ANNAFRYCZKOWSKA:
Trafionazatopiona:
GRASSHOPPER.
Utopcepodwodąsiedzą,chlip,chlap,chlup!
Utopcepodwodąsiedzą,ojrety,rety!
Dobrymludziompomagają,chlip,chlap,chlup,Złychludzipodwodęwciągają,łoj,rety,
rety!
Starapiosenkaludowa
-Nicsięniewydarzyło.
Przepraszam.
Idziemydodomu.
Szef
koreańskiego
Kościoła
Nadchodzących
Dniw
1992
do
tłumu
wyznawców,gdyzapowiadanyprzezniegokoniecświatanienastąpił.
Po nocnym napadzie szału, kiedy pokonała wszelkie tamy i rozlała się szeroko po
Powiślu,zwiedzającmiejsca,którychnigdyniewidziała,oglądającprzetworywsłoikachi
rowery w piwnicach, kaszei soki w sklepach spożywczych, rozbebeszone łóżkaw
mieszkaniachnadolnychpiętrach,terazwyraźniesięwyciszyła.
Słońce leniwie grzało, aWisła parowała,zostawiając cuchnącą obrączkę na wszystkim,
czymsiębawiławnocyinadranem.
BudynkiwarszawskiegoPowiślastałypotrzeciepiętrowwodzie.
BESIjA
Zupełnie nie wyglądała na bohaterkę powieści,gdy stała w kolejce do kasy w
spożywczym, bujającsię z nudów na stopach, a szerokie nogawki jej starychdżinsów
falowałyprzyłydkach.
Stała iczekała cierpliwie, aż ponura kasjerka zoczamikrzywo obwiedzionymikredką,
wychowana jeszczew Społem,policzy, ile się należy za kartofle w plastikowej
siatce(dwakilo), jogurty, chleb, masło, mleko, a potem podniesie oczy ku sufitowi, że
znowuktośniemadrobnych.
Besia uśmiechnęła się przepraszająco,a kiedy już wyszła przed sklep, zatrzymała się i
spojrzaławniebo,poczymzamknęłaoczy.
Słońceprześwitywałoróżowoprzezpowiekiigrzałotwarzjakdłońjejpierwszegochłopaka.
Po tej chwili słabości Besia, pozbywszy się w domusiat z jedzeniem,wsiadła raźno do
metra,bypojechaćpokolejnezakupy.
Tymrazemplanowaławybraćdzieciomciuchynawakacje.
Sobienicraczejniechciałakupować,przecieżwszystkomiała,zresztądokądmiałabywtym
chodzić?
Chybanatezakupywłaśnie.
Besia wyszła z wagonu metra i ruszyła szybkimkrokiem,ale i tak kolejni
rozpędzeniwarszawiacy(bowtymmieściesiębiegało,niechodziło)trącalijąramionami,
teczkami, brzuchami, plecakami,dłońmi,torsamiw marszobiegu ku ruchomym schodom,
mającym wywieźćich na powierzchnię wprost ku stęsknionym dłoniom rozdawaczy
ulotek.
Besiaodtrąciłabokami wyciągnięte, spoconedłonie nieszczęśnikówpo sześćzłotych za
godzinę,.
12
obustronnyszpaler.
Denerwowaliją,choćnaogółbrałajednączydwiekarteczki,aletumusiałaby.
raz.
dwa..
dwanaście?
Trzynaście?
Zadużo.
Dlaczegotę,anietamtą?
Tojużraczejżadną.
W przejściu podziemnym pod hotelemForum,czyjak ontam się teraz nazywał, czuć było
seremżółtym,obecnieraczejczarnym,bospalonym.
Besia starałasię nie oddychać, patrząc bez zatrzymywania na wystawy podziemnych
sklepikówzbrzydkimiswetrami,brzydkimibutami,ładnymigazetamiopięknychrzeczach
sprzedawanymi przez kioskarkę, która takwzdychała, że aż podnosiła się o parę
centymetrówokładka“TwojegoStylu”,wtymmiesiącuniepokrytegofolią.
Czteryoddechy starczyły Besi nacałe przejściepodziemne, piąty wzięładopiero na
schodachdogóry.
Taki byłby bilans tej wędrówki, gdyby nie liczyć twarzyczerwonej od upału
iwstrzymywaniaoddechuorazbrudnychsandałów,boktośwbiegunadepnąłjejnastopę.
Myślałaorozmiarachubranekdziecięcych,którezarazmiaławybierać.
Nastusiachyba134,aMalwina-110,tosiętakszybkozmieniało.
Cóż,najwyżejzwróci.
Anijednejmyśliniepoświęciłanatomiastswojemumężowi,któremukiedyśślubowała,a
któryterazsiedziałwswoimszpitaluizapewneratował
ludzilubteżobwieszczałimzłenowiny.
Jeślizaś chodzi o Besię i wszechświat, zauważała obecnietylko tłum naokoło i
zapachżółtegosera.
Tyle miałaterazw głowie, w duszy, tylemiała ze swojego człowieczeństwa pochłoniętego
myślamiozakupach,takmarnowałażycie.
13
Od lat każdy dzień zdawałsię Besi osobnąksiążką, z własnym początkiem, który
nadawałtreśćreszcie,zwłasnąkulminacjąiwłasnymzakończeniem.
Jej biblioteczka dni wyglądała od parulat mało kusząco, zdecydowanie nudniej nawet
odHarlequina.
Zdecydowała,żetendzieńmógłbynosićtytułZakupyiwizytakoleżankizdawnejpracy.
Początek pod znakiemnabywania produktówspożywczych, mało emocjonujący, jeśli
nieliczyćpotyczekojaknajdłuższądatęważnościnaserzeijogurtach.
Książkadniadzisiejszego opowiadała następnie o wyprawiedo Smyka, gdzie Besia
zastanawiałasię, czy opłaca się wydawaćtakie góry pieniędzyna ubrania, które i tak
zarazbędązamałe.
Jej niegdyś całkiem sprawny umysł główkował,szacowałi przeliczał, analizowałi
przewidywał,całyskupionywokół,amożewzdłuż,spodnidziecięcychrozmiar134.
Tozupełnietyle,ilewynosiłojejIQ,gdyjesobiebadałaostatnio,toznaczywpracy.
Teraz-czuła-jejIQbyłoznaczniemniejsze,skromniejsze,boiteżniespecjalnieużywane.
Anibykiedy?
Podczasrachunkówwsklepieczyzebrańwszkole?
Tyleżeprzepisypamiętała,więcniemusiałazaglądaćdoksiążkikucharskiej.
Besianie miała jeszcze pewności co do centralnegopunktu tego dnia, bo nie było nim na
pewnopłaceniezaciuchyaniwychodzeniezeSmyka,aninawetczłapanieulicązciężkimi
torbamidometra.
Coś jąjeszczedzisiaj musiało czekać,pokrzepiała się tąmyślą, starając się nieumrzeć z
nudówpodczasjazdy,boznowuniewzięłanicdoczytania.
Gapiłasięwięc.
14
tylko na czerń za oknami i dyskretnie na pasażerów,na monitory na ścianach wagonu,
którewyświetlałykompletnieniedotyczącejejwiadomości,jaknaprzykładoproblemach
wrządzie,omajątkuKościołaczyopowodzinawarszawskimPowiślu.
NaPowiślemiałazupełnieniepodrodze,samaniepamiętała,kiedybyłatamostatniraz.
Żałowała oczywiście tychludzi,którym zalałodomy, ale i taknie znała tam nikogo,więc
tylko przemknęła jej przez głowę obawa, czy tapowódź aby nie powiększykorków w
Warszawie.
Napewno powiększy, zdecydowała, bo przecież każdazmiana w czymkolwiek
powodowałajeszczewiększezakorkowaniemiasta.
Besia obiecała sobie jeździćwszędzie wyłącznie metrem iewentualnie tramwajami, ajej
obietnicywtórowałpotwornywizgkółwagonumetraposzynach.
Wyglądało na to, że wobecmonotonii jej dzisiejszych zajęć kulminacją tego dniabędzie
wizytadawnejkoleżankizpracy,któramiaładoniejinteres.
Besia, nieświadoma,że ten dzieńma się potoczyć zgoła inaczej, szybciutko zmierzaław
głąbkróliczejnory,gdzieczekałająniespodzianka.
-
Otwierającdrzwimieszkania,usłyszałaprzeraźliwydźwięktelefonu.
Ktoterazdzwoninastacjonarny?
Odebrałaipochwilizyskałapewność:tak,tobędziekulminacja.
Bowłaśnieprzeztelefondalijejznaćzeszpitala,żedoktoraTomkatamniema,choćmiałod
ranaoperować.
Gdzieonsiępodziewa?
Bojegokomórkanieodpowiada.
Besiawytłumaczyła,że
15
jejmążprzecieżbyłnanocnymdyżurze,więcodranapowinientrwaćnaposterunku.
Wtedy głos sekretarkiumilkł,po czym zacząłociekać współczującą słodyczą, gdy
kobietaoznajmiła,żewedługjejgrańkadoktorTomekniemiałtejnocydyżuru.
Wyszedłwczorajwieczoremzpracyiwięcejgoniewidzieli.
Onie,pomyślałaBesia,toniebyłowstylujejmęża,absolutnie.
Niewrócićnanocdodomu?
Alejegokomórkapotwierdziła,żeabonentjestpozazasięgiem.
Tak,napewnopojechałdotejprywatnejprzychodnidoRadomia,gdziedorabiał,zostałtam
dłużejizanocował!
Iniemusijejgłupiababawspółczuć,jakbycośsięstało,jakbymążoszukiwałiprowadził
drugieżycie.
Besia złożyła ciężkie zakupy w przedpokoju, ale nieodrywała metek, nie wyrzucała
paragonów-wrazieczegozwróciciuchy,będzienażycie.
Gorzej, że w przychodni radomskiej jej mężaw tymtygodniu nie widziano,nie było go
nawetwgrafiku.
Besianiemiałazamiaruwierzyć,żecośokrutnegomogłozakłócićichcodzienność,więcnie
dopuszczając do siebie myśli, że stało się coś nieodwracalnego,robiła to, coby robiła
normalnie.
Zdjęłabuty,umyłaręceitwarz.
Poszładodużegopokoju,gdziewrzuciłazabawkidodużejwiklinowejskrzyni.
Posłałałóżka(tylkopołowawichmałżeńskimbyładzisiajużywana).
Przejechałaodkurzaczemmieszkanie.
Tentelefonmusiałbyćjakąśpomyłką,tak,Besiabyłategopewna.
Limit nieszczęść na ich rodzinę już sięwyczerpał, więc nie przyjmowała do
wiadomości,żemąż-dajmynato-dostałzawałusercanapoboczu.
16
drogi.
Nieinie,niebędzienawetrozważaćtakiejopcji.
Tomekżyjeirobicośzupełnieniewinnego.
Mógłnaprzykład.
No, mógł szykować jakąś niespodziankęi pojechać po prezent dla niej, a że trochę mu
zeszło,więcspóźniłsiędopracy,akomórkinieodbiera,bosięwyładowała.
Cozabzdura,jakaniespodzianka.
Dlaniej?
Oddwóch przynajmniej lat żadnych niespodzianek jejnie robił, może pozapóźniejszym
powrotemzpracy.
Jakakolwiekbyłaprzyczynajegonieobecności,tragicznaczysentymentalna,wtejchwili
najbardziej bolało ją, że stała się zupełniebezradna,gdyż nie wydębiła od niego czterech
kluczowychwżyciucyfr,czylipinudokonta.
Cotampinzresztą,przecieżTomekkartędobankomatuteżmiałprzysobie.
- Tak, mam to w planach na ten tydzień,upoważnię ciędo mojegokonta- odpowiadał
zawszezgodnieijeszczekiwałgłową,żebybyłouroczyściej.
Zadowolona,żematowplanach,nawetnieprotestowałanasłowa:
“mojekonto”,choćprzecieżpowinienmówić“nasze”.
Alenaplanachsiękończyło.
Więctakjakbyniemajużpieniędzy.
Żadnych.
Zacoutrzymadzieci?
A nadodatek zrobiła takie absurdalnie drogie zakupy w Smyku zaostatnie banknotyz
szuflady.
Jakiepieniądze?
Czytoważnewchwili,kiedyzaginąłjejmąż?
Oczywiście,żetak,najważniejsze,gdysięjestniezarobkującągospodyniądomowąima
siędoutrzymaniadwójkędzieci,nawetjeślisąoneniejadkami.
Gdzieonjest?
17
Ktokolwiekwidział,ktokolwiekwie.
Dzwonekdodrzwi.
Awięcwróciłeś,kochany,jaktodobrze,niechbędziejakbyło,niemusibyćlepiejipindo
kontaprzestajebyćproblemem,iżyciebiegniejakbiegło!
Besiapędziła dodrzwi, sama niewiedząc,czy naniegokrzyczeć, czy przywitać go z
radością,aleażkipiałagłupiąnadzieją,jakbybyłajakąśgąską,aniekobietąwlatach.
Otworzyła.
Nawysokościoczu-nic.
Niecoponiżejnatknęłasięnawyfiokowanego,wylakierowanegopudla,czylifryzurkępani
wzrostusiedzącegopsa,którabodłająswymwydatnymbiustemijakimśskoroszytem.
W tymsamym momencie zadzwoniłtelefon, więcBesia poderwała się w jego kierunku
jakdźgniętaszydłem.
Po chwili zatrzymała się jednak, bowszak nie powinna zostawiać obcejosoby na
proguotwartychdrzwi.
Wykonaławięcpospieszniezapraszającygestinieczekając,ażpudelwejdzie,pognałado
środka,dotelefonu.
Damskigłos.
NieTomek.
Nieporywacz.
Teściowa.
Pani z fryzurą pudla usiadła boczkiemna kanapie,złożywszynogi jak Stanisława Ryster,
iprzypatrywałasię to pokojowi, to Besi, która mówiącdo telefonu, usiłowała nie zdradzić
zadużoobcejosobie.
Teściowejteżnie.
Teściowa:
-Jestemwłaśniewmięsnym.
Besiaczekałanaciągdalszy,aletu-zdajesię-miałabyćjejreakcja.
Tylkojaka?
-Aha-odważyłasię.Wystarczyło.
-Izastanawiamsię,ilepolędwicynakotletyku-pić-kontynuowałateściowa.-Ładnajest,
świeża.
Przyjdziecienaobiadwniedzielę?
CoBesiamiałapowiedzieć?Żejejmążzniknął
iprawdopodobnienieżyje?Żekotletytak,alenastypębyćmoże?
-Jabymjutrodałaodpowiedź-wyjąkałanie-
śmiało.Teściowanienawidziłatakiegojąkania.
-Jakiejutro,kochana,jawłaśnieterazjestemwmięsnym.Poczekamjeszczechwilę,aty
złapTomka,bominieodpowiadanakomórkę,iuzgod-nijciecoś.
-Eeee-powiedziałaBesia.Irytacjateściowejnarastała.
Besiazaczęłasiętłumaczyć.Itobyłbłąd.
- Jak to, nie wiesz, gdzie jest twój mąż? Ja zawsze wiedziałam, gdzie jest mój - padły
pierwszesłowa.
Hmm.
- Komórka nie odpowiada? A w pracy? Skąd ostatni raz dzwonił? Co mówił, jak
wychodziłzdomu?Wcobyłubranyicomiałzesobą?
IstnaMissMarple.Powinnajeszczespytać,czywziąłzesobąpaszport.
-Mamo,japóźniejzadzwonię-odważyłasięBę-
sia.-Kuptekotlety,doniedzielisięprzecieżznajdzie,nonie?
Odłożyłasłuchawkę.
Terazpowinnasięzająćdelikatnymspławia-niemdamyzlokami,alewzamianopadłana
fotel, by tępo gapić się w ścianę, gdzie usiłowała wyczytać potwierdzenie, że jej mąż
jednakniezginąłwtragicznymwypadku.
Pudelrzuciłzkanapy:
-Kto?
-Teściowa-odpowiedziałaBesiaodruchowo.
- Musi pani więcej życzliwości wkładać w te rozmowy, ja aż stąd słyszałam, jaka pani
zirytowana.
-Słucham?!-miałaochotękrzyknąćBesia,alematka-niewiedziećczemu-zdążyłajej
wpoićprzedśmierciąszacunekdlastarszychosób,więczmilczała.
-Apozatymsłyszałamrozmowę.Pomogępani.
Mążzaginął?Wpracygoniema?
Besiapokiwałagłową.
-Pomódlmysięzatem,zaniego,zapaństwazwią-
zek,jednadziesiątkaróżańcaczynicuda.
-Nieteraz,niemamczasu,naprawdę,przepraszam.
- Na modlitwę zawsze jest czas, nie ma ważniejszych rzeczy nad modlitwę, nad Pana
Boga.
Paniwyjęłaróżaniec,aBesiakomórkę,aleznowuusłyszała,żeabonentznajdujesiępoza
zasięgiemalbomawyłączonytelefon.
…iowocżywotatwojegojezus-mamrotałakobieta.
Besia miała wątpliwości, czy jeśli Pan Bóg postanowił pozbawić ją męża, to modlitwą
wskórasięodwró-
cenie wyroku. Zresztą kim ona jest, by ingerować w boskie decyzje? Ale przecież
kołaczcie, a otworzą wam, więc może rzeczywiście powinna poprosić, podlizać się,
przypomnieć o sobie, odmówić coś. To ja, Besia, Panie Boże, pamiętasz mnie? To ja,
posłuszna i dobra parafianka, co tydzień w kościele, z córkami ubra-nymi w odświętne
kiecki.Ażeteraznieodmawiam20
tego różańca, to dlatego, że mi trochę głupio, tak nakanapie, przy tej pani, a poza tym
powinnamgdzieśpodzwonić,poszukać,PanieBoże,prawda?
Pudlicadalejszeptała,obrzucającjąnieżyczliwymspojrzeniem,żesięnieprzyłącza.
Ciekawe,czyteniekończącesiędziesiątkinienużąPanaBoga.
AlemożekobietamalepszewejścianiżBesia.
Koniecdziesiątki,zawieszeniegłosu,odłożenieróżańca,ulgaBesi.
-Przepraszam,żeprzerywam,alezjakiegopowodumamprzyjemnośćpaniągościć?
-odważyłasięodezwaćBesia.
Cozabarokowaskładnia,jakbyniemożnabyłopoprostuspytać:Pocopaniprzyszła?
Paninie chciała zawracać głowy Besi w takim momencie, ale w końcu dała z siebie
wydusić,żezostałaobdarzonamisjązainkasowaniapieniędzynanowydachwkościele(ze
wszystkimi upoważnieniami od proboszcza i całą garścią błogosławieństw i świętych
obrazkóww zamian za; najniższa wpłata od dziesięciu złotych,wdowi grosz taki - pani
miałaprzygotowanąpełnowartościowągadkęmarketingowązcytatamizBiblii).
Jakiwdowi,zirytowałasięBesia.
Czytojakiśznak,tosłowo?
Na wszelki wypadek zapłaciłaby aktywistce parafialnej,dałabynawet dużo,byprzebłagać
najwyższą instancję, kłopot był jedynie taki, że Besia pozakupach niemiała jużprawie
gotówki,amężowskiekontobyłodlaniejzamknięte.
W tej sytuacji niemogła sobie zatem pozwolić na sponsorowanie żadnegokościelnego
dachu.
Chybażejątampotemugoszcząpodtymdachemiutrzymająwrazzdziećmi.
21
Różaniec (taki mały pierścioneczek na palcu aktywistki) znowuzaszemrał, pudel znowu
wzniósłoczykuniebu,Besiaznowupoczułasięnieswojo.
Małejwiary,bowkońcukażdapora,każdasytuacjapowinnabyćdobranamodlitwę.
Naszczęścietelefonznowuzacząłdzwonić.
Tyle razy prosiła męża o kupienie aparatu z wyświetlaczem,jak dobrzebyłoby móc
zobaczyć,czytoTomek,czyteściowa,czyteżkomisariatzawiadamiaoznalezieniuzwłok.
Noicozaponiżenie,żemusiałaprosićmężaokupienieaparatu,żeniemogłasamagosobie
kupić.
-Telefondzwoni,apaniudaje,żeniesłyszy?
Ajaktomąż?
Alboktośpopomocdzwoni?
-wyrwałosiępudelkowatejpani,copozwalałoprzypuszczać,żekolejnadziesiątkazostała
zaliczona.
-Jasamapotrzebujępomocy-niewiedziećczemuzwierzyłasięBesia.
-Nowłaśnie-zabrzmiałauroczyściewysłanniczkaproboszcza.
- Może więc to Pan Jezus kogośdobrego do pani skierował, z dobrą myślą, z
pocieszeniem?
NiemożnaPanaJezusapomocyodrzucać-wygłaszałaztymsamymzaśpiewem,zktórym
niektórzyksiężagłosząkazania.
Mieszając do wszystkiego Pana Jezusa,można sobie życie doskonale skomplikować,
pomyślałaBesia,jużonawiedziałaotymnajlepiej.
Telefonznowuzadzwonił.
Pudelspojrzałnaniągroźnie,aBesiaposzłaodebrać.
- Chciałam ci jeszcze powiedzieć,że w małżeństwie trzeba się starać, nie odpuszczać -
wygłosiła.
22
przezsłuchawkębezbawieniasięwewstępyteściowa.
-Zawszebyćtakatrakcyjnąjaknapoczątku.
Przecieżkiedyśbyłazciebiecałkiemładnadziewczyna.
Besiamilczała,boniemiałapojęcia,czemujestpouczana.
Teraz,gdyzaginąłjejmąż.
Alenimzebrałamyśli,teściowaodessałasięikontynuowała:
-Jachętniezdziećmizostanę,jakbędzieszchciałaiśćdofryzjera.
Nigdy o nic nie prosisz, a tutakie wyprzedaże były, nawet myślałam, czy ci bluzki nie
kupić.
Jakiejśkolorowej.
Aletobiesięnigdynicniepodoba.
-Ja.
-Przypomnijsobie,jaktobyłozfutrem.
Besiapamiętała.
Aleniebyłtoterazjejgłównyproblem.
-Myślimama,żeonkogośma?
-wydukałaBesia.
Cisza.
-Mamo,czymamawie,gdzieonjest?
Cisza.
-Tokończę,bomuszępodzwonićdoinnych.
Możektoścoświe-zapowiedziałaBesia.
-Chybaniebędziesztegorozgłaszać?
-Czego?
-Żeniewróciłnanoc.
Taksięzdarzawmałżeństwie.
Besia,musiszwalczyćoniego,orodzinę,jacipomogę.
Coonamiałazrobić?
Noco?
Cóż,wynikaztego,żeTomekżyje.
Wcudzymłóżku.
Niemożnabyłotegowyraźniejpowiedzieć.
Całasiętrzęsłazesłuchawkąwręku.
-Halo?
-nawoływałateściowa.
-Besia,będziedobrze,jacipomogę.
-Gdzieonjest?
23
-Mnieonsięnieopowiada.
Powiedzianejest:
opuściszmatkęojcaistanieszsięjednymciałemzżoną,czyjakośtak.
W każdym razie to z tobą onteraz częściej rozmawia niżze mną, więc ty
powinnaświedziećwięcejniżja.
Czyżbywgłosieteściowejpojawiłsiężal?
Besianiemiała siły tegoroztrząsać, a że nie mogła wydobyćz siebie głosu, odłożyła
słuchawkę.
Telefonprawieodrazuzadzwoniłponownie,aleodwróciłasięodniego.
Pudelwlepiałwniązatroskanespojrzenie.
Znikimniebędzieterazrozmawiać.
Nie miałasiły sprostaćtakiej rzeczywistości, w której teściowauważała, że to przez nią,
Besię,Tomekskoczyłwbok.
Przeznią.
Noboprzezkogomiałskoczyć?
Dziecibyływporządku,chociażjetrochęrozpuszczała.
Wyglądałonato,żeznowunawaliławdziedzinie”żona”.
Ijakośmusisobiesamaztymporadzić.
Nie,nie,teściowaniewiedziałanicnapewno,tomusiałybyćspekulacje.
Besianiebyławstanieuwierzyć,żejejmążuprawiałsekszobcąkobietą.
Teściowanie możetego wiedzieć, boprzecież nie powiedzielijeji niepowiedzą o tym, co
sięunichwrodziniestałodwalatatemu.
Nodobrze,możesiedziałzinną,rozmawiał,możesięnawetprzytulali.
Aleseksubyćniemogło,byłapewna,miałanadzieję.
Możesobiepoprostuposzedłityle.
Poszedł,bomiałdość.
Besi,tegojejrozwleczenia,niezorganizowania,frustracji.
Wtrzęsącychsię,naglespoconychdłoniachniebyławstanieutrzymaćsłuchawki.
Podniosłasięispojrzałanasiebiewlustrze,przywtórzekolejnegodzwonkatelefonu.
Noicomusiędziwić,żemiałdosyć?
24
Różaniecszemrałzajejplecami,aletakjakbywędrowałpopokoju.
-Proszępani.
-odezwałasiękobietazparafi.
-Panijużmidaspokój.
Niemamnatogłowy.
Innymrazem-iuczyniłagest,któryniedwuznaczniekierowałpudlawkierunkuwyjścia.
Kobieta nieoczekiwanie popisała się wrażliwością i ruszyła dodrzwi,odwróciła się tam
jednak,jakbyjeszczechciałacośpowiedzieć,alepopauziezrezygnowałaiwyszła.
ABesiawzięłasięzaobieraniewarzywdozupy,wciążniepewna,dlailuosóbgotuje.
Tylkodlasiebieidladzieci?
CzyTomekjednaksiępojawi?
Niechtam,obierzetylecozwykle.
Czułaulgę,żeonżyje,żeniebędziepogrzebuiwszystkichponurychrzeczydookoła.
Oinnychponurościachotaczającychseparacjęirozwódwolałanarazieniemyśleć.
Nagle jednak zrobiło jej się szkoda czasu, tychparu minut na obraniejeszcze kilku
marchewek,jeszczepietruszki,jeszczekawałkaselera.
Wkońcumążdostałjużodniejdziesięćlat,którezmiąłisięnimipodtarł,boposzedłinie
wrócił.
Itowedługteściowejodszedłdojakiejśbaby.
Tychparuminutjużmunieodda.
Cozadrań,mógłdaćznać,czyjeszczesiępokaże.
Wichdomu,wjejżyciu.
Adzieciomcopowie?
Żetatagdzie?
A niechtam, sięgnęła po kolejną pietruszkę, najwyżej sięzupę zamrozi, a
terazwolałabyjeszczemiećnadzieję,żejejmążwróciibędzieprzynajmniejtak,jakbyło.
Kurde, ta codzienność,która tak strasznie ciążyłajej jeszcze rano, teraz wydała jej się
rajemutraconym.
26
JakTomektosobieterazwyobraża?
Cojejpowie?
Czymasięsamadomyślić?
Niemógłzrobićtegomniejboleśnie?
X-)(
Wytarłajuż nawet zlew dosucha, żeby kropliniebyło widać, jedna z bardziejabsurdalnych
czynnościświata,którąuprawiałatylkowtedy,gdychciałabyćwzorowąpaniądomu.
Jużsamaniewiedziała,jakjestnaprawdę,acogorsza,niewiedziała,cosamabywolała.
Nieżyje?
Zdradził?
Zdradził,przecieżteściowapodałatojakopewnik.
Besiazastanawiałasięjednak,czyteściowamajakąśkonkretnąwiedzęnatemattejzdrady,
czytylkospekuluje,przyglądającsięichpożyciucotydzieńpodczasobiadu.
Raczejto drugie, upewniała sięBesia, gorączkowoprzeglądając ich małżeńską przeszłość
jakskarpetkiniedopary.
Nie,niemożliwe,żebyspałzinną,tegoBesiabyłapewnajakniczegoinnego.
Niemożliwe.
Oddwóchlatniespałzżadną.
Tegoteżbyłapewna.
Zniąnapewnonie.
Takiemieliostatniodziwacznemałżeństwo.
Nikomu się tym nie chwalili, raz powiedziała dalszejkoleżance, ale ta, mimo że gorąca
katoliczka, krzyczała, że ciemnogród, potem na niądziwnie popatrywałaprzy okazjach
towarzyskich.
Opowiadałainnym?
Pewnietak,wkońcuhistoryjkabyłasmakowita.
WkażdymrazieBesiniktniezagadywałnatentemat.
Idobrze,boktobymógłzrozumiećtęmieszaninę.
26
t
poczuciawinyistrachuprzedBożymgniewem,skoronawetkatolicynieumieli?
Przez tęich małżeńską woltę Besia iTomek nieoczekiwanieznaleźli się na uboczu
wszechświata,wyłączeni z całego nurtu kultury i sztuki, rozmówi żartów, plotek i
zwierzeń.
Stanęli gdzieś na mieliźnie, a seksualne wody cywilizacji opływałyich, nawetnie
muskając.
Bardzoseksualne-dopieroteraztodoniejdocierało.
Cóż,niemożnapowiedzieć,żebynowasytuacjaniemiałaplusów.
Nieoczekiwanie okazało się, żerobią niemałe oszczędności, gdy nie wydawała pieniędzy
naseksownąbieliznę,naseksowneobcasy,naseksownezapachy,naseksownefryzury,na
seksownenic.
Wyglądała sobie spokojnie na przerośniętą, aseptyczną harcerkę w cywilu, której nie
podnieca JohnnyDepp ani pośladki młodzieńców, a potrzebę bliskościzaspokajała,
przytulającsiędomężalubdzieci.
Nie miała pojęcia, że tak sięto skończy, gdy dziesięć lat temu pierwszy raz się z nim
kochała, gdy razemzamieszkali, gdy jej się oświadczył, pewien, żechce z nią być już po
kilkumiesiącachznajomości.
Oboje byli pewni, że to jest to, i dopiero gdy Besiazaczęła w myślach przymierzaćbiałą
suknięiwelon,Tomekzaznaczyłtoneminformacyjnym:
-Zkościołatonicniebędzie,boja,rozumiesz,jestemporozwodzie.
Niezdążyłjejtegopowiedziećprzeztylemiesięcyznajomości?
-Tonicważnego,kochanie-powiedziałlekkimtonem.
27
-Nieważne,żemiałeśżonę?
Adzieci?
-Studenckawpadka,alechciałembyćwporządku.
Parędnipoślubieporoniła,parętygodnipotemwróciładorodziców,toniemiałosensu.
-Widujeszją?
-Ostatnirazposprawierozwodowej,oddaliśmysobiepłyty.
Nawetsięniekłóciliśmy,nicnasniełączyło,tylkotaciąża.
-Iślub.
-Alebyłrozwód,jestemwolny.
-AleniewKościele,nierozumiesz?
WKościelenadalmaszżonę!
Nie była pewna, czy zaangażowałaby siętak bardzo,gdyby od razu wiedziała, żeTomek
jest rozwiedziony,bo - tak myślała - katolickie wychowanietrzymaw karbachnawet
najbardziejromantyczneporywy.
Tomek twierdził, żenic nie ukrywał, po prostu się niezgadało wcześniej, bo o czymtu
gadać,nicistotnego.
Dlaniegomożenie,aledlaniejtak,przecieżKościółjednakszanował
tamten związeki tamtenuważał za prawowity, bo zawarty przed ołtarzem, natomiast
kilkunastulatżyciaBesizTomkiemniezaliczał.
Albomożeraczejzaliczałdożyciawgrzechu,zktóregosiętrzebabyłospowiadać,aitak
niebyłoszansynarozgrzeszenie.
ZBesiąTomekmógłwziąćślubtylkowurzędzie,nadczymjejmatkapewniebyubolewała.
Besiajednakmiałanadzieję,żepatrzącnawszystkozgóry,matkazyskaławiększydystans
dotychspraw.
Chybażewniebieindoktrynująwiernychjeszczemocniej.
SzczątkowarodzinaBesi-ciotki.
28
jakieś-dopytywały,kiedykościelny,alewkońcuprzestały.
-Żyjeciewzwiązkuniesakramentalnym-marudziłksiądzpokolędzie.
-PanuBoguniemaprawasiętopodobać.
-Maksiądzzniebemlinięspecjalną?
-pokpiwałTomek.
-Taliniaspecjalnanazywasięprzykazaniaboskie-odpowiedziałzwyrzutemksiądz.
-Conocłamiecieszósteprzykazanie.
Besiaskuliłasięwtedynakrześle,aTomekodpowiedział,żeconockochaswojążonę,az
tego,comuwiadomo,toBógjestmiłością.
Besia była wtedydumnaz ognia w jego oczach, a wieczorem czuła, żetakamiłośćnie
możebyć grzechem,gdy wodziła palcami po jego plecach chropowatych od
pieprzyków,wąchałajegowłosyiwiedziała,żetoznimchcebyćdokońcażycia.
Grzech?
Nietutaj,niewichłóżku.
KsiędzapokolędziejużTomekdodomuniewpuścił,aBesiaczułasiętrochęnieswojo,gdy
zawszew dzieńzapowiedzianej księżowskiej wizyty zabierał ją zdziećmi na lody czydo
kina.
I słusznie, żesię czuła nieswojo, bo okazało się,że wszystkie ichnieobecności
zostałyzanotowanewwielkiejksiędzenieba,awkażdymraziewwielkiejksiędzeparafi.
- Nie może pani zostać chrzestną matką - powiedział twardo proboszcz, gdy poszła do
kancelariiparafialnejpozaświadczenie.
-Alekoleżankawłaśniemnieprosiła.
-Złegowyborudokonała.
-Jakto?
29
-Matkąchrzestnąpowinnabyćosoba,którajestwzoremprzyjaźnizBogiem.
Żebymogładawaćdzieckuprzykład.
AleżonasięprzyjaźniłazBogiem,starałasięprzynajmniej.
Nieusnęła,zanimsięniepomodliła,miałanadzieję,żeBógwybaczyjejmodlitwęnależąco,
wkażdymraziewstawiałasięzaichrodzinęiresztęświata.
Cotydzieńpojawiałasięwkościele,namszydladzieci,iprowadzałatamcórki.
Tomkatylkoniemogłanamówić,aleprzecieżpróbowała.
W Wigilię iWielki Piątek pościła,przykazańprzestrzegała, i kościelnych, i boskich, i
miłości, poza jednym - wiedziała, żewedług Kościoła, sypiając ze swoim poślubionym
tylkoprzedurzędnikiemmężem,permanentniełamietoszóste,“Niecudzołóż”.
Właśniedlategoniechodziładospowiedzi.
-Acojamamtunapisane?
-ciągnąłkościelnyurzędnik.
-Odkilkulatnieprzyjmujepaniksiędzapokolędzie.
Taknierobiądobrzykatolicy.
-Niechciałamkonfliktu,todecyzjamojegomęża,on.
-Hmm,męża.
PrzedKościołemniejesteściemężemiżoną.
Niełączywassakrament.
Sakramentłączygozhmmm,mam,zJoannąDobrowolską.
Wtejsytuacji,proszępani,Kościółniezezwalanabyciechrzestnąmatką.
Alebolało.
-Możetomoment,proszępani,byjeszczecośnaprawić?
-Conaprawić?
Mamsięrozstaćzmężem?
Wtedybędzieksiądzzadowolony?
-Nie,niemogęsięrozpłakać,powtarzałasobie.
30
-Niechodziomojezadowolenie,chodzioprzestrzeganiebożychreguł.
-Niepowiemiksiądz,żeBógchciałby,żebyśmyrozwalilirodzinę.
Dziecimająniemiećojca?
-Alepocotakdramatycznie?
Chodzioto,żebydziecimiałyojcaimatkę,którzymogąprzystępowaćdosakramentu.
Kościółwswojejmądrościprzewidziałtakiesytuacje.
Może panibyć pełnoprawnączłonkinią parafialnej wspólnoty, a zatem i chrzestnąmatką,
podjednymwarunkiem.
Oczekiwała cudu albo pielgrzymki nakolanachdo Lichenia, ale prawdaokazała się
banalna,żebyniepowiedziećgłupia.
Kluczykbyłtam,gdziewszystkiekluczykitegoświata.
Wseksie.
Besia powróci w pełnina łono Kościoła, jeśli będzie żyła wcnocie, celibacie,czy jak tam
toksiądznazwał,czyliniebędziesiękochaćzmężem.
Wtedyzyskanawetmoralneprawo,by-porazpierwszyodichślubu-iśćdokomunii.
Takązmianęcharakteruzwiązkumożnaślubować.
przedołtarzem.
Potembędą mogli oczywiście nadalmieszkać razem, nawetspaćrazem,jeślipotrafią torobić
bezseksu,jakbratzsiostrą.
- Choć pary w naszej parafii, które ślubowały czystość, jednak oddzieliły sypialnie -
zaznaczył ksiądz,a Besia zastanowiłasię, skąd onto wie - żeby złegonie kusić, żeby nie
siaćzgorszeniawśródgości.
Bounaswparafiijesttakichparjuższeść.
-Niemożliwe!
Niesprawiedliwe!
-myślała,wracającwtedydodomuinawetTomkowiotymniepowiedziała,boitakźlesię
wypowiadałokościelnychzwyczajach,więcniechciałagododatkowopodkręcać.
Na
31
mszy w niedzielę stała zbuntowana przed ołtarzem,zaciskałaz gniewu zębyi nicnie
mówiła,nawetOjczenasz,choćtęmodlitwęlubiłanajbardziej.
Zła była na PanaBoga, ale jeszczebardziej wściekała się na Tomka, że co wieczórchce
siękochać,nieważne,późno,zmęczeni,odwracałsiędoniejztymfiluternymuśmiechemi
leniwielubmniejleniwiezaczynałjącałować.
Jakby nagle odzyskała wzrok,zobaczyła nieuleczalnąmonotonię tegowszystkiego,usta,
kark, piersi, niżej, potem te śmieszne ruchy,ten etaplubiłprzedłużać, bijąc sobie tylko
znanerekordy.
Nie angażowała się, patrzyła, jakby oglądała film, nawet nie erotyczny, lecz
instruktażowy.
Wytrzymywała jednak wszystko, by dotrwać do końcowego momentu, gdy się mogli do
siebieprzytulić,azaspokojonyTomekgładziłjąpowłosachimówił,żekocha.
Czuławkażdymrazie,żeonajużprzestałagrzeszyć,boicotozagrzech,skoroniemaz
niegoprzyjemności.
Nastusiazachorowaładwaipółrokutemu.
-Tokara-powiedziałaBesia.
- Kara boża, Tomek, jak myślisz, co Pan Bóg ma na myśli, powodując,że ty,
chirurgonkolog,maszdzieckozguzem?
-Beśka,cotozabzdury!
Dziecichorująwróżnychrodzinach.
Tosiępoprostuzdarza.
Niezakarę,poprostu.
Jakwygranawlotto.
Przypadek.
-Niemaprzypadków,samtakkiedyśmówiłeś.
32
-Wtedychciałemciępoderwać,dziewczynylubiątakiegadki-
próbowałsięśmiać,żebyjeszczeprzezchwilębyłonormalnie.
Nastusiabawiłasięwdrugimpokojuimogliudawać,żenicsięniedzieje.
Mógł się jednak z tego śmiać, ale Besia wiedziała swoje: to Bóg ich napomina, zabunt
przeciwKościołowi i jego prawom, za jej zaciśnięte usta, gdysłuchała księżowskich
napomnień, za nieodmawianieOjcze nasz na mszy, za siedzenie na lodach w
centrumhandlowym,podczasgdyksiądzpokolędziedzwoniłdoichdrzwi.
Zamałżeństwonieuświęconeważnymślubem.
Zanieobjętyobrączkąseks.
Awieczorem,gdyTomekwtuliłsięwniąi
zacząłsiękochać,przerażonytym,żewkrótcemożenadejśćkoniecczteroosobowejrodziny,
koniecmałejdziewczynki,onajakzwykleskierowałamyśliwinnerejony.
Poprostutrzebatowytrzymać,powtarzałasobie,jemuulży,aonabędziemiałaspokój.
Zamiastspokojujednaknapłynęładoniejmocnamyśl:TOGRZECH!
Znowugrzeszymy!
Czułacałąsobą,żezkażdymTomkowymruchemwjejśrodkuznowuwystępująprzeciw
Boguijegoprawom.
Wytrzymała jeszczedwa pchnięcia,w strasznympoczuciu winy, i nie czekając, aż
onskończy,wypchnęłago.
Zasapanemu, zaskoczonemu,zdenerwowanemu powiedziała, co jejksiądz zasugerował
kiedyśwparafi,acoterazdoniejwróciło.
-Besia!
-zagryzłwargi.
-Wiem,żesięmartwiszoNastusię,alenowotworówsięnieleczybrakiemseksu.
Takie chorobysię zdarzają i w rodzinach połączonych kościelnym węzłem, tłumaczył, a
medycynaumiesobieznimiradzić,gdyzostająwporęwykryte,więcniemaobawy,niena
próżnojestlekarzemitoświetnymlekarzem.
Ale ani tego, aninastępnego wieczorunie próbował już sięz nią kochać, a ionanie
inicjowałazbliżeń.
Nawszelkiwypadek.
Jego
pewność
siebie
stopniowo
gasła
w
miarę
napływania
kolejnych
niekorzystnychwyników badańNastusi, aż w końcu Besia i w jego oczach
zauważyłazwątpienie.
Dopierowtedyprzeraziłasięnaprawdę.
Dobrze, że przynajmniej druga córka jest zdrowa,myślała, przytulając kurczowo
młodszą,Malwinkę,ale nie znajdowała ukojenia, bojuż wiedziała, jakie towszystko jest
kruche.
Tomeknieprotestowałwięcejiwkońcuślubowalitęczystośćprzedołtarzem,jakchciał
ksiądz(iPanBóg,miałanadzieję),wktórąśsobotęwpustymkościele.
Uroczysta ceremonia była groteskowąparodią ślubu kościelnego, co podkreślały nawet
ichstroje-jejbeżowagarsonkaijegogarnitur.
Besiapowtarzała słowa księdza, trzymając Tomka za rękę,ale nie umiała się skupić, bo
przezcałyczasmyślałaoNastusi,którależaławszpitalu,białajakjejpoduszkaistrasznie
maleńkawtymłóżku.
Zostawiliz nią teściową, zadziwioną, co też oni chcą robićw sobotę przed południem,
kiedydzieckochore,adrugiezsąsiadkąsiedziwdomu.
NiemielijednakzamiaruWtajemniczaćjejwichtajneukładyzPanemBogiem.
Wrócilidodomulżejsiociężargrzechu,coBesiaczułabardzomocno.
Nierozdzielilisypialni,boijakwtymniewielkimmieszkaniu,alespali,niedotykając.
się,czasemprzytuleni,aletylkogórnymipołowamiciała.
Takaseksualniejakkiedyśpotrzecimstosunkutejsamejnocy.
Bardzodawno.
Odtamtejporyjużjejniełapałzapośladki,zapiersi,ajeślicałował,totylkowpoliczek.
Czasami.
Jeślirozmawiali,tooNastusiluboMalwince,jeślirobilicośrazem,toszukaliwInternecie
wieścionowychterapiach.
Nainneakcjeniebyłonastroju.
Skupilisięnawalceostarszącórkę,razwdomu,razwszpitalu,inawychowywaniu,trochę
nieuważnym,młodszej.
Besia kompletnie przestała czuć potrzebękochania się, jeszcze niedawno obawiała się,
żebędziejejtegobrakowało,nobojakto,dokońcażycia?
Nic,anirazu?
Aleteraz umiała się tylko przytulać,a właściwie wtulać, szukając pociechy w ciepłym
cieleTomka.
Przygarniałjąrękami,uważnieomijającokolicejejpiersi,itaktrwalinocamioboksiebie,
udającjednoprzeddrugim,żejużśpią.
Ofiarazatemniebyłatakuciążliwa,jaksięobawiała.
-Ciążycito?
-spytałakiedyś.
-Co?
-spytałTomekzaskoczony.
-No.
Żesięniekochamy.
-Wogóleotymniemyślę-powiedziałzaskoczony.
-Jateżnie-wyznała-idlategosięmartwię.
-Beśka,zwariowałaś?
Jaktrudnobyłoprzekazaćteprzeczucia.
Chodziłojejoto,żeofiarajestzamałodotkliwa,bycośzmienićwBoskimmyśleniuoich
rodzinie.
Alezanimzdążyłazwątpićwsenstego,cozrobili,Nastusisiępoprawiło.
To Besięuskrzydliło - udałosię im uratować córkę,choć Tomek uparcie twierdził, żeto
skutekoperacjiizastosowanejprzezniegoterapii.
AleBesiawiedziałaswoje:PanBógprzestałsięnanichgniewać.
WeuforiiprzytuliłasiędoTomkazcałejsiły,jakdawniej.
Jegociałoodrazuzareagowało.
Odsunęłasięwięc,pocałowałagowpoliczek,apotempokręciłagłową.
Nie.Brakseksudokońcażyciajestmałącenązażycieizdrowieichcórki.
Nastusia wróciła do domu, a choroba przypominałao sobie tylkobadaniami co
trzymiesiące.
Besianiemogłasięnamałąnapatrzeć.
Uratowałają.
Bógjednakistnieje,przypatrujesiętemu,corobią,umienapomnieć,takpoojcowsku.
Oseksie,araczejojegobraku,jużwięcejzTomkiemnierozmawiali.
No może razczydwa razy coś bąknęła na ten temat, ale nie ciągnął tematu, włączał
telewizoralboszedłzrobićherbatęczynalaćwina.
Niewiedziała,jakmusięprzeżywatencelibat,celibat,któryślubowalidokońcażycia,jej,
jegoalbojegobyłejżony.
Którymusieliutrzymywać,boprzesądniemyślała,żejaknie,toNastusiwrócichoroba,już
PanBógnadtymczuwa.
Nareszcie dostałarozgrzeszenie podczas spowiedzi,choćjej zdaniemksiądz się za długo
upewniał,czynapewnoniełamiąślubowania.
Podczasmszymogłaprzystąpićdokomunii,porazpierwszyodwielulat,ipoczułacośw
rodzajupełni.
Gdzieśnadniejednaksmakującejgoryczą.
Widziała,żeonsięspełniawpracyinigdy,aleto,nigdyniemiewajużerekcji,gdysięrano
dosiebietulą.
Wypracowalisobie zestaw gestów dookazywania uczuć,dotykali swoichrąk,twarzy,
głów,pleców,.
36
samychaseksualnychmiejsc.
Przestałdotykaćjejkarku,bonajwyraźniejpamiętał,żetojąrozbrajaipodnieca.
Ona też mu już nie siadałana kolana,choć ostatnio tak przytyła, że już by tego nie
zaryzykowałarównieżzewzględówpraktycznych.
Kiedybyłozimno,wkładaławłóżkuchłodnestopymiędzyjegołydki.
Zkochankastałsiętermoforem.
Czy - rozważała czysto teoretycznie - jeśli jegokościelna żona umrze, aonisię pobiorą
przed ołtarzem,będziejeszcze, po tej dwuletniej przerwie, umiałakochać się ze swoim
mężem?
Teraz,gdytakdobitniewbiłasobiewgłowę,żesekstogrzechiśmierć?
Teraz,gdy ustawili sobie zupełnieinaczej życie, gdy do sypialni szli najpóźniej jak to
możliwe, gdy w łóżkukażdy czytał własną książkę, odgradzając się kołdrą,gdyTomek
wziąłsobiedodatkowąfuchęwprywatnejprzychodniwRadomiu,takżeniewidywałago
przeddwudziestą,aipotemczytałpodręczniki,analizowałprzypadki.
Obcy,kochanyczłowiek.
Rzadko już nawet patrzyła na niego, ukradkiem najwyżej, dlategodopiero po dłuższym
czasiezauważyła,żejejmążłysiejenaczubkugłowy.
Brakowało jej dotknięcia jegonagich,chropowatych od pieprzyków pleców, alerzadko
gowidywałabezubrania,bezpiżamy.
Wogólegorzadkowidywała.
-Wracajwcześniejdodomu-prosiła.
-Braknamciebie.
Nam,niemnie.
-Chciałbym,aleprzecieżwiesz.
Niechcę,żebywamczegośbrakowało.
Wam,nietobie.
Więctylkozaciskaławargiiwiedliswojeoddzielneżycia.
Kołojejustpojawiłysiędwiebardzowyraźnekreski.
Stempelekwieku,choćprzecieżjeszczeniedawnoniewyglądałanaswojelata.
Teraz już nie wyglądała na żadne lata, bezwiekowajak wszystkie gospodynie domowe,
nawet już nie pamiętała, ile ich ma, wydawałobysię, że jeszcze takniedawno mówiła
dwadzieścia pięć, z dumą iwiarą,żenigdy nie będzie miaławięcej, ale przecieżminęło,
wskoczyładonastępnejszufladki,samaniewiedziałakiedy.
Zdługiejlistyfunkcji,któreuważała,żekobietapowinnapełnićwdomu,naktórejtoliście
ńgurowałai matka, i wychowawczyni, i kucharka,i organizatorka, i kaowiec,Besia zatem
dwalatatemuwykreśliłakochankę.
Niosłotozasobąwielekonsekwencji,naprzykładniemusiałajużwukryciudokonywać
depilacji i makijażu,natomiast mogła (a nawet powinnabyła) ukazywać się mężowi z
tłustymiwłosami,wporozciąganejpiżamie,bezkształtnympolarze.
Tobyłoobjawemmiłości,bogoniekusiła,leczdziałałanarzeczbiałościichmałżeństwa.
Teściowaszybkozauważyła,żeBesiaprzestałaosiebiedbać,wypominałajejrozciągnięte
podkoszulki i luźne dżinsy, bezpłciowefryzury i figurę coraz bardziej przypominającą
walec,wieszczyłaistraszyła,rzucałaaluzjami,żeTomekwkońcuwybierzesobieinną.
Wykrakała.
Dziwnym trafem teściowej kompletnie nie interesowałykreacje Tomka, które od czasu
chorobyNastusi.
38
równieżoscylowaływstronębezpiecznejbezpłciowości.
Nie,tomężczyźniegroziłypokusy.
Kobietamiałajenatomiastkreować,więcdlategoteściowastarałasięBesięwystylizować.
Zbrakuinnychwzorców,naobrazipodobieństwoswoje.
Naprzykładzapomocąfutra.
Teraz,wupały,trudnobyłonawetmyślećotychcholernychkarakułachinorkach.
Aletozdarzyłosięzimą,poktórymśzobiadówuteściowej.
Po deserze matka jej męża zaprosiła ją konfidencjonalnym szeptem do obitego boazerią
przedpokoju i otworzyłaprzed Besią przepastne szafy, w których tłoczyły siękreacje z
ostatnichczterdziestulat,zgodniezzasadą:nigdynicniewyrzucać.
Pogrzebałachwilę,poczymwyjęłaczarno-brązowedługiefutro.
Nałożyła je, postawiła kołnierz i zaczęła przeginać się wdzięcznieprzedlustrem
wprzedpokoju.
-Ładniemi?
-Tak-powiedziałaBesia,boicomiałapowiedzieć.
-Tojacitofutrodam-ipauza.
Czekałanaoklaski?
- Mamo,aleprzecież tobie tak w nim do twarzy -zaprotestowała Besia, wcale nie
grzecznościowo.
-Wiem,alejamamjeszczedwa:drugienorkiilisy.
Atobieprzydasięcośseksownego.
Tokarakułkiśliczne,atukołnierzznorek,dotknijsama,jakiemięciutkie.
Besiawstrzymałaoddechiposłuszniedotknęła.
Znaczyudała,żedotyka.
Nieznosiłafuter,mdliłojąodtegośliskiegodotyku.
-Przymierz-nalegałateściowa.
39
-Dzięki,noiwogóle,tylkożejamamkurtkę,którąlubię.
-Toteżpolubisz,gwarantuję.
Noniekrępujsię,todlamnieżadenkłopot.
Jakcisiębędziedobrzenosić,topotemilisydostaniesz.
Srebrne.
-Alemamo,tamgdziechodzę,tomojakurtkawystarcza.
-Kochana,będęszczera.
Chodziwłaśnieoto,byśztejkurtkizrezygnowała.
Byśsięubraławfutro,butynaobcasach,byśstałasiędlamężczyznypokusą.
-Dlamężczyzny?
-DlaTomka.
-Tylkożejanieprzepadamzafutrami.
-Cotyopowiadasz!
Samapowiedziałaś,żeładne.
-No.
Jednympasuje,ainnymnie.
-Przymierznatychmiast.
NieszczęsnekarakuływylądowałynaramionachBesi.
Niedobrzejejsięzrobiłoodzapachunaftaliny.
Bałasięspojrzećwlustro.
-Otwórzoczy-zachęcałateściowa.
Byłotak,jakBesiaprzypuszczała.
Wtymfutrzejużostateczniezmieniłasięwstarsząpanią.
- Do tego jeszcze kapelusz iwreszcie będziesz elegancka - teściowa postanowiła ją
wystylizowaćdokońca.
-Jesttwoje.
Tomeklubifutra.
Tylelatpoślubie,aleciągletrzebasięstarać,walczyć,zabiegać,żebyzwiązektrwał.
Wiem,comówię.
BesiaszukałaratunkuuTomka,aleonniesłuchał.
Alboudawał,żeniesłyszy.
-Zimajużsiękończy,możewprzyszłymrokuwezmę.
-grałanazwłokęprzyteściowej.
40
-Acotam,jakzaciepło,możnanosićrozpięte,takniedbalezarzucone.
Jataknosiłam,ipanowiewteatrzewszyscysięzamnąoglądali.
-Mamo,janiechcę.
Nigdygoniezałożę.
Widaćwjejgłosiebyłotyleuporu,żeteściowaprzestałanalegać.
Obraziłasię.
Pożegnałasiębardzo
chłodno.
PotemjeszczedoTomkadzwoniła,żeBesiaupartajakosioł,żeradniesłucha,żeniechce
zadbaćosiebieicoonnato.
-Mogłaśwziąćtegokarakuła,cocizależało?
-powiedział,kiedyodłożyłsłuchawkę.
Mogłabyoczywiściewziąć,dlaświętegospokoju.
