Prosta gra - Jerzy Engel
Jerzy Engel
Prosta Gra
Redakcja techniczna Małgorzata Gucman
Zdjęcia
„Przegląd Sportowy"
Marek Mordan - „Dziennik Polski'
Puma Polska
archiwum prywatne
© Copyright by Jerzy Engel
ISBN 83-920124-0-2
Wydanie I
Wydawca
ART Flexo sp. z o.o. ul. Rotundy 7 01-340 Warszawa
Wstęp
Drogi Czytelniku!
Książka, którą wziąłeś do ręki, opisuje moje osobiste przeżycia oraz subiektywne odczucia, związane z
awansem i udziałem polskiej reprezentacji w Mistrzostwach Świata Korea-Japonia 2002. Są to wspomnienia o
pracy zespołu i większości istotnych dla mnie zdarzeń związanych z funkcją selekcjonera reprezentacji Polski.
Każdy uczestnik Mundialu zapamiętał ten turniej na swój sposób. Dla każdego z nas te same zdarzenia miały
różną wartość. Gdyby napisał ją zawodnik, działacz lub kibic, zapewne poruszyłby inne wątki lub opisał inne
zdarzenia, których był bezpośrednim świadkiem.
Mistrzostwa Świata są turniejem niezwykłym, zapisującym się w pamięci uczestników tej imprezy głęboko
wyrytym śladem na psychice.
Każde dziecko kopiąc piłkę, marzy o tym, żeby grać tak dobrze, jak najlepsi polscy piłkarze. A młodzi
zawodnicy śnią, aby stanąć chociaż raz w życiu na wypełnionym po brzegi stadionie, w meczu
transmitowanym przez wszystkie sportowe stacje telewizyjne na świecie.
Niewielkiej grupie ludzi, wyselekcjonowanej i poprowadzonej przeze mnie, marzenie to się spełniło.
Kiedy obejmowałem funkcję selekcjonera reprezentacji Polski, niewiele osób w Polsce dawało mi jakąkolwiek
szansę na osiągnięcie celu. Już na pierwszej konferencji prasowej, kiedy ogłoszono moją nominację,
dziennikarze udowadniali mi, że porywam się z motyką na słońce. Mówili, że nie ma przecież w Polsce
piłkarzy, którzy mogliby do tak wielkiej imprezy awansować. Przez ostatnie szesnaście lat reprezentacja
odpadała w kolejnych eliminacjach, mimo że była prowadzona przez różnych selekcjonerów. Dziennikarze
pytali więc, na jakiej podstawie sądzę, że akurat mnie się to uda. Ostatnie pytanie podczas tej konferencji
brzmiało, ile bym postawił ze
swojego majątku na nasz awans. Kiedy odpowiedziałem, że wszystko co mam, zaległa cisza i na tym
konferencja się zakończyła.
Ale zdawałem sobie sprawą z faktu, że nie znalazłbym osoby na tej sali, która postawiłaby nawet grosik na
nasz awans. Środowisko dziennikarskie nie było w swojej opinii odosobnione. Kiedy byłem gościem redaktora
Michała Olszańskiego w programie „Radiowa trójka nocą", w którym rozmawialiśmy na antenie bezpośrednio
z kibicami, odczucia społeczne były takie same, jak dziennikarzy. śaden z rozmówców, a było ich bardzo
wielu, nie dawał reprezentacji jakichkolwiek szans na awans do Mistrzostw Świata.
Kiedy nasz awans stał się faktem, byłem bardzo szczęśliwy. Gwizdek sędziego kończący zwycięski mecz z
Norwegią w Chorzowie, wyzwolił w nas eksplozję radości. Wypełniony do ostatniego miejsca,
biało-czerwo-ny od flag i koszulek kibiców stadion, emanował szczęściem i wzruszeniem. Zwykle udawało mi
się panować nad emocjami i nie okazywałem nigdy ani zbytniej radości, ani smutku. Tym razem jednak po
prostu nie sposób było obronić się przed rozsadzającą głowę euforią.
Pomimo upływu wielu lat od tamtego meczu, wciąż spotykam kibiców, którzy byli tego dnia na chorzowskim
stadionie i razem z nami przeżywali radość z awansu reprezentacji do Mistrzostw Świata. Każdy z nich nie
ukrywa, że wzruszenie powodowało dławienie w krtani, a łzy same cisnęły się do oczu. Czy może być coś
bardziej wartościowego dla nas wszystkich niż możliwość przeżycia takich emocji.
Zupełnie inne uczucie towarzyszyło mi, kiedy szykowaliśmy się do wysłuchania Hymnu przed pierwszym
naszym meczem na Mundialu. Rozpierało mnie uczucie dumy, że wreszcie jesteśmy na Mistrzostwach,
Strona 1
Prosta gra - Jerzy Engel
pomiędzy najlepszymi reprezentacjami na świecie. Byłem szczęśliwy, że mogłem dać tę chwilę wielkiej
satysfakcji wszystkim moim nauczycielom, mistrzom i profesorom. To oni triumfowali w tym momencie
razem ze mną, bez względu na to, co mógł nam dalej przynieść Mundial. Było to dla mnie również w pełni
świadome poczucie dumy narodowej. To był moment, w którym mogłem razem z piłkarzami i
współpracownikami, spojrzeć uczciwie poprzez ekrany telewizorów prosto w oczy wszystkim kibicom w
Polsce. Przecież awansowaliśmy do Mistrzostw dla nich, żeby po wielu latach oczekiwań mogli wreszcie
przeżyć w radości lub smutku sam udział naszej reprezentacji w Mistrzostwach Świata.
Wiedziałem, że Mundial jest dla nas wielką niewiadomą. Jechaliśmy do Azji z nadziejami, ale jednocześnie z
wielką obawą. Nie byliśmy na tyle
silną reprezentacją, aby móc ze spokojem czekać na kolejne mecze. Ale sam ten moment potwierdzający
Hymnem nasze uczestnictwo w tej imprezie, był więcej wart niż tysiące wygranych meczów o jakąkolwiek
stawkę w całej mojej ponad 27-letniej karierze trenerskiej. Staliśmy tam na stadionie w Korei, czując pulsujący,
wrogo nastawiony do nas, falujący tłum koreańskich kibiców. Trzymaliśmy się mocno za ręce i byliśmy
spleceni wiarą, że będziemy w stanie nawiązać równorzędną walkę z przeciwnikiem i wygrać^mecz. Po raz
kolejny, przeciwko wszystkim nieprzychylnym nam prognozom.
Wiele osób ma swój większy lub mniejszy współudział w naszych sukcesach. Nikt w sporcie zespołowym, a w
szczególności takim, jak piłka nożna, nie zwycięża i nie przegrywa sam. Zanim podjąłem jakąkolwiek ważną
dla zespołu decyzję, była ona konsultowana i przeanalizowana przez wiele osób. Miałem wspaniałych
współpracowników, z których każdy odpowiadał za swój wycinek pracy. Razem składaliśmy w jedną całość
koncepcję gry zespołu, nad którą pracowaliśmy na co dzień oddzielnie. Ci sami ludzie pracowali nad
sukcesami reprezentacji w eliminacjach oraz na Mistrzostwach Świata. Ostateczna decyzja zawsze należała
wyłącznie do mnie i podejmowałem ją w oparciu o wszelką możliwą do uzyskania wiedzę szkoleniową,
organizacyjną i medyczną oraz wypływające z niej wnioski.
Nie ma trenerów, zawodników, sędziów czy działaczy nieomylnych. Każdy może popełnić błąd, który
wpływa w konsekwencji na wynik meczu lub na dalsze losy drużyny. O błędach popełnianych w meczach
zakończonych zwycięstwem łatwiej się zapomina, bo zwykle zwycięzców się nie sądzi. Kiedy jednak
spodziewanego sukcesu nie ma, wtedy każdy, nawet najmniejszy, błąd urasta do rangi katastrofy i jest
obracany na wszystkie strony, jak drogocenny diament przez większość polskich mediów.
Nie zaliczano nas do grona faworytów Mistrzostw, a bukmacherzy dawali nam jedynie symboliczny procent
szans na wyjście z grupy. Z grupy nie wyszliśmy i chociaż w ostatnim meczu pokonaliśmy USA, nie zmieniło
to wiele w ocenie naszego udziału w Mistrzostwach.
Sam awans do Mistrzostw Świata był naszym ogromnym sukcesem i jak się po czasie okazało, wynikiem
maksymalnym, jak na możliwości polskiej piłki nożnej.
Ten nieoczekiwany sukces osiągnięty we wspaniałym stylu, spowodował falę entuzjazmu nie tylko wśród
kibiców, ale przede wszystkim w naszej ekipie. Spojrzeliśmy nagle z olbrzymim optymizmem na umiejętności
7
i wartość naszych piłkarzy. Niestety przewartościowaliśmy aktualne możliwości zespołu i widzieliśmy go
takim, jakim chcieliśmy, żeby był, a nie takim, jakim był naprawdę. A byliśmy przecież tylko solidnym
zespołem średniej klasy europejskiej.
Dlatego fatalne dla nas w skutkach okazało się zbyt częste powtarzanie w mediach, że jedziemy na
Mistrzostwa po kolejne zwycięstwa i sukcesy. Ale czy można było mieć o to do nas pretensje. Miliony kibiców
radowały się razem z nami i na każdym kroku spotykaliśmy się z dowodami ich olbrzymiej sympatii i nadziei
na nasze dalsze sukcesy. Trenerzy, piłkarze oraz wszyscy członkowie sztabu reprezentacji stali się idolami
młodzieży i pieszczochami mediów. W takiej atmosferze trudno nam było nagle odciąć się od tego
entuzjastycznego nastroju, jaki zapanował w narodzie. To na pewno osłabiło moją czujność na zagrożenia,
jakie niósł za sobą sukces i spowodowało, że nie doceniłem rad przyjaciół, którzy znając dobrze polskie
piekiełko, a przede wszystkim poziom i trudności, jakie czekały na nas podczas Mundialu, przestrzegali przed
nadmiernym optymizmem.
Wierzyłem w mój zespół. Wierzyłem w ogromne możliwości każdego zawodnika, który znalazł się w ekipie
lecącej do Korei. Czułem jak pozytywne emocje związane z naszym udziałem w Mundialu inspirują i
motywują mnie co dzień i byłem pewien, że taki sam zapał do pracy udzielił się nam wszystkim. To dawało
nadzieję, że będziemy grać na jeszcze lepszym poziomie niż dotychczas.
Jeśli zespół po awansie do takiej imprezy nic zrobi postępu w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła, to nie
może liczyć na sukces. Byłem pewien, że jesteśmy dobrze przygotowani pod względem taktycznym, a
Strona 2
Prosta gra - Jerzy Engel
zdecydowana większość zawodników również pod względem fizycznym. Dużą niewiadomą była natomiast
forma psychiczna zespołu Tak do końca trudno było odgadnąć, czy dla większości piłkarzy sam udział w
Mistrzostwach mc był traktowany jako nagroda sama w sobie za wiele lat starań o udział w tej imprezie.
Pytaniem było, czy zawodnicy byli nadal głodni sukcesu i czy byli w stanie walczyć o coś więcej.
Marek Koźmiński w wywiadzie dla telewizji Canal Plus powiedział już po Mistrzostwach, że stworzył się tak
znakomity kolektyw w naszej reprezentacji, że zawodnicy poszliby za sobą w ogień. Dlatego mając mocny atut
w postaci znakomitej atmosfery wewnątrz zespołu, zastanawialiśmy się, co sprawiło, że zawodnicy grali jak
sparaliżowani w pierwszym meczu z Koreą.
8
Po prostu przyjąłem niestety błędne założenie, że gra w Mistrzostwach Świata wyzwoli w zawodnikach
niesamowite pokłady energii, co przy żelaznej dyscyplinie taktycznej będzie wystarczającym podłożem
zwycięstwa. Nie wziąłem pod uwagę czynnika psychologicznego, jaki wpłynął w tym przypadku bardzo
negatywnie na grę zespołu. Nie przewidziałem, że tak doświadczeni w grach reprezentacyjnych piłkarze, nie
udźwigną stresu jaki przyniósł ze sobą pierwszy w ich życiu mecz na Mistrzostwach Świata. Zakładałem, że
wszyscy jedziemy tam z jednakową wolą walki o sławę, narodową godność i honor zawodowców. śe jesteśmy
jednakowo zdeterminowani do budowy kolejnej legendy, jaka po takim turnieju powstaje wokół jego
uczestników. Ja nie czułem żadnej tremy i byłem zdeterminowany walczyć o wszystko. Wydawało mi się, że
wszyscy mamy podobne odczucia i reakcje. Tymczasem okazało się, że patrzyłem na zespół przez pryzmat
własnych odczuć i to był mój duży błąd.
Zawodnicy byli sparaliżowani emocjami, jakie wywarł na nich sam udział w Mistrzostwach Świata. Okazje do
zdobycia bramek, które sobie stworzyliśmy, były zwykle z łatwością wykorzystywane przez piłkarzy w
meczach o mniejszą stawkę, a stały się nagle zadaniami nie do wykonania dla nich na Mundialu. Popełniliśmy
błędy w grze każdej formacji, jakie nie zdarzały się nam nigdy wcześniej, a ich podłożem były nieodporne na
stres, nieznane nam dotąd pokłady naszej psychiki. Byliśmy debiutantami, beniaminkiem dostającym surowe
lekcje od doświadczonych mundialowych wyjadaczy.
Korea, Portugalia i USA występowały regularnie co cztery lata na tej imprezie. My swoim udziałem
spowodowaliśmy odkurzenie przez FIFA tabliczki z napisem Polska po szesnastu latach nieobecności na tym
turnieju polskiej reprezentacji. Nie sprostaliśmy Korei i stanęliśmy przed jeszcze trudniejszym zadaniem, aby
szukać punktów w meczu z Portugalią.
Portugalia jednak była dla nas przeciwnikiem zbyt mocnym. Wiedzieliśmy o tym przed Mistrzostwami i
potwierdziło się to na boisku. Przegraliśmy i nie mieliśmy już żadnych szans na wyjście z grupy.
Dopiero w ostatnim meczu grupowym odnieśliśmy zwycięstwo. Grając o własną i narodową godność oraz o
to, aby powrócić do Polski z podniesioną głową chociaż na tarczy, zagraliśmy na dobrym poziomie. Zaczęło
procentować już zdobyte doświadczenie i wyciągnięte przez zawodników wnioski z dwóch przegranych
meczów.
Czy stać nas było podczas tych Mistrzostw na więcej. Korea okazała się „czarnym koniem'" turnieju, zajęła
czwarte miejsce na świecie i pozosta-
wiła w pokonanym polu zdecydowanie lepsze od nas reprezentacje. W meczu z Portugalią, pomimo gry trójką
napastników, nie potrafiliśmy zmusić do kapitulacji bramkarza Portugalczyków, a kiedy się nam to wreszcie
udało, sędzia dopatrzył się przewinienia. Możliwe, że ta nie uznana przez sędziego bramka, mogła zmienić
losy meczu i udziału w Mistrzostwach naszej reprezentacji. Mecz zakończył się jednak naszą wysoką porażką i
tak to już w statystykach mundialowych pozostanie na zawsze.
Spotkanie z USA było ostatnim meczem „mojej" reprezentacji. Zamknął on jak klamrą dwuipółletni okres
pracy zespołu i był dwudziestym dziewiątym meczem polskiej drużyny pod moim selekcjonerskim
kierownictwem. Pożegnałem się z reprezentacją Polski dobrym widowiskiem, meczem rozegranym na
wysokim poziomie piłkarskim, a co najważniejsze zakończonym zwycięstwem..
Każdy zespół rozgrywa dziesiątki meczów, ale dochodzi wreszcie do takiego momentu w swojej pracy, który
może decydować o jego dalszym losie. Ja miałem trzy takie przełomowe mecze.
Pierwszym był mecz w Kijowie rozegrany 2 września 2000 roku, otwierający nasze eliminacje do Mistrzostw
Świata. Niewiele osób dawało nam wtedy jakąkolwiek szansę na zwycięstwo w konfrontacji z reprezentacją
Ukrainy. Media szykowały się na frontalny atak na mnie i tworzoną przeze mnie drużynę. A my
pracowaliśmy intensywnie. Przygotowaliśmy nowe warianty taktyczne dla zespołu i nowy system gry. Można
być znakomicie przygotowanym i jednak przegrać. Mecz jest zawsze wielką niewiadomą.
Nasze wysokie zwycięstwo w Kijowie nie tylko zaskoczyło wszystkich w Polsce, ale dało nam pierwsze
Strona 3
Prosta gra - Jerzy Engel
miejsce w grupie, którego nie oddaliśmy już do końca eliminacji. Na Ukrainie rozpoczął się nasz fantastyczny
serial piłkarski zakończony dopiero na Mundialu meczem z USA.
Drugim momentem przełomowym „mojej" drużyny był mecz rozegrany 1 września 2001 roku w Chorzowie
przeciwko reprezentacji Norwegii. Wysokie zwycięstwo w tym meczu przypieczętowało ostatecznie nasz
awans do Mistrzostw Świata w Korei i Japonii 2002.
Trzecim był wysoko przegrany mecz z Portugalią podczas Mundialu, w którym porażka eliminowała nas z
dalszego udziału w Mistrzostwach i kończyła naszą rywalizację na fazie grupowej.
Mecz przeciwko USA pozostał w mojej pamięci jako piękne zakończenie zbyt trudnej dla nas imprezy i
jednocześnie wspaniałe pożegnanie się „koreańskiej" reprezentacji z naszymi kibicami.
10
Pierwsze półrocze 2002 roku nie było statystycznie takie złe. Zwyciężyliśmy w czterech meczach: z Wyspami
Owczymi, Irlandią Płn., Estonią i USA. Przegraliśmy również cztery mecze: z Japonią, Rumunią, Koreą i
Portugalią. Ale niestety, dwie spośród czterech porażek przypadły na Mundial.
0 Mundialu napisano i wypowiedziano wiele nieprawdziwych opinii, z krzywdą dla uczestniczących w nim
piłkarzy, trenerów, ludzi z mojego sztabu i dla mnie osobiście. Na szczęście kibice znakomicie potrafią
odróżnić kłamstwo od prawdy i rozróżniać bezbłędnie intencje ludzi po tym, jak się wypowiadają lub jak
piszą.
Tymczasem dla nas, uczestników Mistrzostw, sam udział w nich pozostawił na zawsze wspomnienia, których
nie jest w stanie zatrzeć żadna złośliwa krytyka. Dla mnie awans do Mistrzostw Świata i udział w nich był
spełnieniem się marzeń osobistych i zawodowych. Pozostał oczywiście niedosyt, związany z wynikami
zespołu i zbyt szybko zakończonym naszym udziałem w Mistrzostwach. Ale nawet odpadnięcie z turnieju w
fazie grupowej nie jest w stanie zburzyć pozytywnego obrazu „mojej" reprezentacji 2000-2002, jaki na zawsze
utrwalił się w mojej pamięci.
Oczywiście grając na coraz wyższym poziomie, stawiamy sobie coraz większe wymagania. Kazimierz Górski,
największy autorytet w polskiej piłce nożnej, powiedział mi pewnego dnia:
— Wiesz Jurek, panie kolego, chciałbym dożyć awansu polskiej reprezentacji do Mistrzostw Świata.
Kiedy awans stał się faktem, pan Kazimierz przy tradycyjnym koniaczku z okazji naszego awansu,
wypowiedział nowe życzenie:
— Teraz to chciałbym dożyć jeszcze, aby Polska zagrała w finale.
1 tak właśnie się to odbywa, że nigdy w pełni nie satysfakcjonuje nas to, co już osiągnęliśmy i wciąż marzymy
o czymś więcej. Jest to oczywiście dla każdego z nas normalne i naturalne. My też marzyliśmy o Złotej Nike i
mówiliśmy o tym głośno.
Wszyscy piłkarze, którzy byli ze mną podczas eliminacji oraz uczestniczyli w Mistrzostwach Świata w Korei i
Japonii, pozostaną na zawsze w mojej pamięci jako najwięksi z największych i najlepsi z najlepszych w latach
2000-2002. Legendą, sławą i wynikami nie możemy się równać z tymi polskimi reprezentacjami, które
osiągnęły od nas więcej, zdobywając medale i uczestnicząc we wcześniejszych Mistrzostwach Świata. Jednak
sam awans i uczestnictwo w imprezie, w której mają prawo uczestni-
11
czyć tylko najlepsze reprezentacje na świecie, jest już wielkim wyróżnieniem samym w sobie. I to bez względu
na fakt, które z tych drużyn później osiągną sukces, a które nie.
Lżej nam było na duszy, kiedy razem z nami odlatywały z Mistrzostw takie potęgi piłkarskie, jak Francja,
Argentyna czy Portugalia. Oczywiście niczego to nie usprawiedliwia, ale pokazuje, jak wielki stopień
trudności niósł ze sobą już sam udział w Mistrzostwach.
Przez cały okres mojej pracy w PZPN nie zabiegałem o względy nikogo. Było mi obojętne co sądzą o mnie i
moim sztabie prezesi związku i ich doradcy. Zdawałem sobie sprawę, że tak długo, jak drużyna będzie
zwyciężać i profitować z tego będą wszyscy w związku, to nie będę miał żadnych problemów. Pracowałem
uczciwie i konsekwentnie. Korzystałem z najnowocześniejszej wiedzy i materiałów. W opracowaniu programu
przygotowań pomagali mi wspaniali ludzie, naukowcy i lekarze. Razem z moimi współpracownikami
przygotowaliśmy reprezentację najpierw do meczów eliminacyjnych, a później do Mundialu. Nikt w Polskim
Związku Piłki Nożnej nie miał żadnego wpływu od strony szkoleniowej na moją pracę ani na pracę mojego
departamentu.
Ale taki już jest układ w PZPN, że na pracę selekcjonera wpływu nie może mieć nikt. Podobnie jak nikt z
mojego departamentu nie interesował się tym, co robią prezesi czy inne departamenty w związku. To było
znakomite, bo każdy robił swoje i nie zaglądał innemu przez ramię. Oczywiście sukces jest udziałem
Strona 4
Prosta gra - Jerzy Engel
wszystkich w PZPN i całej polskiej piłki nożnej, a nie tylko mojego departamentu i tak w swoim gronie to
rozumieliśmy. Przy porażce natomiast te proporcje bardzo się zmieniały.
Nie mam żalu o rozwiązanie departamentu reprezentacji narodowej po Mistrzostwach Świata. Nie wyszliśmy
z grupy, przegraliśmy wysoko z Portugalią i liczyliśmy się z konsekwencjami. Szkoda tylko, że nasze rozstanie
odbyło się w sposób niegodny tej instytucji i na poziomie, nazwijmy to trzecioligowym. Dlatego pozostały
urazy i niedomówienia, plotki i niechęć, podejrzenia i kłamstwa. Czas z pewnością zaleczy rany i jak zwykle
zweryfikuje wszelkie, podejmowane pod wpływem emocji i nie kompetentnych podpowiedzi, decyzje.
Zadziwiające dla mnie było to, że tak długo oczekiwany w Polsce sukces, jakim był udział naszej reprezentacji
na Mundialu, sami szefowie związku, zmienili w klęskę, akcentując jedynie fakt, że byliśmy zbyt słabym
zespołem na tej imprezie, aby osiągnąć coś więcej. Szukano błędów tam, gdzie ich nie było, a niekompetencja
wielu ludzi i sła-
12
bóść środowiskowa tak zwanych autorytetów, spowodowała, że tak naprawdę nie było wielu osób, które
mogłyby nasz udział w Mistrzostwach realnie ocenić. Albo niewiele osób rozumiało, że nasz zespół nie był w
stanie osiągnąć nic więcej, albo rzeczywiście Mistrzostwa zweryfikowały wiedzę wielu osób w kraju. Było to
również świadectwem, że nie tylko my, pracujący przy zespole, ulegliśmy ogólnonarodowej euforii po
awansie i przewartościowaliśmy zespół. Okazało się, że zrobili to wszyscy, którzy nas z taką ochotą
krytykowali.
Dlatfigo chylę czoła przed wszystkimi, którzy byli z nami na dobre i na złe do końca Mistrzostw Świata.
Wiem, że łatwo być z zespołem kiedy wygrywa i ci, którzy w nas wierzyli podczas eliminacji, mieli swoje
wielkie dni. Trudno jest znosić gorycz porażki, ukochanego zespołu i nadal trwać przy drużynie.
Tym wszystkim, którzy wytrwali przy nas do końca Mistrzostw oraz tym, którzy z takim entuzjazmem witali
nas na lotnisku w Warszawie po przylocie z Korei, w pierwszej kolejności dedykuję tę książkę.
Cieszę się Drogi Czytelniku, że zdecydowałeś się na przeczytanie mojej książki, bo są w niej opisane uczciwie,
chociaż subiektywnie, moje odczucia podczas końcowego okresu pracy z reprezentacją. Starałem się oddać
najwierniej jak tylko potrafię to, co wydarzyło się przed Mundialem i podczas Mistrzostw. A jeśli sprawię, że
znajdziesz w tej książce coś, co cię rozbawi, zaintryguje, zainteresuje lub dowiesz się czegoś, o czym
dotychczas nie wiedziałeś, będzie to spełnienie moich intencji jej napisania.
Wierzę, że po tej lekturze jeszcze bardziej przychylnie, spojrzysz na reprezentację 2000-2002 i ludzi, którzy ją
tworzyli.
Selekcjoner Reprezentacji Polski
2000-2002 Władysław Jerzy Engel
Kto nie był w ekipie, która wywalczyła awans i uczestniczyła w piłkarskich Mistrzostwach Świata, nie jest w
stanie zrozumieć, jak wiele znaczyło to dla tych, którzy tego dokonali.
SELEKJONER REPREZENTACJI POLSKI -TRENER PIŁKI NOśNEJ
Trener piłki nożnej, to jeden z najbardziej stresujących zawodów na świecie. Niewiele jest profesji, które
powodują, że siedząc na ławce obok graczy rezerwowych podczas meczu, doprowadza się swoje tętno do
ponad dwustu uderzeń na minutę. Nieprzypadkowo nasze serca są badane analitycznie co trzy miesiące.
Operacje serca, które musiało przejść wielu szkoleniowców, że wystarczy wymienić tak znanych, jak Johan
Cruyff, Bobby Robson, Graham Sounes czy Gherard Houllier, są tylko przykładami skutków, jakie pozostawia
po sobie stres związany z tym zawodem.
A jeśli jest się selekcjonerem reprezentacji narodowej i czuje na sobie spojrzenia milionów ludzi, którzy z
olbrzymią nadzieją czekają na zwycięstwo swojej ukochanej drużyny, wtedy stres wywołany chęcią spełnienia
tych oczekiwań, jest zdecydowanie wyższy.
Zdawałem sobie sprawę, że stanowisko selekcjonera reprezentacji narodowej jest bardzo eksponowanym
miejscem pracy. Kiedy reprezentacja zwyciężała w ważnych meczach eliminacyjnych i kiedy awans stał się
faktem, media wychwalały mnie, mój sztab i piłkarzy pod niebiosa. Trudno było znaleźć dziennik, tygodnik
czy miesięcznik bez artykułu z naszymi zdjęciami. Zachować prywatność w takiej sytuacji jest bardzo trudno.
Oto spełniły się marzenia milionów kibiców w Polsce i awansowaliśmy do Mistrzostw Świata. Wszyscy chcieli
się dowiedzieć jak najwięcej o mnie, moich współpracownikach i piłkarzach, o wszystkich, dzięki którym po
wielu latach oczekiwań Polska znowu znalazła się na piłkarskich salonach.
Jednak wystarczyło przegrać dwa razy z rzędu na Mistrzostwach Świata, aby stać się celem totalnej krytyki
medialnej, uderzającej nie tylko we mnie, ale w całą moją rodzinę.
Dwóch najbardziej wrogo nastawionych do mnie żurnalistów jeszcze długo po zakończeniu imprezy, kłamiąc i
Strona 5
Prosta gra - Jerzy Engel
naginając fakty, starało się obrażać mnie na łamach prasy.
15
Taka jest cena, jaką płaci selekcjoner reprezentacji narodowej za sukces, jakim był już sam udział polskiej
reprezentacji w Mistrzostwach Świata.
Z roku na rok rośnie komercjalizacja piłki nożnej. Kwoty pieniężne, zaangażowane w wielkie widowiska
piłkarskie są ogromne, a my trenerzy poddawani jesteśmy co kilka dni potężnie stresującym egzaminom z
umiejętności zwyciężania. Czy komercjalizacja Mistrzostw Świata odcisnęła swoje piętno na naszym krótkim
pobycie w Korei. Twierdzę, że z pewnością tak. Faktem jest, że kto stanął na drodze reprezentacji Korei aż do
małego finału odpadał z turnieju w nerwowych okolicznościach. Symbolem tych meczów pozostanie dla mnie
na zawsze walący ze złości w szklaną obudowę ławki rezerwowych trener reprezentacji Włoch Gio-vanni
Trapattoni.
Jestem profesjonalistą. W swoim zawodzie doszedłem do najwyższego stopnia wtajemniczenia zawodowego.
Uzyskałem trenerską klasę mistrzowską, najwyższą jaka istnieje w Polsce. A za sobą mam już prawie
trzydzieści lat doświadczeń zdobytych na trenerskiej ławce. To przede wszystkim ten atut był podstawą moich
sukcesów. Mając za sobą taki bagaż doświadczeń w zawodzie, mogłem podjąć się wyzwania, jakie stawia
przed selekcjonerem prowadzenie reprezentacji Polski.
Opracowałem sposób pracy z reprezentacją. Stworzyłem sztab, a następnie powstał departament reprezentacji
Polski. Za poszczególne jego działy odpowiadali najbardziej kompetentni profesjonaliści, a ja jedynie
kontrolowałem ich pracę, wyznaczałem kolejne cele i określałem następne zadania. Każdy członek mojej ekipy
miał wielką samodzielność w pracy. Wszyscy wiedzieli jedno, że ma to być praca na najwyższym poziomie,
organizacyjnym, szkoleniowym, medycznym, dokumentacyjnym. Jakościowo musieliśmy dać zawodnikom
lepszy serwis zawodowy, aniżeli mieli kiedykolwiek, tak w reprezentacji, jak również w swoich klubach.
Zmieniłem godziny pracy w PZPN mojego departamentu. Zamiast o dziewiątej rano, jak to było podczas
eliminacji, rozpoczynaliśmy o ósmej trzydzieści, Natomiast kończyliśmy dopiero po zrealizowaniu
wszystkiego, co było na ten dzień zaplanowane. Ściany w dwóch pokojach, w których były nasze biurka,
obwiesiłem obrazami z wizerunkiem Pucharu Świata, aby w każdym momencie przypominały wszystkim o
celu naszej pracy i w sposób szczególny motywowały. Praktycznie codziennie robiliśmy narady, zdając sobie
wzajemnie relacje z tego, co zostało zrobione. Zwracaliśmy uwagę na najmniejsze nawet detale, które
posuwały nasze przygotowania do przodu.
16
Przyświecała nam jedna zasada, że wszystko co robimy musi mieć jakość reprezentacyjną, a więc najlepszą z
możliwych. Praca na poziomie reprezentacji Polski jest czymś więcej, aniżeli tylko formą zarabiania pieniędzy.
A dodatkowo robiona jest pod presją mediów, często wprowadzających w błąd kibiców. Media nie lubią
wiadomości pozytywnych, o mało interesującej, codziennej pracy. Zdecydowanie lepiej sprzedają się
wiadomości złe, których w każdym dzienniku telewizyjnym czy gazecie możemy znaleźć codziennie
mnóstwo. Wszyscy gonią za tak zwanym „newsem", żeby go podać jako pierwsi na rynku. To powodowało
dodatkowy, ogromny stres. Wiele spraw codziennych wpływa na przygotowanie zawodników do
konkretnego meczu. Jeśli zawodnik ma problemy rodzinne czy losowe, to taki news jest natychmiast
znakomitą pożywką dla mediów. Natomiast dla nas zupełnie odwrotnie. Zależało nam, aby w ciszy i spokoju
doprowadzić do uporządkowania spraw, które mogły mieć negatywny wpływ na formę zawodnika, a tym
samym osłabić nasz zespół. Dlatego często wchodziliśmy w konflikt z mediami, zachowując wiele tematów
wyłącznie dla siebie.
Profesjonalizm, charyzma, uczciwość, umiejętność pracy w zespole i tworzenia rodzinnej atmosfery, a ponadto
kultura osobista, pasja w wykonywaniu zawodu oraz oczywiście odrobina szczęścia, to ważne składowe
wpływające na wyniki pracy każdego z nas. I nigdy nie wiadomo, który z tych elementów będzie najbardziej
ważył w konkretnym momencie.
Zespół bardzo szybko rozpoznaje fachowca lub dyletanta. Nasi piłkarze grają w wielu klubach europejskich, w
których są prowadzeni przez najlepszych szkoleniowców w Europie. Dlatego mają proste porównania,
pomiędzy tym, co oferuje się im szkoleniowo w klubach, ze sposobem pracy w naszej reprezentacji. Szacunek
u zawodników szkoleniowiec wypracowuje sobie w codziennej pracy. Nie mają tu znaczenia wcześniejsze
dokonania jako piłkarza czy trenera w prowadzeniu innych zespołów. Liczy się tylko to, co potrafisz tu i teraz.
Piłkarz może nie lubić trenera, szczególnie jeśli nie jest wystawiany w podstawowym składzie lub jeśli w ogóle
nie jest brany pod uwagę do składu, ale jeśli chodzi o sprawy fachowe, zawodnik musi szkoleniowca
szanować. Tylko trener z autorytetem w zespole spowoduje, że drużyna mu zaufa i podporządkuje mu się
Strona 6
Prosta gra - Jerzy Engel
całkowicie. Osobiście cenię to sobie bardzo, że zawodnicy reprezentacji 2000-2002 oraz wszyscy członkowie
mojego sztabu z wielkim szacunkiem wypowiadają się do dzisiaj o sobie nawzajem.
17
Pozytywna ocena sposobu gry i wyników drużyny w eliminacjach oraz przeżycia, jakie dostarczyły mecze na
Mistrzostwach, spowodowała, że nieustannie odczuwam dowody sympatii kibiców w stosunku do mnie i
drużyny. To bardzo ważne w moim zawodzie, aby być akceptowanym przez kibiców. Wydawało się, że
porażka na Mistrzostwach spowoduje tak duży zawód w sercach kibiców, że przede wszystkim ja będę
postrzegany jako trener, który coś im obiecał i słowa nie dotrzymał. Tymczasem, mając wiele zaproszeń,
przynajmniej dwa razy w miesiącu jeżdżę na spotkania z kibicami na terenie całej Polski. Spotykam też
sympatyków piłki po prostu na ulicy i cieszę się, że nadal wracają z szacunkiem do „mojej" reprezentacji i
wypowiadają się z wielkim uznaniem o wszystkim, czego dokonaliśmy.
Nie gonię za popularnością, byłem już na pierwszych stronach gazet, a moje nazwisko zapisało się pozytywnie
w historii polskiej piłki nożnej. Szkoleniowca akceptuje się lub nie takim, jakim jest, a nie takim, jakim sam
chciałby być postrzegany.
Wiem, że nie byłem atrakcyjnym tematem dla mediów. Spokojna rodzina, ponad dwadzieścia kilka lat
małżeństwa, syn po studiach, córka w ich trakcie. Nie palę, koniaku wypijam kieliszek lub dwa, jednym
słowem medialna nuda. Dlatego starano się wymyślać tematy zastępcze, jak choćby powoływanie
zawodników ze względu na moją przyjaźń z menedżerem, w którego stajni znajdował się zawodnik, lub z
prezesem jakiejś drużyny. Powoływanie przez kolejnych selekcjonerów z tych samych zawodników, na
których ja opierałem się w swojej selekcji, potwierdziło złe intencje tych, którzy tego typu łatki starali się mi
przyczepić.
Podczas studiów wiele czasu zajęła mi nauka psychologii, a egzamin był jednym z najtrudniejszych. Pani
profesor Zofia Nawrocka powtarzała nam, przyszłym trenerom, do znudzenia, że dobry trener, musi być
znakomitym psychologiem. Szczególnie podczas motywowania zespołu w sytuacjach bardzo trudnych, w
warunkach olbrzymiego stresu.
śeby dobrze zmotywować zespół, musiałem być przede wszystkim sam dobrze zmotywowany. A przecież i
na mnie działa stres i oddziałuje wszystko, co dzieje się wokół drużyny. Przygotowanie psychiczne zespołu do
meczu to część pracy, w której leżą jeszcze największe, często nie wykorzystywane przez nas możliwości.
Przez skuteczną motywację udało nam się wspólnie zwyciężyć wiele meczów lub przynajmniej pomóc sobie w
ich wygraniu.
Po jednym z meczów towarzyskich stało się odwrotnie. To piłkarze, kapitanowie zespołu, podeszli do mnie i
widząc, że jestem bardzo przybity
18
krytyką, jakiej zostałem poddany na konferencji prasowej, powiedzieli, żebym się tym nie przejmował, bo oni
czują i wierzą w to, że pozytywne wyniki muszą przyjść.
Te słowa, wypowiedziane w szatni bezpośrednio po meczu, wpłynęły na mnie jak balsam, który leczy rany.
Rzeczywiście, powoli tworzyła się bardzo rodzinna atmosfera oraz wspólnota w zespole, która stała się
podłożem awansu do Mistrzostw Świata. Ale jakże różniła się nasza codzienna praca i nasza wewnętrzna jej
ocena od tego, jak przedstawiały ją niektóre media.
Ponactto drużynę tworzą ludzie o różnych osobowościach i charakterach. Dlatego psychologia i umiejętności
pedagogiczne w moim zawodzie odgrywają szalenie ważną rolę. Nie miałem żadnych problemów natury
wychowawczej z zawodnikami. Dziennikarz, który siedział całe noce pod bramą ośrodka w Konstancinie,
gdzie była nasza baza, nie doczekał się sensacji.
Zbudować drużynę, która osiągnie znakomity wynik i awansuje do finałów Mistrzostw Świata, jest szalenie
trudno, ale zburzyć tak ciężko układaną budowlę jest bardzo łatwo. Wystarczy praktycznie jeden dzień.
Często pracuję jak analityk i strateg. Na podstawie skutecznej analizy wydarzeń na boisku jedną właściwą
decyzją udawało mi się zmieniać losy meczu. Ale zanim do meczu doszło, siedzieliśmy całymi tygodniami w
naszym departamencie i analizowaliśmy wszystkie aspekty przygotowań i siły obu zespołów, które mogłyby
mieć jakikolwiek wpływ na wynik meczu. Futbol to ciągłe rozwiązywanie różnych wątpliwości przez
szkoleniowca, dlatego umiejętność skutecznej analizy danych o własnym zespole i przeciwniku jest podstawą
sukcesu zawodowego.
Wiele razy w decydujących momentach zmiany, jakich dokonywałem w czasie meczów, przynosiły korzystny
skutek. Fantastyczna bramka Bartosza Karwana w Oslo, Pawła Kryszałowicza w Cardiff czy wiele bramek
zdobywanych przez Marcina śewłakowa. Ale zdarzały się też decyzje błędne, jak choćby wejście Arka Bąka w
Strona 7
Prosta gra - Jerzy Engel
meczu z Portugalią, czy przesunięcie Tomka Hajto na środek obrony w meczu z Koreą. śadnemu
szkoleniowcowi nie uda się podejmować tylko trafnych decyzji, ale najważniejsze jest, aby tych skutecznych
było zdecydowanie więcej niż błędnych.
Poza boiskiem muszę zachowywać się często jak polityk. Współpracuję z mediami i ważę każde
wypowiedziane słowo. Media i tak często zmieniają kontekst moich wypowiedzi lub dają tylko urywki tego,
co powiedziałem, żeby dopasować tylko to, co jest dla nich ważne, do kreowania własnej polityki medialnej.
Dlatego dłuższe wywiady autoryzuję. Nie zawsze
19
jednak jest to możliwe i często zdarza się, że czytam coś czego nigdy nie powiedziałem. W tego typu
przypadkach zwykle przypomina mi się opowieść o posłańcu, który był ostatnią szansą skazanego na śmierć
nieszczęśnika w carskiej Rosji. Skazany odwoływał się do Cara o ułaskawienie, jako do najwyższej i ostatecznej
instancji. I teraz stojąc i czekając na wyrok pod ścianą śmierci, słuchał tego, co przywoził od Cara zziajany
posłaniec. A on czytał zawsze jedno i to samo zdanie i tylko od tego, gdzie postawił przecinek, decydował o
skazaniu na śmierć lub ułaskawieniu. A zdanie to brzmiało: „Uwolnić, nie można zabić". Wystarczy jednak
przecinek postawić w innym miejscu, aby zdanie to brzmiało „uwolnić nie można, zabić". I tak właśnie często
zdarza się w naszej współpracy z mediami.
Każdy twórca czy reżyser, a takimi są trenerzy, musi się liczyć, że odbiór jego pracy będzie czasami ostro
krytykowany. Jest wielu wspaniałych dziennikarzy, znających się na futbolu, którzy w kulturalny i
merytoryczny sposób zajmują się analizą gry zespołu i konstruktywną krytyką. Ale są też dziennikarze, którzy
nie liczą się z konsekwencjami tego, co napiszą i licząc na bezkarność, obrażają nas na łamach prasy lub starają
się w jak najgorszym świetle przedstawiać kibicom nasz wizerunek. To są najciemniejsze barwy pracy
trenerskiej i każdy, kto tej pracy się podejmuje, musi się z takimi konsekwencjami liczyć. Najbardziej żal mi
było naszych rodzin. Oni czytali, słuchali i przeżywali tę krytykę o wiele ciężej od nas.
śaden reżyser nie byłby w stanie stworzyć filmu, który tak rozgrzałby emocjonalnie miliony widzów, jak
choćby nasze pojedynki z reprezentacją Norwegii w Oslo czy Chorzowie. Dramaturgia tych widowisk była tak
ogromna, że do dzisiaj na różnych spotkaniach z kibicami, kilka lat po tamtych wydarzeniach, ludzie jeszcze z
wielkim entuzjazmem o nich wspominają. Opowiadają też co działo się w domach, klubach, restauracjach czy
pubach. Wszędzie tam, gdzie te mecze oglądali. A przecież reprezentacja zafundowała kibicom serial
trzymający w napięciu i trwający przez dwa i pół roku. Serial zakończył się rok później Mundialem w Korei.
Jak w każdym serialu, nie wszystkie jego odcinki trzymały widza w jednakowym napięciu. Ale każdy kibic
wspomina z sentymentem takie mecze, jak w Kijowie, Cardiff, Oslo, Łodzi, Warszawie, Chorzowie i
oczywiście trzy mecze na Mistrzostwach Świata. Mecz przeciwko USA, kończący ten serial, był znakomitym
podsumowaniem całego dwuipółrocznego okresu mojej trudnej, okraszonej wieloma sukcesami pracy z
reprezentacją w latach 2000-2002.
20
Największym moim przeciwnikiem był tylko brak czasu, z którym jeszcze nikt nigdy nie wygrał. Każdy trener
pracuje w pośpiechu, bo zanim zdoła nauczyć drużynę wszystkiego, co sobie zaplanował, to już musi grać
ważne mecze. Brakuje czasu na solidną selekcję, bo reprezentacja ma tylko kilka terminów na gry kontrolne.
Brakuje czasu na wyuczenie i przećwiczenie wielu elementów taktycznych. Ale kibica takie sprawy nie
interesują. Czas ucieka, a liczy się tylko wynik kolejnego meczu, bo po porażce może się nagle okazać, że czas
dla trenera się skończył.
Każdy sukces nosi już w sobie zalążek porażki. Im sukces jest wartościowszy, tym większą histerię medialną
wywołuje ewentualna przegrana. Jak długo broniłem się pozytywnymi wynikami, tak długo nawet
najdotkliwsza krytyka, nie była w stanie spowodować wokół mnie wielkich zawirowań.
Wiedziałem, że w przypadku braku pozytywnych wyników żaden argument przedstawiony przez mnie nie
będzie miał siły przebicia i będzie opacznie interpretowany przez media.
Wszelkie opinie weryfikuje jednak czas i wtedy dopiero okazuje się, że to, co wydawało się porażką lub zbyt
małym osiągnięciem, może okazać się ostatecznie dobrym wynikiem.
Tylko jeden zespół może zdobyć mistrzostwo kraju, Europy czy świata, a więc tylko jeden trener może wyjść
zwycięsko z walki o powyższe trofea. Pozostali szkoleniowcy będą poddani większej lub mniejszej krytyce, w
zależności od oczekiwań środowiska. Po zakończeniu mistrzostw Europy 2000 zrezygnował z funkcji
selekcjonera reprezentacji Włoch trener Dino Zoff. Mimo że zdobył wicemistrzostwo Europy, poddany został
we Włoszech ogromnej, medialnej krytyce w efekcie czego podał się do dymisji, chociaż federacja włoska
oceniła skuteczność jego pracy bardzo wysoko i chciała przedłużyć z nim kontrakt na kolejne lata.
Strona 8
Prosta gra - Jerzy Engel
W sytuacji selekcjonera reprezentacji Polski dużo do powiedzenia co do jego dalszej pracy z zespołem mają
najważniejsi politycy w kraju. Ich jeden telefon znaczy czasami więcej, aniżeli sondaże opinii publicznej.
Prezydenci, premierzy czy ministrowie lubią utożsamiać się ze zwycięską drużyną. W przypadku porażki
czasami nie potrafią zapanować nad emocjami i starają się wpływać na decyzje prezesów. Czy taki telefon
otrzymał podczas Mistrzostw w Korei prezes PZPN nie wiem. Ale jest pewne, że każdy prezes ma
przygotowany ewentualny wariant zastępczy.
Prezes PZPN powinien znać się na futbolu. Jeśli jednak się nie zna, to najważniejsze jest dla niego, aby otoczył
się mądrymi doradcami i profe-
21
sjonalistami w zawodzie. W PZPN takim najważniejszym wydziałem doradczym jest wydział szkolenia.
Tymczasem do wydziału szkolenia, prócz doświadczonych trenerów, trafiali często przypadkowi ludzie.
Bywało, że na wydziale szkolenia pytania zadawał mi lekarz ginekolog oraz specjalista od ogrodnictwa.
Zabawne, ale niestety prawdziwe. Dopiero po Mistrzostwach w Korei zdecydowano, że każdy z byłych
selekcjonerów reprezentacji staje się automatycznie członkiem wydziału szkolenia i ma prawo uczestniczyć w
jego obradach. Osobiście mam na ten temat inne zdanie, ale z dwojga złego lepsze to niż poprzedni jego skład.
Każdy selekcjoner ma taką samą szansę na odniesienie sukcesu. Przez ostatnie szesnaście lat polską
reprezentację narodową prowadziło wielu trenerów z lepszym lub gorszym skutkiem. Faktem jest, że
niektórzy z nich byli bardzo blisko awansu i czasami brakowało jednej zdobytej bramki lub punktu, aby
osiągnęli postawiony przed nimi cel. Inni trafili na bardzo mocnych przeciwników i mieli od początku swoich
eliminacji małą szansę na awans. W lepszym lub gorszym stylu odpadali w kolejnych eliminacjach.
Ekipie prowadzonej przeze mnie po szesnastu latach oczekiwań udało się awansować do Mistrzostw Świata. I
co równie ważne, mieliśmy bardzo wyrównaną i trudną grupę, z o wiele wyżej od nas klasyfikowanymi
zespołami Norwegii i Ukrainy. Awansowaliśmy w znakomitym stylu, zadziwiając piłkarską Europę.
Kiedy po mojej dymisji usłyszałem wypowiedź szefa wydziału szkolenia Henryka Apostela, który oficjalnie
przed kamerami telewizyjnymi mówił, że już dwa i pół roku temu chciał, aby reprezentację objął zupełnie ktoś
inny, to zrozumiałem, że pracowałem w oderwaniu od rzeczywistości. Wiceprezes PZPN do spraw
szkoleniowych, gdyby miał odrobinę szacunku dla swojej funkcji, jaką piastował w związku, podziękowałby
przede wszystkim piłkarzom, moim współpracownikom i mnie za to, co miał możliwość dzięki nam przeżyć.
Tak ja postąpiłbym na jego miejscu, przynajmniej tak to sobie wyobrażam.
Wielu trenerom wydaje się, że potrafią zrobić coś lepiej od aktualnie prowadzącego drużynę szkoleniowca.
Jest to w naszym zawodzie naturalne, że krytykuje się obecnie prowadzących i to nie tylko reprezentację
narodową. A kiedy już krytykantom brakuje argumentów, a trener nadal wygrywa, to mówi się o nim, że ma
po prostu wiele fartu. I tak to już jest w tym środowisku.
Krytykujący zrobiliby oczywiście inną selekcję. Wybraliby inny system gry. Opracowaliby lepszą taktykę.
Kiedy jednak przychodzi do poprowa-
22
dzenia zespołu samodzielnie, to często okazuje się, że to co z taką ochotą do niedawna krytykowali, było
jednak jedynym rozsądnym wyjściem i powielają dokładnie te same decyzje, jakie podejmował tak
krytykowany przez nich poprzednik.
Tak właśnie stało się po Mistrzostwach Świata.
Oto usłyszałem nagle w wywiadzie telewizyjnym, udzielanym przez prezesa PZPN Michała Listkiewicza,
który motywując decyzję o mojej dymisji i oddaniu reprezentacji w ręce dotychczasowego wiceprezesa do
spraw marketingu, mówił, że system jakim grała reprezentacja prowadzona przeze mnie 1x4x4x2, jest
systemem archaicznym i niemodnym. Grając takim systemem, według prezesa, nie dałoby się już wygrywać.
Nowy trener miał zrobić lepszą selekcję i wprowadzić najnowocześniejszy, w odczuciu prezesa, system
1x3x5x2. Teraz reprezentacja miała grać nowocześnie, a przede wszystkim skutecznie. Jakby wyniki tej
drużyny zależały tylko od systemu gry i ustawienia piłkarzy na boisku. Czas weryfikuje wszelkie wypowiedzi
i decyzje.
Już po pierwszej kompromitującej porażce, w eliminacjach do Euro 2004, krytykowani i odrzuceni po
Mundialu piłkarze, wracali jeden po drugim do zespołu. Inni, widząc problemy organizacyjne i szkoleniowe,
rezygnowali z gry w reprezentacji. Po drodze tracone było jednak to, co zawsze jest dla każdej drużyny
najcenniejsze, punkty w meczach eliminacyjnych.
Wiele osób może zaistnieć w mediach tylko przy sukcesie lub porażce innych. Każdy kibic oglądający
Mistrzostwa Świata w naszych stacjach telewizyjnych widział wiele osób wypowiadających się na temat gry
Strona 9
Prosta gra - Jerzy Engel
zespołu. A im ostrzej i dosadniej byliśmy krytykowani, tym bardziej taki „spec" od futbolu był medialnie
eksponowany.
Takie są właśnie polskie Mistrzostwa Świata.
Dlatego tam, w Korei, zastanawialiśmy się, dla kogo tak naprawdę liczy się taki awans. Zrobiliśmy coś
wspaniałego w naszych obecnych warunkach i w naszym odczuciu tylko po to, aby grupa nieprzychylnych
nam ludzi, mogła publicznie wylać na nasze głowy całe „wiadra pomyj".
W tym momencie bezcenne było dla nas kilkanaście tysięcy telegramów, faxów, e-maili, jakie przesłali nam
polscy kibice z wyrazami solidarności i podziękowań za sam nasz udział w Mistrzostwach. Oni nie wysyłali
tego do mediów, oni nie chcieli na moment publicznie zaistnieć. Oni przesłali je do nas, do Azji i to po
przegranych meczach z Koreą i Portugalią. To utwierdziło nas w przekonaniu, że nie zostaliśmy sami. śe tam,
w Polsce są
23
kibice, dla których warto było jednak z taką determinacją walczyć, aby tu przyjechać.
Kiedy na lotnisku w Warszawie zostaliśmy entuzjastycznie przywitani przez tysiące kibiców, wzruszenie było
niesamowite i przez moment musieliśmy ochłonąć, zanim podeszliśmy do ludzi wiwatujących na cześć
reprezentacji. Jakże bardzo było to inne w porównaniu z tym, o czym przez wiele dni czytaliśmy w
gazetowym intemecie. Poczuliśmy znowu olbrzymie wsparcie kibiców. To było po powrocie z Azji dla nas
najważniejsze.
Kilka miesięcy po Mundialu okazało się, że czas ponownie zweryfikował wszelkie opinie. To jednak znowu
kibice mieli rację, dziękując tej reprezentacji za wszystko co osiągnęła. Sondaże opinii publicznej, robione
przez wiele niezależnych od siebie mediów, potwierdziły olbrzymie zaufanie kibiców do reprezentacji
tworzonej z naszą wizją. Tak naprawdę nikt nie rozumiał komu to przeszkadzało, że osiągnęliśmy wielki
sukces, awansując i uczestnicząc w największej, światowej imprezie piłkarskiej i nagle Prezesi PZPN
zapragnęli zmian.
Wszystko było poukładane w PZPN, a co najważniejsze znakomicie funkcjonowało.
Nasz departament pracował planowo i wypracowaliśmy sobie pewien system pracy, który w naszych
trudnych, polskich warunkach znakomicie się sprawdzał. Piłkarze byli wyselekcjonowani na poszczególnych
pozycjach i skuteczny okazał się wprowadzony przez nas ranking. Graliśmy coraz lepiej, mieliśmy już
wypracowany swój system gry i wiele wyuczonych własnych fragmentów gry. Każde dziecko w dowolnym
momencie mogło wyrecytować bez zastanowienia pierwsząjedenastkę i wymienić zmienników na każdą
pozycję. Wreszcie, co było najważniejsze, doprowadziliśmy Polskę do Mistrzostw Świata i sam ten fakt był dla
nas wszystkich wystarczającą wizytówką.
