NF 2005 03 obiekty pożądania


Nina Kiriki Hoffman
Obiekty pożądania

Każdy już miał skiulisa. Ja też chciałam go mieć, aż do bólu. Nie znałam się na modzie. Ale nie znosiłam sytuacji, kiedy trzy z moich przyjaciółek dostawały czarne wysokie buty ze świecącymi błyskawicami, a ja nie. Ale tak naprawdę to właściwie czemu miałabym się tym przejmować? Zupełnie, jakby jakiś chip w mojej głowie nagle włączał się i mówił: "Chciej tego". Tak mnie to drążyło, aż zaczynałam jęczeć: "Mamo, kup mi".
Mama zaś zwykle po prostu dawała mi, co chciałam, ale od czasu zmniejszenia zakresu obowiązków w pracy nie mogła już sobie pozwolić na spełnianie moich zachcianek.
Czasami rozmawiała ze mną o problemach światowych, prawdach uniwersalnych, o tym, że jesteśmy drobną cząstką czegoś ogromnego i musimy współpracować z całą resztą, żeby wszystko szło, jak należy, i kiedy słuchałam dostatecznie uważnie, potrafiłam wyłączyć mój chip od chcenia.
Czasem mama po prostu mówiła:
- Kirby, przestań.
Ale chip dalej wysyłał sygnał "chciej". I trudno go było zignorować.
No więc w szkole zaczęto pokazywać się ze skiulisami. To taka jakby krzyżówka między łasicą a kotem: skiulisy mają okrągłe łebki ze ślicznymi szpiczastymi uszkami i wielkimi oczami, cienkie łapki, którymi trzymają się ramienia właściciela, i długie ciałka zginające się, kiedy zginasz rękę w łokciu. Skiulisy bywały rozmaitych maści, na zamówienie, na przykład Malinka, Obwody Drukowane albo Morska Fala. Były dostatecznie mądre, żeby aportować, otwierać szafki i szuflady, uczyć się zabawnych sztuczek i wypełniać nieskomplikowane polecenia. Produkowano dla nich specjalną karmę, dzięki której były łagodne i posłuszne. FPA gwarantowało, że nie da się ich używać jako broni.
Bardzo prędko większość moich przyjaciółek i mnóstwo innych dzieciaków chodziło sobie, mając łebek skiulisa na jednym z ramion, pogrubionym przez ciałko zwierzątka. Ludzie wyglądali jak mutanty. Honto świetne mutanty, naprawdę cool.
Najlepsze marki skiulisów miały opcji na maksa. Można było skomponować na komputerze układ kolorów i firma robiła tak umaszczonego skiulisa. Wybierało się dodatkowe umiejętności, takie jak: "wydaje muzykalne dźwięki" albo "spełnia funkcję budzika". Moja przyjaciółka Pati dostała skulisa, który przytrzymywał jej ekran przy czytaniu i przesuwał tekst, kiedy kiwała głową.
Początkowo nie chciałam mieć skiulisa. Były zbyt dziwaczne i trochę niesamowite.
Ale kiedy już prawie każdy w moim otoczeniu miał swojego, zaczęłam czuć się dziwnie bez miłego łebka na pogrubionym ramieniu i pary podobnych do klejnotów oczu obserwujących wszystko wokół. Czułam się zdeformowana. Ucieszyłam się więc, kiedy babcia dała mi na urodziny skiulisa.
Przyjęcie z okazji moich czternastych urodzin w żaden sposób nie przypominało poprzedniego. Mamie skrócono czas pracy i musiała brać dodatkowe zajęcia, więc nie można było urządzić wielkiej imprezy i zaprosić masy przyjaciół.
Mama, babcia i ja siedziałyśmy przy kuchennym stole. Mamie udało się zdobyć dość mięsa, żeby zrobić mój ulubiony gulasz wołowy, a babcia upiekła mały kwadratowy torcik z poziomkowym lukrem. Co i tak było niesłychane w porównaniu z codziennymi podstawowymi racjami. Niezależnie od tego, jak je zabarwią i uformują, podstawowe racje i tak zawsze smakują jak tektura.
Po obiedzie, torcie i powiedzeniu sobie nawzajem, jakie wszystko było pyszne, otworzyłam dwa prezenty. Jednym był nowy pisak o ciepłowrażliwej skórce, która zmieniała kolor, a drugim srebrna koszula z hologramem mojej ulubionej kapeli. Oba naprawdę mi się podobały. Zdławiłam cichutki głosik, który gdzieś tam w środku mnie jęczał, że nie dostałam nic więcej. Powiedziałam "dziękuję" wiele razy, poprzytulałam prezenty, no i tyle.
A potem babcia wyciągnęła spod stołu klatkę-nosidełko. Dobiegał z niej zapach cytryny i kadzidła.
Postawiła klatkę przede mną.
Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Wiedziałam, że nie możemy sobie pozwolić na to, czego tak naprawdę chcę. Może zdobyła dla mnie kociaka. W porządku. To znaczy -jeśli mama pozwoli. Musiałabym znaleźć trochę więcej pracy po szkole, żeby kupować kocie żarcie.
Pochyliłam się nad stołem i otworzyłam drzwiczki ozdobionej kokardą klatki.
Skiulis wyszedł powoli. Najpierw wydało mi się, że jest szary i poczułam się trochę rozczarowana. W szkole największe wzięcie miały te jaskrawo umaszczone: turkusowe, cukierkowo różowe, jadowicie zielone w błękitne pasy. W porównaniu z nimi mój wyglądał burasowato.
Ale wtedy światło przesunęło się po jego futerku i zobaczyłam, że jest w delikatnym odcieniu lawendy. Wielkie oczy płonęły czerwonopomarańczowo. Przednie łapki wyglądały jak malutkie czarne rączki. Wyszedł... wyszła na stół pomiędzy rozsypane drobiazgi i podarte opakowania od prezentów, usiadła i wpatrzyła się we mnie.
Też się zagapiłam. Zastanawiałam się, o czym myśli. Co sobie myśli zwierzątko postawione przed nowym właścicielem? Może: "Muszę spędzić z tobą resztę życia, czy tego chcę, czy nie." A może: "Zabaw mnie." Albo po prostu: "A niech to!"
Wyciągnęła do mnie maleńką czarną rączkę. Zmieszana też uniosłam rękę i powoli wyciągnęłam ją przed siebie. Skiuliska dotknęła mojej ręki. Łapka była mała, twarda i gorąca. Zamrowiło mnie od dotknięcia. Stworek zaświergotał, przeskoczył mi przez dłoń i objął moje ramię, umieszczając łebek przy mojej głowie. Cytrynowy zapach wzmógł się na chwilę i znów osłabł. Czubeczek różowego języczka wysunął się z pyszczka. Pomarańczowe oczy wpatrywały mi się w twarz z tak bliska, że aż poczułam się nieswojo.
Wydawało się, że prawie nic nie waży. Uścisk łapek wokół mojego ramienia przez chwilę wydawał się czymś dziwnym, ale zaraz przestałam go zauważać. Odwróciłam się do babci.
- Dziękuję... - szepnęłam. - Dziękuję.
- Och, jak to dobrze - powiedziała. - Miałam nadzieję, że ci się spodoba. - Zawahała się, po czym wyjaśniła: - To nie jest żadna znana marka.
Najlepsze skiulisy na rynku miały na tylnych nóżkach siedmioramienne gwiazdki. Były jeszcze dwie inne znośne marki, ale potem to już była szara strefa podrabianych skiulisów. "Firmy krzak" produkowały marne wersje. Słyszałam o różnych skiulisopodobnych podróbkach i problemach z nimi. Nie chciałam myśleć o tym akurat we własne urodziny, skoro babcia dała mi najlepszy możliwy prezent.
Moja skiuliska miała znaczek nieznanej mi marki, małą błękitną spiralę niemal schowaną w srebrnolawendo-wym futerku na tylnej nóżce.
- Jest w porządku - powiedziałam.
- Nie ma tych wszystkich wymyślnych dodatków... - ciągnęła zatroskana.
- Babciu, jest świetna - zapewniłam ją. - Idealna. Dziękuję.
Z bliska widziałam teraz, że futerko skiuliski ma tygrysi wzór bardzo delikatnie błękitnych pręgów na srebrno-lawendowym tle. Wyglądała jak bledsza wersja skiulisów, jakie widywałam, i uznałam, że jest wręcz honto świetna.
- Jak ją nazwiesz, Kirby? - zapytała mama.
W jej głosie dał się słyszeć znajomy nerwowy ton. Babcia znowu zrobiła coś istotnego, czego z nią nie uzgodniła. Mama była wkurzona. Ale w moje urodziny nie chciała robić się na niedobrą.
Pogłaskałam palcem czubek skiulisowego łebka. Stworek przymknął oczy i ćwierknął.
- Ma na imię Vespa - powiedziałam cichutko.
Vespa otworzyła oczy i zajrzała w moje. Ćwierkała teraz głośniej. Nie przypominałam sobie, żeby skiulisy moich przyjaciółek wydawały takie dźwięki, ale robiło mi się od nich ciepło i dziwnie.
- Vespa? - zdziwiła się mama. - Tak jak skuter?
- Hm? Nie wiem, o co ci chodzi. Ona po prostu tak się nazywa.
- Aha - uśmiechnęła się i pokręciła głową. Spojrzałam na babcię.
- Jest jakaś instrukcja? Jak mam się nią zajmować? Czym karmić?
Myślałam o specjalnej karmie, jaką moje przyjaciółki dawały swoim skiulisom: takie małe, miękkie, brązowe kostki. Zastanawiałam się, czy są drogie. Pewnie bardzo, jak wszystkie produkty na zamówienie. Czy babcia kupiła tego trochę? Czy Vespa jest głodna?
