Blood&Sex Blane całość

background image

ANGELA CAMERON

BLOOD & SEX Vol. 3

BLANE

background image

Rozdział 1

Christiana weszła do nieskazitelnie czystego foyer rezydencji należącej

do Michaela, nowego wampirzego lidera w Collins Bay. Minęły lata od kiedy
ostatnio go widziała.

Jej praca dla Khalila, ich przywódcy i jej creatore

1

, sprawiała, że była zbyt

zajęta, by prowadzić towarzyskie rozmowy telefoniczne, ale nawet
w Południowej Afryce, doszły ją słuchy o zdetronizowaniu Castillo, byłego
padrone
Michaela. Nie była zbyt chętna, żeby oglądać czyjąkolwiek śmieć,
ale była szczęśliwa, widząc odejście tego pokręconego vampiro.

O ile się nie zmienił, a na to się nie zapowiadało, Michael będzie

zdecydowanie bardziej się do tego nadawał. Rzuciła okiem na Jonasa,
wyjątkowo bladego wampira, który przeszedł obok taszcząc dwie torby
od Louisa Vuittona w które udało jej się wpakować większość rzeczy. Przez
całe swoje życie, nigdy nie spotkała nikogo takiego jak on. Białe włosy i
starożytne tatuaże na jego twarzy i karku były bardzo podobne do tych, które
mieli starożytni Wikingowie z jego ludzkiej linii, głęboko osadzone oczy
sprawiały, że wyglądał tak groźnie, jak reputacja, która go wyprzedziła.
Kończąc, nie było w nim żadnej reakcji zwrotnej. Moc Christiany pozwalała jej
odbierać emocje od innych. Niewielu potrafiło ją zablokować, ci którzy nie
wiedzieli co czują, potrafili ją zdezorientować, ale od Jonasa nie było nic, poza
elektrycznością statyczną, jak w telewizji pomiędzy kanałami. Gdy postawił
bagaż na podłodze i spojrzał w górę, uśmiechnęła się do niego.

-Dzięki za odebranie mnie z lotniska. Naprawdę mogłabym pozostać
w odrzutowcu.
-To zbyt niebezpieczne, zostawać tam w trakcie dnia, a tutaj jest więcej
pokoi, niż my kiedykolwiek będziemy potrzebować.

Jonas zwrócił swoją uwagę w stronę pokoju na końcu foyer, z którego
wydobywał się cyfrowy hałas. Zdawało się, że ktoś gra tam w grę wideo.

-Blane! - jego głos zabrzmiał echem w całym domu.

Ogromna wampirza powłoka połyskiwała wokół rogu. Jego skóra była odrobinę
zbyt opalona jak na niego, by w pełni za życia mógł być mieszkańcem Kaukazu.
Jego czarne włosy z zielonymi końcówkami były trochę za długie, dostatecznie
potargane, żeby owijały mu się dookoła twarzy. Był seksowny w ten Bad-
boyowski sposób. Jonas skinął w stronę bagaży.

-Blane, zanieś je do jej pokoju.

On spojrzał najpierw na nią, potem na walizki, by znów zniknąć. Jego głos
zagrzmiał z drugiego pokoju.

-J. jestem zajęty.
-Blane - głos Jonasa tym razem był sroższy i nie pozostawiał nawet
odrobiny miejsca na negocjacje.

1

Stwórca

background image

To był rozkaz, groźba i obietnica w jednym słowie. Dało się usłyszeć

długie wzdechnięcie z pokoju, nim vampiro pokazał się w korytarzu.
Z tak bliska, był nawet większy niż początkowo wyglądał. Ramiona Blane’a
były oplecione grubymi muskułami, które naciągały jego T-shirt na barkach,
gdy się poruszał. Gdy pochylił się po bagaż, pistolet w jego kaburze zwrócił jej
uwagę. Bez wątpienia, był defensywną częścią klanu Michaela.

Blane schwycił walizki, jego muskularne ramiona napięły się i podniosły

torby bez jakiegokolwiek słowa. Nie musiała słyszeć jego ciężkich kroków,
żeby wiedzieć jak bardzo był wzburzony. Czuła jak to z niego promieniowało.
Był wkurzony, prawdopodobnie dlatego, że musiał jej pomóc, ale prócz tego
było jeszcze coś innego. Coś więcej, coś co jej umysł odbierał jako ciężkie, ostre
i przenikliwe. Nieufność.

Christiana podążyła za nim po schodach, wzdłuż korytarza i do środka

wielkiej sypialni. Była ona luksusowa i udekorowana odcieniami śmietanki
i szałwii, które nadały jej zwiewny wygląd. Ogromne łóżko z puchatą kołdrą
i pasującymi do niej poduszkami, dodanymi dla efektu. Blane wyglądał
dziwacznie w tak kobiecym środowisku. Podeszła do łóżka i przesunęła ręką
przez miękki materiał, gdy on kładł bagaże na podłodze.

-Jest wspaniała. - Patrzyła na niego kątem oka. - Dziękuję Ci za
przyniesienie moich rzeczy. I za bycie tak serdecznym

.

Emocje Blane’a zawirowały. Nieufność stała się uczuciem dominującym, gdy
stał tak przed nią wyprostowany, krzyżując ramiona na piersi. Wyraz jego
twarzy był nonszalancki. Zbyt nonszalancki dla tak negatywnych prądów
wijących się dookoła niego. Jej próba rozbrojenia go nie udała się. Zamiast tego,
obserwacja utwierdziła jego uczucia. Christiana uśmiechnęła się i spróbowała
otwartej taktyki.

-Dziękuję Ci za przyniesienie moich rzeczy - powtórzyła.

Przytaknął i pozwolił, by dziwaczna cisza zawisła między nimi, nim się
odezwał,

- Więc, jesteś dzieckiem Khalila?

Nie do końca tak by to nazwała, ale

-Tak.
-Dlaczego przysłali cię, byś pracowała z Eleną?

Co najmniej jakby to była jego sprawa.

- Pomagam wszystkim neonato

2

.

To była prawda; pomagała wszystkim nowym wampirom kontrolować ich
pragnienia, dopóki byli dostatecznie silni, by robić to samemu. Blane zmrużył
oczy.

- Ile masz lat?

Stawał się zbyt osobisty w swoich pytaniach.

- Jestem dostatecznie stara. Dlaczego pytasz?

2

Noworodek, w tym przypadku bardzo młody wampir.

background image

- Nie pojawiłaś się, gdy ja zostałem przemieniony.
- Robię to mniej więcej od dekady, czy ciut dłużej.
- Zatem dopiero po problemach z sukubami.

Cwaniaczek.

- Tak mi się wydaje. Nie myślałam o tym wcześniej.
- Więc jesteś szpiegiem Khalila.

Christiana zwalczyła potrzebę zaprzeczenia. Nikt nigdy nie połączył czasu
w jakim coś ma się wydarzyć a początkiem jej usług dla młodych wampirów
i usunięcia z powierzchni ziemi sukuba totalnie pozbawionego kontroli. Nawet
lepiej, że tego nie zrobili. Ale Blane pobił rekord. Połapał się w jej pozycji jako
jednego z niepopularnych obserwatorów, tych którzy dokładnie wskazali sukuba
w celu powstrzymania go. Odskoczyła w bok.

- Dlaczego jesteś taki podejrzliwy?

Zignorował jej pytanie. Poczuła poruszenie jego nastroju, zmianę
z podejrzliwości do oskarżenia, tuż przed zapytaniem jej,

- Twój dar wie, co myślimy?

Westchnęła. Jeśli chciała nie dopuścić do tego, by stał się przeszkodą, musiała
sprawić, by się wycofał. Problem polegał na tym, że Blane był za inteligentny
dla swojego własnego dobra. Musiała być ostrożna i dać mu na tyle informacji,
by nie podejrzewał jej o kłamstwa, ale nie dość, by mógł ostrzec Michaela.

- Mogę jedynie wyczuć uczucia i tylko, gdy są silne.

Blane się uśmiechnął, a potem odrobinę rozluźnił.

- Więc, to jest coś jak czytanie aur?
- Coś w ten deseń.
- Więc jeśli znalazłabyś sukuba, to co byś zrobiła?

Ach. Więc nie przestał być podejrzliwy.

- Byłabym zmuszona powiedzieć Khalilowi.
- Nawet gdyby nie używała swoich umiejętności?
- Tak sądzę. Strzeżonego Pan Bóg strzeże, jak to mówią.

Jego gniew był niczym ognisty błysk przedzierający się przez pokój.

- Co sprawia, że sądzisz, iż posiadasz prawo zrobienia czegoś takiego?
Czy wiesz co robią wampirom, które mają tak specyficzny dar?

Christiana podniosła torbę z podłogi i położyła ją na łóżku. Musiała go
uspokoić. Nie mogła dopuścić, żeby kontynuowali tę konwersację. Jakikolwiek
Blane miał problem z Alleanzą i tym, w jaki sposób były egzekwowane prawa,
ona nie musiała ich przed nim bronić. Miała pracę do wykonania, pomóc
nowemu vampiro przebrnąć przez pierwsze tygodnie, a potem ruszyć do
następnego. Nie jej własną krucjatą było uwolnienie świata od tych seksualnych
drapieżców, inkubów i sukubów. Ona miała tylko dać znać jej creatore,
gdyby jakiegoś znalazła, ponieważ były one nielegalne - niebezpieczne.

- Więc, czy wiesz co robią tym, których pochwycą?
- Wiem, że są powstrzymywani.
- I zużywani.

background image

- Nie wiem nic na ten temat. - To nie było kłamstwo. Ona nie wiedziała,
tylko podejrzewała. Mimo to, wina ścisnęła wnętrzności Christiany,
gdy wyciągała niebieski sweter z torby.

Blane się przybliżył, otaczał ją.

- Zawsze robisz to, co ci każą, prawda?

Gniew w niej zabulgotał. Rzuciła koszulką na łóżko, i odwróciła się w jego
stronę.

- Dlaczego mi to robisz? Czy krzywo na ciebie spojrzałam, gdy weszłam
do rezydencji, czy może zachowujesz się tak w stosunku do wszystkich
waszych gości?

Wytrzeszczył nieznacznie oczy.

- Nie.

Ponownie kontrolował swoją twarz i znów wyglądał na wściekłego, ale gniew
osłabł.

-Nie ufam szpiegom Rady, którzy wchodzą do naszego domu pod pozorem
pomocy.
- Ja jestem tutaj, by pomóc.

Christiana zbliżyła się, wtargając w jego przestrzeń osobistą. Nie odsunął się,
ale mogła poczuć jego awersję do bycia tak blisko niej, obcej.

-Mogę odejść jeśli chcesz, ale czy sądzisz, że Michaelowi się to spodoba? I
myślę, że Jonas mógłby być odrobinę zmartwiony, gdyby jego nowa
compagna ruszyła w mordercze tany, co doprowadzi do jej zagłady.

Pochylił się tak bardzo, że mogła widzieć jak bardzo zielone były jego oczy, a to
zmusiło ją do zrobienia kroku w tył.

-Po prostu nie zaczynaj niczego, Księżniczko. Nie onieśmiela mnie twój
tatuś, i będę cię obserwował.

Christiana również się pochyliła. Ona również nie zamierzała być onieśmielona,
nawet jeśli ten wielki samiec uruchamiał w niej wszystkie możliwe alarmy,
które posiadała.

- I dobrze. Nie chciałabym, żebyś coś przegapił. Może się czegoś nauczysz.

Wpatrywał się w nią przez długą, bezgłośną chwilę. Wtem jego usta ułożyły się
w uśmiech.

- Co?

Odsunęła się odrobinę w tył. Fala zadowolenia przepłynęła przez pokój, a jego
oczy zeskanowały ją od góry do dołu.

- Jesteś trochę gorąca, kiedy się wściekasz.

Jej ciało odpowiedziało na mroczne, drapieżne spojrzenie na jego twarzy
poprzez stwardniałe sutki. Mała przestrzeń pomiędzy nimi zdawała się płonąć.
Zagapiła się na niego przez chwilę, wpatrując się w te zielone oczy. A potem
Christiana odwróciła się na pięcie i podeszła do łóżka. Starała się zająć samą
siebie poprzez składanie swetra, który rzuciła w gniewie i odmówiła spojrzenia
w jego stronę.

background image

- Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego, vampiro. Nie mieszam spraw
zawodowych z przyjemnościami.
- Nigdy?
- Nigdy.

Blane podszedł do drzwi.

- Wow. To musi być bolesne.

Christiana spojrzała na niego przez ramię.

- Co?
- Ciągłe chodzenie z kijem w tyłku.

Warknęła i rzuciła w niego swetrem, ale on zdążył już zatrzasnąć za sobą drzwi.
Gdy dźwięk przestał już dudnić, usłyszała jego chichotanie na korytarzu.
Ten wampirek będzie naprawdę sporym problemem.


* * *


Blane znów do siebie zachichotał, gdy schodził schodami w dół.

Ta sorella

3

będzie jego wrzodem na dupie - nawet jeśli była gorąca. Jej

perfekcyjne ciało i długie, blond włosy były seksowne, nawet jeśli próbowała
ukryć się pod czarnymi oprawkami szkieł i biznesowym wdzianku. I nie
potrzeba było geniusza, żeby zobaczyć, iż spędziła zdecydowanie za dużo czasu
całując tyłki zbyt wielu starych wampirów. Była jedną z nich, jedną
z wewnętrznego kręgu tych, którzy wzrastali dzięki władzy i wykorzystywali
innych, dla swoich korzyści.

Dodatkowo, była tutaj w interesach. Tak długo, jak długo była w pobliżu,

będą chodzić na paluszkach dookoła zasad. Michael musi zostać ostrzeżony.
Strzegł jego sekretów od tak dawna, by teraz pozwolić im wycieknąć. A Jonas
mógłby zobaczyć Christianę jako zagrożenie dla życia jego compagny, co
prawdopodobnie doprowadziłoby do uwolnienia Luciano. Blane dostał gęsiej
skórki na tę myśl. Nikt nie chciał angażować Luciano.

On potrafił na swoim koncie szybciej nabić liczbę martwych ciał, niż

ktokolwiek inny. By utrzymać go z dala od sprawy, wszystko musiało być
delikatnie przeprowadzone.

Może gdyby Blane miał oko na dziecko Khalila, nie musiałby ich

ostrzegać. Niee. Za duże ryzyko. Musieli być ostrożniejsi z tym szpiegiem, niż
z jakimkolwiek innym wampirem z klanu. Z tak świeżuteńką Eleną, to również
było niemożliwe, by ukryć czym naprawdę była.

A jeśli oni dowiedzą się, że ona jest sukubem, Michael byłby następnym do

odstrzału. Uderzył o podłogę i skierował się prosto do biura Michaela, na końcu
korytarza. Zastukał w wielkie, drewniane drzwi. Po kilku sekundach, Michael
odpowiedział,

3

siostra

background image

- Proszę.

Blane otwarł drzwi, by zobaczyć swojego padrone w szarej, rozpiętej koszulce,
siedzącego za masywnym biurkiem. Michaelowi udało się wyglądać swobodnie,
ale jego compagna, Tori, odrobinę zaczerwieniona, gdy siadała na brzegu
biurka, próbując zapiąć guziki jej czerwonej bluzki. Co było takiego
zawstydzającego? I to nie tak, że nigdy wcześniej im nie przerwał.
Poza tym, mogli spokojnie usłyszeć wszystko to, co działo się dookoła nich.
Z Jonasem i Eleną dorzuconymi do kotła, to było prawie jak życie
w rezydencji Playboya w wersji z piekieł.
Wszyscy pod tym dachem uprawiali seks, ale nie on.

-O co chodzi Blane?
-Och. Uch. Sorka, że przerywam, ale musimy pogadać.

Podszedł do biurka.

- Cóż więc, do dzieła - powiedział Michael.

Blane skinął głową w stronę Tori.

- Prywatną rozmowę, szefie.

Westchnęła i podniosła się, ale Michael schwycił jej dłoń. Tori uśmiechnęła się
do niego.

- W porządku. Bawisz się w interesy, a ja pójdę wrzucić coś na ząb.
Zawołaj mnie jak będziesz wolny.

Michael pocałował jej dłoń, niczym romantyczny naiwniak, którym zresztą był.

-Tak zrobię.

Tori szybko opuściła pokój. Blane zaczął się zbliżać. Michael wymawiał słowa
zgrzytając zębami.

-Niech to lepiej będzie cholernie ważne.
-Ona jest szpiegiem.
-Kto?
-Ta kobieta. - Blane wskazał palcem na sufit. - Ona szuka sukuba.
-Więc? - głos Michaela był spokojny, prawie sztuczny. - Nikt nie dopuści
do ujawnienia naszego sekretu.

Odwrócił się w stronę padrone. Dźwiękoszczelny pokój mógł powstrzymać
każdego w domu, przed usłyszeniem tego co zamierzał powiedzieć, więc
wyrzucił to z siebie.

- Posłuchaj. Wiem o tej małej dokładce mocy, którą zaserwowała ci Elena.

Brew drugiego wampira powoli unosiła się w górę. Blane uniósł w górę dłonie.

- Nie zamierzam mówić czegokolwiek w tym temacie, ale musisz wiedzieć,
bo Elena może nie być w stanie tego okiełznać.
- Skąd wiesz?
- To ja jestem geniuszem, pamiętasz? Nie trzeba było długo czekać,
zwłaszcza po tym pokazie w The Dungeon, w noc, gdy przystąpiła
do klanu.

Michael uśmiechnął się pod nosem.

- Tak też założyłem. To znaczy, skąd wiesz, że Christiana jest szpiegiem?

background image

-Dlaczego wszyscy musicie pytać skąd wiem? Po prostu wiem.
-Zapominam o twoim wyjątkowym instynkcie - Michael zabrzmiał
na zmęczonego. - Stanąłeś z nią twarzą w twarz?
-Taa - westchnął. - Przyznała się?
-Nie do końca.
-Wezwij Jonasa.

Blane podszedł do drzwi, otwarł je i wrzasnął

-J., Michael cię potrzebuje.

Zamknął drzwi i czekał, aż trzeci wampir do nich dołączy. Gdy Jonas wszedł
do środka, spojrzał na jednego i drugiego, a potem znów na Michaela.

-Co masz na myśli po przez „mamy problem”?
-Za każdym razem, gdy to robisz, to jest tak cholernie przerażające.
Zwłaszcza gdy wyglądasz w ten sposób.

Czytanie myśli było specjalnością Jonasa. To zniechęcało, szczególnie,
że on wyglądał jak martwy, wytatuowany elf z Władcy Pierścieni

.

Taaa, fajnie

było zobaczyć jak brał w objęcia stronę, którą wszyscy znali jako Luciano,
ale on wciąż przyprawiał Blane’a o ciarki. Michael potarł skroń.

- Jonas, Elena i ja ma…
- CO?!

Zaczął zakradać się w stronę biurka. Blane zrobił krok w stronę Michaela.
Nie był pewny, czy we dwóch poradziliby sobie z Jonasem, ale nie zamierzał
stać z założonymi rękami i patrzeć jak Luciano rozrywa ich padrone na części.
Jonas rzucił na niego okiem, i przestał się poruszać.

- Ona wie?

To zawsze było tak wkurzające nadążyć za konwersacjami J, gdy ten czytał
w czyichś myślach. Zwłaszcza gdy ten był wkurwiony. Głównie reagował,
bez jakichkolwiek wyjaśnień. Michael skinął potwierdzając. Jonas przycisnął
dłoń do biurka i pochylił się w stronę Michaela.

- A jak wam dwojgu udało się uchować to przede mną w tajemnicy?

Tym razem to Blane westchnął.

- Zawsze nas nie doceniałeś. Nie tak znowu trudno utrzymać cię z dala

od tego o czym myślimy.

- Najwyraźniej - powiedział Jonas.
- Dlaczego po prostu nie przeczytałeś jej myśli? - spytał Blane, wskazując

na sufit.

- Staram się dać każdemu odrobinę prywatności.

Blane zaczął się śmiać. Jonas nie dał im za krztę prywatności od dekad.

- Cieszę się, że próbujesz być uprzejmy, ale nie musisz włączać
w to totalnie nieznajomych, przysłanych przez tych wścibskich…
- Dość - warknął Michael. - Nie mamy czasu na takie nonsensy.

Rozłożył się wygodniej w swoim krześle.

background image

- Jonas, czy sądzisz, że Elena potrafi dochować sekretu? Jeśli oni dowiedzą
się czym jesteśmy, może i utrzymam swoją pozycje, ale tylko dlatego, że
długo mnie znają, ale nie wiem czy potrafię ją ochronić.

Jonas chrząknął.

- Tak sądzę. Wszystko z nią w porządku od… ilu to już… czterech nocy?

Spojrzał w stronę Blane’a.

- Ta kobieta nie potrafi czytać myśli, tak?
- Powiedziała, że wyczuwa emocje, ale nie potrafi czytać myśli.

Blane wślizgnął się biodrem na krawędź biurka.

- Khalil powiedział mi, że ona potrafi manipulować emocjami, co sprawiło,
że pozwoliłem jej przyjechać. Pomyślałem, że tak będzie łatwiej dla Eleny.
- Cóż, oto i ona.

Jonas przeszedł do okna.

- Pogadam z Eleną. Gdy nie ma mnie w pobliżu, Blane, miej na nią oko. -
Zgodził się z nim.
- I pomogłoby, gdybyś użył odrobiny tego uroku, by ją ułagodzić, zamiast
kłócić się z nią za każdym razem - dodał Michael, rzucając mu wymowne
spojrzenie.

Blane wzruszył ramionami.

- Nie mam tych samych umiejętności co ty. Casanovanie nie dostało
mi się z puli genów.

Jonas wybuchnął śmiechem.

- Widziałem jak radzisz sobie z ludźmi. Cudownie ci to wychodzi.
- To działa tylko na nich.

Michael zmienił pozycję, rozkładając ręce na biurku.

- Moce są inne dla każdego z nas. Twoje umysłowe zdolności nie są małą
rzeczą.

Blane kiwnął głową, ale tylko dla korzyści Michaela. Jego umiejętności nie były
za bardzo pomocne. Telekineza i instynkt, które graniczyły z byciem psycholem
nie do końca mogły pomóc mu uwieść szpiega.

- Jonas, idź pogadać z Eleną. Blane, idź spytać czy nasz gość chciałby
odwiedzić klub. Im mniej czasu tutaj spędzi, tym łatwiej będzie nam
utrzymać nasz sekret.

* * *


Christiana schowała ostatnią walizkę do szafy, a potem wślizgnęła

się na łóżko. Było miękkie i znacznie bardziej wygodne, niż to w samolocie,
ale to dalej nie był jej dom. Potrzebowała własnego miejsca, gdzieś, gdzie
był prawdziwy dom. Gdzieś, gdzie chciałaby wrócić. Nawet posiadłość Khalila
nie wydawała jej się być dłużej prawdziwym domem. Nie do końca potrafiła
to zrozumieć, ale coś się zmieniło. Ktoś zastukał w drzwi. Podniosła się,
poprawiając koszulkę.

background image

- Proszę wejść.

Blane wsunął głowę między drzwi a futrynę; brylantowo biały uśmiech
był doklejony do jego twarzy, a to podkreślała wykałaczka, którą wyjął,
by przemówić.

- Dalej jesteś wkurzona?
- Raczej sfrustrowana. Nie lubię być traktowana w ten sposób.
- Pozwól, że gdzieś cię zabiorę. Jako przeprosiny.

Spojrzała na niego. Nic w jego emocjach nie wskazywało na ukryty motyw.
Mimo to, coś wydawało jej się nie tak.

- Dlaczego? Nie dalej jak godzinę temu byłeś gotowy wbić mnie na pal
i spalić jako szpiega.
- Możesz być informatorem i dalej dobrze się bawić. Poza tym, nie
mógłbym zaprzepaścić wyjścia z piękną kobietą, gdy mam ku temu okazję.

Och, więc to było powodem.

- Spójrz. Doceniam ofertę, ale nie obchodzi mnie przypadkowy seks.

Blane ostro się zaśmiał.

- Odrobina próżności?
- Co?
-To ogromne założenie. Albo to ty tak często zarywasz, że wyszłaś
z założenia, iż każdy cię pragnie, albo tak dużo czasu upłynęło od kiedy
mężczyzna cię podrywał, że nie widzisz różnicy pomiędzy próbą,
a przeprosinami.

Echhh.
Czyżby to było aż tak oczywiste, że nie miała prawdziwej randki od lat?
Zaczynała być naprawdę do dupy z utrzymywaniem jej życia osobistego
w sekrecie, zwłaszcza, gdy Blane był w pobliżu. Christiana westchnęła.

- Przepraszam.
- Więc, chcesz wyjść?
- Nie, muszę się przedstawić Iulianie. Jestem tutaj w interesach.

Otworzył drzwi odrobinę bardziej, wchodząc do środka.

- To nie jest jej prawdziwe imię. Tego używają dla niej tylko pod publikę.

Z powodu wszystkich tych problemów z jej ludzkim życiem.

- Och. Tak, oczywiście.

Pamiętała o tym, gdy Khalil ją odprawiał. Jej imię to Elena, przed przemianą
bardzo dobrze znana pani doktor. Immunohematologistka, będąc szczegółowym.
Stworzyli wielką przykrywkę, która szła w parze z jej przemianą, łącząc się z
koniecznością zmiany osobowości.

- Powinnam była pamiętać.
- Są teraz w klubie Jonasa. Chciałabyś pójść? Mógłbym cię przedstawić.
Skoro i tak nie zamierzał sobie pójść, ona mogła równie dobrze iść z nim,

by zobaczyć co będzie robił.

- Jasne.

background image

Rozdział 2

Christiana rzuciła okiem na swój srebrny zegarek. Była druga nad ranem,

a The Dungeon tętnił życiem, wampirami udającymi ludzi i ludźmi udającymi
wampiry. To wszystko było dziwaczną fasadą, która pozwalała wampirzemu
właścicielowi klubu i jego klanowi przypadkowo mieszać się z ludźmi,
nie ryzykując złamaniem Alleanzy. Jakby to nie wyglądało - działało. Khalil
byłby dumny z ich pomysłowości.

- Nie odchodzisz, prawda?

Spojrzała w bok na ludzkiego mężczyznę siedzącego na wysokim krześle
barowym obok niej. Uśmiechnął się, jego twarz zmieniła się na tyle, że kolczyk
w jego brwi się poruszył. Ten wkurzający mały kawałek srebra sprawił,
że poczuła dziwny przymus sięgnięcia i wyrwania go z jego twarzy.
Może to dlatego, że spędził ostatnie dwie godziny trując jej tyłek i próbując
wyciągnąć ją na parkiet, nieustannie flirtując i wmuszając jej coraz to nowe
drinki. Na szczęście barmanka wiedziała, kim ona była i podawała jej
odpowiednie napoje. Owinął rękę dokoła jej pleców i wyszeptał, dmuchając jej
odorem wódki w twarz.

- Chodź do mojego pokoju. Będziemy balować tam przez resztę nocy.

Zrzuciła z siebie jego ramię.

- Mówiłam ci, jestem tu z kimś.

Cóż, była… tak jakby.

- Z kim?

Christiana wskazała na drzwi, gdzie Blane stał, rozmawiając ze szczupłą,
tlenioną blondyną.

- Z tym gościem z zielonymi włosami.

Człowiek pochylił się jeszcze bardziej, zasadzając soczysty pocałunek na jej
szyi.

- Wygląda na zajętego.

Usta dotykające jej skóry były przekroczeniem granicy. Odepchnęła go na jego
stołek i złapała swojego drinka z baru.

- Dzięki za drinki.

Gdy odwracała się, by odejść w stronę drzwi, Blane stał tuż przed nią.
Wgapiał się w człowieka.

- Problemy?

Uśmiechnęła się pod nosem.

- Taa, on zdaje się nie rozumieć, że jestem tutaj z tobą.

Blane złapał ją w talii i przyciągnął jej ciało do swojego. Jego usta nagle
znalazły się na jej, dając jej długi, głęboki pocałunek, który sprawił, że zmiękły
jej kolana, a w głowie zawirowało. Odsunął się, trzymając jedno ramię owinięte
dookoła jej wcięcia. Christiana zamrugała patrząc na niego. Wow.

- Sorry kolego, nie chcę żadnych kłopotów - powiedział mężczyzna.

background image

Schwycił drinka z baru i ruszył w tłum.

- Więc zjeżdżaj! - powiedział Blane.

Jego słowa zwróciły jej uwagę z powrotem na jego ramię, które ją otaczało.
Blane próbował pomóc, pozbyć się jej utrapienia. Nic więcej. Więc nie było
powodu, by stała tutaj tak blisko niego. I nie było żadnego powodu, do lizania
jej warg, wysyłając następne przypomnienie o jego miętowym posmaku.
Wyprostowała się, wysuwając z jego objęć i wzięła oczyszczający oddech.

- Dzięki.

Blane schował pięści do kieszeni, napinając mięśnie.

- Jasne, nie ma za co.
- Jestem gotowa wracać.
- Jonas chce, żebym stał przy drzwiach do czwartej.
- Więc wezmę taksówkę.

Znów odwróciła się w stronę baru.

- Poczekaj.

Przysunął się do niej.

- Odprowadzę cię.
- W porządku, nie potrzebuje eskorty.
- Ale jestem za ciebie odpowiedzialny.

Pozwoliła słowom na chwilę między nimi zawisnąć. Były one szorstkim
przypomnieniem prawdziwej natury ich relacji. Dała z siebie wszystko
co najlepsze, czyż nie? Pocałunek nie był niczym więcej, jak częścią jego misji
ochraniania jej. Był jej obrońcą, gdy tutaj była, to było akurat jasne. Dłoń
Blane’a dotknęła jej.

- Pozwól mi odprowadzić cię do domu.

Jej skóra rozgrzała się pod jego dotykiem. Pożywiał się ostatnio częściej od niej,
a to sprawiło, że poczuła się prawie ludzka. W innych okolicznościach,
uwielbiałaby czuć te ręce na - Nie. Nie mogła myśleć w ten sposób. Christiana
zabrała dłoń.

- Muszę się przedstawić Elenie. Czy ona tam jest?
- Prawdopodobnie.
- Więc zabierz mnie do posiadłości.
- Dobra. Chodźmy.

* * *

Blane stanął prosto i zabrał swoje ramiona z daleka od Christiany,

gdy ona tylko się odsunęła. Jej ciało również zesztywniało, a głowa przekręciła
się w stronę drzwi. Ten pocałunek był błędem. Musi zacząć się kontrolować.
Ona była profesjonalistką, następczynią ich szefa, a tutaj przybyła w interesach.
Co on sobie myślał? To właśnie był problem; nie myślał.

background image

Jedyna rzecz, która była czynnikiem tego pocałunku, to dziwna potrzeba

pokazania jego praw do niej przy tych cholernym człowieku. Jak gdyby ona
była jego. To był jakiś żart. Ona nawet go nie lubiła.

- Blane?

Odwrócił się na wysoki dźwięk żeńskiego głosu i zobaczył tę małą
blondyneczkę, która polowała na niego całą noc. Najwyraźniej ona już kiedyś
wisiała na jego plecach. Niech to cholera, jeśli on o tym w ogóle pamiętał.
Po kilku latach, wszystkie te przypadkowe dziewczyny, od których się
pożywiał, zaczynały wyglądać tak samo. Spróbuj zapamiętać każdego
pojedynczego hamburgera, gdy jesz je co noc.

- Nie idziesz jeszcze, prawda? - Dziewczyna przywarła do niego ciałem. -
Pomyślałam, że moglibyśmy skoczyć na tyły.
- Nie dzisiaj.

Zabrał jej dłoń ze swojej klaty i pochwycił spojrzenie Christiany, gdy
przepychał się koło dziewczyny. Christiana była wściekła, a on nie miał pojęcia
o co. Czyżby właśnie nie dała mu do zrozumienia, że nie interesuje się nim,
bardziej niż wymagałaby tego jej praca? Może to dlatego, że to człowiek im
przeszkodził. Była prawdopodobnie jak te stare wampiry, które odmawiały
postrzegania ludzi jedynie jako pieski salonowe i słudzy. Schwycił dłoń
Christiany i ciągnął ją w stronę drzwi.

- Chodź.

Opierała się nieznacznie, dopóki nie byli na zewnątrz, ale gdy tylko znaleźli się
na zaciemnionym parkingu, wyrwała swoją dłoń z jego.

- Nie traktuj mnie jak dziecka.
- Kurwa. Jaki masz problem?
- Nie lubię być tak ciągnięta.
- Och przebacz mi za położenie rąk na twej królewskiej skórze.

Blane kliknął pilotem i odblokował drzwi czarnego cadilaca Escalade, którego
pożyczył z rosnącej samochodowej kolekcji Michaela.

* * *


- Nie udawaj, że się dobrze nie bawiłaś.
- Uhh!

Christiana szturmowała schody wewnątrz rezydencji Michaela.

- Zostawiłeś mnie tam z bandą… szubrawców!
- Och, no daj spokój!

Jego stopy ciężko uderzały w podłogę, gdy za nią szedł.

- To nie moja wina, że gdy tam dotarliśmy, ich już nie było. Jonas nie prosi
o pozwolenie. I to on kazał mi pilnować frontu. Co niby miałem zrobić?

background image

Obraziła się. To było więcej niż zbiegiem okoliczności, że Jonas zdecydował się
wyjść z Eleną, na chwilę po ich pojawieniu się, pozostawiając ją, by spędziła
cały wieczór w żałosnym wampirzo-tematycznym klubie Jonasa.
Oczywiście wyróżniała się w tłumie, w chwili, gdy kudłaty Blane doskonale tam
pasował.

- Nie muszę czytać myśli, żeby wiedzieć, iż próbujesz powstrzymać mnie
od wykonywania mojej pracy.

To wszystko było zbyt przewidywalne, skoro nasłał na nią obcego człowieka
z kolczykiem w brwi, który non stop z nią flirtował, kupował jej drinki
i oferował wyjście z klubu, a nawet kilka razy starał się zaciągnąć ją na parkiet,
próbując namówić, by złamała pancerną zasadę „Ja-nie-tańczę”. Jeśli Blane
będzie próbował jeszcze bardziej ją rozproszyć, chyba by zgłupiała.
Ten dokuczliwy kawałek oszusta przesączał się przez jego zimną arogancję.

- Nie próbuję utrudniać ci pracy. Ja chciałem tylko…
- Nie okłamuj mnie.

Christiana sięgnęła do gałki w drzwiach i przekręciła ją. Nie poruszyła się.
Szarpnęła jeszcze mocniej, ale ona ciągle była nieruchoma. Po lewej Blane
chrząknął. Christiana rzuciła okiem na lewo i dostrzegła jego dłoń wygiętą pod
dziwnym kątem, jak gdyby sam przytrzymywał gałkę. Miał zdolności
telekinetyczne. Warknęła.

- Uwolnij drzwi.
- Nie.

Zamiast zrobić to o co prosiła, przybliżył się i uwięził ją pomiędzy sobą
i drzwiami.

- Pozwól mi zrobić to za ciebie.

Zignorowała sposób, w jaki jego muskularny tors naciskał na jej plecy.

- Chcę wejść do mojego pokoju.

Pochylił się do przodu, dociskając do niej całą długość swojego ciała.
Gdy próbowała się wyrwać, schwycił ją dookoła talii jednym ramieniem
i wyszeptał,

- Zamiast tego, mogłabyś iść do mojego pokoju.

Christiana wzięła głęboki wdech i starała się nie myśleć, jak dużo czasu minęło,
od kiedy ktoś był dociśnięty do niej w taki sposób. Blane miał jedną misję: nie
pozwolić jej dowiedzieć się, że Elena była sukubem. Wszystko co robił, miało
na celu rozproszenie jej, włączając w to jego próby uwiedzenia jej.

Odetchnęła jeszcze raz, a potem powiedziała,
- Mówiłam ci, nie jestem tak łatwa, jak te ludzkie dziewczyny, które
upadały do twych stóp.
- Wiem. Jestem gotowy na to zapracować.

Wypuścił powietrze, posyłając jego gorący oddech wzdłuż jej karku.
Zadrżała.

- Jak dużo czasu minęło?

background image

Nie ma mowy, żeby odpowiedziała mu na to pytanie. Po pierwsze, to nie jego
sprawa, po drugie wykorzystałby to przeciwko niej.

- Aż tak długo, hę?

Jego usta przesunęły się po jej małżowinie.

- Mógłbym podarować ci noc wartą tak długiego czekania.

Christiana głośno przełknęła i usilnie próbowała nie myśleć, jak cudownie było
czuć na szyi jego kilkudniowy zarost.

- Cóż doceniam propozycję, Blane, ale nie jestem zainteresowana.

Ja chcę tylko iść do mojego pokoju.
- Twoja strata.

Odsunął się odrobinę, a drzwi nieznacznie się otwarły.

- Myśl o mnie, gdy będziesz w łóżku, Księżniczko.

Weszła do środka i zatrzasnęła drzwi przed jego nosem. Boże, pragnęła go.
Ale to nie był pierwszy raz, gdy rezygnowała z nocy pełnej przyjemności, by nie
wpuścić dramatu do swojego życia. Nie ufał jej, nie ważne co mówił,
a to oznaczało, że ona mogła zaufać mu jeszcze mniej.

Co więcej, ostatnią rzeczą jakiej potrzebowała był gorący romans

z wampirzym bandytą, który ostatecznie i niepodważalnie skończyłby się źle,
przynosząc multum plotek i insynuacji Khalilowi i reszcie rodziny. Nie, to nie
było tego warte. Nic nie było warte rozczarowania jej stwórcy do tego stopnia.
Christina zawdzięczała mu życie. Bez Khalila, zginęłaby jako dziecko - albo
jeszcze gorzej.

Blane był dobry, to musiała mu przyznać. Nie tylko udało mu się

zauważyć, że była empatią, ale odciągał ją od pracy przez całą noc. A teraz, nie
mogła przestać myśleć o seksie z tym prymitywnym, zielono-włosym
rzezimieszku. Tym, czego potrzebowała, był długi, zimny prysznic, by oczyścić
sobie umysł.

Szybko się rozbierała, rzucając ciuchy na krzesło stojące w pobliżu drzwi

do łazienki, i weszła do prywatnej łazienki połączonej z jej pokojem.

Pod zimną wodą, zamknęła oczy i wsadziła głowę pod strumień.

Blane będzie problemem.
Nie opuścił jej umysłu nawet na pięć minut w trakcie tej długiej nocy.
Nie pomagało, że nie potrafiła przestać czuć jego pobudzenie. To rosło jeszcze
bardziej, podniecając ją jeszcze bardziej, za każdym razem, gdy na niego
patrzyła. Jedyny raz, kiedy to uczucie zniknęło, zostało zastąpione następną
silną emocją, chociażby jego głód. A potem znów wracało do życia warcząc,
gdy tylko się zrelaksowała. Mogła sobie tylko wyobrazić, co czym on myślał,
ale to wszystko brzmiało tak dobrze. Nasunęło jej się na myśl kilka sytuacji, na
przykład, gdy schylił się, by podnieść serwetkę, która jej upadła i wyprostował
się tuż przed nią.

Widząc go w takiej pozycji, wyobraziła sobie, jak leży pomiędzy

jej nogami. Z pewnością, wampir z jego seksualną witalnością miał mnóstwo
praktyki pomiędzy kobiecymi nogami. W rzeczywistości, pewnie był bogiem

background image

w łóżku. Chwytając gąbkę i niebieski płyn do kąpieli, Christina zaczęła myć
swoje

nogi.

Blane

prawdopodobnie

uczyniłby

wartym

tak

długą

wstrzemięźliwość, gdyby mu tylko na to pozwoliła. Chwilowo, nie pragnęłaby
niczego innego. Mając te wielkie ramiona wiszące nad nią, te wąskie biodra
osadzone pomiędzy jej nogami. Och, i na pewno był dobrze wyposażony.
Miał pewność siebie - mężczyzny, który był ogromny jak koń.
Łechtaczka Christiany zacisnęła się bardziej na jego wizję w jej umyśle.
Odłożyła myjkę na półkę i pochyliła się przy ścianie prysznicu. Jej ręka
ześlizgnęła się w dół, pomiędzy jej uda. Ostatnia rzecz jakiej pragnęła,
to udowodnienie, że on miał rację.

Pragnęła go, ale to co miało zrobić, było najbliżej seksu.

Bez jakiegokolwiek wyzwolenia, ten dzień byłby totalnie parszywy.
Z zamkniętymi oczami pozwoliła, by jego obraz rozszedł się w jej wyobraźni.
Blane z jej snów wolno wślizgiwał w nią swojego grubego penisa, nie spiesząc
się, w chwili, gdy prawdziwe palce Christiany wsuwały się pomiędzy fałdki
jej skóry. Zanurzyła się wystarczająco głęboko, żeby zamoczyć palce
w jej własnych sokach, a potem wrócić do łechtaczki i pozwolić wyobraźni
przejąć dowodzenie.

W sekundach, zagryzała własną wargę, by powstrzymać jęknięcie,

gdy przetaczał się przez nią mały orgazm. To, na tyle na ile było
rozczarowujące, było o tyle dobre w ogóle.

Nie miała czasu, ani luksusu na nic więcej.


background image

Rozdział 3

Blane obudził się w poskręcanej białej pościeli, spocony i tak twardy,

że spokojnie mógłby ciąć szkło. Co się z nim do kurwy nędzy działo?
Nigdy nie śnił o seksie z kimkolwiek kogo tak właściwie znał. To zawsze
była kobieta bez twarzy albo gwiazda, ale nie dzisiaj.

Dzisiaj, był z tą kobietą. Warknął i wyskoczył z łóżka, próbując

zignorować pulsowanie. Nie było mowy, żeby się poddał. Nie-ee. Nie będzie
się onanizował myśląc o tej kobiecie.

To tylko pogorszyłoby sprawy, w chwili ujrzenia jej. W kąpieli łatwiej było

powiedzieć niż zrobić, ale udało mu się przebrnąć przez marzenia dzięki zimnej
wodzie i myśleniu o pracy.

Miał kilka nowych rozkazów, trudności do załatwienia, jak na przykład

prośba o krew albinosów. Co do cholery Jeremy zamierzał zrobić z krwią
albinosów?!

To tak właściwie nie miało znaczenia. Jego praca polegała

na zabezpieczeniu wszystkiego co było legalne - i kilku rzeczy, które nie były
- dla innych wampirów wchodzących w terytorium Michaela. To właśnie
to robił szef czarnego rynku: napędzał czarny rynek. Żadnych pytań o motywy
czy moralność zlecających zadania.

Blane szybko się ubrał i poszedł prosto na siłownię na pierwszym piętrze,

tak jak zwykł czynić każdej nocy. Zaczął pracować nad własnym ciałem,
by wyglądać tak jak ci pozostali goście, ale obecnie było to zachowanie bardziej
skierowane dla mentalnego zdrowia. Było coś oczyszczającego w wysiłku ciała.
Oczywiście, chodziło o psychiczne podejście, ale to, że o tym wiedział,
nie wpływało na fakt, że to działało.

Włączył światło i zamknął drzwi, ciesząc się, że nikt inny nie zdecydował

się na ćwiczenia dzisiejszego wieczoru. Po kilku minutach muzyka dudniła
z głośników poprzewieszanych wzdłuż ścian, a on leżał na ławeczce podnosząc
ciężary. Przyglądał się jak muskuły prężą się pod ciężarem, gdy unosił pięści
do góry. Tak właśnie powinno wyglądać ramię, co najmniej na mężczyźnie.

Jego tata byłby z niego dumny, gdyby go teraz widział. Blane krzywo

uśmiechnął się pod nosem. Nie, nie byłby dumny. Nigdy nie pozwoliłby sobie
okazać aż tylu emocji. To była słabość, zwykł mawiać. Jedyna, na którą
mężczyźni nie mogli sobie pozwolić, by ją pokazać, ponieważ świat jest za
ciężki dla frajerów i pedziów
. Cóż, chociaż jedna rzecz była prawdziwa. Życie
było ciężkie, a nawet cięższe, gdy wstąpiłeś do mafii z kłami.

Słabość kończyła się dla ciebie zranieniem - albo śmiercią dla kogoś

innego. Coś się poruszyło, przyciągając do siebie jego uwagę.

Christiana stała kilka kroków dalej, przyglądając mu się, ramiona mocno

skrzyżowała na zielono-niebieskim sweterku tak, że jej zadbane palce
obramowały kształtne piersi.

background image

Poniżej, jej ciemna spódnica była dostatecznie krótka, by pokazać jak

długie były jej nogi, zwłaszcza w pasujących szpilkach. Mógł się założyć, że
wszystko do siebie pasowało, włączając w to jej stanik i majteczki - o ile
jakiekolwiek nosiła. Uśmiechnął się do tej myśli.

- Gdzie dziś jest Elena?

Uśmiech zanikł na tak ostre słowa. Blane odłożył sztangi na ziemię.

- Nie wiem. Nie jestem jej ochroniarzem.

Zrobiła kilka kroków w jego stronę.

- Czy będziesz próbował powstrzymywać mnie przez cały czas jaki tutaj
będę?

Wstał, zmuszając ją do odsunięcia się, jeśli nie chciała, by ich ciała się dotykały.

- Ja niczego nie robię.
- Zamierzam wykonać moje zadanie, a ty mnie nie powstrzymasz.
- Nic ci nie zrobiłem, Księżniczko. Więc nie pogrywaj ze mną. Jeśli ci się
tutaj nie podoba, zbieraj swój tyłek na prywatny samolot i leć do domu,
gdzie przynależysz.

Rozszerzyła oczy, a następnie zmrużyła niespiesznie. Jej szczęka była
zaciśnięta, tak jak i pięści. Nie dziwiło więc, że gdy jej pięść zbliżała się w jego
stronę, on z łatwością ją złapał. Blane wybuchnął śmiechem.

- Litości, proszę! Moja babcia była szybsza od ciebie.

Christiana wściekle krzyknęła.

- Jesteś tak cholernie frustrujący!
- Ty też nie jesteś jak niedzielny piknik. - Dłoń Blane’a rozluźniła
się wokół jej nadgarstka. - Ale zostałem do ciebie wyznaczony. Po prostu
spróbuj przez te kilka dni nie być taką suką, a już nigdy więcej nie
będziemy musieli się oglądać.
- To śmieszne! Nie potrzebuję twojej ochrony. Mogę równie dobrze
obronić się sama.
- Doprawdy? - Zlustrował ją od góry do dołu, by tylko poprzeć tym swoje
słowa. - Bo jak dla mnie wyglądasz na słabeusza.

Nosem wypuściła powietrze.

-Dałabym sobie z tobą radę.

Blane szczeknął ze śmiechem .

-Chyba sobie jaja robisz.

- Przekonaj się.

Jego oczy dziko się rozszerzyły.

- Rozerwiemy ten pokój na strzępy.

Spoliczkowała go mocno w twarz swoją wolną ręką. Blane był tak zszokowany,
że oczy zwierzęco mu się rozszerzyły. Czy jej się właśnie udało go uderzyć?
I to mocno? Jego szczęka się napięła. Warknięcie wyszło z jego ust, nim udało
mu się je zatrzymać.

- Nigdy więcej mnie nie dotykaj.

background image

Ponownie go spoliczkowała, i… głupkowato się przy tym uśmiechała.
Rzucił się na nią tak mocno, że ciężary głośno za nimi gruchotnęły, a on
uśmiechnął się pod nosem. Jednak nie była aż tak szybka. Blane schwycił jej
ramiona i przesunął się do karku, ale nie miał się na czym oprzeć. Będąc u góry,
jego waga była jedyną zaletą.