Wszelkie zmiany niosą w sobie ryzyko. Reprezentacja mogła grać po nich lepiej, ale równie dobrze mogły
zburzyć wszystko, co z takim mozołem było przez ostatnie dwa i pół roku budowane. Każdą decyzję
weryfikuje boisko. Eliminacje do Mistrzostw Europy 2004 zweryfikowały podjęte przez prezesów PZPN
decyzje.
Trenerzy to twardziele odporni na wiele najróżniejszych, często przykrych dla nas momentów w karierze.
Mnie też wydawało się, że jestem daleki od uczuć, emocji i wzruszeń związanych z moją futbolową profesją.
Tymczasem kiedy reprezentacja wykonywała już drugą rundę honorową
24
wokół stadionu narodowego w Chorzowie, po zwycięskim meczu z Norwegią, dającym nam awans do
Mistrzostw Świata, poczułem, że coś łaskocze mnie po policzku. Nie przypuszczałem, że widząc kilkadziesiąt
tysięcy ludzi wiwatujących na naszą cześć, kiedy po raz kolejny zaśpiewano Mazurka Dąbrowskiego, a
następnie z głośników popłynęła piosenka „We are the Champions", wspomagana przez prawie pięćdziesiąt
tysięcy gardeł, tak mnie to wzruszy. Kiedy piłkarze biegli wokół stadionu, a ja stałem, patrząc na nich, jak w
przyśpieszonym filmie przesuwały mi się przed oczami obrazy, z naszych meczów towarzyskich i
eliminacyjnych. O każdym z tych zawodników, którzy wykonywali teraz rundę honorową, mógłbym napisać
oddzielną książkę. Bo każdy z nich był inny, mieli różne osobowości i przyzwyczajenia. Zrobić z nich
znakomicie rozumiejący się kolektyw nie było łatwo. Ale się udało i efektem tego był awans do Mistrzostw
Świata. Czy może być coś wspanialszego dla trenera, kiedy ma tak namacalne, pozytywne efekty swojej pracy.
Radość kibiców na stadionie i milionów sympatyków futbolu przed telewizorami oraz ta runda honorowa
zawodników zrekompensowały wszystkie czarne strony tego zawodu. I ten wibrujący w głowie motyw, że
walka się zakończyła, że tworzymy kolejne karty naszej futbolowej historii i nikt nam tego już odebrać nie
może. Nigdy się nie wstydziłem tamtych łez wzruszenia, bo zmyły one ze mnie cały stres związany z walką o
Strona 10
Prosta gra - Jerzy Engel
awans. A jest to w przypadku każdego trenera niesamowicie szerokie pojęcie, nie zamykające się tylko na
boisku piłkarskim. Zwyciężyliśmy na wszystkich frontach i tylko to się w tym momencie liczyło.
Podobnego uczucia doznałem, kiedy nasza reprezentacja wykonywała rundę honorową wokół stadionu w
Korei, po zwycięskim meczu z USA. Na wypełnionym do ostatniego miejsca stadionie kibice różnych
narodowości, owacją na stojąco, nagradzali polski zespół, który tym meczem żegnał się z Mistrzostwami. To
był smutny w sumie, ale jakże wspaniały dla nas moment.
Kiedy po Mistrzostwach Świata zdecydowano w PZPN, że nie będę dalej tej drużyny prowadził, nie
wzruszyło mnie to już zupełnie. Byłem na to przygotowany. Stare przysłowie mówi, że jeśli niepowodzenie cię
nie zabije, to na pewno wzmocni. Mistrzostwa bardzo mnie wzmocniły.
Podczas studiów w AWF Warszawa, doktor Jerzy Talaga powtarzał nam młodym trenerom, że kiedy osiągać
będziemy sukcesy, jednocześnie rosnąć będzie o wiele szybciej liczba zawistnych nam ludzi a nawet wrogów
niż zwolenników.
25
Tak jak ja triumfowałem po awansie, tak teraz po Mistrzostwach przyszedł czas dla tych wszystkich, którzy
byli mi nieprzychylni. Ja jednak miałem swoją własną ocenę dokonań i wartości reprezentacji. Wiedziałem, że
wartość naszych osiągnięć i porażek po raz kolejny zweryfikuje czas a nie emocje. Piłkarze, trenerzy, jak
również każdy z członków mojej ekipy, osiągnęliśmy wszystko, co było do osiągnięcia z tamtym zespołem i w
tamtym momencie. Tylko, że nikt w PZPN, nie zdawał sobie jeszcze wtedy z tego sprawy. A im dalej będzie
od Mistrzostw Świata, tym pamięć o „koreańskiej" reprezentacji pozostawi w sercach kibiców, podobnie jak w
naszych, wyłącznie pozytywne wspomnienia. I tak będzie aż do czasu, kolejnego awansu polskiej
reprezentacji, do następnych Mistrzostw Świata lub Europy.
W sporcie oprócz samego wyniku liczy się jeszcze wiele innych elementów, które wpływają na ocenę pracy
zespołu. Mieliśmy uporządkowane wszelkie sprawy szkoleniowe, organizacyjne, medyczne, dokumentacyjne
i finansowe. Pracowaliśmy z potocznym, a w niektórych sprawach z półtorarocznym wyprzedzeniem. Każdy
z nas, członków departamentu reprezentacji Polski, wiedział dokładnie, jaki program pracy obowiązuje go na
dzisiaj i jaki ma program pracy za pół roku. Co więcej, wiedzieli o tym dokładnie wszyscy w związku.
Piłkarze znali swój ranking na poszczególnych pozycjach i doskonale wiedzieli czego od każdego z nich się
wymaga. Był porządek i planowa praca. Wzorowo ułożona była praca dokumentacyjna. Każdy nasz trening,
każda obserwacja, każde badanie i uraz były dokumentowane, zapisywane na dysku twardym komputera i
każdy, kto umie się posługiwać komputerem, może sobie to w dowolnym momencie odczytać.
Po Mistrzostwach zarzucono mi, że nie napisałem podsumowania mojej pracy. A cóż tam jest w komputerze
PZPN jak nie wszystko, co robiłem z zespołem przez dwa i pół roku. Reszta nie naniesiona na dysk, jest tylko
moim subiektywnym, jednostronnym odczuciem. To może się ukazać w takiej książce jak ta, ale nie w
oficjalnych dokumentach.
Otrzymałem w PZPN dokładnie taką samą pensję, jaką miałem w Polonii Warszawa. Doszły do tego nagrody
za wygrane mecze. Za awans razem z moim sztabem otrzymaliśmy dwadzieścia procent kwoty przeznaczonej
na zespół, z czego jedna czwarta była moim udziałem. Były to uczciwie zarobione pieniądze, tak przeze mnie,
jak również przez każdego zawodnika i członka mojej ekipy. Bo żeby te nagrody dostać musieliśmy
wygrywać, a przede wszystkim awansować do Mistrzostw Świata.
26
Po Mistrzostwach Świata zrezygnowano z wydzielonego departamentu reprezentacji narodowej. Najpierw
odszedłem oczywiście ja, a zaraz po mnie dyrektor reprezentacji Tomasz Koter i jej lekarz Stanisław
Machowski. Równolegle rezygnowano ze starszych stażem reprezentacyjnym piłkarzy. Wreszcie pozbyto się
znakomitych fizjoterapeutów a nawet kucharza.
Wszystkie przykrości, jakie spotkały mnie ze strony kilku dziennikarzy oraz ludzi szefujących w PZPN nie
zniechęciły mnie do dalszej pracy z reprezentacją. Wiem, jakie niebezpieczeństwa czyhają na zespół przy
sukcesie, a jak*e przy porażkach. To niesamowicie cenny kapitał doświadczeń, który można zdobyć tylko przy
znakomitych wynikach lub po porażkach odniesionych na bardzo wysokim poziomie, a takim były
Mistrzostwa Świata. Niewielu trenerów w Polsce mogło zyskać takie doświadczenia.
śal mi było tylko tego, co już zostało zrobione i przygotowane na kolejne eliminacje. Przede wszystkim łatwa
grupa, którą mogliśmy wylosować dlatego, że mieliśmy znakomity rok 2001 i byliśmy wysoko w klasyfikacji
UEFA. Byliśmy losowani z drugiego koszyka i wreszcie to do nas losowano innych, a nie my byliśmy losowani
do już dwóch mocnych zespołów, jak to było w poprzednich eliminacjach.
W Oslo przeforsowałem mojąpropozycję układu kalendarza gier. Oczywiście bardzo dla nas korzystnego. Jego
Strona 11
Prosta gra - Jerzy Engel
założenia polegały na tym, żeby na początku rozegrać mecz na wyjeździe z San Marino, następnie trzy mecze
w Polsce z Łotwą, Węgrami i San Marino. Liczyłem na same zwycięstwa i komplet dwunastu punktów, co
miało dać nam kilkupunktową przewagę nad pozostałymi zespołami w grupie. Mecze z najsilniejszym
przeciwnikiem - Szwecją — zostawiłem na jak najpóźniejszy termin, podobnie jak ostatni mecz z Węgrami.
To wszystko spowodowało, że awans do Mistrzostw Europy, po raz pierwszy w historii polskiej piłki nożnej,
wydawał się spacerkiem. Mój przyjaciel reżyser Janusz Zaorski powiedział mi, że to właśnie było jedną z
głównych przyczyn łatwej decyzji prezesów o naszej dymisji.
Zapomniano jednak, że w sytuacji nienajlepszej kondycji polskiego pił-karstwa, podstawową sprawąjest
przygotowanie przede wszystkim własnego zespołu. Pomysł na zwyciężanie i skuteczna selekcja. Stworzenie
ekipy i atmosfery do zwyciężania. A to już jest zależne tylko od umiejętności, klasy i doświadczenia
selekcjonera i jego ekipy.
Każdy kibic ma z pewnością własną ocenę dokonań reprezentacji Polski w latach 2000-2002.
27
W moim subiektywnym odczuciu wspólnie ze sztabem znakomitych profesjonalistów oraz wieloma
pomagającymi nam osobami, odnieśliśmy sukces, który dał wiele radości wszystkim kibicom w Polsce. Okres
pracy w PZPN, chociaż zakończony niepotrzebną farsą, wspominam znakomicie. Awans reprezentacji Polski
do Mistrzostw Świata uważam za ogromny sukces wszystkich, którzy na niego zapracowali. Udział w
Mistrzostwach, mimo że został zakończony na fazie grupowej i tylko z jednym zwycięstwem nad USA,
uważam za adekwatny do naszych ówczesnych możliwości. I tak to już pozostanie na zawsze w mojej ocenie.
Chciałbym bardzo, aby kolejny selekcjoner jak najszybciej osiągnął więcej aniżeli mnie się udało. W
przeciwnym razie będziemy wracali co chwila tylko do naszego awansu i udziału w „koreańskim" turnieju,
jako do ostatniej wielkiej imprezy, do której będzie warto wracać pamięcią.
Jeśli masz w ręku karty na trzy bez atu, nie licytuj szlema, bo zamiast małej wygranej będziesz miał wielką
porażkę.
AWANS I JEGO SKUTKI
Sukces drużyny narodowej wywołał w Polsce najróżniejsze reakcje. Przede wszystkim olbrzymią euforię
wśród kibiców. Media, przybliżając sylwetki trenerów, piłkarzy, lekarzy a nawet kucharza kibicom,
spowodowały niesamowity wzrost popularności całej naszej ekipy. Rozpoczęła się pogoń najróżniejszych firm,
przedsiębiorstw, banków i stacji TV za pozyskaniem praw do twarzy najbardziej popularnych członków
Kadry dla własnej promocji.
Sam otrzymałem jedenaście propozycji, aby reklamować różne, wielkie firmy. Odrzucałem je regularnie, nie
chcąc angażować się w jakiekolwiek promocje. Ponieważ wiedziałem, że nie da się tego uniknąć, podpisałem
umowę z firmą o nazwie 4WD, zajmującą się działalnością promocyjną. Od tego momentu występowała w
moim imieniu. Ustaliliśmy, że firma wybierze tylko jedną propozycję i resztę odrzuci. Wybrano McDonalds.
Duża, szanowana firma, egzystująca od lat na polskim rynku, znana na świecie, a co najważniejsze jeden z
oficjalnych sponsorów Mistrzostw Świata. Odrzuciliśmy wszelkie pozostałe. Ponadto związanie się zjedna,
dużą firmą, dawało mi wreszcie spokój. Moja twarz już kojarzyła się kibicom z produktami McDonalds.
Zanim się to jednak stało, pewnego dnia pojawiłem się w całej Polsce na olbrzymich banerach reklamujących
letnią promocję jednej z firm telefonii komórkowej.
Wracałem właśnie z małżonką samochodem z Belgii, gdzie prowadziłem zespół złożony z dawnych gwiazd
polskiej piłki nożnej, uzupełniony grupą naszych popularnych polityków. Mecz odbywał się z okazji przejęcia
przez Belgię przewodnictwa w Unii Europejskiej i naszym przeciwnikiem była reprezentacja dawnych gwiazd
piłkarskich Unii Europejskiej, uzupełniona ich najpopularniejszymi politykami. Impreza sama w sobie
wspaniała, szczególnie w kontekście naszego przyszłego członkostwa w Unii.
29
Zaraz po minięciu polskiej granicy, Ula aż podskoczyła na fotelu.
- Spójrz - krzyknęła, pokazując palcem na stojący niedaleko drogi ogromny baner. - To ty jesteś na zdjęciu.
Zwolniłem, zjechałem na pobocze i przez chwilę przyglądałem się swojej twarzy wielkości fotela. Poczułem się
dziwnie. Zdjęcie było nawet udane, ale kto zdecydował, że ja indywidualnie będę promował naszego
PZPN-owskiego sponsora. Znałem umowę zawartą pomiędzy sponsorem a PZPN i nie było tam ani słowa o
selekcjonerze, a tym bardziej o selektywnie wybranej mojej twarzy do jakiejkolwiek promocji. Postanowiłem to
jak najszybciej wyjaśnić.
Po powrocie do Warszawy zadzwoniłem do wiceprezesa do spraw marketingu i spytałem jak to się stało, że
promuję sponsora, nic o tym nie wiedząc.
Strona 12
Prosta gra - Jerzy Engel
- Czym się przejmujesz, będziesz popularniejszy - odpowiedział mi wiceprezes.
Poinformowałem go, że będę chciał się spotkać z przedstawicielami sponsora, aby sprawę wyjaśnić. W
międzyczasie zaczęto nanosić szybko poprawki do umowy sponsor—PZPN i dopisano do niej, oprócz
obowiązków dla zawodników również powinności selekcjonera.
Spotkałem się najpierw w firmie 4WD z Krzysztofem Materną i prawnikami firmy, Krzysztofem Plutą i
Ireneuszem Leśniewskim. Omówiliśmy całe zdarzenie i Krzysztof Matrena, podsumowując naszą naradę,
spytał mnie wprost.
- Mamy skierować sprawę do sądu, czy chcesz to załatwiać polubownie?
Oczywiście, że chciałem załatwić to polubownie, bo przecież firma była naszym sponsorem i nie zamierzałem
z nią walczyć. Z drugiej strony, widziałem często reklamówki i banery, na których wiceprezes PZPN
reklamował kompanię piwowarską i rozumiałem, że j est to naturalna cena popularności.
- A o jakiej wielkości kwotach mówimy? - zapytałem, nie mając pojęcia
ile kosztuje taka reklama.
- Mówimy o odszkodowaniu równym trzykrotnej wartości tego typu reklamy, a więc gdzieś milion pięćset
tysięcy złotych - odpowiedział mecenas Krzysztof Pluta i czekał na moją reakcję.
Kiedy usłyszałem kwotę, musiałem napić się wody, bo zaschło mi nagle w gardle.
- Nie mecenasie, nie zamierzam się droczyć ze sponsorem PZPN o tak dużą kwotę odszkodowawczą. Proszę
wystąpić o kwotę równą połowie normalnej wartości takiej reklamy - zdecydowałem.
Na tym nasze spotkanie się zakończyło.
Sponsor przez długi czas utrzymywał, że miał prawo użyć mojej twarzy do swojej reklamy, a moja zgoda nie
była potrzebna. Kiedy jednak wzięli się za to prawnicy, okazało się, że to ja mam rację. Sponsor wypłacił
żądaną przez nas kwotę i o sprawie zapomnieliśmy.
Znaleźn' się jednak dziennikarze, którzy przedstawiali kibicom wersję, że oto selekcjoner pierwszy gonił za
promocją, kasą i reklamą. Było to nośne, tanie mącenie kibicom w głowach, działające na wyobraźnię i
sprawdzalne, bo wszyscy pamiętali moje zdjęcia rozwieszone na każdym zakręcie. Tłumaczenie się z tego w
tamtym okresie nie miało sensu. Ale teraz wyjaśniam, że nie miałem żadnego wpływu na to, co się wtedy
stało.
Niestety firma ta powtórzyła ten sam błąd po raz kolejny, chociaż na mniejszą skalę. Moja twarz pojawiła się
przy reklamie jednej z gier komputerowych. Tym razem wystąpiłem od razu na drogę sądową. Spotkaliśmy
się w sądzie i chociaż bardzo sympatyczna pani sędzia ponawiała propozycję, żeby się jednak dogadać, to
takiej woli tym razem ze strony prawników reprezentujących tę firmę nie było.
Piłkarze natomiast byli nagabywani pojedynczo przez najróżniejszych oferentów. Oczywiście nie wszyscy.
Wielkie firmy chciały podpisywać umowy tylko z niektórymi, najbardziej popularnymi zawodnikami. Trochę
ci najlepsi czuli się zażenowani, że proponowano możliwość zarobienia na promocji tylko im. Awans
wywalczył przecież cały zespół i w jakiś sposób nasze gwiazdy chciały, aby zarabiali wszyscy. W przypływie
entuzjazmu i dobrej woli, po awansie do Mistrzostw Świata zawodnicy podjęli decyzję, że zjednoczą się w
spółkę i wszystko co zarobią z reklam i promocji pójdzie do jednego worka.
Był to błąd z punktu widzenia reprezentacji, który jeszcze długo wlókł się za nami i co jakiś czas dawał o sobie
znać. Każdy mógł ze swoim wizerunkiem robić co chciał i dopóki nie miało to żadnego wpływu na pracę
reprezentacji, to nikomu z nas to nie przeszkadzało. Stworzenie jednak grupy w zespole reprezentacyjnym,
połączonej więzami finansowymi, prowadziło do nieuniknionych nieporozumień. Jeśli ktoś z tej grupy nie
został na przykład powołany na kolejny mecz reprezentacji, pozostali koledzy nie czuli się komfortowo. A już
kiedy zbliżał się czas powołań na Mistrzo-
30
31
stwa Świata, ci którzy znajdowali się poza ekipą czuli się pokrzywdzeni podwójnie.
Dochodził jeszcze aspekt PZPN. Dział marketingowy również zabiegał o pozyskanie sponsorów dla związku.
Jeśli piłkarze podpisywali umowę promocyjną na przykład z jednym z banków, zabierało to automatycznie
możliwość współpracy PZPN z innymi bankami itd.
Nie wiem dlaczego prezesi wyrazili zgodę dla firmy promującej piłkarzy na reklamowanie różnych
produktów w strojach z Białym Orłem na koszulce. Był to kolejny olbrzymi błąd, jaki popełniono na długo
przed Mistrzostwami. Taki strój jest zastrzeżony tylko dla PZPN i dziwię się, że nasz główny sponsor to
przeoczył.
Brak tak zwanej Karty Reprezentanta, mówiącej o prawach i obowiązkach piłkarza powołanego do
Strona 13
Prosta gra - Jerzy Engel
reprezentacji powodował wiele nieporozumień, których nigdy by nie było, gdybyśmy na przykład nie
awansowali do Mistrzostw Świata. Okazało się, że przede wszystkim PZPN, od strony tego typu spraw
organizacyjnych, był na ten awans zupełnie nie przygotowany.
Doszło wreszcie do kłótni pomiędzy piłkarzami a prezesami w hotelu Merkury, w efekcie której Zbigniew
Boniek wstał w pewnym momencie od stołu i wykrzykując dziwne rzeczy pod adresem piłkarzy, opuścił salę
trzaskając drzwiami.
Nie uczestniczyłem we wcześniejszych rozmowach prezesów z piłkarzami, dotyczącymi wysokości premii za
nakręcenie reklamówek dla naszego sponsora. Wiceprezes Zbigniew Boniek przyjechał do Konstancina, gdzie
byliśmy zgrupowani przed kolejnym meczem, poinformował mnie, że chce się spotkać sam ze starszyzną
zespołu i odbył z nimi godzinną rozmowę. Wyglądało, że się domówili, bo wychodził ze spotkania
zadowolony. Byłem również zadowolony, bo nie ma nic bardziej optymistycznego dla szkoleniowca, jak
widzieć uśmiechnięte twarze zawodników.
Tymczasem podczas spotkania w hotelu Merkury, okazało się, że rozbieżności pomiędzy tym co oferowali
prezesi, a tym czego oczekiwali piłkarze były ogromne.
Oczywiście kwota przeznaczona na ten cel przez PZPN nie była mała, gdyby chodziło o jednego lub dwóch
zawodników, ale kiedy podzielono to na całą drużynę, to piłkarze zaczęli kręcić nosami.
Czułem, że coś zaczyna rozchodzić się nam pomiędzy palcami i zaczynałem żałować, że pozwoliłem prezesom
spotykać się z piłkarzami bez mojego udziału. Wiedziałem też, że w konsekwencji skupi się to na
mnie, bo będę musiał odbudowywać od początku dobry klimat i atmosferę w zespole. Po raz pierwszy
wprowadzono do tej reprezentacji pieniądze, które nie były bezpośrednio związane z wynikami na boisku. To
było pierwsze duże ryzyko i doprowadziło do poróżnienia się piłkarzy z prezesami.
Chcąc doprowadzić do kompromisu pomiędzy szefostwem związku a piłkarzami, podczas zgrupowania w
Niemczech wezwałem starszyznę zespołu do siebie i po długich rozmowach, udało mi się przekonać piłkarzy
do tego, żeby zgodzili się jednak nagrać jedną reklamówkę dla naszego sponsora za kwotę zasugerowaną
przez prezesa. O pierwszej w nocy, po długich negocjacjach, sprawa została wreszcie zakończona. Prezesom
spadł kamień z serca, bo podpisana już umowa ze sponsorem mogła zostać zrealizowana, a mnie spadł
również kamień z serca, bo zespół skupi się już tylko na przygotowaniach do meczu.
Piłkarze powiedzieli mi oficjalnie, że nie chcą już, żeby w ich imieniu rozmawiali ze sponsorem prezesi i
poprosili, żebym to ja przedstawił sponsorowi stanowisko oczekiwań finansowych drużyny. Wiedziałem z
góry, że oczekiwania piłkarzy nie będą spełnione przez sponsora i do kolejnych sesji filmowych
najprawdopodobniej już nie dojdzie.
Zgodnie z tym o co prosili mnie piłkarze, przedstawiłem ich propozycję sponsorowi na spotkaniu w PZPN w
obecności naszych prezesów i tak jak myślałem, przedstawiciele sponsora nie zgodzili się na tak duży dla nich
wysiłek finansowy.
Nieporozumienie wynikało stąd, że sponsor płacąc dużą kwotę dla PZPN był pewien, że będzie mógł robić
różne promocje wykorzystując wizerunki piłkarzy. Tymczasem PZPN nie miał podpisanych żadnych umów z
zawodnikami, a Karta Praw i Obowiązków Kadrowicza nie była jeszcze opracowana. Przygotowano w
pośpiechu oświadczenia zawodników, że wyrażają zgodę na reklamowanie logo sponsora na strojach, w
których chodzili i zawodnicy podpisali taki dokument. Ale nagrywanie reklamówek, to już zupełnie inna
kwestia i dlatego PZPN tak praktycznie sprzedał coś na zasadzie Jakoś to będzie i jakoś sobie z tym
poradzimy". Tymczasem zawodnicy mieli inny pomysł i własne wyobrażenie na promocję indywidualną i
zespołową drużyny. Wystąpili wtedy do wiceprezesa z propozycją, która okazała się kluczowa w dalszej
pracy zespołu. Zawodnicy zaproponowali, że jeśli aktualny sponsor lub inny, którego znajdzie dla nich
wiceprezes, wypłaci im kwotę miliona dolarów za promocję, to nikt nie będzie już niczego szukał i zgadzał się
na jakiekolwiek reklamy poza PZPN.
32
33
Niestety ani sponsor, ani wiceprezes na tę propozycję piłkarzy się nie zgodzili. Piłkarze na własną rękę zaczęli
poszukiwać firmy, która miała się zająć sprzedażą wizerunku zawodników i znalezieniem dla nich
sponsorów, którzy w sumie zapłaciliby kwotę oczekiwaną przez zawodników.
Bywało, że zjawiał się na naszym zgrupowaniu ktoś reprezentujący firmę, z którą zawodnicy podpisali
umowę i przywoził im nowe propozycje lub nakazy co mają wykonać, dla kogo itd. Trzeba było podpisać
dwieście piłek to podpisywali. To samo z koszulkami i tak dalej. Zakazywaliśmy tym ludziom wstępu na
nasze obiekty, ale kiedy się meldowali w tym samym hotelu za granicą co reprezentacja, to już nic na to nie
Strona 14
Prosta gra - Jerzy Engel
mogliśmy poradzić. W sumie nie był to aż tak wielki problem dla mnie jako szkoleniowca. Najbardziej
denerwowało mnie, że zawodnicy byli odciągani mentalnie od głównego celu jakim był kolejny, chociaż na
razie towarzyski mecz reprezentacji. Myśleć, czy podpisać z taką czy inną firmą, za ile i tak dalej, a nie myśleć
wyłącznie o tym czy wygramy i jak zagramy, to dla mnie było nie do przyjęcia na poziomie reprezentacyjnym.
Było to dla mnie szczególne doświadczenie, sytuacja z jaką spotkałem się po raz pierwszy. Nie tylko ja zresztą,
ale my wszyscy, bo po raz pierwszy od wielu lat awansowaliśmy do tak wielkiej imprezy i opanować wszelkie
sprawy wynikające z tego sukcesu to było jedno z najważniejszych doświadczeń PZPN i mojego departamentu
reprezentacji narodowej.
Wiedziałem, że również nasze reprezentacje wyjeżdżające na Mistrzostwa Świata już wcześniej, w latach
siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, miały podobne problemy. Zawodnicy na przykład zamalowywali sobie
czarną pastą trzy białe paski na butach, aby wymóc na firmie sponsorującej większe zainteresowanie naszym
zespołem. Brali w tym udział w przeszłości również niektórzy z naszych prezesów. Tym bardziej powinni
takie zagrożenia przewidzieć.
No cóż, okazuje się, że awans do Mistrzostw Świata wywołuje reakcje trudne do przewidzenia u wszystkich,
którzy mogą z tego powodu uzyskać dodatkowe profity. Dlatego w przyszłości, chcąc tego uniknąć, należy
uporządkować przede wszystkim, wszelkie sprawy organizacyjne, aby nie mogły one mieć w żaden sposób
wpływu na sprawy szkoleniowe w zespole.
Dzięki znakomitym wynikom reprezentacji Polski w 2001 roku, przyznano Polsce organizację
międzynarodowej konferencji UEFA. We wrześniu 2002 roku, a więc już po mojej dymisji z funkcji
selekcjonera, miałem
34
możliwość jeszcze raz spotkać się w Warszawie z trenerami drużyn pokonanych przez Polskę w eliminacjach
do Mistrzostw Świata oraz z trenerami drużyn europejskich, które wystąpiły na Mistrzostwach Świata. Minutą
ciszy uczciliśmy pamięć zmarłego trenera reprezentacji Ukrainy Walerego Łobanowskiego. Trenerzy Mark
Hughes i Johan Semp nadal pracowali z reprezentacjami Walii i Norwegii. Walczyli o kolejny awans, tym
razem do Mistrzostw Europy, a ja mogłem już tylko kibicować naszej reprezentacji. Ale taki właśnie jest los
trenera. Im mamy lepsze wyniki, tym bardziej nadmuchuje się balon nadziei i oczekiwań, a porażka jest
przyjmowana jako katastrofa. Powspominaliśmy nasze boje w eliminacjach. A przyglądając się moim
niedawnym rywalom, zastanawiałem się, jak szybko zmieniają się nam opinie.
Kiedy wylosowano naszą grupę eliminacyjną, prawie nikt nie dawał nam szans na wyjście z grupy. Mówiono,
że ewentualnie jak dojdziemy do bara-ży, będzie to niebywały sukces. Kiedy awans do Mistrzostw Świata stał
się faktem, nagle pojawiły się oceny, że dlatego awansowaliśmy, bo nasza grupa była słaba. No cóż, zawsze
sobie powtarzałem, że egzamin zdają tylko ci, którzy są do niego dobrze przygotowani. Wtedy każdy egzamin
wydaje się łatwy. Mój zespół był dobrze przygotowany do bojów eliminacyjnych i dlatego awansowaliśmy. A
grupa była trudna i wyrównana.
Faktem jest, że tego co przeżyłem razem z moimi współpracownikami, zawodnikami i kibicami, nie da się
zamienić na żadne inne wartości. Nie wiem jak odbierali to ludzie spoza naszego departamentu, ale dla nas
wszystko, co było dane nam przeżyć, pozostało w pamięci jak kolorowy sen. Kijów, Cardiff, Oslo, Łódź,
Warszawa, Chorzów, a później Mistrzostwa w Korei i wspaniały mecz z USA. Tych wszystkich wspomnień
nie zamieniłbym na nic innego. 29 meczów rozegrała pod moim selekcjonerskim kierownictwem reprezentacja
Polski, w tym 21 bez porażki. Awansowaliśmy do Mistrzostw Świata, przeszliśmy do historii polskiej piłki
nożnej. Skupiliśmy wokół piłki nożnej, znowu po wielu latach, zainteresowanie milionów Polaków.
Wykreowaliśmy kilka gwiazd i idoli dla polskiej młodzieży. Zaszczepiliśmy bakcyla sportu u tysięcy młodych
adeptów piłki nożnej. Udowodniliśmy, że mamy zdolnych piłkarzy, a co najważniejsze, pokazaliśmy że w
tych trudnych dla Polski warunkach, jeśli się pracuje profesjonalnie, można dokonać rzeczy niezwykłych. Bo
nasz awans był sprawą niezwykłą, w którą tak naprawdę niewiele osób od początku w Polsce wierzyło.
Udowodniliśmy również, że polska myśl szkoleniowa nie jest
35
w żadnym stopniu gorsza od zachodniej i jeśli stworzy się nam odpowiednie warunki organizacji szkolenia, to
jesteśmy w stanie nie tylko rywalizować, ale przede wszystkim wygrywać i to w pięknym stylu, z zespołami
0 wiele wyżej od nas notowanymi.
Natomiast wiele czynników złożyło się na to, że już większego sukcesu nie udało nam się osiągnąć. Ale czy w
ogóle mieliśmy jakąkolwiek szansę na większy sukces? A może osiągnęliśmy apogeum, maksimum tego co
mogliśmy zrobić? Może sam awans był dla nas już złotym medalem Mistrzostw, tylko nikt tak naprawdę nie
Strona 15
Prosta gra - Jerzy Engel
odważył się tego głośno powiedzieć?
Jednak to, że naszą popularność wykorzystano dla promocji różnych firm
1 produktów bardzo bolało wszystkich, którzy takich możliwości nigdy nie mieli. Nagle stało się szokiem, że
oto przedstawiciele dyscypliny sportu, z którą przez ostatnie kilkanaście lat były same kłopoty, teraz są na
ustach całej Polski i biorą udział w różnego rodzaju reklamach i promocjach. Wymyślono nawet, że jedną z
przyczyn naszej słabszej postawy w okresie poprzedzającym Mistrzostwa w Korei był fakt, że cały zespół
poświęcał zbyt wiele czasu na nagrywanie reklamówek, a zbyt mało na trening. Oczywiście jest to świadome
wprowadzanie kibiców w błąd i tani pomysł, aby zaszczepić takim chorobliwym wirusem zawiści każdego z
nich. Bo przecież zaraz za tym idzie stwierdzenie, że zarobili na tym pewnie tyle, że za chwilę zabraknie im
już ambicji, aby o cokolwiek walczyć.
Takie rewelacje denerwowały kibiców, szczególnie w momentach kiedy zespół przegrywał i niezadowolenie z
wyników było powszechne.
Czy po meczu z USA ktoś wspomniał o promocji, zupkach czy kubkach? Nie, bo w tym czasie byłoby to nie na
miejscu i nie dotarło do nikogo. Jakoś te wszystkie promocje nam w tym akurat zwycięstwie nie
przeszkodziły.
Gdyby porównać w ilu reklamach występowali zawodnicy drużyn, które zdobyły cztery pierwsze miejsca na
Mundialu, to musielibyśmy wysnuć wniosek, że nie robili oni nic innego, jak tylko nagrywali codziennie różne
reklamówki.
Podobny zarzut postawiono na przykład Zinadinowi Zidanowi, który będąc gościem stacji telewizyjnej Canal
Plus, odpowiadał na pytania kibiców. Ten wspaniały piłkarz odpowiedział, że kiedy reprezentacja Francji
zdobywała Mistrzostwo Świata oraz dwa lata później Mistrzostwo Europy, to zawodnicy nagrali o wiele
więcej reklamówek aniżeli przed Mistrzostwami w Korei.
36
Kibic nie wie, bo nie musi, że nagranie filmu reklamowego trwa jedno popołudnie. Nie robi się tego kosztem
treningu czy zajęć przewidzianych wcześniej, które trzeba by odwołać lub przekładać. Ale kiedy jako jedną z
głównych przyczyn parażek wymienia się tego typu argumenty, gotów jest w końcu w nie uwierzyć.
Faktem jednak jest, że konflikty pomiędzy szefostwem związku i piłkarzami wyniknęły z nieporozumień
dotyczących promocji. Faktem też jest, że rozpoczęły się w momencie, kiedy po raz pierwszy Zbigniew Boniek
chciał zrobić coś specjalnego w jego odczuciu dla piłkarzy, przedstawiając propozycję nagrania reklamówki, a
skutek tego był odwrotny. Doprowadziło to w konsekwencji do konfliktów, które zrodziły się po spotkaniu
wiceprezesa ze starszyzną zespołu, trwały w większym lub mniejszym stopniu przez całe przygotowania do
Mistrzostw Świata, a zakończyły dopiero na dzień przed meczem z USA w Korei.
A z drugiej strony, patrząc na ten problem, to właśnie awans do Mistrzostw Świata był momentem, w którym
piłkarze mieli możliwość wreszcie zarobić z promocji i to dlatego, że osiągnęli sukces, grając w reprezentacji.
Przez ostatnie szesnaście lat nikt nie proponował im żadnej reklamy. Przez lata oglądali reklamówki z
kolegami, z którymi często grali razem w zagranicznych zespołach klubowych, o których biły się wielkie
firmy, aby pozyskać ich dla swojej promocji. Pewnie również im trochę z tego powodu zazdrościli. Ale
świadczy to tylko o tym, że w Polsce doceniono wartość naszych kadrowiczów. Wreszcie piłkarze mieli swoje
pięć minut, jak przedstawiciele wielu innych dyscyplin sportu, zdobywający medale i laury dla kraju. I nikt
naszej reprezentacji nie podarował tych sukcesów za darmo. Wywalczyliśmy to sobie sami i okupiliśmy to
kontuzjami, stresem i problemami klubowymi zawodników. W niektórych przypadkach urazy, jakich
nabawili się w walce o awans i podczas Mistrzostw, miały wielki wpływ na ich dalszą karierę sportową. Tym
którzy awans wywalczyli należały się nagrody. I poprzez promocję różnych firm, takie dodatkowe nagrody
otrzymali.
W takich momentach docenieni muszą zostać wszyscy, a szczególnie ci, którzy pracują ciężko na wynik
zespołu, chociaż pozostają trochę w cieniu. Dlatego moją nagrodę za nakręcenie reklamówki dla naszego
sponsora, przeznaczyłem w całości dla członków sztabu szkoleniowo-organizacyjno-me-dycznego. Cieszyłem
się bardzo, że chociaż w ten sposób mogłem im podziękować za wielką pomoc, jaką miałem z ich strony w
pracy z repre-
37
zentacją. Im nikt żadnej promocji nie zaproponuje, a w ten sposób poczuli się tak samo dowartościowani, jak ci
zawodnicy, którzy uczestniczyli w podziale premii od sponsora, ale na ekranie w żadnej reklamówce nie
wystąpili. W przyszłości wszelkie promocje zespołowe zawodników, którzy będą uczestniczyć w kolejnej
wielkiej imprezie musi kontrolować PZPN i tylko pod szyldem związku powinny być one robione. Promocje
Strona 16
Prosta gra - Jerzy Engel
zawodników i trenerów w stroju prywatnym, pozostaną na zawsze niezależne od PZPN.
Jedynym liderem drużyny musi zawsze być prowadzący ją trener.
LOSOWANIE
Kiedy opadł kurz euforii związany z awansem reprezentacji Polski do Mistrzostw Świata, rozpoczęła się
narodowa dyskusja na temat zespołów, które życzylibyśmy sobie widzieć w naszej grupie podczas finałów.
Często zapominamy o tym, że Mistrzostwa Świata w piłce nożnej to impreza, o której marzą wszystkie
reprezentacje na świecie. Kto się do nich zakwalifikuje już jest wybrańcem losu.
Polska na Mundialu znalazła się po szesnastu latach przerwy, chociaż w obecnym stanie polskiego piłkarstwa
wydawało się, że trzeba będzie czekać jeszcze długo, zanim się w tym elitarnym gronie ponownie znajdziemy.
Tymczasem na przekór sceptykom, którzy nie dawali nam żadnych szans na awans, reprezentacja Polski jako
pierwsza ze strefy europejskiej, poza Francją, która awansowała bez eliminacji, znalazła się w gronie finalistów
Mistrzostw Świata.
Wyjście z trudnej grupy było już sukcesem samym w sobie. Jednak w kraju, gdzie wciąż żywe są wspomnienia
wspaniałych występów na Mistrzostwach Świata zespołów prowadzonych przez trenerów Kazimierza
Górskiego, Antoniego Piechniczka czy Jacka Gmocha, nadzieje na kolejny, udany występ naszej reprezentacji
rosły z dnia na dzień. W takiej atmosferze losowanie grup w finałach Mistrzostw Świata 2002 w Korei i Japonii
zepchnęło na plan dalszy wszystkie inne wydarzenia w kraju.
Losowanie, w którym biorą udział wszyscy trenerzy drużyn uczestniczących w finałach, to kolejny
sprawdzian szczęśliwej „ręki" trenera.
Wiedziałem, że do Korei, a konkretnie do miasta Pusan, muszę lecieć osobiście. Kiedy jednak przedstawiono
mi w PZPN, w jaki sposób będzie wyglądać podróż, zacząłem zastanawiać się nad celowością mojego
wyjazdu. Dwadzieścia cztery godziny w podróży, w tym trzy starty i trzy lądowania. Nie napawało to
optymizmem chociaż wiedziałem, że nie ma od tego odwrotu.
39
Na losowanie lecieliśmy czteroosobową ekipą. Szefem polskiej delegacji został wiceprezes do spraw
szkoleniowych. Wylatywali z nami również dyrektor techniczny reprezentacji Tomasz Koter, który zaraz po
losowaniu miał pozostać w Azji, aby zwiedzić i wybrać ośrodki sportowe pod przyszłą bazą dla ekipy. W
ekipie był też pracownik działu marketingu Władysław Puchalski, który miał towarzyszyć Tomaszowi
Koterowi i sprawdzić wybrane ośrodki od strony logistycznej.
Z Warszawy przelecieliśmy do Franfurtu, a z Niemiec prawie dwunasto-godzinnym lotem do Seulu. W
samolocie dołączyli do nas przedstawiciele firmy UFA SPORT. Najtrudniej było pogodzić się z myślą, że
lądowanie w Seulu nie kończy jeszcze naszej podróży. Czekał nas transport z lotniska międzynarodowego na
lotnisko krajowe, które znajdowało się po drugiej stronie Seulu i autokar z lotniska w ciągu dwóch godzin
miał nas tam dowieźć.
Podczas lotu zastanawiałem się, czy i tym razem los da nam jakieś znaki, czego możemy spodziewać się po
losowaniu.
Kiedy leciałem na losowanie grup eliminacyjnych do Tokio dosiadł się do mnie Walijczyk i byłem pewien, że
jedną z drużyn w naszej grupie będzie Walia.Teraz rozglądałem się po olbrzymim samolocie i nagle
zobaczyłem dwie delegacje lecące razem z nami. Byli to Niemcy z selekcjonerem Rudi Voelerem i
Portugalczycy z selekcjonerem Antonio Oliveirą. Jedno było pewne, że obu ekip w naszej grupie mieć nie
możemy. Pozostawało przewidywać, która z tych ekip będzie dla nas korzystniejsza. Zdawałem sobie sprawę,
że oto obie ekipy lecące z nami marzą o tym, aby mieć Polskę w swojej grupie. To przecież my byliśmy
postrzegani jako outsider. Osobiście wolałem Niemców, którzy dopiero pokonując w barażach reprezentację
Ukrainy, zapewnili sobie awans do Mistrzostw. Niemcy jednak siedzieli na piętrze samolotu nad nami w
klasie specjalnej, a Portugalczycy razem z nami w biznes klasie. Czyżby więc Portugalia, przemknęło mi przez
głowę i zaraz starałem się odrzucić od siebie tę natrętną myśl. Reprezentacja Portugalii była od nas zespołem
zdecydowanie lepszym, nie dającym nadziei na korzystny wynik. Byli sklasyfikowani, i to całkiem słusznie, o
całe lata świetlne daleko przed reprezentacją Polski we wszelkich klasyfikacjach. Stwierdziłem, że skoro tak
ma być, to pewnie los tak chciał i trzeba przejść nad tym do porządku dziennego. Trochę denerwował mnie
trener Antonio Oliveira lecący w samolocie w czapce. Jak mi opowiadał Józef Młynarczyk czapka ta przynosi
mu szczęście i gdzie tylko może to w niej paraduje. Wte-
r
dy jeszcze nie przypuszczałem, że te znaki losu będą jednak prawdziwe aż do bólu, trzeba je było umieć tylko
właściwie odczytać. Lecący w klasie specjalnej Niemcy, siedzący na piętrze nad naszymi głowami w
Strona 17
Prosta gra - Jerzy Engel
samolocie, zdobyli wicemistrzostwo Świata, a dwie ekipy lecące obok siebie, na tym samym poziomie
odleciały z Mistrzostw pierwszym samolotem do Europy.
Lot z Seulu do Pusan przebiegł jak poprzednie bez kłopotów. Ale kiedy pomyślałem, że każdy z nas wiezie z
sobą wszystkie szczęśliwe talizmany, to byłem pewien, że nic nam złego nie może się stać.
Z lotniska w Pusan jechaliśmy kolejne dwie godziny do hotelu Marriott, w którym zakwaterowane były
wszystkie ekipy.
W holu hotelowym był niesamowity tłok. Kamery, lampy, mikrofony. Dziesiątki dziennikarzy i
fotoreporterów, którzy rozpoznawali tylko znane twarze. Zatrzymano Rudi Voelera i na nim skupiły się
media Uśmiechnęliśmy się do siebie z trenerem Antonio Oliveirą i szybko podeszliśmy do recepcji. Wzięliśmy
przygotowane dla nas klucze, następnie materiały przygotowane przez FIFA i popędziliśmy do windy. Tam
jednak dopadło mnie kilku fotoreporterów i zaczęli robić zdjęcia. Powiedziałem im, że za mną stoi trener
Portugalii, ale kiedy obejrzałem się za siebie, jego już tam nie było. Pojechał windą na górę. Wsiadłem w
kolejną windę i pojechałem na czwarte piętro. Byłem bardzo zmęczony. Kiedy znalazłem się w pokoju
poczułem, że gdybym się położył na chwilę do łóżka, to raczej nie zszedłbym za piętnaście minut do
hotelowego lobby, skąd był odjazd autokarami na oficjalną powitalną kolację. Zrzuciłem z siebie wszystko,
wszedłem do łazienki i wziąłem gorący prysznic Następnie ubrany w szlafrok usiadłem w fotelu i wypiłem
butelkę zimnego piwa. Poczułem się lepiej, ubrałem służbowy garnitur z Orłem na piersi i zjechałem windą do
lobby. Nie było już czasu na przywitania ze znajomymi z innych ekip.Wsiadaliśmy do autokarów i ruszaliśmy
w podróż do ogromnej hali firmy BEXCO, w której przygotowana był powitalna kolacja.
Przed głównym wejściem ustawiliśmy się w długiej kolejce oczekującej na przywitanie się z szefami FIFA.
Dopiero tutaj można było zobaczyć co oznacza często i chętnie używany przez Prezydenta FIFA J. S. Blattera
zwrot o wielkiej futbolowej rodzinie. Rzeczywiście wszyscy się tutaj znaliśmy. Jedni bliżej, inni z widzenia, ale
wyczuwało się szalenie serdeczną, wręcz rodzinną atmosferę.
Podszedłem do J. S. Blattera i uściskaliśmy się serdecznie. Szczerze cieszył się, że Polska wreszcie awansowała
do finałów, życzył mi szczęścia
40
41
i umówił się ze mną na kieliszek koniaku po ceremonii losowania. Każdy z nas miał kilku znajomych z innych
federacji, z którymi należało się przywitać. Po chwili jednak kolorowo ubrane hostessy wprowadziły nas do
olbrzymiej sali zastawionej okrągłymi ośmioosobowymi stołami. Pomiędzy nimi uwijali się zwinni, ubrani w
białe koszule z muszką i czarne spodnie kelnerzy. Przy polskim stole oprócz naszej delegacji, znalazło się
dwóch przedstawicieli firmy UFA SPORT oraz przedstawiciel firmy turystycznej Piotr Pronobis z asystentką.
Marzyłem tylko o jednym. Ciepłe, wygodne łóżko i długi sen. Kiedy wreszcie wróciliśmy do hotelu usnąłem w
tej samej sekundzie, w której położyłem głowę na poduszce. To był bardzo długi dzień.
Kiedy o dziesiątej rano obudził mnie brzęczyk telefonu hotelowego wydawało mi się, że spałem tylko przez
chwilę Polscy dziennikarze telewizyjni, którzy obsługiwali losowanie umówili się ze mną na późne śniadanie,
podczas którego mieliśmy omówić współpracę podczas losowania. Gorący prysznic na przemian z zimnym
rozbudził mnie całkowicie. Za oknem przepiękna, słoneczna pogoda. Pomyślałem, że podobnie było podczas
losowania w Tokio, a więc i tutaj powinno sprzyjać nam szczęście. Ale jak można liczyć na szczęśliwe
losowanie, kiedy byliśmy jedną z najsłabszych drużyn w tym towarzystwie.
Z dziennikarzami spotkałem się o dwunastej, a już o szesnastej spacerkiem wszystkie ekipy przemaszerowały
do innego hotelu, oddalonego o około sto metrów od Marriotta. Tam odbywał się oficjalny obiad wydany
przez Federację Koreańską. Scenariusz podobny do wczorajszej kolacji. Okrągłe stoły, krótkie przemówienia,
kilka występów artystycznych i toast za udane Mistrzostwa .
Tym razem umiejscowiono naszą delegację przy jednym stole z Duńczykami. Usiadłem obok trenera Mortena
Olsena. Pomyślałem sobie: Duńczycy, dlaczego nie, może to kolejny znak.
Dało sięjednak zauważyć, że wszyscy byli już wyciszeni, skoncentrowani i jakby nieobecni. Każdy z nas był
myślami na losowaniu.
Jeszcze krótki odpoczynek w pokoju i znowu wszyscy ładujemy się do autokarów wiozących nas do znanej
już hali BEXCO. Po prezentacji miast, w których rozgrywane będą mecze, powoli wchodzimy do chłodnej, ale
znakomicie przygotowanej sali na losowanie. Wypełniłem swój obowiązek w stosunku do telewizji i ruszyłem
w poszukiwaniu mojego miejsca. Na zaproszeniu zaznaczone było krzesełko o numerze 21 w sektorze D. Bę-
r
dziemy w grupie D pomyślałem, a 21 to jedna z moich szczęśliwych liczb. Poczułem się pewniej na sali. Obok
Strona 18
Prosta gra - Jerzy Engel
mnie usiadł dyrektor Tomasz Koter. On też był zadowolony. Miał numer krzesełka 22, a właśnie tego dnia
obchodził 22 rocznicę swojego małżeństwa. Każdy z nas szukał szczęśliwych znaków, żeby mieć pozytywny
nastrój przed rozpoczęciem losowania
Rozpoczęło się wszystko dość nerwowo. Przedstawiono wiele najróżniejszych zależności, które musiały być
spełnione, aby ułożyć właściwie koszyki. Mogą sobie kombinować jak chcą, a my i tak trafimy do grupy, którą
już sobie wcześniej ułożyliśmy. Takie myśli towarzyszyły mi w ostatnich momentach przed losowaniem.
Podczas spotkania w hotelu Marriott, nomen-omen, ale w Polsce, podczas promocji książki Engel - Futbol na
tak, przeprowadziliśmy wstępne losowanie grup finalistów Mistrzostw Świata. Oczywiście bez tych
wszystkich zależności i kombinacji, jakie odbywały się teraz na scenie. Podzieliliśmy zespoły koszykami
zgodnie z klasyfikacją FIFA i kolejno losowaliśmy zespoły. Rozpoczęła zabawę moja córka Anna i z
pierwszego koszyka wyciągnęła reprezentację Korei. Po niej podszedł do drugiego koszyka mój przyjaciel i
współpracownik Władysław śmuda. Zakręcił ręką w koszyku i wyciągnął reprezentację Szwecji. Wiadomym
było, że kolejny koszyk to reprezentacja Polski, tak więc do czwartego koszyka podszedł Grzegorz Lato i
wyciągnął USA. O tym wszystkim przypominałem sobie, siedząc na miękkim foteliku w hali BEXCO i
czekając na to, co przyniesie nam los. Kiedy na ostatnim papierku z nazwą drużyny, wyciągniętym ze strefy
europejskiej odczytano P o 1 s k a i kiedy przypięto nas w grupie D, zupełnie nie byłem tym zaskoczony.
Kiedy za chwilę dołożono nam reprezentację Korei wszystko wskazywało, że gdzieś już to wcześniej
widziałem. Kiedy trzecim zespołem okazała się Portugalia wiedziałem, że wszystkie znaki sprawdziły się
doskonale. Dlatego kiedy losowano do poszczególnych grup zespoły amerykańskie i afrykańskie, byłem
całkowicie pewien, że będziemy mieli w grupie USA.
Stało się coś, czego racjonalnie nie można było wytłumaczyć. Dwa z trzech zespołów, z którymi znaleźliśmy
się w grupie, były w Polsce wylosowane wcześniej. I jak tu nie wierzyć w znaki losu.
Podszedł do mnie trener Antonio Oliveira w swojej szczęśliwej, czarnej czapce i uśmiechając się od ucha do
ucha uścisnął mi mocno dłoń. Poprosił, aby pozdrowić Józefa Młynarczyka i stwierdził, że bardzo się cieszy z
losowania. Czułem, że nasza grupa bardzo się Portugalczykom podobała.
42
43
A Szwecja, którą wylosował Władysław śmuda, też była, jak się później okazało, znakiem losu. Wylosowałem
ich do grupy, ale na eliminacje Mistrzostw Europy. Wtedy jeszcze nikt z nas nie przypuszczał, że w tych
eliminacjach już nie będziemy prowadzili reprezentacji Polski.
Miałem jeszcze zobowiązania w stosunku do telewizji. Czekał przekaz unilateralny do Polski i popędziłem w
stronę stanowisk komentatorów, aby skomentować układ sił w naszej grupie.
Każdy trener musiał być do dyspozycji mediów z całego świata. Barwnie ubrana hostessa wyłowiła mnie na
hali i zaprowadziła do innej, dużej sali, w której tłum dziennikarzy oczekiwał na kolejne wystąpienia. Nie
wiedziałem, jak oceniali naszą grupę moi poprzednicy, ale ja chwaliłem Portugalię jako zdecydowanego
faworyta, a pozostałym trzem reprezentacjom dawałem jednakową szansę.
Kiedy po tym wszystkim wyszedłem przed halę BEXCO okazało się, że autokary już odjechały i czekał na
mnie jedynie Tomek Pijanowski ze swoim operatorem. Kręcili od początku eliminacji film o wszystkim, co
dotyczyło polskiej reprezentacji i jej awansu do Mistrzostw Świata. Włączyli kamerę, omówiliśmy grupę,
złapaliśmy taxi i za trzy dolary dowieziono nas do hotelu. Tomek Pijanowski nakręcił znakomity film. Był
bezpośrednim świadkiem awansu reprezentacji Polski do Mistrzostw Świata. Nie kupiła tego filmu od niego
żadna telewizja. Jakie to charakterystyczne, że porażka wciąż lepiej się u nas sprzedaje aniżeli sukces.
W lobby hotelowym wrzało jak w ulu. Rozstawione kamery, przekazy i wywiady bezpośrednio na cały świat.
Trenerzy na stojąco i siedząc udzielali wywiady. Do mnie doskoczyli natychmiast dziennikarze koreańscy.