Babcia oblizała wargi; udawała, że nie zauważa oskarżycielskiego spojrzenia mamy.
- Nie ma instrukcji - powiedziała. - Człowiek, od którego ją dostałam, powiedział, że będzie jadła to co ludzie i potrzebuje tylko małego pojemnika z piaskiem do załatwiania swoich potrzeb. Zawsze umożliwiaj jej dostęp do czystej pitnej wody i myj ją mniej więcej raz na tydzień szamponem dla niemowląt. Powiedział... powiedział, że ona sama nauczy cię, czego potrzebuje. - Sięgnęła pod stół, wyciągnęła woreczek kociego żwirku i głęboką plastikową tacę. - To na początek - oznajmiła.
- Dzięki!
Vespa otarła się łebkiem o moją głowę. Futerko miała rozkosznie mięciutkie. Pachniała ślicznie cytryną, kadzidłem i świeżym chlebem.
Z obiadu zostało całkiem niewiele, taki był dobry. Zgniotłam okruchy tortu w kulkę i podałam Vespie. Sięgnęła łapką, wzięła je, obwąchała i zjadła. Zaćwierkała.
- Możesz zatrzymać klatkę - powiedziała babcia.
- Dziękuję, babuniu. Niesamowity prezent. Dziękuję. - Zerknęłam na mamę. - Wezmę trochę więcej roboty jako opiekunka do dzieci. Zarobię na jej utrzymanie - zapewniłam ją. - Jest taka malutka, że założę się, nie będzie wymagać dużych wydatków.
Mama zmiękła.
- Och, Kirby, nie o to chodzi.
O cokolwiek chodziło, teraz nie miałam ochoty o tym słuchać. Chciałam tylko cieszyć się moją skiuliską.
- Dziękuję wszystkim za najlepsze w świecie prezenty i świetny obiad - powiedziałam.
Tego wieczoru nawet nie musiałam zajmować się naczyniami. Poszłam do swojego pokoju, zabrawszy podarunki.
Tylko przez chwilę myślałam o stercie prezentów, jaką dostałam w zeszłym roku, kiedy mogłyśmy sobie pozwolić na wielką imprezę, a mama uwielbiała znosić mi wszystko, czego tylko chciałam. Mnóstwo z nich już się do tej pory zniszczyło i przepadło, a część sprzedałam, żeby kupić do szkoły trochę maksymalnie świetnych ciuchów zamiast podstawowych, na jakie mamę było stać.
Miałam zeszłoroczne buty z błyskawicami. Oprócz mnie nikt w klasie już takich nie nosił, ale wciąż je lubiłam, chociaż baterie prawie zdechły i błyskawice migotały tylko podczas deszczu.
Odkąd mama mniej zarabiała, trochę dziwnie było nie nadążać za nowymi trendami. Przyglądałam się sobie z boku, widziałam, jak bardzo chciało mi się czegoś, co mieli inni, a potem, jak bardzo już tego nie chciałam trzy czy cztery tygodnie później, kiedy modne było już coś innego. Czułam, że zaczynam rozumieć, na czym rzecz polega. Aż do chwili, kiedy dopadła mnie totalna zazdrość o skiulisy.
Ale co z tego? Babci się udało! Zdołała zdobyć dla mnie skiulisa, wszystko jedno jak! Już nie musiałam walczyć z pragnieniem.
Zerknęłam na Vespę. Przytulała futrzasty policzek do mojego. Obejrzała pokój tymi swoimi ognistopomarańczowymi oczyskami. Poczułam ciepło w środku.
Co będzie, jeśli wszyscy rzucili się już na coś innego niż skiulisy? Co, jeśli jutro rano jako jedyna będę się obnosić ze swoim?
Vespa obróciła się i zajrzała mi w oczy. Pamiętałam, jak bardzo chciałam mieć skiulisa, choć wiedziałam, że to niemożliwe. Tym razem wolałam, żeby moje chcenie nie zniknęło. Miałam Vespę. Nadal chciałam ją mieć, było to ważne dla nas obu.
Wyciągnęła malutką czarną rączkę i poklepała mnie po policzku. Paluszki miała ciepłe. Chwyciła mnie za ucho, przypatrzyła mu się i mamrotała cichutko, bardziej poćwierkując, niż mrucząc. Na chwilę ścisnęło mnie w gardle. Czułam się zdumiewająco szczęśliwa.
Napełniłam filiżankę wodą z łazienki i pokazałam Vespie. Zeskoczyła mi z ramienia, wypiła trzy pełne filiżanki. Ustawiłam też tacę ze żwirkiem i pokazałam jej. Przyglądała się przez dłuższą chwilę, potem zerknęła na mnie z ukosa. Nie byłam pewna, co o tym myśleć. Co będzie, jeśli nigdy przedtem nie używała żwirku? Czy jest nauczona porządku?
No dobrze, pomyślimy o tym jutro, jeśli będzie trzeba.
