KSIGA CZWARTA
Podchwyci to Adejmant i powiada: - A co byś tak, Sokratesie, powiedzia 419
na swoją o b r o n ę , gdyby ci kto zarzuci , że jakoś nie bardzo są u c i e b i e
szczęśliwi ci ludzie - tak jak ich tworzysz - i to sami sobie winni. Bo tak
naprawdę, to państwo należy do nich, a oni z tego państwa żadnego dobra
nie poliżą, jak to inni, co to sobie dobra ziemskie kupują i stawiają pa ace,
piękne i wielkie, i odpowiednie do nich sobie sprawiają urządzenia, i ofiary
bogom sk adają i n d y w i d u a l n e , i gości przyjmują, i to też, o czym pr zed
chwilą mówi eś: mają z oto i srebro, i wszystko, co, wiadomo, powinni mieó
ludzie, którzy mają być szczęśliwi. Tylko po prostu, powiedzieć by móg 420
ktoś, wyglądają na wojsko zaciężne: siedzą w tym mieście i nic, tylko straż
pe nią.
- Tak jest - d o d a e m - i to tylko za wikt, a nawet żo du, prócz tego na
utrzymanie, nie biorą - jak to inni - tak że ani gdyby który chcia za granicę
wyjechać na w asny koszt, to nie będzie móg , ani przyjació ce coś podaro-
wać, ani na coś innego wydać, jak to wydają pieniądze ci, którzy się wydają
szczęśliwi. To także pomijasz w swojej skardze i wiele innych zarzutów
tego rodzaju.
1
- Owszem - powiada - niech i to należy do skargi .
- Więc co powiemy na swoją obronę, ty się pytasz? B
- Tak.
1
Urzędnicy i żo nierze zaprojektowani w poprzedniej księdze, maja, stanowić, jakeśmy widzieli,
rodzaj zakonu. Żyć w aściwie w ubóstwie, zrzec się życia seksualnego albo je ograniczyć, s uchać
i pilnować praw, a o w asnych interesach nie myśleć. T a k i e życie traci urok w oczach Adejmanta
i nie podoba mu się ta rezygnacja ze szczęścia osobistego na stanowisku, które pozwoli oby i po-
zwala dziś na dobrobyt - ten się wydaje Adejmantowi szczęściem. Sokrates s ysząc o dobrobycie
robi się zgryzliwy i sarkastyczny. Przedrzeznia Adejmanta, zg asza niby to pretensje jeszcze dalej
idące: a może by tak wyjazdy za granicę, a może utrzymanki i in ne trwonienie pieniędzy? I do-
daje dwie uwagi na o b ro nę swego stanowiska: 1. dobrobyt nie stanowi szczęścia, więc kasty na-
czelne nie będą go potrzebowa y i 2. organizacja państwowa nie powinna być obliczona na szczę-
ście j e d n e j klasy spo ecznej, tylko na to, żeby szczęśliwa by a ca ość państwa. D o p i e r o w szczę-
śliwym państwie znajdzie się sprawiedliwość.
T u t a j poetycka personifikacja państwa wywo uje z u d z en ie, jakoby szczęśliwym móg być kto-
kolwiek inny niż jednostka ludzka. Przecież szczęśliwa para ludzi to tylko ta, w której obie j e d n o -
stki są s z c z ę ś l i w e . I n i e w i a d o m o , co by w aś ciwie m o g o z n a c z y ć s z c z ę ś c i e g r u p y l u d z k i e j ,
w której j e d n a klasa ludzi by aby nieszczęśliwa. Ci, którzy pragną szczęścia ca ości rezygnując ze
szczęścia klas-i j e d n o s t e k ludzkich, to są doktrynerzy, którym szczęście i nieszczęście ludzkie jest
dość o b o j ę t n e w g r u n c i e rzeczy, a zależy im na z r eali z o wa niu p e w n e j w y m a r z o n e j organizacji,
choćby z niej nikt żywy nie mia być zadowolony. Widzieliśmy, że Platon nie bardzo się wzrusza
losem chorych i przestępców, i tych, którzy tracą osoby bliskie; zobaczymy, że i los dzieci niepra-
wych i nie c a k i e m zdro wych ma o go bola ; on się nie chcia bawić w s e n t y m e n t y ani folgować
118 Platon, Państwo
420 B
- Tym samym szlakiem - odpowiedzia em - jeżeli będziemy szli, to znaj-
dziemy, zdaje się, co nam w y p a d n i e p o w i e d z i e ć . P o w i e m y , że nic by
w tym nie by o dziwnego, jeżeli oni nawet i w tym sposobie największe
szczęście znajdują, i że myśmy nie to mieli na oku zak adając państwo,
żeby u nas jakaś jedna grupa ludzi by a osobliwie szczęśliwa, tylko żeby
szczęśliwe by o, ile możności, ca e p a ń s t w o . Bośmy sądzili, że w takim
pa ń stwi e naj atwiej znajdziemy sprawiedliwość, a w najgorzej zorganizo-
C wanym - niesprawiedliwość, i dopiero jak się takim państwom przyjrzymy,
potrafimy sobie wyrobić sąd o tym, czego od dawna szukamy. Więc teraz
robimy model państwa szczęśliwego tak, jak to rozumiemy - nie bierzemy
jednej części z osobna i nie zak adamy w państwie jakiejś nielicznej grupy
ludzi szczęśliwych, tylko mamy ca e państwo na oku. Zaraz będziemy oglą-
dali pa ństw o urządzone wprost przeciwnie. Więc to tak, jak byśmy tutaj
posągi kolorowali, a ktoś by przyszed i robi nam zarzuty mówiąc, że na to,
co jest najpiękniejsze w żywej istocie, nie k adziemy farb najpiękniejszych
- bo przecież oczy to część najpiękniejsza, a nie są p o m a l o w a n e purpurą,
D tylko czarnym kolorem - to nasza obrona by aby chyba w sam raz, gdyby-
śmy mu powiedzieli: Cz owieku dziwny, nie sądz, że p owinniśmy p i ę k n e
oczy tak malować, żeby nawet nie wygląda y na oczy, a podobnie inne czę-
ści, tylko na to popatrz, czy dając każdej części kolor w aściwy robimy ca ość
piękną. Tak i teraz nie zmuszaj nas, żebyśmy strażnikom takie szczęście
przydzielali, które z nich zrobi wszystko inne raczej, tylko nie strażników.
My p r z e c i e ż potrafimy r o l n i k ó w t e ż p o u b i e r a ć w c z e r w o n e p aszczyki,
E poobwieszać ich z otem i kazać im ziemię uprawiać dla przyjemności, albo
garncarzom kazać się po ożyć kolejką od lewej ręki ko o ognia, niech prze-
pijają j e d e n do drugiego i jedzą, ile wlezie, a garncarski krążek niech tam
stoi obok; może który zechce trochę pokręcić; potrafimy wszystkich innych
też w ten sposób uszczęśliwiać, aby ca e państwo by o szczęśliwe. Ale ta-
kich wskazówek nam nie dawaj. Bo jeżeli ciebie pos uchamy, to ani rolnik
nie będzie rolnikiem, ani garncarz garncarzem, ani nikt inny nie będzie wy-
421 gląda na coś, z czego się robi państwo.
Ale o innych mniejsza. Bo jeżeli mistrzowie od atek i zelówek będą li-
cha warci, popsują się i będą udawali, że coś robią, nie będąc niczym w aści-
p o t r z e b o m i zachciankom ludzkiego serca, chcia , w myśli przynajmniej, stworzyć państwo porząd-
n e , bliższe Sparty niż znienawidzonej demokracji ateńskiej lub dyktatury syrakuzariskiej, więc je
organizowa w myśli surowo, nie bardzo pytając o to, czy wszyscy będą z tego zadowoleni. Wielcy
organizatorzy państw nowoczesnych też nie liczyli się z potrzebami wszystkich j e d n o s t e k i wszyst-
kich klas, kiedy uszczęśliwiali swych poddanych na swój sposób, a niekiedy wbrew ich woli.
Platon śmieje się z takiego ustroju, w którym każda klasa używa aby darów życia w pe ni. To
uważa za możliwe, ale to nie by oby państwo, tylko festyn ludowy. W szczególności warstwa
wojskowa i klasa najwyższych ur zędników ma zbyt ciężkie i poważne obowiązki w państwie jak
na to, żeby jej życie można by o urządzić w postaci trwa ego urlopu. I te dwie klasy, i wszystkie
i n ne muszą się zadowolić tylko cząstką zadowolenia w ogóle d o s t ę p n e g o i znajdować szczęście
w swojej pracy zawodowej. Pr z e de wszystkim trzeba d bać o to, żeby każdy robi swoje - na tym
polega sprawiedliwość - a jakieś szczęście już za tym przyjdzie samo. Uszczęśliwiacze ogó u by-
wają bardzo niebezpieczni dla szczęścia poszczególnych je d nos t e k i klas.
Księga IV
421 A 119
wie, to nic strasznego dla państwa. Ale strażnicy praw i państwa, jeżeli nimi
być przestaną i będą tylko swoją robotę udawali, to widzisz chyba, że ca e
państwo z gruntu prowadzą do zguby. A z drugiej strony oni sami mogą się
przy tej sposobności doskonale mieć i mogą być szczęśliwi. Więc jeżeli my
ustanawiamy takich strażników naprawdę, nie przynoszących żadnej szkody B
państwu, a ten ktoś, kto tak mówi, robi z nich jakichś rolników i gospodarzy
- szczęśliwych jakby na festynie ludowym, a nie w państwie - to chyba ma
na myśli coś innego niż państwo. Więc musimy się zastanowić, czy mając to
na oku ustanowimy strażników na to, aby pośród nich najobficiej szczęście
kwit o, czy też będziemy tego życzyli ca emu państwu i uważali, czy szczęście
w ca ym państwie kwitnie, a tych pomocników i strażników zmusimy, żeby
t a m to robili i w tamt o wierzyli, aby byli jak najlepszymi wykonawcami swo- C
jej roboty, a wszystkich innych tak samo. W ten sposób, kiedy cale państwo
b ę d z i e ros o i b ę d z i e dobrze zorganizowane, pozwolimy, żeby każdą g r u p ę
obywateli natura dopuszcza a do udzia u w szczęściu.
- Zdaje mi się - powiada - że dobrze mówisz. II
- Ciekaw jestem - doda em - czy ci się wyda trafne coś, co się z tym wią-
że jak brat z bratem.
- Co takiego?
- Zastanów się, czy to psuje także innych robotników, tak że się robią zli.
- Ale co to takiego? D
- Bogactwo - powiedzia em - i nędza.
- Jakże to?
- Tak to. Jak się garncarz wzbogaci, to myślisz, że zechce się dalej tru-
dnić swoim fachem?
- Nigdy - powiada.
- Zrobi się leniwy i niedba y - jeszcze więcej, niż by .
- I to - powiada - bardzo.
- A jak znowu z biedy nie może sobie kupić narzędzi albo czegoś tam in-
nego, czego potrzebuje w swoim fachu, to i wytwory jego będą gorsze i kie- E
dy swoich synów, albo innych może, będzie uczy , to ich na gorszych robot-
ników wyuczy.
- Jakżeby nie?
- Z a t e m pod wp ywem i jednego, i drugiego - i nędzy, i bogactwa - po-
garszają się wytwory różnych umiejętności i pogarszają się fachowcy.
- Okazuje się.
- Więc zdaje się, żeśmy znalezli nowe dwie rzeczy dla strażników, na któ-
re powinni uważać na wszelki sposób, aby się to nigdy poza ich plecami nie
wkrad o do miasta.
- Co takiego?
- Bogactwo - powiedzia em - i nędza. Bo jedno wyrabia zbytek, lenistwo
i dążności wywrotowe, a drugie upadla i rodzi zbrodnię, oprócz dążności 422
wywrotowych.
- Tak jest - powiada. - Ale nad tym się zastanów, Sokratesie, jak to nasze
l
120 Platon, Państwo
422 A
państwo potrafi wojnę prowadzić, jeżeli nie będzie mia o pieniędzy. Zw a-
szcza, jeżeli będzie musia o prowadzić wojnę z państwem wielkim i boga-
2
tym .
- Jasna rzecz - odpar em - że z j e d n y m takim państwem by oby trudniej,
a z dwoma atwiej.
B - Jak powiedzia eś? - mówi.
- Przede wszystkim - mówię - jeżeli wypadnie walczyć, to czyż nie będą
walczyli z bogaczami, podczas gdy sami będą zapaśnikami wojennymi?
- To tak - powiada.
- N o , a cóż, Adejmancie - ciągną em - jeden pięściarz, najlepiej jak tylko
być może do tej walki przygotowany, myślisz, że nie potrafi sobie atwo dać
rady w walce z dwoma niepięściarzami, a tylko bogatymi i t ustymi?
- Ale chyba - mówi - nie z dwoma naraz.
C - Czy i wtedy nie, gdyby mu wolno by o uciekać, a pierwszego, który by
n a s t a w a , bić o d w r ó c i w s z y się, i g d y b y to c z ę s t o p o w t a r z a na s o ń c u
i w upale? Czy nawet i większej ilości takich przeciwników nie potrafi by
pokonać ktoś taki?
- Oczywiście - powiada - że nic by w tym nie by o dziwnego.
- A przecież ty nie myślisz, że ludzie bogaci posiadają większą umiejęt-
ność i mają większe doświadczenie w pięściarstwie niż w sztuce wojennej?
- No, nie - powiada.
- Z a t e m można się spodziewać, że nasi zapaśnicy będą bez trudności wal-
czyli z nieprzyjacielem liczniejszym dwukrotnie i trzykrotnie.
D - Zgodzę się z tobą - powiada - mam wrażenie, że s usznie mówisz.
- A cóż, gdyby poselstwo wyprawili do innego miasta i powiedzieli praw-
dę, że: My w ogóle nie używamy z ota ani srebra, ani się to nam godzi. Za
to wam - wolno. Jeżeli zrobicie z nami przymierze wojskowe, b ę d z i e c i e
mieli to, co teraz należy do tamtych. Czy myślisz, że us yszawszy to wola -
by ktoś raczej walczyć przeciwko psom - tęgim a chudym, niż przy pomocy
psów z owcami, które są t uste a delikatne?
- N i e wydaje mi się. Ale jeżeli - powiada - w jednym mieście zgromadzą
się skarby innych miast, to uważaj, czy ono nie zacznie zagrażać miastu nie-
E bogatemu.
- Szczęśliwy z ciebie cz owiek; zdaje ci się, że warto nazywać państwem
jakiekolwiek inne, a nie tylko takie, jakie my organizujemy.
