Rozdział XIV Telefony


Śnieg stopniał na długo przed końcem lekcji. Bella i Mike szli razem przez kałuże i krople deszczy znaczące im kurtki, zmierzając w stronę parkingu. Po chwili dobiegła do nich Jessica z przymilnym uśmiechem na twarzy, ale oni z początku wydawali się jej nie zauważyć.

- Ty naprawdę jesteś beznadziejna z WF-u. - mówił akurat blondyn, wspominając zapewne jak dziewczyna nie zdołała odbić piłki podczas gry w siatkówkę i ta trafiła ją centralnie w czoło.

- Będę miała siniaka... - jęknęła.

- Trzeba było odbić! - wtrąciła Jess zaznaczając tym samym swoja obecność.

- Łatwo mówić, trudniej zrobić... - mruknęła Bella. - Może zmieńmy już temat?

- No to co robicie jutro? - zapytał Mike.

- Jeszcze nie wiem. - wzruszyła beztrosko ramionami.

- Nie mam żadnych planów. - oznajmiła szybko Jessica. - A ty, Mike?

- Też jeszcze nie wiem. To może...

- Bello! Pośpiesz się! - rozległo się wołanie Alice.

- Już lecę! - krzyknęła, przeprosiła swoich rozmówców i pobiegła w stronę volvo.

- To może co? - spytała Jessica, prosząc chłopaka o dokończenie i trzepocząc zalotnie rzęsami.

Tamten tylko patrzył w stronę srebrnego auta.

- Nieważne. - mruknął po czym powoli ruszył w stronę swojego samochodu.

- Mike! - zawołała za nim.

Spojrzał na nią przez ramię przystając na moment.

- Może wyjdziemy jutro gdzieś razem? - zapytała, kiedy już do niego podbiegła.

- Zadzwonię do ciebie wieczorem. - oznajmił nawet na nią nie patrząc po czym odszedł.

- Nienawidzę tej Swan... - warknęła dziewczyna, kiedy została już sama na środku parkingu.

*

Według wcześniejszych ustaleń Edward i Jasper wrócili do domu z Rose i Emmett'em. Oczywiście te ustalenia były robione pod nieobecność Belli, więc była bardzo zaskoczona, że te popołudnie ma spędzić tylko w towarzystwie Alice, a na pewno nie paliła się do planowanych zakupów...

Ale jako że została uświadomiona gdzie jadą mniej więcej w połowie drogi do Port Angeles, to nie miała już nic do gadania. Protesty i tak na nic by się nie zdały.

W końcu miały tylko wybrać jakieś ciuchy na następny dzień...

- I jak? - spytała Alice wychodząc z przymierzalni ubrana w czarną sukienkę. Bella tylko skinęła głową zamyślona.

No to teraz została trudniejsza część planu. Musiała ją namówić na dwa stroje - jakiś bardziej elegancki na rano i bardziej sportowy na popołudnie. Największy problem był w tym, że Bella sama nie wiedziała, co będzie robiła następnego dnia. I jak jej wmówić, że na pewno z kimś będzie musiała wyjść?

Ale miała czas... W końcu ustawiła wszystko tak, żeby wróciły dopiero jak będzie dzwonił najbardziej akceptowany przez Edwarda towarzysz na wieczór.

- Bello, przymierzyłabyś to? - spytała, podając jej wieszak z ładną, niebieską sukienką.

- Przyjechałam tu tylko dlatego, że poprosiłaś mnie o radę. Poza tym nie chodzę w sukienkach. - oznajmiła znudzonym tonem, obserwując przechodniów przez witrynę sklepową.

No tak. Zapomniała. Nie założyła ani razu żadnej z zakupionych przez nią sukienek.

Powiodła spojrzeniem po reszcie ubrań. Przypomniała sobie, z jakim uśmiechem zgadzała się na zakładanie skórzanej kurtki Christophera.

Nawet pasowała do niej czerń. No i oczywiście niebieski, zgodnie ze zdaniem kochanego braciszka Alice...

No to może zgodzi się na coś, co będzie stanowiło połączenie tych dwóch kolorów? Choćby po to, żeby się odczepiła?

Trzeba spróbować...