Wywiad trwał około godziny. Dotarłem wreszcie do stolika, przy którym siedziała polska delegacja. Jedliśmy
bardzo późną kolację i dyskutowaliśmy. Podszedł do mnie dziennikarz jednego z polskich dzienników
sportowych i poprosił o jeszcze jeden wywiad. Byłem już bardzo zmęczony, ale obiecałem, że udzielę mu
wywiadu, jeśli chwilę poczeka. Podszedłem do Andrzeja Placzyńskiego z firmy UFA i poprosiłem, aby
porozmawiał z trenerem reprezentacji Japonii Philipem Troussier. Chciałem zagrać z Japonią mecz towarzyski
w Polsce w marcu. Japonia miała w grupie Rosję, a my Koreę i dla obu naszych reprezentacji taki sprawdzian
byłby bardzo wskazany. Andrzej po chwili przyprowadził do mnie trenera Japończyków, przedstawił nas
sobie i pozostawił na chwilę samych. W ciągu pięciu minut domówiliśmy termin meczu w Polsce i wstępnie
uzgodniliśmy dalszą procedurę
Strona 19
Prosta gra - Jerzy Engel
przylotu Japończyków do Polski. Kiedy domówiłem termin marcowy, zacząłem zastanawiać się nad terminem
kwietniowym. Poszukiwałem przeciwnika, który grałby tak dobrze technicznie jak Portugalia Pomyślałem o
Rumunach i pozostawiłem rozmowy z Angelem Jordanescu na czas późniejszy.
Dokończyłem kolację i usiadłem do rozmowy z dziennikarzem.
Była czwarta nad ranem, kiedy doszedłem do pokoju. Czekali już tam na mnie dyr. Tomasz Koter, Władysław
Puchalski i Andrzej Placzyński. Musieliśmy omówić ich pracę podczas poszukiwań najlepszego ośrodka dla
naszej ekipy na Mistrzostwa Świata. Piotr Pronobis, przedstawiciel biura podróży, które miało organizować
wycieczkę dla naszych kibiców na Mistrzostwa, też przyszedł na chwilę. On również zostawał na miejscu, aby
domówić swoje sprawy. Nie trafił, bo przywiózł na losowanie asystentkę mówiącą po japońsku, a tymczasem
będziemy grać w Korei.
Zasnąłem o piątej nad ranem, a za dwie godziny już musiałem być w lobby hotelowym, bo autokary odwoziły
nas na lotnisko. Odespanie nocy pozostawiłem sobie na czas lotu do Polski.
44
Sława i chwała to żart, mówią słowa piosenki, ale jakże przyjemnie jest pożartować w dobrym towarzystwie.
PLEBISCYTY, NAGRODY, WYRÓśNIENIA
Praca trenera to ciągłe zdawanie egzaminów z umiejętności zwyciężania. Trener, którego zawodnicy
najczęściej wygrywają, może liczyć pod koniec roku na wysokie miejsce w plebiscytach i rankingach oraz na
nagrody i wyróżnienia. To, co stało się zimą 2001 roku oraz w pierwszych dniach 2002 roku, przeszło jednak
wszelkie moje wyobrażenia.
Okazało się, że szesnaście lat oczekiwania na awans do Mistrzostw Świata spowodowało niesamowitą radość
wśród kibiców. Efektem były ich głosy na moją osobę w najróżniejszych plebiscytach. Jeszcze raz okazało się,
jak mocną pozycję w polskim sporcie ma piłka nożna. Nie jest to przypadek, że o reprezentacji Polski w piłce
nożnej mówi się, że jest lokomotywą polskiego sportu, ciągnącą za sobą inne dyscypliny, jak wagoniki. Nasz
awans został doceniony.
Pierwszą nagrodą jaką otrzymałem był tytuł „Człowieka Roku 2001", przyznany mi przez stołeczny dziennik
śycie Warszawy. Przyznano mi męską część tej nagrody. Połowę żeńską przyznano wspaniałej dyrektor teatru
Syrena pani Barbarze Borys-Damięckiej.
Obok szabli z pamiątkowym nadrukiem oraz pięknego dyplomu upamiętniającego zdobycie Mistrzostwa
Polski, które otrzymałem od Polonii Warszawa, zawiesiłem w swojej bibliotece i w naszym prywatnym,
rodzinnym muzeum sportu, wielką drewnianą tablicę otrzymaną od redakcji dziennika śycie Warszawy.
Zanim zdążyłem się nacieszyć pierwszym wyróżnieniem, otrzymałem kolejne. Tytuł „Trenera Roku" w
plebiscycie organizowanym przez tygodnik Piłka Nożna. To bardzo prestiżowe w środowisku piłkarskim
wyróżnienie otrzymałem po raz drugi z rzędu.
Uroczystość odbyła się w hotelu Marriott w Warszawie. Organizatorami gali byli właściciele tygodnika Piłka
Nożna, państwo Gabryjela i Marek Profus. Najlepszym piłkarzem uznany został Emmanuel Olisadebe,
najwięk-
47
szym odkryciem roku Tomasz Moskała, a nagrodę „Fair Play" ufundowaną przez firmę Snickers, otrzymał
Bartosz Karwan.
Zupełnie niespodziewaną dla mnie nagrodą była „Busola". Ta nagroda przyznawana jest rok rocznie przez
Przegląd Tygodniowy dla osób, które w trakcie roku miały najbardziej znaczący, pozytywny wpływ na różne
dziedziny życia. Naczelny redaktor tygodnika Jerzy Domański wręczył mi nagrodę osobiście i tak oto
stanąłem na scenie między innymi obok premiera Leszka Millera oraz znakomitej aktorki i reżysera Krystyny
Jandy.
Najbardziej udany zawodowo dla mnie rok 2001 dobiegał końca. Chciałem krzyczeć - roku nie mijaj - bo
zdawałem sobie sprawę jak trudno w moim zawodzie jest taki sukces powtórzyć.
Zbliżała się noc sylwestrowa i w szampańskim nastroju wchodziłem w rok 2002. Na bal sylwestrowy
wybraliśmy się z grupą przyjaciół do hotelu Sobieski w Warszawie. Józef Młynarczyk z żoną Czesławą
uwielbiają tańczyć. Prawie nie schodzili z parkietu. Włodek Lubański i jego zawsze uśmiechnięta żona
Grażyna są duszą każdego towarzystwa i do białego rana rządzili na sali. Lekarz reprezentacji Stanisław
Machowski i jego małżonka Danuta to para tak lubiąca się bawić, że trudno sobie ich wyobrazić siedzących
przy stole. Krzysztof i Hanka Polak są parajak z żurnala mody i pierwszych stron kolorowych pism, a
ponieważ i wzrostem górują nad resztą towarzystwa, są zawsze najbardziej „zauważalni". Trener Kazimierz
Jagiełło nie jest znaną postacią na polskich boiskach. Całe swoje zawodowe życie spędził we Francji i w Belgii.
Strona 20
Prosta gra - Jerzy Engel
Tę noc zdecydował się razem ze swoją partnerką spędzić z nami. Trener Andrzej Zamilski z żoną Magdą dali
się namówić w ostatniej chwili, bo już prawie byli zdecydowani zostać przy programie telewizyjnym w domu.
Zabawa była wyśmienita. Orkiestra skończyła grać o piątej nad ranem, a my bawiliśmy się nadal. Było
serdecznie, beztrosko i wesoło.Tak weszliśmy w rok Mistrzostw Świata 2002.
Jeszcze huczało mi w głowie po zabawach noworocznych, a już trzeciego stycznia reprezentowałem PZPN na
konferencji zorganizowanej przez Canal Plus w hotelu Sheraton. Dotyczyła ona nominacji do corocznych
Osca-rów piłkarskich przyznawanych przez tę stację telewizyjną. Byłem mile zaskoczony, że wśród
nominowanych do trenera roku znalazło się też moje nazwisko. Zawsze wydawało mi się, że plebiscyt Canal
Plus dotyczy tylko trenerów klubowych. Głosowali piłkarze ligowi i jak się później okazało, dzięki ich głosom
otrzymałem również i tę prestiżową nagrodę. Gala odbywała się dwa dni później w Teatrze Polskim w
Warszawie. Odbierałem Oscara
48
z rąk Andrzeja Strejlaua. To fantastyczne przeżycie i wielka duma dla trenera, być wybranym i uznanym przez
samych piłkarzy.
Było miło, uroczyście i oficjalnie. Podczas bankietu jaki po uroczystości odbywał się w salach hotelu
Europejskiego, zająłem małą salkę dla VIP-ów. Zaprosiłem do niej Kazimierza Górskiego z małżonką i
najbliższych współpracowników z PZPN. W trakcie spotkania doszli do nas państwo Lubań-scy i Krzysztof
Materna. Wieczór zakończyliśmy w Casino hotelu Mar-riott.Co najważniejsze z sukcesami. Miało to
zwiastować udany rok.
Kiedy wydawało się, że czas nocnych eskapad się zakończył, zaproszono mnie do grona kapituły, która miała
nadzorować wybór dziesiątki najlepszych sportowców Warszawy. Organizatorem plebiscytu było tradycyjnie
śycie Warszawy. Przewodniczyła Irena Szewińska, a prócz niej same gwiazdy sportu polskiego z Dorotą Idzi,
Andrzejem Supronem, Jerzym Ku-lejem i Ryszardem Szurkowskim na czele. Wręczenie nagród odbywało się
podczas Balu Sportowca w pięknej hali na Ochocie. Bawiliśmy się do czwartej nad ranem. Na tego typu
imprezach nie pijam alkoholu i dlatego następnego dnia bolą mnie zwykle trochę nogi, ale rzadko głowa.
Dlatego jestem w stanie od razu usiąść do pracy. Ale wciąż był to jeszcze czas przerwy zimowej i prócz
kompletowania dokumentacji i rozpisywania poszczególnych dni treningowych na najbliższe, czekające nas
zgrupowania, nic specjalnego się nie działo. I oto okazało się, że odwieszenie smokingu do szafy było
przedwczesne. Otrzymałem zaproszenie na bal organizowany przez miesięcznik Sukces z okazji
przyznawanej spektakularnej, corocznej nagrody „Byka Sukcesu". Była to nagroda przyznawana osobom
najbardziej z sukcesem kojarzonym w 2001 roku I tak oto stanąłem ponownie na scenie, między innymi obok
Maryli Rodowicz i Grażyny śak.
Bal zorganizowany był fantastycznie. Hotel Victoria miał swój wielki wieczór. Tym razem przy stoliku
usiedliśmy razem z grupą aktorów, elitą scen teatralnych i kina polskiego. Magda i Krzysztof Materna, Marek
Kondrat z małżonką, Cezary Pazura z małżonką, Jan Englert i Beata Ścibakówna. Trudno sobie wyobrazić
wspanialszy gwiazdozbiór i to przy jednym stoliku.
Bawiliśmy się do piątej rano. Po powrocie do domu powiedziałem do Uli, że wystarczy tych eskapad.
Zdawałem sobie sprawę, że nie można było tego uniknąć. Byłoby co najmniej nieelegancko, gdybym jako
jeden z nagrodzonych nie pojawił się na uroczystości wręczania nagród.
Czekała mnie tylko jeszcze jedna gala. 19 stycznia, a więc dokładnie za tydzień, odbywała się ostatnia z imprez
sportowo-balowych. Bal Sportowca
49
organizowany przez Przegląd Sportowy. Wybór najlepszych dziesięciu sportowców i trenerów w Polsce.
Wybierali czytelnicy i kapituła złożona z dziennikarzy Przeglądu Sportowego. Wspólnie z trenerem
Apoloniuszem Tajne-rem zostałem uznany trenerem roku. Tym razem stolik był 6-osobowy i tylko piłkarski.
Bawiliśmy się z Tomkiem Wałdochem i jego małżonką. Tomek, jako kapitan reprezentacji odebrał nagrodę dla
najlepszego zespołu w 2001 roku. Niestety, nie dojechał Emanuel Olisadabe, chociaż został wybrany do
pierwszej dziesiątki najlepszych sportowców Polski.
Przed meczem towarzyskim w Bydgoszczy z Rumunią, oddział bydgoski Gazety Wyborczej przyznał mi i
wręczył nagrodę „Feliksa" przyznawaną ludziom, którzy w danym roku odnieśli największy sukces, a Gazeta
Olsztyńska uhonorowała mnie wyróżnieniem „Liścia Laurowego", jaki przyznaje co roku osobom najbardziej
zasługującym na wyróżnienie za znakomite osiągnięcia w różnych dziedzinach naszego życia.
Tuż przed wylotem na Mistrzostwa Świata do Korei miesięcznik Gentel-man, przyznał mi niesamowicie miły,
a jednocześnie odpowiedzialny tytuł „Gentelmana Roku 2001". Oprawa wręczenia nagrody była
Strona 21
Prosta gra - Jerzy Engel
zorganizowana z wielką pompą. Gala odbywała się na scenie teatru Tango Małgorzaty Po-tockiej. Muszę
przyznać, że ten tytuł dał mi najwięcej satysfakcji. Wszystkie pozostałe wiązały się z sukcesem reprezentacji
Polski, którego nie tworzyłem sam. Tytuł „Gentelmana Roku 2001" był tylko moim, prywatnym
wyróżnieniem. Było mi niezwykle miło, że tak sympatycznie jestem postrzegany przez wszystkich, którzy na
mnie głosowali.
Statuetka „Dżentelmena Roku 2001" była ostatnią, jaka zajęła miejsce w moim prywatnym muzeum, tuż obok
wspaniałego zegarka z wygrawerowanymi podziękowaniami od zawodników za doprowadzenie ich do
awansu i wspólny udział w Mistrzostwach Świata.
W samolocie transportującym nas do Korei zastanawiałem się, jak wielu wrogów przysporzyły mi te
wszystkie nagrody i wyróżnienia. śycie daje szybkie odpowiedzi i już niebawem się o tym przekonałem.
Jeśli czujesz się dobrze w jakimkolwiek miejscu na ziemi, nie zmieniaj go lub wracaj tam jak najczęściej.
CYPR - MIEJSCE MAGICZNE
Przygotowania do zbliżających się Mistrzostw Świata rozpoczynaliśmy dwumeczem z Wyspami Owczymi i
Irlandią Północną. Obydwa mecze zaplanowaliśmy do rozegrania na Cyprze. W lutym warunki klimatyczne
są tam wymarzone dla futbolu. Zresztą ten wariant przećwiczyliśmy już rok wcześniej w meczu przeciwko
Szwajcarii, wygranym przez reprezentację Polski 4 : 0. Na pierwszy mecz przeciwko Wyspom Owczym
powołałem zawodników z ligi polskiej, chcąc rozszerzyć nieco selekcję i zobaczyć podczas krótkiego
zgrupowania wszystkich piłkarzy, którzy byli wysoko w naszym rankingu, ale jak dotąd nie mieli możliwości
bądź mieli bardzo niewielkie, ażeby się pokazać. Rano po meczu z Wyspami Owczymi zaplanowaliśmy odlot
pierwszej grupy i przylot reprezentantów z klubów zagranicznych na kolejny mecz z reprezentacją Irlandii
Północnej.
Tomasz Koter zorganizował wszystko bardzo precyzyjnie i od strony organizacyjnej całe zgrupowanie
przebiegało bez problemów. Zespół złożony z piłkarzy grających w polskich klubach wygrał 2 : 1 po bramkach
Macieja śurawskiego, przy czym bardzo dobrą partię rozegrali Paweł Kaczorowski, Kamil Kosowski i Paweł
Sibik. Straciliśmy bramkę po nieporozumieniu środkowych obrońców, Jacka Zielińskiego i Arkadiusza
Głowackiego.
Wtedy jeszcze nie przypuszczałem, że dochodzący powoli do formy Jacek Zieliński i wchodzący do zespołu
młody, utalentowany obrońca Arkadiusz Głowacki, stworzą parę środkowych obrońców nie do przejścia dla
Amerykanów w trzecim meczu grupowym podczas Mistrzostw Świata w Korei.
Jacek Zieliński po operacji ścięgna Achillesa nie był jeszcze w najlepszej dyspozycji i widać było, że brakuje mu
gier, aby doszedł do wysokiej formy sportowej. Cieszyła przede wszystkim postawa skrajnych pomocników,
bo na tych pozycjach zakładałem dużą rywalizację. Na lewej stronie numerem jeden był Marek Koźmiński,
numerem dwa Jacek Krzynówek,
51
numerem trzy Tomasz Rząsa. Na prawej stronie numerem jeden był Bartosz Karwan, numerem dwa Tomasz
Iwan, numerem trzy Paweł Kaczorowski. Na tym krótkim zgrupowaniu mogłem zobaczyć numer cztery po
lewej stronie, jaki w moim rankingu zajmował Kamil Kosowski oraz numery cztery i pięć, jakie po prawej
stronie zajmowali Paweł Sibik i Ebi Smolarek. Najsłabiej z całej tej grupy zaprezentował się Tomek Iwan i
widać było, że to krótkie zgrupowanie wprowadzi przetasowania na poszczególnych pozycjach. Było to
bardzo korzystne zgrupowanie od strony selekcyjnej i szkoleniowej przed zbliżającymi się Mistrzostwami
Świata. Zwycięstwo 4 : 1 nad reprezentacją Irlandii Północnej, było dobrym prognostykiem i dawało wielką
nadzieję na to, że nasi kadrowicze będą w coraz lepszej formie. Wiedzieliśmy, że jeżeli któryś z naszych
podstawowych graczy nie przepracuje porządnie zimy i będzie miał kłopoty z grą w swoim klubie, to jego
forma zamiast rosnąć z miesiąca na miesiąc będzie coraz słabsza. W takim przypadku wiedzieliśmy, że
będziemy mieć problemy z doprowadzeniem piłkarza do optymalnej formy przed Mistrzostwami Świata.
Luty zamykaliśmy dwoma zwycięstwami i optymistycznie patrzyliśmy na zwiększającą się rywalizację o
miejsca w samolocie do Korei.
Przygotowania do Mistrzostw Świata oparłem o pięć gier oficjalnych, z których dwie rozegraliśmy w lutym na
Cyprze oraz trzy mecze na terenie Polski. Dodatkową grę towarzyską zaplanowałem już na terenie Korei, z
Mistrzem tego kraju. Każdy z naszych przeciwników był dobierany bardzo analitycznie. Wyspy Owcze
odpowiadały klasą naszej reprezentacji, złożonej z piłkarzy występujących na krajowych boiskach. Irlandia
Pomocna dawała możliwość przećwiczenia i przypomnienia sobie przez drużynę wyuczonych wariantów
taktycznych. Japonia, z którą mieliśmy zmierzyć się w Łodzi, była przedsmakiem tego, czego mogliśmy
spodziewać się w Korei, w meczu z gospodarzami Mistrzostw. Rumunia to zespół złożony z graczy
Strona 22
Prosta gra - Jerzy Engel
znakomicie wyszkolonych technicznie, lubiących rozwiązywać swoje akcje ofensywne o grę jeden przeciwko
jednemu, a więc wielkie podobieństwo do tego, co czekało nas w meczu z Portugalią. Piątym przeciwnikiem,
tuż przed wylotem do Azji była reprezentacja Estonii, która była idealnym sparing partnerem dla trochę
zmęczonego czterodniową, intensywną pracą podczas zgrupowania w Niemczech zespołu.
Z tych pięciu gier wygraliśmy trzy i dwie przegraliśmy. Każda porażka martwi, a szczególnie te z
przeciwnikami bardzo dla nas ważnymi w kontekście zbliżających się Mistrzostw Świata. Same wyniki jednak
nie były
52
tak ważne, jak słaba forma prezentowana przez coraz większą grupę naszych reprezentantów. Kiedy do tego
zaczęły dochodzić wieści o powiększającej się grupie piłkarzy ulegających kontuzjom, które wykluczały ich z
wyjazdu na Mistrzostwa, to sytuacja zaczęła się robić bardzo trudna.
Musiałem wybrać jedną z dwóch koncepcji. Pierwsza, czy stawiać dalej na piłkarzy, którzy dotychczas
stanowili trzon reprezentacji, wywalczyli awans i chociaż nie są w najwyższej formie, to opierać na nich nasz
los na Mundialu, czy postawić na młodą generację piłkarzy, którzy nie prezentują jeszcze zadowalającego
poziomu międzynarodowego i Mistrzostwa będą dla nich jedynie bazą doświadczeń na przyszłość. Obie
koncepcje miały swoje plusy i minusy.
Władysław śmuda był uczestnikiem czterech Mistrzostw Świata i na podstawie własnych doświadczeń
mówił, że jechać na tak niesamowicie trudną imprezę z młodzieżą to będzie kompromitacja. W Korei ogromną
rolę odgrywać miało doświadczenie piłkarzy i ich ogranie w meczach o dużą stawkę w klubach i w walce o
awans do Mistrzostw Świata. Doświadczenia w grach turniejowych takiej rangi nie mieliśmy przecież
żadnego.
Można wprowadzić jednego, maksimum dwóch młodych piłkarzy, ale oprzeć reprezentację o samą młodzież,
nawet najzdolniejszą, to było kolosalne ryzyko. Ufałem, że taki turniej jak Mistrzostwa Świata wyzwoli w
piłkarzach niesamowitą energię i bardzo ich zmobilizuje. Wierzyłem, że potrafią odrzucić wszelkie inne
sprawy i będą koncentrować się wyłącznie na przygotowaniach, co zaowocuje poprawą ich formy sportowej.
Dlatego wybrałem pierwszą koncepcję i postawiłem na zawodników sprawdzonych, uzupełniając
reprezentację o kilku mniej doświadczonych piłkarzy. Nie zawiodłem się na nich podczas eliminacji ani przed
ich rozpoczęciem, kiedy mieliśmy również bardzo trudne momenty, jak choćby fatalna forma kadrowiczów
przed meczem z Holandią. Wierzyłem, że nie zawiodę się również teraz.
Kiedy Zbigniew Boniek został selekcjonerem narodowej reprezentacji, zmienił radykalnie skład Kadry,
opierając ją o młodych, najzdolniejszych w jego opinii piłkarzy. Efekt był taki, że straciliśmy już na samym
początku eliminacji do Mistrzostw Europy trzy punkty w meczu z Łotwą w Warszawie.
Wielu było orędowników odmładzania składu reprezentacji. Dopiero eliminacje Mistrzostw Europy
rozpoczęte odmłodzonym składem udowodniły, że nie jest to takie proste w naszych futbolowych realiach,
aby zmienić nagle drużynę i opierać selekcję o młody wiek zawodników.
53
Próby korekt i ponownego powołania starszych wiekiem zawodników, z „koreańskiej" drużyny, potwierdziły,
że nie myliłem się razem z moim sztabem w selekcji piłkarzy, których zabraliśmy do Korei. Po prostu lepszych
od nich w tym czasie w Polsce nie było.
Selekcja to szalenie trudny element pracy trenera. Dobór zawodników wywołuje najwięcej emocji w mediach
oraz wśród kibiców. Nikt oprócz trenera nie jest w stanie określić, czy dany zawodnik będzie pasował do
zespołu czy nie. Tylko trener wie doskonale do czego dąży i jak będzie wyglądał produkt finalny jego pracy,
czyli system gry zespołu. A wiedząc o tym, dobiera takich piłkarzy, którzy mogą mu pomóc w realizacji
własnej koncepcji gry. Pod tym kątem dobierałem zawodników podstawowych i ich dublerów. Bardzo ważny
jest też system gry, jakim zamierza grać drużyna. To kolejny element warunkujący dobór zawodników do
zespołu. Na przykład inni obrońcy będą potrzebni przy systemie gry jeden, cztery, cztery, dwa, a inni przy
systemie jeden, trzy, pięć, dwa. I tak dalej. Czasami dziwią podawane przez media spekulacje, że dobrze
byłoby powołać takiego czy innego gracza, bo akurat wyróżnia się w meczach ligowych. Oczywiście, powołać
można, tylko po co. Czy będzie pasował do koncepcji gry zespołu opracowywanej przez trenera? To jest
zasadnicze pytanie. Jeśli już zawodnik odpowiada selekcjonerowi sposobem gry, to należy poznać jego
charakter i osobowość. Kto powołuje do swojego zespołu zawodników nieodpowiedzialnych, musi liczyć się z
tym, że prędzej czy później będzie tego żałował. Taki piłkarz wpływa swoim fatalnym zachowaniem na
zespół. Jeszcze pół biedy kiedy jest na tyle dobry, że gra w podstawowej jedenastce. Ale jeśli nie gra i
wprowadza nerwową atmosferę na ławce rezerwowych, w szatni, hotelu, mediach i gdziekolwiek się znajdzie,
Strona 23
Prosta gra - Jerzy Engel
to już prowadzi nieuchronnie do poważnego konfliktu.
Angielscy trenerzy mają prostą regułę. Jeśli masz w zespole zawodnika, który w jakikolwiek sposób wpływa
negatywnie na atmosferę w zespole, to lepiej pozbyć się go z drużyny rok za wcześnie niż o dzień za późno.
Dlatego selekcja to złożona część pracy trenerskiej. Jaki zespół sobie stworzysz, takie będziesz miał wyniki.
Inaczej mówiąc, jeśli błędnie wyselekcjonowałeś, to sam sobie przygotowałeś porażkę.
Przed Mistrzostwami Świata selekcja była niesamowicie trudna. Codziennie analizowaliśmy grę, poziom i
aktualną formę większości piłkarzy naszej ligi i prawie wszystkich grających za granicą. Nie mieliśmy żadnych
wątpliwości co do konieczności zabrania do Korei następujących zawodników:
54
Bramkarze: Jerzy Dudek, Radosław Majdan, Adam Matysek.
Obrońcy: Tomasz Wałdoch, Tomasz Hajto, Michał śewłakow, Jacek Bąk, Marek Koźmiński, Tomasz Kłos,
Jacek Zieliński, Arkadiusz Głowacki, Tomasz Rząsa.
Pomocnicy: Radosław Kałużny, Piotr Świerczewski, Jacek Krzynówek.
Napastnicy: Emanuel Olisadebe, Paweł Kryszałowicz, Marcin śewłakow, Maciej śurawski.
Do tej podstawowej grupy dziewiętnastu piłkarzy wyselekcjonowaliśmy dodatkowo czterech zawodników do
najbardziej newralgicznej w naszej sytuacji formacji pomocy:
Cezary Kucharski, Maciej Murawski, Arkadiusz.Bąk, Paweł Sibik.
Twierdzę, że była to selekcja uczciwa i zrobiona z naszym pełnym przekonaniem, że każdy z tych
zawodników może być nam potrzebny w czasie Mistrzostw. Los codziennie stawia przed nami nowe
wyzwania, ale wyzwanie jakim są Mistrzostwa Świata w piłce nożnej, jest nieporównywalne z żadnym innym.
Mam oczywiście pełen szacunek i uznanie dla naszych Mistrzów reprezentujących inne dyscypliny, ale piłka
wyzwala tak szalone emocje i trzyma w napięciu tak długo, że impreza, jaką są Mistrzostwa Świata potrafi
skupić na sobie i przyciągnąć przed ekrany telewizorów cały, nie tylko sportowy świat.
Pierwsze pytanie, jakie sobie zadaliśmy w naszym sztabie szkoleniowym po Mistrzostwach, to gdybyśmy
jechali na ten turniej za tydzień, czy wybralibyśmy inny skład Kadry. Odpowiedź brzmiała, że na pewno nie.
Nie znam uczciwszej selekcji, niż ułożenie rankingu piłkarzy na poszczególnych pozycjach, który jest
tworzony przez cały sztab trenerski i konsekwentne powoływanie na mecze najwyżej notowanych w tym
rankingu.
KADRA NA MUNDIAL
Kiedy zbliża się moment podjęcia ostatecznych decyzji personalnych, co do składu osobowego Kadry
wyjeżdżającej na Mistrzostwa Świata, zaczyna się szaleństwo promocyjne w mediach i coraz większa presja
wywierana przez różne osoby na sztab szkoleniowy. Prasa i telewizja sportowa zaczynająpra-cować tak, jakby
były prywatną własnością kilku zatrudnionych tam ludzi.
Oczywiście nikt nie dyskutuje o zawodnikach podstawowych, osiemnastu czy dziewiętnastu, którzy stanowią
elitę piłkarską w naszym kraju. Dyskusja dotyczy tych kilku miejsc, o które walczą zawodnicy o podobnej
klasie sportowej. Minimalne różnice w ich aktualnej przydatności dla reprezentacji są podstawą do spekulacji
medialnej.
W okresie mojej pracy z reprezentacją wielokrotnie przeżywałem takie medialne histerie dotyczące powołania
lub pominięcia któregoś z piłkarzy. Przykładowo Jacek Krzynówek, którego nie chciano absolutnie więcej
widzieć w Kadrze, po błędzie jaki mu się przytrafił w meczu z Hiszpanią, stał się już ulubieńcem kolejnych
selekcjonerów i mediów. Nikt sobie już później nie wyobrażał reprezentacji bez niego. Odwrotnie było z
Andrzejem Juskowiakiem, którego z kolei określano jako jedynego zbawcę reprezentacji w formacji ataku.
Kiedy opuściło go szczęście snajperskie, natychmiast o nim zapomniano. Tuż przed Mundialem faworytem
niektórych mediów stał się Artur Wichniarek.
Nikt sobie nie zdaje sprawy z faktu, że tego typu działania działają na szkodę samego zawodnika. W pewnym
momencie piłkarz ulega sugestiom mediów i zaczyna wierzyć, że rzeczywiście dzieje mu się krzywda. Myśli,
że trener jest nastawiony do niego negatywnie, ma swoich faworytów, do których on się nie zalicza i chociaż
jest lepszym piłkarzem od aktualnie powoływanych, nie ma szans, bo trener jest uwikłany w układy z innymi.
Takie argumenty wytaczają zwykle dziennikarze, forsując swoje kandydatury. Są to oczywiste nonsensy i
bzdury, wymyślane zgodnie z zasadą -
57
jeśli nie ma konfliktu lub afery, to stwórz ją sam. Czasem takie działanie powoduje tworzenie problemu z
niczego pomiędzy szkoleniowcem a zawodnikiem. Decyzje selekcyjne trenera weryfikuje zwykle czas.
Przeważnie jest tak, że rację ma selekcjoner, ale o tym można się przekonać dopiero po kilku miesiącach, a
Strona 24
Prosta gra - Jerzy Engel
wtedy już nie pamiętamy o kogo była cała awantura. Również często się zdarza, że już kto inny prowadzi
zespół.
O ile media są po to, aby spekulować na temat składu osobowego reprezentacji, to po raz pierwszy w dniu
ogłoszenia Kadry na finały Mistrzostw Świata doszło do tak zagorzałej dyskusji na tematy selekcyjne w
siedzibie samego związku.
Kiedy wszedłem do gabinetu prezesa z listą zawodników ustaloną na wylot do Korei odczytałem ją prezesom,
rozgorzała dyskusja na temat kilku nazwisk. Prezesi kwestionowali zasadność znalezienia się na liście takich
piłkarzy, jak Adam Matysek, Tomasz Iwan, Tomasz Kłos, Marek Koźmiń-ski czy Cezary Kucharski. Natomiast
obaj jednoznacznie opowiadali się za koniecznością powołania Artura Wichniarka. Wiceprezes Zbigniew
Boniek lansował w ogóle skrajny pogląd, że eliminacje to było jedno, a Mistrzostwa Świata, to zupełnie już
inny turniej i trzeba radykalnie przewietrzyć zespół. Według jego opinii nie powinni również jechać Tomasz
Hajto, Piotr Świerczewski, Radosław Kałużny. Na ich miejsce według opinii wiceprezesa powinno się powołać
młodych piłkarzy, którzy też przegrają te Mistrzostwa, ale może się tam czegoś nauczą. Omawialiśmy długo
wszelkie plusy i minusy związane z każdym wymienionym nazwiskiem. Najdłużej dyskutowaliśmy o dwóch
zawodnikach: Tomku Iwanie i Arturze Wichniar-ku. Obaj w konsekwencji nie znaleźli się na liście
wyjeżdżających na Mun-dial.
Z czasem, kiedy sobie analizuję nasze powołania i to, co stało się po Mundialu, to dochodzę do wniosku, że
popełniłem błąd. Należało powołać wszystkich, którzy zasłużyli się w meczach dających nam awans do
Mistrzostw Świata. I tak nie osiągnęlibyśmy nic więcej, a byłoby to dla tych piłkarzy znakomite
podziękowanie za to, czego wspólnie z nami dokonali.
Ale wtedy jeszcze marzyłem o sukcesach i myślałem, że zespół przez nas wyselekcjonowany będzie mógł
podjąć równorzędną walkę z rywalami w naszej grupie.
Nie zgodziłem się na jakiekolwiek zmiany składu Kadry. Czułem, że ten dzień może zaważyć na mojej dalszej
pracy w związku. Wiedziałem jednak, że jeśli ugnę się raz i zacznę działać niezgodnie z własnym
przekonaniem,
58
zasadami, koncepcją i sumieniem, to będę musiał ulegać już zawsze. Po raz pierwszy zdarzyło sie w PZPN, że
prezesi z tak wielkim, osobistym zaangażowaniem włączyli się w powołanie jakiegoś zawodnika do Kadry.
Również po raz pierwszy tak kategorycznie walczyli o usunięcie z listy innego.
Wielką kampanię medialną zrobili Arturowi Wichniarkowi dwaj dziennikarze. Co było podłożem tak
aktywnej promocji przez nich właśnie tego zawodnika, nie wiem. Faktem jest, że żaden inny piłkarz nie miał
takiej kampanii medialnej w reprezentacji, jak on. Dwóch dziennikarzy i dwóch prezesów zaangażowało się w
to bardzo aktywnie. Do dzisiaj nie rozumiem, co było tego powodem. Bo akurat w tym okresie sam piłkarz na
to nie zasługiwał i na pewno nie był lepszy od czterech innych napastników, których wyselekcjonowałem na
Mundial.
Osobiście cenię talent Artura Wichniarka i nigdy nie uważałem, że nie nadaje się do gry w reprezentacji. śyczę
też wielu napastnikom, aby zrobili taką karierę piłkarską, jaką jemu udało się osiągnąć. Po prostu w mojej
subiektywnej ocenie oraz ocenie członków mojego sztabu, był w naszym rankingu za Emanuelem Olisadebe,
Pawłem Kryszałowiczem, Marcinem śew-łakowem i Maciejem śurawskim. To był jedyny powód, że zabrakło
miejsca dla niego i dla kilku innych, również zdolnych piłkarzy, w samolocie do Korei.
Te dwa nazwiska piłkarzy, najdłużej dyskutowane w gabinecie prezesa, jeszcze przez długi czas żyły swoim
życiem medialnym. Brak Tomka Iwana, którego wcześniej jednoznacznie krytykowano za fatalną formę, teraz
przedstawiano kibicom i piłkarzom jako celowe rozbicie tak zwanej „grupy Iwana". Starano się doprowadzić
do konfliktu ze mną zawodników, bliskich kolegów Tomka i sugerowano, aby interweniowali w PZPN. Na
pewno nie wpłynęło to pozytywnie na atmosferę w zespole przed rozpoczęciem przygotowań do Mistrzostw
Świata. Spotkałem się ze starszyzną drużyny na początku zgrupowania w Niemczech, aby omówić wszelkie
sprawy nurtujące zespół. Najbardziej niepocieszony z nieobecności Tomka w kadrze był Piotr Świerczewski, z
którym od lat dzielił on pokój w reprezentacji. Podczas tego spotkania temat został zakończony i nikt już do
niego nigdy nie wrócił. Innych problemów personalnych nie było.
Dzień ogłoszenia składu reprezentacji wyjeżdżającej do Korei był dla mnie jednym z najbardziej
nieprzyjemnych w relacjach z prezesami podczas mojej pracy w związku. Nie spodziewałem się, że prezesi
mogą tak nalegać na powołanie jednego piłkarza i wykreślenie z listy innego. Od tego
59
jest trener selekcjoner oraz jego sztab i jakby o tym w ferworze przygotowań na chwilę zapomniano. Może
Strona 25
Prosta gra - Jerzy Engel
bardziej kategorycznie powinienem walczyć o Tomka Iwana, bo był on na naszej liście w pierwszej wersji,
mimo że jego forma daleka była od reprezentacyjnej. Tomek, jak kilku innych piłkarzy, którzy też nie znaleźli
się w samolocie do Korei, pomógł reprezentacji w grach eliminacyjnych. Forma jego niestety systematycznie
obniżała się i grał na coraz słabszym poziomie. Podałem mu rękę kilkakrotnie, w momencie kiedy był zupełnie
poza grą lub zrobił błąd w wyborze klubu. Wierzyłem, że może zacznie grać regularnie i dojdzie do wysokiej
formy sportowej. Niestety, tak się nie stało. Stwierdziłem w końcu, że może ci wszyscy krytykujący mnie za
powoływanie Tomka mogą mieć rację, a może ja w tym przypadku się mylę. To pytanie pozostanie już dla
mnie bez odpowiedzi. Może powinien pojechać w nagrodę za sam awans, ale w takim przypadku musiałbym
wziąć ze sobą wielu innych piłkarzy, którzy dołożyli swoją cegiełkę do naszego awansu, a w ekipie się nie
znaleźli. Faktem jest, że kolejni selekcjonerzy zupełnie nie brali go pod uwagę i już nikt się
0 niego nie upomniał. Ani w drużynie, ani a mediach.
Na Mistrzostwa Świata powołałem trzech bramkarzy. Numerem pierwszym był Jerzy Dudek, numerem dwa
Radosław Majdan i numerem trzy Adam Matysek. Czy był ktoś od nich lepszy w tamtym czasie, kto
nadawałby się bardziej do reprezentacji aniżeli ww. trójka? Zapewniam, że nie, chociaż oczywiście szanuję
inne opinie. Jurek Dudek był numerem jeden i on Mistrzostwa rozpoczął. Nie zagrał jednak dobrze ani w
pierwszym, ani w drugim meczu i nie zapisze sobie tej imprezy jako udanej. W trzecim meczu do bramki
wszedł Radek Majdan i bronił skutecznie. Rezerwowym w meczu z USA był Adam Matysek, ale nie miał
okazji wejść na boisko
1 jako jedyny z wszystkich uczestników Mundialu, nie zaliczył ani minuty.
Na prawej stronie obrony miałem trzy możliwości. W eliminacjach podstawowym graczem był Tomasz Kłos.
Prawie półroczna przerwa w występach klubowych spowodowała, że ani sam zawodnik, ani ja nie czuliśmy
się przekonani, że należy mu się obecnie miejsce podstawowe. Rozpoczął Mistrzostwa na tej pozycji Tomasz
Hajto, zagrał też Marek Koźmiński, ale najlepszy z tej trójki występ zaprezentował jednak Tomasz Kłos. Po
analizie Mistrzostw doszedłem do wniosku, że od pierwszego meczu właśnie Tomasz Kłos powinien grać na
swojej pozycji. Pomimo że nie był podstawowym zawodnikiem w niemieckim klubie, żaden z grających na tej
pozycji piłkarzy nie był tak dobry, jak on w meczu z USA.
Na lewej stronie formacji obrony miałem większy komfort. Michał śewłakow był podstawowym
zawodnikiem na tej pozycji w eliminacjach i nie widziałem potrzeby, aby to zmieniać. Numerem dwa był
Marek Koźmiński, a numerem trzy Tomasz Rząsa. Wystąpili na Mistrzostwach wszyscy trzej, ale dopiero w
ostatnim meczu z USA byłem w pełni zadowolony z gry Marka Koźmińskiego. Zresztą Marek jako jeden z
niewielu piłkarzy, wystąpił we wszystkich meczach podczas Mistrzostw Świata. Z meczu na mecz
prezentował się lepiej. Bardzo szanowałem go za to, że był jednym z niewielu zawodników, który już długo
przed rozpoczęciem Mistrzostw myślał o właściwym do nich samoprzygotowaniu. Zmienił pierwszoligowy
klub włoski Brescię, w której był tylko zawodnikiem rezerwowym, na dragoligową Anconę, gdzie mógł grać
regularnie. Ufałem mu podczas eliminacji, w których nigdy mnie nie zawiódł, wierzyłem w niego podczas
Mistrzostw. Marek miał swoje wady, ale był inteligentnym, znakomitym profesjonalistą i bardzo
zdyscyplinowanym piłkarzem. Wiem, że nie pasowała mu pozycja, na którą wystawiłem go w pierwszym
meczu z Koreą. Ale miałem do wyboru, nie wystawić go w ogóle albo zaryzykować jego grę na pozycji
skrajnego pomocnika po naszej prawej stronie. Chciałem wykorzystać jego doświadczenie. Zwykle realizował
wszystkie założenia taktyczne perfekcyjnie, bez względu na jakiej pozycji grał. Tym razem jednak nie dał sobie
rady. Przeliczyłem się co do jego uniwersalnych możliwości, których nigdy nie musiałbym sprawdzać, gdyby
nie plaga kontuzji jaka dotknęła pomocników grających po prawej stronie formacji pomocy.
Środkowi obrońcy mieli stanowić naszą zaporę nie do przejścia dla przeciwników. Tymczasem zawodnicy
występujący na tej pozycji zawiedli na Mistrzostwach. Tomasz Wałdoch i Jacek Bąk mieli być podstawową
parą środkowych obrońców. Tymczasem już po dwudziestu minutach meczu z Koreą Jacek Bąk zgłosił
odnowienie się u niego urazu kręgosłupa. Dotrwał do przerwy, próbował grać jeszcze po przerwie, ale nie dał
rady. Musiał opuścić boisko i nie wystąpił już na Mistrzostwach. Była to kolosalna strata dla zespołu. Jacek był
zawodnikiem ogranym w lidze francuskiej. Najbardziej liczyłem na niego w meczu z Portugalią, w którym
miał grać przeciwko Paulecie. Znał tego napastnika doskonale z ligi francuskiej i wierzyłem, że da sobie z nim
radę. Po urazie Jacka w meczu z Koreą, właśnie odpadał mi kolejny szykowany na Mistrzostwa wariant gry.
Jacek Bąk jest obrońcą o największym potencjale możliwości i umiejętności gry na świa-
60
61
towym poziomie w naszej reprezentacji. Nie jest to przypadek, że grał w najlepszych klubach francuskich.
Strona 26
Prosta gra - Jerzy Engel
Niestety, zarówno podczas eliminacji, jak i szczególnie podczas Mistrzostw, jego urazy eliminujące go z gry w
reprezentacji spowodowały, że wszelkie warianty gry, jakie układaliśmy, chcąc wykorzystać jego znakomite
warunki fizyczne i możliwości, stały się bezużyteczne. Po Mistrzostwach stwierdziłem, że był to jeden z
zawodników, który sprawił mi duży zawód. Nie miałem jednak nic złego na myśli. Zdrowia się nie oszuka.
Mieliśmy wszyscy wielkiego pecha. Jacek, ja i reprezentacja.
Po utracie Jacka Bąka zdecydowałem się przesunąć na środek obrony Tomasza Hajto. Niestety, nie była to z
mojej strony decyzja trafna. Jego błąd indywidualny doprowadził do utraty drugiej bramki w meczu z Koreą.
Przed meczem z Portugalią długo dyskutowaliśmy w naszym sztabie trenerskim o formacji obrony.
Obserwowaliśmy piłkarzy podczas treningów i zastanawialiśmy się, kto powinien zagrać na środku obrony.
Po indywidualnych rozmowach z piłkarzami zdecydowałem się na najbardziej doświadczoną we współpracy
ze sobą parę Tomek Hajto i Tomek Wałdoch. Obaj grali ze sobą na co dzień w Schalke 04. Wiedzieliśmy, że
pojedynczo każdemu z piłkarzy, którzy pozostali mi do dyspozycji, trudno będzie zatrzymać Pauletę. Dlatego
zdecydowałem się postawić na współpracę dwóch najlepiej rozumiejących się na boisku zawodników.
Okazało się jednak, że w meczu o tak wielką stawkę, kiedy decydował się bezpośrednio los dalszego udziału
polskiej reprezentacji w Mistrzostwach Świata, ci znakomici piłkarze, mający za sobą dziesiątki meczów w
Kadrze, zawiedli. Czy można mieć do nich o to pretensję. Na pewno nie. Chcieli jak najlepiej, ale przeciwnik
okazał się zbyt silny. Zabrakło niezbędnego doświadczenia w grze na tak wielkich imprezach. Zabrakło
fantastycznej, na granicy własnych możliwości, formy, a wraz z nią wiary w sukces. Zabrakło odrobiny
szczęścia.
Mecz zresztą układał się nie po naszej myśli. Przegrywaliśmy 1 : 0 chociaż graliśmy poprawnie. Bramkę
straciliśmy po indywidualnym błędzie taktycznym naszego obrońcy, który złamał ustawienie w linii naszej
całej formacji, co doprowadziło do sytuacji, w której znalazł się jeden na jeden z Pauletą i ten fragment gry
przegrał. Prezentowaliśmy widowiskowy, ofensywny futbol i doprowadziliśmy w końcu do remisu. Niestety,
sędzia nie uznał nam bramki i zdawaliśmy sobie sprawę, że z każdą kolejną minutą będzie coraz trudniej o
korzystny wynik. Kiedy straciliśmy drugą bramkę stało się jasne, że Mistrzostwa skończyły się dla nas na fazie
grupowej. Pękło w końcówce
62
meczu morale zespołu, pękła dyscyplina, pękło „serce" drużyny. Przegraliśmy 4 : 0 i zakończył się nasz sen o
glorii i chwale. W tym meczu przegraliśmy „naszą" reprezentację. Po raz pierwszy w całym okresie naszej
współpracy schodziliśmy do szatni z opuszczonymi nisko głowami. Wiedzieliśmy, że zawiedliśmy siebie,
naszych najbliższych, wszystkich kibiców w Polsce. To był jeden z niewielu momentów, kiedy parzył nas i
niesamowicie ciążył Biały Orzeł na koszulce. Ale już nic nie można było zmienić.
W meczu z USA wystąpili na pozycjach środkowych obrońców Jacek Zieliński i Arkadiusz Głowacki. Zagrali
skutecznie. Szczególnie Jacek Zie-liński, który znakomicie kierował młodym Arkiem Głowackim. Czy gdybym
zdecydował się wystawić Jacka Zielińskiego w meczu z Portugalią, zagrałby on tak samo skutecznie jak z
USA?
To pytanie, na które nigdy nie otrzymam odpowiedzi, będę musiał zadawać sobie zawsze, kiedy będę
wspominał Mistrzostwa Świata w Korei i Japonii.
Formacja pomocy była naszą piętą achillesową już podczas półrocznego okresu poprzedzającego Mistrzostwa.
Swoje olbrzymie kłopoty w klubie przeżywał Piotr Świerczewski. Nie ma nic gorszego dla zespołu, jak główny
rozgrywający, dyrygent zespołu w nie najwyższej formie. Przekonali się o tym najboleśniej Mistrzowie Świata
1998 i Europy 2000, Francuzi. Wystarczyło, że kłopoty z formą miał Zinadine Zidane, a zespół złożony z
samych gwiazd światowego formatu, nie był w stanie zdobyć bramki na Mistrzostwach i po jednym
bezbramkowym remisie, odjeżdżał do domu po fazie grupowej. Niestety, Olimpie Marsylia tułał się na końcu
ligi francuskiej, broniąc się przed spadkiem, a odbiciem formy całego zespołu była dyspozycja Piotra. Badania
przeprowadzone w okresie przygotowawczym do Mistrzostw, przed meczem z Japonią, były tak złe, że
baliśmy się ryzykować grę Piotra w tym meczu. Piotr Świerczewski zagrał pół meczu na własną prośbę. Tak
jak przewidywaliśmy, nabawił się urazu, nadciągnięcia mięśnia dwugłowego i musiał opuścić boisko. Jeszcze
gorzej wyglądały badania przed meczem z Rumunią, w którym pomimo przyjazdu na mecz nie wystąpił.
Jak wiele można poprawić w krótkim okresie przed Mistrzostwami. Raczej niewiele. Piotr robił wszystko co
było możliwe, aby poprawić ogólną wydolność organizmu i formę piłkarską. U niego znakomite
przygotowanie fizyczne jest szczególnie ważne. To typ fightera, który non stop jest „pod grą" i w walce z
przeciwnikiem. Gra reprezentacji w znacznym stopniu, była podporządkowana sposobowi rozgrywania akcji
ofensywnych przez
Strona 27
Prosta gra - Jerzy Engel
63
Piotra. Dlatego większość akcji była rozpoczynana właśnie przez niego. Jeśli piłkę łatwo tracił, zaczynaliśmy
mieć problemy. Mistrzostwa nie były pasmem dobrych zagrań lidera polskiego zespołu. Para Piotr
Świerczewski i Radek Kałużny, która tak znakomicie radziła sobie w eliminacjach, nie wniosła wiele do gry
zespołu. Radek zagrał w pierwszym meczu z Koreą i część drugiego meczu, w którym doznał urazu mięśnia
dwugłowego i zakończył występy na Mistrzostwach. Piotr po nienajlepszych występach w dwóch pierwszych
meczach, z powodu żółtych kartek, musiał pauzować i nie był brany pod uwagę na mecz z USA.
Środkowi pomocnicy to mózg zespołu. Jeśli stamtąd płyną skuteczne podania, cały zespół pracuje poprawnie.
W przypadku słabej dyspozycji piłkarzy odpowiedzialnych za prowadzenie gry zespół wchodzi w sferę
improwizacji lub omijania środka pola, co przy umiejętnościach naszych piłkarzy, jest pierwszym krokiem do
katastrofy.
Słabiutko wypadł Arkadiusz Bąk w meczu z Portugalią. Bał się wziąć odpowiedzialności na swoje barki. Nie
pomógł zespołowi w żadnej akcji i też nie może swojego występu na Mistrzostwach wspominać z
sentymentem. W wywiadzie dla tygodnika Piłka Nożna Arek Bąk tak wypowiedział się o swoim występie na
Mistrzostwach:
Kiedy jechaliśmy na Mistrzostwa czuliśmy się mocni i wydawało się, że możemy chociaż wyjść z grupy. Mecz
z Koreą pokazał nam jednak miejsce w szyku, a kiedy trener wpuszczał mnie na boisko za kontuzjowanego
Radka Kałużnego w spotkaniu z Portugalią, przegrywaliśmy już jeden zero. Wszyscy wiemy, jakim wynikiem
zakończył się ten mecz. I tylko tego żałuję, takiego obrotu sprawy, tak niskiej mojej formy, a nie faktu, że
zagrałem w Mistrzostwach Świata. Przecież to marzenie każdego piłkarza. Nie otrząsnąłem się do dziś. Nie
będzie już przecież drugiego takiego meczu. A ja zawiodłem, tak jak cała drużyna, być może w
najważniejszych minutach na boisku, w całym moim życiu. I to na oczach całej Polski przed telewizorami, na
oczach rodziny. To dramat dla profesjonalnego sportowca.
Jego słowa oddawały dokładnie to, co odczuwaliśmy w tym momencie wszyscy. Powyższej wypowiedzi Arek
udzielił tygodnikowi w rok po Mistrzostwach. To jeden z przykładów, jak bardzo taka impreza oddziałuje i
jaki ślad zostawia na psychice każdego, kto bierze w niej udział.
Piłkarzami, którzy na tych odpowiedzialnych pozycjach zagrali poprawnie i skutecznie byli Maciej Murawski,
jako defensywny pomocnik, i Cezary Kucharski, jako rozgrywający w meczu z USA.
64
Kiedy zdecydowałem się powołać obu tych piłkarzy do reprezentacji wyjeżdżającej na Mistrzostwa Świata,
wielu ludzi na Miodowej to zaskoczyło. Nawet niektórzy piłkarze podstawowej ekipy poddawali w
wątpliwość jakość wyszkolenia obu Legionistów i ich ewentualną przydatność dla potrzeb reprezentacji
narodowej. Wszelkie opinie i oceny weryfikuje boisko. I tak też było w tym przypadku. Cieszę się, że podjąłem
decyzję, aby zabrać tych dwóch zawodników na Mistrzostwa Świata i że swoim występem na boisku
przeciwko USA potwierdzili, że miałem rację.
Najwięcej emocji wzbudzają zawsze dyskusje na temat napastników. W reprezentacji nic nie działo się
przypadkiem. Swoją szansę otrzymało wielu piłkarzy grających na tej pozycji, ale tak naprawdę podczas
eliminacji tylko trzech ją w pełni wykorzystało. Numerem jeden był oczywiście Emanuel Olisadebe, numerem
dwa Paweł Kryszałowicz, a numerem trzy Marcin śewłakow. Oni przede wszystkim zdobywali bramki w
eliminacjach i oni sami doprowadzili do ułożenia takiej, a nie innej klasyfikacji na tej pozycji. W kręgu naszych
zainteresowań było jeszcze wielu piłkarzy. Przede wszystkim król strzelców polskiej ligi Maciej śurawski,
który zdobywał bramki dla reprezentacji w mniej ważnych meczach, aleje zdobywał. Stał się automatycznie
numerem cztery. Ta liczba praktycznie wystarczała nam na Mistrzostwa. Poszukiwałem jeszcze piłkarza, który
potrafiłby połączyć grę w ataku z pozycją ofensywnego pomocnika. Przewidywałem, że jeśli coś złego stanie
się Piotrowi Świerczewskiemu i nie podoła zadaniu Arek Bąk, to będę musiał mieć tego trzeciego, który
zagwarantuje drużynie skuteczną grę ofensywną. Takim piłkarzem był Cezary Kucharski.
Kiedy podjąłem decyzję o powołaniu Cezarego, zwołałem naradę swojego sztabu. Przedstawiłem kandydaturę
i poprosiłem moich przyjaciół o opinię. Wszyscy przyjęli tę kandydaturę z wielką aprobatą. Poprosiłem
Władysława śmudę, aby skontaktował się z Legią i połączył mnie z doktorem Stani-sławem Machowskim.