2 Jeżeli idealny ustrój ma trwać, muszą strażnicy uważać, żeby w nim obywatele nie popadali
w n ędzę , i baczyć, żeby się nie wzbogacili zanadto, ponieważ i bogactwo, i nędza prowadzą atwo
do rewolucji, przy czym bogactwo rozleniwia, a nędza rodzi zbrodnię. Można się więc i w platoń-
skim państwie spodziewać p od atk ów ciężkich a progresywnych. Owce będą strzyżone przy sa-
mej skórze. N i e do kieszeni rządzących, ale z a p e w n e do skarbu państwa.
I nie z myślą o przysz ej wojnie. Wojny będ z i e wygrywa o państwo idealne dzięki swojej
przewadze militarno-sportowej, dzięki dobrej strategii, intrydze politycznej i dyplomacji, która
potrafi wyzyskiwać antagonizmy spo eczne państw nieprzyjaznych. Ze wystarczy państwu choć-
by tylko tysiąc obrońców, to mówi Platon z uwagi na Spartę, w której w czasach Arystotelesa
i tylu nawet nie by o Spartiatów o pe nych prawach.
Księga IV
422 E
121
- A jak te inne nazywać? - powiada.
- I n n e trzeba jakimś większym s owem ochrzcić. Przecież każde z nich
to dużo państw, a nie jedno państwo. Tak jak pola na szachownicy. Jakkol-
w i e k by by o, to w k a ż d y m siedzą przynajmniej dwa państwa, k t ó r e się
zwalczają: państwo ubogich i państwo bogatych. A w każdym z nich znowu
b a r d z o liczne organizacje. Więc jeżeli je b ę d z i e s z traktowa jako j e d n o
państwo, to będzie zupe nie chybione. A jeżeli jako wiele państw, i ofiaru-
jesz jednym pieniądze i wp ywy drugich, a nawet ich samych, to zawsze bę-
dziesz mia sprzymierzeńców wielu, a nieprzyjació ma o. I jak d ugo twoje
państwo będzie urządzone rozważnie, tak jak się je w aśnie zorganizowa o,
ono bę d z i e największe, to znaczy, nie b ę d z i e uchodzi o za takie, ale naj-
większe naprawdę, choćby sobie liczy o tylko tysiąc obrońców. Tak wiel-
kiego jednego miasta nie znajdziesz tak atwo ani pośród Hellenów, ani po-
śród barbarzyńców, a takich niby to - bardzo wiele, i to wiele razy więk-
szych niż miasto tego wzrostu. Czy myślisz inaczej?
- No, nie, na Zeusa - powiada.
- Ni e p ra wdaż - d o d a e m . - To by też by a naj adniejsza granica dla na-
szych rządzących, do jakiego wymiaru należy miasto powiększać i dla jakie-
go wymiaru miasta jak wielki teren zajmować, a o resztę terenu mniejsza.
- Więc jaka granica? - powiada.
- Ja myślę - odrzek em - że taka. Pokąd państwo rozrastające się zechce
3
jeszcze być jednością, potąd je powiększać, a poza tę granicę nie!
- To adnie - powiada.
- N i e p r a w d a ż ? Więc i to też n o w e prz yk a za n i e d a m y s t r a ż nik o m ; na
wszelki sposób niech pilnują, żeby państwo nie by o ani ma e, ani pozornie
wielkie, ale jakoś tak w sam raz, a jedno.
- To chyba drobiazg - powiada - takie przykazanie.
- A jeszcze większy drobiazg - doda em - to ten, o którymeśmy i przed-
t e m wspomnieli, kiedyśmy mówili, że trzeba, gdyby się k omuś ze strażni-
k ó w urodzi p o t o m e k p o ś l e d n i e j s z e g o typu, o d e s a ć go do i n n e j klasy,
3
Pa ńs two platońskie nie ma być imperialistyczne i nie będzie wymaga o nieskończonej prze-
strzeni do życia. Granice zbyt obs zer ne grozi yby r ozpa d e m. Z a t e m ramy przestrzenne zostają
nieokreślone w aściwie. Rozszerzać je tak d ugo, jak d ugo uda się zachować j e d n o ś ć państwa.
To granice dość obszerne jednak. Tę zasadę akcentuje Platon jako donios ą, nazywając ją j e d n o -
cześnie drobiazgiem, p o d o b n i e jak zasadę ścis ej specjalizacji, tę podwalinę jedności i sprawie-
dliwości".
T r z e c i a rzecz arcyważna to w y c h o w a n i e d u c h o w e i fizyczne m odzieży, w a r u n e k trwa ości
i d o s k o n a l e n i a się ustroju. Od n i e c h c e n i a w tej chwili jest d o t k n i ę t a po raz pierwszy sprawa
wsp ó l noś ci k o b i e t i dzieci, j a k b y n i e i s t o t n a . Przyjdzie czas na jej r o z w aż e n i e s z c z e g ó o w e
pózniej, w księdze V. Na razie Platon nie chce zrażać czytelnika rozwijaniem drażliwego t e m a t u
już teraz.
Przestrzega, jak tylko może, przed nowymi prądami w m u z y c e , bo o n e przynoszą ze sobą
przewroty polityczne. T e n konserwatyzm może dziwić na pierwszy rzut oka, ale wystarczy sobie
p r z y p o m n i e ć , jak troskliwie przestrzega na przyk ad Kośció swojego stylu w mu zy c e w ciągu
w i e k ó w w p o d o b n e j myśli; albo zważyć, jak z n a m i e n n a by a dla atmosfery p o w o j e n n e j fala
jazzbandu, albo przypomnieć m u zy kę atonalną razem z wierszami dadaistycznymi i z futuryzmem
w malarstwie, żeby się nie tak dziwić Platonowi.
Platon, Państwo 423 D
122
D a gdyby się w innej klasie trafi zdolny, dać go do strażników. To mia o
znaczyć, że spośród innych obywateli do czego się ktoś urodzi , do tej robo-
ty trzeba każdą jednostkę przydzielić, tak żeby się każdy czymś jednym, co
do niego należy, zajmowa i każdy by czymś jednym, a nie większą ilością
jednostek. W cen sposób i ca e państwo zrośnie się w jedność, a nie rozpa-
dnie się na wiele państw.
- To jest - powiada - drobiazg, jeszcze mniejszy od tamtego.
- Toż ci my - doda em - Adejmancie mi y, nie dajemy im przykazań licz-
nych ani wielkich, jakby się to komuś mog o wydawać, tylko same drobia-
zgi, byleby tylko, jak to mówią, jedn ej a wielkiej rzeczy strzegli, a raczej
E nie tak wielkiej, ile odpowiedniej.
- Czego takiego? - powiada.
- Chodzi o wychowanie duchowe i fizyczne. Bo jeżeli będą dobrze wy-
chowani i będą przez to ludzmi jak się należy, wszystko to potrafią atwo
sami przejrzeć na wskroś i wiele innych rzeczy też, które my teraz pomija-
my, jak stosunki z kobietami i ma żeństwa, i robienie dzieci, że co wszyst-
ko, jak powiada przys owie, wszystko powinno być ile możności wspólne, bo
424 wspólna jest dola przyjació .
- To by by o najw aściwsze - powiada.
- I wiesz - powiedzia em - jak ustrój państwowy raz dobrze ruszy z miej-
sca, to będzie szed , będzie się obraca jak ko o i rós . Bo wychowanie fi-
zyczne i duchowe, jeżeli będzie należyte a ustalone, będzie urabia o dobre
natury, a znowu natury należyte, przesiąk e tym wychowaniem, zrobią się
jeszcze lepsze niż pokolenie poprzednie - i w ogóle, i jeśli idzie o rozp ód -
B podobnie jak u innych żywych istot.
- Naturalnie - powiada.
- Więc krótko mówiąc, tego się powinni trzymać ci, którym troska o pań-
stwo leży na sercu, aby się państwo za ich plecami nie psu o. N a d e wszyst-
ko niech na to uważają, aby się tam jakieś nowe prądy nie wkrad y w dzie-
dzinie kultury cielesnej i duchowej wbrew porządkowi. Tego niech pilnują
jak tylko można i niech się boją, kiedy ktoś powie, że ta pieśń:
...najwięcej się ludziom podoba,
Którą pośród śpiewaków najnowsza moda przynosi.
Aby nieraz ktoś nie sądzi , że poeta mówi tutaj nie o nowych pieśniach, ale
C o nowym stylu śpiewania, i żeby tego nikt nie chwali . Nie należy tego ani
chwalić, ani czegoś podobnego u poety przyjmować. Trzeba się wystrzegać
prze omów i nowości w muzyce, bo to w ogóle rzecz niebezpieczna. Nigdy
nie zmienia się styl w muzyce bez przewrotu w zasadniczych prawach poli-
tycznych. Tak mówi Damon, a ja mu wierzę.
- Mnie też - powiada Adejmant - możesz zaliczyć do grona przekonanych.
DIV - Z a t e m wieżę strażniczą trzeba strażnikom w y b u d o w a ć gdzieś tutaj,
w zakresie muzyki.
Księga IV
424 D
123
- Tak - powiada - amanie praw muzyki atwo się wślizguje niepostrzeżenie.
- Tak - doda em - jako rodzaj zabawki i niby to nie przynosi żadnej szkody.
- Bo ono i nie przynosi - doda - żadnej innej szkody, tylko poma u i po
cichu wchodzi w zwyczaj i podp ywa pod obyczaje i sposób bycia. Stąd
w i ę k s z y m s t r u m i e n i e m zaczyna zalewać s t o s u n k i w z a j e m n e i in ter e sy,
a z interesów przechodzi na prawa i ustroje polityczne już bez żadnej tamy E
i hamulca, mój Sokratesie, aż w końcu przewraca do góry nogami ca e życie
4
prywatne i publiczne .
- No, dobrze - powiedzia em. - Tak to już jest.
- Zdaje mi się - powiada.
- Nieprawdaż więc - doda em - jakeśmy na początku mówili, nawet za-
bawki naszych c h o p c ó w p o w i n n o p r z e n i k a ć p o cz uci e prawa, bo jak się
w nich zacznie prawo amać, to niepodobna, żeby się w ch opcach poczucie
prawa rozwinę o i żeby z nich wyrośli dzielni ludzie. 425
- Jakżeby nie? - powiada.
- A jak się c h o p c y zaczną bawić a d n i e i za p o ś r e d n i c t w e m m u z y k i
przejmą się poczuciem prawa, to wprost przeciwnie jak u tamtych, ona im
towarzyszy we wszystkim, rozrasta się i naprawia niejedno, co może przed-
tem w państwie by o w upadku.
- To rzeczywiście prawda - powiada.
- Oni wtedy - ciągną em - odszukują takie, zdawa oby się drobne, zasady
prawa, które poprzednie pokolenie zatraci o ca kiem.
- Jakie?
- Ano takie, żeby m odsi milczeli przy starszych, jak wypada, i nie siadali
wyżej od nich, i wstawali, jak mówią, i objawiali szacunek rodzicom, i strzy- B
gli się przyzwoicie, i na ubranie uważali, i na obuwie, i w ogóle na ca y wy-
gląd zewnętrzny i inne rzeczy w tym rodzaju. Czy nie sądzisz?
- N o tak.
- Ale ujmować to w przepisy prawne g upio. Bo ani się to da, ani się
utrzymać potrafi, jeżeliby takie prawa ująć w s owa i w litery.
- Ależ jak?
- Więc zdaje się - doda em - Adejmancie, że z wychowaniem to tak: jak
ktoś z miejsca ruszy, to tak już p o t e m i j ed zie. Czy p o d o b n e do siebie C
czynniki nie ciągną j e d n e za drugimi?
- No, cóż.
- I w końcu, uważam - a zgodzimy się może - robi się z nich jedna wielka
ca ość, skończona i mocna - albo dobra, albo i przeciwnie.
4
Platon rozwija sprawę wp ywu sztuki na postawę duchową i obyczaje ludzi, a przez to na sto-
sunki polityczne. My znowu wiemy, jakie znaczenie dziejowe miat dla nas Matejko, Grottger,
Sienkiewicz - muzycy chyba mniej, moż e Nikorowicz i Moniuszko, i b e z i m i e n n e pieśni narodo-
we. To się wydaje niewątpliwe, że famanie rozumnej formy w sztuce ma swoje o d p o w i e d n i k i
w obyczaju i w stylu życia. Platon zaleca skrajny konserwatyzm i nie znosi wszelkiej cyganerii.
Co prawda, konserwatyzm d o pi e r o od jutra, bo w asnym p r o g r a m e m ustroju zmierza do prze-
wrotu skrajnego, od fu nda m e ntó w. Drobiazgów życia kulturalnego nie chce ujmować w ustawy,
ani drobiazgów życia gospodarczego, jak to robią darem nie wspó czesne mu Ateny.
124 Platon, Państwo
425 C
- Czem u by nie? - powiada.
- Więc jakie - z a p y t a e m - na bogów? Sprawy targowe, gdzie chodzi
0 k o n t r a k t y na rynku, jakie tam który z drugim zawar , a jak c h c e s z to
D i umowy z robotnikami, i sprawy o obrazę czci, i o pobicie, i sprawy mie-
szkaniowe, i terminy rozpraw, i ustanawianie sędziów albo ściąganie lub na-
k adanie podatków, może tam gdzieś jakichś potrzeba na targach albo w po-
rtach; w ogóle jakieś tam ustawy targowe albo policyjne czy portowe i inne
tego rodzaju, czy zaryzykujemy ustalanie prawem którejś z tych rzeczy?
- N i e godzi się - powiada - ludziom pierwszej klasy dawać takich pole-
ceń. Wielu z tych rzeczy, jeżeli która powinna być prawem ustalona, oni
chyba atwo sami dojdą.
E - Tak jest, mój kochany - doda em - jeżeli im tylko bóg pozwoli zacho-
wać te prawa, któreśmy przedtem przeszli.
- A jeżeli nie - powiada - to będą wciąż dużo takich ustaw wydawali
1 znowu je naprawiali, i tak ca e życie, myśląc, że jakoś uchwycą to, co naj-
lepsze.
- Mówisz - doda em - że będą wtedy żyli tak, jak ci, co chorują, a przez
brak karności wewnętrznej nie chcą wylezć z niew aściwego trybu życia.
- Tak jest.
426 - Rzeczywiście; sympatyczne to ich życie. Leczą się wciąż, a zawsze bez
skutku. Tyle tylko, że wyrabiają sobie choroby bardziej różnorodne i więk-
sze, a wciąż się spodziewają, że gdyby im ktoś lekarstwo doradzi , to do-
piero od niego byliby zdrowi.
- Rzeczywiście - powiada - że taki stan przypomina takich chorych.
