03 Charakterystyka monarchi helenistycznej i sztuka wojenna tej epoki


III. Charakterystyka monarchii hellenistycznej i sztuki wojennej tej epoki

Charakterystykę władzy monarszej doby hellenistycznej zacznę od zacytowania
ciekawego tekstu znajdującego się w bizantyńskiej encyklopedii zwanej Księgą
Suda (s.v. basileia). Nie wiemy skąd bezpośrednio zaczerpnęli ją jej
kompilatorzy. - Pochodziła ona z jakiegoś dzieła (traktatu filozoficznego? utworu
historiograficznego`?) wczesnej doby hellenistycznej:
"Ani urodzenie, ani sprawiedliwość nie dają ludziom królestw, przypadają one w
udziule tym, którzy potrafią dowodzić wojskiem i rozsądnie prowadzić sprawy
polityczne. Taki byl Filip i tacy byli następcy Aleksandra, albowiem temu, który
z racji swego urodzenia byl jego synem, to pokrewieństwo nie nie pomoglo, a to
z powodu slabości jego ducha, ci zaś, którzy nie mieli żadnego związku pokre-
wieństwa [z Aleksandrem] stali .sig wladcami prawie calej ziemi zamieszkalej".
Autor tekstu był wyraźnie niesprawiedliwy w stosunku do syna Aleksandra,
który miał w chwili śmierci 13 lat, trudno go więc oskarżać o "słabość ducha".
Natomiast charakterystyczny jest jego sąd, wedle którego indywidualne
umiejętności są wystarczającym tytułem do uznania prawowitości monarszej
władzy, w imię takiej zasady każdy, komu udało się zwyciężyć, sam sobie
budował podstawy panowania. Temu poglądowi odpowiadała formuła okre-
ślająca prawo króla do ziemi, nad którą panował, jako chora (lub ge) doriktetos -
"Kraj (lub ziemia) zdobyty włócznią".
Cytowany tekst jest świadectwem stanu umysłów pierwszej generacji hellenizmu,
następne kłaść będą większy nacisk na prawa płynące z dziedziczenia, jednak
pochwała osobistego sukcesu pozostała obecna w politycznej refleksji epoki.
Atrybutem królewskiej władzy był diadem, tzn. wełniana przepaska (archaiczny
jeszcze atrybut zwycięskiego atlety), płaszcz purpurowy, rzadziej berło.
Osobisty pierścień króla, który służył mu do sygnowania listów i dokumentów
umierający władca przekazywał wyznaczonemu przez siebie następcy. Król
występował niekiedy z wieńcem na głowie; złote wieńce ofiarowywano mu przy
różnych okazjach (czynią tak, na przykład, miasta greckie), sakralizuje to jego
osobę i władzę przez skojarzenie z czynnościami kultowymi, w czasie których
noszono wieńce.
39

Hellenistyczna symbolika władzy królewskiej jest ciągle stosunkowo skromna,
gdy porównywać ją będziemy z symboliką ukształtowaną w państwach
starożytnego Wschodu, a ceremoniał nie odcina króla od jego poddanych z
równą skutecznością.
Miejsce wojny i zwycięstwa w ideologii monarchii
Król hellenistyczny w oczach swych współczesnych był nade wszystko
zwycięskim wojownikiem. Monarchie tych czasów powstały w wyniku zwycię-
skich wojen i ich dalsze istnienie wymagało utwierdzenia poprzez następne
zwycięstwa.
Zwycięstwo było pojęte nie tylko jako osobiste dzieło i osobista zasługa władcy,
ale także dowód łaski opiekujących się nim bóstw.
Właśnie dlatego diadochowie za wyjątkiem Ptolemeusza ogłosili się królami tuż
po wielkich zwycięstwach. W oczach współczesnych im ludzi stanowiły one
oczywisty dowód, iż zasłużyli na ten zaszczytny tytuł. W podobny sposób
postępowali władcy państw mniejszych (zarówno greckich, jak niegreckich, ale
pozostających pod greckimi wpływami), gdy po raz pierwszy w dziejach swych
dynastycznych rodzin przyjmowali tytuły królewskie.
Propaganda królewska kładła teź największy nacisk na nierozerwalny związek
między władzą a zwycięstwem. Znajdowało to wyraz w epitetach
przyjmowanych przez władców, bądź nadawanych przez miasta z własnej
inicjatywy, ale za aprobatą, co więcej, zapewne po konsultacji z dworem):
Nikator ("Zwycięzca"), Nike~óros ("Niosący zwycięstwo"), Kallinikos ("O
pięknym zwycięstwie"), Aniketo.s ("Niezwycięźony"), Kerauno.s ("Piorun"),
Megas ("Wielki").
Przydomek aniketos zawierał w sobie aluzję do dwóch wielkich Macedoń-
czyków -- Filipa IV i Aleksandra, których określano właśnie tym mianem.
Królowie, którzy ten epitet przyjmowali, pragnęli tym samym umieścić się w linii
następców swych wielkich poprzedników.
Od króla spodziewano się, w świetle hellenistycznych wyobrażeń, że będzie
bezpośrednim autorem zwycięstwa, w czasie bitwy powinien walczyć w
otoczeniu swej gwardii przybocznej, być wówczas wszystkim widoczny, gdyż
sama jego obecność pobudzała żołnierzy do boju. Wzory zachowania na polu
walki okręślił Aleksander rzucający się w wir bitewny, szturmujący nie-
przyjacielskie szeregi na czele swych hetajrów. Królowie hellenistyczni, a ściślej
wielu z nich, nie mogło się pozbyć tego kłopotliwego modelu. Nawet Pyrrus,
świetny taktyk, studiujący przed bitwami odpowiednie dzieła teoretyczne,
organizujący prawdziwe gry wojenne, rezygnował z możliwości wpływania na
bieg batalii, stając w pierwszym szeregu swego wojska. Kosztowało go to życie
w czasie szturmu na Argos, gdy nic go nie zmuszało (poza wspomnieniem
Aleksandra) do osobistego wystawienia się na niebezpieczeństwo.
Klęska przynosiła królowi ujmę, była czymś wstydliwym, sprzecznym 40 w swej
istocie z ideą królewskości, świadectwem osobistej słabości monarchy,
dowodem utraty łaski bogów. Stąd porażka usprawiedliwiała bunt przeciwko
temu, kto stał się jej winny.
Substytutem wojny mogły być polowania. Niektórzy z władców uprawiali je z
wielką ostentacją.
Królewskie cnoty
Właśnie dlatego, że król jest zwycięskim wodzem, jest zarazem gwarantem
trwania pokoju, w którym widziano ce) politycznego działania i najwyższe dobro
dla poddanych, fundament idealnego stanu harmonii.
Jeden z badaczy czasów hellenistycznych zestawił terminy, przy pomocy
których określano przymioty władców. Zaczerpnął on je nade wszystko z
inskrypcji zawierających uchwały na ich cześć, najlepiej wyrażające ideał
panującego. Oto one: arece --- wybitność; kuloka~athia zacność, szlachetność;
anclrcr,~atlrio dzielność; sofYC>.s.unN - umiarkowanie, rozsądek; ou.sohoicr
pobożność w sensie: rzetelne spełnianie tradycyjnych obowiązków wobec
bogów i rodziny; Sofia mądrość, onkratc~ia umiejętność panowania nad sobą, a
więc wstrzemięźliwość, meKolopsyc%iu - pragnienie i zdolność czynienia rzeczy
wielkich; ounuia iyczliwość, oddanie; mi.snporacrio nienawiść do zła; .filotirnia -
- ambicja; prnthymia - uczynność; opimeloia staranie, dbałość; pronoia
umiejętność przewidywania; /ilanll~rc>/~iu gotowość czynienia dobra poddanym
(stąd termin ten miewał także znaczenie amnestia), uprzejmość.
Król musi być człowiekiem znajdującym upodobanie w słuchaniu poezji,
tilozoficznych dysput, winien on interesować się naukami, a także gromadzić w
swym pałacu przedmioty sztuki kupowane za wielkie kwoty (chętnie opowiadano
sobie o tym anegdoty, im trudniej było zdobyć rze~bę lub malowidło, tym
większa zasługa) bądź zamawiane u ich twórców. Innymi słowy monarcha nie
może być wobec kultury obojętny, gdyż przynosiłoby to mu ujmę. Właśnie
dlatego panujący występowali w roli mecenasów, ściągali na swój dwór poetów,
astronomuw, matematyków, ich sławne nazwiska były jawnym dowodem
upodobań królewskich.
Kult władców
Na pojawienie się wewnątrz helleńskiego świata monarchii o takiej potędze, jaką
zdobyli sobie najpierw Aleksander, a później diadochowie, Grecy zareagowali
rozwijając koncepcję boskiej natury władzy. W tych, którzy ją dzierżyli, objawiła
się boska siła wynosząca ich ponad poziom zwykłych śmiertelników: królowie
należeli do obu światów, boskiego i ludzkiego.
Kultem władców zajmę się bli~ej w rozdziale poświęconym religii, nloztla go
bowiem zrozumieć tylko na tle całości wierzeń epoki. Podejmę wtedy dyskusję
nad wzajemną relacją politycznych i religijnych jego aspektów. 41

Z kultem władców wiąże się obyczaj obdarzania panujących epitetami (niektóre z
nich historycy powiązali tak ściśle z określonymi monarchami, że wymienia się je
razem z imionami, dotyczy to zwłaszcza Ptolemeuszów, którzy inaczej byliby
trudni do rozróżnienia).
Były to: soter (zbawca), euergetes (dobroczyńca), megas (wielki), eusebes
(pobożny), wspomniana już wyźej grupa epitetów kładąca nacisk na zwycięstwa
odnoszone przez królów (aniketos, nikeforos, nikator, kallinikos, keraunos).
Istniały także epitety uwypuklające uczucia rodzinne monarchy:.filopator
(kochający ojca),.filometor (kochający matkę),.filadelfos (kochający brata lub
siostrę). Pojawienie się ich w kontekście kultowym .nie powinno nas dziwić:
miłość do rodziców i do członków rodziny należała do obowiązków o religijnym
charakterze, stanowiła sposób manifestowania eu.sebeia (pobożności). Epitety
mogły się stosować zarówno do męskich, jak i do żeńskich członków
królewskiej rodziny.
Zwyczajowi nadawania monarchom przydomków dały początek miasta greckie,
stosowanie epitetów wobec bóstw było normalną praktyką. Później inicjatywę w
tej dziedzinie przejawiali i królowie, często obwieszczając je już na początku
swego panowania (nie zawsze miało to wtedy miejsce w ramach kultu, niestety
niewiele wiemy o okolicznościach przyjmowania epitetów). Ten sam władca
mógł nosić ich kilka, z upływem czasu nastąpiła swoista ich dewaluacja,
kumulowanie przydomków miało powiększyć ich wagę.
Król a bogactwo
Król musi być bogaty, król biedny, pozbawiony środków, był czymś sprzecz-
nym z naturą. Polibiusz, który z naciskiem i pochwałą podkreśla skromny tryb
życia swych rzymskich protektorów, Scypionów, mówi z nieukrywaną pogardą
o niektórych monarchach, którzy ubożejąc przestawali być tym samym godni
władzy.
Bogactwo jest niezbędne, aby mieć wojsko i dobrze je opłacać (a więc być
pewnym jego wierności), ałe wojsko jednocześnie jest warunkiem zdobycia
bogactwa na wojnie. Zwycięstwo i bogactwo, niedostatek i klęska, są dwiema
stronami tego samego zjawiska.
Tak jak król nie może być biedny, tak samo nie może być skąpy, oskarżenie o
skąpstwo jest jednym z najpoważniejszych zarzutów, jakie można przeciwko
władcy wysunąć. Jego funkcja polega bowiem nie na gromadzeniu bogactw, lecz
na ich redystrybucji. Król ma być bogaty po to, by móc praktykować dary na
możliwie największą skalę. Dary obejmują różne dobra: ziemię, płody rolne,
pieniądze, szaty, kosztowności, broń; otrzymują je członkowie najbliższego
otoczenia władcy, jego armia, bogowie (to jest świątynie), miasta.
Król winien bowiem występować w rołi dobroczyńcy (euergetes) wobec
społeczności obywatelskich. Często takie inicjatywy podejmowano w obliczu
trudności: trzęsienia ziemi, głodu, epidemii, zniszczeń wojennych, jednak
42 monarchowie mogli występować z darami w normalnej sytuacji, podkreślając