Wiedziałem, że Stanisław da mi rzetelną ocenę piłkarza od strony medycznej i psychologicznej. Nie
wyobrażałem sobie, aby wprowadzać do zespołu zawodnika, który stanowiłby jakiekolwiek ryzyko od strony
interpersonalnej. Stanisław wystawił znakomitą opinię obu Legionistom. W tej sytuacji zadzwoniłem do
kierownika zespołu Legii Ireneusza Zawadzkiego i poprosiłem go, aby powiadomił piłkarza, że chcę z nim
osobiście porozmawiać w PZPN. Cezary Kucharski przyjechał po godzinie i odbyliśmy półgodzinną, szczerą
Strona 28
Prosta gra - Jerzy Engel
rozmowę. Zawodnik nie brał udziału w eliminacjach i jego wyjazd na Mistrzostwa Świata niósł w sobie
65
pewne ryzyko. Rozmowa z Czarkiem Kucharskim rozwiała moje obawy. Okazał się dokładnie takim
zawodnikiem, jakiego obraz utrwaliłem sobie, obserwując warszawską Legię. Był kapitanem, miał charakter
kapitana zespołu, a reprezentacja powinna się składać z jak największej liczby piłkarzy, którzy są kapitanami
w swoich zespołach klubowych. Kapitanami byli: Tomasz Wałdoch, Jacek Zieliński, Piotr Świerczewski,
Radosław Ka-łużny, Paweł Sibik, Paweł Kryszałowicz, Maciej śurawski, Arkadiusz Bąk, Marek Koźmiński,
Cezary Kucharski, a kilku innych też zakładało opaskę kapitańską.
Wytypowaliśmy również grupę piłkarzy, którzy stanowili bezpośrednie zaplecze reprezentacji i byli
rezerwowymi. W każdej chwili, gdyby cokolwiek się stało, zadeklarowali się dolecieć do Azji.
Nie ukrywałem, że bardzo osłabiły reprezentację kontuzje, którym ulegli przed Mistrzostwami tacy piłkarze,
jak: Bartosz Karwan, Tomasz Zdebel, Paweł Kaczorowski i Ebi Smolarek. Każdy z nich, a w szczególności
Bartosz Karwan i Tomasz Zdebel mogli bardzo pomóc zespołowi i być jego silnym uzupełnieniem na
Mistrzostwach.
W każdym zespole są piłkarze, których ewentualnego braku w meczu nikt nie odczuje. Z reguły są to solidni
rzemieślnicy, grający zawsze na poziomie lekko powyżej średniego i czy będą grać w trzeciej, drugiej czy
pierwszej lidze, a nawet w reprezentacji, nie będą się w żadnej z tych drużyn wyróżniać. Ich łatwo można
zastąpić w miarę podobnej klasy rzemieślnikiem i zespół na tym zupełnie nie straci. Problem zaczyna się, gdy
z zespołu wypadnie któryś z zawodników, którzy stanowią o jego klasie. Bardzo trudno jest zastąpić piłkarza
dla danego zespołu wybitnego. Dlatego kiedy w słabszej dyspozycji lub zupełnie nieobecny w zespole
reprezentacji był któryś z piłkarzy strzelających bramki, Emanuel Olisadebe lub Paweł Kryszałowicz,
rozgrywający Piotr Świerczewski lub Radosław Kałużny, środkowy obrońca Jacek Bąk, Tomasz Wałdoch lub
bramkarz Jerzy Dudek, natychmiast zaczynaliśmy mieć kłopoty. Zwykle chuchaliśmy i dmuchaliśmy na
zimne, dbając o piłkarzy najwybitniejszych w zespole i nawet jeśli znajdowali się w słabszej dyspozycji,
staraliśmy się zrobić wszystko co było możliwe, żeby jednak zagrali.
Kiedy zbliżał się dzień wyjazdu na Mistrzostwa, Krzysztof Materna, który doradzał mi w wielu sprawach
medialnych, poradził mi, abym wygłosił w TVP coś na wzór orędzia do narodu. Widząc co dzieje się w
mediach, jak bardzo rozbudza się nadzieje kibiców, widział potrzebę stonowania nastro-
66
jów i ochłodzenia rozgrzanych zbliżającymi się emocjami głów. Chciał, żebym wyjaśnił wszystkim, jak ciężka
czeka nas przeprawa, bo jak stwierdził ludzie w większości nie zdają sobie sprawy z rangi imprezy i stopnia
trudności, jaki tak naprawdę czeka nas w Korei. Prosił, abym powiedział, że nikt nam nie da wygrać
pierwszego meczu z gospodarzami Mistrzostw, czego przykłady mieliśmy już wcześniej podczas Olimpiady.
Portugalia jest wciąż jeszcze daleko poza naszym zasięgiem i trudno się spodziewać, że uzyskamy korzystny
wynik w drugim meczu. Ewentualną szansę na korzystny wynik Krzysztof dawał reprezentacji tylko w meczu
z USA.
Nie dałem się namówić. Przez gardło by mi to nie przeszło. Jak mógłbym zabrać nadzieję nam wszystkim oraz
milionom ludzi i to jeszcze przed rozpoczęciem Mistrzostw. Może z punktu widzenia mojej przyszłości i
strony medialnej należało tak postąpić, ale z punktu widzenia osób wyjeżdżających na ciężki turniej było to nie
do przyjęcia. Czyja bym mógł spojrzeć w oczy zawodnikom przed meczem, gdyby usłyszeli z moich ust taką
deklarację porażki. Jak chciałbym ich później przekonać i mobilizować, że mogą ograć kogokolwiek.
Nie wygłosiłem orędzia do narodu i nie żałuję. Może utrzymałbym posadę selekcjonera, chociaż nie byłbym w
porządku z samym sobą. A to byłaby dla mnie osobiście największa porażka.
Samolot prezydencki, którym lecieliśmy do Korei, jest wygodny i funkcjonalny. Pierwszą część samolotu zajęli
prezesi. Dalej za przepierzeniem trenerzy i pozostali członkowie sztabu. Następnie piłkarze i na końcu
dziennikarze. Siedzenia wygodne, sprzyjające relaksowi. Podczas lotu zastanawiałem się czego możemy się
spodziewać po tych Mistrzostwach i czy piłkarze, którzy lecą z nami w samolocie, będą w stanie podjąć walkę
na poziomie najlepszych reprezentacji na świecie.
Jurek Dudek gwarantował wysoki poziom sportowy. Ile reprezentacji chciałoby mieć w swoich szeregach
podstawowego bramkarza Liverpoolu. Podczas jednego z naszych zgrupowań przed meczem o punkty w
eliminacjach Jurek otrzymał nagle propozycję przejścia do Liverpoolu. Zgodziłem się, aby podpisał kontrakt w
trakcie naszego zgrupowania i przeszedł konieczne badania. Bez pozytywnych wyników badań, a szczególnie
badania krwi, nie mógłby być zgłoszony do rozgrywek w Anglii, a do zgłoszenia pozostały godziny. Angielski
lekarz, który przyleciał do Polski był tak podekscytowany całym zamieszaniem, że zapomniał dokonać
Strona 29
Prosta gra - Jerzy Engel
badania krwi
67
i odleciał do Anglii bez tych wyników. W niedzielą rano, na wielką prośbę Anglików, nasza pani biochemik
Ewa Rudnicka wykonała badania w Centralnym Ośrodku Medycyny Sportowej, a ich wyniki przesłała
Anglikom. Jurek został potwierdzony i mogliśmy wypić lampkę szampana za jego szczęśliwą przyszłość w
nowym klubie.
Nie wiem czemu przypomniało mi się to całe zamieszanie wokół osoby Jurka w samolocie do Korei. Teraz też
był w dobrej dyspozycji fizycznej i psychicznej i nic nie zapowiadało, że mogłoby zdarzyć się coś niedobrego.
Był jedną z gwiazd naszej reprezentacji i chociaż miał swoje potknięcia, to solidnie sobie swoją karierą
klubową i reprezentacyjną na miano gwiazdy zapracował. Koszulki z jego nazwiskiem sprzedawały się w
PZPN-owskim sklepiku internetowym na drugim miejscu za Emanuelem Olisadebe. Zawsze uśmiechnięty,
sympatyczny, w każdej sytuacji skłonny do pomocy kolegom. Trochę za cichy jak na bramkarza, który ma
rządzić całą formacją obrony. W mojej opinii był najskuteczniej grającym nogami bramkarzem na świecie. Czy
te Mistrzostwa będą potwierdzeniem jego wysokiej pozycji w europejskim futbolu, czy uniesie ciężar
odpowiedzialności za losy reprezentacji jako jeden z jej liderów? Na te pytania odpowiedź miałem otrzymać
już w niedługim czasie. Nie ukrywam, że liczyłem na niego bardzo. Kiedy kręgosłup zespołu jest silny, a
bramkarz jest jego podstawą, to cały zespół gra dobrze.
Radosław Majdan był bramkarzem tak naprawdę nie do końca sprawdzonym w meczach o dużą stawkę. W
pierwszym meczu towarzyskim, jaki rozegrała reprezentacja pod moim kierownictwem, kiedy mogłem
powołać tylko bramkarzy występujących w polskiej lidze, postawiłem właśnie na niego w meczu przeciwko
Hiszpanii. To był dla bramkarza trudny mecz, ale pomimo porażki nie miałem do Radka pretensji za
puszczone bramki. Obecnie był w dobrej formie i w ocenie trenera bramkarzy Józefa Młynarczyka bez
żadnych obaw można śmiało na niego liczyć. Był zdecydowanie najodważniejszym w swoich interwencjach z
trójki reprezentacyjnych bramkarzy. Dobry technicznie, dynamiczny, odważny. Wiedziałem, że gdyby
odpukać cokolwiek stało się Jurkowi, to właśnie Radek miał stanąć między słupkami.
Adam Matysek był w trudnym momencie swojej sportowej kariery. Wrócił do Polski po wielu latach gry w
Niemczech i ostatnią rundę występował w zespole, który opuścił pierwszą ligę. Poszukiwał odejścia do
dobrego klubu w Europie lub Azji, ale w jego wieku i po przejściach zdrowotnych jakie
miał, był bez wielkich szans, aby przejść bez problemów dokładne badania lekarskie. Do czasu przejęcia
przeze mnie sterów reprezentacji Adam był podstawowym bramkarzem w Kadrze. Kłopoty w niemieckim
zespole klubowym, gdzie częściej przebywał na ławce rezerwowych niż na boisku, spowodowały spadek
formy. Dlatego postawiłem na grającego regularnie w klasowych zespołach europejskich Jurka. Adam miał
swój wielki dzień w Oslo podczas eliminacji. Był w znakomitej formie, wyszedł w pierwszej jedenastcet i grał
znakomicie. Doznał jednak w tym meczu ciężkiej kontuzji stawu barkowego, która na długo wyeliminowała
go z gry. Wrócił na boisko po długiej rekonwalescencji, ale piłkarzom w jego wieku kluby nie kwapią się z
zaoferowaniem propozycji pracy. Adama mógł zatrudnić tylko klub, który natychmiast potrzebował
solidnego, doświadczonego bramkarza. W tym momencie takiej propozycji nie otrzymał. Na pewno wyróżniał
się wśród polskich bramkarzy ograniem w meczach o wielką stawkę i doświadczeniem. Nie widzieliśmy
nikogo, kto mógłby rywalizować z nim o miejsce trzeciego bramkarza w reprezentacji na Mistrzostwa Świata.
Wydawało mi się, że o tę pozycję mogę być spokojny. Jest lider i dwóch różnych w stylu gry i
predyspozycjach, ale solidnych, pałających chęcią gry zmienników.
Spokojny byłem też o formację obrony. Tomek Wałdoch, Tomek Hąjto i Tomek Rząsa mieli najdłuższy sezon.
Piłkarze Schalke 04 kończyli sezon już po zakończonych rozgrywkach ligowych, finałem Pucharu Niemiec, a
Tomek Rząsa grał aż do zakończenia europejskich rozgrywek pucharowych i zdobył z Feyenordem
Rotherdam Puchar UEFA.
Tak Tomek Wałdoch, jak również Tomek Hąjto mieli duże doświadczenie reprezentacyjne i nie sądziłem, żeby
nagle pękli na Mistrzostwach. Szczególnie Tomasz Wałdoch, kapitan naszej reprezentacji, był dla mnie liderem
formacji obrony i praktycznie zastanawiałem się kogo dobierać do niego. Tomek zrobił kilka błędów w
eliminacjach i grach towarzyskich, ale był bardzo solidnym zawodnikiem, nie schodzącym poniżej dobrego
reprezentacyjnego poziomu. Znakomity kapitan zespołu, wzór do naśladowania dla milionów młodych
adeptów piłki nożnej w Polsce.
Tomek Hąjto był większą niewiadomą. Szalenie aktywny w treningach, zawsze ćwiczący w pierwszej parze,
nadający tempo ćwiczeniom i przykładający się do zajęć. Tomek sprawdzał się znakomicie, grając przeciwko
napastnikom wysokim, mocnym, ale nie obdarzonym dużą szybkością i zwrotnością. Zaczynał mieć problemy
Strona 30
Prosta gra - Jerzy Engel
z napastnikami niskimi, szybkimi,
68
69
grającymi nieszablonowo. Wciąż zastanawiałem się, czy będzie lepszy od Tomka Kłosa na prawej stronie
obrony. Grał bardzo agresywnie, nigdy nie odstawił nogi i jeśli już wychodził na boisko, to miał charakter
zwycięzcy i dążył za wszelką cenę do sukcesu. Miał stracone ostatnie półrocze. Kontuzje i nieporozumienia z
trenerem powodowały przerwy w regularnych występach na boisku w zespole klubowym. Był w dobrej
dyspozycji fizycznej i tryskał humorem. A to dobrze rokowało.
Tomek Kłos gdyby grał regularnie w swoim klubie w Niemczech, nie miałby praktycznie konkurencji na
prawej stronie obrony. Ale Tomek praktycznie tylko trenował przez ostatnie pół roku i chociaż prezentował
się znakomicie od strony fizycznej, to brak regularnie rozgrywanych meczów powodował moje obawy. Tomek
nie był typem zawodnika grającego widowiskowo, ale był niesamowicie skuteczny i oddany reprezentacji.
Regularnie poprawiał grę ofensywną i mieliśmy coraz więcej skutecznych akcji bramkowych, rozpoczynanych
po naszej prawej stronie. Szkoda, że odpadli mu partnerzy, z którymi przyzwyczaił się grać - Tomek Iwan i
Bartosz Karwan. Zastanawiałem się wciąż, co zrobić z naszą prawą stroną i czy od początku Mistrzostw
postawić na Tomka Kłosa czy na Tomka Hąjto.
Jacek Bąk był moją wielką nadzieją. Niespełniony w meczach eliminacyjnych, w których nie występował
regularnie z powodu kontuzji i operacji kręgosłupa, teraz wydawał mi się pewniakiem i silnym punktem
zespołu. Razem z Tomaszem Wałdochem miał stanowić zaporę nie do przejścia dla przeciwników. Liczyłem
że ta para obrońców może być naszym atutem. Liczyłem na niego szczególnie w meczu przeciwko Portugalii,
gdzie miał wystąpić przeciwko Paulecie. Środek naszej obrony wyglądał bardzo obiecująco. Miałem przecież
w zanadrzu dochodzącego do formy, po operacji ścięgna Achillesa Jacka Zielińskiego i młodego, szykowanego
na przyszłe eliminacje Arkadiusza Głowackiego. Jacek Bąk jest dobrym duchem zespołu. Wpływa jak balsam
na kolegów, szczególnie w trudnych momentach. Zawsze uśmiechnięty, pozytywnie nastawiony do życia,
sprawia wrażenie jakby mecz nawet o największą stawkę, nie robił na nim większego wrażenia. Ma wszelkie
predyspozycje, ażeby być jedną z gwiazd polskiego zespołu.
Jacek Zieliński był zawodnikiem bardzo skutecznym w grze. Praktycznie przebojem wszedł na podstawowe
miejsce, pozostawione w eliminacjach przez Jacka Bąka, na środku naszej obrony. Nigdy nie zawiódł w
meczach o punkty. Zdarzały mu się błędy w meczach towarzyskich, ale
70
w meczach o punkty darzyłem go zawsze olbrzymim zaufaniem. Wiedziałem, że przeciążenia, które
spowodowały w konsekwencji operację ścięgna, były spowodowane między innymi ciężkimi bojami w
eliminacjach. Był jednym z kapitanów reprezentacji i cieszył się dużym szacunkiem wśród zawodników.
Powinien być pierwszym zmiennikiem na środku obrony, bo dochodził do formy z dnia na dzień i nie było już
śladu po skutkach operacji.
Arkadiusz Głowacki wszedł przebojem do kadry na Mundial. Miał za sobą dobry sezon w klubie i powoli był
szykowany przez nas na zbiżające się eliminacje do Mistrzostw Europy. Liczyliśmy się z faktem, że po
Mistrzostwach mogą już kończyć reprezentacyjną karierę środkowi obrońcy, a Arek był zdecydowanie
wyróżniającą się postacią na tej pozycji. Myślałem o przyszłej parze środkowych obrońców Jacek Bąk - Arek
Głowacki. To może być para grająca na wysokim poziomie europejskim i na długie lata rozwiązać problem
środka obrony w reprezentacji. Oczywiście, miał możliwość rywalizacji o miejsce w podstawowej jedenastce
już teraz, ale prawdę mówiąc nie liczyłem jeszcze na niego w tych Mistrzostwach. Prócz dobrych zagrań w
meczach, w których wystąpił, miał również bardzo nieudane interwencje i nie dziwiło mnie to, bo musiał mieć
niezbędny czas, aby grać na poziomie swoich starszych kolegów. Liczyło się też zrozumienie z partnerami i
nabyte doświadczenie reprezentacyjne, a w tym bardzo ustępował swoim starszym kolegom.
Michał śewłakow był graczem solidnym. Zdecydowanie lepiej prezentował się w reprezentacji niż w meczach
w swoim klubie. Znałem dobrze jego predyspozycje do gry na bocznej obronie, bo mieliśmy możliwość
współpracować wcześniej w Polonii Warszawa. Znakomicie wkomponował się w zespół i dał wiele nowych
rozwiązań taktycznych. To właśnie jego naturalne predyspozycje oraz predyspozycje Marka Koźmińskiego do
dośrod-kowania piłki z rotacją do bramki, spowodowały opracowanie wariantu takiego właśnie kończenia
akcji ofensywnej. Zdobyliśmy po ich podaniach wiele bramek i można powiedzieć, że było to nasze firmowe
zagranie. Nie potrzebowałem się zastanawiać nad lewą stroną formacji obrony, bo prócz niego miałem jeszcze
Marka Koźmińskiego, a więc zawodnika o podobnych walorach. Lewa strona była naszą siłą napędową i
współpraca tych dwóch zawodników dała reprezentacji wiele zakończonych bramkami akcji ofensywnych..
Strona 31
Prosta gra - Jerzy Engel
Marek Koźmiński był niewiadomą. Jest typem zawodnika potrzebującego mocnego treningu i regularnej gry.
Przed Mistrzostwami zmienił klub, żeby tylko grać regularnie, bo znał swój organizm i chciał się do
Mistrzostw
71
jak najlepiej przygotować. Ale Jacek Krzynówek, z którym rywalizował na lewej stronie formacji pomocy, był
w wyśmienitej formie. Para śewłakow - Krzynówek grała również bardzo skutecznie i dlatego zdecydowałem
się ustawić Marka, na zupełnie nowej dla niego pozycji. Podczas eliminacji Marek grywał nie tylko jako
skrajny pomocnik. W Cardiff w trakcie meczu, przestawiłem go na środek pomocy i wykonał swoje zadanie
fantastycznie. Podobnie w meczu z Armenią w Warszawie, w którym miał do wykonania zupełnie inne
zadania niż zwykle. Dlatego wierzyłem, że poradzi sobie również na prawej stronie, bo przy bardzo dobrej
formie Michała śewłakowa i Jacka Krzynówka nie chciałem tracić tak doświadczonego gracza z zespołu.
Zastanawiałem się czy jednak robię dobrze i czy nie uszczęśliwiam siebie, Marka i zespołu na siłę. Marek
sygnalizował, że nie czuje się komfortowo na tej pozycji. Ale na mecz z Koreą był mi potrzebny, bo przede
wszystkim liczyłem, że da sobie radę w grze obronnej. Miał przeciwko sobie zawodnika, którego się
obawialiśmy. Znakomitego dryblera, który podobnie jak Marek, wielokrotnie rozstrzygał losy meczów
dokładnym ostatnim podaniem. To był główny powód, że tak upierałem się, aby właśnie Marek zagrał na
prawej stronie w pomocy. Niestety, przeceniłem możliwości Marka i zawodnik, którego miał wykluczyć z gry,
wykonał swoje podanie, po którym straciliśmy pierwszą bramkę.
Zmienników miał dwóch w zależności od potrzeb na boisku. Gdybym chciał zagrać bardzo ofensywnie, to był
Maciek śurawski, który spełniałby rolę trzeciego napastnika. Jeśli bardziej defensywnie, to był Paweł Sibik,
który spokojnie mógł zabezpieczyć prawą stronę, jeśli zaszłaby taka potrzeba.
Paweł Sibik miał znakomity sezon w klubie. Był zdecydowanie wyróżniającą się postacią na polskich boiskach.
Efektem jego dobrej gry było powołanie go na mecz w lutym przed Mistrzostwami przeciwko Wyspom
Owczym na Cyprze. Zagrał poprawnie, a w dodatku pokazał charakter, kulturę i profesjonalizm jaki powinien
charakteryzować reprezentanta kraju. Ale miał przy tym niebywale wiele szczęścia. Wiedział, bo mówiłem mu
to na Cyprze, że jest daleko w rankingu za Bartoszem Karwanem, Tomkiem Iwanem, Pawłem Kaczorowskim i
Euzebiuszem Smolarkiem. Musiałby być kataklizm, aby mógł liczyć na kolejne powołanie. I tak się stało.
Odpadali kolejno piłkarze, którzy byli przed nim w rankingu i Paweł leciał teraz z nami na Mistrzostwa. Było
to z pewnością zaskoczenie tak dla nas, kibiców i samego Pawła, ale taką zasadę rankingową przyjęliśmy i
uczciwie się jej trzymaliśmy.
Piotr Świerczewski był jedną z gwiazd i dobrym duchem tego zespołu. Stawał się powoli liderem drużyny i z
zawodnika, którego rzucano na różne pozycje w klubie i reprezentacji, stał się znakomitym strategiem i
mentalnym przywódcą zespołu w trakcie gry. Jego wiele indywidualnych działań początkowało akcje
kończone bramkami. A pierwsza bramka zdobyta przez nasz zespół w Oslo przeszła do historii polskiego
futbolu, jako zdobyta po jednym z najbardziej finezyjnych zagrań. Piotr nie był w najwyższej formie i to była
kolejna moja wielka obawa. Kiedy nie był w formie, dużo faulował i miał tenSencję do przetrzymywania piłki,
co powodowało zwalnianie naszych akcji ofensywnych. Mieliśmy do rozpoczęcia Mistrzostw jeszcze trochę
czasu i chociaż wiadomo było, że przez następne cztery dni będziemy ćwiczyć na bardzo małych obciążeniach,
co takiemu zawodnikowi jak Piotr nie pomagało, wierzyłem, że do pierwszego meczu uda się go w miarę
dobrze przygotować. Piotr był oddany reprezentacji totalnie. Pewnego razu przed meczem towarzyskim z
Kamerunem w Polsce zadzwonił do mnie i powiedział, że nie ma zgody szefów Olimpie Marsylia na przylot
do Polski. Ale dodał szybko, żebym się nie martwił, bo nawet jak go nie puszczą to on i tak przyleci.
Poprosiłem, aby połączył mnie z Bernardem Tąpie i odbyłem z prezesem Olimpie prawie godzinną rozmowę
telefoniczną. Efektem tej rozmowy był prywatny samolot, jakim przywieziono do Poznania Piotra i tego
samego wieczora odwieziono do Marsylii. Na takich zawodników stawiać będę zawsze, nawet jak są czasowo
w słabszej dyspozycji.
Radosław Kałużny, podobnie jak Piotr, był wykończony sezonem. To kolejna z naszych gwiazd, chociaż nie do
końca jeszcze spełniona. Było po nim widać trudy walki i wysiłek jaki włożył, aby utrzymać zespół, w którym
występował, w Bundeslidze. Eliminacje do Mistrzostw Świata były serialem znakomitych zagrań i bramek w
wykonaniu Radka. Ale teraz nie był to ten sam piłkarz, co w meczu przeciwko Białorusi w Łodzi, kiedy zdobył
dla nas trzy bramki. Radek miał znakomity charakter fightera, ale musiał być w wysokiej formie, żeby mógł
grać na poziomie oczekiwanym w reprezentacji. Od niego zależało bardzo wiele. Na nim opieraliśmy wiele
wyuczonych fragmentów. Nie przypadkiem był drugim strzelcem w drużynie, grając wyjściowo jako
defensywny pomocnik. Z Piotrem stanowili mocną parę, gdy byli obaj w formie. Czy odnajdą się na
Strona 32
Prosta gra - Jerzy Engel
Mistrzostwach. Prócz atutów w grze ofensywnej obaj z Piotrem znakomicie bronili, co przy systemie gry
cztery, cztery, dwa, ma kolosalne znaczenie. Radek był jednym z naszych piłkarzy, którzy przeszli poważne
operacje. Jego stawy kolanowe były dla
72
73
nas zawsze tematem stałej troski. Kiedy w meczu w Oslo, Emanuel Olisa-debe zdobył pierwszą bramką,
Radek był bardzo blisko niego i gonił Emanuela chcąc go uściskać. Emanuel sprytnie zwodził, uciekając przed
Radkiem. W pewnym momencie Radek krzyknął do niego:
- Przestań uciekać, bo mi śruby w kolanach powypadają.
Oczywiście jest to żargon piłkarski i dla kibica może być to przerażające, ale tak właśnie często mówił o swoich
stawach kolanowych popularny „Kałuża".
Arek Bąk był zawodnikiem, wokół którego było najwięcej znaków zapytania. W prasie połajano mnie, że
powołuję go i sugerowano nonsensownie, że dlatego jest z nami, bo gra w Polonii. Polonia natomiast miała do
mnie pretensję, że go powołuję, bo w opinii prezesów nie gra na miarę swoich możliwości w klubie, a
właściciel jego karty zawodniczej, Janusz Roma-nowski, widząc powołanie Arka, krzywił się jak po cytrynie.
Ale Arek wywalczył sobie sam swojąpozycję w reprezentacji. Wyróżniając się w meczach ligowych, dostał
swoją szansę w meczach towarzyskich i eliminacyjnych. Okazało się, że kiedy odpowiadał za prowadzenie gry
reprezentacji, nie przegrywaliśmy. Najlepszym jego występem był mecz w Cardiff i od tamtego czasu nie
tylko ja, ale przede wszystkim zespół mu zaufał. Miał to szczęście, że po operacji był Tomasz Zdebel i
praktycznie odpadł z rywalizacji o środek reprezentacyjnej pomocy. Innych piłkarzy, którzy gwarantowaliby
wymagany poziom na tej pozycji, nie braliśmy pod uwagę.
Maciej Murawski miał znakomity sezon w klubie. Był dla mnie w Polsce największym fighterem i jednym z
najpracowitszych piłkarzy na boisku. Do tego szalenie waleczny, nie przegrywający pojedynków jeden na
jeden, znakomity w walce o piłki zagrane górą. Może być bardzo cenny w trudnych momentach, kiedy trzeba
będzie walczyć o utrzymanie korzystnego wyniku. Maciek był profesjonalistą i zawodnikiem bardzo
inteligentnym, co ma kolosalne znaczenie na poziomie reprezentacji Polski. Może być dobrym dublerem dla
Radka Kałużnego. Jedyną wadą piłkarza było nadmierne gadulstwo. Zawodnicy żartowali sobie, że wystarczy
rzucić dowolny temat Maćkowi, następnie udać przez chwilę, że się go słucha i położyć się spać. Kiedy się
człowiek obudzi, Maciek nadal będzie przy temacie. Był silnym i walecznym piłkarzem. Wiedziałem, że nie
„pęknie", kiedy będzie potrzebny zespołowi.
Jacek Krzynówek był w życiowej formie. Nie było dylematu kto ma zagrać na lewej stronie w formacji
pomocy. Był w aktualnej dyspozycji zdecy-
dowanie lepszy od Marka. Nigdy dotąd nie miał tak znakomitych badań. To mogą być jego Mistrzostwa, ma
wszelkie możliwości, żeby razem z Pawłem i Michałem stworzyć tradycyjnie mocną nasza lewą stronę.
Skupimy się też na stałych fragmentach gry, bo tak mocno i dokładnie jak Jacek nie potrafi z naszej prawej
strony uderzyć żaden z zawodników. W trakcie mojej pracy z reprezentacją grali na bokach formacji pomocy
różni zawodnicy. Ale przez cały czas, z myślą o Mistrzostwach przygotowywałem dwóch piłkarzy. Na lewej
stronie Jacka Krzynówka, a na prawej Bartosza Karwa-na. Bartka" zmogła kontuzja i nie wyleciał z nami na
Mistrzostwa. Jacek był do Mistrzostw gotowy.
Tomek Rząsa przyjechał na zgrupowanie do Niemiec w glorii zdobywcy Pucharu UEFA. Bardzo sympatyczny
zawodnik, który z napastnika stał się z czasem ofensywnym obrońcą. Zastanawialiśmy się tylko, czy na
Mistrzostwa powinien pojechać on czy Kamil Kosowski. Przeważyło doświadczenie w grach na arenie
międzynarodowej Tomka i nie ukrywam, że wrażenie zrobiło na mnie również zdobycie przez jego zespół
Feyenord, Pucharu UEFA. Był z nami przez cały czas eliminacji i trudno by mi było, w tym momencie
zamieniać go na Kamila. Pełnił rolę zmiennika na lewej stronie i trudno mu było wygrać rywalizację z
Michałem śewłakowem, Markiem Koźmińskim, czy Jackiem Krzynówkiem. Wygrał ją w naszej ocenie z
Ka-milem.Kosowskim i dlatego leciał z nami teraz do Korei.
Emanuel Olisadebe był naszym numerem jeden w formacji ataku nie dlatego, że tak chcieliśmy, tylko swoją
grą, a przede wszystkim bramkami, które zdobywał, stał się jedną z gwiazd zespołu. Od jego formy wiele
zależało. Cieszyliśmy się, że przepracował bardzo solidnie zgrupowanie w Niemczech, bez urazów i kontuzji i
teraz dochodził do znakomitej dyspozycji fizycznej. A to u niego jest najważniejsze, bo pozostałe cechy ma
wrodzone. Kiedy wspomnę, jak wiele osób pracowało, aby dokooptować go do ekipy, aby otrzymał polskie
obywatelstwo i że to wszystko się sprawdziło, to aż trudno dzisiaj w to uwierzyć. Miałem jednak obawy, czy
poradzi sobie już na zupełnie innym poziomie. Wszystkie nasze gwiazdy sąprzede wszystkim znakomitymi
Strona 33
Prosta gra - Jerzy Engel
zawodnikami na naszym polskim rynku. Potrzebni nam w reprezentacji byli zawodnicy, którzy liderowali w
każdej formacji i cieszyłem się, że takich się dopracowaliśmy. Czy sprawdzą się na światowym poziomie. To
pytanie jak bumerang wracało do mnie i nie dawało spokoju. Emanuel stał się Polakiem z wyboru, ale to on
pierwszy po zdobyciu bramki w Oslo pocałował Orzełek na koszulce. Pokochał Polskę, a kibice pokocha-
74
75
li jego. Stał się symbolem wielkiej tolerancji Polaków. Przeżył reakcje rasistowskie, chuligańskie i wszystko złe,
co może spotkać cudzoziemca w obcym dla niego kraju. Ale to minęło jak ból zęba, a czas zaleczył rany.
Emanuel odwzajemnił się za gościnę znakomitymi występami w eliminacjach. Bez niego awans byłby o wiele
trudniejszy. Pewnego dnia, kiedy był już w Grecji, zadzwonił do mnie wieczorem.
- Mam bardzo prywatną sprawę - powiedział lekko zażenowanym głosem. - Czy może mi pan powiedzieć,
jaki pierścionek kupuje się dziewczynie, którą prosi się o rękę - spytał i w słuchawce zaległa cisza.
- Najlepiej kup brylant oprawiony w białe złoto - odpowiedziałem.
- A jak duży ma być ten brylant - spytał ponownie.
- To zależy na jaki cię stać, ale nie mniejszy niż dwa karaty - odpowiedziałem. - Czy to ta śliczna blondynka, z
którą cię kilkakrotnie widziałem? - zapytałem, chcąc się tylko upewnić.
- Tak, to ta sama i bardzo ją kocham - dodał szybko, śmiejąc się w słuchawkę.
- śyczę ci wiele szczęścia Emanuel i do zobaczenia na zgrupowaniu Kadry.
Kiedy odłożyłem słuchawkę, pomyślałem, jak wiele szczęścia miał w życiu ten zawodnik. Ale skoro ma imię o
takim znaczeniu, to szczęście ma wpisane w swój życiorys od urodzenia.
Paweł Kryszałowicz to zawodnik z niesamowitym potencjałem możliwości. Jego niekonwencjonalne dryblingi,
a przede wszystkim bramki w ważnych dla zespołu momentach, świadczą o wysokiej klasie zawodnika. Są
zawodnicy, którzy potrafią strzelić tę czwartą czy piątą bramkę w meczu, ale wynik otwierają lub przesądzają
o zwycięstwie zawsze najlepsi. Paweł był w gronie najlepszych. Bramka w Cardiff na dwa do jednego dla nas,
bramka w Chorzowie otwierająca wynik w meczu z Norwegią to tylko przykłady. Jest w znakomitej
dyspozycji i z pewnością będzie naszym silnym punktem. Pamiętałem go kiedy wchodził w drugiej połowie
towarzyskiego meczu z Francją. Był blady i zdenerwowany. Zagrał fatalnie. A dzisiaj stał się już jedną z
gwiazd zespołu. Kiedy przeczytał w jednym z wywiadów prasowych, że Ole Gunar Solskiear nie zna
nazwiska żadnego polskiego zawodnika, podszedł do niego po ostatnim gwizdku sędziego, kończącego mecz
w Oslo i powiedział: Jestem KRYSZAŁOWICZ, powtórz i zapamiętaj KRYSZAŁOWICZ. A z resztą jak to za
trudne dla ciebie, to mów mi Paweł. Uścisnął mu dłoń i pobiegł do szatni.
76
Maciek śurawski znajdował się w życiowej formie. Fantastyczna postawa w lidze. Badania znakomite, świetne
czucie piłki. Wszystko co dotknie wpada do siatki. Zdobyta przez niego piękna bramka w ostatnim
towarzyskim meczu z Estonią, tylko to potwierdzała. Daj Boże, aby utrzymał tę formę w trakcie Mistrzostw.
Jest na czwartym miejscu w rankingu naszych napastników, ale może się to zmieni podczas turnieju i
przeskoczy wyżej. Bardzo mu tego życzę, bo jest wspaniałym piłkarzem i człowiekiem, a na takich piłkarzy
zawsze lubię stawiać. Kiedy zawodnicy walczyli, licytując numery ha koszulkach przed Mistrzostwami,
największa walka rozgorzała pomiędzy Maćkiem śurawskim a Pawłem Kryszałowiczem o koszulkę z
numerem dziewięć. Obaj zawodnicy licytowali zawzięcie, aż doszli do kwoty siedem tysięcy złotych. Na tej
wysokości Paweł zrezygnował i numer dziewięć stał się własnością Maćka. Maciej kiedy wygrał licytację,
wziął koszulkę podszedł do Pawła i oddał mu ją. Poprzez licytację pokazał, jak bardzo mu na niej zależało. Ale
oddał ją Pawłowi i powiedział, że Paweł sobie na nią zasłużył wspaniałą grą w eliminacjach. Czy można było
nie postawić na takich piłkarzy. To co zrobił Maciej oddaje atmosferę jaka panowała w zespole i wielki
szacunek jakim darzyli się zawodnicy.
Marcin śewłakow numer trzy w rankingu napastników. Świetnie wprowadza się do zespołu jako zmiennik.
W znakomitej dyspozycji. Kariera reprezentacyjna wciąż jeszcze przed nim. Zawodnik, który zrobił wielki
postęp w ciągu ostatnich dwóch lat. Nigdy nie przypuszczałem kiedy odchodził z Polonii, że zrobi tak wielką
karierę piłkarską. Zaskarbił sobie zaufanie kolegów i wywalczył trzecią lokatę w rankingu napastników. Kiedy
do Kon-stancina przyjeżdżał znakomity polski energoterapeuta Tadeusz Cegliński, piłkarze często korzystali z
jego pozytywnej energii. Pewnego dnia podszedł do niego Michał śewłakow i poprosił, aby przekazał mu
trochę energii na kolana, bo odczuwa bóle. Tadeusz Cegliński dotykał Michała i zabrał się za następnych. Po
chwili podszedł do niego Marcin. Tadeusz, nie wiedząc, że to brat bliźniak, kazał Marcinowi zrobić dwa
szybkie przysiady. Kiedy Marcin je zrobił, Tadeusz Cegliński spytał, czy kolana go nie bolą. Marcin
Strona 34
Prosta gra - Jerzy Engel
odpowiedział, że nie. Na to Tadeusz, nie wiedząc, że mówi o Marcinie, a nie o Michale, zwrócił się do
pozostałych zawodników ze słowami: Widzicie tylko raz go dotknąłem i już wyzdrowiał.
Cezary Kucharski był kapitanem Mistrza Polski, Legii Warszawa. Miał znakomity sezon w klubie zakończony
Mistrzostwem Polski. Zawodnik najlepiej czujący się na pozycji pomiędzy pomocą a atakiem. Znakomicie się
77
czuje, grając za wysuniętym napastnikiem. Możliwe, że w trakcie Mistrzostw i my będziemy zmuszeni tak
zagrać. Ma najlepsze krótkie, prostopadłe ostatnie podanie do napastników w Polsce. Świetnie wkomponował
się w zespół, ale żeby wywalczyć sobie zaufanie kolegów, musi sam ich przekonać do siebie na boisku. Ma
trochę czasu na to i wierzę, że da sobie radę, bo ma silny charakter i chce grać za wszelką cenę w reprezentacji.
Brakuje mu jeszcze zgrania z kolegami, ale nadrobi to szybko. Jest doświadczonym piłkarzem i nie powinien
pęknąć na Mistrzostwach.
Samolot zaczął schodzić do lądowania.
- Jesteśmy na Syberii - zakomunikował nam steward. - Mamy godzinę na uzupełnienie paliwa.
Opuściliśmy samolot i skierowaliśmy się do poczekalni. W małym sklepiku na lotnisku kupiłem koniak
syberyjski za pięć dolarów. Czegoś takiego w Warszawie się nie dostanie. Po godzinie znowu
wystartowaliśmy. Następne lądowanie w Korei.
Czasami możesz zrobić wszystko wspaniale i być z siebie dumnym, ale nic to nie będzie znaczyło, jeśli nie
przełoży się na końcowy sukces zespołu.
PRZYGOTOWANIA DO MISTRZOSTW ŚWIATA
Plan przygotowań do Mistrzostw Świata układałem bardzo długo i analitycznie. Rozpocząłem od konsultacji z
lekarzami, trenerami i naukowcami, którzy mogli pomóc mi w opracowaniu najbardziej optymalnego dla nas
programu. Sam wiele się podczas tych spotkań nauczyłem, szczególnie w zakresie pracy przed zmianą strefy
oraz bezpośrednio po zmianie stref czasowych i klimatycznych. Dotarłem do opracowań robionych przez
wojskowych amerykańskich, dotyczących badań, zaleceń i wniosków związanych z pełną gotowością
organizmu człowieka do podjęcia walki natychmiast po przylocie oraz w kilka dni po zmianie stref
czasowych.
Do ekipy dokooptowany został na mój wniosek doktor Jacek Kwarecki, który już uczestniczył w podobnych
przygotowaniach z naszymi olimpijczykami startującymi na Olimpiadzie w Seulu. Miał swoje notatki,
spostrzeżenia i wnioski, które dla mnie były bezcenne, bo dawały praktyczne przykłady konkretnych
zawodników i ich pozytywnych lub negatywnych występów na Olimpiadzie ze względu na ich różne reakcje
na zmiany stref klimatycznych i czasowych.
Na bazie wszelkich możliwych do uzyskania danych, powoli powstawały wytyczne do programu
przygotowań. Analizowałem również przygotowania innych zespołów europejskich, szczególnie reprezentacji
Francji, która była dla mnie jednym z faworytów turnieju. Francuzi nie biorąc udziału w przygotowaniach
odwiedzili Azję i wzięli udział rok wcześniej w Turnieju Konfederacji, których gospodarzem była Japonia.
Byłem pewien, że przeszli już całą drogę przygotowań i analizowałem, jak też planują swój wylot, pobyt i
przygotowania w Azji.
Całość dokumentacji zabrałem ze sobą w podróż do Japonii, lecąc na tak zwane workschops, czyli nauki przed
Mistrzostwami organizowane przez FIFA.
Siedzieliśmy obok siebie z doktorem Stanisławem Machowskim w wygodnych siedzeniach samolotu Britisch
Airlines i obaj rozpisywaliśmy dzień
79
po dniu, godzina po godzinie przygotowania reprezentacji. Kiedy doszedłem do tematu obciążeń
treningowych, zaczęliśmy dokładnie analizować każdy dzień. Przygotowania od strony medycznej wyglądają
jeszcze bardziej skomplikowanie niż od strony szkoleniowej. Stanisław najpierw zrobił listą potrzebnych
medykamentów niezbędnych dla wspomagania i leczenia zespołu. Później wyliczał to ilościowo, a następnie
konkretyzował, gdzie należy je zakupić i do kiedy dowieźć do Polski. Większość komponentów pochodziła z
zagranicy i Staniaław rozpisywał gdzie, co, ile i kto musi nam zakupić. Kiedy zawodnicy przyjeżdżają na
zgrupowanie Kadry z klubów, są zwykle mocno wyeksploatowani występami w klubie i im szybciej
zaingeruje w proces odnowy medycyna, tym szybciej zawodnik będzie gotowy do podjęcia skutecznej pracy
treningowej. Następnie zgodnie z intensywnością planowanych treningów, również proporcjonalnie zwiększa
się wspomaganie medyczne procesu treningowego. Całość pracy odbywa się pod ścisłą kontrolą biochemika,
który wyznacza nie tylko kierunki ingerencji medycznej, ale przede wszystkim daje wytyczne do sterowania
obciążeniami treningowymi.
Strona 35
Prosta gra - Jerzy Engel
Kiedy my mieliśmy przed sobą kilkanaście godzin lotu, w Warszawie nasi współpracownicy przygotowywali
kolejne składowe przygotowania do Mundialu. Pierwsze zgrupowanie zlokalizowaliśmy na terenie Niemiec.
Zanim podjęta została decyzja o lokalizacji zgrupowania w Barsinghausen, selekcjonowaliśmy wiele ośrodków
proponowanych nam przez najróżniejszych agentów i osoby prywatne. Najcenniejsze były dla nas jednak
sugestie samych piłkarzy, którzy grając na co dzień w klubach holenderskich, belgijskich, francuskich czy
niemieckich mieli znakomite rozeznanie, które z nich najlepiej odpowiadają wymogom naszego zgrupowania.
Kiedy wyselekcjonowaliśmy miejscowości i ośrodki, dyrektor Tomasz Koter jeszcze raz sprawdzał je od strony
logistycznej. Okazało się, że w ośrodku niemieckim, najbardziej chwalonym przez zawodników, była Amica
Wronki i Tomek natychmiast skontaktował się z jej ówczesnym trenerem Stefanem Majewskim. Trener Amicy
chwalił bardzo ten ośrodek i podał nazwisko osoby, która od strony niemieckiej znakomicie dbała o całą
organizację zgrupowania. Pomimo znakomitych rekomendacji tego ośrodka, wytypowaliśmy jeszcze dwa inne
i trener Edward Klejndinst razem z dyrektorem Tomaszem Koterem wyjechali w podróż, aby je zwiedzić i
wybrać ten najlepszy dla reprezentacji. Kiedy zebrali wszystkie materiały przedstawiali te propozycje w
sztabie Mundialu, którym kierował Zbigniew Boniek
80
i wspólnie wybieraliśmy najlepszy wariant. Miejsce trafione było w dziesiątkę i spokojnie mogliśmy
przygotowywać się do Mundialu. Wszelkie elementy taktyki związane z pierwszym i drugim meczem na
Mistrzostwach musieliśmy przećwiczyć już w Niemczech. Spodziewałem się, że w Korei każdy nasz trening
będzie obserwowany i rejestrowany. W Niemczech mieliśmy komfortowe warunki pracy. Kiedy trening miał
być zamknięty dla oglądających, nikt nie miał szans zobaczenia nas. Mieliśmy kilka boisk do wyboru i sami
decydowaliśmy, które z nich wybieramy do treningu. Pracowaliśmy ciężko, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że
czekają nas dni przerwy w treningach i zmiana klimatyczno-czasowa, która nie pozwoli na duże obciążenia
treningowe w pierwszych dniach po przylocie do Azji. Zawodnicy fantastycznie reagowali na zajęciach
treningowych i życzyłbym sobie mieć zawsze tak znakomicie ćwiczący i tryskający energią, humorem i chęcią
do pracy zespół. To budowało atmosferę i pozwalało z optymizmem patrzeć na czekające nas Mistrzostwa.
Nikt prócz Bartosza Karwana nie narzekał na żadne urazy czy kontuzje. Zawodnicy wspólnie mobilizowali się
do pracy, a kapitanowie zespołu nadawali ton atmosferze. W pierwszej parze ćwiczył zawsze Tomek Hajto z
Tomkiem Wałdochem. Oni swoim zaangażowaniem zarażali pozostałych zawodników. Badania potwierdzały
skuteczność naszej pracy, ale co najcenniejsze dla nas, sami zawodnicy podkreślali, że z dnia na dzień czują się
coraz mocniejsi. Zawodnicy pracowali znakomicie, z wielkim zaangażowaniem i koncentracją. Atmosfera z
dnia na dzień była bardziej gorąca, bo zbliżał się moment pożegnania z polskimi kibicami meczem przeciwko
reprezentacji Estonii w Warszawie. Wybrałem tego przeciwnika, ponieważ potrzebny był nam rywal słabszy,
z którym mogliśmy poradzić sobie, grając na bazie znacznego zmęczenia. Tak więc z góry zakładaliśmy, że
będziemy odstawać od przeciwnika szybkościowo. Wiedzieliśmy, że zabraknie niezbędnej świeżości
zawodnikom, a czas ich reakcji w grze będzie zdecydowanie opóźniony. Ponadto planowałem wpuszczenie na
boisko podczas meczu wszystkich Kadrowiczów, co nie sprzyjało płynności w grze i walce o korzystny wynik.
Zgodnie z moimi przewidywaniami, po niezbyt ładnym, ale zakończonym zwycięstwem meczu,
pożegnaliśmy się z kibicami na stadionie Legii w Warszawie i szykowaliśmy do wylotu na Mistrzostwa.
Piłkarze otrzymali dwa dni wolnego, aby dwudziestego drugiego maja 2002 roku, o godzinie dwudziestej
drugiej wystartować prezydenckim samolotem do Korei.
81
Nasz ośrodek w Korei również był długo wyszukiwany i przygotowywany bardzo analitycznie. Wszelkie
decyzje o ostatecznej lokalizacji ekipy podejmowaliśmy jak zwykle wspólnie w naszym sztabie na
Mistrzostwa. Tomasz Koter przedstawił propozycje ośrodków w Korei, które odwiedził wspólnie z
Władysławem Puchalskim, a my po dokładniej analizie wybraliśmy najlepszy z ośrodków. Znakomite miejsce
do treningu, przygotowań i wypoczynku. Koreańczycy przylecieli do Warszawy, aby dopiąć wszelkie detale, a
na konferencji prasowej w hotelu Sobieski przedstawili film o całym ośrodku. Projekcja i prezentacja zrobiły
duże wrażenie na wszystkich i wiedzieliśmy, że od strony organizacyjnej wszystko będzie zapięte na ostatni
guzik.
Przygotowany został cały program dietetyczny dla zespołu. Przy zmianie stref czasowych i klimatycznych
sposób odżywiania odgrywa ogromną rolę. Zawodnicy zostali dokładnie poinstruowani, a kucharz
przygotowywał posiłki zgodnie z zaleceniami lekarzy. Wiedzieliśmy co jeść i pić, ile i kiedy. Rozdane zostały
specjalne, wysokie skarpety przeciwko zakrzepicy, na długie podróże samolotowe. Pod stopy każdy z
zawodników dostał poduszki powietrzne do ćwiczeń podczas lotu. Opracowana została dokładnie godzina
Strona 36
Prosta gra - Jerzy Engel
wylotu i czas lądowania w Korei, aby jak najmniej boleśnie odczuć zmianę czasową.
Każdy trening opracowany został na długo przed wylotem i jedynie nanoszone były korekty związane z
wytycznymi, wymuszonymi przez wyniki badań zawodników. Posuwaliśmy się z przygotowaniami planowo,
chociaż oczywiście nie wszystko można było przewidzieć. Każdy organizm inaczej reaguje na zmianę czasu i
klimatu. Dlatego bacznie obserwowaliśmy piłkarzy i skrupulatnie dzień w dzień omawialiśmy każdego z
zawodników. Ale nikt z nas nie przewidywał, że naszym największym wrogiem będzie stres, jaki towarzyszy
drużynie przygotowującej się do walki na takiej imprezie.
Całe jedno piętro w ośrodku przeznaczone zostało na małą klinikę i królowali tam lekarze, masażyści i pani
biochemik. Obok rozlokował się Wiesiek Ignasiewicz ze sprzętem sportowym. W małym pokoiku przy
łóżkach do masażu rozłożone były dwa magnetyczne materace. Kładli się na nich zawodnicy i korzystali z
pola magnetycznego oplatającego cały organizm. Wszystko działało znakomicie. Na najniższym poziomie w
budynku był dwudziestopięciometrowy basen i siłownia, a obok nich sauny i prysznice. W holu stoły do
bilarda, ping-ponga i flipery. Nawet sklep z pamiątkami. Na każdym piętrze przez dwadzieścia cztery
godziny na dobę ochroniarze.
82
Bardzo uprzejmi, dyskretnie czuwający nad naszym bezpieczeństwem. Jak sami podkreślali, praktycznie tylko
do meczu z gospodarzami mają czerwony alert. Po tym meczu już będzie o wiele spokojniej.
Wszystko było przygotowane z wielką starannością i organizacyjną perfekcją. Dział medyczny pracował na
najwyższym poziomie i był miejscem najchętniej odwiedzanym przez piłkarzy. W pokoiku masażystów
zawsze siedziało kilku zawodników, prócz oczywiście tych, którzy się masowali. Do maksimum
wykorzystywane były magnetyczne materace. A badania robione regularnie przez panią biochemik
zawodnicy nauczyli się odczytywać sami. Gotowe były kasety wideo opracowane dla każdego zespołu w
grupie. Teraz już tylko na bieżąco uzupełnialiśmy je, nanosząc ważne dla nas urywki z meczów podczas
Mistrzostw. Kucharz przywiózł z Polski wszystko co było niezbędne, aby jedzenie smakiem przypominało
nam Polskę. Nie było takiego elementu medycznego, organizacyjnego czy szkoleniowego, którego byśmy nie
przygotowali i o którym można by powiedzieć, że był naszym słabym punktem.
— Dlaczego było tak źle, skoro wydawało się, że wszystko było robione dobrze - zapytał po Mistrzostwach
Świata Kazimierz Górski.
A odpowiedź była bardzo prosta. Byliśmy po prostu słabsi od przeciwników. Chociaż wszystko zostało
przygotowane i zapięte na ostatni guzik, nie miało to szans przełożyć się na zwycięstwa. Wykonaliśmy
ogromną, ale przecież normalną przy takiej imprezie pracę, taką samą, jaką wykonały wszystkie pozostałe,
startujące w Mundialu reprezentacje.
Tylko na takim poziomie jak Mistrzostwa Świata mogłem sprawdzić rzeczywistą klasę i poziom pracy moich
współpracowników. Z pełną satysfakcją mogę potwierdzić, że nie omyliłem się co do ani jednej osoby, która
była w sztabie zespołu i uczestniczyła z Mistrzostwach Świata. Gdyby przyszło mi jeszcze raz jechać na taką
imprezę, postawiłbym na tych samych ludzi.
Kiedy przyjdzie mi wziąć krzyż starości na swoje ramiona, najważniejsze dla mnie będzie, aby móc popatrzeć
za siebie bez wstydu i zażenowania. Bo jaką drogę Bóg nam wyznaczy, człowiekowi trudno jest zmienić.
MSZA NA OSTANCU
Kiedy objąłem funkcję selekcjonera reprezentacji Polski po pierwszej serii gier eliminacyjnych, przyjąłem
propozycję reprezentacji piłkarskiej polskich księży, aby wybrać się razem z nimi na prywatną audiencję do
Papieża Jana Pawła II. Ojciec Święty przyjął nas w swojej bibliotece i z każdym z nas długo rozmawiał. Mnie
spytał o to co się stało, że nagle reprezentacja tak dobrze gra i prowadzi w swojej grupie. Później zwracał
uwagę, aby nie roztrwonić dorobku, jaki uzbieraliśmy na początku eliminacji i z wiarą w zwycięstwo
przystępować do każdego kolejnego meczu.