- No cóż? - mówię. - A czy ten ich rys nie ma swojego wdzięku: za naj-
gorszego wroga uważają tego, który prawdę mówi, że pokąd się nie przesta-
li niesz zapijać i objadać, i nie skończysz z Afrodytą i z próżniactwem, to ani
ci lekarstwa nic nie pomogą, ani wypalania, ani operacje, ani zamawiania,
ani medaliki, ani żaden inny środek tego rodzaju?
- To nie jest wielki wdzięk - powiada. - Gniewać się na tego, co dobrze
mówi, to nie jest żaden wdzięk.
- Zdaje się - doda em - że ty nie jesteś wielbicielem takich ludzi.
- Zgo a nie, na Zeusa.
V - I gdyby ca e państwo, jakeśmy przed chwilą mówili, postępowa o w ten
sposób, to go nie pochwalisz. Czy nie uważasz, że tak samo robią te pań-
stwa, które mają z ą organizację, a zakazują obywatelom, żeby ca ej konsty-
C tucji państwa nie naruszali, bo zginie, kto by się tego dopuszcza . A kto się
im przy ich obecnej organizacji najuprzejmiej k ania i s uży na dwóch ap-
kach, i podbiega, odgaduje ich zamiary, a potrafi je spe niać, t e n dopiero
będzie dobry i mądry, i do wielkich interesów, i będą go czcią otaczali?
- M n i e się - powiada - też wydaje, że oni w aśnie to robią, i nie chwalę
im tego ani trochę.
D - A jeżeli znowu ktoś c h c e o d d a w a ć us ugi takim m i a s t o m i objawia
ochotę do tego, to czy nie podziwiasz u niego odwagi i dobrych chęci?
Księga IV
426 D
125
- Owszem - powiada - tylko nie tych, którzy się im dali nabrać i teraz im
się zdaje, że są n a p r a w d ę m ę żam i stanu, dlatego że ich chwalą szerokie
ko a.
- Jak mówisz? - z a p y t a e m . - Czy nie przebaczasz tym ludziom? Jeśli
ktoś mierzyć nie umie, a tu mu wielu takich samych jak on mówi, że on ma
cztery okcie wzrostu, to czy on może myśleć inaczej o sobie samym?
- No, i tak też nie - powiada. - Jeżeli o to chodzi. I
- Więc się nie gniewaj. To może i najsympatyczniejsi tacy ludzie; wciąż
wydają ustawy w tym rodzaju, jakeśmy to przed chwilą przeszli, i wciąż coś
poprawiają, a zawsze im się zdaje, że dojdą jakiegoś końca z tymi przestęp-
stwami w kontraktach i w tych sprawach, o których przed chwilą mówi em,
5
a nie wiedzą, że w rzeczywistości to jest tak, jakby hydrze by obcinali .
- N o , tak - powiada - przecież nic innego nie robią.
- Więc ja uważam - ciągną em dalej - że tego rodzaju ustawami i sprawa- 4i
mi administracji państwa ani w zle, ani w dobrze zorganizowanym państwie
prawdziwy ustawodawca nie powinien sobie g owy zaprzątać, bo w pierw-
szym wypadku to się na nic nie przyda i nic więcej, a w drugim kto bądz
z nich sam na to wpadnie albo to samo wyp ynie z zarządzeń poprzednich.
- Więc co by nam - powiada - jeszcze zosta o z ustawodawstwa? I
- Ja powiedzia em: n a m nic, ale Apollonowi Delfickiemu ustawy naj-
ważniejsze i najpiękniejsze, i pierwsze spośród ustaw".
- Jakie? - powiada.
- Stawianie świątyń i ofiary, i w ogóle kult bogów, duchów i bohaterów.
Grzebanie zmar ych też i jak im trzeba s użyć, żeby ich sobie usposobić a-
skawie. Bo takich rzeczy my nie wiemy i zak adając państwo nikogo in-
nego nie będziemy s uchali, jeżeli mamy rozum, i nie będziemy się nikogo C
i nnego w tych sprawach radzili, jak tylko boga naszych ojców. T e n bóg
przecież w tych rzeczach jest dla wszystkich ludzi doradcą, którego ojcowie
czcili, na środku ziemi siedzi, na samym jej pępku, i stamtąd rady daje.
- Pięknie mówisz - powiada. - Trzeba tak robić.
- Więc już byś mia za ożone swoje państwo, synu Aristona. A teraz się VI
w nim rozejrzyj, o świat o się skądś postaraj należyte i brata swego zawo aj,
i Polemarcha, i tych innych, może jakoś dojrzymy, gdzie by tam w nim by a
sprawiedliwość, a gdzie niesprawiedliwość i czym się one obie od siebie
5
J a d o w i t e strza y w s t r o n ę w spó c z e s n y c h państw, które pod kari) śmierci konserwują, swój
z gruntu z y ustrój, a dopuszczają do wp ywów politycznych tylko j e d nostk i a m b i t n e , ale m a e .
Sprawę kultu religijnego zostawia Platon k a p an o m Apollona w Delfach. C z e m u ? Bo szanuje
tradycję ojczystą na tym p unkci e , a ma o go to kosztuje, ponieważ i tak wiedza żadna nie infor-
muje o tym, jak w aściwie najlepiej wp ywać na bogów - pamiętajmy, co o tym Platon myśla
w księdze II i III - ani jak najlepiej grzebać trupy i jak czcić bogów i bohaterów. A że Apollon
Delficki cieszy się czcią w ca ej Grecji i poza Grecją, więc zostać przy tradycji i radzić się Apol-
lona, zwyczajem ojców. N i e p o d o b n a uwierzyć, żeby Platon bez u ś m i e c h u pisa o tym p ę p k u
matki ziemi, na którym Apollon w Delfach siedzi i stamtąd rady daje. W Delfach pokazywano
stożkowaty kawa bia ego m a r m u r u i mówiono, że oznacza środek ziemi. Ale Platon nie musia
tego brać dos ownie i w tej chwili na p e w n o przymruży j e d n o oko.
126 Platon, Państwo
427 D
różnią i którą z nich trzeba zdobyć, jeżeli się chce być szczęśliwym; wszyst-
ko jedno, czy o tym będą wiedzieli, czy nie będą wiedzieli wszyscy bogo-
6
wie i ludzie .
E - Mówisz ni to, ni owo - powiedzia Glaukon. - Ty przecież przyrzek eś
szukać sam, bo ci się nie godzi o nie stawać w obronie sprawiedliwości we-
d ug si i na wszelki sposób.
- Prawda jest - odpar em - to, co przypominasz. Więc trzeba tak zrobić,
ale trzeba i was zebrać.
- Owszem - powiada - i my to zrobimy.
- Spodziewam się więc - doda em - że my to znajdziemy w t e n sposób.
Myślę, że wasze miasto, skoro się je dobrze za oży o, jest ca kowicie dobre.
- Z konieczności - powiada.
- Z a t e m jasna rzecz, że jest mądre i mężne, i pe ne rozwagi, i sprawiedliwe.
- Jasna.
- A prawda, że którekolwiek z tych cech w nim znajdziemy - to, co zosta-
nie, będzie tym, czegośmy nie znalezli?
- A cóż?
- Więc tak samo, jak byśmy w czymkolwiek szukali jednej rzeczy spośród
428 c z t e r e c h innych, to gdybyśmy ją od razu rozpoznali, wystarczy oby nam,
a gdybyśmy naprzód rozpoznali tamte trzy rzeczy, to już tym samym by aby
rozpoznana i ta czwarta, szukana. Bo jasna rzecz, że to by już nie by o nic
innego, tylko ta reszta.
- S usznie mówisz - powiada.
- T a k s a m o i t u t a j . Skoro c ho dzi w a ś n i e o cztery rzeczy, to t r z e b a
szukać tak samo?
- Jasna rzecz.
- Więc m n i e się zdaje, że w tym mieście naprzód się rzuca w oczy mą-
B drość. I coś dziwnego, jak to zdaje się z nią jest.
- Co? - powiada.
- Naprawd ę , mądre mi się wydaje to państwo, któreśmy przeszli, bo do-
brze sobie radzi. Czy nie?
6
Pierwsze s owa tego rozdzia u mówi Sokrates do Adejmanta, a równocześnie mówi te same s o-
wa Platon sam do siebie. C z u ć pewien h u m o r w pisaniu, jakby autor dobiega do mety; teraz na-
reszcie p o k a ż e sprawiedliwość w idealnym państwie, kiedy je naszkicowa w zarysie. Ale drogę
obiera jakąś pośrednią. Zamiast wskazać po prostu, co ma na myśli, on to d o p ier o odszuka, wy-
wnioskuje to metodą reszty. A mianowicie, państwo dobre musi być mądre, m ę ż n e , o p a n o w a n e
i sprawiedliwe. To będą jego wszystkie zalety. To trzeba też za ożyć, jeżeli r a c h une k ma się tu
na coś przydać. Otóż, jeśli państwo nie ma więcej zalet, jak tylko cztery, i jeśli się uda w nim
wyróżnić i wskazać, na czym polegają trzy spośród nich, a mianowicie mądrość, m ę s t w o i o p a n o -
wanie, to zaleta pozosta a będzie sprawiedliwością. Droga dość sztuczna i na sztucznych za oże-
niach oparta. Państwo jest tutaj pojęte z góry jakby jednostka ludzka i ma posiadać te same zale-
ty, co poszczególny cz owiek. I tak jak w poszczególnych częściach cia a ludzkiego mają tkwić
poszczególne dyspozycje psychiczne cz owieka, tak i zalety państwa i d ea ln e g o mają mi es zka ć
w poszczególnych klasach jego obywateli.
A z a t e m mądrość, czyli zdolność do radzenia sobie w polityce, oparta na wiedzy, tkwi w straż-
nikach doskona ych, czyli w rządzie. Państwo nazywa się jako ca ość mądre, jeśli ma mądry rząd.
Księga IV
428 B
127
- Tak.
- A to w aśnie, to radzenie sobie, jasna rzecz, że to jest jakaś wiedza, bo
przecież ludzie nie dzięki g upocie, ale dzięki wiedzy radzą sobie dobrze.
- Jasna rzecz.
- A w mieście jest wiele różnych rodzajów wiedzy?
- Jakżeby nie?
- Więc czy to z uwagi na umiejętności cieśli należy miasto nazywać mą-
drym i przyznawać mu dar dobrej rady?
- Nigdy - powiada. - Z uwagi na to, niech się nazywa miastem dobrych C
cieśli.
- I nie z uwagi na wiedzę o budowaniu sprzętów drewnianych, nie dlate-
go, że jakoś sobie radzi na to, aby o n e by y jak najlepsze - nie dlatego
trzeba miasto nazywać mądrym.
- Oczywiście, że nie.
- Więc co? Może ze względu na wiedzę o brązie albo jakąś inną z ta-
kich?
- Ani jakąkolwiek - powiada.
- Ani o tę wiedzę nie chodzi, która uczy o tym, jak to plon z ziemi wyra-
sta? Bo to umiejętność rolnicza.
- Zdaje mi się.
- Więc cóż? - powiedzia em - czy istnieje w tym mieście, któreśmy świe-
żo za ożyli, u n i e k t ó r y c h obywateli jakaś wiedza, która sobie radzi n i e
z kimś tam lub z czymś, co jest w mieście, ale radzi sobie z ca ym part- D
stwem i wyznacza, w jaki sposób ono powinno traktować samo siebie oraz
inne państwa, tak aby wszystko by o jak najlepiej?
- Jest przecież.
- A któraż to i w których obywatelach tkwi?
- To - powiada - ta wiedza strażnicza i ona tkwi w tych rządzących, któ-
rych teraz nazywamy strażnikami doskona ymi.
- Z uwagi na tę wiedzę jak państwo nazywasz?
- Mówię, że umie sobie radzić i jest naprawdę mądre.
- A czy myślisz - doda em - że w mieście będziemy mieli więcej kowali E
czy tych prawdziwych strażników?
- O wiele więcej kowali - powiada.
- Nieprawdaż? - mówię. I tych innych, którzy posiadają jakieś umiejęt-
ności i dlatego się tak lub inaczej nazywają. Z nich wszystkich, tych będzie
chyba najmniej?
- Z wszelką pewnością.
- Zatem państwo za ożone zgodnie z naturą, z uwagi na tę najmniej licz-
ną klasę, na tę swą najmniejszą cząstkę i na wiedzę, która w tej klasie tkwi,
ze względu na to, co stoi na czele i rządzi, gotowo się i ca e państwo nazy-
wać mądre. I zdaje się, że to z natury będzie rodzaj najmniej liczny, które- 429
mu wypada mieć w sobie coś z tej wiedzy, która sama jedna tylko spośród
wszystkich innych ga ęzi wiedzy zas uguje na nazwę mądrości.
128 Platon, Państwo
429 A
- Z u p e n i e s usznie mówisz - powiada.
- Z a t e m tę jedną spośród czterech rzeczy - sam nie wiem, jakim sposo-
bem - znalezliśmy i znalezliśmy to miejsce w państwie, w którym ona tkwi.
- Mnie się przynajmniej zdaje, że zupe nie dobrześmy znalezli.
VII - A męstwo znalezć samo i wskazać to, gdzie ono w państwie tkwi, tak że
i państwo zyskuje taki przydomek - to nie bardzo trudno dojrzeć.
B - Jakże to?
- Jeżeliby ktoś nazywa państwo tchórzliwym albo m ę ż n y m - ciągną em
dalej - to na jaką by inną część patrza , jak nie na tę, która walczy i na wy-
7
prawy ciągnie w jego obronie?
- Nik t by na nic innego nie patrza - powiada.
- Bo m a m wrażenie - d oda e m - że gdyby jacyś inni ludzie w państwie
byli tchórzliwi lub mężni, to by wcale nie mog o wp ynąć na to, żeby pań-
stwo by o takie lub owakie.
- N o nie.
- Z a t e m i mężnym państwo jest dzięki pewnej swojej cząstce. Dlatego
C że ma w niej taką zdolność, która w k a ż d y m w y p a d k u zachowa o p i n i ę
0 tym, co jest straszne - że straszne są tylko te i takie rzeczy, które i jakie
poda w tym świetle prawodawca w wychowaniu. Czy nie to nazywasz mę-
stwem?
- N i e bardzo zrozumia em to, coś powiedzia ; powiedz to jeszcze raz.
- Ja mówi em, że zachowaniem czegoś jest męstwo.
- Ależ jakim zachowaniem?
- Zachowaniem pewnego przekonania, które prawo z pomocą wychowania
wywo a o; p r zek o n a ni e dotyczy tego, co straszne, i mówi, które rzeczy są
D straszne i jakie rzeczy. A w każdym wypadku zachować" to rozumia em
tak, że zachowa je i w przykrościach, i w przyjemnościach, i w pożądaniach,
1 w obawach, i nie wyrzuci go za p ot. A do czego mi się to wydaje podob-
ne, mam ochotę powiedzieć ci to obrazowo, jeżeli chcesz.
