Terapia cz 7


Te urodziny jednak nie były takim dobrym pomysłem, jak wszyscy na początku myśleliśmy. Każdy z nas stracił w tym czasie kogoś. Na początku nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Zaczęło się od niewinnego telefonu, który przyniósł lawinę nieszczęść.
- Ros właśnie ze mną zerwała, powiedziała, że ma dość.
Nigdy nie widziałem mojego braciszka w takim stanie.
- Czy podała jakiś konkretny powód?
- Jesteś nieodpowiedzialny, przez ciebie straciłam przyjaciółkę, czy coś w tym stylu. Stary i co ja mam teraz zrobić, to miłość mojego życia!
- Może warto dać sobie czas?
Powiedziałem mało przekonywująco, Emmet jednak już się nie odezwał, siedzieliśmy dobrą chwilę w milczeniu.
W telewizji leciały poranne wiadomości, nie skupiłem się za bardzo na tym, co leci, dopóki spiker nie wspomniał o Port Angeles, mieście niedaleko Forks.
- Edward daj głośniej!
Głos Jaspera był stłumiony, po chwili wszyscy nasłuchiwaliśmy wiadomości.
Wiadomości z ostatniej chwili:
Z niepotwierdzonych dotąd źródeł, wiemy, że we wczesnych godzinach rannych, w okolicach New Hampshire miał miejsce śmiertelny wypadek. Ciężarówka przewożąca odpady toksyczne zderzyła się czołowo z samochodem osobowym, powodując karambol. Na miejscu zginęła jedna osoba, cztery zostały przewiezione do szpitala, jedna jest w stanie krytycznym, walczy o życie w szpitalu w Vermont.
Wracamy do zdarzenia w Port Angeles, nieznany napastnik napadł na bank...
- Popatrzcie, jacy to idioci jeżdżą dzisiaj po ulicach, kto dał takiemu pozwolenie...
- Śmierć jest wszędzie, ciekawe, kto ucierpiał?
Nikt z nas nawet nie myślał, że to, co teraz mówię, dotyczy mnie i moich bliskich. Emmet nadal zachowywał się jak zombie, dał sobie spokój z zajęciami, a co innego Jasper, był cały w skowronkach. Co do mnie, chciałem, żeby już była osiemnasta, mógłbym spotkać Bellę. Czułem, że ten ostatni wspólny wieczór wiele zmienił i teraz będzie skora do rozmowy.

Dzisiejszy dzień był inny od poprzednich. Bardziej spokojny, myślami byłem z Bellą, cała jej historia była taka dziwna. Doszedłem do wniosku, że najwyraźniej i ja kiedyś miałem możliwość poznania tej dziewczyny. Skoro wszyscy wychowaliśmy się w Forks, gdzie jest jedna szkoła, ale pewnie wtedy była dla mnie małą smarkulą. Z resztą w tym czasie byłem zajęty swoją głupią fascynacją do Sherry. Dziewczyna taka, jak ona była dla mnie, jak wschodzące słońce, moja własna dawka nadziei. Gdybym wtedy wiedział, jak jej pomóc może teraz by żyła. Pamiętam to jak dziś, skryta, skromna nastolatka z poczuciem humoru zawładnęła moim sercem i duszą. Odkąd byliśmy razem czułem, że już niczego więcej mi nie potrzeba. Miałem, dla kogo żyć, jednak jak się okazało jej skryte serce nie dotyczyło samej nieświadomości, miała tajemnice, straszną tajemnice, o której dowiedziałem się w dniu jej śmierci. Teraz po paru latach widzę winę w sobie, gdyż nigdy nie zastanowiłem się tak naprawdę, dlaczego Sherry nie lubi być dotykana. Byłem przecież z nią tak blisko, po jej śmierci uświadomiłem sobie potrzebę pomagania takim, jak ona, a Bella strasznie ją przypominała. Dzięki niej będę w stanie zmniejszyć swoje poczucie winy.
Powoli udałem się na swoje zajęcia, wszystkie spotkania miałem już dobrze obeznane. Zawsze to samo, kiedy dotarłem do gabinetu dopadło mnie dziwne otępienie. Wyrwał mnie z niego dźwięk telefonu.
- Edward Cullen, słucham?
- Edwardzie, mówi ojciec.
- Co za miła niespodzianka, dawno się nie odzywałeś.
Powiedziałem z lekką nutką sarkazmu, po naszej ostatniej rozmowie ojciec nie chciał mnie znać. Carlise zawsze był wymagającym ojcem i przez to nie spodobała mu się moja decyzja, co do zmiany specjalizacji. Od tego czasu nasze stosunki znacznie się ochłodziły.
- Edwardzie nie tym tonem.
- Przepraszam.
- W najbliższym czasie będę w Vermont, czy moglibyśmy się spotkać?
- Oczywiście, co cię do nas sprowadza?
Zapytałem zaciekawiony.
- Oglądałeś dzisiejsze wiadomości? Wspominali o wypadku, jako że jestem jednym z lepszych chirurgów, a poszkodowana ma rozległe urazy, więc zadzwonili po mnie. Ściągają wszystkich specjalistów.
- Rozumiem, jeżeli znajdę chwilę czasu, dam znać.
- Liczę na ciebie.
Po tych słowach rozłączył się. Po tym telefonie poczułem się dziwnie, ojciec od dawna nie chciał mieć ze mną nic wspólnego, a tu takie poświęcenie. Zrobił pierwszy krok, teraz czas na mnie. Zaskakująco szybko minęły moje spotkania, przed osiemnastą byłem pełen optymizmu na czekające mnie spotkanie. Ekscytacja rosła z minuty na minutę. Po piętnastu minutach zacząłem się już martwić. Bella nigdy nie spóźniała się aż tyle, pięć minut to u niej, jak na razie najwięcej, po pół godziny nie wytrzymałem, zdenerwowany zadzwoniłem do profesora.
- Doktorze Hennessy, mówi Edward Cullen, Bella nie zjawiła się dzisiaj na spotkaniu. Nie wiem, co się dzieje.
- Edwardzie, całkowicie zapominałem o tobie! Tak mi przykro, był wypadek Bella Nie wiem, co z nią, nikt nie wie Tak mi przykro
W tym momencie mój cały świat zawirował. To nie mogło być prawdziwe, znowu straciłem kogoś, komu nie zdążyłem pomóc.

