Adam Zadworny Ostatnia misja Kalksteina
Bohater wywiadu AK, agent gestapo, pisarz, esesman, pijak i mitoman,
uwodziciel, kapuś bezpieki. Ludwik Kalkstein nie umarł - jak sądzono - w latach
80. w Paryżu. Jeszcze w latach 90. prowadził bibliotekę w Monachium
Losy Kalksteina od lat próbują odtworzyć historycy, dziennikarze i służby specjalne.
Trop urywa się w listopadzie 1981 r., kiedy to - jako Ludwik Ciesielski, to jego 16.
nazwisko - wyjeżdża z PRL.
Prywatne śledztwo Kiszczaka
Umarł w Paryżu w latach 80. - taka wiadomość dotarła do jego warszawskiej rodziny.
Nikt jednak nie odnalazł grobu. Szczeciński IPN, który w 2007 r. umorzył pięcioletnie
śledztwo w sprawie śmierci Grota, ustalił tylko przedostatni polski adres Kalksteina. IPN
liczył, że Kalkstein mógł znać niewyjaśnione do dzisiaj okoliczności śmierci gen. Grota
straconego w 1944 r. w Sachsenchausen.
Z akt IPN wynika, że w 1986 r. poszukiwała go SB na zlecenie samego gen. Czesława
Kiszczaka.
- To było moje prywatne śledztwo - mówił mi w ub.r. Kiszczak, który zawsze interesował
się wpadką Grota. - Nie odnaleźliśmy go.
Dwa tygodnie temu historyk Andrzej Kunert ujawnił, że w połowie lat 90. Kiszczak
przekazał mu dokumenty w sprawie aresztowania Grota otrzymane w latach 80. od
Stasi.
O tym, że Kalkstein miał wtedy nowe życie, dowiedziałem się od Witolda Pronobisa,
byłego dziennikarza Radia Wolna Europa mieszkającego dziś w Berlinie. Pronobis jest
krewnym Grota ze strony matki i od lat interesował się losami zdrajców.
- Zainteresowałem się bibliotekarzem Ciesielskim, bo doszły do mnie słuchy, że ma
kompromitującą wiedzę na temat PPR z czasów okupacji - wspomina Pronobis. -
Opowiadał, że dlatego był w PRL prześladowany. Pojechałem do niego do domu. Nie
zapomnę tego spotkania. Rozmawiał ze mną z zamkniętymi oczami. Gdy
powiedziałem, że pracuję dla RWE, odrzekł, że "nie będzie mówił do tej szczekaczki", i
otworzył oczy - wtedy rozpoznałem Kalksteina. Nakłaniałem go do zwierzeń. Ale on
mówił tylko o Petzelcie [zwerbowany przez wywiad AK szef kancelarii niemieckiej II
Floty Powietrznej], że podstawiali mu dziewczynki. Powiedział, że ma wszystko
spisane, wskazując teczkę. Dodał, że nas [Wolną Europę] też rozgryzł. Znów zamknął
oczy, zaczął miarowo oddychać i zasnął. Wtedy zabrałem mu zdjęcie i teczkę. Niedługo
potem dowiedziałem się, że zmarł, więc przestałem się nim interesować.
Ciesielski jednak nie umarł. Po rozpoznaniu przez Pronobisa nie wychodził z domu.
Jego żona Teresa Ciesielska mówiła, że nie żyje.
Urodzony 13 marca 1920 r. w Warszawie Ludwik Kalkstein-Stoliński nie pierwszy raz
sfingował swoją śmierć. Jako porucznik "Hanka" w Armii Krajowej kierował znaną z
brawurowych akcji grupą wywiadowczą "H", która wykradła z kasy pancernej na Okęciu
plan sytuacyjny lądowisk w okupowanej Europie - m.in. za to dostał Krzyż Walecznych.
Razem z nim odznaczona została Blanka Kaczorowska "Sroka" - piękna dziewczyna,
która dzięki służbowemu romansowi wykradła plany mobilizacyjne Hamburga. Zostali
kochankami.
Kalkstein wpadł w kocioł gestapo w Warszawie w kwietniu 1942 r. Załamał się po kilku
miesiącach śledztwa, kiedy Niemcy aresztowali jego rodziców. Wtedy gestapo
rozpuściło plotkę o jego rozstrzelaniu. Jako Paul Henchel, agent gestapo 97, wciągnął
do zdrady Blankę, mówiąc jej, że w gestapo jest Wallenrodem (wzięli ślub), a także
szwagra - b. oficera kontrwywiadu Eugeniusza Świerczewskiego "Gensa" (jego żona,
siostra Kalksteina, była zakładnikiem gestapo). Razem wsypali wielu pracowników
wywiadu AK, których czekały tortury i śmierć.
Ich głównym zadaniem było dotarcie do gen. Stefana Grota-Roweckiego. Według
ustaleń kontrwywiadu AK i historyków to Świerczewski 30 czerwca 1943 r. rozpoznał
generała na ulicy. 25 marca 1944 r. podziemny sąd skazał trójkę zdrajców na karę
śmierci. Blanka miała zginąć na ulicy, ale żołnierze AK schowali broń, widząc jej
ciężarny brzuch. W czerwcu 1944 r. Świerczewski został powieszony przez AK w
piwnicy przy ul. Krochmalnej.
