Rozdział 26 Wewnętrzne Demony

background image


Rozdział 26

INNER DEMONS

WEWNĘTRZNE DEMONY



Ostatni tydzień był prawdopodobnie najbardziej pracowitym

w całej dotychczasowej historii zespołu Smoków. Wszyscy jego kierowcy,
z Thomasem i Mią na czele, byli nie tylko obecni na codziennych zlotach,
ale również osobiście uczestniczyli w przeróżnych wyścigach.

Pierwsze ze spotkań miało miejsce w północnym Los Angeles. Jego

organizatorami byli ludzie z Sharks, więc ze względu na ostatnią, dość
zaskakującą, deklarację Morgana Saylora, Thomas i jego drużyna posta-
nowili dołączyć do zlotowiczów i poszukać okazji do wyjaśnienia tej dziw-
nej sprawy. Niestety nie udało się im spotkać ani przywódcy, ani żadnej
innej osoby z Sharks, która potrafiłaby odpowiedzieć na pytanie, co stało
się przyczyną tak ogromnej nienawiści ich wicelidera wobec Smoków.

Mimo to wypad był bardzo udany, a to za sprawą trzech pojedyn-

ków, które zakończyły się zwycięstwem ekipy z Rockport. Najpierw przed
atakiem na dwudziestą czwartą pozycję Czarnej Listy obronił się Frankie
Bonds, zdobywając w ten sposób dobrze wyglądającego i jeszcze lepiej
sprawującego się Hyundai Tiburona. Kolejny pojedynek wygrał Alberto de
Silva, bo choć namęczył się niesamowicie ze znacznie zwinniejszym wo-
zem swojego rywala, ostatecznie dokumenty i klucze do Mercedesa-Benza
R230 stały się jego własnością.

Oba pojedynki miały naturalnie dla Smoków duże znaczenie, jed-

nak największe emocje tego wieczoru wzbudzała potyczka Mii z jednym
z wyścigowców reprezentujących drużynę The Monsters.

Jako że obie organizacje mają wobec siebie pokojowe nastawienie,

żadna ze stron nie była zdeterminowana, by w momencie zwycięstwa od-
bierać swojemu rywalowi samochód. Umówiono się zatem na nagrodę

background image

2

w postaci pięćdziesięciu tysięcy dolarów, które podobnie jak zdobyte
wcześniej przez Frankiego i Alberto wozy, trafiły w ręce Smoków.

Kolejna duża impreza odbyła się w Los Alamitos. Odpowiedzialny

za nią był Joshua Mads i jego znajomi z The Monsters. Głównym celem
spotkania okazały się być nie tylko standardowe wyścigi, ale również moż-
liwość zaprezentowania innym kierowcom nietypowej konkurencji, która
polega na ściganiu się z... samolotami - myśliwcami lub nawet odrzutow-
cami. Zależnie od dostępności.

Joshua słynął z hojności, a szczególnie gdy w grę wchodziły samo-

chody i wyścigi. Właśnie dlatego nigdy nie żałował dziesiątek tysięcy, które
musiał wydać, wynajmując samoloty i ich pilotów, którzy zechcieliby po-
święcić kilka godzin na pobyt w Los Alamitos.

Znajdowały się rzecz jasna głosy, które krytykowały jego bezmyśl-

ność, bo przecież tak ogromne pieniądze można by rozgospodarować
jakoś inaczej, na przykład na zakup kolejnych wozów dla swojego zespołu,
wynajęcie kolejnego obiektu do treningów czy wreszcie zakup lub budowę
bazy, która już na stałe znajdowałoby się pod opieką The Monsters.

Tymczasem, choć jak sam przyznawał - wyścigi były dla niego

tylko zabawą, Joshua wciąż inwestował w swoją pasję i choć brzęczały mu
gdzieś z tyłu głowy te wszystkie nieprzychylne opinie, on wiedział, że jego
sposób na wyścigi jest na tyle nietypowy czy nawet szalony, że musi przy-
ciągać rzeszę ludzi chcących obserwować te spektakularne przedstawie-
nia.

Jak się już wielokrotnie okazywało - miał rację. Organizowane

przez niego zawody odnosiły wielkie sukcesy, nie tylko pośród kierowców,
ale również przypadkowych osób, które przechadzając się pobliskimi uli-
cami, zbliżały się do lotniska jeszcze bardziej, by móc podziwiać rywalizu-
jące między sobą super szybkie samochody i jak się zdaje - jeszcze szyb-
sze samoloty.

Tym razem jednak rzeczywistość przekroczyła nawet najśmielsze

oczekiwania, które mógł mieć tego dnia Joshua. Wraz z prawie całą ekipą
Smoków, na zawody przybyli też kierowcy z Sharks, kilkunastu innych
wyścigowców z Los Angeles i kilku z San Pedro - głównie znajomych braci
de Silva.

background image

3

Dziesiątki kierowców gotowe były na pierwszy taki pojedynek

w swoim życiu. Do trzech myśliwców i sterujących nimi pilotów ustawiały
się kolejki chętnych, by sprawdzić, które maszyny okażą się być szybsze.
Samoloty czy może samochody?

- To nie jest takie łatwe - udzielał odpowiedzi na pytania wyści-

gowców jeden z pilotów. - Nie możemy ruszać obok siebie, bo fala powie-
trza tworząca się wokół startującego myśliwca zepchnęłaby samochód
z pasa - tłumaczył.

Nie-ruszanie na jednym pasie miało też inne podłoże. Trudno

bowiem dyskutować z takimi podstawowymi kwestiami jak bezpieczeń-
stwo czy wygoda wynikająca z korzystania z dwóch pasów jednocześnie,
ale w tym przypadku chodziło też o niepozorną sztuczkę, która miała da-
wać wyścigowcom i ich samochodom małe fory.

Podobnie jak Kate, która dzięki swojemu ojcu dobrze orientowała

się w sprzętach wojskowych, w tym również w myśliwcach, tak i Joshua
doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę samochody nie
mają najmniejszych szans z samolotami. Nawet te najszybsze. Zabieg
polegał więc na tym, że w momencie, gdy samolot będzie ruszał na dłuż-
szym z pasów, samochód będzie ruszał na krótszym. W ten sposób już na
starcie wyścigowcy będą mieli przewagę około czterystu metrów, co po-
zwala mieć nadzieję, że niektórzy z nich odpowiednio ją wykorzystają
i dadzą radę porywalizować z szybko rozpędzającymi się myśliwcami.

- To właściwie nic innego niż zwykłe wyścigi drag. Tylko w tym

przypadku przeciwnik operuje myśliwcem - podsumował Alberto de Silva,
żartując sobie nieco ze zwariowanego pomysłu lidera The Monsters.

- W sumie to tak - zgodziła się właścicielka uszkodzonego

w ostatnich dniach limonkowego BMW Z4. - Ale gdyby nie ten trik, że sa-
mochody startują czterysta metrów z przodu, to nawet nie byłoby mowy
o żadnym pojedynku. Taki typowy myśliwiec wzbija się w powietrze już po
około dwustu metrach. Ma przy tym prędkość od dwustu do nawet trzystu
kilometrów na godzinę.

- A ile czasu potrzebuje, żeby pokonać te dwieście metrów przed

wzbiciem? - zaciekawił się drugi z bliźniaków.

- Są takie specjalne katapulty, które sprawiają, że te dwieście me-

trów myśliwce przejeżdżają w około trzy sekundy, ale tutaj nie dostrzegam

background image

4

wykorzystania tej technologii, więc podejrzewam, że piloci będą potrze-
bowali jakichś siedmiu, może ośmiu sekund.

- Siedem albo osiem sekund do dwóch setek? Nieźle... - pokiwał

głową z uznaniem Carlo de Silva. - W takim razie rzeczywiście nawet nie
warto byłoby podchodzić do takiego pojedynku.

- A jak oceniasz szanse samochodu z tą czterystumetrową prze-

wagą? - zapytał Alberto.

- Czterysta metrów to dystans, który pokonuje się w tych najbar-

dziej klasycznych dragach. Ile potrzebujecie sekund, żeby wygrać taki
wyścig? - zaśmiała się Kate.

- Dziesięć, czasami jedenaście.

- Jaką macie prędkość na mecie?

- Jakieś dwieście piętnaście kilometrów na godzinę.

- Nie wiem, jak szybko rozpędzają się te myśliwce w powietrzu,

ale chyba już sami zauważyliście, że jeśli zestawi się ich statystyki z wa-
szymi dragsterami, to samochody mają jakieś szanse, ale potrzebny jest
krótki dystans pomiaru. Jeśli ktoś będzie chciał porównywać prędkość
przejazdu lub przelotu nad całą długością lotniska, to nawet najlepszy
samochód jest bez szans.

- Czyli to dobry pomysł, żeby samochody startowały z przewagą.

Ciekawe, jakie będą wyniki. Na pewno spróbuję wykonać taki przejazd -
oświadczył Carlo.

- Bardzo polecam - odpowiedziała z entuzjazmem Kate. - Trzeba

przyznać temu gościowi z The Monsters, że ciekawy eksperyment nam tu
zaserwował.

Zlot trwał w sumie ponad cztery godziny, a w tym czasie wykona-

no ponad dwadzieścia przejazdo-przelotów. Swoich sił spróbowali najlepsi
spośród dragerów należących do drużyny z Los Alamitos, bracia de Silva,
Thomas, Clarence, Jade, i kilkanaście innych osób będących między innymi
członkami Sharks.

Rezultaty były przeróżne. Niektóre samochody wypadały bardzo

słabo, inne z kolei zdawały się być dużo szybsze niż samolot. Oczywiście
do czasu, bo trudno przecież rywalizować na długie dystanse z maszyną,
która rozpędza się do ponad dziewięciuset kilometrów na godzinę...

background image

5

Najlepiej z całej stawki wypadli bliźniacy Alberto i Carlo oraz Tho-

mas. De Silvowie świetnie wystartowali, dość szybko pokonali pierwsze
czterysta metrów, a później już niestety konsekwentnie tracili swoją prze-
wagę, jednak zgodnie uznano, że do około sześćsetnego metra rzeczywi-
ście byli szybsi niż myśliwiec. Thomas natomiast ruszył nieco leniwiej, lecz
dobre przyspieszenie i wręcz fenomenalna prędkość maksymalna również
pozwoliły mu skutecznie uciekać przed myśliwcem aż do sześćsetnego,
a może nawet siedemsetnego metra.

