Wąż Mistrza Eliksirów
Rozdział 6.
Harry siedział przy stole Gryffindoru, leniwie obrysowując lakierowaną powierzchnię stołu. Druga dłoń podpierała jego brodę, gdy spoglądał na sufit. Był trochę nieobecny duchem.
- Harry, poczta - ostrzegła Hermiona, trącając go w ramię łokciem.
Młodzieniec zamrugał, budząc się z dziwacznego oszołomienia i odwrócił twarz w stronę przyjaciółki, prosząc, by powtórzyła. W tym momencie uderzyła w niego Hedwiga, lądująca na jego ramieniu.
Potter spadł z ławki z jękiem zaskoczenia. Twarz miał pełną piór, a na policzku pojawiło się kilka zadrapań. Wymachując kończynami, Harry z głuchym łoskotem wylądował na plecach na samym środku przejścia.
W międzyczasie Hedwiga wylądowała na jego klatce piersiowej, rzucając mu oburzone spojrzenie.
W Wielkiej Sali dało się słyszeć wybuchy śmiechu świadków tej komicznej sytuacji.
- Może Voldemort powinien zamienić się w sowę, żeby cię pokonać? - zapytała z uśmiechem panna Granger, pochylając się, aby zaoferować przyjacielowi pomoc.
Gryfon spiorunował ją spojrzeniem i złapał wyciągniętą w jego stronę dłoń, tym samym zrzucając z siebie sowę.
- Nie powinnaś być po mojej stronie, Hermiono?
- Tylko żartowałam.
Dziewczyna uśmiechnęła się i pomogła przyjacielowi stanąć na nogi. Chłopak wywrócił oczami i usiadł na swoim miejscu z możliwie największą godnością.
- Wolę jego normalne metody. Są dużo mniej wymagające.
- Cóż za wspaniały upadek - pogratulował Ron, wraz z Deanem karmiąc Hedwigę okruchami z talerzy.
- Starałem się - odpowiedział szczerze Złoty Chłopiec i przeniósł wzrok na sowę. - Możesz skończyć jeść później - dodał, zwracając się do niej.
Wyjął zwitek pergaminu przeznaczony dla Snape'a i podał go śnieżnobiałemu ptakowi. Hedwiga niechętnie zacisnęła dziób.
Snape nie pojawił się na lunchu, co zdarzało mu się dość rzadko. W związku z tym Potter czuł ulgę, że jego sowa nie zamierza robić niepotrzebnych scen.
- Dziękuję, Hedwigo - powiedział, głaszcząc wrażliwe miejsce na szyi sowy.
Choć wyglądała na zadowoloną, odleciała, gdy tylko zabrał rękę.
- Do kogo tak dużo piszesz? - zapytał Ron, kiedy wracali do jedzenia.
Harry nakładał właśnie kawałek wiśniowego ciasta. Na jego twarzy pojawił się uśmiech zupełnie niezwiązany z wypiekiem.
- To był nowy korespondent.
- Musisz najpierw zbadać grunt - zauważył z uśmiechem Dean, biorąc od Harry'ego bitą śmietanę.
Złoty Chłopiec ledwie powstrzymał się od zgryźliwego komentarza.
- Nie robię nic takiego. Jestem typem człowieka, którego w danym czasie interesuje tylko jedna osoba - powiedział dobitnie.
Pochylił się wystarczająco mocno, aby - całkowicie dziecinnie - wysmarować bitą śmietaną twarz uśmiechającego się kpiąco Deana.
- Kto to jest? - naciskał Ron. - Ktoś, kogo znam?
- Mmm… - powiedział Harry, przełykając kęs wiśniowego ciasta.
Zamknął oczy, ostentacyjnie ignorując raczej wścibskie pytania przyjaciela.
- Harry - warknął Ron tonem, który jasno wskazywał, że zamierza za karę zabrać mu ciasto.
Potter spojrzał na rudzielca z uśmiechem.
- Z nikim się teraz nie umawiam. Jeżeli coś ma się stać, to dopiero się stanie.
- Cholera, on mówi prawdę - zauważył Dean, przenosząc uwagę na swój kawałek wiśniowego ciasta.
