ja ciemna kaskada.
Byla bardzo piekna w tej chwili.
- Oczywiscie, ze dzieje sie cos zlego -'Hattie zauwaiylajej
reakcje - bo powinien byc z toba, a nie na plazy.
- Przysunela sie "do stolu i postawila na nim tace.
U9awala, ze poprawia kwiat w wazonie, kryjac przy tym
usmiech. Spodziewala sie takiej reakcji Brett. Kiedy
odwrócila sie, twarz miala powazna. - Myslalam, ze
wygladasz jak mops albo cos takiego.
- Albo cos takiego - powtórzyla Brett slabym glosem.
. - Ale nie musze sie martwic. Kiedy zobaczylam cie
spiaca, piekna jak królewna, ucieszylam sie. Choc jestes
troche za chuda. - Jej spojrzenie powedrowalo w strone
piersi Brett przeswitujacych przez cienka tkanine.
Brett podazyla za jej wzrokiem i poczula sie urazona
paplanina Hattie. Na pewno nie byla w tym miejscu za
chuda. Chyba, pomyslala z ironia, jedynie w porównaniu
z Hattie.
- Mimo tych braków nie jestes brzydka:- stwierdzila
Hattie z aprobata.
- Dziekuje.,...Brett udalo sie wydusic z siebie to slowo.
- Chyba dziekuje - dodala niepewnie.
88

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

89

l'

- ProSZe

bardzo.

Hattie slyszala tylko to, co chciala uslyszec. Ale czy
mozna bylo gniewac sie na kogos tak pelnego ra90sci
zycia? Brett popatrzyla na nia z sympatia·
- Wiec dlatego, ze Jamie jest na plazy zamiast ze mna
w lózku, postanowilas mnie podtuczyc?
- Troche kilogramów uczyni cuda. Przyslalam Lucyfera,
by dal mi znac, kiedy sie obudzisz, a sama poszlam
do kuchni.
- Mial dac ci znac? Przeciez on sie mnie przestraszyl.
-Bo wszedl na to cenne obicie? Ha! Spodobalas mu
sie, wiec chcial sie popisac.
- Spodobalam mu sie? Skad wiesz?
- Powiedzial mi o tym.
- Oczywiscie. Jaka ja jestem niemadra. - Brett zaczela
sie zastanawiac, czy przypadkiem nie znalazla sie
w Krainie Czarów.
- To diabel wcielony, ale jest dobrym strózem.
To jest Kraina Czar6w! Z pewnoscia! A ona, Brett, jest
Alicja·
-:- Doceniam twoja troske, ale ...
- Nie powiesz mi chyba, ze nie chcesz Jamie'ego!

background image

Kazda madra kobieta pragnie go, a niektóre sa nawet
bardzo zaborcze.
- Tu nie chodzi o to, czy go chce, czy nie. Zbieg
okolicznosci sprowadzil nas Oboje na te wyspe·
- Zbieg okolicznosci - Hattie nasladowala jej t?n.
- Jesli chcesz, bym ci uwierzyla, to powiedz mi, dlaczego
tak nal~gal, zebys tu przyjechala, i dlaczego nie zrezygnowal

z pracy?

I

dlaczego poruszyl niebo i ziemie, zeby

zapewnic ci wszystko, co bedzie ci tutaj potrzebne? No,
dlaczego?
Brett nie wiedziala, co ma odpowiedziec, ale Hattie na
to nie czekala.
- Znam Jamie'egood dziecka. Bardzo czesto przyjezdzal
tu na wakacje. Potem odpoczywal miedzy koncertami,
gdy brakowalo mu czasu, by pojechac do domu.
Pochodzi? bardzo kochajacej sie rodziny. Wszyscy jego
bracia sa zonaci. On tez chcialby znalezc odpowiednia
kobiete, ale caly czas byl · sa~. Sam! Do chwili gdy
spotkal ciebie! Wytlumacz mi to!
Brett zapomniala na chwile o Lucyferze, ale malpka
nagle przestala figlowac i tez patrzyla na nia. Dwie pary
oczu wpatrywaly sie w nia oskarzycielsko.
- To nie jest tak, jak myslisz. Uwierz mi i spróbuj
zrozumiec. To tYlko poczuci'e winy i honoru.
- Mam uwierzyc, ze nie spodobaliscie sie sobie?
- zapytala Hattie. -
- Nie jestem slepa i widze, ze Jamie jest przystojnym
mezczyzna. A tu, jak mi powiedzialas, jest raj. Ale kiedy
stad wyjedziemy, zapomnimy osobie.
Po raz pierwszy Hattie nie wiedziala, co ma powiedziec.
Nie wiedziala, jak ma zareagowac na smutek, który
uslyszala w glosie Brett ..
Brett zamilkla i zastanawiala sie nad dziwnymi rzeczami,
które przytrafily sie jej tego ranka. Malpka, egzotyczna
kobieta, roZIIiowa z nia na bardzo osobiste tematy. No,
ale przeciez to jest raj.
- Hattie - Brett popatrzyla w pelne zycia oczy - moje
malzenstwo bylo wspaniale. Kiedy maz umarl, wiedzialam,
ze nikogo juz nie pokocham.
- Nigdzie nie jest powiedziane, ze kochamy tylko raz,
moje dziecko. '.
- Ja - tak.

90

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

91

Hattie potrzasnela glowa tak mocno, ze Lucyfer uciekl
z pokoju.
- Nie chce sie smiac z ciebie, bo widze, ze w to
wierzysz.

I

Brett byla juz zmeczona rozmowa. Chsialawyjsc na
slonce i nie myslec o swojej, samotnosci.
- Tak - powiedziala ze smutkiem. - Wierze w to.
- Dzien dobry paniom. - W drzwiach wychodzacych
na taras stal Jamie z Lucyferem uwieszonym u jego
spodni. Usmiechnal sie serdecznie do Hattie, a potem do
Brett. - Widze, ze sie juz poz1lalyscie.
Brett popatrzyla na niego i pomyslala, ze moze ten

background image

dzien nie bedzie najgorszy.
Kiedy udalo mu sie wyrwac Brett z nadopiekunczych
ramion Hattie, powiedzial, ze"ma dla niej niespodzianke.
Zdazyla tylko umyc sie i przebrac, a teraz szli powoli
przez ogród.
Byla tak zatopiona w myslach, ze drgnela; gdy ujal ja
za reke.
- Przepraszam. - Cofnal sie. Twarz mu posmutniala.
- Czy ty tez nie cierpisz tego ostroznego poznawania sie
nawzajem?
- Chyba tak - przyznala po chwili.
~ Robimy krok do przodu i zaraz sie cofamy. Krazymy
wokól siebie jak obcy ludzie i boimy sie prawdy. Tak
dluzej nie mozna, Brett.
Próbowala cos powiedziec, 'ale powstrzymal ja machnieciem
reki. Wyczul, ze dziewczyna sie czegos boi, i byl
zly na siebie. Staral sie byc cierpliwy, czekal, az Brett
.bedzie gotowa przyznac, ze cos ich laczy: Wiedzial, ze
, musi byc bardzo delikatny, bo inaczej ja utraci. A prze"
caezpotrzebowala opieki. Potrzebowala tez trQche spokoju
i schronienia, gdzie bedzie mogla przemyslec wszystko.
Znal odpowiednie miejsce.
- Chodz! - ujal ja za reke.
- Mówiles cos o niespodziance.
- To moze poczekac. Musze ci pokazac pewne miejsce.
Chodz - powtórzyl i poprowadzil ja w glab ogrodu.
Szli w strone morza. Z kazdym krokiem ogród
stawal sie coraz bardziej dziki. Nagle otoczyly ich
bardzo geste zarosla. Jamie zawahal sie chwile, a potem
zielona sciana przesunela sie i Brett; zorientowala
sie, ze Jamie po prostu otworzyl furtke w zywoplocie.
Zanim zdazyla cos powiedziec" poprowadzil ja w strone
niewielkiej polanki przypominajqcej zielona grote:
z jednej strony zamykalo ja morze, a dachem bylo
niebo.
Podeszli do malej lawki. Brett rozgladala sie zachwycona.
Panowal tu spokój. Wokól rosly paprocie,
bl,uszcz i krzakI róz. Posród nich stal posag - mloda
dziewczyna, niemal dziecko, wykuta w kamieniu, podawala
chlopcu muszle.
- To ulubione miejsce Jordany - odezwal sie w koncu
szeptem Jamie. - Ta czesc ogrodujest bardzo stara. Nikt
nie wie, kiedy powstala. Jeremiah Brody, potomek
pierwszego wlasciciela wyspy, urzadzi! ogród, aby upamietnic
swoje dzieci - chlopca i dziewczynke, którzy
zgineli na morzu. Kiedy Patrick kupil wyspe i odkryli
z Jordana to miejsce, postanowili zachowac je bez zmian.

o _

Miejsce zaloby.

~ Nie - zaprzeczyl Jamie. - Utrata dzieci na pewno
byla tragedia, ale Jordana uwaza, ze Brody nie chcial '
stworzyc tu czegos w rodzaju cmentarza. Mówi, ze jesli
92

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

93

sie dobrze poslucha, mozna w szumie morza i wiatru
uslyszec smiech d?;ieci. Mówi tez, ze tam, gdzie jest
smiech, jest spokój i nikt nie moze sie martwic ani czegos
obawiac.

background image

Zamilkl na chwile, a potem ujal ja za reke.
- Chcialbym, zeby ten ogród tak dzialal na ciebie.
Zebys mogla odsunac od siebie tragedie i zal i zebys nie
bala sie zycia. Nie obawiaj sie, Brett. Nie bój sie mnie ani
moich pragnien'.
Brett popatrzyla na ich zlaczone rece. Czasami wydawalo
jej sie, ze wszystko rozumie, a po chwili nie potrafila
pozbierac mysli. Widziala w jego oczach pozadanie.
Tego byla pewna. Nie wiedziala, jak ma sobie z tym
poradzic. Po smierci Carsona ta strona zycia przestala dla
niej istniec i bylo jej z tym dobrze. Ale pojawil sie Jamie
i wzbudzil w niej niespodziewane uczucia.
- Jamie.
- Nie mów nic. Nie psujmy tego cudownego dnia. Po
prostu zamknij oczy, nie mysl o tym, co sprowadzilo nas
na wyspe, o tym, co sie dzieje miedzy nami. Poslu~haj
ciszy, która uspokaja.
Brett przymknela oczy i pograzyla sie w marzeniach.
- Dam grosik.
- Za moje mysli? - Brett otworzyla oczy.
. - Za marzenia.
- Tylko grosik?
- A moze róze? Albo pocalunek? - Zartowal, ale
ostatnia propozycja wyraznie ujawnila jego pragnienia:
Brett milczala.
Jamie przygladal sie jej i nie mógl odgadnac mysli
klebiacych sie w jej glowie. Czekal, ze cos powie,
i zastanawial sie, na jak dlugo starczy mu cierpliwosci.
- Ile chcesz za swoje marzenia? - powtórzyl.
Zaslonila mu usta reka. Jej dotyk byl tak delikatny jak
jej zapach. Podniecajacy. Czul, ze ogarnia go zar.
- Pocalunek - szepnela cicho. - Pocalunek za moje
marzenia.
Szalenstwo. Cudowne szalenstwo, na które tak czekal.
A potem czul tylko usta B!:ett.
Drzala. Juz tak dawno nie calowala nikogo. Tak dawno
tego nie pragnela. Swiadomosc tego oszolomila ja tak
bardZo, ze gdyby nie siedziala, ,z pewnoscia upadlaby.
Stracila poczucie czasu, wiedziala jedynie, ze Jamie jest
z nia, ze ja obejmuje.
Trzymal ja mocno. Delikatnie piescil wargami jej usta.
Palcami gladzil policzki i szyje. Dobry Boze! Wreszcie ja
piescil.
Brett westchnela i zatopila dlonie w jego wlosach.
Przyciagnela go do siebie blizej. Chciala, by zrozumial,
ze pragnie nie tylko pocalullków.
Jamie dotknal dlonia policzka Brett. W jej pociemnialych
oczach czail sie ogien. Czul, .ze drzy z pozadania.
Pragnaljej tak bardzo. Chcial sie zatracic w niej i zapomniec
o niebezpieczenstwie. Chcial, by poza nim nie
istnieli dla niej inni mezczyzni. .
Juz niedlugo, pomyslal. Ale nie teraz. Nie w porywie.
nierozwaznej zadzy, lecz z prawdziwego uczucia. Drzaca
reka odsunal ja od siebie. Widzac jej zaskoczenie,
usmiechnal sie ze smutkiem. Sam nie rozumial motywów
swej decyzji.

background image

- Nie mysl; ze nie chce tego samego co ty. Wiesz
dobrze, jak. bardzo cie pragne. - Musial jej dotknac,
zanurzyc rece w jej wlosach i pocalowac. - Bóg jeden
wie, jak bardzo. Ale ogien, ktÓry rozpala sie zbyt szybko,

94

DLON ANIOLA

równie szybko gasnie. Nie chce, zeby z nami bylo tak
samo. A teraz przyszedl czas na niespodzianke.
Kiedy doszli do furtki, Brert obejrzala sie za siebie.
- Jak Jordana moze tu sama przychodzic?
- Nigdy tego nie robi. Zawsze towarzyszy jej Patrick
lubjeden z trzech synów. Jordana uwaza, ze jest to miejsce,
w którym powinno sie przebywac zkims, kogo sie kocha.
Jamie otworzyl furtke i wYszli z tajemniczego ogrodu.
Brert stala na srodku niewielkiego pokoju, podziwiajac
,zgromadzony tu sprzet..
- Cudownie!. Jest tu wszystko, czego potrzebuje
- zwrócila sie do Jamie' ego, który usmiechnal ,sie n'a
widok jej radosci. - To twoja zasluga. Czy wlasnie to
miala Hattie na mysli~ gdy mówila, ze poruszyles niebo
i ziemie, zeby zdobyc wszystko, co jest mi potrzebne?
Doceni~la jego troskliwosc. Od poczatku robil wszystko
tylko dla niej.
- Jamie - powiedziala - dziekuje ci za to, ale przede
wszystkim za urato}'lanie mi zycia.

~

..

