Gazeta Finansowa
6
15-28 lipca 2011 r.
GOŚĆ SPECJALNY GF
fot.: Archiuwm A. Zybertowicza
W polskiej przestrzeni
publicznej funkcjonują dwie
narracje. Zgodnie z pierwszą
Polska jest zieloną wyspą,
państwem prawa, a wszystkie
sprawy zmierzają w dobrym
kierunku. Natomiast druga
głosi, że w Polsce kłębią się
różnego rodzaju układy,
organizacje przestępcze,
występuje korupcja,
łamane jest prawo. Która
z narracji jest prawdziwa?
Żadna. Nie istnieje kraj, w któ
rym wszystko dzieje się zgod
nie z prawem. I nie istnieje
kraj, w którym wszystko by
łoby niezgodne z prawem. To
nie jest wydajny sposób myśle
nia o Polsce.
To biegunowe diagnozy,
ale czy Polska w sferze
funkcjonowania państwa
i społeczeństwa różni się
na de innych krajów?
W porównaniu na
przykład ze standardami
europejskimi?
Istnieje niezła miara jako
ści życia społecznego, jakim
jest kapitał społecznego za
ufania. Badacze ustalają po
ziom tego kapitału, zadając
m.in. pytanie: czy zgadzasz
się z następującym stwier
dzeniem: „Można ufać więk
szości ludzi"? Wśród krajów
Unii Europejskiej jedynie
Grecja ma gorszy wynik od
Polski. I jak wynika z badań,
między innymi prof. Janu
sza Czapińskiego, w Polsce
w ostatnich 20 latach nie na
stąpił przyrost poziomu spo
łecznego zaufania. Można
uznać to za przejaw pewnych
głębokich patologii. Polska
rozwinęła się pod wieloma
względami -technologicznie
wiele rzeczy poszło do przodu
- ale pod względem zdolności
społeczeństwa do złożonych,
zwłaszcza oddolnie koordy
nowanych, działań jesteśmy
bardzo zacofani. To ozna
cza, że mamy miarę do po
równań. Oczywiście to się
przekłada na różne dziedziny
życia, również na praworząd
ność (w wymiarze zachowań
obywateli i np. jakości są
downictwa) i dynamikę go
spodarki (np. w wymiarze
wysokich kosztów zawiera
nia transakcji).
Czy w Polsce ukształtowało
się coś takiego jak
społeczeństwo obywatelskie
- czy przybliżamy się do
modelu obywatelskiego czy
nadal tkwimy w inercji?
Z analiz prof. Piotra Gliń
skiego z Polskiej Akademii
Nauk, który od lat bada spo
łeczeństwo obywatelskie, wy
nika, że dużą, może nawet (nie
pamiętam dokładnie) przewa
żającą część ogniw społeczeń
stwa obywatelskiego stanowią
podmioty klientelistyczne wo
bec władz samorządowych,
państwowych lub organiza
cji gospodarczych. Nawet gdy
ludzie z dobrymi intencjami
przystępują do działań pro-
publicznych, to szybko uświa
damiają sobie liczne bariery
strukturalne i ograniczają się
do podtrzymywania bytu or
ganizacji, których główną
funkcją jest zapewnianie im
samym miejsc pracy.
Andrzej Zybertowicz - profesor w Instytucie
Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika
w Toruniu; kierownik Zakładu Interesów
Grupowych. Zajmuje się socjologią wiedzy
i zakulisowymi wymiarami życia społecznego.
Komentator wydarzeń politycznych i zjawisk
społecznych. Studiował historię i archiwistykę
na UMK i UAM. Był członkiem Komitetu
Naukoznawstwa Polskiej Akademii Nauk.
Jest uważany za czołowego teoretyka
zjawiska sieci klientelistycznych, w żargonie
publicystycznym przedstawianego jako układ
polityczno-biznesowy. Był doradcą do spraw
bezpieczeństwa państwa premiera Jarosława
Kaczyńskiego, a następnie prezydenta Lecha
Kaczyńskiego.
PoIska u grzęzła w
Jarosław Kaczyński stworzył
kategorię układu. W sposób
bardzo ostry stawiał tezę,
że w przestrzeni publicznej
funkcjonuje układ. Czy
były jakieś konkretne,
namacalne przykłady, kiedy
ten układ się objawił?
Najpierw musielibyśmy sfor
mułować definicję układu.
No właśnie - jaka
jest definicja?
Spójrzmy szerzej - życie spo
łeczne posiada pewne natu
ralne cechy, które w różnych
krajach występują z różnym
natężeniem. Jedną z tych cech
jest skłonność ludzi do two
rzenia nieformalnych sieci
wzajemnych korzyści. W nie
których przypadkach mogą
one przyjmować postać pa
sożytniczych sieci klienteli
stycznych — gdzie występują
patroni i ich podopieczni, któ
rzy w zmowie drenują zasoby
publiczne. Zjawisko to w poli
tyce jest obecne wszędzie: w Ja
ponii, USA, Szwajcarii, nawet
w krajach skandynawskich.
Na przykład - ktoś jest bur
mistrzem i buduje sieć klien-
telistyczną poprzez członków
rodzin, znajomych i zaprzy
jaźnionych przedstawicieli
rozmaitych firm; w ten spo
sób wytwarza „grawitacyjny"
efekt swojego rządzenia. Je
żeli nie popełni rażących błę
dów, a choćby w minimalnym
stopniu troszczy się także o in
teresy tych, którzy są poza sie
cią bezpośrednich korzyści, to
może przez lata być na szczy
cie lokalnej hierarchii władzy.