Skiuliską wskoczyła mi z powrotem na prawe ramię. Poklepałam się po lewym i po chwili przepełzła mi po plecach i ulokowała się po drugiej stronie. Umyłam zęby i twarz prawą ręką, a ona cały czas siedziała przyczepiona do mnie. Zastanawiałam się, jak będziemy spać, jak mi się uda przebrać w wielkiego T-shirta, w którym sypiałam.
Ale kiedy poklepałam łóżko, Vespa natychmiast zareagowała: zeskoczyła mi z ramienia i zwinęła się w kłębek, obserwując, jak się przebieram. Wsunęłam się do szafy ściennej, żeby powiesić ubranie, a ona w tej samej chwili, gdy zniknęłam jej z pola widzenia, zaczęła wydawać głośne i przenikliwe dźwięki, zupełnie jak alarm przeciwwłamaniowy. Wróciłam na środek pokoju i popatrzyłam na nią.
- Cze, cze! - upomniała mnie. Wyciągnęła do mnie łapkę i ściągnęła brwi. Wyglądała jak władczyni świata.
Czy wszystkie skiulisy tak robią? Żałowałam, że nie mam żadnej dokumentacji. Miałam ochotę zejść na dół, załogować się do Sieci i załapać trochę danych, ale nie chciałam wpakować się na kłótnię między mamą i babcią.
Mogłam nazajutrz spytać kogoś w szkole.
Wślizgnęłam się pod kołdrę i machnęłam na światło. Chwilę później zapaliło się z powrotem. Vespa miała wyciągniętą łapkę. Patrzyła przez chwilę na lampkę, potem na mnie. Jej oczy, podświetlone z boku, wyglądały niesamowicie, jakby pośrodku każdego pływał mały zielony księżyc.
Pobiegła w podskokach po łóżku, aż znalazła się na poduszce obok mojej głowy. Wyciągnęła rączkę, pomachała i pokój ogarnął mrok.
Słuchałam jej oddechu, czułam zapach cytryny, kadzidła i świeżego chleba. Nie mogłam sobie przypomnieć, do jakiego stopnia bystre były skiulisy moich przyjaciółek. Czy takie zwierzątko mogło rozgryźć skomplikowany związek przyczynowo-skutkowy, zobaczywszy tylko raz efekt mojego działania? Może Vespa gdzie indziej nauczyła się sztuczki z wyłączaniem światła.
Zaczęła mruczeć.
Słyszałam rozmaite odgłosy wydawane przez skiulisy, ale nigdy nie spotkałam takiego, który by mruczał. Zanim zaczęłam się nad tym zastanawiać, poczułam się śpiąca. Mruczenie brzmiało tak miło i krzepiąco. Jakby mówiło: "Wszystko na świecie jest w porządku".

Następnego ranka otworzyłam oczy i poczułam na czole łapki Vespy. Chwilę później odsunęła się, aż pomyślałam, że może mi się to przyśniło.
Kiedy wsunęłam się do szafy po szkolne ubranie, poszła za mną. Objęła przednimi i tylnymi łapkami moją nogę i beształa mnie cały czas. Zastanawiałam się, jak zniosę tak wielkie dawki skupionej na mnie uwagi.
Vespa zjadła ze mną śniadaniowe batoniki, pociągnęła też łyk skoncentrowanego soku.
Co miałam robić w szkolę w kwestii żwirku? Może ktoś mi to wyjaśni.
W holu, zanim zaczęły się lekcje, skiulisy ciągle jeszcze były wszechobecne. Pati rzuciła się do mnie i głośno podziwiała Vespę. Przyjrzałam się jej skiulisce, o niemowlęco błękitnych oczach i futerku w różowo--zieloną kratkę. Miała na imię Ramtha. Uświadomiłam sobie, że umaszczenie Vespy podoba mi się o wiele bardziej, chociaż nic na ten temat nie mówiłam. Inni zgromadzili się wokół nas, oglądali markę Vespy i kiwali do mnie głowami, jakbym wreszcie zdołała wślizgnąć się do ich klubu.
Zauważyłam w holu kilkoro dzieciaków z wielkimi jak dłoń czarnymi guzami na kurtkach. Migały na nich barwne znaki, japońskie kana i sanskryt, ale nie tworzyły słów, tylko po prostu przyciągały wzrok.
- Oooo - powiedziała Pati i popędziła, żeby obejrzeć taki guz.
Zauważyłam, że ci z guzami na kurtkach nie mieli skiulisów. Cóż. Właśnie pojawiła się ostatnia nowość, pomyślałam.
Vespa poklepała mnie po czole. Nie przypominałam sobie, żeby którykolwiek ze skiulisów robił coś takiego swojemu właścicielowi. Dziwna sprawa. Jak tylko Pati pobiegła, żeby obejrzeć guzy, w moim mózgu włączył się ten cały "chip od chcenia". Zdawało mi się, że wykończyłam paskudztwo w momencie, kiedy dostałam Vespę. Nic nie mogło przecież być lepsze od niej.