Samaniewiedziała,dlaczegosiętakuparła.
Alenadalnie uważała, że bycie dobrąsynową polega na grzecznym noszeniu fragmentów
martwychowczychembrionównaramionach.
Byciedobrążonątak,byćmoże.
W każdym raziedobra żona, przy wszystkichswoich zaletach, powinna być również
seksowna.
AlenieBesia,jużnie.
Dziękitemu,żeBesianiebyłaseksowna,Nastusiawyzdrowiała.
Wyniki badań były świetne i wyglądało na to, że będzie mogła zapomnieć o chorobie,
jakwieleinnychdzieciztegooddziału.
Innymrodzinomudałosięchybauratowaćdziecibeztakdramatycznychofiar,chociażco
Besiamogławiedziećocudzychofiarach.
Zastanawiała się, comógłby zrobić rozczarowanyPan Bóg,gdyby zobaczył, że Tomek
złamałterazichślubowanieijednakprzespałsięzjakąśbabą?
Nie
41
zBesią,zinną?
Czy spowodowałbynawrót chorobydziecka, ich wspólnego w końcu, czy karałby
równieżBesię,któraprzecieżbyławporządku?
CzyteżnapomniałbyTomkajakośinaczej?
Nie,Tomeknieryzykowałbyżyciaichdziecka,byłaprawiepewna,miałanadzieję.
Raczejleżygdzieśchory,nieprzytomny,powylewie.
Natyleniesprawny,żeniemożesamwystukaćjejnumeru.
Czy istniejetaka praktyka, że ze szpitali dzwonią do domu, by zawiadomić, że trafił
tamczłonekrodziny?
Niesądziła,doprawdy,bytorobili,przytychbrakachkadrowych.
Podzwoniwięcsama,sprawdzi.
Kochany,gdziejesteś?
-ROZDZIAŁ2.
Otworzyłaoczy.
Słońcezzaoknaprawiejąoślepiło,więcdopieropochwilizauważyłanajasnymtleszyby
ciemnąsylwetkę,jakbywyciętązczarnegopapieru,rozczochranewłosy,dużynos.
Facetwyglądałprzezokno,oileAgatamogładojrzećpodświatło.
Cozagłupiasytuacjainajlepiejniechsięsamarozwiąże.
Agatapostanowiławięcpoudawać,żejeszcześpi.
Doczeka wyjścia mężczyzny schowanaw norzepościeli, gorącej i wilgotnej,wynurzysię,
dopierogdybędziesama,nieinaczej.
Wtedysprawdzi,dlaczegoogłuchła,dlaczegoporazpierwszyodkądtumieszkaniedociera
do niej łomot z Wisłostrady, którąnieustająco suną tiry i osobowe, w tę i we w tę, tuż
zaoknemjejkawalerki.
Alenie,jednakcośusłyszała.
-Niechpanitylkonatospojrzy-powiedziałmężczyzna.
Udawanie,żeśpi,straciłosens,więcwstałazłóżka.
Zauważyła, że spała w bluzce i staniku, w majtkach,ale bezspódnicy,nie pamiętała
zupełnie, żeby ją zsiebie zdejmowała, więc okryła się szybko,rzucając facetowi
podejrzliwespojrzenie.
Pocieszałjątylkofakt,żenieprzeszlinaty.
Posłusznie spojrzała ze swego siódmegopiętra, bowychowano ją tak, że zawsze słuchała
mężczyzn,którzybyliodniejstarsi.
Nieborozpalone,bloknaprzeciwkostałjakzawsze,tylkonadoledziałosięcośinnegoniż
wczoraj.
Terazionazobaczyła:zieleńtrawnikazostałazastąpionaprzezszaroburą,błyszczącą.
46
wsłońcusubstancję,płynnąifalującą.
Zniknęłyrodzynkipsichkup,pojawiłysięwzorkizliściistateczkiztorebekpochipsach.
Woda opanowała podwórko,zakryła połamaneławki, kosz na śmieci oraz piaskownicę,do
którejoddawnaniechciałowejśćżadnedziecko.
Drzewałapałyoddechszczytamikoron,przyktórychcumowałykolejneżeglująceplastiki.
Powódź.
Wisławylała,jakodparudniostrzeganowtelewizji.
Naprawiano wały,przeczyszczano studzienki ściekowe, ale widać Opatrzność miała
inneplanycododzielnicyPowiśleitrasyszybkiegoruchuzaoknem,któradopierodzisiaj
stała się godna nazwyWisłostrada, bo właśnie tamtędy Wisła toczyła brunatne wody
nakrapianeśmieciami.
WyspaAgatywmorzuświatastałasięprawdziwąwyspą.
Itoniebezludną,ojnie,bofacet,któryspędziłtunoc,raczejprędkostądniewyjdzie.
Mieszkanienaglewydałosięjeszczeciaśniejsze.
Pomknęładołazienki,aonwróciłdookna.
-Iposamochodzie-wygłosiłtonemżałobnika.
Faktycznie,nawetdachuniebyłowidać.
Wsedesiestałabrązowa,nieprzezroczystaciecz,jaktapodblokiem.
Ipodobniepachniała.
Agata odruchowo spuściła wodę, w sekundępóźniej wiedząc,że po raz drugi jużtego nie
zrobi,chybażebędziespłukiwaćsedesKropląPodkarpacia.
Jednospłukanie-złotówka,jakbynieliczyć,jeślizużyjepołowębutelki.
Odkręciłakran.
Nic.
Boże,aczegosięspodziewaławczasiepowodzi?
Mogławczorajnapuścićwodydo
47
wanny, jakradzono w telewizji, ale kompletnie niewierzyław zapowiadaną katastrofę, bo
jakto,wmieście?
Takierzeczymogązdarzyćsięnawsi,nietutaj.
To jak nieprawdziwy sen, koszmar, któryjednakwnika do jawy wonią wypełniającą
powietrzepowręby.
Wlaładokubkatrochęwodymineralnej,zadowolona,żejednakjąkupiła.
Tylepłacićzacoś,czegonawsisąpełnestudnie,bzdurakompletna.
Miałatejbzdurycałązgrzewkę,cozaszczęście.
Umyłazęby.
Zmoczyłagąbkę,wyszorowałacałeciało.
Odrazulepiej.
Kiedyśdomyciacałegociaławystarczałajejblaszanamiskaletniejwody.
Tegosięniezapomina.
Wpokojufacetwywalałwłaśniezawartośćswojegoneseseranapościel.
-Gdziejawsadziłemtękomórkę?
-miotałsię.
-Przecieżonipomyślą,żejestemniepoważny.
Janiemogębyćtu,gdymambyćtam!
Podniosłasłuchawkętelefonustacjonarnego.
Cisza,ajakże,tylkowodęsłychać.
Naglezrozumiał:
-Pewniezostawiłemjąwsamochodzie-zagryzłwargi.
-Apanigdziemaswoją?
Cóż,wieczorem zawsze zapominała ją naładować,a potem od rana łapała kurczowo moc
tam,gdzieznalazłakontakt-wdomu,wpracynazapleczu-wpopłochu,byniezgasła.
Niechonsięwścieka,towkońcujegosprawy,onazajmiesiętym,copowinnazrobić.
Spełniobowiązekniechętnejgospodyniprzynieproszonymgościu,.
48
któregozpowoduszaleństwaWisłytrudnosięchybabędziepozbyćszybkozdomu.
Agatazajrzaładociemnejiciepłejlodówki.
Nie,niebyłotamsmalcuaniswojskiejkiełbasy,jakkiedyś,umatki.
W ciasnej lodówce Agaty obok jogurtustały ananasy w otwartejpuszce (łyknęła syropu i
ażsięwzdrygnęła,taksmakowałmetalem),aoboknichspoczywałpieczonykurczak.
Ten miejski w niczymnieprzypominał żylastych wiejskich stworzeń, jakiepamiętała z
dzieciństwa.
Ichjedzeniebyło zmaganiem się z materią, natomiast tentutaj koleżka byłobły, gładki,
miękki,bezsmaku,mimożeposypanyczymśzielonym,brązowymiczerwonym.
Przyprawąbarbekju prawdopodobnie, nadającą aromat grillabezgrilla, kolejny wymysł
mieszczuchównieposiadającychogródka.
Włączyłaczajnik.
Wodajednaknicanicnierobiłasięcieplejsza.
Oidiotko,przecieżniemaprądu.
Gazuteżnie,atakchętnienapiłabysiękawy,głowałupałająodnapięcia.
Nicto,nakryłajaktrzeba,jakwypadakobieciezrana,zastawiłastół
tym,czymmiała,przepraszając,żematylkotyle.
Uważała,żetowcaleniemało,jaknapolowewarunki,aleniewypadałotegopodkreślać,w
końcujejmamateżzawszeprzepraszałagościzaskromneprzyjęcie,choćbystóługinałsię
odpotraw.
Wszystkosięzmarnujez braku prądu, trzebato szybko jeść, zachęciła Agata,bo według
zasadjejmatkiniewypadałorównieżmówićgościom,żepodanejedzeniejestdobre.
Tymczasemmężczyznanieoczekiwanieodmówiłposiłku.
Nigdyniejadaotejporze,wytłumaczył,49
alemożejejpotowarzyszyć.
Milcząciwpatrującsięwścianę.
Brr.
Cisza peszyła ją niemożliwie, ale nie potrafiła rozpocząć rozmowy, bo nie wiedziała, o
czymmielibydziśjeszczegadać.
Bosymężczyznawkoszuliwpaskiidżinsach,których-miałanadzieję-
niezdejmowałodwczoraj,nieogolonyitrochęnieswójusiadłbokiemprzystole.
Niepatrzyłnanią,itakjakbynacośczekał.
Chodziło pewnie o to, że powinna byćmiła, okazać mu wdzięczność, uśmiechnąć się,
porozmawiać.
Powinna też zjeśćtegokuraka, bo za parę godzin będzie jeszcze bardziej niejadalny, ale
jakośjejniekusił,choćprzecieżniemiałanicwustachodwczoraj.
Dom, który chroniła jak własną norę, z wnęką kuchenną w pokoju, z oknemna południe
jakszybapiekarnika,towszystkouległoinwazjimężczyzny,októrymwiedziałatylkotyle,
że jest lekarzem i nie powinien tu przebywać o tej porze, choć - no cóż,
wczorajwieczoremchybasięprzydał.
TOMEK
Małokuszącebyłotopanieńskieminimieszkanko,niebardzomiałnawetgdzieusiąść,jeśli
nieliczyćdwóchniewygodnychzydelkówwkuchni.
Dziewczyna miała i fotel, ale właśnie, sprzątając pospiesznie, zwaliła na niego stertę
ciuchów, wśród nichszarawy stanik o dużych miseczkach, negatywachpiersi, które
wczorajoglądał.
Wtymmieszkaniubyłoobcoiniewygodnie,dowłasnegodomuciągnęłogojednakjeszcze
mniej.
Pewniedlategoznowuzgodziłsięnadyżur.
Szykowałsięwczorajnaprzerywanązgonamipacjentównocnaniewygodnymtapczaniew
pokojulekarskim,alekoleganieoczekiwaniepoprosiłgoozamianę.
Tomekmiałwziąćjegosobotnidyżur,bokolegęzaproszononajakieśchrzcinyczywesele.
Niewnikał,bobyłomuwszystkojedno,najchętniejbywziąłobienoce.
AskoroBesianiespodziewałasięgowczoraj,mógłiśćdokądchciał.
ZresztąBesiaidziecidoskonaleradziłysobiebezniego.
Dziewczynkipopierwszymentuzjazmieipowitalnychpocałunkachżeglowaływkierunku
swegopokoju, gdzie zajmowały się tajemniczymi dziecięcymisprawami, w których był
zbędny,anawetprzeszkadzał.
A on, zamiast próbowaćje zagadywaćczy udawać, żeinteresuje go czesanieróżowych
koników, wolał patrzeć na nie, jak spały (szczerze mówiąc, ostatnimi czasy najczęściej
widywałjewłaśniewtedy).
Stałoparty o drzwi i wpatrywał się w zarumienione policzki, różowe pięty wystające
spodkołdry,wsłuchiwałwdziecięceposapywanie.
Nastusia -bywało -nawetgadała przez sen, słuchał tego, ale nic nierozumiał,wydawała z
siebie dziecięce bełkoty, a czasem dziwnygruby głos, jakby coś w nią weszło, coś,
czegonieznał.
Wtedyuciekałzsypialnidziewczynek.
Potem, rano,wydobywały z siebie już mniej przerażający, ale równie onieśmielający
dziewczęcyszczebiocik.
Upewniałsię jeszcze, że są zadowolone, i musnąwszy przedtemustami dwa różowe
policzki,znikałzarabiaćnaichbeztroskę.
51
Itylemiałztegoojcostwa.
Natomiast Besia, zrobiwszy sobie koczekzwiązanygumką i założywszy okulary na nos,
wieczorami, gdywracał, coś szyła albo siekała, popatrującna hinduskifilm - miała całą
kolekcjętychdziwnychpłytDVD.
Czasem-żebygowciągnąćwakcję-streszczałamuto,cosięjużnaekraniewydarzyło.
Niekiedyteżopowiadała,cosięwydarzyłouniej,wciągudnia,copowiedzieliwszkoleu
dzieci, co u wspólnych znajomych, tym samym tonem, z tym samym
narracyjnymzaśpiewem,takżewszystkomusięmieszało.
Dziwiłogo,żeżonatyleemocjiwkładawsprawyniewarte,bysięnimiprzejmować.
Taknaprawdęważnebyłotylkojedno:życie.
Idrugie:śmierć.
Awłaściwiejejodpędzanie,jaknajdłużejsięda.
Resztatomarnowanieczasu.
Pukaniedodrzwi,cudjakiś,czyżbyprzyszlijąoswobodzićodlokatoradoktora?
Zamiastnadzieipoczułajednaknieoczekiwanystrach.
Otwieraćczynie?
Nowaosobaoznaczałazakłóceniekruchejnierównowagi,którąosiągnęli.
Doktor podszedł do drzwi,patrząc na nią pytająco, ale nie miała pojęcia, co
muodpowiedzieć.
Kobieta,którawtargnęła,byłazgrzanaizdeterminowana.
Mówiła zdecydowanie za głośno, prawiekrzyczała, że na dole powódź, a jejna górze
zabrakłowody,żedziecko,żeśniadanie,żepożyczyć,żeoddawodępopowodzi.
Tojest,kurde,logika.
Popowodzi.
OczykobietychodziłyodAgatydodoktora,oddoktoradoAgaty,jakbywiedziała,żeten
mężczyznaznalazłsiętuwzłymmiejscuorazwzłymczasie.
-Mamyjakąśwodę?
-doktorspytałprostodusznieAgatę,aonaniewiedziała,jakmudaćznać,żebynatentemat
milczał.
-Niemampojęcia.
Sprawdzimyizajrzymydopani.
-Aleczymożnabyjuż?
-nalegałohisteryczniebabsko.
-Jużsprawdzić.
Przepraszam,alejaknajszybciej.
Tomożejapoczekam,ażpaństwosprawdzą.
Agata zajrzała więc do wnęki kuchennej, postukała dla porządku drzwiczkami szafek,
popatrzyłanaledwonapoczętązgrzewkęiwróciładoprzedpokoju.
-Cozapech!
Anikropelki-oznajmiła.
-Toprzepraszam-ikobietaposzła.
Wtedyionwszedłdokuchni.
Zobaczyłzgrzewkęwniedomkniętejszafce.
NiedowierzającospojrzałnaAgatę.
Wzruszyłaramionami,boicobyłotumówić.
Żetrzebadbaćprzedewszystkimosiebie,boinaczejktoonaszadba?
Chwyciłbutelkęiwyszedł,niepa-,trzącnaAgatę.
Zrobiłojejsiętrochęgłupio.
Niezdążyłapoczućulgi,żewreszciejestsama,kiedyznowusiępojawił.
-Nawetniedoszedłemzwodądotejkobiety.
Napiętrzekoczujemnóstwoludzi.
Niechpanisięubierze.
Trzebapomóc.
Alecoonamogłazrobić?
Jakpomóc,naBoga,wtympotopie,któryichdotknął?
Braćpojednymnaplecyipłynąćwkierunkusuchegolądu?
253
Dopiąłnajwyższyguzikkoszuli.
- Muszę się dodzwonić do pracy, do szpitala, możektoś mi pożyczy jakąś czynną
komórkę.
Wyszedł.
Ulga.
Gdziegoniebyło,kiedynocspędzałuniej?
Czyktośnaniegoczekałpoprzedniegowieczoru?
Pustemieszkanie,kot,amożeżona?
Coonsobiemyślał,kiedytuuniejzostawał?
Orany,znowuwrócił,byzaszeleścićczymśwewnęcekuchennej.
Skoczyła tamzaraz, ale zdążyłatylkozobaczyć, jak znowu zamykająsię zanim
drzwiwejściowe.
Zszafkizniknęładrugabutelkawodymineralnej.
Czyon,kurde,zwariował?
Wybiegłazanimnaklatkęschodową,żebywyrwaćmuswojebutelki.
Czynićdobro-tak,aledlaczegojejkosztem?
Dwazłote piechotąnie chodzi, dwa złote razy sześć tymbardziej, zresztą przydźwigała to
sama,ico,terazwyschnątunawióry,otoczenibrudnąwodąpotrzeciepiętro.
Korytarzewblokubyłydługawe,rozciągałysięwdwiestrony,jakwpociągu,tylkoszersze.
Ijakwpociąguwgodzinachszczytuprzejśćsięniminiedało,boludzistłoczyłosięwięcej
niżuniejwparafiinamszynajedenastą.
Doktor mignął jej gdzieś daleko,z prawej, więc zaczęłasię przepychaćmiędzy
koczującymi,przeskakującprzeznich.
Kłębilisiępodścianaminapospieszniezebranychbetach,walczyliolepszemiejsca.
Zawołałabygo,niemiałajednakpojęcia,jakmunaimię,akrzyk
“DoktorzeCzerniawski”wydawałjejsięnienamiejscu.
Weszławyżej.
Naschodachkałużamoczuimałegówienko.
Kot?
Człowiek?
Zaraztubędziemeksyk,bogdzienibymająsikać?
Miałanadzieję, że niedługozabiorą ich jakimiś pontonami czy innymi helikopterami,
trudnożebysiętukłębiliwszyscy,hodującjakąśepidemię.
Gdzieonsiępodział,onijejwoda,nalitość!
-Panisiętaknieprzepycha,ponogachniedepcze-zwróciłajejuwagękobietazwałkiemz
seledynowejgąbki,którychybazapomniaławyjąćzgrzywki.
MamaAgatymiałatakiesamewałki,tylkoróżowe.
Jakiśchudynastolatekwokularachpociągnąłjązarękaw.
-Twójfacetpoleciałwyżej.
-Niemamfaceta-odruchowo.
I:-Skądwiesz,którytomójfacet?
-pozastanowieniu.
Młodywzruszyłramionami.
KobietazwałkiempatrzyłanaAgatęznieżyczliwąminą.
Gonićdoktora?
Chybaniemasensu.
Agataodwróciłasięnapięcieiposzłazpowrotemdoswojegomieszkania.
Jak mogła je zostawićotwarte, wiejskiejakieś przyzwyczajenia, tam już na pewno
doktorwyniósł całą wodę, a teraz tłumy zabierają kolejnerzeczy, jej pozostanie na
pociechęananaspachnącypuszkąilodówką.
Głupia,głupiaibeztroska,jakzwykle.
Nacisnęłaklamkę.
Zamknięte?
Sprawdziłanumernadrzwiach.
Siedemdziesiątcztery,zgadzasię,tumieszkaoddwóchlat.
Nacisnęłajeszczeraz.
Zapukała.
55
-Toja,Agata,niechpanmniewpuści!
Szuraniezadrzwiami.
-Toja!
-Cozaja?
-rozległsięgłoszadrzwiami.
Kobiecy.
Wwizjerzeukazałosięoko.
-Proszęotworzyć-jęknęłaAgata.
-Copanitamrobi?
Tomojemieszkanie.
-Tamtenpanprosiłnikomunieotwierać.
-Alejatumieszkam!
-Tamtenpanmniewpuściłikazałzamknąć.
Apaninieznam.
-Jakmożnasiętakrządzićwcudzymdomu!
-Paniniekrzyczy,bodzieckośpi.
Ajamiałampilnować,topilnuję.
-Aon?
Dokądposzedł?
-Jatamniewiem.
Jakmógłjejtozrobić?
Najpierwwoda,terazmieszkanie?
Dobroczyńcapieprzony.
Kopnęławdrzwi,zbezradnejwściekłości.
Razidrugi.
-Zwariowałapani?
Dzieckośpi,mówię!
-rozdarłasiębabazadrzwiami.
I-jaknazawołanie-zawyłorównieżdziecko.
-Panijużsięuspokoi-jęknęłaspodścianyjakaśpaniwtrudnymwieku.
-Itakhałasstraszny.
Obejrzałasię.
Wszyscypatrzylinaniąnieżyczliwie.
-Aletomojemieszkanie.
Zerowsparcia.
Wyglądałonato,żeniktjejniewspółczuje.
Jakiśbysio,rozwalonypodścianą,zaglądałjejpodbluzkę.
Ztrudemdałaparękrokówdotyłu,obciągnęłakoszulkęnapiersiach.
Oparłabysięocoś,ale.
56
miejscapodścianamibyłyzajęte.
Znowuprzeszłakawałek,aletonanic,nigdzieniebyłoanikawałkawolnejprzestrzeni.
Staławięcnaśrodku,chwiejącsięnapiętach,czekającnadoktora,licząc,żezarazwróci.
Jakmubyłonacholerneimię?
Naglezobaczyławolnyskrawekpodłogi.
Niemożliwe!
Ajednak.
To ten chudy nastolatek w okularach przesunął się kawałek, udostępniając jej jakieś
dwadzieściacentymetrówkwadratowych.
Cóż.
wtymtłumiedobreito.
Szybkosiadła,żebyniezdążyłsięrozmyślić,dopieropotempodziękowała.
Udamiiramionamidotykałaosóbpoobustronach.
Nicprzyjemnego,nigdy,awtakiejduchociejeszczemniej.
Poprawejjakaśpani.
Polewejtenżemałolat.
Chłopczyna kiwał się lekkodo przodu i do tyłu, zadowolony z siebie, chudaszyja,
przemądrzałagęba,pryszcze,spoconewłosy,okulary.
Przypatrywałsięjejwzrokiembadacza.
Wzruszyłaramionami.
-Panimnieniestukatymłokciem-rozkazałakobietazdrugiejstronyizaśmierdziałaspod
pachy.
-Przysuńsiędomnie-zaproponowałmałolat.
Zustpachniałomukawą,zpoliczków-tonikiemnapryszcze.
Jakośsięulokowała.
Oparlisięosiebieibłyskawicznienazetknięciuichciałzrobiłosięmokro.
-Możemysięodizolowaćmojąbluzą-zaproponowałmałolat.
-Chudyjestem.
-Widzę.
-Chudy,taknamniemówią.
57
-Agata-bąknęłazzazamkniętychpowiek,którymiodgrodziłasięodwszystkiego.
Chudywyciągnąłzkieszeniszmatkępachnącąsilnąchemią,więcAgatazasłoniłasobienos
górąkoszulki.
Czułasię, jakbynurkowała w wiejskim drewnianym kiblu z dziurą, tak samo wilgotnei
odrażającebyłopowietrzewokółniej.
Takie wonie potrafiłyu nich na wsi stać w powietrzu nawet i parę dni, kiedysąsiadwylał
szambonapole.
Bowylewał,ioniteżlali,byłotaniejniżzamawiaćszambiarkę,noinawózzadarmo,choć
pani im w szkole na biologii mówiła, żetak się robić nie powinno, że ścieki wodę
gruntowązakażają, rzekę, że upraw nie powinno się nawozićludzkim nawozem, bo
zarazki,pasożyty.
- Jajo mędrsze odkury- wyśmiałają matka zateopowieści i klepnęła potyłku packą na
muchy.
Agatastarała się więcchodzić do kibelka z dziurą, żebyjaknajmniej szambo napełniać,
żebyjaknajrzadziejojcieczbraćmiwywoziłjenapole.
Matkachwaliła,żeAgatatakaoszczędna,żeniezginie.
Itosięsprawdziło:niezginęła.
Narazie.
WTO/
Ciąglemiałwrażenie,żeolejekherbacianyniedokońcachronigoprzedzarazkami.
Jegozapachjednakkrzepił,Chudywdychałgozprzyjemnością,jakoalternatywętego,co
dookoła.
Czasemwydawałomusię,żesłyszyludzkiemyśli.
Wdwunastopiętrowymblokuwszystkonapierałona.
58
niego z sufitu, ścian, podłogi, skłębione emocje pokonywały barierę betonu, powietrza,
skóry,kości,byprzebićsiędomózgu,tamporozpychać,rozgościćizostać.
Niektóre myśli były tak głupie,że nie wierzył, że mogąsię lęgnąć w ludzkim mózgu, to
możeścianymyślały,żelbetowelegary.
Dziś jednak, siedząc na blokowymkorytarzu, słyszał głupigwar głosów, normalną
mowę,jeszczeostrzejsząibardziejżenującąniżmyślowybigos,któryprzedtemdochodził
doniegoprzezściany.
Niemiałjużsiły,zadużoludzi,zadużoemocjikłębiłosiętunametrzesześciennym.
Apozatymzadużozarazkówunosiłosięwpowietrzu.
Znowupodniósłdonosachusteczkęnasączonąolejkiem.
Zresztąmiałnadzieję,żetrochęsięnatezarazkijużuodpornił.
Wkońcuprzesiedziałnakorytarzucałerano,raznawetpalecpolizał,żebywyhodowaćw
sobieprzeciwciała.
Orany, uświadomił sobienagle, przecieżkomary nie dezynfekują kłujekmiędzy
ukąszeniami,acięłyjakwściekłe,niewybierając.
Rozejrzałsiępodejrzliwie:czyktośtuwyglądałnachorego?
Niestetywszyscy.
Dziękikomaromzarazzawrzeznimibraterstwokrwi.
Niemiałjednaksercapozbawiaćowadówżycia,opędzałsięodnichtylko.
Tak,pójdziesobiestądzaraz,doswojegoponuregomieszkania.
Aledopierozachwilę,bobliskikontaktztądziewczyną,Agatą,był
całkiemmiły.
Jejmyślipłynęłydoniegowzburzone,aleniewyraźne.
Siedziałaobok,zzamkniętymioczami,iudawała,żejejniema.
Aleijemubyłotrudnosięwyluzować.
Przerażałogo,ilerzeczysąsiedziuznalizaniezbędnedożycia.
Kawałki klatki schodowej zmieniły się w minimieszkania, ludzie oddzielali się pudłami,
kocami,kołdrami,psami,składanymistolikami.
Krążyły butelki,sprzyjając integracji,kolejne usta dopadały tej samejwilgotnej szyjki,
kolejna głowa przechylała się do tyłu,kolejny gulgot,domniemany, bo przecież nie było
gosłychać.
Ćwierkałyradianabaterie,przynichgromadziłysięchętneuszy,bysiędowiedzieć,kiedy
ewakuacja,alboprzynajmniejkiedyobiad,kiedyjakąśżywnośćdowiozą.
ChociażChudyniewiedział,pocoimbyłbytenobiad,tylejedzenianabralizesobą,jakby
zamiastratowaćżycie,postanowiliuratowaćwnętrzalodówek.
I komputery, laptopy, telewizorybardzo duże,okryte kocami pod ścianami i chronione
bardziejniżdzieci.
Mikrofalówki.
Ekspresdokawy,szkoda,żebezprądunieużyteczny.
Ktoś wziąłdwie książki,a dzieciak gameboya, w którego pikał,nie słuchając uwag matki,
żejaksiębateriawyczerpie,tocobędzierobiłwtejpowodzi.
Telefony,dzwonilibezprzerwy.
Ubrania.
Pudłazczymśnapewnobardzoprzydatnym,cowystawałospodpokrywki.
Misie,małpki,papużki,kotki,naszczęściepluszowe.
Żywe psy, koty, myszki, świnki morskie i chomiki,jak oszalałe biegające w swoich
kółkach.
Chłopczykzelektronicznympianinkiem,szybkoznienawidzonyprzezcałykorytarz.
Po co ludzie ratowali aż tyle, głowił się Chudy, on na ich miejscu skorzystałbyz okazjii
pozwolił zatonąć całej tejmasie przedmiotów, któramusiała ich przecież wypychać z
mieszkań.
Sam, gdy przenosił siędo pani Zuzy, przyniósłtylko tylerzeczy, ile się zmieściło w
niebieskiejtorbie.
60
zIkei,którazawszesłużyłamudoprzewożeniawiększychciężarów.
Dodziśniewszystkozniejwyjął,chybawięcprzesadziłwocenie,ilemutrzeba.
Żałowałtrochę, że falapowodzi nie doszła dojego piętra,by zatopić zbierane latami
bibelotyjegogospodyni.
Wypłukałaby je przez okna, by odżeglowałygdzieśdo ciepłychkrajów (choć chwilowo
wątpił,byistniałjakikolwiekkrajcieplejszyniżWarszawawczerwcu).
Pamiętał,żejegomamateżkochałarzeczy,uwielbiałamiećpełneszafy.
Przedwyjściemzdomuprzymierzałaparęzestawówstrojów,apotemsiedziaławstanikui
majtkach,smutna,żewewszystkimźle,bardzoźlewygląda.
Musiała również miećpełną lodówkę, do której wpychała kolejne zakupy, cieszącsię,
żenareszcie w sklepach wszystko jest, ale przecież najwygodniej mieć zapasy w domu,
podręką.
Brzydkopachniałowtejlodówce,stwierdzał,aleprzecieżjejtegoniemówił.
Razmusięwyrwało,przeklętadziecięcaszczerość,tosięobraziła.
Aobrażonamamazarazzaczynaładużomówić.
Wyrzekała,żeonadbaoniego,orodzinę,jestdobrągospodynią,dobrąmatką,przecieżnie
możeszzaprzeczyć,synu,nadawałazełzamiwoczach.
Apozatym,gdyonabyładzieckiem,nigdytakdobrzeniemiała,aonwybrzydza.
Milczałwięc,wstrzymywałoddech,gdyzdarzałomusięotworzyćlodówkę,aotwierałją,
bywyjąć lodowatą wodę lublodowate mleko i zamieniaćswoje wnętrzew skostniały,
kryształowy,lodowypałaczodrobinąpłynunadole.
Nazakupyzawszegobrałazesobą,bozkimbygozostawiła?
Dorosłapaniimałychudy
61
chłopiecobchodzilistolikiRosjansprzedającychprawiewszystko.
Ta wielość po latach kryzysowejposuchy bardzo mamę fascynowała, Chudego
natomiastprzerażała.
Towłaśnienaruskichbazarkachmamaodkryła,żeuwielbiakupować.
Na takie hobbynie miała szansy w ponurych czasach kryzysu latosiemdziesiątych, ale
teraz już zyskała świadomośćkonsumencką, więc w zgodzie ze swoją nową pasją tu
nabywała zapalarkę dogazu wkolorze czerwono-białym, tu okazyjnie trzy sweterki
akrylowewżywychkolorach,tusolniczkęwkształciepiłkinożnej.
Przykładała do Chudego dżinsy marmurki,które ledwo wczoraj przybyły z Turcji,
przykładałaje dokładnie, bo przy stoliku nie było jak przymierzyć, i zarazpłaciła, niech
będziemodnyieleganckizaniedużepieniądze.
Nakolejnympolowymłóżkuwynajdywałakoszulkę,możetrochędziewczęcą,alewyglądał
wniejślicznie,taktwierdziła,gdyjąprzysuwaładotwarzysyna.
Dopiero w domu odkrywaładziurki podobiema pachami i potem, oglądającserial W
labiryncie, zszywałai zszywała, ale te labiryntowe szwy pruły się od razu, gdy
gwałtowniejpodniósłręce.
Mama więcwzdychała i zaraz kupowałamu nową koszulkę, z barankiem, której
nienawidził,bo zwierzę miało wielkie, bezradne, przerażone oczy,wktóre miał
ochotęnapluć,aletylkorozmazywałnanichślinępalcem,ażbluzkasztywniała.
Spodenkiwysypywałysięzszafy,mamyspódnicenoweistarewisiałynietylkowszafie,
alei nakanapie przy telewizorze, na regale, na klamkach, czygdziekolwiek, gdzie
mierzyłajeizdjęła.
Nawieszaku.
62
przy lustrze wieszała te za małe, żeby ją motywowałydo odchudzania, więc kiedy
pochłaniałaciasteczka,patrzyławinnąstronę.
Egzystowaliwśródporozkładanychciuchóworazinnychkupowanychcosobotanaruskim
bazarkugadżetów, mających przez swojąnowość ostatecznie zmienić i odświeżyć ich
życie.
Nowy dzban na kwiaty miał wprowadzić, wraz z bukietem, wiosnę do domu i życia;
trenażerdobrzuchamiałspowodować,żecofnąsiędoczasów,gdymamamiałatalięosy;
a nowy budzik buczący bożonarodzeniową amerykańską kolędę (ale pomysłowi
ciChińczycy)miał
nadaćichżyciubardziejświatowywymiar.
Chudywolał,żebywjegopokojutepomysłymamysięniepojawiały,aleitaktamwkońcu
trańały, jednak dopiero wtedy, gdytraciły walornowości,albo wszelki walor, jak popsuty
budzik(wwolnejchwilizaniosędozegarmistrza-obiecywałamama).
Nieużywany nigdy trenażer przeprowadził się z salonu w okolice łóżka Chudego, gdy
mieliprzyjśćgoście.
Zczasem,przykrytykapą,teżodruskich,awansowałdorolinory.
Chudywstawiłtamsobiechińskąlampkęgrzybek,któraszybkowypaliławkapiedziurę.
Mamakazałaodstawićlampkę,alezostałomuponiejsztywne,okrągłeokienkowczarnej
ramce.
Ciekawe,coterazzrobiłaztąkapą.
Pewniewcisnęłajągdzieśnapawlacz,doszafy,szuflady,powiększająckolekcjępodhasłem
“Jeszczesięprzyda”imottem“Nicsięumnieniemożezmarnować”orazprzepowiednią
“Jeszczemibędzieszzatowdzięczny”.
Lata później, kiedy otworzyli Arkadię, największe centrum handlowe wEuropie
Środkowej,Chudy
63
pojechał tam z panią Zuzą trzema autobusami, bo dojazd dla osób bez samochodów był
marny.
Włóczylisię, jak poegzotycznym mieście, pełnymprzedziwnych krajobrazów i
maszerującychtłumów,ażłydkiioczybolałyodnadmiaruwyboru.
Kupowalinaprzecenachipromocjachtoto,totamto.
W końcustanęli zdezorientowani przy stoisku z lodami w dziesiątkach kolorowych
foremek.
Gapili się na nie przezszybkę przezdwadzieścia minut, rozważając niezliczone
możliwości, aż zdezorientowani zdecydowalisię na to samo, co zawsze kupowali w
spożywczymunichnarogu:smakwaniliowy,truskawkowyiczekoladowy.
LodyzArkadiiniesmakowaływcaledużolepiejniżtamtezespożywczaka.
Kiedywreszcie wsiedli w autobus do domu, musieliszybko zniego wysiąść, bo Chudego
zemdliło.
Opierałsięościanęprzystankuizwracałswojetrójkolorowelody.
Torby zzakupami z Arkadii stanęły w przedpokoju, ale wcalejuż nie cieszyły swoją
zawartością.
Obojebali się tamzajrzeć,by odkryć,że wcale imniepotrzebna zaparzaczka do herbaty w
kształciedomeczkuaninożykdocytrynzrączkąwkształciekawałkacytryny,wpromocji
zajedyne6.
99zł.
Po parudniach pani Zuza rozpakowała torby i zaczęła walczyć, by nowe nabytki
wpasowałysięwichcodziennąrutynę,aleChudyodmówiłudziału.
64
Tyleosób,alenikogoznichniewidziaławcześniej.
Jak to możliwe, że przemykała przez te półtora rokukorytarzami, nie widując tych
wszystkich twarzy,włosów, pleców, rąk, psów, kotów i dzieci, mieszkających tak blisko
niej?
Znowucoś szczekało, coś warczało, cośpłakało,tyle dźwięków, usiłowała się skupićna
tym, coobok, żeby nie martwić się oswoje mieszkanie, zajmowane teraz przez bliżej jej
nieznanąkobietęzdzieckiem.
Coonatamrobi,naBoga?
Rozwalasięnajejłóżku?
Amożesprawdzazawartośćlodówki?
Niechchociażzjetegokuraka,dobrzebybyło.
A możejednak uszanowała, że niejest u siebie i bawidziecko, mówi do niego cienkim
głosikiem,niemającczasuzaglądaćdoszafek,liczyćczystychparmajtekizeschłychpiętek
chlebawszufladziewkuchni?
OdkądAgatatuzamieszkała,cieszyłasię,żemałoktojąwiduje,niktniewie,kiedywstaje,
wczymwychodziiktodoniejprzychodzi.
Nie,taknaprawdęniktdoniejnieprzychodził,razjedenpojawiłsiędostawcapizzy.
Anonimowośćwielkiegomiasta,anonimowośćwielkiegobloku.
Agatacieszyłasię,żejestprawieniewidzialna.
Noiprzezpowódźrajsięskończył.
Na korytarzupełnym lokatorów z niższych pięter byławidoczna,jak w pierwszymrzędzie
nasumie.
Znała dobrze tespojrzenia, znudów przesuwającesię po wszystkim,zatrzymujące się nad
tymcoodmienne,ładniejszelubbrzydsze,dziwniejszelubmodniejsze.
Miałaochotęschowaćsięzapudłemztelewizorem,wniknąć65
wścianęjakwielkibąbelcementu,niechtylkoniepatrzą.
Zakryłaoczydłońmi.
Chudyzaniepokoiłsię.
-Cośsięstało?
Jakciciasno,tosiętrochęposunę.
Wzruszyłaramionami.
Ispytała:
-Hmm,niewiesz,gdzietujestjakaśtoaleta?
-Słucham?
-Wsensie:gdziemożnasięwysikać,żebyniktniepatrzył?
Przypatrzyłsięjej.
-Możecośbysięznalazło.
Wstali.
Ich
miejsce
błyskawicznie
zniknęło
podkłębowiskiem
ludzkich
nóg,
pośladków,bambetli,jakbygonigdyniebyło.
BrnęlizChudymdługimikorytarzami.
Psyszczekałynakoty,dziecinapsy,matkinadzieci,awszyscynatych,którzyusiłowali
przejść,przeskakującmiędzytonamirzeczy.
Miała ochotę komuś przywalić,choćby temu dzieciakowi,cowymierzył jej kopniaka,gdy
delikatnieprzesuwałasięnadjegonóżkamiobutymiwcośpancernego.
Powstrzymywałasięsiłą,żebynienarazićsięnasamosądzestronyliczniezgromadzonych
tumatek,mełłatylkoprzekleństwamiędzyzaciśniętymiwargami.
-Chudy?
Dalekojeszcze?
Oparłsięwkońcuojakieśdrzwiizacząłszukaćkluczawkieszeniobwisłychdżinsów.
To było dwupokojowemieszkanko ześlepą kuchnią, wyglądałojak wyjęte ze sklepu
meblowegowewczesnychlatachdziewięćdziesiątych.
Zmiejskiegosklepu,wktórymbyłarazzmamąwSiedlcach,anie.
66
z coponiedziałkowego bazaru w Maciejowicach, gdziew meble zaopatrywali się jej
rodzice,dumni,żestaćichnatakzwanywypoczynek,regałibibelotynaregale.
Tu nikogo nie raził kilim na ścianie z napisem30 lat Hortexu ani zegarz figurką Maryi
wśródplastikowegokwiecia,zestopamidepczącyminapis”PamiątkazCzęstochowy”.
Rodzicemielitakisam,podpisanyjednakjako”PamiątkazLichenia”.
Ibarometrdokompletu,zniebieskookimblondynemPanemJezusem,mamaprzywiozłago
zjednodniowejpielgrzymkiautokarowejdonajwiększejświątyniwPolsce.
Zakanapą, częściowo opróżniona, leżała wielkaniebieskatorba z Ikei i zupełnie tu nie
pasowała.
-Totwojemieszkanie?
-PaniZuzy.
-Tocoturobisz?
-Zostawiłamiklucze.
-Agdzieonajest?
-Daleko.
-Mogę?
Skinąłgłową.
Zniknęławtoaleciemalowanejnaolejno,zpodłogązlastryko.
Pani Zuza nie była chybaosobą, której przeszkadzałyby żółknące olejne lamperie na
ścianach.
Tojużnawetoni,nawsi,mieliwnowymdomulepsząłazienkę,zkafelkami.
Jakdobrze, żemożnamieć cały kibelek dla siebie, a nie sikać ukradkiem na półpiętrze,
podkasawszydyskretnie spódnicę, odchylając brzeg majtek, naco już się szykowała,
wyrzuconazmieszkaniaprzezdoktorka-dobroczyńcę.
67
Wwanniepołyskiwałaniebieskowoda.
Ktośokazałsięzapobiegliwy.
PaniZuzaczyChudy?
Czybardzobędziesięgniewał,jeśliodlejesobiekubeczek,żebyumyćręce?
Nie,zdecydowała.
Niebędziesięgniewał.
Nawetniezauważy.
Nabrała wody do zszarzałego kubka do zębówozdobionego poprzecieraną kalkomanią z
makami,iobmyłasobieręce,polewającnajpierwjedną,potemdrugą.
Takimimokrymiprzetarłatwarzsłonąjakplasterekboczku.
Itaksamoczerwoną,zbiałymismugami.
Dobrze,żetylkoChudyoglądająwtymstanie.
Wyszła.
-Jakmasztakąkwaterę,topocosiedzisznakorytarzu?
Jakbynieusłyszał,boodwróciłsięiwszedłdokuchni.
Wróciłztermosemifiliżanką.
-Kawy?
Niewierzyławłasnymuszom.
Chłopakotworzyłtermosinapełniłfiliżankę.
Trochęsięprzelałonastół.
Pochyliłsięizlizał.
Łyknęła.
Ciepła,gorzka,bezmleka.
Nonareszcie,krewzaczynakrążyćwżyłach.
-Dlaczegojesteśdlamnietakimiły?
-spytałapodejrzliwie.
Obrzuciłjąprzeciągłymspojrzeniem.
Poczymwpatrzyłsięwtermos.
Przyjrzałamusięuważnie.
Głupotąbyłosiedzeniewmieszkaniuzsamotnymfacetem.
Nonie,jakimfacetem,Chudybyłmałolatityle.
68
-Iletywłaściwiemaszlat?
-Dwadzieściatrzy-odpowiedział,niepodnoszącwzroku.
Nie wyglądałna tylew tych drucianych okularkach, choć teraz wydawał jej się trochę
starszyniżnapoczątku.
Czytała w jakiejś gazecie, że ludzie najbardziej ufają osobom w okularach,mundurach
lubzdzieckiem.
Onajednakwiedziała,żenatakimzaufaniuczasemmożnasiębardzonaciąć.
Najęzykuczułaciąglesmakkawy.
Ajeślicośwniejrozpuścił?
-zaniepokoiłasię.
-Boże,dwadzieściasześćlat,aciągletakanierozsądna.
Głupia,poprostugłupia.
Wstałaipodeszładodrzwi.
Nawetsięnieruszył.
Aleprzecieżzlizałzestołuto,cosięrozlało.
Więcmożejednakztąkawąwszystkowporządku?
-Trudno,jakchcesz,idźjuż-powiedział.
-Naprawdęwoliszsiedziećnakorytarzuniżtutaj?
Nadalniepatrzyłnanią,alebyłomuwyraźnieprzykro.
-Chcesz,żebymzostała?
Wzruszyłramionami.
Śmiesznydzieciak.
Dwadzieściatrzylata,akurat.
Onabymudałagóraosiemnaście.
Widziałakiedyśfilm,wktórymtakiwłaśniedzieciakokazałsięseryjnymmordercą.
Tamtenteżnikomuniepatrzyłwoczy.
-Mieszkasztuczytylkodałaciklucze,żebyśkwiatkipodlewał?
Rozejrzałasię,alenaparapetachniebyłoanipółkwiatka.
69
- Pani Zuza niecenikwiatków doniczkowych, odkiedy wytłumaczyłem jej, że są źródłem
zarazków.
Konkretnietoksycznychgrzybów.
-Oszalałeś,gdybytakbyło,wszyscybyodtegoumierali.
-Askądwiesz,odczegoumierają?
Świr,jaknic.
Powinnastądwyjść.
Zaraztrzebabędzieiśćczuwaćpoddrzwiamidowłasnegomieszkania,którezajęłababaz
dzieckiem,czuwaćiczekaćnadoktoraoczułymsercu,któryzapomniał,żekawalerkapod
numeremsiedemdziesiątczterynienależydoniego.
Uch,jakgorąco.
Niechciałojejsięznowuoglądaćtłumównako,rytarzu.
-Jeszczekawy?
-spytał,jakbyczytałwmyślach,?
iponownienapełniłjejńliżankę,aresztędopiłwprostf;ztermosu.
Znaczyżenictampodejrzanegoniema.
Zawróciłaoddrzwiiznowusiadłanafotelu.
Lepiejsięczułprzyludziachpulchnych,więcbardzomusiępodobał
brzuszekAgaty.
Okrągły,miłowyglądałznadpaskaodspódnicy,spodkoszulki.
Przytulny,wyglądałnamiękki.
Brązowy.
Ciekawe,czyleżałagdzieśnatrawie,opalałanabasenie,czyteżmordowałagowsolarium.
Raz dał się zamknąć w takiejkabinie, ale nie umiałsię położyć na łóżku opalającym, bo
wyglądałojak.
70
trumna.
Przezdziesięćminut,zaktórezapłacił,kręciłsiępotejmałejpowierzchniioglądał,badał,
dziwiłsię,żewszystkopachniewanilią,ażotworzył
saszetkęzkrememdoopalania,którądostałprzywejściuijużwiedział,skądtenzapach.
Po dziesięciu minutachłóżko zapiszczało,zgasła niebieskawa poświata, a onczułsię
dziwnie,żetakperwersyjniezmarnowałdziesięćzłotych.
AgatasiedziałaterazwulubionymfotelupaniZuzy.
Chudyzmartwił się, żedotyka tapicerki niemal gołymtyłkiem (bo spódnica jej się
podwinęła,gdysiadała)ichłonieintymnościamizarazkiwżartewfotel.
Odrazuzachciałomusiękasłać,więcżebyniedopuścićdoatakukaszlu,przełknąłślinę.
-Głodnyjesteś?
-spytała.
Ludziezawszetakpytają,kiedysamichcącośzjeść,tegojużsięnauczył.
Nie,nieczułgłodu,choćniejadłdzisiajnicnaśniadanie.
Niejadłśniadania również wczoraji przedwczoraj, ale wtedy wylądował w knajpce w
śródmieściu,gdziesączyłczarnąkawę,zapijałwodąiwdychałcudzepapierosyorazczytał
gazetęnadrewnianymstelażuiczułsiędorosły.
Dziś wody prawienie pił,i teraz bawiło go uczucie, że jelita wysychają i zlepiająsię ze
sobąwszorstkątasiemkę,przezktórątrudnobędziecokolwiekprzepchnąć.
Alejedzeniamiałpełneszafki.
Wypełniła je paniZuza,która sobie obiecała, że jużnigdy nikomu nieda sięzmusić do
zrobienia pierogów, gdy spojrzała napółkiw samie spożywczym zapełnione
jedzenieminstant.
71
- Dodaj wrzątku i gotowe - cieszyła się jak dzieckoi siorbała zupę Gorący kubekz
grzankami,którewmagicznysposóbwcalenierozmiękały.
Szybko przystosowała siędozdecydowanychsmaków chińskich zupek, makaronu wsosie
bologneseczypureeziemniaczanegozcebulkąiboczkiem.
Któregoś dnia uroczyście wyrzuciła do zsypu obieraczki do warzyw, któryto
faktświętowaliwieczorem,popijającbarszczzproszkuMocwarzyw.
Potempozbyłasięlodówki.
- Mało mam już czasu - powtarzała - za mało,by pichcićgodzinami, podczas gdy w
spożywczymsąpełnepółkitegodwuminutowegojedzenia.
Chudydzielniejejsekundował.
Onteżmiałmałoczasu.
Reszta świata nadal marnowała setkigodzinw sklepach spożywczych,w knajpach; przez
całyokresprzedświętamitymiczytamtymipogrążałasięwzakupach,kolejkach,krzykach,
przepychankach,macaniu karpi, w gotowaniu, galaretowaniu, pieczeniu i woniach,
mieszającipróbując.
O ileżbardziej higieniczne były styropianowe kubki,z których z panią Zuzą łowili
poskręcanywpapilotymakaron.
I zmywać ich nie trzeba było, wyrzucałosię je, unikając nurzania dłoni wtłustych
mydlinachzpływającymiwłóknamimięsaiwodorostamikapusty.
DobralisięzpaniąZuząjakwkorcumaku.
Inigdy,aletonigdyniepowiedziałamu,żejestzachudy.
-Dałbymcicośdojedzenia,alebezwrzątkuniedarady-wyjaśnił
Agacie.
-Ostatnionieinwestowaliśmywpuszki,tylkowproszki.
72
-Nie,janiedlatego.
To
jachciałam
ciebie
poczęstować,
mam
coś
w
lodówce
-
omiatała
spojrzeniemmieszkanie.
-Toznaczychybamam,boniewiem,czyminiewyjedli.
Alemogłabymcisięodwdzięczyćzakawę.
Mówiącojedzeniu,wizytowałaspojrzeniemjegochude,białeciało.
Kiedytakpatrzyławnapięciu,drgałjejbrzuszekpodprzykusąbluzką.
Nawetsięniewahał,odrazupodszedłdoniejidotknąłgo,musiał
sprawdzić,czyjestwdotykuażtakgalaretowaty,jaknatowygląda.
Byłjednaklepkiigorący,nicprzyjemnegowsumie.
Adziewczynapodskoczyłajakoparzona,chociażtoonasamaparzyła.
AW
Wyprostowałasię,napięławszystkiemięśnie,wstała.
Chudycofnąłsięodwakroki.
Tłumzadrzwiamiprzetaczałsię,stukał,pokrzykiwał,przecieżniemogłojejsięnicstaćw
obecnoścityluludzi.
Nieważne,żebylizadrzwiami,usłyszelibyjejkrzyk.
-Muszęiść.
Żebydojśćdodrzwi,musiałabygowyminąć.
Trochęsiębała,boChudypatrzyłnaniądziwnie.
Nieoczekiwaniewyciągnąłrękęidotknąłjejramienia.
Byłotakdusznoigorąco,żewilgoćjejciałaprzesiąkłabłyskawicznieprzezkoszulkę.
-Ażmokrajesteś,niesamowite.
Topot?
-zapytał.
73
Niewierzyławłasnymoczom.
Wąchałdłoń,którąjejdotykał.
Dośćtego.
Wyminęłagozdecydowanie,podeszładodrzwi,położyładłońnaklamce.
-Niegorącociwtychskarpetkach?
-spytałnagle.
-Acotocięobchodzi?
-Botodziwniewygląda.
Wzruszyłaramionami.
-Tylkopytam.
-Dziękizakawę-iwyszła.
Pokawiegłowabolałajądużomniej.
Na pewno siędostanie do swojej kawalerki, może niechbaba wygrzebie w torebceAgaty
dowód,obejrzyzdjęcie,porównaiwtedybędziejąmogławpuścić.
O,niechjadorwędoktorka,zżymałasięAgata,panategodobroczynnego,którychodzipo
świecie,pomagainnym,ajejkomplikujeżycie.
Oniechjagodorwę,tamyślpopychałająprzezkorytarzepełneyludzi,ażdoswoichdrzwi
znumeremsiedemdziesiątpcztery,wktórezapukałabezszczególnejnadziei.
Drzwijednaksięotwarły.
-Witam,zastanawiałemsię,gdziepanizniknęła-uśmiechnąłsiędoniejpandoktor.
-Udałomisiędodzwonićdopracy,ktośkompletniebezinteresowniepożyczyłmikomórkę,
naprawdęmapanibardzoprzyzwoitychsąsiadów.
Cała wściekłość jej opadła, był naprawdę rozbrajający z tym chłopięcym uśmiechem na
zmęczonejtwarzy.
- Pani siada - zachęciła jąkobieta z niemowlęciem, klepiąc dłonią w kanapę, na której
spoczywała.
-Panteż.
74
Doktorfaktyczniesiadł,jednak,wbrewzachętombaby,nakuchennymtaborecie,igrzebał
wswoimneseserze,którytymrazemrozłożyłnastole.
Kobietawstała,podeszładokuchni.
Otworzyłaszafkę,wyjęłaszklankę,widać,żeczujesięswobodnie.
-Paniteżsięnapije?
-spytałaAgatę.
-Nie,dziękuję-odpowiedziałaodruchowo.
Karmiąca rządziła się tu już jak u siebie wdomu, więcAgata nie wchodziła dalej,
stałaopartaofutrynęipatrzyłanato,cosiędziejewjejdomu.
Kobietanalałasobieszklankęiwygulgotałacałą.
Sapnęła,otarłaustawierzchemdłoni.
-Jaksiękarmipiersią,straszniechcesiępić-sapnęła.
-Samapanikiedyśzobaczy.
Agatawidziałatojużparęrazy,aleniemiałazamiaruwyznawaćtegobabie.
Miałanadzieję,żeOpatrznośćoszczędzijejwyciąganiapiersiwtowarzystwie.
Alebabytowcaleniekrępowało,cowięcej,czułasiętuchybanajlepiejznichwszystkich,
nawetpodeszła do półki w przedpokoju i przeczesała włosyszczotką Agaty, robiąc do
lustraminęMałgorzatyKożuchowskiej.
Wtedynaszczęściezapłakałodziecko,cobłyskawicznieprzywołałojądoporządku.