ROZDZIAL SIÓDMY

Brett odsunela gwaltownie plik zdjec. Nie potrafila
ocenic, czy sa dobre. Kiedys umiala patrzec na swoje
prace z dystansem i oceniac je obiektywnie. Teraz nie
byla w stanie tego zrobic.
Starania Jamie'ego, zeby mogla pracowac, poszly na
marne. Nie udawalo jej sie' skupic.
Od trzech tygodni przebywala na wyspie. W tym
czasie wywolala jedynie zdjecia ze swej podrózy do
Ameryki Poludniowej. I nic wiecej. Tu, na wyspie, nie
bylo zadnych dramatycznych wydarzen, jedynie wspaniale
wschody i zachody slonca. Podczas spacerów
odkryla urocze miejsca, które az sie prosily, by je
uwienczyc na zdjeciach. Ciekawa byla równiez historia
wyspy. Móglby powstac album zdjec z komentarzem.
Ale nie mogla zmusic sie do pracy. Nie umiala sobie
z tym wszystkim poradzic.
Uznala, ze najlepiej zrobi jej spacer. Nie wolno jej
bylo bez pozwolenia chodzic po plazy. Wiedziala, ze
jakis jacht wraz z zaloga ustawicznie krazy w poblizu.
A w czasie porannych wypraw na ryby Jamie nawiazuje
z nim kontakt radiowy i dopóki nie otrzyma wiadomosci
"wszystko w porzadku", Srert nie moze samotnie
spacerowac.
Nie widziala Jamie'ego od wczorajszego wieczoru.

l

96

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

97

W dni kiedy na wyspe przyjezdzala Hattie, Brett trudno
bylo uniknac jej dociekliwosci. Próbowala chronic sie
w ciemni, ale nie byla w stanie pracowac.
Postanowila wiec pójsc do ogrodu Jordany. Przy furtce

background image

zatrzymala sie. Nie byla tu od czasu, gdy Jamie pokazal
jej to miejsce. Ogród byl równie piekny jak wówczas.
Usiadla na lawce i zamknela oczy. Powietrze wypelnial
zapach morza i kwiatów. Wsród szumu fal, powiewu
wiatru slyszala muzyke. Muzyke Jamie'ego, która sprawiala
ból. Wydawalo jej sie, ze na swiecie nie istnieje juz
nic, tylko ta muzyka. Niewazne, gdzie byla i co robila,
zawsze wracala myslami do Jamie'ego. Przekonywala
sama siebie, ze to, co sie dzieje miedzy nimi, nie ma
zadnego znaczenia. Ale przeciez bylo t<;>klamstwo.
Gdzies w poblizu czuwal Jamie. Robil wszystko, by
zapewnic jej bezpieczenstwo. Nie chcial jej ranic i trzymal
sie od niej z daleka. Byl cierpliwy. Czekal, az Brett go
zapragnie i przyjdzie do niego. Zdala sobie sprawe" ze
chce tego samego co oli. Zerwala sie z lawki i ruszyla
w strone domu.
- H~ttie? - Brett zatrzymala sie gwaltownie. - Jeszcze
tu jestes?
- Oczywiscie. - Hattie ukladala bukiet z róz scietych
w ogrodzie.
, - Lódz sie spóznia? - Hattie opuszczala wyspe
motorówka prowadzona przez La Mara, jej siostrzenca.
Byl to wysoki, chudy mezczyzna o rozbieganych oczach,
którego spojrzenie wprawialo Brett w zaklopotanie.
Starala sie tlumic swa niechec do niego. Tlumaczyla
sobie, ze jest on po prostu zbyt ciekawski.
- Nie, po prostu ja odeslalam. Nie zdazylam ulozyc
kwiatów na te specjalna okazje. Spedzicie dzis ze soba
upojny wieczór, prawda? Podjelas wreszcie decyzje.
- Skad ...?
- Skad wiem? Wiatr sie zmienil. Zlagodnial. To
znaczy, ze kochankowie powinni wreszcie zmadrzec. La
Mar przyjechal. - Podeszla do krzesla i wziela na rece
Lucyfera. - Wiem, ze go nie lubisz, ale to mój krewny.
Dopóki Clyde nie wyleczy zlamanej nogi, tylko on moze
mnie tu przywozic.
- To La Mar nie robil tego wczesni~j?
- Nie. Clyde przywozil mnie od wielu lat. Musze
przyznac, ze ja tez nie lubie"La Mara, nie rozumiem tez,
dlaczego wrócil na wyspy. Jakos wytrzymuje z nim te
kilka godzin dwa razy w tygodniu. Poza tym dobrze sie
stalo, ze wrócil tu po tym dziwnym wypadku Clyde'a.
- Dziwnym? - Brett stala sie czujna. - Dlaczego?
- Bo to zadziwiajace, ze Clyde przewrócil sie i potlukl
tak mocno podczas naprawy motorówki - stwierdzila
Hattie.
- Kiedy to sie stalo? Teraz?
- Nie! Trzy miesiace temu. La Mar przyjechal pózmej.
Brett odetchnela z ulga. Byla przewrazliwiona. Zbyt
bala sie o swoje bezpieczenstwo. Mimo wszystko postanowila
opowiedziec o tym Jamie'emu.
Jamie byl zmeczony. To byl trudny dzien. Nic mu sie
nie udawalo. Jak zwykle, zaczal od patrolowania brzegu,
odprawil rybaków, chcacych sprzedac mu swój polów.
Potem, kiedy nawiazal kontakt z zaloga jachtu, dowiedzial
sie, ze zepsul sie silnik i nawet Mitch nie potrafi go

background image

zreperowac. Za godzine "Tancerz" mial odp'lynac do

98

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

99

portu i nie wiadomo bylo, jak dlugo potrwa naprawa.
Mitch sadzil, ze okolo dwunastu godzin. Przekazano
mu jeszcze wiadomosc, ze wybrzeze jest puste. Jamie
zostal sam. Jedynym miejscem, z którego mógl obserwowac
druga strone wyspy, bylo wzgórze wznoszace
sie nad bagnem. Nie widac bylo jednak stamtad'
plaskiego i latwo dostepnego brzegu, wiec Jamie
spedzil caly dzien, biegajac od posterunku do posterunku.
Z tego powodu nie widzial sie w ogóle' z Brett,
wiec nawet wi~domosc, ze "Tancerz" juz wrócil, nie
poprawila jego nastroju.
Nie musial juz pelnic warty, ale z niechecia myslal
o powrocie do domu. Byl zbyt zmeczony, by caly czas
kontrolowac swoje zachowanie.
Rozebral sie i zanurzyl w morzu. Plynal przed siebie.'
Po jakims czasie pozwolil falom niesc sie w strone
brzegu. Zostawil na plazy ubranie i pobiegl, by wziac
prysznic przy basenie. Wlozyl jeden z plaszczy kapielowych,
które byly przygotowane dla gosci.
Kiedy wchodzil na taras, zorientowal sie, ze pora
kolacji dawno juz minela. W salonie nie bylo nikogo.
Westchnal, nalal sobie troche whisky i usiadl ~a lawce na
tarasie.
_ Ciezki dzien? - Z ciemnosci dobiegl go cichy glos.
Odwrócil sie. Brett wygladala wspaniale. Suknia otaczala
ja jak rózowy oblok.
_ Jadles juz? Hattie przygotowala lekka kolacje i butelke
wina.

"7

Nie, nie jadlem kolacji. - Jamie zupelnie nie mó,gl

zebrac mysli.
_ Nakrylam stól na górnym tarasie - powiedziala
szeptem.' - Dzis chce byc blizej gwiazd.
Byla pociagajaca i zmyslowa. Jamie'emuzakrecilo sie
w glowie. Czul, ze ogarnia go zar, mocno bije mu serce,
a cialo' staje sie nieposluszne. Poszedl do siebie, zeby
przebrac sie do kolacji.
Brett siedziala w milczeniu. Gdy uslyszala jego kroki,
nie odwrócila sie. Gdy podszedl blizej, zadne z nich nie
powiedzialo ani slowa. Nie musieli.
Niedaleko brzegu blyskalo slabe swiatelko "Ksiezycowego
Tancerza". Jacht zawsze byl w poblizu. Zapewnial
im ochrone. Nikt nie wiedzial, jak skomplikowane urzadzenia
kryly sie pod pokladem. .
Ale dzis Brett nie chciala myslec ani o niebezpieczenstwie,
ani o Organizacji.
Popatrzyla na Jamie'ego. Widziala go takim tylko na
scenie, kiedy zachwycal publicznosc swoja muzyka.
Wygladal bardzo elegancko. Czarna marynarka, kremowa
koszula, czarny krawat. Byl pianista, uwielbianym
przez tlumy czlowiekiem, który wzbudzal szacunek
krytyków. '
Czula zapach jego ciala. Widziala nieruchoma twarz
i plonace, ciemne oczy. Wyczuwala jego pragnienie,
chociaz nie staral sie jej zdobyc.

background image

- Tu jest szampan - uslyszala swój glos.- Hattie
wybrala go dla nas.
Kiedy spelnili toast, zamknal oczy, by nie widziec
Brett. Staral sie pamietac, ze po tym, co przezyla, mozna
ja bylo latwo zranic. Bal sie, ze moze wszystko zniszczyc
gwaltowna, nieokielznana namietnoscia. Postepowanie
wbrew sobie wcale nie sprawialo mu przyjemnosci.
- Moze spróbowalibysmy cos zjesc? - zaproponowal.
W czasie posilku Brett obserwowala go ukradkiem.
100

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

101

Widziala walke, jaka ze soba toczyl. Myslal o niej i mimo
ze bylo mu bardzo ciezko, potrafil nad soba panowac. Nie
ulatwil jej niczego.
Wszystko to bylo dla niej aowe. Carson, starszy
i bardziej doswiadczony, byl tym, który zawsze robil
pierwszy krok. Osiem samotnych lat nie przynioslo jej
nowych doswiadczen. Pragnela Jamie'ego, ale nie byla
pewna, czy moze oddac mu to, czego dotad tak; strzegla.
Zadrzala.
- Zimno ci?
- Skadze!
_ Przepraszam, Brett, ale nie byl to najlepszy dzien

i jestem zmeczony. Zmeczony trzymaniem

j~

z dala ~d

ciebie, myslami o tobie, których ujawmeme pewme
zmusiloby cie do ucieczki. Do cholery! Nie jest nam
potrzebne ani jedzenie, ani wino. Ja mam naprawde tego
dosc. - Stracil cierpliwosc.
Brett patrzyla na niego. Byl u kresu wytrzymalosci.
Wszystko zalezalo .odniej. Bala sie, ze serce wyskoczy jej
z piersi, ale podjela juz decyzje i nie zmieni jej. Chciala
tylko wierzyc, ze je,.,t to cos wiecej niz romantyczna
przygoda w Raju.
_ Chce ciebie - powiedzial nagle. - Chce, zebys
znalazla sie w moich ramionach i w moim lózku. Pragne
czuc pod soba twoje nagie cialo. Jesli zapomnialas, jak to
jest, przypomne ci. Jesli czegos nie umiesz, naucze cie.
I pragne, Brett, slyszec, jak wypowiadasz moje imie,
blagajac mnie o wiecej. Chce, zebys sie przekonala, ze
beze mnie nigdy ... - Jamie przerwal i uderzyl dlonia
w stól. Próbowal sie uspokoic po tym naglym wybuchu.
Popatrzyl na nia ze smutkiem.- Teraz juz wiesz.
Przyrzeklem sobie, ze nigdy nie okaze, jak silne sa moje
odczucia, ale nie moglem sie pohamowac. Nie chcialem

cie przestraszyc.

!

bez tego zbyt wiele przeszlas.

Nie mogla w to uwierzyc. Wiec on myslal, ze przestraszy
ja gwaltownosc jego uczucia. Chyba nie domyslal sie, ze
jego wybuch byl odzwierciedleniem tego, co i ona czula.
Przerazona? Swoim szalonym wyznaniem sprawil, ze
przestala sie bac. .
- Nie boje sie, Jamie - szepnela. - Juz sie nie boje.
- I podeszla do niego.
- Brett - wyszeptal szczesliwy, ze go zrozumiala.
Przez chwile tylko trzymal ja w objeciach, zapamietujac
dotykjej ciala, ale kiedy przylgnela do niego, zaczalja

background image

powoli calowac. Piescil jej wargi ustami, draznil, uwodzil,
az wydobyl z nich jek. Przytulila sie do niego jeszcze
mocniej i czul, jak jej dlonie przesuwaja sie po jedwabiu
koszuli.
Ogarnelo go zdumienie, a potem tak slodkie i mocne
pozadanie, ze az poczul ból. Przeciez Brett nalezalo czcic.
Nie chcial jej utracic w krótkim akcie milosci.
Cofnal sie,

CQ

wywolalo na jej twarzy zdumienie.

Przywarla do niego z calych sil.
- Poczekaj. Nie odejde. Czeka nas przeciez cos
wiecej, ale nie tutaj; Wieczór dopiero sie zaczal. Obiecuje
ci, ze nie zmarnujemy ani chwili - szeptal, obsypujac
pocalunkami jej dlonie.
Patrzyla na niego oczami pelnymi milosci.
- Kocham cie, Brett - powiedzial po chwili. - Nie, nie
mów nic. Jeszcze nie teraz. Chcialem tylko, zebys o tym
wiedziala od poczatku.
Brett drzala. Nie chciala, zeby Jamie ja kochal. Milosc
to cierpienie, a ona nie chciala zadawac mu bólu. Instynkt
mówil jej, ze powinna odejsc. Teraz. Kiedy jeszcze nie

102

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

103

jest za pózno. Ale kied)( Jamie wzial ja znowu w objecia,
wiedziala, ze nie jest w stanie tego zrobic.
Serce bilo jej mocno, cale cialo drzalo tak jak cialo
Jamie'ego. Czegos takiego nie przezywala dotychczas.
Carson byl doswiadczonym. i doskonalYm kochankiem,
znal odpowiednie techniki, stosowal je we wlasciwym
czasie i dawal swej zonie wiecej przyjemnosci, niz sam
doswiadczal. Mimo to...
Boze! Jeszcze nigdy nie bylo tak cudownie jak teraz.
Tak plomiennie, tak mocno, tak gwaltownie i tak
czule.
Zycie, oddychanie, po prostu istnienie bylo teraz po
prostu piekne. W ramionach Jamie'ego czula, jak wspaniale
jest byc kobieta.
Próbowala zachowac rozsadek, ale jednym spojrzeniem
Jamie zniweczyl jej zamiary. Usilowala jeszcze sie
bronic, ale topniala pod wplywem jego pocalunków.
Zaprowadzil ja do swego pokoju, wpatrzona w niego,
i trzymal ja wzrokiem na uwiezi. Rozebral sie, a kiedy
otoczyl ja znowu ramionami i przycisnal mocno, jej
dlonie przesuwajace sie po jego ciele trafialy na twarde,
stalowe miesnie.
Zanurzyl dlonie w jej bujnych wlosach. Calowal je
i wyjmowal z nich spinki, az czarna kaskada opadly najej
ramiona. Wtedy powedrowal ustami po policzku do
skroni. Calowal mocno jej szyje. Wedrowal dlonmi po
rozpalonym ciele. Piescil spragnionymi wargami jej
kragle piersi.
- Nie! - krzyknal, gdy cienki material zagrodzil mu
droge. Z trudem odnalazl caly szereg malych guziczków,
które przytrzymywaly stanik sukienki. Niezgrabnie próbowal
je rozpiac.
- Do licha! - wykrzyknal ochryplym glosem. - Kto ci
kupil taka rzecz?
- Obawiam sie, mój niecierpliwcze, ze ty - rozesmiala

background image

sie Brett. \
- Co za glupiec ze mnie! - Jego twarz byla zroszona.
PQtem, gdy zacisnal palce na brzegu stanika. Brett
uslyszala szelest rozdzieranego materialu, guziczki odskakiwaly
jeden po drugim, az cienki material opadl na
podloge·
Brett nie starala sie zakryc swego ciala i przez moment
widziala w oczach Jamie'ego wyraz bezgranicznego
zachwytu.
Jak zahipnotyzowany dotknal jej piersi, przesunal
czubkami palców po miekkich wypuklosciach, drazniac
je delikatnie, a potem uspokajajac, wargami.
- Jamie! - Czul, jak paznokcie Brett ~bijaja mu sie
w skóre, a cialo wygina sie w luk, pon,;szajac sie w rytm
jego pieszczot. Chwycil ja na rece i polozyl na lózku.
I Wtedy nakryl ja swym cialem. Zaczal ja calowac mocno,
niemal brutalnie. Uniosla sie ku niemu, odwzajemniajac
pieszczoty. Kazdy pocalunek blagal o nastepne. Kiedy
jedna pieszczota mijala, zaczynala sie nastepna. Poznawal
jej cialo. Byl sila i moca. Byl nieskonczona
cierpliwoscia, podczas gdy ona spalala sie w ogniu
pragnienia. I wtedy zostal jej kochankiem. Stal sie jej
milo~cia.
Zaspokojony, lezal cicho w jej ramionach. Brett
pomyslala, ze jesli mozna mówic o poddaniu sie milosci,
to poddali sie jej oboje.
- Chcialas byc blizej gwiazd - powiedzial Jamie.
- Mysle, ze oboje ogladalismy je z bliska.
- Masz racje - rozesmial sie i dotknaljej obrzmialych
104

DLON ANIOLA

warg. - Któregos wieczoru pójdziemy wykapac sie
w morzu. Nie ma nic piekniejszego niz plywanie w swietle
ksiezyca.
- Czyzby? - Przesunela palcami po jego ciele.
- Nic piekniejszego od chwili, gdy kochasz sie na
piasku, a potem lezysz w objeciach ukochanej osoby
i patrzysz w gwiazdy. Wtedy wydaja sie one byc
naprawde blisko.
- Czyzby? - Poruszyla sie pod nim i usmiechnela, gdy
zadrzal i wciagnal gwaltownie powietrze.
- Nie ma nic piekniejszego od kochania sie z toba
- wyszepnal jej prosto do ucha.
- Teraz?
Usmiechnal sie, skinawszy glowa·
Brett wiedziala; ze postepuje nierozwaznie, wbrew
swoim zasadom. Gdyby byla gdzie indziej, gdyby byla
z _kims innym, mogloby to byc niebezpieczne. Ale nie
z Jamie'em i nie

w

Raju.