swą życzliwość, szczodrobliwość, swój filhellenizm. Zwłaszcza polityka wszczę-
ta przez Antygona Jednookiego, zgodnie z którą królowie występowali jako
obrońcy godności Hellenów, wymagała od nich ostentacyjnych gestów w ro-
dzaju przysyłania zboża, wznoszenia budynków publicznych, posągów, daro-
wywania przedmiotów kosztownych sławnym sanktuariom. Rzeczą monarchów
było objęcie swymi dobrodziejstwami nie tylko miast własnego państwa, ale i
tych, które leżą poza jego zasięgiem.
W oczach społeczności obywatelskich w taki właśnie sposób objawia się
najpełniej królewska natura władców. Najlepiej to wyraził Polibiusz: "Boć cechą
tyrana jest żle czynić i przemocą panować nad niechętnymi będąc
znienawidzonym przez podwladnych i sam ich nienawidząc, u rzeczą króla jest
wszystkim dobrze czynić i będąc umilowanym dla swych dobrodziejstw i
ludzkości kierować i rządzić takimi, którzy sluchają go dobrowolnie" (ks. V, 11,
t3um. S. Hammer). Liwiusz, choć oskarża Antiocha IV o wiele wad, to przyznaje:
"w dwóch jednak wielkich i godnych rzeczach jego duszu byle naprawdę
królewska: w darach dla miast i w kulcie dla bogów" (ks. XLI, 20, 5).
Dary wymieniają także między sobą królowie, regułą w takiej sytuacji jest dążenie
do przewyższenia drugiej strony.
Okazję do manifestowania posiadanego bogactwa stanowiły rozmaite święta
urządzane z różnych powodów. Miarę wspaniałomyślności i wydatków, jakie
władca mógł z tej racji ponieść, daje znajdujący się w dziele Polibiusza opis
uroczystości w Dafne, na przedmieściu Antiochii, urządzonych przez Antiocha
IV po jego powrocie ze zwycięskiej wyprawy do Egiptu (o skomplikowanych
politycznych okolicznościach tego święta będę pisać dalej, por. s. 264 - 265).
Początek stanowił wielki pochód armii, której znaczną część ściągnięto do
stolicy, aby przedefilowała przed królem i zgromadzonymi gośćmi. Później
odbyła się procesja, zawody i uczty, które Polibiusz tak opisuje:
"Resztę pochodu trudno po prostu opisać, chyba tylko ogólnie. Bylo w nim
okola ośmiuset efebów ze zlotymi wieńcami, okola tysiąca dobrze utuczonych
walów, delegacji religijnych bez mala trzystu, klów .slonich osiemset. A ilości
posągów nie da sig nawet wyrnienić. Byly to posągi wszystkich uznawanych i
czczonych przez ludzi bogów i demonów, do tego niesiono jeszcze wizerunki
herosów, cz~.ścią pozlucune, częścią przybrane w .szaty przetykane zlotem, a
wszystkim towurzyszyly kosztowne przedstawienia związanych z nimi legend i
podań. Niesiono wśród nich także podobiznę Nocy i Dnia, Ziemi i Nieba,
Jutrzenki i Poludnia. A o ilości złotych i .srebrnych naczyń można wnioskować
.stąd, że w pochodzie szlo tysiące niewolników.jednego z królewskich
przyjaciól, .sekretarza, nio.sąc,vch srebrne naczynia, .. których żadne nie ważylo
mniej niż tysiąc drachm. Z królewskich niewolników sześciuset nio.slo naczynia
zlote. Następnie kobiety rozpryskujące wonności ze zlotych dzbanów. Bylo ich
prawie dwieście. Zu nimi bralo udzial w pochodzie osiemdziesiąt kobiet
siedzących w lektykach o zlotych nogach i pi~ćset w lektykach o srebrnych
nogach; wszystkie miuly kosztowne stroje. To byly najświetniejsze części tego
pochodu.
Następnie odbyły się zawody, walki zapaśników, polowania. Przez trzydzieści
dni, w którvch odbywały się widoh~iska, wszyscy namaszczali się w gimna-
~jonie ze zlotvch naczyń -- pierwsze piać dni olejkiem szafYUnoHrym, hylo ich
43

piętnaście, tyle samo z olęjkiem cynamonowym i nardowym. Podobnie w
następnych dniach przynoszono olejek telinowy, majerankowy, irysowy. A
wszystkie mialy wyborny zapach. Do uczty przygotowywano tysiąc, czasem
tysiąc pięćset .sof biesiadnych z najwiykszym przepychem.
[...] Cafą t~ imprezę urządzil [Antioch IV] za pieniądze częściowo zebrane z
Egiptu przy wiarofomnym napadzie na króla Filometora, częściowo dosturezone
przez przyjaciól. Poza tym ograbil teź bardzo wiele świątyń." (XXX, 25, t3um. S.
Hammer).
Dodajmy, źe sytuacja ekonomiczna monarchii Seleukidów nie była w latach tych
najświetniejsza, olbrzymia kontrybucja ściągana przez wiele lat dla Rzymu
naruszyła równowagę królewskich finansów. Antioch IV myślał o wielkiej
wyprawie na wschód, (do tego potrzebował ogromnych środków), niemniej
jednak uwaźał za celowe olśnienie swych poddanych i obcych delegacji tak
wspaniałym świętem.
Takźe królewskie pałace miały ważne miejsce w ostentacji bogactwa. Musiały
być rozległe, wspaniale ozdobione freskami, mozaikami, boazeriami z
drogocennych gatunków drewna, pełne kosztownych przedmiotów. Bogactwo
władcy powinno także znaleźć odbicie w jego własnym mieście, stolicy, w której
wznosił okazałe świątynie, place, portyki, fontanny, gimnazjony. Im więcej takich
budowli miasto posiadało, tym skuteczniej wyraźało potęgę dynastii.
Charakter monarchii
Uderzającą cechą władzy królewskiej był w konsekwencji opisanego wyżej stanu
rzeczy jej osobisty charakter, wyczuwalny zwłaszcza w pierwszych pokoleniach.
Związek między terytorium o wyraźnie zakreślonych granicach a królem nie miał
waloru oczywistości, jakiej nabierze w narodowych państwach nowożytnych i
nowoczesnych. To samo da się powiedzieć o naturze związku między
poddanymi a monarchą. Jedynie Macedonia zdaje się (rzecz jest dyskusyjna)
stanowić osobny przypadek, zajmę się nim szczegółowo w odpowiednim
rozdziale (por. s. 74 - 76). Oczywiście nie należy przesad-nać i negować istnienia
wszelkiego związku między monarchią a podległym terytorium, w powszechnym
przekonaniu król miał obowiązek utrzymania ziem przekazanych mu przez jego
poprzedników, utrata zaś ich części przynosiła mu niesławę w szczególnie silnym
stopniu.
Król był panem podległych mu ziem i żyjących na nich ludzi i mógł nimi
dysponować (przynajmniej teoretycznie) bez ograniczeń. Do niego wyłącznie
należało określenie, kto przejmie po nim dziedzictwo. Choć na ogół prze-
strzegano zasady primogenitury, znamy przypadki, wcale nie takie rzadkie, gdy
władca dawał pierwszeństwo młods-remu synowi. Z takiego właśnie przekonania
(a mianowicie, że król może dysponować bez ograniczeń swym państwem)
zrodził się pomysł królewskich testamentów, określających, co stać się ma z ich
dziedzictwem na wypadek ich bezpotomnej śmierci. W czasach
44 hellenistycznych będziemy mieli kilka przypadków przekazania królestwa tą

drogą Rzymowi. Takie właśnie testamenty były skrajnym wyrazem personali-
stycznego charakteru władzy.
Miał on także swoje konsekwencje dla stosunków między królem, a elitą jego
państwa. W zasadzie tworzyło ją jego najbliższe otoczenie, ludzie dzielący życie
monarchy. Nie mieli oni gwarancji utrzymania swych stanowisk i swego miejsca
w społeczeństwie przy zmianie władcy, który będzie od nowa, i często inaczej,
dobierał grono własnych ludzi. Tytuły określające członków elity: Przyjaciele,
Krewni, Towarzysze, podkreślały osobiste związki łączące ich z monarchą.
W pierwszych pokoleniach hellenizmu otwartość tej grupy była znaczna,
przenikali do niej (zwłaszcza poprzez armię) ludzie o rozmaitym pochodzeniu,
szybko robiący karierę i równie szybko i często tracący swe pozycje. W miarę
upływu czasu krąg rodzin otaczających króla zwiera się i skutecznie broni się
przed intruzami starając się zachować dla siebie wyłączność sprawowania
wysokich funkcji. Jednak nawet w tych czasach, gdy król musiał się liczyć z
potęgą rodzin, których nie mógł odsunąć od udziału w rządzeniu, swoboda
decyzji królewskiej, jego możliwość odwołania się do ludzi nowych, były
większe, niż w znanych nam monarchiach nowożytnej Europy.
Wśród tej elity bardzo długo zachowują swe uprzywilejowane stanowisko
Macedończycy, tworzący coś w rodzaju superarystokracji, trwający przy swej
odrębności, której nie uzasadniało nic w dziedzinie kultury (oczywiście nie
wszyscy Macedończycy żyjący poza swym krajem należeli do elity, spotkamy
ich i na niższych szczeblach społecznej drabiny).
Niewielu było przedstawicieli społeczności niegreckich w gronie elit (do tej
kwestii wrócę jeszcze nieraz w dalszym toku tego tomu, kwestia przenikania
miejscowej elity do elity macedońsko-greckiej należy do najważniejszych i
zarazem natrudniejszych kwestii historii hellenizmu).
Ideologia monarsza podkreślająca walor osobistego sukcesu jako czynnika
wystarczająco legitymującego władzę, przy słabości i nieautonomiczności
struktur państwowych, sprzyjała dynastycznym kryzysom. Ambicjom członków
rządzących rodzin nic właściwie nie stało na przeszkodzie (zwłaszcza w
momentach trudnych, na przykład przy zmianie panujących), aby uniemożliwić
im podjęcie próby zawładnięcia tronem. Aparat urzędniczy nie był dość solidny i
dość niezależny od monarchy, aby odsunąć od siebie pokusę wzięcia udziału w
uzurpacji, która mogła jego uczestnikom dawać, w wypadku zwycięstwa, lepsze
perspektywy kariery. Armie miały jeszcze mniej powodów, aby odrzucać takie
awantury. Rosnąca w miarę upływu czasu lojalność wobec dynastii zmniejszała
drastycznie szanse uzurpatorów spoza królewskiej rodziny, ale, rzecz jasna, nie
mogła zapobiegać sporom między jej członkami.
Hellenistyczni królowie a wschodni poddani i wschodnie wzory królewskiej
ideologii
Zarówno we własnej świadomości, jak w oczach poddanych królowie stali
porad etnscznymi i cywiiizacyinymi podziałami istniejącymi wśród mieszkań- ą5

