20 opowiadan

background image
background image

AntonCzechow

20opowiadań

Wersjademonstracyjna.

Wydaw nictw oPsychoskok

Konin2016

Kup książkę

background image

AntonCzechow

„20opowiadań”

Copyright©byAntonCzechow,1937

Copyright©byWydawnictwoPsychoskokSp.zo.o.2016

Skład:WydawnictwoPsychoskokSp.zo.o.

Projektokładki:WydawnictwoPsychoskokSp.zo.o.

Wydanieidruk:ŚląskieZakładyGraficzneiWydawnicze„Polonia”S.A.

ZACHOWANOPISOWNIĘ

IWSZYSTKIEOSOBLIWOŚCIJĘZYKOWE.

Tekstjestwłasnościąpubliczną(publicdomain).

Tłunacz:anonimowy

Zabraniasięrozpowszechniania,kopiowania

lubedytowaniategodokumentu,pliku

lubjegoczęścibezwyraźnejzgodywydawnictwa.

ISBN:978-83-7900-730-1

WydawnictwoPsychoskoksp.zo.o.

ul.Spółdzielców3,pok.325,62-510Konin

Kup książkę

background image

tel.(63)2420202,kom.695-943-706

http://www.psychoskok.pl/

e-mail:wydawnictwo@psychoskok.pl

Kup książkę

background image

SkrzypceRotszylda

 Gdyby Jakub Iwanow był fabrykantem trumien w wielkim gubernialnym

mieście, napewno miałby własną kamienicę i nazywałby się Jakubem

Matwiejewiczem.Alewgłuchej,małej,zabitejdeskamidziurzepanowałastraszna

bieda. Ludność miasteczka składała się z samych dzieci i staruszków, a i ci

umieralitakrzadko,żeażstrachpomyśleć.

Zapotrzebowanie na trumny zmniejszało się z dnia na dzień, nawet szpital

miejski i więzienie dostarczały coraz mniej nieboszczyków. Jednym słowem

kompletna plajta. Jakub Iwanow żył wobec tego skromnie, jak zwyczajny chłop,

mieszkał w niewielkiej starej chatce z żoną Martą i z całym gospodarstwem,

składającymsięzszerokiegołóżka,kilkutrumieniwielkiegopieca.

 Trumny, które robił, były równie mocne i trwałe jak Jakub, który był

najwyższym i najbardziej krzepkim obywatelem miasteczka, choć dźwigał już na

grzbiecie przeszło siedem krzyżyków. Dla chłopów i mieszczan robił trumny bez

mierzenia i nigdy się nie mylił. Dla ziemiaństwa i kobiet robił trumny według

miary,używającdomierzeniażelaznegometra;obstalunkidladzieciprzyjmował

najchętniejiwykonywałjejakbyodniechcenia.Akiedyprzychodziłodopłacenia,

brałgotówkęimówił:

 —Przyznamsię,żeniecierpiętakiejbzdurnejroboty!

 Jakub Iwanowicz miał jeszcze niewielkie zarobki z gry na skrzypcach.

W miasteczku na weselach przygrywała orkiestra żydowska pod batutą Mojżesza

Iljicza Szachkesa. Trumniarz Jakub słynął ze swej pięknej gry, a szczególnym

powodzeniem cieszyły się rosyjskie romanse w jego wykonaniu. Szachkes

zapraszał go niekiedy do swego zespołu, płacąc mu 50 kopiejek dziennie (nie

licząc napiwków od gości). A grać było ciężko. W sali panował zaduch i gorąco.

Zapach czosnku unosił się w powietrzu. W jednym uchu piszczały mu żałośnie

skrzypce,wdrugimchrapałkontrabas,tamznowurzewniepłakałflet,naktórym

grał rudy, nędzny żydek o twarzy, porysowanej wzdłuż i wszerz czerwonymi

żyłkami, który przez ironię losu chyba, nosił nazwisko bogacza Rotszylda. Rzecz

godnauwagi,żerudyżydeknajweselszeinajbardziejskocznemelodiegrałwten

sposób,żewszystkierobiływrażeniemarszapogrzebowego.

