Rozdział III
21 sierpnia 1864
Nie mogę przestać o niej myśleć. Nie będę nawet pisać jej imienia, nie śmiem.
Ona jest piękna, czarująca, niezwykła.
Kiedy jestem z Rosalyn, jestem synem Giuseppe, chłopcem Salvatore, w zasadzie w
zastępstwie za Damona. Wiem, że dla Cartwrightów nie miałoby to znaczenia, jeśli
Damon zająłby moje miejsce.
Ono jest moje tylko dlatego, że Ojciec wiedział, że Damon nie zgodziłby się na to,
wiedział, że ja powiem tak, jak zawsze.
Ale kiedy ją zobaczyłem, jej smukłą sylwetkę, jej czerwone usta, jej smutne
trzepoczące oczy, porywające wszystko na raz... to było tak, jakbym w końcu był tylko
ja, tylko Stefan Salvatore.
Muszę być silny. Muszę traktować ją jak siostrę. Muszę zakochać się w
kobiecie, która ma być moją żoną.
Obawiam się jednak, że jest już za pózno...
Rosalyn Salvatore, myślałem następnego dnia, próbując każdego słowa.
Wyszedłem przez drzwi, gotowy spełnić swój obowiązek, idąc na kolejne spotkanie z
moją przyszłą narzeczoną. Wyobrażałem sobie życie z Rosalyn w wiejskim domu1 lub
rezydencji, albo mniejszym, który Ojciec zbudowałby nam w ramach prezentu
ślubnego. Pracowałbym przez cały dzień, przedzierając się przez księgi razem z ojcem
w jego dusznej pracy, kiedy ona opiekowałaby się naszymi dziećmi. Starałem się
poczuć te emocje. Ale czułem tylko zimno i strach sączący się w moich żyłach.
1
carriage house - Budynek mieszkalny z przerobionych dawnych stajni
11
Krążyłem dookoła wielkiej alei Veritas, wyglądając tęsknie w stronę wiejskiego
domu. Nie widziałem Katherine odkąd przybyła wczorajszego południa. Ojciec wysłał
Alfreda, aby zaprosił ją na kolację, ale odmówiła. Spędziłem wieczór wyglądając
przez okno w stronę jej domu, ale nie widziałem żadnej sylwetki, ani migotania świec.
Gdybym nie wiedział, że ona i Emily przeniosły się tam, założyłbym, że dom pozostał
niezamieszkały.
Aż w końcu poszedłem spać, zastanawiając się cały czas, co teraz robi Katherine i czy
nie potrzebuje pocieszenia.
Przeniosłem swój wzrok bardzo daleko wyglądając wyciągniętych cieni na
schodach i poruszających się wzdłuż podjazdu.
Droga gruntowa pod moimi nogami była twarda i popękana, potrzebowaliśmy dobrej
burzy. Nie było wiatru, a powietrze jakby zamarło. Na zewnątrz nie było nikogo, jak
okiem sięgnąć, ale kiedy szedłem, włosy na moim karku stanęły i zjeżyły się, byłem
niespokojny i miałem niejasne przeczucie, że nie jestem sam.
Nieproszone, ostrzeżenia Roberta, o chodzeniu samemu płynęły przez mój umysł.
- Halo? - zawołałem, odwracając się.
Zaledwie kilka metrów za mną, ktoś stał opierając się o jedną z rzezb anioła, to
była Katherine. Miała na sobie biały słoneczny kapelusz, ochraniający jej skórę w
kolorze kości słoniowej i białą suknię usianą drobnymi pączkami róż. Pomimo upału,
jej jasna skóra wyglądała, tak jak chłodny staw w grudniowy poranek.
Uśmiechnęła się do mnie, ukazując idealnie proste, białe zęby.
- Miałam nadzieję na przechadzkę po terenie, ale wydaje mi się, że poza tym jesteś
zaręczony.
Moje serce waliło na słowo "zaręczony". Pierścionek w pudełku mojej tylnej
kieszeni stał się ciężki, jak żelazo do wypalania znaku.
- Nie jestem ... nie. To znaczy... - wybełkotałem - Mógłbym zostać.
- Głupstwo - potrząsnęła głową Katherine - Jestem gotowa porozmawiać w
mieszkaniu z tobą i twoim ojcem. Nie będę zabierać twojego czasu. Przeniosła swoje
ciemne brwi na mnie.
12
Nigdy przedtem nie rozmawiałem z dziewczyną, która wydawała się tak
rozluzniona i pewna siebie. Poczułem nagle, zdecydowaną chęć, żeby bez mrugnięcia
okiem wyciągnąć pierścionek z kieszeni i podarować go Katherine, klęcząc na jednym
kolanie. Ale pózniej pomyślałem o Ojcu i zmusiłem swoją rękę do bezruchu.
