0
Mary Blayney
Niezwykła
przygoda
1
Mikeyowi i Dawn
Steveowi i Laurze
Oraz rokowi 2006, rokowi diamentu
RS
2
Rozdział 1
MUZEUM
Z
JASKRAWONIEBIESKIMI
DRZWIAMI
LONDYN, KWIECIEŃ 2006 ROKU
–Co powinien zrobić człowiek, kiedy pozostało mu tylko kilka dni do
wyjazdu z miejsca, które przemawia do jego duszy? – spytała dziewczyna.
Przewodnik skinął zachęcająco głową i był zachwycony, kiedy
dziewczyna kontynuowała.
– Nie wyobrażam sobie rozstania z Anglią. Wzdragam się na samą
myśl o powrocie do Stanów i nie tylko dlatego, że w tym roku wiosna się
opóźnia.
Co skłoniło Amy Stevens do zadania mu tego pytania? Był
przewodnikiem, kustoszem muzeum w małym domku przy cichej ulicy w
Mayfair. Z pewnością nie pomyliła go z urzędnikiem ambasady. Niech Bóg
ją błogosławi. Znał jedynie jej imię, a i to z paszportu. I jakie wnioski o
współczesnym Londynie można wyciągnąć z faktu, że aby móc zwiedzić
muzeum, konieczny jest dokument ze zdjęciem?
Chociaż nawet nie znał jej imienia, wiedział, że stanowi kluczowy
element zagadki, którą od tak dawna próbował rozwiązać. Myślał, że ją
straci, i rozpaczliwie pragnął, żeby zadała pytanie, jakiekolwiek pytanie.
Bogu niech będą dzięki, że zadała idealne pytanie, stworzyła mu okazję,
jakiej potrzebował.
– Dlaczego nie może tu pani zostać?
– W czerwcu muszę pojechać na ślub. Chcę tam być i muszę tam być.
Jim mówi, że mogę tutaj wrócić, ale...
RS
3
– Co za Jim? – przerwał jej przewodnik. Chłopak może oznaczać
poważne komplikacje.
– Kolega. Oboje studiowaliśmy tu przez rok. To on się żeni, a jego
narzeczona jest jedną z moich najlepszych przyjaciółek. W kraju mam
rodzinę i przyjaciół. Będą mnie odwodzili od ponownego wyjazdu. Nikt z
nich tego nie rozumie. Uważają, że Topeka to idealne miejsce do życia.
– Dla nich może takim być. – Ale nie dla niej. Czy nie była pierwszą
osobą, która uważnie wysłuchała opowieści o magicznej monecie? Nawet
zapytała, czy ta historia jest prawdziwa, nie potraktowała jej jak bajki. Z
pełnym przekonaniem wyjął z gabloty wgniecioną monetę i wręczył ją jej. –
Proszę to wziąć na pamiątkę, z wiarą, że wszystko jest możliwe.
– Nie może mi pan tego dać – powiedziała i schowała ręce za siebie.
– Mogę ją dać każdemu, komu zechcę. – Przewodnik wzruszył
ramionami. Mówił prawdę, nawet jeśli następne zdanie było kłamstwem. –
Bez trudu zdobędę drugą.
*
W głębi serca Amy Stevens pragnęła mieć tę monetę jako niezwykłą
pamiątkę owego cudownego roku. Więc ostatecznie dała się namówić
przewodnikowi do wzięcia prezentu. Postanowiła, że kupi łańcuszek i
będzie nosiła monetę na szyi.
Szybko przeszła przez Mayfair do Earl's Place, pubu tuż obok
Piccadilly, który razem z Jimem uważali za swój. Razem z setką innych
fanów piłki nożnej. W pubie było tłoczno i nie udało jej się dać Jimowi
znaku, że już jest. Mogła zaczekać. Zresztą i tak bez reszty pochłaniało go
oglądanie meczu.
Amy opadła na stołek przy barze, wyciągnęła monetę i utkwiła w niej
wzrok. Zgodnie z opowieścią przewodnika ten pieniążek miał magiczne
RS
4
właściwości. Jeśli wierzyć słowom tego człowieka, moneta zmieniła życie
trzech osób, które wypowiedziały życzenie. Na lepsze.
Jakie było prawdopodobieństwo, że naprawdę spełniała życzenia?
Żadne.
Ale co zaszkodzi spróbować? Nic.
Położyła monetę na kontuarze przed sobą, sformułowała kilka życzeń,
a potem wzięła ją w dłoń i mocno ścisnęła.
– Chciałabym, żeby znalazł się jakiś sposób, bym mogła tu zostać –
szepnęła.
Moneta wydała jej się ciepła. Spojrzała na nią, zmarszczywszy czoło.
W barze panował tłok, w sali było gorąco, fani kibicowali swojej drużynie.
Barman przecisnął się do miejsca, gdzie siedziała. Nie ten, co zwykle.
Zatrudnili kogoś dodatkowego, by pomógł obsługiwać gości? Miał na sobie
służbowy strój pracowników pubu: dżinsy i białą zapinaną na guziki
koszulę, której rękawy podwinął. Koszula była nieskazitelnie czysta mimo
pracy, jaką wykonywał. Co to za rodzaj magii? – zastanawiała się.
Przyglądała mu się, jak idzie wzdłuż baru, zahipnotyzowana rytmem, w
jakim zbierał zamówienia, podawał drinki, wydawał resztę.
Był niczego sobie. A kiedy się uśmiechnął, jego sympatyczna twarz
stała się wprost oszałamiająca. Ten uśmiech sprawił, że zapragnęła czegoś
więcej niż zdawkowej rozmowy klientki z barmanem.
– Co dla pani?
Mówił z akcentem zupełnie niepasującym do pubu. Taki akcent byłby
na miejscu w Eton albo Oksfordzie. Albo u księcia Williama.
Wskazała butelkę wina, którą trzymał, z jakiegoś głupiego powodu nie
chcąc otworzyć ust i zdradzić się, że jest Amerykanką. Zapomniała o
RS
5
zaczarowanej monecie, która wypadła jej z ręki, potoczyła się po kontuarze
w jego stronę i spadła na podłogę.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrze w płuca i pochyliła się nad barem,
próbując wypatrzyć swój pieniążek.
– Wpadła pod chłodziarkę – powiedział. – Jest dla pani ważna?
– O, tak. To wyjątkowa moneta.
– W takim razie... – Przykucnął i sięgnął pod chłodziarkę. Spojrzał na
dłoń i się skrzywił. – Najwyższy czas tam posprzątać. – Wyciągnął jeszcze
trochę rękę i z triumfującym „Mam ją!" wyprostował się, spojrzał na
monetę. Zdawał się zaskoczony jej wyglądem, ale z uśmiechem oddał ją
dziewczynie.
– Dziękuję – ucieszyła się. – Bardzo dziękuję.
Skinął głową, uniósł butelkę wina, a kiedy Amy powiedziała
„Poproszę", napełnił kieliszek.
Sięgnęła do kieszeni dżinsów po pieniądze, ale machnął ręką, nie
chcąc należności.
– Proszę mi pozwolić dokładnie przyjrzeć się monecie, dobrze? To mi
wystarczy jako zapłata.
Już mu ją miała podać, kiedy w barze rozległy się okrzyki i wiwaty.
Mecz się skończył i spragnieni maniacy futbolu ruszyli ławą w stronę baru.
– Jeśli pan chce, mogę zaczekać, aż się przewali ten tłum.
Pochylił się nad kontuarem, podparł na rękach, jego uśmiech był
ciepły jak uścisk.
– Świetnie. Właśnie to chciałem od pani usłyszeć. W głębi sali w rogu
jest stolik. Tam będzie trochę spokojniej.
Amy skinęła głową. Miała nadzieję na coś więcej niż pogawędkę z
tym przystojniakiem. I wszystko wskazywało na to, że jej życzenia się
RS
6
spełnią. Przecisnęła się przez tłum i usiadła przy stoliku, który wskazał jej
barman.
Chwilę później podszedł do niej Jim.
– Widziałaś tego ostatniego gola, Amy? Puchar Świata mamy w
kieszeni.
– Jim, powtarzasz to od lat – odparła, starając się, by zabrzmiało to w
miarę entuzjastycznie.
– Tak, ale rozgrywki zaczynają się w czerwcu. Przyznaj – powiedział
tym swoim protekcjonalnym tonem – że nawet nie wiesz, jakie drużyny dziś
grały.
– Nie mam pojęcia. Możesz to nazywać futbolem albo piłką nożną, jak
to nazywamy u nas, a i tak nie widzę w tym nic fascynującego. Wolę pograć
w tenisa albo w siatkówkę, niż się gapić, jak inni biegają po boisku.
Jim skinął głową. Tak, pomyślała Amy, słyszał to już setki razy. Żeby
było sprawiedliwie, ona musiała do znudzenia wysłuchiwać informacji o
piłce nożnej.
– Wybieram się z chłopakami do pubu z darmowym żarciem. Idziesz z
nami?
– Nie, dziękuję. Czekam na rozmowę z kimś.
– Och? – Jim obejrzał się przez ramię. – Widziałem, jak gawędziłaś z
barmanem. – Ściągnął brwi. – Pamiętaj, że niedługo wyjeżdżamy, a jakoś
nie wydaje mi się, by Topeka go pociągała.
– Chcę posłuchać, co ma do powiedzenia o monecie, którą dziś
znalazłam, to wszystko.
– Jasne – rzucił Jim z takim uśmiechem, jakby brał udział w jakimś
romantycznym spisku. – Jak chcesz. Ja wybywam. Mam przy sobie telefon.
Wyślij mi sms, jeśli będziesz potrzebowała pomocy podczas ucieczki. –
RS
7
Skierował się do wyjścia razem z niemal wszystkimi gośćmi. Poziom hałasu
znacznie spadł.
Amy uniosła rękę w pożegnalnym geście, a potem całą uwagę skupiła
na monecie, grzejącej jej dłoń. No dobrze, nie całą. Częściowo jej myśli
zaprzątał barman. Czyżby to właściciel? Albo hrabia? Miała nadzieję, że
nie. A może, pomyślała z przejęciem, jest hrabią jakimś tam?
Prawdopodobieństwo tego wynosiło jak jeden na milion.
W takim razie dlaczego chciał obejrzeć monetę? Była stara, może
nawet cenna. A może nie. Wyglądała, jakby ją wybito z jakiegoś
bezwartościowego metalu. Czy ma to jakieś znaczenie?
– Chciałem wiedzieć, gdzie kupiła pani tę monetę.
Barman stał obok niej, w ręku trzymał kubek z jakimś gorącym
napojem. Mówiąc, spoglądał za wychodzącym Jimem. Razem z nim mógł
zniknąć hałas, ale nie testosteron. Barman, który początkowo sprawiał
wrażenie takiego sympatycznego, teraz wydawał się raczej podejrzliwy niż
zaintrygowany. Ale nie był ani odrobinę mniej przystojny, nawet jeśli
wyglądał – z pełnymi ustami Kiefera Sutherlanda i jasnymi włosami
opadającymi na czoło – mniej pociągająco niż godzinę temu, kiedy się
uśmiechał.
– Dostałam ją od kogoś. – Kiedy zrobił sceptyczną minę, skinęła
głową. – Wiem, też sobie pomyślałam, że to dziwne. Ale nalegał. Zna pan
ten dziewiętnastowieczny dom–muzeum przy Norfolk Street? Interesuję się
wszystkim, co dotyczy epoki regencji.
Pokręcił głową, jakby te wyjaśnienia nic mu nie mówiły. Spróbowała
jeszcze raz.
– Niedaleko Hyde Parku. Z jaskrawoniebieskimi drzwiami. Spędziłam
tam dziś kilka godzin. Przewodnik dał mi tę monetę.
RS
8
– Dał ją pani? – Odstawił kubek na stolik i nachylił się do niej, więc
poczuła się nieco niepewnie. – Tak po prostu podarował pani monetę?
Amy odsunęła krzesło i wstała.
– Nie wiem, czy arogancja idzie w parze z akcentem jak u księcia
Williama, czy wynika z faktu, że jest pan właścicielem tego lokalu. – Wzięła
monetę i spojrzała na niego.
Kiedy mu się przyglądała, te zdumiewające, ciemnoniebieskie oczy
stały się łagodniejsze.
– Przepraszam. – Odsunął się. – Mam za sobą ciężki dzień.
Po przeprosinach pozostało to, co najistotniejsze. Skoro to nie był
oryginalny sposób na podryw, to o co mu chodziło? Czy naprawdę aż tak
zainteresowała go ta moneta?
– Przychodzę tu od prawie roku – powiedziała Amy – ale nie
przypominam sobie, żebym wcześniej tu pana widziała.
– Pracuję tu dorywczo. Na co dzień jestem nauczycielem.
– A więc nie jest pan właścicielem?
– Nie, to wszystko należy do mojego brata. – Zatoczył ręką koło,
wskazując wszystko wokół nich: krzesła, na których siedzieli, pub, może
nawet cały budynek. – A teraz proszę usiąść i opowiedzieć mi o tej monecie.
– Skinieniem głowy wskazał Amy krzesło, a sam usiadł naprzeciwko.
Pozostała na swoim miejscu. A więc to nie książę z bajki. I ma w
nosie, jak jej na imię, nie mówiąc już o tym, co zamierza robić przez resztę
swojego życia.
Interesowała go wyłącznie moneta. No cóż. Przez całe dwie sekundy
rozważała, czy powtórzyć mu opowieść przewodnika o magicznych
właściwościach pieniążka, ale wiedziała, że barman ją wyśmieje. Dlatego
postanowiła udać głupią.
RS
9
– Nie wiem o niej zbyt dużo. A pan?
– Z jednej strony są wyryte jakieś mogolskie napisy – powiedział
wolno, jakby ktoś siłą wyrywał mu słowa z gardła.
– Pod nimi jest krzyżyk, a obok słowo „gotówka". Na drugiej stronie
jest herb.
Był teraz nauczycielem. Pełnym rezerwy, nieco wywyższającym się
belfrem.
– Zgadza się – powiedziała, zajmując w końcu wskazane miejsce,
zaciekawiona i przejęta pomimo jego chłodu.
– Zobaczył pan to wszystko, kiedy podniósł ją pan z podłogi?
Zrobił gest, który mógł znaczyć zarówno „tak", jak i „nie".
– Co to za język ten mogolski? – spytała, kładąc rękę na zaciśniętej w
pięść dłoni, w której trzymała monetę. Wyciągnie z niego wszystko na ten
temat, nawet jeśli miałaby mu zadać dziesiątki pytań.
– Mogołowie w szesnastym wieku podbili Indie i panowali tam, póki
nie nastali Brytyjczycy.
– Powiedział pan to tak, jakby cała sprawa przebiegła bardzo gładko.
Nie zapukali „puk, puk" do drzwi pałacu, mówiąc: „Teraz my tu będziemy
rządzić". Może nie jestem Brytyjką, ale wiem coś niecoś na ten temat.
– Widzę, że uczyła się pani historii – powiedział. – Później sprawdzę
pani wiedzę z tej dziedziny. Teraz interesuje mnie moneta.
Trochę się odprężył, chociaż wciąż był spięty, co zdradzał sposób, w
jaki siedział, oraz to, jak uważnie ją obserwował. Wielka szkoda, że to nie
ona była obiektem jego zainteresowania. Wyciągnął rękę nad stołem i
postukał delikatnie palcem w dłoń Amy.
– Czy mogę zobaczyć monetę? – Nawet kiedy mówił, wzrok miał
utkwiony w jej ręce.
RS
10
Słyszała, co powiedział, ale jej umysł (i ciało) skupiły się na miejscu,
w którym jego palec dotknął jej dłoni, i na tym, co poczuła każdym swoim
nerwem. W jednej chwili ogarnęły ją niepokój i pożądanie. Rety, pomyślała,
prostując się na krześle. A nawet go nie lubię. Czy on to czuje?
Widocznie nie czul, bo wzrok nadal miał utkwiony w jej dłoni. Chodzi
mu o monetę, ty głupia, upomniała samą siebie Amy. Położyła ją przed sobą
tak, by mógł ją wyraźnie widzieć. Pokręcił głową. Uśmiechał się jak
chłopiec, który dostał nową, upragnioną zabawkę.
– Dużo wiem o tej monecie – zaczął, nie unosząc wzroku. – Wybito ją
w tysiąc osiemset ósmym roku.
– Rzeczywiście! – powiedziała, kiedy odwróciła monetę, by sprawdzić
datę.
– Na zlecenie Kompanii Wschodnioindyjskiej. – Nachylił się nad nią
niżej. – To jej herb nad datą. Wszystkie monety zalano woskiem, a potem
zapakowano do beczek, a te następnie załadowano na statek płynący do
Indii. Statek zatonął podczas szkwału, który go zepchnął na mieliznę
Goodwin Sands za Cieśniną Kaletańską. Dopiero w roku tysiąc dziewięćset
osiemdziesiątym piątym znaleziono wrak statku i wydobyto z morza kilka
monet. To jedna z nich. I właśnie ta konkretna ma charakterystyczne
wgniecenie.
– Czy to wgniecenie zmniejsza jej wartość? – Wyciągnęła rękę i
dotknęła paznokciem małego wgłębienia.
– Nie, dzięki niemu jest taka ważna. Przynajmniej dla mnie.
– Ważna? – Amy wzięła monetę i przyjrzała jej się z szacunkiem. –
Skąd pan to wie? Nigdy wcześniej o tym nie słyszałam.
– Interesowałem się nią od długiego czasu – wyjaśnił – i niemal
równie długo próbowałem ją odnaleźć.
RS
11
– Och. A ja tu przyszłam właśnie z nią. Czy to nie dziwne? – Czary?
Odepchnęła od siebie tę myśl. – Skoro jest taka rzadka i cenna, dlaczego
przewodnik mi ją dał?
– Rzeczywiście wydaje się to dziwne – odrzekł po długiej chwili
milczenia.
– Racja. – Amy mówiła na głos, ale właściwie do siebie. Dopiero po
jakimś czasie dotarła do niej nieufna nuta w jego głosie. Z pewnym
zdumieniem uświadomiła sobie, co sugerował. – Uważa pan, że ją
ukradłam?
RS
12
Rozdział 2
Barman uniósł ręce, jakby go to mogło osłonić przed jej gniewnymi
słowami.
– Nawet nie zna pan mojego imienia i w ogóle nic pan o mnie nić wie,
a uważa mnie pan za złodziejkę? – Znów usiadła na krześle. – To
oburzające. Nazywam się Amy Stevens, jestem z miejscowości Topeka w
stanie Kansas. Przez rok studiowałam tutaj, a w przyszłym tygodniu wracam
do domu. Jeszcze minutę temu było mi naprawdę bardzo, ale to bardzo
przykro, że wyjeżdżam. Prawdę mówiąc, minutę temu nie mogłam
powiedzieć jednego złego słowa o moim pobycie tutaj. – Skrzyżowała ręce i
rzuciła mu najbardziej wyniosłe spojrzenie, na jakie potrafiła się zdobyć. –
A pan kim właściwie jest?
– Simon West – przedstawił się, opuszczając ręce. Zaczął rytmicznie
stukać dłońmi w krawędź stolika.
– Powiedziałam panu, że dostałam monetę od przewodnika –
powtórzyła. – Nie ukradłam jej.
– W porządku, ale to musi być coś więcej niż zwykły zbieg
okoliczności. – Przestał stukać w stół.
–Co?
– To, że znalazła się tu pani z monetą, której szukam od lat.
– Myśli pan, że przyszłam, żeby ją panu sprzedać? Tego już naprawdę
za wiele. – Amy wyciągnęła rękę, żeby zabrać monetę i wyjść.
Nachylił się i ujął jej dłoń.
– Wcale nie myślę, że ją pani zabrała albo że przyszła tu pani, żeby mi
ją sprzedać. To by było zbyt proste.
RS
13
– Teraz pan mówi zagadkami. – Wypowiedziała te słowa szeptem;
dotyk jego dłoni znów sprawił, że minęła jej cała złość.
Do diabła, jak to możliwe, że tylko ona to czuła?
*
Jesteś głupcem, Simonie West. Tak, była cudowna z tymi swoimi
niesfornymi, kasztanowymi włosami i pełnymi życia oczami. Były zielone
czy piwne? Nieważne. Miała jakiś plan.
– Wybacz, Amy. Rzeczywiście mówię zagadkami.
Pojawienie się monety akurat tu i teraz wydawało się zbyt oczywistym
zbiegiem okoliczności, by mogło to być czymś innym niż jakimś szwindlem.
Albo czarami – co było absurdalne. Będzie z nią grał w tę grę, ponieważ
zależało mu na monecie, a nie dlatego, że nie przejrzał jej właścicielki.
Prawdopodobnie przez ten rok studiowała aktorstwo.
– A więc wierzy mi pan, że nie ukradłam tej monety? Miała uroczy
akcent. Brytyjski angielski jako drugi język.
Ubóstwiał sposób, w jaki Amerykanie próbowali mówić jego językiem
ojczystym. Był tym oczarowany tak samo, jak innych oczarowywał
francuski akcent. Opanuj się, ty idioto. Myśl głową, mówił sobie w duchu.
– Chcę usłyszeć, że mi pan wierzy – nalegała.
– Ona mówi prawdę, proszę pana. Nie ukradła tej monety ani nie
przyszła tutaj, żeby ją panu sprzedać. Zaręczam to panu.
Simon drgnął i się odwrócił. Koło stolika ujrzał mężczyznę w
staromodnym mundurze marynarskim.
– Czy wolno wiedzieć, kim pan jest? – spytał Simon, a potem, widząc
mile zaskoczoną minę Amy, uniósł rękę. – Jest pan kustoszem z muzeum.
– Tak. – Amy i przybysz powiedzieli to jednocześnie. Ależ naturalnie.
Simon czekał, ciekaw, co teraz nastąpi.
RS
14
– Nie wierzy mi pan? – Starszy mężczyzna wyprostował się z
godnością. – Naprawdę jestem kustoszem. Nazywam się Wentworth
Arbuckle. Pracuję w domu z niebieskimi drzwiami, trzy przecznice stąd.
– Może i tak. – Simon starał się zrozumieć, co oznacza ten
niespodziewany zwrot akcji. Nikt nie wiedział o jego poszukiwaniach.
