Nauka o karmie
Garma C. C. Chang
Nauka o karmie
Garma C. C. Chang
tłumaczył Antoni Leśniewski
tekst udostępnił Borys Wiśniewski
·
Karma jako siła (energia)
·
Karma jako tajemnica
·
Karma jako "przeznaczenie"
·
Karma jako związki
·
Karma jako wyraz
sprawiedliwości
·
Karma jako czynnik kształtujący
charakter
·
Tradycyjne poglądy na karmę
·
Pochodzenie nauki o karmie
Od tłumacza
Mówi się, że bez właściwych poglądów, postępy w praktyce są bardzo trudne, o ile w ogóle
możliwe. Mówi się też, że na praktykę Dharmy składają się trzy podstawowe elementy: słuchanie,
studiowanie i medytacja; wszystkie one, wraz z ich efektami, powinny odzwierciedlać się w naszej
codzienności.
U nas, zgodnie ze starą tradycją ("To mamy za wszyćko zdrowe, co nam ksiądz z ambony
powie"), najbujniej rozwinęło się to pierwsze, czyli słuchanie. Jeszcze nie najgorzej jest z tym
trzecim, chociaż za medytację bierze się często powtarzanie mantry (co - jak przypuszczam -
prowadzi w prostej linii do odrodzenia się jako katarynka) lub "sportowe" pokłony, tzn. dużo, w
krótkim czasie, bez ugruntowanych poglądów i elementarnej wiedzy, o co w nich chodzi. To też
jest zgodne z bardziej ogólną tradycją: skoro gospodarka może opierać się na eksporcie
nieprzerobionego węgla, zatem Dharma - na "eksporcie" nieprzerobionej energii.
Natomiast najsłabiej jest, jak się wydaje, z tym drugim. Samodzielne, a przy tym pogłębione
studia nad Dharmą, to prawdziwy rarytas. Robi to w Polsce może kilka osób, lecz już na pewno nie
kilkanaście (stan na grudzień '85).
Co prawda, w stosunku do bardzo ograniczonych możliwości wydaje się sporo tekstów, jednak
albo są one spisane z taśmy, a przeto stanowią właściwie przedłużone słuchanie, albo są na
bardzo wysokim poziomie, lecz dotyczą spraw elementarnych (i chwała im za to !), albo też są to
części większych całości, więc w umysłach nieuków wypaczają treść owych całości. Bywają też
najwyższych lotów teksty związane z naukami tantrycznymi, o wielkiej mocy inspirującej i
niezwykłej symbolicznej głębi, które jednak nie mogą zastąpić solidnej, elementarnej wiedzy,
zatem są niczym drogie kamienie oprawione w niewyrobione ciasto. Albo - w końcu - są to
inspirujące biografie wielkich joginów, które pogłębiają oddanie, lecz również nie mogę zastąpić
podstawowej wiedzy. Mowa tu o wiedzy, która w Tybecie czy innych krajach buddyjskich zawiera
się wszędzie i w najprostszych postaciach (rzeźby, inskrypcje; wzorce myśli, mowy i uczynków),
kształtuje środowisko i jego poglądy, stwarza szczególny klimat sprzyjający praktyce już w
dzieciństwie.
Ale powróćmy do siebie, gdzie aktualna sytuacja wygląda tak, jak wygląda. Mianowicie, nie
przetłumaczono i nie wydano podstawowych dla Dharmy tekstów, jak chociażby "Sutra Lotosu"
[Sutra Lotosu - Saddharmapundharikasutra - "Księgi Lotosu ("pundharika") prawdziwej nauki lub
"dobrego prawa", jeden z najważniejszych tekstów tzw. "północnego buddyzmu". (p. tłum.)] lub
Mahayanauttaratantraśastra. Nie mamy też zasadniczych tekstów dla szkoły Karma-Kagjut, a więc
elementarza szkoły (tekst Gampopy czy inne teksty tej tradycji), ani też tekstów innych szkół. Co
gorsza, nie sprowadzono podstawowych komentarzy do "Ścieżki Mahamudry", nawet tych, które
wymienia jedyny tekst traktujący rzecz całościowo (jakkolwiek zbyt ogólny dla praktyki
codziennej), zatytułowany "Ukazanie ścieżki do Wyzwolenia". Komentarze takie, dokładnie
opisujące poszczególne etapy i kroki praktyki, stanowiłyby przecież dla adeptów istotną pomoc,
szczególnie w sytuacji braku wykwalifikowanego lamy. W innych krajach teksty takie dawno już
doczekały się fachowego przekładu i stanowią obiekt codziennych studiów. Ci spośród
praktykujących, którzy jeżdżą za granicę, muszą przecież o tym wiedzieć. Obecnie jest już
publiczną tajemnicą, iż niektóre z tych tekstów nie tylko sprowadzono, ale i przełożono; jednakże
niedostępne są dla praktykujących, być może dla zadośćuczynienia wzmiankowanej już starej
zasadzie ("ambona").
Wobec takiej sytuacji nic dziwnego, że często słyszy się facecyjki dowodzące braku rozeznania w
podstawowych pojęciach Dharmy: "idę do sanghi", "jaka karma, taka pasza" itp. To ostanie, niby
humorystyczne, niektórzy głoszą zupełnie serio. Stan ten odbiega od dotychczasowej normy, gdyż
w ciągu dwuipółtysiącletniej historii buddyzmu, gdziekolwiek pojawiała się Dharma, pojawiali się
też odpowiednio wykształceni tłumacze. Należy bowiem zwrócić uwagę na sposób traktowania
książek przez samych Tybetańczyków, co świadczy o wadze przywiązywanej do słowa pisanego.
Nawet Buddha Śakyamuni czy Guru Rimpocze mieli za sobą gruntowne studia.
Żeby chociaż w znikomym stopniu przyczynić się do zmiany naszkicowanego powyżej ponurego
obrazu, przetłumaczyłem tekst o jednym z elementowych dla nas zagadnień, definiujący pojęcie
karmy i udostępniam do ze szczerą radością. Tekst ten jest zredagowanym wykładem o karmie,
wygłoszonym przez dobrze w Polsce znanego autora "Elementarza Mahamudry" - Garma C. C.
Changa. Jest wykładem, stąd specyficzny układ, na który jednak - zważywszy niewątpliwą wartość
całości - można przystać.
A oto kilka słów o autorze:
Garma C. C. Chang urodził się w Chinach. W wieku piętnastu lat wstąpił do
klasztoru Nauking, a mając siedemnaście lat przybył do Tybetu, gdzie pozostał do
dwudziestego piątego roku życia, z czego przez sześć lat studiował pod kierunkiem
swego guru - Żyjącego Buddy, Lamy Kong Ka w Meia Nya (Tybet Wschodni). Od
roku 1951 ma stałą siedzibą w USA. Wykłada na Uniwersytecie Columbia w
Nowym Jorku i od 1966, jako profesor Wydziału Religioznawstwa Uniwersytetu
Stanowego i College'u Pensylwania, naucza filozofii buddyjskiej.
Garma Chang jest pierwszym, który zapoznał Zachód z Mahamudrą, tą znaczącą i
pomocną nauką Wschodu. Mahamudra jest odmianą, w jakiej przyjął się w Tybecie
buddyzm Zen i wielce kosztownym skarbem wschodniej wiedzy, dającym
praktyczne doświadczenie pełni człowieczeństwa.
Poniższy tekst przetłumaczono z numeru 6/84 wydanego w Austrii czasopisma BODHI BAUM.
Wstęp
Najważniejszym, najbardziej skomplikowanym i najtrudniejszym do zrozumienia pojęciem
buddyjskiej nauki jest zapewne pojęcie karmy. Wpłynęło ono na kulturę całej Azji. Znakomita
większość ludności krajów azjatyckich uczyniła je fundamentem swej postawy moralnej i jądrem
wierzeń religijnych. W buddyzmie nauka o karmie zajmuje tak ważną pozycję, że można rzec, iż
pojęcie to jest fundamentem nauki buddyjskiej. Nauka o karmie jest nadzwyczaj trudna do
zrozumienia, ponieważ jest ona w istocie niezgłębiona i zwyczajna ludzka mądrość nie wystarcza
do ujęcia całej jej subtelności. Częstokroć pojęcie karmy staje się przyczyną nieporozumień,
albowiem przeprowadzenie jego systematycznej analizy, sformułowanie i przedstawienie
dotyczących go poglądów okazuje się niezwykle trudne.
Poniżej wyłożę zatem swoje rozumienie tej nauki i podejmę próbę wprowadzenia do najbardziej
podstawowego, lecz zarazem najbardziej skomplikowanego obszaru myślenia w zakresie wiedzy
buddyjskiej.
Rdzeniem sanskryckiego słowa "karma" (lub "karman") jest cząstka "kar-", która znaczy tyle co
"czynić", "działać". Dlatego podstawowym znaczeniem rzeczownika karma jest "czyn", "akcja".
Niemniej jednak, znaczenie tego terminu w użyciu buddystów odnosi się do nadzwyczaj
skomplikowanego pojęcia, zawierającego wiele rozmaitych aspektów, którego zasadnicza definicja
brzmi następująco: "Karma jest prawem przyczyny i skutku, które określa wszelkie zjawiska
zarówno w przyrodzie, jak i moralności." Tak więc na pierwszy rzut oka pojęcie to wydaje się być
zupełnie proste, jednak przy dokładniejszym badaniu rychło odkryjemy je jako wieloznaczne i
skomplikowane. Aby ułatwić zrozumienie zagadnienia, rozpatrzymy naukę o karmie w sześciu
punktach.
1. Karma jako siła (energia)
2. Karma jako tajemnica
3. Karma jako "przeznaczenie"
4. Karma jako związki
5. Karma jako wyraz sprawiedliwości
6. Karma jako czynnik kształtujący charakter człowieka.
Karma jako siła (energia)
Karma jest działaniem, a każde działanie nieodwracalnie wytwarza energię. Energia ta staje się
przyczyną następnego działania, zaś nowe działanie jest źródłem nowej energii. I tak oto: energia
wyzwala działanie, zaś każda aktywność tworzy energię. Tym sposobem warunkują się one
wzajemnie, tworząc obieg kołowy.
Oglądając western mamy sposobność poznać stosunki i układy panujące w pewnych czasach
amerykańskiego Zachodu. W związku z zagospodarowaniem wszelakich dziewiczych rubieży kraju
musiały najpierw powstać drogi i linie kolejowe. Budowa linii kolejowych jest pewnym działaniem,
na gruncie którego mogą zaistnieć inne aktywności; na przykład można teraz przetransportować
większą ilość ludzi, towarów czy pieniędzy. Te nowe siły wywoływane są oczywiście przez ludzi,
którzy dokonując nowych czynów, powodują ich następstwa, a to z kolei tworzy nowe siły, nowe
formy energii.
Weźmy inny przykład. Dzięki rozmaitym formom aktywności zarabiamy pieniądze. Kiedy je mamy,
powstają nowe siły: siła nabywcza i motywacja (siła napędowa) do nieustannego podejmowania
nowych działań. Do tego ustawicznie dołączają się nowe potrzeby i pragnienia, to zaś powoduje
powstanie nowych, wynikających z tych potrzeb powiązań, jakimi są dążenia do zdobycia
pożywienia, mieszkania, odzienia. Wynikiem tego będą zmiany w całym zachowaniu, przy czym z
biegiem czasu wszystko to bezustannie się komplikuje. Początkowo zarobkowanie miało służyć
człowiekowi, lecz w rezultacie rozwoju wydarzeń częstokroć człowiek zaczyna służyć pieniądzom.
Albo inny przykład. Ludzie wynaleźli maszyny, które - wedle początkowych założeń - miały służyć
im do zaoszczędzenia sił. Lecz w dobie obecnej wciąż rosną problemy wynikające z zastosowania
maszyn i oto dlaczego ludzie stali się już prawie ich niewolnikami (np. samochodu). Widać z tego,
że czyn, akcja nie tylko wytwarza siłę, lecz również sama w sobie jest pewną energią, siłą, która
wpływając na człowieka może doprowadzić go do sytuacji, w której jedynym dlań wyjściem będzie
przyjęcie rezultatów ograniczeń spowodowanych jego własnym działaniem.
Można by też wyjaśnić problem na następującym przykładzie: ożenek jest pewnym faktem, po
zaistnieniu którego należy wziąć na siebie pewne obowiązki i konsekwencje, które za sobą
pociąga. Dlatego każde działanie bezwarunkowo wytwarza jakąś energię. Zaś ta energia - z jednej
strony - dąży do zaowocowania kolejnym działaniem, a z drugiej strony - powodując to nowe
działanie, powoduje zaistnienie niewidocznego (początkowo) związku. Przeto każde działanie
(karma) zawsze wytwarza określoną energię, ta zaś: primo - powoduje dalsze, nowe działanie, a
secundo - generuje niewidoczny związek.
Oto elementarne znaczenie pojęcia karma.
Dlatego też działanie najczęściej powoduje upadek, zamiast wolności - dalsze związanie.
Przysłowie powiada: "O jedno więcej, nie znaczy aż tyle, co o jedno mniej", z czego wynika, iż
przez działanie zmierzające do uniknięcia czegoś tworzy się kolejny związek.
Siła karmy jest pojęciem trudnym do zrozumienia, lecz pomimo tego można tę energię odczuwać.
Kiedy znajdziemy się na wieżowcu w samym centrum miasta, a pod nami rozciąga się widok ulic,
my zaś trzeźwym spojrzeniem obserwujemy handlowe ożywienie, ruch uliczny, ten pospieszny,
nerwowy harmider, wtedy sami możemy odczuć, że ludzie ci są gnani przez niewidoczną potęgę,
niewyobrażalną siłę, a przy tym niejako nie z własnej woli. To jest właśnie karma.
I kiedy sami zmieszamy się z tłumem na ulicy i poruszamy się z nim, wówczas niełatwo jest
uświadomić sobie siłę, która gna nas przez siebie. Jedynie wydobywszy się spod jej wpływu,
zajmując neutralną pozycję, jak na owym wieżowcu, możemy ją sobie w pełni uświadomić. Kiedy
zamkniemy teraz oczy i wyobrazimy sobie, że w stupiętrowych drapaczach chmur naszych
nowoczesnych, wielkich miast istnieją niezliczone biura niezliczonych przedsiębiorstw, w których
niezliczone rzesze ludzi zajęte są dyskusjami, planowaniem, kłótniami, knuciem spisków,
wzajemnym oszukiwaniem się, redagowaniem i wysyłaniem dokumentów, współzawodnictwem
itp., kiedy to wszystko sobie uprzytomnimy, możemy również odczuć istnienie wielkiej siły, która
ich wszystkich napędza.
Wszystkie aktywności pojedynczego człowieka stanowią źródło określonych sił. I kiedy siły
działających stu tysięcy ludzi wytwarzają kolejne tysiące sił skłębione razem, wówczas stają się
one niewyobrażalnie mocną, z niczym nieporównywalną siłą, tak zwaną "karmą kolektywną".
Dlatego też rozróżnia się między "indywidualną" karmą pojedynczego człowieka, a "kolektywną" -
wytwarzaną przez splątane ze sobą czynności grupy ludzi. Karma kolektywna popycha naprzód
ludzkie życie i historię, warunkując kołowrót Wszechświata. Karma kolektywna jest dla dziejów
Wszechświata siłą nie tylko napędową, bowiem poza tym, że tworzy (i napędza - przyp. tłum.),
jednocześnie niszczy.
Przed wieloma laty oglądałem film "The Naked Jungle" ("Wojna mrówek"), z dryblasem Hestonem
w roli głównej. Film ten przedstawia typowego amerykańskiego bohatera, który w Ameryce
Południowej udaje się do dzikiej, odległej brazylijskiej wsi i w jej okolicy karczuje dziewiczy las, by
zdobyć ziemię pod uprawę. Spędza tam kilka trudnych lat, ociekających krwią i potem. Po
pewnym czasie staje się w okolicy wpływową osobistością, posiadaczem plantacji kawy i owoców.
Bogactwa jego rosną do tego stopnia, że zaczyna odgrywać znaczącą rolę w państwie. Tego
szanownego powszechnie bohatera nie przeraża nic między ziemią i niebem. Wiele lat zeszło mu
na walce z przeciwnościami natury - pokonał okrutnych tubylców, włóczęgów i lokalnych
bandytów. Nie było dlań sytuacji na tyle trudnej, by nie potrafił znaleźć wyjścia. Nie było w jego
życiu wroga bądź niepomyślnych okoliczności, które zmusiłyby go do kapitulacji. Był rzeczywiście
doskonałym przykładem zwycięskiego bohatera. Pewnego roku, pośród mieszkańców owej okolicy
rozeszła się siejąca popłoch pogłoska, że wkrótce na nadciągnąć inwazyjna armia mrówek, i to
dokładnie właśnie na tereny przezeń zamieszkałe. Wiele poszlak wskazywało, że pogłoska może
się sprawdzić.