Na udział w tym wyjątkowym eksperymencie wielką chęć miała

również Kate, jednak ze względu na chwilowy brak BMW, musiała skapitu-
lować. Miała jednak nadzieję, że gdy po raz kolejny przytrafi się taka oka-
zja, jej „europejczyk” stylizowany na tunera będzie gotowy do walki. Zanim
jednak tak się stanie... No cóż, potrzebny jest Sal, który naprawi usterki po
ostatnim spotkaniu jej wozu z kierowcami Averill Riders. I najlepiej też
Nikki. Ona pewnie wiedziałaby, jak samochodem wyprzedzić myśliwiec...

***



Samochody zdobyte przez Smoki podczas zlotu w Los Angeles nie

były jedynymi w ostatnich dniach. Podczas kolejnego spotkania, które tym
razem odbyło się w Rockport, w ramach walki o trzynastą pozycję na tu-
tejszej Czarnej Liście, Jade zarobiła nie tylko awans, ale również srebrnego
Lotusa Exige’a.

Jego poprzedni właściciel - Hector Domingo bardzo zaskoczony

był wiadomością, że dotychczas niezidentyfikowanym przez policję kie-
rowcą i jednocześnie osobą, z którą przyszło mu się zmierzyć, jest Jade
Barrett. Jeszcze bardziej zaskoczony był jednak wieścią, że kobieta należy
teraz do zespołu Thomasa. Jej przynależność lub brak przynależności do
jakiejkolwiek organizacji wyścigowej nie miały wprawdzie żadnego wpływu
na wynik pojedynku, jednak dla Minga wieść, że po raz kolejny zmuszony
jest oddać wóz w ręce Smoków dosłownie doprowadzała go do szału.

Jeszcze za czasów starej Czarnej Listy przegrał pojedynek z Tho-

masem, oddając mu Lamborghini Gallardo. Dwa lata później miał szansę

background image

6

odzyskać swój samochód, jednak i tym razem jego umiejętności okazały
się niewystarczające, przez co poniósł kolejną stratę, oddając Smokom
Mercedesa-Benza CLK 500. Po tym wydarzeniu szybko podniósł się na
nogi i już niedługo potem walczył z Kate o dwunastą pozycję na rockporc-
kiej liście. Potyczka zakończyła się klęską, przez co oddać na rzecz kie-
rowcy Smoków musiał swoje nowiutkie Ferrari 599 GTB Fiorano.

Za sprawą kolejnej już przegranej przeciwko Thomasowi lub in-

nemu kierowcy należącemu do jego zespołu, Ming zaprzysiągł sobie już
nigdy nie próbować z nimi walczyć. Nie uważał się za człowieka przesąd-
nego czy wierzącego w jakieś nadprzyrodzone moce, jednak w tym przy-
padku doszedł do przekonania, że musi wisieć nad nim klątwa, która nig-
dy nie pozwoli mu się zemścić. Ilekroć spróbuje atakować Smoki, tyle razy
sam poniesie straty.

Dlatego właśnie mężczyzna już od dłuższego czasu unikał swoich

znienawidzonych rywali i tylko ze względu na to, że nie spodziewał się,
z kim przyjdzie mu walczyć w obronie zajmowanej dotychczas trzynastej
pozycji, zgodził się na pojedynek.

Tak właściwie odkrycie tożsamości swojej konkurentki nie było dla

Minga żadnym zmartwieniem. W pewnym sensie cieszył się nawet, że spo-
tyka na swojej drodze kolejną osobę, która podobnie jak on, kiedyś ścigała
się o czołowe miejsca na Czarnej Liście. Złość pojawiła się dopiero wtedy,
gdy Jade oświadczyła, iż jest obecnie jednym ze Smoków, a wraz z nią do
zespołu Spidowskiego dołączył Karl Smit. Tego było już zdecydowanie za
wiele...

Niezależnie jednak od sympatii, a w tym przypadku bardziej -

antypatii, które kierowały poczynaniami Hectora Domingo, mężczyzna
przegrał swój pojedynek, a to oznaczało, że od teraz najnowszy model
Lotusa Exige’a rzeczywiście często widywany będzie na parkingu w kry-
jówce Smoków.

- Jeszcze parę dni temu zastanawiałam się, jak zagospodarować

dwa samochody, a teraz mam ich już trzy - oświadczyła Jade z wyraźnym
zadowoleniem, oglądając nowo zdobytego Lotusa.

Oprócz niego w samym centrum głównego pomieszczenia kryjów-

ki znajdował się zdobyty przez Frankiego Hyundai i Mercedes-Benz Alber-
to de Silvy.

background image

7

Wszystkie trzy maszyny miały niebawem trafić na parking, jednak

wcześniej umieszczono je w najważniejszej części budynku, by świętujący
tutaj swoje ostatnie osiągnięcia kierowcy mogli nacieszyć się ich wido-
kiem.

Joe wreszcie doczekał się odpoczynku, bo choć tego sobotniego

wieczoru znów stał za konsolą, nie musiał zapowiadać ani doglądać prze-
biegu kolejnych pojedynków Czarnej Listy, co w całej jego pracy było zde-
cydowanie najtrudniejszą rzeczą. Dzisiaj mógł skupić się tylko na odtwa-
rzaniu kolejnych kawałków, których dźwięki wydobywały się z wielkich
kolumn rozstawionych po całym pomieszczeniu.

- Dobrze, że postaraliście się o tak dużą kryjówkę - kontynuowała

Jade. - Bo potrzebujemy coraz więcej miejsca na te wszystkie wózki -
mrugnęła do stojących obok niej Thomasa i Mii.

- Dobrze, że mamy też hangar w Wilmington, bo może się okazać,

że tutaj tego miejsca już niedługo zabraknie - zaśmiał się Najbardziej
Poszukiwany. - Przepraszam - rzekł, sięgając po telefon do kieszeni kurt-
ki. - Halo, przyjacielu. Co słychać? - przywitał się radośnie, odbierając
połączenie. - Tak szybko? Już otwieram.

Mężczyzna ruszył w kierunku głównego wjazdu, odblokowując

mechanizm podnoszenia bramy. Ta uniosła się, odsłaniając oczekującego
za nią srebrno-czarnego Mercedesa CLK 500.

Wóz wjechał do wnętrza kryjówki, natychmiast przyciągając wzrok

wszystkich obecnych. Parkując obok Lotusa i Tiburona, jego właściciel
wysiadł zza kierownicy, uśmiechając się nieśmiało do stojącej blisko niego
Jade.

- Dobry wieczór - odezwał się miłym, choć nieco oficjalnym to-

nem, nie znając jeszcze patrzącej na niego kobiety.

Z pomocą szybko nadszedł Thomas.

- Poznaj Jade - powiedział, zbliżając się do dwójki. - Jade jest

nowym członkiem naszego zespołu. Za czasów starej Czarnej Listy do
samego końca utrzymywała się w okolicach ósmego miejsca. A to jest
właśnie Sal - zwrócił się teraz do niej. - Tak jak ja pochodzi z Palmont.
Jest świetnym mechanikiem, choć chyba jeszcze lepiej czuje się w tworze-
niu oryginalnych pakietów karoserii i ich malowaniach.

background image

8

- Thomas sporo o tobie opowiadał - oznajmiła nowa właścicielka

Lotusa, wyciągając dłoń do Sala. - Miło mi cię poznać - dodała swoim jak
zwykle przesłodkim głosem.

- Wzajemnie - odrzekł nieco zawstydzony.

- Oczywiście mówiłem o tobie w samych superlatywach -

uśmiechnął się Najbardziej Poszukiwany. - Przepraszam, że nie usłysza-
łem klaksonu za bramą. Jak widzisz, a raczej słyszysz, jest tu dość głośno
- usprawiedliwiał się, spoglądając właśnie na dwie znajdujące się obok
konsoli kolumny, z których nieustannie już od kilkunastu minut wydoby-
wały się dźwięki piosenek Ludacrisa lub Fergie, ewentualnie obojga jedno-
cześnie jak w przypadku aktualnie granego utworu

Glamorous.

- Nic się nie stało - machnął ręką kierowca Mercedesa. - Bardzo

fajnie się tutaj urządziliście - mówił, rozglądając się po pomieszczeniu. -
Wygląda to zdecydowanie lepiej niż ten toporny i nudny hangar w Wil-
mington.

- To wszystko zasługa Mii - odpowiedział Thomas, chwytając dłoń

stojącej obok niego narzeczonej. - Ja w czasie, gdy był tu remont, jeździ-
łem z wami w Palmont. Przy okazji, u was wszystko w porządku?

- Tak. Od dnia zniknięcia tego całego Envahisseura i jego świty

mamy już spokój. Gdzieś tam od czasu do czasu pokaże się na horyzoncie
Kenji, któremu, jak powszechnie wiadomo, bardzo nie odpowiada nasze
istnienie, ale gość nie jest w stanie nic z tym zrobić. Nawet nie próbuje.

- Kenji to nie problem. Bardziej boję się tego, że na horyzoncie

pokaże się wam Darius. Wtedy może być niewesoło.

- Po nim też ani śladu - oświadczył wciąż wnikliwie obserwowany

przez Jade Sal.

- To dobrze. Miejmy nadzieję, że już nigdy nikt z nas go nie spo-

tka. Słyszałeś o tym, że ktoś wykradł z garażu Roga moją Suprę?

- Tak. Dziwna sprawa - odrzekł niepewnie chłopak, czując się

coraz bardziej skrępowany byciem intensywnie lustrowanym przez właści-
cielkę srebrnego Exige’a.

- Cześć, Sal! - dołączyła do rozmawiającej grupy Kate, która do-

strzegając pojawienie się kierowcy srebrno-czarnego Mercedesa, zeszła
z balkonu znajdującego się nad konsolą DJ-a.