Utrzymywał je w najgłębszej tajemnicy z tego prostego powodu, że nie
lubił, kiedy go nazywano głupcem. – Proszę mi powiedzieć, dlaczego oddał
pan tę monetę? Jestem pewien, że pańscy pracodawcy tego nie pochwalą.
– Co pan o niej wie? – spytał pan Arbuckle, najwyraźniej nie
przejąwszy się tym, że oskarżono go o kradzież.
Simon przeniósł wzrok z kustosza na Amy, która czekała na
odpowiedź z miną, mówiącą: „Proszę nie kazać nam czekać!". A co tam. Już
pewnie znają odpowiedź. W przeciwnym razie dlaczego mieliby się tu
zjawić?
– Widziałem te monetę na portrecie – powiedział, zwracając się
bezpośrednio do mężczyzny.
To jedno zdanie zmieniło wszystko o sto osiemdziesiąt stopni.
– Na portrecie? Gdzie jest ten obraz? – ożywił się pan Arbuckle; w
jednej chwili zniknęło całe jego opanowanie, a zastąpiło je podniecenie.
– W moim gabinecie – wolno powiedział Simon, czując, jak atmosfera
gęstnieje.
– A pani ma monetę! – wykrzyknął kustosz i klasnął w dłonie tak,
jakby za chwilę miał dokonać jakiegoś niezwykłego odkrycia. – Błagam, by
pozwolił mi pan obejrzeć ten obraz.
Simon przez całą minutę zastanawiał się nad odpowiedzią.
RS
15
– Czemu nie? – Dość łatwo będzie udawać, że dał się porwać
entuzjazmowi tego człowieka. – Jedno spojrzenie na obraz za jedno
spojrzenie na monetę.
– Nie ma sprawy – zgodziła się Amy bez chwili wahania, jakby była
równie niewinna, co ładna.
Simon odwrócił wzrok od jej ożywionej twarzy.
– Tylko powiem pracownikom, że wychodzę.
Nie czekając na odpowiedź, podszedł do mężczyzny stojącego w
drzwiach.
Amy nazwałaby faceta, z którym rozmawiał Simon, bramkarzem,
chociaż nigdy nie widziała, by robił cokolwiek poza wzywaniem taksówek
dla gości zbyt pijanych, by sami mogli wrócić do domu. West rozmawiał z
nim przez całą minutę. To, co mu mówił, sprawiło, że mężczyzna zaczął im
się podejrzliwie przyglądać, kiwając przy tym głową ze zrozumieniem.
Odwód, doszła do wniosku, chowając monetę do kieszeni. Na
wypadek, gdybyśmy się okazali czarnymi charakterami. Spojrzała na
swojego towarzysza, żeby się przekonać, czy nie czuje się dotknięty.
Okazało się, że nic a nic. Uśmiechał się na samą myśl o tym, co wkrótce
zobaczy.
Następnie Simon West zamienił kilka słów z drugim barmanem i dał
im znak. Potem otworzył drzwi na zaplecze i ruszył przodem.
Pomieszczenie nie zrobiło na niej większego wrażenia: zagracony
pokój, pełen szpargałów. I ani śladu portretu. Zdezorientowana Amy
postanowiła pozwolić pójść panu Arbuckle'owi przodem.
West położył dłoń na gałce drzwi w drugim końcu pokoju. Spojrzał na
nich.
– To nie tutaj. Portret z monetą jest w moim gabinecie na górze.
RS
16
– Czy w domu jest jeszcze ktoś? Na przykład pańska żona? – spytała
Amy. To, że była z Topeka, nie znaczyło,że jest naiwna – może trochę zbyt
powolna, kiedy trzeba było się bronić, ale nie naiwna.
–Nie mam żony – odparł West. – Jedną chwileczkę. Sprawdzę, czy jest
tu ktoś z pracowników. – Zniknął za drzwiami i usłyszała, jak wołał:
– Tandy? Roger? Jest tu ktoś?
– Poleruję mosiężne elementy w holu – rozległ się kobiecy głos. –
Roger jest na górze, naprawia cieknącą rurę w toalecie. Jeśli pan czegoś
potrzebuje, to niech pan tu przyjdzie.
Simon skinął głową i przytrzymał drzwi dla Amy i kustosza.
Poprowadził ich szerokim korytarzem, na którego końcu było coś, co Amy
kojarzyło się ze schodami dla służby, na ogół zamykanymi drzwiami
obitymi zielonym suknem. Za nimi znajdował się imponujący hol.
Zobaczyła biało–czarne kafle na podłodze, wielki zegar i kobietę –
przypuszczała, że to Tandy – która czyściła gałkę u drzwi. Powietrze
wypełniała osobliwa mieszanka zapachu pasty i lilii, stojących w pobliżu
wejścia. Rety, pomyślała Amy, jak tu elegancko. Nie przypominało to
kawalerskiego mieszkania.
– Pokażę pannie Stevens i temu oto dżentelmenowi portret.
– Dobrze – powiedziała Tandy. – Proszę zadzwonić, jeśli będzie pan
sobie życzył herbatę.
Simon kiwnął głową i zaprowadził swoich gości na górę.
Amy, wchodząc za Simonem i kustoszem po błyszczących,
drewnianych stopniach, pomachała pokojówce, która skinęła jej głową i
uśmiechnęła się życzliwie. Schody tworzyły literę U na końcu holu,
naprzeciwko drzwi frontowych. Długi podest łączył dwa ciągi stopni. Amy
RS
17
wchodziła bardzo wolno, przyglądając się uważnie obrazom wiszącym na
ścianie.
Zatrzymała się przed jednym.
– To Rembrandt? – zapytała, unosząc wzrok, i zobaczyła, że Simon ją
obserwuje.
– Rembrandt? Bardzo byśmy chcieli, ale nie, moja znawczyni dzieł
sztuki. To falsyfikat. Ze szkoły Rembrandta, z jego czasów, ale nie jego
pędzla.
– Nie jestem znawczynią, ale z całą pewnością to bardzo dobry
falsyfikat – odrzekła Amy, cofając się o krok i uważnie przyglądając się
malowidłu.
– Tak, wiele osób dało się nabrać do lat trzydziestych, kiedy Berenson
i jego koledzy podali w wątpliwość przypisywane autorstwo. Teraz spotyka
się dziesiątki dzieł prawie Starych Mistrzów.
Nawet falsyfikat Rembrandta z XVII wieku musi być sporo wart,
pomyślała Amy. A przynajmniej więcej, niż kiedykolwiek wydałaby na
obraz. Wielka szkoda, że to nie oryginał.
Współczująco pokiwała głową i podążyła za Simonem w górę,
zastanawiając się, kim on właściwie jest.
– A więc ten dom to w połowie okazały miejski dom i w połowie pub
dla miłośników piłki nożnej?
– Tak – dość opryskliwie odparł Simon. – Mój brat był pewien, że to
idealne rozwiązanie wszelkich kłopotów finansowych.
Amy wywnioskowała z jego tonu, że tak nie jest. Usłyszała głos swojej
matki w części mózgu, przeznaczonej do pamiętania nauk na całe życie.
„Niegrzecznie jest pytać o pieniądze". Powstrzymała się więc od dalszych
szczegółowych pytań, chociaż miała na nie ogromną ochotę.
RS
18
Schody w kształcie litery U sprawiły, że zrobiła niemal kółko i kiedy
dotarli na ostatni podest, wyjrzała przez wielkie, łukowato zakończone okno,
żeby się zorientować, gdzie jest. Dom wzniesiono w poprzek ślepej uliczki,
zamykał ją na końcu. Zmierzch sprawił, że można było stwierdzić jedynie,
że to spokojna okolica, bardzo spokojna. Jak mogła przychodzić do EarPs
Place przez rok i nie wiedzieć, że pub zajmuje połowę domu cierpiącego na
rozdwojenie jaźni? Zdumiewające.
Nie mniej zdumiewające od pokoju, do którego przyprowadził ich
Simon. W dwóch ścianach były kolejne łukowate okna i wyobraziła sobie,
że w dzień pokój zalany jest słońcem.
Liczne półki zastawione książkami sprawiały, że bardziej przypominał
bibliotekę niż gabinet. Znajdowały się tu biurko i stół, ich drewniane blaty
były ledwo widoczne spod stosów książek, papierzysk i skoroszytów.
Nowoczesny komputer jeszcze mocniej uwypuklał tradycyjny wystrój tego
pomieszczenia.
Ale chociaż było tu wiele rzeczy przyciągających wzrok, nad
wszystkim dominował obraz.
– To portret z epoki regencji – odezwała się Amy, nie kryjąc zachwytu.
– Zgadza się – przyznał jej rację Simon. – Jerzy III zapadł na chorobę
umysłową i jego syna mianowano regentem. Ten fakt oraz miłość własna
Napoleona sprawiły, że początek dziewiętnastego wieku to dość interesujący
okres.
Amy podeszła bliżej do portretu.
– Regencja to moja ulubiona epoka w dziejach Anglii. Czytałam
książki Jane Austen, oglądałam wystawy, zwiedzałam muzea i znam
przynajmniej sto powieści historycznych.
RS
19
Kochała tamte czasy i bynajmniej nie tylko dlatego, że mężczyźni byli
wtedy tacy fascynujący, jak ten na obrazie. Tak bardzo przypominał Simona
Westa, że przeszło jej przez myśl, czy aby przypadkiem on sam nie pozował
do tego portretu, uważając to za świetny żart.
Wykluczone. Czemu miałby zrobić coś takiego? Poza tym powiedział,
że dziś po raz pierwszy zobaczył monetę. Ten obraz to z pewnością autentyk.
Mężczyzna na portrecie przedstawiony był w swobodnej pozie,
siedział obok biurka, nie za nim. Na blacie stała kolejka, a przy niej leżała
miniatura przedstawiająca jakąś kobietę i moneta. Była najmniejszym
elementem obrazu, ale nie wiedzieć czemu to właśnie ona przykuwała
uwagę. Czy dlatego, że została namalowana ze wszystkimi szczegółami,
łącznie z wgnieceniem?
– Jest wgnieciona – zauważyła Amy. – Tak jak moja. To naprawdę
bardzo osobliwe.
– Teraz pani rozumie, dlaczego byłem taki zdumiony, kiedy pani się z
nią pojawiła. – Simon odwrócił się, by wciągnąć do rozmowy kustosza.
Mężczyzna stał w cieniu w pobliżu kominka, bardziej przypominając posąg
niż żywego człowieka, ale skinął głową do Simona.
– Kto to jest, Simonie? Z pewnością jakiś pański krewny –
powiedziała Amy.
– Mój prapradziad, trzeci hrabia Weston.
Poczuła, jak policzki zapłonęły jej rumieńcem zawstydzenia. A ona
kpiła sobie z jego „akcentu księcia Williama".
– A kiedy ty odziedziczyłeś tytuł? – Starała się, żeby to pytanie
zabrzmiało, jakby było zadane od niechcenia.
– Mój brat jest hrabią, nie ja.
RS
20
A więc to tyle, jeśli chodzi o jej fantazje. Barman czy nie, Simon West
ma brata hrabiego, nie wspominając już o tym, że jest wysokim,
przystojnym blondynem o akcencie, który wywoływał zawrót głowy niczym
kieliszek szampana. Prawdopodobnie umawia się z jakąś supermodelką.
– Czyli jesteś drugim synem? Jak książę Harry? Też masz tytuł,
prawda? Nie książę, hmmmm... – Urwała na chwilę, starając się sobie
przypomnieć. – Lord Simon, zgadza się?
– Nie, mój brat używa również tego tytułu. Ja jestem zwykłym panem
Western – wyjaśnił Simon z tym swoim arystokratycznym akcentem,
kłaniając się lekko.
Obserwował ją, jak starała się nie okazać, że jego status społeczny robi
na niej wrażenie. Dobrze to o niej świadczy. Amerykanka do szpiku kości.
Ale to jeszcze nie znaczy, że nie jest jakąś oszustką. Nadal nie wiedział, jak
ci dwoje zamierzają na nim zarobić, chyba że chcieli zwinąć jakieś srebra z
domu.
Nie żeby były tu jakieś srebra do zwinięcia!
– Twój przodek na portrecie jest bardzo do ciebie podobny, Simonie.
Nie czujesz się dziwnie wiedząc, że od dwustu lat nie żyje?
– Mój brat i ja jesteśmy bliźniakami – wyjaśnił.
Do tej pory nie zadali ani jednego pytania, które byłoby nie na
miejscu. Z wyjątkiem prośby o pokazanie portretu. Znów się rozejrzał za
Wentworthem Arbuckle'em, ale nigdzie go nie zobaczył. Cholera, czyżby to
tak miało się odbyć? Ona go będzie zagadywała, a starszy pan sprawdzi, co
stąd można wynieść. Już chciał się pozbyć ich obojga, kiedy kustosz uniósł
się lekko z fotela z uszakami, stojącego przodem do kominka, i skinął im
głową.
– Masz brata –bliźniaka? – zapytała Amy.
RS
21
– Zgadza się – odpowiedział. – Więc przyzwyczajony jestem do
widoku kogoś, kto wygląda identycznie jak ja. Poza tym założę się, że
widziałaś zdjęcia swojej prababki albo dalekiej krewnej i wszyscy się
dziwili, jak bardzo jesteś do niej podobna. To to samo.
–Jest ogromna różnica między rodzinnym zdjęciem a ogromnym
portretem, na który codziennie się patrzy. – Amy roześmiała się z tego
porównania. – A więc jesteś synem i bratem hrabiego, uczysz, czasami
stoisz za barem, a resztę czasu spędzasz tutaj? Co czytasz? – Wzięła książkę
i spojrzała na tytuł. – „Kompania Wschodnioindyjska"?
Teraz stała się wścibska. Z niewinną minką próbowała się dowiedzieć,
co on robi. Dlaczego? Nie miało to znaczenia dla nikogo poza jego rodziną.
– Och, już wiem – powiedziała, zachowując się tak, jakby właśnie w
tej chwili coś sobie uświadomiła. – Próbujesz dociec, jaki jest związek
między hrabią i tą monetą?
– Co cię to obchodzi? Masz w tym interes?
Amy cofnęła się, jakby wymierzył jej cios pięścią, przed którym
musiała się uchylić.
– Przepraszam. Czy to zbyt osobiste pytanie? Ale po prostu nie wydaje
mi się, żeby to był przypadek, że zjawiłam się tu z monetą przedstawioną na
twoim obrazie. Tobie nie wydaje się to dziwne?
– Wydaje.
– No widzisz, jest coś, w czym się zgadzamy. I jeszcze jedno. Jeśli
chcesz, żebym sobie poszła, to pójdę.
– Chcę obejrzeć monetę – powiedział, wyciągając rękę. – Potem
możesz sobie iść.
– Ależ naturalnie, panie West. – Wymówiła jego nazwisko dokładnie
takim samym tonem, jak to robiła Tandy, kiedy była na niego zła; w jej
RS
22
głosie wyczuwało się napięcie, które sprawiało, że słowo „pan" brzmiało jak
zniewaga. Wyciągnęła monetę z kieszeni, wręczyła mu ją, po czym
odwróciła się do niego plecami.
Podszedł do nich Arbuckle. Simon nie słyszał, jak mężczyzna wstał z
fotela przed kominkiem i zbliżył się do nich; nie słyszał, żeby podłoga
zaskrzypiała jak zwykle.
– Bałam się, że już pan wyszedł – powiedziała Amy z wyraźną ulgą.
Razem z kustoszem przyglądali się obrazowi, nie zwracając najmniejszej
uwagi na Simona.
Moneta była ciepła w dotyku i błyszczała tak samo, jak ta na obrazie.
Simon obracał ją w dłoni. Uznał, że zakończenie rocznych poszukiwań
okazało się dość rozczarowujące. Położył monetę na blacie najbliższego,
pustego stolika, zastanawiając się, czy Amy mu ją sprzeda. Już miał zapytać,
kiedy odezwał się kustosz.
– Jedno mnie intryguje – zwrócił się do Amy, jednak na tyle głośno,
żeby Simon mógł go usłyszeć. – Monety wydobyto dopiero kilkanaście lat
temu. Zastanawiam się... –Odwrócił się do Simona, jego wzrok był równie
przenikliwy, co ton głosu. – Skąd się wzięła na obrazie? Wiem dużo o jej
dziejach w okresie regencji, ale szukałem odpowiedzi na to pytanie dłużej,
niż pan przypuszcza.
Amy pomyślała, że odpowiedź na to pytanie jest oczywista. Ale i tak
powiedziała:
– Czy nie można przyjąć, iż kilka monet zostało w kraju?
– Nie. – Tym razem Simon i kustosz odpowiedzieli jednocześnie.
– Wszystkie monety zapakowano w mennicy i dostarczono na statek –
oświadczył kustosz, bezwiednie potwierdzając to, co Simon jej powiedział
godzinę wcześniej.
RS
23
– Tak. – Gospodarz skinął głową. – I chociaż przekupstwo i korupcja
są niemal tak stare, jak historia ludzkości, nikt nigdy nie wspomniał, że
część z nich skradziono. – Przez długą chwilę przyglądał się obrazowi, a
potem spojrzał na kustosza. – Jeszcze trudniejsze jest wyjaśnienie, jak
moneta, wybita w tysiąc osiemset ósmym roku, znalazła się na portrecie
namalowanym w roku tysiąc osiemset piątym?
RS
24
Rozdział 3
Rzeczywiście. Jakim cudem moneta znalazła się na obrazie, jeśli
wybito ją dopiero trzy lata po jego powstaniu? To dopiero zagadka.
Teraz wszyscy troje gapili się na portret, jak gdyby oczekując
odpowiedzi od przodka Simona. Moneta połyskiwała, jakby próbowała
wyjawić swoją tajemnicę. Trzeci hrabia Weston spoglądał na nich z taką
powagą, że Amy zaczęła się zastanawiać, co takiego wiedział, o czym oni
nie mieli bladego pojęcia.
– Wiem, jak to się stało, panie West – odezwał się kustosz. – Gdybym
mógł zabrać pana tam, gdzie to się wydarzyło, zgodziłby się pan tam ze mną
udać?
Amy skinęła głową, jakby Simon potrzebował podpowiedzi.
– Jasne – odrzekł Simon, ale zbyt szybko. – A skoro już o tym mowa,
może mi pan wyjaśnić, co trzeci hrabia zrobił z obrazem Guardiego, który
kiedyś stanowił własność rodziny?
– Czyim obrazem? – zapytała Amy.
– Nazwisko malarza brzmi Guardi. Tworzył w drugiej połowie
osiemnastego wieku. Drugi hrabia kupił obraz jego pędzla w Wenecji
podczas podróży po Europie. W tamtych czasach robiło się takie rzeczy.
Kupił obraz Guardiego albo Canaletta. Teraz są warte miliony funtów.
–I trzeci hrabia się go pozbył? – Jezu, to prawdziwe nieszczęście. Amy
myślała o tym przez całe trzy sekundy.
– Może go sprzedał – powiedziała, zwracając się do Simona.
– Założę się, że nawet bez dzisiejszych podatków utrzymanie
posiadłości jest kosztowne. Wtedy było tak samo, prawda? Posiadłość
pochłania każdego funta, a i tak ciągle na coś brakuje pieniędzy.
RS
25
– Odpowiedź jest prosta, chociaż niepoparta żadnymi dowodami.
Jedyna wzmianka zachowała się w księdze majordomusa pod datą dziesiąty
kwietnia tysiąc osiemset piątego roku. Zgodnie z rodzinną legendą trzeci
hrabia podarował obraz Guardiego swojej metresie jako prezent pożegnalny.
– Co? Miała już dość biżuterii?
– Nie, hrabia niedawno kupił wspaniałego konia wyścigowego i
zatrudnił tresera Hiszpana, więc chwilowo cierpiał na brak gotówki. Z
zapisu w księdze wiemy jedynie, że dziesiątego kwietnia tysiąc osiemset
piątego roku stwierdzono brak obrazu. – Simon umilkł i pokręcił głową.
– Przepraszam. Zaginiony obraz fascynuje mnie niemal tak samo, jak
moneta.
Powiedział zbyt wiele? Ale co właściwie mogła zrobić z tą
wiadomością? Czy nadal był przekonany, że próbują coś od niego
wyciągnąć?
– Panie West, gdyby zgodził się pan wypowiedzieć życzenie,
trzymając monetę, może udałoby się panu odkryć, co się stało z dziełem
Guardiego – odezwał się kustosz po dłuższym milczeniu.
– Wypowiedzieć życzenie? Przed tym czy po tym, jak pan odpowie na
moje pierwsze pytanie? – Simon West sprawiał wrażenie człowieka, który
znalazł się u granic wytrzymałości.
– Mogę odpowiedzieć na pańskie pytania dotyczące monety –
oświadczył kustosz i skinął głową. – Jeśli odpowiedź na pana pytanie,
dotyczące obrazu, ma zostać udzielona, to udzieli jej sama moneta.
Simon nie krył swojej irytacji.
– To pana dziwi? – zapytał kustosz.
– Nie użyłbym słowa „dziwi". Monety nie mówią.
RS
26
– Nie, ale potrafią dawać znaki. Robią się cieplejsze w dotyku, stają się
bardziej błyszczące. Ta na obrazie jest jaśniejsza od pozostałych
przedmiotów, które ją otaczają.
Wszyscy znów odwrócili się w stronę portretu. Simon skinął głową.
– Zauważyłem to wcześniej. To złudzenie optyczne albo artysta tak to
namalował. – Uniósł ręce, jakby chciał ustrzec się przed jego sugestią. – To
jakaś bzdura. Przepraszam, ale muszę teraz zamknąć pub.
–Bardzo pana proszę – nie poddawał się kustosz.
– Niech pan usiądzie na kanapie i spróbuje. Co panu szkodzi?
Obiecuję, że nie straci pan ani chwilki.
Kustosz wyglądał na zdesperowanego. Może i ma nie po kolei w
głowie, pomyślała Amy, ale było to dla niego naprawdę ważne.
– Och, nie daj się prosić – powiedziała głośno. – Wyluzuj się i spróbuj.
Wypowiedz życzenie, żebyśmy sobie poszli.
– Puściła oko do kustosza, który odpowiedział jej słabym uśmiechem.
Naprawdę nie wyglądał najlepiej. – Simonie.
