Krzysztof Michalski
Heidegger: filozof i czas
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (18), 56-69
1974
Krzysztof Michalski
Czas —
oczywisty i
tajemniczy
Heidegger: filozof i czas*
Gdy filozof pyta: co to jest
czas? chodzi m u nie o jak iś k o n k retn y , określony
czas — np. czas fizyczny, czy czas te a tra ln y — lecz
o czas po prostu, czas w ogóle, bez żadnego okreś
lonego przym iotnika. Zadanie filozofa je st przeto
o w iele tru d n iejsze niż zadanie np. naukow ca —
pojęcie czasu, k tóre filozof m a znaleźć, w inn o być
pojęciem uniw ersalnym ; m a oddaw ać sp ra w ie d li
wość całej w ieloaspektow ości naszego dośw iadczenia
czasu — podczas gdy naukow iec z gó ry ogranicza się
do pew n y ch tylko aspektów dośw iadczenia, u z n a
n ych za podlegające naukow em u opisowi.
K iedy jed n a k postaw im y ta k u n iw ersalnie p o jęte
p y tan ie o czas, spotyka nas dziw na przygoda: „Czym
jest czas? Je śli m nie n ik t o to nie pyta, w iem ; gdy
zaś chcę w yjaśnić p y tającem u, nie w iem ”. Z auw a
żył to już św. A ugustyn. P y ta ją c o czas „po p ro s tu ”,
p y tam y o coś oczywistego, o coś, z czym jeste śm y
na co dzień dobrze obeznani — a jed n a k w m om en
cie, w k tó ry m sta ra m y się to uchw ycić, ów oczy
w isty, zw y k ły czas w ym yka się nam . Oto dlaczego
czas nie p rze staje być problem em .
* Podstawą przedstawionej
tu
interpretacji
czasu
jest
Sein und Zeit ujęty w perspektywie później szych prac
Heideggera.
57
H E ID E G G E R : FIL O Z O F I C Z A S
Zaw sze w ięc rozum iem y czas w pew ien sposób —
jednakże rozum ienie to w ym yka się nam , gdy chce
m y je sform ułow ać, ująć w pojęcie. Choć więc n a j
częściej m am y także jakieś pojęcie czasu, zdajem y
sobie jednocześnie spraw ę, że pojęcie to niezupełnie
p a su je do naszych różnorodnych dośw iadczeń czasu,
do naszego nie sform ułow anego ro zum ienia czasu.
J a k ie jest to potoczne pojęcie czasu? P o sta ra m się
je tu zrekonstruow ać, biorąc za nić przew odnią po
św ięcone czasowi rozw ażania A ry stotelesa. A ry sto
telesa w y b rałem nie przy p adk iem — jest on bo
w iem , ja k sądzę, ty m m yślicielem , k tó re m u w n a j
b ard ziej g enialny sposób udało się sform ułow ać to,
co zw ykliśm y nazyw ać „zdrow ym ro zsądkiem ”.
„Gdy myślowo odróżniamy dwa krańce różniące się od
środka — powiada Arystoteles — a rozum oznajmia, że
istnieją dwa «teraz», jedno «przed», a drugie «po», to
wtedy mówimy, że istnieje czas. Albowiem to, co jest ogra
niczone przez «teraz», wydaje się czasem (...) czas jest
właśnie ilością ruchu ze względu na «przed» i «po»” (Fizyka,
219 a—b).
Co zaw iera się w ty m określeniu? Czas jest tu pew
n ym środkiem liczenia ruch u . M ożem y liczyć ru ch
ze w zględu n a czas, podobnie jak m ożem y go liczyć
ze w zględu na zm ianę m iejsca. G dy zaś liczym y go
ze w zględu na czas, liczym y poszczególne „ te ra z ” ;
gdy coś się porusza, a chcem y określić je co do cza
su, m ów im y „ te raz tu , teraz t u ” itd . Czas je st więc
tu p rzedstaw io n y jako ciąg „ te ra z ” . Nie jest to oczy
w iście jedno i to samo „ te ra z ” , bo w te d y nie byfło-
b y w ogóle żadnego ru ch u . „ T e ra z ” — pow iada
A ry sto teles — „określa czas jak o «przed» i «po»” .
Każde „ te raz ” je st z jed n ej s tro n y „ z a ra z —już—
nie—te ra z ”, z d ru g iej zaś — „w— te j— chw ili— je
szcze— nie— te ra z ”. K rótk o m ów iąc — każde teraz
je s t zarazem „w cześniej” i „pó źn iej”.
