I Kant Dialektyka władzy sądzenia


DIALEKTYKA ESTETYCZNEJ WAADZY
SDZENIA
ż55
Władza sądzenia, jeśli ma być dialektyczna, musi być przede wszystkim rozumująca,
tzn. sądy jej muszą rościć sobie  i to a priori  pretensje do ogólności, gdyż na
przeciwstawianiu takich właśnie sądów polega dialektyka. Dlatego niemożliwość pogodzenia
estetycznych sądów zmysłowych (sadów o tym, co przyjemne i co nieprzyjemne) nie jest
dialektyczna. Także konflikt miedzy sądami smaku  jaki, że każdy powołuje się jedynie na
swój własny smak nie stanowi [jeszcze] dialektyki smaku; nikt bowiem nie zamierza ze
swego sądu uczynić ogólnego prawidła. [...] Transcendentalna krytyka smaku będzie więc o
tyle tylko zawierać dział, mogący nosić miano dialektyki estetycznej władzy sądzenia, o ile
okaże się, że istnieje jakaś antynomia zasad tej władzy, [antynomia] czyniąca problematyczną
jej prawidłowość, a tym samym też jej wewnętrzną możliwość.
ż 56
Przedstawienie antynomii smaku
Pierwszy komunał dotyczący smaku zawiera się w twierdzeniu, za pomocą którego
każdy człowiek tego smaku pozbawiony zamierza zabezpieczyć się przed [ewentualną]
naganą: każdy ma swój własny smak. Znaczy to tyle, co: determinująca racja tego sądu jest
jedynie subiektywna (zadowolenie albo przykrość) i [dlatego] nie może on rościć sobie prawa
do tego, by i inni się nań koniecznie zgadzali.
Drugim komunałem smaku, z którego czynią użytek nawet ci, którzy przyznają
sądowi smaku prawo orzekania o czymś w sposób ważny dla każdego człowieka, jest
twierdzenie: o smaku dysputować nie można. Znaczy to tyle, co: determinująca racja sądu
smaku może być wprawdzie obiektywna, ale nie daje się ona sprowadzić do określonych
pojęć i dlatego o samym sądzie nie można niczego rozstrzygnąć na podstawie dowodów,
chociaż słusznie i z pełnym prawem można na jego temat się spierać. Spieranie się bowiem i
dysputowanie są wprawdzie czymś o tyle jednym i tym samym, że usiłują przez wzajemne
przeciwstawianie sobie sądów doprowadzić do ich uzgodnienia, ale różnią się tym, że
dysputując ma się nadzieję osiągnąć to opierając się na określonych pojęciach jako racjach
dowodowych, czyli przyjmując, że racją sądu są obiektywne pojęcia. Tam jednak, gdzie
uważa się to za niemożliwe, sądzi się, że dysputowanie jest również niemożliwe.
Aatwo zauważyć, że w pośrodku między tymi dwoma komunałami brak twierdzenia,
które wprawdzie nie jest potocznie w obiegu, ale zawarte jest przecież u każdego w myśli, a
mianowicie: na temat smaku można się spierać (aczkolwiek nie dysputować). To twierdzenie
jednak zawiera w sobie przeciwieństwo pierwszego twierdzenia. Jeśli bowiem o coś wolno się
spierać, to musi istnieć nadzieja dojścia wzajemnie do zgody. Znaczy to, że musi się mieć
możność liczenia na takie racje sądu, które nie mają jedynie prywatnej ważności, [...].
W odniesieniu do zasady smaku występuje więc następująca antynomia:
1. T e z a . Sąd smaku nie opiera się na pojęciach; w przeciwnym, bowiem
razie można by było o nim dysputować (rozstrzygać na podstawie dowodów).
2. A n t y t e z a . Sąd smaku opiera się na pojęciach; w przeciwnym bowiem
razie nie można by  mimo różnicy w tych sądach  nawet na ich temat się
spierać
(rościć sobie pretensje do tego, że inni muszą koniecznie zgodzić się na ten sąd).
ż57
Rozwiązanie antynomii smaku
[...] pojęcie, do którego odniesiony zostaje przedmiot w tego rodzaju sądach, nie jest
w obydwu maksymach estetycznej władzy sądzenia brane w tym samym sensie, że ten
dwojaki sens albo punkt widzenia w wydawaniu o czymś sądu jest dla naszej
transcendentalnej władzy, sądzenia czymś koniecznym, ale że równie nieuniknionym staje
się, jako naturalna iluzja, złudzenie [wynikające] z pomieszania jednego z drugim.