Christiana przerzuciła go na jego stronę i wykręciła się z jego uścisku, nim

zdołał cokolwiek zrobić, czy nawet zorientować się, że się poruszyła. Cholera,
ona była szybka. Kiedy przekręcał się, by znów zaatakować, ona odepchnęła się
od podłogi szybkim ruchem. Płasko wylądował na macie pod nimi. Blane złapał
jej plecy, ale było już za późno. Szczyty jej zębów napierały na jego szyję.

- Kurwa. - Próbował wykręcić się i zrzucić ją z siebie, ale jej paznokcie

zanurzyły się w jego ramionach.

- Poddajesz się? - jej słowa były stłumiona przy jego skórze.
- Nie - warknął. - Miałaś szczęście.
- Wygrałam.
- Nie. Nie wygrałaś.

Christiana zaskomlała, gdy Blane dźwignął się do góry i przygwoździł
ją do maty. Jej klatka piersiowa zapłonęła, gdy powietrze zniknęło z jej płuc.
Jej kręgosłup szczęknął. Mimo to, udało jej się nie przerwać uścisku, nawet gdy
jego ciało wgniotło się w nią - biodra do bioder - wwiercając w nią jego erekcję.

Wypuściła go z uścisku i zdołała wciągnąć na tyle powietrza,

żeby powiedzieć mu, by spadał, ale wraz z powietrzem nadszedł smak jego
skóry, zapach wody kolońskiej i słona słodkość krwi, z miejsca gdzie go
dźgnęła.

Gniew będący dookoła nich, powoli zamieniał się w mieszaninę

przyjemności i żądzy, która z niego promieniowała. Przełknęła własne
rozbudzenie i zaśmiała się.

- Lubisz być u góry, czy chodzi tylko o walkę?

Plecy Blane’a momentalnie się wyprostowały, a sam po chwili się od niej
odsunął, wspinając się na ławeczkę stojącą za nim. Jego zawstydzenie wypełniło
przestrzeń pomiędzy nimi z gorzkawym powietrzem, które momentalnie
sprawiło, że chciała go przeprosić za to co powiedziała. Nie patrzył na nią, gdy
powiedział

- Nie schlebiaj sobie, Księżniczko.

Podciągnęła się do pozycji siedzącej i poprawiła ciuchy, ale nie ukryła
uśmiechu, który rozchodził się na jej ustach. Wyłapała odczucia mówiące, że się
nią interesuje, ale zbyła to głupimi męskimi fantazjami. Potem, zignorowała
jego żądzę w klubie i zaborczość na widok blondyna, który się koło niej kręcił.
Teraz, nie dało się podważyć tego, iż czuł do niej pociąg seksualny.
Nawet, jeśli to nie było nic więcej niż zwykła reakcja chemiczna. Christiana
zlizała krew z jej dolnej wargi i zauważyła jak skupiły się na niej jego oczy.
Następny atak pożądania wypłynął z jego ciała. Krew osadziła się z boku jego
karku w kształt dwóch malutkich kropeczek. Oznaczyła go, a jemu podobało się

background image

to bardziej, niż był skłonny przyznać. Możliwe, że Blane okaże się być bardziej
interesujący, niż założyła na początku. Za nią otwarły się drzwi.
Gdy się odwróciła, Jonas i jego partnerka weszli przez drzwi. Elena była słodka
w gotycki sposób, pasując do nowego stylu Jonasa. Przemiana wyostrzyła
jej kształty, więc byli łudząco podobną parą. Oczy Jonasa przenosiły się z niej
do Blane’a i z powrotem. Niegodziwy uśmieszek rozszedł się na jego ustach,
a ze strony Blane’a usłyszała jęk. Niczego nie skomentował, ale podszedł
do niej i zaoferował swoją dłoń.

-Przepraszam, że wyszliśmy wczoraj.
-Nie musisz przepraszać. - Pozwoliła mu się podciągnąć na nogi. -
Podobało mi się w klubie.

Blane wydał z siebie dźwięk przypominający „yhym”, echem rozsyłając
rozbawienie jakie u niego wyczuła. Gdyby miała coś, czym mogłaby w niego
rzucić, z pewnością by to zrobiła. Zamiast tego, wysunęła rękę w stronę Eleny.

-Cześć. Jestem Christiana.
-Cześć. - Druga kobieta potrząsnęła jej dłoń i szybko ją puściła. - Dzięki,
że przybyłaś pomóc.
-Cała przyjemność po mojej stronie.

Blane wydał z siebie następny dźwięk, ale Christianie udało się go zignorować.

-Chciałabym iść gdzieś, gdzie mogłybyśmy pogadać w cztery oczy.
-Zostańcie tutaj - powiedział Jonas. - Mamy w klubie sprawy do
załatwienia.

Przytaknęła i poczekała, aż para się pożegna. Blane wyszedł z małej siłowni,
rzucając jej nic nie znaczące spojrzenie. Jej serce zrobiło się ciężkie, gdy zniknął
za drzwiami. Jakaś jej część chciała, by on chciał jej, jakkolwiek to było
niedorzeczne. Nie było logicznego wytłumaczenia, dlaczego czuła do niego aż
taki pociąg i dlaczego tak bardzo potrzebowała jego uznania. Jednak jeśli jej
rodzina i status będą w to zaangażowani, on nigdy nie będzie dla niej
odpowiednim partnerem.

A on myślał o niej dokładnie tak samo, robiąc z tego niemożliwą,

lekkomyślną fantazję.

* * *


- Co to było? - spytał Jonas, dobiegając do Blane’a na korytarzu, a przed

jego pokojem.

- Zostaw to w spokoju, J.

Blane cisnął drzwiami swojej sypialni otwierając je, i odwracając
się do wampira plecami. Nie był mu winien żadnych wyjaśnień, i nie zamierzał
żadnych zaoferować.

- Ugryzła cię? - Jonas się zaśmiał. - Jest pierwsza.

Złapał koszulkę leżącą między nogami łóżka.

- Ostrzegam cię. Odwal się.

background image

Jonas oparł się o komodę stojącą blisko drzwi.

-Co zamierzasz zrobić? Zaatakować mnie ponieważ spytałem o coś, na co
właśnie wpadłem? Myślę, że po wszystkim czego się o mnie nauczyłeś,
możesz uraczyć mnie odrobiną wiadomości.

Fratello

4

miał rację. Blane był blisko Jonasa, gdy ten miał obsesję na punkcie

Tori i Eleny, nim ją przemienił. Tego nawet nie dało się porównać.
Mimo to, on dalej nie chciał o tym rozmawiać.

- Przepraszam J., nie chcę dalej ciągnąć tej konwersacji - powiedział,
otwierając drzwi do łazienki. - Chcę tylko wziąć prysznic i iść do pracy.

Jonas kiwnął głową.

- Zrozumiałem. Ale pamiętaj kim ona jest. Jak to powiedział mi pewien
mądry facet: „ Grasz w niebezpieczną grę, fratello.”

Blane poznał swoje własne słowa, gdy te tylko głęboko wgryzły się w jego
tyłek. Powiedział to do Jonasa, gdy zauważył, że wydarzyło się coś pomiędzy
nim a Tori, już po przywiązaniu jej do Michaela. W tamtym czasie, uważał,
że Jonas odczuwa pragnienie śmierci. Obecnie, zaczynał rozumieć o co
chodziło. Zakazany owoc cliché zaczynał bardzo, bardzo, bardzo pasować
do owego przysłowia.

- Mam robotę do wykonania - wymamrotał, a następnie przeszedł
do łazienki.

Nim wyłonił się po kąpieli, Jonasa już nie było. W klubie również
go nie widział, i był za to wdzięczny. To dało mu czas, by ponownie skupić
się na pracy. Przed północą obsługiwał tłum z jego zwykłą mieszanką sarkazmu
i nadmiernego flirtu. Byli tam stali klienci, którzy nie brali go na poważnie
i kilka nowych dziewczyn, które nie wiedziały do końca czy żartował czy nie.
Gdy zszedł na swoją przerwę o drugiej, jedna z tych drugich przysiadła się do
niego przy barze.

- Czuję, że próbujesz mnie unikać.

Spojrzał w dół, by zobaczyć kobietę z ciemnymi brązowymi włosami
i w jeszcze krótszej czerwonej sukience, a potem wrócił do swojej krwi
z wódką, którą sączył.

- Nikogo nie unikam.
- Jeśli tak, to dlaczego nie pójdziemy na tyły, do jednego z prywatnych
pokoi?

Blane uśmiechną się szyderczo pod nosem. Każdej innej nocy, dokładnie to
właśnie by zrobił i rozkoszowałby się każdą minutą. Dzisiejszej nocy, ta
propozycja zabrzmiała odrobinę monotonnie. Jak wiele nocy spędził w tych
pokojach z kobietami bez twarzy?

- Więc?

Przesunęła ręką po jego ramieniu. Przyglądał się ruchom jej dłoni, gorąca krew
pulsująca tuż pod powierzchnią. Tam było ciepło. Nie z miłości czy nawet

4

Brat

background image

zauroczenia, ale jedzenia. On był drapieżnikiem, pożywiającym się na krwi
ludzi. Nic nie mogło tego zmienić. Jeśli potrafił zrobić to w sposób, który dawał
im przyjemność, tak też robił. A on był głodny. Odsuwając się od baru, Blane
złapał dłoń dziewczyny i ciągnął ją wzdłuż korytarza do prywatnych pokoi,
stworzonych dla eksploracji fetyszy. Ten ostatni po lewej był jego ulubionym -
buduarowy pokój zaprojektowany dla damskiej bielizny i fetyszu z butami.
Człowiek przesunął się do kanapy i usiadł, przyglądając mu się wielkimi,
zielonymi oczami łani.
Blane poruszył się, by siąść koło niej, wsłuchiwał się w dudnienie jej serca i
przyspieszający puls.

- Zdenerwowana?

Zaśmiała się, odpowiadając na pytanie drżeniem w głosie. Dotknął jej karku.
Nie było powodu, żeby być subtelnym lub nieśmiałym. Ona i tak później tego
nie zapamięta. Jeśli będzie krzyczała, to i tak nie będzie miało znaczenia. Pokoje
z fetyszami były pełne dziwnych dźwięków i zachowań, na widok których
normalny człowiek zadzwoniłby na 911.

Kobieta wygięła się w jego stronę, ale zaczęła spadać, więc złapała go po

bokach. Próbowała go przystopować, ale było już za późno. Zęby Blane’a
uderzyły w jej skórę i zakotwiczyły, nim zdołała powiedzieć choćby słowo.
Gorący płyn zalał jego usta jej smakiem. Wszystko, włączając w to drinki, które
wypiła wcześniej, po przez suplement z żelazem, który przyjmowała, połączyły
się z szkarłatną cieczą.

Było tam też coś jeszcze. Jej esencja, ta część niej, która była jej życiem,

wlewała się w niego i uzupełniała go mocą, która go upajała. Jakże łatwo było
by pić, okraść ją z jej życia, by przedłużyć jego własne. Blane ssał mocno,
biorąc następny głęboki łyk z dziewczyny. Wiła się i jęczała, czując się odrobinę
jak Christiana, gdy leżała pod nim w siłowni. Mocniej przytrzymał ciało
kobiety, by była nieruchoma i przełknął jeszcze jeden łyk. Nie zamierzał
przepaść, myśląc o tej irytującej, zadzierającej nosa wampirzycy, którą miał
obserwować. Albo o tym, jak bardzo jej pragnął.

Kobieta pod nim jęknęła odrobinę słabiej, przyciągając jego uwagę.

Jej serce biło znacznie wolniej. Wziął dostatecznie dużo krwi. Nawet jeśli chciał
pić dalej, dokończyć ją, nie był mordercą. Co najmniej, nie kiedy jego własne
życie było w niebezpieczeństwie, albo kiedy bronił innych. Wyciągnął swoje
zęby i zamknął ranę, by ustrzec ją przed wykrwawieniem się.

Oczy człowieka były zamknięte. Zasłona ciemnych rzęs sprawiła, że

wyglądała bardziej dziecinnie. Niewinnie. A on - potwór, który ją sprofanował,
gapił się na nią, uzupełniony o krew, której ona potrzebowała, by ożywić swe
ciało. Blane mocno przełknął i ześlizgnął się z kanapy. Musiał wymazać jej
wspomnienia, a potem stamtąd znika. Biorąc pod uwagę, iż czuł się jak totalny
dupek, nie był w stanie kręcić się tutaj, poszukując rozmowy z kolacją.

background image

Rozdział 4

Dwa Tygodnie Później

-Blane.

Słysząc swoje imię mimo głośnej muzyki, Blane odwrócił się w stronę
szkarłatno-czarnego boksu, w którym, patrząc na niego, siedzieli Michael
i Jonas. Michael, w świeżo wyprasowanym ciemnym garniturze, wyglądał jak
twardziel-przywódca, za którego chciał uchodzić. Jonas zaś wyglądał jak stwór
wyciągnięty z filmu. Publicznie uchodziło mu to na sucho tylko dlatego, że był
właścicielem klubu i wszyscy myśleli, że jest przebrany w kostium, jak reszta
jego wampirzej obsługi. Widoczne u nich zmiany były wyraźnie związane z ich
nowymi towarzyszkami życia. To skłoniło Blane’a do zastanowienia się, jakby
to było mieć kogoś takiego. Kobietę wartą powrotu do domu, będącą jego drugą
połówką, a nie taką dobrą tylko na chwilę. Blane podszedł do boksu i wyciągnął
z ust nieco przeżutą wykałaczkę.

-Tak, szefie?
-Samolot startuje tuż po zachodzie słońca jutrzejszej nocy. Nie zmuszaj
mnie, żebym musiał iść po ciebie.

Wargi Jonasa uniosły się w górę, tworząc na jego ziemistej twarzy niegodziwy
uśmieszek.

-Nie ma sprawy. Ja po niego pójdę.

Blane zaśmiał się.

-Chłopie, musisz znaleźć sobie jakieś hobby.

Taaa. Ni cholery nie pokłóci się z Jonasem. Stawił czoła wszystkim cechom
Luciano. Upewnił się, oglądając jego walki z agentami, iż nikt z klanu nie byłby
w stanie mu się przeciwstawić.
Tak właśnie miały się sprawy.

-Dlaczego nie skorzystacie z klatki do walk? Słyszałem, że G. ma taką

jedną, cudowną, za miastem.
Jonas zaśmiał się tak donośnie, że przyciągnął w ich stronę kilka
zaciekawionych spojrzeń, w większości wampirów, bowiem były one jedynymi
mogącymi dosłyszeć ich słowa między dźwiękami muzyki.

-Tylko bądź na czas, Blane.

Michael łyknął ze szklanki.

-Liczę na ciebie w trakcie tej wyprawy.
-Jasne.

Blane wsadził sobie ponownie do ust wykałaczkę i ruszył w stronę głównej sali.
Mieli wyjechać wcześnie, więc musiał się pożywić. Wiele godzin dzieliło
Collins Bay i Wenecję. Oczywiste było, że na pokładzie znajdzie się krew, ale
cóż, nie bezpośrednio z żył. Dostałby to przetworzone, odgrzewane gówno,
które wzięli z banku krwi. A skoro Michael nareszcie dawał mu możliwość
stania się kimś więcej, niż mózgiem grupy, musiał być na najwyższych

background image

obrotach. Przeskanował parkiet, przy migotliwym świetle przeskakując
wzrokiem z twarzy na twarz. Powinna być tam parka dziewczyn, które wpuścił
wcześniej. O ile nie wyszły – O! Tam!

Na skraju parkietu stała młoda dziewczyna w czarnej sukience

bez rękawów. Nie miała więcej niż dwadzieścia dwa lata, a jej ciało było wprost
stworzone do gry w filmach porno. Nawet G się jej przypatrywał, a on nie
interesował się kobietami poniżej trzydziestego roku życia. Blane przeczesał
włosy palcami i skierował się w jej stronę. Gdy był zaledwie kilka metrów
od niej, dziewczyna rozejrzała się i wróciła do popijania drinka.
Nawet z tej odległości mógł dostrzec, jak bardzo stwardniały jej sutki. Oj tak,
była na niego napalona. Wślizgnął się na krzesło obok niej i usiadł tak, by ich
nogi się dotykały.

-Hej.

Spojrzała na niego i słodko się uśmiechnęła, ukazując dołeczki w policzkach.

-Jak ci na imię?
-Dahlia. – usiłowała przekrzyczeć muzykę.
-Więc, Dahlio. Chciałem ci tylko coś powiedzieć.

Jej brwi poszybowały w górę.

-Co takiego?

Pochylił się, prawie dotykając ucha dziewczyny swoimi ustami. Moc wewnątrz
niego rozbłysła, szykując się do działania, skupił się więc na poskramianiu woli
młodej kobiety. Tylko odrobinę, by przyspieszyć zabawę. Nie był w końcu
fanem gwałtów. Jak się okazało, nie potrzeba było tracić kilku godzin,
by przedrzeć się przez jej obronę. Użył więc tylko niewielkiej ilości mocy,
by ją rozluźnić.

-Obserwowałem cię całą noc i nie potrafię przestać tego robić.

Dahlia zachichotała. Mógł poczuć ciepło bijące z jej twarzy, gdy się
zaczerwieniła, mimo tego jednak się nie odsunęła.

-Dzięki.
-Chodźmy gdzieś indziej.

Wygięła brew w górę, spoglądając na niego.

-Nie zamierzam cię skrzywdzić. Nie musimy opuszczać klubu. Chodźmy
tylko w jakieś spokojniejsze miejsce.

Dahlia wzruszyła ramionami. Złapał więc jej dłoń i pociągnął w dół korytarza,
do prywatnych pokoi. Blane wprowadził ją do jednego z nich i zamknął za nimi
drzwi, zatrzaskując zamek, gdy już weszła do środka. Dziewczyna wyłączyła
światło. Pokój zalała ciemność, ożywiając jego zmysły. Zapach jej krwi
i wilgotnej skóry zalały pokój. Uśmiechnął się. Ha, gdyby ona tylko wiedziała!

-Lubię, gdy jest ciemno.

Jej głos był niski i uwodzicielski.

-Nie masz nic przeciwko, prawda?
-Nie, wcale.

background image

Blane wyciągnął wykałaczkę z ust i upuścił ją na podłogę, przysunął się
i schwycił dziewczynę. Jego dłonie zamknęły się wokół jej gorących ramion
i przyciągnęły do niego. Nie będzie żadnej gry wstępnej, żadnego udawania.
Tak, jak to było z każdą inną kobietą, dopóki Christiana nie weszła w jego
życie. To będzie wielki dzień, gdy ta samica zniknie z jego życia.
Wtedy - może – sprawy wrócą do normalności, a on przestanie marzyć o niej
każdego przeklętego dnia. Ręka dziewczyny skierowała się prosto do jego
suwaka.

-Whoa!

Wycofał się w stronę drzwi.

-Chcesz, żebym przestała?
-Nie powiedziałem tego.

Przyciągnął jej twarz do swojej, lecz jej nie pocałował. Nigdy ich, ludzi, nie
całował. To nie wydawało się uczciwe. Zamiast do ust, ruszył do kąta delikatnej,
gorącej

żuchwy,

a

później

skierował

się

do

pulsującej

tętnicy.

Jej serce galopowało, kusząc go, gdy tak poruszała ręką nad jego twardniejącym
organem. Chciał jedynie jej krwi, ale kimże on był, żeby odmówić sobie
przyjemności robótek ręcznych? W ten sposób zanurzył twarz w zagłębieniu jej
szyi i mógł zapomnieć o jej człowieczeństwie.

* * * *

Christiana golnęła resztki z trzeciej szklanki cudownie różowego drinka.

Musiała oddać Jonasowi pokłon; takie nowoczesne menu było miłą odmianą
dla jej gatunku. Krwawe Daiquiri, które sobie zamówiła, było zadziwiająco
zimne i inne w smaku, ale dawało niezłego kopa, niczym picie z odurzonego
człowieka. Khalil będzie zainteresowany tymi nowościami. Wstała, rzucając na
stół dość pokaźny napiwek i zaczęła przesuwać się wzdłuż linii boksów w stronę
wyjścia.

-Christiana!

Zerknęła przez ramię i zobaczyła spieszącą w jej stronę Elenę, compagno
Jonasa, wyglądającą dziś podobnie do niego. Jej wnętrzności zacisnęły się.
Za każdym razem, gdy ta młoda wampirzyca zbliżała się, Christiana czuła
dziwaczną chęć, by ją całować. Nie pierwszy raz zdarzyło jej się to w stosunku
do kobiety, ale po raz pierwszy odczuwało tę potrzebę tak mocno.

Inne wampiry, które sprawiły, że można było tak się czuć, robiły to

naumyślnie. Niektóre wampiry potrafiły naumyślnie sprawić, by to odczuwała..
Elena nie robiła niczego podobnego. Nie czyniła nic, co dałoby się wyczuć, zaś
owo zauroczenie niestety nie było odwzajemnione.

Urok Eleny był po prostu magnetyczny. Była urzekająca. Choć nawet to

było niedopowiedzeniem. I to właśnie dlatego szła dalej, mając nadzieję, że uda
jej się czmychnąć głębiej do klubu, nim będzie musiała stawić czoła następnemu
przypływowi dziwacznych uczuć do Eleny. Przez ostatnie dwa tygodnie

background image

spędzały ze sobą każdą możliwą chwilę, pracując z Jonasem jako przynętą, by
nauczyć Elenę kontroli nad jej nowymi umiejętnościami. To był wyśmienity
sposób, by unikać Blane’a - niestety pojawiło się to nowe zauroczenie Eleną.

-Poczekaj.

Elena złapała jej ramię, a następnie mocno przytuliła, w sposób zbyt ciepły, jak
na tę zwykle sztywną samicę. Christiana zastygła, choć starała się nie obrazić
wampirzycy. Ta nie zrobiła przecież niczego złego, a dyskomfort, który u niej
spowodowała, nie był zamierzony.

-Dziękuję ci za to, że mi pomagasz.
-Nie ma za co.

Christiana zrobiła krok do tyłu, gdy tylko sorella puściła jej ramiona.
Pragnienie, by ją całować, było nawet silniejsze niż chwilę wcześniej, zupełnie,
jak gdyby neonato usiłowała ją uwieść poprzez magię krwi, choć nie nadszedł
napływ emocji, który pojawiłby się wraz z taką próbą. Ciekawe.

-To moja praca.
-Zrobiłaś znacznie więcej. Gdyby nie ty, w trakcie pierwszego tygodnia
kompletnie wyczerpałabym Jonasa. - Elena się uśmiechnęła - Dziękuję ci
za ułatwienie tego. Nam obojgu.
-To nic takiego.
-Proszę, powiedz, że wracasz z nami.

Pochyliła się i wyszeptała.

-Jesteś jedyną przyjaciółką, jaką mam oprócz Jonasa. Myślę, że Tori mi
nie ufa.

W rzeczywistości Tori czuła coś więcej, niż brak zaufania. Christiana
wyczuwała od tej człowieczki zazdrość w stosunku do Eleny. Co więcej,
szły za tym pewne oskarżenia. Ale ludzka pani detektyw miała dobry powód,
by nie ufać Elenie. Było w niej coś, na co reagował każdy w jej obecności,
co w efekcie końcowym było dość upiorne. Zdawało się, jakby była najbardziej
pociągającą istotą na Ziemi, choć wcale nie była ponadprzeciętnie piękna.
A gdy była w pobliżu padrone, to przyciąganie w jakiś sposób
się intensyfikowało i każdy mógł je odczuwać. To pozytywnie elektryzowało
powietrze. Perfumy Eleny przydryfowały w stronę Christiany, przyprawiając
ją o zawrót głowy. Taaa, to definitywnie był dobry powód, by nie ufać Elenie
jako kumpeli.
Christiana odsunęła się jeszcze dalej od wampirzycy i powiedziała:

-Nie planowałam zostać. Poczekam, zobaczymy, czego zażąda ode mnie

Khalil.

-Dobra, ale zastanów się nad zostaniem tutaj. Mogłabyś zamieszkać
w domku nad basenem.

Jasne. Nie ma mowy, żeby została w tym samym domku z Jonasem i Eleną.
Wtedy absolutnie nie byłaby w stanie powstrzymać się od myślenia o Blane’nie,
co noc słysząc ich uprawiających seks.

-Dzięki za propozycję. Rozważę to.

background image

Zaczęła się powoli wycofywać.

-Do zobaczenia jutrzejszej nocy.

Christina odwróciła się i ruszyła w stronę głównego baru. Tak, zobaczy ich
dopiero jutrzejszej nocy, w drodze do Wenecji, a to w obecnej chwili ją
uszczęśliwiało. Nie mogła już zdzierżyć następnych sekund spędzonych blisko
Eleny i Blane’a. Jeśli nie wydostanie się szybko z Collins, dostanie seksualnego
rozstroju. Efektem tego byłoby pewnie zdarcie ciuchów z boskiego ciała
Blane’a. Przekroczyła drzwi oddzielające sekcje VIP-ów od głównego baru
i wyciągnęła komórkę z kieszeni. Rozsunęła urządzenie i spojrzała na ikonkę
koperty. Vincenzo powinien był do tej pory wysłać jej e-mail, ale nie było
żadnej wiadomość – Trach! Odbiła się od czegoś - kogoś - wielkiego i zatoczyła
się w tył. Christiana spojrzała w górę, by zobaczyć, na kogo wpadła.
To był Blane. Bez wątpienia wychodził z jednego z fetyszystycznie
urządzonych pokoi, rozmieszczonych tuż za nim - czyli dokładnie tak, jak zwykł
czynić co noc od jej przyjazdu do miasta. Widząc go zasuwającego rozporek
w spodniach, poczuła, jak jej krew gotuje się z wściekłości. Nie obchodziła jej
kobieta, od której wyszedł. On zaś nawet na nią nie spojrzał.

-Patrz, jak chodzisz.
-Wylazłeś prosto na mnie. Nic nie poradzę, że jesteś zbyt zajęty
uciekaniem przed jakimś czło… jakąś dziewczyną, by odrobinę uważać.

Jego zielone oczy wwierciły się w jej twarz.

-Aaaa. To ty.

Jego usta rozchyliły się w szerokim uśmiechu.

-Dalej się z nikim nie bzyknęłaś księżniczko, czyż nie?

Chełpliwy wyraz jego twarzy sprawił, że zwinęła dłonie w pięści. A potem
spróbowała je rozluźnić. Co było w nim nie tak, że jej kontrola ulatywała w jego
obecności przez okno? Byli na skraju erotycznych utarczek praktycznie każdego
dnia, od czasu jej przyjazdu. Jasne, że to była jego wina. On najzwyczajniej
na świecie nie potrafił odmówić sobie dogryzienia jej za każdym razem, gdy się
mijali. Blane pochylił się. Mogła wyczuć zapach ludzkiej krwi w jego oddechu,
jak i wibracje pewności siebie, a seksualne zainteresowanie owinęło się dookoła
niej, jak zawsze, gdy był tak blisko.

-Wiesz, bardzo chętnie zająłbym się twoim problemem.

Wskazał kciukiem w stronę korytarza.

-Moglibyśmy wejść do jednego z tych pokoi i…
-Nie.

Christiana wzięła głęboki, uspokajający oddech i spróbowała się uśmiechnąć.

-Cóż, jestem pewna, że to mogłoby się spodobać jednej z twoich canes,
którymi tak bardzo jesteś zainteresowany, ale dla mnie w tej chwili nic nie
mogłoby brzmieć bardziej odpychająco.

Zacisnął szczękę.

-Boisz się, że mogłabyś to polubić?
-Nie wątpię, że jesteś dobrze wyszkolony.

background image

Uśmiechnęła się szczerze na tę myśl. Miała mnóstwo czasu, by myśleć o tym
w trakcie ostatnich dwóch tygodni.

-I właśnie to przekonanie mówi mi, że nie potrzebuję znaleźć się z tobą
sam na sam w jednym z tych pokoi.

Nadmierna pewność siebie zawirowała wokół niego. Prawdopodobnie pomyślał
sobie, że ją rozgryzł.
Głupiec.

-Więc rozpalasz się dla mnie.
-Wprost przeciwnie. Uważam, że jesteś szowinistycznym narcyzem.

Christiana wyszczerzyła zęby, po chwili zmuszając szczękę do rozluźnienia się.
Podobała jej się myśl, że on nie zrozumiał, co oznaczała jej zniewaga, choć
Blane dowiódł jej w trakcie ostatnich dwóch tygodni, że jest znacznie
inteligentniejszy, niż na to wyglądał.

-Ale myślisz, że jestem gorący.
-Nie jesteś w moim typie.

Było to kłamstwo. Szczerze mówiąc, on był atrakcyjny; szeroka ściana
opalonych muskułów z barkami wykraczającymi poza czarno-zielone włosy
okalające jego twarz, czy kolczyk w uchu. Żadna kobieta o zdrowym umyśle nie
nazwałaby go nieatrakcyjnym. Ale ona nie zamierzała dać się teraz na to złapać.
Spędziła całą podróż, unikając Blane’a i jego awansów. Zbyt dużo ją to
kosztowało, by teraz się poddać. Christiana obeszła go. Blane schwycił jej
ramię i przyciągnął, by znów na niego musiała spojrzeć.

-A jaki jest twój typ, Księżniczko?

Jęknęła. Sposób, w jaki uparł się, by tak ją nazywać i ton jego głosu sugerował,
że myśli o niej jako snobce, a to zaczęło działać jej na nerwy.

-Ktoś ze smakiem i szacunkiem dla samego siebie.
-Uaaa! To zabolało.

Złapał się za pierś i zachichotał.

-Czyżbym nie był dostatecznie nadęty, jak na twoje standardy? Nie
schlebiaj sobie. Gotów jestem zrobić ci przysługę. Proponuję, że cię
wypieprzę, a nie, że zostanę twoim compagno.
-Osoba w moim wieku nie będzie marnowała życia na fratello
szukającego tylko szybkiego bzykanka. To nigdy nie jest takie
nieskomplikowane.
-No cóż, ty też nie jesteś w moim typie.

To ją zabolało. Ale tylko dlatego, że Christiana wiedziała, iż była to prawda;
Blane wielokrotnie to udowadniał. Mimo to odpowiedziała:

-Oświeć mnie.
-Jesteś sztywna, jakbyś miała kij w dupie.
-Bo nie padam na kolana, ubóstwiając ziemię, po której stąpasz?
-Dlatego, że nie zaprzeczyłaś, że ci się podobam.

Pochylił się w jej kierunku.

-Albo dlatego, że podobają ci się kobiety.

background image

W gardle Christiany urosła gula. Zawahała się, obawiając powiedzieć coś więcej
na ten temat.

Blane był za inteligentny.

-No nie! Chyba postradałeś zmysły.
-Widziałem, jak pracowałaś z Eleną. Testowałaś ją. Ale nie martw się.
Nikomu o tym nic nie powiem.

Już otworzyła usta, gotowa do kłótni, ale nie mogła przecież powiedzieć
Blane’owi o swojej teorii. Wampiry z sukubim talentem były dokładnie
kontrolowane przez Radę, ponieważ stanowiły niesamowite niebezpieczeństwo.
Ich ugryzienie mocno uzależniało z powodu wyjątkowo silnie odczuwanej
przyjemności. Gdyby on lub ktoś z najbliższych dowiedzieli się, o co
podejrzewała Elenę, mogliby ją ukryć. Albo jeszcze gorzej.

-Oszukujesz się jeszcze bardziej, niż podejrzewałam. Po prostu trzymaj

się ode mnie z daleka, dopóki nie wyjadę. Ponownie zaczęła go okrążać.

-Po tej nocy już nigdy więcej mnie nie zobaczysz.

Blane tym razem jej nie zatrzymał i pozostał w tyle, pozwalając jej wyjść
z klubu, tak jak sobie tego życzyła. Więc dlaczego jakaś jego część tak bardzo
pragnęła ją zatrzymać?


background image

Rozdział 5

Blane upchnął swoje skarpetki w głąb torby podróżnej.

-Dostawa fosforyzujących naboi i srebra przybędzie do doków
w czwartkową noc. Upewnij się, że tutaj dotrą. Ukryj je w piwnicy, a ja
zajmę się nimi, gdy wrócę.

Zasunął zamek.

-Dostawca z FedExu powinien dostarczyć paczkę w piątek. Połóż ją na
mojej komodzie.

Spojrzał w górę na Arracado.

-Ale jej nie otwieraj.

Handlarz krwi w klanie - albo, jak Jonas upodobał sobie go nazywać, „czerwony
alfons” – siedział na krawędzi łóżka Blane’a ubrany w jasno-szarą koszulkę,
czarne, luźne spodnie i pasujący do całości płaszcz. Jego krótkie złote włosy
były uniesione na czubku głowy, przypominając tym irokeza. Wysoko wygięte
brwi rozjaśniały już i tak przejrzystą powierzchnię jego jasnozielonych oczu, co
wyglądało bardzo niepokojąco.

-To musi być coś paskudnego.

Blane wybuchnął śmiechem.

-To dość niezwykłe zamówienie.

-Nie chcę wiedzieć co to, prawda?

-Raczej nie.

Blane zarzucił torbę na ramię. Gdyby inni poznali wszystkie osobliwe prośby
od niektórych wampirów z nieco niezwykłymi gustami, z jakimi musiał sobie
radzić na co dzień, wszyscy widzieliby ich w zupełnie innym świetle. Cóż, może
akurat nie Arracado.

-Dobra.

Arracado przeszedł w stronę drzwi.

-A tak w ogóle, kogo będziesz ochraniał?
-Mam być wsparciem dla Michaela i Tori. Jeszcze nie powiedzieli mi,
co mam dokładnie robić.

-To zwykle należy do obowiązków Gregoriego, prawda?
-G będzie prowadził The Dungeon, dopóki nie wrócimy.

Blane zaśmiał się, zatrzaskując drzwi tuż za sobą.

-On nie może latać – dostaje wtedy mdłości.

Fratello zadławił się ze śmiechu.

-A to ci dopiero!

-Wszyscy mamy swoje słabości.

background image

Blane podążył za nim w dół korytarza, w stronę frontowych drzwi.

-Sądzę, że jestem gotowy by wyruszyć w drogę.

Arracado otwarł drzwi i ruszył do czarnego Mercedesa, którego zaparkował
kilka wolnych miejsc dalej od pozostałych samochodów. Jak zwykle obawiał się
nawet najmniejszego zadraśnięcia karoserii.

-Pomyśl, że z dziewczyną Khalila wszystko poszło dobrze.
-Christianą?

Blane rzucił swoją torbę na tylnie siedzenie, następnie otworzył drzwi pasażera.
Obaj usiedli, zamykając drzwi praktycznie w tym samym czasie.
Arracado odpalił samochód.

-Z tą, którą śledziłeś?

Blane się zaśmiał.

-Dokładnie tą.
-Jonas powiedział, że miałeś niezły ubaw, bawiąc się nią. Co prawda, było
to nieco okrutne.

Dobrze. I właśnie tak mieli myśleć. Żaden facet nie chciał władczej kobiety.
Tylko cipki pozwalały kobietom mówić, co mają robić, tak zwykł mawiać jego
ojciec. Więc nikt nie musiał wiedzieć, jak cholernie była seksowna, gdy
zaciskała pięści i uderzała go w twarz. A już z pewnością nie musieli wiedzieć,
jak robił się twardy, gdy przybierała postawę mówiącą „jestem lepsza od
ciebie”. Pomyśleliby sobie, że jest świrem.
Właściwie to oni już tak myśleli. To jedynie by ich w tym upewniło.

-Ale cóż za ciało, sam chętnie bym się z nią umówił

Powiedział Arracado, wykręcając samochodem. Coś wewnątrz Blane’a
zawarczało, ale nie dopuścił, by to się ujawniło. Potrząsnął głową. Dlaczego
wciąż miał uczucie, że ona należały do niego? Nie miał do niej żadnych praw.
Ona nawet go nie lubiła. Mimo tego, od czasu tamtej pierwszej nocy, nie mógł
nawet zjeść bez myślenia o niej. Dzięki Bogu, że dziś wyjeżdżała. Nareszcie
wróci do normalnego życia. Samochód pędził główną drogą, powoli skręcając
w stronę lądowiska. Drugi wampir na niego spojrzał, jego brwi nieznacznie
zjechały ku sobie.

-Czego?

-Nic. Mógłbym przysiąc, że zawarczałeś.

Blane wybuchnął śmiechem, brzmiącym prawie tak, jak naturalny.

-Wydaje mi się, że masz problemy ze słuchem.

-Możliwe.

background image

Arracado siedział wygodnie na swoim siedzeniu, przypominając odrobinę
za bardzo jakiegoś gościa z reklamy drogich samochodów.

-Albo po prostu ją lubisz.
-Jasne. To właśnie to. Uwielbiam szalone suki, które na mnie wrzeszczą.

Tym razem zaśmiał się Arracado.

-Może tak właśnie jest. A może, jest tak właśnie dlatego, że ona

nie wierzy w nawet jedno cholerne słowo, które powiedziałeś. Widziałem,
jak rozmawiałeś z nią wczorajszej nocy u Michaela.
Blane postarał się, by nie zacisnąć szczęk.

-I?

-Naprawdę zamierzasz powiedzieć mi, że ona na ciebie nie działa?

-Chyba straciłeś swój cholerny rozum, Rac-a-do.

Ciche warknięcie dobiegło z fotela kierowcy. Ta ksywka zawsze załaziła
mu za skórę, co pozwoliło odsunąć myśli Arracado od tego tematu.
Wampir zesztywniał i wziął głęboki wdech, starając się za wszelką cenę
zignorować obrazę, choć przez całą drogę jego pięści nie rozluźniły się na
kierownicy. Nie powiedział ni słowa do końca drogi na lotnisko. Gdy samochód
się zatrzymał, Blane otworzył swoje drzwi. Arracado odwrócił się w jego stronę.

-Wiesz, każdego wieczora widuję facetów pieprzących kobiety tylko po
to, by udowodnić, że są normalni.

Blane zaczął wysiadać. Nie potrzebował gatki umoralniającej.
Drugi mężczyzna złapał go za ramię.

-Ale gdy przychodzą do mnie, szukają kogoś, kto ich dowartościuje.

Szukają wyzwania, bo są nieszczęśliwi przez własne kompleksy i swoje
kobiety. Pragnienie tego nie zagraża twojej męskości. Nie przeżyj
własnego życia, próbując zaimponować innym.

-Jasne. Spróbuje zapamiętać.

Wyszarpnął ramię i otworzył boczne drzwi, by dostać się do swojej torby.

-Nie ma powodu świrować. - Powiedział Arracado, odwracając się do

tyłu. - Nic nie powiem. Pełna dyskrecja, zawsze.

-Czasem zaczynasz naprawdę przeginać.

Wyciągnął torbę i stanął na chodniku.

-Dzięki za przejażdżkę, - wymamrotał zatrzaskując za sobą drzwi.

Nawet za zamkniętymi drzwiami, odchodząc, mógł usłyszeć przeklinającego
Arracado. Wyszczerzył się. Spacerkiem przeszedł przez bramę, a następnie
przez asfalt do wymuskanego prywatnego odrzutowca, którym Khalil wysłał
Christianę. Blane wspiął się po schodach i wszedł do środka, gdzie już siedzieli

background image

jego padrone oraz cosca. Rozejrzał się, ale nie dostrzegł Christiany.
Musiała polecieć innym lotem. Miał taką nadzieję. Samolot, stylowo urządzony
w odcieniach brązu i kremu, był znacznie większy, niż się spodziewał.
Mogliby przetransportować całą drużynę koszykarską na pokładzie,
a i tak mieliby jeszcze mnóstwo miejsca. Albo Khalil kupował tylko to,
co najlepsze, albo chciał mieć pewność, że jego księżniczka przybędzie w glorii
i chwale. Prawdopodobnie chodziło o to drugie. Jonas uśmiechał się ze swojego
miejsca na małej kanapie, gdzie siedział obok Eleny po lewej stronie maszyny.
W ciemnym garniturze wyglądał jeszcze straszniej niż zwykle.

-Rozczarowałeś mnie.
-Dlaczego?

-Liczyłem, że skopię ci dupsko.

Uśmiechnął się głupkowato.

-Nie pozwól, by kostium Halloweenowy uderzył ci do głowy.

Michael siedział po drugiej stronie przejścia, obok Tori, która przeglądała jakiś
magazyn. Nawet jeśli była zdenerwowana byciem jedyną żywą istotą
na pokładzie, nie okazywała tego. Dziewczyna miała jaja.
Padrone skinął w jego kierunku.

-Dziękuję za przybycie na czas.
-Nie mogłem pozwolić, by J po mnie przyszedł. Kiedy już bym z nim
skończył, nie byłby taki sam.

Blane umieścił torbę na pustym siedzeniu obok nich, podczas gdy reszta
zanosiła się śmiechem.

-Wciąż wierzysz w te mrzonki, hym? – Spytał Jonas.
-Może powinniśmy spróbować walki w tych klatkach, którymi zajmuje
się Gregory.

Pilot wychylił głowę zza drzwi kabiny.

-Proszę zająć swoje miejsca. Jesteśmy gotowi do startu.

Drzwi znów się zatrzasnęły. Blane wślizgnął się na miejsce obok Michaela
i Tory.

-Więc co dokładnie mam robić w trakcie tej wycieczki?

-Dbać, by Christiana była bezpieczna.

Gdyby nie należał już do martwych, Blane przysiągłby, że gula w jego gardle
spowodowałaby jego śmierć.

-Chyba sobie żartujesz. Byłem przy niej przez ostatnie dwa tygodnie. Ona
nie może mnie zdzierżyć.

background image

-Jest pod naszą opieką, dopóki nie będzie w domu z Khalilem. Chodziły
plotki o przecieku odnośnie lokalizacji naszego spotkania. Możemy zostać
zaatakowani przez Agencję w Wenecji, a skoro my będziemy
odpowiedzialni za obronę naszych towarzyszek, ty będziesz chronił
Christianę.
-Michael, nie sądz-
-Nie ma innego wyjścia, Blane. Wiem, że wasza dwójka się nie lubi.
To właśnie dlatego ty jesteś doskonałym wyborem.

-To jasne jak błotko.

Tori parsknęła krótkim, urywanym śmiechem, i skryła się za przeglądany
magazyn.

- Dwie noce temu Khalil poinformował mnie, że przyobiecał ją padrone
Rzymu.

Echh. Blane wiedział, że niektórzy z liderów aranżowali połączenie swoich
znajomków ze swoimi dziećmi, ale nigdy nie poznał nikogo, kogo naprawdę
by to spotkało. Christiana była najsztywniejszą kobietą, jaką w życiu poznał.
Nie było mowy, żeby przystała na wymuszony związek, taki którego by nie
akceptowała.

-Czy ona już wie?

Michael uniósł brew, powoli obserwując jego twarz.

-Dlaczego cię to obchodzi?
-W zasadzie nie bardzo.
-Więc tylko się upewnij, że jest bezpieczna. Ostatnią rzeczą, jakiej
potrzebujemy, jest to, by coś jej się przydarzyło na naszej warcie.

Rzucił tylko okiem na Jonasa i znów patrzył na niego, jak gdyby mieli jedną
z tych umysłowych pogawędek.

-I nie wspominaj o tym jej zaaranżowanym vincolare. To już działka
Khalila.

Blane potaknął. Nie powie jej o tym. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, było
ściągnięcie gniewu wampirzego króla na swój tyłek.

* * * *

Christiana ułożyła ostatniego włosa na swoje miejsce i poprawiła różowy,

kaszmirowy sweter. Potrzebowała gorącej kąpieli, ale odrzutowiec nie oferował
takich luksusów. Spanie tu w ciągu dnia nie było najlepszym wyborem na
świecie, ale utrzymało ją z daleka od śmiesznie zielonowłosego wampira,

background image

Blane’a. Czując, jak samolot unosi się w powietrzu, wiedziała, że byli w drodze
do Wenecji na Luna di Anima

5

, coroczne spotkanie wampirzych rodzin, gdzie

mogli oddać się dyskusjom politycznym i celebrować nadchodzący nowy rok,
wydając bale i przyjęcia.
Wracała do życia, do którego była przyzwyczajona.

Otworzyła drzwi i przeszła przez wąski korytarz prowadzący do części

siedzącej. Jej oczy dryfowały od twarzy do twarzy, zatrzymując się gwałtownie
na Blanie. Co on na BOGA robił na pokładzie?
Michael przytulił do siebie mocno swojego człowieka.

-Christiano. Dobrze spałaś?

-Tak. Dziękuję.

Ruszyła do jedynego wolnego fotela, tuż obok Blane’a. Usiadła i pozwoliła, by
aura jego emocji jej dotknęła. Nie była to jak zwykle wypływająca z niego
arogancka duma. Zamiast tego był poważny, wręcz przepełniony współczuciem.
To sprawiło, że zaczęła się zastanawiać, co wydarzyło się, gdy spała.

-Będziesz miała coś przeciwko, jeśli ja i Tori położymy się na chwilę?

Ona jeszcze w ogóle nie spała.

-Czujcie się jak u siebie.

Patrzyła, jak ta dwójka przechodzi na tył samolotu. Jonas i Elena wtulali
się w siebie, siedząc na podwójnym fotelu przed wielką plazmą wiszącą na
północnej ścianie, ze słuchawkami na uszach.

-Nie zastanawiasz się, dlaczego tu jestem?

Blane przyglądał się uważnie jej twarzy. Jego przyciszony głos nie zdradzał
żadnych emocji.

-Zaciekawiło mnie to.

-Michael wyznaczył mnie, bym cię strzegł.

Zaśmiała się.

-Ja nie potrzebuje twojej ochrony.

-Mam swoje rozkazy.

-Natychmiast po przybyciu na miejsce każę Khalilowi uwolnić cię od
twojego obowiązku.

Posłał jej dziwne spojrzenie. Współczucie, wyczuwalne w jego aurze, wzmogło
się.

-Co jest nie tak z tobą? Sprawiasz wrażenie, jakbyś rozmawiał z kimś,
komu właśnie zginął kot.

Blane wziął głęboki wdech i uśmiechnął się krzywo.

5

Księżyc Duszy

background image

-Zrobiło mi się ciebie żal. Pewnie nudziarstwem jest życie w tak nadętym
miejscu, z tymi wszystkimi starymi wampirami.

-Nie wszyscy możemy być beztroscy i zielonowłosi, Blane.

-Musisz choć raz ze mną wyjść. Może zmieniłabyś zdanie.

Zachłysnęła się.

-Zapraszasz mnie?

-Może?

Taaa. Jasne. Nie zamierzała dać się na to nabrać. Prawdopodobnie miał zamiar
zarywać panienki w czasie, gdy będzie zajęta w Wenecji jako tłumacz.
Christiana wyciągnęła laptop spod siedzenia. Uniosła pokrywę i czekała, aż jej
program z e-mailami się uruchomi. Pozwoliła na pobranie wszystkiego, co
przegapiła, a następnie zaczęła czytać tytuły wiadomości.

-Nie musisz się aż tak ekscytować.

Rzuciła okiem na Blane’a, klikając na e-mail o tytule „Nasze Pierwsze
Spotkanie”.

-Mam już umówioną randkę na ten tydzień.

-Doprawdy? Znalazłaś kogoś, kto buja się w księżniczkach, huh?

-Znalazłam gentelmana, tak.

-I gdzie znalazłaś ten skarb?

-To już nie twój biznes.