Czas w u jęciu A ry stotelesa, k tó re uznaję za m odel
„zdrow o-rozsądkow ego” ujęcia czasu, jest zatem n a
stępstw em „ te ra z ” , p rzem ijający m i nadchodzącym
Rzeka
teraźniejszości
K R Z Y S Z T O F M IC H A L SK I
58
„Ruchomy
obraz
wieczności”
zarazem . W o p arciu o tak ie w łaśnie ujęcie określa
się czas jako ,,rze k ę ”, jak o „bieg czasu”, p rzy czym
to, co płynie, co biegnie — to n astęp u jące po sobie
„ te ra z ”.
Choć poszczególne „ te ra z ” n a stę p u ją po sobie, zaw
sze jed n a k są „w łaśnie te ra z ” , są „w łaśnie obecne” .
Czas jako n astęp stw o poszczególnych „ te ra z ” jest
więc „stale o b ecn y” — P la to n tak w łaśnie p o jęty
czas m iał n a m yśli, m ówiąc (w Tim ajosie), że „czas
je s t ru ch o m ym obrazem w ieczności”.
Czas w ty m u jęc iu jest oczywiście ciągły. W jak i
kolw iek sposób dzielić każde poszczególne „ te ra z ”,
każda jego część też będzie tak im „ te ra z ” .
Czas w w yłożonym w yżej sensie je st także n iesk o ń
czony. J e st przecież ciągłym , n iep rz erw an y m n a
stęp stw em „ te ra z ” , p rzy czym każde „ te ra z ” je st już
także, ja k w spom niałem , „w cześniej” i „p óźniej”.
W tej sy tu a c ji n astęp stw o n ie może m ieć ani po
czątku, ani końca. K ażde „ te ra z ”, k tó re uznaliśm y
za o statnie, byłoby; także — w łaśnie jako „ te ra z ” —
,,zaraz— już—n ie — te ra z ” , a w ięc jak im ś „w cześ
n ie j” — k ażde zaś „ te ra z ”;, k tó re chcielibyśm y u
znać za pierw sze, byłoby też p ew n ym „w— te j—chw i
li— jeszcze—nie— te ra z ” , p ew n y m „później” . S tąd
też czas jest nieskończony w obie strony}.
„R zeka czasu” je st więc ciągła i nieskończona.
I trw ale, n iep rzerw an ie obecna.
P rz y tak im pojm ow aniu czasu nie ty lk o „rzeczy
w czasie” są obecne, istnieją, lecz o becny je st także
sam czas, sam o „ te ra z ” . Czas w zięty sam w sobie
istn ieje
więc
„obok”
rzeczy,
je st
p u s ty
(por.
H. G. G adam er: Ü ber leere und e rfü llte Z eit. W:
K lein e S c h rifte n . III. T übingen 1971). D ośw iadcze
nie codzienne zd aje się potw ierdzać tę w izję czasu:
gd y np. oczekujem y czegoś in tensyw n ie, i odsuw am y
na bok w szystko, co m ogłoby n am w ypełnić czas
dzielący nas od oczekiw anej przyszłej sy tu a c ji, sam
czas jaw i się n a m jako trw a nie. W te n sposób z p er
sp e k ty w y tego, n a co czekam y, z p e rsp e k ty w y p rzy
59
H E ID E G G E R : FILO ZO F I C Z AS
szłego w ypełnienia, czas okazuje się p u sty .
Także w tedy , gdy w yobrażam y sobie człowieka jako
kogoś, kto jest w stan ie ham ow ać w łasne n a m ię t
ności, czas jest dla nas czymś, czym m ożna w pew
n ej m ierze dysponow ać, co m ożna w ypełnić ta k lub
inaczej — a więc jest pusty.
Z w ykliśm y jed n a k tak że porów nyw ać czas do p rze
m ijania. M ówimy: m ija czas. Dlaczego nie m ówim y:
czas pow staje? Z p u n k tu w idzenia czasu jako cią
głego i nieskończonego n astęp stw a „ te ra z ” m ożna
przecież pow iedzieć z ró w n y m p raw e m jedno i d ru
gie! Co w ięcej — zw ykliśm y przecież łączyć z cza
sem także cechę nieodw racalności. Dlaczego jednak
czas m iałb y być n ieodw racalny? G dy pojm ujem y
czas jed y n ie jako rzekę „ te ra z ”, k ieru n ek , w jakim
ta rzek a płynie, jest obojętny. Czas może „biec” —
p a trz ąc z tego p u n k tu w idzenia — rów nie dobrze
w od w ro tn ą stro n ę niż biegnie w rzeczyw istości.
G dy więc po jm u jem y czas jako istn iejącą obok rze
czy, czy w espół z rzeczam i nieskończoną i ciągłą
rzek ę „ te ra z ”, nie jesteśm y w sta n ie odpowiedzieć
n a p y tan ia: dlaczego czas m ija? Dlaczego czas jest
n ieo d w racaln y ? A przecież te dw ie ostatnie cechy
zw ykliśm y um ieszczać w pojęciu czasu n a rów ni
z poprzednim i.
