W KRĘGU SPORÓW
POLSKO-LITEWSKICH
NA PRZEŁOMIE XIX I X X WIEKU
Z prac Katedry Kultury Literackiej Pogranicza
oraz Pracowni Dokumentacji Życia Literackiego Okresu Młodej Polski
na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego
Biblioteka Literatury Pogranicza
Tom IX/3
W KRĘGU SPORÓW
POLSKO-LITEWSKICH
NA PRZEŁOMIE X I X I XX WIEKU
Wybór materiałów
Tom III
Wybór i opracowanie:
Marian Zaczyński i Beata Kalęba
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Książka dofi nansowana przez Uniwersytet Jagielloński ze środków Wydziałowej Rezerwy Badań Włas-
nych, Katedry Kultury Literackiej Pogranicza oraz Katedry Historii Literatury Pozytywizmu i Młodej Polski
Wydziału Polonistyki
RECENZENT
prof. dr hab. Andrzej Romanowski
PROJEKT OKŁADKI
Jadwiga Burek
© Copyright by Beata Kalęba, Marian Zaczyński & Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Wydanie I, Kraków 2011
All rights reserved
Niniejszy utwór ani żaden jego fragment nie może być reprodukowany, przetwarzany i rozpowszech-
niany w jakikolwiek sposób za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, na-
grywających i innych oraz nie może być przechowywany w żadnym systemie informatycznym bez
uprzedniej pisemnej zgody Wydawcy.
ISBN 978-83-233-3200-8
www.wuj.pl
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków
tel. 12-631-18-81, 12-631-18-82, fax 12-631-18-83
Dystrybucja: tel. 12-631-01-97, tel./fax 12-631-01-98
tel. kom. 0506-006-674, e-mail: sprzedaz@wuj.pl
Konto: PEKAO SA, nr 80 1240 4722 1111 0000 4856 3325
Pamięci
Zbigniewa Solaka (28 stycznia 1953–13 listopada 2004),
znawcy stosunków polsko-litewskich,
człowieka wielkiej odwagi i męstwa
Spis treści
Przedmowa ..................................................................................................................... 11
I
Litwini i Polacy [„Głos Narodu” R. XI (1903), nr 80, 82] ............................................
15
Józef Albin Herbaczewski, Litwini i Polacy [„Głos Narodu” R. XI (1903),
nr 85, 86] ..................................................................................................................
18
A. C., Polacy i Litwini. Spór o szlachtę litewską [„Kraj” R. XXIV (1905),
nr 18 (1192)] .............................................................................................................
22
Stare złudzenia [„Czas” R. LX (1907), nr 79] ...............................................................
25
II
Marian Zaczyński, Problematyka litewska w działalności Klubu Słowiańskiego
w Krakowie ...............................................................................................................
31
Klub Słowiański w Krakowie. Sprawozdanie z trzechlecia [„Świat Słowiański”
R. I (1905), t. I, nr 1] ................................................................................................
41
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 15 marca 1903 roku: Jan Łoś,
Kwestia litewska
Kwestia litewska [„Czas” 1903, nr 61] .....................................................................
42
Z Klubu Słowiańskiego [„Głos Narodu” R. IX (1903), nr 74] .................................
44
Z Klubu Słowiańskiego [„Nowa Reforma” 1903, nr 63] ..........................................
45
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 5 grudnia 1903 roku: Józef Albin
Herbaczewski, Ruch literacki na Litwie
Ruch literacki na Litwie [„Czas” 1903, nr 280] .......................................................
46
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 9 lipca 1904 roku: Jan Baudouin
de Courtenay, Kwestia alfabetu litewskiego w państwie rosyjskim
i jej rozwiązanie
Z Klubu Słowiańskiego [„Czas” 1904, nr 156] ........................................................
48
Z Klubu Słowiańskiego [„Nowa Reforma” 1904, nr 158] ........................................
49
Alfabet łaciński a piśmiennictwo litewskie [„Czas” 1904, nr 118] ...........................
50
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 5 listopada 1904 roku: Józef Albin
Herbaczewski, Odrodzenie Litwy
Z Klubu Słowiańskiego [„Czas” 1904, nr 256] ........................................................
52
8
Spis treści
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 25 lutego 1905 roku: Józef Albin
Herbaczewski, O historycznym stosunku Litwy do Polski
Z Klubu Słowiańskiego [„Czas” 1905, nr 48] ..........................................................
55
Odczyt na Posiedzeniu Klubu Słowiańskiego dnia 9 lutego 1907 roku: Józef
Albin Herbaczewski, Ruch umysłowy na Litwie
Z Klubu Słowiańskiego [„Czas” 1907, nr 41] ..........................................................
57
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 26 lutego 1910 roku: Józef Albin
Herbaczewski, Litwa a Słowiańszczyzna
Józef Albin Herbaczewski, Litwa i kwestia polska [„Świat Słowiański” 1910, nr 66] ...
58
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku: Feliks Koneczny,
Kwestia litewska a obchód grunwaldzki
Kwestia litewska a obchód grunwaldzki [„Czas” 1910, nr 275] ..............................
69
Na uroczystości grunwaldzkie [„Świat Słowiański” R. VI (1910), t. II, nr 67] .......
71
Ireny, W rocznicę Grunwaldu [„Kurier Litewski” R. VI (1910), nr 74] ..................
72
Józef Albin Herbaczewski, Uroczystość grunwaldzka i Litwa [„Głos Narodu”
R. XVIII (1910), nr 154] ....................................................................................
75
Mir., Litwini i Grunwald [„Kurier Litewski” R. VI (1910), nr 141] ........................
78
Józef Albin Herbaczewski, W kwestii sporu polsko-litewskiego słów kilka
[„Kurier Litewski” R. III (1907), nr 153, 154] ...................................................
81
Józef Albin Herbaczewski, Idea Grunwaldu [„Głos Narodu” R. XVIII (1910),
nr 186].................................................................................................................
86
Józef Albin Herbaczewski, Z prasy litewskiej [„Świat Słowiański” R. VI (1910),
t. II, nr 68] ...........................................................................................................
89
Konstancja Skirmunttówna, Refl eksje i oczekiwania. Z powodu artykułów
Sobiesława Sękaty „O Litwie i dobie grunwaldzkiej” w „Gońcu Wileńskim”
(N
o
271–289 1909 r.) [„Kurier Litewski” R. VI (1910), nr 54, 55] ....................
92
Z prasy litewskiej [„Kurier Litewski” R. VI (1910), nr 84] .....................................
97
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 4 lutego 1911 roku: Józef Albin
Herbaczewski, Współczesna literatura litewska
Józef Albin Herbaczewski, Współczesna literatura litewska [„Świat Słowiański”
R. VII (1911), t. I, nr 76] ..........................................................................................
99
III
List Litwina [„Świat Słowiański” R. V (1909), t. I, nr 50] ............................................ 115
Ugoda polsko-litewska [„Świat Słowiański” R. V (1909), t. I, nr 52] ........................... 117
Józef Albin Herbaczewski, Z prasy litewskiej [„Świat Słowiański” R. VI (1910),
t. II, nr 67] ................................................................................................................ 119
Józef Albin Herbaczewski, Z prasy litewskiej [„Świat Słowiański” R. VI (1910),
t. II, nr 71] ................................................................................................................ 121
Józef Albin Herbaczewski, Prasa litewska [„Świat Słowiański” R. VI (1910), t. II,
nr 72] ........................................................................................................................ 124
Józef Albin Herbaczewski, Z prasy litewskiej [„Świat Słowiański” R. VII (1911),
9
Spis treści
t. I, nr 73] .................................................................................................................. 127
Józef Albin Herbaczewski, Z prasy litewskiej [„Świat Słowiański” R. VII (1911),
t. I, nr 75] .................................................................................................................. 129
Józef Albin Herbaczewski, Z prasy litewskiej [„Świat Słowiański” R. VII (1911),
t. I, nr 77] .................................................................................................................. 132
Józef Albin Herbaczewski, O duszę litewską [„Kurier Litewski” R. IV (1908),
nr 296] ...................................................................................................................... 136
IV
Marian Zaczyński, Działalność Stowarzyszenia „Ruta” w Krakowie ........................... 141
Statut Stowarzyszenia Litewskiego społeczno-naukowego „Ruta” w Krakowie ........... 150
Odezwa „Ruty” [„Varpas” 1905, nr 1, 2] ...................................................................... 155
Marian Zdziechowski, Ruta [„Czas” R. LVII (1904), nr 118] ....................................... 159
Kazimierz Bartoszewicz, Z teki sceptyka [„Gazeta Polska” 1905, nr 115] ................... 162
V
Feliks Koneczny, (rec.) Kwestia litewska w prasie polskiej [„Świat Słowiański”
R. II (1906), t. I, nr 21] ............................................................................................. 167
Michał Synoradzki, Sprawa litewska [„Teka. Czasopismo Młodzieży Polskiej”
R. VII (1905), nr 7–8] .............................................................................................. 169
Stanisław Mendelson, (rec.) Józef Albin Herbaczewski, Odrodzenie Litwy wobec
idei polskiej [„Książka” R. VI (1906), nr 8] ........................................................... 172
Zygmunt Gloger, (rec.) Józef Albin Herbaczewski, Odrodzenie Litwy wobec idei1
polskiej [„Tygodnik Ilustrowany” 1907, nr 33 (2493)] ............................................ 175
Ksiądz Jan Urban, (rec.) Józef Albin Herbaczewski, Głos bólu. (Sprawa odrodzenia
narodowego Litwy w związku ze sprawą wyzwolenia narodowego Polski)
[„Przegląd Powszechny” R. XXIX (1912)] ............................................................. 177
K. S., (rec.) Józef Albin Herbaczewski, Głos bólu (Sprawa odrodzenia narodowego
Litwy w związku ze sprawą wyzwolenia narodowego Polski) [„Świat Słowiański”
R. VIII (1912), t. I, nr 88] ......................................................................................... 179
Antoni Chołoniewski, Dusza Młodej Litwy [„Świat” R. VII (1912), t. XIII, nr 22]...... 182
Nota bibliografi czna ....................................................................................................... 187
Przedmowa
Trzeci tom wydawnictwa W kręgu sporów polsko-litewskich na przełomie XIX i XX
wieku można zatytułować metaforycznie: „Krakowscy Litwini” na początku XX wieku.
Zawiera on materiały dotyczące przedsięwzięć i inicjatyw podejmowanych w kręgu kra-
kowskiej inteligencji (uczeni, dziennikarze, artyści).
Dwa syntetyczne artykuły Mariana Zaczyńskiego omawiają działalność Klubu
Słowiańskiego (Problematyka litewska w działalności Klubu Słowiańskiego w Krakowie)
oraz Stowarzyszenia Litewskiego „Ruta” (Działalność Stowarzyszenia „Ruta”
w Krakowie). Zamieszczono też artykuły prasowe (dzienniki krakowskie, „Świat
Słowiański”) będące swoistą kroniką dokumentującą krakowską perspektywę stosun-
ków polsko-litewskich.
Głównym bohaterem tomu jest Józef Albin Herbaczewski – L i t w i n, zwolennik czy
wręcz rzecznik porozumienia polsko-litewskiego, przeciwnik litewskiego moskalofi l-
stwa i polonofobii.
Książkię zamyka blok recenzji publikacji Herbaczewskiego na tematy polsko-litew-
skie.
I
Litwini i Polacy
I
1
.
Na całej przestrzeni ziemi dawnej Rzeczypospolitej, od Morza Bałtyckiego do Morza
Czarnego i od Dniepru do Warty, nie ma serca polskiego, które by nie obejmowało rów-
ną miłością Litwy i Korony. Są to dla nas pojęcia nierozdzielne i ani w marzeniach
przyszłości, ani we wspomnieniach przeszłości nie potrafi my odłączyć Orła Białego od
Pogoni. Litwini i Polacy są chyba ze sobą zrośnięci na zawsze i chcieć rozdwajać ten już
jednolity organizm, jest to samo, co dążyć do jego zaguby.
Znaleźli się jednak ludzie dość niegodziwi czy może tylko bardzo zaślepieni, którzy
się podjęli tej roboty i ku największej uciesze naszych wrogów próbują siać ziarno nie-
zgody w łonie wielkiej polsko-litewskiej rodziny.
***
Litwa etnografi czna obejmuje dziś gubernię kowieńską, dawniejszą Żmudź, i części
guberni wileńskiej i grodzieńskiej, a dawnych województw nowogrodzkiego i wileń-
skiego. Mieszka tam około 2 milionów ludzi mówiących po litewsku, językiem staro-
żytnym i pięknym, ale nie posiadającym żadnej literatury i żadnego literackiego wyro-
bienia. Językiem miast, szlachty, inteligencji, a nawet bardziej rozwiniętych włościan
jest, był i będzie język polski, pomimo gwałtownych wysiłków rządu rosyjskiego, aby
Litwinom narzucić język rosyjski.
***
Oprócz Litwy właściwej i Żmudzi, mieszka jeszcze blisko 100 000 Litwinów
w Prusach wschodnich w obwodzie tylżyckim, pomiędzy ujściem Niemna a granicą
rosyjską. Są oni protestantami – bardzo lojalnymi poddanymi króla pruskiego i stawia-
li tylko nieznaczny opór germanizacji. Całe młodsze pokolenie jest na pół zniemczo-
ne, a znawcy stosunków utrzymują, że najdalej za ćwierć wieku język litewski będzie
w Prusach wytępiony. Mimo to wytworzył się tam ruch literacki, podtrzymywany przez
dość liczną emigrację litewską w Ameryce Północnej. Powstały tygodniki i modlitew-
niki litewskie, zbiory pieśni litewskich, a nawet elementarze. Znaczna część tych wy-
1
„Głos Narodu” R. XI (1903), nr 80 (Wydanie poranne).
16
Litwini i Polacy
dawnictw jest przemycana na Litwę polską, a lud tamtejszy pracowity, pobożny i żądny
wiedzy, chętnie garnie się do czytania, tym bardziej, że dostęp książek polskich jest
niesłychanie utrudniony, bo władze rosyjskie pilnie baczą, aby włościanie z polskich
książek nie korzystali. Oczywiście nikomu z Polaków nawet do głowy nie przychodzi
występować przeciwko książkom litewskim; przeciwnie, nawet wielu z nich popiera
czynnie te zaczątki litewskiej literatury, której przyszłość i rozwój są zresztą jeszcze
bardzo niepewne.
II
2
Rząd rosyjski zwracał uwagę na kwestię litewską dopiero po 1863 roku i oczywiście
tylko dlatego, że pragnął znaleźć wśród Litwinów sprzymierzeńców w walce z Polakami.
Nadzieje te zawiodły całkowicie i wiekowe braterstwo okazało się silniejsze niżeli ob-
łudne podszepty wspólnych ciemiężycieli Polski i Litwy.
Dopiero w latach 1870–1880 powstał w Petersburgu ruch zwany litwomańskim, ma-
jący już pewne separatystyczne cechy – i, co dziwniejsza, popierany pierwotnie przez
wielu Polaków. Znany nasz sentymentalizm odegrał i w tym wypadku wybitną rolę.
Litwomanami zostali jedni przez ślepy doktryneryzm, inni w błędnym mniemaniu, że
wywołanie narodowego ruchu wśród Litwinów będzie kłopotliwe dla rządu rosyjskiego.
Tak samo i z podobnych pobudek działali niektórzy Polacy przy budzeniu się ruskiego
ruchu.
Litwomani petersburscy okazywali już niejednokrotnie niechęć swą do Polaków
i zwracali się nawet do rządu rosyjskiego, szukając tam poparcia i pomocy. Główną jed-
nak przeszkodą silniejszego rozwinięcia litewskiego piśmiennictwa stanowiła kwestia
alfabetu.
***
Literatura litewska nie istniała wcale przed XIX wiekiem; do tego czasu wydruko-
wano zaledwie sto kilkadziesiąt książek litewskich – i to wyłącznie treści religijnej.
W pierwszej połowie XIX stulecia wyszło około 200 książek litewskich, przeważnie
w Prusiech, a ruch wydawniczy ożywił się dopiero po 1850 roku.
Murawjow czy też jego następca Kaufman, chcąc ludność litewską zruszczyć i spra-
wosławić, nie wymyślili lepszego środka nad zakaz drukowania książek litewskich ła-
cińskim alfabetem. Zatem od 1864 książki litewskie pojawiają się w Rosji drukowane
wyłącznie grażdanką, co miało ten skutek, że lud ich czytać nie chciał.
Trzechsetletnie przyzwyczajenie do łacińskiego pisma było powodem tego zjawiska,
że lud nie czytał książek drukowanych pismem rosyjskim, uważając je za heretyckie,
i czynił wszelkie wysiłki, by pozyskać drogą kontrabandy książki litewskie drukowane
za granicą pismem łacińskim, nie bacząc na ich konfi skaty, na kary i na areszty sprze-
dawców. O rozmiarach szerzenia się w guberniach litewskich zagranicznych druków
litewskich można sądzić z tego, że między rokiem 1891 a 1892 komory celne skonfi sko-
wały 173 tysiące egzemplarzy książek litewskich, a zapewne nie mniej skonfi skowała
2
Ibidem, nr 82 (Wydanie poranne).
17
Litwini i Polacy
ich policja. Litewskich książek do nabożeństwa drukuje się corocznie przeszło 30 ty-
sięcy egzemplarzy i sprzedają je po 2 ruble, podczas gdy drukowane pismem rosyjskim
kosztują po 30 kopiejek i nie znajdują zbytu. Od r. 1864 do 1891 wydano pismem rosyj-
skim tylko 25 książek: elementarzy, podręczników naukowych, książek do nabożeństwa
oraz kilka tomów treści naukowej i beletrystycznej, podczas gdy za granicą wyszło spod
pras drukarskich w tymże czasie przeszło 700 książek i czasopism.
Obecnie rząd spostrzegł błąd popełniony przez wileńskich satrapów i zakaz łaciń-
skiego alfabetu będzie wkrótce cofnięty.
Józef Albin Herbaczewski
Litwini i Polacy
I
1
Przedstawiwszy w poprzednich artykułach treściwy obraz kwestii litewskiej, dajemy
obecnie głos zapalonemu Litwinowi, panu Herbaczewskiemu; komentarze nasze do jego
wywodów zamieścimy później.
***
Ruch ludowy litewski w kierunku unarodowienia się, ochrzczony mianem litwomań-
skiej separacji, jest naturalnym przejawem zbiorowego żywiołu społecznego, uzasadnio-
nym choćby nieświadomym pędem do współdziałania w pracy kulturalno-umysłowej
nad wytworzeniem syntezy myśli. Jest młody, więc razi swoją naiwnością i niedojrzałoś-
cią. Przechodzi dopiero prymitywną fazę rozwoju, więc zdradza „chorobę dreszczów”.
A ta choroba cechuje wszelki żywot na początku rozkwitu. Szata ciasnego nacjonalizmu
lub krzykliwego radykalizmu, walczącego brutalnością, w jakiej widzimy przodow-
ników tego ruchu, bynajmniej nie upoważnia jeszcze do negowania istotnej potrzeby
tego bądź co bądź żywiołowego przejawu życia budzącego się do czynów. Bezmyśl
nie rządzi światem. Najgorszy materialista zaprotestowałby przeciwko wszechwładzy
bezmyśli. A więc istnieje coś w nas samych, co jest niewiadomości tajemnicą. A ta właś-
nie tajemnica jest władczynią czynów wszelkich. Nacjonalizm lub radykalizm litewski
jest „dreszczem” przejściowym; tak samo ruski i polski i wszelki inny. Ten „dreszcz”
uzasadniony jest strasznie wyjątkowym położeniem ludu litewskiego, który dopiero te-
raz zaczyna żyć, doznawszy ocknienia po tylu latach uśpienia, i już spotyka na drodze
żywota wielkie tamy i szubienice… Z jednej strony indywidualny byt ludu (do którego
bezsprzecznie ma prawo!) gwałtownie atakuje przemoc caratu, z drugiej znów strony
zagraża mu kultura polska, która miasto przyświecać wzniosłości światłem, walczy bro-
nią zaślepienia i nietolerancji. A wszak Litwa ma prawo widzieć w kulturze polskiej
nie wroga, jeno matkę; boć przecie kultura polska, jako synteza współdziałania „trój-
duszy” (Polski, Rusi i Litwy), nie jest wyłącznym wytworem Polaków, lecz w s p ó l n ą
w ł a s n o ś c i ą t r z e c h z b r a t a n y c h w n i e w i a d o m o ś c i p r z e c z u c i u n a r o d ó w.
Akcentuję to zdanie i pragnę usłyszeć oddźwięk szlachetnego zrozumienia.
Właśnie w tym wyjątkowym położeniu ludu litewskiego trzeba szukać tego dziw-
nego objawu, który zaślepiona część publicystów i moralistów polskich mianuje nazwą
1
„Głos Narodu” R. XI (1903), nr 85 (Wydanie poranne).
19
Litwini i Polacy
wroga narodu polskiego. Bezstronność nakazuje przyznać, że prawie żaden z ludów,
mających chlubną historyczną przeszłość, nie doznaje w Rosji tak strasznych prześla-
dowań. I ta sama bezstronność nakazuje p o d z i w i a ć t y t a n i c z n ą m o c ducha ludu
litewskiego, który wytrwał niezwalczony po dziś dzień w okrutnej walce z Krzyżakami
i z caratem. A wszak Litwinów jest zaledwie garstka – 2 miliony!
W istocie swojej ruch ludowy litewski niczym nie zagraża indywidualnemu bytowi
narodu polskiego. Wszelkie obawy nie mają najmniejszej racji już z tej przyczyny, że
słabsza kultura litewska absolutnie nie zwalczy potężnej kultury polskiej. Takie obawy
grzeszą śmiesznością i urągają obskurantyzmem. A ten, kto głosi te obawy, zdradza ma-
łoduszność i ubliża godności mocy ducha polskiego.
Tak samo grzeszą obskurantyzmem obawy, że Litwini, skoro tylko carat dla osiągnię-
cia swych nikczemnych planów obdarzy Litwinów wolnością prasy, mogą stać się gor-
liwymi sprzymierzeńcami Rosji (w dowód wdzięczności) przeciwko Polsce. Ten fałsz
(zresztą szkodliwy i nieuczciwy) obala sama już psychologia ludu litewskiego, który,
jako wierny sługa Kościoła katolickiego, absolutnie nie zbrata się z opiekunami schizmy
przewrotnej.
P r a w d z i w a i n t e l i g e n c j a l i t e w s k a nigdy n i e b y ł a i n i e b ę d z i e wrogo uspo-
sobiona względem polskiego narodu. Są dowody drukowane, że ta inteligencja głosiła
szlachetny szacunek dla Polski, narzekając tylko na zaślepionych synów Polski, któ-
rzy burzą dzieło braterstwa. Na młodzieńców, ogarnionych ideą fi xe, nie warto zwracać
uwagi. Boć przecie wstyd zajmować się tymi, którzy grzeszą zarozumiałą głupotą, zaśle-
pieniem i niedojrzałością moralną. Naród tworzą charaktery. Tych trzeba szukać, chcąc
wydać sprawiedliwy (nie Piłatowy) sąd na braci. A lud litewski ma jednostki charakteru,
które domagają się wejrzenia oka duszy polskiej. Niejednokrotnie te jednostki wyciągały
do Polaków dłonie swoje z szlachetnym zamiarem zawarcia kompromisu, ewentualnie
sojuszu we wspólnej walce z przemocą caratu. Lecz, niestety, miały nieszczęście spotkać
się z rycerzami nacjonalizmu polskiego, którzy zignorowali ich serdeczne życzenie wej-
rzeniem wzgardy i pychy. Więc nie dziw, że rozgoryczone odwróciły się od Polaków, nie
tracąc wszakże nadziei, że kiedyś może przemówią prawdziwi synowie Polski i odnowią
potargane przymierze dusz.
II
2
Większość publicystów polskich, zarzucając Litwinom chorobę, nie raczy chcieć ba-
dać ich choroby, jeno lekkomyślnie pisze złośliwie recepty, ośmieszając siebie i jeszcze
więcej podjudzając lud litewski przeciwko polskości. Oczywiście rozgoryczenie potę-
guje się. Następuje zaćmienie jaźni, a w ślad za tym rodzi się nienawiść. Publicyści pol-
scy o to się nie troszczą. Odważni są w walce na pióra! Bardzo odważni! Lecz tchórze
w zgłębianiu przyczyn groźnych chorób społecznych. I są odpowiedzialni za to, że lud
litewski podjudzają przeciwko polskości. Albowiem nie raczą chcieć poznać zbiorowej
duszy ludu litewskiego, która nosi w sobie utajoną kulturę bramańską i, zdaniem same-
2
Ibidem, nr 86 (Wydanie poranne).
20
Józef Albin Herbaczewski
go Mickiewicza
3
, obdarzonego niemal proroczym zmysłem intuicji, jest „kluczem do
wszelkich zagadnień słowiańskich”. Słowo „klucz” ma niemal prorocze znaczenie. Nie
mówię frazesów, jeno czynię spowiedź uczucia swego.
Badając psyche Litwina powierzchownie, medycznie, antropologicznie, zdradzając
przy tym wstręt do „chamstwa” (które przecież nosi mitów moc!), oczywiście uznamy
zdanie Mickiewicza za licentia poetica. Lecz gdy zajrzymy do samej głębi duszy Litwina
i poznamy ten święty Agni (Ugnis)
4
, niemal z trwogą przekonamy się, że mamy do czy-
nienia z ludem, który może odegrać w Europie wielką (kto wie, może straszną) rolę. To
nie frazesy. To hipoteza, oparta na rzeczywistości i na psychologii dziejów ludzkości.
Litwini dzięki swemu konserwatyzmowi zachowali najwięcej pierwiastków czystej
kultury aryjskiej. Dowodem tego mity, legendy, w ogóle cała litewska poezja ludowa,
tak wspaniała i wzniosła, tak głęboka i religijna, tak piękna i rzewna, że mimo woli przy-
pominają się hymny kapłanów bramańskich. Lessing pierwszy zwrócił uwagę na ma-
giczny czar tych pieśni, a Göthe się rozkoszował ułamkami tej poezji. Niemieccy ucze-
ni, badając mity, legendy i pieśni litewskie, prawie zgodnie wyrażają swój podziw, że
Litwini są narodem kapłanów-myślicieli. A więc Litwini nie są tak niekulturalni, jak się
pozornie wydaje. Kultura ich, utajona w głębi niewiadomości, która de facto rządzi czło-
wiekiem – jako Opatrzność Boża – może być oknem do zrozumienia indyjskiej fi lozofi i,
z którą Wajdeloci, żyjący po dziś dzień w poetycznej wyobraźni ludu litewskiego, mieli
ścisłe pokrewieństwo. Litwini mogą nieświadomie przeć na Europę utajoną myślą swo-
ją. (Czynię aluzję do fi lozofi i niemieckiej, która wszak spożyła pracę ducha Litwinów-
Prusaków i w konsekwencji mogła doprowadzić do buddyzmu Schopenhauera).
Wreszcie trzeba i to uwzględnić, że Litwini przyjęli czynny udział w pracy kulturalnej
Polski. Wydała mężów tak zacnych i potężnych, że zasługuje na szacunek. Bezstronność
każe uznać, że w Mickiewiczu, który był owocem syntezy myśli „trójduszy”, najwspa-
nialej objawiła się owa apostolska idea Wajdelotów, cudem czynów odradzająca gnuśny
żywot.
Nie trzeba więc przesądzać faktów, mówiących przeczuciem groźnych wypadków,
ani lekceważyć naturalnych przejawów życia społecznego. „Trzeba umieć czytać idee
w faktach”, mówi Ernest Hello
5
. I słusznie. Wszelka idea na początku ewolucyjnego po-
chodu wydaje się potworna, a nawet godna wzgardy. Albowiem grzeszy niewiadomości
ruchami, szukającymi uświadomienia w czynach realnych. Wszelka idea dzieckiem jest,
gdy zamieszka w zbiorowej duszy ocenionego ludu. Może razić nas, wychowanków
wyrafi nowanej kultury, hałaśliwym krzykiem, lecz zarazem może działać na uczucie
nasze rzewnością skargi bolesnej, protestem dziecięcia skrzywdzonego przez macochę.
I dlatego trzeba umieć chcieć patrzeć w przyszłość, trzeba umieć być tolerancyjnym.
3
W Adama Mickiewicza Literaturze słowiańskiej. Kurs trzeci. Wykład XV. VI. Badanie historyczne
i literackie. [Piątek] 24 marca 1843: [Mitologia litewska. Rzut oka na dzieje Litwinów. – Lud ten jest odła-
mem ludu indyjskiego. – Jego oddziaływanie na Północ. – Przyczyna jego teraźniejszej bezczynności] – „I tak
bóstwo niewidome, niezgłębione, wszechdusza, B r a h m a Indów, P r a ż i m a s Litwinów, ujawnia się i ukazuje
w swym działaniu, w swej emanacji, jako D e w a j, co po litewsku znaczy b o g o w i e, a co byłoby dla nas
trudne do zrozumienia, gdybyśmy nie mieli wyrazu słowiańskiego d z i e j, d z i a ć, to jest działać”.
4
Agni (z sanskr. ‘ogień’) – indyjskie bóstwo ognia, światła słonecznego, piorunów, opiekun domowego
ogniska.
5
Ernest Hello (1828–1885) – pisarz i eseista francuski, autor szkiców religijno-moralno-fi lozofi cznych;
po polsku ukazały się jego m.in. Z życia i ze sztuki (1901), Człowiek (1907), Filozofi a i ateizm (1909), Oblicza
świętych (1910), Studia i szkice (1912).
21
Litwini i Polacy
Wiek XIX grzeszył niespodziankami, które wprawiły Europę w zdumienie. I któż się
spodziewał, że Bułgaria stanie się „jabłkiem niezgody”? Wiek XX także może posiać
niespodzianki. Litwa może przemówić głosem ocenionego tytana, który ma wiele, wiele
do powiedzenia.
Wszelkie tłumienie ruchów narodowościowych pośmiewiskiem jest. Nikt nie zata-
muje wód majestatycznego Niemna, który wszak może być symbolem ducha Litwy.
Utworzona tama może zagrozić zagładą tym, którzy walczą zagładą. Życie ma swoje
nieubłagane konsekwencje i okrutnie mści się na czyniących gwałt choćby nieświadomy.
W imię chrześcijańskiej miłości trzeba współdziałać z ludem, szukającym utraconej
mocy pioruna, karzącego zbrodnię. Stanowisko zaślepionej części społeczeństwa pol-
skiego względem Litwinów może doprowadzić do niepożądanych konsekwencji, z któ-
rych nie omieszka skorzystać przebiegły carat. Nietolerancja, wroga idei Chrystusowej,
może doprowadzić do rozłamu w Kościele. Litwa może wydać swego Husa. Trzeba być
przygotowanym na straszne niespodzianki.
Zdaniem moim, Polacy, jako przodownicy kulturalni, winni pierwsi wyciągnąć do
Litwinów dłonie swoje, opromienione braterstwa światłością. I niepodobna przypusz-
czać, iżby Litwini odwrócili się od Polaków ze wzgardą. Nie! Litwini pragną odnowić
przymierze i oczekują dnia… Grunwaldu przyszłości…
A. C.
Polacy i Litwini.
Spór o szlachtę litewską
1
W r. 1903 pojawiła się w Tylży broszura w języku polskim i litewskim pt. Głos
Litwinów do młodej generacji magnatów, obywateli i szlachty na Litwie
2
, pochodząca
z kół narodowo-umiarkowanej partii litewskiej i mająca charakter wynurzenia progra-
mowego. Sens obszernych wywodów był krótki: szlachta litewska powinna wyrzec się
polskości. Zdaniem autorów, teraźniejsze jej stanowisko jest nie tylko fałszywe, ale i „po-
tworne”, z jednej strony bowiem poczuwa się ona do kulturalnej jedności z Polakami,
a nawet posługuje się językiem polskim jako ojczystym, z drugiej strony nie myśli wy-
rzec się nazwy szlachty litewskiej i związanych z tym praw i obowiązków jako natural-
nej przedstawicielki Litwy, a w szczególności ludu litewskiego. Taki stan rzeczy (mówią
autorowie broszury tylżyckiej) nie może i nie powinien się utrzymać. Ruch narodowo-
-litewski zmusi szlachtę do zajęcia bardziej określonego i zdecydowanego stanowiska,
do wybrania stanowczo i niepodzielnie jednego z dwojga: polskości albo litewskości.
„Polak albo Litwin – zgoda, ale Litwino-Polak czy Polako-Litwin to potwór, którego
samo imię wstrętem nas zapełnia”. Autorowie nie wierzą już w regenerację pokolenia
starszego. To pokolenie umrze takim, jakim się urodziło. Ale młodzi mogą i powinni się
nawrócić, do młodych więc zwraca się Głos z wezwaniem, któremu towarzyszy szereg
ponętnych obietnic: jeżeli „obiorą sobie sztandar litewski”, jeżeli nauczą się po litewsku
i uznają ten język za swój rodzinny i towarzyski, jeżeli staną się działaczami w sprawie
litewskiej, jeżeli z „książąt, hrabiów i obywateli polskich” przemienią się w „książąt,
hrabiów i obywateli litewskich”, wówczas uznani zostaną przez umiarkowanych naro-
dowców za „czoło narodu”, za „klasę przodującą”. Lecz jeżeli proponowanej sobie roli
nie przyjmą, stosunki inaczej zupełnie będą się musiały ułożyć. Nie za „naturalnych
przewodników”, ale za wrogów ludu litewskiego poczytana zostanie szlachta litew-
ska i nie za obywateli ziemi zasiedziałej od wieków, lecz za „obcokrajowców na równi
z przybyłymi tutaj Niemcami itp.”. Lud (grożą autorowie broszury) uzna sąsiadujących
z nim o miedzę ziemian za cudzoziemców i odmówi im moralnych praw stanowienia
wraz z nim o losach Litwy.
1
„Kraj” (Petersburg) R. XXIV (1905), nr 18 (1192), s. 12–14.
2
A. Jakštas-Dambrauskas, Głos Litwinów do młodej generacji magnatów, obywateli i szlachty na Lytwie
(sic!), b.m. i r. (Tylża 1903); pod tekstem na s. 32: Dozwoleno cenzuroju. Moskwa 1902 goda, Sientiabria 8
dnia. No 3124 (przedruk za wydaniem drugim powiększonym i poprawionym, Kowno 1906 [W:] W kręgu
sporów polsko-litewskich na przełomie XIX i XX wieku. Wybór materiałów. Tom I. Wybór i opracowanie:
Marian Zaczyński i Beata Kalęba, Kraków 2004, s. 45–58).
23
Polacy i Litwini. Spór o szlachtę litewską
Taki był sens proklamacji, wystosowanej przez umiarkowanych narodowców do
młodego pokolenia szlachty na Litwie. Objaśnijmy jeszcze, że autorowie zastrzegli się,
iż mają na myśli zawsze tylko Litwę etnografi czną, więc gubernię kowieńską, oraz czę-
ści guberni: suwalskiej, wileńskiej, grodzieńskiej i witebskiej. W tych jedynie granicach
obraca się poruszona przez nich sprawa.
Wyzwanie tylżyckie znalazło rychły odzew. Ukazała się „odpowiedź młodego szlach-
cica litewskiego”, jednego z tych, do którego wezwanie było adresowane, pt. Przenigdy!
3
.
„Młody szlachcic” odrzuca wręcz propozycję w ten sposób postawioną i przeczy kate-
gorycznie, jakoby w płożeniu szlachty na Litwie zachodziła jakaś dwuznaczność, ja-
koby istniała konieczność jakiejś alternatywy, jakiegoś wyboru pomiędzy białym lub
czarnym. Nie chce on wyzbyć się języka polskiego i polskiej kultury i nie widzi po-
trzeby rezygnować dlatego z praw odziedziczonych i przyrodzonych, które przysługują
mu jako szlachcicowi litewskiemu. Uważa siebie za „po polsku mówiącego Litwina”,
jak są po angielsku mówiący Irlandczycy po francusku mówiący Szwajcarowie, co nie
przeszkadza wcale, że czuje się ściśle zespolony z ludem litewskim, a znajomość jego ję-
zyka uważa za konieczny postulat i warunek serdecznych z nim stosunków. Odpowiedzi
„młodego szlachcica” towarzyszyła milcząca aprobata warstwy, do której adresowali au-
torowie tylżyckiej odezwy. Niemniej dyskusja wszczęta Głosem Litwinów nie zamknęła
się od razu.
Podjął ją niebawem „Futurus”, ogłaszając uwagi, streszczające spór obu poprzednich
broszur
4
. Futurus, podobnie jak autor Przenigdy!, wychodzi z założenia, że naród litew-
ski jest dwujęzyczny: lud i znaczna część warstwy wykształconej posługuje się prastarą
litewszczyzną, szlachta od setek lat mówi po polsku. Taki stan rzeczy wytworzyła histo-
ria i chcieć go zmienić na komendę znaczy tyle, co żądać, „by tocząca się rzeka popły-
nęła wstecz do swych źródeł”. Używanie języka polskiego nie przeszkadza nikomu być
prawdziwym Litwinem. Mowa jest tylko formą narodowego życia, a treścią narodu jest
odrębny duch, charakter, codzienne cechy moralne i szczególne uzdolnienia wyróżnia-
jące go spośród innych. W kulturze polskiej jest zresztą tyle pierwiastków litewskich,
że Litwin w żaden sposób nie może jej uważać za obcą. Autor nie widzi żadnej sprzecz-
ności w tym, żeby z jednej strony nie odstępować kultury polskiej, z drugiej – uznać
i wspierać ruch narodowo-litewski i uczyć się litewskiego języka; sądzi nawet, że zie-
mianie powinni założyć litewskie pismo dla dawania odpowiedzi na niesłuszne zarzuty.
Język polski stał się dla szlachty litewskiej własnym, bo rodzinnym i odziedziczonym po
wielu generacjach, i wyrzec się go dziś nie jest „ani możliwe, ani cnotliwe”. Natomiast
dobrze zrozumianym obowiązkiem byłoby, by szlachta umiała także po litewsku, a inte-
ligencja wychodząca z ludu litewskiego – także po polsku. Jak stosunki językowe ułożą
się w przyszłości, to zakryte przed oczyma pokolenia naszego. Na dziś przyjąć należy za
hasło: „w kwestii mowy rodzinnej – wolny wybór, w sprawach politycznych i społecz-
nych – jedność, we wszystkich stosunkach – miłość”.
3
Przenigdy! Odpowiedź na „Głos Litwinów do młodej generacji magnatów, obywateli i szlachty Ne
Litwie, Kraków 1903 (przedruk [W:], W kręgu sporów, op.cit., s. 63–79).
4
Futurus [K. Skirmuntt], O prawdę i zgodę. Z powodu „Głosu Litwinów do magnatów, obywateli i szlach-
ty na Litwie” i odpowiedzi młodego szlachcica litewskiego, Lwów 1904 (przedruk za wydanie drugim, Lwów
1906 [W:] W kręgu sporów, op.cit., s. 125–135).
24
A. C.
Podobne stanowisko zajął i autor dalszych uwag, wygłoszonych w sprawie powyż-
szej, Romunt
5
. Liczy się on z faktami dokonanymi, które wpłynęły na takie a nie inne
ułożenie się stosunków językowych na Litwie etnografi cznej, i sądzi, że program postę-
powania Litwinów mówiących po polsku nie może być jednolity ani, na razie, wykoń-
czony, lecz musi stosować się do szczególnej roli, jaką im wyznaczyła historia. Więc
powinni i mogą zachować duchową łączność z cywilizacją polską, powinni i mogą nie
wyrzekać się z lekkim sercem mowy, której używały całe pokolenia przodków, a równo-
cześnie kochać lud litewski i jego mowę i dbać o jego rozwój. „Niech się tylko szczery
stosunek w tym duchu ustali – mówi Ro…munt – a uczciwy i rozsądny Litwin-włościanin
będzie mógł wybaczyć swemu bratu szlachcicowi odrębność mowy, bez drżenia o losy
Litwy”. Udział w pracy nad odrodzeniem narodu litewskiego jest obowiązkiem szlach-
cica-Litwina na równi z pielęgnowaniem węzłów, które go łączą z polską kulturą. Młode
pokolenie powinno, obok języka polskiego, znać także litewski, aby mogło obcować
z ludem. Pokoleniom zaś, które przyjdą, należy zostawić rozstrzygnięcie sprawy języka
domowego i rodzinnego szlachty na Litwie.
Dotąd mówili przedstawiciele szlachty litewskiej, tej, do której Głos tylżycki zwró-
cił się z propozycją przyjęcia przodownictwa z rąk działaczów narodowo-litewskich
za cenę wyrzeczenia się polskości. Odpowiedź, jaką dała „młoda generacja magnatów,
szlachty i obywateli”, jest jasna i wyraźna.
Lecz oto stanowisko przez nią zajęte popiera Litwin, działacz narodowy litewski:
autor broszury o odrodzeniu Litwy wobec sprawy polskiej
6
. Niedorzecznością jest, po-
dług niego, idea przymusowego odpolszczania. Współdziałanie kulturalne Litwinów
z Lechitami wytworzyło pewien odrębny typ narodowości, typ „litewskiego Polaka”,
którego psychologia jest zbyt złożona, iżby się dała od razu przemienić według jakiejś
recepty. „Wyrwać z duszy litewskiego Polaka kulturę lechicką i rzucić ją na śmietnik, to
marzycielstwo graniczące z obłędem” – opiniuje publicysta litewski. A więc? Niechaj
tylko szlachta na Litwie „pamięta o obowiązkach swych w stosunku do otoczenia” i wy-
pełnia je sumiennie, bez wyprzysięgania się polskości. Powinna ona i może stać się
pomostem do moralnego zjednoczenia dwóch narodów sąsiadujących o miedzę, a więc
skazanych na obcowanie z sobą, tj. odmłodzonego narodu litewskiego, który pragnie
wytworzyć odrębną od Polaków kulturę, a narodem polskim. Oto doniosła rola, jaką jej
wyznacza dalszy rozwój dziejowy.
5
Romunt [R. Skirmuntt], Nowe hasła w sprawie odrodzenia narodowości litewskiej. Napisał…, Lwów
1904 (przedruk [W:] W kręgu sporów, op.cit., s. 137–144).
6
J. A, Herbaczewski, Odrodzenie Litwy wobec idei polskiej, Kraków 1905.
Stare złudzenia
1
Jak nie ma kraju, w którym by politycy tak byli pod wpływem przeszłości, tak nie ma
kraju, w którym by historycy tak byli pod wpływem teraźniejszości – mówi Macaulay
2
o Anglii. Pierwsze jest w ustach jego pochwałą, drugie ma być naganą – niesłusznie. Bo
jeśli stary pewnik: historia vitae magistra usprawiedliwia dostatecznie wpływ przeszło-
ści na polityków doby obecnej, to w ostatnich czasach coraz jaśniejszy staje się pewnik
inny: vita historiae magistra, pewnik, że przeszłości nie zrozumie, dla kogo polityczna
teraźniejszość jest księgą z siedmioma pieczęciami.
Nie będzie więc występkiem przeciw naukowej metodzie historycznej jeśli powie-
my, że jeden z ważniejszych dokumentów do dziejów Polski z XV i XVI wieku pocho-
dzi z wieku XIX i XX. Jest to ruch narodowy litewski, który wskutek konstytucyjnego
w Rosji przewrotu, obok swej etnografi cznej cechy, nabrał nagle i politycznego znacze-
nia, znalazł praktyczny wyraz nawet w cyfrach i rezultatach wyborczych. Zmierza on do
wytworzenia nowej, od polskiej odrębnej jedności cywilizacyjnej, przy czym ta właśnie
odrębność i jej specjalny antypolski kierunek nadają całemu ruchowi najwybitniejsze
piętno. One to pozwalają zrozumieć dziwne dzieje polsko-litewskiego connubium od
chrztu Litwy aż do unii lubelskiej, całą tę poszarpaną linię rozwoju polsko-litewskich
stosunków, dążącą raz prosto do unii realnej, drugi raz zmierzającą aż do rozerwania
personalnej. Ta sama to instynktowna dążność świeżo do kultury zachodniej zbliżone-
go społeczeństwa ku stworzeniu własnej duchowej, cywilizacyjnej fi zjognomii, dążność
rozbijająca się wówczas o opokę stosunków faktycznych, o najsilniejszą z sił, siłę rze-
czy. Dla kogo ta identyczność obu ruchów po czterech wiekach ciszy nie ulega wątpli-
wości, ten na obecny proces „litwomaństwa” patrzeć będzie bez sentymentalizmu, bez
westchnień i skarg na niewdzięczność, ale też i bez głębszego niepokoju, przynajmniej
sub specie aeterni. Co naturalnie nie przeszkadza, że proces to przedstawiający pierw-
szorzędny interes socjologiczny.
Spróbujmy z jego pierwowzoru sprzed laty czterystu wyjąć jedną, krótką epokę,
będącą jakoby w miniaturze obrazem całego ruchu ówczesnego, dziewięciolecia mię-
dzy śmiercią Kazimierza Jagiellończyka a wyborem Aleksandra na tron polski, epokę
Olbrachta w Polsce, a Aleksandra na Litwie. W r. 1492 panowie litewscy wymyślają
testament Jagiellończyka, żeby umożliwić i usprawiedliwić zerwanie unii personalnej
z Polską. Koronują Aleksandra na gwałt w Wilnie, a marszałek Chreptowicz zachęca
1
„Czas” R. LX (1907), nr 79 (Wydanie wieczorne).
2
Thomas Babington Macaulay (1800–1859) – angielski historyk i polityk, członek Izby Gmin z ramienia
wigów; po polsku ukazały się jego Szkice historyczne z 1846 roku (1876) oraz Dzieje Anglii od wstąpienia na
tron Jakuba II, t. 1–5 z 1849–1861 (1873–1874).
26
Stare złudzenia
wielkiego księcia, żeby „podniósł to państwo ponad wszelkie inne i żeby nim rządził
nie na sposób włoski, który jest szalbierczy, ani na czeski, ani na niemiecki, ale wedle
prawdziwej, litewskiej tradycji i za przykładem wielkiego Witolda”. Dążność do stwo-
rzenia własnego, rodzimego typu politycznego, narodowego, kulturalnego widoczna jest
w pompatycznym przemówieniu marszałka.
A w dziewięć lat później Aleksander pisze do kardynała Fryderyka, prosząc o popar-
cie na tron polski, i wyznaje, że dualizm w rządach zawiódł nadzieje i osłabił oba pań-
stwa i narody. W trzy miesiące zaś później przybyło do Piotrkowa na sejm poselstwo
litewskie pod wodzą tego samego biskupa wileńskiego, który koronował był Aleksandra
jako wielkiego księcia; mowa posłów dowodzi, że zapatrywania możnowładztwa litew-
skiego zmieniły się przez te dziewięć lat gruntownie. Ci sami ludzie, którzy dla zerwania
unii personalnej powoływali się byli na ostatnią wolę Kazimierza, teraz powołują się na
unię personalną jako na „stary obyczaj”.
Cóż się stało? Oto przez to dziewięciolecie potęga moskiewska, groźna już w r. 1492,
stała się dla Litwy straszna w r. 1501. Oderwana faktycznie od Polski pod Aleksandrem
Litwa, nie mogła jej się obronić własnymi siłami i zaczęła tracić na jej rzecz gród za
grodem, ziemię za ziemią. Okazało się, że między Polską a Moskwą nie ma miejsca na
żywotny twór polityczny, że Litwa poza związkiem z Polską, z Zachodem czeka tylko
pożarcia przez Moskwę, przez Wschód.
Takie były nauki „litwomaństwa” Chreptowicza, Radziwiłłów i Gasztołdów.
Odtąd zewnętrznie wszystko się zmieniło: państwo polskie i litewskie upadło, moż-
nowładcy litewscy się spolszczyli lub zruszczyli, żywioł polski i litewski dostał się pod
rządy następców Iwana Wasylewicza. A jednak obecny ruch litewski nie jest niczym
innym, jak zmodernizowaniem tych samych, starych dążności. Jest przełożeniem ich
na język demokratyczny: miejsce biskupów, marszałków i wojewodów litewskich za-
jęli zgodnie z duchem czasu wikarzy, kandydaci adwokaccy i studenci litewscy, którzy
chcą żyć nie na sposób włoski, ruski lub niemiecki, lecz wedle prawdziwego i litew-
skiego obyczaju. I pomyłka jest dziś ta sama co wówczas. Nie ma Królestwa Polskiego
ani Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, ale są jak wówczas dwa typy cywilizacyjne,
polski, zachodni, i rosyjski, wschodni. I jak wówczas, nie ma między nimi miejsca na
cywilizacyjny typ trzeci, litewski. Jak Wielkie Księstwo Litewskie wobec moskiewskie-
go, tak ostać się nie może słabiutka własna, tradycyjna kultura litewska wobec kultury
zwycięzcy, jeśli się odszczepi od polskiej. Litwomaństwo jest dziecinnym złudzeniem.
Walka na dwa fronty, walka przeciw Zachodowi i Wschodowi przechodzi siły znacznie
większe od tych, które reprezentuje żywioł litewski.
Usiłowania zerwania dziś już nie personalnej, ale cywilizacyjnej, duchowej unii
z Polską osłabiłoby – jak pisał Aleksander – zarówno Polaków, jak Litwinów, nie wy-
szłoby na tych ostatnich korzyść, ale tak jak przed czterystu laty wyłącznie na korzyść
Rosji. Niebezpieczeństwo jest z wielu względów większe niż wówczas. Naprzód Rosja
prócz własnego, pełnego sprzeczności, ale niewątpliwie indywidualnego typu kultury
ma wobec Litwinów jeszcze jedną kolosalną siłę: władzę w ręku. A dalej, demokracje
mają z reguły daleko mniej zmysłu politycznego od arystokracji, więc dzisiejsi następcy
Jurjewiczów i Olechnowiczów nie tak łatwo spostrzegą swoją pomyłkę. Ale otrzeźwie-
nie przyjść musi. Przyjdzie tym rychlej, im bardziej ze strony rosyjskiej ruch litewski
będzie doznawał opieki i poparcia. Przywódcy litewskiej demokracji ujrzą, dla kogo
27
Stare złudzenia
właściwie pracują. I jeśli narodu swego do samobójstwa pchać nie chcą, nawrócą z błęd-
nej drogi!
Pozostanie z tego epizodu jedna tylko, ogólnoludzka nauka. W historii – mówią – nic
się nie powtarza. Mówią tak i historycy, których uderza bogactwo i różnolitość form roz-
woju rzeczy ludzkich. Ale form tylko. W istocie – widzieliśmy tu właśnie – wszystko się
powtarza. Zawsze te same prądy wstrząsają duszą społeczeństw, zawsze te same błędne
ogniki wiodą je na bezdroża, zawsze te same szkody zwracają je na właściwą drogę.
Tylko od struktury społeczeństwa w danej chwili zależy, w jakiej formie objawiają się
prądy, popełniają się błędy i odbywają się zwroty!
II
Marian Zaczyński
Problematyka litewska w działalności Klubu Słowiańskiego
w Krakowie
Założony z inicjatywy Mariana Zdziechowskiego Klub Słowiański działał w Kra-
kowie w latach 1901–1913, gromadząc przedstawicieli środowiska naukowego, lite-
rackiego, dziennikarskiego; nie prowadził działalności politycznej, choć niektóre jego
działania i inicjatywy przybierały taki charakter, co było przyczyną wielu nieporozu-
mień. W początkowym okresie funkcjonowania (w roku 1902, 1905) Klub i jego prezes,
Marian Zdziechowski, byli przedmiotem brutalnych niekiedy ataków motywowanych
ideologicznie i politycznie (celowały w tym środowiska – gazety i organizacje – radykal-
ne, endeckie i socjalistyczne); sporym zainteresowaniem cieszyła się działalność Klubu
wśród południowych Słowian (zwłaszcza Chorwatów i Słoweńców), a także Rosjan
i Ukraińców.
Głównym przedmiotem zainteresowania Klubu były kwestie słowiańskie (o charak-
terze kulturalnym, religijnym, literackim, politycznym, społecznym). Koncentrowano
się nade wszystko na otwartej, publicznej działalności odczytowej; z czasem powstało
wokół Klubu opiniotwórcze środowisko o charakterze quasi-politycznym, gromadzące
polskich uczonych i działaczy z ziem wszystkich zaborów
1
.
W Sprawozdaniu z trzechlecia zamieszczonym w pierwszym numerze „Świata
Słowiańskiego”, stanowiącego nieofi cjalny organ Klubu, czytamy, że ponieważ widocz-
na była w społeczeństwie polskim chęć działania „na niwie wzajemności słowiańskiej”,
postanowiono te tendencje zjednoczyć:
Założyciele pragnęli wytworzyć instytucję poważną, dostępną tylko dla poważnych ludzi, którym
chodzi o słowianoznawstwo, a nie o tyrady jakieś, złożone choćby z sympatycznych frazesów. (...)
Klub nie jest towarzystwem politycznym, co też w statucie wyraźnie zastrzeżono. Nie propaguje
się tedy żadnych zapatrywań politycznych, ani też członkom swym ich nie narzuca. Cele jego są
kulturalnej natury
2
.
W latach 1901–1913 odbyły się 124 odczyty; większość z nich poświęcona była za-
gadnieniom słowiańskim, dziewięć – kwestiom litewskim.
W podsumowaniu trzechletniej działalności Klubu podkreślono:
1
Na temat Klubu Słowiańskiego zob. Z. Solak, Marian Zdziechowski i Klub Słowiański, „Studia
Historyczne” 1987, Z. 2.
2
Klub Słowiański. Sprawozdanie z trzechlecia, „Świat Słowiański” 1905, nr 1, s. 1–2.
32
Marian Zaczyński
Dla nas, Polaków, należy do świata słowiańskiego także Litwa, zrośnięta z nami historycznie,
otoczona potrójnie słowiańskim żywiołem: polskim, ruskim i rosyjskim, a pod etnografi cznym
względem Słowianom najbliższa. (...) Wszystkie bez wyjątku przemówienia [dotyczące problema-
tyki litewskiej, którym towarzyszyła ożywiona dyskusja – M.Z.] nacechowane były przejęciem się
zasadą, że dobro Litwy jest naszym dobrem, a Litwa, jak zawsze miała, tak też na przyszłość mieć
będzie najżyczliwszego sojusznika w Polsce. Bolesne objawy niechęci ku Polsce, przewijające się
wśród litewskiej propagandy, są tedy walką z wiatrakami, z istnym urojeniem, b o n i e m a w c a l e
P o l a k ó w n i e c h ę t n y c h n a r o d o w e m u r u c h o w i l i t e w s k i e m u; o b j a w y t e t ł u m a c z y ć
w y p a d a t y l k o n i e z n a j o m o ś c i ą s t o s u n k ó w i h i s t o r i i, a c z a s e m m o ż e w p ł y w o m
p o s t r o n n y m [podkr. moje – M.Z.]. Faktem zaś jest, że zniesienie zakazu używania alfabetu ła-
cińskiego w drukach litewskich, na czym tak wielu Litwinom zależało, wywołało w całej Polsce
taką radość, jak gdybyśmy odnieśli zwycięstwo we własnych naszych sprawach narodowych. Gdy
zaś zapowiedziano w Klubie odczyt prof. Baudouina de Courtenay (...), przedmiot ten wywołał
takie zainteresowanie, że sala była przepełniona członkami Klubu i zaproszonymi gośćmi, także
zamiejscowymi
3
.
Zainteresowanie problematyką litewską nie powinno dziwić; wszak w gronie człon-
ków Klubu spotkać można profesorów uniwersytetu przybyłych do Krakowa z ziem
dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego (Zdziechowski, Napoleon Cybulski, Edward
Glinka Janczewski), z Klubem współpracowali też mieszkający na północno-wschod-
nich terenach dawnej Rzeczypospolitej i w Rosji uczeni i przedstawiciele życia społecz-
nego (Aleksander Lednicki, Jan Baudouin de Courtenay), wreszcie – Kraków zamiesz-
kiwała spora kolonia litewska (przede wszystkim młodzież studiująca w krakowskich
uczelniach), podejmująca działania związane z coraz intensywniejszym ruchem narodo-
wym litewskim.
Właśnie ruch odrodzenia narodowego Litwinów, wkomponowany, co oczywiste,
w szerszy kontekst (wielowiekowe związki Polaków, Litwinów, Rusinów w jednym pa-
radygmacie dziejowym i organizmie państwowym, w powodzeniach i klęskach i gwał-
towne, ostentacyjne, zazwyczaj nie bezkonfl iktowe wyłanianie się nowych „jakości”,
„tożsamości” narodowych, politycznych, kulturalnych), był zasadniczym punktem od-
niesienia dla środowiska krakowskiego w jego rozważaniach kwestii litewskiej.
Zanim w marcu 1903 roku Jan Łoś wygłosił w Klubie odczyt pt. Kwestia litewska, na
łamach „Czasu” w styczniu tegoż roku ukazały się podpisane kryptonimem X.Y.Z. uwa-
gi „jednego z najpoważniejszych obywateli na Żmudzi” pt. Głos Litwinów
4
. Wystąpienie
to było reakcją na anonimowy Głos Litwinów do młodej generacji magnatów, obywateli
i szlachty na Litwie
5
, dającą wyraz zdecydowanej niezgodzie na ekskluzywizm naro-
dowy rodzącego się ruchu litewskiego. Autor wytykał Głosowi... manipulację faktami,
3
Ibidem, s. 16.
4
X.Y.Z., Głos Litwinów, „Czas” 1903, nr 21; przedruk w: W kręgu sporów polsko-litewskich na przeło-
mie XIX i XX wieku. Wybór materiałów. Tom I. Wybór i opracowanie: Marian Zaczyński i Beata Kalęba,
Kraków 2004.
5
Głos Litwinów..., opublikowany w 1902 roku (wznowiony w 1906 w Kownie) był autorstwa księdza
Adama Dąbrowskiego (Adomas Jakštas-Dambrauskas); wzbudził namiętną dyskusję wśród Polaków
i Litwinów. Prawdopodobnie autorem wystąpienia w „Czasie” był Józef Kordzikowski lub Szymon
Meysztowicz, autor, autorzy (?) broszury Przenigdy! Odpowiedź na „Głos Litwinów do młodej generacji
magnatów, obywateli i szlachty na Litwie”, Kraków 1903; Adomas Jakštas-Dambrauskas ujawnił, że autor
Przenigdy! „jest średnich lat obywatelem ziemskim, a nie młodzikiem studentem, za jakiego się podaje”
(Jedność czy separatyzm? Odpowiedź krytykom „Głosu Litwinów”, S. Pietierburg 1903, s. 3, przypis 1);
wszystkie przywołane teksty przedrukowano w: W kręgu sporów polsko-litewskich, op.cit.
33
Problematyka litewska w działalności Klubu Słowiańskiego w Krakowie
ignorancję historyczną, demagogię i złą wolę oraz wyłaniający się z odezwy program
nie tyle „litwomański”, co „litwinizatorski”, wspierający się w dodatku (czy aby nie
bluźnierczo?) na wartościach religii katolickiej...
Głosu Litwinów... nie można było zignorować. Stanowił on (niezależnie od wspo-
mnianych wyżej zarzutów) wyzwanie tyleż polityczne, co intelektualne, ideowe, ducho-
we dla polskiej i litewskiej opinii. Prowokował do zajęcia konkretnego stanowiska nie
tylko mieszkańców ziem dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Jan Łoś przedstawił w swym odczycie „zarys historii rozbudzenia się ducha narodo-
wego wśród Litwinów” po roku 1863
6
. Prezentacja miała charakter zgoła propedeutycz-
ny; autor ukazał dramatyczną sytuację po wprowadzeniu w roku 1865 zakazu używania
alfabetu łacińskiego w drukach litewskich, co obrażało godność i uczucia patriotyczne
i religijne Litwinów i było przez nich traktowane jako próba rusyfi kacji. Z szacunkiem
i uznaniem przedstawił Łoś walkę Litwinów i mozolny oraz skuteczny proces budzenia
świadomości narodowej i szerzenia oświaty wśród ludu. Nieoceniona była pomoc śro-
dowisk litewskich zamieszkujących Prusy, gdzie koncentrował się ruch wydawniczy;
powszechne było zjawisko przemycania książek i ich rozprowadzanie wśród szerokich,
jak się okazuje, kręgów odbiorców.
Odczyt Jana Łosia zgromadził wielu słuchaczy i wywołał ożywioną dwugodzinną,
co podkreślano w sprawozdaniach prasowych, dyskusję. Zabierali głos Beaupré, August
Sokołowski, Koneczny, Nitsch, Żuk-Skarszewski, Herbaczewski, Cybulski, Józef
Tretiak, Zdziechowski. Zwracano uwagę na objawy szowinizmu „litwomanów” i nie-
bezpieczeństwo stąd płynące dla Polski, podnoszono znaczenie i wagę wielowiekowych
partnerskich związków Polaków i Litwinów oraz rolę katolicyzmu jako czynnika spa-
jającego oba narody. Napoleon Cybulski przedstawił w szerszym wystąpieniu sytuację
żywiołu litewskiego na Wileńszczyźnie (słabość pierwiastka litewskiego w stosunku do
odradzającej się białoruskości) i rolę Rosji w działaniach stymulujących antypolonizm
ruchu litewskiego, zaś Żuk-Skarszewski zaprezentował przykłady współżycia Polaków
i Litwinów w Ameryce, a August Sokołowski podkreślał, że polityczny charakter kwe-
stii polsko-litewskiej stawia przed polską publicystyką nowe, praktyczne wyzwania.
Głosy dwóch dyskutantów były szczególnie charakterystyczne. Marian Zdziechowski,
odwołując się do Wspomnień księdza Tomasza Dobszewicza (Litwina)
7
, zrekonstruował
„psychologię ludu litewskiego”, „czystość jego uczuć, cnoty rodzinne i głęboką poboż-
ność”, zaś Józef Albin Herbaczewski, w dłuższym przemówieniu, jako „gorący obrońca
ruchu litewskiego”, zaprezentował przeświadczenie, iż Litwa nigdy nie będzie wrogiem
Polski, że lud litewski nie zbrata się z propagandą prawosławno-rosyjską; co prawda
„ruch litewski razi swą dziecięcą pierwotnością”, ale nigdy, podkreślał Herbaczewski,
nie zwróci się przeciw Polsce, „jeśli Polska sama go nie odepchnie”.
Wystąpienie Herbaczewskiego zdominowało dyskusję; pełne patosu i podniosłości
stanowiło swoistą apologię litewskości, kultury i ducha litewskiego, przypominającego
„hymny kapłanów bramańskich”...
6
Zob. Kwestia litewska, „Czas” 1903, nr 61; zob. też Z Klubu Słowiańskiego, „Głos Narodu” 1903, nr 74;
Z Klubu Słowiańskiego, „Nowa Reforma” 1903, nr 63 [w dziale Kronika] – te prasowe sprawozdania prze-
drukowane są w niniejszym tomie.
7
T. Dobszewicz, Wspomnienia z czasów, które przeżyłem przez… Odbitka z „Przeglądu Polskiego”,
Kraków 1883, s. 216 (ksiądz Tomasz Dobszewicz, 1807–1881, był profesorem Uniwersytetu Kijowskiego).
34
Marian Zaczyński
Nie dziwi, że następnym „tematem litewskim” Klubu był odczyt Herbaczewskiego
właśnie, który w grudniu 1903 roku zaprezentował Ruch literacki na Litwie.
Herbaczewski (poddawszy krytycznej ocenie znane dzieło Aleksandra Brücknera
Starożytna Litwa. Ludy i bogi. Szkice historyczne i mitologiczne za, jakoby, lekcewa-
żenie starej kultury litewskiej) uzasadniał konieczność „duchowego ruchu litewskiego”
w kontekście prawa ewolucji narodów i podniósł w sposób szczególny potrzebę za-
chowania (zrewaluowania) „duchowej unii Polski z Litwą”. Podstawą tej unii winny
być wartości katolickie, wykluczające jakiekolwiek egoizmy: narodowe, polityczne,
społeczne. Ruch litewski, podkreślał Herbaczewski, nie zagrozi Polsce, o ile Polacy za-
chowają tolerancję i nie będą sobie rościć praw do hegemonii duchowej, kulturalnej,
ekonomicznej.
Zasadniczym tematem odczytu Herbaczewskiego była prezentacja historii litewskie-
go ruchu literackiego. Początkiem dzisiejszego ożywienia kulturalnego litewskiego było,
podkreślił, założenie w Tylży w Prusach w 1883 roku czasopisma „Aušra” („Jutrzenka”).
W ostatnim dziesięcioleciu wydano więcej książek litewskich niż przez dwa ubiegłe
stulecia. Piśmiennictwo litewskie rozwija się poza Litwą: w Prusach, Ameryce, Anglii,
Francji (w roku 1903 w dalszym ciągu obowiązywał zakaz druku alfabetem łacińskim
na ziemiach litewskich w państwie rosyjskim). Animatorami umysłowego i kulturalnego
ruchu litewskiego są nade wszystko księża; największe wpływy w społeczeństwie litew-
skim posiada też stronnictwo katolickie (najsłabsze, twierdził mówca – socjalistyczne),
co chroni lud przed niebezpieczeństwem agitacji radykalnych ugrupowań.
Do najwybitniejszych pisarzy litewskich należą: Kudirka (prozaik, tłumacz, kom-
pozytor), ksiądz Maironis, ksiądz Burba, Margalis, Dagilelis, Basanowicz; nie można
oczywiście zapominać o roli Donelaitisa i biskupa Wołonczewskiego oraz Szymona
Dowkonta.
Szczególne miejsce w ruchu narodowym, kulturalnym literackim Litwy zajmuje,
zdaniem Herbaczewskiego, biskup Antoni Baranowski – poeta, uczony, kapłan, rzecznik
porozumienia polsko-litewskiego.
W dyskusji odwoływano się właśnie do postaci biskupa Baranowskiego (Ludwik
Dębicki, Zdziechowski, Marian Sokołowski) jako szermierza idei zgodnego, harmonij-
nego współżycia obu narodów.
Napoleon Cybulski, nie kwestionując prawa Litwinów do autoafi rmacji, zdecydo-
wanie potępił pojawiające się w ruchu litewskim pierwiastki „fanatycznej nienawiści”
skierowanej przeciw Polsce (tym bardziej, że „Litwa ma wrogów nierównie straszniej-
szych niż Polska, a Polacy, gdyby nawet chcieli, nie mają siły politycznej do stawiania
tamy dążeniom Litwy”)
8
.
W maju 1904 roku Marian Zdziechowski zamieścił w „Czasie” artykuł pełen życzli-
wości i sympatii do zawiązującego się w Krakowie litewskiego stowarzyszenia „Ruta”.
W sytuacji, pisał, gdy coraz częściej dochodzą z Litwy informacje o przejawach szowi-
nizmu w ruchu litewskim, z uznaniem trzeba powitać deklaracje towarzystwa tworzone-
go w Krakowie przez przebywających tu Litwinów. W odezwie programowej, stwierdza
Zdziechowski, sympatię budzą zapowiedzi pracy wolnej od ciasnych doktryn poli-
tycznych i partyjności; szczególne uznanie autora budzi stwierdzenie, iż skoro „praw-
8
Zob. Ruch literacki na Litwie, „Czas” 1903, nr 280; sprawozdanie to przedrukowane jest w niniejszym
tomie.
35
da narodowa nie wyczerpuje jeszcze prawdy absolutnej, będącej celem całego świa-
ta” – „narodowość nie może być uważana za absolut”. Dystansując się od wynikającej
z nieporozumień i „obskurantyzmu wzajemnej nietolerancji” Polaków i Litwinów, za-
łożyciele „Ruty” jednoznacznie stwierdzają, iż podstawowym celem ich działań nie jest
bynajmniej dążenie do zgody politycznej z Polską; jest nim raczej praca „w duchu zgody
moralno kulturalnej”
9
. Zdziechowskiego cieszy przyjęcie przez młodzież litewską takiej
perspektywy; widzi w tym kontynuację pracy zmarłego niedawno biskupa Antoniego
Baranowskiego i jest przekonany, że i nazwiska członków wydziału „Ruty”, i fakt, że
wśród członków stowarzyszenia są profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego, „dają
rękojmię, że ruch, przez ‘Rutę’ zainicjowany, nie zejdzie na manowce”
10
.
Dodajmy, że działalność Ruty w latach 1904–1907 wspierali członkowie Klubu
(Zdziechowski, Łoś, Rozwadowski i inni) jako autorzy odczytów i uczestnicy publicz-
nych dyskusji
11
.
Ważnym dla kultury litewskiej wydarzeniem odnotowanym przez Klub Słowiański
było zniesienie zakazu używania alfabetu łacińskiego na Litwie. W maju 1904 roku
krakowski „Czas” z niekłamaną radością donosił, że „po latach czterdziestu zdjęto na-
reszcie banicję z alfabetu łacińskiego w piśmiennictwie litewskim”
12
, zaś 9 lipca Jan
Baudouin de Courtenay wygłosił w Klubie odczyt pt. Kwestia alfabetu litewskiego
w państwie rosyjskim i jej rozwiązanie
13
. W sprawozdaniach prasowych podnoszono
„doniosłość” kwestii alfabetu dla „naszych pobratymców”; na odczyt przybyło wielu
gości – Hieronim Łopaciński i Stanisław Krzemiński z Warszawy, Rusiecki z Wilna,
Nowodworski z Petersburga, członkowie stowarzyszenia „Ruta”.
Baudouin de Courtenay odczytał rozprawę, która z przyczyn cenzuralnych nie mogła
się ukazać w petersburskim „Kraju”
14
; przedstawił okoliczności wprowadzenia zakazu
9
Zob. Įstatai Bendroviškai-moksliškos lietuvių Draugovės „Rūta” Krokuvoje. Statut Stowarzyszenia
Litewskiego Społeczno-Naukowego „Ruta” w Krakowie, Kraków 1904, Nakładem Stowarzyszenia
Litewskiego (pod tekstem na s. 8 zaznaczono: „Statut niniejszy został zatwierdzony reskryptem Wysokiego
c.k. Namiestnictwa we Lwowie, z dnia 27 lutego 1904. L. 19452); statut stowarzyszenia Ruta przedrukowany
jest w niniejszym tomie.
10
Z.M. [M. Zdziechowski], „Ruta”, „Czas” 1904, nr 118 (tekst ten przedrukowany jest w niniejszym
tomie); na temat Stowarzyszenia „Ruta” zob. Z. Solak, Kowieńskie listy Józefa Albina Herbaczewskiego,
„Studia Historyczne” 1991, Z. 3 (134); G. Lemanaitė, Józef Albin Herbaczewski w Krakowie, [W:] Litwa.
Dzieje, naród, kultura. Materiały z konferencji naukowej Kraków 8–10 maja 1997 pod redakcją Grety
Lemanaitė i Pawła Bukowca, Kraków 1998; zob. też Z. Solak, Między polską a Litwą. Życie i działalność
Michała Römera 1880–1920, Kraków 2004 (zwłaszcza s. 108–112); V. Narušienė, Józef Albin Herbaczewski.
Pisarz polsko-litewski, Kraków 2007 (zwłaszcza s. 38–61).
Na
marginesie dodać trzeba, iż odezwa „Ruty”, jej działalność nie budziła zainteresowania na Litwie; re-
dakcja „Varpasa” zapowiadała dyskusję, której, niestety, nie było (zob. Rutos atsiliepimas, „Varpas” 1905, nr
1–2, s. 21–23); odezwa Ruty w piśmie “Varpas” przedrukowana jest w niniejszym tomie.
11
Wszystkie publiczne zebrania „Ruty” były odnotowywane przez prasę krakowską („Czas”, „Głos
Narodu”, „Nowa Reforma”), dzięki czemu nazwiska artystów, pisarzy, działaczy narodowych litewskich (np.