ROZDZIAL ÓSMY

Brett budzila sie wolno, zaplatana w przescieradla.
Myslala o dloniach pianisty. Nigdy wczesniej nie zastanawiala
sie na<;lnimi, tak jak nie myslala o rekach
malarza czy fotografa. Wie<4iala, .ze powilll)Y byc wysmukle,
delikatne, z dlugimi palcami i miekka wypielegnowana
skóra.
Natomiast rece, które jeszcze tak niedawno ja piescily,

background image

byly kanciaste, niezbyt waskie, zgrubiale, opalone i pelne
blizn. Byly to rece, które potrafily sciac drzewo, wyczarowac
zachwycajaca muzyke, ale i chronic innych.
Jamie spal, wiec wlozyla jego szlafrok i wyszla na
taras. Patrzyla na wschódzace slonce wynurzajace sie
z morza jak ognista kula. Przez moment byla tak
szczesliwa, ze poczula wyrzuty sumienia. Naplynely
smutne wspomnienia. Zamknela oczy, jakby chciala sie
przed nimi bronic. Nagle poczula czyjes dotkniecie.
- Zalujesz? - zapytal Jamie ze smutkiem.
- Nie! - zaprzeczyla gwaltownie. - Naprawde nie
zaluje tego, co zaszlo miedzy nami.
-:- To dlaczego jest ci smutno?
- Skad wiesz?
- Przeciez to widac. Myslalas o Carsonie?
- Tak - Brett nawet nie próbowala zaprzeczac.
- Wydaje ci sie, ze go zdradzilas?
106

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

107

~ A nie? .
- Carson nie zyje od osmiu lat, Brett. To ty uczynilas
go niesmiertelnym.
- Nie wiem, o co chodzi.
- Doprawdy? - Jamie schwycil ja za ramiona. - Stalas
sie taka, jaka chcial, zebys byla. Robisz to, czego cie
nauczyl. 'Yypelniasz jego wole.
- Co

vi!

tym zlego? Tyle mu zawdzieczam.

- Nikt temu nie zaprzecza. Ja tez jestem jego dluznikiem.
- Ty?
- Tak. Dzieki 'niemu \ stalas sie taka, jaka jestes
- rzadkie polac:?enie niewinnosci i zmyslowosci, I za to
bede mu zawsze wdzieczny,
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. Zastanawialam sie'
kiedys, czy rzeczywiscie wiesz, ile mu zawdzieczam?
- Powinnas mio tym. powie~iec.
Wiedzial o niej prawie wszystko. Informacje, które
zebral Simon, byly bardzo dokladne, nie pozostawialy
zadnych watpliwosci. Jarriie mial nadzieje, ze Brett nie
dowie sie nigdy, jak duzo o niej wiedzial.
- Bylam naiwna dziewczyna ze wsi. Kiedy przyjechalam
qo Atlanty, zupelnie nie zdawalam sobie sprawy
z tego, jaka jestem glupia i niedoswiadczona. Niewiele
udalo mi sie osiagnac. Los mi nie sprzyjal. Bylam juz
zdecydowana podjac sie róznych paskudnych zajec, gdy
spotkalam Carsona. Na pewno nie przyjelabym niektórych
z tych propozycji.
- Nie przyjelabys! Brett! Czy myslisz, ze mialabys
jakis wybór? Czy nie dlatego starasz sie byc lojalna
wobec. Carsona, ze wyrwal cie z piekla?
- Skad wiesz? - Brett zbladla. ~ Skad o tym wiesz?
- Czesciowo z informacji, które przekazaly nam
,dzieci Carsona, chcac. cie zdyskredytowac

w,

naszych

oczach. Czesciowo domyslilem sie. Tego wymaga mój
zawód.

'T'

Amalia, naj starsza z córek Carsona, starala sie

udowodnic, ze bylam prostytutka. Cala trójka twierdzila,
ze wykorzystalam temperament ich ojca.,

background image

- Wszystko to bylo

w

dokumentach., Ale prawda tez

_tam byla. I latwo mozna bylo ja odnalezc.
- Nie wszyscy tego chcieli. Niektórzy wierzyli w to,
bo ta wersja byla o wiele ciekawsza od prawdy.
.~.W im gorszym swietle przedstawiano ciebie, tym
,bardziej. szkalowano Carsona. Ale tU,chodzilo o pieniadze,
wiec nikt sie tym nie przejmowal, oprócz ciebie,
prawda? , .
- To nie bylo tak, jak mówili. Poznalismy sie w parku
na koncercie rockqwym. Carson chcial zro.bic, reportaz

·0

m~odych ludziach,·którzy nie maja pienied:?y, rodziny

.ani perspektyw.
Ja. do tego idealnie pasowalam. Poprosil mnie,
bym pozowala mu. do portretu. Z poczatku troche
.sie go obawialam, ale okazalo sie, ze naprawde
specJalizowal sie w portretach. Nie wiem, co we
.tpnie ..zobaczyl. Chyba z poczatku chcial grac role
"Pigf!laliona - stworzyc mnie od poczatku.' Potem
juz nie. zastapawialam sie nad przyczynami. Byl dla
mnie. dobry i to mi wy~ta~c.zalo. Potem zakochalismy
sie w sobie i poprosil mnie, bym za niego wyszla.
Jego dzieci protestowaly,. ale ich nie sluchal. Przypomoia!

im tylko" ze

i

Qn ma, prawo do odrobiny

szczescia.
.' - I .to.

j\lZ

koniec bajki- powiedzial cicho Jamie.

108

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

109

- Mala, zagubiona dziewczynka stala sie zona znanego
czlowieka.
- Kiedy tak mówisz, zaczynam rozumiec dzieci
Carsona. Ale pozory myla. Informacje, które uzyskales,
nie byly pelne. Czy wiedziales, ze Carson
kochal sie ze mna po raz pierwszy dopiero w tydzien
po naszym slubie? Byl dla mnie bardzo dobry i bardzo
cierpliwy. Czy wiesz, ze mnie wszystkiego nauczyl?
Jak chodzic, co mówic, co czytac. Zapoznal mnie ze
sztuka i nauczyl, jak robic dobre zdjecia. A przede
wszystkim pokazal mi swiat, w którym bylo piekno
i doskonalosc, a nie tylko walka o przetrwanie. Bylam
Galatea, stworzyl mnie i uczynil bardzo szczesliwa.
Którejs nocy' przyszedl do mojego pokoju. Kochal sie
ze mna czule jak zawsze, a potem ... - Lzy zaczely jej
splywac po policzkach. - Potem zamknal oczy i umarl
w moich ramionach. Czy o tym tez napisali w raporcie?
- Bylo tam. duzo informacji, ale najwiecej o wszystkim
powiedzialas mi ty.
- Ja?
- Tak. Kazdego dnia po trochu. Czy nie zauwazylas,
ze niepotrzebne sa nam slowa? - Zaczal delikatnie ja
calowac.
Brett westchnela. Zapomniala o zalu, o poczuciu winy.
Zacisnela rece na jego ramionach i przywarla do niego .
calym cialem.
- Jestes piekna --:szepnal. - Jestes piekna, bo jestes .
soba. Carson byl czescia twojego zycia, ale z tym, co sie
dzieje teraz, nie ma nic wspólnego. On odszedl. Przez

background image

osiem lat splacalas dlug i sadze, ze masz juz czyste konto.
To nie zdrada, jesli bedziesz zyla, nie myslac o nim.
- Pochylilsie nad nia. - Nie zdradzisz go,jeslibedziesz ze
mna·
- Ajesli w twoich ramionach zapomne, ze on istnial?
Carson nie byl taki podniecajacy, taki ... - zadrzala
i odwrócila twarz. - Nie wiem, jak to powiedziec. Brakuje
mi slów.
- Wiem. - Serce Jamie'ego zabilo mocno. Czul
dziwny ból w gardle .. Wszystko zrozumial! Tu lezalo
zródlo jej poczucia winy:. to, co przezywali, moglo
zniszczyc wspomnienia. Zaakceptowanie nowej sytuacji
zajmie jej duzo czasu.
Brett drzala z pozadania,. jego cialo i spojrzenie
mówily, czego pragnie. Pozadala go. KoclJ.alisie w blasku
wschodzacego slonca. '

I ..~ ,I' ,

Jamie zarzucil siec tak, jak to juz robil.wiele razy,ale
bez powodzenia: Nie przejmowal.sie tym. Cala jego
uwaga skupila sie na dziewczynie, która szla plaza - byla
to Brett ubrana w zlociste bikini.
Sprzedawca zapewnial go, ze ten kostium bedzie
niezwykle efektowny. Nie mylil sie. Zlocisty kolor
pieknie wygladal na tle opalonej skóry, ale dzis Jamie nie
zwracal na to uwagi. Brett zmienila sie, jakas bariera
pojawila sie miedzy nimi.
Od tygodnia byli kochankami. Brett przychodzila do .
niego, kochala go i wykrzykiwala jego imie. Razem sie
smiali, spacerowali po plazy, plywali. Kiedys przegadali
niemal cala noc. Czasami siedziala milczac i sluchala, jak
dla niej gral, a potem ich milosc objawiala sie jak cud i za
kazdym razem bylo jeszcze piekniej. Nie wspominala juz
o poczuciu winy i o Carsonie,
Ten dzien zaczal sie jak inne. Hattie zajmowala sie
110

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

111

swoimi obowiazkami. Jej usmiech pelen zadowolenia
z siebie zmienil sie w inny, typu "anie mówilam" ,kiedy
Brett nie chciala za duzo jesc i powiedziala, ze juz chyba
dostatecznie przytyla. Gdy Jamie chcial sie dowiedziec,
o co chodzi, tylko sie rozesmialy.
Ale przy lunchu Brett byla juz pochmurna i nieswoja.
Zanim Hattie odjechala, musiala na sile odrywac Lucyfera,
który przylgnal do Brett ..Jamie spelnil swój codzienny
obowiazek kontaktowania sie z jachtem i myslal o wieczorze,
,który spedza z Brett na plazy.
Nie przypuszczal, ze bedzie to az tak spokojny
wieczór: Brett stala nad woda, tak mocno zamyslona,
ze' nie zwracala nawet uwagi na fale, które moczyly
jej nogi: Jamie nie wiedzial, czy mysli znowu o Carsonie,
ozy 'czuje wyrzuty sumienia, i jak dlugo jeszcze
bedzie to ttwalo? Cala sila woli powstrzymywal sie,
by do niej nie podejsc i nie wziac jej w ramiona.
Moze potrzebowala chwili samotnosCi? Przykucnal
na piasku i patrzyl na "Tancerza", kolyszacego sie
na falach. Nie. wiedzial, co zdarzy sie tej 'nocy.
Czy beda spacerowac i, rozmawiac, ,czy moze bedzie
dla niej gral, a potem kazde pójdzie do swego pokoju?

background image

- Nie miales szczescia? ,
Jamie podniósl sie gwaltownie. Brett byla przy nim
i usmiechala sie.'
- Szczescia?
- Nic nie zlapales. - Wskazala na pusta sieGo
Wydawala sie inna, choc nie az tak, jak przypuszczal.
- Nie moglem sie skupic.
- Wiem. Nie bylam dzisiaj zbyt sympatyczna. Martwiles
sie?
Staralem ci sie pomóc i dac troche czasu ..
- Myslales, ze znowu czuje. wyrzuty sumienia.
- Tak mi sie wydawalo.
, Erett podeszla blizej i polozyla reke na jego piersi.
Zaczela go delikatnie glaskac. Byla tak zamysl~ma, ze nie
zauwazyla, jak jego cialo reaguje na jej pieszczoty.
- Nie myslalam o Carsonie - powiedziala po chwili.
- Mój nastrój nie ma z nim nic wspólnego.
.Westchnal gleboko. Pragnienie stlumione -niepokojem'
na nowo zawladnelo jego cialem. Chwycil ja mocno za
rece. Bal sie, ze zupelnie straci panowanie nad so~a.
- O czym myslalas?
- Próbowalam sobie wszystko'przypomniec. Czasami
pojawiaja sie jakies obrazy, ale,za chwile znikaja. Mam
wrazenie, ze gdybym tylko'potrafila sie skupic, wrócilaby.
mi pamiec. Wywolywalam zdjecia, które robilam w ogrodzie
Jordany, i nagle poczulam sie dziwnie. Moja pamiec
cO,s mi podpowiadala. Cos, co nie mialo absolutnie'
zadnego zwiazku z tym, co robie.
Co za bzdury. To nie ma zupelnie sensu.
- ·Przez caly wieczór próbowalas to zrozumiec?
- Tak. Jeszcze raz przypomnialam sobie wszystko, od
lotUsamolotem, az do chwili gdy obudzilam sie w szpitalu
i zobaczylam ciebie. Powtarzalam w myslach kazdy swój
krok: otworzylam teczke, wyjelam z niej pieniadze, a'potem
dokumenty. I koniec. Nie pamietam j~z niczego wiecej.
- Widzialas liste?
- Tak.
- I uwazasz, ze strach przed przypomnieniem sobie
umieszczonych na niej nazwisk ma z tym cos wspólnego?
- Chyba tak.
Jamie wiedzial, ze mogla sobie wmówic powracajaca
pamiec. Doktorzy Erlinger i Cohen ostrzegali go, ze moze