T rzeba przeto znaleźć w a ru n k i m ożliwości n ieo d
w racalności i p rzem ijan ia czasu — a także zbadać,
dlaczego potoczna w y k ład n ia pojęcia czasu nie jest
w sta n ie w yszukać ty ch w arunków .
Czas p rzem ija — to znaczy: co było, już nie będzie,
było — i ju ż go nie m a. Żeby pojąć to p rzem ija
nie, nie w y starczy pom yśleć czas ty lk o jak o po rzą
d e k w zględem „w cześniej” i „p ó źn iej” — dla czasu,
który, przem ija, isto tn a jest nie ty lk o re la c ja czaso
wego następ stw a, lecz także re la c ja było— będzie, od
różn ienie przeszłości od przyszłości. Czyli innym i
słow y — w yróżnienie w biegu czasu jakiegoś p u n
k tu , k tó ry pozwoli ująć sam czas nie tylko ilościo
w o , lecz także jakościowo: jako p rze s
2
)łość i przysz
łość w łaśnie. K ró tk o m ówiąc: „p rzem ijalność” cza
Mija czy
powstaje?
Przemijanie
z naszego
punktu
widzenia
K R Z Y SZ T O F M IC H A L SK I
60
Wieloaspekto-
wość czasu
u Heideggera
su zakłada p u n k t w idzenia, z którego przeszłość róż
ni się od przyszłości. S tąd np. w k u ltu rz e, w któ rej
nie m a takiego rozróżnienia — a w ięc w k u ltu rz e
nie obdarzonej „św iadom ością h isto ry czn ą” — nic
nie przem ija, w szystko „ trw a ” . „Czas uciek a” tylko
tem u, dla kogo istn ieje różnica m iędzy przeszłością
a przyszłością.
Czas p rzem ijający , czas, gdzie nie będzie już tego,
co było, zak ład a więc jak iś p u n k t w idzenia, dzięki
k tó rem u obok różnicy „w cześniej—p ó źn iej”, p oja
wia się różnica „byfło—będzie” . Dlaczego jed n a k nie
będzie już tego, co było? Innym i siłowy — dlaczego
czas nie jest o d w racalny?
W ynika to ze specyfiki tego p u n k tu w idzenia, bez
którego, ja k w idzieliśm y, czasu nie m ożna pom yś
leć adekw atnie. Taką p rzy n a jm n ie j odpow iedź p ro
p onuje M artin H eidegger. P od staw ą czasu „w k tó
rymi ży jem y ” — pow iada — jest bow iem swoistość
naszego w łasnego p u n k tu w idzenia, naszej p r z y to m
ności św iatu. P rzytom ność ta je st z isto ty skończo
na, je s t z isto ty odniesiona stale do sw ego kresu —
stąd też k ie ru n e k czasu, któ reg o p rzytom ność ta jest
podstaw ą.
P odsum ow ując: Potoczne pojęcie czasu, k tó re s ta ra
łem się zrek o nstruo w ać opierając się na określeniu
czasu przez A rystotelesa, u jm u je czas jak o istn ie
jącą obok rzeczy rzekę „ te ra z ”. U jęciu tem u w y
m y k ają się jed n ak cechy, k tóre także n a co dzień
zw ykliśm y przypisyw ać czasowi — a m ianow icie
jego przem ijalności, nieodw racalności. P e rsp e k ty
wę, k tó ra m a n am pozwolić na zrozum ienie także
i ty ch w łasności czasu, p ro p o n u je n a m M a rtin H ei
degger. Sądzi on, że czas m ożna ująć w jego pełnej
w ieloaspektow ości, o ile odrzucim y potoczne poję
cie czasu i p o sta ra m y się ująć czas jak o w y p ły w a
jący ze specyfiki naszej przytom ności św iatu, p rzy r
tom ności, k tó re j sens H eidegger nazyw a w łaśnie
c zasowością.
