Proces Templariuszy Cz. 4
Między 24 a 29 marca 1308 r. król rozesłał po całej Francji listy skierowane do
duchowieństwa, szlachty i mieszczan i wzywające ich przedstawicieli do Tours, gdzie
miały się zebrać stany generalne królestwa (5 maja). Niestety, sprawozdania z obrad w
Tours nie zachowały się. Wiemy tylko, że trwały one dziesięć dni, w czasie których
przedstawiciele "ludu Francji" wysłuchali gwałtownych w tonie, oskarżycielskich
przemówień Nogareta i Plaisiansa oraz głosili, że templariusze za swe zbrodnie
zasługują na karę śmierci.
26 maja król, w towarzystwie swego brata, Karola de Valois, ministrów i dworu przybył
(wraz z małą armią) do Poitiers, gdzie przebywał Klemens V. Papież - robiąc dobrą minę
do złej gry (nie mogła mu się nasunąć analogia ze spotkaniem w Anagni) - króla (który
rzucił mu się do nóg) przyjął ze wszystkimi oznakami łaskawości. Na publicznym
konsystorzu, 29 maja, w obecności papieża i króla, kardynałów, innych duchownych i
ludzi świeckich, oskarżycielską mowę przeciwko templariuszom wygłosił minister
królewski Gauillaume de Plaisians. Mowa Plaisiansa - niewątpliwie pióra Nogareta -
rekapitulowała dotychczasowy przebieg "procesu templariuszy", przedstawiała ich winę,
ich przyznanie się do niej, i wynosiła pod niebiosa zasługi króla Filipa jako obrońcy
prawdziwej wiary przed heretyckim spiskiem. Wszakże - jeśli wierzyć relacji Jana
Bourgogne, "prokuratora" (tj. ambasadora) króla Aragonii, Jakuba II, na dworze
papieskim - przede wszystkim miała za zadanie wywrzeć nacisk na papieża, tak by bez
zwłoki ukarał winnych templariuszy i potępił ich zakon. Gdyby jednak papież miał
zwlekać dalej - wołał Plaisians - to król nie zaniedba zemsty na wrogach Chrystusa.
Władca Francji bowiem z trudem tylko powstrzymuje swój lud...
"Gauillaume de Plaisians: ... który słysząc te obrazy i bluznierstwa miotane przeciw
Jezusowi Chrystusowi powstał oto i pragnie uderzyć na braci Świątyni nie czekając na
sąd...
... jeśli więc - kończył mówca - ...
... szybko, Ojcze Święty, nie skończysz z tą sprawą, to trzeba będzie przemówić do
ciebie innym językiem!"
Żądania królewskiego ministra poparli zarówno przedstawiciele wyższego kleru, jak
Gilles Aicelin, arcybiskup Narbony i Egidio Colonna, arcybiskup Bourges, jak i
1
przedstawiciele szlachty i mieszczan.
Papież wszakże nie dał się zastraszyć. Odpowiadając swoim przedmówcom, powiedział,
że dotychczas cenił templariuszy, jeśli jednak okaże się, że są winno zarzucanym im
zbrodni, gotów jest ich znienawidzić. Podkreśliwszy jak wielki ciężar odpowiedzialności
za wszelkie decyzje spoczywa teraz na nim i na królu Francji, stwierdził, że - wbrew
pogłoskom - nie wierzy, by król Filip kierował się w sprawie Zakonu Rycerzy Świątyni
żądzą zysku, i obiecał rozpocząć stosowne dochodzenie możliwie jak najszybciej.
Reaplikując z kolei papieżowi, Guillaume de Plaisians - w tonie jeszcze ostrzejszym niż
uprzednio - zażądał od niego, by prałatom królestwa i innych państw polecił podjęcie
działań przeciwko poszczególnym templariuszom, by odwołał zawieszenie prac
inkwizycji i wreszcie, by zakon templariuszy wyłączył z Kościoła jako potępioną sektę.
Zarzuciwszy papieżowi pragnienie chronienia templariuszy, zagroził raz jeszcze
przejęciem ich sprawy przez prawdziwie katolickich władców i lud:
"Jeśli [...] prawica, czyli ramię Kościoła, nie potrafi obronić tego świętego Ciała, to czyż
nie może stanąć w jego obronie lewica, czyli sprawiedliwość świecka?"