 Bez żadnej przyczyny Jakub Iwanow od razu poczuł wstręt do Rotszylda.

Kup książkę

background image

Przyczepiał się do jego słów, wymyślał mu od ostatnich, raz nawet zamierzył się

nań. Wówczas Rotszyld, nie mogąc dłużej znieść obojętnie docinków Jakuba,

pieniącsięzezłości,krzyknął:

 —Gdybyniewasztalent,JakubieIwanowie,dawnobyściewylecielizadrzwi!—

topowiedziawszy,rozpłakałsięjakmałedziecko.

 Nicprzetodziwnego,żeSzachklesunikałJakubaizapraszałgotylkowówczas,

gdyktóryśzestałychmuzykantówniedopisał.

 Jakub Iwanow nie odznaczał się ani pogodą ducha, ani dobrym humorem.

Trawiły go bezustannie troski i zmartwienia. Myślał, że każda godzina, którą

przeżywa, nie przynosi mu nic oprócz strat. W niedzielę i święta pracować było

grzechem, poniedziałek — to początek tygodnia i ciężki dzień... Ogółem w roku

takich 200 ciężkich dni wypadało. 200, kiedy chcąc, nie chcąc, Jakub siedział

zzałożonymirękami.Aprzecieżtotylestrat!Odczasudoczasuzdarzałosię,że

ślubjakiśodbyłsiębezmuzyki,toznówSzachkesniezaprosiłgodoorkiestry.

 Zdarzyło się też pewnego razu, że burmistrz miasteczka zachorował ciężko

iledwozipałprzezdwalata.Jakubzniecierpliwościąoczekiwałjegośmierci,lecz

jakby na złość, burmistrz wyjechał na kurację do gubernialnego miasta i tam

umarł. Biedny Jakub stracił wtedy co najmniej dziesięć rubli, bo mógł był zrobić

dla burmistrza elegancką trumnę ze szklanym wiekiem. Rozmyślanie o coraz

większych stratach dręczyło go bezustannie. W nocy, gdy nie mógł spać, brał do

ręki skrzypce, przebierał palcami po strunach, które wydawały cichy jęk i robiło

musięwtedylżejnaduszy.

 Szóstego maja Marta nagle zachorowała. Dostała gorączki, męczyło ją

pragnienie i ledwo trzymała się na nogach. Wstała jednak, aby zapalić w piecu

iprzynieśćwody.Podwieczórzrobiłojejsięgorzejipołożyłasiędołóżka.

 Tego dnia Jakub od rana grał na skrzypcach, a gdy zmrok zapadł, usiadł pod

lampą,wyciągnąłksiążkęizacząłsporządzaćbilans.Sumastratdosięgałatysiąca

rubli! Gdyby te pieniądze oddał był do banku, miałby dziś już tysiąc czterdzieści

rubli.Krewuderzyłamudogłowy,naczołowystąpiłkroplistypot.

 Samestraty,samestraty!

 Jakubie!—ozwałsięsłabygłosMarty.—Umieram!

 Jakubodwróciłsięispojrzałnażonę.Twarzjejzdobiłdziwnyjakiśrumieniec.

Była wesoła i jakby uśmiechnięta. Jakub, który przyzwyczaił się do bladej,

znękanej, wysuszonej twarzy żony, przestraszył się nie na żarty. Pomyślał, że

Martarzeczywiściemazamiarumrzeć;chceuwolnićsięodniego,oddusznejizby,

Kup książkę

background image

odmękiżycia.

Minęłanoc.Naniebiezajaśniałajutrzenka.

Jakubprzezcałąnocprzesiedziałułożaswojejbaby.Myślał,żewnocybędzie

koniecinagleprzypomniałsobie,żeprzezcałyczaspożyciaznią,przezblisko50

lat, nie rzekł do niej ani jednego ciepłego słowa, nie przytulił, nie popieścił,

a kiedy pijany wracał od czasu do czasu z wiejskiego wesela, nie wpadło mu na

myślnigdy,żebyprzywieźćjejchoćbyskromnyupominek.

