Pewnego dnia Urszulka przebudziła się wczesnym rankiem. Przez okno wpadały promienie słońca, które niedawno wzeszło nad horyzont.
Dziewczynka wstała z łóżka i po cichu wymknęła się z domu. Idąc ścieżką, rozglądała się na wszystkie strony. Gdy dotarła do ogrodu, usiadła na ławeczce pod wielką, rozłożystą lipą. Jej listki poruszane porannym wiatrem kołysały się we wszystkie strony i wydawały piękny szmer. Rozbudzone ptaki świergotały swój codzienny koncert. Mała Urszulka wpatrywała się w nie otwierając ustka z zachwtu. Po chwili poczęła wymyślać cudowne rymowanki. Zachwycił się nimi ojciec, który przechodząc obok, usłyszał głos kochanej córki. Przysiadł do niej i razem zapatrzyli się w jasnoniebieskie niebo usłane białymi, puchowymi chmurkami. Gdy tak dumali wtuleni w siebie, zjawiła się matka Urszuli. Poinformowała ich, że za kilka minut będzie obiad i wróciła do domu. Ojciec i córka niechętnie ruszyli za nią. Śmiali sie przy tym głośno, ponieważ Orszulka wymyślała zabawne wierszyki. Dotarli do domu, a zanim zasiedli do suto zastawionego stołu, zmówili modlitwę. Po obiedzie wszyscy zajęli się swoimi sprawami. Dziewczynka nie wadzac nikomu, zaszyła się w swym malutkim pokoiku. Tam bawiła się swoimi laleczkami, które zrobiła razem z mamą.
Gdy nadszedł wieczór poszła do pokoju, gdzie domownicy gromadzili się każdego dnia. Ojciec jak zwykle siedział na bujanym fotelu przed kominkiem. Córka podbiegła do niego i wskoczyła mu na kolana. Potem wszyscy rozmawiali i głośno się śmiali. Dziewczyna nie udzielała się w dyskusji. Była bardzo zmęczona. Wpatrywala się jedynie w wesolo trzaskający w kominku ogien. Wtulona w ojca usnęła. I tak zakończył się następny dzien Urszuli.