Na czym polega proponow ana przez H eideggera
p ersp ek tyw a? P rz ed e w szy stkim n a odw róceniu
61
H E ID E G G E R : FIL O Z O F I C Z AS
uw agi od tego, co jest, od b y tu i zw róceniu jej na
samo bycie. H eidegger szuka przede w szystkim od
pow iedzi n a pytan ie: co to jest bycie? N a czym po
lega to, że byt — je st, że wobec tego tu Krzesła m o
żem y powiedzieć: oto jest! P ró b ą odpowiedzi n a te
p y ta n ia jest w łaśnie w skazanie na zjaw isko p r z y
tom ności (używ am tego słow a w ty m nieco a rc h a
icznym ju ż znaczeniu, w k tó ry m znaczy ono: z n a j
dow anie się gdzie, przy czym, obecność. T ak po
ję ta przytom ność to „przytom ność czem uś” —
w ty m też znaczeniu używ am y tego słow a mówiąc:
„w czyjejś przytom ności”). B yt jest, jest obecny,
ty lk o o ty le — pow iada H eidegger — o ile jest
uprzy tom n ion y, tylko dla jak iejś przytom ności. To
przytom ność k o n sty tu u je b y t jako b y t, k o n sty tu u je
bycie b ytu , pozw ala powiedzieć o czym ś w łaśnie:
oto jest! M ożna też powiedzieć: bycie to jawność
b y tu jako b y tu . Jaw ność ta k o n sty tu o w an a jest
przez przytom ność
P rz y jrz y jm y się bliżej tej przytom ności. M etafo
rycznie m ówiąc przytom ność z gó ry zakreśla pole,
w k tó ry m to, co jest, może się pojaw ić. U żyw ając
w y rażeń H eideggera — przytom ność p ro je k tu je b y
cie tego, co jest (a więc także i w łasne). Spójrzm y
na przykładzie, jak to w ygląda. Oto siedzę na k rześ
le. To, co pozw ala mi „ sp o tk ać” to, n a czym siedzę,
ja ko krzesło, a więc jak o przedm iot służący do sie
dzenia — to, co pozw ala u jaw n ić się krzesłu jako
tak iem u — to jego poręczność. Ten oto przedm iot,
na k tó ry m siedzę, je st w ięc jako p o rę c zn y ; je st jako
krzesło. J e s t rzeczą do czegoś. Jeg o bycie określone
jest jak o bycie czegoś, poręczność w łaśnie. In ne rze
czy też są m i przede w szystkim ta k dane. W szystkie
one są po to, by..., są w celu... itp. Odnoszą się
jed n e do drugich i to odniesienie jest ich byciem ,
o kreśla ich „ je s t” ; m łotek p o trzeb n y jest do w bicia
gwoździa, gwóźdź, b y powiesić obraz na ścianie,
obraz n a ścianie zaś p o trzeb n y jest, by m i się podo
bało. Czy je st kres tego łańcucha odniesień? Ow
szem — ostatecznym odniesieniem w szystkich rze
Byt jest
zawsze
uprzytomniony
K R Z Y SZ T O F M IC H A L S K I
62
Przytomność
projektuje
bycie w ogóle
Przytomność
zastaje byt
(i siebie)
czy— do— czegoś je st bow iem „coś”, co odnosi się
do sam ego siebie. T ym „czym ś” jest w łaśnie p rzy
tom ność — je s t ona bow iem z isto ty odniesieniem
(konstytuującym ) do bycia w ogóle, a w ięc także
i do bycia w łasnego.
Przytom ność p ro je k tu je w ięc bycie w szystkiego, co
może się pojaw ić — lub inaczej m ówiąc, o rien tu je
n a siebie bycie w szelkiego m ożliw ego by tu, czy
niąc je z góry( byciem —ze w zględu—n a —p rzyto m
ność. I to w łaśnie dzięki tej u p rzed niej orientacji
b y t może być w ogóle nap o ty k an y , m oże się iv ogó
le u ja w n ić — jako krzesło, pióro czy lam pa. To
a priori zorientow ane n a przytom ność bycie w szyst
kiego, co jest, H eidegger nazyw a św ia tem . Św iat
jest więc całością u k ład u odniesień, k tó re określają
bycie czegoś. Ś w iat nie je st zatem — jak su geruje
to potoczne rozum ienie tego pojęcia — zbiorem (ta
kim, ja k k u p a kam ieni) wszyjstkich rzeczy, któ re
są, lecz jest ich byciem , tym , co um ożliw ia w ogóle
to, że są. S to su n ek m iędzy czymś, co je s t „w św ie-
cie”, a św iatem jest u H eideggera po dobny raczej
do sto su nk u m iędzy elem entem a zbiorem w sensie
d y stry b u ty w n y m : w szystkie e lem en ty razem w zięte
nie są ty m sam ym , co zbiór — a dzięki przy n ależ
ności do zbioru elem entów jest w ogóle elem en
tem .
Przytom ność to p rze to ty le, co p ro jek to w an ie bycia
czegoś — p rzyto m n o ść byciu. Jed nak że p ro jek to w a
nie to — k o n sty tu c ja bycia bytu, jaw ności b y tu jako
b y tu — m a pew n e z góry zakreślone granice. Je st
skończone — i skończoność ta stanow i jego specy
fikę. P rzytom ność bowiem nie może zaprojektow ać
sam ej siebie ja k o p ro je k tu ją c ej lub nie — inaczej
m ówiąc, fak t, że p ro je k tu je , nie leży w jej mocyj.