- Cześć, Kate - odrzekł wesoło chłopak, ściskając jej dłoń.

background image

9

- Zapewne skorzystają na tym też inni członkowie zespołu, ale

i tak w imieniu mojego przyjaciela dziękuję ci za to, że przyjechałeś zająć
się jego wozem - uśmiechnęła się. - No i we własnym imieniu... - wes-
tchnęła, kręcąc głową. - Moje BMW też potrzebuje mechanika.

- A co się z nim stało? - zmartwił się Sal.

- Miał bardzo bliskie spotkanie z dwoma innymi wozami. W czasie

wyścigu, dodam dla ścisłości.

- Byliśmy na zlocie w San Pedro - zaczął wyjaśnienia Thomas. -

Kate i jej kumple ścigali się z gośćmi, których zespół słynie z bardzo ni-
skiej kultury. Zarówno osobistej, jak i tej na drodze.

- Rozumiem - pokiwał głową mechanik. - Ale spokojnie, nie ma

powodów do zmartwienia - zaczął radosnym tonem. - Jestem na miejscu
i bardzo chętnie zajmę się przywróceniem twojego samochodu do niena-
gannego stanu - uśmiechnął się do Kate. - A jeśli już mowa o San Pedro,
to pochwalę się, że tym razem mam zarezerwowany pokój w hotelu wła-
śnie w San Pedro. A dokładniej mówiąc, to w południowej części miasta.
Niedaleko tej słynnej drogi Paseo del Mar. Także gdybyś ty albo twój kum-
pel nie mieli czasu przyjeżdżać swoimi wozami do Rockport, to ja będę
mógł odwiedzać was. To dla mnie żaden problem.

- Właściwie to oba samochody aktualnie są tutaj, więc chyba nie

będzie takiej potrzeby - stwierdził lider Smoków.

- No tak, ale gdyby na przykład mieli dużo obowiązków szkolnych,

a chcieli jak najczęściej doglądać albo nawet uczestniczyć w pracy przy
swoich wozach, to najłatwiej im będzie, kiedy te wozy będą blisko ich do-
mów - przekonywał Sal, ukradkiem mrugając porozumiewawczo do Kate.

Właścicielka uszkodzonego BMW przez dłuższą chwilę spoglądała

na niego w milczeniu, zastanawiając się, skąd ten pomysł i upór, by reno-
wacje samochodów przeprowadzać w San Pedro. Dopiero z czasem domy-
śliła się, że to może mieć jakiś związek z przyjazdem Nikki, która również
sugerowała, by w sprawie przeglądu Eclipse’a Jacka spotkać się z nią wła-
śnie w San Pedro.

Nie mając jednak pewności, postanowiła jeszcze sprawdzić, czy jej

podejrzenia są słuszne.

- Oby tylko twoje słowa nie były prorocze - uśmiechnęła się do

kierowcy z Palmont. - Gdyby rzeczywiście w najbliższej przyszłości szkoła

background image

10

zajmowała nam zbyt wiele czasu, to bardzo chętnie skorzystamy z twojej
pomocy w San Pedro - zakończyła, również porozumiewawczo do niego
mrugając.

- No to jesteśmy umówieni - klasnął w dłonie Sal.

- Przepraszam na chwilę - odezwała się nagle Jade. - Ale chyba

muszę podejść do Joe i poważnie z nim porozmawiać, bo mam dziwne
wrażenie, że tą piosenką to on bije do mnie - zaśmiała się. - Zaraz do was
wracam - zakończyła, obdarzając Sala kolejnym przesłodkim uśmiechem.

Chłopak zastygł w miejscu, czując się sparaliżowany tym miłym,

ale i potężnie zawstydzającym gestem. Miał coraz silniejsze wrażenie, że
wpadł w oko poznanej przed paroma minutami kobiecie, co biorąc pod
uwagę, że jest bardzo atrakcyjna i naprawdę urocza, paraliżowało go już
kompletnie.

- Jeśli piosenka mówi o byciu czarującą, noszeniu diamentowej

biżuterii, posiadaniu Mustanga i spędzaniu czasu z rodziną - wyliczała
Mia. - To ewidentnie bije do Jade - uśmiechnęła się kobieta.

- Też mi się tak wydaje - zgodził się z narzeczoną Thomas. -

Masz jakiś konkretny termin, w którym musisz wracać do Palmont? - za-
pytał wciąż osłupiałego Sala. - Poprzednim razem nawet nie zdążyłeś so-
bie dobrze pozwiedzać okolicy.

- Co? - ożywił się zdziwiony, słysząc słowa swojego przyjaciela

jedynie gdzieś jakby w oddali. - Aaa... - poskrobał się po głowie, wracając
powoli do rzeczywistości. - Nie. Myślę, że tym razem nie będzie mnie już
nic ponaglać.

Panowie kontynuowali rozmowę, a w tym czasie Kate odsunęła się

na bok, by napisać wiadomość do Nikki.

Cześć. Rozmawiałaś może z Salem na temat swojego przyjazdu?

On już jest w Kalifornii i dziwnym przypadkiem również postanowił za-
trzymać się w San Pedro ;)


Odpowiedź nadeszła niecałe dwie minuty później:


Cześć, bestio :D Przepraszam, zapomniałam cię uprzedzić. Tak,

rozmawiałam z Salem i to oczywiście nie jest przypadek, że zatrzyma się

background image

11

w San Pedro. Ja również jestem już w drodze. Zjawię się u was najpóźniej
jutro wczesnym popołudniem.


Świetnie. Zadzwoń, kiedy będziesz już mogła się ze mną spotkać.

Tylko najpierw nie zapomnij chociaż trochę odpocząć. Uważaj tam na sie-
bie. Do jutra!


- Bestio... - szepnęła sobie pod nosem Kate, patrząc na ekran

telefonu, na którym wciąż wyświetlała się ostatnia wiadomość od Nikki. Ta
„bestia” niezmiernie ją bawiła i jednocześnie bardzo jej pochlebiała. Było
w tym określeniu coś, co sprawiało, że kierowca limonkowego BMW nie
mógł przestać się uśmiechać.

- No dobrze, przyjacielu, to przejdźmy jeszcze na parking. Zoba-

czysz, w jakim stanie są samochody i co trzeba będzie przy nich zrobić.

Dopiero te słowa wypowiedziane przez Thomasa wyrwały Kate

z przyjemnego zamyślenia. Wracając na ziemię, uświadomiła sobie, że
skoro Nikki już jutro będzie w San Pedro, to dobrze byłoby, gdyby do tego
czasu znalazł się tam również Eclipse Jacka.

Wydaje się, że to nie problem, bo przecież chłopak w każdej chwili

może zjawić się w Rosewood i tak po prostu zabrać stąd swój samochód,
ale teraz, gdy na miejscu jest już Sal mający zająć się jego wizualnym tu-
ningiem, wyprowadzenie wozu z kryjówki bez podania jakiejś sensownej
przyczyny na pewno będzie wzbudzać podejrzenia.

Dlatego Kate pomyślała, że dobrym rozwiązaniem może być chwi-

lowe pozostawienie Eclipse’a na miejscu, a w zamian za niego dostarcze-
nie do Nikki Supry i Skyline’a. Niestety jednak i w tym przypadku pojawia
się problem, bo karoserie obu wozów są uszkodzone, a to oznacza, że ich
właściciele powinni zaczekać na konieczne naprawy, zostawiając swoje
maszyny w Rosewood pod okiem Sala. To samo zresztą dotyczy BMW Z4,
któremu po przygodach z Averill Riders również potrzebne jest kilka na-
prawczych zabiegów.

Prawdziwa to ironia losu, że Nikki i Sal - dwójka świetnych specja-

listów i przyjaciół będąc w Kalifornii w tym samym czasie, nie przyspieszy
sobie nawzajem pracy, a przeciwnie - będą ją sobie utrudniać, bowiem
gdy któryś z samochodów pozostanie w Rockport pod okiem Sala, to nie

background image

12

będzie go można zabrać do San Pedro, a jeśli z kolei w San Pedro przy
którymś z nich pracować będzie Nikki, to nie będzie on dostępny dla Sala.

Z drugiej strony mieszkaniec Palmont sam sugerował, że w razie

potrzeby wszelkie naprawy i modyfikacje będzie mógł przeprowadzać
w San Pedro. „Tylko jak przekonać Thomasa, że takie rozwiązanie jest
naprawdę konieczne?” - zastanawiała się właścicielka limonkowego BMW,
w ślad za nim opuszczając główne pomieszczenie kryjówki.

***



Jako że Kate wymyśliła w nocy całkiem sensowne uzasadnienie,

które można było przedstawić Thomasowi, skorzystała z pośrednictwa
Nikki. Ta będąc wciąż w drodze do Kalifornii, skontaktowała się z Salem
i przekazała mu stosowne wskazówki.

Mechanik miał zgłosić liderowi Smoków, że pierwszymi wozami,

którymi chciałby się zająć, są Supra oraz Skyline. Taką decyzję miał podjąć
ze względu na to, że przy nich jest zdecydowanie najmniej pracy i w ten
sposób szybko będzie się w stanie z nimi uporać i oddać je właścicielom.
Jednocześnie, jeśli Kate albo Jack mieliby takie życzenie, tymczasowo mo-
gą zabrać swoje wozy z kryjówki w Rosewood i dostarczyć je tam z powro-
tem dopiero wtedy, gdy nadejdzie na nie pora.

Thomas nie sprzeciwiał się ani tym bardziej nie podejrzewał, że za

słowami Sala może kryć się jakiś konspiracyjny plan. Argumentacja jego
przyjaciela w kwestii planowanych poczynań w zupełności do niego prze-
mawiała. Wszystko to było zresztą bardzo logiczne - najpierw zająć się
samochodami, którym do stanu używalności brakuje tylko drobiazgów,
a potem na warsztat wziąć te, których naprawa lub przebudowa wymaga
zdecydowanie większego nakładu pracy i czasu.

W związku z powodzeniem swojego planu, już o ósmej rano Kate

zadzwoniła do Jacka i uprzedziła go o swojej wizycie. Pół godziny później
zebrała chłopaka spod jego domu, ruszając w stronę Rockport.