112

DLON ANIOLA

DLON ANIOLA

113

sobie nigdy nie przypomniec tego, co dzialo sie owego
wieczoru.
- Nie martw sie, kochanie. Jesli sobie nie przypomnisz,
to przeciez nic sie nie stanie. Nie zmuszaj sie, nie
mozna tego robic na sile.
- Ale kazda chwila to coraz wiecej narkotyków i nowi
lutlzie, których zycie ulegnie zniszczeniu. A ja nic nie
moge zrobic - zawolala ze zloscia.
- To nie twoja wina.
Nie jej wina. No tak, przeciez to równiez nie jej wina,
ze zdradzila Carsona bo... zakochala sie w Jamie'em.
Przestraszyla sie. Czy tak jest naprawde? Czy rzeczywiscie

background image

zakochala sie w nim? Te slodkie doznania ...
Drzala, gdy szeptal ciche, pieszczotliwe slowa. Uwodzicielska
moc jego pocalunków, rozkosz, jaka czula, gdy sie
kochali ... Czy to bylo cos wiecej niz/pozadanie? .
- Moze dlatego? - Nie zdawala sobie sprawy, ze
mówi do siebie. - Moze zablokowalam swoja pamiec, bo
gdybym sobie przypomniala, musielibysmy stad wyjechac
i' wszystko by sie skonczylo?
Jamie nie rozumial szeptanych przez nia slów, zagluszanych
szumem fal, ale widzial obawe malujaca
na jej twarzy. Mimo ze byla prawie jego wzrostu,
wydawala sie mala i bezbronna,

i

bardziej krucha niz

wtedy, gdy lezala w, szpitalu. Objal ,ja i przytulil.
Gladzil jej wlosy i szeptal jakies niezrozumiale slowa,
które przychodzily mu do glowy. Nie zastanawial sie
nad tym, co mówi, byl pelen sprzecznych uczuc; Brett
zamartwiala sie swoja amnezja, ale on byl szczesliwy,
ze mysli, które odsunely ja od niego, nie byly zwiazane
z inna miloscia.
Coraz bardziej zblizala sie do niego. Jamie chcial swa
radosc wykrzyczec glosno i znowu mówic, jak bardzo ja
kocha. Ale slowa beda musialy poczekac. Az Brett bedzie
gotowa. Az uwierzy.
Przyplyw sie nasilal. Woda siegala do kostek, wymywala
piasek spod stóp. Byla miekka i ciepla. Czuli wokól
zapach morza i szum wiatru.
Brett'tulila sie do Jamie'ego. Jej cialo bylo jak plynny
miód, jak slodka pieszczota. Ustepowalo pod jego naporem.
- Jamie - szeptala cichutko.
Pocal0'i"al ja. Pocalunek, z poczatku niewinny, ~ozkwitl
w rzadki i slodki kwiat jak jasmin noca. Calowalja
dlugo i mocno.
Fala, ostrzezenie o zblizajacym sie przyplywie, uderzyla
go silnie po nogach. Jamie uniósl glowe i rozesmial

SIe·

- Co robimy? Mozemy uciec albo sie wykapac.
- Woda jest ciepla.
- Obiecalem ci kapiel w swietle gwiazd. .
- Rzeczywiscie - rozesmiala sie Brett.
Kolejna fala nieomal ich przewrócila.
- To co robimy?
Wygladala przepieknie. Patrzyl na nia, wysoka, o królewskiej
postawie, najpiekniejsza kobiete na swiecie
i myslal, ze sni. Wiec dotknal jej - istniala naprawde.
Zadrzala. Stal przed nia wspanialy mezczyzna, o szerokich
ramionach i plaskim brzuchu, uosobienie sily,
wrazliwos.ci i pozadania. Byl drwalem, ale i byl tym,
który caly swiat rzucil na kolana.
Tym razem Brett przysunela sie do niego woczekiwaniu
pieszczoty. Wspiela sie na palce i calowala go, czujac
smak jego ust i zapach morza.
114

'\

DLON ANIOLA

DLON ANIOLA

115

;.,- Ki~dyzobaczylam cie po raz l?ierwszy, bylam

background image

z Carsanem - powiedziala jednym tchem, j akby cl)ciala~o
z siebie wyrzucic.
Jamie byl zaskoczony, ze Brett chce o tym mówic
wlasnie teraz"ale nie przerywal jej. "
;' - BardzQ mu sie podobales. Podo!:>alymu sie, tez
okreslenia, jakich uzywali krytycy - "Byk z lasu",
"Wyrwidab", czy "Waligóra". Smial sie, gdy pisali, ze
bardziej nadajesz sie do przenoszenia fortepianu niz
grania na nim. A potem cieszyl sie, gdy bili ci brawo

i mówili iz zawsze uwazali, ze J'estes wspanialy.

,

,

Otaczaly ich fale, ale Brett nie zwracala na to uwagi.
- Carson znal sie na ludziach - mówila jak w transie.
- Wiesz, ze twój pierwszy koncert byl pierwszym,
na jakim w ogóle bylam? Pamietam, jak zgasly swiatla,
a ty pojawiles sie na scenie. Zapanowala cisza. Czar
zaczal dzialac. Kiedy grales, cala widownia zamierala.
Carson nigdy nie rozmawial ze mna podczas koncertu,
ale wtedy powiedzial, zebym popatrzyla na twarze
kobiet. Wszystkie ciebie pragnely. Kazda oddalaby
dusze diablu, zebys tylko ja wybral.
Jamie chcial cos powiedziec, ale Brett potrzasnela
glowa. Ujela jego twarz w dlonie, odsunela mu wlosy
z czola i usmiechnela sie ze smutkiem. .
- Ciekawe, czy on wiedzial, ze i ja stane sie jedna
z tych kobiet.
- Brett...
Zamknela mu usta pocalunkiem. Objela go mocno
i przyciagnela do siebie.
Byl rozzalony. On mówil o milosci, a ona o pozadaniu.
Odsunal sie od niej. Jesli tego chce, to bedzie go znów
miala.
Chwycilja w ramiona, zly, urazony i zaniósl do altanki
na plazy. Tam, na pokrytej matami podlodze, wzial ja
gwaltownie i bez slów. Czul, jak Brett wbija mu paznokcie
w plecy i unosi sie ku niemu w dzikim pragnieniu.
Ale w kazdym namietnym pocalunku, w kazdym
poruszeniu ciala i w ostatecznym spelnieniu byla milosc.

DLON ANIOLA

117

ROZDZIAL DZIEWIATY

- Och! Nie!
Slyszac okrzyk Brett, Jamie zatrzymal sie i obrócil.
- Cholera!'
Za kazdym razem, gdy Brett uzyla mocniejszego
slowa, Jamie usmiechal sie, chociaz wiedzial, ze byla
w tym momencie rzeczywiscie wsciekla.
- Nie smiej sie - rozkazala, stojac jedna noga w w?dzie.
- Dobrze. - Jamie skrzyzowal rece na piersiach, oparl
sie o drzewo i próbowal zachowac spokój. - Czy
chlodzisz sobie noge, czy tez przeprawiasz sie przez
strumien?
- Powiem ci cos. - Brett patrzyla na niego, nie
zmieniajac pozycji. Oparla rece na biodrach. Z ramienia
zwisal jej aparat, którego Ciezar sprawil, ze czerwona
koszulka mocniej przywarla do' ciala i uwidocznila
piekne piersi z lekko nabrzmialymi sutkami. Przypominaly
mu slodkie czeresnie pod jedwabna tkanina·

background image

Napawal sie tym widokiem i niemal czul ich dotyk pod
palcami. .
_ Powiedz. - Glos brzmial powaznie, choc z trudem
panowal nad soba, zeby sie nie rozesmiac.
'- Chyba wolalam cie, kiedy nie zachowywales sie jak
.typowy McLachlan.
- Czyzby? - Uniósl pytajaco b~i. - Skad tyle wiesz
o McLachlanach?
- Ty mi powiedziales. - Próbowala wyciagnac noge,
ale ta ugrzezla w piaszczystym dnie.
Opowiadal jej o swojej rodzinie wiele razy, ale nie
przypuszczal, ze zapamieta, ze b'edzie ja to az tak
interesowalo'.
- Ja ci o nich mówilem? - droczyl sie z rozbawionym
wyrazem twarzy. - Kiedy?
- Wiesz doskonale, kiedy i gdzie - powiedziala Brett,
patrzac na niego ze zloscia. Zdmuchnela z twarzy kosmyk
wlosów, który wymknal sie spod kapelusza.
Jamie zastanawial sie, kiedy w koncu poprosi go
o pomoc w uwolnieniu nogi, bo na razie poczucie
niezaleznosci i chec poradzenia sobie ze wszystkim hraly
w niej góre.
- Jakos sobie nie przypominam. - Postanowil jeszcze
bardziej ja zirytowac.
Brett, przestala sie szarpac i zmierzyla go zimnym
wzrokiem.
- Juz' dobrze. - Usmiechnal sie i podszedl do niej.
Strumien nie byl' w tym miejscu szeroki i mogla go
przeskoczyc, .gdyby przyjela jego pomoc. - Moze ci
jednak pomoge, bo inaczej zostaniemy tu do wieczora.
Bardzo chciala zignorowac jego propozycje, ale czula,
ze zapada sie coraz glebiej,- i wreszcie wyciagnela do
niego reke.
Jamie jednym ruchem wyciagnal ja na brzeg strumienia,
a potem wzial Brett na rece.
Nie protestowala, ale jej cialo zesztywnialo.
- Umiem chodzic .
. - Wiem - odrzekl, ale nie puscil jej.

118

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

119

- Nie zlamalam 'nogi, zmoczylam ja tylko.
_ Ale uratowalas aparat. - Usmiechnal sie do niej i na
jego policzkach pojawily sie dole~zki. Na ten widok jej
gniew minal zupelnie. - Kiedy przeskakiwalas prz~z
strumien i posliznelas sie, myslalas tylko o aparaCIe.
Prawda?
_ Tak - westchnela Brett i objela go za szyje·
Posadzil ja pod drzewem i przykleknal, by zdjac
mokry but i skarpetke. Potem podal jej sucha·
- Zawsze nosisz ze soba moje rzeczy?
_ Nie. Ale kiedy jezdzilismy autostopem, Ross nauczyl
nas, zebysmy zawsze starali sie miec suche nogi.
- Czy zawsze robisz to, co kaze Ross? - Brett znala
z opowiadan braci Jamie'ego i ich charaktery.
- Tak, jesli ma racje.
. . - A jesli nie?
- Cóz, wtedy powstaja ciekawe sytuacje rodzinne.
Wlozylas skarpetke? Zaraz dam ci druga, bedziesz miala
nowa pare na zmIane·

background image

_ Dziekuje. Nie moge sie doczekac.
_ Jesli mówimy o czekaniu, to moze poczekasz tu na
mnie chwilke, aja pójde do punktu kontrolnego sam.
W tym czasie but troche wyschnie.
- Brzmi to sensownie - odpowiedziala Brett. - Tylko
wracaj szybko.
Rozkoszowala sie cisza i spokojem, obserwujac czaple
na drugim brzegu strumienia. Nie chcialo jej sie wstac,
zeby zrobic ptakowi zdjecie.
To bylo cos nowego. Jej dawniej uporzadkowane
i niezwykle pracowite zycie zmienilo sie zupelnie. Sprawila
to noc spedzona w chatce na plazy. Noc plomiennej
zadzy, która pozbawila ja resztek skrepowania i sprawila,
ze szczescie, jakie jej dawal Jamie, stalo sie dla niej
najwazniejsze.
Ich ciala nosily jeszcze slady zadrapan - swiadectwo
pozadania, któremu nie mogli sie oprzec. Bretl bala sie
nastepnego dnia. Niepotrzebnie. Napiecie minelo. Czuli
sie swobodnie i naturalnie. Zostali nie tylko kochankami,
ale i przyjaciólmi.
- Witaj, Spiaca Królewno-Jamie pochylil sie nad nia.
- Nie spalam.
- Mialas zamkniete oczy.
- Naprawde? - Dopiero teraz zorientowala SIe, ze
niemal zasnela.
- Jestes zmeczona?
- Nie, zamyslilam sie. - Usmiechnela sie do niego.
- Nie slyszalam twoich kroków. Skradasz sie jak Indianin .
- Nie. Jak Szkot.
- Uparty Szkot.
- Czasami bywamy uparci. Czy zrobilas zdjecie?
- Jakie?
- To, które chcialas zrobic, zanim wpadlas do strumyka!
:- Dobrze mnie znasz - rozesmiala sie Brett.
- Nie tak dobrze, jak bym chcial.
- Mój Boze! Czy bardziej mozesz mnie poznac?
- spytala i zaczerwienila sie.
- Mysle, ze tak.
..Brett byla zla, ze sie zaczerwienila, WIeC zmienila
temat.
- Czy nie powinnismy wracac do domu?
- Jeszcze nie. Hattie nadal tam jest, a przeciez ty
wybralas sie ze mna, aby uniknac jej nadmiernej dociekliwosci.

120

DLON ANIOLA

DLON ANIOLA

121

_ Hattie to wspaniala k0bieta i ma dobre checi, a ja
jestem tu z toba nie tylko dlatego, ze chcialam od niej

UCIec.

- Przede wszystkim 'chcialas byc ze mna·
- No, no! Alez jestes zarozumialy.
- Naprawde?
- Tak, ale rozumiem, dlaczego.
Na jego twarzy pojawil sie usmiech zadowolenia.
Wyciagnal sie na ziemi i przymknal ?czy.
Brett równiez zamyslila sie. Nie pamietala tego, co
przezyla w przeszlosci, nie potrafila tez myslec o przyszlosci.
Liczyl sie tylko dzien dzisiejszy.
- Klamalam.
- Czyzby? - Jamie otworzyl oczy.
- Mimo wszystko lubie cie·
Lubi. A nie kocha. Kropla wody dla umierajacego

background image

z pragnienia. Ale lepsze to niz nic. Jamie przyjmowal to,
co mu dawano, i cierpliwie czekal na wiecej.
_ To dobrze - powiedzial. - Cala rodzina McLachlanów
sie ucieszy.
- Naprawde? - spytala. - Wszyscy?
_ Pewnie. Pozwolisz, ze zdrzemne sie przez chwile·
Mialem meczaca noc. Obudz mnie za piec minut. Do tej
pory twój but powinien wyschnac.
Brett nie wiedziala, co o tym sadzic.
- Jamie?
- Slucham?
. - O czym myslisz?
-{ O czeresniach.
- O czym?
- Przeciez mówie. O czeresniach.

- Aha.