Głupie czarne guzy, na których nawet nie pokazywały się sensowne wyrazy?
Zobaczyłam, jak Rico uśmiecha się do dwóch dziewczyn wypytujących go o błyskający guz.
Vespa poklepała mnie po czole. I zaraz "chip od chcenia" wyłączył się.
Znajdowałam się przecież w szkole, a nie odrobiłam wszystkich lekcji, bo z okazji urodzin nie zmuszałam się do nauki tych przedmiotów, których nie znosiłam. Zignorowałam nowość w postaci błyskających guzów i przepchnęłam się w stronę pracowni.

Po lekcjach Pati, Arco i ja spacerowałyśmy po śródmiejskiej galerii handlowej i oglądałyśmy wystawy. Obie dziewczyny weszły do "Wszystko Się Liczy", żeby obejrzeć pasy. Ja nie wchodziłam, chociaż uwielbiam ten sklep. Zawsze widuję tam różne rzeczy, które chcę mieć... i chcę... i chcę... i nie mogę sobie na nie pozwolić. Łatwiej było zostać na zewnątrz i nie wiedzieć, co mnie omija. Więc poszłam dalej i zajrzałam do części spożywczej. To też nie był najlepszy pomysł. Vespa i ja zjadłyśmy na lunch trzy batony, więc nie byłam głodna. Ale zobaczyłam ekierki z bitą śmietaną i czekoladą. Chcę.
Vespa poklepała mnie po czole.
Nie chcę.
Nawet jeśli prawie czułam w ustach bitą śmietanę, lekkie łuszczące się ciasto, czekoladową skorupkę na wierzchu...
Vespa znów mnie poklepała i przestałam czuć ślinkę w ustach.
Oszołomiona zawędrowałam do "Wszystko Się Liczy". Szklane kolczyki z oczami. Wisiorki ze stalowych bryzgów, podzwaniające i rzucające błyski światła. Ozdobne obuwie pokryte kolorowymi klejnocikami. Rękawiczki pocięte według najnowszej mody. Kostkowe łańcuszki, niby-kolczyki do nosa i łuków brwiowych, i cały rząd szerokich skórzanych pasów nabijanych miedzianymi i stalowymi ozdobami.
Chcę.
Klep, klep. Nie chcę.
- Zobacz - zawołała Pati, pokazując mi pas ze złotą siatką i zielonymi klejnocikami.
- Ładny - powiedziałam, gdy owijała go sobie w talii. Jej skiuliska raczej nie zwracała na nic uwagi.
- Nie, naprawdę. Czy to mój styl? - pytała Pati.
- To cała ty - odparła Arco. - Ja? A co myślisz o tym? - Uniosła szal w koncentryczne czarne i czerwone koła i okręciła nim swoje jasne włosy z pomarańczowymi pasmami. - Moi? - Jej jasnożółty skulis, pasiasty jak tygrys, też wydawał się zupełnie obojętny.
- Def - odparła Pati.
Ostatnio, kiedy byłam tu z Pati i Arco, byłam tak zazdrosna o ich kredyty, że nie potrafiłam jasno myśleć. Przymrużyłam oczy i obejrzałam Arco.
- Nie - powiedziałam. - To nie to.
- Nie honto? - spytała.
- Zbyt dołujący - odparłam. Kolory szala gasiły ją. - Ty jesteś bardziej w górę.
- Uhm - powiedziała i odłożyła szal.
Obie z Pati przymierzały jeszcze w sklepie inne rzeczy. Przyglądałam im się i co jakiś czas czułam na czole łapkę Vespy, prawie zanim się orientowałam, że znowu robię się chora od chcenia. I zaraz odechciewało mi się. Czułam się trochę oszołomiona, ale jednocześnie było mi dziwnie dobrze.
Wyszłam na zewnątrz i stanęłam przed wystawą sklepu z wyrobami ze skóry. Wisiał tam żakiet z niemowlęco błękitnego zamszu, który "chodził za mną" od dwóch tygodni. Patrzyłam na niego i nic nie czułam, chociaż Vespa wcale nie dotykała mojego czoła.
Musiałam przysiąść.
Co ta skiuliska mi robi?
Zerknęłam na nią. Kręciła łebkiem, obserwując przechodzących ludzi. Wydawało się, że wszystko ją fascynuje.
Ja też patrzyłam. Większość nosiła się ze skiulisem uczepionym ramienia. Prawie wszystkie stworzonka sprawiały wrażenie pogrążonych w transie, oszołomionych lub śpiących. Żadne nie poklepywało właściciela po czole. Wyglądały jak... ozdoby.
- Kto ty jesteś? - szepnęłam do Vespy.
Długo wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi i pomarańczowymi oczami.
Potem Pati i Arco wyszły ze sklepu obładowane migotliwymi plastikowymi torbami pełnymi zakupów.
- Chodźmy na ciastka! - zaproponowała Arco i poszłyśmy do części spożywczej.