Ścigany przez AK Kalkstein ukrywał się, w końcu został esesmanem jako Konrad
Stark. Chodził w mundurze, ale nie brał udziału w żadnych działaniach zbrojnych. Po
wojnie uciekł na Ziemie Odzyskane.
W 1991 r. Pronobis głęboko schował ukradzioną Kalksteinowi teczkę, w której były
nazwiska 60 członków polskiego wywiadu, którzy - według Kalksteina - współpracowali
z gestapo. Bo w to nie wierzy.
Ciesielski pieścił książki
3 czerwca 1945 r. władze amerykańskie przeniosły 5 tys. Polaków z obozu
koncentracyjnego w Dachau do dawnych koszar wojskowych na Freimannie w
Monachium. Wśród nich było 450 księży. Tak zaczyna się historia Polskiej Misji
Katolickiej, która w pierwszej połowie lat 80. stała się prężnym ośrodkiem polonijnym i
punktem kontaktowym dla solidarnościowych uciekinierów zaczynających nowe życie
na Zachodzie.
Właśnie wtedy do Misji zgłosił się Ciesielski. Dziś w Misji nie ma już osób, które go
pamiętają. Ale w jej biurze przy Hessstrasse dostaję namiary na ojca Galińskiego, który
pracował w Misji w latach 80.
- Ujął mnie miłością do książek - wspomina o. Galiński mieszkający dziś w górskim
miasteczku Marktschellenberg. - Pieścił je, znał się na literaturze. Nie chciał za swoją
pracę pieniędzy, co nie było typowe.
Kalkstein po wojnie i rozstaniu z Blanką, zmieniając nazwiska, został nauczycielem
historii w szkole podstawowej i kierownikiem spółdzielni rybackiej na Wybrzeżu. W
1946 r. przyjechał do Szczecina, gdzie jako Wojciech Świerkiewicz zrobił karierę
dziennikarza i pisarza marynisty. Jego powieść "Kapitan Sydney, jeden z wielu" wydana
przez Czytelnika uchodziła za autobiograficzną. Świerkiewicz opowiadał, że w czasie
wojny pływał w alianckich konwojach, a także że prawa do jego autobiograficznego
scenariusza kupił Hollywood. Do ZLP przyjął go Jerzy Andrzejewski.
W 1953 r. były żołnierz AK rozpoznał Kalksteina na szczecińskiej ulicy. 20 sierpnia
1953 r. zatrzymało go UB. W jego domu ubecy znaleźli podpisaną umowę na
scenariusz filmowy o walce wywiadów. Warszawski sąd skazał Kalksteina na karę
śmierci, którą kolejne amnestie zamieniły na 15 lat więzienia (aresztowana osiem
miesięcy wcześniej w Warszawie Blanka dostała 12 lat, ale sąd zwolnił ją warunkowo w
1958 r.). Kalkstein siedział w Strzelcach Opolskich, gdzie prowadził radiowęzeł i
pracował w introligatorni.
Ze strony internetowej Polskiej Misji Katolickiej: "Edward Ciesielski służył czytelnikom
nie tylko poradą w wyborze lektury, lecz również nauczył się introligatorstwa i ratował
wartościowe wydania".
Inteligencja świń
O. Galiński opowiedział mi o nietypowym hobby Ciesielskiego. - Pasjonował się
inteligencją świń - wspomina zakonnik. - Przeprowadzał jakieś naukowe badania,
prowadził zapiski.
Kalkstein hodował świnie w latach 70. Po przedterminowym zwolnieniu z więzienia w
1965 r. zaczął używać drugiego członu swojego nazwiska - Stoliński (z akt bezpieki
wynika, że zarówno on, jak i Blanka Kaczorowska współpracowali z SB w więzieniu;
ona także później). Chciał pisać, ale środowisko literackie odwróciło się od niego.
Szukał bezpiecznej przystani, w czym pomagało mu powodzenie u kobiet. W latach 70.
związał się z zamożną córką badylarza Teresą Ciesielską. Prowadzili najpierw kurzą
fermę w Mysiadle, ale po rozpoznaniu przez dawnego żołnierza NSZ sprzedali majątek
i przenieśli się do wsi Utrata pod Jarocinem. Założyli fermę świń. Tam odnalazł go
żołnierz z grupy "H" Marian Karczewski, autor książki "Czy można zapomnieć" wydanej
w latach 60. przez PAX. Namawiał do zwierzeń, bezskutecznie. W 1979 r. Kalkstein
wziął ślub z Ciesielską i przyjął jej nazwisko. W listopadzie 1981 r. samotnie wyjechał
do Francji. Tam ślad się urywa.
W Misji dowiedziałem się, że Teresa Ciesielska żyje w Monachium. Odnalazłem jej
nazwisko w książce telefonicznej. Odebrała po siódmym dzwonku.