Blane pochylił się do przodu, jego czarno-zielone włosy gładko się poruszały
i opadały wokół jego twarzy.
Wyszeptał,

-Nie mów, że znalazłaś go na serwisie randkowym.
-Poznałam go przez stronę Rady.

To była prawda. Vincenzo znał tę stronę i poznał ją na jednym z sekretnych
czat-roomów, co potwierdzało, kim był. A po tych wszystkich rozmowach
skontaktował się z nią. Blane zachichotał.

-Nie pójdziesz na randkę w ciemno z kimś, kogo poznałaś w sieci.

-Nie prosiłam o twoją zgodę.

-A powinnaś.

Uniósł brew.

-Ochraniam cię. Pamiętasz?

-I tak pójdę, - zagderała.

-No to zobaczymy, Księżniczko.

Blane odchylił się i założył ręce za głowę. Ta znajoma arogancja wprost z niego
promieniowała.

background image

-Jeśli będziesz grzeczną dziewczynką.

Pokazała mu środkowy palec.

-Och!

Zaśmiał się głośniej.

-Nie widziałem, że uczą tego w prywatnych szkołach.

Christiana skupiła się na e-mailu, który zajmował większą część ekranu.

Najdroższa Julio,

Będę na spotkaniu i nie potrafię wyobrazić sobie niczego przyjemniejszego

od zobaczenia ciebie. Znajdziesz mnie przy STATULE

na środku DZIEDZIŃCA tuż po północy, w trakcie maskarady.

Do tego czasu,

Twój Romeo.


Uśmiechnęła się. Był to często wygłaszany banał, ale ostatecznie była to
najromantyczniejsza wiadomość, jaką w życiu otrzymała. Każdy poprzedni facet
pragnął ją kontrolować lub posiąść z powodu jej władzy. Już dosłownie za
chwilę miała poznać kogoś, kto pragnie jej tylko i wyłącznie z powodu jej
osobowości.

-Och, musisz sobie ze mnie robić jaja! To najbardziej żenujący tekst, jaki

w życiu czytałem.
Oczy Christiany skoczyły w stronę rozbawionej twarzy Blane’a nachylonej
zdecydowanie zbyt blisko i czytającej jej list. Jak mogła przegapić jego ruchy?

-Ani jednego słowa, neonato!

Właściwie to nie był już dzieckiem, ale był od niej młodszy. Wyszarpnęła
pokrywę laptopa z ręki Blane’a i zatrzasnęła go. Wampir wrócił na swoje
miejsce.

-Nie spotkasz się z nim.

-A ty nie będziesz mi mówił, co mam robić.

Uśmiechnął się leniwie.

-Przekonasz się, ze tak.

-Jesteś takim…

Zazgrzytała zębami, co przyciągnęło uwagę Jonasa i Eleny.

-Jesteś– Ty mięczaku. Trzymaj się ode mnie z daleka, ty ignorancki
chamie!

background image

Jego twarz znieruchomiała, wyraźnie zacisnął szczękę. W mgnieniu oka, Blane
skoczył na nogi i przyszpilił ją do siedzenia, obejmując ramionami jej barki.
Meble wewnątrz samolotu zatrzęsły się, ale nie sądziła, żeby miało to coś
wspólnego z turbulencjami.
Pochylił się. Zbyt blisko.

-Posłuchaj, Księżniczko. Wiem, że przywykłaś, by całowano twój tyłek,
ale nie jestem twoim sługą.

Wgapiał się w nią, sprawdzając czy będzie miała czelność coś odpowiedzieć.

-Khalil nie ma na tyle mocy i dostatecznie dużo ludzi, by powstrzymać
mnie przed rozszarpaniem cię na części, jeśli jeszcze raz tego spróbujesz.

Ktoś szarpnął jego ramię, ale on nawet się nie poruszył.

-Blane.

Głos Jonasa był surowy.
Pociągnął Blane’a za ramię, a wampir pozwolił mu się odciągnąć.
Meble dookoła niej przestały grzechotać z powodu jego gniewu.

-Zostaw ją.

Jego oczy skierowały się w stronę Christiany i spojrzały na nią ostrzegawczo.

-Ona nie jest tego warta.

Coś w lodowatym spojrzeniu Jonasa, tak wyjątkowo gościnnego do tej pory,
i ton jego głosu sprawił, że ten komentarz zabolał. On naprawdę myślał, że ona
nie była tego warta. Jak gdyby była kimś mniej wartym od niego. W dziwaczny,
pokręcony sposób, to miało sens. Dla tej grupki Włoskich mafiosów była
niczym więcej, jak tylko rozpieszczonym bachorem oraz szpiegiem dla lidera.
Była głupia, myśląc, że postrzegali ją jako jedną z nich.

* * * *

Christiana przeciągnęła się, a później rozejrzała, obserwując ciemne,

nieruchome wnętrze odrzutowca. Jonas i Elena spali, opierając się o siebie.
Michael i Tori nadal byli w sypialni; nawet siedząc tutaj wyczuwała człowieka.

Blane’a nie było w zasięgu wzroku. Zdawało się być późno, ale z powodu

różnicy czasu nie była tego do końca pewna. Odsunęła nieco roletę zakrywającą
okno ciągnące się wzdłuż kanapy. Nie ukazało się żadne światło. Pociągnęła ją
odrobinę bardziej. Było późno, prawdopodobnie blisko północy; księżyc w pełni
rzucał cień na budynki. Trzy czarne limuzyny rozciągały się przy białych
schodach prowadzących na zewnątrz odrzutowca. Christiana obciągnęła

background image

koszulkę i ruszyła do wyjścia. Otworzyła drzwi samolotu i spojrzała w dół
schodów. Ktoś później odbierze jej rzeczy. Teraz potrzebowała kąpieli.

-Gdzie się wybierasz?

Spytał Blane stojący tuż za nią. Christiana westchnęła głęboko, a następnie
odwróciła się w jego stronę.

-Zamierzam zameldować się w moim pokoju.

-Nie beze mnie.

-Nie idziesz ze mną.

Odwróciła się i szybko zeszła po schodkach.

-A właśnie że idę. Michael nakazał mi być przy tobie, dopóki Khalil
osobiście mnie z tego nie zwolni.

Przeszła przez chodnik ku pierwszej limuzynie, gdzie szofer szeroko otworzył
drzwi. Wślizgnęła się do środka, a później zatrzasnęła mu przed nosem.
Nie jedzie. Koniec konwersacji. Szarpnął klamką i drzwi znów stanęły otworem.
Blane patrzył na nią, gdy usadawiała się na miejscu, by po chwili samemu wejść
i zatrzasnąć za sobą drzwi.

-Zaczynasz mnie wkurwiać, Księżniczko.

-Przestań mnie tak nazywać!

-Przestań się tak zachowywać.

Gdy limuzyna ruszyła, odwróciła się w jego stronę, starając się, by jej twarz
wyglądała rozsądnie i spokojnie.

-Spójrz na mnie, Blane. Naprawdę doceniam to, co robisz, ale nie zniosę
nawet jednej minuty więcej. Ty również nie chcesz być blisko mnie.

Odwrócił głowę i gapił się przez okno, mięśnie na jego szczęce pracowały.

-Więc ułatwmy to sobie. Zostanę w swoim pokoju, a razem będziemy
jeździć na spotkania, żeby wszystkich uszczęśliwić.

-Czego sobie tylko życzysz.

-Dziękuję Ci.

Christiana poprawiła się na siedzeniu.

-To nie musi być takie trudne. Zobaczysz.

-Jasne.


Słowo to wypowiedział płaskim, nieczułym tonem. Nie było mowy, żeby
zostawił ją samą, nie teraz. Nie, Blane był za dobry w wykonywaniu rozkazów
Michaela, by uwierzyła, że zrobi cokolwiek innego, niż przykazał mu padrone.
Wymknięcie się spod jego opieki będzie wymagało odrobinę więcej finezji.

background image

Rozdział 6

Drzwi limuzyny otworzyły się i Blane stanął na chodniku. Powinienem

bardziej uważać, Christiana mogłaby przecież zauważyć erekcję rozpierającą
jego spodnie. Jak mogły podniecać go jej tyrady? Powinien być męski,
dominujący, ale za każdym razem, gdy wyrzucała z siebie te charakterne napady
złości, coś wewnątrz niego iskrzyło. Coś, co pragnęło ją zdominować.
Jak wtedy, gdy leżała na nim, zanurzając swoje kły w jego szyi na siłowni.
To praktycznie oznaczało jego zgubę. Tata miał racje. Blane był chorym, małym
świrem. Musiał uwolnić się od Christiany. Ochranianie jej mogłoby
nadwyrężyć granice jego samokontroli, a ostatnim czego pragnął, była
podniecająca go, sukowata kobieta. Chłopaki nigdy nie pozwoliliby mu o tym
zapomnieć.

-Tędy, Signore. - Powiedział szofer łamaną angielszczyzną.

Skinął na hotelowego boya, który holował ich bagaże w stronę wejścia
zrobionego z terakoty prowadzącego do białego budynku. Większość z okien na
każdym z pięciu pięter była wąska, z łukowatymi, szpiczastymi szczytami.
Gmach wyglądał tak staro, jak samo miasto.

-Benvenuto al Palazzo Bembo

6

– powiedział odźwierny.

-Grazie – powiedziała Christiana, szybko odchodząc od Blane’a.

Pospieszył, by ją dogonić. Nie pozwoli jej zrobić mu wstydu przy ludziach.

-Zgaduję, że mieliśmy rezerwacje.

-Tak. Wszystkim się zajęto.

-Signora Christiana. – Nieduży, chudy mężczyzna siedzący za biurkiem

praktycznie wytrysnął, gdy ją zobaczył.

- Benvenuto. Siamo così felice siete qui. Abbiamo vostra stanza normale

pronta

7

.

-Grazie, Antonio.

Christiana zatrzymała się przy rozdzielającą ich ladzie. To nie był pierwszy raz,
gdy Blane marzył, by jego włoski był lepszy. Bycie blisko Michaela, Jonasa
i innych wystarczało jedynie, by zapewnić mu podstawy języka.
Tak wiele z używanych przez nich słów nie występowało nawet
w nowoczesnych słownikach, choć był w stanie przetłumaczyć to na tyle,
by zrozumieć, iż ci ludzie ją rozpoznali i ciepło przywitali. Ona i mężczyzna
trajkotali przez jakiś czas, dopóki Antonio nie dał im dwóch kluczy.

6

Witamy w Palazzo Bembo

7

Witamy. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że tutaj jesteś. Twój pokój jest gotowy.

background image

Następnie Blane podążył za Christianą i chłopcem hotelowym na czwarte piętro.
Wręczyła mu klucz.

-Twój pokój jest zaraz obok mojego. Zadowolony?

-Tak. – Czy ona właśnie była miła? – Dziękuję.
-Musimy być na pierwszym spotkaniu jutrzejszej nocy. Masz czas, żeby
zrobić cokolwiek zechcesz. Jeśli o mnie chodzi, wezmę kąpiel.

-Jeśli wyjdziesz z pokoju, dasz mi o tym znać?

Wzruszyła ramionami i poszła za chłopcem do swojego pokoju.

* * * *

Blane wciągnął na siebie parę jeansów i podszedł do balkonu. Nawet

lodowaty prysznic nie wystarczył, by jego nabrzmiały organ zwiotczał. Ta bójka
w limuzynie nie powinna się wydarzyć. Teraz, za każdym razem, gdy myślał
o przebytej z nią walce, to jedyne, co mógł zrobić, to sięgnąć ręką w dół i …
Ale nie zamierzał onanizować się myśląc o niej. O, nie. Nie zamierzał stać się
kluchowatą piczką, czego z pewnością oczekiwała ta kobieta od każdego
mężczyzny, z którym była. Pchnął francuskie drzwi, wpuszczając zimne, nocne
powietrze i wyszedł na mały balkon. Poniżej białej poręczy, dzięki światłom
zabytkowych budynków, błyszczał Wielki Kanał.

Ze swego krótkiego pobytu w Wenecji, dawno temu, gdy był jeszcze

prawdziwym neonato, poszukującym aprobaty Michaela, Khalila i jego nowej
rodziny, pamiętał jedynie wodne taksówki poruszające się obok licznych
gondoli, zabierające ludzi i wampiry ku ich przeznaczeniu.

Po jego prawicy miękki, kobiecy głos śpiewał po włosku strofy urokliwej

piosenki. Rzucił okiem w tamtym kierunku. Na balkonie Christiany drzwi były
otwarte, a dźwięk dochodził właśnie z jej pokoju. To właśnie jej głos napełniał
powietrze tymi pięknymi nutami. Kto by się spodziewał, że taka twardzielka
potrafi tak słodko śpiewać? I dlaczego zostawiła drzwi otwarte? Powinna je
zamykać.

Każdy mógł wejść do środka - każdy agent albo wampir chcący wyrobić

sobie imię, zabijając córkę lidera. Wyglądało to tak, jakby prowokowała ich, by
do niej przyszli. Blane zagderał. Ta kobieta musi nauczyć się ostrożności, bo
inaczej zostanie zraniona. Dobrze by jej zrobiło, gdyby ktoś się zakradł i…
Uśmiechnął się głupkowato. Jeśli śmiertelnie ją wystraszy, może wtedy
podejdzie do sprawy swojego bezpieczeństwa poważnie. Wystarczyłoby
dowieść, że była, jak zwykle, w prawdziwym niebezpieczeństwie. Blane wspiął

background image

się na balustradę i przeskoczył bez trudu na jej balkon. Jego bose stopy wydały
cichy dźwięk klapnięcia w zetknięciu z betonem, ale ona nie przestała śpiewać.
Przezroczyste zasłonki były dokładnie zaciągnięte, mimo to Blane mógł
zobaczyć jej cień poruszający się w świetle padającym z łazienki.
Pokój był identyczny z jego: bezmiar twardego drewna na podłodze z kremowo-
granatowymi pasami na ścianach. Białe sklepienie sufitu z wyeksponowanymi
drewnianymi belkami kontrastowało z delikatnie rzeźbionymi drewnianymi
meblami o wyglądających na drogie obiciach. Koszulka Christiany leżała
beztrosko rzucona na łóżko, jakby rozbierała się po drodze do łazienki.

Jego kutas drgnął na tę myśl. Mimo to Blane odsunął zasłonkę i wszedł do

środka. Podszedł cicho do łóżka i powoli na nim się ułożył, opierając się
o zagłówek. Christiana przez cały ten czas kontynuowała śpiewanie, słowa
włoskiej piosenki stawały się coraz bardziej wyraźne. W końcu drzwi od
łazienki otworzyły się na całą szerokość. Christiana wyszła, a on wstrzymał
oddech.

Delikatne, czarne pończochy okrywały długie nogi, kończąc się na

szczupłych udach. Koronkowe zakończenia połączone z czarnymi podwiązkami
pasowały do majteczek w tym samym kolorze. Była topless i jej piersi kołysały
się nieznacznie, gdy się poruszała. Miała apetycznie zaokrąglone kształty, skórę
bladą niczym porcelana, a żaden z centymetrów jej ciała nie był sztuczny. Była
nawet gorętsza, niż wyobrażał ją sobie w swoich snach.

Gdy Christiana wchodziła do pokoju, zmusiła się, by nawet nie spojrzeć

na Blane’a. Prawdopodobnie planował ją przestraszyć, ale to mu się nie uda.
Usłyszała jego stopy na balkonie. Wejście do pokoju topless było doskonałą
zemstą. Nie osiągnie z tego żadnej satysfakcji, jedynie następną erekcję, tak jak
tę na siłowni i każdą następną, gdy na nią wpadał. Dla kogoś takiego jak on
będzie to cudownie zasłużoną torturą.

Podeszła do torby leżącej na krześle obok drzwi i przetrząsała ją

w poszukiwaniu swojego szamponu. Nie był niebotycznie drogim, choć jednym,
który sprawiał, że jej włosy były puszyste. Wszystkie inne sprawiały, że
wyglądały na przetłuszczone, choćby nawet zostały przed sekundą umyte.
Podniosła małą, czarną buteleczkę szamponu, ciesząc się, że przetrwała bez
szwanku podróż. Butelka wyskoczyła jej z dłoni, a następnie magicznie
poszybowała wzdłuż pokoju w stronę łóżka. Uśmiechnęła się, nie patrząc na
Blane’a.

-Nie powinieneś zakradać się do kobiecych pokojów. Mogłam cię zabić.

W jego głosie pobrzmiewała złośliwość.

background image

-Jeśli byś się odważyła.

-Czyż nie dowiodłam tego na siłowni?

Odwróciła się, by widzieć jego twarz. Stała prosto, więc jej nagie piersi
przyciągały jego uwagę. Lewa brew Blane’a uniosła się wysoko.

-Myślisz, że to właśnie zrobiłaś? Podziwiam twoją odwagę, chociaż teraz
zastanawiam się, dlaczego chcesz upaść tak nisko, spotykając się z taki
palantem jak Vincenzo. Prawdziwy fratello nie buszuje po sieci, by
znaleźć swoją compagnę.

-On nie jest zbyt towarzyską osobą.

Obrzuciła wzrokiem jego niekompletnie odziane ciało. Blane mógł być
prymitywny, nawet niedojrzały, ale ciało miał stworzone do grzechu. Nawet ona
nie mogła tego zignorować. Zaś biedne, ludzkie dziewczyny nie miały żadnej
szansy. Przekręt, jaki stosował, mógłby być zabawny - gdyby nie był tak
krzywdzący. Christiana znów spojrzała na jego twarz.

-To

zabawne,

że

wspominasz

o

prawdziwym

fratello.

Nadal zastanawiam się, jak możesz zabawiać się z tymi naiwnymi
ludzkimi dziewczynami. To praktycznie dzieci. Zrobiła kilka kroków w
stronę łazienki i przystanęła blisko krawędzi łóżka.
-Jesteś za słaby, by sprostać prawdziwej kobiecie?

Uśmiechnęła się leciutko, ciesząc się tym małym zwycięstwem i ponownie
ruszyła do łazienki. Blane pojawił się przed nią. Odchrząknęła i zaczęła go
obchodzić, a wtedy złapał ją za ramiona i przycisnął do swojego ciała. Przez
chwilę pragnęła pchnąć go na podłogę i pokazać, co by zrobiła prawdziwa
kobieta. Mogła tak zrobić. Różnica wieku pomiędzy nimi była wystarczająca, by
dać jej przewagę, ale postanowiła zadowolić się usunięciem go z drogi.

Christiana odepchnęła Blane’a ciężarem całego ciała, próbując odsunąć

go od drzwi. Blane musiał spodziewać się takiego ruchu, ponieważ kurczowo
przyciągnął ją do siebie, choć tym razem silniej. Przesunęła go jedynie o kilka
stóp, jednak to wystarczyło, by odsunąć go od drzwi łazienkowych. Blane
podryfował wzrokiem do miejsca, gdzie napierały na siebie ich nagie piersi
i powiedział do niej niskim, basowym głosem.

-Prawdziwe kobiety są wymagające. Te dziewczyny nie pragną przez cały
czas urwać mi jaj.

Jej twarz, na której powoli pojawiał się uśmiech, pochyliła się w stronę Blane’a.
Swoim najbardziej uwodzicielskim głosem odpowiedziała.

-Ale prawdziwe kobiety wyliżą twoje jądra, gdy już je wyrwą.

Wtem, zaskakując wampira, jedną dłonią pchnęła go mocno w środek torsu.

background image

To wystarczyło, by zatoczył się do tyłu na łóżko.

-Zapamiętaj to, gdy następnym razem jedna z twoich młodych
dziewczyneczek zostawi cię nieusatysfakcjonowanego.

Żądza Blane’a eksplodowała wokół, gdy wsparł się na łokciu, napinając swój
sześciopak. Objął wzrokiem całe jej ciało, a jego erekcja napinała spodnie
w oczywisty sposób. On naprawdę upodobał sobie silne kobiety. Uwiedzenie go
tu i teraz było prawie warte niezwracania uwagi na odstręczającą myśl o ich
byciu razem. Tak naprawdę to tego nie mogła zrobić. Frywolne kontakty nie
były zawarte w menu, ale mogłaby mieć z nim odrobinę zabawy.
Christiana skradała się w jego stronę.

-Naprawdę nie powinieneś zaprzeczać swoim pragnieniom, Blane.

Zawstydzenie, zakłopotanie i żądza zawirowały silniej, gdy wspięła się na
łóżko.

-Nie wiem, o czym mówisz.

Przerzuciła jedną nogę nad jego udem i przesunęła nią po całej jego długości.

-Tak, wiesz.

Blane się nie poruszył. Przesuwając swoje dłonie po jego klacie, usiadła na jego
biodrach, pozwalając by jej ciężar nacisnął na jego krocze.

Oczy Blane’a pociemniały, a jego wargi rozchyliły się, gdy na nią

spojrzał. To poruszyło wewnątrz niej coś mrocznego, coś, co sprawiło, że czuła
się potężna, zaś on stał się zniewalający. Dobrze znała to coś. To była ta jej
część, której istnieniu zaprzeczała, w zamian za możliwość bycia delikatnym
kwiatem, czego wymagała jej pozycja. I z tego powodu była tak
nieusatysfakcjonowana.

-Lubisz, gdy jestem ostra.

Pchnęła go na plecy, a potem jeszcze raz, gdy próbował się podnieść. Kiedy
przestał się ruszać, przysunęła się, pozwalając swoim nagim piersiom napierać
na jego tors. Wyszeptała do jego ucha, tak blisko miejsca, gdzie oznaczyła jego
kark.

-Będziesz dla mnie grzecznym chłopcem, Blane?

Wygiął się w jej stronę, warcząc niskim głosem. Jego pierś unosiła się i opadała
w szybkim rytmie. Gdy jej dłonie ślizgały się po jego ramionach, czuła ich
drżenie. Była to lepsza odpowiedź od spodziewanej, ale nie zamierzała się
skarżyć. W możliwości spowodowania, by mężczyzna osłabł z pragnienia,
tkwiła niesamowita moc.

-Lubisz, gdy jestem na górze. Gdy rządzę. Czyż nie, Blane?

Zesztywniał.

background image

-Nie.

-Kłamca.

Usiadła i zaczęła się odsuwać.

Blane schwycił jej biodra i przyciągnął ją do siebie. Jego oczy błagały

spod tej czarno-zieloną grzywki.

-Nie ruszaj się.

Christiana wygięła brew i odrzuciła jego ręce.

-Nie jestem zainteresowana robieniem czegokolwiek z tobą, jeśli później
zamierzasz się tego wyprzeć. Jest mi to niepotrzebne. Albo mnie chcesz,
albo nie.

Zamknął oczy i wyszeptał.

-Ty nie rozumiesz.
-Nie zrobię tego z kimś, kto nie potrafi przyznać się do swoich własnych
potrzeb.

Tak na serio, to nie zamierzała tego robić w ogóle, ale on nie musiał o tym
wiedzieć. Nie było mowy, że Blane tak odsłoni swe głęboko skrywane sekrety,
by mogła do tego dopuścić.

-To nie to, co robię. - Powiedział przez zaciśnięte zęby.

-Gówno prawda.

-Zostań tutaj.

Christiana odsunęła się.

-Nie.

Blane schwycił jej biodra i przeturlał ich tak, że teraz to ona była na dole, a jego
biodra przywierały do niej. Jego silne dłonie przytrzymywały jej ręce po bokach
jej głowy. Leżenie pod mężczyzną było cudowniejsze, niż zapamiętała.
Zbyt dużo czasu minęło od chwili, gdy silny samiec na niej leżał. A jeszcze
dłużej, biorąc pod uwagę od kiedy jeden z vampiro był w jej łóżku. Ale to nie
miało się wydarzyć.

-Zejdź ze mnie.

-Kto teraz zaprzecza własnym potrzebom?

Schował głowę w zgięciu szyi Christiany, a następnie zadrapał kłami jej skórę.
Zadrżała. Jej ciało zacisnęło się w środku i mogła wyczuć soki zbierające się
pomiędzy jej udami.

-Mogę wyczuć, jak bardzo cię podniecam.

Jego głos był niski i chrapliwy. Emocje Blane’a stały się tak klarowne, że nie
mogła już dłużej powiedzieć, gdzie kończyły się jego, a jej zaczynały. Pokój
wypełnił się duszącą potrzebą. Jej potrzeba jego dotyku, jego potrzeba jej ciała.

background image

Temu uczuciu nie dało zaprzeczyć i żadne próby nie mogłyby go przekonać.
Nawet głos w jej głowie utrzymujący ją z dala od robienia głupich rzeczy,
siedział cicho. Jedyną rzeczą jaka pozostała, był odgłos jego oddechu i uczucie
ciężaru na nią naciskającego. Usta Blane’a niespodziewanie znalazły się na jej
wargach. Jej mózgowi zajęło tylko chwilę, by zacząć funkcjonować, zrozumieć,
że zadziorny, przekłuty język głaskał wnętrze jej ust. Metal cudownie drażnił
jej język i podsuwał wizję, w której ten zakolczykowany język kieruje się w dół
jej ciała.

Christiana poddała się zdesperowana dotykowi jego skóry i pozwoliła

swojemu ciału pod nim się zrelaksować.

Umysł Blane’a płonął, a ciało czuło bolesną potrzebę wejścia w wijącą się

pod nim Christianę. Smakowała lepiej, niż sobie wyobrażał. Jej ciało było
prawie tak samo ciepłe, jak jej usta. Pachniała jaśminem, a jej włosy były
niczym chłodny jedwab w jego rękach. Z trudem zdołał rozsunąć spodnie,
ponieważ rozpraszały go naciskające na niego dłonie i wchłaniające go usta.
Potem jego palce schwyciły jej delikatne majteczki i rozdarły je na części.
Zajęczała na dźwięk drącego się materiału, ale nie było w tym cienia skargi.
Gdy poprowadził swojego kutasa do jej wejścia, jego usta wchłonęły słodki jęk.
Następnie dłonie Christiany złapały za jego tyłek i przyciągnęły Blane’a do
siebie, zmuszając go do wejścia w nią. Była ciasna. Ukryty w ciepłym
i wilgotnym wnętrzu nie mógł myśleć o niczym, czego pragnąłby bardziej. Jej
usta znów zawładnęły jego wargami, a odziane w pończochy nogi objęły
dookoła jego biodra.

Blane wchodził do jej wnętrza coraz głębiej i głębiej, dopóki nie miał

pewności, że Sprawia jej cierpienie. Lecz wtedy ona przyciągała go do siebie
jeszcze bardziej. Każdy nerw wewnątrz niego płakał, by przestać, nim uszkodzi
jej ciało, ale jego wola nie była dość silna, by przeciwstawić się jej błagającym
dłoniom. Zakwiliła głośno, odbierając mu zmysły. Z trudem wolno zaczął się
wycofywać. Christiana przerwała pocałunek i przyciągnęła jego szyję do swoich
ust.

-Właśnie tak. – wyszeptała i nacisnęła jego ciało nogą, by wprowadzić go
głębiej.

Starał się poruszać wewnątrz niej delikatnie, tak, by jej nie zaszkodzić.
Ciężką walką było pozostanie przy zdrowych zmysłach, nie pozwolenie
instynktowi na przejęcie kontroli, szczególnie gdy jej biodra kręciły się pod nim.
Blane w końcu zagubił delikatny rytm swoich pchnięć. Szaleńczo pompował
w jej wnętrze, wydając jęki głośniejsze niż jej. Nie skarżyła się, ani nie
wydawała się cierpieć, jedynie przysuwała go do siebie mocniej.

background image

Orgazm był zaskakującą eksplozją, zakończoną uderzeniem zagłówka

prosto w ścianę. Łóżko przesunęło się, trzasnęło i odrobinę opadło, ale Blane
nie przestawał poruszać się, aż Christina doszła do szczytu.

Ponownie poczuł cudowne napięcie. A może był to jeden, długi orgazm?

Nie był tego pewien. Wiedział jedynie, że zanim na nią opadł, wycisnęła go co
do kropelki.




























background image

Rozdział 7

Blane gapił się w leżącą pod nim Christianę. Zniknęła jedynie na chwilę,

by ucałować miejsce, w które wbiła kły na siłowni, by pojawić się znów
i pocałować jego usta.

-Um – Blane pocałował ją jeszcze raz – Myślałam, że mieliśmy tego nie
robić.

-Sam zacząłeś.

Nie potrafił stwierdzić, czy żartowała, czy rzeczywiście go za to obwiniała.

-Czy to będzie jakiś problem?
-Jestem dużą dziewczynką, Blane. – Zaczęła się podnosić – Mogę sobie
z tym poradzić.

Zrozumiał jej aluzję, podciągnął się i przekręcił, kładąc się obok niej. Rozejrzał
się dookoła i spojrzał w górę na sufit, który teraz był wyżej, niż pamiętał.

-Wydaje mi się, że połamaliśmy łóżko.

Christiana się zaśmiała.

-Raczej na pewno je połamaliśmy.

Jej śmiech zmienił się w dziwaczną ciszę, otulającą go leżącego tuż obok niej.
To było groteskowe. Zamierzała udawać, że nic się nie stało, tak jak on robił to
w przypadku tak wielu ludzi. Uśmiechnął się krzywo. Dokładnie na to zasłużył,
czyż nie? Mimo to nie mógł powstrzymać się przed zapytaniem jej o to.

-Czy teraz będzie jeszcze dziwaczniej?

-Nie bardziej, niż wcześniej.

Przetoczyła się na swoją stronę.

-To proste. Denerwujesz mnie, ale ja naprawdę cię lubię. Nie możemy być
ze sobą ponieważ… nie jesteś gotów na coś takiego.

-Co chcesz przez to powiedzieć?

-Nie chcesz prawdziwego związku.

- Tego nie wiesz.
-Okay – poklepała go po klacie – Nie smuć się. Mówię jedynie, że nasze
życia za bardzo się od siebie różnią. To coś nie wypaliłoby między nami.

Nie musiał być geniuszem, by zrozumieć, o co jej chodziło. Nie był dla niej
wystarczająco dobry.

-Dlaczego jesteś taki zasmucony?

Blane warknął – Przestań czytać mi w myślach.

-Mogę jedynie odczytać twoje emocje.

-Więc przestań!

-Okay. Przepraszam, że zapytałam.

Christiana przetarła twarz dłonią i odsunęła się od niego. Jej głos był przybity.

-Wróć do swojego pokoju, Blane. Będziemy po prostu udawać, że to się

nigdy nie zdarzyło.

-Dobra.

Blane nerwowo wciągnął spodnie i zasunął je, idąc w stronę balkonu.

background image

-Będzie dokładnie tak, jak dawniej, Księżniczko.

Usłyszał jej westchnienie, gdy przeskakiwał nad poręczą balkonu. Zanim dotarł
do swojego pokoju, usłyszał głośnie pociągnięcie nosem. Cholera. Sprawił, że
płakała. Naprawdę był dupkiem. Od teraz mógł robić to całkowicie
profesjonalnie. Christiana była damą, praktycznie członkiem rodziny
królewskiej. Nie potrzebował poczucia winy tak, jak nie potrzebował Khallila
dobierającego się do jego dupy. A Bóg jedyny raczy wiedzieć, że czuł tego
wystarczająco dużo.

* * * *


Trzecie puknięcie zabrzmiało przy drzwiach, gdy Christiana otworzyła je

na oścież. Blane tam stał, z oczami zakrytymi ciemnymi okularami, w których
widziała go w klubie. Wyglądał przystojnie w ciemnym garniturze i krawacie.
Był to pierwszy drogi strój, w jakim go widziała, nie pasujący jednak do
dziwnego niepokoju, który z niego promieniował.

-Cześć – powiedziała, licząc na pokojowe przeżycie reszty wieczoru.

Uśmiechnął się, lecz równie szybko ukrył uśmiech. Emocjonalna aura wokół
niego zmieniła się.

-Ładnie wyglądasz.

-Grazie.

-Gotowa do wyjścia?

-Pozwól mi założyć buty.

Christiana wsunęła stopy w parę czarnych szpilek, pasujących do jej czarnej
sukienki bez rękawów, a następnie przeszła przez drzwi, pozwalając mu je za
sobą zamknąć. Jazda samochodem do Palazzo Cà Zenobio, miejsca, gdzie
odbywało się Luna di Anima, minęła w kompletnej ciszy. Choć nastrój Blane’a
ciągle się zmieniał, on sam nie robił nic więcej, prócz ukradkowego spoglądania
w jej stronę. Wyglądało to tak, jakby bał się na nią patrzeć. Gdy dojechali,
limuzyna zwolniła, czekając na swoją kolej wjazdu pod czarne zadaszenie.

Hotel był zatłoczony wampirzymi liderami z całego świata, a wszyscy

konkurowali ze sobą, usiłując dać większy pokaz mocy.

Jednakże większość z prowadzonych rozmów kręciła się wokół nowego

wampirzego padrone, Michaela z Florydy, i jego dziwnego garante, Jonasa.
Cieszyła się, widząc ich zainteresowanie i nieznaczny strach przed tym duetem.
Możliwe, że Michael dostanie mniej wyzwań z powodu swej nowej pozycji,
niżby się tego spodziewał. Gdy zasiedli przy długim stole bankietowym,
czekając na otwarcie wieczoru, Khalil machnięciem przywołał Christianę
w górę stołu. Minęły miesiące, odkąd widziała swojego stwórcę, lecz on nadal
wyglądał przystojnie, tak jak zawsze, w swym ciemnozielonym garniturze
sherwani.

background image

On i inne wampiry pochodzące Środkowego Wschodu sprawiały, że kaukaskie
wampiry wyglądały przy nich na wyjątkowo wyblakłe. Wspomnienie ich śniadej
skóry ułatwiało przebywanie wśród ludzi, gdy ich głód krwi został
zaspokojony, tak jak pragnienie Khalila tego wieczoru

.

Taki wygląd był cechą,

o której ona często marzyła, a niestety jej blada skóra zjaśniała jeszcze bardziej
wraz z przemianą.

-Witaj w domu, Christiano. – Khalil ujął jej dłoń.

Przyciągnęła ich złączone ręce w stronę swojej twarzy, odwróciła je
i pocałowała wnętrze jego nadgarstków, tak jak robiła to od zawsze.

Musieli powitać się tak formalnie przy swoim padrone, zwłaszcza

publicznie. Uśmiechnął się ciepło, a następnie przyciągnął jej dłoń do siebie
i pocałował jej nadgarstek, co było honorem rzadko czynionym w stosunku do
podwładnych. Łamało ono protokół i wynosiło potomstwo ponad ich pozycję.
Niemniej Christiana przyglądała się, jak jego ciepłe palce podtrzymywały
delikatnie jej dłonie, podczas gdy jego usta przesuwały się wzdłuż jej skóry.

Tak intymny gest. Od tak dawna marzyła, by pieścił jej całe ciało

dokładnie w taki sposób. Nawet, gdy błagała i prosiła, on traktował ją z cnotliwą
dobrocią. Był doskonałym gentlemanem i prawdziwym ojcem. Ale gdy tak było,
ona była młoda. Teraz doceniała wysiłek, jaki temu poświęcił. Żałowała, że nie
potrafi w pełni podziękować mu za to, jakim był odpowiedzialnym creatore.
Khalil stał prosto i posłał jej gorący uśmiech.

-Masz dobre wieści z Ameryki?

-Tak. Najnowszy członek klanu Michaela wykazuje wspaniałą

samokontrolę. Sądzę, że będzie to doskonałą zaletą dla Rady. Twoja decyzja,
by pozostawić ją z jej creatore, była jak zawsze mądra.

-Jonas nie pozostawił mi zbyt wielu opcji.

Khalil spojrzał w stronę pary, która kroczyła, śmiejąc się, w stronę ich krzeseł
po lewej stronie stołu. Dźwięk ten tańczył dookoła nich niczym coś
namacalnego.

-Jest w nim duża różnica. Sięga ona głębiej, niż niego wygląd. Obawiam

się, że może przewyższyć nas wszystkich.
Christiana obserwowała jego twarz. Zobaczyła bijącą od niego prawdziwą
obawę i strach, choć jego twarz była nieruchoma jak perfekcyjna maska.

Wiedział coś, czym się nie podzielił.

-Już czas, maleństwo. – Khalil ruszył w stronę swojego miejsca.

-Czekaj.

Odwrócił się i spojrzał na nią, czekając, aż przysunie się bliżej.

-Michael przydzielił mi ochroniarza, Blane’a. Mógłbyś powiedzieć mu,
by go odwołał? –Wyszeptała.

Uniósł brwi w górę.

-Ledwo tu przyjechałaś.

-Tak.

Khalil uśmiechnął się cwanie.

background image

-A Blane sprawił, że już musisz prosić, by odszedł.

Nie odpowiedziała.
To zdawało się go jeszcze bardziej cieszyć.

-Dlaczego?

-Jest opryskliwy, natarczywy, dominujący i ….

Szukała następnej zniewagi, by go opisać, ale ból odczuwanej winy oślepiał jej
umysł. Niecałe dwadzieścia cztery godziny temu była z nim w łóżku. Teraz
mówiła ich liderowi, że był paskudnym człowiekiem. Jęknęła.

-A on bardziej niż chętnie z tobą dyskutuje, jak mniemam.

-Tak.

Khalil szybko skinął.

-Musi zostać z tobą przez tydzień. Nie mam powodu myśleć, że Blane

jest obecnie mniej gentlemanem niż ten, którego zawsze znałem. Może się
nawet okazać dla siebie doskonały, jeśli potrafi poskromić ten paskudny
charakter, który tak kocham.
Creatore zrobił krok do przodu i złożył pocałunek na jej policzku, a następnie
odwrócił się do stolika.

-Blane – powiedział, przywołując vampiro w ich stronę. Och bogowie,
nie.
-Jeśli zostałeś wyznaczony do chronienia mojej Christiany, byłbym
zaszczycony, gdybyś usiadł po mojej prawej stronie. Victor przejdzie na
twoje miejsce, a moja córka siądzie obok ciebie.

-Dziękuję ci – Blane pochylił głowę.

-A teraz pozwólcie nam cieszyć się wieczorem.

* * * *


Gdy Khalil zajął już swe miejsce, reszta wampirów ruszyła do

przeznaczonych dla nich krzeseł, cały czas trzymając się ściśle protokołu.
Usiedli niczym na formalnej sali sądowej i utrzymywali pogaduszki na poziomie
szeptu w trakcie wszystkich ogłoszeń. Najbliższe godziny zostały wypełnione
wpędzającymi-w-śpiączkę przemowami głów klanów. Nowe wampiry były
prezentowane przez ich stwórców. Zostały omówione wszelkie naruszenia
prawa, także i śmierć Castillo, wampirzego lidera, poprzednika Michaela.
Ogólnie było to tak ekscytujące, jak flaki z olejem. Nawet po wielu latach
przyglądania się tym spotkaniom Christiana nadal czuła odwiecznie potworną
formę zgromadzonych tu istot. Mimo, że obecnie wyglądała ona nowocześnie,
czysto i lśniąco.

Człowiek wchodzący w trakcie spotkania nie miałby żadnych

powodów, by przypuszczać, że czerwone coś w deserowych pucharkach, to
zamrożony deser na bazie krwi, a to czyniło dla niej całą tą scenę jeszcze
bardziej pokręconą. Pod cienką „cywilizowaną” fasadą ukrywało się spotkanie
monstrów, które ucztowały, pijąc krew dziewic dostarczonych przez przerażoną

background image

wyższą klasę Wenecji, w celu uspokojenia hordy wampirów i utrzymania
w bezpieczeństwie ich ukochanego miasta w trakcie zgromadzenia. Nie było to
łatwiejsze do zaakceptowania mimo świadomości, że działo się tak już od
stuleci

.

Gdy ostatnie z naczyń zostało zabrane, Khalil wstał i przeczyścił gardło.

-Niektóre sprawy wymagające przedyskutowania z innymi wymagają
prywatności. Proszę, czujcie się swobodnie i zostańcie tak długo, jak tylko
chcecie. Nasze świętowanie rozpocznie się jutro o zachodzie słońca.
Oczekuję, że zobaczę tutaj was wszystkich.

Nieznacznie skinął głową i ruszył w stronę drzwi. Victor, młody Egipcjanin,
pospieszył za nim. W zasadzie był bratem Christiany, choć nie omijał żadnej
okazji, by przypomnieć, że jej miejsce, jako kobiety, było daleko za nim.
Z każdą następną dekadą zaczynała żałować jeszcze bardziej, że Khalil nie
pozwolił mu zginąć w bitwie pod Megiddo, tak jak żądało tego przeznaczenie.

-Czy twój Vincenzo jest tutaj? – usłyszała szept Blane’a obok swego
ucha.

Christiana odwróciła się i zobaczyła go trzymającego wypełniony krwią
kieliszek od Martini. Wziął łyk i mówił dalej.

-Czekam na ciebie, by wrócić do hotelu. Michael i inni są na prywatnym
spotkaniu z Khalilem.

-W sprawie czego?

-Nie wiem. To niewątpliwie sprawa-konieczna-do-przedyskutowania.
-W takim wypadku będę gotowa, gdy tylko zechcesz. Nie zależy mi na
gawędzeniu przez całą noc z resztą tu obecnych.

Blane dokończył drinka i postawił puste szkło na stole stojącym obok niej, po
czym pomógł jej przy wstawaniu i poprowadził ją w stronę wyjścia. Ponownie,
ze względu na innych, spróbowali odnieść wspólnie sukces, trzymając się
protokołu.

-Christiana! – zawołał wysoki głos.

Och, nie. Nie Isabella. Christiana przyspieszyła i ścisnęła ramię Blane’a.

-Chodźmy – wyszeptała.

Ledwo dotarli za drzwi, gdy ktoś złapał jej ramię. Christiana odwróciła się
i zobaczyła bladą twarz i delikatne brązowe oczy Isabelli. Jej niebiesko-czarne
włosy były ścięte na krótkiego boba, który akcentował twarde rysy jej twarzy
i sprawiał, że wyglądała na jeszcze bardziej drapieżną.

-Wołałam cię. Gdzie się podziewałaś?

Jej delikatny włoski akcent pasował idealnie do lekkiej niczym mgiełka
purpurowej sukni. Wyglądała prawie królewsko.

-W Ameryce.

Rzuciła okiem na Blane’a, uśmiechnęła się i obejrzała go dokładnie od stóp do
głów.

-I z tego, co widzę, byłaś bardzo niegrzeczną dziewczynką.

Brwi Blane’a poszybowały w górę.

-Kim jesteś?

background image

-Kochanką Christiany.

Rzucił wzrokiem na nią, zaś Christiana zwalczyła w sobie potrzebę warknięcia.

- Nikomu tego nie mów, bo nią nie jesteś.

Isabella przesunęła palcem po policzku Christiany.

-Tylko dlatego, że ty się nie poddałaś, kochanie.

Kąciki ust Blane’a uniosły się. Nie musiała czuć bijącej od niego fascynacji,
żeby wiedzieć, iż bawiło go to bardziej, niż powinno.

-Przykro mi Isabello, ale musimy wracać do mojego pokoju. Mam za sobą

długi dzień.

-Więc pójdę z wami. Minęło już zbyt dużo czasu, od kiedy ostatnio

rozmawiałyśmy.

Christiana odwróciła się i wślizgnęła do czekającej na nich limuzyny.

Blane wszedł tuż za nią i zamknął drzwi samochodu. Gdy Isabella ruszyła
w stronę następnej limuzyny, Christiana usadowiła się wygodniej na swoim
miejscu. Spoglądając na niego, nie ukrywała swojego gniewu. Zamierzała
rozerwać go na kawałeczki w środku samochodu, jeśli powie choćby jedno
słowo dotyczące tej kobiety.

-Więc – powiedział Blane – To zaczyna mieć sens.

-Co?

Limuzyna ruszyła.

-Dlaczego jesteś taka zimna dla mężczyzn.

-Ugh! – uderzyła go mocno w ramię – Nie jestem lesbijką!
-Isabella tak nie myśli. – Posłał jej krzywy uśmieszek – A poza tym
uważam, że to gorące.

-Ty perwersie – Christiana wywróciła oczami.

-Więc żadnych trójkącików?

-Tylko w twoich snach.

Zaśmiała się na tę myśl. On prawdopodobnie będzie śnił o tym. Znając Isabellę
i jej sposoby, to mogłoby okazać się czymś bardziej rzeczywistym niż sen, jeśli
ona nie da rady pozbyć się tej psychopatki, nim wszystko pójdzie za daleko.

* * * *


Blane obserwował z łóżka w jej pokoju, jak Christiana przeciąga szczotką

przez włosy, później dwa razy sprawdza swoją niebieską, zapinaną na guziki
bluzkę i szare, luźne spodnie w lustrze. Była piękna, a on miał duże
wątpliwości, czy jest świadoma swej urody. Nie był to tani, pornograficzny
rodzaj piękna. Była anielska, surrealistyczna. Przyłapała go na podglądaniu, lecz
szybko uciekła wzrokiem.

-Gdy już tutaj przyjdzie, nie pozwól jej się uwieść. Ma do tego zdolności.

-Dam sobie z tym radę. Ona nie jest jedyną, wyróżniającą się w tej sztuce.
-Nie. Umiejętność uwodzenia nie jest jej darem. Jest nim wmawianie
ludziom, by robili to, czego chce ona. Jest przekonywująca.

background image

Christiana wyłączyła światło łazienkowe, przeszła do pokoju i przed nim
stanęła.

-To dlatego zapraszają ją na duże spotkania. Wpływa na decyzje innych.

-Hmmm – Blane się uśmiechnął – Świetnie byłoby posiadać taki dar.

-Tak, ale pewnego dnia to może być powodem jej śmierci.

Od strony drzwi frontowych zabrzmiał odgłos pukania. Christiana jęknęła, a jej
brwi drgnęły. Christiana zdecydowanie nie była zainteresowana Isabellą, ale coś
było pomiędzy nią i drugą kobietą. Coś w ich przeszłości musiało się wydarzyć.
Coś, z czego nie była dumna.

-Czas na przedstawienie. – Skoczył na nogi – Nie wykopuj mnie stąd,

jeśli wy dwie zaczniecie się bić. Jestem tutaj dla twojego bezpieczeństwa.
Poruszał zabawnie brwiami.

-Boże, jesteś taki irytujący.

-Po prostu nie otwieraj drzwi. Powiedz, że była potencjalnym

zagrożeniem. Khalil cię przy tym wesprze. On cię lubi.

Wymruczała coś, co brzmiało jak „Co ja takiego zrobiłam, że…”. Blane

uśmiechnął się głupio, a następnie przeszedł przez wielki pokój. Poczekał
chwilę, dając Christianie możliwość pozbierania się, a później otworzył drzwi
i uśmiechnął się do małej, apetycznie zaokrąglonej kobiety stylizowanej na
gotkę.

-Blane, witaj ponownie.

Prześlizgnęła się pomiędzy nim a drzwiami, przesuwając dłonią wzdłuż jego
torsu, gdy przechodziła.

- Dziękuję za to, że mnie nie okłamałeś.

Zamknął drzwi i podążył za nią do małego, ciepło udekorowanego kącika.
Christiana rzuciła na niego wzrokiem, a później uśmiechnęła się nieco sztucznie.
Podążyła za Isabellą, przysiadając na niewielkim krześle w salonie, na wprost
ich gościa. Jej oczy odnalazły oczy Isabelli.

-Przepraszam. Nie czuję się dziś zbyt rozrywkowo.

