Katyń - dzieło prawie jednego człowieka
W wyniku zbrodni katyńskiej życie straciło około 20 tysięcy polskich żołnierzy,
funkcjonariuszy policji, straży granicznej, przedstawicieli duchowieństwa i
inteligencji.
W zbrodni, która w dokumentach NKWD została nazwana "operacją rozładowania"
obozów i więzień, uczestniczyły dziesiątki osób - od pociągających za spust katów,
konwojentów, operatorów koparek, które wykopywały doły i zasypywały ciała
pomordowanych, po kierowców i zwykłe maszynistki, które przepisywały listy
nazwisk.
Po zakończeniu "operacji" wszyscy też zostali na tę specjalną okoliczność
wynagrodzeni dodatkami pieniężnymi, proporcjonalnie do "wkładu".
Kierujący egzekucjami jeńców z Ostaszkowa major (później generał) Wasilij Błochin
powinien zgarnąć ogromną część tej "premiowej puli". Osobiście zastrzelił około 7
000 Polaków - 35 % ofiar zbrodni katyńskiej zginęło z ręki jednego człowieka!
Kim był człowiek, którego ściągnięto do Katynia właśnie jako specjalistę od czarnej
roboty. Człowiek o niewyczerpanej energii do pociągania za spust i niezmąconym
wyrzutami sumienia, który jako emeryt umrze w 1955 roku we własnym łóżku w
wieku 60 lat (opowieści o obłędzie, zapiciu się na śmierć czy też samobójstwie
dręczonego poczuciem winy i krwawymi koszmarami majora należy włożyć między
bajki)?
Wasilij Błochin urodził się w 1895 r. w rodzinie biednych chłopów. Ukończył kilka
klas szkoły podstawowej, służył w armii carskiej, a po rewolucji październikowej w
Armii Czerwonej.
W 1921 r. wstąpił do Czeka i najprawdopodobniej w 1924 r. wykonał pierwszą
egzekucję. Od tego czasu musiał wykazać niezwykłymi zdolnościami jako kat, skoro
już w latach 30-tych jako komendant więzienia na Łubiance pełnił funkcję kogoś w
rodzaju "nadwornego kata Stalina", mimo że w ZSRR instytucja kata czy też
specjalne plutony egzekucyjne nie funkcjonowały.
Do przeprowadzania egzekucji brano często przypadkowych funkcjonariuszy, którzy
mieli broń, często konwojentów (w ten sposób wszyscy mieli lub mogli mieć krew na
rękach).
Jeśli wola Stalina wskazywała na kogoś jako wroga ludu, to osoba ta mogła być
niemal pewna, że śmierć spotka ją właśnie z ręki Błochina.
To z jego ręki zginęli Kamieniew i Zinowiew, śmietanka Armii Czerwonej z
marszałkiem Tuchaczewskim na czele, wybitny pisarz Izaak Babel, korespondent z
Hiszpanii Michaił Kolcow, twórca nowoczesnego teatru sowieckiego Wsiewołod
Meyerhold, czy też sam były szef NKWD Nikołaj Jeżow.
Bez żadnych ambicji, zadowolony z "ciepłej posadki", przetrwał rządy szefów Czeka
od Jagody po Berię, mimo że każdy po kolei szef NKWD posyłał do piachu starą
ekipę i sprowadzał swoich ludzi.
Wprawdzie Beria również ostrzył sobie na niego zęby, jednak zainterweniował sam
Stalin, argumentując, że drugiego takiego do "cziornaj raboty" ciężko znaleźć.
I nie mylił się. Szacuje się, że w ciągu 32 lat "pracy" Błochin własnoręcznie
rozstrzelał 50 000 osób, co daje mu pozycję kata wszech czasów. Po czym jako
zasłużony emeryt zmarł na wylew we własnym łóżku.
35 % ofiar zbrodni katyńskiej rozstrzelał w ciągu 28 nocy. Transporty liczyły (na
życzenie samego Błochina, który napisał, że inaczej "się nie wyrabia") po 250 osób.
Przy założeniu, że kwietniowa noc trwa około 10 godzin, Błochin co 2,5 minuty z
zimną krwią mordował kolejną osobę. Przez 28 dni.
Abstrahując od psychiki kogoś, kto całe życie spokojnie pociągał za spust, Błochin
opracował specjalne metody egzekucji, by móc "się wyrabiać".
Zastąpił zbyt szybko nagrzewające się nagany niemieckimi walterami, strzelał nie w
potylicę, ale między pierwsze kręgi szyjne (mniej krwi i rzadziej trzeba było dobijać),
a także zakładał specjalny strój (wspominany ze strachem nawet przez innych
wykonawców zbrodni katyńskiej): skórzany fartuch rzeźnika (by nie ubrudzić
munduru czekisty) i rękawice (by nie parzył pistolet).
Doczesne szczątki kata wszech czasów leżą daleko od katyńskiego lasu - w
honorowej alei Cmentarza Dońskiego w Moskwie, tego samego, na którym został
pochowany Sołżenicyn. Na wypolerowanym grobie arcykata wciąż rosną zadbane
kwiaty.
Leży jednak bardzo blisko wielu innych z 50 000 rzeszy swoich ofiar. Około 50 m
dalej znajduje się tzw. Wspólna Mogiła nr 1, w której spoczywają prochy
skremowanych ofiar czystek lat 30-tych. Większość z nich skończyła z kulą w głowie
wystrzeloną właśnie przez Błochina.