Wreszcie Plaisians wprost oskarżył papieża, że odwlekając swą decyzję, chroni
przestępców i uniemożliwia ukaranie zbrodni templariuszy, a przypomniawszy słowa
Pana, że "jeśli nie będziecie gorący albo zimni, lecz tylko letni, to wypluję was z ust
moich", dał papieżowi jawnie do zrozumienia, że sprawę templariuszy król może
rozwiązać sam, nie oglądając się na decyzje papieskie.
Ale i tym razem papież się nie ugiął. Kończąc debatę stwierdził, że świeccy nie mają
prawa osądzać duchownych, podkreślił, że nikomu nie wolno jest zabijać templariuszy
bez zgody Kościoła, odmówił potępienia całego zakonu, jeśli nawet templariusze Francji
okazali się heretykami, a wreszcie oświadczył, że nie podejmie w ich sprawie żadnej
decyzji, jeśli członkowie i własność zakonu nie zostaną mu przekazani, wtedy zaś, jeśli
okażą się niewinni, uwolni ich, jeśli natomiast wina ich zostanie wykazana, usunie ich z
Kościoła.
Wobec nieugiętej postawy Klemensa V, król Filip zdecydował się na pojednawczy gest.
27 czerwca sprowadził do Poitiers siedemdziesięciu dwóch templariuszy, tak by mogli
złożyć swe zeznania przed papieżem. Między 29 czerwca a 2 lipca templariusze ci
kolejno stawali przed papieżem i kardynałami, 2 lipca zaś wystąpili publicznie. Zachowały
się oświadczenia 40 z nich. Większość zeznających w całej rozciągłości i nader
szczegółowo potwierdziła wszystkie główne oskarżenia stawiane ich zakonowi:
wyrzeczenie się Chrystusa, opluwanie krzyża, nieprzyzwoite pocałunki składane w
czasie ceremonii inicjacji, zachętę do aktów homoseksualnych oraz adorację głowy
Baphometa.
Jednym z pierwszych, którzy stanęli przed papieżem, był (wspomniany już) były agent
króla, umieszczony w zakonie templariuszy jeszcze przed 1307 r., Jean de Foliaco.
Uzupełniając swoje poprzednie zeznania, szczegółowo opisał ceremonię swego
przyjęcia do zakonu, w czasie której inicjujący go preceptor templum w Paryżu, brat
2
Gauillaume, powiedział doń:
"Jesteś nasz. Teraz masz powtarzać po mnie ?Wyrzekam się ciebie, który nazywasz się
bogiem?". Kiedy Foliaco ? jak opowiadał - odmówił, przyjmujący chwycił go za ubranie
na karku i zagroził, że wtrąci go do więzienia, "z którego już nigdy nie wyjdzie". Wtedy
Foliaco zawołał tak głośno, jak tylko mógł:
"Wyrzekam się ciebie!"
... nie wymieniając przy tym Boga, ponieważ miał na myśli przyjmującego preceptora.
Kolejny zeznający, giermek zakonny, Etienne de Troyes, był również jednym z
informatorów króla z okresu poprzedzającego aresztowanie templariuszy. Teraz
opowiedział m.in., że w czasie przyjmowania go do zakonu wyrzekł się nie tylko
Chrystusa, lecz także "wszystkich apostołów i świętych Boga", po czym przyjmujący - po
ucałowaniu go "nieczystymi pocałunkami"" - przepasał go cienkim sznurem, który...
" ... uprzednio owijał pewną głowę, jaką (templariusze) uważają za zbawcę i pomocnika
zakonu i (jaka) była dla nich szczególnie święta...".
Zapytany o bliższe szczegóły, opisał obrady jednej z dorocznych kapituł zakonu (zawsze
odbywały się 24 czerwca), podczas których wniesiono głowę, jak mu się zdawało...
" ... z mięsa od jej czubka aż po szyję i pokrytą psimi włosami [...] bardzo niebieskiego
koloru ..."
Głowa ta, jak słyszał, miała być głową pierwszego wielkiego mistrza zakonu, Hugona de
Payens. Zeznania swe Etienne de Troyes uzupełnił stwierdzeniem, że w zakonie
templariuszy nie udzielano sakramentu komunii, lecz ...
" ... by oszukać świat, w wielkie święta rozdawano hostię nie konsekrowaną ani nie
pobłogosławioną ..."
W końcu Etienne de Troyes opuścił zakon "ze względu na jego zło i haniebne rzeczy,
które tam czyniono".
