Terapia cz 5


Bella:
- Pobudka śpiochu! Wstawaj!
krzyczała mi nad uchem Alice.
- Daj spokój, dzisiaj sobota!
zakryłam się kołdrą.
- Przecież musimy się wyszykować na urodziny!
- O szóstej rano?! Powariowałaś zupełnie!
- Jest dziesiąta, Rosalie już wstaje.
- Daj sobie spokój
powiedziałam sennie. W tym samym czasie do mojego łóżka, wgramoliła się Ros, przytuliłam się do niej.
- Jak widzisz Alice, ani Bella, ani ja nie mamy ochoty jeszcze wstawać, jest po dziesiątej, a urodziny zaczynają się o dwudziestej.
Alice tupnęła nogą, jak mała dziewczynka i wyszła z mojego pokoju bardzo wkurzona.
- Ros myślisz, że powinnyśmy już wstać? Tak mi się nie chceeee
mówiąc, ziewnęłam.
- Wydaje mi się to nieuniknione, zrobi z nas zaraz króliki doświadczalne, więc lepiej jej nie denerwować.
Wstałyśmy bardzo niechętnie, cały dzisiejszy dzień spędzimy na przygotowaniach, więc lepiej od rana mieć dobry humor.
Alice wyprawiała z nami cuda! Moje włosy stały się gładkie i miękkie, do tego wszystkiego postanowiła zamienić je w lekkie loczki. Do tego pomysłu podchodziłam bardzo sceptycznie, wiadomo ze w loczkach do twarzy Rosalie. Tak więc przez cały dzień, na moje głowie spoczywały wałki.
- Nie myślcie sobie, że ubiorę sukienkę, do tego mnie nie namówicie!
powiedziałam dwie godziny przed wyjściem.
- Wygrałam zakład, Alice
Widzicie jakie wspaniałe przyjaciółki? Za moimi plecami się zakładają.
Rosalia wyglądała jak anioł, włosy wyprostowała i zaczesała do tyłu nadając swojej twarzy wspaniały wygląd, ubrała piękną, czarną sukienkę do kolan i sandałki, chociaż na dworze nie było tak ciepło. Alice, niczym gwiazda filmowa, uczesała włosy gładko, jej sukienka i baletki idealnie kontrastowały z pięknym czarnym naszyjnikiem. Mogłam narzekać, że wyglądają lepiej, ale stojąc koło nich czułam się piękna, chociaż mój strój nie był aż tak oficjalny.
- Czas zacząć imprezę moje panie! - po słowach Alice, wszystkie zgodnie przytaknęłyśmy i wyszłyśmy z mieszkania.
Cała impreza odbywała się w domu, wszystko idealnie przygotowane, pełno ludzi już przed wejściem. Najwyraźniej dziewczyny planowały wielkie wejście, a będąc z nimi nie miałam możliwości ucieczki, więc się temu poddałam.

Edward:
Obudziłem się dość późno, jak na sobotę. Dzisiaj cała nasza trójka organizowała imprezę, ale najwidoczniej żadnemu z nas nie chciało się jej jeszcze szykować. Do głowy mi nie przyszło, żeby zapytać Emmetta i Jaspera czy znają Bellę. Gdybym to zrobił, może sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej tego wieczoru. Nie chciałem budzić się z tak pięknego snu, jednak było to nieuniknione. Miałem zapytać jeszcze wczoraj na terapii Bellę, czy nie chciałaby przyjść, jednak w ostatniej chwili zrezygnowałem. Więc dzisiaj pewnie będę musiał zadowolić się kimś innym. Mój prezent dla Jaspera leżał gdzieś na dole w szafie, miałem mu go podarować jeszcze przed całą uroczystością. Niestety, goście zaczęli schodzić się dużo wcześniej. Jasper i Emmett byli jakoś dziwnie podenerwowani kiedy w drzwiach ukazał się Mickey.
- Cholera Emmett! Kto go zaprosił?! Przecież Rosalie mnie zabije, lepiej, żeby
- Nie wiem, uspokój się, trzeba będzie pilnować, żeby się nie zobaczyli.
- Cholera co jest?!
nie wiem co im ten chłopak zrobił, ale najwidoczniej coś z nim było nie tak.
- Nie ważne, czekamy teraz na dziewczyny, już dawno powinny być.
- I są
powiedział już łagodnym głosem Jasper, jego oczy zalśniły, a mój wzrok padł na jedną z trzech wchodzących do domu dziewczyn. Była piękna! Ciemne loki opadały łagodnie na czerwoną bluzeczkę z nieznacznym wycięciem, prezentowała się wręcz idealnie. Przyćmiewała swoją urodą dwie koleżanki. Kiedy nasze oczy się spotkały oniemiałem, te smutne oczy poznałbym wszędzie. Przede mną stał mój anioł ze snów. Bella, tak inna od tej, którą znałem. Była to miła odmiana. Nie chciałem jednak, by dowiedział się kim jestem dla Emmetta i Jaspera, dlatego szybko oddaliłem się w głąb domu, by móc spokojnie ją obserwować.