Różnica pomiędzy krajami po
lega na stopniu natężenia tego
zjawiska. Podobnie jest z prze
stępczością: jest wszędzie, ale
są kraje ó niskim i wysokim
poziomie przestępczości; ko
rupcja jest prawdopodobnie
również wszędzie, ale są kraje
tak bardzo skorumpowane jak
Kongo i tak mało jak Dania.
Czyli kryterium
przesądzającym jest skala?
Problemem jest łatwość łama
nia oficjalnie deklarowanych
reguł gry przez członków nie
formalnych sieci korzyści.
Niski poziom zaufania społecz
nego oznacza, że sieci kliente
listyczne działają w warunkach
kulturowych przyzwalających
na daleko idące łamanie ofi
cjalnie deklarowanych reguł
gry, w tym rażące odchodzenie
od standardów przyzwoitości
i państwa prawa. W tym kon
tekście - jeśli chcemy zrozu
mieć utrzymywanie przez PO
wysokiego poparcia w okresie
ostatnich czterech lat - to jed
nym z elementów odpowiedzi
jest świadome granie sieciami
klientelistycznymi.
Dzięki klientyzmowi
Platforma Obywatelska
utrzymuje się na
wysokim poziomie
poparcia społecznego?
To czynnik, dzięki któremu
PO uzyskuje „zasilanie" i da
leko idące przyzwolenie dla
swych rządów. Ale to nie jest
gra jednostronna; jest prowa
dzona zarówno przez poli
tyków, biznes i przez media.
Spójrzmy na taktykę części
mediów. W ostatnich latach
ujawniono sporą liczbę poli
tyków bądź funkcjonariuszy
administracji publicznej mia
nowanych przez PO, którzy
są w konflikcie interesów. Wy
daje się, że liczba przykładów
- choć systematycznie nie li
czyłem - jest znacznie większa
niż w okresie rządów PiS-u.
Częściowo wiąże się to z tym,
że jak ktoś dłużej rządzi, to
sieci klientelistyczne narastają.
Jednak media nawet bardzo
rażących przypadków konse
kwentnie nie drążą. Podmioty
medialne nie są w społecznej
grze niezależnymi arbitrami,
ale uczestnikiem pogoni za
korzyściami.
Ale za czasów rządu PiS-
u sieci klientelistyczne
też powstawały?
One istnieją w okresach funk
cjonowania każdego rządu. Za
czasów obecnego rządu media
pisały o setkach przykładów,
w tym niebezpiecznych dla
interesu narodowego, ale nie
opisywały ich na tyle konse
kwentnie, by wymusić reakcję
właściwych organów państwa.
I to jest problem.
Sugeruje Pan, że media
w Polsce weszły w relacje
klientelistyczne, że przestrzeń
opinii publicznej została
poddana instrumentalizacji?
W znacznej mierze tak. Ale
- wracając do wątku niskiego
poziomu kapitału społecznego
- paraliżujące państwo sieci
klientelistyczne są tylko częścią
pasożytniczego mechanizmu.
Oprócz sieci klientelistycznych
występuje inne, pokrewne zja
wisko, także w pewnym sen
sie naturalne. Ekonomiści
nazywają je pogonią za rentą
polityczną. Biznesmen pro
wadzący działalność gospo
darczą nakierowaną na zysk,
ma zawsze do wyboru dwie
strategie. Może swoje zasoby
inwestować w działania pro
dukcyjne, na przykład w inno
wacje technologiczne, dzięki
którym umacnia się na rynku.
Może też dokonać kalkulacji
i zamiast inwestować 2 min
w innowacje technologiczne,
wydać tylko 200 tys. zł, np.
po to, by uzyskać modyfikację
rozporządzenia ministra, które
utrudni jego konkurencji do
stęp do rynku, narzucając ja
kieś nowe wymogi koncesyjne,
które on ma już na starych wa
runkach spełnione.
Afera hazardowa była
symptomem tego zjawiska?
To wyraźny przykład pogoni
za rentą polityczną. Politycy
dysponują narzędziami regula
cji i redystrybucji. Biznesmeni
kalkulują: czy inwestować mi
liony w nowe technologie, na
przykład w zakresie uzależ
nienia ludzi od hazardu, czy
wystarczy wydać tysiące, by
uzyskać korzystne regulacje
ustawowe, które także zwięk
szą zyski? Taka pogoń za rentą
polityczną, czyli tendencja
biznesmenów do mnożenia
zysków nie poprzez działania
produkcyjne, innowacyjne
- społecznie korzystne - lecz
działania lobbystyczne (które
mogą być legalne i nielegalne)
ma to do siebie, że z punktu
widzenia teorii ekonomicznej
jest pasożytnicza. W ten spo
sób marnotrawi się zasoby
społeczne. Tendencja do po
goni za rentą jest naturalna,
jest pochodną rachunku eko
nomicznego, ale ona degene
ruje zasoby - biznesmen, który
myśli jak załatwić sobie odpo
wiednie dojścia marnuje czas,
traci pieniądze na łapówki, na
lancze z politykami, dzienni
karzami, których oswaja, by
pisali przychylnie, gdy coś się
wyda, a nie inwestuje w reor
ganizację firmy, podniesienie
jakości kadry, czy poziomu
wydajności pracy. I znowu
rzecz w proporcjach: w go
spodarkach dynamicznych są
mechanizmy ograniczające
pogoń za rentą polityczną. Ta
kich ograniczeń nie da się jed
nak wprowadzić, gdy władza
nie tylko toleruje, ale nawet
aktywnie współtworzy niefor
malne sieci korzyści.
