19 sty, 14:00
Zrujnować sobie karierę w jeden dzień
Tagi:
praca
,
kariera
,
biznes
,
firma
Dobre szkoły, profesjonalizm i doświadczenie to za mało. Braki w
obyciu towarzyskim mogą zastopować nawet najlepiej
zapowiadającą się karierę.
Anna była pogodną menedżerką w firmie usługowej. Uczciwie i z pasją
wykonywała swoją pracę, czym zdobyła szacunek i sympatię
współpracowników. Miała też kilka słabych stron, a jedną z nich była niechęć
do etykiety, manier i konwenansów. Na swoje szczęście wrodzona sympatia
do ludzi pozwalała jej unikać większych wpadek w oficjalnych kontaktach z dostawcami, klientami i
partnerami biznesowymi. Jednak do czasu, gdy na pewnej konferencji branżowej zdarzyła się prawdziwa
katastrofa towarzyska.
Katastrofa, czyli niebezpieczne żonglowanie widelcem i nożem
Ten dzień rozpoczął się dla Anny bardzo wcześnie. Wstała o wpół do czwartej rano, by dokończyć zalecenia w
jednym z projektów, które realizowała. Wpadła przy tym na kilka nowych pomysłów i tak się wciągnęła w
pracę, że do rzeczywistości przywrócił ją dopiero budzik – ustawiony dokładnie na pół godziny przed
ostatecznym terminem wyjścia z domu. Anna zrezygnowała ze śniadania, wiedząc z doświadczenia, że nadrobi
to na pierwszej przerwie w konferencji, gdy podawane są lekkie przekąski.
Dlatego gdy kilka godzin później, podczas przerwy na posiłek, widziała, jak te lekkie przekąski – kanapeczki,
sałatka i sosy do smaku – ześlizgują się jej z talerzyka wprost na spodnie przedstawianego jej właśnie prezesa
dużej firmy, aż ją ścisnęło z żalu. Tym bardziej, że wzięła dwie ostatnie kanapeczki z twarożkiem i zielonym
ogórkiem i nie zdążyła żadnej z nich spróbować.
Anna chciała wyczyścić spodnie prezesa, ale ten szybko pobiegł w kierunku toalet. Chyba nawet nie słyszał jej
przeprosin ani zapewnień, że żaden ze sztućców nie zrobił mu krzywdy. Prawie natychmiast pojawił się kelner
i sprawnie zajął się leżącymi na podłodze resztkami jedzenia oraz widelcem i nożem – sprawcami całego
nieszczęścia. Potem podsunął uprzejmie tacę, żeby Anna bezpiecznie położyła na nim wciąż trzymane w jednej
dłoni talerzyk i kieliszek.
Mimo że nikt nie powiedział jej czegoś przykrego, Anna czuła się zawstydzona. Spojrzenia świadków sceny
mówiły jej wszystko. Jeden mężczyzna nawet wykonywał w jej kierunku jakiś obsceniczny gest. Anna nie
miała siły, by wrócić na salę prezentacyjną. Powoli poszła w kierunku damskiej toalety, marząc o
kanapeczkach z twarożkiem i zielonym ogórkiem.
- Ktoś, kto spowodował wypadek, nie powinien próbować usunąć plam z ubrania osoby, którą pobrudził – radzi
dr Irena Kamińska-Radomska, certyfikowany trener i konsultant etykiety biznesu i protokołu
dyplomatycznego z The Protocol School of Poland, autorka książki „Kultura biznesu. Normy i formy”. Na
szczęście spotkania biznesowe odbywają się zwykle w dobrych hotelach, które oferują pranie i czyszczenie
odzieży. W godzinę nasza koszula, krawat czy garnitur znów będzie jak nowy. Jeżeli zaś na taką usługę nie
możemy liczyć, lepiej zrezygnować z dalszej obecności na konferencji – mówi konsultanka.
A co, jeśli kawałek tortu z bitą śmietaną wyląduje na marynarce osoby, która za chwilę ma przeprowadzić
prezentację, warsztaty lub wykład?
Czytaj dalej na 2. stronie - "Nie jestem panienką do towarzystwa!"
Ciąg dalszy artykułu...
– Prelegentów obowiązuje jednoznaczna zasada: muszą być przygotowani do zmiany garderoby – wskazuje dr
Zrujnować sobie karierę w jeden dzień - Onet Biznes
http://biznes.onet.pl/,0,5002718,drukuj
1 z 3
2012-01-23 08:42
Kamińska-Radomska.
Ale poczęstunek na stojąco podczas konferencji to wyzwanie nie tylko dla gości, ale też dla organizatorów.