ców ich monarchii. W praktycznych działaniach panujących okresu helleni-
stycznego nie da się dostrzec jakiejś wyraźnej linii polityki, która by stawiała
sobie za cel szerzenie helleńskiego sposobu życia i myślenia i zakładała wrogość
wobec wschodniego żywiołu, jego tradycji i jego mentalności. Porozumienie ze
wschodnimi poddanymi było dla Ptolemeuszów, Seleukidów, Attalidów
bezwzględnym warunkiem ich panowania, nie dysponowali oni bowiem taką siłą
militarną, aby móc je narzucić terrorem. Realizacja tej zasady przybierała
oczywiście rozmaitą postać, różne były warunki historycznego kompromisu
między greckimi monarchami a niegrecką ludnością. Zależały one od konkretnej
sytuacji danego kraju, a nie od przyjętej z góry postawy wobec barbarzyńców.
Istnienie różnych etnicznie społeczności na tym samym terenie było dla
monarchów czymś oczywistym, zmienianie tego stanu rzeczy nie przychodziło
nikomu do głowy. Królowie rozumowali w kategoriach siły, a nie ideologii - - za
panowanie gotowi byli w każdym razie płacić każdą cenę.
Jeśli diadochowie nie kontynuowali polityki Aleksandra wobec elit irańskich
(polegającej - przypomnę --- na dopuszczeniu ich do najwyższych stanowisk i
do elitarnych oddziałów armii przy jednoczesnym manifestacyjnym przejęciu
achemenidzkiej spuścizny), to nie dlatego, by tę linię odrzucali ze względów
ideologicznych. W warunkach powstałych po śmierci wielkiego Macedończyka
nie mogli sobie na jej realizację pozwolić. Oczywiście wszyscy szukali jakiegoś
porozumienia z niegreckimi elitami, nic też nie wskazuje na to, by wzdragali się
przed wejściem w rolę swych niegreckich poprzedników na tronie. W
następnych rozdziałach będę miała okazję do przedstawienia na czym polegały
zabiegi o zdobycie poparcia ludzi miejscowych, będę się też zastanawiać, w
jakim stopniu królowie szli za miejscowymi wzorami, w jakim zaś wprowadzali
innowacje w zastany porządek. Wyprzedzając szczegółowe wywody, mogę
powiedzieć, że choć czasy hellenistyczne niosły ze sobą głębokie
przekształcenia, to dzisiejsi historycy z wielkim naciskiem podkreślają wagę
wcześniejszego dziedzictwa w życiu wschodnich monarchii hellenistycznych.
Władcy hellenistyczyni nie tylko szukali porozumienia z elitami wschodnich
społeczności w sferze faktów, ale i w sferze ideologii, przejmowali symbolikę
władzy monarszej, jej koncepcje, jej sposób wyrażania w słowie i obrazie.
W jakim stopniu te dwie idee monarchii krzyżowały się ze sobą i wpływały na
siebie? Ile ze wschodniego wizerunku króla, ukształtowanego przez tyle wieków i
pokoleń, przeniknęło do obrazu władcy przedstawianego przez hellenistycznych
monarchów Macedończykom i Grekom?
Wypada zacząć od tego, że Grecy wykształcili ideologię monarchii na długo
przed czasami nas tu interesującymi. Myśl hellenistyczna stanowiła kontynuację
tego, co sformułowali myśliciele w. IV. Grecy wiedzieli od dawna czym była
monarchia wschodnia: państwo Wielkiego Króla było im dobrze znane,
stanowiło przedmiot opisów i teoretycznych refleksji. Jeśli więc znajdziemy
punkty zbieżne między ideologią monarchii hellenistycznych, taką jaką znamy z
lektur greckich, z ideologią znaną ze źródeł wschodnich, to wcale nie oznacza, że
zapożyczenia (jeśli w ogóle w grę wchodzą zapożyczenia, a nie paralelne
46 pomysły) nastąpiły po wyprawie Aleksandra, a nie przed nią, i to na długo.
na a ",.,u,aiory

Pewne tematy greckiej ideologii monarszej znajdują swe odpowiedniki w myśli
wschodniej: temat króla gwaranta i dawcy pokoju, źródła bogactwa i dostatku,
opiekuna świątyń. Król wielki myśliwy i wielki wojownik, osobiście zabijający
dzikie zwierzęta i osobiście pokonujący swych wrogów, widnieje na wielu
scenach zdobiących, zgodnie z wiekową tradycją, mury świątyń wschodnich.
Nacisk na potrzebę ostentacji bogactwa w strojach, pałacach, świętach cechuje
wschodnią ideologię monarszą.
Wątpię czy te tematy myśl grecka musiała brać ze wschodniego, współczesnego
hellenizmowi repertuaru. Są to motywy, które miały solidną tradycji w
koncepcjach monarchii czasów klasycznych. Zespoły specjalistów od
propagandy przy królewskich dworach, pracujące dla różnych odbiorców,
mogły je rozwijać zupełnie niezależnie od siebie.
Sprawy dyskusyjne: personalistyczna wizja historii politycznej hellenizmu
Personalistyczny charakter monarszej władzy sprawia, re szukanie wyjaśnień dla
biegu wydarzeń tych czasów jest trudne i w efekcie często prowadzi do
stwierdzeń pozbawionych oparcia w źródłach. Nie ulega wątpliwości, że
osobowość monarchów ważyła bardzo wiele na dziejach ich czasów i to nie
tylko w pierwszym pokoleniu, gdy szansę zdobycia i utrzymania władzy mieli
tylko ci, którzy zdecydowanie górowali nad innymi energią, intelektem,
zdolnościami przywódczymi. Później umiejętność podporządkowania sobie ekip
poprzedników (lub ich usunięcia), neutralizacja bądź uzyskanie lojalnego
wsparcia ze strony innych członków dynastii, skłonienie ich do rezygnacji ze
sprawowania rządów na własny rachunek, była poważną próbą siły każdego
monarchy, do jakiej przychodziło mu stawać niejednokrotnie w młodym wieku.
Jednak sprowadzanie całej historii politycznej do gry, której bieg wyznaczają
inteligencja lub ograniczoność jej głównych aktorów byłaby skrajną naiwnością,
powrotem do czasów, w których historycy głosili, że jednostki mogą wszystko,
a urządzenia epoki nie stawiają żadnych lam ich geniuszom. Interpretowanie
hellenizmu wyłącznie w takich, personalistycznych, kategoriach prowadziłoby
nas do wniosku, że o ile natura (czy opatrzność) były dla ludzi łaskawe w
czasach pierwszych generacji, to później wyraźnie zaczęły ich karać, gdyż liczba
władców nieudolnych (częściej: nie dających sobie rady z sytuacją) niepokojąco
wzrosła. Jeśli nie przyjmiemy tezy o stopniowej degeneracji rodzin panujących
(mało kto dziś miałby odwagę ją głosić, po niedobrych doświadczeniach
biologicznych interpretacji dziejów), to trudno nam będzie pojąć fenomen
kryzysu politycznego późnego hellenizmu.
Swoją polemikę z taką postawą zacznę od tego, że dzisiejsi badacze rzadko
tylko mają solidniejsze podstawy do ferowania wyroków o czyjejś inteligencji lub
jej braku. Posiadamy za mało źródeł, aby móc odtworzyć proces podejmowania
decyzji, zrekonstruować wszelkie czynniki, które na niego wpływały i na tym tle
móc ocenić zręczność (lub jej brak) ze strony 47

władcy (nie jest to trudność dotykająca wszystkich staroźytników, ci, na
przykład, którzy studiują schyłek republiki rzymskiej, dzięki obfitości i różno-
rodności źródeł wzajemnie się weryfikujących, mogą takie sądy o politykach
formułować). Dla okresu hellenistycznego zdani jesteśmy na opinie zawarte u
historyków antycznych, determinujące nasz punkt widzenia (i to zarówno wtedy,
gdy je przyjmujemy, jak w odwrotnych przypadkach, gdy z przekory je
odrzucamy). Wartość ich (nawet wtedy, gdy je bierzemy od takiego autora, jak
Polibiusz) nie jest wielka, gdyż zapoznają nas z punktem widzenia jednej tylko
strony, życzliwej bądź wrogiej, wysłuchanie zaś argumentów drugiej najczęściej
nie jest możliwe. Pamięć zaś o tym, jak dalece sympatie i antypatie deformują
czyjś portret (nawet wtedy, gdy ten, kto go kreśli, działa w dobrej wierze) należy
do elementarnych obowiązków historyka.
Wielka odległość w czasie, która nas dzieli od opisywanych wydarzeń i
szczupłość (nie mówiąc o niepewności) naszych informacji ułatwiają ferowanie
wyroków podszytych spokojną pewnością, że wiemy dobrze, gdzie leżała racja i
interes zaniedbywany przez monarchów. Ta nonszalancja ze strony historyków,
której towarzyszy niemal z reguły wielka naiwność w ocenie politycznych zasad
gry, toczonej przez wielkich i małych aktorów danej epoki, prowadzi do sądów
pośpiesznych, portretów psychologicznych prymitywnych (a zawsze
arbitralnych, bo jest to materia, dla której nie ma źródeł), rodzi pochwały i
nagany, które następni historycy będą potrafili bez większego trudu odwracać.
Historyk powinien bronić się przed angażowaniem się w takie interpretacje,
ostrożnie też będzie założyć, że liczba osobników tępych na królewskich tronach
musiała być niewielka, gdyż atmosfera, w której wyrastali kandydaci do nich,
powinna była działać raczej pobudzająco na ich inteligencję (nie mówiąc o
specyficznym procesie kształcenia, który działał w tym samym kierunku).
Powtarzające się oskarżenia historyków antycznych o lenistwo panujących, brak
zainteresowania rządami, brzmią nieco podejrzanie, gdy pamiętać się będzie, jak
mało stabilna była monarchia hellenistyczna ze swej natury. Jesteśmy niezmiernie
dalecy od sytuacji nowożytnych królestw, w których solidne struktury i uznane
zasady następstwa tronu uzurpacje wykluczały. Leniwy władca miał niewiele
szans na utrzymanie swej pozycji (uwagi te nie oznaczają, iż sądzę, że
monarchów ospałych a rządami nie interesujących się w ogóle nie było, myślę
jednak, że były to przypadki niezmiernie rzadkie),
Królowie dzielili z elitą jej podstawowe cechy: ambicję, pragnienie przewyższenia
nie tylko ludzi ich czasów, ale i wielkich bohaterów przeszłości. Opinia publiczna
oczekiwała od swego monarchy górowania nad królami mu współczesnymi,
nieustannie zestawiała jego osiągnięcia z osiągnięciami jego poprzedników.
Wszystko to stwarzało potężną presję działającą aktywizująco na władców.
Oskarżenia o lenistwo mają wszelkie szanse pochodzić z tradycyjnego repertuaru
paszkwili. Z tego samego źródła biorą się opinie o nadmiernym zamiłowaniu do
ucztowania, pijaństwa i rozpusty (ale to --- zauważę przekor
48 nie --- nie przeszkadza w energicznym sprawowaniu władzy).
fnf".~n ,...",4..,~~.:,~1~. ....F~...~._ .__..___ _ ._ - . - -.