Najpierw porzucili okolicę tubylcy, potem nastąpił exodus lokalnego rządu, a jako ostatni wynieśli
się chyłkiem okoliczni, odważni dzierżawcy ziemi. Na dwa dni przez inwazją, w tętniącej życiem
dżungli widziało się setki i tysiące ptaków i leśnych zwierząt, które porzuciły swe kryjówki i
szukały ratunku w ucieczce.
Przez następne dwa - trzy dni trwała śmiertelna cisza. Ta cisza przyprawiała ludzi o trwogę i
przerażenie, potwierdzając złowrogie przeczucie, że groźna inwazja mrówek już nadciąga. Sceny
filmu ukazują panoramę gór i wód, bogatą roślinność wypełniającą zielenią całą okolicę. Ta
pierwotna, pełna mocy i spokoju sceneria pozostaje w sprzeczności z zalegającą wokół
bezgraniczną, martwą ciszą. Wkrótce potem daje się słyszeć niewyraźne, z chwili na chwilę
narastające brzęczenie. W oddali widać wielką, wciąż gęstniejącą, czarną chmurę; czarno-szary
obłok ogarniający świat jest niczym innym jak chmarą lecących mrówek, napierających z siłą
lawiny.
Jeszcze ze szkolnych czasów przypominam sobie, że spośród chińskich liczb największą była "cai",
czyli dziesięć "ceng", a "ceng" wynosi dziesięć razy 100 "mio" razy 100 "mio". Liczby te wyrażają
niewyobrażalną wręcz ilość, lecz nawet "cai" nie oddaje ilości mrówek lecących w tej wielkiej,
czarnej chmurze. Na niebie, na ziemi, na polach, w powietrzu i rzece, we wsiach i ich okolicach, na
domach i wokół i nich - nie widziało się niczego prócz mrówek; wszędzie wszystko było
doszczętnie ogołocone. Mięso, skóra i sierść zwierząt, plantacje melonów, liście, gałęzie, nawet
pnie i kora drzew - wszystko zostało pożarte, a zboże tak obrane, że nie zostały nawet chwasty. W
całej okolicy, prócz zalewającego świat morza mrówek, nie widziało się ani jednej żywej istoty.
Niegdyś sam miałem sposobność przeżyć pustoszący nalot szarańczy i widziałem, co po sobie
pozostawiły. Jednak szarańcza pożera tylko rośliny. Nie tknie zwierząt, ludzi czy przedmiotów.
Natomiast południowoamerykańskie mrówki pochłaniają dosłownie wszystko, co się nawinie, nie
pozostawiając ani włoska, ani listka, ani źdźbła trawki. Kiedy zatem ujrzałem w kinie, jak te
mrówki zasłoniły całe niebo i przykryły całą ziemię, wstrząsnął mną dreszcz i muszę tu wyznać, że
ogarnęło mnie przerażenie. Czyż nie jest to najbardziej życiowa ilustracja siły karmy? Wkrótce
potem mrówki zniknęły z planu i kamera znowu pokazała góry i doliny, zupełnie już pozbawione
zieleni. Popielate pobojowisko było pożółkłą, martwą ziemią, odartymi do cna, martwymi
drzewami - martwym krajem.
Najlepszym sposobem umożliwiającym zrozumienie procesu działania karmy jest ukazanie scen
wojennych, gdzie można bezpośrednio zaobserwować działanie karmy kolektywnej, prowadzącej
na śmierć tysiące ludzi i zmuszającej ich do takich czynów, których - w gruncie rzeczy - nie
chcieliby spełniać. W dzieciństwie obserwowałem wojnę między czerwonymi i fioletowymi
mrówkami. Front miał ponad trzydzieści metrów długości, obie strony stosowały w walce
niezliczone fortele, padłe mrówki piętrzyły się niczym pagórki. Wojna ciągnęła się przez trzy doby i
jeszcze przez dłuższy czas po jej zakończeniu mrówki uprzątały trupy.
Wówczas właśnie uświadomiłem sobie, że to właśnie może być karma, o której mówią buddyści.
Inny przykład: We wszystkich chińskich wsiach znajdują się gliniane zbiorniki, do których zbiera
się nawóz, rozwożony następnie na pola. Latem zbiorniki te bywają pełne robactwa. Kiedy więc
obserwuje się te zwierzęta, zatykając nos, wtedy również można pojąć, co znaczy "karma".
Moglibyśmy zdziwić się stwierdzając, że wśród gnijących cuchnących odpadków, jakie składają się
na nawóz, żyje sobie wesoło i z przyjemnością tak wiele istot, nie postrzegając smrodu.
Wróćmy do naszego farmera. Przeżycia tego twardego i zgorzkniałego człowieka mogły zapewne
przynieść komuś innemu odmienne zgoła doświadczenia. Z radością jest tak samo - różnica w
sposobie przeżywania jest tylko i wyłącznie wynikiem zróżnicowania karmy kolektywnej.
Karma jest więc pierwotną siłą napędową, energią, która tworzy, podtrzymuje i niszczy życie
wszystkich istot, a także istnienie świata. Cóż jednak jest podstawą tej siły napędowej? Buddyjska
odpowiedź na to pytanie brzmi: "Ów napęd pochodzi z woli życia, wypływającej ze źródeł o
nazwach awidja i samskara". Awidja - to niewiedza, głupota; samskara - jest rodzajem
instynktownego impulsu, który w efekcie prowadzi do działania. Posługując się terminologią
nowoczesną, określamy awidję i samskarę mianem pewnego rodzaju wrodzonej, ślepej woli w
akcji [Są rodzajem wrodzonego działania odruchowego i na zwykłym poziome nie podlegają
kontroli. (p. tłum.)] lub impulsem ukrytym w głębokich pokładach podświadomości. Wyjaśnia to
drugą Szlachetną Prawdę buddyjskiej nauki, prawdę o powstaniu cierpienia. Jednakże, żeby
ułatwić zrozumienie posłużmy się przy wyjaśnieniach językiem zachodniego filozofa -
Schopenhauera. Powiada on, że pierwotną siłą motoryczną, która napędza świat, jest powstająca
w podświadomości i wrodzona "wola".
Rozróżnia się dwa elementarne rodzaje woli:
1. wola życia,
2. wola działania.
Te dwa komponenty składają się na właściwe "Ja". W swym dziele "Świat jako wola i
przedstawienie" ("Die Welt als Wille und Vorstellung") Schopenhauer pisze:
"W głębi świadomości ujrzałem prawdziwe, elementarne,
rzeczywiste "Ja"... Jest ono pierwotną, spoza czasu i przestrzeni,
zmierzającą ku działaniu siłą, która nie ma żadnej przyczyny. Siła
ta wyraża się w instynktownym impulsie. Owa wrodzona wola jest
prawdziwym " Ja". Ludzkie ciało jest niczym innym, jak tylko
wyrazem tej wrodzonej woli... Pojawia się ona jako ślepa siła,
kształtująca również materię nieożywioną - kamienie czy metale.
Oto wyraz poruszeń woli kształtującej aktywność
"samoświadomego" ducha i aktywność świadomościową człowieka.
Również w świecie roślin możemy zaobserwować te nieświadome
dążenia. Drzewa (nieświadomie) rosną ku górze, gdyż potrzebują
światła słonecznego, a ponieważ jest im niezbędna woda - ich
korzenie rosną w głąb ziemi... Wola przejawia się również w ten
sposób, że poszczególne istoty rozwijają się w konkretny sposób i
wedle określonego porządku, podczas gdy ona rządzi ich
rozlicznymi celowymi aktywnościami. Aby zaspokoić swe potrzeby,
wola posługuje się rozmaitymi organami, które dopomagają jej w
osiąganiu celu. Na przykład zwierzęta drapieżne, które zabijają i
pożerają inne istoty, maja ostre pazury i mocną konstrukcję, a
tym, które muszą bronić się za pomocą samego tylko łba -
wyrastają rogi... Przeto można powiedzieć, wola życia jest siłą
napędową wszelkich zjawisk życiowych."
Tak opisaną przez Schopenhauera wolę zamieszkuje pozornie wewnętrzna mądrość mistyczna i
siła, która w tajemniczy sposób kształtuje narządy żywych istot. Myszy i szczury mają szczególnie
ostry wzrok i pazury, które są środkiem realizacji ich starań o utrzymanie się przy życiu, tak jak
jeż jest pokryty kolcami. Wszystko to powoduje owa nieświadoma wola po to, by istoty -
wzrastając tak, a nie inaczej - mogły osiągnąć swój życiowy cel. Jeśli chodzi o wolę aktywności
(jako instynktowną żądzę żywych istot), to rzuca się w oczy, iż wszystkim istotom objawia się ona
jako nieskończone pasmo cierpień. Już samo przedstawienie życia w więzieniu wzbudza trwogę.
Wszystko to jest dowodem na istnienie różnych rodzajów woli aktywności, która wymaga
zaspokojenia. Ta wrodzona wola jest zazwyczaj nieświadoma lub podświadoma, a zatem
pierwotny, głęboko zakorzeniony impuls funkcjonuje w niewyraźnym i niejasnym stanie
świadomości.
Jasna świadomość myślenia jest cechą nabytą, nie wrodzoną, podczas gdy owa napędzająca wola
życia jest wrodzona. Przeto wola życia należy do strefy podświadomości.
Karma jako tajemnica
Intelekt człowieka nie jest w stanie objąć ostatecznej głębi istoty karmy, przeto sposób jej
działania pozostaje dla nas - w gruncie rzeczy - tajemnicą.
Przykładem tego jest przedstawiona w poprzednim rozdziale historia "wojny mrówek". Mrówki te
przez długi czas wiodły spokojne życie, bez sensacji i nerwowości. I nagle przechodzą one do
wielkiego natarcia, a gdziekolwiek przybędą, tam wszystko doszczętnie niszczą. I nikt, oczywiście,
nie zna przyczyny tego zdarzenia.
Tajemnicze działanie karmy będzie dla nas jaśniejsze, jeżeli zwrócimy uwagę na zjawiska
zachodzące w świecie żywych istot.
Przed kilku laty miałem kotkę, która wydała na świat cztery małe. A ponieważ matka miała wiele
sutek, wszystkie małe mogły ją ssać jednocześnie. Miały nawet więcej miejsca, niż było potrzeba.
Wyobraźmy jednak sobie kotkę, która miałaby - tak jak u ludzi - tylko dwie sutki. Czyż nie byłoby
to przerażającym nieporozumieniem?
Lub weźmy, na przykład, ciało jakiegoś ptaka, które całą swą budową odpowiada wszelakim
zasadom aerodynamiki. Szkielet jest solidny i jednocześnie zawiera we wnętrzu puste
przestrzenie. Również głowa, ogon i skrzydła są doskonale przystosowane do latania. Cała ta
istota jest tak mądrze skonstruowana, że eksperci od konstrukcji aerodynamicznych mogliby
jedynie podziwiać.
Innym przykładem jest ludzkie ciało, ukształtowane w taki sposób, że ukrywa w sobie rozmaite
cuda. System nerwowy, krwioobieg, układ trawienny i wydalniczy - wszystkie one są ze sobą w
tajemniczy sposób zharmonizowane i współdziałają we wszystkich procesach chemicznych,
fizycznych i elektrycznych, tworząc w poszczególnych częściach ciała niezgłębiony mikrokosmos.
Oko ludzkie jest przykładem narządu, którego doskonałości po dziś dzień nie wyjaśniono. Jego
budowa jest bardzo podobna do budowy aparatu fotograficznego. Niektórym wydaje się, że
nowoczesne kamery stosowane w fotografii kosmicznej, przy pomocy których można fotografować
najdrobniejsze przedmioty z odległości wielu tysięcy metrów, są bardziej precyzyjne i
sprawniejsze niż oko człowieka. Jednak pogląd ten nie jest słuszny, albowiem kamery takie są
konstruowane w taki sposób, aby mogły spełniać określoną funkcję, i o ile w zakresie tej funkcji
sprawują się znakomicie, to do innych - a nawet zbliżonych zadań - nie sposób ich zastosować. A
zresztą, gdzież jest aparat fotograficzny tak mały jak ludzkie oko, który mógłby spełniać tak wiele
różnorodnych czynności? Mechanizm oka wymaga całego szeregu substancji chemicznych, które
nawilżają je i chronią; dzięki innym substancjom następuje samoczynna zmiana stopnia rozwarcia
źrenic; odpowiednio do potrzeb może być zmieniona ogniskowa, a w odpowiedzi na impuls
nerwowy następuje zmniejszenie lub zwiększenie rozwarcia powiek; i wszystko to zawsze
dostosowane do aktualnych potrzeb. Ponadto, oczy człowieka mogą wyrażać najrozmaitsze
uczucia. To "okna duszy", mogą wyrażać radość, ból itd. Któryż aparat ma te wszystkie
właściwości?
Zwróćmy jeszcze uwagę na położenie oczu. Mieszczą się one dokładnie na poziomie nasady nosa.
Gdyby leżały między nosem i ustami, wówczas oddychanie i jedzenie zakłócałoby proces widzenia.
Gdyby znajdowały się po przeciwnej stronie głowy, to chcąc uczynić krok do przodu musielibyśmy
obracać ją o 180 stopni, a potem ponownie - do pozycji wyjściowej. Byłoby to nie tylko
niepraktyczne, ale też przy ostrej selekcji naturalnej (u zarania dziejów ludzkich) spowodowałoby
wyginięcie rasy ludzkiej.
W tym miejscu należałoby zapytać, czy wszystkie narządy ludzkiego ciała spełniają jakąś
rzeczywistą rolę, czy też są i takie, które właściwie nie spełniają żadnej funkcji, chociaż istnieją.
Właściwie po cóż są np. brwi? Niektórzy biolodzy uważają, że nasi przodkowie, kiedy byli jeszcze
mieszkańcami jaskiń, potrzebowali brwi do walki ze zwierzętami, w celu chronienia oczu przed
spływającym z czoła potem. Tak więc brwi są niejako "potochronem".
Zgodnie z inną teorią, brwi są elementem przyciągającym płeć przeciwną; przy czym - formułując
poglądy w taki sposób - poruszmy się na obszarze czystego utylitaryzmu. Któż jednak mógłby
zaprzeczyć i dowieść, że ostateczny cel nie zawiera również czynnika estetycznego? Nie tylko
narządy są konstrukcjami pełnymi tajemnic, bo tajemnicze jest również to, co się z nich
wydobywa i wydziela, jak na przykład mleko (wszystko jedno czy chodzi o krowie czy kobiece).
Wszystkie rodzaje mleka mają wysoką zawartość ważnych dla życia witamin, środków i substancji
budulcowych. Na przykład mleko krowie zawiera szereg kwasów, które bardzo trudno uzyskać na
drodze chemicznej, laboratoryjnej. Aby w jakiś sposób zabezpieczyć ich zapas, owa niezgłębiona
karma powoduje, że gruczoły mlekowe matki produkują mleko o składzie dokładnie
odpowiadającym zapotrzebowaniu właśnie jej dzieci.
Wszystkie finalne produkty karmy są nadzwyczaj ekonomiczne i naturalne - są one dokładnie
takie, jakie powinny być. Jasnym, przekonującym dowodem na tę naturalność karmy jest kształt,
a także zasady funkcjonowania męskich i kobiecych narządów płciowych. Innym takim dowodem
może być przykład zwierząt roślinożernych, jak krowy, konie i owce, które wszakże nie potrzebują
jakichś olbrzymich ilości pożywienia, a odżywiając się głównie sianem, mogą z niego uzyskać
wszystkie niezbędne do życia składniki. Przy tym, przewyższają nas wytrzymałością i siłą, nas,
którzy w porównaniu z nimi odżywiamy się w znacznie bardziej skomplikowany sposób. Czyż to
również nie jest tajemnicą?
Niezliczone istoty i zjawiska tego świata skrywają nieskończenie wiele tajemnic, które
postrzegamy jako zupełnie normalne i codzienne, lecz jeżeli przypatrzymy się im dokładniej,
możemy dotrzeć do nieujmowalnej pojęciowo cudowności każdego pojedynczego zjawiska.