Sąd smaku musi odnosić się do jakiegoś pojęcia, w przeciwnym bowiem razie nie
mógłby wcale rościć sobie pretensji do koniecznej ważności dla każdego. Ale na podstawie
jakiegoś pojęcia nie można sądu tego udowodnić dlatego właśnie, że pojęcie może być albo
takie, że daje się określić, albo też może ono samo w sobie być nieokreślone i zarazem takie,
które nie daje się określić. Pojęciem pierwszego rodzaju jest pojęcie intelektualne, dające się
określić za pomocą orzeczników [zaczerpniętych] z naoczności zmysłowej, która może mu
odpowiadać; pojęciem drugiego rodzaju jest transcendentalne pojęcie rozumowe, o tym, i co
nadzmysłowe i co leży u podstawy wszelkiej naoczności, a więc pojęcie, którego w sposób
teoretyczny dalej określić nie można1.
Sąd smaku zwraca się ku przedmiotom zmysłów, ale nie po to, by określić ich
pojęcie dla [użytku] intelektu, nie jest to bowiem sąd poznawczy. Toteż sad taki, jako
odniesione do rozkoszy jednostkowe przedstawienie naoczne jest tylko sądem prywatnym i o
tyle byłby on co do swej ważności ograniczony jedynie do jednostki wydającej sad: przedmiot
jest przedmiotem upodobania dla mnie, dla innych zaś może rzecz przedstawia się inaczej: 
każdy ma swój smak.
Niemniej jednak [stwierdzić należy, że] w sądzie smaku przedstawienie przedmiotu
(a zarazem też podmiotu) posiada bez wątpienia szerszy zakres odnoszenia się i że na tym
opieramy rozszerzanie tego rodzaju sądów i [traktowanie ich] jako koniecznych dla każdego;
u podstawy tego rozszerzenia musi więc koniecznie leżeć jakieś pojecie, ale takie, którego
wcale nie da się określić za pomocą naoczności, które nie daje żadnego poznania i  co za
tym idzie  nie może służyć do przeprowadzenia żadnego dowodu sądu smaku. Tego
rodzaju zaś pojęciem jest jednak tylko czyste pojecie rozumowe o tym, co nadzmysłowe, a co
leży u podstawy przedmiotu (i także podmiotu wydającego sąd) jako przedmiotu zmysłów, a
przeto jako zjawiska. [...] Gdyby zaś pojęcie, na którym ten sąd się opiera było nawet tylko
mętnym pojęciem intelektualny np. [intelektualnym pojęciem] doskonałości, któremu można
by przydać korespondującą z nim zmysłowa naoczność piękna, to oparcie sądu smaku na
dowodach byłoby co najmniej samo w sobie możliwe  to zaś sprzeczne jest tezą.
Wszelka natomiast; sprzeczność odpada, gdy powiadam: sąd smaku opiera się na pojęciu (na
pojęciu pewnej w ogóle podstawy subiektywnej celowości przyrody dla władzy sądzenia), na
którego zasadzie jednak nie może nic, o ile idzie o przedmiot, być poznane i udowodnione,
gdyż pojęcie to samo w sobie nie daje się określić i nie jest zdolne do [dostarczenia]
poznania; ale zarazem uzyskuje dzięki niemu właśnie sąd smaku ważność dla każdego [...].
[...] Teza zatem powinna brzmieć: sąd smaku nie opiera się na określonych
pojęciach; antyteza zaś: sąd smaku opiera się jednak na pewnym, aczkolwiek nieokreślonym
pojęciu (mianowicie nadzmysłowego substratu zjawisk); wówczas nie zachodziłby między
nimi żaden konflikt.
[...] Dostarczenie określonej obiektywnej zasady smaku, na podstawie której sądy
smaku można by wyprowadzać, kontrolować i udowadniać, jest bezwzględnie niemożliwe;
nie byłby to bowiem wówczas sąd smaku. Można tylko wskazać na subiektywną zasady, a
mianowicie na nieokreśloną ideę czegoś nadzmysłowego w nas, jako na jedyny klucz do
rozwiązania zagadki lej władzy, której zródła są dla nas samych ukryte, ale nie można w
żaden inny sposób uczynić jej bardziej zrozumiałą.