Czekala na jakies wYJasmenie. Zdenerwowana, zerwala
mu kapelusz z twarzy.
- Przeciez nie rozmawialismy o zadnych czeresniach
- powiedziala. - Dlaczego o nich myslisz? To nie ma
zadnego sensu!
- Dla mnie ma. - Przez chwile milczal. Potem odebral
jej kapelusz. - Piec minut - powtórzyl i zakryl sobie
twarz.
Brett z trudem powstrzymywala sie, aby znów nie
zrzucic mu z twarzy kapelusza. Przez chwile doszukiwala
sie w jego slowach podtekstó~ ale 'bardzo szybko
stwierdzila, ze sie myli. Miedzy himi znowu pojawil sie

mUL

Milosc. Tym razem ta mysl nie szokowala jej. Prawda,
która starala sie ukryc, ujawnila sie w altance nad
brzegiem morza. Gdyby starala sie jej zaprzeczyc, odrzucilaby
jedna z najpiekniejszych chwil swego zycia. Od
tamtej pory nosila swa tajemnice w sercu, ukrywajac ja
nawet przed soba, az do dzis.
Zaczela sie zastanawiac, jak bedzie wygladalo jej
zycie po powrocie do Atlanty.
Brett siedziala na lezaku na tarasie, próbujac wzbudzic
w sobie poczucie winy. Zaraz po lunchu Hattie
wyrzucila ja z kuchni, nie pozwalajac nawet pozmywac
naczyn. Sluchala piosenki Hattie dobiegajacej z kuchni.
Dzisiaj nie poszla z Jamie'em na codzienny obchód, bo
czula, ze mu przeszkadza, poza tym chciala troche
pobyc z Hattie. .
- - Rozpaskudzilam sie ~ stwierdzila i widzac zdu~iona
mine Lucyfera, rozesmiala sie. - Ty tez sie do tego
przyczyniles. Nie lubie byc sama;

122

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

123

Malpka stala sie jej cieniem. Kiedy Hattie przyjezdzala
na wyspe, 'ni,e odstepowala Brett na krok. A gdy
dziewczyna zamykala sie w ciemni, byla bardzo smutna.
Hattie stwierdzila, ze Brett powinna spedzic troche
czasu na sloncu, bo znowu zaczyna wygladac jak chorowita
dziewczyna z miasta. Co prawda, Brett próbowala jej
wyjasnic, ze nadmierne opalanie sie jest niezdrowe, ale
Hattie jak zwykle wiedziala swoje.
Nie bylo sen!lu sie sprzeciwiac, wiec rozkoszowala sie

background image

pieknym dniem. Kiedy slonce zeszlo nizej, postanowila
wyjsc Jamie'emu na spotkanie. Nie widziala go od rana.
Nie wrócil na lunch. Bywalo juz tak, ale rzadko. Najczesciej
wtedy, gdy mu sie cos nie podobalo i wymagalo
dokladnego sprawdzenia. Potem opowiadal jej o wszystkim
ze szczególami. Ale ostatnio niepokój nie opuszczal
go. Zauwazyla, ze bron, która przedtem trzymal w sypialni,
mial teraz zawsze przy sobie.
Tlumaczyl jej, ze to zwykla ostroznosc, ale wiadomosc,
ze wyspa jest zamieszkana, juz sie rozeszla.
Sasiedzi zaczeli coraz czesciej przywozic na sprzedaz
warzywa i ryby. Jamie wital ich przyjaznie, ale bron mial
zawsze w pogotowiu. Nadal zartowal. Byl ciagle cudownym
kochankiem i wspanialym przyjacielem, ale kiedy
wydawalo mu sie, ze Brett niczego nie widzi, stawal sie
powazny i smutny.
. Podniosla sie z lezaka i siegnela po suknie, ale doszla
do wniosku; ze moze isc na spacer w samym kostiumie;
bylo bardzo cieplo i nikt nie mógl jej zobaczyc. Podeszla
do poreczy tarasu i popatrzyla w strone plazy. Przyslonila
oczy dlonia i wypatrywala Jamie'ego.
Lucyfer wskoczyl na balustrade i przytulil sie do niej.
Wydawal sie byc bardzo zdenerwowany. Poglaskala go
delikatnie.
- Co z toba, malutki? Czy udzielil ci sie mój niepokój,
czy tez czegos sie poisz? - Malpka nagle zadrzala,
a potem zeskoczyla z balustrady i pobiegla do Hattie.
Brett przypomniala sobie,' ze Lucyfer reagowal w ten
sposób tylko na widok jednej osoby. Uslyszala na
schodach ciezkie kroki i odwrócila sie w te strone.
- La Mar! Co tu robisz? Jak dlugo tu jestes?
Pytania padaly jednq po drugim. Wysoki, blady
mezczyzna stal bez ruchu, a jego bezbarwne oczy
przesuwaly sie po jej sylwetce.
- Pytalam, co' tu robisz? .:..-spytala surowym tonem,
próbujac sie opanowac.
Sklonil sie z jawnym szyderstwem ..
- Przepraszam, panienko. Nie chcialem pani przestraszyc
- powiedzial ochryplym glosem, rozciagajac
samogloski i polykajac koncówki slów.
Moze i nie chcial, ale widac bylo, ze jej reakcja
sprawia mu przyjemnosc.
- Zaskoczyles mnie, ale nie przestraszyles - powiedziala
Brett spokojnie.
. - W<;>bectego przepraszam, ze pania zaskoczylem.
- Na jego twarzy pojawil sie wyraz skruchy, chociaz
wzrok temu zaprzeczal.
- Chce wiedziec, co tu robisz. - Z trudem powstrzymywala
sie, by nie uciec i nie schowac sie przed
jego wzrokiem.
- Alez panienko, przeciez pani wie, ze przyplywam tu
z ciotka dwa razy w tygodniu.
Udawal, ze nie rozumie jej obaw, a Brett czula, ze
dretwieje ze strachu.

124

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

125

- Nigdy nie przyjezdzasz o tej porze, a poza tym nie
wolno ci odchodzic od motorówki.
- Tak sie zlozylo, panienko.
- Nie nazywaj mnie panienka. - Nie chciala byc
nieuprz'ejma, ale to, co mówil, bardzo ja draznilo.
- Jak wiec mam pania nazywac ... panienko? - Wjego

background image

glosie wyczula grozbe.
- La Mar! - Na tarasie pojawila sie Hattie. - Co tu,
u diabla, robisz?
Zmiana byla,zaskakujaca. La Mar przestal byc arogancki,
pobladl, a z jego oczu zniknal wyraz pozadania.
- Przyjechalem po ciebie, ciociu. - Zachowywal sie
jak skarcone dziecko.
- Czy chodziles po wyspie? Spotkales pana McLachlana?
- Nie.
- Wracaj do motorówki, zaraz tam przyjde, ale nie
waz sie ruszac z miejsca.
Hattie nie patrzyla na La Mara, wiec nie widziala jego
usmiechu, który na nowo przerazil Brett. Nie chciala
patrzec na niego, ale byl jak. waz hipnoty~jacy swoja
ofiare, a zarazem wstretny.
- Przepraszam, ze La Mar cie przestraszyl, kochanie.
Co on mówil?
Brett potrzasnela glowa. Co jej mogla powiedziec?
Jego slowa brzmialy niewinnie, ale wzrok. .. i to, co sie za
nim krylo.
- Niewazne, ja go 'tez nie lubie. Moze powinnam
posluchac Lucyfera. On go nienawidzi.
- Gdzie jest Jamie? Czy myslisz ...?
- Ze La Mar zrobil mu cos zlego? - Hattie wrócila do
dawnego zwyczaju konczenia za kogos wypowiedzi. - Alez
skad. La Mar jest tchórzem. Umie tylko atakowac od tylu.
Nie denerwuj sie. Jamie jest duzo madrzejszy od t~kich
jak on. Zreszta dlaczego mialby napadac na Jamie'ego?
Nie wie, kim jestes, ani dlaczego tu jestes. Nie mam tylko
pojecia, czemu tu przyszedl? Moze chcial cos ukrasc?
O, tak - odpowiedziala na pytajace spojrzenie Brett.
- To zlodziej. Pewnie dlatego wrócil na wyspy. Ukrywa
sie· Ale skrzywdzic Jamie'ego? Nie móglby tego zrobic,
a poza tym nie mialby tyle odwagi.
- No to gdzie jest Jamie?
- Nie wiem, ale na pewno zaraz wróci. Chcesz, zebym
z toba na niego poczekala?
- Nie, nie trzeba. Czuje sie dobrze. Tylko La Mar
mnie zaskoczyl i przestraszyl.
- Jestes pewna?
- Tak. Jamie na pewno zaraz wróci.
Morze zagluszylo warkot silnika motorówki. Brett
poszla do swego pokoju. Postanowila sie przebrac.
Wlozyla dzinsy i wkladala wlasnie bluzke,' gdy wszedl
Jamie.
- Wróciles! - wykrzyknela z ulga.
Nie odpowiedzial. Stal w otwartych drzwiach i przygladal
sie jej uwaznie.
- Nic ci niejest? Zabilbym go, gdyby cie tknal. - Kiedy
nie odzywala sie w dalszym ciagu, zazadal rozkazujacym
tonem: - Powiedz, ze wszystko w porzadku.
- Tak! Tak! Ale co z toba? Czy jestes ranny?
Jamie mial podarta koszule, wilgotne dzinsy ze sladami
soli i zmeczona twarz.
- Nie. Zaplatalem sie w pnacza. Nic zlego sie nie
stalo? Czy móglbym cie przytulic?

background image

126

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

127

Brett objela go ramionami i poczula, ze drzy.
- Mój Boze! Jestes strasznie wyczerpany.
- .To byl ciezki dzien - przyznal i zallUrzyl twarz w jej
wlosach. - Jesli pozwolisz mi przez chwile trzymac cie
w ramionach, zaraz bede swi~zyi wypoczety.
- Nie. - Brett przyjrzala mu sie uwaznie. - Lepiej
bedzie, jesli wezmiesz goraca kapiel.
- Wole prysznic - zaprotestowal Jamie.
- Ale nie dzisiaj. - Zaczela pomagac mu sie rozbierac.
Przesunela dlonmi po jego bokach, sprawdzajac,' czy nie
ma zlamanych zeber. Jedynymi sladami upadku byly
nowe zadrapania. Chcial ja pocalowac.
- O, nie - powiedziala. - Mamy wazniejsze sprawy do
zalatwienia.
- Czyzby?
- Jestes tak zmeczony, ze nie potrafisz logicznie
myslec. Stanowisz zywy dowód, ze nikt nie moze byc co
noc wspanialym kochaRkiem, a P9tem w clagu dnia
zmieniac sie w czujnego straznika.
. '- Nie moge?
- .Moze popatrzysz na swoje odbicie. - Odczula ulge,
gdy upewnila sie, ze to tylko zmeczenie.
- Nie moge polaczyc sie z "Tancerzem". - Glos
Jamie'ego byl spokojny, ale na jego twarzy malowal sie
niepokój. - Rano polaczylem sie z nim bez trudu, a potem,

I

bez ostrzezenia, nastapila cisza. _ .
- Jak to tlumaczysz?
- Nie wiem. Tam sa najlepsi ludzie Simona. Niczegonie
przeocza, a teraz wydaje sie, jakby 'gdzies
znikneli.

'C"'

I caly dzien wedrowales po wyspie, próbujac nawiazac

z nimi lacznosc. - Nic dziwnego, ze byt' wyczerpany.
Ale juz adpoczal. Brett wierjziala, ze potrafi dokonywac
niezwyklych czynów i bardzo.szybkoodzyskuje sily.
.-:-Byl~m na wzgórzu, gdy przyplynal La Mar. Nie
.,spieszyl sie, wiec zdazylem wrócic do domu i uslyszec
wasza rozmowe. A potem przy Hattie udawal niewiniat,
ko. Patrzylem z ukrycia,jak o<;ljezdzali.Nie podoba mi sie,
ze ten typ sie tu kreGi.Moze przesadzam, bo denerwuje sie
brakiem kontaktu z "Tancerzem", a moze nie.
. - To spotkanie o czyms mi przypomnialo. La Mar od
,niedawna wozi Hattie. Przedtem, przez wiele lat ,robil to
inny jej, siostrzeniec, ale zlamal noge i La Mar go
zastepuje.
-. Odkiedy?- Oczy Jamie'ego zwezily sie.
- Pytalam o to Hattie. Mówila, ze wypadek zdarzyl sie
na wiele miesiecy przed a.aszxm przyjazd,em tutaj. To
znaczy, ze nie ma to zadnego zwiazku z nami,prawda?
- Nie, wiem. - Dla czlonków Organizacji nie bylo
,pewnych rzeczy, dopóki ich sami nie sprawdzili. - <::zasami
cos zaczyna sie z innego powodu, a potem sy,tuacja
zmienia sie calkowicie .
,- Co teraz zrobimy?
-' Musze znowu wyjsc. Moze klopoty "Tancerza" juz
sie skonczyly, a moze nie.

I

background image

Ta ostatnia mozliwo~c ozmiczala problemy. Jamie juz
wczesniej wspominaljej; co sie moze zdarzyc, i Brett byla
dobrze przygotowana na rózne okolicznosci. Sam sprawdzil
Galy dom, pozamykal wszystko i uruchomil system
ala,tmowy. .
' .. :- Zamknij za mna

I

dokladnie drzwi. To, naprawde

moze nie byc nic waznego; tylko przypadkowy zbieg
okolicznos<;i, ale przYPusCJ;ny,ze tak nie jest. Wiesz, co
masz robic?
128

DLON ANIOLA

Skinela glowa·
_ Nie bedziesz mnie widzrala, ale bede w poblizu.
Jesli oni przyjda ..:. - Nie dokonczyl. Nie wyjasnil, kim
moga byc przybysze. - Bede tu przed nimi. Zaufaj mi.
_ Dobrze. Prosze, uwazaj na siebie.
- Obiecuje.
Gdy zamknela za soba drzwi, znalazl sie w innym
swiecie. Slyszal, jak przekreca klucz w zamku. Wiedzial,
ze na razie jest bezpieczna.
Brett siedziala bez ruchu przez wiele godzin, nasluchujac,
wpatrujac sie w przesuwajace sie cienie. Bolaly ja
ramiona, nogi, cale cialo. Ale nawet nie drgnela. Bala sie·
Przyszli o pólnocy. A Jamie, tak jak obiecal, pojawil
sie przed nimi.

ROZDZIAL DZIESIATY

Brett jeszcze nigdy nie widziala nikogo lezacego tak
dlugo bez ruchu. Cala noc Jamie spedzil na krawedzi
urwiska. Odczasu do czasu mówil cos do niej szeptem,
ale nie odrywal wzroku od domu. Cala jego uwaga
skupila sie na riieproszonych gosciach. Ludziach bez
skrupulów, którzy ich szukali.
Bylo ich szesciu. Ubranych na czarno. Tak jak Jamie
i Brett. Doswiadczonych i dobrze wy"szkolonych. Pojawili
sie cicho, ale znalezli jedynie pusty dom. Bezksiezycowa
noc umozliwila ucieczke jego mieszkancom.
W czasie gdy napastnicy przebywali jeszcze w zatoczce,
Jamie poprowadzil Brett kreta sciezka przez geste
zarosla. Urwisko tetnilo zyciem. Roilo sie tli od owadów.
Male, polujace noca zwierzaki wyskakiwaly spod nóg
idacym. Jamie wskazywal Brett droge, dodawal sil
i przekonywal, ze urwisko bedzie najlepszym schronie

mem.