Adomas Varnas, Justinas Vienožinskis, Petras Rimša, Ignas Šlapelis, Sofi ja Kymantaitė-Čiurlionienė) były
w krakowskich kręgach opiniotwórczych powszechnie znane; zob. na ten temat M. Zaczyński, Działalność
Stowarzyszenia Ruta w Krakowie w niniejszym tomie.
12
Alfabet łaciński a piśmiennictwo litewskie, „Czas” 1904, nr 118.
13
Zob. Z Klubu Słowiańskiego, „Czas” 1904, nr 156; Z Klubu Słowiańskiego, „Nowa Reforma” 1904, nr
158 [w dziale Kronika]; sprawozdania te przedrukowane są w niniejszym tomie.
14
Ukazała się, z ingerencjami cenzury nieco później; zob. J. Baudouin de Courtenay, O alfabet łaciński,
„Kraj” (Petersburg) 1904, nr 27, 28; integralny tekst zob. J. Baudouin de Courtenay, Kwestia alfabetu litew-
Problematyka litewska w działalności Klubu Słowiańskiego w Krakowie
36
Marian Zaczyński
używania alfabetu łacińskiego na Litwie (w czym miał duży udział Stanisław Mikucki,
Polak z Królestwa) i heroiczną walkę Litwinów z rosyjską opresją (z pomocą Litwinów
mieszkających w Prusach i w Europie zachodniej oraz w Ameryce).
W ożywionej dyskusji padały głosy zarówno radości i sympatii dla narodu litewskie-
go, jak i obawy, czy nowe możliwości, jakie stoją teraz przed Litwinami, nie zaowo-
cują wzmocnieniem, wzmożeniem antypolskiej propagandy inspirowanej przez Rosję
(Beaupré nie wykluczył, że za zniesieniem zakazu kryje się chęć Rosji posłużenia się
prasą litewską do jątrzenia Litwinów przeciw Polakom, co Jan Baudouin de Courtenay
zdecydowanie zakwestionował). Znamienny był głos Herbaczewskiego, który podnosił
ciężką sytuację Litwinów w Prusach (tzw. Małej Litwie).
Zastanawia, dlaczego pod koniec 1904 roku nie było w Klubie reakcji na wyda-
rzenia, które były przedmiotem zainteresowania prasy polskiej i litewskiej; dlaczego
członkowie Klubu, tak żywo reagujący na wszelkie zjawiska dotyczące polsko-litew-
skich relacji, nie podjęli dyskusji na temat skandalu związanego z obecnością polskiej
(?), litewskiej (?) szlachty na uroczystości odsłonięcia pomnika Katarzyny II w Wilnie.
Prezes Klubu, Marian Zdziechowski (który brał udział w Wilnie w poufnych naradach
i był przeciwny udziałowi polskiego ziemiaństwa w uroczystościach), opublikował
na ten temat pełen goryczy artykuł w „Głosie Narodu”
15
, w samym zaś Klubie sprawa
ta nie pojawiła się (nie informował też o tym „Czas”)... Można sądzić, że stanowisko
środowiska Klubu dotyczące sprawy „kataryniarzy” bliskie było konkluzjom artyku-
łu Walerego Gostomskiego Litwa się budzi zamieszczonego w czerwcowym numerze
„Świata Słowiańskiego” z roku 1906
16
.
Bogaty poznawczo odczyt pt. Odrodzenie Litwy wygłosił 5 listopada 1904 roku
Herbaczewski, prezentując dzieje odrodzenia litewskiej tożsamości etnicznej, po-
cząwszy od zarania XIX wieku. Padły nazwiska Dowkonta, Wołonczewskiego, Jonasa
Basanowicza – założyciela „Auszry”. Dla polskich (zwłaszcza) słuchaczy najbardziej
interesujące było nakreślenie obrazu środowisk kulturalnych i politycznych ruchu li-
tewskiego. Herbaczewski nie ukrywał swojego zaangażowania w sprawy tego ruchu
skiego w państwie rosyjskim i jej rozwiązanie, Kraków 1904 (na odwrocie k. tyt. adnotacja: Artykuł ten był
napisany na życzenie redakcji „Kraju; z powodów jednak cenzuralnych mógł być wydrukowany w tym cza-
sopiśmie (rok 1904, nr 27 i 28) tylko częściowo); zob. przedruk w: W kręgu sporów polsko-litewskich na
przełomie XIX i XX wieku. Wybór materiałów. Tom II. Wybór i opracowanie: Marian Zaczyński i Beata
Kalęba, Kraków 2009.
15
M. Zdziechowski, Przed pomnikiem Katarzyny, „Głos Narodu” 1904, nr 282, 284; zob. w związku
z tym [A. Meysztowicz] List otwarty Obywatela z Litwy do profesora Zdziechowskiego w sprawie obecności
szlachty litewskiej pod pomnikiem Imperatorowej Katarzyny, Kraków [1905] (teksty Zdziechowskiego
i Meysztowicza przedrukowane w: W kręgu sporów polsko-litewskich…, Tom II, op.cit.); Głosy prasy pol-
skiej o udziale sześćdziesięciu szlachciców litewskich w uroczystości odsłonięcia pomnika Katarzyny
w Wilnie, Lwów 1904.
16
Zob. W. Gostomski, Litwa się budzi, „Świat Słowiański” 1906, nr 19, s. 10-25.Artykuł Gostomskiego
zawiera rozważania dotyczące aktualnego stanu i przyszłości Litwy w dobie „konstytucyjnej”. Plonem rzą-
dów biurokratycznych są zmiany w samej topografi i Wilna (pomniki Murawjowa, Katarzyny II, Puszkina)
i w mentalności starych i nowych mieszkańców miasta. Gostomski zastanawia się, jak powinno się zachować
polskie społeczeństwo w chwili zelżenia ucisku. Warstwa polskiej inteligencji jest słaba, część elit społecz-
nych skompromitowała się (sprawa „kataryniarzy”), drażliwe są problemy relacji polsko-litewskich (wy-
kształciła się warstwa litewskiej inteligencji). Nie ulega wątpliwości: „kultura przywileju”, na której opierał
się do niedawna stan polskiego posiadania, odchodzi do lamusa; potrzebna jest nowa kultura: kultura pracy,
oparta na szerokiej demokratycznej podstawie (tekst Gostomskiego przedrukowany w: W kręgu sporów pol-
sko-litewskich..., Tom II, op.cit.).
37
i w sposób ostry, kategoryczny prezentował dystynkcje ideowe i polityczne, podkreślając
(czy nie wykluczając) możliwych zagrożeń dla emancypującego się narodu (szczegól-
nie w kontekście niebezpiecznie bliskich związków z różnymi orientacjami ideowymi
rosyjskimi – od socjaldemokratycznych do nacjonalistycznych) i zagrożenia dla relacji
polsko-litewskich.
Do tych możliwych zagrożeń odnieśli się dyskutanci. August Sokołowski z obawą
mówił o instrumentalnym antypolskim traktowaniu przez politykę rosyjską emancypa-
cyjnych dążeń Litwinów; nie zgodził się z tym Marian Sokołowski, twierdząc, że gdy
ruch litewski nabierze samoświadomości, to stanie się, w naturalny sposób, „sprzymie-
rzeńcem” Polski. Podobne stanowisko zajął Janczewski – odwołując się do gruntow-
nej znajomości stosunków litewskich, wyraził przekonanie, że w miarę emancypacji
intelektualnej i ekonomicznej ludu prorosyjskie i antypolskie nastawienie Litwinów
zmieni się; że Litwini zobaczą w polskości (i katolicyzmie) czynnik utwierdzający ich
tożsamość...
17
.
Józef Albin Herbaczewski kontynuował swoje rozważania dotyczące kwestii litew-
skiej w odczycie pt. Stosunek Litwy etnografi cznej do Polski wygłoszonym 25 lutego
1905 roku. Jako prezes stowarzyszenia „Ruta” w przedstawił nie tyle prezentację, ile
swoje przekonania dotyczące najbardziej drażliwych problemów dotyczących sposobu
współistnienia Polaków i Litwinów. Kontekst liberalnych przemian w państwie rosyj-
skim sprawił, że Litwini mieli większe możliwości ekspresji swych przekonań, dążeń
i aspiracji; Herbaczewskiego najwyraźniej przerażał kierunek, w którym myśl litewska
(i stronnictwa oraz partie polityczne) zmierzają. Niepokoiło go utożsamianie miłości do
Litwy z nienawiścią do Polski; pragnął, by – w obliczu równie dla Polaków i Litwinów
groźnych niebezpieczeństw płynących ze strony germanizmu i rusycyzmu – oba narody
szukały podstaw do solidarności. Tym, co winno łączyć oba narody, jest tradycja zwią-
zana z Kościuszką i Mickiewiczem, tradycja umożliwiająca pogodzenie idei (dziś, nie-
stety, sprzecznych) Witoldowej i jagiellońskiej. Że możliwa jest współpraca – świadczy
dzieło biskupa Baranowskiego. Herbaczewski nie ukrywał, że wiele zależy od postawy
szlachty litewskiej (dystansującej się od ruchu etnicznego litewskiego)
18
.
W lutym 1907 roku Herbaczewski zaprezentował w Klubie Słowiańskim Ruch umy-
słowy na Litwie. Przedstawiając, nie bez podziwu, prężność działań typu wręcz orga-
nicznego (zakładanie stowarzyszeń kulturalnych, oświatowych i naukowych, bibliotek
dla ludu itp.), nie ukrywał żalu do Polaków, którzy, owładnięci przez swoisty senty-
mentalizm historyczny, nie chcą zrozumieć aspiracji narodu litewskiego, nie chcą się
pogodzić z oczywistym faktem, że oto Litwini pragną odrębnego bytu narodowego z sa-
modzielną kulturą, literaturą i „polityczną autonomią”
19
.
Od tej pory coraz wyraźniejszy jest pesymizm Herbaczewskiego nie tylko co do
przyszłości stosunków polsko-litewskich, ale i, nade wszystko, co do jakości ruchu naro-
dowego litewskiego, jego politycznego i aksjologicznego wymiaru. Świadectwem takie-
go nastawienia była publicystyka Herbaczewskiego na łamach „Świata Słowiańskiego”.
17
Zob. Z Klubu Słowiańskiego, „Czas” 1904, nr 256.
18
Zob. Z Klubu Słowiańskiego, „Czas” 1905, nr 48 (wyd. wiecz.) [w dziale: Kronika] (tekst przedruko-
wany w niniejszym tomie); dodać trzeba, że odczyty Herbaczewskiego z listopada 1904 i lutego 1905 były
przedrukowane w jego książce pt. Odrodzenie Litwy wobec idei polskiej, Kraków 1905.
19
Zob. Z Klubu Słowiańskiego, „Czas” 1907, nr 41 (wyd. wiecz.) [w dziale: Kronika] (tekst przedruko-
wany w niniejszym tomie).
Problematyka litewska w działalności Klubu Słowiańskiego w Krakowie
38
Marian Zaczyński
W przeglądach prasy litewskiej i drobnych artykułach wydobywał i dyskwalifi kował nie-
właściwe, jego zdaniem, przedsięwzięcia działaczy litewskich (zwłaszcza z ugrupowań
narodowo-katolickich i radykalnie lewicowych). Podnosił ich nihilizm oraz nie-rozum
polityczny. Nie mógł aprobować ani swoistego sojuszu litewsko-ukraińskiego (w duchu
Hruszewskiego), litewsko-rosyjskiego (szukanie poparcia u czynowników wielkoru-
skich czy radykałów lewicowych), przerażały go też inicjatywy tworzenia ośrodków in-
formacyjnych litewskich w Europie zachodniej (zdecydowanie antypolskich) i szukania
sprawiedliwości na forum opinii światowej. Wszelkie tego typu działania kwalifi kował
jako niebezpieczne dla Litwinów, którzy miast podmiotem, stają się przedmiotem w ręku
sił rosyjskich czy niemieckich. Znając współczesną kulturę i literaturę rosyjską, wska-
zywał na niebezpieczeństwo „rusyfi kacji duszy litewskiej” (co, jego zdaniem, niestety,
już się dokonuje, jeśli zważyć, jakie utwory rosyjskie tłumaczy się na język litewski).
Te problemy poruszył Herbaczewski w odczycie lutowym z 1910 roku Litwa
i Słowiańszczyzna (przedrukowanym pt. Litwa i kwestia polska), zwracając uwagę, do
jakiego stopnia elity polityczne litewskie oszukują wszystkich, szukając legitymacji
swych działań w realizacji rzekomej „woli ludu”. Wszelkie nihilistyczne eksperymenty
kończą się zawsze klęską.
Wycieńczona, wyjałowiona myśl polityczna litewska może się odrodzić wyłącznie
przez powrót do tradycji, do zbiorowego doświadczenia historycznego. Należy twór-
czo przetworzyć to wszystko, co powinno budować pamięć zbiorową fundowaną na
doświadczeniach polsko-litewskiej wspólnoty; wszak ze strony Rosji Litwa nigdy nie
doświadczyła niczego dobrego
20
...
Swoistym requiem dla wysiłków środowiska krakowskiego w próbach budowania
modus vivendi w przestrzeni polsko-litewskiej była demonstracyjna absencja Litwinów
na krakowskich uroczystościach w pięćsetną rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Zarówno
Litwini z Litwy, jak Litwini zamieszkali w Prusach zignorowali zaproszenie do udzia-
łu w obchodach grunwaldzkich. Marian Zdziechowski i komitet przygotowujący uro-
czystości dokładali starań, by w Krakowie spotkali się u stóp pomnika grunwaldzkiego
(dłuta Wiwulskiego) potomkowie tych wszystkich, którzy pod Grunwaldem zwyciężyli
Krzyżaków (Polacy, Litwini, Rusini, Rosjanie), niestety, Litwini nie przyjęli zaprosze-
nia
21
.
Klub Słowiański odbył posiedzenie 18 czerwca 1910 roku z odczytem Feliksa
Konecznego pt. Kwestia litewska a obchód grunwaldzki
22
, mającym budować prze-
strzeń porozumienia polsko-litewskiego przez odwołanie się do wspólnego, Polaków
i Litwinów, zwycięstwa. Koneczny z goryczą zauważył:
(...) nowa Litwa nie rozumie Polski współczesnej, gdyż nie zna dawnej; a więc nie zna też dawnej
Litwy, bo jedno z drugim łączy się nierozdzielnie. Cała ich zapalczywość nieprzyjazna względem
polskości wypływa konsekwentnie z nieznajomości własnej historii
23
.
20
Zob. J.A. Herbaczewski, Litwa i kwestia polska, „Świat Słowiański” 1910, nr 66 (tekst przedrukowany
w: W kręgu sporów polsko-litewskich..., Tom II, op.cit.).
21
Zob. Z. Solak, Obchody grunwaldzkie w listach Mariana Zdziechowskiego, „Studia Historyczne”
1993, Z. 3.
22
Zob. Kwestia litewska a obchód grunwaldzki, „Czas” 1910, nr 275; odczyt ten pod zmienionym tytu-
łem Polska a kwestia litewska Koneczny opublikował w „Świecie Słowiańskim” 1910, nr 67 (tekst przedru-
kowany w: W kręgu sporów polsko-litewskich..., Tom II, op.cit.).
23
F. Koneczny, Polska a kwestia litewska, op.cit., s. 18.
39
Tekst Konecznego jest ważny, bowiem otwarcie wskazuje na jedną z istotnych przy-
czyn fatalizmu wrogości, z którego „młoda, nowa Litwa” nie potrafi się wyzwolić.
Dopóki Litwini nie wydobędą się z ignorancji historycznej, swoistej „polonizacji” litew-
skiej historii (wszak do roku 1795 Litwa była podmiotem politycznym, zaś polonizacja
wypierała z życia kulturalnego, publicznego nie litewszczyznę, lecz rusczyznę), dopóty
ich polonofobia będzie wiodła na manowce cały ruch litewski.
Swoje wystąpienie Koneczny zakończył napomnieniem skierowanym do Polaków,
by na polonofobię nie odpowiadali litwofobią:
„Uznając odrębność narodową Litwinów i wszelkie wypływające z tego konsekwencje, przy tym
się tylko upierajmy, że każdy Polak ma prawo wołać na Litwę: Litwo, ojczyzno moja!. Trzeba nam
być patriotami obojga narodów
24
.
Ostatnim odczytem w Klubie Słowiańskim poświęconym problematyce litewskiej
było wystąpienie Herbaczewskiego w dniu 4 lutego 1911 roku Współczesna literatura
litewska
25
. Prezentując stan młodej literatury w perspektywie ideowych i światopoglą-
dowych podziałów na Litwie (rywalizacja światopoglądu chrześcijańsko-narodowego
i postępowo-demokratycznego), Herbaczewski, który był nieodmiennie admiratorem
kierunku reprezentowanego przez biskupa Baranowskiego, z uznaniem wyraża się
o młodych poetach (zwłaszcza o Vydūnasie) wytyczających nowe perspektywy duchowi
litewskiemu.
Gdyby chcieć podsumować działalność Klubu Słowiańskiego i „Świata
Słowiańskiego” w kwestii stosunków polsko-litewskich pierwszych lat XX stulecia, to
nie będzie przesadą stwierdzenie, że trudno ją wręcz przecenić. Zważywszy, iż cha-
rakter Klubu wykluczał jednoznaczne zaangażowanie polityczne, podkreślić trzeba po-
znawczą, informacyjno-edukacyjną doniosłość tych przedsięwzięć. Polacy mogli sobie
uświadomić (co było dla nich i trudne, i bolesne), że naród, z którym łączyły ich wieki
wspólnej przeszłości, chce iść swoją drogą, że buduje tożsamość na agresywnym niekie-
dy negowaniu dawnej wspólnoty, że pragnie gruntownie tę wspólnotę zreinterpretować,
zrewidować. Członkowie Klubu i jego sympatycy usiłowali szukać możliwości porozu-
mienia polsko-litewskiego, uznając (w duchu tradycji dawnej Rzeczypospolitej Obojga
Narodów) prawo wszystkich narodów do podmiotowości. Wszystko to było wyzwaniem
intelektualnym, moralnym, ideowym, politycznym. Czy zbudowano przestrzeń porozu-
mienia? Trzeba powiedzieć, że najpełniej w dzieło to zaangażował się Litwin – Józef
Albin Herbaczewski, który, wykazując dużo odwagi duchowej, próbował znaleźć nowy
sposób istnienia dawnej wspólnoty, wspólnoty Mickiewicza i Kościuszki
26
. Ostatnia
przed wybuchem wojny książka Herbaczewskiego nosiła tytuł: Głos bólu. Bólu wypły-
wającego z obserwacji zarówno polskich reakcji na litewskie aspiracje i marzenia, jak
i stanu, w jakim ruch litewski się znajdował.
24
Ibidem, s. 35.
25
Zob. J.A. Herbaczewski, Współczesna literatura litewska, „Świat Słowiański” 1911, nr 76 (tekst ten
Herbaczewski przedrukował w książce Głos bólu, Kraków 1912); tekst przedrukowany w niniejszym tomie.
26
Por. w związku z tym R. Jurkowski, „Jestem Ci ja i będę Litwinem zrodzonym na miarę improwizacji
Adama Mickiewicza”. Polsko-litewskie dylematy Józefa Albina Herbaczewskiego, [W:] Polacy i sąsiedzi –
dystanse i przenikanie kultur. Część I. Zbiór studiów pod redakcją Romana Wapińskiego, Ostaszewo Gd.
2000.
Problematyka litewska w działalności Klubu Słowiańskiego w Krakowie
40
Marian Zaczyński
Nie przez przypadek w roku 1919 w Wilnie Marian Zdziechowski przywołał tytuł
książki Herbaczewskiego. Ze smutkiem i goryczą konstatował niemożliwość porozu-
mienia Polaków i Litwinów w obliczu wspólnego wroga, wroga straszliwszego niż ca-
ryzm: bolszewizmu
27
.
27
M. Zdziechowski, Głos bólu, „Gazeta Krajowa” (Wilno) 1919, nr 95, 98; 1920, nr 100.
Klub Słowiański w Krakowie. Sprawozdanie z trzechlecia
1
Dla nas, Polaków, należy do świata słowiańskiego także L i t w a, zrośnięta z nami
historycznie, otoczona potrójnie słowiańskim żywiołem: polskim, ruskim i rosyjskim,
a pod etnografi cznym względem Słowianom najbliższa. Odczyt wstępny o Kwestii li-
tewskiej wygłosił prof. J a n Ł o ś, po czym J ó z e f H e r b a c z e w s k i w dwóch wykła-
dach objął Ruch literacki na Litwie i Odrodzenie Litwy. Każdemu z tych odczytów to-
warzyszyła długa dyskusja. Wszystkie bez wyjątku przemówienia nacechowane były
przejęciem się zasadą, że dobro Litwy jest naszym dobrem, a Litwa, jak zawsze miała
tak też na przyszłość mieć będzie najżyczliwszego sojusznika w Polsce. Bolesne ob-
jawy niechęci ku Polsce, przewijające się wśród litewskiej propagandy, są tedy walką
z wiatrakami, z istnym urojeniem, bo nie ma wcale Polaków niechętnych narodowemu
ruchowi litewskiemu; objawy te tłumaczyć wypada tylko nieznajomością stosunków
i historii, a czasem może wpływom postronnym. Faktem zaś jest, że zniesienie zaka-
zu używania alfabetu łacińskiego w drukach litewskich, na czym tak wielu Litwinom
zależało, wywołało w całej Polsce taką radość, jak gdybyśmy odnieśli zwycięstwo we
własnych naszych sprawach narodowych. Gdy zaś zapowiedziano w Klubie odczyt prof.
B a u d o u i n a d e C o u r t e n a y: Kwestia alfabetu litewskiego w państwie rosyjskim i jej
rozwiązanie, przedmiot ten wywołał takie zainteresowanie, że sala była przepełniona
członkami Klubu i zaproszonymi gośćmi, także zamiejscowymi.
1
„Świat Słowiański” R. I (1905), t. nr 1, s. 16.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego
dnia 15 marca 1903 roku: Jan Łoś, Kwestia litewska
Kwestia litewska
1
Ruch narodowościowy na Litwie, jego charakterystyka i doniosłość był przedmiotem
dyskusji na wczorajszym posiedzeniu Klubu Słowiańskiego. Zebranie to, jedno z naj-
liczniejszych i najbardziej ożywionych od czasu jak Klub istnieje, świadczy o żywym
zainteresowaniu się Kwestią litewską.
Odczyt wstępny o tym przedmiocie wygłosił prof. J. Łoś. Opierając się na doku-
mentach urzędowych ostatnimi czasy ogłoszonych lub też jeszcze niedrukowanych, na-
kreślił prof. Łoś zarys historii rozbudzenia się ducha narodowego wśród Litwinów. Na
rozbudzenie tego ducha i wynikających stąd dążeń wpłynęło znacznie, zdaniem prele-
genta, narzucanie Litwinom alfabetu rosyjskiego, którym jedynie od roku 1865 wolno
drukować książki litewskie. Zakaz używania czcionek łacińskich obraził uczucia patrio-
tyczne i religijne ludu litewskiego, który w modlitewnikach drukowanych „grażdanką”
upatrywał pierwszej próby do przeciągnięcia go na prawosławie. Po zamknięciu granicy
dla książek litewskich odbijanych łacińskimi czcionkami za granicą zaczęto sprowa-
dzać książki te potajemnie, co znów pociągnęło za sobą rewizje, śledztwa, aresztowa-
nia i ciężkie kary. Jednocześnie cała działalność wydawnicza litewska zogniskowała się
w Prusiech i Ameryce, gdzie też założono liczne czasopisma. Przymusowa bezczynność
sił literackich w kraju ojczystym, razem z innymi czynnikami, rozbudziła w narodzie
litewskim zacięty opór, przede wszystkim wyrażający się w tym, że nikt „grażdanką”
drukować książek nie chce, wydawnictwa rządowe ludność niszczy, pomimo przeszkód
pisma i książki z zagranicy sprowadza, a nadto od lat 40 Litwini na szpaltach pism rosyj-
skich i w podaniach urzędowych nie przestają dopominać się o prawa dla swego języka
i tradycją kilkusetletnią uświęconego pisma. Świadomość narodowa coraz szersze ogar-
nia warstwy, słowem, polityka Murawjowa „Wieszatiela” i jego następców stworzyła,
według prof. Łosia, w Rosji nową kwestię narodowościową, to jest kwestię litewską.
Treściwy i doskonale opracowany odczyt prof. Łosia rzucił światło na mało znaną
u nas sprawę i wywołał ożywioną, prawie dwugodzinną dyskusję, w której głównie roz-
bierano stosunek Polski do Litwy. Zabierali głos: dr Beaupré, dr August Sokołowski,
dr Koneczny, p. Nitsch, p. Żuk-Skarszewski, p. Herbaczewski, prof. Cybulski, prof.
Zdziechowski, prof. Tretiak i inni. Zarysowały się różnice w zapatrywaniach. Jedni,
zwracając uwagę na niektóre jaskrawe objawy szowinizmu „litwomanów”, zaznaczali
niebezpieczeństwo tego ruchu dla Polski, inni, skłonniejsi do przychylniejszego trak-
towania aspiracyj litewskich, powoływali się na tradycję długowiekowej unii Litwy
1
„Czas” 1903, nr 61.
43
Kwestia litewska
z Polską, opartej na podstawach braterskiej równorzędności, przy czym wskazywali, iż
katolicyzm, do którego lud litewski jest głęboko przywiązany, będzie zawsze potężną
spójnią Polski i Litwy wobec wspólnych nieprzyjaciół. Ze szczególnym zajęciem zo-
stały wysłuchane głosy prof. Cybulskiego i p. Skarszewskiego, którzy wywody swoje
oparli na osobistych wspomnieniach i doświadczeniach.
Prof. Cybulski zaznaczył słabość pierwiastka litewskiego tam, gdzie się styka z bia-
łoruskim, np. w powiatach święciańskim, wileńskim i innych. Wskutek tego w miejsco-
wościach tych etnografi czne granice Litwy cofają się stale ku północy i zachodowi, ruch
więc litewski nie mógłby mieć tej siły, którą dziś posiada, gdyby nie był popierany z ze-
wnątrz; zwłaszcza Rosja, prześladując alfabet litewski, tłumiąc gwałtownymi środkami
rozwój prasy i literatury litewskiej, nie ustaje pomimo tego w podjudzaniu Litwinów
przeciw Polsce i zręcznie tym kieruje.
P. Żuk-Skarszewski przytoczył szczegóły ze swojej obserwacji stosunków litewsko-
-polskich w Ameryce. Stosunki te są naprężone tam, gdzie Litwini i Polacy należą do
jednej parafi i; natomiast stają się serdeczne skoro, jak np. w Chicago, Litwinom udaje
się stworzyć własną parafi ę z osobnym kościołem i księdzem. Stąd wypływa wniosek
o skłonności Litwinów do zgodnego współżycia z Polską, skoro zostają zaspokojeni
w swoich aspiracjach narodowych.
Poruszono potem kwestię psychologii ludu litewskiego. Prof. Zdziechowski przy-
toczył mało u nas znany, a wydany przez X. arcybiskupa Symona pamiętnik Litwina,
x. Dobszewicza, w którym kapłan ten dał obszerną, a nader sympatyczną charakterysty-
kę ludu litewskiego, podnosząc szczególnie czystość jego uczuć, cnoty rodzinne i głę-
boką pobożność.
Jako gorący obrońca ruchu litewskiego wystąpił p. Herbaczewski. W dłuższym prze-
mówieniu, nacechowanym miłością Litwy i mistyczną wiarą w siłę moralnych pier-
wiastków ludu tamecznego, wykazywał on, że ruch litewski nie zagraża wcale indy-
widualnemu bytowi Polski. Szata ciasnego nacjonalizmu lub krzykliwego radykalizmu
walczącego brutalnością, w jakiej widzimy nieraz przedstawicieli tego ruchu, nie upo-
ważnia do negowania istotnej potrzeby żywiołowego na Litwie przejawu życia budzące-
go się do czynów. Prawdziwa zaś inteligencja litewska nigdy nie była, według mówcy,
ani będzie wrogo usposobiona względem Polski. Przeciwnie, mówca twierdził, iż są do-
wody drukowane, że przodownicy Litwy głosili i głoszą szacunek dla narodu polskiego,
narzekając tylko na tych jego synów, którzy w zaślepieniu ekskluzywizmu burzą dzieło
braterstwa. Mówca zaprotestował również przeciw przypuszczeniu, ażeby głęboki kato-
licki lud na Litwie mógł kiedykolwiek zbratać się z prawosławno-rosyjską propagandą.
Z zapałem mówił p. Herbaczewski o legendach, mitach i całej poezji ludowej litewskiej;
serdecznie religijna, wzniosła a rzewna, niezrównanie czysta przechowała ona w sobie,
zdaniem mówcy, pierwiastki pierwotnej kultury rosyjskiej, a pod względem ożywiają-
cego ją ducha przypomina hymny kapłanów bramańskich. W końcu mówca z naciskiem
podniósł, iż Litwa brała czynny udział w kulturalnej pracy Polski, że wlała w nią swego
ducha, że Mickiewicz jest syntezą Polski i Litwy. Świadczy to, iż ruch litewski, który
dziś razi swą dziecięcą pierwotnością, ma w sobie zadatki rozwoju, a przeszłość dowo-
dzi, iż ruch ten nie zwróci się przeciw Polsce, jeśli Polska sama go nie odepchnie.
44
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 15 marca 1903 roku
***
Z Klubu Słowiańskiego
2
Niedzielne posiedzenie Klubu należało do najbardziej ożywionych zebrań tego po-
żytecznego stowarzyszenia. Udział członków bardzo liczny, debiut pracy czynnej jed-
nego z nowo zaciężnych członków Klubu, prof. Łosia, którego imię naukowe już z góry
sympatycznie usposabiało słuchaczów, interesujący ze wszech miar temat odczytu: Ruch
narodowościowy na Litwie, oto najwykwintniejsze pierwiastki i przyczyny ożywienia,
jakie panowało przez cały czas niedzielnego zebrania.
Referat był wzorowy. Prof. Łoś daje szereg znamiennych faktów i tylko faktów, cytu-
je rozporządzenia gubernatorskie, „siekretnyja priedpisanija” bezwzględnie autentycz-
nej treści, wszystko w formie obiektywnej, o ile to możliwe; fakty zszeregowane w ten
sposób, że wniosek wypływa z nich bez dialektyki niezbity.
Treścią odczytu był stosunek rządu rosyjskiego od r. 1863 począwszy do języka li-
tewskiego, alfabetu łacińskiego, do budzącego się ruchu tzw. litwomańskiego wreszcie;
wpływ presji rządowej na rozwój poczucia narodowego u Litwinów. Jako ilustracja –
kilka żywych przykładów z tej zaciętej, prawdziwie litewskiej walki tamtejszej z idącym
naporem rusyfi kacyjnym.
Po odczycie rozwinęła się dyskusja ożywiona niezmiernie. Mówili: prof. August
Sokołowski, prof. Tretiak, dr Koneczny, dr Nitsch, p. Herbaczewski, p. Żuk-Skarszewski,
prof. Zdziechowski.
P. Herbaczewski zwracał uwagę na ruch patriotyczny litewski jako na poważny, ży-
wiołowy pęd narodu, który dochodzi do stadium przeobrażenia z ludu w naród i pragnie
wypowiedzieć swoje „słowo” rasowe. Zaznacza wpływ rasy litewskiej na Mickiewicza,
w wpływie tym rasowym widzi genezę mistycyzmu Mickiewicza i Towiańskiego, wy-
kazuje poetyczny wdzięk charakteru litewskiego.
Prof. Cybulski staje na wręcz odmiennym stanowisku. Twierdzi stanowczo, że ruch
litewski narodowościowy wywołały przyczyny sztucznie zaszczepione na organizmie
litewskim; zwraca przy tym uwagę na słabość kulturalno-narodową Litwinów, na ich
zdolność do asymilacji czy to na korzyść Polaków, czy Białorusinów.
Tę samą słabość wykazuje w dłuższym wywodzie i prof. Nitsch, opierając się na
statystyce geografi cznej za ostatnie lat kilkadziesiąt.
Prof. August Sokołowski wysnuł kilka niezmiernie trafnych uwag treści politycznej,
wypływających z kwestii polsko-litewskiej, nakreśla przy tym praktyczny program dzia-
łania dla publicystyki polskiej, a p. Żuk-Skarszewski podaje kilka interesujących faktów
z życia polsko-litewskiego w Ameryce.
Pogadanka trwała dwie godziny z górą.
2
„Głos Narodu” 1903, nr 74
45
Z Klubu Słowiańskiego
***
Z Klubu Słowiańskiego
3
W licznym szeregu odczytów i pogadanek, jakie się w tym roku odbyły w Klubie, do
najbardziej ożywionych i zajmujących należał niedzielny odczyt prof. dra Łosia O ru-
chu narodowościowym na Litwie. Prelegent omawiał w nim na podstawie autentycznych
dokumentów urzędowych rozporządzeń gubernatorów i ministerstw stan dzisiejszy ję-
zyka litewskiego i usiłowanie rządu rosyjskiego zmierzające do zasymilowania żywiołu
litewskiego przez zmianę alfabetu i pisowni litewskiej na grażdankę. Że usiłowania te
nie osiągnęły celu i w niczym nie odpowiedziały intencjom rządu, nie ulega wątpliwo-
ści. Asymilacja, jeżeli o niej w ogóle może być mowa, odbywa się stale i nieprzerwanie
na rzecz żywiołu polskiego, który zagarnia całą inteligencję litewską, i białoruskiego,
który stapia w sobie żywioł włościański. Na temat wzajemnego stosunku kulturalnego
i plemiennego Litwinów i Polaków w miastach i na prowincji, języka litewskiego i jego
przyszłej roli rozwinęła się ożywiona dyskusja, w której wiele cennych uwag i spostrze-
żeń podnieśli kolejno pp. prof. dr Tretiak, prof. Cybulski, Nitsch, dr August Sokołowski,
Żuk-Skarszewski i Herbaczewski. Ten ostatni uzasadniał z silnym naciskiem pogląd, że
ruch narodowo-patriotyczny litewski jest objawem żywiołowego pędu, jaki tkwi w łonie
każdego narodu, opierającego się w swych dążeniach na wiekowej tradycji i właściwoś-
ciach rasowej odrębności, która w danym wypadku spłynęła w rasę polską i dała Polsce
geniusz Mickiewicza.
3
„Nowa Reforma” 1903, nr 63 (W dziale Kronika).
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego
dnia 5 grudnia 1903 roku: Józef Albin Herbaczewski,
Ruch literacki na Litwie
Ruch literacki na Litwie
1
W Klubie Słowiańskim wygłosił w sobotę 5 bm. p. Józef Herbaczewski odczyt pod
tytułem powyższym. Odczyt obudził tym większe zajęcie, że prelegent, będąc sam ro-
dem z Litwy, jest nie tylko gorącym zwolennikiem współczesnego nam odrodzenia
świadomości narodowej litewskiej, ale w to uczucie swoje wkłada pierwiastek jakie-
goś mistycznego zapału, który tak często cechuje Litwinów. Dlatego też poglądy jego
i sposób, w jaki je wypowiadał, mogły niejednego z obecnych zadziwić; ale tym samym
właśnie zasługiwały na uwagę jako dokument, jako żywy wyraz uczuć, które objawiają
się we współczesnym ruchu narodowościowym na Litwie.
Na wstępie prelegent poddał surowej, cokolwiek jednostronnej krytyce najnowsze
dzieło prof. Brücknera o Litwie, zarzucając mu lekceważenie starej kultury tamecznej.
W dalszym ciągu obszernie uzasadnił konieczność duchowego ruchu litewskiego, który
jest objawem prawa ewolucji narodów, oraz zaznaczył potrzebę duchowej unii Polski
z Litwą, unii, opartej na idei katolickiej, wykluczającej „egoistyczne interesy” narodowe
i politykę przewagi rasowej, skojarzonej tradycją z kastowością. Ruch narodowy współ-
czesnej Litwy – zdaniem prelegenta – o tyle nie zagraża Polsce, o ile przedstawiciele
kultury polskiej zachowają tolerancję, bez uroszczeń do bezwzględnej hegemonii du-
chowej. Ideałem prelegenta jest „Polska trójludowa”, opromieniona ideą chrześcijańską,
czyli „trójosobowa jedność”, oparta na autonomii duchowej ludów. Dlatego też na po-
tępienie zasługuje polityka szowinizmów (polskiego i litewskiego), usiłujących pchnąć
oba narody na drogę wzajemnej nienawiści, której ostatnią konsekwencją byłaby ich
zagłada w chaosie walki.
W dalszym ciągu prelegent skreślił historię litewskiego ruchu literackiego. Właściwym
początkiem dzisiejszego ożywienia jest rok 1883, w którym założono w Tylży pierwsze
czasopismo litewskie „Auszra” („Zorza”). W ciągu ostatniego 10-lecia wydano więcej
książek niźli przez dwa ubiegłe stulecia, lecz zaledwie połowa tych książek posiada
istotną wartość naukowo-literacką. Obecnie wychodzi 15 czasopism litewskich (pięć
w Tylży, osiem w Ameryce, jedno w Anglii i jedno we Francji). Najczynniejszy udział
w pracy społecznej i naukowo-literackiej biorą kapłani. Z istniejących czterech stron-
nictw litewskich najpotężniejsze jest katolickie, najsłabsze socjalistyczne. Agitacja ra-
dykalnej inteligencji litewskiej wśród ludu spotyka się z oporem kapłanów, którzy bronią
lud przed niebezpieczeństwem antyreligijnych doktryn, grożących zwyrodnieniem mo-
1
„Czas” 1903, nr 280.
47
Ruch literacki na Litwie
ralnym i krwawą rewolucją przeciwko szlachcie litewskiej i polskiej. Najwybitniejszymi
przedstawicielami literatury litewskiej są: dr Kudyrka, utalentowany tłumacz Szekspira,
Byrona, Goethego itd. i kompozytor; x. Majronis, autor poematów: Wiosenne głosy,
Wśród cierpień do chwały; x. Burba, Margalis, Dagilelis, wszystko poeci i noweliści;
x. Jawnis, dr Basanowicz, Miezinis, x. biskup Wołonczewski odznaczyli się na polu
nauki; dr Pietaris, x. Kaupas – jako publicyści. Pierwszym poetą Litwy był Donelajtis
(1714–1780), który się wsławił poematem, a pierwszym historiozofem – Dowkont.
Lecz największym z przedstawicieli ducha litewskiego był biskup Antoni Baranowski
(1834–1902). Zdaniem prelegenta, x. Baranowski zasłużył na nieśmiertelną sławę jako
wzniosły szermierz idei pojednania Polski z Litwą w duchu wieszcza Mickiewicza.
Będąc pasterzem diecezji sejneńskiej, zamieszkałej przez Mazurów i Litwinów,
x. Baranowski wzniosłym czynem i przykładem godził powaśnione ludy, nieraz cierpiąc
napaści ze strony szowinistów tak jednej, jak drugiej narodowości. Wytrwał wszakże na
swoim stanowisku Gintautisa (tj. obrońcy ludu), szczerze pracując nad podniesieniem
wiary ludu litewskiego i jego literatury. Dajny (piosnki) jego śpiewa lud cały, a naj-
większy poemat jego, Borek w Oniksztach, zdobył wielkie uznanie nawet w Niemczech.
Naukowa działalność x. Baranowskiego (szczególnie poświęcona badaniom języka li-
tewskiego i starożytnych dziejów Litwy) także posiada doniosłą wartość dla ubogiej
literatury litewskiej. Ostatnie lata swego żywota spędził x. Baranowski w odosobnieniu,
zamknięty w sobie, pracując w tajemnicy nad tłumaczeniem Pana Tadeusza i Pisma św.
(którego, niestety, nie ukończył). Rozgoryczony na rząd rosyjski, który ignorował jego
liczne petycje o przywrócenie Litwinom prawa do drukowania książek łacińskim alfabe-
tem, nie ogłaszał drukiem swoich poetycznych utworów i badań naukowych, które ocze-
kują wydawcy. W końcu prelegent przytoczył jedną z najlepszych dajn Baranowskiego
w oryginale i tłumaczeniu, dodając, że rozbiór poematu Borek w Oniksztach powinien
byłby stanowić treść osobnego odczytu.
Rozwinęła się potem żywa wymiana zdań. Hr. Ludwik Dębicki uzasadniał w dłuż-
szym przemówieniu, że działalność biskupa Baranowskiego, tak jak ją przedstawił pre-
legent, wskazuje na jedyną drogę prowadzącą do harmonii Polski z Litwą. To samo
potwierdzili prof. Zdziechowski i prof. Marian Sokołowski, który zarzucał prelegentowi
zbyt lekkie, więcej uczuciem niż duchem analizy naukowej nacechowane traktowanie
poglądu prof. Brücknera na obce wpływy w starej kulturze litewskiej. Prof. Cybulski
starał się wykazać, że duch czasu, którego cechę stanowi powszechny rozrost aspiracyj
narodowościowych, tłumaczy rozbudzenie się Litwy, ale nie tłumaczy kierunku, w ja-
kim ruch ten rozwinął się, a mianowicie tej fanatycznej nienawiści, którą tak często są
na wskroś przesiąknięci przedstawiciele patriotyzmu litewskiego – nienawiści niczym
nie uzasadnionej, albowiem Litwa ma wrogów nierównie straszniejszych niż Polska,
a Polacy, gdyby nawet chcieli, nie mają siły politycznej do stawiania tamy dążeniom
Litwy. Musi tu więc działać pewien obcy czynnik, któremu chodzi o powaśnienie Polski
z Litwą.
Sprawa litewska, którą poruszono w Klubie Słowiańskim, jest jedną z tych, które
powinny najżywiej obchodzić nasz ogół. Częstsze sprawozdania informacyjne z tej dzie-
dziny byłyby nader pożądane.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 9 lipca 1904 roku:
Jan Baudouin de Courtenay, Kwestia alfabetu litewskiego
w państwie rosyjskim i jej rozwiązanie
Z Klubu Słowiańskiego
1
Zniesienie zakazu używania alfabetu łacińskiego w drukach litewskich, które na-
stąpiło w kwietniu roku bieżącego, otwiera nową erę w rozwoju literatury naszych po-
bratymców z Litwy. Doniosłość tego faktu została należycie u nas oceniona. Na prośbę
redakcji „Kraju” prof. Baudouin de Courtenay napisał był artykuł pt. Kwestia alfabetu
litewskiego w państwie rosyjskim i jej rozwiązanie
2
. Artykuł ten nie mógł jednak być
wydrukowany w „Kraju” ze względów cenzuralnych. Korzystając przeto z chwilowe-
go pobytu znakomitego slawisty w Krakowie, wydział Klubu Słowiańskiego uprosił go
o odczytanie wymienionej rozprawy na posiedzeniu, które się odbyło w sobotę d. 9 bm.
Przedmiot wywołał ogólne zainteresowanie, sala była przepełniona tak członka-
mi Klubu, jak też zaproszonymi gośćmi, pomiędzy którymi znajdowali się: członek
Akademii Umiej. Krakowskiej p. Hieronim Łopaciński z Lublina, p. St. Krzemiński,
literat z Warszawy, prof. Nowodworski z Petersburga, p. Rusiecki z Wilna oraz członko-
wie Towarzystwa „Ruta” wraz z prezesem p. Herbaczewskim.
Prelegent przedstawił historię sprawy alfabetu litewskiego w związku z ogólnym po-
łożeniem politycznym, wytworzonym po powstaniu w r. 1863/4. Duszą machinacyj ma-
jących na celu unicestwienie piśmiennictwa litewskiego przez narzucenie mu alfabetu
rosyjskiego, był Stanisław Mikucki, sekundowany przez Hilferdinga, Milutina i, oczy-
wiście, przez Murawjowa, do spółki z innymi działaczami miejscowymi (wileńskimi).
Zachcianki rządu rosyjskiego i jego zamachy na narodowość litewską (podobnie jak i na
narodowość polską) do niczego nie doprowadziły i miały wręcz przeciwny skutek ani-
żeli ten, którego niby to oczekiwano. Zamiast zbliżać Litwinów do państwa i do narodu
rosyjskiego, tylko ich od nich oddalano, a nawet wzbudzano w nich wstręt i nienawiść.
Nie mogąc drukować książek litewskich we własnym kraju, przeniesiono działalność
autorską i wydawniczą za granice kraju, do Prus i do Ameryki. Na Litwę (w Rosji) pub-
likacje zagraniczne dostawały się drogą kontrabandy, ale wraz z książeczkami treści nie-
winnej szły także broszury treści rewolucyjnej i wrogiej rządowi. Nielicznych książek
1
„Czas” 1904, nr 156.
2
Zob. Jan Niecisław Baudouin de Courtenay, Kwestia alfabetu litewskiego w państwie rosyjskim i jej
rozwiązanie, Kraków 1904. Na odwrocie karty tytułowej: „Artykuł ten był napisany na życzenie redakcji
«Kraju»; z powodów jednak cenzuralnych mógł być wydrukowany w tym czasopiśmie (rok 1904, nr 27 i 28)
tylko częściowo”; przedruk [W:] W kręgu sporów polsko-litewskich na przełomie XIX i XX wieku. Wybór
materiałów. Tom II. Wybór i opracowanie: Marian Zaczyński i Beata Kalęba, Kraków 2009, s. 37–53.
49
Z Klubu Słowiańskiego
litewskich, drukowanych wielkim kosztem z ramienia rządu literami rosyjskimi, sam
lud nawet darmo brać nie chciał, a jeżeli brał, to niszczył. Jednym słowem, tych nielicz-
nych działaczy, którzy prowadzili sprawę rusyfi kacji alfabetu litewskiego szczerze i ze
względu na „dobro państwa”, spotkało wielkie rozczarowanie. Zresztą takich działaczy
szczerych i wynaradawiających z dobrą wiarą było bardzo mało; reszta zaś były indywi-
dua wcale nieciekawe.
Następnie rozpatrywał p. B. sprawę alfabetu litewskiego ze stanowiska ekonomicz-
nego, ze stanowiska prawnego, ze stanowiska moralności, a nareszcie ze stanowiska
psychologii i polityki w ogóle. Z której tylko strony spojrzeć, można stwierdzić jedynie
tylko niepowetowane straty dla obu stron albo przynajmniej dla rządu rosyjskiego i dla
społeczeństwa rdzennie rosyjskiego. Oczywistość tego stanu rzeczy działała od dość
dawna przekonywająco także na wielu Rosjan, tak na publicystów, jako też na wyższych
i niższych urzędników. Ale przeciwko dobrym zamiarom niektórych działali zawsze inni
bądź to dzięki „sile bezwładności”, bądź też ze względów osobistych i przez zawiść
między pojedynczymi dykasteriami. Ostatecznie jednak zdecydowano się na ten krok
i postanowienie komitetu ministrów, znoszące wszelkie ograniczenia alfabetu litewskie-
go, zostało 24 kwietnia (7 maja) zatwierdzone przez cesarza.
Niepospolicie interesujący ten odczyt przyjęty został oklaskami. W dyskusji, która się
wywiązała, p. Herbaczewski zwrócił uwagę na ciężkie położenie Litwinów w Prusiech,
a dr Beaupré zaznaczył, że wśród pobudek, którymi kierowały się sfery decydujące,
zezwalając na używanie alfabetu łacińskiego, niemałą rolę musiała odegrać zasada di-
vide et impera! oparta na nadziei, iż przyszła literatura i prasa litewska da się użyć jako
narzędzie do jątrzenia Litwinów przeciw Polakom. Prelegent zbijał przypuszczenia dra
Beaupré. Na tym zakończono posiedzenie.
***
Z Klubu Słowiańskiego
3
W sobotę [9 VII] odbyło się ostatnie przedwakacyjne zebranie Klubu Słowiańskiego,
na którym bawiący w Krakowie znany slawista prof. Baudouin de Courtenay wygło-
sił zajmujący odczyt na temat: Kwestia alfabetu litewskiego w państwie rosyjskim i jej
rozwiązanie. Prelegent przedstawił w historycznym rozwoju głośną sprawę zniesienia
alfabetu łacińskiego w piśmiennictwie litewskim i narzucenie w jego miejsce alfabetu
rosyjskiego. Rozporządzenie to ukazało się po r. 1863, a intelektualnym jego spraw-
cą i inicjatorem był niejaki Stanisław Mikucki, którego projekt przyjęli do programu
państwowo-politycznej akcji i wcielili Milutin i Murawjow. Przez lat 40 z górą obowią-
zywało to rozporządzenie, chybiając w zupełności celu, bo zamiast zbliżyć Litwinów do
Rosji, oddalało ich od niej coraz więcej i wzmacniało poczucie krzywdy wyrządzonej
ich językowi i piśmiennictwu. Nie odniósł też korzyści rząd rosyjski, bo znaczne sumy
3
„Nowa Reforma” 1904, nr 158 (W dziale Kronika).
50
wydawane ze skarbu państwa na druki litewskie tłoczone grażdanką dostarczały mate-
riału na makulaturę. Widząc zupełne bankructwo pomysłu, rząd rosyjski przyszedł do
przekonania, że rozporządzenie Murawjowa chybia celu i dlatego zdecydował się cof-
nąć je. Ukaz cara z 24 kwietnia br., przywracający piśmiennictwu litewskiemu alfabet
łaciński, otwiera nową erę w rozwoju piśmiennictwa litewskiego, które dotąd zasilało się
jedynie drukami wykonywanymi za granicą, w Prusiech i w Ameryce, i przemycanymi
do kraju.
W dyskusji nad odczytem zabierali głos pp. Herbaczewski, Zdziechowski i dr
Beaupré, który bardzo słusznie podniósł, że jednym z motywów, które wpłynęły na
zezwolenie rządu rosyjskiego na alfabet łaciński Litwinów, jest tendencja wywołania
rozłamu między Polakami i Litwinami na gruncie językowym i wzmożenie separaty-
stycznego ducha Litwinów. Przysłowie Timeo Danaos więcej niż gdziekolwiek może tu
być przytoczone.
***
Alfabet łaciński a piśmiennictwo litewskie
4
Po latach czterdziestu zdjęto nareszcie banicję z alfabetu łacińskiego w piśmienni-
ctwie litewskim. Rzucono ją za rządów jenerał gubernatora Murawjowa w Wilnie w tym
złudnym przeświadczeniu, iż tak zwana grażdanka w piśmiennictwie litewskim osłabi
wpływ polskości i ducha katolickiego w życiu narodu litewskiego, a zbliży go duchowo
i cywilizacyjnie z panującym narodem. Rząd rosyjski gotów był popierać separatyzm
litewski w stosunku do polonizmu, ale w zamiarze wyzyskania go na rzecz rusyfi kacji
żywiołów nierosyjskich w granicach państwa.
Książki litewskie pojawiły się po raz pierwszy w w. XVI, w okresie reformacji.
Drukowano je alfabetem łacińskim, niekiedy gotyckim, czyli tak zwaną szwabachą.
Ponieważ jednak głoski łacińskie nie zawsze mogły wyrażać z dokładnością dźwięki
mowy litewskiej, przeto wprowadzono już wówczas pewne zmiany w alfabecie łaciń-
skim, z czego powstała dziś osobna odmiana litewska. Rozwój jednakże piśmienni-
ctwa litewskiego od wieku XVI do początków prawie wieku XIX był bardzo powolny.
Dopiero żywszy ruch zaczyna się objawiać około połowy minionego wieku: w pierwszej
jego połowie wyszło tylko 200 książek w języku litewskim, a w drugiej połowie już
około 1000. W ostatnich dwóch, trzech dziesięcioleciach obok książek zaczęły się poja-
wiać dzienniki litewskie i różnorodne wydawnictwa periodyczne. Obecnie liczba tych
ostatnich dochodzi 30.
Od wieku XVI aż po rok 1864 książki litewskie wychodziły głównie w Wilnie i wy-
jątkowo w kilku innych miejscowościach dawnego W.Ks.Lit. jak np. w Kiejdanach,
Supraślu, Dynaburgu, Suwałkach, a także w Rydze i Mitawie. Nie tylko za dawnej
Rzeczypospolitej, co się samo przez się rozumie, lecz nawet w pierwszym półstuleciu
po upadku Polski rząd rosyjski nie stawiał specjalnych przeszkód wydawnictwom litew-
4
„Czas” 1904, nr 118.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 9 lipca 1904 roku
51
Alfabet łaciński a piśmiennictwo litewskie
skim, o ile one nie były wynikiem ogólnej ustawy prasowej i cenzuralnej. Toteż ruch
literacki litewski poza obrębem Litwy właściwej był względnie słaby. Książki litewskie
– i to w liczbie nieznacznej – drukowały się jeszcze w Królewcu i Tylży w Prusach
Książęcych, czyli dzisiejszych Wschodnich, gdzie mieszka – jeżeli mamy wierzyć ob-
liczeniom prywatnym – około pół miliona Litwinów; według statystyki urzędowej pru-
skiej liczba ta redukuje się do ćwierć miliona.
Tymczasem w roku 1864 spadł ciężki grom na piśmiennictwo litewskie: rząd ro-
syjski zakazał drukowania książek litewskich czcionkami litewskimi, a sam drukował
elementarze litewskie, podręczniki szkolne i książki do nabożeństwa – grażdanką. Lecz
w tym kierunku spotkał się system rusyfi kacyjny ze stanowczym zawodem. Lud litewski
okazywał wstręt do książki podawanej mu w szacie całkiem obcej. Książka do nabożeń-
stwa drukowana grażdanką wydała mu się środkiem i sposobem szerzenia propagandy
prawosławnej. Narzuconą dziatwie szkolnej lub osobom starszym w urzędzie, wieśniak
litewski niszczył za powrotem do domu. Natomiast coraz bardziej nabierała wartości
książka stara, drukowana przed rokiem 1864; ceniono ją jak relikwię, a płacono za nią
niesłychanie drogo. Gdy i tych nie stało, zaczęło się przemytnictwo książek litewskich,
drukowanych czcionkami łacińskimi za granicą Rosji. Powstawały drukarnie litewskie
w wielu miejscowościach Prus Wschodnich: w Królewcu, Tylży, Kłajpedzie itd.; druko-
wano książki litewskie nawet w Holandii i Stanach Zjednoczonych.
Policja i żandarmeria rosyjska urządzały kompletne obławy na książki litewskie dru-
kowane za granicą. Straż graniczna zabierała ich całe transporty. Ani rewizje, ani grzyw-
ny i więzienia nie odstraszały Litwinów od kupowania wydawnictw zagranicznych.
Wysokie zyski wytwarzały całe zastępy pośredników żydowskich. Zakaz z roku 1864
nie tylko okazał się bezowocny, ale wprost szkodliwy dla interesów państwa. Pruska
idea polityczna znalazła w tej literaturze doskonały środek propagandy wśród ludu li-
tewskiego w granicach państwa rosyjskiego.
Powoli zaczęto w prasie rosyjskiej i w kołach rządowych zastanawiać się nad całą
bezmyślnością zakazu murawjowowskiego. Zrozumiano nareszcie, iż takim sposobem
nie da się wynarodowić trzechmilionowa ludność litewska. Tylko upór rosyjski i wy-
trwałość na raz obranej drodze, choćby błędnej, mogą nam do pewnego stopnia wyjaś-
nić, dlaczego czekano aż lat czterdzieści na cofnięcie tego zakazu. Obecnie urzędowy
„Wilenskij Wiestnik” ogłosił najwyższe rozporządzenie z dnia 5 maja, potwierdzające
postanowienie komitetu ministrów, iż znosi się wydane dawniej, ograniczające rozpo-
rządzenia, a zezwala się na używanie w piśmiennictwie litewskim, obok alfabetu rosyj-
skiego, także alfabetu łacińskiego.
Zator ciążący na piśmiennictwie litewskim przez lat czterdzieści już ruszył. Życzymy
skromnej i ubogiej dotąd literaturze litewskiej jak najpiękniejszego rozwoju i jesteśmy
pewni, iż nigdy z niej nie będą się rozchodzić hasła rozstroju, waśni lub niechęci ku
narodowi polskiemu, z którym Litwa dzieliła przez pięć przeszło wieków wspólne losy.
Przecież i sama jej literatura jest – rzec można – dzieckiem literatury polskiej, która
w XVI wieku tak szeroko się rozlewała po obszarach W.Ks.Litewskiego.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 5 listopada
1904 roku: Józef Albin Herbaczewski, Odrodzenie Litwy
Z Klubu Słowiańskiego
1
W sobotę 5 bm. odbyło się pierwsze po wakacjach posiedzenie Klubu Słowiańskiego.
Na wstępie odczytano świeżo nadesłany artykuł p. Tad. Stan. Grabowskiego pt. Wrażenia
z Dalmacji. Artykuł ten szczególnie zajął słuchaczy z tego powodu, że autor, wędru-
jąc w czasie wakacyjnych miesięcy po Dalmacji, był świadkiem tryumfalnego po zie-
mi tej pochodu p. Artura Czerep-Spirydowicza, prezesa Towarzystwa Słowiańskiego
w Moskwie – i że szczegóły owych tryumfów moskiewsko-słowiańskiej idei barwnie
przedstawił.
P. Józef Herbaczewski wygłosił następnie pouczający i bogaty pod względem fak-
tycznym odczyt pod tytułem Odrodzenie Litwy. Treść odczytu następująca:
Już na zaraniu ubiegłego stulecia – mówi prelegent – idea odradzającej się Litwy po-
częła się objawiać realnie w życiu i czynach takich mężów, jak Dowkont (1793–1864),
biskup M. Wołonczewski (1801–1875), ale masa ludowa, uwięziona pańszczyzną, oczy-
wiście w ruchu tym udziału brać nie mogła. Dopiero po zniesieniu poddaństwa wystąpił
na arenę polityczną lud, jako nowy czynnik kulturalno-społeczny. Odtąd ruch narodo-
wolitewski począł nabierać sił, rozwijając się z początku w duchu marzycielskim, ro-
mantycznym, a z biegiem czasu coraz realniej. Ważną datę stanowi tu rok 1883, w któ-
rym się ukazało w Tylży pierwsze czasopismo wszechlitewskie, „Auszra” („Zorza”).
Założycielem „Auszry” był dr Basanowicz, zasłużony badacz starożytnej kultury Litwy.
Pojawienie się „Auszry” wywołało w narodzie nieznany od dawna entuzjazm. Młodym
zapaleńcom zdawało się, że „Auszra” „poruszy z posad ziemię litewską”. Wkrótce jed-
nak zaczęły się objawiać antagonizmy partyjne, a na domiar złego wyłoniła się, trapiąca
po dziś dzień Litwę, kwestia jej stosunku do Polski. Z obu stron – polskiej i litewskiej –
nie przebierano, zdaniem prelegenta, w środkach. Doszło do tego, że znalazła się wśród
młodzieży litewskiej garstka, która w obłędzie fanatyzmu wpadła na pomysł udawania
dyplomatów moskalofi lskich. Wybitnym wyrazicielem tej polityki był dr Szlupas (obec-
nie socjalny demokrata), który w roku 1884 posłał jenerał gubernatorowi Hurce memo-
riał domagający się zniesienia zakazu drukowania łacińskimi czcionkami – a to w celu
bardziej skutecznej walki z polskością. Jednak cały naród wyparł się tej nikczemnej
polityki, piętnując czyn dra Szlupasa.
Po upadku „Auszry” (r. 1886) ruch narodowo-litewski przeszedł przez okres chao-
tyczności, która najsilniej się objawiła w antagonizmie inteligencji z ludem z jednej i du-
1
„Czas” 1904, nr 256.
53
Z Klubu Słowiańskiego
chowieństwa z inteligencją z drugiej strony. Doktryny, importowane z Zachodu, jeszcze
bardziej zwiększały tę chaotyczność. Prelegent ostro krytykował stosunek inteligencji
litewskiej do ludu, występując przeciw warcholstwu partyjnemu, burzącemu zgodę i jed-
ność idei narodowej; lecz z uznaniem ocenił działalność takich ludzi, jak dr Basanowicz,
dr Kudyrka, hr. Jawnis, biskup A. Baranowski. Mniej więcej od r. 1890 ruch narodowo-
litewski począł się organizować partyjnie – oczywiście nie bez uszczerbku dla harmo-
nii społecznej, tak pożądanej w chwili obecnej. Większość inteligencji litewskiej, która
zupełnie prawie zerwała z tradycją „romantycznych” założycieli „Auszry”, zjednoczyła
się pod sztandarem „Varpasa” („Dzwonu”), miesięcznika założonego w Tylży w r. 1889
i redagowanego w duchu demokratycznym. Wszakże zjednoczenie tej części inteligencji
nie było długotrwałe; rozpadło się na trzy odłamy (liberałów, narodowców i radykałów),
tworzące wprawdzie tzw. LPD, lecz nawzajem się zwalczające. Program LPD, ogłoszony
w r. 1902 i uzupełniony w r. 1903 jest mglisty. Streszcza się w dwóch punktach: 1) nie-
podległość Litwy w jej granicach etnografi cznych i zupełne równouprawnienie Litwinów
w granicach Litwy geografi cznej; 2) rewizja unii horodelskiej w myśl federacji, gwaran-
tującej kulturalną i polityczną niezależność Litwy. Mniejsza część inteligencji litewskiej
zjednoczyła się pod rewolucyjnym sztandarem LP Socjalistycznej, której organami są
„Darbininka Balsas” („Głos Robotników”) wychodzący w Londynie i nowo założony
w Tylży miesięcznik „Draugas” („Druh”) przeznaczony specjalnie dla młodzieży.
Najliczniejszą partią jest narodowokatolicka. Pod jej sztandarem zjednoczyły się naj-
liczniejsze masy ludu oraz duchowieństwo. Organem tej partii jest „Tevynes Sargas”
(„Stróż Ojczysty”), obecnie zawieszony na czas nieograniczony.
Prelegent wyraził w końcu nadzieję, że przywrócenie Litwinom prawa druku będzie
początkiem rzetelnej pracy kulturalnej, wyzwolonej z warcholstwa partyjnego i demago-
gii politycznej. Antagonizm zaś polsko-litewski może być pomyślnie rozwiązany dzię-
ki interwencji zdrowo myślącej części szlachty litewskiej i pojednawczemu działaniu
niektórych grup inteligencji litewskiej i polskiej. Odnowienie i pogłębienie przymierza
polsko-litewskiego jest historyczną koniecznością.
Bogaty treścią, a sympatyczny pod względem myśli przewodniej odczyt p. Herba-
czewskiego, przyjęty został oklaskami i wywołał żywą wymianę zdań.
Dr August Sokołowski zaznaczył, że państwo polskie nigdy nie uciskało Litwy i że
jej polonizacja nastąpiła wskutek zetknięcia się z wyższą kulturą polską. Polemizując
z prelegentem, wytknął ujemną stronę ruchu litewskiego, który może służyć polityce
rosyjskiej za narzędzie do osłabienia Polski.
Tych obaw nie podzielali następni mówcy. Prof. Marian Sokołowski wyraził prze-
konanie, że z biegiem czasu, w miarę rozwoju świadomości narodowej i rozumienia
stosunków politycznych, ruch litewski stawać się będzie coraz wierniejszym sprzymie-
rzeńcem polskości. To samo stanowisko zajął prof. Janczewski i w przemówieniu dłuż-
szym, a opartym na gruntownej znajomości Litwy, wykazał warunki, wśród których
u narodowców Litwinów rozwija się antypatia do Polski: inteligencja litewska pocho-
dzi niemal wyłącznie z ludu; z domu przeto nie wynosi żadnego wyobrażenia o Polsce
i jej historycznym stosunku do Litwy; w szkołach zaś dzieje Polski przedstawione są
systematycznie ze strony najbardziej ujemnej; tam więc przejmuje się młodzież litew-
ska złośliwymi uprzedzeniami do Polski, które potem wnosi do życia, do agitacji poli-
54
tycznej. Ale ta agitacja, pomimo pozornych powodzeń, nie ma, zdaniem mówcy, gruntu
pod sobą, bo rozbija się o opór, który jej stawia zdrowy rozsądek ludu. Chłop litewski
pamięta Kroże, dotkliwie odczuwa swoje upośledzenie polityczne (np. nie wolno mu
nabywać ziemi ponad 20 dziesięcin), więc dokładnie zdaje sobie sprawę z tego, kto jest
jego rzeczywistym nieprzyjacielem. I na tym można opierać nadzieję, że ruch litewski
wkrótce zejdzie ostatecznie z manowców i wstąpi na normalny tor łączności z Polską,
z którą wiąże wspólność gorąco umiłowanej wiary katolickiej oraz tradycji przeszłości.
W końcu prof. Tretiak podniósł w pięknych słowach, że symbolem unii polsko-li-
tewskiej jest Mickiewicz, gdyż w twórczości swojej uosobił te piękne pierwiastki, które
Litwa wniosła do duszy polskiej.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 5 listopada 1904 roku
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 25 lutego
1905 roku: Józef Albin Herbaczewski,
O historycznym stosunku Litwy do Polski
Z Klubu Słowiańskiego
1
W sobotę dn. 25 bm. p. Józef Herbaczewski, prezes litewskiego Stowarzyszenia
„Ruta”, wygłosił w Klubie Słowiańskim odczyt poświęcony kwestii stosunku Litwy et-
nografi cznej do Polski.
Treść odczytu była następująca.
Idea Witolda, której istotę stanowiła niepodległość Litwy, odrodziła się dziś w my-
ślach i dążeniach inteligencji ludowo litewskiej, w wytworzonej zaś wskutek tego nowej
sytuacji nie umie dotąd należycie się zorientować inteligencja polska, przejęta i kierująca
się stale – zdaniem prelegenta – jagiellońską ideą zrzeszenia Litwy i Rusi pod duchowym
przewodnictwem Polski. Dzieje unii litewsko-polskiej przedstawił p. Herbaczewski jako
walkę tych dwóch idei: Witoldowej i jagiellońskiej. Unia polityczna obu narodów, będąc
aktem zewnętrznym, dziełem dyplomacji, nie miała – jak się wyraził prelegent – „zadat-
ku wiekuistości”. Łączyła ona stany uprzywilejowane; wobec zaś ludu, który wystąpił
w drugiej połowie wieku XIX na widownię dziejową, wykazała niemoc. Symbolem we-
wnętrznej, tj. braterskiej, na zasadach federacyjnych opartej łączności Litwy z Polską,
są dla prelegenta postaci Kościuszki i Mickiewicza; w ich myśli i w ich czynach dawna
unia polityczna przeobraziła się w unię duchową; dlatego też głębsze zrozumienie ich
dzieła może przyczynić się do rozwiązania tragicznej w obecnej chwili kwestii stosunku
Litwy do Polski.
Przechodząc do czasów dzisiejszych, prelegent zaznaczył konieczność solidarności
litewsko-polskiej wobec podwójnego niebezpieczeństwa: rusyfi kacji i germanizmu. Tu
– zdaniem jego – zaszczytne posłannictwo ma przed sobą szlachta litewska, która „po-
winna stać się łącznikiem między ideą Witolda a ideą Jagiellonów, czyli spadkobier-
czynią idei Mickiewicza, powinna przeto przyjąć udział w odrodzeniu narodowym ludu
litewskiego, pracując nad oświatą jego w duchu kulturalnych tradycji Litwy”. Litwa
odrodzona i w swej odrębności uświadomiona, nie tylko nie będzie żadnym niebezpie-
czeństwem dla Polski, ale stać się dla niej może silną pomocą w walce ze wspólnymi
wrogami.
Odczyt p. Herbaczewskiego był wyrazem aspiracyj tej części inteligencji litewskiej,
która w stosunku do Polski pragnąc działać w duchu pojednawczym, zwalcza krańcowy
szowinizm tych zacietrzewieńców, dla których miłość Litwy zlewa się w jedno z nie-
nawiścią do Polski. Usiłowania te, płynące z wyższych pobudek religijno-moralnych,
1
„Czas” 1905, nr 48 Wydanie wieczorne (W dziale Kronika).
56
witane być powinny z naszej strony z tą sympatią, jaką społeczeństwo polskie miało dla
niedawno zmarłego najwybitniejszego ich przedstawiciela, x. biskupa Baranowskiego.
W dyskusji stanowisko Polski wobec narodowościowych dążeń Litwy wymownie
uzasadniali dr Koneczny i dr August Sokołowski.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 25 lutego 1905 roku
Odczyt na Posiedzeniu Klubu Słowiańskiego
dnia 9 lutego 1907 roku:
Józef Albin Herbaczewski, Ruch umysłowy na Litwie
Z Klubu Słowiańskiego
1
Dnia 9 bm. p. Józef Herbaczewski dał w pogadance swojej Ruch umysłowy na Litwie
obraz usiłowań pracy Litwinów objawiającej się nie tylko na polu literatury i nauki, ale
i w zakładaniu stowarzyszeń, bibliotek dla ludu itp. Odczyt swój poprzedził ustępem
o stosunkach polsko-litewskich, w którym, podkreślając brak politycznego wyrobienia
wśród Litwinów, wymienił, jako główną przyczynę nieporozumień między obu naro-
dami, sentymentalizm historyczny polskiego społeczeństwa w ocenianiu stosunków li-
tewskich ze stanowiska unii i czasów Jadwigi i Jagiełły. Stąd zaś, zdaniem prelegenta,
pochodzi nieumiejętność wniknięcia w te uczucia, które stanowią sprężynę dzisiejszego
ruchu na Litwie, a streszczają się w dążności do wytworzenia odrębnego bytu narodowe-
go z samodzielną literaturą, kulturą oraz z autonomią polityczną Litwy.
Ten pogląd prelegenta wywołał ożywioną dyskusję, w której oprócz członków Klubu
brał udział obecny gość, członek Rady Państwa w Petersburgu, p. Konstanty Przewłocki.
1
„Czas” 1907, nr 41, (Wydanie wieczorne [W dziale Kronika]).
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego
dnia 26 lutego 1910 roku:
Józef Albin Herbaczewski, Litwa a Słowiańszczyzna
Józef Albin Herbaczewski, Litwa i kwestia polska
1
Mówię o myśli politycznej odradzającej się Litwy. W danym wypadku muszę roz-
graniczyć sfery poezji i prozy, choćby to sprawić miało ból politykom litewskim, którzy
prozaicznie poetyzują, zaś poetycznie politykują. Nie szargam świętości utajonej w ser-
cu masy ludowej, nie lekceważę ideowej pracy z olbrzymim wysiłkiem woli już dokona-
nej (choć, niestety, nie wyzyskanej należycie, rzetelnie), nie kalam złośliwą myślą samej
Idei odrodzenia – nie! Jeno tylko zajmuję krytyczne stanowisko wobec ujawnionych już
(w prasie i w życiu społeczno-politycznym) aspiracyj młodolitewskiej myśli politycznej
propagowanej przez wpływowe jednostki i partie.
Wodzowie ruchu narodowolitewskiego, chcąc usprawiedliwić swoje błędy (za które
ponoszą odpowiedzialność), wciąż powtarzają, że są „wyrazicielami (ba! nawet ślepym
narzędziem) woli masy ludowej”.
Pewien odłam inteligencji litewskiej, która wykształcenie polityczne zaczerpnęła
z mnóstwa broszur demagogicznych zaleconych przez radykalnie rewolucjonizujące
partie rosyjskie, albo z podręczników o wielce podejrzanej wartości historycznej, pro-
pagował jednak i propaguje takie środki „wolnościowe”, które się sprzeciwiają duchowi
odrodzenia litewskiego. Po prostu uwziął się „wyeksperymentować” na żywym organi-
zmie masy ludowej wszelkie możliwe i niemożliwe myśli polityczne i kulturalne. Uda
się eksperyment – dobrze, nie uda się – też dobrze! Atoli kto ponosi odpowiedzialność
za to? Azali lud (którego jest się „ślepym narzędziem”), niemający pojęcia o „ekspe-
rymentologii” w duchu L e o n i d a A n d r i e j e w a, którego utwory są już tłumaczone na
język litewski, zda się, po to, iżby odrodzeniowy optymizm litewski zatruć jadem nihilo-
-pesymizmu?!