 Przez cale życie krzyczał na nią i wymyślał żonie. Wymyślał, że wydaje na

zbytki i groził jej pięściami. Nie zdarzyło się wprawdzie, żeby ją pobił dotkliwie,

lecz na sam widok jego podniesionej ręki biedna Marta truchlała ze strachu.

Zabraniał jej picia herbaty i biedna pokorna babina piła czystą wodę. Obecnie

zrozumiałtowszystko.Zrozumiał,coznaczytendziwny,pogodnyuśmiechnajej

twarzy.Zrozumiałizrobiłosięmuniezmiernieprzykro.

 Wczesnym rankiem pożyczył od sąsiada wóz i pojechał z żoną do szpitala.

Pacjentów tego dnia było niewielu. Czekali nie bardzo długo, bo tylko trzy

godziny.

 KuswejwielkiejradościdowiedziałsięJakub,żenaczelnylekarznieprzyjmuje

dziśiżezastępujegoMaksym

Mikołajewicz, felczer, pijaczyna, lecz mądrzejszy podobno i bardziej uczony od

samegodyrektoraszpitala.

 —Mojeuszanowanie!—rzekłJakub,wprowadzającstaruchędopoczekalni.—

Wybaczypandoktor,żeprzychodzęztakimgłupstwem,alebabamizaniemogła,

t. j. — przepraszam za wyrażenie — żona moja, towarzyszka życia jednym

słowem...

 Pan„doktór”zrobiłpoważnąminęigładzącsiwebokobrody,spojrzałzpodełba

na chorą. Marta siedziała na taburecie skulona i zgarbiona, chuda i nędzna,

zprofilupodobnadoptaka,któryumierazpragnienia.

 —Hm...tak...—rzekłpowolifelczer.—Influenca,albofebra,amożeityfus,

bowmieściepanujeepidemia...Cóż,paniedzieju,przeżyłababkalatka,czasjuż

inanią.Ilewiosensobieliczy?

 —Okołosiedemdziesięciu...

 —Czasjuż,czasnanią.

 —Notak,szanownypandoktórmarację,żetakpowiemibardzomujestemza

towdzięczny,aleczybyniemożnajakośzaradzić...Każdezwierzęchceżyć,choć

Kup książkę

background image

stareichore...

 — Więc cóż z tego?... — odezwał się felczer groźnym tonem, jakby od niego

zależało życie lub śmierć człowieka. — Trzeba, łaskawco, przykładać kompres

idawaćpodwaproszkidziennie.Awięcdozobaczenia!Bonżur!

 Zwyrazutwarzy„doktora“Jakubwyczytał,żejestźle.Zdawałsobiedoskonale

sprawęztego,żeMartaumrzeniedziś,tojutro.UjąłzlekkapodłokiećMaksyma

Mikołajewiczairzekłpółgłosem:

 —Amoże,paniedoktorze,byłobydobrzebańkibabiepostawić?

 —Niemamczasunabańki,weźswojąbabęizmykaj —Niechpanzechceto

zrozumieć i zlituje się nade mną. Gdyby babę brzuch bolał, albo jakie inne

wnętrzności, proszki pomogłyby lub może jakieś krople... Ale to całkiem inna

sprawa.Toprzeziębienie...Pierwsząrzeczątrzebabykrewpuścić!

 FelczerjednakniesłuchałwywodówJakubaiwywoływałnastępnegopacjenta.

—Idź,idźsobiezBogiem,niemamitucogłowęzawracać.

—Niechpandoktórzlitujesięipostawijejchoćpijawki!

—Wynośsię,wynośsiębałwanie!

 Tegobyłozawiele.Jakub,dotkniętydożywego,bezsłowapożegnaniaopuścił

gabinet.

 Agdywsiedlinawóz,spojrzałpogardliwienaoknaszpitalneirzekł:

 — Posadzili ich tutaj. Patrzcie no jacy artyści! Bogatemu to byście bańki

postawiliabiedakowijednejpijawkiżałujecie,niechzdychajaktenpies!