[...] antynomie wbrew woli zmuszają do wyjrzenia poza tu, co zmysłowej i do
szukania w tym, co nadzmysłowe, punktu zespolenia wszystkich naszych władz
[orzekających] a priori żadne bowiem inne nie pozostaje wyjście, by doprowadzić rozum do
zgody z samym sobą.
Uwaga I
[...] Idee w najogólniejszym tego słowa znaczeniu to przedstawienia odniesione do pewnego
przedmiotu podług pewnej (subiektywnej albo obiektywnej) zasady, ale w ten sposób, że
mimo to nie mogą nigdy stać się jego poznaniem. Odnoszą, się one albo podług subiektywnej
jedynie zasady zgodności między władzami poznawczymi (między wyobraznią i intelektem)
do pewnej danej naocznej i wówczas nazywają się estetycznymi; albo też odnoszą się podług
pewnej obiektywnej zasady do pewnego pojęcia, nie mogąc jednak nigdy dostarczyć poznania
przedmiotu, i nazywają się ideami rozumowymi; [...].
Idea estetyczna nie może się stać poznaniem, gdyż jest pewną daną naoczna
(wyobrazni), dla której nigdy nie można znalezć adekwatnego pojęcia. Idea rozumowa
natomiast nie może nigdy stać się poznaniem, gdyż zawiera w sobie pojęcie czegoś
nadzmysłowego, któremu nigdy nie może być dana w adekwatny sposób naoczność.
Otóż sadzę, że ideę estetyczną można by nazwać nie dającym się wyeksponować
wyobrażeniem [przy należnym] wyobrazni, ideę rozumową zaś nie dającym się
zademonstrować pojęciem rozumu. [...]
Pojęcia intelektualne muszą jako takie dać się zawsze zademonstrować [...], a to znaczy, że
odpowiadający im przedmiot musi zawsze móc być dany w naoczności (czystej albo
empirycznej); jedynie bowiem w ten sposób mogą one stać się poznaniem. Pojęcie wielkość
może być a priori dane w naoczności przestrzeni np. pewnej linii prostej itd., pojęcie
przyczyny w nie przenikliwości, uderzeniu ciał itd. Obydwa te pojęcia mogą zatem być
potwierdzone przez naoczność empiryczną, tzn. zawarta w nich myśl może być zilustrowana
(zademonstrowana, pokazana) na przykładzie. [...]
Podobnie jak w wypadku idei rozumowej wyobraznia ze swą naocznością nie
dosięga danego pojęcia, tak w wypadku idei estetycznej intelekt nie osiągu za po-
średnictwem pojęć nigdy całej wewnętrznej naoczności wyobrazni, jaką łączy ona z
danym przedstawieniem. [...]
Zgodnie z tym można genialność zdefiniować także jako zdolność [tworzenia]
idei estetycznych, co ukazuje zarazem powód, dla którego w wytworach geniuszu
natura (podmiotu), a nie przemyślany cel wyznacza sztuce (wytwarzaniu tego, co
piękne) prawidła. Skoro bowiem sąd o pięknie nie ma być wydawany podług pojęć,
lecz na podstawie celowego wprowadzania wyobrazni w nastrój zgodności z władzą
[tworzenia] pojęć w ogóle, to nie prawidło i przepis mogą służyć za subiektywną
wytyczną owej estetycznej, ale bezwarunkowej celowości w sztuce pięknej, która ma
rościć sobie uzasadniona pretensją do lego, że musi każdemu się podobne, lecz jedynie to, co
jest tylko natura w podmiocie, ale nie może być podciągnięte pod żadne prawidła lub pojęcia,
tzn. nadzmysłowy substrat wszystkich jego władz (substrat, którego nie dosięga żadne pojecie
intelektualne), a zatem to, w odniesieniu do czego uzgodnienie wszystkich naszych władz
poznawczych stanowi ostateczny cel zakreślony przez inteligibilny pierwiastek naszej natury.