- Proszę przekazać piłkarzom, że swoją grą sprawiają wiele radości wszystkim Polakom. śeby o tym zawsze
pamiętali - powiedział i pobłogosławił biało-czerwoną koszulkę z orzełkiem, którą przywiozłem na to
spotkanie, oraz życzył mi dalszych sukcesów.
Wszyscy zawodnicy reprezentacji, którą prowadziłem, byli ludźmi wierzącymi, a większość z nich
praktykującymi. Dlatego cieszyłem się, że zawsze mogłem liczyć na wielkich przyjaciół tej drużyny, jakimi byli
księża Mariusz Zapolski i Adam Zełga. Właściwie chyba całe środowisko duchowne bardzo kibicowało
„mojej" drużynie i na każdym kroku mieliśmy dowody ich wielkiej sympatii dla nas.
W Kazimierzu Dolnym odbyła się msza celebrowana przez elitę biskupów polskich w intencji naszej
reprezentacji. Przed meczem eliminacyjnym w Łodzi wszedł do naszej szatni ksiądz jednej z łódzkich parafii i
Strona 37
Prosta gra - Jerzy Engel
przyniósł nam podarunek, który zawiesiliśmy wysoko ponad drzwiami. Był to wyrzeżbiony w metalu Jezus
na Krzyżu wielkości trzydziestu centymetrów. Po zwycięskim meczu oczywiście zabraliśmy ten podarunek ze
sobą i towarzyszył już nam stale.
Przed każdym meczem eliminacyjnym bywali w naszym ośrodku pod Warszawą duchowni, a ksiądz Adam
Zełga został oficjalnym kapelanem reprezentacji. Cieszył się tak wielkim naszym zaufaniem, że wziął nawet
85
udział w jednej z najważniejszych odpraw przed meczem z Norwegią w Chorzowie. Przywiózł nam wtedy
imienne dyplomy od Papieża Jana Pawła II z życzeniami wiary w siebie i ostateczny sukces.
Kiedy zbliżał się czas odlotu i z dnia na dzień rosło napięcie i związane z tym emocje, zawodnicy zwrócili się z
prośbą o wizytę w kościele. Przed tak długą i niebezpieczną podróżą oraz przed tak ciężkim turniejem chcieli
jeszcze raz mieć chwilę czasu dla siebie samych na modlitwę.
Księża odprawili mszę świętą tylko dla reprezentacji. Po południowym treningu oraz po oficjalnym spotkaniu
z jednym z naszych sponsorów, wieczorem około godziny dwudziestej drugiej nasz olbrzymi autokar
wolniutko podjechał pod mały kościółek Na Ostańcu. To moja parafia i tak się szczęśliwie złożyło i stało się to
zupełnie przypadkowo, że proboszczem w tej parafii został ks. Adam Zełga. Mszę odprawili obaj „nasi"
księża, Mariusz Zapolski i Adam Zełga.
Na wyniki sportowca wpływ ma wiele czynników. Upraszczając, liczy się przede wszystkim ciało i dusza. W
zdrowym ciele zdrowy duch powtarzano nam w szkole i jest w tym powiedzeniu wiele racji. Człowiek, który
posiądzie umiejętność zachowania właściwych proporcji między doskonaleniem możliwości sportowych
swojego organizmu a podnoszeniem na coraz wyższy poziom swojej bazy intelektualnej i duchowej ma szansę
zostać wybitnym sportowcem. Czasami o sukcesie decyduje walor przygotowania fizycznego, ale czasem
duchowego. Dlatego nigdy tego nie lekceważyłem.
Wykształcić poszczególne mięśnie oraz cechy motoryczne u sportowców jest w miarę łatwo. Można
doskonalić wiedzę ogólną i poszerzać horyzonty intelektualne, ale już kształtowanie stanu duchowego
sportowca należy w znacznym stopniu do niego samego i od duchownego. Wiara towarzyszy każdemu
młodemu chłopcu od momentu kiedy nauczy się pacierza. Świadoma wiara rozwija się w nas powoli i
prowadzi do coraz większej odporności na codzienne problemy. Ten długotrwały proces doskonalenia
samego siebie uczy przezwyciężania własnych słabości i podnoszenia na coraz wyższy poziom odporności na
stres i wszystko co dotyczy sfery duchowej człowieka.
W każdej wspólnocie, a taką jest zespół piłkarski, znajdują się osoby mające duży wpływ na całą grupę i jej
postępowanie. Liderem w reprezentacji musi być selekcjoner a razem z nim kapitanowie zespołu. Ale
osobami, które miały szczególny wpływ na kształtowanie sfery duchowej sportowców byli księża.
86
Ubrani w reprezentacyjne biało-czerwone dresy przybyliśmy do Domu Bożego na Ostańcu. Tutaj nikt nie
żądał od nas zwycięstw. Mówiono o trudach podróży do Azji i szczęśliwym powrocie do domu. Mówiono o
koleżeństwie, wzajemnym zaufaniu i pomocy. Mówiono o rodzinach, które pozostaną w Polsce. Mówiono też
o tym, że sport, podobnie jak nasze codzienne życie składa się ze zwycięstw, ale również porażek i godnie
trzeba umieć znieść obie sytuacje. Mówiono też o tym, że rodzinna atmosfera w zespole to szalenie cenna
wartość, na której można budować kolejne sukcesy.
Ten klimat, który jest tworzony w takich miejscach, jak mały kościół Na Ostańcu przenosi się później na zespół
i egzystuje w nim jako tak zwany „dwunasty zawodnik". Umiejętność wytworzenia więzów przyjaźni
pomiędzy zawodnikami i wzajemnego zaufania jest niezbędnym elementem mojej pracy przy tworzeniu
zespołu i nie jest wcale zadaniem łatwym. Dlatego pomoc księdza była dla mnie w tym elemencie pracy z
zespołem bardzo cenna.
Reprezentacja 2000-2002 miała to „Coś", co nie pozwalało ludziom przejść obok naszych meczów obojętnie.
Można powiedzieć, że reprezentacja miała „duszę". Ten magnetyzm był widoczny podczas meczów
eliminacyjnych i powodował, że udawało nam się wychodzić obronną ręką z najtrudniejszych opresji. Teraz
poszukiwaliśmy dla zespołu tego samego podkładu emocjonalnego.
Tak, jak konieczna jest współpraca na najwyższym poziomie sztabu trenersko-medycznego, tak podobnie
wygląda dzisiaj wzajemny stosunek we współpracy sportowca i duchownego. O sukcesie czy porażce
decydują tak subtelne elementy w przygotowaniach do meczu, że niczego nie wolno pominąć. A wiara w
siebie i zwycięstwo często dominuje ponad innymi elementami ważnymi w walce z przeciwnikiem.
Przez dwa i pół roku mojej pracy z reprezentacją miałem olbrzymie wsparcie w osobach duchownych. Ta
współpraca z pewnością pomogła nam przeżyć łatwiej gorycz porażki po Mistrzostwach.
Strona 38
Prosta gra - Jerzy Engel
Wspaniałego, a przede wszystkim nieoczekiwanego, serdecznego powitania nas na lotnisku w Warszawie po
powrocie z Korei nie zapomnimy nigdy. Tam również pośród tysięcy kibiców z biało-czerwonymi flagami,
czekali nasi księża - Adam Zełga i Mariusz Zapolski.
Ciało po trudach Mistrzostw i kilkunastogodzinnej podróży było zmęczone, ale dusza się radowała.
87
Amator tym się różni od zawodowca, że poświęca tylko tyle czasu na sport, ile uważa za stosowne.
Zawodowiec jest sportowcem przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
ORGANIZACYJNE BŁĘDY
Wydawało się nam po przylocie do Korei, że jeśli każdy piłkarz będzie miał łatwy dostęp do komputera i
internetu, będzie to znakomite rozwiązanie. Przede wszystkim łatwiej będzie kontaktować się z rodzinami w
Polsce, co nie było bez znaczenia przy tak długiej rozłące. Okazało się, że popełniliśmy błąd.
Na tak długie turnieje, licząc również czas przygotowań, piłkarze powinni zabierać swoje rodziny. W Polsce
oczywiście natychmiast wiele do powiedzenia mieliby ci, którym zwykle wszystko się nie podoba, ale tak
właśnie należało zrobić. Zamiast podwójnych nerwów spowodowanych stresem związanym z Mistrzostwami
i obawą o rodziny, pozostałby tylko ten pierwszy. Nikt nie wysiadywałby przy internecie i mielibyśmy o wiele
więcej spokoju. Tymczasem to właśnie codzienne kontakty przez internet z Polską wprowadzały niepotrzebne
konflikty i nerwowość.
Powoli nabrzmiewał konflikt między piłkarzami a dziennikarzami. Podczas jednej z konferencji prasowych
Tomasz Hajto „zaatakował" dwóch dziennikarzy, że piszą nieprawdę o naszej pracy oraz atmosferze w
reprezentacji. Artykuły te wprowadzały w błąd kibiców w Polsce. Reprezentacja przedstawiana była w
krzywym zwierciadle, a często najzwyczajniej obrażano na łamach prasy zawodników i mnie. Nie była to
przyjemna konferencja prasowa, podczas której trwała słowna potyczka między piłkarzami a dziennikarzami.
Dziennikarze pisali o grupach i grupkach wśród piłkarzy, podziałach w Kadrze i nie najlepszej atmosferze
między zawodnikami. Było to oczywiście nieprawdą i osobiście życzyłbym każdemu trenerowi, aby miał tak
znakomitą atmosferę w zespole i zrozumienie między samymi piłkarzami oraz między piłkarzami a naszym
sztabem szkoleniowym. Nie mogli się z tego typu wymyślanymi sensacjami pogodzić sami piłkarze. W końcu
postanowili zareagować.
89
Po jednym z treningów, kiedy jechaliśmy w autokarze i przejeżdżaliśmy obok idących dziennikarzy,
zawodnicy krzyknęli słowo wo-do-gło-wie.
Ponieważ nie krzyczał tego jeden, ale wszyscy piłkarze, miało to być w ich rozumieniu dowcipem i też
śmiechem to skwitowano. Piłkarzom chodziło o to, aby dziennikarze nie rozwadniali mózgów kibicom, pisząc
o Kadrze nieprawdziwe rzeczy. Piłkarze powtórzyli to jeszcze raz i zakończyli swoje żarty. Zrobiono z tego
wielką aferę, jaka niby zaistniała między piłkarzami a dziennikarzami.
Amerykanie przylecieli do Korei z rodzinami. Piłkarze amerykańscy w rozmowach z dziennikarzami
podkreślali, że wolą przewijać swoje dzieci i chodzić z rodzinami na spacery, niż siedzieć w zamknięciu i
myśleć
o meczach.
Gdybym dzisiaj miał możliwość jeszcze raz prowadzić reprezentację, która awansowałaby do Mistrzostw, to
drugim samolotem leciałyby małżonki, narzeczone i dzieci piłkarzy. Jedna osoba byłaby odpowiedzialna za tę
grupę, ale zawodnicy i ich rodziny spędzaliby czas wolny w tym również wspólnie noce. To moja rada dla
kolejnego selekcjonera, który awansuje z reprezentacją do kolejnych Mistrzostw Świata lub Europy. Cudowny
lek na stres, to zajęcie zawodników innymi tematami niż piłka nożna. Nikt nie zrobi tego lepiej niż rodzina.
Kazimierz Górski najlepszy trener w historii polskiej piłki nożnej, w takich sytuacjach mawiał: Psy szczekają a
karawana jedzie dalej panie kolego. To powiedzenie najtrafniej oddaje to, co należy robić, kiedy człowiek
znajdzie się w takiej sytuacji.
Wtedy jednak zaczęliśmy odczuwać, że tej olbrzymiej presji nie wytrzymują prezesi. Już po zakończeniu
Mistrzostw Janusz Atlas powiedział mi, że to tak właśnie miało w mediach wyglądać. Przecież pierwszy
obraźliwy dla mnie tekst przeczytałem, kiedy usiedliśmy w samolocie wiozącym nas do Korei. Okazało się, że
sam nasz odlot do Azji był dla niektórych hasłem do ataku, a nie wyniki osiągane przez drużynę.
Zaczęto domagać się w mediach zmian na stanowisku selekcjonera reprezentacji
Ale mnie to zupełnie nie obchodziło. Jechałem ze swoją ekipą na Mistrzostwa Świata i tylko to się liczyło.
Oczywiście chciałem prowadzić tę drużynę po Mistrzostwach, ale zdawałem sobie sprawę, że jak zawsze
Strona 39
Prosta gra - Jerzy Engel
obronić mnie będą mogły tylko wyniki zespołu.
Natomiast już podczas Mistrzostw w jednym z dzienników, zaczęły ukazywać się felietony członka ekipy na
Mundial, jednego z wiceprezesów. Krytykował mnie za brak szybkości u Tomka Hajto, jakby kiedykolwiek
Tomek należał do grupy sprinterów, oraz za to, że nie wymieniłem połowy zespołu po przegranym meczu z
Koreą. Było to dla nas nie do przyjęcia, że członek ekipy zachowywał się w ten sposób.
Grupa VIP-ów lecąca do Korei przed Mistrzostwami, wznosiła toasty już na pokładzie samolotu za nowego
selekcjonera, a przecież Mistrzostwa miały się zacząć dla nas dopiero za cztery dni. Czyżby oni wiedzieli coś,
czego myśmy jeszcze nie wiedzieli. Grupa VIP-owska już wiedziała, że zmiany nastąpią, ale w samolocie nie
wiedziano, kto będzie selekcjonerem po Mistrzostwach. Toasty wznoszono więc za tego trenera, który leciał z
nimi właśnie samolotem.
Prezesi krytykowali nas natomiast systematycznie w polskich mediach, co było dla nas szokujące. Okazało się,
że najważniejsze było dla nich, jak to odbierane jest w kraju. Jakby przyjechali w oddzielnej ekipie i raczej nie
identyfikowali się z zespołem.
Zauważyli to oczywiście od razu piłkarze i po swojemu komentowali. Chcieli nawet reagować, ale
powstrzymałem ich, bo mieli swoje poważniejsze problemy do załatwienia z prezesami.
Z dnia na dzień narastał konflikt zawodników z prezesami. Okazało się, że PZPN udostępnił twarze piłkarzy
dla reklamowych celów Coca Coli bez zgody zawodników. Niby tłumaczono zawodnikom, że nikt na tym nie
zarabia, a kubki rozdawane są za darmo, ale zawodnicy nie chcieli o tym słyszeć. Piłkarze mieli podpisane
kontrakty z firmą promocyjno-reklamową na sprzedaż swoich wizerunków i nic nie wiedzieli o działaniach
prezesów. Prawnicza firma z Krakowa pozwała PZPN do sądu i wezwanie to przesłano faxem do Azji.
Przesłano też zgody, podpisane przez poszczególnych zawodników, na wystąpienie kancelarii prawnej w
Krakowie przeciwko PZPN w ich imieniu. Od tego dnia rozpoczęły się regularne spotkania prezesów z
zawodnikami w celu rozwiązania problemu. Jednego dnia wyglądało, że się dogadali, innego dnia, że nie. I
tak to trwało aż do dnia poprzedzającego mecz z USA. Wreszcie wiceprezes Zbigniew Boniek postawił sprawę
na ostrzu noża i jednoznacznie dał do zrozumienia zawodnikom, że kto nie wycofa pozwu przeciwko PZPN,
ten może zapomnieć o reprezentacji.
W taki oto sposób podobizny zawodników na kubkach spowodowały burzę w szklance wody. Oczywiście i te
kubki medialnie dorzucano zawod-
90
91
nikom do zupek, w sensie negatywnym, nie wiedząc, że akurat w tym przypadku nie mieli oni z tą promocją
nic wspólnego.
Te zdarzenia potwierdzały, że zła atmosfera wokół zespołu, jaka zwykle ma miejsce po porażkach,
potęgowana była przez zachowania ludzi, którzy byli bezpośrednio w naszej ekipie.
W końcu to ten skromny zespół złożony z trzydziestu kilku osób, umożliwił wylot na Mistrzostwa wszystkim,
którzy się tam znaleźli i zamiast być z tą ekipą do końca lub powiedzieć chociaż słowo dziękujemy, robiono
wiele, aby przedstawiać nas kibicom w Polsce w jak najgorszym świetle. Okazało się, że te działania odniosą
akurat odwrotny skutek. Kibica w Polsce dzisiaj trudno jest oszukać i wcisnąć mu tak zwany kit. Im gorzej nas
oczerniano, tym większe wsparcie kibiców odczuwaliśmy.
Już po zakończeniu Mistrzostw, kiedy zaproszono mnie razem z moimi współpracownikami na spotkanie
wydziału szkolenia, najwięcej do powiedzenia podczas tego sądu kapturowego miał specjalista od
ogrodnictwa z Bydgoszczy, zaproszony również na to spotkanie. Zaczął swój wywód od słów ja się na tym nie
znam, ale... Później odczytano list człowieka, który nie widział ani jednego naszego treningu i nawet nie mógł
wiedzieć co robiliśmy, ale napisał, że właściwie zrobiliśmy same błędy. Był szefem Rady Trenerów, która ma z
samej zasady występować w obronie i interesie szkoleniowców.
- Czas umierać - szepnął mi do ucha słuchający tego doktor Stanisław Machowski, wstał i bez pożegnania
opuścił salę.
Cały splendor związany z awansem reprezentacji spłynął na mój departament. Pomagali nam oczywiście w
PZPN wszyscy, ale w sprawach nie mających nic wspólnego z wynikami na boisku. Ale zaraz po naszym
awansie, zaczęły się jednak dziać niepokojące rzeczy.
Zaczęło się od rekonstrukcji układu premii, nagród i startowego dla członków mojego departamentu. Nagle
okazało się, że to co było poukładane i znakomicie funkcjonowało, zaczęło prezesom przeszkadzać. Prezesi
zaczęli majstrować przy siatce płac w moim departamencie i przy nagrodach. Pozmieniali wszystko tak, że
narobili wiele bałaganu w mojej ekipie. Wezwał mnie do siebie Zbigniew Boniek i zapytał dlaczego dzielę się
Strona 40
Prosta gra - Jerzy Engel
premią z moimi współpracownikami. Mówił, że wszystko powinno być tylko dla mnie. Jak to możliwe, pytał,
że ja biorę z nagrody tylko jedną czwartą, a trzy czwarte dzielę na moich współpracowników. Według jego
opinii dyrektor techniczny zarabiał za dużo, trener współpracujący za dużo,
trener bramkarzy za dużo, kierownik za dużo, lekarz za dużo, a selekcjoner za mało. Ale mnie moje nagrody
satysfakcjonowały i zdawałem sobie sprawę, że nie pracuję sam, a podzielić się nagrodą powinienem z moimi
współpracownikami. Z drugiej strony rzucano mimochodem dziennikarzom kłamstwa w stylu, że na
przykład selekcjoner skasował połowę nagrody za awans, przeznaczonej na cały sztab. Ukazało się nawet to
kłamstwo w jednej z gazet. Jeszcze raz dementuję te nieprawdziwe informacje.
Co chwila przychodził do mnie ktoś z moich współpracowników, niezadowolony z nowych decyzji prezesów.
A prezesi zmieniali dalej. - Jak im się nie podoba - wyrokowali - to niech spadają. Doszło do tego, że
wyjeżdżając na Mistrzostwa, nikt tak naprawdę nie wiedział, jakie będą ewentualne nagrody. Ale oczywiście
w takim momencie samo hasło Korea, elektryzowało i było warte więcej niż pieniądze. Niemniej pewien
niepokój zaczął się w ekipę wkradać coraz wyraźniej. Zawodnicy dowiedzieli się o ewentualnych nagrodach
za wyjście z grupy, dopiero podczas Mundialu w Azji, na spotkaniu z prezesami w moim pokoju hotelowym.
Podobnie wszyscy członkowie sztabu reprezentacji.
Kolejnym z nietrafionych pomysłów wiceprezesa Zbigniewa Bońka było licytowanie przez zawodników
numerów na koszulkach. Idea sama w sobie bardzo dobra, bo zebrane pieniądze miały być wydane na cele
charytatywne. Natomiast czas, kiedy to zostało zrobione, był najgorszym z możliwych. Przede wszystkim za
wcześnie, kiedy jeszcze ekipa na Mistrzostwa nie została ustalona. W efekcie licytowali numery na koszulkach
piłkarze, którzy nie polecieli na Mistrzostwa i słusznie byli z tego powodu bardzo rozczarowani. Prezes
jednak się nad tym nie zastanawiał. W końcu on był z nami czasami, a z problemami zostawałem ja i moja
ekipa.
Faktem natomiast jest, że prezesi wspierali mnie wcześniej w trudnych momentach poprzedzających
eliminacje. Zabezpieczali finanse na organizację szkolenia i nagrody. Mieli wiele pozytywnych działań, które
niestety przeplatane były działaniami bardzo negatywnie wpływającymi na atmosferę w samym sztabie i
zespole. Najbardziej kontrowersyjne decyzje w stosunku do ludzi z mojego sztabu zaczęto podejmować po
naszym awansie do Mistrzostw Świata.
Jednak kto z kim i w co grał w PZPN, tak naprawdę do dzisiaj nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem, bo w
relacjach każdej ze stron, wygląda to inaczej. Faktem jest, że zrobiono wiele nieodpowiedzialnych działań,
które
92
93
wpłynęły bardzo negatywnie na atmosferę w zespole i moim sztabie współpracowników.
Wreszcie doszła sprawa przedłużenia lub nie mojego kontraktu. Obecny kończył mi się po Mistrzostwach i
złożyłem pisemne zapytanie do Prezydium PZPN, czy będzie wola przedłużenia go. Powody były dwa.
Pierwszy to ten, że znana już była nasza grupa eliminacyjna do Mistrzostw Europy i rozpoczęliśmy meczem w
lutym na Cyprze, poszerzoną selekcję i przygotowania do walki w eliminacjach Euro 2004. Jeśli miałby to robić
ktoś inny, to dobrze byłoby, aby się od razu do tego włączył. Wiadomo, że jeśli miałby być inny trener, to
będzie miał swoją koncepcję i pewnie nowy sztab ludzi. A w moim sztabie trener Władysław śmuda został
jednoosobowo odpowiedzialny za kompletowanie materiałów o naszych przeciwnikach w eliminacjach do
Mistrzostw Europy. Przejął tę działkę od trenera Edwarda Klejndinsta, który po zakończonych Mistrzostwach
Świata przechodził do pracy w swojej reprezentacji olimpijskiej. Ponadto musiałem przygotować na
ewentualne zmiany mój sztab, aby każdy zabezpieczył sobie pracę po Mistrzostwach. Jeśli ze mną nie będzie
przedłużany kontrakt, to pewnie z moimi ludźmi także.
Drugi powód to fakt, że po Mistrzostwach nie będzie już możliwości zabezpieczyć sobie pracy, bo kluby
zapinają swoje sprawy personalne do końca czerwca. Jeśli nie będzie przedłużany mój kontrakt, to miałem
czas aby podpisać go z którymś z klubów ligowych w Polsce lub zagranicą. Prezesi wyrazili wolę podpisania
nowego kontraktu, przygotowali mi go sami, a ja podpisałem. Nowe zadanie jakie mi postawiono to miał być
pierwszy w historii polskiej piłki nożnej awans do Mistrzostw Europy 2004. Kontrakt został przedłużony do
końca 2003 roku z możliwością kolejnego przedłużenia na czas Mistrzostw Europy, gdybyśmy się do nich
zakwalifikowali. Od tego momentu mogłem koncentrować się tylko na Mistrzostwach Świata.
Ale z faktu podpisania mojego kontraktu już robiono sensację. Zaczęto przebąkiwać, że wywieram presję na
prezesach i chcę za wszelką cenę wymusić przedłużenie kontraktu. Wstyd było słuchać takie nonsensy.
Przecież każdy doskonale zdawał sobie sprawę, że po awansie do Mistrzostw Świata moje akcje jako
Strona 41
Prosta gra - Jerzy Engel
szkoleniowca na rynku polskim i nie tylko, stały wysoko. Dlatego nikogo o nic nie musiałem prosić, a tym
bardziej naciskać. Na trzy miesiące przed upłynięciem terminu zakończenia mojego kontraktu, zwróciłem się
oficjalnym pismem do Prezydium PZPN z zapytaniem czy będzie wola przedłużenia ze mną kontraktu.
Otrzymałem odpowiedź, również na
94
piśmie, że decyzja zostanie podjęta przez PZPN do końca miesiąca. Przed końcem miesiąca przedstawiono mi
wzór nowego kontraktu. Wezwał mnie do siebie prezes i oznajmił, że PZPN oczywiście chce przedłużyć ze
mną kontrakt, a wszelkie detale przedstawi mi wiceprezes Zbigniew Boniek. Wiceprezes wręczył mi wzór
nowego kontraktu. Następnego dnia wręczył mi kolejny wzór, z poprawkami jakie naniósł wiceprezes
Eugeniusz Kolator. Podpisałem tego samego dnia ten poprawiony kontrakt i zapomnieliśmy o temacie. Jednak
media o całej sprawie pisały coś zupełnie innego. No cóż, czas*pokazał, że nie wszystkim w PZPN było na
rękę podpisywanie ze mną nowego kontraktu.
Taka atmosfera towarzyszyła ostatnim miesiącom przed naszym wyjazdem na Mistrzostwa Świata.
Powinienem zareagować i wyjaśnić wszelkie nieprawdziwe informacje w mediach już na długo przed
Mistrzostwami, kiedy pojawiły się pierwsze symptomy zła. Nie zrobiłem tego i ponosiłem później
konsekwencje. Powinienem rozpocząć ostrą wojnę ze wszystkimi, którzy takie nieprawdziwe wieści
rozpuszczali, bez względu na jej skutek i na osobę, przeciwko której musiałbym wystąpić.
Po porażce już nikt trenera nie chce słuchać, bo racje są zawsze po stronie krytykujących. Jakby trudno było
nam powiedzieć: Po Mistrzostwach bez wzglądu na wynik zakończycie pracę z zespołem.
Uścisnęlibyśmy sobie dłonie i byłoby jak w cywilizowanym świecie.
Trener słucha wielu rad i opinii, ale decyzje podejmuje zawsze sam, bo odpowiada za nie własną głową.
PUSAN - DRUGA W NOCY PRZED MECZEM
Po zakończeniu rozmów indywidualnych z zawodnikami zebraliśmy się całym sztabem w moim pokoju. Miał
przyjechać i odwiedzić nas w hotelu Prezydent Aleksander Kwaśniewski, ale poinformował, że nie może się z
nami zobaczyć i mały poczęstunek, jaki naszykował nasz kucharz Robert Sowa musieliśmy sami
skonsumować. Kucharz przygotował najlepsze dania i wytrawne trunki, nie licząc się z kosztami. Mieliśmy
„prezydencki" deser.
Rozmawialiśmy o czekającym nas meczu i nikomu nie chciało się spać. Adrenalina już robiła swoje u każdego
z nas i oddziaływała na nasz stan duchowy. Nagle usłyszeliśmy na plaży pod oknami hotelu zorganizowany
śpiew kibiców koreańskich. Przyzwyczailiśmy się już do ich charakterystycznej piosenki, ale żeby śpiewać o
tej porze i to pod naszymi oknami, to było nie do przyjęcia. Celem tego działania było obudzenie naszych
piłkarzy. Natychmiast poprosiłem naszego ochroniarza o interwencję. Pobiegł do recepcji i kiedy wrócił
poinformował nas, że uruchomił procedury jakie w takich przypadkach nakazała FIFA. Kibice śpiewali nadal i
zaczynało mnie to denerwować. Zawołałem do mojego pokoju koreańskiego ochroniarza siedzącego na
korytarzu. Popatrzył, wzruszył ramionami i usiadł znowu na korytarzu.
- Idę do nich - krzyknąłem i wybiegłem z pokoju.
W windzie znalazł się ze mną doktor Stanisław Machowski i fizjoterapeuta Krzysztof Leszczyński.
Przebiegliśmy koło recepcji, pomimo okrzyków ochroniarzy koreańskich, którzy zakazywali nam wyjścia z
hotelu. Pobiegliśmy w stronę plaży. Hotel od strony plaży ochraniało ośmiu policjantów. Przecisnęliśmy się
przez nich i pobiegliśmy na plażę. Wpadłem pierwszy w sam środek rozwrzeszczanej grupy. Młodzi ludzie w
wieku od osiemnastu do trzydziestu lat, w liczbie około pięćdziesięciu osób, mieli na głowach chustki z
napisami koreańskimi, trąbili i wrzeszczeli. Kiedy stanąłem w środ-
97
ku grupy nagle umilkli. Na nasypie stał w odległości pięciu metrów od nas Stanisław i miał założone klapki na
dłoniach, gotowy do walki. Za nim w odległości dziesięciu metrów stanął Krzysztof. Policjanci wykrzykiwali
coś w ich języku, ale stali daleko, ochraniając wejście do hotelu.
- Mister Engel - powiedział najbliżej mnie stojący młodzian i wyciągnął
rękę na powitanie.
Uścisnąłem mu dłoń i powiedziałem, żeby sobie poszli bo chcemy spać. I tak już zrobili swoje, bo pobudzili
wszystkich w hotelu. Zapytali czy mogą sobie zrobić ze mną kilka zdjęć. Zgodziłem się pod warunkiem, że
będą cicho. Pstryknęliśmy sobie fotki i grupa odeszła plażą w stronę innych hoteli.
Wracaliśmy powoli do hotelu. Policjanci wykrzykiwali do nas, ale nie zwracaliśmy na to żadnej uwagi.
Podbiegł do nas szef ochrony koreańskiej i zaczął nas pouczać, że zrobiliśmy bardzo nierozsądnie. Policjanci
nie interweniowali, mówił, bo było ich za mało i już wezwano posiłki. Ochroniarze wciąż czekają na procedury
Strona 42
Prosta gra - Jerzy Engel
z FIFA i zgodnie z tym, co mówił szef ochrony, my też powinniśmy czekać. Powiedziałem mu, że jeśli tej nocy
jeszcze raz się to powtórzy, jutro nie wyjdziemy na mecz i jego robię za to właśnie odpowiedzialnym.
Ochroniarz zbladł, przestał nas pouczać i wiedziałem, że już będziemy mieć spokój do rana.
- Myślałem, że będziemy się z nimi smarować - powiedział Stasio i założył klapki na nogi.
- Ja też tak myślałem - odpowiedziałem mu i rzeczywiście byłem na to
gotowy.
- Nie martwcie się, ja bym was potem pozbierał - dodał Krzysztof. Roześmieliśmy się i wróciliśmy do pokoju.
W sporcie ważne jest jak wielką wiedzę posiada trener, ale jeszcze ważniejsze jest to, co z tej wiedzy przy
swoją jego zawodnicy.
ODPRAWY - KOREA
Treningi teoretyczne, chociaż często niedoceniane, spełniają w futbolu olbrzymią rolę. Podczas Mistrzostw
Świata codziennie mieliśmy przynajmniej jeden trening teoretyczny. Kilka odpraw przedmeczowych
przytaczam w tej książce. Są to zapisy dosłowne. Wiedza teoretyczna przekazywana jest na różnego rodzaju
odprawach i spotkaniach. Może to być oglądanie zapisu video i jednoczesne omawianie meczu. Mogą być
wybrane i przygotowane fragmenty meczu i dokładna ich analiza. Mogą być odprawy motywacyjne. Są też
odprawy podczas, których omawia się aktualną sytuację w zespole i na turnieju. Opisuję treść tych kilku
odpraw, aby przybliżyć atmosferę i klimat, jaki towarzyszył naszej pracy.
Moi drodzy są momenty w życiu człowieka, kiedy zupełnie niespodziewanie dla siebie samego, staje się
postacią historyczną.
Tak stało się w przypadku naszej grupy. Historia polski spłatała już wielu ludziom w przeszłości dziwne figle.
Trudno wracać do zamierzchłych czasów, bo może nie każdy z was interesuje się historią, a już na przykład
Emanuel zupełnie by tego nie zrozumiał. Dlatego dam wam za chwilę przykład pewnego zdarzenia, jakie dla
naszego kraju i dla nas Polaków jest charakterystyczne, bo powtarzało się kilkakrotnie w historii naszego
państwa.
Nam też historia spłatała figla. Dla przykładu kiedy urodził się Tomek Hajto, to nikt nie spodziewał się, że oto
pewnego dnia stanie się on osobą publiczną, a ponadto zapisze się on na stałe w historii sportu polskiego. I to
dotyczy nas wszystkich. I ciebie też „Kłosik", także nie ma się co uśmiechać do „Hajtowego".
My Polacy jesteśmy narodem, którego działania są trudne do przewidzenia. Któż mógł przewidzieć, że polscy
lotnicy uratują Anglię. A jednak tak się stało i to są właśnie historyczne fakty. Winston Churchill powiedział,
że
99
jeszcze nigdy w historii Anglii, los tak wielu ludzi nie zależał od tak niewielu. Miał na myśli małą grupę
naszych lotników, którzy wsławili się w bitwie o Anglię.
A teraz zjawiliśmy się tutaj, w Korei i nikt nie jest w stanie przewidzieć, czego tak naprawdę jesteś my w stanie
dokonać na tych Mistrzostwach Świata. Nie ma takiego mądrego. Nasz rozrzut możliwości jest od
odpadnięcia w fazie grupowej, bez zdobycia choćby jednego punktu, aż do zdobycia Mistrzostwa Świata.
Wszystko zależy tylko od nas samych i wciąż jest przed nami. Ale doświadczenie nauczyło nas już
wielokrotnie, że tak długo dopóki będziemy trzymać nasz los tylko w swoich rękach i doprowadzimy do tego,
że tylko my będziemy decydować o nas samych, wszystko będzie do zdobycia.
A z drugiej strony, patrząc na nasz udział w tej imprezie, czy ktokolwiek będzie po nas płakał, jak
odpadniemy? FIFA na pewno nie. Bo w ich kalkulacjach dla dobra tej imprezy najlepiej byłoby, gdyby do
dalszej rundy przeszły Portugalia i Korea. Portugalia, bo gwarantuje wspaniały, widowiskowy futbol, mając w
swoich szeregach gwiazdy z Figo na czele, dające zainteresowanie nimi wszystkich światowych mediów.
Korea, bo gwarantuje niesamowite zainteresowanie kibiców, pełne stadiony i sukces ekonomiczny imprezy.
Przez ostatnie szesnaście lat było o nas cicho, jeśli chodzi o udział w Mistrzostwach Świata. W finałach
Mistrzostw Europy nie uczestniczyliśmy nigdy. Nasze zespoły klubowe nie istnieją w fazie grupowej ligi
Mistrzów, a w Pucharze UEFA nie możemy wychylić się ponad poziom średniaków. Tak jesteśmy postrzegani
przez futbolowy świat. 1 takie są fakty, jeśli chodzi o nasząpolskąpiłkę nożną. Dopiero my przypomnieliśmy
piłkarskiemu światu, że jest taki kraj jak Polska, gdzie też potrafią grać w piłkę. Ale czy będzie to tylko miły
akcent ten nasz udział w Mundialu, czy zaistniejemy jako bia-ło-czerwony koń tych Mistrzostw, to już zależy
tylko od nas samych. Musimy grać na poziomie na jakim nie graliśmy nigdy dotąd. Każdy z was musi się
wznieść nie na wyżyny, ale na sam szczyt swojego talentu, zaangażowania, ambicji, patriotyzmu. Tu już nas
skreślili z mapy Mistrzostw. Jak widzicie w prognozach nikt nam nie daje najmniejszych szans na wyjście z
grupy. Ale są ludzie, którzy w nas wierzą, tam w Polsce, daleko stąd. Tam zostały nasze rodziny, przyjaciele,
Strona 43
Prosta gra - Jerzy Engel
kibice i miliony ludzi, których nie znacie, ale oni doskonale znają każdego z was. Im trzeba będzie spojrzeć w
oczy po powrocie do kraju. Ich nie wolno nam zawieść. To co wyczyniają z nami media zostawiamy na boku.
Od dawna wiemy, że dla niektórych dziennikarzy, to
100
czym będzie gorzej u nas, tym dla nich lepiej. Ale na razie ta krytyka to jeszcze nic. Zobaczycie co potrafią,
kiedy nie daj Boże te Mistrzostwa nam nie wyjdą. Dlatego koncentrujemy się tylko na naszej pracy, grze i
walce o zwycięstwo. Nie myślimy o niczym innym.
Oczywiście są rzeczy możliwe do zrobienia i niemożliwe. Może się okazać, że te Mistrzostwa przerosły nasze
możliwości. Tak też może się zdarzyć. Jeśli je przegramy nikt nie będzie miał do nas żalu, ale tylko w
przypadku, jeśli rzucimy na szalę wszystkie atuty jakie posiadamy. Jeśli będziemy walczyć do upadłego, jeśli
damy z siebie wszystko. Zrobiliśmy i tak bardzo wiele dla polskiej piłki nożnej. I już przeszliśmy do historii
bez względu na wynik jaki tu osiągniemy. Aleja chciałbym i wierzę, że wy wszyscy również, tak jak ja i mój
sztab, chcecie wrócić do kraju z podniesioną głową. Może tak się stać tylko pod jednym warunkiem, że każdy
da z siebie maksimum zaangażowania, ambicji i woli walki w każdym meczu. Nikt tego nie dokonał przez
ostatnie kilkanaście lat prócz nas. Sami wywalczyliśmy sobie ten zaszczyt reprezentowania Polski na
największym z teatrów świata, jakim są Mistrzostwa w piłce nożnej. Ale sukcesy naszej małej grupy nie są już
tylko naszymi sukcesami. Stały się już sprawą ogólnonarodową. Tak jak Mistrzostwa Świata w piłce nożnej są
sprawą ogólnoświatową.
Polskę już parę razy skreślano z mapy Europy. Już nas teoretycznie nie było. Zebrało się kilku mądrali, brali
mazak i dzielili sobie mapę Polski na części. Ostatni, którzy chcieli tego dokonać nazywali się Ribentropp i
Mo-łotow. Jak widzicie zupełnie nie piłkarskie nazwiska. Zrobili długą, czarną krechę na mapie i chcieli
zdecydować, że w prawo od tej kreski będzie Rosja, a w lewo od niej Niemcy. Nie daliśmy się wykreślić
wtedy, ale czy damy się łatwo wykreślić teraz, na tych Mistrzostwach. Ile narodów chciałoby mieć taką frajdę,
jaką my daliśmy wszystkim Polakom awansem do tej imprezy. Gdzie są Holendrzy, Czesi czy Norwegowie i
ponad sto innych krajów. Oni muszą dzisiaj patrzeć na nas i marzyć, tak jak my marzyliśmy i zazdrościliśmy
innym przez ostatnie szesnaście długich lat. To tylko wasza zasługa, tak popatrzcie na siebie jak tu siedzicie.
Wyście tego dokonali i otworzyliście sami sobie szansę na jeszcze więcej. Ale czy macie w sobie chęć na jeszcze
więcej, czy odnajdziemy tę determinację w walce z przeciwnikiem, jaką mieliśmy w eliminacjach? To są
pytania, na które każdy sam musi sobie odpowiedzieć jeszcze zanim zagrają nam Hymn.
Bo co to są tak naprawdę Mistrzostwa Świata. Widzicie kamery nagrywające nasze treningi i wiszące na
każdym słupie wokół stadionów, na któ-
101
rych ćwiczymy. Wiemy, że nagrywane jest każde nasze słowo. Kiedy robi się takie działania? Tylko w
warunkach wojennych. I chociaż jest to sport, takie działania są podejmowane. Ale dla nas to przecież nie jest
coś nowego. Już to przerabialiśmy. Jutro musimy być jeszcze mocniejsi niż wtedy w Kijowie, Oslo czy Cardiff.
Przypomnijcie sobie Chorzów i cudowne zwycięstwo, które postawiło kropkę nad „ i" naszego awansu. Przez
godzinę po meczu nie zeszliście z murawy stadionu, śpiewając razem z kibicami. To są te momenty, dla
których warto było ciężko pracować przez całą naszą dotychczasową karierę. To pozostanie w nas na zawsze.
Kiedykolwiek się spotkamy, za ileś tam lat, to będziemy wracać tylko do tamtych chwil.
A teraz przed nami kolejne odcinki legendy. Marzenia się spełniły. Kto może lepiej od nas wiedzieć, cóż to za
cudowne uczucie stanąć na tych bajkowych stadionach tam na dole, na murawie, spojrzeć na wypełniony po
brzegi stadion i mieć tę świadomość, że ci ludzie przyszli tylko dla nas. Ale jest jeszcze lepsze uczucia kiedy po
meczu można pobiec do sektora, gdzie siedzą polscy kibice i rzucić im koszulki po wygranym meczu. Czy
może być coś więcej warte niż takie momenty?
Może tylko nie dla Wieśka, bo on musi się z każdej koszulki rozliczyć. ..(śmiech).
Jakie wydarzenia historyczne mogą spowodować, że ulice w Polsce nagle opustoszeją? Co może przyciągnąć
cały naród przed telewizory? Dlaczego młodzi ludzie malują sobie na policzkach bialo-czerwone flagi? Co
może spowodować, że wszyscy w kraju będą tańczyć z radości lub płakać z rozpaczy?
Tylko wydarzenia ekstremalne, takie, o których opowiada się latami i latami na nie czeka. Co powoduje, że do
grupki trzydziestu Polaków, gdzieś tysiące kilometrów od ojczyzny, przylatuje Prezydent, a Papież przesyła
błogosławieństwo? To są właśnie Mistrzostwa Świata. Wasze i moje Mistrzostwa, których nikt nie dał nam w
prezencie, na które sami sobie w ciężkich bojach zapracowaliśmy. Teraz w waszych rękach są nastroje
Polaków. Albo spowodujecie poprzez zwycięstwa, że będzie to euforia, tak jak podczas gier eliminacyjnych,
albo smutek. Zależy to tylko od was samych. A futbol to prosta gra. I dlatego, że jest taka prosta, żadna inna
Strona 44
Prosta gra - Jerzy Engel
impreza nie jest w stanie wyzwolić takich emocji i tak skrajnych odczuć. Albo spowodujemy, że ulice w Polsce
będą bialo-czerwone od flag, albo szare i smutne. Dlatego chcę żebyście zrozumieli, jak ważna jest to impreza
dla każdej reprezentacji jaka się tu znalazła. Bo takie same odczucia, jak w Polsce, są w każ-
102
dym innym kraju. Widzicie sami co dzieje się tu w Korei. W telewizji nie ma nic innego, jak tylko wzbudzanie
coraz większego szowinizmu narodowego. Cała Korea pochłonięta jest tą atmosferą. Ale tam na placu będzie
tylko jedenastu na jedenastu. I wierzę, że nie pękniemy. Chcieli się z nami bić na pięści w Armenii to się
biliśmy. Cokolwiek się tu stanie też podejmiemy walkę. Bo jest o co się bić.
Ale dla nas tak naprawdę nie jest ważne, kto jest naszym przeciwnikiem. Może być Korea, Brazylia czy
Argentyna. Tym meczem gramy o jedną ósmą Mistrzostw, bo zwycięstwo w pierwszym meczu taką szansę
przed nami otworzy. Chcemy zrobić wszystko, żeby wyjść z grupy, a jeśli wyjść, to najlepiej na pierwszym
miejscu. Dlatego podłożem tego meczu jest myślenie nie tylko o pokonaniu rywala, ale o przyszłości
reprezentacji na tych Mistrzostwach. Jeśli nie będziecie mieli tego w sercu, jeśli nie marzycie o przywiezieniu
do Polski złotego pucharu, to nie wygramy też meczu z Koreą.
Przyjechaliśmy na Mistrzostwa Świata, a więc grajmy o Mistrzostwo Świata, bo taka okazja już nigdy w życiu
może się nam nie powtórzyć. Jak wygramy, to mamy wielką szansę, dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć,
że będziemy pierwsi w tej grupie. A być pierwszym w tej grupie, to znaczy wpaść na Meksyk albo na
Chorwację, a od tych zespołów jesteśmy na pewno lepsi. Dlatego tak chciałbym, abyście w ten sposób patrzyli
na ten mecz. To już może być dla nas grą o kolejne rundy. Już paradoksalnie ten pierwszy mecz. Bo potem
może być i będzie o wiele łatwiej niż w tym pierwszym meczu. A więc możemy ten milowy krok zrobić już
teraz, zanim ten turniej naprawdę się rozbuja.
Nikt nie wie na co nas dzisiaj stać. Na dobrą sprawę my sami też nie wiemy, czego możemy się spodziewać,
grając na tym poziomie. A więc spróbujmy iść po wszystko, co jest możliwe dla nas do wygrania. Może uda się
nam powtórzyć sukces z eliminacji.
Gdyby cokolwiek się nie udało, odpukać, zaczynamy walczyć o drugie miejsce w grupie. Robimy sobie
trudniejszą drogę, bo będą stać na niej Włosi. Dlatego zróbmy wszystko, aby tę przeszkodę zostawić innym.
Bardzo potrzebne nam jest to pierwsze zwycięstwo. Ale do tego potrzebna jest wiara. Wiara w samych siebie,
wiara w partnera, w zespół. Jeśli macie ją w sercach, to powtórzcie sobie — „jeszcze Polska nie odpadła dopóki
my tu jesteśmy" i to jest odpowiedź na wszystkie pytania.
Jesteście grupą mężczyzn, którzy zniosą stres, napięcie, emocje, tremę. Hymn będzie miał dla nas specjalną
wymowę, bo będzie musiał wysłuchać
103
go razem z nami cały świat. Dla was go zagrają. Bo wy sobie swoją grą na to zasłużyliście. Podczas Hymnu
zbliżenia waszych twarzy będą oglądane przez miliony ludzi na całym świecie. Wczujcie się w nastrój jaki
niesie ze sobą nasz polski Hymn i pamiętajcie, że razem z nami słucha go w tym momencie cała Polska.
Dziwne figle, jak widzicie, płata historia. Zróbmy i my figla wszystkim, którzy spisali nas już na straty, zanim
jeszcze sędzia rozpoczął nasz pierwszy mecz. Teraz zagrajmy o legendę, która daj Boże pozostanie na długo w
pamięci i sercach wszystkich Polaków.
Nasza grupa jest bardzo trudna. Koreańczycy są gospodarzami tej imprezy i wszyscy zdajemy sobie sprawę
jak trudne zadanie nas czeka. Reprezentacja Korei ma o wiele większe doświadczenie w grze na
Mistrzostwach Świata aniżeli my. Oni występują na tej imprezie regularnie co cztery lala. Chociaż nie odnieśli
jeszcze zwycięstw, to doświadczenie zdobyte wcześniej będzie procentować, a do tego grają w swoim kraju.
Jak my dzisiaj bvśmv się czuli, gdyby ten mecz był w Polsce. Przede wszystkim o wiele pewniej. mimo że nikt
z nas w tak poważnej imprezie jeszcze nie uczestniczył. Oni też czują się pewni zwycięstwa i czują wsparcie
całego narodu. Nie liczymy na fair play, czy na przychylność sędziów. Z góry zakładamy, że poprowadzą ten
mecz w proporcjach sześćdziesiąt do czterdziestu. Ale to jest właśnie to czterdzieści procent szans, które
będziemy mieli i musimy umieć je wykorzystać i zamienić w sto procent sukcesu.
Portugalia z kolei to jeden z faworytów Mistrzostw, oczywiście na papierze. Ale jest zespołem
doświadczonym w grze na takim poziomie i takich imprezach. Też będzie niesamowicie ciężko. Na koniec
Amerykanie. Tych pokonamy, bo nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli przegrać w piłkę nożną z Ameryką.
Cztery punkty dadzą nam wyjście z grupy, a sześć wyjście z pierwszego miejsca. Jak wiecie nigdy was nie
oszukałem, mówiąc o naszych realnych szansach i nie czaruję teraz. Będzie sakramencko trudno, ale już z
takich opresji wychodziliśmy nie raz. Wierzę, że zrobimy to i tym razem.
W meczu będzie liczyć się każda piłka, każde zagranie. Tutaj każdy błąd jest niezwykłe kosztowny, bo na tym
Strona 45
Prosta gra - Jerzy Engel
poziomie rzadko marnuje się sytuacje bramkowe. Musimy być niezwykle czujni, żeby nie dać się niczym
zaskoczyć. Liczyć się będzie dyscyplina taktyczna i rozsądek w grze. Przed ważnym zadaniem staną liderzy
zespołu. Od was zależeć będzie w głównej mierze, jak ułożymy sobie grę. Chcę widzieć kapitanów zespołu
podrywających
104
drużynę do walki i biorących na siebie ciężar gry w trudnych momentach. Wiecie już wszystko o przeciwniku.
Wiecie jak mamy grać, aby ich zwyciężyć. Liderem obrony jest Tomek Wałdoch, liderem środka pola Piotr
Swier-czewski. Dwaj kapitanowie jak w książce o spełnionych marzeniach.
Jeśli ktoś się nie czuje na siłach lub z jakiegokolwiek powodu nie może wystąpić, niech zgłosi to teraz.
Będziemy szanować taką decyzję. Tam będzie wrzawa, huk, doping, nie będziecie się słyszeć wzajemnie na
boisku, dlatego każdy musi odpowiadać za siebie i liczyć przede wszystkim tylko na siebie. Jestem pewien, że
postawiliśmy razem z moimi współpracownikami na właściwych ludzi. Jesteście najlepsi z najlepszych.
Jesteście w gronie najlepszych trzydziestu dwóch zespołów piłkarskich na świecie. Wierzę, że pokażemy
również na poziomie Mistrzostw Świata, jak potrafimy zwyciężać.
Oglądaliśmy już wiele meczów na tych Mistrzostwach. Widzieliście Argentynę, same gwiazdy światowego
formatu. Ale jak oni walczą o każdą piłkę, jak wspierają się nawzajem. Takie będą te Mistrzostwa. Wygrają te
zespoły, które będą najlepiej zorganizowane, które najlepiej oprą grę o zespołową pracę, które zostawią na
boisku najwięcej krwi i potu. Nie jesteśmy fawory tami tych Mistrzostw, ale to wcale nie znaczy, że musimy je
przegrać. Tak jak nikt nie rodzi się bohaterem, ale zawsze może nim zostać.
Tyle miałem wam dzisiaj do przekazania. Wierzę, że każdy z was ma pełną świadomość, przed jak trudnym
zadaniem stajemy. Ale wierzę również, że przez całą swoją karierę walczyliście o to, dążyliście do tego i
czekaliście na to, aby móc się z takim zadaniem zmierzyć. Przekazuję wam pozdrowienia od pana Prezydenta.
Jest w Korei i będzie dzisiaj w hotelu, a na pewno na meczu, trzyma mocno kciuki i będzie nas dopingował.
Dziękuję.
Kiedy piłkarze jeszcze wypoczywali w pokojach, razem z Edwardem Klejndinstem przygotowywaliśmy
materiały w sali odpraw. Mieliśmy trzy kasety. Jedną motywacyjną przygotowaną w Polsce. Drugą taktyczną
uzupełnioną już w Korei. Trzecią, na początek odprawy z nagraniem zespołu Brathanki, która była
znakomitym akcentem optymistycznym pasującym nam w tym momencie. Edward majstrował przy
magnetowidzie i telewizorze, a ja rozrysowywałem na dużych arkuszach papieru fragmenty taktyczne. Po
chwili było już dla nas jasne, że sprzęt wideo został uszkodzony i jak się spodziewaliśmy hotel nie
dysponował innym. Pozostał przekaz słowny
105
i tradycyjne rysunki. Należało wozić ze sobą sprzęt wideo. Ale teraz było już zbyt późno, aby o tym myśleć.
Starałem się odrzucić od siebie całą złość i skoncentrować na czekającej mnie za chwilę odprawie.
Piłkarze wchodzili na salę w milczeniu. Widać było ogromne skupienie i koncentrację. Każdy już wiedział kto
gra, kto nie i znał zadania jakie będzie miał do wykonania. Ale o zadaniach taktycznych trzeba przypominać
wielokrotnie przed meczem. Stres meczowy powoduje, że piłkarze często pod wpływem emocji, zapominają
podstawowe rzeczy. Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca rozpocząłem odprawę.
Chciałem rozpocząć odprawę od muzycznego przesłania dla was od zespołu Brathanki. Niestety, popsuto
magnetowid i telewizor. Nie obejrzymy ani tej kasety, ani dwóch innych przygotowanych przez nas specjalnie
na tę odprawę. Jak widzicie walka o zwycięstwo w dzisiejszym meczu już się rozpoczęła.
Popatrzcie na tablicę. To jest wasz przeciwnik. Tak wyjdą ustawieni i w takim składzie. Bramkarz, trzech
obrońców, czterech zawodników środka poła i trójka napastników. Dokładnie tak, jak wcześniej sobie to
omawialiśmy.
Praktycznie trudno mówić o słabych punktach czy zawodnikach zdecydowanie się wyróżniających.
Wszyscyprezentująpodobnypoziom wyszkolenia, a ich największym atutem są szybkość, zwinność, skoczność.
Są niesamowicie agresywni i doskakują do zawodnika z piłką po dwóch, a zdarza się, że i po trzech, jeśli się
któryś z was zagapi i zbyt długo będzie holował piłkę. W ataku mają wysokich napastników, a przy ich
agresywności w grze, stają się bardzo niebezpieczni przy dośrodkowaniach. Dlatego musimy być bardzo
skoncentrowani w formacji obrony. Nie wolno wam zaspać, bo przegracie walkę o pozycję i będzie za późno.
Dobrze czują się przy pikę. Lubią drybłować, szczególnie trójka napastników i trójka pomocników. Boczni
pomocnicy grają bardzo wymiennie z napastnikami i praktycznie nie ma dla nich żadnej różnicy, czy znajdą
się na pozycji skrzydłowego czy pomocnika. To też jest ich duży atut, wymienność funkcji. Dlatego nie
zajmujmy się swoimi zawodnikami, ale tymi, którzy znaleźli się w konkretnej sytuacji w waszej strefie.