- Skąd wiesz? - zapytał z zaciekawieniem Ron.
- Bo inaczej musiałbym przechwalać własny tyłek.
- Tak, a ty jesteś odpowiednią osobą, do której każdy inny powinien być porównywany, Dean - zauważyła Hermiona, śmiejąc się znacząco.
Harry wzruszył ramionami, nie zamierzając angażować się w dyskusję. Był pewien, że mówi prawdę. Rozważał spotykanie się ze Snape'em, ale przecież jeszcze nie zdecydował. Jeżeli chodzi o korespondenta, był jeden. Inny? Jak do tej pory tylko Hermiona o wszystkim wiedziała i to ona skłamała, mówiąc, że nie był romantycznie zaangażowany.
Obiad zjedli szybko, gdyż zdali sobie sprawę, że - jeżeli się pospieszą - zdążą na czas na najbliższe zajęcia.
Harry właśnie podnosił torbę z książkami, kiedy usłyszał, że znajomy głos dyrektora wołający jego imię. Spojrzał przez ramię, by zobaczyć, jak Dumbledore kiwa na niego poprzez lawinę uczniów i nauczycieli.
- Dogonię was - powiedział Potter przyjaciołom, odwracając się na pięcie.
- Pomyślałby ktoś, że powinni zostawić cię w spokoju, jeżeli nie ma więcej Czarnych Panów do pokonania - mruknął pod nosem Ron.
- Może pojawił się nowy i będę mógł go załatwić, zdobywając trochę punktów ekstra - zażartował Złoty Chłopiec, nie zwracając uwagi na powagę sytuacji.
- Harry! - Hermiona skarciła go z dezaprobatą.
Młodzieniec podniósł dłoń w uspokajającym geście.
- Przepraszam. Zobaczymy się później - powiedział, odwracając się do nich plecami, gdy ruszyli w stronę drzwi.
W tym czasie Harry'emu udało się przepchać przez tłum do Dumbledore'a z wyrazem skrajnej ciekawości na twarzy.
- Ron myśli, że musi być jakiś nowy Czarny Pan.
- Tylko dlatego, że zdecydowałem się w dalszym ciągu z tobą rozmawiać? Boże, dopomóż - powiedział starszy czarodziej. - Na szczęście pod tym względem jest spokojnie.
- Więc co się stało? - zapytał Harry, kładąc szkolną torbę na nauczycielskim stole, aby dać odpocząć ramieniu.
Albus obszedł stół prezydialny dookoła, by stanąć z Harrym twarzą w twarz w mniej oficjalnej atmosferze.
- Być może jestem stary i mam swoje starcze zwyczaje, ale chciałem cię ostrzec, żebyś uważał na siebie, kiedy w piątek będziesz w Londynie. Zdaję sobie sprawę, że jesteś pożądanym obiektem niemalże dla wszystkich, ale czuję się nieswojo, nie przestrzegając cię.
- Powiedział panu? Już? - zapytał z dezaprobatą Potter, przechylając głowę. - Jest naprawdę rozmowny, kiedy chce. Boże broń, żeby kiedykolwiek przekazał mi sporo informacji.
- Z zasady nie dzieli się wieloma rzeczami z wieloma ludźmi. Na pewno ci to nie umknęło - odpowiedział Dumbledore z drażniącym błyskiem w oczach.
- To jest tak widoczne, jak neonowy znak.
Harry był szczęśliwy, że nie musiał wyjaśniać, czym jest neon i na jakiej zasadzie działa.
- Musisz być cierpliwy. Nie możesz się spodziewać, że zacznie dzielić się z tobą wszystkim jeszcze przed tym, aż dasz mu odpowiedź.
Potter wiedział, że to rozsądne słowa. On sam był skryty, nawet przebywając w towarzystwie najlepszych przyjaciół. Potrafił zrozumieć sposób bycia Snape'a.
- Cóż, tak… W każdym razie czuję się ostrzeżony odnośnie piątku.
- Jestem pewien, że nie pozwoli, aby któremuś z was stała się krzywda.