na Nacisk na personalistyczny charakter władzy i zależność
biegu wydarzeń
żno- od jednostkowych decyzji tych, którzy ją sprawowali,
charakterystyczny dla
kuch wielu prac dziś publikowanych, jest reakcją na sposób
interpretowania historii
parte politycznej uprawianej przez poprzednie pokolenia badaczy.
Przywiązywali oni
wno ' wielką wagę do istnienia pewnych stałych, trwających przez kilka
pokoleń, linii
ry je polityki, niezależnych od woli i osobowości królów.
Akcentowano zwłaszcza
jak rolę interesów ekonomicznych dynastii i elit krain, którymi
rządzili, jako
ylko ukrytych sprężyn politycznego działania (te zaś właśnie z racji
tego, że były
~ściej ukryte, nie znajdowały odbicia w źródłach; nie przejmowano się
więc zbyt
nują bardzo tym, że ludzie współcześni wydarzeniom nam o
ekonomicznych
rze) motywach nic nie mówili). Królowie mieli prowadzić wojny, aby
zdobyć źródła
surowców, rynki zbytu, utrzymać panowanie na szlakach
handlowych, zapew-
rzeń nić dominację własnej monecie itp.
iwa- Odejście od pozytywistycznej wizji historii podważyło prestiż
ekonomicz-
;żała nych interpretacji, nawet w tak mistrzowskiej, popartej olbrzymią
wiedzą,
ropy wersji, jaką znajdziemy w dziele Rostovtzeffa, The Sociul and
Economic
renie History of the Hellenistic World. Głębsze poznanie hellenistycznej
mentalności,
>oki, a także mechanizmów sprawowania władzy, nieufnie nastawiło
dzisiejszych
pych badaczy do koncepcji widzących w monarchiach tamtych
czasów replikę
odzi narodowych państw nowoczesnych, prowadzących politykę
konsekwentną,
udu podporządkowaną interesom bezosobowego państwa, w którym
monarcha był
jedynie sługą i wyrazem stojącej nad nim racji stanu.
reta- Nikt nie wątpi, że problemy ekonomiczne skupiały uwagę
władców i ich
kich ekip, gdyż pomnożenie środków stojących do dyspozycji
monarchy, było
duci pierwszym warunkiem skutecznego działania. Jednak nasze źródła
nie wskazu-
(nie ją, by królewskie zainteresowania sięgały głębiej i miały
ekonomiczną, a nie
nym fiskalną naturę. Środowiska zajmujące się handlem miały mniejsze
niż
,two urzędnicza arystokracja szanse wpływania na decyzje panujących.
gdy Krytyki dzisiejszych historyków kierowały się także
przeciwko koncepcji
swej traktującej w. III jako okres świadomego wcielania w życie
zasady równowagi
stw, sił (balanse of power), naruszyć ją miała dopiero interwencja
Rzymu. Panowała
racje ona w historiografii XIX w. (znajdziemy ją u Droysena), historycy
XX w. tacy
rycji jak Tarn i Rostovtzeff traktowali ją jako pewnik nie wymagający
dowodzenia.
nie Protest przeciwko takiej interpretacji historii politycznej, który
wziął się
odki z powiększającej się w ostatnich latach wrażliwości na
specyficzne cechy
mentalności starożytnej, każe traktować taką koncepcję jako
jawny ana-
enie chronizm przerzucający w hellenistyczną przeszłość sposób
rozumowania
iści. właściwy politologicznym koncepcjom XVIII i XIX w.
mu E. Will opowiadając się po stronie krytyków teorii równowagi
sił jako
jego naczelnej zasady polityki władców w. III, formułował
jednocześnie zastrzeże-
jąco nia przeciwko nazbyt łatwemu jej porzuceniu: "Jest rzeczą
oczywista, że ta idea
nie zostalaby tak powszechnie przyjęta, gdyby nie
odpowiaduia.jakic;j.ś rzec~vwi-
~ego stości. Trzeba byt`oby jednak .sprawdzić czy tcz .fórmula
znajdzie odpowiednik
rym u' jakiejś doktrynie politycznej tego czasu (tj. I11 w.). [...] Nic
.jednak nic'
że knżcly~
z protagonistów, gdyby mógt, podminowa~by pozycję innych. Równowa~~ można 49
4 Fłistoria starosytnych Cirek
obserwować w praktyce, i nic więcej, równowagę zresztą chwie_jng. Nieustanna
rewindykacja Celesyrii ze strony Seleukidów wystarczyłaby, aby udowodnić
(przynajmniej z tej .strony), że równowaga nie byla oparta na jakiejś doktrynie"
(Histoire politigue du monde hellenistigue, t. I 2, s. 154).
Choć monarchia czasów hellenistycznych miała personalistyczny charakter, to
nie ulega wątpliwości, że upływ czasu wprowadzał nieuchronne korekty. Przede
wszystkim utrwalała się więź między poddanymi a rodzinami panującymi.
Lojalność dynastyczna byka zjawiskiem, które odgrywało większą rolę, niż to się
zazwyczaj sądzi. Nie jest wszak przypadkiem, że niewiele było uzurpacji spoza
grona królewskich rodzin.
Związek ludności z dynastiami mógł być rozmaicie odczuwany, inaczej rzeczy
się mialy w przypadku Seleukidów w Syrii, Cylicji, inaczej w Azji Mniejszej, w
Mezopotamii, nie mówiąc o Iranie. Istniały i w innych monarchiach strefy
silniejszego i słabszego lojalizmu. Z naszego punktu widzenia najważniejsze jest,
gdy przystępujemy do rozważań na temat mechanizmów politycznych tych
czasów, że władca musiał się liczyć z tym czynnikiem, który także, obok innych,
określał w sensie negatywnym lub pozytywnym warunki jego dzialania. Właśnie
dlatego wojny między panującymi późniejszych generacji świata hellenistycznego
mogły zmieniać granice, ale już nie burzyły politycznej mapy świata, zwycięstwo
militarne nie wystarczało, aby móc wziąć w trwałe posiadanie zdobyte obszary.
Trzeba było rzymskiej sity militarnej, aby zmienić reguły gry. Nacisk na
znaczenie więzów lojalności dynastycznej nic oznacza krytycznego stosunku do
tezy o personalistycznym charakterze władzy, gdyż właśnie związek poddanych
z rodziną rządzącą nimi od pokoleń doskonale się w modelu takiej monarchii
mieści. Ma natomiast na celu ograniczenie naiwnego woluntaryzmu, który wielu
badaczy wprowadza do mechanizmów świata hallenistycznego.
Liczebność armii. Armia w marszu
Armie władców hellenistycznych stosunkowo często osiągały znaczne rozmiary;
były większe nie tylko od sil stających do walki w czasach Grecji klasycznej, ale
i od armii Aleksandra. Informacje na temat wielkości wojsk poszczególnych
monarchów, a także ich możliwości rekrutacyjnych, przytoczę w następnych
rozdziałach.
Pamiętać wypada, że armia składała się nie tylko z żołnierzy biorących udział w
działaniach wojennych. Za wojskami ciągnęły masy ludzi nie stających do boju,
jednak związanych z nimi w jakiś sposób. Uznawano ich za część taborów:
apo.skeue. Przede wszystkim towarzyszyli armii służący należący nie tylko do
oficerów, ale i do zwykłych żolnierzy. Znajdziemy w tej kategorii tak
niewolników, jak i ludzi wolnych. Zadaniem ich było noszenie bagaży (zwlaszcza
ciężkiego uzbrojenia), przyrządzanie pożywienia (armie starożytne nie miały
wspólnych, zaopatrywanych centralnie kuchni, a ponieważ przedmiotem handlu i
dostaw było ziarno, a nie mąka, zboże trzeba było zemleć
50 samemu), opieka nad chorymi (nie istniały żadne oficjalne służby) itp. Dalej

żołnierze, zwłaszcza ci, którzy byli najemnikami, zabierali na dłuższe kampanie
swe kobiety i dzieci. Armiom towarzyszyła spora liczba kupców, którzy
zaopatrywali je w żywność i wszelkie inne towary i skupywali od razu po
bitwach łupy. Wędrowali również rzemieślnicy (zwłaszcza ci, którzy naprawiali
broń), lekarze, prostytutki.
Nie jesteśmy w stanie określić z większą precyzją ilu ludzi liczyły wszystkie te
grupy, informacje tyczące się liczebności wojsk biorących udział w konkretnej
wyprawie takich wiadomości nie podają. Z pewnością żołnierze stanowili w
armiach hellenistycznych mniejszość. W Europie czasów wojny
trzydziestoletniej, a także w armiach perskich i tureckich XVII i XVIII w.
niekombatanci stanowili dwie trzecie, a nawet niekiedy trzy czwarte całości
wojska.
Żołnierze ciągnęli za sobą również swój dobytek: zapasowe uzbrojenie, szaty,
namioty, naczynia itd. Zwycięska kampania, której towarzyszyło dzielenie łupów
zwiększała obciążenie armii. Osłona militarna bagaży była dla wodza sprawą
podstawową, gdyż żołnierze reagowali bardzo żywo na ich zagrożenie, niejedna
bitwa zmieniła swój bieg od chwili, gdy jasnym się stało, że aposkeue może
wpaść w ręce przeciwnika.
Zorganizowanie przemarszu tysięcy żołnierzy i nieokreślonej, ale zawsze
wysokiej, liczby osób im towarzyszących, w warunkach antycznego transportu
było zadaniem niełatwym. Trzeba było dostarczać ogromnych ilości żywności i
paszy, zdobyć zwierzęta pociągowe, wozy dla przynajmniej tej części ludzkiej
rzeszy, która nie była w stanie przebywać dłuższych dystansów pieszo. Armie
antyczne nie mogły wędrować przez pustkowia, zwłaszcza na terenach
górzystych lub na płaskowyżach. Musiały poruszać się utartymi szlakami,
wyposażonymi w studnie z wodą, gospody, osady itp. Jeśli tylko dawało się
prowadzić oddziały wzdłuż wybrzeża, wojsku pieszemu z reguły towarzyszyła
flota przejmująca na siebie zadanie zaopatrywania żołnierzy w żywność i
przewożenia ludzi towarzyszących.
Trudności transportu ludzi i towarów działały hamująco na wielkość
ekspedycyjnych korpusów, zwłaszcza wtedy, gdy nie można było wykorzy-
stywać dróg wodnych. Często dzielono armie na części maszerujące przez różne
tereny. Władcy musieli się liczyć z wyczerpywaniem ich zasobów i to niezależnie
od tego, czy prowadzili swych żołnierzy przez kraj cudzy czy własny.
Niebezpieczeństwo prawdziwego głodu, a jeszcze częściej ostrego niedostatku
żywności, było w toku działań wojennych stale obecne.
Na ogół armia poruszała się powoli. Znamy jednak wypadki, gdy wódz podrywał
mniejsze korpusy do forsownych marszy narzucając im ostre tempo, aby
wykorzystać czynnik zaskoczenia przeciwnika.
Przybycie armii na jakiś teren niemal zawsze witane było z nieufnością, jeśli nie z
otwartą wrogością. Ludność cywilna obawiała się zabierania siłą żywności i
zwierząt, nieuchronnych drobnych rabunków mienia, gwałtów. Największą
okazję do konfliktów stanowiło umieszczanie żołnierzy w domach prywatnych,
gdyż wykorzystywali oni swoją pozycję, aby jeść i bawić się na koszt
gospodarzy. Miasta gotowe były się opłacać, aby odsunąć takie
niebezpieczeństwo. Zwolnienie od obowiązku przyjmowania na kwatery
51 należało do najcenniejszych przywilejów, jakie królowie dać mogli zbiorowo-
ściom lub jednostkom.
Niechętne wojsku reakcje tyczyły się tak cudzych jak i własnych armii, które
potrafiły zachowywać się wobec poddanych swego króla z równą jak wrogowie
brutalnością. Narzucenie dyscypliny armii nie zawsze dawało się urzeczywistnić,
zwłaszcza wtedy, gdy brakło środków, aby płacić regularnie żołd.
Rekrutacja armii
Zacznijmy od tego, że choć armie hellenistyczne miały najczęściej charakter
zawodowy, to nie należy z góry wykluczać istnienia oddziałów obywatelskich,
tworzonych wedle starych reguł. Spotykamy je w miastach Grecji właściwej
(zwłaszcza w Związkach Achajskim i Etolskim), w polis wybrzeży Azji Mniejszej
i na Rodos. Używano ich razem z oddziałami najemników, a odwoływano się do
nich przede wszystkim w wypadku bezpośredniego zagrożenia polis, z reguły w
czasie jej oblężenia.
Osobny casus to armia macedońska zachowująca, w części przynajmniej, swój
stary charakter. Zajmę się nią w następnym rozdziale (por. s. 71).
Macedończycy, jak już wspominałam, cieszyli się trwale opinią najlep
szych żołnierzy. Pierwsi władcy hellenistyczni starali się zdobyć do swych armii
żołnierzy Aleksandra, czynienie regularnych zaciągów w samej Macedonii dla
tych, którzy w niej nie rządzili, wydaje się mało prawdopodobne. Spotykamy
wprawdzie w źródłach III i II w. nieraz wzmianki o Macedończykach, byli to
jednak najczęściej żołnierze uzbrojeni lub wyszkoleni na wzór macedoński.
Ustalenie pochodzenia hellenistycznych najemników jest zadaniem bardzo
trudnym, wszelka zaś precyzja w tej materii jest z góry niemożliwa. W 1949 r.
ukazała się książka Marcela Launeya (patrz bibliografia), który zestawił dane r
całego dostępnego wówczas materiału źródłowego: utworów literackich,
inskrypcji, papirusów. Niestety nie miał on do dyspozycji informacji od-
nOS'LąCyCh się do większych grup żołnierskich, które miałyby charakter
oficjalny, we wszystkich obliczeniach musiał się więc opierać na danych
jednostkowych, zachowanych przypadkowo. Druga trudność prowadzenia
takich badań, podrywająca zaufanie do ich wyników, tkwi w tym, że określenia
etniczne (w rodzaju Trak lub Agrianin) mogą oznac-rać zarówno przynależność
do danej grupy narodowościowej, jak typ uzbrojenia i wyszkolenia. Zestawienie
Launeya było weryi~kowane i uzupełnianie jedynie dla Egiptu (będę o tym niżej
pisać, s. 199, 233), dla innych terenów analogicznych zabiegów nie da się
dokonać z równą dokładnością.
Wedle Launeya w III w. przeważali Grecy, w tym zwłaszcza ci, którzy
pochodzili z Krety (nie może nas to dziwić biorąc pod uwagę ubóstwo wyspy).
Mniej było przedstawicieli ludów niegreckich, żyjących na peryferiach greckiego
świata i podlegających jego wpływom. W grę wchodzili mieszkańcy Bałkanów
(Trakowie, Ilirowie, Agrianie) i Azji Mniejszej (Lidyjczycy, Karyj
52 cvzycy, My-ryjczycy, Frygijczycy). Ich udział rósł w toku w. 11, podczas
gdy