Strona 46
Prosta gra - Jerzy Engel
My wychodzimy dzisiaj w następującym składzie. Wszystko jest tu napisane na tablicy, już sobie to
analizowaliśmy, ale popatrzcie tutaj na tablicę, żeby jeszcze raz przypomnieć sobie te zadania, o których
rozmawiałem
106
z wami indywidualnie. Zakładamy, że pobudzeni przez kibiców Koreańczycy zaczną grę obronną
pressingiem. Dlatego nie będziemy rozgrywać piłki krótkimi podaniami od formacji obrony. Od razu
przenosimy grę daleko od naszej bramki. Jeśli rzeczywiście rozpoczną grę obronną agresywnym kryciem,
opuszczamy naszą połowę boiska i bramkarz uderza na tego zawodnika, który przesuwa się pod formację
obrony przeciwnika. Tam walczymy
0 piłkę i każdy z was jest przygotowany do przejęcia gry. Jeśli pressingu nie ma, spokojnie zaczynamy atak
pozycyjny od obrony. Jedyną różnicąjest to, że skrajni pomocnicy po przyjęciu na siebie gry nie ograniczają się
linią boczną. Natychmiast, tak jeden, jak i drugi, odchodzicie od linii i stamtąd przenosicie grę bezpośrednio
podaniem na napastników. Nie ma rozgrywania długiego w środku pola. Każdy z was przed przyjęciem piłki
już ma wiedzieć, jak ją dalej rozegra. Napastnicy musicie być przygotowani natychmiast do odbioru piłki od
zawodników środka pola i odpowiadacie za dalsze poprowadzenie akcji. Zwykle częściej pod piłkę będzie
lekko się cofał Maciej, a ty Emsi czekasz i jesteś gotowy do podania za plecy obrońców.
Po podaniu za wszelką cenę doprowadzamy do przewagi. Przypominam, prowadzimy akcję prawą stroną,
wchodzi do przewagi, skrajny pomocnik z lewej strony i odwrotnie. Jak najwięcej podań prostopadłych
kierujemy bezpośrednio do napastników. Opieramy naszą grę w tym meczu o atak
1 wspieramy ich bez piłki. Napastnicy, od was zależy w tym meczu najwięcej. Nie damy rady rozgrywać
długo piłki w strefie obrony, nie utrzymamy jej długo w pomocy, dlatego największa szansa jest w grze
kombinacyjnej w strefie ataku. Tam musimy skoncentrować naszą grę i tam musimy rozwiązać walkę z
przeciwnikiem. Na środku boiska rządzi Piotr. Ale po podaniu do niego piłki natychmiast musimy mu się
pokazać pod zagranie, bo on w tym meczu nie da rady długo wybierać wariantu rozegrania. Wszystko
musimy wykonywać automatycznie i najszybciej jak możemy. Popatrzcie na te strefy boiska pomiędzy
formacjami. To musimy wykorzystać. Tu przez moment będziemy mieli miejsce do rozegrania i
poprowadzenia akcji. Ale to jest tylko moment i wchodząc w te strefy musimy już wiedzieć co chcemy dalej
osiągnąć. Nie bójcie się grać, nie bójcie się wziąć odpowiedzialności za poprowadzenie akcji na swoje barki.
Pamiętajcie tylko o głównych zasadach, o tym czego w tym meczu nie wolno robić i jak rozwiązywać akcje
ofensywne. Decydować będą ułamki sekund. Odskoczy spod krycia Jacek, to musi natychmiast dostać piłkę,
odskoczy Marek, to samo. I ta sekunda przewagi musi już towarzyszyć tej akcji do końca. Wszędzie w każdej
strefie
107
boiska musimy być o tę sekundę szybsi od nich, bo wiemy co dalej zagramy, a oni dopiero będą nas
rozszyfrowywać. Jak najczęściej doprowadzamy do przewag w ich strefie obrony. Każdy z naszych
napastników jest szybszy od ich obrońców, dlatego każda piłka zagrana za linię obrony jest piłką bramkową.
Dla nas nie ma różnicy, czy będziemy kończyć akcję piłką zagraną dołem czy górą. Oni natomiast większość
podań w naszą szesnastkę będą kończyli dołem. Na ten element musimy zwrócić szczególną uwagę. Nie tylko
na tych, którzy czekają na piłki pod naszą bramką, ale przede wszystkim walczymy z tymi, którzy lubią
dogrywać je z bocznych stref. Tutaj musimy ich blokować nawet kosztem faulu, natomiast uważajcie na
dryblingi i kończenie akcji podaniem po ziemi. Są szybcy, agresywni, mogą was wyprzedzić. Nie obserwujcie
piłki. Piłka sama do bramki nie wpadnie. Piłkę musi uderzyć zawodnik. Dlatego im bliżej naszej szesnastki,
tym krycie musi być krótsze, a w samej szesnastce już bark w bark.
Natomiast przy ich akcjach indywidualnych odwrotnie. Patrzcie tylko na piłkę, a nie na dryblującego. Oni
bujają się nad piłką, zwodzą, zmieniają łatwo kierunki biegu, dlatego obserwujcie podczas pojedynku jeden na
jeden piłkę a nie zawodnika. Wtedy mamy szansę na łatwiejsze odebranie im piłki.
Przypominam, żeby w szesnastce uważać na to, aby nam się nie podstawiali, żeby nie podchodzili nam pod
nogi. Łatwo się będą przewracać i wywierać presję na sędziego. Dlatego musimy ich wyprzedzać, ale żeby to
zrobić musicie być z nimi bark w bark i reagować szybciej.
Oba zespoły mają opracowane rzuty wolne. Wiemy jak oni uderzają i jak je wykonują. Będą szukać gry pod
stałe fragmenty, ale i my musimy szukać naszej szansy w stałych fragmentach. W powietrzu pod ich bramką
będziemy mieć przewagę wzrostu i musimy to wykorzystać. Przypominam o pełnej koncentracji podczas
stałych fragmentów. Tym elementem możemy dziś wygrać mecz.
Każde wygranie przez nas pojedynku jeden na jeden powoduje, że zawodnik z piłką będzie miał trochę
Strona 47
Prosta gra - Jerzy Engel
wolnego miejsca. Wtedy od razu szukamy współpracy z napastnikami. Szczególnie w środku pola
przypominam, żeby nie dryblować do linii. Zawsze do środka pola, bo tam otworzą się nam nowe możliwości.
Jeśli przyjąłeś piłkę przy linii, to nie stój i nie zastanawiaj się co dalej. Doskoczą do ciebie i będzie nas to
kosztowało same straty.
Przed przyjęciem piłki musicie wiedzieć co grać dalej. Jeśli nie wiesz co zrobić, uderzaj daleko do formacji
ataku lub do bramkarza i wychodzimy całym zespołem za linię środkową. Tego zagrania nie wstydzą się
najlepsi.
108
Tak grają Anglicy, Irlandczycy, a nawet czasami tak dobrzy dryblerzy, jak Brazylijczycy. Sami to
podkreślaliście, oglądając ich mecze. Najważniejsze jest zagrać w grze obronnej na zero, a sytuacje bramkowe
same nam się otworzą. Przypominam o bliskim ustawieniu w stosunku do siebie pomocników. Musicie
współpracować ze sobą i brać na siebie ciężar gry. Zawężamy strefę ustawienia całego zespołu maksymalnie,
wtedy współpraca jest łatwiejsza i zaoszczędzimy wiele sił.
Siłą naszego zespołu jest gra z kontry. śeby była skuteczna, musimy rozpocząć walkę o odbiór piłki jak
najdalej od naszej bramki. To my zaczynamy wojnę, a nie Koreańczycy. Niech oni starają się nas powstrzymać,
a nie odwrotnie. I natychmiast po przechwycie przechodzimy do kontry. Prostopadłe podanie do napastników
i wspieramy ich tworząc przewagę liczebną. Czekajmy na tę kontrę, nie dajcie się ponieść emocjom, musimy
być cierpliwi. Ale kiedy nadarzy się moment błyskawicznie przenosimy ciężar gry pod ich bramkę.
Szansa jest wtedy, kiedy wszyscy angażować się będziecie w grę. Kiedy każdy będzie pytał o piłkę, kiedy
będziecie żyć i wzajemnie się wspierać na boisku. Nikt nie może uciekać od gry, nikt nawet na moment nie
może się wyłączyć. Przez cały czas musimy czuć naszą siłę w grze zespołowej. Jeśli na bazie gry zespołowej
dodamy akcje indywidualne, na które przecież was stać, wtedy mieć będziemy szansę na zwycięstwo. Wielką
rolę odegrać muszą liderzy drużyny. Piotr od ciebie wiele będzie zależeć w dzisiejszym meczu. Nie wózkuj
zbyt długo, uruchamiaj prostopadłymi podaniami napastników, współpracuj z Radkiem. Dzisiejsze zadanie to
przede wszystkim nie przegrać, ale żeby je zrealizować, musimy zdobywać bramki. Może być jedna taka
szansa w meczu i trzeba będzie umieć ją wykorzystać. To nie są mecze, w których stworzymy kilka lub
kilkanaście okazji. To są Mistrzostwa Świata i gra się do pierwszego błędu. Dlatego pełna koncentracja przez
cały mecz, aby ustrzec się prostych błędów indywidualnych.
Każdy z was doskonale zna przeciwników. Praktycznie wiecie o nich wszystko. Wiecie też dokładnie co robić,
żeby nie przegrać i co należy zrobić, żeby dzisiaj wygrać. Teraz już wszystko w waszych głowach, sercach i
nogach. Pracowaliśmy i walczyliśmy szalenie ciężko, żeby się tu znaleźć. Spełniło się marzenie każdego z nas.
Jesteśmy godni tych Mistrzostw, bez względu na to, jak nam one się potoczą.
Wierzę że nie pomyliliśmy się w doborze zespołu, wierzę w was, wasze umiejętności, charakter i patriotyzm.
Jeśli ktoś chce wyjść z tej grupy dalej,
109
musi najpierw wygrać z nami. A to jak patrzę na was nie będzie dla nikogo łatwe. Dlatego spróbujmy walki na
najwyższym światowym poziomie. Zasmakujmy walki o Mistrzostwo Świata. Wierzę, że dzisiejszy cel jest w
naszym zasięgu. Fajnie byłoby Tomek, gdybyś wysiadając w Polsce z samolotu po Mistrzostwach, mógł unieść
wysoko ten złoty puchar ponad głowę, żeby pokazać go wszystkim kibicom w Polsce. Myślę, że to jest ten
najsłodszy moment, o którym poza samym uczestnictwem w tej imprezie marzył każdy z was. To wszystko
jest niewyobrażalnie trudne i jeszcze przed wami, wciąż realne. Chcę wam również powiedzieć, że będzie to
kosztować nas wszystkich tyle wysiłku, ile nie włożyliśmy w żadną grę w swoim życiu dotychczas. Jeśli
jesteście gotowi rzucić na szalę wszystko na co nas stać, to wygramy. Jeśli nie, to będziemy mieć kłopoty.
Pamiętajcie, że tam w Polsce wszyscy tak ustawiają sobie dzień, żeby was obejrzeć. Stanie ruch na ulicach.
Wszyscy zasiądą przed ekranami telewizorów. Młodzież wymaluje sobie biało-czerwone flagi na policzkach i
wszyscy będą w was wierzyć. Oni też marzyli o tym, żeby zobaczyć Polskę na Mistrzostwach Świata. Ich serca
będą dzisiaj bić w rytmie waszych serc. O naszych rodzinach nie wspomnę.
A więc chodźmy po zwycięstwo dla nas, dla nich, dla Polski. Nie wymagam od was czegoś niezwykłego. Po
prostu dyscypliny i determinacji w walce o zwycięstwo. Miejcie przyjemność z gry i walki na boisku. Niech
nas cieszy każde udane zagranie i szczególna koncentracja w momencie, kiedy nam nie będzie się układało.
Resztę dodacie od siebie. Z Bogiem panowie.
W sporcie często o zwycięstwie decyduje łut szczęścia, dlatego w ocenie wartości zespołu ważny jest nie tylko
wynik, ale również styl w jakim walczył on o to zwycięstwo.
PIERWSZY PRZECIWNIK - KOREA
Strona 48
Prosta gra - Jerzy Engel
Mundial rozpoczął się 31 maja 2002 roku meczem Francja : Senegal. Oglądaliśmy to spotkanie na olbrzymim
ekranie wielkości 7m x 5m w specjalnie przygotowanej dla nas sali. Jak zwykle dla podgrzania atmosfery
piłkarze zorganizowali totka i na papierowej tablicy przed wejściem na salą wypisali nazwiska całej naszej
ekipy, zostawiając dla każdego miejsce na wpisanie swojego wyniku. Zakład był znaczący, bo każdy
ryzykował przegraną banknotem studolarowym. Rzadko udaje mi się trafiać w takich zakładach, ale tym
razem postawiłem na zwycięstwo Senegalu 1 : 0 i jako jedyny trafiłem. Kiedy przyszedł do mnie kapitan
zespołu Tomasz Wałdoch z pieniędzmi nie przyjąłem ich i powiedziałem, żeby każdy kupił za nie pamiątki z
Mistrzostw dla najbliższych.
Mecz wywołał wiele głośnych komentarzy w zespole na temat poziomu widowiska. Podszedł do mnie Maciej
Murawski i jednym zdaniem podsumował wszystkie komentarze.
- Panie trenerze, chyba pomyliliśmy dyscypliny, to co widzieliśmy na ekranie to jakby trochę inna dyscyplina
sportu.
śartowaliśmy sobie wszyscy, ale każdy szybciutko poszedł do swojego pokoju, żeby w samotności opanować
emocje związane z rozpoczętą właśnie rywalizacją na Mistrzostwach. Do naszego pierwszego meczu pozostało
jeszcze kilka dni. My rozpoczynaliśmy 4 czerwca. Zastanawiałem się, czy to dobrze, że będziemy nasiąkać
meczami i bardzo wysokim poziomem sportowym imprezy. Nie ma nic gorszego jak długie oczekiwanie na
start.
Po czasie już wiem, że był to kolejny błąd. To tak, jakbyśmy byli zespołem muzycznym, stali za kurtyną,
czekając na swój występ i słuchali Rol-lingstonsów grających utwór Satisfaction. A za chwilę my będziemy
wykonywać ten sam utwór. Niby czujemy, że zagramy bez błędów i wszystko będzie dobrze, ale konkurować
z tymi, których właśnie oglądamy na scenie będzie trudno.
111
Doszło do tego, że zawodnicy przestali grupowo oglądać mecze. Im bliżej było do naszego meczu, tym każdy
wolał pozostać sam lub tylko z kolegą w pokoju i tam w ciszy oglądać mecz. Piłkarze szukali już samotności i
woleli przeżywać te emocje po swojemu. Gdybym jeszcze raz miał tego typu sytuację, to zabroniłbym
oglądania tylu meczów. Mecze powinny być wybrane do oglądania i spełniać walor motywacyjny. Na
przykład oglądanie tylko meczów z udziałem naszych potencjalnych przeciwników w kolejnej rundzie lub
tym podobne. A tak, kiedy zawodnicy przyglądali się pracującym przez dziewięćdziesiąt minut najlepszym
reprezentacjom na świecie, powoli podświadomie niektórzy zaczynali wątpić w naszą szansę na
Mistrzostwach. Oczywiście trudno się do tego przyznać kolegom, trenerowi czy mediom, ale siedzi to gdzieś
głęboko w człowieku i nie wiadomo kiedy się pojawia. Im większą liczbę meczów widzieliśmy, tym bardziej
miękły nam nogi. Do tego dochodziła świadomość, że każdy z tych meczów jest z niesamowitą uwagą
śledzony przez cały świat. Każde podanie, przyjęcie piłki, strzał jest analizowany z wielu kamer i poprzez
zbliżenia przedstawiany milionom oglądających na całym świecie. Kłopotów ze snem niektórych zawodników
już nie można było tłumaczyć wyłącznie aklimatyzacją. Ten element już dawno przestał na nas oddziaływać, a
mimo to była coraz większa grupa piłkarzy, którzy prosili wieczorem lekarza o środki na sen. Napięcie
stawało się nie do zniesienia i reakcje na nie były najróżniejsze. Wiedzieliśmy z doktorem, że tak już będzie
przez cały czas Mistrzostw.
Na dzień przed meczem wykonaliśmy kolejne badania krwi zawodników. Były bardzo dobre i sami piłkarze
podkreślali, że rozsadza ich energia i chęć walki. Niektórzy chodzili na siłownię, żeby lekko pobudzić mięśnie.
To też były przejawy stresu, ale już znacznie lepiej odreagowywane. Treningi były tak rozpisane i
przeprowadzone, że najlepsza możliwa do uzyskania w tym momencie forma zawodnika miała być gotowa
od pierwszego meczu. Od strony przygotowania fizycznego wyglądało to bardzo pozytywnie, chociaż u
niektórych piłkarzy, szczególnie tych z dużymi przerwami w grze, pozostawały duże rezerwy. Markery
zmęczeniowe były na bardzo niskim pułapie, wykazywały pełną gotowość piłkarzy i optymalne
przygotowanie zawodników do wykonania pracy na najwyższym poziomie.
Doktor Machowski przybiegł do mnie z wypiekami na twarzy. Potrząsał trzymanymi w ręku wynikami badań
i radośnie się uśmiechał. Rzucił wydruki komputerowe na stół i uściskał mnie serdecznie.
112
- Trafione idealnie — wyksztusił wreszcie i mogliśmy usiąść, aby omówić każdego piłkarza po kolei.
Ostatni mecz towarzyski przed Mistrzostwami Świata reprezentacja Korei rozgrywała z Francją. W pierwszym
momencie planowaliśmy zabrać na ten mecz cały zespół, ale ponieważ my również w tym samym dniu
graliśmy mecz sparingowy z zespołem, który zdobył Mistrzostwo Korei, pojechaliśmy na mecz w gronie
trenerów i prezesów.
Strona 49
Prosta gra - Jerzy Engel
Mecz wywarł na nas niesamowite wrażenie. Przede wszystkim reakcja kibiców koreańskich na każde podanie,
przyjęcie piłki czy strzał ich piłkarzy. To było niezwykłe. W Europie kibice dopingują swój zespół w zupełnie
inny sposób. Wrzawa zaczyna się, gdy widzą realną szansę na możliwość zdobycia bramki. Koreańczycy
zaczynają niesamowitą wrzawę wtedy, kiedy ich zawodnik przyjmuje piłkę. Dlatego dla Europejczyków
powstaje złudzenie, że czegoś nie zauważyli, a przeciwnicy mają szansę na zdobycie bramki. Do tego trzeba
było się przyzwyczaić. A jednocześnie tak dopingowany zawodnik z piłką koncentrował się lepiej i był
dodatkowo motywowany do gry ofensywnej. Kolejny element to sposób bronienia i walki o piłkę.
Niesamowita agresywność w odbiorze piłki, atakowanie zawodnika z piłką przez kilku piłkarzy jednocześnie
to tylko podstawowe elementy gry obronnej. Widać było, że Francuzi mieli olbrzymie kłopoty i zupełnie nie
mogli sobie poradzić z agresywnością w grze Koreańczyków. Do tego stopnia, że w jednym z dryblingów
osaczony przez trzech zawodników koreańskich Zinadine Zidane nabawił się kontuzji, która wykluczyła go z
pierwszego meczu na Mistrzostwach. Francuzi wygrali 3 : 2, ale uratował im zwycięstwo sędzia, który nie
podyktował ewidentnego rzutu karnego dla gospodarzy.
Wracaliśmy do naszej bazy oszołomieni. Zdawaliśmy sobie sprawę, że ten mecz był potwierdzeniem
znakomitego przygotowania gospodarzy do Mistrzostw, a przy sposobie dopingowania przez własną
publiczność mają oni wielką przewagę nad rywalami. Ponadto mecz był wspaniałym widowiskiem
rozegranym na bardzo wysokim poziomie. Czy będzie nas stać, aby tak zagrać. To pytanie nasuwało mi się w
trakcie jazdy do naszego ośrodka. Wiedziałem już dłużo wcześniej, że muszę naszych piłkarzy na tego typu
walkę i sposoby dopingowania przygotować. Jednak to, co zobaczyłem na tym meczu, przeszło moje wszelkie
wyobrażenia. Trzeba być bardzo mocnym psychicznie i mieć wiele wiary w zwycięstwo, żeby się
przeciwstawiać takiemu sposobowi gry i dopingu.
113
Wiedziałem, że czeka mnie ciężka praca mobilizacyjna. Miałem przygotowane kasety motywacyjne, które
pomógł mi zrobić redaktor Bogusław Wołoszański. Ale zanim je użyję muszę pracować indywidualnie z
każdym z zawodników. Muszę im wmówić, że są lepsi od Koreańczyków i jeśli przeciwstawimy im taką samą
waleczność i agresję w grze oraz odetniemy się od reakcji publiczności, to rolę będzie grać wyszkolenie
indywidualne i doświadczenie nabyte w ligach europejskich. Koreańczycy mieli natomiast zdecydowanie
większe doświadczenie od nas w występowaniu na Mistrzostwach Świata. Oni grali w tym turnieju regularnie
przez ostatnie cztery Mistrzostwa i chociaż byli bez sukcesów, to mieli wyobrażenie o tym, jak należy grać aby
myśleć o zwyciężaniu.
Z dnia na dzień przekazywałem coraz więcej niezbędnych w walce z Koreańczykami informacji piłkarzom.
Wybrane urywki z meczów towarzyskich przygotowywał mi Edward Klejndinst. Analizowaliśmy najpierw
sami, a później razem z zespołem kasetę po kasecie. Wiedzieliśmy o przeciwniku wszystko. Znaliśmy piłkarzy
koreańskich z wyglądu i po nazwiskach. Wiedzieliśmy o każdym zawodniku najmniejsze detale. Ulubione
zwody, zagrania, sposób poruszania się w grze ofensywnej i w obronie. Przekazywaliśmy wszystkie
wiadomości systematycznie naszym zawodnikom.
Bo nie jest ważne jaką wiedzę posiada trener, najważniejsze co może przekazać swoim zawodnikom i co oni z
tego zapamiętają. To jest dopiero realna wiedza o przeciwniku.
Nasi piłkarze otrzymali wiedzę kompletną na temat naszego pierwszego rywala. Było to zresztą zawsze naszą
domeną w pracy z zespołem, że przed każdym meczem zawodnicy dostawali pełną informację o rywalach. Na
Mistrzostwach Świata miało to jednak szczególne znaczenie.
Na każdy mecz przygotowałem sobie inny motyw mobilizacyjny. Odprawy przedmeczowe przygotowałem
już w Polsce, na długo przed Mistrzostwami. W Korei mogłem robić tylko korekty w zależności od sytuacji w
meczach i w zespole.
W tym momencie Portugalię uważałem jeszcze za zdecydowanego faworyta i należało szukać drugiej drużyny
do wyjścia z grupy.
Oprócz treningów teoretycznych, podczas których były poruszane sprawy czysto taktyczne, są odprawy
oddziałujące na psychikę, na mobilizację, koncentrację, wolę walki i uczucia patriotyczne. Chociaż wiem, że
odwoływanie się do patriotyzmu przestaje być modne, ale twierdzę, że w przypadku reprezentacji narodowej,
kiedy grany jest Hymn, ten ele-
ment motywacyjny zawsze będzie na czasie. Przygotowałem takie odprawy dla piłkarzy.
W hotelu w Pusan, gdzie mieszkaliśmy przed pierwszym meczem, wszystko było zorganizowane znakomicie.
Dla naszej ekipy zarezerwowano całe piętro, wszystkie pokoje od strony morza i plaży. Na korytarzu po obu
jego stronach i przy windzie ochroniarze koreańscy. Co ciekawe, żaden z nich nie znał angielskiego lub tylko
Strona 50
Prosta gra - Jerzy Engel
udawali, że nic nie rozumieją. Wydzielono tylko dla nas salkę na posiłki i dużą salę na odprawy i spotkania. O
ile w salce na posiłki nie były umieszczone żadne kamery, to w sali na odprawy, pod sufitem zwisały ciemne,
owalne, szklane półkule, w których umieszczone były kamery. Wiedzieliśmy o tym, że każde nasze słowo w
tym pokoju jest nagrywane oraz wszystko co tam robimy rejestrowane. Na szczęście duży ekran telewizyjny i
dwa magnetowidy działały znakomicie i spokojnie mogliśmy realizować nasz program odpraw.
Tymczasem w dniu meczu, kiedy zbliżaliśmy się do najważniejszej odprawy, przyszliśmy z trenerem
Edwardem Klejndinstem tradycyjnie wcześniej do sali odpraw, aby przygotować sobie materiały przed
spotkaniem z piłkarzami, Edward starał się uruchomić magnetowidy i przejrzeć kasety, ale nie mógł sobie z
tym poradzić. Ja rozrysowywałem na tablicach zadania taktyczne i po zakończeniu tego podszedłem do Edka,
aby mu pomóc. Okazało się to niemożliwe i nie potrafiliśmy uruchomić elektroniki, która jeszcze dwie
godziny temu działała bez zarzutu. Byliśmy sami w zamkniętej sali, gdy nagle otworzyły się drzwi, wszedł
przez nie Koreańczyk i już od wejścia dobrą angielszczyzną wołał do nas
- One moment please, I will help you to repare all this things and every-thing shall be o'kay.
Popatrzyliśmy na siebie z Edkiem z uśmiechem. Nikt tego gościa tu nie zapraszał, nikomu nie zgłaszaliśmy
jeszcze, że coś nie działa, a tu taka opieka. Było to dla nas tylko potwierdzeniem, że wszystko co robimy jest
rejestrowane. Koreańczyk pomajstrował przy magnetowidach, potem przy telewizorze, stwierdził, że
przeprasza, ale nic się nie da zrobić, zgłosi oczywiście usterkę w dyrekcji i tak, jak nagle się pojawił, tak
wyszedł tą samą drogą.
Przestawiliśmy z Edwardem krzesła i ustawiliśmy je tak, żeby kamery nie mogły zarejestrować rysunków na
tablicy. Wiedzieliśmy, że nie będziemy mogli skorzystać z kaset, więc odstawiliśmy telewizor i magnetowidy.
Wszystko poza tym zostało przygotowane do decydującej odprawy przed meczem z Koreą.
114
115
Może powinienem wyjść z tej sali i zrobić odprawę choćby w pokoiku masażystów, jak to kiedyś zrobił trener
Antoni Piechniczek przed meczem z NRD w Lipsku. Wtedy też obawialiśmy się podsłuchów w sali odpraw.
W tym momencie sobie to przypomniałem i zacząłem się zastanawiać, czy tego nie powtórzyć.
Za chwilę jednak mieli zjawić się piłkarze i wprowadzać teraz nerwową atmosferę, to była ostatnia rzecz jaka
nam była potrzebna.
Na posiłku przed meczem był z nami Krzysztof Nowak. Mógł już tylko poruszać się na wózku. Choroba której
uległ była straszna. On też marzył, aby chociaż raz móc wystąpić na Mistrzostwach Świata. Nagle zawalił mu
się świat. Kiedy pomyślałem, że jeszcze dwa lata temu brałem go pod uwagę do reprezentacji to nie mogłem w
to uwierzyć, że choroba może postępować tak szybko. Przywiózł go na Mistrzostwa Krzysztof Sieja. Ten
wspaniały człowiek, który był jego sponsorem i przez długi czas właścicielem karty Krzysztofa Nowaka, robił
dla tego zawodnika więcej niż każdy inny zawodowy menedżer by zrobił. Był Krzysztof teraz z nami, siedział
przy stole z kolegami z reprezentacji, w której przez wiele lat występował. Chłonął tę specyficzną atmosferę
przedmeczową. śył już tym meczem, podobnie jak my wszyscy. Tyle w tym momencie mogliśmy dla niego
zrobić. On też doczekał Mistrzostw.
Zawodnicy już się schodzili. Rozpoczynał się pierwszy rozdział Mistrzostw Świata z naszym udziałem.
Czułem lekkie podniecenie. Wiedziałem, że zawodnicy są mocno zdenerwowani. Niby wszyscy spokojni,
niektórzy uśmiechnięci, ale widać charakterystyczne lekkie rumieńce na twarzach. To była pierwsza, widoczna
oznaka napięcia spowodowanego meczem.
W drodze na stadion uruchomiłem w autokarze radio i puściłem kasetą magnetofonowy którą też
przygotowałem w Polsce. Oprócz znakomitych urywków transmisji z naszych meczów eliminacyjnych w
wykonaniu redaktorów Andrzeja Janisza i Tomasza Zimocha, był tam też polski Hymn śpiewany przez Marka
Torzewskiego.
Hymn narodowy przed tak ważnym meczem ma ogromne znaczenie motywacyjne dla piłkarzy. Niektórzy z
nich dla jeszcze większej mobilizacji śpiewają go sami, inni trzymają się za ręce i powtarzają sobie słowa w
myślach. Są sportowcy, którzy nie mogą powstrzymać emocji związanych ze słuchaniem Hymnu narodowego,
granego przede wszystkim dla nich samych i po prostu słuchając go, płaczą. Władysław Komar, mój ser-
116
deczny kolega, nieżyjący już nasz Mistrz olimpijski, wspaniały atleta, tryskający zawsze siłą, energią i
humorem, płakał jak dziecko kiedy grano na jego cześć Hymn narodowy.
Jeśli ktoś robi sobie z tego żarty, jest delikatnie mówiąc osobą mało odpowiedzialną. Komu przyszło do głowy,
aby w takim momencie starać się obniżyć wartość narodową i emocjonalną Hymnu, który zawsze z taką samą
Strona 51
Prosta gra - Jerzy Engel
siłą działa na każdego Polaka i sportowca. Zabrano nam coś w co wierzymy, czego bronimy i co wpajano nam
od dziecka. Patriotyzm, którego elementem jest s*zacunek dla barw i Hymnu narodowego. Zabrano nam
ostatni jakże ważny bodziec mobilizacyjny, jakim jest zawsze odsłuchanie Hymnu przed walką. Wiem, że
wszyscy kibice odebrali to podobnie, jak my, w kategoriach kompromitacji. Jeżdżąc na spotkania z kibicami w
całej Polsce, zawsze pada pytanie o Hymn i kto był za to odpowiedzialny. Do dzisiaj nie wiem i powiem
szczerze, że wiedzieć nie chcę.
To co usłyszeliśmy w wykonaniu solistki, przeszło wszelkie nasze najgorsze przewidywania. Na szczęście
znakomicie znaleźli się w tej sytuacji polscy kibice, którzy wyklaskali solistkę na długo przed końcem jej
występu i wersja Hymnu zaśpiewana przez nią rozmyła się wśród wrzawy na stadionie.
Nie jest przypadkiem, że przed naszymi meczami eliminacyjnymi znakomicie śpiewał Hymn Marek
Torzewski. Po raz pierwszy usłyszałem Hymn w jego wykonaniu przed meczem w Belgii, gdzie miałem
przyjemność prowadzić reprezentację dawnych gwiazd polskiego piłkarstwa, uzupełnioną politykami,
przeciwko reprezentacji dawnych gwiazd krajów Unii Europejskiej. Marek śpiewał tak ekspresyjnie, że porwał
za sobą kibiców na trybunach, którzy śpiewali razem z nim. Poznałem go przez trenera Kazimierza Jagiełło,
pracującego od lat w Belgii. Bardzo chwalił jego głos i talent Włodzimierz Lubański. I tak powstał pomysł, aby
rozbudzał uczucia patriotyczne kibiców przed naszymi meczami eliminacyjnymi. Nagrał też wpadającą w
ucho piosenkę „Do boju Polsko", która stała się motywem muzycznym wielu audycji sportowych i
towarzyszyła nam oczywiście podczas Mistrzostw. Komu to przeszkadzało, że Marek znakomicie wykonywał
Hymn przed naszymi meczami. Zwykle jak coś nam dobrze wychodzi znajdą się sztukmistrze, którzy muszą
coś zmienić i wszystko popsuć. I zmieniają niestety na gorsze. Zmiana wykonawcy Hymnu była tego
najlepszym przykładem.
Koreańczycy nie zaskoczyli nas niczym. System gry, skład w jakim wyszli i zadania zawodników
przewidzieliśmy z trenerem Edwardem Klejn-
117
dinstem na długo przed Mistrzostwami. Ale wiedzieć wszystko o przeciwniku, przekazać to zawodnikom a
zabezpieczyć się przed tym to zupełnie różne sprawy.
Rozpoczęliśmy mecz znakomicie. Po akcjach kombinacyjnych zespołu, dwie sytuacje do zdobycia bramki mieli
Jacek Krzynówek i Maciej śurawski. Później w świetnej sytuacji znalazł się Emanuel Olisadebe. śaden z tych
piłkarzy nie pokonał jednak bramkarza koreańskiego. Natomiast pierwszy błąd naszej obrony doprowadził do
zdobycia bramki przez gospodarzy. Była to ich jedyna sytuacja, do jakiej doprowadzili w pierwszej połowie
meczu.
Po przerwie rzuciliśmy się do odrabiania strat. Niestety kolejny błąd obrony doprowadził do utraty kolejnego
gola.
Po meczu byłem wściekły. Nie dlatego, że przegraliśmy. Czułem, że mogliśmy dać z siebie o wiele więcej. Nie
rzuciliśmy na szalę całego zdrowia, zaangażowania, nie było krwi i wystarczającej ilości wylanego poru na
boisku. Przeważyła obawa i strach przed wzięciem na siebie odpowiedzialności za wynik przez każdego z
piłkarzy, a w szczególności przez pomocników. Stres towarzyszący pierwszemu meczowi po tylu latach
nieobecności na Mistrzostwach, paraliżował poczynania piłkarzy. Polski zespół walczący w grach
zespołowych ma szansę tylko wtedy na sukces, kiedy każdy zawodnik będzie w szczytowej formie, kiedy
rzuci na szalę wszystkie swoje atuty i jak Adam Małysz oddając rekordowy skok, zadziwi rywali. W
reprezentacji piłkarskiej taki rekordowy skok musi oddać bramkarz, każdy z obrońców, pomocników i
napastników. Tylko w takim przypadku na poziomie Mistrzostw Świata możemy mieć szansę na korzystny
wynik. Wystarczy, że skok nie uda się jednemu, dwóm czy trzem graczom, a wysiłek pozostałych idzie na
marne.
Tak było w tym meczu. Rozpoczęliśmy akcjami kombinacyjnymi opartymi o środek pola. Przynosiło to
znakomite sytuacje bramkowe i pomimo braku skuteczności dawało nadzieję na zwycięstwo. I nagle
przyjęliśmy wariant łatwiejszy, który miał być stosowany tylko w przypadku stosowania pressingu przez
przeciwnika. Piłka wędrowała do bramkarza, piłkarze opuszczali naszą połowę i omijając środek pola Jurek
Dudek dokładnie uderzał ją na podsuwającego się przed formację obrony przeciwnika Radka Kałużne-go.
Dokładnie to samo co stosował w swojej grze zespół Liverpoolu, w którym Jurek na co dzień występował. Ta
taktyka już tak skutecznego efektu w grze przynieść nie mogła. Permanentnie faulowany Kałużny przy
wyskokach do piłki nie mógł wygrać pojedynków o piłkę w powietrzu. Nie zwra-
118
cał na te faule zupełnie uwagi sędzia. Z minuty na minutę stawało się jasne, że będzie nam trudno w tym dniu
Strona 52
Prosta gra - Jerzy Engel
pokonać gospodarzy. Już po pierwszych dwudziestu minutach gry zgłosił odnowienie się kontuzji kręgosłupa
Jacek Bąk. W przerwie lekarz jeszcze starał się mu pomóc, Jacek próbował grać ale przegrał z bólem. Nie
wystąpił już w żadnym meczu na Mistrzostwach i była to ogromna strata dla zespołu.
Po meczu przyszedł do naszej szatni Prezydent Aleksander Kwaśniew-ski w towarzystwie prezesa PZPN.
Próbował nas pocieszać, że niby to tylko sport, a do tego pierwszy mecz przeciwko gospodarzom i tak dalej.
Stwierdził, że ten wynik na pewno nie przeszkodzi, a może nawet pomoże mu w rozmowach gospodarczych
jakie prowadzi właśnie z Koreańczykami. Poinformował nas również, że odlatuje do Polski i kolejne mecze
będzie oglądał na ekranie telewizora.
Do nas jednak docierało niewiele. Przegraliśmy i tylko to się w tym momencie liczyło, a nasza szansa na
wyjście z grupy stawała się iluzoryczna.
Po porażce czy zwycięstwie nigdy nie komentuję tego co się stało na gorąco w szatni. Jest czas na to
następnego dnia, kiedy opadną emocje i kiedy spokojnie można dokonać analizy meczu. Ale byliśmy tą
porażką mocno przybici. Coś nie dawało mi jednak spokoju. Wydawało mi się, że można było powalczyć z
większą determinacją. Podszedłem do Stanisława Machowskiego i zarządziłem badania krwi. Musiałem
przekonać samego siebie, że się mylę.
Badania potwierdziły niestety moje obserwacje. Markery zmęczeniowe były na zbyt niskim poziomie. Jedynie
u kilku zawodników wykazały ubytek energii i zmęczenie organizmu na poziomie, jaki po takim meczu
powinni mieć wszyscy występujący. Byliśmy tymi wynikami badań z doktorem Machowskim załamani.
Zrobiłem odprawę mojego sztabu szkoleniowego. Wszyscy mieliśmy ten sam wniosek. Pękliśmy psychicznie
w pierwszym meczu. Obawa, że może zabraknąć mi zdrowia i muszę się oszczędzić, może nastąpić w trzecim,
ale nie w pierwszym meczu.
Nie lubię takich odpraw z zespołem. Myślę, że nie lubi ich żaden piłkarz i trener. Kiedy uświadomiłem sobie
ile pracy zostało włożone w to, aby awansować do Mistrzostw Świata, ile zaangażowania i nieprzespanych
nocy spędzili wszyscy moi członkowie sztabu, żeby przygotować wszystko na najwyższym poziomie, jak
bardzo czekają na kolejne dobre występy zespołu miliony kibiców w Polsce, jak bardzo wreszcie wszyscy
ufaliśmy sobie
119
nawzajem, nie mogłem się z tym pogodzić. Widziałem dokładnie to samo uczucie w oczach moich
współpracowników.
Dyrektor Tomasz Koter zwiedził Japonię i Koreę wzdłuż i wszerz, żeby tylko wybrać najlepszy ośrodek dla
ekipy. Teraz siedział naprzeciwko mnie i trzymał głowę w dłoniach, jakby za chwilę miała mu odpaść. Trener
Edward Klejndinst przemieszczał się z kontynentu na kontynent, aby poznać dokładnie Koreańczyków
podczas kontrolnych meczów w Azji, Ameryce i Europie. Później dniami i nocami opracowywał i
przygotowywał kasety, bo wiedzieliśmy, że ten mecz będzie dla nas kluczowy. Teraz siedział na fotelu i w
milczeniu patrzył w podłogę. Doktor Stanisław Machowski ściągał z całego świata komponenty, z których
przygotowywał specjalne mikstury dla wspomagania i uzupełniania organizmów piłkarzy. Jeśli czegoś
brakowało, zamawiał to zagranicą. Pomógł nam w tym bardzo Włodzimierz Lubański. Pomagał nasz były
reprezentant, członek klubu wybitnego reprezentanta Roman Wójcicki, który przywoził niezbędne
komponenty z Niemiec. Pomagali inni. Ufali mu bezgranicznie wszyscy kadrowicze i on ufał im. Teraz patrzył
na badania i z niedowierzaniem kręcił głową. Nawet kucharz, który pakował tony polskiego jedzenia w
kontenery i uczył przyrządzania polskiej kuchni pomocników z Korei, zwykle wesoły i uśmiechnięty, stał, nie
odzywając się, obok okna i patrzył ze smutkiem na góry. Procedury pakowania, katalogowania i odprawiania
kontenerów, których było ponad czterdzieści, to była olbrzymia, aptekarska praca. Ale dla wszystkich było
jasne, że robimy to dla zespołu, aby pomóc piłkarzom i co było z naszej strony charakterystyczne, ilości przez
nas przygotowane były wyliczone tak, żeby nie zabrakło nam niczego aż do meczu finałowego.
Nagle poczuliśmy się bardzo zmęczeni. To tak, jakby odeszło coś, w co bezgranicznie się wierzyło a okazało
się tylko złudzeniem. Nierealną fikcją wymyśloną przez kilka osób. Fatamorganą. Bo czym tak naprawdę jest
reprezentacja Polski. To kilka osób, które decydują o jej składzie, obliczu i wynikach. W sumie z zawodnikami
około czterdziestu ludzi, zdanych wyłącznie na siebie samych. Ale tak naprawdę to tylko ci, bez pracy których
te wyniki nie byłyby możliwe. To właśnie my byliśmy najbardziej przybici i załamani. I to siebie musieliśmy
zmotywować w pierwszej kolejności, aby móc ponownie stanąć przed zespołem i natchnąć go nadzieją.
Władysław śmuda pierwszy przerwał milczenie i powiedział krótko:
- Trzeba z zawodnikami szczerze porozmawiać. Stres nie stres, ale wszyscy muszą targać do upadłego jeden za
wszystkich i wszyscy za jednego,
Strona 53
Prosta gra - Jerzy Engel
tylko wtedy mamy tu jakąś minimalną szansę. Po co się denerwować, myśleć o tym, jakie treningi, jakie leki,
jakie jedzenie. Jeśli chłopcy się będą bać i tak samo zagrają z Portugalią, to lepiej na ten mecz nie wychodzić,
bo się skompromitujemy.
- To prawda - dodał Józek Młynarczyk. - Wiem, że po porażce z USA, chcą sobie teraz Portugalczycy
powetować tę wpadkę w meczu z nami. Przekazali mi z Portugalii, co trener i piłkarze obiecali w mediach po
meczu. Powiedzieli, że taka wpadka już się im nie powtórzy i że Polskę wrzucą razem z piłką do bramki.
Dlatego i mnie się wydaje, że jeśli któryś z naszych chłopaków pęka, to lepiej niech zostanie w szatni.
- Wydaje mi się, że tak właśnie się stało - dodał Edward Klejndinst. - Oni bardzo chcieli, ale byli jak
sparaliżowani. Nigdy nie widziałem, żeby tak bali się wziąć odpowiedzialności za grę, szczególnie pomocnicy.
Musimy ich przekonać, że nawet niech ryzykują stratę piłki, ale niech realizują to, co im nakreśliliśmy. Inaczej
nie będziemy mieli żadnych szans.
Z drugiej strony, ta porażka nie przesądzała jeszcze o niczym. Bardzo zmalała oczywiście nasza szansa na
wyjście z grupy. Teraz musieliśmy szukać punktu z takim zespołem, jak Portugalia, a następnie zwyciężyć
USA. Poprzeczka powędrowała na bardzo wysoki poziom. Astronomicznie wysoki, jak na nasze obecne
możliwości.
Należało wyciągnąć wnioski z tego co się stało i rozpocząć mobilizację przed kolejnym meczem.
Ten dzień jednak dotyczył jeszcze wyłącznie podsumowania meczu z Koreą. Byliśmy mocno przybici. Mogłem
odczuć to po zachowaniach moich przyjaciół, że nie takiego występu, a przede wszystkim nic takiej walki, się
spodziewaliśmy. Czuliśmy, że nasz zespól jest w stanie grać na zdecydowanie wyższym poziomie.
Wiedziałem, że na odprawie nic może być ani jednej fałszywej nuty. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem
pierwszy w kierunku budynku, gdzie mieliśmy treningi teoretyczne. Wszedłem na salę odpraw. Piłkarze już
czekali. Rozpocząłem odprawę podsumowującą mecz z Koreą.
Odprawy pomeczowe i rozliczanie zawodników z zadań postawionych im przed meczami oraz nasze
indywidualne rozmowy, muszą pozostać na zawsze wewnętrzną sprawą trenera i piłkarzy. Dlatego w tej
książce ilustruję tylko odprawy przedmeczowe i to też nie wszystkie, bo sprawy taktyki byłyby pewnie nudne
dla czytelnika, a bez poparcia tego rysunkami po prostu mało zrozumiałe.
120
121
Popularnością można czasami przyćmić najważniejszą osobę w państwie, ale kompetencjami nigdy.
PIERWSZY KIBIC W POLSCE
Awans każdej reprezentacji narodowej do Mistrzostw Świata staje się sprawą ogólnonarodową nawet w
krajach, które regularnie uczestniczą w tych turniejach. Głowy państw utożsamiają się z tym wielkim
sportowym sukcesem. Zawsze korzystniej jest się kojarzyć z sukcesami niż porażkami. Bywało, nie tylko w
Polsce, że Szefowie Rządów zjawiali się na stadionach po pierwszej połowie, kiedy wynik był już sprawą
przesądzoną. Prezydent Aleksander Kwaśniewski jest kibicem sportowym, a ponadto sam dla zdrowia
próbuje często swych sił w różnych dyscyplinach sportu.
Tak się złożyło, że również On dołożył swoją cegiełkę do sukcesu naszej reprezentacji. Tylko od decyzji
Prezydenta zależało, czy Emanuel Olisade-be będzie mógł zagrać w reprezentacji podczas naszych eliminacji
do Mistrzostw Świata. Decyzja Prezydenta nie była łatwa. Najpierw Emanuela sprawdziły wszelkie możliwe
służby specjalne, aby ocenić czy nie jest człowiekiem sprawiającym kłopoty sąsiadom. Czy nie miał żadnych
wykroczeń i czy nie był w konflikcie z naszym prawem. Następnie, czy nie należy do żadnych podejrzanych
organizacji i w ogóle jakim jest człowiekiem. Później śledzono dokładnie to co działo się w mediach, co pisano
o ewentualnym przyznaniu mu polskiego obywatelstwa i jakie były z tym związane nastroje społeczne. W
końcu konsultowano delikatnie sprawę z prezesami PZPN, a ze mną jego rzeczywistą wartość sportową i
przydatność dla reprezentacji. Wreszcie, kiedy wszelkie dokumenty i opinie zostały zebrane, złożono je na
biurku Prezydenta i oczekiwaliśmy na decyzję.
Prawdę mówiąc miałem nadzieję, że decyzja będzie pozytywna od początku naszych starań. Liczyłem na
sportową żyłkę Prezydenta, jego wielką miłość do futbolu i chęć obejrzenia jeszcze za Jego prezydenckiej
kadencji reprezentacji na Mistrzostwach Świata. Bardzo chciałem móc powołać Emanuela już na mecz z
Holandią w czerwcu 2000 roku. Nie udało się. Decyzja pozytywna została wydana przed sierpniowym,
towarzyskim me-
123
czem z Rumunią. Cieszyłem się i wiedziałem, że Prezydent podpisując zgodę, tak naprawdę nie do końca
Strona 54
Prosta gra - Jerzy Engel
wiedział, jak bardzo mi pomógł. Decyzje polityczne, do których przyzwyczajony jest Prezydent, zwykle są
weryfikowane po bardzo długim okresie czasu. Ta decyzja zweryfikowana była bardzo szybko. Emanuel
natychmiast zdobył swoją pierwszą dla reprezentacji bramkę w trudnym meczu wyjazdowym z Rumunią.
Po każdym wygranym meczu eliminacyjnym pierwsze gratulacje otrzymywałem właśnie od Prezydenta.
Rozmawialiśmy długo, jeszcze raz analizując najważniejsze momenty meczu, chociaż zwykle robiliśmy to na
odległość i tylko przez telefon. Radość z wyników reprezentacji była ogólnonarodowa i jak wirus sympatia dla
drużyny zarażała coraz więcej osób w Polsce. Były to miłe momenty dla nas wszystkich.
Gratulacje od Prezydenta nie zawsze zwiastowały dobre nowiny. Tak było chociażby z moimi poprzednikami
Antonim Piechniczkiem i Władysławem Stachurskim, którzy tuż przed zdymisjonowaniem ich z funkcji
selekcjonera otrzymywali gratulacje za swoją pracę od Głowy Państwa. Bywało, że taki mecz, jak choćby z
reprezentacją Ukrainy, nasz Prezydent oglądał w towarzystwie Prezydenta Ukrainy w telewizorze na jednym
z okrętów wojennych. Stamtąd też po meczu otrzymałem od Niego telefon z gratulacjami.
Osobiście miałem możliwość podziękować Prezydentowi za podjęcie tak ważnej dla nas decyzji dotyczącej
Emanuela, kiedy w dzień naszego odlotu do Azji przyjął całą ekipę mundialową w Pałacu prezydenckim.
Spotkanie było oficjalne, ale bez pompy i przesadnej, często towarzyszącej takim spotkaniom, sztywnej
atmosfery. Podczas tego spotkania wręczyłem Prezydentowi kasetę z filmem ukazującym naszą drogę do
finałów Mistrzostw Świata, film nagrany przez Tomasza Pijanowskiego.
Z Prezydentem rozmawiałem jeszcze kilkakrotnie. Dzwonił do mnie po jego przylocie do Korei i anonsował
wizytę w naszym hotelu przed meczem z Koreą. Do spotkania nie doszło, bo przełożył wizytę na po meczu.
Zawitał jednak tylko do naszej szatni po zakończonym, niestety przegranym meczu z Koreą.
Po powrocie z Mistrzostw rozmawialiśmy już po mojej dymisji, kiedy zadzwonił do mnie pewnego dnia.
Byłem zdegustowany całym zamieszaniem, jakie powstało po Mistrzostwach i raczej rzadko odbierałem
telefony. Jechaliśmy z małżonką samochodem do centrum miasta, kiedy po raz kolejny zadzwonił telefon.
Odbiorę ten jeden powiedziałem do Uli i uruchomiłem słuchawkę w telefonicznym zestawie samochodowym.
Dzwonił Prezy-
124
dent. Podziękował za wszystkie wspaniałe chwile, jakie On, jak również wszyscy interesujący się futbolem
Polacy, mieli możliwość przeżyć w związku ze znakomitymi występami reprezentacji w eliminacjach i jej
udziałem w Mistrzostwach Świata. Dodał, że chciałby się niebawem ze mną spotkać. Miał powiadomić o
terminie tego spotkania telefonicznie za kilka dni.
Miałem przyjemność być ponownie w Pałacu Prezydenckim w maju 2003 roku, przy okazji meczu najlepszych
na świecie skoczków narciarskich z reprezentacją aktorów polskich. Razem z trenerem Apoloniuszem
Tajne-rem poprbszono mnie o poprowadzenie drużyny skoczków, a cała nasza międzynarodowa ekipa została
zaproszona przed meczem do państwa Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich. Nie był to jednak najlepszy
moment na rozmowy o reprezentacji Polski, chociaż sam Prezydent w rozmowie ze mną do tego tematu
nawiązał. Może kiedyś będzie jeszcze okazja na dłuższą rozmowę.
Wejście Polski w struktury Unii Europejskiej nie było sprawą prostą. Ważną rolę miało odegrać ogólnopolskie
referendum, w którym uprawnieni do głosowania Polacy mieli wyrazić swoją wolę. Brałem czynny udział w
spotkaniach przed referendum w różnych miejscach w Polsce. Razem z grupą przyjaciół ze środowiska
aktorskiego, Markiem Kondratem, Edytą Jungowską, Olafem Lubaszenko, Krzysztofem Materną, Wojciechem
Man-nem, Grzegorzem Turnauem oraz wspaniałym rysownikiem Andrzejem Mleczko, odpowiedzieliśmy
pozytywnie na apel pani Minister Danuty Hubner, aby pomóc przekonać wielu wahających się przede
wszystkim do tego, żeby uczestniczyli w referendum, a ponadto głosowali na tak. Uhonorowano nas za to
medalami unijnymi, a w dniu ogłoszenia wyników referendum zostaliśmy zaproszeni przez Prezydenta do
Pałacu Prezydenckiego. Wspólnie z Głową Państwa oraz elitą naszych polityków, ludzi kultury, sztuki i
biznesu oczekiwaliśmy na wyniki głosowania. Prawie sześćdziesiąt procent ludzi głosujących i prawie
osiemdziesiąt procent za wejściem do Unii to wyniki, które wywołały niesamowitą euforię oczekujących. Po
raz kolejny uściskaliśmy się z Prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim i podyskutowaliśmy dłużej. Kończąc
swoją kadencję prezydencką, nasz awans i uczestnictwo w Mistrzostwach Świata, również Prezydent będzie
wymieniał na pewno po stronie swoich plusów i miłych wspomnień. Jestem tego absolutnie pewien.
125
śycie trenera jest jak bolid pędzący z niesamowitą szybkością do mety
PORTUGALIA - ODPRAWA
W życiu każdego z nas zdarzają się momenty zwrotne, które mogą nasze życie zamienić w pasmo
Strona 55
Prosta gra - Jerzy Engel
wspaniałych chwil, ale również w piekło. Tak samo jest z karierą piłkarską, trenerską, zawodową. Wszyscy
mieliśmy już w naszym życiu takich momentów bardzo wiele. Czasami przypadek decyduje
0 tym, że ktoś zrobi niesamowicie wielką karierę i ten sam przypadek może spowodować całkowite załamanie
się wszystkiego, co przez lata układaliśmy i przygotowywaliśmy. Są też momenty, że spotkamy na naszej
drodze życia kogoś, kto pomoże nam w życiowej sprawie, czy decyzji i jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki wszystko zmienia się nam jak w bajce. Takim momentem jest mecz z Portugalią. Popatrzcie
rozegraliśmy przez ostatnie dwa i pół roku dwadzieścia siedem trudnych meczów i oto stajemy przed
meczem, którego wynik może całkowicie zniweczyć cały nasz dotychczasowy dorobek i spowodować, że
będziemy wracać do kraju po pierwszej fazie Mistrzostw. Ale może być to też przełomowy pozytywnie
moment, kiedy po pierwszej porażce udowodnimy na poziomie takiego przeciwnika, jak Portugalia, że
jesteśmy w stanie pokonać każdego i dzięki temu meczowi odwróci się na naszą korzyść karta tych
Mistrzostw. Po porażce, odpukać, z niesławą wracać będziemy do Polski z uczuciem, że zawiedliśmy miliony
kibiców, że zawiedliśmy siebie samych. Ja jednak twierdzę, że ten jeden przegrany mecz jeszcze nie decyduje o
niczym. Przegraliśmy w swoim życiu niejeden mecz, a jednak cały czas jako reprezentacja posuwamy się do
przodu
1 odnosimy coraz większe sukcesy. To świadczy, że jesteśmy silni i potrafimy się szybko pozbierać po porażce.
