oje
j j k
ie
i sz
s e
z ni b
io
i rą...
. c
zyli
l sł
s ó
ł w k
il
i k
l a o
podatk
a
ach
c
W Stanach Zjednoczonych Ameryki istnieje od wczesnych lat 20 przysłowie:
„Są dwie rzeczy, których nie możesz uniknąć, pierwszą jest śmierć, kolejną
są podatki”. Czy jednak w istocie tak właśnie jest? Czy naprawdę podatki są
niezbędne, skoro tak wielu ludzi podejmuje różnorakie działania, aby ich
uniknąć?
W starożytności podatkami i daninami były obciążone tylko niektóre grupy
ludności. System podatkowy w starożytnym Egipcie polegał na zabieraniu rolnikom
części zbiorów. Chłopi płacili daninę dwa razy w roku, mieli też obowiązek stawiać się
na żądanie władcy do prac budowlanych. Rzemieślnicy natomiast w ramach świadczeń
oddawali część swych wyrobów na potrzeby wojska i administracji, resztę sprzedawali, a
z osiągniętych dochodów utrzymywali swoje rodziny. Kupcy byli najbardziej
niejednorodną grupą składającą daniny i oddawali albo część swych towarów, albo
luksusowe podarunki. Podobnie było w całym świecie starożytnym.
Odejście od takiego pierwotnego modelu podatkowego nastąpiło dopiero ok. VII w.
p.n.e., kiedy w kręgu cywilizacji greckiej (w położonej na zachodnich wybrzeżach Azji
Mniejszej Lidii oraz na Peloponezie) wynaleziono pieniądz. Nie minęło kilka wieków a
wynalazek ów szybko rozpowszechnił się w całym świecie śródziemnomorskim, w
wyniku czego daniny zaczęto pobierać w monetach i tak powstało coś przypominającego
dzisiejsze podatki.
W średniowieczu ze względu na brak kruszców rola monety w pobieraniu danin
osłabła, zaś dochody władcy pochodziły przeważnie z posiadłości ziemskich,
przywilejów monarszych i ceł. Podatek nie zniknął jednak z życia codziennego. W XV
w. rozwinął się system podatkowy we Francji i Anglii. W Wielkiej Brytanii już w XVIII
w. wprowadzono np. podatek dochodowy. W całym XIX w. obciążenie podatkami
znacznie wzrosło, a podatki stały się instrumentem polityki finansowej. Później
potrzebne było już tylko parę dziesiątek lat, by powstała do tej pory niezamknięta lista
obciążeń podatkowych: podatki bezpośrednie, podatki pośrednie, VAT, akcyza, podatek
od posiadania psa, podatek od środków transportowych, podatek od czynności
cywilnoprawnych, podatki od nieruchomości, podatek rolny, podatek leśny, podatek od
spadków i darowizn, itd.
Jak jest dziś?
W czasach nam współczesnych wielkość podatków w zależności od państwa bywa
bardzo różna. Istnieją tzw. raje podatkowe, gdzie od inwestorów i obywateli nie żąda się
wiele i takie kraje, gdzie podatki i inne świadczenia zabierają z kieszeni podatnika 70–80
proc. owoców jego pracy. Jak wygląda na tym tle Polska? Jako że nie ma sensu tworzyć
listy wszystkich podatków, które obowiązują w Polsce, wystarczy ograniczyć się do
pewnego schematu, który pozwoli nam zrozumieć istotę systemu podatkowego.
Najprostszym podziałem podatków jest wyróżnienie podatków bezpośrednich i
pośrednich. Podatki bezpośrednie najczęściej wprost wynikają z tego, ile dana osoba
zarobiła w ciągu roku, a zaliczamy do nich podatek dochodowy od osób fizycznych (PIT)
i podatek dochodowy od osób prawnych (CIT).
Jeśli popatrzymy na kwoty, które wpłacają podatnicy, okazuję się jednak, że
pomimo pozornej góry pieniądza trafiającej z tego tytułu do budżetu państwa czy
jednostek samorządu terytorialnego, nie jest to główne źródło dochodów z podatków.
Zgodnie z planami na rok 2008 podatek PIT ma wynieść 38 mld zł (ponad 16 proc.
dochodów podatkowych i ponad 15 proc. dochodów budżetu), podatek CIT wyniesie
27,1 mld zł (blisko 12 proc. dochodów podatkowych i blisko 11 proc. dochodów
budżetu), co razem wynosi około 28 proc. dochodów podatkowych. A gdzie reszta?
Odpowiedź jest prosta – są to podatki pośrednie takie jak podatek VAT (111,7mld zł –
ponad 48 proc. dochodów podatkowych) i akcyza (52,2 mld zł –blisko 23 proc.
dochodów podatkowych).