– Jedzenie powinno być tak przygotowane, by nie trzeba było go kroić. A więc w grę wchodzą jedynie małe
przekąski, kanapeczki, drobne ciasteczka, czyli wszystko to, co można spożyć elegancko i z klasą za pomocą
widelczyka, łyżeczki lub ręki – podkreśla ekspertka The Protocol School of Poland.
"Nie jestem panienką do towarzystwa!"
Choć Anna planowała zaraz wyjść z konferencji i pojechać do domu taksówką, to i tak postanowiła poprawić
makijaż. Nie miała ochoty wzbudzać pytających spojrzeń gapiów swoimi rozmazanymi oczami. Trochę drżały
jej ręce, gdy wyjmowała z torebki podręczny zestaw przeżycia: kredkę, cień, puder, tusz i szminkę. Kilka
wprawnych ruchów i z twarzą znów było wszystko jak należy.
Ponieważ łazienki znajdowały się nieco na uboczu głównego korytarza, droga do windy na tym piętrze nie
wymagała przejścia obok sal konferencyjnych. Anna liczyła, że nie trafi na żadną osobę, która była świadkiem
jej niefortunnej przygody z prezesem. Tak też się stało – przez nikogo nie niepokojona doszła do windy,
nacisnęła przycisk i zadowolona czekała na otwarcie drzwi.
Dzyń – drzwi windy otworzyły się. Wyszło z niej kilku panów. Wśród nich był ten jeden, który dziś już kilka
razy ją zaczepiał. I znowu – znowu spojrzał prosto na nią, znowu podniósł rękę na poziom klatki piersiowej i
palcami potarł okolice sutków. Gdy wymijali ją, Anna nie wytrzymała.
- Wypraszam sobie takie gesty w moim kierunku – rzuciła głośno w kierunku mężczyzn. Ci zatrzymali się i
spojrzeli na nią, w tym ów „drań”, który pokazał obsceniczny gest. – Nie jestem panienką do towarzystwa,
żebyś tak zwracał uwagę na mój biust. To dziecinne zachowanie. Pewnie wciąż jesteś prawiczkiem, który
nigdy nie widział prawdziwych piersi – zakończyła złośliwie, chcąc zawstydzić go w oczach pozostałych
mężczyzn. Jednak mężczyzna od obscenicznego gestu wcale się nie zmieszał, tylko roześmiał. – Przepraszam,
to nie tak miało być. Chciałem tylko pani pokazać, że sos kapnął pani na bluzkę.
Anna spojrzała w dół i faktycznie – na bluzce widać było zaschniętą już strużkę sosu. śe też w łazience była
tak zaaferowana makijażem, że nie przyjrzała się dokładnie reszcie stroju... – Gdybym powiedział pani
wprost, wyszłoby, że zbyt długo patrzę na pani biust… – mężczyzna kontynuował swoje tłumaczenie, ale Anna
już go nie słuchała. Szybko wskoczyła do zamykającej się windy, nacisnęła przycisk parteru i zamknęła oczy.
Jak bardzo chciała już być w domu i zapomnieć o dzisiejszym dniu.
Bartłomiej Stolarczyk, trener asertywności i autor książki „Naucz ich, jak mają Cię traktować! Praktyczny
podręcznik asertywności”, twierdzi, iż Anna uniknęłaby tej głupiej wpadki, gdyby nie założyła z góry, że
mężczyzna ma złą wolę. Wystarczyłoby zadać mu proste pytanie o fakty, na przykład: „Dlaczego wykonuje
pan w moim kierunku takie gesty?”.
– To tak nudne, racjonalne, wyprane z emocji pytanie, że sprawa z miejsca zostałaby wyjaśniona. A zabawna
sytuacja z konferencji szybko uleciałaby z pamięci jej uczestników – przekonuje trener Stolarczyk.
Czytaj dalej na 3. stronie - To był test
Zobacz także w Onecie:
Najgorsze i najśmieszniejsze wpadki filmowe
Ciąg dalszy artykułu...
To był test
Dwa dni później Anna otrząsnęła się z przeżyć podczas konferencji. Znów była sympatyczna i pełna zapału do
pracy. Postanowiła jednak zwracać większą uwagę na swoje zachowanie w miejscach publicznych. Kto wie,
może nawet kupi sobie jakąś książkę o zasadach dobrego zachowania?
Dlatego gdy dostała informację od wiceprezesa o pilnym spotkaniu, szła na nie w niezłym humorze.
Domyślała się o co chodzi – firma planowała rozwinąć działalność w innym regionie kraju i prowadzono
wewnętrzną rekrutację na stanowisko dyrektora (dotychczas istniało tylko niższe stanowisko menedżera
regionu). Anna czuła, że jest brana pod uwagę jako kandydatka. Nabyta ostatnio pokora w stosunku do
poziomu i możliwości własnego rozwoju otworzyła ją na nowe wyzwania i na chęć nowych osiągnięć.