Jestem pewien, że będzie tak i tym razem. Jedno złe wydarzenie nie może o niczym decydować, a już na
pewno nie może zniweczyć całego naszego dotychczasowego dorobku i pozytywnej opinii o nas.
Mecz z Portugalią może zamieszać niesamowicie w naszej grupie. Dla nas wystarczy go nie przegrać, aby mieć
szansę na wyjście z grupy, a taki
Ul
wynik najprawdopodobniej wyeliminuje Portugalię. Nikt nie mógł się takiego scenariusza przed
Mistrzostwami spodziewać. Wszystko w naszej grupie jest jeszcze dla każdego możliwe. Wciąż mamy nasz
awans do następnej rundy tylko w naszych rękach. Ja nie chcę wywierać dodatkowej presji na was, bo zdaję
sobie sprawę, że wszyscy przeżywamy te Mistrzostwa w podobny sposób. Ale nasze dobre wyniki są
potrzebne polskiej młodzieży, milionom dzieciaków i kibiców. Oni bez względu na to, czy wygramy, czy
odpadniemy i będziemy wracać do Polski najbliższym samolotem i tak was i tę reprezentację będą kochać.
Tytanik też miał być statkiem niezatapialnym, ale zderzył się z górą lodową i zatonął. Może te Mistrzostwa są
dla nas taką górą lodową, z którą po prostu nie mamy szans. Tak też się może zdarzyć, ale musimy zrobić
wszystko co w naszej mocy. aby rzucić na szalę wszystkie nasze umiejętności, ambicję i honor. Musimy z
wielką determinacją powalczyć o zwycięstwo, a wtedy przy niesprzyjających okolicznościach możemy
osiągnąć remis.
Musicie wiedzieć, że tam w Polsce nie kochają reprezentacji dlatego bo nazywa się reprezentacją. Kibice
kochają was z imienia i nazwiska, jako Tomka Włdocha, Jacka Krzynówka czy Maćka śurawskiego. Kochają
waszą osobowość, talent, umiejętności i za to, co dla nich dokonaliśmy. Za to nas kochają. I za to, że daliśmy
im te Mistrzostwa. Dla nich liczycie się z imienia i nazwiska. Oczywiście łatwiej kocha się zwycięzców.
Są takie momenty w życiu kiedy rodzina bardzo się konsoliduje, kiedy czuje potrzebę bycia razem i wzajemnie
chce się wspierać. My jesteśmy też wielką, wspaniałą rodziną. Z przyjemnością jest patrzeć, jak wspieraliście
się nawzajem w trudnych momentach, jak razem się cieszyliście po zwycięstwach i jak było nam ciężko po
porażkach. Teraz też musimy być blisko siebie, jak nigdy dotąd, bo dochodzimy do bardzo ważnego punktu
zwrotnego w naszej pracy i w życiu naszej rodziny. Teraz właśnie musimy akcentować, jak bardzo jesteśmy
wszyscy razem i potrafimy bić się wszyscy za jednego i jeden za wszystkich. Dlatego ten mecz musimy lak
rozumieć. Gramy go dla tych, którzy nas kochają. Bo nawet jak wygramy, to ci którzy nas nienawidzą, będą
nas nienawidzić jeszcze bardziej i nie dla nich tu występujemy.
Dzisiaj w nocy około drugiej obudziłem trenera Edwarda, widzicie jaki jest teraz przeze mnie śpiący, i jeszcze
raz oglądaliśmy i analizowaliśmy dwie kasety z meczami Portugalii. Wnioski są proste. Najważniejsze przed
takim meczem, żebyście się skoncentrowali i dobrze zrozumieli taktykę.
128
Ja stworzyłem tę reprezentację, ja was do niej dobrałem, ja stworzyłem z was znakomity zespół i ja biorę całą
odpowiedzialność za wszystko co się stanie dalej. Nie macie na sobie żadnego ryzyka, nie ciąży na was ta
paraliżująca odpowiedzialność. To wszystko biorę na siebie. Każdy wasz błąd, każde wasze złe zagranie i
ewentualną porażkę. To wszystko idzie tylko i wyłącznie na moje konto. Jeżeli wygramy ten mecz, to
zwycięstwo podzielimy jak zwykle na wszystkich po równo, jeśli przegramy to ja odpowiadam za selekcję,
taktykę, skład i biorę tę porażkę na siebie. Dlatego nie bójcie się ryzykować igrać na poziomie na jaki was stać.
Strona 56
Prosta gra - Jerzy Engel
A sukces w takim meczu można osiągnąć tylko wtedy, gdy zagramy na poziomie na jakim nie graliśmy nigdy
dotąd. Wierzę w was tak samo, jak zawsze wierzyłem w eliminacjach i dlatego jesteśmy dzisiaj tu w Korei,
pomimo totalnej krytyki jaka towarzyszyła nam podczas eliminacji. Grajcie swobodnie, bez stresu. Wierzę, że
nie zawiedziecie przede wszystkim siebie samych, żebyśmy na bazie tego meczu szli dalej do przodu, bo
nawet jeśli wygramy, to też nic wielkiego jeszcze się nie stanie. Będą nas czekać kolejne jeszcze trudniejsze gry.
Ale to jest pierwszy przełom, bo daje nam możliwość walki w następnych. Tu już musimy grać bez porażki do
końca tej imprezy i jeśli nam się to uda, to pociągniemy ten serial dalej przez eliminacje Mistrzostw Europy.
Budowa zespołu reprezentacyjnego trwa stale. Teraz wy tworzycie jego trzon, tak jak jeszcze dwa i pół roku
wstecz tworzyli go inni piłkarze. Warn ten Orzeł na piersi dodawał skrzydeł i sami musicie odpowiedzieć
sobie na pytanie, czy jest tak nadal, czy może komuś już zaczyna ten Orzeł ciążyć. Zadajcie sobie pytanie, czy
naprawdę wierzycie w siebie samych, czy macie w sobie wewnętrzne przekonanie, że możecie czegoś
wielkiego dokonać. To jest najważniejsze, żeby być w porządku z samym sobą, żebyście nie musieli robić
czegoś, w co nie wierzycie i do czego nie jesteście stuprocentowo przekonani.
Gramy dla milionów ludzi w Polsce i Polaków rozsianych na całym świecie. Oni w was wierzą najbardziej.
Oni chcą chodzić po ulicach dumni z samego faktu, że są Polakami. śaden z was sam tu niczego nie zwojuje.
Musimy poczuć się ponownie zespołem i musicie sobie sami odpowiedzieć pytanie, czy na takim poziomie do
tego zespołu każdy z was pasuje. Co może każdy z osobna wnieść do gry zespołu, aby podnieść jego wartość.
Portugalia gra czwórką w obronie, dwójką defensywnych pomocników, jednym rozgrywającym na środku i
trójką napastników. Najsłabszą ich formacją jest obrona. Ale w mentalności Portugalczyków nie leży bronienie
się. Ich siła to wysunięty napastnik Pauleta, dwóch skrzydłowych,
129
Figo i Concencao, wspierający ich od środka Joao Pinto i włączający się od czasu do czasu skrajni obrońcy.
Kiedy muszą się bronić są bezradni i popełniają wiele prostych błędów, jak zrobili to z Amerykanami. A więc
jedno co my musimy zrobić, to zneutralizować najgroźniejszych dla nas zawodników portugalskich i skupić
grę na ich formacji obrony. Pytanie jakie sobie zadajemy to, czy jesteśmy w stanie zatrzymać czterech
Portu-galczyków, którzy będą atakować przeciwko naszym pięciu broniącym. Nie będę wymagał w tym
meczu ofensywnej gry od żadnego z piątki ludzi odpowiedzialnych za grę obronną. Ale będę wymagał
jednego, że jeżeli gram przeciwko jednemu zawodnikowi w mojej strefie, to ten zawodnik nie ma prawa
stworzyć nam jakiegolwiek zagrożenia. Całą energię, jaką tracilibyście w grze ofensywnej zatrzymujecie po to,
aby z tym przeciwnikiem walczyć. Grać będziecie jeden przeciwko jednemu, Marek przeciwko Figo, Michał
przeciwko Concencao, Radek przeciwko Joao Pinto. Pauletę indywidualnie bierze Tomek Hajto, a asekuruje go
dodatkowo Tomek Wałdoch. Tu nam się nic nie może przykrego stać. Twierdzę, że jesteście w stanie wygrać
rywalizację cztery na pięć. To zabezpieczy nasze tyły. Ta grupa ma za zadanie wybronić to wszystko, co
będzie do wybronienia. Czasami pomogą wam inni, ale ponieważ chcemy szybko przechodzić do ofensywy i
atakować, aby zmuszać ich do gry jakiej nie lubią, pozostali gracze oczekiwać będą na wasze wygrane
pojedynki indywidualne i piłkę, aby rozpocząć grę ofensywną. Po przechwycie natychmiast przechodzimy do
kontry. My po raz pierwszy zagramy coś takiego. Tu rysuję wam na tablicy. My też nie lubimy się bronić, nie
leży to w naszym charakterze. Dlatego atakujmy, idźmy po bramkę, ale z rozsądkiem. Tak jak robiliśmy to w
eliminacjach.. Traciliśmy bramki, ale zdobywaliśmy ich bardzo dużo. Przypomnę wam, jeśli ktoś zapomniał,
że sześć bramek strzeliliśmy Norwegom, dwie na wyjeździe Walijczykom, trzy w Kijowie, o czterech
strzelonych Armenii w Polsce nie wspomnę. To jest Polska i nasz charakter, to jesteśmy my Polacy, to myśmy
tego dokonali i możemy nadal strzelać po trzy bramki tu na Mistrzostwach. Dlatego wyjdziemy tym razem
trójką napastników. Obrona, wybronić i tylko zagrać tę piłkę wprzód. Amerykanie strzelili im trzy bramki, a
my mamy przecież o wiele lepszych napastników. Oli, Paweł i Maciek wyjdziecie od początku, a na swoją
szansę będzie czekał Marcin i Czarek.
Oni utrzymują tę czwórkę w obronie trzymają linię nie agresywną strefę, a więc będzie trochę miejsca na
przyjęcie gry na siebie i rozpoczęcie sku-
130
tecznych akcji ofensywnych. Będziemy grać trzech przeciwko czterem, a jeśli uda nam się kontra, po
włączeniu się ich skrajnego obrońcy, to mamy trzy na trzy. A jeśli podłączy się do akcji Jacek lub Świerszczyk
to mamy przewagę. Tylko trzeba wybronić, bo to jest podstawą i dograć celną piłkę do ataku. Nasz atak
będzie wspierany przez dwójkę środkowych. Ich środkowi obrońcy są mało zwrotni. Są znakomici w grze o
górne piłki, dlatego grać będziemy przede wszystkim dołem. Jesteście w ataku o wiele od nich szybsi i w grze
jeden na jednego, czy dwóch na dwóch mieć będziemy przewagę. Każda zagrana piłka prostopadła do
Strona 57
Prosta gra - Jerzy Engel
przodu, będzie niesamowicie groźna. Zanim doskoczy do Maćka czy Pawła defensywny pomocnik czy
obrońca, będzie wiele czasu na to, aby ułożyć sobie grę w pomocy i przenieść grę do napastników.
Mamy ten komfort w meczu, że wybór kierunku akcji ofensywnej jest ogromny. Praktycznie gdzie zagramy
piłkę do przodu, to powinien już na nią w tej strefie czekać nasz pomocnik lub napastnik. Tylko musi być ona
dograna dołem i celnie. Po przyjęciu gry na siebie w środku pola, już nie czekamy na wsparcie obrońców, tak
jak to było dotychczas, tylko odwracamy się natychmiast i tworzymy własną akcję do końca. W strefie
środkowej musimy dobrze patrzeć kto jest wolny. Zanim przesuną krycie defensywni pomocnicy, mamy
trochę czasu. A po przesunięciu będziemy w środku mieli wolnego partnera, tylko trzeba z premedytacją go
szukać i przez niego grać. Zostawiamy bocznych obrońców poza grą. Oni do środka nie zejdą do asekuracji.
To musi być grane szybko. Naszą siłą musi być w tym meczu kontra. To oni będą układać atak pozycyjny
kończony indywidualnymi akcjami Figo, Concencao, Paulety czy Joao Pinto. A my mamy kontrować. Będą
starali się was ośmieszyć, grać siatki, zagrać klepkę, pobawić się piłką. Oni to kochają. Nas nie interesuje
udowadnianie kto jest lepszy, kto kogo oszuka. My mamy trzymać żelazną dyscyplinę w grze. Nie popełniać
indywidualnych błędów w grze obronnej i szukać jak najskuteczniej przeprowadzonego kontrataku. Każdy z
was ma swoje zadanie do wykonania, a suma pozytywnie wykonanych zadań złoży się na nasz sukces lub
porażkę. W tym meczu musimy grać bardzo blisko przeciwnika. Siedzimy im na nogach i natychmiast twardo
walczymy o piłkę. Muszą poczuć ból przy przyjęciu piłki i przy próbach dryblingu. Muszą zacząć się nas
obawiać w trakcie gry. To jest mecz dla mężczyzn. To będzie walka gladiatorska, bo ten kto przegra znika na
zawsze z Mistrzostw. Dlatego musimy podejść do tego, jak do walki gladiatorów. I albo tę walkę i tę odwagę
macie w sercach, albo jej
131
nie mamy i zejdziemy z boiska pokonani. Może nie pasujemy do tego rodzaju walki, może nie pasujemy do
tych Mistrzostw. Ten mecz da nam na te pytania odpowiedź. A może któryś z was się boi. Emsi boisz się. Nie,
to mów głośno, a nie szeptem. Maciek ty się boisz, o teraz to lubię. No proszę tu w sali nie mamy obaw, ale
trzeba będzie tę silę pokazać na boisku i naszą wolę zwycięstwa przenieść na ich psychikę. To oni muszą
zacząć się nas obawiać. To oni mają o wiele więcej do stracenia aniżeli my. To oni wciąż są uważani za jednego
z faworytów Mistrzostw a nie my. To na nich ciąży większy ciężar odpowiedzialności. My jak odpadniemy, to
nikogo to nie zdziwi. Najwyżej zrobimy tylko przyjemność wszystkim naszym wrogom, a paru z was pojedzie
na wcześniejsze wakacje. Na wielu sztandarach w Polsce są złotymi literami wypisane tylko trzy słowa. Bóg,
Honor, Ojczyzna. Tylko trzy, ale każdy z nas doskonale wie, jak wiele się za nimi kryje. Pomyślcie o nich
zanim wyjdziemy na boisko i dopasujcie je do siebie samych. Wtedy zrozumiecie, jak należy podejść do tego
meczu. Dziękuję.
To wszystko co do wczoraj w futbolu dokonałeś, dzisiaj nie ma już żadnego znaczenia. Każdy kolejny mecz
jest końcem jednego rozdziału i rozpoczęciem nowego. A czasami końcem książki.
DRUGI MECZ - PORTUGALIA
Robiąc przygotowania do Mistrzostw Świata, jeszcze w Polsce brałem pod uwagę wszelkie możliwe
scenariusze. Również taki, który zakładał porażkę w pierwszym meczu z Koreą. W takim przypadku
spodziewałem się, że najtrudniej będzie odbudować psychikę piłkarzy.
Jednym z elementów naszej pracy nad psychiką zawodników było oglądanie przez piłkarzy filmów w
wewnętrznej sieci telewizyjnej jaką dysponowaliśmy. Wzięliśmy do Korei ponad sto filmów, w tym wiele
komediowych pozwalających w miarę łatwo wprowadzić oglądających w lepszy nastrój. Poprosiłem też o
pomoc mojego znakomitego kolegę Krzysztofa Matemę, którego programy telewizyjne i estradowe od lat
rozśmieszają miliony Polaków i którego uważałem praktycznie za członka ekipy. Krzysztof kochał tę
reprezentację miłością bezgraniczną, wreszcie po szesnastu latach oczekiwań odwzajemnioną. Na moją prośbę
przygotował swój występ dla piłkarzy. Przedstawił im spektakl złożony z najzabawniejszych momentów z
jego programów telewizyjnych. Pracowaliśmy nad odbudową dobrego samopoczucia zawodników.
Najważniejsze było doprowadzić ich stan psychiczny ponownie do poziomu pozytywnego myślenia przed
czekającym nas meczem z Portugalią. To musiał być pierwszy krok, a na bazie tego doprowadzenie do
uwierzenia we własne możliwości, co z kolei prowadziło do wiary w zwycięstwo. Wiedzieliśmy, że należy
odbudowywać formę psychiczną etapami, krok po kroku, nie za szybko. Nie mieliśmy jednak wiele czasu.
Zawodnicy po takiej porażce reagują różnie. Większość z nich jednak bardzo cierpi. Wolą przeżywać to w
samotności i odreagowywać stres powoli. Dlatego działaliśmy w tej materii bardzo ostrożnie. Krzysztof był
zadowolony z reakcji zawodników na jego występ i to były pierwsze symptomy, że nasze przygotowania do
meczu z Portugalią idą w dobrym kierunku.
Strona 58
Prosta gra - Jerzy Engel
Bardzo ucieszyliśmy się z odwiedzin w naszym ośrodku, reprezentacji polskich aktorów. Przebywali z nami
do późnych godzin nocnych, śpiewali
133
wspaniałe karaoki i opowiadali, jak znakomicie polscy kibice cieszą się z pobytu na tej imprezie. Ich
uśmiechnięte twarze i sympatyczne, optymistyczne i ciekawe opowieści, pozwoliły oderwać się od ciągłego
myślenia
0 kolejnym meczu. Rozegrali też z nami mecz, który ja sędziowałem, na bramce stał Zbigniew Boniek, a w
polu grali pozostali członkowie ekipy, plus zaproszeni goście. W roli kibiców tym razem piłkarze.
Zaczęły pojawiać się pierwsze uśmiechy w drodze na trening, powoli wracały pojedyncze żarty. Zespół stawał
z godziny na godzinę na nogi pod względem psychicznym. Oczywiście drużyna to zbiór najróżniejszych
charakterów i osobowości. Dlatego pracowaliśmy wielokierunkowo. Prosiłem masażystów i lekarzy, aby przy
każdej rozmowie z zawodnikami podnosili ich na duchu i podkreślali wszelkie zauważone pozytywy. O to
samo poprosiłem moich współpracowników, trenerów, aby podczas zajęć treningowych akcentowali, każde
udane zagranie, strzał czy obronę bramkarską. Zawodnicy jak nigdy dotąd potrzebowali naszego wsparcia,
sympatii i pomocy. Ale nie było to sprawą prostą ani łatwą. Presja była ogromna i powiększała się z każdą
godziną przybliżającą nas do pojedynku z Portugalią. Kto przegra odpada z turnieju Wszyscy o tym
wiedzieliśmy, ale nikt ani razu tego nie powiedział. W rankingach UEFA i FIFA dzieliła nasze zespoły
przepaść. Świadomość, że możemy zagrać znakomicie i też nie wygrać, była nie do zniesienia. Na długo przed
Mistrzostwami opracowaliśmy taktykę, w której kluczową rolę w obronie miał pełnić Jacek Bąk. On znał króla
strzelców ligi francuskiej i najlepszego napastnika Portugalii Pauletę jak nikt inny. Teraz wypadł nam ze
składu i zastanawialiśmy się, w jakim ustawieniu powinniśmy zagrać w formacji obrony. Dyskutowaliśmy
nad tym długo a praktycznie każdego wieczoru, podsumowując dzień. Kto przeciwko Paulecie. To pytanie
spędzało nam sen z powiek. Zdecydowałem się na rozegranie krótkiego sparingu, w którym jeszcze raz
chcieliśmy dokładnie przyjrzeć się środkowym obrońcom. Para Tomków Wałdoch-Hajto prezentowała się
zdecydowanie pewniej od pary Jacek Zieliński - Arek Głowacki, a wynik pięć do jednego na korzyść zespołu,
w którym wystąpili Hajto
1 Wałdoch podkreślał różnicę.
Pomimo tego zdecydowałem się po raz pierwszy porozmawiać o tym z kapitanem zespołu Tomkiem
Wałdochem. Wiedziałem, że będę na niego stawiał w tym meczu i szukałem dla niego partnera.
Rozmawialiśmy prawie godzinę i chciałem uzyskać również jego opinię, która była dla mnie ważna, ale nie
decydująca. W meczu z Portugalią liczyć się miało przede wszyst-
134
kim zrozumienie pary środkowych obrońców, których zadaniem było wyłączenie z gry Paulety i skuteczna
wzajemna asekuracja. Po długich przemyśleniach postawiłem jeszcze raz na parę Wałdoch-Hajto. Grali razem
z sobą przez kilka lat w zespole klubowym. Prezentowali się dobrze od strony przygotowania fizycznego.
Chcieli się zrehabilitować za błędy popełnione w meczu z Koreą. Wszystko przemawiało na ich korzyść. A
jednak się pomyliłem. Jak na ironię bardzo dobrze zagrali boczni obrońcy. Ani dynamiczny Concencao nie
pograł sobie przy Michale śewłakowie, ani gwiazda madryckiego Realu, Luis Figo przy Marku Koźmińskim.
Na początku meczu opuścić musiał boisko Radek Kałużny z powodu kontuzji. To była kolejna kolosalna strata
dla zespołu. Radek znakomicie wykluczył z gry Joao Pinto i jeszcze wziął na siebie ciężar rozgrywania. W tej
sytuacji cofnąłem na jego miejsce Piotra Świerczewskiego, a w miejsce Piotra wstawiłem Arka Bąka. Niestety ta
zmiana nie wniosła nic pożytecznego. Arek nie potrafił pozbyć się stresu związanego nie tylko z debiutem na
Mistrzostwach, ale z wejściem na boisko w tak ważnym i trudnym meczu. Spotkanie odbywało się przy
mocno padającym deszczu, co było dodatkowym atutem lepiej przy piłce czujących się, znakomitych
technicznie Portugalczyków. Przegrywaliśmy jeden do zera po bramce Paulety. Rozgrywaliśmy dobry mecz i
wydawało się, że musimy zdobyć bramkę. Tak też się stało. Niestety szkocki sędzia, ku zaskoczeniu obu
zespołów, bramki nie uznał. Portugalczycy mieli ogromne pretensje do samych siebie za utraconą bramkę,
zaczęli się między sobą kłócić, a tymczasem okazało się, że sędzia zadecydował inaczej. Był to dla nas
olbrzymi cios. Zdawaliśmy sobie sprawę, jak trudno jest zdobywać bramki z takim zespołem jak Portugalia. W
takich momentach istnieje również niebezpieczeństwo utraty drugiej bramki. Kiedy trzeba ryzykować,
atakować dużą liczbą piłkarzy, zawsze istnieje groźba narażenia się na skuteczną kontrę.
W meczu z Portugalią zmieniłem po raz drugi w mojej dwuipółletniej karierze reprezentacyjnej system gry
zespołu. I po raz drugi przegraliśmy. Wyszliśmy 1x4x3x3. Trójka napastników, Kryszałowicz, Olisadebe,
Strona 59
Prosta gra - Jerzy Engel
śuraw-ski miała za zadanie zdobyć bramkę. Wiedziałem, że z takim zespołem jak Portugalia, trudno nam
będzie utrzymać konto zerowe. Traciliśmy bramki w eliminacjach ze słabszymi reprezentacjami. Dlatego
należało za wszelką cenę dążyć do zdobycia bramek, bo to dawało nam szansę na remis. Niestety, nie udało
się.
Po stracie przez nas drugiej bramki stało się dokładnie to, czego spodziewaliśmy się w czarnym scenariuszu.
Mistrzostwa się dla nas skończyły.
135
Zawodnicy byli załamani i z minuty na minutę opadało zaangażowanie w grę. Są takie momenty w grze
zespołu, kiedy nagle staje się jasne, że nie ma szans na korzystny wynik. Wtedy trzeba mieć niesamowicie
profesjonalny charakter, wielką siłę wewnętrzną i wiele w sobie patriotyzmu, aby walczyć z determinacją już
tylko o honorową porażkę. Nam tego już w tym momencie zabrakło. Zeszliśmy z boiska pokonani cztery do
zera i wiedzieliśmy, że Mistrzostwa zakończyliśmy na fazie grupowej.
Takiej szatni nienawidzę. Sądzę, że każdy trener bardzo nie lubi tej niesamowitej, świdrującej w głowie ciszy,
przerywanej cichym płaczem, dobiegającym gdzieś spod ręcznika narzuconego na czyjąś głowę. Siedzieliśmy
mokrzy, zbici i przegrani. Odebrano nam honor i marzenia, które drzemały w nas od dziecka, aby przywieźć
do Polski kolejny medal z Mistrzostw. Trudno było spojrzeć sobie nawzajem w oczy. Dobrze, że byliśmy
bardzo mokrzy i spływały z nas krople deszczu. To było dobre alibi dla tych, którzy wstydzili się łez.
Wychodziliśmy wolno z szatni. Przejście przez strefę dziennikarzy było konieczne i nieprzyjemne. Najczęściej
powtarzające się pytanie do mnie, to czy podam się po tym meczu do dymisji.
Są momenty w życiu szkoleniowca, kiedy wykonywany zawód daje mu wiele satysfakcji, a czasami wielkiej
radości, kiedy jego zawodnicy podrzucają go wysoko do góry, na oczach milionów kibiców. Przeżyłem to po
meczu w Chorzowie z Norwegią. Zawodnicy podrzucali mnie wysoko po naszym awansie do Mistrzostw
Świata. Ale są też chwile jak ta po meczu z Portugalią. Człowiek zaczyna się zastanawiać nad sensem swojej
pracy, niesamowitych wyrzeczeniach robionych kosztem rodziny i przyjaciół, gdy z góry wiadomo, że mamy
minimalną szansę na sukces.
Ta porażka była tak dotkliwa dla nas wszystkich, że prawie nikt nic był w stanie wydusić z siebie choćby
słowa. Porażka jest gorsza niż śmierć. Śmierć kończy wszystko, a z porażką trzeba umieć żyć dalej. Te słowa
jednego z trenerów futbolu amerykańskiego najtrafniej odzwierciedlają stan ducha, w jakim znaleźliśmy się po
meczu z Portugalią. Kto nie przeżyje sam takich momentów, niewiele może tak naprawdę powiedzieć o
futbolu. Wiele lat temu zadomowił się na polskich boiskach taniec zwycięstwa, kiedy po wygranym meczu
zespół splatając ramiona, podskakuje rytmicznie w kole na środku boiska i akcentuje swoją radość. Później
przeniosło się to do szatni. Tańczyliśmy bardzo często również jako reprezentacja, bo i w tym zespole
znakomicie się to przyjęło. Szczegól-
136
nie po bardzo ciężkich, ale zakończonych zwycięsko meczach eliminacyjnych.
Po dotkliwej porażce, reakcje są diametralnie różne. Tego już kamery telewizyjne kibicom nie pokazują.
Zawodnicy zwykle siedzą na swoich miejscach w szatni, mają głowy nakryte ręcznikami i bardzo ciężko
przeżywają porażkę. Często są to łzy rozpaczy lub złości. Inni długo się nie odzywają, trawiąc tę porażkę w
sobie jak truciznę, której strawić się nie da. A później następują dni po porażce czasami jeszcze bardziej
przykre i trudne dla nas wszystkich aniżeli sam moment przegranej. Wtedy każdy zaczyna rozumieć słowo
cierpienie.
Taka jest właśnie prawda o futbolu, prostej grze, którą pasjonują się miliony ludzi na całym świecie.
Porażka z Portugalią, spowodowała niesamowite przygnębienie całej naszej ekipy. Kilku piłkarzy, szczególnie
liderzy zespołu, wyglądali jak bokser po ciężkim knock out-cie. Bladzi, wyciszeni, smutni, zamknięci w sobie.
Cisza podczas posiłku, cisza w drodze do hotelu, cisza w hotelu. W tej sytuacji wiedziałem, że z tej grupy już
nic się nie wykrzesze. Liderzy drużyny przegrali swoje Mistrzostwa. Tymczasem czekał nas jeszcze jeden
mecz z USA.
Zespół to nie tylko jedenastu zawodników i kilku rezerwowych, którzy wystąpili w meczu. Zespół to wszyscy
jego członkowie. Stworzona przeze mnie reprezentacja była silna, bo każdy zawodnik, każdy pracownik
departamentu reprezentacji Polski, czuł się w tym zespole potrzebny. Wchodzący na boisko w trakcie meczów
piłkarze często przechylali szalę zwycięstwa na naszą korzyść, bo wiedzieli o tym, że wchodząc na plac, są
nadzieją wszystkich pozostałych na pomocną dłoń. Teraz właśnie ci piłkarze po raz kolejny mieli wziąć na
siebie odpowiedzialność za honor reprezentacji. Wiadomo było, że bez fantastycznych meczów w wykonaniu
liderów zespołu tych wszystkich, którym te Mistrzostwa nie wyszły, nie byłoby nas na Mun-dialu. śaden z
Strona 60
Prosta gra - Jerzy Engel
nich się nie skompromitował, po prostu w tym momencie, ktoś był od nich lepszy, szybszy, zwrotniejszy,
dokładniejszy, bardziej doświadczony, skuteczniejszy.
Kiedy po Mistrzostwach Świata spytano trenera reprezentacji Anglii Swena Eriksona, dlaczego jego drużyna
nie zajęła lepszego miejsca, odpowiedział, że miał w zespole zbyt małą grupę piłkarzy, którzy mieliby
doświadczenie w grze na takich imprezach. Patrzyłem na naszych zawodników, dla których te Mistrzostwa
były jak zderzenie się z górą lodową
137
i zastanawiałem, ilu z nich będzie miało jeszcze raz taką szansę. Wiedzieliśmy, że chyba żadnemu z nas nie
uda się takiej imprezy powtórzyć. Zakończył się wspaniały etap pracy drużyny. Grupa kompletowana,
selekcjonowana na eliminacje wypełniła swoje zadanie. Ci, którzy mieli pociągnąć to dalej na Mistrzostwach,
już nie sprostali zadaniu. Ale dokonali bardzo wiele dla polskiej piłki nożnej. Po szesnastu latach walki o
awans do wielkiej imprezy piłkarskiej dokonali tego, czego oczekiwały miliony kibiców. Są jednak limity,
których przekroczyć się nie da. Są momenty kiedy trzeba powiedzieć pas. Mając w ręku karty bez kompletu
asów i nieprzychylne układy w rozdaniu, nie ugra się szlema ani szlemika. Polska reprezentacja to solidne trzy
bez atu i tak na razie musi pozostać. Zrozumieliśmy to dobitnie, siedząc w mokrej szatni po meczu z
Portugalią.
Nie interesuje mnie co sądzą o mojej pracy ludzie spoza mojej ekipy. Najważniejszy jest dla mnie szacunek
tych, z którymi awansowałem i uczestniczyłem w Mistrzostwach Świata.
USA - JEDNA Z ODPRAW
Oglądaliśmy już reprezentację Ameryki wielokrotnie. Znamy ich sposób gry, znamy zawodników, znamy
charakter tego zespołu. Wiemy, że będzie kolejne bardzo ciężkie spotkanie. To nie są indywidualiści, jak
Koreańczycy czy zawodnicy portugalscy. To grający schematycznie, wspierający się nawzajem i świetnie
przygotowani od strony fizycznej zawodnicy. Ale właśnie dlatego ten zespół tak nam pasuje. Fizycznie nie
będziemy od nich odsta-wać na pewno, bo jak sami widzicie w wynikach badań jesteście przygotowani
znakomicie, a warianty gry i ich najlepszych graczy zneutralizujemy. Wystarczy jednak moment nieuwagi,
dekoncentracji, a to już nam się w tych Mistrzostwach przydarzyło, żeby później nie można było ich dogonić.
USA to twardziele, dobrze poukładani i wyuczeni futbolu, ale nie artyści. Znacie już wszystkich piłkarzy, ich
sposób poruszania się i gry. Oglądaliście wszystkie ich mecze. Ich zespół nie ma dla nas żadnych tajemnic.
Dla nas ten mecz ma już zupełnie inny wymiar aniżeli poprzednie dwa. My już z tej grupy nie wyjdziemy. Dla
nas Mistrzostwa kończą się meczem z USA. Ale bardzo chciałbym, abyśmy ten mecz wygrali i wracali do
Polski z podniesioną głową, chociaż na tarczy.
Amerykanie jeszcze nie są pewni awansu. Muszą z nami co najmniej zremisować, aby mieć pewność wyjścia z
grupy Dlatego będzie to taka sama walka, jak w dwóch poprzednich meczach i tak do tego musimy
podchodzić.
śycie tak nam ułożyło scenariusz, że ci, którzy stanowili trzon naszego zespołu nie podołali wyzwaniu tych
Mistrzostw. Z powodu kontuzji nie zagrają Michał śewłakow, Jacek Bąk, Radek Kałużny Z powodu żółtych
kartek nie może być brany pod uwagę Piotr Swierczewski. Na ławce siądą z nami Jurek Dudek, Tomek Hajto i
Tomek Wałdoch. Osobiście dziękuję wam z głębi serca za wasz olbrzymi wkład w awans do tych Mistrzostw
Świata i za te wspaniałe dwa i pół roku wspólnej pracy. Dokonaliśmy wspólnie więcej aniżeli się spodziewano,
dokonaliśmy sprawy fantastycznej. Dzięki
139
wam jesteśmy tu w Korei. Więcej dokonać już nam się nie udało, ale na zawsze pozostaniecie w pamięci
wszystkich kibiców w Polsce. Oddajecie piłkę w ręce zawodników, którzy grali mniej lub będą dopiero
debiutować w obecnej reprezentacji z nadzieją, że może właśnie im uda się zwyciężyć i zakończyć nasz udział
w tych Mistrzostwach z godnością.
A teraz nadszedł wasz czas kochani. Czekaliście długo na swoją szansę i oto nadeszła. Teraz tym występem,
tym meczem, macie możliwość podziękować tym, którzy wywalczyli nasz awans i dzięki którym znaleźliśmy
się w Korei. Jesteście grupą najlepszych piłkarzy w Polsce. W reprezentacji nie ma zawodników rezerwowych.
Jest grupa, na którą w danym momencie postawił trener i grupa czekająca na wejście. Teraz wy stanowicie
trzon drużyny. Na was spoczywa ciężar odpowiedzialności za wynik i honor drużyny. Jesteście już
przygotowani, aby temu zadaniu podołać. Ale udowodnić to trzeba na boisku.
Ten mecz rozegramy już tylko dla nas samych. Polski już rozsławić nie możemy, bo my z tej grupy nie
wyjdziemy. Wygrywając z USA, odnajdziemy wiarę we własne możliwości, w siebie samych. W to, że
możemy zwyciężać na takim poziomie jak Mistrzostwa Świata. Podziękujmy sobie tym meczem wszyscy za
Strona 61
Prosta gra - Jerzy Engel
ten okres wspólnej pracy. Ten mecz kończy pewien etap pracy reprezentacji. Zamyka jak klamrą to, o czym
marzyliśmy wszyscy od zawsze, aby w takiej imprezie móc uczestniczyć. Ale jednocześnie ten mecz kończący
jeden etap, praktycznie po naszym odpadnięciu z imprezy rozpoczyna już nowy etap pracy reprezentacji.
Praktycznie jest to już pierwszy mecz przygotowujący reprezentację do eliminacji Mistrzostw Europy. A więc
ci, którzy wyjdą na boisko grać będą o wiele spraw. O kilku już mówiłem, a więc dodam, że gramy o
przyszłość drużyny, ojej nowy kształt po Mistrzostwach i oczywiście jak zawsze o honor, godność, szacunek
dla Orła i barw narodowych.
Zagrajmy też dla tych wszystkich w Polsce, którzy nas kochają i będą nadal kochać bez względu na wyniki
meczów. Dla naszych rodzin, przyjaciół, prawdziwych kibiców. Dla nich to zwycięstwo będzie miało
największą wartość.
Zagramy jeszcze bardziej ofensywnie aniżeli z Portugalią. W pierwszym meczu z Koreą graliśmy dwoma
napastnikami, z Portugalią trzema, a teraz, licząc Czarka, wyjdziemy czterema. Musimy zdobywać bramki i to
niejedną, bo jedna nie da nam zwycięstwa. Jedną zdobyliśmy z Portugalią i nam jej nie uznali. Możliwe, że
była to bramka, która zaważyła na naszym losie podczas tych Mistrzostw.
140
Nie będzie na boisku Figo czy Paulety, będą o wiele słabsi od nich, ale groźni piłkarze. Radek w bramce.
Długo czekałeś na tę szansę. Ale przy takim bramkarzu jak Jurek, ciężko jest wejść do bramki. Jesteś w
znakomitej dyspozycji, trener Młynarczyk podkreśla to przez cały czas. Graj bez ryzyka na przedpolu.
Amerykanie są wysocy w ataku, zostaw walkę z nimi w powietrzu naszym obrońcom. Resztę już sobie
omawialiśmy. Formacja obrony w składzie Tomek Kłos, Arek Głowacki, Jacek Zieliński, Marek Koź-miński.
Marek wreszcie na pozycji jaka odpowiada ci najbardziej. Z Koreą zagrałeś tak sobie, z Portugalią
zdecydowanie lepiej, patrząc na progresję, z Ameryką zagrasz znakomicie. Tomek to ma być twój mecz. Byłeś
naszym najsolidniejszym obrońcą w eliminacjach. Twoja obrona piłki na linii w Kijowie przeszła do historii
naszego futbolu. Dzisiaj wierzę, że zagrasz na takim właśnie poziomie. Fizycznie wyglądasz znakomicie, a
więc nie ma tu żadnych obaw. Jacek decyduje w obronie o całości poruszania się formacji. Szczególnie ty Arek
musisz słuchać go dokładnie i wykonywać błyskawicznie, co ci podpowie. Trzymajcie linię i nie zagapcie się.
Będziesz miał Arek stałą walkę z ich najwyższym napastnikiem. Nie daj się przepchnąć i nie przegraj z nim
walki o pozycję. To twój wielki chrzest, ale jestem pewien, że sobie z nim poradzisz. Jacek korygujesz pracę
wszystkich i przede wszystkim zalecaj spokój, gdyby komuś zagrzała się głowa. Popatrzcie jaką siłą
dysponujemy. Nie ma na placu Jacka Bąka, Tomka Wałdocha, Tomka Hajto, Michała Zewłakowa, a więc całej
formacji obrony z pierwszego meczu, a ten nowy układ jest szalenie mocny i kto wie czy nie mocniejszy.
Przekonamy się o tym po meczu. Dlatego zawsze wam powtarzałem, że tu nie ma rezerwowych. Wszyscy
stanowicie reprezentację najlepszych polskich piłkarzy.
Jacek Krzynówek, Maciek Murawski, Czarek Kucharski i Maciek śu-rawski. Popatrzcie jaka siła ofensywna.
Dwóch napastników w pomocy, Maciek i Czarek, ofensywny Jacek i jedyny asekurujący Muraś. Stanowicie
potężne wsparcie ataku i nie wyobrażam sobie żeby Amerykanie to przetrzymali. Bramki musząpaść.
Decydować będzie szybkość prowadzenia akcji ofensywnych, żeby nie dać się Amerykanom cofnąć pod
własną bramkę. W małym fragmencie gry sobie znakomicie poradzicie. Będziemy doprowadzać przez cały
czas do przewagi w ich strefie obrony, bo każdy z was ma naturalny ciąg na bramkę i preferuje ofensywny styl
gry. Umiecie też znakomicie zdobywać bramki. Dlatego wierzę dzisiaj w waszą siłę ognia. Każda akcja to jest
akcja po bramkę.
141
Paweł i Oli czas abyście przypomnieli sobie, że jeszcze niedawno stanowiliście jedną z najgroźniejszych
formacji ataku w Europie. Nie wyobrażam sobie żebyście nie strzelili bramki Amerykanom.
Kochani warto pożegnać się z taką imprezą zwycięstwem. Każdy z nas ma swój powód aby wygrać ten mecz
za wszelką cenę. A więc wygrajmy go.
Dziękuję.
„Nie zostawimy cię nigdy samego" śpiewają kibice na boiskach w Anglii, solidaryzując się z piłkarzami po
porażce. Podziwiam ich za wielką miłość i dumę.którepowodują, że mogą to w takim momencie zaśpiewać.
USA - OSTATNIA ODSŁONA
Wydarzenia z 11 września 2000 roku, które w tak tragiczny sposób dotknęły Amerykę, spowodowały w Polsce
wielkie współczucie dla narodu amerykańskiego. Sam stałem w długiej kolejce do ambasady Stanów
Zjednoczonych w Warszawie, aby złożyć pisemne kondolencje i wyrazy współczucia. Dowodów
solidaryzowania się z Ameryką w bólu, jaki razem z nimi przeżył cały świat podczas tej wielkiej tragedii było
Strona 62
Prosta gra - Jerzy Engel
w tym czasie bardzo dużo. Przed ambasadą amerykańską ludzie kładli przez wiele dni tony kwiatów i setki
zapalonych zniczy.
PZPN natychmiast zaproponował Amerykańskiej Federacji Piłki Nożnej, aby rozegrać mecz na terenie USA
pomiędzy naszymi reprezentacjami, z którego cały dochód przeznaczono by na rodziny ofiar ataku
terrorystycznego. Do meczu nie doszło, ale los tak pokierował układem grup, że oto spotykaliśmy się z USA
na Mistrzostwach Świata. Amerykanie byli w komfortowej sytuacji. Mieli cztery punkty przed meczem z nami
i remis z Polską wystarczał im, aby zapewnić sobie awans do następnej rundy.
Już następnego dnia po meczu z Portugalią wiedziałem jakim składem zagram z Ameryką. Przede wszystkim
nie był w stanie z powodów psychologicznych zagrać Jurek Dudek. Przyszedł do mnie i krótko powiedział:
Przepraszam, że nie mogłem pomóc drużynie.
Porozmawialiśmy jeszcze o Mistrzostwach, o planach na przyszłość i poinformowałem go, że nie będzie brany
pod uwagę na ten mecz, nawet jako rezerwowy. Zapewniłem go jednocześnie, że jego słabsze występy na
Mistrzostwach nie zmieniają niczego w mojej ocenie jego przydatności dla reprezentacji. W podobnej sytuacji
byli Tomek Wałdoch i Tomek Hajto. Na nich te nieudane występy pozostawiły podobny, głęboki ślad na
psychice. Przyjechali do Korei z wielkimi nadziejami. W piłce klubowej osiągnęli bardzo wiele. Należeli do
tych, którzy już nic nikomu na boisku nie muszą udowadniać. Pozostała walka z samym sobą. O przejście do
historii pol-
143
skiego futbolu pisanej złotymi literami. Sam awans do Mistrzostw zapisał piękne kartki w ich piłkarskiej
historii. Teraz każdy grał dalej o własną sławę i pozycję w polskim i międzynarodowym futbolu. Dwaj
piłkarze to dwa bardzo różne charaktery. Tomek Wałdoch rozsądny, analityczny, spokojny, zrównoważony, z
pokorą przyjął nasząporażkę i zrozumiał, że osiągnął apogeum w swojej karierze reprezentacyjnej, biorąc
udział w wymarzonych Mistrzostwach Świata. Przemyślał spokojnie to wszystko co się wydarzyło i podjął
decyzję o zakończeniu kariery reprezentacyjnej. Poinformował mnie o tym tuż po zakończonym meczu z USA,
jeszcze na płycie boiska. Kiedy objęliśmy się mocno ramionami po meczu, na który zmuszony byłem wpuścić
go do gry na ostatnie minuty spotkania, powiedział mi, że dziękuje mi za te wspaniałe momenty, które
mogliśmy wspólnie przeżyć, że już dłużej nie jest w stanie znieść tej ciągłej presji, którą niosą kolejne mecze w
reprezentacji, że chce mieć wreszcie więcej czasu dla rodziny i dlatego mecz z USA był jego ostatnim w
koszulce z biało-czerwonym Orłem na piersi. Poprosił, abym tego nie ogłaszał w szatni po meczu, bo on sam
poinformuje o tym kolegów podczas kolacji w ośrodku.
Tomek Hajto to urodzony wojownik. Lubiący przewodzić grupie, w której się znajdzie. W reprezentacji ważni
są liderzy. Ci na boisku oraz ci poza nim. Tomek należał do grupy liderów w zespole na boisku i poza nim.
Ale lider, aby liderować musi czuć się w grupie mocny. W reprezentacji możesz czuć się mocny, jeśli dobrze
grasz na boisku. Samym gadaniem sobie tego w zespole nie zaskarbisz. Jeśli zawodnik ma wpadki i zespół
przegrywa, to jego liderowanie przestaje przynosić skutek. Tomek po dwóch przegranych meczach nagle
zniknął w grupie. Nie był w stanie tryskać już humorem ani energią. Dodatkowo dowiedział się, że jest bardzo
krytykowany w polskich mediach. Trudno było mu się z tym pogodzić. Robił wszystko najlepiej jak umiał, z
pełnym zaangażowaniem i poświęceniem, ale tym razem trafił na przeciwników, których sposób gry i
poruszania się zupełnie mu nie odpowiadał. Siłą Tomka była zawsze niezwykła wiara we własne możliwości.
Nigdy nie należał do wybitnych techników czy strategów. Grał jak czuł, jak nakazywał mu instynkt i
dyscyplina taktyczna. Jeśli czegoś nie mógł zrobić, to nadrabiał niesamowitą siłą i wolą walki. Zwykle ćwiczył
w pierwszej parze na treningu i wykonywał wszystkie ćwiczenia z wielką chęcią, zaangażowaniem i
starannością. Niestety, szybcy i zwinni Koreańczycy oraz najlepszy strzelec ligi francuskiej Pauleta, zupełnie
byli dla niego nie do upilnowania. Tomek sprawdzał się znakomicie w takich meczach, jak z Norwegią
144
czy Walią, gdzie walczył z wysokimi, mało zwrotnymi napastnikami typu Carew, Blake czy Hartson. Sądzę, że
znakomicie by zagrał, w meczu z USA przeciwko wysokim napastnikom, którzy nie byli orłami w dryblingu.
Ale w tym meczu już nie wyszedł na boisko, aby pokazać się z dobrej strony i zadać kłam spekulacjom na
temat jego przygotowania. W tym momencie niestety nie mogłem mu pomóc. W meczu z USA nie brałem go
już pod uwagę. Musiał odpocząć. Odpadli również piłkarze kontuzjowani: Jacek Bąk, Radosław Kałużny,
Michał śewłakow. Z powodu dwóch żółtych kartek musiał pauzować Piotr Świerczewski.
Na treningach musiałem ćwiczyć z piłkarzami w zupełnie nowym dla nich ustawieniu. Bardzo chciałem
pokonać Amerykanów. To było ważne dla nas wszystkich. Chciałem dać możliwość powrotu do Polski
zawodnikom z podniesionymi głowami. Wierzyłem, że ten zespół może grać o wiele lepiej aniżeli pokazał to
Strona 63
Prosta gra - Jerzy Engel
dotychczas na tych Mistrzostwach. Widziałem porażką zawodników podstawowych, którzy przez ostatnie
lata stanowili trzon zespołu. Oni przegrali swoje marzenia, oni przegrali te Mistrzostwa, a w wielu
przypadkach swoją dalszą karierę reprezentacyjną. Dla nich okazało się to w tym momencie wyzwaniem zbyt
wielkim. Ale przecież nie byłoby tych Mistrzostw bez nich. To ich wspaniałe mecze z Ukrainą, Norwegią,
Walią i innymi trudnymi przeciwnikami utorowały nam drogę do Korei. Czy można ich teraz ganić za to, że
nie dali rady. Należy się im w pierwszym rzędzie podziękowanie od nas wszystkich. Podobnie jak
podziękowanie należało się tym wszystkim, którzy w nas wierzyli, którzy przysłali nam tysiące telegramów i
e-maili, którzy przylecieli za nami do Azji i tym, którzy zasiadali, przerywając swoje ważne zajęcia przed
telewizorami. Dla nich należało zrobić wszystko, co było możliwe, aby zwyciężyć i dać im wreszcie odrobinę
radości, satysfakcji i dumy. Chciałem też tego zwycięstwa dla naszych najbliższych, którzy w Polsce
przeżywali niesamowity stres, chłonąc tę rynsztokową krytykę, jaka spadła na nas po porażkach. Tę nadzieję
oddawałem w ręce, nogi, głowy i serca tych, którzy w większości przypadków dotychczas oglądali te
Mistrzostwa z ławki rezerwowych. Mieli nareszcie szansę, aby się wykazać i potwierdzić nie tylko swoją
przydatność dla zespołu i właściwą selekcję, jakiej dokonaliśmy, zabierając ich na Mistrzostwa, ale zacząć
walczyć o podstawowe miejsca w tym zespole na przyszłość.
Ćwiczyliśmy taktykę gry godzinami. Ponownie planowałem wyjść bardzo ofensywnie. W podstawowej
jedenastce wychodziło czterech napastni-
145
ków i bardzo ofensywny pomocnik. Ale te ofensywne warianty gry należało dobrze zrozumieć i przygotować.
Poprosiłem tych, którzy nie wychodzili w pierwszej jedenastce, aby w małych grach jak najbardziej nam
utrudniali. Aby ci, którzy wyjdą na mecz przeciwko USA zdobywali bramki po rzeczywiście znakomitych
zagraniach. I tak było na każdym treningu. Im trudniej na treningu, tym łatwiej w meczu. Znowu wrócił dobry
duch w zespole. Zawodnicy zaczęli żyć nowym celem. Stworzyliśmy nową motywację dla piłkarzy.
Indywidualną, bo grali o swoją przyszłość reprezentacyjną w kontekście zbliżających się eliminacji do
Mistrzostw Europy, oraz zespołową o zapisanie się zwycięstwem na Mistrzostwach Świata. Pokazywaliśmy to
wszystko, co było wcześniej przygotowane przez nasz sztab szkoleniowy na mecz z USA. Zmieniła się niestety
nasza sytuacja w grupie i w związku z tym musiała ulec zmianie treść odpraw mobilizacyjnych Ale znowu
widać było ogromną mobilizację i chęć wygrywania, ten ogień w oczach zawodników, bez którego żadne
zwycięstwo nie jest możliwe. Co było cenne dla nas, a szczególnie dla atmosfery w zespole, bardzo
mobilizowali wszystkich starsi piłkarze, ci, którzy wiedzieli, że w tym meczu nie są brani pod uwagę.
Są takie momenty w mojej pracy, kiedy zmuszony jestem reagować jak chirurg, który jako jedyny musi
przekazać fatalną wiadomość pacjentowi. Kiedy po badaniu okazuje się, że pacjentowi nic nie jest, to
przekazują mu to wszyscy od salowej, przez pielęgniarkę do lekarzy. Ale kiedy diagnoza okazuje się
tragiczna, to wszyscy mają tysiące innych spraw do załatwienia, a wiadomość jest przekazywana w cztery
oczy przez chirurga.
Trener spełnia dokładnie tę samą rolę w zespole. Wszelkie niepopularne informacje dla zawodnika musi
przekazać osobiście.
Sukces w mojej pracy z reprezentacją polegał na tym, że nigdy nie mówiłem do wszystkich i do nikogo.
Zawsze mówiłem w rozmowie indywidualnej z zawodnikiem o wszystkim, co było między nami do
omówienia. Polegało to na uczciwym postawieniu sprawy i wytłumaczeniu każdemu z osobna planów w
stosunku do niego, mojej wizji zespołu i roli w nim konkretnego zawodnika. Było to również bardzo ważne z
punktu widzenia plotek, które zwykle krążą w zespole i wokół drużyny wymyślane i rozpuszczane przez
„lepiej wiedzących". Prawdziwy przepływ informacji w zespole to bardzo ważny element pracy szkoleniowca.
Tym razem te dobre i te złe nowiny, o tym kto zagra, a kto nie, mogli przekazywać wszyscy, bo doskonale
każdy wiedział, jakim składem wyjdziemy i dlaczego ktoś miał grać lub nie.
146
Reprezentacja narodowa jest takim zespołem, dla którego nie ma meczów o nic. Kiedy grany jest Hymn Polski
i zakłada się na mecz koszulkę z Orłem na piersi, to nie ma innego celu w meczu jak pokonanie przeciwnika.
Taką atmosferę udało nam się odtworzyć w zespole przed meczem z USA. Podkreślali tę wielką mobilizację i
wspaniałą grę polskiego zespołu wszyscy obserwatorzy FIFA. Angel Jordanescu, jeden z trenerów
obserwatorów FIFA na Mistrzostwa Świata w Korei i Japonii, był naszym wielkim fanem. Znamy się z
trenerem Jordanescu bardzo długo. Przyjechał do mnie do ośrodka w Korei po meczu z Koreą. Mówił wiele
ciepłych słów na temat naszej reprezentacji i trzymał mocno za nas kciuki. Kiedy się nie udało po meczu z
Portugalią, starał się podtrzymywać mnie na duchu. Po meczu z USA był zaszokowany. Jak to zrobiłeś, pytał.