liczba najemników z miast greckich się zmniejszała. W II i w I w. pojawiła się
nowa grupa, stanowili ją Semici, przede wszystkim Żydzi i Arabowie. Niemal od
początku osiedlenia się Galatów w Azji Mniejszej zaciągano ich bardzo chętnie
na służbę wojenną, czyniono to także i w II w. Natomiast rzadko, wedle
Launeya, spotykamy w źródłach barbarzyńców zachodnich.
Biorąc pod uwagę to, co zostało powiedziane poprzednio jasne jest, że wszelkie
wnioskowanie o składzie etnicznym najemników na podstawie posiadanej przez
nas dokumentacji, jest niebezpieczne, zapewne najlepiej będzie zadowolić się
stwierdzeniem, że armie hellenistyczne ściągały ludzi zewsząd.
O ile żołnierze reprezentowali różne narodowości, to oficerowie, zwłaszcza
wyżsi, byli Macedończykami i Grekami. Niewiele znajdziemy w źródłach
przypadków odstępstw od tej reguły. Nie wiemy jak przedstawiały się kadry
dowódcze oddziałów rekrutowanych na obszarach, gdzie uzbrojenie i styl walki
były wyraźnie odmienne od greckiego. Galaci w każdym razie zaciągali się
całymi oddziałami wraz z własnymi wodzami.
Udział w armii musiał przyśpieszać proces hellenizacji żołnierzy nie będących
Grekami. Wydarci z własnych środowisk, Często przyłączani do oddziałów o
różnym składzie etnicznym, nie byli w stanie zachować długo swej odrębności.
Mieli zaś wszelkie powody, aby nie upierać się przy niej, wszak przynależność
do grupy Hellenów dawała im sama przez się uprzywilejowaną pozycję
społeczną.
Warunki zaciągu bywały bardzo różne, ustalano je w sposób indywidualny, w
zależności od konkretnej sytuacji: konkurencji między werbownikami,
możliwości finansowych władców, typu oddziału itp. Żołnierze dostawali zapłatę
w pieniądzu i naturze (w postaci przede wszystkim pszenicy). Mogli w zamian za
produkty żywnościowe dostawać ustaloną kwotę, za którą dokonywali sami
zakupów. Kawalerzyści otrzymywali paszę dla koni lub pieniądze na jej zakup.
Umowa z zaciągającym mogła obejmować zobowiązanie dostarczenia odzieży i
uzbrojenia, określonych form opieki w stosunku do rodziny najemnika,
zwłaszcza w wypadku jego śmierci na polu walki, dostania się do niewoli itp.
Wysokość żołdu była zgodnie z tym różna. W toku w. III oscylował on wokół 1
drachmy dziennie dla piechura, 2 - 3 dla jeźdźca (w tym samym czasie najemnicy
pracujący na polu otrzymywali w Egipcie 2 - 3 obole; drachma miała 6 oboli).
Rok wojskowy liczył 9 - 10 miesięcy, gdyż w zimie nie prowadzono kampanii.
Jeśli jednak podejmowano wyprawy dłuższe, monarcha musiał płacić także za
czas przerwy. Domyślać się możemy, że koszty podróży z miejsca zaciągu do
miejsca zgrupowania były pokrywane przez władców.
Oczywiście najemnicy liczyli takźe na nagrody od króla i łupy, zarówno te. które
były im przyznawane przez dowódców, jak i te, które brali sobie nie pytając
nikogo o zgodę.
Istotną sprawą dla najemnika była nie tylko umowa o wysokość żołdu, ale
jego realne wypłacenie. Władcom hellenistycznym bowiem chronicznie brako- 53

wało pieniędzy, zwłaszcza w pierwszej fazie wojny (zanim zdobyto kupy).
Przegrana dużej, rozstrzygającej kampanię bitwy była najczęściej równa
finansowej katastrofie, jej konsekwencje ponosili także najemnicy.
Wojska najemne nie odznaczały się dobrą dyscypliną, gdyż nie były
zainteresowane (poza materialną korzyścią) przedmiotem walki i na ogóle nie
miały głębszych powodów do lojalności wobec swych patronów. Wodzowie nie
mogli ryzykować zbyt ostrych sankcji w stosunku do tych, którzy winni byli
wykroczeń, zwłaszcza wtedy, gdy istniało niebezpieczeństwo przejścia na stronę
przeciwnika. Najemnicy łatwo porzucali walkę, gdy dochodzili do wniosku, że
nie ma szans na wygraną, nie mieli bowiem żadnych powodów, aby umierać za
sprawę, która nie była ich sprawą.
Najemników z przegrywających armii wcielano wielokrotnie do wojsk
zwycięskich. Niekiedy sprzedawano ich do niewoli lub oferowano ich poprzed-
nim wodzom za wykupem.
Nie trzeba jednak przesadzać twierdząc, że w ogóle nie istniały czynniki
ideologiczne, które mogłyby wpkywać na postawę najemnych żołnierzy, kutwo
tworzyły się więzy między wodzami a ich podwładnymi, cementowały je
wspólne zwycięstwa, wspólne niebezpieczeństwa. Oddziały mogły w czasie
dkuższych kampanii kształtować coś w rodzaju patriotyzmu grupowego, także
żołnierzom najemnym nieobcy był model cnót tego zawodu, w którym było
miejsce na wierność przysiędze, podziw dla odwagi, zręczności, rzetelności. Z
pewnością bardzo wiele zależało od dowódcy, który winien być nie tylko
dobrym taktykiem, ale i dobrym psychologiem, musiał radzić sobie w napiętej
sytuacji, imponować żołnierzom swoją odwagą, pewnością siebie, zdolnością
przemawiania do tkumu. Ta ostatnia umiejętność nie była bynajmniej mało
ważna, uporczywe utrzymywanie się obyczaju wygłaszania mów przed bitwą
wskazuje, że miały one jakąś istotną funkcję w życiu armii.
Od samego początku czasów hellenistycznych władcy starali się uniezależnić od
najemników tworząc własną bazę rekrutacyjną w postaci osadników
wojskowych. Zasięg wojskowego osadnictwa, warunki na jakich ich re-
krutowano, funkcje militarne i spokeczne będę omawiaka w następnych
rozdziakach, w tej dziedzinie istnieją bowiem istotne róźnice między monar-
chiami, uniemożliwiają one kączne traktowanie tej kwestii.
Niestety nasze źródła nie pozwalają nam uchwycić różnic między oddziałami
najemników i osadników w dziedzinie uzbrojenia, zachowań, taktycznej
przydatności. Wszystko to, co się na ten temat pisze, jest efektem z góry
przyjętych założeń na temat wyższości jednej kategorii nad drugą, a nie
informacji dostarczonych przez źródła.
Typy oddziałów
Czasy hellenistyczne w dziedzinie uzbrojenia i sposobu walki nie przyniosły, w
porównaniu z okresem panowania Filipa II, zasadniczych zmian. Roz
54 maitość stosowanych broni pozostaka najbardziej charakterystyczną cechą
. i r_ __ o

armii a na polach bitew, tak jak poprzednio, królowała nade wszystko piechota w
takiej postaci, jaką jej nadały reformy Filipa II.
Rozmaite typy piechoty dadzą się podzielić na trzy główne grupy. Siłę
uderzeniową dawały armii oddziały uzbrojonych w sarissy piechurów zwanych
sarisso'óroi ("nosiciele sariss") walczących w zwartym szyku falangi. Jedyną
właściwie bronią tej formacji była włócznia, sarissa, o długości od pięciu do
siedmiu metrów i odpowiednio o wadze od sześciu do ośmiu kilogramów.
Metalowe okucie, umieszczone na końcu sarissy umożliwiało wbicie jej w ziemię
(w czasie odpoczynku lub gdy formacja szykowała się do przyjęcia ataku).
Żołnierze musieli trzymać włócznię oburącz. łch uzbrojenie ochronne było
skromne: niewielkie okrągłe tarcze zawieszóne na taśmie biegnącej przez barki
(sarissa wykluczała możliwość posługiwania się tarczami hoplickimi
unieruchamiającymi lewe ramię), płytki hełm, częściej skórzany niż metalowy,
niekiedy nagolenniki. Pełne uzbrojenie ochronne, w tym zwłaszcza metalowy
pancerz, nosili tylko doświadczeni żołnierze walczący w pierwszym szeregu i
dowodzący ósemkami swych kolegów ustawionych w jedną linię w głąb
formacji. Byli oni najbardziej narażeni na pociski miotane w pierwszej fazie bitwy
przez lekkozbrojnych, Sarissofóroi w szyku bojowym ustawieni byli najczęściej
w szesnaście szeregów, można je było, w razie potrzeby, zwinąć do ośmiu. W
czasie ataku pierwsze pięć szeregów trzymało sarissy ukośnie, następne -
pionowo.
Ten rodzaj piechoty wymagał szczególnie starannych i długotrwałych ćwiczeń
umożliwiających zgranie się żołnierzy, którzy mieli umieć nie tylko maszerować i
poruszać sarissami w identyczny sposób, ale przeformowywać oddziały w
warunkach bitewnych (zwiększać i zmniejszać liczbę szeregów, odwracać
błyskawicznie tylne szeregi w przypadku zagrożenia, rozlużniać szeregi lub je
ścieśniać, itp.). Sarissofóroi dla skutecznego ataku potrzebowali terenu
płaskiego, tak jak klasyczna. falanga, z której się wywodzili; wszelkie przeszkody
w rodzaju strumieni i pagórków stwarzały niebezpieczeństwo powstawania luk w
szyku, a te mogła wykorzystać kawaleria przeciwnika niezdolna do ataku na
zwarty mur włóczni. Jednak dobrze wytrenowani żołnierze byli w stanie działać i
w gorszych warunkach. Choć w zasadzie atak na ich szeregi od flanki i od tyłu
był fatalny, to wyborowe oddziały potrafiły i z tym dać sobie radę.
Dobrze wyćwiczona formacja falangitów, maszerująca przy wtórze tradycyjnego
macedońskiego okrzyku alalalalai, miała, zwłaszcza w zetknięciu z odmiennie
uzbrojonymi żołnierzami, straszliwą siłę uderzenia, jej skuteczności dowodzą
liczne bitwy czasów hellenistycznych, w których jej najczęściej przypadała rola
rozstrzygająca. Jeśli jednak doszło do rozerwania szeregów, żołnierze nie byli w
stanie skutecznie walczyć, jedyne ich uzbrojenie (poza sarissą) stanowiły
sztylety.
Drugą grupę piechoty tworzyły rozmaite oddziały o pełnym uzbrojeniu
hoplickim, ustawiane w czasie bitew w szyku bojowym; pasuje do nich
współczesny termin oddziałów liniowych. W skład ich wchodziły przede
wszystkim jednostki historycznie wywodzące się z elitarnej formacji Filipa IV
i Aleksandra, której członków za czasów wschodniej wyprawy określano 55