Chciałbym zilustrować to przy użyciu dalszych przykładów. Wiadomo, że postawa ciała i nastrój
psychiczny pozostają w ścisłym związku. Kiedy składamy ręce, łatwiej nam osiągnąć uczucie
zaangażowania religijnego. Kiedy zaś - przeciwnie - założymy ręce na głowę, lub kiedy ćwiczymy
stanie na rękach, oddanie religijne jest znacznie trudniejsze do osiągnięcia. Zazwyczaj człowiek
nie zauważa w tych zjawiskach niczego takiego, co skłaniałoby do ich dalszej obserwacji. Jeżeli
jednak spojrzymy na to trzeźwo, wówczas każde takie zjawisko okazuje się przecież niezwykłe,
jak na przykład to, że podczas zwykłego składnia rąk z łatwością pojawiają się w nas uczucia
natury religijnej, natomiast przy innej pozycji tak nie jest. Obserwowane w ten sposób zjawiska są
pełne tajemnicy, niewyjaśnialne, nie do pojęcia naszym intelektem.
Przytoczone powyżej zjawiska, które graniczą z cudem, a które niesie ze sobą każda egzystencja,
są dla buddysty manifestacją karmy. Natomiast dla chrześcijanina są one wszystkie pełnymi
tajemnic zjawiskami w Kosmosie, wyrazem woli bożej. Teolodzy dostrzegają w nich także
przekonujący dowód na istnienie Boga i próbują dowieść jego istnienia, opierając się na dowodach
i argumentacji teologicznej.
Punkt ten stanowi zatem istotną różnicę między buddyzmem i chrześcijaństwem, należy zatem
potraktować go w sposób szczególny. Zanim jednak bliżej zajmiemy się teologicznym dowodem
na istnienie Boga, zbadamy, co w mowie ludzi Zachodu oznacza termin "wola boża". Człowiek
Zachodu lubi powoływać się na wolę bożą, a to, co pod tym rozumie, jest trudno pojmowalnym,
pełnym tajemnic zjawiskiem, które wykracza poza możliwości ludzkiego umysłu. Kiedyś, w
pierwszych dniach mego pobytu w Ameryce, agent ubezpieczeniowy sprzedał mi sporo rozmaitych
polis. Zapoznając się z nimi, odkryłem w każdej z nich passus, który głosił, iż "w wypadku
zaistnienia s i ł y w y ż s z e j polisa przestaje obowiązywać". Aż mnie to przestraszyło. Jakże się
stało, że w zwyczajnym przecież przedsiębiorstwie mogło zaplątać się tak wysoce teologiczne
pojęcie jak "siła wyższa"? No, ale ludzie Zachodu mają w zwyczaju wszystko co dla nich niejasne,
wszelkie niezależne od człowieka kataklizmy, wyjmować spod odpowiedzialności prawnej.
Stanowisko takie jest dla Azjatów nadzwyczaj dziwaczne i trudne do przyjęcia. Można to unaocznić
przykładem małżeństwa, zgodnego małżeństwa, w którym jedno oddałoby za drugie głowę, a
mimo to nieszczęśliwego, gdyż ich dziecko jest od urodzenia głuche, ślepe, karłowate i
niedorozwinięte umysłowo. Narodziny tego dziecka przyniosły jego rodzinie niewymowne
cierpienie. Jeżeli małżeństwo to miałoby za sobą naganną z moralnego punktu widzenie
przeszłość, można by mówić o karze boskiej. Lecz ludziom tym nie można niczego poważnego
zarzucić. Jednak los dziecka jest godny pożałowania. Zapewne w którymś z wcześniejszych
wcieleń popełniło ono jakąś zbrodnię, skoro musi znosić takie cierpienie. Teologia chrześcijańska,
na pytanie o przyczynę losu takiego dziecka, nie znajduje żadnej zadawalającej odpowiedzi,
ponieważ sprawiedliwy i miłosierny Bóg nie mógłby do tego dopuścić. Pochodzące od św.
Augustyna wyjaśnienie w oparciu o dogmat grzechu pierworodnego jest zaledwie bezradną
argumentacją. W odniesieniu do zła i cierpienia w świecie, nauka chrześcijańska nie jest w stanie
zaproponować żadnej wyczerpującej odpowiedzi. Powszechnie wiadomo, że ludzie Zachodu w
zetknięciu z podobnymi do powyższego fenomenami mogą jedynie westchnąć i rzec: "To
niechybnie wola boża". Religie zachodnie, wraz z ich systemami teologicznymi, nie udzielają
żadnej konkretnej odpowiedzi na pytanie o cierpienie i zło tego świata, toteż nie pozostaje im nic
innego, jak odpowiedzialnością za nie obciążyć Boga.
Czyżby faktycznie wszystkie ludy, miasta i kultury, wyniszczone na przestrzeni wieków przez
kataklizmy naturalne lub spowodowane przez człowieka, były ofiarami "woli bożej"? W czym
zawiera się moralne i religijne znaczenie faktu, że Bóg stworzył Indian?
Nauka o karmie i nauka o woli bożej, z ich różnymi sposobami interpretowania zjawisk, stawiają
istotną cenzurę między religiami Wschodu i Zachodu. [Wydaje się, iż do religii Zachodu autor
zalicza nawet takie, jak judaizm czy islam. (przyp. wyd.)] Dla uproszczenia, zbadajmy najpierw
stanowisko nauki o karmie, potem - stanowisko religii zachodnich, a także plusy i minusy obu
ujęć. Jaką zatem postawę przyjmują wyznawcy buddyzmu wobec takich zdarzeń, jak owe
narodziny dziecka głuchego, ślepego i niedorozwiniętego umysłowo? Buddyści postawieni w
obliczu takiego rodzaju faktu, wzdychając powiadają: "To rzeczywiście jest godne pożałowania, że
rodzice i dziecko mogą mieć aż tak złą karmę." Można tu dostrzec, że karma jest pełną tajemnic
siłą, a oprócz tego - obrazuje nieuniknioność losu. Zaś losu również nie sposób wyjaśnić, gdyż
sam w sobie jest on już prawdziwym misterium. Pełną tajemniczość karmy rozważa się na
rozmaite sposoby i w wielu aspektach. W "Sutrze bhikszu Nagaseny" znajdujemy na temat
misterium karmy następujący dialog między mnichem Nagaseną i królem Milindą:
Król Milinda rzecze do Nagaseny:
'Swym zwolennikom Budda wciąż powtarza, że ogień piekła jest wielokrotnie
silniejszy od tego ognia, który znamy my - ludzie. Twierdzi on, iż wrzucony w
ogień mały kamień może nie ulec spaleniu w ciągu jednego dnia. Jeżeli jednak ten
kamień byłby wielki niczym góra i wrzuci się go do ognia piekielnego, to będzie
spalony w mig. Mogę waszemu wywodowi rzeczywiście nie ufać. Jednocześnie
powiada on, że istoty, które odrodziły się w piekłach, nie mogą spłonąć, pomimo
że przez długie laty żyją w tym ogniu. Jakże miałbym w to uwierzyć ? '
Czcigodny Nagasena odrzekł:
'Królu, na pewno widziałeś już, jak krokodyle, wróble i gołębie pożerają małe i
ostre okruchy skał.'
Rzecze król Milinda:
'Tak rzeczywiście, często już to obserwowałem.'
Czcigodny Nagasena ciągnął dalej:
'Czy te małe kamyczki docierają do ich wnętrzności, a następnie - choć niezbyt
szybko - są wydalane?'
'Z pewnością tak.'
'A czy dziecko, które znajduje się jeszcze w łonie matki, będzie zeń wydalone
równie szybko?'
'Z pewnością nie.'
'A dlaczego nie?'
'Sądzę, że taką jest karma nienarodzonego jeszcze dziecka i że to ona sprawia, iż
dziecko nie będzie tak szybko wydalone z łona matki.'
I rzekł mu czcigodny Nagasena:
'Właśnie tak jest, królu. Dzięki swej karmie mieszkańcy piekieł mogą przebywać w
nich przez dnie i lata, nie spłoną w nich ani nie umrą. Budda powiada, iż mogą oni
umrzeć dopiero wówczas, gdy ich karma wyczerpie się.'
Ten fragment przedstawiający argumentację Nagaseny (nawet jeżeli nie jest ona
w pełni przekonująca) godny jest uwagi jako próba przedstawienia nie do końca
zrozumiałej istoty karmy.
Moim zdaniem, najprościej byłoby powiedzieć, iż rzeczywiście wróbel, zjadając
coś, co dla człowieka jest zabójczą trucizną, nie tylko nie traci życia, ale nawet
wzmacnia się. Powód leży w fakcie, iż te dwie istoty mają różną karmę. Powyższe
również ukazuje tajemniczość karmy.
Karma jako "przeznaczenie"
Ludzi różnią warunki życiowe i skłonności naturalne. Niektórzy są bardzo
inteligentni, inni - przeciwnie - są głupi i tępi; niektórzy mają piękne, rosłe ciała,
inni są natomiast przeciętnego wzrostu lub nawet brzydcy. Niektórzy ludzie są od
urodzenia głusi, ślepi lub karłowaci, podczas gdy inni cieszą się pociągającą
powierzchownością. Są i tacy, którzy działają na innych wręcz odpychająco.
Synowie i córki tych samych rodziców miewają różne charaktery i zdolności, i
dokonują w życiu różnych rzeczy, gromadząc odmienne doświadczenia.
Wszystkie te zjawiska nazywamy "losem". Buddyzm idzie nawet o krok dalej,
ponieważ stwierdza, że człowiek sam ukształtował swój obecny los poprzez karmę
swych poprzednich żywotów. Dlatego w buddyzmie istnieje pojęcie trojakości
karmy odciśniętej w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Nauka ta dotyczy
aktualnego, teraźniejszego losu człowieka; zaś nagromadzona w poprzednich
egzystencjach karma warunkuje los przyszły, owocując w jego obecnym życiu
określonym zachowaniem.
Może to dla niektórych zabrzmieć niezwykle. My, ludzie, jesteśmy przekonani, że
panujemy nad naszymi czynami i dysponujemy sporym zakresem wolności. Lecz -
w rzeczywistości - jest to bardzo naiwny pogląd. W gruncie rzeczy, człowiek jest
istotą godną pożałowania i zniewoloną. Jeżeli jako przykład weźmiemy jedno jego
życie, staje się jasne, iż - tak naprawdę - jest ono bardzo smutnym przypadkiem.
Co do mnie samego, to nikt mnie nie pytał, czy chcę przyjść na świat w pierwszej
połowie dwudziestego wieku, czy chciałbym przyjść na świat w Chinach lub czy
pragnę strawić połowę życia na wojnie i wyniszczających kraj rozruchach, by w
końcu ujść na obczyznę i znosić cierpienie psychiczne i fizyczne. Jak dalece sięgam
pamięcią, nikt nie pytał mnie o zdanie, zaś ja sam przyszedłem na świat
najzupełniej tego nieświadom.
Skoro zaś pojawiłem się na świecie, to - właściwie - jest już wszystko, albowiem
pewnego dnia będę musiał umrzeć, pomimo że wcale tego nie pragnę. Ale czy
mam na to jakiś wpływ? Godny współczucia człowiek, nie obdarzony wolnością,
został wbrew własnej woli zmuszony do pojawienia się na świecie i do cierpienia.
Któż może powiedzieć, że życie samo w sobie nie jest tragiczne? Siła, która tę
tragedię uruchamia i rządzi nią, jest wedle stanowiska buddyjskiego tak zwaną
"karmą".
Jak już wzmiankowałem, karma ma określoną naturę. Z jednej strony - zmusza
ona człowieka do zaakceptowania przypadającego mu w udziale losu, z drugiej
strony - nakazuje mu wypełniać pewne określone przez los zadanie.
W buddyjskim ujęciu, rezultaty rozmaitych zdarzeń w życiu człowieka wywodzą się
zazwyczaj od spraw nie dokończonych w poprzednich wcieleniach, które w życiu
obecnym oczekują na swe dopełnienie. Zilustrujmy to przykładem: Pracowity,
dążący do określonego celu człowiek haruje przez większą cześć swego życia i - w
końcu - zdobywa dostrzegalne bogactwo. Ma on syna, którego kocha ponad
wszystko i któremu przekazuje w testamencie cały swój majątek. On sam nie
mógł nacieszyć się tym majątkiem, ponieważ aż do śmierci zajęty był
zdobywaniem go. Natomiast jego syn nie wie czym jest ciężka praca, albowiem
jedynie korzysta z nagromadzonych przez ojca bogactw. Zgodnie z nauką o
karmie, sytuację taką można by wyjaśnić w ten sposób, że - być może - jego
ojciec był mu coś winien jeszcze w poprzednich żywotach i że w obecnym życiu
musiał to spłacić w formie spadku. Niektórzy buddyści w każdym rodzaju
pokrewieństwa widzą związek karmiczny z poprzednich egzystencji, w którym nie
zostały jeszcze wyrównane długi.
Jako dalszy przykład można by przedstawić ożenek, który również jest w większej
mierze określony przez zebraną karmę. Wciąż się tak dzieje, że dwoje ludzi kocha
się wprawdzie bardzo i pod każdym względem mogliby tworzyć doskonałą parę, a
ich małżeństwo, dzięki ich wewnętrznemu podobieństwu, dałoby im wiele radości i
jawiłoby się jako najbardziej naturalny związek. Lecz cóż z tego, skoro w końcu
oboje wstępują w związki małżeńskie z innymi partnerami. Wciąż się tak dzieje, że
wiele osób zawiera małżeństwo z kimś, z kim nie może się to udać, ponieważ
każde z nich bardziej pasowałoby do kogoś innego. W takich razach nie
znajdziemy żadnego innego wyjaśnienia jak to, że sytuacja taka określana jest
przez karmę i że w obecnym życiu należy doprowadzić do końca coś z tamtego,
przeszłego życia.
Nauka o karmie ułatwia wyjaśnienie losu człowieka przychodzącego na świat z
kalekim ciałem. Jego ułomność jest niczym innym jak tylko skutkiem sięgającym
wcześniejszych żywotów, skutkiem zaistniałych w nich niewłaściwych działań.
Urodzony muzyk, jakim był na przykład Mozart, mógł już w wieku siedmiu lat
pisać partytury; poeci Li Bai i Bai Xiangshan już jako dzieci byli biegli w
kunsztownym języku literackim. I to także daje się wyjaśnić karmą. Zdolności te
przejawiały się w nich dlatego, że we wcześniejszych żywotach jeden z nich był
muzykiem, dwaj następni - poetami. Zdolności i talenty, które rozwijają się w
obecnym życiu, są niczym innym jak tylko znajdującym warunki rozwoju skutkiem
zasianych we wcześniejszych życiach nasion karmicznych przyczyn. Zrealizowane
w życiu artysty dzieło jest niedowiedzionym do ideału lub niezrealizowanym
planem z życia poprzedniego. Oczywiście, jednocześnie z wykańczaniem zaległości
poprzednich wcieleń wytwarzamy nową karmą i znowu pozostawiamy po sobie coś
niedokończonego.
Oto niekończący się kołowrót istnienia, oto co się nazywa w buddyzmie "samsarą",
oto co przedstawia tak zwane "koło życia i śmierci". Czy w takim ujęciu nauka o
karmie nie graniczy z fatalizmem? Nie jest tak, ponieważ karmę gromadzą
przecież sami ludzie. W rozmaitych sytuacjach rzeczy te tworzą związki, lecz są
one do pewnego stopnia zmienne. Można zgodnie z własną wolą (w mniejszym lub
większym stopniu) spełniać pewne czyny lub nie spełniać żadnych, i budować tym
sposobem nową karmę w stopniu mniejszym, większym bądź żadnym.
Czy, pomimo dominującej wszystko określoności, nie da się przeszłej karmy lub
przeznaczenia odmienić, odchylić w jakimś innym kierunku, załagodzić,
wysublimować i - jako taką - w przeważającej mierze odmienić? Czyżby więc
nauka o karmie była stuprocentowym fatalizmem? Jakiż zatem sens miałyby
religijne i moralne wysiłki? Buddyjskie ujęcie karmy wykazuje, że wewnątrz
zjawiska, jakim jest ludzkie życie, pewną rolę odgrywają zarówno określone, jak i
nieokreślone a priori czynniki.
Te wyjaśnione powyżej powiązania między karmą i losem odnoszą się do losu
indywiduum. Kiedy jednak skierujemy nasze badania na karmę kolektywną,
wówczas ten wiążący charakter staje się jeszcze bardziej wyczuwalny niźli w
przypadku karmy indywidualnej. Stopnie określoności i trudności, z uwagi na
zmienność, są istotnie większe. Gdybyśmy odrodzili się jako Indianie lub Murzyni
w XIX stuleciu, to zapewne nie mielibyśmy żadnych możliwości ucieczki przez
losem gotującym podboje i eksterminację ze strony białych. Wprawdzie biali
mówili wciąż o wolności i równości, jednak nie wcielali tych ideałów w życie. Czarni
niewolnicy byli traktowani niczym towar, zatem musieli wieść życie w warunkach
niegodnych człowieka. Natomiast Indian oszukiwano i zmuszano do przenoszenia
się na odległe, opustoszałe tereny, gdzie cierpieli głód i pragnienie.