Wreszcie giermek Jan de Chalons, preceptor dwóch małych domów Świątyni,
oświadczył, że wyrzekł się Chrystusa, ponieważ przyjmujący go zagroził mu, iż w
przeciwnym razie ...
" ... w ciągu kilku dni umieści go w lochu w Merlan. I dodał on, że ten loch, czyli
więzienie, jest tak surowy, iż nikt nie mógł przeżyć tam długo..."
To Jan de Chalons właśnie zeznał, że brat Gerard de Villiers, preceptor Francji, który
uniknął aresztowania 13 pazdziernika 1307 r. uciekając "w pięćdziesiąt koni", wsiadł na
statek-galerę i odpłynął w nieznanym kierunku.
Wielu spośród zeznających relacjonowało również akty czci składane tajemniczej głowie,
3
ale opisy jej, jakie przedstawiali, różniły się między sobą: dla jednych był to "odrażaący
czarny bożek", innym wydawała się "biała i brodata", a jeszcze inni twierdzili, że miała
"trzy twarze".
Templariusze, którzy pojawili się w Poitiers przed papieżem, byli, oczywiście, starannie
dobrani: byli to albo ludzie, mający jakąś pretensję do zakonu, albo ci, których udało się
sterroryzować grozbami czy torturami, albo wreszcie jawni agenci królewscy. Tylko
nielicznie z nich (14) byli rycerzami, tylko trzech było kapłanami i tylko czternastu miało
funkcje preceptora. Niemniej papież uznał uch dobór za reprezentatywny i stwierdził, że
...
"... jeśli chodzi osoby, które złożyły te zeznania, to w sposób oczywisty było jasne, iż
wspomniane przez nie potworności i zbrodnie zostały istotnie popełnione..."
Ponieważ zeznający templariusze prosili o litość, przeto papież mimo gniewu, jaki
wywołały w nim ich zeznania, udzielił im absolucji. 10 lipca - jak donosił Jean de
Bourgogne królowi Jakubowi II - ponad 50 spośród tych templariuszy wyrzekło się swej
herezji w obecności kilku kardynałów i otrzymawszy absolucję pogodziło się z Kościołem,
w ten sposób oświadczając swą gotowość do poniesienia kary i wypełnienia pokuty, jakie
Kościół zechce im wyznaczyć.
27 czerwca, w dniu, w którym pierwsza grupa templariuszy pojawiła się przed papieżem,
król Filip skierował doń list zawierający szereg propozycji dotyczących przyszłej sytuacji
osób i majątku należących do zakonu. W pojednawczym tonie król proponował, by
templariuszy pozostawić pod strażą królewską, majątek zakonu zaś, który miał zostać
użyty do sfinansowania proponowanej krucjaty, powinien być administrowany przez
"dobre, wierne i dyskretne osoby" wspólnie wyznaczone przez króla i papieża.
W odpowiedzi utrzymanej w podobnym tonie, papież przyjął propozycje króla,
wprowadzając do nich tylko drobne poprawki. W poprawkach tych m.in. zarezerwował
sobie wyłączne prawo osądzania przywódców zakonu i zmniejszył rolę króla i jego ludzi
w administrowaniu dobrami zakonu; również zgodził się reaktywować działalność
inkwizytorów we Francji.
W serii aktów takich, jak bulle: Subit assidue, Faciens misericordiam i Regnans in coeliis,
wydanych w ciągu lipca i sierpnia 1308 r., zgoda osiągnięta między papieżem a królem
znalazła pełny wyraz.
W bulli Subit assidue papież wyznawał m.in., że początkowo nie był skłonny wierzyć w
oskarżenia postawione templariuszom, ale ich zeznania, których ostatnio wysłuchał,
przekonały go o ich winie. Teraz postanowił, że oskarżeni mają pozostać pod strażą
królewską. Zarazem jednak śledztwo w ich sprawie przekazywał komisjom
poszczególnych diecezji, w skład których miał wchodzić miejscowy biskup, dwóch
kanoników, dwóch dominikanów i dwóch franciszkanów. Formalną pieczę nad
templariuszami miał sprawować w imieniu papieża kardynał Pierre de la Chapelle.
Bulla Faciens misericordiam rekapitulowała dotychczasowy stan "afery templariuszy".