Gdy weszła do pokoju wiceprezesa, nie był on sam. Jego gość okazał się być zewnętrznym ekspertem
Zrujnować sobie karierę w jeden dzień - Onet Biznes
http://biznes.onet.pl/,0,5002718,drukuj
2 z 3
2012-01-23 08:42
rekrutacyjnym, który na zlecenie zarządu firmy weryfikował kandydatów na stanowisko dyrektora regionu.
Ekspert wyglądał znajomo, ale Anna nie mogła dokładnie określić, gdzie go spotkała.
– Pani Anno – zaczął wiceprezes – jak pani pewnie wie, prowadzimy w firmie rekrutację na stanowisko
dyrektora regionu. Przebieg pani pracy oraz pozytywne opinie współpracowników przedstawiają panią jako
poważną kandydatkę na to stanowisko. Jednak mamy zastrzeżenia co do pani zachowania w kontaktach
międzyludzkich.
Anna pobladła. Przypomniała sobie, skąd zna tego eksperta – z przedwczorajszej konferencji.
– Dyrektor regionu – kontynuował wiceprezes – to osoba, która cały czas musi być w znakomitych stosunkach
z dyrektorami i menedżerami innych firm. Zarząd bardzo liczy na rozwój w tamtym regionie i nie chce
ryzykować powołania na stanowisko kogoś, kto nie będzie okazywać szacunku lokalnym przedsiębiorcom,
klientom i pracownikom.
– Sytuacja z tamtym prezesem, na konferencji, to zwykła nieuwaga – zaczęła się tłumaczyć Anna. – Cały czas
zwracałam się do niego z szacunkiem, grzecznie przeprosiłam. Chciałam usunąć plamę z jego spodni.
Wiceprezes skinął głową ekspertowi, który włączył się w rozmowę.
– Nie chodzi o prezesa, to był przypadek. Chodzi o to, że gdy spotkaliśmy się na samym początku konferencji,
wręczyłem pani swoją wizytówkę. Nawet pani na nią nie spojrzała. Schowała ją pani do torebki, a mnie zbyła
banalną formułką: „dobrze, dobrze, zadzwonię do pana” – i odeszła. To był kompletny brak szacunku.
Anna przestała słuchać eksperta, ponieważ poczuła, że straszliwie pieką ją uszy ze wstydu. Faktycznie, teraz
przypomniała sobie całą sytuację. To było na początku konferencji. Ledwo wysiadła z windy, gdy ten bezczelny
i namolny człowiek – tak wówczas sądziła – dał jej wizytówkę i chciał rozmawiać o współpracy. A to był test.
Test, który oblała, który kosztował ją stanowisko dyrektora regionu.
– Otrzymanej wizytówce należy poświęcić nieco uwagi – uświadamia Dorota Szcześniak-Kosiorek, doradca
wizerunku i etykiety z firmy DSK Consulting. – Trzeba za nią podziękować oraz w milczeniu przeczytać
widniejące na kartoniku imię i nazwisko, stanowisko służbowe, nazwę przedsiębiorstwa. Dopiero potem
można schować wizytówkę do etui lub kieszeni marynarki, żakietu. Byle nie do kieszeni spodni, zwłaszcza
tylnych, co jest nietaktem bardzo często popełnianym przez panów.
Savoir vivre określa nie tylko to, jak wizytówki przyjmować, ale również jak je dawać.
– Na każde spotkanie biznesowe warto przyjść z zapasem wizytówek, które powinny być niepogniecione,
czyste, estetyczne. Oczywiście, wręczamy je tylko tym osobom, z którymi rzeczywiście chcemy nawiązać
znajomość. Właśnie: wręczamy, a nie wciskamy komukolwiek lub rzucamy z nonszalancją na stół –
przypomina specjalistka z DSK Consulting.
– Kluczem do sukcesu jest szacunek dla drugiej osoby, czyli zważanie na to, co może ona odebrać jako
umniejszenie jej powagi, znaczenia, autorytetu. Jeśli o tym zapomnimy, ani profesjonalizm, ani doświadczenie
zawodowe nam nie pomoże – co widzieliśmy na przykładzie Anny – sumuje Mirosław Słowikowski, trener i
współwłaściciel firmy szkoleniowej Timtraining.pl.
Miro Konkel & Mario Ludwiński
Źródło:
Onet Biznes
Copyright 1996-2012 Grupa Onet.pl SA
Zrujnować sobie karierę w jeden dzień - Onet Biznes
http://biznes.onet.pl/,0,5002718,drukuj
3 z 3
2012-01-23 08:42