mianem hypaspistai ("Nosiciele tarcz"), a od kampanii w Indiach argyroaspides
("Srebrne tarcze"). Władcy hellenistyczni za wzorem Aleksandra nazywali swe
wyborowe oddziały liniowe terminami uformowywanymi od ozdób na tarczach,
stąd spotkamy w źródłach poza argyroaspides także chalkoaspides ("Brązowe
tarcze"), chrysaspides ("Złote tarcze"). Żołnierze tej formacji mieli włócznie i
miecze, byli zdolni do walki zarówno w szyku zwartym, jak i w szyku
luźniejszym, w którym rozgrywali indywidualne pojedynki. Ich podstawową
zaletą byka manewrowość, oczekiwano od nich wszechstronności i szybkości
działania. Z nich tworzono gwardię królewską.
Do piechoty liniowej zaliczyć należy hoplitów typu tradycyjnego, lżej od nich
uzbrojonych 'peltastów, a także Galatów, chętnie zaciąganych do wszelkich
hellenistycznych armii. Ci barbarzyńcy walczyli z reguły w luźniejszym szyku,
który pozwalał wojownikom na wykazanie własnej inicjatywy, ponadto
pozostawiał dość miejsca na swobodne operowanie długimi, typowymi dla
celtyckiego uzbrojenia, mieczami.
Liniowe oddziały piechoty współdziałały w czasie bitew z falangitami, od
których były ruchliwsze i elastyczniejsze. Chroniły one zwłaszcza flanki grup
uderzeniowych, ich najsłabsze miejsce.
Wreszcie trzecią grupę piechoty stanowili lekkozbrojni, którzy tylko rzadko
występowali w linii bitewnej samodzielnie. W tej grupie mieściły się przede
wszystkim oddziały miotaczy, walczące z daleka: oszczepnicy rozmaitego typu,
procarze, łucznicy. Mieli oni do odegrania istotną rolę we wstępnej fazie bitwy,
gdy ich pociski mogły razić żołnierzy stojących w pierwszym szeregu; właśnie
dlatego część sarissofóroi miała pełne uzbrojenie ochronne. Ponadto
lekkozbrojnych wykorzystywano do działań w terenie trudnym, w czasie marszu
armii, przy zastawianiu zasadzek itp.
Władcy hellenistyczni rządzący wschodnimi terenami (zwłaszcza Seleukidzi)
korzystali wielokrotnie z oddziałów rekrutowanych na miejscu, w Azji Mniejszej,
w Iranie, północnej Mezopotamii. Walczyły one w tradycyjny sposób, nosiły
nazwy ludów, które ich dostarczały. Nie we wszystkich wypadkach wiemy
dokładnie jak formacje te były uzbrojone i jaka była ich taktyczna funkcja. Na
ogół sądzi się, że tworzyli je żołnierze lekkozbrojni.
Istotną rolę odgrywały rozmaite typy konnicy. Możliwości ich działania
ograniczały względy ściśle techniczne. Pamiętajmy, że w czasach helleni-
stycznych nie uległ zmianie rząd koński, jeźdźcy ciągle siedzieli na derce, a nie w
sztywnym siodle, nie mieli więc strzemion, dlatego też łatwo spadali z grzbietu
zwierzęcia. Kierowanie koniem było także trudne: nie wynaleziono jeszcze
żelaznego munsztuka, który kalecząc wrażliwe wnętrze pyska zmusza go do
posłuszeństwa. Koni nie podkuwano, ślizgały się i raniły sobie kopyta na
kamienistych szlakach. Wszystko to powodowało, że opanowanie techniki jazdy
konnej było trudne, do jazdy nadawały się te ludy (lub grupy społeczne), których
przedstawiciele jeździli od maleńkości. Inna wada polegała na tym, że niełatwo
przychodziło zahamować rozpędzony oddział konnicy, zdarzało się, że
przekonani o swym zwycięstwie jeźdźcy wracając na pole bitwy zastawali
56 własną piechotę rozbitą już przez nieprzyjaciela.
noiemniki siatkowe składane UIC knntenerv z tw c~

Różnice w uzbrojeniu jeźdźców były nie mniejsze niż w uzbrojeniu piechurów.
Żołnierze oddziałów ciężkiej kawalerii nosili pancerze i hełmy, walczyli przy
pomocy włóczni i miecza lub szabli. Wzorem irańskim w armiach
hellenistycznych pojawiały się oddziały, w których także koń miał uzbrojenie
ochronne. Spotykamy formacje wyposażone w sarissy (oczywiście krótsze od
sarris piechoty), jeźdźcy do nich należący mieli obie ręce zajęte trzymaniem
włóczni, koniem powodowali wyłącznie przy pomocy kolan. Istniały także
oddziały konnicy lekkozbrojnej o różnej broni i zastosowaniu, o analogicznej
funkcji do lekkozbrojnej piechoty.
W armiach hellenistycznych pojawiały się, choć rzadko, wozy bojowe z kosami
osadzonymi na kołach. Był to irański wynalazek nie cieszący się nadmierną
popularnością, wozy wymagały bowiem płaskiego terenu, a dobrze wyszkolona
armia potrafiła się bronić przeciwko nim atakując je zanim jeszcze nabrały
szybkości lub rozstępując się na ich drodze.
Słonie
Niebagatelną rolę w sztuce wojennej wczesnych czasów hellenistycznych
odgrywały słonie, w czasach późniejszych stosowano je o wiele rzadziej.
Były one skuteczne zwłaszcza w zetknięciu z wojskiem, które poprzednio nie
miało z nimi do czynienia; widok_Iych olbrzymów działał paraliżująco na
żołnierzy i, co ważniejsze, wywoływał popłoch wśród kani, które reagowały nie
tylko na ich widok, ale i na ich zapach. Wprawdzie potrafiono z czasem
przyzwyczaić konie do słoni, ale wymagało to dłuższego treningu. Używano
więc słoni przede wszystkim przeciwko kawalerii, ustawiając je na flankach
naprzeciwko jazdy przeciwnika.
Słonie mogły także szturmować na zwarte szeregi piechoty, zdarzały się
(rzadkie!) przypadki walki między zwierzętami należącymi do przeciwnych stron.
Wreszcie w samym początku wojen hellenistycznych próbowano, ale ze złym
skutkiem, wykorzystać je przy obleganiu miast w celu przełamywania fortyfikacji.
Zwierzę specjalnie ubierano, aby powiększyć efekt jaki wywoływało, na grzbiecie
umieszczano wieżyczkę, w której lokowano 2 - 3 lekkozbrojnych: procarzy,
łuczników, oszczepników, którzy razili z góry nieprzyjaciela.
Słonie otaczano do walki lekkozbrojnymi, każdemu zwierzęciu towarzyszyło 40 -
50 ludzi chroniących jego boki i dbających o to, by usunąć z drogi
przeciwników mogących dosięgnąć wielce wrażliwej trąby.
Istniało realne niebezpieczeństwo, że słonie zwrócą się w czasie bitwy przeciwko
własnym ludziom, zwłaszcza zranione zwierzęta przestawały słuchać swoich
przewodników.
Stworzenie stad słoni wymagało od władców nie lada zabiegów. Przede
wszystkim należało wejść w posiadanie zwierząt, sprowadzając je z dwóch
obszarów, gdzie w tych czasach żyły w stanie dzikim: Indii i Afryki Środkowej.
Niewielkie były szanse na rekonstrukcję naturalną stad, gdyż słonie w niewoli
i w obcym dla siebie klimacie rozmnażają się rzadko. 57

Najlepsze słonie bojowe pochodziły z Indii, gdzie od wieków uprawiano trudną
sztukę ich tresury. W Afryce polowano na słonie leśne (loxodonta africana
oxyotis), mniejsze od indyjskich (a także od swych krewniaków żyjących w
sawannach, do tych jednak władcy świata hellenistycznego nie mieli dostępu).
Prawdopodobnie we wszystkich stadach zatrudniano indyjskich kornaków.
Słonie na wolności żyją bardzo długo. w niewoli znacznie krócej. Osiągnąwszy
dojrzałość w wieku 16 - 20 lat, miały prawdopodobnie przed sobą w
optymalnych warunkach 50 - 60 lat służby. Można się jednak zastanawiać, czy
okresu tego nie należałoby jeszcze skrócić, gdyż ostre zimy w Syrii,
Mezopotamii i Azji Mniejszej mogły zmniejszać ich odporność na choroby.
Poważnym problemem było zapewnienie odpowiedniej ilości paszy i wody w
czasie pochodów przez suche stepy i jałowe góry, których nie brak na Bliskim
Wschodzie.
Seleukidzi zaopatrywali się w słonie w Indiach, dwukrotnie dowiadujemy się o
stadach otrzymanych w zamian za zawarty pokój. Po raz pierwszy udało się to
Selenkowi, który dostał od Czandragupty 500 sztuk, drugim obdarowanym był
Antioch III, otrzymał on od jednego z władców północnego Pendżabu 150
sztuk. Prawdopodobnie istniał jakiś handel, a nabyte sztuki maszerowały przez
przełęcze Himalajów i cały Tran.
Podejrzewać możemy, że w stadach hellenistycznych było mało samic, samce są
większe i mają dłuższe kły, lepiej się więc nadają do militarnych celów.
Ptolemeusze, nie mając dostępu do Indii, organizowali polowania na obszarze
państwa Meroe. Słonie doprowadzano do wybrzeży i następnie przewożono
specjalnymi statkami przez Morze Czerwone aż do Berenike, skąd już same
wędrowały pustynnym szlakiem do Koptos. Koszt tej operacji był ogromny.
Taktyka czasów hellenistycznych: wielkie bitwy
Wielkie bitwy w czasach hellenistycznych rozstrzygały ciągle wynik wojen, na
ogół klęski w nich poniesione prowadziły do zawarcia pokoju, rzadko się
zdarzało, by pokonany władca był w stanie dostatecznie szybko odbudować
rozproszoną armię.
W bitewnym szyku ustawiano, jak widzieliśmy, rozmaite oddziały, ich
harmonijne współdziałanie decydowało o wyniku starcia. Tworzyły one całość
nieporównywalnie bardziej elastyczną od tradycyjnej falangi; jej częściom
składowym, wchodzącym w kontakt z nieprzyjacielem w różnych momentach,
przeznaczano działania autonomiczne, zakładające niejednokrotnie poważne
przemieszczenia na bitewnym polu.
Właśnie dlatego tak istotna była osobowość dowódcy, który nie tylko
decydował (czy współdecydował) o wyborze miejsca i czasu walki, ale byk w
stanie lepiej lub gorzej ją rozegrać, odpowiednio plasując swe rozmaite
58 oddziały w taki sposób, aby maksymalnie wykorzystać ich zalety i naturalne
x x i x x s osa i s a ane o na a nmn otnrar

warunki. Rozmaitość stosowanych broni, wprowadzanych do walki w różnych
fazach bitwy, wymagała interwencji ze strony dowódcy także w czasie trwania
starcia. Wiele można było zyskać, lub stracić, przesuwając w szyku oddziały.
Wprawdzie armie hellenistyczne nie stosowały w dalszym ciągu odwodów,
jednak kierujący walką mógł mieć możliwość interweniowania w punktach
słabych. Choć potrzeba kierowania przebiegiem walki była oczywista, praktyka
bitewna najczęściej jej się nie poddawała. Tradycja kazała wodzowi stawać w
pierwszym szeregu i prowadzić osobiście swych żołnierzy do walki. Przykład
Aleksandra ten anachroniczny model wyraźnie umocnił, późniejsi wodzowie, aby
utrzymać prestiż w oczach swych podkomendnych, musieli iść jego śladem.
Jednak udział w bitwie nie wykluczał całkowicie możliwości panowania nad tym,
co działo się na bitewnym polu, widać to najlepiej na przykładzie Aleksandra. Nie
wiemy jak odbywały się takie interwencje, zapewne kursowali w różne strony
adiutanci, o których nasze źródła nic nam nie mówią. Także niestety nic nie
wiadomo o sposobie przekazywania rozkazów, w warunkach bitewnego hałasu
tym istotniejszego, że żołnierze nosili metalowe hełmy skutecznie ograniczające
słyszalność, musiał to być nie lada problem.
W czasach hellenistycznych rozwinęło się fachowe piśmiennictwo z dziedziny
taktyki, od wodzów oczekiwano, że będą mieli teoretyczne przygotowanie do
prowadzenia kampanii. O Pyrrusie wiemy, że te wstępne studia traktował z
wielką powagą, wchodziły w ich skład swoiste gry wojenne.
Wódz miał dwie formacje, które mógł użyć do rozbijania szyków przeciwnika:
falangitów z sarissami i ciężkich kawalerzystów. Jeźdźcy nie mogli szturmować
na zwarte szyki najeżone dzidami. W pierwszej fazie bitwy sytuowano ich na
flance i wykorzystywano do ataku na kawalerię nieprzyjaciela. Dopiero, gdy w
zwartym szyku powstała z jakichkolwiek powodów luka, jeźdźcy przemieszczali
się błyskawicznie wzdłuż linii walki wdzierając się w nieprzyjacielskie szeregi.
Zadanie to ułatwiał im szyk ataku kawalerii, którą ustawiano w kształcie klina,
prowadził go osobiście dowódca pokazujący kierunek, w którym należało
uderzać.
Zadaniem innych oddziałów liniowych poza osłanianiem saris.so/óroi, było
utrzymanie frontu (rzecz niesłychanie ważna i trudna, gdy wojsko nie wkraczało
do walki jednocześnie), atakowały one przeciwnika wykorzystując dogodne
momenty.
Historycy od dawna zastanawiają się nad przyczynami klęsk, które armie
hellenistyczne ponosiły w starciu z wojskami rzymskimi. Rozważania na ten
temat znajdziemy już u Polibiusza, którego opinie zaważyły na sądach
następnych wieków. Zdaniem tego autora, zafascynowanego potęgą republiki,
zwycięstwa nad armiami hellenistycznymi Rzymianie zawdzięczali strukturalnej
wyższości legionu nad falangą typu macedońskiego. Polibiusz z naciskiem
podkreślał jej sztywność i niezdolność do działania w terenie nierównym.
Legioniści byli o wiele ruchliwsi, samodzielniejsi, wszechstronniejsi.
Nie powinniśmy nadmiernie wierzyć analizom Polibiusza, gdyż stoją one
w sprzeczności z tym, co wiemy o sztuce wojennej tych czasów, a także 59