- Chciałbym się z panią spotkać i porozmawiać o pani mężu.
- O którym?
- O Ludwiku Kalksteinie.
- Nie spotkam się z panem. A on nazywał się Edward Ciesielski. Zmarł w 1994 r.
- Niektórzy myśleli, że w latach 80., a później w 1991 r.
- W 1994 r. zmarł naprawdę. Na raka. Nie chcę już wracać do przeszłości, zbyt wiele
przeszłam. Mam już 85 lat.
- Proszę mi chociaż powiedzieć, jak to było z waszym wyjazdem na Zachód.
- Mąż chciał wyjechać z PRL, ale z jego prawdziwym nazwiskiem nie miał szans na
paszport. Dlatego przyjął moje [pani Teresa z przyzwyczajenia zwracała się do Ludwika
imieniem poprzedniego męża; Kalkstein zmienił więc również imię i stał się Edwardem].
Tak ich zmylił. Pojechał sam.
- Dlaczego wyjechał do Monachium?
- Nie wiem. Ja przyjechałam do niego dopiero w 1985 r. Mąż zajmował się książkami.
Początkowo były w workach, a on zrobił z tego bibliotekę. Cierpiał, męczyły go
wspomnienia. Mnie ta rozmowa też męczy.
- Pozostawił jakieś dokumenty, zapiski?
- Nic.
Wolałaby nie mówić
Kiedy ujawniłem o. Galińskiemu, że Ciesielski to Kalkstein, był zdziwiony, ale tylko
trochę. - Czuło się, że skrywa tajemnicę - mówi. - Jeśli skierowała go do nas SB, to ma
sens: wiele osób z Misji współpracowało z RWE, inni wspierali podziemie w Polsce. Ale
może on, pracując za darmo, chciał odkupić grzechy?
Pronobis jest pewien, że Kalkstein w Monachium pracował dla SB: - We Francji żyje
jego syn, a on jedzie do Monachium i oferując darmową pracę, wkręca się do "ośrodka
dywersyjnego". Kto więc mu płaci? Ciekawe, że nigdy nie wystąpił o obywatelstwo
RFN. Jako były folksdojcz i esesman dostałby je od ręki. No, ale wtedy wydałoby się,
kim jest.
Dzwonię do Kiszczaka.
- Kalkstein w Monachium?! - dziwi się generał. - Nic o tym nie wiedziałem.
- Może był tam wtyczką bezpieki?
- To mógłby zrobić tylko nasz wywiad - mówi generał po chwili milczenia. - Ale ja na
pewno bym o tym wiedział. A nic nie wiem.
Kiszczak przekonuje, że Kalkstein był agentem SB tylko w więzieniu, czyli do 1965 r.
"Później był nieprzydatny". Jednak w aktach IPN odnalazłem dokument szczecińskiej
SB z 18 lutego 1968 r. Porucznik SB Baran w tajnym raporcie do MSW opisuje
odwiedziny byłego agenta gestapo: "Ponieważ nazwisko Kalkstein uniemożliwia mu
normalne życie, chce wystąpić o zmianę i prosi o pomoc w tym względzie SB. Daje
przy tym do zrozumienia, że chętnie dyskutowałby z nami na interesujące nas tematy z
jego działalności".
Jeszcze raz dzwonię do Ciesielskiej. Gdy mówię o domniemanej współpracy jej męża z
SB, zaczyna się śmiać. Kiedy wspominam, że Kiszczak twierdzi, iż w 1986 r. ich nie
odnalazł, pani Teresa śmieje się jeszcze głośniej.
- Z czego żył w Monachium pani mąż?
- Wolałabym o tym nie mówić.
Nie ma grobu
Edward Ciesielski został pochowany 29 października 1994 r. w Monachium. Na
pogrzebie był jego syn, który wiosną 1944 r. "uratował" życie swojej matce Blance
Kaczorowskiej. Od lat mieszka na Zachodzie, we Francji został architektem.
Blanka Kaczorowska w PRL pracowała m.in. w centrali handlu zagranicznego. W 1975
r. wyjechała do Francji, ale z esbeckiej ewidencji znika dopiero w 1978 r. Wtedy
właśnie, półnagą znaleźli ją na ulicy francuscy żandarmi. W 1979 r. na skutek
"chronicznych stanów depresyjnych" umieszczono ją w szpitalu psychiatrycznym w La
Quene en Briet (od 1942 r. męczyły ją nocne koszmary). Była w kilku szpitalach i
domach opieki. W 1999 r. syn zabrał ją ze szpitala. Twierdzi, że zmarła w 2004 r., ale
nie wyjawi, gdzie jest pochowana.
Według administracji monachijskiego cmentarza w 2005 r. grób Edwarda Ciesielskiego
został zlikwidowany, bo nikt za niego nie zapłacił (Ciesielska żyje z pomocy
społecznej). Urnę z prochami umieszczono w zbiorowej mogile.
Przed śmiercią Edward Ciesielski zwrócił się do monachijskiego sądu o przywrócenie
nazwiska Kalkstein, którego nie używał od 1940 r., kiedy to został wywiadowcą.