Będąc już na parkingu, młodzi kierowcy opuścili czerwonego

Chevroleta, aby przesiąść się do swoich wyścigowych maszyn. Wtedy po-

background image

13

nownie przejechali przez boczną bramę kryjówki i udali się z powrotem do
San Pedro.

Oba wozy znalazły się w garażu obok domu Kate. Nastolatka nie

wiedziała jeszcze, gdzie spotka się z Nikki, zatem zarówno BMW, jak
i Eclipse Jacka musiały tymczasowo pozostać tutaj.

Przyjaciele upewnili się jeszcze, że ich samochody są bezpieczne,

po czym udali się do wnętrza domu. W towarzystwie pana Mileskiego
opróżnili po filiżance kawy, rozmawiając z nim o przyczynach dzisiejszej,
jak na niedzielę bardzo wczesnej pobudki.

Po tak miło spędzonych prawie dwóch godzinach, Kate zgodziła

się skorzystać z uprzejmości swojego ojca i pożyczając jego BMW E46,
ruszyła ze swoim pasażerem w kierunku centralnej części miasta.

- Mam nadzieję, że twoi rodzice nie będą mi mieli za złe, że już

tak od samego rana wyrywam cię z domu - uśmiechnęła się Kate.

- No co ty - machnął ręką Jack. - Na pewno nie. Zresztą moja

rodzina bardzo cię lubi, więc zawsze, kiedy spędzam z tobą czas, są
o mnie spokojni.

- Ależ mieliby niespodziankę, gdyby dowiedzieli się, w co cię

wciągnęłam.

- Tak, to akurat mogłoby być dla nich bardzo szokujące - przy-

znał chłopak, spoglądając w tylne lusterko. - Zazdroszczę ci tak wyrozu-
miałego ojca - dodał po chwili. - Mój oczywiście jest bardzo w porządku.
Mama zresztą też, ale raczej nie zareagowaliby na moje wyścigowe przy-
gody tak dobrze, jak twój tata.

- Tata nie tylko akceptuje, ale też w pewnym sensie popiera mnie

w moich poczynaniach. Wiesz, jest bardzo liberalny. Uważa, że każdy
człowiek ma prawo robić to, na co ma ochotę. Oczywiście trzeba się liczyć
z tym, że czasami konsekwencje naszych działań mogą być bardzo przy-
kre, ale absolutnie nie wolno ograniczać niczyjej wolności. Jeśli popełnimy
błąd, sami będziemy musieli sobie z tym poradzić, ale to już nasza spra-
wa. Nikogo innego.

- Wierzy w wolność i samoodpowiedzielność jednostki, ale założę

się, że gdybyś miała problemy, to i tak by ci pomógł. Nawet w przypadku,
kiedy wcześniej uprzedzałby cię, że właśnie pakujesz się w problemy.

- Na pewno - odpowiedziała bez zawahania Kate.

background image

14

- No właśnie. A z moimi rodzicami jest inaczej. Oni są niezwykle

opiekuńczy i pomocni, ale gdybym zaczął robić coś, co uznaliby za niesto-
sowne, z pewnością powiedzieliby mi, że skoro sam narobiłem sobie pro-
blemów, to sam powinienem sobie z nimi poradzić. Tak w ramach uczenia
się odpowiedzialności za swoje czyny.

- Jesteś tego pewien? - niedowierzała dziewczyna. - Nawet jeżeli

dziecko robi coś złego, to rodzic nie powinien się od niego odwracać, bo
to tylko pogarsza sytuację... - zamilkła nagle, zdając sobie sprawę, że
rodzice Jacka wykazując się taką postawą, nie byliby odosobnionym przy-
padkiem. - Zresztą - kontynuowała po chwili. - Moja mama też właśnie
taka jest.

Zapadła cisza. Jack przyglądał się bezwiednie ludziom spacerują-

cym chodnikiem zatłoczonej ulicy, rozmyślając o relacji Kate z jej mamą.
Znał kobietę dość dobrze i zawsze, gdy ją spotykał, odnosił wrażenie, że
mimo dość trudnego charakteru i silnie wyczuwalnej nieprzystępności, jest
dobrą osobą. Może nieco nerwową i posępną, ale na pewno też bardzo
wrażliwą.

- Może się ze mną nie zgodzisz i powiesz, że jestem wobec niej

zbyt wyrozumiały, ale chyba wiem, dlaczego tak bardzo ciągle z tobą wal-
czy.

- Dlaczego? - zapytała zaciekawiona Kate.

- Bo jesteś jej jedynym dzieckiem. Ja mam dwie siostry, więc moi

rodzice siłą rzeczy muszą się na każdym z nas skupiać trochę mniej.
W twoim przypadku nie ma żadnej alternatywy i nawet jeśli twoja mama
nie potrafi prawidłowo wyrażać uczuć, to na pewno jej na tobie zależy
i martwi się o ciebie. Przez to nie może sobie poradzić z twoją pasją do
wyścigów, bo wie, że to bardzo niebezpieczne i że możesz sobie w ten
sposób zrobić krzywdę. Nie umie ci tylko tego jakoś tak spokojnie przeka-
zać. Zamiast próbować z tobą rozmawiać, chce ci narzucić swoje zdanie.
Przez to ty się buntujesz, a ona walczy z tobą jeszcze bardziej. Takie tro-
chę błędne koło, ale może kiedyś z niego wyjdziecie - zakończył Jack,
nadal obserwując ludzi przechadzających się ulicą.

Kate milczała, patrząc tylko na drogę rozciągającą się przed

srebrnym kombi BMW. Nigdy nie myślała o swojej relacji z mamą w taki
sposób. Nigdy nie pomyślała nawet, że tak ogromny rygor może wynikać

background image

15

z troski, że może być wyrazem miłości. Trudno przecież pogodzić się
z myślą, że ktoś, kto nas kocha, może być wobec nas tak chłodny, po-
wściągliwy, władczy, krytyczny. Nie tak wyobrażamy sobie miłość.

W końcu dotarły do niej jeszcze smutniejsze wnioski. Uświadomiła

sobie bowiem, że sama jest równie upartym, chłodnym i despotycznym
człowiekiem. Na siłę próbuje powstrzymywać innych przed popełnianiem
błędów, narzucać im swoje zasady, karcić, gdy ośmielą się z nimi nie zga-
dzać. A przecież każdy ma prawo żyć tak, jak chce...

- Wiesz, Jack - zaczęła dziewczyna, próbując opanować targający

jej wnętrzem żal. - Myślę, że masz rację. A najgorsze jest to, że sama
zachowuję się identycznie jak ona. Próbuję być takim pieprzonym bogiem
na ziemi, który chce umoralniać wszystkich wokół, mówić im, co jest do-
bre, a co złe, a jeśli ktoś nie chce mnie słuchać, to musi być gotowym na
to, że będę chcieć go zniszczyć, wdeptać w ziemię. Niech mnie diabli... -
przeklęła, czując do siebie wstręt.

- Przestań, jesteś kochaną osobą - przekonywał ją Jack. - A przy-

najmniej ja bardzo cię kocham - dodał, patrząc na Kate rozpromieniony-
mi, ale i nieco zasmuconymi oczami.

Dziewczyna oderwała wzrok od przedniej szyby prowadzanego

wozu, by spojrzeć przelotnie na swojego przyjaciela.

- Zupełnie nie rozumiem, dlaczego - stwierdziła posępnie. - Nie

daję ci ku temu żadnych powodów. Dziwię się też, jak ktokolwiek może
mnie chociażby lubić. Za co? Co ja takiego robię, żeby zasługiwać na czy-
jąś sympatię?

- Masz w sobie dużo takiej siły, stanowczości, która sprawia, że

ludzie ci ulegają i chcą być blisko ciebie. Podświadomie dążą do tego, by
być pod twoją opieką - tłumaczył chłopak. - Zresztą mają rację, bo nawet
jeżeli jesteś trochę powściągliwą osobą, to kryje się w tobie dużo dobroci
i troski. Często dbasz o innych zdecydowanie bardziej niż o samą siebie.
Myślę, że to są główne przyczyny.

- Oj, Jack, chyba ta słabość do mnie całkowicie zaćmiła ci umysł -

zaśmiała się Kate. - Bardzo mnie idealizujesz - stwierdziła, pokonując
kolejne już skrzyżowanie prowadzonym przez siebie srebrnym BMW.

background image

16

- No trudno. Nawet jeżeli to tylko zaćmienie, to nie chcę, by kie-

dykolwiek się skończyło - uśmiechnął się Jack. - Bo jestem w tym stanie
bardzo szczęśliwy.

Dziewczyna ponownie spojrzała krótko na swojego towarzysza,

dostrzegając, że jej obecność i możliwość wspólnego spędzania czasu
naprawdę sprawiają mu wyjątkową przyjemność. Cieszyła się z tego
ogromnie, ale jednocześnie wiedziała, że Jack jest aż nazbyt uzależniony.
Uzależniony od osoby, która nie będzie w stanie odwzajemnić jego uczuć.

- Korzystając z okazji, że już i tak rozmawiamy na ciężkie tematy

- rzekła, uśmiechając się kwaśno. - Chcę powiedzieć ci bardzo ważną
rzecz.

- Słucham - ożywił się właściciel zdobytego niedawno Mitsubishi

Eclipse’a.

- Wiem, że nie myślisz o mnie jedynie jako o przyjaciółce - zaczę-

ła poważnie, patrząc na drogę przed sobą. - I wiem też, że to niemożliwe
tak po prostu przekonać kogoś do „odkochania się”. Dlatego pozwól, że
jedynie cię ostrzegę - to się nie uda. I wcale nie dlatego, że kocham kogoś
innego. Ja nie kocham nikogo. Nie umiem kochać - wyjawiła z trudem
Kate.

- Ale jak to? - ściągnął brwi Jack. - Przecież kochasz swojego tatę,

mamę mimo wszystko pewnie też. Thomas i Mia są dla ciebie jak rodzeń-
stwo. Masz też nas, swoich przyjaciół. To niemożliwe, żeby tak zupełnie
nic cię z nami nie łączyło.