- To nudne. Jak mogę się cieszyć, jeżeli nic mi się nie przytrafia? Nie wszystko, co się dzieje w moim otoczeniu, musi być złe. - Harry uśmiechnął się, ponownie zarzucając torbę na ramię. - Muszę już iść. W przeciwnym wypadku będę tak spóźniony, że nawet notka od pana będzie niewystarczającym usprawiedliwieniem.
Dumbledore uśmiechnął się i wyczarował już napisaną notkę usprawiedliwiającą spóźnienie Harry'ego. Podając ją młodszemu czarodziejowi, powiedział:
- Tak, następne zajęcia masz z Hagridem. Jestem pewien, że byłby bardzo surowy, wymierzając karę.
Złoty Chłopiec uśmiechnął się nieśmiało do dyrektora, chowając notatkę do kieszeni.
- Byłem szkolony, aby być gotowym na każdą sytuację. Mimo wszystko, w tym przypadku może nie być łatwo.
- Idź do klasy.
Dyrektor wywrócił oczami, chichocząc z rozbawieniem.
- Tak, sir.
Harry machnął krótko w kierunku Dumbledore'a, żegnając się z nim. Wyszedł z - teraz już - pustej Wielkiej Sali i skierował się w stronę chatki Hagrida.
Potter niemalże wbiegł na lekcje gajowego, przepełniony entuzjazmem. Wygląda na to, że dzisiejszy dzień będzie bardzo udany. Rozmawiał więcej z Sorai, zabawiając się irytowaniem Snape'a i nie dostając za to szlabanu, dostał list, na który czekał oraz wysłał jeden własny, aby upewnić profesora o swojej własnej dominacji. W dodatku niebo wyglądało, jakby zaraz miało się rozpadać. Nie było nic złego w odwołaniu reszty lekcji z powodu złej pogody.
Po krótkiej rozmowie z Hagridem Harry zorientował się, że jego partnerem na dzisiejszej lekcji będzie Draco. Ich dzisiejszym zajęciem było obserwowanie istot, które najwyraźniej padły ofiarą okrutnego żartu skrzyżowania szopa pracza z kurczakiem.
- Gdybym rzucił uwagę, że wydaje mi się to całkiem bezcelowe, a ta dziwna chimera jedynie marnuje miejsce, byłbyś w stanie przyjść mi z pomocą i na w miarę intelektualnie wysokim poziomie podać powód, dla którego jest to ważne? - zapytał Draco, wykorzystując swoje pióro, którym do tej pory pisał na pergaminie, aby wskazać na kreaturę, którą Harry niemalże natychmiast przechrzcił, nazywając ją „Bobem”.
Harry uśmiechnął się w uznaniu, słysząc to pytanie, bo wiedział, że przez większość czasu musiał bronić wyborów Hagrida przed swoim nowym przyjacielem. Prawie wszystkie te chwile zdawały się być kompletnie niedorzeczne, choć czasem znajdował kilka dobrych punktów obrony.
- Czy czarodzieje mają cyrki, parki rozrywki lub cokolwiek w tym stylu?
Draco skinął głową.
- Mamy coś podobnego do tego, o czym myślisz. Nie jest to nic tak głupiego, jak w mugolskim świecie. Nie ma żadnych słoni wspinających się na piłki ani niczego takiego.
- To być może są wykorzystywane do takich rzeczy? Mają rozrywkową wartość? - zasugerował Potter z uśmiechem, przeglądając notatki Ślizgona na temat charakterystyki i przyzwyczajeń Boba.
- Chętnie zobaczyłbym, jak ta okropnie brzydka kreatura wspina się na piłkę.
- Hej, bądź miły dla Boba! Jest już po sezonie! - odpowiedział z uśmiechem Gryfon, nie mogąc się oprzeć.
Zaskakująco łatwo było zrelaksować się w towarzystwie swojego byłego wroga. Zaryzykowałby stwierdzenie, że teraz, kiedy Voldemort już nie żyje, może poświęcić więcej czasu na życie własnym życiem. A to - między innymi - oznacza żartowanie z przyjaciółmi. Coś, czego tak naprawdę nie robił nigdy wcześniej.