 Agdywrócilidodomu,Martazwlokłasięzwozuistanęłapodpiecem.Bałasię

położyć, myśląc, że dziad zacznie urągać, że nie pracuje i darmo chleb zjada.

AjutroznówdzieńJanaBożego...pojutrzeMikołajaCudotwórcy.Jakubznównie

będziepracował...

 —Trzebasięzabraćdopracy—pomyślałJakub.—Martaumrzeladadzień.

 Nicniemówiąc,przyłożyłjejdoplecówżelaznymetriwziąłmiaręnatrumnę.

Potemprzeżegnałsięiwziąłsiędoroboty.

 Agdytrumnabyłaskończona,wziąłksiążeczkęrozchodowąizapisał:

 „TrumnadlaMartyIwanowowej—2ruble40kop.” Zamknąłksięgęiwestchnął

głęboko.

 Starależałacichozzamkniętymioczyma.Gdynoczapadła,Jakubusłyszałjej

cichy,ochrypłygłos:

 — Pamiętasz, stary... było to dawno... 50 lat temu. Siedzieliśmy oboje pod

Kup książkę

background image

wierzbą nad rzeką... Pamiętasz nasze dzieciątko z jasnymi włoskami... Umarło

biedactwo...

 Jakub wytężył pamięć, ale — niestety — nie mógł sobie przypomnieć ani

dzieckazjasnymiwłosami,aniwierzbynadrzeką.

 —Przywidziałocisięstara!—rzekł.

 Dodrzwizapukano.Naprogustanąłpop.Wysłuchałspowiedziiopatrzyłchorą

ŚwiętymiSakramentami...

 Martazaczęłabredzićioświcieskonała.

 Staruszki-sąsiadki ubrały ją pięknie i złożyły do trumny. Jakub sam odczytał

psalmy, za grób nic nie zapłacił, bo grabarz cmentarny był jego kmotrem.

Czterechchłopówwyniosłotrumnęniezapieniądze,leczzszacunkudlaJakuba...

Azatrumnąszliżebracyikaleki.Przechodnieżegnalisiępobożnieizesmutkiem

kiwaligłowami...

 AJakubcieszyłsię,żewszystkoposzłotaktanioitakłatwo.

 Ostatniepożegnaniezżonąprzeszłoteżgładko.Poklepałtrumnęirzekł:

 —Urzędowarobota!

 A gdy wieczorem powrócił do ciemnej, opustoszałej izby, owładnął nim wielki

smutek. Głowa go bolała. W skroniach waliło, jak młotem. Nogi się pod nim

chwiały,adozmęczonegomózgutłoczyłysięróżnemyśli.

 Iznówpomyślał,żeprzezcałe50lat,któreprzeżyłzMartą,nieodezwałsiędo

niejciepłymsłowem,niepogłaskałjej,nieprzytulił...Traktowałjągorzejjakpsa.

A ona... była dobra dla niego.. Paliła w piecu, chodziła do miasta, a gdy pijany

wracał z wesela, ze czcią wieszała na gwoździu jego skrzypce i zdejmowała mu

buty,patrzączalęknionym,pełnymuwielbieniawzrokiem...

 Ocknąłsięzzamyślenia.DoizbywszedłRotszyld.

 —Szukałemwas,dziadku.—odezwałsięrudyżydek.—

MojżeszIljiczkazaliwamsiękłaniaćizarazprzyjśćdosiebie.

Jakubniesłuchał,łzydławiłygo.

—Idźprecz,żydzie!—krzyknął.

—Ny,coznaczy,idźprecz?Tomójinteres,czypański?

 JakubzobrzydzeniemspojrzałnamałeprzymrużoneoczyRotszylda.Niemógł

znieść tego skrzeczącego głosu. Nie mógł patrzeć na tę jego zielonawą, pokrytą

piegamitwarz,nazniszczonydługichałat.

 —Czegosięczepiaszmnie,cebulo!Idźprecz!

Kup książkę

background image

 —Czegopantakkrzyczy?Cojest?

 —Precz!Paszołwon!—groziłJakub,wymachującpięścią.