W Europie, podczas drugiej wojny światowej, naziści wymordowali ponad sześć
milionów Żydów. Wszelako, bez względu na to jak godnymi pogardy wydawać by
się mogły takie czyny, są one faktami, które w owym miejscu i czasie były nie do
uniknięcia. Wszyscy Murzyni i Indianie zamieszkujący Amerykę w drugiej połowie
XIX i pierwszej połowie XX wieku musieli przeżyć swą kolektywną karmę. Żydzi,
którzy żyli w Europie w latach 1930 - 1945, mogliby przeciwstawić się kolektywnej
karmie żydowskiej tylko bardzo wielkim wysiłkiem, i to bez względu na to, jaką
zasługą potrafiliby się wykazać.
Tak więc Murzyni mają kolektywną karmę Murzynów, Indianie - kolektywną karmę
Indian, Chińczycy - kolektywną karmę Chińczyków; istnieją kolektywne karmy
Japończyków, Amerykanów, Francuzów, Niemców, jak i innych narodów. Każda
grupa ma kolektywną karmę i sytuacje wytworzone przez tę karmę są jej owocem,
który musi być wspólnie "zjedzony", wspólnie przeżyty. Kolektywną karmę można
w istocie pojmować jako uprzednio określony i wytworzony czynnik, nader trudny
do przekształcenia, które możliwe bywa tylko w pojedynczych przypadkach. Lecz
idea karmy kolektywnej nie jest żadnym hasłem rzuconym ludziom tylko po to, by
podporządkowali się losowi. Strumień karmy kolektywnej może mi zapewne
wydrzeć moje ciało i całe mienie, wydrzeć i zniszczyć, lecz nie może tego uczynić z
moim umysłem; nie może zniszczyć mojego wewnętrznego wyboru. Oto jak
pośród zniewolenia można rozpalić ogień wolności umysłu i serca ludzkiego. Nic
też nie jest w stanie lepiej unaocznić skutków karmy kolektywnej niż obserwacja
scen wojennych. Od zarania dziejów ludzkości toczyły się niezliczone wojny.
Zapewne naukowcy mogliby tutaj przedstawić poszczególne czynniki wiodące do
wybuchu wojny; oni potrafią analizować je, wyróżniając motywy rasistowskie,
gospodarcze i religijne, psychologiczne lub polityczne. Lecz wszystkie te analizy
uwzględniają tylko jedną cześć, jeden typ tych czynników, a mianowicie te, które
są dla człowieka zrozumiałe; nie biorą jednak pod uwagę takich, których rozum
nie jest w stanie ogarnąć.
W posłowiu do "Wojny i Pokoju" Tołstoj stawia pytanie: "Czy można uniknąć
wojny?" W rezultacie dochodzi do wniosku, że "działa tu niewytłumaczalna i
nieubłagana siła (karma), która zmusza ludzi do prowadzenia wojen. Ci których
ojczyzna zmusiła do udziału w wojnie nie muszą i nie mogą nawet rozumieć jej
prawdziwych przyczyn. Jawią się oni sobie określoną grupą, która znajdując się w
określonym miejscu otrzymuje określone rozkazy; a ponieważ znajdują się w
okolicy objętej działaniami wojennymi, przeto muszą walczyć, by w końcu
zwyciężyć lub zginąć." Oto właśnie przykład grupy ludzi objętych wspólnym
"losem", którego nie sposób odmienić, uniknąć, ani też wyjaśnić. To właśnie jest
tak zwana "karma kolektywna".
Kiedy w szesnastym stuleciu Hiszpanie zdobyli Amerykę Południową, wyłuskali
tubylców nie napotykając najmniejszego oporu, ponieważ ci widzieli białych po raz
pierwszy, zaś w ich tradycji istniało podanie, wedle którego ostania godzina ich
narodu miała wybić w dniu przybycia łodzi ludzi o białych twarzach. Kiedy
angielskojęzyczni Amerykanie zdobyli tereny Ameryki Północnej, krążyło wśród
Indian bardzo podobne podanie, zawierające przepowiednię zagłady Indian.
Wszystko to nie są oczywiście przypadki. Te przepowiednie są w większej części
objawieniami, które szamani czy kapłani miewali podczas obrządków religijnych.
Oznacza to, że wojny między rozmaitymi ludami są wynikiem karmy kolektywnej,
która jest pewną nieujmowalną siłą, gwałtowną mocą prowadzącą ludzi o
wspólnym przeznaczeniu na drogę wojny lub wyniszczenia, nie dając żadnej
możliwości zatrzymania biegu rzeczy lub nadania im odmiennego kierunku. Kiedy
przyjmiemy taką postawę wobec karmicznych uwarunkowań wojny, wówczas -
zależnie od poziomu świadomości i doświadczenia - możemy poznać stopniową
przemianę.
Na początku pierwszej wojny światowej wśród obywateli państw sprzymierzonych i
Ententy wybuchło odświętne, niemal radosne upojenie. A z rozpoczęciem drugiej
wojny światowej, po obu stronach nie było nikogo, kto by się tym faktem radował.
Wprawdzie kiedy radio podało wiadomość o wybuchu wojny, słyszało się pośród
ludzi i w warstwach rządzących głosy aprobaty, jednak każdy z deprymacją przyjął
wiadomość o nadciągającym nieuchronnym nieszczęściu. Zgodnie z ujęciem
buddyjskim, postawa taka nakazuje milcząco przyjąć na siebie próbę losu z
właściwym widzeniem rodzaju skutku karmy, którego nie da się dłużej topić w
dowolnym sloganie lub "izmie". Karma kolektywna jest siłą tworzącą wspólny los.
Nie ma w tym stwierdzeniu niczego z upiększeń lub gloryfikacji, ani też nie daje
ono żadnych szczególnych powodów do poddawania się pesymizmowi. Z
buddyjskiego punktu widzenia powinno się w obliczu kolektywnego losu zdobyć na
męstwo i stanąć do takiej próby, przyjąwszy rzeczy takimi, jakimi się jawią.
Tym właśnie różni się stanowisko buddyjskie od zachodniego, od centralnej
chrześcijańskiej koncepcji "woli bożej". Ponieważ chrześcijaństwo przyjmuje, iż
ludzkość została stworzona w celu realizowana woli bożej, więc też Bóg może
aktywnie ingerować w przebieg wojny. Cesarz Konstantyn w roku 312, przed
istotną bitwą z Hascentiusem, miał objawienie krzyża, po czym odniósł
rozstrzygające zwycięstwo. Następnie zwrócił się ku chrześcijaństwu i uczynił je
oficjalną religią rzymskiego państwa.
Buddyjska nauka o karmie oczywiście odrzuca koncepcję woli bożej.
Karma jest niewidzialną siłą, która kształtuje los człowieka i manifestuje się jako
indywidualna i kolektywna, z góry określona i nie określona, równa i różna, a
zatem przejawia się jako pewien zewnętrzny kompleks (rzeczy, zdarzeń, związków
itp.). Ten punkt wyjaśnimy w rozdziale zatytułowanym Karma jako związki.
Karma jako związki
Ujęcie rzeczy zatytułowane "karma jako związki" jest trudne do zrozumienia i
złożone, co można unaocznić za pomocą poniższego diagramu.
Diagram składa się z siedmiu koncentrycznych kręgów, z których każdy
symbolizuje określony wymiar karmy. Największym jest krąg zewnętrzny,
przestawiający "najogólniejszą karmę zbiorową" wielkich grup, nazywaną też
karmą najwspólniejszą, najszerszą i najpowszechniejszą.
Drugi krąg jest mniejszy niż pierwszy, a i stopień ogólności odpowiednio mniejszy.
Przeto objęto ją mianem karmy kolektywnej wspólnej. Obszar zakreślony przez
każdy z następnych kręgów jest mniejszy od poprzedniego, i tak aż do siódmego
kręgu, który przedstawia najmniejsze pole oddziaływania karmy, to znaczy karmę
indywidualną lub osobową. Ponieważ ta ostania odnosi się do osobowości, czyli
Ego, toteż różni się od wszystkich innych rzeczy.
2. wspólna karma kolektywna
3. kolektywna karma narodu
4. kolektywna karma różniąca
5. karma niekolektywna
6. karma skrajnie niekolektywna
7. karma indywidualna
Pokuśmy się o bliższe zbadanie tych siedmiu wymiarów karmy, karmy jako
związków. Krąg zewnętrzny, karmę najbardziej zbiorową, wyjaśnić można z
punktu widzenia człowieka jako czującej istoty. Ludzie, obojętnie jakiej rasy, stanu
czy płci, wszyscy doświadczają skutków karmy, jak zresztą wszystkie w ogóle
istoty na kuli ziemskiej.
Najbardziej podstawową potrzebą życiową wszystkich istot tego globu jest
obecność światła słonecznego, powietrza i wody - zasadniczych czynników
niezbędnych do życia. Pod tym względem człowiek nie różni się od pozostałych
istot. Oznacza to, że człowiek w swym uzależnieniu od światła, powietrza i wody
posiada wspólną karmę z innymi istotami zamieszkującymi Ziemię. Tę ogólną
karmę nazwano również "kolektywną karmą zbiorowości", lecz dla uproszczenia
stosujemy tu termin "karma kolektywna". W tym wymiarze znajduje się nie tylko
człowiek, lecz również wszystkie inne żyjące istoty. Im większy jest krąg, tym
bardziej ogólna karma; im bardziej związany jest charakter, tym trudniej coś
zmienić. To np. człowiek może zrezygnować z regularnego odżywiania się, z
posiadania domu i przyodziewku, a jednak nie spowoduje to gwałtownych i
ciężkich konsekwencji czy śmierci. Lecz aby przeżyć, człowiek bezwarunkowo
potrzebuje światła słonecznego, powietrza i wody. Toteż pierwszy krąg
przedstawia te wszystkie istoty zamieszkujące Ziemię, które mają wspólną karmę,
której charakter i nieodmienność są najsilniejsze.
Drugi krąg symbolizuje karmę kolektywną wspólną wszystkim istotom ludzkim;
nie dotyczy ona innych istot. Człowiek ma zdolność do tworzenia symboli i
zdolność mówienia, co wyróżnia go spośród pozostałych istot. To jest właśnie
zbiorowa karma ludzi, której już z nikim nie dzielimy. Używanie symboliki i mowy
- z jednej strony - poszerza zakres świadomości człowieka, z drugiej zaś - wzmaga
rozmaite związane z tym problemy i trudności. Mowa jest wprawdzie pojazdem
myślenia, lecz cechy określonego systemu językowego mogą również oznaczać
ograniczenie sposobu myślenia. Korzyści i straty wynikające z zastosowania
symboliki i mowy dotyczą wszakże tylko człowieka, nie są udziałem innych istot.
Dalszy przykład: Zachodni teolodzy są zdania, że świadomość rozróżniania między
dobrem a złem jest atrybutem człowieka i wyróżnia go spośród innych istot.
Można wątpić w słuszność takiego stanowiska, albowiem możliwe, że inne wysoko
rozwinięte istoty również doznają wyrzutów sumienia i zjawisko
"samoświadomości" nie jest im obce. Niemniej jednak świadomość moralna
człowieka manifestuje się bez wątpienia najsilniej. Jest to przecież
niezaprzeczalnym faktem. Radość i cierpienie, warunkowane przez świadomość
moralną, są bardzo wielopoziomowe, przeto - zasadniczo - związki międzyludzkie
są silniej zróżnicowane niż związki między innymi istotami.
Człowiek posiada jeszcze jedną szczególną właściwość, a mianowicie
"samoświadomość" czyli zdolność bycia świadomym samego siebie. Przedstawia to
również pewną osobliwość człowieka, która pozwala mu na przekroczenie granic
własnego ciała, daje mu możliwość obserwowania samego siebie. Oznacza to, że
umysł, świadomość ludzka nie tylko przeżywa zewnętrzne projekcje (jako stojące
poza nią), lecz może również traktować samego siebie jako obiekt obserwacji. Ta
zdolność do przekraczania, transcendencji samego siebie, przenosi go w położenie
zewnętrzne w stosunku do obiektywnych i subiektywnych zjawisk czy stronniczości
uczuć, pozwalając na jasne ujęcie prawdziwej formy rzeczy. Zdolność ta wyróżnia
człowieka spośród innych istot, które są całkowicie pozostawione instynktom,
impulsom odruchów warunkowych. Wspomniane wyżej właściwości - stosowanie
symboliki i mowy, świadomość moralna i transcendentna zdolność
samoświadomości - są trzema czynnikami, które czynią z człowieka istotę
wyposażoną w rozum, uczucia i cele. Ukazuje to drugi krąg, ponieważ tych trzech
czynników nie spotyka się u innych istot.
Zatem, co się tyczy zbiorowości ludzi - wszystko jedno jakiej rasy, klasy, płci -
wszyscy przedstawiciele tej zbiorowości posiadają zdolność świadomości samego
siebie. Dlatego też ich karmę obejmuje się mianem "karmy kolektywnej", która
oznacza wszystkie wytworzone przez całą ludzkość owoce karmiczne, nie
przypisane żadnej szczególnej grupie ludzi.
Trzecim wymiarem jest karma określonego narodu. Człowiek jest istotą społeczną,
której życie i aktywność znajdują się pod wpływem takich czynników, jak naród
czy państwo. Ekstremalny rozwój nauki i związane z nim ułatwienia
komunikacyjne, jak nigdy przedtem, zmniejszają dystans między narodami, przez
co zresztą świadomość należąca do jakiegoś określonego narodu coraz bardziej
rozmywa się. Dzisiaj myślenie ograniczone kategoriami narodowymi ustępuje na
rzecz myślenia zdominowanego przez kategorie dotyczące czynników
międzynarodowych, decydujących o wojnie i pokoju.
Natomiast wszyscy obywatele danego państwa muszą przyjąć na siebie specjalne,
narzucone przez nie obowiązki. W związku z tym dochodzi do głosu określona i
wspólna dla wszystkich obywateli karma. Rozpatrzmy przykładowo państwo
izraelskie, w którym okres służby wojskowej jest dłuższy niż w innych krajach. Oto
także przykład karmy narodowej, która nie ma już żadnego wpływu na losy
obywateli innych państw.
Podatek dochodowy w Anglii jest wyższy niż w większości innych państw; z kolei w
Kuwejcie, jednym z czołowych producentów ropy naftowej, świadczenia społeczne
są wyższe niż w jakimkolwiek innym państwie, zaś obowiązki obywateli względem
państwa są śmiesznie znikome. Niektórzy utrzymują, że dzisiejsze ziemie chińskie
to największe w historii "ludzkie ZOO", gdzie zastosowano wszelkie metody
rządzenia, aby zrównać ludzi między sobą. Te przykłady pokazują jak mocny jest
wpływ karmy narodowej na losy poszczególnych mieszkańców danego państwa.
Kiedy jakieś państwo przystępuje do wojny, wówczas dla młodych poborowych nie
ma ucieczki. Dezercja jest naganna zarówno z prawnego, jak i społecznego punktu
widzenia, a nawet z moralnego punktu widzenia można by ją usprawiedliwić tylko
z wielkim trudem. Kiedy wyobrazimy sobie żołnierzy walczących stron, którzy z
dala od domu muszą zabijać zupełnie nieznajomych ludzi, wtedy rzeczywiście
rodzi się pytanie, czy naprawdę oni wszyscy tego chcą? Tragicznie jest przy tym
to, że człowiek musi czynić takie rzeczy, których właściwie w ogóle nie chciałby
czynić. Oto klarowny przykład sposobu funkcjonowania karmy kolektywnej
narodu.
Czwarty krąg symbolizuje "karmę kolektywną różnicującą", która funkcjonuje na
poziomie każdej grupy mniejszej niż naród. Wyobraźmy sobie wymiar tej karmy w
oparciu o przykład pewnej szkoły. Podobno w publicznych szkołach średnich na
południu Tajwanu zajęcia w zakresie nauki języka obcego pozostawiały wiele do
życzenia, gdyż cechował je niski poziom ogólny, co rzucało się w oczy zwłaszcza w
okolicach górzystych. Można to widzieć równie dobrze jako karmę zbiorową
uczniów, przejawiającą się w określonym czasie i określonym miejscu, mianowicie
na południu Tajwanu, zwłaszcza w okolicach górskich. Wcześniej poziom zajęć z
języka chińskiego w szkołach prowincji Seczuan i Hunan (pod administracją
chińską) był bardzo wysoki, wyższy niż w uniwersytetach innych prowincji. Oto
mamy karmę kolektywną wszystkich uczniów prowincji Seczuan i Hunan. Jeżeli
zawęzilibyśmy zakres oddziaływania, to można by mówić - na przykład - o
wspólnie wynoszonych korzyściach i radościach, wspólnie wypełnianych
obowiązkach, wspólnie przeżywanych przez uczniów jakiejś szkoły troskach.