Przede wszystkim papież przypomniał jako to zrazu nie chciał słuchać stawianych im
4
zarzutów, ponieważ ...
" ... nie wydawało się prawdopodobnym ani wiarygodnym, że ludzie tak pobożni, którym
tak bardzo wierzono, iż przelewają swą krew w imię Chrystusa, i którzy często
wystawiają się na niebezpieczeństwo śmierci, którzy też tak bardzo często okazywali tyle
oznak wielkiego oddania [...] mieli by w tak wielkim stopniu zapomnieć o swym
zbawicielu, by dopuścić się takich czynów ...".
Podkreśliwszy zasługę króla Francji w wykryciu zbrodni templariuszy i przypomniawszy,
że zarówno zeznania świadków, jak i ich własne, w pełni potwierdziły stawiane im
zarzuty, papież raz jeszcze określał rolę - wyznaczonych poprzednią bullą - komisji
biskupich w dalszym śledztwie wobec poszczególnych templariuszy.
Ta sama bulla inicjowała także śledztwo wobec zakonu jako całości. Papież mianował
ośmiu komisarzy, którzy mieli ...
" ... udać się osobiście do miasta, prowincji i diecezji Sens [...] i podjąć zbadanie prawdy
z całą pilnością i na mocy naszego autorytetu, zwoławszy tych wszystkich, których
należy zwołać, by świadczyli przeciwko temu zakonowi ..."
W bulli Regnans in coelis papież dawał pełny upust swemu gniewowi i rozżaleniu w
obliczu zbrodni templariuszy:
"Ale oto ku naszemu żalowi podniósł się ku nam nowy i fatalny głos, przedstawiający
nam ogrom złośliwości tych braci [...] Albowiem głos ten, zwiastun lamentu i żalu, u
swych słuchaczy natychmiast wzbudził przerażenie, wzburzył ich umysły i dusze i
wszystkim ludziom chrześcijańskiej wiary podał puchar nowej i niewypowiedzianej
goryczy, a kiedy my, zgodnie z wymogami konieczności, czynimy jawnym przebieg tej
sprawy, boleść rozdziera naszego ducha, a nasze zmęczone członki zawodzą nad,
złamane przez zbyt wielki żal ... Jakiż katolik bowiem, słysząc o tym, nie poczuje
wielkiego żalu i nie wybuchnie wielkim lamentem?..."
W bulli tej papież zapowiedział zwołanie w ciągu dwóch lat soboru powszechnego do
Vienne (w Delfinacie, wówczas nie należącym jeszcze do Francji), soboru, który miałby
rozpatrzyć sprawę templariuszy oraz projekty zorganizowania nowej krucjaty.
13 sierpnia 1308 r. papież Klemens V - ogłosiwszy przedtem o swej decyzji obrania za
tymczasową Stolicę Apostolską Awinionu, położonego między Francją właściwą a
Prowansją - opuścił Poitiers udając się w kierunku Bordeaux. Następnego zaś dnia
wysłał trzech kardynałów - bliskich królowi Francuzów, Berengara Fredola i Stefana de
Suisy, oraz Włocha, Landolfa Brancacciego - do Chinon, gdzie więziono Jakuba de
Molay oraz pozostałych dygnitarzy zakonu: de Payrauda, Gonneville'a, Charneya i
Raimbalda de Caron, preceptora Cypru. Kardynałowie przesłuchali ich między 17 a 20
sierpnia w obecności głównego ich strażnika, Jana de Jamville. Wszyscy raz jeszcze
5
potwierdzili złożone uprzednio zeznania, wyrzekli się praktykowanej uprzednio herezji i
pogodzili się z Kościołem. Wiadomość o tym zarówno papież, jak i król przyjęli z
niekłamanym zadowoleniem.
W chwili aresztowania templariuszy król Filip spodziewał się szybko rozprawić z
zakonem. Nadzieję taką mógł żywić jeszcze w czasie przetargów z papieżem w Poitiers
latem 1308 r. Jednakże w chwili, kiedy śledztwo w sprawie zakonu przeszło w ręce
papieża i biskupów, cała sprawa zaczęła się przeciągać w nieskończoność.
Na wiosnę 1309 r. król stracił cierpliwość; świadczą o tym listy, które wysłał do papieża.