Taka pogoń niszczy zasady
konkurencji, które napędzają
rozwój gospodarczy.
Tak. Ale problem polega na
tym, że rządy Platformy Oby
watelskiej cechują się - jak są
dzę, świadomym z punktu
widzenia głównych rozgrywa
jących — bazowaniem na sie
ciach klientelistycznych i na
tworzeniu przestrzeni dla po
goni za rentą. To się nie musi
kłócić ze wzrostem gospodar
czym, gdy społeczeństwo jest
konsumpcyjnie wygłodzone,
duża część posiada aspiracje
ekonomiczne i w ogóle - jak
się wydaje - my, Polacy jeste
śmy bardzo przedsiębiorczy,
przynajmniej na poziomie
indywidualnym. W sprzyja
jących warunkach między
narodowych pogoń za rentą
i pęczniejące sieci korzyści
nie zamykają rozwoju gospo
darczego, tylko deformują go
i spowalniają. Taki rozwój jed
nak, nawet jeśli ma miejsce,
jest - mówiąc językiem tech
nicznym - suboptymalny,
czyli niższy od możliwego na
gruncie dostępnych zasobów.
Jak wyglądają rządy
Platformy Obywatelskiej
oceniane w kontekście całego
okresu transformacji, który
rozpoczął się w 1989 r.? Czy
obecnie jest więcej sieci
klientelistycznych niż na
przykład za czasów rządów
SLD,AWS-u i innych?
Trudno jest to mierzyć, na
tomiast wydaje się, że sposób
sprawowania władzy przez
Donalda Tuska przyczynił się
do nasilenia zjawiska przyzwo
lenia na łamanie oficjalnie de
klarowanych reguł.
A wcześniej tego nie było?
Znowu idzie o skalę zjawi
ska. Jeżeli media nie opisują
określonych sytuacji i o nich
nie wiemy, nie można wów
czas powiedzieć, że istnieje
przyzwolenie, gdyż ono od
nosi się zawsze do jakiś zna
nych faktów. Ale w sytuacji,
gdy media opisały setki przy
kładów konfliktów interesów
i wybaczały premierowi nie
reagowanie na ujawnione pa
tologie, oznacza to przyzwole
nie. Przykład: w 2009 r. gazeta
„Dziennik" ujawnia konflikt
interesów między aktywno
ścią wicepremiera Waldemara
Pawlaka związaną z Ochot
niczymi Strażami Pożar
nymi, gdzie jest szefem, i jego
funkcją rządową. W mate
riale strony
dato
wanym na 17 marca 2009 r.
możemy przeczytać: „Uznał
bym taką sytuację za naru
szenie standardów Platformy
- tak po kilku dniach mil
czenia premier Donald Tusk
skomentował sprawę towarzy-
sko-biznesowego układu, który
miał zbudować wokół siebie
wicepremier Waldemar Paw
lak. Tusk stwierdził jednak, że
nie ma mowy o końcu koali-
Gazeta finansowa
15 - 28 lipca 2011 r. 7
klientelistycznej pajęczynie!
cji, bo „koalicja PO i PSL choć
nie idealna, ale jest optymalna
i powinna dalej pracować".
- Sytuacja opisana w odniesie
niu do wicepremiera Pawlaka
jest poza standardami, które
chciałbym krzewić w życiu
publicznym - mówił premier
Donald Tusk. Odpowiadając
na pytanie o ewentualne kon
sekwencje wobec wicepremiera
oświadczył, że „jest w stanie
egzekwować dobre obyczaje
wobec tych, którzy mu bezpo
średnio podlegają w PO". Wi
dać zatem takie rozumowanie:
standardy Platformy Obywa
telskiej są wyższe, ale PSL jest
koalicjantem, Polska zmaga
się z kryzysem, nie zmienia się
koni w czasie przeprawy, więc
nie będziemy narażali koalicji,
wyciągając konsekwencje wo
bec Pawlaka. Zatem chociaż
wicepremier nie zachował się
w zgodzie ze standardami, to
należy dać pierwszeństwo ra
cji stanu. Takie rozumowanie
mogę ewentualnie przyjąć jako
badacz i jako obywatel. Ale ist
nieje podobna sytuacja bezpo
średnio dotycząca Platformy
Obywatelskiej. Co powoduje,
że premier już dawno nie od
wołał szefa ABW, Krzysztofa
Bondaryka? Szef największej
polskiej tajnej służby od sa
mego początku jest w konflik
cie interesów. Wiąże się to m.in.
z tym, że chociaż ABW - jak
podał „Newsweek" - prowa
dziła postępowanie w sprawie
nieprawidłowości związanych
z działalnością firm Zygmunta
Solorza, to na szefa służb pre
mier mianował osobę, która
nie tylko była wcześniej zawo
dowo i finansowo związana
z firmą zależną od Solorza, ale
która dodatkowo od tej firmy
pobierała wysoką odprawę już
podczas pełnienia funkcji szefa
ABW To jeden wymiar kon
fliktu interesów. Są i inne wy
miary, niestety niepodnoszone
przez media. Mam na my
śli niedawną transakcję sprze
daży sieci Plus. Otóż ABW
w ramach swoich ustawo
wych zadań ma przydzieloną
ochronę bezpieczeństwa sieci
teleinformatycznych.
Jako infrastruktury
krytycznej państwa?
W związku z tym gromadzi
informacje ze wszystkich
źródeł, w tym również z ope
racyjnych, na temat operato
rów telekomunikacyjnych.
I oto człowiek powiązany
z jednym z operatorów
(wówczas Era) wchodzi do
państwowej agencji, która
posiada dostęp do poufnej
wiedzy o wszystkich istnie
jących na rynku telekomu
nikacyjnym podmiotach.