Uwaga II
[...] Istnienie trzech rodzajów antynomii tłumaczy tym, że istnieją trzy władze poznawcze:
intelekt, władza sądzenia i rozum, z których każda (jako wyższa władza poznawcza) musi
mieć swe zasady a priori. [...] Co się zaś tyczy antynomii w użytkowaniu władzy sądzenia
stosownie do postulatu rozumu i danego tu jej rozwiązania, to nie ma innego sposobu jej
ominięcia, jak tylko: albo zaprzeczyć, że u podstawy estetycznego sądu smaku leży jakaś
zasada a priori, wobec czego wszelka jego pretensja do konieczności powszechnej nań zgody
byłaby bezpodstawnym pustyni urojeniem, a sąd smaku zasługiwałby na uznanie go za trafny
tylko o tyle, że zdarza się, iż wielu ludzi zgodnie go wydaje; [...] Albo też musiałoby się
przyjąć, że sąd smaku jest właściwie ukrytym sądem rozumowym o doskonałości, [...]. W tym
wypadku można by uznać rozwiązanie antynomii przez idee transcendentalne za niepotrzebne
i pozbawione znaczenia, a prawa smaku połączyć z przedmiotami zmysłów jako czymś, co
jest nie tylko zjawiskiem, lecz także rzeczą samą w sobie. [...]
Jeśli natomiast przyznaje się naszej dedukcji przynajmniej tyle, że przeprowadzona
została w sposób właściwy, choć nie we wszystkich punktach dostatecznie jasno, to wyłaniają
się trzy idee: po pierwsze  idea [pierwiastka] nadzmysłowego w ogóle (bez dalszego
określenia) jako substratu przyrody; po drugie  tego samego [nadzmysłowego pierwiastka]
jako zasady subiektywnej celowości przyrody dla naszej władzy poznawczej; po trzecie 
tego samego [nadzmysłowego pierwiastka], jako zasady celów wolności i zasady zgodności
tychże z wolnością w sferze etycznej.
ż 58
O idealizmie celowości przyrody
oraz sztuki, jako o jedynej zasadzie estetycznej
władzy sądzenia
Zasadę smaku można oprzeć przede wszystkim albo na tym, że smak wydaje sądy
zawsze na podstawie empirycznych racji determinujących, a więc na podstawie takich [racji],
które dane są tylko a posteriori przez zmysły, albo też uznać, że wydaje on swe sądy na
podstawie racji a priori. Pierwsze [stanowisko] można by nazwać empiryzmem krytyki
smaku, drugie jej racjonalizmem. Podług pierwszego przedmiot naszego upodobania nie
różniłby się od tego, co przyjemne, podług drugiego (jeśliby sąd opierał się na określonych
pojęciach)  od tego, co dobre. [...] Wkazaliśmy jednak, że istnieją także racje upodobania a
priori, te zaś mogą współistnieć z zasadą racjonalizmu, i choć nie dają się ująć w określone
pojęcia.
[...] Wobec tego jednak, że sad smaku nie jest sądem poznawczym, a piękno nie jest
właściwością przedmiotu rozważanego dla siebie, nie można racjonalizmu zasady smaku
nigdy oprzeć na założeniu, że celowość zostaje w tym sadzie pomyślana jako obiektywna,
tzn., że sąd dotyczy teoretycznie, a zatem też logicznie (choć tylko w sposób mętny)
doskonałości przedmiotu, lecz tylko [na tym], że estetycznie dotyczy on [występującej] w
podmiocie zgodności przedstawienia tego przedmiotu w wyobrazni z istotnymi zasadami
władzy sądzenia w ogóle. [...]
Za realizmem estetycznej celowości przyrody przemawiają bardzo wymownie piękne
ukształtowania w królestwie przyrody organicznej; chciałoby się bowiem przyjąć, iż
podstawa tworzenia piękna była jego idea w wytwarzającej go przyczynie, a mianowicie
pewien cel korzystny dla naszej wyobrazni. Kwiat a nawet całe sylwetki roślin, gracja
form zwierzęcych wszelkiego rodzaju, niepotrzebna im na własny użytek jakby
stworzona dla naszego smaku  szczegół zaś tak miła dla naszycia oczu i powabna
różnorodność kolorów oraz harmonijne ich zestawienie [...], zdają się być w całości
przeznaczone do zewnętrznego oglądania [...]; sama przyroda ukazuje wszędzie w
swych wolnych ukształtowaniach mechanicznej skłonności do wytwarzania form,
które zdają się być niejako zrobione dla estetycznego użytku naszej władzy sądzenia,
nie dając najmniejszego powodu do przypuszczenia, iż potrzebne tu było jeszcze coś
więcej niż sam jej mechanizm jako li tylko przyrody, i że wobec tego formy te mogą
być celowe wydawanych przez nas sądów także bez wszelkiej leżącej u ich podstawy
idei. [...]