 Rotszyldskamieniał.Potempodniósłręce,jakbybroniącsięprzeduderzeniem.

Nagle odwrócił się i zaczął uciekać co tchu. Biegł podskakując, wymachując

rękami, a ulicznicy rzucili się w ślad za nim, krzycząc: „Żyd! Żyd!“ Za nimi

podążyły psy, szczekając przeraźliwie. Ktoś gwizdnął, zaśmiał się a psy zaczęły

szczekać jeszcze głośniej. Nagle powietrze przeszył przeraźliwy krzyk. Jeden

zpsówdopędziłRotszyldaiugryzłgoboleśniewnogę.

 Jakub tymczasem podążał w stronę pastwiska. Wkrótce stanął nad rzeką.

W powietrzu z piskiem przelatywały stada bekasów, z dala krzyczały kaczki.

Słońcepaliłonieznośnie,aodwodybiłtakiblaskżeażoczybolały.

 Szedłwolnowzdłużbrzegu.Zkąpieliwyszłajakaśczerwona,tęgadama.

 —Atowydra!—pomyślałiposzedłdalej...

 Zatrzymał się koło starej rozłożystej wierzby, na której wrony uwiły sobie

gniazdo.

 Inagleprzedoczamijegoprzesunęłysięodległeobrazyprzeszłości:stanęłojak

żywe dziecko o jasnych, płowych włosach i młoda wierzba, o której bredziła

Marta...

Tasamawierzba,cicha,zielona,smutna.Jakżesię

zestarzała!

 Staruszekusiadłpoddrzewemioddałsięwspomnieniom.

 Natamtymbrzegu,gdzieterazbyłałąka,stałwielkilasbrzozowy,atam,natej

łysej górze na horyzoncie, ciemniał stary sosnowy bór. Po rzece sunęły barki

i łodzie rybackie. A dziś... Wszędzie cicho, spokojnie, na przeciwległym brzegu

stała jedna tylko brzózka piękna i wysmukła jak młoda dziewczyna. Na rzece

płyniestadogęsi.Stadowielkich,białychgęsi...

 W ciągu ostatnich 50 lat Jakub nie był ani razu nad rzeką. A przecież mógł

miećkilkałodziibarkę,mógłtrudnićsięrybołóstwem,sprzedawaćrybychłopom,

urzędnikom i bufetowym ze stacji, mógłby krążyć od dworu do dworu, grać na

skrzypcach i dorabiać trochę grosza. Mógłby hodować gęsi i sprzedawać je do

Moskwy.Samegopuchubyłobyza10rubli!...

 Atymczasemco?Samestraty.Życieminęłobezużytecznie,bezżadnegocelu,

bez żadnej przyjemności. W przyszłość bał się po prostu spojrzeć. A przeszłość?

Sametroski,samezmartwieniaistraty!Dlaczegotoludzieczyniązawszenieto,

Kup książkę

background image

cotrzeba?Dlaczegozamiastpomagaćsobiewzajemnieiżyćwzgodzie,utrudniają

sobie wzajemnie życie. A on, Jakub Iwanow czyż nie krzywdził swojej własnej

żonyibiednegobezbronnegożyda?...

 Wnocyprzywidziałomusięjasnowłosedzieckoiryby...Później...nieboszczka

Marta, podobna z profilu do ptaka, blada, nieszczęśliwa twarz Rotszylda i jakieś

dziwnepyski,nawpółludzkie,nawpółzwierzęce...

 NazajutrzJakubztrudemzwlókłsięzłóżkaiudałsiędoszpitala.

PrzyjąłgotensamMaksymMikołajewicz,kazał

zaaplikować te same proszki i te same zimne okłady na głowę. A gdy Jakub

spojrzałnafelczera,wyczytałzjegowzroku,żeinaniegoprzyszedłkres...

 Jednapociechatylko,żejakczłekumrze,toniepotrzebujejużanijeść,anipić,

anikrzywdzićbliźnich,anipłacićpodatków...

 Życieprzynositylkosamestratyitroski,aśmierć—toczystyzarobek!...