*

Spojrzał na zegarek i szybko obliczył różnicę czasu. W Forks musiało być coś koło dwudziestej. Powiódł jeszcze oczami po ścianach pokoju. Jakieś stare plakaty. Łóżko, biurko, szafa, nie chciał żadnych więcej mebli. Zdjęcie w ramce, ich czwórka na plaży. Komputer, którego nawet nie włączał. Bo po co?

Lekko się uśmiechnął. Ona ucieka od złych wspomnień. Ona pamięta, ale się do tego nie przyznaje.

Jemu też trudno o niektórych rzeczach mówić, ale jak mówi to zawsze głośno.

Bez wahania wykręcił numer.

- Halo? - rozległ się melodyjny głos jakiegoś chłopaka.

- Tu mówi Christopher. Mógłbym rozmawiać z Bellą?

- Oczywiście. - usłyszał odpowiedź. - Bello! - usłyszał przytłumione wołanie. Po chwili usłyszał jej głos.

- Tak, słucham?

- Hej, Belle*. - Spojrzał na zdjęcie i zaczął się bawić wyciągniętą ojcu z portfela kartą kredytową. - Przyznaj się. Co robisz jutro?

- Nic. A co?

- To co powiesz na to? Przyjadę po ciebie koło trzeciej i porywam na resztę popołudnia.

- Co?

- Rok temu nie obchodziliśmy walentynek, więc zabieram cię jutro na randkę...

- W naszym znaczeniu?

- Tak, w naszym. - odpowiedział i zaczął odpalać komputer.

- No to... Do zobaczenia jutro?

- Hasta mañana**, Belle. - szepnął i odłożył słuchawkę.

Natychmiast zaczął wykręcać numer do Jake'a...

*

„Zadzwonić? A może dać już sobie spokój? A jak znowu odbierze któryś z Cullenów?” - zastanawiał się. Deszcz uderzał o szybę. Mike w końcu podszedł do telefonu i po raz piąty tego dnia wykręcił ten sam numer.

- Tak, słucham?

- Bella?

- Przy telefonie.

„Dzięki bogu...”

- Kto mówi? - zapytała.

- Mike Newton.

- Ach, Mike, o co chodzi?

- Może poszlibyśmy jutro gdzieś razem?

Po drugiej strony linii zapanowała cisza.

- Trochę się spóźniłeś. Jakieś pięć minut temu umówiłam się z Chrisem. - powiedziała w końcu.

„Cholera! Trzeba było spytać po angielskim!”

- Może kiedy indziej... - dodała swoją nieśmiertelną mantrę. Za każdym razem kończyła odmowę tym zdaniem.

- Przepraszam, że zawracałem głowę. No to... Do poniedziałku.

- Do poniedziałku.

Rozłączył się.

Po chwili zaczął szukać notesu i wykręcił inny numer.

- Jess? - spytał, kiedy sygnał się urwał.

Jedno było pewne. Nie miał zamiaru spędzać sam walentynek.

*

- Hej Bells.

- Jake! - Wiedział, że cieszy się, że dzwoni, ale w jej tonie wyczuwał też zirytowanie.

- Co jest?

- Wróciłam do domu jakieś dwadzieścia minut temu i to już trzeci telefon...

- Przepraszam. - uśmiechnął się. Nie przypuszczał, że będzie w stanie tak ja polubić.

- Czemu dzwonisz?

- Chciałem ci tylko powiedzieć, że Chris dzwonił i wiem, że nici z weekendu w La Push. I życzyć ci jutro dobrej zabawy. Jak chcesz to wpadnij jakoś w tygodniu.

- Dzięki. Na pewno wpadnę.

- Nie będę ci już przeszkadzał. Pa, Bells. - odłożył słuchawkę.

- Znowu gadasz z tą dziewczyną od Cullenów? - rozległ się głos za jego plecami.

- Ona ma imię. - Warknął do Quila. - Mogę się dowiedzieć, co robicie u mnie w domu?

- Chcieliśmy się umówić z tobą na walentynki, w planach mamy patrolowanie rezerwatu. - oznajmił Embry.

Wybuchnął śmiechem.

- Czy to randka?

- Fajnie by było. Ale nie z nami. - poleciała w jego kierunku poduszka.