- Ależ chcę.
- Ty wiesz, prawda - ciągną em - że farbiarze, kiedy chcą ufarbować we-
nę tak, żeby by a purpurowa, wtedy spośród tylu barw wybierają jedną: na-
turę bieli i p o t e m z niema ym z a c h o d em zaprawiają materia , aby przyją
bia ość ile możności najświetniejszą, i dopiero tak farbują. Co by o tym
E sposobem barwione, staje się nie do wyprania i żadne pranie, z myd em czy
bez myd a, nie zdo a takiemu materia owi zabrać świetności barwy. A jak
7
Druga zaleta państwa, męstwo, mieszka, oczywiście, w wojskowych, a polega na trwa ym, nie-
o d p a r t y m i niezachwianym przekonaniu, że straszne jest tylko to, co prawo nazywa strasznym,
i nic poza tym. My dziś męs t w o widzimy raczej w zdolności do dzia ania w warunkach, które by
mog y budzić strach, a nie w trwa ości przekonań narzuconych czy podanych w szkole. Bo zdarza
się, że ktoś jest g ę b ok o przekonany, że n i e t o p e rz e , padalce lub zaskrońce nie są zwierzętami
strasznymi, że niczym cz owiekowi nie zagrażają, a j e d n a k boi się ich i nic na to nie u m i e pora-
dzić. To samo dotyczy wielu innych nieracjonalnych fobii.
T e m a t męstwa obiecuje Platon poruszyć osobno. Z u p e n i e , jakby zapowiada opracowanie
i wydanie swego Lachesa.
429 E Księga IV
129
nie, to wiesz, co się robi, k iedy się coś w i n n yc h kolorach farbuje albo
i w tych samych, ale bez uprzedniej zaprawy.
- Wiem - powiada - że to w praniu pe znie i śmiechu warte.
- Więc przyjmij - ciągną em dalej - że coś takiego robimy i my w e d u g
si , kiedyśmy wybrali żo nierzy i wykszta cili ich z pomocą muzyki i gimna-
styki. Uważaj, że myśmy do niczego inn eg o nie zmierzali, jak tylko do 430
tego, żeby oni nam jak najpiękniej praw s uchali i w ten sposób jakby farbę
przyjęli, tak aby ich przekonanie by o nie do wyprania i co się tyczy tego,
co straszne, i w innych sprawach; dlatego że i n a t u r ę mają odpowiednią,
i wychowanie; aby z nich farby nie wyp uka y te myd a, które umieją wy-
p ukiwać do czysta, a mianowicie rozkosz, ona to potrafi zrobić lepiej niż B
wszelka soda i wszelkie proszki, ani ból, ani strach, ani żądza - to silniejsze
niż każde inne myd o. Więc taką moc i zachowanie poprzez wszystkie wy-
padki s usznego i nakazanego prawem sądu o tym, co straszne, a co nie, ja
nazywam m ę s t w e m i tak zak adam, jeżeli ty nie będziesz jakiegoś innego
zdania.
- N i e - powiada - ja nic nie mówię. M am wrażenie, że ty s uszny sąd
o tych samych rzeczach, ale nie wyros y na tle wychowania, jak to bywa
u zwierząt albo u niewolników, uważasz za coś, co nawet nie bardzo idzie
po myśli prawa, i nazywasz go inaczej, a nie męstwem.
- Zupe nie s usznie mówisz - odpar em. C
- Więc ja przyjmuję, że to jest męstwo.
- Przyjmij - powiedzia em - że to jest męstwo obywatelskie, a przyjmiesz
s usznie. Jeżeli zechcesz, to sobie o tym innym razem adniej pomówimy.
Bo teraz żeśmy nie tego szukali, tylko sprawiedliwości. Więc jeśli chodzi
o szukanie tamtego, to ja mam wrażenie, że to już wystarczy.
- Pięknie mówisz - powiada.
- Z a t e m jeszcze dwie rzeczy - ciągną em dalej - pozosta y, które trzeba VIII
zobaczyć w mieście: rozwaga i to, dla czego szukamy wszystkiego: sprawie- D
dliwość.
- Tak jest.
- Ale jak byśmy mogli znalezć sprawiedliwość, nie zadawszy sobie na-
przód trudu z szukaniem rozwagi?
- Więc ja - powiada - nie wiem i nawet bym nie chcia , żeby ona się na-
przód pokaza a, jeżeli się p r z e d t e m nie zajmiemy rozwagą. Więc jeżeli
8
chcesz mi zrobić przyjemność, to zajmij się nią najpierw, a tamtą pózniej .
- Owszem - mówię - ja mam ochotę, jeżeli tylko mam s uszność.
- Więc rozpatruj - powiada. E
- Trzeba rozpatrzyć - doda em. - Więc, o ile to ode mnie widać, to roz-
8
Trzecia zaleta, rozwaga, czyli panowanie nad sobą, polega na poddaniu pożądań rozumowi; czą-
stki cz owieka gorszej jego cząstce lepszej. To samo będzie zaletą idealnego państwa, w którym
część ludności, wytwarzająca i pracująca przy wymianie dóbr wytworzonych - cząstka z d a n i e m
Platona gorsza - b ę d z i e p o d d a n a inteligencji rządzącej, która stanowi w państwie cząstkę naj-
lepszą.
130 Platon, Państwo 430 E
waga jest podobna do pewnego wspó brzmienia i do harmonii raczej niż to,
co przedtem.
- Jak to?
- Rozwaga to jest pewien ad i w e w n ę t r z n e panowanie nad przyjemno-
ściami i nad żądzami, jak się to mówi. Mówi się przecież o mocy nad sobą,
sam nie wiem dobrze, co to znaczy, i inne jakieś takie jakby jej ślady spoty-
ka się w mowie potocznej. Czy nie?
- Ależ na każdym kroku - powiada.
- Nieprawdaż? A to panowanie nad sobą" to zabawny zwrot. Bo panu-
jący nad sobą musia by zarazem sobie podlegać, a p o d d a n y sobie by by
431 panującym. Bo przecież w tych wszystkich zwrotach mówi się o j e d n y m
i o tym samym cz owieku.
- Czemu by nie?
- Ja mam wrażenie - doda em - że ten zwrot znaczy to, że w samym cz o-
wieku, w jego duszy, jest pewna cząstka najlepsza i jest inna, gorsza. I kie-
dy to, co z natury lepsze, panuje nad tym, co gorsze, to znaczy, że cz owiek
panuje nad sobą i to się chwali; a kiedy skutkiem z ego wychowania albo
jakiegoś towarzystwa wielka ilość tego, co gorsze, zacznie opanowywać pier-
B wiastek lepszy, bo on jest mniejszy, to się już gani i to jakby impertynencja
powiedzieć o kimś, że nie ma mocy nad sobą i że się oddaje rozpuście cz o-
wiek tak dysponowany.
- Zdaje się, że tak - powiada.
- Więc popatrz - doda em - na nasze nowe miasto, a znajdziesz, że w nim
coś innego mieszka. Powiesz, że s usznie mu trzeba przyznać panow an ie
nad sobą, jeżeli się panowanie nad sobą i rozwagę przyznaje t emu , w kim
cząstka lepsza panuje nad gorszą.
- Ja patrzę - powiada - i ty mówisz prawdę.
- A prawda, że tych wiele i różnorodnych żądz i przyjemności, i przykro-
C ści najwięcej można znalezć u dzieci i u kobiet, i u s użby, a u tych tak
zwanych wolnych ludzi też, których jest wielu, a są licha warci.
- Tak jest.
- A znowu te pożądania proste i utrzymane w mierze, o których decyduje
r o z u m i sąd prawdziwy, i r o z u m o w a n i e , te spotkasz u n i e w i e l u ludzi -
u tych, którzy naturę mają najlepszą i najlepsze odebrali wychowanie.
- Prawda - powiedzia .
- Więc widzisz, że i to jest w t w o i m p a ń s t w i e i że tam ż ą d z e tych,
D których jest wielu, a niewiele są warci, ulegają żądzom i rozumowi niewie-
lu, ale raczej tych przyzwoitych ludzi?
IX - Ja widzę - powiada.
- Więc jeżeli o jakimkolwiek mieście należy mówić, że panuje nad rozko-
9
szami i żądzami i samo nad sobą, to i o tym trzeba to powiedzieć .
9
T a k pojęta rozwaga, czyli opanowanie w e w n ę tr z n e , już nie będzie tkwi a w j e d n e j tylko klasie
spo ecznej, ale we wzajemnym stosunku klasy panującej i klas zależnych. D l a t e g o rozwaga jest
p o d o b n a do harmonii. Platon objawia p e w i e n skrupu , czy w ogóle można mówić o panowa niu
Księga IV
431 D 131
- Ze wszech miar - powiada.
- A to też, jeśli w jakimkolwiek innym państwie istnieje między rządzą- E
cymi i rządzonymi to samo zdanie co do tego, kto ma panować, to ono ist-
nieje i w tym państwie. Czy nie wydaje ci się?
- I bardzo mocno mi się tak wydaje - powiada.
- A kiedy u nich tak rzeczy stoją, to w których spośród obywateli - po-
wiedzia byś - mieszka rozwaga? W rządzących czy w rządzonych?
- Chyba w jednych i w drugich - powiada.
- Więc widzisz - doda em - jakeśmy to s usznie przeczuwali przed chwilą,
że rozwaga będzie podobna do pewnej harmonii?
- No, to co?
- Że to nie jest tak jak męstwo i mądrość - każde z tych tkwi o w jednej
tylko cząstce i już jedno czyni państwo mądrym, a drugie mężnym. A roz- 432
waga nie tak robi, tylko się na ca e państwo rozpościera i sprawia, że się
we wszystkim zgadzają najs absi i najmocniejsi, i ci pośredni też - czyby to
sz o o rozum, czy o si ę, a może o ilość również albo o pieniądze lub o co-
kolwiek inn e g o w tym rodzaju. Tak że najs uszniej moglibyśmy powie-
dzieć, że taka jednomyślność to jest rozwaga, taka naturalna zgodność co do
tego, która strona powinna rządzić i w państwie, i w każdym z osobna.
- M nie się zupe nie tak samo wydaje - powiada. B
- N o , to dobrze - doda em. - Więc trzy rzeczy już mamy w państwie do-
strzeżone, tak to przynajmniej wygląda. A ta ostatnia postać, dzięki której
p ańs two mia oby dzielność w sobie, co by to mog a być za jedna? Jasna
rzecz, że to w aśnie jest sprawiedliwość.
- Jasna.
- Więc prawda, G l a u k o n i e , że my teraz musimy, jakoby jacyś myśliwi,
obstawić krzaki naoko o i dobrze uważać, aby nam sprawiedliwość którędyś
nie uciek a; gotowa się schować i nie będzie jej widać. To oczywiste, że
ona gdzieś tu jest. Więc patrzaj i staraj się dostrzec, a jakbyś ją jakoś prę- C
dzej ode mnie zobaczy , to daj mi znać.
- Gdybym tylko potrafi - powiada. - Gdybyś mi tylko da iść za sobą tak,
ż e b y m móg dojrzeć to, co wskażesz, to b ę d z i e s z mia ze m n i e u ż y t e k
w sam raz.
- No to chodz za mną - mówię - pomodliwszy się razem ze mną.
- Ja to zrobię - powiada - ty prowadz tylko.
nad sobą, gdy się opisuje nie j e d n o s t k ę ludzką, ale państwo. Skrupu wydaje się s uszny. A har-
monia, o której mowa, polega po prostu na tym, że w państwie chcą j e d n i rozkazywać drugim
i rozkazują, a d r udzy chcą ich s uchać i s uchają. O rozwadze mówi więcej dialog p l a t o ń s k i
Charmides.
Kiedy w ten sposób wskazano trzy zalety idealnego państwa, rozpoczyna się p e n e h u m o r u
p ol o w a n i e za zaletą czwartą, za sprawiedliwością. T e n h u m o r j e d n a k j e s t nieco w y m u s z o n y ,
skoro Sokrates wyznaje, że to miejsce jest t r u d n e , drogi wcale nie widać i sprawa jest z u p e n i e
c i e m n a . Ad e j m a nt się już niecierpliwi, a Sokrates przy pom in a sobie, niby to w tej chwili, że
o sprawiedliwości w jego rozumieniu mówi o się już od dawna, tylko nikt nie móg zgadnąć, że to
w aśnie będzie się nazywa o sprawiedliwością.
132 Platon, Państwo 432 C
- Tak jest - mówię. - Ale to jakieś miejsce trudne, drogi nie ma i ciemno
D tu trochę. Ciemności nieprzeniknione. Ale jednak trzeba iść.
- No to iść - powiada.
- Więc ja dostrzeg szy coś zawo a em: - Hop, hop, Glaukonie! Zdaje się,
że mamy jakiś ślad, i ja mam wrażenie, że ona się nam chyba nie wymknie.
- To dobra nowina - mówi.
- Tak - powiadam - ale to niedorajdy z nas!
- Jak to?
- N o , mój drogi, przecież widać, że to się nam od dawna pod nogami plą-
cze, już od samego początku, a myśmy go nie widzieli i byliśmy bardzo
E śmieszni. Jak ten, który coś w ręku trzyma i nieraz szuka tego, co ma. Tak
i myśmy na to nie patrzyli, a sięgaliśmy oczyma gdzieś dalej i może być, że
ono się tam przed nami schowa o.
- Jak to rozumiesz? - powiada.
- No tak, że my, zdaje się, od dawna i mówimy o tym, i s uchamy, a nie
r o z u m i e m y s i e b i e samych, że m ó w i l i ś m y w p e w n y m s p o s o b i e w a ś n i e
o tym.
- To bardzo d ugi wstęp - powiada - dla kogoś, kto pragnie us yszeć.
X - Więc proszę cię - o d p o w i ed zia em - s uchaj, czy ja mówię do rzeczy.
433 To, cośmy na samym początku, przy zak adaniu miasta, przyjęli jako postu-
lat bezwzględny, to w aśnie - albo coś w tym rodzaju - jest sprawiedliwo-
ścią, wed ug mego zdania. A to przyjęliśmy przecież i częstośmy to mówili,
jeżeli pamiętasz: że każdy obywatel powinien się zajmować czymś jednym,
, 0
tym, do czego by mia największe dyspozycje wrodzone .
- Mówiliśmy tak.
- No więc. I że robić swoje, a nie bawić się i tym, i owym to jest spra-
wiedliwość, tośmy i od wielu innych s yszeli, i samiśmy to niejeden raz po-
wiedzieli.
B - A powiedzieliśmy.