– Zaczekała, aż na nią spojrzał. – Proszę. Co ci szkodzi?
– Przysunęła się na tyle blisko, by móc mówić szeptem.
– Stracisz nie więcej niż kilka chwil, a sprawisz przyjemność bardzo
zmęczonemu, starszemu panu.
Jak można się oprzeć tym szczerym oczom? Sprawiła, że czuł się jak
niewrażliwy głupiec, a nie trzeźwy realista, jakim był. Dobrze. Wypowie
życzenie. Wypowie życzenie, żeby sobie poszli. Skinął głową i usiadł na
kanapie.
– Doskonale. Dziękuję panu, panie West.
Słowa Arbuckle'a były konwencjonalne, ale to oczywiste, że wyraźnie
mu ulżyło. Dlaczego to dla niego takie ważne?
RS
27
– Jeśli weźmie pan monetę, z największą przyjemnością pomogę panu
wypowiedzieć życzenie. Pani też może się przyłączyć z jakimś życzeniem.
– Już wypowiedziałam. – Amy wzruszyła ramionami. –Uznałam, że
nikomu to nie zaszkodzi. Chociaż nie mogę powiedzieć, że wierzę, iż ma to
jakiekolwiek znaczenie.
– W takim razie lepiej, aby jeszcze raz wypowiedziała je pani. Właśnie
wiara sprawia, że życzenie się spełnia. Może pani tyle razy wypowiadać
życzenie, ile tylko pani zechce. Moneta decyduje, które życzenie jest naj-
szczersze.
– Och, podoba mi się to – powiedział Simon, ale ton jego głosu
świadczył o czymś wprost przeciwnym. – Martwy przedmiot wie, co dla
mnie najlepsze.
– Owszem, panie West, wie.
Kustosz miał minę ojca rozczarowanego synem. Simon poczuł się
skarcony i zadał sobie pytanie, kto tu właściwie decyduje. Albo co. Spojrzał
na monetę.
Amy siedziała na małej kanapie w pobliżu kominka. Simon usiadł
obok dziewczyny, a pan Arbuckle odsunął krzesło od biurka i zajął miejsce
przy małym stoliku w drugim końcu pokoju. Wziął monetę i wyglądał,
jakby też wypowiadał własne życzenie. Potem dał monetę Amy. Simon
przyglądał się, jak ją wzięła do ręki i zacisnęła mocno w palcach.
– Czy mogę wypowiedzieć inne życzenie od poprzedniego?
– Tak, moja droga. Prawdę mówiąc uważam, że nawet powinnaś.
Zamknęła oczy i przyłożyła monetę do piersi. Simonowi serce zabiło
mocniej. Chciałby mieć chociaż połowę jej wiary i pokaźną dawkę jej
ufności. Skinąwszy głową, otworzyła oczy, potem znów je zamknęła i
RS
28
dodała cicho „proszę". Uśmiechnął się ciekaw, czy moneta obdarzona jest
instynktem macierzyńskim.
Niepokój dziewczyny przemienił się w zdumienie. Rozprostowała
dłoń. Moneta połyskiwała złociście. Amy się roześmiała.
– Czy to znaczy, że wypowiedziałam właściwe życzenie? Simon nie
dał się zwieść. Można to było wytłumaczyć
jakimś szalbierstwem.
Kustosz nie mógł się oprzeć Amy i wziął od niej monetę. Natychmiast
stała się matowa. Zwrócił się do Simona, który pozwolił, by tamten położył
mu ją na dłoni. Nie zacisnął na niej palców, żeby mogli obserwować
monetę, kiedy będzie wypowiadał swoje „życzenie".
– Wiesz, że to nie ma sensu, prawda?
– Simonie, zgódź się, zaryzykuj – poprosiła Amy. – Co zaszkodzi
spróbować, uwierzyć chociażby przez minutę, że twoje marzenia mogą się
spełnić?
Jeśli to marzenie miało dotyczyć jej, to skłonny był spróbować.
Pomyślał, żeby zażyczyć sobie czegoś takiego, ale doszedł do wniosku, że to
zbyt wyrachowane. Zastanowił się, czy nie życzyć sobie, żeby cała ta ab-
surdalna historia się skończyła, ale potem przypomniał sobie o obrazie
Guardiego. Zawsze chciał wiedzieć, co się z nim stało. Warto wypowiedzieć
takie życzenie. Jeśli chodzi o wiarę, to jeśli Amy Stevens nie jest
współautorką tego głupiego psikusa, to miała dość wiary za nich oboje.
Chciałby mieć chociaż połowę jej wiary. A może to pewność? Krzyknął
„Och!" i wypuścił monetę, która upadła na dywan.
Wszyscy troje patrzyli na monetę, która chociaż rozgrzana do białości,
nie wypaliła śladu w tkaninie. Arbuckle, nie odrywając od niej wzroku,
powiedział:
RS
29
– Oba życzenia bardzo sugestywne.
Kiedy moneta przestała świecić, podszedł i podniósł ją, po czym
ponownie położył na małym stoliku obok kanapy.
– Co teraz? – Simon był ciekaw. – Ile minie czasu, zanim spełni się
moje życzenie? – Patrzył to na mężczyznę, to na dziewczynę. – Nie wie pan,
prawda? – Skrzywił się, widząc, jak kustosz smutno kręci głową.
– Wie pan, czy w ogóle się spełnią? – spytała Amy.
– O, tak, z całą pewnością. Jeśli państwo wierzą, że to możliwe, i są
gotowi zrobić to, co pociąga za sobą spełnienie życzenia.
– Czy to coś niezgodnego z prawem?
Amy zadała to pytanie takim tonem, jakby element nielegalności
unieważniał całe przedsięwzięcie. Jeśli nie była szczera jak złoto, powinna
zrobić karierę na scenie.
– Nie trzeba będzie robić niczego niezgodnego z prawem, panienko –
zapewnił ją kustosz. – Panie West, zaproponowałem pomoc w ustaleniu,
jakim cudem moneta znalazła się na obrazie z tysiąc osiemset piątego roku.
– Powiedział pan, że zabierze mnie pan tam, gdzie to się wydarzyło.
– Mogę tam pana wysłać, ale nie mogę pana zabrać.
– W porządku. Czy Amy może mi towarzyszyć? – spytał kustosza i
patrzył, jaka będzie jej reakcja.
Obydwoje odezwali się jednocześnie. Amy zawołała: „Och, proszę!", a
kustosz odrzekł: „Tak".
– To stanowiło część mojego życzenia. Że udam się tam z Simonem.
– W takim razie nie powinno pani dziwić, że tak się stanie. Moneta
was połączyła.
– Czy to magia? – zastanawiała się na głos Amy.
– Przeznaczenie czy szansa? – dodał Simon.
RS
30
– Jedno, dwa z nich albo wszystko naraz, panie West i panno Amy.
Wiedzcie, że są takie rzeczy, które muszą się wydarzyć. Wybory, jakich
dokonuje człowiek, określają, kiedy to nastąpi.
– Dla mnie to brzmi jak przeznaczenie – oświadczyła Amy, z
dezaprobatą marszcząc czoło.
– Wcale nie. Jest nieskończona liczba dróg prowadzących do celu. Co
jest w tym z przeznaczenia? – Nie chciał dać im czasu na sprzeciw. – Ty,
panno Amy, nie jesteś pierwszą osobą, której opowiedziałem dzieje monety
i wyjawiłem, że spełnia życzenia. Ale pani pierwsza słuchała tego sercem.
Pan, panie West, zna historię monety równie dobrze, jak ja. Pańską głowę
wypełnia tyle detali, że jeszcze musi je pan sobie poukładać w logiczną
całość. W chwili, kiedy was ujrzałem przy tamtym stoliku, wiedziałem, że to
wy dwoje stanowicie klucz do mojej zagadki. Myślałem, że rolą panny Amy
było doprowadzenie do naszego spotkania, panie West. Myliłem się. Moneta
zetknęła was dwoje, żebyście dokończyli dzieło, które rozpocząłem.
Wiara Arbuckle'a w cudowne właściwości monety jest zaraźliwa,
pomyślał Simon. Amy kiwała głową, chłonąc każde słowo, a on sam też –
niech Bóg ma go w opiece – niemal zaczął dostrzegać w tym sens.
Wyciągnął rękę do Amy i zaczął się podnosić, kiedy kustosz
powiedział:
– Och, proszę pozostać na miejscu. Będzie panu wygodnie rozpocząć
podróż, siedząc na kanapie. Korzystając z tej monety, wysyłam was do roku
tysiąc osiemset piątego.
– Wziął ją ze stolika i podał Amy. – Kiedy da pani monetę hrabiemu,
wrócicie do obecnych czasów.
RS
31
Podróż w czasie? Czy miał na myśli podróż w przeszłość? Sprawił, że
zabrzmiało to równie zwyczajnie, jak zatrzymanie taksówki w słoneczny
dzień.
– Chce pan powiedzieć, że człowiek może przenosić się w czasie? –
spytała Amy z takim sceptycyzmem, jaki Simon wykazywał od samego
początku.
– Może pani w to wierzyć, jeśli pani chce. Podróż w czasie z całą
pewnością znajduje się w zasięgu możliwości monety, chociaż
niekoniecznie człowieka.
– Och, na litość boską, to śmieszne.
– Proszę zaczekać chwilkę i posłuchać, Simonie, może to realne –
powiedziała Amy.
– Musimy wierzyć w moc monety. No dobrze. „Powrót do
przyszłości" to jeden z moich ulubionych filmów. – Simon wyładował swoją
irytację na kustoszu. – Czy miał pan coś z tym wspólnego? – Wstał i oddalił
się od nich na wypadek, gdyby to szaleństwo okazało się zaraźliwe.
– Posłuchaj mnie, Simonie. – Amy stanęła pomiędzy nimi. – Zgodnie z
ogólną teorią względności Einsteina, żadne prawa fizyki nie wykluczają
możliwości podróży w czasie.
– Czy właśnie to pani tu studiowała? Fizykę?
– Dobry Boże, nie! Ledwo zaliczyłam wymagane przedmioty ścisłe na
college'u. Nie jestem pewna, gdzie to usłyszałam. Może gdzieś o tym
przeczytałam.
– Czy program zajęć w college'u obejmuje ogólną teorię Einsteina? –
Wiedział, że zastanawiała się, czy może skłamać, świadczyła o tym jej mina
pełna poczucia winy. Potem jednak wzruszyła ramionami i wyraz jej twarzy
uległ zmianie.
RS
32
– No dobrze, bardzo niechętnie się do tego przyznaję, ale właśnie sobie
przypomniałam, gdzie o tym słyszałam. Jeśli mam być całkowicie szczera,
cytowałam słowa bohatera serialu telewizyjnego „Gwiezdne Wrota:
Atlantyda".
– Amy umilkła.
Już miał rzucić jakąś kąśliwą uwagę, kiedy uświadomił sobie, że
dziewczyna była przynajmniej szczera. Kto poza wyjątkowo uczciwą osobą
przyzna się, że swoją wiedzę naukową czerpie z filmów telewizyjnych?
– Wiem, że trudno w to uwierzyć, panie West – rozległy się w nagłej
ciszy słowa kustosza.
– Owszem. – Simon skrzyżował ramiona. – Proszę mi odpowiedzieć
na jedno pytanie: jeśli moneta zdolna jest umożliwić podróż w czasie, to
dlaczego nie wysłał jej pan z powrotem?
– Myśli pan, że nie próbowałem? – spytał Arbuckle.
– Przynajmniej setki razy i do kilkunastu różnych miejsc.
Trudno było mu nie uwierzyć. Mówił z taką szczerością.
– Ale teraz zrozumiałem. Kluczem jest ten portret i fakt, że moneta
znalazła się w tym pokoju. Zabierze pan tę monetę do domu swoich
przodków, do Westmoreland, w roku tysiąc osiemset piątym.
– Westmoreland? Słyszałam o Westmoreland – powiedziała Amy. –
Czy to tam wszystko się zaczęło?
Simon tylko pokręcił głową. Cóż za misterny spisek. W jakim celu?
Nadal nie miał zielonego pojęcia.
– Panie Arbuckle – zaczęła łagodnie Amy. – Dlaczego jest pan taki
pewny, że to właśnie Simon ma zabrać monetę, i że to w roku tysiąc
osiemset piątym zyskała ona swoje magiczne właściwości? Co się zdarzy
potem?
RS
33
– Nie ma powodów do niepokoju. Jego jedynym obowiązkiem jest
upewnienie się, że hrabia otrzyma monetę.
– Jeśli zostawimy ją tam, to jak wrócimy tutaj?
Jej pytanie było tak trafne, że Simon pomyślał, iż dziewczyna w
równym stopniu co on padła ofiarą tego szaleńca.
– Możemy wrócić, ponieważ moneta gwarantuje podróż powrotną po
wykonaniu zadania – powiedział. – Wymyśliłem to sobie na poczekaniu, ale
założę się, że mam rację, prawda?
Kustosz pokręcił głową.
– Wcale nie jestem tego taki pewien, panie West. Naszym celem jest
sprawienie, żeby moneta wróciła do swoich czasów. Człowiek, los i
szczęście dokonają reszty.
– To pozostawia zbyt wiele miejsca na łut szczęścia – powiedziała
Amy. – Pańska wiara w tę monetę jest niezachwiana.
To pozostawiało tak wiele miejsca na łut szczęścia, że Simon
postanowił blefować.
– Usiądźmy i zróbmy to, dobrze, Arbuckle? Czy mamy zamknąć oczy?
Kiedy kustosz skinął głową, Amy sięgnęła po monetę leżącą na stoliku
i wsunęła ją do kieszeni dżinsów. Usiadła i ujęła Simona za rękę. Jeśli
chciała w ten sposób odwrócić jego uwagę, to jej się udało. Jej dłoń była
miękka, palce długie i szczupłe. Ta słodka rączka wzbudziła w nim uczucia
więcej niż opiekuńcze.
– Bardzo dobrze, panie West. Dziękuję wam obojgu. Macie rację.
Najlepiej udać się tam w środku nocy, kiedy mniej ludzi będzie świadkami
waszego przybycia. – Odczekał chwilę. Simon skinął głową. – Bardzo mi
przykro, panienko – zwrócił się kustosz do Amy. – Nie możecie się trzymać
RS
34
za ręce ani siedzieć zbyt blisko siebie. Będziecie w tym samym miejscu i
czasie, ale nie razem.
Simon przesunął się trochę w lewo.
– Jedyne, co musicie zrobić, to zamknąć oczy i wyobrazić sobie, dokąd
chcielibyście się udać.
– Westmoreland, rok, w którym namalowano portret. Z Amy w
pobliżu – powiedział Simon. Ogarnęło go znużenie, zanim zdołał zapytać,
czym go uśpiono. Głowa opadła mu na oparcie kanapy. Po chwili mocno
spał.
RS
35
Rozdział 4
Nie, milady, pani nowa dama do towarzystwa jeszcze nie przyjechała.
Czyjś głos obudził Amy z głębokiego snu, wypełnionego majakami, z
których nie wszystkie były przyjemne. Niewyraźne wspomnienia zachwytu,
żalu, radości i smutku uleciały, pozostawiając ją wyczerpaną i niespokojną.
Zmusiła się do otwarcia oczu. Z pewnością łatwiej będzie stawić czoło
rzeczywistości.
I równie szybko ponownie zacisnęła powieki. Kanapa, Simon, kustosz
i gabinet zniknęli. Dobry Boże, gdzie ona jest? Gdzie Simon?
– Bardzo mi przykro, lady Anne – znów przemówiła ta sama kobieta. –
Wiem, że pani Braintree wyśle kogoś możliwie jak najszybciej. Ale przez
kilka ostatnich dni padały obfite deszcze. Niewątpliwie powozy jeżdżą
wolniej niż zwykle.
Powozy? Niepokój Amy przemienił się w podniecenie. Zapomniała o
strachu.
– Szukasz usprawiedliwień, Martho – rozległ się młody, kobiecy głos.
– To nie ubiegły wiek. Mamy rok tysiąc osiemset piąty i stan dróg znacznie
się poprawił.
Tysiąc osiemset piąty? Albo rzeczywiście odbyła podróż w czasie,
albo brała udział w bardzo misternej inscenizacji. Lecz kustosz nie wyglądał
na uczestnika reality show. I czy nie musiałaby najpierw podpisać jakiejś
zgody? Poza tym „Historia romansem pisana" to był prawdziwy hit. Mało
prawdopodobne, by ktoś ponownie wykorzystał ten pomysł.
Amy najpierw otworzyła jedno oko, a potem drugie. Znajdowała się w
jakimś małym pokoiku, leżała na wąskim łóżku stojącym pod oknem. Niebo
było szare jak o świcie albo podczas brzydkiej pogody. Poza tym w pokoju
RS
36
znajdowały się trzy ogromne skrzynie i otwarty kufer. Ze ścian sterczały
kołki, ale nic na nich nie wisiało. Czy w taki sposób ludzie w epoce regencji
przechowywali ubrania? Wiedziała, że wtedy jeszcze nie znano wieszaków.
A uważała, że tak dużo wie. Jeśli pierwsza rzecz, którą zobaczyła, tak ją
speszyła, ta podróż w czasie będzie obfitowała w pułapki.
– Hrabia wrócił do domu wczoraj wieczorem, milady.
– Weston jest tutaj? Nie w Londynie?
– Ma pozować do portretu, który jest już prawie gotów. Weston?
Portret? Rety.
Jej wątpliwości zniknęły.
Amy Stevens z Topeka w stanie Kansas była w dziewięt-
nastowiecznym pokoju, w dziewiętnastowiecznym domu, a w sąsiednim
pomieszczeniu rozmawiały dwie dziewiętnastowieczne kobiety. Gdzie jest
Simon? Czy przyjechał razem z hrabią?
W pierwszym odruchu Amy miała ochotę wyskoczyć z łóżka, ujawnić
swoją obecność, a potem jak najszybciej odszukać Simona. I w rezultacie
niewątpliwie trafi do najbliższego zakładu dla obłąkanych.
„Siedź cicho, rozejrzyj się, zorientuj co i jak". Musiała to sobie
powtórzyć cztery razy, zanim była zdolna do jakiegoś działania. Ile minie
czasu, aż ktoś ją tutaj znajdzie? Gdziekolwiek jest. Zmusiła się do otwarcia
oczu. Leżenie z zamkniętymi oczami przypominało chowanie głowy w
piasek.
– Nie dość, że muszę się oswoić z pomysłem pani Braintree co do
nowej damy do towarzystwa, to teraz jeszcze Weston będzie zrzędził, że
musi pozować do portretu.
Dystyngowany głos był raczej opryskliwy niż rozdrażniony.
RS
37
– Gdzie moja nowa dama do towarzystwa? Przygotowano dla niej
łóżko w gotowalni. Czyż nie miała przyjechać wczoraj?
– Owszem, milady, ale drogi... Sama panienka wie. Po deszczu...
Rozumie panienka. Być może...
– Weston wrócił do domu – przerwała jej druga kobieta. – Czyli drogi
są przejezdne.
Amy usiadła w łóżku. Mogła się założyć, że znajduje się w gotowalni.
Czy to ona jest ową damą do towarzystwa, o której rozmawiają kobiety?
Postanowiła wstać i na paluszkach podejść do drzwi.
Odrzuciła cienki koc i kichnęła. Potem jeszcze raz. Przez sen czuła
zapach bzu, taki sam jak ten, który wypełniał całe pomieszczenie. Za słodki
i zbyt intensywny.
Do pokoju wpadła jakaś dziewczyna. Była niezwykle ożywiona. Miała
na sobie ciemną sukienkę i biały fartuszek.
A niech to, pomyślała Amy. Nie ma to, jak znaleźć się w samym
środku jakiejś historii, nie mając pojęcia, co się dzieje. Była
zdezorientowana i wystraszona. Na szczęście strach jej nie pozbawił
rozsądku. Jeszcze nie. Lecz mało brakowało.
– Dzięki Bogu, że panienka przyjechała. Pani Braintree zapewniała, że
dotrze panienka tu dziś rano. Ale kiedy kładłam się spać, a panienki wciąż
nie było, zwątpiłam.
Amy skinęła głową.
– Musiała panienka bardzo późno przyjechać. Nocny stróż powinien
był poinformować pana Steppa, a nie kazać panience udać się na spoczynek.
Proszę wybaczyć, ale czy mogłaby panienka ubrać się jak najszybciej? Lady
Anne jest cała roztrzęsiona. Już się nie może doczekać przyjazdu panienki.
RS
38
Amy znów skinęła głową, starając się zapamiętać przynajmniej imiona
i nazwiska. Pan Stepp najwidoczniej jest major–domusem. Lady Anne to
kobieta, która ją zatrudniła.
– Bardzo proszę wstać, panienko. Pomogę panience zasznurować
gorset i włożyć suknię.
Amy wstała, okazało się, że miała pogniecioną całą halkę.
Przynajmniej była to halka, a nie dżinsy i bawełniana koszulka, które nosiła
w dwudziestym pierwszym wieku.
– Nazywam się Amy Stevens. Najmocniej przepraszam, a kim ty
jesteś? – Czy to nie dziwne pytanie, skierowane do kogoś, kto nam pomaga
włożyć strój z epoki regencji?
– Jestem Martha. Martha Stepp. Nie przedstawiłam się? Najmocniej
przepraszam, panno Stevens.
– Jesteś spokrewniona z panem Steppem, którego wspomniałaś?
– Tak, panno Amy, to mój ojciec – wyjaśniła pokojówka, pomagając
Amy włożyć gorset.
Wcale nie był tak niewygodny, jak się tego obawiała Amy. Naturalnie
Martha nie sznurowała go zbyt mocno. Czy dlatego, że cieniutkie talie nie
mają znaczenia, gdy się nosi suknie w stylu empire, tak teraz modnym?
Kiedy Martha uporała się z gorsetem, Amy przypomniała sobie, że monetę
miała w kieszeni dżinsów. Gdzie jest teraz?
– A pani Stepp, gospodyni, jest moją matką.
Słuchaj uważnie, nakazała sobie Amy. Na razie nie przejmuj się
monetą, tylko tym, żeby cię stąd nie wyrzucili. Czy nie zdradzi jej akcent?
Starała się mówić jak Angielka, ale nawet po roku pobytu niezbyt dobrze jej
to wychodziło.