Kiedy spotkacie się ze złym zarządem instytutu lub z kiepskim profesorem,
dzielicie tego pecha wspólnie z wszystkimi studentami instytutu. Kiedy macie
maksymalnie złego nauczyciela, wówczas tracicie czas, trwoniąc go nie tylko
bezsensownie, lecz również w sposób osłabiający korzyści, które moglibyście
wynieść z nauki.
Innym przykładem jest tak zwana "Opera pekińska". Kilku tajwańskich aktorów
utrzymuje, iż co się tyczy ich talentu i sukcesów, to w bardziej sprzyjających
okolicznościach mogliby przewyższać aktorów przedwojennych Chin
kontynentalnych, i poprawiłaby się wówczas ich sytuacja socjalna, a przede
wszystkim byliby podziwiani. Lecz dzisiaj nowinki z Zachodu przedkłada się ponad
chińską tradycję, do czego przyczynia się również rząd, tak że dzisiejszej
młodzieży obca jest tradycyjna sztuka chińska, a widzów (nawet na bardzo
słynnych sztukach) można policzyć na palcach jednej ręki. Przyczyn nie należy
upatrywać w tym, że tradycyjna opera jest zbyt trudna w odbiorze, by zyskać
faktyczną popularność, lecz jest to raczej wyraz karmy kolektywnej. Nie stykając
się z tym zjawiskiem bezpośrednio, będąc niejako na zewnątrz tego kręgu karmy,
trudno to zrozumieć; jednak aktorzy opery tradycyjnej, będąc wewnątrz owego
kręgu, na własnej skórze poznają ciosy niełaski czasów i bezwzględność swej
kolektywnej karmy różniącej.
Piąty krąg przedstawia "karmę niekolektywną". Jest to wymiar rodziny, wszystko
jedno - dużej czy małej. Jak długo jest się częścią danej rodziny, tak długo, wraz
ze wszystkimi jej członkami doznaje się wspólnego losu, zła lub dobra, szczęścia i
nieszczęścia. Jeżeli głową rodziny jest osobnik wpływowy i możny, to korzyści
wypływające z zajmowanej przezeń pozycji stają się również udziałem innych
członków tej rodziny. Lecz jeżeli popełni on jakiś niehonorowy czyn, wówczas
również wszyscy członkowie tej rodziny muszą ponosić z tego tytułu konsekwencje
i także wszyscy ponoszą klęskę psychiczną. Długotrwała choroba głowy rodu
powoduje skutki odczuwalne również (bezpośrednio lub pośrednio) przez innych,
przejawiające się pod postacią rozmaitych obowiązków i obciążeń. Rozmaite
rodziny żyją w rozmaitych warunkach karmicznych, dlatego też mówi się w takim
wypadku o "karmie niekolektywnej".
Atrybuty "kolektywna" i "niekolektywna" oznaczają przynależność bądź
nieprzynależność do określonego obszaru karmicznego, do określonego kręgu.
Znajdując się wewnątrz jakiegoś obszaru, na przykład będąc członkiem rodziny
XY, wszelakie następstwa karmiczne karmy zbiorowej ponosimy wspólnie.
Jednakże dla człowieka znajdującego się poza danym obszarem, czyli nie
należącego do danej rodziny, nie istnieje wpływ "niekolektywnej karmy" danej
rodziny. "Kolektywny" i "niekolektywny" nie stanowią kryteriów absolutnych, lecz
są określane przez kryteria jedynie pewnego obszaru.
Szósty krąg - "karma skrajnie niekolektywna", jest obszarem karmicznym, który
najlepiej zobrazuje przykład pary małżeńskiej. Rozmaite związki między
małżonkami zachodzą między dwojgiem tych właśnie ludzi i nie mogą być
udziałem innej pary, czyli nie mogą zaistnieć inaczej jak między mężem i jego
żoną. Pole oddziaływania tego rodzaju karmy jest już bardzo ograniczone i bardzo
wyraźny jej niekolektywny charakter; dlatego została ona nazwana "karmą
skrajnie niekolektywną". W tym obszarze karmy zachodzą zewnętrzne związki
między kochającymi się osobami, również między mistrzem i uczniem, lub związki
między przyjaciółmi.
Siódmy krąg - "karma indywidualna". Jest to karma najmniejszej wspólnoty lub
najmniejszego zakresu, czy też "karma niekolektywna" poza kolektywem, to
znaczy karma pojedynczej, jednostkowej egzystencji indywidualnej. Człowiek
potrzebuje słońca, tlenu i wody, tak niezbędnych mu do egzystencji na Ziemi, i
pod tym względem równy jest wszystkim innym żyjącym na tej planecie istotom.
Potrafi używać mowy i symboliki, którą to zdolność dzieli ze wszystkimi innymi
ludźmi. Przypuśćmy, że jest on Chińczykiem i ma takie same prawa i obowiązki
jak Chińczycy. Jest nauczycielem w jednej ze szkół powszechnych i wraz ze swymi
kolegami ponosi odpowiedzialność, dzieli obowiązki ze swą żoną i dziećmi. Tak jak
pająk jest ograniczony zasięgiem swej sieci, tak też i jego ogranicza nić sieci jego
karmy. Te wielkie i małe, słabe i ciężkie, głęboko i płytko występujące kręgi
karmy, określają większość jego myśli i czynów. Jego życie ściśle splata się z
życiem innego człowieka. Lecz w głębi swej istoty skrywa on ostatnią twierdzę, do
której nikt poza nim samym nie ma wstępu, którą zazwyczaj nazywa się "sobą"
lub "ja". Odczucia i wola tego "ja" ograniczają się do jednostki i nie sposób z nikim
się nimi podzielić. Głód, zmęczenie, gniew ... są uczuciami doznawanymi jedynie
indywidualnie, tak jak sam tylko mogę wiedzieć czy woda, którą właśnie piję, jest
gorąca czy zimna. Swej miłości, swej nienawiści, swej przyjaźni i swego bólu może
człowiek doświadczać tylko sam. Ta twierdza "siebie samego", której z nikim nie
da się dzielić, jest przykładem na karmę niekolektywną - karmę indywidualną.
Z powyższych dwóch diagramów jasno wynika co należy rozumieć pod
określeniem karmy zbiorowej i niezbiorowej, czy też kolektywnej i niekolektywnej,
jednakże nie określają one zagadnień przedstawionych w dwóch poniższych
punktach:
1. Oprócz najgłębszego, czystego "ja", które w karmie zbiorowej zawiera się
w stopniu najmniejszym, każdy posiada inny, zawierający się w pewnym
kręgu "wymiar", w którym zawierają się jednocześnie czynniki zbiorowe i
pozazbiorowe. Zostało to przestawione za pomocą kręgu, w obszarze
którego występują zarówno czynniki wspólne, jak i niewspólne. Wszystko
co znajduje się wewnątrz kręgu jest wspólne, to co na zewnątrz - nie jest
wspólne. Każdy przeto obszar, jest kompleksem związków rozmaitych,
zestawionych razem wspólnych i niewspólnych sił karmicznych. Dlatego
jest to tak trudne do pojęcia, jednocześnie zależne od różnych poziomów
karmy. Karma nigdy nie ograniczała się do pojedynczego człowieka i wiele
wielkich sekwencji karmy powstaje w rozlicznych związkach między
ludźmi, grupami i narodami, pomiędzy istotami każdego gatunku. Krąg
karmy upodabnia się przeto do pajęczej sieci, a człowiek do pająka
ograniczanego przez tę sieć. Przy tym, porusza się on nie tylko w centrum
tej sieci, gdyż zdarza mu się znajdować w szczególnych okolicznościach, to
wewnątrz danego kręgu, to znów na zewnątrz. Innymi słowy: człowiek
składa się z różnych identyczności. Kiedy znajduje się w obszarze
najbardziej wewnętrznym, jest wówczas pewnym "ja", kiedy natomiast
znajduje się w bardziej zewnętrznym kręgu, jest wówczas częścią rodziny
lub innej grupy, zaś - zmierzając jeszcze bardziej na zewnątrz - staje się
obywatelem państwa, istotą przynależącą do określonej rasy lub
określonego gatunku. Kiedy doprowadzimy to do skrajnej ogólności, nie
pozostaje nic innego jak tylko pewien byt (bhava), zawarty między
nieskończoną ilością bytów w kosmosie. Niezliczeni ludzie są niezliczonymi
pająkami, które przystosowują się do siebie wzajemnie i nawzajem na
siebie wpływają, i tak oto tworzy się w kosmosie ostateczny krąg karmy.
2. Na podstawie siedmiu powyższych kręgów koncentrycznych,
symbolizujących siedem obszarów karmy, moglibyśmy stwierdzić rozmaite
stopnie trudności pojawiające się przy przemianach karmy. Tak więc
moglibyśmy znaleźć klucz do odpowiedzi na pytanie o wolność woli i
nieuniknioność związku przyczynowo-skutkowego. Kiedy wejdzie się w
najbardziej wewnętrzny krąg - krąg "ego" - okazuje się, iż nie jest tak, by
człowiek nie miał żadnej szansy na zmianę swej osobistej i niezbiorowej
karmy.
Przez nieprzerwany wysiłek może człowiek zmienić stare przyzwyczajenie i pewne
przymioty; jakiekolwiek dowody są tu przecież zbędne. Można przemienić
niewiedzę w mądrość, zmienić się z zapalczywego i popędliwego, w wyrozumiałego
i pobłażliwego. Wprawdzie nie jest to proste, ale przecież możliwe. Oznacza to, że
karmę niezbiorową można odmienić siłą woli. Lecz im bardziej zewnętrzny krąg
rozpatrujemy, tym trudniej jest o przeprowadzenie podobnej zmiany. Człowiek
może zmienić się dzięki własnym staraniom, jeżeli jednak chciałby zmienić swoją
żonę i dzieci, to okaże się to tysiąckroć trudniejsze. Gdyby zaś chciał odmienić
całą grupę, cały kraj lub narodowość, to okaże się to jeszcze trudniejsze. Dzisiaj,
jak i dawniej, niewielu jest ludzi, którzy byliby w stanie odmienić nie tylko swą
własną karmę, lecz mają również wpływ na karmę swego kraju. Jeżeli jako
przykład weźmiemy Siakjamuniego, stwierdzimy, iż za podstawę swej przemiany
ze zwyczajnego człowieka w istotę w pełni oświeconą ma on nie tylko siebie
samego; podstawami jego przemiany są: jego rodzina, naród, państwo, cała
ludzkość, a nawet inne istoty, które miały nań wpływ i mogły przyczynić się do
jego wewnętrznej przemiany. Dotyczy to również Jezusa, Konfucjusza i innych
wielkich istot i świętych. Lecz w historii ludzkości niewielu mamy Siakjamunich i
Jezusów, tak jak niewielu Hitlerów i Stalinów.
A zatem, rozpatrując położenie kręgu diagramu względem jego centrum
zauważamy, że im bliżej środka położony jest dany krąg, tym łatwiej o zmianę w
odpowiadającym mu obszarze, zaś im bardziej na zewnątrz, tym o tę zmianę
trudniej. Oznacza to, że na osobistą lub wspólną karmę kilku osób można wpłynąć
stosunkowo łatwo, podczas gdy karmę zbiorową lub karmę wielkich społeczności
przekształca się dużo trudniej.
W związku z powyższym moglibyśmy przytoczyć cztery następujące punkty:
1. Istnieje gradacja różnic w możliwościach przemiany karmy.
2. W związku z istnieniem zróżnicowania stopni trudności, próby przemiany
środowiska przez wolę napotykają większe lub mniejsze przeszkody.
Wymiar tych przeszkód możemy przestawić w punkcie 3.
3. Możliwość przemiany środowisk przy pomocy woli istnieje faktycznie, lecz
proces ten nie przebiega bez różnorodnych trudności.
4. Zakłada się, iż wola stanowi środek do dokonywania przemian, uznając w
ten sposób istnienie wolności woli.
Błędy w rozumieniu nauki o karmie powstają głównie wówczas, gdy pojmuje się ją
jako naukę o losie i zakłada, iż przemiana karmy lub przeciwstawienie się jej nie
są możliwe. Jest to pogląd bardzo fałszywy. Z pewnością, są w życiu człowieka
rzeczy szczególne, których zmienić nie sposób, jak na przykład: katastrofy -
zjawiska karmiczne kolektywne, czy też śmierć, na którą nie mamy wpływu. Już w
momencie przyjścia człowieka na świat, jego śmierć jest pewna, a niewiadomą
stanowi jedynie rodzaj śmierci czy moment jej nadejścia. Każdy musi umrzeć,
jednak jak będzie umierał, jaką postawę przyjmie w obliczu śmierci, zależy od
niego samego i w związku z tym u różnych ludzi wygląda to różnie. Droga do
grobu jest nieuniknioną koniecznością, jednak tylko i wyłącznie ode mnie zależy,
jak będę wędrował.
Kiedy wasze obowiązki służbowe skierują was do San Francisco, wówczas
określony jest cel, lecz nie sposób dotarcia: może to być kolej, samochód,
samolot, statek i wybór należy do was.
Nie ograniczona transcendentalna natura, o której była mowa w pierwszym
rozdziale, jest wymownym dowodem na istnienie wolnej woli. Głównego bohatera
"Wojny i Pokoju" pojmali i uwięzili żołnierze jednego z francuskich oddziałów,
znajdujących się w odwrocie. Jeńca, jak i innych więźniów, strzeżono bardzo
pilnie. Zabijano bezzwłocznie każdego, kto pozostał w tyle. Pewnego dnia bohater
opowieści zapomniał, że jest przecież jeńcem wojennym i najzupełniej
nieświadomie poszedł w kierunku pobliskiego lasu. Nie uszedł jeszcze dziesięciu
kroków, kiedy Francuzi spostrzegli go, dopadli i zaczęli bić. Nie próbował nawet
osłaniać się przed ciosami; spojrzał w niebo i zobaczył ciemne chmury, otworzył
się i ujrzał błękit nieba. Nie potrafił powstrzymać się i na całe gardło wybuchnął
śmiechem. Pilnujący go żołdacy uznali, że zwariował. Jednak to, że roześmiał się
tak nagle pod razami bata dowodziło, iż pomimo cierpienia ciała jego duch jest
wolny. Jego umysł potrafił przekroczyć wszystko, zarówno ciemiężycieli, jak i
wołające o pomstę do nieba bestialstwo. Potrafił spokojnie przeciwstawić się
bólowi, który wstrząsał jego ciałem. Wolna wola człowieka może powiedzieć "nie"
każdej sile, która ogranicza i wiąże. Doskonałym tego przykładem, przykładem
zdrowego ludzkiego rozsądku, jest życie Sakjamuniego. Albowiem, aby być w
zgodzie z tradycją, powinien był najpierw objąć po ojcu tron, a dopiero na starość,
po złożeniu urzędu, rozpocząć praktykę. Lecz wystąpił przeciw temu i rzekł: "Nie,
nie będę królem". Oto zwycięstwo wolnej woli nad prawem przyczyny i skutku, i
nad karmą zbiorową. Czyż mógł wówczas nie powiedzieć "nie"? Czy istniałby
dzisiaj buddyzm?
Jak więc widać, stany wytworzone przez karmę można w pewnym stopniu
przezwyciężyć. Świadomość dysponuje wolną wolą i ma na nią bardzo wielki
wpływ. Dopiero zadysponowawszy wolną wolą można przezwyciężyć depresję i
pychę, i odnaleźć drogę pośrednią. Bardzo trudno jest powiedzieć, które z
wydarzeń ludzkiego życia jest z góry i całkowicie określone, a które częściowo lub
wcale. Wiedza na ten temat przynależy do obszaru oświecenia i zwyczajny
człowiek nie może niczego o tym wiedzieć.
Przypominam sobie modlitwę katolickich świętych:
"Panie, daj mi siłę, bym przyjął na siebie ze spokojem wszystko, czego nie mogę
odmienić. I daj mi męstwo, bym mógł odmienić wszystko, co odmienić winieniem.
Daj mi też mądrość, bym mógł odróżnić jedno od drugiego - odmienialne od
nieodmienialnego."
Myślę, iż wyrażona w tej modlitwie postawa względem losu i wolności jest
reprezentatywna nie tylko dla religii chrześcijańskiej, ale także dla buddyzmu.