- Więc to w aśnie - d o d a e m - mój kochany, to w a ś n i e d o k o n y w a n e
1 0
T e r a z mówi Sokrates otwarcie, że sprawiedliwość to nic innego, jak tylko ścis a i nie-
przekraczalna specjalizacja, kastowość, zgodn a z wrodzonymi zdolnościami j e d n o s t e k . N i e c h
każdy robi swoje i nie miesza się do nie swoich rzeczy - oto formu a sprawiedliwości w państwie.
Znaczy to, że zarobnik ani żo nierz nie powinien rządzić państwem, a rządzący nie powinni być
ani ż o n i e r z a m i , ani z a r o bni k am i . N i e s p r a w i e d l i w o ś ć - ta grozi zgubą p a ń s t w u - zaczyna się
w chwili, gdy zarobnicy lub żo nierze sięgają po w adzę naczelną, gdy się zarobnicy chcą bawić
w wojsko albo wojskowi w rząd. W y m ie ni o ne trzy zawody nie powinny się nigdy ączyć w jednej
klasie spo ecznej ani w ręku je d n e g o cz owieka, to by aby niesprawiedliwość.
P l a t o n czuje, że n ada wyrazowi s p r a w i e d l i w o ś ć " z n a c z e n i e dość n i e o c z e k i w a n e i n i e -
zwyczajne. Ż e b y czytelnika z tym pogodzić, przypomina, że w sądach, tam już niewątpliwie
chodzi o sprawiedliwość, rozstrzyga się w aśnie to, czy ktoś wzią swoje czy nie swoje, czy posia-
da swoje, czy robi na swoim. Więc i to, czy ktoś robi swoje, to też sprawa sprawiedliwości.
Chodzi o swoje i nie swoje.
To jest j e d nak sztuczka, która nie usuwa dwuznaczności s owa swoje". Raz idzie o w asność,
a więc o prawo do wolnego rozporządzania dobrami p ew n y mi , a raz o brak prawa do zmiany wy-
znaczonego zajęcia. Różnica dość donios a.
Księga IV
433 B 133
w pewnym sposobie, to gotowa być sprawiedliwość - robić swoje. A wiesz,
na jakim się opieram świadectwie?
- Nie wiem, ale powiedz - odpar .
- Zdaje mi się - powiedzia em - że spośród tych rzeczy, któreśmy w pań-
stwie pod uwagę brali, po rozwadze, męstwie i mądrości zosta o jeszcze to,
co im wszystkim umożliwia o zakorzenienie się, a zakorzenionym zapewnia- C
o u t r z y m a n i e się, jak d ugo by trwa o samo. Mówiliśmy przecież, że spra-
wiedliwością będzie to, co pozostanie po tamtych, gdybyśmy te trzy znalezli.
- No, to koniecznie - powiada.
- Otóż - mówię - gdyby trzeba rozstrzygnąć, który z tych czynników naj-
więcej decyduje o wartości naszego miasta, jeżeli w nim tkwi, to trudno by-
oby rozstrzygnąć, czy to b ę d z i e je d nomy śl n o ść rządzących i rządzonych,
czy też utrzymywanie się w duszach żo nierzy prawem przepisanego sądu
o tym, co jest straszne i co nie jest straszne, czy rozum i czujność tkwiąca D
w duszach rządzących, czy też to pr zede wszystkim decyduje o jego war-
tości, jeżeli tkwi i w dziecku, i w kobiecie, i w niewolniku, i w cz owieku
wolnym, i w robotniku, i w rządzącym, i w rządzonym, to: żeby każdy robi
swoje, a nie bawi się tym i owym.
- Trudno to rozstrzygnąć - powiada. - Jakżeby nie?
- Z a t e m , jeżeli chodzi o dzielność państwa, to będzie walka i zawody;
z j ed n e j strony jego mądrość i rozwaga, i męstwo, a z drugiej zdolność do
tego, żeby każdy w nim, będąc jedną jednostką, robi swoje.
- I bardzo wielka - powiada.
- Nieprawdaż, możesz chyba przyjąć, że sprawiedliwość musi z tamtymi
znamionami iść w zawody, jeżeli idzie o dzielność państwa? E
- Ze wszech miar - powiada.
- A zobacz no i z tej strony, czy się tak będzie wydawa o. Czy rządzącym
w mieście polecisz także rozsądzanie spraw?
- Albo co?
- Czy na czymkolwiek innym będzie im zależa o przy sądzeniu spraw,
a nie na tym, żeby nikt ani nie mia niczego cudzego, ani swego nie traci ?
- N o , nie. W aśnie na tym.
- Bo to jest sprawiedliwe?
- Tak.
- Więc i z tego względu można by się zgodzić, że sprawiedliwość to po-
siadanie i robienie swego i w asnego.
- Jest tak.
- Więc zobacz, czy ci się będzie wydawa o tak, jak i mnie. Jeżeli cieśla 434
spróbuje robić roboty szewskie a szewc ciesielskie, albo narzędzia ze sobą
pomieniają, albo cześć k a ż d e m u należną, albo nawet - jeżeli j e d e n i t e n
sam spróbuje wykonywać obie roboty, w ogóle wszelkie inne zamiany tego
rodzaju, czy myślisz, że one może wielką szkodę wyrządzają państwu?
- Nie bardzo wielką - powiada.
- Ale kiedy, tak ja uważam, jakiś rzemieślnik z natury albo inny groszo-
134 Platon, Państwo 434 B
B rób wzbije się w d u m ę na tle swego bogactwa albo wp ywów, albo si y, albo
czegoś innego w tym rodzaju, i zacznie przybierać postać wojskowego, albo
ktoś z wojskowych przybierze postać radnego i strażnika, chociaż tego nie
godzien, i ci ludzie pomieniają z sobą narzędzia i zaszczyty, albo gdy jeden
i ten sam cz owiek spróbuje to wszystko robić równocześnie, wtedy - myślę,
że i ty się zgodzisz - taka zamiana i takie ączenie zawodów, to zguba dla
państwa.
- Ze wszech miar przecież.
C - Są trzy takie zawody i w zakresie tych trzech ączenie zawodów w jed-
nym ręku i zamiana jest największą szkodą dla państwa i najs uszniej po-
winna by się nazywać szkodnictwem.
- Zapewne.
- A czy nie powiesz, że szkodnictwo największe, skierowane przeciw w a-
snemu państwu, to niesprawiedliwość?
- Jakżeby nie?
IX - Więc to jest niesprawiedliwość. I na odwrót powiedzmy tak; są w pań-
stwie zarobnicy, p o m o c ni cy i strażnicy. Jeżeli każda z tych warstw robi
w państwie to tylko, co do niej należy, jeżeli każda robi swoje, więc wprost
p r z e c i w n i e niż w t a m t y m w y p a d k u , to by aby sprawiedliwość i p r z e z to
państwo stawa oby się sprawiedliwe.
D - Zdaje mi się - powiada - że nie inaczej ma się rzecz, tylko w aśnie tak.
- Może - doda em - nie mówmy tego jeszcze ca kiem stanowczo. Ale je-
żeli się zajmiemy poszczególnymi j ed no stkam i ludzkimi i tam znowu zgo-
d ni e przyznamy, że ta sama postać jest i tam sprawiedliwością, to już się
b ę d z i e m y zgadzali. Bo i co powiemy? A jeżeli nie, to w t e d y coś innego
wez mi em y pod uwagę. A teraz dokończymy rozpatrywania tego przedmio-
tu. Zd a w a o się nam przecież, że jeśli spróbujemy obejrzeć to w ja k i m ś
większym przedmiocie spośród tych, które mają w sobie sprawiedliwość, to
1 1
atwiej i w p o s z c z e g ó l n e j j e d n o s t c e l u d z k i e j dojrzymy, j a k i e to j e s t .
E Uważaliśmy, że takim p r z e d m i o t e m jest państwo, i w t e n sposób za ożyli-
śmy p a ń s t w o ile możności najlepsze, dobrze wiedząc, że w p a ń s t w i e do-
brym to się znalezć musi. Więc to, co się nam tam ukaza o, odnieśmy do
poszczególnego cz owieka. Jeżeli się zgodzi, to będzie bardzo adnie. A je-
żeli w poszczególnej jednostce zjawi się coś innego, to znowu wrócimy do
435 państwa i będziemy próbowali. P r ę d k o jedno przy drugim będziemy oglą-
dali, niech się jedno z drugim ściera, jak krzemienie, aż wykrzeszemy spra-
wiedliwość. Kiedy nam ona wyb yśnie i stanie przed oczami jasna, to może
ją potrafimy przez to w sobie samych utwierdzić.
- Dobra droga to, co mówisz - powiada - i trzeba tak zrobić.
1 1
Kiedy się znalaz o to osobliwe znaczenie wyrazu sprawiedliwość" w ustroju państwa, nie bę-
dzie t r u d n o znalezć coś p o d o b n e g o w organizacji du chowej cz owieka i nazwać to też sprawiedli-
wością. W duszy ludzkiej odróżnia Platon również trzy pierwiastki, p o d o b n i e jak w państwie trzy
klasy spo eczne, a mianowicie: rozum, t e m p e r a m e n t i pożądliwość albo chciwość.
Księga IV
435 A
135
- Otóż - ciągną em - jeżeli się mówi, że gdzieś jest jedno i to samo, a tyl-
ko ono jest tu większe, a tam mniejsze, to czy ono musi być tu i tam nie-
p o d o b n e z tego względu, z jakiego się mówi o jego tożsamości, czy po-
dobne?
- Podobne - powiada.
- Z a t e m i sprawiedliwy cz owiek od sprawiedliwego państwa ze względu B
na samą postać sprawiedliwości wcale się nie będzie różni , ale będzie do
niego podobny.
- Podobny - powiada.
- A państwo wydawa o się sprawiedliwe, kiedy trzy rodzaje natur, jakie
w nim są, robi y każda swoje. A wydawa o się rozważne znowu i m ę ż n e ,
i m ą d r e d z i ę k i j a k i m ś i n n y m s t a n o m i p o s t a w o m t y c h s a m y c h t r z e c h
rodzajów.
- Prawda - powiedzia .
- Więc i poszczególną j edn os tkę ludzką, przyjacielu, tak samo będziemy
oceniali; ona ma w swojej duszy też te trzy postacie i dzięki takim samym C
stanom tych postaci będzie zas ugiwa a na te same nazwy, co i państwo.
- Koniecznie tak musi być - powiada.
- Z n o w u śmy - mówię - w marne rozważania wpadli o duszy, czy ona ma
te trzy postacie w sobie, czy nie ma.
- Ja myślę - powiada - że to nie bardzo marne. Tylko może być, Sokrate-
sie, że, jak to mówią, nie jest atwe to, co jest piękne.
- Widocznie - mówię. - Ale bądz przekonany, Glaukonie, ja przynajmniej D
tak myślę, że taką metodą, jaką my się teraz w dyskusji pos ugujemy, my
tego nigdy i żadną miarą nie potrafimy jasno i dok adnie ująć. Do tego pro-
wadzi droga d uższa i większa. Ale może być, że i ta godna jest tego, co się
poprzednio powiedzia o i rozpatrzy o.
- Przecież jest przyjemna - powiada. - M n i e przynajmniej na razie ca -
kiem wystarcza.
- Ależ owszem - mówię - mnie ona nawet i bardzo wystarcza.
- Więc nie opadaj z si - powiada - tylko rozważaj. E
- Za tem, czy nie musimy się bezwarunkowo zgodzić na to, że w każdym
z nas tkwią te same postacie, te same sk adniki charakteru, co i w państwie?
O n e się w nim przecież znikądinąd nie biorą. To by by o zabawne, gdyby
ktoś myśla , że t e m p e r a m e n t państwa nie pochodzi od poszczególnych oby-
wateli, którzy t e mu winni, jak np. mówią o t e m p e r a m e n c ie tych obywateli,
co siedzą w Tracji i w krajach Skytów, i tak tam bardziej ku pó nocy, albo
o zami owaniu do nauki, które najwięcej przypisują ludziom z naszych oko- 436
lic, a przywiązanie do pieniędzy nierzadko uchodzi za rys Fenicjan i tych
tam z Egiptu.
- I bardzo - powiada.
- To już tak jest - doda em - i to nietrudno poznać.
- No, nie.
- Ale to poznać trudniej, czy my jednym i tym samym robimy wszystko, XII
136 Platon, Państwo 436 A
czy też, skoro mamy trzy pierwiastki, każdym robimy coś innego. Uczymy
się innym, gniewamy się czymś innym, co mamy w sobie, a pożądamy zno-
wu c z y m ś t r z e c i m , co jest t e m przyjemności związanych z j e d z e n i e m
B i z rozmnażaniem się, i z takimi rzeczami ko o tego, czy też ca ą duszą robi-
my każdą z tych rzeczy, jak zaczniemy. To będzie sprawa trudna do rozgra-
12
niczenia, tak że warto by by o o tym mówić .
- I mnie się tak zdaje - powiada.
- Więc w ten sposób próbujmy to rozgraniczać, czy to będzie j e d n o i to
samo wszystko razem, czy coś innego każde.
- Jak?
- Jasna rzecz, że jedno i to samo nie zechce równocześnie ani dzia ać, ani
doznawać stanów przeciwnych z tego samego względu i w stosunku do tego
sam ego p r z e d m i o t u . Zaczem, jeżeli znajdziemy gdzieś, że się to dzieje
z tymi pierwiastkami w nas, będzie my wiedzieli, że to nie by o je d n o i to
C samo, tylko by o tych pierwiastków więcej.
- No, dobrze.
- Otóż zobacz, co ja mówię.
- Mów - powiada.
- Żeby coś sta o - powiedzia em - i żeby się równocześnie rusza o, j e d n o
i to samo, pod tym samym względem, czy to jest możliwe?
- Nigdy.
- Więc jeszcze ściślej ustalmy, na co się zgadzamy, abyśmy się gdzieś
w dalszym ciągu nie zaczęli spierać. Gdyby ktoś mówi , że p e w i e n cz o-
wiek stoi, a porusza rękami i g ową, to my byśmy uważali, że nie trzeba tak
D mówić, że on równocześnie stoi i porusza się, tylko że się coś w nim poru-
sza, a coś stoi. Czy nie tak?
- Tak.