z opisami konkretnych bitew zawartych w jego Dziejach. Rzecz w tym, że
Polibiusz dla potrzeb swej demonstracji uprościł niesłychanie model armii
hellenistycznej, wbrew rzeczywistości redukując ją jedynie do tych formacji,
które były zbrojne w sarissy. Można się zastanawiać, co go do takiego zabiegu
skłoniło: wielki entuzjazm dla Rzymian czy brak własnych doświadczeń
bojowych; zapewne i jedno, i drugie.
Polibiusz miał rację pisząc o zaletach legionistów walczących w każdych
warunkach, działających samodzielnie, tworzących szyki elastyczne. Jednak i ich
hellenistyczni przeciwnicy, wbrew zdaniu greckiego historyka, byli uniwersalni,
ale jako całość, na poziomie armii (podczas, gdy żołnierze rzymscy byli
uniwersalni każdy z osobna). Armia hellenistyczna zawdzięczała swą siłę
uderzeniową i ruchliwość kombinacji różnych formacji. W armii rzymskiej
legionista łączył w sobie zalety, którymi odznaczały się razem rozmaite typy
hellenistycznej piechoty: miał siłę uderzeniową falangity i zdolność do
manewrowania charakteryzującą innych piechurów liniowych. W praktyce ta
wszechstronność uzyskiwana była kosztem pewnych ograniczeń: rzymski legion
nie potrafił uderzać równie skutecznie, jak dobrze wyćwiczona falanga i był mniej
ruchliwy niż elitarne oddziały nosicieli tarcz, jednak, jak rzeczywistość pokazała,
kompromis między siłą uderzenia a swobodą i szybkością działania był wart gry.
Piętą achillesową armii hellenistycznych było dowodzenie, które winno było
zapewnić harmonijne współdziałanie różnych formacji, żołnierze łatwo
przegrywali, jeśli zawiódł wódz; legioniści natomiast mogli skutecznie walczyć
także przy kiepskim kierownictwie.
Jednak najistotniejszym czynnikiem decydującym o rzymskiej przewadze była
obfitość rezerw ludzkich, republikańscy wodzowie byli w stanie kontynuować
wojny po klęskach, które zmusiłyby każdego władcę hellenistycznego do
pośpiesznego zawarcia pokoju.
Sztuka oblężnicza
Umiejętność szturmowania (i bronienia!) miast należy do tych dziedzin sztuki
wojennej doby hellenistycznej, w których zostały poczynione największe zmiany.
Punktem wyjścia dla nich były wynalazki dokonane jeszcze na początku IV w., a
polegające na skonstruowaniu machin wyrzucających pociski na znaczną
odległość. Ich szybki rozwój i komplikowanie się determinowały charakter
działań oblężniczych.
Rozmaitego typu katapulty były w stanie przesyłać na dystans ponad 180 m
pociski o długości do 1,85 m i wadze do 78 kg. Szczególnie często posługiwano
się machinami miotającymi kamienne kule o przeciętnej wadze 26 kg. Obok tego
używano maszyn o mniejszym polu rażenia i lżejszych pociskach.
Konstruowanie machin oblężniczych, przedmiot licznych ęksperymentów, było
jedną z nielicznych dziedzin techniki, którą interesowali się przed60 stawiciele
elity, pisano na ich temat traktaty, studiowali je gorliwie dowód

1. Machina miotająca najlżejszego kalibru, zwana gastrafetes lub skorpidion,
wyrzucająca bełty 2- lub 2,5-łokciowe (92 - 115 cm). Był to wielki łuk,
sporządzony z rogu lub drewna umieszczony na podstawie drewnianej
umożliwiającej szybką zmianę kąta ostrzału. Łuk ten opatrywano mechanizmem
napinającym i dodatkowo skręcającym cięciwę, którą wykonywano ze specjalnie
preparowanych jelit i ścięgien zwierzęcych, a także z włosów kobiecych
cy. Z pewnością wytwarzanie ich wymagało wyspecjalizowanego personelu.
Wątpić można czy potracono budować maszyny w warunkach polowych; park
artyleryjski trzeba było wozić ze sobą na wojnę.
Celem artylerii było przede wszystkim zniszczenie żywych obiektów, jej
skuteczność przeciwko litej ścianie muru była minimalna. Trzeba więc było
umieszczać machiny na takiej wysokości i w takiej odległości, aby mogły razić
obrońców na murach lub w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Musiano więc
budować wieże na kołach osadzanych na ruchomych ośkach, które pozwalały na
przetaczanie ich w dowolnych kierunkach. Rekonstrukcję takiej wieży czytelnik
znajdzie na rys. 4. Wieże budowano z bali drewnianych, obkładanych skórami
polewanymi wodą, aby zmniejszyć niebezpieczeństwo ich podpalenia. Sięgały
one wysoko: znamy przypadki wież mających ok. 53 m. Oznaczało to, że
machiny sytuowane na piętrach górnych wieży znajdowały się ponad koroną
murów.
Wielogodzinne ostrzeliwanie murów i terenów przyległych ogałacało je z
obrońców i umożliwiało atakującym szturm na dany odcinek fortyfikacji
dokonywany przy użyciu drabin.
Podejmowano także działania, których celem było uczynienie wyłomu
w murze: robiono pod nim podkopy umacniane belkami, ich usunięcie lub 61

2. Machina miotajaca o sztywnych ramionach, drewnianych lub brązowych
zwana katapaltes lub organon (łacińska balista). Na ilustracji przedstawiony jest
wariant machiny miotającej bełty (dorubolon, oksubolon), inne warianty tej
machiny, o identycznej prowadnicy mogły wyrzucać pociski wszelkiego rodzaju
(kule kamienne lub metalowe, pociski zapalające). Specjaliści od dziejów machin
oblężniczych nie sa zgodni w określeniu na czym polegają różnice między
dwoma rodzajami balist: euthytonon i palintonon. Część uczonych jest zdania, że
pierwsza strzelała po torze płaskim, druga po torze stromym. Inni zaś twierdzą iż
euthytonon miał ramiona skierowane do tyłu (działał więc na zasadzie łuku
równikowego), palintonon zaś do przodu (działał na zasadzie łuku
refleksyjnego). Niezależnie od tego, które tłumaczenie uznamy za słuszne
machina przedstawiona na rysunku należy do grupy euthytonon. Machina typu
palintonon była przeznaczona do miotania ciężkich kamieni (do 3 talentów, a
więc ok. 18 kg) lub okutych belek (nazywano ją lithobolos). Waga własna balist
była znaczna; euthytonon do ciskania bełtów trzyłokciowych (ok. 123 cm) - ok.
300 kg, lithobolos miotajacy pociski ok. 15 kg - 10 ton. Machiny miały
maksymalny zasięg ok. 555 m (radzono wobec tego zakładać obóz dopiero poza
tym dystansem). Z racji małej prędkości poczatkowej (najwyżej 300 m/sek.), gdy
w grę wchodziły lekkie pociski przyrost siły uderzenia uzyskiwano powiększajac
ich wagę, oczywiście kosztem ograniczenia zasięgu rażenia
spalenie spowodowało tąpnięcie chodnika i zarysowanie lub nawet zawalenie
muru. Stosowano również inne metody, które miały prowadzić do tego samego
celu. Starano "wgryzać się" w podstawę muru, usuwając jeden po drugim
kamienne bloki. Dawało to znakomite efekty, gdyż antyczne fortyfikacje nie były
wznoszone w całości z kamienia (koszty takich konstrukcji byłyby wówczas
zbyt wielkie). Obrobionymi blokami posługiwano się wyłącznie dla wzniesienia
dwóch równoległych do siebie ścian, przestrzeń między nimi wypełniano gruzem
i ziemią. Właśnie dlatego "wydłubywanie" części składowych lica miało tak
fatalne skutki. Stosowano także tarany przeciwko bramom 62 i rysującym się
murom.
-..
4. Rekonstrukcja wieży oblężniczej zwanej helepolis ("burzycielka miast"). Na
pomostach pięter umieszczano machiny wyrzucajace pociski, na dole machiny
cięższe, na górze lżejsze. Komunikację między piętrami umożliwiały drabiny.
Całość poruszała się na kołach osadzonych
na rolkach; pozwalało to na zmianę kierunku ruchu 63
3. Machina miotająca palintonon ustawiona w sklepionym pomieszczeniu
wewnątrz murów obronnych

't fl II II I
I I f
m
-_-. i - i
I~ I
1-__I
5. Schemat działania taranu zawieszonego w ruchomej wieży poruszającej się na
kółkach
Budowano podziemne galerie sięgające na teren obleganego miasta w nadziei, że
uda się je otworzyć w dogodnym miejscu i czasie, a grupa żołnierzy
wprowadzona nocą na obcy teren będzie w stanie ułatwić szturm reszcie
oblężniczej armii.
Wobec nowej techniki ataku także system obwarowań uległ poważnym
zmianom. Lita ściana muru nie mogła już wystarczać. Przede wszystkim należało
ją wzmocnić i zabezpieczyć przed skutkami zawalenia się na jakimś odcinku. W
tym celu dzielono mur na sekcje, budowane osobno i łączone kamiennymi
blokami, zwiększało to jego elastyczność.
Uległ zasadniczej zmianie charakter muru, który konstruowano systemem
kazamatowym. Do wewnętrznej ściany muru dobudowywano rozmaite po-
mieszczenia o solidnych sklepieniach. Służyły one przede wszystkim do
lokowania machin oblężniczych wyrzucających swe pociski przez wąskie
strzelnice. Jak wiele można było na tej drodze osiągnąć pokazuje historia
oblężenia Syrakuz przez Rzymian w r. 212. Pełniący funkcję doradcy
Archimedes, skłonił dowódców do podwyższenia murów w taki sposób, aby
cała nowa sekcja składała się ze stanowisk dla rozmaitych, często nawet małych,
maszyn miotających. Siła ognia była tak wielka, że Rzymianie nie byli w stanie
zbliżyć się do murów Syrakuz, miasto ostatecznie zdobyto podstępem.
W samym murze - Iub w jego bezpośredniej bliskości - budowano
pomieszczenia dla żołnierzy (w terminologii nowożytnej sztuki oblężniczej
nazywają się one: "places d'armes", w polskiej terminologii "place broni").
Gromadzono ich tutaj na wypadek szturmu, w czasie ostrzeliwania nie
wychodzili oni na zewnątrz. Wzdłuż murów prowadzono osłonięte korytarze,
aby ułatwić obrońcom swobodną komunikację. Przeciwko ruchomym wieżom
oblężniczym wroga mnożono liczbę wież własnych. Miały one rozmaity
64 kształt, bywały budowane na planie półkola, podkowy, sześciokąta lub