Ludzie, którzy podążają drogą religii, muszą być zdolni do spokojnego oczekiwania
spraw i akceptowania ich, albowiem dopiero dzięki takiej postawie człowiek staje
się wolny, znajduje swoje "niebo" i wszystko co potrzebne do życia, do
zachowania wewnętrznego spokoju i równowagi. Muszą oni dysponować wielkim
męstwem, by przebudować swoją - najczęściej słabą - postawę, by dokonać
zmian, które powiodą ich dalej. Dopiero przez pełną poświęcenia modlitwę można
osiągnąć boską pomoc, dającą jasną, czystą mądrość i inspirację pozwalającą
odróżnić określone od nieokreślonego, przekraczalne od nieprzekraczalnego.
Sutry często powiadają, że karmę może przejrzeć tylko Budda. Jedynie mędrzec
może pojąć i odróżnić pewne od niepewnego. Sutry nie zawierają żadnego
kryterium rozróżniania między pewnym i niepewnym; powiedziano tylko, iż karma
zbiorowa jest w większości wypadków pewna i dlatego tak trudno ją odmienić.
Oświeceni, na przestrzeni całej historii buddyzmu, nie sformułowali odnoście tego
problemu żadnej nowej nauki; również kwestia sprzeczności pomiędzy wolną wolą
i przeznaczeniem, a więc pomiędzy wolną wolą i nieuniknionością prawa przyczyny
i skutku, pozostaje bez odpowiedzi. Natomiast filozofia i teologia Zachodu
zanalizowały ten problem w najdrobniejszych detalach. Godnym pożałowania
mogło by się wydawać, iż filozoficzne i religijne pytanie, którego znaczenia nikt nie
może poddawać w wątpliwość, nie zwróciło na siebie baczniejszej uwagi
buddystów, i można by się temu tylko dziwić. Będąc poza granicami Chin
wielokrotnie zaobserwowałem, że ilekroć była mowa o karmie i prawie przyczyny i
skutku, natychmiast pojawiało się pytanie o wolność woli. Z buddyjskiego punktu
widzenia wola jest, oczywiście, wolna. Jednak Sutry nie zawierają stricte
filozoficznych rozważań, które w oparciu o niezbity dowód zaświadczyłyby istnienie
wolnej woli. Jak już zauważyliśmy, istnieje wolna wola w rozmaitych stopniach
trudności zmiany karmy zbiorowej i niezbiorowej, lecz jest to jedynie próba
przybliżenia jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: czy bardziej dokładne
zgłębianie tego zagadnienia pozwoliłoby badaczom buddyjskim na udzielenie
odpowiedzi? Ponadto mamy jeszcze dwie podstawy potwierdzające istnienie
wolnej woli:
1. Istnienia wolnej woli nie można dowieść przez powoływanie się na
jakiekolwiek podstawy; można jej doświadczyć jedynie bezpośrednio.
Kiedy mój umysł, dzięki swej zdolności transcendencji przekracza
wszystko, nie zważając na ograniczenia (wznosząc się nawet ponad to, co
wynika z prawa przyczyny i skutku), i kiedy może rozważać wszelkie
rzeczy i poddawać je krytyce, tedy pojawia się konieczność uznania
faktycznego istnienia wolnej woli, która nie może wzbudzać wątpliwości.
Ta wszystko przekraczająca świadomość jest zupełnie klarowna i każdy
może jej doświadczyć w dowolnym momencie. Wola i zdolność do wolnego
i niezależnego myślenia może przekroczyć własne wnętrze i wszelkie
granice. Można myśleć jak się chce, można chcieć jak się chce. Takie
doświadczenie całkowicie bezpośredniego przeżycia rzeczywiście nie
wymaga żadnych dowodów filozoficznych.
2. Rozpatrując problem z praktycznego punktu widzenia stwierdzamy, iż
wolna wola jest podstawą każdego aktu religijnego i moralnego. Czyż
miałby człowiek wolność wyboru i czyż miałby sens takie pojęcia jak
"dobro" czy "zło", lub "moralność", gdyby nie było wolności? Bez niej nie
miałoby też sensu dążenie do ideału. Tak więc z góry nie byłby możliwy
jakikolwiek akt religijny. Gdyby nie istniała wolna wola, czyż nie byłby
człowiek niczym skomplikowana maszyna z mięsa i czy jego zachowanie
nie ograniczałoby się do automatycznie realizowanych impulsów? Czy taki
pogląd, który czyni z człowieka wysoce rozwiniętą maszynę mógłby
utrzymać się w filozofii? Podchodząc do tego zagadnienia pragmatycznie,
nie można by wyobrazić sobie potrzeby aktów religijnych i moralnych w
życiu człowieka. I dlatego, moim zdaniem, istnienie wolnej woli jest
niezaprzeczalnym faktem.
Karma jako wyraz sprawiedliwości
Rozpatrując problem pod kątem wartości praktyczniej i religijnej, stwierdzamy, iż
jest to - być może - najważniejszy aspekt w nauce o karmie. Lecz zanim zajmiemy
się tym pojęciem i jego długotrwałym wpływem na buddyjską myśl, winniśmy
zbadać ważniejszą i bardziej podstawową w nauce o karmie zasadę - zasadę
odpowiedniej reakcji. Zasada ta przedstawia rdzeń myślenia. Mówiąc prosto,
polega na tym, że dana przyczyna wiedzie do odpowiedniego skutku lub - w
lapidarnej formie: "jeżeli tak, to tak". Oznacza to, że przyczyna i skutek
odpowiadają sobie nawzajem w swej istocie: przyczyna "A" wywołuje skutek "Ax"
(nie zaś np. "Bx").
W rzeczywistości zasada ta funkcjonuje następująco: Sadzi się dynię i zbiera się
dynię; sadzi się groch i zbiera się groch. Zaś na gruncie moralności okazuje się, że
dobra przyczyna pociąga za sobą takiż skutek, podczas gdy zła przyczyna
wywołuje zły skutek. Jest to dla buddystów rdzenna formuła nauki o karmie. W
społecznościach buddyjskich idea ta jest głęboko zakorzeniona, i to we wszystkich
warstwach socjalnych. Kiedy Budda, na prośbę Śrimalasimhanandy, wyjaśnił tę
zasadę, uczynił to tymi słowy:
"Śrimalasimhananda zapytał Buddę:
"Skąd to się bierze, że ta sama kobieta jest zarówno brzydka, jak i biedna? I jak
to jest, że inna jest brzydka, ale bogata. Jak to jest, że jakaś kobieta jest piękna i
biedna? I jak to jest, że jeszcze inna jest piękna i bogata?'
Budda zaś odrzekł:
,Kobieta, która we wcześniejszym życiu była kłótliwa i gniewna, a ponadto bardzo
skąpa i nie była gotowa wspierać materialnie mnichów i innych ludzi, będzie w
swym obecnym życiu zarówno brzydka, jak i biedna.'
,Jeżeli zaś któraś kobieta we wcześniejszym życiu była kłótliwa i gniewna, lecz
wspaniałomyślna i gotowa do udzielenia wsparcia mnichom i innym ludziom, ta w
swym życiu obecnym będzie brzydka, lecz bogata.'
,Kobieta, która wcześniej była spokojna i łagodna, lecz z natury skąpa i nieskora
do pomocy mnichom, ta będzie w swym obecnym życiu piękna, lecz biedna.'
'Kobieta, która wcześniej była spokojna i łagodna, a ponadto gotowa dzielić się
swą własnością, będzie w swym obecnym życiu błogosławiona pięknem i
bogactwem.'"
Fragment ten jasno ukazuje, że buddyjskie ujęcie karmy opiera się na zasadzie
odpowiedniej reakcji. Brzydota i bogactwo, piękno i ubóstwo - wszystkie one mają
swe własne przyczyny, których skutków nie sposób odmienić. Wyjaśnia to też
zjawisko pojawiania się wśród ludzi rozmaitych talentów i różnorakich sposobów
przeżywania świata.
Wyraża to również następująca mowa:
"Prostota pochodzi z plonów skromności,
Ubóstwo powstaje ze skąpstwa,
Wysoka pozycja wynika z pokory,
Niska pozycja wywodzi się z dumy i wyniosłości,
Niemota jest wynikiem wypowiadania oszczerstw;
Ślepota i głuchota wynika z niewiary,
Długie życie tłumaczy się litościwym sercem,
Krótkie życie uwarunkowane jest zabijaniem,
Niekompletność sześciu podstaw pochodzi z łamania dyscypliny."
Tę samą myśl zawiera również poniższy fragment "Milindapanha":
"Król Milinda zapytał:
,Nagaseno! Z jakiej przyczyny ludzie różną się między sobą? Dlaczego niektórzy
żyją długo, dlaczego inni umierają wcześniej? Dlaczego jedni często chorują lub są
brzydcy, drudzy zaś piękni i zdrowi; jedni bogaci, drudzy biedni; jedni rozumni,
drudzy głupi?'
Nagasena odrzekł:
,O władco! Dlaczego nie wszystkie owoce są takie same? Niektóre są słodkie, inne
gorzkie, ostre lub słone, czy kwaśne.'
Odparł mu król Milinda:
,Przypuszczam, że jest tak dlatego, że ich nasiona nie są takie same.'
Nagasena na to:
,Królu! I z ludźmi również tak się sprawy mają. Ludzie różnią się między sobą,
ponieważ ich karma nie jest jednaka. Dlatego niektórzy żyją długo, inni krótko;
niektórzy są zdrowi, inni chorzy; jedni są piękni, drudzy brzydcy; jedni mocni,
drudzy słabi; są bogaci i ubodzy, szlachetni i podli, niektórzy rozumni, inni głupi.
Ponadto, królu, Budda wyrzekł był te słowa:
O mnisi! Wszystkie istoty muszą przyjąć na siebie spadek karmy i wszystko jest
spadkiem karmy, wszystko powstaje z karmy i jest odmianą karmy; karma jest
naszym sędzią i określa naszą wielkość lub znikomość.'"
Gampopa, mistrz "Białej Sekty" buddyzmu tybetańskiego, napisał w swym "Jewel
Garland of the supreme Path":
"Jeżeli w poprzednim życiu zabijało się wiele istot, tedy nie będzie się w tym życiu
długo żyło; umrze się już wieku niemowlęcym, albowiem przez zabijanie
nagromadzona została zła karma. Zabijanie często objawia się w późniejszych
żywotach w ten sposób, że popada się w ciężką chorobę lub przez całe życie nie
może się dojść do pełnego zdrowia... Niektórzy ludzie pracują w swym życiu
szczególnie pilnie, lecz mimo to niczego nie uzyskują; inni gromadzą wielkie
bogactwa bez wysiłku; przyczyną pierwszego jest skąpstwo, drugiego -
wspaniałomyślność i szczodrość w ich wcześniejszych żywotach..."
A dalej pisze:
"Niektórym ludziom nikt nie daje wiary, chociażby przekonywali niezmiernie długo,
a są też tacy, którym starcza wyrzec jeno parę słów, by pozyskać zaufanie
rozmówcy. Uzależnione jest to tylko od ich prawdomówności lub kłamliwości w
poprzednich wcieleniach."
Kiedy więc zastosuje się zasadę odpowiedniej reakcji na gruncie moralności, to
przywołuje się tym samym ideę przyczyny i skutku, mocno zakorzenioną w
myśleniu Azjatów, której wpływ bardzo zaciążył na ich życiu. Tak postępują, na
przykład, mnisi w krajach buddyzmu therawady: w Birmie, Laosie, czy Tajlandii.
Nie mając żadnych zająć, które pozwoliłyby im zarobić na życie, są zupełnie zdani
na jałmużnę świeckich wyznawców. Każdego dnia udają się do miasta zaopatrzeni
w żebracze miseczki. I tak przez 365 dni roku. W krajach tych ludność chętnie
wspiera ich pożywieniem, okazując przy tym należny szacunek. Ludziom Zachodu
trudno to zrozumieć, ponieważ kiedy na Zachodzie pojawi się nieproszony gość, to
sprawia nam raczej kłopot niźli radość. Że jednak w wymienionych krajach mnisi
zbierają jałmużnę przez 365 dni roku i ludzie nie wydają się być tym zmęczeni, a
nawet okazują owym mnichom szacunek, to - rzeczywiście - człowiekowi Zachodu
byłoby trudno sobie wyobrazić. Mogłoby to oznaczać, że wszyscy ludzie
zamieszkujący kraje buddyzmu therawady są bodhisattwami, którzy na swej
drodze zaszli już bardzo daleko. Niestety, tak zapewne nie jest, motywem takiego
zachowana jest przypuszczalnie całkowity egoizm, dążenie do osiągnięcia korzyści
osobistej, ponieważ Sutry raz po raz podkreślają, jak wielką dzięki takiemu
postępowaniu zdobywa się zasługę. Tak więc przez owe datki każdy chce
nagromadzić dużo dobrej karmy i zyskać przyszłe szczęście. Tak oto możemy
stwierdzić, jak faktycznie głęboko zakorzeniona jest nauka o karmie w myśleniu i
jak przejawia się w czynach Azjatów.
Taka interpretacja nauki o karmie wydawać by się mogła bardzo powierzchowna,
lecz przy bardziej dogłębniej analizie odkrywamy, iż jest ona rzeczywiście
logiczna; wszakże zasadnicze idee związane z karmą są tak głębokie, że człowiek
nie jest w stanie pojąć ich w całej złożoności.
Zgodnie z zasadą właściwej reakcji, jeżeli dana przyczyna pociąga za sobą
odpowiedni skutek, oznacza to, że przyczyna i skutek są do siebie podobne.
Poprowadziwszy ten tok rozumowania o jeden krok dalej dojdziemy do punktu, w
którym zapytamy, skąd wzięła się ta zasada. Dlaczego dana przyczyna prowadzi
do odpowiedniego skutku? Odpowiedź na to pytanie bynajmniej nie jest łatwa.
Również w sutrach nie znajdujemy na to pytanie żadnej jasnej odpowiedzi.
Powiada się tylko, że jest to "prawo" Dharmy, czyli "wyraz sprawiedliwości", co w
naszym współczesnym języku oddaje się zwrotem "po prostu tak jest",
otrzymujemy niezmiennie tę samą odpowiedź, że "karma jest tajemnicą". I
rzeczywiście jest ona najwyższą rzeczą, pełną tajemnic. W jednym z
zamieszczonych wyżej przykładów mówiliśmy, że stosunkowo łatwiej jest rozwinąć
uczucie "religijne", kiedy złożymy przed sobą ręce, co jednak nie będzie łatwe
podczas - na przykład - stania na głowie. Kiedy idąc spotykamy uśmiechniętego
człowieka, wówczas w naturalny sposób odwzajemniamy uśmiech; jeżeli jednak
człowiek ów będzie zagniewany, to nie spotka się z żadną przyjazną reakcją.
Przysłowie powiada: "Oblicze jest jak lustro: kiedy się śmiejesz, śmieje się i ono."
Ilustruje to bardzo dobrze zasadę odpowiedniej reakcji. Kiedy jednak pytamy,
dlaczego ktoś inny się śmieje, kiedy się śmiejemy, to musimy przyznać, że
ostatecznej przyczyny nie znamy. Jest to przepełnione tajemnicą i niezgłębialne;
po prostu tak jest.
Przyjrzyjcie się bacznie tym dwóm rysunkom:
Na obu identyczne są oczy, brwi i nosy, a jedyna różnica polega na tym, że raz
kąciki ust są skierowane ku dołowi, a raz do góry. Te skierowane ku dołowi kąciki
ust nadają twarzy smutny wyraz, zaś skierowane ku górze - miły i wesoły.
Dlaczego jednak pewna przyczyna (pozycje kącików ust) wytwarza pewien skutek
(smutne lub wesołe oblicze)? Nikt nie może na to pytanie udzielić wyczerpującej,
ostatecznej odpowiedzi. Przekracza to wiedzę człowieka. Wiemy tylko, że tak jest,
lecz nie wiemy jak to jest.
Omówimy w skrócie podejście zachodniej i wschodniej filozofii do problemów
moralności i sprawiedliwości, które odgrywa pewną rolę.
W Nowym Testamencie czytamy: "Nie wolno nam oszukiwać samych siebie. Bóg
jest i bez okazywania należnego mu respektu nie ma osiągnięć. Co człowiek sieje,
to i zbiera!" Lecz wyjaśnienie tego zdania, brzmiące: "określona przyczyna pociąga
za sobą określony skutek", nie jest identyczne w filozofiach Wschodu i Zachodu.
Buddyzm jest zdania, że "jest to po prostu Dharma"; nie ma w tym niczego, co
można by zmienić, nie wymaga to także nieba, ani Boga, który musiałby poza
naszymi plecami określać lub nadzorować karmę. Z drugiej strony, zachodni
teolodzy interpretują ten problem rozmaicie, rozróżnia się "deizm" i "teizm", a
obie interpretacje zależą od tego, na czym opiera się pojęcie boskiej mocy
stwarzającej kosmos i jego prawa. Takie jest źródło koncepcji "woli bożej".