- Na takie relacje, choć na pewno z mojej strony są one nieco

upośledzone, jeszcze mnie stać, ale mam tu na myśli coś bardziej intym-
nego - wyjaśniała nastolatka, próbując dobierać słowa tak, by jak najtraf-
niej obrazowały jej myśli. - Nie czuje tego czegoś, co powinno dziać się
między mną a chłopakiem. Tego we mnie nie ma i to niezależnie od osoby,
którą wyobrażam sobie jako swojego partnera.

- Może to się jeszcze zmieni - sugerował Jack. - Mamy dopiero po

piętnaście, szesnaście lat, więc...

BMW sunęło leniwie ulicami San Pedro, a jego kierowca milczał,

ponownie kontemplując nad ostrzeżeniami, które bez ustania podsuwał

background image

17

mu jakiś wewnętrzny głos, demon

1

, który nie pozwala się angażować,

przywiązywać do rzeczy i ludzi, kochać, bo jeśli ulegnie się tym słabo-
ściom, to prędzej czy później będzie się musiało cierpieć.

- Może kiedyś do tego dojrzeję - przemówiła w końcu Kate. -

A może tak zostanie już na zawsze. Nie wiem. Czas pokaże. Mam tylko
nadzieję, że teraz łatwiej ci będzie zrozumieć, dlaczego tak się zachowuję.

- Oczywiście - odpowiedział szybko Jack. - I dziękuję ci bardzo za

zaufanie, którym mnie darzysz. Cieszę się, że możemy ze sobą tak szcze-
rze rozmawiać. To wiele dla mnie znaczy.

- Dla mnie również. I również ci dziękuję, bo trudno o tak odda-

nego i dyskretnego przyjaciela, jakim jesteś ty. Nigdy mnie nie zawiodłeś
i mam przekonanie, że tak już zostanie - rzekła z uśmiechem właścicielka
limonkowego BMW. - Chcę cię też lojalnie uprzedzić, że podobną rozmo-
wę będę musiała przeprowadzić z Brianem i Chrisem. Myślę, że tak będzie
z mojej strony uczciwie.

- Czyli... - zająknął się chłopak, pocierając skroń. - Czyli oni też

nie mają szans? - zapytał, choć brzmiało to bardziej jak stwierdzenie. - Bo
to, że z Brianem ci nie wychodzi, dostrzegam już od dawna, ale myślałem,
że może... Że może teraz zakochana jesteś w Chrisie.

- Nie - pokręciła głową Kate, skręcając w ulicę, przy której mieścił

się dom jej towarzysza. - Od samego początku dość mocno mnie sobą
zafascynował, to przyznaję. Przez krótki czas wydawało mi się nawet, że
rzeczywiście wiąże mnie z nim coś poważnego. Z czasem jednak czuję
coraz wyraźniej, że to znowu nie jest to.

- Dzięki za wszelką pomoc przy moim Mitsubishi - uśmiechnął się

Jack, przygotowując się już powoli do opuszczenia samochodu swojej
przyjaciółki. - Podziękuj też ode mnie Nikki. Trzeba jej jednak przyznać,

1

W tłumaczeniu stosuję słowo „demon”, jako że będzie ono w tym kontekście naj-

bardziej zrozumiałe i trafne. W oryginale natomiast nie znajduje się „demon”,
a „Daemon” (zapisane dużą literą), co może wskazywać na anglojęzyczny odpo-
wiednik Daimoniona. Daimonion jest niekiedy interpretowany jako zły duch, ale
równie często definiuje się go jako ducha-opiekuna, wewnętrzny głos ostrzegający
przez złymi decyzjami, niebezpieczeństwami związanymi z uczuciami. Po raz
pierwszy pojawia się w dziełach filozoficznych Sokratesa.

background image

18

że czasami ma przebłyski bycia znośną osobą - zaśmiał się, otwierając
drzwi srebrnego wozu, gdy ten zatrzymał się już pod jego domem.

- Rzeczywiście, trzeba jej to przyznać - pokiwała głową Kate. -

Trzymaj się, Jack. Do zobaczenia jutro w szkole - rzekła, gdy chłopak wy-
siadał z BMW.

- A, jeszcze jedno - zatrzymał się. - Powiem ci coś bardzo, ale to

bardzo szczerze - zaczął, zaglądając do wnętrza srebrnego kombi. - Chy-
ba jestem strasznym egoistą, ale cieszę się, że nie ma takiej osoby, która
pociągałaby cię jako mężczyzna. Ja nie mogę być twoim partnerem, więc
dobrze mi z tym, że nie jest nim też nikt inny - uśmiechnął się chytrze,
rozkładając szeroko ramiona. - Do jutra - zakończył wesoło, ruszając
dziarskim krokiem w stronę wejścia do domu.

Kate obserwowała go jeszcze przez chwilę, usilnie powstrzymując

śmiech. Jego luzackie zachowanie w połączeniu z tak poważną deklaracją
wypowiedzianą w sposób zupełnie niepoważny rozbroiło ją całkowicie.
W końcu jednak wbiła pierwszy bieg i wciskając gaz, nieśpiesznie ruszyła
ku północnej części miasta.

***



Minęła piąta popołudniu. Kate kręciła się po swoim pokoju bez

większego celu, oczekując na telefon od Nikki. W tym czasie już po raz
drugi sprawdziła, czy w plecaku są wszystkie podręczniki, których będzie
potrzebować podczas jutrzejszych zajęć w szkole, starła cieniutką warstwę
kurzu osadzoną na półce z medalami i pucharami, które zdobyła za osią-
gnięcia sportowe, mieszkając jeszcze w Polsce, a potem zasiadła do kom-
putera, by sprawdzić pocztę e-mail i przejrzeć często przez nią odwiedza-
ną stronę internetową z ciekawostkami oraz najnowszymi informacjami
z dziedziny astronomii.

Tak upłynęło prawie dwadzieścia minut, gdy wreszcie z głośnika

telefonu Kate wydobywać zaczął się dźwięk świadczący o nadchodzącym
połączeniu. Przyłożyła go więc do ucha, witając się pogodnym tonem:

- Cześć, Nikki.

background image

19

- Cześć - odpowiedziała kobieta. - Przepraszam, że tak długo to

trwało, ale mieliśmy z Salem problem z ustaleniem, gdzie się spotkamy -
wyjaśniła. - I w sumie nadal mamy...

- A co się dzieje? - ściągnęła brwi właścicielka limonkowego BMW.

- Sal dostał od Thomasa klucze do hangaru w Wilmington, ale gdy

powiedział mu, że dziś zabiera tam Nissana twojego kumpla, żeby nałożyć
na niego nowy lakier, Thomas postanowił pojechać razem z nim.

- O cholerka - odrzekła krótko Kate.

- Tak przy okazji, Sal pyta o kolor lakieru, jaki życzy sobie twój

kolega. Ma być granatowy tak jak do tej pory, czy może chce go zmienić?

- Możliwie jak najbardziej podobny do tego, który jest obecnie -

odpowiedziała bez zawahania nastolatka. - A w kwestii miejsca, w którym
moglibyśmy się spotkać, myślę, że mam rozwiązanie. Jeśli tylko to dla
ciebie nie problem, przyjedź do mnie do domu.

- Naprawdę? - zdziwiła się Nikki. - Propozycja nie do odrzuce-

nia... - rzekła wyzywającym tonem. - Ale jak zareagują na to twoi rodzice?

- W domu jest tylko tata, a jemu moje wyścigowe sprawy zupełnie

nie przeszkadzają - zapewniła Kate.

- No dobrze - cieszyła się kobieta. - W takim razie pomyśl nad

jakimś miejscem, gdzie będę mogła ukryć mojego Forda i wyślij mi swój
adres. Ja napiszę jeszcze do Sala i zaraz do ciebie ruszam.

- Z Fordem zapraszam do garażu. Mamy w nim trzy miejsca, więc

zmieścisz się bez problemu.

- Fantastycznie.

- Daj mi znać, kiedy będziesz się już zbliżać, bo muszę ci otwo-

rzyć bramę. Tak trochę nierozsądnie byłoby mieć ją otwartą dłuższy czas,
gdy wewnątrz są dwa poszukiwane wozy - zaśmiała się nieznacznie Kate,
zamykając system operacyjny w swoim komputerze.

- Jasne. Do zobaczenia niebawem - pożegnała się Nikki.

- Do zobaczenia.

W garażu rzeczywiście zmieścić mogły się aż trzy samochody, ale

teraz, by zrobić miejsca dla Forda Nikki, na zewnątrz wyprowadzić trzeba
było srebrne BMW kombi, co za pozwoleniem pana Mileskiego Kate właśnie
zrobiła.

background image

20

Gdy wóz został zaparkowany na chodniku przed wejściem do do-

mu, właścicielka nieruchomości powróciła do jej wnętrza, by zagotować
wodę w czajniku. Pomyślała bowiem, że chcąc być chociaż minimalnie
gościnnym, należałoby poczęstować Nikki czymś gorącym do picia.

- Zostaw to mnie - przemówił z uśmiechem ojciec Kate, schodząc

z piętra do salonu. - Krzykniesz do mnie z garażu, kiedy pani Nicole bę-
dzie już na miejscu, a ja wtedy postawię czajnik na palniku.

- Dobrze, dziękuję ci bardzo. To lecę jeszcze trochę posprzątać -

oznajmiła nastolatka, ruszając ku drzwiom prowadzącym z wnętrza domu
do garażu.

- Co ty tam chcesz sprzątać? - zaśmiał się pan Mileski. - Przecież

robisz w garażu porządki prawie codziennie. Tam nie da się już bardziej
posprzątać - zakończył rozkładając ręce.

Kate stanęła w miejscu, spoglądając na ojca nieobecnym wzro-

kiem.

- Chyba masz rację - przyznała po dłuższej chwili zamyślenia.

- Chyba na pewno - uśmiechnął się mężczyzna. - Ale już cię nie

zatrzymuję. Leć zrobić, co potrzebujesz.

„Pani Nicole” dotarła na miejsce spotkania dziesięć minut później.

Wjechała do garażu, zatrzymując się na prawo od żółtego Mitsubishi
Eclipse’a. Wysiadając ze swojego wozu, uśmiechnęła się nieśmiało do sto-
jącej kilka metrów dalej Kate.