 To głębokie spostrzeżenie psychologiczne wydało mu się niebywale trafne, ale

bardzosmutne!Człowiekpotożyje,abyumrzeć...

 Z rezygnacją szykował się do śmierci. Żal mu tylko było skrzypiec. Skrzypiec

przecież nie zabierze do trumny, a jeśli je zostawi, to może ktoś zabrać... Bo na

tymświeciewszystkoginieizawszeginąćbędzie.

 Wyszedł z izby ze skrzypcami, usiadł na progu i zaczął grać... Z pod strun

wydobywałymusiężałosne,rzewnemelodie.Woczachjegobłysnęływielkiełzy.

Imwięcejmyślałośmierci,tymrzewniejśpiewałyskrzypce.

 Nagleskrzypnęłafurtka.NapodwórzuukazałsięRotszyld,aujrzawszyJakuba,

zacząłwymachiwaćrękami.

 —Zbliżsię,chłopcze,niebójsię!—rzekłłagodnieJakub.

 Patrząc z niedowierzaniem i lękiem na starego, Rotszyld zbliżył się doń

niepewnymkrokiemizatrzymałsięwodległościkilkukroków.

 —Niechpanmnieniebije,panieJakubie!PrzychodzęodMojżeszaIljicza.We

środęmamyślub...Notak!PanSzapałowwydajecórkęzamąż.Weseliskobędzie

huczne,ujjakiehuczne!—dodał,mrużącleweoko...

—Niemogę!...—odparłJakub,dyszącciężko.—Choryjestem,bracie,bardzo

chory...

 Torzekłszy,znówzacząłgrać.

 Rotszyldsłuchałuważnie.Natwarzyjegoodmalowałsięsmutek.

 Cichym, drżącym głosem, zdołał tylko powiedzieć: „uj“ i wielkie jak groch łzy

Kup książkę

background image

polałysięnaśmieszny,zniszczonychałat.

 Apóźniej,podwieczór,Jakubleżałwizbie.Przyszedłpop,abywyspowiadaćgo

zgrzechów.Jakubmiałichniewiele,alewolałsięwyspowiadać.

 —AskrzypceoddajcieRotszyldowi,ojcze!—rzekłnazakończenie.

 —Dobrze,synu,bądźspokojny!

———————————————

 Dziś jeszcze w głuchej, zabitej deskami od świata mieścinie dziwią się

mieszkańcy, skąd Rotszyld ma takie piękne skrzypce? Może kupił, a może dosłał

wzastaw?Amożeukradł?...

 Wiemtylko,żeRotszyldoddawnazarzuciłflet.Grateraztylkonaskrzypcach.

A kiedy siądzie i stara się naśladować grę nieboszczyka Jakuba w godzinę przed

jego śmiercią, dookoła rozlega się płacz, a sam Rotszyld przewraca oczami

iszepce:

 —U-u-uj!

 Inowatapieśńtakpodobałasięwmiasteczku,żekupcyzapraszająnierazdo

siebieRotszyldaipodziesięćrazykażąmugraćtosamo...

PartiaWinta

 Pewnej obrzydliwej nocy jesiennej Andrzej Stiepanowicz Pieriesołow wracał

zteatru.

 Jechał i myślał o tym, jaki to pożytek przynosiłyby teatry, gdyby wystawiano

w nich sztuki o treści moralnej. Mijając swoje biuro, przerwał rozmyślania

i spojrzał w okna domu, w którym — jak mówią poeci i marynarze — „dzierżył

ster“.

Dwaokna„dyżurnegopokoju“byłyjasnooświetlone.

 —Czyżbysiędotądnieuporalizesprawozdaniem?—pomyślałPieriesołow.—

Siedzi tam aż czterech durniów i dotychczas nie skończyli! Ludzie pomyśleć

gotowi,żeniedajęimwypoczynkunawetwnocy.Pójdęipośpieszęich...Stańno,

Gurij!

 Pieriesołow wysiadł z powozu i skierował się do urzędu. Brama frontowa była

zamknięta, natomiast boczne wejście, mające zepsutą zasuwkę, stało tworem.