W listach tych zarzucał Klemensowi V granie na zwłokę i prosił o wyjaśnienie licznych
kwestii, które bulla papieska i postanowienia pozostawiły bez odpowiedzi. Pytał więc
m.in., co należy zrobić z tymi templariuszami, którzy najpierw przyznali się do winy, ale
pózniej wycofali swe zeznania, oraz z tymi, którzy z uporem odmawiali przyznania się do
niej, ale są podejrzani o popełnienie zarzucanych im przestępstw. Właśnie na te pytania
papież nie dał królowi odpowiedzi, obiecując jedynie, że zrobi to w terminie pózniejszym.
Krótko po tej wymianie listów, w maju 1309 r., biskup Paryża, Gauillaume de Bauffet,
zapewne już wskutek instrukcji papieża, wydał szereg przepisów określających sposób
prowadzenia - w jego diecezji - śledztwa wobec indywidualnych templariuszy. W
przepisach tych znalazła odbicie generalna metodyka inkwizycyjnego postępowania
wobec heretyków (z tendencją do "wprowadzenia oskarżonych na ścieżkę skruchy i
pojednania z Kościołem" (by użyć określenia angielskiego historyka Malcolma Barbera).
Przepisy te nakazywały wielokrotne przesłuchania templariuszy przeczących stawianym
im oskarżeniom lub tych, którzy wycofali już raz złożone zeznania, dokładne śledztwo co
do wszystkich okoliczności heretyckich ceremonii przyjęcia do zakonu, podanie nazwisk
współwinnych, aresztowanie ich i włączenie do śledztwa. Przepisy biskupa de Bauffer
określały także sposób postępowania z tymi, którzy uparcie odmawiali przyznania się do
winy. Tych należało...
"Gauillaume de Bauffet: ... umieścić w więzieniu na chlebie i wodzie [...], jeśli nie są
chorzy lub słabi ..."
Jeśli dalej będą trwali w uporze, należy im przedstawić zeznania wielkiego mistrza i
innych przywódców zakonu, jak również przysłać do nich takiego templariusza, który
przyznał się już do winy i zdecydowanie przy niej obstaje, by przekonał ich o
niesłuszności ich postępowania. Wreszcie, gdyby i to nie poskutkowało, opornym
należało zagrozić torturami i pokazać stosowne narzędzia, w ostateczności już uciekając
się do ich zastosowania, początkowo z lekka, a i potem "bez przesady". Oporni mieli
prawo tylko do jednego sakramentu: spowiedzi. Ale i wtedy należało posłać im takiego
spowiednika ...
"Gauillaume de Bauffet: ... który umiejętnie wprowadziłby ich w lęk i pilnie napomniał, by
wyznali całą prawdę dla bezpieczeństwa i dobra ich duszy i ciała..."
6
W ten sposób w przepisach tych - które stały się wzorem postępowania dla wszystkich
biskupów prowadzących śledztwo przeciw templariuszom, papież pośrednio odpowiadał
na pytania zawarte w ostatnich listach królewskich. (Warto dodać, że postępowanie
wobec templariuszy, którzy przyznali się do winy i przy zeznaniach swych obstawali, było
o wiele łagodniejsze: np. mieli oni prawo do sakramentu komunii i kościelnego
pogrzebu.)
Z wiosną 1309 r. śledztwo biskupie ruszyło z miejsca; niestety zachowały się tylko
nieliczne protokoły z przesłuchań przeprowadzonych przez biskupie komisje. Pewne jest
wszakże, że przepisy wydane przez biskupa Paryża nie zawsze były stosowane. I tak np.
spośród 68 templariuszy przesłuchiwanych między 4 a 10 czerwca w Clermont 29 nie
przyznało się do winy, stwierdzając:
"... że jeśli w przyszłości z obawy przed torturami lub więzieniem [...] mieliby przyznać się
do tego, do czego przyznali się inni, to pragną, by im nie uwierzono ..."
Zdecydowana większość templariuszy przesłuchiwanych przez komisje biskupie
relacjonowała o poniżeniach, grozbach i torturach, które zmusiły ich do przyznania się do
zarzucanych im win. I tak np. giermek zakonu, Jan de Furnes, przed pojawieniem się
przed biskupem Paryża był torturowany przez trzy miesiące, wskutek czego przez rok był
"słaby na umyśle". Giermek z Clermont, Robert Vigier, sam okrutnie torturowany, zeznał
przed komisarzami papieskimi w lutym 1310 r., że słyszał o trzech braciach zakonnych,
którzy zmarli wskutek tortur. W Poitiers Humbert de Puy z rozkazu głównego strażnika
templariuszy, tamtejszego seneszala Jana de Jamville, był torturowany trzykrotnie, po
czym osadzono go w wieży w Niiert, gdzie zakuto w łańcuchy i trzymano o chlebie i
wodzie przez trzydzieści sześć tygodni.