- Nieprawdaż? A gdyby mówiący to dowcipkowa i dalej i figlarnie zau-
waży , że bąk w ca ości stoi i porusza się zarazem, kiedy jego oś tkwi wciąż
w tym samym miejscu, a on się kręci w kó ko i to samo robi jakiekolwiek
inne cia o, które się obraca nie zmieniając swego po ożenia, my byśmy tego
nie przyjęli, bo to przecież nie pod tym samym względem i nie te same ich
części są wtedy w spoczynku i w ruchu. My byśmy powiedzieli, że te cia a
E mają w sobie część prostą i część obwodową, i że ze względu na tę prostą
one stoją, bo ona się w żadną stronę nie odchyla, a ze względu na tę obwo-
dową kręcą się w kó ko. Jeżeli takie cia o pochyla swą część prostą w pra-
1 2
I tu mu się pytanie nasuwa, czy należy odróżniać takie trzy różne pierwiastki albo w adze du-
szy, czy też mówić tylko o trzech rodzajach zjawisk psychicznych jednej i tej samej i zawsze ca ej
duszy. Chcąc na to pytanie odpowiedzieć zak ada Platon coś w rodzaju zasady sprzeczności: jed-
no i to samo nie może równocześnie ani wywo ywać, ani doznawać stanów przeciwnych z tego sa-
m e g o względu i w stosunku do tego samego p r z e d m i o t u . Na kilku przyk adach pokazuje, jak
z u d n e bywają czasem pozory równoczesnych cech sprzecznych, jeśli chodzi na przyk ad o ruch
i o spoczynek . Być może, miat w tym miejscu na myśli jakichś wyznawców Heraklita, którzy
wierzyli w możliwość wspó istnienia cech sprzecznych. Cechy równoczesne, a prz eciwne sobie
pod tym samym względem i w stosunku do tego samego przedmiotu, to cechy sprzeczne.
Księga IV
436 E 137
wo, w lewo, ku przodowi albo w ty , kręcąc się równocześnie, wtedy już nie
ma mowy o staniu.
- I s usznie - powiada.
- Więc zgo a nas nie b ę d z i e p oszyć to, co się o tych rzeczach mówi,
i wcale nas nie przekona, żeby kiedykolwiek coś, będąc j e d n y m i tym sa-
mym przedmiote m, mia o równocześnie z j e d n e g o i tego samego względu
i w s t o s u n k u do tego samego p r z e d m i o t u czegoś przeciwnego doznawać
albo i coś takiego robić. 437
- Mnie przynajmniej nie - powiada.
- W każdym razie - doda em - abyśmy nie musieli wszystkich tego rodza-
ju p u n k t ó w spornych przechodzić po kolei i rozwodzić się d ugo, wiedząc
na pewno, że w nich nie ma prawdy, za óżmy, że to jest tak i pójdzmy na-
przód, zgodziwszy się, że jeśliby się nam to kiedyś mia o przedstawić ina-
czej, a nie w ten sposób, wtedy wszystko, co z tego stanowiska wyniknie,
będzie pozbawione wewnętrznego związku.
- Więc trzeba tak zrobić - powiada.
- Z a t e m - ciągną em dalej - czy skinienie g ową i cofnięcie g owy, wycia- XIII
ganię ręki po coś i cofanie d oni, i przygarnianie do siebie, i odpychanie, B
i wszystkie tego rodzaju pary, czy zaliczysz do przeciwieństw wzajemnych,
wszystko jedno, czyby to by y dzia ania, czy stany bierne, bo to nie będzie
tu stanowi o różnicy.
- N o , tak - powiada - to są przeciwieństwa.
- No cóż? - mówię. - A mieć pragnienie i być g odnym, i w ogóle pożąda-
nia, i znowu pragnąć, i chcieć, czy tego wszystkiego nie zaliczy byś gdzieś C
do tych postaci, o których się w tej chwili mówi o? Na przyk ad czy nie po-
wiesz, że dusza tego, który pożąda, zawsze jakoś albo wyciąga ręce do tego,
czego pożąda, albo przygarnia to, co chce posiąść, albo znowu, jeżeli chce
coś dla siebie osiągnąć, to kiwa na to g ową sama do siebie, jakby się jej
1 3
ktoś o to pyta , tak chce, żeby się to sta o?
- Tak jest.
- No cóż? A nie chcieć czegoś i nie pragnąć, i nie pożądać, czy tego nie
1 3
Tu p i ę k n e i trafne rozróżnienie pragnieri i postanowień. W pragnieniach dusza tylko ręce wy-
ciąga do tego, czego pożąda, a w postanowieniach robi g ową ruch potwierdzający. To dlatego,
że postanowienia są pewnymi sądami, co Platon widocznie jakoś wyczuwa dając ten opis przeno-
śny. W tej chwili j e d n a k interesują go pragnienia. Przypomina mu się nagle jego w asna zasada,
w edle której każdy cz owiek zawsze chce tego, co dobr e; więc bywa z y przez p o m y k ę , przez
brak wiedzy. W e d l e tej zasady k a ż d e p r a g n i e n i e by oby p r a g n i e n i e m p r z e d m i o t u d o b r e g o ,
a więc w aściwie pragnieniem p e w n e g o dobra. T e r a z mu się to nie podoba. Woli inaczej opisy-
wać to, co wie o duszy ludzkiej. Pragnienie, powiada teraz, zwraca się po prostu do jakieg o ś
przedmiotu nie określonego wcale jako dobry ani jako z y, tylko jako upragniony. Pragnienia d o -
bre zwracają się do przed miotów dobrych, a z e do z ych. To prawda. Ale żeby się z pragnienia
po prostu zrobi o pragnienie dobre, musi do tego pragnienia do ączyć się trafna ocena wartości
przedmiotu, a tę ocenę wydaje nie pożądliwość, tylko rozum.
Platon odgania w asne skrupu y zwrotem: N i e c h nas nikt nie próbuje zaskoczyć uwagą, że
itd." T e n ktoś, to on sam.
138 Platon, Państwo 437 C
w e z m i e m y za rodzaj odpychania i o dpę dzania od siebie, i w ogóle za coś
wprost przeciwnego temu, co przedtem?
D - Jakżeby nie?
- Skoro to tak jest, to powiemy, że istnieje pewna postać pożądań, a po-
śród nich najbardziej bije w oczy to, które nazywamy p r a g n i e n i e m , i to,
które g odem?
- Powiemy - odpar .
- Nieprawdaż? Jedno dotyczy napoju, a drugie jad a?
- Tak.
- A czy pragnienie, o ile jest pragnieniem, dotyczy czegoś więcej - to po-
żądanie zbudzone w duszy - ono dotyczy czegoś więcej, czy też tego tylko,
E co tu mówimy? Na przyk ad pragnienie, czy jest pragnieniem ciep ego na-
poju, czy zimnego, czy obfitego, czy nieobfitego, czy jednym s owem napo-
ju o pewnej jakości? Czy też, jeśli się do pragnienia do ączy p e w n e gorąco,
to może wytwarzać w dodatku pożądanie zimnego napoju, a jeśli się do pra-
gnienia do ączy zimno, to pragnienie ciep ego napoju? A jeżeliby przez do-
ączenie się obfitości pragnienie by o obfite, zrobi się pragnienie obfitego
napoju, a jeśli pragnienie będzie ma e, to nieobfitego napoju. Ale pragnie-
nie samo nigdy nie jest żądzą niczego innego, jak tylko tego, co z jego na-
tury wyp ywa - samego napoju, a znowu g ód - pokarmu?
- Tak jest - powiada. - Samo pożądanie każde zwraca się tylko do swego
naturalnego przedmiotu, a już do takiego lub takiego zwraca się to, co się
do pożądania do ącza.
438 - Z a t e m - d o d a e m - niech nas nik t nie próbuje z n i e n a c k a zaskoczyć
uwagą, że nikt nie pragnie napoju, ale dobrego napoju, i nie pokarmu, ale
dobrego pokarmu. Zaczem wszyscy pragną tego, co dobre. Jeżeli więc pra-
g nien i e jest pożądaniem, to by oby to pożądanie dobrego, czy to napoju,
czy czegokolwiek innego, a inne żądze to samo.
- A może by jednak i coś w tym by o, w tych s owach tego kogoś.
- Ależ tak - p o w i ed z i a em - z tych pożądań, które czegoś dotyczą, te
B określone jakościowo dotyczą przedmiotów określonych jakościowo, tak mi
się wydaje, ale one same dotyczą każde tylko swego przedmiotu.
- N i e zrozumia em - powiada.
- N i e zrozumia eś, że to, co większe, jest takim, bo jest od czegoś większe?
- N o tak.
- Prawda? Od czegoś mniejszego?
- Tak.
- A to o wiele większe" od czegoś o wiele mniejszego"? Czy nie?
- Tak.
- A czy i to k i e d y ś tam d a w n i e j w i ę k s z e " od k i e d y ś t a m d a w n i e j
mniejszego" i to pózniej większe" od pózniej mniejszego"?
- N o , ale co z tego? - powiada.
C - I większe w stosunku do mniejszego, i dwa razy tak wielkie w stosunku
do mniejszego o po owę, i wszystkie takie rzeczy; i cięższe w stosunku do
Księga IV
438 C
139
lżejszych, i szybsze w stosunku do powolniejszych, a jeszcze ciep e w sto-
sunku do zimnych i wszystko tym podobne, czy nie mają się tak samo?
- Tak jest.
- A jak to jest z naukami? Czy nie tak samo? Wiedza sama dotyczy swe-
go przed mi otu - cokolwiek byśmy uznali za przedmiot wiedzy - a wiedza
pewna, określona jakościowo, dotyczy pewnego przedmiotu określonego jako-
ściowo. Ja mam na myśli coś w tym rodzaju. Prawda, że jak powsta a wie- D
dza o budowaniu domów, to zaczę a się różnić od innych ga ęzi wiedzy, za-
czem ją nazywano nauką budownictwa.
- Więc co?
- Czy nie tym się zaczę a różnić, że zaczę a być jakościowa określona?
Tak, jak żadna inna?
- Tak.
- Nieprawdaż? Skoro znalaz a przedmiot określonej jakości, to i sama zy-
ska a jakość określoną. Czy tak samo inne umiejętności i ga ęzie wiedzy?
- Jest tak.
- Więc uważaj - doda em - że ja to chcia em wtedy powiedzieć, jeżeliś XIV
teraz już zrozumia , że c o k o l wie k czegoś i n n e g o dotyczy, to się odnosi,
samo dla siebie wzięte, do samego swego p rzed miotu, a do p r z e d m i o t ó w
określonej jakości odnoszą się rzeczy w pewien sposób określone jakościo-
wo. I ja nie mówię, że każda rzecz jest taka, jak jej przedmiot, więc niby E
że wiedza dotycząca zdrowia i choroby jest sama zdrowa i chora, a dotyczą-
ca dobra i z a jest sama dobra i z a. Ale skoro pewna wiedza dotyczy nie
przedmiotu wiedzy w ogóle, ale pewnego jakiegoś przedmiotu, a tym jest
zdrowie i choroba, wypada i jej być jakąś, określoną i to zrobi o, że ona się
już nie nazywa wiedzą po prostu, ale wiedzą o czymś, co ma swoją jakość,
l 4
a do ączy o się teraz, więc nazywa się wiedzą lekarską .
1 4
Po prostu tkwi w c z o wi e k u ślepa zdolność do p r a g ni eń s ki er ow n y c h do najrozmaitszych
p r z e d m i o t ó w bez różnicy ich wartości. T o t e ż jeżeli cz owiek potrafi nieraz nie s uchać swoich
pragnieri, a więc cofać ręce od tego, do czego mu się o ne same wyciągają, to nie robi tego j e d e n
i t e n sam cz owiek, ani j e d e n i ten sam pierwiastek w nim, bo na to nie pozwala jakoby zasada
sprzeczności, tylko to się dzieje s k u t k i e m walki dwóch różnych pierwiastków: pożądliwości, która
pragnie, i rozumu, który nakazuje ręce cofnąć i trzymać je przy sobie.
W p o d o b n y sposób na przyk adzie L e on ti osa wprowadza Platon jeszcze trzeci pierwiastek:
gniew, czyli t e m p e r a m e n t , który nie jest tym samym, co pożądliwość, bo czasem się cz owiek
gniewa na w asne pożądania.
T e n ca y wywód roi się od personifikacji i wychodzi na to, że cz owiek sk ada się w aściwie
z trzech ludzi. J e d e n z nich pragnie byle czego, drugi gniewa się o byle co, a trzeci myśli i choć
sam niczego nie pragnie i nie gniewa się o nic, to j e d n a k nakazuje, zakazuje, powstrzymuje, kie-
ruje, prowadzi. C h y ba znowu dlatego, że tego chce? I tak dalej, bez końca. To bardzo obrazo-
we, ale n ie p o t r ze bn i e zawi e. Prawo sprzeczności wcale nie prowadzi do takich hipotez. Prze-
cież każda walka między przeciwnymi sobie pragnieniami da się opisać prościej; wtedy jeden i ten
sam cz owiek pragnie p e w n e g o p r z e d m i o t u z j e d n e g o względu, a cofa się przed nim z innych
względów. To nie koliduje w ż a d n y m sposobie z zasadą sprzeczności, bo chodzi o różne wzglę-
dy. T e n sam Le o n t i o s pragną oglądać trupy, kiedy by z daleka, bo to by a nowość, a nie pra-
gną ich oglądać, kiedy by z bliska i już je by zobaczy , bo to by a obrzydliwość. I t e n sam gnie-
wa się na siebie samego za to, że mu się zachcia o czegoś, co mu w rezultacie przynios o wstręt.
Ca y czas by j e d n y m i tym s a m y m L e o n t i o s e m i on sam pragną zrazu, i on sam się brzydzi
1
140 Platon, Państwo 438 E
- Zrozumia em - powiada - i zdaje mi się, że to tak jest.
439 - A pragnienie - doda em - czy nie przyjmiesz, że ono należy do tych rze-
czy, które się czegoś tyczą i dlatego jest tym, czym jest? Istnieje przecież
pragnienie.
- No tak - powiada. - Pragnienie tyczy się napoju.
- Prawda? Napoju pewnej jakości tyczy się też i pragnienie pewnej jako-
ści. Ale pragnienie samo nie tyczy się ani obfitego, ani nieobfitego napoju,
ani dobrego, ani z ego, ani jednym s owem pewnego jakiegoś, lecz tylko na-
poju samego dotyczy z natury samo pragnienie.
- Ze wszech miar.
- Więc dusza spragnionego, o ile on ma pragnienie, nie czegoś i n n e g o
B chce, tylko pić i tego pragnie, i do tego dąży.
- To jasne przecież.
- Więc jeżeli ją kiedyś w chwili pragnienia coś ciągnie w stronę prze-
ciwną, to musi być w niej coś innego niż to, co pragnie i ciągnie jak zwierzę
do picia? Bo przecież mówimy, że j e d n o i to samo nie może z pomocą tej
samej swojej części robić dwóch rzeczy przeciwnych sobie w stosunku do
tego samego przedmiotu.
- No, nie może.
- P o d o b n i e jak - uważam - o uczniku nie trzeba mówić, że jego ręce
równocześnie uk odpychają i przyciągają, tylko jedna ręka odpycha, a druga
przyciąga.