P rzytom ność nie może p rzestać być przytom nością.
Nie m a więc przytom ności w yizolow anej, p rzy to m
ność jest zawsze przytom nością czegoś, nigdy nie
z n ajd u je się dopiero przed k o n sty tu c ją bycia ja k ie
goś bytu, lecz zawsze już po. M ożna w ięc pow ie
dzieć, że przytom ność zastaje siebie sam ą, a więc
63
H E ID E G G E R : FIL O Z O F I C Z A S
zastaje także u k o n sty tuo w an e już w pew nej m ierze
bycie tego, co jest. To znaczy zastaje b y t jak o byt,
b y t jako będący. Przytom ność nie pow ołuje do b y
cia tego, co jest, lecz zastaje je jako już będące.
Nie p otrzeba zatem żadnego dodatkow ego św iade
ctw a, by stw ierdzić, że coś je s t „poza” p rzy tom
nością.
Przyto m no ść ze w zględu n a to, że p ro je k tu je bycie
w szelkiego m ożliw ego b y tu H eidegger nazyw a ro
zu m ie n ie m (projektow aniem ). Przy tom n ość u ję ta od
tej stro n y je s t m ożliw ością (możliwością w szelkiego
m ożliw ego bytu). P rzytom ność zaś ze w zględu na
to, że je st skończona, ze w zględu n a fak t, że zas
ta je w pew n ej m ierze sam ą siebie, nazyw ana jest
przez H eideggera n a stro jen iem (rzuceniem ). U jęta
od tej s tro n y przytom ność jest faktyczna. Ja k o fa k
tyczna p rzytom ność zastaje sam ą siebie, a ty m sa
m ym zastaje też zap ro jek to w an y przez siebie w pew
nej m ierze by t. S tą d też przytom ność jest zawsze
przytom nością jak iem u ś bytow i.
D zięki czem u przytom ność jest tak ą w łaśnie, jak ą
je st? Ja k i je st w a ru n e k jej możliwości? Co pozw ala
przytom ności być zarów no m ożliw ością, jak i fak -
tycznością, a w reszcie i przytom nością jakiem uś b y
tow i zarazem ?
P rzytom ność czem uś — pow iada H eidegger — m oż
liw a jest ty lk o o tyle, o ile m a czasową s tru k tu rę .
Czasowość je s t w aru n k iem przytom ności. J a k w y
gląda, zd aniem H eideggera, ta s tru k tu ra ?
P rzy to m no ść jest — ja k już w spom niałem — moż
liw ością. P ro je k tu je bycie w szelkiego m ożliwego by
tu , także i tego, k tó ry jest p rzytom ny. Nie zastaje
gotowego św iata, lecz dopiero k o n sty tu u je go. P rz y
tom ność zaw sze jest więc o tw a rta , jest m ożliw oś
cią tak że w ty m sensie w jak im m ów im y „to je
szcze m ożliw e” . W aru n kiem n a to jest, w edle H ei
deggera,
p rzyszło ścio w y c h a ra k te r
przytom ności.
F o rm a ln ie rzecz biorąc tak po jęta „przyszłość” ozna
cza, że przytom ność jest zawsze „przed sobą”, ,,Przy
Przyszłość
fundamentem
przytomności
K R Z Y S Z T O F M IC H A L SK I
64
Przeszłość i
przyszłość
szłość” nie jest więc tak im „ te ra z ”, k tó re jeszcze się
nie urzeczyw istniło, lecz jest fu n d am e n ta ln ą ch a
ra k te ry s ty k ą sam ej przytom ności — dzięki tem u,
że przytom ność ta k w łaśnie jest sch arak tery zo w a
na, może ona projektow ać, m ożliw a jest ta jej s tro
na, k tó rą H eidegger nazyw a p ro jekto w a n iem (rozu
m ieniem ). „Przyszłość” w pierw o tn y m sensie słow a
nie jest ted y — w edle H eideggera — frag m en tem
czasu, stro n ą (w tyjm sensie, w jakim m ów im y „ stro
n a S w an n a ”) czasu, — to sam a przytom ność jest
u sw ych p o dstaw „przyszłością” i dzięki tem u może
być sobą. Inaczej m ówiąc: przytom ność m usi być
także przyszłością, by być m ożliw ą i o tw artą, a nie
gotow ą i zam kniętą. W ym iar przyszłości jest ko
niecznym w aru n k iem otw artego c h a ra k te ru p rz y
tom ności.