U kresu wedrówki ujrzala efekt calodziennej pracy
Jamie'ego. Z lisci palm i z paproci wybudowal niewielki
szalas. Nie byl on ani piekny, ani wygodny, ale spelnial
swoje zadanIe. Poza tym byl niewidoczny nawet z bliska.
Mozna bylo przejsc tuz obok niego i w ogóle go nie
zauwazyc. Chyba ze mialo sie psi wech. Ale na wyspie
pojawili sie tylko ludzie. Wspanialy dom i ogród Jordany
130

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

131

zamienili w obóz wojskowy. Chcieli dzialac przez

zaskoczenie, ale wlasciwie to ich zaskoczono.

I

operacja,

która mieli przeprowadzic, nie byla wcale taka
latwa.
Brett i Jamie byli scigana zwierzyna i dziewczyna
drzala na sama mysl o tym. Okropne okreslenie, w którym

background image

czulo sie i bezradnosc, i bezbronnosc ofiar. Przekonywala
wiec sama siebie, ze Jamie nie jest przeciez bezradny,
a ona znajduje sie pod jego opieka.
Slonce grzalo bez litosci. Bylo poludnie i Jamie wypil
kilka lyków wody, nie przerywajac obserwowania przeciwników.
Brett pamietala, ile bólu sprawialo jej siedzenie bez
ruchu, wiec podziwiala jego wytrzymalosc.
- Brett... - .Jego szept zabrzmial jak szmer. -' Na
horyzoncie jest jakis statek. Wez lornetke, podejdz do
krawe~i i postaraj sie odczytac jego nazwe. Uwazaj,
zeby slonce nie odbijalo sie

vi

szklach. Jesli to nie jest

"Tancerz", wolalbym, by nikt na pokladzie nie zauwazyl,
ze ich obserwujesz.
Brett Wyjela lornetke z torby. Nie musial jej mówic, by
byla ostrozna. Jeden falszywy ruch i caly wysilek Jamie'ego
poszedlby na marne.
Wiatr ucichl, bylo parno. Pot zalewal jej czolo, bluzka
tez byla mokra i nieprzyjemnie oblepiala cialo.
Przylozyla lornetke do piekacych oczu i przesuwala
powoli wzrokiem po wodzie, az natrafila na niewielki
statek. Musiala troche poczekac, zeby sie zblizyl, i dopiero
wtedy mogla odczytac jego nazwe. Obserwowala
go jeszcze przez kilka minut, chcac siJ zorientowac,
ile osób jest na pokladzie. Potem wrócila do Jamie'ego.
- To nie jest "Tancerz" - powiedziala, zanim zdazyl
odezwac sie do niej. - To statek rybacki.
- Wydaje mi sie, ze przeplywal tedy kilka dni temu.
- Moze powinnismy dac im jakies znaki? Poprosic
o pomoc?
. - W ten sposób ujawnimy nasze schronienie. Napastnicy
schwytaja nas, zanim nadejdzie pomoc.
- To co zrobimy? Bedziemy tu czekac, az pojawi sie
"Tancerz" lub ktos z Organizacji?
- Ty poczekasz - powiedzial. - Ja zejde na dól.
Nie wierzyla wlasnyIP uszom. Potem wpadla w panike.
- Nie mozesz! Zabija cie! - "Oni "przestali nagle byc
niewyraznym obrazem. Byli twardymi, niebezpiecznymi
ludzmi. Moze elitarna grupa chroniaca tych, którzy
zajmowali sie handlem narkotykami. Jamie'emu grozilo
niebezpieczenstwo. - Prosz,e, nie rób tego. - Jej glos
brzmial blagalnie.
- Nie pójde tam, gdzie mnie moga zlapac. Nie
powinni mnie nawet zauwazyc. Musze isc.
- Dlaczego? - Starala sie zachowac spokój, ale
ogarnal ja paniczny strach. - Dlaczego?
- Brett, nie poszedlbym, gdybym nie musial. Jeb,
Matthew i Mitch kiedys sie tu pojawia, ale nie mozemy
dluzej czekac. Spedzilismy na urwisku juz cala dobe.
- Co chcesz zrobic?
- Uszkodzic im radio i lódz, zeby nie mogli nas
schwytac, kiedy bedziemy uciekac.
- Ale przeciez wszystkie lodzie Patricka sa zniszczone.
- Roztrzaskali je - usilowal usmiechnac sie Jamie.
Wiedzial, ze sytuacja jest powazna, ale po tylu godzinach
bezczynnosci chcial cos robic.

132

Ot.ON ANIOLA DLON ANIOLA

133

background image

_. Wiec jak ....? - Glos Brett zalamal sie. Strach, który
tlamsila tak dlugo gdzies w podswiadomosci, dal o sobie
znac. Wiedziala, ze musi panowac nad soba. Jamie nie
mógl sie jeszcze na dodatek zajmowac rozhisteryzowana
kobieta. Zaczela gleboko oddychac. Byla bardzo blada,
ale mogla znowu mówic . .....: Co chcesz zrobic?
- Przy moczarach jest jeszcze jedna lódz, która kiedys
morze wyrzucilo na brzeg. - Nie mówil jej, ze lódka jest
mala i nadaje sie tylko do przybrzeznych polowów oraz ze
znajduje sie w poblizu otwartego morza. - Mozna nia
plywac. Na pewno nie utonie.
Brettjuz nie oponowala. Poznala na tyle Jamie'ego, by
wiedziec, ze dokonal wlasciwego wyboru.
- Kiedy wyruszysz?
- O pólnocy.
- A co bedziemy robic do tego czasu?
- Musze cie nieco przeszkolic, przygotowac do tej
malej wycieczki. A potem ty bedziesz stac na warcie, aja
sie troche przespie.
- Dobrze - Brett nie mogla nic wiecej z siebie wydobyc.
- Kiedy mnie nie bedzie, musisz miec oczy i uszy
otwarte. Gdybym nie wrócil... - popatrzyl na nia badawczo.
Brett zbladla jeszcze bardziej. Mimo upalu drzala
z zImna.
- Hej! - poglaskal ja po policzku. - Wróce na pewno.
Nie bój sie. Ale ....
- Na wszelki wypadek ... - dokonczyla.
- Gdyby cos mi sie stalo, bedziesz musiala dzialac sama.
Przez nastepna godzine tlumaczyl jej, co ma zrobic.
Powtarzal to wiele razy, bo od tego zalezalo jej bezpieczenstwo.
- No, dobrze - zakonczyl wreszcie. - Znasz droge?
Nie pomylisz sie?
- Nie.
- Pamietasz, co masz zabrac i jak sie ubrac?
- Tak, Jamie.
- Ruszysz o swicie. Nie pózniej.
Gdy Brett milczala, schwycilja za ramiona i zapominajac
o ostroznosci, mocno nia potrzasnal.
- Nie czekaj! Idz! Obiecaj mi to, prosze.
- Dobrze, obiecuje. - Czula, jak jego palce wpijaja sie
w jej ramiona. /
- Grzeczna dziewczynka. - Jamie odetchnal z ulga
i puscil ja.
- Juz od dawna nie jestem dziewczynka.
Usmiechnal sie, slyszac te slowa.
- To prawda. Jestes wspaniala kobieta, Brett. Dowiodlas
tego tu, na wyspie.
Brett milczala. Czula ucisk w gardle i bala sie, ze
wydobedzie z siebie tylko cichy jek. Weszla do szalasu,
by przygotowac sie na to, co ja czekalo.
Gdy po jakims czasie Jamie zawolal ja, byla zupelnie
spokojna. Przejela warte.
Jamie zasnal. Slyszala jego równy oddech.
Napastnicy zebrali sie na tarasie przy kuchni. Dwaj z nich
caly dzien przebywali w domu. Czterej przeszukiwali plaze
i bagna, starajac sie natrafic na slad uciekinierów. Teraz

background image

siedzieli na tarasie, pili, palili irozmawiali. Czuli sie zupelnie
bezpieczni. Jutro zapewne planowali przeszukac urwisko.
- Jutro - szepnela Brett. - Jutro juz nas tu nie bedzie.
Popatrzyla na niebo oblane czerwienia. Slonce juz
zachodzilo. Zanim pojawi sie znowu, Brett opusci wyspe.
Z Jamie'em lub sama.
134

DLON ANIOLA

135

Jamie abudzil ~ie wczesniej, niz plaJ;lOwal.
,- Cas sie dziej<:;?
. - Nie.
- Ta banda pewnych siebie durniów. Mysla, ze juz nas
maja. Mazemy ta wykarzystac. - Byl gatawy do"drogi.
Pistaletz~tknal zapas. Padsiedl da Erett i uniósljej twarz.
- Wiesz, co. robic - stwierdzil.
- Otrzymalam szczególawe instrukcje adpawiedziala.

- l

zrobisz, co. ci kazalem?

- Tak jak abiecalam.
- Wróce·
-;- Wiem., - O Baze! Prosze cie!

- UwazajD.a siehie. - Przyciagnal ja da siebie

i

p,acalawal

lelu<o

W

usta. ' ,

-' Bede czekala:

i ,

~ Ale tylko. d_a~switu - przypamnial jej Jamie.
- Tak.
- Wróce wczesniej - pawied2:ial i ruszyl w kierunku
ukrytejsciezki. Ppchwili zniknal w ciemnasciach . .I tak
zaczely sie naj dluzsze gadziny w zycia Bre~.
Przy damu nic sie nie dzialo .. Wartawnicy byli na
s~aich miejscach. Za kazdym razem, kiedy, sie zatrzymywali,
Brettl umierala ze strachu a Jamie'ega. Nie
byla go.juz wiele gadzin. Nigdzie nie magla dQstrzecjego.
abecnasci. Nie wiedziala, czy jego. zamiar. sie·pawiódl.
Ale cieszyla sie, ze nie zauwazyla zadnych aznak alarmu .

W

abazie przeciwnika. ., , , "

Nieba byla, jeszcze ciemne, ale nad '.haryzoptem
pajawil sie pierwszy czerwany adblask., Switala.' "
- Nie, jeszcze paczekam - szeptala Brett.,
Bacznie rozgladala sie daakala. Nic sie nie zmienila.
Czy zlapali Jamie'ega? Maze teraz czekaja na jej ruch.
Wahala sie, czy datrzymac danego. Jamie'emu slawa .
Cóz warte bedzie jej zycie, jesli utraci jedyna asabe, dla
której warta byla zyc.
. - Nie mage. - Padniasla sie i adsunela naga wezelek,
z którym miala wyruszyc w droge. Odwrócila sie i zaczela
isc w przeciwnym kierunku. '

I

- Dakad, da diabla, idziesz? - Brett adwrócila sie
gwaltawnie,' tlumiac akrzyk. Jamie byl wsciekly.
- Idziesz w zlym kierunku, chyba ze przeniaslas lódz

.

.

.

w mne miejSce.
- Wróciles! - Nie obchadzila ja, ze ta, co.mówi, brzmi
glupia. Najwazniejsze, ze Jamie byl z nia.
- Datrzymalem przyrzeczenia, ale ty zapomnialas
a swaim. - Podszedl blizej. - Dakad sie wybieralas i pa ca?
- Teraz ta juz niewazile. Nie maglabym uciec stad bez

background image

ciebie.
- Gluptas. - Padszedl blizej i chwycil ja w ramiana.
- Niech cie diabli. - A patem pacalawalja i dodal: - Mój
dzielny gluptasek.
- Mazesz mnie nazywac, jak chcesz. Jestem taka
szczesliwa, ze wróciles.
- Musimy isc.
- A radia? Lódz?
- Zniszczane.
- Nie widzialam cie.
- Brett! Siman nie pa ta mnie szkalil, zebys mnie
zauwazyla. Minie pare gadzin, zanim bedzie zupelnie
widna. Odplyw nam sprzyja, wiec nie pawinni nas
schwytac. Jestes gatawa? - Pachylil sie nad nia.
- Tak.
136

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

137

Dosc szybko udalo im sie przebyc trase wzdluz
krawedzi urwiska. Jamie znal wyspe bardzo dobrze.
Mimo ciemnosci przeprowadzal Brett szlakiem, którego
inni by nie pokonali.
Stracila poczucie czasu. Myslala tylko o tym, by
posuwac sie naprzód i nie' stracic z oczu Jamie'ego.
Biegla za nim z pochylona glowa. Czula, ze juz
dluzej nie wytrzyma. Nagle Jamie zatrzymal sie,
kladac jej dlon na ramieniu. Uniosla glowe i zobaczyla,
ze zeszli juz z urwiska i mineli wydmy. Lódz byla
niedaleko.
_ Poczekaj tu. Przyciagne lódz. - Najpierw dokladnie
sprawdzil plaze. Bylo pusto. Widzial tylko nagie galezie
wyrzucone przez morze i rozrzucone na piasku muszle,
które lsnily w pierwszych promieniach slonca.
Brett nie widziala Jamie'ego. Byla sama na plazy.
Usiadla na pokrytym sola pniu i odpoczywala w ciszy.
W tym miejscu 'mozna bylo zapomniec o niebezpieczenstwie
i zmeczeniu.
Dlon, która zakryla jej usta i twarde ramie, które ja
scisnelo, zaskoczyly ja kompletnie. Szum 'fal zagluszyl
kroki.
- Kogoz my tu mamy? - Napastnik przycisnal ja
brutalnie do siebie

,i

zakryl mocniej usta i nos, gdy

próbowala sie uwolnic. Mówil ochryplym szeptem: - No,
malutka! - Druga reka przesunal' po jej ciele, budzac
w niej odruch obrzydzenia.
_ Cudownie! A ten lobuz mówil, ze nie dostaniemy
zadnej nagrody za cala noc czuwania.
Próbowala sie wyrwac, by ostrzec Jamie'ego, ale nie
mogla sobie dac rady z tym silnym mezczyzna· Ludzie,
przed którymi chronila ja dotad Organizacja, dopadli ja.
Olbrzym potrzasal nia jak szmaciana lalka, smiejac sie
z jej przeraze_nia.
- Lubimy takie. Im zacieklej walczysz, tym dluzej
zyjesz. Moze wszyscy beda mogli zabawic sie z toba. \
Moze mnie, Webberowi, uda sie kilka razy ... Ale najpierw
musimy rozprawic sie z twoim chlopakiem. A jak
juz to zrobimy ... - Poczula jego reke na piersi i znowu
ogarnela ja fala obrzydzenia.

background image

Spróbowala otworzyc nieco usta. Udalo sie. Pod~
niesiona na duchu tym malym osiagnieciem i odrobina
powietrza, jaka udalo jej sie chwycic, zaczela zachowywac
sie jak rozwscieczone zwierze. Schwycila zeb~mi
nasade kciuka napastnika i ugryzla go z calej sily.
Webber wrzasnal z bólu.
Do tej pory ich zmagania odbywaly sie w ciszy. Do tej
pory Jamie o niczym nie wiedzial.
Teraz uniósl glowe. Zamarl ze zgrozy. Odrzucil line,
która przywiazywal lódz, i pobiegl do miejsca, gdzie
zostawil Brett.
,Obraz, który ujr:z;al, byl jak koszmarny sen. Jakis
charczacy, przeklinajacy facet próbowal dusic Brett.
Dlon Jamie'ego siegnela po pistolet. Nie wystrzelil
jednak. Przez przypadek mógl zranic Brett. Poza tym
halas mógl sciagnac pozostalych bandytów. Runal wiec
na walczacych z wielka sila. Impet uderzenia pozwolil'
uwolnic sie Brett. Zobaczyl, ze dziewczyna sie podnosi
z ziemi, i poczul cios przeciwnika, który usilowal go
pozbawic przytomnosci. Jamie wiedzial, ze ma do czynienia
z bezlitosnym indywiduum. Mógl go albo zabic,
albo zostac zabitym, ale wiedzial, co wtedy stanie sie
z Brett.
Ta mysl zmebilizowala go. Ruszyl do walki. Uderzyl
138