- Ze wszech miar - powiada.
C - A czy powiemy, że czasem zdarza się, że spragnieni nie chcą pić?
- I bardzo wielu takich - powiada - i często.
- Więc cóż by - doda em - cóż by można o tym powiedzieć? Czy nie to,
że tkwi u nich w duszy coś, co każe pić, i jest w niej coś, co pić nie daje.
I to jest coś innego i coś panującego nad tym, co pić każe?
- Tak mi się wydaje - powiada.
D - A czy to, co przeszkadza takim rzeczom, nie rodzi się w duszy, jeżeli
się rodzi, z roz umowania , a to, co wlecze, i ciągnie, czy nie p rzy c h o d z i
ze stanów biernych i schorzeń?
- Widocznie.
- Więc nie bez sensu - doda em - b ęd zi em y uważali, że to są dwa pier-
wiastki i to różne od siebie; jeden, którym dusza rozumuje, nazwiemy jej
i n t e l e k t e m , a drugi, którym ona kocha i aknie, i pragnie, i innymi się żą-
dzami unosi, ten czynnik nierozumny - pożądliwością; ta się z pewnymi za-
spokojeniami i z rozkoszami brata.
E - No nie - powiada - to oczywiste, że możemy być tego zdania.
- Z a t e m te dwie postacie - ciągną em dalej - tkwiące w duszy, niechby
pózniej, i on sam się gniewa , i on sam się nie móg paść brzydkim widokiem , a tylko mówi do
swoich oczu, zamiast do siebie samego.
To tyl ko jest prawdą, że cz owiek g o t ó w w sobie s a m y m zmyślać i n ny c h ludzi u k r y t y c h
i zrzucać na nich odpowiedzialność za pragnienia, do których się sam przyznać nie chce.
Księga IV
141
439 E
u nas by y określone. A t o pewnych wzruszeń i to, czym się gniewamy, czy
to coś takiego, czy też może coś tej samej natury, co któreś z tych dwóch?
- Może być - powiada - że to będzie to drugie - pożądliwość.
- J e d n a k ż e - o d p o w i e d z i a e m - ja raz s y s z a e m coś i ja w to w i e r z ę .
Że mianowicie L e o n t i o s , syn Aglajona, szed raz z Pireusu na górę pod ze-
wnętrzną stroną muru p ó n o c n e g o i zobaczy trupy leżące ko o d o m u kata.
Więc równocześnie i zobaczyć je chcia , i brzydzi się, i odwraca , i tak jak
d ugo walczy z sobą i zas ania się, aż go żądza przemog a i wytrzeszczywszy 440
oczy przybieg do tych t r u p ó w i powiada: N o , macie teraz, wy moje oczy
przeklęte, napaście się tym pięknym widokiem".
- Ja to też s ysza em - powiada.
- To opowiadanie świadczy j ed nak - doda em - że gniew czasem walczy
z żądzami; widać, że jedno jest czymś innym i drugie.
- Świadczy - powiada.
- Prawda? A w innych wypadkach też - ciągną em - nieraz to spostrzega- XV
my, kiedy żądze kogoś gwa tem przymuszają, wbrew rozsądkowi; wtedy on
się gniewa na to, co w nim samym siedzi, a gwa t mu chce zadawać, i jak- B
by się w nim walka odbywa a, jego gniew przeciw temu czemuś zwrócony
sprzymierza się z intelektem; a żeby się gniew sprzymierza z żądzami, kie-
dy intelekt mówi, że nie trzeba mu się sprzeciwiać, taki wypadek - tak my-
ślę - nie powiesz, żebyś spostrzeg kiedy w sobie samym albo w kimkolwiek
innym.
- Nie, na Zeusa - powiada.
- No cóż? - doda em - a kiedy ktoś czuje, że zle robi, to im więcej jest C
wart, czy nie tym trudniej mu się gniewać, jeżeliby i g ód cierpia , i marz ,
i cokolwiek innego w tym rodzaju znosi z ręki tego, który by jego zdaniem
mia s uszność, urządzając mu to wszystko? I czy, jak mówię, z echce się
jego gniew zbudzić i obrócić przeciw komuś takiemu?
- To prawda - mówi.
- A cóż? Jeśli ktoś uważa, że go krzywdzą, czy nie zaczyna w nim gniew
kipieć? On się oburza wtedy i sprzymierza się z tym, co się wydaje spra-
wiedliwe, i g ód, i mróz, i wszelkie takie inne rzeczy znosić gotów, póki nie
zwycięży. N i e z oży broni, póki swego nie dojdzie albo nie zginie; chyba D
15
że go rozum, który w nim jest, odwo a i u agodzi go tak, jak pasterz psa .
- Tak jest - powiada - to jest bardzo podobne do tego, co mówisz. I my-
śmy też w naszym państwie pomocników, tak jak psy, poddali pod w adzę
rządzących, że to niby pasterze miasta.
1 5
Z n o w u poetycka personifikacja gniewu, który się sprzymierza z i n t e l e k t e m , a nigdy jakoby
nie sprzymierza się z żądzami przeciw intelektowi. Adejmant jest jeszcze bardzo niedoświad-
czony, jeżeli nie zauważy tych m o m e n t ó w , w których się cz owiek bardzo spragniony gniewa na
w asny rozum, że mu n i e o d p a r t y c h p r a g n ie ń od r a dza. Przychodzą nowe a r g u m e n t y za t y m ,
że t e m p e r a m e n t (gniew) jest czymś innym niż pożądliwość i rozum.
142 Platon, Państwo
440 D
- Ty p i ę k n i e wnikasz w to, co ja chcę powiedzieć. Ale czy oprócz tego
E rozumiesz taką rzecz?
- Jaką?
- Że się n a m t e m p e r a m e n t p r z e d s t a w i a w pr o st p r z e c i w n i e niż p r z e d
chwilą. P r z e d t e m się nam zdawa o, że to jest pewna pożądliwość, a teraz
mówimy, że daleko do tego; on w chwili rozterki wewnętrznej staje się bro-
nią w ręku po stronie intelektu.
- Ze wszech miar - powiada.
- Więc czy on jest czymś różnym także od intelektu, czy też to jest pew-
na postać intelektu, tak że dusza mia aby w sobie nie trzy, ale dwie posta-
441 cie: intelekt i pożądliwość. Czy też tak jak w państwie sk adają się na nie
trzy rodzaje: zarobkujący, p o m o c n i c y i radcy, tak i w duszy istnieje t e n
czynnik trzeci - t e m p e r a m e n t i to jest naturalny pomocnik intelektu, jeżeli
się nie popsuje pod wp ywem z ego wychowania.
- Musi być - powiada - to trzecie.
- Tak - mówię - jeżeli się tylko t e m p e r a m e n t okaże czymś różnym od in-
telektu; tak jak się okaza czymś innym niż pożądliwość.
- Ależ to się - powiada - okaże bez trudności. Toż przecie i u ma ych
dzieci można to zobaczyć, że zaraz po urodzeniu bywają p e n e gniewu (to
objaw t e m p e r a m e n t u ) , a do rozumu jedne, mnie się przynajmniej tak wyda-
B je, nigdy nie dojdą, a większa ich część kiedyś batdzo pózno.
- Na Zeusa - podchwyci em - dobrześ powiedzia . A u zwierząt też moż-
na zobaczyć, że to tak jest, jak mówisz. A oprócz tego i ten wiersz Homera,
któryśmy gdzieś tam przedtem przytoczyli, będzie też za tym świadczy :
W pierś się uderzy i serce poskramia s owy mocnymi.
Tutaj to jasne, że tu u Homera coś innego przygania czemuś inne m u, to, co
C rozumuje na temat tego, co lepsze i gorsze, przygania temu, co się gniewa
bezmyślnie.
- Zup e n ie - powiada - s usznie mówisz.
XVI - Więc tośmy - doda em - z ciężką biedą przep ynęli i już się jako tako
zgadzamy, że te same rodzaje, które są w państwie, te same tkwią i w duszy
16
każdego cz owieka, i jest ich tu i tam tyle samo .
1 6
Rozwijanie analogii między budowa, ustroju p a ń s t w o w e g o a strukturą duszy l u d z k i e j . Po-
s zc z egó l n e zalety państwa i zalety j e d n o s t k i ludzkiej odpowiadają sobie i jest ich tyle s a m o .
Sprawiedliwy cz owiek to ten, w którym rozum bez trudu panuje nad żywym t e m p e r a m e n t e m
i silnymi, licznymi pożądliwościami. Jeszcze raz Platon spostrzega, jakie to n ie o c ze k i w an e poję-
cie sprawiedliwości, więc uspokaja i siebie, i czytelnika powo aniem się na zwyczaj mowy potocz-
nej. Przecież tak scharakteryzowany cz owiek to w aśnie ten sprawiedliwy z mowy po t ocz n e j.
Bo przecież nie oszuka nikogo, nie okradnie, nie ok amie, nie zdradzi, nie opuści. To więcej niż
wątpliwe, bo z n a m y wysoce inteligentnych przestępców, których t e m p e r a m e n t nie ponosi, i oni
umieją swoje zachcianki chwilowe poddawać r oz u m ne j rozwadze, kiedy tygodniami ca ymi robią
podkopy pod skarbce bankowe albo latami ca ymi gromadzą środki p o tr z e b n e do zbrodni. To nie
dlatego, że są ograniczeni. Mają serce n i e d o b r e i w tym ich niesprawiedliwość. N i e w rozterce
Księga IV
441 C
143
- Jest tak.
- Prawda, że teraz już z konieczności wynika to, że jak i przez co pań-
stwo jest mądre, tak samo i poszczególny cz owiek; przez to samo i on bę-
dzie mądry?
- N o i co?
- I przez co jest mężny poszczególny cz owiek, i w jaki sposób, przez to D
i państwo jest mężne, i to w taki sam sposób. Jeżeli o dzielność chodzi, to
ze wszystkim tak samo z obu stron.
- Koniecznie.
- I sprawiedliwym też, Glaukonie, tak sądzę, powiemy, że poszczególny
cz owiek będzie w t e n sam sposób sprawiedliwy, jak i państwo by o spra-
wiedliwe.
- I to tak być musi, koniecznie.
- A tegośmy chyba nie zapomnieli, że państwo by o sprawiedliwe przez
to, że każdy z tych trzech rodzajów, jakie w nim by y, robi swoje.
- Zdaje się - powiada - żeśmy nie zapomnieli.
- To zapamiętajmy sobie i to, że i każdy z nas, jeżeli każdy z jego trzech
czynników w e w n ę t r z n y c h b ę d z i e robi swoje, b ę d z i e w t e d y sprawiedliwy
i będzie też robi swoje. E
- Bardzo dobrze - powiada - musimy sobie to zapamiętać.
- N i e p r a w d a ż ? I n t e l e k t o w i w adać wypada, bo jest mądry i p o w i n i e n
myśleć z góry o ca ej duszy, a t e m p e r a m e n t pow inien mu podlegać i być
z nim w przymierzu?
- Tak jest.
- Więc czy nie jest tak, jakeśmy mówili, że po ączenie muzyki i gimna-
styki potrafi te czynniki zharmonizować; j e d e n napnie, podniesie go i na-
karmi s owem pięknym i nauką, a drugi zwolni i opuści nieco z pomocą na- 442
pomnień, i ob askawi go harmonią i rytmem?
- Ca kowicie tak - powiada.
- I te dwa pierwiastki tak prowadzone wyuczą się naprawdę robić to, co
do nich należy; dobrze wychowane, będą w ada y pożądliwością, której jest
najwięcej w duszy każdego, a taka już jej natura, że nie nasycą jej ż a d n e
skarby. T a m t e dwa pierwiastki będą na nią uważa y, żeby się nie syci a
r o z k o s z a m i , k t ó r e się nazywają c i e l e s n e , bo jak się p r z e z to r o z r o ś n i e
i wzmoże na si ach, to przestanie robić swoje, a zacznie brać za eb i będzie
próbowa a rządzić tym, nad czym jej żadna w adza nie przypada z natury, B
i ca e życie zbiorowe do góry nogami wywróci.
- Tak jest - powiada.
wew nętrznej. Platon powiedzia by o nich, że są g upi, m i m o wszystko mylą się w ocenie wartości
życia. Z n a m y też w y p a d e k cz owieka sprawiedliwego, k t ó r e m u rozum mówi : uciekaj z więzie-
nia, czego będziesz tu czeka , przecież droga otwarta, ale na przeszkodzie mu stanę y uczucia
wstydu, ambicji i p e w n e pragnienie - trudno wiedzieć, czy r o z u m n e - pragnienie śmierci. Ta roz-
terka wewnętrzna, tak żywo opisana w Ktitonie i w Fedonie, nie uję a mu nic ze sprawiedliwości.
Więc chyba nie każda rozterka w e w nę t r z na będzie objawem niesprawiedliwości. T r z e b a Plato-
nowi zostawić jego intelektualizm etyczny odziedziczony po Sokratesie.
144 Platon, Państwo 442 B
- A czy przed nieprzyjació mi z zewnątrz też te dwa czynniki nie potrafią
byó najpiękniejszą ochroną dla ca ej duszy i dla ca ego cia a? Jeden, który
się zastanawia i robi plany, a drugi, który walczy, ale s ucha czynnika rzą-
dzącego i mężnie jego plany wykonywa.
- Jest tak.
- I mężnym, tak uważam, nazywamy każdego, u kogo ta część, tempera-
C ment, zachowuje poprzez bóle i poprzez rozkosze to, co int ele kt w swoim
rozkazie wyznaczy jako straszne i niestraszne.
- S usznie - powiada.
- A mądrym nazywamy każdego dzięki tej ma ej cząstce, która w nim pa-
nuje i wszystko w swych rozkazach wyznacza, bo ona ma w sobie wiedzę
0 tym, co jest pożyteczne dla każdej z trzech części z osobna i dla ca ości,
którą one wspólnie tworzą.
- Tak jest.
- No cóż. A rozważnym czy nie nazywamy cz owieka za przyjazń i zgod-
ność tych samych jego części, kiedy czynnik w nim rządzący i dwa czynniki
D rz ą d zo ne zgadzają się w sobie na to, że i n t e l e k t po winien rządzić, i one
z nim nie zrywają dobrych stosunków?
- Rozwaga - powiedzia - nie jest niczym innym, tylko tym. Z arów n o
w państwie, jak i u cz owieka prywatnego.
- A sprawiedliwym będzie cz owiek przez to i w ten sposób, jakeśmy to
często mówili.
- Tak musi być, koniecznie.
- No cóż? - do d a em - czy powinna by nam sprawiedliwość opaść z si
1 jakoś inaczej wyglądać w poszczególnym cz owieku, niż wygląda a w pań-
stwie?