Tak więc templariusze w dalszym ciągu znajdowali się na łasce i niełasce króla oraz jego
siepaczy.
Również dobra zakonu pozostawały bez zmiany w rękach króla. Wprawdzie w styczniu
1309 r. Filip Piękny w liście do diuków, baronów, seneszali, bajliwów i innych urzędników
królstwa stwierdził, że:
"Dobra (zakonu) zarówno ruchome, jak i nieruchome, które zostały skonfiskowane przez
naszych ludzi i znajdują się w ich rękach, kazaliśmy w całości przekazać (kuratorom i
administratorom papieskim) ..."
... jednakże "ludzie króla" bynajmniej nie zamierzali zastosować się do jego rozkazu. W
liście do króla - z grudnia 1310 r. - papież Klemens V stwierdził, że powszechnie
praktykuje się wydzierżawianie chętnym dóbr należących uprzednio do zakonu
templariuszy na okres kilku lat, do umów dzierżawnych nigdy nie wprowadzając klauzuli
uwzględniającej możliwość uniewinnienia zakonu czy też podjęcia jakichś decyzji przez
sobór w Vienne.
Jeszcze w początkach 1309 r. król Filip wystosował do papieża list, w którym
7
zaproponował skład komisji mającej zbadać sprawę zakonu templariuszy jako całości.
Zgodnie z tą propozycją, którą papież przyjął bez zmian, przewodniczący komisji,
arcybiskup Narbony Gilles Aicelin, oraz pięciu jej członków (biskup Mende Gauillaume
Burand, biskup Bayeux Gauillaume Bonnet, biskup Limoges Renaud de la Perte,
archidiakon Trydentu Jan z Mantui oraz proboszcz kościoła w Aix Jan Agarni) byli ludzmi
króla, a tylko dwaj pozostali, notariusz apostolski Maciej z Neapolu i archidiakon
Magelony Jan de Montlaur, byli ludzmi odeń niezależnymi.
Komisja zebrała się 8 sierpnia 1309 roku w Paryżu, w klasztorze św. Genowefy, i
rozesłała do wszystkich prałatów królestwa Francji listy wyjaśniające jej cele oraz
wzywające wszystkich chętnych templariuszy i innych świadków, by stawili się jej przed
obliczem 12 listopada tegoż roku w siedzibie biskupów Paryża.
Komisja papieska - w niepełnym zresztą składzie (5 członków) - zebrała się w
oznaczonym czasie i miejscu w oczekiwaniu na pierwszych świadków. Jednakże ani
tego dnia, ani w ciągu najbliższych dziesięciu dni nie pojawił się nikt. Dopiero 22
listopada biskup Paryża, Gauillaume de Bauffet osobiście powiadomił zebranych
komisarzy papieskich, że wielki mistrz i wielki wizytator zakonu wyrazili chęć stawienia
się przed komisją. Jak widać, król Filip - mimo to, że sam wyznaczył skład papieskiej
komisji - robił wszystko, by choć opóznić jej prace; on to przecież w dalszym ciągu miał w
swych rękach wzywanych przez nią templariuszy.
Ani de Molay, ani de Payraud, którzy stanęli przed komisją biskupią odpowiednio 26 i 22
listopada, nie zrobili nic, by podąć obronę zakonu. Wielki mistrz oświadczył wprawdzie,
że gotów jest bronić zakonu, jednakże nie wierzy, by był do tego zdolny. Oświadczył on:
"Uważałbym siebie za człowieka nikczemnego i nędznego i za takiego uznaliby mnie
inni, gdybym nie bronił zakonu, który przyniósł mi tyle korzyści i zaszczytów ..."
Sądził on, że obrona ta będzie trudna, ponieważ znajduje się w niewoli "pana papieża i
pana króla" i pozbawiony jest wszelkich potrzebnych w tym celu środków materialnych.