Kobieta padła na kolana przed Christianą. Owinęła swoje dłonie wokół
nadgarstków drugiej kobiety, ucałowała je, a następnie umieściła jeszcze jeden
pocałunek po wewnętrznej stronie dłoni Christiany.
Był to bardzo intymny gest, którym dzielili się kochankowie, ale okazanie tego
wydawało się nie być tak komfortowe dla Christiany, jak dla drugiej kobiety.
Jej wzrok skupił się gdzieś w jednym miejscu, jak gdyby próbowała ignorować
dotyk drugiej wampirzycy.

-Więc pozwól mi zabawić ciebie. – Głos Isabelli był odrobinę głośniejszy
od szeptu – Sprawiłaś, że czekałam tak długo. Pragnę cię teraz dotknąć.
Twój Blane może nawet zostać.

Kutas Blane’a stwardniał w oka mgnieniu. Był kiedyś z dwoma kobietami,
gdy był jeszcze człowiekiem, ale nigdy nie zdarzyło się coś takiego
z wampirzycami. Próbował myśleć o czymś innym, mimo że było to bardzo

background image

kuszące. Christiana rzuciła na niego okiem. Cholerka. Ten jej talent zaczynał
robić się irytujący. Spojrzała znów na Isabellę.

-Ciągle nie jestem na to gotowa. Ja – głos Christiany się załamał –
Wzięłam Blane’a za kochanka.

Co prosz…?

-Wiem.

Isabella spojrzała na niego, ciągle trzymając dłoń Christiany. To nie było
przyjazne spojrzenie.

-Czuć nim od ciebie.

Kobieta znów poświęciła swoją uwagę Christianie. Jej twarz była gładka
i błagalna.

-Nie mam nic przeciwko dzieleniu się z nim naszym łożem.

-To bardzo miło z twojej strony. Ale nie ma takiej możliwości.

Christiana westchnęła i przygarbiła ramiona. Wyglądała na prawie przytłoczoną.
Albo może pokonaną. Isabella przywołała Blane’a.

-Podejdź. Usiądź.

Spojrzał na Christianę, która potaknęła. Blane zajął miejsce obok niej.
Isabella kiwnęła w jego kierunku.

-On jest facetem. Nie będzie miał nic przeciwko temu. Spytaj go.

-Nie muszę.

Jasny gwint. Poczuła to. Christiana przyjrzała mu się ze ściągniętymi brwiami,
a następnie kontynuowała.

-Ale ja mam. Pragnę znaleźć compagno, Isabello. Muszę to zrobić, żeby

zabezpieczyć swoją pozycję. Z pewnością to rozumiesz.

-Rozumiem. Ale to nie ma żadnego znaczenia. Khalil już cię komuś

obiecał.
Christiana ciężko przełknęła, ale raczej nie wyglądała na zaskoczoną.

-Komu?

-Maximilliano z Rzymu.

I to przełamało zaklęcie Isabelli.

-Co? – Christiana skoczyła na nogi, prawie przewracając Isabellę. – Nie
zwiążę się z tą… tą świnią! – wirowała po całym pokoju – Czy ty wiesz,
że on ma harem? Prawdziwy harem.

-Tak jak i Khalil – powiedziała Isabella.
-Ale on nie śpi z nimi wszystkimi. Przygarnia je jak błąkające się
zwierzęta. Maximilliano niczym alfons wystawia je na aukcję dla
najbogatszych licytujących. Całe ich życie kręci się wokół seksu.

Isabella spojrzała na Blane’a i mrugnęła do niego.

-Brzmi to na miłe życie. Co nie?

-Brzmi bardziej jak życie w klatce, niczym zwierzę.

Christiana oparła się o okno, ściskając dłonie w pięści.

-Nie jestem niczyją dziwką!

-Wiemy o tym, kochanie.

background image

Podniosła się z klęczek. Podeszła do Christiany z wyciągniętymi rękami, jak
gdyby bała się, że ta wybuchnie. Następnie objęła ją ramionami. To było prawie
przerażające widzieć, jak łatwo i skutecznie Isabella osłabiała linie obrony
Christiany. Jeśli to zajdzie za daleko, on wejdzie do akcji.

-Uspokój się – wyszeptała.

Christiana skoczyła do tyłu.

-Nie mów mi co mam robić!

-Khalil może zmieni zdanie, jeśli z nim porozmawiasz.

Isabella ponownie sięgnęła ku niej rękami. Christiana odepchnęła jej dłonie.
Prawie płakała, była praktycznie na skraju załamania. Blane wstał. Zaśmiała się
ostro i odsunęła się jeszcze dalej.

-Nie wydaje mi się.
-Rozbaw mnie. Ostatnio był bardzo rozsądny. Zwłaszcza z coscą Blane’a.
Może pozwoli ci z nimi zostać.

-To nie pomoże w sprawie mojego compagno.
-Musisz być ślepa, skoro nie widzisz okazji przed sobą. – Oczy Isabelli
podążyły do Blane’a i z powrotem – Nadmiernie wszystko analizujesz,
bella

8

.

Christiana odwróciła się plecami do kobiety i skrzyżowała ręce na piersi.
Chęć przytulenia jej, pocieszenia była coraz silniejsza i z trudem oparł się temu
uczuciu.

-Nigdy nie będziesz w tym naszym życiu szczęśliwa, jeśli nie nauczysz
się akceptować tego, co spotykasz na swoich ścieżkach.

Isabella przysunęła się błyskawicznie do lewego boku Christiany, nachylając się
nad nią nieznacznie. Blane poczuł, że musi ją przytulić. Potrzebował tego tak
bardzo, że aż bolało go w piersi. To uczucie było jak swędzenie w umyśle,
niemożliwe do podrapania.
Położył jedną rękę na jej plecach, a następnie delikatnie przyciągnął ją w swoje
ramiona. Przysunęła się bliżej, kładąc głowę na jego piersi.
Wtem błyskawicznie odskoczyła, odsuwając się od Blane’a.

-Przestań zmuszać go do tego, Isabello.
-Ja tylko uwalniam to, co już tam jest. – głos kobiety był szeptem.
Dotknęła policzka Christiany opuszkiem palca. – Nie walcz z miłością,
tak jak zawsze robiłaś.

Odsunęła od niej swoją twarz.

-To nie jest miłość.

Isabella schwyciła jej twarz w swoje dłonie.

-To nie jest romans, o którym śniłaś, ale to jest miłość. Wiesz o tym.

Umieściła delikatny pocałunek na policzku Christiany, który przeciągał się
jednak zbyt długo, by uznać go za cnotliwy. Christiana zamknęła oczy.
Jej ciało zdawało się relaksować centymetr po centymetrze. Nie walczyła, gdy
Isabella składała delikatny, słodki pocałunek na jej ustach. Ciało Blane’a

8

Piękna.

background image

natychmiast zareagowało. To nie był jakiś niechlujny pocałunek, jaki widywał
u pijanych dziewczyn w barze. To było zdecydowanie dużo więcej. Pocałunek
zakończył się przesłodzonym mlaśnięciem, a Isabella przemówiła, utrzymując
wzrok na Christianie.

-Chodź tutaj, Blane.

Zrobił tak, jak mu kazała. Christiana spojrzała na niego, a później schwyciła
z tyłu jego włosy i przyciągnęła jego twarz do siebie. Gdy jej usta dotknęły jego,
były wilgotne i smakowały miętą, która nie pochodziła z jej ust.
Blane owinął ramiona dookoła niej, gdy tylko Isabella odeszła. Ciało Christiany
przylgnęło do niego, mocniej złączając ich usta. Jego dłoń przesunęła się w górę
na tył jej karku. Trzymał ją w swoich objęciach, leniwie całując. Głęboko.
Christiana nagle odskoczyła.
Podtrzymywał jej plecy jedną ręką, ale puścił jej kark.

-Co?
-Ona to robi. – Odwróciła się w stronę Isabelli. – Znowu mieszasz mi
w głowie. Przestań.

-Ja tylko sprawiam, że zgadzasz się na coś, czego pragniesz.

-Nie chcę go całować. Ani ciebie.

To zabolało. Blane zabrał ręce i zrobił krok w tył. Może to Isabella nimi
manipulowała. Jeśli tak było, to była znacznie bardziej subtelna, niż
przypuszczał. Była też niebezpieczna. Brwi Isabelli powoli uniosły się ku górze.

-Podejrzewam, że to nie jest najodpowiedniejsza noc do rozmów,
kochanie. Wyjazd do Ameryki coś z tobą zrobił. Zostawię cię, żebyś
mogła sobie wszystko przemyśleć. Porozmawiamy znów jutro wieczorem.

Christiana przytaknęła i uciekła na balkon.

-Zaprowadzisz mnie do wyjścia?

Blane kiwnął głową i odprowadził Isabellę do drzwi. Wtedy zrobiła kilka
kroków w jego stronę, stanęła na palcach i pocałowała go w policzek.

-Bądź z nią cierpliwy – wyszeptała – Niestety, Khalil nauczył ją, by była
ostra. Jego wpływ ją oślepił, tak jak oślepił i nas wszystkich.

Blane próbował zaśmiać się figlarnie. W jej tonie jednak było jeszcze coś
innego.

-Ona jest dobrą duszą – powiedziała.
-Będę o tym pamiętał, gdy następnym razem będzie próbowała rozwalić
moje jaja.

-Myślę, że cieszy cię takie wyzwanie. Czyż nie?

I tu miała racje. W tym samym czasie chciał pieprzyć się z nią i jednocześnie
mówić, żeby spieprzała. Potaknął.

-Dobranoc Blane. Mam nadzieję, że niedługo lepiej się poznamy.

Zamknął drzwi za dziwną, małą kobietą i oparł się o framugę. Próbował
przemyśleć wszystko to, co się wydarzyło, ale było tego zbyt wiele na raz i zbyt
szybko się wydarzyło.

background image

Christiana nie mogła ochronić się przed czymś tak subtelnym, a on wątpił, czy
sam potrafiłby ją ochronić. Jeśli naprawdę chciała być przed tym ochroniona.

background image

Rozdział 8

Christiana usłyszała Blane’a przechodzącego pomiędzy zasłonami na balkon.

-Co wyszeptała ci ta wiedźma?

Jego oczy były zwężone.

-Tylko mówiła mi dobranoc.

-Nie zapominaj, że ją znam.

Christiana odwróciła się twarzą do Canal Grande, przepływającego pod nimi
w świetle księżyca. Znała Isabellę zbyt dobrze. Nie raz prawie doszczętnie
złamała postanowienie Christiany. Ta kobieta miała w głowie tylko jedną,
jedyną myśl – uczynić z Christiany jedną ze swoich kobiet. To właśnie tego od
zawsze pragnęła. Tak, byłaby niewątpliwie bardziej kochającym partnerem niż
Maximilliano, ale równie bezlitosnym. Jedna rzecz była pewniakiem: Życie było
dostatecznie ciężkie, nie potrzebowała w nim dodatkowo jeszcze Isabelli.

Od strony starożytnych budynków dotarła do nich gwizdana przez kogoś

melodia. Pochodziła ona od gondoliera, który płynął małą łodzią z młodą ludzką
parą w górę kanału. Christiana westchnęła. Jakże chciała znów być jedną z nich.
Zdecydowanie łatwiej było mieć do przeżycia jedynie jakieś sto lat, gdzie
namiastkę nieśmiertelności dawało jedynie stworzenie dziecka. Dlaczego ona
nie mogła być jedną z tych kobiet? Dłoń Blane’a dotknęła jej pleców.
Próbowała nie zadrżeć. Zaniepokoiło ją, że stał tak blisko.

-Przykro mi.

-Czemu?

-Bo zostałaś komuś obiecana. I nie jesteś szczęśliwa.

Jego dłoń poruszała się po małym okręgu.

-Nawet za to, że pozwoliłem jej wpłynąć na siebie, gdy ty nie chciałaś,

bym cię pocałował.

Kiedy ona chciała, żeby ją całował. W rzeczywistości niczego innego nie
pragnęła bardziej. Taki właśnie był problem z Isabellą. Wokół niej zawsze
działy się rzeczy, co do których lepiej byłoby, gdyby się nie wydarzyły.
Christiana potrząsnęła głową.

-Nie ma sprawy.

-Nie. To nie jest prawda. Powinienem był cię chronić.
-Chciałam tego, Blane. Ale nie powinnam była się temu poddawać.
To jest problem.

-Dlaczego tak bardzo z tym walczysz?

-Co?

-Ze wszystkim. To tak, jakbyś próbowała nie czerpać nic z życia.

-Nie wszyscy możemy być tak dekadenccy.

Dłoń Blane’a ześlizgnęła się z niej.

-I nie wszyscy możemy być romantycznym snem jak Vincenzo.

Jego głos brzmiał smutno. Spojrzała w górę i zobaczyła, że jego twarz zmieniła
się w wypraną z uczuć maskę; mimo tego wiedziała o odczuwanym przez niego

background image

bólu.

Tak wiele razy prowadzili swoje słowne bitwy, że nigdy by nie

podejrzewała, że może go zranić.

-Blane, tak mi –

Ale było już za późno. Jego oczy skupiły się na czymś zupełnie innym.

-Idę do swojego pokoju. Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz czegoś
potrzebować.

* * * *


Christiana leżała w łóżku, z dokładnie pozamykanymi i zasłoniętymi

oknami. Dzień przyniósł jedynie sen, bez odpoczynku. Nie mogła przestać
myśleć o Blanie. Zraniła go, zachowując się jak jedno ze snobistycznych
starszych, których nienawidziła od tak dawna. On tylko próbował sprawić, żeby
poczuła się lepiej, a ona wyskoczyła z elitarystycznym nastawieniem.

Jak to jest, że faceci, choć tak wytrzymali fizycznie, zawsze okazują się

być emocjonalnie słabi? Niewątpliwie jej serce nie było silniejsze, niż każdego
innego człowieka na Ziemi. Przynajmniej taką miała nadzieję. Musiała istnieć
jakaś szansa na to, że odnajdzie swoją połówkę. Może Vincenzo będzie
dostatecznie silny. Usiadła, chwytając swojego laptopa ze stoliczka przy łóżku.
Uruchomiła go i włączyła pocztę. Ostatni e-mail, otrzymany tuż przed świtem,
miał tytuł rozpoczynający się od słów Piszę… Christiana uśmiechnęła się
i podwójnie na niego kliknęła.

„Przyjaciele utrzymają cię przy zdrowych zmysłach, Miłość może wypełnić
twoje serce, Kochanek może ogrzać twe łoże, Lecz samotna jest dusza bez
radowania się bratnią” – David Pratt

Widziałem cię dzisiejszej nocy stojącą po drugiej stronie pokoju.

Nie miałem serca się do ciebie odzywać i zniszczyć piękną otoczkę chroniącą

twą tajemniczość.

Jutro nie będę się wstrzymywał, choć pewnie nie ujawnię

mojej tożsamości. Twój męski przyjaciel mógłby tego nie aprobować,

a zatem poczekam, aż będziesz sama.

Twój,

V.


Tak!
Dzisiaj wieczorem się spotkają.
Christiana wystukała odpowiedź, by zapewnić o swojej obecności, a następnie
nacisnęła wyślij. Przed otwarciem balu minie jeszcze godzina-półtorej.
Dostatecznie dużo, by się przygotować.




background image

* * * *


Blane zastukał jeszcze raz w drzwi Christiany. Nie było żadnej

odpowiedzi. Nie było słychać nawet odgłosów poruszania się w pokoju.
Jeśli ta kobieta wyszła beze mnie… Spojrzał wzdłuż korytarza, a następnie
szybko uderzył wnętrzem dłoni w drzwi. Te popękały i pofrunęły do środka,
a drewno przy zamkach roztrzaskało się na drobne odłamki. Szczątki drzwi
uderzyły o ścianę. Chodził od pokoju do pokoju, rozglądając się i wąchając.
Wewnątrz apartament był absolutnie pusty. Christiany nie było. Blane wybiegł
z pokoju i pobiegł w dół korytarza. Wtedy w wewnętrznej kieszeni jego
marynarki zaczął dzwonić telefon, wypełniając korytarz nowym kawałkiem
Aerosmith w roli dzwonka. Wyłuskał telefon i otworzył go.

-Taak?
-Mam nadzieję, że masz dobre wytłumaczenie? – przemówił głos
Michaela.

-Ona tam jest, prawda?

-Tak.
-Jasna cholera. Już jestem w drodze. – Poszedł ku schodom. Będzie
szybciej.

-Co się stało?
-Nie wiem. Zwyczajnie wyszła beze mnie. – Blane pociągnął drzwi
prowadzące na klatkę schodową i szybko zbiegał w dół.

-Dlaczego z nią nie byłeś?

Co tu powiedzieć? Nie mógł przecież powiedzieć, że to dlatego, iż była suką
i nie chciał widzieć jej zbyt szybko ponownie. Michael oskórowałby go na
żywca.

-Blane?

Zeskoczył z półpiętra na parter i wyszedł przez drzwi do lobby.

-Jestem.

-Co się dzieje?
-Po prostu miej na nią oko. Będę tam za parę minut. Wtedy to wszystko
wyjaśnię.

-Bądź pewien, że tak zrobisz.

Telefon zamilkł. Blane przeszedł przez podwójne drzwi wejściowe
na zadaszony chodnik. Limuzyna zniknęła. Zawarczał. Christiana zostawiła go
w hotelu i zabrała pieprzoną limuzynę. Od miejsca balu dzielił go krótki
dystans, ale musiałby przejść ulicą w normalnym, powolnym ludzkim tempie,
albo zaryzykować, że ktoś go zauważy.
Chyba że pobiegnie szybko w dół ciemnymi zaułkami i szczytami dachów.
Blane uśmiechnął się szeroko i pobiegł w stronę zaułka.

background image

* * * *


Blane przechodził od zatłoczonego wejścia w kierunku sali balowej.

Tam była Christiana. Przez całą drogę mógł wyczuć perfumy, których używała.
Musiała dziś wychlapać ich na siebie więcej, niż normalnie. Prawdopodobnie
dla tego pieprzonego Vincenzo. Jonas stał tuż po lewej stronie drzwi wewnątrz
sali balowej.

-Gdzieś ty był?

Blane pokazał Jonasowi środkowy palec i poszedł dalej.

-Ty nie –

Tylko tyle powiedział Jonas, nim Elena schwyciła go za ramię, przyciągnęła
i zaczęła gorąco całować. Blane wisiał jej za to przysługę. Poszedł prosto na
parkiet i przyglądał się parom poruszającym się w rytm staromodnych tańców.
Mogli mieć za sobą stulecia życia, lecz to nie zmieniło za grosz ich stylu tańca.
Wszyscy utknęli w tych przestarzałych i znajomych odruchach ich ludzkich ciał.
W rzeczywistości działo się tak prawdopodobnie dlatego, że ze względu na
proces starzenia się, coraz trudniej się uczyli. Może był to protest przeciwko
zachodzącym w świecie zmianom.

Ponownie wyłapał ten zapach, gdy jakaś para zawirowała obok niego.

To była ona i wyglądała równie dobrze, jak pachniała. Uczesała inaczej włosy:
podniosła je, spięła i puściła kaskadą loczków. Suknia uwydatniała wszystko, co
trzeba, opadając z jej ramion na delikatne krągłości.

Jej kształty były okryte miękkim, niebieskim materiałem, na którym

koraliki tworzyły kształt kwiatów. Wyglądała niczym istota rodem z bajki.
Przyglądał jej się, gdy wirowała wokół parkietu z wysokim, ciemnowłosym
mężczyzną w garniturze pasującym do ubrań reszty obecnych. Gdy mu się
przyjrzał, rozpoznał w nim jednego vampiro z obstawy, którą przyprowadził ze
sobą Maximilliano. Znając ich, prawdopodobnie badał teren, próbując wyczuć
Christianę, by mógł stać się jej pierwszym licytującym gdy Maximilliano będzie
już ją miał w swojej stajni.

Po jego martwym trupie.

Blane przepchał się przez tłum i zaczekał, aż znów znajdą się przy nim
i schwycił ramię mężczyzny. Zachwiali się, zatrzymując, a mężczyzna obrzucił
go rozzłoszczonym pojrzeniem.

-Czego chcesz? – powiedział po włosku.

Christiana westchnęła.

-Wcinam się – Blane złapał jej dłoń – My musimy porozmawiać.

Ten dupek spojrzał na nią, jakby miała jakiś wybór. Potaknęła, dając mu
pozwolenie na jej opuszczenie. Szkoda, miło byłoby zaaplikować mu odrobinę
agresji. Blane wyciągnął ją z parkietu na korytarz.
Szarpnęła dłonią, lecz on jej nie wypuścił.

background image

-Blane.

Wepchnął ją głęboko w cień pierwszej pustej wnęki. Pozwolił jej wyrwać ramię
ze swojego uchwytu, a następnie rozłożył dłonie na ścianie, by uwięzić ją
w swoich ramionach.

-Co sobie myślisz, że co ty robisz?

-Zostaw mnie w spokoju.

Christiana próbowała wydostać się pod jego ramieniem. Złapał ją i docisnął
w kąt, chwytając ją w pułapkę swoim ciałem.

-Nie odchodź ode mnie.

Gdy stała tak blisko, jej zapach był obezwładniający. Jej twarz była piękna,
z ciemnymi oczami i błyszczącymi drobinkami, lśniącymi niczym maleńkie
diamenty na jej skórze. Musiała poświęcić dużo czasu na przygotowania, nim
wyszła na bal. Ale po co ten dodatkowy wysiłek? To tylko pieprz–

-Miałaś się z nim spotkać, czyż nie?

Naburmuszyła się i przewróciła oczami.

-Nie wrócisz tam, dopóki ja nie pozwolę.

Rzucone przez nią spojrzenie wręcz mroziło.

Przyjrzała się dobrze jego twarzy,

zanim odpowiedziała

-Tak.

-Dlaczego zostawiłaś mnie w hotelu?

-Dlaczego cię to obchodzi? Myślałam, że jesteś na mnie wściekły.
-Byłem. Jestem. Ale to nie oznacza, że możesz wychodzić bez
ochroniarza.
-Nic mi nie jest. Wszyscy tu są. Nikt nie jest na tyle głupi, by próbować
mnie zabić w obecności Khalila.
-Posłuchaj Księżniczko – Napierał na nią jeszcze bardziej – Tak długo,
jak jestem tobie przydzielony, nigdzie beze mnie nie pójdziesz.
Zrozumiano?

Zawisł tuż nad jej twarzą. Wysunęła ku niemu głowę, lecz jej nie pocałował. Nie
ważne, jak bardzo kuszące były jej usta.

-Czy ten koleś to był Vincenzo?

Christiana naparła jeszcze bardziej.

-Może.

Ich ciała były blisko. Poczuł biodra Christiany dociśnięte do jego ciała i ta
bliskość wywołała erekcję. Blane zrobił mały krok do tyłu, by ukryć swoją
reakcję.

- Gdzie idziesz? Myślałam, że chcesz mnie onieśmielić, wręcz zastraszyć.

Pchnął ją w stronę ściany, nacierając na nią swoim naprężonym członkiem.

-Czy to tego właśnie chciałaś? – wyszeptał.

Rozchyliła usta i spojrzała w dół. Gdy jej oczy skierowały się w górę, złość
znikła, a pojawiło się takie samo współczucie, jak wczorajszej nocy.

-Blane. Ja –

background image

-Nie zaczynaj z tym znowu. Zrobię wszystko, co konieczne, żeby

wykonać swoje zadanie. Nawet jeśli to oznacza trzymanie cię w twoim pokoju
przez resztę Luny.
Wyprostowała się, a jej usta zamieniły się w twardą linię.

-Czy to tego właśnie chcesz?

Nie. Chciał potrząsać nią, aż zrozumie. Ale co by to dało? Była upartą kobietą,
którą mogło nauczyć jedynie osobiste, bolesne doświadczenie.
Więc będzie musiał być cierpliwy.

-Tak. Możesz iść odszukać twojego Romeo, ale nie wychodź z Sali beze

mnie albo Khalila.

-Dobrze.

Zrobił mały krok w tył i czekał, aż ona przejdzie na salę balową. Christiana
ciągle wpatrywała się w niego, ale nie przemówiła ponownie. Również nie
poruszyła się. Zamiast tego wgapiała się tym doprowadzającym do szału
spojrzeniem oznaczającym, że próbuje go rozgryźć.

Po chwili pijawka wróciła, prosząc o dokończenie ich tańca i Christiana

zniknęła. Może to on był Vincenzem. Jeśli nim był, to ich internetowy romans
przybrał jeszcze bardziej przyprawiające o dreszcze możliwości.
To mogło oznaczać, że albo chłoptaś Maximilliano działa za jego plecami, albo
on i Max pracują razem, w zespole. Jej połączenie z Maxem z pewnością będzie
katastrofą, skoro jeden z jego klanu tak usilnie próbuje ją uwieść. Tak czy owak,
ona była tą, która miano spętać związkiem, który skrzywdzi ją tak koszmarnie.

* * * *


Christiana stała na balkonie, tuż obok sali balowej. Stopy bolały ją od

nowych szpilek. Stephan wymęczył ją w trzech tańcach pod rząd, a jedyną
możliwością odpoczynku było poproszenie go o przyniesienie drinka.

-Proszę bardzo, bella.

Stephan stanął obok, wysuwając w jej stronę kieliszek od Martini wypełniony
czerwoną substancją. Uśmiechnął się do niej, a to sprawiło, że wyglądał jeszcze
przystojniej.

-Wypij szybko. Presto mamy następny taniec.

-Grazie.

Przyjęła kieliszek i umoczyła wargi. Ciepła krew uderzyła w jej usta
energetyzującym dreszczykiem i spłynęła w dół gardła, niczym herbata, którą
tak się rozkoszowała, będąc jeszcze człowiekiem. Stephen wyciągnął dłoń
i położył ją u podstawy jej kieliszka. Złoty rodzinny herb na jego pierścieniu
błyszczał w świetle księżyca. Był taki sam jak Isabelli.
Podsunął w górę kieliszek, zmuszając ją do szybkiego wypicia napoju. Było to
odrobinę denerwujące, ale jeśli on był jej Vincenzo, to mogła mu wybaczyć ten
zapał i pragnienie, by spędzić czas jak najbliżej jej ciała. Gdy nic już nie zostało,
zabrał z jej rąk szkło i postawił je na poręczy.

background image

-Chodź ze mną, bella. Zatańczymy jeszcze raz, nim będę musiał odejść.

Christiana zlizała resztki krwi z ust i pozwoliła mu się poprowadzić do sali
balowej. Zdążyli złapać początek następnego tańca. Dzięki bogom był to
poczciwy współczesny walc. Jej stopy mogły więcej nie wytrzymać. Stephan
przyciągnął ją do siebie i prowadził wzdłuż parkietu. Przysunął się bliżej, niż
wymagał tego taniec i wyszeptał:

-Cieszę się, że miałem możliwość dziś z tobą porozmawiać.

Więc to on był Vincenzo. Przynajmniej tak sugerowała treść e-maila. Spojrzała
na niego.

-Też się z tego cieszę.

Zakończyli ostrym zwrotem i przystanęli, lecz sala wirowała nadal wokół niej.
Christiana mrugnęła i dziwne wrażenie znikło.

-Czy będziesz tu jutro wieczorem?

-Si.

Kontury sali rozmyły się ponownie i wszystko zaczęło znów wirować.
Schwyciła ramię Stephena, żeby złapać równowagę.

-Christiana?

Jego głos brzmiał jak by stał w tunelu. Zamknęła oczy i potknęła się, próbując
ustawić stopy równo na podłodze.

- Porca l’oca!

9

Jego ręce złapały ją wokół talii. Czuła, jak przepycha ją przez tłum, lecz jej oczy
widziały jedynie mignięcia obrazów. Jej głowa była zbyt ciężka, a jej lewa
strona zdawała się rozpływać.

9

Prawdopodobnie jest to przekleństwo po włosku.

background image

Rozdział 9

-Hej – Blane pospieszył do zatłoczonego wejścia, przez które tamten

szajbus wyciągnął Christianę na zewnątrz.

-Stop!

Rozgarnął ludzi, stojących w przejściu, odtrącając kogoś na bok.

-Przepraszam – krzyknął i ruszył dalej. Głowa Christiany odwróciła się

w jego stronę, a następnie zachwiała na boki. Blane przyspieszył i wyprzedził
ich, by zablokować drogę na schody.

-Gdzie ty do kurwy nędzy z nią idziesz?

Wampir spojrzał na niego wilkiem.

-Chcę upewnić się, że z nią wszystko dobrze.

Blane schwycił brodę Christiany i podciągnął jej głowę do góry. Jej oczy nie
mogły się na nim skupić, lecz uśmiechnęła się szeroko.

-Blane.

Gdyby tego nie wiedział, powiedziałby, że jest pijana w trzy dupy. Żeby się tak
wstawić, musiałaby wypić mnóstwo wzbogaconej, wysokoprocentowej krwi.
Zbyt krótko nie było jej na parkiecie, by mogła tego dokonać. Znów spojrzał na
wampira.

-Co jej dałeś?

-Nic.

-Nie okłamuj mnie, kurwa.

-Nie jestem ci winien żadnego wyjaśnienia, Amerykaninie.

-Och, jesteś mi cholernie winien wyjaśnienia. Możesz powiedzieć mi

teraz, albo zadzwonię do Khalila, byś to jemu mógł wytłumaczyć.

-Nic. Przyniosłem jej jedynie drinka.

Vincenzo, czy kim on tam był, obrzucił go spojrzeniem i dodał:

-O co mnie oskarżasz, signore?

Może ostatecznie miał kręgosłup.

- Chętnie bym urwał twój łeb, ale ważniejsze dla mnie jest zabranie stąd
Christiany.

Blane sięgnął po Christianę. Wampir zrobił krok w tył, pociągnąć ją ze sobą.

-Chciała iść ze mną.

Śmiech Blane’a zabrzmiał niczym szczeknięcie.

- Już ci kurwa wierzę. Zabieraj z niej łapska, nim je oderwę od twoich

pieprzonych ramion!

Ludzie i wampiry odwrócili się zaciekawieni, lecz Vincenzo nawet nie drgnął.
Blane złapał ramię Christiany, przyciągnął ją do siebie i wziął na ręce.

background image

-Radzę nie dopuścić do tego, bym złapał cię na jeszcze raz na

odstawianiu podobnego gówna. Capisca?

Isabella pospieszyła w ich kierunku, podtrzymując dół długiej, czarnej sukni.

-Blane.

Spojrzał na nią. Wampir czmychnął, gdy Blane skupił swoją uwagę na kobiecie.
Zajmie się nim później.

-Tak?

-Przepraszam. – podeszła bliżej i wyszeptała – Dodałam coś do jej drinka,

żeby obniżyć próg jej obrony. Nie miałam pojęcia, że to będzie miało na

nią taki wpływ.

Isabella miękko zachichotała.

-Ona musi kompletnie tego nie tolerować.

-Co jej dodałaś?

-Jedynie niewielką ilość Noir.

-Wino?

-Nie, nie. To czyni krew uzależniającą. Używamy tego do obniżenia

zahamowań. Żeby się zrelaksować.

-Narkotyki.

-Si. Tak jakby. Tylko dla naszego rodzaju.

-Isabella!

Christiana sięgnęła po nią. Isabella uśmiechnęła się i wzięła jej dłoń, całując
opuszki jej palców.

-Przepraszam. Próbowałam ci pomóc.

-Ile minie czasu, nim to przestanie działać? – zapytał Blane.

Wzruszyła ramionami.

-Kilka godzin?

-Nie wierzę ci.

Odwrócił się i poszedł w dół schodów.

-Odpowiesz za to.

Poderwała się, by za nimi nadążyć, podczas gdy on coraz bardziej zbliżał się do
limuzyny. Blane zastanawiał się, czy ktoś zwróciłby na nich uwagę, gdyby ją
spętał i powlókł w dół ulicy. Cóż, prawdopodobnie tak.

-Zostaw nas w spokoju, Isabello.

Christiana uniosła głowę, jej oczy przesuwały się od limuzyny do niego, od
niego do limuzyny.

-Chcę popływać gondolą. Blane warknął.

-Po prostu wsiądź do limuzyny, Księżniczko.

background image

Usadził ją na siedzeniu. Christiana zmarszczyła usta. Wyglądała jak
seksowniejsza wersja Kopciuszka, a odęte usteczka sprawiły, że wyglądała
prawie dziecinnie. Prawie.

-Prooooszę.

-Nic jej nie będzie.

Isabella ponownie znalazła się za nim, a jej głos brzmiał nonszalancko – jak
poprzednio. Zamknął drzwi i odwrócił się do niej.

-Co to właściwie ma znaczyć? Wygląda to tak, jakbyś próbowała ją

kontrolować.

-Nonsens. Czyżbyś nie widział, jak sama rezygnuje ze swojej natury?

Niedługo się załamie. Wolałbyś, żeby się poddała komuś zupełnie obcemu?

-Mówisz o tym tak, jakbyś poskramiała konia.

Isabella wzruszyła ramionami.

-Ja bym powiedziała, że muła.

-Powiem to do ciebie wyraźnie, Isabello.

Pochylił się do niej i wyszeptał:

-Jestem tu, by jej strzec, a ty wpasowałaś się idealnie do kategorii

„zagrożenie”. Jeśli nie chcesz, by Khalil zamordował cię za to, co zrobiłaś

dzisiaj wieczorem, to sugeruję, byś zrobiła w tył zwrot i pomaszerowała

prosto na bal. A później trzymaj swój tyłek bardzo daleko od Christiany.

-Nie próbuj mi mówić, co mam robić, neonato. Nie wiem, co to za gra, ale

wiem, że ona się w tobie nie zakochała. Przyglądałam się.

Jak gdyby fala psychotropowej mocy przetoczyła się przez nią, a całe ciało
Isabelli przeszło metamorfozę. Pochyliła się nad nim, głaszcząc dłonią jego
pierś. Jej dotyk wywołał u niego ciarki, nawet bez odrobiny seksualnego
zainteresowania jej osobą. Wtedy jej głos przeszedł w seksowną grypkę

-Nie tylko Christiana mnie interesuje.

Potrzeba całowania jej buzowała wzdłuż całego kręgosłupa, sięgając jego
umysłu. Było to absolutnie sprzeczne z tym, co właśnie powinien robić.
Powinien postrzegać ją jako zagrożenie, ale możliwości Isabelli były tak silne,
jak mówiła Christiana. Była bardzo, bardzo przekonująca. Ale on nie zamierzał
się jej poddać. Blane złapał jej dłoń i mocno wykręcił.

-Nie próbuj ze mną tego gówna.

Uśmiechnęła się pod nosem i przysunęła bliżej, naciskając swoją piersią na jego
dłoń.

- Jeśli chcesz, możesz protestować przy publiczności, ale gdy będziesz

leżał sam w łóżku, głaszcząc się, myśl o mnie.

background image

-Jesteś szczególnie pokręconą suką.

Lekko ją odepchnął i puścił jej dłonie.

-Trzymaj się od nas z daleka.

Blane otworzył drzwi limuzyny i wślizgnął się do środka, nie pozwalając
Isabelli na dalsze dyskusje. Christiana leżała wewnątrz limuzyny na sąsiednim
siedzeniu, zwinięta w dziwaczną pozycję. Zatrzasnął drzwi i przysunął się
bliżej.

-Nic ci nie jest?
-Nie.

Gdy limuzyna zaczynała się powoli toczyć, pociągnęła nosem i wytarła oczy.

-Czy ty płaczesz?

-Nie.

-Dlaczego płaczesz?

-Ale ja nie płaczę.

-Okay… więc, dlaczego jesteś smutna?

-Ja… ja…

Zaczęła płakać jeszcze bardziej.

-Nie wiem.

Jedyną rzeczą, jaka istniała i której nie mógł się oprzeć, była płacząca kobieta.
To zawsze w jakiś sposób go rozbrajało i sprawiało, że czuł się słaby.
Uaktywniał się w nim jakiś dziwny, nieznany instynkt chronienia, który
powinien być aktywowany tylko przez dzieci – o tym zaś nikt nie musiał
wiedzieć.

-Co jest nie tak?

Blane przysunął się bliżej i przyciągnął ją ramionami. Ukryła twarz na jego
klacie.

-Usłyszałam, o czym ona mówiła.

Och.

-Ona jest stukniętą suką.

-Ale ma rację.

-Jak to?

-Zawsze wypieram się tego, co czuję.

-Cóż, wszyscy tak robimy. To nieodłączna część życia.

-Muszę taka być. Każdy inny może przestać, ale ja nie mogę.

-Dlaczego nie możesz?
-Jestem córką Khalila. Oczekują ode mnie, żebym taka właśnie była,
choć wtedy wszyscy mówią, że jestem oziębła.

background image

Odsunęła się do tyłu; rozmazany tusz spływał jej w dół twarzy.

-Nawet nie mogę sobie sama znaleźć compagno. Czy wiesz, kiedy ostatni
raz uprawiałam seks? Z kimś innym niż ty?

Nie odgadł.

-Dlaczego sądzisz, że tak się dzieje?
-Mogę to wyczuć. Wiem, jak niekomfortowo czują się przy mnie faceci,
a jak działają na nich inne kobiety. Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest.
-To wyłącznie dlatego, że jesteś potomkiem lidera. Jesteś tak jakby poza
konkurencją.

To nie do końca była prawda. Była również zbyt dużym wyzwaniem.

-Ale ty ze mną spałeś.

-Wiem. Może jestem masochistą?

Przysunęła się ponownie do jego piersi, płacząc.

-A teraz tego żałujesz. – Zaśmiała się histerycznie – Myślałeś, że jestem
lesbijką.

-Nawet jeśli nią jesteś, to wszystko jest w porządku.

-Nie jestem!

-Lubisz Isabellę.
-Nie. – Warknęła sfrustrowana – Używa na mnie swojego wpływu i nie
mogę powstrzymać się przed uczuciem zadurzenia. Ty się na to nie
nabierasz. Przy każdym spotkaniu próbuje cię kontrolować, a ty nawet
tego nie zauważasz.

Interesujące. Blane schwycił jej twarz w swoje ręce i wytarł resztki maskary
swoimi kciukami. Wyglądała na taką bezbronną, że aż bolało go serce. Jej twarz
znów była dziecinna, a jej oczy pełne zmieszania. Zdawało się, jakby nie miała
pojęcia, jak to jest być dorosłym, lub jak żyć bez ustalonych zasad, pomimo tak
wielu przeżytych wieków. Może nigdy nie dała sobie na to pozwolenia.

-Christiana, ile miałaś lat, gdy poznałaś Khalila?
-Osiem.

Mrugnął w przerażeniu.

-Jak?

-Byłam prezentem dla niego. – Zamknęła oczy, lecz on nadal obejmował

dłońmi jej twarz – Moja matka była dumną kobietą, nieślubną córką Henryka
Ósmego. Oczywiście nie została nigdy oficjalnie przedstawiona, ale dobrze się
nami zajmowano. Byłyśmy wręcz rozpuszczane. Nic nie mogło jej powstrzymać
od zdobycia tego, czego pragnęła. Oddała mnie jemu, chcąc go przekupić, aby ją

background image

przemienił.

-Zrobił to?

Otwarła oczy.

-Nie. Wziął moją dłoń i wyprowadził mnie z domu. Słyszałam jej krzyki,
ale nie wiedziałam, że zginęła, dopóki Khamar nie wspomniał o tym
następnej nocy.

Limuzyna stanęła i Blane, nie czekając na szofera, otworzył drzwi. Owinął
ramię dookoła Christiany i pomógł jej dostać się do pokoju, nie odzywając sie
przy tym nawet słowem. Było zbyt wiele do powiedzenia. Jego umysł był
przepełniony pytaniami, które dotyczyły jej osoby dorastającej w klanie
wampirów. A Khamar - brat Khalila - musiał uwielbiać straszenie jej, tak jak
robił to wszystkim innym. Zamknął drzwi, gdy już weszli i pomógł jej ułożyć
się na łóżku. Kiedy położyła się na materacu, powiedział:

-Więc tak właściwie, to wychowały cię wampiry?

-Tak.

Otworzył usta, by jeszcze coś powiedzieć, ale zrezygnował. Co ona musiała
widzieć, będąc dzieckiem? Wiedza o ich egzystencji i naturze była
wystarczająca, by dorosły załamał się i postradał zmysły.

-Jestem pod wrażeniem, że cię nie zabili. Czy oni… uh…

Nie mógł się przełamać, by zapytać, czy ją zgwałcili lub pili z niej, niczym z
regularnego dawcy. Prawda mogła okazać się zbyt straszna.

-Khalil był moim ojcem od samego początku. Karał każdego, kto choćby
doprowadził mnie do płaczu.

-Niemniej przemienił cię.
-Musiałam sobie na to zapracować. Odmawiał przez lata. Próbował
zaślubić mnie z człowiekiem, ale ubłagałam go. Nie miałam z ludźmi nic
wspólnego i nie miał serca mnie do tego zmuszać.

Pociągnęła nosem i przetoczyła się przez łóżko.

-Potrzeba było gruźlicy, żeby go przekonać.

Khalil był tysiąc razy lepszą osobą, niż Blane mógłby kiedykolwiek
przypuszczać.

-A on nie chciał ciebie dla samego siebie?

Potrząsnęła głową.

-Próbowałam zdobyć go przez jakiś czas, gdy myślałam, że jestem w nim
zakochana. Zawsze wtedy mawiał, że zostałam przeznaczona dla kogoś
innego i że zawsze będzie mnie kochał jak ojciec.

Szybko usiadła, trzymając się łóżka, żeby utrzymać równowagę.

background image

-Muszę zdjąć tą sukienkę.

Blane zaoferował jej dłoń i pomógł stanąć jej na nogach. Odwróciła się do niego
plecami.

-Rozsuń mi zamek.

Zrobił tak, jak prosiła, a następnie zdjął własną marynarkę i krawat, gdy ona
przeszła do łazienki.

Jeśli Christiana była z Khalilem od czasu swojej przemiany, to całe jej

życie przeminęło w obłąkanym cyrku istniejącym w czasie, gdy panował
w imieniu ich Rady. To całkowicie wyjaśniało odczuwaną przez nią potrzebę
spełnienia oczekiwań wszystkich ludzi. Nadeszła dla niej pora, by nauczyła się,
co to znaczy naprawdę żyć.

-Musisz złamać kilka zasad, Księżniczko. Czy myślałaś o wyprowadzeniu

się na jakiś czas gdzieś daleko od niego?
Christiana, patrząc w lustro, starła zrujnowaną maskarę. Jej mózg cały czas był
nabuzowany,

miała wrażenie, że świat wcale nie jest materialny, choć teraz

mogła już myśleć i chodzić. W głowie nadal wirowało jej od efektów środka
podanego jej przez Isabellę, ale już mogła wyczuć jego niepokój o nią. Nie był
on tak silny, jak wtedy, gdy usłyszał o jej dzieciństwie, ale był równie szczery.
I słodki.

-Mieszkałam sama przez jakiś czas we Francji. Ale stęskniłam się

i zmęczyłam ciągłą obecnością ochroniarzy, towarzyszących mi dosłownie
wszędzie.
Blane przechodził się po pokoju.

-Jak dawno temu?

Zawiesiła szlafrok na wieszaku na drzwiach i schwyciła swoją długą, czarną
koszulkę nocną.

-Wydaje mi się, że w latach trzydziestych.

-W 1930?

-Tak.

Weszła do pokoju. Jego oczy natychmiast skierowały się ku rozcięciu w koszuli
sięgającym do jej biodra.
Jego nastrój gwałtownie się zmienił.

-Um. Pójdę już do swojego pokoju, a ty musisz to odespać.

Ruszył w stronę drzwi.

-Zostawię otwarte okno w moim pokoju, więc po prostu zawołaj, jeśli

będziesz mnie potrzebować.

-Nie idź.

background image

Stanęła na drodze do drzwi i położyła dłoń na jego solidnej, męskiej klacie.
Ta koszula powinna zniknąć, by ona mogła podziwiać jego twarde muskuły.
Blane zastygł, lecz nie odepchnął jej na bok.

-Nie, kiedy jesteś naćpana.

-Myślę jaśniej, niż zwykle, Blane.

To była prawda. Była zrelaksowana i wiedziała dokładnie, czego chce.

-Nie, nie myślisz. Nie jesteś w stanie nawet przejść po linii prostej.

-To nie wymaga myślenia.

Przesunęła dłoń z jego piersi na szyję. Na moment zamknął oczy.

-Śpij dobrze, Christiano – wyszeptał.

A później znalazł się za drzwiami szybciej, niż Christiana zdołała powiedzieć
następne słowo. Przeklęła i upadła na łóżko, na tyle mocno, że znów rozbolała ją
głowa. Cios prosto w jej dumę przyniósł tępy ból w okolicy serca. Tym razem
odważyła się sięgnąć po coś, czego pragnęła, a on ją odrzucił. On zwyczajnie
tam stał, a później odwrócił się i wyszedł, gdy ona praktycznie się na niego
rzuciła. To nie było sprawiedliwe i – A ona zaczynała zachowywać się niczym
jęczące dziecko.

Co to Blane powiedział? Że powinna łamać zasady? Bycie z nim

z pewnością się do tego zaliczało. Christiana wstała i ruszyła do drzwi balkonu,
chcąc tam wyjść.

Tak jak podejrzewała, drzwi do Blane’a były otwarte. Wspięła

się na poręcz, a następnie przeskoczyła na drugi balkon. Drzwi jego łazienki
były otwarte, więc światło nieco rozjaśniało ciemną sypialnię. Dźwięk płynącej
wody wypełniał pomieszczenie.

Przeszła szybko do łazienki i rozejrzała się dookoła. Za zaparowanym

szkłem migotał obraz przyćmionej postaci Blane’a odrzucającego włosy do tyłu.
Ten cudowny, odwrócony trójkąt jego ciała od szerokich ramion do wąskich
bioder wywołał u niej wewnętrzny dreszcz. Wtem odwrócił się do niej bokiem.
Jego erekcja unosiła się nad biodrami jak wyrzeźbiona w skale. Promieniowały
od niego frustracja i pożądanie.

Christiana cofnęła się do ciemnego pokoju i ściągnęła przez głowę

koszulkę. Rzuciła ją na podłogę i czekała, aż ucichnie prysznic. Spędzi z nim
jeszcze jedną noc, bez względu na to, co ten fakt będzie oznaczał dla wszystkich
innych. Musiała poczuć go w sobie, potrzebowała tych silnych rąk
przesuwających się po jej biodrach. Blane w końcu wszedł do mrocznego
pokoju, wycierając ręcznikiem swoje włosy. Rzucił ręcznik na podłogę. Woda
ściekała w dół umięśnionego torsu, a jej krople błyszczały w przyćmionym

background image

świetle pokoju. Stanęła z nim twarzą w twarz. Jego oczy sunęły w górę i w dół
po całej długości jej ciała.

-Tym razem nie będę protestować.

-Dobrze.

Docisnęła swoje ciało do jego i przyciągnęła jego twarz do swojej. Jego usta
były twarde i wygłodniałe. Prawie tak twarde, jak jego palce trzymające jej
biodra. Christiana zrobiła krok do przodu, popychając Blane’a w stronę ściany.

Jego język sondował wnętrze jej ust, łaskocząc ją kuleczką kolczyka. Jego

dłonie przesunęły się na jej talię, gdy zrobił następny krok do tyłu. Jego plecy
uderzyły o ścianę i oboje przestali się poruszać. Sapiąc, oderwała się od jego ust
i zaczęła całować jego brzuch, zsuwając się coraz niżej. Zawirowała językiem
na jego pępku, a następnie wylizała długą linię, wracając do jego piersi.
Blane przyciągnął jej usta do swoich, porywając do następnego głębokiego
pocałunku. Jej umysł wirował, a długie nogi zmiękły. Wtem oderwała się do
jego ciała. Jeśli zamierzała zrobić wszystko to, co chciała, nie mogła pozwolić
się rozproszyć. Dłonią schwyciła jego nabrzmiały organ i delikatnie ścisnęła.
Jego powieki zatrzepotały i zamknęły się, a głowa opadła, opierając się o ścianę.
Uklęknęła, uśmiechając się. W odróżnieniu od innych wampirów, których miała
w łóżku, został schludnie obrzezany, co umknęło jej uwadze w trakcie ich
pospiesznego seksu wczorajszej nocy.