- Ja myślę, że nie powinna - powiedzia .
E - Ale może w ten sposób moglibyśmy się w naszym stanowisku umocnić,
jeżeli się jeszcze u nas w duszy czai jakaś wątpliwość, że pogląd nasz zesta-
wimy z poglądami potocznymi.
- Z jakimi?
- Na przyk ad, gdyby sz o o nasze zdanie o tym państwie i co myślimy
o cz owieku podobnej konstytucji, jak i o podobnym wychowaniu, to gdyby
sz o o depozyt z ota albo srebra, czy ktoś taki móg by go sprzeniewierzyć?
Czy móg by ktoś takiego cz owieka posądzać o to raczej niż ludzi innych
z natury i wychowania?
443 - Ż a d n e by go nie spotka o posądzenie - powiada.
- Nieprawdaż? I świętokradztwa, i z odziejstwa, i zdrady, w życiu pry-
w a t n y m w stosunku do ludzi bliskich albo w publicznym w s t o s u n k u do
państw, by yby najdalsze od takiego cz owieka?
- Najdalsze.
- I ani na w os nie nadużywa by zaufania, czyby to o przysięgi sz o, czy
o inne umowy.
- Jakżeby zaś?
Księga IV
443 A 145
- I cudzo óstwo, i zaniedbania rodziców i s użby bożej raczej na każdego
innego patrzą niż na takiego cz owieka.
- Na każdego innego, doprawdy - powiada.
- N i e p r a w d a ż ? Z tego wszystkiego przyczyna ta, że każdy z jego czyn- B
ników wewnętrznych robi swoje, jeżeli chodzi o w adzę i o uleganie w adzy?
- To w aśnie, a nie coś innego.
- Więc czy szukasz jeszcze czegoś innego, czym by mog a być sprawiedli-
wość, a nie tą w aśnie si ą, która tak dysponuje ludzi i państwa?
- Na Zeusa - powiada - ja nie szukam.
- Więc nam się ziści nasz sen; to przypuszczenie, k t ó r e ś m y wypowie- XVII
dzieli, że jak tylko zaczniemy zak adać państwo, to z pomocą któregoś boga
gotowiśmy się zaraz natknąć na początek i pewien zarys sprawiedliwości C
- Ze wszech miar.
- A to by o, Galukonie, p e w n e widziad o sprawiedliwości, ale bardzo się
nam przyda o to, że cz owiek, który jest szewcem z natury, najlepiej zrobi,
jeżeli zostanie przy swoim kopycie i nic innego nie będzie próbowa , a cie-
śla, żeby się ciesio ką bawi , i inni tak samo.
- Widocznie.
- A na prawdę sprawiedliwość jest, zdaje się, czymś w tym rodzaju, ale nie D
polega na zewnętrznym dzia aniu czynników wewnętrznych cz owieka, tylko
na tym, co się w nim samym z tymi c z y n n i k a m i dzieje. Na tym, że on nie
pozwala, żeby którykolwiek z nich robi mu w duszy to, co do niego nie na-
leży, ani żeby spe nia kilka różnych funkcji naraz. Taki cz owiek urządzi
sobie gospodarstwo w e w n ę t r z n e , jak się należy, panuje sam nad sobą, utrzy-
muje we w asnym wnęt rz u ad, jest dla samego siebie przyjacielem; zharmo-
nizowa swoje trzy c z y n n i k i w e w n ę t r z n e , jakby trzy s t r u n y d o b r z e wspó -
brzmiące, najniższą, najwyższą i środkową, i jeżeli pomiędzy tymi są jeszcze
jakieś inne, on je wszystkie związa i sta się ze wszech miar jedną jednostką, E
1 7
Ścis a specjalizacja z a w o d o w a by a tylko o b r a z e m , w i d z i a d e m , o b j a w e m sprawiedliwości.
Sprawiedliwość sama polega w cz owieku na zgodzie rozumu z t e m p e r a m e n t e m i z żądzami. Jak
czytamy w tym miejscu, cz owiek sam musi te wszystkie trzy czynniki w sobie samym regulować
i uzgodnić, inaczej będzie niesprawiedliwy.
Sprawiedliwość pojmuje Platon jako p e w i e n idea e g o c e n t r y c z n y , nie sp o eczny. Bądz spra-
wiedliwy! nic znaczy u niego: szanuj interesy drugich ludzi. Znaczy zaś: szanuj w asną równowagę
wewnętrzną. Bądz sprawiedliwy! znaczy: dbaj o siebie samego, o w asny porządek w e w n ę t r z n y ,
o p i ę k n o w asnej duszy. Z a p e w n e , że nie p o w i n i e n e ś nikogo krzywdzić, ale dlaczego w aściwie?
Dlatego, że to ciebie samego szpeci: pożądać cudzego dobra wbrew rozumowi. Szanuj się!
Przebija się w tym znowu usp os obieni e schizotymiczne, bliskie a u t y z m u . Introwersja. Kult
w asnej duszy, wzgląd na drugich na drugim miejscu, jako środek, a nie jako cel. To samo spoty-
kamy pózniej u stoików, u epikurejczyków, u cyników, wszędzie, gdzie tylko sięgną wielki cień
postaci Sokratesa z dialogów platońskich. I to samo mamy w chrześcijaństwie; idea em etycznym
- s pe n ian ie woli bożej i szukanie w asnego zbawienia na tej drodz e. S użba ludziom tylko środ-
kiem do tego celu. Blizniego kocha chrześcijanin - jeżeli go kocha - tylko dlatego, że mu to Bóg
nakaza , a nie dla niego samego, i czyni d obrze bliznim, bo szuka w asnego zbawienia. Jeżeli
c h c e być doskona ym, porzuca ojca i m a t k ę , i wszystkich bliznich, a s uży Bogu, pracując tylko
nad w asną duszą w o d o s o b n i e n i u klasztornym. A oro, gdzie biją spisane zród a tej postawy we-
wnętrznej. Tu taj i u pitagorejczyków.
146 Platon, Państwo 443 E
a nie jakimś zbiorem wielu jednostek. Opanowany i zharmonizowany postę-
puje też tak samo, kiedy coś robi, czy to gdy majątek zdobywa, czy o w asne
cia o dba, albo i w jakimś wystąpieniu publicznym, albo w prywatnych umo-
wach, we wszystkich tych sprawach i dziedzinach on uważa i nazywa spra-
wiedliwym i p i ę k n y m każdy taki czyn, który tę jego równowagę zachowuje
i do niej się przyczynia. Mądrością nazywa wiedzę, która takie czyny dyk-
tuje. N i es p r a w i e dli w y m nazywa czyn, który tę jego h a r m o n i ę w e w n ę t r z n ą
444 psuje, a g upotą nazywa mniemanie, które znowu takie czyny dyktuje.
- Ze wszech miar - powiada - prawdę mówisz, Sokratesie.
- No to dobrze - doda em. - Więc gdybyśmy powiedzieli, żeśmy już zna-
lezli, co to jest cz owiek sprawiedliwy i państwo sprawiedliwe, i czym jest
sprawiedliwość w nich zawarta, to myślę, żebyśmy się chyba nie bardzo po-
mylili.
- Ależ nie, na Zeusa - powiada.
- Więc powiemy, że tak?
- Powiemy.
XVIII - N i e c h ż e będzie - mówię. A teraz myślę, trzeba wziąć pod uwagę nie-
8
sprawiedliwość ' .
- Jasna rzecz.
- Nieprawdaż. To musi być rozpad i walka wewnętrzna p e w n ego rodzaju
B między tymi trzema pierwiastkami, i ączenie wielu funkcji w j e d n y m ręku,
i zajmowanie się nie swoimi rzeczami, i b unt jakiejś części przeciwko ca ości
duszy. T e n b unt zmierza do tego, żeby w niej w adzę obję o nie to, co w a-
dać powinno, ale pierwiastek takiej natury, że powinien podlegać czynnikom
urodzonym do w adzy. Zgodzimy się, myślę, że to coś takiego; że zamiesza-
nie i b ąkanie się tych pierwiastków to jest niesprawiedliwość i rozpusta,
i tchórzostwo, i g upota, i w ogóle wszelkie pod e rysy charakteru.
- Tak, to jest to samo - powiada.
C - Nieprawdaż - doda em - więc i postępowanie niesprawiedliwe, i wyrzą-
dzanie krzywd, i z drugiej strony postępowanie sprawiedliwe, to wszystko
jest już teraz ca kowicie jasne, skoro jasna jest niesprawiedliwość i sprawie-
dliwość.
- Jak to, niby?
- Tak to - doda em - że to się niczym nie różni od tego, co zdrowe i co
zdrowiu szkodzi. To w ciele, a tamto w duszy.
- W jakim sposobie? - mówi.
- To przecież, co zdrowe, to zaszczepia zdrowie, a to, co zdrowiu szkodzi
- chorobę.
- Tak.
1 8
Jasna rzecz, że niesprawiedliwość wypada teraz jako przeciwieństwo sprawiedliwości. To jest
nieporządek, dezorganizacja wewnętrzna. P o d o b n i e jak choroba w ciele. Platon nadzwyczajnie
odgad psychopatyczne t o sk onności przestępczych, co zdają się potwierdzać wspó czesne bada-
nia kryminologiczne.
Księga IV
444 C 147
- Nieprawda? I postępowanie sprawiedliwe zaszczepia sprawiedliwość,
a niesprawiedliwe niesprawiedliwość?
- Koniecznie. D
- A zaszczepiać zdrowie, to znaczy nadawać cia u pewien ustrój naturalny,
aby w nim w ada o i podlega o to, co z natury powinno jedno lub drugie ro-
bić, a w cho ro bi e zaczyna się w ad an i e i uleganie czynników cielesnych
przeciw naturze.
- Ca kiem tak - powiada.
- Zatem dzielność to by oby pewnego rodzaju zdrowie i piękność, i dobra E
forma duszy, a z y charakter to choroba i brzydota, i niedomaganie.
- Jest tak.
- A czy i piękne postępowanie prowadzi do dzielności, a brzydkie do z e-
go charakteru?
- Koniecznie.
- Na koniec, zdaje się, że zostaje nam już tylko to rozpatrzyć, czy się XIX
op aca postępować sprawiedliwie i pięknie, i być sprawiedliwym - czy tam 445
ktoś wie o tym, czy nie wie - czy też lepiej wychodzi cz owiek niesprawie-
dliwy i krzywdziciel, jeżeli tylko u n i k n i e kary i nie poprawi się pod jej
19
wp ywem .
- Ależ, mój Sokratesie - powiada - mnie się przynajmniej tak wydaje, że
to by by o już śmieszne rozważanie, bo jeżeli się komuś natura cia a popsu-
je, to nie warto mu żyć, choćby mia wszelkie możliwe pokarmy i napoje,
i wszelkie bogactwo, i w adzę, a kiedy mu się pomiesza i zepsuje natura
w aśnie tego pierwiastka, dzięki któremu żyjemy, to czyż warto mu będzie B
żyć, choćby nawet i robi , co by chcia , wszystko inne, a tylko nie to, przez
co by się pozbyć móg z ego charakteru i niesprawiedliwości, a zdobyć sobie
sprawiedliwość i dzielność, skoro pokaza o się, że je d n a i druga jest tym
i taka, jakeśmy to o nich mówili.
- Tak, to śmieszne - doda em. - Ale jednak, skorośmy już tu doszli, nie
trzeba ustawać na si ach, aby jak tylko można najwyrazniej dojrzeć, że to
tak jest.
- Ależ, na Zeusa - mówi - nie trzeba się nawet wahać.
- Więc chodz tu - powiadam - abyś zobaczy , ile to postaci ma z y charak- C
ter, tak mi się przynajmniej wydaje; to warto zobaczyć.
1 9
T y m samym o d p o w i e d z na pytanie Adejmanta z księgi II dobiega końca. Sokrates pokaza ,
czym jest w jego rozumieniu sprawiedliwość w państwie i w poszczególnym cz owieku, a skoro
się pokaza o, że to jest zdrowie i p i ęk ność duszy, i jej stan w aściwy, to nie trzeba się szeroko
rozwodzić nad tym, czy ona się op aca, czy nie. Wiadomo, że się op aca sama przez się k a ż d e m u ,
k o m u zależy na zdrowiu i piękności w asnej duszy - bez względu na nagrody z zewnątrz, na opi-
nie i pochwa y od ludzi.
Więc tu mog oby się Państwo skończyć, bo zamierzony program zosta wyczerpany w aściwie.
J e d n a k ż e Sokrates ma o c h o t ę mówić jeszcze o z ych rodzajach charakterów i ustrojów państwo-
wych, skoro dobry ustrój duszy i państwa już opisa . T e n dobry ustrój państwa nazywa króle-
s t w e m lub arystokracją. Z ych ustrojów jest niezmiernie wiele, z tych cztery postanawia Sokrates
omówić szczegó owo.
148 Platon, Państwo 445 C
- Ja idę za tobą - powiada. - Mów tylko.
- Tak jest - mówię. - Ja widzę jakby z wieży strażniczej, kiedyśmy aż tu,
tak wysoko zaszli w rozważaniach, że jedna istnieje postać dzielności, a nie-
przebra na ilość z ych charakterów. Pośród nich p e w n e cztery, o których
warto wspomnieć.
- Jak to rozumiesz? - mówi.
- Ile jest postaci ustrojów państwowych, tyle gotowo być rodzajów cha-
rakteru duszy ludzkiej.
- A ileż to?
D - Pięć - mówię - jest rodzajów usttoju i pięć charakterów.
- Mów - powiada - które to.
- M ó w i ę - odpowiedzia em - że j e d e n rodzaj ustroju to by by ten, któ-
ryśmy przeszli, a on może się nazywać dwojako. Bo jeśli między rządzący-
mi jest na pierwszym miejscu j e d e n cz owiek, taki ustrój może się nazywać
królestwem, a jeśli jest tych ludzi więcej, to arystokracja.
- To prawda - mówi.
E - Ja mówię - doda em - że to jest jedna postać. Bo ani większa ilość, ani
j e d e n cz owiek z pewnością nie naruszy ważniejszych praw państwa, jeśli
będzie mia tę kulturę i to wychowanie, któreśmy przeszli.
- N i e wygląda na to - powiedzia .
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Ksiega IV Ps?6Platon Panstwo Ks IIV BUDZET PANSTWA I JSTkoncepcja panstwa platonWychowanie dzieci i mlodziezy w Państwie PlatonaIdeał państwa według Platona podłoże historyczne26 IV Państwowy dług publicznyPlatońska koncepcja panstwaPlaton Teoria państwazlota ksiegaHistoria państwa i prawa Polski Testy Tablicerola konstytucji w państwiewięcej podobnych podstron