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

139

olb~zyma

Z

'calych sil. Napastnik zachwial sie, ale wciaz

trzymal sie na nogach. Zrecznym ruchem rzucil sie po
rewolwer Jamie'ego, który upadl na piasek w czasie
pierwszego starcia. Ale Brett byla szybsza. Uderzyl wiec ja
otwarta dlonia i zaklal ze zlosci, gdy mimo to nie wypuscila
rewolweru z reki. Odwrócil sie w strone Jamie'ego.
- Podejdz blizej. Walczmy. Zobaczymy, jak bedziesz
wygladac, gdy Webber wezmie cie w obroty. A potem
zabawi sie z twoja diiewq;yna·
Jamie nie reagowal. Webber zaczal krazyc dookola
mego. .
Z glosnym okrzykiem rzucil sie do pr:?odu. Jamie
odskoczyl iwymierzyl mu blyskawiczny cios. Webber byl
szybki, ale Jamie, chyba pod wplywem strachu o Brett, byl
nie do pokonania. Zadawal Webberowi cios za ciosem.
W pewnej chwili poczul ból, uslyszal chrzest lamanych
kosci i ze zdziwieniem spojrzal na swoja reke· Byla
w oplakanym stanie. Ale ten ostatni cios byl skuteczny.
Webber lezal nieprzytomny. Brett rzucila sie ku Jamie'emu,
ale on zajal sie odciagnieciem ciala przeciwnika
w jakies ustronne miejsce, Potem powoli, potykajac sie,
poszedl w strone Brett. Z trudem wyjal z jej zacisnietej
dloni rewolwer. Dotknal opuchnietego, pokrwawionego
policzka dziewczyny i przyciagnal ja do siebie.
- Musimy isc do lodzi - powiedzial.
Brett wysunela sie z jego objec, starajac sie nie urazic
jego zlamanej reki. Z trudem powstrzymywala lzy. Tak
wiele chciala mu powiedziec, ale teraz Jamie nie bylby
w stanie jej wysluchac.
. Wziela bagaze. Jamie nie sprzeciwial sie temu. Reka
bolala go niemilosiemie, ale pomógl Brett sciagnac lódz

background image

na glebsza wode.
Fale odplywu niosly ich ze soba. Kiedy slonce wzeszlo,
byli juz daleko na blekitnym morzu.
Ofiary wymknely sie mysliwym.
- Juz wkrótce Simon nas znajdzie. - Jamie siedzial
bez ruchu, dlon zlozyl na kolanach. Kazde pochylenie
lodzi na fali wywolywalo w rece óstry ból, który docieral
, az do ramienia. Ból nieco slabl, gdy przyciskal te
przerazajaca rzecz, która kiedys byla jego reka, do ciala.
Nie mieli zadnego leku, który móglby mu pomóc. /
Slonce swiecilo bezlitosnie.
Brett nie myslala o ratunku. Nie dokuczalo jej slonce, .
nie czula, ze na dnie lodzi zebrala sie woda. Myslala tylko
o Jamie'em. Nie musiala byc lekarzem, zeby wiedziec, ze
palce, które kiedys wywolywaly najglebsze wzruszenia
publicznosci, juz nigdy nie beda sie poruszac po klawiaturze.
A wszystko to przez nia. Gdyby wtedy nie leciala
samolotem, gdyby nie zatrzymala sie na lotnisku, gdyby
nie pomylila teczek, gdyby mogla sobie cokolwiek
przypomniec ...
Gdyby!
Teraz Jamie juz nie bedzie mógl byc pianista.
- Hej! - powiedzial z usmiechem. - Dobrze SIe
czujesz? Nic nie mówisz.
- Rozmyslam.
..:... Chcesz o tym porozmawiac?
- Nie ma o czym.
Chociaz byl ciekawy, o czym Brett rozmysla, nie nalegal.
Gdy odplyw sie skonczyl, próbowali plynac w strone
szlaku wodnego. Brett.wioslowala.
Mijaly godziny, a oni milczeli. Byli spragnieni. Brett
140

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

141

zapadla

w

odretwienie i w koncu zasnela. Jamie równiez,

mimo bólu.
Obudzil ich halas. Jamie próbowal cos dojrzec, ale
jego wzrok macila goraczka. Z trudem rozpoznal ksztalt
helikoptera.
Jak zahipnotyzowani patrzyli na maszyne lecaca tak
nisko, ze krople wody uderzaly o jej spód. a-elikopter
zblizal sie coraz bardziej.
- Módl sie, zeby to byl Simon. - Jamie przytulil Brett
do siebie.
Brett wiedziala, iz nigdy nie zapomni uczucia radosci,
ze jej modlitwa zostala wysluchana. Pózniej stale miala
przed oczyma twarz Simona, który patrzyl na nich
najpierw z troska, a potem z usmiechem. Jeb nigdy jeszcze
nie wydawal jej sie tak zachwycajacy jak wtedy, gdy
wdrapywal sie do lódki po skoku z helikoptera do morza.
- Najpierw Jamie, potem ty - rozkazal, przekrzykujac
warkot silnika.
Po chwili

VI

lódce pojawil sie Matthew i na wlasnych

rekach wyniósl do helikoptera Jamie'ego. Jeb zabezpieczal
Brett, gdy wciagali ja na góre. Simon pomógl jej
wyplatac sie z pasÓw, a Matthew zajal sie nieprzytomnym
Jamie'em.
- Czy odniósl powazne obrazenia? - zapytal z troska

background image

Simon.
- Powazne, ale nie zagrazajace zyciu. Zemdlal z bólu.
W kabinie slychac bylo tylko szum silnika. Nikt nie
mówil o zlamanej rece Jamie'ego.
-. Skad wiedzieliscie? - Brett przerwala cisze·
- Hattie - odpowiedzial Simon. - Nabrala podejrzen
w stosunku do La Mara. Zadzwonila do Patricka, a on do
mme.
- La Mar - powtórzyla Brett. - Lucyfer go nie lubil.
- Madre zwierze - odrzekl Simon. - Kiedy przybylismy
na wyspe, Webber wyspiewal wszystko. Wiedzial
o waszej ucieczce. Reszte znasz;.
Brett chciala jednak znac te reszte, ale mysli jej
krazyly wokól Jamie'ego.
- Zastrzyk dziala - powiedzial Matthew. - Teraz
bedzie spal, ale jesli chcesz, mozesz p~zynim posiedziec.
- Nie - odparla Brett szybko. - Ja go w to wplatalam,
przeze mnie zlamal sobie reke. Teraz juz mu nie pomoge.
On bardziej potizebl.lje ciebie, Matthew.
Matthew byl na tyle madry, ze nie zaprzeczyl. Kiedy
Brett odwrócila sie w strone okna, popatrzyl znaczaco na
Simona.
Wiele razy spotkali sie juz z tragedia i cierpieniem.
Dobrze znali pieklo poczucia winy. I wiedzieli, ze Brett
sama musi sobie z nim poradzic.
W ciszy, która zapanowala, zaden z nich nie podsunal
Jej rozwlazama.

,

.

DLON ANIOLA

143

ROZDZIAL JEDENASTY

- Mamy teczke. Mitch odzyskal ja przed godzina.
- Wiec to juz koniec? - Brett wygladzila zmarszczke
na rekawie szlafroka, sluchajac uwaznie slów Simona.
- Okazalo sie, ze lista nie zostala zniszczona i niedlugo
zapozna sie z nia kilka osób.
Brett byla zaskoczona. Wszystko potoczylo sie tak
szybko. Dwadziescia cztery godziny temu byla jeszcze na
brzegu wyspy i grozilo jej smiertelne niebezpieczenstwo.
Teraz znajdowala sie w Grayson House, gdzie po raz
pierwszy spotkala Simona. Tam obudzila sie po wypadku
i pierwsza osoba, która zobaczyla, byl Jamie. Od tamtej pory
nie odstepówal jej praktycznie nawet na krok. Ryzykowal
dla niej wszystko i stracil cos naprawde bezcennego.
Nie. Nie mogla o tym myslec. Czula sie winna.
Patrz)4a caly czas na Simona, chcac uniknac widoku
Jamie'ego. Ale w pamieci ciagle miala jego obraz, obraz
przyjaciela i kochanka.
W rozmowie omijali temat okaleczen, oparzen slonecznych
i braku wody. Udawali, ze wszystko jest w porzadku.
Wszyscy czuja sie dobrze. Caly ten cholerny
swiat czuje sie dobrze!
l reka Jamie'ego nie jest tak strasznie okaleczona.
Klamstwa! Wstretne klamstwa! Brett czula ?ie tym
zmeczona i byla wdzieczna Simonowi, ze zmienil temat.
- Mamy liste - powtórzyl z zadowoleniem. - Bedziesz
wolna, jak tylko cie lekarze zbadaja.

background image

Chciala sie wszystkiego dowiedziec.
- La Mar was zdemaskowal. Nie nalezy do kartelu,
ale jest zlodziejaszkiem, który zna cene waznych informacji.
Twoja obecnosc na wyspie zaskoczyla go tak, ze
uznal to za fakt, o którym nalezy kogos poinformowac.
Szukal kogos takiego, gdy "Tancerz" zawinal do miasteczka,
by dokonac kilku napraw. Niestety, nie udalo sie
ukryc, ze ten jacht ma specjalne radio i bardzo skomplikowane
urzadzenia pod pokladem. Polaczyl te infor~
macje ze soba, zeby uzyskac wyzsza cene - powiedzial
Jamie.'
Brett zadrzala na dzwiek jego glosu. Zobaczyl, ze
&iewczyna sztywnieje i zaciska szczeki. Nie pojmowal
zmiany, która w p.iej zaszla, nie rozumial sensu toc~bnej
przed chwila rozmowy. Chcial nia potrzasnac, zmusic do
wyjasnien, ale obawial sie, ze obróci sie to przeciwko
. memu.
- W jaki sposób ludzie z kartelu dowiedzieli sie
o wyspie? - Brett zwrócila sie do Simona, jakby Jamie'ego
nie bylo w pokoju.
- To stara historia nienawisci i zemsty. I nic tu nie
bylo przypadkowe. - Simon podszedl do niej. Byl równie
zdumiony jej zachowaniem jak Jamie. Przeciez widzial,
z jakim przerazeniem patrzyla na nieprzytomnego Jamie'ego,
kiedy lezal na noszach w helikopterze. Ale
dzisiaj w jej zachowaniu nie bylo sladu wdziecznosci czy
poczucia winy. - Jest taki facet, nazywa sie Thomas Jeter.
Kiedys bardzo chcial zniszczyc Organizacje, a wraz z nia
i mnie. Byl wazna osoba w rzadzie, a jednoczesnie dzialal
w ukryciu. Mial powiazania z mafia poludniowoamery144

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

145

kanska. Przed wielu laty zlapali go, osadzili i poslali
do wiezienia. Nie .bede opowiadal wam szczególowo
o jego zbrodniach czy tez o przyczynach jego nienawisci
do Organizacji. W kazdym razie mialy one tlo
polityczne. Wiedzial o mnie wszystko. Zalozyl kartoteke
'i umiescil w niej tych, których znalem, i tych,
którzy mnie znali.
- Jak cos, co wydarzylo sie tak dawno temu, moze
miec taki wplyw na terazniejszosc? - zapytala Brett
zainteresowana opowiescia.
- Stara nienawisc nie rdzewieje - usmiechnal sie
smutno Simon. - Kiedy ktos ogarniety jest jakas obsesja,
pamieta wszystko lepiej i ciagle mysli o zemscie.
- Czy myslisz, ze ktos z kartelu dotarl do Jetera
w wiezieniu i uzyskal informacje o wyspie?
- Nie mysle, Brett, ja wiem, ze tak sie stalo. Jamie
przyczynil sie mimo woli do rozwiazania zagadki. Rozpoznali
go na lotnisku. Wsrod przestepców musi byc.
milosnik muzyki. - Simon usmiechnal sie do Jamie'ego,
który stal przy nim, milczac. - Nigdy nie laczono
Jamie'ego z Organizacja, az do ostatniego zadania.
- On... Jamie ... zostal rozpoznany i co dalej? - Brett
musiala dowiedziec sie wszystkiego.
- Jeter powiazal moniez McLachlanami, odnalazl tez
naszych wspólnych znajomych, miedzy innymi Patricka.

background image

- To az nieprawdopodobne - zawolala Brett.
- To potwierdza tylko fakt, jak bardzo zdesperowani
byli czlonkowie kartelu i jak daleko siegaja ich macki.
Przeszukali inne posiadlosci Patricka, a do odkrycia
waszej kryjówki przyczynil sie La Mar.
Brett z niedowierzaniem sluchala tego, jak dziala
kartel. Teraz byla juz przekonana, ze istnienie Organizacji'
i dzialalnosc takich ludzi jak Simon, Jeb, Mitch,
Matthew i Jamie ma swoje glebokie uzasadnienie.
- Co sie stalo z "Tancerzem"?
Jamie chcial odpowiedziec, ale przypomnial sobie jej
wrogosc i niechec, wiec milczal.
- Znowu La Mar - odezwal sie zamiast niego Simon.
Coraz trudniej bylo to wszystko zrozumiec. Poza tym
cala uwaga Brett byla skupiona na Jamie'em. Byl taki
spokojny. Taki cichy. Nic nie uszlo jej uwagi, mimo ze
starala sie nie patrzec na niego.
Gips i bandaze. Nie mógla pogodzic sie z tym, ze stala
sie przyczyna jego kalectwa. Nie wolno jej o tym myslec.
Musi skoncentrowac sie na Simonie. Chyba mówi o La
Marze.
- Jak La Mar mógl uszkodzic jacht?
. - Wydaje sie to niemozliwe, ale udalo mu sie tego
dokonac. Musisz wiedziec, ze nikt tilk nie dba o ochrone
srodowiska jak rybacy. La Mar rozpuscil plotke, ze
"Tancerz" zatruwa wode, i napuscil na nas rybaków.
- W okreslonym czasie zajego namowa zjawili sie na
pokladzie .- odwazyl sie odezwac Jamie . .:..-Zaloga nie
podejrzewala o nic ludzi, którzy do tejpory zachowywali
sie przyjaznie. W rezultacie zabrali z jachtu radio i silnik,
a La Mar wzial za to pieniadze od kartelu.
. - Mitcha, Jeba i Matthew widzialam, ale na pokladzie
byla jeszcze Alexis Charles. Co sie z nia stalo?
- Jest u Hattie. Czuje sie swietnie. - Jamie pragnal
dowiedziec sie, co trapi Brett, ale mówil dalej. - "Tancerz"
zostal unieruchomiony na jakis czas. W koncu
Mitchowi udalo sie go naprawic i po kilku godzinach
zawineli do najblizszego portu. Ale wtedy Hattie zdazyla
juz zatelefonowac do Patricka.