Pati mi fundowała. Robiła tak od czasu, kiedy mamie zmniejszono zakres pracy. Nigdy nic nie mówiła na ten temat. To dobra przyjaciółka.
Dałam Vespie kawałek czekoladowego ciastka.
- Uch! - powiedziała Pati. - Nie powinnaś tak robić! -Uhm?
- Nie można dawać im ludzkiego jedzenia - wyjaśniła. - Zdychają od tego.
Vespa zjadła swój kawałek ciastka w trzech małych kęsach, a potem oblizała delikatne czarne paluszki i spojrzała na Pati.
- Nie dostałam żadnej dokumentacji - tłumaczyłam. - Babcia powiedziała, że mam ją karmić ludzkim jedzeniem. Tylko to jej dawałam i jak dotąd nie zdycha.
Arco pokręciła głową.
- Bardzo niedobrze. Pierwsze, co piszą w instrukcji, to wielkie ostrzeżenie, żeby nie karmić ich niczym innym, tylko tą karmą w kostkach. - Odkruszyła kawałek pączka z truskawkową konfiturą i podsunęła swojemu skiulisowi, który sapnął i pokręcił łebkiem. - Twoja jest jakaś dziwna.
Pewnie, tylko nie wiedziałam jak bardzo i dlaczego.
- To nie znaczy - powiedziała Pati - że nie jest śliczna i w ogóle.
Wyraz jej twarzy mówił coś całkiem innego.
- Bardzo ją lubię - stwierdziłam. Obie miały ponure i zmieszane miny. Och, nie, pomyślałam. Nie teraz. Trwały przy mnie, od kiedy mamie skrócono
czas pracy. Pati nawet pożyczała mi różne rzeczy, które chociaż nie całkiem najmodniejsze, były modne całkiem niedawno, tak że nie odstawa-łam za bardzo i ludzie nie wstydzili się przebywania w moim towarzystwie. Czy miałam stracić przynależność tylko dlatego, że przyjaciółki uważały moje zwierzątko za dziwne?
Vespa dotknęła mojego czoła i odprężyłam się. Po co chcieć czegoś? Po co walczyć? Wszystko będzie dobrze.
- Uch - skrzywiła się Arco. - Cały czas tak robi.
- Lubię to - oznajmiłam. Chociaż wcale nie byłam tego pewna.
Arco zmrużyła oczy. Czułam wręcz, jak się ode mnie oddala. Poczułam zawrót głowy. Jakby odjeżdżała ode mnie na motocyklu i oglądała się przez ramię. Przyjrzałam się Pati, żeby sprawdzić, czy i ona się oddala. Uśmiechnęła się.
- Może to jest nowa, ulepszona marka? Postukałam wolną ręką po stoliku i Vespa zeskoczyła
mi z ramienia. Usiadła na blacie i spojrzała w górę, prosto w moje oczy.
- Uch - zmarszczyła się znowu Arco. - Pozwalasz jej chodzić po stole?
- Hm?
Tyle było rzeczy, których nie wiedziałam o skiulisach. O Pomyślałam o tym, jak było w kafejce w porze lunchu.
Ludzie cały czas mieli na sobie skiulisy. Zupełnie jak część ubrania, przy gimnastyce też. Jedli z nimi, biegali, grali w tenisa i bejsbol...
Rozejrzałam się dookoła. Przy sąsiednich stolikach też mieli skiulisy. Ale zwierzątka pozostawały na ramieniu właściciela nawet wtedy, kiedy ten rozmawiał, gestykulując, jadł pałeczkami, widelcem lub łyżką. Co to za różnica, czy skiulis siedzi ci na ramieniu, czy na stole? Nie pojmowałam niesmaku Arco. A potem zrozumiałam.
Nikt nie zdejmował skiulisa tak, żeby inni mogli to widzieć. ,
Poklepałam się po lewym ramieniu, a Vespa wspięła się tam i uczepiła.
- Ona jest... - Arco zmarszczyła twarz w zamyśleniu. -Za dużo myśli. - Otrząsnęła się, a jej skiulis trwał, patrząc tępo, i nie zrozumiał, co widzi. Vespa zamrugała i spuściła wzrok. Przez resztę popołudnia zachowywała się jak wszystkie inne skiulisy. Jak głupie zwierzę. Ale po powrocie do domu mogłyśmy posiedzieć całkiem same. Mama i babcia jeszcze nie wróciły. Usiadłam w kuchni. Po wczorajszym przyjęciu nie było nawet śladu. Postukałam w stół i Vespa, zerknąwszy na mnie, zeskoczyła.
Och, nie ma to jak babcia i jej smykałka do tanich zakupów. Hm.
- Tak naprawdę to nie jesteś skiulisem, prawda? - spytałam.
Powędrowała po stole, obejrzała solniczkę i pieprzniczkę. Dotknęła serwetnika, a potem obeszła stół wzdłuż brzegu, aż skończyła znów przede mną, stanęła i patrzyła.