płatki śniegu, które zależnie od rozmaitości ówczesnego składu powietrza posiadają często
kształt wyglądający bardzo kunsztownie i szczególnie pięknie, tak samo chyba można, nie
uszczuplając w niczym teleologicznej zasady wydawania sądów o budowie organicznej,
pomyśleć, że: o ile idzie o piękno kwiatów, ptasich piór, muszli, zarówno pod względem
kształtu, jak i barwy, można by je przypisać przyrodzie i jej zdolności kształtowania się w
swej wolności także w sposób estetycznie celowy, bez specjalnych ku temu skierowanych
celów, [lecz] wedle praw chemicznych, przez dostarczanie materii potrzebnej do budowy
organicznej.
Tym jednak, co stanowi wręcz dowód zasady idealności w odniesieniu do celowości
zawartej w pięknie przyrody, jako tej zasady, którą w sądzie estetycznym zawsze bierzemy za
podstawę i która nie pozwala nam posługiwać się jako racją tłumaczenia realizmem celu
przyrody dla naszej władzy przedstawiania sobie czegoś, jest to, że przy wydawaniu sądu o
pięknie w ogóle szukamy jego kryterium a priori, w nas samych i że estetyczna władza
sądzenia jest w odniesieniu do sądu, czy coś jest piękne, czy nie, sama prawodawcza, co nie
może mieć miejsca przy przyjęciu realizmu celowości przyrody; wówczas bowiem
musielibyśmy uczyć się od przyrody, co mamy uważać za piękne, i sąd smaku podlegałby
zasadom empirycznym. W takim bowiem wydawaniu sądu nie idzie o to, czym jest przyroda
ani też o to, czym jest ona dla nas jako cel, lecz o to jak my ją percypujemy. Gdyby była ona
wytworzyła swe formy dla naszego upodobania, byłaby to zawsze obiektywna celowość
przyrody, a nie subiektywni która polega na grze wyobrazni w jej wolności, gdzie
przychylność jest naszym sposobem percypowaniu przyrody, a nie przychylnością, jaką ona
nam okazuje. [...] sztuka piękna jako taka musi być uważana nie za wytwór intelektu i nauki,
lecz genialności i tym samym otrzymuje swe prawidło od idei estetycznych, różniących się w
istotny sposób od rozumowych idei określonych celów. [...]
ż 59
O pięknie jako symbolu moralności
Wykazanie realności naszych pojęć wymaga zawsze danych naocznych. Jeśli są to
pojęcia empiryczne, dane naoczne nazywają się przykładami. Jeśli są to czyste pojęcia
intelektualne, dane naoczne noszą nazwę schematów. Jeśli się zaś wymaga wykazania
obiektywnej realności nawet pojęć rozumowych, tzn. idei, a to celem ich teoretycznego
poznania, to żąda się czegoś niemożliwego, gdyż idei w ogóle adekwatnie unaocznić nie
można. [...]
[...] Intuitywny sposób przedstawiania można mianowicie podzielić na schematyczny
i symboliczny. Obydwa są hipotezami, tj. przedstawieniami unaoczniającymi, a nie jedynie
charakteryzmatycznymi, tj. oznaczeniem pojęć przez towarzyszące im znaki zmysłowe nie
zawierające w ogóle niczego, co należy do naoczności przedmiotu i służące tylko, zgodnie z
właściwym wyobrazni prawem kojarzenia [...] owym pojęciom za środek reprodukcji [...].