"Z tej przyczyny poprosił - jak głosi protokół przesłuchania - by udzielono mu w obronie
tej pomocy i rady, mówiąc, że chce, żeby prawda o rzeczach przypisywanych [...]
zakonowi stała się znana nie tylko tym, którzy do niego należeli, ale także królom,
książętom, prałatom, diukom, hrabiom i baronom całego świata."
Komisja biskupia zgodziła się zaakceptować go jako obrońcę zakonu i - aby ułatwić mu
podjęcie właściwej obrony - kazała odczytać dokumenty rekapitulujące dotychczasowy
przebieg "procesu templariuszy". (Trzeba bowiem wiedzieć, że wielki mistrz był
analfabetą i czytać nie umiał). Nagle, w czasie czytania jego zeznań z Chinon z sierpnia
1308 r., Jakub de Molay - wyraznie wstrząśnięty tym, co słyszał - przeżegnał się
dwukrotnie i zdawał się być ...
" ... wielce zdziwiony tym, co zawierały wspomniane zeznania ..."
Zawołał też zaraz, że miałby o nich coś innego do powiedzenia, gdyby były tu pewne
8
inne osoby; miał zapewne na myśli kardynałów, którzy przesłuchiwali go w Chinon.
Reakcja komisarzy na wybuch de Molaya była chłodna: jeden z nich przypomniał mu, że:
"... Kościół osądził już tych heretyków, którzy przyznali się do herezji, opornych zaś
przekazuje ramieniu świeckiej sprawiedliwości ..."
W swym pomieszaniu de Molay zwrócił się o pomoc do obecnego w czasie tego
przesłuchania - oczywiście bezprawnie ? Gauillaume?a de Plaisians. Minister królewski
oświadczywszy się ze swym szacunkiem dla wielkiego mistrza, skorzystał z okazji, by
stwierdzić, że:
"Musi się o niego zatroszczyć, żeby (de Molay) nie obwinił się lub nie zgubił bez
powodu".
Uspokojony nieco wielki mistrz poprosił o możność stawienia się przed komisją za kilka
dni, a komisja przychyliła się do jego prośby.
Jasne było, że dwa lata więzienia i tortury załamały wielkiego mistrza całkowicie. Nie
wiedział już, do czego się przyznał, a co odwołał, ani też czy ma bronić zakonu, jeśli zaś
tak, to jak się do tego zabrać.
W ciągu najbliższych kilku dni przed komisją pojawiło się kilkunastu templariuszy, a
chociaż żaden z nich nie był gotów do obrony zakonu, to jednak wypowiedzi niektórych
wskazywały na pewną zmianę postawy więzionych zakonników. I tak np. Aymon de
Barbonne, który był osobistym giermkiem de Molaya w Zamorzu, stwierdził, że "nie wie
nic złego ani o mistrzu, ani o zakonie", Gauillaume Boscelli oświadczył, że powiedziałby
prawdę, gdyby nie był w więzieniu, a Jan de Furnes podkreślił, że torturami zmuszono go
do wyznania rzeczy nieprawdziwych.
Punktem zwrotnym stały się zeznania preceptora Payns, Ponsarda de Gizy. Zapytany,
czy chce bronić zakonu, odpowiedział, że wszystkie oskarżenia stawiane zakonowi są
fałszywe i takież są zeznania jego współbraci. Wszystko, co powiedzieli, powiedzieli
wskutek tortur, jakim poddali ich wrogowie zakonu. W samym Paryżu w rezultacie
"gehenny" zmarło 36 braci. On sam gotów jest bronić zakonu, korzystając z pomocy
dwóch braci: Renauda de Provins i Piotra z Bolonii. (Ci dwaj templariusze mieli pózniej
odegrać dużą rolę w obronie zakonu). Ponsard zapytany, czy sam był torturowany,
odpowiedział:
"... przez trzy miesiące, które poprzedzały zeznania, jakie złożyłem w obecności pana
biskupa Paryża, trzymany byłem w lochu z rękami związanymi na plecach tak mocno, że
krew tryskała mi spod paznokci".
Loch ten miał tylko jedną stopę szerokości. Gdyby go ponownie torturowano - ciągnął
Ponsard - ...
"... zaprzeczyłbym temu, co teraz mówię, i powiedział, co by sobie życzono... Dla honoru
zakonu gotów bym dać sobie obciąć głowę, pozwolić się spalić lub ugotować, gdyby
9
miało to trwać krótko, ale nie potrafiłbym już znieść drugiej ?gehenny?, której poddawano
mnie w więzieniu przez przeszło dwa lata ..."