Podatki pośrednie często umykają uwadze przeciętnego zjadacza chleba, ale to
właśnie je płaci się najczęściej czy to idąc do sklepu, do fryzjera, kina czy też
wypełniając kupon LOTTO. Zazwyczaj nie jest to, na pierwszy rzut oka, kwota znacząca
– np. 7 proc. od kwoty bazowej. Ale czy rzeczywiście nie odczuje tego nasz portfel?
Poniżej przedstawię bardzo uproszczony schemat płacenia podatków.
Historia pewnej „13”
Pan Jan dostał 13-stkę w pracy w wysokości 1000zł netto. Z tej kwoty zapłacił podatek od
nieruchomości. Po obliczeniu wszystkich kosztów panu Janowi zostało 900 zł.
Uszczęśliwiony, że zapłacił tylko 100 zł podatku, resztę funduszy postanowił wydać na
naprawę ogrodzenia wokół domu. Za materiały budowlane zapłacił 300 zł (z czego VAT
wyniósł 22 proc. – w ten sposób zapłacił on 66zł podatku pośredniego), za kolejne 300 zł
wynajął do pracy pana Zdzisława. Pan Zdzisław oczywiście musiał zapłacić z tej kwoty
podatek dochodowy – ok. 60zł. W rzeczywistości, bez podatku usługa mogłaby więc
kosztować tylko 240 zł . Za resztę pieniędzy pan Jan zakupił benzynę do swojego auta
(akcyza i inne opłaty wyniosły 200 zł). W ten sposób pan Jan nie zdając sobie sprawy
zapłacił fiskusowi ok. 626 zł czyli połowę tego co otrzymał z okazji 13-stki! Trochę to
straszne, ale prawdziwe. Jeśli pracujemy ponad połowa naszych dochodów jest
przeznaczana na podatki!
Potrzeby
I tutaj czytelnik powinien zadać pytanie: „Co mam z tego, że płacę podatki? Na co mogę
liczyć, jako obywatel, za wypełnianie swoich obowiązków względem państwa?” Otóż
podatki przeznaczane są na zaspokojenie potrzeb społeczeństwa, od podstawowych
zaczynając (bezpieczeństwo, zdrowie), po coraz bardziej ekstrawaganckie i dla wielu ludzi
nieprzydatne (festiwale filmów irańskich, sympozja przyjaciół storczyków, etc). Kiedy
państwo zaspokoi, a przynajmniej przejściowo uważa się, że zaspokoiło jakąś potrzebę,
natychmiast wysuwane są nowe żądania w stosunku do rządu. Nie istnieje bowiem coś
takiego jak permanentne zaspokojenie czyichś potrzeb. Tak jak nie można najeść się na
zapas na 3 lata do przodu, tak i potrzeby zazwyczaj nie można zaspokoić na dłuższy czas.
Co pewien okres czasu nasze poczucie „sytości” względem rzeczy X zanika i ponownie
musimy je zaspokoić. A apetyt zazwyczaj rośnie w miarę... zaspokajania. I tak
dochodzimy do pewnego paradoksu: potrzeby rosną w miarę zaspokajania potrzeb. Do
czego może to z kolei doprowadzić ukazuje nam przykład z Niemiec, gdzie bezdzietne
małżeństwo popełniło samobójstwo, bo nie stać ich było na zagraniczne wycieczki.
Pieniądze wystarczały na jedzenie, media, a nawet na drobne przyjemności, nie pozwalały
jednak na luksus, co było bezpośrednim powodem targnięcia się na życie. Dochodzimy
wiec do kolejnej konkluzji: potrzeby są zawsze indywidualne. Nastolatek z Somalii będzie
uważać się za szczęśliwego, jeśli zapewni mu się trzy gorące posiłki dziennie, polskie
dziecko dopiero jak kupi się mu komputer, amerykańska młodzież zaś, gdy dostanie
samochód od rodziców. Każdy z nas ma inne marzenia, chęci, dlatego sam powinien
decydować o tym, na co chciałby przeznaczać swój czas, siły i pieniądze. W życiu
społecznym jednak zawsze znajduje się ktoś, kto nawołuje, że wie lepiej, jak spożytkować
nasze środki pieniężne. Gdy się to mu udaje, coraz więcej dziedzin życia jest obejmowane
przez państwowe fundusze. A im więcej dziedzin życia, w które wkracza państwo, tym
więcej głosów, żeby wkraczały jeszcze głębiej w życie obywatela. Tymczasem środki,
które można przeznaczyć na te cele, mają pewne granice.