A le „o tw arcie” przytom ności, jej „m ożliw ościow y”
c h a ra k te r m ają, zgodnie z tym , co dotąd pow ie
dziane, pew ne granice. P rzytom ność przecież nie
ty lk o p ro je k tu je siebie, ale i zastaje ju ż siebie jako
przytom ność. Z astaje siebie jako już będącą. J e d
nakże może ta k siebie zastać — tw ierd zi H eideg
ger — tylko w ted y? gdy je st także jako b yła , gdy
je s t przeszłością. Tak p o jęta przeszłość nie je s t tym ,
co było i czego już nie ma, lecz podobnie jak p rzy
szłość je st fu n d am e n ta ln ą c h a ra k te ry sty k ą p rzy to m
ności — dzięki niej przytom ność może byc także
faktycznością. Przeszłość jest w ięc d la H eideggera
w a ru n k ie m tej stro n y przytom ności, k tó rą o patrzy ł
nazw ą n a stro je n ia (rzucenia).
Przeszłość i przyszłość nie są niezależne od siebie,
lecz w a ru n k u ją się naw zajem . Obie n a ró w ni są
w y ra z em tego, że czasowość, k tó rą w spółtw orzą, jest
skończo n a ; ty lk o o ty le przecież, o ile przytom ność
jest fak ty czn a, ograniczona, a więc o ile je st p rze
szłością, może być jeszcze nie— gotowa, może być
m ożliw ością, może m ieć przed sobą jeszcze jakieś
„ d a le j”, a więc — może być przyszłością. I o d w ro t
nie: przytom ność jest przeszłością — znaczy to, że
65
H E ID E G G E R : FIL O Z O F I C Z A S
przytom ność zastaje siebie, rozum ie (projektuje) sie
bie jako zastaną, obciążoną pew n y m dziedzictw em .
Ale jest to m ożliw e ty lk o o tyle, o ile przytom ność
w ogóle jakoś siebie p ro je k tu je , k o n sty tu u je, a więc
0 ile jest o tw a rtą jeszcze m ożliwością — w aru n k iem
na to je st zaś jej przyszłościow a s tru k tu ra . Tak te
dy, ja k nie może być przyszłości bez przeszłości,
tak też i przeszłość bez przyszłości jest niem oż
liwa.
W zajem na zależność przyszłości i przeszłości nie jest
obca tak że naszem u codziennem u dośw iadczeniu —
nic dziw nego zresztą, to człow iek jest przecież b y
tem p rzyto m ny m , przytom ność jest jego sposobem
bycia. N asze w łasne dośw iadczenie uczy nas ted y,
że ty lk o ten, dla kogo istn ieje przeszłość jak o
przeszłość w łaśnie, jako w spom nienie, coś, co m a się
za sobą — otóż tylk o tak i ktoś o tw a rty { je s t na to,
co now e i nieokreślone. Tylko ten, kto oderw ał się
od tego, co było, o tw a rty jest na to, co będzie.
N ad zieja je st m ożliw a tam tylko, gdzie m ożna od
w rócić się od beznadziejności D aw nego (por. H. G.
G adam er: Ü ber leere und e rfü llte Zeit).
Z czym ś podobnym m am y do czynienia w dośw iad
czeniu m owy:
„(...) ten, kto mówi i chce być zrozumiany, musi znaleźć
mowę, której jeszcze nie ma... Słowo mówione do kogoś
zakłada gotowość do pozostawienia za sobą wszystkiego, co
się w ie dotąd i otwarcia się na wskazówkę w nieokreśloną
1 otwartą przyszłość, wskazówkę, którą zawiera każde słowo
do nas kierowane”
(ibidem).
Skoro w ięc przeszłość i przyszłość istn ieją tylko we
w zajem n y m napięciu, przyjście Nowego zależy od
siły, z jak ą odepchniem y S tare. Czy to nie ta w łaśnie
w izja przeszłości — jako odepchnięcia, a więc przesz
łości re la ty w n e j do odpychającego, do człow ieka;
H eidegger pow iedziałby: rela ty w n ej do b y tu p rz y
tom nego — k ry je się w w ierszu N orw ida P rzeszłość?
Nie Bóg stworzył przeszłość, i śmierć, i cierpienia,
Lecz ów, co prawa rwie;
Więc — nieznośne mu dnie;
Zdanie
o nadziei
Stare i nowe
Norwida
Więc, czuje złe, chciał odepchnąć spomnienia!
K R Z Y S Z T O F M IC H A L SK I
00
Trzy wymiary
czasowości
Przeszłość — jest to dziś, tylko cokolwiek dalej
Za kołami to wieś
Nie jakieś tam coś, gdzieś,
Gdzie nigdy ludzie nie bywali!...
Przeszłość i przyszłość w y rażają ted y w ró w n y m
sto p n iu skończoność przytom ności. Skończoność ta
zaś pociąga za sobą to, że, jak p am iętam y, zastając
siebie zastaje ona także to, co jest, zastaje byt.