Pomknęła ku płaczącemu, zadarła luźną bluzkę, opuściła stanik iwsadziła wielką
brodawkęwmaleńkieusteczka.
Doktor,nieporuszony,trwałwlekturzejakiśwydruków,którewyciągnął
znesesera.
Agata przyglądała siętej parodii szczęśliwejrodziny zgrupowanej w jejmieszkaniu i
myślałacorazintensywniej, że chybanie lubi ciężaru piersi, rozbujanego widoku,
bezwstydubrązowychbrodawek.
75
Tęskniła za czasami, gdyjako ostatnia w klasie pozostała płaska, więc jako jedynamogła
swobodniebiegaćnaWF-ie.
To,cokarmiącawystawiałacochwilanawierzch,zdecydowaniejejsięniepodobało.
Tak,wcalesięniebała,żemożemiećrakapiersi.
Niechtną,botozprzoduitakjejsięnanicnieprzyda.
Ta dziewuchanajchętniej by mnie wypchnęła zadrzwi, niechętnataka, opryskliwa, nawet
niesiądzie,tylkostoiwprzedpokoju,jakbychciałasięjużzemnążegnać.
Onie, moja panno, nie damsię wyrzucić,może kiedyśsię dowiesz, żez dzieckiem nie jest
łatwo,ajeszczeztakimdzieckiem,coprzecieżjeszczenawetniepowinnosięgowynosić
zmieszkania,bozamalutkie.
Orany,jakiupał.
Nie, niejest łatwo z takim dzieckiem, co bez przerwy wyje, z byle powodu budzi się,
pręży,fikaicierpi.
Nie wiedziała, skąd te kolki, przecież nie jadła chybanic takiego, co bymu mogło
zaszkodzić,jużtylkobułkazszynkąbezmasłairyż,nawetnieziemniaki,takienic,ażbez
przerwybyłojejsłabo,więcnaprawdęnieumiałazgadnąć,gdziepopełniabłąd.
Alefaktbył:Leonekprawiecowieczórcierpiałnabrzuszek.
Nie,mojapani,nieobchodzimnie,żeniechceszmipomóc.
Mojedzieckomaterazspaćibasta,bowieczoremznowubędziecierpiećnakolkę.
Maspaćwspokoju,bezludziprzechodzącychnadnim,siusiającychobok.
Maspać,żebymijamogła
76
pospać,razdosyta,albochociażtrochę,nachwilę.
Jakjeszczeniemiałamdziecka,czaszatrzymywałsięcowieczóriczekał
dorana,ażsięwyśpię,ateraz,jakLeonektakciąglepłacze,toczaspłyniebezprzerwy,jak
tawodazaoknem.
Dzień od nocy nie różni sięniczym, bo ciągle, bez przerwy chce misięspać, nawetnatej
twojejkanapiezeskłębionąpościeląwrogu.
Mogłabyśczasemzmienićobleczenie.
Moja mamaco tydzień zmieniała, ledwo się człowiekzdążył przyzwyczaić, a już nowa
powłoczka szeleściła twardopod policzkiem, więc co tydzień torzeczywiście
możeprzesada,alecodwa,trzynajrzadziej.
Ja tak robię,a ponieważ mi sięnie chce do magla biegać,to pościelz korykupiłam, nawet
prasowaćnietrzeba.
Tylko żeciebiepewnie nie miał ktonauczyć porządku, wystarczy popatrzeć na to
mieszkanie.
Flądrazciebie,aznalazłaśtakiegofajnegochłopa.
Gdzietusprawiedliwość?
Odrazuwidać,żeelegancki,butyzałożył,mimożejestwmieszkaniu.
Napoczątkusięzdziwiłatymibutami,alepotemsobieprzypomniała,coczytaław“Chwili
dlaciebie”.
Tam pisali, że jak sięma gości, to trzeba butyzakładać, a nie w laczkach chodzić, bo to
nieelegancko.
Widaćodrazu,żetenjakogościajątraktuje.
Noiwodąpoczęstował.
Fajnyjesttenchłop,utwierdzałasięwprzekonaniu,atadziewuchaniejestgowarta.
Gładkiemaręce,jakbycodzieńsmarowałkremem,ktogotamwie,możeismaruje,jejmąż
wżyciu by tego nie zrobił, co ja, baba jestem, bywyrzekał, jakby bycie babą było
bardziejwstydliweniżbyciechłopem.
77
Ico,dziewuszyno?
Siedzę sobie tutaj, na twoimłóżku, karmię swojedziecko i wyobrażam sobie życiez
twoimmężczyzną.
Icomizrobisz?
Spojrzałanababę.
Siedziałazdzieckiemnakolanach.
Rzuciłajejwojowniczespojrzeniepodtytułem:jasięstądnieruszę,bomamdziecko.
Jednazzasadwpojonychjejwdzieciństwie:nigdynieatakowaćlochyzmałymi,togrozi
śmierciąlubkalectwem.
Ajużnigdynieatakowaćlochywmieście,tonapewno.
Agatawidziała,żematkiwmieściesąinneniżmatkinawsi.
Te wiejskie podrzucałydziecko, komu się da, wiedziały,że bez problemu wychowa się
prawie
samo,
w
piachu
przy
płocie,
przybabciach,
sąsiadkach,
przy
starszymrodzeństwie,nawetskorzystanatym,bonauczysięsztukiprzetrwania.
Matki z Warszawy były spięte, ciągle naczatach przy piaskownicy, gubiły w biegu
japonki,gdyktóryśgnojekprzewróciłsięnaasfalcie.
Na
wsikazałyby
poślinić
dzieciakowi
otarcie
i
przestać
sięmazać;w
mieścierozhisteryzowane krzyczały głośniej niż płaczący bachor: biedaku, trzeba to
zdezynfekować,czyktóraśzpańniemawodyutlenionej,jużlecimydodomku.
Dobrze, że przynajmniej dziecko karmiącej chwilowo milczało, pomlaskiwało tylko z
cicha,wiszącupiersi.
78
TOMEK
Nie czuł się komfortowo, siedząc bezczynniew mieszkaniu swojej pacjentki, której
imienianadalnieumiałsobieprzypomnieć.
Stałaprzydrzwiach,jakbyczekała,ażzostaniesama.
Czuł
się
jednakjeszcze
gorzej,
kiedy
chodził
dziś
blokowymi
korytarzami,pełnymiludzkiegonieszczęścia.
Niemógłzaprosićtuwszystkich,więcwybrałnajbardziejpotrzebującą-
jegozdaniem-osobę.
Najbardziej potrzebującą po pierwsze ze względu na niemowlę,niech doczeka ewakuacji
w ludzkich warunkach, podrugie - karmiąca też mu nie najlepiej wyglądała,blada, z
oczamipodkrążonymitak,jakbyniespałaodporodu.
Tumogłasięprzynajmniejpołożyć.
Nieznosiłbyć bezradny, a co mógł zaradzić za pomocącudzej wody, cudzego mieszkania
iwłasnegouśmiechu?
Mógłbyudzielićpodstawowejpomocylekarskiej,oczymuprzedził
mężczyznę,którykoczowałprzymieszkaniusiedemdziesiątcztery-miał
walić w drzwi i wzywać go, gdyby ktoś zasłabł, czy diabliwiedzą, co tu kogo może
czekać.
Tomekmartwiłsiętylko,żeanilekarstwtuniema,aninawetsłuchawek.
Ranyboskie,dokogotujeszczezadzwonić,żebygostądwydostali?
Facetnakorytarzuzniesiejedenczydwatelefonywięcej.
Coprawda,pożyczającmupoprzedniokomórkę,sarkałcicho,aleTomekprzekonałgo,że
idlajegodobraorganizujeewakuację,przecieżwszyscynatymskorzystają.
Noistałosięto,coprzewidywał.
Karmiącaodsunęłanagleniemowlęodpiersi,opuściłajenałóżko
-79
isamaosunęłasięnapoduszki,blada,niemalzielona.
Tomekodrazupoczułsiępotrzebnyizmobilizowany.
Rzuciłtekst,któryczytał,zerwałsięzkuchennegozydla.
Karmiącabyłaprzytomna,alenakrawędziomdlenia.
-Jaksiępaniczuje?
-Wgłowiemisiękręci.
- Wyjmę poduszkęspod głowy, głowa musi byćnisko, i nogi potrzymam dogóry, niech
krewnapłyniedomózgu.
-Alejaniewiem,czymambieliznęczystą-wyszeptałakarmiąca.
-Proszęsiętymniemartwić.
Karmiącymczasemzdarzasięzasłabnąć,zwłaszczawupale.
Przynieśłyżeczkęcukru-poprosiłwłaścicielkęmieszkania.
-Niesłodzę-dziewczynanawetsięnieruszyła.
-Czekolada,miód,cukierek,łyżkadżemu.
Cokolwiek zcukrem- głos mu stwardniał, więcmłoda wpadła do wnęki kuchennej jak
smagniętabatem.
Wróciłazkuchnizpuszkąananasa,jogurtemiłyżeczką.
Poprzedniotymsamymzastawiłastół,gdyzachęcałagodojedzeniaśniadania.
-Możebyć?
-spytała.
Adrenalinaprzywróciłagodopionu.
Przeraziłogoto:odzyskiwałpoczuciesensu,gdyktośobokcierpiał.
Gdyniemógłpomagać,czułsięjakpustenaczynie.
Podsunął karmiącej pod nogi wałek i dwiepoduszki, po czym otworzył jogurt, nabrał
trochęiwsunąłjejłyżeczkędoust.
-Nojaktotak,będziemniepankarmić?
-jęknęła.
80
-Tojaklekarstwo.
Proszęniewstawać,boznowusiępanisłabozrobi.
No,proszęotworzyćusta-drugałyżeczkajogurtuzostałazjedzona.
-Bo,kochana,jaksiędzieciakakarmi,totrzebajeśćregularnie-
kobietapozakoloraminatwarzyszybkoodzyskałarównieżgłos.
-Ajadziśnicwustachniemiałam.
Pansamdokończytenjogurt,janiemogęzadużonabiału,bomałymapotemkolki.
Najbardziejmusłuży,jakjemmięso.
- Mam jeszcze kurczaka - powiedziała dziewczyna i wyszła do kuchni, by powrócićz
kolejnymtalerzem.
Karmiąca
z
entuzjazmemwylizywała
kostki,mlaszcząci
oblizując
palce,które
wytarłapotemmokrąchustkądoczyszczenianiemowlęcychtyłków.
Dziewczynapatrzyłananiąszerokootwartymioczami.
Jednakdobrezniejdziecko,choćmiałwątpliwości,gdytakobrzydliwiezachowałasięz
tąwodą.
Alesięzrehabilitowała:samaniezjadła,adałapotrzebującej.
Musiała być głodna, nie tknęłaprzecieżw ogóletego śniadania, do którego tak go
namawiała.
Cóż,jegożołądekupomnisięoswojepewniewokolicachpołudnia,jakcodzień.
Właśnie teraz, na czczo,byłyjego najlepsze godziny, kiedy z pustymbrzuchem i lekką
głowąmyślałomusięnajlepiej.
Wszpitaluprzeznaczałtenczasnatrudnychpacjentów,zawikłaneoperacje.
Jakstrasznieżałował,żeniemożesięstądwydostać.
A przecież mógłby pomóc jednej,a przy sprawnej obsadzie bloku operacyjnego -nawet
dwómosobom.
Ażgostopyswędziały,takbardzochciałstądwyjśćizacząćrobićcośpożytecznego.
Nerwicastóp,mówiłypielęgniarki,gdyniesionymisjąbiegał
poszpitalnymkorytarzu.
Ewakuacjęzzatopionychblokówmieliprzeprowadzićdopieropopołudniu,amożenawet
jutro, różneplotki niosły się po korytarzu, i żaden nerwowy telefon do wysoko
postawionego byłego pacjenta, żadenargument, nie były w stanie wcześniej ruszyć w
ruchwojskowejbiurokratycznejmachiny.
Karmiąca najwidoczniej czuła się jużdobrze, boz wdzięcznościdała dziewczynie
soczystegocałusa,podrodzedokuchni,dokądodnosiłakościpokurczaku.
Dziewczyna,wcalenieukradkiem,otarłapoliczek.
Znowuwróciładotejswojejminy,zktórąwyglądała,jakbymiałazachwilęzaatakowaćz
flanki.
Zastanawiałsię,iletrzebajejdaćuwagiiopieki,żebypoczułasiępewniej.
Już wczoraj, kiedy weszła do jego gabinetu, miałwrażenie, że postawą obronną
wyprzedzazłewiadomości.
Gdy dowiedziała się, że on zarazpobierze jejpróbki tkanki zpiersi, by wysłać je do
badania,spytałatylko,jakwiększośćpacjentówwtejsytuacji:
-Czytorak?
Tłumaczył, że jeszczenicniewiadomo, że w jejwieku takie przypadki nowotworu
złośliwegosąrzadkością,ależetrzebapoczekaćnawynikibiopsji.
-Całytydzieńmamczekać?
-zatroskałasię,jakkażdywjejsytuacji.
Odpowiedział,żemarację,żetodługo,alelaboratoriumstarasięjakmoże.
Iwtedyprzełamałaschemat.
Naogółkobietywtakiejsytuacjiprosiłygorączkowoozapewnienia,że.
82
tonapewnonierak,anawetjeśli,tożenietrzebabędzieobcinaćcałejpiersi.
Natomiast ta dziewczyna(chyba w końcupoprosi, by przypomniała mu,jak mana imię,
chociaż im dłużej tego nie robi, tym pytanie staje się trudniejsze), wyprostowała się,
podniosłagłowę,przeztwarzprzemknąłjejnawettriumfalnyuśmieszek.
-Tozatydzieńbędziejużwiadomonapewno,żejestemchora?
-spytała,aonciąglemiałwrażenie,żedziejesiętucośdziwnego.
Nie przedłużałarozmowy,zaraz wstała iszybko opuściła gabinet, zadowolona,jakby
wygraławruletkę.
Chciałwyjśćzanią,dowiedziećsię,ocotaknaprawdęchodzi,alezrezygnował:kolejka
czekała.
Zresztąnibydlaczegomiałbysięzajmowaćwszczególnysposóbakurattądziewczyną?
Codziennieprzecieżprzyjmowałdziesiątkiosób,więcnieracjonalnebyłobyskupianiesię
właśnienatejjednejpacjentcezpodejrzeniemrakapiersi.
Przecieżnigdyniepoddawałsięwzruszeniom,którewpracychirurgaonkologastanowiły
niepotrzebnybalast.
Totak,jakoperowaćzcudzymplecakiemnaramionach,tłumaczył
studentomnapraktykach.
Ciążyiograniczaruchy.
Starałsię wyłączać emocje,gdy dostawał wyniki badań, i gdy potem rozmawiałz
pacjentamiodiagnozie,propozycjileczeniairokowaniach.
Prowadziłchłodną, racjonalną rozmowę,nawet śmierć zamieniała sięw jego ustach w
procentwyleczeń.
Zawszezaokrąglałgowgórę,acotokomuszkodzi?
Lubił,gdy pacjenci pod wpływem jegoopanowania sami się opanowywali, szok
mijał,dopytywalisięalboniechcieliznaćszczegółów,wkażdym83
razie,choćzałamani, przenosilisięz niepewnejkrainyemocjina obiektywnyląddanych
liczbowych.
Zdarzałysięoczywiściepłacze,pytania“Dlaczegoja?
”albo“Toniemożliwe!
Czyjestpanpewien?
“.Niemiałochotysięwtoangażować,takierozpaczeosłabiałygo,zresztąniemiałczasuna
prowadzeniepsychoterapii,wolałprowadzićskalpel.
Zarazwięcwychodziłzgabinetu,wzywałpielęgniarkę,którajużwiedziała,żemaszybko
opróżnićgabinetdlanastępnychpacjentów.
Kiedywyszedłwreszciezprzychodni,podwieczór,znowuzauważył
tędziewczynę.
Stałasztywnojakstojaknakroplówkę.
Terazwyglądaładużomniejradośnie.
Podszedł do niej, zagadał, ale nie reagowała,bo wpadła w jakiś stupor, na oko
patologiczny.
Corobić?
Powinienwezwaćpielęgniarkę,takbyłobynajlepiej.
Zanim jednak zdążył wyciągnąćkomórkę, żebyzadzwonić dopokoju sióstr, dziewczyna
rozbeczałasię,ajemuulżyło,porazpierwszymuulżyło,gdypacjentkasięrozpłakała,bo
tooznaczało,żenareszciereagujenormalnie.
Zulgąodwoziłjądodomu.
Atamsiędowiedział,żedziewczynamieszkasamainiktdoniejdziśnieprzyjdzie.
Poczuł,że nie może zostawićjej samej z tym szlochem, stuporem i pytaniami, których
nawetniepróbowałuprzedzićwgabinecie,takzaskoczyłagojejdziwnareakcja.
Spała potem głębokopo prochach,które jej dał nauspokojenie, napewno bez snów, bo
telekiwyprawiałyczłowiekanaparęgodzinwczarnąjamęspaniabezżadnychmarzeń.
Spałanaboku,skulona,czasemtylkowzdychała.
84
On,popatrującnanią,siedziałnafoteluprzyoknie.
Powinien właściwie wyjść, kiedy tylko usnęła,ale jeszcze czekał, by sprawdzić, czy
wszystkowporządku.
Nie chciało mu sięspać, od lat wystarczałymu trzy - cztery godziny snu, więc trwałw
ciemnympokoju, zastanawiając się, czy by sobie przedwyjściem z tego mieszkania nie
zrobićkawy.
Potymlepiejbymusięprowadziłosamochód,noi-kiedywrócidosiebie-niemusiałbysię
odrazukłaśćobokposapującejBesiwwyciągniętympodkoszulku,tylkojeszczewszedłby
naserwisymedycznewInternecie,żebyprzeczytać,conowego.
Ikiedytaksięzbierałdowłączeniaczajnikawkawalerceśpiącejdziewczyny,usnął.
ChybaukołysałagonadciągającaWisła,ululałgojejchlupotnaulicy,podblokiem.
Obudziłygodopierokrzykizadrzwiami.
Zdziwiłsię,cotakciludziekrzycząwśrodkunocy.
Odruchowo spojrzał, czy pacjentka dalej śpi,tak właśnie o niejmyślał,pacjentka, na
szczęściespałamocno,ciąglenatymsamymboku.
Nieprzeszkadzałyjejtrzaskianiwrzaskinaklatceschodowej,cosiędziwić,potychlekach,
którejejdał.
No,czassięzbierać,pomyślałispojrzałprzezokno.
Ciemność, latarnie nie działały, światła w oknach pogasły, tylkoksiężyc odwalałswoją
szychtę, odbijając się w tym, co nagle zaczęłowzbierać u dołu, pod blokiem, w tym, co
migotało,przelewałosię,szumiało.
Koniecświata,pomyślałzulgą.
85
Pacjentkaznowustaławprogunastroszonajaksowaiprzypatrywałasiękarmiącej.
Cośchybamiałanietakztermoregulacją,mimoupałuciąglewskarpetkach,alewyraźnie
wolałanieporuszaćtegotematu,coumiał
uszanować.
Choćnieznaczy,żegoto
nieintrygowało.
Ładnabyłatadziewczyna,gdybyzetrzećjejztwarzytęwrogośćnapokaz.
Pociągającachybanawet,gdybyjeszczekiedykolwiekpotrafiłogopociągaćjakieściało.
AleBesiaskuteczniegotegooduczyła.
Rozdział3.
-Besia
Stałaibujałasięnastopachprzyoknie.
MożeTomekjestjużwniebie,myślała.
Amożewcudzymłóżkualbomieszkaniu.
Takczysiak,wyglądanato,żezniąjużniebędzie.
Besia starałasię wycisnąć z siebie parę łez,wtedy może kamień ugniatający jej
sercestraciłbytrochęnawadze,aleniewychodziło.
WidaćprzypisanyjejnażycielimitwypłakałapodczaschorobyNastusi.
Najbardziejsiębałanieodwracalnego.
ŻeTomeksparaliżowanymęczysięwsamochodzienapoboczu.
ŻenieprzytomnyleżywszpitalujakoNN,boobrobiligozportfela,więcniewiedzą,jak
sięnazywa.
Żesztywniejewszpitalnejchłodni,apracownicyniemajągłowy,byzadzwonićzwieściąo
jegośmierci.
Dysponowała zbyt małą liczbą danych,by wynajdywać inne,mniej tragiczne pomysły na
tematprzyczynyzniknięciamęża.
Ostatnio niewiele mówił jejo swoich zajęciach, wogóle niewiele mówił,prawienie
rozmawiali, jakbyszpara powstała między nimiwskutek braku seksu rozszerzyła się w
przepaść.
Niesłyszeliwłasnychgłosów,poza:
-Októrejwrócisz?
-Conaobiad?
-Trzebazapłacićzamieszkanie.
Niemiałapojęcia,kimonjestpozadomem.
Wdomubyłoichkilku-tennieprzytomny,poranny,któregoreanimowałakawą,podawała
śniadanie i koszulę - pachnącą, uprasowaną, aby doprowadzić godo stanu, w którym
możnagobyłowypchnąćna.
90
klatkęschodową.
Tak jak wczoraj, kiedy pożegnałasię z nim jakimś niedbałym “To pa”, krzykniętymz
kuchni,znadśniadania.
“Pa”, odpowiedział z progu,tak nijako, zwyczajnie, a przecież możliwe, że ta kretyńska
wymianasłówekokazałasięostatniąmiędzynimi.
Besiaodtwarzała sobie tę scenkę w głowie, doszukującsię sensów, większegociepła w
głosie,jego,swoim,aleniewychodziłojejdorabianieprywatnejlegendy.
Jakbyżegnałasublokatora,jasnygwint.
Fakt, od czasutamtego ślubowania w kościele,gdy się zobowiązali,że nie będą żyć w
grzechu,musieliznaleźćnowąformułęnabycierazem.
MiłośćzestronyBesiobjawiałasięwięczupąnastoleiczystąbielizną,zjegostrony-tym,
żestarałsięzarabiaćnadomjaknajwięcejiczasemprzepchałwzlewiejakieśkolanko.
Aletosamomógłjejzapewnićetatihydraulik,ajemu-płatnapomocdomowa.
Czybędzieumiałabezniegożyć?
Bezniego,niebezjegopieniędzyipomocywwymianiespłuczki?
Bezniego, łysiejącego Tomka, niegdyś wesołego i otwartego, teraz milczącego, w domu
zawsze pochylonegonad podręcznikiem lub czasopismem medycznym, ażmu się od tego
plecyzaokrągliły?
Pewniebędziepotrafiła,przecieżjegonieobecność,aostatniowieczniebyłnieobecny,nie
czyniławjejżyciudojmującejwyrwy.
To raczej jego obecnośćbywała nieoczekiwanym bonusem, bez którego nauczyłasię
obywać.
Bonusemalboiciężarem,bogdymiewałdyżury,bywałojejlżej.
Iprasowaniekoszuliodpadało,igotowanie“dorosłego”obiadu,samamogłaprzecieżzjeść
91
kanapkę, i staranie się, by być dla niego miłą, trzebabyło pobyć, pogawędzić, zachęcić
dzieci,żebypobyłyzojcem.
A gdy go nie było,to popołożeniu dzieci mogła na trzy godziny zanurzyć się po uszy w
nierealnejrzeczywistościhinduskiegofilmu.
Miała wrażenie, że jej mąż bardzosię stara, bysprowadzić siebie wyłącznie do roli
żywiciela rodziny,by wszelkie emocje, jakie niegdyś czuł przy niej czydziecinnych
łóżkach,terazwyrażaćgłówniezarabianiemcorazwiększychsum.
Jegonieobecność wichżyciuspowodowałaby tyle, że Besia musiałaby w trybienagłym
poszukać pracy, mogłaby mieć w ich małżeńskimłożu tylko jedną poduszkę i musiałaby
nauczyćsięwreszciesamaprowadzićsamochód.
Isamarozmawiaćztymupierdliwymsąsiadem,którytakgłośnownocysłuchamuzyki.
Ichybatylewłaśniezostałozichuczucia.
AprzecieżgdydziesięćlattemuBesiazobaczyłagoporazpierwszy,wiedziała:toten.
Tomojadrugapołowa,niemamjużzamiaruwięcejszukać.
Wciśniętaobokdwóch koleżanekw niewygodny, czerwony, pluszowy fotel Sali
Kongresowejskupiałasięnascenie,gdziepojawiłsięRaviShankharzzespołem.
Krzesłazjejlewejstronystałypuste.
Poparuminutachsiadłotamparukolesiów,tennajbliżejniejpachniał
czystością,mydłem.
Miłezapachy,alejużnielubiłategofaceta.
Jakmożnaspóźniaćsięnakoncert?
Itotakikoncert?
Cud,żeichjeszczewpuścili.
Ichfotelegraniczyłyjakdwasąsiedniepaństwa.
Dotknąłkolanemjejkolana,siadającszeroko,pomęsku.
Odebrałatojakoaktagresjiipodjęławalkę.
Nie.
92
cofnęła nogi, jeszcze czego, oczekiwał, że kobieta mazsunąć kolana za każdym razem,
gdymężczyznapotrzebujemiejsca?
Wtedytooncofnąłnogęispojrzałnanią.
Wysunęłabuntowniczobrodę,gapiącsięnascenęirozkraczyłasięjeszczebardziej.
Jegokolanowróciłonamiejsceprzyjejnodze.
Zescenysłyszałahinduskieplumkanie,nadoleczułaciepłojegouda.
Potemtakżeramienia,gdychłopakpołożyłrękęnaoparciudzielącymichfotele.
Jużsięnierozpychał,wyglądałonato,żechcebyćznią.
Przerwa.
Światło.
Drgnęli,alenieodsunęlianiramion,aniud.
Jegoznajomiwychodzilinakorytarz.
-Idziesz?
-spytaligo.
Odmów,odmów-błagałagowmyślach.
-Raczejnie.
Aleprzynieściemicolę-poprosił.
Miłygłos,ciepły,śmieszniewymawiał“r”,mogłabygosłuchaćdokońcażycia.
-Kupciemiwody-poprosiłakoleżanki.
Zostalisamiwrzędzie.
Dopierowtedyodwróciłasiędoniego.
Onjużnaniąpatrzył.
Trochęsiębała,żebędzieszpetny.
W pierwszej chwili zauważyła tylko jego oczy, prawieczarne, głęboko osadzone,
potemtwarz,szczupłą,zogromnymnosem,mocnympodbródkiem.
Zmiejscazapomniałaowszystkich,którzybyliprzedtemwjejżyciu.
Aże na teobłędne oczy spadała mu rozczochrana grzywka, odruchowo odgarnęła ją
ręką,zupełniejakbyjużbylirazem.
Zawstydziłasię,aonsiędoniejuśmiechnął.
-Zobacz,wracają.
93
Jejkumpelkiwchodziłydosali.
Aonazchłopakiemwymknęlisiębokami,dokuluarów.
Pustoszały,bowłaśniekończyłasięprzerwa.
Nawet nie było jejszkoda straconego koncertu, bo tak bardzo byłaciekawa, co stanie się
międzynimi.
Złapałjązarękęipobieglinagóręschodami.
Wepchnąłjąnadrugibalkon,doczyjejśloży.
Niewchodzilidalej,zaszyli się w zakurzonych kotarach,muzykabrzmiała tu ciszej niż na
dole.
Miaławrażenie,żedotarładoportu.
Zapachkurzuodtamtejporyzawszejejsiękojarzyłerotycznie.
Zdołałjejrozpiąćbluzkę.
Wsunęłamurękępodkoszulę.
Gdykoncertsięskończył,tłumporwałichwprzeciwnestrony.
Szukała go jak oszalała, dopadła gdzieśpod ścianą,schowali się w toalecie, potem na
balkonie,umykaliprzedsprzątaczkami.
OkołopółnocySalaKongresowaucichła.
Zerwalikotaręznaddrzwiloży,leżelinaniejwegipskichciemnościach.
Wchwilijejpierwszegoznimorgazmu,spytałago,jakmanaimię.
Potem włamałsię do bufetui przyniósł jej słone paluszki, aona bardzo się bała,
sama,otulonazakurzonympluszem,wmartwejKongresowej.
Kiedywrócił,kochalisięznowu,rozgniatającpaluszki,ajegooddechpachniałsolą.
Drugiejrandkiniebyło.
Boonnastępnegodniawynająłmieszkanieiwprowadzilisiędoniego.
Niewychodzilizłóżka.
Wziąłurlop,onateż.
Niejedli,pilitylkokawę.
Poznawalisię.
Wprzerwachrozmawiali.
Gdymusiałwyjechać,zostawiłjejswojąużywanąkoszulkę.
Spała,wtulającwniątwarz.
Teraz,dziesięćlatpóźniej,wspięłasięnadrabinęisięgnęłanapawlacz.
Tak,koszulkanadaltambyła,.
94
miękkajakwtedy,alejużbezzapachu.
Przytuliłają,alenieczułanic.
Pozadojmującymsmutkiem.
K-
Dzwonekdodrzwi.
Spojrzałanazegarek.
Ocholera!
NatęgodzinęzapowiadałasięAnka!
Besiamiałająwesprzećwpracachnadbilansem.
Zawszesobiepomagały,jeszczewczasach,kiedyrazempracowały.
Aleteraznie,nie,zupełnieniemadotegogłowy.
Dzwonekponaglał.
Iznowu.
Ankanigdyłatwonieodpuszczała.
Kiedyśbyływtympodobne.
Bożedrogi,toniepoważne.
Jużdawnowyrosłazwieku,kiedywypadałojejstaćpoddrzwiami,wstrzymywaćoddechi
udawać,żejejniemawdomu.
Otworzyła,przywołującnatwarzpowitalnyuśmiech.
-Kurde,ledwodojechałamprzeztępieprzonąpowódź-Ankazawszezaczynałaodprogu.
-Półmiastapływa,drugiepółmiastastoi.
Szczęściarajesteś,żenigdzieniemusiszchodzić.
-Muszęchodzić.
Naprzykładzarazidędoprzedszkola.
-Oj,mamuśkatymoja,mamuśka.
Besiawchodziławrolę.
Udało jej sięnawetuśmiechnąć, co przypominało nalepianie wesołegoplakatuna ponurym
słupieogłoszeniowym.
Ankaciągnęła:
-Myślałam,żeeksplodujęwtymsamochodzie,klimamiwysiadła.
Besia,atakwogóle,toniewyglądasznajlepiej.
95
Cojątowszystkomogłoobchodzić,teraz,gdyważyłysięsprawyżyciaiśmiercijejmęża?
Ale wieloletninawyk zadziałał: rzuciła okiemdo lustra, podniosłarękęi poprawiła dawno
niefarbowanewłosy.
Co tojest, że człowiek bardziej boi się krytyki swojego wyglądu, niż krytyki swojego
umysłu?
Pewniedlatego,żenawettakaAnkalepiejznajejtwarzniżonasama.
AniaskanowałaBesięspojrzeniem.
-Niemaszinnejbluzki?
-Aco?
Przeszkadzaci?
-nastroszyłasięBesia.
-Źlewygląda.
Imaszdziurępodpachą-Besiaszybkoopuściłarękę.
-Kobieto,kiedyśbyłaśnajlepiejubranądziewczynąwbiurze!
Kiedyśsięztobąprzyjaźniłam,typłytkalasko,pomyślałaBesia,alepowiedziałatylko:-
Wiesz,jaktojestprzydzieciach.
-Alecotytumaszdoroboty?
Mążnaciebiezarabia,tymasztylkosprzątaćipachnieć.
Przynajmniejmaszcośztegolata,bojatotylkozsamochodudobiuraizpowrotem.
No,cotamuciebie?
No,chybajeszczemiędzybiuremasamochodemzdążyłaśdofryzjera,pomyślałaBesia.
Fryzurabyłaewidentnieświeża,aAniawyglądaławniejjakcośpomiędzyMarilynMonroe
a Brigitte Bardot - niewyraźny ideał blondynki, który kołacze się na dniekażdego
męskiegoserca.
-Umnie?
Takjakoś.
Wiosennesmuteczki.
-Impuls,żebysięzwierzyć,pojawiłsiętylkonachwilęiczymprędzejzniknął.
-Aczymtysięmożeszmartwić?
-pocieszałają“ieumiejętnieAnia.
-Janatomiastledwowyrabiam,.
96
prawiełóżkanieoglądam.
Terazteżjestemnakonferencji-mrugnęładoBesi,atauznałazawłaściwesięuśmiechnąć.
-Jakośnieumiejąsiębezemnieobejść.
Domomentu,ażzajdzieszwciążę,pomyślałaBesia.
-Dałabyśradęnajutroztymbilansem?
-przeszładomeritumkoleżanka.
-Doniedzieli.
-Dotegoczasunapewnosiędo,wie,cozTomkiem.
Lepszanajgorszapewność.
-Niechbędzie.
-Anka,miałabyśtrochę.
-Miałobyć:trochęwolnejkasy,aleAnkajużśmignęładoprzedpokoju.
-Okurde,właśniemisięskończyłakonferencja!
Możeilepiej.
-Nicciniepowiedzą,jakwróciszzkonferencjiznowąfryzurą?
-Alejawcaleniewrócęznową.
Najwięcejpracywymagautrzymanieidealnegostatusquo.
-Ankamachnęłablondgrzywąiodpłynęłakuważniejszymzadaniom.
ABesiamogłaprzestaćsięuśmiechać.
Zarazmiałaodebraćdziecizprzedszkolaiszkoły.
Cooneztegoojcamiały?
Zatomatkimiałyażnadto.
Coznichwyrośnie,jeśliwydajeimsię,żetatatoosoba,którazawszewpracy,amama-
zawszewdomu?
Takiesamematki?
Takiesameżony?
ROZDZIAŁ397
Aona?
Czegochciała?
Miaławszystko,jakmówiłaAnka.
Do roboty chodzić nie musiała, wcale a wcale,tylko ugotować, posprzątać, poodkurzać,
poprać,pokupować,powychowywać.
Apotemcałyczasdlasiebie.
Tylkoleżećipachnieć.
Jakiczasdlasiebie?
TacholernaAnianiewiedziała,żeniebyłożadnegoczasuwolnego,był
tylkokradziony,bowkońcuwdomu,przydzieciach,zawszeznalazłosięcośdozrobienia.
Besia siłą powstrzymywała się, by nie krzyczeć na męża,że rozrzuca krawaty czy
skarpetki,wkońcuniemiałaprawa,myślała,przecieżtoonzarabia,przynosiiumożliwia,a
onatylkomautrzymywaćdomowąmachinęwruchu,więcniewartobyłopopisywaćsię
małostkowością, szlachetniej było w ciszy zgarniać naręcza tychskarpet rzucone byle
gdzie i wrzucać do pralki, poczym wieszać, a gdy wyschną - kompletować w pary,i na
koniecukładaćwodpowiednichszufladach.
Nierozpraszała więc gderaniem zakorzenionych przeświadczeń męża, który w
wiekutrzydziestusześciulat
nadal
wierzył,
że
brudne
naczynia
roztańczonymrządkiemwmaszerujądozmywarki.
Milczałanatentemat,wkońcutoonzarobiłnazmywarkę.
Zresztąna co dzień walczył o ludzkie życie, więc jak mu tu zawracać głowę głupimi
garami?
Usiłowała sobie teraz przypomnieć, jak to jest być Anką, jak to było być Besią, czyli
kobietą pracującązawodowo po dwanaście godzin na dobę, ale tamtenokres jej życia
wydawałjejsięodległyjakNibylandia.
WtedymiałaIQ,pracę,pieniądzeiniepokojeegzystencjalne.
Tęsknotyimarzenia.
DziśjejIQznaczyło
98
otyle,oilemogłyjeodziedziczyćdzieci.
Chowałaniepokojeegzystencjalnepoduklepywanecoranopoduszkinałóżkachimarzyła,
by dzieci były zdrowe,przede wszystkim zdrowe, i coś osiągnęły, by mążbył zdrowy i
zadowolony,byosiągałcorazwięcej.
Tęskniłazatym,bychoćrazposobiesprzątnęli,agdynachwilęzatrzymałasięprzyoknie
zeskarpetkamiwręku,bałasięnawetzastanawiać,dlaczegostałasiętakążałosnąpostacią.
Niemiałapojęcia,kogootopytać,możeautoraostatniejrewolucjiwjejżyciu.
PanaBoga,który - jak sama nazwa wskazuje - napewnonie jest kobietą,więcmiała
prawiepewność,żeniezrozumie,ocojejchodzi.
Aleprzecieżtegonieeksplikowała,nie,cozasłowa,eksplikowała,mówisię:wyjaśniała.
Tokiedyśużywaławyszukanychsłówzesłownikawyrazówobcych,terazwybierałatylko
te zrozumiałe i konkretne,stosując je do dzieci, do mam w piaskownicy,do pańw
sklepie,dopańwprzedszkolu.
Całymidniamiobracałasięwświeciebezmężczyzn,wświeciekrzątaniny,gdziebyłczas
tylko na proste komunikaty, bezdziwaczenia, bo ciąglebyło coś do roboty, po
kimśsprzątnąć,komuśuprać,ugotować.
Kiedyonasiętakzmieniła,spokorniała,wyorkajakiegośprzekształciła,któryskarpeteczki
dokoszyczkaznosi,apotemmerdaogonkiem,zadowolony,podkładałebekpodpieszczotę,
ajakpanzlekceważy,niezrażony,układasięupańskichstóp,grzywkąmacha.
No,grzywkiniemiała.
Wiedziała,kiedysięzmieniła.
99
Wkrótce potem, gdy wróciła do domu z szampanem, żeby świętować, cała
wskowronkach,aTomekpopatrzyłnaniąjakiśkrzywy,żenielubiszampana,żepocotakie
wydatki.
A przecież wtedy rzadko bywał z niej niezadowolony,podczas tych pierwszychmiesięcy
poślubie,gdykażdąniezgodnośćcharakterówwygładzałnamiętnyseks.
-Awansowałam!
Będęwięcejzarabiać!
-emocjonowałasię,alewcalegotonierozchmurzyło,przeciwnie.
-Będzieszpóźniejwracać-zmarszczyłsię.
-Jeszczecizaszkodzi.
-Ciążatoniechoroba-śmiałasięzniego,lekarza,któryprzecieżpowinienwiedziećtakie
rzeczy.
Idalej chodziła do pracy, uwielbiała to, opiekowała siękolejnym projektem, choć już nie
dopinała garsonki,a rosnący brzuch z dzieckiem w środku powinienjąprzygważdżać, ale
kiedyjużsięnawymiotowaławpierwszychmiesiącach,dostałatakiegopałeru,żeniosłoją
przezżycie.
Zawansuipodwyżkijednaksięwycofano.
-Poczekamy,ażwróciszzmacierzyńskiego-tłumaczyłjejszef.
-Zrozum,odpuśćtrochę-tłumaczyłaAnia.
Nieumiałazrozumieć.
Robiłato,cozawsze.
Lepiejniżzawsze.
Jedynąróżnicąbyłorosnącejestestwowodmętachjejpłynówowodniowych.
Więcejonoweistnienie.
Mniejotrochęforsy,trochęwładzy.
Naglejejzacząłdolegaćiciężar,ispuchniętenogi.
Bolałyjąplecy.
Zmalałaosiedemcentymetrów,schodzączobcasów,awtychpłaskichbutachwyglądała.
jeszczemniejprofesjonalnie,jeszczemniejpoważnie.
Wrozmowachzniąwpracyniebyłojużinnychtematówniżbrzuch.
-Zmęczonapani-zauważyłaginekolog.
-Możejednakprzestaniesiępanibronićprzedzwolnieniem?
Broniłasięjednak,choćprzykolejnymprojekcienierobiłanic.
Chciała,alepoprostunieuwzględnilibrzuchatki.
Małotego,nawetniepowiadomilioterminiezebrania.
Doturlałasiędoporodu,udającpaprotkę.
Kiedyśchciałazacząćrodzićzabiurkiem,aktywnazawodowodoostatniejchwili,azaraz
poporodzie wrócić z dzieckiem w leżaczku na kółkach,by podokańczać rozpoczęte
sprawy,aleniemiałarozpoczętychspraw.
-Moja.
Moja.
Moje-zachwycałsięTomekniąiNastusią,zanimrozdzieliłoichwspólneżycie.
Od tamtej pory cudze kariery toczyły się obok niej,osmalając jądymem z rur
wydechowych,a ona z odkurzaczem,a potem obieraczką w dłoni, czyściła umywalki,
obcując ze strukturą proszku orazmleczka doczyszczenia, grzebiąc w nim palcami, by
poczuć ziarnistą strukturę, a potem ubolewać nad szorstkościąi czerwienią skóry, nie
potrafiłasięjednakwyzbyćtychprzyzwyczajeń.
Mieszkała i żyła w raju, tak uważały te, które musiały zasuwać na dwaetaty - w pracyi
wdomu,orazteściowa,więcBesianieczepiałasięmęża,żezapóźnowrócił,żenabałaganił.
Kiedyś,owszem,kiedyjeszczepracowałazawodowo,bywało,żewieszałamuskarpetkina
klamce,
wkopywała
marynarkę
do
pokoju
z
szafą,
suszyła
głowę,że
zostawiłbrudnenaczynianapodłodzeprzykanapie,wściekała101
sięzajedzeniebeztalerza,słowem-bawiłasięzzapałemwesesmanażyciadomowego,
tyleżedlaniejtoniebyłazabawa,leczwalkaosprawiedliwypodział.
- Przepracowujesię - straszyła teściowa, spoglądając na Besię, jak jej sięwydawało -
znacząco.
-Wdomuprzynajmniejdajmuodpocząć.
-Alejateżpracuję-odpierałaBesia,kiedyjeszczemiałapracę.
-Iteżchcęwdomuodpocząć.
Terazteargumentystraciłysiłęrażenia,bojużniechodziładopracy.
Alewcalenieodpoczywała.
Ajużnapewnoniewdomu.
Bo czasem, z poczuciem winy,wymykała się do kosmetyczki, jeśli coś oszczędziłaz
koszyczkowego.
Mogła się wtedy ułożyćna czystym - miałanadzieję - ręczniku w pachnącym gabinecie,
być ugniataną i smarowaną, relaksując się nasposób luksusowy, co by się jej prawie
udawało przezgodzinę, gdyby nie palące poczucie winy,gdzieś tamw środku: on się
zarzyna,byonamiałaraj;onasięturelaksuje,awszafkachnieposprzątane.
Zrezygnowała więc z kosmetyczki, zrezygnowałaz perfum, w końcujego pieniądze
trzebabyłowydawać dla dobra rodziny, a nie dla własnego kaprysu,więcwydawała na
jedzenie,ubrankadzieci,mydłaipowidła,anienaodpoczywanie,pachnienieiwyglądanie.
Nienaswojeksiążki,swojegazety.
GazetymiałazadarmowInternecie,książkizadarmowbibliotece.
Byłauciśniona?
Bzdura.
Byłaoszczędnainiewydawałanagłupotyjegopieniędzy,którejejdawał
dorękiczywkładałdoszuflady.
Samapilnowała,żebylepić pierogi, a nie kupować gotowe, i to jeszcze w tymdrogim
sklepie,ozgrozo.
102
Wieczorempilnowałaseksu,żebybył.
Wtedy,gdygojeszczeuprawiali.
Robiłatowramachzapłatyzaraj,czyliczas,spokój,finanse.
Tobyłjejcowieczornyobowiązek,należałsięmężowijakobiadnastoleiczystakoszula.
Apotemjużitegoniebyło.
Nie miała cierpliwości czekać naautobus,szłatedwa przystanki szybkim krokiem, a lipy
pachniałyrozrzutnie.
Wdowa?
Porzuconażona?
Uwierałajątaniepewnośćjakdrzazgawbitawskarpetkę.
Cotozababamożebyć?
Którabysięzgodziłanabycieznimbezseksu?
Alewsumiedlaczegonie?
Bezseksumożnasobiedoskonaleporadzić,wiedziałaotymnajlepiej,afacetadobrzemieć
wdomu(takmówiąprzynajmniej,boakuratotymwiedziałacorazmniej).
CzyBesiaznatękobietę,doktórejodszedłjejmąż?
Któraśztychjegowylaszczonychpacjentek,wkostiumieibutachnaszpilkach?
Amożesąsiadkajakaś?
Panizpoczty?
Ekspedientka?
Koleżankazdzieciństwa?
Młoda?
Stara?
Pewnielekarka,boonodlatniemiałinnychzainteresowańniżmedycyna.
A może z nią jednakśpi, podeptał wszystkie ustalenia, ślubowania, zabezpieczenia i jest
muwszystkojedno?
Alboniewierzywto,cotakdługomutłumaczyła,onapominaniuprzezBoga?
Możenieboisięboskiejkary,którajużrazodbiłasięnaichstarszejcórce?
Nie,niemożliwe.
Onpoprostuwtękaręnigdy
niewierzył,anakościelneślubowaniezgodziłsiętylkodlaświętegospokoju.
Alegdy pobiegła po Nastusiędo szkoły, trochęwcześniej, małanawet niezdążyła się
pobawićwświetlicy,odrazuwpatrzyłasięwnią,czyniewidaćoznakchoroby.
Bledszamoże?
Spocona?
Oczypodkrążone?
-Mamo,niebądźtakazaopiekowana-zaprotestowaładziewczynka.
-Niejestemchora.
Szła,milcząc,zatoMalwina,którązgarnęłyzprzedszkola,nawijałabezprzerwy.
-Mamo,janiewiem,czyzrealizująsięmojemarzenia.
-Napewno.
Trzebawtotylkomocnowierzyć-
odpowiedziałamachinalnieBesia,jakszkoleniowiecAmwaya.
-Notak,aleniewiem,czymaszrację,bojamarzę,żebybyćkoniem.
Hmmm.
GłupiozrobiłosięBesi,terazniewiedziała,jakwybrnąć.
-Samawiem,żetoniemożliwe.
Jatylkobymtakchciała-iMalwinazaczęłałkać.
-Takiekrótkieżycie,atyjechceszspędzićnamarzeniachobyciukiminnym?
Jatamlubięciętaka,
jakąjesteś.
-Mamusiukochana,aledlaczegomarzeniasięniespełniają?
-łkałaMalwina.
-TopocoPanBógjewymyślił?
Nowłaśnie,poco?
-Żebyśmogłasobiepopłakać,idiotko-podsumowałaNastka.
-Mamo,przestańjąwychowywać,jajestemgłodna!
104
Wdomuodrazurzuciłatornisternakanapę,jakcodzień,ijakcodzieńBesiazwróciłajej
uwagę:
-Zabierajmitostąd,botarzaszgowszkolepopodłodze,ciekawe,jakichbrudównałapał.
Ale robiła to kompletnie odruchowo, grzejąc zupę,półobecna, bo drugąpołową
towarzyszyła swemumężowi, gdzieś w niebycie, w niebie, w innej dzielnicy, w innym
łóżku.
x-
Albumważyłzkilogram.
-Tachudapanioboktatytokto?
-spytałaMalwina,dziobiącprzybrudzonymplastelinąpazurkiempostaćwwelonie.
-Ja.
-Przecieżtymaszczerwonewłosy?
Przynajmniejnakońcu.
-Wtedymiałamczarne.
-Pięknąmiałaśsuknię.
Mogęjąprzymierzyć?
Acojejszkodziło,onaitaksięwniąniezmieści.
Malwina w białej sukni Besi wyglądała jak elfik,Galadriela z szatą wlokącą się po
podłodze.
ZpokojudzieciwyszłaczujnieNastka.
Obrzuciłasiostrę zazdrosnym spojrzeniem i postanowiła wyrwać swój kawałek tortu, ale
dużosprytniejniżwojującoślubnąsuknięmatki.
Przewróciłaparęstronwalbumie.
-Toja?
-spytałaBesięzasadniczymtonemiwtuliłasięwnią.
-Tak,wgodzinępourodzeniu.
-Awcześniej?
-Niktniemiałgłowy,żebyrobićcizdjęcia.
Japłakałam.
Tatuśpłakał.
-Cóż,przykromisłyszeć,żesmuciliściesięzpowodumojegourodzenia.
-Nocoty,Nastka.
Zewzruszenia.
Spojrzałamnaciebienamoimbrzuchu,tynamnie,iodrazuciępokochałam.
Nastkaprzytuliłasiędoniejłapczywie.
Malwinawypychałasobie przed lustrem brzuch ślubnej suknipluszakami i chodziła
przegiętapodomu,wpluszowejciążymnogiej.
CholernezakurzonepluszakipachniałyjakzakurzoneportierywKongresowej,dziesięćlat
temu.
- Posprzątajcie ten bałagan- rozdarłasię nagleBesia, a dziewczynki spojrzały na
niązaskoczone.
HM-Posiedzipaniznimi,telewizjępoogląda,niechsięniebiją,tuchleb,kanapkimożna
zrobić,paniteżniechsiępoczęstuje,dziękuję,żesiępanizgodziłaprzyjść.
-Agdzietamjabędęsiedzieć,janielubięsiedzieć-zaznaczyłasąsiadka,alewbrewswoim
deklaracjomjużsięrozsiadałanakanapie,jużchwytałapilota.
-Panispokojniewychodzi,jasiędziećmizajmę.
Jedź,sąsiadko,gdzietrzeba,załatwiaj.
Możecitrochęposprzątaćczyjak?
Jatuzdziećmiposprzątam,ważne,żebyodmałegodziewczynkiuczyłysięporządku.
-Dlaczegotylkodziewczynki?
-chciałazaprotestowaćBesia,aledarowałasobiedyskusjęzoczywistościami.
Zresztąwłaśniejechała,byznaleźćtego,któryitaknigdyniesprzątał.
- I naczynia wymyję -mówiła sąsiadka, obrzucając spojrzeniemzlew, który po obiedzie
dziewczynek znowu zdążył się napełnić, bo Besia, zajętaswymi zmartwieniami, nie
wstawiłagarówodrazudozmywarki.
Przekleństwootwartejkuchni!
Besia,chcącniechcąc,usłyszaławgłosiesąsiadkitonprzygany.
Budził się w niej bunt, o tyle idiotyczny,że przecież dobra byładla niej ta kobieta i
wyświadczałajejgrzeczność,więcBesianiepowinnapyskować,tylkoczućwdzięczność.
Ale pod cienkąpowłoką wdzięczności czaiła się irytacja podsycana pewnością,że gdy
tylko wyjdzie, to zawartośćjej szafekkuchennychzostanie przez sąsiadkędokładnie
przejrzanaizanalizowana.
Obytylkonieskomentowana-modliłasięBesiadokuchennegoboga,zakładającbuty.
- Pani się trochę przyczesze może - doradziła życzliwie sąsiadka, a Besia zapragnęła ją
udusić.
-Głodnajestem-wrzasnęłatymrazemMalwinaisiadłazastołem.
Zawsze musiała “w nie wmuszać posiłki, ale akurat dzisiaj zamieniłysię w nienasycone
piranie.
-Aobiadutochybapanidlanichniema?
Toracuchyzrobięalboco-zastanowiłasięsąsiadka.
-Zupajest.
-Acotozaobiad?
-wydziwiałasąsiadka.
-Ja
toproszępanirobiłamtak:codrugidzieńkotlety107
smażyłam,acodrugigotowałamzupę.
Tocodzień
miałamdwadania.
Besia,nieczekającdodeseru,znikłazadrzwiami.
-Noimasz-pierwszesłowateściowej.
-Niewróciłjeszcze?
Telefonunieodbiera?
Besiatylkopokręciłagłową,jużwiedziała,pocotuprzyjechała.
Poto,żebyjąktośprzytuliłdodużego,macierzyńskiegobiustu,pogłaskał
powłosachipowiedział,żewszystkobędziedobrze.
Teściowaprzecieżzapowiedziałauroczyście,kiedysiępoznały:
-Zawszechciałammiećcórkę.
Wiem,żeniedawnostraciłaśmamę.
Niemówię,żecijązastąpię.
Alebądźmysobiebliskie.
Jasiębędęotostarać.
Tobyłymądresłowa,najwłaściwszewtamtejsytuacji.
Noifaktycznie:teściowastarałasię.
Chwaliła,ganiła,obrzucałaprezentami.
Odwiedzała.
Proponowałapomoc.
Iprzedewszystkimdoradzała.
Besiauważniesłuchałatychporad.
Imwięcejichsłyszała,tymgorzejbyłojejnaświecie.
Boidlateściowejbyłoewidentne,żeżadnazBesimatka,żadnagospodynidomowa,żona
teżtakasobie.
ABesiamyślała,żejaksiępostara,tobędziewtymdobra.
Alboprzynajmniejukryjeswojąniekompetencję.
Alewidaćsięnieudało.
Czasempoczuciewinyztegopowoduniemaljejsięulewało,tworzącpulsującekałużena
podłodze.
Starałasięniezwracaćnatouwagi,buntowałasiępo.
108
cichuprzeciwtymradomirobiła,jakjejbyłowygodniej.
Wramachtejpartyzantkizabieraładziecinaobiaddobarumlecznego,gdyniezdążyłanic
ugotowaćprzedspacerem(jużsłyszałateściową,narzekającą,żezadrogoiżerozwaliim
żołądki).
Ulegałaim, kiedynie chciały zakładać szalików (zaziębiąsię, musiszbyć mądrzejsza od
dzieci, ty jesteś matką) i niezmuszała,gdy nie wyrażały chęci zjedzenia kolacji
(dziecipowinnyjadaćregularnie).
Ubierała córkę w spodnie(nauczy się brzydko ruszać), ale wszystkie tebuntyprzeciw
zasadom
propagowanym
przezspołeczeństwo,
a
wyrażanym
przez
teściową,
przeprowadzałazestrasznąniepewnością.
Odkurzaławspomnieniazdzieciństwa,tamszukającwzorców,aleświatsiębardzozmienił
odtamtegoczasu,aonaniemiaładrogowskazów,jaksięwnimterazporuszać.
Byłaodmieńcem,nieudolniezmierzającympośladachmatki,natyle,nailejąpamiętała.