– Hrabia i hrabina Weston zatrudniają Steppów od ponad stu lat.
RS
39
– Jestem pod wrażeniem. Nieczęsto słyszy się o takiej lojalności. Tam,
skąd przyjechałam, nigdy nie spotykamy się z czymś takim.
– Cóż, to zrozumiałe. Panna Amy jest zatrudniana na sezon lub dwa. Z
chwilą, kiedy milady się zaręczy, panna Amy musi się przenieść do
kolejnego domu, gdzie potrzebują kogoś takiego, jak ona.
Czyli kogo dokładnie? – była ciekawa Amy. Ale nim zdołała zapytać,
pokojówka znów przemówiła.
– Najmocniej przepraszam, ale czy panna Amy urodziła się w Szkocji?
Czy też w Walii? Akcent panny Amy jest...
– Urwała i Amy czekała na przymiotnik. –... Trochę inny od naszego.
Jak zdoła to wytłumaczyć? Zamknęła oczy, prosząc o natchnienie.
– Spędziłam dzieciństwo na Orkadach, ale od pięciu lat przebywam w
środkowej Anglii. – Rety, jej wyobraźnia musi pracować na pełnych
obrotach.
– Och, na Orkadach.
Martha powiedziała to takim tonem, jakby chodziło o biegun
północny. Amy była prawie pewna, że Orkady leżą w Szkocji.
– Musi panna Amy bardzo tęsknić za rodziną.
– Jestem sierotą.
– Och. – Martha Stepp najwyraźniej nie mogła się zdecydować, czy to
dobrze, czy też źle.
– Już nie mogę się doczekać, kiedy poznam lady Anne
– powiedziała Amy. Niewątpliwie lepiej skierować rozmowę na inny
temat, jak najdalszy od kwestii jej pochodzenia.
– To urocza młoda dama – zapewniła Martha, a potem nachyliła się
niżej, by szepnąć: – Chociaż odkąd wyjechała jej guwernantka, a bratu tak
RS
40
dużo czasu zajęło skontaktowanie się z panią Braintree w kwestii damy do
towarzystwa, często dokucza jej migrena.
Amy dziesiątki razy zetknęła się ze słowem „migrena" i zawsze się
zastanawiała, co dokładnie oznaczało. Teraz się dowie. Kiedy przypomniała
sobie przeczytane romanse, poczuła się nieco pewniej. Najwyraźniej czekali
na kogoś, kto pomoże młodej panience przygotować się do debiutu
towarzyskiego. Dzięki lekturom powieści dobrze się orientowała, co
należało do obowiązków damy do towarzystwa. Chociaż zawsze sobie
wyobrażała, że funkcję tę pełnią raczej starsze kobiety. Biorąc za podstawę
fabułę jednego z opowiadań, wybiegła myślą w przód. „Moja ostatnia
podopieczna w Leicestershire postanowiła poślubić swego ukochanego z
dzieciństwa, więc nie byłam jej potrzebna, by ją przygotować do debiutu
towarzyskiego. Kiedy pani Braintree się ze mną skontaktowała, bardzo się
ucieszyłam, że tak szybko znalazłam nowe miejsce, chociaż wiązało się to z
koniecznością wyjazdu do Sussex. "
– Naprawdę, panno Stevens, to był prawdziwy cud.
Tak, niewątpliwie. Ale co zrobi, kiedy przyjedzie prawdziwa dama do
towarzystwa? Tak jak Scarlett O'Hara, Amy postanowiła, że nie będzie się
martwiła na zapas.
– Jeśli pani Braintree udała się aż do Yorku, by skontaktować się z
panną Amy, to musi bardzo wysoko sobie cenić pannę Amy.
Przyglądając się, jak Martha grzebie w małej torbie w nogach łóżka,
Amy zapisała sobie w myślach: W epoce regencji nie ma telefonów.
„Skontaktować się" znaczy w tysiąc osiemset piątym roku coś zupełnie
innego.
Martha wyciągnęła śliczną, liliową suknię, bardzo pomiętą, a potem
jeszcze jedną, nawet ładniejszą, jasnozieloną, na której zagniecenia nie były
RS
41
tak bardzo widoczne. Ale nigdzie nie było ani śladu czarodziejskiej monety.
Może leżała na dnie torby.
– Panna Amy musiała być bardzo zmęczona, skoro nie roztrzepała
sukni. Jeśli teraz włoży tę liliową, uprasuję zieloną, żeby była gotowa do
włożenia do kolacji.
– Dziękuję. – Zagryzła usta, żeby powstrzymać się od zadania
dziesiątek pytań.
– Nie musi mi panna Amy dziękować. Nie jestem jeszcze gospodynią,
chociaż mam nadzieję, że kiedyś nią zostanę. Zaprowadzę pannę Amy do
lady Anne, a potem sprawdzę, czemu spóźniają się z czekoladą. – Mówiąc
to, wzięła pogniecioną suknię.
– Moja fryzura! – wykrzyknęła Amy, unosząc rękę do włosów, które –
o czym doskonale wiedziała – musiały być w tragicznym stanie.
– Kok na karku całkiem dobrze się trzyma. Później pomogę pannie
Amy się uczesać.
Kolejne czary–mary, pomyślała Amy z ogromną ulgą. Podążyła za
pokojówką do sypialni. Gdzie jest moneta? Gdzie Simon? Jej
zdenerwowanie musiało być widoczne, bo pokojówka poklepała ją po
ramieniu i powiedziała:
– Niech się panna Amy nie martwi. Lady Anne też się denerwuje.
Nawet nie zauważy akcentu panny Amy.
Okazało się, że czekająca na nie dama jest bardzo młodziutka, ma
może dwanaście albo trzynaście lat. Była drobniutka, a jej twarz okalały
jasne, krótkie i rozwichrzone włosy. Miała na sobie białą sukienkę, zbyt
białą jak dla kogoś o tak jasnej karnacji. Wyglądała w niej na bladą i
chorowitą. Dłonie dziewczyny zdradzały jej niepokój, a w najlepszym razie
RS
42
onieśmielenie. Wykręcała nerwowo palce w sposób, którego
pozazdrościłaby jej sama lady Makbet.
Amy musiała zepchnąć panikę do głębokiego, ciemnego zakątka
mózgu, kiedy sobie uzmysłowiła, że w epoce regencji nie podawano sobie
rąk na powitanie. Będzie musiała dygnąć. Gdzie był podręcznik dobrych
manier z epoki regencji?
Uznała, że głęboki, niski ukłon będzie niestosowny. W ciągu
ostatniego roku zdążyła się przekonać, że arystokracja to zupełnie co innego
niż członkowie rodziny królewskiej. Zdecydowała się na zwykły ukłon, taki,
jakie widziała na filmach opartych na powieściach Jane Austen – trochę
więcej niż zwykłe dygnięcie.
Podczas następnych dwudziestu minut panowało skrępowanie podobne
do tego, jakiego można się spodziewać, kiedy po raz pierwszy spotka się
dwoje nieznajomych, z których jedno jest ledwo zainteresowane bliższym
poznaniem przedstawionej osoby, a drugie stara się wywrzeć dobre
wrażenie. Jeśli lady Anne była „całkiem miła", Amy nie chciałaby znaleźć
się w jej pobliżu, kiedy dziewczyna miała zły humor.
Po kilku pytaniach Amy, na które lady Anne odpowiedziała
zdawkowymi „tak" i „nie", dziewczynka–kobieta uniosła głowę, marszcząc
czoło.
–Skąd jesteś?
Martha szczegółowo wyjaśniła, gdzie są Orkady, że panna Stevens nie
ma rodziny, i zakończyła przypomnieniem, że pani Braintree uznała za
nadzwyczaj szczęśliwy zbieg okoliczności to, że panna Stevens była akurat
do dyspozycji.
– Dziękuję, Martho – powiedziała lady Anne lodowatym tonem. –
Zajmij się swoimi obowiązkami i sprawdź, co się dzieje z naszą czekoladą.
RS
43
Martha nie obraziła się na swoją panienkę za to, że ta potraktowała ją
tak niegrzecznie, i wyszła. Amy poczuła się porzucona przez swoją jedyną
sojuszniczkę.
– Martha od niedawna jest moją pokojówką i właściwie już zdążyłam
stracić nadzieję, że zdoła się czegoś nauczyć. Wydaje się zbyt rozpieszczona
przez rodziców.
Wypowiedziawszy swoją opinię takim tonem, jakby ogłaszała wyrok
niweczący ambicje Marthy, lady Anne odsunęła się nieco od Amy.
– A więc nie masz koneksji ani majątku?
Cóż za bezczelna smarkula! Przypomniawszy sobie arogancję Simona,
Amy zadała sobie pytanie, czy wszyscy członkowie rodu Westów tak się
zachowują podczas pierwszego spotkania. Schowawszy do kieszeni dumę,
dygnęła, bo uznała, że tak należy.
– Jestem pewna, że moje pochodzenie rozczarowało panienkę, milady.
Ale pragnę przypomnieć, że zawsze pozostaję w cieniu. Jestem jak dobra
wróżka z baśni madame d'Aulnoy, która jedynie pragnie pomóc. – Amy
nawet nie podejrzewała, że potrafi tak świetnie się podlizywać. Co będzie
musiał znosić Simon?
– Bardzo młoda dobra wróżka. Mam nadzieję, że wzięłaś ze sobą
czarodziejską różdżkę. – Lady Anne uśmiechnęła się lekko.
Gdybym ją miała, przemieniłabym cię w kwiaciarkę. To pomyślawszy,
uświadomiła sobie, że ta dziewuszka próbuje sprawić, by ona, Amy, poczuła
się niekompetentna. Amy miała dość zajęć z psychologii, żeby wiedzieć, iż
wyniosłość lady A wynika z jej kompleksu niższości.
– Nie potrzebuję różdżki, milady, bo nie jest panienka przypadkiem
beznadziejnym.
RS
44
Podczas gdy jaśnie panienka próbowała rozstrzygnąć, czy to
komplement, czy zniewaga, Amy ciągnęła:
– Czy wolno mi zapytać, czego z największą niecierpliwością oczekuje
panienka po swoim debiucie? – W myślach przejrzała całą listę możliwości,
zupełnie pomijając tę, która sprawiła, że oczy lady Anne się zaświeciły.
– Och, naturalnie muzyki – powiedziała bez chwili wahania. –
Rozumiem, że pani Braintree wspominała o moich zainteresowaniach i
życzeniach.
– Owszem – przytaknęła Amy. Czy kiedyś czytała jakąś powieść,
której bohaterki kochały muzykę? Nie mogła sobie żadnej przypomnieć. –
Zastanawiałam się, jak znaleźć czas na pozostałe rzeczy. Te, które musi
panienka poznać, by się pokazać od jak najlepszej strony.
– Och, masz na myśli stroje, pończochy, kapelusze i całą resztę. –
Lekceważąco machnęła ręką. – Zostawiam to tobie. Mnie bardziej
interesuje, jaki fortepian jest w naszym domu w mieście, czy Weston
zarezerwował lożę w operze i czy udało mu się przekazać moje życzenia w
kwestii przedstawień muzycznych.
Zaczęły rozmawiać, a raczej Amy pozwoliła mówić łady Anne.
Okazało się, że młoda dama ma wiele do powiedzenia na temat muzyki.
Amy potraktowała to jak intensywny kurs i żałowała, że nie może robić
notatek.
Wróciła Martha z czekoladą; podała jedną filiżankę napoju lady Anne,
a drugą – Amy.
– Panno Stevens – odezwała się lady Anne, nim Amy zdążyła wypić
chociaż jeden łyk czekolady – proszę odszukać hrabiego i zapytać, czy
załatwił sprawy, których listę dostał ode mnie? – Spojrzała na Marthę.
– Zdaje mi się, że hrabia jest w oranżerii – powiedziała pokojówka.
RS
45
– Dobrze. Skoro tam idziesz, proszę, znajdź partytury, które
zostawiłam na pulpicie, i przynieś je tu.
– Tak, milady. – Amy wstała.
– Och, wypij najpierw czekoladę – rzuciła lady Anne ze
zniecierpliwieniem, więc Amy znów usiadła. – Nie jestem aż taką egoistką.
Ciekawe, pomyślała Amy. Zawsze sądziła, że samokrytycyzm to cecha
ludzi współczesnych.
– Powiedz mi, dlaczego tak bardzo lubisz sezon towarzyski.
Amy poczuła się tak, jakby dostała znak, by rozpocząć swój monolog.
Skrzyżowała palce, mając nadzieję, że nie popełni żadnego
kompromitującego błędu. Żałowała, że tak niewiele zapamiętała z tego, co
czytała. Czuła się tu bardzo nieswojo.
Wypiła łyk czekolady i aż jej się zakręciło w głowie od cudownego
smaku napoju. Był znacznie lepszy od tego, który przyrządzała w domu. I
nie zawierał kofeiny. Dodało jej to pewności siebie. Zaczyna się, pomyślała.
RS
46
Rozdział 5
– Sezon towarzyski to nowe atrakcje, nowe znajomości, nowe
możliwości, milady. I nowe stroje – dodała konspiracyjnym szeptem.
– Spodziewam się. Chociaż prawdę mówiąc wcale nie jest to tak do
końca nowe. Co roku jest podobnie. Zmienia się moda, reszta pozostaje taka
sama.
Lady Anne wypiła jeszcze trochę czekolady i lekko otarła usta
serwetką. W tym czasie Amy zastanawiała się, czy będzie musiała szukać
nowej posady, jeszcze zanim zyska okazję rozejrzenia się za monetą.
– Powiedz mi, dlaczego tak lubisz być „dobrą wróżką", jak się
wyraziłaś.
– Ponieważ, lady Anne, to, czego uczę, jest bardzo łatwe i wcale nie
wymaga czarodziejskiej różdżki.
Dobra obrona, pomyślała Amy. Wypiła jeszcze jeden łyk czekolady.
Był równie dobry, jak tamten pierwszy. Pyszności. A więc czego takiego
uczy? Miała nadzieję, że jej milczenie wyglądało raczej na coś, co ma
wzmóc zainteresowanie, a nie świadczy o desperacji. Strach tak ją
rozpraszał, że starała się o nim zapomnieć. Właściwie sukces zależał tylko
od niej. Nikt nigdy się nie domyśli, kim naprawdę jest ani skąd pochodzi.
I tak powinna brzmieć jej odpowiedź. Chodzi o kontrolę nad sytuacją.
– Sezon towarzyski i to, czy odniesie panienka sukces, zależy
wyłącznie od jaśnie panienki. To najważniejsza rzecz, której chcę panienkę
nauczyć.
RS
47
– Zależy ode mnie. – Anne opadła na oparcie, wyraźnie rozczarowana.
– Nonsens. Mieszkam w domu mojego brata, spotykam ludzi należących do
tej samej warstwy społecznej, co ja. Mężczyźni będą się do mnie zalecali,
jeśli mój brat im na to pozwoli, zostaniemy w mieście tak długo, jak długo
będzie trwała sesja parlamentu albo póki pozwoli pogoda. Nic nie zależy
ode mnie.
Odpowiedź lady Anne tylko utwierdziła Amy w przekonaniu, że miała
rację. To było dokładnie tak samo, jak z jej rocznym pobytem za granicą.
– Bez względu na ograniczenia można dokonywać wyborów i cieszyć
się sezonem towarzyskim na własnych warunkach. Owszem, są zaproszenia,
które trzeba przyjąć. Jestem pewna, że brat panienki będzie na to nalegał i
prawdę mówiąc, ja też. Ale może je panienka zrównoważyć muzyką, na
której tak panience zależy. Znajdzie panienka przyjaciół o podobnych
upodobaniach i to, co teraz wydaje się czymś przytłaczającym, okaże się
wielce przyjemne.
– Sprawiasz, że zaczyna to wszystko wyglądać niemal znośnie. – Lady
Anne przyznała to niechętnie, ale czoło jej się wygładziło, kiedy dodała: –
Nienawidzę tłumów.
Aha, pomyślała Amy. Zajęcia z psychologii jeszcze raz okazują się
przydatne. Tu tkwiła tajemnica. Młoda dama była introwertyczką i dlatego
przerażała ją sama myśl o sezonie towarzyskim.
– Zapewniam panienkę, że będzie bardziej niż znośnie. – Amy miała
nadzieję, że to wystarczy, jeśli chodzi o oczekiwania lady Anne.
Dostosowanie wykładu o asertywności, wygłaszanego w dwudziestym
pierwszym wieku, do realiów Anglii z epoki regencji to trudne zadanie.
Wszystko w twoich rękach, Amy, przypomniała samej sobie.
RS
48
– Lady Anne, powiedziała panienka wcześniej, że zostało jeszcze tak
dużo do zrobienia. Czy brat panienki już wyznaczył dokładną datę wyjazdu
z Westmoreland?
– Właściwie nie. Pojedziemy, kiedy parlament będzie wymagał więcej
jego uwagi niż konie. Mieszkamy wystarczająco blisko stolicy, by mógł
obrócić w ciągu jednego dnia tam i z powrotem, jeśli zechce.
– Bardzo dobrze. Na razie przejrzymy więc żurnale mód,
zadecydujemy, co trzeba zamówić z dostawą tutaj, a co może zaczekać w
mieście. I będzie panienka ćwiczyła, żeby być gotową na wszystkie
zaproszenia tam, gdzie panienka będzie śpiewać.
Lady Anne pokręciła głową, wciąż nieprzekonana.
Martha krzątała się po pokoju, nasłuchując każdego słowa, które
padło. Jej uśmiech i gesty musiały być dziewiętnastowieczną wersją dwóch
kciuków uniesionych w górę. Zdaje się, że Amy zrobiła coś jak należy.
Wstała, myśląc, że najlepiej teraz wyjść i uznać to za zwycięstwo.
Chociaż miała przeczucie, że odbyła zaledwie potyczkę w batalii o
przekonanie lady Anne, by maksymalnie wykorzystała kilka nadchodzących
miesięcy.
– Jeśli panienka pozwoli, lady Anne, odświeżę się, a potem pójdę
odszukać hrabiego i przyniosę partytury. Gdzie się spotkamy?
– W małym pokoju muzycznym.
Amy dygnęła i poszła do gotowalni. Tam złapała torbę, która wciąż
stała na podłodze. Wysypała jej zawartość na łóżko, ale znalazła jedynie to,
co dama w okresie regencji mogła uznać za niezbędne podczas podróży. Ani
śladu monety. Prawdę mówiąc żadnych pieniędzy. To może być kłopotliwe.
Z pewnością Simon ma monetę. Jaki byłby sens odbywania całej tej podróży
RS
49
w czasie, jeśli nie mają przy sobie monety? Wykluczone, by się gdzieś
zapodziała. Pan Arbuckle bardzo wyraźnie mówił, by dać monetę hrabiemu.
Amy poprawiła fryzurę, obciągnęła suknię i jeszcze raz przeszła przez
sypialnię lady Anne. Jaśnie panienka nie zwróciła na nią uwagi, ponieważ
znów strofowała Marthę. Tym razem za to, że nie usunęła włosów ze
szczotki. Martha sprawiała wrażenie, jakby słuchała uważnie, ale niezbyt się
przejęła reprymendą.
Biedactwo, pomyślała Amy. Jeśli dalej tak będzie, straci całą swoją
pogodę ducha. I właśnie wtedy uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, gdzie
jest oranżeria. Ani na którym znajdują się piętrze. Ani jak duży jest dom.
Koło schodów stał mężczyzna w czymś, co przypominało atłasowy
kostium. Miał spodnie do kolan i perukę. Z pewnością nie był to ostatni
krzyk mody. Ach, pomyślała Amy, lokaj w liberii.
Podeszła do niego. Zastanawiała się chwilę, czy dygnąć, ale
powstrzymała się od ukłonu. Jako dama do towarzystwa jaśnie panienki
zajmowała wyższą pozycję od lokaja, więc takie przejawy grzeczności nie
były konieczne. Z jakiej książki pochodzi ta ciekawostka?
– Czy może mi pan pokazać drogę do oranżerii?
Ukłonił się i odrzekł, że ją zaprowadzi. Zajęło im chyba trzy minuty
pokonywanie korytarzy i chodzenie po schodach, raz w dół, raz w górę.
Amy starała się zapamiętać drogę, ale zrezygnowała, kiedy się przekonała,
że wszędzie są lokaje, z pewnością gotowi służyć jej taką samą pomocą, jak
jej obecny cicerone.
Kiedy dotarła do oranżerii, była zasapana nie tylko z powodu
odległości, jaką pokonała. Amy Stevens za chwilę miała się spotkać z
trzecim hrabią Weston.
RS
50
Lokaj zapukał i kiedy rozległo się „proszę", otworzył drzwi przed
Amy. Weszła do środka.
Oranżeria była prześliczna. Coś, co nazwałaby cieplarnią, ale bardziej
okazałe, dostosowane do skali Westmoreland. Było tam kilka drzew, palm i
drzewek owocowych – chyba pomarańczowych i cytrynowych – i kwitnące
orchidee obok małej sadzawki. Nigdzie nie widziała partytur, o które prosiła
ją lady Anne. Idąc za szmerem wody, skręciła i przystanęła. Aż ją zatkało.
Obok biurka siedział mężczyzna, który mógł być tylko hrabią Weston. Albo
Simonem Western.
Chociaż meble i poza mężczyzny były jej znane z portretu hrabiego,
wydawały się tak całkowicie nie na miejscu w tym ogrodzie pełnym zieleni i
światła, że Amy pomyślała, iż ma halucynacje.
Ale kiedy zrobiła jeszcze jeden krok, wszystko stało się zrozumiałe.
Artysta pracował właśnie nad swoim dziełem. Patrzyła na mężczyznę z
portretu. A więc nie zwariowałam, pomyślała, doznając prawdziwej ulgi.
Obejrzała się za siebie, na biurko. Jeśli to nie Simon, jak wyjaśnić fakt,
że hrabia jest tak do niego podobny?
Amy znów się ukłoniła, tym razem głębiej.
– Najmocniej przepraszam, milordzie.
Na dźwięk jej głosu hrabia odwrócił głowę. Jego spojrzenie zdradziło
zainteresowanie, chociaż poza tym zachował obojętność.
– Milordzie, proszę się nie ruszać! – przypomniał mu malarz.