Właśnie ta lekkomyślna dowolność w wyborze środków mających realizować ideę
odrodzenia narodowolitewskiego – dowolność wypływająca z nieuctwa i braku rzetel-
ności, kolidująca z zasadami najprymitywniejszej myśli politycznej – zniewala mnie
do wypowiedzenia poniższych myśli, które zrodziła boleść samotności i trwoga o losy
narodu litewskiego, wydanego na pastwę eksperymentologów nie tylko obcych, zabor-
czych, lecz i swoich własnych – rdzennie litewskich. Litwa ma za wiele agitatorów han-
dlujących tanimi hasłami, zaś od chwili śmierci K u d i r k i ani jednego Męża, który by był
naprawdę wyrazicielem „woli masy ludowej” w duchu Mickiewicza pojętej.
1
„Świat Słowiański” 1910, nr 66.
59
Józef Albin Herbaczewski, Litwa i kwestia polska
I
Litwa w chwili obecnej przeżywa zaprawdę smutny okres wyczerpania, wyjałowie-
nia, wycieńczenia myśli. I nie dziw. Młoda, niedoświadczona, zaledwie na chwilę z wię-
zów niewoli na wolność wypuszczona, wzniósłszy się nagle w wyżyny romantyzmu,
doznała zawrotu, poczęła roić niebywałe dotąd rzeczy, tworzyć baśnie „nowego życia”,
zaawanturowała się ponad siły, a w chwili stanowczej, tracąc równowagę, opadła.
Po raz wtóry zerwała się, lecz już sił jej zabrakło.
Więc już nie próbuje lotu w romantyczną krainę. Nauczyła się praktyczności przy-
ziemnej sfery, więc zachodzi obawa, że przez praktyczną opieszałość pustą klatkę porzu-
coną na polu przez człowieka złej woli uzna za... dom wolności swojej...
Bajki ludowe mają coraz większe zastosowanie w polityce; zwłaszcza bajki o ptaszy-
nach wypuszczonych na wolność.
Jeszcze przed rewolucją rosyjską młoda myśl narodowolitewska, przeceniając swe
zaledwie zalęgnięte wartości odrodzeniowe, przelicytowała wartości h i s t o r y c z n e j
kultury litewskiej, stawiając na naczelnym miejscu Litwina d n i a d z i s i e j s z e g o. Nie
chciała, nie próbowała nawet zrozumieć swych własnych dziejów. Pańszczyźniana nie-
nawiść do pana-Polaka zaślepiła oczy, które nie mogły odczytać dziejów wspólnej doli
i niedoli. Zaślepiła umysł, który nie mógł się zorientować w powodzi wymownych fak-
tów historycznych, zwłaszcza tych, które dziś nam tłumaczą, że gdyby nie unia Litwy
z Polską, to awanturnicza, choć genialna ekspansja Witolda na wschód ruski, skoń-
czyłaby się gorszym niźli pod Worsklą pogromem, bo zupełną aneksją Żmudzi przez
Krzyżaków, zaś ziem ruskich przez Moskwę jeszcze za życia Witolda!...
Młoda myśl narodowolitewska przelicytowała swoje własne dzieje, a zwłaszcza
fundamenty kulturalne, wydźwigając na plan pierwszy t r a d y c j ę p a ń s z c z y z n y. I oto
już w przededniu rewolucji rosyjskiej znalazła się w kłopotliwym położeniu. Burzliwe
debaty „Sejmu Litewskiego” (r. 1905) zdyskredytowały bowiem aż nadto wymownie
aspiracje fanatycznych wyznawców „ślepej woli masy ludowej” w kierunku anarchii
2
...
Uświadomiła sobie, że bez powołania do życia twórczego h i s t o r y c z n e g o typu kul-
turalnego, tj. historycznego Litwina, nie zdoła nic stworzyć ani pod względem kultu-
ralnym, ani pod względem politycznym – nic, co mogłoby skutecznie przeciwdziałać
rusyfi kacyjnej polityce rządu. Poczęła więc szukać tego typu historycznego i zgubiła się
w labiryncie sprzeczności, niemożliwości. Oprócz jedynego Witolda innego typu-wzoru
nie mogła, nie śmiała znaleźć.
Młoda myśl narodowolitewska nie może, nie musi odnaleźć siebie w historii Litwy,
a przynajmniej pogodzić z tą historią tak, aby jej czyny były głębiej niźli prawo pań-
szczyźnianej tradycji usprawiedliwione. Zwodzi ją Witold, a przeraża, rozwściecza
Jagiełło (ten „zdrajca Litwy”). A priori rozgrzesza Witolda z błędów (których nawet
rozumieć nie chce), a priori potępia Jagiełłę i w dalszej konsekwencji ideę Jagiellonów,
która (w oświetleniu M i c k i e w i c z a) nie była i nie jest „głupia”, jak się zdaje współ-
czesnym „następcom Witolda”. Istniejącego typu historycznego, wychowanego na kul-
turze Zachodu uznać, unarodowić bez zastrzeżeń nie może, boć przecie z Polską, która
2
Niedawno jeden z fundatorów Związku Włościan Litewskich (utworzonego w roku 1905) wyznał mi
otwarcie, że „gdyby nie on, to na Litwie zapewno byłaby r z e ź s z l a c h t y l i t e w s k i e j” (równocześnie z re-
wolucją łotewską) (przyp. autora).
60
tę kulturę szczepiła, trzeba „raz na zawsze zerwać”, aby już „nie było złej pokusy”.
Pełnia kultury narodowej, będąca syntezą kultur gminnej (ludowej) i rycerskiej (szla-
checkiej), staje się dlań ideałem urzeczywistnić się niedającym bez „kalectwa duchowe-
go”... Gdzież więc wyjście z tej opresji? Gdzież ten „inny” (rzeczywisty) zwór kultury?
Gdzież ta harmonia bez „kalectwa duchowego”, uniezależniona od tradycji? Azali t y l k o
w ludzie, który oprócz energii pasywnej nie posiada energii agresywnej, asymilującej,
unaradawiającej obce pierwiastki ducha? A może na Wschodzie bizantyńskim?...
I tu jest punkt kulminacyjny. Młoda myśl narodowolitewska stoi na pograniczu dwóch
kultur, na zabój ze sobą rywalizujących. Stoi na miedzy, dzielącej Słowiańszczyznę na
dwa wrogie obozy – wschodni i zachodni. Odrzucając Polskę, odrzuca, przekreśla pię-
ciowiekową tradycję, dokonuje na sobie szalonej wiwisekcji. Wraca do czasów przed-
kiejstutowych, prajagiellonowych – do tradycji ciążenia ku Wschodowi (choćby wbrew
„woli masy ludowej”). Podlega hipnozie kultury rosyjskiej (zwłaszcza „postępowej”),
nie mając wypróbowanej woli współzawodniczącej. Dla osiągnięcia celu politycznego
„dyplomatycznie” ciąży ku Wschodowi – jako sprzymierzeniec in spe. Łudzi się, że tak
współdziałając, osiągnie dla siebie cel błagodatny, bez obawy stania się bezwiednym
narzędziem machiawelskiej polityki rządu
3
.
Właśnie tego rodzaju „ewolucję” spostrzegam dziś na Litwie. Współczesny ruch
narodowo-litewski fatalnie grawituje ku narodowi rosyjskiemu jako sprzymierzeńcowi
politycznemu. Paniczna ucieczka przed Polską pcha, rzuca Litwę samą już siłą rozpędu
w objęcia Wschodu kulturalnego, który ma moc magnetyczną, niwelującą „obcople-
mienne dążności kulturalne”. Nie mówiąc już o niebezpieczeństwie Prus, ostrzących
apetyt na całe wybrzeże bałtyckie, dla Litwy – jako narodu – nie ma trzeciej alternatywy:
a l b o z Polską, a wraz z Polską i Zachodem, a l b o z Rosją – jako narodem i Wschodem
kulturalnym!
Młodolitwini dziecinnie wierzą w „poczucie sprawiedliwości” narodu rosyjskiego,
który się odradza i nowy, mający zadziwić Europę ład zapewno zaprowadzi, Litwie zaś
zagwarantuje wolność taką, jakiej Polacy nigdy, gdyby nawet byli w możności, nie za-
gwarantowaliby.
Polacy – to naród niewdzięczny, wyzuty z poczucia sprawiedliwości, uzurpatorski...
Rosjanie – a, to co innego! Ich demokratyzm... ich literatura nam, młodolitwinom, wię-
cej imponuje niźli polska, więcej nas wzrusza, uczy... Nie możemy się zżyć z „narodem
panów” – z Polakami, wyzutymi z uczuć demokratycznych. Demokratyzm rosyjski, po-
krewny naszej pańszczyźnie, daje nam większą gwarancję przyjaźni równych z równy-
mi...
I oto jesteśmy już świadkami zadziwiającej „ewolucji”. Za Kiejstuta Litwa się rusz-
czyła „na zabój” i wydała rosyjskiej sławy „rycerzów”, których potomkowie dziś istinno
russkije; za Jagiellonów Litwa się polszczyła i wydała e u r o p e j s k i e j sławy geniuszów;
za cara Mikołaja II Litwa wzdychać poczyna do „sprawiedliwości narodu rosyjskiego”
i oczywiście wbrew woli – pod wpływem naturalnej hipnozy – zamierza literaturę, na-
ukę i sztukę rosyjską wzbogacić swoimi talentami (B a ł t a s z a j t i s – znany w literaturze
3
Za przykład podaję Łotyszów, którzy przed laty uprawiając politykę lojalizmu wobec rządu, znaleźli się
w pułapce – w zaczarowanym kole, z którego zaprawdę trudne wyjście. Łudzili się, że lojalizmem zdołają
zniszczyć baronów kurlandzkich, nie przypuszczając, że rząd rosyjski zaszachuje odrodzenie Łotwy lojali-
zmem tychże baronów! Rewolucja łotewska była aktem ekspiacyjnym, aktem uświadomienia politycznego
Łotyszów (przyp. autora).
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 26 lutego 1910 roku
61
rosyjskiej modernista – już zrobił dobry początek). Kadry młodolitewskie duchowo są
tak zrusyfi kowane, że nie ma już potrzeby ich odpolszczać, bo ten fakt pisma litewskie
ofi cjalnie już stwierdzają, oczywiście nawet nie próbując zgłębić przyczyny powodują-
cej to nieszczęście. Zaprawdę diffi cile est satiram non scibere! Mania prześladowcza na
punkcie Polski prowadzi młodolitwinów do odwrócenia wszystkich wartości na opak.
Trzeba mieć zaprawdę bohaterskie poczucie i świadomość kultury romańskiej i jej zna-
czenia dla katolickich narodów, aby jasno zrozumieć niebezpieczeństwo neobizantyni-
zmu czy to w formie postępu, czy w formie mesjanizmu (M e r e ż k o w s k i j), czy w for-
mie nacjonalizmu propagowanego. Litwa była, jest i będzie prześladowana głównie za
swój „latynizm” – za swoją o d r ę b n o ś ć kulturalną. Młodolitwini, których większość
choruje na indyferentyzm, tej różnicy – tej rywalizacji religijnej – nie czują, nie rozu-
mieją. Nie wiedzą, że po zerwaniu politycznej Unii z Polską, zanim nastąpi „era bezreli-
gijności”, Litwę będzie łączyć z Polską wspólna idea katolicyzmu...
II
Tragedią Młodej Litwy jest niemożliwość wyjścia „z honorem” ze sfery walczących
wpływów Rosji i Polski. Im więcej młodolitwini nienawidzą Polaków, tym więcej sprzy-
jają wrogom polskości. Właśnie na tym tle nienawiści, idiosynkrazji rodzą się czyny
niepoczytalne.
Ilekroć antagonizm polsko-litewski przybierał formę gwałtowną (zwłaszcza o język
kościelny), tylekroć reakcyjna prasa rosyjska („Nowoje Wriemia”, „Wilenskij Wiestnik”)
brała Litwinów pod swoją opiekę, Polakom zaś udzielała ostrej nagany i przestrogi, że
„Litwa podlega wpływom rosyjskim, nie polskim”. Rząd rosyjski wie czego chce, dokąd
zmierza. Dla rusyfi kacyjnej polityki byłoby ciosem strasznym pojednanie polsko-litew-
skie (po uprzednim załatwieniu spornych kwestii) w imię walki z reakcją, która państwo
rosyjskie doprowadza już do stanu barbarzyństwa.
Litwinów działających w duchu zgody polsko-litewskiej na palcach można policzyć.
Lecz za to „historiozofów” „socjologów”, „mężów stanu” wyszkolonych na broszurkach
ulotnych, niemających rzetelnie przetrawionego pojęcia o dziejach Litwy, lecz „z prze-
konaniem” dowodzących, że „unia Litwy z Polską była p o l i t y c z n y m nonsensem”, że
„Grunwald jest dziełem tylko Witolda”, że „naturalnym, zniweczonym przez Polaków
posłannictwem Litwy (Witolda) było stworzenie w i e k o p o m n e g o p a ń s t w a n a
W s c h o d z i e” itd., jest arcywielu. Kiedy tylko nadarzy się jaka sposobność „popisania
się wiedzą”, ci właśnie „historiozofowie” Litwy zaraz udzielają Polakom „lekcji histo-
rycznej” (odgłosy nacjonalistycznej prasy litewskiej o uroczystości grunwaldzkiej), i to
jeszcze w stylu takim, jakiego nie powstydziłby się pisarz gminny (np. z okazji otwarcia
IV wystawy litewskiej 14 marca 1910 roku „Viltis”, organ klerykał-nacjonalistów).
Kulturalna, duchowa rusyfi
kacja Młodej Litwy szybko postępuje naprzód.
Oczywiście – wolno młodolitwinom unaradawiać, dla braku swoich własnych, choćby
nawet tatarskie wzory kulturalne („czemu nie z Tatarami, a koniecznie z Polakami?” –
tryumfalnie zapytał mnie pewien młodolitwin) – ale chodzi o to hasło Carthago delenda
est, stosowane specjalnie do Polaków – hasło, które w ustach zwłaszcza Litwinów brzmi
co najmniej komicznie, choćby ze względu na nacjonalizm panrosyjski, posługujący się
Józef Albin Herbaczewski, Litwa i kwestia polska
62
tym samym hasłem w stosunku do wszystkich narodowości Rosji. Jeżeli wszczęta przez
biurokrację jeszcze za Murawjowa kolonizacja Litwy (specjalnie Żmudzi) kacapami
i bosiakami, mającymi reprezentować „russkość ziem litewskich”, nie orzeźwiła dema-
gogów młodolitewskich na punkcie rzekomo strasznego niebezpieczeństwa polskiego,
kierując czujność ich w stronę niebezpieczeństwa właściwego, to się stało jedynie dzięki
popularnemu frazesowi: „po obaleniu caratu uregulują się stosunki litewsko-rosyjskie,
atoli przed zaborczością Polaków nie ma innego ubezpieczenia, jak ciągła walka”...
Młodolitwini z jednej strony roszczą pretensje do litewskości M i c k i e w i c z a,
K o ś c i u s z k i i wielu innych w Polsce znakomitych ludzi, z drugiej atoli strony duchową
treść Mickiewicza, Kościuszki i innych w swym życiu kulturalnym rugują, zwalczają –
jako „polskie niebezpieczeństwo. Błąd tkwi w nieszczerości.
Gdyby wieszcza myśl M i c k i e w i c z a, sankcjonująca dobrowolne braterstwo Litwy
i Polski, kształtowała odrodzenie narodowolitewskie, wychowywała młode pokolenie
Litwy, wówczas pretensje mlodolitwinów do litewskości Mickiewicza miałyby głębo-
kie uzasadnienie. Lecz tak nie jest. Litewskość Mickiewicza potrzebna jest młodolitwi-
nom po to, aby tą „wieszczą litewskością” zwalczyć Polskę, zniweczyć na zawsze unię!
„Litewskość” Mickiewicza – słowem – ma być biczem na Polaków w ręku młodoli-
twina! Młodolitwini chcieliby widzieć w Mickiewiczu i Kościuszce uosobienie tylko
chłopskiej kultury, bo tych mężów szlacheckość wielce ich niepokoi i drażni. Schłopić
Mickiewicza w duchu parafi ańskim albo zdemokratyzować go w duchu rosyjskiego „po-
stępu” – niepodobna. Więc?... pytanie sprawiające kłopot.
Młodolitwini sami nie wiedzą, co mają począć z pięciowiekową kulturą szlache-
ckolitewską, będącą owocem wpływów kultury polsko-romańskiej. To przyjmują ją, to
odrzucają – tak samo jak i Mickiewicza. W żaden sposób ducha tej kultury nie mogą
pogodzić z duchem kultury ludowolitewskiej, bo nie mają poczucia kultury historycznej.
Unarodowić kulturę szlacheckolitewską, użyźniając jej bogatą treścią słaby organizm
narodowy boją się panicznie, choć czują, że bez jej unarodowienia losy przyszłej kultury
litewskiej li tylko z ludu płynącej są niepewne ze względu na ekspansję zwłaszcza kultu-
ry rosyjskiej, której trzeba przeciwstawić coś trwalszego niźli język litewski, mianowi-
cie: t r e ś ć – t r a d y c j ę h i s t o r y c z n ą! Kultura litewska pozbawiona treści historycznej
nie ma n a r o d o w e j wartości, bo stoi w rzędzie li tylko k u l t u r l u d o w y c h! Ludu li-
tewskiego nie wynarodowiono i nie wynarodowi się dzięki jego s i l e o d p o r n e j. Lecz
tej siły odpornej nie wolno identyfi kować z w o l ą t w ó r c z ą, która nakłada na naród
obowiązki wielkie... Lud jest potęgą – niezaprzeczenie, lecz ta potęga ludu nie podoła
obowiązkom twórczym. Lud s a m j e d e n tylko nie udźwignie ciężaru ani sztuki narodo-
wej, ani literatury, ani wreszcie polityki prawdziwie narodowej, mającej na celu dobro
całego narodu. „Wolę ludu” trzeba wzmocnić wolą zahartowaną i wypróbowaną już
w dziejach – wolą Litwina historycznego! Źródeł kultury litewskiej z treścią historyczną
trzeba szukać w ciągłości dziejów Litwy, których okres największy (unia z Polską) przez
młodolitwinów jest zakwestionowany, niestety – jako niebezpieczny.
A więc samo już zagadnienie kultury narodowolitewskiej staje się tragiczne. Jeżeli
wyrzucić z kultury historycznej Litwy tzw. polskie wpływy, to pozostanie tylko „naga”
kultura ludowa, mieszcząca w sobie dużo w poetyczne formy ujętych przesądów i zabo-
bonów, a nadto jeszcze pozostaną niewyrugowane wpływy Wschodu ruskiego.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 26 lutego 1910 roku
63
Inteligencja młodolitewska, z ludu, wzmocniła już w sobie wpływy rosyjskie.
Zaśmiecanie literatury litewskiej lichymi tłumaczeniami lichych utworów literatury ro-
syjskiej, najmniej dla młodzieży pożądanych, jest tych wpływów skutkiem. Tak się mści
na młodolitwinach brak zmysłu historycznego. Szukając „punktu wyjścia” w schłopieniu
wartości kultury historycznej, od dojrzałych wzorów wracają do dziecinnych! Dlatego
też i charakter młodolitewski jest taki dziecinny w stosunku do zagadnień XX wieku.
Młodolitwini dziecinnie łudzą się, że placówki litewskie (jak np. Wilno), będące
obecnie w posiadaniu polskiej większości, po wyrugowaniu Polaków z Litwy (mania-
ckie marzenie D o w o j n y S y l w e s t r o w i c z a, redaktora „Litwy”), staną się wyłączną
własnością narodową Litwinów. Nie przeczuwają naiwni, że po „wykurzeniu” Polaków
z Wilna rząd rosyjski natychmiast zawoła: H o l a ! Wi l n a i s k o n i r u s s k i j g o ro d!
Właśnie na tego rodzaju niespodzianki młodolitwini nie chcą być przygotowani. W za-
ślepieniu swym do Polaków nie rozumieją, że właśnie rząd rosyjski uroił sobie nadhi-
storyczne prawa, nie tylko do tych wszystkich spornych placówek, gdzie mieszka pol-
ska większość, lecz i do „stanu posiadania narodowo-litewskiego” – że rząd, choćby
konstytucyjny, przenigdy nie dopuści, aby Litwini rozszerzyli sferę swoich kulturalno-
-politycznych wpływów. Jakże wobec tego faktu blednie antypolski światopogląd mło-
dolitwinów!...
Litwini nie mają ani jednego miasta w posiadaniu narodowym, nie mają klasy miesz-
czańskiej, nie mają sympatii mniejszości zamieszkującej etnografi czną Litwę (Żydzi
– jako element zrusyfi kowany – są plagą Litwy), Litwini nie mają głębszego uświa-
domienia narodowo-politycznego, nie mają zresztą ludzi odpowiednio do zadań auto-
nomicznych wykształconych, zdolnych do pracy twórczej, a jednak już się domagają
autonomii politycznej z sejmem i uniwersytetem w Wilnie, już marnują energię w walce
z Polakami o tę właśnie chimerę, zależną od chimery rządu rosyjskiego! Zaniedbanie
organizacji narodowej, wewnętrznej i zewnętrznej pracy twórczej o szeroko zakreślo-
nym celu, zaniedbanie budowy od podstaw na koszt złośliwie uśmiechniętej chimery
łechcącej pychę narodową, otoć praca! Projekt autonomii litewskiej, arcyszumnie ogło-
szony w Wilnie na tzw. „Sejmie litewskim”, wykoleił w zupełności apolityczne, marze-
niem przepojone umysły młodolitewskie. Na ten temat młodolitwini roili sny bez końca,
a gdy nadeszły jesienne dni reakcji, ze zwieszoną głową poszli na mogiłę rewolucji i tam
uświadomili sobie po raz tysięczny i pierwszy, że główną przyczyną całego złego, jakie
obfi cie spływa na głowę Litwy, jest unia z Polską, że „Polska zgubiła Litwę”, że przy-
szłość Litwy w poskromieniu Polaków itd., itd.
A rząd rosyjski plecie nowy nahaj i na litewską, i na polską wolność – i na litewską,
i na polską autonomię!...
III
Punkt przełomowy, na którym stanęła myśl młodolitewska, budzi poważne obawy.
Naród litewski jest w przededniu a n a r c h i i k u l t u r a l n e j, do której prowadzi fatalne za-
ślepienie kierowników odrodzenia. Fanatyczna walka o światopogląd narodowy (postęp
contra klerykalizm) niszczy organizm narodowy, czyniąc go niezdolnym do pracy twór-
czej, doprowadzając do stanu atrofi i. Twórczą pracę (zwłaszcza w kierunku oświaty)
Józef Albin Herbaczewski, Litwa i kwestia polska
64
partii klerykalnej zajadle zwalczają postępowcy – i na odwrót, propagandę postępowej
„wolnej myśli” jeszcze zajadlej zwalczają klerykali. Wytworzył się stan niemożliwy do
zniesienia. Dorobek kulturalny w ciągu ostatniego dziesięciolecia prawie żaden. W cha-
osie demagogicznych, tanich hasełek zgubiła się myśl wielka, której brak działa depry-
mująco. Literatura narodowa, zanieczyszczona wpływami modnych nowelistów rosyj-
skich, obniżyła się w tonie, skurczyła się, zgorzkniała, zestarzała... Słowem, wszystko
w zawieszeniu.
Przyczyną tego złego jest to, że zakwestionowane, odrzucone wartości kulturalne
zastąpiono pięknymi frazesami, paradoksami i hasłami – że lekkomyślnie zlekceważono
prawdę historyczną. „Katolicyzm narzucono nam p r z e m o c ą przez księży jezuitów pol-
skich – wołają postępowcy – więc nie mamy obowiązku ponosić dla Watykanu ofi ar zbyt
wielkich!”. „Unię z Polską p o d s t ę p n i e narzucił nam zdrajca Jagiełło, opętany przez
Oleśnickiego – wołają klerykalni nacjonaliści – więc nie mamy żadnych wobec tej unii
obowiązków, odrzucamy ją precz – jako więzy!” Więc już zgoła żadnych obowiązków
nie ma wobec przeszłości? A wobec rzeczywistości, która tej przeszłości jest czyśćcem?
Młoda Litwa, chcąc mieć prawo do miana narodu, musi przyjąć wszystkie konsekwencje
przeszłości historycznej Litwy – jako obowiązek ekspiacyjny. Człowiek, obejmujący
w posiadanie przekazane mu dziedzictwo, przyjmuje je wraz z długami i zobowiąza-
niami na nim ciążącymi. Tak samo młodolitwini, chcąc objąć w posiadanie dziedzi-
ctwo swoje – Litwę, muszą ją przyjąć wraz z długiem i zobowiązaniem historycznym!
W przeciwnym bowiem razie a priori ogłaszają swą niewypłacalność wobec historii,
wobec tradycji, a już przez to samo podkopują istotę prawa do dziedzictwa!
Tej właśnie prawdy młodolitwini, zda się, rozmyślnie zrozumieć nie chcą. Likwidując
w stylu rosyjskim (precz z tradycją!) historyczną spuściznę, zachowują sobie tylko...
sławę kniazia Witolda i tradycję pańszczyzny, na której ratunek wygłaszają tylko same
cnoty odradzającej się Litwy. Hasło „żadnych obowiązków wobec tradycji historycz-
nej” prowadzi zawsze do zaparcia się poczucia wszelkich obowiązków. Tylko p o c z u -
c i e o b o w i ą z k u h i s t o r y c z n e g o hartuje wolę twórczą, organizacyjną. Jest to fakt już
stwierdzony. Rosjanie, wyzuci z poczucia obowiązku historycznego wobec swej ojczy-
zny, stanowią najlepszy materiał dla anarchizmu albo... despotyzmu. Włosi natomiast
są właśnie silni tym poczuciem – tą niemal dziecięcą miłością dla własnej tradycji...
Młodolitwini, ignorując tę prawdę, zdeprawowali młodociane umysły do tego stopnia,
że nawet uczniak gimnazjalny czuje się w prawie rzucić narodowi polskiemu jako „cie-
mięzcy i wampirowi Litwy” – rękawicę pogardy! A wszak tego rodzaju rzeczy mszczą
się na samym narodzie...
Kto jest bez winy wobec historii? Nikt zaiste. Skompromitowane są już wszystkie
formy rządu – od absolutnych do rewolucyjnych, wszystkie! Skompromitowana jest
szlachta, lecz i lud jest skompromitowany! Wobec historii są wszyscy d z i e d z i c z n i e
winni – nawet lud, który się zbrukał rzeziami w rodzaju galicyjskiej! Po co to poszu-
kiwanie „dziury w całym”, po co te ciągłe poszukiwania „kozła ofi arnego”? Winy nie
usprawiedliwiają okrucieństwa sędziów. Polska i litewska szlachta zawiniła wobec ludu,
lecz i odpokutowała. Sybir jest świadkiem tej jednej z najstraszniejszych pokut...
Ludowi litewskiemu zależało i zależy t y l k o n a z i e m i s z l a c h e c k i e j. „Wola ludu”
litewskiego (jak i każdego zresztą) dąży do w y d z i e d z i c z e n i a s z l a c h t y z z i e m i.
Atoli reprezentantom narodu litewskiego, jakimi się mienią młodolitwini, musi zale-
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 26 lutego 1910 roku
65
żeć na czymś więcej, mianowicie na podwalinach kultury narodowolitewskiej. Metodą
ekonomii politycznej nie da się rozwiązać kwestia narodowolitewska. Ekonomiczne
interesy muszą być podporządkowane idei twórczej, troszczącej się o harmonijny roz-
wój wszystkich stanów naród stanowiących. Niski stopień kultury jest tamą dla rozwoju
ekonomicznego. Przykładem naród rosyjski, ekonomicznie eksploatowany przez obce
kapitały.
Zerwanie zwłaszcza kulturalnych więzów ze szlachtą już się mści na młodolitewskiej
myśli. Młodolitwini nie chcą się przyznać do błędu. Wolą oddać się na los szczęścia, po-
zwalać się pchać sile wypadków już od ich woli, niestety, niezależnych niźli zainicjować
myśl zgody i pojednania, kres kładąc marnowaniu energii!...
Pora już, aby młodolitwini zrozumieli, że kwestia polska w Rosji jest właściwie s y -
n o n i m e m w o l n o ś c i i n i e p o d l e g ł o ś c i. Dokoła sprawy polskiej obraca się cała
polityka wewnętrzna rządu, o tę sprawę rozbija się projektowane „braterstwo Słowian”,
ta sprawa, nie będąc załatwioną, pozbawia wiary nawet w „poczucie sprawiedliwości
narodu rosyjskiego”. Niewiele kosztowałoby młodolitwinów zrozumienie, że stojąc po
stronie Polaków, bronią sprawy wolności narodów wyjętych spod prawa, spłacają dług
historii ojczystej, której dziedzicami się mienią!...
Oczywiście, wytykając błędy myśli młodolitewskiej, wcale nie mam zamiaru a prio-
ri rozgrzeszać z winy szlachty litewskiej i Polaków, zwłaszcza na terytorium Litwy
zamieszkałych. W danym wypadku nie tyle mi chodzi o winę Polaków, ile o fatalne
uczucie idiosynkrazji większości młodolitwinów do narodu polskiego. Ja zawsze mam
bolesne wrażenie, że gdyby nawet szlachta litewska uznała supremację „woli ludu” za
zgodą społeczeństwa polskiego, to i wówczas to fatalne uczucie idiosynkrazji nie by-
łoby nasycone. Nie może go złagodzić nawet pojednawczo w stosunku do ruchu naro-
dowolitewskiego usposobiona część prasy polskiej („Kurier Litewski”, „Nowa Gazeta,
„Prawda”, „Kultura”). Na przyjazne uśmiechy prasy polskiej młodolitwini odpowiadają
gorzkim uśmiechem, zda się, chcąc powiedzieć: „Nie mamy do was zaufania!”...
IV
Lwią część winy za pogorszenie się stosunków polsko-litewskich ponosi większa
część szlachty litewskiej, która nie chciała zrozumieć swoich względem ludu litewskiego
obowiązków obywatelskich, częstokroć lekkomyślnie prowokując i tak już rozdrażnioną
miłość własną Litwinów. Obywatelska praca szlachty wśród ludu litewskiego – z ludem
i to w kierunku oświaty przeciwdziałającej naporowi zgubnych wpływów (zwłaszcza
rosyjskich) podjęta – byłaby zaprawdę balsamem na jątrzącą się ranę kwestii litewskiej!
Lecz jakże mało obywateli ziemi litewskiej czuje, rozumie i spełnia ten obowiązek oby-
watelski! Znaczna większość szlachty dla wygodnego spokoju i bezpieczeństwa opłaca
się małymi datkami pieniężnymi partii klerykalnej (towarzystwom Saule, Żiburys, Św.
Kazimierza) i biernie, oczekując „końca”, przygląda się gorszącym, iście kanibalskim
walkom nacjonalizmu litewskiego z nacjonalizmem polskim o język litewski w koś-
ciołach, o prawo „gospodarza domu”, o ziemię szlachecką, o rozgraniczenie wpływów
kulturalnych itd. Miast być s u p e r a r b i t re m w tym sporze (do czego czuć się winna
historycznie powołana), szlachta litewska niemal obojętnie traktuje tę tragiczną kwestię,
Józef Albin Herbaczewski, Litwa i kwestia polska
66
która – gdyby zmora – zaciążyła na sumieniu człowieka kultury. Właśnie ta obojętność
szlachty jest karygodna. Tu już nie chodzi o odnarodowienie szlachty – nie! Tu chodzi
o pracę obywatelską z ludem w duchu po chrześcijańsku pojętego postępu, o popie-
ranie koniecznych, dodatnich objawów ruchu narodowolitewskiego, zaś o zwalczanie
tego ruchu ujemnych zboczeń! Gdyby szlachta zrozumieć chciała swą kulturalną rolę
na Litwie, o! Zaprawdę wprowadziłaby do ruchu narodowolitewskiego świeże, ożywcze
prądy skutecznie walczące o prawa Litwina historycznego, tworzące podwaliny pełnej
kultury narodowolitewskiej... Niestety! Zaślepienie, apatia, ospałość, gnuśność tryum-
fuje w większości dworków litewskich – tam, gdzie ongi świeciła pochodnia braterskiej
wolności!... Jeżeli Litwa stanie się kulturalnym łupem Wschodu rosyjskiego, na sumie-
niu szlachty zaciąży jeden jedyny wyrzut: wyrzut gnuśności w chwili stanowczej, decy-
dującej, którą przespała, troszcząc się o... wygodę!...
Komu, jeżeli nie szlachcie, winno zależeć na sprawiedliwym rozwiązaniu kwestii
języka kościelnego w spornych diecezjach, która doprowadza do gorszących scen w do-
mach Bożych, do profanacji uczuć religijnych, do rozłamu à la mariawityzm, do indy-
ferentyzmu? Komu, jeżeli nie szlachcie, zależeć winno na rozwiązaniu kwestii ekono-
micznej środkami przeciwdziałającymi kolonizacji rosyjskiej (piękna odezwa „Kuriera
Litewskiego” do szlachty w tej kwestii godna jest zapamiętania) oraz skutkiem tej kolo-
nizacji wzrastającemu ruchowi emigracyjnemu włościan?
Wreszcie komu, jeżeli nie szlachcie litewskiej, bezpośrednio obcującej z ludem, zale-
żeć winno na rozgraniczeniu wpływów kulturalnych w życiu towarzyskim, społecznym,
politycznym – na tym, aby te wpływy drogą naturalnego współdziałania i współzawod-
nictwa równoważyły się i nie przybierały cech kanibalskich?
Błędy polityczne popełnione przez Polaków na Litwie, konsekwentnie prowadzą
do tego, że „przymierze litewsko-ukraińskie” zainicjowane w „Literaturno-Naukowym
Wistnikie” (styczeń 1909 r.) przez prof. H r u s z e w s k i e g o, stać się może faktem do-
konanym – tym boleśniejszym dla Polaków, że ostrze tego przymierza głównie prze-
ciwko narodowi polskiemu skierowane będzie. Większość młodolitewskich działaczów
już z dawna zachwyca się taktyką „borytelstwa” Rusinów galicyjskich, niejednokrotnie
dając folgę tym zachwytom...
Jeżeli uwzględnimy i ten jeszcze fakt, że w niedalekiej przyszłości zanosi się na „trój-
przymierze” (litewsko-ukraińsko-białoruskie) skierowane również przeciwko Polakom,
to taktyczne błędy polityki na Litwie są nie do darowania! Jeszcze przed sześciu laty
Litwini nieufnie, ironicznie traktowali ruch białoruski, podejrzewając w nim „intrygę
polską”, mającą na celu pokrzyżowanie aspiracjami białoruskimi autonomicznych pla-
nów Litwy. Lecz w ostatnich czasach, zdaje się, zanosi się na zgodę co do autonomii li-
tewskiej przez rozgraniczenie etnografi cznie zakreślonych sfer wpływów – białoruskiej
i litewskiej. Przymierze litewsko-białoruskie mogłoby dojść do skutku pod warunkiem,
że Białorusini ułatwią Litwinom „zdobycie” Wilna – jako centrum politycznej autono-
mii.
Oczywiście wkraczamy w sferę marzeń – w sferę tzw. „polityki na papierze”, ma-
jącej małe widoki powodzenia. Wszakże nie mogę pominąć milczeniem i tego rodza-
ju marzeń, charakteryzujących nastroje umysłów młodolitewskich, których – trzeba to
wyznać otwarcie – prowokacyjna polityka pewnej części Polaków do tego stopnia roz-
wścieczyła, że niczego już nie pragną, jak tylko „zemsty na Polakach za wszelką cenę”...
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 26 lutego 1910 roku
67
W tej „żądzy zemsty” młodolitwini posuwają się już tak daleko, że skłonni są oświad-
czyć się za tymi narodowościami słowiańskimi, które jawnie wywiesiły sztandar anty-
polski. Naród polski – mimo platonicznej przyjaźni Czechów, Chorwatów i kilku profe-
sorów-Rosjan – staje się coraz więcej odosobniony, przez wrogów osaczony, niemal do
muru przyparty. Z jednej strony polityka rusyfi kacyjna, z drugiej „krucjata antypolska”
ze strony tych narodów, które ongi tworzyły państwo polskie, paraliżujące bizantyńskie
Drang nach West...
Ten fakt sprawia młodolitwinom radość, której nie ukrywają. „Przyparci do muru
Polacy prędko skapitulują przed nami” – łudzą się. Będących pod urokiem „żądzy ze-
msty” młodolitwinów niepodobna od razu opamiętać nawet przestrogą, że Litwa, bio-
rąc udział w „krucjacie antypolskiej”, bezwiednie ułatwia zadanie zniszczenia „obco-
plemieńców” między sobą śmiertelnie powaśnionych. Prawdziwy fi nis Poloniae byłby
prawdziwym końcem – epilogiem odrodzenia litewskiego. Bez złudzeń w tym wzglę-
dzie! Tylko dzięki temu, że i s t n i e j e k w e s t i a p o l s k a w R o s j i, Litwa może roić
piękne sny o przyszłości swojej. Z chwilą, gdyby już nie było tej kwestii polskiej, prze-
padłoby znaczenie „sprawy litewskiej”!
Młodolitwini, którzy nie umieją zawrzeć przymierza z Łotwą (kwestia od dawna
aktualna), którzy nie mogą zrzeszyć się kulturalnie z pruską Litwą, będącą wrogiem
„Wielkiej Litwy” – projektują w imieniu całego narodu, partyjnie i duchowo pokawałko-
wanego, rozbitego, „antypolskie przymierze” z tymi, których przyjaźń dla Litwy – choć-
by ze względu na dzieje litewskie – najmniej budzi zaufania (przecież Litwinów więcej
zbiałoruszczyło się niźli się spolszczyło – to fakt!). Czy nie byłaby wskazana praca nad
tym przede wszystkim, aby w samym narodzie litewskim zapanowało p r z y m i e r z e
d u s z b r a t n i c h, miasto dzisiejszej anarchii i bratobójczej walki?
Ze strony Ukraińców „krucjata antypolska” w stylu prof. H r u s z e w s k i e g o ma
przynajmniej historyczne uzasadnienie i usprawiedliwienie. Tradycja Siczy Zaporoskiej
walczy z tradycją J e r e m i e g o, tradycja bizantynizmu kijowskiego walczy z tradycją
latyznizmu. Ukraina może ostatecznie o tyle przekreślić dzieje unii lubelskiej, że ma
za sobą dzieje a n a r c h i z m u k o z a c k i e g o, niedające się pogodzić z samym pojęciem
unii, a nadto – choć i sztucznie dziś nawiązaną – tradycją państwa kijowskiego, tradycją
praliteratury ruskiej, wprawdzie zagrabioną przez Rosjan, lecz duchem przynależną do
Rusi!...
Litwa nie ma ani tego rodzaju usprawiedliwienia. Wielkie Księstwo Litewskie przed
unią było państwem więcej ruskim niźli litewskim. Forma katolicyzmu litewskiego jest
wierną kopią katolicyzmu polskiego, a więc i kultura litewska na tym podłożu katoli-
ckim stworzona oczywiście stoi w bliskim pokrewieństwie z polską – mimo etnicznych
różnic.
I po unii aż do rozbioru stanowiła Litwa odrębne państwo; nadużycia popełniała właś-
ciwie tylko szlachta l i t e w s k a. Wspólne dole i niedole w walce najpierw z Krzyżakami,
a później z Moskwą zahartowały duszę litewską w poczuciu k o n i e c z n e j jedności
z Polską itd., itd. Jakże dziś można zmienić tę tradycję? Polski lud również nie zawierał
z Litwą unii, a jednak dziś – w miarę uświadamiania się – tej unii ducha nie zwalcza.
Czemuś więc lud litewski nie może dojść do świadomości, że unia ludów ciemiężo-
nych jest koniecznością? Młodolitwini odpowiedzą: „lud polski uświadomiła rzeź ga-
Józef Albin Herbaczewski, Litwa i kwestia polska
68
licyjska”. Powiem im na to: „rzeź litewska uświadomi lud, że nie ma już powrotu do
zatraconej idei odrodzenia, że jarzmo jest konieczną prawdą!”...
Po odrzuceniu tradycji łacińsko-polsko-litewskiej, ogólnie mówiąc: zachodniej kul-
tury, jakież tradycje kulturalne pozostają młodolitwinom na potwierdzenie ich żalu, że
„Polska popełniła g w a ł t na duchu Litwy primo przez chrzest, secundo przez zaszcze-
pienie polskości”? Oto tylko tradycje pogańskie – ciemne, zagadkowe, straszne! A po-
wrót do tych tradycji czy jest możliwy dzisiaj – w wieku XX, który nawet tak potężną
tradycję chrześcijańską usiłuje zlikwidować?...
Młodolitwini, chcąc historycznie usprawiedliwić „krucjatę antypolską”, muszą swe
aspiracje „zemsty za gwałt dokonany na Litwie” nawiązać do jakiejś tradycji, która by
miała rację bytu w wieku XX. Ponieważ tradycje pogańskie tej racji bytu dziś nie mają,
więc cóż pozostaje? Chyba zbizantynizować się, albo przejść na wiarę... mariawitów!
Wówczas już zginie podłoże tej nieszczęsnej „gwałcicielki” – unii polskiej...
Lecz postępowi młodolitwini już zaradzili złemu – wynaleźli „lekarstwo ideowe”:
i d e ę b e z w y z n a n i o w e g o p o s t ę p u, który oczyszcza ich z wszelkich tradycji (czło-
wiek bowiem – według kanonu postępu – żyje od chwili poczęcia „wolnej myśli” – atra-
dycyjnie). Dzięki tej idei czują się nowo narodzonymi Litwinami, wolnymi od wszel-
kich obowiązków przeszłości. Jest to nowy, wtóry chrzest Litwy – tym smutniejszy, że
„ideowy olej namaszczającego postępu” płynie nie z ducha, lecz z mózgownicy proroka
również... obcej narodowości! Zaprawdę wolę już „sztundę” ukraińską. Przynajmniej
nosi markę narodową!...
***
Mówiąc w duchu M i c k i e w i c z a, Młoda Litwa zdradza powołanie swoje, misję
swoją w Słowiańszczyźnie. Miasto kształcić się na idei braterstwa zrodzonej przez tego,
do którego, jako syna, skwapliwie się przyznaje – miasto krzesać i w sobie, i w bliźnich
narodach ogień miłości, z upodleniem walczącej – sama ulega hipnozie bizantyńskiej
nienawiści, maskującej się „interesem dobra narodowego”, powodując gaśnienie gwiazd
nielicznych na ciemnym Litwy niebie!... Ten pozna przyszłość, kto przebaczył przeszło-
ści! „Mścicieli przeszłości” pożera teraźniejszość – ten „sfi nks jutra”...
Wy, młodolitwini, szczycicie się tym, że Litwa wydała Mickiewicza, Kościuszkę
i wielu innych rycerzy wolności. Lecz czy chcieliście choć na chwilę zastanowić się nad
pytaniem: p o c o Litwa wydała tych mężów? Azali po to, abyście w ich imieniu „krucja-
tę antypolską” głosili? Azali po to, żebyście ignorowali ich myśli wieszcze?
Odpowiedzcie! Wszak was o to pytam...
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 26 lutego 1910 roku
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca
1910 roku: Feliks Koneczny, Kwestia litewska a obchód
grunwaldzki
Kwestia litewska a obchód grunwaldzki
1
Odczyt pod tytułem powyższym wygłoszony został w sobotę 18 bm. w Klubie
Słowiańskim. Prelegent, dr Feliks Koneczny, obszernie i wymownie uzasadniał w nim
swoje przekonanie, że niechęć i zapalczywość, którą Litwini-narodowcy wyjawiają
w stosunku do Polski, płynie stąd, że albo nie znają swojej historii, albo się mało nad
nią zastanawiają. Wszak do roku 1795 Litwa była niepodległym, państwem. Rządziła
się sama. Litewska dynastia, panując w Polsce i nieraz dając jej uczuć swą litewską
przewagę, wycisnęła na Polsce piętno litewskie nieraz tak silne, że do dziś dnia jeszcze
można widzieć tego ślady. Zwłaszcza w sprawach zewnętrznych nie Polska Litwą, lecz
raczej Litwa rządziła Polską, zawładnąwszy bowiem polityką zewnętrzną, nadała jej ton
i kierunek. Pod wpływem Litwy uwaga Polski coraz bardziej odwracała się od Zachodu,
aż dawszy się pochłonąć przez sprawy wschodnie, Polska straciła miejsce i głos w mię-
dzynarodowej polityce zachodnioeuropejskiej.
O polonizowaniu Litwy nie może być mowy. Przede wszystkim nie znamy ani jed-
nego przykładu imigracji polskiej gromadnej skierowanej na pewien punkt litewskiej
ziemi. Że szlachta litewska przyjęła język polski, stało się to samo przez się, wskutek
wyższości kultury polskiej, nikt nie wie kiedy i jak. Najważniejsze zaś to, że język polski
wyparł nie litewszczyznę, lecz ruszczyznę.
W kulturze litewskiej (przed unią) język litewski nie odegrał żadnej roli; przynaj-
mniej historia nic o tym nie mówi. W chwili zawarcia unii – wyraził się prelegent – mowa
litewska była już we własnym kraju wyparta na stanowisko kopciuszka, była „mową
ludową”. Na dworze litewskim panował język ruski. Gdyby nie chrzest, nikt by – zda-
niem p. Konecznego – nie zatroszczył się o język litewski. Duchowieństwo, chcąc mieć
dostęp do ludu, musiało w jego własnym języku przemawiać i na linguam Vernaculam
przekładać księgi kościelne. I to było źródłem, z którego nowoczesna literatura litewska
wypłynęła. Bez unii z Polską napór Rusi byłby nierównie silniejszy, bo ogarnąłby nie
tylko życie świeckie, ale i życie kościelne. Litwa byłaby prawosławna, a w takim razie
można zapytać, czy istniałaby literatura kościelna litewska, czy powstałyby owe słowni-
ki, gramatyki, zbiory kazań litewskich, od których się zaczął ruch literacki?
1
„Czas” 1910, nr 275 (Wydanie wieczorne). Tekst Feliksa Konecznego pt. Polska a kwestia litewska
opublikowany został w „Świecie Słowiańskim” 1910, nr 67; przedruk [W:] W kręgu sporów polsko-litew-
skich na przełomie XIX i XX wieku. Wybór materiałów. Tom II. Wybór i opracowanie Marian Zaczyński
i Beata Kalęba, Kraków 2009, s. 219–232.
70
Upadek państwa polskiego był klęską dla litewskości. Pod wpływem tryumfu idei
demokratycznych, które już w ustawie 3 maja szukały dla siebie wyrazu, lud litewski
w związanym z Polską państwie litewskim zostałby powołany do życia przez swój włas-
ny rząd. Piśmiennictwo litewskie doznałoby poparcia rządowego, język litewski zna-
lazłby dostęp do aktów publicznych i z biegiem czasu stałby się językiem urzędowym.
Stało się inaczej. Na gruzach niepodległości droga do oświaty prowadziła przez szkoły
rosyjskie. Patrioci litewscy wynosili z tych szkół pojęcia rosyjskie i w następstwie sta-
wali się nieraz mówiącymi po litewsku Rosjanami. Polonofobia litewska, pozbawiona
podstawy historycznej, oparta na nieznajomości własnej przeszłości, jest wytworem ru-
syfi kacji ideowej.
Przechodząc do chwili obecnej, prelegent energicznie zaznaczył, że powinnością
Polski nie popadać w ten sam błąd, nie odpowiadać litwofobią na polonofobię: „Uznając
narodową odrębność Litwy i wszystkie stąd idące konsekwencje, przy tym tylko upie-
rajmy się, że każdy Polak ma prawo wołać na Litwie: Litwo, ojczyzno moja. Trzeba
być patriotami obojga narodów”. Sposobności do zamanifestowania tego stanowiska
dostarcza zbliżający się obchód grunwaldzki. Byłoby rzeczą pożądaną, ażeby komitet
zaprosił wybitnych przedstawicieli bratniego, węzłem wspólnej dziejowej przeszłości
związanego z nami narodu litewskiego i ażeby w czasie obchodu wyróżniani byli jako
potomkowie spadkobiercy tych, którzy przenikliwym wzrokiem patrząc w przyszłość
i wspólne dla obu narodów przewidując niebezpieczeństwa, zawarli z nami akt unii.
Niebezpieczeństwa dziś są te same i dlatego unię odnowić i wzmocnić trzeba.
Ożywiona dyskusja po odczycie, w której zabierali głos prof. Janczewski, prof.
Marian Sokołowski, p. Kazim. Bartoszewicz, prof. Cybulski, prof. August Sokołowski,
p. Herbaczewski i prof. Zdziechowski, wykazała, iż pogląd prelegenta znalazł ogólne
uznanie. Zwrócono uwagę na to, że chwila obecna szczególnie się nadaje do zbliżenia
się z Litwinami, rozszalały bowiem nacjonalizm rosyjski otwarcie wypowiedział wojnę
wszystkim cesarstwu rosyjskiemu podległym narodom i wszystkim grozi zagładą. Zdaje
się, że zrozumieli nareszcie Litwini, że w ich sporze z Polską Rosjanie mogą być dla
nich tylko chwilowym i obłudnym sprzymierzeńcem, dążącym do zniszczenia polskości
po to głównie, aby łatwiej dać sobie radę z Litwą i Rusią. Oświadczenie p. Kazimierza
Bartoszewicza, członka komitetu grunwaldzkiego, że komitet ten na posiedzeniu dnia
16 bm. uchwalił zaprosić Litwę do udziału w uroczystości, przyjęte zostało ze szczerym
uznaniem
2
.
2
Sprawozdanie powyższe przedrukował „Kurier Litewski” (1910, nr 129), opatrując je komentarzem:„Myśl
(o „zaproszeniu Litwy do udziału w uroczystości”) bez wątpienia zacna i zasługująca na poparcie jak najgo-
rętsze. Pytanie tylko, jak zareagują na nią działacze litewscy. W Krakowie, z oddalenia, zapatrują się na sto-
sunki polsko-litewskie, jak widać, dość optymistycznie; my tu jednak, na miejscu, wiemy, jak trudno jest
w praktyce urzeczywistnić wszelką myśl o wspólnej akcji i zbliżeniu się na jakimkolwiek bądź polu. Ale
słusznie, by prób nie zaniechać i ponawiać je bezustannie”.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku
71
Na uroczystości grunwaldzkie
***
Na uroczystości grunwaldzkie
3
Pięciowiekowa rocznica wiekopomnej bitwy przypada na czas największego tryum-
fu wrogów nad nami. Obróciło się koło Fortuny, a tym przykrzej, że dużo w tym naszej
własnej winy. Wiemy o tym, toteż wspominamy przeszłość po to, żeby szukać poucze-
nia, co w sobie wyplenić, a co pielęgnować, ażeby stać się godnymi sławnych przod-
ków, żeby wzywanie ich pamięci nie było nadaremne. Nie przez to obchodzimy stare
jubileusze narodowe, że sami nie dajemy podstaw do nowych na przyszłość, nie przez
chełpliwość z przeszłości, właściwą nieraz nieposiadającym teraźniejszości – lecz dla
zamanifestowania, że bierzemy na siebie obowiązki, jakie ta przeszłość nakłada na nas.
Bylibyśmy godnymi pogardy, gdybyśmy pojmowali obchody rocznic historycznych
inaczej, niż jako zobowiązanie się do zbudowania Polsce przyszłości godnej jej prze-
szłości. A zatem i ta rocznica grunwaldzka – a nawet ona najbardziej i przede wszystkim
– musi być nie tylko wystawą dziedzictwa, lecz obliczeniem przedsięwzięć na przy-
szłość, a więc określeniem wobec sumienia historycznego naszych zamysłów, przeko-
nań i dorobku pokolenia współczesnego.
Co dajesz dla przyszłości, że śmiesz obchodzić wspomnienia dziejowe?
To pytanie winien każdy roztrząsnąć u siebie, a natenczas przyszłość ta byłaby bliż-
sza.
Zwycięstwo grunwaldzkie było owocem długich, żmudnych zabiegów polskiej poli-
tyki wewnętrznej i zewnętrznej.
Pierwszym sprawcą tryumfu Polski był ten, który nigdy w surmy tryumfalne nie
uderzał, król K a z i m i e r z Wi e l k i. Tylko zagospodarowana Polska mogła zmierzyć się
z Krzyżakami.
Drugim warunkiem było: mieć sprzymierzeńców. I w zakresie polityki zewnętrz-
nej kładziono pierwsze podwaliny do przyszłej rozprawy z wrogiem za Kazimierza
Wielkiego, aż doszło się w końcu do unii z Litwą, bez czego nie byłoby Grunwaldu.
Równocześnie więc czyniono przez całe pokolenie starania systematyczne, wzajem-
nie z sobą związane, o podniesienie kraju i o pomyślne ułożenie stosunków zewnętrz-
nych, ażeby znaleźć pomoc w imię wspólnego interesu.
W tej nauce z przeszłości wskazówka, jak nam dzisiaj należy postępować, chcąc
pracować dla przyszłości. Na nic nasze tęsknoty i zapały, póki Polska nie będzie eko-
nomicznie silna i dopóki nie wywołamy pomyślnego dla siebie położenia politycznego.
A zatem należy nam łączyć się z tymi, którzy mogą mieć wspólny z nami interes, a to
znaczy: pielęgnować ideę słowiańską.
Nie zważajmy na to, jak inni ją wypaczają, lecz sami nadawajmy jej kształt właściwy.
Nasz kierunek będzie górą, jeżeli nie zaśpimy sprawy, jeżeli włożymy w nią odpowied-
nią miarę pracy, trudu i zapobiegliwości.
3
„Świat Słowiański” R. VI (1910), t. II, nr 67, s. 1–2.
72
Nie spodziewajmy się, że zrobi za nas kto inny, stanie na czele Słowiańszczyzny
i uczyni z niej tarczę obronną dla polskich interesów! To my sobie sami zrobić musimy
– albo całkiem zrobione nie będzie.
Trzeba Słowiańszczyznę przekuć na siłę z nami sprzymierzoną, dając wzajemnie
idei słowiańskiej oparcie na polskiej kulturze i polskiej polityce. Oto zadanie najbliższej
doby!
Nawrót do samej istoty Polski historycznej! Nie była ona państwem jednego naro-
du, polskim tylko, lecz słowiańskim. Tylko w czasach dzielnic książęcych była Polska
wyłącznie polską, ale też bez mocy politycznej. Bo siła polityczna narodowa rozwija
się natenczas tylko, gdy dąży do znaczenia w kombinacjach postronnych. Gdzie ustaje
promieniowanie w dal, tam następuje obumieranie sił i w końcu nicość polityczna.
Państwo Bolesławów ogarniało swą polityką Czechów, Słowaków, Rusinów, a po-
tem, od Kazimierza Wielkiego poczynając, była Polska zawsze państwem wielojęzycz-
nym, aż do czasów Władysława IV rozszerzającym wciąż swe zabiegi polityczne jesz-
cze dalej, na zachodnią, wschodnią i południową Słowiańszczyznę. Żywym udziałem
w sprawach ludów ościennych stała i utrzymywała się potęga polska; upadła – gdy poli-
tyka polska przestała brać udział w sprawach tyczących się pobratymców.
***
Ireny, W rocznicę Grunwaldu
4
We wszystkich pismach polskich w tym roku dużo piszą o rocznicy bitwy pod
Grunwaldem, ale jeszcze nie spotkałem się rocznicy tej z punktu widzenia łączności
Litwinów z Polakami. A jednak jest to pierwszy wielki wypadek dziejowy, w którym
te dwa narody wystąpiły łącznie i niemała tkwi w nim nauka dla czasów dzisiejszych.
Zapewne łączność Litwy z Polską nie była wynikiem jakiejś wzajemnej sympatii
albo poglądów dynastycznych Jagiellonów. Raczej potrzeba, pewna konieczność po-
lityczna musiała skłonić obie strony do zawarcia sojuszu, przy utrzymywaniu swej sa-
modzielności wewnętrznej. Przemawia za tym nie tylko to, że w polityce, jak teraz tak
i w owych czasach, uczucia wielkiej roli nie grały, ale i ten fakt, że łączność, początkowo
dość luźna i przy pierwszych zmianach na tronie łatwo mogąca się rozbić, jednak prze-
trwała i wzmacniała się stopniowo. Przemawia za tym też stan, w którym oba państwa
wówczas się znajdowały i niebezpieczeństwa, które je z zachodu i ze wschodu otaczały.
W łączności jedynie znajdywały one siłę potrzebną do odporu, którego pierwszym obja-
wem była bitwa pod Grunwaldem, a późniejszymi – ciągłe wojny na wschodzie.
4
Ireny, W rocznicę Grunwaldu, „Kurier Litewski” R. VI (1910), nr 74. Poprzedzone objaśnieniem redak-
cji: Autorem artykułu niniejszego jest jeden z najwybitniejszych dostojników Kościoła, obywatel i kapłan,
cieszący się powszechną w kraju czcią i szacunkiem. Głos jego cytujemy skwapliwie, jako najlepszy przy-
kład intencji, które w społeczeństwie polskim żyją i zwyciężyć muszą wszelką waśń i burze dziś jeszcze
targające krajem naszym tak często. Słowa i myśli niniejsze są dowodem niezbitym, iż w naszym stosunku
do Litwinów zwycięża zasada trzeźwej sprawiedliwości, z dawną skojarzonej dla bratniego narodu miłością.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku
73
Ireny, W rocznicę Grunwaldu
Litwa, już wtedy mocno podlegająca wpływom słowiańskim, przez tę łączność od
wpływów tych się nie oswobodziła, ale zamieniła je na wpływy bądź co bądź więcej roz-
wojowe i moralnie korzystniejsze. Prawda, że wielką szkodę owe wpływy wyrządziły
jednolitości narodu litewskiego, ale szkoda to była nieunikniona i w owych czasach ani
przez państwo ruskie, ani przez Polskę nie była zamierzona, a prostym wynikiem kultury
narodu litewskiego będąca. Jednak łączność z Polską i wiara katolicka nie dały zniknąć
narodowości litewskiej, dały natomiast krajowi kilka wieków potęgi i chwały.
Na nieszczęście samowiedza narodowa Litwy obudziła się dopiero po upadku tej
potęgi i pchnęła wielką ilość ludzi czynnych w duchu narodowym na tory nacjonalizmu
XIX i XX wieku, tj. nacjonalizmu niechrześcijańskiego, opartego na nienawiści i dają-
cego wskutek tego głównie ujemne objawy.
A jednak jeżeli by łączność z Polską, powodowana koniecznością polityczną, nastą-
piła w chwili, kiedy samowiedza narodowa na Litwie już istniała, o ile by piękniejsza
była historia tych dwóch wolnych, według pojęcia owych czasów narodów, dających
wspólny odpór niebezpieczeństwom zewnętrznym i swobodnie, po swojemu rozwija-
jących się wewnętrznie. Ale czyż potrzeba tej wspólnoty przez utratę bytu samoistnego
ustała? Zdaje mi się, że już nie politycznie, ale narodowo, niebezpieczeństwa owych
czasów, zażegnywane wspólnie w ciągu blisko pół tysiąca lat, dziś jeszcze istnieją, a bo-
daj czy nie są groźniejsze niż kiedykolwiek. Nie sądzę, aby potrzeba się było nad tym
rozwodzić i przypuszczam, że każdy Litwin i Polak przyzna mi słuszność. Dziś o soju-
szu takim, jaki był zapoczątkowany przez Władysława Jagiełłę i Jadwigę, a dokończony
przez Zygmunta Augusta, mowy być nie może, ale sojusz miłości, sojusz współdziała-
nia, sojusz wzajemnego uznania i pomocy jest więcej niż kiedykolwiek potrzebny dla
obu stron.
Podstawą dlań musi i może być jedynie szczere i wzajemne uznanie praw narodo-
wych, bez żadnej ukrytej myśli o rozszerzaniu swoich granic językowych, owszem,
z jasną wolą utrzymania granic obecnych, dla obydwu narodów znakomicie uszczuplo-
nych przez czas i wypadki, ale przy wzajemnej pomocy i na gruncie myśli katolickiej,
w której szczerze trwające narody nie giną, dające się obronić. Litwa na tym by wygrała,
bo wytworzyłaby się jednolita działalność kulturalna zupełnie prawna i lojalna, która
dziś jest mocno przez prądy pogańsko-narodowościowo nadszarpana. Polska zaś nic na
tym by nie straciła, bo szlachta litewska, spolszczona, mogłaby być szczerze litewska,
a jednak kultury polskiej wyrzekać by się nie potrzebowała; również jak szlachta czeska,
choć jest szczerze czeska, nie może się wyrzec kultury niemieckiej, choć jej to łatwiej
uczynić niż polsko-litewskiej, bo bądź co bądź czeska kultura jest realną siłą, gdy kultura
litewska jest jeszcze słaba, dziecinna.
Pod względem siły narodowej i kulturalnej polski naród też na tej łączności zyskał-
by dużo. Sądzę, że sporo osób w zasadzie na te wywody by się zgodziło, ale znajdują
trudności w wykonaniu, trudności, które jednak przy bliższym rozpatrzeniu nie okażą
się tak wielkimi, choć wyglądają na nieprzezwyciężone, bo mało kto stara przyjrzeć się
dokładniej potrzebom tej łączności.
Pierwszym dążeniem winno być, zdaje mi się, szczere staranie wszystkich narodo-
wości kraj litewski zamieszkujących, dokładnego poznania języka litewskiego i wpro-
wadzenia go do użytku, nie rodzinnego, bo języka się swojego przyrodzonego nie zmie-
nia, ale do użytku domowego w stosunku np. ze służbą i z wszystkimi tymi, dla których
jest on językiem ojczystym, najmilszym.
74
Drugą koniecznością byłoby do kulturalnej działalności w kraju język litewski wpro-
wadzić, wstępując do kulturalnych związków litewskich i pomagając zdrowemu szkol-
nictwu litewskiemu w miarę możności; dalej, popierając zdrową literaturę litewską, nie
tylko pieniędzmi, ale kto może i osobistą pracą. Dałoby to możność rozwoju literatury
zdrowej, opartej na zasadach chrześcijańskiej miłości, dałoby to możność rozwoju ludu
nie na drogach gwałtu i przewrotu, ale na drogach dla społeczeństwa i państwa równie
pożądanych, prowadzących do rozkwitu umysłowego i materialnego, a nie do bezpłod-
nej nienawiści i zawiści.
Postawienie kwestii szczerze na tym gruncie prędko by wywarło wpływ kojący na
rozgoryczone jeszcze sfery narodowe litewskie, bojące się pewnej zaborczości ze strony
Polaków i wskutek tego przechodzące łatwo do taktyki zaczepnej, która znowu rozdraż-
nia polską część ludności.
Znam dwór na Litwie, w którym ludzie z uczucia są Polakami, gorąco język, naród
i historię kochającymi, a w którym z zasad katolickich, tj. sprawiedliwości i miłości
wychodząc, tą drogą postępują i wiem, że ten dwór jest szanowany i ceniony przez
osoby bardzo gorąco po litewsku czujące i uchodzące w mniemaniu innych sąsiadów za
szowinistów narodowych.
Bez starania zobopólnego łączność polityczna w pierwszych dwóch wiekach jej trwa-
nia nie dałaby się utrzymać; również bez starań zobopólnych łączność kulturalna i miłość
chrześcijańska i w obecnej chwili utrzymać się, a tym bardziej odzyskać się nie da.
Wysoce w czasie unii kulturalnie rozwinięta Polska nie bała się oddać swego tronu
księciu, pewno daleko niżej kulturalnie stojącemu i nic na tym nie straciła.
I dziś nie należy się bać i stronić od narodu niżej literacko (bo żeby kulturalnie, tego
powiedzieć nie można) stojącego i dziś na tym nic się nie straci.
Ale jeżeli ongi z powodu braku samowiedzy narodowej Litwa pewno nie politycznie,
ale kulturalnie na łączności straciła, to i ona dziś tego bać się nie potrzebuje, a ogólny
byt kraju i przyszłość jego na takiej łączności tylko wygrać mogą z ogromną korzyścią
moralną dla siebie i z korzyścią dla całego państwa, bo zamiast zasad przewrotowych za-
panowałyby w kraju zasady nowego konserwatyzmu, do którego lud nasz jest tak skłon-
ny, ale konserwatyzmu, jakem powiedział, zdrowego, tj. takiego, który zachowując co
warte zachowania, oględnie i wytrwale postępuje i rozwija kraj umysłowo i materialnie.
Kraj zaś taki rozwijający się na zasadach chrześcijańskich pomimo ciężkich warunków
bytu, kraj dający przykład zgody socjalnej, wzajemnej miłości i pomocy, a sięgający od
granic austriackich i pruskich aż po Dźwinę i Wilię, musiałby z czasem zdobyć szacunek
i wartość nawet w oczach nieprzyjaciół, a przynosząc państwu niepoślednią siłę mo-
ralną i materialną, musiałby zyskać nawet względy sfer dziś nami tak pogardzających.
Oby pamięć na wielkie wspólne zwycięstwo roku 1410 była bodźcem dla wszystkich do
nowej takiej wspólnoty, prowadzącej do zwycięstw nie na krwawym polu bitwy, ale na
polu rozwoju kultury, dobrobytu i narodowej moralności równie Polski, jak Litwy.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku
75
Józef Albin Herbaczewski, Uroczystość grunwaldzka i Litwa
***
Józef Albin Herbaczewski, Uroczystość grunwaldzka i Litwa
5
Z dawien dawna wszystkim wiadomą jest prawdą, że groza niebezpieczeństwa jedno-
czy i brata powaśnione narody i ludy. Gdyby nie groza niebezpieczeństwa krzyżackiego,
wątpić można, czy by się dokonało tak potężne zjednoczenie rycerstwa polsko-litewsko-
-ruskiego na polach Grunwaldu – zjednoczenie, nagrodzone jednym z najwspanialszych
w dziejach zwycięstw!...
Czyżby chwila obecna, wystawiona na próbę jeszcze większej grozy niebezpieczeń-
stwa, miała zaprzeczyć tej prawdzie? Czyżby w miarę wzmagania się tej grozy wzrastać
miała wzajemna niechęć i nienawiść tych zwłaszcza narodów, których dzieje zawierają
w sobie tyle przestróg i napomnień straszliwych, tyle obowiązków niezrealizowanych?...
Czyżby aż do szaleństwa powaśnione narody nie „chciały chcieć” się opamiętać, ocknąć
w promieniach jasnej idei braterstwa, wciąż zabijanej przez złą wolę i wciąż odradzają-
cej się gdyby Feniks?...
Czyżby pyszałkowata, dzisiaj, niestety, modna p r o w o k a c j a n i e b e z p i e c z e ń s t w a
miała doprowadzić zaślepione umysły do iście średniowiecznego opętania (eritis sicut
Deus) – do wiary w „boską moc” szarlatańskich zaklęć?...
Jakaż odpowiedź na te smutne a bolesne refl eksje? Azali negatywna? Przenigdy!
Potęga dobrej woli ma tę właściwość, że się przejawia w chwili największego nie-
bezpieczeństwa. Ta chwila już się zbliża. Zwiastują ją ci nieliczni, którzy stoją „na straży
czuwania”. Do niedawna im złorzeczono, dziś atoli głos ich działa gdyby dalekie grzmo-
ty nadciągającej burzy…
*
Spośród narodów narażonych na największe (bo ze wszystkich stron osaczające) nie-
bezpieczeństwo naród litewski niezaprzeczenie najmniej jest przygotowany do odparcia
tego niebezpieczeństwa grozy, Idea jedności przemocą się ciśnie do głowy stroskanego
o los swej ojczyzny Litwina, poddając trwożne myśli: „gdzież są przyjaciele twoi? sam
będziesz walczył z dziesięciokrotnie liczniejszym, silniejszym wrogiem? czy się osto-
isz? czy wzgardzisz przyjaźnią narodu polskiego, który do ciebie dłoń wyciąga, abyś
z nim wspólnie walczył o wspólną wolność wydziedziczonych?”…
Oczywiście można te myśli okłamać p r z e k o r n y m i myślami, lecz czy na długo?
Przekorne bowiem myśli prowokują jeszcze trwożniejsze myśli o niebezpieczeństwie,
więc jeśli człowiek nie jest szaleńcem, myśl o niebezpieczeństwie przemienia w c z y n
b e z p i e c z e ń s t w a…
Tradycja Grunwaldu żywie w Polsce i Litwie. Tej tradycji brzmienie takie: jeżeli
mobilizacja sił militarnych przeciwko wrogom zewnętrznym dziś jest utopią, to mobi-
5
„Głos Narodu” R. XVIII (1910), nr 154.
76
lizacja, zjednoczenie s i ł m o r a l n y c h jest koniecznością, bezpośrednio wypływającą
z dziejów Litwy i Polski!
Niepomiernie przykrą pracą jest jałowa argumentacja, uzasadniająca potrzebę tak
pojętego zjednoczenia sił moralnych Litwy i Polski. Pomimo na pozór druzgocących
zarzutów, łączność Litwinów z Polakami wobec ciągłej grozy niebezpieczeństwa jest
i będzie k w e s t i ą n a g ł ą, niedającą się demagogicznie rozwiązać.
„…Czyż potrzeba tej wspólnoty przez zatratę bytu samoistnego ustała? – są słowa
Ireny’ego – zdaje mi się, że już nie politycznie, ale narodowo niebezpieczeństwa owych
(dawnych) czasów, zażegnywane wspólnie w ciągu blisko pół tysiąca lat, dziś jeszcze
istnieją, a bodaj czy nie są groźniejsze niż kiedykolwiek. Nie sądzę, aby potrzeba się
było nad tym rozwodzić, i przypuszczam, że każdy Litwin i Polak przyzna mi słuszność.
Dziś o sojuszu takim, jaki był zapoczątkowany przez Władysława Jagiełłę i Jadwigę,
a dokończony przez Zygmunta Augusta, mowy być nie może, ale sojusz miłości, sojusz
współdziałania, sojusz wzajemnego uznania i pomocy jest więcej niż kiedykolwiek po-
żądany i potrzebny dla stron obu”
6
…
W tym samym duchu przemówiła do Litwinów Konstancja Skirmunttówna, autorka
Dziejów Litwy – szczera Litwinka „z polską kulturą” albo „starolitewską”, jak ją nazy-
wają Litwini, którzy wciąż ją posądzają o „protegowanie polskich interesów”.
Dla Litwinów „z polską kulturą” (szlachty) wielce bolesna jest „likwidacja unii”,
bezwzględnie i fanatycznie prowadzona przez litewską inteligencję ludową. Bolesne jest
dla nich zwłaszcza to lekceważenie dziejów s t a r e j L i t w y. Temu uczuciu boleści daje
wyraz Skirmunttówna, mówiąc („Kurier Litewski”): „Trudno o niebezpieczniejszą chwi-
lę dla zdrowego rozwoju narodowego jak ta, w której lud litewski obudził się z letargu.