ośmiokąta. Niekiedy stawiano wieże stojące przed murami. Starano się na
wszelkie sposoby utrudnić zbliżanie się do nich, wznoszono mury pomocnicze,
kopano fosy, sypano rampy. Bramy, punkt najsłabszy w systemie fortyfikacji,
umieszczano między wieżami w głębokim wcięciu murów.
Oblegani starali się nie czekać za murami, aż przeciwnik się zniechęci, bądź
zostanie pokonany przez epidemie wybuchające nieuchronnie w złych warunkach
sanitarnych. Obrona była czynna, robiono wycieczki, ryto podkopy pod
machiny oblężnicze wroga. Na żołnierzy operujących pod murami sypał się nie
tylko grad pocisków z machin na murach, ale i wylewano na nich substancje
łatwopalne, rzucano sieci, harpuny i haki na linach itd. Inwencja w tej dziedzinie
zdawała się nie mieć granic.
Mamy kilka dobrych opisów szturmów miast w dobie hellenistycznej.
Zainteresowanym tą problematyką radzę przeczytać w dziele Polibiusza relację z
oblężenia Syrakuz w r. 211 (VIII, 5 - 9) i Ambrakii w 189 r. (XXI, 27 - 28).
Wojna na morzu
W tej dziedzinie czasy hellenistyczne przyniosły daleko sięgające innowacje.
Polegały one przede wszystkim na konstruowaniu okrętów większych od
typowych dla wojen epoki klasycznej trójrzędowców.
Początek ich stosowania sięga pierwszych lat wieku IV, gdy Dionizjusz, tyran
Syrakuz, nakazał wzorem prawdopodobnie kartagińskim, budowę "czwórek", a
następnie i "piątek". Przyjęły się one, choć nie od razu. Dopiero następcy
Aleksandra przystąpili do prawdziwego wyścigu zbrojeń w tej dziedzinie
konstruując statki coraz większe, wymagające coraz liczniejszych załóg.
W 315 r. Antygon Jednooki miał w swej flocie "siódemki", w 301 r. jego syn
Demetriusz Poliorketes "ósemki", "dziewiątki", "dziesiątki", "jedenastki" a nawet
"trzynastki". W jakiś czas później skonstruowano następne giganty: "piętnastki" i
"szesnastki". Ptolemeusz II zbudował "dwudziestki", "trzy
J
6. "Czwórka". Machiny miotające umieszczano zarówno na wieżyczkach jak i na
pokładzie 65
5 Historia starożytnych Greków t. III

dziestki". Absolutny rekord należał do Ptolemeusza III, który miał "czter-
dziestkę", jednak był to statek do parady, a nie do walki.
Możemy wyróżnić trzy fazy wyścigu zbrojeń: pierwsza połowa IV w. od
trójrzędowców do "szóstek"; lata 315 - 288 od "szóstek" do "szesnastek" i 288
- 246 - czas budowy jeszcze większych jednostek.
W drugiej połowie III w. pęd do budowy wielkich statków uległ pewnemu
zahamowaniu, większość flot składała się z jednostek nie większych od
"dziesiątek".
Niełatwo jest odpowiedzieć na pytanie jak byli rozmieszczeni wioślarze na tych
okrętach i wobec tego jaki jest dokładny sens ich nazw, gdyż nasze źródła,
traktując rzecz jako oczywistą, dokładnie nam tego nie tłumaczą. Ze względów
konstrukcyjnych nie można było sobie wyobrazić okrętów o pięciu czy więcej
rzędach wioślarzy, analogie z galerami XVII i XVIII-wiecznymi kazały raczej się
domyślać, że liczby odnosiły się do wioślarzy poruszających jedno wiosło.
Współcześni specjaliści od dziejów żeglugi sądzą, że system rozmieszczenia
wioślarzy zakładał, iż wioślarze siedzieli w 2 lub w 3 rzędach a wiosła były
poruszane przez więcej niż jednego człowieka. "Czwórka" miała dwa rzędy, a
przy każdym wiośle 2 ludzi, "szóstka" - 3 rzędy i 2 wiosłujących, "piątka" - 3
rzędy, z których dwa miały po dwóch ludzi do wiosła, jeden zaś jednego
wiosłującego. "Piątka" wymagała do 300 wioślarzy, "ósemka" - 500, większe
jednostki odpowiednio więcej. Technika wiosłowania w większych jednostkach
była odmienna od tej, którą stosowano na trójrzędowcach: wioślarze musieli
wstawać z ław i na nie następnie opadać, zgodnie z rytmem poruszeń wiosła.
W czasach hellenistycznych w nowych typach okrętów wiosła uległy
wydłużeniu, zmniejszono natomiast ich liczbę. Okręty stały się większe i solidniej
skonstruowane, ale nie zyskały nic na zdolności żeglowania. Nie potrafiły
odbywać podróży po morzu niespokojnym, warunki odpoczynku na pokładzie
dla załogi stały się jeszcze gorsze niż poprzednio. Zaletą nowego systemu była
natomiast możliwość posługiwania się załogami mniej wyszkolonymi,
wystarczało bowiem, by pierwszy wioślarz miał za sobą odpowiedni trening,
reszta dostarczała tylko siły mięśni.
Bitwy czasów hellenistycznych rozgrywały się ciągle między okrętami, dopiero
Rzymianie w toku I wojny punickiej zwiększą wydatnie rolę abordażu i
wprowadzając na pokłady legionistów zmienią charakter walk na morzu.
Celem działania było po pierwsze zatopienie okrętu przeciwnika, co osiągano
przez jego staranowanie. Wprawdzie burty wielkich okrętów hellenistycznych
były solidniejsze niż burty trójrzędowców, ale też siła uderzenia jednostki
cięższej i szybszej od tradycyjnych, była także większa. Po drugie starano się
okręt unieruchomić gruchocząc mu wiosła. Było to zadanie niełatwe, gdyż, w
przeciwieństwie do trójrzędowca, ciężkie jednostki mniej się nadawały do
skomplikowanych manewrów. Wreszcie starano się wybić bądź unieruchomić
załogę. W tym celu hellenistyczne okręty dysponowały nowymi i
skuteczniejszymi, w porównaniu z przeszłością, środkami. Poza łucznikami i
oszczepnikami na pokładzie znajdowały się machiny miotające pociski; aby
66 zwiększyć zasięg i precyzyjność rażenia budowano specjalne wieżyczki.
Inten

i 1 ~ i
i , s s a.
7. Schemat rozmieszczenia wioślarzy w "czwórce"
67
8. "Dziewiątka" z postawionym żaglem (zdejmowano go w czasie bitwy). Na
pokładzie wieżyczki dla machin miotających i łuczników

r
68
ó 0 0 o a o a o 0 0 0
o 0
C O O o a
0 o v o o v a o o a o o v o 0 0
9. Okręt typu lembos (III - II w.)
10. Statek do przewozu ładunków. Wiosło przy rufie służyło do sterowania.
Takie statki były w powszechnym użyciu w okresie V w. p.n.e. - III w. n.e.

sywny ostrzał przy ich pomocy mógł doprowadzić do takich spustoszeń na
pokładzie, że opanowanie okrętu przeciwnika stawało się możliwe.
Poza gigantami floty miały także tradycyjne trójrzędowce oraz lekkie statki
znacznie bardziej ruchliwe. Wielką karierę zrobił typ statku pirackiego zwany
lembos (1. mn. lemboi), pochodzący z Ilirii. Miał rozmaite rozmiary określane
liczbą wioślarzy: od 16 do 50. Niekiedy wyposażano go w taran. Lemboi
stosowano do akcji zwiadowczych, przesyłania informacji, stawiano je także w
szyku razem z wielkimi jednostkami, aby utrudnić manewr mający na celu
zgruchotanie wioseł (polegał on na szybkim przepłynięciu tuż obok okrętu
przeciwnika w chwili gdy jego wiosła były w wodzie, oczywiście wiosła okrętu
atakującego musiały być podniesione). Podobnie popularne były triemiolia
rodyjskiego pochodzenia.
Miarę wielkości flot hellenistycznych i rozmiarów środków jakie musieli mieć do
dyspozycji ci, którzy stawali do wyścigu zbrojeń na morzu, daje skład floty
Ptolemeusza II, zapewne największej tych czasów. Miała ona: 7 "piątek", 5
"szóstek", 37 "siódemek", 30 "dziesiątek", 14 "jedenastek", 2 "dwunastki", 4
"trzynastki", 1 "dwudziestkę" i 2 "trzydziestki".
Bibliografia
Monarchia hellenistyczna i jej ideologia są przedmiotem rozważań wielu prac
cytowanych w następnych rozdziałach, ich problematyka stoi w centrum
wszelkich badań nad epoką hellenistyczną. Nie byłoby jednak warto zamieszczać
bardzo obszernych wykazów bibliograficznych właśnie tutaj, tytuły te pojawią się
w odpowiednich miejscach, wspomnieć tu wypada jedynie o syntetycznych
ujęciach, których lektura ułatwiła napisanie tego paragrafu. Poza dziełem C.
Preaux, Le monde hellenistique... (por. s. 19) wymienić chciałabym rozdział z
The Cambridge Anciem History, t. VII, cz. 1: Monarchies and Monarchie Ideas
napisany przez F. W. Walbanka. Prace tyczące się monarchii macedońskiej i jej
cech specyficznych wymienię w bibliografii rozdziału o Grecji i Macedonii.
W części tyczącej się typów oddziałów w armiach hellenistycznych i ich taktyki
wyłożyłam nieopublikowane dotąd poglądy Adama Ziółkowskiego, który w
sposób oryginalny i, w moim przekonaniu, niezwykle przekonywający,
odtworzył odmienny od dotychczasowego model działania falangi i system
dowodzenia. Także od niego zaczerpnęłam opinie na temat różnic między
armiami rzymską a hellenistyczną. Swoje tezy A. Ziółkowski przedstawił w
obszernej recenzji wewnętrznej tej książki, miałam też okazję nieraz z nim na ten
temat dyskutować. W tym miejscu pragnę mu podziękować za pomoc i za
prawo do wykorzystania jego sugestii w tym tekście.
Sporo miejsca poświęca wojnie i organizacji armii hellenistycznych C. Preaux w
swej syntezie Le monde hellenistique... Zarys tej problematyki pióra Y. Gadana
znajduje się w nowym wydaniu siódmego tomu The Cambridge Ancicnt History.
Czyta3am studium P. Leveque'a, La guerre a I'epoque hellenistique [w:]
Problemes de la guerre en Grece ancienne, Paris 1968, s. 261 - 287. Paragraf na
temat roli s3oni opiera sie na pracach: J. Seibert, Der Einstaz von Kriegselefanten,
"Gymnasium" 80 (1973), s. 348 - 362; H. H. Scullard, The Elephant in the Greek
and Roman World, Princeton 1971. Przy opisie sztuki wojennej na morzu
posługiwałam się danymi zaczerpniętymi z książki L. Cassona, Ships and
Seamanship in the Anciem World, Princeton 1971. Wykorzystałam książkę M.
Launeya, Recherches sur les armees hellenistiques, Paris 1949 - 1950. W jej
nowym wydaniu znajduje się dodatek uzupełniający dane M. Launeya.
Opracowali go Ph. Gauthier, Y. Garlan i C. Orńeux, był on mi wielce przydatny.
69


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Charakterystyka średniowiecza oraz sztuka epoki
03 Charakteryzowanie narzędzi, maszyn i urządzeń
sun tzu sztuka wojenna
03 Charakteryzowanie maszyn i urządzeń 2idC36
03 Charakteryzowanie kopyt obuwniczych 2idC34
03 CharakterystykiPomp
03 Charakteryzowanie zjawisk klimatycznych
! Barok ?rok charakterystyka epoki(9)
Jędrecki Sztuka przez pryzmat charakteru
[03]Bliznieta charakter
! Barok ?rok charakterystyka epoki(11)
[Kagero Kroniki Wojenne 03] Mosquito Raider
Charakterystyka epoki
Charakterystyka epoki
pozytywizm charakterystyka epoki ramy czasowe pojecia filozofia
03 Podstawowe charakterystyki źródeł promieniotwórczych

więcej podobnych podstron