Rozdział VII Słowo


Jakiś dźwięk... Słowo.

Tak jest zawsze. Kiedy śpisz i ktoś wypowie twoje imię bądź zadzwoni budzik. Kiedy ktoś cię dotknie. Nagle coś wdziera się do twojego umysłu burząc jego spokój. Wtedy też człowieka dopada to przerażające przekonania, że czy chce czy nie musi otworzyć oczy, że nie może pozostać dłużej w tym jedynym, wymarzonym świecie...

Bo kto chciałby się zmierzyć każdego ranka z ponurą rzeczywistością?

- Bello... Zaraz wszyscy spóźnimy się do szkoły...

Rozległ się czyjś głos. Czyj? Nie wiedziała. Odwróciła się na drugi bok i nagle usiadła na łóżku.

- Spóźnimy się do szkoły? - spytała zdezorientowana.

- Przecież mówię. W nocy trzeba spać, a nie łazić po domu. - Zaśmiał się Edward Cullen.

- To czemu mnie wcześniej nie obudziłeś? - spytała z wyrzutem zrywając się z łóżka i podbiegając do szafy. Nagle zatrzymała się i nad czymś zastanowiła.

- Czy ja nie nastawiałam budzika?

Po chwili wzruszyła ramionami i pognała do łazienki.

- Gdzie ci się tak spieszy? - usłyszała wołanie Jaspera za plecami. Zignorowała go jednak, podobnie jak śmiech Emmeta, który właśnie wyszedł ze swojego pokoju.

*

Edward wyszedł z jej pokoju i spojrzał za dziewczyną.

- Gdzie ona tak pędzi? - spytał Jasper po chwili. - Zaraz się znowu potknie...

- Wygląda na to, że za późną ją obudziłem. - Edward wzruszył ramionami.

- Nie zapomnij, że ona jest człowiekiem... A dziewczyny z reguły więcej czasu spędzają w łazience. - Westchnął Emmet myśląc o Rosalie.

- A wy co? Nie macie nic do roboty jak obgadywać ją? - rozległ się głos Esme. - Jak się nie chcecie spóźnić to obawiam się, że jeden musi ją spakować, a drugi zrobić jej śniadanie.

- A nie może jeden? - spytał Jazz.

- Rozumiem, że zgłaszasz się na ochotnika. - uśmiechnął się Emmet i już nie było ani jego, ani Edwarda.

- Alice... - rozległ się głos Jaspera. Z wyższego piętra dobiegł chichot dziewczyny.

*

Musiała przyznać. Volvo Edwarda było dużo wygodniejsze, niż auto które miał Charlie w Phoenix... Phoenix... Przeszłość, inne życie...

Puścili jakąś płytę. Alice siedziała obok niej na tylnym siedzeniu i wtórowała cicho wykonawcy. Jasper rozmawiał cicho i szybko z Edwardem. Ona natomiast na początku wyglądała przez okno, aby po jakimś czasie stwierdzić, że lepiej tego nie robić, jeżeli nie chce znowu zacząć się bać samochodów.

Był w jej życiu taki moment dwa lata temu, że jedynym pojazdem, na jakim zgadzała się jechać był motocykl Chrisa. Z pod motocykla łatwiej uciec niż z płonącego auta.

Później, kiedy to co było za szybą, rozmazująca się linia drzew, zaczęła ją przerażać zaczęła się przyglądać odbiciu kierowcy w lusterku wstecznym. Wydawał się w ogóle nie patrzeć na drogę...

Nie, musiało jej się zdawać.

Ciekawe co powie Mike, kiedy zobaczy ją na parkingu z Cullenami? I Jessica i Angela? Wczoraj udawało jej się omijać starannie temat miejsca zamieszkania, ale co zrobi teraz?

Volvo zaczęło zwalniać. Dopiero kiedy stanęło zupełnie zdała sobie sprawę, ze już zaparkowali. Jak na złość obok stała furgonetka należąca do Mike'a, a dwa auta dalej w najlepsze rozmawiały Jess i Lauren...

- Nie będę stał i trzymał drzwi w nieskończoność. - oznajmił Jasper. Dopiero teraz dotarło do niej, że Alice i Edward już krztuszą się ze śmiechu, starając się to zamaskować atakiem kaszlu.
- Przepraszam... - powiedziała cicho i wysiadła. Chłopak zatrzasnął za nią drzwi z uśmiechem.
- Życzę powodzenia na angielskim. - zawołał z uśmiechem oddalając się wraz z Alice w stronę budynku w którym miał lekcje.

Jego pamięć ją przerażała. Rozumiała, że zajrzał do planu, kiedy pakował jej książki (była mu nawet wdzięczna, że to zrobił), ale żeby od razu przy okazji nauczyć się go na pamięć? To było dla niej nie do pojęcia.