Ta również odpowiedziała jej uśmiechem, zbliżając się nieznacz-

nie do bordowego Forda.

- Cześć. Dziękuję, że jesteś - przemówiła poważnie, wsuwając

dłonie do tylnych kieszeni spodni.

- Nie ma za co. Cieszę się, że masz tak dobre zdanie o moich

umiejętnościach mechanika - odrzekła Nikki, walcząc z coraz silniej na-
pływającym na jej policzki rumieńcem. - A poza tym dobrze znowu cię
widzieć - wyznała, patrząc na kierowcę limonkowego BMW oczami tak
roziskrzonymi, jak tylko roziskrzone potrafią być gwiazdy na bezchmur-
nym, letnim niebie.

- Wzajemnie - odrzekła Kate, lecz potem zamilkła, zastanawiając

się, czy w obliczu tych wszystkich przykrości, które spotkały Nikki z jej
strony, kobieta jest w stanie uwierzyć w szczerość tych słów. Nie chcąc

background image

21

jednak zbyt mocno brnąć w „udowadnianie” autentyczności swoich inten-
cji, kontynuowała, mówiąc: A to jest właśnie samochód, który czeka na
twoją diagnozę - wskazała na żółtego Eclipse’a.

Właścicielka Forda GT z trudem oderwała wzrok od swojej roz-

mówczyni, półprzytomnie spoglądając na wóz Jacka.

- Czy właścicielem tego samochodu był ktoś, kto należy do grupy

Vica? - zapytała, lustrując właśnie mocno przesadzony zestaw karoserii.

- Nie. Jack ścigał się w Los Alamitos. To był jakiś niedzielny kie-

rowca. Wszystko przebiegło szybko i gładko - tłumaczyła Kate, zamykając
bramę garażu.

- Na Boga! A co się stało z twoim BMW? - zapytała nerwowo Nikki,

podchodząc do uszkodzonego samochodu. Z przerażeniem spoglądała na
pozostałości po urwanych lusterkach i zarysowany lakier na bocznych
częściach karoserii.

- Ja i moi koledzy ścigaliśmy się z ludźmi należącymi do zespołu

Averill Riders z zachodniego San Pedro. Ich kultura jazdy pozostawia wiele
do życzenia... - wyjaśniła właścicielka wozu.

- Averill Riders, powiadasz? Już co nieco o nich słyszałam - przy-

znała kobieta. - I niestety nie było to nic dobrego. Jak doszło do powstania
tych uszkodzeń?

- Muszę się przyznać, że po części to moja wina - wyjawiła z nie-

śmiałym uśmiechem Kate. - Jeden z typów pokazał mi środkowy palec,
a mnie nietrudno w ten sposób wyprowadzić z równowagi. Zaatakowałam
go, wcisnęłam się między jego wóz a wóz jego kolegi i w efekcie, gdy
chcieli mnie zatrzymać, zarysowali mi lakier i utrącili lusterka.

- Twoja reakcja była prawidłowa. Chamstwo należy tępić. W wyści-

gach również - pochwaliła Nikki. - A BMW się naprawi. Nic bardzo poważ-
nego się tutaj nie stało. Widzę też, że zarysowania są tylko w tych miej-
scach, gdzie leży czarny albo biały lakier, a to znacznie ułatwia sprawę, bo
odtworzenie tej cytrynowozielonej barwy nie byłoby już tak łatwe.

- Poczekaj chwilę - poprosiła Kate, ruszając w stronę drzwi, za

którymi znajdowało się przejście do wnętrza domu. - Tato! - krzyknęła. -
Nikki już tu jest! Zagotujesz nam wodę?!

- Tak, tak. Już się robi! - usłyszała odpowiedź z kuchni.

background image

22

- Dzięki! Pijesz kawę czy herbatę? - zapytała, ponownie zwracając

się do swojego gościa.

- Zdecydowanie herbatę. Nie lubię kawy - oświadczyła Nikki,

uśmiechając się przyjaźnie.

- Czarną, zieloną, owocową? Mam taką super malinowo-

żurawinowo-cytrynową - zachwalała Kate.

- A to poproszę tę owocową.

- Dobrze. Zostawiam ci już klucze do Eclipse’a - rzekła, wyciąga-

jąc je z kieszeni, a następnie składając na dłoni Nikki. - Włączę jeszcze
radio, żeby nie było ci tu samej smutno, a ja za chwilkę wracam - dodała,
zbliżając się do rzędu szafek i półek umiejscowionych pod tylną ścianą
garażu, gdzie pośród przeróżnych narzędzi - kluczy, młotków, śrubokrę-
tów oraz wiertarek znajdował się również odtwarzacz płyt i kaset. - No
nie,

Only You

- ucieszyła się, gdy z głośników wydobywać zaczęła się linia

melodyczna najbardziej rozpoznawalnego utworu Savage’a. - Jak ja lubię
ten kawałek. Ile łyżeczek słodzisz? - zapytała, zatrzymując się jeszcze na
chwilę w przejściu.

- Dwie - odrzekła Nikki, napawając się uśmiechem Kate, który nie

znikał z jej twarzy już od dłuższej chwili, a teraz, gdy w radiu odtwarzana
była jedna z jej ulubionych piosenek, stał się jeszcze bardziej hipnotyzują-
cy.

- Zaraz jestem - zapewniła, odwracając się za siebie.

Only change my mind
When I feel so blind
Then you make me see
Love is free
Only you
When I look at your eyes in the blue
Love me too -

akompaniowała wokaliście, przechodząc do salonu, a potem

kuchni.

Wyśpiewywane przez nią słowa były coraz mniej uchwytne, jednak

Nikki, zasiadając za kierownicą Eclipse’a, wciąż wsłuchiwała się w nie
z taką koncentracją, jak gdyby w jej życiu nie istniała żadna rzecz, która
liczyłaby się teraz bardziej. Zapomniała też, w jakim właściwie celu wsiadła

background image

23

do wozu Jacka i dopiero gdy śpiew Kate ustał całkowicie, uprzytomniła
sobie, że chodziło jej o znalezienie dźwigni otwierającej maskę.

Pod nieobecność gospodarza kobieta sprawdziła, jaki silnik kryje

się we wnętrzu samochodu, czy uległ późniejszym, niesalonowym modyfi-
kacjom i jaki wydobywa się z niego dźwięk, gdy zwiększa się jego obroty.

Wstępna diagnoza wypadła całkiem dobrze, jednak była ona bar-

dzo wstępna, jako że już po dwóch czy trzech minutach w przejściu do
garażu usłyszeć się dało kroki zbliżającej się tu osoby.

A właściwie dwóch osób, bo gdy Nikki uniosła głowę znad prze-

glądanych właśnie przewodów łączących silnik z innymi współdziałającymi
z nim komponentami, jej oczom ukazały się dwie prawie identycznie wy-
glądające postaci. Kobieta natychmiast domyśliła się, że jedną z nich, tą
dotychczas jeszcze jej nieznaną, jest pan Mileski i wręcz nie mogła ode-
przeć wrażenia, że gdyby Kate miała te dwadzieścia, może dwadzieścia
pięć lat więcej, podobną do ojca fryzurę i może odrobinę twardsze rysy
twarzy, ich rozróżnienie byłoby chyba niemożliwe.

- Dzień dobry - przywitała się swobodnym tonem, bo choć czuła

się nieco zaskoczona i onieśmielona, obserwowany przed nią mężczyzna
wzbudzał w niej ogromną sympatię.

- Tato, przedstawiam ci Nikki - uśmiechała się Kate, wskazując na

swojego gościa.

Pan Mileski odstawił na szafkę trzymaną dotychczas w prawej

dłoni filiżankę, po czym wyciągnął ją do Nikki, przemawiając istnie nie-
biańskim głosem:

- Arkadiusz Mileski. Miło panią poznać.

- Nicole Westmore. Wzajemnie - odpowiedziała, przyglądając mu

się z coraz większą fascynacją, bo o ile ta prawdziwie anielska uroda nie
podlegała żadnej dyskusji, tak równie urokliwe okazywało się być usposo-
bienie mężczyzny - łagodne, otwarte, wesołe, zarażające dobrą energią.

Również Kate na sekundę zbliżyła się do tej samej szafki, by tuż

obok cicho grającego radia umieścić talerzyk z ciastkami i drugą filiżankę
z przygotowaną przed chwilą herbatą.

- Tata koniecznie chciał zobaczyć twojego Forda - zaczęła. - Bo

nie pamiętam, czy już ci kiedyś o tym mówiłam, ale również bardzo lubuje
się w samochodach, a w tych sportowych chyba najbardziej - wyjaśniła,

background image

24

ponownie zatrzymując się obok swojego starszego, trochę wyższego „so-
bowtóra”. - Mam też wrażenie, że przy okazji chciał zobaczyć ciebie, choć
przy tym nie będę się upierać - zakończyła, najpierw uśmiechając się do
Nikki, a później spoglądając na twarz ojca.

- A ja nie będę się upierał, że nie masz racji - odrzekł. - Pewnie

podświadomie miałem też taki zamiar. No ale skoro samochód już zoba-
czyłem, panią też, to chyba pora, żebym znikał i nie przeszkadzał wam
w pracy - mówił, wycofując się powoli w kierunku przejścia do domu. -
Gdybym był jeszcze potrzebny, to jestem u siebie w pokoju - poinformo-
wał Kate. - Do zobaczenia - pożegnał się przyjaźnie, opuszczając już ga-
raż.

- Do zobaczenia - odpowiedziała Nikki, po czym jeszcze przez

kilka długich sekund wpatrywała się w puste przejście. - Ależ wy jesteście
do siebie podobni... - przemówiła, mogąc wreszcie wyartykułować swoje
spostrzeżenie na głos. - Ile twój tata ma lat?

- Czterdzieści pięć.

- Mój Boże, dałabym mu maksymalnie czterdzieści. Bardzo dobrze

wygląda - przyznała właścicielka Forda GT.

- Zapraszam, poczęstuj się - rzekła Kate, wskazując na filiżanki

i talerzyk stojące obok radia. - Też mi się tak wydaje. Zarówno tata, jak
i mama wyglądają świetnie jak na swój wiek. Choć tata chyba bardziej.
Proszę - zakończyła, podając Nikki jedną z filiżanek.