Z punktu widzenia - jak
rozumiem - standardów
kultury korporacyjnej (cor
porate governance) - to jest
nie do przyjęcia. Podmiot
państwowy, jakim jest ABW,
posiada wrażliwe informacje
dotyczące wszystkich opera
torów, a przedstawiciel jed
nego z nich otrzymuje do
tych zasobów wgląd. Uzy
skuje zatem dostęp do taj
nych zasobów państwa
przydatnych w razie uży
cia ich w grze rynkowej.
Już sama taka możliwość
jest niezgodna z zasadą rów
nego dostępu do informacji
wszystkich podmiotów ryn
kowych. Opinia publiczna
winna wiedzieć, czy ta oko
liczność była bez znaczenia
w doprowadzeniu do uda
nego przejęcia sieci Plus
przez Zygmunta Solorza?
Z punktu widzenia standar
dów corporate governance
warto nad tą sprawą prze
prowadzić pogłębione stu
dia. O ile w ostateczności
można zrozumieć, że istniała
racja stanu przemawiająca
za tym, by w dobie kryzysu
pozostawić na stanowisku
- postępującego niezgodnie
ze standardami nowocze
snej demokracji - wicepre
miera Waldemara Pawlaka,
by nie zrywać koalicji z PSL-
em, to gdzie jest racja stanu
w tym, by zachowywać na
stanowisku szefa najwięk
szej polskiej tajnej służby,
w sytuacji ewidentnego kon
fliktu interesów? A po dro
dze Bondaryka mianowano
generałem.
Czy może w tej sytuacji
wchodzić w grę działanie
jakiejś grupy interesów,
czegoś w rodzaju „grupy
trzymającej władzę"?
Nie uciekniemy od kolej
nego pytania: na ile premier
rządu RP Donald Tusk jest
suwerennym decydentem?
Gdyby w Polsce media były
dociekliwe, starały się wy
ciągać wnioski z dostępnych
już informacji, ta sprawa by
łaby na porządku dziennym
przez dłuższy czas. Premier
wskazywał - mamy wyższe
standardy, ale ze względu na
okoliczności polityczno-sys-
temowe nie zrywamy koali
cji z premierem Pawlakiem.
OK. Ale co decyduje, że pre
mier nie odwołuje Krzysztofa
Bondaryka? Czy poza PSL-
em Donald Tusk posiada
jeszcze dodatkowego, zaku
lisowego „koalicjanta"?
Uprawniona jest intuicja,
że ktoś może rozgrywać
sytuację spod powierzchni
życia publicznego?
To nie intuicja, to jest co
dzienność. W każdym spo
łeczeństwie mechanizmy
władzy i biznesu zawierają
wymiary zakulisowe. I znów
rzecz w proporcjach. Kiedy
kluczowe decyzje rozstrzygane
są pod wpływem podmiotów
nieuprawnionych lub niezna
nych opinii publicznej, de
mokracja staje się fasadą. Co
się dzieje, gdy ktoś jest w kon
flikcie interesów? Nawet - to
wersja optymistyczno-senty-
mentalna - gdy on sam nie po
dejmuje decyzji szkodliwych
z punktu widzenia funkcji, na
jaką został powołany, to sama
obecność szefa w konflikcie
interesów wywiera negatywny
wpływ na pracę podwładnych.
Kiedy szefem największej taj
nej służby jest człowiek zwią
zany w jakiś sposób z oligarchą,
którego działania ta służba po
winna monitorować, to ona
nie jest w stanie tego należycie
robić. Podobnie było w przy
padku ministra Zbigniewa
Cwiąkalskiego, którego kan
celaria, zanim został ministrem
sprawiedliwości, sporządzała
opinie prawne dla klientów
prokuratury. I nawet gdyby
prawdą było, że Cwiąkalski,
pełniąc urząd ministra, nie in
teresował się biegiem spraw
swoich wcześniejszych klien
tów, to jego podwładni pro
kuratorzy (wtedy prokuratura
nie była jeszcze rozdzielona od
resortu sprawiedliwości) wie
dzieli, jaki jest interes ministra,
od kogo, jako podmiot gospo
darczy prowadzący kancelarię
prawną, brał honoraria. Gdy
przemnożymy ten mechanizm
przez liczne przypadki, to wy
łaniają nam się mechanizmy
sieci korzyści i pogoni za rentą
polityczną tak degenerujące
polskie państwo. Tworzenie
nieformalnych powiązań i po
goń za rentą to, jak powiedzia
łem, naturalne tendencje, ale
kraje, gdzie nie są one powścią
gnięte, tracą potencjał rozwoju
a niekiedy i suwerenność.
Czy fakt, że media nie
wypełniają w należyty
sposób funkcji kontroli
społecznej, nie upubliczniają
pewnych spraw może brać
się z sytuacji, że przestrzeń
medialna jest penetrowana
przez służby specjalne?
Media upubliczniają wiele
spraw, ale nie eksponują ich
stosownie do rangi. Wolą się
tabloidyzować, zamiast sprawy
kluczowe dla państwa i społe
czeństwa konsekwentnie ba
dać. Służby na całym świecie
dążą do posiadania swoich lu
dzi w mediach, ale możliwości
służb są ograniczone. Nie na
leży wpadać w pułapkę ama
torskiego myślenia o służbach
jako o kimś wszechmocnym.