Bo czym jest odrodzenie narodowe przy pozrywanych niciach rodzimej tradycji i gma-
twaniu jej resztek w zmyśle i sercu ludu nieprzyjacielską ręką?... Lud litewski przez usta
swej inteligencji wypowiada dziś tak niedojrzałe i niesprawiedliwe sądy o swej własnej
i całokrajowej przeszłości, że ludziom wykształconym u nas opadają ręce i w inną stronę
odwracają się oczy… Trudno, abyśmy wymagali od uczonych nielitewskich, aby z pie-
tyzmem i miłością badali nasze stare dzieje, kiedy młoda inteligencja litewska na unię
i czasy pouniowe wylewa dziś tyle chorobliwej żółci i z cudzych arsenałów pociski na
nie rzuca i kamienie. Ta więc jest przyczyna zaćmienia w wykształconej społeczności
naszej dawnego uwielbienia dla bohaterskiej Litwy!”…
*
Dla inteligencji litewskiej głosy Ireny’ego i Skirmunttówny wydają się „głosami po-
grobowców” dlatego, że są odosobnione, że nie mają znaczenia ani wpływu decydujące-
go w tych warstwach społeczeństwa polskiego, których opinia waży na szali pojednania
polsko-litewskiego. Zdaniem Litwinów – większa część szlachty litewskiej, której li-
tewskości tak pięknie broni Skirmunttówna, znajduje się pod zgubnym wpływem poli-
tyki polskich „endeków”, wrogo usposobionych do samej idei odrodzenia narodowego
Litwy. Zaś inteligencja polska na Litwie zajmuje wobec Litwinów tak niewyraźne stano-
6
„Kurier Litewski” 1910, nr 74. Pod tym pseudonimem pisze jeden z wybitnych dostojników Kościoła
(przyp. autora).
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku
77
wisko, że już a priori nie budzi zaufania. – Tym bardziej inicjatywa pojednania polsko-
-litewskiego musiałaby wyjść teraz „z s e r c a n a r o d u p o l s k i e g o”.
„Dotychczas polepszyły się nasze stosunki z Polakami – pisze wileńskie pismo
„Viltis” – Szanowni autorowie (Ireny i Skirmunttówna) całym sercem pragną usunąć
wzajemne nieporozumienia i utorować drogę zgodzie. Niewątpliwie i Litwini tego sa-
mego pragną. Atoli k t o nas może pogodzić? Zaiste tylko my sami! W danej chwili po-
winna nas obchodzić nie teoretyczna, lecz praktyczna strona kwestii zgody. W teorii
wszyscy się zgadzamy, że trzeba się wystrzegać polityki nienawiści. Atoli w życiu prak-
tycznym tej powinności nie czynimy zadość; spotykamy się na równej drodze i przy lada
spotkaniu kłócimy się, jeszcze więcej pogłębiamy nieporozumienie… Dosyć już kazań!
Zacznijmy już nareszcie rozwiązywać te zagmatwane, choć i niemiłe dla nas kwestie,
o które co dzień się kłócimy – wyjaśnijmy te ciemne kwestie szczerze, a niezawodnie
dojdziemy do jakiegoś końca!”.
Tego rodzaju wyjaśnienie przykrych i bolesnych kwestii było i jest ignorowane nie
przez Litwinów, lecz właśnie przez Polaków (prasę polską), którzy zawsze usiłowali
i usiłują zatuszować winy „endeków” polskich, zaś odpowiedzialność za zło zwalić tyl-
ko na Litwinów. Jeżeli Polacy i nadal będą praktykowali taką taktykę, to nie ma żadnej
nadziei, abyśmy do porozumienia dojść mogli. Najpierw praktyka, a później teoria!”
*
I Litwini, i Polacy pragną zgody, pojednania. Lecz jak tę zgodę praktycznie zacząć
urzeczywistniać?
Uroczystość grunwaldzka daje właśnie piękną sposobność do praktycznego tej zgody
zainicjowania. Lekkomyślne zmarnowanie tej chwili osobliwie doniosłej byłoby grze-
chem wobec przyszłości – grzechem, niedającym się odkupić, gdyż tak dobra sposobna
chwila do nawiązania porozumienia w tak uroczystej formie się nie powtórzy prędko…
Nie trzeba się wysilać na niezwykłą argumentację aby dowieść, że współudział
Litwinów w tej uroczystości jest arcypożądany dla samej idei zgody, wolnej od ubocz-
nych względów. Sam już fakt obecności Litwinów w Krakowie byłby wymownym świa-
dectwem, że Litwa chce wejść w porozumienie z Polską – świadectwem tak silnym, że
poruszyłby do głębi serce całego narodu polskiego!
Częstokroć od jednej, na pozór mało ważnej chwili, w duchu dobrej woli wyzy-
skanej, zależy świetlana przyszłość narodu. – Współudział Litwinów w uroczystości
grunwaldzkiej przecież nie zobowiązuje, nie zniewala Litwy do jakiegoś „hołdu litew-
skiego” à la „hołd pruski”. Przeciwnie, daje Litwinom – jako upragnionym gościom
– arcypiękną sposobność do „wyjaśnienia wszystkich ciemnych, dręczących kwestii”,
do zadzierzgnięcia węzłów pojednania, tak dziś pożądanego… Szczera wymiana myśli
i uczuć przekona i Litwinów, i Polaków, że de facto nie ma tak strasznego nieporozumie-
nia, które by uniemożliwiło na przyszłość zjednoczenie sił narodowych w imię „nowego
Grunwaldu”…
„Kiedy oto niebawem – pisze Skirmnunttówna – w pięćsetną grunwaldzką rocznicę
stanie się w Krakowie rojno i gwarno i płynąć będą zewsząd do grodu wielkiego króla
Polacy i różni Słowianie – nie może i nie powinno tak zabraknąć Litwy, choćby z obu
stron skrzypiały przeciw temu niechętne pióra, b o i n a c z e j n i e ś w i ę c i ł a b y s i ę t a m,
w K r a k o w i e , s p r a w i e d l i w o ś ć!”.
Józef Albin Herbaczewski, Uroczystość grunwaldzka i Litwa
78
Tak, zaiste.
„Z poczuciem swej dziejowej wartości podążyć tam winna choć garść przedstawicie-
li ludu – narodu litewskiego”…
Tak, zaprawdę.
Atoli inicjatywa tego uroczystego pojednania powinna wyjść nie tylko z serca
Litwinów „z polską kulturą”, lecz i z serca narodu polskiego przez usta jego przedsta-
wicieli!
Inicjatywa uroczystego pojednania powinna wyjść przede wszystkim z grodu pod-
wawelskiego…
***
Mir., Litwini i Grunwald
7
Odczyt pt. Polska a kwestia litewska, wygłoszony przez prof. Konecznego
w Krakowie, podany przez nas w obszernym streszczeniu
8
, wywołał, jak należało ocze-
kiwać, w prasie litewskiej obszerne komentarze.
Przede wszystkim zabrał głos nacjonalistyczny „Viltis”. Vilniškis na szpaltach tego
pisma ostro i stanowczo wypowiada się przeciwko udziałowi Litwinów w uroczystoś-
ciach grunwaldzkich w Krakowie. Polemizując na wstępie z wywodami historycznymi
prof. Konecznego, Vilniškis przechodzi do stosunków obecnych i zbija twierdzenie pre-
legenta, że polonofobia Litwinów wzrosła pod wpływem rusyfi kacji.
„A lekceważenie prasy, niedopuszczanie języka litewskiego do kościołów, pogarda
drukowanego słowa litewskiego? Kto wie, czy by się znalazł obecnie na Litwie chociaż-
by jeden Polak, dziennikarz czy literat, który by umiał po litewsku i śledził za życiem
litewskim? Koneczny mówi o sprawach, których nie rozumie. W całym jego referacie
jest tylko jeden ustęp, zgadzający się z prawdą historyczną, a mianowicie, że na Litwie
nie było emigracji polskiej, że Polacy litewscy są to spolszczeni Litwini. Lecz o tym
myśmy dawno wiedzieli i to nie jest dla nas żadną nowiną. Tylko zdanie to Konecznego
zupełnie nie będzie krępowało Polaków litewskich. W razie potrzeby będą oni wypowia-
dali pogląd przeciwny, twierdząc, że Polacy na Litwie są emigrantami z Polski. Według
okoliczności, warunków i potrzeby będą fakty zmieniane i naciągane do będącego na
dobie interesu”.
Przechodząc wreszcie do kwestii udziału Litwinów w uroczystościach grunwal-
dzkich, Vilniškis pisze:
„Godną zaznaczenia jest okoliczność, iż działacze polscy zdobywają się na mówienie
i pisanie o Litwinach dopiero wówczas, gdy społeczeństwo polskie przygotowuje się do
jakiegoś doniosłego kroku na rzecz swego narodu. Tak tedy w okresie wolnościowym,
7
„Kurier Litewski” R. VI (1910), nr 141.
8
Kwestia litewska a obchód grunwaldzki, „Kurier Litewski” 1910, nr 129.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku
79
Mir., Litwini i Grunwald
gdy Polacy sądzili, iż nadeszła stosowna pora do czynnej polityki na zewnątrz, pod-
niesiono kwestię litewską w prasie polskiej; po uspokojeniu się atoli ogółu, działacze
polscy całkowicie zamilkli. Dalej, za każdym razem przed wyborami do Dumy, Polacy
na Litwie znów zapoczątkowywali nawoływanie Litwinów do zgody. Mijają wybory –
wszystko urywa się. Polacy przestają się nami interesować. Litwini pozostają, jak byli,
w oczach ich quantité negligeable.
Oto i nastrój ogółu polskiego podniósł się wobec rocznicy bitwy pod Grunwaldem;
wszyscy gotują się na dzień 15 lipca do jej uroczystego obchodu, przygotowują się do
odsłonięcia w Krakowie pomnika Jagiełły i pragnęliby, aby w tym święcie uczestniczyli
również Litwini – nie ci Litwini, zowiący się przed nami Polakami, a w Warszawie
Litwinami, lecz Młoda Litwa, krocząca własnymi drogami. Z tego powodu od dawna już
w prasie polskiej od czasu do czasu wyrażana jest myśl, iż wypadałoby Młodej Litwie,
tym spadkobiercom dawnych rycerzy grunwaldzkich i byłym sojusznikom Polski, we-
spół z Polakami wystąpić w uroczystości krakowskiej i przez to jakby poniekąd odnowić
węzły unii.
Że Polacy namawiają nas wespół z nimi do obchodzenia wielkiego dzieła przeszło-
ści, jakim jest bitwa grunwaldzka, w tym nie ma nic zadziwiającego: zwycięstwo grun-
waldzkie jest najjaśniejszą kartą w dziejach obu narodów. Lecz sposób tego namawiania,
jeśli nie rani nas dotkliwie, to co najmniej nie jest w stanie nas zbudzić i wzruszyć.
Niechby Litwini uczestniczyli w święcie krakowskim, niechby się tam pokazali. Lecz
czy na wiele to przydałoby się naszym stosunkom zobopólnym? Po święcie wszystko
powróciłoby do dawnego trybu.
W jakim celu, na co i po co uchwalono w Krakowie obchód grunwaldzki, my,
Litwini, nie wiemy, wspólnie obchodzić go nie przygotowujemy się, bo w stosunkach
życiowych naszych, Młodych Litwinów z Polakami były dotychczas jedynie sprzeczno-
ści, a nie było ze strony polskiej ani jednego kroku poważniejszego, aby te sprzeczności
złagodzić. Tylko oto wszędy słyszymy wołanie: przychodźcie do nas i cudownie wszyst-
ko polepszy się; okryjemy ciało chore nową odzieżą, upiększymy je i ono natychmiast
wyzdrowieje. Wątpliwa to rzecz!... Postanowiliście odegrać sztukę, sami jedni bez nas
rozdaliście role; tylko oto okazało się, iż brakuje aktorów. Natenczas przypomnieliście
sobie i o nas; przyjmijcie, najmilsi rolę, której nikt inny nie może wykonać i która wam
bardzo przypadałaby do twarzy. Prosimy bardzo a bardzo, nie odmawiajcie… Może by-
śmy ją przyjęli, ale roli tej my nie rozumiemy, jest ona dla nas niewyraźna”.
W tonie nieco łagodniejszym przemawia drugi dziennik litewski, „Lietuvos Žinios”,
lecz również stanowczo jest przeciwny udziałowi Litwinów w uroczystościach krakow-
skich.
„Pobicie przez naszych przodków wroga pod Grunwaldem – czytamy – zatamowało
falę powodzi niemieckiej, która usiłowała zalać Litwę i Polskę i uratowało nas, nie-
wątpliwie, od zguby, której nie uniknęli współrodacy nasi – Prusacy. Nie mniej ważną
była chwila ta i dla Polaków. Nic też dziwnego, że Polacy się szykują do uroczystego
obchodu rocznicy. Na uroczystości te Polacy zapraszają i nas, Litwinów. Zapraszają nas
do wspólnego obchodzenia rocznicy wypadku dziejowego, który, jak się wyraża komi-
tet obchodu grunwaldzkiego, przyczynił się do rozwoju kultury i potęgi polskiej i do
80
zawarcia unii polsko-litewskiej, dzięki której Polska się wzniosła na stopień państwa
potężnego.
Polacy, obchodząc to święto, mogą się przynajmniej cieszyć z potęgi minionej. Z cze-
go zaś mamy się cieszyć my, Litwini? Azali z tego, że lud litewski został uciemiężony
pańszczyzną, pozbył się ziemi, doczekał się pogardy języka ojczystego?
Długoletnia walka i wreszcie zwycięstwo nad Krzyżakami zgotowały nam nową,
wcale nie mniejszą biedę, skutki której nasz lud dźwigał na swych barkach aż do uwłasz-
czenia.
Nie mamy więc z czego się cieszyć. Byliśmy prześladowani przez los surowy, dopie-
rośmy się obudzili ze snu długiego, dziś znowu jesteśmy otoczeni ze wszystkich stron
przez wrogów nie mniej niebezpiecznych od tych, jakimi byli Krzyżacy pięćset lat temu.
Krzyżacy mieli apetyt na nasze bogactwa, czynili usiłowania, by zagrabić nam zie-
mię, obecni zaś wrogowie dążą do tego, by ostatecznie wydrzeć i zniszczyć to, co jest
dla nas najdroższe – narodową indywidualność naszą, chcą stłumić młodziutką kulturę
naszą, chcą zniszczyć pączek zaledwie poczynającej rozwijać się świadomości narodo-
wej. Chwila dzisiejsza nie jest dla nas odpowiednia do obchodzenia rocznicy pomyśl-
nych popisów na polu bitwy z dawnych czasów.
Energię naszą i grosze tak potrzebne w chwili obecnej musimy zużyć nie na uroczy-
ste obchody, lecz na usuwanie chwastów tamujących wzrost naszej pracy kulturalnej
i postępowej. Wówczas tylko będziemy mogli dążyć śladem sąsiadów naszych, gdy się
pozbędziemy wszelkich pasożytów, tamujących nam drogę do rozwoju kulturalnego.
A więc udział nasz w świętach polskich byłby nie na miejscu i my tam nie pójdziemy.
Przyczyniliśmy się do podniesienia kultury i potęgi polskiej, a teraz wzmacniajmy swoją
kulturę, własne siły zużyjmy dla siebie.
Imię Litwy i Litwina stało się synonimem dla Polski i Polaka. Zapraszając nas na
to święto polskie, Polacy chcą przekonać cały świat, że unia lubelska jeszcze i po dziś
dzień istnieje, że Polska i Litwa jeszcze stanowią jedno ciało – Polskę. Udział Litwinów
w tym święcie jest potrzebny dla Polaków tylko jako ozdoba, a taka rola nam się wcale
nie uśmiecha…”.
Z zestawienia powyższych dwóch głosów reprezentujących przeważającą opinię
społeczeństwa litewskiego wniosek daje się wyciągnąć dość pesymistyczny. Propozycja
ze strony komitetu krakowskiego nie znalazła wśród Litwinów przyjęcia przychylnego.
Byliśmy na to przygotowani i zaznaczyliśmy swój pogląd sceptyczny, zamieszczając
streszczenie odczytu prof. Konecznego. My tu, na miejscu, wiemy dobrze, jak trudno
urzeczywistnić wszelką myśl o wspólnej akcji z Litwinami, jak ciężko jest przekonywać
ludzi uprzedzonych i upartych.
Prasa miejscowa polska nie dlatego zaniechała omawiania zasadniczego stosunków
polsko-litewskich, by kwestia ta, jak sądzi „Viltis”, ją nie obchodziła, lecz tylko dlatego,
że wszelkie nasze twierdzenia były i są przyjmowane z drwinami, niechęcią, a nieraz
i z wyraźną złą wolą. To zraża do ponawiania prób.
W Krakowie sądzą inaczej i mają nadzieję, że usiłowania nawiązania zgody odnio-
są wreszcie skutek. Prof. Koneczny, w liście do nas, przesyłając nam swój gruntownie
opracowany odczyt, pisze między innymi: „Nie mam wiary, żeby się to dziś na coś zda-
ło, ale siać trzeba i jest obowiązkiem, chociaż żniwo niepewne i nie do tego należy poko-
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku
81
Józef Albin Herbaczewski, W kwestii sporu polsko-litewskiego słów kilka
lenia. Wierzę, że podobnie jak we fi zycznym, tak też i w moralnym świecie nic nie ginie
i każda praca kiedyś na coś się przyda”. Złote słowa, które może wygłaszać tylko czło-
wiek głęboko wierzący w moralny postęp ludzkości i w ostateczny tryumf słuszności.
Słowa te powinny być dla nas, tu, otuchą i zachętą do dalszej żmudnej pracy i wy-
trwania na trudnym i odpowiedzialnym stanowisku łącznika pomiędzy Polską a Litwą.
Dziś Litwini niechętnie wspominają o wspólnej przeszłości, o wspólnej doli i niedoli;
przyjdzie jednak czas, gdy rozdrażnienie ucichnie i zabłyśnie jutrzenka nowej unii, nie
przeciwko państwu rosyjskiemu, jak inspiruje podejrzliwy „Wilenskij Wiestnik”, lecz
przeciwko zakusom grasujących w nim z coraz większą swobodą szkodników.
Na obchodzie grunwaldzkim Litwini będą nieobecni, nieobecność ich odczuje Polska
nie jako brak niezbędnej dekoracji, lecz jako brak członka rodziny, chwilowo poróżnio-
nego, którego powrót jednak pierwej czy później jest spodziewany na pewno.
***
Józef Albin Herbaczewski, W kwestii sporu polsko-litewskiego
słów kilka
9
[I]
Największą chorobą chwili obecnej jest wstręt do prostoty, zaś iście neuropatyczne
zamiłowanie nadzwyczajnych „nadzwyczajności”. Prostota jest nudziarstwem, ba! nawet
wszeteczeństwem, szczerość zaś – zdziecinniałą sancta simplicitas… Nadzwyczajnie
pstrokata frazeologia (obliczona na głupotę ludzką), nadzwyczajnie fajerwerkowy afo-
ryzm, nadzwyczajna adoracja „nadzwyczajności” – oto są znamiona współczesnej inte-
ligencji, wrzekomo najpotężniejszej od stworzenia „rozumnej bestii”… Zawsze chcieć
widzieć w oku bliźniego źdźbło, zaś w swoim oku przenigdy nie chcieć widzieć nieocio-
sanego koła – zawsze fabrykować monomaniackie teoryjki o dobroczynności „wybrane-
go narodu”, zaś szkodliwości obcego, „niewybranego” – zawsze admirować „osobistą”
wierność i złość, zaś potępiać „nieosobistą”, choćby anielską dobroć – oto są kanony tej
współczesnej inteligencji, tworzącej nowe życie – wolne, niepodległe!... I nieraz mnie
się zdaje, że w wielkiej „mózgownicy teraźniejszości” zagnieździł się nadzwyczajny
Pająk, który w imię osobistej, pajęczego majestatu, wolności wiesza wszystkie zdrowe,
proste, rozumne, twórcze myśli!...
9
„Kurier Litewski” R. III (1907), nr 153, 154.
Opatrzone uwagą redakcji: Nie ze wszystkim zgadzając się z autorem niniejszego artykułu, zamieszcza-
my go jako nie tylko ujęty w piękną formę, ale i ciekawy dla nas głos Litwina, omawiający długotrwały spór
ze swego punktu widzenia.
Głos to charakterystyczny.
82
Kwestia stosunku odradzającej się Litwy do Polski i odwrotnie jest bardzo prosta
dla ludzi dobrej woli, dla ludzi pragnących myśleć swoim własnym, a nie pożyczonym
mózgiem. Rozumową podstawą tej kwestii muszą być dodatnie, twórcze elementy ducha
zarówno litewskiego, jako i polskiego, nie zaś, jak dziś się praktykuje, same tylko ułom-
ne, niszczycielskie, przejściowe, chaotyczne, sprzyjające rozwojowi opętańczej manii
prześladowczej na tle egoizmu narodowego. Pryzmatem musi być jeden punkt styczny,
który istnieje i istnieć będzie, bo istnieć musi prawem współdziałania narodowych in-
dywidualności w twórczym procesie cywilizacyjnym – nie zaś, jak dziś się praktykuje,
dwa punkty krańcowo rozbieżne, wrzekomo przenigdy nie zlewające się w jeden punkt
zgody – dwa punkty jakowychś dwóch walczących monomachij w imię wariackiej de-
wizy: „Tobie zniszczenie, a mnie – wolne życie panowania!”. Tak ja stawiam, jeśli się
wyrażę, metafi zyczną stronę kwestii litewsko-polskiej. Dla mnie, Litwina, obojętne są
złe, niszczycielskie pierwiastki, tkwiące w duszy zarówno Litwina, jak i Polaka, bo te
pierwiastki już w swoim zarodku noszą śmierć. Litwin albo Polak nie mają wyłącznego
monopolu czynienia złego – monopolu diabolizmu społecznego. Zło w życiu danego
narodu jest przejściowe, przemijające, choć częstokroć i pożyteczne – jako „nawóz do
hodowania lilii dobra”. Wierzę w twórcze, wieczne pierwiastki narodowych duchów
Litwy i Polski! Dlatego też mojego stosunku do Polaków nie śmiem oprzeć na podstawie
przemijającej, a więc de facto i nieistniejącej.
Kwestia polsko-litewska w prasie zarówno polskiej, jak i litewskiej jest jednostron-
nie (aż do chorobliwości przeczulonych władz duchowych) tendencyjna, wyzuta z prawa
konieczności historycznej, pozbawiona istotnego tła psychologicznego. Liczne artykuły
polemiczne w tej kwestii publikowane, robią wrażenie gimnastyki mózgowej – jako-
wegoś dziwnego sportu. Grzeszą nadmiernym zaciemnieniem horyzontu i perspekty-
wy, a zwłaszcza egoizmem, pozbawionym racji i logicznej argumentacji. Najczęściej
piszącym takie artykuły nie o rzecz samą chodzi, jeno tylko o formę, o frazes źle użyty,
o kiepskie wyrażenie. Przewodnią myślą stało się nie szczere pragnienie czynnego du-
cha zgody, jeno iście biurokratyczna mania szufl adkowania faktów i fakcików na „ro-
zumne” i „głupie”. Mózgi się męczą tendencyjną analizą tych faktów i fakcików, które
nic nie zaważyły na szali wielkich wypadków dziejowych i stają się niezdolne do pracy
syntetycznej, ogarniającej całokształt życia narodowego w jego koniecznym rozwoju
twórczym. Miast rozwikłania zawiłych, zagmatwanych, wyjaśnienia domagających się
kwestii, otrzymuje się zawsze camera obscura, tworzy się zawsze „ciemności egipskie
myśli społecznej” tak zagmatwanej, że największy logik jej nie odgmatwa! W konse-
kwencji tworzy się kult absurdów (w myśl przysłowia „na bezrybiu i rak ryba” urabia
się aforyzm „na bezmyśli i głupota myśl”) – w rodzaju tych, na przykład „Litwini są na
wieki wieków zlani z duszą polską i dlatego ich separatyzm zbrodnią jest” albo „Polacy
są dziedzicznymi Litwy wrogami i żadnej z nimi zgody być nie może – przenigdy”…
Zapanowała iście opętańcza mania stwarzania nierozwiązalnych kwestii spornych – ma-
nia: a priori w ten sposób stawiać kwestię, iżby absolutnie nie można jej było rozwiązać.
Jest to, zaiste, groźna choroba, stokroć groźniejsza niźli tak zwane „niebezpieczeństwo
pruskie”.
Niemal powszechnie jest przyjęta zasada rozważać kwestię sporu polsko-litewskiego
mózgiem XIX albo XVI wieku. Zadziwiający konserwatyzm! Wyrzekanie się myśli XX
wieku na rzecz „pięknych upiorzyc czarujących ócz”! Apoteozuje się tendencyjnie uro-
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku
83
bioną historię „minionych wieków sławy” – jako „wiecznie obowiązujące prawo” (np.
unia Litwy z Polską), zaś częstokroć bezczelnie ignoruje się prawo rzeczywistości, które
przecież jest żywym testamentem przeszłości – tego sfi nksa, co to nierozwiązalne stawia
zagadki do rozwiązania. Przeszłości nie ma jako odrębnego ducha! Przeszłość jest ciągłą
teraźniejszością,. Nic się ostatecznie nie dokonywa, lecz wszystko się ciągle odradza,
przemienia, tworzy się. Stara Litwa obumarła w dawnej, już nieistniejącej unii. Nowa
Litwa odradza się w duchu nowoczesnej unii ludów i narodów… Starej Litwy nie ma,
jako i starej Polski nie ma. Jest tylko odradzająca się Litwa i odradzająca się Polska. Po
co więc te kompromisy z „cieniem grobów”? Przekonanie, że prawdę rzeczywistości
można łatwo okłamać, obejść, zamalować, jest najstraszniejszym ze złudzeń. Litwa dla
Polaków jest wielką zagadką – niezawodnie. Lecz nie mniejszą zagadką jest i Polska
dla Litwinów. W zetknięciu tych dwóch zagadkowości narodowych tkwi istota konfl iktu
polsko-litewskiego. Tylko nie trzeba roić, że ten konfl ikt jest czymś w rodzaju „narodo-
żerstwa”. Dzięki temu konfl iktowi Polacy poznają siebie, Litwini zaś siebie, a przez to
poznanie dojdą do zrozumienia koniecznej zgody w walce z prawdziwym już wrogiem.
Drogą bojowania – częstokroć, zda się, chimerycznego – ludy i narody dochodzą do
wielkiej świadomości kulturalnej, a więc i potęgi politycznej.
*
W kwestii sporu polsko-litewskiego częstokroć się powołują na autorytet Adama
Mickiewicza, w imieniu którego, zda się, na kpiny knują się monstrualne „narodożercze”
doktryny i spiski przeciwko duchowi testamentu wieszcza. Miast mickiewiczowskiego
sztandaru powszechnego narodów i ludów braterstwa, podnosi się do góry żmudzki lub
mazowiecki kij i fanatycznie się woła: „Ustąp z drogi, bo cię…”. I doszło już do tego,
że dziś toczy się zawzięta walka o to, czy Adam Mickiewicz był polskim, czy litewskim
narodowym demokratą. Ducha wieszcza licytuje się gdyby stary obraz w antykwarni:
kto więcej da, ten kupi! I zaiste nie może już być większej profanacji wieszczego ducha
Adama. Wciąż słyszymy, jakby na targowisku, wołanie, groźby, wzywania: „W imieniu
Adama Mickiewicza bądź Polakiem! W imieniu Adama Mickiewicza bądź Litwinem!”.
Maluczko, maluczko, a usłyszymy otwarte wezwanie: „W imieniu Adama Mickiewicza
– bądźcie chuliganami!”…
I komuś przypadnie w udziale zawołać do Litwinów i Polaków: „W imieniu wieszcza
Adama, który zrodzon jest w duchu braterstwa walczącego z przemocą, bądźcie przede
wszystkim ludźmi! Boć przecie Mickiewicz jest i będzie (mimo protestu szowinistów)
nie tylko Polski, lecz i Litwy wychowawcą wielkim. Niedorzecznymi mnie się wydają
obawy nacjonalistycznie sfanatyzowanych Litwinów, że Mickiewicz jako wychowawca
Litwy – byłby… polonizatorem. Jeżeli Mickiewicz może być dla Litwy polonizatorem,
to Litwini muszą się strzec swej duchowej tradycji i z konieczności ulec wpływowi
Puszkina jako nowego Litwy wychowawcy. Obowiązkiem Litwinów jest zrozumieć
Mickiewicza takim, jakim on był, a przez to zrozumienie zniweczyć wpływ pseudo-
Mickiewicza, który jest urobiony na wzór polskiej endecji. Prawdziwy Mickiewicz jest
ojcem, a nie wrogiem Litwy! Ojcem wolnej Litwy jest!
Więcej zdrowego rozsądku, mniej fanfaronady, pychy i zaślepienia partyjnego. O co
właściwie chodzi? O treść duchową, czy o formę tylko? O to, co jest ciągle twórcze, czy
Józef Albin Herbaczewski, W kwestii sporu polsko-litewskiego słów kilka
84
o to, co jest znikome? Kształty co dzień się zmieniają, cóż więc miłujemy? Zali tylko
gotowe futerały, w których świat cały chcemy zamknąć? Wszak zbrodnią jest chcieć
wtłoczyć wiecznie twórczego ducha w ciasną formułkę kołtuństwa myślowego!
[II]
Formalna (podkreślam to słowo) deklaracja litewskości lub polskości (najczęściej
dla zysku lub kariery) nie jest jeszcze istotą polskości lub litewskości. Można się nazy-
wać Litwinem lub Polakiem i pracować w „Wileńskim Wiestniku” lub w „Moskiewskich
Wiedomostiach” na zgubę Litwy i Polski. Można natomiast zwać się na przykład
Francuzem i być wychowawcą Litwy i Polski! Więc po co te tendencje – to szczyt komi-
zmu! Lepiej mieć jednego syna mądrego niźli dziesięciu głupich. Zali potężniejsza będzie
Litwa lub Polska, mając sześć milionów lub trzydzieści sześć milionów głupich, nie-
oświeconych synów, miast o połowę mniejszej liczby dzielnych i kulturalnych obywateli?
W wieku XX musi panować wolny wybór narodowości. Narodowość – jest kwestią su-
mienia każdego z ludzi. Mania odnarodowiania i wynarodowiania jest tylko trwonieniem
energii narodowej, a w dalszej konsekwencji – samobójstwem! Ideę narodową reprezen-
tują potężne charaktery, nie zaś bezkształtna, choć olbrzymia, masa etniczna, wychowy-
wanie tych potężnych charakterów – jest pierwszym zadaniem odradzającej się Litwy…
I cóż pomogą tak popularne, choć prawie zawsze brzydkie, bo ciasne i ograniczo-
ne hasła i hasełka, jeśli nie znajdują one oddźwięku w sercu masy ludowej? Polityka
sugestii wielce jest zawodna i niebezpieczna, wytwarza bowiem osobliwego rodzaju
mediumizm społeczny, tj. rządy mściwych upiorów za pośrednictwem opętanych istot.
Zwłaszcza dzisiaj ten mediumizm „nadzwyczajnie jest nadzwyczajny”: najspokojniejsi
i najpokorniejsi stają się drapieżnikami, sami nie wiedząc dlaczego.
Polityka narodowa nie powinna być aprioryczną koncepcją mózgową, sprzeciwiającą
się logice nieubłaganej rzeczywistości (jako na przykład mania przetworzenia państwa
rosyjskiego w najidealniejszą republikę na kuli ziemskiej, bez względu na chuligańskie
aspiracje 90% „istinnych”… analfabetów kulturalnych i politycznych!), jeno sumą ko-
niecznych, najrealniejszych (nie zaś chimeryczno-patologicznych) pragnień i potrzeb,
utajonych w duszy milionów, dany naród tworzących. Działacz polityczny musi być
żywym sumieniem narodu, świadomym moralnej odpowiedzialności za słowa i czyny
swoje rozwojowi złego sprzyjające, a nie – jako dziś widzimy – fajerwerkiem oklaski-
wanym przez fanatycznie rozegzaltowany już nie naród, jeno tłum.
Stosunek Polaków do Litwinów i odwrotnie grzeszy właśnie zupełnie brakiem tak
pojętej polityki narodowej i tej polityki dostojnych reprezentantów. Perspektywy histo-
riozofi czne zamazano „łechcącymi egoizmy narodowe barwami”, zaś w punkcie stycz-
nym, w znaku zgody – ustawiono ostre dzidy, ba! nawet „święcone noże”… Zdolności
orientacji obniżono do minimum – tak, iż już się nie rozróżnia mało ważnych, drobiaz-
gowych kwestii od wielkich zagadnień narodowych, niezależnych od kaprysu lada ma-
niaka. Małych, obrzydliwych, wstrętnych kwestyjek tyle się nagromadziło (i po co?),
że – gdyby chmury jesienne zasłoniły zupełnie jedną tylko wielką i aktualną kwestię,
mianowicie kwestię stosunku Litwinów do Polaków i odwrotnie – jako ludzi! Stało się:
i Polaków, i Litwinów dręczy małostkowość i wrażliwość na drobiazgi, zasługujące tyl-
ko na uśmiech politowania. Wielkie zagadnienie leży odłogiem.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku
85
Jedynym wyzwoleniem z tej małostkowej matni – z tej gadaniny bez końca i począt-
ku, bez wyraźnej chęci porozumienia – jest zrozumienie ducha chwili obecnej i uczy-
nienie zadość tego ducha kategorycznym imperatywem. Litwini i Polacy muszą roz-
graniczyć sferę swych wpływów kulturalno-politycznych i wyrzec się ekspansywnego
naruszania tej rozgraniczonej sfery w imię urojonych (bo a priori skoncypowanych)
status quo. Polacy powinni zrozumieć, że ciężar ich polityki i pracy kulturalnej spo-
czywa nie na Litwie, jeno w Warszawie, Krakowie, Poznaniu. Za marnowanie energii
narodowej w walce z Litwinami o prawa jakiejś tam wszechmanii – niedorzecznością
jest. Litwini zaś powinni zrozumieć, że odpolszczenie i odruszczenie elementów litew-
skiego ducha zależne jest od stanu kulturalnego Litwy. I dlatego, poniechawszy pracy
odśrodkowej, muszą wszcząć pracę dośrodkową, twórczą, organizacyjną.
Przynależność Litwy do kultury zachodnioeuropejskiej zniewala ją więcej się strzec
zgubnych (bo duchowi jej obcych) wpływów kultury wschodnio-bizantyjskiej, niźli pol-
skiej, będącej li tylko zindywidualizowanym typem kultury łacińskiej. Mam odwagę to
powiedzieć. Litwini marzą o stworzeniu swego odrębnego typu kulturalnego, niezależ-
nego od polskiej, choć pokrewnego, bo z racji przynależności do Zachodu wspólnego.
Stworzenie tego odrębnego litewskiego typu kulturalnego, wbrew twierdzeniu „Czasu”
krakowskiego
10
, nie tylko jest możliwe, lecz i konieczne dla dobra samych Polaków.
Indywidualność Litwy przecież musi się przejawić – i to w formie Litwie właściwej, od
Polski bynajmniej niezapożyczonej. Litwa walczy z Polską o swój własny typ kulturalny,
a znaczy to: Litwa przestaje być składową częścią polskiej kultury – choćby jako potencja.
Komentarze są zbyteczne.
*
Czas już najwyższy być szczerym i poniechać monomaniackich kombinacji. W ze-
tknięciu z grozą życia największa potęga ziemska maleje i kurczy się w pokorze. Litwini
i Polacy, w zetknięciu z grozą obecnej sytuacji wszechświatowej, powinni nareszcie
opamiętać się, wzajemne pretensje w duchu prawdy uregulować i drogę do trwałej zgo-
dy politycznej utorować. Maluczko, maluczko, a usłyszymy obustronne wołania:
Do kaduka! O co właściwie się kłócimy? O to, czego nie mamy jeszcze, co jest celem
naszej wspólnej walki?... Dawnej unii nie ma. Zgoda, niech i tak będzie. Ale wszak może
być nowa unia – powszechna, demokratyczna, ludowa. Dążmy do urzeczywistnienia tej
nowej unii. Oto nasz wspólny cel!...
Trzeba być chyba skrzepłym, iżby nie odczuć, zwłaszcza w chwili obecnej, potrzeby
zgody. Położenie polityczne Polaków i Litwinów w chwili obecnej jest jak najfatalniej-
sze. Polakom grozi zupełne osamotnienie w Słowiańszczyźnie, a zarazem i zupełne osa-
czenie przez pangermano-panrusycyzm… Więc muszą chyba szukać sprzymierzeńców,
a przynajmniej przyjaciół i zrezygnować z wielu, wielu jątrzących aspiracji politycz-
nych. Litwa się znajduje między germańskim kowadłem a słowiańskim młotem, więc
również musi szukać sprzymierzeńców… Słowem, zdrowy interes nakazuje i Litwinom,
i Polakom zawrzeć jeżeli nie trwałe przymierze, to przynajmniej chwilowy kompromis,
albowiem „chwila jest naprawdę osobliwa”. Życie wytwarza takie sytuacje, kiedy nawet
piesek jest wielce cennym i pożądanym sprzymierzeńcem…
10
Stare złudzenia, „Czas” 1907, nr 79.
Józef Albin Herbaczewski, W kwestii sporu polsko-litewskiego słów kilka
86
Chwila obecna już tworzy podobną sytuację, która zniewoli i Polaków, i Litwinów,
szukać nawet miernych sprzymierzeńców, iżby w straszliwym osamotnieniu pośród nie-
przejednanych wrogów mogli zwycięsko wytrwać…
Niezrealizowany testament Kościuszki i Mickiewicza stać się musi zasadą nowego
przymierza w bojowaniu o nowe, wolne życie. Przecież Mickiewicz i Kościuszko chy-
ba nie po to bojując cierpieli, iżby współczesne pokolenie Litwinów i Polaków już nie
romantycznie, lecz pozytywnie kostniało, czyniąc na przekór Duchowi Tworzycielowi!
Chyba?...
Legenda! – słyszę naigrawające się głosy.
Tak. Legenda!
Czymże żyjemy, jeśli nie Legendą? Czym? Wszak-ci dążenie do wolności Legendą
jest, idea narodowa Legendą jest, a nawet i sam naród Legendą jest.
Naród bez poetycznej Legendy jest jakoby korab bez steru.
Wiedzą o tym nawet sceptycy, choć się przekornie naigrawają… Według nich nawet
w „świecie Legendy” musi panować… moda.
„Nudno na tym świecie, panowie!” – mogliby zawołać z Gogolem. Legenda na pew-
no nie zaszkodzi im.
Trochę weselej będzie!...
***
Józef Albin Herbaczewski, Idea Grunwaldu
11
I
Idea Grunwaldu?! Tak, właśnie Idea Grunwaldu!
Da się ona prosto i logicznie wyprowadzić nie tyle z samego faktu p r o g r a m u, ile
z faktu skupienia, zjednoczenia w o l i z w y c i ę s t w a, która już z góry o pogromie zdecy-
dowała, która była o s ł o n ą dla pracy przygotowawczej, dla pracy skupiającej i organi-
zującej militarną energię Polski, Litwy i Rusi…
Myśl strategiczna – choćby najgenialniejsza – pozbawiona wiary w tę wolę zwy-
cięstwa, jaka ożywia całe rycerstwo, o zwycięstwie decydować nie może. Stwierdził
to zwłaszcza Napoleon, bijąc na głowę najlepszych „myślicieli strategicznych” pod
Austerlitz i Jeną! Jeszcze lepiej tę prawdę stwierdzili wodzowie Japonii…
W pięćsetną rocznicę zwycięstwa grunwaldzkiego jakże smutno i boleśnie robić
rachunek „sumienia historycznego”, od którego żaden naród oderwać się nie może!
Smutno i boleśnie zwłaszcza tym nielicznym (Polakom i Litwinom), którzy wyrzut tego
sumienia niemal rozpaczliwie w sobie czują… Jakże boleśnie rozpamiętywać zwłasz-
cza ponurą rzeczywistość – tragiczną chwilę obecną, tak bogato i hojnie wyposażoną
11
„Głos Narodu” R. XVIII (1910), nr 186. Wydanie specjalne 15 lipca: W dzień Grunwaldzkiego święta.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku
87
w doktryny i demagogie, tak świątecznie nastrojoną na „nutę pięknych, tryumfalnych
wspomnień”, lecz tak ubogą w i d e ę n a p r a w d ę t w ó r c z ą, tak lekkomyślnie przeczącą
o b o w i ą z k o w i, jaki te wspomnienia-testamenty na ogół nakładają!...
Brak idei naprawdę twórczej, bo spajającej rozproszone elementy ducha narodowe-
go, jednoczącej rozchwianą energię w d y n a m i c z n ą ś w i a d o m o ś ć p o t ę ż n e j w o l i
– oto punkt, na którym myśl się załamuje, serce się wzdryga… Dzisiaj oto – w pięćset-
ną rocznicę Grunwaldu – mówić o potrzebie idei jedności narodowej, jedności naro-
dów uciemiężonych, udręczonych – o konieczności zjednoczonej woli zwycięstwa bez
względu na partyjne interesy i przekonania – dziś mówić o tym – znaczy to samo, co
kabaretowo rozbawionej publiczności mówić o… św. Franciszku!... Tak jest, niestety…
Chwila obecna, pysznie licytująca przeszłość narodową wartością „lepszej orientacji”,
grzeszy właśnie zupełnym b r a k i e m o r i e n t a c j i. Jest zdezorientowana aż do obłędu!...
Nie ma żadnej zdolności p e r s p e k t y w i c z n e g o patrzenia na dzieje wczorajszego dnia,
nie mówiąc już o dzisiejszym i jutrzejszym dniu. Duch tej chwili obecnej kręci się w kół-
ko na jednym miejscu.
Pod osłoną j a k i e j i d e i odbywa się dzisiejsza praca, „wyzwalająca naród z niewoli”
nie tylko w Polsce, lecz i na Litwie? Pod osłoną wszelakich i n t e r e s ó w p a r t y j n y c h,
tylko nie i d e i j e d n o ś c i, podporządkowującej interesy partyjne woli narodowego bytu!
Tu właśnie leży źródło nieszczęścia i nieporozumienia – źródło walk narodowościo-
wych.
Idea jedności spoczęła tylko w… życzeniach noworocznych. Ze stanu życzenia
w stan realny przejść nie może. Wszechwładnie zapanowała d o k t r y n a w a l k i, stoso-
wana wszędzie, gdzie się tylko da (choćby na przekór prawu) – nawet tam, gdzie g o d -
n o ś ć o s o b i s t a nakazuje unikać walki! Właśnie ta doktryna walki jest klęską chwili
obecnej. Jej tylko zawdzięczamy do fatalności doprowadzone nieporozumienia polsko-
-litewskie i polsko-ukraińskie. Ta właśnie doktryna zaraziła sfery kierujące polityką
narodową poróżnionych narodów manią nieufności i podejrzliwości, manią węszenia
wszędzie (nawet w dobrej woli) „ukrytej intrygi”, „zamaskowanego zamachu” itd. Tej
doktrynie zawdzięczamy wreszcie tę sytuację bez wyjścia, która zniewala nawet poczci-
wych skądinąd ludzi do poszukiwania t y l k o p r e t e k s t u d o w a l k i i n i e z g o d y, zaś
ignorowania chwili dającej sposobność do zawiązania zgody!... Młoda Litwa, zaproszo-
na na uroczystość grunwaldzką do Krakowa, odmówiła s z o r s t k o, motywując obawą
„uplanowanej przez Polaków komedii na szkodę Litwy”… Bolesny uśmiech jest jedyną
odpowiedzią. Tak!
Oto są skutki tolerowania w narodowym życiu i współżyciu doktryny walki. W pięć-
setną rocznicę zwycięstwa wielkiej idei jedności z goryczą święcić musimy i ten prze-
bolesny fakt: trzy bratnie narody, które w pamiętnym 1410 roku stworzyły historyczny
wzór p o l i t y c z n e j w o l i z w y c i ę s t w a, dziś oto są w „pogotowiu bratobójczej walki
i… bójki” w imię czego? W imię… idei!
Jakaż to bolesna ironia losu!
II
Oto dlaczego dzisiaj – w dniu tak uroczystym – godzi się wspomnieć o potrzebie idei
jedności przede wszystkim.
Józef Albin Herbaczewski, Idea Grunwaldu
88
Pod względem ściśle politycznym narody polski, litewski i ukraiński nie mają już nic
do stracenia. Obrabowano te narody nawet z p o z o r ó w wolności. Na pozór więc zdawać
się może, że idea pojednania tych narodów jest zbyteczna.
Atoli m o r a l n i e i k u l t u r a l n i e zali już nic nie mają te narody do stracenia? A do
uzyskania – wywalczenia viribus unitis również nic?
Tu jest zawiązek idei pojednania.
Nie tu miejsce przedstawiać grozą ziejącą sytuację polityczną chwili obecnej.
Państwo rosyjskie k o n s t y t u c y j n i e kanibalizuje się. Współudział rządu pruskiego w tej
kanibalizacji jest uroczyście zapewniony. Konstytucja, właściwie przez cara udzielona
wszechrosyjskiej nikczemności, jest rękawicą, rzuconą w powagę p r a w o d a w s t w a
m o r a l n e g o, bez którego człowiek w zwierzę się przemienia. „Postępowy” wzrost tej
„iście rosyjskiej” nikczemności powiększa grozę sytuacji. Do tego stopnia, że ludzie już
tracić zaczynają wiarę w możliwość choćby najmniej normalnego rozwoju kulturalnego
bez k o n i e c z n o ś c i o d w o ł a n i a s i ę d o p o t ę ż n e g o w y b u c h u w o l i!
Na prowokację nikczemności trzeba odpowiedzieć zbiorową wolą wszystkich zagro-
żonych w swym istnieniu narodów. Tu jest związek pojednania, powtarzam – „Sumienie
historii” drzemać nie może w chwili tak osobliwej.
***
Marnowanie energii narodowej jest zbrodnią. Tylko brak autorytetu m o r a l n e g o
w narodzie może usprawiedliwić tę zbrodnię.
Nadmiar zła w narodzie jest zawsze niedoborem, defi cytem dobra. Wszelkie niepo-
rozumienia są tylko brakiem siły, zwłaszcza moralnej. Na ten brak nie ma innego lekar-
stwa, jak wychowywanie pokoleń według świetlanych wzorów przeszłości – w „sferze
szermierza narodowego” (jakby Norwid powiedział).
Jestem przeciwnikiem formuły: „żeby i gdyby”. W życiu twórczym nie ma w a r u n -
k o w e g o wyboru. Jest tylko z d e c y d o w a n y w y b ó r i d o b ó r. Wszelkie qui quo pro są
defektem woli – brakiem charakteru. Twórcze pokonywanie tego defektu i braku – otóż
racja poglądu na rozwój ducha narodowego. „Gdyby w Polsce – wołają – był mag albo
geniusz , byłoby… genialnie dobrze!”. Gdyby był! W tym ci tragizm współczesnej epo-
ki, że nie ma Męża opatrznościowego. Wzdychaniem do formuły „żeby i gdyby” dojść
można do lenistwa myśli. Wielkość tworzy się pracą wieków!
Dopóki w narodach polskim, litewskim i ukraińskim nie będzie p o s z a n o w a n i a
d l a p r a w a n a r o d o w e g o, dla obowiązku jedności wewnętrznej i zewnętrznej, dopóty
nawoływaniom do zgody i pojednania zawsze urągać będzie wzajemna niechęć w imię
liberum veto. W tym braku poszanowania dla prawa narodowego, które narody na sie-
bie dobrowolnie nakładają, widzą jedynie nieszczęście chwili obecnej. Wszystko, co
się dziś dzieje na ziemiach Rusi, Polski i Litwy, jest właściwie b e z p r a w i e m wobec
s u m i e n i a h i s t o r i i! Tak jest naprawdę.
Nie chcę wierzyć, aby fatalny los zgotował w Polsce, Litwie i Rusi „nowy” Grunwald
w sensie… odwrotnym, tj. w sensie pogromu dawnych sprzymierzeńców zwycięzców na
zabój z sobą powaśnionych… Nie chcę wierzyć, aby tak być musiało, choć są wymowne
dane, że tak być m o ż e, jeżeli… Co bowiem dziś przeciwstawiają powaśnione narody
zaborczej tradycji krzyżactwa pruskiego, sprzymierzonego z państwowo żarłocznym
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku
89
kacapstwem „iście rosyjskim”? Prawie nic, oprócz biernej kontemplacji i smutnego ma-
rzenia o „łasce lepszego jutra”. Prawie nic, oprócz anemicznej woli twórczej, zbrodniczo
zmarnowanej w maniackiej walce bratobójczej…
Atoli wierzę, że źródła dusz narodowych Polski i Litwy nie powysychały. Z tych
źródeł wynijdzie naprawdę nowa, ożywcza gdyby wiosna, Idea…
Chrzcić ją będzie cierpienie-męczeństwo, którego końca niepodobna przewidzieć.
Tylko w bohaterstwie cierpienia rodzą się bohaterowie.
Kto wie, może tego bohaterstwa-cierpienia przede wszystkim Młoda Litwa pragnie?
Nie przesądzajmy faktów.
Bolesne jest to, że w dniu tak uroczystym narody polski i litewski nie zdobyły się na
a k t w z a j e m n e g o p r z e b a c z e n i a w i n. Bolesne jest i to smutne przeczucie, że fatal-
ny „kaduceusz” mącić będzie „kadzie narodowe” Litwy i Polski, kto wie, może jeszcze
długo…
Nadejdzie jednak godzina, kiedy wezwanie do a k t u z g o d y nie będzie już straszyło
Młodej Litwy tajemną obawą „chytrze zamaskowanej intrygi polskiej”…
Obopólne myśli o zgodzie spotkają się w Milczeniu cierpienia…
Dla przyspieszenia tej godziny pracuję i pracować będę ja – Litwin – z tą niezłomną,
iście litewską wiarą, że serca Litwy i Polski nie są tak ciasne, aby idei pojednania zmieś-
cić nie mogły.
***
Józef Albin Herbaczewski, Z prasy litewskiej
12
Podejrzliwa nieufność „m ł o d o l i t w i n ó w” narażona została na nową, iście mę-
czeńską próbę. Inicjatywę do zgody, z jaką komitet grunwaldzki w formie zaproszenia
zwrócił się do reprezentantów i reprezentacji młodej Litwy, w obozie zwłaszcza nacjo-
nalistów młodolitewskich, przyjęto z męczącym niedowierzaniem, przed którym cofa
się nawet serdeczne uczucie… „Czujność i baczność! Polacy przeciwko nam już coś no-
wego uknuli!” Oto sens tego niedowierzania. W przyjaznym uśmiechu Polaków „czujna
straż Litwy” odnalazła… szyderstwo, naigrawanie się, dawną pychę, a w wyciągniętej
w imię zgody spostrzegła… jakiś „mistyczny” kij o jednym tylko polskim końcu!...
Pierwsza odezwała się „Viltis”, barometrycznie przedrażniona na punkcie stałej nie-
pogody polskiej”, która od r. 1410 wciąż grozi Litwie burzą z siarczystymi piorunami,
druzgocącymi „mityczną wielkość” Litwy (w stylu dra B a s a n o w i c z a). Wpadła w ulu-
biony stan irytacji i na prawdę dziejową, której zrozumieć nie chce (woli chytre p o d e j -
ś c i e, niźli zrozumienie), i na prawdę teraźniejszości, zapominając o tym, że irytować
się powinna tylko na swoją własną bezsilność wobec prawdy przeszłości i teraźniejszo-
ści. Złośliwie i zgryźliwie komentując referat dra K o n e c z n e g o (wygłoszony w Klubie
12
„Świat Słowiański” R. VI (1910), t. II, nr 68, s. 105–107.
Józef Albin Herbaczewski, Z prasy litewskiej
90
Słowiańskim, opublikowany zaś w 67 numerze „Świata Słowiańskiego”
13
), streszczony
przez „Kurier Litewski”, daje swej nieufności zupełną dyspensę od panowania: podsu-
wa referentowi brzydką intencję („obrażania Litwy”) w tym celu, aby przekonać swych
wyznawców, jak „obraźliwie” Polacy Litwinów zapraszają na uroczystość! Urządzający
drowi K o n e c z n e m u zupełnie zbyteczny „Grunwald”, „Viltis” już nieco łagodniej re-
zonuje: „W jakim celu, na co i po co uchwalono w Krakowie obchód grunwaldzki, my,
Litwini, nie wiemy – wspólnie obchodzić go nie przygotowujemy się, bo w stosunkach
życiowych naszych z Polakami były dotychczas jedynie sprzeczności, a nie było ze stro-
ny polskiej (?) ani jednego kroku poważniejszego, aby te sprzeczności złagodzić”…
Kończy zaś takim dytyrambem: „Postanowiliście odegrać sztukę, sami jedni bez nas
rozdaliście role; tylko okazało się, że brakuje aktorów. Wówczas przypomnieliście sobie
i o nas: przyjmijcie, najmilsi, rolę, której nikt inny, oprócz was, nie może wykonać!...
Może byśmy tę rolę przyjęli, ale roli tej my nie rozumiemy”… (mówiąc szczerzej: ro-
zumieć nie chcemy!).
„Lietuvos Żinios” (organ postępowej demokracji) odezwały się w tonie łagodniej-
szym. „Byliśmy prześladowani przez los surowy – czytamy w nr. 49 – dopierośmy się
obudzili ze snu długiego, dziś znowu jesteśmy otoczeni przez wrogów nie mniej nie-
bezpiecznych od tych, jakimi byli Krzyżacy 500 lat temu… Obecni nasi wrogowie dążą
do tego, by ostatecznie wydrzeć i zniszczyć to, co jest dla nas najdroższe – narodową
indywidualność naszą, chcą stłumić młodziutką kulturę naszą, chcą zniszczyć pączek za-
ledwie poczynającej się rozwijać świadomości narodowej… A więc udział nasz w świę-
tach polskich byłby nie na miejscu. Zapraszając nas na to święto p o l s k i e, Polacy chcą
przekonać cały świat, że unia lubelska jeszcze i po dziś dzień istnieje, że Litwa i Polska
j e s z c z e stanowią jedno ciało – Polskę. Udział Litwinów w tym święcie jest potrzebny
dla Polaków tylko jako o z d o b a, a taka rola nam się nie uśmiecha”…
W tym samym duchu mutatis mutandis przemówił klerykalny „Šaltinis” (Sejny)
w dwóch ostatnich numerach, że Polacy chcą odegrać tryumfalną komedię kosztem
Litwinów. Oto sens tych wszystkich wywodów.
Reprezentanci pruskiej Litwy (również zaproszeni na uroczystości) ani słowa nie
wspomnieli, że otrzymali zaproszenie. Aż nadto są lojalni, aby chcieli drażnić rząd pru-
ski choćby krótką wzmianką o Polakach zapraszających… pruskich Litwinów. Woleli
przemilczeć, ograniczając się na przedrukach z pism n i e m i e c k i c h, opisujących uro-
czystości krakowskie.
Z rozżalonego, rozdrażnionego tonu, w jakim przemówiła większość prasy litewskiej,
tyle tylko można wywnioskować: Polacy, zanim się zdecydowali zaprosić Litwinów na
uroczystość, powinni byli podpisać jakiś „polityczny cyrograf” na rzecz młodej Litwy,
ofi cjalnie stwierdzający winę t y l k o Polaków, zaś bezwinę młodolitwinów. „Pragniemy
zgody!” – przemówili Polacy. „Nie pora dziś myśleć o zgodzie” – odpowiedzieli Litwini.
– O czymże dziś p o r a myśleć? Zaprawdę trudno się zorientować w tej powodzi sprzecz-
nych żalów, narzekań, wymyślań…
13
F. Koneczny, Polska a kwestia litewska, „Świat Słowiański” 1910, nr 66; przedruk [W:] W kręgu spo-
rów polsko-litewskich na przełomie XIX i XX wieku. Wybór materiałów. Tom II. Wybór i opracowanie:
Marian Zaczyński i Beata Kalęba, Kraków 2009, s. 219–232.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku
91
Bezkrytyczny kult Witolda, rzekomo oszukanego, pohańbionego przez Polaków, do
tego stopnia zaślepia umysły młodolitewskich szowinistów, że już się nie wahają rehabi-
litować Witoldowego imienia kosztem imienia króla Jagiełły.
Oto próbka. Już po odsłonięciu pomnika Jagiełły w Krakowie, „Viltis” (nr 76) tak re-
zonuje: „Nam zawsze przyświecać będzie jasne, nieskażone oblicze Witolda; on bowiem
bronił Litwy nie tylko przed Krzyżakami, lecz i przed innymi narodami, mającymi krzy-
żackie aspiracje!... Atoli z oblicza Jagiełły nie wywabi, nie zmaże żaden chemik tych
ciemnych plam, które wycisnęła historia. Jagiełło w s z y s t k o ofi arował Polsce – nawet
Litwę i koronę Witoldową! On nie nasz, on – Polaków!”…
Miast choćby najskromniejszego wieńca kielich żółci, którego posąg Jagiełły prze-
cież nie wypije! Cui bono ta młodolitewska… komedia?
Z narodem polskim, zwłaszcza redakcja „Viltis”, uzurpująca miano „rządu narodo-
wego Litwy”, nie może się porozumieć (choć wciąż powtarza: „och, jak my pragniemy
z wami zgody, och!”). Atoli z narodem ruskim jeden z redaktorów tejże „Viltis” (ksiądz
Tu m a s) u m i e c h c i e ć wejść w „porozumienie antypolskie”! W imię tego rusko-li-
tewskiego porozumienia ośmiela się nawet pisać paszkwile na naród polski (zob. jego
artykuł w „Dile”, opisujący „wrażenia” z uroczystości grunwaldzkiej w Krakowie). Ks.
Tu m a s postąpiłby u c z c i w i e, gdyby nie we Lwowie, lecz w Krakowie, gdzie bawił
cztery dni, otwarcie powiedział Polakom, z którymi chciał „wejść w porozumienie”:
„Z wami, Polacy, my, Litwini, żadnej zgody nie chcemy – gardzimy wami!” Strzelać
spoza „ruskiego płotu” oczywiście wygodniej dla ks. Tu m a s a, niźli w duchu kapłań-
skiej idei krzewić jawnie z g o d ę!
Cui bono ta komedia „Viltis”? Wystąpienie ks. Tu m a s a jest tylko kompromitacją
„młodej kultury” litewskiej, której tak pięknie bronią „Lietuvos Żinios”!
W narodzie litewskim m u s i powstać gwałtowna reakcja przeciwko takim reprezen-
tantom kultury młodej Litwy, jak ks. Tu m a s. Dosyć już tej kompromitacji i wstydu!
Dosyć! O „prawdę i zgodę” z Polakami w ten sposób się nie walczy
14
.
14
Por. w związku z tym artykuł Zbigniewa Solaka Obchody grunwaldzkie w listach Mariana
Zdziechowskiego, „Studia Historyczne” R. XXXVI (1993), Z. 3 (142), s. 353–370 (o zaproszeniu inteligencji
litewskiej na krakowskie obchody).
F. Koneczny, Polska a kwestia litewska, „Świat Słowiański” 1910, nr 67, s. 16 (przypis), pisał: „Komitet
przygotowujący uroczystości uchwalił (…) na posiedzeniu d. 16 czerwca [1910] j e d n o m y ś l n i e rozesłać
zaproszenia do wszystkich instytucji i redakcji litewskich”. Z. Solak (op.cit., s. 362) przytacza tekst zaprosze-
nia: „W imieniu Komitetu Krajowego.
Zapraszamy na uroczysty dzień 15 lipca braci Litwinów jako potomków i spadkobierców tych, bez któ-
rych nie byłoby Grunwaldu. Złączeni z Wami tradycją pięciu wieków unii, w poczuciu miłości bratniej i hi-
storycznych zobowiązań pragniemy Was powitać jako najbliższych nam i najbardziej pożądanych gości,
w nadziei, że we wspólnym obcowaniu nabierzemy otuchy i świeżych sił do wspólnych walk o prawo bytu
dla obu bratnich narodów”.
Solak (op.cit., s. 36–362) przytacza przygotowaną przez Mariana Zdziechowskiego (w porozumieniu
z Konstancją Skirmuntt) listę osób i instytucji, które należało zaprosić na obchody rocznicy grunwaldzkiej:
a) Kowno – bp kowieński Kasper Felicjan Cyrtowt; prałat kapituły kowieńskiej Antanas Povilonis; rektor
seminarium kowieńskiego Jonas Mačiulis ps. Maironis; lekarz i działacz społeczny Rokas Šliupas; adwokat,
publicysta, polityk Petras Leonas; redaktor pisma „Vienybė” ksiądz Antanas Alekna; prezes Towarzystwa
Sàulė ksiądz Konstantinas Olšauskas; redaktor pisma „Draugija” ksiądz Aleksandras Dambrauskas, ps.
Adomas Jakštas; profesor seminarium kowieńskiego ksiądz Kazimieras Šaulys;
b) Wilno – Towarzystwo Naukowe Litewskie; redaktor gazety „Viltis” ksiądz Juozas Tumas-Vaižgantas;
redaktor pisma „Lietuvos Žinios” Kazys Grinius;
c) Sejny – redaktor gazety „Šaltinis” ksiądz Juozas Vailokaitis;
Józef Albin Herbaczewski, Z prasy litewskiej
92
W prasie r u s k i e j
15
znaleźliśmy potwierdzenie wiadomego od trzech lat sojuszu r u -
s k o - l i t e w s k i e g o przeciw Polakom. Plany prof. H r u s z e w s k i e g o (sprowadzonego
do Lwowa przez Polaków) spełnione w połowie; chodzi jeszcze o to, żeby do sojuszu
wciągnąć Białorusinów, co z czasem może też nastąpić.
Wysłany przez litwomanów
16
do Krakowa na uroczystości grunwaldzkie jako kore-
spondent pism litewskich, ks. Tu m a s nie uważał za stosowne zwierzyć się w Krakowie
ze swych wrażeń, lecz pojechawszy do Lwowa, uczynił to obszernie w „Dile”. Jego
zdaniem uroczystości nic nie warte, bo za dużo w nich było „panów”, a za mało chłopów
(w pochodzie brało udział przeszło 4000 ludu wiejskiego). Ideałem przeto ks. Tu m a s a
jest naród chłopski, schłopienie społeczeństwa. Z takimi poglądami historycznymi i so-
cjologicznymi czuł się wśród ukrainofi lów w swoim żywiole.
Inna rzecz, że w ten sposób ani Rusini, ani Litwini nie staną się narodem w histo-
ryczno-politycznym znaczeniu tego wyrazu. Tego nie zrozumie ani ks. Tu m a s, ani re-
daktorowie „Diła”. Ale to nie polska sprawa, tylko litewska i ruska strata. Straty można
ponosić wśród największego szumu złudnej pewności siebie.
Źle jest, gdy społeczeństwo żyje złudzeniami, jeszcze gorzej, gdy kłamstwem.
***
Konstancja Skirmunttówna, Refl eksje i oczekiwania. Z powodu
artykułów Sobiesława Sękty „O Litwie i dobie grunwaldzkiej”
w „Gońcu Wileńskim” (N° 271–289 1909 r.)
17
[I]
W ostatnim miesiącu zeszłego roku ukazał się w „Gońcu Wileńskim” szereg artyku-
łów, a raczej ustępów celowo dobranych z dużego dzieła Antoniego Prochaski Władysław
Jagiełło, pt. Litwa w dobie przyjęcia wiary katolickiej i bitwy pod Grunwaldem przez
Sobiesława Sęktę. Tytuł sam, mówiący o wspaniałej bliskiej rocznicy i dobór ustępów,
sięgających, wbrew tytułowi w odległe wieki i niemających z dobą przyjęcia katolicy-
zmu przez Litwę – nic wspólnego, całość ta literacka, samym zestawieniem niektórych
twierdzeń znakomitego uczonego, miała poprzeć ulubioną – jak się zdaje – tezę Sękty, że
d) Mariampol – prezes Towarzystwa Žiburys ksiądz Motiejus Gustaitis;
e) Petersburg – profesor Akademii Duchownej ksiądz Frančiskus Bučys;
f) Tylża – pisarz Wilhelmas Storosta ps. Vydūnas; redakcja pisma „Nauja Lietuviška Ceitunga”; redakcja
pisma „Birutė”.
15
Z problematyką poruszoną przez Herbaczewskiego wiąże się przytoczony poniżej fragment Przeglądu
prasy słowiańskiej. Z prasy ruskiej („Świat Słowiański” 1910, nr 68, s. 107).
16
Uznając odrębność narodu litewskiego i wszelkie wypływające z tego konsekwencje, nazywamy „li-
twomanami” obóz antypolski wśród Litwinów (przyp. red.).
17
„Kurier Litewski” R. VI (1910), nr 54, 55.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku
93
Konstancja Skirmunttówna, Refl eksje i oczekiwania
Litwa, owa prześpiewana i przepoetyzowana Litwa była i jest w całokształcie uniowym
czy też dawnych, czy późniejszych czasów stroną – nader małej wartości – a przed unią
przedstawiała wykwit barbarzyństwa. Taki sposób pisania i pojmowania tego przedmio-
tu jest obecnie w narodzie. Jesteśmy świadkami zaniku i miłości, i czci dla Litwy przede
wszystkim na gruncie wileńskim.
Zastanawiając się nad tym objawem współczesnym i nad tą stroną psychiki spo-
łecznej miejscowej i zamiejscowej, przede wszystkim uczuwamy w tym jakąś nienor-
malność. Tak niedaleko jeszcze od zachwytów przeszłego pokolenia dla Litaworów
i Grażyn, dla Witolda, dla Margiera, dla całego tego nieimaginacyjnego wcale, lecz
prawdziwego bohaterstwa własnych dziejów, tak niedaleko od pełnego pietyzmu ko-
pania się w kurhanach i archiwach naszych przez Tyszkiewiczów, Narbuttów – że to
zobojętnienie dzisiejsze robi wrażenie zaćmienia jakiegoś słońca, które jednak świeciło
i świecić będzie, skoro mu ta noc przeminie, ale zaćmienie może trwać długo i nie może
być bez przyczyny. Jakiś błąd, jakiś fałsz staje między nami a tym światłem i ciepłem,
które bić do nas powinno z tradycji rodzinnego kraju…
Przyczyna tego nienormalnego objawu nie jest niepojęta dla oka patrzącego głębiej
w duchowość naszej dzisiejszej dwunarodowej społeczności. Toż odwróciła się cała kar-
ta w naszych dziejach wewnętrznych. Na dawnej wszystko my, warstwa uprzywilejo-
wana, pisaliśmy sami; i rozumienie przeszłości, i budowanie duchowej i ekonomicznej
przyszłości kraju zdawało się zależne wyłącznie od kultury i pojęć naszej, niegdyś rycer-
skiej, oświeconej warstwy. A dziś nową kartę dziejów naszego życia na Litwie i Żmudzi
pisze razem z nami lud, odrodzony lud litewski, i nie mielibyśmy prawa uważać się za
obywateli tej ziemi, za potomków dawnych pokoleń, gdybyśmy się z odrodzenia naro-
dowości kraju naszego nie cieszyli.
Ale jacyż to mentorowie wzięli ten lud za rękę, otwierając mu podwoje nauk? Kto
wyrabia mu pojęcia o jego własnej przeszłości? W jakim języku on się uczy? Gdzie są
jego własne uczelnie, szkoły? Dokąd po wiedzę dąży?... Trudno o niebezpieczniejszą
chwilę dla zdrowego rozwoju narodowego jak ta, w której lud litewski obudził się z le-
targu. Bo czym jest odrodzenie narodowe przy pozrywanych niciach rodzimej tradycji
i gmatwaniu jej resztek w umyśle i sercu ludu nieprzyjacielską ręką?...
Więc też ten lud litewski, przez usta swej inteligencji, w takich warunkach i z takich
katedr kształconej, wypowiada dziś tak niedojrzałe i niesprawiedliwe sądy o swej włas-
nej i całokrajowej przeszłości – że ludziom wykształconym u nas opadają ręce i w inną
stronę odwracają się oczy. Dlatego też tradycja samoistnego badania historii Litwy przez
litewską szlachecką warstwę ledwo u nas tleje pod popiołami; dlatego, między inny-
mi, Sękta może robić swoje sztuczne, najniekorzystniejsze dla Litwy zestawienia – bo
i uczeni polscy, krakowscy czy lwowscy, zobojętnieli dla „dziedzictwa Giedymina”
i o najstarszych jego czasach przeduniowych, w których dziś jeszcze tyle mgły i mroku
– obojętne im to, co ze starego archiwum dobędą, czy odwieczne bajki i potwarze, czy
prawdy. Byle starożytne źródło, które starością swoją grubą ciemnotę dawnych wieków
lub nieśmiertelną złą wolę ludzką osłania.
Tą niedbałością o starą Litwę płaci dzisiejsza nauka polska inteligencji litewskiej
za namiętnie zaślepione jej sądy o pouniowych czasach. Świadomie czy nieświadomie
jest to chleb oddany. Stosunki życiowe czasów nowych nie powinny co prawda odbijać
się w nauce w ogóle, więc i w nauce o czasach dawnych – lecz… człowiek jest zawsze
94
człowiekiem. Wiadomo, że serca ludzkie biją i pod togami… Trudno, abyśmy wymagali
od uczonych nielitewskich, aby z pietyzmem i miłością badali nasze stare dzieje, kiedy
młoda inteligencja litewska na unie i czasy pouniowe wylewa dziś tyle chorobliwej żółci
i z cudzych arsenałów pociski na nie rzuca i kamienie. Ta więc – zdaniem naszym – jest
przyczyna zaćmienia w wykształconej społeczności naszej, dawnego uwielbienia dla
bohaterskiej Litwy.
Czy z tym stanem rzeczy potrzebna jest walka? Konieczna. Bo ona jest razem drogą
do prawdy. Zanim więc nasza inteligencja ludowa litewska dojrzeje i zrozumie, że opar-
cie się Litwy o Polskę przed pięciuset laty było dziejową koniecznością i duchowym
ratunkiem – należy odpowiedzieć Sękcie, cytującemu za prof. Prochaską okropności
o starożytnej Litwie (kto ciekaw, może przeczytać w „Gońcu Wileńskim”), że o tych sa-
mych starych czasach, o których tak piszą uczeni, są także poważne świadectwa i źród-
ła, mówiące zupełnie co innego. Różnica, a nawet sprzeczność świadectw nie powinny
zadziwiać, muszą one być różne, jak różni są ludzie i czasy i różne pobudki kierują-
ce piszącymi; lecz sprawiedliwy sędzia dziejowy nie czerpie świadectw jednostronnie,
rozróżnia jakość i ogarnia całość materiału historycznego; częściowych objawów życia
danej społeczności nie rozciąga na całość tego życia, pojedynczych rysów ujemnych
czy dodatnich, spotykanych w danym narodzie nie podaje za ogólną jego charakterysty-
kę. Bowiem człowiek czy naród, oprócz złożonej duchowej natury, ma w życiu swoim
epoki różne, chwile, okresy – wznoszenia się i zniżania, tryumfu i upadku, świetności
i zaćmienia. Człowieka lub narodu sądzić nie można z chwili, z okresu jego życia –
a narody żyją lat tysiące; jak człowieka podobnie naród badać trzeba w jego całości,
tak w całości żywej jego istoty, jak w całości epok jego trwania. Więc cechy jednego
dziejowego okresu nie można rozciągać na inne ani z charakterystyki grupy mieszkań-
ców lub gałęzi plemienia w danej dziejowej chwili tworzyć stałą charakterystykę całego
narodu. Tym mniej polegać można na opiniach i świadectwach, pochodzących z epoki
mało wykształconej.