Pieriesołow wszedł przez nie i po upływie minuty stanął w progu „pokoju

Kup książkę

background image

dyżurnego“.

 Przezszparęniedomkniętychdrzwizajrzałdośrodkaioczomjegoprzedstawił

sięniezwykływidok.Przystole,zawalonymarkuszamiobrachunkowymi,wświetle

dwóch lamp siedziało czterech urzędników i grało w karty. Skupieni, nieruchomi,

z twarzami, na które abażury rzucały zielony odblask, naprowadzali myśl

ognomachzbajki,lubteż—niedajBoże—ofałszerzachpieniędzy.

 Jeszcze bardziej tajemniczą wydała się ich gra. Sądząc z zachowania się

grających i terminologii karcianej, która od czasu do czasu przerywała ciszę —

gralioniwwinta,natomiastwszystkoto,copóźniejdoszłodouszuPieriesołowa,

nie wskazywało na to, był to wint. Tego w ogóle nie można nawet nazwać grą

wkarty...

 Fantastyczne,dziwne,tajemnicze...

 W siedzących przy stole Pieriesołow poznał urzędników: Serafina Gwizdulina,

StiepanaKułakiewicza,JeremiaszaNiedojechowaiIwanaPisulina.

 — W cóżeś to wyszedł, diable rogaty? — oburzył się Gwizdulin, patrząc

z wściekłością na siedzącego naprzeciw niego partnera. — Czy można tak

wychodzić? Miałem w ręku drugiego Dorofiejewa, Szepielewa z żoną i Stiepkę

Jerłakowa,atywaliszwKofejkina?Wtensposóbleżymybezdwóch!Trzebabyło,

głowokapuściana,wyjśćwPogonkina!

 — Na coby się to zdało? — żachnął się partner. — Wychodzę w Pogonkina,

aIwanAndreiczmawrękuPieriesołowa.

 —Mojenazwiskotuwcośwmieszali!—wzruszyłramionamiPieriesołow.—Nic

nierozumiem!

 Pisulinrozdałkarty.Urzędnicygralidalej:

 —BankPaństwa!...

 —Dwa!Izbaskarbowa...

 —Bezatu...

 —Bezatu?Ty?Hm?...UrządGubernialny—dwa!Razkozieśmierć!Dopieroco

w Oświeceniu Publicznym położyłem się bez jednej, teraz znów rozłożę się jak

długiwUrzędzieGubernialnym.Alegwiżdżę!

 —Nicnierozumiem!—szepnąłPieriesołow.

 — Wychodzę w radcę stanu! Dorzuć, Wania, jakiegoś tytularnego lub

gubernialnego!

 —Pocotytularny?MogęwPieriesołowa...

Kup książkę

background image

 — A my twojego Pieriesołowa w zęby, w zęby. Mamy Rybnikowa. Będzie

legendabeztrzech!PokażcienoPieriesołowową!Niemacokanaliiukrywać...

 — Moją żonę teraz poruszyli! — pomyślał Pieriesołow. — Nic a nic nie

rozumiem...

 Chcąc rozproszyć wątpliwości, jakie nim owładnęły, Pieriesołow otworzył drzwi

i wszedł do „dyżurki”. Zjawienie się diabła z rogami i ogonem nie wywołałoby

wśród urzędników takiego efektu i nie napędziłoby im tyle strachu, jak nagłe

zjawieniesięprzednimizwierzchnikawwłasnejosobie.Gdybystanąłprzednimi

zmarłyprzedrokiemegzekutoriprzemówiłgrobowymgłosem:„Chodźciezamną,

aniołki, tam gdzie jest przygotowane miejsce dla wszelkiego rodzaju kanalii!“

i gdyby tchnął na nich cmentarnym zimnem, z pewnością nie zbledliby tak, jak

zbledli,poznającPieriesołowa.

 Niedojechowowi ze strachu nawet krew się puściła nosem, a Kułakiewiczowi

załomotałowprawymuchuikrawatsamsięzestrachurozwiązał.

 Urzędnicy rzucili karty, powoli wstali, spojrzeli na siebie i uporczywie wlepili

wzrokwpodłogę.