- Randka z wampirem brzmiałaby fajnie... - mruknął Quil rozmarzony, którego z zamyślenia wybudził miękki przedmiot przesłaniający pole widzenia.

Po chwili rozpętała się niewinna bitwa na poduszki...

*

Obudziła się. Spojrzała na zegarek. Dochodziła już trzecia w nocy.

Białe płatki śniegu powoli spadały na ziemie. Przez moment wpatrywała się w nie jak zaczarowana.

W końcu odeszła od okna i boso przekradła się do kuchni. Cisza, jaka tam panowała przyprawiała ją o dreszcze. Światło znowu wypływało zza uchylonych drzwi do kuchni.

Deja vu?

Weszła powoli i od razu ruszyła w stronę szafki i wyjęła szklankę.

- Nie możesz spać, Bello? - spytał Edward zatrzaskując książkę, którą wcześniej czytał.

- Nie, tylko przyszłam się napić. - szepnęła. Znowu przez nieuwagę zapomniała o nim zapatrzona w pejzaż rozciągający się za oknem i znowu nie usłyszała jak podszedł.

- Bello... - usłyszała za swoimi plecami i odwróciła się tak gwałtownie, że szklanka wypadła jej z rąk i wylądowała na podłodze. Nieświadomie zatonęła w jego złotych oczach.

Ile czasu trwali w takiej pozycji? Kilka minut czy może sekund zaledwie?

W końcu przyciągną ją do siebie i uniósł w powietrze, żeby nie pokaleczyła stóp o pobite szkło. Postawił ją dopiero w ciemnym salonie, ale nadal przytrzymywał jej nadgarstek.

- Zaraz posprzątam. - szepnął.

W myślach składała zdanie, ale przychodziło jej to z trudnością.

- Ode mnie chciałeś coś? - pokręciła głową. - Tfu, chciałam spytać czy chciałeś coś ode mnie.

- No tak... - mruknął. - Chciałem się spytać, czy skoro Chris przyjeżdża dopiero o trzeciej, a i tak zostajemy sami, to czy nie chciałabyś gdzieś ze  mną wyjść?

W ciemności nie widziała jego oczu, ale czuła jego chłodną dłoń dotykającą jej skóry. Był na tyle blisko, że owionął ją słodki oddech i zamarła na kilka sekund bez ruchu.

- Bello? - przypomniał jej o pytaniu. Nie była w stanie wypowiadać słów, skinęła powoli głową.

Przez chwilę starała się dostrzec wyraz jego twarzy w ciemności, ale szybko dał sobie spokój.

- Powinnaś iść spać, Bello. - oznajmił puszczając jej nadgarstek. Odwróciła się i powoli ruszyła w kierunku schodów.

Poczuła jednak jak chwyta jej dłoń. Spojrzała na niego przez ramię i poczuła, jak przyciska swój policzek do jej. Po kilku sekundach puścił ją i w dziwnie szybkim tempie wrócił do kuchni.

Ona niczym w transie pokonała korytarz. Nie pamiętała jak znalazła się w łóżku.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Szacka B rozdział XIV ZRÓŻNICOWANIE SPOŁECZNE, NIERÓWNOŚCI I RUCHLIWOŚĆ SPOŁECZNA W POLSCE
powszechna - rozdzia│ XIV i XX - Iwcia
rozdzial XIV
ROZDZIAL XIV nessie
ROZDZIAŁ XIV, Pedagogika społeczna
Jak będąc rodzicem unikać przegrania z dzieckiem, „Jak będąc rodzicem unikać przegrania z dzie
Skrypt KPA, Rozdział XIV - Rozstrzygnięcia w postępowaniu administracyjnym, Rozdział XIV
Kierkegaard i filozofia egzystencjalna, 14-ROZDZIAŁ XIV
ROZDZIAŁ XIV SKARGA O STWIERDZENIE NIEWAŻNOŚCI
ROZDZIAŁ XIV Opis przedmiotu zamówienia, Technikum BHP, Nauka
Zmierzch Rozdziały XIV XVIII
Rozdzial XIV
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XIV
Rozdział XIV
Rozdział XIV
Rozdział XIV
14 Stefan s Diaries Rozdział XIV

więcej podobnych podstron