Niegdyś wierzono święcie, że po północnych krajach chodzą ludzie z głowami psimi
i nie mówią, lecz szczekają. Było to w starożytności i w średnich wiekach. Dziś tułają się
jeszcze po książkach wieści o starożytnej Litwie, przejęte śniedzią minionych epok i od-
powiednie celom owych czasów. Któż bronić mógł w czasach krzyżackiej potęgi dobrej
sławy skazanego na śmierć narodu? Malowano jak najczarniej przed Rzymem i przed
rycerstwem Europy tych ostatnich pogan nadniemeńskich, którzy ani się poddać, ani
wyginąć nie chcieli i pomniki tendencyjnych wieści, istne klejnoty ówczesnego haka-
tyzmu pozostały w kronikach. Tymczasem tych samych litewskich Prusaków (Prusów),
którzy mieli się odznaczać bezprzykładnym okrucieństwem, najdawniejsi sprawozdaw-
cy – Adam Bremeński i Helmold w XI i XII wieku nazywają: homines humanissimi (lu-
dzie najbardziej ludzcy), „bo spieszą z pomocą rozbitkom na morzu i ratują ich od roz-
bójników morskich” (Hartknoch K. Müllenhof, Deutsche Altert. II. 30). I stary kronikarz
dodaje jeszcze: „Wiele by chwalebnego o tych ludach powiedzieć można w przedmio-
cie obyczajów”. A jeśli wierzyć, że plemiona litewskie z dawien dawna gospodarowały
już nad brzegami Bałtyku, to się do nich odnoszą słowa biskupa gockiego Jornandesa
z VI wieku o tym narodzie nadbrzeżnym, że jest to: „ród spokojnych ludzi”.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku
95
[II]
Dlatego nowsi historycy niemieccy, krytycznie patrząc na późniejsze źródła, nie wie-
rzą potwornym opowieściom. K. Lohmeyer (Geschichte von Ost- ind West-preussen,
s. 36) wątpi nawet o dobrym poinformowaniu papieża (Honoriusza III w XIII wieku);
a broniąc dawne ludy litewskie przed zarzutami wrodzonej niby dzikości, powiada
o nich: „takimi się stały one dopiero pochwycone przez wojnę, przez wojnę, w której
szło o wiarę ich i niepodległość i w której bronili się (oni, Litwini) jako napadnięci i bez
kwestii mieli do tego prawo. I bronili się też, jak to wyraźnie świadectwa wskazują, tylko
takimi samymi sposobami, takim rodzajem prowadzenia wojny, jakimi ich napadano”
(tamże, s. 37). Schiemann zaś (w swojej Allgemeine Geschichte, zeszyt 91, s. 212) po-
wiada: „Dzielny to był, zdolny lud, którego obyczaje, póki nie zdziczały w wojnie o nie-
podległość, były obyczajami dobrego z natury ludu”. A jeśli po wiekowej, homerycznej
walce z żelaznym napastnikiem krzyżackim naród litewski, wyczerpany, w spustoszo-
nym swym kraju, wśród sto razy burzonych i gaszonych i sto razy zapalanych ognisk ro-
dzinnych, tak zmarniał i zbiedniał, że wielkie przestrzenie przebywało się w Litwie bez
spotkania osad ludzkich, a osady nosiły cechy pierwotnego ubóstwa – to znowu sięgnąć
trzeba w zabytki epoki przedklęskowej, a wówczas stare groby pruskie i litewskie dadzą
nam wykopaliska, świadczące o kulturze, której istnienia przypuszczać nawet nie mogli
średniowieczni najezdnicy.
W okolicy starożytnego, dziś nieistniejącego miasta Druze, po prawej stronie roz-
widlenia Wisły uchodzącej do morza, rozkopano w nowych czasach odwieczne cmen-
tarzyska pruskie. Badacz niemiecki, dr Lissaner (Schriften der naturforsch. Geselsch. in
Danzig, 1878, s. 170) tak mówi o nich: „Masowe wykopaliska monet, naczyń, ozdób ze
srebra, złota, brązu, żelaza, kamienia, gliny, szkła i bursztynu znalezione w tych miej-
scach opowiadają nam dziś jeszcze o wielkim bogactwie, jakie panowało tu, między
starymi Prusami w przeszłym tysiącleciu… Liczne odnalezione tu groby ze szkieleta-
mi i urnami świadczą, że mnogie pokolenia, jedne po drugich, żyły tu, umierały i na
wspólnym cmentarzu chowane były. Piękne ozdoby ze srebra wskazują dziś jeszcze na
dawną zamożność tych ludzi. Miejscowość ta pruska zwała się Truzo (Druzo). Jeszcze
w IX wieku żeglarz Wulfstan znalazł je w rozkwicie”.
We właściwej zaś Litwie i Żmudzi tudzież Rusi i Białejrusi inny uczony niemiecki,
C. Grewing (Ueber heidnische Gräber Russ. Litauens, Dorpat 1870, s. 48, 182, 183,
185), znajduje w wykopaliskach dowody tak niemałej technicznej umiejętności odlew-
niczej, jak i ruchu handlowego. Sądzi, że odlewnictwo było miejscowe i że przypisać
je należy głównie słowiańskiemu plemieniu. „Skład wewnętrzny brązów – z miedzi,
cynku, cyny i ołowiu – powiada Grewing – posrebrzenie ich i obrobienie za pomocą ku-
cia lub odlewu, ozdoby brązów, pięknie zabarwione paciorki, toczone paciorki burszty-
nowe, nie mniej skóra i tkaniny tudzież znalezione przy tym sposoby szycia wskazują
pewną wysokość kultury, która bez wątpienia po części była własna, po części może być
przypisana rozległemu handlowi”. Przeróżne wyroby z brązu: broń, fi buły, naszyjniki,
diademy, zausznice, bransolety znajdowane w grobach staropruskich są nam świade-
ctwem dostatku i rozwoju tego dawnego litewskiego plemienia. Badając zaś zasobne
w zabytki miejsca ostatniego spoczynku dawnych pokoleń nadniemeńskich (w okoli-
cach ujścia Niemna), pisarz niemiecki Tischler, w opisie Das Gräberfeld bei Oberhof,
Konstancja Skirmunttówna, Refl eksje i oczekiwania
96
Kreis, Memel (Königsberg 1888, s. 10), powiada: „Spotykamy więc tu na wschodzie
oznaki świetnej kultury litewskiej, która jest bardzo bliska późniejszej zachodniopru-
skiej, ale w ważnych punktach się różni i – wykazuje cechy miejscowe”. Wypadałoby
Sękcie (czemuż dodać trzeba, że i jego przewodnikom) odczytać i te materiały, zbadać
i tamte świadectwa i źródła, aby o starej Litwie wydać sąd bardziej pełny i wszech-
stronny, ponieważ z dawna to rzecz wiadoma, że każdy medal ma dwie strony – ciemną
i jasną. Jednostronność zaś przedstawienia i sądy na takim przedstawieniu oparte nie są
sprawą ani dobrego brata, ani dobrego sędziego.
Ta jednostronność medalu, a raczej historycznego pokazu danych faktów, przy nie-
normalnych dzisiejszych polsko-litewskich stosunkach daje do myślenia wobec nadcho-
dzącej wielkiej grunwaldzkiej rocznicy. A nuż zechcą dowodzić pióra powołane i nie-
powołane, że tylko Lech ma prawo w dniu 15 lipca włożyć laur zwycięski, a potomkom
Palemona nic do tego? Wszak gdy na Litwinów pierwszym impetem z góry runęły pod
Grunwaldem hufce krzyżackie, po mężnym boju „pękła ściana litewska”, a choć się póź-
niej dźwignęła z rozbicia, to jednak martwym wroga na polu położyły przede wszystkim
zwycięskie chorągwie Zyndramów, Trąbów etc. I słysząc te twierdzenia, czytając opisy,
chmurzą się czoła dzisiejszych patriotów litewskich, chmurzą się, jakby przepomnieli,
że nikt inny jak oni właśnie są potomkami tych spiżowych „żmogusów”, którzy przez
lat sto pięćdziesiąt trzymali na ostrzu swych włóczni germańską na wschód nawałę, nie
dozwolili jej zalać ni Litwy, ni Rusi i nie ustąpili w bezprzykładnym oporze, a Grunwald
stał się tej wiekowej walki epilogiem. Wszak bez ich wytrwałości już dawno sztandar
niemiecki powiewałby na Wilnie, aż może i na Nowogrodzie i nie byłoby Grunwaldu…
A w tej gromkiej i strasznej rozprawie, w której silnemu polskiemu ramieniu danym
było zadać cios najmocniejszy wspólnemu wrogowi – spójrzmy na wodzów. Kto ten
król, władca trzech narodów, który jak Mojżesz z podniesionymi w niebo rękami modli
się czasie bitwy za zwycięstwo swych ludów, że go oderwać nie można od Pańskiego
ołtarza? To Litwin – Jagiełło. A ten rozogniony bojem wódz, który czy na rzeczywistym
krwawym polu, czy na obrazie Matejki pędzi jak wcielenie furii wojennej i gdzie się
obróci, zadaje śmiertelne ciosy? To syn Kiejstuta, Litwin, dziś obrońca krzyża. Więc
i ów tytan wiary, i ów tytan boju – obaj są Litwini i żaden z historyków nie zdoła ściśle
obliczyć ni zmierzyć stosunku wytężonych sił obu narodów, ich sił zarówno orężnych,
jak duchowych, wraz z siłami mężnej i wiernej Rusi, zestrzelonych w jeden rozmach
grunwaldzkiego zwycięstwa! Na tę chwilę sądu dziejowego złożyły się krzywdy, walki
i ofi ary – wieków. I w tej wyrokowej chwili śmierć bohaterska całych pokoleń nadnie-
meńskich znalazła swoją nagrodę i ukoronowanie.
Więc kiedy oto niebawem, w pięćsetną grunwaldzką rocznicę, stanie się w Krakowie
rojno i gwarno i płynąć będą zewsząd do grodu wielkiego króla Polacy i różni Słowianie
– nie może i nie powinno tam zabraknąć młodej narodowej Litwy, choćby z obu stron
skrzypiały przeciw temu niechętne pióra, bo inaczej nie święciłaby się tam, w Krakowie,
sprawiedliwość.
Z poczuciem swojej dziejowej wartości podążyć tam winna choć garść przedstawi-
cieli ludu – narodu litewskiego, włościan, duchowieństwa, inteligencji – nie wolno nam
wątpić o braterskim ich przyjęciu i z jasnym obliczem a wzniesionym czołem patrzeć, jak
wnukowi Giedymina postawi pomnik, w cieniu Wawelu, wielkie serce muzyka, Polaka,
i dłoń rzeźbiarza, Litwina. Wobec wspomnień ogromnych, w podniesionej temperaturze
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku
97
Z prasy litewskiej
jaka tam zapanuje, może spłoną raz wreszcie, może się zmniejszą przynajmniej te żale
wzajemne, niechęci i krzywdy, którymi się dzisiaj darzą powaśnieni bracia. W szeregu
mów, w chórze głosów narodowych winna zabrzmieć tam i ta starożytna, cenna mowa,
dzisiaj po wierze największy skarb Litwina, która ongi, jak świadczą wspomnienia dzie-
jowe, Jagiełło i Witold rozmawiali ze sobą w chwilach wspaniałego zjazdu w zamku
łuckim. Grunwaldzka rocznica przy dobrej woli obu stron może się bardzo przyczynić
do gojenia ran i zajątrzeń naszych, a jeśli to się stanie, wtedy i u nas nad Wilią, nad
Niemnem, przez zaćmienie słońca naszej wewnętrznej harmonii i zgody poczną z wolna
przedzierać się promienie…
***
Z prasy litewskiej
18
Pismo litewskie „Viltis” w artykule wstępnym Del santaikos (Co do zgody), omawia
artykuły zamieszczone w „Kurierze Litewskim” Refl eksje i oczekiwania Konstancji
Skirmuntt i W rocznicę Grunwaldu Ireny’ego.
„Obaj autorzy – pisze „Viltis” – widocznie są wyraźnymi zwolennikami łączności
Litwinów z Polakami. Skirmuntt należy do tych szeregów naszej szlachty, którzy ko-
chają przeszłość Litwy, a wychowali się w kulturze polskiej, z boleścią obserwują nie-
porozumienia między budzącymi się Litwinami z jednej – a spolszczoną szlachtą i du-
chowieństwem z drugiej strony. Skirmunttówna uznaje dążenia Litwinów, lecz o tyle,
o ile to się nie sprzeciwia dążnościom Polaków zamieszkałych na Litwie. Lekceważenie
przeszłości Litwy obraża autorkę zarówno, jak i młodego pokolenia Litwina. Szanowną
p. Skirmunttównę można porównać z Kraszewskim, Narbuttem i Kondratowiczem. Jak
ci, tak i ona szukają upojenia ducha w starożytności Litwy, idealizują przeszłość naszą,
starając się pokazać społeczeństwu wspaniałe obrazy naszych przodków i tym samym
dodawać ducha społeczeństwu. Jednak dziwna rzecz: spolszczona szlachta nie szczyci
się idealizowaną przeszłością naszą, przeciwnie – o ile się spostrzec to daje, wyrzeka
się ona wszystkiego, co tylko nazwę litewską miało. Ciałem ona w Litwie, duchem zaś
w Polsce. Spolszczona szlachta, spolszczona inteligencja miejska czują w sobie ten roz-
łam ciężki i w żaden sposób pogodzić go nie mogą.
Teraz znów coraz wyraźniej zaczyna górować tradycja polska, co stwierdza nadcho-
dząca rocznica grunwaldzka: społeczeństwo polskie na Litwie całym sercem lgnie do
przyszłych uroczystości w Krakowie. Nie dość tego, dzielniejszym Polakom bolesne
jest to, że na tej uroczystości, być może, nie będzie Litwinów, co widzimy z artykułów
Skirmunttówny i Ireny’ego. Co zaś się dzieje wśród Litwinów, tego Polacy nie spostrze-
gają albo przynajmniej nie czują. Dotychczas stosunki nasze z Polakami nie polepszyły
się. Wiedzą to dobrze i szanowni autorzy artykułów. Gorąco więc pragną oni tego, by
18
„Kurier Litewski” R. VI (1910), nr 84.
98
się polepszyły zobopólne stosunki, by zapanowała zgoda między Polakami i Litwinami.
Nie ulega kwestii, że i Litwini pragną tej zgody. Lecz kto może nas pogodzić? Ma się
rozumieć, tylko my sami. Toż samo mówią i szanowni autorowie. Ireny proponuje nawet
cały projekt zbliżenia się jednych z drugimi. Przede wszystkim Polacy nie powinni by
się usuwać od litewskiego życia kulturalnego, musieliby oni brać udział we wszystkich
towarzystwach, w rozmowie z Litwinami używać języka litewskiego.
Dalej, czego być nie powinno, spolszczona szlachta nie może się wyrzec używania
języka polskiego u siebie jako rodzimego i posiadającego bogatą literaturę, Litwini zaś
nie powinni wskrzeszać i nawracać swego ludu spolszczonego. Z pierwszym warunkiem
łatwo się pogodzić, lecz z drugim – ciężko. Litwini nie będą mogli się wstrzymywać od
budzenia swych rodaków, bodaj i spolszczonych tam, gdzie tylko jeszcze choć trochę
brzmi mowa litewska. Tego prawa nikt nam zabronić nie może. Kto już zupełnie zapo-
mniał języka ojczystego, niech będzie zaniechany. Niech sobie i szlachta używa języka
polskiego, o ile to uważa za potrzebne, lecz lud umiejący po litewsku jest nasz, a nie
polski, jego się nie wyrzekniemy i będziemy go bronili od wynarodowienia zupełnego.
Jednak obecnie powinniśmy się zajmować nie teoretyczną kwestią stosunków i ich
rozpatrywaniem, gdyż tego nie potrafi my należycie i prawidłowo uskutecznić, nim na-
przód nie rozwiążemy pojedynczych spraw praktycznych. W teorii wszyscy się zga-
dzamy z tym, że nie trzeba głosić nienawiści, podtrzymywać niesnasek itd. Lecz nie
mamy sił wprowadzić do życia tych wzniosłych zasad; zacinamy się na pierwszym kro-
ku i miast się zbliżyć, wszczynamy kłótnię i jeszcze więcej oddalamy się jedni od dru-
gich. Kazań już dość; niemało już ich wypowiedzieliśmy jedni drugim. Przystąpmy do
rozwiązania więcej powikłanych, chociaż i niemiłych kwestii, wskutek których co dzień
wiedziemy spór, bierzmy każdą oddzielnie, roztrząsajmy je w pojedynczych wypad-
kach, nim jakie skutki osiągniemy, nim jakiego celu dopniemy. Przypuśćmy, że zaszło
jakieś nieporozumienie między Litwinami i Polakami czy to co do języka w kościele,
czy też w szkole lub w jakiejś innej kwestii; nie traktujmy go lekko, z góry osądzając
stronę przeciwną, składając na nią całą winę i nieuczciwość. Takie rozpatrywanie niepo-
rozumień pojedynczych było zaniechane, a być może unikane nie ze strony Litwinów,
lecz ze strony Polaków. Jeżeli Polacy w dalszym ciągu będą się trzymali tej taktyki, to
nigdy się z sobą nie porozumiemy i nie zbliżymy się; z biegiem czasu przepaść między
nami jeszcze bardziej się pogłębi.
Więc jeżeli chcemy i żądamy zgodnego pożycia, wytłumaczmy wzajemnie wszystkie
dotychczas powstałe wśród nas zatargi, dojdźmy do ich przyczyn, usuńmy wszystkie
przeszkody zagradzające nam drogę do zgody i wtedy dopiero próbujmy granice stosun-
ków ustanowić. Pierwej praktyka, potem teoria”.
Tyle „Viltis”. Głos to niezmiernie ciekawy i zasługujący na uwagę. Do poruszonych
tu tematów powrócimy niebawem w obszerniejszym artykule.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 18 czerwca 1910 roku
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego
dnia 4 lutego 1911 roku: Józef Albin Herbaczewski,
Współczesna literatura litewska
Józef Albin Herbaczewski, Współczesna literatura litewska
1
...Otwieram księgę ludowych legend litewskich i czytam:
Pewnemu żołnierzowi, Litwinowi, wciąż się śniło, że w Kownie – przy Zielonym
Moście, w ogrodzie pod wielkim kamieniem znajdzie dużo kluczy; tymi kluczami ot-
worzy drzwi tajemne i znajdzie skrzynię z e w s z y s t k i m i l i t e w s k i m i k s i ą ż k a m i,
których wszakże nie powinien ruszać. „Później znajdziesz mnie z rycerstwem – we śnie
mówiło doń młode dziewczę – ja jestem litewskiego króla córka zaklęta, aż do tego
pokolenia; ty mnie pocałujesz, zawrzemy ślub, wyjdziemy w jasny dzień z rycerstwem
i odbierzemy od Moskala całą Litwę! Jeżeli tak uczynisz, powstanie Litwa, powsta-
nie!”… I wciąż mu się śnił ten dziwny sen; nie miał ani jednej nocy spokojnej. Wreszcie
nie wytrzymał i poprosił „starszego” o radę, co czynić powinien. „Starszy” udał się
wraz z nim i oddziałem żołnierzy na wskazane miejsce, kazał odwalić kamień i kopać.
Znaleźli pęk kluczy i wszyscy ujrzeli przez szklane drzwi królewnę siedzącą na tronie
w otoczeniu rycerstwa. „Starszy” kazał otworzyć skrzynię i czytać znalezione księgi.
Lecz nikt nie umiał ich czytać. Znalazł się tylko jeden prostaczek, który umiał te księ-
gi czytać i rozumieć. Lecz jak tylko chciał opowiedzieć to, co przeczytał, natychmiast
padł trupem. Zawołano drugiego prostaczka. Ten noc całą czytał i jak tylko zaczął opo-
wiadać, padł trupem. „Starszy” się przestraszył, kazał zakopać i kamieniem przywalić
jamę… Lecz temu żołnierzowi, Litwinowi, znowu się przyśniła ta królewna i powie-
działa: „Przez lat siedem nie ujrzysz mnie; ja teraz jeszcze głębiej w ziemi się ukryłam!
Jak radziłam, trzeba było zrobić… Po siedmiu latach ja znowu wyjdę i rząd moskiewski
zwyciężę!”…
W tej legendzie wypowiedział się trzeźwy rozsądek ludu. Najpierw wolność, niepod-
ległość narodowa, a później sztuka i literatura. Najpierw walka z Moskalami, a później,
po zwycięstwie odczytywanie „ksiąg tajemnych”! Nie wolno przedwcześnie zdradzać
tajemnic. Trzeba być pokornym, bo „pan p r o s t a c z k o m objawia, czego pysznym od-
mawia”. Chcąc zwyciężyć Moskala, trzeba zawrzeć ślub z królewną Litwy, tj. ślubować
t r a d y c j i n a r o d o w e j. Kto tej wierności nie ślubował, nie zrozumie „ksiąg tajemnych”
Litwy – nie! Najpierw hejnał bojowy heroldów, a później hymn tryumfalny i dziękczyn-
1
„Świat Słowiański” R. VII (1911), t. I, nr 76, s. 273–288 (odczyt wygłoszony w Klubie Słowiańskim
4 lutego 1911 roku).
Przedruk w: Głos bólu. (Sprawa odrodzenia narodowego Litwy w związku ze sprawą wyzwolenia naro-
dowego Polski), Kraków 1912, s. 130–156.
100
ny kapłanów! Pieśń wojenna, bojowa – oto poezja odradzającej się Litwy. Królewna
Litwy wciąż się śni „ż o ł n i e r z o m litewskim”. Nie trubadurów, lecz rycerzy chce mieć
przy sobie! Najpierw rycerz, a później kapłan. Do boju, żołnierze Litwy z królewną na
czele, do boju! Kapłan wyśpiewa hymn zwycięstwa… Kapłan odczyta „tajemne księgi”
Litwy po zwycięstwie…
Oto sens prawdziwej legendy, której należałoby poświęcić tom komentarzy.
„Miłośnicy Litwy” stwierdzili tej legendy prawdziwość. Miast „zawrzeć ślub z kró-
lewną, wyjść w jasny dzień z rycerstwem i odebrać od Moskala całą Litwę” (bynaj-
mniej nie w dosłownym tych słów znaczeniu), z osobliwego rodzaju furią rzucili się do
odczytywania, do odcyfrowywania we śnie im „objawionych tajemnych ksiąg” Litwy.
O królewnie Litwy zapomnieli, niestety. I o ślubie także. Więc stało się nieszczęście.
Chcieli opowiedzieć narodowi to, co wyczytali w „księgach tajemnych”, chcieli przed-
wcześnie zdradzić tajemnicę i oto wszyscy po kolei, ogarnieni grozą śmierci, rozbiegli
się na cztery strony świata.
Pozostał jeden jedyny Wi n c e n t y K u d i r k a (1858–1899), którego bez przesady na-
leży nazwać geniuszem odradzającej się Litwy. Lecz i on, niestety, uległ pokusie „ksiąg
tajemnych”, choć długo, długo z tą pokusą walczył. I nie dziw: b y ł a r t y s t ą! Przeczytał
jedną z najstraszniejszych ksiąg Litwy, chciał jej treść opowiedzieć narodowi i – padł
trupem w kwiecie wieku. Zapomniał o królewnie Litwy… Czemu? Azali nie widział jej
przez „szklane drzwi”, siedzącej na tronie w otoczeniu rycerstwa? Widział, lecz zwątpił
w jej realność! Zanadto był pozytywistą, aby chciał wierzyć w realność mitów i legend.
Wolał realność ksiąg. Chciał przedwcześnie zdradzić tych ksiąg tajemnicę nieprzygoto-
wanemu do przyjęcia tajemnicy ludowi i – padł trupem. Zdołał wyśpiewać tylko potęgą
prometejskiego bólu tchnące pożegnanie Maniemsiens (Moim):
Jeigu žutu iš rankos priešo ar likimo
Viens tu, kur augin garbę, dvasią jus kilimo.
Rimkit – tegul jus širdis drąsums nealstoja
Tiktai, ką anas dare tyrs pasišventimo,
Tegul kits karto ja!
Gdyby zginął z ręki wroga, albo losu
Jeden z tych, co tworzą chwałę narodu naszego,
Odwagi! Niech serca wasze nie tracą otuchy:
Do walki, którą zaczął ten mąż poświęcenia,
Niech zaraz drugi stanie!
Na to pożegnalne wezwanie, które jest jednym z najpiękniejszych kwiatów poezji
litewskiej, próbował godnie odpowiedzieć Va i č a i t i s (1876–1901). Niestety, umarł
w kwiecie młodości. Zdołał tylko wyśpiewać niepomiernie przykry żal do szlachty li-
tewskiej i Polaków. Nie mógł się zdobyć na pieśń rycerską…
Najwybitniejszy przedstawiciel „Miłośników Litwy”, biskup A n t o n i B a r a n o w s k i,
oparł się pokusie tego snu-zmory, pokusie królewny Litwy, niestety, kosztem wyrzecze-
nia się poezji. Nikt tak pięknie jak on nie opłakał „dawnej” Litwy, nikt tak potężnie jak
on nie bolał nad losem „dzisiejszej” Litwy (w genialnym poemacie Anykščiu Šilelis),
lecz równocześnie nikt tak przekornie jak właśnie on nie powstawał przeciwko duchowi
„dawnej” Litwy (w niewysłowienie przykrym poemacie Rozmowa pieśniarza z Litwą).
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 4 lutego 1911 roku
101
Egzorcyzmując Litwę „dzisiejszą” z d u c h a Litwy „dawnej”, stał się fanatykiem, nieste-
ty. Radząc: „nie pożądaj, Litwinie, zbyt wielkiej wolności”, zapomniał, że Litwin nie ma
żadnej wolności, że żywot Litwina bojowaniem jest! Woła słusznie:
Negriš seni amžiai, anei amžiu laime.
Neškeis kaulai didžiavyriu iš seneliu kapo!
Kada grižo upe marios nutekejus?
Kada grižo šmaikščiom rykšten kelmas suretejęs?...
……….
Grudas gimdo grudą, diena gimdo dieną:
Amžiai kalas, tolyn traukia, atgalio negrižta!
Nie wrócą stare wieki, ani wieków chwała,
Nie wstaną kości bohaterów z opłakanych mogił!
Kiedy wróciła rzeka, z morzem pojednana?
Kiedy pień odzyskał dębu moc i wielkość?...
……….
Ziarno rodzi ziarno, dzień zaś rodzi dzień:
Wieki płyną, w dal pędzą, nazad nie wracają!...
Lecz radząc: „niech (Litwin) się modli, cierpi i n ę d z a r z e m u m i e r a” – sprzeniewie-
rza się samemu sobie – duchowi poezji, którego był najpotężniejszym wyrazicielem…
Kosztem wyrzeczenia się poezji biskup Baranowski pokonał królewnę Litwy, która go
wzywała do „walki w jasny dzień z Moskalem”. Apage satanas! – oto odpowiedź jego
na wezwanie królewny… Na „księgi tajemne” Litwy rzucił klątwę…
Lecz za to M a i r o n i s a oczarowała królewna Litwy, niestety, tylko urodą swo-
ją. Liryczna jego poezja (zwłaszcza poemat Przez cierpienia do chwały, niefortunnie
przerobiony w poemat Młoda Litwa) – to nieszczęśliwa miłość kapłana do Wajdelotki.
M a i r o n i s jest zanadto zmysłowy, aby chciał być rycerzem królewny. Wolał i woli być
jej trubadurem albo spowiednikiem. Wolał romantycznie poromansować z królewną,
niźli zadość uczynić jej wezwaniu. Niestety! Królewna odepchnęła go… M a i r o n i s po-
szedł śladem biskupa Baranowskiego, wołając: Apage satanas! Ostatni jego poemat,
Rasciniu Magde (Magda z Rosejń), jest już tylko parodią poezji. Po prostu nie chce się
wierzyć, że ten sam M a i r o n i s jest autorem arcydzieła lirycznej poezji litewskiej (jak
słusznie zaznacza Z o f i a K i m u n t - C z u r l a n i s o w a), pt. Wieczór nad jeziorem czterech
kantonów:
Ežero skaisčios bangos liuliavo
Žaliu smaragdu,
Laivą be irklo vare, lingavo
Vesos dvelkimu.
Saule uż Alpiu leidos sutingus;
Varpai Lucernos
Dievni aukavo darbus vargingus
Žmoganus ir gamtos...
Jasne jeziora fale błyszczały
Szmaragdu zielenią,
Łódkę bez żagli kołysały
Józef Albin Herbaczewski, Współczesna literatura litewska
102
Ciszy tchnieniem.
Słońce za Alpy kryło się leniwe;
Dzwony Lucerny
Bogu składały czyny mierne
Człowieka i przyrody.
Wszakże M a i r o n i s wywarł bez porównania większy wpływ na najmłodszych pieś-
niarzy Litwy, niźli biskup B a r a n o w s k i, który w opinii fanatyków szowinizmu uchodzi
nawet za „polonizatora” za to, że był gorącym zwolennikiem pojednania polsko-litew-
skiego. Mówiąc prawdę, ckliwie patriotyczna, wyraźnie antypolska poezja Maironisa
wychowała najmłodsze pokolenie nacjonalistów litewskich, przeczulonych na punkcie
„zagrożonej litewskości”. W utworach epigonów Maironisa ckliwość patriotyczna prze-
rodziła się w jakowąś manię jęczenia i narzekania na Polaków, jako j e d y n y c h spraw-
ców niedoli litewskiej. Nadmierny sentymentalizm, wyrafi nowanie okrutny w sądach,
a zwłaszcza w czynie – oto duch poezji Maironisa w przeciwieństwie do ducha poezji
biskupa Baranowskiego, którego cechuje zaprawdę Mickiewiczowska powaga myśli
i uczucia – żądza czynu!...
W tym miejscu muszę stwierdzić, że M i c k i e w i c z, którym – jako Litwinem – chlu-
bią się najzagorzalsi szowiniści litewscy, nie wywarł p r a w i e ż a d n e g o w p ł y w u na
rozwój literatury litewskiej (z wyjątkiem biskupa B a r a n o w s k i e g o , K u d i r k i, a z naj-
młodszych – M. G u s t a i t i s a, utalentowanego tłumacza Sonetów krymskich). Dlaczego?
Chcąc dać wyczerpującą odpowiedź na to upokarzające dumę Litwina pytanie, trzeba
by było napisać specjalne studium, poświęcone analizie wpływów ex oriente, pod któ-
rych możnym urokiem kształtowały się „demokratyczne” pojęcia i „postępowe” warto-
ści życia litewskiego… Trzeba by było poruszyć najdrażliwszą dla Litwinów kwestię
tzw. „m o s k a l o f i l i z m u p o s t ę p o w e g o”, z którego duchem idea twórcza Mickiewicza
przenigdy pogodzić się nie da. Więc się ograniczam na skonstatowaniu tego bolesnego
faktu.
Z imieniem K u d i r k i ściśle się wiąże początek r o z ł a m u w literaturze litewskiej na
dwa nieprzejednane kierunki (chrześcijańsko-narodowy i postępowo-demokratyczny)
– początek walki dwóch światopoglądów, która zwłaszcza w chwili obecnej przybrała
formę zastraszającą. Nastąpił okres fatalnego rozdwojenia odrodzeniowo twórczej my-
śli litewskiej. O „władzę nad duszami” walczy duch biskupa Baranowskiego z duchem
Kudirki. Gwiazda Maironisa zbladła – gaśnie…
I gdzież trzeba szukać twórczej myśli pojednania? Na to pytanie daje odpowiedź
największy pisarz współczesny – Vi d u n a s
2
…
***
Najmłodsza literatura litewska (z wyjątkiem Vi d u n a s a , J a n u t i s a - Vi e n u o l i s a ,
K i m u n t - C z u r l a n i s o w e j , M . G u s t a i t i s a) jest reakcją przeciwko „mistycyzmowi”
„Miłośników Litwy”. Przyświeca jej ideał ciasnego utylitaryzmu-pozytywizmu, który
jest karykaturą ideologii pozytywistycznej W. Kudirki.
2
Wilhelmas Storosta ps. Vydūnas (1868–1953) – najwybitniejszy pisarz z Litwy pruskiej.
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 4 lutego 1911 roku
103
Najmłodszych pieśniarzy i literatów Litwy (z wyjątkiem paru) już nie dręczy sen-
zmora o królewnie litewskiej, zaklętej w katakumbach tradycji narodowej. Propagują
właśnie otrzeźwienie z tego snu. Są wyrafi nowanie trzeźwi: boją się śnić! Wolą żyć już
prześnionymi, przeżytymi, zrealizowanymi snami. Tak przecie wygodniej. Mniej pracy,
mniej wysiłku kosztuje. Bierze się gotowy materiał i – przerabia się… I to się nazywa:
twórczość „realistyczna”…
Królewna na siedem lat się ukryła w ziemi, ale już ze wstydu za tych najmłodszych
„żołnierzy”, którzy nawet snu się boją…
Partyjne rozdwojenie odradzającego się ducha Litwy zgubnie wpływa na rozwój
młodej literatury litewskiej, podporządkowanej ciasnym interesom i egoistycznym aspi-
racjom dwóch na zabój pokłóconych, o hegemonię się zmagających partii: klerykalno-
narodowej i postępowonarodowej. Większości przedstawicieli najmłodszej literatury li-
tewskiej chodzi nie o to, aby byli w y r a z i c i e l a m i najgłębiej w duszy narodu utajonych
uczuć, myśli, dążeń, pragnień, a zwłaszcza ideowej potęgi Litwy, harmonijnie jednoczą-
cej wszystkie stany względnie klasy społeczne – lecz o to, aby byli dobrymi agitatorami
i obrońcami partyjnych haseł i doktryn, częstokroć wrogich duchowi kultury litewskiej.
Agitacyjne doktrynerstwo zastąpiło w literaturze najmłodszych ideę czynu twórczego.
Okadzać ideały partyjne, banalnie opiewać i kinematografi cznie opisywać „dolę i niedo-
lę” życia partyjnego, brutalnie zohydzać i cynicznie ośmieszać przekonania przeciwnika
oraz szkodliwe dla wyznawcy danej partii ideały, a nade wszystko jak najgłośniej naurą-
gać Polakom „czyhającym na wolność i chwałę Litwy” – oto hasła, którym hołduje więk-
szość przedstawicieli najmłodszej literatury litewskiej (zwłaszcza ze szkoły J a k š t a s a -
D r u s k i u s a - k s . D ą b r o w s k i e g o, a po części i ze szkoły dra B a s a n o w i c z a). Pojęcie
n a r o d u obniżono, przystosowano do pojęcia p a r t i i. Narodowym pisarzem może być
tylko pisarz partyjny względnie „człowiek nieszkodliwy”. Poeta, literat, artysta, publi-
cysta nienależący do żadnej partii, są postawieni w osobliwego rodzaju stan oblężenia.
Zaprzysiężeni „krytycy” partyjni nie tylko odmawiają im uczuć patriotycznych, lecz
jeszcze cynicznie pomawiają o dekadentyzm i sybarytyzm – o „baudelaireanizm” i „poe-
izm” (nie mając oczywiście żadnego pojęcia o tego rodzaju „izmach”). Nie rozumieją, że
naród jest synonimem ideowej jedności wszystkich stanów, że w literaturze (a zwłaszcza
w sztuce) społeczeństwo dochodzi do świadomości tej ideowej jedni ducha, że obowiąz-
kiem każdego pisarza jest tę świadomość bogacić, potęgować, gloryfi kować, że litera-
tura jest życiem tworzącym się – w y r a z e m, a nie f i z j o l o g i ą życia… Więc z czystym
sumieniem podporządkowują ideologię sztuki i literatury narodowej ciasnym interesom
dobra partyjnego. Agitator – oto ich ideał…
Bron Boże! Ani na chwilę nie zapominam o tym, że literatura litewska jest jeszcze in
statu nascendi; nie ignoruję wyjątkowo ciężkich warunków, w jakich ta literatura musi
się rozwijać; nie lekceważę dobrych chęci i szlachetnych aspiracji takich najmłodszych
talentów, jak L. G i r a (autor pięknych piosenek i wierszy), J o v a r a s, M . G u s t a i t i s,
Va i t k u s , B i l u n a s, G ó r a w s k i, oraz starszych, jak Ž e m a i t e (prosta wieśniaczka, na
której opowiadaniach, wiernie odtwarzających wiejskie życie ludu, kształcili się naj-
wybitniejsi pisarze litewscy), Š a t r i j o s R a g a n a (autorka pięknej Viktute), L a z d y n u
P e l e d a (której powieść Klaida na tle ostatnich wypadków „rewolucyjnych” wywołała
nawet sui generis awanturę), B i t e s (G. Pietkiewiczówna), M a rg a l i s itd. Nie ignoruję
Józef Albin Herbaczewski, Współczesna literatura litewska
104
nawet tej ze wszech miar bolesnej prawdy, że „pieśniarze Litwy, gdyby łabędzie, dopiero
w przededniu śmierci najpiękniej śpiewają pieśń pożegnania”…
Nie stawiam przedstawicielom piśmiennictwa litewskiego zbyt wygórowanych żą-
dań, a tym bardziej nakazów i przepisów. Jeno tylko z osobliwego rodzaju wstydem
wyznaję, że tłumaczem twórczej myśli większości utworów współczesnej literatury li-
tewskiej być nie mam odwagi ze względu na tej właśnie myśli ubóstwo i, niestety, ba-
nalność – że, jako krytyk, powołany do wyjaśniania ideologii literatury litewskiej – nie
wiem czy ganić, czy chwalić, czy pobłażliwie milczeć powinienem. Podając krótkie
streszczenie utworów najmłodszych literatów Litwy (z wyjątkiem kilku), zrobiłbym na-
prawdę niedźwiedzia przysługę. Tym bardziej tłumacząc tych utworów wyjątki na język
polski. U b ó s t w o t r e ś c i, zaczerpniętej nie z bujnego życia narodowego, nie ze źródeł
ducha litewskiego, lecz z zamąconej kadzi partyjnej – oto kalectwo tych utworów.
Z o f i a K i m u n t - C z u r l a n i s o w a w cennej pracy krytycznej Lietuvoie, poświęco-
nej sprawie literatury narodowej, pierwsza miała odwagę zainicjować reakcję przeciw-
ko zgubnej dla rozwoju twórczej myśli litewskiej kurateli menerów partyjnych, którzy
zwłaszcza najmłodszą generację literatów dogłupili do poziomu ciasnych, awanturni-
czych interesów swoich. Słusznie żąda od każdego pisarza Litwy większego wysiłku
woli twórczej, większego nakładu pracy artystycznej, większej prawości i rzetelności,
głębszego zrozumienia idei narodowej. Słusznie się oburza na manię dorabiania się sła-
wy jak najtańszym kosztem, na tandetyzowanie wartości twórczych – artystycznych.
Apoteozowanie pospolitych, zużytych i nadużytych haseł partyjnych – czy to w formie
kiepsko wierszowanej publicystyki (np. Poezje J a k š t a s a), czy to w formie kiepsko ten-
dencyjnych powieści i opowiadań, czy to w formie banalnych „studiów estetycznych”
(np. „studye krytyczne” D r u s k i u s a ) – uważa za grafomanię sub auspicis – pod we-
zwaniem partii. Od wybitnych przedstawicieli o d r a d z a j ą c e j s i ę (tak!) Litwy trzeba
żądać potężnego wysiłku woli twórczej, wyrażającej najgłębszą, najwznioślejszą, naj-
piękniejszą (wolną zwłaszcza od taniego małpiarstwa) t r e ś ć życia narodowego, aby
nie komponowali hymnu narodowego Litwy na wzór (o hańbo!) „paradnego marsza
Preobrażeńskiego pułku gwardii” (jak to udowodnił utalentowany kompozytor, Litwin,
M. Č u r l a n i s), aby nie karmili społeczeństwa, głodnego kultury, odpadkami obcych cy-
wilizacji (przeważnie rosyjskiej)… Albowiem lenistwo myśli i czucia jest największym
wrogiem odradzającego się, wyzwalającego się narodu!
Agitator jest panem najmłodszej literatury litewskiej: oto nieszczęście. Aby mieć li-
teracką „sławę” na Litwie, dziś już trzeba koniecznie się wykazać talentem polonofob-
skim. Ideowe sympatie do Polski wyrażone w dziele literackim, przeznaczone zwłaszcza
dla ludu, wywołują straszliwą reakcję ze strony menerów partyjnych (zwłaszcza klery-
kałów-szowinistów), którzy nie szczędzą biednemu „polonofi lowi” obelg, oszczerstw
i częstokroć nikczemnych paszkwilów. Terroryzowani albo bojkotowani przez kliki
partyjne, młodzi autorowie milkną, albo (o ironio!) zaczynają pisać swoje utwory po
rosyjsku (J a s i u k a i t i s , S m a l k s t y s - S m o l s k i) i po polsku (córki i synowie wybitnych
działaczy litewskich)…
Co się tyczy dramatu, marzeniem większej części najmłodszych literatów litew-
skich jest – napisać f a r s ę! Farsomania zupełnie otumaniła i tak już otumanione rozumy
(zwłaszcza wpływami postępowego realizmu rosyjskiego) partyjnych „sław” literackich,
które nie chcą wiedzieć, że dla idiotycznego śmiechu zbudowany teatr narodowy jest
wstydem i hańbą odradzającej się Litwy. Z pisarzy dramatycznych na uwagę zasługuje
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 4 lutego 1911 roku
105
tylko Š a u l e n i š k i s, którego dramat Sparnai (Skrzydła) – pomimo wyraźnego wpływu
I b s e n a – ma wartość literacką…
Naród litewski w najmłodszej literaturze swojej dochodzi do świadomości tylko nie-
mocy swojej – dochodzi do obskurantyzmu ideowego. Honor tej literatury ratuje jeden
tylko Vi d u n a s…
Lekkomyślna likwidacja unii siłą konieczności spowodowała likwidację h i s t o r y c z -
n e j kultury litewskiej. Najwybitniejsi przedstawiciele Młodej Litwy z przerażeniem
spostrzegli, że odradzający się Litwin nie ma już żadnej kultury (w prawdziwym, nie
zaś rosyjskim tego słowa znaczeniu) – stoi „nagi na nagiej ziemi litewskiej”, zaledwie
dziurawą, połataną siermięgą okryty… Zrozumieli, że l u d o w a forma kultury litewskiej
(nie mówiąc już o „zapożyczonej” od rosyjskiego „postępu” formie) nie może rywali-
zować z n a r o d o w ą formą zwłaszcza polskiej kultury, że gminny charakter atradycyj-
nie pańszczyźnianej ideologii młodolitewskiej nie może walczyć skutecznie z ideologią
r y c e r s t w a, zahartowaną – gdyby stal – w ogniu tradycji. Zrozumieli to, lecz nie mieli
odwagi walczyć z hegemonią nowoczesnej pańszczyzny.
Nie trzeba, nie wolno zapominać, że tzw. Litwinom z historyczną p o l s k o - l i t e w s k ą
(nie zaś t y l k o polską) kulturą zwłaszcza piśmiennictwo litewskie najwięcej zawdzię-
cza. Najwybitniejsi pisarze Litwy (S t r a z d e l i s - D r o z d o w s k i , D a u k š a , D o w k o n t,
biskup Wo ł o n c z e w s k i, D i o n i z y P o s z k a - P a s z k i e w i c z , J u c e w i c z, biskup
B a r a n o w s k i, dr B a s a n o w i c z, dr K u d i r k a , B i l u n a s i inni) wszak byli Litwinami
z polsko-litewską kulturą, nie mówiąc już o Litwinach z kulturą litewsko-niemiecką
(D o n e l a i t i s, K u r s z a i t i s, Vi d u n a s i inni). Nie da się zaprzeczyć, że historyczna kul-
tura Litwy jest wytworem historycznego współdziałania i współzawodnictwa szlachty
litewskiej ze szlachtą polską, pomijając już wymianę wpływów tzw. folklorystycznych.
Nagonka na Litwinów z historyczną polsko-litewską kulturą jest objawem fanatycznego
zaślepienia i partyjnego zdziczenia. Przecież już sam fakt, że miejsca brutalnie wyrugo-
wanych z kulturą historyczną („polonofi lów”) już zajmują Litwini z r o s y j s k ą kulturą
(klerykalni i postępowi „moskalofi le” i „dyplomaci” à la S z l u p a s), powinien opamię-
tać zaślepionych „stróżów ducha narodowego Litwy”. Niestety! Złośliwa przekorność
(na złość unii!) ujarzmia zdrowy rozsądek tych „stróżów”; robią miejsce dla „nowych”
Litwinów z rosyjską, niestety, kulturą, którzy już potrafi ą d o b r z e zlikwidować tę „prze-
klętą unię”…
Zarozumiali przekorni młodolitwini, odrzuciwszy z pogardą „łachmany” polskiej
„kontuszowej” kultury, wkrótce się przekonali, że już nie mają w co się ubrać. W chłop-
skich siermięgach nie chcieli paradować: wstydzili się. Więc nie chcąc być „nagimi”,
musieli na gwałt pozbierać modną tandetę obcych cywilizacji (nie kultur), przystosować
ją do podejrzanego stylu litewskiego i ubrać się w tę dziwną pstrokaciznę na dowód,
że przecież stworzyli „odrębną formę” kultury… litewskiej… „Patrząc z oddalenia na
to wszystko, co się u nas nazywa pracą i czynem – są słowa utalentowanej K i m u n t -
C z u r l a n i s o w e j – widzisz, zda się, scenę, na której gromada dzieci ubranych w stro-
je dorosłych ludzi, usiłuje naśladować mowę, ruchy i czynności dojrzałych osób”!...
Niezwykle trafne porównanie. Większość najmłodszych literatów młodolitewskich, do-
siadłszy koni roboczych, usiłuje galopem dopędzić największych poetów europejskich,
cwałujących na pegazach (o tych literatach, którzy odrabiają pańszczyznę księżom pro-
boszczom i menerom partyjnym nie wspominam). Nie mogąc dopędzić, urągają pegazo-
Józef Albin Herbaczewski, Współczesna literatura litewska
106
wi kultury polskiej za to, że pegaza Litwy w konia roboczego przemienił. Nie wiedzą, że
przecież sami robią wrażenie koni roboczych, zaprzężonych do soch partyjnych i biczem
poganianych, że muszą zaorać ziemię, którą demagog partyjny zasiewa kąkolem niena-
wiści klasowo-partyjnej… Nie wiedzą, że powinni być „siewcami miłości twórczej”,
a nie licytantami…
Oto są fatalne skutki niedorzecznej likwidacji unii (jako t r a d y c j i). Zlikwidować
potężną tradycję historyczną i dziś karmić się odpadkami myśli europejskiej (pseudo-
demokratycznej zwłaszcza), paradować w pstrokatej szacie, pozszywanej z tandetnych
odpadków antypolskich cywilizacji – oto los młodolitwina, pokłóconego z sumieniem
dziejów bohaterskiej i rycerskiej Litwy…
***
Reakcję przeciwko p a ń s z c z y ź n i a n e m u duchowi literatury i sztuki litewskiej,
a równocześnie rozpaczliwym poszukiwaniem legendowej królewny-Wajdelotki
w labiryntowych katakumbach Litwy jest twórczość J a u n u t i s a-Vi e n u o l i s a (Jawnuty
Samotnika). W rozpaczliwie smutnych i bolesnych utworach Tantos širdis (Serce na-
rodu) i Lietuvos Sfi nksas (Sfi nks Litwy) wyznał swa tragedię samotnika, skazanego na
mękę zgadywania zagadek „litewskiego Sfi nksa”, na mękę poszukiwania źródeł „serca
Litwy” w ruinach i puszczach, na mękę pragnienia „wody ze źródła miłości”, na roz-
pacz tułaczki i grozę tęsknoty mistycznej… „Symfonią dramatyczną” pt. Hymn ruin
litewskich, obrazowo symbolizującą tragedię Litwy pogańskiej, której urąga tragiko-
miczna kakafonia Litwy współczesnej, wywołał prawdziwy skandal literacki – i to jedy-
nie z powodu niezrozumienia jego intencji artystycznej. J a u n u t i s ośmielił się powie-
dzieć głośno, że najmłodsza pieśń Litwy, gloryfi kująca agitatorów (np. Jaunoji Lietuva
M a i r o n i s a), jest „siódmym echem” serdecznego śmiechu Wajdeloty, rozbawionego
wybrykami faunów litewskich; że najmłodsza bezdusznie jałowa, dziecinnie pretensjo-
nalna, arogancko antypolska literatura litewska jest grzybem rosnącym w ruinach Litwy
pogańskiej. Nie ksiądz-agitator, lecz kapłan-król (K r y v i s), nie partyjny sekciarz, lecz
rycerz-wódz, nie postępowa dewotka, lecz kapłanka-Wajdelotka – powinni prowadzić
Litwę do chwały i zwycięstwa. Chcąc zwyciężyć „Ducha ruin” Litwy pogańskiej, trzeba
go umiłować; bo tylko miłość wyzwala, zwycięża, zgaduje. Chcąc się wtajemniczyć
w potęgę prastarej Litwy, trzeba się upokorzyć przed prawdą historii! Precz z pychą
i zarozumiałością karłów, którzy palcem umoczonym w czerwonym atramencie przekre-
ślają najpiękniejsze karty rycerskiej kultury Litwy! Precz z agitatorami ateizmu, którzy
na czole S m u t k e l i s a , czuwającego na r o z s t a j n y c h drogach Litwy, piszą złowieszczo
ironiczne Mane-Tekel-Fares! „Duch ruin” litewskich dopóty będzie groził Litwie współ-
czesnej zemstą (wołając: „w trzy dni zburzę cię i czwartego o świcie zbuduję cię na
nowo, Litwo!”), dopóki Litwa nie zrodzi pieśniarza, którego hymn będzie mistycznym
pojednaniem ducha niewoli z duchem wolności, ducha ruin z duchem świątyni!...
Prawdopodobnie taką intencją kierował się J a u n u t i s, pisząc swój dziwny „dramat”,
melodyjnością i rytmiką słowa odtwarzający symfoniczną muzykę.
Hymn ruin litewskich bynajmniej nie jest arcydziełem. Jest raczej ruiną arcydzieła,
co, być może, leżało w intencji autora dla wywołania większego wrażenia ruin. Jest nie-
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 4 lutego 1911 roku
107
udolna próbą syntezy narodowego ducha Litwy, próbą uświadomienia idei narodowej
zaklętej w atmosferze ruin…
Podaję krótkie streszczenie, zaznaczając, że w polskim tłumaczeniu niepodobna mi
odtworzyć muzykalności i rytmiczności wiersza.
C z ę ś ć I. Ruiny zamku trockiego. Noc księżycowa. Łódkę, w której śpi pieśniarz, koły-
szą białe (z prawej) i czarne (z lewej strony) duchy. Białe śpiewają walczyk. Czarne –
marsz pogrzebowy. Melodia walca walczy z melodią marsza pogrzebowego. Bije północ
dzwon zatopiony. Czarni zwyciężają.
1. Wa l c z y k:
Ežero skausmo bengeles
bangnoja, maudžia, vaitopoja! (chór powtarza)
Menulio džiaugsmo balselis
liuliuoja, draudžia, kvatoja:
cha – cha – cha! (trzykrotnie)
Bangeles nerimsta –
baudžia!
Vejelis vis kilista
gaudžia!
Ežerelis vaitoja –
Menuželis kvatoja:
cha – cha – cha! (trzykrotnie)
Cierpień jeziora fale
falują, jęczą, się skarżą!
Księżyca blady uśmiech
fl irtuje, igra, się śmieje:
cha – cha – cha!
Fale się trwożą –
skarżą!
Wiaterek wciąż rośnie –
jęczy!
Jeziorko lamentuje –
Księżyc się śmieje –
cha – cha – cha!
2. M a r s z p o g r z e b o w y
(imitacja bębnów)
– Oj, tu Dieve!
– Tu kraugeri!
– Visagalis!
– Piktavalis!
– Susumilk!
– Pražuk!
– Prabilk!
– Nebuk!
Józef Albin Herbaczewski, Współczesna literatura litewska
108
– Gaivyk!
– Išnyk!
(chór)
Vidur nakties
ant prapulties
Vejai kaukia, staugia –
(contra) – Dievas velę smaugia –
miškas užia, gaudžia –
(contra) – Žmogus Dievią draudžia:
Ak, tu Dieve iškilmingas!
(contra) – Tu žmogžudi beprotingas!
Priglausk verkiančilą, veielę!
(contra) – Išgerk savžndžiu kraujeli!
(itd.)
– Ach, Ty Boże!
– Ty krwiożerco!
– Wszechmogący!
– Zło czyniący!
– Zmiłuj się!
– Zgiń!
– Przemów!
– Sczeźnij!
– Zbaw!
– Zgiń!
O północy
na zatracenie
wicher jęczy, wyje –
– Pan Bóg duszę dławi –
Lasy szumią skargą –
– Człowiek Bogu bluźni:
Ach, Ty Boże miłosierny!
– Ty zabójco nierozumny!
Przytul płaczącą duszyczkę!
– Wypij samobójców krew!...
Na szczycie na wpół rozwalonej baszty ukazuje się H e r o l d w postaci czerwonego cie-
nia; zwrócony twarzą do wschodu trzykrotnie dmie w róg i woła potężnym głosem:
Prasamžio Kalvi –
Perkune!
Musu gyvatos –
Valdune!
Paževelk iš tamsybes
gamtos
paslapties
Ant tos nedorybes
dvasios
prapulties!
Galingos rustybes
žaibu
suspindek!
Teisingos valdybes
žodžiu
prakalbek!
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 4 lutego 1911 roku
109
Padegos gaisru žiebk!
Kuji in ranką griebk!
Kuju
kalk!
Laisves
alk!
Sudegink puvesiu
kirminus!
Iškalk iš griuvesiu,
milžinus!
(itd.)
Odwiecznego kowalu –
Perkunasie!
Naszego żywota –
władco!
Spojrzyj z otchłani
tajemnic
natury
Na te okrucieństwa
Ducha
zatracenia!
Błyskawicą gniewu
potężnie
świeć!
Słowem-piorunem
do nas mów!
Łuną pożogi świeć!
Młot do ręki chwyć!
Młotem
wal!
Wolność kuj!
Wytęp zgnilizny
robactwo!
Wykowaj z ruin
wielkoludów!
Kiedy wygłasza ostatnie słowo wezwania, raz wraz trzy błyskawice przelatują nad jego
głową. Daje się słyszeć echo dalekiego, dalekiego grzmotu. Równocześnie słychać echo
hymnu (na nutę Święty Boże); to echo modlitwy ludu litewskiego, który odpowiada na
wezwanie. Herold znowu dmie w róg i budzi umarłych do boju. Uderzenie pioruna.
Przejście do II części.
C z ę ś ć II. Wajdelotka ukazuje się na drugiej na wpół rozwalonej baszcie. Wygłasza
bolesną skargę. Nie rozumie, kto i po co ją zbudził ze snu. Nie wie, gdzie jej ojczy-
zna. Wszyscy ją opuścili, wyklęli. Na jej skargi odpowiada lud echem dalekiego chóru.
Skarga Wajdelotki przy akompaniamencie chóralnej (echowej) skargi ludu. Rozpacz.
Litwa wzywa Wajdelotkę, a ona nie wie, gdzie jest Litwa. „Ciemno, nie widzę!”, woła
rozpaczliwie. Odzywa się głos (echo) małej dzieciny, która prosi, aby się przemieni-
ła w gołębicę i przyleciała pod strzechę sieroty. Równocześnie słychać krakanie wron.
Wajdelotka przemienia się w gołębicę i leci do Litwy – na żer krukom…
Na trzeciej baszcie ukazuje się Ry c e r z, cały w ogniu. Rzuca straszliwą klątwę na Litwę,
która się zaprzedała w niewolę „nowemu Bogu”, przemienia się w orła i leci na żer…
Wreszcie ukazuje się A r c y k a p ł a n (Kryvis). Śpiewa hymn przebłagalny. Wtóruje mu
chór ludu litewskiego. Modlitwa Arcykapłana łączy się z modlitwą ludu (echo).
Józef Albin Herbaczewski, Współczesna literatura litewska
110
Motyw przewodni Hymnu Arcykapłana:
Praamži visgalingas,
Perkune teisdaringas,
Patrimpe užtaringas
amžinoj
Trejybeje
amžinos
šviesybes
viena saule –
Tavęs
meldžiame
(chór-echo)
susimilk ant musu, Viešpatie!
Odwieczny – Władco,
Perkunasie – Sędzio,
Patrimpasie – Pośredniku
wiekuistej
Trójcy
wiekuistej
światłości
jedno słońce –
Ciebie błagamy –
Zmiłuj się nad nami, Panie!
Przy akompaniamencie gęśli Arcykapłan wznosi się w górę i ginie w wyżynach.
Apoteoza.
C z ę ś ć III. I znowu czarne duchy rozpoczynają walkę z białymi o duszę śpiącego pieś-
niarza. I znowu marsz pogrzebowy zwycięża. Poczyna świtać. Echo dalekich dzwonów.
Duchy znikają. Pieśniarz budzi się ze snu. Budzi się opętany przez czarne duchy. Wpada
w rozpacz. Śpiewa pieśń pożegnania i topi się w jeziorze. A w dali konają ostatnie akor-
dy smutnego walczyka i zwycięskiego marsza pogrzebowego. Słońce spojrzało na jezio-
ro i schowało się za jasne chmurki. Finale: dzwony poranne.
***
Jak już wspomniałem, honor najmłodszej literatury litewskiej ratuje Vi d u n a s (po-
chodzący z Litwy pruskiej), który zwłaszcza dla sprawy odrodzenia zgermanizowanej
Litwy pruskiej poniósł wiele trudu i poświęcenia…
W utworach Vi d u n a s a naród litewski dochodzi do świadomości swej m o r a l n e j
potęgi, swego wewnętrznego, utajonego piękna i harmonii. Cała jego fi lozofi a streszcza
się w tych krótkich słowach: moralna wielkość, potęga jednostki i społeczeństwa – oto
chwała – zwycięstwo narodu; tworzenie tej moralnej wielkości jest zadaniem, obowiąz-
kiem Litwina; cywilizacja, zbudowana na materialnych podstawach, przemija, ginie
z czasem; nie ginie tylko m o r a l n a k u l t u r a człowieka i narodu, nie ginie słonecznie
jasna i harmonijna świadomość tej kultury moralnej…
Treść większości utworów Vi d u n a s a jest teozofi czna. Na uwagę zasługuja również
jego komedie, niemiłosiernie chłoszczące nałogi i manie sprusaczonych Litwinów.
Vi d u n a s jest więcej myślicielem niźli artystą. Jest mistykiem-intelektualistą.
Posiada intuicję – jasnowidzenie m y ś l i. Nie sercem, lecz myślą zgaduje. Dlatego też
odstrasza romantyków nie tyle chłodem, ile pedantyczną powagą myśli – pedagogicz-
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 4 lutego 1911 roku
111
nością. Najnowsze dzieło jego, Musu uždavinys (Nasze zadanie) – to genialny podręcz-
nik do nauki „o człowieku i narodzie”. Chcąc streścić to arcydzieło literatury litewskiej,
musiałbym poświęcić specjalny artykuł.
Najpotężniejszy artystyczny utwór Vi d u n a s a, misterium (Aidija) Prabočiu Šešeliai
(Cienie praojców), mógłby być chlubą nawet polskiej literatury. Takie dzieło mógł
napisać tylko „mistyk z Bożej łaski” – jasnowidz. Zwłaszcza styl Vi d u n a s a jest sui
generis objawieniem prostoty. K a r o l I r z y k o w s k i, nieprzejednany wróg pałubizmu
artystycznego, mógłby zazdrościć Vi d u n a s o w i właśnie niezwykłego daru p r o s t o t y,
opromienionej tak jasną świadomością idei twórczej, o jakiej M i c i ń s k i np. nie śmie
nawet marzyć…
Misterium Cienie praojców składa się z trzech części: pierwsza opiewa „zmierzch
bogów” Litwy, druga – tragedię pańszczyzny, trzecia – odrodzenie i oczyszczenie ducha
narodowego w „ogniu świętym”.
Całość symbolizuje p r o c e s w t a j e m n i c z a n i a s i ę odradzającego się geniusza
Litwy (Ta u t v i d a s) w prawdę tragicznej przeszłości, w ból smutnej rzeczywistości,
w tryumfalny hymn zwycięskiej przyszłości.
S
aule musu,
Tu prabočiu siela,
Kaip amžiu juros Tu g y v a!
Taip valdo, veikia
Nemirštama meile,
Taip žeri išminties liepsna!
Ji pildo širdi!
Jos klausome balso!
Nušvinta Lietuva visa!
(itd.)
O, Słońce nasze,
Ty praojców duchu,
Jak morze wieczności Ty ś ż y w y!
Tak rządzi, tworzy
Nieśmiertelna miłość,
Tak świeci mądrości płomień!
Napełnia serce!
Jej słuchamy głosu!
Promienieje Litwa cała!...
Tym potężnym hymnem, którego słowa są przystosowane do hymnu B e e t h o v e n a
z IX symfonii, kończy się misterium… Zwycięża to, co z ż y c i a w i e c z n e g o bierze
początek. „Tylko ten naród nie ginie, lecz rośnie i kwitnie, w którym choćby tylko je-
den człowiek stanął na szczycie p e ł n e g o c z ł o w i e c z e ń s t w a”… Taki człowiek może
umrzeć, lecz „światło jego osobowości świecić będzie wiecznie narodowi”…
Vi d u n a s uczy najmłodsze pokolenie Litwy, że bez wtajemniczenia (na które trzeba
zasłużyć czystością charakteru) nie ma prawdziwej literatury i sztuki. Wtajemniczyć
się – znaczy myślą przeboleć martyrologię dziejów Litwy i zajaśnieć świadomością wy-
zwoloną z mgławic „pokutnicy – przeszłości”. Z mgławic przeszłości wyłaniać gwiazdy
i słońca – z „życia tworzyć życie” – oto prawdziwa twórczość. W katakumbach Litwy
Józef Albin Herbaczewski, Współczesna literatura litewska
112
płonie ogień święty; wejdź, pieśniarzu, do tych katakumb i od tego ognia zapal po-
chodnię czynu twórczego! W zagrzebanej świątyni, na ołtarzu ofi arnym leży tajemnicza
księga Litwy; wejdź, kapłanie, do tej świątyni i miej odwagę przeczytać i zrozumieć
dzieje twego własnego ducha! W kryptach podziemnych świątyni narodowej są trumny
otwarte, w których leżą żywi, klątwy powrozami spętani Rycerze Litwy; wstąp, bojow-
niku teraźniejszości, który głosisz miłość i pojednanie, do tej krypty – wstąp i chciej
zrozumieć, że tyś przynajmniej przez jedną noc w tej trumnie winien leżeć, aby Rycerz
Litwy był wolny o ś w i c i e!...
Vi d u n a s jest wschodzącym słońcem i d e i n a r o d o w e j Litwy. Jest Wajdelotą lite-
ratury litewskiej. Jest jedyną nadzieją radosnego jutra dla tych biednych skowronków
Litwy, które śpiewają smutną pieśń rezygnacji (wiersz W i e n o ż y ń s k i e g o):
Jau žvaigžde vilties žibet nustojo,
Viskas ant svieto man juoda!
Ar kas grožybes po koju kloja,
Ar karčią tulži gert duoda –
Man vis tiek pat, man vis tiek pat!...
Już gwiazda nadziei świecić przestała,
Wszystko jest czarne na świecie!
Czy kto lilie pod nogi rzuca,
Czy gorzką żółcią napawa duszę –
Mnie wszystko jedno, mnie wszystko jedno!...
Posiedzenie Klubu Słowiańskiego dnia 4 lutego 1911 roku
III
List Litwina
1
Jeden z przyjaciół naszej redakcji, zamieszkały na Litwie i utrzymujący stosunki
z Litwinami, komunikuje nam następujący list, pisany do siebie przez Litwina o obecnej
sytuacji ruchu narodowego litewskiego:
Myśl moją nęka, dręczy i niepokoi niebezpieczny kryzys, jaki przechodzi odrodze-
niowy ruch litewski. Górę wzięły, niestety, żywioły niskie, mierne. Wytworzyła się at-
mosfera trzęsawiska, przesycona chorobotwórczymi zarazkami. Aż nadto wyraźnie po-
częła się ujawniać w szeregach fanatycznie nastrojonych nacjonalistów (nie wyłączając,
niestety, księży) skłonność do kokietowania rządu rosyjskiego, celem zapewnienia danej
klice, żądnej panowania, wszelakich możliwych korzyści. Ta kokieteria, która, zdaje
się, już po raz trzeci objawiła się w formie „protestu”, ogłoszonego, jak zwykle, w urzę-
dowym „Wileńskim Wiestniku” (tym razem przeciwko księdzu M i c h a l k i e w i c z o w i
z wyraźną denuncjacją), jest skutkiem warcholskiej polityki takich „mężów”, jak
ksiądz D ą b r o w s k i, który swego czasu z powodu książki Litwina Herbaczewskiego
Odrodzenie Litwy czynił mu w prasie ostre zarzuty i wymówki za to, że „niepotrzebnie
sierdzi rząd rosyjski wyliczaniem faktów, dyskredytujących politykę tegoż rządu wo-
bec Litwinów”. Jakie ziarna posiano na źle zaprawionej glebie litewskiej, takie i owoce
się zbierają. Zapanował okres ogólnej niemal deprawacji. Wnet, być może, usłyszymy
hasło: „Choćby z rządem rosyjskim, aby tylko zdobyć… supremację!” Zaprawdę ex
oriente lux! „Istinno russkije” znajdują godnych naśladowców na Litwie. – Smutny to
fakt, bardzo smutny, bo zmuszający do głębokiego zastanowienia się nad tym pytaniem:
dokąd właściwie Litwini dążą?
Obawiam się tylko jednego, mianowicie: aby naród litewski (właściwie masy ludo-
we) pod sugestią sui generis „ugodowców”-wodzów nie uległ z czasem pokusie tego
osobliwego lojalizmu, który aż do komizmu opętał pruskich Litwinów. Wszak początek
już się robi: drogą kokieterii trzeba wyłudzać od rządu… jałmużnę! Na razie tę „poli-
tykę” prowadzą tylko jednostki, wszakże dla braku wyszkolenia politycznego – dzięki
fanatyzmowi – ta choroba może ogarnąć coraz szersze warstwy, tym bardziej, że rząd
potrafi łudzić Litwinów obietnicami „spełnienia wszystkich życzeń litewskich” kosztem
np. Polaków. Łatwość zdobyczy jest wielką pokusą – zwłaszcza dla tak politycznie nie-
wyrobionego narodu, jak Litwini.
Takie oto smutne myśli wirują w mej głowie. Wierzę, bo chcę wierzyć, że kryzys
minie – musi minąć, że ostatecznie wezmą górę żywioły kierujące się zasadami rozu-
mu politycznego, zasadami prawdy i sprawiedliwości. Na razie praca w tym kierunku
1
„Świat Słowiański” R. V (1909), t. I, nr 50, s. 125–126 (Kronika).
116
List Litwina
jest wielce utrudniona dla braku odpowiedniego organu, odpowiedniego czasopisma.
Obecnie istniejące partyjne organy nie mogą pośredniczyć w tej pracy; są po prostu za-
walone drobiazgami, obarczone kłótniami. A co najgorsza: nie mają powagi – autorytetu.
Z biegiem czasu wyłoni się potrzeba założenia takiego czasopisma, które by było
wyrazem zdrowych dążeń narodu litewskiego – głosem prawdziwego odrodzenia ducha,
nie zaś, jak teraz, wrzaskiem odrodzonych instynktów…
Byłoby pożądane, aby polskie obywatelstwo na Litwie w tej właśnie pracy przyjęło
żywy udział – już choćby dlatego, aby utorować drogę idei porozumienia polsko-litew-
skiego. Trzeba wszak przeciwdziałać osobliwego rodzaju „rusyfi kacji” Litwy – rusyfi -
kacji w znaczeniu przewagi kultury rosyjskiej.
Ugoda polsko-litewska
1
Zanim poprzedni nasz zeszyt rozszedł się
2
, zaszedł fakt radosny. Dzięki zabiegom
administratora diecezji wileńskiej, ks. M i c h a l k i e w i c z a, odbył się w Wilnie zjazd ugo-
dowy duchowieństwa polskiego i litewskiego. Postanowiono co następuje:
W każdej parafi i o ludności mieszanej powinien być kapłan, znający oba języki; ka-
zania, i katechizacja w każdą niedzielę i święta bezwarunkowo ma być w obydwóch
językach; śpiewy zaś i inne dodatkowe nabożeństwa mają być odprawiane tak, ażeby
i mniejszość nie była ich pozbawiona w swoim języku.
Ustanawia się stała komisja, złożona z czterech księży, po dwóch z każdej grupy
i piątego prezesa, przez władzę diecezjalną mianowanego; do komisji tej zostali obrani
ks. kanonik Stanisław Jasieński – proboszcz kościoła św. Jakuba w Wilnie, ks. Józef
Kuchta – proboszcz kościoła WW. Świętych, ks. Alfons Petrulis – proboszcz marcinkań-
ski i ks. Józef Songin – rektor kościoła pomisjonarskiego. Prezesem został zamianowany
szambelan papieski, ks. prałat Jan Kurczewski.
Komisja funkcjonuje na wypadek nieporozumień narodowościowych w parafi ach.
Uporządkowanie kwestii językowej w Wilnie ks. administrator rezerwuje sobie.
W imieniu uczestników zjazdu podpisali:
Ksiądz Wiktor Frąckiewicz, protonotariusz apostolski; ks. Jan Kurczewski; ks.
Michał Aborowicz; ks. Karol Lubianiec; ks. Leon Żebrowski; ks. Alfons Petrulis; ks.
Piotr Krauialis.
Tak więc pogodzili się „klerykałowie”. Ale co zrobią owi „postępowcy” litewscy,
którym waśń z Polakami była tak pożądana jako pozór do szerzenia propagandy, niema-
jącej związku ze sprawą narodową jako taką? Jest ich wprawdzie niewielu, a organ ich
upadł właśnie – ale mogą znaleźć poparcie z zewnątrz.
Nam – po staremu, po staropolsku – Litwa jest również droga, jak Polska. Niech się
rozwija kultura narodowa litewska w litewskim języku, byle nie występowała z nami do
walki. A nie daliśmy do tego żadnego powodu. Trudno zaś wymagać od Polaków, żeby
pielęgnowali to, czego celem miało być: szkodzić Polsce.
Miejmy otuchę, że Polak i Litwin dojdą do tego, że każdy z nich będzie miał jakby
dwie ojczyzny: i Polskę, i Litwę. Jeżeli zaś próżnym to marzeniem, niedobrze to dla nas,
1
„Świat Słowiański” R. V (1909), t. I, nr 52, s. 282 (Kronika).
2
W „poprzednim zeszycie” pisma opublikowano pełen goryczy artykuł Józefa Albina Herbaczewskiego
Tragizm odrodzenia narodowego Litwy („Świat Słowiański” 1909, nr 51; przedruk w: W kręgu sporów polsko
-litewskich na przełomie XIX i XX wieku. Wybór materiałów. Tom II. Wybór i opracowanie: Marian Zaczyński
i Beata Kalęba, Kraków 2009, s. 197–206).
118
Ugoda polsko-litewska
ale jeszcze gorzej dla Litwinów. My bez nich zawsze będziemy więksi i silniejsi, niż oni
bez nas.
Pokładamy jednak dużo ufności w k a t o l i c y z m i e ludu litewskiego.
Ksiądz administrator Kazimierz M i c h a l k i e w i c z dobrze się zasłużył Polsce; tuszy-
my, że litewscy patrioci przyznają mu równą zasługę względem Litwy.