Wreszcie pokręciła łebkiem. - Nie jesteś skiulisem - powtórzyłam. - No to czym?
Usiadła. Poklepała czarną rączką stół przed sobą. Zdziwiona, przyglądałam jej się przez chwilę. Położyłam na stole rękę wnętrzem dłoni do góry.
Przyłożyła do niej rączkę i znów poczułam dziwne mrowienie. A potem było tak, jakby mówiła do mnie, tyle że właściwie bez słów. Służysz mi do testu, powiedziała.
- Do testu?
Do... eksperymentu. Jesteś... moją świnką morską. Całkiem się wystraszyłam. Przeszły mnie ciarki. Włosy na przedramionach stanęły mi dęba. Przypomniały mi się sceny z filmów o szalonych naukowcach. "To żyje. Żyje!" Vespa postukała w moją dłoń. Zadygotałam, pokręciłam głową i popatrzyłam na nią. To tylko dziwne małe zwierzątko, a nie szalony naukowiec. Pewnie skutek spięcia w komputerze. Niewydarzony skiulis, niedoróbka producenta i tyle. Ale trudno było uwierzyć w coś takiego, skoro wyglądała na taką... bystrą. Sprawiała wrażenie idealnej, bez żadnej skazy.
Musiało chodzić tutaj o coś zupełnie innego. Ale o co? Może też jest obiektem czyjegoś eksperymentu? Znów przyłożyła dłoń do mojej i uspokoiłam się. //Tak bardzo napędza was pożądanie wszystkiego\\, powiedziała.
No tak, pomyślałam. Pewnie. Was wszystkich.
Wszystkich? Więc nie tylko ja męczyłam się i rozpadałam na kawałki z chęci posiadania rozmaitych rzeczy, na które przeważnie i tak nie było mnie stać? Pomyślałam o Pati, jak rano pędziła, żeby popatrzeć na czyjś błyskający guz. Założyłabym się, że do tej pory wie już, gdzie sieje kupuje. Niedługo będzie miała własny. Wtedy może przestanie pragnąć. Ale czy to takie pewne? Oczywiście, że nie przestanie. Pojawi się kolejny najmodniejszy gadżet.
Oblizałam górną wargę.
- Okej - powiedziałam. - Niech ja sobie wszystko wyjaśnię. Eksperymentujesz na mnie?
Jakie to głupie. Idiotyczne. Nawet przerażające. Pokiwała łebkiem. -W jaki sposób?
Nie wierzyłam w to ani przez chwilę. //Co się dzieje, kiedy nie musisz niczego pragnąć?\\ Czasem jestem aż chora z pożądania rozmaitych rzeczy. Dziś przespacerowałam się po "Wszystko Się Liczy" i udało mi się nie pragnąć tam niczego. Bo Vespa poklepywała mnie po czole. Wszystko we "Wszystko Się Liczy" było taaakie świetne, na maksa, koniecznie musiało się to wszystko mieć. Ale tak naprawdę nie potrzebowałam stamtąd niczego.
- Co się ze mną dzieje, kiedy nie muszę niczego pragnąć? - powtórzyłam głośno.
//Jeszcze nie wiem. Może...\\
Zanim zakończyła tę myśl, szybko zabrała dłoń. Ale zdążyłam zobaczyć wir dziwnych obrazów i myśli. Ziemia widziana z kosmosu. Mostek statku międzygwiezdnego albo coś w tym rodzaju, a na nim mnóstwo małych ludzików kroplowatego kształtu, rozmawiających i oglądających programy telewizyjne z Ziemi. Gwałtowny lęk, że ci pragnący będą pragnęli coraz więcej, aż polecą w kosmos, żeby szukać czegoś nieuchwytnego, co nie na długo ich zadowoli.
Wykipią z Ziemi jak lawa z wulkanu, wypalą wszystko po drodze i pozostawią tylko popiół i zgliszcza.
Chyba że...
Chyba że uda się ich nauczyć, żeby nie pragnęli wszystkiego tak gwałtownie.
Kim by się stali, gdyby zmienić w nich tę jedną cechę?
Czyżby nie można było tego sprawdzić?
- Zostań tu - powiedziałam, zrywając się na nogi. Pobiegłam na górę do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na zasuwkę. Potem owinęłam się kocem i skuliłam się w kącie, żeby porozmyślać.
Dość paskudnie było wyobrazić sobie, że jestem takim sobie zwykłym głupim szczurem w czyimś labiryncie. Być może nawet z elektrodami wszczepionymi w mózg: bzz, to cię nauczy nie miewać takich odruchów; bzz, biegnij tędy, a teraz tamtędy; bzz... ups! Ha, ha, ha, weźmy następnego szczura.
Może to po prostu jeszcze jeden skutek naszego zubożenia. Tylko ludzie bez pieniędzy fundują sobie tanie, chałupniczo produkowane skiulisy, które okazują się szalonymi naukowcami z kosmosu. Ale Vespa jest o tyle świetniej sza od wszystkich innych skiulisów.