Zaczęła lizać penisa od samego dołu, w kierunku delikatnej blizny,

połączonej z ciemniejszą żołędzią. Gdy wypłynęła mała kropla płynu, zlizała ją,
a następnie wessała główkę do wnętrza swoich ust. Blane warknął i owinął
jedną dłonią jej włosy. Nie próbował pchać czy zmuszać jej do czegoś, pozwolił
jedynie swojej dłoni podążać za jej głową, gdy ona wsuwała i wysuwała go z
ust. Nie wypowiedział nawet słowa, bo nie było takiej potrzeby. Christiana
mogła poczuć wszystko, czego nie powiedział. Rządza kotłowała się z
pragnieniem, przyjemnością, oczekiwaniem i adoracją, wszystko to w
oszałamiającej mieszance. Za każdym razem, gdy przesuwała językiem nad
główką, fala głodu omiatała ich obydwoje. Ten upajający pośpiech sprawiał, że
czuła się potężna i silna.

Załaskotała swoimi paznokciami miękką skórę moszny i naparła ustami

na niego, wciągając tak głęboko, jak tylko mogła, bez ryzyka zadławienia się.
Blane jęknął i mocniej złapał jej włosy. Czuł, jak się zanurza i wysuwa; czuł
powolne ssanie, gdy go wciągała ponownie. Niskie warknięcie zadudniło w jego
piersi.

-Chodź tutaj.

background image

Christiana uwolniła z mlaśnięciem jego penisa ze swoich ust.

-Nie – powiedziała, a następnie złapała jego dłonie i docisnęła je do

ściany.

Wiedziała, że nie da rady go tam utrzymać, jeśli będzie się chciał

uwolnić, lecz on nawet nie próbował ruszyć się z tego miejsca.

-Teraz jesteś mój.

Warknął, ale ona jedynie się uśmiechnęła. Jej usta były delikatne, gdy wzięła
jedno z jego jąder w usta. Lizała je powoli, ostrożnie, a później pozwoliła mu się
wyślizgnąć. Dla kontrastu przejechała kłem wzdłuż jego członka. Jego ciało
zadrżało.

-Cholera.

Christiana wróciła znów do główki. Blane pchnął biodra w jej stronę, przestał
się poruszać i tylko sapnął, gdy ona zabawiała się, pieszcząc językiem jego
penisa. Gdy był już prawie na krawędzi orgazmu, przesunęła swoje ciało
w górę, ocierając twardymi sutkami o jego wspaniale umięśniony tors. Jej dłonie
nadal trzymały jego ramiona blisko jego ciała. Ich usta prawie się stykały, ale
ona nie pozwoliła na ich połączenie. Zmysłowym szeptem powiedziała:

-Chcę cię w sobie, Blane.

Szepnął twierdząco i zaczął do niej sięgać, ale ona odepchnęła jego dłonie
i przycisnęła do niego swój policzek, z ustami prawie na płatku jego ucha.

-Najpierw chcę na sobie poczuć twoje usta.

background image

Rozdział 10

Blane ustami przesuwał po jej ramieniu, ssąc i przesuwając zębami po

skórze. Jego kutas pulsował od chęci znalezienia się w niej, lecz Christiana
pragnęła kontrolować sytuację. To właśnie tego potrzebowała. A to było tak
kurewsko dobre! Jej ciało mocniej naparło na niego, więżąc jego kutasa
pomiędzy nimi. Christiana powiedziała tym seksownym, mruczącym głosem
ogrzewającym jego skórę:

-Chcę poczuć, jak ze mnie pijesz.

W ustach zebrała mu się ślinka, jeszcze mocniej starał się utrzymać ręce na
swoim miejscu. Ta kobieta zwyczajnie nie wiedziała, jak na niego działa.
Stanęła na palcach, a jej kły dziabnęły jego skórę zbyt szybko, by mógł na to
zareagować. Później jej język prześlizgnął się w górę, by przejąć wyciekającą
krew. Mógł ją poczuć, tę metaliczną słodycz wypełniającą powietrze.

-Smakujesz… - Przełknęła – Mmmm.

Och. Jasna. Kurwo.
Minęło zbyt dużo czasu, od kiedy był z kimś swojego rodzaju. Jak mógł
zapomnieć, jak to było zostać ugryzionym, zapomnieć ten uzależniający pęd
nadchodzący wraz z poddaniem się magii sprawiającej, że byli tym, czym byli.
A teraz tego pragnął. Jego zęby były obolałe, do ust napłynęła ślinka, ale
poczeka i napije się później. Teraz chciał, by go wzięła.

-Powinienem usiąść – wyszeptał, walcząc z uśmieszkiem.

Pociągnęła go w stronę łóżka, obracając w taki sposób, że znalazł się tyłem do
łóżka, a następnie pchnęła go, by usiadł. Blane złapał jej biodra i pociągnął ją
prosto na siebie. Christiana pozwoliła jego dłoniom wędrować po jej biodrach,
pozwoliła mu przejąć ułamek kontroli. Stanęła pomiędzy jego rozłożonymi
nogami i uśmiechnęła się. Jej szczupła dłoń wsunęła się w jego włosy, złapała je
i użyła, by przyciągnąć jego twarz do jądra swej kobiecości. Nim jego usta
dosięgły sedna, mógł posmakować jej wilgotnej skóry. Jej zapach wypełnił
powietrze i przyprawił jego kutasa o dreszcz. Trzymał ją mocno dłońmi
i leniwie wślizgiwał swój język pomiędzy miękkie fałdki jej cipki. Była tak
słodka i tak gorąca, jak to sobie wyobrażał. PIEPRZYĆ POTRZEBĘ
UGRYZIENIA. Chciał być wewnątrz niej. Teraz. Jęki Christiany przywróciły
jego uwagę do jego misji. Lizał i drażnił jej łechtaczkę, wolno masując ją
masywnym kolczykiem w jego języku, dopóki jej nogi nie zaczęły się trząść.
Sapnęła, lecz nie powstrzymała go przed włożeniem w siebie palca. Blane

background image

odchylił się, by zobaczyć jej twarz, jego kciuk nadal pracował przy jej
łechtaczce, a on przyglądał się jej coraz bardziej pogrążającej się w pożądaniu.
Przygryzła dolną wargę i zadygotała, gdy pogłaskał jej mały guziczek

w należyty sposób. Gdy na niego spojrzała, zaczął wolno oblizywać wargi.

Mroczny głód mignął na jej twarzy, sprawiając, że stał się jeszcze

twardszy niż był dotychczas. Prowadził swój język dookoła pępka, a jej jęki
robiły się jeszcze głośniejsze. Jej ciało napięło się wokół dwóch palców
ukrytych w jej wnętrzu. Była gotowa.

-Proszę, pieprz mnie Christiano.

Otworzyła oczy i otaksowała go od góry do dołu.

-Potrzebuję cię.

Uśmiechnęła się zawadiacko.

-Nie ma tak łatwo.

Blane wysunął z niej rękę, rozprowadzając wilgoć wzdłuż jej uda, więc
w przyćmionym świetle zdawało się ono błyszczeć. Przysunął się i jeszcze raz
mocno polizał jej łechtaczkę, co pozostawiło ją z trzęsącymi się nogami.
Ponownie się odsunął.

-Proszę.

Christiana uśmiechnęła się i pchnęła go na łóżko. Wspięła się na niego, siadając
na nim okrakiem, lecz nie biorąc go w siebie, a pozwalając mu pozostać
pomiędzy nimi. Blane otwarł usta, by ponownie błaga, lecz ona zakołysała
biodrami w tył i w przód wolnym ruchem, przesuwając cipką w górę i w dół
jego penisa. To nie wsunęło go do środka, ale drażniło leniwymi ruchami
mokrej skóry. Warknął i złapał jej biodra, przyciągając ją do siebie mocniej.
Schwycił biodra Christiany i nasunął ją na siebie tak szybko, że wbiła się
w niego – było to coś, czego nie zrobiłby, gdyby nie spływała wilgocią.
Boże, tak cudownie było ją czuć. Jej ciało okryło go niczym pokrowiec i powoli
ściskało. Wsuwał się coraz głębiej, nabijając na siebie jej ciało.

Głowa Christiany opadła do tyłu. Jej dłonie schwyciły jego ramiona.

Jęknęła ponownie, jej nogi zacisnęły się na nim. Blane usiadł i przycisnął do
siebie ich ciała. Z jednym ramieniem dookoła jej tali, w powolnym rytmie
pompował ją swoim kutasem. Drugą dłoń przyciskał do łóżka, by utrzymać
równowagę, a sam przyglądał się, jak go ujeżdża. W górę i w dół. Ten malutki,
twardniejący sutek, był po prostu zbyt cholernie kuszący. Przesunął kolczykiem
na języku po sutku. Jej rytm przyspieszył, a następnie zmienił się w galopujące,
naglące tempo.

background image

-Christiana.

Jej oczy spoczęły na nim. Blane przyciągnął jej usta do siebie i głęboko
pocałował. Prześlizgnął końcem języka po swoim kle, pozwalając krwi spłynąć
na jej pierś. Później wsunął swój język w jej usta. Zadziałało. Jej nogi
przytrzymały go mocno, a jej dłonie naparły na jego ramiona. Walczył, by
utrzymać się w pionie, wspierając się na dłoniach, gdy ona całowała jego usta
i spijała stróżki krwi z nich wypływające. Blane przerwał połączenie ich ust
i nachylił w jej stronę swój kark. Rzuciła się na niego z warknięciem. Jej zęby
przecięły jego skórę, nim jej usta zdążyły zamknąć się na niej całkowicie,
wysyłając powódź feromonów, hormonów i magii, o których zdążył zapomnieć.
Była to składowa ugryzienia, część tego, w jaki sposób ich gatunek uprawiał
seks. Człowiek nigdy nie zrobiłby dla niego czegoś takiego. Uwolniona krew
ogrzewała jego pierś, płynąc dwoma długimi stróżkami. Ale to głębokie,
powolne ssanie na jego karku popchnęło go w stronę krawędzi. Christiana
jęknęła pomiędzy przełknięciami i zesztywniała obok niego, jej ciało doiło go
w dwóch miejscach. Jego ramiona poddały się, lecz jego głowa nie uderzyła
o łóżko. Orgazm eksplodował, przesyłając białe błyski pod jego powieki.
Wszystko wokół nich odpłynęło, a świat był tylko echem jej oddechu przy jego
skórze. Później wszystko pociemniało.

* * * *

Blane ocknął się w ciemnym pokoju i powoli zaczął otwierać oczy. Christiana
była obok niego, uśmiechając się leniwie.

-Nie sądziłam, że obudzisz się na czas.

-Na co?

-Chciałam ci coś powiedzieć przed wschodem słońca. Zdecydowałam się

odwołać plany na dzisiaj. Idziemy razem odkrywać miasto.

-Ukochany Tatuś nie ma nic przeciwko?

-Nie pytałam.

-Łamiesz wszystkie zasady.

-Tak.

Jej

uśmiech

poszerzył

się,

usiadła

więc,

kolebiąc

się

odrobinę.

-Gdzie idziesz?

-Myślałam, że będziesz chciał spać sam.

Owinął ramię wokół jej talii i ponownie przyciągnął ją obok siebie.

-Nie myśl sobie, że tak łatwo odejdziesz. Za bardzo lubię twój nowy

wizerunek.

background image

Blane pochylił głowę, by ją pocałować, lecz ona szybko przekręciła się na bok.

-Coś nie tak?

-Ja… ja myślę…

Christiana wyskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki. Po kilku sekundach odgłos
jej wymiotów zalał pokój. Brzuch Blane’a fiknął koziołka. Nie słyszał czyichś
wymiotów już od naprawdę długiego czasu. Wampiry wymiotowały jedynie
wtedy, gdy wchłonęły w siebie taką truciznę, której ich system nie mógł
zneutralizować. W takim przypadku mógł się założyć, że to co było w tamtym
drinku, nie znalazłoby się w codziennym menu wampirzej diety. Isabella
naprawdę to spieprzyła. Christiana nie tylko czuła się źle, ale i będzie musiała
pożywić się jeszcze raz, gdy tylko przejdą jej nudności.

Usiadł i wsunął na siebie parę cienkich spodenek, które leżały rzucone

niedbale na drewnianą półkę.

-Chorowałaś od czasu przemiany?

-Nigdy.

Znów zwymiotowała. Podszedł cicho do drzwi i usłyszał, jak spuszczała wodę.
Zapach cuchnącej, nadpsutej krwi podryfował w powietrzu, wywołując u niego
wariacje żołądkowe, lecz powoli otworzył drzwi.

-Czuję, jakbym znów umierała.

Christiana leżała skulona na podłodze, z zarzuconym na siebie ręcznikiem,
ukrywającym jej nagość. Była blada, granatowo-szara pod oczami, wyglądała
odrobinę tak, jak ktoś walczący z jakąś straszliwą chorobą w telewizji.

-Taa. – Przełknął gulę w gardle. – Prawdopodobnie wydaliłaś już
większość ze swojego organizmu. Nadal masz nudności?

-Odrobinę.

-Będziesz musiała to odespać, a później będziesz śmiertelnie głodna.

Schwycił białą myjkę z trzymaka, umoczył w zimnej wodzie, wycisnął ją i podał
jej. Christiana przetarła sobie twarz i kark, zamykając przy tym powoli swoje
oczy.

-Chyba potrzebuje się położyć.

-Możesz chodzić?

Wstanie na nogi zajęło jej kilka dłuższych chwil. Nogi Christiany ledwo
utrzymywały jej ciężar Choć, choć stała już prosto. Jej twarz miała dziwny,
prawie żółty odcień, jak przy żółtaczce. Blane wziął ją w swoje ramiona. Jej
skóra była gorąca od reakcji alergicznej. Jeśli temperatura nie wzrośnie jeszcze
bardziej, wyliże się z tego. Zaniósł ją do łóżka i położył na zimnych

background image

prześcieradłach.

-Zamknę jedynie twój pokój i zaraz wracam. Zostajesz tutaj dzisiaj.

-Ok.

Blane’owi zajęło jedynie minutę zamknięcie pokoju i powrót do niej.
W tym czasie ona już prawie usnęła, zwijając się na boku pośrodku łóżka. Gdy
spała, wyglądała prawie anielsko. Nie upłynęło dużo wody, gdy zaczęła rzucać
się po całym łóżku. Schwycił poduszkę spod jej pleców i rzucił na podłogę.
Zapowiadał się ciężki dzień.

* * * *

Christiana.

Blane na czworaka zbliżył się do łóżka i zobaczył ją, ciasno zwiniętą w kłębek.
Krzyczała, zmuszając go tym samym do przyłożenia jej poduszki do ust, by
zagłuszyć wrzaski. Nie walczyła. Zamiast tego umilkła. Odsunął poduszkę, ale
nie widział jej twarzy zza skołtunionych włosów.

-Christiana?

Nie odezwała się. Jej ciało zadrżało delikatnie.

Blane odsunął jej włosy. Gdy

tylko dotknął dłonią jej czoła, poczuł znów gorąco, z tą różnicą, że tym razem
temperatura była jeszcze wyższa. Człowiek do tego czasu byłby już martwy.
Potrząsnął nią delikatnie.

-Christiana.

Nie było odzewu. Kurde. Blane złapał telefon z nocnej półki. Musiał się z kimś
skontaktować. Zastanowił się przez chwilę, w myślach przerzucając listę
znajomych wampirów. Elena była lekarzem, lecz jeszcze nie wiedziała o nich
dostatecznie dużo. Khalil. Taa, on będzie wiedział. On może mieć nawet lekarza
na własne zawołanie. Blane wybrał numer Khalila, który ten podał mu pierwszej
nocy jako numer, pod który miał dzwonić w razie nagłej potrzeby. Po trzech
dzwonkach odezwał się jego głos.

-Tak? – Brzmiał sennie.

-Tu Blane. Christiana źle reaguje na coś, co Isabella dodała do jej drinka.
-Co? – Jego głos stał się wyraźniejszy. To go obudziło. – Co ona jej
podała?

-Myślę, że ona nazwała to Noir.

Khalil warknął po drugiej stronie linii.

-Ta leggero przekroczyła granicę. Dlaczego nie powiedziałeś mi
wcześniej?
-Myślałem, że to jedynie wywołało u niej upojenie.

background image

-Nie. To kiepsko zrobiony uliczny narkotyk. Jak do tej pory mieliśmy już
kilka zgonów wywołanych przez jego działanie, wszystkie na terenie
Isabelli. Prawdopodobnie próbowała znaleźć sposób, by móc kontrolować
moją córkę.
-Bingo – powiedział Blane.

-Jakie są symptomy?

-Gorączka. Wcześniej wymiotowała, ale teraz śpi. Nie mogę jej dobudzić.
-Jej ciało próbuje się uzdrowić. – Khalil westchnął – Nic nie możemy
zrobić. Jeśli czujesz, że gorączka jest zbyt wysoka, możesz włożyć ją do
wanny z zimną wodą. Może cię wtedy zaatakować, ale to jedyna rzecz,
która mogłaby zbić temperaturę.

-Zajmę się nią.
-Mój lekarz jest tutaj, ale jest też w dzień śpi. Jeśli jej choroba utrzyma się
do zachodu słońca, zadzwoń, a ja natychmiast do was wyślę go.

-Tak zrobię.
-Blane, jeśli Isabella przyjdzie do twojego pokoju, dzwoń do mnie.
Dotąd miałem nadzieję, że Christiana sama potrafi się obronić, jednak po
dzisiejszej nocy zakończę tę sytuację. I dziękuję Ci za zajęcie się nią.
Zaszczycasz mnie tym, co robisz.

Blane przełknął, by odzyskać głos. Czy Khalil nadal uważałby tak samo, gdyby
wiedział, że on posuwał jego córkę? Prawdopodobnie nie. Niemniej Blane
odpowiedział w sposób, jaki Khalil rozumiał najlepiej.

-To zaszczyt dla mnie, Padrone.

* * * *

Christiana otworzyła oczy w ciemnym jak grobowiec pokoju. Skóra

okrywająca jej mięśnie płonęła, a kości bolały, przypominając o grypie, którą
miała dawno temu, gdy była jeszcze człowiekiem. W czaszce dudniło jej od
karku w górę. Nad prawym uchem bolało ją tak bardzo, że zastanawiała się, czy
ktoś jej nie uderzył.

-Cieszę się, że się obudziłaś. – Wyszeptał Blane, usuwając z jej czoła

chłodną ściereczkę. – Jak się czujesz?

-Jakby ktoś mnie otruł.

-Cóż, bo cię otruł.
-Co?
-Twoja gorączka była zbyt duża, więc zadzwoniłem do Khalila.
Powiedział, że dostałaś nowy narkotyk, od którego ludzie umierają.

background image

-Zabiję Isabelle.

-Nie wydaje mi się, żeby Khalil dał ci okazję.

Zmieszała się. Mimo trucizny jakaś jej część pragnęła chronić tę kobietę.
Właśnie to czyniło Isabellę tak niebezpieczną. Nawet jeśli manipulowała
Christianą by dostać to, czego pragnęła, dawało to taki sam efekt, jakby
zdecydowała się być dla niej atrakcyjną.

-Wolałabym, żeby jej nie zabijali.

-Dlaczego? Przecież próbowała cię zabić.
-Nie sądzę, żeby próbowała. Prawdopodobnie nie myślała. Isabella skupia
się głównie na tym, czego chce.

-Chcesz powiedzieć, że jest samolubna.

Christiana wzruszyła ramionami, choć wiedziała, że on tego nie widzi. Blane
wymamrotał coś, co mogło brzmieć jak „pozwólcie mi dorwać się do tej suki”.

-Co?

-Nie przejmuj się tym.

Łóżko poruszyło się i usłyszała Blane’a idącego w stronę okna. Z trudem
usiadła, a następnie przerzuciła nogi przez łóżko.

-Gdzie idziesz?

-Potrzebuję prysznica.
-Nie możesz tak po prostu sobie wstać i zacząć chodzić.
Twoje ciało nie zareaguje na to dobrze. Powinnaś leżeć w łóżku
do chwili, gdy się pożywisz.
-Spójrz. – Odwróciła się w kierunku Blane’a i dojrzała jedynie
niewyraźne kontury jego ciała. – Czuję się szkaradnie i śmierdzę
jak zepsuta krew. – Powąchała swoje ramię; śmierdziało jak nadpsute
mięso. –To cholerstwo wychodzi przez moją skórę. Pójdę wziąć prysznic,
a następnie zapolujemy.
-Pięć minut.

-Boże, jakiś ty władczy.

Christiana powoli stanęła i poszła do łazienki. Jak blisko mogła być śmierci?
Gdyby nie fakt, że to krew Khalila krążyła w jej żyłach, prawdopodobnie byłaby
już martwa. Dodatkowo Blane był przy niej i się nią zajmował.

-Zadzwoń do Khalila I powiedz mu, że nic mi nie jest. I, Blane…
-Tak?

-Dziękuję, że się mną zaopiekowałeś.

Nie odpowiedział, to nie było konieczne. Czuła jego dumę i niepokój, nawet
stojąc tak daleko od niego. Zapaliła światło w łazience, pozwoliła oczom

background image

dostosować się do jasności, następnie zamknęła za sobą drzwi i spojrzała
w lustro.

Dobrzy bogowie, wyglądała paskudnie!

Krew osiadła w kąciku ust, po stronie, na którą wymiotowała. Jej blond włosy
były stogiem siana z krwawymi śladami zaczynającymi się jakieś dwa i pół
centymetra od jej czaszki. Czyżby pociła się w trakcie snu? A jej skóra miała ten
dziwny bladoniebieski odcień, który pojawiał się jedynie wtedy, gdy była albo
na skraju śmierci głodowej, albo próbowała przeżyć na zwierzęcej krwi.

-Jak to się mówi, wyglądam jak śmierć.

Blane zachłysnął się śmiechem i krzyknął z sypialni.

-To dlatego, że tak jest, Księżniczko.

Uśmiechnęła się i odkręciła kurki, a następnie usiadła na brzegu ekskluzywnej
wanny, czekając, aż napłynie ciepła woda. Blane przechadzał się w pobliżu
łazienki. Jego obawy były wyczuwalne nawet przez zamknięte drzwi.

-Nic mi nie jest Blane.

-Uwierzę w to, gdy zobaczę, jak pijesz.

Christiana

uśmiechnęła

się

szerzej

i

weszła

pod

prysznic.

Stanęła pod strumieniem wody i zamknęła oczy. Nim skończyła, gorąca woda
zaparowała pomieszczenie, a luksusowy upał przylegał do całego jej ciała.

Musiała umyć dwa razy włosy, nim stały się czyste, i jeszcze raz, by

poczuła się normalnie. Blane miał racje. Robiła się coraz bardziej głodna, a do
ust powoli napływała jej ślinka. Ale to nie człowieka chciała spróbować. To był
on. Jego krew była silna i słodka. Wzięcie teraz człowieka byłoby jak zjedzenie
kurczaka, gdy tak naprawdę chciało jej się steku. Nic innego by nie podziałało.
Zacisnęła zęby i zakręciła wodę. Czego na serio potrzebowała, to mocnego
kopniaka w głowę. Już i tak za dużo od niego wzięła. Najpierw ten
przypadkowy seks i jeszcze poprawka wczoraj.

Kącik jej ust uniósł się na wspomnienie jego miny, gdy przed nim klękała.

Christiana zaczęła się wycierać. Naprawdę pozwoliła sobie zaszaleć. Każda
kobieta miała hopla na jakimś punkcie. To musiało być jej. Blane był totalnie
nieodpowiednim facetem. Od czubka zielonych włosów, po fakt, że nie miał
nawet połowy jej lat, nic w nim nie pasowało do wymogów idealnego kandydata
do jej ręki i pozycji, jaką zajmowała. Był niemiły, pospolity i co najgorsze, był
wampirzym żołnierzem. Był co najwyżej rzezimieszkiem. Lecz sprawiał, że jej
serce szybciej biło. Coś było w Blanie. W niewytłumaczalny i niezrozumiały dla
niej sposób potrafił sprawić, że pragnęła go, nawet gdy nazywał ją Księżniczką.
Uśmiechnęła się szerzej na wspomnienie jego głębokiego głosu wymawiającego

background image

to przezwisko. Nie zakochiwała się w nim. To tylko ta odrobina krwi uderzyła
jej do głowy, wywołując u niej jakieś niezrozumiałą fascynację jego osobą.
Ugryzienie ich nie związało. Tylko ona z niego piła, więc krąg nie był
kompletny. Poza tym nie było trucchi, żadnej magii krwi w ich próbie
połączenia się, nawet jeśli ten pomysł zaczął jej się podobać. Potrząsnęła głową.
Khalil nigdy by się na to nie zgodził. Zawsze wymagał, by jej potencjalny
partner posiadał własne terytorium, by mogła żyć w sposób do którego była
przyzwyczajona. Dla Khalila i reszty starszych terytorium oznaczało moc.
Z mocą szło bezpieczeństwo. To pozwalało zrozumieć, dlaczego rozważał
kandydaturę Maximilliano. Brzuch Christiany zacisnął się w kłębek.
Z trudem chwyciła biały szlafrok z haczyka na drzwiach i założyła go na siebie.
Ostatni raz rzuciła okiem w lustro, by sprawdzić włosy i otworzyła drzwi.

Blane stał tuż przed nią, jego ramiona były skrzyżowane na piersiach,

a wszystkie mięśnie napięte. Przeżuwał wykałaczkę zwisającą w kąciku jego
ust. Ten dziwnie ludzki nawyk zaczynał być atrakcyjny. Jej ciało natychmiast
zareagowało znajomym drżeniem nóg i wilgocią pojawiającą się między udami.
Lecz jego emocje nie współgrały z jej odczuciami. Był szczelnie omotany
niepokojem i rozedrganiem.

-Już miałem wejść do ciebie do łazienki.

Próbowała ukryć uśmiech, który nadszedł wraz z wizją jego dołączającego do
kąpieli.

-Przepraszam.

-Ubieraj się, Księżniczko. Idziemy zapolować.

background image

Rozdział 11

-Gdzie idziemy? Nie rozmawiałam jeszcze z Khalilem.

Christiana ścisnęła mocniej długi, szkarłatny płaszcz i zapięła jeden guzik, by
poły nie rozsuwały się na wietrze. Blane był natomiast ubrany w to co zwykle,
czyli jeansy i czarną koszulkę. Skręcił za rogiem budynku, oddalając się od
Wielkiego Kanału.

-Nie musisz. Już z nim rozmawiałem i powiedziałem mu, że według mnie
nie będzie zbyt bezpiecznie, byś dziś wychodziła.
-A on nie miał nic przeciwko temu?

Blane uśmiechnął się zawadiacko i wziął ją za rękę.

-No chodź.

Pociągnął ją w dół alei, prosto w ciemność. Innemu wampirowi by odmówiła.
Nie tylko ludzie bali się ciemnych uliczek.

-Twoja dłoń jest lodowata.

Puścił do niej oczko.

-Za minutkę to naprawimy. Na co masz ochotę?

Christiana uśmiechnęła się do niego krzywo. Co najmniej tak, jakby miała mu
powiedzieć:

-„Oh. Uh. Cokolwiek, byleby było zjadliwe”.

Rzucił jej uważne spojrzenie, gdy szli przez wąski korytarz pomiędzy
budynkami. Nagle zatrzymał się tak szybko, że prawie na niego wpadła.

-Co jest nie tak? Dziwnie się zachowujesz od czasu opuszczenia pokoju.

-Nic.

Przepchnęła się obok niego w stronę, z której dobiegał wyraźny zapach
ludzkiego samca. Blane schwycił ją za ramię i odwrócił w swoją stronę.
Próbowała się od niego oderwać, lecz dopchnął ją do muru i położył dłonie
dokładnie

po

obu

stronach

jej

głowy.

Pochylił

się

nad

nią.

-Nie mam takich umiejętności jak ty, ale moje instynkty są dobre. Wiem,
że coś ukrywasz.

-Nie mogę.

-Dlaczego przyszłaś wtedy do mojego pokoju, a teraz zachowujesz się
tak, jakbyś była zmuszona być tutaj razem ze mną?

-Nie zachowuję się, jakbym była zmuszona.

-Doprawdy? Bo zdawało mi się, że to ja przez ostatnie trzydzieści minut
gadałem do ciebie przez drzwi łazienki.

-Nie chciałam iść polować.

-Dlaczego?

background image

Warknęła i spojrzała w dół alei, a następnie wróciła wzrokiem do jego
zielonych oczu. Pod tymi niedorzecznymi włosami był przystojny. Co więcej,
potężny. I to wywoływało u niej ból zębów. Christiana wzięła niespokojny
oddech.

-Nie chcę o tym rozmawiać, Blane.

-Będziesz musiała, nim zrobimy następny krok.

-Ja zwyczajnie nie mam apetytu na czło- niego.

Jego brwi poszybowały w górę.

-Zaczęłaś mówić człowieka. Co ty – Oh.

Wszechwiedzący uśmieszek uniósł kąciki jego ust. Przycisnął bardziej swoje
ciało do niej; silna, drapieżna postać przybierała zmysłową, wygiętą pozę, aż
jego biodra zaczęły dociskać ją do ściany.

-Cóż, wszystko, co musiałaś zrobić, to powiedzieć.

Zamknęła oczy i opuściła głowę. To właśnie tych słów z jego strony obawiała
się najbardziej.

-Kończmy to i wracajmy do pokoju.

Jego brwi uniosły się w górę, ale nie cofnął się.

-Zamierzasz zamienić mnie na człowieka?

-Nie pożywię się dziś od ciebie, Blane.

-Dlaczego?

-Wzięłam już dość.

-Co?

Westchnęła. Powiedzenie tego teraz było tak samo dobre, jak powiedzenie
później, gdy będzie tego żałować jeszcze bardziej.

-To nie może zajść dalej, niż zaszło. Khalil obiecał mnie komuś innemu.
Nie powinnam była przychodzić wczorajszej nocy do twojego pokoju. To
było niewłaściwe z mojej strony.

Odsunął się od niej, mrużąc oczy.

-Zwyczajnie powiedz, co myślisz.

-Nie pasujemy do siebie.

-Chcesz powiedzieć, że to ja nie pasuje do ciebie. Prawda, Księżniczko?

-Nie to powiedziałam.
-Nie, ale dokładnie to widzę na twojej twarzy. Popukał się w skroń -
Mogę nie mieć twojego daru, ale jestem dwa-wykurwiste-razy bardziej
inteligentny od tych wszystkich wampirów, które znasz. Nie trzeba było
wiele czasu, by cię przejrzeć.

-Serio?

background image

Skrzyżowała ramiona na piersiach, rozdzielając ich ciała.

-To dlaczego mi nie powiesz?

-Tak bardzo ugrzęzłaś w świecie Khalila, że nie widzisz, jak żyją

normalni ludzie. I spędziłaś za dużo czasu z naszym gatunkiem, by rozpoznać
prawdziwe ludzkie emocje, gdy już je poczujesz.

Uciekła wzrokiem. To była prawda. Martwiła się, że nie rozumie ludzkich

emocji, ale nawet Khalil powiedział jej, że to nieprawda. Blane pochylił się na
tyle, by przycisnąć ramiona do jej piersi i przysunąć ją do ściany. Jego głos był
szeptem.

-I to nie o Vincenzo myślisz, leżąc na łóżku z ręką pomiędzy nogami?

Czyż nie, Księżniczko?
Sapnęła.

-Ja nie

-Nie okłamuj mnie.

Zawinął jedną dłoń we włosy i odciągnął jej głowę na bok. Jego usta zawisły tuż
nad jej gardłem.

-Wiem dokładnie, jak na ciebie działam.

Ta iskra w jej środku zestrojona z Blane’m, ta jego odrobina wzięta wczorajszej
nocy do jej wnętrza wraz z krwią kochanka drgnęła – zmieszana. Wciągnął duży
haust powietrza.

-Mogę to wyczuć.

Zamknęła oczy i skupiła się na gorącu jego ust, tak blisko jej skóry. Gdyby tylko
ją ugryzł, wziąłby żyłę, której nie przekuł nikt prócz Khalila. Odsunął się
odrobinkę, wyswobadzając jej włosy.

-Ale zagram w twoją grę. Pójdziemy na koniec alei i możesz wypić z tego

człowieka do cna. A później będziemy udawać, że to nie o mnie myślałaś przez
cały ten czas.

Serce Christiany opadło w dół jak kamień. Nowy ból wybuchł w jej

piersi. Ból, który nie miał nic wspólnego z unikającymi ją wampirami, ale wiele
wspólnego z jej nową potrzebą - by czuć jego aprobatę. Jeśli tak miało wyglądać
związanie, mogła się bez niego obejść. Odjazd, jaki towarzyszył jego dotykowi
nie był wystarczający, by zagłuszyć nadchodzący teraz wstyd. Odepchnęła się
od niego, podążając szybko za zapachem ludzkiego samca. Jej stopy
przyspieszyły, a zęby zaczęły boleć. Zaczęły szczypać ją oczy, lecz mruganiem
odegnała łzy.

Blane nie zamierzał zrobić tego dla niej. Nie zamierzała być słaba i nie

chciała być głupią, poddańczą kobietą, taką jak te w haremie Khalila. Wisiały na

background image

nim, modląc się o jego przychylność, współzawodnicząc o chwilę
zainteresowania. Nie, ona nie mogła stać się taką. To zaś kompletnie
eliminowało Maximilliano jako jej potencjalnego partnera. On żądałby takiego
zachowania. Lecz Christiana nie potrafiła teraz o tym myśleć. Musiała się
pożywić, dokładnie w tej chwili. A następnie musiała trzymać się z daleka od
Blane’a, dopóki ich drogi się nie rozejdą. Inaczej obydwoje skończą zranieni.

Następny głęboki wdech pozwolił jej wyłapać powiew intensywnie

pachnącej wody kolońskiej człowieka. Był to zapach, jaki wyczuwała na co
zdrowszych mężczyznach. Skręciła na roku i zobaczyła go stojącego w pobliżu.
Wysoki mężczyzna o śródziemnomorskim wyglądzie, w drogim, brązowym
płaszczu. Rozmawiał z innym samcem, którego zapachu jeszcze nie wyczuła.
Spojrzeli na nią, a ich zainteresowanie jej osobą stało się oczywiste, gdyż obaj
się uśmiechnęli. Wzięła uspokajający oddech i podeszła do nich, mając nadzieję,
że Blane zostanie gdzieś daleko w tyle.

-Cześć.

-Cześć - odpowiedział ten wyższy w łamanej angielszczyźnie. Jego akcent

był włoski, prawdopodobnie lokalny. Pozwoliła tej drugiej sobie błyszczeć
wewnątrz niej; ta odrobinie magii krwi, która pozwalała jej manipulować
ludzkimi myślami, budziła się do życia. Tak uwodzicielsko, jak tylko potrafiła,
Christiana przysunęła się do niego.

-Mam problem ze znalezieniem swojego hotelu. Wiesz, gdzie znajdę
Palazzo Bembo?

-Jasne. Tak. To tam w dole…

Wskazał kierunek z którego nadeszła, a potem się uśmiechnął.

-Czy mam cię odprowadzić?

Jej dłoń musnęła jego ramię.

-To byłoby takie miłe z twojej strony.

Człowiek przytaknął i skinął głową do swego kumpla. Szybko rzucił mu
zapewnienie, że spotkają się następnego dnia. Mężczyzna zaśmiał się, życząc
mu szczęścia, a następnie odszedł. Nieznajomy odwrócił się do niej i zaoferował
swoje ramię.

-Proszę?

Christiana przyjęła jego pomoc i pozwoliła mu poprowadzić się w stronę alejki.
Blane’a nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Wciąż jednak mogła wyczuć zapach
jego skóry – ten gorący, pieprzny

zapach na wietrze. Och, był tam i z pewnością

będzie bacznie obserwował. Ta myśl sprawiła, że poczuła się dziwnie wściekła.
Dlaczego niby miałaby się przejmować tym, że on będzie patrzył? To nie tak, że

background image

Khalil nigdy nie widział, jak się pożywiała. Lecz w tym było coś dziwnego, zbyt
intymnego.

-Jak długo jesteś w Wenecji?

Nieznajomy mężczyzna uśmiechnął się do niej. Był przystojnym, silnym
mężczyzną, dbającym o swoje ciało. Jego krew powinna być równie silna.

-Tylko na ten tydzień.

-Jesteś tu w sprawach biznesowych?

-Dla przyjemności.

To zachęciło i powiększyło jego żądzę, ale nie powiedział nawet słowa.
Zamiast tego poprowadził ją do ciemnej alei, w której wcześniej zatrzymała się
z Blanem. Ta ciemność była doskonałym miejscem, by wziąć mężczyznę.
Christiana nadal ani nie widziała, ani nie słyszała Blane’a.
Mogła jedynie poczuć na sobie jego płonące oczy. To sprawiło, że poczuła się
trochę nerwowa, bardziej niż zdarzyło się to kiedykolwiek przy pożywianiu się
przez ostatnie lata. To było prawie – ekscytujące.

-Czy coś jest nie tak?

Christiana spojrzała w górę na mężczyznę, który odwrócił się i na nią patrzył.
Kiedy przestała iść? Uśmiechnęła się.

-Nie. - Jej dłoń podążyła do jego twarzy i przesunęła się powoli w dół
szczeciny i ciepłej skóry. - Chciałam ci tylko podziękować za
odprowadzenie mnie do hotelu.

-Nie ma za co.

Jego usta rozchyliły się w szerokim uśmieszku.

-Wybacz mi, ale jesteś una bella donna

10

.

-Dziękuję.

-Parlate italiano

11

?

-Odrobinkę.

Jego uśmiech powiększył się.

-Więc mam dla ciebie sekret.

-Tak?

Pochylił się nad nią i swoją kwiecistą włoszczyzną wyszeptał jej do ucha, że
pragnie ją pieprzyć. Jego dłonie przesuwały się po jej biodrach, a usta
przysunęły do jej ucha, w które wyszeptał, że powinni pójść do jej pokoju.

Christiana wsunęła dłonie pod poły jego płaszcza, dotknęła ciepłego

męskiego ciała. Ukryła głowę w zagłębieniu jego szyi i zaciągnęła się głęboko

10

Piękna kobieta

11

Mówisz po włosku?

background image

zapachem krwi, płynącej w tętnicach. To przepyszne gorąco pulsowało tuż pod
jego skórą.

-Moglibyśmy zostać tutaj.

Jego odwarknięta odpowiedź była wszystkim, czego potrzebowała, by do ust
napłynęła jej ślinka. Musieli przysunąć się do ściany, by być niewidocznymi,
w razie gdyby ktoś się napatoczył. Wolno doprowadziła go do ściany, jej plecy
dotknęły cegieł, w prawie identycznej pozycji, w jakiej jeszcze kilka minut temu
stała z Blanem. Młody mężczyzna całował ją wzdłuż szyi, szepcząc o jej pięknie
i pożądaniu, jakie do niej czuł, lecz jej oczy ciągle rozglądały się w ciemności,
szukając Blane’a. Wtem znalazła go stojącego po drugiej stronie alejki, z jedną
nogą opartą o ścianę. Przeżuwał wykałaczkę, a jego ramiona były skrzyżowane
na piersi. Żołądek Christiany ścisnął się nerwowo w kłębek, a dłonie zaczęły
drżeć. Zamknęła oczy i skupiła się na pożywieniu, które miała na wyciągnięcie
ręki.

Odgięła w górę głowę chłopaka, dotykając ustami ciepła skórę szyi.

Otworzyła usta, a jej zęby zadrapały skórę, łapiąc w pułapkę dygoczący tam
puls. Jego jęki przeszyły powietrze, jednocześnie przysunął się do niej,
wciskając wyczuwalną erekcję w jej biodra. Był zniewolony jej mocą i to
wywołało u niej znajome poczucie winy.

Czy ci ludzie nie mieli za grosz instynktu, nie wyczuwali, jak bardzo była

niebezpieczna? Zawsze przychodzili tak chętnie, praktycznie błagając o jej
zainteresowanie. Czy oni nie czuli, jak bardzo się od nich różniła? Niemniej
jednak zarzuciła na niego jedną nogę. Jęknął i docisnął się mocniej,
przypierając ją do ceglanego muru.

Jego serce łomotało, wypełniając powietrze zapachem krwi. Christiana

zadrapała zębami jego skórę. Wydał z siebie głośnie jęknięcie i podskoczył w jej
ramionach. Czy już dochodził? Nie. Jeszcze nie.

Nie, nie skończyła z nim jeszcze. Christiana zanurzyła swoje kły

w soczystej skórze mężczyzny. Ciemny płyn wybuchł jej w ustach, niczym
dojrzała śliwka, a mężczyzna znów naparł na jej ciało. Lecz tym razem to nie
było to samo. Ciepła ciecz pulsowała jej w ustach, spływała wzdłuż gardła
i wypełniała ją, lecz to nie dało choćby odrobiny tej satysfakcji, którą dała jej
krew Blane’a. Jego krew była uzależniająca, wyższy poziom wysublimowanej
przyjemności, którą dawało jej jego ciało. Ten człowiek nawet się do tego nie
umywał. Polizała rany, zamykając je i uwolniła człowieka. Zatoczył się,
zmuszając ją, by pomogła mu usiąść obok ceglanej ściany. Dojdzie do siebie za
kilka minut. Christiana wytarła usta wierzchem dłoni i ruszyła w dół alei. Jej

background image

ciało pulsowało tak mocno, jak jej stopy uderzające o chodnik, lecz pustka w jej
piersi sprawiała, że czuła się tak martwa, jak była naprawdę.

Blane ją zrujnował. Miała nie tylko randkę z nieznajomym facetem

i przyrzeczonego samca – była teraz gruntowanie i całkowicie uzależniona od
wampirzego żołnierza. Kiedy jej życie tak bardzo się popieprzyło? Jej stopy
zaczęły przesuwać się szybciej, a dźwięk jej butów uderzających o grunt
wzbudzał echo w jej uszach. Musiała uciec od tego człowieka. I od Blane’a.
Chciała być sama.

* * * *

Blane, sprawdzając puls mężczyzny, kątem oka ujrzał Christianę znikającą
błyskawicznie z jego pola widzenia. Podążył za nią i schwycił za nadgarstek,
gdy znikała na krawędzi ciemności. Przyciągnął ją tak mocno, że jej ciało
uderzyło w niego. Jej oczy były dzikie i wypełnione łzami. Przytulił ją mocno,
patrząc w jej twarz.

-Co się stało?

-Nie mogę tego zrobić. Nie potrafię nawet pić, nie myśląc o tobie.

Warknął.

-Christiano, nie mogę sprawić, żeby zaakceptowała swoje uczucia,
ale jeśli nadal będziesz uciekać, nie będę za tobą podążał.

Łza ściekła wzdłuż jej twarzy.

-Chcesz mnie tak samo mocno, jak ja chcę ciebie. Po prostu przestań
udawać, że jest inaczej.

-Nie wiem jak.

-Pamiętasz ostatnią noc?

Zaśmiała się, łzy skapywały szybciej.

-Jeśli nie chcesz, bym odszedł z powrotem do hotelu i zostawił cię samą,

chcę usłyszeć, jak mówisz, że pragnęłaś mnie każdej tamtej minuty.
Jej ramiona zaczęły się trząść, a powieki opadły.

-Mówię serio. Lubię cię, Christiano, ale to robi się już nudne.

Gdzieś w jego piersi zaczęła otwierać się dziura. Boże dopomóż mu, lubił ją, ale
nie zamierzał przez to przechodzić. Albo pragnęła go dostatecznie mocno, by się
do tego przyznać, albo nie. Nie zamierzał stać spokojnie obok i czekać, aż z nim
zerwie, gdy tylko ten dupek Khalil skinie palcem. Jeśli nie sądziła, że jest dla
niej wystarczająco dobry, nikt inny też tego nie stwierdzi. Kropla wody dotknęła
jego twarzy. Kolejna kropla spadła na jego ramię, a później zaczęło lać.

background image

Odgłos padającego deszczu uderzającego o kubły na śmieci i asfalt wypełnił
powietrze. Puścił jej ramiona i zrobił krok do tyłu. Christiana otworzyła oczy.

-Chcę Ciebie, Blane. - Zrobiła wdech - Ale nie wiem, co to będzie
oznaczało. Dla mnie.

Blane zrobił ku niej krok i wziął ją w ramiona.

-Czy to ma jakieś znaczenie? Co najwyżej Khalil może cię
wydziedziczyć.

Pocałował jej zamoczone deszczem czoło, by nie dostrzegła kłamstwa.
To nie była do końca prawda, lecz w tej chwili nie musieli martwić się o to,
co zrobi przyrzeczony jej konkurent.

-Pójdę z tym do Michaela.

-A co z Vincenzo?

-Powiedz mu, żeby się odpierdolił.

- Jutrzejszej nocy obiecałam mu spotkanie.

-Nie idź.

-Nie mogę tak zwyczajnie go wystawić. To zrodzi zbyt wiele pytań.

Przełknęła ciężko i przytuliła głowę do jego torsu. Jej włosy były tak mokre, jak
jego koszulka.

-Pójdę i powiem mu to osobiście.

-Pójdę z tobą.

-Przedyskutujemy to później.

Co zwyczajnie znaczyło, że zamierzała się z nim o to kłócić.

Uśmiechnął się

pod nosem i odgarnął mokre włosy z jej twarzy.

-Nie myśl sobie, że pójdziesz beze mnie.

Jej usta przesunęły się wzdłuż linii jego szczęki. Dreszcz przebiegł po jego
plecach. Cholera, była dobra. Blane przyciągnął jej usta do swoich i złożył
leniwy, głęboki pocałunek na jej wargach. Jej ciało wtopiło się w Blane’a
i otworzyła się dla niego, a jej dłonie zawędrowały na jego plecy.
Smak świeżej krwi wyczuwalny w jej ustach sprawił, że rozbolały go zęby,
dopóki się nie wycofał.

-Więc dlaczego przerwałaś?

-Z człowiekiem?

Potaknął, posyłając kropelki deszczu na jej twarz. Odwróciła od niego wzrok,
a on pomyślał, że to z powodu opryskania wodą.

-To nie było to, czego chciałam.

-A czego chciałaś, Christiano?

background image

Blane już wiedział, ale musiał usłyszeć to od niej. Gdy Christiana będzie
potrafiła wyrazić to, czego potrzebuje, on będzie mógł jej to dać. To był jedyny
sposób, żeby im się udało. Usta Christiany dotarły do jego karku, a jej zęby
powoli sunęły wzdłuż jego żyły.

-Musisz to powiedzieć, Księżniczko - wyszeptał.

-Ciebie - odszepnęła do niego.

Zachichotał.

-Myślę, że powinniśmy wrócić do pokoju.

Odchyliła się do tyłu.

-Nie mogę tego zrobić. To mnie z tobą zwiąże.

-Nie, jeśli się od ciebie nie napiję.

Jeśli napiją się swojej krwi, dokończą vincolo pomiędzy nimi, łącząc się na
wieczność magią wampirzej krwi

.