Nieżywi jednak nie mają racji, a żywi dzwonią, wpadają, patrzą, kręcą w zadziwieniu
głowąitłumaczą:
- Oczywiście, zrobisz jak chcesz, ty jesteś matką,ale ja, kiedyTomek był mały, zawsze
robiłamtak.
Besia chciałazasłużyćna łaskawe słowo, więcprzed wizytą teściowej uładzała domdo
upadłego.
-Októrejtywstałaś?
-niemógłsięnadziwićTomek,gdybudziłsięosiódmejranowsobotę,bysięnapićwody,i
widziałjąwsamymśrodkuwielkiegowymiataniakurzuzewsząd.
Nieodpowiadała,októrej,niechcączwracaćjegouwagi,żetakwielebrakuje
109
jejdoideału.
A kiedy przychodziła teściowa i takod razu - swoim zwyczajem - chwytała za szczotkęi
śmietniczkę.
-Przydzieciachchybaniemaszczasusprzątać,prawda?
-ćwierkałaempatycznie.
-Jacięrozumiem.
Alezarazzrobimytuporządek,itysięlepiejpoczujesz,idziewczynkisięwdrożą.
Tomekpatrzyłnamatkę,kiwałgłowąicieszyłsię,żekobietyjegożyciarozumiejąsiętak
wspaniale,Besianatomiastwymykałasiędołazienki,gdziepopijałakranówąrelanium.
Przecieżteściowachcedobrze,tłumaczyłasobie,iczułasięcorazbardziejnieadekwatnie.
Terazteżtaksięczuła.
-Amówiłam,zadbajosiebie?
-drążyławłaśnieteściowa.
-Takostatniowyglądałaś,żeonnawetnaciebieniepatrzył.
Wygląd, wygląd to podstawa, onisą wzrokowcami,wiemcoś o tym, dlatego zawsze
fryzura,cera,manikiur,pedikiur,ciuch.
Takmabyć.
Tak,obowiązekkobiecygłówny,pozautrzymywaniemmachinydomowejwruchu,adzieci
w schludności i bezruchu, główny obowiązek to: być kuszącą,wyglądać, obiecywać
ispełniać,bymążniezechciałchodzićnaboki.
Z tego odwiecznego porządku Besiasię wyłamała za pomocą swego niechlujnego
podkoszulka.
Przełknęłajednakkomentarz,bochciaładowiedziećsięczegośoTomku.
-Kiedyonsięzmamąkontaktowałporazostatni?
Teściowazadumałasię.
-Aboontamdzwonidomnie?
Odkądjesteścierazem,prawiesięnieodzywa.
Ajakjadzwonię,toon.
zawszewpracyiwpracy,niemaczasurozmawiać.
Niemalitościdlasiebie,bochcewasutrzymaćnapoziomie.
Itentonwyrzutuwgłosie,jakbychciałapowiedzieć:totyniemaszdlaniegolitości.
-Kiedydoniegomamadzwoniła?
-Aczyjamówię,żedzwoniłam?
Pojechałam doszpitala, przedwczoraj, bo nie odbierałtelefonów,chciałam mu kolację na
dyżurzawieźć,boktomuzawiezie.
Alejużwyszedł,chociażprzecieżmówił,żemadyżur.
Zawiesiładziwniegłos,umknęłaspojrzeniemzaokno.
-Wieszcoś,prawda?
-jęknęłazdesperowanaBesia.
-Powiedzmiwreszcie!
-Miałamciniemówić,kochana,bopococitawiadomość,alejaichwidziałam.
Wczorajwsamochodzie,zjakąśmłodądziewczyną.
Odjeżdżalispodkliniki.
Tylkomimignął.
Bum!Stałosię.
Besiaciągleniedokońcarozumiała,cousłyszała.
Potrząsnęłagłową.
-Odjeżdżałzdziewczyną?
Popracy?
Aledokąd?
Helenaspojrzałananiązewspółczuciem.
AdoBesiznagłąjasnościądotarło,żeTomekporzuciłto,coprzezlataklecili,ipodążyłw
jakieśnowemiejsca.
Onazostałaztyłu,jakzostawaławdomu,gdyszedłcoranodopracy.
-Niemogłaśmiodrazupowiedzieć?
Zamartwiałamsię,żecośmusięstało.
-Myślałam,żezarazwróci,więcpocojątrzyć?
Alejeśliprzeztyleczasukomórkiodemnienieodbiera,musiałogonieźlewziąć.
111
Dzięki,mamo,pewniebymniejbolało,gdybyśwbiłamitępywidelecwbrzuchiobróciła.
Boli,ażbrakujetchu.
Besiadawnojużtylenieczuła.
Oddychać, koniecznieoddychać, cóż z tego, żew rytm stukającej jej w głowie frazy
“Kobietazdradzona,kobietazdradzona”.
No,oddech,oddech,zdradzona.
Nietypierwszainietyostatnia,oddychać.
Niemusiałasięspecjalniewysilać,bygozrozumieć.
Jej samej własna postać wydawała się tak dalecenużąca, że miała ochotę opuścić swoje
ciałoiudaćsięgdzieśdaleko,wysoko,spojrzećnasiebiezgóry,apotemszybkoprzenieść
wzroknakogościekawszego.
NaszczęścieTomekżyje,cooszczędzijejwizytywkostnicy.
Tylkożewybrałinneżycie.
Bezniej.
- Myślałam, że będę ci musiała dać na uspokojenie, a ty, najwyraźniej, wcale się tym
wszystkimnieprzejęłaś-teściowawahałasięmiędzyulgąarozczarowaniem.
-Twardajesteś,Besiu.
Toilepiej.
Tylkodzieciomnicniemów,brońBoże.
-Cośimbędęmusiałapowiedzieć,przecieżzauważą,żeojcaniema.
Tomożeprawdabyłabynajlepsza?
Czystecięcie?
-CięciatojużzostawTomkowi.
-Tocomamimpowiedzieć?
-Żetatawyjechałmoże?
Nakongres?
-Wkońcuitakzauważą,żetenkongrestrwazadługo.
Mamgoosłaniaćkłamstwami,podczasgdyonniezrobiłnic,żebytobyłomniejbrutalne.
Helenazacisnęłausta.
-Możejeszczewróci?
Dajmuszansę.
112
-Jakabyłatadziewczyna?
-wbrewsobiedopytywałaBesia.
-Znająmama?
-Mignęłamitylko.
Długiewłosy,opalona,młoda.
Nie,nieznamjej.
Alejanieznamtychjegokoleżanek.
-Toktośzeszpitala?
-Niewiem,mówiłamjuż.
Niewiem.
Bolimnie,żemnie,matce,niczegoniepowiedział.
Jaktakmożna?
-Mniebardziejboli,zapewniamcię.
Aterazpójdępokłamaćdziewczynkom.
-Zawalczoniego,maszatutywręku.
Zawalcz,chcesz,damciadresfryzjera.
Itakąbluzeczkęjeszczecidzisiajkupiłam,bycipasowała,masztutaj-iwcisnęłaBesido
rąkreklamówkę.
-Jakiemamatuty?
-Dwa.
NastusięiMalwinkę.
Besiazamilkła.
-Zdejmijtękoszulkę-odezwałasięnieoczekiwanieteściowa.
Planowaładodatkowąwiwisekcję?
-Słucham?
-Izałóżtęnową.
Wtejmaszdziurępodpachą.
Besiaudawała,żeniesłyszy.
Cholera,ręcejejsiętrzęsły.
-Helena,pożyczmiparęzłotych.
-Akonkretniecomasznamyśli?
-Konkretnietomamzerogotówki.
MinaHelenybyłamałopozytywna.
-BoTomekniedałmidostępudokonta.
NieufnośćnatwarzyHeleny.
Abujajsię.
Tyitwójsyn.
Besiawiedziała,żesamasiędaławtowrobić.
Odlatniezarabiała,jakbyzapomniała,żebezwłasnychpieniędzyczłowiekjest
113
niczym.
Ciekawe,zacodożyjedomomentu,gdysądzasądzialimenty.
Onaidzieci.
Trzebabędziecośznaleźćczyjak?
- Cóż, to do widzenia - obróciła się na pięcie iwyszła, nie celebrując zwyczajowych
całusków- jedencmok w powietrze pachnące perfumami obok prawego policzka
teściowej,drugiwpowietrzeoboklewego,trzeciobokprawego.
Zulgąopuściłamieszkanie,gdziedoresztyzawaliłosięjejżycie,izbiegałaposchodach,
tupiącjakFredAstaire.
Tatatam,tatatam.
Jakaśstarszapaniwypadłazzadrzwizwrzaskiem:
-Jawaszatotupaniedostrażymiejskiej.
-stanęła,wpatrującsięwBesię.
-Myślałam,żetocikretynizsiódmego.
-Janiezsiódmego.
Poprostukretynka.
Izbiegała,tupiącdalej,asynkopysypałysięspodjejpodeszewjakkaskady.
Musiałaufaćintuicjiswojegosyna,chybabyłjakiśpowódtegowszystkiego.
Nobodlaczegoniedałwłasnejżoniedostępudokonta?
Fakt,Besianiebyłaspecjalniegospodarna,możeotochodziło.
Pewnietak.
Starłazestołu,którytojużraztegodnia.
Noidziękitemulśniłjaklustro.
Nagleogarnąłjąwstyd,jakmrowienie,którewędrowałoodstópcorazwyżej,ażwypełzło
najejpoliczkiczerwonymiplamami.
Jaktosięstało,żewypuściłapotrzebującązeswojegodomu,porzuconąmatkę.
dwojgajejwnuków?
Takitojejkatolicyzm?
Irytującoobcatasynowainiesłuchanigdydobrychrad,alenie,ona,Helena,niepozwoli,
bydziecibyłygłodne.
Przecieżmawdomutrzystazłotych,ainaniedzielęjezaprosi,apotemjeszczedajedzenie
dodomu.
JakmogłanieposłuchaćprośbyBesi!
Nieważne,co Tomeko tym myślał,ale onaniezostawi bez opieki kobietyz jego dziećmi,
krwizjejkrwi.
Helena wsunęła stopy w pantofle, potrwało todłuższą chwilę,pieniądzezwinęła starannie
iwsadziładokieszonkitorebki,zasunęłasuwak.
Nibysamiswoiwtymbloku,alestrzeżonego.
Notak,Besianiewzięłanawetbluzki,którąjejkupiła.
Helenawsadziłareklamówkęzbluzkądotorebki.
Zamknęłamieszkanietylkonajedenzamek,bosięprzecieżspieszyła,imającnadzieję,że
tenpośpiechsięnaniejniezemści.
Poszła jak najszybszym krokiem do windy, wolałaby pobiec, ale z tymi kolanami
przecieżbiegaćniebędzie.
Windazestęknięciempołknęłająiwyplułanadole.
Helenaostrożniewyszłazbloku,nielubiłatychstromychschodów.
Rozejrzałasię.
Besianiemogłajeszczeodejśćdaleko.
Och,jakdobrzebyćdalekowidzemnastarość!
Jejsynowa skręcaławłaśnie za pawilon, żałosna w sumie postać, źle ubrana i dziwnie
chodzi,dlaczegotekobietytaksięterazoszpecają?
Aletonarazienieważne.
-Besia!
Zasłabo,tchujejbrakowałoigardłoniechciałosłuchać.
-Besia!
AleBesiajużzdążyłazniknąćzapawilonem.
Helena usiłowała zmusić swojestopy, by szybciej odrywały się od ziemi i stawały w
nowychmiejscach,alebyłyciężkie,jakbyszewcwszyłjejołówwpantofle.
Suwaławięctylkojaknajszybciej,alekiedyzasapanadotarłazapawilon,Besijużniebyło
widać.
BESia
Toilepiej,żeHelenaniedałajejkasy.
Pocopieniądze,zktórychznowutrzebasiętłumaczyć?
Wiecznekontrole w domu, jak ubrałam siebie i dzieci, czymje karmiłam,jak
posprzątałam,jakwpasowujęsięwkierat,jakspisujęsięjakokobieta,matka,jużnieżona.
Pocomito?
Zatychparęzłotych?
Zarobię.
Jakoś.
Iniktniebędziemiałprawamniekontrolować.
Chybażesąsiadka.
Będziemusiałaiśćdopracy.
Nawetniewiedziała,jaksięzatozabrać,potakiejprzerwie,przecieżtakapraca,prawdziwa
praca,wniczymnieprzypominalogistykizakupówimenedżmentulodówki.
Będziemusiałazostawićdomsamopas,dziecipewnieteż.
Na klucz na szyi za wcześnie, jakaś opiekunkapewnie, sąsiadka może, wścibska istota,
przecieżnieHelena,niepotym,codzisiajmiędzynimizaszło.
A ona, Besia, wyjdzie wtedy z domu na cały dzień, zostawi domową machinę, jużnie
będziepanowaćnaddietądzieci,nadliczbązjedzonychprzezniemarchewek,nadtym,co
robiąposzkoleiprzedszkoluorazcooglądająwtelewizji.
Zdasięnaprzypadkowość.
116
korkówkomunikacyjnych,możetrochęmniejszych,gdypowódźsięskończy,izmienność
godzinpowrotudodomu.
Mąż będzie żył swoim życiem, gdzieś tam,daleko ioddzielnie od nich, toakurat żadna
zmiana,adzieci-teżcorazbardziejoddzielneodniej.
Wyglądało na to, że drążek kontrolnynagle wyrwałjej się z rąk i okręcając siędookoła,
walijąporękach,pobrzuchu,ponerkach.
Przystanęła,wyprostowałasię,spojrzaławoczyswojemuodbiciuwszybiewystawowej.
Kiedytwarzzastygłajejwtymzrzędliwymgrymasie?
Spróbowałarozluźnićusta,aleniepuszczały,jakbyodlatniezmywałaściągającejmaseczki
kosmetycznej.
Stanęłaipocierałabruzdykołonosa,pionowezmarszczkimiędzybrwiami.
Ktojejtakąmaskęnałożył?
Oj,kto,kto.
Samasobietozrobiła.
Samawybrała,małżeństwo,macierzyństwo,siedzeniewdomu,niktjejniezmuszał.
Tak zdecydowała, i tę decyzję podejmowała wciąż nanowo, co dzień, cogodzina,
nastawiając budzik dziesięć minut wcześniej, by naszykować wszystkim śniadanie i
jeszczeogarnąćsię,byniewidzielijejtakiejrozmamłanej.
Podejmowała decyzję każdym jajkiem wsadzanym dorondelkai każdym pociągnięciem
obieraczki.
Wzbudzała wsobiewdzięczność za możliwość takiego życia, gdy brałaz szuflady kolejne
setki, nie buntując się, że nadal nieznapinu do konta Tomka, starała się za to być
zadowolonaizadowalać.
Dusiła w sobie tę małodusznąmyśl, że ma tylkojedno życie, które właśnie przetrąca
naobsługętrzechosób,ajużzwłaszczaniewyrażałajejwrozmowach
117
zkoleżankami,bozarazpadłobypytanietakiejakto,któreczęstosłyszałaodAni:“Aczego
cibrakuje?
“.
Noczego?
Iniewiedziałaby,coodpowiedzieć.
Kiedywieczorem leżaław łóżku, zastanawiała się,zczym danego dnia nawaliła(mycie
lodówki, zapomniała zadzwonić do dentystki dziewczyneki przyszyć Tomkowi guzik do
płaszcza).
Myśliwzbierałyjakwoda.
Wokółniej zbierałysię kałużepełne poczucia winy, żenie sprostała, że nie docenia, że
tęskni,asamaniewie,zaczym,nabieraływody,wypełniałysiępobrzegiipowiększały,aż
czasemśniło jej się,żepodsiąka materac łóżka, więc bała się odwrócić nabrzuch, by nie
paśćtwarząwtęwodę,wtemydliny,tepomyjeisiędoresztynieutopić.
-Wstrętnaegoistka!
-powtarzałasobie.
-Ty samolubie, zapominasz, nie spisujesz się, a tu mążsiępoświęca, ludziratuje, zarabia i
wkładadoszuflady,apacjencigobłogosławią.
Dziewczynki przecież potrzebują matki, obecności, ciepłego posiłku, życzliwości,
sprawdzenia lekcjii dbania o ich zęby,zdrowiei stroje, a ty ciągle o czymśzapominasz, a
pozatymniechcecisięgotowaćdwóchdańnaobiad,piecciasta,azamiastsłuchać,comałe
opowiadająpopowrociezeszkoły,przedszkola,myśliszojakiśkretyńskichkałużach.
Obrzydzeniedosamejsiebiezabarwiałonabrudnobrązowykolorwodępodciekającąpod
łóżko,awtedymarzyła,żemożezdarzysięcudiktośjąuratuje.
Żenadlecibiałyhelikopterispuścidrabinkęsznurową,poktórejBesialekkowespniesiędo
góry,.
118
dalekoodpoczuciawinyibezsensunigdyniedośćdobrejcodziennejkrzątaniny.
Zniknie,zapomnąoniejibędziewolna.
Tak sobieroiła o ratunku,ale przecież nie wypadało myśleć o ucieczce, tym bardziej że
samaniewiedziała,dokądmiałabyuciekać.
Wiedziała za to, żedokądkolwiek by trafiła tym helikopterem, poczuciewiny nie
opuściłobyjejdokońcażycia.
Czułaby sięwinna, że nie tkwi tam,gdzie powinna, by tworzyćpełną rodzinę,by dbać o
mężaiodzieci.
Noboczegonibyjejbrak?
Czego?
Ptasiego mlekachyba, powtarzała sobie, czasem w domu, czasem nazakupach,
ażdziwnienaniąpatrzyliinniklienci.
Tyegoistko,otrząśnijsięidoceń,comasz.
Doceńiniemyślotejpowodzi,któracowieczórpokrywacięrazemzłóżkiem,zgłową.
CzyżbyiTomekczuł,żetonie,kiedyspałobokniej?
Notowłaśniewyszedłnabrzegnowejwyspy.
‘ROZDZIAŁ
4.
/QW
TęskniłazawannąpełnązimnejwodywmieszkaniuChudego.
DosamegoChudegojednaknietęskniła,dziwnydzieciakityle.
Samaniewiedziała,cootymmyśleć.
Nibynie czuła w jego obecności zagrożenia, ale musiałaprzyznać, że zachowywał się
jakrasowyzboczeniec.
Dotykaćjejbrzucha?
Wąchaćjejpot?
Napierwszyrzutokawyglądałbezbronnieiniewinnie,aleonawiedziałaswoje:cifacecisą
wszyscytacysami.
Doktorgapiłsięnaniąbadawczo.
Byłacorazbardziejpewna,żepodosłonątychnibyuspokajającychpastylekwykorzystał
jąwnocynaswójsposób,bycośmiećztegocałegopocieszania.
Boprzecieżniktniczadarmonierobi.
Badałaparęminuttemuwłaziencepalcem,czynictamniezaszło,aleniemiałapojęcia,po
czymmiałabystwierdzić,żecośzaszło.
Nicjejnieszczypałoaniniebolało,alewtakimraziejakimiałbyintereswuspokajaniujej
przezpółnocy?
Isiedzeniuwjejmieszkaniudorana?
Męczyłyjątepytania, męczyłojąjego niewytłumaczalnezachowanie,więc wzięłago za
ramię,wyprowadziła do wnęki kuchennej, jak najdalej od uszu kobietyz piersiami (która
oczywiściemusiałatoskomentować:-Wogólesięniekrępujcie,janiesłucham).
-Dlaczegozostałtupanumnie?
Całąnoc?
-Słucham?
-Jakimiałpanwtyminteres?
-Niepotrzebniezostałem?
122
Przypatrzyłamusię.
Wielkie,czarneoczydoktorawyglądałykompletnieniewinnie.
Tymgorzej,bonieufałaludziomoniewinnymwyglądzie.
Jejdziadekmiałoczy błękitne jakjasne dżinsy, ogromne, siwewąsy i miłą, godną zaufania
twarz.
Temu wyglądowizawdzięczał, że dwa razy po kolei został sołtysem,a w każdej procesji
szedłzarazzaksiędzemzesztandaremRolnikówPodlaskichWsiMaryiorazwizerunkiem
czwartej osoby Trójcy Świętej odzianą w błękity,trzymającą bukiet kwiatów
wyhaftowanychzłotąnicią.
Dziadek uśmiechał się wtedy do księdzai do PanaBoga, zaciskał dłonie na drzewcu
sztandaru,aAgatynawetniezauważał,bozawszepatrzyłwyżej.
Nienawidziłategosztandaru,procesjiiksiędza.
NienawidziłanawetPana Boga, kiedy dziadek kroczył triumfalnie w pierwszym rzędzie i
nawetsięniepotknąłanigopiorunżadennietrafił.
Nienawidziła,ale-dziwnasprawa-trochębyłazniegodumna,żejesttakiważny,anawet,
jeślinieliczyćksiędza,najważniejszy.
Dumnabyła,żenoszątosamonazwiskoiżetakaznacznaosobajestojcemjejojca.
A takw ogóle to najbardziej chciała, bydziadek,kroczącztym sztandarem, dostał jakiejś
nagłejchoroby,przewróciłsię,wywaliłsztandar,zatrzymał
pochód,zawstydziłksiędzaispowodowałwielkiezamieszanie.
Tymi myślami karmiła się przez całą procesję, a jejspojrzenie bywało wtedy wyjątkowo
uduchowione.
Ksiądznareligiichwaliłpotem:
-Agatka,tylkopotobiejednejwidać,żeidącwprocesji,sięmodlisz.
Chichotaławtedywduchu,bezkarnaigrzeszna.
123
TOMEK
Znałtenwyraztwarzy:gdziesiępchaszzeswojąśmiesznąpomocą.
Aprzecieżbyłpewien,żeciężkobyjejbyłosamejporadzićsobiebezlekówztakąhisterią.
Dziewczynajednakniemusitegowiedzieć,ajemuniepotrzebnajejwdzięcznośćiuznanie.
Małostkoweprzyzwyczajenia.
Zrobił,couważałzastosowne,żebybyćzesobąwzgodzieityle.
Pocomujej“dziękuję”?
Miałjednakdośćjejpodejrzliwychspojrzeń.
Wynieśćsięstąd,gdziemarnujeczas,życie,umiejętności.
Dzisiajbyłrozpisanydodwóchoperacji,więccosiędziejezjegopacjentami?
Cholernawyspa, chyba szalupę przyjdzie zbudować i wiosłowaćdłońmi chirurga w tej
pełnejdrobnoustrojówwodzie.
Cholernawyspaigłupia,nieufnadziewczyna,zktórąnawetniebardzomajaksięrozstać.
AW
Doktorek patrzył na nią, jakby była soczewką,jakby przez nią wpatrywał się w coś
ważniejszego.
Wrolisoczewkiczułasięnieswojo,choćibezpieczniejzarazem.
Fakt,niezachowywałasiętypowo.
Alejejskromnymzdaniemonrównieżzachowywałsięconajmniejdziwacznie.
Nobo odkąd to chirurdzy onkolodzyzajmują się pocieszaniem rozhisteryzowanych
pacjentekwichdomach?
Coon,życiaprywatnego,rodzinyniema?
Terazteż-zamknięty.
124
wsobie,nieswój.
Poczuciewiny,jaknic.
Straszliwepodejrzeniezamieniałosięwpewność.
Tak,wykorzystałją,kiedybyłanieprzytomna.
A potempowódź uwięziła jejpozornego dobroczyńcę, a naprawdę gwałciciela, w jednej,
osiemnastometrowejklatcezofiarą.
Wobecnościdwóchświadków,jeśliliczyćdzieciaka.
-Spałpanzemnątejnocy,doktorze?
-spytałagowreszcie.
Spojrzałnanią,jakbygonagleobudziła.
Powtórzyłapytanie.
Przestraszony?
Ajednak.
TOMEK
Zdębiał.
Iśmiaćmusięzachciało.
Ontuuprawiajudymizmpraktyczny,aonawzamianpodejrzewagoogwałt.
Fakt,niejedenjegokolegabyłbyzachwyconysytuacją,wjakiejznalazłsiętejnocy.
Samnasamzdwudziestoparolatką,którawymagapocieszenia.
Niejednegonieodstręczyłabynawetświadomość,żejestpacjentką.
Aleonnieumiałspojrzećnaniąjaknaobiektseksualny.
Obiektywniewidział,żemacałkiematrakcyjneciało,doświadczeniepodpowiadałomuteż,
żejejmałym,sterczącympiersiomniczłegosiętymrazemniestanie.
Podobałymusięjejgłębokie,brązoweoczy,choćodstraszałgojejwyraztwarzy.
Cozadziewucha,nonstopponurainajeżona.
Awdodatkuwciągawtobagienkoijego.
Dziewczynadrżałacałaodniewypowiedzianychemocji.
Tomeknachyliłsiędojejuchaiszepnąłwsamśrodek:
-Niespałemztobą.
Możeszsięuspokoić:niespałem.
Jesteśmojąpacjentką,niekochanką.
Baba karmiąca najwyraźniej miała dobry słuch,bo obrzuciła badawczym spojrzeniem
okolicejegorozporka.
Miałdosyć.
Iść stąd, iść, tam, gdziemożnabyć użytecznym, czynić dobro, przywracać wzroki
wskrzeszaćprawieumarłych.
Stopy go znowuswędziały, czuł to często, gdy posiedział chwilę w domu,we własnym
domuoczywiście.
Iśćicośrobić,cośpożytecznego.
Wyjrzałprzezoknoinaglezapragnąłwykonaćpółokrągłyskokwbrunatnątoń.
Uwierzyłamu,pewniedlatego,żetakstraszniewyglądałnawinnego.
Miałaprzedsobązałamanegoczłowieka,aniezdobywcę.
Choćtrudnobyłouwierzyć,żepoprostuchciałjejpomóc,zaopiekowaćsię.
Nikt nic za darmo nie robi, mogła to stwierdzić napodstawie doświadczenia swych
dwudziestusześciulat,życianawsiinietakdawnejprzeprowadzkidoWarszawy.
Stałprzyoknieiukrywałprzedniątwarz.
Todobrze,boinaczejonamusiałabyukrywaćtwarzprzednim.
Byłojejtrochęgłupio.
Nie,taknaprawdębyłojejbardzogłupio.
Razwżyciutrafiłananaprawdę.
126
dobrego,ludzkiegolekarzaimusiałagoobrazićkretyńskimposądzeniem.
Rozemocjonowanakarmiącausiłowałazrozumieć,ocochodzi.
Oczybiegałyjejjaknameczuping-ponga:odAgatydodoktorka,oddoktorkadoAgaty.
-Bluzkęsobiepanimlekiemzalała-zemściłasięAgata.
Babsko nie odpowiedziało, przyglądając się badawczo i bezwstydniejej twarzy, jakby
dzieliłjąodniejekrantelewizora.
Agatamiaładośćbyciapostaciąwserialu.
Pójdziesobietam,gdzieniktnaniąniebędziepatrzeć.
Jużjednakwprzedpokojuzrozumiała,jakbardzosięmyli.
Nikt?
Ledwodałaradęotworzyćdrzwi,przyciśnięteludzkimiplecami.
Jeszczejejtambrakuje,naprawdę.
Wiedziała, że nikt jej tam nie chce w tejgęstwie, alenie mogła siedzieć w
ciasnymmieszkaniu z doktorem, którego przed chwilą skrzywdziłanieładnym
posądzeniem.
Więcstałapodścianąnaklatceschodowejimarzyła,żerodzisięjeszczeraz.
Gdzieindziej, w innej rodzinie, zdrowa,mądra, normalna, z wyczuciem doludzi i z
wyczuciem sytuacji,wiedząca, co i kiedy możnapowiedzieć oraz ufającatym, którym
zaufaćmożna.
Oparłasięościanę.
Skoroniemogłaurodzićsięponownie,chciałabywniknąćwmur,wtopićsięwniegoistać
sięznimjednym,niewyraźnyzarystwarzyjakwzórzaciekunatynku,patrzyłaby,słuchała,
alenicnieczuła,niemyślała.
Tylebyjejwystarczyłozżycia.
Słyszałaby, jak ludzie szepczą na korytarzu o pontonach,o ratunku, onoclegach i
darmowychposiłkach
127
wszkole podstawowej, jak z nadzieją zbierają bety porozkładane dookoła siebie, w
oczekiwaniuwyglądająprzezkorytarzoweoknozjednąmyślą:zabierzcienasstąd.
Wtedy nie miałaby tego straszliwego poczuciawiny, że tak obrzydliwie obraziłaosobę,
którachciałajejpomóc.
Ludziegadaliitworzylinowewięzi.
Plotkowali.
Wwindziestałpodobnozamkniętyjakiśfacet,przynajmniejmagdzieusiąść,pomyślała,na
parterzejedenkotnauczyłsiępływać,choćwszyscymyśleli,żesięutopi.
Komuś zaginęła babcia, ktoś pytał, czy staruszka uczyła się pływać razemz kotem,
ktośparskałśmiechem,ktośkogośstrofował.
Ten dziwaczny Chudy siedziałpod ścianą i wykrzywiał się strasznie, jakby robił coś
wymagającegowielewysiłku.
Wolałasięniedomyślać,cotomożebyć.
Zauważyłją.
-Corobisz?
-Jakwidać-odpowiedziała.
Przesunąłsię,żebymiałagdzieusiąść.
Nakorytarzudżentelmen,wdomuzboczeniec.
-Cosiętakkrzywisz?
-spytała.
-Słuchamludzkichmyśli.
-Co?
-Naprawdęsłyszę.
Tynaprzykład.
Tobieteraztrochęulżyło.
Miałaśproblemigorozwiązałaś.
Małyproblem,botedużeciągletumasz-wskazałrękąnajejczoło.
Teżsobiewymyślił.
-Wszyscytumająproblem.
Tensam.
Zalałonas.
128
-Totylkododatek.
Żebyśmiałapojęcie,czymciludzieżyją.
-Atymaszpojęcie?
-Niewierzysz?
Sprawdź.
-Notooczymmyślinaprzykład.
-rozejrzałasię-naprzykładtamtapani?
-wskazała mu postaćubraną w czarną spódnicę nałożoną na różową, falbianiastą koszulę
nocną.
Kobieta patrzyła na mężczyznę siedzącego obok, któryoparł głowęna rękachi usiłował
spać.
Chudyskrzywiłsię,zamknąłoczy,sapnąłizamarł.
Dopieropodłuższejchwiliprzemówiłmonotonnym,drewnianymgłosem:
- Kiedynapełniałam wczoraj wodą kolejne pojemniki w łazience i kuchni, ty co
chwilauciekałeśdoubikacji,żebypisaćesemesydokochanki.
Wiem,żejąmasz,niejestemślepa,aledawałamciczas,żebyśochłonął.
Wnocymusieliśmysięszybkospakować,aletycałyczasszukałeśswojegotelefonu.
Niewiesz,żetojacigoschowałam.
Wiem,terazsięmartwisz,żeonaniemaodciebieżadnychwieści.
Mamnadzieję,żeniepożyczyszkomórkiodemnie.
Nie,chybanie,maszjeszczetrochęprzyzwoitości.
Takibyłeśdumny,żeniezapomniałeśzabraćzdomuszkatułkizbiżuterią.
Jużciniechciałammówić,żenajcenniejszerzeczyzaszyłamwpoduszcenakanapie,mam
nadzieję, żepoducha leży tam do tej pory, przecież ta woda niezaszkodzi złotym
pierścionkom.
Agaciechciałosięśmiać.
-Naprawdęmyślisz,żesłyszysztowszystko?
Chudy?
Wtakimraziemusiszmiećwgłowiestrasznyhałas.
129
-Mam,niestety.
Wiesz,jakiczasemjestemtym
zmęczony?
-Natonapewnosąpastylki.
-Apocomipastylki?
Tojestcałkiemciekawe.
Niechceszspytać,cosłyszęodciebie?
Nie,natoniemiałanajmniejszejochoty.
Korytarzem przepychała się kobieta w czapce nabakier i opasce na oku,jaku
jednookiegopirata.
Wszyscysięusuwali,bylebytylkodonichniezagadała.
Agataniemogłaoderwaćodniejwzroku:byłajedynąosobą,którapatrzyłanajednooką.
-Mysięznamy?
-spytałakobieta.
-Nigdytupaniniewidziałam.
NatomiastAgatawidywałajączęsto.
Panidyrdającaprzechylonymtruchcikiem,zawszedziwnieskrzywiona,zawszewruchu,co
parędniobwieszałaidiotycznymiogłoszeniamiklatkęschodową.
“CzyTWOJEDZIECKOuciekasięwieczoremdoAniołaStróża?
“,“Skandaliczneporządkiwżyciuiucieczkadopoukładanejśmierci”,
“MódlmysięzapoległychwPowstaniu,Powązki,kwatera.
“,“MódlmysięoPowstanieświetlicyosiedlowej”.
Wszystkie plakatywypisane starannym, kaligraficznym pismem na białych kartkachz
blokurysunkowego.
-Nie.
Nieznamysię.
-Tocopaniturobiwtępowódź?
Agatawzruszyłaramionami.
Ludziepodścianamiśmialisięztejgłupiejrozmowy,choćstaralisiętorobićdyskretnie,
bykobietanieprzeniosłazainteresowaniananich.
Agatazplamynaścianiestałasięnaglebohaterkąwidowiska.
130
rozrywkowego.
Wściekałoją,żewszyscygapiąsięnanią,iwściekałojąrównież,żejątespojrzeniabolą.
Jednooka na szczęście podyrdaładalej, ludzieusuwali się przed nią jakMorze Czerwone
przedMojżeszem.
Agata skorzystała z okazji, że powstałoprzejście iruszyła zawariatką nagle
opustoszałąścieżką.
Szły gęsiego po korytarzu, po schodach, pometalowej drabince na ostatnim piętrze, aż
stanęłynaniemalpłynnejzgorącapapiedachu.
Zgorącejduchoty-jakwparowarze-trafiłynapatelnię.
Podachułaziłygołębie,więcej-nikogo.
Czerńpod nogami aż parzyła przezbuty i skarpetki, i silnie pachniała smołą, co akurat
Agatabardzolubiła.
Wdomunawsidachkrytypapąmielinaszopie.
Jakomała dziewczynka chowała się na nim, kiedy w maleńkim domu pełnym
ludzizatęskniłazasamotnością.
Od tyłu rosły leszczyny, więc lekkowychylającsięz dachu, możnabyło nazbierać garść
orzechów,które potem gniotłosię podeszwą,wkładało do ust,przegryzało i godzinami
obracałojęzykiem,conaprawdęwystarczałozamiastobiadu.
Jednooka,dziwniebliskoskrajudachu,wypatrywałaczegośwburejwodzienadole.
Mimożewariatka,rozsądnieprzyniosłazesobącośpodtyłek.
Rozłożyłakoc,siadła.
-Wiem,lepszyodkocabyłbymateracdmuchany-zaznaczyła-bocozrobimy,jakwoda
podejdziewyżej?
Pacnęładłoniąoboksiebie,żebyAgatasiadła.
DzisiajwszystkienapotkaneprzezAgatękobietypokazywały,gdziemausiąść,czułasięz
tym nieswojo, choćmoże to był ogólnokobiecygest, któregoona z różnych powodów się
nienauczyła.
-Mójnarzeczonymiałwysokąchmuręwłosównadczołem-odezwałasięwariatka.
-Brylantynyużywałitakpiętrzyłpięknietepukle.
Wysokibył.
Umarłgdzieśtutaj,naPowiślu,podczasPowstania.
Szukamgrobudodzisiaj.
Jaśopowiadałmi,jakumarł,Jaśtobyłjegoprzyjaciel,zeszkoły,nieuwierzysz,jakiteraz
łysy!
Umarł,bodostałwbrzuch,mójAntek,wszystkomuwypłynęło.
Jaś nie wiedział,jakmu pomóc, więc siedział takobok i wołał na sanitariuszki, ale żadnej
nie było, zresztą co one mogłybytam zrobić, tezłote dziewczynyzeswoimi plastramii
gazikami.
Antośumarłipochowaligowktórymśpodwórku,Jaśniepamiętał,wktórym.
Po wojnie tyleich schodziliśmy, patrzyliśmy na wszystkie ekshumacje, ale w żadnych
zwłokach nie poznałam mojegoAntoniego, mojego pięknego Antoniego z lokami
nadczołem.
MówiłamwięcdoJasia:onwtakimrazieżyje,aleJaśmówił:flakimuwyleciałynabruk,
leżałyobok,niemógłprzeżyć,umarłprzymnie,sammuoczyzamykałem,więcjestgdzieś
tutaj.
Myślęsobieteraz,żeAntośmożebyćwszędzie,możenawetpodnaszymblokiem,możetu
leży,patrzynanaszdołu,zaglądanampodspódnice,mójdowcipniśkochany.
Zginął, broniąc sztandaru, co zapiękny gest, samagohaftowałam nitkami wyprutymi ze
swetrów, takipięknysztandar, miał byćz Maryją, ale niemiałamniebieskiego, więc tylko
napisyikotwiczkapowstańcza,otaka.
132
Narysowałaczubkiembutawrozpuszczonejsmolepowstańcząkotwiczkę.
-Wieszco?
-WariatkanachyliłasiędouchaAgaty.
-Głupie,żebroniłkawałkamateriału,żedlaszmatyoddałżycie.
Odsunęłasięiciągnęłajużgłośno:
-JakieAntośmiałpięknewłosynadczołem,takąfalę.
Częstodotykałamtychwłosów,miałampotempalcecałewbrylantynie.
Wycierałamjewspódnicę,znalazłamjąwszafiepopowstaniu,pachniałaAntonim.
UmarłdlaPolski.
Aty,dziewczyno,kochaszPolskę?
Agatynigdyniktotakierzeczyniepytał.
Zresztą,coza
idiotycznepytania,
na
tym
dachu,naprawdę,jakbyPolska
była
tu
najważniejsza.
-Jateżciniepowiem,czykocham-powiedziaławariatka.
-Niepowiemci.
Agatamiaładosyćgłupotjednookiejwariatki,upału.
Ręceprzyczepiłysięjejdosmoły,którąbyłwysmarowanydach.
Gorącem nie przejmowały się tylkokaraluchy, które w bezpiecznej od nich
odległościgrzałyplecki,udającrodzynki.
Zarazjejpękniegłowa.
Samaniewiedziała,dokądmaiść.
-Przyjdzieszdomniewgości?
-jaknazamówienieodezwałasięjednooka.
-Herbatycizrobię,mocnaherbatanajlepszanaupał,wiesz?
-Agdziepanimieszka?
-Górnośląskajedenmieszkaniatrzynaście.
Tobyłopierwszepiętro,terazpodwodą.
Agatawyobraziłasobie,jakwzoremMuminkównurkują133
w zatopionym mieszkaniu poczajnik, herbatę, ciastkaw próżniowym opakowaniu, jak
pływają wposzukiwaniu słodkiej wody tam, gdzie rozpuścił się cukier,jak chmury mąki,
ławice kaszy znaczą obecność kredensu, jak zatopione ubrania pływają po pokoju,
wyglądającjakwzdętezwłoki.
Nie,ubraniatonąodrazu,cozabzdury.
Swojądrogą,czytakawariatkamieszkasama?
-Mieszkapanisama?
-Zmamą.
Zawszechciała,żebymzostałanauczycielką.
-Ico?
-Izostałam.
-Super.
-Rozejrzyjsię,niepłyniegdziemójAntoś?
Poznaszgopobiało-czerwonejopasce.
-Ilemapanilat?
-Anailewyglądam?
Nadziewięćdziesiąt,pomyślałaAgata,iniemożeszmieszkaćzmamą,niewtymwieku.
-Chodź,poopalamysię.
Jazawszemiałamciemnącerę,takaczekoladka.
No,wyciągnijsięnakocu.
Jatuczęstoprzychodzę.
-Nielubięsłońca.
Pójdęjuż.
-Zostań,warto,zobacz,jakiepięknejezioromamy.
Idzieńpiękny.
ZarazmójAntośdonasdołączy,poopascegopoznamy,ipotychwłosachnadczołem.
Chodź,popatrzymy.
Pocoontegosztandarubronił,pocoginął,drugibymmuprzecieżwyhaftowała.
ZrobięmusztandarzpięknąNajświętsząPanienkąwbłękitnympłaszczu.
Choćdziśtomoże.
134
jejbyćwpłaszczutrochęzagorąco.
Ajakbyitensztandarchcielizabrać,toprzecieżznowumogęzrobićnowy.
Niemasięocobić,prawda?
Agata wsuwałasiędo mieszkania ukradkiem,wstydliwie, jak pies,któregozbili, bo zagryzł
kuręiboisię,żeznowuzatooberwie.
Karmiąca pogrążonabyła na szczęście w kontakcieze swojąpijawką, a doktor nic nie
powiedział,spojrzałtylkożyczliwie,jakbywszystkorozumiał.
Siedziałwfotelu,stosyjejciuchówodwiesiłnaoparcie.
Opadłana taboret obok niegoi nagle zapragnęła położyć mugłowę nakolanach, żeby ją
pogłaskałpowłosach,aonabysięwtedynareszciepoczułabezpiecznie.
-Przepraszam-powiedziała.
-Wporządku-odrzekł,aAgatapoczuła,żeznowumaczymoddychać.
TOMEK
Wróciła spocona, skruszona, czerwona na twarzy, bardziej nawet od nich, zgrzanych
siedzeniemwdusznymmieszkaniu,wktórymwyraźniepachniałozsiadłymmlekiem.
Od razupo przebaczeniu twarz jej sięwygładziła,wydawało się nawet, że jest
bliskauśmiechu.
Zupełnieinnadziewczyna,namomentwyluzowana,jakbyzdjąłjejżelaznąmaskę.
Dopieroterazpoczuł,
135
żepoprzedniegowieczorudobrzezrobił,żetuzniąprzyszedłizostał.
Jakdobrylekarz.
Todziękiniemuniebałasię,niezamartwiała,spała.
Naglewstałaiposzładołazienki,nawetdrzwiniezamknęła.
Dziwne, choć po zastanowieniu doszedłdowniosku, że pewnie byłoby jej za ciemno,
gdybyzamknęła.
Długojejniebyło,aleniedochodziłystamtądżadnedźwięki.
Możechcebyćsamapoprostu,tłumaczyłsobie,jednaktogoniepokoiło.
Wstałizajrzałdyskretnieprzezszparęwdrzwiach.
Odetchnąłzulgą.
Siedziałanabrzeguwanny,wyprostowana.
Niepatrzyłananiego.
Matamwejśćczyzostawićjąsamą?
Nagle skonstatował z zadziwieniem, że dawno jużnie przejmował się tak czyimiś
nastrojami.
Dziewczyna spojrzałana niego, nawet się wychyliła w jego kierunku, jakby coś chciała
powiedzieć.
Włazienceniebyłozbytprzyjemnie,wsensiezapachów,jakiebiłyzodpływów,aletrochę
chłodniejniżwpokoju,taksięprzynajmniejnapoczątkuwydawało.
No,możepółstopniamniej,stwierdziłpochwili.
Zamknąłsedesiusiadłnadesce.
-Acobędziecietampociemkusiedzieć?
-ryknęłażyczliwiekarmiąca.
-Myteżsięzestarymwygłupiamyczasemnapanipani!
-próbowałajeszcze,aleniktjejnieodpowiedział.
Wtychciemnościachniebyłtegopewiendokońca,alenaglewydałomusię,żedziewczyna
uśmiechnęłasiędoniego,porazpierwszychyba.
Wpatrzyłsięwjejtwarz,ledwowidocznąwpółmroku.
Tak,białezęby,cóż,żespodełba.
136
-Alepannabroił.
-Ja?
-Panjątusprowadził-szepnęła.
-Maszdomnieotożal?
Popatrzyła na niego poważnie, jej twarz znowujakby przywdziała okiennice
antywłamaniowe.
-Mam.
Botomojemieszkanie.
-Chciałempomóc.
-Nibytak.
Alewszystkimsięniepomoże.
Zresztą,copotakiejpomocy-jednymlepiej,ainnymgorzej.
-Przepraszam.
Nawetniespytałem.
-Nowłaśnie.
Zamilkła.
Terazonamusięuważnieprzyjrzała.
-Nodobra,zgodamiędzynami-wyciągnęładoniegodłoń,którąuścisnąłzcałąpowagą.
Ciepła,suchaitwarda,jakbyspracowana.
-Tomek.
-Agata.
-Pracydziśniemasz?
Niemusiszdonikogodzwonić?
-E,takapraca.
Nagodziny.
PoprostujednanieobsadzonakasawMcDonaldzie.
-Studiujesz?
-Zaocznie.
-Co?
-Marketingizarządzanie.
-Interesujecięto?
Wzruszyłaramionami.
Byłyokrągłe,mocneiopalone.
Uznał, że w ogóle wygląda miło ibudzi zaufanie,mimo tej swojej nastroszonejminy,
patrzeniaspodgrzywki.
Itegowzruszaniaramionamicochwila.
137
Jużnabierałapowietrza,żebypowiedziećmucośoswoichstudiach,kiedytużzadrzwiami
łazienkiusłyszałaciężkioddechkarmiącej.
Oddech,apóźniejciszę,jakbybabawstrzymałapowietrze,żebylepiejsłyszeć.
-Kurde,ciężkogadać,gdytamtasłucha.
Babaodsunęłasięoddrzwi.
-Askąd!
-wrzasnęłazpokoju.
-Gadajciesobieswobodnie!
- Nienawidzę takich wścibskich plotkar - powiedziała głośno, specjalnie, żeby tamta ją
słyszała.
-Jesteśzewsi?
Niepowiedziałbym.
-Ajakwyglądaktośzewsi?
-zirytowałasię.
-PanpewniezWarszawy?
-Nieumiałamówićdoniegonaty.
-Notak.
-Toztakimtrudnosiędogadać.
-Naprawdętakmyślisz?
Tak,onaludzistądzupełnienierozumiała.
PewniedlategoWarszawawydawałajejsiętakadziwna.
Dlaczego?
Bopopierwsze:mogłaumrzećwswoimmałymmieszkankuiniktbytegoniezauważył.
Mogłateżumrzećwsupermarkecie,opaśćnieżywanakoszykzkółkamii-
byłategopewna-zwrócilibyuwagęnajejzwłokidopieroprzywieczornymsprzątaniu.
Tobyłostraszne,alejednocześniefascynujące.
Przytyluosobachdookołamożnabyćtakdoskonaleniewidoczną.
Wciąguczterdziestuminut,jakieprzeznaczałanadojazddopracy,spotykaławięcej.
138
ludziniżnawsiprzezcałymiesiąc,chybażeakuratbyłodpust.
Tłumy otaczałyją od rana do wieczora,w nocyteż, w końcu w tym bloku mieszkało
dużowięcejosóbniżwjejwsi,gdziebyłotylkoczterdzieścidziewięćnumerów.
Przeztetłumyjejproblemysięrozmywały,niebyłyjużtakieważneipodstawowe,stawały
sięjednymiztysiąca,zmiliona.
Jejistnienielubnieistnienie,jejdobrelubzłeżycie,jejpracalubjejbraknicnieznaczyływ
skalicałejWarszawy,wielkiejjakkosmos.
Znajome z pracy ciągnęły ją czasem wieczoremdojakiejś knajpy, ale wydawało jej się
głupie wydawaniesześciu złotych naszklankę wody, nawet gdyby miałapoprzestać tylko
nawodzie.
Albocola.
Za osiem złotych mogła mieć z supermarketu dwa litry, a tu niecała szklanka, tylko za
przyjemność siedzenia w zadymionej sali, gdzie nikt na nikogo nie zwracał
uwagi,adziewuchygadałyoczymś,oczymjejsięnawetniechciałomyśleć.
Idiotycznebyłotołażeniedoknajp.
Aprzecieżrobilitotutajwszyscy,przezconaprawdębyłotrudnoowolnystolik.
Nie wychodziła z zadziwienia, patrząc,jak klienci wyrzucają tyle jedzenia w
McDonaldzie,wktórympracowała.
CzasemzcałegoHappyMealawyjmowalitylkohamburgeraizabawkędladziecka.
Szokowałają możliwość zamawiania pizzy natelefon, gdy nie chce się wychodzić z
mieszkania.
Zdumiewały ją ceny, przedziwne wydawało jej siępłacenie całychosiemnastu złotych za
placek drożdżowy z keczupem i serem, matka by zrobiła takisam zacztery złote, jeszcze
bydorzuciłakiełbasę.
Ale
139
Agata w końcuzasmakowała w nowych smakach,anajbardziej w magii - dzwonisz, a za
półgodziny-masz.
Pierwszyrazwidziałatoukoleżankizpracy,najakiejśimprezie.
Zaproszonowtedywszystkiedziewczynyzpracy.
Kiedyzgłodniały,przywieźlipizzęwbiałympudełku,gorącymodspodu.
Agdyjużsięnajadły,ichgospodyniwyrzuciłaresztępańskimgestem,tegosięnieodgrzewa,
wyjaśniła.
Nawsibypieszjadłalboświnia.
Takiesztucznebyłożycietutaj.
Agatarazsobiepozwoliłanapizzędodomu,gdymiałaurodziny.
Płakałaprawie,takimiałapełnybrzuch,alezjadłacałą.
Onabyłazewsi,uniejniemogłosięzmarnować.
Ale przecieżnie będzie opowiadać temu nieszczęsnemu lekarzowi o tym, że boli ją
wyrzucaniejedzeniadośmieci.
TOMEK
-Zobaczcietutaj!
-dobiegłichnaglekrzykzpokoju.
Matkakarmiąca(-Bożenajestem-padłojużkilkarazy,aleTomekniemógłsięzdobyćna
pokonanietegodystansu)pokazywałacośzaoknem.
Atam,najeziorzebrudnejwodyśmierdzącejzaszczurzonąpiwnicąkołysał
sięponton,ananimojcieczdwójkąprzeszczęśliwychdzieci.
-Znamichzplacyku-powiedziałakarmiąca.
Tenfacetbardzojestzadziećmi.
Aleimsprawiłra.
140
dość.
Tylkożebrudnatawoda,aoninawetsiępotemnieopłuczą.
Dodziecipłynąłpies,którywłaśniewydostałsięzklatkiprzezokno.
-Pełniaszczęścia-stwierdziłTomek.
-Jakjużwyszliście,tomogęskorzystaćztoalety?
-spytałakarmiąca.
Dziecinapontoniezaoknemwiosłowałyrączkamiinóżkami,zadowolonezżycia.
Mokrypiesdyszał,leżącoboknich.
Wakacje.
Zazdrościłaimtegowyluzowania.
Dzieckomatkikarmiącejspałorozpłaszczonenakanapie.
Tenwidokniebudziłwniejżadnegorozczulenia.
Przeciwnie,czuławobectakichbachorówcośwrodzajuirytacji.
Dziecko składałosię z otworów wymagających nieustannej obsługi -mycia, karmienia,
zatykaniasmoczkiem.
Ijeszczetedźwięki.
Pukaniedodrzwi.
Zesztywniała,naszczęściebyłtuktoś,ktosięumiał
zachowywaćnormalnie:babaodniemowlęcia.
Pukałjakiśspołecznikzinformacją,żenapiętrzeutworzonobankjedzeniaipicia,więcjeśli
mającośdooddania,toonichętnie.
-Askorzystaćteżmożna?
-odrazuzareagowałakarmiącaprzezszparęwdrzwiach,szerzejnajwidoczniejniedawało
radyotworzyć.
-Ajaktrzeba,tomożna.
141
-Bojadzieckokarmię-babinazarazwysunęłaprzedsiebiemałego.
-E,mlekatoraczejniemamy.
-Mlekotojamamswoje,kochany-wskazałazdumąwezbranebalony,ażsięspołecznik
spłoszyłiwycofał.
Akarmiącazdzieckiempodpachązarazruszyłazanim.
Wdrzwiachsięzawahała,odwróciła,spojrzałanaAgatę.
-Alepanimnietuwpuścizpowrotem?
WidaćztwarzyAgatyłatwobyłoodczytaćmyśli,bokarmiącauśmiechnęłasięsprytnie:
-Nawszelkiwypadekmałegozostawię.
Jakbypłakał,pobawigopani?
-Nie.
Alewybiegi.
Wrzeszczącyzakładnik,nalitość.
-Przewijaćteżniebędę.
Niechgopanizabiera-upierałasięAgata.
-Bądźczłowiekiem,dziewczyno,tamjestbrudnoiciasno,odrazusięrozryczy.
Przecieżmusimysobiepomagać.
- Nie umiem się zajmować dziećmi ityle - skłamała Agata, wychowawczyni trzech
młodszychbraci.
-Togdzieśtysięuchowałatyleczasu?
Jakbypłakał,wziąćgotrzebanaręce,główkęprzytrzymaćipobujać.
Możnamupokazaćcośzaoknem.
-Szambonajlepiej.
-Pontonjeszczelepiej-karmiącaspojrzałananiązwyrzutem.
-Wrócęjaknajprędzej.
Liczę,żeniejestpanipotworem.
-Adlaczegojegopaninieprosi?
-Agatamachnęłarękąwstronędoktora.
142
-Faceta?
Iwyszła,obrzucającAgatękarcącymspojrzeniem.
Bożena przeciskała się przez tłum ku stołowi, gdziespołecznik rozdawał jakieś
obrzydlistwadojedzenia.
Kurak i jogurt podtrzymały jej siły uciekające odnieustannegokarmienia, ale zjadłaby
jakąśkanapkęzszynkączyco.
Anajchętniejgęstygulaszzkaszą.
Uwielbiałatakietłusteżarciewupał.
Nie,musiprzestaćotymmyśleć.
Szłapierwszyrazoddawnabezkuliunogi.
Jakmiłobyćsamej!
Nie,przecieżniewolnotakmyślećokochanymmaleńkimLeonku.
Kulaunogi,teżcoś,jakonamoże!
Toprzecieżdobrze,żejużnigdyniebędzietaknaprawdęsama.
Nawetgdyniemazesobądziecka.
Przecieżjejciałociąglejeszczepamiętałociążę,azwłaszczaporód.
Jak się skupiła, to wracał trud parcia, a jak sięskupiłajeszcze bardziej, to i wspomnienie
tegostraszliwegobólu,choćtegoakuratwolałaniepamiętać.