Teizm ostatnich lat utrzymuje, że Bóg jest transcendentny i immanentny, lecz ta
immanentność Boga oznacza, że naturalny przebieg procesu przyczyny i skutku
wymaga ingerencji boskiej mocy, która go napędza i podtrzymuje właściwy
kierunek.
Przeto można również powiedzieć, że wola boża i boska moc zabezpieczają
przebieg karmicznego łańcucha przyczyn i skutków. Religijnego ujęcia kołowrotu
przyczyn i skutków nie można zdefiniować w oparciu o proste obserwacje, lecz na
gruncie moralności. Bóg staje się sędzią, który nagradza dobro, a karze zło. Takie
ujęcie odnajdujemy we wszystkich kierunkach religii zachodnich. Widać zatem, że
buddyzm w filozoficznych podstawach nauki karmy przyjmuje "naturalny" punkt
widzenia, podczas gdy chrześcijaństwo zdaje się na wolę bożą. Buddyzm ze swym
podejściem, że "jest to po prostu Dharma" powiada dobitnie, iż dla karmy nie ma
w ogóle żadnego wyjaśnienia, bo "naturalne" ujęcie nie mówi "jak to jest", lecz że
"właśnie tak jest", nie starając się dać całkowitego i ostatecznego wyjaśnienia;
przeto jest to tak samo dobre jak całkowity brak wyjaśnień.
Wyjaśnijmy sobie zatem ową zasadę, której człowiek nie potrafi zawrzeć w swym
niedoskonałym umyśle.
Chrześcijaństwo udziela w tym wypadku odpowiedzi pozytywnej, stwierdzając, iż
skutek i przyczyna są wynikiem woli bożej. Należy jednak uprzytomnić sobie, iż
udzielanie odpowiedzi za wszelką cenę wcale nie musi być czymś lepszym od jej
poniechania, albowiem odpowiedź taka może być z gruntu fałszywa.
Nieudzielenie odpowiedzi nie musi być gorszym sposobem rozwiązania problemu,
albowiem "być może siła właśnie w niewyjaśnialności". Należałoby zatem
dokładnie rozpatrzyć oba stanowiska.
Skoro powiada się, że "określona przyczyna powoduje określony skutek", to gdyby
sytuację taką aranżował Bóg, to wypadałoby zapytać: "dlaczego Bóg czyni właśnie
tak, a nie inaczej?" lub "skąd właściwie pochodzi Bóg?" Przypuszczam, że
chrześcijańscy teolodzy również nie mają innej odpowiedzi poza tym, że Bóg
istnieje, i że to "tak właśnie jest", co również dowodzi, iż udzielenie ostatecznej,
wyczerpującej i zadowalającej odpowiedzi na to pytanie nie jest możliwe. Kiedy
więc zadajemy ostateczne pytanie dochodzimy do punktu, w którym niczego
więcej nie możemy wyjaśnić, ponieważ ludzka zdolność myślenia już nie wystarcza
i co najwyżej można się zdać na intuicję i wiarę.
W wyjaśnieniu nieuniknioności prawa przyczyny i skutku buddyzm i
chrześcijaństwo różnią się - najprościej mówiąc - tym, że buddyzm przyjmuje tę
nieuniknioność jako "naturalną", jako nieświadome zjawisko naturalne, natomiast
chrześcijaństwo widzi w tym wolę bożą.
Kiedy byłem jeszcze dzieckiem, mieliśmy w domu stare radio. Wtedy, pamiętam,
było to dla mnie w najwyższym stopniu dziwaczne, że takie pudełko mówi i może
śpiewać, zatem często pytałem dorosłych jak to jest, że taka rzecz może mówić i
śpiewać. A dorośli, by mnie zwodzić, odpowiadali, że tam w środku mieszka karzeł
i wydobywa z siebie różne dźwięki.
Odpowiedź tę długo brałem za dobrą monetę, wierzyłem im i zastanawiałem się
często, jak też ten karzeł może żyć w takiej skrzynce.
Kiedy wiedza ludzkości była jeszcze bardzo ograniczona, wówczas przyjmowanie
na wiarę pewnych niewyjaśnionych zjawisk natury jako powodowanych przez wolę
doglądającego ducha było czymś zupełnie naturalnym. I tak w wietrze mieszkał
duch wiatru, w deszczu - duch deszczu, w błyskawicy i gromie - duch błyskawicy i
gromu. Zresztą grom nazywa się po tybetańsku "krzyk smoka", co doskonale
obrazuje to zjawisko. Źródło takiego myślenia leży w tym, że rzeczy tego świata
są odnoszone do człowieka i do niego przynależą. Przy tym, każde naturalne
zjawisko wyprowadza się od jakiegoś tajemniczo działającego ducha. Taki sposób
myślenia określamy dziś mianem antropomorfizmu. Współczesna wiedza ogólna
informuje nas, że niekoniecznie wszystkie zjawiska muszą być kierowane przez
siłę woli jakiegoś ducha. Wiatr, deszcz, błyskawica i grom, tak jak wszystkie
tajemnicze zjawiska we Wszechświecie, są po prostu czymś naturalnym.
Kiedy chcemy, na przykład, odebrać określoną stację radiową, wystarczy nastawić
odbiornik na odpowiednią długość fali i już możemy słuchać tej stacji. Nastawienie
na określoną długość fali jest przyczyną, zaś odbiór audycji - skutkiem. Jeżeli
pomylilibyśmy się przy nastawieniu, nie moglibyśmy usłyszeć pożądanej stacji.
Zasada odpowiedniej reakcji w przypadku karmy również polega na tej
obustronnej zgodności, którą w buddyzmie określono mianem "umiarkowanej
reakcji uczuciowej"; odrzuca się tu istnienie wpływu wszelkich duchów
opiekuńczych. Ta naturalna analogia jest w gruncie rzeczy bardzo prosta, lecz
również bardzo tajemnicza.
Biegun przeciwny zajmuje, jedna z podstawowych w religiach zachodnich, nauka o
boskiej nagrodzie i karze. Skuteczność ruchu Wszechświata i prawa moralnego
wymaga istnienia jakiegoś Boga jako władcy. Bóg wyznacza kary i nagrody, i
rozdziela je wysyłając dobrych ludzi do nieba, złych do piekła; natomiast na
gruncie zasady odpowiedniej reakcji jest to zjawiskiem zupełnie naturalnym,
realizującym się samoistnie i bez ingerencji istoty nadprzyrodzonej. Kiedy
uśmiechamy się do kogoś, reakcją z jego strony będzie również uśmiech;
spojrzymy gniewnie, a nasz przeciwnik uczyni swą twarz również zagniewaną. Jest
to naturalna reakcja emocjonalna. W tym miejscu może ktoś zapytać, dlaczego
jednak czasami w ogóle nie poświęca nam uwagi ktoś, do kogo uśmiechamy się,
lub dlaczego niektórzy źli ludzie nie zbierają negatywnych skutków swego
postępowania, a inni, dobrzy - niczego dobrego?
Prosty przykład: Pan Kowalski i pan Wiśniewski są sąsiadami i zachowują się
względem siebie niezwykle sympatycznie. Któregoś dnia pan Kowalski, jak
zawsze, mówi do pana Wiśniewskiego: "Dzień dobry, panie Wiśniewski.", lecz pan
Wiśniewski nie odpowiada na to pozdrowienie z uśmiechem, rzuca panu
Kowalskiemu gniewne spojrzenie i idzie dalej, rzeczywiście nie zwracając uwagi na
sąsiada. Takich przykładów, kiedy uprzejme pozdrowienie nie znajduje stosownej
odpowiedzi, znamy sporo. Czy oznacza to, że zasada odpowiedniej reakcji jest
niezupełnie godna zaufania?
Buddyjska odpowiedź w tym przypadku brzmi, iż faktycznie pan Wiśniewski nie
odpowiedział z uśmiechem na pozdrowienie pana Kowalskiego, ale - być może -
istniała po temu jakaś inna, pośrednia przyczyna: może posprzeczał się z żoną i
przelał swój gniew na pana Kowalskiego. Zapewne, prędzej czy później, pan
Wiśniewski będzie żałował swego postępowania i dojdzie do wniosku, że nie
powinien był reagować na pozdrowienie sąsiada w tak nieprzyjemny sposób. Pan
Wiśniewski będzie zatem miał wyrzuty sumienia, a następnie ich właściwy owoc:
uprzejme już powitanie pana Kowalskiego. Gniewne spojrzenie pana
Wiśniewskiego należy bowiem do innego karmicznego łańcucha przyczynowo-
skutkowego (przyczyną była sprzeczka z żoną) i nie jest wynikiem przyjaznego
pozdrowienia ze strony pana Kowalskiego.
Związki między przyczyną i skutkiem są ostatecznie wielopoziomowe i
skomplikowane; kiedy odnosimy łańcuch przyczynowo-skutkowy "A" do łańcucha
"B", w sposób oczywisty dochodzi do nieporozumienia. Wszystko co przeżyliśmy w
formie reakcji nieodpowiedniej, należy - w najlepszym przypadku - zaliczyć do
fałszywie ustalonych związków łańcucha przyczynowo-skutkowego, czyli błędów w
zakresie rozpoznawania i rozróżniania przyczyny i skutku.
Mamy jeszcze w buddyzmie dwa dalsze wyjaśnienia, tłumaczące dlaczego dobro
lub zło nie zawsze niosą ze sobą odpowiednie owoce:
1. Jeszcze nie dojrzał czas (do zaistnienia tego owocu).
2. Brak odpowiednich okoliczności.
Kiedy się bowiem zasieje, potrzebny jest pewien czas, by dojrzały owoce tego
siewu, a zatem niezbędne jest osiągnięcie właściwego momentu. Ponadto, żeby
coś mogło dojść do skutku, winien jeszcze zaistnieć szereg innych okoliczności.
Jeżeli położymy ziarno pszenicy na stole, to nie wzejdzie z tego kłos, albowiem
ziarno należy wysiać do ziemi, podlewać, nawozić, zapewnić mu słoneczną pogodę
i odpowiedni klimat, a dopiero wówczas może się ono rozwijać. Na tym polega
istnienie odpowiednich okoliczności.
Bez względu na rodzaj przyczyny, dopóki czas i okoliczności nie dojrzały, dopóty
nie może ujawnić się oczekiwany skutek. Tak właśnie rozumie się w buddyzmie
"wzajemne spotkanie się przyczyny i okoliczności" jako warunku zaistnienia
dharmy. Jeżeli istnieje tylko przyczyna, lecz nie zaistniały sprzyjające okoliczności,
to nie może zaistnieć dharma.
Które z obu nauk - ta o "woli bożej", czy ta o "naturalnym prawie" karmy - jest
"rozsądniejsza" z filozoficznego punktu widzenia, o tym traktować będzie następny
rozdział.
Karma jako czynnik kształtujący
charakter
Chodzi tu o nisyanda-phala ("owoc tego samego porządku"), kiedy Gampopa w
swej "Stopniowej Drodze do Oświecenia" próbuje opisać następująco:
"Kiedy człowiek w którymś wcześniejszym życiu zabijał bez skrupułów, tedy
najprawdopodobniej będzie to czynił również w życiu obecnym. Jeżeli zaś we
wcześniejszym życiu bez skrupułów grabił, to w obecnym życiu przypuszczalnie nic
się nie zmieni. Wyjaśnia to, dlaczego niektórzy ludzie przez całe życie znajdują
upodobanie w zabijaniu, zaś inni nie są zdolni skrzywdzić nawet muchy."
Spróbujmy wreszcie zawrzeć w jednym zdaniu to, co oznacza nauka o karmie.
Owo zdanie brzmi następująco: "Olbrzymi wpływ na człowieka wywierają jego
zajęcia, i to do tego stopnia, iż staje się tym, co czyni." Jeżeli ktoś przez
trzydzieści lat był policjantem, to jego myślenie i zachowanie ukształtowało się
pod wpływem wykonywanego zawodu, w naturalny sposób stało się myśleniem i
zachowaniem policjanta. Jeżeli zaś ktoś przez trzydzieści lat był stolarzem, to w
swym myśleniu, mowie i czynach będzie stolarzem.
Pewnego razu poszedłem z mym przyjacielem, dentystą, do ogrodu zoologicznego.
Kiedy oglądał niedźwiedzia, tygrysa i lwa, nie widział w nich właściwie niczego
innego prócz zębów, podczas gdy mnie dane było oglądać te zwierzęta w ich całej
okazałości. W drodze do domu mój przyjaciel nie mówił o niczym innym prócz
zębów, o zasadniczych różnicach między budową zębów ludzi i zwierząt; po
prostu, nawet na tak krótki czas nie potrafił zapomnieć o swym fachu.
Umysł handlowca jest pełen cyfr. Przez cały dzień nie myśli on o niczym innym,
jak tylko o zarobku. Przeciętny człowiek idzie do ZOO, by pocieszyć się
zwierzętami i przyrodą, natomiast człowiek interesu najpierw mimochodem
wyliczy, czy nie przyniesie to straty. Widząc gdzieś nową dla siebie rzecz,
natychmiast zaczyna rozważać, czy jej nie kupić i nie spożytkować komercyjnie. Z
przykładów tych wynika, że stwierdzenie, iż człowiek jest tym, czym się trudni,
jest rzeczywiście trafne. Również w psychologii mówi się o charakterze człowieka
jako "warunkującym jego uwarunkowane zachowanie", ponieważ bez
przyzwyczajeń nie może uformować się żadna "osobowość". Konieczność
sprostania metodom naukowym ogranicza psychologię ogólną; nie pracuje też ona
z pojęciem karmy, w którym trzy czasy - przeszłość, teraźniejszość i przyszłość -
występują jako kształtujące "osobowość" czynniki. Ponieważ ogranicza się ona do
teraźniejszości, przeto dla niektórych zjawisk, jak na przykład talentu, w oparciu o
tak jednostronne podejście, nie sposób znaleźć zadawalającego wyjaśnienia.
Również genetyka nie może jednoznacznie wyjaśnić takich fenomenów.
Przodkowie Mozarta i Einsteina nie mieli takich uzdolnień muzycznych czy
fizycznych, które wyjaśniałyby talent ich potomków. Konstrukcja fizyczna może
wprawdzie mieć pewien wpływ na psychikę, lecz czynniki fizjologiczne nie
stanowią stuprocentowej podstawy uzdolnień natury psychicznej. Pomimo tak
wysoce naukowego i filozoficznego podejścia, pytanie o przyczynę takich
fenomenów pozostaje bez odpowiedzi; podczas gdy buddyjski punkt widzenia, to
znaczy nauka o karmicznym kołowrocie w owych trzech czasach, w porównaniu z
jednostronnym behawioryzmem, jest przecież bardzo logiczna. Nauka o
ponownych narodzinach nie jest czczą gadaniną, lecz najwyższym poglądem
filozoficznym. Mówiąc prościej, kiedy przyjmuję "instynkt" u zwierząt i "talent" u
ludzi, wtedy wyobrażenie czy przedstawienie jakiejś formy wcześniejszej
egzystencji staje się nader logiczne.
Formowanie osobowości przez nawyki, wykształcenie rozmaitych uzdolnień w
oparciu o nawyki z wcześniejszych żywotów, bywa często błędnie pojmowane jako
kształtowanie się pewnych tylko predyspozycji. Aczkolwiek, co się tyczy talentu, to
obok predyspozycji występuje tu również czynnik bardziej niezmienny, zaś jego
rozwój bądź zaprzepaszczenie zależą od dysponującego nim osobnika. Charakter
człowieka podlega nie tylko skłonnościom naturalnym; środowisko, w którym
wyrasta, wychowanie, które powinni dać rodzice i własny wysiłek, w wielkim
stopniu składają się na ukształtowanie tego, co nazywamy charakterem.
Formowanie się osobowości możemy również przedstawić przy pomocy prostego
szkicu.
Zamieszczony tu szkic jest obrazem charakteru człowieka, złożonego z
wrodzonych zdolności, bazujących na karmie i nawykach zbiorowych w
poprzednich żywotach, jak również na wychowaniu i własnym wysiłku oraz
wpływie środowiska w życiu obecnym.
Nie można przeto mówić o predestynacji. Ten kompleks należy rozpatrywać w
świetle "nauki o powstawaniu współzależnym", gdzie czynniki z wcześniejszych
żywotów stapiają się z czynnikami z życia obecnego.
Do tego momentu zbadaliśmy buddyjską naukę o karmie z sześciu różnych
punktów widzenia mianowicie:
1. karma jako siła (energia);
2. karma jako tajemnica;
3. karma jako "przeznaczenie";
4. karma jako związki;
5. karma jako wyraz sprawiedliwości (czyli prawo dharmy);
6. karma jako czynnik kształtujący charakter człowieka.