Po pierwsze - trzeba odróżniać
służby specjalne jako formalne
instytucje, które posiadają
swoje regulaminy i plany
pracy, hierarchiczne ogniwa,
od szerszego pojęcia - nie
formalnego środowiska służb
specjalnych. Tworzą je nie
tylko aktualni funkcjonariu
sze, ale także osoby, które kie
dyś były w służbach, które są
zaprzyjaźnione z ciągle jeszcze
obecnymi funkcjonariuszami
służb, byli tajni współpracow
nikami, firmy współpracujące
ze służbami etc. W Polsce za
grożeniem nie są same służby,
ale szerzej funkcjonujące śro
dowisko osób ze sobą powią
zanych i mających dostęp do
zasobów służb i policji. Oni
wykorzystują możliwości oraz
umiejętności, jakie dają służby
do gier w grupach bizneso
wych. Moim zdaniem, od
działywania na media poprzez
służby istnieją, ale one są słab
sze niż oddziaływania ze strony
właścicieli.
Czyli większą rolę odgrywa
zjawisko udziału mediów
w sieciach klientelistycznych?
Większą rolę odgrywa me
chanizm właścicielski, który
jest tylko korygowany przez
mechanizm agenturalny.
Ale mechanizm właścicielski
jest bardziej fundamentalny.
Z drugiej strony mechanizm
właścicielski zazwyczaj łatwiej
rozpoznać niż ukryte powiąza
nia wytwarzane przez służby.
Czy w sferze zwalczania
zorganizowanej
przestępczości możemy
mówić o pewnych
przyzwoleniach? Jest wiele
sytuacji, które nie zostały
wyjaśnione. A z drugiej
strony zorganizowana
przestępczość zdecydowała
się w Polsce na działania
bez precedensu w dziejach
świata - zabicie komendanta
głównego policji,
zabijanie ministrów itd.
Jak Pan ocenia stopień
fraternizacji zorganizowanej
przestępczości ze
światem polityki?
Pamiętam dyskusję z śp. P.
prezydentem Lechem Ka
czyńskim na jego ulubionych
seminariach w Lucieniu, kiedy
mówił: „Gdy wygraliśmy wy
bory w 2005 r., nie chcieliśmy
sami rządzić państwem; rozu
mieliśmy, że nie mamy kadr,
by brać odpowiedzialność za
całe państwo. Chcieliśmy rzą
dzić razem z PO". Ale do ko
alicji nie doszło. I prezydent
nie miał jasności dlaczego.
O ile wiem, dla kierownictwa
PiS-u przez długi czas była to
zagadka. Dlaczego nie udało
się stworzyć koalicji w sytuacji,
gdy PO miała otrzymać 8 z 16
głównych resortów i stanowi
sko marszałka sejmu? Rzecz
rozbijała się o Ministerstwo
Spraw Wewnętrznych i Admi
nistracji. PiS miał koncepcję
tak zwanego ciągu technolo
gicznego reformy państwa. To
przenośnia, strukturalnie sen
sowna. Najpierw są ogniwa
takie jak tajne służby, policja,
które mają rozpoznawać zagro
żenia i łapać przestępców, po
tem prokuratura prowadząca
śledztwa i przygotowująca akty
oskarżenia, dalej sędziowie wy
dający wyroki, na końcu wię
ziennictwo z sądownictwem
penitencjarnym. Jeżeli w tym
ciągu jedno ogniwo nie funk
cjonuje, to cała maszyneria nie
działa; jak wiadomo, w łańcu
chu powiązań o jego jakości
decyduje najsłabsze ogniwo.
Dlatego PiS nie chciał żadnego
z tych elementów oddać Plat
formie. Natomiast PO żądała:
możemy zawrzeć koalicję, je
żeli dacie nam gwarancje bez
pieczeństwa. Kierownictwo
PiS-u nie rozumiało wtedy,
o co chodzi. A Platforma
nie chciała tego powiedzieć
wprost, mówili: dobrze wie
cie. Według mojej orienta
cji władze PiS-u wówczas nie
rozumiały, o co chodzi. Zo
rientowały się później. Jak się
wydaje, kluczem do zrozumie
nia, dlaczego nie doszło do ko
alicji, - jest to, co powiedział
niedawno były szef CBA Ma
riusz Kamiński, w wywiadzie
dla „Uważam Rze". Ze mo
gły wchodzić w grę jakieś po
wiązania finansowe środowisk
Platformy, a być może jeszcze
wcześniej Kongresu Liberalno-
Demokratycznego, z jakimiś
środowiskami przestępczymi.
Czyli z tak zwanym
„układem"?
Dla mnie układ to koalicja
nieformalnych grup intere
sów, która - dążąc do uzyska
nia nienależnych korzyści
— jest w stanie paraliżować
kluczowe funkcje państwa.
Nie nadużywajmy słów, wy
wołujących pewne automaty-
zmy myślowe, nieprowadzące
do chęci zrozumienia. Dla ko
goś, kto zaakceptował pojęcie
„układu", wszystko wydaje się
jasne; natomiast ktoś, kto ma
alergię w stosunku do tej me
tafory, odruchowo ją odrzuca.