Dzieckozmieniłocałe jej życie,głównie jej życie, bo przecieżnie męża, któryw tym
zamieszaniu zpowodu koleki; Leonka czasemlądowałw nocy na kanapie w
dużymSpokoju,igdybynieto,pewnienawetbyniezauważył,żemajądziecko.
To jej ciało zgąbczało,to jej piersiurosły do wielkości kanistrów, tojej brzuch opadł
jakprzekłutybalon.
Nawetterazniemogłazapomnieć,kimjest-przedewszystkimmatką,bowłaśniepiersi
143
trysnęłymlekiemimokraplamaszykowałasię,bywypełznąćnabluzkę.
Onasikamlekiem,więcLeonzarazsięobudzigłodny,taktodziałało,jakbynadalłączyła
ichpępowina.
Ciekawe,czyzajmiesiętamłodajejLeonkiem?
Trudno,niechmałypopłaczechwilę,onanaraziemusiałasięosiebiezatroszczyć,bymogła
troszczyćsięoniego.
Niechciałamdlećporazdrugi,niewtychwarunkach.
Choćtendoktortakmiłosięniązajmował.
Rozmarzyłasię.
Ziewnęła.
-Pomożepanikroić?
-spytałktoś.
-Kanapkirobię.
-Chętnie,aledzieckozostawiłamwmieszkaniu,niemowlę.
-Toniechpaniwracarzeczywiście.
-Wodęmacie?
-Ztymnajgorzej.
Trochębyło,aletonajszybciejidzie.
Powiempanipocichu,żeniektórzysiedząnatychbutelkach,niepiją,aodnasbiorąjeszcze
nazapas.
Aprzecieżtupotrzebującysiedzą,nicdziśwustachniemieli.
-Jakąśpolicjęobywatelskątrzebazrobić,porządekzaprowadzić,rzeczyrównorozdzielić,
spragnionychnapoić.
-ktośochoczodołączyłdonarzekania.
-Maciekanapkizszynką?
-przerwała,bonieprzyszłatu,bysłuchaćcudzegozrzędzenia.
-Paniweźmie.
-Zielonatrochętawędlinka.
-Pani,darowanemukoniowi.
-Panie,wiemprzecież,cosiędziwićwtymupale.
Wszystkosięzje.
Apieluchjakiśniemacie?
Kończąmisię.
144
-Ztymgorzej,aleogłosimy.
-Iwrzasnął:-Maktośwolnepieluchy?
Alezeroreakcjinakorytarzu.
-Tomożepodpaski?
-podsunęłanieśmiało.
Aleitegoniktniepodjął,boitematbyćmożezadelikatnynatakiekrzyki.
Nieszkodzi,poszukawłazienceudziewczyny.
AWA
Fajniejbyłobezbabykarmiącej.
Agatamiałaochotęwyciągnąćsięnałóżkuobokdziecka,którenaszczęściespało.
Marzyła, by poleżeć i dać ulgęplecom, ciągle spiętym, oraz bolącym nie
wiadomodlaczegołydkom.
Płucomnapewnobynieulżyła,bopowietrzeprzypominałozsiadłemleko,krępowałająteż
możliwość, że kiedy doktor zobaczy ją leżącą, weźmie to za zachętę, prowokację, Bóg
raczy wiedzieć, zaco może wziąć, w każdym razie uznała, że nie wypada leżeć w
obecnościobcegomężczyzny.
Siadławięc tylko na kanapie, wyciągnęła przed siebie nogiw pomarańczowych
skarpetkachistarałasięwyluzować.
Tak,możelepiej,żeprzezwiększośćczasutowarzyszyimtababa,wsumiebysięchyba
wstydziłabyćtusamazlekarzem,zwłaszczażepojawiałysiędziwacznechęci,żebypołożyć
mugłowę
na
kolana,popłakać
sobie,
i
przez
łzy
opowiedzieć
mu
wszystko,żebyzrozumiał,poradziłiwybawił,amen.
Siedziałobok,nafotelu,gapiłsięwoknoimilczał,naszczęście.
Onateżnicniemówiła.
Niepotrafiła
145
gadać,bygadać.
Azwłaszczaniepotrafiłagadaćosobie.
Wiedziałaby, żenudna byłaby ta opowieść, nudnagadka wiejskiej dziewuchy stojącej
codziennie za kasąwMcDonaldzie, która miała nudneżycie, w którymw dodatku wielu
rzeczyniebyłapewna,ainnychzkoleinierozumiała.
Tak w każdym razie stwierdził ksiądz na spowiedzi: -Musiałaś to źle zrozumieć -
skwitowałjejniezbornejąkanieinajakiśczasprzyjęłatęprawdę.
Właściwie trwałabyprzy niej do dzisiaj,gdyby nieniepokój, którego nie potrafiłasię
pozbyć,gdybyniejejsilnepoczucie,żedziejesię,działo,cośniewłaściwego.
Ale może rzeczywiście Agatabredzi, jak twierdziłksiądz, może przesadza, jak twierdziła
matka,którejrazpróbowaławytłumaczyć,dlaczegonielubisobotnichwieczorów.
Możeiniewartonawettegosłuchać,jaknieposłuchałjejojciec,kiedyposzładoniegoz
interwencją.
Nawet na nią niespojrzał, więc po dwóchzdaniach Agataściszyła głos, a
wpołowietrzeciegozamilkła.
Niezareagował.
Słyszałcokolwiek?
Ojcieczresztąwogólebyłwycofany.
Chodził i zarabiał (bo pola już dawno nie uprawiali, nie opłacałosię), a po powrocie z
roboty,inaczejniżmatka,siadałodrazunakanapieiwłączał
telewizor.
Potem sięciężko podnosił (wszystkie ruchymiał ciężkie) iprzenosił do stołu,gdzie w
ramachtworzeniawięzirodzinnychchwaliłjedzenie:
-Dobrazupa-pozupie.
-Niematojakkotletzeswojskiegoświniaka-podrugimdaniu.
146
Gdyzaspokoiłpierwszygłód,przenosiłspojrzenienadzieci.
-Jaktamwszkole?
-pytałpokolei,groźnymnazapasgłosem.
Odpowiadali,wkrótkichżołnierskichsłowach,pokornym,teżnazapas,głosem.
-Klasówkazmatmy,ocenybędąwczwartek,panipytałazgeografii,plusadostałem.
Zapałębyłaniełaska,toteżstaralisięnieprzyznawać,niesypalisięwzajemnie.
Wkońcuojciecitakniechodziłnazebrania,amamazwykleichkryła.
Jakośsięudawało.
Dziećmi,którejeszczeniebyływszkole,ojciecinteresowałsię,tylkogdyniebyłycicho.
Wtedygrzmiałikazałmilczeć,poczymzmywałgłowęosobieodpowiedzialnejzaopiekę,
którąnajczęściejbyłaAgata.
Aonaniewiedziała,jakwytłumaczyćojcu,żebraciniezawszeudajesięuciszyć.
Chybażesięichuciszynazawsze.
Alemimowszystkoojciecraczejnietomiałnamyśli.
Zmywaniempo pochwalonym obiedzie ojciecnie interesował się wcale, nawet nie pytał,
ktosiętymzajmie.
Tobyłzupełnienieważnybabskiproblem,niegodny,bysobienimgłowęzaprzątać.
Kiedy się najadł, znowu zapadał przed telewizoralbo szedł pod sklep zchłopami
pogadać,popijającpiwo.
Jedno,góradwa.
Matkagozatochwaliłaprzeddziećmi,żeinnipiją,atatatakidobryiumiesięograniczyć.
Nie interesował się pozaszkolnym życiemdzieci,dla niego nie istniałyproblemy, że ktoś
nienawidzidziadka, choć go powinien kochać, że jest pełen niepokoju, gdy przychodzi
sobotniwieczór,albożektoś147
jest wiecznie niewyspany, bo rodzice produkują brataza bratem, a potem każą się nimi
opiekować.
Ojciec,producentpięciuzdańdziennie,dbałopotomstwotylkowletniewieczory.
Dbałonienatyle,żebyprzerwaćpogaduszkizinnymigospodarzamipodzamkniętymjuż
sklepemczynaławeczcepodlipkąsąsiada.
Gdy docierałdo domu, obmywał w zlewie packę na muchy (jedyna sytuacja, kiedy
ojcieczbliżałsiędokuchennegozlewu),żeby-jakmawiał-
ścianniepobrudzić(jedynasytuacja,kiedyojciecmyślałoczystościmieszkania).
Poczymunosiłpackęiwaliłwpierwsząmuchę,opalającąsięspokojnienasuficiewświetle
żarówki.
Inne się unosiły i bzyczałyniespokojnie, po czym znowu siadały, czarne kropyna białym
suficie,aojciecznowuunosiłśmiercionośnenarzędziezplastiku.
Cowieczórcałekwadransepoświęcałnatędaremnąrobotę,którąmógł
wykonaćgłupimuchozolwpięćminut.
Zresztą może nietroska nim kierowała, nie miłośćdo dzieci, miłość to przecież takie
niemęskie słowo,może po prostulubił polować,ścigać sięz naturą i wygrywać, tak jak
niektórzylubiąłowićryby.
Zresztą,zdaniem Agaty, w polowaniu na muchy było więcejadrenaliny niż w moczeniu
kijkanadrzeczką.
Agataprzyzwyczaiłasięjednakchowaćtemyśliwsobie.
Koleżankomteżonichniemówiła.
Z niminie należało gadać o męskich i niemęskich słowach,żeby brońBożenie uznały,że
jestdziwna.
Znimi należało gadać o chłopakach,temacie nudnym jak jejbracia, których stanowczo
miaładość.
Byładziwna.
Aleumiałatoukryć.
148
Koleżankipodśmiewałysięzkolegów,zaczepiały,stroiłysię.
Agatanie,toznaczyotyle,oile,spełniającswójobowiązek,bynieodstawaćodreszty.
No i nie odstawała, nadszedłnawet czas, że zaczął się na niągapić w autobusieszkolnym
pewienJanuszekzklasywyżej,zewsidalej.
Namszyteżstawałtak,żebyjąwidziećipopatrywałcochwila.
- Uśmiechnij się do niego, jedź z naminazabawę,powiemymu, to też przyjedzie -
zachęcałykoleżanki.
Alezwodziłaje,żeakuratonjejsięniepodoba.
NieJanuszek.
-Tokto?
-dopytywały,wieczniegotowe,byaranżowaćintrygiirandki.
AlemilczałatajemniczoalboopowiadałaoBradziePitcie.
AleBradbyłdaleko,aJanuszektużobok,botymczasemzaczął
siadaćprzyniejwautobusieszkolnym.
Koleżaneczkichętnie ustępowały mu miejsca, chichoczącjak nakręcane zabawki, a
Januszek dotykał jejciepłym udem i ciepłym ramieniem, oraz co chwilaodchrząkiwał,
jakbychciałjejcośpowiedzieć.
Agataodsuwałasięjakmogłaioddzielałaodniegotorbązksiążkami,cobrał
pewnieniezaodmowę,tylkodziewczęcedroczeniesięitymchętniejatakowałramieniem,
zadowolony,żedziewczynawogólereagujenajegozabiegi.
Januszek po sześciu miesiącach z jej uciekającymiudami, z torbą, którą Agata
takwpychałamiędzynich,żechłopakniemalspadałzsiedzenia,zrezygnował.
Zaraz też dosiadł się do Andżeliki Michalak,która grzecznie zachichotała, aswoją torbę
odstawiłanapodłogęautobusu,jaktrzeba.
Idobrze.
Agacie
149
ulżyło,kiedypozbyłasięciężarucielęcegospojrzeniaJanuszka,którekursowałomiędzyjej
twarząijejpiersiami,niezależnieodtego,jakofiarniesięgarbiła,byjeukryć.
Nastopynaszczęścieniepatrzył.
Dziewczynytakczysiakuznały,żeAgatajestdziwna,boniepotrafiływydobyć,któryjej
siępodoba,skoroJanuszeknie.
ABradPitt,wiadomo,podobałsiękażdej,aletrzebamyślećrealistycznie.
Nazabawie, naktórą Agata wreszcie z nimi poszła,by nie byćuważana za dziwaczkę,
poprosił
jądo
tańcajakiś
pryszczaty
wąsacz,
odrażającyjuż
z
wyglądu,
alewytrzymałabydreptaniew rytmie dwa na jeden przezcałą piosenkę, gdyby nie zaczął
wodzićdłońmipojejplecach,wjegopojęciukusząco.
Starałasiędotrwaćdokońcautworu,ignorująctezabiegi.
Próbowała myślećo czymś przyjemnym,jak chleb ze swojską kiełbasą,który miała
nadziejęzjeśćprzedsnem,albooczymśneutralnym,jaknaprzykładtenBradPitt,alegdy
orkiestra po raz kolejny ryknęła refren, zamiast kończyćtę mękę,poczuła, że dłużej nie
wytrzyma.
Wyrwałasię wąsatemu amantowi i wybiegła na zewnątrz, żebysię wyrzygać,a potem
chciałajuż wracać do domu,jakkolwiek, nawet piechotą, nie czekając na dziewczyny, ale
tennamółwyszedłzaniąigdyskończyławymiotować,objąłją,jakbyprzezczasdreptania
przypiosencestałasięjegowłasnością.
Zanimzdołałasiępowstrzymać,obrzygałamubuty.
Rozeszłasięplotka,żejestwciąży.
Nieurodziła.
Rozeszłasięplotka,żeusunęła.
Zjakąulgąopuściłatomrowisko.
)(
Mielidoniejotożalwszyscy,chociażztymtestamentemtobył
dziadka pomysł i wykonanie, ale całyczas oczekiwali, że Agata da im to pole w
uprawę,odda, przepisze, sfinansuje rodzicom wykończeniedomu z pustaka, który jej
nieodmienniekojarzyłsięzwięzieniem.
Każdyczegośodniejchciał.
TymczasemonawtajemnicysprzedałaziemiępodziadkujakiemuśfacetowizWarszawy,bo
płaciłprawiepowarszawsku.
Sprzedała bez wiedzy rodziny, w końcu byłapełnoletnia, dopiero jak tamten facet z
geodetąprzyjechał,dowiedzielisięowszystkim.
Odtamtejporymatkapatrzyłananiązwyrzutemirozczarowaniem.
Takpoprawdziewkrótcepotemmatkaniemiałajużokazjidotychspojrzeń.
Agata,gdytylkopoczułapieniądzezadziadkowepolawręku,odrazukupiłaosiemnaście
metrów z wnęką kuchenną, najtańsze mieszkanie,jakie w tym momencie udało jej sięw
Warszawieznaleźć,apotemodrazuposzłanastudia.
Płatne,bonazwykłechybabyniezdała,wkażdymrazieniechciałategosprawdzać.
Do domu dzwoniła rzadko, na przykład wtedy,gdy akurat wmieście skosili trawniki i
pachniałosianokosami.
Duszajejsięwtedyściskała,aodzapachuzżętejtrawypojawiałatęsknota.
Wykręcałanumer dodomu i słuchała głosów rodziny,czasemnawet nic niemówiła,
odkładałapokilkuhaloiktomówi.
Bywało też, że kiedy odebrali, witała się, pytała,co u nich,ale zamiast łyku wiejskiego
powietrzadostawałarozkazy.
Przyjedźnaobiadztymtwoimkawalerem,zachęcałamatka,przecieżwiem,żemasz
151
kawalera, na pewnomasz,teraz już nie takie czasy,że ja nie wiem, że wy ze sobą
mieszkacie,nobopococibyłotomieszkanie,alejaktuprzyjedziecie,położęwasosobno,
po bożemu, a co już tam w Warszawierobicienie chcę wiedzieć, tak tonikt się nie
dowie,zgorszenianiebędzie.
Warszawiakczyzewsi?
Ilelat?
Gdziepracuje?
Dużozarabia?
Pochwalsięnim,pochwal.
Przystojny?
Postawny?
A twój Januszek pije zesmutku, że nie wracasz, niezaprosili go nawet na wesele do
Kowalewskich,onjużnigdzieniechodzi,odkiedyAndżelikagopuściławtrąbę,bopił.
Matka nie chciała słuchać, że Agata nie ma faceta,bo każda myślo tym,że miałby ją
dotykaćjakiśmężczyzna,powoduje,żerobijejsięniedobrze.
Ale gdy tylko Agata zaczynałamówić o tym matce,ta zmieniała temat, kończyła,
pozdrawiałainiewykosztujsię,córko,ipodjakinumerdociebiedzwonić,nacozmieniała
tematAgata, itak sobiezmieniały temat jeszcze przez parę minut,obiejednakowo
rozczarowanerozmową.
-Pozdrówtegoswojegokawalera-kończyłamatka,jakbybyłagłucha.
AAgata zamykała drzwi kawalerkinawszystkiezamki,zasłaniała okna i przysięgała sobie
porazkolejny,żetamjużnigdyniewróci,ani,kurde,nigdyniezadzwoni.
Mieszkanie na Powiślubyło wszystkim, co miałai nawet jeślinie lubiła siebie, lubiłato
swojeschowanko.
Wybrałajesobiesama,jaknajmniejpodobnedowsiowychwnętrz,zapłaciłazanietym,co
dostałapodziadku,ichoćniechciałapamiętać,skądsię.
152
wzięło,tobłogosławiłaje,bobyłodowodem,żezapuściłakorzeniewmieścieinigdy,ale
tonigdyniewrócidoczarnychpiętipalcówustóp,szorowanychtakdokładniewsobotni
wieczór.
O nie, lepiej już być popychadłem wMcDonaldzie,kiedy co wieczór włosy
śmierdząfrytkami,
lepiejsterczeć
na
tychstudiach,któreokazywałysię
corazmniej
znaczącąpozycjąwżyciorysie,lepszaciasnakawalerkanasiódmympiętrze,niechtamiz
karaluchami, niż przechodnie pokoje i zapach sparzonychziemniaków z ospą owsianą
szykowanychcowieczórdlaświń.
Albo niż strojenie wmaju kapliczki przeddomem idiotycznymi wstążeczkami i
plastikowymikwiatami czy święcenie pól i msza w kapliczce, w czasie gdy w telewizji
leciałjejulubionyserial.
Alemusiszbyćnamszy,bocoludziepowiedzą.
Nie:coBógpowie.
Ludzie.
Zresztąmszawkościelerazwtygodniuteżbyłacałkiemjakserial.
Itonieztychulubionych,onie.
Ksiądz jakw teledysku przebiegał przez tewszystkie nudne mszalne fragmenty, i moja
wina, i chwałanawysokości,i oto słowopańskie, aż wkońcu docierał do momentu, kiedy
postanawiał jednak przepuścić dłużyznę - rozpierał sięłokciami na kazalnicyi
zaczynałmówić,ajegogłospotężniałażdokrzyku.
Iznowuzmieniałsięwprawieszept,byzakilkazdańurosnąćwkolejnyryk.
Ludziewychodzilizkościołanaładowanitymkrzykiemitylkopatrzyli,komudaćwmordę,
aleprzecieżpodkościołemnieuchodziło,więcszliztymrozjątrzonymgniewemdodomu,
gdziezawszesię153
ktośdobiciaznalazł.
Wnajgorszymraziepies,żemordępiłuje.
Dzieci,żehałasują.
Mąż,żeniezgułaipracęznowustracił.
Żona,żeniedośćszybkoobiadpodajeikuratwarda.
Bo co niedzielę jakaś kura traciła życie, chyba żeakurat życie na ołtarzugastronomii
oddała świnialubzostały uszczuplone zwłoki cielaka, które czekaływ zamrażarce na
pochówekwichżołądkach.
Adomięsasurówkazmarchewki.
Mizeria.
Ziemniakidługoobieraneiprzegotowane.
Mlaskanierodziców.
Rozglądaniesięrodzeństwa,kiedybytuprysnąćodstołu.
Rozglądaniesięojca,nakimbytuwyładowaćsłusznygniew,zasianyjeszczewkościele.
Rozglądaniesię
matki,czywszystkim
smakuje
i
czy
tymrazemmoże
nie
wybuchnieawantura.
ŚciśniętybrzuchAgatyztegonapięcia,cosięstanie.
Kurarosnącawustach.
Dziadekzmarsowąminąprzyspawanąnaniedzielniedotwarzy.
Bodziadekzacząłsięuśmiechać,dopierogdypostradałzmysły.
Aleteżniedoniej,raczejwniebo.
Albowpiekło.
IHHt
Siedzeniewciszyzdoktoremniebyłotrudne.
Możebardziejuważałanaswojeruchy,gesty,alegeneralnieczułasięznimbezpiecznie.
Żejakbyco,zadbanietylkookarmiącą,aleionią.
Poprostu:będzieczuwałizainterweniuje.
Dobrze,żetoonjestjejlekarzem.
Żetoonzatydzień,gdyprzyjdąwynikibiopsji,zakomunikujejejnowinę.
Dobrą?
Złą?
Atakwłaściwie-która.
154
byłabydlaniejdobra?
Trochęjeszczeskacowanapotychpastylkach,niemogłauwierzyć,żewczoraj,gdydoktor
stwierdził, że kulka rosnąca w jej piersi możebyć nowotworem, wśród tłumu różnych
uczućpoczułaprzedewszystkimulgę.
Pewniedlategoniemodliłasięowybawienie.
Noipewnierównieżdlatego,żenieuważała,byPanBógsłuchałtego,coonamówi.
Wkońcutyleosóbjęczałouniegoibłagało,dlaczegoakuratmiałbyzwrócićuwagęwłaśnie
nanią.
Na nią,któraśmiertelnie nudziła się w kościele, która nienawidziła księdza i któramiała
nadzieję,żedziadekprzewrócisięzeswoimsztandaremwczasieprocesji.
Nanią,którejnawetrodziceniesłuchali,tocodopieroPanBóg.
Nie,niemodliłasię,aleprzecieżgdzieśtamwśrodkumiałanadzieję,żePanBógsłyszy,co
onamyśli,żemaświadomośćcodojejpragnień.
Liczyła,że załatwi jej zniebios, by nie musiała wracać nawieś, zaglądać w stare
kąty,patrzećwoczyfotografiidziadkanaścianie.
Naprawdęchciałazachorować?
Cóż, podczas wizyty w przychodnionkologicznej wiadomość o rakuwydała jej się
wybawieniem.
Tak,niechsięstanie,wtedyzczystymsercemzajmiesięsobą,prześlenawieśwynikibadań
iniktzrodzinyanisąsiadówniebędziepsioczył,żeniewraca,byzająćsięmatką.
Nieobecnausprawiedliwiona.
Jeszczejejbędąwspółczuć,staniesiętematemplotek,sąsiadkibędąsięzastanawiać,czy
Agacieodejmą
pierś,
czy
jedną,
czydwie,
i
czy
wtakim
razie
ona
jeszczekiedykolwiekznajdziechłopa,czyjąktozechcetakąwybrakowaną.
155
Jednąpierś?
Tobyłobyokropne.
Obrzydliwanierównowaga,zjednejstronychłopak,zdrugiejbaba.
Nie,jeślijuż,toobie,czyściutko,płasko,żebyunikogoniewzbudzałapożądania,żebyjej
piersi nigdynie zamieniły się w żyłkowane balony, jak to obserwowała u tej karmiącej,
którazostawiłajejswojedzieckoiposzłaBógraczywiedziećgdzie.
Dzieckonaszczęściespało,jedynachybaniespoconaosobawtympokoju,wtymbloku.
Spało,posapywałoiruszałowargamiprzezsen,jakbyznowussało.
TOMIK
Udawał,żenaniąniepatrzy,alewidziałkątemoka,żeAgatasiedzisztywnonałóżku.
Bałasięwyciągnąćobokniemowlęcia?
Możeilepiej,byłbykłopot,jakbysięobudziło.
Miałagrubekości,mocnenogi,mocneręce.
Naszerokiejklatcepiersiowejmałepiersi,którewczorajwidziałbezstanika.
Jedną,tęzguzkiem,wczorajnakłułgrubąigłą,bypobraćmateriałdobiopsji.
Czypotrafiłbysięzniąkochać,gdybyzechciała?
Czypamiętałbykolejnośćdziałań,ruchów?
Boinstynktchybazatracił,ochotęchybateż.
Nie,niebyłbywstanie.
Tyleczasu starał się, by kobiece ciało niewywoływało w nim pożądania, że wreszcie mu
sięudało.
Już nie tylko coraz bardziej bezpłciowa Besianie poruszaław nim nic, alei żadna
innakobieta.
Napiersipatrzyłwyłączniejaknaobiektdobadania.
156
Resztaciała?
Cóż,pełniłaswojefunkcje.
Iniestetyteżmogłazrakowacieć.
Cieszyłsię,żezdążyłspłodzićdwójkędzieci,terazjużbyniedałrady.
Zresztąnawetbyniechciałprzyczyniaćsiędomnożeniakolejnychpacjentówonkologii.
CzyBesiatamkiedyśtrafi,najegooddział?
Aonsam?
Ciałobyłotakienietrwałe,niepotrafiłgokochać,jużnie.
Dziewczynawestchnęła,otarłapotzczoła,zostawiającnanimszarąsmugę.
-Gdziesiętakopaliłaś?
Natejtwojejwsi?
-spytałnagle.
Drgnęłazaskoczona.
-Nie.
Niejeżdżętam.
Jużtakąmamcerę.
-Czołosobieubrudziłaś.
Spojrzałanaswojedłonie.
-Orany,zupełniejakbymodmłóckiodeszła-wjejsłowachbyławiejskamelodia.
Wzięłabutelkęwodyikawałekpapierowegoręcznika.
Zmoczyłagooszczędnieiusiłowałaprzetrzećsobieczoło.
Nietrafiławsmugę.
Podszedł,wziąłodniejręcznikistarłplamę.
Zamknęłaoczy,jakpies,gdysięgodrapiepodbrodą.
Zawstydziłago,toniemiałabyćpieszczota.
Dziewczynamiałakompletniebezbronnątwarz.
Drzwi się raptownie otwarły i do środka wtargnęłamatka karmiąca, opowiadając swe
przygody, potemszybko zaczęła się uciszać, że ona tak krzyczy, a tuLeonek śpi jak
aniołek.
Byłapewna,żejużpłacze,botoporakarmienia.
I czy bardzo państwu dokuczał,i że jeśli ona przeszkodziła, to ich jeszcze zostawi
natrochę,onarozumie,żeparaczasemmusisięspotkać157
samnasam.
Nakoniecrubasznyrechot.
Tomekpoczułsięjaknastolatekprzyłapanyprzezmatkęnaobściskiwaniusięwkrzakach.
AtwarzAgatyznowuprzyoblekłasięwponurąmaskę.
Ta miałagadane, zupełnie jak jej matka, jak babyna wsi, gdy się do matki, dobabki
schodziły, pod płotem stałyi dziamgały, jedna drugiej nie słuchając,opowiadając swoje
życie.
Agata jako dziewczynkastałazafascynowana, słuchała, naile sposobów możechłop
męczyć, na ilesposobów trwałą można robić, naile sposobówradzić sobie można ze
schabemrozmrażanymnaobiad,nailesposobówmożnaobgadaćnieobecnesąsiadki.
Uwielbiałapodsłuchiwać te damskiegadki, choć matka ją przepędzała,gdy dochodziło
donajciekawszego.
Agata umiała poznać ten moment,bo wtedypaniezniżały głos i co jakiś czas
wybuchaływłaśnietakimsamymśmiechem,jakprzedchwiląkarmiąca.
Agatadodziśnienauczyłasięprowadzićrozmowywtensposób.
Wyjechała stamtąd, zanimdorosła do wieku, gdytakim gadaniem można byłodać znać:
Cześć,kobiety,jestemtakajakwy.
Zresztąonabyłainna.
Zaczęstojejsięwydawało,żegadaniemkaziciszę,stanbądźcobądź
idealny.
Matka z ciszą walczyła, jak nie gadała,to śpiewała,alboprzynajmniejgarnkami trzaskała,
do wtóruradiu i telewizorowi,zawsze, mimo największychoszczędności, włączonymna
półgłośno,niechbuczy.
158
TOMEK
-Jużsamaniewiem,czytubardziejgorąco,czynatejklatceschodowej-ciągnęłamatka
karmiąca.
Podeszładolustra.
-Jateżtakaspoconajakiwy,alektoniejestspoconywtymupale.
Dziewczyno!
-ryknęłanagle.
Agatadrgnęła.
-Dziewczyno,pocociteskarpety?
-kontynuowałamatkakarmiąca.
-Gorąconiemożliwe,atyspocona,todlaczegoskarpetnieściągasz.
Zapomniałaśpewnieztegowszystkiego,co?
Niemartwsię,mniesięczasemzdarza.
Siadajtuiściągaj.
No,siadaj!
Agatawogóleniereagowała.
Sprawiaławrażenie,jakbyniesłyszałaanisłowa.
Podeszładodrzwi.
-Idęsięprzejść-powiedziałatylko.
-A, wiem, ja teżsię wstydzę, jak czasem pedikiuru nie zrobię, ale my tusami swoi, już
prawiejakrodzina,mnąsięnieprzejmuj,nietakierzeczyjużwidziałam.
-ciągnęłaniezrażonakarmiąca,aledziewczynyjużniebyło.
Stałniezdecydowany-iśćzanią?
Zostać?
Rozdział5.
BESIA
Niezadowolona z siebie i swojego życia potrafiła sięzbuntować tylko raz, gdy dzieci
zażądałykupnapsa,amążsięzgodził.
Wtedy tylko zdobyła sięna bunt,buncikwłaściwie, cicho i rozsądniemówiąc, że
tak,oczywiście,piesjestcennymelementemrozwojudziecka,alejakjużtodzieckobędzie
mogłogosamowyprowadzać,czylizapięćlat,tłumaczyła.
Liczyła, żedo tej pory sprawa rozejdzie się po kościach, bo nieumiała uwierzyć, że do
gronaosóbwymagającychodniejkarmieniaiopiekimiałbyprzybyćjeszczejakiśzwierzak.
No,naraziezjejniemrawopłynącegostateczkuubyłjedenpotrzebujący.
Bezuprzedzenia.
ByłazatonaTomkawściekła:taksięnierobipotylulatachzwiązku.
Taksiępoprostunierobi.
Nierobisiętego,oczymonasamaniemiałaodwagimyśleć.
Tak,bogdzieśpodpowierzchniąświadomościczaiłasięczasemtamyśl.
Musiałatoprzyznać:bywało,żeionamarzyłaonowympoczątku.
Nieoczekiwanie poczuła, że lżej jej się stawiakroki,jakby wyrzucała warzywa z
dźwiganychsiat,pojednym,docałkowitegoopróżnieniatoreb.
Powietrzeuskrzydlałoją,wypełniałoT-shirta,wchodzącdziurąpodpachą,ipieszczotliwie
omiatałojejciało,jakwodawciepłymjeziorze.
Kurde,zapomniała,jakbardzolubiłasiękiedyśkąpaćnago,aterazpowietrzedotykałojej
skóry jak woda w zalewie w Zalesiu,unosiłoją do góry, muskało brzuch i ramiona,
napotykającjednaknaswejdrodzecałkiemniemałąprzeszkodę.
162
Drażniłoją to, więc wsadziła ręce pod obszerną koszulkę, zdjęła stanik i wsadziła go do
torby.
Onareszcie!
Jakbysięwyrwałazciasnejuprzęży.
Byłazadużadotegostanika,dlategotakcisnął.
Zdziwiłasię,żezrozumiałatodopieroteraz.
Przecieżjużoddawna,kiedyczasemspojrzaławlustro,wydawałasięsobietakaogromna,
żezasłaniaławszystko,comiałazaplecami.
Ajednak,mimożetakawielka,naogółczułasięniewidzialna.
Teściowa patrzyła nanią jak napowietrze, przez które widać byłotylko kurzw kątach,
niepoprasowanekoszulkidzieciiprzepracowanieTomka.
A dziewczynki taksamo, z nosamiw komiksach lubz oczami w ekranie telewizora jadły
śniadania,obiady,biorąc,coimpodstawiałapodnosy.
Tomek całowałją automatycznie, wczoło lubpoliczek, nieuważnie zjadał, co mupodała, i
szedł doważniejszych spraw- a to czasopismo fachowe, a tokonferencja, a to obejrzeć
pacjentawieczorem,pooperacji.
Pośródtychwszystkichosóbonajednabyłaniewidzialna,unoszącsiętotu,totam.
Tonadkuchenką,tonadszafkązmajtkami,tonadpowierzchniązatapiającejrzeczywistość
wody.
Czerwiec,zarazzaczynałysięwakacje.
Nie miałapojęcia, czy starczy jej na wyjazddla ich trójki, pewnie nie, w nowych
warunkach.
Może chociaż wybiorąsię na wieś, do jakiegoś taniego gospodarstwaagroturystycznego,
podnamiot?
Wbrew tej niepewnościczułaradość, jak dawno temu, gdy jako dziewczynkazaczynała
wakacjei mogła wyrzucić do śmietnikazłachane zeszyty, a za nimi tenisówki z dziurą
napalcu,pomazanepodręcznikiizamałystylonowy
168
fartuszekzprzyszarzałymkołnierzykiem.
Pozbywałasię wtedy wszystkiego, co niepotrzebne izużyte, conieprzyjemne i pachnie
przymusem,apotemczekałananiewiadomą,którąbyłycałedwawolnemiesiące.
Noweżycie,takjakby.
Gorzejczylepiej,tegojeszczeniewiedziała,alenapewnoinaczej.
Z tyłu głowy kołatała jej niewielka wątpliwość,żeniemożliwe, by w monogamicznym,
bezrozwodowymoddwóchtysięcylatboskimświecie,zrozstaniamałżeńskiejparymiało
wyniknąćcośdobrego.
Aledlaczegoczułacholernąwolność?
Jakbyotwierałysięnowedrzwi,którewydawałyjejsięzabitegwoździaminagłucho?
Coś się zmieni, powtarzała sobie, dziękując sąsiadce, kiedy już wróciła dodomu,
przytulającnajedzonejakbąkidziewczynki,którewcaleniepytałyotatę,kąpiącjeikładąc
dołóżka,rysującimkciukiemkrzyżykinaczółkach.
Wyglądało to jak co wieczór,ale wiedziała przecież, uświadamiała sobiepowoli,
żewszystkosięzmieniło.
Iniechodziłotylkooto,żezamiastdostępudokontadostaniealimenty.
Malwinkajużsapałamiarowo,więcBesiawsunęłasiępodciepłąkołdręNastkiiprzytuliła
siędoniej.
Młodapochwilijużspała,zfałdkąbrzuchaBesiwkleszczachpalców.
ApokolejnejchwilizasnęłaiBesia.
Śniłojejsię,żelata.
Obudziłjądzwonek.
Telefon?
Ktośsiędobijadodrzwi?
Nieprzytomna,obijającsięomeble,poszła.
otworzyć,znadziejąiulgą,aleiobawą,żejednakwrócił.
Jednakzamiastmałżeńskiejawantury,rzeczywistośćzafundowałajejmałedejavu.
Zadrzwiamistałaaktywistkaparafialnazfryzurąpudla.
-DobrywieczóriniechbędziepochwalonyJezusChrystus.
Dziwniepaniwygląda.
-Spałam.
Któragodzina?
-Dwudziesta.
Musiałapanibyćnaprawdęwykończona.
-Janaprawdęniemamnaraziepieniędzy,paniwybaczy.
-NieotochodziJadopaniprzyszłamprywatnie.
Chciałam powiedzieć,że razem z koleżankamiz kółka, wie pani,różańcowego,
odmawiałyśmydziśmodlitwęwintencjipanimęża.
-Dziękuję.
-Aco,wiepanijużcoś?
-Wiem,żeżyje.
Modlitwazadziałała.
-Nie“zadziałała”,tylko“PanBógzechciałwysłuchać”.
Takbymtoujęła.
Tyletylkochciałampanipowiedzieć.
Żeniejestpanisama.
Proszęotympamiętać.
Dobranoc.
Nowłaśniebyłasama.
Iwielkiecholernedobrze.
Poza tym skoro panie z kółka różańcowego byłytak skuteczne, to powinny przyjmować
zamówienianawymodlenieróżnychważnychrzeczy.
Spółdzielnia”Różaniec”zaprasza.
-Dobranoc.
Ibardzodziękuję.
-Besia kompletniewbrewsobie cmoknęła starszą panią w policzekpachnącypudrem
Miraculum.
Pudlicaspojrzałananiąnaglezwilgotniałymioczami.
Iposzła.
165
Besiazamknęłazaniądrzwiioparłasięonie.
Ludziebywajądobrzy,jątoteżwzruszało.
Cholera,przecieżniebędziepłakać!
Znowudzwonek.
Znowupudlica.
-Ajakbytrzebabyłodziecipopilnować,tojamogę.
-Dziękuję-powiedziałaBesia.
-Byćmożebędęmusiałaskorzystać.
-Niechsiępaniniewaha.
Nie,niechodziopieniądze.
Poprostumusimysobiepomagać,prawda?
-Mapaniświętąrację.
Poszła.
Znowudzwonek.
Wyglądałonato,żegorliwaparafiankapostanowiłazniązamieszkać.
Alenie,tymrazemzadrzwiamistałateściowa.
Onie,pomyślałaBesia.
Onie!
-Cotozakobieta?
-spytałamatkajejmęża,oglądającsięzaschodzącąposchodachaktywistkąparafialną.
-Sąsiadka-odparłaBesia.
-Dzwoniłamdociebie bez przerwy, aleniktnieodpowiadał- matka jej męża zaczęła od
wymówek.
- Spałam - i chybaw jej głosie wcale nie było życzliwości, bo teściowa zaczęła się
tłumaczyć.
-Wiem,żeniewporęprzyszłam.
Alemartwiłamsię,żecośsiędzieje.
-Cobysięmiałodziać?
-zdenerwowałasięBesia.
-Mążmniezostawił.
Zaczynamnoweżycie.
Tyle.
Wiedziała,żepowinnazaprosićstarsząpaniądośrodka,alenie,niemiałaochoty.
166
TeściowawyciągnęłaztorebkikopertęiwręczyłająBesi.
-Przepraszam,żeciniedałamodrazu,kiedyprosiłaś.
Toniebyłodobre.
Ja..
-chwilaciszy.
Chybazrezygnowałaztego,cochciałapowiedzieć.
-Narazieprzyniosłamtyle,alejestemdotwojejdyspozycji,zanimstaniesznanogi.
Pomyślałachwilęidodała:
-Potemoczywiścieteż.
Besiaprzyjrzałasięjejuważnie.
Teściowaspróbowałasiędoniejuśmiechnąć.
Po chwili nawet wyciągnęła rękę,jakby chciała Besię przytulić, alewtedy na schodach
rozległysięszybkie,głośnekrokiinaklatkęwpadłaAnia.
-Cześć,Beśka.
Dzieńdobrypani-todoteściowej.
Rękateściowejopadła.
-Widzę,żemaszgościa.
Niebędęprzeszkadzać.
Dobranoc.
Besiastałazkopertąwręku.
Teściowapowolischodziłaposchodach.
-Dzięki-powiedziałaBesiaiuśmiechnęłasiędoplecówteściowej.
Byłajejwdzięcznapodwójnie.
Zatroskę(jednak!
)izato,żeszybkoposzła.
Dzięki,mamo!
Wydmuchałanos,nieruszającsięzprzedpokoju.
Liczyła,żeiAnięudasięszybkospławić.
-Nawetniezajrzałamdotegobilansu,sorry-zaznaczyłaodrazu,jednakniezrażonaAnka
weszła domieszkania, rzuciła torbę pod wieszak, z ulgą zsunęła oficjalne pantofle i
wyraźniepostanowiłasięrozgościć.
-Janiepobilans-wytłumaczyła.
-Wpołudniewyglądałaśtakdziwnie,smutnajakaś,ajazagadałam167
cięswoimisprawami.
Cosiędzieje?
Tyjużsięwogólenieczeszesz?
Besiaprzeciągnęładłoniąporoztarganejfryzurze.
-Spałamjuż.
-Odwudziestejidzieszdowyra?
Ajadopierowyszłamzpracy.
Tytomasz.
dobrze.
Takpewniechciaładokończyć,alepowstrzymałasię.
Zamiasttegopowiedziała:
-Martwiłamsięociebie.
Siadłyzastołemwkuchni.
Naśrodkustałdużytalerzzracuchamiusmażonymiprzezsąsiadkę.
Aniaodrazuchwyciłajedeniwpakowaładoust.
-Tomekmadyżur?
-spytałazpełnymiustami.
Besiawzruszyłaramionami,bowcaleniebyłołatworozmawiaćnatentemat.
ComaTomek?
Być
możeorgazm,otco.
-A,tooniegochodzi.
-Ankaprzełknęłaracucha.
Niesięgałaponastępny.
-Akiedyśwszystkiecigotakzazdrościłyśmy.
-Terazjużnie?
-uśmiechnęłasięsmutnoBesia.
-Nopoprostukażdazauważyła,żejestnieuleczalniemonogamiczny.
-Takmyślisz?
-Besiauśmiechnęłasięjeszczesmutniej.
-Niechceszchybapowiedzieć,żecięzdradza.
-Nie,niechcępowiedzieć.
Aleitaksiędomyśliłaś.
Wczorajniewróciłnanoc.
Dziś,jakwidać,też.
Iniedałznakużycia.
Komórkinieodbiera.
A teściowa widziała go, jak pod kliniką zabrał do swojego samochodu jakąś młodą,
opalonąlaskę.
168
-Nawetniezadzwonił,żebycośściemnić?
Niewjegostylu.
Ajaksięostatniozachowywał?
Nienaturalniewesoły,pobudzony?
Dawałcinieoczekiwaneprezenty?
-Takiesąoznakizdrady?
-Naogół.
-Kurde,wychodzi,żedostaćprezenttoźle,bozdradza,aniedostaćteżźle,boolewa.
Tomójraczejjednakolewał.
-Wracałpóźno?
Niemogłaśgozlokalizować,bonieodbierałkomórki,apotemoddzwaniał,tłumaczącsię
gęsto?
-Dwapierwsze-tak.
Alesięnietłumaczył.
-Namójnos-niezdradzał.
-Atadziewczyna?
-Beśka,totaknaprawdęmógłbyćktokolwiek.
Naprzykładpielęgniarka,którąpodwoziłdodomu.
-Togdzieonjestteraz?
Nogdzie?
Aniagłaskałająpoplecach.
Itoonawzięłanasiebieciężarkolejnegowydzwanianiaposzpitalachipolicjach.
Wszyscybylizdenerwowani,przepracowani,ludziesłablizupałuijeszczetapowódź.
Jedenszpitalnieodpowiadał,pewniezalany.
Znowuokazałosię,żejeśliTomekstraciłzdrowielubżycie,topozaWarszawą.
Albonazatopionymterenie.
Choćcomiałbytamrobić?
-Awjegorzeczachnieznalazłaśnicdziwnego?
-Janiezaglądamdojegorzeczy.
-Adlaczego?
Kobietazawszepowinnatrzymaćrękęnapulsie.
-Ania,dajmispokój.
Wiesz,ilejadzisiajsłyszałam
zdańzaczynającychsięod“kobietapowinna”?
Jakbymstosowaławszystkie,tobymniemiałaczasutyłkasobiepodetrzeć.
-Kobietapowinnaraczejużywaćbidetu-zaznaczyłaAniaipuściładoBesioko.
-No,prowadźmniedojegobiurka.
)(
-Powiemcityle:jeśliniemawpracyjakiegoślepszegobiurka,tostrasznynudziarzzniego
wychodzi.
Praca,praca,nauka.
Zaciekawiłomnietylkoto-ipokazałaBesikartkęzpowielokroćnapisanymzdaniem:Nie
jestemBogiem.
NiejestemBogiem.
NiejestemBogiem.
-Niejest.
Niedasięukryć.
Aleskoromusitosobieutrwalić,znaczyżemawątpliwości.
Itubymsięjużzaniepokoiła.
Beśka,cootymmyślisz?
-Myślę,żemieszkamznimoddziesięciulatiwogólegonieznam.
-Takpodobnowyglądamałżeństwo-stwierdziłaAniainiebyłtożart.
-Blogajakiegośniepisze?
-Niesądzę,bokiedy?
Jakmyślisz,wybrałnowe
życie?
-Besia,tosięokaże.
Alepamiętaj:mążrzecznabyta,aprzyjaciółkęmasięzawsze.
Zawsze.
Śpiędzisiajuciebie.
Rozdział6.
Na dachu było tym razem chłodniej niż w mieszkaniu, bo słońce trochę odpuściło z
grzaniem.
Upałpozostałwśrodku,natomiastzdachuzwiewałgośladowywieczornyzefirek.
Zwabionetymsiedziałyileżałytuteraztłumylokatorów.
Papa teżjuż nieparzyła,tylko zwyczajnie grzała, całe szczęście, boAgata znowunie miała
nicdopodłożeniapodtyłek.
Doktornajpierwtrochęsiękręcił,rozpytywałoewakuację,ażwreszciesiadłkołoniej,bez
słowa,tylko wzdychając i przebierając niespokojnie nogami,jak pies, któremu się śni, że
biega.
Miłojejbyło,żewyszedłzanią,zostawiającrozgadanąkarmiącązeswojąkijanką.
Była wdzięczna, żeprzypilnował, żeby zamknęła drzwi kluczem, żepomagał brnąć przez
tłumiwdrapaćsięnadach.
Jakimścudemudałoimsięznaleźćmiejscezakominem,wmiaręodosobnione.
Wydawało się idealnedo czasu, gdy odkryli, że tuż obok, za załomem muru,kocha się
jakaśpara.
Agatasamaniewiedziała,czybardziejkrępowałotojączydoktorka.
Aleobojesolidarnieudawali,żetegoniesłyszą.
Żeteżludziomsięchce.
Wtakichwarunkach.
-Żeteżludziomsięchce-doktorekdopieropoparuminutachprzestał
udawać,żeniesłyszytegopostękiwania,jakbyionczytałjejmyśli.
Parawreszcie skończyła, potem jeszcze chwilamlaskania pocałunków, w końcu
pochrapywaniezmęczonychkochanków.
Znałaterytmyzdomu,zpokojurodziców,idziśnawetzaczęłyjąśmieszyć.
174
-Nieweźmiepantegodosiebie,jeślisiępołożę?
Plecymnieboląjakpożniwach.
Leżelioboksiebie,niedotykającsię,patrzącwniebo,którenabierałopowoliprzedziwnych
kolorów.
Ciemnebloki,pełgającepłomienieświeczekwniektórychoknach,gdzieniegdzierównież
nadachu,ciemniejącawoda,ażpohoryzont.
-Cieszęsię,żetopanjestmoimlekarzem,wiepan?
- wyrwało jej się nagle, choć tak naprawdęwolałaby siędo niegoprzytulić, a potem
mógłbyjużjązaadoptować.
TOMEK
Poczułsięwyróżniony.
Alemiałarację.
Jeślimiałachorować,najlepiej,żebytoonsięniązajął.
Jakswojącórką.
Jaksetkamiinnych,którzymuzaufali,alboktórzyzostalijegopacjentamiprzezprzypadek,
przezplanoperacji.
Wiedział,żetowłaśniedziękiniemumająszansęnawygraną.
Kiedystałwsalioperacyjnej,nawetnieczułbólunóg,drżeniarąk,napięciakręgosłupa,był
jak maszyna, jak anioł, wymagał tylko, by z jednego chrząknięcia, zniecierpliwionego
ruchurękiinstrumentariuszkaodczytała,jakiepodaćnarzędzie.
Szóstymzmysłem wyczuwał, ile ciała oddzielić skalpelem,a ile zostawić, bynie było
zagrożenia,żewrógdokonaponownejinwazji.
Instrumentariuszki się zmieniały, niektóre wyjeżdżały zagranicę, te nowe musiał
przyuczaćodnowa,byrozumiałyznaczeniejego175
chrząknięć.
Często też, patrząc nabalet, jakiego dokonywał w kwartecie: on, skalpel,rak i
nieświadomeciało pacjenta, zagapiały się, zamyślały, wpatrzonejak w akcję serialu
Chirurdzy.
Więcwarczałnanie,przywoływałdoporządku,tukażdymiałswojąściśleokreślonąrolę,
aonemiałyreagowaćnajegonajmniejszedrgnięcie,jakpartnerkawtangu,oilewiedział
cokolwiekotangu.
Improwizowaćmiałprawotylkoon.
Działosięjakchciał.
Pojegooperacjachbyłonajmniejwznów,komplikacji,zgonów.
Jużwdomu,popracy,uwielbiałbawićsięprocentami,porównującjezwynikamikolegów.
Nawetnie bardzo musiał się starać, by zapomnieć, że to nie procenty, lecz ludzie,
ichtragedie,odjętepiersiinogi,ichkulaweżycie,skopanemałżeństwa,żonywdepresji,ich
przerzutyiśmierciwbólach,whospicjach,wszpitalach,wdomach.
Dlaniegobyłytoszachyzlosem,szachy,gdziewielezależałoodjegomaestrii,szybkości
decyzji,odwagiwmyśleniu.
Bywało, że nie potrafił zrozumieć, skądsię biorą nawroty czykomplikacje, niekiedy
tylkomiałpewność,żeosekundęnawaliłainstrumentariuszkaalbosprzęt.
Wtedywściekałsięnazawodnośćludziimaszyn,alerozumiał.
Gdyjednakoperacjaszła mujakz płatka,azaparęmiesięcy pacjentwracałzprzerzutami,
Tomek odbierał to jako osobistą klęskę, jako kastrację ludzkiej mocy,wiedzy,
zdolności,połączonychbezbłędniewjegoosobie.
Ostatniozepsułsięsterylizator,przeddrugą,trzeciąiczwartąplanowanąoperacją.
Dziewczynycośchciałyłataćwmaszynie,natymczasem,boprzecież.
176
plan operacji jest święty, ale Tomek zapowiedział, żena takim sprzęcie nie będzie
pracował.
Wezwałgoprofesoriskarcił,pacjenciteżmielipretensje,żeoperacjeprzełożone.
Sam nie wiedział, czy podkopywaćich wiarę w szpital, opowiadając o zepsutym
sterylizatorze.
Niechbędzie,żetoonjestwinny,niemusząwiedzieć,żebyćmożeuratowałimżycielub
przynajmniejwątrobyprzedwirusemżółtaczkiwszczepiennej.
BoWZWtypuBbardziejsiębałniżHIV,któregowirusbyłnietrwałyjakpyłnaskrzydłach
motyla.
Alenajgorszebyłynieudaneoperacje.
Te,podczasktórychwsamymśrodkuzabiegupsułysięmaszyny,pacjencizaczynalinaglei
nieoczekiwaniekrwawić,guzywyglądałyinaczejniżnaUSG,bobyływiększe,aichmacki
sięgałydalekowgłąbciała.
Czasemciął, mając wrażenie, że tylko przysparzacierpieńpacjentowi, a rak i tak sobie
poradzi.
Czułsięwtedyniemocny,niedołęgakompletny,miałtegoażzadużowcodziennymżyciu,
nablokuoperacyjnymprzyzwyczaiłsiębyćbogiem.
Bogiem.
Iniechtakzostanie.
Czuła, że coraz bardziejjej nie ma, że zmartwienia- o zdrowie, o życie, o matkę, o
mieszkanie,opracę-spływajązniejnaciepłydach,bywsiąknąćwpapę,jakkiedyś,nawsi,
nadachuszopki.
-Ciemnojakunasnawsi,wiepan?
-odezwałasię.
Ciemnośćbyłatakprzyjazna,żeażchciałosięcośpowiedzieć.
-Toznaczyparęlattemuunasdwie
177
latarniepostawili,aleprzedtem,jakniebyłoksiężyca,agwiazdyzasłonięte,zachmurami,i
sąsiedzi już pogasili światła, była w powietrzu taka ciemność, jakby ktozawiesiłprzed
twarzączarnykoc.
Atuwmieścienigdyniejestciemno.
Dopierodzisiaj,kiedyprądwysiadł.
Kurczę,jużdawnoniewydałazsiebietylusłów.
-Nietęskniszzawsią?
-Nie-odpowiedziałaodruchowo.
-Możeczasem.
Jak w Warszawie koszą trawę i leży zżęta na trawnikach, wtedy pachnie jak u mnie na
wsi,wczerwcu.
Sianokosami-uśmiechnęłasię.
-Ileztymsianemdostodołysięrobactwawszelkiegonazwozi.
Nigdynielubiłamspaćwsianie,zawszecośpomniełaziło.
Skórki,bałamsię,żedouchajakiśwejdzie.
Alemoibracialubilispaćwstodole.
-Dużomasztychbraci?
-Czterech.
-Jesteśnajmłodsza?
-Druga,poWaldku,najstarszym.
Nieoczekiwaniezapragnęłapojechaćdosiebie.
Dosiebie?
Dawnotakniemyślałaorodzinnejwsi.
Czerwiec,tamnapewnozaczynająkwitnąćlipy,jaktutaj.
Szła parę dni temu Alejami Jerozolimskimi,śmieszyła ją ta kościelna nazwa, a lipy
pachniały,jakunichprzeddomem,jakichlipka,podktórązawszesiadywałdziadek.
-Unaslipypojednejkwitną,pokolei.
Naszapierwsza,potemusąsiada,itakdalej,idzieprzezcałąwieś.
TuwWarszawiejestinaczej-wtychAlejachJerozolimskich.
-Totamrosnąlipy?
178
-Acoinnego?
WAlejachwszystkielipy“kwitnąrazem.
Ipszczołytuniebrzęczą,aleitakfajnie.
Awzeszłypiątek.
Zamilkła.
Tobyłonaprawdęidiotyczne.
-Cowzeszłypiątek?
-wydawałsięzainteresowany.
-Nic,nic.
-Jakniechcesz,toniemów.
Oj,dobrze,jużmupowie.
-Bokiedyfacecipijątupiwopodsklepemiotwierająbutelkęobutelkę.
Czućwtedypiwem,bozawszetrochęsięprzecieżwyleje.