– Zrobię sobie teraz przerwę. Przyjdź za godzinę.
– Nie, proszę pozostać na miejscu. Za godzinę zmieni się światło.
Hrabia wstał.
– W takim razie będziemy kontynuowali jutro.
RS
51
Wyszedł z oranżerii, nie patrząc na Amy. Ale i tak podążyła za nim, po
drodze zabierając partytury, które dostrzegła na pulpicie koło drzwi.
– Przepraszam – powiedziała, zła na siebie, że czuje się taka
onieśmielona.
– Nie będziemy rozmawiali na korytarzu, gdzie może nas usłyszeć
każdy lokaj. Nawet nie wiem, jak się pani nazywa – powiedział hrabia,
ledwo zaszczycając ją spojrzeniem.
– Jestem Amy Stevens, milordzie. Nowa dama do towarzystwa lady
Anne. – Mówiła do jego pleców. Hrabia zatrzymał się i odwrócił w jej
stronę.
– Domyśliłem się. Nie nadaje się pani. Jest pani zbyt młoda, zbyt ładna
i zbyt gadatliwa. Porozmawiamy w bibliotece, panno Stevens.
Szła za nim w milczeniu, znów w górę i w dół, przerażona, że straciła
posadę. Tak się tym przejęła, że nie zwracała uwagi na to, którędy idą, póki
nie znaleźli się przed drzwiami, które natychmiast przed nimi otworzył inny
lokaj. To nie była biblioteka, tylko sypialnia. Nie ulegało wątpliwości, bo
jeszcze nigdy w życiu nie widziała większego łoża. Było niezasłane, co
sprawiło, że Amy poczuła się jeszcze bardziej skrępowana.
– Najmocniej przepraszam, panienko. – Hrabia cofnął się z arogancką
miną, która przeczyła słowom przeprosin. – To nie biblioteka.
Nie ulegało wątpliwości. Jak można zabłądzić we własnym domu?
– Mam książkę, którą chciałbym, żeby panna Amy zaniosła lady Anne
– powiedział, biorąc jakiś tomik ze stolika stojącego koło łóżka. – Lokaj
zaprowadzi panienkę do biblioteki, a ja za chwilę tam przyjdę.
– Czy potrzebuje pan pomocy, milordzie? – Przez drzwi w głębi
pokoju wszedł jakiś mężczyzna.
– Nie. Panna Stevens została poproszona, by przyniosła tę książkę.
RS
52
Co? Lady A nie prosiła o żadną książkę. To jego pomysł.
Pokojowiec podszedł do nich, wziął od hrabiego książkę i wręczył ją
Amy.
– Jestem Fancett, pokojowy milorda.
Och, walka o władzę, pomyślała Amy. Jedna z tych odwiecznych
kwestii, od czasów biblijnych poprzez epokę Jane Austen aż po „Dni
naszego życia". Które z nas jest ważniejsze?
Amy nie miała wątpliwości, że ważniejszy był Fancett
– pokojowiec hrabiego z całą pewnością stał wyżej w hierarchii od
damy do towarzystwa jego siostry. Chociażby z uwagi na staż.
– Fancett, wiesz, że panna Stevens jest spokrewniona z lordem
Allbryce'em Stevensem? Z pewnością go pamiętasz.
Skąd to wiedział? Przecież nawet nie znał jej nazwiska. Amy zagryzła
usta, żeby o to nie zapytać.
Pokojowiec tylko trochę upadł na duchu. Miała lepsze pochodzenie od
niego, co liczyło się bardziej niż lata służby. Co za głupia gra.
– Zostaw nas, Fancett.
Kobieta w każdym stuleciu czułaby się skrępowana, przebywając w
sypialni sam na sam z mężczyzną, którego nie znała. Amy przysunęła się
bliżej drzwi.
–Dziękuję, milordzie – powiedziała, kłaniając się.
– Zaniosę to lady Anne i przyjdę do biblioteki.
– Chwileczkę. – Jego władczy ton sprawił, że zatrzymała się w
miejscu.
Zdumiewające, jak rozkazujący ton może odsunąć na dalszy plan jej
własną wolę. Zanim Amy zdołała ochłonąć, hrabia podszedł do niej i się
nachylił, jakby zamierzał ją pocałować w szyję.
RS
53
Jak go rozpoznała? Nawet nie patrząc na niego, zorientowała się, że to
Simon. Czy dzięki energii, która od niego biła? Po zapachu? Czując jego
oddech na swojej skórze? Poczuła ogromną ulgę.
– Amy, to ja, Simon West – szepnął, chociaż go rozpoznała. –
Wszystko w porządku?
Odwróciła głowę. Był tak blisko, że gdyby zrobiła pół kroku, mogłaby
go pocałować.
–Nie, nie w porządku. Nie mam monety. Może ty ją masz?
Pokręcił głową.
Słyszała krzątającego się Fancetta i mogła sobie wyobrazić, jak
musieli wyglądać. Odepchnęła Simona, przypominając mu:
– Mamy oboje do odegrania swoje role.
Klasnęła w dłonie w taki sposób, by zabrzmiało to jak policzek, i
powiedziała wystarczająco głośno, by usłyszeli ją wszyscy wkoło:
– Nie chcę narażać na szwank mojego dobrego imienia, milordzie.
Może mnie pan zwolnić albo porozmawiamy w bibliotece, jak wcześniej
pan to zaproponował.
Wybiegła wzburzona z sypialni, piorunując wzrokiem lokaja, który
zachował pełną obojętność.
– Proszę mi pokazać drogę do skrzydła lady Anne. Dobrze się poczuła,
wydając rozkazy. Komu wydaje polecenia lokaj?
Pokój lady Anne był pusty. Przeszła do swojej sypialni i rzuciła
książkę na łóżko. Z całą pewnością dzieło o uprawie roli w Sussex nie było
przeznaczone dla siostry hrabiego. Dała Marcie partytury i wyjaśniła, że ma
się spotkać z hrabią w bibliotece.
Służąca położyła partytury na stole w pobliżu kominka i powiedziała
radośnie:
RS
54
– Najwyższy czas, żeby zainteresował się sezonem towarzyskim
swojej siostry.
Jej słowa świadczyły, że spotkanie sam na sam z hrabią nie oznacza
kłopotów.
Kiedy Amy podążała za lokajem do biblioteki, niektóre korytarze
wydały jej się znajome. A przynajmniej obraz i rzeźba. Lokaj, nim otworzył
drzwi, odwrócił się w jej stronę.
– Zaczekam tutaj, panienko.
– Dziękuję – powiedziała Amy ujęta jego życzliwością, chociaż nie
bardzo wiedziała, jak mógłby jej pomóc, gdyby coś się stało. Fascynujące,
pomyślała. Westmoreland to małe królestwo, którego władcą jest hrabia.
Zyskał to prawo przez sam fakt urodzenia się w utytułowanej rodzinie. Jak
bardzo zmieniły się czasy.
Lokaj otworzył drzwi, po czym delikatnie je za nią zamknął. Simon,
podziwiający kilka obrazów, odwrócił się w jej stronę.
– Przepraszam, Amy.
– Dlaczego, na Boga, zabrałeś mnie do swojej sypialni? – Nie dojrzała
jeszcze do tego, by mu wybaczyć, chociaż czuła, jak jego szczera skrucha
stępia ostrze jej gniewu.
– Nie zrobiłem tego celowo – usprawiedliwił się. – W naszych czasach
w tym pokoju mieści się biblioteka. Kiedy sobie uświadomiłem swój błąd,
pomyślałem, że jeśli udam, że mamy romans, posłuży to jako pretekst,
byśmy mogli przebywać ze sobą sam na sam.
– Simonie, hrabia nie musi mieć pretekstu, żeby rozmawiać z
zatrudnianą przez siebie osobą, nawet jeśli jest to kobieta. Wystarczy, jak
wyda polecenie, by się przed nim stawiła.
RS
55
– Tak, tak, racja. – Przesunął ręką po włosach. – Jak to się stało? Jak to
możliwe, że naprawdę odbyliśmy podróż w czasie?
– Nie mam pojęcia. To ty powiedziałeś „zróbmy to", zanim poznaliśmy
wszystkie szczegóły.
– To prawda. Ale przyznaj, ty też myślałaś, że wszystko to jest trochę
podejrzane.
Nie mogła zaprzeczyć.
– Skoro podchodziliśmy do tego sceptycznie, dlaczego magia monety
zadziałała? Czy kustosz nie mówił, że musimy w to uwierzyć?
– On ma dość wiary za nas dwoje.
Simon powiedział to z taką pewnością, że Amy mu się nie sprzeciwiła.
– A więc jesteśmy tutaj bez monety i nie mając pojęcia, jak wrócić z
powrotem.
– Dzięki Bogu mamy siebie.
Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek w swoim życiu spotkała
mężczyznę, który do tego stopnia pozbył się dumy, by przyznać, że nie
panuje nad sytuacją.
Amy dosłownie wpadła w jego wyciągnięte ramiona. Długo się
obejmowali, jakby się bali, że któreś z nich zniknie. Było jej tak dobrze, że
pomyślała, iż mogłoby to trwać wiecznie. A potem nagle do niej dotarło, że
to coś więcej. Czuła bicie jego serca, jego oddech, czuła, jak budzą się jej
zmysły.
Odsunęła się od niego.
– Co się wydarzyło? Dlaczego udajesz, że jesteś hrabią?
– Uwierz mi, to nie był mój pomysł. – Puścił ją z trudem. – Obudziłem
się w powozie, kiedy woźnica otwierał drzwiczki. Byłem sam, w stroju z
epoki. Oznajmił: „Milordzie, jesteśmy w Westmoreland".
RS
56
– Skoro uważają cię za hrabiego, to co zrobimy, kiedy pojawi się
prawdziwy hrabia?
RS
57
Rozdział 6
Simon lekko pokręcił głową.
– Wszystko to jest bardzo skomplikowane. Za kogo cię biorą?
Wyjaśniła mu, że jest damą do towarzystwa lady Anne. Skinął głową.
– Przynajmniej wiesz coś o tej epoce. Ja dziś rano zacząłem się sam
golić. Fancett o mało nie dostał apopleksji. Potem pozwoliłem mu zawiązać
sobie ten dziwny krawat. Ale widocznie hrabia zawsze robi to sam.
Powiedziałem mu, że boli mnie ręka po pojedynku bokserskim. – Urwał i
zaczął poruszać ręką, jakby go bolała. – Już się wtedy boksowali, prawda?
– Owszem, i właśnie temu oddawałby się z zapałem hrabia. Brawo.
– Co mam zrobić, kiedy pojawi się prawdziwy hrabia?
– Myślę, że musiał być z tobą ostatniej nocy, Simonie. Wprawdzie w
epoce regencji nie podróżowało się nocą, ale mamy prawie pełnię księżyca i
o tej porze roku w nocy jest prawie tak samo widno, jak w dzień. W
towarzystwie służby podróż jest dość bezpieczna.
– Mówię ci, Amy, że byłem sam w powozie.
– Zamieniliście się miejscami. – Kiedy to powiedziała, zobaczyła, jak
w miejsce niepewności na jego twarzy pojawił się szok. Nagle wszystko
stało się jasne.
– Czy to możliwe – zapytała – by prawdziwy hrabia obudził się w
londyńskim domu? Sądzisz, że mogło tak się stać? Że jest tam z prawdziwą
damą do towarzystwa?
Simon milczał dłużej, niżby tego chciała. Myśl szybciej! Zagryzła
usta, żeby tego nie powiedzieć na głos. W końcu skinął głową.
RS
58
– Może na tym polega cała tajemnica. Czyż nie powinno być tak, że
jedna materia musi zastąpić drugą? Że tylko określona jej ilość może istnieć
w tym samym czasie i miejscu?
– Czy to ze „Star Treka"? – spytała, zmrużywszy oczy.
– Nie, sam wymyśliłem.
– Nie jestem pewna, czy usłyszawszy to, czuję się lepiej czy też nie. –
Amy przez chwilę zastanawiała się nad jego teorią. – Ale wydaje się to
logiczne.
– Dziękuję – powiedział poważnie, jakby dopiero co przyznano mu
Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki.
– Jak myślisz, co tych dwoje robi w dwudziestym pierwszym wieku? –
To mogło się zakończyć prawdziwą katastrofą. Ale nie zamierzała
wypowiedzieć tego na głos. Lepiej nie kusić losu.
– Mam nadzieję, że Arbuckle powstrzyma ich przed zrobieniem
czegoś, co okazałoby się fatalne w skutkach.
Amy ukryła przerażenie, jakie wywołały w niej właśnie takie słowa, i
patrzyła, jak Simon znów przesunął ręką po włosach, odgarniając je z
twarzy. Pomyślała, że jest równie zdeprymowany, jak ona. Tylko lepiej to
maskował.
– Początkowo myślałam, że być może to jakiś rodzaj reality show.
– Nie. Jesteśmy w Westmoreland w roku tysiąc osiemset piątym –
dodał na wypadek gdyby miała jakieś wątpliwości. Położył dłoń na jej
ramieniu i obrócił Amy tak, że znaleźli się przodem do obrazów. – Spójrz na
to. Dzieło Guardiego. Wisi dokładnie tu, gdzie powinno być.
– Rety. – Amy podeszła bliżej do obrazu i przyglądała mu się przez
minutę. – Wierzę, że tu jesteśmy, ale serce wciąż mi wali, a w głowie mi się
RS
59
kręci. Jak muszą się czuć ci biedacy, którzy zajęli nasze miejsca? Nie mieli
pojęcia, że odbędą podróż w czasie. Nas przynajmniej uprzedzono.
– Amy, posłuchaj. Musimy się skupić na tym, co się dzieje tutaj. Nie
mamy kontroli nad tym, co się dzieje w moim gabinecie.
Słowo „kontrola" przypomniało jej rozmowę z lady Anne. To, co
wtedy wydawało się takie rozsądne, teraz uznała za brednie. Do oczu
napłynęły jej łzy. Odwróciła się, udając, że chce się uważniej przyjrzeć
obrazowi, mając nadzieję, że Simon się nie zorientuje, że Amy płacze.
– Tak się cieszę, że nie muszę sama stawiać temu czoła.
Simon położył dłonie na jej ramionach i okazało się, że łzy wzięły to
za przyzwolenie, by popłynąć po policzkach. Amy starała się nie pociągać
nosem, ale i bez tego się zorientował. Obrócił ją i znaleźli się przodem do
siebie.
– Po co te łzy, Amy? Gdzie twoja żądza przygód?
– Jesteśmy tak daleko od domu. – Przytuliła się do niego. – Nikt nie
wie, gdzie przebywamy. Nie możemy dać monety hrabiemu. Nie ma go tutaj
i chyba zgubiliśmy monetę. Simonie, jak wrócimy do naszych czasów?
– Ej, daj spokój, przecież to ty mi powiedziałaś, żeby „uwierzyć".
Uważam, że to obowiązuje cały czas. Nie mam pojęcia, jak ani kiedy
wrócimy. Wiem, że mamy tu do wykonania zadanie. Ale nie wiemy, ile
mamy czasu na jego realizację.
– Czuję się, jakbym brała udział w „Mission Impossible". I chociaż ty
w każdym calu wyglądasz tak samo cudownie, jak Tom Cruise, to ja nie
jestem stworzona do tego rodzaju przygód.
– Dlaczego nie? Jeśli ja jestem Tomem Cruise'em, to oczywiste, że ty
jesteś niezwykłą i utalentowaną Amy Stevens z Topeka w stanie Kansas.
RS
60
Pocałował ją w czoło. Pokręciła głową, udając, że mu uwierzyła, i
mniej więcej dziesięć sekund później rzeczywiście zaczęła mu wierzyć.
Zgoda, pomyślała, to bardzo dziwne i nikt nigdy mi nie uwierzy. Ale
mamy siebie nawzajem. Tylko od nas zależy, jak dobrze będziemy się
bawić. Wyprostowała się i odsunęła o krok od Simona.
– Wiesz co, kompletnie się zmieniłeś. Uznałam cię za stu-
procentowego cynika, za młodszą, najmodniejszą wersję profesora Higginsa.
– W porządku. A ja uważałem, że jesteś na bakier z uczciwością. Że ty
i pan Wentworth Arbuckle uknuliście jakiś spisek, żeby mnie oszukać i
czegoś pozbawić. Bóg jeden wie, co to takiego mogło być. Potem zacząłem
się zastanawiać nad życzeniem i właściwie żałowałem, że nie mam tyle
wiary, co ty. Moneta nie dała mi szansy wybrania życzenia. Ale pozwól, że
ci powiem jedno: nawet bez magicznej monety trudno nie uwierzyć w
podróż w czasie, widząc, że Westmoreland wygląda niby tak samo, jednak
trochę inaczej. Albo kiedy mam chustkę zawiązaną wokół szyi. Przy niej
krawat wygląda na coś cywilizowanego.
– Jest aż tak źle? Sznurówka wcale nie jest taka niewygodna, jak to
sobie wyobrażałam.
– Co to jest sznurówka?
– Dziewiętnastowieczna wersja gorsetu. Uśmiechnął się i mogła sobie
tylko wyobrażać, co ujrzał
oczami duszy. Gorset i pończochy z seksownymi podwiązkami. I,
prawdę mówiąc, miała je na sobie. Jednak za nic mu tego nie powie.
– Amy, skąd ty to wszystko wiesz?
– Z romansów, które czytałam. Nie wykrzywiaj się – powiedziała,
zanim jeszcze dotarł do niego sens jej słów.
RS
61
– Większość z nich napisały inteligentne, wykształcone kobiety, które
przywiązują dużą wagę do zbierania informacji. Niech Bóg błogosławi takie
pisarki, jak Mary Balogh i Sophia Nash.
– Po powrocie wyślę im list z podziękowaniami. A skoro już o tym
mowa, od tej pory nie będę już z taką nonszalancją traktował wszelkich
doniesień o spotkaniach z kosmitami.
– Nie jestem pewna, czy sprawił to twój pocałunek w czoło czy twoja
pewność siebie, ale czuję się znacznie lepiej.
– Dobrze... Przekonajmy się, jaki efekt da to. – Objął dłońmi twarz
Amy i pocałował ją w usta.
Jego mocne ramiona dawały pocieszenie, ale jego usta były wyjątkowo
przekonujące. Przywarła do jego warg i tak jak poprzednio wtuliła się w
jego ramiona. Otworzyła się przed nim, a słodycz pocałunku wprawiła ją w
zachwyt, który ogarnął ją całą i stał się tak niezbędny, jak powietrze.
Wykrochmalone płótno, zapach wody kolońskiej, ciepło jego rąk – pragnęła
tego wszystkiego jak niczego w życiu.
Gdy oderwali się od siebie, z jej ust wydobyło się westchnienie pełne
rozczarowania, więc Simon przycisnął czoło do jej czoła.
– Rety.
– No właśnie – odparła. Stali bez ruchu, przez minutę nie mogąc
wykrztusić słowa. Oboje byli w jednakowym stopniu podnieceni. Rozsądek
podpowiadał, by odsunęli się od siebie, by spróbowali zachować jakieś
pozory przyzwoitości.
Lekkomyślność wygrała i Amy znów zwróciła twarz w stronę Simona.
Obsypał pocałunkami jej oczy, policzki, usta, a ona szeptała:
– Kiedy pierwszy raz mnie dotknąłeś, tylko klepnąłeś mnie po dłoni.
Ale czułam się tak samo, jakbyś mnie pocałował.
RS
62
– Twój wygląd mnie oszołomił. Twoje cudowne włosy, niesamowite
oczy, energia bijąca od ciebie. A potem ten twój akcent.
–Widzisz? Jednak jesteś profesorem Higginsem. – Wspominając swoje
pierwsze spotkanie, odsunęli się od siebie. Amy poczuła, że włosy wysunęły
jej się ze ścisłego węzła na karku i starała się jakoś doprowadzić swoją
fryzurę do ładu.
Wyglądała tak kusząco z uniesionymi rękami, że Simon odwrócił się i
podszedł do okna. Cóż takiego było w tej pozie, co go tak podnieciło? Skup
się na czymś innym, polecił sobie. Na zewnątrz niewiele się działo. Światło
słoneczne padało przez drzewa stojące wzdłuż podjazdu. Rosły tak, jak od
setek lat i jak nadal rosły za jego czasów. Później zabierze Amy na spacer,
pokaże jej swoje ulubione zakątki, spędzą godzinę w altanie.
– Po tym pocałunku, Simonie, wszystko jest możliwe.
– Stała koło obrazu Guardiego, ale patrzyła na niego. – Amy i hrabiego
czeka niezwykła przygoda.
Czy wystarczy pocałunek, by sprawić, żeby znów się uśmiechnęła?
Bardzo miła perspektywa.
– Jak odnajdziemy monetę, Simonie?
Już się nie uśmiechała.
– Myślę, że musimy pozwolić, by moneta odszukała nas. Może być
wszędzie. Mogła zostać w gabinecie.
– Zgoda. Chociaż trudno mi się będzie powstrzymać przed
gruntownym przeszukaniem swojego pokoju, powozu i twojej sypialni,
rozumiem, co masz na myśli.
Amy zagryzła usta i widział, że starała się opanować. Wzięła głęboki
oddech, odwróciła się od niego i całą uwagę skupiła na obrazie.
RS
63
Czy uda im się odbyć podróż powrotną w czasie, jeśli nie zrobią tego,
co im zlecono wykonać?
– A więc to jest ten obraz Guardiego. Oryginał.
– Przysunęła się do niego bardzo blisko i przyglądała mu się uważnie,
jakby chciała coś wyczytać z poszczególnych pociągnięć pędzla.
– Tak jest – odrzekł Simon, idąc za jej przykładem.
– Namalowany koło roku tysiąc siedemset osiemdziesiątego i
sprowadzony z Włoch dwa lata później. Jedno z jego klasycznych
przedstawień Canal Grande w Wenecji.
– Zauważ, że nadal tu jest. Nikomu niepodarowany, nieskradziony ani
nieutracony w żaden inny sposób. Przynajmniej jeszcze nie.
– Co samo w sobie jest intrygujące, prawda? Bo znaczy to, że jego
zniknięcie zauważono niemal natychmiast.
– Przecież to oczywiste.
– Wcale nie, Amy. Pomyśl tylko. To jeden z dziesiątków obrazów w
tym pomieszczeniu. Najbardziej przykuwa uwagę ten duży nad kominkiem.