Draco zaśmiał się cicho, dopisując jeszcze trochę notatek.
- Patrz. Ich odchody są zielono-niebieskie.
Harry'emu udało się zmusić do rzucenia Draco spojrzenia przepełnionego wyrzutem.
- Jak to miło, że zmusiłeś mnie do zwrócenia na to uwagi.
- Czy wasza dwójka zrobiła cokolwiek do tej pory? - syknęła Hermiona.
Siedziała wraz z Ronem naprzeciwko klatki z własnym klonem Boba.
- Tak - powiedział Harry, odwracając pergamin, aby mogła zobaczyć długość wykonanej przez nich pracy.
- Jest jak wspierająca mamuśka - zauważył Draco.
- Kiedy pewnego dnia pani Weasley stanie się twoją teściową, nie pozwól, aby w jakikolwiek sposób zaadoptowała Hermionę. W przeciwnym wypadku będę odwiedzał cię na tym samym oddziale, na którym leży Lockhart.
- Zamierzasz mi to w końcu powiedzieć? - zapytał nagle Malfoy.
- Co mam ci powiedzieć?
Harry zmarszczył brwi, wciąż wpatrując się w katastrofę skrzyżowania kurczaka i szopa pracza, zamkniętą wewnątrz drewnianej skrzynki.
- Czemu kobra towarzyszyła ci podczas eliksirów? Wielu ludzi mogło tego nie zauważyć, ale nie myśl, że ja tego nie zrobiłem. Musiał być powód, dla którego nikt nie sabotował dzisiaj twojej mikstury.
- Więc powinienem częściej ją prosić, żeby ze mną została - zastanowił się głośno Gryfon, ale po chwili zwrócił uwagę na zadane wcześniej pytanie. - Należy do profesora Snape'a.
- Nawet nie wiedziałem, że ma kobrę.
- Naprawdę? - Harry zdziwił się, ale szybko ponownie zebrał myśli. - Ma na imię Sorai. W ciągu kilku ostatnich dni polubiła odwiedzanie mnie.
Draco rzucił przyjacielowi zamyślone spojrzenie.
- Wiem, że przestaliście rzucać się sobie do gardeł po śmierci Voldemorta, ale dlaczego miałby pozwolić, żeby jego wąż cię odwiedzał? Nawet ja nie wiedziałem, że ma węża, a przecież jest dla mnie jak drugi ojciec.
- Nie sądzę, aby chciał, żeby Sorai mnie odwiedzała. Ona po prostu sama przychodzi - wyjaśnił Harry, bazgrząc kilka słów na pergaminie. - Poza tym, naprawdę wolałbym nie rozmawiać tyle na ten temat. Mam dużo na głowie, odkąd Sorai przyniosła mi trochę interesujących wieści. Potrzebuję mentalnej przerwy.
Draco uprzejmie skinął głową.
- Jesteś podekscytowany tym, że w końcu masz swoją wolność? Nie musisz być dokładnie tam, gdzie karze ci Dumbledore na wypadek, gdyby pojawił się Voldemort.
- Czy kiedykolwiek się do tego stosowałem? - zauważył Potter. - Przypuszczam, że jestem podekscytowany, ale nie będę tego pewien, póki w końcu tego nie doświadczę. Zawsze istnieje ryzyko, że śmierciożercy będą chcieli się zemścić, ale nie mogę przez cały czas żyć w strachu, że za rogiem ktoś mnie zaatakuje. Jeżeli tak się stanie, to mówi się trudno. Wolałbym w międzyczasie skorzystać z życia.
- Powinieneś odwiedzić mnie we wakacje. Dostanę swój spadek w chwili, w której ukończę szkołę, a to oznacza, że po zakończeniu roku posiadłość mojej rodziny będzie należała do mnie. - Draco uśmiechnął się.
Pogodził się ze śmiercią matki i uwięzieniem ojca. Owszem, było trudno, ale - podobnie jak Harry - Malfoy zdecydował się zrobić krok do przodu.
- Wyślij mi datę, a się stawię - obiecał Harry, zanim zaczęli w pośpiechu kończyć pracę, by móc udać się na następną lekcję w tym dniu.