-Już to czuję, wystarczyła wczorajsza noc.

-Hmmm.

Nie powinna czuć niczego po jednym, niewielkim spożyciu jego krwi.
Nie chciał związać jej ze sobą w żaden sposób, ale zemdlał.

-Muszę spytać Michaela.

-Nie. Nie rób tego. Może to ja jestem zbyt emocjonalna.

Pocałowała go delikatnie w usta.

-Jeśli mu powiemy, będzie czuł się zobowiązany, by powiadomić Khalila.

-Dobra.

Wzięła go za rękę.

-Chcę iść do hotelu, ale najpierw muszę coś odebrać.
-Co?
-Mam zrobioną maskę na bal. Jeśli wrócimy do pokoju, nie wydaje mi
się, że jeszcze gdzieś dziś wyjdziemy.

-Czy to obietnica?

Wzruszyła ramionami. Blane uśmiechnął się. Zbyt łatwo było wyobrazić sobie
wszystkie te interesujące rzeczy, które mogliby robić, by się nie nudzić.

background image

Rozdział 12

Blane wszedł za nią do niedużego sklepu z maskami, położonego

w bocznej uliczce. Wszystkie ściany sklepu zdobiły najróżniejsze maski:
od takich najprostszych, jakie widział na Lone Ranger, do tych ogromnych,
bogato zdobionych, tak bardzo popularnych w czasie Karnawału i Mardi Gras.
Kilka z nich zwisało nawet z sufitu. Gdy podeszli do kontuaru,
stało się oczywiste, że te najdroższe sztuki trzymane były za ladą w dużej
szklanej etażerce. Błyskały oświetlone od góry, promienie odbijały się w czymś,
co wyglądało na prawdziwe klejnoty. Christiana spytała po włosku o cenę
wybranej maski. Niewielka siwiejąca kobieta wyciągnęła z górnej półki
niebieską

maskę

z

pióropuszem

zdobiącym

jej

górną

część.

Christiana zapiszczała.

-Jest doskonała. Spójrz na nią.

Jej dłoń dotknęła sznura z klejnotami, który zwisał z boku, a następnie
przesuwała ją, jakby badając kształt maski. Przysunęła ją blisko swojej twarzy,
a pióra opadły, obramowując jej oczy.

-Pasuje mi do sukienki.

-Super.

Położyła ją na ladzie, dziękując kobiecie. Wtem odwróciła się i spojrzała na
niego.

-A czy ty masz maskę?

-Nie.

-Nie możesz jutro pójść na bal bez maski.

Powiedziała coś szybko po włosku, a następnie wskazała na długą ścianę
z maskami.

-No, chodź. Znajdziemy coś dla ciebie.

Podążył za nią w dół przejścia i potem, stojąc nieruchomo, pozwolił, by mu
przymierzyła po kolei wszystkie maski. W końcu uśmiechnęła się do niego,
trzymając czarno-srebrną maskę przed jego twarzą.

-To jest to!

Przyglądał się, jak doskoczyła do lady z maleńką maską w swoich dłoniach.
Maska była mała, zasłaniała jednie nos i oczy, bez jakichkolwiek piórek
czy zwisających ozdóbek. Co oczywiste czuł się dziecinnie, nosząc ją,
ale oglądanie Christiany tak zrelaksowanej i szczęśliwej sprawiało, że był
gotowy się poświęcić. Coś będącego w atmosferze tego sklepu pełnego masek
uszczęśliwiało Christianę. Był zadowolony widząc ją taką radosną, nawet jeśli
nie rozumiał tego w pełni.

background image

-Christiana!

Blane rozejrzał, słysząc głęboki włoski głos, zobaczył tego dupka, z którym
tańczyła, i warknął. – Tylko nie on.
Bo to był Vincenzo. Był zbyt upierdliwy, by tu się nie zjawić. Uśmiechnęła się.

-Jak się masz?

Vincenzo chwycił ją za ramiona i złożył na jej policzkach podwójny, europejski
pocałunek.

-Dobrze. Przyszedłem sprawdzić, co u Ciebie. Powiedziano mi, że
chorowałaś po tym, co zrobiła Isabella.
-Nie czułam się na tyle dobrze, by dzisiaj wychodzić. Moja eskorta,

Blane, zabrał mnie na kolację.

Skurwiel nawet na niego nie spojrzał. Gdyby nie maleńka kobieta za ladą,

Blane oderwałby mu łeb w ciągu sekundy.

-Zechciałabyś, bym odprowadził cię do pokoju?
-Nie. Dziękuję Ci.

Niewielka kobieta podała Christinie do zapłacenia rachunek, a Blane przyglądał
się wampirowi, który studiował najdokładniej każdy jej ruch, jak gdyby uczył
się jej na pamięć.

-Może poniosę twoje zakupy?

Powiodła wzrokiem od niego do Blane’a, a potem spojrzała na Vincenza jeszcze
raz.

-Ponownie dziękuję, ale sama mogę je wziąć. – Schwyciła pakunki

i uśmiechnęła się do niego – Miło było cię zobaczyć, ale nadal słabo się czuję.
Widzimy się jutro wieczorem?

-Oczywiście. Już nie mogę się doczekać. – Pokłonił się jej.

Christiana skłoniła głową i ruszyła w stronę drzwi. Blane posłał mu
odpowiednie spojrzenie i podążył za nią.

-Chcesz, bym je poniósł?
-Dziękuję.

Christiana uśmiechnęła się do Blane’a, gdy ten przyspieszył, by dogonić ją
na chodniku przed sklepem z maskami. Zaczynał brzmieć jak gentleman.
Czyżby jego prawdziwa natura zaczęła wypływać na wierzch, czy to szczypta
zdrowej konkurencji? Podała mu pudełka z maskami, a następnie poszła przy
jego boku w dół ulicy.

-Co jeszcze powinniśmy dziś zrobić? Zawsze chciałam popłynąć w jednej

z tych gondoli. Zaśmiał się.

-Wiem.

background image

Spojrzała na niego podejrzliwie, lecz on jedynie na nią patrzył.
Wcześniej wspomniała coś o gondolach. Co to było? OH. Wzdrygnęła się.
Gdy byli w limuzynie, błagała o podróż gondolą. I powiedziała mu o swoim
ludzkim życiu. A powinna trzymać buźkę na kłódkę. Zaczynali wpływać na
niebezpieczne wody.

-Coś jest nie tak?

Blane nie patrzył na nią, lecz prosto przed siebie, w stronę, w którą zmierzali.
Co niby miała odpowiedzieć? On nie chciał wiedzieć nic więcej o jej
problemach.

-Christiana, po prostu mi powiedz.

Uśmiechnął się do niej, lecz był to uśmiech wymuszony.

-Jesteśmy przyjaciółmi. Bądź ze mną szczera.

Wzięła głęboki wdech i wypuściła go.

-Nie powinnam mówić tak dużo w limuzynie.
-Nie czuj się zawstydzona. Nigdy jeszcze nie wyglądałaś tak prawdziwie,
jak w tamtej chwili.

-Ale to nie było zbyt dystyngowane.

-Czy nie jesteś już zmęczona tym, że próbujesz wszystkim imponować?

-Jestem.
-Więc czemu nadal grasz w tę grę? Czy nie widzisz, że jesteś jedyną
osobą, która kieruje się jej regułami?

Blane odwrócił się i spojrzał na nią.

-Nie zrozum tego źle. Wszyscy podtrzymują swoje fasady, ale to
wszystko. Nawet Khalil.

Zatrzymała się i rzuciła mu pytające spojrzenie. No i jest, oto następne
odniesienie do jednej z twarzy Khalila, o której ona nie miała bladego pojęcia.
Kiedy Blane spędził tyle czasu z Khalilem? Christiana zmrużyła oczy.

-Co jest między wami?

-Co masz na myśli?
-Wydaje się, że znacie się od dawna, lecz ja nigdy nie widziałam ciebie
w jego pobliżu.

Blane ruszył ponownie tak szybko, że z trudem za nim nadążała. Po kilku
jardach przebytych w milczeniu, powiedziała – I??

-To on mnie wybrał.

-Do przemiany?

-Tak.

O nie. To oznaczałoby, że w jakiś sposób jest również jej bratem.

background image

-Myślałam, że to Michael…

-To on.

Chrząknął.

-Michael był wywiadowcą Khalila w Wietnamie i przywoził nam zapasy,
udając, że szpieguje na naszą korzyść. Szkoda, że nie widziałaś wtedy
jego w dżungli. – Zaśmiał się, zagubiony w swoich wspomnieniach.
W połowie jestem Czirokezem i zawsze z tej racji dostawałem gówniane
prace, lecz Michael uważał, że jestem świetnym strategiem.
Wyciągnął mnie z grupy, by zanieść zapasy przez dżunglę do punktów
odbioru - przegadaliśmy całą noc.
-Nie wiedziałam, kto był w Wietnamie. Wiem, że Khalil wysłał na koniec
kilka osób, próbując wspomóc Amerykanów.

Blane potaknął.

-Michaelowi nie wolno było fizycznie ingerować, ale nie miał serca
pozwolić nam umrzeć z głodu.

Zamilkł na chwilę, a ona zastanawiała się, co wspominał.

-Dopadli nas na wieczornym patrolu. Wszyscy zginęli. Mnie postrzelili
w brzuch, więc udawałem martwego, gdy oni plądrowali dobytek mojego
plutonu. Michael znalazł nas zaraz po zachodzie słońca i zaszlachtował
wietnamskich

żołnierzy,

a

zaraz

potem

mnie

przemienił.

Wojna była idealną przykrywką dla wszystkich żołnierzy, których
przemieniono. Tylu mężczyzn zginęło.
-Nie zdawałam sobie z tego sprawy.

Musiała stawiać duże kroki, by mu dorównać

-Więc to, co dostałeś, to były zdolności twego umysłu.

Rzucił na nią okiem

-Dokładnie.
-Proszę, nie czuj się tym obrażony, ale nie myślałam o tobie jako
o szczególnie inteligentnym. Ty nie… –

-Nie afiszuję się tym?

-Tak.

-A dlaczego uważasz, że powinienem?

-Ponieważ ludzie mogą nie… cóż...
-Nie doceniać mnie. - Uśmiechnął się zawadiacko. – Wolę, by mnie nie
doceniali. Wtedy nigdy nie będą wiedzieli, czego oczekiwać.

Miał rację. To właściwie była genialna strategia. Gdyby Rada wiedziała, że jest
tak inteligentny, niektórzy z nich mogliby zacząć się go obawiać.

background image

Teraz był nikim więcej, niż tylko najemnym pomocnikiem. Starała się nie
podnosić głos.

-Czy przebywałeś razem z Khalilem po przemianie? Wiem, że nie było go
przez pewien okres w czasie wojny, ale nigdy nie dowiedziałam się, gdzie
w tym czasie przebywał.
-Tak. Był z nami w Collins, coś około roku. Nie wiem, co robił, ale
spędził dużo czasu z Michaelem i Castillo.

Poszła za nim, kiedy skręcił w lewo i szedł w górę, wzdłuż starych hoteli
i budynków. Christiana przyglądała mu się ostrożnie. Całe życie Blane’a było
w pewnym sensie szaradą, tak jak jej. Tylko że on, w odróżnieniu od niej,
pragnął utrzymać wszystkich w nieświadomości tego, jak bardzo był
inteligentny. Czy jego powtarzające się podboje były właśnie skutkiem tego?
Czy tylko samczą cechą? Niespodziewanie odwrócił się do niej.

-Jesteś we mnie zakochana.

Zaśmiała się.

-Co sprawia takie wrażenie?

-To nie wrażenie. To fakt.

Christiana uśmiechnęła się leniwie, tajemniczo. Tak bardzo jak ona lubiła temu
zaprzeczać, on lubił udowadniać, że ma rację.

-Muszę być najbardziej tępą osobą na świecie.

-Dlaczego?

-Polujesz na wszystko, co chodzi w spódniczce?

-Nie dla miłości, Księżniczko.
-Nie

rozumiem

tego.

Dlaczego

marnujesz

tak

dużo

czasu

z niewłaściwymi ludźmi?

Blane patrzył na Christinę idącą u jego boku. Jak miał odpowiedzieć na jej
pytanie, by nie zabrzmieć przy tym jak głupiec? Mężczyźni to mężczyźni,
a oni polują na kobietki. To właśnie robili. A ci, którzy tego nie robili,
byli dokładnie tym, czym zwykł określać ich jego ojciec: cipkami.
Co najmniej - tak właśnie powiedzieli by chłopaki. Ale w świecie Christiany nie
było miejsca dla takiej postawy. Ona była damą, bardziej niż wszystkie kobiety,
które do tej pory poznał. Wychodziła naprzeciw i starała się być nowoczesna,
ale serce jej świata nadal było staromodne; był to świat, gdzie bycie
gentlemanem było zaletą, a nie oznaką słabości.

-To gra. Nic więcej.

-Nadal totalnie tego nie rozumiem. A co z miłością?

-Miłość nie ma z tym nic wspólnego.

background image

-Wiem, ale czy ty nie pragniesz miłości?

-Jasne, jeśli ją spotkam.

Mrugnął do niej; to zawsze zdawało się ją rozpraszać.

-Oferujesz się?

Zaśmiała się i odwróciła wzrok. Chociaż raz chciałaby posiadać zdolność Jonasa
do czytania w myślach. Twarz Christiany była nieczytelną maską, która
sprawiała, że sam zastanawiał się, co tak jej krąży po głowie.
Oczywiście za wyjątkiem chwil, gdy go pragnęła. Skręcili i szli w dół ulicy
w stronę hotelu. Nie doszli nawet do połowy drogi, gdy coś poruszyło
się w cieniu. Ona też musiała to zauważyć, gdyż zatrzymała się razem z nim.
Włoski na jego karku stanęły dęba, a wszystko wewnątrz niego instynktownie
krzyczało: UCIEKAJ! Lecz on nigdzie się nie wybierał. Wampiry nie uciekały -
no, chyba żeby zdobyć przewagę i uderzyć ponownie. Coś ruszyło w ich stronę,
posuwając się powolnym, równym tempem. Kształtem przypominało psa,
ale było dużo większe. Widział i czuł zapach Śmiertelnych Agentów tak wiele
razy,

że

wiedział,

co

oznacza

smród

dryfujący

w

ich

stronę.

Ten przeklęty wilkołak zaczaił się tam właśnie na nich. To był zbyt duży zbieg
okoliczności, by mogło być inaczej.

-Trzymaj.

Wręczył Christianie sprawunki.

-Stań za mną – wyszeptał.

Rozdzwonił się jego telefon. Jasna cholera. Blane otwarł komórkę i przytknął do
ucha.

-Taak?

-Blane. Mamy kłopoty. – To był Jonas.

-My też.

-Dasz sobie radę?
-Jasne.
-Złapali nas w zasadzkę w hotelu. Znajdź nowe lokum, a potem do mnie
oddzwoń.
-Zrozumiałem.

Agent zbliżał się coraz bardziej.

-Musimy uciekać, J.

-Kopnij go raz ode mnie.

Uśmiechnął się szeroko i wyłączył telefon.

-Nie zbliżaj się, ale i nie uciekaj za daleko. Nie tylko my zostaliśmy

osaczeni.

background image

-Nic im nie jest?

-Wszystko ok.

Musiała słyszeć, co mówił Jonas.

-Za chwilę wracam.

Wilk skradał się w cieniu, czekając na niego, by wszedł w miejsce, gdzie cały
lud

Wenecji

nie

będzie

mógł

zobaczyć,

czym

byli

naprawdę.

Było w interesie ich obu, by ludzie pozostali nieświadomi. Wilkołaki byłyby tak
samo ścigane, jak wampiry, gdyby świat dowiedział się o ich istnieniu.
A to, czego z pewnością nie chcieli, to polujący na nich wściekły motłoch.
Wilk warknął krótko, ruszając w jego stronę.

-No już, już. Idę.

Blane napiął dłonie, a potem ścisnął w pięści. Kostki strzeliły, a zęby zaczęły
nieznośnie pulsować, gotowe by gryźć i rozrywać. Znajome napięcie posuwało
się wzdłuż jego kręgosłupa, gdy jego mięśnie przygotowywały się do bijatyki.
Teraz to było drugą naturą, tak już miał każdy żołnierz. I to właśnie kochał.

Gdy tylko dotarł do cienia, wielgachna, warcząca, futrzana kula skoczyła

w jego stronę. Blane złapał go w powietrzu i rzucił z ukosa w bok budynku.
Tynk pękł i jego odłamki kaskadą opadły na ciemne kudły stworzenia.
Gdy Blane wyciągał długi nóż przyczepiony do nogi, wilk zaskomlał i skoczył
na równe łapy. Noże zadziałają zdecydowanie szybciej, zwłaszcza
te posrebrzane. Chociaż kochałby każdą minutę, którą poświęciłby
na rozrywanie tego czegoś na kawałki, to musiał zadbać o bezpieczeństwo
Christiany. Nie było czasu na żadną gównianą zabawę.

-No chodź, kończmy to.

Wilk wystrzelił na niego, głośno przy tym warcząc. Blane zaczekał, aż zwierz
będzie prawie na nim, a wtedy odsunął się w bok, wysuwając ramię w stronę
bestii, aż napotkał opór jego ciała. Metal ciął po kości, lecz dodając do tego
rozpęd istoty i siłę ramienia Blane’a, przedarł się przez tors stwora. Schwycił
jego łapę i przerzucił potwora na plecy, a potem szybko wyszarpnął na zewnątrz
przez ranę serce i przeciął gardło. Bałaganu było co niemiara, lecz wolał
uniknąć wystrzałów z pistoletu w środku miasta. To ściągnęłoby zbyt wielu
ludzi, a prawdopodobnie i wampirów. Blane rozejrzał się dookoła
w poszukiwaniu miejsca, by ukryć truchło.

-Tam jest śmietnik. –

powiedziała Christiana, niespodziewanie pojawiając się obok niego.
Gdy podniósł na nią wzrok, nie wyglądała ani na zniesmaczoną, ani zaskoczoną,

background image

tak jak się tego można by spodziewać. Przemieszczała się, szukając innych
napastników, prawie z wojskową precyzją skanując otoczenie.

-Dobrze. Dzięki.

Schwycił ciało i wrzucił je do śmietnika, a ręce wytarł w wyrzucony przez
kogoś stary koc.

-Koszulka ci przesiąkła.

-Szlag.

Zdjął kurtkę, a później koszulkę. Po użyciu suchej strony koszulki, by wytrzeć
sobie klatkę, wyrzucił ją do kosza. Jako że DNA w komórkach jego krwi, które
policja mogłaby próbować identyfikować, rozpadnie się, gdy tylko wzejdzie
słońce, nie ma potrzeby obawiać się odkrycia. Czasem bycie nadnaturalnie silną
istotą miało swoje plusy. Blane ponownie wrzucił na siebie kurtkę i zasunął
zamek, by ukryć krwawe ślady na skórze i odebrał od dziewczyny pakunki.

-Nie możemy wrócić do hotelu. Musimy znaleźć miejsce do spania, nim
wstanie słońce.
-Znam takie idealne miejsce. Chodź ze mną.

background image

Rozdział 13

Blane musiał przyznać: Christiana znała idealne miejsce, by się ukryć.

Otwierając drzwi do pokoju w maleńkiej gospodzie, mogli być pewni, że nikt
nie wpadnie na to, by ich tam szukać. Wampiry Luny zwyczaj mieszkały
w luksusowych apartamentach i żyły w przepychu. Ich gospoda była zupełnym
tego

przeciwieństwem.

Mroczna,

w

swojskim,

ludowym

wystroju

zaakcentowanym pomarańczowymi płomieniami pełgającymi w kominku
i liżącymi wnętrze pomieszczenia, oraz roznoszącymi zapach potpourri.
Róże stojące na długim stole, zaraz obok okna, dodawały kwiatowego zapachu.
Wiekowa kobieta, wiekowa w każdym znaczeniu tego słowa, przyprowadziła
ich tam z szerokim uśmiechem na twarzy. Spojrzał na Christianę.

-Musiałaś im powiedzieć, że świętujemy naszą rocznicę?
-A wolałbyś, żebym powiedziała, że świętujemy nasz miesiąc miodowy?
Jak inaczej zdobylibyśmy apartament dla nowożeńców? To był jedyny
wolny pokój.
-No dobra. Myślisz, że spodziewają się nas słyszeć?

Zaśmiała się.

-Prawdopodobnie.

-Cóż, moglibyśmy to zrobić, żeby wszystko wyglądało autentycznie.

Przysunął się do niej i wsunął dłoń w jej włosy.

-Mamy cały dzień. – Uśmiechnęła się i odsunęła jego dłoń. – Myślę, że
najpierw potrzebujesz kąpieli.

Blane złapał jej nadgarstek.

-Nie rób tego.

-Czego?

-Miło spędziliśmy razem czas, tak?

-Tak.
-Więc nie odsuwaj się ode mnie tylko dlatego, że nie jestem twoim
facetem ze snów.

Obraziła się.

-Nie zaczynaj.
-Posłuchaj mnie. – Starał się, by jego głos był spokojny. Odwróciła
wzrok. Nie poruszyła się, gdy spróbował odwrócić jej podbródek. – Nie
jesteś kobietą, którą wyobrażałem sobie przy swoim boku, ale podoba
mi się to, co tworzymy. Christiana szybko rzuciła na niego okiem
i opuściła głowę.

background image

Jej głos był spokojny, prawie martwy, gdy mówiła,

-Idź pod prysznic, Blane.

Potaknął i pocałował ją w czubek głowy,

-Jasne.

* * * *

Christiana zrzuciła z siebie płaszcz, potem buty, kładąc jedno i drugie

obok drzwi małego pokoju. Musiała oczyścić umysł. Blane mylił się co do niej.
Za bardzo się różnili. Ale chciała go bardziej, niż kogokolwiek i kiedykolwiek
przedtem. Przyrzekła sobie robić to, czego będzie pragnąć, lecz teraz
to wydawało się złym pomysłem. Gdy przechodziła obok drzwi łazienkowych,
zauważyła, że Blane zostawił je otwarte. Nucił piosenkę, która przebijała się
ponad płynącą wodą.

-Możesz wejść – powiedział.

Lekkim pchnięciem otworzyła drzwi. Pokój był pełen parującego ciepła,
więc przymknęła drzwi, by utrzymać je wewnątrz. Nie istniało nic gorszego,
niż wyjście spod gorącego prysznica do lodowatego pomieszczenia.

-Potrzebujesz czegoś?

Blane rozsunął drzwiczki prysznicowe na oścież i uśmiechnął się do niej,
pozwalając, by oczy Christiany podziwiały jego boską nagość. Stał gładki,
mokry i z pełną erekcją.

-Uhum. Ciebie.

Schwycił jej dłoń i przyciągnął do siebie.

-Nie.

Odsunęła się, udając, że nie zauważa jego twardego fiuta przyciśniętego do jej
brzucha.

-Byle nie koszulka. Skurczy się.

-Zdejmij ją – powiedział.

Leniwie odpinała guziki, a potem położyła ją na brzegu zlewu. Następne były
spodnie, miała więc na sobie tylko delikatny, różowy stanik i majteczki.
Gdy doszła do zapięcia biustonosza, złapał ją w pasie i wciągnął pod prysznic.
Woda strumieniami lała się po jego potarganych włosach, gdy schylił się, by ją
pocałować. Zaśmiała się i uciekła przed pocałunkiem.

-Czy ty wiesz, jak bardzo to jest pokręcone?

-Co?

background image

-Właśnie zabiliśmy kogoś na ulicy, ukrywamy się przed wilkołakami, a
ty chcesz uprawiać seks pod prysznicem.

-Dlaczego nie?

Pocałował jej ramię, potem szyję.

-Ktoś zawsze próbuje zabić nasz gatunek.

To była prawda.

-Nie sądzisz, że Jonas czeka na telefon?

-Nie.

Jego ręce ślizgały się powoli po jej ciele.

- Wysłałem mu smsa. Wie, że z nami wszystko ok.

Odpiął zapięcie jej stanika, zsunął go w dół jej ramion i rzucił go na podłogę
poza zasięg wody lejącej się z prysznica.

-A poza tym nie ma nic lepszego od bójki, by przyspieszyć przypływ
adrenaliny.

Zniewolił jej usta pocałunkiem sprawiającym, że wszystkie argumenty odeszły
w niebyt. Pragnęła jego tak bardzo jak on ją, więc nie było powodu, by teraz
sobie siebie odmawiać. Jego dłonie były zbyt cudowne, gdy masował jej piersi.
Woda spływająca po ich ustach i językach dodawała jeszcze żaru.
Blane oderwał się od jej ust i ruszył w dół ciała Christiany.
Jego dłonie przesuwały się wzdłuż jej kształtów, zahaczając w końcu
o majteczki i ściągając je.

Gdy ustami przejechał nad jej mostkiem i sięgnął pępka, wyszła z

majteczek, które chwilę później poszybowały w powietrzu. Zachichotała. Jego
dłonie prześlizgnęły się z pleców na jej uda. Wtem przyciągnął ją do siebie,
umieszczając usta tuż przy jej cipce. Początkowo zastanawiała się, czy on, będąc
tam na dole, nie utonie w tak dużej ilości spływającej na niego wody, lecz tarcie
jego języka szybko ślizgającego się po jej łechtaczce sprawiło, że każda
pojedyncza myśl wyparowała z jej głowy. Wiedziała tylko, że to było cudowne
uczucie. Zadrżały jej kolana, choć udało jej się utrzymać prosto, nawet wtedy,
gdy jej jęki były na tyle głośne, że odbijały się echem w jej własnej głowie.
Gorący język poruszający się wzdłuż i wewnątrz cipki sprawił, że jej powieki
opadły tak samo, jak i głowa. Oszałamiające: on między jej nogami – obietnica
szybkiego dojścia. Blane odsunął się i wstając, przesuwał po niej swoim ciałem.
Nim udało jej się schwycić jego usta, odwrócił ją do siebie tyłem i wcisnął
czubek swojego napęczniałego fiuta w jej śliskie fałdki. Jego prawa dłoń zsunęła
się w dół, na przód jej ciała, uciskając delikatnie na jej łechtaczkę, gdy lewą

background image

rękę opierał mocno o prysznicową ścianę. Leniwie nad nią pracował.

-Byłaś taka gorąca, żywiąc się od niego dzisiaj.

Pstryknął palcem w jej łechtaczkę, przez co zadygotały jej nogi.

-Chciałem być nim. Chciałem, byś ty mnie ugryzła.

Czubek Blane’a wciskał się powoli do środka, rozciągając ją, gdy wsuwał się
coraz głębiej. Christiana jęknęła i pozwoliła jego sile przyprzeć ją do ściany.
Stęknął i pchnął mocniej, przełamując napięcie mięśni jej szparki.
Wilgotni, śliscy, tak bliscy sobie, poruszali się w jednym rytmie.
Nie było żadnych myśli, jedynie dźwięki ich jęków, gdy Blane niestrudzenie
pompował wewnątrz niej, wbijając

się w jej ciało. Odchyliła głowę do tyłu,

wyginając się w łuk, by mógł ją wziąć tak, jak zechce, choć utrzymanie bioder
w tej pozycji było dość dziwne i niewygodne. Z głębokim jęknięciem
wyślizgnął się z niej, przekręcił jej ciało przodem do siebie i złapał za biodra.
Szybkim, szorstkim ruchem podciągnął ją w górę po ścianie i wsunął się w nią
ponownie.

Christiana pojmała jego usta, badając je swoim językiem. Pchnął mocniej,

wypełniając ją całą, gdy ich języki ze sobą tańczyły. Po chwili odsunęła się od
jego warg i natarła na szyję. Lecz nie chciała go jeszcze ukąsić. Nie, pragnęła
jego zębów wewnątrz swego ciała, gdzie, jak do tej pory, zagłębiły się tylko
zęby jej stwórcy. Jedynie ich lider, ich król, naruszył jej skórę, lecz była to
intymność bez seksu. Pragnęła jednego i drugiego z Blanem. Zadygotał w jej
objęciach; jego rytm przyspieszył. Nie oceniał ani nie kwestionował jej
pragnienia.

-Ugryź mnie – wyszeptała.

Zwolnił, prawie przerywając. Zdawał się myśleć o jej propozycji przez chwilkę,
wtem schylił głowę i dotknął ustami jej szyi. Jego wargi były gorące i miękkie
na jej skórze, lecz nie było tam obietnicy kłów.

-Jedynie Khalil przekłuł moją skórę. – Przesunęła dłonie po tyle jego
karku – I pragnę, byś ty był jedynym, który zrobi to ponownie.

Jęknął cicho, zadrapując zębami skórę nad żyłą szyjną. Christiana zacisnęła nogi
wokół niego, falując w górę i w dół. Napięcie skumulowało się w jej łonie,
zwielokrotniając potrzebę, która rosła i pulsowała. Blane musiał poczuć
jej napięcie, gdyż zaczął ruszać się od nowa, w niekontrolowanym rytmie.
To wywołało szybką eksplozję promieniującą falami od jej rdzenia.
I wtedy ją ugryzł. To dźwięk pękającej skóry usłyszany w jej głowie sprawił, że
rozumiała, co się dzieje, nim uderzył w nią jeszcze silniejszy orgazm.
Pod jej powiekami wszystko stało się białe. Blane pił z niej, a ona unosiła się

background image

wyżej i wyżej. Christiana poczuła, jak zamyka jej ranę. Musiała poczuć jego
ciało pod swoimi zębami, pić jego życiodajną krew. Jej zęby pulsowały
z potrzeby, usta wypełniły się śliną. Smakował tak dobrze, tak intensywnie.
Przysunęła głowę do jego szyi. Blane zamruczał i przytulił ją mocniej. Jej zęby
naparły na jego skórę.

-Stój – lecz było już za późno. Gorąca, pulsująca krew wpłynęła w jej
usta.

Blane szarpnął się w jej ramionach, eksplodując w jej wnętrzu, gdyż ugryzienie
spowodowało ponowne skurcze. Przełknęła następny łyk, czując przy tym jego
orgazm. Było to tak, jakby zażyła narkotyku o natychmiastowym,
uzależniającym działaniu, który wypełnił jej organizm i pozostawił ją tkwiącą
w oszałamiającej rozkoszy. Czas zdawał się ciągnąć przez wieczność, niczym
nieskończoność pojedynczej chwili. Nie wiedziała, jak długo tak trwali, dopiero
dźwięk jego jęków sprowadził ją z powrotem. Polizała ranę, zamykając ją, ssała
jego szyję, czyszcząc ślady na jego skórze. Siedzieli teraz pod prysznicem, on
klęczał. Czuła go. Jego uczucia, silniejsze niż wcześniej. Gdyby mogła
wpełznąć do środka jego piersi, by móc tam zamieszkać – zrobiłaby to. Tylko
skóra stanowiła barierę, nie pozwalającą im zbliżyć się do siebie bardziej.
A wszystko zdawało się być takie… gorące. Niewyraźne. Spokojne. Ukochane.
Och. Jasna. Kurwa. Mać. Kochała go, a jej serce eksplodowało od emocji.
Związała ich.

background image

Rozdział 14

-Musimy wyjść spod prysznica. - powiedział Blane cicho, nie chcąc, by
odeszła.

Zaczęła się odsuwać, lecz on przyciągnął ją z powrotem, dając jej następny,
delikatny i powolny pocałunek. Wiedział, że się dokonało. Związali się, gdy
zakończyła cykl wymiany krwi, lecz nie zmieniło to faktu, że nadal czuł
przytłaczającą potrzebę dotykania jej i, co więcej, gapienia się na jej piękną
twarz. Christiana zrobiła krok do tyłu.

-Muszę się położyć. Troszkę kręci mi się w głowie.

Podniósł się na nogi, sam mając lekkie mroczki, a potem uniósł ją z podłogi.

-Co robisz? – zaśmiała się, łapiąc go za kark.

-Powiedziałaś, że kręci ci się w głowie. – Zaśmiała się ponownie.

-No tak, ale jesteśmy mokrzy.

Schwycił ręcznik, leżący na mijanej właśnie półce, a potem ustawił ich bokiem,
by bez problemu zmieścili się w drzwi łazienkowe. W sypialni pozwolił jej
zsuwać się w dół po swoim ciele tak powoli, by mógł poczuć każdy cudowny
centymetr jej ciała. Zawsze była piękna, lecz teraz zapierała dech w piersi. Taak,
to była właśnie magia krwi; już samo patrzenie na nią sprawiało, że jego serce
puchło. Czy to właśnie TO czuli Michael i Jonas? Było to najprostsze
wytłumaczenie, dlaczego w obecności swoich towarzyszek zachowywali się jak
kompletni idioci.

-Co? – rozejrzała się nerwowo – Włosy mi stoją czy coś?

-Nie. Jesteś piękna.

Pochylił się, by pocałować ją w policzek i otulił jej plecy ręcznikiem.

-Więc też to czujesz?
-Mm-hmm. – Pocałował ją w szyję, pochylając się, by móc osuszyć jej
plecy.
-Związałaś nas.

-Nie boisz się?

-A powinienem?

Odsunęła się, zabierając ze sobą ręcznik.

-Khalil mnie zamorduje. Albo nas.
-Nie martw się tym teraz. – Zmniejszył dystans między nimi, łapiąc ją za
ramiona – Porozmawiamy z nim jutro.

Uśmiechnęła się, a potem energicznie potrząsnęła głową.

-Nie. Mam na myśli to, że musimy pomyśleć, co zrobić. Przyrzekł mnie
komuś innemu. Sprawię, że wyjdzie na głupka.

background image

Blane zamrugał ze zrozumieniem. Miała racje. Co do cholery było z nim nie
tak?

-Muszę zadzwonić do Jonasa.

-Dlaczego?

-Coś jest nie tak.

Podniósł swój telefon z komódki i przeszedł do łazienki, by mieć odrobinę
prywatności. Jonas odebrał już po pierwszym dzwonku.

-Uhum?

-Koleś, jestem tak bardzo udupiony.

-Co się stało?

-Związała nas.
-Oooochhh. – Jonas parsknął sadystycznym śmiechem, który brzmiał
bardziej jak Luciano. – Masz tak bardzo przejebane. Ona była obiecana
Maximilliano.
-Wiem!

-Nie mogłeś utrzymać go w spodniach? – Znów się zaśmiał.

-To nie jest zabawne.
-Z mojej perspektywy jest. Pan Nigdy-Się-Nie-Zwiążę znalazł
się w najbardziej popieprzonym związku wszechczasów. A ty myślałeś,
że to ja jestem idiotą.

Wzdrygnął się. Był wredny dla Jonasa, gdy ten nie mógł przestać startować
do Tori, a jeszcze wredniejszy, gdy związał się z Eleną.

-Taa. Cóż, jesteśmy związani, ale coś jest nie tak. Nie mogę nawet
myśleć.

Przemądrzały dupek bezczelnie się zaśmiał.

-Więc.
-Nie. Ty i Michael tacy nie jesteście. Nawet nie pamiętałem, że jest
komuś obiecana. I nie mogę przestać się na nią gapić jak jakiś osioł.

Minęło kilka bolesnych chwil, nim Jonas skończył się śmiać i podał mu jakąś
odpowiedź.

-Jak na geniusza, to czasem jesteś tępy. Nie łapiesz tego?

-Czego?

-Dla każdego z nas to jest takie samo. Tego właśnie potrzebujemy.

-Chcesz mi powiedzieć, że potrzebuję szczenięcej miłości?

-Możliwe. Albo może to jest twoja pierwsza prawdziwa miłość.

-Ouch. Punkt dla ciebie.

background image

-Byłeś młodziutki, gdy poszedłeś na wojnę. Czy kiedykolwiek byłeś
zakochany?

-Nie. Wydaje mi się, że nie.

-I wiem, że teraz też niczego nie było.

-Kurwa.

Mógł sobie wyobrazić szeroki uśmiech towarzyszący chrząknięciu Jonasa.

-Dodatkowo jest starsza i ma w sobie krew Khalila. Więc i więź z nią
powinna być silniejsza.

-Gdy zajdzie słońce, jedziemy prosto do ciebie. Musisz –
-Sorrka. Nie ma nic, co mógłbym zrobić. Wszystko dzieje się między
waszą dwójką. – Zaśmiał się – I Michaelem i Khalilem.

-Dlaczego to jest dla ciebie tak kurewsko zabawne?
-Bo nie chodzi o mnie. Za bardzo cię lubią, żeby cię zabić, a Khalil nie
może sobie pozwolić na skandal. Za dużo brudów. Ale ni cholery nie
wiem, jak się z tego wyplączesz.

-Cholera.

-No właśnie.

Głos Eleny zabrzmiał gdzieś z oddali, lecz on nie zrozumiał, co powiedziała.
Jonas gładko dodał,

-Uh… muszę lecieć, Blane. Obowiązki wzywają.

Linia stała się tak samo martwa, jak i jego uczucia. To było prawie jak
zapłodnienie jakiejś nastolatki, której ojciec zupełnym przypadkiem okazał się
być pierdolonym prezydentem. Christiana zapukała w drzwi.

-Blane, no chodź. Słońce wschodzi. Porozmawiajmy, nim zaśniemy.

Jasne. Jak tylko na nią spojrzy, guzik będzie się przejmował tymi wszystkimi
sprawami. Nie będzie też chciał o tym rozmawiać. Jedyne czego będzie pragnął,
to kochać się z nią, aż wzejdzie słońce. Musi zacząć się kontrolować.
Blane wziął głęboki wdech, a potem otworzył drzwi.

* * * *

Blane przypominał wystraszone dziecko, nawet z tymi potarganymi

włosami i masą muskułów. Ale to jedynie sprawiało, że jeszcze trudniej było mu
się oprzeć. Christiana słyszała całą rozmowę. Nie tylko pojawił się problem z jej
stworzycielem,

lecz

i

jego

głęboko

wpojonymi

kawalerskimi

przyzwyczajeniami. Pomysł poddania się, co więcej poddania się z powodu
przypadku z pewnością go przerażał. Więc uśmiechnęła się i wzięła jego dłoń.

background image

-Tylko się ze mną połóż. To chyba nie będzie takie złe.

W jednej chwili wypuścił powietrze przetrzymywane w płucach i zaczął się
rozluźniać.

-Michael mnie zabije. Dał mi to zadanie, bo myślał, że nie zrobię tego

z tobą.

Poprowadziła go w stronę niewielkiego łóżka stojącego w kącie.

-Po prostu powiedz mu, że cię uwiodłam.

Zaśmiał się i ją pociągnął. Nagle obydwoje upadli na łóżko. Podskoczyło
i zagrzechotało nieznacznie o ścianę, a Christiana tylko zachichotała i pozwoliła
mu przytulać się dalej. Więź musiała mieć na niego naprawdę duży wpływ. Jego
emocje skakały od paniki, lęku, zaborczości do miłości roztapiającej serce. To ta
ostatnia sprawiała, że za każdym razem, gdy to czuł, pragnęła namiętnie go
całować. Jego miłość była bardzo podobna do tego, co czuła ona sama.

-Zdajesz sobie sprawę z tego, że to wszystko to magia. Nie powinniśmy
tego czuć – powiedział.

Uciekła przed jego pocałunkiem.

-Nie czułeś choć odrobiny tego wcześniej?

-Taak. –Pocałował ją w policzek.
-Więź jedynie wzmocniła to i uczyniła niezniszczalnym. To, co czujesz,
jest twoje… tylko wzmocnione.

-Nie czułem tego wcześniej.

Pocałunkami wyznaczył drogę wzdłuż jej szyi. Nagle opanowało go pożądanie.

-Ale to, wcześniej czułem.

-Nie możemy znów tego dzisiaj zrobić.

Zatrzymał się.

-Dlaczego?

-Czyż nie dokonaliśmy dostatecznej ilości szkód, jak na jedną noc?

Zsuwał się w dół jej obojczyka.

-Jeśli mamy łamać zasady, to łammy je wszystkie, hymm?

Uśmiechnęła się, gdy dopadły ją jej własne słowa. – Tak.

-Więc ciiii. Nie mamy zbyt wiele czasu.

Blane pochylił głowę do jej piersi, a gdy tylko poczuła jego oddech na skórze,
wszystkie inne sprawy wyparowały z jej głowy.

background image

* * * *

Blane wciągnął spodnie i zszedł w dół korytarza, w stronę przedniej lady, gdy
Christiana brała prysznic. Kierowca dostarczył im ubrania na bal.

-Panie Simon – powiedziała kobieta zza biurka, uśmiechając się – Mam
wasze ciuchy. Zaskoczył mnie pan tymi zielonymi włosami i eleganckim
ubiorem. Jest pan gwiazdą rocka?

Uśmiechnął się i potrząsnął głową.

-Nie.

Wścibska, stara hetera.

-Dziękuję – powiedział, odbierając ciuchy z haczyka przybitego do
ściany.
-Przeciwieństwa się przyciągają

Zatrzymał się, lecz nie odwrócił. Po chwili ruszył prosto do pokoju. Tak właśnie
widzieli to inni, czyż nie? Wielki, wrednie wyglądający facet z zielonymi
włosami, bujający się z kobietą, która wyglądała jak królowa. Taaak, z jego
punktu widzenia też nie wyglądało to najlepiej. Khalil najprawdopodobniej
zobaczy to w ten sam sposób. Oczywiste było, że pragnął dla swojej córki
czegoś więcej niż wampira parającego się mafijnym handlem. Blane nie mógł
go winić. Spędził większość swojego życia próbując wystrychnąć wszystkich na
dudka, udając napakowanego półgłówka. Potrzebował szacunku, by uchronić
Christianę od posądzania jej o puszczanie się w Ameryce. Wszedł do pokoju
i powiesił ciuchy na wieszaku. Jeśli miało im się udać, musiał poczynić kilka
zmian. Zaczynając od jego włosów.

Christiana wyszła z łazienki ubrana w długą, ciemnoniebieską suknię

dostarczoną przez sługę do zajazdu w trakcie dnia. Suknia ta idealnie pasowała
do tradycyjnej maski. Obszyta była pasmami fioletowych piórek ciągnących się
po bokach i z tyłu i tworzących spektakularny kołnierz. Suknia była również
zwiewna i powłóczysta, a koraliki sprawiały, że cała błyszczała. Miesiącami
czekała, by ją założyć i nie mogła być bardziej zadowolona z realizacji projektu.
Rudolpho naprawdę wiedział, jak uszyć suknię.

-Wow.

Spojrzała w stronę łóżka, na którym siedział Blane ubrany w swój czarny
smoking, trzymając w dłoni maskę. Wyglądał przystojniej niż kiedykolwiek
wcześniej. Połyskująca w jego włosach zieleń zniknęła, a ich pasma zostały
zaczesane do tyłu, odsłaniając twarz.

background image

-Co ty zrobiłeś z włosami?

-Odciąłem zielone końcówki.

-To po to zniknąłeś?

Podeszła bliżej, zatrzymała się między jego nogami i poczuła jego dłonie
ślizgające się po jej biodrach. Wsunęła ręce w jego włosy.

-Ale dlaczego?

-Żeby wyglądało, że do siebie pasujemy.

-Blane, podobał mi się ich wcześniejszy wygląd.

Schwyciła jego twarz w dłonie.

-Nie chcę, byś się zmieniał.

-Może najwyższy czas, bym się zmienił.

-Dlaczego?

-Z powodu innych ludzi próbowałem być czymś, czym nie jestem.

-A teraz znów z powodu tych ludzi zmieniasz siebie.

Złapał jej ręce i ukrył je w swoich.

-Nie zamierzam się już ukrywać.

Uśmiechnęła się do niego. Wiedziała dokładnie, co miał na myśli. Ona też się
ukrywała. Nie raz robiła to, co chciała, lub mogła odprężyć się dopiero w jego
obecności.

-Ja też nie chcę się już ukrywać. Nie możemy już tego odkręcić, więc
weźmiemy wszystko, co najlepsze. Pieprzyć ich wszystkich.

Zaśmiał się na jej próbę udawania teksańskiego slangu.

-Sądzę, że powinniśmy iść i mieć to już za sobą.
-Najpierw powiemy Khalilowi i Michaelowi. A potem pozbędę się
Vincenzo.

Zwalczyła w sobie chęć wzdrygnięcia się. Teraz, w świetle czegoś realnego,
pomysł jej internetowego romansu sprawił, że poczuła się żałośnie. Jak mogła
być aż tak zdesperowana? Christiana złapała jego dłoń i poprowadziła go
w stronę drzwi.

-Cóż, zapowiada się ekscytujący wieczór.

background image

Rozdział 15

Christiana pozwoliła Blane’owi wprowadzić się do wielkiej sali balowej.

Zamaskowane twarze obracały się w ich stronę, gdy przepychali się przez
zatłoczone wejście. Nie mogła być bardziej szczęśliwa posiadając własną
maskę, za którą mogła się ukryć – nawet, jeśli oni wiedzieli kim była.
Ci, z odpowiednimi darami będą znali ich sekret, reszta natomiast będzie się
gapić i szeptać po kątach. Ta myśl wywołała u niej wybuch śmiechu.

Wewnątrz ogromnej barokowej sali, pary wirowały i poruszały się

w skomplikowanym tańcu. Po lewej stronie, gdzie został umiejscowiony długi
stół, siedzieli Khalil z Michaelem, prowadząc ożywioną rozmowę. Nie szybciej,
niż ich zauważyła, obaj spojrzeli w ich stronę. Ani jedno, ani drugie oblicze nie
wydawało się być szczególnie szczęśliwe. Dłoń Blane’a zacisnęła się na jej. On
również musiał ich zauważyć, lecz parł prosto przed siebie, zatrzymując się
dopiero, gdy dotarli do stołu. Na lewo od nich, Jonas stał z Eleną.

Nawet w ich wyszukanych ciuchach i pół-pełnych maskach, białe włosy

i tatuaże Jonasa sprawiły, iż łatwo było ich rozpoznać. Jonas puścił jej oczko
i posłał uśmiech, który pasował do rozgrzewającej tkliwości, która od niego
emanowała. Po wysłuchaniu konwersacji między nim a Blane’em, jego
zachowanie wydało jej się niespotykane.
Autentycznie

zdawał

się

być

szczęśliwy,

że

widzi

ich

razem.

-Powodzenia – wyszeptał.

Potaknęła, a następnie zwróciła uwagę już całkowicie na swojego twórcę.

-Dobry wieczór, Khalil. Chcielibyśmy –

Niespodziewanie podniósł się, a jej serce przestało bić. Następnie wstał
Michael,

podążając

za

nim

do

przyległego

do

sali,

pokoju.

Teraz, mierząc się z prawdą, nie była gotowa. Nie. Pragnęła uciec z pokoju,
krzycząc, niż pogodzić się z karą jaką dla niej wybrali.

* * * *

Wewnątrz małego pokoju, Blane mocno trzymał dłoń Christiany,

gdy obydwoje zdejmowali maski, wolnymi dłońmi. Zmusił drzwi za nimi, by się
zamknęły, lecz użyta przez Blane moc, nie zadziwiła mężczyzn.
Jedynie Christiana podskoczyła, gdy usłyszała trzaśnięcie. Khalil zrobił kilka
kroków, by usiąść na krawędzi stołu.

background image

-Już wiem, co się stało. – Zacisnął szczękę, a potem ją rozluźnił – Jedyne
czego chcę się od was dowiedzieć, to co wy sobie do cholery myśleliście?

Blane nieznacznie przyciągnął za siebie Christianę. Jeśli sprawy pójdą źle,
będzie w stanie chronić ją odrobinę dłużej. Wystarczająco długo, by umożliwić
jej ucieczkę. Christiana przemówiła, nim on zdecydował co powiedzieć.