- Dzięki. Niech zgadnę. Wyglądem przypominasz tatę, a charakte-

rem bardziej mamę. Mam rację?

Kate uniosła drugą filiżankę, po czym oparła się plecami o stojącą

za nią szafkę. Milczała, w zamyśleniu mrużąc oczy. Wiedziała, że odpo-
wiedź na to pytanie musi brzmieć „tak”, bo choć trudno się jej do tego
przyznać, nawet przed samą sobą, to taka właśnie jest prawda.

- Niestety tak - odrzekła w końcu.

- Dlaczego „niestety”? - zapytała Nikki, upijając pierwszy łyk her-

baty.

- Bo moja mama jest zupełnie inna, a zdecydowanie lepiej byłoby

mi życiu, mając taki charakter jak tata.

- A ja właśnie nie jestem przekonana - oświadczyła właścicielka

Forda, również opierając się o szafkę, przy której stała Kate.

background image

25

- To znaczy? - zapytała, spoglądając Nikki w oczy.

- Z całym szacunkiem dla twojego taty, ale wydaje się być taki

trochę bezbronny. Wiesz, wygląda mi na kogoś bardzo wrażliwego i nie-
stety jednocześnie zupełnie niewojowniczego. Nie ma na sobie takiej ży-
ciowej zbroi, która w razie niebezpieczeństw obroniłaby go przed nad-
szarpnięciem tego bardzo delikatnego wnętrza - tłumaczyła kobieta.

- Ja z kolei jestem tylko zbroją - oświadczyła Kate. - A pod nią nie

ma nic.

- Nieprawda - odpowiedziała natychmiast Nikki, po raz kolejny

zanurzając usta w herbacie. - I nie próbuj sobie nawet wmawiać takich
rzeczy - dodała po chwili. - Przepraszam też za to, co kiedyś ci powie-
działam, bo niepotrzebnie mogłam cię jeszcze utwierdzić w błędnym
przekonaniu. Nie jesteś żadnym cyborgiem. Może tylko czasami tak się
zachowujesz - uśmiechnęła się. - Ale teraz już wiem, że to jest właśnie ta
zbroja, która cię osłania. A zdecydowanie ma co osłaniać - podsumowała
z wyraźną dumą.

- Skąd takie wnioski? - zapytała Kate, spoglądając na Nikki nie-

pewnie.

- Bo czasami twoje zachowanie zupełnie odbiega od tego, którym

charakteryzujesz się na co dzień. Nie wiem, czy robisz to świadomie, czy
nie, ale chwilami zrzucasz tę zbroję i po prostu jesteś sobą. Tak jak jesteś
sobą w tej chwili.

Właścicielka limonkowego BMW upiła łyk herbaty, milczeniem

chcąc powstrzymać Nikki przed kontynuowaniem tematu. Czuła bowiem,
że kobieta ma rację, a nie mogąc zrozumieć, dlaczego tak się dzieje, pró-
bowała się wyciszyć i odzyskać nad sobą kontrolę.

Nie było to jednak tak łatwe jak wcześniej. Coś się stało. Mur wo-

kół jej duszy nie chciał być już tak wysoki i szczelny jak przedtem, a to
sprawiało, że przede wszystkim ona sama widziała wreszcie prawdę - że
pod tą żelazną zbroją rzeczywiście kryje się coś więcej. Coś, co bez tej
zbroi byłoby całkowicie bezbronne...

- Więc uważasz, że moja zbroja nie jest pusta? - zapytała w koń-

cu, uśmiechając się niemal niezauważalnie.

- Absolutnie nie jest pusta - przekonywała Nikki.

background image

26

- To dobrze - cieszyła się Kate, obserwując powierzchnię herbaty

znajdującej się w jej filiżance. - Chociaż i tak muszę przyznać, że wystę-
pują pod nią pewne braki.

- Jakie?

- Właściwie to nawet dobrze się składa, że o tym rozmawiamy, bo

skoro jesteś psychologiem, to najprawdopodobniej będziesz wiedzieć,
o czym mówię.

- O, proszę - zaśmiała się kobieta. - W takim razie słucham uważ-

nie.

- Poczekaj, nie będziemy przecież tak stać - rzekła właścicielka

garażu, rozglądając się teraz po jego wnętrzu. - Nie mam tu nic wygodne-
go, na czym można by sobie usiąść, ale może zróbmy tak: usiądź na miej-
scu kierowcy w swoim Fordzie, ja usiądę na miejscu pasażera w Mitsubishi,
a potem otworzymy do siebie drzwi i będziemy siedzieć na przeciwko
siebie.

- Szykuje się chyba pierwsza taka rozmowa z psychologiem

w historii świata - w iście wyścigowym stylu - zachwycała się Nikki, podą-
żając za swoją rozmówczynią. - No dobrze, to o co chodzi? - zapytała,
gdy obie strony były już gotowe do kontynuowania rozmowy.

- Czy to jest możliwe, by w ogóle nie być w stanie się zakochać? -

zaczęła bez ogródek Kate.

Właścicielka Forda otworzyła szerzej oczy. Nie spodziewała się

zupełnie, że rzecz, która trapi Kate, jest aż tak poważna. Zresztą, kto by
się mógł spodziewać, że Kate trapi cokolwiek. Jeszcze jakiś czas temu
byłoby to nie do pomyślenia. Ale najwyraźniej dziś jest jakiś szczególny
dzień...

- Poczekaj, poczekaj. To wszystko nie jest takie łatwe - oznajmiła

kobieta. - Skąd u ciebie podejrzenie, że nie jesteś w stanie się zakochać?

- Pamiętasz, jak kiedyś mi docięłaś, że mam trzech chłopaków?

I to jednocześnie? - uśmiechała się nastolatka.

- No pamiętam. Swoją drogą to było idiotyczne z mojej strony -

oświadczyła Nikki. - Przepraszam.

- Nie gniewam się - zapewniła Kate. - No, to właśnie o to chodzi,

że żaden z nich nie wzbudza we mnie większych emocji. Są dla mnie przy-
jaciółmi i na tym koniec. Nie mogę zaprzeczyć - każdy z nich jest inteli-

background image

27

gentny, przystojny, każdy ma ciekawą osobowość i naprawdę czuję do
nich ogromny sentyment, ale to z pewnością nie jest zakochanie. Jack
powiedział mi dzisiaj, że może to dlatego, że jeszcze nie jestem na tym
poziomie dojrzałości, ale mnie jakoś to uzasadnienie nie przekonuje. Sko-
ro inni ludzie, którzy są w moim wieku, albo nawet są odrobinę młodsi ode
mnie, potrafią czuć to coś, to dlaczego nie ma tego we mnie? Dodam tylko
dla jasności, że nie odczuwam z tego powodu jakiegoś wielkiego dyskom-
fortu życiowego, bo jak dobrze wiemy, miłość potrafi nieść za sobą wiele
zmartwień - spojrzała znacząco na Nikki. - Ale chcę wiedzieć, dlaczego
tak się dzieje. Z czystej ciekawości.

- To proste, Kate - odrzekła pewnie kobieta. - Rzecz nie leży

w tym, że nie jesteś jeszcze na odpowiednim poziomie dojrzałości, bo
wydaje mi się, że właśnie jesteś, ale nie da się tak po prostu zakochać
w kimś, kogo akurat sobie upatrzysz, że byłby dla ciebie odpowiedni. To
tak nie działa.

- Wiem o tym, ale dlaczego nie ma w moim życiu też nikogo ta-

kiego, kto byłby dla mnie zupełnie nieodpowiedni, a mimo to przyciągałby
mnie do siebie?

- Bo najprawdopodobniej jeszcze go nie spotkałaś - powiedziała

Nikki, ponownie racząc się łykiem herbaty. - Albo spotkałaś, tylko jeszcze
tego nie widzisz. Nie chcę cię martwić, ale prędzej, czy później, w końcu
cię to dopadnie - dodała, uśmiechając się szeroko. - A jeśli już jesteśmy
przy temacie międzyludzkich sympatii - kontynuowała po chwili poważ-
niejszym tonem. - To powiedz mi, co się stało, że tak nagle zmieniło się
twoje podejście do mnie? Czy to dlatego, że jestem w ciąży, włączył ci się
jakiś szczególny tryb miłosierdzia wobec mnie?

Kate opuściła głowę, wzdychając ciężko.

- Wiesz... - zaczęła, spoglądając Nikki prosto w oczy. - Dotarło do

mnie, że zupełnie nie zasłużyłaś sobie na takie traktowanie z mojej strony.
Nie powinno mnie obchodzić, jakie życiowe decyzje podejmujesz i jaka
jesteś dla innych ludzi. Najważniejsze jest to, że wobec mnie zawsze byłaś
w porządku - przyznała. - A może nawet więcej niż tylko w porządku.
Wiele razy mi pomogłaś i teraz znowu tutaj jesteś. Dlatego chcę cię prze-
prosić i obiecać, że już nigdy więcej nie będę się wtrącać do twoich spraw.

background image

28

- To dopiero ironia losu - uśmiechnęła się Nikki. - A ja myślałam,

że gdy już się spotkamy, poradzisz mi, co powinnam teraz zrobić. Tym-
czasem ty mówisz, że nie będziesz się już więcej wtrącać do moich
spraw...

- A jakich rad ja mogę ci udzielić? Mam tylko szesnaście lat - rze-

kła posępnie Kate. - Co ja wiem o życiu?

- Szesnaście lat nie dyskwalifikuje w dziedzinie bycia czyimś do-

radcą, a szczególnie gdy ktoś jest tak mądrą osobą jak ty - przekonywała
Nikki. - Sporo rozmawiałam z mamą, a teraz proszę o rozmowę również
ciebie.

- Dobrze. W takim razie teraz to ja będę twoim psychologiem -

uśmiechnęła się ciepło Kate.

- Świetnie. Dziękuję.

- No to zaczynajmy. Jakie możliwości rozwoju swojej przyszłości

bierzesz w ogóle pod uwagę?