Wszelkie dane naoczne, podkładane pod pojęcia a priori, są więc albo schematami,
albo symbolami, z których pierwsze zawierają bezpośrednie, a drugie pośrednie
przedstawienia unaoczniające pojęcia. Pierwsze czynią to drogą demonstrowania, a drugie za
pośrednictwem analogii [...]. Między państwem despotycznym bowiem i młynkiem ręcznym
nie ma wprawdzie żadnego podobieństwa, ale zachodzi ono między prawidłami refleksji nad
jednym i drugim oraz nad ich przyczynowością. [...] Nasz język pełen jest tego rodzaju
pośrednich przedstawień unaoczniających opartych na analogii wskutek czego wyraz nie
zawiera właściwego schematu dla pojęcia, lecz jedynie symbol dla refleksji. I tak np. słowa
podstawa (podpora, fundament) zależeć (za czymś leżeć) wypływać z czegoś (zamiast
,
wynikać )substancja oraz niezliczone inne słowa są symbolicznym i wyrażają pojęcia nie
za pośrednictwem bezpośrednie naoczności, lecz tylko na podstawie analogii do niej tzn.
przez przeniesienie refleksji o pewnym przedmiocie naoczności na zupełnie inne pojęcie,
któremu, być może, żadna dana naoczna nigdy nie może bezpośrednio odpowiadać. Jeśli
można sam tylko sposób przedstawiania nazwać już poznaniem (co chyba wolno, jeśli
stanowi on zasadę nie teoretycznego określenia, czym przedmiot jest sam w sobie, lecz
określenia praktycznego, czym jego idea ma się stać dla nas i dla celowego jej użytku), to
wszelkie nasze poznanie Boga jest jedynie symboliczne; [...]
Otóż powiadam: piękno jest symbolem tego, co etycznie dobre i tylko z tego też
względu (ze względu na stosunek, który dla każdego człowieka jest czymś naturalnym i który
każdy imputuje innym jako obowiązkowy) podoba się ono roszcząc sobie pretensje do tego,
by aprobował je każdy inny [...]. władza sadzenia [...] czuje się ona odniesiona do czegoś w
samym podmiocie i poza nim, co nie jest przyrody ani też wolnością, a jednak związane jest z
tym, co stanowi podstawy wolności, a mianowicie ze sferą nadzmysłową, w której władza
teoretyczna zostaje w jakiś wspólny i nieznany sposób poleczona w jedność z władzy
praktyczną. Przytoczymy tu niektóre momenty tej analogii, nie pomijając jednak zarazem
zachodzących miedzy nimi różnic.
1. Piękno podoba się bezpośrednio (ale tylko w refleksyjnej naoczności, a nie, jak
moralność, w pojęciu). 2. Podoba się ono bezinteresownie (to, co moralnie dobre, jest
wprawdzie koniecznie połączone z pewnym interesem, ale nie z takim, który poprzedza sad o
upodobaniu, lecz z takim, który zostaje dopiero przez sad ten wywołany). 3. Wolność
wyobrazni (a wiec zmysłowości naszej władzy) zostaje w wydawaniu sądu o tym, co
piękne, przedstawiona jako zgodna z prawidłowością intelektu. 4. Subiektywna
zasada wydawania sądu o pięknie zostaje przedstawiona jako powszechnie ważna,
tzn. jako ważna dla każdego, ale nie jako poznawalna przez pojęcie ogólne [...].
Dlatego też sąd moralny nie tylko zdolny jest do [kierowania się] określonymi za-
sadami konstytutywnymi, lecz możliwy jest tylko przez uparcie maksym na tych
właśnie zasadach i ich ogólności.
[...] Np. budynki lub drzewa nazywamy majestatycznymi i wspaniałymi albo
niwy śmiejącymi się i radosnymi; nawet barwy nazywane są niewinnymi,
skromnymi, tkliwymi, gdyż wzbudzają uczucia, które zawierają coś analogicznego
do świadomości stanu umysłu wywołanego przez sądy moralne. Smak umożliwia
niejako przejście bez zbyt gwałtownego skoku od powabu zmysłowego do stałego
zainteresowania moralnego [...].


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
I Kant Ksiega druga dialektyka czystego rozumu praktyczne
Kant
Dialekte in Tirol
Bobako gender jako technologia kolonialnej wladzy 13
Kant I Prolegomena
DIALEKT WIELKOPOLSKI
Dialektyzacja
Jestem akuszerem rosyjskiej władzy
Spotkanie z przedstawicielami władzy sądowniczej
Pozbawienie władzy rodzicielskiej
patron zadnych wladzy, forum, s 5
E KANT ZŁO RADYKALNE W NATURZE LUDZKIEJ

więcej podobnych podstron