Bella:
Wszyscy byli dla mnie bardzo mili, jednak nie czułam się dobrze w tak dużym towarzystwie. Szukałam tych pięknych tajemniczych oczu, które przypominały mi oczy mojego terapeuty. Tylko czy ja o nim nie myślałam, kiedy patrzyłam na tego chłopaka? Czasami moja wyobraźnia płata mi figle, ale czy aż do tego stopnia? Zabawa trwała w najlepsze, dziewczyny oczywiście zniknęły ze swoimi partnerami, zostawiając mnie na pastwę losu. Mogłam więc bez żadnego problemu udać się już do domu, ale moje plany pokrzyżowało jedno wydarzenie.
Odwracając się w stronę drzwi, mój wzrok spotkał się z zielonymi oczami, których właścicielem był Mickey. Moje ciało zareagowało na jego spojrzenie drżeniem, jedynym wyjściem była ucieczka. Tylko istniał jeden mały problem, drzwi znajdowały się za plecami mojego oprawcy. Niewiele myśląc, otworzyłam te, znajdujące się na prawo ode mnie. W tym pomieszczeniu było trochę mniej osób. W większości, jakieś nieznane mi dziewczyny, mogły mnie ocalić, ale czy na pewno? Powracające wspomnienia nie dawały za wygraną, czułam na sobie jego oddech. Ostatnie drzwi prowadziły do największego pokoju. Ostatnie co zdążyłam zrobić, kiedy zostałam złapana przez Mickeyła za ramię, to spojrzeć w oczy Rosalie.
- Bella, co ty tu robisz?
zapytał bardzo zdziwionym tonem.
- Przyjechałam w odwiedziny.
- Jaka szkoda, że nie wiedziałem.
teraz jego głos brzmiał bardzo szyderczo.
Czułam jak z mojego ciała, uchodzi powoli powietrze, czułam się jak szmaciana lalka...
- Wiesz co, ja już wychodzę, także wybacz
myślałam, że to pomoże, jednak jego uścisk stał się silniejszy.
- Nigdzie nie pójdziesz, zatańczysz ze mną.
- Nie chcę
powiedziałam bardzo cicho, a wtedy usłyszałam jego śmiech, śmiech będący nieodzowną częścią mojego koszmaru, który właśnie w tej chwili dział się naprawdę.
- Jeżeli pani mówi, że nie chce tańczyć, trzeba jej słuchać
stanowczy ton głosu chłopaka świadczył o jego sile, a ja poznałam go od razu. Edward stanął w mojej obronie.
- Nic ci do tego!
- Lepiej ją puść, dla swojego dobra
gdyby jego wzrok mógł zabijać, mój oprawca pewnie byłby martwy. Poczułam, jak jego ręka mnie puszcza i niewiele myśląc, wybiegłam do ogrodu oddychając głęboko.