-Dokładnie to samo co wszyscy, którzy zdecydowali na vincolo.
-Czy nie przyszło Ci do głowy, że mogę mieć w stosunku do Ciebie inne
plany?

Blane zaczął otwierać usta, lecz po chwili je zamknął. Oficjalnie, nikt jej nigdy
nie powiedział. Jedynie Isabella przebąkiwała coś od czasu do czasu.
Nie mogą by więc wpaść w kłopoty, świadomie skazując go na ośmieszenie.
Zwalczył uśmiech, cisnący się na usta. Christiana oderwała się od niego,
i ruszyła w stronę Khalila. Sięgnęła po jego dłoń i schwyciła ją, nie czekając na
pozwolenie.

-Przepraszam. Chcemy tego, lecz nie chcieliśmy, by stało się akurat teraz.
Wiesz przecież, że poprosiłabym o twoją zgodę.

Khalil patrzył to na nią, to na Blane’a. Następny przemówił Michael,

-Wiem, że masz więcej samokontroli, niż to co pokazaliście.
-Mam. – Westchnął. To nie była wymówka. – Jestem gotów na każdą
karę, jaką uznacie za stosowne. Proszę jedynie, byście nie mieszali do
tego Christiany. Ona nie jest tak doświadczona jak ja, nie ma tak silnej
samokontroli.

Michael się zaśmiał.

-Och, tak, uczynisz, jak postanowi Khalil. Dałem mu swoje
błogosławieństwo na wszystko co zdecyduje, i poprosiłem również, by
twoje czyny nie odbiły się na naszym klanie.

Gdy skończył mówić, wszyscy odwrócili się, by spojrzeć na Khalila.
Ten, patrzył na Christianę, a potem zwrócił wzrok na Blane’a.

-Jestem wściekły, że wziąłeś ją bez mojej zgody. – Zrobił głęboki wdech,
i kontynuował – Lecz nie mogę zrobić nic, by to teraz zmienić. Zabicie
ciebie, sprowadziłoby na nią wieczny lament. Wszystko co zrobiłbym
tobie, raniłoby i ją. – Westchnął – A ona Cię kocha. Widziałem to, nim
ona sama to zrozumiała. – Khalil odepchnął się od stołu i ruszył w ich
stronę, ciągnąc za sobą Christianę. – Jako, że przyobiecałem ją już komuś
innemu, jak dobrze wiecie, zmuszony jestem podjąć taką decyzje, która
najlepiej ochroni moje moce. Wasze połączenie, wiąże mi dłonie.

background image

Włożył jej dłoń na dłoni Blane’a i przytrzymał ją tam.

-Isabella została ukarana za odurzenie jej narkotykami.

Christiana sapnęła.

-Straciła swoje terytorium w Ravennie, i wszystkie jej własności.
Przeprowadzicie się w trybie natychmiastowym do jej posiadłości na
wybrzeżu i przejmiesz kontrolę nad tamtejszy klan. W większości, jej
członkowie, to neonato.

-Gdzie jest Isabella?

Spojrzał na swoje dziecko,

-Tam, gdzie już nigdy więcej nie skrzywdzi ciebie, ani nikogo innego.

Jego spojrzenie wróciło do Blane’a.

-Gdybym nie miał o tobie tak dobrego zdania, fratello, nie stałbyś tutaj.
Nie zawiedź mnie.

Blane potaknął.

-Nie zawiodę.
-Oczekuję najlepszego dla mojego dziecka, i nie zaakceptuję niczego
mniej.

-Właśnie tego dla niej pragnę.

Khalil puścił ich dłonie i zrobił krok w tył, chrząkając.

-Nim nastanie wschód słońca, zostanie wygłoszone oświadczenie.
Nikt nie może widzieć w tym więcej, niż mojej własnej woli.
Skończyliśmy.

Christiana skoczyła do Khalila i mocno go przytuliła. Zaśmiał się i owinął
ramiona wokół niej, lecz Michael ominął ich i ruszył w stronę drzwi.
Blane dogonił go, gdy otwarły się drzwi.

-Dziękuję Ci – wyszeptał.

Michael nie odwrócił się,

-Jesteś mi dłużny.

Blane patrzył jak jego pan – były pan – wchodzi w morze zamaskowanych
twarzy. Michael miał racje. Był mu dłużny bardziej, niż kiedykolwiek w życiu
będzie mógł się odwdzięczyć.

* * * *


Christiana, wkładając na twarz swoją piórkową, niebieską maskę, patrzyła jak
Blane idzie za Michaelem. Czuł wdzięczność, więc nie zdziwiło ją, że upodobnił
się do Michaela.

background image

-Czy mogę dostać pierwszy taniec z nową panną młodą?

Ręce Khalila objęły jej ramiona i uścisnęły ją przyjaźnie. Uśmiechnęła się.
Była panną młodą, czyż nie? Ich więź była silniejsza niż ludzki ślub, i wiązała
ich na wieczność.

-Oczywiście.

Podszedł do jej boku i wziął jej dłoń w swoją. Z tak samo wielką atencją,
jaką zwykł kłaść na wszystkie swoje czyny, poprowadził ją na parkiet taneczny.

-Myślałem, że będziemy trochę bardziej świętować to co się wydarzyło.

Gdy już ostatecznie podjęłabyś decyzję.

-To bardzo miło z twojej strony.

Poderwał ją w górę, obracając nią w swoich ramionach, jak zwykł to czynić
setki razy wcześniej, gdy była dzieckiem. Zaśmiała się i zatrzymała na wprost
niego, utrzymując ramiona w idealnej ramie. Wszystkie te lata w towarzystwie
Khalila nauczyły ją profesjonalnego tańca. Kochał muzykę i taniec bardziej, niż
wszystko inne. To była ta łagodniejsza strona, której nikt inny nie znał. Bycie
tak subtelnym, mogłoby zostać odebrane jako słabość dla wszystkich
wampirów, które były pode jego dowództwem. Godnym współczucia było
myślenie, że mężczyzna nie może być silny, posiadając czulszą stronę swojej
osobowości. Lecz to była ich strata.
Poruszył ich ciałami, bujając się w takt muzyki.

-A ty, kochasz Blane’a?

-Tak.

-Kochałaś go przed połączeniem?

-Kochałam, ale nie zdawałam sobie z tego sprawy.

-Powinienem zabić go za to, co Ci zrobił.

-Ja to zrobiła.

Odsunął się nieznacznie.

-To ty go przywiązałaś?

Potaknęła. Khalil ciepło zachichotał.

-To wiele tłumaczy.

-Co?

-Jego spowiedź.

-Czytałeś jego myśli?

Próbował wyglądać niewinnie i setki lat praktyki sprawiały, że prawie mu się
udało.

-Nie.

-Ty kłamco. – Zaśmiała się.

background image

-Nie mógł ogarnąć, jak do tego doszło. Zacząłem podejrzewać, że coś jest
nie tak z jego ponadprzeciętną inteligencją.

Pozwoliła mu przeprowadzić się przez kilka trudniejszych kroków, a następnie
posłała mu szeroki uśmiech.

-Nie chciałam, żeby do tego doszło.
-Raczej trudno przez przypadek stworzyć więź, jaką wyczuwam między
wami. Najprawdopodobniej, żadne z was nie słuchało wcześniej swoich
uczuć.

-Możliwe.

-Poczułem to, gdy tylko się związaliście. To go wystraszyło.

-Wiem.

Położył jej głowę na swoim barku.

-Czy myślisz, że Michael zaakceptuje mnie jako część swojego klanu?

-Już to zrobił. Gdyby tak nie było, dalej byśmy tam byli, rozmawiając.

Odchylił swoją głowę i pocałował ją w czoło.

-Byłaś w mym życiu zbyt długo. To wszystko będzie trudniejsze,
niż się spodziewałem.

Gdy muzyka zwalniała, zniewoliła Khalila w uścisku, jakim obdarzali się, gdy
była malutka. Gest ten był na tyle mocny i czuły, że wywołał u niego delikatny
śmiech.

-Może powinienem zaproponować wam, byście razem wprowadzili się do
mojej posiadłości? – spytał.

Christiana uśmiechnęła się i przechyliła do tyłu.

-Zawsze będziesz mile widziany w naszym domu.

Blane stanął przy jej boku, z maską bezpiecznie umieszczoną na twarzy.
Gdy spojrzała w jego stronę, posłał jej szeroki uśmiech.

-Mogę przeszkodzić?

Khalil przesunął dłonie wzdłuż jej ramion. Uniósł jej dłoń do swoich ust i złożył
na nich czuły pocałunek, nim odwrócił się do Blane’a. Był to publiczny gest, dla
uciechy przyglądającej się gawiedzi, lecz był to również prezent dla niej.
Bez jego błogosławieństwa, bycie związanym z kimkolwiek, jej życie byłoby
piekłem. Położył jej dłoń na dłoni Blane’a.

-Oddaje Ci swoje życie – wyszeptał tak cicho, że tylko oni mogli słyszeć -
Strzeż go starannie.

Blane pochylił głowę,

-Będę.

-Więc zobaczymy się niedługo, córko. – uśmiechnął się – i synu.

background image

Ukłonił im się lekko, odchodząc, gdy muzyka stawała się coraz głośniejsza.
Blane leniwo owinął dłoń wokół jej talii, a drugą dłonią ujął jej.
Prowadził ją poprzez wolnego, romantycznego walca. Christiana przyglądała
mu się z nieśmiałym uśmiechem. Czysta adoracja promieniująca od niego,
sprawiała, że puchło jej serce. Jego uczucia łączyły się z jej i jeszcze je
pomnażały. To co czuła, było zdecydowanie mocniejsze, niż mogłaby sobie
kiedykolwiek wymarzyć. Zamrugała, orientując się, że przyglądała mu się na
tyle długo, by melodia dobiegała końca.

-Coś jest nie tak?

-Gapię się na ciebie jak idiotka.
-Też nie mogę się przestać na ciebie gapić – Blane przysunął się do niej,
dociskając do siebie ich ciała. – I nie mogę przestać myśleć, o ponownym
zaciągnięciu cię do naszego pokoju.

Drżenie przeszło wzdłuż jej kręgosłupa. Była z nim tak samo mocno związana,
jak on z nią, lecz w pewnym sensie to wydawało się złe.

-Czy przeszkadza Ci to, że związałam nas w taki sposób?
-Nie. Myślałem, że tak będzie, ale nie jest. – Przycisnął swój policzek do
jej i wyszeptał – To jest właśnie to, czego chciałem przez cały ten czas.
Po prostu o tym nie wiedziałem.

Uśmiechnęła się do niego.

-Kocham Cię, Christiano.

Przekręciła głowę i przywarła ustami do jego. Ocierali się o siebie leniwie,
dopóki reszta sali balowej nie znikła. Była jedynie ona i Blane, dźwięk ich
ruchów i miłość, która wypływała z niego. Po wszystkich tych latach, które
przeżyła, żaden moment nie był bardziej perfekcyjny niż ten.

* * * *


-Blane, wszyscy się patrzą.

Blane odsunął się na telepatycznego kuksańca, którego dostał od Michaela.
Boże, pragnął jedynie ją całować, ale musieli pamiętać o jej reputacji.
Od teraz to będzie ich sprawą priorytetową. Była córką ich przywódcy, bez
względu na wszystko, więc pozwolenie jej zbłaźnić się na oczach wszystkich,
było równoznaczne z robieniem głupka z Khalila. Puściła mu oczko, a uśmiech
ozdobił jej twarz.

-Co? – zapytał.

-To jest dokładnie to, czego pragnęłam przez cały ten czas.

background image

-Mówiłem Ci, że internetowe randki nie były dobrą drogą.

Uśmiechnął się z wyższością. Christiana sapnęła.

-Która godzina?

Razem spojrzeli na ogromny zegar, wiszący na północnej ścianie.
Było kilka minut po północy.

-Jestem spóźniona.

-I dobrze – powiedział Blane i przytulił ją mocniej.
-Nie. Nie mogę go wystawić po tym wszystkim. Muszę tam iść
i wyjaśnić. Albo co najmniej, ułatwić mu pójście dalej.

Blane westchnął. Ona naprawdę myślała, że ten kretyn jest tak samo zauroczony
jak ona. Prawdopodobnie szukał jedynie szybkiego pieprzenia, lecz usłyszenie
czegoś takiego, złamałoby jej serce. Więc jedynie wzmocnił swoją zasadzkę
stworzoną z jego ramion. Zaczęła się wyrywać.

-Muszę iść.

-Idę z tobą.

-Muszę to zrobić sama.

Wnętrzności

mu

się

zacisnęły,

a

włosy

stanęły

dęba.

Warknął.

Bycie opiekuńczym compagno, zdawało się być trudniejsze, niż się tego
spodziewał.

-Nie podoba mi się to. Zdecydowanie idę z tobą.

-Zostań tutaj. Będę z powrotem z kilka minut. To nie zajmie mi długo.

Delikatnie głaskała jego policzek.

-Nie.

Jej dłoń opadła do boku.

-Nie proszę. Nie chcę, żebyś szedł.

Jej piórka zawirowały, gdy odwróciła się i zaczęła przedzierać przez tłum.
Obraził się. Była jego partnerką i ostatnią rzeczą, jaką powinna robić było
popędzenie na spotkanie z jakimś internetowym dupkiem, który z pewnością
planował zanurzyć w niej swoje zęby. A w życiu. To wcale, a wcale nie było ok.
Miał bardzo, ale to bardzo złe przeczucie. Blane puścił się za nią, wychodząc
z sali balowej.

-Czekaj – głos Jonasa, dobiegł go z prawej strony, gdy dotarł do drzwi,
którymi mógł wydostać się na ulicę.

-Muszę lecieć, J.
-Idę z tobą. – Jonas szybko do niego dołączył. Blane patrzył na niego
wystarczająco długo, by widzieć, jak tamten zdejmuje jego czerwoną
maskę, kiedy przemieszczał się w jego stronę. – Kazano mi.

background image

Blane zaczął łączyć fakty.

-Dlaczego?

-Khalil mi kazał.

-Ja…- Co?

Jonas odwrócił się i ruszył w dół chodnika.

-Nie stój tak. Będziemy musieli dostać się tam, nim dojedzie jej
samochód. A to my, idziemy na piechotę.

-Co się do diabła dzieje?
-Wszystko co powiedział mi Khalil to to, że Christiana ma spotkać się z
kimś i że ty będziesz potrzebował mojej pomocy.

-Niby od kiedy stał się medium?

Jonas wybuchnął śmiechem

-On jest bardziej utalentowany, niż my wszyscy. Możliwe, że nawet
potrafi latać.

Wystartował, rzucając się w cienie za budynkiem. Blane sapnął obrażony
i ruszył za nim. Jeśli Khalil był medium, jak mógł nie wiedzieć o ich
przypadkowym związaniu? Nawet jeśli – Co jeśli wiedział?
Odnalezienie placu, na którym miała spotkać się z Vincenzo, zajęło im
dosłownie kilka minut. Blane zwolnił, lecz nie przestał iść, gdy Jonas się
zatrzymał. Mężczyzna stał na środku placu, w głupkowato wyglądającym,
szerokim kapeluszu z rondem, i jakżeby inaczej, masce a la „Upiór w operze”.
Nie był jakoś wyjątkowo wielki. W rzeczywistości, wyglądał raczej
pierdołowato. Blane odczuwał przemożna potrzebę wkopania jego dupka w
ziemię i zakończenia tej sprawy. Zaczął iść w jego stronę.
Coś szarpnęło z tył jego płaszcza i przyciągnęło go do tyłu.

-Ogarnij się – Jonas prawie syczał.

-Co?

-Warczysz. Spieprzysz to.

-Oh.

Stanął blisko Jonasa, i obserwował, powoli zatrzymującą się limuzynę.
Christiana wysiadła, nadal mając na twarzy maskę. Może w pewien sposób było
to dla niej koło ratunkowe. Nawet stąd, mógł wyczuć, jak bardzo była
zdenerwowana. Szła zbyt sztywno, tak jak zwykła to robić, gdy wszyscy na nią
patrzyli.


background image

Rozdział 16

Christiana kroczyła w stronę zamaskowanego wampira. Vincenzo był

przystojniejszy niż sobie wyobrażała. Nie był tak wysoki, ani tak umięśniony
jak Blane, lecz jego mocna szczęka i czysto Włoski rodowód, pobłogosławił mu
oliwkową skórą i ciemnymi włosami. Co więcej, w rzeczywistości, był to
dokładnie ten sam mężczyzna, z którym tańczyła na balu.

-Dobry wieczór, moja Julio. – Posłał jej subtelny ukłon.
-Vincenzo, muszę Ci…

Ruszył do niej tak szybko, że musiała zrobić krok w tył. Schwycił jej dłoń
i uklęknął tuż przed nią. Klęcząc na jednym kolanie, złożył jej formalny
pocałunek po wewnętrznej stronie nadgarstka.

-Tak długo czekałem na tę noc.

-Posłuchaj, ja już kogoś…

Sapnięcie wyrwało się spod szerokiego ronda kapelusza.

-Związałaś się z jakimś innym mężczyzną?

W sekundzie stanął na nogi, ściskając jej ramiona.

-Coś ty narobiła?

Warknięcie odbiło się echem w alejce za nią, a ona od razu poznała ten dźwięk.
Blane gdzieś tam był. Podążał za nią. Powinna była pozwolić mu iść z nią. Ręce
pchnęły ją w stronę samochodu, do którego potem została bezceremonialnie
wepchnięta.

-Jedź – powiedział głos.

-Nie! – Wiła się w stronę drugich drzwi – Nie jedź.

Mocno chwycił tył jej sukni i wciągnął ją ponownie na siedzenie, rozrywając
materiał, w miejscu, gdzie jej noga napierała na szew. Coś ukłuło ją w szyję.
Spojrzała w bok i zobaczyła Vincenzo wyciągającego strzykawkę z jej karku.

-Twój compagno nie może już nic zrobić.

Christiana przyciągnęła do siebie swoją dłoń, by następnie zacisnąć ją w pięść
i przygrzmocić nią prosto w jego twarz. Wampir zakołysał się i upuścił igłę na
podłogę. Próbowała się poruszyć, ale jego dłoń ją powstrzymała.

Wtem coś zaczęło płonąć w jej żyłach, pulsując od karku. Substancja

wypalała sobie drogę w dół jej ramienia, ręki, docierając aż do klatki piersiowej.
Uderzyła jej do głowy.

Christiana krzyknęła i złapała się za głowę, gdy ból oślepił jej oczy.

Przytępił jej zmysły i sprawił, że reszta świata ukryła się pod płachtą czerwieni.

background image

* * * *


Krzyczała. Tylko to się liczyło. Blane zacisnął dłonie na górnej i bocznej

części drzwi limuzyny i wyrywając je, czemu towarzyszył zgrzyt metalu.
Vincenzo rzucił się do piersi Blane’a, rzucając nim na ziemię z siłą pędzącego
pociągu. Tarzali się po ziemi, uderzając pięściami i zgrzytając zębami. Nie mógł
go mocno utrzymać w uścisku. Jonas pojawił się nad nimi. Jego but mignął
Blane’owi milimetry nad twarzą, gdy kopał drugiego wampira w głowę.
To wprawdzie nie zniszczyło jego czaszki, lecz sprawiło, że przetoczył się na
chodnik. Blane skoczył w górę, szykując się na niego. Zachwiał się w kolanach.
Ból uderzył w jego bok. Spojrzał w dół, dostrzegając długie cięcie w płaszczu.
Ten chujek go pociął. Głęboko. Wyciągnął swój pistolet, ale nie miał czystego
strzału.

Jonas walczył z nim, kotłując się na ziemi. Warknięcie wydobyło się z ich

bójki, a Vincenzo zaczął przemieniać się w coś innego. Jonas walnął istotę
w łeb, gdy jej twarz zaczęła się wydłużać i pokrywać sierścią.

-Och, cholera.

To był wilkołak. Ale on był jednym z – czy mógł być jednym i drugim? Jonas
wyciągnął broń z jego własnej kabury na ramieniu i odchylił się.

Wystrzelił.

Wrzask Christiany przeciął odgłosy walki, przyciągając uwagę Blane’a

do niej. Pobiegł do samochodu. Zobaczenie jej takiej, było większym szokiem,
niż pół wilkołak. Jej palce były dłuższe, zbyt długie, by mogły być normalne.
Jej twarz przyjęła dziwaczny kształt, co było widoczne nawet spod maski.

-Kurwa. – wykrzyknął Jonas, stojący obok niego. – Co do kurwy nędzy

TO jej zrobiło?

-Nie wiem – Blane zaczął pełznąć do limuzyny.

Jonas schwycił jego ramię.

-Puść mnie.

-Ona może Cię zaatakować.

Podniósł strzykawkę, w której perliły się czerwone krople, przypominające
krew. Cholera.

-Czy on próbował przemienić ją w to coś, czymkolwiek był?

-Na to wygląda.

-Musimy zabrać ją w jakieś bezpieczne miejsce.

background image

-Dzwonie do Michaela.

Jonas zniknął gdzieś z tyłu, gdy Blane dalej pełzł do limuzyny.

-Christiano?

Wydała z siebie hałas, który zadudnił z tyłu jej gardła, hałas, który nie miał nic
wspólnego z kobiecym głosem. To go jednak nie zniechęciło.

-Wszystko w porządku. To ja.

Powoli wyciągnął dłoń, by ją dotknąć. Szczęknęła na niego zębami,
prawie gryząc go, nim zdążył zabrać swoją dłoń.

-Cóż oni uczynili?
-Na balu również doszło do ataku. Michael i inni spotkają się z nami
w bezpiecznym domu.

Jonas

wskoczył

do

limuzyny,

wywarkując

namiary

do

kierowcy.

Limuzyna wystrzeliła, wbijając ich w tylnie siedzenie. Blane pochylił się nad
nią.

-Christiana?

Ponownie na niego warknęła. Jej ciało podskoczyło i poruszyło się tak szybko,
że wyglądało to tak, jakby miała się złamać w pół. Jej skóra zdawała się
falować, poruszać, lecz pozostawała taka sama. Wyglądało to jak zwolniona
wersja przemiany agentów, gdy mieli przemienić się w futrzaki.

-Cholera. Ona się zmienia.

Jonas wymierzył w nią broń.

-Ona zabije nas w tym samochodzie, Blane.

-Nie. Przysięgam kurwa na bogów, że Cię nie zabiję

Blane przyglądał mu się przez dłuższy moment, który ciągnął się prawie
w nieskończoność. Jonas mógł ją zabić, a wtedy on zabiłby jego. Albo co
najmniej, próbowałby go zabić. Jonas cofnął broń i westchnął.

-Spróbuj użyć vincolo. Jeśli twój umysł jest wystarczająco silny, by
poruszać przedmiotami, możesz być w stanie użyć więzi do utrzymania
jej na powierzchni.

Blane wziął głęboki wdech i spróbował skoncentrować się na części, która
sprowadzała go do życia, dzięki ich więzi. Nawet jeśli na jego oczach wiła się
i przemieniała na podłodze, to w żaden sposób nie wpływało na jego
uwielbienie, którym ją darzył. Ona była jego miłością.
Jej drgawki zamieniły się w łkanie.

-Zabieramy Cię w bezpieczne miejsce. Czy on Ci to wstrzyknął? –

Zapytał Jonas. Klepnęła się dwa razy po szyi, na której widoczna była
zaschnięta kropla krwi.

background image

-Kurwa – westchnął – To był agent.

Krzyknęła i zwinęła się w kulkę. The strength of focus had moved off her when
he thought to speak. Jedynie z całą jego uwagą skupioną na niej, będzie umiała
się temu postawić. Leczy czy on będzie w stanie wytrzymać tak długo? Skupił
się na więzi między nimi. Blane zastygł nad nią tak blisko, jak tylko zdołał
i schwycił ją za ręce. Parzyły, ale i tak ich nie puścił.

-Compagna – wyszeptał – Nie pozwól się temu pochłonąć.

-To – boli!

-Oni mogą jej nie wpuścić. Może być zbyt niebezpieczna.

-Nie zostawię jej samej.
-Wiem. My też nie zostawimy Cię samego – Jonas ciężko odetchnął –
Może Elena będzie umiała pomóc.

Nie odpowiedział, patrzył na nią i próbował skoncentrować się na tej części
więzi między nimi, która powstrzymałaby Christinę przed oderwaniem mu
ramienia. Jej twarz wróciła do normalnych kształtów, lecz jej dłonie nadal były
zbyt długie. Praktycznie nie mógł zmusić się, by spojrzeć jak wyglądała reszta
jej ciała. Jeśli była agentką, nie było nadziei dla życia jakie sobie zaplanowali.
Ale teraz nie umiał o tym myśleć.

* * * *


-Wyciągnijcie ją z samochodu – warkną Khalil, spoglądając na dwóch

wampirów płci męskiej, którzy wyglądali na ochroniarzy w służbowym,
czarnym ubraniu.

-Nie. Nie dotykajcie jej. – powiedział Blane – ja to zrobię.

Delikatnie wciągnął Christianę w swoje ramiona, jej skóra prawie spalała jego
skórę, gdy wysuwał się ze środka limuzyny, by stanąć na chodniku przy
lotniskowym hangarze.

-Gdzie mam ją zanieść?

-Do samolotu. – Spojrzał na Khalila – Jeśli całkowicie się przemieni,

rozerwie go na części.

-Odurzymy ją. Jeśli się przemieni, to już w Ameryce, gdzie będzie miała

jakiekolwiek szanse. Jeśli tutaj zostanie, nie będę miał innego wyboru. Te słowa
były zwyczajne, lecz wiedział, co oznaczały. Jeśli sprawy źle się potoczą, nie
chciał jej zabijać, lecz reszta, będzie się tego domagać. Khalil dawał jej szansę
ucieczki. Blane wspiął się po schodkach odrzutowca. Jonas szedł tuż przed nim,
by otworzyć drzwi.

background image

-Połóż ją w sypialni. Przynajmniej będzie na tyłach samolotu.

Blane spojrzał na niego gniewnie.

-Blane, muszę pilnować mojej ukochanej.

Rozumiał to, lecz niekoniecznie mu się to podobało. Przekręcił się na bok
i ruszył przez drzwi, gdy znów zaczęła warczeć. Była prawie dziecinna.
Gdyby mógł cokolwiek zrobić, by to zatrzymać, zrobiłby to.

-Proszę, zostawcie nas – powiedział Khalil za jego plecami.

Jonas posłuchał bez zbędnego gadania. Gdy tylko drzwi się zamknęły, Khalil
pozwolił by opadła maska jego opanowania. Wyglądał na ścioranego
i

zmęczonego,

gdy

usiadł

po

przeciwległej

stronie

Christiany.

Jego dłoń wędrowała po jej policzku.

-Znam ją, odkąd była dzieckiem.
-Od jak dawna wiedziałeś, że to się wydarzy?

Cała jego złość i oskarżenie wypełniły mu głos. Dobrze. Tak właśnie miało być.
Jeśli Khalil wiedział, co miało się stać, nigdy nie powinien pozwolić jej opuścić
sali balowej. Oczy Khalila wystrzeliły do niego, lecz po chwili znów skierował
je na nią. Jęknęła, gdy przemawiał.

-Od dnia w którym wyjechała do Ameryki.
-Dlaczego do kurwy nędzy nie próbowałeś jej powstrzymać? Mogłeś nas
chociaż dzisiaj ostrzec.

Milczał przez długi czas.

-A gdybym to zrobił, a ty tylko pogorszyłbyś sytuacje, czy to by ci
odpowiadało?

Oczywiście, że nie! Blane westchnął.

-Skoro jesteś medium, dlaczego nie używasz swoich umiejętności, by
zmienić sytuacje jak ta? Mogliśmy uniknąć nawet tych cholernych psów.
-Próbowałem, przez jakiś czas. Ale skutki moich ingerencji zawsze
kończyły się gorzej, niż to co początkowo widziałem. Mogę jedynie użyć
informacji, by przygotować się na to, co nadejdzie.

Uśmiechnął się.

-Ona wie, że tu jesteś. Jesteś tym, co powstrzymuje ją od przemiany.

Blane zamrugał na nagłą zmianę tematu.

-Co jeśli nie uda mi się uratować jej od przemiany?
-Stanie się jedną z nich. Gdy będziecie już w domu, przemieni się.
Nie możesz zrobić nic, by temu zapobiec.

Oczy zaczęły szczypać go od łez. Ból w jego sercu rósł, aż było go zbyt dużo.

-Nie mogę jej zabić.

background image

-Myślę, że jesteś odrobinę zbyt gwałtowny. Ona nadal jest moim
dzieckiem. Przede wszystkim. To się nie zmieni.

-Czy chcesz powiedzieć, że zmieni się w hybrydę?

-To możliwe. Zobaczymy co powie compagna Luciano.

Khalil pochylił się i pocałował ją w policzek. Tak jak mówiła, była między nimi
więź ojciec-córka. Patrząc na nich teraz, nie mógł wyobrazić sobie myślenia
o nich w innej kategorii – jakkolwiek dziwaczne było dla wampirów
ich zachowanie.

-Kocham Cię – Khalil wyszeptał do niej, a następnie w zwolnionym

tempie usiadł, jak gdyby odsunięcie się od niej było dla niego bardzo trudne.
Drzwi kliknęły, a głowa Eleny ukazała się w wejściu. Uśmiechnęła się i weszła
do środka.

-Przyniosłam ketamine. Myślę, że to utrzyma ją w nieświadomości, aż
dotrzemy na miejsce.

Khalil solidnie klepnął Blane’a w ramię.

-Nie mogę iść. Będzie zbyt wiele pytań, jeśli nie wrócę, by oczyścić
Wenecję z agentów. Biuro Ludzkiej Dominacji grozi, że nas opanuje,
więc muszę tu być, by do tego nie dopuścić. Wiem, że zrobisz wszystko,
by była bezpieczna, Blane. Kiedy nadejdzie czas, przyjadę sprawdzić co
z nią.

Blane potaknął. Jasne, że zostawi ich, by odwalili całą brudną robotę.

-Też ją kocham – Khalil również klepną Elenę po ramieniu – Dziękuję Ci.

Przytaknęła, i podeszła do boku Christiany. Gdy tylko Khalil zamknął za sobą
drzwi, jęki Christiany nasiliły się, jak gdyby czuła, że odszedł.

-Ogarnijmy to, a później musimy porozmawiać – powiedziała Elena,
zdejmując zabezpieczenie ze strzykawki.

* * * *

Christina najpierw usłyszała głosy. Zanikały, jak gdyby się do nich

zbliżała, lub jak gdyby to one zbliżały się do niej, lecz ona się nie poruszała.
I mogła wyczuć Blane’a. Był tam, wyciągając ją z głębin czerwieni, w którą
obiecywał wepchnąć ją wszechobecny ból. Jego chłodne dłonie głaskały jej
głowę, a głos szeptał do ucha, szeptał, że wszystko będzie dobrze. Jego miłość i
troska były niczym balsam, który łagodził gorączkę, która mogła ją spalić. I była
istotą/rzeczą, która sprowadziła ją do rzeczywistości. Gdyby ich więź nie była
tak mocna, i gdyby nie nalegał tak bardzo, by pójść za nią…

background image

Ogień wciągał ją głębiej. Nie mogła myśleć. Nie teraz. Musiała się na nim
skupić.

- Czuję, że jesteś przytomna – wyszeptał Blane – Prawie jesteśmy
w domu.

Dom? Jego dom, czy ich nowa posiadłość?

- Ona chce wiedzieć do którego domu.

Głos Jonasa dobiegł ją z oddali. Blane zaśmiał się.

- Możesz mówić?

Próbowała, lecz wyszedł jej jedynie jęk. Jej gardło nie działało poprawnie.

- Musieliśmy cię powalić, ale Elena ma pomysł. Wypróbujemy go, kiedy
wylądujemy i będziesz bezpieczna – powiedział Blane.

Próbowała kiwnąć głową, lecz nawet jej głowa nie działała tak, jak powinna.
Czym oni ją naćpali?

- Podają ci ketamine, Christino – odezwał się Jonas. Najwyraźniej musieli

podawać jej jakiś dziwny mix, który zadziałał na jej organizm.

- Elena to wymyśliła – znów odpowiedział Jonas – Blanowi zbyt trudno

było powstrzymać cię przed przemianą i rozerwaniem na kawałeczki samolotu.
A więc byli w samolocie. Bogom niech będą dzięki, że Jonas potrafi czytać
w myślach.

- Dokładnie tak – znów Jonas.

- Nie mogę tak dłużej – powiedział Blane, surowym głosem.

- Przepraszam – powiedziała Elena, gdy znów poczuła ostre szarpnięcie

bólu w swoim ramieniu. – Musisz spać, aż dotrzemy na miejsce.
Medykament płonął pod jej skórą, lecz szybko zabrał ją w chłodną ciemność.

* * * *

- Pozwól mi zostać w razie gdyby coś poszło nie tak.

Twarz Eleny była tak ponura, jak czuł się Blane. Nie mógł pozwolić im zostać.
Gdyby Christina się przemieniła, zabiliby ją, by chronić innych.

- Jest ok. Wolę poradzić sobie z tym sam.

Jonas wziął jej dłoń.

– Dajmy im trochę prywatności. Blane nas zawoła, jeśli będzie nas
potrzebował.

Strzelił do Blane’a ostrzegającym spojrzeniem

– Jeśli nie odezwiesz się do mnie do północy, zjawię się tutaj. I nie będę

tak miły.

background image

Blane westchnął. Jeśli sprawy potoczą się źle, będzie musiała szybko uciekać,
by nie mogli jej zabić.

- Nie rozumiesz tego?

- Po prostu idź – warknął Blane.

Jonas poprowadził ją do schodów. Blane przyglądał się gibkiemu ciału
Christiny, odzianemu jedynie w top i cienkie bawełniane szorty, które zabrali
z jej szafy pokładowej, i czekał aż ich kroki unosiły się, aż w końcu opuścili
dom. W ciszy pokoju unosił się jedynie jej oddech i dźwięk jej nowego
pompującego serca. Dzięki odosobnieniu terenu i ekstra dźwiękoszczelnym
materiałom, których Michael użył przy budowie bezpiecznego domu, nikt nie
mógłby usłyszeć walki, gdyby się przemieniła. Chociaż Alleanza będzie
uziemiona, jeśli sprawy pójdą źle. A na to się zapowiadało. Cholerny Khalil.
Mógł mu chociaż powiedzieć, kto umrze, lub jak do jasnej cholery mógł
powstrzymać ją przed staniem się jednym z nich. Nie posiadał umiejętności,
które powtrzymałyby jej przemianę, ani przez ich więź, ani przez jego
zdolności. Jej nogi zaczęły się poruszać. Zaczęła cicho powarkiwać. Z minuty
na minutę, stawała się głośniejsza. Znajome ostrzenie spłynęło na niego, jak
zawsze gdy jeden z wilków pojawił się blisko. Jego ramiona stężały, a dłonie
zacisnęły się w pięść, lecz nie był gotowy by z nią walczyć. To było to. Jeśli nie
sprawi, że to zadziała, nie zabije jej. Tyle wiedział na pewno. Jeden z ludzi
mógłby to zrobić, lecz ona miała w posiadaniu jego serce, więc on nie był
w stanie podnieść na nią ręki. Nie bardziej, niż gdyby zostawił ją na rzeź we
Włoszech, którą zgotowałaby jej Rada. Przeturlała się na bok, a ust otwarły
szeroko do krzyku. Jej ciało drgało w tył i przód, rezonując nowymi wrzaskami,
które rozchodziły się po piwnicy.

- Przepraszam, - wyszeptał, podnosząc ze stolika nóż prawą dłonią.

Christina, lub potwór, który wyglądał jak ona, dźwignął się na czworaka. Jej
oczy, teraz złote niczym u pozostałych agentów, przeszukały pokój i skupiły się
na nim. Jej nos drgnął i wzięła głęboki wdech. Wygięła plecy i zawyła
przenikliwie, aż poczuł ciarki wzdłuż ramion. Jej dłonie wydłużyły się. Kości
trzasnęły, krzyknęła, gdy jej ciało przemieniało się w wielkiego wilka, okrytego
waniliowym futrem. Wszystko stało się szybciej, niż wyobrażał sobie proces
przemiany, prawie natychmiast. Warknęła. Jej oczy otwarły się nagle, świecąc
ciemnym szkarłatem. Krzyknęła jeszcze raz i upadła niczym sterta trzęsących
się mięśni. Jej ciało wróciło do formy humanoidalnej, a oczy które patrzyły na
niego znów były złote.

- B – Blane. Ja ni- nie mogę tego zatrzymać.

background image

Może Elena miała racje. Nie wyglądała jak żaden z agentów, których do tej pory
widział. Może jej wampiryczny system walczył z przemianą. Jej ciało znów
eksplodowało do formy wilka. Szkarłatne oczyska spojrzały na niego. Ponowne
warknięcie i była na nogach, skradając się do niego z morderczym uśmieszkiem
na twarzy.

- Stop!

Wyciągnął dłoń, przesyłając swoje moce w jej stronę. Christina zatrzymała
się w pół kroku. Był wilkiem – agentem – i nie dało się temu zaprzeczyć.
Bez czegoś, co poprawiłoby jej system odpornościowy, nie było dla niej
ratunku. Dokładnie tak powiedziała Elena.
Ona nie miała… To było to. Akcja była ryzykowna, ale jeśli nie zadziała,
to oboje będą i tak martwi. On nie mógł jej zabić, a tamci nie będą zwlekać.

-Mamy tylko jedną szansę, Księżniczko. Jeśli nie weźmiesz się w garść,
oboje zginiemy.

Jej głowa poruszyła się ociupinkę. Wysunął rękę, by trzymać ją od siebie
na odległość, obudził więź, która ich łączyła. To ciepłe, niebiańskie uczucie
wypełniło jego ciało – przebłyski ich wspólnej nocy pojawiło się w jego głowie.
Starał się spotęgować to uczucie, przypomnieć sobie sposób w jaki pachniała,
dotyk jej skóry pod jego dłońmi. Wtem, pchnął z całej siły te emocje ku ich
więzi.

Christiana zaskomlała i zaczęła opierać się telekinetycznej mocy,

która promieniowała z jego palców, by utrzymać ją w miejscu. Kocham Cię,
pomyślał. Spojrzała na niego wilkiem i broniła się mocniej. To było zbyt wiele,
żeby ją powstrzymać. Jej siła była większa, niż wcześniej – ponad jego
możliwości. Ze wszystkich cholernych chwil, kiedy potrzebował być silny, ten
raz był najważniejszy, a on nie dawał rady. Pchnęła jeszcze raz i usłyszał jak
robi krok do przodu. Kurwa. Nie uda mu się. Plan się nie powiedzie. Nawet nie
brał takiej opcji pod uwagę. Jeśli nie sprawi, że ona rozpozna siebie, to nigdy
nie będzie w stanie pożywić się od niego, by zwiększyć swoją odporność.
Ale…

-Kocham Cię, Księżniczko.




background image

Rozdział 17

Christiana walczyła z gorącokrwistą siłą, która się przez nią przetaczała.

Blane stał naprzeciwko niej, ale to nie jego miłości, ani ciała teraz pragnęła.
Pragnęła rozerwać go na pół, kończyna po kończynie, ucztując na jego kościach.
Potrząsnęła głową i jęknęła, a potem zrobiła kolejny krok do przodu. Bogowie,
dopomóżcie jej, bo przegrywała tę walkę. Ona tylko chciała się do niego dostać.
Gdyby tylko mogła…

Blane przesunął nożem wzdłuż gardła. Szkarłat ozdobił jego szyję i klatkę

piersiową, wypełniając pokój metalicznie słodkim zapachem. Siła, która
trzymała ją na dystans wyparowała, gdy opadł na kolana. Sapnęła i skoczyła ku
niemu. Jej ciało było równie szybkie i silne, lecz teraz nie było w nim walki
z instynktem. Jej głowa pomknęła do jego karku chłeptając krew, lecz jej umysł
był przy nim. Dlaczego zrobił tak głupią rzecz? Czyżby sądził, że razem nie
przetrwają? Tak bardzo próbowała to kontrolować. Gdyby tylko miała kilka
dodatkowych dni.

Blane nie walczył. Zamiast tego, jego ramiona objęły ją i przyciągnęły

do siebie. Wziął ją w objęcia, pozwalając czerpać ile tylko potrzebowała.
Zapach krwi palił ją w nos, kusząc ją. Zęby płonęły. Piła więcej i więcej, lecz
nie mogła robić tego dość szybko z tym głupim, psowatym językiem. Tak
szybko jak tylko przemieniła się w wilka, tak szybko znów była w swoim
starym ciele. Owinęła ramiona wokół Blane’a i wbiła w niego kły, spijając go
w kilku długich pociągnięciach. Jej nagie ciało docisnęło się do jego, całkowicie
ubranego, ciała. Jego palce wpiły się w jej talię. To nie było tak cudowne
jak wiązanie, lecz była w tym pewna intymność. Blane lekko drżał. Cholera.
Wysuszała go. Udało jej się zamknąć ranę, a potem odchyliła się by na niego
spojrzeć.

-Blane?

Uśmiechnął się do niej nieprzytomnym uśmiechem.

-Uhuuum?

-Dlaczego się uśmiechasz?

-Udało Ci się. Nie przemieniłaś się.

Racja, nie przemieniła się! Cóż, co najmniej nie na stałe. Tak szybko jak tylko
o tym pomyślała, poczuła palenie rozchodzące się wzdłuż jej ciała.
Wzięła uspokajający oddech.

-Myślę, że nadal mogłabym to zrobić.

-Ale czy możesz to teraz kontrolować?

background image

Zamknęła oczy. Ogień wewnątrz niej zapłonął, tak samo jak wcześniej.

Napierał na jej ręce i stopy. Kości bolały. Nagle usta Blane’a były na niej,
jego wargi ślizgały się po jej wargach. Jej war zmniejszał się, zastąpiony przez
innego rodzaju gorączkę, która nie miała nic wspólnego z byciem futrzakiem,
a zdecydowanie wszystko z rozebraniem go do naga, tak szybko jak to tylko
możliwe. Odsunął się, odsuwając ją od siebie, jak gdyby spodziewał się,
że zaatakuje go w każdym momencie.

-Czy to pomaga?

Mrugnęła na niego. Ogień, który nadszedł z przemianą – zniknął.

-Tak. – Przełknęła i wzięła kolejny oddech. -Tak, pomaga.

Blane chwycił jej twarz w swoje dłonie, a szeroki uśmiech rozświetlił mu twarz.

-Jak się czujesz?

-Wspaniale. Obolała, ale wspaniale.

-Słyszę twoje serce.

-Wiem.

Cmoknął ją w usta. Jego ciemne włosy wpadły mu w oczy, gdy pochylał się by
skraść jej drugi pocałunek. Christiana odsunęła się.

-Poczekaj.

-Co?

-Co jeśli nie mogę kontrolować tego bez ciebie?

-Wtedy zostaniemy razem.

-Nie możemy tego zrobić. Masz rzeczy, którymi musisz się zająć.

Zwłaszcza teraz, kiedy masz nowe teren w Ravennie.

-Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli tam zostać.

-Dlaczego?
-To oczywiste, że nie jesteś jedną z nich. Cóż,… nie całkiem taka jak
tamci, ale nie do końca jedna z nas. – Potrząsnął głową, jak gdyby
oczyszczał myśli. – Nie wydaje mi się, żeby Khalil planował, żebyśmy
mieli tam wrócić.

Niewielka dziura pojawiła się w jej sercu. Jej ojciec nie zamierzał powitać
ich na nowej pozycji, ponieważ to przyciągnęłoby zbyt wiele uwagi.
A uwaga, to była ostatnia rzecz jakiej teraz potrzebowała. Każdy jeden
z członków Rady rywalizował o jego pozycje, a ona byłaby idealną słabością.
Christiana westchnęła i spuściła wzrok.

-Będę musiała udawać.

-Nie.

Uniósł jej głowę i spojrzał w oczy.

background image

-Jeśli możesz to kontrolować, możesz również kontrolować twój wygląd.
Nawet bez przemiany, twoje oczy są inne. Twoje moce są inne.
Ty czujesz się inaczej. Wystarczy tylko kilka zmian zewnętrznych
i nikt cię nie rozpozna.

Mrugnęła.

-Moje oczy są inne?

-Są złote, jak u agentów.

-I już dłużej nie będę musiała być księżniczką.

Uśmiechnął się.

-Zawsze będziesz dla mnie Księżniczką, ale tak.

Było mnóstwo rzeczy, których zawsze chciała spróbować, lecz będąc w jej
pozycji, to nie miało racji bytu. Teraz, jeśli nie była już prawdziwą córką
Khalila, mogła robić cokolwiek tylko chciała.

-Mogłabym pofarbować włosy.

Wyglądał na odrobinę zdezorientowanego.

-Uhum, tak.

-I kupić sportowy samochód.

Blane uśmiechnął się pod nosem.

-Tia.

-Och, I mogłabym zrobić sobie kolczyk w nosie.

Zaśmiał się.

-Nie idźmy za daleko. Najpierw musimy sprawdzić, czy nie będziesz

pokrywać się co rusz futerkiem.

-Racja. – Christiana dała mu długi pocałunek. Kiedy się odsunęła,

warknął. Uśmiechnęła się. – Chodź, sprawdźmy czy umiem zrobić to bez ciebie.

-Och, co chcesz zrobić najpierw?

-Muszę się napić.

-Tutaj. – Wysunęła ku niemu dłoń.

Oczy Blane’a przesunęły się od dłoni jej twarzy.

-Co?

-Nie mogę już od ciebie pić.

Och nie. Czuła się, jakby ktoś rozerwał jej serce na dwie części.
Nie będzie już nocy pełnych wspólnego karmienia. Od teraz była dla niego
trucizną. Będzie karmił się od innych ludzi, tak jak wcześniej. Od innych kobiet.

-Przepraszam – wyszeptał Blane – Nie chcę, żeby to tak wyglądało.

Potaknęła i spuściła wzrok.

background image

-To nie musi być smutne – wciągnął ją w swoje ramiona – Mogę pić
z torebek.
-Nie – Christiana starała się mówić pewnie – To smakuje paskudnie.
Musisz robić to, co robiłeś przede mną.

Blane pocałował ją w policzek.

-Nie chciałbym, żebyś piła od innego mężczyzn, więc ja również nie będę.
Będziemy sobie radzić z tym najlepiej jak potrafimy. Będę o tym myślał,
jak o specjalnej diecie.

Zaśmiała się.

-Dieta odchudzająca dla wampirów.

-Chyba tak.

-Po prostu nie wiem jak to miałoby funkcjonować.
-Nie martw się tym teraz. – Wyciągnął telefon z kieszeni – Zadzwonię do
J., żeby przywiózł trochę krwi, i popracujemy nad twoją samokontrolą.

* * * *

Próbowali dystansować i ignorować ich więź, a ona i tak potrafiła

kontrolować zmianę. Poprzez poświęcenie Blane’a i jej linię krwi z wyższej
półki, wydawało się, że jej system immunologiczny pokonał najsilniejszą część
tego, co powodowało u agentów zmianę w wilka. Udało jej się zapanować
nad tą małą częścią, która oddziaływała na wilka, tak, żeby ta nie mogła
jej kontrolować. Elena wierzyła, że Vincenzo czy ktokolwiek, kto zmieniał
się w hybrydę, musiał chcieć przemiany – to właśnie dlatego byli tak całkowicie
na tym zafiksowani. Ostatni test był wymogiem postawionym przez Michaela.
Nim pozwolono jej wejść do domu, musieli wiedzieć czy nawet pod
najsilniejszym przymusem, była w stanie powstrzymać przemianę.