146

DLON ANioLA DLON ANIOLA

) 147

- I Patrick skontaktowal sie z Simonem - domyslila
sie Brett.
Simon obserwowal Brett i Jamie'ego z ogromna
ciekawoscia, ale teraz musial wtracic sie do rozmowy.
- Tak, masz racje, a tuz potem otrZymalem wiadomosc
od Jeba, który juz dostal sie na brzeg. .
- Wiec caly nasz plan byl na nic. Nikt w niego nie
uwierzyl.
- Uwierzyli, bo po twoim wypadku nie szukali ciebie,
tylko Jamie'ego. Widzieli go z toba na lotnisku i w poblizu
twego mieszkania. Nie byli pewni, czy spotkaliscie
sie przed wypadkiem. Przyjeli, ze tak i ze Jamie widzial
liste. Mysleli, ze pracujecie razem i ze Jamie przekazal ci
teczke. Zadne z was nie bylo bezpieczne od chwili, gdy
Mendoza zabral twój bagaz.
- A czy,jestes pewien, ze teraz nam nic nie grozi?

background image

- Przeciez ci mówilem, ze Webber wszystko wyspiewal.
Jeter równiez sie przyznal. Najwazniejsza byla
lista, a my ja mamy.
- Czyli wszystko skonczone - wyszeptala Brett.
- Tak - potwierdzil Simon. - Teraz zostawie was
samych. Pewnie macie sobie wiele do powiedzenia
- stwierdzil i wyszedl, zanim któres z nich sie odezwalo.
Brett milczala. Jamie byl wstrzasniety. Nie wiedzial,
co sie kryje za tak dziwnym zachowaniem dziewczyny.
Ydawala, ze sie nie znaja, ze sa dla siebie obcy. Nie
potrafil sie z tym pogodzic. Widok jego zabandazowanej
reki znowu przypomnial jej o koszmarze, który przezywala.
Czula sie winna. Lekarze stwierdzili, ze uda im sie
czesciowo przywrócic sprawnosc zlamanej dloni.
Simon nie ma racji, prawda, Brett? Przeciez my nie
mamy o czym ze soba rozmawiac! - Jamie byl rozzalony.
Brett na wyspie zachowywala sie zupelnie inaczej.
.Widocznie urok Raju przestal dzialac.
- A o czym mielibysmy rozmawiac? - odprawila go
z kwitkiem.
Myslal tylko o jednym, aby stad wyjsc.
- - Jamie!
- Slucham?
- Ja ... chc(alam ci podziekowac za wszystko.
- Nie bede udawal, ze sprawilo mi to przyjemnosc, ale
poniewaz cie w to wciagnalem, nie mialem zadnego
wyboru - stwierdzil uprzejmym tonem. Brett milczala.
Jamie McLachlan ze swoim poczuciem honor'u nie mial
innego wyjscia. - Mialas szczescie, ze spotkalas Carsona,
Brett. l on tez mial szqescie. Kochaliscie sie, ale on juz
lezy w grobie. Wróc do swiata zywych, posluchaj mojej
rady. Zycze ci szczescia.
Zobaczyla juz tylko zamkniete drzwi. Dopiero gdy
Jamie wyszedl, uprzytomnila sobie, ze ostatnio wcale nie
myslala o Carsonie.
Jamie sadzil, ze to przywiazanie do Carsona bylo
:powodem jej zachowania. Moze to dobrze, ze tak mysli?
Powinna dla dobra ich obojga jak najszybciej opuscic
Grayson.
Mówil, ze ja kocha. Pamietala te slowa. Nigdy ich nie
zapomni. Teraz, kiedy sie rozstali, nie bedzie musiala
patrzec, jak milosc Jamie' ~goumiera po trochu za kazdym
.razem, g9Yon uswiadamia sobie, ze kosztowala go kalectwo.
Brett przesunela wyzej pasek aparatu fotograficznego
i przeciskala sie przez zatloczony hol. Po roku przerwy
przyjela pierwsze' zamówienie i wlasnie wracala do

148

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

149

domu. Byla zmeczona jak nigdy dotad. Tlumaczyla to
sobie brakiem kondycji.
Nagle zastapil jej droge przysto~ny mezczyzna.
Usmiechal sie do niej radosnie, ale ona po prostu go nie
zauwazyla. Swoim zwyczajem przygladala sie otaczajacym
ja twarzom tylko i wylacznie okiem fotoreportera.
Myslala o odpowiednim tle, kiedy ponownie go zobaczyla.
To byl Simon. Ugiely sie pod nia kolana. Czyzby
znowu planowal jakas akcje? Rozejrzala sie dookola,

background image

szukajac znajomych twarzy. Ale Simon byl sam.
. - Witaj, Brett - powiedzial i objal ja po przyjacielsku.
- Mialas dobra podróz? -
Skinela glowa i nerwowo przelknela sline. Wzial ja
pod reke i poprosil o kwit bagazowy, który natychmiast
przekazal Jebowi. ,
- Simon - odezwala sie w koncu. - Dokad mnie
prowadzisz? Czy cos sie stalo? - Nagle ogarnal ja strach.
- Jamie? Jest ranny?
- Zabiera'm cie do domu, a Jamie czuje sie dobrze..
Brett zdjela kapelusz i siedziala pijac sok, podczas gdy
Simon chodzil po pokoju.' ,
- No i co? - zaczal w,koncu. - Jakos sobie radzisz?
W dalszym ciagu, nie pamietasz, jak doszlo do wypadku?
- Nie. Lekarze mówia, ze sobie tego nie przypomne,
ale przeciez to teraz juz nie ma znaczenia.
- Nie opisalas tego, co zdarzylo sie na wyspie?
- Mówil o albumie, który ostatnio wydala.
- Nie lubie opisywac swoich przezyc.
- Znilm go niemal @durodzenia.
- Kogo? .'
- Jamie-'ego. A o kim myslimy oboje? Kiedy go do nas
zwerbowalem, wlasnie skonczyl szkole. Stal sie jednym .
z moich najlepszych ludzi. Zasluguje na cos lepszego niz
uszkodzona reke i serce. Rekajuzjest w porzadku, a teraz
musze mu pomóc uleczyc serce.'
- Mówisz, ze jego reka jest w porzadku! To wspaniale!
Moze grac?
- Nie tak dobrze jak kiedys, ale lepiej od wielu'ludzi.
- Dzieki Bogu - odetchnela z ulga.
- Powiedzialem, ze moze grac, ale nie gra .
- Jak to?
- Nawet nie zbliza siedp fortepianu. Ale nie udawaj;
ze 'cie to obchodzi.
- Nawet bardzo - oburzyla sie.
- Okazujesz to w dosc niezwykly sposób. Odeszlas
bez slowa. Nawet sie z nim nie pozegnalas. Widocznie
twoja kariera i lojalnosc w- stósunku do Carsona byly
tak wazne, ze nie moglas poswiecic Jamie'emu ani
chwili.
- Nie odeszlam z powodu kariery czy Carsona.
- Wiec dlaczego to zrobilas?
- Odeszlam, bo musialam. Bo nie moglam patrzec' na
to, co mu sie stalo. To wszystko moja wina.
- A w czym ty zawinilas? - zapytal Simon.
- W czym? Jest tego cala lista. Nie ostrzeglam go
przed La Marem. - Lzy plynely jej po policzkach. - Nie
umialam odbezpieczyc tego cholernego pistoletu idlatego
zostal kaleka. Jamie kochal mnie i nie moglam czekac,
az jego milosc zamieni sie w nienawisc. Dlatego odeszlam.
- Kochasz go? -ni to stwierdzil, ni to zapytal Simon.
- Tak. '
150

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

151

- Pragniesz go?

,

\" Tak.
- To teraz ci powiem, co zrobimy - usmiechnal sie

background image

radosnie.
Brett wspinala sie po zboczu. Szla w kierunku, gdzie
wsród drzew pracowalo trzech mezczyzn. Przerwali
prace, jak tylko ja dostrzegli. Najstarszy z nich usmiechnal
sie na powitanie, drugi sklonil w milczeniu, a trzeci,
brat blizniak Jamie'ego, poma~hal do niej reka i wskazal
na miejsce, skad dochodzily odglosy uderzen topora.
Bylo to dziwne przywitanie, ale Brett czula, ze bracia
Jamie'ego witaja ja ~ radoscia·
Pomachala im reka- w odpowiedzi i szla w strone
wzgórza. W gestym lesie prowadzil ja rytm równych
uderzen. 'Glosny trzask, a potem silne uderzenie oglosily
swiatu, ze kolejne drzewo p"adlo.Gdy wyszla na niewielka
polane, Jamie przygladal sie swojemu dzielu.
- Ty naprawde jestes Wyrwidebem.
Jamie odwrócil sie, ale nie okazal zadnych uczuc na
widok Brett.
_ Simon powiedzial, ze zyjesz jak od~udek. Pracujesz
w lesie jak szalony i juz nie grasz. Mówil tez, ze nie jestes
na mnie zly i ze nie winisz mnie za swoja reke·
_ To ryzyko zawodowe. Moglem zostac ranny w glowe
czy noge·
- Ocaliles mi zycie.
- Ratowalem równiez siebie.
- Pozwól mi byc ci za to wdzieczna·
- Nie chce twojej wdziecznosci. Chce.·· - urwal
i zacisnal zeby. - Mniejsza o to.
~ Simon mówi, ze mnie pragniesz.

Jamie me odpowiedzial

I

przez chwile panowala

cisza.
~ Simon za duzo mówi.
- Czy on klamie?
Jamie odwrócil sie do niej plecami. Milczal.
- Czy to klamstwo, ze mnie pragniesz i nie przestales
kochac? - powtórzyla. Jamie nie obrócil sie. -'Do diabla,
McLachlan! - Chwycila go za ramie, zmuszajac, by na
nia spojrzal. - Odpowiedz! Przeciez chciale( zebym
przestala myslec o zmarlym i przylaczyla sie do zywych.
Oto jestem. I co teraz zrobisz?
Podszedl do niej, objal ja w talii i przyciagnal do
siebie. Jego usta byly twarde i spragnione, jakby chcial
znalezc zadoscuczynienie za ten dlugi, samotny rok.
- Nie odejdziesz?
- Nigdy. Chyba ze mnie wyrzucisz - odpowiedziala
i zrzucila z siebie ubranie. Jamie zrobil to samo.
- Nigdy cie nie opuszcze - wyszeptal i ulozyl ja na
poslaniu z mchu. - Nigdy.
Brett siedziala w ciemnosci, zasluchana. Palce Jamie'
ego biegaly po' klawiaturze. W-nocnym powietrzu
rozlegaly sie slodkie tony "Sonaty Ksiezycowej". Muzyka
Jamie'ego byla w dalszym ciagu porywajaca. '
- Czy twoja reka jest naprawde w porzadku? - zapytala
Brett, kiedy skonczyl grac.
- Operowal, mnie dobry chirurg! - ze zniecierpliwieniem
wykrzyknal Jamie. - Nawet jesli gram nieco
wolniej, to i tak juz przeciez nie wystepuje.

background image

~ Balam sie, ze sie zalamiesz.
- Te pare polamanych kosci to cena zycia nas obojga.
Czym mam sie tym przejmowac?

152

DLON ANIOLA DLON ANIOLA

153

- Gdybys nie musial sie mna opiekowac, to wszystko
by sie nie wydarzylo.
- Przestan!.- Czul, jak drza mu rece. - Przestan natychmiast!
Nie chce nigdy wiecej o tym slyszec. Nigdy. Nie
mozesz sie o nic oskarzac. Gdyby nie ty, stracilbym wiecej.
Slyszalas od Simona, ze kartel szukal mnie, a nie ciebie. I bez
ciebie bylbym ich celem. Czy rzeczywiscie musimy rozmawiac
o wdziecznosci? Nie znamy ciekawszych tematów?
- Simon .mówil, ze nie grales. .
- Nie sprawialo mi to rad0sci.
Radosc. To byla przyczyna, dla której nie gral.
- A teraz? - Cos wjego oczach zmusjlo ja do zadania
tego pytania.
- Ty jestes moja radoscia. - Slyszala czulosc w jego
glosie. - Dopóki nie odeszlas, nie zdawalem sobie z tego
sprawy.
Serce Brett wypelnilo sie szczesciem.
- Kocham cie, Jamie - wyszeptala. Widziala radosc
na jego twarzy, gdy bral ja w ramiona. Tak dlugo czekal
na te slowa:
- Polubisz moja rodzine - stwierdzil.
- Juz ich lubie. To dzieki nim jestes taki, jaki jestes.
Mezczyzna, którego zawsze bede kochac.
Zawsze. To przyrzeczenie.
Nagle rozesmial sie glosno.
- Jestem taka zabawna?
- Alez nie. Pomyslalem tylko o dwóch kobietach,
które musza przyjsc na nasz slub.
- Slub?
- Chyba nie zamierzasz zyc w grzechu? - Usmiechnal
sie i pocalowal ja. - Co by powiedzialy na to nasze
dzieci? I zaraz dodal: - Czwórka chyba nam wystarczy.
- Pewnie sie zgodze, zeby uniknac- skandalu.
- I dlatego, ze cie kocham.
~ To jest przeciez najwazniejsze. A teraz opowiedz mi
o tych kobietach. '
- To Hattie, kochanie, i Madame Zara. Musisz ja
poznac. Sa do siebie podobne. Zanim slub sie skonczy,
obie powiedza nam, ile bedziemy miec dzieci ijakiej plci.
Zaczal ja rozbierac, szepczac slowa, których sam nie
slyszal.
Kiedy po kilku godzinach Jamie wiedzial juz, ze
Carson jest tylko wspomnieniem Brett, ze przestala miec
wyrzuty sumienia juz na wyspie, kiedy zrozumial, ze to
obawa przed utrata jego milosci zmusila ja do odejscia,
kiedy uwierzyl, ze nale.zec bedzie do niego na zawsze,
zasnal spokojnie.
Brett patrzyla na jego dlon poznaczona bliznami
i usmiechala sie przez lzy. Jezeli aniolowie sa odwazni,
prawi i uparci, jesli sa grzeszni i czuli, i jesli kochaja
z calego serca, to miala przed soba dlon aniola.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
191 James BJ Dłoń Anioła
191 James BJ Dłoń Anioła
191 James BJ Dłoń Anioła
191 James BJ Dłoń Anioła
146 James BJ Duma i obietnica
03 James BJ Namiętności 03 Obietnica Shiloha
096 James BJ Na skraju przepaści
Chadda Sarwat Pocałunek anioła ciemności 01 Pocałunek Anioła Ciemności
Chmurki anioła, Przepisy kulinarne i dekoracje potraw
KPRM. 191, WSZYSTKO O ENERGII I ENERGETYCE, ENERGETYKA, KOPYDŁOWSKI
BUSZUJĄCY W ZBOŻU, Pedagogika, Czytajmy razem Anioła Stróża- brat Tadeusz Ruciński, Teksty do CZYT
O Aniołach, Biała Magia
WIERSZE O ANIOŁACH(1), Anioły, angelologia
Panas - Tajemnica siódmego anioła, Polonistyka, Teoria literatury
191 Manuskrypt przetrwania
191
Nęcka Inteligencja geneza struktura funkcje str 166 191

więcej podobnych podstron