Edward:
Widziałem, jak szuka kogoś wzrokiem, niestety nie byłem w stanie rozpoznać kogo. Ciekawie było obserwować, jak powoli porusza się wśród tłumu, rozmawia i śmieje. Zauważyłem, że jej śmiech nie obejmuje smutnych oczu. Po chwili wpadła na jakiś pomysł, bo odwróciła się w stronę wyjściowych drzwi i stanęła jak wryta.
Do cholery, co się dzieje? Pomyślałem tylko.
- Edward! No nareszcie cię znalazłam, chodź na parkiet
wyszeptała do mojego ucha Jessica. Przez to, że odwróciłem się w jej stronę, straciłem z oczu Bellę. Gdy po chwili odwróciłem wzrok, już jej nie było.
- Nie mam ochoty z tobą tańczyć, wybacz
starał się jej nie zranić.
Powoli zacząłem krążyć po domu, jednak nigdzie jej nie było. Na swoim ramieniu poczułem czyjąś dłoń i z nadzieją się odwróciłem. Jednak to była tylko Jessica.
- Proszę, no nie rób mi tego!
z opresji wyratowała mnie Rosalie.
- Edward, nie widziałeś takiej uroczej brunetki? No taka w czerwonej bluzce! Cholera! Ma na imię Bella, muszę szybko ją znaleźć, bo jest tu ktoś, kogo być nie powinno.
powiedziała zdenerwowanym głosem
- Pomogę ci jej szukać, bo gdzieś przed chwilą zniknęła.
Długo nie musieliśmy szukać.
Oboje stali w salonie. W oczach Belli był strach, a Mickey miał na twarzy błogi uśmiech i mocno ściskał jej rękę. Niewiele myśląc podszedłem do nich, by usłyszeć kawałek rozmowy.
- Nigdzie nie pójdziesz, zatańczysz ze mną
powiedział jej oprawca
- Nie chcę
jej głos był ledwo słyszalny
- Jeżeli pani mówi, że nie chce tańczyć, trzeba jej słuchać
mój głos był jak na razie stanowczy i opanowany
- Nic ci do tego.
- Lepiej ją puść dla swojego dobra
wiedziałem, że tym razem to podziała. Puścił ją natychmiast, gdy zobaczyłem, jak wybiega z domu uderzyłem tego drania. Po chwili odciągnął mnie od niego Emmett.
- Braciszku dość. My już się nim zajmiemy, poszukaj Belli, chyba będziesz jej potrzebny.
Odnalazłem ją chwilę później, siedziała na trawie w ogrodzie, oddychając bardzo głęboko.
- Nic ci nie jest?
nie dostałem odpowiedzi na swoje pytanie.
Po chwili milczenia usiadłem obok niej. Nie wiedziałem nawet, co mogę jej teraz powiedzieć. Popatrzyłem ma jej twarz, wyrażała wszelkie emocje.

Bella:
Nie wiem, ile czasu siedziałam na trawie. Usłyszałam tylko cichy głos Edwarda.
- Nic ci nie jest?
nie byłam w stanie nic powiedzieć, usiadł koło mnie, a ja poczułam jego ciepło i chciałam poczuć się szczęśliwa. Popatrzył na mnie, nie wiele myśląc spojrzałam w jego ciemne oczy.
- Przygnębiające jest życie na ziemi, szczególnie wtedy, gdy nie potrafimy cieszyć się z tego, co mamy
nawet nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Po tych słowach z moich oczu popłynęły łzy, łzy, których dawno nikt nie widział, bo nikomu na to nie pozwoliłam... Wtedy Edward zrobił coś najwspanialszego na świecie. Przytulił mnie mocno do siebie, głasząc mnie, jak małe dziecko. Czułam się taka bezpieczna w jego ramionach.

Edward:
Płakała w moich ramionach. Była to najcudowniejsza chwila mojego życia, ponieważ mi zaufała. Słuchałem jej cichego szlochu, nie mając zamiaru przerwać. Po jakimś czasie podniosła głowę i spojrzała na mnie. Jej mokra od łez twarz, mieniła się różnymi kolorami tęczy, odbijanymi dzięki gwiazdom, a w jej oczach dostrzegłem księżyc w pełni.
- Przepraszam...
- Nie przepraszaj. Pamiętaj tylko, że szczęście jest jak motyl, kiedy usiłujesz je złapać, zawsze wymyka ci się z rąk, ale jeśli cichutko usiądziesz, to może samo do ciebie przyleci.
- Pięknie powiedziane.
- Dziś ja jestem twoim szczęściem, dlatego zrobisz mi ten zaszczyt i przetańczysz ze mną całą noc?
- Tak, ale obiecaj, że nie zostawisz mnie dziś samej...
- Tylko o tym teraz marzę.

Przetańczyliśmy całą noc w swoich ramionach, byliśmy blisko siebie... Nie, jak pacjent i lekarz, ale jak kolega i koleżanka. Jednak te chwile nie mogły trwać cały czas, ponieważ jutro jest nowy dzień, a więc i wszystko zacznie się od nowa...



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Terapia cz 6
Terapia cz 1
Terapia cz 7
Terapia cz 3
Terapia cz 4
Terapia cz 2
Najważ metody w terapii manualnej pacjentóww geriatrycznych cz I
Terapia manualna w leczeniu zmian zwyrodnieniowych Cz I Koncepcja medycyny manualnej(1)
2006 04 Terapia manualna w leczeniu zmian zwyrodnieniowych cz 3

więcej podobnych podstron