Mogły upłynąć dni, nawet tygodnie, nim ktoś się zorientował, że brakuje
Guardiego. Wiesz, jak to jest.
– No dobrze. Przyznaję, że kilka razy przytrafiło mi się coś takiego.
Przypuszczam, że to całkiem możliwe. A więc co robimy teraz, mój panie
hrabio?
– Będziemy czekać i obserwować.
–I jesteś pewien, że ostatni raz widziano ten obraz w tym
pomieszczeniu?
– Świadczą o tym zapiski Steppa.
– Zacząłeś o tym mówić w swoim gabinecie. Czyli że majordomus
prowadził rejestr?
RS
64
– Zgadza się.
–I nadal go masz? – Kiedy skinął głową, wykrzyknęła: – Rety. Super.
Mogę go zobaczyć, kiedy wrócimy?
– Najdroższa – powiedział nieco żartobliwie. – Kiedy wrócimy do
naszych czasów, będziesz mogła z nim spać, jeśli będziesz miała ochotę.
Uśmiechnęła się szeroko, słysząc to, a może dlatego, że pomyślała
sobie, że woli spać z nim niż z rejestrem? Odpowiedział jej uśmiechem. Nie
należy tracić nadziei.
– A więc – powiedziała, odsuwając się od niego – Stepp prowadził
zapiski w księdze?
– Tak, notował wszystkie ważne sprawy. Pisał o zbitej szklance albo
zmurszałej ścianie. Zapisek, poprzedzający ten o obrazie, dotyczył
zwolnienia służącej po „wypadku". Dziesiątego kwietnia tysiąc osiemset
piątego roku jest notatka o zaginięciu obrazu. Następna pozycja dotyczy
rozważań o wiosennych nasadzeniach w kuchennym ogrodzie i kilku
zmianach, jakie należy wprowadzić.
– Masz cholernie dobrą pamięć.
– Patrzyłem na tę stronę ze sto razy.
– Fakt, że nie ma dodatkowych informacji, świadczy o tym, że hrabia
zainterweniował. W tym małym królestwie to on jest niepodzielnym władcą
i nikt nie kwestionuje jego decyzji.
– Racja.
– To znaczy, że obraz zniknie za kilka dni. Jak mamy rozwiązać
zagadkę wydarzenia, które jeszcze nie nastąpiło?
– Spędzając dużo czasu w tym pomieszczeniu, kiedy będziemy się
zastanawiać, komu powinniśmy dać monetę?
RS
65
– Simonie – powiedziała tonem, jakim dorośli zwracają się do małych
dzieci. – Chyba żartujesz, prawda?
– A co według ciebie powinniśmy robić? Rozpocząć śledztwo na pełną
skalę, zanim jeszcze obraz zniknął?
– Nie. Chodzi o to, że jeśli ciągle będziemy się tu kręcili, nikt nie
zabierze obrazu.
– Racja. – Simon ukrył twarz w dłoniach. – Czuję, że zaraz rozboli
mnie głowa.
– Nie zamierzasz zapobiec zaginięciu obrazu, prawda? Na dworze dało
się słyszeć jakieś zamieszanie i Simon
podszedł do okna.
– Miałam na myśli to, że chcesz się dowiedzieć, co się z nim stało?
– Tak. Tak – powiedział, patrząc, jak na dziedziniec wjechał jakiś
człowiek na koniu, prowadząc luzaka. Simon zamknął oczy, zastanawiając
się nad pytaniem Amy. – Będziemy się zajmowali tym, co do nas należy, i
co kilka godzin sprawdzali, co się dzieje z obrazem.
– Nie jestem pewna, czy to ułatwi nam odkrycie, kto go zabrał.
– Ależ naturalnie, że tak. – Odwrócił się tyłem do jeźdźca i jego konia,
by spojrzeć na Amy, studiującą obraz. Ubóstwiał krótkie, niesforne kosmyki
jej włosów. Muskały jej szyję dokładnie tam, gdzie miał ochotę ją
pocałować.
Zbyt długo milczał, więc spojrzała przez ramię. Znowu ten sam
uśmiech. Potrafił czytać w jej myślach nie gorzej niż ona w jego. Nie ruszył
się ze swojego miejsca. Na razie.
– Łatwiej będzie się dowiedzieć, kto go zabrał – ciągnął Simon. – Po
pierwsze, wszyscy domownicy będą o tym mówili, kiedy obraz zniknie.
Plotki nie ucichną nawet wtedy, kiedy Stepp powie, że to hrabia zabrał
RS
66
obraz. A tobie, jako damie do towarzystwa lady Anne, łatwiej niż innym
będzie podsłuchać, co mówi zarówno służba, jak i domownicy.
– Czyli naszym zadaniem będzie szukanie monety i słuchanie
wszelkich plotek o zaginionym obrazie?
– Tak jest. – Nim Simon zdołał powiedzieć coś więcej, rozległo się
pukanie do drzwi.
Wszedł Fancett. Nawet nie spojrzał na Amy.
– Milordzie, Stepp prosił, żeby powiadomić jaśnie pana, że właśnie
dostarczono nowego konia. Zaprowadzono go do stajni i wszyscy czekają na
jaśnie pana.
Pokojowy wychodząc, odwrócił się, żeby spojrzeć na Amy. Miał tak
obojętną minę, że Simon był pewien, co dokładnie mężczyzna sobie myśli.
Hrabiego i pannę Stevens mogło dzielić trzy i pół metra, ale w powietrzu
buzowały emocje. No cóż, był jego pokojowcem i z pewnością przywykł do
różnych wybryków dobrze urodzonych dżentelmenów. Można było jedynie
mieć nadzieję, że uważał się za o tyle lepszego od reszty służących, by z
nimi na ten temat nie rozmawiać.
– Czy do jego obowiązków należy również bycie takim sztywnym? –
Amy podeszła do zwierciadła w pobliżu drzwi. Simon zobaczył, że się
skrzywiła na widok swego odbicia i zaczęła poprawiać szpilki we włosach.
Nie mógł oderwać od niej wzroku. Kiedy ich spojrzenia spotkały się w
lustrze, zobaczył, że dziewczyna się uśmiecha.
– Wiesz, że jesteś kokietką?
Odwróciła się w jego stronę i posłała mu całusa.
– Sądzę, że powinniśmy się spotkać przy kolacji. – Nie czekając na
odpowiedź, otworzyła drzwi, ale po chwili znów je zamknęła.
–Jeszcze jedno, milordzie. Kim jest lord Allbryce Stevens?
RS
67
– Stevens? To facet, którego poznałem na uniwersytecie. Jego rodzina
mieszka na Orkadach i jestem niemal pewien, że otrzymała tytuł w
zamierzchłych czasach.
– To niesamowite, Simonie. Powiedziałam lady Anne i jej pokojówce,
że jestem z Orkadów, chociaż nawet nie wiem, gdzie leżą.
– U północnych wybrzeży Szkocji. Więc mało prawdopodobne, by
lord Bryce się tu pojawił.
– To niesamowite, Simonie – powtórzyła Amy.
– Niesamowite to jeszcze nie znaczy magiczne.
– Wiesz co – powiedziała, osłaniając usta rękami – myślę, że po tej
podróży w czasie bardziej będę skłonna uwierzyć w kosmitów.
Ujął ją pod ramię i pociągnął na korytarz. Opuścili pokój rozbawieni.
Ich śmiech odbijał się echem na schodach.
RS
68
Rozdział 7
Chociaż drzwi do małego pokoju muzycznego były zamknięte,
dobiegały zza nich dźwięki fortepianu. Pierwsze skojarzenie, jakie się
nasuwało, to „pasja". Amy aż trudno było uwierzyć, że wysoko urodzona
snobka, którą poznała na górze, zdolna jest do takich emocji.
A naprawdę była. Pochłonięta muzyką, nawet nie zauważyła, kiedy
Amy weszła do pokoju. Chwilę później Amy usłyszała, że wszedł za nią
jeszcze ktoś. Odwróciwszy się, zobaczyła Simona, który stanął obok niej.
Kiedy lady Anne skończyła grać, uniosła głowę, nie otwierając oczu, i
wzięła głęboki oddech. Muzyka wirowała jeszcze w powietrzu wokół nich, a
młodziutka pianistka zdawała się odzyskiwać energię, którą straciła.
Wstała, obróciła się i dygnęła, słysząc oklaski.
– To było cudowne, Anne.
– Dziękuję, Westonie – powiedziała z uśmiechem.
Wszedł jeden z lokajów, by przypomnieć hrabiemu, że sprowadzono
nowego konia i koniuszy czeka w stajni.
– Powiedz mu, że będzie musiał jeszcze trochę zaczekać – odrzekł
Simon, patrząc na siostrę, więc nie zobaczył pełnej zdumienia miny na
zwykle obojętnej twarzy lokaja.
– Nie słyszałeś, co powiedział, bracie? – spytała Anne.
– Jest już twój nowy koń.
– Słyszałem – odparł z irytacją Simon. – Za dwadzieścia minut nadal
będzie w stajni. A na razie mam ochotę posłuchać jeszcze jakiegoś utworu w
twoim wykonaniu.
– Westonie, dobrze się czujesz? Ostatnim razem, słuchając mojej gry,
po pięciu minutach zacząłeś się wiercić.
RS
69
– To było, zanim panna Stevens mi powiedziała, jak ważna jest dla
ciebie muzyka. Wystarczy, że zagrasz ten jeden utwór, a będziesz miała u
swoich stóp cały Londyn.
– Och, mówisz od rzeczy. Poza tym skąd możesz wiedzieć? Jesteś
głuchy jak pień, jeśli chodzi o muzykę.
Naprawdę? Tyle pułapek czyha, kiedy próbuje się udawać kogoś
innego.
– Piłeś brandy, prawda?
Oto kobieta, która nie uznaje komplementów. Amy doszła do wniosku,
że musi pospieszyć Simonowi na ratunek i zrezygnowała z bycia
niewidoczną, co powinno cechować każdą dobrą damę do towarzystwa.
– Jestem pewna, że lady Anne docenia pańskie pochwały – zwróciła
się w stronę swojej pani i natychmiast się zorientowała, że popełniła gafę.
– Panno Stevens, nie potrzebuję twoich rad, dotyczących dobrych
manier – oznajmiła sztywno jej podopieczna lady Anne. – Nie jesteś moją
guwernantką.
–Anne, to było niegrzeczne z twojej strony – upomniał ją brat.
– Masz rację – powiedziała. Arystokratka wzięła górę nad artystką.
Anne ukłoniła się bratu tak oficjalnie, jakby dopiero co się poznali. –
Dziękuję za twój komplement, Westonie. Nigdy go nie zapomnę. – Znów
usiadła za fortepianem. – A teraz proszę, żebyście mnie zostawili samą, bo
chciałabym dalej ćwiczyć.
Posłuchali i wyszli oboje.
– Chyba pójdę do stajni zobaczyć tego cholernego nowego konia, na
którego hrabia wydał zbyt dużo pieniędzy.
Amy zwróciła się w jego stronę.
RS
70
– Lokaje mają uszy – szepnęła. – Nie wypadaj z roli. – A potem dodała
głośniej: – Czy mogę panu przez chwilę towarzyszyć, milordzie? Lady Anne
prosiła, żebym sprawdziła, czy można już ściąć róże.
Kiedy skierowali się do drzwi frontowych, znów rozległy się dźwięki
fortepianu. Tym razem był to jakiś utwór Beethovena. Gniewna, niemal
gwałtowna gra nie pozostawiała wątpliwości, w jakim nastroju jest lady
Anne. Cóż, pomyślała Amy, przynajmniej lokaj sobie posłucha.
– Nie ulega wątpliwości, że to był mój pierwszy poważny błąd –
powiedziała. – Nie jestem jej guwernantką.
– Nie martw się, nie grozi ci kwartalna ocena. Taka reakcja na krytykę
to cecha rodzinna. Jeśli powiedziałabyś mojemu bratu Willowi, że jest złym
kierowcą albo za dużo pije, byłoby to jednoznaczne z proszeniem się o guza.
Ja, naturalnie, jestem pozbawiony wszelkich wad Westów.
– Naturalnie, milordzie. – Była pewna, że Simon żartuje. Prawie
pewna. – Ciekawa jestem, jak radziła sobie z nią guwernantka. Szkoda, że
zrezygnowała z pracy.
– Znajdziesz sposób na odzyskanie jej względów. Nie przejmuj się tym
teraz i biegnij do ogrodu, żeby obejrzeć róże, które, nawiasem mówiąc, są
jeszcze w pąkach. Chyba musiałaś się przejęzyczyć i miałaś na myśli
tulipany.
– Masz rację. – Patrzyła za nim, jak się oddala, a potem skierowała się
do ogrodu. Błagam, niech nikt nie przyłapie mnie na tym, że patrzę na niego
jak w obraz.
– Wspaniały mężczyzna, prawda?
Jakaś leciwa kobieta dreptała alejką od strony ogrodu. Szła za nią
pokojówka, dźwigając kosz tulipanów, którym Amy jakoby miała się
przyjrzeć.
RS
71
– Słucham? – Amy dygnęła, pewna, że bez względu na jej pozycję,
kobieta w tak podeszłym wieku zasługuje na ukłon.
– Mój bratanek – powiedziała staruszka, wskazując głową postać w
oddali. – Hrabia jest moim bratankiem. Jego ojciec był bratem drugiego
hrabiego Weston, mojego męża.
Nie było to zbyt skomplikowane, ale i tak Amy potrzebowała chwilki,
zanim zorientowała się, kim jest ta kobieta: to owdowiała hrabina Weston.
Ilu jeszcze krewnych uważało Westmoreland za swój dom?
Amy znów dygnęła.
– Miło mi panią poznać, milady.
– Nie mieliśmy dzieci, więc William odziedziczył tytuł.
Jakie to musiało być dla nich przykre. Co się mówi kobiecie, która nie
wywiązała się ze swojego jedynego obowiązku, czyli urodzenia dziedzica?
Bez względu na to, jak sprawę postrzegano w dwudziestym pierwszym
wieku, w epoce regencji winiono za brak potomstwa jedynie kobietę.
– Jestem Amy Stevens, nowa dama do towarzystwa lady Anne.
Na miłej twarzy hrabiny pojawił się grymas, Amy poczuła, jak
uśmiech zamiera jej na ustach. Jeszcze jedna wyniosła arystokratka.
Zaczynała odczuwać pewną sympatię do Francuzów, chociaż trzeba
przyznać, że dość bezwzględnie rozprawili się ze swoją arystokracją.
– Amy Stevens? A co się stało z panną Kemp? Wyraźnie prosiłam
panią Braintree o przysłanie jej do nas.
– Przyjedzie, jak tylko będzie mogła. Coś zatrzymało pannę Kemp. –
A raczej jest przetrzymywana jako zakładniczka w dwudziestym pierwszym
wieku. Błagam, lady Weston, błagam, niech pani nie drąży tego tematu –
modliła się w duchu Amy.
RS
72
– Jest pani spokrewniona z tymi Stevensami, którzy mieszkają na tych
okropnych wyspach na północ od Szkocji?
– Na Orkadach? Tak, milady.
– W takim razie musi się pani wydawać, że u nas jest jak w raju. Czy
tam kiedykolwiek świeci słońce?
– Tutaj jest pięknie. Opuściłam Orkady jako dziecko. Po śmierci
rodziców zamieszkałam z moją matką chrzestną w Yorkshire. I dzięki niej
pani Braintree zwróciła na mnie uwagę.
Kiedy zakończy się ta przygoda, może powinna spróbować napisać
powieść, zastanawiała się Amy. Jej wyobraźnia pracowała teraz pełną parą.
Z całą pewnością lepiej sobie radziła od hrabiego i panny Kemp.
– Chciałabym o tym posłuchać. – Hrabina wdowa potrząsnęła laską,
zwracając się do towarzyszącej jej pokojówki. – Angston, zanieś te kwiaty
do pałacu. Zwiędną, jeśli zaraz nie znajdą się w wodzie. Możesz zacząć je
układać w wazonach. Panna Stevens poda mi ramię i wkrótce przyjdę
sprawdzić, jak sobie radzisz. Potem musimy się przebrać do kolacji.
Wprawdzie nie było to przesłuchanie, ale kiedy Amy poszła na górę
przebrać się do kolacji, była kompletnie wykończona. Położyła się na chwilę
na łóżku, by wrócić myślami do pytań, którymi zasypała ją hrabina, i swoich
odpowiedzi. Kilka pierwszych było łatwych: ile ma lat? Dwadzieścia cztery.
Jak poznała panią Braintree? Poprzez dyrektorkę pensji dla dziewcząt w
Yorkshire. Z pewnością taka istniała. Następne jednak były trudniejsze. Kto
w tym sezonie towarzyskim wyjdzie za mąż? Czy są jacyś kawalerowie
synów książąt albo markizów? Zawsze są. A najlepszy sposób poznania tych
młodych dżentelmenów? Przez ich matki i babki, będące przyjaciółkami
hrabiny wdowy.
Szybko, zanim hrabina zdołała zadać jej kolejne pytanie, Amy spytała:
RS
73
– Komu, zdaniem jaśnie pani, powinnyśmy złożyć wizytę?
To było sprytne posunięcie. Wkrótce Amy uzyskała bardzo użyteczny
wykaz.
Największą gafę popełniła, kiedy zasugerowała, że naj-
odpowiedniejszym kandydatem byłby miłośnik muzyki.
– Kiedy się szuka właściwego kandydata na męża, nie liczy się to, czy
lubi wieczorami słuchać muzyki. Chodzi o awans społeczny i władzę. Wie
pani o tym równie dobrze, jak wszyscy, panno Stevens.
Amy usnęła, zastanawiając się, skąd miała to wiedzieć. Ponieważ nie
miała pozycji społecznej ani władzy, jeśli nie liczyć tego, co zawdzięczała
swojej pracodawczyni? Jak służący znosili takie traktowanie?
Przyśnił jej się świat, w którym siłą napędową miłości i pożądania była
władza, w którym mężczyzna mógł ubiegać się o kobietę, przedstawiając
majątek jako jedyny miernik swej wartości jako mąż. Lojalność, uczciwość,
dobroć nie znaczyły nic. A intymne współżycie małżonków, będących
właściwie parą nieznajomych, miało głównie na celu spłodzenie potomka,
by kolejne pokolenie mogło kontynuować tę grę. Koszmar.
– Panno Stevens, panno Stevens, proszę się obudzić.
Amy przebudziła się z ciężkiej, zbyt krótkiej drzemki.
– To ja, Martha, panno Stevens. Przygotowałam suknię. Przepraszam,
że trwało to tak długo. Ale obiecuję, że panienka się nie spóźni.
Pokojówka pomogła jej się ubrać, a potem sprowadziła ją na dół, do
jadalni.
Simon już czekał ze wszystkimi pozostałymi osobami. Nie spojrzał na
nią, kiedy weszła. Całą uwagę poświęcał jakiemuś eleganckiemu
mężczyźnie. Amy domyśliła się, że towarzysząca gościowi kobieta to jego
żona.
RS
74
W chwili, kiedy pojawiła się Amy, Stepp ogłosił, że podano do stołu.
Dzięki temu oszczędzone jej zostały rozważania, czy powinna usiąść
dyskretnie czy też przyłączyć się do rozmowy jak równa z równymi. Więcej
niż jedna osoba dała jej jasno do zrozumienia, że nie jest im równa.
Do kolacji zasiadła wielce zróżnicowana grupa ludzi. Oczywiście
hrabia, hrabina wdowa i lady Anne. Poza Amy było jeszcze pięć osób, które
widziała po raz pierwszy, chociaż dość łatwo można było zgadnąć, kto jest
kim. Był artysta malarz z fularem poplamionym farbami. I rubaszny
jegomość, ubrany dość ekstrawagancko. Przedstawiono go Amy jako
kuzyna, który sprawował funkcję bibliotekarza.
Sądząc po jego wyglądzie, raczej nie zaliczał się do bibliofilów.
Był jeszcze jeden krewny, brat pierwszego hrabiego, bardzo leciwy
starzec, chlubiący się tytułem kapelana.
Zarządca majątku i jego żona zamykali listę biesiadników. Stanowili
uroczą parę, która pozostawała w świetnych stosunkach z właścicielami. To
z panem Smithsonem rozmawiał Simon, kiedy Amy weszła do pokoju.
Zarządca miał uśmiech Westonów, więc Amy uznała, że jest spokrewniony
z rodziną.
Nim damy zostawiły panów, by mogli się napić porto, nie ulegało
wątpliwości, że mimo pozorów równości podczas posiłku każdy doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, gdzie jego miejsce. Amy podążyła za paniami
do wielkiego salonu muzycznego i znalazła sobie kącik, z którego mogła
wszystko obserwować.
Odniosła wrażenie, że w tym świecie niechętnie witano obcych, jeśli
nie posiadali oni majątku czy wysokiej pozycji społecznej. Wiedziała o tym
z lektury powieści, ale doświadczanie tego na własnej skórze było
niewątpliwie wielce nieprzyjemne.
RS
75
Czy brytyjska arystokracja nadal taka pozostała? Czy też system
podatkowy i industrializacja okazały się potężnymi walcami, które
wszystkich zrównały? Mimo swej fascynacji Simonem, Amy nie potrafiła
sobie wyobrazić życia w świecie, w którym wartość człowieka nie zależała
od jego własnych osiągnięć.
Panie popijały herbatę, prowadząc zdawkową rozmowę. Hrabina
wdowa rozwodziła się nad wyjątkowymi zaletami panny Kemp, łady Anne
grała jakieś lekkie, banalne melodie, chociaż chłonęła każde słowo ciotki.
Pani Smithson usiadła obok Amy.
– Jak z pewnością zauważyła to pani podczas kolacji, hrabia bardzo
dobrze traktuje swoich krewnych i służbę. Nie oddali pani, póki nie znajdzie
dla pani nowego miejsca zatrudnienia.
Co należało przetłumaczyć: „Może jest despotą, ale dobrotliwym".
– Sądzi pani, że tak się stanie? Czy hrabina wdowa rozmyślnie
pomniejsza mój wpływ na lady Anne?
– Tak – odparła bez ogródek. – Hrabina wdowa, chociaż taka czarująca,
jest uparta i nadal chce, żeby wszystko przebiegało zgodnie z jej wolą.