Mam nadzieję, że tych sześć punktów ujmuje wszystkie istotne aspekty
buddyjskiej nauki o karmie. Na następnym stronicach tej pracy rozpatrzymy kilka
tradycyjnych poglądów na karmę, a także popularny sposób jej rozumienia.
Tradycyjne poglądy na karmę
I.
Pogląd wyrażony w maksymie brzmiącej:
"Jedna przyczyna wywołuje wiele skutków."
Kiedy, na przykład, ktoś zabije pod wpływem alkoholu lub narkotyku, to wskazuje
to na karmiczną przyczynę zdarzenia. Jednakże wytrzeźwiawszy, morderca będzie
musiał cierpieć z powodu wyrzutów sumienia, ponieważ nie tylko zabił człowieka,
lecz także uczynił wdową jego żonę, a dzieci - sierotami. Właśnie te wyrzuty
sumienia są pierwszym skutkiem owej przyczyny, to jest morderstwa. Po pewnym
czasie czyn ten zostanie wykryty, zaś oprawca ujęty, osądzony i osadzony w
więzieniu. Jest to drugi skutek, niweczący wszelkie plany mordercy, dotyczące
jego przyszłości i narażający jego rodzinę na rozmaite cierpienia, czyli na trzeci
skutek jego czynu.
Oprócz reakcji łańcuchowej, morderstwo może spowodować, że w którymś
następnym życiu morderca sam padnie ofiarą morderstwa lub będzie cierpiał z
powodu ciężkiej choroby. Określono to w buddyzmie terminem "vipakapala".
Kiedy współczesny człowiek czyta sutry, w których jest mowa o karmie, może
odnieść wrażenie, iż kwestię tę potraktowano w nich przesadnie. Kiedy, na
przykład, sutra mówi, że niezliczoną ilość kalp temu żył człowiek, który dla
wyrażenia szacunku przechodzącemu Buddzie rzucił przedeń kilka ziaren ryżu i po
kilku kalpach ascetycznego życia zebrał owoce tego czynu (został królem, a jego
bogactwa były niewyobrażalnie wielkie), kiedy zatem czyta się taką opowieść, to
wydaje się nam ona mało prawdopodobna. W innej sutrze wspomniano, że
nagromadzona w wyniku złych czynów karma może być niezmiernie wielka.
Znajdujemy też historię pewnego bramina, który za namową swojej matki przeklął
pewnego mnicha tysiącem zwierzęcych imion. Z powodu powstałej przez to złej
karmy odrodził się z ciałem ryby i miał jeszcze do tego głowy wszystkich zwierząt
z owego tysiąca. Natomiast jego matka, która była promotorem owego czynu,
musiała niezliczoną ilość razy odradzać się w piekłach.
W buddyjskich sutrach mamy całe mnóstwo takich legend. Współczesny człowiek
może sądzić, że celem tego rodzaju przesady jest jedynie nakłonienie ludzi do
czynienia dobra i że dlatego przerysowano również następstwa złych czynów. W
Tybecie istnieje legenda, która opowiada historię pewnej starej kobiety, obecnej
podczas wygłaszania nauk o karmie przez wysokiego lamę. Kiedy dostojny lama
skończył, kobieta podeszła do niego i rzekła: "Co się tyczy nauki o karmie, to
jeżeli dobre czyny powodują dobrą karmę, to nie tylko ty, dostojny lamo, będziesz
Buddą, lecz nawet ja - zupełnie prosta, stara kobieta. Zaś jeżeli złe czyny
powodują złą karmę, to nie tylko ja, prosta kobieta, będę musiała odrodzić się w
piekle, lecz i tobie, dostojnemu lamie, również może to się przytrafić".
Jest to historia godna najwyższej uwagi, która przez swój głęboko ludzki charakter
budzi w sercach Tybetańczyków głęboką sympatię. Wywołuje ona także
niezmierzone współczucie. Zatem, wychodząc od nauki o karmie, można zgodzić
się z tezą, że często skutki większe są niźli przyczyny, co mogliśmy dostrzec na
przykładzie morderstwa.
Celem sutr akcentujących fakt, że nikła przyczyna może powodować wielki skutek,
było - przede wszystkim - nakłanianie ludzi do czynienia dobra i odstąpienia od
aktów szkodliwych. To rzeczywiście można uważać za chwyt dydaktyczny.
Niemniej jednak takie ujęcie ma swoje podstawy filozoficzne, o czym jeszcze
będzie mowa. Z religijnego punktu widzenia, wypowiedź taka - pominąwszy
wpływ, jaki wywiera tak pragmatyczna postawa na zachowanie - ma nadto
znaczenie głęboko symboliczne.
Kiedy w sutrach jest mowa o karmie, często znajdujemy opisy rozmów między
człowiekiem i zwierzęciem, w których zwierzęta władają ludzką mową. Takie
historie nie mogą uchodzić w naszych oczach za prawdziwe, ale mają znaczenie
symboliczne i dydaktyczne. Imię "Zabiyujing" (Sutra Ugody) świadczy, iż sutry
mają charakter głęboko symboliczny. Lecz nawet jeżeli tak jest, to są w nich
przecież miejsca, gdzie z naciskiem powiada się, iż nikła przyczyna może
powodować wielki skutek; i również z filozoficznego punktu widzenia jest to
niezaprzeczalną prawdą. Nauka o karmie jest nauką o odpowiedniej reakcji.
Spośród zjawisk karmicznych znacznie częściej można zaobserwować skutek niż
przyczynę. Dla wyjaśnienia tej nauki buddyści często posługują się przykładami
zjawisk naturalnych. Na przykład jak może jedno pszeniczne ziarno zmienić się w
tysiąc takich ziaren.
Przypomniałem sobie, że w jednym z magazynów ilustrowanych czytałem, iż
centrum Nowego Jorku, Manhattan, gdzie cena działki jest dzisiaj niezmiernie
wysoka, przed dwustu laty odkupiono od Indian za dwa dolary. Dzisiejsza i
ówczesna wartość nie pozostają w żadnym stosunku, niektórzy jednak utrzymują,
że gdyby przed dwustu laty złożyć te dwa dolary w banku, to odsetki dałyby
dzisiaj astronomiczną sumę. Rzeczywiście, w tym wypadku skutek byłby większy
od przyczyny, co można łatwo zaobserwować w Naturze. Doskonałym tego
przykładem jest podział komórki - podstawa wzrastania wszystkich istot. Komórka
jajowa ulega zapłodnieniu przez komórkę nasienną, następnie całkowite zlanie się
obu, i potem - połączone już w jedną komórkę - dzielą się na dwie, następnie na
cztery, osiem... itd., aż wreszcie powstaje mały człowiek, który składa się z
niezliczonej ilości komórek. Kiedy zatem przyczyna, mianowicie jedna komórka,
wywołuje skutek, czyli powstanie niezliczonej ilości komórek, wtedy można uznać
nawet nieco śmieszne prawo, tj. fakt powodowania przez jedną przyczynę licznych
rezultatów.
Przeto kiedy czytam sutry, muszę być świadom realizowanego przez nie
religijnego i dydaktycznego celu, jak również rozumieć symbolicznie zawoalowane
treści filozoficzne, które ze względu na ich pierwszoplanową zawiłość można
odrzucić jako całkowicie fantastyczne.
II.
Pomimo faktu, że przyczyna karmiczna może wywoływać wiele skutków,
nie może przecież wywoływać nieskończonej ich ilości.
Pojedyncza zapłodniona komórka może na drodze podziału doprowadzić do
powstania nowej istoty, składającej się już z miliardów komórek. Lecz skoro z tej
jednej komórki powstanie już nowa istota, wówczas kończy się jej zdolność do
tworzenia skutków. Dzieci "powodującego" je człowieka biorą swój początek w
innym łańcuchu przyczynowo-skutkowym. Dlatego też pomiędzy tą pierwszą
pojedynczą komórką a powstającym z niej później dzieckiem, istnieją tylko
pośrednie (nie zaś bezpośrednie) związki. Wynika z tego, że jedna przyczyna
może powodować wiele różnych skutków, lecz ilość tych skutków nie będzie
nieograniczona. Innymi słowy: ograniczona przyczyna może mieć jedynie
ograniczony skutek, nie zaś nieograniczony; w przeciwnym razie byłoby to
sprzeczne z zasadą odpowiedniej reakcji.
Religijne znaczenie tego faktu leży w tym, że również szkodliwe czyny człowieka,
wszystko jedno jakiego formatu, nie mogą powodować niekończącego się
cierpienia. Również najbardziej długotrwałe i najstraszliwsze piekła mają swój
koniec.
To samo tyczy się czynów pożytecznych; nie mogę one powodować wiecznego
pobytu w niebie. Przy tym, rozmaite nieba trzech światów (loka) również nie
zapewniają wiecznego w nich pobytu. Poza tym są jeszcze czyste krainy Buddów
w ich aspekcie Sambhogakaja i wreszcie mamy "Czangdzi guangtu" - wszystkie
czyste krainy Buddów w aspekcie Nirmanakaja. Ponieważ w pierwszym przypadku
[to jest w przypadku czystych krain Buddów aspektu Samobhogakaja - przyp.
tłum.] ich przyczyna jest nieograniczona, zatem i skutek jest nieograniczony; w
drugim przypadku - przyczyna jest ograniczona, a zatem i skutek takoż.
Co do tego czy chrześcijańskie niebo lub królestwo są miejscem, czy też
obszarem, to istnieją rozbieżne opinie. Jeżeli jest miejscem, to królestwo
niebieskie z nieograniczonym życiem - być może - mogłoby jeszcze być
uzasadnione. Jeżeli mianowicie przyjmuje się, że Bóg jest nieograniczony, a
ograniczony człowiek jest przeniesiony przez nieograniczoną łaskę, można też
przyjąć, iż ograniczone wstępuje w zakres nieograniczonego, wiecznego królestwa
niebieskiego.
Ponieważ jednak w buddyzmie zasadę odpowiedniej reakcji ujęto bardzo ściśle,
przyjmuje się tylko, że jedynie nieograniczona przyczyna może spowodować
nieograniczony skutek. Wynika z tego, że przenosząca pożytki karma nie jest
wolna od lgnięcia do ego, ani od dualizmu; wolna od obu tych cech jest jedynie
tak zwana aśravakarma. Tylko dobrą karmę, która wykracza ponad wszelki
dualizm i przywiązanie do "Ja", można uważać za nieograniczoną, czyli niosącą
wiecznie trwałe uwolnienie od wszelkich cierpień. U swych podstaw buddyzm
akcentuje "swoistą siłę". Takie ujęcie pozostaje w pewnym związku z zasadą
odpowiedniej reakcji.
Pochodzenie nauki o karmie
Trudno jest orzec z jakich czasów pochodzi nauka o karmie. Lecz ustalono, iż nie
jest ona tworem buddyzmu. Już przez najazdem Ariów na Indie waleczni
mieszkańcy półwyspu indyjskiego - Drawidowie - mieli w swej religii pojęcie
karmy, jogi i wyzwolenia. Za tą teorią wypowiadają się Zimmer i Basham.
Spośród kierunków religijnych dzisiejszych Indii najbliższy tym pierwotnym
wierzeniom jest dżainizm. We wcześniejszych sutrach buddyjskich znajdujemy
wiele wzmianek, zaświadczających istnienie związków między zwolennikami
buddyzmu i dżainizmu.
Nauki dżainizmu i wczesnego buddyzmu w niektórych punktach pokrywają się,
jednakże chodzi nam tutaj o wykazanie najważniejszych różnic.
W ujęciu buddyjskim zła lub dobra karma może powstać dopiero w razie
zainteresowania motywacji psychologicznej lub zamiaru. A zatem, brak zamiaru
popełnienia dobrego lub złego czynu uniemożliwia powstanie jakiejkolwiek karmy -
czy to dobrej, czy złej. Karmiczny krąg przyczyny i skutku nie jest - wedle
buddyzmu - procesem automatycznym.
Wedle "Nighata" Dżiny, całkowite zlikwidowanie cierpienia możliwe jest dopiero po
całkowitym zlikwidowaniu karmy, przy czym powstanie karmy uważa się za
zjawisko automatyczne, naturalny wynik "pewnej przyczyny powodującej
odpowiedni skutek". Popełniając określony czyn, powoduje się odpowiedni skutek;
nie jest istotne czy motywacja skłaniająca do popełnienia danego czynu była
pozytywna, negatywna, czy też neutralna. W każdym przypadku przyjmuje się na
siebie skutki spełnianego czynu. Jeżeli, na przykład, zabijemy kogoś przez
nieuwagę, niechcący, musimy ponieść wszelkie i rozliczne konsekwencje tego
czynu. Natomiast buddyzm naucza, iż niezamierzone spowodowanie śmierci nie
powoduje takich samych rezultatów karmicznych, jak zabójstwo dokonane celowo,
a więc z takim właśnie zamiarem.
Stuprocentowy mechanizm karmiczny w dżainizmie musi oczywiście prowadzić do
następującego wniosku: "Wszystkie ludzkie doświadczenia, przepełnione
cierpieniem lub pełne radości, wytwarzają przyszłe owoce karmiczne. Życie w
ascezie może wyrównać dług karmiczny i złagodzić przyszłe skutki (przyszłą
karmę); żyjąc w ascezie nie wytwarza się żadnej dalszej karmy, nie zaistnieje
zatem żaden skutek karmiczny. Tak więc, dzięki ascezie można karmę rozpuścić, a
niedziałanie może wstrzymać rozwój karmicznych komplikacji i pogmatwań. W ten
sposób można znieść warunkujące każdą karmę i uwarunkowane przez nią
cierpienie."
Dżaistyczny pogląd, zgodnie z którym nieumyślnie spowodowanie śmierć również
przynosi karmę wynikającą z zabijania, został odparty w "Kathavatthu".
Buddyjskie ujęcie karmy całkowicie różni się od mechanistycznego ujęcia
dżainijskiego, jako że akcentuje ono etyczną postawę człowieka i kierującą nim
motywację jako czynnik istotnie określający tworzenie karmy. Buddyzm nie
poprzestaje na samym tylko zewnętrznym zachowaniu się, co w czasach jego
powstania spowodowało prawdziwą rewolucję w zakresie pojmowania karmy.
Wedle buddyjskich poglądów na karmę, zachowanie zewnętrzne nie wystarcza już
jako kryterium rozróżniania dobra i zła lub pożyteczności i szkodliwości;
przeciwnie - nakłania on człowieka, by wejrzał w swe wnętrze.
"Buddhaghosa" następująco rozróżnia ujęcia karmy w buddyzmie i dżainizmie:
"Zwolennicy Buddy podobni są lwom, które bronią się dzielnie, kiedy myśliwy do
nich strzela; tak i buddyści z całych sił będą próbować położyć kres cierpieniu, są
jednak świadomi, że metoda wiodąca do zaprzestania cierpienia wymaga
wykorzystania przyczyny powodującej cierpienie, i niczego ponad wykorzenienie
przyczyny. Dżainiści są podobni psom, które bezmyślnie kąsają szablę czy kij,
którym są bite. Powiadają oni, że metoda wiodąca do zaprzestania cierpienia
polega na stosowaniu rozmaitych sposobów samoudręki. Jednakże taka postawa
świadczy o myleniu przyczyny ze skutkiem i nie staje się bezpośrednim środkiem
do usunięcia przyczyn tworzących karmę."
Wiedzieliśmy już, że buddyjska nauka o karmie bazuje na zasadzie odpowiedniej
reakcji i nie jest bynajmniej stanowiskiem mechanistycznym. Stanowisko takie
stwarza podstawy dla działania w oparciu o wolną wolę i etycznego zachowanie się
podbudowanego nauką o karmie. Reasumując powyższe wywody dochodzimy do
nieodpartego wniosku, że buddyjskie podejście prezentuje nadzwyczaj
skomplikowaną, trudną do ujęcia, rozległą i bogatą w konsekwencje naukę
religijną.
A zatem należało by zapamiętać, iż:
1. Z kosmologicznego punktu widzenia - karma reprezentuje
nieporównywalnie wielką siłę, tworzącą, podtrzymującą i niszczącą
zarówno jednostkę, jak i całe Uniwersum.
2. Z moralno-filozoficznego punktu widzenia - karma stanowi nieomylne,
naturalne prawo moralne, powodujące działanie moralne zgodnie z
określoną karmą.
3. Z formalnego punktu widzenia - dostrzegamy Tao karmicznego przebiegu
(realizowania się) zasady odpowiedniej reakcji, czego jednak umysł ludzki
nie jest w stanie objąć, albowiem stanowi to wielką tajemnicę
Wszechświata.
GARMA C. C. CHANG
AstralDynamics.pl © 2002
http://www.astraldynamics.pl/