Przytom ność nie je st nigdy przy to m n a sobie i b y
ciu w ogóle bezpośrednio, lecz zawsze tylk o pośred
nio — a m ianow icie za pośredn ictw em tego, co jest.
Przytom ność, jako skończona, z istoty k ie ru je się
więc k u bytow i, k u tem u , co jest — a jest to
m ożliwe, pow iada H eidegger, dzięki tem u, że p rz y
tom ność jest także uo becnianiem . W ty m sensie
m ożna powiedzieć, że u podstaw przytom ności leży
także współczesność, teraźniejszość. T ylko dzięki tak
pojętej współczesności, w znaczeniu uobecniania,
przytom ność może być przytom nością jak ie m u ś b y
towi.
J a k łatw o zauw ażyć, ten trzeci aspek t czasow ej
s tr u k tu ry przytom ności — współczesność — w y
pływ a z dwóch pierw szych, jest ich pochodną. „Być
w spółczesnym czem uś, co je s t” znaczy tu bow iem —
napotkać coś jako będące. To zaś m ożliw e jest z jed
nej stro n y dzięki tem u, że przytom ność p ro je k tu je
bycie tego czegoś (a więc ostatecznie, że m a s tru k
tu rę przyszłościową), z d rug iej stro n y zaś — dzięki
tem u, że już z gó ry w rażliw a jest ona n a bycie,
że zastaje sw oją w rażliw ość na bycie, że zawsze
ju ż zapro jekto w ała bycie czegoś (a w ięc ostatecznie,
że m a s tru k tu rę przeszłości) — co pozw ala jej
w łaśnie zastać coś jak o już będące. Przeszłość
i przyszłość są w ym iaram i ty lko skończonej czaso
wości; współczesność jest tej skończoności pochodną.
Przeszłość, przyszłość i współczesność są te d y trz e
m a różnym i asp ek tam i tej sam ej czasowości. N ie są
67
H E ID E G G E R : FIL O Z O F I C Z A S
następ u jący m i jed n a po dru g iej częściam i czasu. Są
jednością — trzem a w ym iaram i tej sam ej czaso-
wości. Nie „ p ły n ą ” jed n a po d ru g iej albo jed n a
obok d ru g ie j. Są m ożliwe jedynie w e w zajem nym
związku.
Tak pojęta czasowość nie jest s tru k tu rą ani obiek
tyw ną, ani subiektyw n ą. Bo przecież przytom ność
nie jest podm iotem ani jego cechą, a ty m bard ziej
przedm iotem — lecz tw orzy, m etaforycznie m ówiąc,
„ p rzestrzeń ” , w k tó rej podm iot i p rzedm iot są do
piero m ożliwe. Przytom ność jest zawsze p rzy to m
nością św iatu, k o n sty tu u je jak b y w olną p rzestrzeń ,
w k tó re j to, co jest, może się dopiero pojaw ić. Two
rzy zaś ją dzięki tem u, że jest czasowością —
jednością przyszłości, przeszłości i współczesności.
Jeżeli tak , to w szystko, co się może pojaw ić w św ie-
cie, pojaw ia się od razu w p ersp ek ty w ie czasow ej,
jako w te d y — gdy, w cześniej— niż... itd. Ś w iat — jak
p am iętam y — je st układem odniesień, z góry zo
rien to w an y ch na przytom ność. K ażdy byt, k tó ry się
pojaw ia, pojaw ia się w zw iązku z ty m od raz u
jako rzecz—do..., jako to a to. Teraz zaś w iem y, że
pojaw ia się, poniew aż go uobecniam y w horyzon
cie przeszłościow o-przyszłościow ym . B yt, k tó ry n a
potykam y, pojaw ia się stąd zawsze jako pew ne „ te
ra z ” — przyj czym to „ te raz ” może znaczyć zarów no
„k iedy ś”, jak „w tej chw ili” i „zaraz” . Tak p o jęte
„ te ra z ” nie je st czym ś pierw otnie p ustym , w co
dopiero w chodzi byt, k tó ry w te n sposób sta je się
nam w spółczesny. O dw rotnie — „ te ra z ” jest zawsze
tylko w ynikiem uobecnienia jakiegoś bytu, nigdy,
nie jest puste. D latego „ te ra z ” jest zawsze „teraz,
gdy” ... „T eraz” jest zawsze jakoś zartykułow ane.
To, co z arty k u ło w an e w „ te ra z ”, zw ykliśm y, po
w iada H eidegger, nazyw ać czasem.
Czas w ty^m u jęc iu nie jest już „ rzek ą” n a stę p u ją
cych po sobie „ te ra z ”, k tó re istn ieją „obok” tego,
co jest. Czas nie je st już pusty. Czas jest ustanow io
n ym przez czasowość porządkiem , w jak im rzeczy
Teraz gdy...