Hrabia wyraźnie dał do zrozumienia, że majątek należy do niego. Lady
Anne pozostaje obiektem ich zażartej rywalizacji.
Amy nie wiedziała, czy powinno ją to zaniepokoić, czy też nie. Miała
nadzieję, że pozostanie tu na tyle krótko, żeby nie stać się obiektem sporów
między hrabiną a jej rzekomym bratankiem.
Panowie dołączyli do pań, by napić się herbaty, ostatni wszedł do
salonu hrabia. Zupełnie nie zwracał na nią uwagi i przez ułamek sekundy
Amy pomyślała, że to prawdziwy hrabia, a nie Simon. Próbowała ściągnąć
go wzrokiem i kiedy jej się to udało, mrugnął do niej porozumiewawczo.
RS
76
Uśmiechnęła się, widząc to, ale szybko zacisnęła usta widząc, jak
bibliotekarz patrzy to na nią, to na Simona.
Pojawienie się mężczyzn stanowiło swego rodzaju znak. Lady Anne
przestała brzdąkać i wszystko zaczęło się toczyć szybciej. Natychmiast
podano świeżą herbatę, którą wypito w ciągu niespełna pół godziny, po
czym wszyscy życzyli sobie nawzajem dobrej nocy.
Było jeszcze za wcześnie, by kłaść się spać. Co ci ludzie porabiali
wieczorami? Amy zdecydowała, że ponieważ nadal trwa pełnia księżyca,
wybierze się na przechadzkę. Pomijając krótką wyprawę do ogrodów, która
ostatecznie nie doszła do skutku, nie miała jeszcze okazji obejrzeć po-
siadłości.
Poinformowawszy o swoim zamiarze Marthę Stepp i mając jej
zapewnienie, że lady Anne będzie ćwiczyła w małym pokoju muzycznym,
Amy złapała szal i skierowała się do bocznych drzwi, wychodzących na
taras, skąd prowadziła alejka przez park, więc Amy mogła mieć pewność, że
nie zabłądzi.
Po chwili usłyszała za sobą czyjeś kroki. Miała na sobie suknię koloru
liści, więc ukryła się między drzewami i zaczekała, żeby się przekonać, kto
nadchodzi. Ujrzała Simona. Szedł niespiesznie, wyraźnie jej wypatrując.
– Simonie – szepnęła. – Jestem tutaj.
Odwrócił się gwałtownie.
Amy wyszła zza drzewa i dygnęła.
– Czyż to nie cudowny wieczór? – Wciągnęła w płuca słodkie,
wiosenne powietrze. – Zupełnie jak w Irlandii przy pięknej pogodzie w
dwudziestym pierwszym wieku.
Roześmiał się i też głęboko odetchnął.
– Czyste, słodkie, tylko leciutko wilgotne powietrze. Masz rację.
RS
77
Amy zrównała z nim krok.
–I ta cisza – ciągnęła. – Błoga cisza. Bez tego nieustannego szumu
prądu elektrycznego, nie wspominając już o wentylatorach i ruchu ulicznym.
Chyba najbardziej podoba mi się ta cisza. – Przystanęła i powiedziała do
jego pleców: – Skąd wiedziałeś, gdzie jestem? – Tylko lekko rozpraszały jej
uwagę jego barczyste plecy i to, że surdut z czasów regencji pięknie
podkreślał zgrabną figurę.
– Zapytałem i jeden z lokajów powiedział mi, że widział, jak
wychodziłaś – odparł, odwracając się w jej stronę.
– Czy tu niczego nie da się utrzymać w tajemnicy? – Spojrzeli na dom.
Z okien na górze nadal byli doskonale widoczni. Znów zaczęli iść.
– Na razie świetnie sobie radzimy.
– Pomyśl o tym, Simonie. Westmoreland to olbrzymia posiadłość, ale
rzadko kiedy jest się tu samym. Armia służby przewyższa liczbą
mieszkańców domu. I służący, i twoja rodzina muszą się czuć tak, jakby
wciąż grali na oczach widzów. Po pewnym czasie staje się to drugą naturą
człowieka. Jak często ci ludzie pozwalają sobie na ukazanie prawdziwego
oblicza? Ta przygoda całkowicie zniszczyła moje wyobrażenia o życiu w
epoce regencji.
– To znaczy? – zapytał.
– Myślałam, że to świat, w którym kobiety robią zakupy, piją herbatę,
a ich największym zmartwieniem jest, jaką przeczytać powieść po
ukończeniu lektury poprzedniej.
– Zerwała kwiat z łodygi i zaczęła się nim bawić. – Teraz wiem, że
pomiędzy przyjęciami niepokoiły się, czy urodzą dziedzica, czy nie złapią
jakiejś choroby od swoich niewiernych mężów, czy ich dzieci przeżyją
okres niemowlęcy...
RS
78
– Nie licząc drobiazgów, nic się nie zmieniło do naszych czasów. –
Simon wziął od niej kwiat i wsunął go w jej włosy.
– Pokazujemy światu jedną twarz, a zmartwienia zachowujemy dla
siebie.
– Tak, jak zrobiłeś to ty, kiedy podejrzewałeś, że jestem oszustką.
– Zgadza się. Oboje musimy jeszcze dużo o sobie się dowiedzieć,
prawda? Podzielić się swoimi tajemnicami. Co tylko świadczy o tym, że
szczegóły mogą ulec zmianie, ale człowiek pozostaje taki sam.
Doszli do rozwidlenia i Simon wskazał głową lewą alejkę.
– Tędy. Spacer będzie długi, ale nie pożałujesz.
Szli w milczeniu. Amy rozmyślała nad tym, jak Simon jej słuchał, i że
traktował jej pomysły tak, jakby miały swoją wartość.
Księżyc oświetlał im drogę, wysadzana drzewami aleja skończyła się i
ujrzeli przed sobą niezarośnięte zbocze wzgórza.
– Zupełnie jak mauzoleum Jeffersona!
– Nazywamy to altaną – powiedział.
Amy pobiegła przodem, a Simon zwolnił kroku i obserwował, jak
zatrzymała się przed budowlą. W swojej zielonej sukni wyróżniała się na tle
białych w blasku księżyca ścian altany, a lekki wietrzyk poruszał cienką
tkaniną. Ze złożonymi rękami wyglądała jak wyznawczyni pogańskiego
bóstwa przed wzniesioną na jego cześć świątynią.
Pragnął jej. Pragnął jej całej. Jej umysłu: zawsze dociekliwego, zawsze
ciekawego. Jej serca, tak otwartego i hojnego, i jej ciała, delikatnego, tak
kuszącego. Zawsze pokpiwał sobie z historii swoich rodziców. Teraz
zrozumiał, jak to się mogło zdarzyć.
RS
79
Odczekał chwilę, przyglądając się, jak Amy obserwuje grę świateł na
fasadzie altany. W końcu spojrzała w jego stronę, a Simon postanowił
powiedzieć jej to, o czym myślał.
RS
80
Rozdział 8
– Wiesz, że mój ojciec oświadczył się matce tego wieczoru, kiedy się
poznali?
– Naprawdę?
Zorientował się z jej uśmiechu, że uznała to za niezwykle
romantyczne.
– Co mu odpowiedziała?
– To nieistotne – odparł, mając nadzieję, że nie zabrzmiało to jak
strofowanie ucznia przez nauczyciela. – Chodzi o to, że w chwili, kiedy ją
ujrzał, wiedział, że to ta jedna jedyna.
– Czyli, że powiedziała mu „nie".
– Tak, ale teraz, kiedy go już nie ma wśród nas, powtarza, że straciła
całe dwa miesiące, które mogli spędzić razem.
Amy przez chwilę się nie odzywała. Ale jej oczy powiedziały mu
równie wyraźnie, jakby posłużyła się słowami, że rozumie to uczucie. W
końcu ze śmiechem przemówiła:
– Rety, to wykracza poza skalę mierzącą romantyczność. I może masz
rację, że wystarczy jedno spojrzenie czy dotknięcie, by wiedzieć, że się
znalazło tę jedną jedyną osobę. Ale musisz przyznać, że te okoliczności też
nie przypominają scenerii zwykłego spotkania chłopaka z dziewczyną.
Simon wszedł po stopniach do altany. Słyszał, jak Amy podąża za nim.
Kiedy zwrócił się w jej stronę, patrzyła na rzekę płynącą w dole.
– Masz rację. To niezwykła sceneria. Prawdę mówiąc, nie
przypominam sobie niczego równie osobliwego. Z wyjątkiem jednego razu,
kiedy przejeżdżałem obok miejsca, gdzie urządzono sesję zdjęciową w
RS
81
plenerze. Był środek zimy, a modelka w body na ramiączkach firmy
Victoria's Secret wskoczyła do mojego auta i poprosiła, żebym ją rozgrzał.
– Co za okropna gra słów. – Amy oderwała wzrok od widoku i całą
uwagę skupiła na Simonie. Najpierw się skrzywiła, a potem wybuchnęła
głośnym śmiechem.
Kochał ten śmiech, więc ciągnął:
– Z miejsca jej się oświadczyłem, tak jak to zrobił kiedyś mój ojciec.
Ale nic z tego nie wyszło. Dostałem nauczkę, więc teraz zaczekam, aż nasza
znajomość będzie trwała przynajmniej kilka godzin.
– Nie umiesz być poważny.
– Ależ mylisz się. Czy po tamtym pierwszym pocałunku masz jeszcze
jakieś wątpliwości?
– Tak, ale malutkie – powiedziała, zarzucając mu ręce na szyję.
Zawsze myślał, że kiedy się zakocha, będzie ślepy na wszystko poza
swoją ukochaną. Nie rozumiał, że miłość to wszechogarniające uczucie
zupełnie innego rodzaju. Czując, jak Amy tuli się do niego, jak go całuje,
mógł myśleć jedynie o niej, o Amy Stevens. Nie pamiętał żadnej innej
kobiety, zapomniał o swoich poprzednich miłostkach. Amy była całym jego
światem.
Kiedy przycisnęła wargi do jego warg, ogarnęło go uniesienie. Nie
istniało nic poza jej dotykiem, jej smakiem, jej zapachem, tym, co mu
ofiarowała. Te doznania zawładnęły całym jego umysłem, ciałem, sercem.
Trzymając ją w ramionach, czując przy sobie jej piersi, ledwo ją
słyszał poprzez krzyk swoich pragnień. Pochylił się i pocałował Amy w
miejscu, gdzie stanik sukni ledwo osłaniał biust dziewczyny. Jej jęk okazał
się wystarczającą zachętą.
RS
82
Ściągnął z niej suknię i uniósł skraj halki. Pełna zachwytu uległość
Amy tak go oczarowała, że pragnął jej bezgranicznie. Zdejmując w
pośpiechu ubrania, wspólnie przeżywali przyjemność poznawania się
nawzajem. Ciepło ich ciał wystarczyło obojgu do ogrzania się nawet w tę
chłodną noc.
Były w tym magia i szaleństwo, póki kwestie przyziemne nie
przyćmiły uczuć.
– Amy, tu nie ma łóżka.
– Zadbamy o to następnym razem. Proszę nie przerywaj tego, co
zaczęliśmy – błagała go.
Uśmiechnął się i rozłożył surdut na zimnym, kamiennym murze. Ich
pocałunek stanowił obietnicę czegoś więcej. Namiętność Simona rozpaliła w
niej pożądanie, a jego miłość przepełniła miłością jej serce.
Noc spowiła ich swą ciszą. Simon zrównał swój oddech z oddechem
Amy, czuł bicie jej serca, jej ciepłe ciało i wiedział, że to wyjątkowa chwila.
Słowa były zbędne, gdy otworzyły się przed nim niebosiężne perspektywy.
– Zauważyłem cię w chwili, gdy pojawiłaś się w drzwiach pubu. Kiedy
nie zwracając uwagi na mecz piłki nożnej, usiadłaś przy barze, pomyślałem
sobie, że to coś więcej niż fascynacja twoją urodą. Amy, to było, jeszcze
zanim zobaczyłem monetę.
– Twój uśmiech, Simonie, sprawił, że pomyślałam, iż pragnę od ciebie
czegoś więcej niż kilku zdawkowych słów.
Całowali się, zwierzając się ze swoich uczuć, ale Simon czuł, że robi
się chłodniej, i wiedział, że muszą znaleźć swoje ubrania i wrócić do domu.
Ubieranie się po ciemku w stroje, do których nie byli przyzwyczajeni,
było czymś równie absurdalnym, co podniecającym. Nim Simon ściągnął
tasiemki gorsetu Amy, a ona pomogła mu włożyć ciasny surdut, obydwoje
RS
83
przeklinali i śmiali się, przysięgając, że pokojowcy i garderobiane zasługują
na każdego funta swojej pensji.
Gdy wracali do domu, Simon zaproponował eksperyment.
– Dom jest pogrążony w kompletnych ciemnościach. Mała szansa, że
ktoś nas zobaczy. Ty idź przez duży salon muzyczny. Trafisz tam?
Skinęła głową.
–Ja pójdę do stajni i sprawdzę, jak tam mój nowy koń. To naprawdę
śliczne zwierzę – powiedział, obracając ją w swoją stronę. Pogłaskał jej
włosy i ściślej owinął ją szalem. – Chociaż zbyt płochliwy jak na mój gust.
Dobrze wiedzieć, że trzeci hrabia zmarł w wieku sześćdziesięciu kilku lat na
zapalenie płuc, a nie w wyniku upadku z konia. Zobaczę, czy uda mi się
przyłapać stajennych na hazardzie.
Pocałował ją krótko w usta, tak jak całują się małżonkowie o
wieloletnim stażu. Ale dla niej nie był to zwyczajny całus; przywiódł jej na
myśl wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatniej godziny. Czuła na sobie
wzrok Simona. Kiedy znalazła się koło drzwi, odwróciła się i mu poma-
chała.
Mogło być kilka minut po dziewiątej, w żadnym wypadku nie była to
pora, którą zwykło określać się jako „środek nocy", ale dom pogrążony był
w takim bezruchu i ciszy, że równie dobrze mogłaby być północ. Kiedy
przechodziła koło biblioteki, dostrzegła jasny pasek w szparze między
drzwiami a podłogą i zastanowiło ją, kto jeszcze się nie położył. A może
zostawiano światło, do czasu aż hrabia uda się na spoczynek.
Schody były z szarego marmuru, więc wyraźnie widoczne. Wbiegła po
nich szybko i bezgłośnie. Z małego pokoju muzycznego dochodziły dźwięki
fortepianu, więc Amy wiedziała, że lady Anne wciąż ćwiczy gamy. Czy ta
RS
84
nieustanna gra była jej sposobem na odrobinę prywatności? Dokąd uciekała
pod pretekstem zamiłowania do muzyki?
Jeszcze jeden długi korytarz i znalazła się przed drzwiami apartamentu
swojej podopiecznej. Może nie była pokojówką lady Anne, ale uznała, że
powinna pozostać ubrana i gotowa na wezwanie, dopóki jaśnie panienka nie
przyjdzie na górę, by położyć się spać. W kącie jej saloniku stało tremo i
Amy spojrzała w lustro, by się upewnić, że nie wygląda tak, jakby dopiero
co wróciła z miłosnej schadzki.
Ale ani szczotkowanie włosów, ani wygładzanie sukni nie zdołało
ukryć błyszczących oczu i nabrzmiałych ust. A jeśli nie przestanie się
uśmiechać, uznają ją za prostaczkę.
Znalazła krzesło w saloniku lady Anne, tuż obok pojedynczej płonącej
świecy, usiadła, zamknęła oczy i ziewnęła, co częściowo było wynikiem
cudownego zmęczenia, a częściowo wyczerpania spowodowanego
najdziwniejszym dniem w jej życiu.
Chciałabym, żeby udało nam się znaleźć tę monetę. Simon mógłby dać
ją Marcie, żeby przekazała ją hrabiemu, a wtedy oni mogliby wrócić do
domu. Amy wzięła książkę, leżącą obok. Sama w sobie była dziełem sztuki.
Kunsztowna oprawa z ciemnoniebieskiej skóry, prześlicznie złocone kartki.
Ledwo zdążyła trochę się pozachwycać tym cudem, kiedy z sypialni
dobiegły ją odgłosy kłótni. Amy rozpoznała głos Marthy Stepp. Drugi z całą
pewnością nie należał do lady Anne.
– Znalazłam ją! Znalazłam ją na podłodze w oranżerii i jest moja.
Zresztą to nie jest zwykła moneta.
– Może być twoja, Florrie, ale najpierw musimy zapytać pana
hrabiego. Daj mi ją.
– Nie jesteś gospodynią. Nie muszę się ciebie słuchać.
RS
85
– Florrie! Natychmiast oddaj mi tę monetę.
– Życzę ci, żebyś dostała to, na co zasługujesz, Martho Stepp!
Kiedy do Amy dotarł sens tych słów, natychmiast zerwała się z krzesła
i pobiegła w stronę drzwi. Ale spóźniła się i nie zapobiegła spełnieniu się
życzenia. Nim zdążyła otworzyć drzwi do sypialni, otworzyły się drugie
drzwi i do saloniku weszła lady Anne.
– Czy mogę zapytać, kogo podsłuchujesz?
– Nikogo, lady Anne. Kłóciły się i chciałam je jakoś pogodzić.
Otworzyły się drzwi do sypialni i z pokoju wybiegła Florrie,
zasłaniając twarz fartuszkiem. Ale i tak słychać było, jak szlocha.
– O co chodzi, Martho? – spytała lady Anne swoim najbardziej
władczym tonem.
Martha była czerwona jak burak.
– Najmocniej przepraszam, jaśnie panienko. Panno Stevens. To nie
miejsce na takie rzeczy. Jeszcze raz proszę o wybaczenie.
– Za co, Martho? – odezwała się Amy. – Florrie wybiegła z pokoju
zapłakana. Z pewnością to nie była twoja wina.
– Znalazła dziś monetę i upierała się, że należy do niej. Powiedziałam
jej, że powinna najpierw pokazać ją panu Steppowi i hrabiemu, żeby się
upewnić, czy nie mają nic przeciwko temu, żeby ją zatrzymała.
– Gdzie jest ta moneta? – spytała Amy.
Martha podeszła do niej, ale gdy podawała monetę, potrąciła mały
stolik. Partytury, które zostawiła na nich wcześniej, sfrunęły prosto do
kominka. Lady Anne nawet nie zdążyła krzyknąć z rozpaczy, ale Martha
sięgnęła ręką w płomienie, by je uratować. Amy była krok za nią i nic nie
mogła zrobić, kiedy Martha upuściła płonące partytury na krzesło. Leżała na
nim nocna koszula lady Anne. I koszula, i krzesło zajęły się ogniem.
RS
86
Amy błyskawicznie złapała ze stołu wazon z kwiatami i wylała wodę
na płomienie, gasząc pożar w zarodku. Kroplą, która przelała czarę goryczy,
był fakt, że woda zmoczyła skraj eleganckiej wieczorowej sukni lady Anne.
– Tego już za wiele, Martho Stepp. Zwalniam cię. Sprzątnij ten
bałagan i pakuj manatki.
Pokojówka zrobiła zbolałą minę. Twarz jej pobladła.
– Tak, jaśnie panienko – powiedziała jedynie.
– Ależ, lady Anne, to był wypadek. – Amy pomyślała, że to wielka
niesprawiedliwość mieć pretensje do Marthy.
Lady Anne z nią też nie chciała mieć już do czynienia.
– Panno Stevens, ty też równie dobrze możesz spakować swoje rzeczy
i wyjechać choćby jutro. Zaczekam na przyjazd panny Kemp. Ostatnią
rzeczą, której pragnę, to mieć damę do towarzystwa, która podsłuchuje pod
drzwiami albo zapomina, kto jej płaci wynagrodzenie.
Moneta leżała na podłodze, wciąż migocząc. Amy zaczęła się
zastanawiać, czy ten pieniążek nie jest raczej przeklęty niż czarodziejski. Z
całą pewnością Martha wcale sobie nie zasłużyła na to, co jej się należało
zdaniem Florrie. Chociaż musiała jeszcze dużo się nauczyć, żeby zostać
pokojówką, lojalność i pogodna natura dziewczyny były zaletami, które
równoważyły inne braki.
Idąc za przykładem pokojówki, Amy dygnęła.
–Jak sobie jaśnie panienka życzy. Ale moneta jest moja.
– Czyżby?
– Tak, to prezent od mojego ojca. – Ach, zapomniała, że jej ojciec nie
żyje. – Dał mi ją przed śmiercią. Musiała mi wypaść z torby dziś rano.
Martha podniosła monetę i ją jej podała. Lady Anne wyciągnęła rękę.
RS
87
– Ja ją wezmę i rano dam hrabiemu. Niech zadecyduje, do kogo
należy.
Świetnie! Amy zagryzła usta, żeby nie powiedzieć tego na głos. Jakoś
przeżyje to, że została zwolniona, jeśli będzie wiedziała, że moneta
ostatecznie trafi do właściwych rąk.
– Panno Stevens, możesz zabrać swoje rzeczy jutro rano. Zgłoś się do
Steppa i powiedz, żeby ci znalazł jakieś inne pomieszczenie, gdzie mogłabyś
przespać tę noc.
Bliska łez Martha wyszła z pokoju bez słowa. Amy schodziła po
głównych schodach raczej zirytowana niż zaniepokojona. Biedna Martha
Stepp. Jej nadzieje na to, że zostanie gospodynią, zostały bezlitośnie
rozwiane. Co teraz zrobi? Jak Florrie mogła wypowiedzieć takie głupie
życzenie? A przede wszystkim jak moneta mogła spełnić życzenie, które
było tak złe, powodowało tyle smutku?
Musiała koniecznie odnaleźć Simona. On był tu panem, mógł
ponownie zatrudnić Marthę. A Amy mogła mu powiedzieć, że wracają do
domu. Pójdzie do jego sypialni, jeśli będzie musiała. Nie zważając na
wyniosłego Fancetta. Nie przejmowała się tym, co sobie myślał. Albo
przynajmniej nie powinna się tym przejmować.
Zatrzymała się przed solidnymi, frontowymi drzwiami, w których były
drugie mniejsze, i spytała wciąż czuwającego odźwiernego, czy pan hrabia
wrócił ze stajni.