Pewnie. I grzebie mi w mózgu. Przykręca mi chcenie.
A ja w końcu przecież aż tak bardzo nie chciałam chcieć wszystkich tych rzeczy.
Czy mogłaby zrobić tak, żeby nie bolało?
Arco uważa, że skiulis poklepujący mnie po głowie jest dziwaczny. Jeżeli dalej będzie tak robić, mogę stracić wszystkich przyjaciół. Może nic mnie to nie obejdzie, bo nie będę chciała mieć przyjaciół.
Uuuch.
Może zamienię się w coś w rodzaju robota! Albo chodzące warzywo. Albo olbrzymiego kurczaka. Dziob, dziob. Albo krowę. Chrup, chrup, muuu! Może byłabym całkiem szczęśliwa. A może zmieniłabym się w kogoś całkiem innego. Czy to by było takie złe?
Porozmyślałam jeszcze przez chwilę, po czym napisałam kartkę dla siebie:
CZY CHCESZ WSTAĆ RANO Z ŁÓŻKA? JEŚLI NIE, PRZERWIJ EKSPERYMENT.
Przykleiłam ją do sufitu nad łóżkiem, a potem zeszłam na dół.
Vespa nadal siedziała na stole, obejmując się łapkami. Wyglądała na autentycznie zaniepokojoną. Nigdy przedtem nie widziałam, żeby skiulis miał taką minę.
Usiadłam przed nią, nabrałam dużo powietrza i wypuściłam je.
- Powiem ci, czego chcę - oznajmiłam. I roześmiałam się. Zaczęłam od początku: - Co będzie, jeśli to wszystko zmieni mnie w coś w rodzaju zombie? Nie chcę być zombie! Nie chcę być głupsza, niż jestem teraz, nie chcę być... widmem. Ani kimś pustym w środku. Rozumiesz?
Pokiwała łebkiem.
- Ja też chcę wiedzieć, co wyniknie z tego eksperymentu - zapewniłam ją. - Ale co będzie, jeśli czegoś mi przy tym ubędzie? Boję się.
Spojrzała na chwilę w bok, potem znów na mnie i kiwnęła łebkiem.
- Jeśli mam się zmienić w jakąś głupią ciućmę, to chcę, żebyś przerwała i wszystko cofnęła! Możesz tak zrobić?
Zamknęła oczy i przygarbiła się. Pomamrotała chwilę w zamyśleniu. Pokiwała się z boku na bok.
Wreszcie otworzyła oczy. Poklepała rączką stół. Położyłam rękę na blacie, a ona dotknęła mojej dłoni.
//Nie mogę zagwarantować, że wrócisz do takiego stanu jak przed eksperymentem.\\
Wzdrygnęłam się. Och, nie. Nic z tego. Powiem, żeby się zaraz wynosiła. Niech sobie znajdzie innego szczura.
//Może być już na to za późno.\\
Ale... co? Wcale nie czułam się odmieniona. Przejrzałam swój umysł. Wciąż byłam absolutnie tą samą Kirby. Na ile mogłam to stwierdzić, oczywiście.
//Obiecuję przerwać, jeśli i kiedy tylko mnie poprosisz, \\pomyślała Vespa, //i w miarę możności przywrócić ci wszystkie twoje pożądania. Ale i tak pozostaniesz inna niż przedtem.\\
Odetchnęłam parę razy głęboko. To byłoby mniej więcej na resztę życia. Nawet jeśli przerwiemy wszystko już jutro.
Po chwili odezwałam się:
- No więc niech tak zostanie.

Upłynął jakiś tydzień. Jak dotąd zauważyłam, że jest mi łatwiej myśleć. Nie rozglądam się dookoła przez cały czas, nie rozmyślam o tym, czego nie mogę mieć.
Nadal wypożyczam wideo i wybieram sobie ubrania. Nienawidzę zielonych racji podstawowych. Mogę myśleć o tym wszystkim, co czułam, pragnąc rozmaitych rzeczy i nie mogąc ich mieć. No, nie wiem. Strasznie dziwaczny stan.
Wszystko się dzieje po trochu. Nie wiem, czy poznam, kiedy powinnam powstrzymać eksperyment. A może nic mnie to nie będzie obchodzić.

Przełożyła Izabela Miksza


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
NF 2005 03 miniatury
NF 2005 03 taniec duchów
NF 2005 03 pod starym nowym jorkiem
NF 2005 03 quiztlalope
NF 2005 03 absolut
NF 2005 09 operacja transylwania
NF 2005 02 siła wizji
NF 2005 06 wielki powrót von keisera
NF 2005 10 prawo serii
NF 2005 05 balet słoni
NF 2005 08 pocałunek śmierci
NF 2005 10 misja animal planet
NF 2005 12
NF 2005 06 dęby
NF 2005 10 śniąc w lesie wyniosłych kotów

więcej podobnych podstron