*************
Moje najgorsze koszmary stawały się prawdą. Musiałam uciekać, chociaż tak naprawdę nie miałam, dokąd. Ból, żal i złość na samą siebie kazały mi podjąć taką, a nie inną decyzje. Najzwyczajniej w świecie wolałam uciekać, tłumaczenie było zawsze proste, nie narażać przyjaciółek. Tylko, że one były teraz znacznie silniejsze. Nie powiadomiłam nikogo gdzie jadę i dlaczego, najzwyczajniej w świecie jechałam przed siebie. Część nocy spędziłam w swoim ulubionym parku, chociaż panował mrok i wszystkie ławki pokrywał lekki nalot po deszczu, nie miało to najmniejszego sensu. Rozmyślałam o moim beznadziejnym życiu, od dwóch lat wmawiałam sobie, że jest dobrze, że to nie moja wina, że Angela nie żyje, jednak tak naprawdę to była tylko i wyłącznie moja wina.
- Co panienka robi o tej godzinie w ciemnym parku?
Zapytał mundurowy, którego wcześniej nie zauważyłam.
- Zasiedziałam się rozmyślając, która to godzina?
- Jest przed północą, czy wszystko dobrze?
- Oczywiście, matko, jaka ze mnie niezdara!
Powiedziałam pośpiesznie, chciałam, żeby przestał się mi przyglądać. Wiedziałam, że wyglądam okropnie. Mało snu ostatniej nocy, podkrążone i czerwone od płaczu oczy mówiły wszystko. Podniosłam się szybko z ławki i udałam się do samochodu. "Co teraz, cholera, co teraz mam robić?!" Waliłam głową w kierownicę. "Bello nie możesz tu tak siedzieć" powiedziałam sama do siebie i powoli ruszyłam w nieznane. Jechałam powoli, w radiu leciała piosenka The Red Jumpsuit Apparatus - "Your Guardian Angel" ( http://mid4e.wrzuta.pl/audio/jvC5sxttj2/the_red_jumpsuit_apparatus_-_your_guardian_angel )

Jej słowa mówiły dokładnie to co czułam :
Kiedy widzę Twój uśmiech.
Łzy spływają po mojej twarzy od nowa.
I teraz, kiedy jestem silniejsza porzuciłam tamtą siebie.
Jaki ten świat jest chłodny i łamie moje uczucia, moją duszę.
I ja znajdę w sobie siłę, mogę być sama.

Nigdy bym Cię nie opuściła.
Stałabym u Twojego boku zawsze.
Byłabym tu tylko dla Ciebie, to wszystko.
Nawet, jeśli zbawiłbyś mnie w niebie.

Jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze.
Tylko czy na pewno ze mną jest dobrze, skoro mam wrażenie, że już dłużej nie mogę tak żyć, kiedy mnie opuściłaś w morzu krwi, nie mogę o tym myśleć.

Pory roku się zmieniają.
I wrażenia pękają.
I gwiazdy spadają na dół dla nas.
Dni się przeciągają a noce stają się krótsze.
Mogę Ci pokazać, że potrafię być sama.

Są moje, są moje, ta prawdziwa miłość i złamane serce.
Proszę nie porzucaj ich.
Jestem tu dla Ciebie.
Proszę nie odchodź.
Proszę powiedz, że zostaniesz, zostaniesz...

Użyj mnie według własnej woli.
Pociągnij za sznurki moich emocji.
I ja wiem, będzie dobrze.
Chociaż moje niebo szarzeje.

Łzy płynęły po mojej twarzy, droga stawała się rozmazana. Wiedziałam, że muszę stanąć na poboczu. Uspokojenie zajęło mi chwile, ta piosenka była wspomnieniem. Nieudanej miłości, straconej przyjaźni. Sama nie wiem, jak długo stałam na tym poboczu dochodząc do siebie, zaczęło już świtać, kiedy ponownie zapaliłam samochód. Droga zaczęła być powoli oblegana przez inne samochody, ale nie zwracałam na to większej uwagi. Przymknęłam oczy tylko na sekundę, kiedy znowu je otworzyłam przede mną nie było żadnego samochodu, zupełnie pusty pas. Nie minęła chwila, kiedy za zakrętu wyjechała ciężarówka, nie było możliwości bym ją wyminęła. Przed oczami stanęło mi całe moje życie, kierowca pędził z niewyobrażalną prędkością, a ja nie miałam szans. Zamknęłam oczy nie krzyczałam i wtedy nastąpiło uderzenie

Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. We krwi powstałeś i w krew się obrócisz. Z krzykiem powstałeś na świat, a w ciszy odejdziesz

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Terapia cz 5
Terapia cz 6
Terapia cz 1
Terapia cz 3
Terapia cz 4
Terapia cz 2
Najważ metody w terapii manualnej pacjentóww geriatrycznych cz I
Terapia manualna w leczeniu zmian zwyrodnieniowych Cz I Koncepcja medycyny manualnej(1)
2006 04 Terapia manualna w leczeniu zmian zwyrodnieniowych cz 3

więcej podobnych podstron