Strona 64
Prosta gra - Jerzy Engel
Wiedział doskonale, jak trudne jest to od strony profesjonalnej, aby zespół po dwóch dotkliwych porażkach,
który stracił wszelką szansę na dalszą grę w turnieju, tak zmobilizować. Zaskoczeni byli wszyscy na
Mistrzostwach. J. S. Blatter wymieniał polską reprezentację jako najbardziej pozytywny wzór idei Fair Play. Bo
przecież różne mecze zdarzały się w przeszłości, nawet na Mistrzostwach, w tego typu sytuacjach. Pokochali
nas też Portugalczycy. Im z kolei przy naszym zwycięstwie nad USA, wystarczał remis w meczu z Koreą, aby
wyjść z grupy. Przegrali jednak i podobnie jak my, odpadli w fazie grupowej.
Myślę, że pani profesor Zofia śukowska z warszawskiego AWF, najbardziej znana propagatorka idei Fair Play
w Polsce oraz w światowym ruchu olimpijskim mogła chociaż przez chwilę mieć powody do dumy.
Zagraliśmy wspaniale, wygraliśmy uczciwie i sprawiliśmy tym wiele radości sobie, milionom ludzi w Polsce i
na świecie.
Ale zanim do tego doszło, jechaliśmy naszym autokarem z wielkim napisem Polska na stadion w mieście,
które było naszą bazą i z taką serdecznością nas przyjęło. Tłumy Koreańczyków na ulicach wiwatujących na
nasz widok. Wszyscy bardzo życzyli nam zwycięstwa. Przede wszystkim dlatego, że w przypadku naszej
wygranej zwiększała się szansa Korei na wyjście z grupy. Przy porażce z Portugalią i naszej porażce z USA,
odpadliby z dalszych gier. Po drugie dlatego, że bardzo chcieli, abyśmy ograli USA, bo Amerykanów nie
lubili. Szczególnie za to, że podczas zimowej olimpiady w USA zabrano złoty medal reprezentantowi Korei na
rzecz reprezentanta Ameryki. Po trzecie, bo pokochali polską reprezentację i szczerze wszyscy mieszkańcy
wybranego przez nas miasta byli dumni z tego, że mogą nas gościć. Inna kultura, inne zwyczaje, inna
mentalność. W tym momencie
147
tak przecież już smutnym dla nas, otaczano nas szalenie przyjemną atmosferą, pozwalającą mieć pewien
komfort psychiczny przed rozpoczęciem meczu. Po raz ostatni na tych Mistrzostwach puściłem kasetę
motywacyjną zakończoną Hymnem wykonywanym przez Marka Torzewskiego. Każdy piłkarz dostał płytę z
nagraniem Hymnu i przeboju pod tytułem „Do boju Polsko". Niektórzy zawodnicy już w skupieniu ze
słuchawkami na uszach słuchali tej płyty.
Trener czasami po zachowaniu się piłkarzy przed meczem, w czasie odprawy, czy podczas rozgrzewki potrafi
rozpoznać klimat w zespole i przewidzieć wynik. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na nasze
zwycięstwo. Rano zrobiliśmy sobie wycieczkę do klasztoru mniszek buddyjskich. Rzadko trafiają tam
mężczyźni, a już zupełną sensacjąjest wizyta mężczyzn z Europy. Przepięknie położony w górach klasztor
sprawia wrażenie kolorowego rancho w stylu chińskim. W przypływie niesamowitego wyjątku i gościnności
pozwolono nam wejść do miejsc modłów i kultu mniszek. Wszystkie mniszki ostrzyżone były na łyso i co
charakterystyczne nie miały więcej niż metr sześćdziesiąt wzrostu. Ubrane były w sinoszare bluzy i spodnie.
Na głowach nosiły duże, okrągłe, słomkowe kapelusze. Zdjęliśmy buty i klęcząc, przyglądaliśmy się modłom
mniszek. Na naszych oczach jedna z nich modląc się, wykonała ponad sto razy klęk podparty z przejściem do
klapu niskiego, a następnie wracała do pozycji stojąc. Klęk wykonywała na poduszkę leżącą przed nią, ale i
tak jej niesamowita sprawność wywarła na nas ogromne wrażenie.
- To niemożliwe - szepnął klęczący obok mnie trener Józef Młynarczyk. - Przecież jeśli ona wykonuje tak dużo
tych skłonów za jednym zamachem, to jak długo musiała ćwiczyć żeby dojść do takiej perfekcji.
Również tempo w jakim wykonywała to młoda mniszka zasługiwało na słowa podziwu.
Nie wiem jak nazwać to, co mniszki odprawiły w naszej intencji, ale było to sympatyczne i wyczuwaliśmy
wielką serdeczność, z jaką nas tam przyjmowano. Wrzuciłem duży banknot w miejscowej walucie do dużej
skrzyni ze szparą na banknoty, podziękowałem za miłe przyjęcie i ruszyliśmy w drogę powrotną. Doktor
Machowski, z którym opuszczaliśmy klasztor jako ostatni, dokumentował wszystko na kliszy fotograficznej.
Ilekroć dzisiaj patrzę na te zdjęcia, z sentymentem wracam pamięcią do mniszki przeoryszy, jak nazwaliśmy ją
z doktorem, bo rządziła wszystkimi i wszystkim, co działo się w klasztorze. Kiedy byliśmy już dość daleko od
klasztoru
148
podbiegł do nas mały chłopiec, zatrzymał nas i pokazał palcem w górę. Spojrzeliśmy za siebie i zobaczyliśmy
mniszkę przeoryszę stojącą przy bramie i machającą nam na pożegnanie. Pomachaliśmy również i w tym
momencie chłopiec wręczył mi zwinięty kawałek papieru. Kiedy chciałem go rozwinąć powiedział szybko,
- Please mister, not now. Open it after the mach against USA.
Podziękowaliśmy chłopcu, schowałem ten papier do kieszeni dresu i jeszcze raz pomachaliśmy przeoryszy.
Wciąż stała tam i machała nam na pożegnanie.
Kiedy następnego dnia po meczu z USA pakowałem już większą część swoich rzeczy, bo mieliśmy sobotę
Strona 65
Prosta gra - Jerzy Engel
wolną i odlatywaliśmy dopiero w niedzielę, opróżniając kieszenie znalazłem ten kawałek papieru.
Rozwinąłem go nie ukrywam z wielkim zainteresowaniem. Na kartce wydartej z zeszytu w linię czarnym,
grubym markerem było wypisane POLAND 3 : USA 0. Usiadłem na krześle i zacząłem się zastanawiać, czy
można było to jakoś racjonalnie wytłumaczyć. A może nie umiejąc się porozumieć, mniszka chcąc okazać
serdeczność kurtuazyjnie napisała tę kartkę. Ale dlaczego nie dwa zero, tylko właśnie trzy. Oto jedna z
tajemnic Mundialu, która już nigdy nie zostanie wyjaśniona.
Podczas całego pobytu w Korei każda ekipa była znakomicie chroniona. To co przekazał nam na spotkaniu w
Tokio w lutym Prezydent FIFA J. S. Blatter, o tym, że te Mistrzostwa przejdą do historii jako jedne z
najbardziej bezpiecznych, sprawdziło się w stu procentach. Ekipę ochroniarską najbardziej odczuwało się w
samym ośrodku. Poza ośrodkiem towarzyszyli nam bardzo dyskretnie. Na przykład kiedy doktor zaczął
rozglądać się za sklepikiem podczas naszej wycieczki do klasztoru, aby kupić nową kliszę do aparatu, w ciągu
pięciu minut zupełnie o to nie proszony ochroniarz przyniósł mu nową i nie chciał za nią ani centa.
Wiedzieliśmy, że włos nam z głowy spaść nie może i czuliśmy się bardzo dobrze, chociaż dwadzieścia cztery
godziny na dobę pod ścisłą obserwacją.
Okazało się, że po drugiej stronie góry znajduje się klasztor buddyjskich mnichów, w którym jest dwóch
polskich mnichów. Było zbyt daleko do tego klasztoru, aby go również zwiedzić. Ale mnisi odwiedzili nas w
ośrodku i gratulowali wyboru miejsca zgrupowania. Według ich opowieści dwie góry, pomiędzy którymi
znajduje się nasz ośrodek mają specjalną, magnetyczną moc. Dlatego między innymi ten bardzo ważny
strategicznie dla Korei ośrodek powstał w tym miejscu. Nie ma to oczywiście wpływu bezpośredniego
149
na wyniki zespołu, ale na pewno na nasze samopoczucie. Może łatwiej było nam w tym miejscu znieść gorycz
dwóch porażek. A może dzięki wspaniałemu położeniu naszego ośrodka tak szybko potrafiliśmy ponownie
zmobilizować się na mecz z USA. No cóż, legendę można dorobić do każdej sytu-acji. Faktem jest, że
mieszkało się tam znakomicie.
Dzień meczu z USA przebiegał dokładnie tak samo, jak poprzednie dni przed meczami z Koreą i Portugalią.
W dniu meczu program dnia planowany jest od końca, a wyznacznikiem wszystkiego jest godzina meczu.
Stałe są pory posiłków, odpraw przedmeczowych, wypoczynku piłkarzy, czasu przeznaczonego dla lekarza,
masażystów i kierowcy. Nad wszystkim czuwa dyrektor reprezentacji i on dopilnowuje rygoru czasowego
organizacji przedmeczowej. Wiadomo, że jest to już gorąca atmosfera dla ekipy i w tym momencie dyrektor
reprezentacji musi mieć najbardziej jasny umysł, aby dopilnować wszystkiego za wszystkich.
Przed meczem z USA wszyscy siedzieli w autokarze grubo przed czasem odjazdu. To ja wsiadałem ostatni i
nie ukrywam, że kiedy wsiadłem do autokaru czuło się bardzo optymistyczny nastrój. Kiedy autokar ruszył i
za oknem zobaczyliśmy stojącego z kamerą przy oku redaktora Tomasza Smo-kowskiego, Paweł Kryszałowicz
siedzący przy oknie, pokazał mu na palcach charakterystyczną literę V. Zwycięstwo w tym meczu wieźliśmy
już z sobą w autokarze.
Zwykle przed meczem kiedy jesteśmy już w szatni mam trochę czasu, aby rozwiesić na ścianach i rozrysować
na tablicy zadania taktyczne dla piłkarzy. Kiedy kończą przebierać się w stroje meczowe, proszę każdego z
nich o podejście do tablic i przypominamy sobie zadania i obowiązki piłkarzy. Kiedy podszedł do mnie
Emanuel Olisadebe, pokazał palcem na rysunek opisujący wykonywany przez nasz zespół rzut rożny i
poprosił, aby w tym meczu to zmienić.
- Czuję - powiedział - że gdyby Jacek Krzynówek dograł mi piłkę na pierwszy słupek, to zdobędę z tego
bramkę.
Uśmiechnąłem się, bo nigdy nie lekceważę odczuć zawodników, ale w tym momencie pewność z jaką
Emanuel powiedział to do mnie zastanowiła mnie. Poprosiłem do nas Jacka Krzynówka i wytłumaczyłem mu,
żeby rzuty rożne z naszej prawej strony wykonywał na Emanuela.
Nasza pierwsza akcja ofensywna w tym meczu zakończona została rzutem rożnym. Piłka wyszła za linię
bramkową z naszej prawej strony. Usta-
150
wił ją sobie w narożniku boiska Jacek Krzynówek, zastanowił się przez chwilę i uderzył mocno w stronę
Emsjego. Emanuel uderzył piłkę głową w stronę bramki, ale strzał został zablokowany przez stojącego za nim
obrońcę amerykańskiego. Piłka odbita od obrońcy poszybowała w górę i ruszyli do niej jednocześnie
bramkarz i Emanuel. Szybkość Emsjego jeszcze raz pomogła mu w ubiegnięciu bramkarza i Olisadebe
dobiegając do piłki, uderzył ją nogą z niebywałą siłą. Piłka jak pocisk uderzyła w poprzeczkę bramki, odbiła
się za linią bramkową i wpadła do siatki. Pierwszy gol reprezentacji uznany przez sędziego na tych
Strona 66
Prosta gra - Jerzy Engel
Mistrzostwach. Emanuel był szczęśliwy. Biegł w kierunku naszej ławki z roześmianą twarzą, unosząc wysoko
palec do góry, jakby chciał pokazać, że tak właśnie wyobrażał sobie rozegranie tego stałego fragmentu gry.
Nie zdołał do nas dobiec. Utonął w ramionach kolegów, szczęśliwych równie serdecznie jak on. Nigdy nie
lekceważę przeczuć zawodników i tym razem jeszcze raz mi się to sprawdziło.
Mecz układał się po naszej myśli. Wszystkim udzielał się bojowy nastrój. Nawet nadzwyczaj spokojny doktor
Jacek Kwarecki, krzyknął w pewnym momencie z ławki do Maćka Murawskiego.
- Muraś przywal temu Irokezowi.
Ale Amerykanie natychmiast zaatakowali i zdobyli nawet bramkę wyrównującą, której nie uznał im sędzia,
oceniając, że faulowany był Arkadiusz Głowacki. Zanim ochłonęli już cieszyliśmy się ponownie ze zdobycia
drugiej bramki. Tym razem po pięknej kombinacyjnej akcji Jacek Krzynówek podał do Pawła Kryszałowicza i
ten z bliskiej odległości pokonał bramkarza amerykańskiego po raz drugi. Ponowna eksplozja radości i nadziei
w naszych sercach, że ten mecz będzie się układał po naszej myśli. Oba zespoły poszły na totalną wymianę
ciosów. Sunęła akcja za akcję. Interweniowali na przemian obaj bramkarze. Pełne ręce roboty mieli obrońcy.
Po meczu słyszałem wywiad jakiego udzielał jeden z piłkarzy amerykańskich i stwierdził, że reprezentacja
USA rozegrała naprawdę znakomite spotkanie, jedno z najlepszych jakie pamięta, ale Polska była tego dnia nie
do pokonania. To było miłe, ale oddawało dokładnie to, co działo się na boisku. To był fantastyczny mecz.
Tempo meczu było tak ogromne, że w pewnym momencie podszedł do mnie nasz lekarz podczas pierwszej
połowy i krótko skomentował:
- Chyba przygotuję im kroplówki w przerwie, bo się nie podniosą, jeśli nadal będziemy grać w takim tempie.
— Myślałem o tym samym. Jak długo wytrzymają tempo, które sami narzuciliśmy.
151
Po dwudziestu pięciu minutach pierwszej połowy nie wytrzymał trener USA Bruce Arena. Zmienił system gry
swojego zespołu zlx4x4x2na 1 x 3 x 5 x 2 . To była woda na nasz młyn. Podczas trwania meczu nie mogłem
wiele podpowiedzieć. Wrzawa kibiców była tak ogromna, że nie było nic słychać na odległość kilku metrów.
W przerwie wytłumaczyłem zawodnikom zmianę ustawienia Amerykanów i wynikające z niej zalety dla nas.
Czuliśmy, że tego meczu przegrać już nie możemy.
Kiedy Marcin śewłakow po dośrodkowaniu Marka Koźmińskiego strzelił głową trzecią bramkę i to z
najbardziej charakterystycznej dla naszego zespołu akcji, stało się jasne, że to wreszcie jest nasz dzień na tych
Mistrzostwach. Mogliśmy zdobyć kolejne bramki, a najlepszej okazji nie wykorzystał Maciej śurawski,
którego uderzenie z rzutu karnego obronił bramkarz. Amerykanie zdobyli honorową bramkę na kilkanaście
minut przed końcem meczu i nasz ostami mecz na Mistrzostwach zakończył się zwycięstwem 3:1.
Stadion był wypełniony do ostatniego miejsca. Kibice ubrani fantastycznie, kolorowo, pomieszani w sektorach.
Obok siebie Polacy, Amerykanie i Koreańczycy. Wszyscy wiwatujący i zadowoleni. Amerykanie, bo pomimo
porażki przeszli do następnej rundy. Koreańczycy, bo ich zespół pokonał Portugalię i zajął pierwsze miejsce w
grupie. Polacy, bo wreszcie mogli się cieszyć i być dumni z postawy swojej reprezentacji.
Patrzyłem na radosne twarze naszych zawodników. To są te momenty, o których marzy każdy mały chłopiec
rozpoczynający karierę piłkarską. Aby zagrać na tak pięknym, wypełnionym po brzegi stadionie, na takiej
imprezie, jak Mistrzostwa Świata i oczywiście, żeby wygrać mecz na oczach milionów kibiców w Polsce i na
całym świecie. Marzenie tych zawodników się spełniło. Oczywiście nie w pełni, bo wrócimy do Polski bez
medalu, ale ten mecz pozostanie w ich pamięci na całe życie. Był to przecież jeden z najlepszych meczów
polskiej reprezentacji na przestrzeni kilkunastu ostatnich lat.
Kiedy zawodnicy obu reprezentacji podbiegali do różnych miejsc przed trybunami, gdzie siedzieli kibice z
polskimi i amerykańskimi flagami, podszedł do mnie Bruce Arena, trener reprezentacji Ameryki i
uściskaliśmy się serdecznie. On gratulował mi, a ja jemu. W końcu to ja wygrałem, a on jest zwycięzcą. Taki
niestety jest ten sport.
Amerykanie pokonali jeszcze reprezentację Meksyku i odpadli po dramatycznym meczu, w którym błąd na
ich niekorzyść zrobił sędzia, z reprezentacją Niemiec. Ich występ na Mistrzostwach Świata w Korei i Japonii
oceniono jako ogromny sukces.
152
Trener, będąc w towarzystwie doradców, musi więcej słuchać niż mówić, wtedy będzie mu łatwiej wyciągać
właściwe wnioski.
ROZMOWA
Byłem jeszcze studentem, kiedy obejrzałem film pod tytułem „Rozmowa". Wywarł on na mnie ogromne
wrażenie, nie tylko dlatego, że grał w nim Gene Hackman, którego bardzo na ekranie lubię, ale dlatego, że
Strona 67
Prosta gra - Jerzy Engel
zdałem sobie po raz pierwszy sprawę, jak wielkie znaczenie może mieć nagrana rozmowa dwóch osób.
Brzydzę się ludźmi, którzy nie uprzedzając, nagrywają rozmowy innych. Kilka takich nagranych rozmów
zrobiło w naszym kraju niesamowite zamieszanie. Pewnie każdy z nas w życiu odbył jakąś rozmowę, która
gdyby została zarejestrowana mogłaby być tematem ciekawego programu telewizyjnego.
Polska reprezentacja awansowała na szesnaste miejsce w Europie i mogliśmy być losowani z drugiego koszyka
do eliminacji Mistrzostw Europy. Jerzy Dudek został uznany piątym bramkarzem na świecie, a Emanuel
Oli-sadebe znalazł się w dziesiątce najlepszych napastników. Mnie sklasyfikowano na szóstym miejscu na
świecie wśród trenerów prowadzących reprezentacje narodowe. Przy okazji pobiliśmy rekord ustanowiony
przez reprezentację prowadzoną przez Kazimierza Górskiego co do liczby kolejnych meczów
międzypaństwowych bez porażki. Czy można było osiągnąć takie wyniki bez całkowitego poświęcenia się dla
reprezentacji.
W momencie kiedy stało się jasne, że PZPN poszukuje nowego selekcjonera, po odpadnięciu reprezentacji w
eliminacjach do Mistrzostw Europy 2000, media wyselekcjonowały pięć kandydatur, w tym moją, na
opuszczony fotel selekcjonera. Zgodnie z klasyfikacją mediów, znalazłem się na drugim miejscu. I jak się to już
dalej potoczyło wiadomo.
Obejmując reprezentację Polski miałem za sobą dwadzieścia pięć lat pracy trenerskiej i menedżerskiej. Tylko
dlatego, że miałem pozytywne wyniki w pracy zawodowej, mogłem kandydować na to stanowisko. W Polonii
Warszawa, w której pracowałem po powrocie z zagranicy, dokonałem zmian w zespole i klubie, które
doprowadziły do zdobycia wicemistrzostwa Pol-
153
ski, a następnie po rundzie jesiennej zespół był głównym faworytem do zdobycia Mistrzostwa Polski. I przede
wszystkim to zwróciło uwagę na moją osobę prezesów związku oraz mediów. Gdybym takich wyników nie
osiągał, nikt nie typowałby mnie na fotel selekcjonera.
Natomiast awans do Mistrzostw Świata był wielkim sukcesem moim, mojego sztabu, zawodników, PZPN i
całej polskiej piłki nożnej. I to raczej prezesi zawdzięczają bardzo wiele mojej ekipie i mnie, że za naszej
kadencji czegoś tak spektakularnego udało się dokonać.
Zanim jednak wróciliśmy do Warszawy, odbyłem długą rozmowę jeszcze w Korei po zakończonych już dla
nas Mistrzostwach z wiceprezesem Zbigniewem Bońkiem. W rozmowie uczestniczył Włodzimierz Lubański.
Po porażce z Portugalią przyszli do mnie Władysław śmuda i Józef Młynarczyk. Stwierdzili, że dzieje się coś
niedobrego w naszym szefostwie i wnioskują, że prezesi będą chcieli zmienić naszą ekipę. Powiedziałem im,
żeby nie zawracali sobie tym głowy, przed nami był do rozegrania jeszcze jeden mecz z USA i na tym musimy
się teraz wyłącznie koncentrować.
Usiedliśmy w moim pokoju z lekarzem ekipy Stanisławem Machowskim. Obaj byliśmy wykończeni fizycznie i
psychicznie. Włożyliśmy ogrom pracy w przygotowanie naszego zespołu i nie osiągnęliśmy zakładanego
kolejnego sukcesu sportowego. Czy mieliśmy sobie coś do zarzucenia? Popatrzyliśmy na siebie i wiedzieliśmy,
że cokolwiek by się wydarzyło, będziemy pracować na najwyższych obrotach do końca.
- Czy to już koniec? - zapytał mnie Stasio.
- Jeszcze mamy jeden mecz, a potem możliwe, że to będzie koniec. Widać, że ludzie z PZPN nie wytrzymują
presji lub mają przygotowany własny scenariusz - odpowiedziałem.
Każdy członek mojego sztabu był odpowiedzialny za swój wycinek pracy. Wszyscy byli samodzielni, a ja
zbierałem informacje i wyznaczałem kolejne zadania. Stanisław był odpowiedzialny za sprawy medyczne. Na
takim poziomie, na jakim pracował dział medyczny reprezentacji, mogły nam tego pozazdrościć inne ekipy.
FIFA doceniając wiedzę Stanisława, zaproponowała mu uczestnictwo stałe w komisji lekarskiej FIFA.
Stanisław odmówił, motywując to brakiem czasu. Piłkarze szanowali go i darzyli wielkim zaufaniem. Byli w
znakomitych klubach zachodnich, mieli opieką samych sław lekarskich, ale najważniejsza była dla nich zawsze
opinia Stanisława. Takiego zaufania nie zdobywa się przypadkiem czy tak popularnym „bajerem". To albo się
wie i umie, albo nie. Stanisław jest znakomitym
154
lekarzem sportowym, w pełnym tego słowa znaczeniu, i sukcesy reprezentacji są jego wielkim udziałem.
Tego wieczora przyszedł mi podziękować.
- Dokonaliśmy wspólnie wspaniałej rzeczy - mówił. - Jesteśmy tu na Mistrzostwach Świata, o których tak
wielkie potęgi piłkarskie, jak Holandia, Szkocja, Norwegia czy Czechy mogą tylko pomarzyć. Mówiąc prawdę,
nie wierzyłem na początku, kiedy zaczynaliśmy. Wydawało się to wszystko tak odległe i nierealne. A jednak
mamy wspaniały awans i możemy być z tego dumni, bez względu na to, że tu w Korei już się nie udało. Warto
Strona 68
Prosta gra - Jerzy Engel
było się tak męczyć, żeby tu przyjechać i przeżyć taką imprezę. Mogą nam odebrać wszystko, z tą drużyną
włącznie, ale tych wspaniałych przeżyć i wspomnień nikt nam nie zabierze. Jeśli z USA będzie to nasz ostatni
mecz, to będzie szkoda, bo ten zespół dopiero teraz nabierał doświadczenia w grze na wielkich imprezach i
tak zwanego sportowego sznytu. Moglibyśmy być w niedługim czasie jeszcze lepsi. Ale tym będziemy się
martwić później albo kto inny niech się już martwi, skoro taka będzie wola. Naszym zadaniem jest wygrać z
USA, więc idę do roboty - zakończył Stanisław.
Uścisnęliśmy się serdecznie, ale nawet ta rozmowa potwierdzała, że każdy członek ekipy spodziewał się
rozstania z reprezentacją. W takiej atmosferze przygotowywaliśmy się do kolejnego meczu na Mistrzostwach.
Stanisław wyszedł, a ja zastanawiałem się co powinienem zrobić. Czy podać się do dymisji bezpośrednio po
meczu z USA. Jeśli wygramy to wspólnie z moim sztabem się nad tym zastanowimy, podjęcie decyzji
pozostawiłem na czas po meczu z USA.
Po zakończonym meczu z USA siedziałem sam w olbrzymiej szatni trenerskiej. Byłem już po wywiadach
telewizyjnych i wróciłem do szatni zawodników. Szatnia była pusta. To niesamowite jak szybko pustoszeje
szatnia po wygranym meczu. Jeszcze przewijały mi się przed oczami nasze akcje i radość po zdobywanych
bramkach. To były wspaniałe bramki i gra w takim tempie, że nam na ławce zapierało oddech, a co dopiero
piłkarzom na boisku. Nalałem do filiżanki wrzątku z termosu i wrzuciłem dwie torebeczki zielonej herbaty.
Czekałem aż się zaparzy i odpoczywałem. Rozpiąłem guzik pod kołnierzykiem i oparłem się wygodnie
plecami o oparcie fotela. Ktoś zapukał i wszedł do pokoju. Okazało się, że był to jeden z trenerów reprezentacji
USA. Przyniósł mi w prezencie na pamiątkę koszulkę reprezentacji Ameryki. Amerykanin powiedział, że jest
pod wrażeniem gry polskiej reprezentacji. Stwierdził, że USA była fantastycznie przygotowana pod
155
względem fizycznym do Mistrzostw i że ich reprezentacja rozegrała dzisiaj znakomite spotkanie, ale Polska
była od nich pod każdym względem lepsza. Dałem mu znaczek PZPN, który miałem w klapie marynarki,
życzyłem sukcesów i Amerykanin wyszedł. Piłem wolno herbatę i czułem jak powoli robi mi się ciepło i
przyjemnie. Odreagowywałem mecz i wcale nie chciało mi się wychodzić z tego pokoju. Dopiłem powoli
herbatę i ruszyłem na spotkanie z dziennikarzami.
Wróciliśmy późno do naszego ośrodka. Kolacja pomimo wygranego meczu nie była wesoła. Kapitan
reprezentacji Tomek Wałdoch ogłosił oficjalnie, że był to jego ostatni mecz z Orłem na piersi. Były łzy i zrobiło
się nam wszystkim smutno. Wróciłem do pokoju. Nastawiłem czajnik, aby zrobić sobie zielonej herbaty i
włączyłem telewizor. Koreańczycy bez przerwy delektowali się urywkami z naszego meczu z USA i
powtarzali z euforią zdobywane przez nas bramki. Byli zachwyceni. Nie lubili Amerykanów i za to, że ich
pokonaliśmy wychwalali nas niesamowicie. W tym czasie na ulicach koreańskich trwało szaleństwo
mundialowe. Ich narodowa reprezentacja awansowała do kolejnej rundy, a Polska pokonała Amerykę. Więcej
szczęścia na raz nie mogli sobie wyobrazić. Nasi kibice gdziekolwiek się pojawili mogli jeść i pić na koszt
gospodarzy do białego rana.
Ale o tym dowiedzieliśmy się od polskich kibiców dopiero po powrocie
do Polski.
Po chwili przyszedł do mnie Włodek Lubański, żeby się pożegnać. My wracaliśmy do Polski, a on z
Dariuszem Szpakowskim zostawali w Korei, aby komentować następne mundialowe mecze dla TVP.
Kiedy rozmawialiśmy wszedł Zbyszek Boniek. Poprosiłem Włodka, żeby został. W trójkę rozmawialiśmy do
świtu.
Właściwie w rozmowie poruszaliśmy tylko trzy tematy. Pierwszy dotyczył błędów popełnionych przed
Mistrzostwami i podczas ternieju. Analizowaliśmy całe półrocze dzielące nasz awans od rozpoczęcia
Mistrzostw.
Drugi temet dotyczył przyszłości. Skupiliśmy się na personaliach, planach i kolejnych eliminacjach. Trzeci
dotyczył mojej dalszej pracy z reprezentacją Polski.
Największym błędem, jaki został popełniony przed Mistrzostwami był grzech pychy. Należało na każdym
kroku podkreślać, że jedziemy na te Mistrzostwa po naukę, która będzie procentować w kolejnych
eliminacjach. Tak należało przygotowywać kibiców w Polsce i wtedy porażki nikogo by
156
specjalnie nie dziwiły. Przy euforycznej atmosferze, podgrzewaniu emocji i nadziei na sukces, porażki były
przyjmowane jak klęski, a nasz występ oceniny bardzo krytycznie.
Był to strategiczny błąd medialny, który pociągnął za sobą lawinę krytyki nie do opanowania. Taki błąd
jednak był łatwy do naprawienia w przyszłości.
Strona 69
Prosta gra - Jerzy Engel
Drugim błędem było bezgraniczne zaufanie piłkarzom, którzy pełnili kluczowe role w zespole podczas
awansu, a mieli stracone półrocze w swoich kluBach między awansem a Mistrzostwami. Należało szukać
głębszych alternatyw nawet kosztem wyników i dać możliwość rywalizacji o miejsca w zespole młodszej
generacji piłkarzy. Widać było, że awans dla znacznej grupy zawodników był celem ostatecznym i nie mieli
oni już takiej determinacji w grze i walce na Mistrzostwach, jak podczas eliminacji. Mecz z USA potwierdził,
że może rezerwowi piłkarze, ale bardziej zdeterminowani, mogliby na tych Mistrzostwach osiągnąć więcej.
Oczywiście niewiele więcej, ale może udałoby się chociaż wyjść z grupy. Jednocześnie omówiliśmy zbyt małe
zmiany w jedenastce pomiędzy meczem z Koreą i Portugalią. Czy zagraliby skuteczniej inni piłkarze, tego
nigdy się nie dowiemy, ale należało spróbować. Znowu postawiłem na doświadczenie i zaufałem tym, którzy
dotychczas w decydujących momentach nigdy mnie nie zawiedli. A jednak tym razem przegraliśmy i to
bardzo wysoko, bo po drugiej bramce całkowicie pękło serce zespołu, kiedy było już pewne, że te Mistrzostwa
się dla nas skończyły. Różniliśmy się tylko ze Zbigniewem Bońkiem w ocenie kto powinien wejść na boisko.
Zbyszek Boniek był za Arkadiuszem Głowackim, ja mówiłem o Jacku Zielińskim. W końcu na podstawie
meczu z USA, doszliśmy do wniosku, że może obaj powinni zagrać.
Trzeci temat zajął nam najmniej czasu. Zbyszek Boniek stwierdził jednoznacznie, że ocenia naszą
dotychczasową pracę departamentu reprezentacji narodowej jako sukces i widzi dalsze, nowe możliwości
przed tą reprezentacją potwierdzone już meczem z USA. Przy spokojnych korektach ten zespół ma szansę być
jeszcze lepszy. Dlatego nonsensem byłoby teraz przerywać kontrakt selekcjonerowi i dezorganizować pracę
całego departamentu reprezentacji narodowej. Ponadto po zakończeniu Mistrzostw nie będzie czasu na
kolejne eksperymenty i poszukiwania. Eliminacje do Mistrzostw Europy rozpoczynają się za trzy miesiące.
Chociaż grupa nie jest trudna i terminarz ułożony przychylnie, to jednak zespół musi być gotowy od
pierwszego meczu. Takie jest jego oficjalne stanowisko i nie wyobraża sobie.
157
żeby miały nastąpić jakiekolwiek zmiany w sztabie reprezentacji. Stwierdził, że swoje stanowisko przedstawi
następnego dnia rano prezesowi i poprze to oficjalnym pismem, potwierdzającym jego słowa. Dodałjednak, że
słyszał o tym, że prezesi „szyją mi bambosze" i nie wie, czy jego opinia będzie wystarczająca. Uścisnęliśmy
sobie dłonie i Zbyszek z Włodkiem wyszli.
Tak się rozstaliśmy.
Po wyjściu Włodka i Zbyszka usiadłem na kanapie naprzeciwko telewizora, w którym po raz kolejny
rozpoczynał się mecz Polska : USA i zastanawiałem się co powinienem zrobić. Czy pomimo tego, co mówił
Zbigniew Boniek, jednak podać się do dymisji. Wnioski z tego co się stało i pełną analizę będzie czas zrobić po
Mistrzostwach, a potem, czy ruszyć z nową energią do boju po pierwszy w historii polskiej piłki nożnej awans
do Mistrzostw Europy, czy poddać się i oddać ten zespół w inne ręce.
W końcu sami wywalczyliśmy sobie prawo, aby reprezentacja mogła być losowana z drugiego koszyka. Sam
opracowałem i wynegocjowałem w towarzystwie sekretarza PZPN Zdzisława Kręciny i pani dyrektor działu
zagranicznego Mirosławy Kuleszy, terminarz naszych gier w eliminacjach. Sam stworzyłem ten sztab,
departament i zespół, który już znakomicie się sprawdził i na bazie tych doświadczeń może odnosić kolejne
sukcesy. W końcu, czy miałem się czego wstydzić? Przez ostatni rok byliśmy rewelacją w Europie i udało się
stworzyć wreszcie, po tylu latach oczekiwań, reprezentację, która prezentowała solidny, europejski poziom.
Nie sprostaliśmy rywalom na Mistrzostwach Świata, ale czy jest to na tyle kompromitująca porażka, aby
przekreślić wszystkie nasze dotychczasowe dokonania. A już na pewno nie jest to powód, żeby się poddawać.
Wręcz odwrotnie, będziemy jeszcze mocniejsi, pod każdym względem, po tych Mistrzostwach. PZPN miał
same korzyści z naszej pracy przez ostatnie lata i dlatego podpisał ze mną kolejny kontrakt na czas eliminacji
Mistrzostw Europy. Nie zrobiono by tego, gdyby nie dotychczasowe sukcesy reprezentacji i wiara, że znowu
awansuję. Czyżby wydawało się prezesom, że ktoś potrafi zrobić to lepiej i osiągnąć więcej niż mój
departament dotychczas. A może już zupełnie w tym momencie nie chodziło o jakiekolwiek dalsze sukcesy
sportowe tej reprezentacji. Zbigniewowi Bońkowi ufałem przez cały czas, dlaczego miałbym nie ufać mu teraz.
A może jest już przygotowany zupełnie inny scenariusz, o czym ja jeszcze nic nie wiem, a o którym mówił mi
Krzysztof Materna, i oni wszyscy grają tylko przygotowane wcześniej przedstawienie.
r
Jeśli tak jest, to poczekam jeszcze ze wszystkimi decyzjami i zobaczę, co tak naprawdę stanie się po powrocie
do kraju. Zbyszek Boniek zapewnia, że nie widzi podstaw do zmian w sztabie reprezentacji, ale zachowanie
pozostałych prezesów delikatnie mówiąc jest bardzo dziwne...
Takie myśli przechodziły mi przez głowę podczas przedostatniej naszej nocy w Korei.
Strona 70
Prosta gra - Jerzy Engel
Właśnie na ekranie telewizora nasi piłkarze wykonywali rundę honorową wokół stadionu. Telewizja
koreańska pokazywała zbliżenia twarzy zawodników, kibiców, członków mojego sztabu. Radość była
ogromna po tym zwycięskim meczu z USA. Przyglądałem się wiwatującym na naszą cześć kibicom i
zbliżeniom radosnych twarzy zawodników. Czy mógłbym ich teraz zostawić, odwrócić się do nich tyłem i
powiedzieć, zawiedliście mnie więc odchodzę. Wszyscy popełnialiśmy błędy i razem je naprawialiśmy. Tak
było podczas eliminacji, tak samo jest i teraz. W tym zespole podczas Mistrzostw zaczęła tworzyć się nowa
jakość, którą zbudować było tak niezwykle trudno. To zwycięstwo było nam szalenie potrzebne, nie tylko dla
samej oceny Mistrzostw, ale przede wszystkim dla przyszłości tej reprezentacji. To nastraja wielkim
optymizmem i pokazuje nowe rozwiązania. Taki mecz będzie się pamiętało i wspominało latami. A to, że
wreszcie uwierzyli w siebie piłkarze i w to, że mogą grać i wygrywać na takim poziomie, jest więcej warte
aniżeli tysiące odpraw i meczów kontrolnych. Wiara czyni cuda, a wszyscy w tym momencie uwierzyliśmy w
naszą siłę, możliwości, w przyszłość, w siebie samych. Na bagażu doświadczeń tu zdobytych będzie można
zbudować jeszcze ciekawszy zespół.
Ale tak naprawdę niewiele osób z naszego otoczenia to rozumiało i myślało w podobny sposób.
Zdecydowałem jednak, że jutro podczas odprawy przezornie pożegnam się z zespołem. Zobaczymy co
przyniesie nam przyszłość. Pozostały tylko dwie możliwości. Albo będziemy walczyć razem dalej o awans do
Mistrzostw Europy, albo się rozstaniemy.
Z takim postanowieniem padłem wykończony na łóżko. Zza gór powoli wychodziło słońce.
158
Dobrze jest czasami w życiu przegrać, żeby poznać swoich prawdziwych wrogów.
SOBOTA RANO DZIEŃ PRZED ODLOTEM DO POLSKI - OSTATNIA ODPRAWA Z ZESPOŁEM
Do sali odpraw piłkarze wchodzili pojedynczo. Na stołach porozkładane były plakaty, książki, zdjęcia i
pamiątki z Mistrzostw. Wszyscy składali na nich swoje autografy. To najcenniejsze pamiątki jakie pozostały
nam oprócz wspomnień z tego turnieju. Kiedy zakończyliśmy podpisywanie rozpocząłem naszą pożegnalną
odprawę.
Przede wszystkim dziękuję wam wszystkim za te dwa i pół roku wspólnej pracy. Kiedy rodziła się i tworzyła
ta reprezantacja, to chyba niewielu z was wierzyło, że tym razem osiągniemy tak wspaniały sukces.
Oczywiście dzisiaj jesteśmy mocno zawiedzeni, że nie udało się nam już niczego więcej dokonać. Wiem, że
każdy z was rozpoczynając swoją karierę piłkarską, wielokrotnie marzył, aby znaleźć się kiedyś na takim
turnieju. I to marzenie się wam spełniło. Sami tego dokonaliśmy. Nie ma nic bardziej wspaniałego dla każdego
człowieka, jak móc spełnić się w zawodzie i dokonać czegoś, co da radość milionom ludzi w Polsce. Swoją grą
daliście wiele wspaniałych przeżyć polskim kibicom. Zdaję sobie sprawę, że przeglądając internet, macie
fatalne wyobrażenie, o tym, jak odbierane były nasze mecze w Polsce. Ale ja zapewniam was, że to co czytacie,
ma niewiele wspólnego z prawdziwymi odczuciami kibiców. Dowodem tego były te tysiące faksów, które
przysłali kibice nawet tu, do Korei, żeby wam przekazać, że nadal są z nami. Media kształtujące opinię o nas to
w sumie kilkadziesiąt osób. Wśród nich każdy z nas ma swoich kolegów, ale również zagorzałych
przeciwników, a nawet wrogów. I oni teraz triumfują. Oni starają się kształtować opinię o reprezentacji i
obrażają nas jak tylko potrafią.
Ale to nie ma nic wspólnego z kibicami. Kibice was cenią, kibice was kochają, kibice was szanują za to, czego
dokonaliśmy. Kto mógł zrobić coś więcej dla nich aniżeli my. Zrobiliśmy wszystko, co było w tym momencie
w naszej mocy. Czy więcej zrobiłby inny trener, gdyby był na moim
161
miejscu. A może powinien bronić inny bramkarz. Może powinni grać inni obrońcy, pomocnicy czy napastnicy.
Może powinna być w ogóle inna selekcja. Ja tworzyłem tę reprezentację. Znaleźliście się w niej nie przez
protekcję, czy dlatego, że jesteście przystojni. Jesteście tu na Mistrzostwach Świata, bo jesteście najlepsi z
najlepszych i nikt prócz was nie mógłby dokonać niczego więcej. Ja też marzyłem od dziecka, żeby móc się
znaleźć na Mistrzostwach Świata. Nam wszystkim to marzenie się spełniło. Dlatego mimo że jesteśmy dzisiaj
jeszcze mocno podłamani tym, że jutro trzeba wracać do Polski, to pojutrze już podnieście głowę wysoko, z
dumą i godnością, bo nie jest niczym hańbiącym w sporcie przegrać. A do tego przegrać na poziomie
Mistrzostw Świata. Zweryfikowaliśmy swoją klasę sportową, wiemy ile brakuje nam jeszcze do najlepszych.
Bo tu w Azji, są tylko najlepsze zespoły na świecie. Czy to wstyd dla kogokolwiek przegrać na takim
poziomie. Popatrzcie kto jedzie do domu razem z nami. Piętnaście innych zespołów, a wśród nich Francuzi i
Argentyna. Innych nie będę wymieniał, ale sami wiecie, że jest to doborowe towarzystwo. I w każdym z tych
krajów ludzie są zawiedzeni. Bo piłka nożna jest sportem marzeń. W trzydziestu dwóch krajach wszyscy
Strona 71
Prosta gra - Jerzy Engel
marzyli o złotej Nike. Pomyślcie co dzieje się dzisiaj właśnie we Francji czy Argentynie. Tam kibice mogą czuć
się zawiedzeni. Ale nie w Polsce. Każdy rozsądny człowiek zdaje sobie sprawę, że mieliśmy minimalną szansę
na wyjście z grupy. Oczywiście żal pierwszego meczu z Koreą i wysokiej porażki z Portugalią. Ale poczekajmy
dokąd ta Korea zajdzie. Gdzie będzie USA, a później zobaczymy, z jakiej grupy nie udało nam się wyjść. A co
ma powiedzieć Figo, wielki Pauleta i ich koledzy. Też wystartują do Europy razem z nami. Oni się mają czego
wstydzić. Nikt na nas nie stawiał, o czym sami wiecie najlepiej. Sami stawialiśmy na siebie w eliminacjach,
kiedy nikt nie dawał nam żadnych szans, i sami wmawialiśmy sobie, że jesteśmy w stanie dokonać czegoś
więcej na Mistrzostwach. I dlatego zawiedliśmy tak naprawdę samych siebie. Niestety, jesteśmy tylko
średniakiem europejskim i to się na tych Mistrzostwach tylko potwierdziło. Ale średniak europejski potrafi
czasem zagrać znakomicie. I my graliśmy tak. Przypomnijcie sobie eliminacje. A nawet nasz mecz tu na
Mistrzostwach z USA. Mieliśmy też dobre momenty w meczu z Koreą i Portugalią. Ale było ich zbyt mało, aby
myśleć o sukcesie. Wspaniały futbol pokazaliśmy w meczu z USA, problem tylko w tym, że możemy tak
zagrać od czasu do czasu, a nie ustabilizować się na wysokim poziomie przez cały czas.
162
A co by się stało, gdybyśmy jednak wyszli z grupy. Kim byśmy grali dalej. Ponad połowa zespołu
kontuzjowana. Tacy właśnie jesteśmy. Wyeksploatowani, wyniszczeni, połatani. Ukrywamy nasze problemy
zdrowotne i kontuzje przed wszystkimi. Przed przeciwnikiem, kibicami, mediami. Popatrzcie ile mamy
natychmiast problemów zdrowotnych, grając na takim poziomie iw takim tempie, jak na Mistrzostwach
Świata. To jest właśnie nasza polska rzeczywistość reprezentacyjna. I my o tym wiemy, ale tylko nasza ekipa,
bo nie ma się&zym chwalić. A więc czego się macie wstydzić, że byliśmy słabsi od innych. Będziemy jeszcze
nie raz i oby daj Boże na kolejnych Mistrzostwach Europy lub świata. Zobaczycie, że kibice przyjmą was
godnie i podziękują za wszystko, co mogli dzięki nam przez te dwa i pół roku przeżyć. Nie jesteśmy zespołem
futbolowych czarodziei i takim nigdy nie będziemy. I jeśli ktoś nas za to chce obrażać, to jego sprawa. Ja w
swoim imieniu oraz wszystkich członków mojego sztabu, dziękuję wam za wspólną pracę i za wszystko czego
dokonaliśmy. Wiecie, że różnie się może zdarzyć. Możliwe, że widzimy się po raz ostatni. Ale taki jest nasz
los. Tak jak odpadło kilku piłkarzy po eliminacjach i na ich miejsce przyszli kolejni, tak będzie i teraz.
Zakończył oficjalnie występy reprezentacyjne nasz kapitan Tomek Wałdoch. Byłeś Tomku wspaniałym
kapitanem zespołu. Doprowadziłeś drużynę do Mistrzostw Świata. Bardzo pomogłeś mi w pracy i cieszę się,
że miałem przyjemność z tobą współpracować. Dziękuję ci kapitanie i życzę wielu dalszych sukcesów w
futbolu klubowym.
Po ostatnich eliminacjach do Mistrzostw Europy zmienił się trener tej reprezentacji i ja go zastąpiłem. Może się
tak stać, że tym razem będzie podobnie i na moje miejsce przyjdzie ktoś inny. Niczego nie przesądzam, ale
gdyby się tak stało, to życzę wam, abyście z nowym selekcjonerem mogli osiągnąć jeszcze więcej, aniżeli nam
wspólnie się udało dokonać. Bo tylko wtedy ta praca ma sens. I tylko my wiemy, ile nas to kosztowało pracy,
wyrzeczeń, nerwów i problemów.
Najcenniejszą naszą zdobyczą na tych Mistrzostwach są wspomnienia, których nikt nigdy nam nie zabierze. A
ja wam jedno gwarantuję, że ilekroć się kiedykolwiek spotkacie, nawet jak będziecie mieć po sześćdziesiąt lat,
to wspominać będziecie te mecze, tęsknić za tą atmosferą i tą ,,mundialową " drużyną. Mistrzostwa przeszły
dla nas już do historii. Nie zapisaliśmy się w niej złotymi zgłoskami, ale na tyle dużymi literami, że każdy
kibic będzie o nas pamiętał i przez długie lata wspominał. Tak jak wspomina Mistrzostwa w Niemczech,
Hiszpanii, Meksyku czy Argentynie.
163
Miałem wiele przyjemności i satysfakcji w pracy z wami. Wypracowaliśmy wspólnie i nauczyliśmy się wielu
rzeczy. Możecie być pewni, że zawsze będę wspominał naszą wspólną pracę z wielkim sentymentem. śyczę
wam wielu sukcesów, zdrowia i radości z uprawiania tej dyscypliny sportu. A na najbliższe dni pogody ducha
i odporności na kołtuństwo, chamstwo i podłość tych, którzy nas nienawidzą. Bo ci którzy nas kochają, będą
nas kochać zawsze, bez względu na osiągane wyniki. I tylko dla nich zawsze grajcie.
Dziękuję wam bardzo i z Bogiem panowie.
EPILOG
W 1974 roku w Monachium, po ostatnim meczu reprezentacji Polski, która pokonała w małym finale
Mistrzostw Świata Brazylię 1 : 0, siedziałem samotnie na opustoszałym stadionie olimpijskim w Monachium,
marząc o wielkiej trenerskiej karierze. Kończyłem właśnie studia trenerskie na warszawskiej AWF i bardzo
chciałem kiedyś, tak jak Kazimierz Górski, móc poprowadzić reprezentacje. Polski w turnieju na
Mistrzostwach Świata.
Strona 72
Prosta gra - Jerzy Engel
Teraz stałem w światłach fantastycznego stadionu, przed ławką trenerską i przyglądałem się jak reprezentacja
Polski, która pod moim kierownictwem uczestniczyła w Mistrzostwach Świata 2002, wykonywała rundę
honorową po wygranym meczu, a kibice różnych narodowości wstali z miejsc i z szacunkiem nagradzali
piłkarzy oklaskami. Czy może być bardziej satysfakcjonujący obrazek dla trenera, prowadzącego nie
najsilniejszy zespół w Europie. Oczywiście, żal było wyjeżdżać po fazie grupowej i mieć świadomość, że już
nigdy więcej taka przygoda może się nie powtórzyć. Ale w tym momencie czułem się bardzo dumny, że
jestem trenerem TEJ DRUśYNY, polskiej reprezentacji.
W każdym zawodzie są kolejne stopnie wtajemniczenia zawodowego i kolejne stopnie kariery. Uzyskałem
trenerską klasę mistrzowską, czyli najwyższy stopień trenerski w Polsce. Uzyskałem licencję PRO, która
otworzyła mi możliwość pracy w każdym klubie europejskim. Zdobywałem z zespołami klubowymi jako
trener wicemistrzostwo w Polsce i zagranicą. Zbudowałem zespół, który zdobył Mistrzostwo kraju. Miałem
przyjemność uczestniczyć z zespołami prowadzonymi przeze mnie w rozgrywkach o puchar UEFA, gdzie
doszedłem do trzeciej rundy. Uczestniczyłem w zabezpieczaniu organizacji szkolenia drużyny, która wyszła z
fazy grupowej Ligi Mistrzów. Doszedłem z zespołem do półfinału Pucharu Intertoto. Prowadziłem jako trener
zespoły w różnych międzynarodowych turniejach, z których najbardziej prestiżowym było zdobycie Pucharu
Wielkiego Muru
Chińskiego z zespołem Legii Warszawa, pokonując w finale turnieju pierwszą reprezentację Chin. Zostałem
wreszcie selekcjonerem reprezentacji Polski, zespołu klasyfikowanego w czwartej dziesiątce drużyn na
świecie, z którą awansowałem do Mistrzostw Świata w Korei i Japonii 2002. Po ich zakończeniu Polska została
sklasyfikowana na 25 miejscu na świecie. Mam za sobą dwadzieścia osiem lat pracy w zawodzie trenera i
menedżera piłki nożnej i jestem z tego, co dokonałem w swoim życiu zawodowym, zadowolony.
Zdawałem sobie sprawę, że nasz występ i dokonania w Korei będą oceniane negatywnie. Gdybyśmy zdobyli
te same trzy punkty, ale w zupełnie inny sposób, wrócilibyśmy do Polski w lepszych nastrojach. Przykładowo
gdybyśmy zdobyli jeden punkt w meczu z Koreą, jeden w meczu z Portugalią i po dramatycznym boju jeden z
USA, to ostateczny wynik punktowy byłby taki sam, ale jak inaczej oceniany.
Moje życie zawodowe związane było przede wszystkim z Warszawą. Prowadziłem drugoligowy zespół
Hutniaka a następnie zespoły pierwszoligowe warszawskiej Legii i Polonii. Wykładałem na wielu
warszawskich uczelniach. Wykładałem również na uczelniach w innych polskich miastach.
Spotykam się na co dzień z dużą sympatią kibiców na terenie całej Polski i to jest dla mnie najcenniejsza
nagroda, za wszystkie lata spędzone na trenerskiej ławce. Może życie dopisze kolejne rozdziały futbolowej
przygody. Nigdy nie mów nigdy, powtarzano mi kiedy się żegnałem z jakimś zespołem. Dlatego teraz też
mówię Wam Drodzy Kibice, do zobaczenia gdzieś na stadionach w Polsce, Europie czy gdziekolwiek los
trenerski mnie rzuci.
Drogi Czytelniku. Na Mistrzostwa Świata jechaliśmy z wielkimi nadziejami, obawą i marzeniami. Na
własnym przykładzie doświadczyłem, że marzenia czasem się spełniają, a czasem nie. Ale możesz mi wierzyć,
że bez marzeń niczego wielkiego w życiu się nie osiągnie.
Ale choćby nie wiem jak bardzo dokuczył ci los, nigdy nie wolno zwątpić w siebie, przestać wierzyć we
własne możliwości i w konsekwencji załamać się i poddać.
Jak długo będzie ci się wydawało, że jesteś przez los liczony i leżysz na deskach, tak długo wszyscy stojący
wokół ciebie, wydawać ci się będą wysocy.
KONIEC
SPIS TREŚCI
Wstęp....................................................................................................................... 5
Selekcjoner reprezentacji Polski - trener piłki nożnej........................................... 15
Awans i jego skutki................................................................................................29
Losowanie..............................................................................................................39
Plebiscyty, nagrody, wyróżnienia...........................................................................47
Cypr-miejsce magiczne.......................................................................................51
Kadra na Mundial.................................................................................................. 57
Przygotowania do Mistrzostw Świata.................................................................... 79
Msza na Ostańcu....................................................................................................85
Organizacyjne błędy .............................................................................................. 89
Strona 73
Prosta gra - Jerzy Engel
Pusan-druga w nocy przed meczem....................................................................97
Odprawy - Korea...................................................................................................99
Pierwszy przeciwnik - Korea................................................................................111
Pierwszy kibic w Polsce....................................................................................... 123
Portugalia- odprawa........................................................................................... 127
Drugi mecz - Portugalia...................................................................................... 133
USA-jedna z odpraw......................................................................................... 139
USA -ostatnia odsłona....................................................................................... 143
Rozmowa............................................................................................................. 153
Sobota rano, dzień przed odlotem do Polski - ostatnia odprawa z zespołem...... 161
Epilog................................................................................................................... 165
Strona 74