-Gotowa?

Jonas stał na wprost niej, pomiędzy wysokimi sosnami w niewielkim lasku,
który to klan przysposobił sobie do własnych potrzeb. Miał na sobie jedynie
parę jeansów i czarną koszulę, lecz nie wydawał się zmartwiony. Po tym co
słyszała o umiejętnościach bojowych Luciano, mogła zrozumieć dlaczego tak
było.

-Tak sądzę.- Westchnęła.

Jeśli zawiedzie, nie będzież dla niej ciepłego powitania w domu Michaela.
Blane musiałby wybierać pomiędzy życiem z nią, a jego rodziną.
To nie było sprawiedliwe.

background image

-Nie skrzywdź jej, J. Mówię serio.

Blane stał oddalony od nich z Gregorym, Arracado, oraz Michaelem
u jego boku. Jeśli Jonas naprawdę ją skrzywdzi, mogła się założyć, że nie będzie
im łatwo go powstrzymać – nawet jeśli będą działać razem. Jonas pojawił
się przed nią tak szybko, że jej serce zaczęło mocniej obijać
się w piersi. Cisnął nią o drzewo, aż jej plecy zazgrzytały o korę.

-Walcz ze mną – powiedział.

Odepchnęła się i zdołała kopnąć go lekko. Zaśmiał się.

-Silniejsza niż się spodziewałem.

Z warknięciem, przycisnął ją znów plecami do drzewa i skierował się ku gardłu.
Christiana pchnęła, lecz nie mogła go przesunąć. Nowe instynkty wystrzeliły
natychmiast. Jej skóra zapłonęła, a gorąco płynęło przez ciało. Ktoś sapnął.
Zabrzmiało jak Elena. Szczyty zębów naciskały na jej bark. Christiana zamknęła
oczy i pozwoliła by miłość, którą czuła, ogarnęła ją. Wraz z nią nadszedł spokój,
białe opanowanie, które uciszyło warczenie, unoszące się z jej własnych ust.

-Właśnie tak – powiedział Blane.

Jonas nacisnął mocniej. Jej skóra zaczynała się poddawać pod naciskiem.
Instynkt wrócił do życia. Tym razem, pozwoliła by war płynął kanałem, który
posyłała wzdłuż swego ramienia. Cała ta moc uderzyła wzdłuż jej ramion
w jednej chwili. Skóra płonęła i mrowiła. Gdyby tak mogła użyć tej energii by
go odepchnąć…

-Oww! – Jonas odskoczył do tyłu – Och! Kurwa!

Otworzyła oczy i skupiła się na białowłosym wampirze, tuż przed nią, który
ściągał z siebie koszulę. Elena pomknęła ku niemu.

-Co się stało?

Skinął ku czerwonemu, pokrytemu oparzeniami, odciskowi dłoni, który
znajdował się na jego boku.

-Kurwa, poparzyła mnie.

-Pozwól mi spojrzeć.

Blane od razu pojawił się przy jej boku, z szerokim uśmiechem przecinającym
jego twarz.

-Jak to zrobiłaś?

-Nie wiem. Tak jakby pomyślałam, gdzie przesuwało się ciepło.

Jonas się zaśmiał.

-Miałem wrażenie, jakbyś gotowała moją krew. Myślisz, że mogłabyś

zrobić tak jeszcze raz? – Jego głos był wysoki, prawie maniakalny, jak

background image

u dziecka, które dostało nową zabawkę. Wyswobodził koszulę z ręki i zaczął
robić krok ku niej.

-Nie! – Elena uniosła koszulę, by zbadać jego rany. – Te oparzenia są
głębokie.

Michael podszedł bliżej, by spojrzeć na Jonasa. Pochylił się na chwilę obok
Eleny, a potem odwrócił głowę w stronę Christiany.

-Możesz być bardziej niebezpieczna, niż my wszyscy.

Blane przyciągnął ją do siebie i pocałował w policzek.

-Ale umie to kontrolować.
-Najwyraźniej. – Michael założył ręce na piersi. – Przedyskutujemy to
bardziej, gdy przybędzie Khalil. Musi się o tym dowiedzieć. – Blane
potaknął. – Do tego czasu, zostań tam gdzie masz ochotę. W posiadłości
jest mnóstwo miejsca, a jesteś tam mile widziana, Christiano.

-Myślę, że wolimy zostać w kryjówce.

Michael przytaknął, a potem odwrócił się i udał w stronę ciemności, gdzie
zostawili samochody.

-My też musimy iść. Mamy spotkanie. – Powiedziała Elena

z uśmieszkiem i mrugnęła do Jonasa.

-Dzięki, J. – Blane pociągnął Christianę w stronę ciemności.

Jonas skinął i opuścił koszulę po raz ostatni.

-Do usług. Wiszę Chris przysługę za jej pomoc.

-Chris? - Hmmm. – Chyba mi się to podoba.

Krótsza wersja jej imienia. Może tej wersji będzie używać w swoim nowym
życiu. Jonas uśmiechnął się i wziął Elenę za rękę, która powiedziała:

- Witaj w rodzinie, Chris.

-Dziękuję.

Para oddaliła się. Z jakiegoś powodu, nawet z nowymi umiejętnościami, widok
znikającej w ciemnościach dwójki wywoływał przerażenie. Ze świadomością, że
ich dwójka, gdzieś tam była, świat wydawał się odrobinę straszniejszym
miejscem do życia.

-Chodźmy do domu. – Powiedział Blane, pociągając ją głębiej w las.

* * * *


-Słońce wschodzi. – powiedział Blane, popychając drzwi małego,

ceglanego domku w stylu ranczerskim, który znajdował się pośrodku niczego.

-Wystarczy nam czasu.

background image

Christiana przesunęła dłonią po jego piersi i stanęła na palcach by go
pocałować. Nadal nie mogła uwierzyć, że po tych wszystkich kłopotach, ciągle
miała ochotę na seks. I nie było to drobne pragnienie, to była potrzeba
by go mieć, niczym potrzeba, która przychodziła wraz z falą gorąca, by się
przemienić, i niczym pragnienie krwi, gdy nadchodził głód.

Warknął i zawinął wokół niej jedno ramię. Drugą dłonią zatrzasnął drzwi.

Z pewnością mieli wystarczająco dużo czasu. Jednym ruchem wziął ją
w ramiona i zaniósł do piwnicy. Rzucił ją na proste łóżko, które tam stało
i skopał swoje buty. Christiana była naga, nim on zdążył się rozebrać.
Leżąc tam, przyglądając mu się w bladym świetle, które przedzierało się do
pokoju z otwartego wejścia, wyglądała jak bogini. Jej blond włosy zbladły, lecz
oczy błyszczały. Niezachwiane uwielbienie ponownie spłynęło po nim, gdy
wspiął się na łóżko i górował nad nią.

-Kocham cię, Blane. – wyszeptała i uniosła głowę by spotkać się z nim

w pół drogi. Ich usta zetknęły się, gdy pochylił się nad jej miękkim, gorącym
ciałem. Z westchnięciem, otworzyła dla niego wargi. Ich języki bawiły się
leniwie, gdy jego ręka pieściła jej bok. Skóra Christiany była gorąca i z każdą
sekundą rozgrzewała się jeszcze bardziej, aż Christiana odepchnęła go od siebie.

-Co?

-Muszę być na górze. Nie mogę się kontrolować w tej pozycji.

Blane potaknął i przeturlał ich. Blond włosy Christiany kaskadą otulały jej
twarz, gdy pochylała się nad nim. Uniósł dłoń i założył je za jej ucho, a potem
przyciągnął jej twarz do siebie, scalając ich usta ze sobą. Powolnie i dogłębnie
badał jej wargi. Jej dłoń schwyciła jego penisa i umieściła czubek przy jej
wejściu. Boże, była taka gorąca. I wilgotna. Pchnął biodra w górę, penetrując ją.
Oderwała usta i sapnęła.

-Przez ciebie spłonę.

Już i tak czuła się jak rozgrzany miód, owinięty wokół jego kutasa. Taka wizja
nie wydawała jej się zła. Z jedną dłonią na jego piersi, wzięła głęboki oddech
i opuściła się na niego. Jeden powolny centymetr po centymetrze, pracowała
przy jego biodrach, poruszając się w górę i w dół – ostrożnie, by nie stracić
kontroli. Jej ciało zaciskało się wokół niego, uda napinały się przy jego
biodrach.

Pragnął chwycić jej biodra, przycisnąć je do siebie i pieprzyć ją, lecz

poprzestał na zaciśnięciu pięści na prześcieradle. Christiana czuła gorąco
budujące się w jej rdzeniu. Była gotowa by dojść i nie było mowy,

background image

by powstrzymała przemianę, która nadejdzie równocześnie. Jej dłonie zacisnęły
się na łóżku po obu stronach Blane’a. Gdyby tylko mogła…

Jego ciało kołysało się pod nią, orgazm rósł, aż wybuchł wewnątrz niej.

Krzyknęła i starała się utrzymać gorąco jedynie na swoich dłoniach.
Napływało długimi falami, które pasowały do tych, które czuła w swoim
brzuchu.

Jej

nogi

napięły

się,

całkowicie

go

unieruchomiły.

Wtem jej kręgosłup ugiął się i ostatni, przeciągły krzyk zabrzmiał w pokoju.

Gdy świat wrócił na swoje miejsce, leżała na jego piersi. I coś śmierdziało

– sapnęła i podniosła się, przyglądając się Blane’owi.
To nie on płonął. Łóżko, jednakże, to już inna bajka. Przypalony materiał
i malutkie węgielki tliły się w miejscach, gdzie trzymała dłonie.

-Uch. – Spojrzał w miejsce, gdzie wcześniej były jej ręce, potem na nią. –
Upewnij się, że będziesz trzymała je z daleka ode mnie.

Zaśmiała się.

-Dlaczego mam wrażenie, że to będzie jeden z wielu przykładów na

zachodzące postępy?

-Cóż, pozostawimy ten mały incydent dla nas. Reszta może ześwirować
jeśli się dowiedzą, że potrafisz zrobić coś takiego.

-Dobry pomysł.

-Chcesz spać na górze? Nie jest zabezpieczona, ale nie będziemy

musieli się martwić, że łóżko się zapali.

-Tiaa.

-Idź do góry. Wyrzucę materac na zewnątrz i zaraz do ciebie wrócę.












background image

Rozdział 18

-To jak, jesteś gotowa na rundę trzecią?

-Jesteś niemożliwy – Christiana rzuciła w niego poduszką, ale Blane

złapał ją w powietrzu.

-Mamy spotkać się z nimi za dwadzieścia minut.

Obraził się i ześlizgnął z łóżka. Dlaczego nie mogli zostać w łóżku przez całą
noc? Jak na dwóch gości, którzy mają nowe partnerki, ta dwójka zdaje się
skupiać na rujnowaniu czegoś, co powinno być dla nich miesiącem miodowym.
Nawet jeśli to miesiąc miodowy z kategorii, gdzie panna młoda obrasta futrem
i podpala łóżka.

-Myślę, że powinniśmy ich olać.

Spojrzała znad walizki, którą przetrzepywała, a jej brwi pofrunęły w górę.

-Urządzają dla mnie imprezę.

Warknął i wciągnął na siebie bokserki i jeansy. Lepiej, żeby ta impreza okazała
się zajebista.

-Nie wkurzaj się tak na nich. Witają mnie w twojej rodzinie.
Wolałbyś, żeby mnie nienawidzili?

Uśmiechnął się pod nosem i założył zieloną koszulkę.

-Miałbym cię chociaż dla siebie.

Dłonie Christiany ślizgały się w górę jego klatki piersiowej, a jej ciało
przycisnęło się do jego pleców.

-Masz mnie dla siebie.

Blane złapał jej rękę i ucałował kłykcie. Jej skóra była tak delikatna i nadal taka
ciepła. Uśmiechnął się.

-Dlaczego ja?

Pocałowała go w łopatkę.

-Jesteś wystarczająco mądry, żeby widzieć przez moje gówno. – Znów go
pocałowała – Nie kupiłeś powłoki zimnej suki, której używałam, żeby
trzymać wszystkich na dystans. Widziałeś mnie. – Zaśmiała się – Twoja
inteligencja znów zadziałała.

Potaknął. Miała rację. Wszystko co najlepsze w jego życiu zawdzięczał swojej
inteligencji, nie sile fizycznej.

-Rozumiem dlaczego Khalil cię lubi. – dodała.

-Dlaczego?
-Wielu innych wplątało się w pułapki naszego trybu życia. – przytuliła go
mocno. – Widzisz ludzi takimi jakimi są naprawdę. Potwory i bogowie.

background image

Próbował, na tyle ile zdołał. A fakt, że zauważyli, już coś znaczył. Nagły
wybuch śmiechu przypłynął zza niego.

-Co? – zapytał?

-Jestem agentką.

Przekręcił się w jej objęciu, i objął.

-Nie za późno sobie to uświadomiłaś?

-Dopiero teraz mnie to uderzyło.

Dużo było do przyswojenia. Tyle się wydarzyło w tak krótkim czasie. Tak wiele
do przetrawienie. A król ich wszystkich, był teraz dla jego, co tu dużo mówić,
teściem. Jego świat, choć już dziwny, z czasem stawał się jeszcze dziwniejszy.

-Co? – tym razem to ona zapytała.

Blane się zaśmiał

-Naprawdę nie mogłoby być dziwniej lub bardziej doskonale.

-Wiem.

-Khalil dobrze zrobił.

-Jak to?
-Dobrze zrobił nie ostrzegając mnie wcześniej. Naprawdę nie
zakończyłbym tego lepiej.

-Huh? – zmrużyła oczy – Ostrzegając cię?

Czy ona naprawdę nie rozumiała? On był jej stworzycielem. Ale był też ich
przywódcą, co łączyło się z dużą ilością sekretów. Czyżby ujawnił ten sekret
tylko jemu? Jeśli tak, nie zamierzał być tym, który go wypaple. Blane pocałował
ją w czoło.

-Nic takiego. Gadam głupoty.

-Co miałeś na myśli?

-Tylko tyle, że gdyby ktokolwiek powiedział mi, co ci się przydarzy,
powstrzymałbym to. A nie sądzę, że to byłaby właściwa decyzja.
Potrząsnęła głową. Wiedział, że dla niej nie miało to sensu, ale tak już miało
zostać. Całując go jeszcze raz, odsunęła się.

-Będziemy spóźnieni.

* * * *


Christiana ścisnęła dłoń Blane’a, gdy szli w stronę sekcji dla vipów w klubie
Jonasa. Uśmiechnął się do niej i poklepał ich dłonie swoją wolną ręką. Czy było
się czym denerwować? Wszyscy ją znali. I to nie do końca był pierwszy raz, gdy
była w klubie. A mimo to, jej żołądek zacisnął się na myśl o tym. Może to była

background image

ona… Coś ją przyciągało, niczym dłoń zaciśnięta na jej głowie, zmuszała ją do
spojrzenia w stronę baru. Sapnęła. Vincenzo uśmiechnął się do niej.

-O co chodzi? - Zapytał Blane. Pociągnęła go za rękę.
-To Vincenzo.

Próbowała spojrzeć na Blane'a, ale nie mogła. Coś przyciągało jej uwagę,
zmuszając ją do gapienia się na wampira-agenta. To było bardzo złe. Tylko jej
twórca i siła w ich związku, aby tak zwrócić uwagę na niego. Vincenzo
uśmiechnął się w kierunku Blane'a. W odpowiedzi skrzywił się.

-Czas skończyć to. Idź do tyłu. Nie podążaj za nami.
- Nie. - Trzymała go za ramię, gdy Vincenzo zsunął się ze stołka i ruszył
w stronę bocznego wyjścia.
- On cię prowokuje. - Blane oderwała jej palce od swojego ramienia. -
Pospiesz się, do cholery. Idź powiedz Jonasowi, co się dzieje. On mnie
nie słucha i nie mogę pozwolić, żeby ten skurwiel uciekł. Jest na naszym
terytorium, więc możemy to teraz zakończyć raz na zawsze.

Alarm zabrzmiał, gdy Vincenzo uderzył w drzwi wyjścia awaryjnego.
Blane ruszył za nim, znikając w tłumie. Christiana poczuła, gdy obaj odeszli,
zabierając za sobą jej serce i umysł. Nieruchomo wzięła głęboki oddech
i pobiegła do sekcji vipów, tym powolnie ludzkim tempem.

* * * *


Gdy dotarł do alejki za barem, Blane był w pełnym biegu. Ale skurwiel był
szybki. Udało mu się jedynie usłyszeć kroki zmierzające w dół chodnika, które
skręcił na końcu budynku najdalej od głównej drogi. Podążył za nim, uważając,
aby nie dać się zaskoczyć za rogiem. Ale nie było tam żadnej zasadzki, tylko
Vincenzo stojący tam z głupim uśmieszkiem. Blane strzelił kostkami. Vincenzo
się zaśmiał.

-Nie jesteś ode mnie silniejszy. Myślę, że już to ustaliliśmy.

Zerwał pistolet z kabury na ramieniu.

-Nie, ale potrafię wykorzystać to, czym obdarzyła mnie natura.

-A skąd wiesz, że to jej nie zabije?

Palec Blane’a zadrżał na spuście. Nie wiedział tego. Uśmiech, który rozszerzył
się na twarzy Vincenzo potwierdził, że właśnie na taką reakcje liczył. Blane
postanowił blefować.

-Ona nie jest do końca futrzasta.

Na chodniku z nimi zadudniły kroki.

background image

-Czuje ją. – Powoli powąchał powietrze. – Mogę to wyczuć. Jest jedną z
nas.

-Isabella?

Głos Christiany załamał się za nim. Blane szarpnął głową na bok, by ujrzeć
małą włoską wampirzycę wynurzającą się z cienia. Jak mógł jej nie zauważyć?
Jej ciemne usta rozchyliły się w szerokim uśmiechu, poczuł jakby przez to
chciała mu powiedzieć, że są sprawy o których on nie wie. To było terytorium
jego klanu, mieli nad nimi przewagę, a on miał broń.

-Myślałem, że jesteś martwa. – sarknął.

-Co ty tu robisz? – spytała Christiana, przysuwając się.

-Wracaj do środka – warknął. Jej obecność tutaj była zbyt ryzykowna.

Jeśli Vincenzo mógł ją wyczuć, równie dobrze mógł ją też manipulować.
Isabella z pewnością mogła. Vincenzo zamruczał uwodzicielskim tonem

-Chodź tutaj, Christiano.

-Nie – głos Eleny, który zabrzmiał z tyłu, był spanikowany.

Odwrócił wzrok od swoich celów na tyle długo, by ujrzeć Elenę przytrzymującą
Christianę, której oczy były teraz szkarłatne i utkwione w Vincenzo.

-Blane! – powiedział Jonas, jego głos sunął obok niego, gdy fratello

przeszedł obok. Vincenzo uderzył o ścianę z Jonasem u jego gardła, ale Blane
nadal nie miał czystego strzału.
A potem Elena krzyknęła. Blane odwrócił się na pięcie i zobaczył, że Isabella
ciągnie ją za gardło, z dala od Christiany, która teraz była na czworaka, wyjąc,
pokryta białą sierścią. Biegł do nich, gdy krzyki Vincenza odbiły się od ścian.
Dźwięk łamanych kości wypeł- coś uderzyło Blane’a w pierś, popychając go do
tyłu. Potem kolejne uderzenie, pchnęło go na ziemię. Gwałtowny ból wybuchł
mu w piersi. Wrzasnął, ale przetoczył się na bok. Christiana nadal była
w jednym miejscu, warcząc na niego, ale nie atakując.

-Zabij go! – powiedziała Isabella, szarpiąc się z Eleną i zmierzając
w stronę alei.

Próbowała utrzymać zakładnika jako tarczę.

-Nie zapominaj kim jesteś. – Blane podniósł się na nogi, kierując w jej
stronę Gdyby tylko mógł ją dotknąć.

Jęknęła i przesunęła się w stronę Isabelli. Ból pocisków wypalał mu pierś, to
było prawie nie do zniesienia. To nie był fosfor, lecz coś innego. Jad agentów
były jedyną substancją, która paliła, aż tak bardzo. Blane spojrzał na Jonasa,
który przyszpilił Vincenza do ziemi i szarpał się z beznogim torsem. Zero
pomocy z jego strony. Postanowił więc, też przesunąć się w stronę Isabelli.

background image

Wystrzeliła jeszcze jeden raz, ale uchylił się, prawie upadając na ziemię.
Upadłby, gdyby jego dłoń nie złapała się ściany.

-Moja krew płynie w jej żyłach, leggero.- Isabella wypluła te słowa –

Robi co jej rozkaże. Jej życie płynie wraz z moim.
Było coś w jej oczach, patrzyła za twardo. To było po prostu nieprzekonujące.
Zadrżała mu ręka i nie miał czystego strzału wokół Eleny. Christiana zaśmiała
się do Isabelli, a jej zęby zanurzyły się w nodze kobiety. Isabella wrzasnęła
i odwróciła się, by spojrzeć, przez co odsłoniła bok w kierunku Blane’a.
Nacisnął na spust i posłał dwie kule w czaszkę Isabelli. Jej ciało nie zdążyło
jeszcze runąć na ziemię, gdy i jego ciało uderzyło o grunt. Nie zobaczył jak jej
mózg rozbryzguje się na ścianie, ale Christiana była bezpieczna.

I to była jedyna rzecz, która się liczyła.

* * * *


Christiana padła na kolana, naga po przemianie, na zimny kamień chodnika.
Smak Isabelli nadal był w jej ustach, gorzki i kwaśny.

-Blane – szepnęła nad nią Elena.

Spojrzała tam, gdzie powinien stać. Widok jego ciała, twarzą do ziemi, z krwią
zbierającą się pod nim, zatrzymało jej serce. Podpełzła do niego, a potem
przekręciła go na plecy. Jej oczy podążyły do Jonasa, a potem znów na Blane’a.

-Co się z nim dzieje?

Drugi wampir pojawił się u jej boku, szybko sprawdzając jego rany.

-Coś jest nie tak. Rany po kulach nie zdrowieją. Wykrwawia się na
śmierć.

-Pozwólcie mi.

Na dźwięk tego głosu, oczy Christiany skierowały się prosto na twarz Khalila.
Podawał jej długi, czarny płaszcz.

-Załóż to.

Wzięła płaszcz i postąpiła tak jak prosił, gdy Khalil uniósł głowę Blane’a
z ziemi. Własnymi kłami rozerwał swój nadgarstek, a potem przycisnął go do
ust Blane’a.

-Naprawdę myślisz, że to pomoże?

-Ty nakarmisz go następna. To pomoże mu przejść przez przemianę.

Krztuszący się dźwięk doszedł z gardła Blane’a, a potem zaczął pić.

-Chcesz powiedzieć, że mam uczynić go podobnym sobie?

background image

Khalil nie zdjął wzroku z Blane’a nawet na chwilę.

-Tak.

-Nie.

Khalil uniósł brew. – Wolałabyś, żeby umarł?

-Nie.
-To co jest w tych ranach, zabije go. Straciliśmy już przez to trzech moich
ochroniarzy. Jad działa tylko na naszych. Gdy jeden z moich mężczyzn
strzelił do jednego z nich jego własną bronią, nie było żadnego efektu.

-Więc są odporni na to, cokolwiek znajduje się w środku. – Powiedziała

Elena, jak gdyby nagle zobaczyła cały obrazek.

-A jeśli sprawisz, że będzie taki jak ty, on również będzie odporny.

-Dokładnie.

-Cholera – powiedziała Christiana, przyciągając na siebie wzrok

wszystkich dookoła.

-Dobrze, daj mu swojej żyły kochanie.

Zrobiła jak rozkazał jej stwórca, zamieniając jego nadgarstek na jej w ustach
Blane’a. Pił mocno i głęboko, sprawiał, że prawie niemożliwe było nie skrzywić
się z bólu.

-Gdy skończymy, musi udać się w bezpieczne miejsce. – Powiedział
Khalil. – Proces twojej nauki był zawiły?

Christiana zaśmiała się – Możemy tak powiedzieć.

-Gdzie chcecie się udać? – spytał Jonas.
-Do domu w którym się zatrzymaliśmy – powiedziała. – Będziemy
potrzebować prywatności, żeby

mógł się skupić i zapewnić

bezpieczeństwo wszystkim przez kilka najbliższych dni.
-Powinniśmy iść, - powiedział Khalil, wskazując na jej ramię. – Sądzę, że
ludzka policja wkrótce tu będzie.

Pociągnęła lekko za ramię, dając Blanowi możliwość wypuszczenia jej. Puścił
ją, oblizując usta. Christiana spojrzała na jego rany. Krwawienie zwolniło, ale
ból jeszcze się nie zaczął.

-Mamy tylko kilka minut, żeby zabrać go do samochodu.






background image

Rozdział 19

Christiana siedziała na podłodze. Blane spał obok niej na zimnej, cementowej
podłodze w kryjówce. Nie potrzebowała wytłumaczenia dlaczego wybrał to
miejsce i odmówił odejścia. Tak długo czuła chłód w swoim wnętrzu, że gdy
nadszedł upał ich przemiany, był prawie nie do wytrzymania. Nawet trzymanie
rąk na cemencie zdawało się być niebiańskim uczuciem. Jonas schodził w dół,
a ciężki kroki niosły się echem.

-Czy powinienem pytać dlaczego materac jest w ogrodzie?

Blane otworzył oczy i posłał Jonasowi spojrzenie, które nie wymagało
werbalnej odpowiedzi.
Khalil położył dłoń na jej ramieniu.

-Czujesz cokolwiek od niego?

Wypuściła tą część siebie, która potrafiła wyczuć emocje innych. Poziom
pożądania pomiędzy Jonasem i Eleną sprawił, że poczuła się prawie jak
podglądać, gdy ich wyczuła. Khalil był pełen nadziei; wręcz dumny. Lecz gdy
skupiła się na Blane’nie, była tylko pustka. Westchnęła,

-Czuję więź. Jest nawet mocniejsza. Ale nie mogę wyczuć jego emocji.

-Jak się czujesz? – zapytał Blane’a.

-Silny.

-Dlaczego zdrowieje tak szybko? – spytał Jonas.

-Moja krew.

Christiana patrzyła jak Khalil podchodzi do niego i podaje swoją dłoń.

-Musimy dowiedzieć się czy miałeś taką samą zmianę umiejętności zanim
wzejdzie słońce.

Podobnie jak w przypadku wszystkich tajemniczych rzeczy, które powiedział,
nie kwestionowała tego. Zawsze zdawał się mieć racje. Blane chwycił podaną
dłoń i podniósł się. Te złote, wilcze oczy wpatrywały się w nią, a potem
uwodzicielski uśmiech rozszedł się na jego twarzy. Nie płynęły za tym żadne
emocje, więc została jedynie ze swoją potrzebą dotknięcia go, pocałowania go.
To było frustrujące, ale w pewien sposób to, umocniło jej potrzebę. Khalil
spojrzał na Christianę jak gdyby usłyszał jej ciche pytanie.

-Jonas powiedział mi o twoim nowym darze. Ponieważ jest to związane
z twoją normalną umiejętnością sprawienia, by inni czuli różne rzeczy,
wierzę, że moc, którą teraz posiadł Blane, może być związane
z rozwinięciem jego własnych umiejętności. Dla ciebie, moc przyszła

background image

w ten sam sposób, co twoja wampirza moc. Jestem ciekaw, co z taką
mocą potrafi zrobić telekinetyk.

Blane zaśmiał się.

-Powinniśmy raczej wyjść na dwór.

Christiana pozwoliła mu wziąć się za rękę gdy przechodził obok. Jego
telekineza była przydatnym trikiem, ale nie widziała wcześniej niczego, co
sygnalizowałoby poważne niebezpieczeństwo. Jak mogło wpłynąć na to
wewnętrzne gorąco?

* * * *


Energia krążyła w mięśniach Blane’a, gdy wyszedł na otwartą przestrzeń

podwórza za domem. Mógł wyczuć ją niczym krew płynącą przez jego ciało,
pulsującą. Czy Khalil, wraz z krwią dał mu więcej mocy? Mówiono, że
starożytni posiadali taką umiejętność, ale nie mógł przypomnieć sobie, żeby
Christiana

wspominała

o

zmianie

po

jej

przemianie.

By strzec moją córkę, wyszeptał głos w jego głowie. Blane szarpnął głowę
w stronę Khalila, który zwyczajnie się uśmiechnął.

-Spróbuj coś z tym zrobić, - powiedział Jonas, niosąc kuchenne krzesło na
środek trawiastego terenu.

Blane wypuścił dłoń Christiany. Rozciągnął ramiona i skupił się na krześle.
Cała moc spłynęła w dół jego ramion, w jego dłonie, pulsując szybciej. Wzniósł
ręce i krzesło uniosło się z ziemi z łatwością, której nigdy wcześniej nie
doświadczył.

-Musisz pozwolić przemianie się rozpocząć, a potem prześlij moc
w stronę krzesła, - Christiana wyszeptała za nim.

Blane wypuścił oddech i pożar zapłonął w jego w jego wnętrzu. Rósł, aż nie
zostało już wiele wolnego miejsca, a potem wyrzucił go tą samą drogą, którą
wychodziła moc telekinetyczna – przez palce. Krzesło stanęło w płomieniach,
a potem eksplodowało w prysznicu płonących drzazg. Jonas wybuchł śmiechem.

-Jasna cholera!

-To jak fajerwerki, - powiedziała z tyłu Elena.

Kiedy rzucił okiem na Khalila, przywódca patrzył, nieprzejęty pokazem.
To też musiał przewidzieć, i taka możliwość uczyniła całą sytuację
zdecydowanie bardziej złożoną. Czy zaplanował, dopuszczenie do ich
przemiany, żeby ich przeistoczenie się w hybrydy dodało mu władzy?
Czy zwyczajnie zdecydował, że ten pokręcony sposób ochroni swoją córkę?

background image

-Blane? – powiedziała Christina.

-Uhum?

- Myślę, że będziesz musiał nad tym popracować.

Przyciągnęła jego ciało do siebie, jej dłonie przesuwały się wzdłuż jego ramion.
Jej przebiegły uśmieszek zdradził jej myśli. Przypominała sobie materac.
Co mogła by zrobić jego moc, gdyby zachęciłaby go do – Khalil chrząknął.

-Zbliża się wschód słońca. Prawdopodobnie powinniśmy wrócić

do posiadłości na czas dnia?
Jonas i Elena przytaknęli, grzecznie żegnając się ze wszystkimi i wyszli.
Blane poprowadził Christianę do domu.

-Myślę, że powinniśmy dziś spać w piwnicy.

Zaśmiała się.

-Nie chcielibyśmy puścić domu z dymem, czyż nie?

Zachichotał z jej słów, ale całej sytuacji brakowało humoru. Po raz pierwszy
cieszył się, że nie mogła wyczuć jego emocji. Nowa moc była wszystkim czego
pragnął. Był silniejszy niż pozostali, i od teraz wartościowym członkiem tak
silnego klanu, ale co jeśli straciłby kontrolę? Mógłby ją spalić w trakcie seksu.
Po przyciągnięciu materaca do piwnicy, tulili się w łóżku aż do wschodu słońca.
Przycisnęła się do jego klatki piersiowej i pozwoliła dłoni wędrować w górę
jego ramienia.

-Mamy wystarczająco dużo czasu.

Udał ziewnięcie i odsunął biodra wystarczająco daleko, by ukryć rosnącą
erekcje.

-To nie wystarczająco dużo czasu, żeby zrobić wszystko co chciałbym ci
zrobić. Poczekajmy, aż się obudzimy. – Pocałował ją w czoło i poczuł jak
jej brwi schodzą się do siebie.

-Kocham cię – powiedziała, lekko chropawym głosem.

-Też cię kocham, Księżniczko.

I tak właśnie było.







background image

Rozdział 20


Blane wciągnął Christianę do wielkiej sali konferencyjnej. Michael, jak

zwykle, siedział u szczytu stołu. Po jego prawicy, siedział Jonas z ramieniem
zarzuconym wokół Eleny, ich krzesła przybliżone do siebie tak blisko, jak tylko
się dało. Tori, człowiek Michaela, przemierzała podłogę za jego krzesłem.
Khalil siedział po jego lewej stronie, odchylając się do tyłu na krześle,
z ramionami założonymi w talii.

-Dobry wieczór - powiedział Michael. – Cieszę się, że nie zginąłeś

w skutek samozapłonu.

-Ha ha. – Blane uśmiechnął się ironicznie, przyciągając krzesło obok

Khalila.
Gdy wskazał na nie, Christiana wślizgnęła się na nie i usiadła. Zajął miejsce
obok niej.

-Dlaczego tutaj jesteśmy?

-Mamy kilka prywatnych spraw do omówienia.

Michael pochylił się, opierając łokcie na krawędzi stołu.

-Klan stanie w centrum zainteresowania Biura. Zbyt wielu agentów

zginęło w pobliżu waszych członków. Pora przygotować się na najgorsze.
Blane warknął. Jeśli to Khalil o tym mówił, to oznaczało, że gówno wkrótce
wpadnie w wiatrak i będą mieli przejebane.

-Nowa rasa – Khalil wskazał na nich – stanowi zagrożenie dla naszych

obu gatunków. Wasza lojalność jest oczywista, ale mieliście waszą więź, która
pozwoliła wam przejść przez przemianę. Słabsze wampiry nie pozostaną lojalne.
Wszyscy musimy przygotować się na tę zmianę. Michael ma kilka pomysłów.

-Postanowiłem, że zostaniesz moim nowym szefem ochrony – Michael

powiedział Blane’owi. – Masz okablować wszystkie budynki monitoringiem
najwyższej klasy, każdy samochód ma mieć nadajnik. – Uśmiechnął się.

-Wszystko co i tak chciałeś zrobić od jakiegoś czasu – Blane odwzajemnił

uśmiech.
– Daj mi tylko trochę plastiku i zaraz się za to zabieram.

-Właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałem.

Michael wyciągnął rękę i Tori przestała dreptać. Podeszła do przodu i schwyciła
jego dłoń.

-Potrzebuję natomiast opinii wszystkich was na temat mojego kolejnego
problemu. Tori wierzy, że niesprawiedliwie odmawiam jej przemiany.

background image

Ona czuje, że jest wśród nas zbyt znana by bezpiecznie pozostać
człowiekiem. Ja mówię, że jest to zbyt ryzykowne, by próbować
ją przemienić. Chciałbym poznać wasze opinie, zwłaszcza twoją, Eleno.

Elena uśmiechnęła się do Tori.

-To nie jest proste.

-Wiem o tym.

-Będziesz musiała zrezygnować z całego twojego życia.

Tori potaknęła.

-Już to zrobiłam. Policja to jedyne co mi zostało, a sprawy mają się
zupełnie inaczej od kiedy Castillo zniknął. Oni myślą, że zamordowałam
seryjnego mordercę. Czy wiecie jak bardzo ufają detektywowi, który
domniemanie jest mordercą? – Uniosła dłoń i pokazała im zero ułożone
z palców.

Jonas uśmiechnął się do niej.

-Praktycznie jesteś już jedną z nas. Od wielu lat. Wszystko czego ci trzeba
to kły.

Khalil się zaśmiał.

-Zastanawiam się jaką dostanie umiejętność – powiedziała Elena.

Michael zaczął pocierać czoło wolną dłonią.

-Nie podoba mi się pomysł, zmuszenia jej, żeby poświęciła życie dla
sprawy.

Wtedy odezwała się Christiana.

-Nie sądzę, żeby ona potrzebowała, abyś się jej pytał. Wszystko wskazuje
na to, że i tak zrezygnowała już z tamtego życia.

Khalil przytaknął.

-Zmuszając ją do pozostania człowiekiem, prosisz ją o podjęcie
większego ryzyka. Chodzą pogłoski o działaniu przeciwko niej, bo jest
twoją słabością – Pochylił się do przodu, bliżej Michaela – Rozumiem
twoją niechęć, ale nakazuje jej przemianę. Jeśli nie potrafisz
się do tego zmusić, ja to dla niej zrobię.

Uśmiechnął się do Tori. Rozpromieniła się, chociaż Michael wyglądał na
jeszcze bardziej rozdartego. Patrzył na niego wściekle. Potem otrząsnął się
i zmienił temat.

-Blane, kto powinien zająć twoje miejsce?

Przerzucał twoje w myślach. Gregory nie będzie chciał zająć się przemytem.
Uważałby, że to coś poniżej jego godności. A potem się uśmiechnął.

-Arracado.

background image

Michael skinął głową zgadzając się z nim.

-Dobry wybór. Też o myślałem. Bez zwłoki zajmie twoją pozycję.

Zadzwonię do niego, gdy tylko wyjdziecie.

-Dziękuję.

Znów skinął głową.

-Jeśli nam wybaczycie, Tori i ja mamy sprawy do przedyskutowania.

Nikomu nie musieli powtarzać dwa razy. W korytarzu, Khalil skierował Blane’a
i Christianę do kuchni. Wyciągnął klucz na małym, srebrnym kole ze swojej
kieszeni.

-Mam coś dla was. Wasz pierwszy, wspólny prezent.

-Co to takiego? – powiedział Blane, patrząc jak Christiana wyciąga po

niego dłoń.

-Pomyślałem, że być może z waszymi nowymi potrzebami, będziecie
woleć stabilniejszego domu.

-Kupiłeś nam dom?

Poczuł jakby powietrze zostało wyssane z jego płuc. Tylko Khalil mógł
pomyśleć, że kupno domu to właściwy prezent.

-Właściwie to posiadłość. – Doprecyzował Khalil – Dom jest w trakcie
remontu. Będzie robiony z prawie całkowicie niepalnych materiałów.

Zaśmiał się.

-Nie wierzysz za mocno w naszą samokontrolę, co?
-Powiedzmy, że wiem jak ciężko potrafi być na początku. – Mrugnął do
Blane’a. Próbował pomóc na każdy możliwy sposób jaki znał. – Muszę
wrócić do Europy. Ale wkrótce wrócę. – Khalil złapał dłoń Blane’a
i mocno uścisnął – Oczekuję przygotowania formalnej ceremonii.
Otrzymacie posiadłość w Ravennie, i zapłacę za ceremonię, oczywiście.
Ale mam prośbę.

-Cokolwiek. – Powiedziała Christiana z jasnym uśmiechem.

-Chciałbym, żeby to wydarzyło się w święta Bożego Narodzenia.

Uwielbiam te małe, białe światełka.
Blane wybuchnął śmiechem. Christiana zarzuciła ramiona Khalilowi na szyję.

-Dziękuję Ci.

Gdy się odsunęła, Blane wyciągnął do niego dłoń.

-Dziękuję za wszystko.

Włączając w to sekrety. Głos Khalila powrócił do niego, odpowiadając mu
w jego głowie. Jesteś rodziną Blane. I cieszę się, że będziesz się nią opiekował.
Potaknął. Przywódca pocałował Christianę w czoło.

background image

-Nie pozwól mu wysadzić w powietrze nowego domu.

Zaśmiała się, a potem przytuliła go jeszcze raz zanim odeszła. Oglądanie ich
razem było takie przyjemne. Gdyby Blane ich nie widział oczy, nigdy by nie
uwierzył, że ich związek był tak ludzki. Zwłaszcza z ich królem. Moc zwykle
przychodziła do wampira wraz ze śmiercią człowieczeństwa.

-Gotowy wyjść? – Christiana przysunęła się do Blane’a, dociskając ich
ciała do siebie.

-Myślę, że mamy nowy dom do eksplorowania.

I czekał ich nowy i niebezpieczny seks, który jej obiecał. Patrząc na nią,
determinacja w jej oczach mówiła mu, że dojdzie do tego wcześniej, niż później.
Lepiej było do tego doprowadził w ognioodpornym domu.

-Gdzie to jest?

Spojrzała na breloczek, przekręcając mały nadruk, żeby odczytać adres
prawidłowo.

-Po drodze.

-Dobra. Chodźmy.

* * * *


Christiana podrzucała klucz w dłoni. To Blane zdawał się być tym, który

obawiał się uprawiać seks, ale teraz to on był gotowy do działania, gdy ona była
na granicy nerwów. Możliwość, że spalą siebie nawzajem była bardzo możliwa.
Jedno poślizgnięcie i obydwoje będą martwi. Czy to było warte ryzyka?

-To miejsce jest po środku niczego.

Blane skierował SUVa, którego pożyczyli z garażu Michaela na drogę ze
zwyczajną, czarną skrzynką pocztową. Kilka chwil później, ich oczom ukazał
się ogromny biały dom, który wyglądał zupełnie jak Biały Dom, tylko, że bez
kopuły.

-Cholera – wyszeptał Blane.

-Wiem.

-On nie wierzy w małe podarunki, prawda?

-Nie. – Nie Khalil.

Samochód zakręcił wokół okrągłego podjazdu i zatrzymał się. Blane pojawił się
przy jej drzwiach, otwierając je dla niej zanim zdążyła dotknąć rączki.

-Zastanawiam się czy ma kino.

Christiana zaśmiała się biorąc go za dłoń.

-Jeśli nie ma, to sobie wstawimy.

background image

Drugą ręką włożyła klucz do zamka i przekręciła. Po delikatnym pchnięciu,
drzwi stanęły otworem, ukazując ogromne, wysokie foyer. Wnętrze było
udekorowane gustowną sztuką nowoczesną i meblami. Podwójne schody
prowadziły na górę, a przez tylne parterowe okna można było zobaczyć wielki
basen. Blane wziął ją w ramiona.

-Co ty wyprawiasz?

-Powinienem przenieść cię przez próg – powiedział, wchodząc do środka.

Kopnięciem zamknął drzwi i nie postawił jej. Zamiast tego, ruszył po schodach
do góry. Christianie z nerwów zacisnął się brzuch.

-Prosto do celu, hm?

Oczy ściemniały mu z potrzeby, którą obydwoje odczuwali.

-Nie mogę czekać już dłużej?

Odgięła głowę, żeby złapać jego usta. Gdy tylko się dotknęli, ogień wybuchł do
życia w jej brzuchu. Wzięła drżący oddech i otworzyła dla niego usta. Język
Blane’a wirował z jej językiem, gdy niósł ją przez korytarz. Nie wiedziała do
którego pokoju weszli, ale nie obchodziło jej to. Wszystko co się liczyło, to to,
że stała na własnych stopach a jego dłonie powoli odpisały guziki jej koszuli.
Rozpięła jego pasek i spodnie bez rozerwania pocałunku czy przerwy, dopóki
nie zepchnął koszuli z jej ramion.

-Zajmę się tym – Christiana ściągnęła z siebie koszulę.

Blane w tym samym czasie pochylił się, potem złapał ją w talii i rzucił na łóżko.

-Nie napalaj się za bardzo. Nie wydaje mi się, żeby łóżko było już
bezpieczne.

Zachichotała i patrzyła jak ściąga jej spodnie razem z majtki, jego dłonie
ślizgały się po jej skórze.

-Ciężko jest tego nie robić, gdy tak robisz.

Rzucił jej ciuchy na podłogę, a potem wspiął się na jej ciało. Jego skóra
przyparta do jej skóry była już rozgrzana, a jego kutas dociskał jej rdzeń.

-Możemy to zrobić na zewnątrz, obok basenu.

-Myślę, że możemy spróbować najpierw zrobić to tutaj.

Znów go pocałowała, ale tym razem zrobiła to wolniej i głębiej, żeby
dopasować się do płomienia, który płonął wewnątrz niej. Blane jęknął i naparł,
wślizgując się w jej wilgotne ciało. Każdy jego centymetr był cieplejszy
i twardszy niż następny, przybliżając ją do krawędzi. Wszystkie jej myśli
wyparowały, jej ciało wygięło się pod nim. Ogień eksplodował wewnątrz niej,
rosnąc. Nie uda jej się tego długo wytrzymać.

background image

Blane poczuł skurcz jej ciała i pchnął mocniej. Ogień i moc pulsowały w nim
niczym piłeczka na speedzie, szukające drogi ucieczki. Podobały im się jego
ramiona. Były ciężkie od władzy, gotowe wybuchnąć. Ale nie mógł przestać.
Ciało Christiany wijące się pod nim… to było za dużo. To było zbyt dobre.
Jęknęła głośniej, gdy zanurzył się w niej tak głęboko jak tylko pozwoliło na to
jej ciało.

-Płonę. – wyszeptała.

Jego dłonie przesunęły się po jej ramionach, a potem jego palce splotły się z jej,
gdy ich ciała utrzymywały rytm, który powodował skrzypienie łóżka i zagłówek
walący o ścianę nad ich głowami. Kiedy ich dłonie się złączyły, moc wypłynęła
z niego. Musiała to poczuć, bo jej ciało podskoczyło. Jej głowa opadła, a rdzeń
ścisnął się wokół jego penisa. Tam też eksplodowało ciepło. Chciał się
zatrzymać, żeby się upewnić, że nie pompuje w nią ognia, ale nie mógł. Jego
ciało drgało w orgazmie seksu i mocy. Moc falowała w tył i w przód przez ich
cała w cyklu wrzącego napięcia, która jednak nie pochłonęła żadnego z nich.
Wszystko było zbyt ciepłe, zbyt jasne, a potem nastała ciemność.
Gdy wrócił, otworzył oczy. Leżał na Christianie, której oczy były zamknięte.
Kurwa, znów zemdlał. To zaczynało się stawać przy niej nawykiem. Jak długo
był nieprzytomny?

-Chris? – Nie poruszyła się. Potrząsnął ją za ramie. – Christiana.

-Hmmm?

Otworzyła oczy. Zajęło jej moment, żeby skupić się na nim, a potem zaczęła
rozglądać się po pokoju.

-Co się stało?

-My.

Jej skołowanie zdawało się przemieniać w satysfakcjonujący uśmieszek.

-Jesteśmy cali.

Napięcie odeszło z jego piersi. Zaśmiał się.

-Uhum. I nie puściliśmy domu z dymem.

-To zawsze dobra nowina.

Poruszyła się odrobinę pod nim, dopasowując się. Jego kutas napęczniał, nadal
w niej. Christiana uśmiechnęła się szeroko.

-Mamy sześć kolejnych pokoi do ochrzczenia.

Uniósł brew na jej słowa.

-Serio?

-Uhm.

background image

Blane wybuchnął śmiechem. Seks w każdym pokoju tego domu, nie był takim
złym pomysłem. Byli szczęśliwi i byli razem. Jeśli ich życia zmierzały
w nieznane, to równie dobrze mógł cieszyć się każdą ich chwilą.

-Chodźmy.




Koniec.


Tłumaczenie: kati_lady_921


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Blood&sex Blane rozdział 4
Blood&Sex Blane rozdz11
Blood&sex Blane rozdział 1 3
Blood&Sex Blane rozdział 10
Blood&Sex Blane rozdział 9
Angela Cameron BLOOD & SEX 3 Blane [rozdz 5 9]
Blood&Sex Blane rozdział 5 6
Angela Cameron blane (blood sex 03 blane) ROZDZIAŁY 1 8
Angela Cameron Blood&Sex 02 Jonas Całość
Angela Cameron Blood&Sex Michael (tłumaczenie nieoficjalne)
Cameron, Angela Blood and Sex Volume 01 Michael
Blood, sugar, sex, magic
Cameron, Angela Blood and Sex Volume 02 Jonas
Szkol Okres biura całość1
8 Właściwa Praca, moc, energia całość
Całościowa ocena geriatryczna

więcej podobnych podstron