Na odważne wypowiedzi Ponsarda natychmiast zareagował Filip de Voet, proboszcz z
Poitiers i jeden z dwóch głównych strażników templariuszy, przedstawiając komisji list
pióra Ponsarda. List ten zawierał liczne oskarżenia pod adresem zakonu templariuszy;
m.in. takie, jak oskarżenie o praktyki deflorowania umyślnie przyciąganych do zakonu
"sióstr templariuszek". Mimo protestu Ponsarda, który stwierdził, że napisał ten list w
czasie sporu, w jaki wdał się ze skarbnikiem zakonu, jego wiarygodność została
poważnie zachwiana.
Fiasko wystąpienia Ponsarda uległo pogłębieniu wskutek kolejnego pojawienia się przed
komisją Jakuba de Molay. Powołując się na swą niepiśmienność i ubóstwo, odmówił on
obrony zakonu, prosząc tylko o uwzględnienie w osądzaniu go jego wielkiej
szczodrobliwości i faktu, iż członkowie żadnego innego zakonu nie przelali tyle krwi w
obronie wiary chrześcijańskiej. Oświadczenie to nie wywarło żadnego wrażenia na
komisarzach. Wszystko to - jak stwierdzili - nie ma żadnego znaczenia dla zbawienia
duszy, jeśli czynom tym nie towarzyszyła wiara katolicka. De Molay odparł, że wie o tym i
wierzy ...
"... w jednego Boga i w Trójcę św. i we wszystko, co należy do wiary katolickiej [...] i że
kiedy dusza zostanie oddzielona na ciała, wtedy stanie się jawne, kto był dobry i kto był
zły, i każdy z nas pozna prawdę o rzeczach, które się teraz dzieją".
Tym razem interweniował obecny na posiedzeniu - także bezprawnie - Nogaret. W
odpowiedzi na proste wyznanie wiary de Molaya, przytoczył opowieść pochodzącą
jakoby z kronik opactwa Saint-Denis, według której w czasie walk w Ziemi Świętej sam
Saladyn, słysząc o jednej z wielkich klęsk templariuszy, miał oświadczyć, że klęska ta
spadła na nich, ponieważ ...
"... uprawiali grzech sodomii i gwałcili swą wiarę i prawo ..."
Jeszcze przed drugim wystąpieniem de Molaya, król Filip rozkazał swym urzędnikom
przysłać do Paryża wszystkich templariuszy, którzy chcieliby bronić zakonu. Niemniej
komisarze papiescy, rozczarowani postawą wielkiego mistrza i dotychczasowymi
rezultatami swej pracy, przesunęli kolejny termin obrad komisji na dzień 3 lutego 1310 r.
Profesor Jerzy Prokopiuk (ur.1931), filozof, religioznawca, gnostyk. Redaktor naczelny
Gnosis. W roku 1999 ukazał się pierwszy tom jego esejów Labirynty herezji, w 2000 zaś
- drugi: Ścieżki wtajemniczenia. Gnosis aeterna (jako pierwszy tom Biblioteki Gnosis). W
2001 roku trzeci tom: Nieba i piekła.
Udostępniony przez autora tekst pochodzi ze strony eGnosis
10
Zamieszczony esej stanowi fragment książki, która nakładem doMu wYdawniczego tCHu
ukazała się w listopadzie 2005 r.
Jerzy Prokopiuk
11
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
9 Proces Templariuszy Cz 66 Proces Templariuszy Cz 34 Proces Templariuszy Cz 18 Proces Templariuszy Cz 55 Proces Templariuszy Cz 2Mikrokomputer Pecel z procesorem AT90S8535 cz 3Metody modelowania procesow 12 cz I (1)Analiza śladów genetycznych jako dowód w procesie karnym – cz IMetody modelowania procesow 12 cz IIMetody modelowania procesow 12 cz IIIMikrokomputer Pecel z procesorem AT90S8535 cz 2Analiza śladów genetycznych jako dowód w procesie karnym – cz IIMikrokomputer Pecel z procesorem AT90S8535 cz 4Metody modelowania procesow 12 cz IIZestaw uruchomieniowy do procesorow rodziny AVR i 51, cz 2Technologiz żywności cz 2 8 Procesy biotechnologiczne w technologii żywnościPrawo rzymskie cz II Proces cywilnywięcej podobnych podstron