Im więcej tym lepiej
Podstawowymi sposobami na zdobycie funduszy, na realizacje celów społecznych są dla
państwa dość ograniczone dochody własne (np. z państwowych firm), pożyczki (tylko do
pewnego progu można się zadłużać, później trzeba je spłacać) i oczywiście podatki (czyli
najważniejsza „rzeka” wpływów do budżetu). Kłopot państwa polega na tym, że nie może
ustawić podatku powyżej 100 proc., więc możliwości opodatkowania ludzi są
ograniczone, a wraz ze wzrostem świadczeń, w większości przypadków, gospodarka
państwa boleśnie to odczuwa. Dlaczego? Nie znam nikogo, kto lubiłby oddawać pieniądze
fiskusowi. Wraz ze wzrostem obciążeń podatkowych wielu zaczyna unikać płacenia
podatków, nieraz chwytając się drastycznych środków. Jednym z nich jest, po prostu,
zaprzestanie pracy. Państwo traci wtedy część dochodów, wzrastają za to wydatki (zasiłek
dla bezrobotnego, etc). O ile w Polsce ze względu na niewielką wysokość zasiłku i
względnie krótki okres jego pobierania, tenże sposób nie jest promowany, o tyle w
Niemczech wielu młodych ludzi wybierało właśnie taką drogę. I nie można w gruncie
rzeczy odmówić tym osobom pewnej logiki w ich działaniu, które przedstawia się tak:
„Jeśli państwo oferuje mi zasiłek, który może wystarczyć na względnie przyjemne życie
bez wysiłku, a z pracy wyciągnę po odjęciu podatku mniej więcej tyle samo, to dlaczego
mam harować? Czy nie lepiej nic nie robić?”
Innymi sposobami na unikniecie podatków są m.in. praca w szarej strefie (państwo
nie zarobi już na niej z tytułu podatków bezpośrednich) czy też oszustwa w zeznaniach
podatkowych.
Jak więc widać wzrost wysokości podatków wcale nie musi oznaczać
automatycznego zwiększenia wpływów budżetowych. Przykładem może być tutaj polska
akcyza na wyroby alkoholowe, kiedy to, paradoksalnie, po jej obniżeniu nastąpił wzrost
przychodów (więcej ludzi kupowało tańszy alkohol, otworzyła się możliwość rozwoju
browarów, większa konkurencyjność za granica). Poza tym wyższe podatki odstraszają
inwestorów zagranicznych oraz przekładają się na większe obciążenia dla pracodawców.
Słowo klucz - przepływ
Warto wspomnieć w tym miejscu o jeszcze jednym mechanizmie, który ma olbrzymi
wpływ na gospodarkę, tzn. o przepływie pieniądza. Pieniądz z zasady przechodzi z rąk do
rąk. Dziecko kupi lody w sklepie, za te same pieniądze sklepikarka zapłaci za prąd
elektrowni, elektrownia wypłaci pensje pracownikowi, następnie elektryk da kieszonkowe
swojemu dziecku, to zaś pójdzie do sklepu kupić sobie lody i w ten sposób pieniądz wróci
tam skąd „pochodził”. Pieniądz krąży, cyrkuluje, a im szybciej to robi tym lepiej, bo
obywatele mogą więcej wydawać, jest większy popyt na towary, większa produkcja,
mniejsze bezrobocie, więc więcej się wydaje i mamy prawie „perpetum mobile”! Co się
zaś dzieje, gdy do pieniędzy doczepia się państwo? Pieniądz krąży wolniej. Zanim
ustanowi się budżet, sporządzi plan, a następnie wyda pieniądze z budżetu mija sporo
czasu. Średnio przepływ pieniądza pomiędzy prywatnymi osobami jest o 70 proc.
efektywniejszy niż gdy wchodzi w ten proces państwo.
Ku przestrodze
I tu dobiegamy do końca naszych krótkich rozważań o pieniądzu, podatkach i potrzebach.
Zapewne część czytających liczy na to, że w ostatnich słowach zakrzyknę: „Precz z
podatkami! Znieść całkowicie podatki!”. Ci, którzy na to właśnie liczyli, niestety zawiodą
się. Podatki są konieczne, chodzi tylko o ich odpowiednie wyważenie. Nie może być tak,
że w państwie zabraknie pieniędzy na niezbędne instytucje państwowe (jakie instytucje są
niezbędne to już temat na kolejny artykuł). Ludzie nie są głupcami, potrafią myśleć za
siebie i lepiej zarządzać swoimi funduszami niż urzędnik oddalony o dziesiątki
kilometrów. Dlatego podatki powinny być jak najniższe, a państwo w jak najmniejszym
stopniu winno ingerować w los obywateli. Na razie jednak przeciętny „szaraczek” musi
płacić podatki w takim, a nie innym wymiarze. Gdyby jednak ów człowiek próbował
swoich sił w niezupełnie prawomyślnych zmaganiach z państwem, małe przypomnienie z
historii. Nawet wielki Caapone, który dzięki kruczkom prawnym i przekrętom wywijał
się od „karzącej ręki sprawiedliwości”, trafiał za kratki za... niepłacenie podatków.
JC