- Mogę już na stałe wyjechać do Quebec. Mama pomogłaby mi

w wychowaniu dziecka. Wiem, że mogę na nią liczyć, więc ta opcja wydaje
się być najbardziej bezpieczna i rozsądna. Z drugiej strony byłoby mi
szkoda porzucić wyścigi, dlatego rozmyślam nad powrotem do Palmont.
Tam również, we względnym spokoju, mogłabym jakoś dalej żyć.

- Czy twoja mama mogłaby się z powrotem przenieść do Palmont,

żeby tam razem z tobą zamieszkać?

- Nie, raczej nie. I wolałabym też nie wywracać jeszcze jej życia do

góry nogami - oświadczyła Nikki.

- Rozumiem - odrzekła Kate, kiwając głową. - A czy nie myślałaś

o tym, żeby zostać tutaj? Mam na myśli - w Kalifornii?

- Myślałam, ale tego bardzo się boję. Thomas i Mia są na mnie

cięci. Reszta ekipy też za mną nie przepada, więc chyba wolę, nawet przy-
padkowo, nie wchodzić im w drogę. Mam tylko dylemat w kwestii
Clarence’a, bo będąc ojcem, należy mu się prawo widywania z dzieckiem,
a ja, jeśli mam być zupełnie szczera, wolałabym już definitywnie go od
siebie odseparować.

- Przepraszam, jeśli to pytanie będzie zbyt intymne, ale jak duże

są szanse, że to właśnie Clarence jest ojcem?

- Dziewięćdziesiąt procent.

background image

29

- W takim układzie myślę, że na razie powinnaś upewnić się, czy

twoje podejrzenia są słuszne, a to niestety wymaga, żebyście razem
z Clarencem poszli na badania.

- Wiem, ale masz rację. Tak trzeba zrobić - przyznała Nikki.

- Bo jeśli okazałoby się, że nie Clarence, a ten policjant jest ojcem,

to wiele problemów rozwiązywałoby się samo. On raczej nie będzie upo-
minał się o prawo do widywania z dzieckiem, bo to jakiś skończony frajer,
więc w takim wypadku byłabyś zupełnie niezależna w podejmowanych
decyzjach. Natomiast jeśli rzeczywiście okaże się, że ojcem jest Clarence,
to wtedy będzie trzeba pomyśleć, co z tym dalej zrobić.

- Dziękuję - powiedziała Nikki, patrząc na Kate poważnie. - To

wszystko będzie bardzo trudne, ale już wiem, co powinnam robić.

- Możesz liczyć na moją pomoc - zapewniła właścicielka BMW. -

I jeśli mogę coś od siebie dodać, już nie jako psycholog, a tak od serca, to
byłoby mi bardzo miło, gdybyś jednak została w Kalifornii - oświadczyła,
spoglądając nieśmiało na swoją rozmówczynię.

Nikki uśmiechnęła się błogo, czując, że Kate naprawdę nie chce

dłużej być jej wrogiem. Zaczęło się od prośby o pomoc w kwestiach me-
chanicznych, potem było zaproszenie do rodzinnego domu, szczera roz-
mowa, przeprosiny za wcześniejsze zachowanie, a na końcu propozycja
pomocy i deklaracja sympatii. To wszystko musiało coś znaczyć.

- Ty chyba też musisz mieć do mnie słabość, co? - zapytała rado-

snym tonem, bezbłędnie podsumowując ostatnie poczynania swojej roz-
mówczyni.

- Tak, przyznaję się szczerze, że mam do ciebie jakąś dziwną,

niewyjaśnialną słabość - oświadczyła Kate. - I nawet jeśli jest to wbrew
logice funkcjonowania cyborgów, to jest mi z tym defektem bardzo do-
brze.

- A przestańże już z tymi cyborgami - zirytowała się na żarty wła-

ścicielka Forda, podnosząc się z fotela kierowcy. - Jeszcze raz przepra-
szam, że kiedyś cię tak nazwałam - rzekła, zbliżając się do szafki, na któ-
rej odstawiła opróżnioną już filiżankę.

- A ja przepraszam za to, że miałaś słuszne powody ku temu, by

to zrobić - odpowiedziała Kate, ruszając jej śladem. - To jak? Zgoda? -
zapytała, wyciągając do Nikki dłoń.

background image

30

- Jasne - ucieszyła się kobieta, natychmiast ją ściskając. - O cho-

lera - odskoczyła szybko niczym poparzona. - Co ty masz za prąd w tej
ręce?

- Jaki prąd? - zaśmiała się właścicielka garażu.

- Miałam uczucie, jakby mnie tak delikatnie prąd kopnął - tłuma-

czyła Nikki, ze zdziwieniem patrząc na swoją rękę.

- To może sprawdź lewą - zaproponowała Kate, wyciągając drugą

dłoń.

Tym razem Nikki była w stanie wytrzymać znacznie dłużej, bo jak

się okazało, to uczucie było szokujące tylko za pierwszym razem.

- Tu jest to samo - stwierdziła w końcu. - Co to za cuda? - zasta-

nawiała się głośno.

- Myślę sobie, że to pewnie jest tak, że jako cyborg muszę mieć

w obiegu odrobinę prądu, żeby się nie wyłączyć - zaczęła z rozbawieniem
Kate. - A przez tą słabość do ciebie mam zwarcia i dlatego ten prąd...

- Zaraz ci przyłożę - uprzedziła serdecznie Nikki. - Pokaż jeszcze,

no nie wiem, może głowę - poprosiła, po czym delikatnie przyłożyła dłoń
do jej policzka. - O nie, tu jest jeszcze gorzej - poddała się po krótkiej
chwili. - Ale to nie jest pierwszy raz, kiedy się tak dzieje. To samo wraże-
nie miałam podczas naszego pożegnania przed tym jesiennym wyjazdem
do Palmont.

- Przysięgam, że nie żywię się prądem - uśmiechnęła się właści-

cielka BMW. - Zresztą ja też czuję taką dziwną energię, która przepływa
przez twoje dłonie.

- Naprawdę? A więc to działa w dwie strony - odetchnęła Nikki. -

To dobrze, bo już myślałam, że coś ze mną nie tak.

- Chyba ze mną, jeśli już coś. W końcu to ja ciebie kopię prądem.

- Możesz kopać nadal. To całkiem przyjemne - przyznała kobieta,

po raz kolejny wyciągając dłoń w kierunku dłoni Kate.

- W takim razie gdybyś kiedyś poczuła, że rozładowuje ci się bate-

ria, to przyjeżdżaj. Podładujesz się trochę ode mnie - zaśmiała się nasto-
latka, pozwalając Nikki chwycić się za rękę.

- O, to dopiero propozycja - odrzekła właścicielka Forda. - Taka

trochę dwuznaczna - dodała niemalże szeptem, spoglądając z uśmiechem
na twarz swojej rozmówczyni.

background image

31

- Może trochę - przyznała Kate. - Jak samochód? - zapytała,

wskazując na Eclipse’a.

- Już co nieco o nim wiem - odpowiedziała Nikki, ponownie zaglą-

dając pod maskę żółtego wozu. - Ale dobrze by było, gdybym zabrała go
na przejażdżkę.

- Jasna sprawa.

- W takim razie przejrzę jeszcze parę drobiazgów i za kilka minut

możemy ruszać.

By nie przeszkadzać specjaliście w pracy, Kate odsunęła się nieco

na bok i tak szukając sobie na tę krótką chwilę jakiegoś zajęcia, ponownie
zbliżyła się do wciąż cicho grającego radia.

Dziś była najwyraźniej jakaś dobra passa, bo z głośników wydo-

bywała się kolejna już przyjemna piosenka, a to sprawiło, że właścicielka
domu i garażu odkręciła nieco regulator głośności i gdy tylko słyszeć się
dały kolejne wyśpiewywane przez wokalistę słowa, zaczęła śpiewać razem
z nim:

Hungry eyes
One look at you and I can't disguise
I've got
Hungry eyes
I feel the magic between you and I

2

- Słuchaj, a może tobie pomyliły się ścieżki kariery - uśmiechnęła

się Nikki. - Może to nie astronomia, a muzyka jest twoim przeznaczeniem.

- Nie sądzę. Wycie jak wilk do księżyca nie uczyni ze mnie gwiaz-

dy muzyki. I jakieś marne pobrzękiwanie na pianinie również nie.

- Grasz na pianinie? - zaciekawiła się właścicielka bordowego

Forda.

- Czekaj, ciiii.

Kate wyłączyła radio, wsłuchując się w głos dobiegający z salonu.

2

Słowa pochodzą z piosenki Erica Carmena pod tytułem

„Hungry Eyes” wydanej

w 1987 roku, znanej szczególnie ze względu na pojawienie się w filmie

„Dirty Dan-

cing”.

background image

32

Arek, dlaczego twój samochód stoi przed wejściem? Arek? Gdzie ty

się podziewasz?

- Ups, jesteśmy w niebezpieczeństwie - oznajmiła, patrząc na

Nikki niby przerażonymi oczyma. - Wspominałaś o przejażdżce... - prze-
rwała nagle, mając coraz silniejsze wrażenie, że jej mama za chwilę znaj-
dzie się garażu. - Wsiadaj szybko - poleciła, śmiejąc się głośno. - Ucieka-
my.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lista 11, rozdzial 26 EN
rozdział 26
27 rozdzial 26 mjtwzr7c54hzzud5 Nieznany
27 rozdzial 26 IK5YEFB7LBVB567D Nieznany (2)
Bestia Zachowuje się Źle Shelly Laurenston Rozdział 26
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 26 TŁUMACZENIE OFICJALNE
Lista 11 rozdzial 26 PL id 269815
Koncepcje bezpieczeństwa wewnętrznego w Polsce, rozdzial 2. bezpieczenstwo wewnetrzne
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 26
3 Pretty Little Liars Perfect Rozdział 26
Rozdział 26 2
Rozdział 26 28
26 SOŁŻENICYN ALEKSANDER DWIEŚCIE LAT RAZEM CZĘŚĆ II ROZDZIAŁ 26 POCZĄTEK WYJŚCIA
Rozdział 26 2
Rozdział 26
Rozdział 26 Gringotts

więcej podobnych podstron