To z pozoru normalne pożegnanie miało jednak swoje skutki. Tak jak cieszyła się, że nikt nie zauważył jak wysiadała z samochodu Edwarda, tak teraz i Mike i Jess i Lauren i Angela i wiele innych osób, których imion nie pamiętała przyglądało jej się zaskoczonym.

- Bella... - usłyszała głos blondyna, który dzień wcześniej podwiózł ją do szkoły. Pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Jasper Hale mówił to do tej nowej? - usłyszała szept dwóch dziewczyn, które ją właśnie mijały.
- Co ona ma do Cullenów? - uderzył ją złośliwy głos Lauren mówiącej na tyle głośno, że musiała chcieć, żeby ten komentarz do niej dotarł.

W tym momencie Edward uśmiechnął się do Belli i powiedział.

- To ja też lecę. - odwrócił się i poszedł w stronę budynku, w którym miał najwyraźniej WF.

- Do zobaczenia później, Bello. - zawołał. Czy oni wszyscy muszę się tak drzeć?

I tak oto zostawili ją samą pod ostrzałem spojrzeń. Z ulgą przyjęła dzwonek i jak na skrzydłach popędziła na angielski.

*

- Co ty robiłaś rano z Cullenami? - Po raz kolejny padło to samo pytanie. Powtarzane po wielekroć przez różne głosy... Ten należał do.... Kurcze, jak on miał na imię?

Wybawienie przyszło nagle i z najmniej spodziewanej strony.

Najmniej spodziewanej w tym momencie.

- Bello, co powiedziałabyś żebyśmy po szkole pojechały do kina? Jazz i Edward może też dadzą się namówić.

Alice przyszła tym swoim tanecznym krokiem z uśmiechem na twarzy, a rozmówca brązowookiej zamilkł i zdawał się skurczyć w sobie. Chyba miał na imię Eric i podszedł do niej wczoraj po angielskim, ale dzisiaj jakoś się nie odważył spłoszony przez Mike'a. Znalazł się dopiero teraz, przed hiszpańskim.

I dobrze. Miała dość tłumaczenia tego, że z powodu zbiegu okoliczności mieszka u doktora Cullena i jego żony. Jessica zaraz zasypała ją pytaniami o męską część rodziny, w szczególności najmłodszego z braci. Angela skwitowała to skinieniem głowy. Była po prostu ciekawa, nie szukała sensacji. No i była też obstawą Mike'a...

Ten z kolei z początku był obrażony, dał się udobruchać dopiero wtedy, kiedy obiecała pojechać kiedyś wraz ze „wszystkimi” na plażę w La Push. Już od pierwszej chwili myślała jak przemycić tam Chrisa, gdyby znowu przyjechał w sobotę...

- Alice, a co z lekcjami?

- Jasper ci pomoże. Damy radę.

- Ale chciałam jeszcze zadzwonić...

- Rozumiem, że nie jesteś chętna. - zrobiła obrażoną minę. Teraz nikt nie byłby w stanie jej odmówić.

- Może innym razem. - skończyła temat.

Ta skinęła głową.

Odeszła równie szybko, zgrabnie i bezszelestnie, jak podeszła.

*

Dzień dłużył jej się przeraźliwie... Hiszpański... Przerwa na lunch... Trochę szybciej czas płynął na biologii. Rozmowa z Edwardem... Dziwna farsa pauzy w nudnym szkolnym życiu. Nadal zachowywał większy dystans niż Jasper, a na pewno Alice, ale już jej nie ignorował.

W - f... Koszmar....

No i powrót do domu.

Tego dnia odkryła, że właściciel owego volvo coraz częściej i bardziej niespodziewanie zaczął przyciągać jej nieposłuszny wzrok.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ROZDZIAL VII CHoroby genetyczne
Rozdział VII
strzeszczenie etyka ROZDZIAL VII psycholog wobec o
Filozoficzne aspekty kultury fizycznej i sportu, Filozofia VII rozdział, VII ANTROPOLOGICZNE, SAKRAL
Louise L. Hay-Mozesz uzdrowic swoje zycie, 09. Rozdzial 7, Rozdział VII
ROZDZIAŁ VII(całość), Resocjalizacja - Rok I, SEMESTR I, Wprowadzenie do psychologii, EGZAMIN
ROZDZIAŁ VII, SAGA ZMIERZCHU, Jacob i Renesmee
Rozdział VII Wychowanie dzieci z urodzenia słabych lub niedołężnych, Studia
PF rozdział I VII
ROZDZIAŁ VII, ZiIP, ZiIP, R2, SI, Przygotowanie Produkcji, pp
Picard Hannibal ROZDZIAŁ VII
Rozdział VII
rozdzial VII
konstytucyjne ksiazka2005 rozdzial VII[1], Prawo konstytucyjne
Rozdzial VII Zobowiazania
PF - rozdział VII, FiR UE KATO, 1 sem mgr, Prawo finansowe
Rozdział VII
Rozdzial VII Nessie

więcej podobnych podstron