 Przezdobrąminutęw„dyżurce“panowałacisza.

 — Świetnie, panowie, przepisujecie sprawozdanie! — rozpoczął Pieriesołow. —

Terazrozumiem,dlaczegopanowietaklubiąmęczyćsięnadnim.Cościeturobili

przedchwilą? —Myśmytylkonamomencik,ekscelencjo...—szepnąłGwizdulin.
— Oglądaliśmy fotografie... odpoczywaliśmy...  Pieresołow podszedł bliżej i lekko
wzruszyłramionami.

 Na stole nie było kart. Leżały tam natomiast fotografie zwykłego wizytowego

formatu, zdarte z tektury i naklejone na karty do gry. Fotografij było dużo.

Przyjrzawszy się im, Pieriesołow poznał siebie, swoją żonę, wielu podwładnych,

znajomych...

 —Cozagłupietłumaczenie?...Jakwywtogracie?...

 — Nie nasz to wynalazek, ekscelencjo... Niech Pan Bóg broni! Naśladujemy

tylko...

 — Gwizdulin, objaśnij mi to! Jak wy w to gracie? Wszystko widziałem,

i słyszałem, jakeście mnie Rybnikowym bili... No, czego się wahasz? Przecież cię

niezjem.Odpowiadaj.

 Gwizdulin przez dłuższy czas był zażenowany. Ogarnęło go przerażenie.

Wreszcie, gdy Pieriesołow zaczął się gniewać, parskać i poczerwieniał ze

Kup książkę

background image

zniecierpliwienia,wykonałrozkaz.Pozbierałfotografie,potasowałirozkładającje,

począłwyjaśniać.

 — Każda fotografia, za pozwoleniem waszej ekscelencji, jest pewną kartą ma

swoją wartość... swoje znaczenie... Tak samo, jak w talii, mamy tu 52 karty

iczterykolory.UrzędnicyIzbySkarbowej—tokiery,UrządGubernialny—trefle,

funkcjonariusze Ministerstwa Oświecenia Publicznego — kara, kolor pikowy

wreszcie reprezentowany jest przez oddział Banku Państwa. A teraz dalej...

Rzeczywiściradcystanusątuasami,radcystanu—królami,żonyurzędnikówIV

i V stopnia służbowego — damami, radcy kolegialni — waletami, radcy dworu —

dziesiątkami i tak dalej. Ja, naprzykład (oto moja fotografia) jako sekretarz

gubernialny,jestemtrójkątrefl.

 —No,proszę...Wobectegojajestemasem?...

 —Treflowym,ażonawaszejekscelencji—damątreflową.

 —Hm!...Zabawne...Chyba,żezagramy...Spróbuję...

 Pieriesołow zrzucił płaszcz i z uśmiechem, wyrażającym niedowierzanie, zajął

miejsceprzystole.Urzędnicynajegorozkazteżsiedli.

 Grasięrozpoczęła.

Koniecwersjidemonstracyjnej

Dziękujemyzaskorzystaniezofertynaszegowydawnictwaiżyczymymiło

spędzonychchwilprzykolejnychnaszychpublikacjach.

WydawnictwoPsychoskok

Kup książkę


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
L Aldani Księżyc 20 rąk Opowiadania s f
Antologia Złota podkowa 20 Wenus z Ille i inne opowiadania
Zawal serca 20 11 2011
20 Rysunkowa dokumentacja techniczna
Prezentacja 20 10
20 2id 21226 ppt
Pochwała przyjaźni i hartu ducha w opowiadaniu ''Stary człowiek i morze''
20 H16 POST TRANSFUSION COMPLICATIONS KD 1st part PL
20 Tydzień zwykły, 20 środa
3 Analiza firmy 2015 (Kopia powodująca konflikty (użytkownik Maciek Komputer) 2016 05 20)
Prezentacja 20
plik (20)
20
20 Księga Przypowieści Salomona
01 Top 20 ports
cw 20 Instrukcja
chojnicki 1999 20 problemy GP
20 12id 21221

więcej podobnych podstron