Towsumietakisobiezapach,nicładnego.
Alewtedyprzypominamisięojciec.
Głupie,co?
Latem, po pracy, stał z chłopamipod sklepem i też tak otwierali butelki, bo im się
niechciałodosklepowejchodzićpootwieracz.
Potemwracałdodomuijużzdalekapachniałtympiwem.
-Dużopił?
-Niebardzo,nieotochodzi,tylkożeterazjakośmisięprzypomina.
-Twójtata?
-No.
-Tęskniszzanim?
-Nocopan.
-Dlaczego?
Miał rację, wsumie powinno się chyba tęsknić zaojcem,kiedy go się nie widziało
tyleczasu.
Aleonanic,jakbyojciecbyłkimśkompletnieobcym.
Nomoże nie kompletnie,ale jakbybył jakimś wujkiemczy stryjkiem, który czasem zje
razemznamiobiad,alenigdysięznimnierozmawiaoniczymważnym.
179
Myślała,żewszyscyojcowiesątacy,chłodniidalecy,jeszczedobrze,jakniepijąiniebiją.
Ale kiedyposzła doliceum iprzypatrzyła się rodzinom koleżanek, stwierdziła, że nie
wszyscy.
Jedennawetchodziłnawywiadówki.
-Niebyłampewna,czywie,doktórejklasychodzę.
Ostopniepytał,totak.
Alejaksięczuję-nigdy.
Kiedyśjakwszedłdokuchni,topłakałam.
-Dlaczego?
-Oj,nieważne,jużniepamiętam.
-Cozrobił?
-Odrazuwyszedł,jakbyniechciałwiedzieć,ocomichodzi.
Apancobywtedyzrobił?
-Ja?
-Mapandzieci?
Cobypanzrobił,jakbyktórepłakało?
Samowkuchni?
TOMEK
Wsumieniebyłpewien,cobyzrobił.
Do dziewczynek zawszebiegłaBesia, z tymi swoimi przytuleniami,pocieszeniami,
chusteczkami.
Niemiałszansysiędopchać,nawetgdybywiedział,corobić.
Czyjestdobrymojcem?
Dziewczynkirzadkogowidują,alewktórejsąklasietoprzecieżwie.
Nastusiazdaładodrugiej.
Maławprzedszkolu.
Cojeszczemożeonichpowiedzieć?
Żesąśliczne,wesołe,żeciąglesiękłócąiwtedyBesiananiekrzyczy.
Żesłodkowyglądają,gdyśpią.
Wzeszłewakacjenauczyłjepływaćpieskiem.
Klockiznimiustawiał,czasem,
180
wniedzielę,kiedyczuł,żepowinienznimipobyć.
Wtedy mu cośopowiadały, alenie orientował sięw ich szkolnych ani przedszkolnych
intrygach,więcwpuszczałjednymuchem,wypuszczał
drugim.
-Tocobypanzrobił?
-Nosbymwytarł,pocieszył.
-Przytulił?
-No..
wiesz,odtegojestmojażona.
Jatoraczej.
Konkretneakcjeityle.
Jadbam,żebyonesięmogłybezpiecznieprzytulać,rozumiesz?
Zgrabnieztegowybrnął.
Takmusięprzynajmniejwydawało.
-Nierozumiem-przyszpiliłagodomuruAgata.
-No,dziękimnieniemartwiąsięofinanse.
-Aha-byławyraźnierozczarowana.
-Myślisz,żetonieważne?
-Ważne.
Aleojciecjestniepoto.
Możeraczejnietylkopoto.
-Apoco?
-Żebychronił,jakdziejesiękrzywda.
Takmyślę.
Aon,czychroniłswojedzieci?
Tak,ochroniłswojącórkęchorąnaraka.
Wiedziałteż,żezabiłbywobronieswojegodziecka.
Jeślibyzobaczył,żektośwyrządzaimkrzywdę.
Gdybyakuratniebyłwpracy.
Leżałanadachuiniemiałapojęcia,dlaczegojestcorazbardziejzła.
Nadoktorka?
Nie,bezsensu.
-Myślipan,żetobrzydkogniewaćsięnawłasnąrodzinę?
-Jawiem?
Czasemmożna.
-Alesięniepowinno,samawiem-drążyła.
-Niesąładnetakieuczucia.
-Jawiem?
Aczywszystkieuczuciamusząbyćładne?
-Ztychnieładnychtrzebasięspowiadać.
Gniewtogrzechgłówny-głupiosięczuła,tłumaczącmutakieoczywistości.
-Naprawdęsiętymprzejmujesz?
Cogrzech,aconiegrzech?
-Apannie?
Jegożonasięprzejmowałagrzechami.
Wystarczy.
-Dlaczegojesteśzłanarodzinę?
-Bomniezmuszają,żebymprzyjechała-głosjejstwardniał.
-Chcą,żebyśwróciła?
Nawieś,dogospodarstwa?
-Nienazawsze.
Chyba.
-Zwizytą?
-Zopieką-wyraźnieciężkojejbyłootymmówić.
-Matkajestchora.
-Naco?
-Mówili,żebiodrozłamała.
-Szyjkękościbiodrowej?
-No,cośtakiego.
Leży.
Trzebajejjedzeniepodawać,basen,myćjąwłóżku.
Przytomna,kojarzywszystko,więcichpogania.
Oj,onatoumie.
182
-Powinnaiśćnaoperację.
Wszczepićendoprotezę.
Chybażemaprzeciwwskazania.
-Oj, nie wiem, nie gadałam długo, bo od razubracia powiedzieli, że mam przyjechać i
chodzićkołomatki.
Żematkaomniepyta.
Iżenawsijużgadają,żemnieniema.
-Atyniechceszjechać?
-ZłaAgata,wstrętnedziewuszysko,niechcesięstarąmatkązająćwpotrzebie.
Panteżtakomniemyśli?
-ciągnęła.
-Bojatakmyślę,jakbyktopytał.
Skuliłasię.
-Boniejestzemniedobryczłowiek.
Niechcęichwcaleoglądać.
Anibraci,aniojca,ani.
-przełknęłaślinę-matki.
-Wiepan,prawiesięmodliłam,żebymtamniemusiałajechać,natęmojąwieś.
Znaczymodliłabymsię,gdybymwiedziała,żemniektotamnagórzesłucha.
Iproszę-prezentznieba.
Rak.
-Rakajeszczeniestwierdziłem.
Narazietojednazmożliwychdiagnoz.
Małoprawdopodobnawtwoimwieku.
-Alejanawetchcębyćchora,wiepan?
Wtedyniemusiałabymtamjechać,aleniktbyniepowiedział,żezłazemniecórka.
Niktbyodchorejniewymagał.
Ataktogdymatkachora,toprzecieżcórkapowinnasięzaopiekować,prawda?
-Aniemasięktoniątamzająć?
183
-Nie.
Nobokto?
Tamtylkoojcieczostałibracia.
Pewnieciotkaprzychodzi,aleonamaswojąrodzinę,todługoniemożesiedzieć.
-Ojciecniemożesięzająć?
Bracia?
-Agdzietamfacetumiechodzićkołochorej.
Uśmiechnąłsię.
-Ojsorry,panumie,alepanuzatopłacą,wiadomo.
Zresztąteżtakiechodzeniekołochorychtoitakpielęgniarkaodwalazapanawszpitalu.
Panjestodważniejszychrzeczy,nie?
Nagleodechciałojejsięotymgadać.
Bocoonztegorozumie?
Jaksięczłowiekurodziłdziewczyną,towie,comusirobić.
Dodziśjąkręgosłuppobolewałponoszeniuusmarkanychmaluchów,jejmłodszychbraci.
Umiałaichutulić,więcmatkachwaliła,żetakazniejwyręka.
Ojciecniechwalił,bocogoobchodziło,ktodzieciakaniańczy,babskasprawa.
Agatacieszyłasię,żematkachwali,ależałowała,żeniemasiostry,którapomogłabyjejw
obieraniu po trzy kilo ziemniaków, w dźwiganiu garów bigosu czy lepieniu dziesiątek
pierogów.
Takasiostrabyrazemzniąprzyszywałabraciomciągleurywającesięguziki,irazemznią
bysięśmiała,żebraciomręcewyrosłytylkododłubaniawnosie,bonawetposobienaczyń
dozlewuniezniosą.
Razembywrzucały,wyjmowałyiwyżymałypranieztejpieprzonejFrani.
Abyłotego-braciabrudziliprześcieradłaczarnyminogami,boniechcieliwdomunosić
kapci,twierdzili,żetoniemęsko.
Ciekawe,ktojejbraciterazobrabia,jakmatkachora.
Ktoimgotuje.
Ktoopiera.
Czyżbymusieliradzićsobiesami?
184
Agataniewyobrażałasobie,żewracadogotowaniaobiadu,dzieńwdzieńnatyleosób.
Pamiętała, ile razychciała, żeby coś zostało na jutro, chociaż zupa, alezawsze garnki
opróżnili,doskrobaliłyżką,nadrugidzieńznowumiałagotowanie.
Zatousiebie,wmieście,jużnigdynicnieugotowała.
Nieobrałaanipółkartofla.
Pieczonykurczakzesklepuipizza.
Kanapkiimrożonki.
Smakwolności.
Jak Waldek, najstarszy, był mały, to czasemojciecgo wziął w pole, żeby się chłopak
przyuczał,alepotemnapoluzasadzililas,zostawilizastodołątylkotyleziemi,codlasiebie
nawarzywa,aojciecposzedłdopracywfabryceprzetworówsojowych.
Ajużwarzywawogródku,wiadomo,tokobiecasprawa.
Sianie,pielenie,opryskiwanie,zbieraniespadłonamatkęiAgatę.
Waldkateż do pracy goniły, aleonpowiedział, że pielić niebędzie, wystarczy, że
drwaporąbie.
Kiedymatkaposzładopracy,wwarzywniakukrólowązostałaAgata.
Co dodziadka, to latem siedział na ławeczce przeddomem, azimą przystole w pokoju i
waląclaskąwziemię,popędzał,żebyszybciejdawałaobiad.
Takjakgłodnechłopakiprzedtelewizorem.
Nienarzekała,przecieżwiadomo,żedziewczynaniemożesiedziećinicnierobić.
Nawet jak telewizjęogląda, nie powinna siedzieć bezczynnie, tylko cerować, prasować
alboprzynajmniejrobićsobiemanikiur.
-Czypanażonasamasobierobimanikiur?
-takiedelikatnezagajenie,bydowiedziećsię,czymażonę.
Drgnął,jakbygodźgnęławplecydługąszpilą.
184
-Besia.
Orany-tobyłozupełniebezsensu,co
powiedział.
-..i’-JakaBesia?
Mojażona.
-Tosamasobierobitenmanikiurczynie?
Wstał,zacząłsięrozglądać.
-Nie.
Chybanie.
-Jaktochyba?
-Boniepodglądamjejwłazience-odpowiedziałnieuważnie.
-Przepraszam,muszęcośzałatwić-iodszedł,przesuwającsięniepewniewciemnościach.
Notak,cośztążonąniewyraźnieuniego.
Dziwnyfacet.
Dziwny.
Ajaksprawnieuciekaprzedpytaniami.
Kolejnepytaniebrzmi,czywogólejeszczetudoniejtuwróci.
Przykrojejsięzrobiłonamyśl,żemógłbynie.
GłupiaAgata,głupia.
Nieumiesięzachować.
Aninawsi,aniwWarszawie.
Nigdzie.
Tuniepasuje,tambardzobychciałaniepasować.
TOMEK
Oniechto!
Besia!
Besiapewnieczekananiegowdomu,możesięjużnawetmartwi,jestwkońcu,orany,jest
już jedenasta w nocy, normalnie od godziny - półtorej byłby już w domu, jadłby,
cotamugotowała,isłuchałjednymuchemjejopowieści.
Zapomniał,żemażonę,żonęoddzielonąodniegomorzembrudnejwodyiruchomązasłoną
zkoma
rów..
186
Niktniechciałpożyczyćmukomórki.
-Amożepanimatelefon?
-zagadnąłszeptemkolejnąosobę,doktórejsiępodsunął.
Dopiero w odległości mniejszej niż pół metra zauważył, że kobietaw dziwnym stroju
przytuladosiebiedwojeśpiącychdzieci.
Jejmążsiedziałzboku,wpatrzonywnieboitotalnienieobecnyduchem.
-Achodziocośważnego?
-Inaczejbymnieprosił.
-Widziałampanadziśnasiódmympiętrze.
Pandoktor,prawda?
Komuinnemubymniedała.
Tylkoniechpandługonierozmawia,bateriajużprawiepadła.
Zarazwymacam.
Jest.
Włączętylko.
Mąż kobiety nagle powrócił duchem na dachi wpatrzył się łakomie w komórkę, którą
chwyciłTomek.
-Besia?
-Odebraładopieropoparusygnałach.
-Tomek?
Żyjesz?
-Bardzośmieszne.
-Cotozanumer?
-Jejgłosniepachniałdomem,byłnowy,obcy,zadziorny,ażsięzaniepokoił.
-Niemogędługogadać,tylkochciałemdaćznać,żecośmituwypadło.
Będęjutropopracy.
Miałnadzieję,żepopracy.
-Cościwypadło?
-tonmiałazdecydowaniewojowniczy.
-Notak.
-Alemówisz,żewrócisz?
-Besia,nocoty.
-A…
-Komórkajęknęłaiucięłato,coważnegomogłapowiedziećjegożona.
187
-Ipobaterii.
Padła.
Przepraszam-usprawiedliwiałsię,zwracająctelefonkobiecie.
Schowałagonieuważniedotorby,skupiającsięraczejnaobserwowaniuswojegomęża.
Zaskoczyłogo,żeBesiabyłajakaśnieswoja.
Wydawałasiędaleka,zupełnieznimniezwiązana.
Zastanawiałsię,cotomiałobyć,toniewypowiedziane?
Wyrzuty?
Jakieśmałe“kochamcię”?
Jakieśzirytowane“Gdzietysiępodziewasz?
“.
Tęsknił?
Zaniąchybanie,możebyłomubardziejbrakdomowychrytuałów,zupypomidorowej,co
drugidzieńnastole,bodziecilubią,ijakiejśniespodziankinadrugiedanie.
Ciepłegociałapoddrugąkołdrą,jejjasnejobecności.
Sapiącychdziewczynekipatrzeniananiepozgaszeniuimświatławpokoju.
-Naprawdęmyślipan,żetosięjutroskończy?
-spytałagokobietaodkomórki.
To,cobrałzabluzkę,byłoprzypuszczalniekoszuląnocną,naktórązałożyłaspódnicę.
-Mamnadzieję.
Niemogąnastuprzecieżdłużejtrzymać,prawda?
-Skoropantakmówi.
Alemniesiętuzaczęłonawetpodobać-rozejrzałasiępodachu.
-Nicdorobotyicałarodzinarazem-rzuciłaniespokojnespojrzenienamęża.
-Wakacje.
Itonadwodą.
Awdodatkudziecinienudząofrytki.
Uśmiechnął się do niej, choć i tak raczej niemogłatego zauważyć, po czym ruszył z
powrotemdoAgaty.
188
Wyraźniesięucieszyła,żewrócił.
-Załatwiłpan?
-Co?
-Coś.
Takpanmówił.
Żecośmusipanzałatwić.
-Załatwiłem.
-Ajamyślałam,żepanuciekł.
-Dlaczegomiałbymuciekać?
-Niewiepan?
Żebynierozmawiaćożonie.
Atejcosięstało?
Takabyłamilcząca,zamknięta,ateraznaglewypytujegoowszystko?
-Tyteżchybanieprzepadaszzazwierzeniami.
-Chybanie-lekkosięnajeżyła.
Leżałaigapiłasięwniebo.
On chwilę siedział,oplatając rękami kolana, ale znowu odezwał się kręgosłup,więc
ostrożnieułożyłsięnaplecach,starającsięjednak,byjejniedotykać.
Wiedział,jakabyławrażliwanatympunkcie.
Nakażdympunkciebyławrażliwa,więctrudnomubyłorozluźnićsięwjejobecności.
Lepiejżebymilczeli.
Wdomurobiłtobezprzerwy.
Tyleżetammiałjeszczeprzedsobąkomputer,atutylkodachpodsobąigwiazdyugóry.
Agatawestchnęłaciężko,aonsięzaniepokoił,żezarazzaczniemusięzwierzać.
Znowupoczułniepokójwstopach.
Leciećgdzieś,robićcoś,anietrwaćbezczynnie.
WmieszkaniuAgatyzostawiłprzecieżpublikacjęonowotworachgłowyiszyi.
Możejąprzeczytaćporazkolejny.
Znowuwestchnęła.
Nicztego.
Będzienieczułyisięnieodezwie.
Tacysąfaceci,niepowinnaliczyćnanicinnego.
Jakchcepogadać,niechidziedokarmiącej.
189
-Maszjakieśzmartwienie?
-ajednakmusięwyrwało.
Odruchowo.
Obytegonieżałował.
-Ja?
Skąd?
-odpowiedziałabezwahania.
Uff.
[.Obejdziesiębezzwierzeń.
-Adlaczegopanpyta?
Awięctaktaniosięniewymiga.
;-Bowzdychasz.
-Takiwiejskizwyczaj-wzbywaniurozmówcybyłalepszaodniego.
-Pannigdyniewzdycha?
Piłeczkaznowuznalazłasięnajegopolu.
-Odkądciępoznałem,wydajemisię,żemaszjakiśproblem.
-Nibyjaki?
-Widać,żejesteśzłanaświat.
-Apoczympantopoznaje?
-byłajużmocnozdenerwowana.
Bezsensu,żezacząłtęgadkę.
-Sprawiaciprzykrość,żeotymmówię?
-Sprawia.
Alejużzapóźno.
Jużpanpowiedział.
Boksowanie się z kobiecymiemocjami było najgorszymzajęciem, jakiemógł sobie
wymyślićnatę
noc.
-Codotegoproblemu.
Takieodniosłemwrażenie.
Alebyćmożesięmylę.
Milczałatyleczasu,żepomyślał:tojużkoniecrozmowy.
-Niemylisiępan-ilepasjiwtymgłosie.
-Jestemzła.
Naświat.
Aleipanniejestzbytwesoły,jakzauważyłam.
Znowubłyskawiczneodbiciepiłeczki.
Perspektywazwierzania sięsamemu była jeszcze gorsza niż konieczność wysłuchiwania
cudzychzwierzeń.
-Nielubięopowiadaćosobie-dodała.
-Panlubi?
190
-Nietypowazciebiedziewczyna.
-Togrzeczneokreśleniezamiast:niejesteśnormalna?
-Nie.
Chodzimioto,żekobiety,któreznam,kochająmówićosobie.
-Wszystkie?
-Wszystkie.
-Ico,chciałbypan,żebymteżcośopowiedziała?
-Nie,wręczprzeciwnie.
Wydała z siebie jakieś nieokreślone sapnięcie, którenaprowadziło go na trop, że mógł ją
urazić.
Cholera,ztądziewczynątrzebapostępowaćdelikatniejniżzniewybuchem.
-Tonieznaczy,żemnienieinteresujesz-dodałszybko.
-Przeciwnie,bardzomnieinteresujesz.
-Wtoakuratniewierzę.
Pozatymmoimzdaniempanniepowinientaksięmnązajmować.
-Dlaczego?
-Bomapanżonę.
Oj,temłodedziewczęta.
Wszystkosprowadzajądojednego.
-Mapanczyniema?
-Toniemanicdorzeczy.
Mam.
-Alenienosipanobrączki.
-Itakmusiałbymciąglezdejmowaćjądooperacji.
-Niewróciłpanwczorajnanocdodomu.
-Jakwidać.
-Żonanieczekała?
-Wiedziała,żemamdyżur.
-Alepanprzecieżniemiałdyżuru.
191
-Zamieniłemsię.
Agata,ococichodzi?
Jużchybaranoustaliliśmy,żenieinteresujęsiętobąseksualnie.
-Japanemteżnie.
Tozdaniegonieoczekiwanieubodło.
-Niechpanuniebędzieprzykro-rozszyfrowałagobłyskawicznie.
-Mniewogólefaceciniezbytinteresują.
Dziewczynyteżnie,wkażdymrazieniewtymsensie.
-Chceszotympogadać?
-TozdaniepodsłuchałkiedyśupsychoterapeutkizserialuRodzinaSoprana.
OglądaligozBesią,kiedysięnachwilęodkleiłaodBollywoodu.
-Niechcę.
-GangsterSopranoreagowałbardziejwylewnieniżAgata,szczelniezamkniętawpuszce.
zniewiadomoczym.
Jaktojestztymirozmowami?
Czykoniecznietrzebasprzedaćtrochęsamegosiebie,żebyidrugaosobasięotworzyła?
Niemiałwtymdoświadczenia.
Jużnabierałapowietrza,byznowugoprzygwoździćjakimścelnymstrzałem.
-Nie.
Chwileczkę.
Terazja-zaprotestował.
-Mówiłaś,żedlaczegoniechceszjechaćdodomu?
Nawetzwizytą?
Prawie słyszał, jak mocno obracają się trybikiwjejgłowie: odpowiedzieć czynie
odpowiedzieć?
-Botylkobysięnamniekrzywili,wypominali-klik,decyzjapodjęta.
-Znimirozmowyzawszeojednym.
Opolach.
-Jakichpolach?
-Moich.
Dziadekmizapisał.
-Maszjakieśpola?
Gdzie?
-Tutaj.
Nasiódmympiętrze.
Tadziewczynabyłafascynująca.
-Toznaczy?
-Niechcieli,żebymjesprzedawała,wolelijerozdzielićmiędzysiebie.
Aleprzecieżbyłymoje.
Moje,więczrobiłam,cochciałam.
Ajaksprzedałam,chcielipieniędzy.
Żepocomi,żeitakwyjdęzamąż,tomążnamniezarobi,aimnarodzinępotrzebne,na
dom.
Mówilijeszcze,żedziadeknastarośćzgłupiał,toniemożnajegowolitraktowaćpoważnie.
-Azgłupiał?
-Tonapewno.
Trochę.
Kiedy po lekcjach w liceum wracałado domu,nie ciągnęli jej już do kuchni ani do
ogródka, gdzieznowu zapanowała matka, właśnie zwolniona z posady w sklepie, tylko
sadzaliprzydziadku.
Miałapilnować,żebynieuciekał,nieprzewróciłsię,niegmerałwpiachu,niechzrobidla
staregocokolwiek,botobabskarzeczchorymsięopiekować.
ZresztąprzyAgaciedziadekwyraźniesięuspokajał.
Siedziała więc obokniego pod lipką iwkuwała angielskie słówka lub uczyła się
geografii,popatrującnaniegospodoka.
Wyglądałjakduże,łysedziecko.
Nieprzypominałjużsiebiedawnego,wcale.
Żadnegopodobieństwaztymstarcemustawiającymżyciecałejrodzinyczykroczącymna
czeleprocesjiwkościele.
Żadnegopodobieństwaztymwładczymmężczyzną193
z nachmurzonym czołem,mimoniewielkiego wzrostu jakimścudem patrzącym na
wszystkichzgóry.
Nawetoczymusięzmieniły,ichbłękitznacznielprzyblakł.
Bywałonawet,żebudziłjejrozczulenie.
t Najbardziej śmieszyłoją białe, nietknięte przez słońce czoło, które ukazywało się,gdy -
rzadko-zdejmowałczapkęzdaszkiem.
Kontrastowała z nim dolnapołowatwarzy, która od kilkudziesięciu lat widywałasłońce
codziennie,więcbyłaogorzała,prawiebrązowa,jakznoszonebuty.
Naogółsiedziałcicho,więcmiałaspokój.
Tylkokiedy zbierało się nadeszcz, zaczynał przebierać nogami, żeby szybciutko
przeprowadziła go spod lipkido domu, do jego pokoju(od kiedy rodzice postawilidom z
pustaka,każdymiałswójpokój),gdzieodrazukazałzamykaćokna.
-Boaniołwleci-tłumaczyłprzerażony.
Najgorliwiej,wedługniego,aniołyszukałyschronienia,gdypadało.
Siedział więc w duchocie, słuchając kropel bijących w blaszany dach, przerażony, że
todobijasięstadoskrzydlaczy.
-Czemusiędziadekaniołówboi?
-Abojawiem,cotakiemudołbastrzeli?
Wzamknięciu?
Onnieprzyzwyczajony.
Aikilkamożewle
cieć.
-Tobędziewięcejdobrawdomu.
-Agównotywiesz.
Tylkodusznosięzrobi.
Lepiejdobrego nie kusić, niech zostanie, gdzie jegomiejsce - idziadek wznosił oczy ku
białymkrzakom,któremiałnadoczami,aktórewtymwypadkumiałyoznaczaćniebo.
194
Nawetjącieszyło,żejestteraztakibezradnyiprzerażony.
Miałzaswoje,wstrętny,starydzieciak.
Niechsięboi,niechsięmęczy.
A z tym testamentemstary zarządził zupełnie nieoczekiwanie, bez żadnej z jej strony
zachęty.
Niktsięniespodziewałżadnychniespodzianek,boodparujużlatsiedział
pod lipkąi gapił się na drogę, niktgo nawet nie podejrzewał, że ma jakieś plany, i -
codziwniejsze-żeumiejeprzeprowadzić.
A tuproszę -któregoś ranka, gdy ona siedziaław szkole, a onbyłprzytomniejszy, spisał
testament.
Itojaktrzeba,przydwóchświadkach,sołtysceijejmężu.
Sołtyskaodrazupowiedziałamatce.
Dziadekniekomentował,boznowuzgrywałdemencjęizanicniedawał
sięmatceprzekonać,żebyzmienićzapis.
ZatomatkacodzieńaplikowałaAgaciekońskądawkęgderaniny.
-Dlaczegotobiezapisał,staryłamaga.
Tobie?
Przecież to my mamy dom do wykończenia, dlaciebie też przecieżbędzie, a ziemia
przydałabysięiWaldkowi,iRadkowi,iGrześkowi,iSebastianowi.
Mógłpodzielić,alestaryuparty:nie,tobiezapisał.
A nie ty go karmisz zupkami przecieranymi, tylko ja,dzień w dzień, i galoty mupiorę
zasrane-wyrzekałamatka.
-Atysobiespokojniewszkolewtedysiedzisz.
Agata milczała, choć przecież ani w szkole nie byłospokojnie, ani ona dziadka o nicnie
prosiła.
Bopocojejtecholernepola?
Wyglądało jednak, że wystarczy poczekać, aż dziadek znowu będziemiałdobrydzień, a
wtedydelikatniegonaprowadzićnazmianęzapisu.
Staryfizyczniebyłwniezłymstanie,więc195
matkacierpliwieczekałanatendobrydzień.
Alesięniedoczekała.
TOMEK
Gdy Besia mu o czymś opowiadała, nigdy nie zadawał pytań, tylko cierpliwie czekał,aż
sięwyczerpiepotokjejwymowy.
Niepodsycanyobjawamijegozainteresowania,płynąłcorazwolniej,ażwkońcuzanikał.
Wsiąkały w podłoże opowieści o dzieciachw szkole i przedszkolu,o sąsiadce, o tym, że
Besiamusiała wymieniać pomidor w warzywniaku, bo jejzgniły dali (bo chyba o to
chodziło,niebył pewien,czy słuchając piąte przez dziesiąte, zrozumiał dramatyzm tej
historii), że odkurzacz koniecznie trzebakupić nowy, bo ten ma już swoje lata i że w
sobotęprzyjdągoście.
-Będę-tylejeślichodziogości,natomiasttematyodkurzaczaipomidoralekceważył,bo
wierzył,żeBesiasobieznimiporadzi.
Potemzostawiałżoniepieniądzenaprzyjęcie,azgośćmimiłorozmawiałiserwowałdrinki.
Naogółprosiligoorecepty.
Onczasembłysnąłdowcipemzasłyszanymodpacjenta.
Opracynieopowiadał,gościenielubilisłuchaćoonkologii,jakbysiębali,żeodsamego
gadaniazłapiąraka,anainnegłębokierozmowyniebyłomiejscawwiększymgronie.
Wnimsamymteżniebyłonaniemiejsca.
Booczymtugadać?
Lepiejdziałać,niżruszaćszczęką.
Aledachnabloczyskubyłjaktereneksterytorialny.
Słuchał.
Pytał.
Chciałzrozumieć.
SłowaAgaty.
196
niepłynęłypotokiem,jakuBesi,raczejciurkały,jakznieszczelnegokranu.
-Dziadekmusiałciębardzokochać,skorototobiewszystkozapisał.
Nieodpowiedziała,wzruszyłaramionami.
Wyraźniebyłoztymcośnietak,alenienalegał.
Każdymaswojetajemnice.
Onapewnienawetwięcejniżinni.
Dziwnatadziewczyna,alefascynująca.
Wbłyskuświatłazauważył,żenapoliczkubłyszczyjejjakiśwąskipasek.
Płakała?
Wyciągnąłdoniejrękę,cofnął.
Tobyłowbrewjegozwyczajom,angażowaćsięwcudzeemocje.
Tak,kompletniewbrew.
Przygarnąłjądosiebieiprzytuliłmocno.
Leżałapoczątkowosztywna,lekkoprzestraszona,poczymjejgłowaopadłamunaramię.
Czułnapiersijejciepłyoddech.
- Sama nie wiem, czy mnie kochał - szept popłynął z niej nieoczekiwanie, jakby naciął
wrzód.
Mówiłaszybko,prawiepołykającsłowa.
-Potrzebowałmnie.
Niemówiłamotymnigdynikomu.
Nie,taknaprawdęmówiłamraz.
Księdzu.
Wyśmiałmnie.
AW
- Dziadek mi nogi myje - wyszeptała księdzuwtedy pod samkoniec spowiedzijak
największątajemnicę.
-Naspowiedzimitakierzeczyopowiadasz?
-ksiądzwydawałsięzniesmaczony,żeAgatakazipowagękonfesjonału.
197
-Abojategonielubię-bąknęłaijużwiedziała,żesłowaporazkolejnynieumiejąoddać
tego, co jejsię kłębi w środku, ale jednak spróbowała opowiedzieć wszystko, co ją
niepokoiłowsobotniewieczory.
Kiedyskończyła,ksiądzchwilęmilczał,poczymodezwałsięgderliwie:
-Kolejkarośnie,dziewczyno,atymiobzdurachopowiadasz.
Więcej dospowiedzi nie poszła, bo nienawiść dodziadka, ciurkająca do tej porywąskim
strumyczkiem,terazwezbrałaipędziłajakgórskipotok.
Anienawidzićjestgrzechem,toAgatawiedziała.
Jednakprzestaćnienawidzićnieumiała.
Dodziśpamiętałakażdyszczegółskupionejtwarzydziadka,pochylonejnadmiską.
Toonzawszeszorowałjejstopy,matkaniemiaładotegocierpliwości,aAgatanieumiała
tegozrobićwystarczającodokładnie.
U nich na wsi szary piachwżerał się wewszystko,latem dokumentnie pokrywał zgrubiałą
skóręnastopachidłoniach.
Nie potrafiła tego doczyścić, a dokościoła przecież trzeba było mieć czyste nogi,
boinaczejskarpetkidosandałówbrudziłysięodśrodka,marudziłamatka.
Dziadekumiałtakzłapaćzastopę,żeniełachotało.
Szorowałszczotką,pumeksem,znowuszczotką,spłukiwałręką,wodaspływała,pieszcząc
podeszwy.
Na koniecnawet obcinał jej paznokcie, żeby nie podziurawiła białych kościelnych
skarpetek.
A potem wycierał do sucha jej stopy ręcznikiem,rozłożywszy go sobiena kolanach,i trąc
dosucha,ażskórajejsięróżowiła.
198
Dziadekteżsięróżowił,takjakbyzwysiłku,cozauważyła,dopierokiedybyłajużtrochę
starsza.
Różowiłsię,wycierając,isapałcorazszybciejigłośniej.
Przykładałsiędowycierania,ażjejsięwydawało,żerobitozadokładnie.
Zadługo.
Czułasięztymjakośniebardzo.
Imbyłastarsza,tymdziwniejszejejsiętowydawało.
Chociaż-uspokajałasamąsiebie-tonictakiegowkońcu,głupiajest,dziadekchcedobrze,i
czystabędzie,wymyta.
Zaczęła nocować w sobotę u koleżanek, żeby dziadek darował jej to mycie, ale wtedy
wymyśliłmyciewzwykłedni,colatemwydawałojejsięidiotyczne,boipoco?
Tychczystychnógstarczydoporannejwyprawydosklepu,niedłużej.
Zresztą przezcałewakacje chodziła w gumowych klapkach z wżartymw podeszwy
brudem,nogimyłaotyleoile,niktnawsinatouwaginiezwracał.
W niedzielę co innego,w parafii byłasfalt, chodniki, tam trzeba było chodzićz czystymi
nogami.
Mówiła, że przecież może myć sięsama, ale matka tłumaczyła, że dorosły zrobi to
dokładniej.
Aonanatoczasuniema.
Noidziadekteżsięprzymyciuupierał.
KiedyAgata zrobiła się jeszcze starsza, wynalazłnawet nową metodę czyszczenia:
przeciągał namydlonym palcem między jejpalcami ustopy, aż jejsię robiłociepło,
pieszczotliwie.
Zaciepło.
Apotemdokładniepłukałiochoczobrałsiędomiarowegowycierania.
Zabierałamutestopy,wyrywała,aleniedał,pókisamnieuznał,żejuż.
Póki nie stęknąłi nie wypuścił ich, trochę bezwładnie z ręcznika, pókiwyczerpany nie
zacząłjejnaglepoganiać(aprzecież199
przedtemwcalesięniespieszył),żetakpóźno,iniechAgatajużidziedołóżka,bojutrodo
kościołamadojśćnaósmątrzydzieściiprzecieżksiądzniepoczekananiąjedną.
)(
Umilkła.
Okurde,alewstyd.
Oczerniłaprzedobcymswojąrodzinę,wktórejwyrosłaisięwychowała.
Jakonaśmiemówićtakierzeczy,obmawiaćrodzicówidziadka.
-Niewiem,pocotoopowiedziałam-dodałaszybko.
-Przecieżdziadekniczłegonierobił,prawda?
Powinnamsięcieszyć,żesięniemusiałamwstydzićbrudnychnógwkościele.
Starszymaprawomyćdziecko,toniczłego,adziadekdotegobył
bohaterem,partyzantem,wszkolenawetwmurowalitablicęzjegonazwiskiem.
Wstydmi,niewiem,pocopanuopowiadamotychmoichzwidach.
-Toniezwidy,Agata.
-Takpanmyśli?
-Jestempewien.
Maszrację,tobyłobardzo,bardzoniewporządku.
Tosięnazywamolestowanieseksualne.
-Miałamrację?
-Miałaś.
Zatakierzeczygroziparagraf.
Miałamrację-zdziwiłasięAgata.
Dziadekźlerobiłiwiedział,corobi.
Poza tym Waldka,Radka,Grześka ani Sebastiana nie mył, a oni teżmieli w piątek
wieczoremczarnenogi.
NoiWaldkowi,Radkowi,.
200
GrześkowianiSebastianowizieminiezapisał.
Amnietak.
Iwiemdobrze,zaco.
Miałamrację, księże proboszczu, miałam rację,tato, wojowniku z packą na muchy, co
mnienawetnieumiałeśwysłuchać.
Miałamrację,mamo.
Atyprosiłaśmnie,żebymsiędziadkowiniewyrywała,iżebymniewychodziławsobotę
wieczoremzdomu,zanimdziadekmnienieumyje.
-Matkaniereagowała,gdyjejotymmówiłaś?
-spytałdoktor.
-Razpowiedziałam.
Wstydziłamsięotymmówić.
-Aojciec?
-Onsiętakimigłupotaminiezajmował.
Dzieci?
Mycie?
Toniebyłysprawydlaniego.
-Alewidzieli,codziadekrobił?
-Apewnie,widzieli,musieliwidzieć.
Myśmywtedy mieli jeszcze stary dom, drewniany, bez łazienki, w kącie kuchni to robił,
ciąglesiętamktośkręcił.
Chciałam,żebytoprzerwali,alenie,nigdy.
-Wcalecisięniedziwię,żeniechcesztamjechać.
Zjegobłogosławieństwemniepojedzietamjużnigdy.
Zupełnie nie chce widzieć,jak daleko udałojej się od nich odejść dzięki dziadkowym
hektarom.
Zresztąniebyłapewna,czyjejsięwogóleudałoodejść.
Wkońcuniedalekopadajabłkoodjabłoni,aonawsobieteżmatrochęgenówdziadka.
Poczułasięgłupio,żeleżyprzytulonadoswojegolekarzanaciąglejeszczeciepłymdachu.
Wyobraziłasobie,żektośnatopatrzyzboku.
Coto,romanszżonatym?
Możesięjeszczepocałują?
Doktorprzygarnąłjąbliżejipogłaskałpoplecach.
201
-Agata-zaczął.
Panika.
Coonchcepowiedziećpotakuroczystympoczątku?
Żebyusiąść,musiałaoderwaćplecyoddachu.
Smołasięjednaklepiła.
Szkodabluzki,chociażpalsześć,tendzieńprzyniósłdużowięcejstratniżbluzkawczarne
niespieralneplamy.
Doktorszczęśliwiemilczał,choćoparłsięnałokciuichybananiąpatrzył.
Niemogłategoznieść.
Wstała.
Marzyła,byschowaćsięgdzieś,zadrugikominmoże,zatrzeci.
Alewszędziebyliludzie.
Chciałapłakać,imożejeszczeskaleczyćsięmocno,żebyjąbolało,tu,aniewśrodku.
Chciałapokaleczyćtwarz,byniewyglądaćjakmatka,chciałakrzyczeć,bynieprzypominać
milczka ojca, chciała się schowaćdo pustej nory, tam owinąć kokonem z pajęczyn i
wynurzyćsiędopieropostulatach.
Doktorzacząłsiępodnosić,najwyraźniejchciałiśćzanią.
Nie,magodosyć.
Opowiedziałamuosobietakieobrzydliwości,żeniechciała,żebynaniąpatrzył,aniznią
rozmawiał.
Wogóle.
Naszczęścieniemusi,przecieżjutroichewakuują,awklinicezmienilekarza.
Trzęsła się jeszcze,schodząc po drabince na kory’tarz, bała się, że nie trafi stopą w
szczebelek,boschodziładociemnychczeluści,jeszczeciemniejszych,niżnadachu.
Gęsto od ludzkich ciał, od oddechów, stąpała po cudzych stopach,torsach, poduszkach,
ludziespaliidrzemali,zajmującmaksimumpowierzchni,ledwoszła,potykającsięocudze
nogiiposłania.
Nawetniebardzowiedziała,dokądidzie.
202
Pocoonatowszystkowywlekała?
Zasada:pogrzebane-zapomnianedoskonalesięprzecieżsprawdzaładotejpory.
Przez parę lat chowała swoje obrzydliwewspomnienia głęboko w sobie, dzięki czemu
prawienieistniały,anidlaniej,anidlanikogo.
Mogłotakzostać.
Pocobyłjejtenżenującypotokwspomnieńnacuchnącymsmołądachu?
Pocozwierzaćsięobcemufacetowi?
Cotozmieni?
Towszystkojużsięstało.
Poprawiłasobiewłosyidentycznymgestemjakmatkaiznienawidziłasięzatodoreszty.
Przesuwałasięostrożniewtejsapiącej,chrapiącej,szepczącej,ludnejciemnościnaklatce
schodowej,szukającskrawkamiejscadlasiebie.
-Znowutujesteś?
-szepnąłktośwtulonywścianę.
Potrzebowałachwili,byrozpoznać,ktopyta.
Zapachchemikaliówiżeludowłosów:Chudy.
Skądwiedział,żetoona,wtychmrokach?
-Niemożeszspać?
-szepnąłznowu.
Chybawidać,dziwaku.
-Bojaniemogę.
Bojęsię-wyznał.
-Nibyczego?
-pochyliłasiędoniego.
-A,takjakoś.
Szukałemcię.
-Poco?
-Gdziebędzieszspała?
Idzieszdosiebie?
No nie, przecież nie wróci do mieszkania, gdzie siedzi, choć teraz pewnie leży, matka
karmiąca.
Wścibskababanapewnodojrzałabyjejporuszenieiwzięłająnamękipytań.
Szybkodowiedziałabysięwszystkiego,apotemkomentowałaby,dopowiadała,buntowałai
analizowała,przyokazjiopowiedziałasąsiadkom,żebywszystkiejąkrytykowałyinadnią
sięużalały,pobabskuwyciągająckażdąnitkęzosnowysytuacji.
Nakoniecprzyszedłbydoktor.
Patrzyłby na niąciężkim, rozumiejącym, przewiercającym na wskrośspojrzeniem, i
współczułbybiednejwieśniaczce,aonaznowumusiałabysięwstydzić.
Ztegowszystkiegodałakrokwtyłinadepnęłakomuśnastopę.
Zupełnieodruchowopowiedziała”przepraszam”.
Pewniezagłośno.
206
-Panisięniewydziera-ktośwrzasnął-tuludzieśpią.
-Samsięniewydzieraj-jęknąłktośinny.
-Ludzie,ludzie,czywylitościniemacie?
Klęskażywiołowa,aonijeszczegorsi.
NiżpowódźjesteściegorsiizatowasPanBógukarał!
Kucnęła.
-Siadaj-szepnąłChudyizrobiłjejmiejsceoboksiebie.
-Apanico?
ŚwiadekJehowy?
-kolejnygłossąsiada,alechybaniedoniej.
Nie,niedoniej.
-Chcesztuzostaćcałąnoc?
-spytałacichutkoAgata.
-Niewiem.
Możebędzietrzeba.
-Tojakniewracaszdosiebie,tomożejabym.
-ciągnęłacichutkoAgata.
-…
totybyśsiętamprzespała,prawda?
-dokończyłszeptemChudy,bardzozadowolony,żeodczytałjejmyśli.
-JaJehowa?
-oburzonygłoskobiecy.
-JaJehowa!
JacidamJehowę!
-Ciszej,jakranyBoga,dzieckomniesięobudziło.
-Bomniesąsiadobraża,jakbyniewiedział,żejaconiedzieladokościołachodzę.
-Dojakiegokościoła?
-Czegowastamuczą,wtymkościele?
Żebyludziomnawetwnocyniedaćodpocząć?
-Sąsiad,jaksamniewiesz,czegouczą,tochybaniechodzisz-
krzyknąłktoś.
-Jatotylkożałuję,żetamwasnieuczyli,żebyludziomwspaniunieprzeszkadzać-jękze
środka
207
korytarza.
-Cozakatolicyhałaśliwi,jakpragnęzdrowia.
-No,przespałabymsiętamparęgodzin-szepnęłanachłopięce,gorąceuchoAgata.
Chudyzbliżyłpachnącegłodemustaiwionąłjejwewłosy:
-Możeszspaćumnie,niemaproblemu.
-Bluźniszpan!
-wrzaskmęski.
-Śpijciedocholery,katolik,Jehowa,nieważne,śpijcie,aprzynajmniejzamilczcie.
Sięczłowiekchcewyspać,jakniejadłcałydzień-jękzinnychust.
- Się pan niewyrażaj przydziecku,bo nie dość, żenie śpi, to jeszcze siębrzydkich rzeczy
nauczy-odezwałsiękobiecygłos.
-Aktotusięwyraża,ktosięwyraża.
Panijakaśjesthisteryczna-mężczyznawymachiwałulubionąobelgą.
Zacząłszczekaćpies,Agatazdziwiłasię,żeodezwałsiędopieroteraz.
-Jahisteryczna?
Ja?-Kobietaniezamierzałapuścićpłazemobelgi.
-Grzesiu,niesłuchaj,synku,tegopana.
Nośpij,śpij,szszsz.
Grześniezrażonydarłsięjednakdalej.
-Daszmiklucz?
-odważyłasięAgata.
-Nie,pójdęztobą.
Onie!
-jęknęławduchu.
-Razembędzienamraźniej-upierałsięChudy.
-Wieszco,rozmyśliłamsię.
Tyidź,jazostanętutaj.
Potemmożewrócędosiebie.
Łóżkoitakzajęte,alemogęsięprzespaćnapodłodze.
-Chybasięmnienieboisz?
-domyśliłsięChudy.
Milczaładyplomatycznie.
208
-Niebójsię.
Janigdynikomuniezrobiłemniczłego.
Iniechcęzrobić.
-Cozaludziebezserca,bezkultury-głosyniosłysięzkrańcanakraniec,Grześwył,psy
szczekały.
)HHt
WmieszkaniuChudegoodrazuwymacałakolanemfotel.
Przesunęłagotak,bymiałaułatwionądrogęucieczki.
Jakmniedotknie,odrazuwychodzę,postanowiła.
Siadłaizamknęłaoczy,choćwłaściwieniemusiała,boitaknicniebyłowidać.
Chciała,żebyogarnęłyjączerńispokój,alezadużowniejbuzowałopodzmęczeniem.
(mw
Próbowałsiedziećwswoimmieszkaniutegowieczoru,aleniebyłwstanie.
Podrywałsięnakażdyszelest,stukzdrugiegopokoju.
Tonapewnozzaściany-tłumaczyłsobie,alestrachniepozwalałmuwtouwierzyć.
Teraz,wobecnościAgaty,wszystkietedźwiękistałysiębardziejoswojone.
Chciałbyjątuzatrzymaćnacałąnoc,alewiedział,żedziewczynaczujesięuniegonieswojo.
Niepotrzebniedotykałjejbrzucha.
Nie powinien działać odruchowo, tylko zawsze najpierw się zastanowić, jak to może
zostaćodebrane-takmuzawszetłumaczyłapaniZuza.
Znowuwymówiłwmyślachtoimię.
Wsąsiednimpokojucośskrzypnęło.
209
-Agata,napiłabyśsięczegoś?
-szybkoprzerwałciszę.
Skrzypienieustało.
-Pewnie!
-zentuzjazmem.
-Aletylkojeśliitysięnapijesz-tojużbardziejostrożnie.
-Idędokuchni-zapowiedział.
-OK,rozumiem-alenicnierozumiała.
Botoprzecieżwcaleniebyłodoniej.
W pierwszym odruchuserca pomyślał, żeby jej wytłumaczyć, do kogomówi,ale
sięzawahał.
Ajeśliznowupomyśli,żejestdziwny?
Musiałbyjejopowiedzieć,żejakodzieckowkażdewakacjejeździłzmatkąnawieś.
Wynajmowalipokójzwerandą,alebezłazienki,żebybyłotaniej.
Pieniędzymusiałostarczyćnamlekoprostoodkrowypitelitrami,zkożuchami,wmuszane
muprzezmatkęodranadowieczora,żebyjużniebyłtakiblady,chudy,słabowity.
Potemprawiezawszebudziłsięwśrodkunocy,bobardzochciałomusięsiusiu.
Próbował o tym zapomnieć i znowu spać, bo nawsi, zupełnie inaczej niż w Warszawie,
byłociemnociemnościąwiejskąigęstą.
Wnocy,kiedypogasłyjużtelewizory,jedynąlatarniąbył
księżyc,zielonkawy,cokwadręprzyjmującyinnąpostać.
Chudy słuchałpochrapywania matki i z powrotem próbował wpasować się w ten rytm i
spaćjakona.
Zkażdymjednakoddechempęcherzwołał:Opróżnijmnie!
Opróżnij!
Próbował go przetrzymać,bo bał się wyjść spod kołdry, pod którą - wedle zasad, które
ustanowiłsamzesobą-nicmuniegroziłozestronyludzianiduchów,zwłaszczaduchów.
Byłbowiempewien,żewoparach.
210
czerniożywająwszyscyzmarlimieszkańcytegodomu-prawieichwidział,tenkorowód
starszychpańwwiejskichchustkachijednegostarcaolasce.
W końcu Chudy podnosiłkołdrę i wysuwał sięz łóżka, musze truchła szeleściłypod
kapciami.
Podnosił rygiel, ale dojściedokibelka z dziurą byłoponadjego siły, więc tylko stawał pod
ścianądomuizsuwałlekkospodnieodpiżamy.
Sikał zzamkniętymi oczami, powieki były ostatnim szańcem chroniącym goprzed
szturmemluduciemności,bowiemzimnedłoniemieszkańcówmrokubyłytuż-tużprzyjego
twarzy i - co gorsza - przy jego nagich pośladkach, przy nagim siusiaku, więc starał nie
ruszaćsięgwałtownie,żebyniedotknąćwyciągniętychlodowatychpalców.
-Odwracamsię-oznajmiałduchom,takjakteraz,kiedyzapowiedział,żeidziedokuchni.
-Odwracamsię-ipowoli,powoliodwracałsię,apotemwracałbiegiemdołóżka,jużnawet
ryglaniezasuwał,podkołdrązagrożeniemijało,więcszybkozasypiał.
Tylkołóżkobyłobezpieczne,tylkotamsięrozluźniał,wświeciemiędzyprześcieradłema
kołdrą.
Napodstawie niepisanej umowy między sobą a śmierciąustalili, żew czasie snu go nie
weźmie.
Starałsięwięczasypiaćjaknajprędzejispaćjaknajdłużej,którytostanteżbyłpółśmiercią,
zwłaszczażerzadkomusięcośśniło.
Możejejtowszystkowytłumaczyć,kiedybędziejasno.
211
Otworzyłpiwo.
Zapachniałojejojcem.
Poczułasiędziwnie.
-Nielubisz?
-Daj.
Butelkęotwierałprzyniej,więcnapewnonictamniewrzucił.
Ciepłepiwobyłotrochęobrzydliwe,alegasiłopragnienie.
WypiładokładniepołowęipodałabutelkęChudemu.
CWTV
Mimo całej sympatii do Agaty, nie był w stanie objąć wargami szyjki, na której zostały
resztkijejśliny.
Protestowała,alepozwoliłjejwypićwszystko.
Apotemposzedłdołazienkiiwychłeptałtrochęwodyzwanny,jakpies.
Agataziewnęła.
Zmęczona.
Śpiąca.
Aleprzedewszystkimporuszona.
Nawetlepiej,żejejniewidział,nierozpraszałsięnanieważneszczegóły.
-Położęsięjuż,dobrze?
-spytała.
-Tygdzieśpisz?
-Tutaj-wskazałnakanapę.
SkierowałasiędopokojupaniZuzy.
-Tamnieidź-zaprotestował,alejużtamweszła,szurałameblami,rozgaszczałasię.
Zrobiłomusięnieswojo,gdysłuchałtychznajomo-nieznajomychodgłosów.
-Przecieżsammówiłeś,żewyjechała.
Zdejmęjejpościelitaksięprześpię,natapczaniepoprostu.
Maszwolnąpoduszkę?
Aprzykrywaćsięniemuszę.
wtakąpogodę.
Przecieżniebędziemiałazazłe,żeprzygarnąłeśpotrzebującą.
-Niewiem.
-Jakto:niewiesz?
Będziemiałazazłeczynie?
-Chybaraczejnie.
-Tozdejmujępościel.
-Nie,niezdejmuj!
Krzątaninaustałanachwilę.
-Jatakspecjalniezostawiłem-kontynuował.
-Napamiątkę.
Chybabyśniechciałatamspać,jakbyśwszystkowiedziała.
Nierozumiała.
-Bowidzisz,ona-przełknąłślinę-nieżyje.
Odgłosyznowuzamarły.
-Mówiłeś,żewyjechała!
-Nototakjakbywyjechała,prawda?
Tylkożejużniewróci.
Mamnadzieję.
Agatazamilkła,zaszurałaniespokojniestopamipowykładzinie.
-Gdziezmarła?
-Notutaj.
Właśniewtamtymłóżku.
Wmieszkaniubardzozmieniłasięatmosfera,odkądpaniZuzaodeszła.
Cowieczórmiałwrażenie,żetam,gdzieobecnieprzebywa,jestjejsmutnoinudno.
Byłpewien, że często siadaza zamkniętymi drzwiamiswojego pokoju, człapie,szeleści i
czekananiego.
Tyleżeonbardzobałsięzaniąiść.
-Dawnozmarła?
-dopytywałaAgata.
-Miesiąctemu.
-Myślałam,żewWarszawiewszyscyidąumieraćdoszpitala.
213
-Wolaławdomu.
-Todobrze.
Dobrze,jakczłowiekumrzezbliskimi.
Rodzinyniemiała?
-Mniemiała.
-Byłeśprzytym?
-Wysłałamniedokuchni,byłagłodna.
Akuratzalałemgrochówkę wproszku z grzankami i niosłemjej kubek,jak zobaczyłem, że
nieoddycha.
-Wieczneodpoczywanie.
-Dziwnetobyło.
Najważniejszewydarzeniewżyciuczłowieka,ajakośtakpocichu.
-Najważniejszewydarzenietosięurodzić,Chudy.
-Aletojestrównieważne.
Tylkożeprzyporodziejestchybawięcejzamieszania.
-Niewiem.
Mamazawszerodziławszpitalu.
Nawsitylkoumierasięwdomu.
Imówięci,żetakaśmierćtobłogosławieństwoboże.
Cicho.
Bezbólu.
Mójdziadektakwłaśnieumarł.
Przydziadkuażgouderzyłaczarnafalazłychmyślizjejgłowy.
Byłkwiecień,dwalatatemu,przyrodajużsięprawieobudziła,aAgatamiałakupęroboty,
bokuładomatury.
Kiedy wróciła zeszkoły, dziadek siedziałpod lipką sztywny zestrachu,tak sztywny, że
niebyłwstaniesamsobieczapkipoprawić,więcdaszekzjechałmunaoczy.
Agatawestchnęła.
Niemiałaczasu,byznimgadaćlubgopocieszać,musiałasięuczyć.
214
historii.
Aledobrze,podniesiemutendaszektrochędogóry.
Kiedyjednakprzesunęłamuczapkęispojrzaławoczy,błyskawicznieopuściłgłowę.
-Niechcęnaniąpatrzeć-wystękał,azpłucpachniałomustarością.
-Śmierćpomnieidzie.
Agataobejrzałasię.
Ocostaremumogłochodzić?