Józef Albin Herbaczewski
Z prasy litewskiej
1
Posłuchajmy, co mówią Litwini w odpowiedzi na zarzuty prasy polskiej. „Viltis”
(1910, nr 51, 52) w odpowiedzi na głos Konstancji Skirmunttówny, nawołujący do zgo-
dy („Kurier Litewski”), „Viltis” pisze w ten sposób:
Dzieje zjednoczyły Litwinów z Polakami, wytworzyły polsko-litewską kulturę, któ-
rej wyrzeczenie się byłoby ciężkim ciosem dla odradzającej się Litwy. Z tą tezą – na-
szym zdaniem – z pewnym zastrzeżeniem zgodzi się każdy Litwin. Prawdą jest, że hi-
storyczne współżycie Litwy z Polską wycisnęło wiele znamion na kulturze litewskiej,
lecz nie trzeba ignorować i tej prawdy, że dzięki temu współżyciu naród litewski bardzo
wiele ucierpiał: utracił stan szlachecki, stracił samodzielność polityczną. Mierząc miarą
dzisiejszego Litwina, tu przynajmniej trzeba postawić m i n u s.
K r a s z e w s k i e g o , M i c k i e w i c z a , N a r b u t t a i wielu innych przedstawicieli kul-
tury szlacheckiej Litwini oczywiście się nie wyrzekną już dlatego, że ich imion nie będą
mogli wymazać z historii swojej. Czyż dzieła tych mężów nie budziły, nie budzą ze
snu narodowego ducha Litwy?! Nikt tak pięknie nie wyśpiewał przeszłości Litwy, jak
M i c k i e w i c z w Konradzie Wallenrodzie, w Grażynie.
Lecz utwory tych mężów dostępne są tylko dla inteligencji. Największe pragnie-
nie M i c k i e w i c z a, aby jego dzieła, jego pieśni zawędrowały pod strzechę wieśnia-
czą, nie spełniło się, niestety. Chłopi Litwini nie rozumieją po polsku, większość zaś
spolszczonych „kmieciów” czytać nie umie. Dostępu do chaty spolszczonego kmiecia
bronią wnukowie ongi sławnej szlachty litewskiej, którzy rozmyślnie ignorują dzieła
M i c k i e w i c z a, rozrzucając między lud S i e n k i e w i c z a Krzyżaków i Trylogię.
Nie! Litwini nie wyrzekną się M i c k i e w i c z a , S y r o k o m l i, Narbutta! Atoli szlach-
ta litewska czy się nie zaparła tych mężów? Gdyby się nie zaparła, zrozumiałaby to, co
największy pieśniarz Litwy głosił, odczułaby jego geniusz i sprzyjałaby szczerze odro-
dzeniu Litwy… Nie my, Litwini, lecz szlachta nie umie pogodzić przeszłości Litwy z jej
teraźniejszością.
Lud litewski budzi się, uświadamia sobie, kim jest. A nasza szlachta? Jeszcze nie
wie, k i m j e s t! W Warszawie, wśród Polaków, uważa się za Litwinów; na Litwie, wśród
Litwinów – za Polaków. Więc gdzież ta „praca kulturalna” szlachty na Litwie?
Pierwsze przejawy naszego odrodzenia (okres „Aušry” 1883–1886) tłumiła właśnie
ta szlachta nasza, nastrajając na nutę lituanofobii całą prasę polską. Daremnie szukali-
1
„Świat Słowiański” R. VI (1910), t. II, nr 67, s. 50–51.
120
Józef Albin Herbaczewski
śmy wówczas szczerych przyjaciół w narodzie polskim – daremnie! Nie było ich, a jeśli
i byli, to czemu milczeli, kiedy bratni naród wyrządzał nam krzywdę wielką?...
Wywalczyliśmy prawo druku (1904). Prasa polska, społeczeństwo polskie nie umia-
ło, nie chciało się zdobyć na wyraz współczucia dla nas. Przeciwnie, jeszcze więcej nas
wyśmiewano i posądzano i w prasie, i w społeczeństwie polskim!...
Zaczęliśmy się domagać słusznego prawa języka litewskiego w kościele. Prasa pol-
ska obwiniała nas o zdrożne, niemal anarchistyczne tendencje, z góry usprawiedliwiając
prowokacyjną politykę Polaków litewskich („endeków”), całą zaś odpowiedzialność za
sprowokowane awantury zwalając tylko na nas.
Podczas wyborów do I Dumy chcieliśmy iść ręka w rękę ze szlachtą. Atoli szlachta,
stanowiąca znikomy procent całej ludności Litwy, domagała się dla siebie aż nazbyt
wielkiej liczby mandatów!
Czyż jeszcze za mało przykładów?
Wziąwszy to wszystko pod rozwagę, czy można się żalić na nas, Litwinów, za to, że
nie jesteśmy „stronnikami unii”?
Niech dobra wola w kierunku zgody, w kierunku zesunięcia powodów do nieporozu-
mień ożywia nie tylko naszą, lecz i polską prasę, a niezawodnie prędzej niźli się zdawać
może, osiągniemy pożądane dla Litwy i Polski porozumienie.
Litwini już od dawna pragną modum vivendi z Polakami, atoli spolszczona szlachta,
ochłonąwszy z „paniki rewolucyjnej”, umilkła i tak samo jak dawniej nas ignoruje, nami
pomiata.
Nie nasza to wina, jeżeli wyraziciele polskiej opinii nie poczuwają się do obowiązku
przeprowadzenia s u m i e n n e j r e w i z j i polsko-litewskiego nieporozumienia, jeżeli tak-
tyką milczenia sankcjonują nawet błędy Polaków w stosunku do Litwy…
[Komentarz Feliksa Konecznego]
Ciekawe to zaiste, jak Litwini są niedokładnie poinformowani o stanie rzeczy.
O zniesienie zakazu druków litewskich łacińskim alfabetem starali się Polacy wraz
z Litwinami, a zniesienie powitano w Polsce z radością stawiającą miłość sprawy litew-
skiej na równi z polską. Jest na to dowodów bez liku: nie wiedzieć o tym mogą tylko
ludzie niedbający o ścisłość informacji. O stanowisku prasy polskiej względem Litwy
wydano in aeternam rei memoriam w Warszawie w r. 1905 zbiór artykułów pt. Kwestia
litewska w prasie polskiej (zob. nasz zeszyt z września 1906, s. 225). Czyżby ani tego
nawet nie znano?
Józef Albin Herbaczewski
Z prasy litewskiej
1
„Pisząc dla L i t w i n ó w, zacząłbym od dobrych stron, których nie szukać nie miałem
intencji. Lecz skoro pisma ruskie dały wyczerpujące opisy tych dobrych stron, ograni-
czyłem się tylko na podkreśleniu ujemnych”… Tymi perfi dnie wyrafi nowanymi słowy
ks. J. Tu m a s usprawiedliwia („Viltis” 1910, nr 82) niefortunny swój występ w „Dile”
2
.
W polakożerczym „Dile” ks. J. Tumas może t y l k o „podkreślać ujemne strony uroczy-
stości grunwaldzkiej”! Zaprawdę dziwna „etyka dziennikarska” księdza-Litwina, które-
go „Diło” wyręcza w odszukiwaniu i opisywaniu „dodatnich stron”… Zresztą „pisząc
i dla Litwinów”, ks. J. Tu m a s nie wykazał się szczerą „intencją odszukania dobrych
stron”, twierdząc, że w Krakowie – pomimo gorącej chęci (sic!) – nie znalazł (oprócz
„endeków”) takich Polaków, z którymi mógłby wejść w porozumienie. Na przeszko-
dzie znowu stanęła niedorzeczna „ideologia polska”, która kategorycznie i obcesowo
żąda od Litwinów posłuszeństwa (sic!). Wielką przestrogą zabrzmiały w prześladowczo-
czujnych uszach ks. Tumasa słowa pewnego wybitnego „endeka”, który mu powiedział:
„Litwin-endek zawsze się porozumie z Polakiem-endekiem. Wystrzegajcie się tych, któ-
rzy są dzisiaj z wami, a jutro z nami i odwrotnie!”
Te iście mefi stofelowe słowa powiększyły do fantastycznych rozmiarów manię prze-
śladowczą, gdy „Viltis” omawia „fundację książąt Lubomirskich” (nr 93), daje folgę
takim myślom i uczuciom: „Ofi ara ks. L u b o m i r s k i e g o – to piękny i szlachetny czyn.
Lecz… ks. O g i ń s c y u nas, na Litwie, w rdzennie litewskich wioskach zakładają pol-
skie przytułki dla dzieci; tacy litewscy szlachcice – M o n t w i ł ł o w i e – setki tysięcy łożą
na instytucje czysto polskie itd. Więc po co się dziwić, że jeden jedyny Polak zaprag-
nął stworzyć katedrę języka litewskiego? Ręka rękę myje, aby obydwie… były c z y s t o
p o l s k i e (sic!) Gdyby Litwa miała swój własny uniwersytet w Wilnie, kto wie, jakby
postąpił ks. L u b o m i r s k i; być może nie stworzyłby takiej fundacji d l a Wi l n a – po-
wiedzmy… Uniwersytet krakowski fundowali litewscy królowie; istnieje już 500 lat,
lecz rzadko gościł w swoich murach prawdziwych Litwinów (!). Wszak Litwini byli…
Polakami! Z chwilą, gdy Litwini ogłosili się nie-Polakami, litewska młodzież nie do
Krakowa, lecz do Berlina, Paryża, Monachium, Fryburga, Berna, Genewy, Chicago,
Valparaiso itd. udaje się na studia. W Krakowie kształci się tylko mała garstka Litwinów
(nieprawda! według najnowszych danych w krakowskich zakładach naukowych kształci
się największa liczba świeckiej młodzieży litewskiej – większa, niźli we wszystkich
innych zachodnich uniwersytetach, z wyjątkiem chyba Louvain)… W r d z e n n i e p o l -
s k i m u n i w e r s y t e c i e m ł o d z i e ż l i t e w s k a, p o m i m o j e j g o r ą c e g o p a t r i o t y -
1
„Świat Słowiański” R. VI (1910), t. II, nr 71, s. 277–279.
2
Zob. Przegląd prasy słowiańskiej, „Świat Słowiański” 1910, nr 68.
122
z m u l i t e w s k i e g o, b ę d z i e a s y m i l o w a ł a s i ę z p o l s k ą (!!!). Kraków stara się
rdzennych Litwinów f a w o r y z o w a ć (sic!), aby tym skuteczniej polszczyć. Jest to fakt
znany każdemu słuchaczowi uniwersytetu krakowskiego (?!). Z tego punktu widzenia
fundacja ks. Lubomirskiego – pomimo p o z o r n y c h korzyści dla Litwy – jest głęboko
p o l s k i m patriotycznym czynem d l a d o b r a s a m e j P o l s k i” itd. w sensie manii prze-
śladowczej, której „zastrzeżenia” innymi słowy brzmią: czy tak, czy siak, czy owak, uni-
wersytet krakowski, tworząc choćby nawet 10 litewskich katedr, będzie wynaradawiał
młodzież litewską! Co trzeba zrobić, aby nie wynaradawiał? Chyba uniwersytet krakow-
ski zamienić na… rdzennie litewski z litewskim językiem wykładowym? Malkontencki
szowinizm ks. Tumasa przerodził się już w curiosum…
Dla opamiętania go przytaczam głębokie i szlachetne słowa największego współ-
czesnego pisarza Litwy, Vi t u n a s a („N. Lietuviška Ceitunga”, Tilsit 1910, nr 83): „Dużo
jest Litwinów, których litewskość objawia się t y l k o w wymyślaniu Polakom, Prusakom,
Moskalom – jako ciemiężycielom Litwy. Prawda, te narody nas uciskają. Wszakże na
tego rodzaju objawy trzeba patrzyć – jako na o b j a w y p r z y r o d n i c z e, n a t u r a l n e.
Wszystko, co jest s ł a b o ś c i ą, prawem natury rozpływa się w s i l e, p o t ę d z e! Nie jest
winą tych narodów, że my, Litwini, im ulegliśmy, w nich się rozpłynęliśmy. Przeciwnie
– jest to z a s ł u g a tych narodów, że są od nas silniejsi. A n a s z ą w i n ą j e s t t o , ż e -
ś m y s ł a b i ! Jest to nawet naszą hańbą. Wciąż tylko wymyślać obcym – to niedorzeczna
praca. Powinniśmy być s i l n y m i, albowiem tylko naszą jest winą to, żeśmy tacy słabi.
D a j m y d o w ó d r a c z e j ż y w o t n e j p o t ę g i, a nasi wrogowie zaprawdę podziwiać nas
będą i szanować!”
Te słowa dostojne szlachetnego Litwina szowiniści z obozu „Viltis” powinni odma-
wiać, gdyby pacierza, rano i wieczorem, aby się uchronić od fatalnych skutków manii
prześladowczej, które już narodowi dają się we znaki choćby w formie p a s z k w i l u na
Polskę, opublikowanego w „La Croix” (Nr 8403) z podpisem p. R a n k u s a. „Dlaczego
Polacy, prześladowani przez Rosjan i Niemców, sami stali się prześladowcami?” – oto
„pytanie”, które p. Rankus chce „rozwiązać” i łopatą włożyć do głowy Francuzów.
W tym celu puszcza w ruch cały arsenał zwykłych kłamstw i plotek, już dawno przez
prasę polską (zwłaszcza przez „Kurier Litewski”) obalonych, a nawet przez prasę li-
tewską dziś już p r z e m i l c z a n y c h. Nie warto się zaznajamiać z dobrze znaną Polakom
„treścią” insynuacyj i fałszów p. Rankusa. Trzeba tylko stwierdzić, że odwoływanie
się Litwinów-szowinistów do „sądu Europy” skończy się takim samym fi askiem, jak
dawna próba odwołania się do „sądu postępowej (a nawet ofi cjalnej) Rosji”. Europa
nie jest tak głupia, aby się dała wyprowadzić w pole. Naśladowanie „Diła” inteligen-
cję litewskich endeków tylko kompromituje, powodując usuwanie się najlepszej części
i tak już nielicznej inteligencji litewskiej od pracy narodowej. Nad tym faktem usuwania
się zwłaszcza demokratycznie postępowe „Lietuvos Žinios” szaty rozdzierają i łzy żalu
ronią, nie mogąc już wymyślić skutecznego środka, przeciwdziałającego tej osobliwej
„e m i g r a c j i i n t e l i g e n c j i l i t e w s k i e j z L i t w y”. A wszak przyczyna tej „emigracji”
bardzo prosta: w tych warunkach „pracy”, jakie stworzył obóz fanatyków-szowinistów,
manifestujących swą pogardę dla i n d y w i d u a l n e j, niezależnej od „Viltis” form pracy,
prawdziwie inteligentny Litwin zaprawdę może jeżeli nie zdziczeć, to oszaleć. Więc
ratując swą egzystencję, emigruje, zwłaszcza do Rosji i – dla Litwy staje się prawie stra-
conym. Zaprawdę smutne są horoskopy na przyszłość Litwy, jeżeli jej teraźniejszość nie
Józef Albin Herbaczewski
123
Z prasy litewskiej
wyzwoli się z opieki ks. Tumasów, inteligencją fanatycznego p r o b o s z c z a zasilających
zlicytować myśl dziejowo twórczą – i d e ę n a r o d o w ą, która z doktryną wylęgniętą
w Pipidówce litewskiej nie ma nic a nic wspólnego. Doprowadzony do ostatnich granic
c i a s n o t y nacjonalizm szowinistów litewskich – oto nieszczęście Młodej Litwy.
„Gdy ks. Tumas lub jakieś inne grono Litwinów, po dłuższym lub krótszym namyśle
dojdzie do wniosku, iż pieniactwem i zwadą, walką i kłótnią, skargą do JWielmożnej
Europy czy też „postępowej” opinii rosyjskiej zdziała się niezbyt wiele – i gdy wówczas
poszuka sposobu uczynienia sądu polubownego, znajdzie nas tu do sądu tego wszystkich
myślowo gotowych i całym sercem chętnych” – słusznie manifestuje „Kurier Litewski”
3
.
A na to „Viltis” (1910, nr 112): „Istnieje pewien skuteczny środek ku obronie po-
krzywdzonych a słabych ludów: sąd moralny świata cywilizowanego – jego opinia pub-
liczna, dzięki której nawet Zulusów czy Hotentotów nie tak łatwo skrzywdzić. Dlaczego
więc Litwini nie mieliby prawa zwrócić się o poparcie do takiego sądu?... Dziś panuje
takie prawo: kto cierpi w milczeniu, tego za życia pogrzebią! My, Litwini, teraz zaczyna-
my to rozumieć, że prasa to potęga, która stwarza opinię świata cywilizowanego i zmu-
sza nieraz nawet uparte rządy zaprzestać uciskania ludów podbitych”… Koniecznie
dodać trzeba, że tylko etyka Hotentotów nakazuje k ł a m s t w e m „uświadamiać” opinię
Europy, zaś etyka Zulusów – milczeć wobec Europy o nikczemności biurokracji rosyj-
skiej, która Litwę upadla, zaś Polskę robi „kozłem ofi arnym”. To trzeba koniecznie do-
dać, aby „Viltis”, której redaktorem jest k s i ą d z, nauczyła się szanować e t y k ę E u r o p y.
Lecz przejdźmy do spraw pogodniejszych. Miesięcznik „Visoumene” („Społe-
czeństwo”) podniósł wielce doniosłą dla narodu litewskiego kwestię wydania
Encyklopedii litewskiej. Ruch naukowy wśród inteligencji litewskiej znajduje się dopie-
ro w zarodku. Ofi cjalna nauka, której przedstawicielką jest L i t e w s k i e To w a r z y s t w o
N a u k o w e, nie ma ściślejszego kontaktu ze społeczeństwem i z Litwinami pracującymi
na polu naukowym. Otóż wydanie takiej encyklopedii, poświęconej historii, literaturze,
folklorowi, fi lologii, ekonomii itd., stworzy właśnie ten kontakt, będzie bodźcem do
intensywnej, zbiorowej pracy społeczno-naukowej. Jest to praca obliczona na dwa, trzy
lata, a może i dla całego pokolenia. Urzeczywistnienie tej inicjatywy byłoby wielkim
p l u s e m dla kultury narodowo-litewskiej.
Kosztem ofi arności całego narodu ma być zbudowany w Wilnie L i t e w s k i D o m
N a r o d o w y. Ofi ary napływają hojnie. Z urzeczywistnieniem budowy tego D o m u słusz-
nie łączą wielkie nadzieje, które sprzyjać będą zwłaszcza kulturalnemu rozwojowi na-
rodu.
Piśmiennictwo litewskie wzbogaciło się nowym wielkim wydawnictwem: 6-tomo-
wym, pięknym zbiorowym wydaniem dziel oryginalnych i tłumaczeń wielkiego poety,
publicysty i organizatora społecznego, śp. Wi n c e n t e g o K u d i r k i, którego zasługi dla
odrodzonej Litwy są nieocenione. Omówieniu jego prac poświęcę specjalną recenzję.
3
Pieniactwo i porozumienie, „Kurier Litewski” 1910, nr 188.
Józef Albin Herbaczewski
Prasa litewska
1
W kwestii sporu polsko-litewskiego przemówił (po długim milczeniu) ksiądz Adam
Dąbrowski, redaktor miesięcznika „Draugija” oraz szef sztabu litewskiej narodowokle-
rykalnej partii. Uwziął się zwłaszcza na prasę polską. Publicystom polskim, którzy za-
częli nawoływać do naprawy stosunków polsko-litewskich w imię w s p ó l n y c h, nieda-
jących się zaprzeczyć i n t e r e s ó w, daje taką oto odprawę („Draugija” 1910, nr 42–44):
„Gdzie indziej za wspólne interesy uważa się sprawy Kościoła, oświaty, dobroczynności,
trzeźwości, handlu i przemysłu – u nas wszakże (jak samo życie mówi) nawet w tych
dziedzinach żadnej wspólności nie ma. Dlaczego? Oto dlatego, że nasi «Polacy» za-
patrują się na wszystko sub specie polonitatis i wszystko czynią nie dla dobra kraju
naszego, lecz dla wykazania, że na Litwie «jeszcze Polska nie zginęła»… Kościół dla
naszych «Polaków» istnieje tylko po to, aby b r o n i ł propagandy polonizacyjnej. Tak
samo i szkoła. Tylko takie szkoły zasługują na ich sympatie i względy, w których za-
prowadzono język polski; inne szkoły bojkotują i zwalczają… Wziąwszy pod uwagę
tego rodzaju politykę ad majorem polonismi gloriam, nie można się dziwić, że zgodne
współżycie Litwinów z Polakami stało się niemożliwe. I zaprawdę, jeżeli odrzucimy
oratorskie krasomówstwo, to z utęsknieniem przez naszych Polaków oczekiwaną napra-
wę stosunków będziemy mogli streścić w tych prostych, mniej więcej prawdopodobnych
słowach: My, Polacy litewscy, choć jesteśmy pochodzenia litewskiego, nie chcemy i nie
możemy był Litwinami, albowiem na wieki całym sercem oddani jesteśmy polskości,
którą ze wszystkich sił starać się będziemy propagować i zachować w dworach naszych,
aby promieniowała na całą Litwę; gdybyśmy nawet byli zmuszeni opuścić te nasze dwo-
ry, to sprzedamy je Mazurom, na złość z Polski sprowadzonym, aby, broń Boże, nie do-
stały się w ręce litwomanów, od których w imię naprawy stosunków domagamy się, by
nie ważyli mieszać się do naszej pracy, mającej na celu wywalczenie wiekuistej chwały
polskości na Litwie!”
Na domiar nieszczęścia ks. D ą b r o w s k i nie ma żadnego zaufania do społeczeństwa
polskiego, które – jego zdaniem – c e l o w o uprawia dwulicową politykę: r ó w n o c z e ś -
n i e chwali i „endeków” – „gryzoniów Litwy”, i tzw. „ułaskawiaczów”, którzy zwal-
czając „endeków” propagują zgodę z Litwinami – a czyni tak w tym celu, aby r ó w -
n o c z e ś n i e mogła się cieszyć z „endeckiego podboju Litwy i Białorusi” i pysznić się
„ideą braterstwa”, świetnie maskującą ten podbój… Społeczeństwo polskie – sądzi ks.
D ą b r o w s k i – ma usprawiedliwienie w „ideologii unii”, której sens brzmi: „My, Polacy,
1
„Świat Słowiański” R. VI (1910), t. II, nr 72, s. 348–351.
125
Prasa litewska
Wam, Litwinom, n i c z e g o nie jesteśmy obowiązani dawać, Wy zaś jesteście obowiązani
dać nam w s z y s t k o”…
Jakże ciężko i boleśnie dogadać się z tego rodzaju szowinizmem litewskim, który
postawił sobie za cel jedyny urzeczywistnienie manii: schłopić na gwałt nie tylko kul-
turalne, lecz i ekonomiczne interesy szlachty!... Słusznie z tego powodu pisze „Kurier
Litewski” (1910, nr 212): „Gdy miłośnicy Litwy w latach osiemdziesiątych kochali
przede wszystkim L i t w ę – jako cel, jako treść swego życia i pragnień – dzisiejsi działa-
cze litewscy nie mniej fanatycznie kochają każdy… s w ó j p r o g r a m p a r t y j n y, w któ-
rym jedynie, zdaniem jego, naród litewski może zostać zbawiony”… Do takich właśnie
działaczów należy ks. D ą b r o w s k i.
W duchu więcej pojednawczym w tejże „Draugiji” (1910, nr 41) niejaki K. Š. „Obok
hasła b r a t e r s t w a – pisze on – Litwini stawiają hasło r ó w n o ś c i, które Polacy tylko
w teorii uznają, stojąc na p r a k t y c z n y m gruncie historycznego prawa i obowiązku za-
chowania status quo. Oto źródło ciągłych litewsko-polskich nieporozumień, a nawet
awantur”… „Jabłkiem niezgody” – zdaniem jego – jest szlachta litewska, która ułatwia
Polakom bronienie już z dawna przez nich zajętych „pozycji polskich” w myśl formuły
beati possidentes… „Szlachta litewska (z małymi wyjątkami) pracę polonizacyjną pro-
wadzi po dziś dzień, narzucając w pocie czoła odradzającemu się ludowi litewskiemu
zupełnie obcą (?!), tylko na pewien czas od swoich sąsiadów zapożyczoną (sic!) kultu-
rę!... Rodzi się więc pytanie: po c z y j e j stronie (ludu litewskiego czy szlachty litewskiej)
społeczeństwo polskie, kierując się uczuciem braterstwa, stanąć powinno, c z y j e j pracy
przyklasnąć i sprzyjać zechce?” Na to pytanie zwłaszcza prasa polska musi dać prostą
i jasną odpowiedź, albowiem „idea polonizacji Litwy była wielkim błędem politycznym
ze strony Polski” – błędem, który dzisiaj mści się, zwłaszcza na spolonizowanej szlach-
cie litewskiej. „Zdaje się, już pora – woła autor artykułu – aby prasa polska wypowie-
działa się w tej kwestii jasno i w imię braterstwa szczerze oświadczyła, że p r o p a g a n d y
p o l s k o ś c i, zwłaszcza w kościołach z r z e k a s i ę – j u ż n i e c h c e !... Dla szybkiego
urzeczywistnienia świętej zgody byłoby pożądane, aby ze strony społeczeństwa pol-
skiego padły takie prawdziwie braterskie, pod adresem wodzów ludu i szlachty litew-
skiej śmiało wypowiedziane słowa: „Poniechajcie, bracia Litwini, bratobójczej walki
o mowę ojczystą, odrzućcie precz już dawno spróchniałe, dziś już szkodliwe ideały;
podaj, szlachcicu Litwy, rękę bratu twemu, wieśniakowi – my, Polacy, nie chcemy jego
krzywdy, wzmacniajcie, budujcie, a nie niszczcie, burzcie ojczyznę waszą! Rzeknij takie
słowa, społeczności polska!” – kończy autor wezwaniem.
Jakoby na złość temu wołaniu (aby było „wołaniem na puszczy”), chyba dla uni-
cestwienia „świętej zgody” propagowanej w „duchu chrześcijańskim” w „Draugiji”,
ks. D ą b r o w s k i pozwolił sobie na głos, wołający zaprawdę o opiekę niezgody. – Oto
jaką opinię wydał on, ksiądz-Litwin, obrońca „moralności i zgody chrześcijańskiej”,
o księdzu-Polaku, śp. M a j e w s k i m: „Był to Polak, pochodzący ex progenie israelitica,
o czym śmiejąc się, opowiadał nam w Petersburgu brat jego. Zapewne wskutek atawi-
zmu zespoliły się w im zarówno dobre, jak i złe cechy charakteru narodowego Żydów.
Z jednej strony posiadał on silną wiarę, energiczny charakter i sporo cywilnej odwagi
w swej pracy kapłańskiej; lecz z drugiej strony – pod wielu względami przypominał nie
tyle naśladowcę Chrystusa, ile rabina żydowskiego… Nienawidził zwłaszcza Litwinów.
Będąc profesorem w Petersburgu, a później rektorem seminarium w Wilnie, z prawdzi-
126
wie żydowskim fanatyzmem prześladował kleryków-Litwinów, którzy mu w niczym nie
zawinili. Najwięcej żółci na Litwinów wylał w prasie polskiej… I nie tylko przeciwko
Litwinom, lecz i w innych polemikach wykazał ten nasz (litewski) wróg dziwną ciasnotę
umysłu, niekulturalność, prawdziwie żydowską tendencję do wypaczania cudzej my-
śli… Jednym słowem, był to człowiek niezdrowego charakteru, który wiele pracował,
lecz tym, co zdziałał ani chwały sobie nie zyskał, ani swemu społeczeństwu nie przy-
niósł korzyści”…
Nam się zdaje, że kto jak kto, ale właśnie ks. D ą b r o w s k i już zbyt często zdradza
„dziwną ciasnotę umysłu, niekulturalność, iście żydowską tendencję wypaczania cudzej
i n t e n c j i oraz chorobę charakteru” – zwłaszcza wtedy, kiedy mówi o kwestii polsko-
-litewskiej. Ż a d n e i n n e p i s m o l i t e w s k i e nie zdobyło się i chyba nie zdobędzie się
na podobnie „kulturalny nekrolog”! I po napisaniu takiego „nekrologu”, ks. D ą b r o w s k i
śmie jeszcze oburzać się na prasę polską, która tego rodzaju „działalność” księży litew-
skich uważa za główną przeszkodę do porozumienia – śmie jeszcze moralizować pol-
skich publicystów!?...
Postępowe „Lietuvos Žinios”, omawiając (1910, nr 86) sprawę żulińską w jej związ-
ku z apetytami nacjonalistów rosyjskich, słusznie zaznaczają: „Rzecz prosta, że tym
patriotom rosyjskim nie chodzi tu o obronę Rusinów, lecz o to jedynie, aby móc lepiej
i zręczniej ciemiężyć tych (jak zwykł mawiać) «nikczemnych» Polaków, oraz o to, by
schlebiać Rusinom. Po bezstronnym rozpatrzeniu tej całej sprawy jasnym się staje, że
– j e ż e l i jest jakiś winowajca w sprawie Żulińskiej – to tylko nauczyciel G r e i s s, lecz
nie wszyscy Polacy. Rozumieją to przecież i sami działacze rosyjscy, ale oni szukają
przyczepek. Obecna chwila dla czarnej sotni rosyjskiej szczególnie jest ważna dla spo-
tęgowania agitacji przeciwpolskiej, gdyż w Dumie państwowej rozstrzyga się kwestia
szkół początkowych, następnie kwestia wydzielenia Chełmszczyzny, wreszcie toczą się
jakieś układy z Niemcami”… Jak widzimy, t r z e ź w e g o r o z u m u Litwinów nie zamącą
nawet tragicznie o pomstę wołające lamenty „Diła”.
„Nauja Lietuviška Ceitunga” (1910, nr 131), wychodząca w Tylży, poświęciła
S ł o w a k o m specjalny, serdecznie napisany artykuł pt. Prześladowany naród. „Żaden
rząd tak okrutnie nie prześladuje podwładnych mu narodów, jak właśnie rząd węgierski,
który nie przebiera w środkach, aby tylko zmadiaryzować zwłaszcza słowiańskie naro-
dy. Największą ofi arą tego ucisku i prześladowania jest naród słowacki, który jednak
z godną wielkiego podziwu wytrwałością skutecznie walczy o swe prawa narodowe”…
W końcu autor, podziwiając j e d n o ś ć Słowaków we wszystkich sprawach naród obcho-
dzących – tę dziwną jednomyślność, której nie burzy nawet ten fakt, że naród się składa
na wpół z katolików, na wpół z protestantów – dochodzi do przekonania, że Słowacy
wywalczą należne sobie prawa narodowe, pomimo niesłychanego ucisku i gwałtu ze
strony rządu…
Józef Albin Herbaczewski
Józef Albin Herbaczewski
Z prasy litewskiej
1
Spór o l i t e w s k o ś ć parafi i (diecezji wileńskiej) z mieszaną ludnością przybrał
znów charakter brutalny. Ksiądz administrator M i c h a l k i e w i c z wykazał tyle d o b r e j
w o l i, usiłując rozwiązać spór w duchu chrześcijańskiej zgody, że ponowne napaści kle-
rykalnych szowinistów litewskich (z obozu „Viltis”) trzeba uważać za rzecz dziwną.
Zaprojektowany i częściowo przeprowadzony przez ks. administratora tzw. „spis naro-
dowościowy” w spornych parafi ach u d a r e m n i l i s a m i L i t w i n i, motywując tym, że
„samookreślenie narodowe niczego nie dowodzi, albowiem chłopi nie wiedzą, co to jest
narodowość” (de facto chcąc zadać kłam tej prawdzie, że w w i ę k s z o ś c i spornych pa-
rafi i ludność litewska stanowi m n i e j s z o ś ć). Uroili sobie prawo do zbiałoruszczonych
recte spolszczonych parafi an na tej podstawie, że ci parafi anie k i e d y ś byli Litwinami, że
i dziś, gdyby nie polityka polonizacyjna ks. M i c h a l k i e w i c z a, zadeklarowaliby swoją
litewskość. Prowadzą politykę p r z y m u s o w e j litwinizacji diecezji wileńskiej i żądają
od ks. administratora, aby tej polityce sprzyjał (choćby nawet „dyplomatycznie”). Na
uwagę, że księża powinni być „nauczycielami prawdy Bożej”, a nie nauczycielami ję-
zyka litewskiego oraz agitatorami „polityki” ks. Tu m a s a & C o . , odpowiadają wzru-
szeniem ramion. „Poślijcie – wołają do tych spornych parafi i księdza-Litwina, p r z e z
n a s w s k a z a n e g o, a sami zobaczycie, że wszyscy parafi anie będą Litwinami!”. Innymi
słowy: pozwólcie nam agitować p r z e z K o ś c i ó ł! Swego czasu „politycy” litewscy
z obozu ks. D ą b r o w s k i e g o, ks. Tu m a s a łudzili się, że ks. M i c h a l k i e w i c z (którego
uważali za „swego”) będzie powolnym narzędziem ich polityki, mającej na celu odpol-
szczenie całej wileńskiej guberni. Niestety, zawiedli się na nim. Inde irae. Wolno i trzeba
mówić o nadużyciach a g i t a t o r ó w z obu stron – i polskiej, i litewskiej, lecz nie wolno
nazywać ks. M i c h a l k i e w i c z a „i n i c j a t o r e m p o l s k i c h g w a ł t ó w i n a d u ż y ć”!
Tu już klerykalni szowiniści litewscy, w imię „moralności chrześcijańskiej” zohydza-
ją swego Pasterza, dyskredytują zupełnie siebie samych, podkopują w oczach prostego
ludu… Wpadli w taki furor, że się nie zawahali błotem kłamstwa i oszczerstwa obrzucić
ks. M i c h a l k i e w i c z a w nr. 20 „Litwy” (organu, który obniża wartość kultury litew-
skiej, chcąc na nią nawrócić „renegacką szlachtę”) oraz w nr. 10 „Allgemeine litauische
Rundschau” (pisma wydawanego przez Litwina-protestanta w celu informowania prasy
niemieckiej o stosunkach panujących na Litwie). Treść tych a n o n i m o w y c h paszkwi-
lów i oszczerstw jest tak wstrętna, że się nie nadaje do omówienia w poważnym orga-
nie – tym bardziej, że twierdzenie „Allgemeine litauische Rundschau” o „przymilaniu
się ks. M i c h a l k i e w i c z a r z ą d o w i r o s y j s k i e m u” zniewala do przykrego wyjaśnie-
1
„Świat Słowiański” R. VII (1911), t. I, nr 73, s. 60–61.
128
nia, kto właściwie rządowi rosyjskiemu przymila się i w jakim celu!... Budzi to tylko
uśmiech politowania dla tych, którzy z oszczerstw, obelg i kłamstw pragną „zbudować
piękną, wolną Litwę”… „Jego (ks. M i c h a l k i e w i c z a) karygodne uciskanie i polszcze-
nie Litwinów-katolików wymagają nieubłaganie zadośćuczynienia” – woła anonimowy
autor „katolik” ogłoszonego w „Allgemeine litauische Rundschau” paszkwilu.
Godnym zaznaczenia jest ten fakt, że ani jedno pismo litewskie (nawet postępowe
„Lietuvos Žinios”) nie zaprotestowało w imię etyki dziennikarskiej przeciwko takiej
ohydnej formie walki prasowej!
Józef Albin Herbaczewski
Józef Albin Herbaczewski
Z prasy litewskiej
1
Ksiądz Tu m a s – jako „minister spraw zagranicznych” klerykalno-szowinistycznie
partyjnej L i t w y – poniósł stanowczą klęskę. Na żądanie administratora diecezji wileń-
skiej, ks. M i c h a l k i e w i c z a, ks. biskup C y r t o w t
2
odwołał go z Wilna – naturalnie ku
wielkiemu oburzeniu i zgorszeniu całej partii klerykalno-szowinistycznej, która w oso-
bie ks. Tu m a s a utraciła najwytrawniejszego agitatora i (trzeba to otwarcie powiedzieć)
pieniacza… Ks. Tu m a s „przedyplomatyzował” swoje własne cele i zamiary. Miast był
k a p ł a n e m - o b y w a t e l e m, dla idei pokoju pokój czyniącym, wolał być k s i ę d z e m -
- a g i t a t o r e m, posługującym się podejrzaną metodą walki. Padł ofi arą kiepsko zorga-
nizowanej intrygi szowinistów-klerykałów litewskich (za łaskawym pośrednictwem
nawet „Diła” ruskiego). Był przekonany, że wywołując „skandal europejski” (oczywi-
ście wypróbowaną metodą „Diła”), zjedna dla „biednej Litwy, wydanej na łup niecnym
Polakom”, łaskawe względy Europy. Zaplątał się w swoje własne sidła i… upadł…
Po zawarciu „tajnego przymierza” z redakcją „Diła”, za późno się przekonał, że być
zdolnym publicystą i jeszcze zdolniejszym agitatorem nie znaczy jeszcze być polity-
kiem. Ks. administrator nie tylko nie przestraszył się, lecz jeszcze kategorycznie zażądał
od ks. Tu m a s a dowodu na to, że „jest polonizatorem parafi i rdzennie litewskich”. Ks.
Tu m a s, nie mogąc dać żadnego dowodu, usiłował bronić się aluzjami i domysłami,
obrażającymi osobę ks. administratora. „W jakich wypadkach i kiedy J.E. protonota-
riusz apostolski kanonik Kazimierz M i c h a l k i e w i c z, administrator diecezji wileńskiej
usunął język litewski z kościołów – n a t u r a l n i e n i e u m i e m p o w i e d z i e ć (sic!).
Jeżeli takie rozkazy publiczne czy tajemne były, sama kancelaria może o tym lepiej wie-
dzieć”!... Tymi ze wszech miar aroganckimi słowy („Viltis” 1910, nr 135) ks. Tu m a s
miał czelność oczyszczać się z zarzutu o s z c z e r s t w a, rozmyślnie zapominając, że w nr.
93 „Viltis” on sam wyraźnie napisał: „z parafi i wypędzają język litewski; gdzie by był
przywrócony, nie wiemy”… Tą arogancką odpowiedzią sam siebie strącił z piedesta-
łu, na którym z osobliwą pychą stał i urągał „polonizatorom (risum teneatis) Wilna”!...
Biskup Cyrtowt m u s i a ł go odwołać.
Upadek ks. Tu m a s a jest wymowną przestrogą, że p i e n i a c t w o tylko do zguby pro-
wadzi, oraz jeszcze wymowniejszym dowodem, że polityką Litwy musi kierować p o
e u r o p e j s k u w y k s z t a ł c o n y polityk, a nie a g i t a t o r, posługujący się (o ironio!) zdys-
kredytowaną taktyką „Diła”!
Protesty publikowane w „Viltis”, nie uratują jego opinii jako polityka, który prze-
politykował samego siebie… B. S k i r m u n t t udowodnił („Kurier Litewski” 1910, nr 68)
1
„Świat Słowiański” R. VII (1911), t. I, nr 75, s. 211–214.
2
Kasper Felicjan Cyrtowt (1841–1913) – biskup żmudzki; zwolennik współpracy polsko-litewskiej.
130
ks. Tumasowi l e k k o m y ś l n o ś ć, stwierdzając, że w tych wszystkich spornych para-
fi ach, o których ks. Tumas pisał, że są „polonizowane”, język litewski nie tylko nie
jest skasowany, lecz, owszem, nawet protegowany (w Koszedarach, Nowym Dworze,
Dziśnie, Inturkach). Ksiądz K o c h a ń s k i, proboszcz Ossowski (pow. lidzki), oraz ksiądz
S z y m e l u n, proboszcz gielwański, zaprotestowali w „Kurierze Litewskim” (1910, nr 62,
71) przeciwko insynuacjom „Viltis”, jakoby byli „polonizatorami”… Słowem, pretensje
ks. Tumasa do ks. M i c h a l k i e w i c z a były tak lekkomyślne, że musiały spowodować
katastrofę. Jeżeli uwzględnimy i ten osobliwy fakt, że biurokracja namawiała księży,
aby w niektórych spornych parafi ach zaprowadzili t y l k o język litewski (bez względu na
większość Polaków i Białorusinów), to „lekkomyślność” ks. Tumasa w oczach naszych
będzie bardzo podejrzana… I cóż pomogą „protesty”?...
Partia klerykalna skompromitowała się sromotnie. Lekkomyślnie igranie z niebez-
pieczeństwem – oto sens tej polityki. Czytając ich artykuły „polityczne”, ma się wra-
żenie, że nie rząd rosyjski, lecz p r z e ś l a d o w a n i P o l a c y dręczą Litwę! Cui bono ta
sugestia? Rząd rosyjski tłumi oświatę narodową, rusyfi kuje młodzież, tamuje rozwój
kulturalny Litwy, a klerykali „dyplomatycznie” milczą… Rząd rosyjski kolonizuje ka-
capami Żmudź, najlepszych synów Litwy tyranizuje w więzieniach, wpływy rosyjskie
duszę młodzieży zatruwają jadem nihilizmu, a klerykali milczą…
Nie da się zaprzeczyć, że odradzająca się Litwa w narodzie polskim ma tak wielu
przyjaciół, jak chyba w żadnym innym. Cui bono więc prowokowanie Polaków?
Awanturnicza polityka, zwłaszcza „Viltis”, dała się we znaki lepszej części społe-
czeństwa litewskiego. „Dopóki redaktorom «Viltis» – ironizują «Lietuvos Žinios» (1910,
nr 99) – powodziło się w polityce, dopóty pomocy postępowych demokratów nie potrze-
bowali. Lecz gdy oto się pośliznęli na śliskim gruncie niebezpiecznej polityki, zaraz
zaczęli wołać: «Bracia, ratujcie! Postępowi demokraci! Gdzie jesteście? Ratujcie nas!
Czemu milczycie?»”… Słusznie „Lietuvos Žinios” bezwzględnie piętnują tego rodzaju
„politykę”, którą najlepiej charakteryzuje przysłowie polskie: „Miłe złego początki, lecz
koniec żałosny. „Protestujemy – wołają «Lietuvos Žinios» – przeciwko postępowaniu
tych księży-Litwinów, którzy, będąc w mniejszości, zgodzili się (na zjeździe księży die-
cezji wileńskiej) nie dopuścić osób świeckich do uczestnictwa w sporze o język litew-
ski. Postępując tak, wszak wiedzieli, że wspólnie z księżmi polskimi rozważać będą
nie kanony, nie dogmaty, lecz zupełnie świecką kwestię równouprawnienia języków
w Kościele; a jednak zapragnęli własnymi rękami wyciągać żar z ognia, nie zważając
na to, czyja pieczeń na tym ogniu się smaży… Protestujemy również przeciwko manii
ks. Tumasa, która wywołała całą tę bolesną awanturę, żeby być jedynym reprezentantem
Litwy. My zaś, broniąc praw naszych rodaków, zawsze byliśmy i jesteśmy skłonni nie
do nienawiści, lecz do zgody”… „Politycy” z obozu „Viltis” wyrzekają się wszelkiej od-
powiedzialności za skandaliczne skutki swej skandalicznej „polityki”. Całą winę usiłują
zwalić tylko na Polaków i (o ironio!) na tych Litwinów, którzy nawołują zaślepionych
szowinistów do opamiętania i umiarkowania.
Ostra wymiana zdań między „Viltis” a „Lietuvos Žinios” wyłoniła zasadniczą k w e -
s t i ę t a k t y k i, jaką Litwini powinni się posługiwać w pracy nad uświadomieniem ludu.
Kwestie te porusza J. V. („Lietuvos Žinios” 1911, nr 3), przeciwstawiając hałaśliwej
taktyce „nacjonalizmu wojującego” taktykę oświatowo-kulturalnej pracy. Taktyka na-
cjonalistyczna – zdaniem autora – doprowadza do tego, ze niknie zdrowy rozsądek
Józef Albin Herbaczewski
131
Z prasy litewskiej
i poczucie sprawiedliwości, przemawiają zaś uczucia obrażonej dumy i czynnikiem de-
cydującym w sporze staje się przewaga jednej strony nad drugą pod względem zręcz-
ności agitatorów – przewaga ta dotychczas jest po stronie polskiej i dlatego w ostrych
starciach Litwini najczęściej przegrywają… Niestety! Zaślepionych fanatyków z obozu
klerykalno-szowinistycznego żadnym argumentem niepodobna przekonać. – Nie mogą
przeboleć upadku ks. Tu m a s a. – Nie chcą się przyznać, że ponieśli klęskę. Wolą roić
„bohaterskie” sny o bliskim „pogromie Polaków” taktyką b e z w z g l ę d n e g o t e r r o r u,
niźli głęboko rozważyć przestrogę wypowiedzianą przez najlepszych synów Litwy.
„Viltis” zapowiedziała zemstę za utrącenie ks. Tumasa. – Całej Polsce rzuca rękawicę
wyzwania. Nie cofnie się przed niczym. Chce „skandalu europejskiego”. Chce dowieść,
że „kogo Pan Bóg chce ukarać, temu rozum odbiera”. Im prędzej to się stanie, tym lepiej.
Ze sprawą ks. Tumasa ściśle się wiąże projekt założenia litewskiego biura informa-
cyjnego w Paryżu, którego inicjatorem jest J. G a b r y s, „ambasador litewski w Paryżu”
– jak go nazywają Litwini). Celem tego biura ma być, mówiąc prosto: szkalowanie
Polaków i „dyplomatyczne milczenie” o gwałtach rządu S t o ł y p i n a… I nie dziw,
że „Diło” ma słuszny powód do żalu, stwierdzając, że „Litwini nas, Rusinów, w tym
względzie wyprzedzają”… Stronnicy „Viltis” projekt G a b r y s a przyjęli bez żadnych
zastrzeżeń; licznymi datkami starają się przyczynić do jak najrychlejszego jego urzeczy-
wistnienia. Natomiast postępowi demokraci – stronnicy „Lietuvos Žinios” – spotkali go
nieprzychylnie. „Projekt Gabrysa – pisze «Lietuvos Žinios» (1911, nr 7) – jest zupełnie
niepotrzebny. Tylko dla tych potrzebna «krzyczelnia» w Paryżu, którzy nie widzą pola
pracy na Litwie. Nam nie wystarcza pieniędzy na elementarze, a nas namawiają ło-
żyć na książki francuskie w ą t p l i w e j w a r t o ś c i… Potrzeba nam lekarstwa n a n a s z ą
c i e m n o t ę t u t a j, n a n a s z e j z i e m i, a Gabrys przygotowuje dla nas całą serię fujarek
w Paryżu… Ratujmy się od zguby środkami już wypróbowanymi, które nas nie zawiodą.
Popierajmy towarzystwa nauki i sztuki, wspierajmy szkoły, rozpowszechniajmy wśród
ludu książki i gazety itd., a Gabrys usłyszy hymny pochwalne Europy na cześć Litwy
bez żadnych biur informacyjnych”…
Już pora, aby Litwini sami powiedzieli sobie prawdę w oczy. Jeżeli Litwa, wydzier-
żawiona przez „Viltis”, chce wystąpić w kabarecie paryskim i na złość Polakom zatań-
czyć „kankana wolności”, to jeszcze nie dowód, że najwybitniejsi przedstawiciele kul-
tury litewskiej powinni być błaznami JWPani Europy. Dosyć już tej tragifarsy – dosyć!
Józef Albin Herbaczewski
Z prasy litewskiej
1
Pewien L i t w i n, niejaki A. B r a š k u t i s (pseudonim), w opublikowanym w „Rieczi”
(1911, nr 33) artykule pozwala sobie twierdzić, że „współczesna polityka Polaków
(względem Litwinów) z m o r a l n e g o punktu widzenia jest g o r s z a, niźli rusyfi kacyjna
polityka rządu”!...
Jeden z grona „p r a w d z i w y c h Litwinów-patriotów” oburza się w „Viltis” na tych
wszystkich Litwinów, którzy się łudzą jeszcze, utrzymując, że „przecież nie wszyscy
Polacy są źli i litwinożerczo nastrojeni” – i kategorycznie twierdzi, że „wszyscy Polacy
przejęli się duchem Krzyżaków – są nowoczesnymi Krzyżakami”…
Jeden z najaktualniejszych poetów z obozu „Viltis”, L. G i r a, nazywa ks. Tu m a s a
„Prometeuszem”, Polaków zaś wypędza (risum teneatis) za… San! (hasło Rusinów ga-
licyjskich w ustach Litwina jakże tragikomicznie brzmi; widocznie L. Gira rzekę San
uważa za granicę „etnografi cznej Litwy”, ku zgorszeniu „braci Rusinów”)…
Wszyscy księża-agitatorzy (z ks. D ą b r o w s k i m na czele) urągają duchowień-
stwu polskiemu za to, że sieje straszną zarazę „m o h l i a n i z m e m” przez sławetnego
o. P a l m i e r i e g o nazwaną (nieboraczki słyszeli, że gdzieś coś dzwoni, lecz nie wiedzą
gdzie i co; z artykułów „Nowych Wriemieni” (tak, zaprawdę) dowiedzieli się o istnieniu
w Polsce „sekty mohlianistów” i, gdyby papugi, ku uciesze ludzi zdrowego rozsądku te
brednie publikują – chorobę, zwaną „palmieryzmem”, anonsując)…
Litwini z Petersburga i Moskwy za pośrednictwem departamentu obcych wyznań
wnieśli skargę do Watykanu na duchowieństwo polskie, które „bezwzględnie polonizuje
Litwinów” (czemu zresztą samo „Nowoje Wriemia” zaprzeczyło, twierdząc, że „o polo-
nizacji Litwinów i mowy być nie może”)…
W myśl n i e m o r a l n e j zasady („obojętną jest rzeczą, k t o nas, Litwinów, broni przed
Polakami”) „Viltis” pokumała się z czarnosecinną, polakożerczą gazetą „Biełarusskaja
Žizń”, która postawiła sobie za cel główny: zrusyfi kowanie Białej Rusi w duchu „nauki”
Puryszkiewicza!...
Oto „prawdziwie litewskie” (oryginalne) pomyje na głowy Polaków i na młyn czar-
nosecińców rosyjskich. Doraźna rada „Swieta”, aby „przedstawicielom narodowego ru-
chu litewskiego wpojono p r z e k o n a n i e (sic!) o k o n i e c z n o ś c i w a l k i z P o l a k a m i,
odniosła pożądany skutek. Klerykalnym szowinistom z obozu „Viltis” i „Draugija” już
wpojono to „przekonanie”. Dla nich „obojętną jest rzeczą, k t o (i dlaczego) ich broni
przed sektą m o h l i a n i s t ó w polskich”. Gotowi nawet Puryszkiewiczowi złożyć podzię-
kowanie za… „obronę Litwy” przed księdzem administratorem M i c h a l k i e w i c z e m.
1
„Świat Słowiański” R. VII (1911), t. I, nr 77, s. 367–371.
133
Z prasy litewskiej
Nie, takiego jeszcze skandalu w prasie litewskiej nie było!... Antypolska mania klerykal-
nych szowinistów litewskich przerodziła się już w obłęd…
Rząd S t o ł y p i n a gra z Litwinami gdyby kot z myszką. Obiecuje, że nie zje Litwy,
jeżeli Litwini ułatwią mu zjeść „polskiego szczura”. Obiecuje nawet „wolność w klatce”
(w stylu rosyjskim). Nowoczesny Machiavel rosyjski dla wypróbowania antypolskiego
lojalizmu klerykałów litewskich zamknął na parę dni wszystkie klerykalne towarzystwa
oświatowo-kulturalne (w gub. kowieńskiej). Cyniczna manifestacja lojalizmu ze strony
klerykałów litewskich („Draugija” 1911, nr 50) przebłagała srogość „gospodarzy domu,
którego l o k a t o r a m i są Litwini” (autentyczne słowa ks. A. D ą b r o w s k i e g o); zamknię-
te towarzystwa pozwolono otworzyć!... Bez komentarza.
„Nowoje Wriemia” z powodu znanej afery ks. Tu m a s a stanęło „w obronie”
Litwinów przed zachłannością Polaków. „Lietuvos Žinios” (jeden z najuczciwszych or-
ganów litewskich) bezwzględnie zaprotestowały przeciwko tego rodzaju „nieproszonej
obronie”, silnie zaznaczając, że „w sporze domowym, lokalnym hańbą jest odwoływać
się z prośbą o pomoc do takich indywiduów, jak Mienszykow et cons., którzy w poli-
tycznej «rui i porubstwie» widzą «zbawienie» Rosji”!... Jeszcze bezwzględniej przeciw-
ko „nieproszonej obronie” zaprotestował w Dumie poseł B u ł a t, żądając od nacjonali-
stów, aby raczyli się nie mieszać do sporu polsko-litewskiego, aby nie tumanili i tak już
otumanionych rozumów!...
„Viltis” (1911, nr 28), wielce zgorszona (o dziwo!) tymi protestami, udzieliła re-
dakcji „Lietuvos Žinios” i posłowi B u ł a t o w i ostrej nagany. „Nasi postępowcy – są
fenomenalne słowa „Viltis” – to bardzo wrażliwi ludzie. Ilekroć Rosjanie, zwłaszcza
reakcyjni, bronią Litwinów walczących z Polakami, tylekroć ogarnia ich wielki nie-
pokój. «Nowoje Wriemia» nazwały «Lietuvos Žinios» «nieproszonym obrońcą» za to,
że broniło ks. Tumasa… Poseł B u ł a t również się zatrwożył, słysząc w Dumie z ust
nacjonalistów Ty c z i n i n a i Wo j e k o w a skargi na Polaków, wynaradawiających Litwę
i Białoruś. K t o n a s b r o n i i j a k i m a w t y m c e l – c z y p o s t ę p u j e z g o d n i e
z e t y k ą, c z y z g o d n i e z z a s a d ą e g o i z m u n a r o d o w e g o, n a m s i ę z d a j e, ż e
t o u b o c z n e p y t a n i e; w a ż n e j e s t t o, a b y k r z y w d z o n y c h b r o n i o n o p r z e d
k r z y w d z i c i e l a m i!”… Zaiste perfi dia „Viltis” zbyt cynicznie rywalizuje o „sławę eu-
ropejską” (o markę paryską) z osławioną perfi dią „Diła” ruskiego… Trzeba być chyba
zwyrodniałym Litwinem, aby nie uznac tej prostej zasady: „obrońcą pokrzywdzonych”
nie może być n a j w i ę k s z y k r z y w d z i c i e l – organ „Nowoje Wriemia”.
Lojalizm ks. D ą b r o w s k i e g o sięga jeszcze dalej – tam, gdzie „wzrok nie sięga”.
W „Draugiji” (1911, nr 49, 50), której jest redaktorem, opublikował skandaliczny arty-
kuł pt. Zasady i fakty, którego motto da się w tych słowach wyrazić: „My, Litwini, nie
tacy, jak ten oto celnik-Polak, marzący o rewolucji, niepodległości! My nie pożądamy
zbyt wielkiej wolności! Przyjmiemy, co da nam łaska gospodarza! Brzydzimy się histo-
rią Polski, godząc się w zupełności na genialny pogląd I ł o w a j s k i e g o!”.
Ks. A. D ą b r o w s k i podąża śladami I g n a c e g o h r. K o r w i n M i l e w s k i e g o.
O M u r a w j o w i e wyraża się „delikatniej” niźli o królach polskich, których wizerunki
kreśli w stylu M i e n s z y k o w a. O powstaniu 63 roku tak pisze: „Wyszedł wiekuiście
pamiętny manifest 1861 r. Aureola Polski gaśnie. Chrzest Litwy – jako fakt już prze-
dawniony – staje się legendą. Patrioci polscy rozumieją to. Naśladując rząd, obiecują
Litwinom wolność i ziemię, aby im pomogli zwyciężyć Rosjan… Lecz Litwini chłodno
134
przyjmują tę polską «ewangelię». Wyjąwszy kilku spolszczonych fanatyków à la ksiądz
M a c k i e w i c z i Ł u k o s z u n a s, lud litewski nie bierze udziału w powstaniu”…
Tak cynicznie, tak nikczemnie jeszcze ż a d e n L i t w i n (i to jeszcze ksiądz – były pro-
fesor Akademii Duchownej w Petersburgu) nie mówił, nie pisał o powstaniu 1863 roku.
Cyniczna manifestacja lojalizmu ks. Dąbrowskiego osiąga szczyt w tych oto, godnych
upamiętnienia w „księdze hańby”, aforyzmach:
„Naród litewski dawniej był niepodległy, później związany unią z Polską, a dziś żyje
w wielkim pałacu państwa rosyjskiego razem z Rosjanami, Polakami i 124 innymi na-
rodami. Dzisiejszym właścicielem tego pałacu państwowego jest naród rosyjski, a jego
zarządcą – car Rosji! Wszystkie 125 narodowości zamieszkujące ten pałac muszą pełnić
nałożone na nie obowiązki i rok rocznie płacić za w y n a j ę t e m i e s z k a n i e odpowiednią
daninę!
Naród litewski, zajmujący w tym pałacu osobne mieszkanie, ma pewne określone
obowiązki względem g o s p o d a r z a tego pałacu. Do niego – do gospodarza – Litwini
zwracać się powinni zawsze, ilekroć zajdzie potrzeba odnowienia mieszkania albo po-
większenia okien, aby więcej światła wpływało do komnaty…
Samowolnie burzyć to nasze mieszkanie, albo zapraszać innych aby je zburzyli, to
czyn nierozsądny. Właściciel pałacu, naród rosyjski, daleko od nas potężniejszy, łatwo
może za taki czyn nierozważny «wytrzepać nam skórę»…
Naród litewski nie powinien, wzorem Polaków, marzyć o wielce wątpliwej niepod-
ległości”…
I tak dalej w tym samym duchu.
Ks. A. D ą b r o w s k i stanowczo robi konkurencję Ignacemu hr. Korwin Milewskiemu,
zapominając, że w oświetleniu promienia ex oriente życie wydaje się jeśli nie szpitalem
wariatów, to na pewno grobem pobielanym kredą… Twierdzić, że „naród rosyjski jest
w ł a ś c i c i e l e m Litwy” – znaczy plugawić godność narodu litewskiego. Naród rosyjski
ma prawo do własności tylko swojej własnej ziemi! Litwa jest własnością narodu litew-
skiego… Litwa e t n o g r a f i c z n a! „Naród jest terytorium, na którym ludzie posiadają
wspólny dziedziczny ideał. Jeżeli naród nie strzeże własnego ideału, jeżeli odróżnia go
ź l e od ideału ościennego, straci swą własną egzystencję: pozostanie mu tylko zlać się
w jedno z narodem cudzoziemskim, który się stał dla niego centrem” (Barrès).
Te genialne słowa niech zapamiętają sobie klerykalni słowianofi le-ugodowcy. Walka
Litwy z Polską może się skończyć dla Litwinów tragicznie; wyczerpanych w nierozsąd-
nej walce z Polakami Litwinów, którzy się łudzą, że „rząd będzie sprawiedliwy” – łatwo
już strawi nowoczesny Machiavel Rosji. Polacy mogą utracić t y l k o k r e s y; Litwini
mogą utracić polityczną i polityczną, i duchową ojczyznę swoją! Oto groźne memento
dla tych, którzy Litwę uważają za… „wynajęte mieszkanie od narodu rosyjskiego”…
Wstyd i hańba!
Na zakończenie tej skandalicznej kroniki jeszcze jeden fakt. Między redakcją kle-
rykalnej „Viltis” a czarnosecinnej „Biełarusskiej Žizni” zaszła serdeczna „wymiana
uczuć”. „Biełarusskaja Žizń” pochwaliła się, że „zajmuje tę samą pozycję, co i «Viltis»”,
z której czerpie materiał polakożerczy. „Viltis” natomiast pochwaliła „Biełarusską Žizń”
– jako organ „postępowy i narodowo-demokratyczny” – godny polecenia już dlatego, że
jest jedynym pismem rosyjskim, które sprawom Litwy, a zwłaszcza walce Litwinów
Józef Albin Herbaczewski
135
z Polakami, poświęca najwięcej szpalt… Innymi słowy: „Biełarusskaja Žizń” świetnie
zohydza Polaków niby to w obronie Litwinów, ergo jest bardzo pożądanym sprzymie-
rzeńcem!... Zaiste dziwne „przymierze” klerykałów litewskich i czarnosecińców rosyj-
skich, zajmujących tę samą czarnosecinną pozycję wobec Polaków.
Jak nazwać tego rodzaju objawy? Czy zdziczeniem, czy głupotą, czy?... Oby „Viltis”
za późno nie zrozumiała, że „nie jest rzeczą obojętną, k t o i d l a c z e g o Litwinów
broni przed Polakami”, że za „nieproszoną obronę” i „Nowoje Wriemia”, i „Swiet”,
i „Biełarusskaja Žizń” żądają od Litwinów, aby byli narzędziami do torturowania
Polaków! Oby nie za późno… Albowiem na Litwie już się budzi reakcja przeciwko
hegemonii tych, którzy dla nienawiści do Polaków poświęcili nie tylko godność, honor
i sławę odradzającej się, wyzwalającej się Litwy, lecz i zdrowy rozsądek chłopa litew-
skiego, którego na cyniczną formę lojalizmu i serwilizmu złapać nie można, który na
pewno uczci pamięć takich bohaterów, jak ks. M a c k i e w i c z, gardząc oszczercami tych
bohaterów! Tak, zaiste k u l t u r a ludu litewskiego nie ma nic wspólnego z „kulturą” ks.
Dąbrowskich. Trzeba już nareszcie głośno to powiedzieć. „Kulturę” ks. Dąbrowskich
policzkuje nowoczesny M u r a w j o w, mianując ją: r z e c z y w i s t y m t a j n y m r a d c ą!
Tak, zaiste.
Z prasy litewskiej
Józef Albin Herbaczewski
O duszę litewską
1
Upraszam u łaskawe opublikowanie w poczytnym „Kurierze Litewskim” tych kilku
słów odnośnie do anonimowej denuncjacji „grupy Litwinów”, ogłoszonej, jak zwykle,
w ofi cjalnym „Wilenskim Wiestniku”.
Nie trzeba się uzbrajać w tkliwy sentymentalizm w walce z trującymi objawami zła,
jakie nurtuje nie tylko w litewskim, lecz i w innych, więcej niźli Litwa kulturalnych
narodach. Objawy nikczemności politycznej trzeba zwalczać środkami uświęconymi
przez rozum polityczny. Środki bowiem zalecane przez sentymentalizm polityczny wy-
wołują wręcz przeciwne niźli te, jakie są pożądane skutki, zwłaszcza jeśli się ma do
czynienia (jak w danym wypadku) z dobrze zorganizowanym i jeszcze lepiej zamasko-
wanym cynizmem. Rozum polityczny nakazuje tępić źródła społecznego, nie zaś tego
złe skutki. Żeby kwiat prawdziwej kultury, prawdziwego dostojeństwa duchowego mógł
rosnąć i kwitnąć, trzeba wytępić te liczne chwasty głuszące. A tych chwastów w „ogro-
dzie duszy narodowolitewskiej”, niestety, coraz więcej, kwiatów zaś coraz mniej, bo te,
które rosną, nie mogą zakwitnąć, nie mogą wydać z siebie ożywczej, odrodczej woni.
Zachwaszczenie duszy narodowej jest największą chorobą (wierzę, że przejściową)
Litwy w chwili obecnej. Mówiąc przenośnie, chwasty zawsze i wszędzie mają głos,
kwiaty zaś milczą, z musu, niestety!
Nikczemna demoralizacja, jaka ogarnęła serca i umysły najmniej kulturalnej grupy
szowinistów inteligentów litewskich, jest niczym więcej, jak tylko ostatnią konsekwen-
cją ongi pozornie „niewinnej”, dziś atoli zwyrodniałej, naśladującej „istinnorosyjskie”
wzory „polityki ugodowej”, wszczętej jeszcze w r. 1904 (zaraz po zniesieniu zakazu
używania alfabetu łacińskiego) przez osobiście mi znane, wpływowe, niestety, osobisto-
ści, obdarzone umysłem najciaśniejszego fanatyzmu i egoizmu narodowego. Jest także
zmodernizowanym echem polityki sławnego Szlupasa (czytaj Litwę Römera). Główne
zasady tej „polityki ugodowej” dadzą się w ten sposób sformułować. Polacy są odwiecz-
nymi wrogami Litwy, biurokracja zaś jest tylko wrogiem przejściowym, bo skłonnym
do wielce korzystnych paktów. Przy możnej pomocy tej wrogo względem polskości
usposobionej na Litwie biurokracji my, Litwini – tak myślą „ugodowcy” – łatwiej po-
trafi my zniszczyć wszelkie polonizatorskie zakusy Polaków, a zwłaszcza poddać naszej
dyrektywie tzw. interesy polskie. A więc kokietujmy tę biurokrację przy lada sposob-
ności (zwłaszcza przy zaostrzeniu się stosunków polsko-litewskich), zaskarbiajmy jej
pomoc udaną czy szczerą lojalnością itd. W walce z Polakami lepszym dla nas sprzy-
mierzeńcem jest biurokracja, niźli nawet ci spośród Polaków, którzy manifestują swoje
1
„Kurier Litewski” R. IV (1908), nr 296. Autor podpisany jako Józef Herbaczewski (Jaunutis-Vienuotis).
137
O duszę litewską
względem Litwy quasi sympatie „podejrzanej wartości”, którzy wpływem swoim na
społeczeństwo niby to łagodzą zapalczywość i „żarłoczność” Polaków.
Oto „polityczne credo” tej anonimowej garstki Litwinów-protestantów, tych bezpłat-
nych współpracowników urzędowych organów.
Jak już zaznaczyłem, teoretyczne protesty nic nie pomogą, bo się ma do czynienia
z cynizmem, zamaskowanym „dobrem narodu litewskiego”. Najskuteczniejszym prze-
ciwdziałaniem przeciwko tego rodzaju „chuligańskim” aspiracjom była, jest i będzie
praca kulturalna, którą prowadzi nieliczna wprawdzie, ale najkulturalniejsza grupa inte-
ligencji litewskiej, zjednoczona pod tym sztandarem, który ongi tak mocno, tak dostojnie
dzierżyli tacy mężowie, jak Kudirka, Wyszyński i inni ludzie, którzy w społeczeństwie
polskim zdobyli zasłużony szacunek. Ta praca kulturalna jest pewną gwarancją (wierzę
w to mocno) „lepszego jutra” – gwarancją zupełnego wytępienia wpływów chuligań-
stwa, zupełnego zniszczenia chwastów!
Kwiaty litewskiej duszy zakwitną w całej swej krasie!
Tylko nie ulegajmy zgubnej pokusie, nakazującej złośliwie wierzyć, że naród litew-
ski zdolny jest rodzić tylko… chwasty. Przeciwnie, chciejmy wierzyć, że naród litewski
chce i umie tępić te chwasty, które jego myśl młodą, w krwawej glebie odrodzoną, głu-
szą.
Kwiat litewskiej duszy zakwitnie…
Rzym
IV
Marian Zaczyński
Działalność Stowarzyszenia „Ruta” w Krakowie
Prasa krakowska („Czas”, „Nowa Reforma” i „Głos Narodu”, a więc całe jej spek-
trum ideowe i polityczne) już od początku roku 1904 towarzyszyła z życzliwą uwagą
pracom nad powołaniem do życia społeczno-naukowego Stowarzyszenia litewskiego
„Ruta”.
Pierwsze publiczne spotkanie odbyło się 10 stycznia 1904 roku w mieszkaniu Janusza
Niedziałkowskiego przy ulicy Zwierzynieckiej 33
1
; dyskutowano sprawę statutu stowa-
rzyszenia, mającego integrować przebywających w Krakowie Litwinów i Żmudzinów,
komitet tymczasowy – Herbaczewski, Niedziałkowski, Staniejko, Staniszkis, Warnas
– upełnomocnił Józefa Angrabajtisa, właściciela sklepu z przyborami religijnymi przy
ulicy św. Tomasza 20 (wybitnego, trzeba dodać, działacza odrodzenia narodowego i bi-
bliografa piśmiennictwa litewskiego) do rozprowadzania deklaracji członkowskich
2
.
Konstytuujące zebranie (zarazem pierwsze walne zgromadzenie Stowarzyszenia)
odbyło się 6 marca w sali obrad Rady Powiatowej przy ulicy Pijarskiej. Zebranych przy-
witał Niedziałkowski, który, jak donosił „Głos Narodu”, „zagaił obrady chrześcijańskim
pozdrowieniem wypowiedzianym po litewsku i okrzykiem na cześć Matki Litwy”
3
. Po
odczytaniu statutu „Ruty” (wydrukowanej u Korneckiego)
4
, dokonano wyboru władz
stowarzyszenia. Prezesem został Józef Albin Herbaczewski (literat), jego zastępcą inży-
nier Janusz Rawicz-Niedziałkowski, sekretarzem artysta malarz Adam Warnas, skarbni-
kiem słuchaczka medycyny Wiktoria Kozakowska, bibliotekarzem zaś muzyk Zygmunt
Skirgiełło. Do zarządu wybrano m.in. Edwarda Glinkę Janczewskiego (profesora i by-
łego rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, urodzonego na Żmudzi) oraz Jana hr. Łosia
(profesora UJ, językoznawcę). Komisję kontrolującą składali: Antoni Staniejko, Józef
Angrabajtis i Władysław Borejko. Wśród siedemdziesięciu dwóch osób zgromadzo-
nych na inauguracyjnym zebraniu „Ruty”, obecny był, co odnotowała prasa, Marian
Zdziechowski, profesor UJ, urodzony pod Mińskiem Litewskim, spolegliwy opiekun
„Litwinów” w Krakowie
5
.
1
Towarzystwo litewskie, „Głos Narodu” 1904, nr 8.
2
Zob. Ruta, „Czas” 1904, nr 52.
3
Ruta, „Głos Narodu” 1894, nr 68.
4
Įstatai Bendroviškai-Moksliškos Lietuvių Draugovès „Rūta” Krokuvoje. Statut Stowarzyszenia
Litewskiego społeczno-naukowego „Ruta” w Krakowie, Kraków, Nakładem Stowarzyszenia litewskiego,
Druk W. Korneckiego, 1904 (sprawozdawca „Głosu Narodu”, zob. przyp. 3, zaznaczył: statut „Ruty” był
układu p. Herbaczewskiego); tekst statutu przedrukowany jest w niniejszym tomie..
5
Ruta, „Głos Narodu” 1904, nr 68 (w tymże sprawozdaniu wymieniono, wśród gości zebrania, Ludomira
Benedyktowicza, znanego malarza i poety – jego obecność świadczy o zainteresowaniu litewską inicjatywą
krakowskiego środowiska intelektualnego i artystycznego).
142
Marian Zaczyński
„Ogólne zainteresowanie – czytamy w „Nowej Reformie” – obudził następnie pięk-
ny odczyt Herbaczewskiego O znaczeniu Adama Mickiewicza dla rozwoju kulturalnego
Litwy i Polski oraz o potrzebie idei pojednania narodów i konieczności zbliżenia się in-
teligencji do ludu”
6
. Wystąpienie Herbaczewskiego inaugurujące działalność publiczną
stowarzyszenia „Ruta” było znamienne: Mickiewicz, Polacy, Litwini, pojednanie naro-
dów (bo widocznie skłócone?), antynomia inteligencja – lud; zawierało charakterysty-
kę, zasadniczy rys myślenia Herbaczewskiego o wspólnej historii Polaków i Litwinów,
o literaturze i jej sile, o kwestiach społecznych i politycznych.
Dopełnieniem inauguracji działalności Ruty była msza święta odprawiona 12 marca
w intencji stowarzyszenia w kościele OO. Reformatów, w nowo zbudowanej kaplicy
Chrystusa Pana
7
.
Na pierwszym roboczym zebraniu „Ruty”, 29 kwietnia, Herbaczewski przedstawił
i omówił statut Stowarzyszenia, zaś na wniosek Niedziałkowskiego uchwalono, „aby
odnieść się do Rady Miasta, iżby zechciała, w myśl ogólnych życzeń, wyrażonych już
niejednokrotnie zarówno przez towarzystwo jak i prasę, wziąć w opiekę pomnik Adama
Mickiewicza, który obecnie znajduje się w opłakanym stanie”
8
.