- Mogę przynajmniej trochę się z tobą przejść? - Katherine zapytała, kołysząc swoim
parasolem tam i z powrotem.
Współtowarzysząc sobie, poszliśmy w dół drogi.
Ciągle spoglądałem w lewo i prawo, zastanawiając się, dlaczego ona nie wydaje się
być zdenerwowana chodząc, bez opieki, z mężczyzną.
Być może, dlatego, że była sierotą, zupełnie samą na świecie.
Bez względu na powód, byłem wdzięczny za to. Wiał lekki wiatr wokół nas,
wdychałem zapach imbiru i cytryny, czując, że mógłbym umrzeć ze szczęścia,
dokładnie tu obok Katherine.
Po prostu przy niej przypominałem sobie, że piękno i miłość istnieją na tym świecie,
nawet, jeśli nie mogłem ich mieć.
- Myślę, że mogłabym nazywać cię Stefan Cichy - powiedziała Katherine, kiedy
szliśmy przez skupisko dębów, które wyraznie odznaczały linie pomiędzy
miejscowościami, Mystic Falls, plantacjami i osiedlami peryferyjnymi.
- Przykro mi ... - zacząłem, obawiając się, że byłem dla niej zbyt nudny tak jak
Rosalyn była dla mnie. - To po prostu, przez to, że nie mamy zbyt wielu obcych w
Mystic Falls. Trudno rozmawiać z kimś, kto nie zna całej mojej historii. Sądzę, że nie
będę cię nią zanudzać. Po Atlancie, na pewno znajdziesz w Mystic Falls nieco
spokoju.
Czułem się upokorzony, jak tylko wypowiedziałem to zdanie. Jej rodzice
zginęli w Atlancie, a ja sprawiłem, że brzmiało to tak jakby ona, pozostawiła
ekscytujące życie żeby tu zamieszkać. Chrząknąłem.
- To nie znaczy, że nie znalazłaś w Atlantcie nic ekscytującego czy, że nie będziesz
zadowolona będąc z dala od tego wszystkiego.
Katherine uśmiechnęła się.
- Dziękuję, Stefanie. To słodkie.
13
Jej głos wyjaśnił, że nie chce się zagłębić w ten temat dalej. Szliśmy w
milczeniu przez kilka dłuższych chwil. Stawiałem celowo krótkie kroki, aby Katherine
mogła nadążyć. Następnie, czy przez przypadek albo z zamiarem, nie jestem pewien,
Katherine położyła swoje matowe palce na moim ramieniu. Były zimne jak lód, nawet
w tym wilgotnym powietrzu.
- Właściwie, to wiesz powiedziała - Ja nie znajduje w tobie nic nudnego.
Moje całe ciało płonęło z gorąca jak pożar. Spojrzałem na drogę, jakbym
próbował ustalić dla nas najlepsza drogę powrotną, choć tak naprawdę chciałem ukryć
rumieniec przed Katherine.
Czułem, że ciężar pierścienia w kieszeni ponownie, staje się cięższy niż kiedykolwiek.
Odwróciłem się do Katherine, aby powiedzieć coś, czego nawet nie jestem pewien, ale
jej już nie było przy mnie.
- Katherine? - zawołałem, osłaniając oczy przed słońcem, czekając na jej melodyjny
śmiech wydobywający się z zarośli wzdłuż drogi. Ale słyszałem tylko echo własnego
głosu.
Ona zniknęła...
***************************************************************************
14
Tłumaczenie Monika z chomika http://chomikuj.pl/monalisa00
Korygowała Kasia z chomika http://chomikuj.pl/Kasienkaaa7
Pozostałe rozdziały będę dodawać na
http://chomikuj.pl/monalisa00/VAMPIRE+DIARIES/EBOOK+pl+-+Sefan%27s+Daries+-
T*c5*81UMACZNIE/TOM+I+-+The+Vampire+Diaries+-+Sefan%27s+Diaries+-+1+-
+Origins
15
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Stefen s Diaries Rozdział IIStefen s Diaries Rozdział VIStefen s Diaries Rozdział IVStefen s Diaries Rozdział VMeredith Pierce historia napisana przeze mnie Rozdział III04 Rozdział III Od wojennego chaosu do papieża matematykaRozdział III4 Rozdział IIIStefan s Diaries Rozdział XIIIStefan s Diaries Rozdział IXStefan s Diaries Rozdział XXStefan s Diaries Rozdział VIIStefan s Diaries Rozdział X05 Rozdział III Mnisi, czyli żywa świątynia Ducha ŚwiętegoStefan s Diaries Rozdział XXIwięcej podobnych podstron