Szukajmy języka, który wy
rwie nas z takich kolein my
ślowych. Hipoteza jest taka:
po wyborach 2005 r. Plat
forma obawiała się, że gdy
PiS dysponujący instrumen
tami ciągu technologicznego
dowie się o jakichś jej związ
kach ze światem przestępczym
- może właśnie o tych, o któ
rych mówił Mariusz Kamiń
ski - to spróbuje osłabić swego
koalicjanta. I cóż się stało? Od
mawiając koalicji, Platforma,
będąc największą partią opo
zycyjną, z natury rzeczy stała
się sojusznikiem dla środo
wisk zaniepokojonych refor
mami PiS-u. Weszła z nimi
w obopólne relacje klienteli-
styczne. W efekcie PO odcięła
swoje solidarnościowe korze
nie, sprzedała wolnościowe
ideały i przejęła w systemie
rolę, jaką niegdyś pełniło SLD:
stała się parasolem dla pasożyt
niczych sieci korzyści i pogoni
za rentą polityczną, a więc dla
„układu". Intrygujące jest, iż
istnieje niemała grupa parla
mentarzystów PO, nadal nie-
rozumiejących, jaką faktyczną
funkcję PO pełni dzisiaj w sys
temie władzy w Polsce.
Na to pytanie trudno
jest odpowiedzieć - czy
PO jest partią lewicową,
czy prawicowa? Jak ją
można zlokalizować na
scenie politycznej?
Zależy, jakie przyjmiemy kry
teria. PO jest dzisiaj tylko
partią władzy. Partią, która
działa tak rozpoznajemy, kto
w polu gry o władzę, wpływy
i zasoby jest najsilniejszy, nie
wchodzimy z nim w żadne
konflikty, utrzymujemy rów
nowagę sił i zachowujemy wła
dzę bez względu na ideologię.
Czy można powiedzieć, że
Platforma Obywatelska jest
wspierana przez tę strukturę
i te środowisko, które
wcześniej wspierało SLD?
W istotnej mierze tak. By ująć
to prosto, pokażmy, jaka była
relacja pomiędzy WSI a SLD.
WSI przekazywało środowis
kom SLD informacje, które
pozyskiwało dzięki swoim
uprawnieniom jako tajna
służba, dawało przełożenia na
grupy biznesowe. Z drugiej
strony SLD zapewniało parasol
polityczny, który powodował,
że WSI nie było rozwiązywane
i nie było kontrolowane w ra
mach mechanizmów demo
kratycznego nadzoru. To była
pewna symbioza. Tymczasem
Gazeta Finansowa
8
15 - 28 lipca 2011 r.
GOŚĆ SPECJALNY GF
afera Rywina osłabiła SLD,
natomiast PiS rozwiązał WSI.
Nastąpiło przegrupowanie sił
w relacjach biznes-polityka.
Oligarchowie biznesu zawsze
starają się rozpoznać kluczowe
warunki swego działania i neu
tralizować zagrożenia, w tym
instrumenty polityczne. Jeśli
władza państwowa będzie np.
przysyłała kontrole skarbowe,
to może wiele rzeczy utrudnić.
We współczesnym świecie zło
żoność regulacji prawnych, go
spodarczych jest tak duża, że
chyba każdy biznesmen w ja
kimś zakresie je omija. Oligar
cha musi pilnować, aby władza
nazbyt dokładnie nie przyglą
dała się jego działaniom, bo
wtedy mało kto będzie chciał
wchodzić z nim w bardziej ry
zykowne projekty. Biznesmen
pod lupą władzy staje się jakby
skażony, zainfekowany. Z go
ściem, którego zwalcza jakaś
władza, trudniej się robi inte
resy. A więc oligarchia posiada
naturalny interes, aby władza
była przewidywalna, ba, przy
jazna. Być może - jak głoszą
wtajemniczeni - że gdy Tusk
obserwując bardziej krytyczne
niż wcześniej wobec rządu me
dia i ponoć mówiąc: "Ktoś prze
stawił wajchę", zrozumiał, że
to sygnał od oligarchów (nie
koniecznie tylko tych związa
nych z mediami), że jego rząd
nie dostarcza im tych „pro
duktów", których oczekiwali
- czyli np. swoistego immu
nitetu w sytuacji prowadzenia
przez organa państwa pew
nych postępowań.
A nie jest tak, że
Donald Tusk jest tylko
mniejszym złem dla
tego oligarchicznego
środowiska biznesu?
Według mojej orientacji wiele
osób, na przykład w takiej or
ganizacji jak Polska Konfedera
cja Pracodawców Prywatnych
„Lewiatan", tak uważa - że
Tusk nie dał biznesowi sprzy
jających warunków gospoda
rowania, których oczekiwali.
„Przyjazne Państwo" Janusza
Palikota z jego wspaniałymi
obietnicami okazało się zwy
kłą mitomanią. Jednak w po
równaniu z tym „strasznym
PiS-em", Tusk odgrywa rolę
mniejszego zła.
Pan twierdzi, że Platforma
Obywatelska utrzymuje
się przy władzy dzięki
rozwinięciu sieci
klientelistycznych;
z kolei wielu socjologów
mówi, iż wysoki pułap
poparcia dla PO wynika
z pewnego sprzężenia
zwrotnego pomiędzy
Platformą
a PiS-em. Ze ten kontekst
PiS-owski, domniemanie
prawdopodobieństwa
dojścia PiS-u do władzy
- powoduje napędzanie
elektoratu na rzecz PO.
Obie odpowiedzi się nie
kłócą. One dotyczą innych
wymiarów.
To by znaczyło, że
ta struktura sieci
klientelistycznych obawia
się dojścia PiS-u do władzy?
Oczywiście.
Czy fenomen roku 2007
- mówiąc językiem prof.
Kazimierza Kika - gdy
Platforma Obywatelska
zmobilizowała
niesamowity target
wyborczy - polegał
właśnie na mobilizacji
sieci klientelistycznych?