W zaprezentowanym statucie czytamy m.in.:
§. 2. Celem Stowarzyszenia jest: 1) Zjednoczenie wszystkich Litwinów oraz miłośników Litwy et-
nografi cznej celem pielęgnowania języka, literatury i kultury ojczystej; 2) Wspólna praca w grani-
cach możliwości nad rozwojem nauki i literatury litewskiej, oraz współdziałanie kulturalne z brat-
nimi narodami; 3) Zachowanie ideowej łączności z ojczyzną i emigracją litewską, oraz wzajemna
bratnia pomoc. §. 3. Środkami do tego celu są: 1) Wspólna praca w kółkach; 2) Urządzanie odczy-
tów i pogadanek z dziedziny myśli litewskiej jako też z dziedziny, mającej ścisły związek z rozwo-
jem kulturalnym Litwy; 3) urządzanie zebrań towarzyskich i wieczorków artystyczno-literackich;
4) Utrzymywanie w odpowiednim lokalu czasopism i biblioteki
9
.
Według postanowień statutu, „Członkiem zwyczajnym stowarzyszenia może być każ-
dy bez różnicy płci i wieku, poczuwający się do narodowości litewskiej”, zaś członkiem
nadzwyczajnym „każdy bez względu na narodowość, przyjęty przez Zarząd”; istniała
też kategoria członków wspierających (należało wpłacić na działalność Stowarzyszenia
50 koron jednorazowo lub 20 rocznie) i honorowych (mianowanych przez walne zgro-
madzenie na wniosek zarządu)
10
.
Widać w tych sformułowaniach nader interesujący rys Stowarzyszenia: zdystanso-
wanie się od ekskluzywizmu narodowego, co było, można mniemać, zarówno świado-
mym zamysłem, jak i wyrazem podporządkowania się obowiązującemu wówczas prawu
o stowarzyszeniach.
Coraz częściej dochodzą do nas wiadomości z Litwy, że tameczny ruch narodowościowy zabarwia
się w ścisłym stopniu domieszką krańcowego szowinizmu. Obecnie zdarzają się nawet pomiędzy
księżmi tacy, którzy na zapytanie w języku polskim odpowiadają po rosyjsku: Nie rozumiemy, pro-
szę mówić po litewsku, albo po rosyjsku. Wobec tego należy z uznaniem powitać świeżo założone
6
Ruta, „Nowa Reforma” 1904, nr 60 („Głos Narodu” 1904, nr 68 informował, że „Słowo wstępne o twór-
czości Ad. Mickiewicza i Jul. Słowackiego wypowiedział p. Herbaczewski”).
7
Ruta, „Czas” 1904, nr 56.
8
Litwini w Krakowie, „Nowa Reforma” 1904, nr 100.
9
Statut Stowarzyszenia Litewskiego, op.cit., s. 1.
10
Ibidem, s. 3.
143
Działalność Stowarzyszenia „Ruta” w Krakowie
przez zamieszkałych tu, w Krakowie, Litwinów, Towarzystwo Ruta, które postawiło sobie za cel –
jak dowiadujemy się z wydanej przez nie odezwy – pracę społeczno-naukową wyzwoloną z więzów
doktryn politycznych, co znaczy wolną od wszelkiej partyjności i sekciarstwa”
11
.
Tekst Mariana Zdziechowskiego, z którego pochodzi powyższe przytoczenie, jest
znaczący i ważny nie tyle i nie tylko dlatego, że wyraża sympatię i życzliwość dla mło-
dych ludzi (wszak dużą część członków „Ruty” stanowili Litwini – studenci krakowskich
uczelni), wsparcie dla inicjatywy odwołującej się do aprobowanego przez uczonego ho-
ryzontu aksjologicznego. Zauważyć wypada, iż ta sama odezwa „Ruty”, zredagowana
przez Herbaczewskiego i Warnasa, spotkała się z bardzo chłodnym przyjęciem ze strony
litewskiego czasopisma „Varpas” (nawiasem mówiąc, przez ponad pół roku redakcja
wstrzymywała się z drukiem tekstu odezwy) i dość złośliwie go skomentowała
12
.
Powtórzę: tekst Zdziechowskiego jest ważny, a waga jego nie sprowadza się do
sympatii wyłącznie; ważniejsze jest to, że autor manifestuje tu aprobatę dla tego, co
najistotniejsze jeśli chodzi o ówczesny stan stosunków polsko-litewskich (przez „litew-
skość” rozumiem to wszystko, co ewokowała wtedy kategoria „odrodzenie litewskie”):
możliwość zbudowania, przebudowania języka rozmowy, dialogu, próbę porozumienia
Polaków i Litwinów.
W styczniu 1903 roku na łamach „Czasu” opublikowano dramatyczny list jednego
„z najpoważniejszych obywateli na Żmudzi” (podpisanego jako X.Y.Z.)
13
, będący re-
akcją na Glos Litwinów do młodej generacji magnatów, obywateli i szlachty na Litwie
(broszura anonimowa, autorem był Adomas Jakštas-Dambrauskas)
14
. Zasadniczym prze-
słaniem Głosu była jego swoista bezalternatywność, wykluczająca jakąkolwiek rozmo-
wę: albo będziecie Litwinami i odejdziecie od polskiego języka i polskiego ducha, albo
uznani zostaniecie za obcokrajowców. Rzecz jasna, retoryka wystąpień politycznych
i programowych rządzi się swoimi prawami, odwołuje się do jakości mocnych, jedno-
znacznych, kategorycznych – ale... Wśród tych wszystkich, których Głos dotyczył (zie-
miaństwo zamieszkujące tereny Litwy etnografi cznej), zapanował prawdziwy strach.
Projekt stylu politycznego myślenia obecny w tekście Jakštasa porażał swoistą rewolu-
cyjnością historiozofi czną: wstrzymujemy historię, burzymy zmurszały, fundowany na
martwej już przeszłości polsko-litewskiej (a właściwie polskiej, bo polskość ekstermi-
nowała litewskość) porządek – i zaczynamy historię od początku, realizujemy litewską
utopię. Świadomie wyjaskrawiam, by podkreślić dramatyzm sytuacji. Tytuły polemicz-
nych wystąpień (Przenigdy!; Jedność czy separatyzm; O prawdę i zgodę; Nowe hasła
11
Z.M. [M. Zdziechowski], Ruta, „Czas” 1904, nr 118; artykuł Zdziechowskiego przedrukowany jest
w niniejszym tomie.
12
Zob. „Varpas” 1905, nr 1–2, s. 21–23; w przypisie redakcyjnym zaznaczono: „Ta odezwa Ruty została
nadesłana do redakcji w kwietniu 1904 r. Z kilku przyczyn została odłożona. Język odezwy zostawiamy
niemal nie zmieniony, poprawiliśmy tylko pisownię. Poglądy zaprezentowane w odezwie skomentujemy
później”; odezwa Ruty przedrukowana jest w niniejszym tomie.
13
X.Y.Z., Głos Litwinów, „Czas” 1903, nr 21 (przedruk W: W kręgu sporów polsko-litewskich na przeło-
mie XIX i XX wieku. Wybór materiałów. Tom I. Wybór i opracowanie: Marian Zaczyński i Beata Kalęba,
Kraków 2004).
14
Głos Litwinów do młodej generacji magnatów, obywateli i szlachty na Lytwie (sic!), b.m. i r. (1902);
autorem Głosu był Adomas Jakštas-Dambrauskas; wydanie drugie powiększone i poprawione Głosu ukazało
się w Kownie 1906 (zob. przedruk W: W kręgu sporów..., op.cit.).
144
Marian Zaczyński
w sprawie odrodzenia narodowości litewskiej)
15
nie pozostawiały wątpliwości: rozmo-
wa jest niemożliwa. Inteligencja krakowska (znaczącą rolę odgrywali tu „krakowscy
Litwini”: Zdziechowski, Napoleon Cybulski, Janczewski, a także Łoś, Rozwadowski –
od 1904 roku członkowie i sympatycy „Ruty”) podjęła, bez wahania, działania właściwe
dla ludzi, których zadaniem jest myślenie, dążenie do prawdy. Oto już na początku 1903
roku Jan Łoś występuje w Klubie Słowiańskim z odczytem na temat Kwestii litewskiej.
W licznych prezentacjach problematyki litewskiej w Klubie (głównym, choć nie wyłącz-
nym, autorem był Herbaczewski) przedstawiano, z sympatią i uznaniem, sytuację Litwy,
proces odrodzenia narodowego litewskiego, nigdy nie kwestionując prawa Litwinów do
autoafi rmacji, gruntowania narodowej i kulturalnej podmiotowości. Wiele tekstów na
ten temat publikował organ Klubu – „Świat Słowiański”. Działania kierowanego przez
Zdziechowskiego Klubu w tej materii nastawione były zawsze na poszukiwanie modus
vivendi (a nie modus moriendi, co nie było rzadkością w okresie tryumfowania darwi-
nizmu społecznego, politycznego, kulturalnego, w epoce rodzących się nacjonalizmów)
i zawsze odwoływały się do paradygmatu wspólnej, niewolnej przecież od ułomności,
ale jednak wspólnej przeszłości polsko-litewskiej, ze świadomością, iż musi ona być
zredefi niowana, zrewaluowana w jej wielopodmiotowości i – okcydentalności.
Dodać trzeba, że niektóre odczyty na tematy litewskie Herbaczewski prezentował
zarówno na zebraniach „Ruty”, jak i na posiedzeniach Klubu Słowiańskiego.
I w Klubie Słowiańskim, i w Stowarzyszeniu „Ruta” – usiłowano rozmawiać (roz-
poczynając, metodycznie, od informowania, poznawania), inicjować dialog Polaków
i Litwinów. Polacy, chyba bez wielkiego wysiłku, wyzbywali się zmistyfi kowanej roli
kulturtregerów. Rozmowa nie zawsze zresztą była łatwa. Oto czytamy w koresponden-
cji Kazimierza Bartoszewicza do „Gazety Polskiej” relację z zebrania „Ruty”. O sa-
mej „Rucie”, członkach stowarzyszenia napisał Bartoszewicz sporo głupstw; ważniej-
sze wszelako, przedstawił, jako pointę odczytu (a chodziło, wszystko na to wskazuje,
o odczyt Hryniewicza Litwa w chwili obecnej), konkluzję, żądanie Litwinów, że „my,
Polacy, powinniśmy z Litwy się wynosić”
16
. Skądinąd w prasie krakowskiej można było
przeczytać, że „nader interesujący” odczyt Hryniewicza dyskutowali Zdziechowski,
Nitsch, Herbaczewski, Niedziałkowski
17
. Czy należy zakwestionować wiarygodność
Bartoszewicza (co często czyniono)? A może uczestnicy krakowskich spotkań polsko-
-litewskich (w „Rucie”, w Klubie Słowiańskim) dysponowali językiem porozumienia,
językiem wspólnoty – dla kogoś z zewnątrz nie w pełni dostępnym?
Te pytania nie mają charakteru czysto retorycznego. Oto 10 czerwca 1904 roku na
zebraniu „Ruty” prof. Rozwadowski mówił o historii języka litewskiego, zwłaszcza ję-
zyka literackiego. Zamykając spotkanie, Herbaczewski wystąpił z zaskakującym żąda-
15
Zob. Przenigdy! Odpowiedź na „Głos Litwinów do młodej generacji magnatów, obywateli i szlachty na
Litwie”, Kraków 1903; [A. Jakštas-Dambrauskas], Jedność czy separatyzm? Odpowiedź krytykom „Głosu
Litwinów”, S. Pietierburg 1903; Futurus [K. Skirmuntt], O prawdę i zgodę. Z powodu „Głosu Litwinów do
magnatów, obywateli i szlachty na Litwie” i odpowiedzi młodego szlachcica litewskiego, Lwów 1906 (wyd.
2); Romunt [R. Skirmuntt], Nowe hasła w sprawie odrodzenia narodowości litewskiej, Lwów 1904 – prze-
druk powyższych tekstów zob. W kręgu sporów..., op.cit.
16
Zob. K. Bartoszewicz, Z teki sceptyka, „Gazeta Polska” (Warszawa) 1905, nr 115; pamfl et Bartoszewicza,
bo tak chyba należy go zakwalifi kować, przedrukowany w niniejszym tomie.
17
Zob. Ruta, „Czas” 1905, nr 71; Z Ruty, „Głos Narodu” 1905, nr 86.
145
niem: niech prasa polska, polska opinia otwarcie wyjawi swoje stanowisko względem
ruchu narodowego litewskiego, podkreślając, że Litwini właśnie odzyskali prawo druku
alfabetem łacińskim
18
. Dziwne żądanie, jako że kilka tygodni wcześniej ta właśnie prasa
(i opinia) z ogromną z radością i uniesieniem doniosła o zniesieniu opresji i z entuzja-
zmem rysowała perspektywy otwierające się przed kulturą litewską.
Kiedy na początku lipca 1904 roku przybył do Krakowa Jan Baudouin de Courtenay,
by w Klubie Słowiańskim wygłosić odczyt o zniesieniu zakazu druku alfabetem łaciń-
skim, stowarzyszenie „Ruta” ze swoim prezesem zjawiło się w Klubie, by wspólnie
z polskimi przyjaciółmi manifestować radość i świętować zwycięstwo hartu ducha
Litwy
19
.
Przy okazji nie można się powstrzymać od gorzkiej refl eksji. Oto 1904 rok przyniósł
Litwinom zniesienie obowiązującego przez czterdzieści lat zakazu druku w rodzimym
alfabecie. To zwycięstwo miało swoją cenę – Biržiška pracowicie zestawił w Golgocie
litewskiej ofi arę setek, jeśli nie tysięcy, represjonowanych, uwięzionych, zesłanych
Litwinów przemycających, gromadzących, rozprowadzających druki litewskie (przewa-
żali wśród nich chłopi!)
20
.
A co rok 1904 przyniósł Polakom na Litwie? Mało chwalebną przygodę
„kataryniarzy”
21
.
Stowarzyszenie „Ruta” w Krakowie funkcjonowało publicznie niespełna dwa lata.
Pierwsze doniesienia prasowe o stowarzyszeniu pojawiły się w styczniu 1904 roku,
ostatnie, zapowiadające nadzwyczajne walne zgromadzenie – w lipcu 1906 roku
22
. Co
prawda, jak pisze Zbigniew Solak, z rejestru stowarzyszeń „Ruta” została wykreślona
w roku 1913
23
, wszelako śladów publicznych działań „Ruty” prasa codzienna nie odno-
towała.
18
Zebranie Ruty, „Czas” 1904, nr 133; Zebranie litewskie, „Nowa Reforma” 1904, nr 134.
19
Z Klubu Słowiańskiego, „Czas” 1904, nr 156; Z Klubu Słowiańskiego, „Nowa Reforma” 1904, nr 158;
gwoli rzetelności przywołać trzeba za sprawozdawcą „Nowej Reformy”: „W dyskusji nad odczytem zabiera-
li głos pp. Herbaczewski, Zdziechowski i dr Beaupré, który bardzo słusznie podniósł, że jednym z motywów,
które wpłynęły na zezwolenie rządu rosyjskiego na alfabet łaciński Litwinów, jest tendencja wywołania roz-
łamu między Polakami i Litwinami na gruncie językowym i wzmożenie separatystycznego ducha Litwinów”;
sprawozdania te przedrukowane są w niniejszym tomie.
Jan
Baudouin de Courtenay opublikował swe rozważania o odzyskaniu przez Litwinów prawa druku alfa-
betem łacińskim w „Kraju” petersburskim i w broszurze wydanej w Krakowie – zob. O alfabet litewski,
„Kraj” 1904, nr 27, 28; Kwestia alfabetu litewskiego w państwie rosyjskim i jej rozwiązanie, Kraków 1904);
rozważania Baudouina de Courtenay przedrukowano w: W kręgu sporów polsko-litewskich na przełomie XIX
i XX wieku. Wybór materiałów. Tom II. Wybór i opracowanie: Marian Zaczyński i Beata Kalęba, Kraków
2009.
20
Kun. [V. Biržiška], Golgota litewska, „Głos Litwy” 1919, nr 111–114 (przedruk w: Z przeszłości i te-
raźniejszości, Wilno 1920); tekst przedrukowany w: W kręgu sporów polsko litewskich…, T. II, op.cit.
21
Chodzi o udział przedstawicieli polskiego ziemiaństwa w odsłonięciu w Wilnie pomnika Katarzyny II
(zob. na ten temat M. Zdziechowski, Przed pomnikiem Katarzyny, „Głos Narodu” 1904, nr 283, 284; [A.
Meysztowicz], List otwarty obywatela Litwy w sprawie obecności szlachty litewskiej pod pomnikiem impera-
torowej Katarzyny, Kraków 1905; Z powodu Uroczystości wileńskiej. Głos jednago z wielu, Lwów 1905);
teksty Zdziechowskiego, Meysztowicza i Jankowskiego przedrukowane są w: W kręgu sporów polsko-litew-
skich…, T. II, op.cit.
22
Zob. Ruta, „Czas” 1906, nr 150; Ruta, „Głos Narodu” 1906, nr 317.
23
Z. Solak, Między Polską a Litwą. Życie i działalność Michała Römera 1880–1920, Kraków 2004,
s. 111.
Działalność Stowarzyszenia „Ruta” w Krakowie
146
Marian Zaczyński
„Jestem Ci ja i będę Litwinem zrodzonym na miarę improwizacji Adama
Mickiewicza”
24
– pisał o sobie w latach trzydziestych Józef Albin Herbaczewski, za-
łożyciel i prezes Ruty. Litwin – a równocześnie wybitny polski pisarz i krytyk literacki
oraz uczestnik młodopolskiej bohemy, słynny Sukur – Mukur. Postać niezwykła, dla
niektórych cokolwiek ekscentryczna i kontrowersyjna, postać wielka wielkością trudną
i na swój sposób przejmującą. Inny wielki Litwin, drugi po Mickiewiczu największy
polski poeta pisał, jak po młodopolskim Krakowie „kroczyli w pelerynach poeci”
25
–
jednym z nich mógł być, był Herbaczewski, Sukur – Mukur z Zielonego Balonika. Nie
ulega jednak wątpliwości, że równocześnie (pozorny to paradoks) Herbaczewski przy-
pomina, w nastawieniu do najważniejszych problemów litewskiej narodowej kultury,
litewskiej myśli i tożsamości – Stanisława Brzozowskiego w jego odnoszeniu się do
polskich „przeklętych problemów”
26
. Pełen pasji w walce o powagę i wysoki ton kultury,
bezwzględny demaskator wszelkiego iluzjonizmu ideologicznego i prawdziwego nihi-
lizmu wypływającego z poddania się mistyfi kacjom „pseudoludowości” jako podstawy
litewskiej tożsamości czy niebezpiecznego fl irtowania z czynowniczą Rosją (tylko dla-
tego – że antypolska)
27
. Trudno się dziwić, że Herbaczewski bywał skłócony z Litwą
i Litwinami, z Polską i Polakami. Tym wszelako, co było niezmienne w światopoglądzie
Herbaczewskiego, to jego bezwarunkowa admiracja okcydentalnego paradygmatu cy-
wilizacyjnego.
Refrenem Pięknych czasów z Traktatu poetyckiego Miłosza jest stwierdzenie: „Tam
nasz początek”. Dla autora Odrodzenia Litwy wobec idei polskiej
28
„naszym”, Litwinów
i Polaków „początkiem” była epoka wspólnej przeszłości (interpretowana przezeń w du-
chu Mickiewiczowskim), obdarzona walorem „długiego trwania”.
I Polacy, i Litwini powinni, zredefi niowawszy wspólną swoją historię, budować prze-
strzeń duchowej wspólnoty. Nie da się zaprzeczyć – Herbaczewski miał rację. I w tym,
że historii nie da się zatrzymać, unieważnić i unicestwić, i w tym, że nowoczesna kultura
litewska nie może być budowana na geście zerwania ciągłości.
Taka jest lekcja działalności Józefa Albina Herbaczewskiego – założyciela
Stowarzyszenia „Ruta”.
24
Zob. R. Jurkowski, „Jestem Ci ja i będę Litwinem zrodzonym na miarę improwizacji Adama
Mickiewicza”. Polsko-litewskie dylematy Józefa Albina Herbaczewskiego (1904–1939, [W:] Polacy i sąsie-
dzi – dystanse i przenikanie kultur. Część I. Zbiór studiów pod redakcją Romana Wapińskiego, Gdańsk 2000.
25
Cz. Miłosz, Traktat poetycki. I. Piękne czasy (w. 26).
26
O skomplikowanych relacjach Brzozowski – Herbaczewski zob. uwagi Mieczysława Sroki w:
S. Brzozowski, Listy. Tom I–II. Opracował, przedmową, komentarzem i aneksami opatrzył Mieczysław
Sroka, Kraków 1970.
27
Zob. zwłaszcza J. A. Herbaczewski, Tragizm odrodzenia narodowego Litwy, „Świat Słowiański” 1909,
nr 51 (marzec); w artykule tym autor analizuje pułapki młodego litewskiego nacjonalizmu.
28
Broszurę pod tym tytułem wydaną w Krakowie w roku 1905 Herbaczewski poprzedził znamienną de-
dykacją: Tym, którzy – szukając ojczyzny – cierpią z nadmiaru tęsknicy i krążą – jako wichry jesienne – na
cmentarzu bohaterstwa, wyzywając „Ducha ruin” – ten oderwany od narodowego poematu fragment poświę-
cam.
147
Wykaz zebrań publicznych Stowarzyszenia Litewskiego społeczno-naukowego „Ruta”
w Krakowie (odnotowanych w krakowskiej prasie codziennej).
10 I 1904
Zebranie założycielsko-informacyjne (ul. Zwierzyniecka 33, mieszkanie J. Niedział-
kowskiego).
(„Głos Narodu” 1904, nr 8)
6 III 1904
Walne zgromadzenie (ul. Pijarska 1, sala Rady Powiatowej). Janusz Niedziałkowski zło-
żył sprawozdanie komitetu tymczasowego z czynności, przedstawił statut Stowarzyszenia
(układu Herbaczewskiego). Dokonano wyboru zarządu i komisji kontrolującej. Józef
Albin Herbaczewski wygłosił odczyt O znaczeniu Adama Mickiewicza dla rozwoju kul-
turalnego Litwy i Polski oraz o potrzebie idei pojednania narodów i konieczności zbliże-
nia się inteligencji do ludu.
Wśród siedemdziesięciu dwu osób uczestniczących w zebraniu obecni byli m.in. Marian
Zdziechowski, Edward Janczewski, Ludomir Benedyktowicz.
(„Czas” 1904, nr 52, 56; „Głos Narodu” 1904, nr 66, 68; „Nowa Reforma” 1904, nr 54, 60)
29 IV 1904
Herbaczewski przedstawił cele stowarzyszenia liczącego już ponad czterdziestu człon-
ków (pielęgnowanie języka i kultury litewskiej, zachowanie łączności z Polską oraz
Litwą i emigracją litewską).
(„Nowa Reforma” 1904, nr 100)
10 VI 1904
Sala Muzeum Techniczno-Przemysłowego (ul. Franciszkańska 4). Jan Rozwadowski
wygłosił odczyt o historii języka litewskiego – nad referatem dyskutowali m.in. Jan
Łoś, Janczewski. Herbaczewski podkreślił znaczenie zniesienia zakazu druku alfabetem
łacińskim i stwierdził, jak pisał „Czas”, że „byłoby wielce pożądane, iżby prasa polska
otwarcie wyraziła swoje stanowisko względem ruchu narodowego Litwy i zażegnała
antagonizm polsko-litewski, który w przyszłości, jeśli nie ustanie polityka wzajemnego
jątrzenia, może przybrać formę niepożądaną dla obu bratnich narodów”.
(„Czas” 1904, nr 133; „Nowa Reforma” 1904, nr 134)
1 VII 1904
Sala Muzeum Techniczno-Przemysłowego. Herbaczewski przedstawił historię ruchu
narodowego na Litwie (od Dowkonta, poprzez „Auszrę”, do pisma „Draugas”) i jego
stan obecny, zasadnicze dystynkcje ideowe i polityczne. W dyskusji brali udział m.in.
Kazimierz Janczewski, Stanisław Tomkiewicz, Niedziałkowski, Warnas, Głażewski.
(„Nowa Reforma” 1904, nr 148, 152; „Czas” 1904, nr 151)
3 XII 1904
Sala Muzeum Techniczno-Przemysłowego – posiedzenie zwyczajne stowarzyszenia.
(„Czas” 1904, nr 278)
Działalność Stowarzyszenia „Ruta” w Krakowie
148
Marian Zaczyński
29 I 1905
Sala Rady Miasta – walne zgromadzenie. Obecnych sześćdziesiąt sześć osób, w tym
trzydziestu ośmiu członków Stowarzyszenia. Zarządowi udzielono absolutorium za
rok 1905 i wybrano nowe władze Stowarzyszenia (prezes: Herbaczewski, wiceprezes:
Niedziałkowski, członkowie zarządu: Edward Janczewski, Jan Rozwadowski, Ignacy
Szłapelis, Zygmunt Skirgiełło i Adam Warnas; komisja kontrolująca: Józef Angrabajtis,
Władysław Borejko i Antoni Staniejko.
(„Czas” 1905, nr 30; „Głos Narodu” 1905, nr 38)
25 III 1905
Sala Arcybractwa Miłosierdzia (ul. Sienna 5). Wacław Hryniewicz wygłosił odczyt
Litwa w chwili obecnej. Podkreślał, pisze „Czas”, „że stanowisko Polaków zamieszka-
łych na Litwie etnografi cznej wobec dzisiejszego ruchu litewskiego cechuje głębsze zro-
zumienie doniosłości chwili obecnej, niźli stanowisko Polaków z Królestwa i Galicji”.
Prelegent mówił też o rodzącym się ruchu narodowym białoruskim (który sympatyzuje
raczej z Polakami niż Litwinami). W dyskusji zabierali głos m.in. Zdziechowski, Edward
Janczewski, Nitsch, Szczuciński, Herbaczewski, Angrabajtis, Warnas, Niedziałkowski.
(„Czas” 1905, nr 71; „Głos Narodu” 1905, nr 86)
8 IV 1905
Sala Arcybractwa Miłosierdzia) – Z.K. [Zofi a Kymantaite] wygłosiła odczyt o twórczo-
ści jednego z najwybitniejszych współczesnych poetów litewskich, Maironisa-Garnysa.
(„Głos Narodu” 1905, nr 95, 100; „Czas” 1905, nr 80, 84)
6 V 1905
Sala Arcybractwa Miłosierdzia – odczyt Ignacego Szłapskiego (Ignas Šlapelis) Ksiądz
Antoni Baranowski część I. Lata młodzieńcze.
(„Głos Narodu” 1905, nr 124)
20 (24?) V 1905
Sala Arcybractwa Miłosierdzia – odczyt Ignacego Szłapskiego (Ignas Šlapelis) Ksiądz
Antoni Baranowski część II.
(„Czas” 1905, nr 114; „Głos Narodu” 1905, nr 137)
12 XI 1905
Sala Arcybractwa Miłosierdzia – ogólne zebranie członków „Ruty” w sprawie aktualnej
(Herbaczewski mówił o „duchowej stronie rewolucji rosyjskiej”).
(„Głos Narodu” 1905, nr 332)
19 XI 1905
Sala Arcybractwa Miłosierdzia – odczyt Herbaczewskiego Sprawa litewskiego Polaka
w chwili obecnej (według „Czasu”: Sprawa litewsko-polska w chwili obecnej).
(„Głos Narodu” 1905, nr 348; „Czas” 1905, nr 264)
149
3 XII 1905
Sala Arcybractwa Miłosierdzia – odczyt Adama Warnasa Litewska sztuka ludowa.
(„Głos Narodu” 1905, nr 370)
17 XII 1905
Sala Arcybractwa Miłosierdzia – odczyt Wacława Hryniewicza Białorusini a Litwini.
(„Głos Narodu” 1905, nr 392)
18 II 1906
Sala Arcybractwa Miłosierdzia – odczyt Józefa Jesajtisa Ruch wolnościowy na Litwie.
(„Czas” 1906, nr 37; „Głos Narodu” 1906, nr 82)
8 VII 1906
Walne zgromadzenie zwołane do Sala Eleuterii (Rynek 17). Zwołane walne zgromadze-
nie członków Stowarzyszenia, na którym zamierzano postawić kwestię dalszego jego
istnienia, ewentualnej zmiany statutu, wyboru nowego zarządu. Nie wiadomo, czy ze-
branie się odbyło.
(„Czas” 1906, nr 150; „Głos Narodu” 1906, nr 317)
Działalność Stowarzyszenia „Ruta” w Krakowie
Statut
Stowarzyszenia Litewskiego społeczno-naukowego
„Ruta” w Krakowie
1
I. Nazwa, cel i siedziba Stowarzyszenia.
§. 1. Stowarzyszenie nosi nazwę: „R u t a”.
§. 2. Celem Stowarzyszenia jest:
1) Zjednoczenie wszystkich Litwinów oraz miłośników Litwy etnografi cznej celem pie-
lęgnowania języka, literatury i kultury ojczystej;
2) Wspólna praca w granicach możliwości nad rozwojem nauki i literatury litewskiej
oraz współdziałanie kulturalne z bratnimi narodami;
3) Zachowanie ideowej łączności z ojczyzną i emigracją litewską oraz wzajemna bratnia
pomoc.
§. 3. Środkami do tego celu są:
1) Wspólna praca w kółkach;
2) Urządzanie odczytów i pogadanek z dziedziny myśli litewskiej, jako też z dziedziny
mającej ścisły związek z rozwojem kulturalnym Litwy;
3) Urządzanie zebrań towarzyskich i wieczorków artystyczno-literackich;
4) Utrzymywanie w odpowiednim lokalu czasopism i biblioteki.
§.4. Siedzibą Stowarzyszenia jest Kraków.
II. Członkowie, ich prawa i obowiązki.
§. 5. W skład Stowarzyszenia wchodzą:
a) Członkowie zwyczajni;
b) Członkowie nadzwyczajni;
c) członkowie wspierający;
d) Członkowie honorowi.
ad a) Członkiem zwyczajnym może być każdy bez różnicy płci i wieku, poczuwający się
do narodowości litewskiej, przyjęty przez Zarząd;
ad b) Członkiem nadzwyczajnym może być każdy bez względu na narodowość, przyjęty
przez Zarząd;
1
Tekst Statutu po litewsku (Įstatai. Bendroviškai-moksliškos lietuvių Dragovės „Rūta” Krokuvoje) i po
polsku, Kraków 1904, nakładem Stowarzyszenia Litewskiego, druk W. Korneckiego.
151
Statut Stowarzyszenia Litewskiego społeczno-naukowego „Ruta” w Krakowie
ad c) Członkiem wspierającym może być każdy bez różnicy płci, wieku i narodowości,
płacący j e d n o r a z o w o 50 koron lub r o c z n i e 20 koron, a przyjęty przez Zarząd;
ad d) Członkiem honorowym mianuje Walne Zgromadzenie na wniosek zarządu.
§. 6. Członkowie zwyczajni płacą jako wpisowe 2 korony i miesięcznie 1 koronę.
§. 7. Członkowie nadzwyczajni płacą 1 koronę miesięcznie.
§. 8. O przyjęciu członków zwyczajnych, nadzwyczajnych i wspierających decyduje
Zarząd.
§. 9. Warunkiem przyjęcia przez Zarząd przedstawiciela obcej narodowości na
członka nadzwyczajnego jest bezwzględna tolerancja i solidaryzowanie się z celem
Stowarzyszenia.
§. 10. Członek nadzwyczajny (obcej narodowości) może stać się członkiem zwyczajnym
jedynie na wniosek członka Zarządu; wszakże liczba członków zwyczajnych obcej naro-
dowości nie powinna przekraczać 1/3 wszystkich członków zwyczajnych.
§. 11. Wszyscy członkowie mają prawo korzystania ze wszystkich urządzeń Stowarzy-
szenia.
§. 12. Tylko członkowie zwyczajni mają prawo: 1) wybierania i wybieralności, 2) brania
czynnego udziału w Walnych Zgromadzeniach i 3) wglądania w protokoły.
§. 13. Wszyscy członkowie mają prawo wnoszenia życzeń i zażaleń do Zarządu oraz
wprowadzania gości do lokalu Stowarzyszenia.
§. 14. Obowiązkiem każdego członka jest: zachowywanie się zgodnie ze statutem i regu-
laminem i poddanie się wszelkim zarządzeniom Stowarzyszenia.
§. 15. Członkiem Stowarzyszenia przestaje być: 1) kto uiściwszy się ze wszystkich swo-
ich zaległości, pisemnie zgłosi Zarządowi swoje wystąpienie, 2) kto w przeciągu 3 mie-
sięcy nie uiści wkładek, 3) kogo wykluczy Zarząd.
§. 16. Członek, wykreślony przez Zarząd z powodu zaległych wkładek, staje się na nowo
członkiem, gdy uiści całą swoją zaległość.
§. 17. Wykluczonym ma być:
1) Dopuszczający się niehonorowego czynu;
2) Działający na szkodę Stowarzyszenia.
§. 18. Wykluczonemu przysługuje prawo odwołania się do walnego Zgromadzenia.
§. 19. Członkowie honorowi nie ponoszą żadnych ciężarów.
III. Władze Stowarzyszenia.
§. 20. Władze Stowarzyszenia są-
a) Walne Zgromadzenie;
b) Zarząd;
c) Komisja kontrolująca.
1. Walne Zgromadzenie.
§. 21. Walne Zgromadzenie jest główną władzą Stowarzyszenia.
§. 22. Walne Zgromadzenie stanowią tylko członkowie zwyczajni.
§. 23. Zwyczajne Walne Zgromadzenie odbywa się w styczniu każdego roku.
§. 24. Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie odbyć się może w każdym czasie.
152
§. 25. Walne Zgromadzenie zwołuje prezes lub wiceprezes albo z własnej inicjatywy,
albo na żądanie 1/3 członków zwyczajnych.
§. 26. Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie na żądanie 1/3 członków zwyczajnych winno
się odbyć w ciągu tygodnia.
§. 27. Na 5 dni przed Walnym Zgromadzeniem powinni być wszyscy członkowie
Stowarzyszenia o tym zawiadomieni.
§. 28. Do ważności uchwał Walnego Zgromadzenia potrzebna jest obecność 1/3 człon-
ków zwyczajnych, w Krakowie zamieszkałych, uchwalających bezwzględną większoś-
cią głosów. Uchwały dotyczące zmiany statutu lub rozwiązania Stowarzyszenia wy-
magają obecności 2/3 członków zwyczajnych, uchwalających większością 2/3 głosów.
W razie niedojścia do skutku Walnego Zgromadzenia z braku przepisanego kompletu
może odbyć się w terminie przez Zarząd wyznaczonym 2 Walne Zgromadzenie, ważne
bez względu na ilość obecnych. Wszakże to nie odnosi się do zmiany statutu lub rozwią-
zania Stowarzyszenia.
§. 29. Zakres działania Walnego Zgromadzenia jest następujący:
a) Przyjęcie lub odrzucenie sprawozdań Zarządu i udzielanie mu absolutorium z zarządu
funduszami;
b) Wybór Zarządu i Komisji kontrolującej;
c) Mianowanie członków honorowych na wniosek Zarządu;
d) Rozporządzanie majątkiem Stowarzyszenia w granicach przez statut zakreślonych;
e) Oznaczenie kwoty wpisowego i wysokości składem;
f) Uchwały co do wniosków przez Zarząd przedłożonych;
g) Zmiana statutu i rozwiązanie Stowarzyszenia.
2. Zarząd.
§. 30. Zarząd wybiera się na 1 rok.
§. 31. Zarząd jest wykonawcą i administracyjną władzą Stowarzyszenia.
§. 32. Zarząd składa się: z prezesa, wiceprezesa, sekretarza, skarbnika, bibliotekarza i 2
członków.
§. 33. Prezes i sekretarza muszą biegle władać językiem litewskim.
§. 34. Zarząd ma prawo i obowiązek:
1) Czuwać nad ścisłym przestrzeganiem statutu i regulaminów Stowarzyszenia;
2) Wykonywać uchwały Walnego Zgromadzenia;
3) Wydawać w granicach statutu odpowiednie regulamina, jeżeli się okażą potrzebne;
4) Zarządzać majątkiem Stowarzyszenia w granicach przez statut określonych;
5) Decydować o przyjęciu zwyczajnych, nadzwyczajnych i wspierających członków
Stowarzyszenia;
6) Przedstawiać Walnemu Zgromadzeniu do mianowania członków honorowych;
7) Wykluczać członków i orzekać o ich ponownym przystąpieniu;
8) Przedkładać sprawozdania ze swych czynności na tydzień przed dorocznym Walnym
Zgromadzeniem;
9) Prowadzić dokładne protokoły w 2 językach (litewskim i polskim) tak swoich posie-
dzeń, jak i Walnego Zgromadzenia;
10) Zawieszać w urzędowaniu pojedynczych członków Zarządu, prócz prezesa i wice-
prezesa, aż do rozstrzygnięcia przez Walne Zgromadzenie;
Statut Stowarzyszenia Litewskiego społeczno-naukowego „Ruta” w Krakowie
153
11) Udzielać z powierzonych mu funduszów pożyczki i zapomogi członkom
Stowarzyszenia za odpowiednim poręczeniem; wszakże ogólna suma pożyczek i zapo-
móg nie może przekraczać 25% całego funduszu, jakim w danej chwili Stowarzyszenie
rozporządza.
§. 35. Do ważności uchwał Zarządu potrzebna jest obecność najmniej 5 członków
Zarządu, uchwalających absolutną większością głosów.
§. 36. Każdy członek Zarządu jest odpowiedzialny przed Zarządem i Walnym
Zgromadzeniem za powierzoną mu czynność i część majątku Stowarzyszenia.
§. 37. Posiedzenia Zarządu są jawne; wszakże Zarząd może uchwalić tajność.
§. 38. Na posiedzeniach Zarządu przewodniczy prezes, wiceprezes lub sekretarz.
§. 39. Zwyczajne posiedzenia Zarządu odbywają się najmniej raz w miesiącu.
§. 40. Posiedzenia Zarządu zwołuje prezes sam lub na żądanie najmniej 3 członków
Zarządu.
§. 41. W czasie roku Zarząd uzupełnia się przez kooptację.
§. 42. Szczegółowe określenie czynności Zarządu i jego członków zawiera regulamin,
uchwalony przez Zarząd.
§. 43. Prezes lub wiceprezes oraz sekretarz reprezentują Stowarzyszenie na zewnątrz.
§. 44. Wszelkie pisma i obwieszczenia pisemne wychodzące ze Stowarzyszenia winny
być podpisane przez prezesa, wiceprezesa i sekretarza.
§. 45. Zarząd posiada pieczęć Stowarzyszenia.
3. Komisja kontrolująca.
§. 46. Komisja kontrolująca składająca się z przewodniczącego i 2 członków, nienale-
żących do Zarządu, czuwa nad majątkiem Stowarzyszenia. Komisja kontrolująca musi
przynajmniej raz na miesiąc przeprowadzić skontrum.
IV. Rozstrzyganie sporów.
§. 47. Wszelkie spory, ze stosunków Stowarzyszenia między członkami powstałe, roz-
strzyga bez odwołania się Sąd polubowny, do którego każda strona wybiera 2 sędziów
polubownych, a ci dobierają superarbitra z głosem rozstrzygającym.
W razie gdyby sędziowie nie mogli się zgodzić na osobę superarbitra, wyznacza go
Zarząd.
§. 48. Jeżeli oskarżony wyznaczenia sędziów polubownych odmawia lub z wyznacze-
niem przez 10 dni zwleka, może Zarząd na żądanie strony skarżącej wyznaczyć stronie
przeciwnej sędziów polubownych.
V. Fundusze Stowarzyszenia.
§. 49. Fundusze Stowarzyszenia powstają:
1) Z wpisowego i wkładek członków;
2) Z darów dobrowolnych;
3) Z wkładek członków założycieli;
4) Z innych dochodów, jak dochody z odczytów publicznych itp. urządzeń podejmowa-
nych przez Stowarzyszenie.
Statut Stowarzyszenia Litewskiego społeczno-naukowego „Ruta” w Krakowie
154
VI. Rozwiązanie Stowarzyszenia.
§. 50. Do dobrowolnego rozwiązania Stowarzyszenia potrzebna jest obecność 2/3 człon-
ków zwyczajnych, uchwalających 2/3 głosów.
W razie dobrowolnego lub przymusowego rozwiązania Stowarzyszenia majątek jego
przechodzi na Akademię Umiejętności w Krakowie, z tym wszakże zastrzeżeniem, że
ma stanowić osobny fundusz dla naukowych wydawnictw litewskich.
Statut niniejszy został zatwierdzony reskryptem Wysokiego c.k. Namiestnictwa we Lwowie,
z dnia 27 Lutego 1904. L. 19452.
Statut Stowarzyszenia Litewskiego społeczno-naukowego „Ruta” w Krakowie
Odezwa „Ruty”
1
Szanowna Redakcjo!
Dziękując za zaszczyt, jaki nas spotkał, i poczuwając się do obowiązku, zawiada-
miamy szanowną Redakcję o powstaniu w Krakowie Litewskiego Towarzystwa ‘Ruta’,
przygotowanego do wypełniania na rzecz Litwy społeczno-naukowej pracy (w szerokim
znaczeniu tego słowa), odcinającego się od doktryn politycznych, wolnego od wszelkie-
go partyjniactwa i sekciarstwa. Najważniejszym zadaniem dla naszego Towarzystwa,
inaczej mówiąc, celem naszego działania będzie dziś i w przyszłości p o z n a n i e h i -
s t o r i i d u c h a l i t e w s k i e g o z p e r s p e k t y w y h i s t o r i i l u d z k o ś c i. Wiemy jed-
nak, że Prawda narodowa nie wyczerpuje Prawdy absolutnej, stanowiącej cel dla całego
świata. Dlatego pragniemy jedności i w jej imieniu będziemy pracować, chcąc złączyć
to, co dzielą i rozpraszają konkurencja bądź zła wola. Naród, któremu brak harmonii
wewnętrznej, bezustannie dręczony przez spory i mściwość, wciąż trwoni własne siły
i jest niczym nędzarz żebrzący o litość i zapomogę. Kochamy ojczyznę, ale w tej miło-
ści chcemy być mądrzy, czyści i stali. Jeśli domagamy się, aby inne narody rozumiały
nas, szanowały i kochały, to przede wszystkim musimy wyrzec się programów irytują-
cych osobliwościami oraz winniśmy rozsądnie tolerować świadomość innych narodów.
Narodzeni w warunkach, gdy niewczesna rezygnacja z używania obcego języka może
tylko zaszkodzić naszym narodowym sprawom i naszej pracy, dajemy jasny wyraz na-
szym uczuciom, publikując statut naszego Towarzystwa w dwu językach, i posługujemy
się obcym językiem w życiu wewnętrznym naszego Towarzystwa. Po pewnym czasie,
gdy już będziemy doświadczeni życiowo, przylgniemy sercem do najbliższego nam
narodu, aby umocnić czystą myśl, która oby rozproszyła mgłę egoizmu narodowego
i zlikwidowała wielość doktryn pełnych zawiści i która oby potwierdziła, że przywódcy
narodu i naród to nie to samo. Głęboko czujemy, jak bardzo w takiej pracy potrzeba
jedności w sercach i w umysłach – tępimy więc polityczne zabobony, czyniące w duchu
narodowej Prawdy wyrwy, osłabiające wzniosłą moc, która tak silnie uwidacznia się
w Sztuce, w Pieśni. Żadna doktryna nie posiada takiej jasności i tak pociągającej siły,
jakimi jest ozdobiona Pieśń – poczęta w łonie Narodowej Prawdy. Dlatego też chcemy
sprawić, aby naród litewski, niczym stary Baublys, jednogłośnie zaśpiewał Pieśń pełną
mocy i mądrze dał odprawę tym, którzy są wobec niego niesprawiedliwi.
Zabierając się do pracy na niwie kultury (we właściwym znaczeniu tego słowa),
chcemy dla tego celu zjednoczyć nie tylko braci Litwinów, ale i miłośników Litwy et-
nografi cznej i geografi cznej, którzy mają sprecyzowane poglądy (bez względu na to,
jakiej są narodowości). Rozumiemy, gdy ktoś dopatruje się w naszej idei dziwności, ale
1
„Varpas” 1905, nr 1–2, s. 21–23.
156
Odezwa „Ruty”
pod warunkiem, że ten ktoś szczerze czuje i wzniośle myśli. Dbamy o jedność nie tylko
z braćmi Litwinami, pędzącymi nędzny żywot na obczyźnie, ale i z tymi obcokrajowca-
mi, którzy dobrze życzą naszej Ojczyźnie.
Tak postępując, czego pragniemy? Oto – aby nas rozsądnie przyjęto, oceniono i zro-
zumiano. Aby nie negowano naszych wysiłków i naszych celów, biorących się z do-
brej woli. Aby nie walczono z nami nieuczciwie tylko dlatego, że stoimy po tej stronie
barykady politycznej, która irytuje przez to tylko, że naszym celem jest Prawda, a nie
fanatyzm partyjniactwa; aby nie obrzucano nas błotem za to, że kochamy Piękno, które
przejawia się w Jedności, a niszczymy Brzydotę złych instynktów.
Nie chcemy być ani przywódcami, ani nauczycielami narodu litewskiego. Nie sta-
wiamy siebie ponad wszystką litewską inteligencją – jesteśmy niczym najwierniejsze
jej dzieci. Szanujemy wolę ludu, wierząc w siłę narodu litewskiego, stąd też odrzucamy
paradoksalną myśl, jakoby inteligencja miała monopol na kulturę i przywództwo ducho-
we. Naród to masa, skumulowany żywioł. Kto nie kocha ludu, ten nie kocha ojczyzny.
Tak więc chcemy być pomocni naszej Ojczyźnie, chcemy być dla niej doradcami, a nie
skłóconymi mistrzami demagogii. Pragniemy wyśpiewać dotąd niewyśpiewane litew-
skie skargi
2
, zbierać i pieścić ten bogaty skarb, zedrzeć cierpienia, biedy i troski narodu,
odrodzić w naszych sercach płonący Ogień tajnej wiedzy... Jednym słowem, pragniemy,
aby wola mas działała przez nas i w nas; nie zamierzamy być wyzyskiwaczami narodu,
rozkładającymi jedność na partie, które zieją nienawiścią i walczą ze sobą nawzajem.
Każdy naród winien umacniać się na d r o d z e z g o d n e j z j e g o n a t u r ą, tj. w zgodzie
z prawdą natury, uwarunkowanej przez Przeszłość i Teraźniejszość. Pogwałcenie tych
prawd (rozmyślne czy nie), połączone z ciągłym pragnieniem przerabiania narodu na
obcą modłę, wywołują ogólną anarchię, przez którą upada i ginie wszelka wola. Naród,
któremu odebrano poczucie wartości i przyrodzony mu cel, jest niczym meteor ode-
rwany od gwiazdy, spadający w przestrzeń. Dlatego nie chcemy, aby naród litewski, ku
uciesze różnych ‘kulturtraegerów’, był pawiem i małpą Europy, ale mamy nadzieję, że
będzie sobą – wobec siebie, i że zapisze się na białych kartach Księgi m y ś l ą w ł a s n ą ,
a n i e o b c ą, kradzioną.
Nie odżegnujemy się od jasnych momentów kultury europejskiej, nie odsuwamy
(ani myślą, ani pracą) narodu litewskiego od innych narodów o wspólnym z nami losie;
otwarcie przyznajemy, że wierzymy w kulturową współpracę wszystkich narodów i lu-
dów: jesteśmy głęboko przekonani, że naród może być wolny jedynie między narodami
wolnymi i w tej wolności tolerancyjnymi, niedążącymi do kulturowej czy społecznej
hegemonii: uznajemy, że los jednego narodu obciąża także i inne narody... Jednocześnie
jednak nie uważamy, aby naród litewski mógł żyć własną bezsilnością i okruchami spad-
łymi ze stołu miejskiej cywilizacji, rodzącej armię nędzarzy i proletariuszy – ekono-
miczną i moralną biedę bied... Dlatego nieprzychylnie patrzymy na pracę tych braci
Litwinów, którzy głód narodu chcą usunąć za pomocą obcych dóbr, a jego potrzeby chcą
zaspokoić – gnojem (!? – Red.) miejskiej cywilizacji, wspieranej przez żandarma – so-
cjalizm i inne ‘izmy’.
„Duch politycznego pokoju”, o którym wspominały liczne polskie gazety, nie jest
dla nas najważniejszym celem. Podkreślamy to, aby uniknąć późniejszych nieporo-
2
W oryg. użyto czasownik raudoti – rozpaczać, opłakiwać; autorzy listu odwołują się do ludowych la-
mentów, zwanych na Litwie raudami.
157
zumień. Nie jesteśmy ani partią polityczną, ani „przywódcami narodu”, abyśmy mie-
li proklamować jakieś polityczne nastroje, chcąc decydować tym samym o biegu hi-
storii. Zostawiamy to politykomanom (? – Red.), z którymi nie mamy nic wspólnego.
Jednocześnie ogłaszamy, że będziemy pracować w duchu „pokoju moralno-kulturowe-
go”, pragnąc dać przykład, jak działać, nie naruszając przy tym społecznego spokoju.
Ale i w tym przypadku „duch spokoju” ma być nie celem, ale rezultatem naszej pracy.
Cóż więc będziemy robić, chcąc realizować cele naszego Towarzystwa? Na razie
jesteśmy słabi (zwłaszcza materialnie) i narażeni na nieufność społeczeństwa, więc za-
mierzenia nasze dzisiaj są jak najskromniejsze. Chcemy wygłosić kilka referatów i po-
dyskutować o badaniach nad literaturą, historią, mitologią i folklorem Litwy, nie tracąc
przy tym z oczu, w duchu wcześniej wspomnianego „pokoju”, kultury powszechnej. Po
zorganizowaniu się i położeniu fundamentów dla naszej działalności, mamy zamiar pra-
cować na wspomnianych polach, badać przeszłość i współczesność Litwy z perspekty-
wy kultury powszechnej. Jednocześnie będziemy się starać pomagać tej części litewskiej
inteligencji, która nie zajmuje się polityką i nie niszczy wartości duchowych rozgryw-
kami partyjnymi, lecz dba o dorobek kultury litewskiej, bada jej tajemniczą przeszłość
i gromadzi ślady godnych szacunku minionych dni, wiedząc przy tym, że należy czcić
to, co wieczne, a odrzucać to, co chwilowe. Wpływ innych narodów (zwłaszcza Polaków
i Rusinów) na kulturę litewską, czyniony bez złych zamysłów i o ile ją wzbogaca, przyj-
mujemy z wdzięcznością.
Wierzymy, że nasza działalność uwidoczni kłamstwa głupców (?! Red.) kształtują-
cych opinię publiczną, tak obcych, jak i związanych z narodem litewskim, wygłaszają-
cych naukowe „nonsensy” o „niebezpieczeństwie ze strony odradzających się narodów”
– że przyczynimy się do wyjawienia wielu krętactw i, przede wszystkim, do lepsze-
go, bardziej szczegółowego poznania narodu litewskiego. Cała ta papierowa wojna
Litwinów przeciwko Polakom i Polaków przeciwko Litwinom wzięła się jedynie z nie-
porozumień, powstałych z winy obskurantyzmu i zawziętej nietolerancji. Dziś już nie
wystarczy pisać sentymentalnych litanii o miłości ojczyzny, w myślach odgrażając się
narodowym Perkunem i bezustannie oskarżając obcych o dawno zapomniane grzechy...
Dziś trzeba przemawiać czynem, aby język nie kłamał myśli, a myśl sercu... Dziś należy
działać, a nie judzić w imię przebrzmiałych skarg... Nie bić za to, że stracono ojczyznę,
ale troszczyć się o j e j o d r o d z e n i e ... Na koniec, trzeba nauczyć się żyć tak, jak chrześ-
cijaństwo mówi o człowieku – że n a r ó d p o s i a d a j ą c y w o l ę ż y c i a n i e u t r a c i g o
n a w e t w n a j g o r s z e j g o d z i n i e. Nikt tak nie hańbi własnego narodu jak ten, kto,
przydając godności swojej Ojczyźnie, niszczy godność innego narodu. Ośmielamy się
nazywać to barbarzyństwem, dzieckiem politykomanii.
Nasza działalność może pomóc obcokrajowcom w poznawaniu etnografi i Litwy,
a więc będzie p r a w d z i w i e k u l t u r o t w ó r c z a. Walczyć z nami będą tylko ludzie złej
woli. Tym zaś odpowiedzą nasze dzieła, początkowo być może słabe, wątłe – jak dzie-
cko, lecz z czasem dojrzewające, rozkwitłe i silne jak litewska dusza.
Wierzymy! I dlatego będziemy działać nie w imię egoizmu narodowego, a w imię
jedynej Idei, wspólnej wszystkim narodom. Służymy Litwie, a tym samym czcimy
Prawdę.
Oto nasze Credo. Działać będziemy otwarcie, aby nam nie zarzucono, że nie wiemy,
o co dbać i co czynić, i że możemy poruszyć tylko serca. Nasze Credo ma stanowić
Odezwa „Ruty”
158
m e m e n t o dla tych, którzy niechętnie witają każdą nową myśl i z założenia jej „nie
rozumieją”.
Równocześnie mamy nadzieję, że szanowna Redakcja poprze nasz zamysł, a ten list
zostanie opublikowany w „Varpasie”.
Z poważaniem
Prezes: Juozas Gerbačiauckas. [Józef Albin Herbaczewski]
Sekretarz: A. Varnas. [Adam Varnas]
PS. Co do kilku innych ważnych spraw, zwrócimy się do Szanownej Redakcji nieco
później, pragniemy się nimi bowiem zająć w naszych pracach.
Kraków, 19 IV 1904
Przyp. redakcji: Ta odezwa „Ruty” została nadesłana do redakcji w kwietniu 1904 r.
Z kilku przyczyn została odłożona. Język odezwy zostawiamy niemal niezmieniony,
poprawiliśmy tylko pisownię. Poglądy zaprezentowane w odezwie skomentujemy póź-
niej
3
.
Przełożyła Beata Kalęba
3
Wbrew zapowiedzi redakcji, „Varpas” ignorował działalność krakowskiego Stowarzyszenia Litew-
skiego.
Odezwa „Ruty”
Marian Zdziechowski
Ruta
1
Otrzymujemy następujące pismo:
Coraz częściej dochodzą do nas wiadomości z Litwy, że tameczny ruch narodowoś-
ciowy zabarwia się w ścisłym stopniu domieszką krańcowego szowinizmu . Obecnie
zdarzają się nawet pomiędzy księżmi tacy, którzy na zapytanie w języku polskim od-
powiadają po rosyjsku: „Nie rozumiemy, proszę mówić po litewsku, albo po rosyj-
sku”. Wobec tego należy z uznaniem powitać świeżo założone przez zamieszkałych tu,
w Krakowie, Litwinów, Towarzystwo „Ruta”, które postawiło sobie za cel – jak dowia-
dujemy się z wydanej przez nie odezwy – „pracę społeczno-naukową, wyzwoloną z wię-
zów doktryn politycznych, co znaczy wolną od wszelkiej partyjności i sekciarstwa”.
Jako najbliższe swoje zadanie Towarzystwo to poczytuje: „poznawanie historii ducha
narodu litewskiego ze stanowiska historii całej ludzkości”. Istotę tego zadania i kieru-
nek, w jakim je rozwiązać zamierzają tłumaczą autorowie odezwy bliżej, wygłaszając
przekonanie, że „prawda narodowa nie wyczerpuje jeszcze prawdy absolutnej, będącej
celem całego świata”, czyli że narodowość nie może być uważana za absolut, za bożysz-
cze postawione na ołtarzu i wymagające bezwzględnego oddania się, istnieje bowiem
ideał wyższy, wskazany w religii chrześcijańskiej, a ogarniający wszystkie narody, cały
rodzaj ludzki.
Wyznanie takie w dzisiejszej epoce rozpasania międzynarodowych zawiści i nie-
nawiści, rzuca sympatyczne światło na myśl panującą w gronie stowarzyszonych tu
Litwinów. „Cała papierowa walka Litwinów – czytamy w odezwie – i Polaków przeciw
Litwinom polega głównie na nieporozumieniu, powstałym z obskurantyzmu wzajem-
nej nietolerancji”. „Jeżeli pożądamy, iżby narody nas rozumiały, szanowały i ukochały,
powinniśmy się wyrzec wszelkich jątrzących dążności i zachować dostojną tolerancję
obcej myśli narodowej; dlatego też dajemy najlepszy wyraz naszych uczuć, publikując
statut stowarzyszenia w dwóch językach, szanując obcą mowę w życiu wewnętrznym
Towarzystwa”.
„Podjęliśmy się pracy kulturalnej (w istotnym tego słowa znaczeniu), pragnąc w tym
celu zjednoczyć nie tylko Litwinów, lecz i szczerych miłośników Litwy etnografi cznej
i geografi cznej, bez względu na ich narodowość; szanujemy szczere przekonania jedno-
stek i grup ideowo nam obcych, lecz szlachetnie czujących i myślących. Zachowujemy
ideową łączność nie tylko z braćmi Litwinami, pędzącymi tęskny żywot na emigracji,
lecz także z tymi spośród obcych, którzy dobrze życzą ojczyźnie naszej. A czyniąc tak,
1
Z. M., [Marian Zdziechowski], Ruta, „Czas” R. LVII (1904), nr 118 (Wydanie wieczorne).
160
Marian Zdziechowski
czegoż pragniemy? Oto, aby nas godnie przyjęto, oceniono i zrozumiano; aby nie ta-
mowano naszych wysiłków i dążeń płynących z dobrej woli, aby nie zwalczano nas
środkami niegodziwymi jedynie za to, że stoimy po tamtej stronie jątrzącej polityki, że
celem naszym jest prawda, a nie fanatyzm partyjności społecznej”. Wszelką politykę
autorowie odezwy wykluczają ze swoich celów tak dalece, że protestują przeciw wyra-
żonemu w kilku pismach przypuszczeniu, że „Ruta” uważa zgodę polityczną z Polską
za swój główny cel: „Duch zgody politycznej – odpowiadają na to założyciele ‘Ruty’
– nie jest naszym wyłącznym lub pierwszym celem; czynimy to oświadczenie w imię
konsekwencji, w celu uniknienia późniejszych nieporozumień; nie jesteśmy ani partią
polityczną, ani rządem narodowym, iżbyśmy głosili zgodę polityczną i pozostawiamy
to maniakom polityki (...), natomiast pracujemy w duchu zgody moralno-kulturalnej,
aby dowieść, że można to czynić bez ujmy dla spokoju społecznego”.
Cała odezwa, zredagowana zapewne pod kierunkiem prezesa „Ruty”, młodego
literata p. Józefa Herbaczewskiego, tchnie poezją wiary w Litwę, w jej przyszłość,
w twórcze pierwiastki, złożone w duszy ludu litewskiego, który się ma zaznaczyć
czymś samoistnym, wielkim i nowym na widowni europejskiej. Oto np. ustęp, będący
wymownym świadectwem uczuć żarzących się w duszach młodzieży pracującej nad
odrodzeniem Litwy: „Nie chcemy, aby naród litewski był pawiem i papugą Europy ku
uciesze różnych ‘kulturtregerów’, jeno życzymy, aby był sobą w szczerości swojej i za-
pisał białe karty księgi przeznaczeń swoją własną myślą, a nie cudzą, tj. kradzioną; nie
zwalczamy szlachetnych pierwiastków kultury europejskiej, nie wyodrębniamy narodu
litewskiego od innych narodów (...), lecz nie wierzymy, aby naród litewski mógł żyć
w bankructwie twórczości i karmić się okruchami spadającymi ze stołów mieszczań-
skiej cywilizacji Europy, wytwarzającej armie lazaronów i proletariuszów – niewol-
ników nędzy ekonomicznej i moralnej!” W duszy litewskiej „złożona jest potencjalna
moc wielkich rzeczy”, więc trzeba – według autorów odezwy – umieć wejść w duszę,
odtworzyć jej cierpienia i dążenia, trzeba wierzyć, że służąc Litwie, służy się prawdzie
i sprawiedliwości.
Od tych dalekich marzeń wielki jest przeskok do skromnych warunków, wśród któ-
rych „Ruta” obecnie rozwijać się może. Autorowie odezwy zdają sobie z tego sprawę:
„Jesteśmy – piszą – słabi (przede wszystkim materialnie) i narażeni na nieufność ogółu,
więc nie żywimy zbyt ambitnych zamiarów; chcemy zainicjować działalność naszą sze-
regiem odczytów i pogadanek poświęconych literaturze, historii, mitologii i poezji ludo-
wej Litwy”. Przy tym pragnęliby założyciele „Ruty” współdziałać z tą częścią inteligen-
cji litewskiej, która, odrzucając politykowanie, pracuje nad badaniem przeszłości Litwy,
zbieraniem pamiątek i w ogóle nad kulturalnym jej podniesieniem; „bezinteresowna zaś
praca obcych – kończą oni – skierowana ku wspomożeniu narodu litewskiego, znajdzie
w sercach naszych oddźwięk dziękczynny”.
Tej pracy nad badaniem i poznawaniem Litwy, nad jej oświatą i kulturalnym pod-
niesieniem, pracy, prowadzonej w tym duchu zgody z narodem naszym, którego szerzył
zacny i znakomity pisarz i patriota litewski, niedawno zmarły biskup Antoni Baranowski,
możemy z naszej strony szczerze przyklasnąć. Powstanie w Krakowie ogniska ruchu
litewskiego tą ideą ożywionego uważamy za rzecz pożądaną. Słyszeliśmy, że wśród
członków „Ruty” powstała myśl założenia pisma litewskiego, w którym by się skupiły
szlachetniejsze pierwiastki i lepsze siły Litwy. Sądzimy, że pismo takie byłoby nader
161
Ruta
pożyteczną przeciwwagą szowinizmu niektórych rozbrykanych żywiołów; nazwiska zaś
członków wydziału „Ruty”, pomiędzy którymi znajdujemy profesorów Uniwersytetu
Jagiellońskiego, dają rękojmię, że ruch, prze „Rutę” zainicjowany, nie zejdzie na ma-
nowce.
Kazimierz Bartoszewicz
Z teki sceptyka
1
Na innym miejscu wypowiedziałem kilka uwag tyczących się wystąpienia przeciw
nam wojowniczego księdza Biły
2
. Jest to jeden z tych sui generis patriotów, którym się
zdaje, że najlepiej zabezpiecza się byt narodowy przez machanie na prawo i lewo orę-
żem nienawiści. Środek ten na wyplenienie wpływów obcych bardzo często zawodzi,
gdyż nieostrożny wojownik zamiast wyrządzenia szkody mniemanym nieprzyjaciołom
wzmacnia tylko siły własnych wrogów, a tym samym przynosi krzywdę swemu społe-
czeństwu.
Ale ks. Bile zbyt już dobrze odpowiedziała „Gazeta Polska”, abym potrzebował tutaj
uzupełniać jej uwagi. Chce podnieść tylko jeden, nieznany w Warszawie, objaw walczą-
cej litwomanii.
Jest nim stowarzyszenie litewskie „Ruta”, założone przed rokiem w Krakowie.
Przejrzyjcie spis jego członków, a przekonacie się, że nazwisk litewskich jest w nim
niewiele, co najwyżej część czwarta. Reszta, a więc ogromna część członków, nosi na-
zwiska kończące się na wicz i ski, należy więc do rodzin polskich lub ruskich spolszczo-
nych. Wielu z nich nigdy Litwy na oczy nie widziało, wielu należy do rodzin, które od
kilku pokoleń zamieszkały na ziemi polskiej. Cóż więc w nich jest litewskiego?
A jednak uważają się oni za Litwinów, bo statut „Ruty” wyraźnie mówi, że człon-
kiem zwyczajnym Towarzystwa może być tylko ten, co się przyznaje do narodowości
litewskiej. Tenże sam statut wymaga, aby prezes i sekretarz Towarzystwa władali języ-
kiem litewskim, co jasno dowodzi, że większość panów Litwinów krakowskich nie zna
nawet języka swego (?) narodu. Stąd też, choć w gronie członków „Ruty” znajdują się
ludzie w sile męskiego wieku, a nawet osiwiali, zajmujący wybitne stanowiska w spo-
łeczeństwie, prezesem „Ruty” z konieczności jest młodzieniaszek, uczeń uniwersytetu.
Językiem Towarzystwa na wszystkich zebraniach jest naturalnie język polski.
Korzystając z bliskich stosunków znajomości, pytałem się jednego z tych Litwinów,
kończących się na ski i władających wybornie językiem… polskim, niemieckim i fran-
cuskim (z litewskiego zna zaledwie kilkadziesiąt wyrazów), skąd mu przyszło uważać
się za Litwina? Wytłumaczył mi, że pochodzi z „rodziny litewskiej”, bo przodkowie
jego mieszkali na Litwie, a jeden był nawet wojewodą. Rzeczywiście znana to była
1
„Gazeta Polska” 1905, nr 115; przedruk [W:] Kwestia litewska w prasie polskiej, Warszawa 1905,
s. 57–59.
2
K. Bartoszewicz, Z chwili, „Kurier Warszawski” 1905, nr 125; przedruk [W:] Kwestia litewska w prasie
polskiej, s. 59–63 (ksiądz Biła w „Vilniaus Žinios” „zachęcał księży sejneńskich, aby postarali się u Stolicy
Apostolskiej o mianowanie biskupem sejneńskim nie Polaka, lecz Litwina” – motywacje księdza były nacjo-
nalistyczne).
163
Z teki sceptyka
rodzina w granicach Litwy państwowej, ale już ojciec mojego „Litwina” urodził się na
Mazowszu, a mój Litwin w Krakowie – a więc powrócili na stare siedziby, odlitwi-
nili się. Jeżeli zaś idzie o pysznienie się starożytnością rodu, o zadowolenie ludzkiej
śmiesznostki, toć przodkowie polscy owego potomka wojewody żyli w XV i XVI wie-
ku, a litewscy dopiero w wieku XVII i XVIII – więc zaszczytniej chyba powoływać się
na tych pierwszych. Ba! ale przodek litewski był wojewodą. Ot, co jest – tu leży powód
„litwomanii” mojego znajomego.
A drugi znowu z moich znajomych Litwinów kończący się na wicz wyobraził sobie,
że pochodzi z książąt litewskich, co nawet jeden z „usłużnych” i „przystępnych” heral-
dyków drukiem ogłosił, więc chociaż od stu lat rodzina wiczów mieszka w Poznańskiem
i w Galicji, mój szanowny książę (?) ma się za Litwina.
Należy jeszcze dodać, że rodziny obu tych panów nigdy nie mieszkały na Litwie et-
nografi cznej, lecz na Białorusi, mogą więc co najwyżej nazywać się białoruskimi, a nie
litewskimi. Prawdopodobnie w żyłach ich nie płynie ani jedna kropla krwi litewskiej.
A cóż byśmy powiedzieli np. o Niemcu, który by uważał się za Turka, ponieważ ro-
dzina jego była niegdyś serbską, albo przez dłuższy czas zamieszkiwała w Serbii będącej
wówczas pod panowaniem tureckim? A przecież to zupełnie to samo.
Widzimy więc, jacy to są sztuczni Litwini ci Litwini krakowscy, z wyjątkiem natural-
nie tych jednostek, które są rzeczywiście Litwinami z urodzenia i w Krakowie czasowo
tylko zamieszkują.
Rej w tej gromadce rzeczywistych Litwinów wiedzie młodzież – i ona też najsilniej
trzyma sztandar litewszczyzny. Jest to całkiem w porządku.
Ale porządek ten się psuje, kiedy słyszy się tych panów, przemawiających na pub-
licznych zebraniach „Ruty”. Na jednym z nich znajdowałem się przed dwoma miesiąca-
mi i odniosłem dziwne wrażenie.
Młody prelegent miał przedstawić stan obecnej Litwy. Było to niezmiernie trudno
uskutecznić w odczycie trwającym pół godziny. Więc niewiele o tym stanie się dowie-
działem, natomiast usłyszałem parę ciekawych rzeczy.
Naprzód zaznaczył prelegent, że wśród kleru katolickiego na Litwie panuje niezgoda
narodowościowa. Jedni księża uważają się za Litwinów, drudzy za Polaków, trzeci za
Białorusinów. Ci ostatni „trzymają” z Polakami, za co ich od prelegenta spotkała nagana.
Dalej dowiedziałem się, że my, Polacy, powinniśmy z Litwy się wynosić. Było to po-
wiedziane dość delikatnie, ale było, a delikatność pochodziła z tego powodu, że „Ruta”
na odczyty zaprasza publiczność polską.
Przyznacie chyba, że wygłaszanie takich poglądów w Krakowie, który gościnnie
przyjmuje młodzież litewską, jest co najmniej oryginalne. Toteż obudził się pewien nie-
smak wśród zebranych. Starsi Litwini, ci „przypadkowi”, byli mocno zmieszani znalaz-
łszy się w fałszywej pozycji, boć w rzeczywistości czują się oni Polakami, a tylko litew-
ska fantazja przyszła im do głowy. Więc jeden z nich, po dłuższej dyskusji zakończył
zebranie gorącą apostrofą na cześć zgody między narodami, które zjednoczyła historia
i wspólna dola i niedola.
Apostrofę tę przyjęto hucznymi oklaskami. Wstrzymało się od nich tylko kilku mło-
dzieńców, którzy, w myśl ks. Biły, uważali to przemówienie za nowe „kłamstwo” ze
strony Polaków, chcących „odurzyć” Litwinów „chytrymi słowy”.
V
Feliks Koneczny
(rec.) Kwestia litewska w prasie polskiej,
Warszawa 1905, s. 112
1
„Zarzuty czynione przez narodowców litewskich prasie polskiej, że jakoby ma nie-
chęć do narodowego ich odrodzenia i poniża godność narodową Litwinów – wywołały
potrzebę zebrania w jedną całość wszystkiego, co mogło ulegać tym zarzutom i drażnić.
Nie należy do wydawcy przesądzanie, kto ma słuszność. Pragnie on tylko przedstawić
sądowi ogółu ten materiał, który dziś mógł być zebrany łatwo, ale którego wyszukanie
po dziennikach i czasopismach warszawskich później stałoby się nader uciążliwe lub
niemożebne”.
Zebrano tu artykuły z następujących pism i autorów: „Goniec” (Adam Jaczynowski),
„Tygodnik Ilustrowany” (Zygmunt Gloger), „Gazeta Polska” (Tadeusz Korzon
2
, Zygmunt
Gloger, Kazimierz Bartoszewicz), „Kurier Warszawski” (Zygmunt Gloger, Kazimierz
Bartoszewicz, Władysław Korotyński, Stanisław Kozłowski), „Ogniwo” (Aleksander
Dowsyl, Leon Wasilewski, Ludwik Abramowicz), „Kurier Litewski” (Hipolit Korwin
Milewski, ks. Tadeusz Zaborski, ks. Jan Bobkiewicz), „Wiek”, „Kurier Codzienny”
(Tomasz Potocki, Eliza Orzeszkowa, H. Rogowski), nadto sprawozdanie z dziełka
J ó z e f a A l b i n a H e r b a c z e w s k i e g o Odrodzenie Litwy wobec idei polskiej (Kraków
1905) i kilka głosów luźnych, pomiędzy nimi wyjątek z listu Henryka S i e n k i e w i c z a,
pisanego w sprawie wyborów do Dumy państwowej.