Faktycznie, po piachu kroczyła, wznosząc kurz każdym ruchem stopy, postać z białą
twarzą,wktórejjarzyłysięczarne,wielkieślepia.
Agataidziadekwstrzymalioddech.
Postaćszławichkierunku.
DziadekwpiłsięsękatądłoniąwramięAgaty.
Potwornafigurabyłacorazbliżej.
Wyglądało,jakbynieszła,leczsunęłanadziemiąwkłębachkurzu.
Zbliżyłasiędonich,itakjakbychciałaprzystanąć,alenie,jednaksięniezatrzymała,zjej
ustwyszłotylkonieoczekiwane“Dzieńdobry”iposzładalej.
Dziadek nie odpowiedział na pozdrowienie, może się bał, że gdy odpowie, okaże się
tohasłemotwierającymwrotapiekieł,natomiastAgatajużwiedziała.
Śmiaćjejsięchciało,bopoznałaigłos,inylonowyfartuchsąsiadkizkońcawsi,Ireny.
Pobiegłazanią,żebywypytać,ocochodzi.
Irena,mimożeobandażowana,niebyławcalemniejgadatliwaniżnormalnie.
-Jużprawienieboli,tylkotakciągniemnieskóra,dobrze,żewoczynicsięniestało.
Dziewczyno,pamiętaj,nigdynieodcedzajkartoflinadpatelniązkotletami!
Sześćdniwszpitalu,niemówiłacimatka,żemniezabrali?
Mają mi teraz zmieniać opatrunekcodwa dni,żeby się w upał nie paprało, ale nie
pozwolilijeszczezajrzećwlusterko,możeilepiej,żemężajużmam,prawda?
Boktobysięnamnieterazskusił?
215
Gdy Agata wróciła do niego,zauważyła, że zamarł,niespuszczającoka z oddalającejsię
postaci,patrzyłzanią,jakznikawbłękitnejmglekurzu.
Dopieropodłuższejchwilizacząłoddychać.
- Dziadku,to nie śmierć - chciałapowiedziećAgata, ale wstrzymywała się, jeszcze przez
chwilę,boporazpierwszywżyciuczułanaddziadkiemwładzęichciałasięniąnacieszyć.
Akiedymuwreszciepowiedziała,ktotobył,nieuwierzył.
Zakażdymrazem,gdyIrenawbandażachszładosklepu,witałastarcaserdecznie.
Aprzecieżchodziłapozakupycodziennie.
Dziadkowizamierałoddechjużwtedy,gdyjąwkłębachkurzuwidziałnadrodze.
Gdygomijała,zdawałsięzadziwiony,żetojeszczeniekoniec,żeśmierćpodarowałamu
kolejnydzień.
Dopierowtedyzaczynałkurczowołapaćpowietrze.
Któregośdniajednakzamarłitakjużzostał,rezygnującznastępnegowdechu.
Strachgopokonał.
AAgata,zamiastjakzwykleodpowiedziećIrenie”dzieńdobry”,powiedziała:
-Właśnieumarł.
Zabrali staruszka spod lipki, położyli na stole w salonie, umyli i zaprosili sąsiadów na
opłakiwanie.
Agataspodziewałasię,żepoczujeulgę.
Nicztego.
Takadobraśmierćtoznakbożegobłogosławieństwa,nagrodazadobreżycie
- mówili wszyscy, co było dlaniej ostatecznym potwierdzeniem, że myliła się, gdynie
chciała,byjejmyłnogiwsoboty.
Przez chwilę tylko pomyślała, że może ten rozbrajający,bajczący, zestrachany staruszek
spodlipkidlaPanaBogarównieżniemiał
nicwspólnego.
216
z władczym dziadkiem z okresu jej dzieciństwa i dorastania, groźnym królem miski i
szczotki,którybudziłwniejtyleskłębionychemocji.
Alepotemuznała,żePanBógniemógłsięmylić.
Siedzieliprzyzmarłym,aAgatęwysłalidojegopokoju.
Miałaotworzyćokno,żebyduszawyleciała.
Takiezwyczajenawsi.
Wstrzymałaoddech,byniewciągnąćdopłucaniodrobinyjegoduszy.
)
Otworzyłaokno.
NiechiduszapaniZuzywyleci,jeślijeszczetegoniezrobiła.
Siadłanałóżku,wktórymnietakdawnosechłśmiertelnypotjegowłaścicielki.
Marzyła,żebysięwreszciewyciągnąćwsamotności,daćulżyćkościomigłowie.
AcodoChudego-jużsobieupatrzyłakrzesło,którepodstawipodklamkę.
Będziesama,bezpiecznaisięwyśpi.
Aprzedtemjeszczezamknieokno,żebynienaleciałokomarów.
-Agata!
Niebędziesztamspała!
-wrzasnąłChudyzdrugiegopokoju.
-Dlaczego?
Jejjużwszystkojedno.
Niedziwacz.
-Proszęcię,chodźtutaj-usłyszałajegoszybkiekroki.
Łaziłwtęiwewtępotamtympokoju.
-Tusięprześpisz.
Możejeszczenatejsamejkanapiecoon?
Działosiętucośdziwnego,choćniewyglądałotonaflirt.
-OK,przepraszam,żesięwprosiłam.
Pójdęjuż-namyślopowrocienazatłoczonykorytarzzrobiłojejsięduszno.
-Zostań!
Miaładość.
Wpadładodużegopokoju.
Chudyłaziłodścianydościany.
-Popierwsze:zachowujeszsięjakidiota.
Podrugie:niebędęztobąspać.
Potrzecie:wychodzę.
Wparukrokachznalazłasięprzydrzwiach.
-Agata,proszęcię-prawiekrzyczał.
-Oco?
-Boja.
jasięboję.
Bojęsię,żeonatamtkwizadrzwiamiichce,żebymzaniąposzedł.
-Jejtamniema.
Możeszsprawdzić.
-Sprawdzam,alekiedyświatłodziała.
-Chudy.
-naglezrozumiała.
-Dzieciaku,typoprostusięboiszciemności.
Rozłożyłjejnapodłodzejakiśszorstkikoc.
Onnałóżku,onanadole.
Wjejdomutaksięgościnienocowało.
Aleniechmutambędzie.
Podłogaodciskałajejsięboleśnienabiodrze,niemiałapojęcia,żetakośćażtakwystaje.
Naglepoczułajegochłodnądłońprzesuwającąsiępotwarzy.
-Cotyrobisz?
-wrzasnęła.
-Przyniosłemcipoduszkę-kucnąłprzyniej.
-Samaprzecieżjąsobiewłożępodgłowę,głupolu.
Cofnąłrękę.
-Tytojednakjesteśświr.
Dziwak-chciałazagadaćzdenerwowanieiwybadaćgo,czynaprawdęchodziłomutylkoo
poduszkę.
-Wszyscytakmówią.
218
-PaniZuzatakmówiła?
-Nie,onanie.
-Awszyscytokto?
-Mamanaprzykład.
-Mamamówiłanaciebieświr?
Dziwak.
Najednochybawychodzi,nie?
Siadłobokniej.
Odsunęłasięnasamskrajkoca.
Oczywiściemusiałdotknąćjejkolana.
-Cotyrobisz?
-Sprawdzam,gdziemasznogi.
Czyjużsiępowinnaniepokoić?
Chybapowinna.
Wsłuchałasięwsiebie,aleniebyłotamstrachuprzedChudym.
Zresztącofnąłjużrękęisiedziałobok,oddychająccichutko.
Poczułarozczulenie,jakbysiedziałobokniejmłodszybrat.
Nailemożezaufaćswoimprzeczuciom?
Chybamoże.
Przecieżzdziadkiemzawszeczuła,żecośjestnietak.
Cośbardzo,bardzoniewłaściwego.
AChudy?
Akogotusiębać,chybazwariowała.
Ona,Agata,któradźwigałamłodszychbraciiciężkiesaganyzbigosem,poradzisobiez
chucherkiemowadzewiększegokoguta.
A gdyby co, to przecieżmoże wrzeszczeć, aż usłyszą ją ludzieoparci o drzwimieszkania
Chudego.
Niezrobijejnic,onanatoniepozwoli.
Terazjestdorosła,silnaiwie,czegoniechce.
Boczegochce,tojeszczemusisiędowiedzieć.
-Agata,słyszysz,jakonachodzipotamtympokoju?
-głosChudegobyłcichyidrżący.
Słyszaładużo,ażzadużo,dźwiękówzkorytarza.
-Niehisteryzuj.
Tozklatki.
Atusłychaćgłówniekomary,możezamkniemyokno?
219
-Atoszuranie?
-Jakie?
-Leżętakczasemwnocyisłyszę,żeonatamjest.
Aletuniewchodzi.
Możeniechcemiprzeszkadzać.
Animnieprzestraszyć.
-Terazszura?
-Tak,właśniewtejchwili.
Teżsłyszałaś?
Agatawstałazeswojegopsiegoposłania.
Ilemożnasłuchaćtychbzdur.
Onatamzmarłychsięniebała,żywibyligorsi.
Weszładosąsiedniegopokojuztakimimpetem,żeChudyażjęknął.
-PaniZuzo!
-zawołała.
Głupiosięczuła,odgry;wająctenteatrzyk.
-Niewołajjej!
-Nieodpowiada.
Niematunikogo.
Zostawimytedrzwiotwarteibędziemykontrolowaćsytuację.
-Nie.
Lepiejnie.
-Chudy,wymyślaszsobieproblemy.
Zmarliwra,cają,tylkokiedyczegośnazieminiezałatwili,takiumnienawsimówią.
Apani.
‘-Niezałatwiłajednejrzeczy.
;-Nibyczego?
‘.-No,niezjadłatejgrochówki-powiedziałChudy.
;Agataparsknęłaśmiechem.
l-Chudytakabylejakagrochówkazproszkunie?
przywabinikogozpowrotemnaziemię.
Tegomożesz
byćpewien.
Wróciładoswojegoposłaniazszorstkiegokoca.
Chudysiedziałskulonynapodłodze.
Położyłamu
rękęnaplecach.
Ażpodskoczył.
-Toja,świrze.
220
Przytuliłsiędoniej,jakmłodszybraciszekszukającypociechy.
-Wiesz,możeszkoda,żejejjednakniema-szepnąłjejwbluzkę.
-Bochciałbymjąoparęrzeczywypytać.
-Oco?
-Cotamjest,naprzykład.
-Chudy?
-Tak?
-Głoscidrży.
-Bojęsiętrochę.
Jejciepłarękawymacaławciemnościachjegochłodneramiona,żebygolepiejprzytulić.
-Straszniemaszchudeteplecy,znaćciwszystkiekosteczki.
Musiszprzytyć.
cmw
-Mówiszjakmojamama-szepnąłjejwbluzkękojącopachnącąpotem.
-Toźle?
Widaćmusiszwięcejjeść.
Człowiekmusicośjeść,żebynieumrzeć.
-Przestań.
-Przestańco?
-Niemówośmierci.
-Przecieżjesteśmłody,dlaczegosięjużteraztegoboisz?
-Itonemzrozumienia:-Amożetychoryjesteś?
-Tak.
Chybatak.
-Toniewiesz?
221
-Niedokońca.
-Totakjakja-westchnęła.
-Dajmirękę,proszę.
Jateżsięboję.
Dlaczegomyślisz,żejesteśchory?
Dlaczego?
Dlaczego?
Dlatego,żemamazawszemutopowtarzała.
Odkądpamiętał.
-Tatwojachudadupina,tenogijakpatyczki,jamamręcegrubszeniżtwojeuda-stałanad
nimikrzyczała.
-Tynicniejesz!
Umrzesz,dziecko,umrzeszmłodo!
Tydziwnedziecko!
Pięcioletni Chudy uśmiechał się zuchowato i dalej sznurował usta nad białą zupąz
pływającymiwewnątrzżółtawymidrobinami,czylinadryżemnamleku,ajegozaciśnięte
ustajeszczebardziejnakręcałymatkę:
-Tyginieszwtychubraniach,wcojamamcięwłaściwieubierać?
Ludziemówią,żecięniekarmię,icosiędziwić,wyglądaszjakśmierćnachorągwi.
Jakiej chorągwi,zastanawiał się Chudy, wżyciu niewidział chorągwi ze śmiercią, tylko
orłyjakieś,ewen!
tualnieMaryjewbłękitach.
Był przerażony,ale nie chciał tego okazać matce,więc śmiał się lekceważąco, i dalej nie
jadł cholernejzupy mlecznej, którawłaśnie pracowicie kończyłasiępokrywać żółtawym
kożuchem.
- No, nabierz łyżkę - nalegała matka - chociażdziesięć łyżek zjedz, postódźsobie, ale
zjedz,niemożnataknicniejeść,jakjabyłamwtwoimwiekutowszystkojadłam,bogłód,
głódbył,isięniewybrzydzało,jadłosięwszystko,żebybrzuchzapchać.
Atyzupki,szyneczki,kotlecikidostajesznajlepszeinic.
222
niejesz,niejesz.
Zapakującię w taką białą trumienkęi zakopią w takim malutkim grobku, pamiętasz,
jakwidzieliśmynacmentarzugrobydzieci?
Chudyażwzdrygałsięwśrodkuodtychgróźb,jednaknieokazywał
strachu.
Tylemuzostałozżycia:
kpiącaminaidystans.
Izasznurowaneusta.
Niedasięzłamać.
Matkaciągnęłagogwałtowniezarękędoprzychodninabadaniaizostawiaławgabinecie,
bobałasięwidokukrwi.
Mówiła, że będzie czekać pod drzwiami,ale Chudy zawsze się bał, że go porzuciła, bo
pocojejtakiechudedziecko.
Przerażałago myśl, że jużna zawsze zostanie z tą brutalną pielęgniarką, któranajpierw
wygrzmociłamu zgięcie łokcia, po czymścisnęła je gumową rurką, by bezradnie
wymachującstrzykawką,stwierdzić,żejednakżyłtamniema.
Jestemkompletnymodmieńcem-myślałpięcioletniChudy.
-Niemamżył.
Iniepocieszałogonawet,żepielęgniarkawypatrzyławkońcujednąmizernąnagrzbiecie
jegodłoni.
Cóż, czeka go mała biała trumienka wyściełanaatłasem, zyskałtę pewność, gdy matka
odebrała wyniki badania krwi i machając mu przed nosem kartką,na której
widniałytajemnicze cyfry, krzyczała (z troskio niego, tłumaczyła, dlatego krzyczy), że
wynikimafatalne,żegrozimuanemia,tak,ANEMIA,iżeodtegomożnaumrzeć.
Śmiałjejsięwtwarzinadalwypluwałprzeżutąwołowinędozlewu,aleodtamtejporyzaczął
sięszykowaćnarychłąśmierć.
Aponieważzarazmiałumrzeć,jużzupełnienieopłacałomusięzmuszaćdojedzenia.
223
Posiłki zmieniały sięw spektakl rozgrywający sięmiędzy jego zaciśniętymi ustami a
matkąchwytającąsięwszelkich sposobów, by wpakować mu jedzenie doust, zmusić do
przeżuciaipołknięcia.
Bywało,żeodchodziłaodwieszczeniachorobyipróbowałaskłonićgopodobroci.
Widelecz nabitym kotletem zmieniałsię wtedy w samochódwjeżdżający do garażu lub
helikopterkrążącynadbazą.
Czasembrałojąnawspominki.
Wtedy opowiadała, jak ją ojciec łoił pasem,kiedy nie chciała jeść, bo grzechem jest nie
chciećjeśćdarówbożych.
Pan Bóg daje nam dary, byśmy doceniali, jedli, trawili i wydalali,bo nie jest
grzechemzrobić kupę z darów bożych, ale jest grzechem niestrawione darywyrzucić do
kubła.
TaktosobieprzynajmniejChudywyobrażał,bogdyspytałotomatkę,zajęczała,żejeszcze
sobiekpi,bezczelny,atymczasemtukotletniezjedzony.
Małedzieckonie powinno bluźnić, tylko jeść, zawijać, booczy podkrążone, jak u trupa,
każdą kosteczkę znać,jak u szkieletu, narzekała mama i z tych nerwów wcinała paczkę
herbatników.
Szykował się więc na rychłą śmierć, i gdyby takbardzosię tego nie bał, mógłby nawet
powiedzieć,żesiędotejmyśliprzyzwyczaił.
Opowiadał otym paniZuzie, ale zauważył, żesię potem robiła niespokojna,więc sobie
darował.
Bezprzekonaniazdałdoliceum,akompletniebezchęcizłożyłpapierynastudia,bopoco
mu w końcuwysiłek w celu zapewnienia lepszej przyszłości,skoro ta przyszłość go nie
dotyczy,bośmierćczekatużzarogiem.
Rozważałprzezchwilęzdawaniena.
224
medycynę,aleszybkoodrzuciłtenpomysł,bałsię,żezabardzobędziesięidentyfikować
zezwłokami,naktórychtrenujesięanatomięnapierwszymroku.
Chodził siłą rozpęduna kompletnieobojętnemuzajęcia, nieangażując się specjalnie ani w
życiestudenckie,aniwtoknauczania.
Miałinneproblemy:
napoczątkurokuzauważył,żepowiększyłamusięśledziona.
Białaczka,pomyślał i szybko posprawdzałwksiążkach oraz w Internecie, ale lekarz
rodzinnyzaprzeczył.
Albosięnieznał,alboniechciałgomartwić.
Chudy dał sobie chwilowo spokój zwizytamiu specjalistów od śledziony, bozaniepokoił
się swoimpenisem: na czubkupojawiła się bolesna ranka, cośjakby ubytek skóry, który
minimalnie,alesięrozrastał.
Toznaczy,gdyChudymierzyłśrednicęranki,razmuwychodziłopół
milimetrawięcej,ainnymrazemtenprzyrostznikał.
Zapisywał to, ale nie mógłznaleźć żadnej prawidłowości, wiedział jednak, comoże
oznaczaćtakaniegojącasięrana.
Odbierał jąboleśniej niż dolegliwości śledziony, sam nie wiedział, dlaczego, boi bez
penisa,ibezśledzionymożnażyć,połowaludzkościżyjeprzecieżbezpenisa.
Cochwilajednak,znaczycosiusianie,rankapchałamusięprzedoczyibudziłagrozę.
Oilezewszystkimlatałdolekarzy,toztymnigdzienieposzedł.
Był pewien, że gdymedyk,niezależnie odpłci, będzie mu tooglądał, penis zareaguje
paradoksalnąerekcją,aonwtedyumrzezewstydu.
Więcsmarowałrankętormentiolem,którymustraszniebrudził
bokserki(nienosiłslipek,boobcierałyiprzegrzewałyjądra).
Miałnawszystkich
225
majtkach w kroku kompromitującąbrązową plamęod maści, alenie zamierzał jej nikomu
pokazywać,bozWF-uitakmiałzwolnienie,którezałatwiłamumama.
Seksu też nie planował, nawet na masturbacjęstracił ochotę, nie była chybawskazana w
przypadkutejrany.
Nie
miałzresztą
pokus,wszystkiedziewczyny
na
studiach
jawiły
mu
sięobrzydliwieżywotne.
Ciągle chodziłyna kawki i ciasteczka, a potem gadały o odchudzaniu, pachnąc kawą,
piwem,jedzeniem,cebulą,mięsem,czycotampochłaniaływokolicznychbarach.
Jegoteżchciaływyciągaćnacelebracjętychwątpliwychrytuałów,aleniedałsięskusić.
-Idziesznaobiad?
-pytałaczasemktóraś.
-Niejadam.
-Widać-chichotała,izaznaczała,żeonodchudzaćsięchybaniemusi.
Wprzeciwieństwiedoniej,poczymrobiławymownąpauzę,czekającnajegozaprzeczenia,
aleonmilczał.
Nicgonieobchodziłojejbiałe,piegowate,pulchneciało,obyistniałojaknajdalejodniego.
Potemkoleżankizestudiówtylkopopatrywałynaniegozdaleka,cośszeptałyisięśmiały.
Trochęteżnapewnozjegociuchów,wktórejakwbiłsięnapoczątkuroku,takchodziłaż
dosesjiletniej.
Nie mógł dostać na siebie spodni, chyba żew dzialedziecięcym, ale tam na szczupłość
byłydobre, ale zakrótkie, no imiejscana genitalia za mało, on musiałmieć duży zapas
materiału,itoniewlewejnogawce,jakwiększośćfacetów,alewprawej.
226
OpowiedziałAgacietowszystko,bygolepiejzrozumiała.
Bowyrósłzniegoodmieniec,zdawałsobieztegosprawę.
Aleonasamabyładziwna,codawałoszansę,żeznajdzieuniejzrozumienie.
-Naprawdękupujeszspodniewdzialedziecięcym?
-spytałarzeczowoAgata.
Cozarozczarowanie.
-Naprawdętylkotyleztegozrozumiałaś?
-Aztąraną?
Dowiedziałeśsię,cotojest?
-Takjakby.
-Jaktotakjakby?
-Bosięzagoiła,sama.
Alezarazpotemsięzrobiłagdzieindziej.
Ciąglemamjakieśwrzody.
-Zgłodupewnie.
-Atyciągleojednym.
Jakmojamama.
-Acoznią?
-Żyje.
Mieszka,gdziemieszkała.
Chybanawetniesprzątnęłarzeczyzmojegopokoju.
-Chyba?
-Dawnojejniewidziałem.
-Takjakjamojej.
-WolałemmieszkaćzpaniąZuzą.
Onabyławesoła.
Jedliśmy,ilechcieliśmy,iprawienigdyniegadaliśmyośmierci.
-Nacoumarła?
-Niewiem.
Lekarzchciałmipotemtłumaczyć,alewolałemnie.
Comida,żebędęwiedział?
Niemajejityle.
Ico,znowumipowiesz,żedziwakzemnie?
-Takspytałam.
Nieważne,nacoumarła.
Przychodziczasnaczłowiekaityle.
-Udajeszczynaprawdęrozumiesz?
-Tokrewnajakaśtwojabyła?
227
-Poznałemjąwprzychodni.
Przychodziłaposiedziećwpoczekalni,nawetjakniemiałasprawydolekarza.
-Aty?
- Ja miałem różne sprawydolekarza, alepotem tojuż się nawet bałemzapisywać i
Wchodzić,boledwonamniespojrzał,ajużmniepoznawałimówił,żebymwyszedł.
WięcsiedzieliśmyzpaniąZuząwpoczekalni.
Oboksiebie.
Miałafantastycznyberet-szary,puchaty.
Kupiłamitakisam.
Nienosiłem,alebyłomiprzyjemnie,zawszetoprezentodserca.
-Zapisałacimieszkanie?
-Nie.
-Niechciała?
-Mówię,żestarałasięniemyślećośmierci.
-Notojakimcudemtujeszczemieszkasz?
-Bomamjeopróżnić.
Trzymiesiąceczyjakośtak.
Potemwkroczyadministracja.
Czyjakośtak.
Niewiem,mamchybapowyrzucaćjejrzeczy,asamemusięwynieść.
-Dokąd?
-Zobaczę.
-Domamy?
-Nie!
-Chudy,spokojnie.
-Niechcęotymmyśleć,nieteraznapewno.
Coś,sięznajdzie.
Złapałagozarękę,aonjejniewysuwał.
Tym razemniebadałajego wystających kości, to dobrze, bowtedy czuł się nieswojo,
wydawałomusię,żenakostkachAgataliczydniżycia,któremujeszczezostały.
228
Teraz poprostu trzymała go za rękę, a ich dłoniepociły się na zetknięciu, co go
nieoczekiwaniepokrzepiło.
Siedział obokniej, na podłodze, zwiniętyw spinacz, a oboknich cichutko jak nóżki
karaluchówszeleściłymyśliinnychludzizzaścian,drzwi,sufitu,podłogi.
Agataoddychałamiarowo,aleprzecieżwiedział,żenieśpi,zatopionawswoichtraumachi
nieszczęściach.
Każdyczasempotrzebujeciszy.
Potemwyciągnąłsięnaswojejkanapie.
Dobrzebyłoznowumiećkogośwmieszkaniu.
Kogośżywego.
Płakałprzezsen.
Czasemmusiętozdarzało,wtedygdyśniłomusię,żeumieraalbojużumarł.
Obudziłgoszloch,którywyrwałmusięzgardła.
Zarazgozdusiłpoduszką,alechybazapóźno.
-Chudy,nieśpisz?
-Agataporuszyłasięnaswoimposłaniunapodłodze.
-Chybasłyszysz,żenie.
Wstałzłóżka,siadłprzyniej.
Dotknęłajegotwarzy.
Dziwne,wyglądałonato,żechybalubigodotykać.
-Płakałeś.
Ocochodzi?
-Owszystko.
Oto,żejestemdziwny.
Żemamniedługoumrzeć.
-Niegadajgłupot,nieumrzesz.
Nawrzody?
Gdziemasztewrzody?
-Naplecach.
-Nieumierasięnawrzodynaplecach.
Wogólesięnieumierawtymwieku.
Gwarantujęci.
Nowidzisz,
229
śmiejeszsię.
Niebędzietakźle.
No,Chudy,niepłacz,chłopakowiniewypada.
-Dlaczego?
-Takmojamamamówiła.
Alemaszrację.
Płacz,comaszniepłakać.
Nochodźtutaj,chudzielcu.
Przytuliłagodosiebie,doswojegomiękkiego,ciepłegociała,jakwiejskagorącapierzyna.
Leżała zajego plecami, oplatając ciężkimi rękami jego tułów,i wreszcie poczuł się
bezpiecznie,chronionyodtyłuizboków.
Azprzodutojużchybasamdasobieradę.
BESia
-Notozamężów,którzyznikajązżycia!
-Apotemobiecują,żejednakwrócą!
-Zamężów,którychpogrzebunarazieniebędzie!
-Zamężów,którzynagledzwoniązcudzychkomórek!
-Zamężów,którzykolejnąnocspędząniewiadomogdzie!
-Iniewiadomozkim!
Siedziały z Aniąna balkonie i bawiły się świetnie,wznosząc toasty szeptem, potem
półgłosem,żebyniepobudzićsąsiadów.
Dzieciszczęśliwiespały,aoneosuszałykolejnąbutelkęwinaodpacjenta.
Bocipacjenci,którzyprzeżyli,dbalioswojegopanadoktora.
Onateżprzeżyje.
;Zkobietamiiwśródkobiet,cieszyłasię.
Nawetteściowawydawałajejsięjasnympunktemnanieboskłonie.
Życiebyłopiękne.
Życie,kurde,byłotakpiękne,jakbynagleprzypomniałasobie,jaksięoddycha.
Noijaksiępije,oczywiście.
Dawnoniebyłatakwyluzowana.
Aniateżzrzuciłaciasnązbrojęgarsonki.
Siedziałyna balkonie bez staników, w wyciągniętych podkoszulkach niegdyś należących
doTomkainiemiałyobowiązkuładniewyglądać.
Ciąglechciałoimsięśmiać,więcsięuciszały,wydawałytylkozduszonechichoty.
Sąsiadom chybajednak nie było dane spokojnie spać tej nocy, bo nagle na balkon
wypadłaMalwina.
234
-Mamo,onumarł!
Umarł!
-wrzeszczała.
Besiaprzeraziłasię.
Stałosię.
RozhisteryzowanaMalwinastanęłaoboknichwpiżamce.
Besia przytuliła córkę, Malwina jednakodepchnęła ją, by móc tragicznym gestem
wyciągnąćprzedsiebiegumowegowężaoimieniuZdzisiek,zktórymdziśzasnęła.
-Cosiędzieje?
-usiłowałazrozumiećBesia.
-Onumarł.
Zdzisiekumarł-bulgotałaMalwina.
Chwilętrwało,zanimzałapały.
- Malwinko, ale on nie mógł umrzeć, bo nigdy nieżył, przecież to zabawka - pocieszyła
nieumiejętnieAnia.
Płacznarastał.
-DajnotutegoZdzisia-powiedziałaBesia.
-Cochceszzrobić?
-zaniepokoiłasięMalwina.
-Zreanimujęgo-Besiachuchnęławgumowypysk.
-Sztuczneoddychanie.
Masażserca.
No,widzę,żezaczynaodżywać.
Jeszczetylkokroplawodydopopiciaijużjestjaknowy.
Śpijcieobojespokojnie.
Siadła jeszcze obok małej na łóżku i patrzyła,jakMalwina usypia,przytulając gumowe
obrzydlistwo.
K-
Aniapadłanakanapęwsalonie.
Niechrapała,tylkosapałacichutko,wydychającpowietrzenasączonepromilami.
Besia
przewracałasię
w
małżeńskim
łożu,
którejuż
dawno
przestałosymbolizowaćmałżeńskąwspólnotę,iwcaleniechciałojejsięspać.
Zadużoemocji.
Nawetalkoholwyparował,głównie
235
zpowoduZdziśka.
Dopieronadranemzdołałaprzywabićdosiebietrochęzapomnienia.
Śnił jej się widok,któremu przyglądały się z Anią parę godzin temu -niebo, księżyc,
obramowanebarierkąbalkonu.
Śniłosięjej,żenicnierozumieztejchwili.
Weśniezerwaławięccienkąbłonęzpejzażu,jakskórkęzcebuli,jakkliszęfotograficzną,
mglistąimiękką.
Zwinęłająiprzytuliła.
-Rozwinęjąjutro,przypatrzęsięjejiwtedyowszystkimpomyślę-
postanowiłaijużspokojnaodeszłagdzieśdalej.
A za nią, we śnie,został tennocny pejzaż, jeszcze czystszy, jeszcze wyraźniejszyniż
przedtem.
TOMEK
Matka karmiąca siedziała pochylona nad dzieckiem, które usnęło, przyssane do jej
pożyłkowanejpiersi.
Ciekawe,kiedyrobiłamammografię-zastanowiłsięodruchowo.
Chrapaładonośnie.
Skoroitaksiedzi,tomogłabytorobićwfotelu,ajabymsięwyciągnąłnałóżku,pomyślał.
Izarazsięzawstydził,takietobyłomałoduszne.
Dodrzwicochwilaktośsiędobijałwposzukiwaniumiejscadospania,aleonjużniechciał
dysponowaćmieszkaniempodnieobecnośćAgaty.
Ciekawe, gdzie siępodziewa to biedne dziecko,skrzywdzone przez najbliższych
napoczątkudrogi.
Pociła się w tych skarpetach,oby tylko nikomu stópnie pokazać,stóp, zabawkistarego
fetyszysty-onanisty.
Walczył ze sobą,czyby nie pójśćjej szukać, kiedynie zastał jej tu,w mieszkaniu, ale sam
siebierozsądnieprzekonywał,żeniematosensu,żeprzecieżnigdyjejnieznajdziewtych
ciemnościach.
Rozumiałżewolibyćsama.
Iwkońcuznadrogę,jeśliznowubędziechciałapobyćznim,pogadać.
240
Miałnosa,gdyjąodwiózłztejkliniki.
Jużwtedywiedział, że problem jest poważniejszy niż jej mastopatia czy nawet
domniemanynowotwór.
Miewał czasempacjentów ze skłonnościami do samozagłady, u którychpod szokiem i
niezgodąnachorobęwyczuwałzczasemrównieżpewnąulgę:jużnietrzebasięonicbić.
Uniejjednakbyłotocoinnegoidotejporytrudnomubyłosprecyzowaćco.
Terazchybarozumiał-mała,cichutkamyśl:uciekłamwam,kochanarodzino.
Cholerajasna,jakboligokręgosłup!
Zwłaszczawodcinkubarkowym,tam,gdzie
najdłużejspinałmięśniepodczasoperacji.
Terazteżbyłspięty,dziwne,boprzecieżprzezcałydzieńnicnierobił.
Położyłsięnapodłodze.
Dywanuniebyło,alewsunąłsobiepodgłowęneseser.
Za drzwiami hałasowali ludzie, w łóżku - karmiąca, kiwająca się corazniżej nad
dzieckiem.
Naglezassałasię,zakrztusiła,poderwałazdzieckiemwobjęciach.
- Ależ ja niemogę do tego dopuścić - rozdarła się,ażsię przestraszył, i on,i dziecko,
któreryknęłosoczyście.
-Pandoktorniemożespaćnapodłodze!
-Mampołożyćsięobokpani?
-próbowałuściślić,przekrzykującdziecko.
-Copan,coteżpan,nojakpanmoże-zatkałamałemuustatymcozawsze.
Alecoto?
Czyżbyjednocześnieprzesunęłasiętrochę,jakbyrobiącmumiejsce?
Apotemdziwnieczymśzachrzęściła.
Dopiero pochwili zrozumiał, że kobieta drapie się, drapie po nogach,rękach,brzuchu,
wydającquasi-erotycznewestchnięcia.
241
Wbrudnejwodziedookołablokuwyklułysięmilionykomarów.
Przykryła więc Leonka pieluszką, sapał pod nią z duchoty, ale lepiej, żeby posapał,niż
żebygotecholerykąsały.
Jąswędziałowszędzie.
Drapanieniedawałoulgi,nawetgdyrozdrapałasobiebąbeldokrwi.
Krwawiła,alejadsiedziałwśrodku.
Znowuuśmierciłakilkatychgadzin,atonaramieniu,atonanodze.
Temądrale,cosiadłynaplecach,mogłyczućsiębezpiecznie.
Ztegotutajjestdobryczłowiek.
Rano nie pozwoliłjej gnieść się z małym na korytarzu, a teraz śpi przezto na twardej
podłodze,biedaczysko.
Aleprzecieżonagoniezaprosinatęwąskąkanapę,takapropozycjato.
Nopropozycja,niemawątpliwości.
Tyleczasuichniebyłoztądziewuchą,potemwróciłsam.
Napewnosiępokłócili.
Ico,czyonaniewrócinanoc?
Dziwnebybyło,bogdziemiałabyspać?
Cóż, tuw mieszkaniu też nie miałaby gdzie, bo chybanie każe jej schodzić zLeonkiem z
kanapy?
Milejtuzresztąbezniej,wieczniezłej,wiecznienapiętej.
Atenfacetpokłóciłsięztamtączyjak?
Jużparęgodzinusiłowałarozgryźć,ocotuchodzi.
Nibydotamtejnależymieszkanie,atentusobiepoczyna,jakbybył
właścicielem,więcpewniesąnarzeczonymi.
Nie,bzdura,dziewuchamówiładoniego“proszępana”,ondoniejnaty,pewniejednakjego
utrzymanka,nie,otakichrzeczachsięczytałow
“Chwilidlaciebie”.
Przecieżniewypytagooto,matrochękultury,trochędyskrecji.
242
Jakdobrzebybyłomiećtakiegomężczyznę,lekarzachyba,jeślidobrzezrozumiała.
-Jakiejspecjalności?
Niezrozumiał.
-Nolekarzpanjest,tak?
-Onkolog.
-Odtego,cotyłemchodzi?
-Odnowotworów,tak.
Chirurg.
-Dobrzewiedzieć.
-Cośpanidolega?
-Bożeuchowaj!
Nie,taknawszelkiwypadekityle.
Wygodnietampanu?
-Ajakpanimyśli?
-Dampanupoduszkę.
Ikołdrę,pansobiepodłoży,żebytaktwardoniebyło.
Pićsięchce.
-Wkuchnijestjeszczewoda.
-Abototamtapozwoli?
-Okimpanimówi?
-Łykatylkowypiję,straszniemniesuszypotymkarmieniu,panwie,jaktosuszy.
-Skądmiałbymwiedzieć?
-Nolekarzprzecież,topanwszystkowie.
TOMEK
Babasapała,pełnawiarywniego.
Natomiast onmarzył tylko,by się wyspać, cobyło równie małorealnena tej nierównej
klepce,jaknawiększościdyżurów,któreodbywałwszpitalu.
Bardziejgomartwiło,żeniewydostaniesięstądjutro,znowu243
niepójdziedoszpitala,nienadrobioperacjiwedługplanu,nie.
Nagleuświadomiłsobie,żekarmiącaodjakiegośczasuprzemawiadoniego,niezwracając
uwaginajegobrakreakcji.
-…
iza to panu dziękuję, aw osobiste sprawyprzecież nie będę sięwtrącać, nie
śmiałabym,alemożemogęw czymśpomóc,jakby panubyłotrzeba,to jestemprzecieżtu
obok,natapczanie.
Gdybyniedziecko,tojaoczywiściebymnapodłodzespała,więcwdzięcznajestem,żepan
rozumie,zupełnieniejakfacet,toznaczy,przepraszam,niechciałampowiedzieć,żepannie
zachowujesięjakfacet,boprzecieżjestpannaprawdęmęski,elegancki,fajny.
MówiłanawetwięcejiszybciejniżBesia.
-Pannicniemówi,agłupiotakwciszysiedzieć.
Wiem,jaksięnicniemówi,toprzynajmniejjakiśpozórjest,żemasięgłębokiemyśli.
Starałsięnieroześmiać.
- Myślę i myślę, że pan jestzamknięty jakkukurydza w konserwiei jeszcze się taka nie
znalazła,copanaotworzy.
Bo pansam nie chce, chociaż ja przecież widzę, żei panu potrzeba się otworzyć,
wygadać,każdemutegotrzeba,niechpansięniekrępuje.
Ludowe psychologiczne mądrości,zupełnie jakprzepowiadanie pogody przez bacę:
fachowcyrobiątodokładniej.
-Niechpaniśpi,tobyłciężkidzień.
Jateżbymsięprzespał.
-Dobrze,dobrze,przecieżjużnicniemówię-powiedziałaurażona.
244
Milczała tylko przez chwilę, jakby nie umiała siępowstrzymać przed drapaniem
swędzącegomiejsca.
-Mapanżonę?
Dzieci?
-Ranopogadamy.
Straszniejestemśpiący.
-Czywywszyscymężczyźnimusiciebyćtacy?
Mójmążtaksamo.
Teżwkółkomilczy.
Ajaksięodezwie,toświęto.
Zadużopanimówi,niewyrabiachłopina,pomyślał,aleniepowiedział.
Zupełnie jednak,jakby usłyszała, bo nabrała duży łyk powietrza i powiedziałanagle
zbolałymgłosem:
-Ataksobieobiecywałam,żeniebędęsięzachowywaćjakmojamatka.
Ona,jakzaczynałagadaćrano,niekończyłaażdowieczora.
Mnieteżsiętakjużzaczyna.
Możedlatego,żemążmniewcaleniesłucha?
Imbardziejniesłucha,tymwięcejmówię,możecośdoniegotrafi.
Jakpanmyśli?
Dałamuchwilęnaodpowiedź,alenieskorzystał.
-Boprzecieżtrzebarozmawiać.
Żebybyłojakieśwspólneżycie.
Cośjeszczepozadzieckiem.
Zamilkłanadłużejniżpotrzebananabranieoddechu.
Jużsięucieszył,żeskończyła,alezawcześnie,boszybkoodzyskałaparę.
-Nie,cojamówię,dzieckototeżtylkomojasprawa,mójmążwcalenieuważa,żeLeonek
tonaszawspólnasprawa.
Bo jago bujam, ja go karmię,ja przewijam, on by tego w życiu nie zrobił, ja chodzę na
spaceryiszczepienia,aonnic.
Wraca tylkodo domu, w milczeniu zdejmuje buty ikurtkę,ciskagdzieś, w milczeniu
zjada,wmilczeniuogląda,wmilczeniukładziesięspać,wmilczeniuchcesiękochać,
245
przepraszamzawyrażenie.
Onmilczy,ajamówię,niezniosłabymtejciszy.
-Ajanaprzykładbardzolubięciszę-rzuciłdośćczytelnąaluzję.
Bezskutecznie.
-Onnicniegada,amnieniesłucha-babaprzemawiałanadal.
-Nicniewiemyosobie,nicanic.
Terazteżniewiem,gdzieonjest.
Miałnockę,kiedybyłapowódź.
Ateraz?
Niewiem.
-Jakbypanichciała,tospróbujęodkogośpożyczyćtelefon.
-Alejamamswój.
Iniechcędoniegodzwonić,czekamażontozrobi.
Inic.
Włączamraznagodzinę,żebysprawdzić.
Idiotycznedamskiegierki.
-Niechsiępaniniemartwi,możeniemiałskądzadzwonić.
-Napewno-powiedziałabezprzekonaniaiodwróciłasiędościany.
Każdychcebyćprzezkogośkochany.
Każdy,tylkonieon.
Jemutobyłodokładnieobojętne.
-Jużnicniepowiem-odezwałasiękarmiąca.
-Bowiem,żepanniechcesłuchać.
Pewnie czekała nazaprzeczenia, ale nie chciał emitowaćz siebie nic grzecznościowego,
wdzięcznyzaobietnicęciszy.
Z tapczanu dobiegało lekko obrażoneposapywanie oraz chrzęst energicznie drapanej
skóry.
Jutromiałzaplanowanetrzyoperacje.
Pewniewykonajektoinny.
Możliwe,żejegooperacjeprzejmieprofesor,zawszeprzecieżmiałichzamało.
Toon,profesor,byłnajwiększymignorantemnajegooddziale-
pacjentskierowanydoniego.
246
automatyczniebyłskazywanynaniemalgwarantowanedługieipotężnekomplikacje.
Alepacjentówmamiłapatriarchalnatwarzprofesora,noiprzedewszystkimtytuł.
Tychparęliterekjednakniegwarantowałomistrzostwawzawodzie.
Bojakmożnazwykłąmastektomięrobićprzezsześćgodzin?
Jeślikobietyniezabijerak,zabijąjąskutkiwielogodzinnejanestezji.
A przecież wielepacjentek prosiło ozapisanie na operację do profesora, nie zdając sobie
sprawy,żemniejutytułowanikoledzyradząsobiedużolepiej,aprofesor,osłanianytytułem
jakparawanem,poczynasobiebezkarnie.
KiedycórkaTomkaznalazłasięwszpitalu,profesorprzyleciał,cokońwyskoczy.
-Niebójsiękolego,zajmiemysięnią-pocieszał,comiałopewnieznaczyć:zajmęsięnią.
Tomekzdrętwiał.
-Samjązoperuję-powiedział.
Niepowinnosięoperowaćnikogozrodziny,tłumaczyłprofesor,aleTomeksięuparł.
Byłprzerażony.
Niechciałwidziećwnętrzaciaławłasnegodziecka,niechciałjeździćskalpelempobiałej
skórze jej delikatnego brzuszka, ale skoro alternatywą był zadufanyskalpel profesora,
wiedział,żebędziemusiałunieśćtobrzemię.
BałsiępowiedziećBesi,żebędziemusiałnieśćjesam,boonaliczyła,żejakiśniezwykły
magikzaopiekujesiętamichcórką,genialnykolegazpracy.
Kiedy dowiedziała się, żeto ma być on, w swoim przerażeniuzaczęła go czcićjak Boga,
modlićsię,jakdoBoga.
KochaćplatoniczniezupełniejakBoga.
Ażwreszciezasnąłiśniłomusię,żetrwanadchmurami,czuwającnadświatem.
247
Jużdrugiporanekzrzędubudziłasięwtowarzystwienieznanegowsumiefaceta.
Chudy leżał obokniej na podłodze, długi, niezgrabny jak żyrafa,cichutki, zero
posapywania.
Umarł?
Nie,byłciepły.
-Nieśpię-powiedział,czujnyjakzawsze.
-Alesięnieruszałem,żebycięnieobudzić.
Wiesz,żepierwszyrazspałemzkobietąwjednymłóżku?
-Jakimłóżku,nalitość.
Wszystkomnieboliodtejpodłogi.
Bardzo chciałasprawdzić, jak tam poziomwody zaoknem, alenie chciała odsuwać się od
tegodziwaka,któryprzypominałjejnajmłodszegobraciszkaalboźrebaka,któregokarmiła
kiedyśbutelką.
-Nieprzejmujsię,sprawdź.
-Co?
-Jaktampowódźsięczuje.
Siadła.
Zmiętykoc,naktórymleżała,odcisnąłnajejnogachnieregularnewzorki.
Wodaopadłasporoniżej,zostawiającbrudnąobręcznaścianachsąsiednichbloków.
WbudynkuGórnośląska3byłojużwidaćzatłuszczonebrudneszybymieszkańnatrzecim,
któresięwynurzyłyspodbrunatnejpowierzchni.
Ciekawe,jaktamjestterazwśrodku,zastanowiłasię.
Noijeszczebardziejciekawe,cotamumnie.
Jaksobiedoktorekporadził,jakmusięspałozbabąkarmiącąiniemowlęciem.
-Pewniepowinniśmytamiść,wkońcutotwojemieszkanie-
znowuzaskoczyłjąChudy.
248
-Mogępożyczyćtrochęwodyztwojejwannynamyciezębów?
Ale,kurde,palcemchybaumyję.
-Możeznajdęszczotkę.
Albomożemyiśćpotwoją.
-Wieszco,wierzęci.
-Wco?
-Żesłyszyszmyśli.
Jakjesłyszysz?
Jakgłosy?
-Niezastanawiałemsię.
Raczejjakpewność.
Żewczyjejśgłowiedziejesiętoato.
Aczasemjakgłośnąmuzykęwsupermarkecie.
Niedowytrzymania,iuciecsięnieda.
-Mógłbyśgraćwpokeranapieniądze.
-Myślisz?
Musiałbympoćwiczyć.
-Terazcosłyszysz?
-Odciebieraczejspokój,todziwne.
Inarastającyhuczekzklatki.
-Huczektoijasłyszę,mądralo.
-Jaktylegadają,towiesz,ilemyślą?
-Niewiem,czytoidziewparze.
Gadanieimyślenie.
Maszmożeczystąkoszulkę?
-spytała.
-Oddampopowodzi.
Wstał,zniebieskiejtorbyIkeawyjąłT-shirta.
Wymięty,alepachniałwmiaręświeżo.
-Dajmimiskę,trochęsięochlapie,zanimzałożę.
Mogęskorzystaćztwojejwody?
-Niemammiski.
-Jakniechcesz,żebymsięmyłatwojąwodą,topoprostupowiedz.
Spojrzałnaniązaskoczony.
- Właściwie mógłbym cię wpuścićdo wanny, alesam też chciałbym się zanurzyć, a po
kimśinnymsię
249
brzydzę.
Wiesz,żewJaponiimyjąsięwtejsamejwodzie,jednopodrugim?
AlewJaponiinajpierwbiorąprysznic.
Hmm-podrapałsięwpodbródek,przyjmującpozęmędrca.
-Nalejęsobiewodydokubka.
Umiemsiętakmyć.
-Mamlepszypomysł.
Ipopatrzyłnaniązcwanąminą.
-Alenie,tysięitakniezgodzisz.
-Naco?
-Nakompromis.
Podejrzewałanajgorsze.
-Wejdźmyrazemdotejwanny.
Nowłaśnie.
-Pójdęjużchyba.
-Wejdziemydowannywubraniachiwogóle-starałsięjąuspokoić.
-Jawcaleniechciałbymcięoglądaćnago,zadużomasztegociała.
-Wieszco?
Czasemumieszbyćnaprawdęniemiły.
-Przepraszam,alejanielubiękobiecychciał.
Takjakośmniezawstydzają.
Takiesą.
Notuitamzadużo,poprostu.
Zwłaszczatu.
Podniósłdłońnawysokośćpiersi.
Byłniemożliwy.
Zaczęłasięśmiać.
-Więcmójwarunek-ciągnąłChudy-wubraniach.
Przecieżitakzarazwyschną.
Będziemymoglitamdłużejposiedzieć,ochłodzićsięikontynuowaćnasząrozmowę.
-Jakąrozmowę?
-Powieszmicośosobie.
Albojatobieosobie.
Wiesz,takzwyczajnie,jakznajomi.
250
Przeztępowódźnarozmawiasięzfacetamizawszystkieczasy.
Zadrżała,kiedysobieprzypomniałaswojewczorajszezwierzenianadachu.
Nie.
Chudemunicniepowie.
Natomiastcodowanny,topropozycjabyłakusząca,nawetjeślibędziemusiałagodotykać
stopami.
Spytająznowuoteskarpety?
-OK,totrzyczteryiwchodzimy.
Odwrócilisiętyłemdosiebieiweszlidowody.
Ażsyknęła,takabyłachłodna.
Miło.
-Amydlićsięmożna?
-spytała.
-Myślisz,żejaztegoherbatębędęrobił?
Chybazależy,ilejeszczetapowódźpotrwa,nonie?
Siedli,każdeoparteoprzeciwległybrzegwanny.
Jejstopywpomarańczowychskarpetkachdotykałyjegodługichszczupłychstóp.
Podkuliłanogi,alewannabyłazamała.
Mydłanawannie-różoweipopękane-byłynajwyraźniejpamiątkązestanuwojennego.
-Dobrzeci?
-spytał.
-Mmmm.
Atobie?
-Aniesikasztyprzypadkiemdowody?
Taktoznimbyło.
Chwilęmiłoizarazwyskakiwałzczymśtakim.
Zanurzyłasłonągłowępodwodę.
Drżałazchłodu,alenaduszyrobiłosięcorazlepiej.
Imdłużejsięniewynurzała,tymbardziejbyłojejbłogo.
Gdybysięjużnigdyniewynurzyła,zawszebyłobyjejdobrze.
Naglepoczułaszarpnięcie.
Chudyzłapałjązawłosyiwyciągnął.
-Corobisz?
-Ratuję-odpowiedział.
Byłtrochęprzestraszony.
-PaniZuzacięwoła,mówiłem.
Aleniedajsię.
Niespuszczajączniejwzroku,zacząłwychodzićzwanny.
Koszmarniebyłchudywtychmokrychciuchach.
Złowiłjejwzrok,zgarbiłsięochronnymgestem.
-Przypomniałemsobie,gdziepaniZuzatrzymaszczoteczkidozębów.
Szczoteczkijakmydła-teżpamiętałybeznadziejęstanuwojennego.
-Alenieplujdowody.
Nieznoszęwidokupływającejpiany.
Wylazłazwanny.
Szorowalizęby, parskali, popluwali na odległośćdo umywalki, płukaliwodą zwanny,
szczerzylizębyiznowupopluwali.
Ciąglewyglądałjakjejnajmłodszybraciszek,tennajukochańszy.
Wiedziona nagłym impulsem podeszła do niegoidała mu pocałunek w świeżo wymyte
czoło.
Śliczniepachniał,takmłodziutko.
Dałkrokdotyłu,ażwpadłnawannę.
Byłzmieszany.
-Niechciałamcięwystraszyć.
Przepraszam.
Patrzyłnaniądługo,grzebiącprawdopodobniewjejmyślach.
Tymrazemniemiałanicprzeciwko
temu.
Niechgrzebie.
Noiwygrzebał.
-Mokreśladyzostawiaszodtychskarpetek.
Nigdyichniezdejmujesz?
Wzruszyłaramionami.
252
-Zdejmuję.
-Wstydziszsięczegoś?
Iwtedysięrozpłakała.
Stał niezdecydowany, więc sama się do niego przytuliła, położyła sobie jego dłonie na
ramionach,żebyjąobejmował,ipłakała.
Niezgrabnietrzymałrękęnajejplecach,drugąnatalii.
Przestaławkońcuszlochaćiwyplątałasięzniezdarnychobjęć.
-No,żebyśsobieczegośniepomyślał.
Zamłodyjesteśdlamnie.
-Niebądźgłupia.
Myślisz,żecałyświatnatympolega?
Nadotykaniuiseksie?
Janaprzykładnieprzepadamanizajednym,anizadrugim.
-Jateż.
Trafiony-zatopiony.
Siadłnabrzeguwanny.
Milczał.
Niezbytdługojednak.
-Kochałaśsięzkimśkiedyś?
-Tak.
-Naprawdę?
-Dziewczynymówiły,żepowinnamwreszcietomiećzasobą.
-Fajniebyło?
Icojeszczemamupowiedzieć?
-Kilkaśmiesznychruchów.
Śmiaćmisięchciało,onsiętakangażował.
Alenaszczęściedługotonietrwało,całyczaspatrzyłamnazegarek.
-Ileminut?
-Zpoczątkiem?
Dwie.
-Przeztyleczasudasięwytrzymaćwszystko.
-Ajanawetdwarazywytrzymałam,boczytałam,żezapierwszymrazemmałoktórejsię
podoba.
253
-Azadrugim?
-Jeszczemniejsiępodoba.
Sześćminut,Jezu!
Myślałam,żejużnigdynieskończy.
Zamilkł,przetrawiłjejsłowa.
-Agata,dlaczegokłamiesz?
Milczała.
-Nigdytegoznikimnierobiłaś.
Pocomitoopowiadasz?
Poco?
Poco?
-Chciałamrazsiękomuśwydaćnormalna.
-Jacięwolętaką,jakajesteś.
Odpowiadamito.
Spojrzałananiego.
-Naprawdę?
Lubisztakiedziwaczki?
-Ciebielubię.
Mokrąstopąwskarpetcerysowałanalinoleumkółka.
Szybkowysychały.
-Acałowanie?
-spytał,niepodnoszącgłowy.
-Cocałowanie?
-Całowałaśsiękiedyśzkimś?
-Nie.
-Totakjakja.
Teżpatrzyłwlinoleum.
-Czasemjestemciekawy,cooniwtymwidzą.
Nobowszyscysięcałują.
Awfilmach.
PaniZuzazawszesiępeszyła,kiedytakmlaskali,jakbysięchcielizjeść.
Szławtedydokuchnizrobićherbatę.
Albojaszedłem.
-Amnietoniepeszy,mnietorozśmiesza.
-Dlaczego?
-Przeczytajsobie.
-Spojrzałnaniązdezorientowany,więcsiępopukaławgłowę.
-Tutaj.
Chudy,muszęiśćdosiebie.
Dziękizawszystko.
254
-Agata?
-Tak?
-Nicjuż.
Idź.
Więcposzła.
)(
Zapukaładodrzwiwłasnegomieszkania.
Babauchyliła drzwi zapięte łańcuchem, po czym zwolniła go i bez entuzjazmu wpuściła
Agatędośrodka.
Dzieckodoskonalemieściłosięwzgięciuwielkiegoramieniakarmiącej.
Doktorkaniebyło.
-Organizujeewakuację-wyjaśniłababa.