– Nie, panienko – powiedział tonem pełnym uszanowania. – Będę tu
czekał, aż milord uda się na górę do siebie. Potem zamknę drzwi na klucz,
sprawdzę, czy wszystkie inne drzwi są pozamykane, odmelduję się panu
Steppowi i sam pójdę odpocząć. Nocny stróż przejmie moje obowiązki.
RS
88
– Dziękuję. – Skierowała się do schodów i przystanęła na pierwszym
podeście, skąd odźwierny jej nie widział. Oparła się o kolumnę, a potem
usiadła na stopniu. Cała euforia ją opuściła. Z całą pewnością to egoizm być
taką szczęśliwą, kiedy prawie wszyscy pozostali domownicy są tacy
przygnębieni.
Czekanie było męczarnią. Och, jakże chciała, żeby się pospieszył.
Przyglądała się posągowi, kiedy usłyszała, jak otwierają się małe drzwi.
Wyjrzała zza kolumny i zobaczyła Simona, wchodzącego do środka.
Zamienił kilka słów z odźwiernym, spoglądając w górę. W końcu
powiedzieli sobie „dobranoc" i Simon wbiegł po schodach, pokonując po
dwa stopnie na raz. Na widok Amy zatrzymał się w pół kroku.
Zerwała się na równe nogi.
– Simonie...
Położył palec na jej ustach i ujął ją za rękę. 205
– Chodźmy do biblioteki.
Kiedy znaleźli się na górze, Simon upewnił się, czy nikogo nie ma w
holu. Dal Amy znak, że droga wolna, i na paluszkach przeszli do biblioteki.
Tam Amy wybuchnęła śmiechem.
– Czuję się jak nastolatka, szukająca miejsca, gdzie mogłabym się
obściskiwać z chłopakiem. Nie, żebym kiedykolwiek robiła coś takiego.
Porwał ją w ramiona i pocałował jak pirat, odbierający swoją nagrodę.
Kiedy puścił Amy, oboje byli zadyszani.
– Kłamiesz albo masz wrodzony talent do całowania. Przycisnęła rękę
do piersi i otworzyła usta, mając nadzieję, że zdoła cokolwiek powiedzieć.
– Posłuchaj, Simonie. Znalazłam monetę!
Wręczył jej mały kieliszek brandy, po czym napełnił drugi i
zaproponował wzniesienie toastu.
RS
89
– Za Amy Stevens! – powiedział śpiewnie. – Co za kobieta.
Chciałabym, żeby to była prawda, pomyślała. Odstawiła kieliszek na
stół.
– Simonie, musimy znaleźć sposób wydostania się stąd. Już
wywarliśmy zbyt duży wpływ na losy twojej rodziny. – Zdała mu krótką
relację z tego, co się wydarzyło na górze.
Pokręcił głową. –Nie rozumiesz... ?
– To ty nie rozumiesz, najdroższa. Podróż w czasie to nieprzypadkowe
wydarzenie. Żyjemy tu razem z hrabiną wdową, malarzem, ze wszystkimi,
którzy pierwotnie należeli do tych czasów i do tego miejsca. Jesteśmy
równie prawdziwi, jak oni. To, co się dzieje teraz, dzieje się dokładnie tak,
jak powinno.
– Skąd wiesz?
– Arbuckle nam to mówił. Powiedział, że są takie rzeczy, które mają
się wydarzyć. Człowiek decyduje, jak i kiedy to nastąpi. Jest tak, jak
powinno być. Dowodem na to jesteśmy ty i ja. Czy masz jakiekolwiek
wątpliwości, że byliśmy sobie przeznaczeni?
– Nie, ale sądzę, że może być łatwiejszy sposób dokonania tego. I jeśli
to prawda, to Martha doczeka się tego, na co naprawdę zasłużyła.
– Wykonaliśmy swoje zadanie i teraz możemy wrócić, żeby hrabia
mógł otrzymać monetę. – Usiadł i poklepał miejsce obok siebie. – Chodź tu
i pomyśl, gdzie chciałabyś teraz być.
Jego brak troski o los Marthy był jak cios nożem. Jak może być tak
obojętny wobec kogoś, komu stała się krzywda! Czy może go pokochać,
związać się z nim, jeśli mają tak odmienne systemy wartości? Czyżby
narzucili sobie zbyt szybkie tempo?
RS
90
– Oboje musimy to zrobić, Amy – przemówił łagodnie, jakby myślał,
że jej pełne urazy spojrzenie wywołał ból na myśl, że musi opuścić to
miejsce.
– Sądzisz, że to będzie takie łatwe? – spytała, siadając blisko niego, ale
tak, że ich ciała się nie stykały.
– Tak. Jestem prawie pewien, że ta kanapka stoi w moim gabinecie,
raz czy dwa razy poddana renowacji.
Spojrzała na lekko wytarte poduszki.
– Dobrze, chociaż będę się źle czuła, jeśli jakiś przodek twojego
przyjaciela, Allbryce'a Stevensa, przyjdzie z wizytą. Mam całkowicie
zszarganą opinię w tysiąc osiemset piątym roku.
– Może się ciebie wyprzeć, powiedzieć, że rodzina się do ciebie nie
przyznaje, bo źle pracowałaś albo niemoralnie się prowadziłaś czy jeszcze
coś.
Czy takie zasady panowały w tym kręgu? Czy tylko tacy służący, jak
rodzina Steppów, byli jedynymi ludźmi, którzy wiedzieli, co to lojalność?
– No i pozostaje jeszcze biedna pani Braintree, która złożyła mi wizytę
w Yorkshire.
– Jestem pewien, że dzięki pannie Kemp całkowicie odzyska względy
rodziny.
Amy rozejrzała się po pokoju, starając się zapamiętać wszystkie
szczegóły. Przebywała tu tak krótko, że nawet nie zdążyła spisać swoich
wrażeń. Niespełna dwadzieścia cztery godziny. Powinna była sporządzić
listę tytułów wszystkich obrazów. Och, obraz! Jak mogli o nim zapomnieć?
– Simonie! Nie dowiemy się, co się stało z dziełem Guardiego!
RS
91
Rozdział 9
– Myślałem o tym – powiedział, kiwając głową.
– Widocznie nie było to właściwe życzenie. – Ścisnął rękę Amy. –
Mam nadzieję, że moneta spełni moje inne życzenie, znacznie ważniejsze. –
Puścił ją, nie wdając się w szczegóły.
– Pora wracać do domu. Mamy tam całe życie przed sobą.
Łatwo było sobie wyobrazić jego gabinet w Londynie w ich czasach.
Pozwoliła, żeby pokój wypełnił jej myśli: stosy książek, w tym jedna o
Kompanii Wschodnioindyjskiej, portret trzeciego hrabiego, nowoczesny
komputer. Ogromne okna. Zapach starych książek i dawnych czasów,
wieczny zgiełk londyńskiego życia tuż za oknem. Czy kustosz będzie na
nich czekał? Jak dobrze będzie znów znaleźć się w domu.
Nic nie nastąpiło.
Otworzyła oczy, przerażona, że Simon się przeniósł, a ona została.
Nie, siedział obok niej, z rękami na kolanach, tak prawdziwy jak poduszki,
na których siedzieli.
– Co zrobiliśmy nie tak? – spytała.
– Nie wiem.
– Teraz było jakoś inaczej. Byłam taka zmęczona, kiedy poprzednio
podróżowaliśmy w czasie, że oczy same mi się zamykały.
– Ja też.
– O czym zapomnieliśmy? – Nie bała się. Nie, kiedy Simon był obok
niej. – Czy potrzebna nam moneta?
– Nie, kustosz co do tego nie miał cienia wątpliwości. Pragnął się
dowiedzieć, jak moneta znalazła się w epoce regencji. Wiemy to. Nie ma
sensu, żebyśmy zabierali ją z powrotem.
RS
92
Siedzieli obok siebie, trzymając się za ręce. Nie byłaby to największa
tragedia na świecie, gdyby musieli tu pozostać. Nieprawda. Nie zniosłaby
życia w jednym domu z tymi małostkowymi ludźmi, dla których liczyła się
tylko pozycja społeczna.
– A może... – Simon wolno mówił, jakby wciąż jeszcze nie do końca
sformułował myśl. – A może, ponieważ zamieniliśmy się miejscami z
ludźmi, żeby nie zakłócać proporcji między masą, przestrzenią i czasem,
przedmioty też muszą zamienić się miejscami?
– Niewykluczone – przyznała mu rację po chwili zastanowienia.
– Co? W „Gwiezdnych Wrotach" nigdy nie było o tym mowy?
– Nie – powiedziała, nie tyle zakłopotana, ile wzruszona, że zapamiętał
to niemądre wyjaśnienie. – Ale twoja teoria wydaje się logiczna. Nasze
ubrania nie przeniosły się z nami.
– A moneta owszem.
– Czyli – ciągnęła Amy – chodzi o to, że skoro zostawiamy monetę
tutaj, musimy zabrać coś ze sobą, żeby nie spowodować jakiejś kosmicznej
katastrofy.
– No proszę, nienaukowe wyjaśnienie, które w pełni do mnie
przemawia.
– Więc musimy jedynie coś ze sobą wziąć, jakiś drobiazg. Nikt nie
zauważy braku grzebienia czy szczotki.
– No właśnie. I możemy ją podarować muzeum regencji.
– Albo, Simonie, możesz to sprzedać, a pieniądze przeznaczyć na
remont Westmoreland. – Spojrzała na obraz i nagle doznała takiego
olśnienia, że aż zerwała się z kanapy. – Obraz, Simonie! To my zabraliśmy
obraz!
–Co?
RS
93
– Tak! Nie rozumiesz? Zamieniliśmy monetę na obraz. Twoja rodzina
może go sprzedać, jeśli zechce. Zyskacie pieniądze, żeby utrzymać
Westmoreland w należytym stanie i nie będziecie musieli go sprzedać.
– To bardzo przypomina kradzież.
Widziała, że Simon ma wielką ochotę to zrobić, ale pokręcił głową.
– Wcale nie. Zresztą musimy go zabrać. Tak ma być. Nie rozumiesz?
Dokładnie tak, jak powiedziałeś wcześniej. Stanowimy w równych stopniu
część tego miejsca, jak hrabia i jego ciotka, lady Anne i cała reszta.
Simon skinął głową, a potem znów nią pokręcił.
– Jak wyjaśnię znalezienie obrazu Guardiego?
– Na litość boską, przecież przez cały rok zajmowałeś się tą sprawą.
Powiesz, że hrabia przywiózł obraz do miasta, schował gdzieś, a potem o
nim zapomniał. Przecież to całkiem prawdopodobne, czyż nie? Wtedy nie
był wart miliony funtów.
– Ale i tak to bardzo naciągane.
– Możemy sprawić, że się uda. Przez ponad dwieście lat stanowił
własność twojej rodziny. Zaginął, a teraz się odnalazł. Jego pochodzenie nie
budzi zastrzeżeń. Można to notarialnie potwierdzić. Mogą sobie sprawdzać
bez końca, a jedyny wniosek, do jakiego dojdą, to że jest to obraz
Guardiego.
– Może masz rację. Jeśli go tu zostawimy, istnieje poważne
niebezpieczeństwo, że sprzeda go piąty hrabia–hulaka. Sprzedał wszystko,
co nie wchodziło w skład dziedzicznego majątku. – Simon zdjął obraz ze
ściany.
– Będzie idealnie pasował do twojego gabinetu – powiedziała. – Na
tym miejscu na prawo od drzwi. – W wyobraźni wyraźnie to zobaczyła. –
Będziesz koło niego przechodził, idąc do drzwi.
RS
94
Usłyszała jego: „Tak, też go tam widzę", ale nagle ogarnęło ją takie
zmęczenie, że opadła na najbliższy fotel i usnęła, nim zdołała mu
odpowiedzieć.
Nie można nie rozpoznać odgłosów Londynu nocą. Obudziła go jakaś
syrena w oddali i warkot śmieciarki, a aromat gorącej herbaty, równie
skuteczny jak pianie koguta na wsi, sprawił, że Simon do końca
oprzytomniał. Jeszcze nie nadszedł świt, chociaż miasto już nie spało.
Dostrzegł obok siebie Amy. Miała zamknięte oczy i poruszała się
niespokojnie, śniąc jakieś sny tych, co podróżują w czasie. Pamiętał urywki
swoich snów: sprawiające nieznośny ból poczucie straty, euforię
zwycięstwa, rozpacz tak bezdenną, że można byłoby umrzeć i ulgę, że
miłość wszystko pokona. Nie widział żadnych szczegółów, tylko
doświadczał wrażeń. Czy to jego życie? Czy może być aż takim wybrańcem
bogów?
Światło lampy stojącej na biurku nadało pokojowi formę i wypełniło
go cieniami. Przyglądał się, jak Amy otwiera oczy; po jej policzku potoczyła
się jedna, krągła łza. Pocałował ją.
– Jesteśmy w domu, Amy – szepnął i poczuł, że jej niepokój w jednej
chwili zniknął.
Odwróciła głowę i pocałowała go, nadal zaspana. Było w tym
pocałunku więcej słodyczy niż namiętności, więcej ciepła niż ognia, więcej
miłości niż pożądania. Idealne powitanie w domu.
Pocałunek obojgu im dodał sił i jednocześnie usiedli prosto. Simon
zobaczył na podłodze obraz Guardiego. Wyglądał tak samo jak w bibliotece
w Westmoreland.
RS
95
– Jesteśmy sami? Gdzie pan Arbuckle? – spytała Amy. Simon wstał i
podszedł do biurka, żeby wyłączyć lampę, chociaż był pewien, że są sami w
pokoju.
– Portret, Simonie. Spójrz na niego.
– Co? Nie widzę żadnej różnicy. – Podszedł bliżej i starał się dostrzec,
co się zmieniło na obrazie. Moneta połyskiwała złociście, kolejka stała tak
jak przedtem, hrabia nadal miał poważną minę. – Czy widzisz coś, co mi
umyka?
– Nie, nie, masz rację. Nic się nie zmieniło.
Usłyszał ulgę w głosie Amy i zrozumiał, zanim jeszcze skończyła
mówić.
– Tak się bałam, że coś namieszaliśmy w dziejach – wyznała.
Musiał przyznać, że też odczuwał ulgę. Nie, żeby nie wierzył w to,
kiedy jej mówił, że mają pełne prawo żyć w tysiąc osiemset piątym roku, w
równym stopniu, co lady Anne i Fancett. Według niego odrobina
niepewności to największa siła człowieka, a nie jego słabość.
– Zaparzyłeś dla mnie herbatę? Jak ładnie z twojej strony. – Amy
wstała, przeciągnęła się i... Czy to jej widok sprawił, że Simon czuł się taki
rozkojarzony? Podeszła do stolika, na którym stała herbata.
– Przykro mi, ale to nie ja. Jej zapach był tak znajomy, że nie przyszło
mi do głowy, by uznać to za coś osobliwego.
Amy uniosła imbryk, stojąc przed obrazem.
– Dziękuję, milordzie.
– Raczej „dziękuję, panno Kemp" – poprawił ją Simon. – Byłem nim
tylko przez jakieś dwadzieścia godzin, ale zapewniam cię, że nigdy by mu
nie przyszło do głowy, żeby zaparzyć herbatę.
RS
96
Nalała herbaty dla nich obojga i tylko chwilkę się zawahała, zanim
upiła łyk.
– Smakuje normalnie.
– Zgoda, ale gdyby zawierała w sobie magiczny eliksir, nie uważasz,
że czarodziej byłby na tyle mądry, by pozbawić go smaku?
– Ja też widziałam ten odcinek „Anioła", chociaż trudno mi uwierzyć,
że oglądasz takie filmy.
– Nie oglądam, ale grał w nim mój przyjaciel. To jedna z tych ról,
kiedy się umiera przed trzecią przerwą na reklamy.
Amy w zamyśleniu popijała herbatę.
– To takie dziwne, Simonie. Odbyliśmy podróż w czasie do roku tysiąc
osiemset piątego i z powrotem, a teraz rozmawiamy o programie
telewizyjnym. Czy tak po prostu wrócimy do normalnego życia?
– Założę się, że w Westmoreland są księgi, których nikt nigdy nie
czytał. Przypuszczam, że państwo Stepp też mają ich kilka.
Podszedł do stołu i wziął starą księgę z notatkami z dziewiętnastego
wieku, pisaną przez pana Steppa.
– Wiesz teraz, że wpis o „wypadku" i zwolnieniu służącej dotyczył
jego córki Marthy i pożaru. – Podał jej zapiski.
– Rety. Rzeczywiście – powiedziała Amy. Wzięła księgę i przycisnęła
ją do serca, jakby gotowa była oddać życie w jej obronie. – Jak myślisz,
Simonie, dokąd się udał kustosz? Chciałabym się tego dowiedzieć.
Podeszła do niego, by mu oddać stare tomiszcze. I wtedy wypadła z
niego kartka. Amy podniosła ją i wręczyła Simonowi.
– Wyleciała kartka.
– Nie, to list. Nigdy wcześniej go nie widziałem. – Przebiegł go
wzrokiem i uśmiechnął się. – Amy, posłuchaj!
RS
97
Szanowni Panie West i Panno Stevens!
Dziękuję za to, co dla mnie zrobiliście. Próbowałem zwrócić magiczną
monetę, odkąd powierzono ją mojej opiece, ale mi się to nie udało. Teraz
widzę, że kogo innego wyznaczono do jej przekazania do dziewiętnastego
wieku.
Stałem za sterem, kiedy zatonął statek przewożący skrzynie z
monetami. To dlatego do tej pory przebywałem tutaj. Jak mogłem pozwolić,
by wybuch gniewu Matki Natury i mój brak umiejętności zniszczyły istnienia,
które mogłyby się odmienić na lepsze dzięki tej wyjątkowej monecie?
Znalem wszystkie życzenia, jakie spełniła, ale nigdy nie wiedziałem,
jak ją zwrócono w minione czasy. Teraz wiem. Dziękuję za Waszą
niezachwianą wiarę. Teraz spełniło się i moje życzenie.
Z wyrazami dozgonnej wdzięczności Wentworth C. Arbuckle
Przez długą chwilę obydwoje milczeli.
– Myślisz, że podróżował w czasie? – spytała Amy.
– Czy też był duchem?
– Całkiem możliwe. Wyglądał tak, jakby był jasnowidzem. Jakby
pojawiał się tylko wtedy, kiedy był potrzebny.
– Znów obydwoje umilkli. Simon był pewien, że Amy myślała o
kustoszu. On z całą pewnością nie.
– Och, Simonie, wiem, że tobie to obojętne, ale chcę wiedzieć, co się
stało z Marthą. I co robili hrabia i panna Kemp, kiedy tu byli?
– Dlaczego uważasz, że jest mi to obojętne? – spytał, w równym
stopniu zdziwiony, co urażony.
– W ogóle nie przejąłeś się bałaganem, jaki tam zostawiliśmy.
– Szczerze mówiąc, bardziej się wtedy przejmowałem tym, jak
obydwoje wrócimy w odpowiednie miejsce we właściwym czasie. – Simon
RS
98
wskazał obraz. – Przypuszczam, że hrabia doszedł do wniosku, że
inwestycja w koleje to doskonały ruch finansowy. I ta miniatura. Założę się
o wszystkie pieniądze, że przedstawia pannę Kemp. Jeśli chodzi o Marthę
Stepp, jej los wcale nie jest mi obojętny. Ale nie było naszym zadaniem
sprawić, by jej marzenie się spełniło. Teraz, kiedy wróciliśmy bezpiecznie,
możemy poświęcić resztę życia na szukanie odpowiedzi. – Odstawił
filiżankę i ujął rękę Amy. – Najdroższa, wysłuchaj mnie. – Ujął również jej
drugą dłoń. – „My" to ważny wyraz w tym zdaniu. Mam nadzieję, że nie
chcesz wrócić do swojego poprzedniego życia w takim samym stopniu, jak
ja tego nie chcę. Z kim mógłbym rozmawiać o duchach i podróżach w
czasie? Nikt poza tobą by mi nie uwierzył. – To zabrzmiało zbyt
pragmatycznie. Nie schrzań tego, stary, powiedział sobie Simon.
– Amy, kocham cię. Chcę, żebyś została częścią mojego życia. Chcę
cię poślubić.
Nie zastanawiała się nad tym dłużej, niż dwie sekundy.
– Nie, Simonie, bardzo mi przykro. Nic by z tego nie wyszło. Zbyt się
od siebie różnimy. Nasz pobyt w epoce regencji jasno mi to uświadomił. Ty
jesteś Simonem Western z Westmoreland, a ja Amy Stevens z Topeka w
stanie Kansas. Ty bywasz w Ascot, a ja – w Disney Worldzie.
– Nigdy nie byłem w Ascot.
– No to w Wimbledonie albo...
Było to tak absurdalne, że nie pozwolił jej dokończyć.
– Amy, uczę dzieci w jednej z najgorszych dzielnic Londynu, w
szkole, którą utworzono, żeby dać im szansę. Barmani w Earl's Place
zarabiają więcej ode mnie. Księcia widuję wyłącznie w telewizji. Ty i ja
jesteśmy bardziej do siebie podobni, niż ci się wydaje.
Odsunęła się od niego o krok. Sceptycyzm do niej nie pasował.
RS
99
– Dobrze – zgodził się Simon. – Nie musimy pobierać się jutro. Zostań
tu trochę, poznaj moją mamę. Przekonaj się, jak wygląda moje życie.
Łzy w jej oczach obudziły w nim nadzieję.
– W przyszłym tygodniu wyjeżdżam na ślub, na którym muszę być.
Jestem druhną.
– W takim razie weź mnie na ten ślub. Zawsze chciałem zobaczyć
wasze sady. Czy w Kansas są bursztynowe łany zbóż? Mój urlop kończy się
za trzy tygodnie. Co ty na to?
– Chyba zwariowałeś – odparła ze śmiechem. – Uważałeś mnie za
kłamczuchę, kiedy mnie poznałeś, a teraz chcesz, żebym cię poślubiła. To za
szybko. Znamy się zaledwie dwa dni.
– Najdroższa Amy, byliśmy ze sobą przez dwieście lat. I jeśli to jej nie
przekonało, to sprawił to jego pocałunek.
RS