Nie wykluczam, że kampa
nia mobilizacyjna była po
cichu finansowana przez
sieci klientelistyczne. Na
tomiast to zasilanie nie
dałoby efektu, owa mobili
zacja wyborców nie nastąpi
łaby, gdyby PiS nie popełnił
poważnych błędów w ko
munikowaniu się ze społe
czeństwem. Podam przykład
- ustawę lustracyjną, tę
którą „wykastrował" Trybu
nał Konstytucyjny; była ona
wprawdzie dość szeroko za
krojona, ale i tak skrom
niej niż proponował swego
czasu prof Andrzej Rzepliń-
ski (obecnie prezes tego Try
bunału). Wizja lustracji była
jednak źle przez PiS prezen
towana. Główny błąd pole
gał na tym, że osoby, które
w PRL-u niczego niegodzi
wego nie zrobiły, nie były
żadnymi prawdziwymi do
nosicielami, tylko po prostu
miały albo chwilę słabości,
albo rutynowo, np. po po
wrocie z zagranicy zostały
wezwane na rozmowę do
SB, poczuły się zagrożone.
Oczywiście nie działo się to
samo z siebie. Pewne środo
wiska, np. „Gazeta Wybor
cza" antylustracyjną histerię
podsycały. A PiS poprzez
nieumiejętne komuniko
wanie się z elektoratem do
starczał do tego paliwo.
„Pomagał" zagubionym
ulec retoryce straszenia ty
powej dla środowiska „Wy
borczej". Podobnie w sferze
korupcji - PiS próbując
walczyć z tym zjawiskiem,
uderzał w za duże bębny,
wysyłał takie komunikaty,
że wielu biznesmenów ma
łego i średniego szczebla,
którzy nigdy nie staliby się
grupą docelową operacji
CBA, poczuło się zagrożo
nych. Dziś wiemy, że liczba
zapytań bilingowych oraz
instalowanych podsłuchów
w państwie Platformy Oby
watelskiej jest większa niż
w państwie PiS-u, ale to wła
śnie wtedy udało się wmó
wić ludziom, że rząd PiS-u
wszystkich podsłuchuje. In
aczej mówiąc - próbując
oczyszczać tkankę społeczną
z pewnych rażących pato-
Problemem jest łatwość łamania
oficjalnie deklarowanych reguł
gry przez członków nieformalnych
sieci korzyści. Niski poziom
zaufania społecznego oznacza,
że sieci klientelistyczne działają
w warunkach kulturowych,
przyzwalających na daleko idące
łamanie oficjalnie deklarowanych
reguł gry, w tym rażące odchodzenie
od standardów przyzwoitości
i państwa prawa.
logii, PiS robił to niekiedy
w retoryce nadmiernej kru
cjaty, którą zaniepokojeni
byli ludzie mający niewiel
kie przewiny - ktoś, kto
się tylko raz spotkał z ofi
cerem SB, ale niczego złego
nie zrobił albo mały przed
siębiorca, który jakieś tam
transakcje pod stołem za
wierał z kolegą, by unik
nąć podatku. Wytworzono
poczucie zagrożenia, że ci
politycy PiS-u są obsesjo-
natami i nie będą kierowali
się żadnymi racjami gospo
darczymi. Zatem „napom
powanie" elektoratu PO nie
powiodłoby się, gdyby nie
błędy w marketingu pro
jektu IV Rzeczpospolitej.
Mówił Pan o oligarchach.
Jak ocenić taką
sytuację, że minister
spraw wewnętrznych
i administracji Janusz
Kaczmarek idzie do hotelu
„Marriott", do oligarchy
Ryszarda Krauzego
i niewykluczone, że
uprzedza go o operacji
specjalnej CBA, a ten
z kolei rzekomo (według
ministra Zbigniewa
Ziobro) uprzedza lidera
„Samoobrony" Andrzeja
Leppera. Sytuację
znamy, ale jaki można
z niej wyabstrahować
mechanizm, w jaki
schemat te działania się
układają?
Zacznijmy od faktów niewąt
pliwych i na ich kanwie bu
dujmy interpretację. Wiemy,
że Kaczmarek udał się do ho
telu „Marriott", gdzie miał
swój pokój jeden z oligar
chów, że Kaczmarek okłamał
premiera Kaczyńskiego w tej
sprawie, że złożył w proku
raturze fałszywe zeznania,
że przekazał nieprawdziwe
informacje o swoich związ
kach z PZPR. Dla zdrowo-
rozsądkowo myślącej osoby
Janusz Kaczmarek jest nie
wiarygodny. A mimo to od
momentu, gdy tylko rozstał
się z obozem PiSu, ciągle jest
zapraszany do mediów jako
niezależny komentator i au
torytet. Warto z tego wy
ciągnąć wnioski. Dlaczego
człowieka - według prostych
kryteriów niewiarygodnego,
bo nigdy jasno nie powie
dział, co o północy robił na
40. piętrze hotelu - chęt
nie się zaprasza do mediów,
by komentował różne pu
bliczne kwestie...? Jak sobie
na to pytanie odpowiemy,
zrozumiemy niektóre pa
tologie naszego życia me
dialnego. Jeśli o północy
minister spraw wewnętrz
nych, szef resortu, któremu
podlega 40 proc. administra
cji państwa, udaje się w miej
sce pobytu oligarchy, to
wygląda to (w świetle zdro
wego rozsądku), jakby był
częścią jego sieci klienteli-
stycznej. Ze jego rzeczywi
stym przełożonym nie jest
premier, tylko jakiś biznes-
man. Ale premier Kaczyński
to ujawnił i przeciwstawił
się temu. Czy dzisiaj pre
mier Tusk jest pewien, iż
wie, od kogo zależni są jego
ministrowie?