Wydawca oddał rzeczywiście cenną przysługę społeczeństwu, a książka ta pozostanie
pierwszorzędnym źródłem do studiowania stosunków polsko-litewskich. Zarzuty litew-
skie znajdujemy tu w komplecie. Ze strony polskiej zadokumentowana jest z całą sta-
nowczością dobra wola, z litewskiej nie zawsze, a główny szkopuł stanowi okoliczność,
że Litwini odznaczają się osłupiającą doprawdy ignorancją swych własnych dziejów.
Odrębność narodu litewskiego uznajemy najzupełniej i wszelkie jego prawa do roz-
woju; ale patriotyzm litewski wydaje nam się strasznie niedojrzały, jeżeli ma polegać
tylko na harcach z Polakami! Litwa na tym nic nie zyska, my też nic nie stracimy i obie
strony marnują tylko na próżno czas i energię. Litwini są narodem tak nielicznym, ich
obszar etnografi czny tak mały, że mogą myśleć nawet o założeniu odrębnego państwa…
bez niebezpieczeństwa dla kogokolwiek. Kwestia litewska jest kwestią drugorzędną wo-
bec polskiej, ruskiej, rosyjskiej i na p a ń s t w o w ą zamienić się nigdy nie może; przy-
1
„Świat Słowiański” R. II (1906), t. I, nr 21, s. 225 (autor podpisany jako: F.)
2
Tekst Korzona pt. Notatki krytyczne, „Gazeta Polska” 1904, nr 355 (reakcja na broszurę Adomasa
Jakštasa-Dambrauskasa Jedność czy separatyzm? Odpowiedź krytykom „Głosu Litwinów, S. Pietierburg
1903) przedrukowany w: W kręgu sporów polsko-litewskich na przełomie XIX i XX wieku. Wybór materiałów.
Tom I. Wybór i opracowanie: Marian Zaczyński i Beata Kalęba, Kraków 2004, s. 121–124.
168
Feliks Koneczny
szłość Litwy zawisła od porozumienia się Polski, Rusi i Rosji. Nie ma żadnego powodu
irytować się tak dalece na „litwomanów”, a należy z a w s z e w imię prawdy i sprawiedli-
wości bronić praw języka litewskiego, bez względu na to, czy „litwomanom” znana jest
prawda, a dostępna ich umysłom sprawiedliwość.
Michał Synoradzki
Sprawa litewska
1
Przed kilkoma miesiącami wyszła w języku polskim broszura Józefa Albina
Herbaczewskiego pt. Odrodzenie Litwy wobec idei polskiej (Kraków 1905)
2
, w której
autor usiłuje wyrazić opinię umiarkowanych demokratów litewskich w sprawie stosun-
ków polsko-litewskich.
Ideą Herbaczewskiego jest potrzeba i obowiązek szerzenia kultury indywidualnej
wszystkich ludów w celu osiągnięcia jak najwyższego rozwoju kulturalnego całej ludz-
kości.
Ideą polską w tej interpretacji powinno być jak największe wzbogacenie i pogłębie-
nie kultury polskiej narodowej, naukowej i państwowej. Tymczasem idea ta została spa-
czona taką naleciałością szkodliwą, jak silna żywiołowa dążność do szerzenia się poza
granicami etnografi cznymi polskimi.
To właśnie powoduje szereg sporów między Polakami a ich sąsiadami, i to takimi,
którzy z natury rzeczy powinni być ich przyjaciółmi.
Idea państwowa polska stoi również tej przyjaźni na zawadzie. Dlatego to odrodzo-
na Litwa stanęła w takiej sprzeczności względem idei polskiej szkodliwie zrozumianej.
Stąd to ów żywiołowy rozmach litewski zwrócił się silnie przeciw polskości.
My jednak pozwalamy sobie sądzić, że zacieśnienie idei polskiej w myśl Herba-
czewskiego sprowadziłoby nas do stanowiska Polaków „bez ziemi” – do stanowiska
Polaków bez Polski, bez Rzeczypospolitej. Czyż bowiem naprawdę, chcąc być „ideal-
nymi” Polakami, mamy cofnąć się z terytoriów spornych, tyleż naszych, co i obcych, ale
bądź co bądź ucywilizowanych?
Czyż po spełnieniu roli nauczycielskiej i organizatorskiej mamy się cofnąć ze zorga-
nizowanego kraju – czy nie otrzymaliśmy tam prawa obywatelstwa jako Polacy? Sądzić
należy, że idea Herbaczewskiego co do zgodnego pożycia polsko-litewskiego powinna
się uskutecznić przez zasadę: wszystkim Polakom i Litwinom wolno organizować się
i urządzać w sposób dowolny, byle z prawem publicznym i państwowym zgodny na
przestrzeni całej Rzeczypospolitej – i nikt nie może im w tym stawiać przeszkody.
Tymczasem Herbaczewski sądzi, że Polakom na Litwie, Litwinom w Polsce należy
się rola przyjacielskich osadników, którzy powinni pracować dla idei kulturalno-poli-
tycznych większości, tj. dla polskości w Polsce, dla Litwy na Litwie.
Sądzilibyśmy, że raczej powinna być dana najzupełniejsza wolność pracy kultural-
nej, za to praca i dążności polityczne mają służyć zawsze całej Rzeczypospolitej.
1
Koroniarz [M. Synoradzki], Sprawa litewska, „Teka. Czasopismo Młodzieży Polskiej” (Lwów) R. VII
(1905), nr 7–8, s. 276–280.
2
J.A. Herbaczewski, Odrodzenie Litwy wobec idei polskiej, Kraków 1905.
170
Michał Synoradzki
Ale Litwini nie chcą uznać istnienia jednej, wielkiej Rzeczypospolitej – wyznają ideę
Witoldowego separatyzmu i mienią się ich być spadkobiercami. Chodziłoby więc o zro-
zumienie idei Witoldowej: wedle naszego poglądu jest to idea wielkiego państwa na
dorzeczu Niemna, Dźwiny i Dniepru – od morza do morza – ale państwa bynajmniej nie
litewskiego, lecz państwa rusko-litewskiego. Czy idea ta, zwichnięta już w czasie unii
lubelskiej, kiedy dorzecze Dniepru przeszło do Korony, wobec tak krótkiego trwania
i takiej długiej przerwy da się dziś odnowić? – nie można się łudzić nadzieją.
Czy zmodernizowaną ideą ma być państwo litewskie, z ziem dolnego biegu Niemna
złożone, w to nie chcą wierzyć Litwini, bo nie jest to zgoła materiał państwowy; czy
wreszcie można mieć nadzieję wspólności politycznej z Łotyszami? – i to nieprawdo-
podobne.
Zostają więc trzy możliwości: albo stanowisko drugiej połowy wielkiej Rzeczy-
pospolitej – albo przyczepka w rodzaju Siedmiogrodu lub Banatu przy imperium rosyj-
skim, albo w razie nadzwyczajnego przewrotu stosunków politycznych świata nowożyt-
nego stanowisko „samodzielnej” Portugalii, Grecji czy Bułgarii – i to jeszcze w bardziej
miniaturowych rozmiarach; o roli Belgii czy Danii i mowy być nie może.
Ale są to pozornie rzeczy dalekie.
Owszem, są one aktualne wobec zwołania „gosudarstwiennej dumy w Rosji”. W jed-
nym z tych kierunków musi pójść stanowisko nielicznych przyszłych posłów litewskich
– i w chwili rozpoczęcia obrad parlamentu muszą oni zająć wyraźne stanowisko wobec
większości rosyjskiej, wobec przyszłego koła polskiego, wobec opozycji „inorodców”.
I nie można tu powiedzieć, że na dzisiaj sprawa polityczna Litwy sprowadza się do kłótni
o duszę szlachcica lub o język w kościele – rozstrzygnąć się muszą sprawy ważniejsze.
Gdyby zaś Litwini rozstrzygać ich nie chcieli, to wyjdzie im to na szkodę wielką, bo
do rozstrzygnięcia wezmą się Rosjanie, Białorusini i Polacy w sposób zaborczy i niewąt-
pliwie granice litewskie uszczuplą się znacznie.
W interesie polskim nie leży uszczknięcie kilkunastu gmin litewskich – gdyby rów-
nocześnie Rosjanie i Białorusini uszczknąć mogli tyleż albo i więcej; ale w razie niezde-
cydowanego stanowiska Litwy Polacy musieliby się bronić zbytniemu wzrostowi potęg
wrogich, jeżeliby sami kosztem tej ofi ary wzrosnąć nie umieli.
Polskim interesem politycznym jest utrzymanie politycznego i kulturalnego bytu pa-
rumilionowego ludu o kulturze łacińskiej i co więcej ludu posiadającego wysoką kulturę
ludową i zadatek na najbardziej demokratyczny ustrój w przyszłości; interesem politycz-
nym polskim jest stworzenie silnej organizacji prawnopolitycznej litewskiej, która by
zdołała wpływać na sprawy infl anckie przez Łotyszów, która by mogła osadzić zbytnie
zapędy niemieckie nad Zatoką Ryską. Ale uskutecznienie tych interesów zawisło całko-
wicie od Litwy samej: albo jako połowa Rzeczypospolitej będzie ona organizacją wielką
i potężną, albo będzie organizacją drobną, śmiesznie cudzej polityce podległą.
Ale tego wielkiego zagadnienia dziejowego, tej najważniejszej sprawy odrodzenia
Litwy Herbaczewski rozwiązać nie usiłuje nawet.
A potem inne zagadnienia „odrodzeniowe”.
Czy wobec odrodzenia Litwy, wobec tak wspaniałego ruchu ludowego można i nale-
ży „tolerować” i szerzyć rozwój kulturalny i polityczny żywiołu polskiego na Litwie, czy
nie należy po prostu przystąpić do radykalnego wyparcia go z granic Litwy? Zdaje mi
się, że ksiądz Biła, współpracownik „Vilniaus Żinios”, nie byłby od tego. Chodzi więc
o to, czy mieszczanin i szlachcic używający języka polskiego i wychowany w kulturze
171
Sprawa litewska
polskiej mają się wynarodowić, czy też mają być wyrzuceni (Eik laut!) jako uciążliwi
„cudzoziemcy” (mieszkający na Litwie od setek lat), czy też mają być traktowani jako
Litwini po polsku mówiący, czy wreszcie mają być tolerowani w owym rozwoju jako
uprawnieni obywatele, chociaż narodowości polskiej – jako obywatele Rzeczypospolitej.
Toteż dzisiejszy spór praktyczny toczy się właśnie o to zagadnienie – o tę duszę szlachty
litewskiej. Ale sądzę, że jedyną rozstrzygającą odpowiedź można otrzymać dopiero po
rozstrzygnięciu owego wielkiego dziejowego i politycznego pytania: ma li Litwa być
połową Rzeczypospolitej czy nie?
I trzecie jeszcze zagadnienie.
Czy odrodzenie ludu litewskiego, jego piękna kultura ekonomiczna i społeczna wy-
starczają same przez się na wytworzenie tego wszystkiego, co razem naród stanowi –
czy obejdzie się tutaj bez współdziałania innych warstw, które na Litwie posiadają tak
głęboko wkorzenioną kulturę polską i co więcej – w ogóle są polskimi?
Stronnictwa litewskie rozmaicie usiłują rozwiązać tę sprawę: socjalni demokraci
– wedle znanej swej recepty – nie troszczą się o państwowe i narodowe zagadnienia;
klerykali sprawy samej nie poruszają – mamy też moskalofi lstwo w rodzaju księdza
Biły. Sprawę usiłują rozstrzygnąć trzy grupy PLD (demokracja litewska) w sposób roz-
maity: nieprzejednani jawnie manifestują swą pogardę dla Polski i Litwy szlacheckiej –
wszechlitwini: „Litwa nie dla Polaków lecz dla Litwinów” – oczywiście mowa o Litwie
geografi cznej, wreszcie umiarkowani liberali są za równouprawnieniem narodowym
szlachty i w ogóle elementu polskiego na wzór szwajcarski.
Przecież wszystkie te trzy frakcje PLD wyznają zasadę: niepodległość Litwy etno-
grafi cznej i równouprawnienie Litwinów w granicach Litwy historycznej.
Ten zasadniczy program z polskiego stanowiska dałby się rozwiązać w sposób na-
stępujący: niezależność prawnopolityczna Litwy etnografi cznej i równouprawnienie
obywatelskie całkowite Litwinów w całej Rzeczypospolitej – uprawnienie obywatelskie
w granicach Litwy etnografi cznej.
W chwili obecnej, tj. po ukazie tolerancyjnym i po otrzymaniu możności nabywania
ziemi, otworzyły się żywiołowi polskiemu nowe zadania polityczne na Rusi litewskiej;
w sprawie tych zadań należałoby porozumieć się z Litwinami – i to śpiesznie, i stanow-
czo. Książka Józefa Albina Herbaczewskiego usiłuje w sposób liberalnie mesjanistycz-
ny rozwiązać twarde zagadnienie życia, ale nie daje odpowiedzi, jedynie tylko dobre
i bezstronne obserwacje.
Rok temu niemal mieliśmy sposobność sprawę tę poruszyć w „Tece”. Przewidywania
i sądy nasze potwierdziły się w informacjach Herbaczewskiego.
W prasie polskiej („Ogniwo” warszawskie) sprawa litewska znalazła odbicie i chęć
załatwienia
3
.
„Ogniwo”, związek towarzystw polskiej młodzieży, powzięło na ostatnim zjeździe
charakterystyczne uchwały, które czytelnik znajdzie również w „Tece”.
Tymczasem ze strony litewskiej nie usłyszeliśmy jeszcze głosu pojednania lub pro-
pozycji wspólnego załatwienia sprawy w całości lub częściowo.
3
W pierwszym roczniku „Ogniwa” (1903, nr 41) opublikowano (jako list do redakcji) artykuł informa-
cyjny o ruchu litewskim autorstwa Mikolasa Birżiszki Ze Żmudzi. W roku 1905 w „Ogniwie” zamieszczono
kilkanaście tekstów poświęconych relacjom Litwini – Polacy i ruchowi odrodzenia narodowego Litwy (pióra
m.in. Szczęsnej, Ludwika Abramowicza, Aleksandra Dowojny-Sylwestrowicza, Leona Wasilewskiego,
Piotra Wyszyńskiego).
Stanisław Mendelson
(rec.) Józef Albin Herbaczewski, Odrodzenie Litwy wobec idei
polskiej, Kraków 1905, G. Gebethner i Sp., s. 79
1
„Idea już poczęta – mówi nasz autor – bez względu na jej wartość (ujemną czy dodat-
nią) nie może zaginąć, ani też być zniszczoną”. Ale idee giną, gdy się przeżywają, a te,
które mają wartość ujemną, niechaj lepiej spoczywają w zapomnieniu. Na nieszczęście
nasze idee pochowane nieraz chwilowo wstają z grobu, a całun, w którym są owinięte,
bierzemy za dziewicze szaty białe.
Nie o zaginione wszak idee chodzi nam w tej chwili; „idea” litewska, a raczej ruch
narodowy litewski, jest jeszcze młoda, by mogła już zginąć. Młodość jej jest przyczyną
nawet tego, że kształtów wyraźnych nie przybrała jeszcze, że treści swej nie może odlać
w formy trwałe.
Jaka będzie przyszłość tego ruchu? Nie wiemy. Są w niej dwa czynniki, dwie strony
różnorodne. Przede wszystkim jest czynnik ludowy w szerokim słowa tego znaczeniu,
czynnik demokratyczny. Pod tym względem ruch litewski jest płodem czasów nowych,
wynikiem spółczesnej myśli demokratycznej. Idzie mu o wprowadzenie mas ludowych
do życia krajowego i o nadanie im mniej lub więcej decydującego znaczenia w rozwoju
krajowym.
Drugim czynnikiem to idea narodowa, dążąca do wytworzenia nie tylko samodzielno-
ści kulturalnej Litwy, ale i do samoistności państwowo-narodowej. Zrozumiałym będzie
fakt, że strona narodowa bywa różnie podkreślana przez rozmaite warstwy „inteligen-
cji” litewskiej. Mamy nacjonalistów względnych i wszechlitwinów, mamy zwolenni-
ków Litwy etnografi cznej i tych, którzy mówią o Litwie geografi cznej. Jedni chcą sa-
modzielności kulturalnej w państwie rosyjskim przeinaczonym, drudzy widzą możność
zgody i z Polakami, od których jednak żądają wyrzeczenia się na Litwie idei polskiej.
Herbaczewski należy do tych, którzy chcą przyjacielskiego stosunku do „obu sąsiadów”.
Otóż wszystkie piękne słowa o przyjaźni sąsiedzkiej, o unii równych z równymi nie
rozwiązują kwestii; sąsiadami niezależnymi nie jesteśmy; po co więc wmawiać w siebie
sytuacje nieistniejące? Następnie, co znaczą słowa „równi z równymi” w chwili, gdy
zarówno Polska, jak i Litwa są prowincjami państwa rosyjskiego? Słowa te nic nie mó-
wią i nie mają żadnego znaczenia. Jeżeli zaś mają mieć znaczenie, to tylko to, że jako
1
„Książka”. Miesięcznik poświęcony krytyce i bibliografi i polskiej, pod kierunkiem literackim Adama
Mahrburga R. VI (1906), nr 8, s. 326–328.
Stanisław Mendelson (Mendelsohn), ps. Aleksander Messin (1857–1913) – działacz polskiego i między-
narodowego ruchu robotniczego, pisarz i publicysta; emigrant, więziony przez władze pruskie; redagował
pisma socjalistyczne „Równość”, „Przedświt”, „Walka Klas”; współzałożyciel Polskiej Partii Socjalistycznej;
po wystąpieniu z PPS związany z ruchem ludowym.
173
(rec.) Józef Albin Herbaczewski, Odrodzenie Litwy...
„równi z równymi musimy się liczyć ze sobą na ziemi litewskiej”. Z jednej strony nowe
siły litewskie, Litwa demokratyczna, wyobrażająca nie tylko przyszłość, ale wzrastają-
cą świadomość społeczno-polityczna mas ludowych już zadania dzisiejszego. Z drugiej
strony cały spadek myśli i życia prawno-państwowego, spadek po Rzeczypospolitej.
Herbaczewski nie ocenia dokładnie znaczenia tego spadku, ale sam się zdradza, gdy
chce nawiązać spółczesne dążenia narodowe do Litwy pogańskiej. Tylko że w rozwoju
ludzkim łatwiej jest nawet – jeżeli to możliwe – przeskoczyć etapy w rzucie naprzód,
aniżeli zatrzeć niemal pięć wieków z przeszłości.
Nie wspomnieliśmy o wieku XIX, a on wszak nie był stracony dla dziejów myśli
polskiej na Litwie, dla owej unii polsko-litewskiej, jak ją historia wytworzyła, a wypadki
zatrzymały w jego rozwoju. Nie można zatrzeć ani uniwersytetu wileńskiego, ani 1830
roku, ani martyrologii 63 roku. Mimo woli zapytać musimy, dlaczego młoda demokracja
litewska, mając w kraju tę spuściznę, chce w swych dążeniach do wytworzenia myśli
państwowo-politycznej przeskoczyć sześć wieków wstecz i snuć z Litwy pogańskiej.
Przypuśćmy jednak, że ta puścizna jeszcze nie wywiera uroku (mówimy jeszcze, bo
myśl polityczna Litwy jest bardzo młoda) – przypuśćmy, że ona nie zawiera w sobie
sił żywotnych, możliwych i godnych do rezurekcji, ale mogiły istnieją, cmentarzysko
rozległe jest widoczne.
Powiedzieć nam Eik lauk! (Wynoś się!) od tych mogił, od tego cmentarzyska – żadna
siła ludzka nie może. Czyż więc nie mamy słuszności, że czas zrozumieć, iż to my na
ziemi litewskiej mamy prawo do sztandaru, „równi z równymi”.
Autor broszury skarży się na publicystów i pisarzy polskich, że nie chcą zrozumieć
„idei litewskiej”. Nie bronimy „przesądów”, nie chcemy nawet szukać wytłumaczenia
dla tych, którzy nie mogą zrozumieć konieczności przekształcenia demokratycznego za-
równo w Polsce, jak i na Litwie. Ale Litwini mniej niż ktokolwiek bądź powinni rzucać
kamieniami na tych, którzy zapatrzyli się na mogiły swoje i obawiają się znieważenia
grobów. A czyż nie jest to świętokradztwem, co Herbaczewski opowiada o memoriale
złożonym przez dra Szlupasa generał-gubernatorowi Hurce w Warszawie, jak pozbyć się
wpływu polskiego na Litwie. Dodajmy, że w tym samym czasie dr Szlupas był w sto-
sunkach z redakcją „Przedświtu” i z ludźmi takimi, jak Ludwik Janowicz
2
z Proletariatu.
Jest to przeszłość, która – jak zapewnia Herbaczewski – nie wróci. Nie przypomina-
my niczego dr. Szlupasowi, ale żądamy pobłażania i dla Polaków, zapatrzonych w prze-
szłość. Żądamy wyrozumiałości dla ludzi, którzy, przy mogiłach stojąc, nie pojmują
zmian, jakie nasza epoka demokratyczna wszędzie wprowadza i wprowadzać musi.
Na Litwie mamy zatem nowy czynnik, który wzbogaci życie społeczne – budzący się
do świadomości lud litewski, przeważnie lud wiejski. Jest to bez wątpienia gwarancja
przyszłego zdemokratyzowania Litwy.
Ale czy ten ruch ludowy w granicach, w jakich się on rozwija, wystarczy na wytwo-
rzenie samoistnego politycznego (a nie tylko kulturalnego) ruchu narodowego – tego nie
wiemy nawet po gorących zapewnieniach Herbaczewskiego. Powiadamy, że nie wiemy,
gdyż życie wiejskie na Litwie kształtuje się poza granicami tego ruchu. Jest to jeden z po-
wodów naszego w tej mierze agnostycyzmu, ale nie jedyny. Wymieniony wszakże fakt
2
Ludwik Janowicz, ps. Konrad (1858–1902) – działacz socjalistyczny, współpracownik Ludwika
Waryńskiego, Stanisława Kunickiego; po ich uwięzieniu kierował partią Proletariat; wieloletni więzień
Szlisselburga; od 1896 zesłaniec; popełnił samobójstwo.
174
Stanisław Mendelson
odrębnego, jak do dziś dnia, kształtowania się życia miejskiego każe nam powątpiewać
o możności samoistnego i wyodrębnionego życia państwowego na Litwie. Wprawdzie
to życie miejskie nie jest wszędzie i całkowicie polskie
3
; okoliczność ta nie wzmacnia
atoli siły narodowej ruchu litewskiego. Przeciwnie – poniekąd osłabia ją.
Niezależnie więc od sprawy polsko-litewskiej, ruch demokratyczno-narodowy na
Litwie musi, o ile świadomie do bytu państwowego dąży, liczyć się z wielu okolicznoś-
ciami, które dziś przeocza dlatego tylko, że widzi możność samoistności kulturalnej. Ale
nawet i ta ostatnia może dojść do pewnych granic tylko, a dalej się zatrzymać w swym
rozwoju. Czyż więc wobec tych różnych wątpliwości godzi się palić mosty za sobą i dla
skoku ideologicznego w czasy Witoldowe przekreślać sześć wieków historii?
Pod względem polityki praktycznej wszystkie stronnictwa polskie skłonne są dziś
do polityki „nieinterwencji” do spraw litewskich. Społeczeństwo polskie ma zadania
bliższe do spełnienia, ma trudności większe do zwyciężenia aniżeli te, które rozjątrzeni
Litwini w rodzaju dra Szlupasa dawniej gotowi byli nam wytwarzać. Niemniej przeto
obstawać musimy przy haśle „równi z równymi” na ziemi litewskiej. Równouprawnienie
to należy się Polakom zarówno z punktu widzenia demokratycznego, jak i dlatego, że są
oni tam spadkobiercami myśli politycznej, która Litwinom tylko korzyść, a nie szkodę,
bo spuściznę po życiu realnym dać może.
Herbaczewski, jak się zdaje, nie wierzy w przyszłość ruchu litewskiego w Prusiech.
Wyodrębnienie się opozycji litewskiej tamże wzmocniło tylko politykę germanizacyjną.
Przy tej sposobności dodam, że Fryderyk Engels w liście, który dziś, zdaje się, jest w po-
siadaniu Karola Kautsky’ego, w liście, który czytałem, wyraża przekonanie, że połącze-
nie się Polski z Litwą może się okazać szkodliwe dla interesów niemieckich. O ile więc
życzy on sobie bytu Polski, o tyle obawiać się, zdaniem jego, należy politycznej między
Polską a Litwą spólnoty. Fakt ten, który podaję, może rzuci nowe światło na potrze-
bę harmonii polsko-litewskiej, której sobie życzy Herbaczewski choćby dlatego, by nie
utracić żywiołu szlacheckiego. Ale wchodzimy w dziedzinę „wewnętrznych” stosunków
Litwy, które z zasady pomijamy.
3
O kwestii tej pisałem w „Neue Zeit” jeszcze w roku 1894 (przyp. autora).
Zygmunt Gloger
(rec.) Józef Albin Herbaczewski,
Odrodzenie Litwy wobec idei polskiej
1
, Kraków 1905
Idea polska może być tylko traktowana i zrozumiana na tle dziejów polskich,
a względnie do Litwy, na tle stosunków Polski do Litwy, na podstawie faktów historycz-
nych i prawodawstwa zarówno Korony, jak i Litwy.
Byliśmy przeto pewni, sądząc po tytule, iż znajdziemy w pracy Herbaczewskiego
roztrząśnięty ten jedyny w dziejach ludzkości stosunek między dwoma narodami, w któ-
rych całym prawodawstwie ani Voluminach Legum i Statucie litewskim, ani w diariu-
szach sejmowych, ani w pismach wychodzących z kancelarii koronnej i litewskiej, ani
w czynnościach urzędów Rzeczypospolitej Polsko-Litewskiej, ani w literaturze polskiej
nie zadźwięczała nigdy przez kilka wieków ani jedna nuta upośledzenia, a cóż dopiero
prześladowania mowy i narodowości litewskiej.
Wielkie Księstwo Litewskie rządziło się oddzielnym Statutem litewskim, który samo
sobie napisało, miało własne wojsko, własnych hetmanów, własne sejmy prawodawcze,
biskupów, szkoły i w ogóle taki sam samorząd, a nawet w wielu razach, np. w mianowa-
niu niektórych dygnitarzy, samorząd szerszy niż Korona i nie pozwoliło nigdy koronia-
rzom mieszać się siebie do niczego.
Wszystkie szkoły miało w swym ręku duchowieństwo litewskie, które nauczało
w nich jak chciało i czego chciało, a że nauczało po łacinie a nie po litewsku, to cóż byli
winni temu Polacy, którzy także uczyli tylko po łacinie, zabraniając własnej dziatwie
szkolnej mówić po polsku?
Jagiellonowie pracowali gorliwie nad podniesieniem miast, których Litwa przed nimi
nie posiadała. Wszystkie miasta i miasteczka królewskie w Wielkim Księstwie, wyswo-
bodzone z poddaństwa i niewoli książęcej, otrzymawszy swobodę i urządzenia zachod-
nioeuropejskie, jakimi się rządziły miasta w Koronie, zaczęły się nazywać „wolnymi”
i same garnąć skwapliwie nie do narodowości litewskiej, która była dla nich synonimem
pogaństwa, despotyzmu i bezprawia, lecz do narodowości polskiej, w której widziały
kulturę, postęp i synonim ówczesnych praw i swobód ludzkich. Taka była właśnie „idea
Polski”.
Ale autor, pomijając to wszystko mrokiem milczenia, ciska Polsce garść gołosłow-
nych zarzutów w najwyższym stopniu sprzecznych z historią, np. że „myśl twórcza Litwy
była uwięziona w niewoli narodowej” (s. 48), że „dyplomacja polska była pozbawiona
ideowości braterstwa”, że minęły już te czasy, kiedyście (tj. Polacy), rządząc nami (tj.
Litwinami), deptali godność naszą, że władcowie polscy popełnili „winy historyczne”
1
„Tygodnik Ilustrowany” 1907, nr 33 (2493).
176
Zygmunt Gloger
itd. Przyznajemy się, iż pierwszy raz w życiu czytamy tyle zarzutów, na których popar-
cie nikt nie znajdzie nigdy żadnego faktu w dziejach, a które rozwijają tylko nienawiść
wśród ludzi ciemnych.
Tyle frazesów, urągających elementarnej znajomości dziejów polskich, że aż się robi
ckliwo – i to w książce, mówiącej o „idei Polski” i napisanej przez autora zdolnego,
władającego dobrze piórem i językiem polskim, który właściwie nie jest Litwinem, lecz
Polakiem i, o ile chwilami czuje się sam sobą, o tyle rzuca myśli głębsze, np. że „niedo-
rzeczna walka spowodowała niedorzeczne następstwa, uderzające zarówno Litwinów,
jak i Polaków”, że teraz bije godzina, nakazująca być szlachetnym, wyrozumiałym,
rycerskim, że Litwin musi poznać Polaka, a Polak Litwina, a to wzajemne poznanie
zniszczy nienawiść ignorancji, która jest jedynym źródłem nieporozumienia, że wyrwać
z duszy litewskiego Polaka kulturę polską i rzucić ja na śmietnik – to „marzycielstwo
graniczące z obłędem” itd.
Ksiądz Jan Urban
(rec.) Józef Albin Herbaczewski, Głos bólu.
(Sprawa odrodzenia narodowego
Litwy w związku ze sprawą wyzwolenia narodowego Polski),
Kraków 1912, Księgarnia S.A. Krzyżanowskiego, s. 206
1
Ze sposobu pisania autor znany jest dobrze. W obecnie wydanej książce nic się nie
zmienił: przemawia namiętnie, styl jego roi się od wykrzykników, dla przeciwnika nie
żałuje sarkazmów. To nie chłodna rozprawa operująca dowodami, to krzyk do uszu prze-
ciwnika; azali się zbudzi i może zareaguje. Ten niezwykły sposób pisania kiedy indziej
może był u autora manierą tylko – obecnie, wierzymy, że jest głosem bólu. Bo oto pa-
triota kochający swój naród widzi, że ci, co ujęli w swe ręce ster tego narodu, zatruwają
jego duszę, a przy tym zmonopolizowali na swą korzyść sternictwo, nikogo doń nie
dopuszczając. Jak tu nie oburzyć się, jak nie krzyknąć z bólu?!
Autor wierzy, że Litwa, ojczyzna jego, tylko w połączeniu i zgodzie z Polską może
iść naprzód w swym kulturalnym rozwoju; inaczej grozi jej zalew bizantyńszczyzny.
Z drugiej strony i Polska potrzebuje Litwy. Niestety, autor ma wiele do zarzucenia i tym,
co reprezentując Polskę w Litwie, sprzeniewierzają się rycerskim ideałom przeszłości
i albo gnuśnieją w leniwej bezczynności, albo nawet tamują rozwój kulturalny ludu,
względem którego mają długi i obowiązki. Jeszcze więcej ma do zarzucenia swoim –
tym, co myślą, że Litwę zbudują na nienawiści ku wszystkiemu, co polskie. Jednym
i drugim wypowiada gorzkie słowa, owszem, karci ich i zapowiada im groźną pomstę
przyszłości. Karci przede wszystkim ten podły serwilizm, który płaszczy się przed siłą
prawdziwego wroga Litwy, by z nim wspólnie zgnieść wroga mniemanego i lokajstwem
kupić sobie możność działania.
Na zasadniczą tezę Herbaczewskiego trzeba się pisać bez zastrzeżeń. Ale dla obro-
nienia czystości tej tezy trzeba wyraźnie podkreślić błędy, które jej towarzyszą. Autor
zwalczany przez siebie kierunek stale nazywa „klerykalnym”, dwie trzecie książki jego
to walka z „klerykalizmem” litewskim. Dlaczego autor nadużywa nazw? Czy to nie-
odłączna własność programu klerykalnego sianie nienawiści ku Polakom i lokajstwo
względem rządu? Że taka metoda nie wypływa z zasad chrześcijańskich, autor to dobrze
rozumie i rozumieniu tego nieraz wyraz daje; ale pytamy nadto, czy taka tylko metoda
jest możliwa, według autora, tam, gdzie na czele pracy narodowej i społecznej staje
duchowieństwo? W naszym przekonaniu metoda ta nie ma nic wspólnego z „klerykali-
zmem”, według wszystkich utartych znaczeń tego wyrazu. Jest to szowinizm opłakania
1
„Przegląd Powszechny” R. XXIX (1912), t. CXIII, s. 294–295.
178
Ks. Jan Urban
godny, ale jest to rzeczą przypadkową, że reprezentują ten kierunek właśnie księża li-
tewscy. Szowinizmu tego i klerykali potrafi ą się pozbyć, skoro głębiej wnikną w zasady
chrześcijaństwa i skoro na dalszą metę patrzeć poczną.
O ile pesymistą jest autor, gdy gromi „klerykałów”, o tyle zbytniemu optymizmowi
ulega, gdy zwraca oczy ku „demokratom” i „liberałom”. Nie bierzemy za złe tego, że
widzi w nich więcej prawości, ale czy to nie zdradza pewnej naiwności żądać od „demo-
kratów”, tych, których autor ma na myśli, by się wyzbyli „moskalofi lizmu postępowe-
go” i „wolnomyślności” antykatolickiej, by uszanowali bez zastrzeżeń ideę katolicką?
Mniejsza o „moskalofi lizm”, ale jeśli chodzi o wolnomyślność antykatolicką, o stosunek
do idei katolickiej, to demokraci nie mogą skorzystać ze wskazań autora, gdyż przesta-
liby być „demokratami”. Tym mniej zgodzą się na określenie demokracji, dane przez
autora na stronie 100
2
. Z chwilą, gdy pójdą za głosem Herbaczewskiego, przestaną być
sobą i obrócą się w demokratów katolickich, czyli przyjmą cały program tych, których
autor „klerykałami” zowie, oprócz tylko metody nienawiści i lokajstwa. Jeśli łatwiej jest
zdjąć z kogoś czapkę niż skórę, to radzilibyśmy autorowi nie łudzić się co do „demokra-
tów” i nie przedsiębrać prób jakiejś transsubstancjacji, lecz dalej pracować nad tym, by
raczej „klerykali” pozbyli się tych błędów, które bynajmniej z katolickiego programu nie
wypływają. W takiej pracy życzymy powodzenia.
Z książki Herbaczewskiego odniesie pożytek każdy Polak, znajdując w niej na-
szkicowany cały obraz duchowego i kulturalnego dorobku Litwinów. Zbytkiem zna-
jomości Litwy nie grzeszymy; dlatego pouczyć się o czymś z tamtejszych stosunków
nie zawadzi.
2
„Prawdziwy demokratyzm opiera się na w o l n y m, choć odpowiedzialnym współdziałaniu i współza-
wodnictwie wszystkich klas i stanów, naród-społeczeństwo tworzących; nie żąda podporządkowania w o l i
kulturalnej mniejszości w o l i mało kulturalnej (albo wcale niekulturalnej) większości, lecz do pracy narodo-
wo, społecznie t w ó r c z e j powołuje najlepsze, najzdolniejsze, najkulturalniejsze jednostki ze w s z y s t k i c h
klas społecznych; nie propaguje hegemonii żadnej klasy, lecz rozbieżne aspiracje i dążenia wszystkich klas
harmonizuje ideą dobra ogólnonarodowego. Prawdziwy demokratyzm, pogłębiając w duchu nowoczesnym
historyczną kulturę i tradycję pogłębia, utrwala b y t n a r o d u; z przeszłości czerpie soki żywotne – jak drze-
wo z korzeni. Tylko „demokratyzm” parweniuszów-dorobkiewiczów (a zwłaszcza nihilistów rosyjskich)
może się obejść bez tradycji historycznej; wszak wyznają światopogląd zoologiczny! Prawdziwy demokrata
jest realizatorem t e s t a m e n t u p r z e s z ł o ś c i, uwieczniającego twórczą pracę narodu…”.
K. S.
(rec.) Józef Albin Herbaczewski, Głos bólu
(Sprawa odrodzenia narodowego Litwy
w związku ze sprawą wyzwolenia narodowego Polski),
Kraków 1912
1
Książka, którą mamy przed sobą, jest przede wszystkim – czynem.
Narodowi, społeczeństwu swemu wypowiedzieć prawdy ostre, o których się dotąd
małodusznie milczało, wskazać imiennie sprawców zła w swoim kraju, kierowników
ludu na fałszywe drogi wskazać bez względu, że na głowę wskazującego posypie się
za to grad kamieni – jest to akt odwagi cywilnej i moralnej zasługi; książka, którą tylko
ból prawdziwy mógł wyrwać spod pióra szlachetnemu autorowi, słusznie się nazywa
głosem bólu i jest głosem przestrogi.
Autor, J ó z e f A l b i n H e r b a c z e w s k i, Litwin rodowity, należy do tego młodsze-
go Litwy pokolenia, które zapragnęło odrodzenia starożytnego swego narodu, nielicz-
nego, lecz bogatego w zdolności. Czynny poprzednio w publicystyce litewskiej, autor
zna blisko kierunki pisarzy, poglądy redaktorów pism, przywódców partyj narodowych.
Książka jego nie tyle systematycznie, ile wyraziście maluje kolejne okresy i zwroty
budzącego się samopoznania narodowego i piśmiennictwa litewskiego od działalności
Wi n c e n t e g o K u d i r k i, publicysty i poety (1889 r.) do ostatnich dni.
W książce czytamy rewelacje, które głębokim smutkiem napełniają duszę patrioty
litewskiego i każdego przyjaciela Litwy.
Nienormalnymi drogami kroczy to odrodzenie litewskie. Ponieważ do życia narodo-
wego obudził się tylko lud, sam przez się pozbawiony oświaty i żywych, kształcących
tradycji, tradycje zaś zamarłe, starożytne do życia nowoczesnych społeczeństw wystar-
czyć nie mogą – przeto nad tym ludem opuszczonym przez swoją szlachtę zawisła całym
ciężarem nowożytna nauka rosyjska i kultura rosyjska, jedynie w kraju dostępna ludowi,
od początkowych szkół do uniwersytetów. Jad moralny rosyjskiej oświaty, zabijającej
w młodzieży poczucie wolności, godności osobistej i narodowej, przerabiającej prawdy
historyczne na fałsze naukowe dogodne dla państwa, podziałał trująco na świeże umysły
młodych Litwinów, rozgrzane wybujałym – jak dziś wszędzie – nacjonalizmem. W na-
uce historii rodzinnego kraju, podanej na ławach szkół rosyjskich, polska i katolicyzm
przedstawiane były jako dwie siły zgubne i wrogie, które zniszczyły samodzielność
Litwy i Rusi. Wracała młodzież do domu z wiarą nieraz zachwianą, z zasianym zarze-
wiem żalu i niechęci do polskości, a uczucie to, przy zetknięciu się ze szlachtą, obo-
1
„Świat Słowiański” R. VIII (1912), t. I, nr 88, s. 289–292.
180
K. S.
jętną lub niebacznie przeciwną odrodzeniu narodowemu Litwy, zranione szowinizmem
niektórych stronnictw polskich, zamieniło się u niejednego z „inteligentów” litewskich
w otwartą nienawiść. Wcisnęła się ona w różne stosunki polsko-litewskie, zdołała do-
trzeć nawet do seminariów.
Lud litewski od wiek wieków jest bardzo pobożny, marzeniem każdej zamożniejszej
rodziny włościańskiej jest posiadanie w łonie swym księdza. Idzie więc młodzież włoś-
ciańska do seminariów z powołaniem lub bez powołania i z tych ostatnich wytworzył się
w obecnych czasach ów zastęp księży-szowinistów, zapamiętałych propagatorów litew-
skości w kościele z krzywdą dusz ludzkich i stosunków bratnich, fanatyków, których tak
silnie piętnuje Herbaczewski w swojej książce. Lecz piętnuje on ten zastęp księży i ich
zwolenników nie za jeden fanatyzm narodowy. Zejście kapłana katolickiego z prawej
drogi szalonym pędem porywa go dalej. Księża w zapamiętaniu zdradzają przyszłość
narodu litewskiego i sam Kościół, wchodząc na własną rękę, bez pytania zwierzchni-
ctwa swego w wiernopoddańcze układy z rządem rosyjskim. Za głośniejsze brzmienie
języka narodowego w szkółkach i w niektórych instytucjach niebacznie oddają na rzą-
dową korupcję duszę ludu.
Odsłoniwszy po raz pierwszy publicznie tę groźną plamę odrodzenia litewskiego,
Herbaczewski gorącym sercem swoim przeczuwa zbliżającą się reakcję. Twierdzi on,
że lud prostym rozsądkiem wiedziony, rychło już zrzuci jarzmo nakładane mu przez
zeświecczony klerykalizm, że poza partią księży szowinistów są patrioci świeccy, którzy
czynniej działać poczną, gdy się podniosą z przygnębienia przez tamtą grupę wywiera-
nego. Herbaczewski nie widzi innej broni, jak reakcję w ludzie i wskutek tego upadek
wpływu kleru. Broń ta wszakże byłaby obosieczna, a reakcja grożąca nową chorobą
społeczną. Autor sam wskazuje na dodatnie postacie działające wśród kleru, nieliczne
niestety.
Nie możemyż mieć nadziei, że w tym samym duchowieństwie katolickim litew-
skim powstaną rychło przeciwdziałacze? Już sam administrator diecezji wileńskiej,
ks. K a z i m i e r z M i c h a l k i e w i c z, L i t w i n, z wytrwałością godną podziwu i zacię-
tością iście litewską, walczy z szowinizmem obu stron w Kościele, z ciasnotą zarów-
no litwomańską, jak wśród Polaków zdarzającą się. Również grupa duchowieństwa
Suwalszczyzny, skupiająca się około biskupa sejneńskiego, trzyma się z dala od praktyk
kleru kowieńskiego i wyzwala się z szowinizmu. Ufajmy w reakcję duchową samego
kleru! Faktem jest, że dotąd jednak oddziaływanie dodatnie jest słabe; oba szowinizmy –
polski i litewski – walczą po kościołach, zaślepiony zaś zapęd księży w Kownie wyzywa
wpływy Wschodu, idące groźną ławą.
W osobnym rozdziale zastanawia się autor nad bezczynnością szlachty litewskiej
w całym odrodzeniowym ruchu litewskim i wini ją w znacznej mierze za zejście tego
ruchu na niebezpieczne drogi. Któż może zaprzeczyć, iż Herbaczewski ma tu najpełniej-
szą słuszność? Nieobecność szlachty w ruchu odrodzeniowym litewskim, mianowicie
szlachty możnej, sprawia to przerwanie związku między tradycją historyczną a obudze-
niem litewskim dzisiejszym, plemiennym raczej niż narodowym; przerwanie nieunik-
nione, bo lud sam nie stanowi narodu, tradycji dziejowej nie przechowuje i jedna tylko
szlachta może go z tą tradycją zapoznać i umieć ją w nim zaszczepić. Nawet komplikacja
stanowej tradycji szlacheckiej z pańszczyzną nie stanęłaby tu dziś na przeszkodzie, bo
z rzeczywistych dziejów lud wiedziałby tę prawdę, iż ów grzech wszecheuropejski pod-
181
(rec.) Józef Albin Herbaczewski, Głos bólu
daństwa ludu szlachta u nas sama wykorzeniała i o zniesienie jego walczyła; wspaniałe
zaś państwowe trwanie kilkuwiekowe, bogactwo wspomnień dziejowych nieocenione,
stałoby się duchowym dziedzictwem ludu, jak nim jest dla szlachty, skoro przeszłość ta,
zbudowana wspólnie, nie do jednego stanu należy, lecz do całego narodu. Jeżeli jednak
szlachta litewska schodzi z terenu historycznego, zapoznając rzeczywisty ideał unii, od-
wraca się od prastarego języka narodowego, przemówić w nim do ludu nie chce i o inne
jego potrzeby duchowe wcale się nie troszczy, cóż dziwnego, że lud staje się coraz bar-
dziej obcy, a inteligencja zeń pochodząca, tym nienormalnym objawem wstrząśniona,
uderza częstokroć w drugą ostateczność i staje się wrogiem całej tradycji dziejowej,
mieniąc ją tylko szlachecką? Taką drogą idzie nie odbudowanie narodu, lecz rozdział,
osłabienie i upadek na pastwę innym!
W książce Herbaczewskiego znajdujemy wiele prawd, poglądów zdrowych o społe-
czeństwie zarówno litewskim, jak polskim, jędrnie wypowiedzianych. Uczucie chrześ-
cijańskie autora, głębokie pojęcie konieczności politycznej i piękności moralnej unii
dwóch, raczej trzech narodów wiedzie go do dawania swej litewskiej ojczyźnie szeregu
rad zbawczych, zasadniczych, zwraca uwagę Polakom na błędy ich względem Litwy
z egoizmu popełnione i tylko w popieraniu jej samodzielności kulturalnej i narodowej
widzi słusznie możność pogodzenia.
O styl autor nie dba. Idzie za porywem nie dość opanowanego temperamentu pisar-
skiego, nieraz nie dostraja dykcji do treści, wpada w porównania nie na miejscu, któ-
re poważnej książce tylko szkodzą. Niemniej możemy mu darować liczne zeszpecenia
stylowe, skoro w całej książce znajdujemy tyle drogich kamieni, tj. czystych, śmiałych
prawd i wzniosłych myśli. Niekiedy pada na te słowa, namiętnie rwące ku prawdzie
i dobru, promień prawdziwej poezji.
Książka Herbaczewskiego jest nie tylko czynem obywatelskim. Jest to akt sumienia
młodolitewskiego. Dzięki mu, że przez jego duszę i pióro przemówiła sama głąb sumie-
nia młodej Litwy głosem bólu, żalu, przestrogi i nadziei. Razem z Wi d u n a s e m (pisa-
rzem pruskiej Litwy) podnieśli oni wysoko sztandar jedynego zdrowego ideału młodej
Litwy i każdego zresztą narodu. Ideałem tym: pełnia doskonałości moralnej człowieka
i narodu. Resztę Bóg dodaje. Za niechęć ku Polsce i unii historycznej, niechęć sztucz-
nie przez wrogów wszczepioną, Herbaczewski mocno gromi współbraci zaślepionych
i wskazuje zgubne jej skutki.
W ogóle z książki jego odzywają się do nas najlepsze głosy, czyste cechy ducha
litewskiego – od patriotyzmu, pokrewnego bohaterskiemu szałowi M a rg i e r a, do mą-
drości M i c k i e w i c z a. Przy gorzkich prawdach dał nam odczuć autor ten miód prze-
szłości i własny poryw ducha ku wyżynom. Taki pisarz powinien badać dalej i pisać
dalej. Poprzednia książka Herbaczewskiego, I nie wódź nas na pokuszenie, położyła na
działalności jego krytycznoliterackiej piętno zasługi, nie tylko względem rodzinnego
społeczeństwa.
Obecnie książka Głos bólu powinna wyjść niezbędnie także w języku litewskim
2
.
2
Pod tekstem przypis redakcji: Uwagi powyższe otrzymała redakcja od wybitnego przedstawiciela na-
szego społeczeństwa na Litwie.
Antoni Chołoniewski
Dusza Młodej Litwy
1
Litwini są tragicznym szczepem. Trzeba się o sześć wieków cofnąć, aby życie tego
szczepu odnaleźć w czystej plemiennej postaci. Kiedy mały lud wychodzi ze swych nad-
bałtyckich siedzib po raz pierwszy na widownię dziejową, już wtedy niemal, już w sa-
mym zaraniu duch jego w obcej, pożyczonej występuje formie. Krótkotrwały imperia-
lizm litewski toruje drogi białoruskiej, nie litewskiej kulturze, której bogate i oryginalne
zawiązki nie umieją rozwinąć się w cieniu zwycięskiego miecza. Z Jagiełłą nie wchodzi
na Wawel ani jeden dźwięk litewski – wchodzi białoruszczyzna. Ją ruguje nowy, silniej-
szy wpływ, który szczepi kulturę polską na całym obszarze Giedyminowego imperium.
W czterowiekowym współżyciu z Koroną Litwa nie rozwija swych pierwiastków etnicz-
nych, jak i przedtem nie przestając być w dalszym ciągu odrębną całością państwową.
Indywidualność jej dziejowa przetwarza się, lecz się nie zaciera, historia jej, historia
warstw oświeconych i instytucji publicznych, historia duszy narodowej i rasy snuje się
dalej, aczkolwiek wyraz jej zewnętrzny zmienił się. Poza obrębem tych procesów zo-
staje lud, który dzięki odosobnieniu temu zachowuje swe stare rodzime cechy, swój
szczątkowy, dziwny, niezrozumiały ani dla Niemca, ani dla Słowianina język. Z małego
narodu, którego gwiazda przez chwilę jaśniała na wschodzie Europy i który na losy
tego wschodu wywarł wpływ przemożny, pozostało w pierwotnej, prastarej postaci tylko
społeczeństwo ludowe, materiał, z którego dzieje dalej będą lepiły wyższe formy życia.
Jest to to, co dziś, w czasach ścisłości etnografi cznej, nazywamy właściwą Litwą. Ta
Litwa była dotąd nieobecna.
Wiek XIX wskrzesza cały szereg zamarłych plemion. Zmartwychwstają Czesi, budzą
się drobne ludy bałkańskie, do samodzielności rwie się nawet skazana na pewną śmierć
wysepka łużycka, okolona nurtami niemieckiego morza. Spod tysiącletnich gruzów kieł-
kują nowym życiem ostatki rasy celtyckiej. Oczu nie otwiera tylko szczep litewski. Jego
jednego nie dosięga młodzieńczy dreszcz odrodzenia. Co więcej, właśnie wtedy wykazu-
je on wybitne znamiona cofania się. W ciągu w. XIX ponawia się ze szczególną siłą pod-
bój Litwy przez białoruszczyznę, jak za Kiejstuta i Jagiełły, z tą wielką różnicą, że wyna-
rodowieniu ulegają nie warstwy wyższe, lecz sam rdzeń plemienia, lud wiejski. Obszar
litewski zwęża się znacznie; to, co pozostaje, wiedzie byt wegetacyjny, nieświadomy.
Dopiero za naszych czasów, w latach niemal ostatnich zaczyna się i tu proces regene-
racji. Początek dają Litwini pruscy, stopniowo przenosi się ruch na drugi brzeg Niemna,
1
„Świat. Pismo Tygodniowe Ilustrowane, Poświęcone Życiu Społecznemu, Literaturze i Sztuce” R. VII
(1912), t. XIII, nr 22, s. 1–3.
Antoni Chołoniewski (1872–1924) – publicysta społeczno-polityczny, historiozof (Duch dziejów Polski,
1917).
183
Dusza Młodej Litwy
wreszcie „wolnościowa era” po r. 1905 nagle rozszerza i pogłębia jego wąskie dotąd
łożysko. „Młoda Litwa” stoi na widowni w pełnej zbroi zapału młodzieńczego i prze-
żywa swe lata porywów i burzy. Wiemy o niej z gromkich wystąpień, których ostrze
najczęściej przeciw nam bywa skierowane, jej duszy przecież nie znamy. Literatura na-
sza jest niewymownie uboga w próby poznania warunków, w jakich odbywa się odro-
dzeniowy ruch litewski, tak ściśle związany z żywotnymi interesami naszego narodu.
Wydana przed laty cenna, lecz dziś już niedostateczna praca Michała Römera, która,
jako pierwszy na tej drodze krok musiała z konieczności stać się zbiorem elementarnego
materiału informacyjnego, była dotąd jedynym przewodnikiem polskim w tej tak blisko
nas obchodzącej a niemal egzotycznej dla nas dziedzinie
2
. Obecnie mamy w ręku drugą
publikację, tym ciekawszą, że autor, który podjął w niej próbę analizy duszy młodo-
litewskiej, Józef Albin Herbaczewski, jest sam Litwinem
3
.
Z wystąpieniem Młodej Litwy na widownię wytworzył się stan rzeczy niezwykle
oryginalny. Wszystkie ludy odradzające się usiłują nawiązać swój współczesny rozwój
do przerwanej na dłuższy lub krótszy czas tradycji dziejowej, upatrując w niej słusz-
nie cenne źródło siły odrodczej. Litwini nie są pozbawieni takiej tradycji. Do r. 1795
tworzyła Litwa państwo odrębne. Państwo to, aczkolwiek z Koroną stanowiło jedną
Rzeczpospolitą, nie było bynajmniej fi kcją. Posiadało własną administrację, własny
skarb, armię, wymiar sprawiedliwości. Był rząd, był naród, był nieprzerwany rozwój
dziejowy, była zatem żywa kultura. Tworzyli ją Litwini na Litwie, przejawiały się w niej
rdzenne właściwości rasy, powstawała w warunkach swoistych, niezaprzeczenie była
to więc kultura litewska. Lecz kultura ta, bez niczyjego nacisku, bez przymusu, dobro-
wolnie, wyrażała się w polskim języku. warto przypomnieć, że pierwsze objawy zain-
teresowania dla etnicznych cech litewskiego ludu, na długo przed ruchem dzisiejszym,
zaznaczyły się na uniwersytecie wileńskim. Z litewskiej gleby wykwitła romantyczna
pieśń Mickiewicza i z dziejów Litwy, gorąco umiłowanych, wysnute zostały strofy jego
pierwszych poematów. Wolno wyrazić mniemanie, że długo pewnie nie będzie zna-
ła Litwa płomienniejszego hymnu miłości ojczyzny niż ten, który został wyśpiewany
w Wallenrodzie, w polskim języku. Po polsku pisze się cała niemal dotychczasowa histo-
riografi a Litwy Lelewela, Narbutta, Kraszewskiego. W szacie polskiej Litwa nigdy nie
przestawała żyć jako jednostka odrębna.
Twórcy ruchu młodolitewskiego stanęli przed dylematem, czy tę historyczną i kul-
turalną tradycję, jaka zamyka się w pięciowiekowym okresie unii, uznać za własną i na
podstawie jej budować przyszłość o tyle różną od przeszłości, że powołałaby do życia
obumarły język ludu, czy też wszystko, co z własnej woli przeżyła Litwa od Witolda do
dni naszych, wyplenić z duszy i przystąpić do zasiewu zupełnie nowego ziarna. Wiemy,
że wybrana została ta druga droga.
Dzieło odrodzenia oparła Litwa na zupełnym zerwaniu z przeszłością, na przekreśle-
niu jej jednym pociągnięciem pióra. Wielka tradycja historyczna została zlikwidowana.
Naród posiadający wielowiekowe legitymacje, zszedł dobrowolnie do rzędu ubogich
2
Zob. M. Römer, Stosunki etnografi czno-kulturalne na Litwie, Kraków 1906 (odb. z „Krytyki”); idem,
Litwa. Studium o odrodzeniu narodu litewskiego, Lwów 1908; zob. też L. Wasilewski, Litwa i jej ludy,
Warszawa 1907.
3
J.A. Herbaczewski, Głos bólu. (Sprawa odrodzenia narodowego Litwy w związku ze sprawą wyzwolenia
narodowego Polski), Kraków 1912.
184
Antoni Chołoniewski
plemion, zmuszonych dorabiać się dopiero swej rangi cywilizacyjnej. Na rozstajnych
drogach chwili obecnej ujęli przywódcy młodolitewscy młot, by uderzeniem jego skru-
szyć fundamenty, na których nowa Litwa mogła oprzeć swą narodową kulturę. Negacja
namiętna przeszłości, negacja wszelkiej kultury na Litwie, objawiającej się jako pozo-
stałość tej przeszłości w polskiej szacie, stała się przewodnią nutą działania młodych
Litwinów. Przecząc temu, co było, jęto się tworzenia nowych wartości i wówczas oka-
zało się, że podwalin do nowej, wielkiej i silnej budowy cywilizacyjnej brak.
Kultura ludowa zbyt uboga, by można ją było dostroić do rozwiniętych form współ-
czesnego życia. Tym mniej można nawiązać do zamierzchłych wspomnień średniowie-
cza pogańskiego, które skamieniało w legendzie. Bijące dokoła źródła bogate i żywe nie
dadzą się wyminąć. Ku jednemu z nich musiała nachylić się Młoda Litwa i omijając to,
które bije na własnej ziemi, które mimo wszystko z głębokich pokładów jej własnego
ducha wytryska, sięgnęła na wschód. Wzgardziwszy kulturą Litwina historycznego, kul-
turą rycerstwa, mówi Herbaczewski, przyswoiła sobie rzekomo demokratyczną kulturę
wschodnią, która w mniemaniu szermierzy litewskiego odrodzenia jest więcej warta,
niż „arystokratycznie zgniła” kultura szlachty polsko-litewskiej. Ten prąd stał się panu-
jącym w umysłowości Młodej Litwy. Rusyfi kacja duchowa idzie w ślad za kulturalnym
„odpolszczaniem” się, przenikając wszystkie dziedziny życia, od tych najwyższych,
w których się indywidualność narodu ma przejawić, aż do curiosów w rodzaju narodo-
wego hymnu, skomponowanego na wzór rosyjskiego marsza pułkowego. Pięciu wieków
historii, robionej mózgiem i krwią Litwy wyparto się, by takie wyhodować kwiaty.
„Bizantynizacja”, jak to nazywa Herbaczewski, nie jest jedynym smutnym rezul-
tatem podarcia wielkiej karty przeszłości. Cała praca odrodzeniowa odbywa się wśród
chaosu, któremu zabrakło mocnej podstawy, jaką daje tradycja. Roślinami, sadzonymi
na piasku, nazywa autor Litwin przeważną część litewskich instytucji kulturalnych, któ-
re powstają z szerokim gestem, lecz nie mogą wrócić w społeczeństwo i istnieją sztucz-
nie, na pokaz, jak domki Potiomkinowskie. Błąkają się poprzez odrodzeniowe wysił-
ki duszy młodolitewskiej parweniuszowskie porywy, tak charakterystyczne dla ludów
spóźnionych. Jako przykład wystarczy przytoczyć komiczną i smutną ambicję stworze-
nia – narodowego baletu. Balet ten i ów hymn gwardyjski, śpiewany jako pieśń odrodze-
nia, więcej niż całe tomy opowiadają o Litwie, która warunków życia i rozwoju szuka
w zdeptaniu wiekowej tradycji. Nieliczne wrażliwe jednostki wśród Litwinów czują, że
krajowi temu o starej kulturze grozi barbaryzacja. „Dlaczego tak źle się u nas dzieje?”
– pyta autorka litewska, Kimunt Czurlanisowa. „Dlatego – odpowiada – że ludzie chcą
uzewnętrznić to, czego nie przeżyli, nie przetrawili w głębi duszy”, a przeżyć by mogli
jedynie w zespoleniu z Litwą nie doktrynerską, lecz żywą, historyczną. W wyrzeczeniu
się tej Litwy żywej leży niemoc i tragedia młodego ruchu. „Patrząc na to wszystko, co
się u nas nazywa pracą i czynem – mówi ta sama autorka – zdaje się, jakby się widziało
scenę, na której gromada dzieci przebranych w stroje dorosłych ludzi usiłuje naśladować
ich język, ruchy i czynności”.
Chaos panujący w duszy Młodej Litwy odbija się w literaturze. Nie odzywa się w niej
wielki ton zmartwychwstania, lecz wrzawa namiętnych porachunków dwóch głównych
stronnictw, walczących o hegemonię. Większość przedstawicieli najmłodszej literatu-
ry litewskiej, według Herbaczewskiego, nie żywi ambicji, by być wyrazicielami utajo-
nych w duszy narodu uczuć, myśli i pragnień, by być głosicielami ojczyzny jednoczącej
185
różnoimienne żywioły, dba tylko o to, by skutecznie spełniać rolę agitatorów i rzecz-
ników partyjnych haseł. „Pojęcie narodu przystosowano do pojęcia partii” – „agitator
jest panem młodej literatury litewskiej”: tymi lapidarnymi określeniami charakteryzuje
Herbaczewski stan rzeczy. Poeta, literat, publicysta nienależący do jednego ze stron-
nictw, o ile pojawi się, nie tylko pozbawiony jest punktu oparcia, ale zostaje postawiony
w osobliwego rodzaju stan oskarżenia, ulega ekskomunice. Twórczości rozwijającej się
w takich warunkach towarzyszy ubóstwo wewnętrzne, ubóstwo treści, „zaczerpniętej nie
ze źródeł ducha narodowego, lecz z zamąconej kadzi partyjnej”. Zadaniem pisarza jest
zohydzić i ośmieszyć przekonania przeciwnika i zadanie to spełniane bywa z gorliwoś-
cią, której dorównać może tylko gorliwość w urąganiu Polakom. To ostatnie rzemiosło
jest w literaturze młodolitewskiej szczególnie obowiązujące, jest pierwszym warunkiem
powodzenia. Aby zyskać literacką „sławę” wśród Litwinów, świadczy Herbaczewski,
trzeba się przede wszystkim wykazać jaskrawą polonofobią.
Nieliczni tylko autorowie próbują przeciwdziałać „pańszczyźnianemu”, jak go
Herbaczewski nazywa, duchowi Młodej Litwy. Inni, wrażliwsi, o naturach zbyt arty-
stycznych, by móc oddychać tą atmosferą, terroryzowani i bojkotowani przez kliki par-
tyjne, zaczynają pisać po rosyjsku lub po polsku, a w gronie tych ostatnich znajdują się
nawet synowie i córki wybitnych działaczy litewskich. Jeszcze inni opuszczają kraj.
„Emigracja inteligencji, talentów i charakterów – zaznacza Herbaczewski – wzrasta
ciągle. Litwa wyludnia się, traci najzdolniejszych pracowników”. Głębokim smutkiem
i troską musi ten pochód duchowego barbarzyństwa przejmować najlepszych patrio-
tów litewskich. Nie inne uczucia powinien wywołać w Polsce, która w obudzeniu się
ludu litewskiego upatrując konieczność dziejową, może tylko pragnąć, by nad Niemnem
uderzało mocne i zdrowe tętno życia i by dążenia obu narodów skoordynowały się we
wspólnym interesie. Doświadczenie wykazało ciasnotę i szkodliwość młodolitewskiego
szowinizmu, który groźny się staje dla samej przede wszystkim Litwy. Z trzęsawiska,
w które wepchnięta została jej dusza przy pierwszych niemal drgnieniach świadomo-
ści, może wydobyć ją jedynie powrót na szeroki i jasny gościniec kultury historycznej.
Kultura ta jest rodzimym wytworem Litwy, powstała ze współdziałania i współzawodni-
ctwa szlachty litewskiej ze szlachtą polską, powstała z wielowiekowej wymiany wpły-
wów folklorystycznych, jest kulturą polsko-litewską, nie zaś tylko polską. Niesłychane
jest zaślepienie, które wyrzeka się tego bogatego dziedzictwa, zamiast je przejąć i roz-
wijać w nowej formie. Na współczesną już umysłowość Litwy etnografi cznej wywarła
historyczna polsko-litewska kultura wpływ dobroczynny. Pisarze starszego pokolenia,
którzy są najwybitniejszymi pisarzami litewskimi, Dowkont, Drozdowski, Dauksza,
Wołonczewski, Paszkiewicz, Baranowski i inni, u jej właśnie źródeł czerpali.
Powrót do tych źródeł leży niezaprzeczenie w naszym interesie, gdyż położyłby kres
dzikiej, szowinistycznej nagance na polskość na Litwie. Lecz w nierównie wyższym
stopniu leży on w interesie samych Litwinów. Przejmując i unaradawiając historyczną
kulturę Litwy, wcielając bezcenne jej skarby do swej umysłowości, snując dalej przędzi-
wo jej, myśli stają na wielkiej linii rozwoju – stają się narodem w pełnym znaczeniu tego
wyrazu. Czym są bez niej? Spóźnionym o pół tysiąca lat ubogim, niezdolnym do współ-
zawodnictwa plemieniem, którego próbom znalezienia własnego tonu będzie w daleką
zapewne przyszłość akompaniować ironia – marsza gwardyjskiego pułku.
Dusza Młodej Litwy
Nota bibliografi czna
Litwini i Polacy, „Głos Narodu” R. XI (1903), nr 80 (Wydanie poranne), 82 (Wydanie
poranne).
Józef Albin Herbaczewski, Litwini i Polacy, „Głos Narodu” (R. XI (1903), nr 85
(Wydanie poranne), 86 (Wydanie poranne).
A. C., Polacy i Litwini. Spór o szlachtę litewską, „Kraj” (Petersburg) R. XXXIV (1905),
Nº 18 (1192), s. 12–14.
Stare złudzenia, „Czas” R. LX (1907), Ner 79. Wydanie wieczorne.
Klub Słowiański w Krakowie. Sprawozdanie z trzechlecia, Świat Słowiański” R. I (1905),
t. I, nr 1 s. 16.
Kwestia litewska, „Czas” R. LVI (1903), Ner 61. Wydanie wieczorne.
Z Klubu Słowiańskiego, „Głos Narodu” R. XI (1903), nr 74 (Wydanie poranne).
Z Klubu Słowiańskiego, „Nowa Reforma” 1903, nr 63 (środa 18 III).
Ruch literacki na Litwie, „Czas” R. LVI (1903), Ner 280. Wydanie wieczorne.
Z Klubu Słowiańskiego, „Czas” R. LVII (1904), nr 156. Wydanie wieczorne.
Z Klubu Słowiańskiego, „Nowa Reforma” 1904, nr 158. [W dziale: Kronika.]
Alfabet łaciński a piśmiennictwo litewskie, „Czas” R. LVII (1904), nr 118. Wydanie wie-
czorne.
Z Klubu Słowiańskiego, „Czas” R. LVII (1904), nr 256.
Z Klubu Słowiańskiego, „Czas” R. LVIII (1905), nr 48. Wydanie wieczorne [W dziale:
Kronika.]
188
Nota bibliografi czna
Z Klubu Słowiańskiego, „Czas” R. LX (1907), nr 41. Wydanie wieczorne [W dziale:
Kronika.]
Józef Albin Herbaczewski, Litwa i kwestia polska, „Świat Słowiański” R. VI (1910), t.
I, nr 66, s. 352–369.
Kwestia litewska a obchód grunwaldzki, „Czas” 1910, nr 275. Wydanie wieczorne.
Na uroczystości grunwaldzkie, „Świat Słowiański” R. VI (1910), t. II, nr 67, s. 1–2.
Ireny, W rocznicę Grunwaldu, „Kurier Litewski” R. VI (1910), nr 74.
Józef Albin Herbaczewski, Uroczystość grunwaldzka i Litwa, „Głos Narodu” R. XVIII
(1910), nr 154.
Mir., Litwini i Grunwald, „Kurier Litewski” R. VI (1910), nr 141.
Józef Albin Herbaczewski, W kwestii sporu polsko-litewskiego słów kilka, „Kurier
Litewski” R. III (1907), nr 153, 154.
Józef Albin Herbaczewski, Idea Grunwaldu, „Głos Narodu” R. XVIII (1910), nr 186.
Wydanie specjalne 15 lipca: W dzień Grunwaldzkiego święta.
Józef Albin Herbaczewski, Z prasy litewskiej, „Świat Słowiański” R. VI (1910), t. II, nr
68, s. 105–107.
Konstancja Skirmunttówna, Refl eksje i oczekiwania. Z powodu artykułów Sobiesława
Sękty „O Litwie i dobie grunwaldzkiej” w „Gońcu Wileńskim” (N° 271–289 1909 r.),
„Kurier Litewski” R. VI (1910), nr 54, 55.
Z prasy litewskiej, „Kurier Litewski” R. VI (1910), nr 84.
Józef Albin Herbaczewski, Współczesna literatura litewska, „Świat Słowiański” 1911,
t. I, nr 76, s. 273–288.
List Litwina, „Świat Słowiański” R. V (1909), t. I, nr 50, s. 125–126 (Kronika).
Ugoda polsko-litewska, „Świat Słowiański” R. V (1909), t. I, nr 52, s. 282 (Kronika).
Józef Albin Herbaczewski, Z prasy litewskiej, „Świat Słowiański” R. VI (1910), t. II, nr
67, s. 50–51.
Józef Albin Herbaczewski, Z prasy litewskiej, „Świat Słowiański” R. VI (1910), t. II, nr
71, s. 277–279.
189
Józef Albin Herbaczewski, Prasa litewska, „Świat Słowiański” R. VI (1910), t. II, nr 72,
s. 348–351.
Józef Albin Herbaczewski, Z prasy litewskiej, „Świat Słowiański” R. VII (1911), t. I, nr
73, s. 60–61.
Józef Albin Herbaczewski, Z prasy litewskiej, „Świat Słowiański” R. VII (1911), t. I, nr
75, s. 211–214.
Józef Albin Herbaczewski, Z prasy litewskiej, „Świat Słowiański” R. VII (1911), t. I, nr
77, s. 367–371.
Józef Albin Herbaczewski, O duszę litewską. (List do redakcji), „Kurier Litewski” R. IV
(1908), nr 296 – podpisany jako Józef Herbaczewski (Jaunutis-Vienuotis).
Statut Stowarzyszenia Litewskiego społeczno-naukowego „Ruta” w Krakowie, Kraków
1904, Nakładem Stowarzyszenia litewskiego, Druk W. Korneckiego (tekst Statutu
po litewsku (Įstatai. Bendroviškai-moksliškos lietuvių Dragovės „Rūta” Krokuvoje)
i po polsku).
Odezwa „Ruty”, „Varpas” 1905, nr 1–2, s. 21–23 (przełożyła Beata Kalęba).
Marian Zdziechowski (jako: Z. M.), Ruta, „Czas” R. LVII (1904), Ner 118 (Wydanie
wieczorne).
Kazimierz Bartoszewicz, Z teki sceptyka, „Gazeta Polska” 1905, nr 15 (przedruk [W:],
Kwestia litewska w prasie polskiej, Warszawa 1905, s. 57–59).
Feliks Koneczny (jako: F.), (rec.) Kwestia litewska w prasie polskiej, Warszawa 1905, s.
112, „Świat Słowiański” R. II (1906), t. I, nr 21, s. 225.
Michał Synoradzki (jako: Koroniarz), Sprawa litewska, „Teka”. Czasopismo Młodzieży
Polskiej (Lwów) R. VII (1905), nr 7–8, s. 276–280.
Stanisław Mendelson, (rec.) Józef Albin Herbaczewski, Odrodzenie Litwy wobec idei
polskiej, Kraków 1905, G. Gebethner i Sp., s. 79, „Książka”. Miesięcznik poświęco-
ny krytyce i bibliografi i polskiej, pod kierunkiem literackim Adama Mahrburga R. VI
(1906), nr 8, s. 326-328.
Zygmunt Gloger, Odrodzenie Litwy wobec idei polskiej, „Tygodnik Ilustrowany” 1907,
nr 33 (2493).
Jan Urban ksiądz, (rec.) Józef Albin Herbaczewski, Głos bólu. (Sprawa odrodzenia
narodowego Litwy w związku ze sprawą wyzwolenia narodowego Polski), Kraków
1912, Księgarnia S. A. Krzyżanowskiego, s. 206, „Przegląd Powszechny” R. XXIX
(1912), T. CXIII, s. 294–295.
Nota bibliografi czna
190
Marian Zaczyński, Beata Kałęba
K. S., (rec.) Józef Albin Herbaczewski, Głos bólu. (Sprawa odrodzenia narodowego
Litwy w związku ze sprawą wyzwolenia narodowego Polski), Kraków 1912, „Świat
Słowiański” R. VIII (1912), t. I, nr 88, s. 289–292.
Antoni Chołoniewski, Dusza Młodej Litwy, „Świat. Pismo Tygodniowe Ilustrowane,
Poświęcone Życiu Społecznemu, Literaturze i Sztuce” R. VII (1912), t. XIII, nr 22,
s. 1–3.
REDAKTOR PROWADZĄCY
Jadwiga Makowiec
KOREKTA
Jerzy Hrycyk
SKŁAD I ŁAMANIE
Wojciech Wojewoda
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków
tel. 12-631-18-80, 12-631-18-81, fax 02-631-18-83