-Martwiłsięopanią.
Ja bym go tak nie zostawiała bezopieki,mężczyzna potrzebuje, żeby kobieta przy nim
była.
AleAgataniewdawałasięwdyskusję.
Jak to jest, żew pół słowa rozumie się z tym dziwacznym Chudym,a z tą kobietą,tak
podobnądojejmatki-wcale?
-Aleniechpanisobieniemyśli,cudzegonietykam.
Spałnapodłodze.
Grzecznie.
OranyBoga,icojeszcze?
Straszniesięjejpićchciało,corazbardziej.
Wkuchnistałaostatniabutlawody,tylkotrochęnapoczęta.
Marzyła,żewlejejąwsiebiecałą,duszkiem,aleniewypadało.
W końcu była ich tu czwórka,jeśliliczyć niemowlę i doktora, więcpowinna
oszczędzaćwodę.
Chociaż.
Tenwarkotoznaczał,żemożejużniewartosobieniczegoodmawiać.
Tak,nadblokiemkrążyłhelikopter.
-Panisłucha!
-Karmiącapodniosłapalecwgórę.
-Tojestczłowiek!
Załatwiłratunek!
255
Za oknemcoś ciężkiegoupadłoz pluskiemw brudną wodę, potem coś walnęło w dach, aż
podłogazadrżała.
Ikolejnyplusk,jakbyGodzillapostanowiładaćnura.
Podbiegłydookna.
Ale nikt tu nikogo nie ratował,w zamian zdaje się państwo polskie postanowiło
ichnakarmić.
Wbrunatnejbreipływałydwaszaredużepojemniki.
Ludzie, wychylając się przezokna, starali się kijamiod szczotki przyciągnąć niecelnie
zrzuconeładunki,aleodżeglowałytrochęzadaleko.
Zarazzkolejnegooknawychyliłsięfacetzespinningiem,aleniebyłoocozaczepić.
Patrzącnatezmagania,Agatapoczułajeszczegorszepragnienie.
-Chcepanipić?
-spytałazrezygnacjąwgłosie.
Karmiącaochoczopokiwałagłową.
Poziomwodywbutelcedrżałniebezpieczniebliskodna.
cmrDY
Stałprzyoknieiobserwowałhelikopter.
Jakiśfacetwychyliłsięprzezoknoblokuiwołał,przekrzykująchałasśmigła,żeonmusi
już,zaraz,natychmiastwydostaćsięstąd,ztejpowodzi,itrafićgdzieindziej.
Stojącyzanimwciągaligodośrodka,byteżsięwychylićiwykrzyczećswojąprawdę.
Zdezorientowanyśmigłowieclatałnadnimiilatał,bywreszciewyplućciężkiezasobnikii
sięoddalić.
Jedenpojemnikrąbnąłwdach,ażsięścianyzatrzęsły,apod.
256
niebowzniósłsięwrzaskludzi,którzyrunęliposchodachnagórę.
Dwawpadływwodę,chlusnęławysoko,aonepodaniunurawyprysnęłynapowierzchnię
zodmętów.
Brudnawodachlapnęłanaparapet.
I w twarz niestety, więc zaraz ją zdezynfekował chusteczką nasączoną olejkiem
herbacianym.
Gapiłsięnapływającezasobniki.
Podnimludzieuzbrojeniwkijewychylalisięzokien.
Mieli nadzieję,że dosięgną pojemników, wktórych gruchotały, przelewały się skarby,
przypuszczalnieprzeznaczonedojedzenia.
W oknie, parę pięter niżej, Chudy wyraźniewidział łysą czaszkę faceta operującego
długimwędziskiem,któreusiłowałzaczepićozasobnik.
Nadziejaspragnionegomężczyznybuzowałapodłysiną,ajejoparydosięgałyChudego.
Niebyłotonieprzyjemne.
Jednak
poożywczej
dawce
dobrych
emocji
w
faceciezaczęło
dominować
zniecierpliwienie, więcChudyschowałsię w domu, gdzie oparł się o ścianę i starałsię z
kolejnymiwydechamipozbyćcudzegonapięcia.
Wróciłjednakzarazdookna,botobyłolepszeniżoglądaniefilmuTitanic.
Fala wywołana przez ludzkiestarania odepchnęłazasobniki dużo dalej od ich bloku, co
wywołałoentuzjazmwoknachsąsiedniegobudynku.
Tymrazemstamtądwysunąłsięlaspełnychnadzieikijów,natomiasttukijeopadłyizwielu
gardełwydobyłsięjękzawodu.
Dźwiękinadwodąpyszniesięniosły.
Świetnyspektakl,tymświetniejszy,żegowogóleniedotyczył.
257
Miotała się po klatce schodowej, próbujączorganizowaćekipę, która dociągnie zasobniki
dobloku
-Panskoczyzemnądowody,razemtodopchamydookna-zaproponowałamężczyźnieo
sportowejsylwetce.
-Awtedywszyscysięnapijąinajedzą.
-Kochanie,bezsensutaksięnarażać,itakzaraznasmająewakuować.
Takagłodnajesteś?
-Jateż.
Aleprzecieżmamytudzieci.
Imatkikarmiące.
-Tolepiejpopytajtu,nakorytarzu,onimielitujeszczejakiśchleb.
-Słowem:niepomożemipan?
Wzruszyłramionamiispojrzałwbok.
Agatazaczepiłakolejnegoobiecującournięśnionegofaceta.
-Apan?
-Nieumiempływać.
-Niewierzę.
Ztakąsylwetką?
-Takserio-bojęsię,żejakiegośparchazłapięwtejwodzie.
-Apani?
-dalejszukałaAgata.
-Adlaczegoja?
Tylufacetówdookoła.
Agatamiaładosyć.
Wstrętne,samolubnemieszczuchy.
Poradzisobiesama.
Zasobnik nie może byćprzecież taki ciężki, skoro pły\va w wodzie Skoczyła do wody
nogamiwdół,jakniegdyśdorzekiwichwsi.
Chodzili nad nią w niedzielę, nawetmama czasem rozłożyła koc na brzegu i
zzuwałabuty,bybrodzićpopłytkim.
Agataniesiedziała,tylkorobiłato,colubiłanajbardziej-skakałazmostku,apotem.
258
pływaławymyślonymstylem,podpatrzonymwtelewizji,wSłonecznympatrolu.
Co prawda przesuwałasię powoli, nie takjak Pamela,ale za to dużo chlapała, co robiło
wrażenie.
Terazteżniewprawnymi,alemocnymiruchamizbliżałasiędozasobnika.
Dawnoniepływała,atobyłoprzecieżtakieprzyjemne.
No,uwaga,bylebysiętejwodynieopić,fu.
Zasobnik,wielkiiobły,naszczęście-cozaniespodzianka-miał
nawetcośwrodzajutrzymadła.
Złapała.
Ciągnąc,aciężkietobyłoinieporęcznieduże,płynęładooknaichbloku.
Rozczarowani lokatorzy zGórnośląskiej 3 pokrzykiwali coś, czegonawet nie chciała
słyszeć.
Jeszczetylkoparęmetrów.
Jużwiedziała,żedotrze,gdziepowinna.
Nagle coś chlapnęło na nią, poczym uczepiło się jejrąk, uniemożliwiając ruchy,
ażzanurzyłasięwnieprzejrzystejwodziezdecydowaniedużogłębiej,niżbychciała.
Zakrztusiła się, wciągnęła w siebie z pół litratego świństwa, ale udałojej sięodczepić od
siebietenciężar.
Zarazjednakdouchawdarłjejsięwrzask.
Nie,niemożliwe.
TokrzyczałChudy.
Skaczączokna,pomyślał,żetojedynaokazjawżyciu,bymócsobiechwilępolatać.
Zawszegopociągały takie skoki,pół paraboli nad błękitną, drżącąpowierzchnią wody, a
potemzgrabnyplusk.
Ale tuwoda nie była błękitna, a on w ostatniejchwili zachwiał się, stchórzył i rąbnął
brzuchemwbłotnistą
259
powierzchnię.
Ażgozatkałozbólu,zassałsię.
boniemógłzłapaćoddechu.
Dopieropochwilizorientowałsię,żezapadasięcorazniżejiniżej.
Zanimwsiąkłdoreszty,brzuchzdążyłodżyćiodkleićsięodkręgosłupa,żebyChudymógł
porazostatninabraćpowietrza.
Odetchnąłwięciwypłynąłnapowierzchnię.
Pływanieniejestwcaletrudne,pomyślałzarazpotem.
Dlaczegojasiętegobałem?
Gęstawodaunosiłagonachropowatymgrzbiecie.
Byłomiękkoiprzytulnie,trochęchłodniejniżwmieszkaniu.
WidziałAgatęoparęmetrówodsiebie.
Daradę.
Starałsięprzesuwaćdoprzodu,aniewdół.
Kiedyzapominał,ilemetrówgłębipełnejzarazkówmapodsobą,nawetmusięudawało.
JestAgata!
Rzucił się na nią rozpaczliwym szczupakiem, złapałją, aż podjego ciężarem zapadli się
obojewwodę.
Wyciągnęłago,alezaraznapowierzchniodepchnęłaodsiebie.
-Agata!
Agata!
Jachybanieumiempływać-usiłowałwołać,alewodaskorzystałazokazjiiwdarłamusię
doust.
Odpuściłipostanowiłchwilęodpocząć.
Położyłbokiemgłowęnamateracuwodnympokrytymśmieciem,pachnącymodrobinęjak
ten,naktórymumierałapaniZuza.
Woda,którawciągałagocorazgłębiejigłębiej,byłaciepłaiotulałagojakkołdra.
Niemaocowalczyć,pomyślał,skorotakmitudobrze.
Zanurzyłsięizniknął.
Notopa.
Naglecap!
Cośgochwyciłozakark.
Chciałsięwyrwaćztychcęgów,alenawykonaniecałegoruchunie.
260
starczyłomuanipowietrza,anienergii.
Głupia rękaszarpnęła go za włosy, a tyle się ich dzisiaj poustawiałna żel, wszystko na
próżno.
Tazłośćpozwoliłamupoczuć,żejeszczeżyje.
Żył?
Jeślitak,toledwoledwo.
ZłapałazasobnikidopierowyciągnęłarękędoChudego.
Jeszcze przed chwilą, wpijając się wnią rozpaczliwie, usiłował się utrzymać na
powierzchni,teraz,twarząwdół,zanurzałsięcorazgłębiej.
Niewiedziała,zacogochwycić,wkońcuzłapałazagrzywkę.
Corobić?
Jakpuścizasobnik,utonąobojezChudym.
Azdwomaciężaramiwoburękachnijakniedożeglujedookna.
-Trzymajciesię!
-usłyszała.
-Zarazwaswyłowię!
Wytężyławzrok,zalewanybrudnąwodą.
Zbliżałosiędonichcośszaregoidużego.
Tonaratunekspieszyłimfacetwpontonie.
-Musiałempodpompowaćisięzeszło.
No,mała,dawajrękę.
-Najpierwon-zaprotestowałaAgata,próbującpodsadzićChudegodopontonu.
Młodymiałzamknięteoczy,bladątwarzigeneralniewyglądał
jeszczegorzejniżzwykle.
-Niechmipanpomoże!
Wspólnymisiłamioderwaliodjejramieniazaciśniętejakwskurczuprzedśmiertnympalce
Chudegoifacetwciągnąłgonaponton,którysięniebezpieczniezakołysał.
-Niechpantrzymato-podałafacetowirączkęzasobnika-ajawaspopcham-zarządziła,
261
zorganizowanajakwdomu,gdymiałaszybkozrobićobiadnasiedemosób.
Tomek
klęczałobokChudego,uciskał
muklatkępiersiową,
a
co
jakiś
czas
wdychałmupowietrzewpłucawgroteskowejparodiipocałunku.
Wyglądałona to, że to jedyny pocałunek, jakiego Chudy się doczeka,bo mimo tych
zabiegówwydawałsięokrutnie,nieodwołalniemartwy.
-Chudy!
-wrzasnęłaidopadłajegonóg.
-Chudy-izcałejsiłyzłapałagozastopy,żebyjednakzostałwśródnich.
Kopnąłją.
Nieuwierzyła.
Alekopnąłjąjeszczeraz,poczymodepchnąłdoktorkaiusiadł.
Rozejrzałsięniezbytprzytomnie.
DotarłwzrokiemdoAgatyilekkosięrozluźnił.
-O,Agata-zdziwiłsięuprzejmie.
-Podaszmiokulary?
Doktorekprzypatrywałmusięzulgą.
-Chudy,zwariowałeś,żebyskakaćdowody,jaknieumieszpływać?
-przestałasięoniegobać,więcdogłosudoszławściekłość.
-Bałemsię,żecościsięstanie-wytłumaczyłposwojemuChudy.
-Chciałempomóc.
Zalałajątrudnadopohamowaniaczułość.
-Dzięki-podczołgałasiębliżejipocałowałagowpoliczek.
-Alenieróbtegoporazdrugi.
-Znaciesię?
-spytałdoktorek.
-Tak,tomójsąsiad-wyjaśniła.
-Ikumpel.
-Kumpel?
Dzięki-wzruszyłsięChudy.
262
Jegooczy,pozbawionebarieryokularów,którezapewnewybraływolnośćwwodzie,były
wielkie,bezbronneimiałykłopotyzkoordynacją.
Byłateżwnichjakaśprośba,tylkooco,naBoga,oco?
Naglepoczułasilnedejavu.
Nie,niemożliwe,przecieżChudegoznaładopierooddwóchdni.
Tak,jużwiedziała.
Jegospojrzenie,niewiedziećczemu,przypomniałojejnagleoczymatki.
Wtedy,gdy raz jeden,jedyny, usiłowała ją dopytać, czy dziadek musi myć nogi
czternastoletniejdziewczynie.
-Musi?
-spytaławtedyAgata.
-Anaprawdęcitotakprzeszkadza,żemaszczystestopy?
-odpowiedziałamatka.
-Cociszkodzirazwtygodniuzrobićdziadkowiprzyjemność?
Potemjestdlawszystkichmilszy.
Iwtedyoczymatkizrobiłysięwielkieibezbronne,anawet,Agatadałabygłowę,pojawiła
sięwnichjakaśprośba.
Doktor z zamkniętymi oczami opierał się o ścianę,rozluźniony i uśmiechnięty po raz
pierwszy,odkądgoznała.
Ażprzyjemniebyłopopatrzeć.
Chudysiedziałobokniegoiprzyglądałsięświatuzdziwionymioczamijejmatki.
-Strasznietucicho-powiedziałnagleChudy.
-Cicho?
-Towcaleniebyłaprawda.
Korytarzszumiałgłosami,szczekami,miauczeniem,beczeniem.
263
Wylałsobiewodęzucha,lekkoprzechylającgłowę.
Niclepiej.
Ciszaażdzwoniłamuwgłowie.
NiesłyszałnawetAgaty,choćsiedziałatużobokniego.
Dopierokiedysięodezwała,zrozumiał,jakitorodzajciszygozaskoczył.
-Tytakmaszprzezcałyczas?
-spytał.
-Jak?
-Cichowgłowie.
Agata,japorazpierwszy,odkądsięznamy,niesłyszęcomyślisz.
Anicomyśliżadenznich.
Jakbyktośwyłączyłwreszciealarmsamochodowy.
Nieumiałtegomądrzejwytłumaczyć,boniemógłsiępozbieraćpotymwszystkim.
Zresztąpozacisząwgłowiepojawiłasięjeszczejednanowość.
Wbrzuchu.
Czuł tam straszną pustkę, gorące powietrze kłębiło się, nie napotykając żadnego oporu,
choćprzecieżopiłsiętylewody.
Cosiędzieje?
Tonapewnoprzezzarazki,którychsięnałykał.
Alenie.
Toniebyłyobjawyrozstrojużołądka,któreznałażzadobrze.
Tobyłozupełniecoinnego,coś,comusięzdarzałoporazpierwszy.
Inaglezrozumiał:niedowiary,czyżbywreszciestałsięgłodny?
Awięctakludzietoczują.
Wiercenieissanie,rządypustki.
Cośpotwornego.
Jakwogólemożnasięnaczymśskupić,kiedycośtakiegodominujeześrodka?
Cozaszczęście,żeprzeżyłdwadzieściatrzylatabeztegodemonawśrodku.
Nie,niedagłodowizapanowaćnadsobą.
Musisiędoniegozdystansować,bognębiłogocośjeszcze.
264
Wierceniewbrzuchumiałojeszczeinnąprzyczynę.
Czegośmutambrakowało,czegoś,czegoprzedtemmiałażwnadmiarze.
Tak,jużwiedział.
Zniknąłmuzbrzuchajegomdlący,ciężkitowarzysz,strach.
Chodziłznimtylelat,żejużnawetniezauważał,żesązawszerazem.
Ateraznaglebyłsam,bosięprzestałbać.
Wszystkiego,chyba,aprzynajmniejśmierci.
Bocowtymstrasznego?
Jakbędzietrzeba,wykonapodobnyskokjeszczeraz.
Ijeszcze.
Iiletambędzietrzeba.
Azaktórymśrazempowie“Dzieńdobry,paniZuzo”ityle.
Aleterazniemiałzamiarusiętymmartwić.
Chudystałobokniejitakdziwaczniesapał,jakbydopierocozdołał
nabraćpowietrza.
Tobyłdziwakjakichmało.
Uniejnawsipełniłbyetatowąfunkcjęwiejskiegogłupka,mogłasięzałożyć.
-Stałocisięcoś?
-Zmieniłemsię.
Takpoprostu.
Śmierdziałcałyszlamowatymszambem,alepozatymwyglądałzupełniejakprzedtem.
Możetylkoniecomniejsięgarbił.
Zaoknemwodawyraźnieopadła.
Na murach została brązowa obrączka,śladpo lustrze wody, aponiżej czyściutkie, wymyte
ściany, przedziwne, zważywszy na to, co ta sama woda zostawiła na ciele i
ubraniuChudego.
Jeszczesięnieprzebrał,stałisechł.
Komary
262
zapamiętywałysięwbzyczeniu,jakbyktośkupiłimnowefujarki.
JedensiadłnaChudym,atodziwnestworzenie,zamiastgozabić,patrzyło,jakowadwciska
mukłujkęwskórę.
Agataznowu poczuła odpowiedzialność za chłopaka, więc od razurozpłaszczyła
mukomaranaramieniu.
Owadskonał,zostawiającposobiekrwawąplamę.
-Cotyrobisz?
-uniósłsięChudy.
-Bronięcię.
-Nieprosiłem.
-Zamocnowalnęłam?
-Jegonapewno.
Idiotycznetomiejskiewspółczuciedlawszystkiego,cożyje.
My,nawsi,jesteśmybardziejbezlitośnidlatego,conamzagraża.
Idlasiebieteż.
Alejużniereagowała,gdynaręceChudegowylądowałkolejnyagresor.
Niedługomiałanadejśćewakuacja.
Koniecwakacjinadwodą,zaraztrzebasiębędziezmierzyćzżyciem.
Wporządku,tyleżecośjeszczemiaładozałatwienia.
Wdrapałasiępometalowejdrabince,klapabyłaodsunięta.
Dachciąglepachniałrozgrzanąsmołą.
Byłopusto.
Opuściłapowieki.
Słońceprześwitywałonaróżowoprzezcieniusieńkienaczyniakrwionośne.
Dach napewno był gorący, bo powietrze nad nimaż falowało, ale ona przecież tego nie
mogłapoczuć.
Nieprzezsandały.
266
Zdjęłaje,spięłapaskami,bujałanimijakwahadłem.
Tik-tak.
Teraz więcej czuła, jej pomarańczowe skarpetkipowoli wrastały każdym włókienkiem w
półpłynnąpowierzchniępapy.
Siadła na sandałachi odkleiła skarpetki od dachu,po czym dwoma ruchami zsunęła je ze
stóp.
Patrzyłanadziesięćpaznokciiróżową,delikatnąskórękontrastującązresztąjejopalonych
nóg.
Jakkurczakodartyzpiór.
Terazczuła,żedachparzy.
Tonieonabyławinnatemu,żedziadekjąlubiłmyć.
Podejrzaniebliskobrzegusunęłaposuwistymiruchamiwariatka.
Agatawsunęłastopywsandały.
Skarpetkiwzięładorękijakskóręwężapowylince.
Stanęłanaskrajudachui,jednapodrugiej,cisnęławdółobiepomarańczowepochewki.
Chwilę pływały, jak czerwone makina Monte Cassino,ażnasiąknęły wodą, zbrunatniałyi
poszłynadnogdzieśnadpiaskownicą.
Wariatkaobeszładachdookoła,przezcoznalazłasiętużkołoniej.
Stanęłanakrawędzi,jakbyzarazmiałaodlecieć,aleniepatrzyłajużnawodę,lecznaAgatę.
Wytarłanosręką.
-Niewypłynął,wiesz?
MójAntośniewypłynął.
Tywiesz?
Toboli,tutaj-walnęłasięwpierś,ażzadudniło-żewybrałwolność,Polskęwybrał.
Aletaksobiemyślę,żetoznaczy.
Nieweźmieszmniezapłytkądziewczynę,prawda?
Agatapatrzyłatonanią,tonamiejsce,gdziezatonęłyskarpetki.
Chciałapoczućuroczystąulgę,aletrudnosiębyłoskupić,kiedytamtagadała.
267
-Botakmiędzynamikobietami,znaczy,żejestemwolna!
Nareszcie!
Mogęprzestaćnaniegoczekać.
Chceszwejśćdomnienaherbatę?
Noweżycie,rozumiesz?
Ijedynewidoczneokowariatkiroziskrzyłosięjakbyktośzapalił
halogenodspodu.
Wcisnęłasiędopontonutużzamatkąkarmiącą.
Doktorjużsięniezmieścił.
Karmiącagrzałajakpiechutniczy,Agatanapróżnousiłowałasięniecoodsunąć.
-Tycholerniku!
-wrzasnęłanaglebaba.
Agataażpodskoczyła,apontonzakołysałsięniebezpiecznie.
Karmiąca wygrażała wolną pięścią łysawemu mężczyźnie o czerwonym obliczu,
kulącemusięoparęosóbodniej.
-Tycholerny,tycholerny.
-babaszukaławłaściwegowyzwiska.
-Ty.
Tyfacecie!
Łysawystarałsięudawać,żegoniema,aleprzeszkadzałmuwtympokaźnybrzuch.
-Tydraniu!
-wrzeszczałamatkaniemowlęcia.
Tojatupróbujęsamasobieradzić,Leonkachroniłę,zukamlokaluijedzenia,bomampod
opiekątwojedziecko,atysiedziszsobiezkumplami?
-Mężczyźnipoobubokachwyzywanegoojcarównieżsięzgarbili.
-Wkartygraszigorzałędoisz?
Dziecko,nieświadomeawanturyrozgrywającejsięnadjegogłową,spałoniewzruszone.
-Miałemnockę,Bożenka-łysawypostanowiłstawićczołasytuacji.
-Alewcześniejwróciłeminiechciałemcięjużbudzić.
No,dajspokój,ludziepatrzą.
268
-Apewnie,Bożenka,ładnietotak-wrzeszczećprzyludziach?
-odezwałsięjedenzkumpliłysawego.
WAgacie,któranigdyniewtrącałasięwtakiedyskusje,terazsięzagotowało.
-Niech się paninie krępuje, pewnerzeczylepiejwyjaśnić od razu-doradziła matce z
niemowlęciem.
Kumpelłysawegospojrzałnaniąkoso.
Agatawytrzymałajegospojrzenie.
Spuściłwzrok,jakbynagleprzypomniałsobieorozwiązanejsznurówce.
Bożenkatrochęsięuspokoiła.
-Atam,kochana,jakitomasens-odezwałasięcicho,tulącdosiebieniemowlę.
-Możnamukłaśćwuszyikłaść,aonitakbędzierobiłswoje.
Spójrz,przecieżonnawetniewidzi,żeźlezrobił.
-Oj,Bożenka,widziećwidzę,alejakcięszukałem,tonażadnymkorytarzuciebieniebyło
-broniłsięcholernik.
-Zadzwonićmogłeś!
- Kiedy komórka jemu do wody wpadła - kumpel łysawegoznowu przeszedł z ławki
rezerwowychdoobrony.
-Itakąkomórkęzadwieściesiedemdziesiąttrzyzłotezmarnowałeś!
-Bożenkanieposiadałasięzezłości.
Sarkając,wpatrywałasięwrogowcholernikaijegokumpli.
Agatakuswojemuzaskoczeniuzauważyła,żepocieszającoklepiekarmiącąporamieniu.
Światsiękończy,pomyślała.
-Bożenajestem-powiedziałakarmiąca.
-Agata-powiedziałaAgata.
Ipodałysobieręce.
BESIA
Leżaławwannie.
Tozanurzałasięcała,towynurzałasamnos,żebynabraćoddechu.
Uszypodwodąsłyszałydźwiękizcałegobloku,odległetelewizory,radiairozmowyoraz
cośjakbicieserca,choćtoostatniechybasobiewmówiła.
Dźwiękijakzawsze,aleonabyłainna.
Kobietaoszukanaprzezmęża,odcinekpierwszy.
NawetBollywoodudziśnieoglądała,choćnapółceczekałytrzynowepłyty.
ZAniąmiałysięzobaczyćdopierojutro.
Płytkie,ślizgającesiępopowierzchnijakścierka,pachnącekuchniąisupermarketemżycie.
Skończyłosięwłaśnie.
Dojrzaładozmian.
Nagledotarładoniejmyśl:jeślikiedykolwiekwjejżyciupojawisięktośnastępny,topo
rozwodziezTomkiembędziemogławziąćznimślubkościelny.
Będziepobożemu.
PanBógprzestaniesięgniewać.
Znastępnymmężemmogłabynawetsypiać
opromienionakościelnymmajestatem.
Choćtoztymobecnymmiaładziesięćlatnalicznikuidwójkędzieci.
Chciałobysięjejjeszczeseksu?
272
Seks?
Acotojest?
Oj,pocojejśluby,faceci.
Dziecijużsą.
FajniebyłobyzamieszkaćzAniąnaprzykład.
Przynajmniejbyłabydrugaodpowiedzialnazaładowaniegarówdozmywarki.
Cośzgrzytnęło.
Kluczwzamku?
Dźwiękledwodocierałpodwodę,więcwynurzyłagłowę,żebylepiejsłyszeć.
Ha!WdrzwiachłazienkistanąłTomek.
Miałtosamoubranie,wktórymprzedwczorajwyszedłzdomu.
Toonaprasowałamutękoszulę,wktórejpodziewałsięniewiadomogdzie.
Rano,przedwyjściem,przyszywałamumajtającysięguzikprzykołnierzyku.
Potopewnie,żebymogłamugorozpinaćinnakobieta.
Niespodziewałasięgo.
Niespecjalniewierzyła, żespełni swą obietnicę, złożoną spod dziwnego numerutelefonu,
podktórybezskuteczniedobijałysiępotemzAnią.
Patrzyłnaniązuśmiechem.
Dawnoniebyłtakirozluźnionypopowrociedodomu.
-Cześć-wesołe,raźne,jakbynicsięniestało.
-Moczyszsię?
Dopierodwudziesta.
Takpoprostu?
Żadnychwyjaśnień?
Moczęsię,bochciałamzsiebiezmyćciebie,całenaszeżycie.
Zanurzyłagłowępodwodę,wynurzyła.
Ijeszczeraz.
-Jestcośnakolację?
Nicdziśniejadłem-patrzyłnanią.
Najejzaróżowionyodkąpielibrzuch,napiersiwystającenadpowierzchnięwody.
Patrzyłnanią,atwarzmiałnieodgadnioną.
Poczympodszedłipocałowałjąwusta.
273
Pachniałzmęczeniem,potem,aleprzedewszystkimczymśdziwnym,niedoidentyfikacji.
-Gdziebyłeś?
-odezwałasięwreszcie.
-Wypadłaminieoczekiwanaopiekanadpacjentemwzłymstanie,takietam.
-Ijaksięmapacjent?
-Lepiej.
Dobrze,żezostałem.
Czytenpacjentmiałparędwudziestoletnichpiersi,mocnąopaleniznęidługiewłosy?
-chciałaspytać.
Całasiętrzęsła.
-Jestjeszczejakiśobiad?
Zaczęłasiępodnosić,bezwarunkowyodruchżonykarmicielki.
Nadpowierzchniąwodypokazałysięjejpiersi.
KrępowałojąspojrzenieTomka.
Odruchowozasłoniłasięrękami.
Takdawnoniewidziałjejnago.
No a ona dawno nie była tak daleko od niego, jeszcze dalej, niż gdy oglądała hinduski
film,aonwdrugimpokojustukałwkomputer.
Nie, nie jest w stanie udawać, że nic się nie stało, choć jemuto udawanie wychodzi
doskonale.
Opadłazpowrotemdowody.
TOMEK
-Pewnie,niewstawaj-powiedziałizalałagoniepowstrzymanaczułość.
Jegokobietawyglądałajaksłodki,wymytymisio,awcałejłaziencesłodkopachniałożelem
dokąpieli.
Miałochotęsięwniąwtulić.
Aleteżssałogowżołądku,całydzieńosuchympysku.
Wczorajteż:.
274
przecieżdużoniejadł,jakąśkanapkęzłapałnakorytarzuityle.
Jegołagodna,miłażona,zawszewymytaizgotowymjedzeniem.
JegoniezawodnaBesia.
Jednakdobrzebyłowreszciewrócićdodomu.
Stęskniłsięzanią.
Miałosenstowracanie.
TyleżeBesiapatrzyłananiegojakośwrogo.
-Tobieteżcośprzynieść?
-Jużjadłam-warknęłaizanurzyłasięznowupodwodę.
Włosypływałyjakwodorosty,więctrudnobyłoocenićwyrazjejtwarzy.
BESI/l
Wystawiłanoszwody.
Wdech,wydech.
Zbierałasiłynarozmowę.
-Gdziebyłeś?
-spytagozachwilę.
-Nieodbierałeśkomórki.
CoodpowieTomek?
Cośwymijającego,naprzykład:-Nieuwierzysz,wpadłamidokanalizacji.
Niedoodzyskania.
Będziedrążyła:-Atedwienoce?
Cowtedyrobiłeś?
Onnapewnopostanowijązbyć:-Wiesz,jaktoprzypacjencie.
Wtedyona przypuści frontalny atak: - Wiesz,w pracynie mieli pojęcia, że jesteś na
dyżurze.
Szczerzemówiąc,myślałam,żejużniewrócisz.
Twojamamateżtakuważała.
Widziałacię,jakwychodziłeśzpracy.
Przedwczoraj.
Niebyłeśsam.
Noicotynato?
275
Odpowiecośnato?
Nieodpowie?
Chybaniezdąży,bowtedyonazadaostatecznycios:
-Natomiastjapostanowiłamsobieradzićsama.
Noiradzęsobie,rozumiesz?
Niemazupy,niemakotleta,niemakolacji.
Aterazwyjdź.
Niezłazienki.
Zmieszkania.
Zmojegożycia.
Przygwoździ go do ściany, wykaże łgarstwo i draństwo,będziepatrzeć, jaksię wije, jak
motylnaszpilce.
Zgromadziłaodpowiedniodużowściekłości.
Takmupowie,aonwtedyspakujewalizkęnakółkach,zktórąjeździłnazjazdynaukowe,i
przeprowadzisiędomatkialbodotamtejkobiety.
Będziewolna.
Wystrzeliłaspodwodyzpytaniemnaustach,alełazienkabyłapusta.
Zkuchnidobiegałostukaniegarami,najwidoczniejjednakznalazłcośdojedzenia.
TOMEK
Zła?E,pewniemusięzdawało.
Nobodlaczegomiałabybyćzła?
Możeza późnozadzwonił wczoraj, prawda, ale już nieraz musię zdarzało wnagłych
przypadkachzapomniećotelefonie.
Zawszewybaczała.
Wiedziała,jakwyglądażycielekarza.
I ceniła wnim to, że wykonuje tę pracęz powołaniem - tłumaczył sobie, zalewając
mlekiempłatki.
Apozatym?
Ocomożechodzić?
Zmęczonamoże.
Takiupał.
O,gdybywiedziała,coonprzeżyłprzeztedwadniijakijestwykończony.
276
Opowiemjej?
-zastanawiałsię,zanurzającłyżkę.
Alewsumiejakimiałobytosens?
Dlażonybyłwpracyiniechtakzostanie.
Ajakjużzaczniemówić-onabędziedopytywać,drążyć,interpretować.
Pocomuto?
Tamtesprawyjużzałatwił.
Przeszłośćobciąża,aonmusiiśćdoprzodu.
Chociaż-doszedłdowniosku-przeszłośćteżodrobinękrzepi.
Robiłomusię lepiej,gdy wspominałszare oczy Agaty wpatrzone w niego dziś rano,
kiedyzarazmiałładowaćsięnapontonewakuacyjny.
Przytulałasiędoniegoodrobinęzadługo.
Czułość,któragozalała,byłaodrobinęzbytmocna.
Niegadali.
Zaznaczyła,żeniechcedrążyćtego,Oczymmuopowiedziałanadachu.
Powiedział,żejejwola.
Silnajest,widziałprzecież.
Napewnozałatwiwszystkojaktrzeba.
Aon-czekananiązatydzieńzwynikamibiopsji.
Tegoostatniegoniemusiałmówić,alebrakowałomumądregozdanianapodsumowanie.
Orazpodkreślenia,żesązAgatąbliżejniżbyliprzedpowodzią.
Boprzecieżbylibliżej.
Brakowałomujejchmurnegospojrzenia.
Tęskniłzanią?
Idiotyczne,spędzilizesobąraptemdwiedoby.
Napewnochętniebyjąznowuzobaczył,pogadał.
Alenie,niebyłowjegouczuciachdoAgatyanigramapożądania.
Jeślijejpiersi,towyłączniewkontekściewynikubiopsji.
Jeślijejciało,towyłączniepodkątem:
jakbardzoskrzywdziłjądziadek.
Iczyonadaradęjeszczenormalnieżyć.
Odniósłmiskędozlewu.
277
BESiA
Zarazwpadniedokuchniiwygarniemuwszystko.
Przeżyjechwilętriumfugospodynidomowej:wykaże,żejejmążniejesttakikryształowy,
zajakiegochciałbyuchodzić.
Tylkopoco?
Wróciłiwszystkomożetrwaćjaktrwałoprzedtem,podwarunkiem,żeonaprzemilczy,co
wie.
Wrócidomarchewek,Tomekdozarabiania,dziecidonaukiizabawy,wszystkojaktrzeba.
Noweżycie,teżcoś.
Stare koleiny już czekają, byw nie wskoczyła i zapatrzona w czerń za oknem ruszyła
starymszlakiem.
Terazco prawda jeszcze cośczuje: wściekłość,ból, zdumienie,ale wkrótce towszystko
przysypiemąkadniacodziennego.
Kilkawarstw i nie będzie pamiętała, jak przez chwilę wyobraziła sobie,że jest sama i
dobrzesięztymczuje.
TOMEK
Besiastanęławdrzwiachkuchni.
Podjejspojrzeniemwycofałmiskęzezlewuigrzeczniewstawiłjądozmywarki.
Tylerazynarzekała,żetegonigdynierobi.
-Źlesięczujesz?
-odważyłsię.
-Świetnie-powiedziałaichybausłyszałwjejtonieironię.
Teraz pewnie powiniensiędopytywać, o cochodzi, ona będzie się opierać, rzucać
półsłówkami,potem nagle się otworzy iszlochając, opowie mu o jakimś niemiłym
wydarzeniu, które ją spotkało w ciągutych dwóch dni, między bazarkiem, kuchnią a
pralką.
278
Będziemusiałjąprzytulić,wiedział,todziałałodoskonale.
NaprzykładnaAgatęzadziałałoświetnie,wygarnęłazsiebiewszystko,cojąbolało.
Dałdwakrokiwkierunkużony,wyciągnąłramiona.
Nic.
Więcdałkolejnyiprzygarnąłjądosiebie.
Stałasztywno.
Byłzgubiony.
Przecieżonjestwporządku.
Wszystkojesttakjakchciała.
Niesprzeciwiajejsięwżadnychdecyzjachdotyczącychdomuczydzieci.
Niewyliczajejpieniędzy.
Zasuwabezsłowaskargi,żebymiaławszystko,cochce.
Nigdynienarzekanaobiady.
Nie komentuje jejstosunku do swojej matki,choćpodejrzewa, że Besia niespecjalnie ją
lubi.
Niepodrywainnychkobiet.
Inigdy,aletoprzenigdy,niedałjejodczuć,żeciążymuichbiałemałżeństwo.
Ionamiałabybyćzła?
Inagledoszedłdonichdźwiękdziecięcegopłaczu.
Tegonieumiałpomylićzniczym.
Nastusia!
Topoprostubyłzłysen.
Małaopowiadałaprzezłzyoczarownicyzdługimnosem.
Besiająsprawnieutuliła,przykryła,położyłamałejdłońnakarku.
Szlochustał.
DokońcażycianakażdypłaczNastkibędziereagowałstrachem.
Bałsię,żejeślijegodzieckoznowuzachoruje,niebędzieumiałpomóc.
Besiasiępomodliisiądzieprzyłóżku,aon?
Onbędziemusiałudzielićkonkretnejpomocy.
Jegożonasiedziałaokrągłaifałdzistaobokcórki,szlafrokjejsięrozchylił,aleniezwracała
natouwagi,
279
zajętamałą.
Kusiłogo,bysięwniąwtulićjakNastka,izasnąć.
Malwinaspałamimozamieszania,wystawiłaróżowąpiętkęspodkołderki,widaćbyło,że
jejzagorąco.
BesiaszeptaładoNastkiuspokajającesłowa.
Mógłwidziećpiersiiramionaswojejżony,którychdawnonieoglądałpodtymibluzami,
piżamami,jakimiodgradzałasięodniego.
Niepożądałjej,raczejgorozczulało,jakbardzojejciałozmieniłosięzlatami.
Tylewspólnychrazemprzeżyli,niesamowite,inawetsięanirazuporządnieniepokłócili,
możezraz,ojegomatkę.
Siadłobokniej,przytuliłją.
Gorąca,gładkaskóra.
Zimne,uważnespojrzenie,któreanalizowałojegotwarzcentymetrpocentymetrze.
Umknąłspojrzeniemwbok,alewrócił,spojrzałjejwoczy.
Zarzadkotorobił.
Miałaprzejrzyste,jasnobłękitnetęczówkizbrązowymipaseczkami.
Peszyło go wpatrywaniesię w te dwa jeziorka, ale nie mógł się odwrócić,
jakbyprzytrzymałgoniewidzialnymagnes.
BESia
Strach?
Wygoda?
Lenistwo?
Buntuleciałgdzieśzezgrzytemklucza,zeszczękiemnaczyń,zpłaczemdziecka.
Tomekspojrzeniemiałtakieszczere,jakbysięnicniestało.
Wcalemuniewierzyła.
Usnęliprzytuleninałyżeczkę,dawnoniebylitakblisko.
Nieczułajednakżadnejulgi.
Innegokońcaświataniebędzie.
Rozdział11.
BESIA
Staławłazienceimyłazęby.
Naglezobaczyławkąciebrunatnąkałużę.
Pochyliłasię.
Skądwichłaziencecośtakiego?
Musisiębardziejprzykładaćdosprzątania.
Odwróciłasiędoumywalki,byskończyćczyścićtrzonowce.
Kiedyznowuspojrzaławkąt,okazałosię,żebrudnawodazajęłacichutkoiniepostrzeżenie
kolejnekilkacentymetrówpodłogiikałużawydajesięstalepowiększać.
Wybiegładopokoju,żebypowiedziećotymTomkowi.
Siedziałzakomputerem,jakzwykle.
-Coty,wodysięboisz?
-zaśmiałsiębeztrosko.
Znowupobiegładołazienki.
-Chodźtuszybko,samzobaczysz-chciałakrzyknąć,alezrezygnowała.
Wmilczącymprzerażeniuprzyglądałasię,jakwodapokrywabrunatnymściegiemkolejne
kafelkiipodchodzidoprogu.
Wyskoczyłazłazienki,zatrzasnęładrzwiizaczęławpopłochuuszczelniaćszparępodnimi,
żebypowódźniewypełzłanaresztędomu,alenimzdążyła.
284
wepchaćścierkędokońca,jużbrunatnejęzykiwydostałysięspoddrzwiisięgnęłydalej,
odgradzającjąodTomka.
Chciałakrzyknąć,żebygoostrzec.
-Powódźatakuje!
Powódź!
-aleześciśniętegogardławydobyłatylkosłabygłos:-Uciekaj!
Tu,domnie!
Wydawałsięniesłyszeć.
Niewzruszony nie odrywał wzroku od monitora, choć wodazalała mu jużstopy i pełzła
wyżej.
Nagle powstało wniej podejrzenie, że skoro wcale mu to nie przeszkadza, musi
byćzpowodziąwzmowie.
Czuła,żejeślichwycidzieciizarazuciekniezmieszkania,jeszczezdążąsięuratować.
Aleuciekaćbezniego?
Brudnapowódźnapływałacorazszybciej,sięgałamujużdokolan.
Niezwracałnatouwagi,nadalsiedziałipikałwklawisze.
Wreszcieodwróciłsięodkomputera,spojrzałnaniąinawetsięuśmiechnął.
Zustchlusnęłamubrunatnawoda.
ZamiastwrzaskuzgardłaBesidobyłsiętylkosłabyjęk.
Staławłazienceimyłazęby.
Przedtemobejrzaładokładniewszystkiekąty,czynieznajdzietambrudnejkałużyzesnu.
Kałużyniebyło.
AleTomek-takjakweśnie-nadalwydawałsięobcy,groźny,nieobliczalny.
Dwienocespędziłwniewiadomymmiejscu,wnieznanymtowarzystwie.
Możemiałaztymcoś
285
wspólnegoopalonadziewczyna,którązabrałdosamochodu.
Może nie, bo Besia nie wykluczała, że istnieje zupełnie zwyczajne i niewinne
wytłumaczeniejegozniknięcia.
Onjednaknieuważałzastosowneprzedstawićżadnego.
Wróciłpoprostudodomu,dopłatkówzmlekiem,własnegołóżka,własnejpralki,własnej
żony.
Niezawodnyzestawdomowy,naktóryzarobił.
SprzętomAGDteżbysięprzecieżnietłumaczył.
Cóż,ona,kobieta-pralka,zmywarkaikucharkateżmunieopowiedziałaotrudnychdwóch
dniachświeżoodzyskanejwolności.
Aniotym,żeutratatejwolnościnapełniłająrozczarowaniem.
Weszładodużegopokoju.
Mążsiedziałprzedkomputerem.
Ażjązmroziło.
Podniósłwzrokispojrzałnaniąlekkonieprzytomnie.
Wkońcusięuśmiechnął.
Wjegoustachniebyłobrunatnejwody.
-Tomek,musimyporozmawiać.
Takiezapowiedzizawszegopłoszyły.
Umykałwzrokiem i myślami,ale nie zważała na to, zmuszałasię do rozmowy, by mieli
jakieśszczątkowewspólneżycie.
Niemiałajednakzłudzeń,wiedziała,żeonsłuchapiąteprzezdziesiąte.
Aledziśmunatoniepozwoli.
Tyleżedrańnieodrywałwzrokuodmonitora,nadalcośstukał.
-Proszębardzo-uśmiechnąłsięwkierunkuklawiatury.
-Wieszco,zastanawiałamsię,ilebywnaszychstosunkachzmienił
rozwód.
286
-Rozwód?
-drgnąłiwreszcieoderwałwzrokodlaptopa.
-Aleniezmieniłbydużo.
Jużchybaniemożnamniejzesobąrozmawiać-mówiłaBesiazpasją.
Patrzyłnaniązdumiony.
- Ale zdrugiej strony, jakbysąd ustalił spotkania zdziećmi,widywałbyś je na pewno
częściejniżteraz.
-Besia,przecieżjestemwdomu.
-Mamciędość!
Nibyjesteś,anaprawdęcięniema-zamknęłazhukiemlaptop.
Wostatniejchwilizdążyłzabraćpalce.
-Ściągałemwłaśnie.
-Corobiłeśprzeztedwiedoby,kiedycięniebyłowdomu?
Wpatrzyłsięwlaptop,jakbyszukałtamratunku.
Odsunęłakomputer na bok i siadła na biurku, dziękiczemu znalazła się w poluwidzenia
Tomka.
Niespuszczałazniegowzroku.
Wreszcieionnaniąspojrzał.
-Oczywiście-powiedział.
-Maszrację.
Pogadajmy.
Przełknąłślinę.
-Besia,janaprawdęspędziłemcałytenczaszpacjentką.
Aletoniebyłatakazwykłasytuacja.
Historiabyłatakdziwna,żeuwierzyłamuodrazu.
Zaskoczyłojąteż,żewypowiedziałtylesłównaraz,itowieleznichosobie.
Cośpodobnegoniezdarzyłomusięodlat.
Zupełniejakbypodczaspowodziwgrał
287
sobienowąfunkcję:mówieniedożony.
Tyledobregoztejcałejkatastrofy.
Icoteraz?
Przeprosiją?
Przytuli?
-Besia,podajmilaptopa.
-Wspaniale.
Awięcjużsobiepogadał.
Mieszkazobcymmężczyzną,nareszcietozrozumiała.
Poderwałasięzbiurka.
NiechTomeksobiesiedzi,niechbuszujewsieci,ilemusiężywniepodoba.
Podzieleniepółekwlodówcebyłoteraztylkoformalnością.
-Zobacz,cościągnąłemnapulpit.
NawetjeśliściągnąłkandydatówdoNoblazmedycyny,niemiałazamiarutegooglądać.
Wychodzi.
Jaksiędziewczynyobudzą,niechonsięnimizajmie.
Pewniepierwszyrazwtymroku.
KliknąłdwarazymysząizgłośnikówpopłynęłoplumkanieRaviegoShankara.
-NazwałemtenplikKongresowa-wyjaśnił.
Wrzucaładotorbyubrania,nicspecjalnego,kilkasztuknaparędni.
Możepowinnaimjakieśprezentykupićczyjak?
Nie,lepiejparęgroszyzawiezie,jużonitamwiedzą,czegoimpotrzeba.
-Tyteżsięewakuujesz?
-Chudykrążyłdookołaniej.
-Niecałkiem.
Jadęnawieś.
-Nadługo?
-Niewiem.
Dzień,możedwa.
Akurattukomarysięwykończą.
288
Zacisnąłusta.
Wykapanymłodszybraciszek.
-Pocojedziesz?
-Pogadać.
Zmamą,ztatą,braćmi,spytać,jakimleci.
Opowiedzieć,jakmitutaj.
Narwęlipy,właśniekwitnie,będzienaherbatęzimą.
Możenamówięmamęnaoperację.
-Kłamiesz,prawda?
-Proszę,jakibystrzakzniego.
-Nie.
Toznaczytowszystkoprawda,aletaknaprawdęjadę,żebyichocośspytać.
-Oco?
Samajeszczeniebyłapewna.
Wyobraziłasobietęscenęjużjakieśstorazy.
W myślach powoliodchodziła od przemówień w stylu żenującego programuWybacz mi
(nie sądziła, by rodzice chcieli wziąćudział w czymś takim), skłaniając się bardziej do
scenariuszawstyluWyjaśnijmi.
Wtym ostatnim miałaszansę zabłysnąć przynajmniejmatka, bo Agata niebyła pewna,
czyojciecwydusizsiebieponadprogramowesłowo.
-Powiemci,jakwrócę-zbyłachłopaka.
Przymknąłoczy,jakpies,kiedygowreszciepogłaszczą.
-Boniezostaniesztam?
-Nie.
Pewniesięotoznimipokłócę.
Onichcą,żebymopiekowałasięmamą.
Jestchora.
-Naco?
-Biodro.
-Natosięchybanieumiera,prawda?
-Anonie.
-Aktosięniązajmowałdotejpory?
Nowłaśnie.
289
-Tyluichtamjest,todadząradę.
Ajawkońcu
mamsprawytutaj.
Wyraźnaulganatejchudejtwarzy.
Pogłaskałagopopoliczku.
Zerozarostu,torozczulające.
-Aterazzmykaj.
Iposzedł.
BESI/l
Dawnonieszlinaspacerweczwórkę.
Niepozakupyanidokinanafilmdladzieci,alepoprostusięprzejść.
Upałtrochęzelżał,całeszczęście,wnocynawetpadało.
Miałanadzieję,żeniepodniesietopoziomuwodynaPowiślu.
Dziewczynkibiegłyzprzodu,aoniszlioboksiebie,niezgrabnietrącającsięrękami.
-Stójcie,ulica!
-wydarłasięnagleBesia,ażTomekpodskoczyłprzestraszony.
Młodestanęłyjakwryte.
Cóż,nauczyłosiębąbledyscypliny.
Malwina zatrzymała się tak raptownie,że aż się zachwiała, poślizgnęła w jakiejś kałuży,
poczymrąbnęławniątwarzą.
Besiajużpędziładoniej,gubiącjaponki.
Młodapodniosłazabłoconągłowęirozdarłasiękoncertowo.
Besiajużjejprawiedopadała,aleTomekbyłpierwszy.
Podniósłcórkę z kałuży, wziąłna ręce, niezważając, że szlochająca kupkanieszczęścia
brudzimukoszulę.
Malwina wtulonaw niego wypłakiwała ból, coraz ciszej i mniej rozpaczliwie, po
czymnaglecośjązastanowiło.
Umilkła,odsunęłagłowę.
290
iprzyjrzałasięojcu.
Najwyraźniejzałożyła,żepocieszająmatka.
ChwilęwodziłaspojrzeniemodTomkadoBesiizpowrotem,poczymzpowrotemwtuliła
wojcowskąkoszulętwarz,zktórejpłynęłybrunatnestrumieniebłota,iznowupozwoliła
sobienakilkaszlochów.
Dużojednakcichszych,wyraźnieproforma.
Besiaspojrzałanadrugącórkę.
NastkastałaobokojcaiwyraźniezazdrościłaMalwinie.
Nagletupnęławkałużęnogąobutąwsandał.
Bryzgi błocka poszłydookoła, nie tylko na kieckę Nastki, ale i nagołe nogiBesi, aprzede
wszystkimnajasnespodnieTomka,ocochybaNastcenajbardziejchodziło.
-Nastka,zwariowałaś?
-krzyknęłaBesia.
-Niekrzycznanią-Tomekpopisałsięnieoczekiwanąempatią.
-Chodźnotu,Nastka.
-Niechcę.
Jesteś strasznie brudny, tatusiu - zaprotestowała młoda honorowo, po czym
jednakwdrapałamusięnaręce.
-Czytwójkręgosłuptowytrzyma?
-zainteresowałasięBesia,aleumilkła,kiedyzobaczyławyraztwarzyTomka.
-Chciałamzaznaczyć,żeniepokażęsiętakabrudnanaplacyku-
odezwała się Nastka, schodzącojcuz ramion ianalizując rozmiaryzniszczeń dokonanych
przezbłoto.
-Malwina,dziękujemycizaumilenietegoletniegospaceru.
-Niezrzędź,Nastuś-powiedziałaBesia.
-Wypłuczemysięwdomu.
Nastkaraptownierzuciłajejsięwramiona.
-Cosiędzieje?
-dopytywałasięBesia.
291
-Botytakaspokojna,mamusiu,aprzecieżtatabyłszybszyodciebie.
Niejestciprzykro,żeprzegrałaśtenwyścig?
- Następnymrazem dammamie wygrać - zobowiązał się Tomek i spojrzał na nią
niepewnie.
Kiedywracali,objąłjązabłoconymramieniem.
Oczywiście,niezważałnato,żewybrudzijejkoszulkę.
Góraprania,którąBesiazliczaławmyślach,wciążrosła.
Szliobjęcijakwzamierzchłychczasachnarzeczeństwa.
Dawno tegonie trenowali, więc trudno im byłozgrać chód, zwłaszczaże Besibyło teraz
zdecydowaniewięcej,aTomekstałsiędużobardziejkanciastyniżkiedyś.
Niebyłotowygodne,wcale.
Alewkońcuprzysunęłasiędoniegobliżej.
KONIEC!
Podziękowania:
Marii Otto-Giełżyńskiej za czytanie, czerwony długopis,wiarę i podtrzymywanie na
duchu.
AniZgierun-Łaciniezazdroweobjeżdżanieiprzywracaniedopionumoralnego.
EmiliiNadratowskiejzazdjęciazdusza.
MarcinowiCząbiezacierpliwetrzymanielustra.
StasiowiiAdelizato,żewytrwali,gdyichmatkaredukowałasiędoplecówpochylonych
nadkomputerem.
Imojemumężowi-zato,żeżycie-vjestcałkiempiękne.
j.
SpidWcł
ROZDZIAŁI.
….
9
ROZDZIAŁ2.
….
43
ROZDZIAŁ3.
….
87
ROZDZIAŁ4.
….
119
ROZDZIAŁ5.
….
159
ROZDZIAŁ6.
….
171‘-i
ROZDZIAŁ7.
….
203”
ROZDZIAŁ8.
….
231
ROZDZIAŁ9.
….
237
ROZDZIAŁ10.
….
269
ROZDZIAŁ11.
281
PODZIĘKOWANIA.
….
293.
CopyrightbyAnnaFryczkowska2010CopyrightforthiseditionbyGrasshoppersp.
zo.
o.
WszelkieprawazastrzeżoneAlirightsreservedWydaniepierwszeISBN978-83-61725-15-
2
Ilustracjeiprojektokładki:AgataCholewaRedakcja:MagdalenaGrelaKorekta:Małgorzata
ZwolińskaSkład:WinnickiartstudioWydawca:
Grasshoppersp.
zo.
o.
20-481Lublin,ul.
Węglowa3tel.
(81)7446867www.
grasshopper.
fme-mail:biurograsshopper.
fm
Drukioprawa:
www
DrukarniaAKAPITs.
c.
tel.(81)7490062
www.akapit.
biz
e-mail:biuroakapit.
biz
TableofContents
Rozpocznij