Mieliśmy też sprawę
Krzysztofa Olewnika,
która nie wydarzyła się
w Warszawie, tylko na
poziomie Polski lokalnej.
Co z kolei mówi nam
ta sytuacja? Czy można
powiedzieć, że jest ona
symptomatyczna dla
rozmaitych patologicznych
mechanizmów, które
mają miejsce w tzw Polsce
powiatowej, na prowincji?
Dla zrozumienia kondycji
naszego państwa nie mniej
ważne od nieszczęścia, które
wydarzyło się rodzinie Krzysz
tofa Olewnika, jest zwróce
nie uwagi na to, jak płytkie
są ustalenia sejmowej komi
sji śledczej w tej sprawie. To
nam wiele mówi o jakości
państwa polskiego dzisiaj. Nie
tylko w kontekście tej zbrodni,
tylko obszaru instytucji, które
nie potrafią rozpoznać swoich
własnych patologicznych me
chanizmów. Nasze państwo
jest samo dla siebie nieprzej
rzyste i, co więcej pod obec
nymi rządami nie chce być
przejrzyste. Donald Tusk nie
ma woli politycznej, by pań
stwo naprawiać. Prosty przy
kład, którym posługiwałem
się już wcześniej w mediach.
Jest luty 2008 r. Donald Tusk
jest trzeci miesiąc premierem,
udziela wywiadu „Polityce":
„Otóż stwierdzam, że za
sób informacji dostarczanych
przez służby, niezbędnych dla
premiera i prezydenta, jest po
prostu bardzo ubogi. Mógł
bym
t
natomiast już dziś napi
sać książkę, jakie klany walczą
ze sobą wewnątrz poszczegól
nych służb. Odnoszę przygnę
biające wrażenie, że bardzo
wielu oficerów służb specjal
nych to są prywatne armie
byłego szefa, aktualnego szefa
czy przyszłego szefa i zajmują
się głównie intrygami". Pre
mier w trzy miesiące po obję
ciu władzy był świadomy nie
tylko niskiej sprawności służb,
ale nawet patologii w nich.
Czy zatem uruchomił jakiś
program nadzoru i naprawy?
Wprost przeciwnie, nie mia
nował koordynatora służb spe
cjalnych, a sekretarzem stanu,
którego zadaniem jest jakby
ich pilnowanie, uczynił osobę
bez doświadczenia w tej dzie
dzinie. Mówiąc w przenośni
- mamy do czynienia z kapi
tanem okrętu, który wyrusza
w rejs i wie, że pod pokła
dem, w maszynowni, zamiast
zajmować się dozorem sys
temu, mechanicy toczą jakieś
rozgrywki, dzieją się jakieś
przepychanki, rozgrywane są
prywatne interesy. Mija od
czasu tej wypowiedzi trzy i pół
roku i premier, który poinfor
mował o poważanej luce w sys
temie bezpieczeństwa państwa
— nic nie robi żeby tę lukę za
mknąć. Nie jest mu potrzebne
sprawne państwo, nie chce go,
nie ma takiej woli. Bo refor
mować państwo, to narażać
się rozmaitym grupom intere
sów, a Donald Tusk tego nie
chce. Jemu nie jest potrzebne
sprawne państwo. Premierowi
rządu RP nie jest potrzebne
państwo, w którym sprawa
Olewnika nie "mogłaby się
powtórzyć!
A sieci klientelistyczne
są potrzebne?
Oczywiście! Bez rozgałęzio
nych nieformalnych sieci ko
rzyści nie ma zasilania.
Jakie widzi Pan scenariusze
na temat rozwoju sytuacji
społeczno-politycznej
w Polsce? Nie da się tu
uniknąć tegorocznego
kontekstu wyborczego.
Według informacji, które
wczoraj uzyskałem [wy
wiad został przeprowadzony
8 lipca] z kierownictwa PiS-
u - w tym roku trzy razy
w notowaniach opinii pu
blicznej robionych na zle
cenie PiS-u wyniki tej partii
byłe zbliżone do notowań
Platformy. Obywatelskiej.
Ostatnio wynik miał wy
nosić 37 proc. dla PiS-u,
36 proc. dla Platformy.
Można wierzyć w tego
typu badania, robione na
zlecenie jednej z partii?
Nie wykluczam, że są to lo
kalne wahnięcia. Ponieważ
tych badań chyba zrobiono
0
wiele więcej i tyko trzy da
wały takie rezultaty.
A może próba
niereprezentatywna, zły
dobór operatu?
Nie wykluczam, że to przy
padkowo sprofilowana
próba. Ale gdyby przestrzeń
medialna była uczciwa, to
by o tym dyskutowano,
a dyskutowanie na ten temat
wtórnie wytwarzałoby efekt
sprzyjający PiS-owi.
Czy istnieje społeczny
potencjał, atmosfera
żeby taki scenariusz się
zdarzył - niespodziewany
dla wielu obserwatorów
— że PiS wybory wygra,
że będzie przed Platformą
Obywatelską?
Wystarczy czytać niektóre
wypowiedzi środowisk typu
„Tusku musisz", żeby do
strzec lęk, niemal histe
ryczny. Najwyraźniej oni
widzą taki potencjał. Masę
osób w stosunku do Plat
formy Obywatelskiej się
rozczarowało, ale dzięki suk
cesowi operacji prania mó
zgów ludzie ci są niechętni
do zagłosowania na PiS
1 najprawdopodobniej pozo
staną w domach. Tymczasem
elektorat PiS-u jest bardziej
wierny i stąd lęk, że przy ni
skiej frekwencji ci wyborcy
przechylą szalę zwycięstwa
na stronę Kaczyńskiego.