K R Z Y SZ T O F M IC H A L SK I
6 8
p o jaw iają się w świecie. D latego w łaśnie, że pocho
dzi z czasowości, z uobecniania, jest zawsze pełny;
zróżnicow any. Ja k o tak i — a więc jako „czas, gdy
to a to ” — czas jest zawsze „czasem n a...” , „cza
sem po trzeb ny m do...”, a więc zawsze odnosi się do
jakiegoś celu. Czas jest więc w łączony w układ
odniesień zorien tow an y ostatecznie na przytom ność,
układ, k tó ry H eidegger nazyw a św iatem . O to d la
czego m ożna nazw ać czas „czasem św ia ta ” — nie
d latego b y n ajm n iej, że św iat jest rzeką, w której
cały św iat jest zanurzony.
„Czas św ia ta ” jest zatem pochodny w sto su n k u do
czasu pierw otnego — tzn. w stosunku do czaso
wości, k tó ra k o n sty tu u je przytom ność św iatu. To
ów czas p ierw o tn y — jak się okazało — tw orzy
ostatecznie jaw ność b y tu jako takiego, k o n sty tu u je
obecność tego, co jest w świecie. B yt w ew nątrzśw ia-
tow y pojaw ia się, bo jest uobecniany. S tą d rzeczy
w ew n ątrzśw iato w e p o jaw iają się zawsze jako pew
ne „ te ra z ” , zawsze w p orządk u czasowym. W łaśnie
ów czasow y porządek św iata nazyw a H eidegger
czasem św iata, czasem w sensie pochodnym . Nie
je st on, ja k już w spom niałem , p u sty , nie jest też
ciągły w tak i sam sposób, w jak i ciągłe je st to, co
istn ieje — czas bowiem, podobnie jak św iat, sam
nie jest „czym ś”, co istnieje. Pochodzenie czasu
św iata od czasowości pozw ala też, zdaniem H eideg
gera, ująć w bardziej w łaściw y sposób problem
nieskończoności czasu; czasowość bowiem , czyli czas
pierw o tn y , jest skończona, jej istotą jest skończo-
ność. W tej sy tu acji problem nieskończoności czasu
to problem : w jak i sposób m ożliw a jest niesk oń-
Czasowość jest
czoność czasu, skoro pierw otnie czas jest w łaśnie
skończona
skończony? Pochodzenie czasu św iata od skończo
nej czasowości pozw ala też pojąć te cechy dośw iad
czanego przez nas czasu, k tó re w potocznym p oję
ciu, jako „rzek i”, ująć się nie dały: jego p rze m ija
nie, nieodw racalność.
69
H E ID E G G E R : FIL O Z O F I C Z A S
Jednakże potoczne pojęcie czasu nie jest zupełnie
pozbawione podstaw . Je st ono pró b ą pojęcia sam e
go czasu przez p ry zm a t tego, co je st „w czasie” —
czas w idziany jest tu ta j w p ersp ek ty w ie b y tu , po
jętego jako coś, co stale obecne. U jęcie to nie jest
przypadkow ym błędem . Czasowość przecież — a w ięc
ów czas p ierw o tn y w edle H eideggera — je st zawsze
uobecnianiem sobie czegoś, jest zawsze czasem cze
goś, a więc — ma, m etaforycznie m ówiąc, te n d e n
cję do u k ry w an ia się za tym , co uobecniane. Oto
p rzyczyna tego dziwnego zjaw iska, o k tó ry m w spo
m ina św. Augusty;n w przytoczonym na w stępie
cytacie — że ja k p y tam o czas, odpowiedź, k tó rą
zdaw ałoby się posiadam , stale się w ym yka. Nie
dzieje się to, ja k widać, przypadkiem ; to w y m y k a
nie się, sk ry w an ie się należy przecież do isto ty
samego czasu.
Dośw iadczenie w ym ykania się isto ty czasu m ożna
znaleźć w większości filozoficznych prób całościo
w ego ujęcia czasu. Istotę czasu, pozw alającą go zro
zum ieć, z n ajd u ją one przew ażnie w jak im ś stale
obecnym , a więc nie-dziejącym się, nie-czasow ym
układzie odniesienia. H eidegger u siłu je pokazać, że
są to próby zrozum ienia czasu za p ośrednictw em
tego, co obecne, tego, co jest w czasie — nic więc
dziw nego, że w ym yka im się czasowość sam a. Ro
zum ienie czasu osiągają kosztem jego sparaliżow a
nia. Takiej w ykładni czasu — H eidegger nazyw a ją
m etafizyczną — nie da się jed n a k przezw yciężyć
ra z n a zawsze; płynie ona bow iem z sam ej istoty
sk ryw ającego się czasu.
Koncepcja
metafizyczna